200 numer issuu

40
Jan Lebenstein Dürrenmatt, Jaspers, Judt, Kapu ś ci ń ski, Krall, Król, Lowenthal, L opie ń ska, Mi l osz, Nora, Nowosielski, Tarkowski, Weil Nr indeksu: 375500 Naklad 2800 egz. nr 10/2010, lato 2010 200/ rok XXIII, ISSN: 1230-2155 Cena 20 zl (VAT 0%)

Upload: res-publica-nowa

Post on 26-Jun-2015

73 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Numer jubileuszowy Res Publiki Nowej

TRANSCRIPT

Page 1: 200 numer issuu

Jan Lebenstein

D ü r r en m at t , J a sp e r s , Judt , K apu !c i" sk i ,Kral l, Król, Lowenthal, #opie"ska, Mi $osz,N o r a , N o w o s i e l s k i , T a r k o w s k i , W e i l

Nr indeksu: 375500Nak$ad 2800 egz.

lato 2010

nr 10/2010, lato 2010200/ rok XXIII, ISSN: 1230-2155

Cena 20 z! (VAT 0%)

Page 2: 200 numer issuu
Page 3: 200 numer issuu

6 I pisma maj! swoje "ycie Marcin B!ba

8 Inny kraj Marcin Król

14 Doktorat Hanna Krall

18 Gdyby to mo"na by#o powiedzie$… Czes"aw Mi"osz

26 Trzy lata wolno%ci w gminie Zatory Barbara #opie$ska

34 S#owo o arty%cie Katarzyna Kazimierowska

36 Z Andriejem Tarkowskim rozmawiaj! Jerzy Illg, Leonard Neuger

56 Sztuka nie boi si& propagandy Z Jerzym Nowosielskim rozmawia Krystyna Czerni

79 Reporta" i trwanie Z Ryszardem Kapu%ci$skim rozmawia Wojciech Górecki

90 Szanta" Platona Marcin B!ba

92 Stawanie si& cz#owiekiem dzi&ki polityce Karl Jaspers

98 Iliada, czyli poemat o sile Simone Weil

114 'mier$ Sokratesa Friedrich Dürrenmatt

122 Pami&$ i historia Magdalena Mali$ska

124 Dramat pami&ci Rozmowa w redakcji „RP” z udzia"em Paw"a Hertza, Krystyny Kersten, Zygmunta Kubiaka, Zdzis"awa Najdera. Redakcj& reprezentowali: Piotr K"oczowski, Marcin Król i Marek Zaleski

134 Czas pami&ci Pierre Nora

142 Przesz#o%$ to obcy kraj David Lowenthal

152 Przesz#o%$ to inny kraj Tony Judt

Lebenstein 160 Piecz&$ Erosa i (anatosa Micha" Fropp

Page 4: 200 numer issuu
Page 5: 200 numer issuu
Page 6: 200 numer issuu

ywot „Res Publiki” rozpo-cz!" si# w 1979 roku na se-minarium prowadzonym przez prof. Jerzego Jedlickie-go. W czasach zniewolenia przez system komunistycz-ny ludzie wokó" niej zgro-madzeni odnale$li miejsce, w którym mogli poczu% si# wolni. I by"a to sfera my&le-nia pojmowana jako „ducho-

wy i demokratyczny parlament”, wspólnota dla wszystkich, którym zale'a"o na kszta"cie przysz"ej, niepodleg"ej Polski, niezale'nie od ich pogl!dów politycznych, przynale'no&ci organizacyjnej czy przekona( religijnych.

Pierwszy zespó" „Res Publiki” – Wiktor D"u-ski, Damian Kalbarczyk, Wojciech Karpi(ski, Pa-we" K"oczowski, Marcin Król, Tomasz )ubie(ski, Pawe" *piewak i Barbara Toru(czyk – przedmio-tem swojego namys"u uczynili polityk#, stawiaj!c jednak wyra$n! granic# mi#dzy my&leniem poli-tycznym czy my&leniem o polityce a jej czynnym uprawianiem. Dystans, oderwanie od bie'!cej dzia"alno&ci pozwoli"y im na rozwa'anie miejsca i warto&ci polskiej kultury i tradycji czy analizo-

wanie Europy jako wspólnoty warto&ci i przeko-na( wyros"ych na gruncie chrze&cija(stwa, wiary w indywidualn! wolno&%. Redaktorzy pierwsze-go wcielenia pisma z niech#ci! patrzyli na racjo-nalizm i pragmatyzm, który ze sfery publicznej wyklucza warto&ci i nami#tno&ci, a polityczno&% traktuje jako domen# rozwi!za( urz#dniczych i biurokratycznych. Traktowali to jako b"!d my&le-nia prowadz!cy do przekonania, 'e rzeczywisto&% polityczna mo'e zosta% w pe"ni poddana kontroli cz"owieka, by% dowolnie przez niego kszta"towa-na. Owo za"o'enie le'y u podstaw wszelkiej my&li utopijnej, która rozumiana jako projekt politycz-ny jest niebezpieczna dla wspólnot ludzkich.

My&lenie utopijne, radykalnie racjonalistyczne i pragmatyczne projekty to przyk"ady „ucieczki od my&lenia”, pos"ugiwania si# prostymi i niestawiaj!-cymi wyzwa( ludzkiemu umys"owi protezami. Ich lustrzanym odbiciem jest tradycjonalizm, zwrócenie si# w stron# przesz"o&ci i poszukiwanie rozwi!za( politycznych w minionych czasach. W 1987 roku, kiedy ukaza" si# pierwszy, legalny numer „Res Publi-ki”, jego redaktorzy zobowi!zali si# do „szerokiego, rzetelnego my&lenia”, do zachowania równowagi mi#dzy dziedzictwem historii a tym, co nowe. Pró-bowali zaszczepi% „umys"ow! tolerancj#”, odtworzy%

I pisma maj! swoje "ycieMARCIN B!BA

6

Page 7: 200 numer issuu

!ycie intelektualne, „ods"ania# rzeczowo i obiektyw-nie wszelkie mitologizacje i zafa"szowania”. Dlatego po$wi%caj&c historii i tradycji du!& uwag%, doszli do wniosku, !e polskie my$lenie ukszta"towane przez walk% o niepodleg"o$# i sprzeciw wobec komuni-stycznego systemu jest nieadekwatne do nadchodz&-cych wyzwa'. Marcin Król okre$la tradycjonalizm jako „rodzaj dobroduszno$ci, powoduj&cej parali! umys"u czy te! jego krytycznych zdolno$ci”, niszcz&-cy otwarto$# i odwag% my$lenia.

Wspó"twórcy „Res Publiki” pragn%li stworzy# j%zyk opisu rzeczywisto$ci, który nie b%dzie kopi& rozwi&za' Europy Zachodniej z jednej ani przenie-sieniem dawnych pomys"ów z drugiej strony. J%zyk, który uchwyci i pomo!e rozsup"a# problemy pol-skiego spo"ecze'stwa czasów przemian, nie b%dzie ucieka" od rzeczywisto$ci z jej wielowymiarowo-$ci&, nie b%dzie podpiera" si% ideologicznymi sys-temami. Sposób opisu $wiata, który b%dzie jedno-cze$nie czerpa" z my$li liberalnej, konserwatywnej oraz socjalistycznej i podchodzi" do nich sceptycz-nie, ocenia" ich przydatno$# dla stworzenia polskiej sfery publicznej, a nie traktowa" jako rezerwuaru gotowych rozwi&za'. Jednym zdaniem: esej Leszka Ko"akowskiego Jak by! konserwatywno-liberalnym socjalist"? sta" si% mottem „Res Publiki”.

I pisma maj! swoje "ycie

Jest jeszcze jedna istotna cecha my$lenia $rodo-wiska „Res Publiki” – zawsze by# blisko rzeczywi-sto$ci, nie obra!a# si% na ni&, nie zamyka# w aka-demicko-moralizatorskiej twierdzy, ale próbowa# j& zrozumie# i w miar% w"asnych mo!liwo$ci i pre-dyspozycji udoskonala#. Specyficzny i ograniczony realizm, odrzucenie skrajnych rozwi&za', odpowie-dzialno$# za dzia"anie i my$lenie oznacza"y rehabili-tacj% polityki. „Res Publica” by"a – jak uj&" to Andrzej Friszke – „laboratorium my$lenia o polityce”.

To dziedzictwo i wyzwanie twórców podziem-nej i pierwszej legalnej „Res Publiki” zostaje podj%te przez kolejne, nieustannie zmieniaj&ce si% redak-cje i wydawców. W zesz"ym roku pismo obchodzi-"o trzydziest& rocznic% powstania, ten numer jest dwusetnym, wi%c to najlepsza okazja, !eby przypo-mnie# niezwykle rzadko spotykany w polskiej sfe-rze publicznej sposób my$lenia. Si"& rzeczy wybór ograniczony zosta" do czterech obszarów tematycz-nych: krótkich szkiców o Polsce, rozmów o kulturze i twórczo$ci, tekstów o pami%ci i historii jako spo-sobach radzenia sobie z przesz"o$ci& oraz o granicz-nych momentach my$lenia politycznego.

Marcin B!ba (1979), historyk idei. Cz!onek redakcji „Res Publiki”.

Redaktor prowadz"cy 200. wydanie „Res Publiki”.

7

Page 8: 200 numer issuu

Kto s!dzi, "e nic si# nie zmienia, komu bliski jest pogl!d, "e nic si# nie sta$o, kto nie my%li, nie widzi, nie czuje, i" "yje w zmienionym kraju, w innym kra-ju – niech nie czyta.

Jak ja sam si# czuj# w tym innym kraju? I go-rzej i lepiej. Gorzej, bo nie nawyk$em do tego, "e je-stem sam. Ani misja, ani ideologia, ani d$uga noc-na rozmowa nie dostarcz! mi ju" nadrzeczywistego poczucia duchowo-umys$owej wspólnoty. Rano sia-dam do maszyny lub id# do biblioteki, czyli do pra-cy, jak wszyscy. Nikomu nie b#d# przewodzi$. Nikt nie czeka na nasze wyroby, tak jak si# czeka$o na na-st#pny odcinek Ogniem i mieczem. Czuj# si# dziwnie tak"e dlatego, "e spotykam ludzi, z którymi umy-s$owo i obyczajowo ma$o mnie $!czy, a którzy wie-dz! o rzeczywisto%ci tyle samo, co ja. Którzy maj! du"o wi#cej ode mnie pieni#dzy i te" chodz! do ko-%cio$a. Jestem równy w%ród równych o równie ogra-niczonych mo"liwo%ciach, "yj#, wchodz# w kompro-misy, czasem zap$acz# na mszy narodowej, ale kie-dy poczuj# si# zagro"ony przez nadmiar wi#zi naro-dowej, uciekam gdzie pieprz ro%nie.

Czuj# si# te" lepiej, bo po raz pierwszy od daw-na mam niepozbawion! podstaw nadziej# na to, "e moje, nasze wyroby trafi! nie pod strzech# (na to ni-gdy nie mia$em nadziei), lecz do normalnego, brzyd-kiego domu polskiego, w którym coraz cz#%ciej ksi!"ki zast#puj! w kredensie kryszta$y, w którym cz#sto mówi si# o sprawach publicznych, podobnie

8

Innykraj

Page 9: 200 numer issuu

Najpierw zwolniono kierownika mojej pracowni. By! cz!owiekiem niem!odym, prze"y! wojn#, jego oj-ciec zgin$! w getcie w %odzi. Kiedy zacz#!a si# na-gonka, przyszed! do naszego pokoju i przysiad! na biurku: – Na razie zwalniaj$, potem zrobi$ szopy...

Nie wiedzia!am, co to „szopy”, okaza!o si#, "e to by!y warsztaty w getcie, dla &ydów.

Pomy'la!am, "e "artuje i "e jest to – mimo wszystko – niestosowny "art, ale nast#pnego dnia przyszed! znowu.

– Szopy b#d$ tylko dla zdrowych. A co ze star-cami i chorymi?

Psychiatra powiedzia! jego "onie, "e powinni wyjecha( natychmiast.

To jest %uk Triumfalny... To on... To prezydent Mitterrand przypina mu Legi# Honorow$... A to jest telefon od niego. Zadzwoni! kiedy' z Pary"a – co przys!a(. Popatrzy!am na rozwalon$ przez dzie-ci s!uchawk# i powiedzia!am: telefon. Zapyta! jakie-go koloru? Zdziwi!am si#, "e mo"na sobie wybiera( kolor aparatu telefonicznego. Ciemnoniebieski – po-wiedzia!am. I prosz#...

Kiedy wyrzucono kierownika, dyrektor instytu-tu o'wiadczy!, "e mo"e si# to )le odbi( na ca!ej pra-cowni, jako nast#pnego wi#c wyrzucono dyrektora.

Po zwolnieniu dyrektora sta!o si# ju" jasne, "e z naszego instytutu mo"na wyrzuci( ka"dego.

By! to instytut resortowy, z dobr$ opini$ w'ród fachowców u nas i na 'wiecie, o du"ym znaczeniu dla gospodarki.

Nowym jego szefem zosta! profesor, starszy pan, absolwent Sorbony i uniwersytetu w Peters-burgu, chodz$cy szarm i europejska kultura. Czego si# ba!, nie mam poj#cia. Mia! spory dorobek nauko-wy, wyk!ada! na zagranicznych uczelniach, zbli"a! si# do emerytury – i uprzedza! "yczenia w!adz, nim jeszcze zd$"y!y je wypowiedzie(.

Mo"e ba! si#, "e mu paszportu na t# zagrani-c# nie b#d$ dawali? Na tych wyjazdach zale"a!o mu najbardziej; nie dla pieni#dzy nawet, tylko "eby nie sta( si# prowincj$.

Nowy dyrektor, na polecenie w!adz, kolejno zwalnia! z pracy naszych kolegów &ydów.

Jeden z nich opowiada! mi, "e jego kierownik, widz$c go z daleka na korytarzu, wpada w pierw-sze lepsze drzwi, byle si# nie przywita(. Kiedy' w pop!ochu wpad! do ubikacji. Kolega poszed! tam za nim – kierownik sta! przy pisuarze w zapi#tych spodniach. – Panie docencie – zacz$! kolega, ale do-cent wbieg! do kabiny i zatrzasn$! za sob$ drzwi.

14

Doktorat

Page 10: 200 numer issuu

Gdyby to mo!na by"opowiedzie#...

Page 11: 200 numer issuu

Przeczy!, wierzy! i ca"kowicie w#tpi! jest tym dla cz"o-wieka, czym bieg dla konia

(Pascal)

Gdyby to mo!na by"o powiedzie#: „jestem chrze-$cijaninem, a moje chrze$cija%stwo jest takie i takie”. S& na pewno ludzie, którzy tak po-wiedzie# mog&, ale nie ka!demu jest to dane. Si"a wyzucia, si"a wydziedziczenia jest tak du!a, !e sam j'zyk zakre$la gra-nic'. „W mrocznym $wiecie, gdzie dro-g' zgubili bogowie” (Roethke) jedynie dost'pna zdaje si' droga zaprzecze%, via negativa. Sama trudno$# nazwania siebie chrze$cijaninem zas"uguje na to, !eby si' nad ni& zastanowi#. Ale ta trudno$# jest nie-co inna w ka!dym z odr'bnych wyzna%, bo mówi&c o „chrze$cija%stwie w ogóle”, zapomina"oby si' o wie-lu wiekach historii i o naszej przynale!no$ci do pew-nej, lepiej czy gorzej zachowanej tradycji. W moim wy-padku chodzi o trudno$# nazwania siebie katolikiem.

Opory, na jakie natrafiam, pochodz& ze wstydu. Ale wstydzimy si' zawsze wobec kogo$, dlatego te!, zamiast rozprawia# o poj'ciach religijnych, powinie-nem postara# si' przedstawi# sobie twarz ludzi, któ-rych si' wstydz'. (rodowisko wrogie religii, uznaj&-ce religi' za zabytek minionej ery, spowodowa"oby prawdopodobnie mój gwa"towny sprzeciw i manife-stowanie w"asnej religijno$ci. Nie z takim jednak $ro-dowiskiem mam do czynienia. Zreszt& s"owo „$rodo-wisko” trzeba wyja$ni#: rozumiem przez to pewn& ilo$# osób, rozsianych po ró!nych miastach i krajach, ale obecnych w mojej wyobra)ni. Bo mówi&c o moich czasach albo mojej epoce, odwo"uj' si' do bezpo$red-nio mnie dotykaj&cych wydarze%, tak!e do tego, co wiem z ksi&!ek, filmów, telewizji, prasy, ale praw-dziwsza wiedza "&czy si' z lud)mi, tymi, których spo-sób !ycia i my$lenia jest mi jako$ znany, dzi'ki osobi-stym stosunkom. T' grup' nazw': moi wspó"cze$ni, zak"adaj&c, !e mo!na j& uwa!a# za przedstawicielk' grupy znacznie szerszej, cho# nieupowa!niaj&cej do zbyt daleko si'gaj&cych uogólnie%.

Moi wspó"cze$ni do wiary religijnej odnosz& si' z szacunkiem i !ywym zainteresowaniem, ale jest

to prawie zawsze wiara innych, im samym odmó-wiona. W ci&gu trzech #wierci XX wieku nast&pi"y tak radykalne zmiany w sposobie !ycia, !e obyczaje, powszechne jeszcze w roku 1900, nabra"y charak-

teru wyj&tków i moi wspó"cze$ni odczuwaj& te zmiany i jako post'p, i jako pozbawienie, któ-

remu nie mo!na zaradzi#. Kiedy$ zasadni-cze wypadki ludzkiej egzystencji by"y u$wietnione przez obrz'dy: wst&pie-nia w !ycie, p"odno$ci i $mierci. Zaraz po urodzinach dziecka nast'powa"o jego przyj'cie do wspólnoty wiernych,

co u chrze$cijan oznacza"o chrzest. Nast'pnie dziecko by"o poddane obrz'-

dom wtajemniczenia (pierwsza komu-nia, konfirmacja, bierzmowanie). W krajach,

gdzie up"yn'"a znaczna cz'$# mego !ycia, we Francji i w Ameryce, istnienie tych obrz'dów, nawet chrztu, staje si' coraz bardziej problematyczne. Wymagaj& one decyzji rodziców, a wi'c nie s& odczuwane jako co$, co rozumie si' samo przez si'. Jeden z moich wspó"czesnych, Albert Camus, zapyta" mnie raz, co s&dz': czy nie jest troch' nieprzyzwoite, !e on, ate-ista, posy"a swoje dzieci do pierwszej komunii? Ale i decyzja na rzecz religijnego wykszta"cenia dzieci niewiele pomaga, skoro j'zyk, w jakim przemawia katecheta, jest zaprzeczany przez nacisk otaczaj&cej cywilizacji naukowo-technicznej na wyobra)ni'.

Jeszcze bardziej problematyczne staje si' ist-nienie obrz'dów weselnych, bogatych w symboli-k' i daj&cych poczucie nast'pstwa pokole% (central-ne miejsce tego obrz'du w teatrze polskim – Wese-le Wyspia%skiego, $lub Gombrowicza, Tango Mro!-ka – powinno da# do my$lenia). Instytucj' $lubu co-raz cz'$ciej zast'puje po prostu zamieszkanie ra-zem, co idzie w $lad za rozerwaniem wi'zi pomi'-dzy seksem i p"odno$ci&. Nie jest to tylko przewrót w dziedzinie norm moralnych, si'ga to bardzo g"'-boko, w sam& nasz& definicj' cz"owieka: je!eli pop'd wrodzony mu jako istocie fizjologicznej zwraca si' przeciwko temu optimum, które nazywamy ludz-kim sposobem !ycia (dostateczne od!ywianie, wa-runki mieszkaniowe, prawa kobiet), i dlatego musi by# przy pomocy nauki oszukany, to upadaj& resztki,

19

Page 12: 200 numer issuu

26

O trzech latach wolno!ci najlepiej opowiedzia"by chy-ba Mieczys"aw Dziurawiec. On jest najm#drzejszy z ca"ej wsi, mia" nieraz pogadanki w szkole. W ka$dej wsi jest najm#drzejszy z ca"ej wsi i w"a!nie w Zato-rach najm#drzejszy jest Dziurawiec. Jedzie si% jak na Stawinog%, za murowanym domem w lewo.

Na razie pójdziemy na poczt%.– My tu ciemni – mówi pani Teresa Rzadkow-

ska, kierowniczka poczty. Z poczty nic nie scho-dzi. Nie czytaj#. Kiedy ludzie przychodz# na poczt%, kierowniczka wciska gazet%, ale oni nie chc#. Tylko Dziurawiec bierze.

Opinia publiczna, zdaniem kierowniczki pocz-ty, kszta"tuje si% na polu, a na polu, jak to na polu, nie ma z kim porozmawia&. Ona, co prawda, pracu-je na poczcie, nie na polu, w tym samym budynku, w którym mieszka wójt, ale nie zna nazwiska ani jednego radnego ze swojej gminy. Opinia publiczna kszta"tuje si% równie$ po obejrzeniu „Wiadomo!ci”. Jeden rozumie, drugi nie rozumie. Ten, który nie ro-zumie, t"umaczy temu, który rozumie, i wtedy si% k"óc#. Potem pij#, ale nie wi%cej ni$ w Nasielsku.

– Na Zachodzie – mówi miejscowy stra$ak – po jednym piwie nie wykazuje. Ja bym wypi" i pojecha".

lata wolno!ci w gminie

Zatory

Page 13: 200 numer issuu
Page 14: 200 numer issuu

ROZMOWY

Page 15: 200 numer issuu

34

zie!o nie istnieje bez swojego twórcy – to zdanie rozpoczyna i po-winno ko"czy# wst$p do tego dzia!u. Jakakolwiek idea nie przy%wieca!aby arty%cie, jakkolwiek nie próbowa!by on stworzy# uniwersalnego w swej wymowie opus, nie istnieje ono bez twór-cy jako cz!owieka, nie

funkcjonuje bez kontekstu jego fascynacji, inspiracji, marze" i refleksji; jest dope!nieniem jego biografii, wyra&a l$ki i pragnienia, s!abo%ci i %wiat wewn$trz-ny. Dlatego rozmowy z twórcami wydaj' mi si$ naj-warto%ciowszym wk!adem w dzia! o relacjach cz!o-wiek – kultura. Poznanie autora dzie!a to najbardziej intymna forma prze&ywania s!owa i obrazu.

Dzia! Rozmowy, który pojawia si$ w jubileuszo-wym wydaniu „Res Publiki Nowej”, powsta! w odpo-wiedzi na potrzeb$ odniesienia si$ redakcji do wy-darze" dziejowych, które wspó!tworzy!y i w które wpisywa!y si$ prace Nowosielskiego, reporta&e Ka-pu%ci"skiego czy filmy Tarkowskiego. Ka&dy z prze-jawów twórczo%ci by! swoist' prób' zrozumienia %wiata i wyra&enia siebie za pomoc' dost$pnych %rodków przekazu.

S!owo, obraz i wytwór r'k to trzy najwa&niej-sze formy uj$cia %wiata w ramy zrozumia!e, a przez to dost$pne, dla odbiorcy. Rozmowa o dziele ma je dope!ni# i t!umaczy# jego warto%#. A sama praca zwykle wynika z &ycia jego twórcy, sposobu po-strzegania i rozumienia %wiata.

S!owo o arty"cieKATARZYNA KAZIMIEROWSKA

Page 16: 200 numer issuu

Prezentowane w dziale rozmowy nie s! uni-wersalne, uniwersalny jest raczej sposób doboru „rozmówców”. W tym doborze kierowali"my si# do"$ oczywistym kryterium wyj!tkowo"ci roz-mówców oraz naturaln! ciekawo"ci!, wynikaj!c! z naiwnie postawionego pytania: co kryje w sobie osoba tak wyj!tkowa ze wzgl#du na swoje doko-nania twórcze?

Chodzi%o tu o kultur# zadawania pyta&. W ka'-dej rozmowie to nie bezczelno"$ czy arogancja, ani te' przygotowanie pytaj!cego, "wiadcz! o jej jako-"ci, jedynie wra'liwo"$ i otwarto"$ na rozmówc# oraz dociekliwo"$ i zaciekawienie drug! osob! jako cz%owiekiem pozwalaj! zajrze$ czytelnikowi za ledwo uchylon! zas%on# prywatno"ci, a co za tym idzie, ujawniaj! zupe%nie wyj!tkowy "wiat wewn#trzny, który sprawia, 'e taka a nie inna kreacja dzie%a jest mo'liwa w danym momencie dziejowym. Wyj!tkowo"$ wywiadów polega na cz#sto z%udnym poczuciu, ale jak'e ekscytuj!cym, 'e kto", kogo chcemy pozna$, dopuszcza nas na chwil# nieco bli'ej, pozwala nam zajrze$ przez uchylone drzwi do swojego "wiata, dozna$ w%asnej intymno"ci jego odbioru.

Rozmowa to najbardziej twórczy sposób po-znania dokona& 'yciowych drugiego cz%owieka, a umiej#tno"$ dialogu warta jest ka'dej nagrody, za" odwaga jego przeprowadzenia – najwy'szego uznania. Dlatego prezentujemy Pa&stwu trzy wy-wiady z wyj!tkowymi twórcami. Mimo 'e ka'dy z nich skoncentrowa% swoj! twórczo"$ wokó% innej dziedziny kultury, %!czy ich ogromna wra'liwo"$ na odbiór "wiata oraz niezwyk%a umiej#tno"$ jego opowiedzenia w osobisty sposób. Rozmowa to naj-cenniejszy wynalazek cz%owieka, bez niej dzie%o jest niczym, je"li nie mo'na go wyrazi$ i opowie-dzie$ w 'adnym dost#pnym nam j#zyku.

Katarzyna Kazimierowska (1979), absolwentka socjologii i politologii na

UW, pisze, redaguje, interesuje si! miastem i kultur" #ydowsk", sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”.

Organizatorka festiwalu Warszawa jest Kobiet". Cz$onkini redakcji „Res Publiki”.

35

Page 17: 200 numer issuu

29 grudnia 1986 roku zmar! w Pary"u w wieku zaledwie 54 lat Andriej Tarkowski, jeden z najoryginalniejszych, najbardziej suwerennych twórców wspó!czesnego kina. […]1

Prezentowana poni"ej rozmowa przeprowadzona zosta!a w Sztokholmie, w marcu 1985 roku. Tarkowski pracowa! tam wówczas nad swoim ostatnim – jak mia!o si# okaza$ – filmem, g!#bokim metafizycznym traktatem, podobnie znamiennie jak poprzedni, zatytu!owanym Ofiara. Przed dziennikarzami i ciekawskimi chroni! go ca!y sztab wspó!pracowników i do spotkania dosz!o przede wszystkim dzi#ki temu, i" Tarkowski wiedzia!, "e b#dzie mia! do czynienia z lud%mi z Polski, kraju bardzo mu bliskiego, którego przeobra"enia i dokonania na progu lat 80. &ledzi! – jak wyzna! – z ogromn' rado&ci', niepo-kojem i nadziej'. By!o to zatem co& wi#cej ani"eli tylko zwyk!y wywiad udzielony przez wielkiego twórc# przedstawicielom prasy – rozmowa zamiast uzgodnionej wst#pnie jednej godziny trwa!a cztery, z budynku sztokholmskiej telewizji przenie-&li&my si# do mieszkania Tarkowskiego, który – rozczarowany sprowadzaj'cymi si# do cz#stych nieporozumie( kontaktami z lud%mi Zachodu – wyra%nie cieszy! si#, "e mo"e porozmawia$ z kim& „stamt'd”. Przesz!o dwie godziny tego spotkania utrwalone na ta&mie magnetofonowej prezentujemy poni"ej. Jest to jedna z ostatnich tak obszernych wypowiedzi Tarkow-skiego – wkrótce potem &wiat obieg!a wiadomo&$ o jego chorobie.

W Zwierciadle przedstawi! Pan swoj" biografi#. Jakie to zwierciad!o? Czy jest to zwierciad!o takie, jak u Stendhala, które przechadza si# po go$ci%cu, czy te& w tym zwierciadle zobaczy! Pan samego siebie, dowiedzia! si# o sobie czego$, czego nie wiedzia! Pan przedtem? Innymi s!owy: to dzie!o realistyczne czy subiek-tywna autokreacja? A mo&e Pa%ski film stanowi prób# pozbierania fragmentów rozbitego zwierciad!a i oprawienia ich w ram# obrazu filmowego, skomponowa-nia z nich zamkni#tej ca!o$ci?

Kino w ogóle stwarza zawsze mo!liwo"# zebrania oddzielnych od$amków w jedn% ca$o"#. Film sk$ada si& przecie! z poszczególnych kadrów, jak mozaika – z oddziel-nych kawa$ków o ró!nej barwie i odmiennej fakturze. I mo!e by# tak, !e ka!dy z nich w oderwaniu od innych nie ma – zdawa$oby si& – !adnego znaczenia. Ale w owej ca$o"ci staje si& on elementem niezb&dnym, istnieje tylko w tej ca$o"ci. Dlate-go kino jest dla mnie wa!ne w tym sensie, !e w filmie nie ma, nie mo!e by# ani

1. Skróty pochodz! od redakcji „Res Publiki Nowej”.

Jerzy Illg

(1950), krytyk literacki i wydawca, doktor nauk humanistycznych

(Wydzia! Filologiczny Uniwersytetu "l#skiego). Od 1983 roku zwi#zany

z wydawnictwem Znak jako redaktor, a od 1992 roku jego

redaktor naczelny.

Leonard Neuger

(1947), historyk literatury i t!umacz. Od 1999 roku profesor

j$zyka i literatury polskiej Instytutu Slawistyki Uniwersytetu

Sztokholmskiego, a w latach 2003–2007 dyrektor tego instytutu.

Z Andriejem Tarkowskim rozmawiaj% Jerzy Illg, Leonard Neuger

Andriej Tarkowski

(1932–1986), rosyjski re%yser filmowy i teatralny, scenarzysta,

aktor.

36

Page 18: 200 numer issuu

Interesuje mnie sam pocz!tek pana drogi artystycznej, pierwsze zetkni"cie ze sztuk!.

Pocz!tki zawsze s! trudne do uchwycenia. Gdy si" wychodzi z domu jako tako inteligenckiego, kontakt ze sztuk! ma si" w#a$ciwie od dziecka. U mnie zwi!zane to by#o z muzyk!, mia#em 12 lat, gdy by#em po raz pierwszy na ope-rze – to by# Donizetti, a poza tym chodzi#em do cerkwi w Krakowie, gdzie by# bardzo dobry $piew. To by#a cerkiew unicka, z tym %e chodzili do niej równie% prawos#awni – studenci ukrai&scy z Wo#ynia – bardzo muzykalni i wykszta#-ceni muzycznie, tak %e tam zawsze $piewa#y znakomite zespo#y wokalne. Przychodzili tak%e Polacy, którzy chcieli si" po prostu wy$piewa', kultura mu-zyczna p#yn"#a przed wojn! bardzo cienkim strumykiem, instytucje muzycz-ne nie mia#y oparcia finansowego, wi"c przychodzili na przyk#ad $piewacy operowi, ca#a partytura by#a rozpisana na g#osy (w alfabecie #aci&skim), brali do r"ki i $piewali. To by#a znakomita placówka muzyczna Krakowa.

Pami"ta pan swój pierwszy obraz?

Nie bardzo pami"tam. Mia#em 10–12 lat i to by#y jakie$ akwarelki, w wieku czternastu lat w#ada#em ju% dosy' sprawnie akwarel!, temper!, ale fascynacja malarstwem przysz#a w 1938 roku. By#em wtedy z ojcem z wizyt! u naszych przyjació# w Warszawie i tam by# taki architekt, W#adys#aw Jachimowicz, który da# mi do przeczytania par" tekstów o sztuce – to by# chyba Lam i jeszcze jakie$ teksty zagraniczne. By#em ju% troch" opatrzony ze sztuk! nowoczesn!, ale nie mia#em jeszcze do niej okre$lonego stosunku i pami"tam, %e wtedy nagle, po prostu w ci!gu godziny, otwar#em si" na sztuk" nowoczesn!, to by#o cudowne uczucie. No, a w czasie wojny – poniewa% trzeba by#o co$ ze sob! zrobi' – zapi-sa#em si" do Kunstgewerbeschule. Niemcy postanowili wznowi' szko#y zawodo-we i tak te% potraktowali Szko#" Przemys#u Artystycznego, gdzie uczyli g#ównie byli profesorowie ASP, którzy prowadzili po prostu swoje normalne pracownie artystyczne. Dosta#em si" do Kamockiego i tam u niego zacz!#em nieoficjalne studia akademickie bez oficjalnej matury. Kamocki mia# do mnie bardzo sym-patyczny stosunek, bardzo mu si" podoba#o to, co robi", i z profesorów pami"-tam w#a$ciwie tylko jego, bo uczy#em si" g#ównie od kolegów. By#o tam paru ch#opców u$wiadomionych w problematyce sztuki nowoczesnej, uzupe#niali-

Sztuka nie boi si" propagandyZ J e r z y m N o w o s i e l s k i m r o z m a w i a K r y s t y n a C z e r n i

Krystyna Czerni

(1957), krytyk i historyk sztuki, zwi!zana z Instytutem Historii

Sztuki Uniwersytetu Jagiello"skiego, wspó#pracownik „Tygodnika

Powszechnego” i miesi$cznika „Znak”, autorka albumu Nowosielski (Znak, 2006), pod jej redakcj! ukaza#a si$

ksi!%ka Tadeusz Ró!ewicz, Zofia i Jerzy Nowosielscy. Korespondencja

(Wydawnictwo Literackie, 2009) oraz Rozmowy z Jerzym Nowosielskim

(Znak, 2009), b$d!ca zapisem spotka" Jerzego Nowosielskiego i Zbigniewa Podgórca. Krystyna

Czerni jest autork! biografii Jerzego Nowosielskiego, która za

kilka miesi$cy uka%e si$ nak#adem wydawnictwa Znak.

Jerzy Nowosielski

(1923), nale%y do najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku.

Rysownik i scenograf, teoretyk sztuki, filozof i teolog.

56

Page 19: 200 numer issuu

Trzy lata temu zwierza! si" pan miesi"cznikowi „Bestseller”: „Zwi#zek Radziecki to zawsze by! wielki temat. Dla nas, Polaków, by$ mo%e jeden z najwi"kszych. Rosja to tak%e mój osobisty temat. Urodzi!em si" w Pi&sku, na Polesiu. Na pocz#tku lat siedemdziesi#tych zje'dzi!em Gruzj", Armeni", Azerbejd%an. Napisa!em o tym ksi#%k" Kirgiz schodzi z konia. W po!owie pa'dziernika 1989 spakowa!em si" i wyjecha!em tam znowu”. Pa&ska podró% trwa!a ponad rok i zaowocowa!a wydaniem Imperium. Jak do niej dosz!o i jak wygl#da!a organizacja tak gigantycznego przedsi"wzi"cia?

Kiedy postanowi!em objecha" ten kraj, pieriestrojka by!a w pe!nym rozkwi-cie i rozpoczyna!a si# ostatnia faza upadku ZSRR. „Inostrannaja Litieratura” wydrukowa!a w!a$nie mojego Cesarza, mia!em wi#c pieni%dze na podró&. Przygotowanie wyjazdów do kolejnych republik i obwodów by!o wielk% operacj% strategiczn%, która poch!ania!a mnóstwo czasu, energii i si!. Nad za!atwianiem biletów, hoteli i wy&ywienia pracowa! ca!y sztab ludzi – moich przyjació!. Bez nich niewiele bym zdzia!a!. O zorganizowaniu w tamtych warunkach takiej podró&y jak moja mo&na by napisa" osobn% ksi%&k#. Prze-jecha!em ponad sze$"dziesi%t tysi#cy kilometrów, przemierzy!em Zwi%zek Radziecki od Brze$cia do Magadanu i od kr#gu polarnego do granicy z Ira-nem i Afganistanem, dotar!em do wszystkich republik. Trafi!em na bardzo ostre zimy i bardzo upalne lata i sporym problemem by!o, jak fizycznie wy-trzyma" tak% podró&. Par# razy by!em bliski za!amania. Wraca!em do kraju i znowu wyje&d&a!em.

Napisa! pan, %e „o Rosji tym !atwiej jest mówi$, im bardziej nazwie tej nada-je si" sens abstrakcyjny”. Jak z perspektywy swojej podró%y okre(li!by pan, czym jest Rosja?

Rosja to twór bardzo specyficzny, historycznie specyficzny, w którym zawiera si# wiele elementów nieokre$lono$ci. Mo&na powiedzie", &e Rosja to Heisen-bergowska „nieokre$lono$"”. Gdzie s% granice Rosji? Nie wiadomo! S% granice Federacji Rosyjskiej, ale na terenie Federacji jest nie tylko Rosja. Kto to jest Rosjanin? Równie& nie wiadomo! W dawnym ZSRR mieszkaj% miliony ludzi, którzy maj% k!opoty z okre$leniem si#, z ustaleniem, kim s%, skoro ojciec by!, powiedzmy, Tatarem, matka Rosjank%, babka Kazaszk%, ciotka Uzbeczk% a wujek Ukrai'cem.

Reporta& i trwanieR o z m o w a z R y s z a r d e m K a p u ! c i " s k i m – r e p o r t e r e m

Wojciech Górecki

(1970), historyk, dziennikarz, reporter, analityk, specjalizuj!cy si"

w tematyce Kaukazu Pó#nocnego i Po#udniowego. W 2010 roku

nak#adem wydawnictwa Czarne ukaza#a si" jego ksi!$ka Toast za

przodków, a tak$e Planeta Kaukaz (2002, wyd. 2. uzupe#nione,

Czarne 2010).

Ryszard Kapu!ci"ski

(1932–2007), reporta$ysta, dziennikarz, publicysta, poeta

i fotograf, legenda polskiego reporta$u.

Page 20: 200 numer issuu
Page 21: 200 numer issuu

ROZMOWY

Page 22: 200 numer issuu

s p ó l n o t y pol it yczne w sposób nieuniknio-ny opiera-j! si" na sile i przemo-cy. Ich po-cz!tki i fun-d a m e n t y , ich trwanie i wreszcie

upadek nieodzownie wi!#! si" z u#yciem si$y i prze-mocy wobec wrogów i wspó$obywateli czy podda-nych. Skoro korzeni cywilizacji europejskiej nale-#y szuka% w chrze&cija'stwie oraz dziedzictwie Grecji i Rzymu, to s! one ska#one u swych pocz!t-ków. To Kain, po morderstwie brata i tu$aczce, za-k$ada pierwsze biblijne miasto; po wspólnym usta-nowieniu Rzymu Romulus zabija swego brata bli(-niaka; wreszcie republika rzymska ufundowana jest na gwa$cie Lukrecji, jej samobójstwie i obnoszeniu

jej cia$a po rzymskim rynku przez Brutusa. Nawet s$owo, podstawa porozumiewania si" i dzia$ania ro-zumu, zdolne dokonywa% „boskich zgo$a dzie$”, jed-nocze&nie potrafi krzywdzi% i „pogr!#y% w otch$a-ni smutku”.

Filozofia polityczna, niezale#nie jak rozumia-na, musi odnie&% si" do problemu towarzysz!cej cz$o-wiekowi i wspólnocie politycznej przemocy i rozwa-#y% ten dylemat, by% mo#e nawet spróbowa% go roz-wi!za%. Bez wzgl"du na to, czy filozofia polityczna jest „prób! prawdziwego poznania zarówno natury rzeczy politycznych, jak i prawego czy dobrego porz!dku po-litycznego” i ró#ni si" od my&lenia politycznego „nie-wra#liwego na odró#nienie mi"dzy opini! i wiedz!” (Leo Strauss), czy stanowi „postaw" radykalnie burzy-cielsk!”, zupe$nie nieprzydatn! praktycznie (Michael Oakeshott), nie mo#e unika% pytania o przemoc.

I filozofia polityczna oczywi&cie pytania o prze-moc stawia, a nawet udziela odpowiedzi. Wielu i diametralnie rozbie#nych. Hannah Arendt rozu-mie polityczno&% jako dobrowolne, wspólne i bezin-teresowne dzia$anie grupy ludzi. Ludzka zdolno&%

90

MARCIN B!BA

Szanta!

Page 23: 200 numer issuu

dzia!ania jednomy"lnego, innymi s!owy – w!adza, jest w!asno"ci# wspólnoty. W momencie pojawienia si$ przemocy ginie w!adza i mo%liwo"& wspólnego dzia!ania – „w!adza i przemoc s# przeciwie'stwa-mi; gdy jedna absolutnie panuje, druga jest nieobec-na. Przemoc pojawia si$ tam, gdzie w!adza jest za-gro%ona, lecz przemoc pozostawiona w!asnemu lo-sowi doprowadza do zaniku w!adzy”. Radykalnie odmienn# relacj$ mi$dzy przemoc# i polityczno"ci# mo%na znale(& u Carla Schmitta. W jego rozumie-niu „specyficzne polityczne rozró%nienie, do które-go mo%emy sprowadzi& wszystkie polityczne dzia-!ania i motywy, to rozró%nienie przyjaciela i wroga”. Antagonizm wpisany w my"lenie Schmitta, z defini-cji, zak!ada u%ycie przemocy wobec wroga. Nale%y jednak pami$ta&, %e nie jest to pochwa!a przemocy, %e konfrontacja z wrogiem jest sytuacj# szczególn# i wyj#tkow#. Gloryfikacja przemocy i rewolucyjnego terroru to przekonania Georges’a Sorela. Robotnicy zrzeszeni w syndykaty, w sposób %ywio!owy i nie-zorganizowany, w imi$ dzia!ania dla samego dzia!a-nia, mieli zniszczy& wspó!czesny "wiat.

Autorzy publikowanych w tym dziale esejów za-daj# pytania o relacj$ przemocy i wolno"ci politycz-nej, wspó!istnienie ludzi; o si!$ i jej centralne miej-sce w najwi$kszym eposie europejskim – Iliadzie. I alternatywna historia – z przymru%eniem oka pi-sana – konfliktu Sokratesa z Atenami, pióra Friedri-cha Dürrenmatta. Przemoc konstytuuj#ca filozo-fi$ polityczn# nie wyra%a si$ bowiem w konfronta-cji miasta z filozofem, lecz w gro(bie, przekupstwie i szanta%u Platona wobec Sokratesa.

Marcin B!ba (1979), historyk idei. Cz!onek redakcji „Res Publiki”.

Redaktor prowadz"cy 200. wydanie „Res Publiki”.

Platona91

Page 24: 200 numer issuu

lPolityka rozgrywa si! mi!dzy dwoma biegunami: mo"liwej przemocy i wolnego wspó#istnienia.

Wobec przemocy konieczna jest obrona z u"y-ciem przemocy, chyba "e odrzucaj$c przemoc jeste-%my gotowi sta& si! niewolnikami innych lub uni-cestwi& samych siebie. Wolne wspó#istnienie ro-dzi wspólnot! dzi!ki instytucjom i prawom. Polity-ka przemocy i polityka obrad s$ wedle swego sen-su przeciwstawne; sposób, w jaki obie si! #$cz$, roz-strzyga o praktyce politycznej – tak przynajmniej by#o dot$d i trudno przewidzie&, kiedy to si! zmieni.

Odró"nia si! polityk! wewn!trzn$ i polityk! za-graniczn$. O tym, której przypada pierwsze'stwo, decyduje sytuacja danej spo#eczno%ci wobec innych spo#eczno%ci. Lecz obie mog$ si! przenika&. Polity-ka zagraniczna wyrasta z polityki przemocy, która wszelkie rozmowy traktuje jako podst!p. Ale dzi!ki uk#adom, prawu mi!dzynarodowemu d$"y do prze-kszta#cenia samej siebie i rezygnacji z przemocy. Po-lityka wewn!trzna przejmuje z kolei cechy polityki zagranicznej, gdy politycy si!gaj$ w walce do pod-st!pów, k#amstw, zgubnego zatajania, wymuszania

92

stawanie si! cz#owiekiem

dzi!ki polityce

Page 25: 200 numer issuu

Prawdziwym bohaterem Iliady, prawdziwym, sto-j!cym w jej centrum podmiotem, jest si"a. Si"a, któ-r! ludzie si# pos"uguj!, si"a, która sobie ludzi podda-je, si"a, przed któr! ludzkie cia"o si# wzdryga. Dusz# ludzk! wci!$ jej stosunki z si"! przekszta"caj!, wci!-gaj! w pole jej dzia"ania, tak $e si"a, któr! dusza roz-porz!dza – o%lepia j!, a ci#$ar si"y, której dusza ulega – przyt"acza. Ci, którym si# roi"o, $e dzi#ki post#po-wi w"adza si"y nale$y ju$ do przesz"o%ci, mogli w tym poemacie widzie& niejako dokument; ci, którzy umie-j! dostrzec, $e tak dzi%, jak i niegdy%, si"a zajmuje cen-tralne miejsce w historii ludzko%ci, postrzegaj! Iliad! jako szczególnie pi#kne i czyste zwierciad"o.

Si"a jest tym, co z ka$dego, kto jest jej podda-ny, czyni rzecz. Kiedy dzia"a w sposób ostateczny, czyni z cz"owieka rzecz w znaczeniu najbardziej do-s"ownym, gdy$ zamienia go w martwe cia"o. Kto% istnia", a w chwil# pó'niej nie ma nikogo. Oto obraz, który Iliada stawia nam przed oczy nieustannie:

98

Iliada, czyli poemat o sile

Page 26: 200 numer issuu

Platon, introwertyczny intelektualista, postanowi! zmieni" #wiat, którym gardzi!. Ale nie wiedzia! jak. By! niepopularny, politycznie bez szans, spokrew-niony ze sprzyjaj$cymi Sparcie dyktatorami, Kritia-sem i Charmidesem, którzy zgin%li podczas demo-kratycznej kontrrewolucji. By! arystokrat$ wybit-nie krótkowzrocznym, zarozumia!ym i sztywnym. Nienawidzi! Ate&czyków za t% ich ca!$ demokracj%, a szczególnie nienawidzi! Sokratesa. Z zazdro#ci.

Sokrates by! gruby i brzydki, ale popularny, i by! znanym w ca!ym mie#cie orygina!em. Kamie-niarstwo zarzuci!. Utrzymywa!a go 'ona, Ksantypa, prowadz$ca antykwariat, jak z uporem nazywa!a swój sklep ze staro'ytno#ciami. By!a okaza!$, po-stawn$ kobiet$ o niegdy# jasnych w!osach, którym zawdzi%cza!a swoje imi%: Xanthippe – jasnogrzy-wy ko&. Praktyczna i wielkoduszna. Rezydowa!a w kuchni za antykwariatem i wynurza!a si% z niej tylko wtedy, gdy zjawia! si% klient albo 'eby wysta-wi" nowy towar. W dzie& Sokrates w!óczy! si% po mie#cie i ka'dego, kto si% nawin$!, wci$ga! w dow-cipne a czasem wysoce niedorzeczne rozmowy.

Sta! si% modn$ postaci$ w#ród rozbisurmanio-nych arystokratycznych peda!ów, którzy przecha-

dzali si% po Atenach i kpili z demokracji. Sokrates nie przejmowa! si% polityk$. Twierdzi!, 'e nic nie wie, i udowadnia! innym, 'e te' nic nie wiedz$. Zapraszanie go nale'a!o do dobrego tonu. Bywa! w najlepszych domach. Nie zabrak!o go przy 'adnej uczcie. Mia! nies!ychanie mocn$ g!ow%. Gdy wszy-scy le'eli ju' spici, chodzi! po pokojach i zabiera! sobie to jak$# waz%, to pos$'ek. Ksantypa sprze-dawa!a je w antykwariacie s!yn$cym z rzadkich okazów. Ofiary kradzie'y milcza!y. Sokrates by! Sokratesem. Znowu go zapraszano i znowu docho-dzi!o do kradzie'y. Tylko gdy s!awna hetera Dioty-ma opowiedzia!a raz ze #miechem, jak to odkupi!a w antykwariacie Ksantypy ma!ego Fidiasza za sum% dwukrotnie wi%ksz$, ni' swego czasu zap!aci!a rze(biarzowi, przy czym przekonana by!a, 'e rze(-ba przedstawiaj$ca Heraklesa nadal u niej stoi, Pla-ton chcia! zwróci" si% do policji, by przeprowadzi!a rewizj% w antykwariacie Ksantypy. Potem jednak zastanowi! si%, czy zamiast niszczy" popularno#" Sokratesa, nie by!oby sprytniej j$ wykorzysta".

Uda! si% zatem do Sokratesa i zapyta!, czy wi-dzia! jego tragedie. Sokrates odpar!, 'e wygwiz-dywa! je razem z innymi. Có', nadaj$ si% raczej do

#mier" Sok

ratesa

114

Page 27: 200 numer issuu
Page 28: 200 numer issuu

ROZMOWY

Page 29: 200 numer issuu

Pami!"

122

nictwa na wszystkich poziomach edukacji bardzo szczegó!owo zapozna!am si" wprawdzie z przebie-giem wojen peloponeskich, zdecydowanie mniej na-tomiast z czymkolwiek, co wydarzy!o si" po drugiej wojnie #wiatowej, czy to z powodu niech"ci nauczy-cieli do wypowiadania si" o czasie wci$% niezamkni"-tym, czy raczej z powodu braku rozstrzygaj$cych (?) opracowa& historycznych. Zarówno pami"', jak i hi-storia – dwa sposoby radzenia sobie z przesz!o#ci$ – pozbawi!y mnie na polu walki nie tylko prawa budo-wania obrazu, nie tak znowu odleg!ej, rzeczywisto-#ci (na tym zale%y mi mniej), lecz tak%e zabierania g!osu we wspó!czesnych sprawach publicznych, któ-re w jakikolwiek sposób uwik!ane s$ historycznie. Czyli (w polskich realiach) – we wszystkich.

Naturaln$ konsekwencj$ tego stanu rzeczy jest potrzeba manifestacyjnego odci"cia si" od tych (nie-rozstrzygalnych?) sporów i zaj"cia sprawami bie%$-cymi, a #ci#lej – sprawami, do których przy!o%ono wektor skierowany w przysz!o#'. Brzmi znajomo? Jest jeszcze drugie wyj#cie: odwrót od spraw pu-blicznych w ogóle.

Tymczasem dyskusja o lustracji w krajach wy-szehradzkich i Niemczech zd$%y!a ju% zabrn$' w #lepy zau!ek, drog" niegdy# by' mo%e prze-jezdn$, dzi# zabarykadowan$ przez j"zyk. Pa-mi"' faktów. Pami"' wielkiej historii – przekaz

est deszczowe lipcowe po-po!udnie, Ba&ska Szczaw-nica – miasteczko ukry-te w (obecnie) s!owackich górach. W krótkiej pauzie pomi"dzy wybrzmieniem pytania a wybuchem dys-kusji staram si" wyczy-ta' z twarzy uczestników wzbieraj$ce emocje i na ich podstawie przewidzie' ar-gumenty, które za chwil" padn$. Znam je na pami"',

cho' w mi"dzynarodowym gronie zdarza mi si" ofi-cjalnie rozmawia' na temat lustracji po raz pierw-szy. A w!a#ciwie – jedynie przys!uchiwa' rozmowie. Spodziewam si" bowiem, %e to, co chcia!abym do-da', nie przenios!oby rozmowy na inny poziom, a je-dynie wytr$ci!o z równowagi (znajduj$cych si" ju% i tak ryzykownie blisko granicy desperacji) rzeczni-ków „prawdy”, skanduj$cych ze #ci#ni"tym gard!em: „takie s$ FAKTY, przecie% PAMI(TAM”. Poziom zaan-ga%owania emocjonalnego uczestników maleje pro-porcjonalnie do ich wieku, najni%szy notuj" u siebie.

Ani nie pami"tam wydarze&, o których mowa, ani nie mam dost"pu do przekazów historycznych na ich temat. Dzi"ki b!ogos!awionej reformie szkol-

MAGDALENA MALI!SKA

Page 30: 200 numer issuu

i historia123

mikrohistoryczny o tych samych wydarzeniach, które opisywano oficjalnymi i nieoficjalnymi, ale te! antyoficjalnymi kana"ami; pami#$ prywatna wyda-rze% publicznych; archiwa zawieraj&ce dokumenty, w których autentyczno'$ mamy prawo w&tpi$. Ko-lekcje niepe"ne, pozbawione indeksów zawarto'ci i przypisów. Kolekcje rozkradzione. Kolekcje, które by$ mo!e nigdy nawet nie d&!y"y do wyczerpania paradygmatu. Instytucje naukowe powo"ane dla ce-lów politycznych.

Przemyka mi przez my'l, !e by$ mo!e wtr&-cenie do szczawnickiej dyskusji kilku argumentów nowego historyzmu mog"oby przenie'$ j& na inne tory. Po chwili jednak zdaj# sobie spraw# z ich bezu!yteczno'ci, z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze, analizowanie zale!no'ci pomi#dzy Histori& (t& wielk&, pisan& przez zwyci#zców), hi-stori& (przesz"o'ci&, któr& zwykli'my okre'la$ tym mianem) i pami#ci& ( jednostkow& i zbiorow&) tego okresu wymaga"oby równowagi reprezentacji, a ta zachwiana jest na korzy'$ pami#ci (a 'ci'lej: wielu ró!nych pami#ci silnych jednostek, które walcz& ze sob& o prawo do pierwsze%stwa w hierarchii wa!no'ci). Po drugie – zaciek"o'$, z jak& rzecznicy „prawdy” broni& statusu ontologicznego faktów historycznych, dotyczy wa!niejszej sprawy, a mia-nowicie – ich w"asnej to!samo'ci. Dla 'wiadków

wydarze% historycznych uznanie tworzonego wspó"cze'nie obrazu tych wydarze% za cz#'$ narra-cji podlegaj&cej tym samym prawom, co ka!da inna opowie'$, jest nie do przyj#cia. Dla mojego pokole-nia natomiast za"o!enie to jest jedynym mo!liwym.

W „Res Publice” na przestrzeni 30 lat problem pami#ci i historii poruszany by" przez ró!nych au-torów przy okazji wielu tematów numeru. Poni!szy skromny wybór przedstawiam, !ywi&c przekona-nie, !e napi#cie pomi#dzy tymi dwoma sposobami odnoszenia si# do przesz"o'ci nie tylko stanowi"o o' przecinaj&c& ca"e morze innych wa!kich kwestii do tej pory, lecz tak!e wspó"cze'nie – ze wzgl#du na wej'cie w doros"o'$ pokolenia, którego jestem cz#-'ci& – b#dzie zyskiwa"o na wa!no'ci.

Podobno Bogdan Borusewicz po tegorocznych obchodach rocznicy powstania „Solidarno'ci” wy-razi" opini#, !e zamiast pompowa$ pieni&dze i ener-gi# w kolejne 'wi#to maj&ce upami#tnia$ ten okres, powinni'my skupi$ si# na dofinansowaniu prac nad jego dokumentacj&. Podobno. Je'li tego nie zrobi", robi# to ja.

Magdalena Mali!ska (1986), doktorantka w Instytucie Literatury Polskiej

UW. Cz!onkini redakcji „Res Publiki”

123

Page 31: 200 numer issuu

124

Dramatpami!ci

Page 32: 200 numer issuu

Chcemy dzi! zastanowi" si# nad mechanizmami naszej pami#ci ostatnich kilkudziesi#ciu lat, w szczególno!ci tego, co przesz$o do historii pod nazw% PRL. Zgadzamy si# zapewne co do tego, &e dramat polskiej pami#ci to dramat nie-ci%g$o!ci i pami#ci z$ej, niechcianej. Oznacza to zaburzenia w rozumieniu siebie samych, a prowadzi do zak$óce' to&samo!ci. Wypacza obraz historii. Na czym polegaj% owe zaburzenia? Kiedy to si# zacz#$o? Czy z chwil% upadku pa'stwa w 1939 roku? Czy po roku 1944, wraz z instalowaniem si# tutaj nowej w$adzy? Czy mo&e pó(niej? Czy racj# maj% ci, którzy mówi% o zachowaniu ci%g$o!ci na-szej kultury i tradycji narodowej, czy raczej nast%pi$o tu jakie! zerwanie?

Trzeba rozró&ni" mi#dzy histori% polityczn% a histori% intelektualn%, jakkolwiek oczywi!cie one si# zaz#biaj%. Ale jest co! takiego, co stanowi pewn% gwarancj# dla polsko!ci: bez wzgl#du na obroty historyczne ni" ci%g$o!ci biegnie przez stulecia. To bardzo wa&ne, zw$aszcza gdy mówimy o pami#ci, poniewa& pami#" trwa nieustannie. Mo&e by" odsuwana, poniewa& z jakich! powodów bywa nie-wygodna, mo&e by" przywracana, mo&e biec p$ytko, mo&e schodzi" g$#boko, ale jest, poniewa& stanowi rodzaj obrony zbiorowo!ci, która jak gdyby instynktow-nie zdaje sobie spraw#, &e jest wystawiona na ró&ne zagro&enia. Zatem ta ni" ci%g$o!ci istnieje, natomiast utraty pami#ci cz#sto s% raczej sztuczne: chcemy zapomina" o jakich! rzeczach, potem jakie! rzeczy chcemy sobie przypomina", to zreszt% jest udzia$em g$ównie jednej warstwy, tak zwanych intelektualistów, bo normalni ludzie, którzy si# sprawami pami#ci nie zajmuj%, w swoim &yciu codziennym, rodzinnym, religijnym w$a!nie t# ni" ci%g$o!ci podtrzymuj%.

Ja te& si# zgadzam co do tego, &e nie mo&na mówi" o przerwaniu ci%g$o!ci. Przeciwnie. Je!li chodzi o PRL, my!l#, &e mamy wr#cz do czynienia ze zjawi-skiem petryfikacji tego, co by$o. Niedawno czyta$am pras# przedwojenn%: „Wia-domo!ci Literackie”, „Prosto z Mostu”, „Polityk#” i by$am uderzona aktualno!ci% tej prasy. Wiele artyku$ów mog$oby zosta" wydrukowanych dzisiaj i nikomu by specjalnie nie przeszkadza$o, &e zosta$y napisane przesz$o pó$ wieku temu. Jaka ró&nica, bior%c z kolei pras# z lat trzydziestych i pras# z ko'ca XIX wieku! A to przecie& tyle samo pokole'! Co nast%pi$o w ostatnim pó$wieczu? My!l#, &e spo-$ecze'stwo, w sposób po cz#!ci !wiadomy, po cz#!ci naturalny, spontaniczny,

R o z m o w a w r e d a k c j i „ R P ” z u d z i a ! e m P a w ! a H e r t z a , K r y s t y n y K e r s t e n , Z y g m u n t a K u b i a k a , Z d z i s ! a w a N a j d e r a . R e d a k c j " r e p r e z e n t o w a l i : P i o t r K ! o c z o w s k i , M a r c i n K r ó l i M a r e k Z a l e s k i

Marek Zaleski

(1952), krytyk i historyk literatury, eseista, publicysta, wyk!adowca

uniwersytecki. Przez wiele lat by! zast"pc# redaktora naczelnego

„Res Publiki”.

Pawe! Hertz

(1918–2001), pisarz, wydawca. Cz!onek zarz#du polskiego PEN Clubu, cz!onek i korespondent Instytutu Wiedzy o Cz!owieku

w Wiedniu.

Krystyna Kersten

(1931–2008), historyk dziejów najnowszych, profesor Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk.

Page 33: 200 numer issuu

Na ca!ym "wiecie prze#ywamy nadej"cie czasu pa-mi$ci. W ci%gu ostatnich dwudziestu lub dwudzie-stu pi$ciu lat wszystkie kraje, grupy spo!eczne, et-niczne, rodzinne prze#y!y g!$bok% przemian$ sto-sunku, jaki tradycyjnie utrzymywa!y z przesz!o"ci%.

Przemiana ta przybra!a rozmaite formy: kry-tyka oficjalnych wersji historii, odkrywanie ze-pchni$tych w niepami$& fragmentów dziejów, re-windykowanie "ladów przesz!o"ci wymazanej lub skonfiskowanej, kult korzeni (roots) i rozwój bada' genealogicznych, gor%czka wszelkiego rodzaju ob-chodów rocznicowych, s%dowe rozrachunki z prze-sz!o"ci%, mno#enie si$ najrozmaitszych muzeów, zwi$kszona uwaga po"wi$cana przechowywaniu archiwaliów i udost$pnianiu ich w celu konsultacji, odrodzenie si$ przywi%zania do tego, co Anglosasi nazywaj% „dziedzictwem”, a Francuzi „spu"cizn%”.

Niezale#nie od tego, jak% posta& przybiera kombi-nacja tych elementów, mo#na powiedzie&, #e jaka" g!$binowa fala pami$ci rozla!a si$ ostatnio po "wie-cie, wsz$dzie wi%#%c ze sob% bardzo "ci"le wier-no"& dla rzeczywistej lub wyobra#onej przesz!o"ci z poczuciem przynale#no"ci, "wiadomo"& zbiorow% ze samo"wiadomo"ci% jednostkow%, pami$& z to#-samo"ci%.

Francja mo#e pierwsza wesz!a w ten wiek pa-mi$ci nami$tnej, niepogodzonej, niemal obsesyjnej. Nast$pnie, po upadku muru i znikni$ciu Zwi%zku Radzieckiego, zetkn$li"my si$ z „pami$ci% odnale-zion%” Europy Wschodniej. Wreszcie wraz z upad-kiem dyktatur latynoameryka'skich, ko'cem apar-theidu w Afryce Po!udniowej i dzia!alno"ci% Truth and Reconciliation Commission mogli"my obserwo-wa& oznaki prawdziwej globalizacji pami$ci oraz

Czas pami$ci

134

Page 34: 200 numer issuu

Przesz!o"# to kraj

142

Przesz!o"#, z powodów zasadniczych, jest niepew-na, co zmusza nas do nerwowego udowadniania, $e by!a w!a"nie taka, za jak% j% uwa$amy. Chcemy mie# pewno"#, $e dzie& wczorajszy by! równie rzeczywi-sty, jak dzisiejszy; obci%$amy si' wi'c bez reszty re-likwiami przesz!o"ci, namacalnie potwierdzaj%cymi pami'# i histori'. Lubimy sobie wyobra$a#, $e ci, któ-rzy kiedy" $yli, ju$ wówczas chcieli, by"my wiedzie-li, jak bardzo ich $ycie by!o prawdziwe. W roku 1978 w broszurze towarzystwa historycznego Colorado Heritage Center ukaza! si' nast'puj%cy komentarz do wystawy dziewi'tnastowiecznych listów i zapi-sków ameryka&skich osadników: „Nie spiesz%c si' spisywali swe spostrze$enia i odczucia i zostawili nam zapis swych najintymniejszych my"li”, jak gdy-by troska o to, by"my w!a"nie my poznali ich prze-sz!o"#, sk!oni!a osadników do utrwalenia ich $ycia.

Jednocze"nie za" mamy "wiadomo"#, $e prze-sz!o"ci nie mo$na pozna# tak dobrze jak tera(niej-szo"ci. L.P. Hartley powiedzia!, $e przesz!o"# to obcy kraj, gdzie sprawy tocz% si' inaczej. To, co dzi" zna-ne jest jako „przesz!o"#”, nie jest tym samym, czego do"wiadczano jako „tera(niejszo"ci”. Pod pewnymi wzgl'dami znamy przesz!o"# lepiej ni$ ci, którzy w niej $yli; T.S. Eliot zauwa$y!, $e „przesz!o"# odczu-wana jest przez nas w taki sposób i z tak% g!'bi%, jakie nie by!y dost'pne "wiadomo"ci, któr% o sobie mia!a przesz!o"#”. Interpretujemy tera(niejszo"# $y-j%c w niej; stoimy za" poza przesz!o"ci% i widzimy jej zako&czone dzia!anie, dzi" znane ju$ skutki tego, co wówczas by!o przysz!o"ci%. Wysuszenie starego ba-gna staje si' jednym z kroków w stopniowym zago-spodarowywaniu l%du; ostatnie wystawy pokazuj%, jak wczesne obrazy zapowiada!y pó(niejszy rozwój

Page 35: 200 numer issuu

II wojna !wiatowa nie stanowi"a takiego samego do-!wiadczenia dla wszystkich krajów. Dla niektórych by"a to ca"kiem „dobra” wojna, przynajmniej do ostatnich miesi#cy jej trwania. Czechom i Morawom, na przyk"ad, wiod"o si# ca"kiem nie$le pod okupa-cj% nazistowska, którzy w uprzywilejowany sposób traktowali te kraje ze wzgl#du na ich bogactwa na-turalne i potencja" przemys"owy, wykwalifikowan% i subordynowan% si"# robocz%, kulturowe i obycza-jowe ( je!li nie rasowe) pokrewie&stwa. Wi#kszo!' czeskich robotników i ch"opów by"a przez Niemców dobrze traktowana i dla nich okupacja to okres pe"-nego zatrudnienia, wysokich zarobków, zadowala-j%cych przydzia"ów kartkowych – tylko cz"onko-wie ruchu oporu, komuni!ci i (ydzi, podobnie jak gdzie indziej, )yli w ci%g"ym zagro)eniu, nara)eni na prze!ladowania, utrat# maj%tku i deportacje. S"o-wacy i Chorwaci odzyskali swe „niepodleg"e” – na-wet je!li by"y one rz%dzone przez kolaborantów – pa&stwa i wielu by"o bardzo zadowolonych z tak po-my!lnego obrotu spraw. Niemcy i Austriacy odczuli bole!nie trudy wojny dopiero w jej ko&cowym okre-sie; do tego czasu gospodarki ich krajów zasila"a si"a robocza i surowce wywo)one z okupowanych kra-jów. Nawet Francji, a mo)e przede wszystkim Fran-cji, nie wiod"o si# zbyt $le – wi#kszo!ci zniszcze& wojennych oraz najbardziej okrutnych aktów zbio-rowych represji dokonano ju) po l%dowaniu alian-tów (co zapewne t"umaczy, dlaczego Francuzi tak ró)nie pami#taj% ten okres). Ogólnie mówi%c, na pewno nie by"o dobrze w czasie II wojny !wiatowej by' (ydem, Cyganem czy Polakiem, jak równie) nie by"o bezpiecznie by' Serbem (w Chorwacji), Rosja-ninem (do 1943) lub Ukrai&cem czy Niemcem (po 1943). Ale gdyby!my mogli zatrzyma' zegar – po-wiedzmy w styczniu 1944 roku – to wi#kszo!' z kra-jów okupowanej Europy mia"aby ma"o powodów do narzeka& w porównaniu z tym, co mia"o nast%pi'.

Innym sposobem powiedzenia tego samego jest stwierdzenie, )e zasadnicza cz#!' okupowanej Eu-ropy albo kolaborowa"a z okupantem (mniejszo!'), albo przyj#"a z rezygnacj% i spokojem obecno!' i dzia"ania armii niemieckiej (wi#kszo!'). Nazistom nigdy by si# nie uda"o utrzyma' hegemonii nad

Mit i pami!" w powojennej Europie

152

Prze

sz"o!'

to

kraj

Page 36: 200 numer issuu
Page 37: 200 numer issuu
Page 38: 200 numer issuu

Na pocz!tku jest problem otwarcia, to znaczy, jak przedosta" si# z miejsca, gdzie jeste$my, a chwilo-wo jest to jeszcze nigdzie, na odleg%y brzeg. To po prostu problem po%!czenia, zmontowania mostu. Ludzie rozwi!zuj! takie problemy ka&dego dnia1. Rozwi!zuj! je, a rozwi!zawszy, radz! sobie dalej. Niektórzy zostawiaj! po sobie plany, mapy, karto-graficzne wprawki i notatki z drogi. Próby obryso-wania nowego kontynentu czy szeregu wysp, jak wystaj!cy nad powierzchni# wody kr#gos%up przed-potopowego gada.

Prace Jana Lebensteina przywodz! na my$l raczej niepokoj!ce wykopaliska archeologiczne. Ar-cheologi# niewiedzy. Upart!, uporczywie tworzon! dokumentacj# z podró&y do piekie%, wed%ug okre$le-nia Mici'skiego.

Wbrew z%udzeniom, którym ch#tnie si# podda-jemy, proces samoprzekszta%cania si# czy ucieczki od ustanowionych to&samo$ci do jakiego$ innego $wiata nie dokonuje si# %atwo. Dla Lebensteina to by%a kwestia wyznaczenia linii, ucieczki albo proce-su stawania si#, który mia% potencja% wytwarzania nowych form &ycia. Taka kreacja mo&e zdarzy" si# tylko w momencie za%amania istniej!cych form &y-

cia, kiedy indywiduum zyskuje dost#p do pierwot-nej, transformuj!cej si%y czystego &ycia.

Piotr K%oczowski stara% si# to pokaza" w prze-strzeniach Zach#ty w ramach wystawy Jan Leben-stein. Piecz!" Erosa i #anatosa. Uda%o mu si# zebra" prace ukryte po prywatnych kolekcjach na ca%ym $wiecie: gwasze, obrazy, rysunki, szkice i fotogra-fie. Pojawi%y si# dzie%a zupe%nie nieznane w Polsce. Wystawa obejmowa%a twórczo$" z lat 60., szczegól-ny nacisk po%o&ony zosta% na „trzy pierwsze zimy paryskie”. To wtedy dokonuje si# zasadnicza prze-miana w dzie%ach Lebensteina.

W Pary&u m%ody wówczas malarz znalaz% si# za spraw! wygranej: Grand Prix Biennale de Paris za Figury osiowe. Nagrod! by%o stypendium w Pary&u. Stypendium, z którego ju& nie powróci% do kraju. Trzeba pami#ta", &e Pary& tamtych lat by% bardzo interesuj!cym miejscem, a Lebensteinowi poma-ga% nie byle kto, bo Konstanty Jele'ski. To jemu za-wdzi#czamy rewelatorski tekst, z którego zaczerp-ni#to tytu% wystawy. To on te& pierwszy dostrzeg% niezwyk%! z%o&ono$" dzie%a m%odego artysty. Mia% zreszt! przewag# nad innymi krytykami, bo jako jeden z nielicznych widzia% nie tylko figury osiowe,

Lebenstein Piecz!" Erosa i #anatosa

162

Wystawa Jan Lebenstein. Piecz#" Erosa i (anatosa. Pary&, lata 60. Obrazy, rysunki, portfolio, fotografie z lat 1960–1970, której kuratorem by$ Piotr K$oczowski (przy wspó$pracy Anny Tomczak z Zach!ty i Agnieszki Szewczyk), by$a prezentowa-na od 26 czerwca do 22 sierpnia 2010 roku w Narodowej Galerii Sztuki Zach!ta. Wystawie towarzyszy$a publikacja Jan Le-benstein. Warszawa – Pary&. Prace z lat 1956–1972 pod. red. Piotra K$oczowskiego i Agnieszki Szewczyk, projekt graficzny Emilii Boja%czyk (Oficyna Wydawnicza Pracowania, Gda%sk 2010).

Na pocz&tku 2011 roku nak$adem Oficyny Wydawniczej Pracownia uka'e sie ksi&'ka Piotra K$oczowskiego Jan Lebenste-in. Piecz#" Erosa i (anatosa. Portfolio.

1. Por. John Maxwell Coetzee, Elizabeth Costello, Penguin 2003, s. 1.

Page 39: 200 numer issuu

Jan Lebenstein, Si! drapie. Z carnets intimes, rys., 1961?

Page 40: 200 numer issuu

Zespó!:Kuba Ambro!ewski, Magdalena M. Baran, Ireneusz Bia"ecki, #ukasz Bluszcz, Gra!yna Borkowska, Przemys"aw Czapli$ski, Justyna Czechowska, Ma"gorzata Dziewulska, Wojciech Górecki, Irena Grudzi$ska-Gross, Piotr Gruszczy$ski, #ukasz Jasina, Helena J%drzejczak, Robert Jurszo, Damian Kalbarczyk, Marcin Kilanowski, Piotr K"oczowski, Jacek Kochanowicz, Andrzej St. Kowalczyk, Sergiusz Kowalski, Marcin Król, Jaros"aw Kuisz, Joanna Kurczewska, Jacek Kurczewski, Katarzyna Kwiatkowska, Andrzej Leder, Tomasz #ubie$ski, Maciej Melon, Krzysztof Michalski, #ukasz Miko"ajewski, Jan St. Mi&, Marcin Moskalewicz, Ma"gorzata Mostek, Aleksandra Ni!y$ska, Teresa Oleszczuk, Szymon Ozimek, Arkadiusz Peisert, Jeremi Sadowski, Bohdan S"awi$ski, Marta S"omka, Aleksander Smolar, Micha" So"tysiak, Piotr Sommer, Aleksandra Sta$czuk, Jerzy Szacki, Weronika Szczawi$ska, Karolina Szymaniak, Anna Wylega"a, Micha" Wysocki, Wojciech Zaj'czkowski.

Redakcja:Marcin B'ba (redaktor prowadz'cy wydanie), Artur Celi$ski (zast%pca wydawcy), Tomasz Kasprowicz, Katarzyna Kazimierowska (redaktor wspó"prowadz'ca wydanie), Magdalena Mali$ska (redaktor wspó"prowadz'ca wydanie), Szymon Ozimek, Wojciech Przybylski (wydawca), Gabriela Sitek (sekretarz redakcji).

Dzi"kujemy przyjacio!om i dobroczy#com:Tomasz Andrzejewski, Piotr Czuderna, Wiktor D"uski, Jan Elbanowski, Carl Henrik Fredriksson, Simon Garnett, Danuta Glondys, Marta Grama"a, Irena Grudzi$ska-Gross, Wojciech Górecki, #ukasz Hrynkiewicz, Jerzy Illg, Karol Kami$ski, Eva Karadi, Piotr K"oczowski, Micha" Kotnarowski, Agnieszka Kowalska, Andrzej Kozicki, Witold Krassowski, Marcin Król, Dorota Lachowska, Monica A. Lapaczewski, Grzegorz Lewandowski, Angelika #uszcz, Rados"aw Markowski, Borys Markowski, Marta Mieszczanek, Arkadiusz Mu&, Zdzis"aw Najder, Leonard Neuger, Pierre Nora, Teresa Oleszczuk, Aleksandra Ol%dzka-Frybesowa, Jakub Panek, Piotr Paszkowski, Micha" Piernikowski, Agata Petrykowska, Grzegorz P%dzich, Maria Snopkiewicz-Otto, Anna Szcz%snowicz, Maciej Ta$ski, Micha" Wenzel, Wies"aw W"adyka, Alejandra Vanney, Marek Zaga$czyk, Marek Zaleski, Piotr Zi%ba, AMO (Praga), BISLA (Bratys"awa), Eurozine, Fundacja Batorego, Diogenes Verlag AG, IInstitut Littéraire „KULTURA”, Institut fuer die Wissenschaften vom Menschen, Klub Lokator, Narodowa Galeria Sztuki Zach%ta, Oficyna Wydawnicza Pracownia, Pa$stwowy Instytut Wydawniczy, „Transit”, Wydawnictwo Adam Marsza"ek, Willa Decjusza.

Dzi%kujemy autorom i t"umaczom prezentowanych tekstów za umo!liwienie ich publikacji.

W numerze reprodukujemy 12 rysunków Jana Lebensteina, w tym 11 pochodz'cych z tzw. carnets intimes, prowadzonych przez artyst% w pierwszej po"owie lat 60. Wszystkie rysunki pochodz' ze zbiorów prywatnych. W"a&cicielom dzi%kujemy za ich udost%pnienie.

Portrety autorów, których teksty publikujemy w numerze, s' autorstwa Agaty Krupy.

Korekta, redakcja: Magdalena Jackowska i Ewelina Sobol

Projekt ok"adki, opracowanie graficzne i sk"ad: rzeczyobrazkowe.pl

Adres redakcji: Res Publica Nowaul. Ga"czy$skiego 5, 00-362 WarszawaTelefon: 0 22 826 05 66, faks: 0 22 343 08 [email protected]

Kwartalnik wydawany przez Fundacj% Res Publica im. H. Krzeczkowskiego, ul. Ga"czy$skiego 5, 00-362 Warszawa.

Prenumerata: cena prenumeraty rocznej (4 numery) wynosi 80 z"otych, dla studentów i doktorantów 60 z"otych

Darowizny wspieraj'ce nasz' dzia"alno&( prosimy wp"aca( na konto Fundacji Res Publica im. Henryka Krzeczkowskiego nr: 59 2490 0005 0000 4520 7698 5723 z dopiskiem: darowizna na rzecz Fundacji Res Publica im. H. Krzeczkowskiego

Druk: Drukarnia Gemtext Sp. z o.o., ul. Pu"awska 34, 05-500 Piaseczno

Nr 10/2010200/ rok XXIIIISSN: 1230-2155Numer indeksu: 375500 Cena 20 z" (VAT 0%)Nak"ad 2800 egz.

Dofinansowano ze &rodków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu operacyjnego „Promocja czytelnictwa. Rozwój czasopism kulturalnych”.

Wspó"praca: