2/2015 2.pdf · Łyczkowska, kamil walczak, karolina kalla, maria mikzińska, kaja krawczyk,...

12
2/2015

Upload: others

Post on 11-Jul-2020

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

2/2015

Page 2: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

OD REDAKCJI

Nawet nie wiecie, jak ogromne było przerażenie naszego małego kiwi, gdy bezczelnie do jego gniazdka włamał się jakiś staruszek w czerwonej piżamie. Z uśmiechem na twarzy oraz przekonaniem o własnej niewinności i dobroci zostawił naszemu zwierzątku wór pełen robaków, o których specjalnie dla Was napisaliśmy w już drugim wydaniu gazetki szkolnej.

W grudniowym numerze oczekujemy aż ludzkim głosem odezwą się konie i dostrzegamy, jak wszystko się do nas uśmiecha - nawet hydranty. Poruszamy tematy związane z wierzeniami i zabobonami. Odkrywamy, że nawet muzyka może stać się czymś jak religia (o takim fenomenie przeczytacie w tekście „Rave – dzieło techno i ecstasy”). Zapytaliśmy także o to, jakie było Wasze spojrzenie na świat, kiedy jeszcze wierzyliście w przynoszącego prezenty Mikołaja i Wróżkę Zębuszkę. O tym, kto zapala światło w lodówce i co powoduje, że w naszym brzuchu rośnie prawdziwa koza z rogami, przeczytacie w artykule „Kiedy byłem małym chłopcem…”. Nie zabraknie również refleksji na temat nadchodzących świąt. Wszystkim łasuchom gorąco polecamy artykuł „Bożonarodzeniowe słodkości”, w którym znajdziecie przepis na coś, co z pewnością umili zimne wieczory. W numerze znajdziecie także artykuł o walce chińskich naukowców z pustynią, a także opis wszystkich twarzy naszego ukochanego kiwi.

Tak jak ostatnio, na naszym facebookowym fanpage’u będziecie mogli zagłosować na najlepszy Waszym zdaniem artykuł. Ten, który będzie miał największą liczbę głosów, opublikujemy na naszej stronie. Tymczasem życzymy wszystkim wesołych świąt, dużo kiwi na wigilijnym stole i szczęśliwego nowego roku!

STOPKA REDAKCYJNA Redaktor naczelny: Sylwia Janowska Zastępca redaktora: Damian Baron Skład i druk: Agata Czekała Korekta: Maria Dąbrowska, Damian Baron Projekt okładki: Maria Świstuń Redaktorzy: Maja Dzięciołowska, Julia Miążek, Oliwia Mendel, Julia Kurzyca, Iga Lubczańska, Agata Czekała, Natalia Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała

Zarażanie uśmiechem

Następnego dnia znów wsiadam do autobusu. Zajmuję miejsce i uśmiecham się do każdego, kto choć na chwilę wyrwie się z tej swojej autobusowej samotności. Idę drogą i uśmiecham się nie tylko do ślimaka, który już zaczął panikować, że nie zdąży przede mną uciec, ale też do kota i tego warczącego psa. Kiedy widzę, jak ktoś w tym ułamku sekundy zapomina o wszystkim i odwzajemnia uśmiech, mam wrażenie, że zaczynam istnieć nie tylko dla siebie. Przestrzeń, która mnie otacza, wcale nie jest już taka chłodna i pusta. Gdy idę drogą i przyglądam się ludziom, którzy mijają drugiego człowieka tak, jakby go wcale na tej drodze nie było, czuję się trochę jak ten uśmiechający się hydrant. Zupełnie niezauważany przygląda się ze swym tajemniczym uśmiechem światu.

Sylwia Janowska, IIB

Page 3: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

HUNCWOT NIECODZIENNY

Ze ściany patrzy na mnie smutno dwóch panów w czarnych garniturach (patrz: Pulp Fiction). Moja głowa odmawia mi przyswajania jakichkolwiek informacji, a zielona herbata stygnie w kubku ze wzorem sfrustrowanego Kaczora Donalda (uścisk dłoni prezesa dla tego, kto pierwszy rzuci kamieniem i powie, czego to metafora).

Z czym mi się kojarzy grudzień? Z odśnieżaniem. Tak, z odśnieżaniem. Wstajesz rano, wychodzisz przed swój kochany domek i widzisz metr śniegu. Wielkiej, zimnej i upiornej masy gotowej uprzykrzyć kolejny dzień twojego przykrego życia. Zamykasz drzwi i wracasz do łóżka próbując nie przyswoić obecnej sytuacji. Mówisz sobie: „To nie może być prawda, to nie grudzień, to nie mój wyrok!”. Jakoś tak wyszło, że w tym roku nie ma śniegu, więc jak przystało na porządnego Polaka znajdę sobie inny powód do narzekań: spaczenie świątecznej atmosfery przez kapitalistyczne zachcianki.

Czym są dla ciebie święta? Zatrzymaj się w tym momencie i przemyśl całą swoją egzystencję. Już? Dobra, to może ja będę pierwszym chętnym do spowiedzi w tym kółku anonimowych cyników świątecznych. Święta kojarzą mi

się z pieniędzmi, bezmyślną konsumpcją oraz zniekształconymi ideami. Oczekiwaliście odpowiedzi typu: „śnieg, prezenty, pierwsza gwiazdka!!one11!”? To przykro mi, pokój bezwstydnych marzycieli w onirycznych transach jest po prawej na końcu korytarza. Podobno mają darmowe ciasteczka z różowym lukrem i czytają sobie na głos Johna Greena, nie wiem, nie wpuścili mnie - podobno zbyt bezwstydnie podchodzę do życia.

Mówi się o czymś takim jak „świąteczna atmosfera”. Podobno jest to uczucie związane z nadchodzącymi świętami, mające wywoływać ciepłe wspomnienia w sercu na sam widok przystrojonej choinki i nadmuchanego Mikołaja. Powoduje on niewytłumaczalne oglądanie sentymentalnego gniotu pt. „Kevin Sam w Domu” po raz (sic!) 45 (słownie: czterdziesty piąty). Śpiewanie piosenek Wham! w celu uświadomienia innych o tym ŻE TAK, TAK, JUŻ SĄ ŚWIĘTA MOI DRODZY. Nie czuję tej atmosfery już od kilku lat: może to dlatego, że męczą mnie atakujące zewsząd reklamy telewizorów z „fifirifi” które ciotka Zosia chciałaby pod swoją plastikową choinkę, nudzi mnie kolejna reklama Coca-Coli jako tradycyjnego napoju na stole wigilijnym każdego Polaka, moje wyobrażenia o świętach zostały zniekształcone przez hype produkowany w Internecie i mediach.

Uśmiechnięty hydrant

Wchodzę do autobusu, siadam na miejscu jak najbardziej oddalonym od innych ludzi i pusto patrzę przed siebie lub za okno… Czasami przyglądam się innym ludziom — widzę jak wszyscy się izolują, zanurzają we własnym świecie. Zupełnie tak jak ja — jesteśmy i jakby nas wcale w tym autobusie nie było.

Bardzo sympatyczna komunikacja miejska

Jeśli uda mi się usiąść, to wcale nie chciałabym, by podróż się kończyła. Siedzenia są podgrzewane, więc jest mi wtedy całkiem dobrze. Zdarza się, że autobus do mnie zagada, jakby usilnie próbował wyrwać mnie z tego letargu, w który wpadam. To nawet całkiem miłe z jego strony, czuję, że troszczy się o to, bym nie przegapiła żadnej chwili, w której zaraz otworzą się drzwi i powieje chłodem… Aż w końcu przychodzi moment, w którym muszę się podnieść z tego wygrzanego miejsca, przepchać do drzwi i opuścić to zbiorowisko skoncentrowanych tylko i wyłącznie na sobie ludzi.

Jak szybko uciekają ślimaki?

I tutaj następuje pewien element zaskoczenia. Przechodzę bowiem z jednego zbioru jednostek do drugiego. Mijamy się, udając, że nie istniejemy dla siebie nawzajem. Idę drogą i tak naprawdę jedynym, który się mną interesuje, jest przerażony ślimak, nad którym właśnie wisi mój but. Albo kot, co bacznie obserwuje każdy mój ruch. Czy też pies sąsiada, który wbiega na wysoką skarpę i zaczyna na mnie szczekać. Wodzi za mną wzrokiem, warczy i merda ogonem — udaje, że broni swojego terytorium, ale ja wiem, że cieszy się na mój widok. Moje ‘wiem’ nie wynika oczywiście z żadnej znajomości zachowań zwierząt ani z tego, że jakoś dobrze poznałam tego wielkiego, czarnego obrońcę domu sąsiada. To po prostu On zdradził mi pewien sekret. On, który przygląda mi się gdy rano biegnę na autobus. On, który nie pozwala mi mijać się obojętnie. Ważny uczestnik mojej szarej codzienności — uśmiechnięty hydrant.

Mój przyjaciel hydrant

Przyznam, że jego uśmiech jest bardzo nieoczywisty. Czarne oczy mojego przyjaciela czasem wydają się być pełne życzliwości i zrozumienia wobec tego, co ze sobą do niego przynoszę. A czasem czuję, że bezczelnie mnie wyśmiewa, uznając za błahe wszystkie moje troski. Ale… bez względu na wszystko, co dzieje się dookoła, on wciąż dzieli się tym swoim uśmiechem. I ja mimowolnie zawsze go odwzajemniam.

Page 4: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Otwarcie wszem i wobec ogłaszam: żądam redefinicji świątecznych wartości! Nasze miłe spotkanie dobiega już końca. Nie jestem pewna, czy udało mi się skłonić was do refleksji nad swoim spędzaniem świąt. Czy chcecie coś zmienić? Coś zredefiniować? O waszych przemyśleniach porozmawiamy na następnym spotkaniu, proszę sobie wziąć naszą klubową przypinkę „staram się akceptować grudzień” i poczęstować się darmowym wegańskim ciastem dyniowym. Pospieszcie się może, bo słyszałam, że kółko anonimowych obżartuchów kończy zajęcia za sześć minut. Do zobaczenia pani Katasieńko; miło było pana widzieć, panie Marku!

PS. Mój tekst to czysta prowokacja. Rozumiem postawę każdego z osobna i akceptuję odmienne poglądy na omawiane sprawy. W razie chęci do polemiki zapraszam do rozmowy na szkolnym korytarzu. Adiós!

Iga Lubczańska, Ia

Potrzebne składniki: 1. Jajko 2. Około 6 łyżek Nutelli (można oczywiście dodać więcej, ta ilość jest orientacyjna) 3. Łyżeczka ekstraktu waniliowego 4. Łyżeczka proszku do pieczenia 5. ½ szklanki cukru 6. 3 szklanki mąki tortowej 7. 100g miękkiego masła

Wykonanie:

Masło ucieramy z Nutellą w makutrze lub misce. Dodajemy ekstrakt waniliowy, cukier i jajko. Następnie do masy przesianej za pomocą sitka wrzucamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Ucieramy masę drewnianym berłem aż do powstania jednolitego ciasta. Potem możemy je dodatkowo zagnieść ręcznie. W miejscu, w którym będziemy wałkować ciastko wysypujemy odrobinę mąki i kładziemy masę. Rozwałkowujemy ją i za pomocą foremek wykrawamy ciasteczka. Uwaga: jeśli ciasto lepi się do foremek i trudno je z nich wyjąć, na malutki talerzyk możemy nalać odrobinę oliwy i maczać w niej foremki. Wycięte ciasteczka kładziemy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w temperaturze 180°C przez ok. 12 minut. Czas pieczenia zależy od wielkości ciasteczek. Najlepiej po upłynięciu wyznaczonego czasu wbić wykałaczkę w jedno z nich. Jeśli jest mokra, ciasteczka nie są jeszcze w pełni gotowe, więc wymagają dodatkowych kilku minut w piekarniku. Smacznego!

Maja Dzięciołowska, IgB

Page 5: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Królestwo za konia! Tak wołał w dramacie Szekspira Ryszard III, król Anglii. Do dziś dnia przetrwała nie tylko brytyjska monarchia, ale także miłość, jaką angielscy królowie darzą konie. Konne królestwo Królowa Elżbieta II z mężem Filipem — ona w błękitach i obowiązkowym kapeluszu, on w galowym czerwonym mundurze, jadąc otwartym konnym powozem, pozdrawiają wiwatujących poddanych. Później ich Królewskie Wysokości oglądają defiladę 1500 królewskich gwardzistów i 200 najpiękniejszych koni królestwa. To nie sceny z filmu, tylko parada na cześć Królowej. Takie defilady odbywają się od ponad 300 lat i zawsze przed brytyjskim władcą prezentuje się rasowe wierzchowce - nie ma na świecie innego królestwa, którego władcy byliby tak zakochani w koniach. Królowa Elżbieta pierwszą klacz Peggy dostała na czwarte urodziny od dziadka, króla Jerzego V. Dziś ma hodowlę koni czystej krwi angielskiej i są to najczęściej wygrywające wyścigi konie w całej Anglii. Gdy tuż przed koronacją zapytano Elżbietę II, jak się czuje, odpowiedziała, że wspaniale, bo właśnie rozmawiała przez telefon z trenerem i jej koń jest faworytem na wyścigach. Królowa świetnie jeździła konno i odbierała defilady na koniu, ubrana w gwardyjski mundur. Dopiero w 1987 roku, mając 61 lat, przesiadła się do królewskiej bryczki. Powozy i karety to zresztą od wieków część brytyjskiego monarszego ceremoniału — Elżbieta przybyła na swoją koronację złotą karocą. Potomkowie na koń Syn królowej, książę Karol, jechał na swój ślub królewskim powozem, podobnie jak jego brat książę Andrzej i siostra księżniczka Anna. Ta ostatnia jeździła konno tak dobrze, że wystąpiła na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu i reprezentowała Anglię na mistrzostwach Europy, zdobywając 2. miejsce. Napisała książkę o swojej miłości do koni I przekazała to uczucie

Bożonarodzeniowe słodkości

Święta Bożego Narodzenia mogą się obejść bez nietrafionych prezentów (takich jak nowa para wełnianych skarpet), niewygodnych pytań o drugą połówkę lub zrzędliwej cioci. Osobiście uważam, że można także przeżyć bez zbiorowej sauny w centrach handlowych. Jednak nie wyobrażam sobie świąt bez łakoci zapełniających uginający się od jedzenia stół.

Święta to wspaniały czas. Można spędzić godzinę na wymuszonym uśmiechaniu się do nachalnej babci czy wreszcie usłyszeć prześmiewcze komentarze członków rodziny o tym, jak to cały czas siedzi się w swoim pokoju przed komputerem. Kto by się nie cieszył? A tak całkiem poważnie, uważam, że jest to najprzyjemniejszy czas w całym roku. Ze świętami Bożego Narodzenia konkurować mogą jedynie wakacje, ale one są w nieco innej kategorii. Cała ta wyczuwalna w powietrzu bożonarodzeniowa atmosfera zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Z tym okresem wiąże się wiele rzeczy. Na myśl przychodzą między innymi prezenty, rozmowy z biskimi, radość, igły choinki na podłodze w całym domu. No i jedzenie, a zwłaszcza wypieki.

Kilka dni przed świętami, rok w rok, w moim domu rodzice zamieniają się w strażników kuchni. Kategorycznie zakazują spróbowania małego kawałka ciasta, polewy czy kilku ciasteczek. „To na obiad/kolację, jak przyjdzie rodzina!”. Na nic się zdają przeróżne argumenty, nawet nie ma co próbować. W końcu przychodzi czas na posiłek, najadamy się do pełna. No a co po nim? Oczywiście mamy zapasy jak na wojnę. Mimo że co roku ta sytuacja się powtarza, święta mają swój wyjątkowy charakter.

Jest wiele różnych tradycyjnych wypieków przygotowywanych w ten niezwykły czas. Ja na przykład od dziecka jadam robione przez moją babcię makowce. Na stole nie zabraknie oczywiście miejsca dla sernika, kutii, tiramisu i oczywiście pierników. Tej ostatniej słodkości chciałabym poświęcić więcej uwagi. Pierniki możemy spotkać w formie dużego ciasta lub, częściej występujących, pięknie zdobionych ciasteczek o przeróżnych kształtach. Dla mnie pierniczki to kwintesencja świąt. Nie tylko one, same w sobie, ale także ich robienie. Największa zabawa jest przy wykrawaniu! Jednak co zrobić, gdy ktoś nie przepada za ich smakiem? Proponuję przepis na łatwe ciasteczka z Nutellą, które po upieczeniu wyglądają niczym wspomniane łakocie.

Page 6: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

córce (Zara Philips jest mistrzynią świata we WKKW*). Talent odziedziczyła jednak nie tylko po mamie. Ojciec Zary, kapitan Mary Philips, to mistrz olimpijski w jeździectwie z 1972 roku. Ale nie tylko żeńska gałąź królewskiego rodu kocha konie. Synowie Karola, William i Harry, wychowali się, mając w dziecinnym pokoju stajnię bujanych koników. Czy prawdziwemu księciu wypada uganiać się za piłką? Tak, ale tylko wtedy, gdy dosiada pełnokrwistego wierzchowca i uprawia najbardziej elitarny sport na świecie — polo. Książę Karol, który przestał grać kilka lat temu, gdy spadł z konia, był uważany za jednego z najlepszych zawodników polo na całym świecie.

Lodowa murawa Gra w polo liczy sobie przynajmniej 2500 lat, jednak zimowa odmiana tego sportu powstała dość niedawno, bo zaledwie w 1959 roku. Pierwsze mistrzostwa na skutym lodem jeziorze w St. Mortiz odbyły się 26 lat później. Wtedy rozgrywki obserwowało zaledwie 1000 osób, a dziś zmagania najlepszych drużyn śledzi na trybunach ponad 15 tys. widzów! Śnieżne polo szybko podbiło serca miłośników koni. Najpierw zakochali się w nim Brytyjczycy, Austriacy, Francuzi, Amerykanie, Argentyńczycy i Hiszpanie, wśród których tradycyjna odmiana polo ma już ugruntowaną pozycję. W ostatnich latach zawody śnieżnego polo zaczęto organizować na Słowacji oraz w Rosji, a z czasem dołączyła do nich Polska. Zimowa Aura narzuca pewne modyfikacje zasad gry: mecz śnieżnego polo odbywa się na nieco mniejszym boisku niż w przypadku klasycznej odmiany — drużyny liczą sobie trzech, a nie czterech jeźdźców. Sama piłka zaś jest nieco większa od „normalnej”, by gracze z łatwością mogli ją wypatrzeć w śnieżnych zaspach. Mecz składa się z czterech czakerów (rund),a nie siedmiu, jak to ma miejsce podczas rozgrywek na trawie, ale czaker trwa klasycznie siedem minut. Polo wymaga żelaznej kondycji zarówno od zawodników, jak i od zwierząt, dlatego do gry najczęściej wykorzystuje się wytrzymałe konie pełnej krwi angielskiej lub argentyńskiej — niezwykle szybkie i waleczne. *Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego

Agata Czekała, IA

Page 7: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Nowy rok — stary Ty

Grudzień. Z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie sezonu. Sezonu sportów zimowych? Nie, tu chodzi o coś znaczenie poważniejszego. Przed nami sezon na wystosowywanie — zwłaszcza przez płeć piękną (i jakże gotową do działania) — postulatów o treści „nowy rok — nowa ja”. Zapewne każdy z nas spotkał się niejednokrotnie z tego typu — nazwijmy to — postanowieniami. Wiele osób opowiada swoim znajomym, ile zamierza zmienić w swoim życiu wraz z rozpoczęciem nowego roku kalendarzowego. Przykłady? Ich akurat nie brakuje: od nowego roku będę chodzić na siłownię, nie będę przeklinać, zacznę się zdrowo odżywiać, poznam nowych ludzi, rozwinę swoje zainteresowania, zdobędę nowe umiejętności i (powszechnie znany przykład) od nowego roku na pewno poprawię oceny i zacznę się regularnie uczyć. Brzmi znajomo, czyż nie? Takimi właśnie pomysłami na ulepszenie swojego życia zalewamy znajomych już właściwie od połowy listopada, aż do samego 31 grudnia — ostatniego dnia wszystkich naszych złych przyzwyczajeń. Wszak już za parę godzin mamy stać się zupełnie innymi, nowymi ludźmi. Jak to wszystko się kończy? Chyba nikt nie potrzebuje odpowiedzi. Już po tygodniu zaczynamy rozumieć, że wszystko to, co chcieliśmy zrealizować tak właściwie zupełnie nie jest nam potrzebne do szczęścia, tudzież, że jesteśmy zbyt leniwi, by codziennie ćwiczyć i mamy zbyt słabą wolę, by ominąć w sklepie półkę ze słodyczami i nie wpakować wszystkich do koszyka. Ku naszej rozpaczy, skoro tym razem nie wyszło, musimy czekać kolejne 365 dni, by znów wyruszyć na podbój świata jakże złudnych nadziei na nową sylwetkę czy świetne stopnie. Możemy wybrać też drugą opcję i postanawiać coś od przyszłego poniedziałku, od wakacji, od rozpoczęcia roku szkolnego i w każdym innym terminie, byle był on odpowiednio odległy i — przede wszystkim — dogodny do znalezienia kolejnych wymówek, by nie zrealizować żadnego z planów. Nigdy tylko nie przyjdzie nam do głowy, żeby po prostu na nic nie czekać i nie zaczynać za rok, za tydzień ani nawet jutro, tylko po prostu DZIŚ. Tak, realizacja swoich planów od razu, bez ciągłego odkładania ich i przede wszystkim opowiadania o nich każdemu, zdecydowanie byłaby zbyt prosta. Jedna rzecz pozostanie jednak niezmienna — im szybciej zaczniesz, tym szybciej zobaczysz efekty pracy.

Powodzenia i oby wszystkie postanowienia 2016 roku zostały spełnione!

Żaneta Getter, IA

Z pomocą wychodzą naukowcy z Instytutu Hydrobiologii Chińskiej Akademii Nauk w Wuhan, pracujący pod kierownictwem Chunxiang Hu, badający rozwój cyjanobakterii w trudnych warunkach termalnych (głównie w warunkach pustynnych o niskiej wilgotności i wysokiej temperaturze powietrza). Zauważyli, że sinice (bakterie posiadające chloroplasty) występujące w wodzie są w stanie żyć i rozmnażać się w warunkach pustynnych. Chińscy naukowcy zamierzają wraz z pomocą rządową najpierw wyhodować sinice w specjalnych sadzawkach, a następnie rozsiać je na terenach pustynnych. Pytanie: w jaki sposób sinice będą w stanie powstrzymać proces pustynnienia?

Sinice, dzięki temu, że tworzą między sobą lepkie włókna, będą w stanie utrzymać się na piasku oraz glebie, co zapobiegnie ich wywianiu. Za pomocą chloroplastów w komórkach będą one w stanie pobierać dwutlenek węgla z powietrza, a tym samym będą produkować materię organiczną w procesie fotosyntezy. Następnie, wytworzoną w ten sposób materią, będą wzbogacać glebę pustynną. Tym prostym sposobem Chińczycy wygrają walkę z pustynią, ochronią przed nią swoje miasta oraz ograniczą stężenie CO2.

Kamil Walczak, IIB

Page 8: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Kiedy byłem małym chłopcem…

Wszędzie słyszymy, że święta to czas radości, miłości i rodzinnego ciepła... Zajmijmy się jednak czymś bardziej przyziemnym. Dla wielu z nas święta to czas, w którym przez tydzień siedzi się w kuchni (albo pomagając mamie w gotowaniu, albo podjadając świeżo ulepione uszka), stroi choinkę, a także zjeżdża się cała rodzina, więc nieuchronnie pojawiają się kompromitujące historie z naszego dzieciństwa opowiadane przez rodziców, wujków i dziadków. Każdy ma takie zabawne momenty z przeszłości i choć często trudno sobie o nich przypomnieć (w końcu było to tak dawno!), części z was jednak się udało. „Całe dzieciństwo zastanawiałem się, kto zapala światło w lodówce, kiedy się ją otwiera. Mama powiedziała mi, że robi to jakiś mały ludzik, który też pilnuje mnie, czy się ładnie zachowuję — jeśli nie, zabiera moje mleczne kanapki”. „Zawsze bałem się strażaków”. „Moja babcia mówiła mi, że jeśli nie przewietrzę pokoju przed snem, to przez okno wejdzie jakiś straszny potwór, siądzie mi na klatce piersiowej i zacznie mnie dusić, przez co do dzisiaj wietrzę pokój”. „Tato powiedział mi, że pasy na bokach na autostradzie są dla ślepych”. „W przedszkolu postanowiłam, że nauczę się latać i przez kilka tygodni codziennie z przyjaciółką skakałyśmy z ławki na podwórku, wymachując rękami. Jak dotąd jeszcze nie posiadłam tej sztuki”. „Kiedyś popłakałam się, bo mój kot nie odezwał się do mnie ani słowem o północy w noc wigilijną”. „Kiedyś wierzyłam, że tauryna, która jest w energetykach, to sperma byka”. „Mając dziesięć lat, miałem takie przemyślenia, że w każdej sekundzie nasze działania rozgałęziają się na wiele ścieżek i to, co dzieje się we wszechświecie, także się rozgałęzia. Więc jeżeli w tej chwili dałbym w lewo moją lewą rękę, to jeden wszechświat by się oddzielił; w innym dałbym rękę w prawo albo nie zrobił nic. I w ten sposób powstaje nieskończona liczba wszechświatów. Potem okazało się, że faktycznie istnieje taka teoria”. „Rodzice powiedzieli mi, że poznali się w Hogwarcie”.

zostawiają kapelusza na łóżku ani nie zostawiają otwartego parasola, by nie przynieść nieszczęścia. Bardzo przykładają wagę do dawanych prezentów. Chusteczki oznaczają cierpienie, ostre narzędzia symbolizują ból, a perły — pech. O zabobonach angielskich pewnie wszyscy uczyliśmy się na tak zwanej „kulturówce”, lecz niektóre na pewno nie zostały wspomniane, a są równie interesujące. Czarny kot jest zwiastunem szczęścia, a biały — kłopotów. Kot chodzący po nagrobku zmarłego oznacza, że był on opętany przez demona, natomiast dwa koty walczące obok umierającego symbolizują Szatana i Boga walczących o duszę zmarłego. Również ptak odgrywa ważną rolę. Jeżeli wleciał do domu rano, oznacza to pomyślność, a wieczorem role się odwracają. Przyszłość czasem przepowiada się przez liczbę ujrzanych kruków. Jeden kruk — żałoba, sześć kruków — śmierć.

Zabobony są nieodłączną częścią naszej kultury. Myślę, iż ciekawie jest o nich rozmawiać, mimo że czasem są nie do pomyślenia dla ludzi racjonalnych.

Oliwia Mendel, IgB

Biol-chem mówi jak jest...

Bakterie vs pustynia

XXI w. — W Azji Środkowej postępuje dość dynamiczne pustynnienie gigantycznych obszarów uprawnych. Około 1,73 mln km2 ziemi stanowią pustynie, a 530 tys. km2 ziemi jest obecnie narażone na pustynnienie. Przyczyną tego zjawiska jest zmieniający się klimat, czego konsekwencją jest występowanie coraz to częstszych i intensywniejszych burz piaskowych.

Swój czynny udział w zmianach klimatu i tworzeniu się burz piaskowych mają ludzie. Poprzez lekkomyślną wycinkę lasów pod uprawę roli, rabunkową gospodarkę rolną oraz wypasanie zwierząt na ogromną skalę doprowadzili do wyjałowienia gleby. Jak wiadomo wyjałowiona gleba jest bardzo podatna na pustynnienie. Skutkiem tego są ogromne tereny pustynne, które odbierają zwierzętom, jak i ludziom, podstawowy element życia — żywność.

Page 9: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

„Miewałem sny, że do domu przyszła śmierć i wybiła całą rodzinę, a ja schowałem się pod łóżkiem. Miałem cztery, pięć lat, no, było wesoło”. „Rodzice wmówili mi, że jak będę dłubać w nosie i zjem to, co wydłubię, w żołądku wyrośnie mi prawdziwa koza z rogami i mnie pobodzie, przez co będzie mnie boleć brzuch”. Ciekawa teoria. „Kiedy byłam mała, wierzyłam, że dzieci robi się przez całowanie, a rodzą się przez pępek”. (Dodam, że koleżanka teraz jest na biol-chemie — prawda pewnie zniszczyła jej życie). „Wierzyłam w kolorowe jednorożce zmutowane z pegazami”. „Kiedy miała kilka lat, moim hobby było wożenie psa mojej babci w wózku dla dzieci po całym domu. W samych majtkach. Rodzice do dziś mi to wypominają i na każdym rodzinnym spotkaniu pokazują zdjęcie na dowód”. Byli też tacy, którzy powtarzali, że rodzice nie wciskali im kitu o porywających dzieci złych panach czy potworach pod łóżkiem, ale i tak wierzyli w Mikołaja czy Wróżkę Zębuszkę, dopóki nie znaleźli prezentów w szafie rodziców. Cóż, zdarza się i tak. Podsumowując, życzę Wam, aby w te święta wszystkiego było dużo: radości, pojemności żołądków, cierpliwości przed kolacją i aby rodzice przypomnieli sobie, dla odmiany, własne zabawne historie. Wesołych świąt!

Julia Kurzyca, IIB

Cztery twarze kiwi

homonim — wyraz o takim samym brzemieniu i zapisie, lecz o innym znaczeniu. Przykład homonimu: kiwi

Kiwi, jak każdy homonim, ma więcej niż jedno znaczenie. Zajmijmy się najpierw ptakiem kiwi, który znajduje się na okładce gazetki. Poszczególne gatunki kiwi nie różnią się zbytnio od siebie, ale nasze gazetkowe to kiwi brunatne. Mały ptak jest uroczy, mimo że mało „ptasi”. Duży też jest uroczy i mniej więcej tak samo ptasi. Przede wszystkim kiwi nie ma skrzydeł ani ogona, ma natomiast grubą szyję i długi, giętki dziób. Ma mocne nogi, którymi rozgrzebuje ściółkę zupełnie jak kura. Nogi i dziób ułatwiają mu poszukiwanie pożywienia — kiwi żywi się bowiem robakami, dżdżownicami, larwami owadów i opadłymi jagodami. Pod względem zmysłów jest nieco podobne do psa — tak jak on ma słabo rozwinięty wzrok i dobry węch.

Film nie ma zaskakiwać czytelnika niesamowitą akcją czy dobrym dowcipem. Jego zadaniem jest przede wszystkim oddziaływać głównie na uczucia odbiorcy – poruszyć, wzruszyć i zmusić do refleksji nad przemijaniem uczuć oraz nietrwałością związków międzyludzkich. Choć moim zdaniem zarówno bohaterów, opowieść, relacje międzyludzkie jak i upływ czasu, przedstawiono lepiej w mandze. Dlatego gorąco polegam jej lekturę.

Natalia Łyczkowska, IIA

Inne oblicze kultury — przesądy

Po ostatnich wydarzeniach na świecie nastroje są dosyć ponure, tak więc postanowiłam napisać o czymś przyjemniejszym. Aby mój artykuł zawierał walor edukacyjny i pomagał w poznawaniu świata, postanowiłam poruszyć gałąź kultury nieomal przez nas niepostrzeganą, przekazywaną sobie od wieków, tzn. od zabobonów. Popularnymi w Polsce przesądami są między innymi: pechowa liczba 13, przechodzenie pod drabinami i czarny kot. Jednakże, jak jest na świecie?

W Japonii pechowe liczby to 4 i 9, tylko przez swoją wymowę. Cyfrę 4 w języku japońskim czyta się jak śmierć, a 9 jak cierpienie. Najwięcej przesądów jest związanych ze śmiercią. Jeżeli potkniesz się na cmentarzu, to nie przeżyjesz trzech następnych godzin. Jeżeli natkniesz się na procesję, musisz schować kciuki, inaczej twoi rodzice umrą. Ten, kto wejdzie do domu w butach, zostanie przygnieciony przez drzewo. Jest również zabobon podobny do naszego o czarnym kocie — jeżeli drogę przebiegnie ci łasica, umrzesz w przeciągu trzech lat. Zapobiec można temu jedynie przez zrobienie trzech kroków w tył. We Włoszech, podobnie jak w Polsce, przechodzenie pod drabiną czy rozbite lustro jest uznawane za przynoszące pecha. Gdy podczas przyjęcia któryś z gości przez przypadek rozleje wino, jest to znak pomyślności. Włosi nie

Page 10: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Ale jaja!

Ptakiem, którego jaja są największe na świecie jest struś afrykański. Mogą one ważyć półtora kilograma! Znacznie mniejsze kiwi składa jaja, które mogą stanowić nawet ¼ jego masy! Dla porównania — olbrzymie jaja strusia to zaledwie 1% jego maksymalnej wagi. Jaja kiwi to rekord wśród ptaków!

Aktinidia... Co?

A co z tym zielonym kiwi, które używamy do sałatek owocowych? Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy ten owoc rośnie na drzewach — nie do końca. Kiwi, które jemy to zwykle owoce aktinidii smakowitej lub aktinidii chińskiej. To rodzaje drzewiastych pnączy, które występują w klimacie umiarkowanym. Kiwi zawierają dużo witamy C, choć ich smak nie każdemu przypadnie do gustu. Tych owoców nie powinny jeść osoby uczulone na papaję albo ananasy, gdyż mogą powodować alergię!

KIWI?

Czy tytuł gazetki wziął się od ptaka czy owocu? Każda z tych odpowiedzi jest błędna. KIWI to akronim, czyli wyraz utworzony w wyniku skrócenia Kulturalnej Instytucji Wyrafinowanych Indywidualistów.

Co było pierwsze?

No właśnie. Co było pierwsze? Jajko czy kura? Kiwi-ptak czy kiwi-owoc? I skąd się wzięła ta nazwa? Odpowiedź jest prosta. Nazwa kiwi-ptaka powstała od odgłosu, jakim samce nawołują samice podczas okresu godowego. Natomiast owoce aktinidii miały niegdyś inną nazwę, lecz gdy Nowa Zelandia zdominowała w znacznym stopniu uprawę tej rośliny, nadano jej owocom nazwę kiwi — od nazwy ptaka będącego narodowym symbolem tego kraju.

Kaja Krawczyk, IgB

Tak blisko, a tak daleko…

Żyjąc w XXI wieku, kiedy dostęp do Internetu jest niemalże tak powszechny jak

chleb, prawie zapomnieliśmy o czasach, w których nawet nieduża odległość

utrudniała utrzymywanie stałego kontaktu – wtedy trzeba było pisać listy i

wyczekiwać na odpowiedź nawet... tydzień. Nie wiem, czy ten problem dotyczy

także was, ale przyłapałam się niedawno na tym, że sprawdzałam w Google, jak

poprawnie zaadresować paczkę. Wstyd, prawda?

Owszem, parę lat temu nie było możliwości, by utrzymywać ze sobą kontakt

poprzez czat, maile, wideorozmowy i inne formy szybkiej komunikacji za pomocą

smartfona czy chociażby komputera. Teraz spotykamy się z tym na co dzień,

jednakże mam wrażenie, że wtedy relacje międzyludzkie były o wiele mocniejsze –

człowiek był w stanie czekać cały tydzień, a potem z niecierpliwością szukać

wzrokiem sylwetki listonosza gdzieś na horyzoncie, by później przeczytać te

paręnaście zdań od ukochanej osoby lub przyjaciela.

A teraz? Praktycznie non stop z kimś utrzymujemy kontakt – przez Facebooka,

Twittera, Snapchata, Skype'a, SMS-y. Dochodzi nawet do tego, że przekładamy te

możliwości komunikacji nad rozmowę z drugim człowiekiem.

Niby go słuchamy, ale myślami jesteśmy zupełnie gdzie indziej i

w efekcie nawet nie pamiętamy, że ktoś coś do nas mówił.

Czasami obecny stan rzeczy ułatwia nam życie, bo w praktyce

wystarczy tylko wystukać parę znaków (tak, znaków, nie zdań!)

na klawiaturze, kliknąć kolorową ikonkę i czekać kilka sekund na

odpowiedź. W przeciwieństwie do listów, przynajmniej mamy pewność, że

zostanie to dostarczone pod odpowiedni „adres”.

Parę miesięcy temu miałam okazję przeznaczyć mój wolny czas na odrobienie

zaległości z filmami, więc zdecydowałam się na „5 centymetrów na sekundę”

Makoto Shinkaiego. Melodramat, na podstawie mangi o tym samym tytule, został

podzielony na trzy epizody i przedstawił pokrótce historię dwójki przyjaciół – Akari i

Takakiego, którzy już od czasów podstawówki trzymali się razem. Przyjaźń

przerodziła się w miłość, ale żadne z nich nie było w stanie powiedzieć drugiemu o

swoich uczuciach. Los rozłączył ich jeszcze przed rozpoczęciem gimnazjum, a

próby utrzymywania kontaktu poprzez listy nie okazały się dostatecznie skuteczne.

Page 11: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Rave — dzieło techno i esctasy

Wyobraź sobie dość małą salę, najlepiej w jakimś podziemnym klubie. Zewsząd masa ludzi zachowujących się co najmniej dziwnie (wymachują cały czas rytmicznie rękami, nogami) i właściwie przypominających raczej wijących się w konwulsjach, niż tańczących. Wszyscy są spoceni, ubrani dość specyficznie (kolorowe dresy i białe koszulki charakterystyczne dla imprez z lat ’80 i ’90). Każdy jakby w swoim świecie, ale tak naprawdę stanowiący tylko cząstkę tej chaotycznej masy. Ach, no tak, najważniejsza rzecz, bez której całe to wyobrażenie w ogóle nie miałoby sensu, to muzyka. Pisząc „muzyka” mam na myśli znacznie przyspieszone tempo perkusji (jakby to kogoś interesowało: 115-160 uderzeń na minutę), mocno industrialne, głębokie brzmienia rodem z takich gatunków jak: techno, house, jungle, acid house, ambient, a to i tak tylko część z najbardziej wpływowych. Uczestnicy imprezy wyglądają jak podczas transu. To jest właśnie RAVE.

Rave to właściwie nazwa pewnego stylu, niepowtarzalnej kultury, w której liczył się każdy element z którego się składała. W latach ’60 słowo „rave” było używane przez niektórych mieszkańców Londynu jako określenie imprezy. Jako subkultura, rave zaistniał dopiero pod koniec lat ’90, w Chicago i Nowym Jorku. Wszystko zaczęło się jednak od muzyki, która połączyła wszystkich fanów tego gatunku. Przyjeżdżali oni czasem z bardzo daleka, aby uczestniczyć w jakiejś konkretnej imprezie np. w jednym z popularnych klubów (głównie w Kanadzie lub w USA). Był to swojego rodzaju akt buntu przeciw nowym trendom w popie, komercjalizacji radia i kulturze nocnych klubów. Ludzie o podobnych poglądach i upodobaniach gromadzili się w halach, opuszczonych magazynach albo po prostu w jakichś nocnych klubach, których repertuar im odpowiadał. Problem zaczął się wtedy, gdy policja i rodzice młodzieży coraz bardziej krytykowali imprezy rave’owe z powodu łatwego dostępu uczestników do narkotyków (głównie ecstasy).

Wtedy zaczęły się ciężkie czasy dla rave’u. Wymiar sprawiedliwości zakazał organizacji takich imprez i stopniowo ustanawiał coraz surowsze kary — nie tylko dla organizatorów, ale także dla uczestników. Policja wyraźnie ogłosiła rave nielegalnym, ponadto zakazane zostały nawet symbole i moda rave, która w tamtych latach również przeżywała rozkwit. Nie mogło to jednak przeszkodzić ludziom w zabawie. Istniała nadal garstka ludzi zajmująca się organizacją i promowaniem imprez rave’owych. Do najbardziej popularnych należały: Brotherhood of Boom, Mushgroove, Freebass Society i Pure. Oczywiście były one nieoficjalne, a ich działalność została słabo zdefiniowana, aby nie mieć problemów z władzą. Rozdawali oni ulotki, maile i na wszelkie możliwe sposoby starali się poinformować zainteresowane osoby o dacie, godzinie i miejscu wydarzenia.

wydawać wyroki, choć często przejmuje się opiniami innych, a na zaufanie z jej strony trzeba sobie zasłużyć. „Szóstki” są nieco przewrażliwione na punkcie ostrożności. Mogą być zarówno towarzyskie, jak i zamknięte w sobie. Typ nr 7 — entuzjasta — osoba energiczna, zawsze pozytywnie nastawiona w stosunku do świata, uwielbiająca wszelkie rozrywki. Unika życia w jednym miejscu, za to jest wspaniałym towarzyszem podróży. Rzadko odczuwa strach, uwielbia być w centrum uwagi. „Siódemki” są wygadane i bardzo inteligentne. Mają cięty język i fotograficzną pamięć. Zazwyczaj są narcystyczne i często nie kończą tego, co zaczęły. Typ nr 8 — szef — osoba dynamiczna, zdecydowana i silna. Obdarzona jest charyzmą, ogromną pewnością siebie i wysokim poczuciem wartości. Zawsze gotowa jest bronić swoich racji. Lubi walkę i mocno się angażuje, podejmuje szybkie i trafne decyzje. Jest wytrzymała psychicznie i pracowita, doskonale wie czego chce. Nie lubi podporządkowywać się innym, a swoją bezpośredniością i często głośnym zachowaniem może odstraszać innych. Typ nr 9 — mediator — osoba stabilna emocjonalnie, spokojna i zrównoważona. Pozbawiona egocentryzmu — prostolinijna, pogodna i autentycznie miła zjednuje sobie otoczenie swoim optymizmem i spontanicznością. „Dziewiątki” są bardzo uczciwe, ale i naiwne. Lubią pomagać innym oraz są dobrymi słuchaczami. Często zdarza im się zrozumieć problemy kogoś obcego, a nie rozumieć własnych. Każdy z typów posiada skrzydła, czyli typy wpływające na ten główny. Dla przykładu, kiedy „siódemka” posiada cechy jednego ze swoich sąsiadów — załóżmy lojalisty, typ osobowości określany jest jako 7w6, gdzie „6” (lojalista) to właśnie skrzydło. To samo dotyczy każdego z typów. Perfekcjoniści mogą posiadać typ 1, 1w9 lub 1w2, dawcy — typ 2, 2w1 lub 2w3, itd. Test osobowości można przeprowadzić w Internecie, najlepiej z pomocą kogoś, kto nas dobrze zna.

Karolina Kalla, IA

Page 12: 2/2015 2.pdf · Łyczkowska, Kamil Walczak, Karolina Kalla, Maria Mikzińska, Kaja Krawczyk, Żaneta Getter Opiekun gazetki: mgr Anna Szczęsna-Domagała Zarażanie uśmiechem Następnego

Politycy jednak nadal otwarcie krytykowali tego typu imprezy. To i liczne zamieszki zakończyły wczesny rave. W Europie w tych czasach rave był rozpowszechniany przez ludzi tym zafascynowanych. Wtedy też pojawiły się pierwsze zespoły reprezentujące ten gatunek: Scooter („hyper hyper”), RMB („Reality”), Dune z utworem „Can’t stop raving” i wiele innych. Dzięki takim zespołom kultura rave została rozpowszechniona, a władza nie była w stanie kontrolować jej rozrostu. Nieco później imprezy rave’owe były nieodłącznie związane z hasłem PLUR — pokój, miłość, wspólnota i szacunek (ang. Peace, Love, Unity, and Respect), przez co zaczęła tworzyć się subkultura. Rave zaczął się kojarzyć z narkotykami

(Ecstasy, speed, ketamina), bez których rzeczywiście pierwsze imprezy rave’ owe nie mogłyby się odbyć, choć coraz częściej były one „czyste”. Rozbawione tłumy ludzi wychodzących z klubów w nocy zaczęły być identyfikowane z grupami przestępczymi. Ta część społeczeństwa, która nie wiedziała nic o rave’ie, uważała jego fanów za agresywnych, co śmielsi mówili o nich „niebezpieczni anarchiści”, przez co trend ten nadal pozostawał tematem tabu. Słowo „rave” przestało być używane, zamiast tego ludzie wybierali się na „festiwale” lub po prostu „imprezy”.

Jak większość oldschoolowych trendów, rave powraca do undergroundowych klubów, gdzie ludzie tworzący małą społeczność bawią się znów do muzyki jungle. Współcześni DJ-e także wracają do korzeni, jednak to, co dziś jest już fenomenem społecznym, jak i kulturowym, jest już moim zdaniem niemożliwe do odtworzenia. Resztki rave’u na trwałe zamieszkały w różnych odłamach muzyki elektronicznej. Na niektórych imprezach, które nieudolnie próbują sprawić, by ludzie poczuli się tak jak wtedy, jedynie bezcześci się rave, nazywając tym terminem coś, co z prawdziwym rave’em nie ma nic wspólnego.

Klimat, jaki panował na rave’owych imprezach był niewątpliwie niezwykły. Hipnotyzujące brzmienia, ponarkotykowe halucynacje, nastrój, ludzie i poczucie wspólnoty — oto nieodłączne i jedyne w swoim rodzaju cechy tego dziwnego, a za razem fascynującego zjawiska. Wszyscy wiemy, że narkotyki są złe i tak dalej… Nikt nie mówi jednak o tym, jak duży wpływ miały one na kształtowanie się kultury i społeczeństwa. Dzięki, ecstasy!

Julia Miążek, 3gB

Enneagram Nie od dziś wiadomo, że każdy człowiek jest inny. Różnimy się od siebie pod wieloma względami, także charakterem. Jedni uwielbiają być w centrum uwagi, drudzy preferują przebywanie w samotności, najlepiej z jakąś dobrą książką u boku. Dla niektórych najważniejsze jest osiągnięcie zamierzonego celu, inni za świętość uważają naukę, a wszelkie rozrywki odkładają na bok. W 1970 roku badacz Oscar Ichazo dokonał podziału osobowości człowieka, wyróżniając dziewięć typów. System ten nazwany został enneagramem. Enneagram zakłada, że każdy człowiek posiada tylko jeden typ osobowości, niezmienny przez całe życie. Typy oznaczone są cyframi: Typ nr 1 — perfekcjonista — osoba odpowiedzialna, zorganizowana, wnikliwa. Wiele wymaga od siebie i ciężko pracuje, by zrealizować swoje cele. Jest drobiazgowa i precyzyjna, często w opinii innych pedantyczna. Nie pozwala się wyręczać i rzadko poświęca czas na rozrywkę. Wszystko — począwszy od ubioru, a skończywszy na zachowaniu — musi być w oczach „jedynki” perfekcyjne. Typ nr 2 — dawca — osoba chętnie udzielająca pomocy innym, najbardziej ceniąca relacje międzyludzkie. Często własne potrzeby odstawia na boczny tor. Jest miła i czuła, gotowa poświęcić naprawdę wiele, by uszczęśliwić drugiego człowieka. Źle znosi samotność. Typ nr 3 — wykonawca — osoba energiczna i pewna siebie. Zawsze daje z siebie wszystko i dąży do osiągnięcia celów. Często się uśmiecha oraz emanuje pozytywną energia, a w jej dziennym grafiku nie ma miejsca na nudę. Typ nr 4 — indywidualista — osoba spostrzegawcza i twórcza, artystycznie podchodząca do życia. Nie lubi monotonii, żyje we własnym świecie, jest ponadprzeciętnie kreatywna. Każda „czwórka” ma poczucie inności, przez co często czuje się osamotniona. Nie ukrywa swoich słabości, choć jest wrażliwa na krytykę i brak zrozumienia ze strony innych ludzi. Typ nr 5 — obserwator — osoba ciekawa świata, lubiąca samotność i niepodejmująca pochopnych decyzji. Bardzo ceni sobie prywatność i spokój. Żyje wśród własnych idei, a od towarzystwa drugiego człowieka woli towarzystwo książek. Nie przepada mówić o sobie i swoich uczuciach. Typ nr 6 — lojalista — osoba uczciwa i rzetelna, godna zaufania. Jest niezwykle odpowiedzialna i zorganizowana, skora do pomocy innym. Potrafi sprawiedliwie