biuletyn ambasady rp w chile nr 12

31
BIULETYN Nr 13/ 2013 Ambasada RP w Santiago de Chile CO W SANTIAGO PISZCZY Evergreen w sali balowej Józef Hósiassón Lądem, wódą czy nad chmurami Dóróta Stanczyk

Upload: embajada-de-polonia-en-chile

Post on 13-Mar-2016

237 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

BIULETYN Nr 13/ 2013

Ambasada RP w Santiago de Chile

CO W SANTIAGO PISZCZY

Evergreen w sali balowej Jó zef Hósiassón

Lądem, wódą czy nad chmurami Dóróta Stan czyk

Page 2: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

2

P raca na stanowisku

Ambasadora RP

oznacza zerwanie z

prostym linearnym sposobem

postrzegania świata. Nie zda-

wałam sobie wcześniej z tego

sprawy. Oczywiście tera-

źniejszość jest najważniejsza,

ale przecież często muszę pa-

trzeć w przyszłość i nierzadko

wracać do przeszłości. Te

wyprawy w czasie i przestrzeni oczywiście determinują ludzie, z którymi się

spotykam. To chyba największy przywilej z jakiego może korzystać każdy ambasa-

dor. Czymś zupełnie niezwykłym staje się ta mozaika ludzkich charakterów, losów,

wyborów, którą niemal codziennie mam przed oczami. Mam okazję rozmawiać nie

tylko z dyplomatami i politykami. Poznałam polskich archeologów, chilijskich inte-

lektualistów, czy peruwiańskiego kucharza. Spotykam się z Chilijczykami w małych

pueblo na południu czy północy, żeby za chwilę pójść na lunch w towarzystwie

„białych kołnierzyków” z Sanhattanu. Patrzę na gwiazdy w towarzystwie polskich

astronomów, brnę przez hałdy piachu na Atacamie razem z chilijskimi górnikami,

jem prosty posiłek razem ze zbieraczami winogron, gdzieś w okolicach Curico.

Spotykam się z ludźmi, którzy pełni są fantastycznych wizji albo pragmatyzmu, do-

brej albo złej woli, spadkobierców wielu pokoleń i tych którzy sami piszą swoją

własną historię. Wiem coraz więcej o Polsce, Chile i o sobie samej. Bo dotykam

świata takim jakim on naprawdę jest. Mam szczęście.

Aleksandra Piątkowska

Ambasador RP w Chile

Mam szczęście

Page 3: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

3

SPIS TREŚCI

4 Chile przy tablicy Anna Kowalczyk

8 Evergreen w Sali

balowej Józef Hosiasson

12 Lądem, wodą czy

nad chmurami Dorota Stańczyk

16 Kościół w rytmie

samby Wojciech Bojanowski

18 Niebo w gębie Radosław Smyk

20 Wrocław, fragmenty

albumu dzieciństwa Miriam Krawczyk

24 Wrocław - miasto

granic Jacek Piątkowski

25 Miasto jeszcze

nieodkryte Dominga Sotomayor

26 Co w Santiago

Piszczy

28 W Polkowicach pod

ziemią Jose Luiz López Blanco

29 Chile o Polsce i

Polakach

30 Witamy na końcu

świata

31 Godne

pozazdroszczenia życie Querubiny Magdalena Antosz

Wydawca Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Santiago de Chile Redakcja: Jacek Piątkowski (redaktor naczelny) [email protected] Anna Kowalczyk [email protected] Zdjęcie na okładce: Magdalena Owsiak Photography www.magdaowsiak.com Mar del Plata 2055 Providencia-Santiago tel. (0-056-2) 2 204 12 13 [email protected] http://santiagodechile.msz.gov.pl https://twitter.com/PLenChile

Page 4: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

4

CHILE PRZY TABLICY CZYLI O POLSKICH NAUKOWCACH NA KOŃCU ŚWIATA

Magdalena Walczak

Jak prowadzić badania w Chile? Co wyróżnia chilijskie uczelnie? Czy chilijski

enolog znajdzie zajęcie w Polsce? Na te i wiele innych pytań próbują

odpowiedzieć polscy akademicy pracujący dziś na wyższych uczelniach w

Chile.

Page 5: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

5

Odnalezienie biura Magdaleny Wa lczak na Uniwe r sy t ec i e Katolickim w Santiago nie jest łatwe. Budynki kampusu San Joaquin mają przeróżne kształty i rozmiary, podzielone są wąskimi, wijącymi się ścieżkami oraz ogrodami, które kryje bluszcz. Jeżeli już uda się znaleźć gmach Wydziału M e t a l u r g i i i I n ż y n i e r i i Mechanicznej, należy przedrzeć się przez salę wypełnioną potężnymi, gruchoczącymi maszynami i następnie wspiąć się po stalowych schodach na pierwsze piętro. Magdalena otwiera drzwi z uśmiechem i od razu zaczyna opowiadać o pracy na chilijskim uniwersytecie. Nie opuszcza ją entuzjazm, chociaż, jak przyznaje, nie zawsze było łatwo.

Inżynieria tu i tam P r z e d przyjazdem do Chile mieszkała w Niemczech i zrobiła d o k t o r a t w Instytucie Maxa Plancka. W Polsce studiowała fizykę na Politechnice W r o c ł a w s k i e j , jednak zdecydowała się na wyjazd z kraju ze względu na atrakcyjne warunki oferowane na -u k o w c o m z a zachodnią granicą. „Miałam do wyboru zrobienie doktoratu w Polsce za bardzo niską pensję lub wyjazd do Niemiec na bardzo dobre stypendium. Długo się nad tym zastanawiałam i to był trudny wybór (śmiech)”, opowiada tłumacząc decyzję o emigracji. Ostatecznie do Chile trafiła za sprawą męża, Brazylijczyka, który dostał pracę w Santiago. Podczas gdy w Niemczech wielu naukowców-inżynierów prowadzi

badania w ośrodkach prze -mysłowych, w Chile, gdzie przemysł jest słabo rozwinięty, ich możliwości pracy są ograniczone. Znajdują ją tu głównie na uczelniach. Magdalenie najtrudniej jednak było przyzwyczaić się do pracy ze świadomością, że nie może na chilijskim uniwersytecie zrobić wszy s tk i ch pomia rów : „W Niemczech, kiedy prowadziłam badania, głównym pytaniem było JAK szybko uda się zrobić pomiary, a nie CZY w ogóle będzie można je zrobić.” Pomimo, że Uniwersytet Katolicki ma świetnie rozwinięte zaplecze badawcze, daleko mu do instytutu w Niemczech. Czasami inne uczelnie w Chile posiadają niezbędne urządzenia, ale często trzeba płacić za możliwość korzystania z nich i zmierzyć się z całą biurokracją związaną z uzyskaniem do nich dostępu. Z upływem czasu Magdalena nauczyła

się radzić sobie z takimi problemami. Zajęła się pro-jektami, do których jest w stanie zrobić wszystk ie wy -magane analizy oraz ma dostęp do środków finan-sowych pozy -skanych dzięki konkursom. Umie-jętnie porusza się w rzeczywistości aka-demickiej Chile, coraz lepiej rozu-

miejąc jej specyfikę i niuanse.

Nie każda uczelnia taka sama Chilijski świat uniwersytecki jest na ogół atrakcyjny dla polskich naukowców ponieważ wciąż dynamicznie się rozwija. W ostatnim dwudziestoleciu powstało wiele funduszy, które oferują

pokaźne granty na rozwój nowych pomysłów, a na wysokość zarobków trudno jest się skarżyć. Michał Kowalczyk, matematyk na Uniwersytecie Chilijskim, trafił do Santiago ze Stanów Zje-dnoczonych, gdzie obronił doktorat i pracował przez wiele lat. Jego współpraca z chilijskimi na-ukowcami nawiązana jeszcze w USA łączyła się z częstymi wizytami w Chile. Podczas pobytu w Santiago poznał późniejszą żonę i osta-tecznie zdecydował się na przeprowadzkę. Bardzo chwali sobie warunki pracy i cieszy go kosmopolityczny charakter miejsca, gdzie pracuje. Podkreśla, że w ciągu ostatnich 20 lat jego wydział stał się wiodącym ośrodkiem ba-dawczym w zastosowaniach matematyki w Ameryce Połu-d n i o w e j . Bo g a t y p r o g r a m współpracy miedzynarodowej owocuje wizytami naukowców z całego świata. Również polscy matematycy są częstymi gośćmi przy ulicy Beaucheff, na której mieści się Wydział Nauk Fizy-cznych i Matematycznych. Owocem tych kontaktów była m.in. polsko-chilijsko-fracuska konferencja poświęcona równaniom róż -niczkowym, która odbyła się na początku lipca 2013 roku w

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

„w Chile, gdzie przemysł jest słabo rozwinięty, ich możliwości pracy są ograniczone. Znajdują ją tu głównie na uczelniach.”

Michał Kowalczyk

Page 6: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

6

ośrodku Centrum Banacha w Bedlewie pod Poznaniem której Michał był jednym z orga-nizatorów. O dobrych warunkach do robienia badań w Chile opowiada także Aneta Dobierzewska, która nadzoruje prace b a d a w c z e w laboratorium na Wydziale Medy-cznym Uniwer-sytetu Los Andes. Ten prywatny uniwersytet został założony zaledwie ćwierć wieku temu, co sprawia że kampus i budynki uniwer-syteckie lśnią nowością. Nie-spełna dwa lata temu został oddany do użytku nowy gmach Centrum Badań Biomedycznych (CIB), który mieści laboratoria wyposażone w nowoczesny sprzęt do badań, który zdaniem Anety odpowiada standardom europejskim. Ponadto laboratoria współpracują aktywnie z siecią zagranicznych uczelni i jednostek badawczych, szczególnie

w Australii, Stanach Zjed-noczonych, czy w Anglii i są bardzo zaangażowane w pracę nad wspólnymi projektami. Aneta doktoryzowała się w Niemczech w zakresie biologii molekularnej i biochemii i

następnie pra -cowała w USA nad rolą bioaktywnych lipidów w procesie zakażenia i sta-rzenia się. Jedyną trudnością z jaką zetknęła się w pracy po przy-jeździe do Chile jest fakt, że większość specjalis-tycznych pro-duktów labora-toryjnych i sprzęt laboratoryjny są

sprowadzane z zewnątrz, głównie z USA, czy z Europy. W Chile właściwie brak rodzimych firm biotechnolog icznych, które produkowałyby produkty nie-zbędne w codziennej pracy laboratoryjnej. Oznacza to, że na niektóre produkty (np. specyficzne przeciwciała) trzeba czekać dość długo (2-4 tygodnie) i dlatego

eksperymenty i badania są planowane ze sporym wyprze-dzeniem. Chociaż wiele uczelni w Chile charakteryzuje często wysoki, wręcz światowy poziom, nie wszystkie są sobie równe. „Na Uniwersytecie Chilijskim wyma-gania są wysokie. Jednak miałam też okazję pracować na kilku uniwersytetach prywatnych, na których jasne było, że opłaty za studia nie były inwestowane w placówkę tylko odprowadzane w formach zarobków, co jest częstą praktyką w Chile, chociaż teoretycznie to nielegalne. Przekła-dało się to m.in. na bardzo niska jakość bibliotek”- mówi Ewa Sapieżyńska, która doktoryzuje się z nauk społecznych na Uniwer-sytecie Chilijskim, a wcześniej skończyła Iberystykę w Warszawie. W Chile, jak w każdym innym kraju, występują duże różnice pomiędzy uczelniami prywatnymi. Dobrym przykładem, dobrej uczelni jest choćby Uniwersytet Diego Portales, który jest prestiżową i dobrze zorganizowaną placówką, której zasobów, zdaniem Ewy, może pozazdrościć nawet Uniwersytet Chilijski.

Ewa Sapieżyńska Aneta Dobierzewska

„W ostatnim dwudziestoleciu powstało wiele funduszy, które oferują pokaźne granty na rozwój nowych pomysłów”

Page 7: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

7

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

O studentach i pasjach Największym zaskoczeniem w Chile było dla Magdaleny Walczak to, że student może domagać się od profesora szczegółowego uza-sadnienia oceny, jaka została mu wystawiona. Po egzaminie może poprosić o tzw. pautę, czyli listę poprawnych odpowiedzi oraz kryteriów według których praca została oceniona. „Byłam tym bardzo zaskoczona, aczkolwiek okazuje się, że jest to zmiana bardziej pokoleniowa niż kultu-rowa”. – opowiada Magdalena Walczak. Bardzo liczą się też opinie studentów wystawione nau -czycielom. Magdalena Tandyrak, która skończyła anglistykę w Krakowie, a potem studiowała w Australii i wykładała w Chile na Uniwersytecie Katolickim i na Los Andes, opowiada o dużym nacisku kładzionym na opinie studentów w ocenie pracy nauczyciela. Relacje pomiędzy profesorami i uczniami są w Chile w dużej mierze kształtowane faktem, że za studia się płaci. Skutkiem tego jest przede wszystkim bardzo mała liczba studentów uczących się z czystej pasji, a materiał, który się przerabia jest dobrany z myślą o przyszłym

zawodzie. „Wykładowca, nie uczy tego, w czym jest najlepszy i w czym się specjalizuje, ale tego, co jest uważane za przydatne stu-dentowi w określonym zawodzie”, mówi Magdalena Walczak. Karol Suchan, kolejny polski matematyk w Chile, pracuje jako profesor asociado na Uniwersytecie Adolfo Ibáñez skupiającym się głównie na kształceniu ludzi bizensu. Zaznacza, że model kształcenia na takiej uczelni jest zupełnie inny od tego, do czego był przyzwyczajony, ponieważ uczy się jedynie tematów i pojęć, które mają praktyczne zastosowanie. Jednocześnie podkreśla, że możliwości pracy nad tematami bardziej teoretycznymi także istnieją. W jego przypadku w postaci prowadzenia doktorantów w dziedzinie inżynierii systemów złożonych. Karol skończył matematykę stosowaną w Krakowie, następnie doktorat we francuskim Orleanie, po czym przyjechał na Uniwersytet

Chilijski na tzw. stypendium postdoktoranckie. Jest bardzo zadowolony z pracy w Santiago i m ó w i o b a r d z o d o b r y m finansowaniu uczelni w Chile, co sprawia, że osoby doktoryzujące się za granicą są zachęcone do powrotu, jak również przyciągani są zagraniczni specjaliści w wielu dziedzinach. „Prowadzenie badań na uczelniach chilijskich oznacza przede wszystkim dostęp do szerokiej gamy funduszy, które można pozyskać w drodze konkursu. Takich konkursów jest wiele i dzięki nim można zaspakajać przeróżne potrzeby badawcze, od badań pod -stawowych, przez stosowane, po prace rozwojowe, t ransfer technologii i wsparcie przed-siębiorczości naukowców. Można nawet powiedzieć, że w dobie kryzysu gospodarczego warunki pracy na uczelniach wyższych w Chile są dziś nawet lepsze niż na uczelniach europejskich”. Anna Kowalczyk

ODKRYWCA WINA Na Uniwersytecie Katolickim pracuje także profesor Philippo Pszczółkowski, ampelograf i wielki miłośnik wina, który był jednym z tych którzy odkryli dla Chile szczep carmenere. Dla niego wino trzeba po prostu kochać, a wiedza o nim przychodzi z czasem. Rodzice Philippo pochodzą z Polski, jednak on urodził się już w Chile po II wojnie światowej. Pomimo to że całe życie spędził w Chile, wciąż bardzo dobrze mówi po polsku. Głęboko wzruszony opowiada o tym, jak wybierając enologię jako kierunek studiów, pomyślał, że na pewno profesjonalnie nie będzie już nigdy z Polską związany. Okazało się, że jest wprost przeciwnie - został enologiem winnicy Alta Alcurnia w Colchagua, należącej do Małgorzaty i Tomasza Wawruchów, często jeździ do Polski. W najbliższych tygodniach przeprowadzi wykład z enologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i odwiedzi polskie winnice...

Karol Suchan

Page 8: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

8

Józef Hosiasson, jeden z najbardziej uznanych krytyków muzyki jazzowej w Chile, wyjechał z Polski w 1940 r. mając zaledwie dziewięć lat. Na pytanie jak to się stało, że wciąż tak dobrze mówi po polsku, odpowiada – „Bo wie Pan, ja jestem inteligentny…” Dziś pisze dla nas jak improwizuje się w Chile.

EVERGREEN W SALI BALOWEJ

Thelonious Lugar de Jazz

(zdj. Javier Velazquez, theloniouschile.com)

Page 9: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

9

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

T ytuł pierwszego artykułu o jazzie w Chile brzmiał

„Recuento Integral del Jazz en Chile” („Kompleksowa analiza jazzu w Chile”). Został opu-blikowany w magazynie „Para todos” w czerwcu 1935 roku. Jego autorem był Pablo Garrido Vargas ( 1 9 0 5 - 1 9 8 2 ) , kompozytor, dy-rygent orkiestry i krytyk muzyczny. Garrido pisze m.in. o wydarzeniach z 1 9 2 4 r o k u i znajdującej się „w Valparaíso ważnej dla historii jazzu sali balowej. Mowa tutaj o sławnych Baños del Parque, najznakomitszych na wybrzeżach Pacyfiku i wy-pełnionych tętniącą życiem atmosferą, typową dla wielkich stolic czy środowisk kosmo-politycznych. Słuchało się tam muzyków, którzy byli “kimś” oraz n a j n o w s z y c h p r z e b o j ó w światowych - fokstrotów, charle-stonów, javy, machichy, tanga itp. Czasami słuchano także muzyków ze statków brytyjskich i ame-rykańskich, którzy bezinteresownie grali w Valpo, jeszcze bardziej ożywiając to rozmarzone i rozbawione środowisko”.

Idę do klubu, wrócę

późno W drugiej połowie lat 30., miłośnicy jazzu w Chile zaczęli gromadzić się wokół programów jazzowych w radiu. W 1943 roku powstał w Santiago Klub Jazzu, który sponsorował kolekcję płyt Ases Chilenos del Jazz (Chilijskie Asy Jazzu), pierwszych krajowych nagrań jazzowych. Uczestniczyli w nich najwybitniejsi muzycy

chilijscy. Począwszy od lat 50., klub miał siedzibę w centrum miasta. Grało w nim wielu muzyków, którzy odwiedzali Santiago, od Louisa Armstronga po Wyntona Marsalisa. Po trzęsieniu ziemi w 2010 roku klub zawiesił działalność. Obecnie są

p o d e j m o w a n e starania aby po-z y s k a ć n o w ą lokalizację przy alei Americo Vespucio, blisko Plaza Egaña. W ostatnich latach doszło do znacznego po-szerzenia pano-ramy jazzu w Chile. Powstało wiele

miejsc, w których gra się jazz. Na pewno należy wśród nich wymienić niedawno otwarty w Barrio Italia „Jazz Corner” oraz kluby „Le Fournil” i „Thelonious” w dzielnicy Bellavista. Ten ostatni działa już od 10 lat i grali w nim prawie wszyscy najlepsi chilijscy muzycy jazzowi oraz wiele gwiazd z całego świata.

Gwiazdy pod chilijskim niebem

W Chile organizowane są również międzynarodowe festiwale jazzowe. Pierwszy odbył się w latach 50. w Con-cepción, gdzie oprócz artystów chilijskich poja-wili się także muzycy z Ar-gentyny. Nieco późn ie j ś ro -dowiska stu -denckie Uniwer-sytetu Chilijskiego w Santiago zorganizowały festiwal,

w którym uczestniczyli jazzmani z Chile, Argentyny i Brazylii. Obecnie odbywają się w Chile dwa ważne międzynarodowe festiwale jazzowe. Od 2005 roku organizowany jest Między -narodowy Festiwal Jazzu dzielnicy Providencia, a od 2010 r. EU Jazz Festival, wspierany przez Unię Europejską. Na festiwalu w Providencji, oprócz silnie repre-zentowanego jazzu chilijskiego, grali wybitni artyści zagraniczni tacy jak Mike Stern, Paquito D’Rivera, Jean-Luc Ponty, Ingrid Jensen, Ivan Lins, John Scofield, Al di Meola , Dave Holland czy Paolo Fresu. Wśród gwiazd nie zabrakło muzyków z Polski. W Santiago grał już Leszek Możdżer i zespół Pink Freud. Natomiast EU Jazz Festival, to również znakomite forum dla zespołów z Chile, ale nie tylko. To przede wszystkim kopalnia młodych talentów z Europy, z których większość jeszcze nie wyrobiła sobie nazwiska na

międzynarodowych forach jazzowych. Dzięki niemu fani jazzu w Chile mają możliwość posłu-chania nowych trendów, które rodzą się w Niemczech, Belgii, Hiszpanii, Francji, Włoszech czy Szwajcarii. Chilij-skiej publiczności

na długo zapadły w pamięć

„W ostatnich latach doszło do znacznego poszerzenia panoramy jazzu w Chile”

„Obecnie odbywają się w Chile dwa ważne międzynarodowe festiwale jazzowe”

Zdj. M

aca

ren

a N

ora

mbue

na

, theja

zzcorn

er.

cl

Page 10: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

10

Józef Hossiason przekazał Centrum Kultury im. Gabrieli Mistral (GAM) swoją kolekcję jazzowych książek i magazynów. Składa się ona z około 1,400 egzemplarzy i została uznana za największą tego typu w Ameryce Łacińskiej. Publikacje dostępne są w bibliotece GAM od marca bieżącego roku.

Zdj. Roberto Barahona

Page 11: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

11

Camila Meza

zdj. J

avie

r V

ela

zq

ue

z,

thelo

nio

uschile

.com

Claudio Rubio

zdj. J

avie

r V

ela

zq

ue

z,

thelo

nio

uschile

.com

Felipe Riveros

zdj. J

avie

r V

ela

zq

ue

z,

thelo

nio

uschile

.com

koncerty włoskiego saksofonisty Francesco Caf isco oraz wybitnego polskiego pianisty Mateusza Kołakowskiego.

Chilijski jazz, warto posłuchać

Trzeba pamiętać też o krajowej scenie jazzowej w Chile. Wśród wybitnych współczesnych jazzmanów chilijskich jest m.in. znakomity trębacz Cristián Cuturrufo, wirtuoz gitary Federico Dannemann, czy fenomenalni saksofoniści Cristián Gallardo, Franz Mesko, Agustín Moya, Andrés Pérez i Claudio Rubio. Jazz awangardowy reprezentują bracia Manu-schevich - Diego gra na instrumentach dętych drew-nianych, a Hugo na perkusji. Jest też wyśmienity pianista Felipe Riveros, utalentowani bracia Rodríguez, wybitny wibrafonista Diego Urbano i wielu innych, którzy zasługują, aby o nich wspomnieć i z pewnością zdenerwują się na mnie za ich pominięcie w tym artykule… Oprócz muzyków młodego pokolenia należy wymienić nazwiska chilijskich pionierów jazzu, którzy nadal są w pełni sił twórczych. Wśród nich znajdują się naprawdę wielcy artyści tacy jak pianista Giovanni Cultrera, perkusista Alejandro Es-pinosa, basista Christian Gálvez, multiinstrumentalista Roberto Lecaros i jego brat pianista Mario, trębacz Daniel

Lencina, saksofonista Patricio Ramírez czy cieszący się dużą estymą ensemble Retaguardia Jazz Band, który pomimo wielu zmian w składzie gra tradycyjny jazz już od 55 lat. Wymieniając pionierów nie należy także zapomnieć o gitarzyście Ángelu Parra, wnuku piosenkarki folkowej Violety Parry, który łączy jazz z muzyką chilijską i z muzyką pop. Wielu chilijskich jazzmanów rozwija kariery poza granicami kraju. Do nich należy zaliczyć saksofonistę Álvaro Vicencio, który pracuje w Dallas, pianistę Matíasa Pizarro i braci Villarroel mieszkających w Paryżu (Patricio gra na instrumentach perkusyjnych, a Manuel na fortepianie), sakso-fonistę i dyrygenta orkiestry Raúla Gutiérrez , który mieszka, gra i naucza w Jalapa w Meksyku. W Nowym Jorku, stolicy światowego jazzu, tworzy i nagrywa m.in. piosenkarka Claudia Acuña, perkusista Félix Lecaros, piosenkarka i gitarzystka Camila Meza oraz mająca zaledwie 24 lata saksofonistka Melissa Aldana, której ojciec i dziadek również są muzykami. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń jazzowych w Chile i w Santiago można znaleźć na stronie internetowej http://www.purojazz.com, prowadzonej przez jednego z największych fanów jazzu w Chile, Roberto Barahona.

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

Page 12: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

12

LĄDEM, WODĄ CZY NAD CHMURAMI ?

Podróżowanie po Chile może być nie lada wyzwaniem. Odległość pomiędzy dwoma przeciwległymi krańcami kraju to ponad 4300 km. Transport w dużych miejscowościach jest dobrze zorganizowany, ale na obszarach wiejskich taksówki i autobusy to rzadkość, pisze Dorota Stańczyk, w Chile od 2012 r.

Page 13: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

13

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

W każdym mieście w kraju można poruszać się

autobusami zwanymi przez Chilijczyków „micros”. W Chile rozkład przyjazdów i odjazdów tego środka transportu rządzi się swoimi prawami. Próżno szukać tutaj tabliczek na przystankach z konkretnymi informacjami. Pocieszeniem natomiast jest fakt, że micros jeżdżą z dużą częstotliwością i są dobrze oznakowane – posiadają tablice z informacją o miejscach, które obsługiwane są przez daną linię. Cena biletu jest zawsze taka sama, niezależnie od tego czy jedzie się tylko dwie przecznice czy przez całe miasto. Poza stolicą bilety kupujemy u kierowcy, natomiast w Santiago należy zaopatrzyć się w specjalną kartę BIP. Jest to karta, którą umieszczamy w specjalnych czytnikach, które potrącają odpowiednią kwotę. Karty można zakupić na każdej stacji metra, w specjalnych punktach BIP oraz w kioskach nie zapominając o przelaniu na nie odpowiedniej sumy pieniędzy. Karty BIP można także używać w jedynym funkcjonującym metrze w kraju, który znajduje się w stolicy.

Innym sposobem na miejskie podróże są taksówki. Przeważnie są one koloru czarnego z żółtym/pomarańczowym dachem, głównie marki Nissan. Wszystkie zarejestrowane auta mają taksometry. Najlepszym chilijskim rozwiązaniem komunikacyjnym są tzw. „colectivos”. Są to taksówki zbiorowe (max 4 pasażerów), które mają wyznaczoną trasę bądź dzielnice do której jadą – działają one na zasadzie autobusu. Są one tańsze niż normalne taksówki i zdecydowanie szybsze niż micros.

Jeśli chcemy dostać się do określonego miejsca na obszarze gminy, bądź najbliższego miasta to będziemy poruszać się mikrobusami. W tym przypadku także trudno o konkretne informacje z godzinami odjazdów, natomiast każdy mikrobus posiada dane dotyczące kierunku. Również nie trzeba na nie długo czekać, przeważnie odjeżdżają co 15-30 minut. Sytuacja wygląda inaczej w przypadku miejsc np. parków bądź wsi położonych daleko od miasta z małą liczbą mieszkańców, wtedy to busy kursują tylko raz, dwa razy dziennie. Warto wtedy pytać się o terminy odjazdów w głównym terminalu autobusowym.

Należy pamiętać, że w Chile micros, colectivos oraz mikrobusy nie zatrzymują się na wszystkich przystankach! Należy je zatrzymać poprzez machnięcie ręką.

Pociągiem po

centralnym Chile

Geografia Chile ogranicza podróżowanie pociągiem. Istnieje tylko kilka połączeń kolejowych w całym kraju. Najważniejszym z nich jest Terrasur, które łączy ze

sobą Santiago, Rancagua, San Fernando, Curicó, Talca i Chillan. Ten rodzaj transportu jest bardzo wygodny, ale droższy niż podróż autobusem.

Wygodniej samochodem

Główną drogą w Chile jest Autostrada Panamerykańska, dzięki której jesteśmy w stanie znacznie szybciej dostać się z północy na południe kraju z możliwością postoju w większych miastach. W Chile obowiązuje ruch prawostronny. Kierowcy zobowiązani są do posiadania krajowego i międzynarodowego prawa jazdy oraz dowodu rejestracyjnego pojazdu. Generalnie ulice i drogi są dobrze oznakowane. Maksymalna prędkość, jeśli nie zaznaczono inaczej, to 120 km / h na drogach poza miastem i 60 km/ h w obszarach miejskich. Wynajem samochodu w Chile jest bardzo łatwy i wygodny. Istnieje wiele firm, które oferują usługi wynajmu na godziny, dni, tygodnie lub miesiące.

Page 14: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

14

Autobusem z północy na południe

Chile posiada rozbudowaną sieć transportu lądowego. Autobusy z dużych przedsiębiorstw zazwyczaj zatrzymują się w głównych miastach, natomiast autobusy z mniejszych firm są w stanie osiągnąć znacznie odległe cele. Usługi te są bardzo satysfakcjonujące: opierają się one na flocie komfortowych pojazdów, a taryfy są dość rozsądne. Pasażer powinien pamiętać, że na dłuższe wyjazdy należy bilet rezerwować z wyprzedzeniem, szczególnie w weekendy i święta, gdy zwiększa się ilość pasażerów. Często zdarza się, że bilety kupowane w dniu wyjazdu lub na chwilę przed są

objęte promocjami. Nie wszystkie firmy informują na bieżąco o możliwości zakupu tańszego biletu, dlatego warto pytać się o niższe ceny.

Nad chmurami

Nie da się ukryć, że podróżowanie samolotem jest najprostszym sposobem dotarcia do najdalszych zakątków Chile. Co więcej pozwala zaoszczędzić sporo czasu w porównaniu z kilkunastoma godzinami spędzonymi w autobusie. Jednak ten środek transportu nie należy do tanich. Przed kupnem biletów należy upewnić się o ich ceny w obie strony,bowiem często zdarza się, że jeden z nich jest droższy.

Obecnie w Chile funkcjonują dwie krajowe linie lotnicze: Lan Chile i Sky Airline oferujące największą sieć połączeń. Oprócz tego można także skorzystać z mniejszych, regionalnych linii lotniczych i tzw. powietrznych taksówek, które pozwalają osiągnąć np. odosobnione wyspy archipelagu Juan Fernández.

Promem i łodzią

Chile to mnóstwo wysp i wysepek. Na niektóre z nich możemy dostać się promami np. Wyspa Chiloe. Oprócz tego na mniejsze wyspy dostaniemy się łodziami, głównie należących do lokalnych mieszkańców. Takie krótkie podróże są tanie, a do tego bardzo

Dorota Stańczyk

Page 15: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

15

widokowe. Na długich trasach zdecydowanie dominuje nowoczesny Navimag. Statki te odpływają z miasta Puerto Montt i zabierają pasażerów w trasę wzdłuż Patagonii, aż do Puerto Natales.

Na stopa!

Autostop to bardzo oryginalny i popularny sposób podróżowania po Chile, ponieważ pozwala na zwiedzanie trudno dostępnych miejsc. Chilijczycy przyzwyczajeni są do autostopowiczów i zazwyczaj bardzo przyjaźnie podchodzą do owych sytuacji (warto dodać, że w samym Santiago i jego okolicach, autostop nie jest zbyt popularny; im dalej od stolicy, tym szansa na zabranie się „okazją” jest coraz bardziej prawdopodobna – przyp.

red.). Trzeba jednak pamiętać, że Chile to w dużej mierze pustkowia i należy przygotować się na wypadek dłuższego czekania – w niektórych miejscach drogi są puste nawet przez kilka dni! Możemy być jednak pewni, że jeśli już się ktoś pojawi to zaproponuje nam darmowy transport, a może nawet i nocleg.

Dorota Stańczyk, z

wykształcenia politolog,

mieszka w Puerto Montt od

stycznia 2012 r., projektuje

strony internetowe.

Autorka bloga

http://pewnegorazuwchile.co

TAXI

www.radiotaxischi le .c l

METRO www.metro .c l

POCIĄG

www.tmsa.c l

SAMOCHODY www.united-chi le .com

PROM

www.navimag.com

SAMOLOTY www.skya i r l ine.c l

www.lan .com

AUTOBUSY www.turbus.c l www.pul lman.cl

www.condorbus.c l www.taschoapa .c l

www.expresonorte .c l www.busescruzde lsur.c l

PRZYDATNE LINKI

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

Page 16: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

16

KOŚCIÓŁ W RYTMIE SAMBY Cały świat patrzył w lipcu br. na Rio de Janeiro, gdzie zgromadziły się rzesze młodych ludzi podczas Światowych Dni Młodzieży. Miałem szczęście być tam razem z grupą chilijskiej młodzieży, z którą pracuję na co dzień w szkole San Ignacio w centrum Santiago, pisze Wojciech Bojanowski, jezuita, który mieszka w Chile od 2011 r.

Page 17: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

17

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

D la mnie było to przede wszystkim spotkanie z

ludźmi z całego świata, tak innymi niż ja, pochodzącymi z państw i kultur tak odmiennych od siebie. Z ludźmi, którzy rozmawiają ze sobą w prawie wszystkich językach świata. Do Rio przybyli przed-stawiciele około 170 państw. I chociaż byliśmy tak różni, to jednak rozumieliśmy się doskonale – to, co nas łączyło, to wspólnie wy-znawana wiara. Ten klimat bliskości doskonale wyczuwało się na ulicach Rio, w metrze, w autobusach, na plaży Copacabana, gdzie odbywały się spotkania z papieżem. Niczym niecodziennym były pytania, „Skąd jesteś?”, „Jak się czujesz? Tak zaczynały się rozmowy, które w wielu przypadkach rodziły bliższe znajomości. Oczywiście wszędzie spotykało się Brazylijczyków, którzy zarażali nas s w o j ą s p o n t a -nicznością i otwar-tością. W czasie sobotniego czu-wania, kiedy setki tysięcy młodych nocowało na plaży Copacabana, przez całą noc grupa młodych ludzi tań-czyła sambę. Każdy mógł dołączyć się do nich, tańczyć razem. Ten taniec stał się dla mnie symbolem radości, której wszyscy wtedy doświadczaliśmy.

Australijka zapomniała, Brazylijka płacze

Oczywiście dla uczestników Światowych Dni Młodzieży naj-ważniejsza była obecność papieża Franciszka, jego postawa i prze-słanie, z którym przybył do Rio. Już od pierwszych chwil zjednał

sobie młodych. W czasie uro-czystości powitalnej wielu z nas wzruszył moment, w którym przedstawiciele wszystkich konty-nentów pozdrawiali papieża. Zestresowana dziewczyna z Au-stralii zapomniała swojego tekstu. Jednak gdy podeszła do Franciszka widać było jak serdecznie z nią rozmawia i żartuje, podnosząc ją na duchu. Podczas swojego wy-stąpienia młoda Brazylijka ze wzruszenia zaczęła płakać. Papież objął ją życzliwie przy spon-tanicznym aplauzie młodzieży brazylijskiej. Te i wiele innych jego gestów głęboko poruszyły wszy-stkich obecnych wtedy w Rio.

Nie odwracaj się

To, co było jednak najważniejsze, to przesłanie, jakie nam pozostawił

Ojciec Święty. Prze-słanie, które za-chęcało młodych do dawania odważnego świadectwa wiary, do jej pogłębiania i wyrażania w kon-kretnych czynach. Papież mówił o trosce jaką musimy okazywać najuboż-szym i najbardziej potrzebującym. Im-ponujące było sku-pienie młodych ludzi, gdy w czasie

Drogi Krzyżowej papież niemal podnosząc głos, wzywał do tego aby nie umywać rąk jak Piłat, gdy widzi się ból i cierpienie bliźnich. Te słowa dotarły do nas szczególnie mocno, bo w czasie Światowych Dni Młodzieży mo-gliśmy podziwiać nie tylko piękno Rio de Janeiro, ale też zobaczyć inną, ubogą stronę tego miasta. Szczególnie w dniach deszczowych poruszał widok wielu bezdomnych

szukających schronienia pod dachem. Fakt, że to spotkanie odbywało się w jednym z naj-bardziej rozwarstwionych państw świata, był niezwykle wymowny i słowa papieża nawołującego do pracy na rzecz sprawiedliwości społecznej nabierały jeszcze wię-kszej mocy dla tych, którzy zobaczyli te kontrasty tam, w Brazylii.

Wszyscy jadą do Krakowa

Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro zakończyły się ogłoszeniem miejsca, które zorganizuje za trzy lata kolejne spotkanie dla młodych z całego świata. Był to moment niezwykle radosny dla wszystkich zebranych tam Polaków, gdy wybór padł na jedno z naj-piękniejszych miast w Polsce. Mogłem doświadczyć życzliwości wielu osób z różnych krajów, które cieszyły się razem ze mną. Mam nadzieję, że Kraków stanie na wysokości zadania i kolejna edycja tego wydarzenia również stanie się pretekstem do radosnego spotkania młodych ludzi z papieżem.

„W czasie sobotniego czuwania... przez całą noc grupa młodych ludzi tańczyła sambę”

Wojciech Bojanowski

Page 18: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

18

NIEBO W GĘBIE Kasztanki, sucha kiełbasa i śledzie z Polski, czyli o tym co jest produktem luksusowym w Chile, z Alejandro Perezem, właścicielem sieci delikatesów Larbos, rozmawia Radosław Smyk, sekretarz ds. ekonomicznych Ambasady RP w Chile.

Page 19: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

19

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

D elikatesy Larbos powstały jako firma rodzinna w latach 70-tych ubiegłego wieku.

Pierwszy sklep został otwarty przy ulicy Estado 26 w centrum Santiago, przy Av. Bernardo O’Higgins. W 2010 r. otwarto jego filię w ekskluzywnym klubie La Union. Alejandro Perez jest jednym z jej właścicieli. Często się zdarza, że zaprasza przechodniów do środka częstując ich przed sklepem czekoladowymi smakołykami.

Czy prosta czekolada może być w Chile produktem ekskluzywnym?

Słodycze w Chile to w głównej mierze produkty importowane, pochodzące z takich krajów, jak Niemcy, Szwajcaria, Wielka Brytania, Hiszpania, Belgia i Włochy. Niemal rok temu na półkach pojawiły się słodycze z Polski. Bombonierki, cukierki czekoladowe, krówki oraz śliwki w czekoladzie z firmy „Solidarność”. Od razu stały się prawdziwym rarytasem wśród klientów naszych delikatesów.

Wysoka jakość polskich słodyczy była dla Pana zaskoczeniem?

Odkryłem niepowtarzalny smak polskich słodyczy podczas podróży po Europie. Nie mogłem uwierzyć, że polskie cukierki i czekoladki tak fantastycznie smakują i tak pięknie pachną. Wkrótce zamierzam złożyć kolejne zamówienia, m.in. w krakowskiej firmie „Wawel”, gdzie urzekły mnie takie produkty jak „Kasztanki” oraz nadziewane czekolady. Chciałbym też zwiększyć ofertę cukierków kupowanych na wagę, np. o Mieszankę Krakowską albo krówki w różnych smakach. W Chile jest duży popyt na smaczne czekoladki w ładnym opakowaniu, które idealnie nadają się na elegancki prezent. Mogę zamówić każdą ilość słodyczy i wszystko się sprzedaje bez problemu.

Delikatesy „Larbos” nie tylko oferują słodkości. Czy inne polskie produkty mają szanse zaistnieć w świadomości chilijskiego konsumenta? W swojej ofercie posiadamy ekskluzywne zagraniczne marki alkoholi, a nawet własną markę wina. Doskonale zdaję sobie sprawę z bardzo wysokiej jakości polskiej wódki, dlatego zamierzam zamówić wódki smakowe z Polski. Mam nadzieję, że wkrótce nawiążę bezpośrednie kontakty z polskimi producentami lub dystrybutorami eksportującymi polskie marki alkoholi na rynek południowoamerykański. Moim marzeniem jest również import z Polski suchej kiełbasy oraz śledzi. Uważam, że rynek polski jest bardzo dobrze rozwinięty, oferując produkty o wysokiej jakości i atrakcyjnych cenach. Dlatego chcę rozwijać współpracę z Polską. Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się zwiększyć gamę polskich produktów i nawiązać nowe atrakcyjne kontakty handlowe.

Page 20: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

20

WROCŁAW Fragmenty Albumu Dzieciństwa

W książce Rodzinna Europa, Czesław Miłosz pisze, że emigranci mają tak dobrą pamięć, ponieważ jest ona ich korzeniem i źródłem istnienia. I to musi być prawda. Wrocław, miasto swojego dzieciństwa, wspomina Miriam Krawczyk, która od 1958 r. mieszka i pracuje w Chile.

Odra i mosty Wieczór zapada, już noc niedaleko, już gwiazdy migocą na niebie Srebrzy się Odra, najmilsza ma rzeka i płynie z piosenką do ciebie

W rocław to Odra. Moją Odrę nazywają Starą Odrą. Jest

zawsze otoczona zielonymi łąkami i można dojść do jej brzegów z każdego miejsca, także z mostów. Mój świat lat dzieciństwa, który mogłam przejść pieszo sama lub z przyjaciółmi, rozciągał się pomiędzy Mostem

Warszawskim i Mostem Trzebnickim. Odra jest zawsze obecna, bawimy się na jej brzegach i robimy wianki z chabrów, stokrotek i koniczyn, które wypełniają łąki. Ta zielona i kwiecista równina urwana jest nagle przez dom przepołowiony przez bombę. Wiele razy przechodzę obok i później śnią mi się koszmary. Jedna połowa jest wręcz idealna i niedotknięta wojną. Druga to ogromna dziura w ziemi. Jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania zgliszczy, są ważną częścią miasta, ale ten dom nas prześladuje, ponieważ jest jedynym na tej łące.

Page 21: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

21

Czasem w niedzielę odbywają się wycieczki łodzią po Odrze. Ludzie mówią mało, często szeptem, zwłaszcza w towarzystwie nas, dzieci, i cały czas śpiewają: Jesli chcesz wypocząć, gdzieś w górach czy nad morzem, umówić się ze słońcem na kilkanaście dni, staraj się o wczasy, a potem pędź na dworzec, i kiedy pociąg ruszy, zaśpiewaj razem z nim. Gra wesoły pociąg swą piosenkę, że aż lecą kry, miasta, rzeki szybko suną przed oczami. Kiedy wspólnie wyruszamy na spotkanie pięknych chwil, ta piosenka jak przyjaciel jedzie z nami.

Tramwaje

Mkną po szynach niebieskie tramwaje przez wrocławskich ulic sto Tu przechodnia uśmiechem witają dzieci, kwiaty, i każdy dom Na przystankach nucą słowiki, dźwięczy śpiewem stary park Przez Sępolno, Zalesie i Krzyki niesie melodię wrocławski wiatr. Wrocław to tramwaje. Jadę sama do szkoły muzycznej, mijam Most Warszawski i ruiny domów. Podróż trwa długo. Tramwaje to symbol mojej pierwszej wolności. Mam kartonowy bilet, który konduktor przebija szczypcami. Trzeba się dobrze zachowywać i szybko wstać, kiedy wsiada ktoś starszy, szczególnie jeżeli jest to kobieta. Rozmawia się cicho, nie należy krzyczeć i nie mogę jechać w części tylnej, która jest otwarta i gdzie z pewnością się przeziębię.

Stalin

Leżę chora w łóżku i słucham radia. Cały dzień mówią, że ojczulek umiera. W powietrzu czuć napięcie, wszyscy wydają się zagubieni i nikt nic nie mówi. W końcu ojczulek

umarł. Płaczę. Mój ojciec wraca z pracy z rozetą przedstawiającą dobrze mi znaną podobiznę Stalina. W domu nie mówi się o tym. Kiedy o k a z u j ę sm u t e k , rodzice jedynie patrzą na mnie i wymieniają, jak zawsze, spojrzenia ponad moją głową. Kilka miesięcy później ktoś przychodzi i mówi „Beria… mówią, że umarł…” i patrzą w milczeniu na siebie. Pytam się o Stalina. Nie odpowiadają. W szkole dostaję książkę, w której jest mało tekstu i dużo zdjęć. Jej bohaterowie to dzieci, mali Stalin i Lenin. Są przyjaciółmi od maleństwa, a kiedy są martwi, leżą w przeźroczystych trumnach, jeden obok drugiego. Staram się zrozumieć, ale na tym świecie istnieje święte powiedzenie: “dzieci i ryby głosu nie mają.”

Szkoła

Do szkoły idę sama, pieszo i po drodze spotykam innych uczniów. Mamy na sobie czarne mundurki z białymi kołnierzami. Pierwsze, czego się uczę i czego nie zapomnę nigdy to Katechizm polskiego dziecka Władysława Bełzy: - Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały. - Gdzie ty mieszkasz? - Między swemi. - W jakim kraju? -W polskiej ziemi. - Czym ta ziemia? - Mą ojczyzną. - Czym zdobyta? - Krwią i blizną. - Czy ją kochasz? - Kocham szczerze. - A w co wierzysz? - W Polskę wierzę.

Pamiętam też obchody 1 maja. Trwają manifestacje, uroczystości, ale

my czekamy tylko na wymianę czerwonych chust z uczniami przyjeżdżającymi z ZSRR. Nasze są szorstkie, uszyte z grubego materiału, natomiast ich są n i c z y m j e d w a b , błyszczące i delikatne. Pierwszy maja to także

czas, w którym kwitną maki. Są wszędzie.

Ogród Przy wejściu do naszego nie-skończenie wielkiego ogrodu roztacza się intensywny zapach fiołków. Rosną akacje, których kwiaty służą do zabaw lub jako przekąska. Od lewej strony, ogród jest oddzielony od sąsiadów wysokimi topolami. Mieszka w nich wiewiórka. Dajemy jej orzechy, patrzy na nas uważnie, nagle robi skok, bierze orzech i znowu jest na górze. Są tam też truskawki, śliwki „węgierki”, agrest, porzeczki oraz dwie wiśnie, jedna z białymi i druga z czarnymi owocami. Przypatrujemy im się bacznie gdy kwitną i czekamy na chwilę, w której będzie można wejść na drzewa i jeść bez końca. Bliżej domu rosną warzywa: pomidory, ogórki, rzodkiew oraz kukurydza i bób. Połowa warzywnika należy do sąsiadów z pierwszego piętra. Wszyscy wiedzą co jest kogo oprócz naszego koguta, który spaceruje wszędzie. Pewnego dnia kogut zaczyna kuleć i mama jest przekonana, że starsza pani z pierwszego piętra zemściła się na nim za podjadanie jej warzyw i rzuciła w niego kamieniem. Jednak ta sprawa nie zakłóca dobrych relacji pomiędzy sąsiadami, którzy nadal witają się z taką samą uprzejmością jak dotąd. Najpiękniejszy i najważniejszy w

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

„Tramwaje to symbol mojej pierwszej wolności”

Page 22: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

22

ogrodzie to niebieskawy bez i jego biała sąsiadka. Mama śpiewa im podczas siania narcyzów i tulipanów: Świeże bzy, przez całe miasto niosę… świeże bzy, tak piękne jak twe oczy, świeże bzy, gałązka przy gałązce, to z młodości twej cząstka, twój śmiech, me łzy…. Jesienią, w tym samym ogrodzie zbieramy suche liście, palimy ogniska i pieczemy ziemniaki. Zimą, brnąc w śniegu po kolana, zakopujemy jabłka. Później zbieramy je zmrożone i kładziemy na ogromnym piecu drzewnym. Zapach jabłek upie-czonych w taki sposób osładza dom na długie godziny. Mama śpiewa: Chryzantemy złociste w kryształowym wazonie stoją na fortepianie kojąc smutek i żal. Poprzez łzy srebrno krwiste do nich wyciągam dłonie. Szepcząc wciąż jedno zdanie: "Czemuś odeszła w dal?"

Opera i Teatr Jedziemy tramwajem, aby zobaczyć Don Pasquale i moi rodzice są ubrani bardzo elegancko. Doszło do moich uszu w jaki sposób zdobyto bilety – ma to związek z czekoladą i z jedwabnymi pończochami. Opera Wrocławska jest przepiękna i nie mogę oderwać wzroku od dekoracji oraz foteli obitych czerwonym pluszem. Muzyka jest czarująca i Don Pasquale komiczny, ale nie rozumiem dlaczego uważają grubą śpiewaczkę za piękną dziewczynę. Potem idę z ojcem na Eugeniusza Oniegina. Przez zbieg okoliczności, siadamy obok pana Klingera, mojego nauczycie la muzyki , k tórego panicznie się boję. Wita się wylewnie i wygląda na przyjemnie zaskoczonego

moją obecnoscią. Na następnej lekcji muzyki pan Klinger opowiada całej klasie, że siedziałam obok niego w operze i komentuje ze mną przedstawienie, traktując mnie przy tym jak dorosłą osobę. Idziemy też na pożegnanie Dol-nośląskiego Teatru Żydowskiego i jej dyrektorki Idy Kamińskiej, który ma się przenieść do Warszawy. Grają swoje ostatnie przedstawienie we Wroc ław iu , Dziew czę ta w zasłonach (Arszin Mał Ałan), operetkę Uzeira Hadżibekowa. Jest pełno ludzi i dużo łez.

Kino Chodzę często do kina, sama lub z przyjaciółmi, szczególnie do Wodomierza na ulicy Długosza. Pan, który sprawdza bilety, nigdy mnie nie zatrzymuje jeżeli idę zobaczyć film, który nie jest dla dzieci. Łączy nas wspólna miłość do kina. Oglądam film o Moniuszce, w którym grają dużą część Halki oraz Marynarza Czyżyka (produkcji radzieckiej z 1956 r.). Marynarza biją kiedy syn arystokracji źle się zachowuje i on szlocha. Jestem bardzo wzruszona i nie rozumiem tych, którzy wyjaśniają, że to tylko kino i nie biją go naprawdę. Jeżeli nie biją naprawdę, to dlaczego płacze? Ogladam także List (film ame-rykański w reżyserii Williama Wylera z 1940 r.). W domu mówię mamie, że to najlepszy film jaki widziałam w życiu. Ona odpowiada, że tak samo mówiłam tydzień temu. Ale przecież tydzień temu nie widziałam tego filmu...

Lody Lody jemy tylko w czasie świąt. Najczęściej kupujemy je od pana, który zatrzymuje się na przystanku tramwajowym za rogiem. Bierze w rękę wafelek, kładzie go na me-

Page 23: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

23

talowym przyrządzie, łyżką nakłada l o d a ( w a n i l i o w e g o a l b o czekoladowego), nakłada następny wafelek i przyciska. Robi się z tego mała lodowa kanapka. Żeby uczcić ważne okazje jedziemy tramwajem do eleganckiej cukierni na Rynku. Lody podawane są w szerokim, kry-ształowym kielichu, na porcelanowej podstawce z długą srebrną łyżeczką. Należy usiąść prosto, jeść ostrożnie i nie pobrudzić się.

Książki Mama idzie na targ, żeby kupić owoce i warzywa, ale przynosi mi W pustyni i w puszczy. To w jaki sposób książka Sienkiewicza znalazła się wśród warzyw pozosta ło ta jemnicą . Następnie czytam Awanturę o Basię, której lektura jest tak podniecająca, że czytam idąc ze szkoły do domu oraz w tramwaju. Czytam też Słoneczko Marii Buyno-Arctowej oraz baśnie braci Grimm i Andersena. Czytałam cały czas zaczynając od Azorka, nie mówiąc o Lokomotywie, Zosi Samosi oraz o niezapomnianym i magicznym Brzechwie: Skoro na wasze zawołanie Prawdziwe miasto tutaj stanie, Jednego strzeżcie się wyrazu, Bo utracicie je od razu. Wyraz, co grozi mu zatratą - Zapamiętajcie - brzmi: KANATO. Miasto przepadnie, gdy ktoś powie: KANATO. Taka moc w tym słowie!"

Boże Narodzenie W tym roku choinkę przynoszą Michał i Samek. Samek już nie mieszka z nami tak jak to było dawniej, odkąd wrócił z miejsca na Sybe r i i zwanego Czucho tką .

Mówiono, że teraz jest z nim o wiele lepiej, że jest wciąż bardzo młody pomimo, że ma siwe włosy i tak

śmiesznie chodzi. P e w n e g o r a z u usłyszałam, że nie miał pa lców u s tóp , ponieważ odmroził je sobie na Syberii. Ustawiliśmy na dre-wnianej podstawce drzewko, sięgające aż pod dach i usiedliśmy, żeby zrobić dekoracje świąteczne z kolo-rowego papieru i z sre-

berek po czekoladzie. Później wyciągamy skrzynkę z kolorowymi bombkami, porce-lanowymi aniołami i figurkami oraz z koszyczkami na świece. Następnego dnia po śniadaniu idziemy na pobliskie wzgórze, żeby zjeżdżać na sankach, tysiące razy i nigdy się tym nie męcząc. Po powrocie do domu uderza nas fala ciepła oraz zapach świeżo upie-czonego owocowego placka i kakao. Jemy z apetytem po czy kończymy wieszać ozdoby na choince i zapalamy świeczki. Przychodzi wujostwo oraz kuzyni. To był grudzień 1956. Miesiąc później wyjechaliśmy. Na zawsze. Na przystankach nucą słowiki, Przez Sępolno, Zalesie i Krzyki niesie melodię wrocławski wiatr. Miriam Krawczyk, wyjechała z Polski mając 10 lat. W Chile studiowała socjologię i architekturę. Zawodowo związana z Universidad del Norte i Universidad de Chile oraz Uniwersytetem w Tel Avivie. Od 1978 r. pracowała w organizacji CEPAL (Comision Economica para America Latina y El Caribe de las Naciones Unidas), gdzie była dyrektorem jednego z departamentów. Obecnie na emeryturze. Ma trójkę dzieci i pięcioro wnucząt. Mieszka w Santiago.

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

„Mama idzie na targ, żeby kupić owoce i warzywa, ale przynosi mi W pustyni i w puszczy”

Page 24: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

24

WROCŁAW – MIASTO GRANIC

T o jedno z najpiękniejszych miast w Polsce jest znakomitym

pretekstem żeby zainteresować się historią. Poplątaną, dramatyczną, często okrutną, tak charakterystyczną dla tej części Europy. Spacer po Wrocławiu może nas zabrać w wyjątkową podróż w czasie. Zaczniemy od dziedzictwa Polaków z X wieku, potem pójść śladami Czechów, Niemców, Habsburgów, Prusaków, hitlerowców, żołnierzy radzieckiej Armii Czerwonej, żeby znów wrócić do Polski, najpierw komunistycznej, a potem tej współczesnej, wolnej i demo-kratycznej. Podróż śladami historii na pewno trzeba rozpocząć od Ostrowa Tumskiego, siedziby pierwszego polskiego królewskiego rodu Piastów, jednocześnie próbując sobie wyobrazić średniowieczną Polskę. Na pewno warto wpaść do kościoła dominikańskiego, gdzie spoczęły relikwie błogosławionego Czesława, który bronił miasta przed Tatarami.

Spacerując dalej przenosimy się do wieku XV w chwi l i k i edy przekroczymy drzwi wrocławskiego ratusza. Piękna gotycka budowla była świadkiem popularnych w tamtych czasach defenestracji, czyli wyrzu-cania przez lud znienawidzonych notabli przez okno. Tu też ścięto głowę burmistrzowi czeskiej Pragi, co oczywiście nie zapobiegło temu, że dziś stolica Czech jest dużo lepiej znana na świecie niż Wrocław. W latach panowania Habsburgów (od wieku XVI do wieku XVIII) ratusz zyskał bardzo piękny zegar przy którym dziś umieszczona jest kamerka internetowa, dzięki której można pozdrowić rodzinę i przyjaciół, którzy zostali w Chile. Kiedy Wrocław przeszedł pod panowanie Prus i kiedy przyszedł piękny wiek XIX, we Wrocławiu w dzielnicy Czterech Wyznań pruscy władcy wybudowali zjawiskowy Pałac Królewski. W niedawno odrestaurowanej budowli można odnaleźć ślady choćby florenckiego renesansu. Mieści dziś muzeum, które organizuje bardzo interesujące wystawy (ostatnio pokazano tam malarstwo niderlandzkie rodziny Breughlów) . Czas Republ ik i Weimarskiej i niemieckiego nazizmu przypomina natomiast budynek wrocławskiej Hali Stulecia. Obraz przemawiającego Adolfa Hitlera i wiwatujących towarzyszy partyjnych z NSDAP, którzy organizowali tu wiece partyjne, do dziś budzi dreszcz przerażenia…

Świadectwem II wojny światowej są liczne pomniki, zachowane napisy na ścianach budynków i cmentarze żołnierzy radzieckiej Armii Czer-wonej, która walczyła tu z niemieckim Wermahtem. Ślady kul i pocisków na elewacjach wro-cławskich kamienic nie jest niczym niezwykłym. Natomiast najlepiej zachowana architektura czasów Polski stalinowskiej to na pewno fragmenty Politechniki Wro-cławskiej i placu Grunwaldzkiego. Te budynki są najlepszym dowodem na to jak w tamtych czasach rozumiano słowo „awangarda”. Każdy spacer ma swój kres. Już niedługo będzie można go zakończyć podziwiając panoramę miasta z tarasu widokowego, niedawno wybudowanego wieżowca Sky-Tower. Patrząc na zachodzące słońce z wysokości 50 piętra, na pewno warto się zamyślić nad wszystkim zakrętami dziejów przez jakie przeszło to miasto. Jego historia na pewno czegoś uczy. Jacek Piątkowski

Polacy, Czesi, Niemcy, Habsburgowie... zapraszamy na spacer śladami historii Wrocławia.

Page 25: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

25

MIASTO JESZCZE NIEODKRYTE

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

W rocław bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Odwiedziłam go dwa

razy podczas festiwali filmowych, w 2012 i w 2013 roku. To miasto jest zupełnie inne niż Warszawa, głównie ze względu na jego rozmiar i przytulną atmosferę. Jest urocze, dobrze utrzymane, a jego mieszkańcy są bardzo życzliwi. Spodobało mi się też, że nie został jeszcze zdominowany przez turystykę masową, było wiele miejsc do spacerów, można było dobrze zjeść oraz zwiedzić okolice. Szczególnie dobrze zapamiętam wrocławski Rynek Główny wypełniony ludźmi latem, uliczne fontanny, w których można było się odświeżyć, restauracje z pierogami, bary z wódką oraz ogromne k ino Nowych Horyzontów. Po raz pierwszy byłam w Polsce zimą 2010 roku. Odwiedziłam Warszawę i bardzo mi się spodobała. To bardzo tajemnicze miasto, którego na początku zupełnie nie rozumiałam. Dopiero po kilku dniach polubiłam to moje błądzenie wśród ulic i placów budowy. Miałam wrażenie, że stałam się świadkiem ważnej odbudowy miasta. Byłam bardzo mile zaskoczona moimi kontaktami z ludźmi i odniosłam wrażenie, że jesteśmy bliscy kulturowo pomimo, że pochodzimy z tak odległych krańców świata.

Dla Domingi Sotomayor, chilijskiej reżyserki filmowej, członka jury tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, Polska to przede wszystkim ludzie, ludzie, ludzie...

Page 26: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

26

CO W SANTIAGO PISZCZY

DLA DUCHA

S a n k t u a r i u m Alberto Hurado

znajduje się w dzielnicy Estacion Central. Jest to miejsce szczególne dla historii Chile, ponieważ to tutaj spoczywa zało-życiel największej w Ameryce Łacińskiej organizacji charytatywnej Hogar de Cristo (Dom Chrystusa), jeden z dwóch chilijskich świętych, Alberto Hurtado, jezuita. Został beatyfikowany przez Jana Pawła II i kanonizowany przez Benedykta XVI. Jan Paweł II w czasie swojej wizyty w Chile modlił się przy grobie późniejszego świętego, odwiedził również Hogar de Cristo (do dziś jest upamiętnione miejsce w którym przemawiał papież z Polski). Sanktuarium jest znakomitym miejscem, dla tych którzy szukają pretekstu do refleksji i modlitwy. Można tu szczególnie mocno doświadczyć ducha solidarności i braterstwa z najbardziej potrzebującymi. Miejsce jest otwarte dla zwiedzających i znajduje się w jednej z biedniejszych dzielnic Santiago. Tu bardzo wyraźnie dostrzega się zróżnicowaną rzeczywistość Ameryki Łacińskiej i Chile, jednego z najbardziej rozwarstwionych społecznie krajów świata. Przychodzą tu wszyscy ci, których inspiruje postać Alberto Hurtado i ci którzy angażują się w tworzenie społeczeństwa bardziej sprawiedliwego. Serdecznie zapraszam, bo naprawdę warto. KRZYSZTOF JELEŃ

...czyli o tym gdzie santiagińska Polonia lubi spędzać czas.

DLA PODNIEBIENIA

U wielbiam dobre jedzenie i przepadam za owocami morza, jednak stołowanie się w

restauracjach chilijskich nie należy do najtańszych. Dlatego często bywam w Marisquería Tahiti (General Bulnes 87), gdzie można bardzo dobrze zjeść za przyzwoitą cenę. Ulubione miejsce byłoby niczym bez ulubionego jedzenia i tutaj znalazłam wszystko: dobre i schłodzone białe wino, boskie machas a la parmezana, pysznie przyprawioną paila marina, oraz pełne smaku ceviche. Odkryłam to miejsce zupełnym przypadkiem podczas bezcelowej włóczęgi po Barrio Brasil. Moją uwagę przykuł niebieski budynek oraz kolejka, która ustawiała się na zewnątrz. Brama wejściowa okazała się wrotami do raju... ANNA KOWALCZYK

DLA SERCA

W miejscu można się zakochać od pierwszego wejrzenia, tak

jak w osobie. Mój ‘Berri’ to jeden z przytulnych pubów w dzielnicy Lastarria. Niewielki, niebieski neon i małe okna starej kamienicy nie zdradzają co jest w środku. Trzeba wejść i dać się oczarować. W pubie 'Berri' zwalnia czas. Ma niebieskie ściany i starodawny, drewniany bar. Z głośników płynie jazz, blues albo tango z połowy ubiegłego wieku. Właściciel zawsze starannie wybiera płyty. W taki klimat idealnie wpasowuje się moje ulubione wino z karty - La Ronciere Mousai. Barman doskonale zresztą wie, co zamówię. Zdradzę jeszcze, ze pub ma drugie piętro, nieco ukryte i otwarte tylko dwa razy w tygodniu. W odróżnieniu od kameralnego parteru to mały pałac! ‘Berri’ jest nie tylko moje, ale ‘nasze’. Tam usiedliśmy z Claudio w dniu kiedy się poznaliśmy, tam się zaręczyliśmy, tam przy Mousai podejmujemy ważne decyzje albo po prostu zapominamy o ciężkim tygodniu. Tam też lubimy świętować wszystko to, co wydaje nam się warte toastu, choć tak naprawdę chcemy po prostu odwiedzić nasze ‘Berri’. Z wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie zakochaliśmy się właśnie tam. MONIKA TRĘTOWSKA

DLA RELAKSU

P o przyjeździe do Santiago przez długi czas nie mogłam się odnaleźć – pogoda nie dopisywała, padał deszcz, było zimno, a dni były bardzo krótkie. Poza tym nikogo nie znałam. Niemal codziennie wychodziłam na

spacery po mieście. Oczywiście jako typowa i początkująca turystka zaczęłam od Plaza de Armas, gdzie fascynowała mnie jego intensywność i różnorodność, także ta kulturowa. Jednak z każdym spacerem oddalałam się coraz bardziej od serca Santiago. Aż zupełnie przypadkiem natrafiłam na Barrio Paris-Londres. Miejsce, które składa się z zaledwie kilku uliczek, ale z klimatem... Europy. Ulica Londres, ulica Paris. Ławki, jakaś mała kawiarnia, kilka hoteli. I kostka brukowa. To miejsce przypomina mi starówki europejskie, może nawet polskie, choć kolorystycznie daleko jej od np. Starego Miasta w Warszawie. Pomimo to, właśnie ta starówka w miniaturze podbiła moje serce i stała się moim ulubionym miejscem w Santiago. Spokój, brak tłumu – idealne miejsce na to aby na chwile się zatrzymać i odpocząć... JOLANTA KRASUSKA

Page 27: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

27

DLA CIAŁA

M oje ulubione miejsca w Santiago, to przede wszystkim malutkie sklepiki, kawiarnie i parki. W tak wielkim mieście jak to, wyznaję

zasadę "vida de barrio" czyli po prostu staram się korzystać z uroków okolicy w której żyję. W Las Condes, gdzie mieszkam, aż roi się od malutkich rodzinnych kawiarni, restauracji, sklepików, czy właśnie lodziarni. I tak właśnie podczas jednej z moich weekendowych przechadzek po okolicy odkryłam lodziarnię Filippo, która mieści się przy ulicy Flandes 1030, kilka kroków od Av. Cristobal Colon (www.filippo.c)l. Od tego czasu pomimo że trwa sroga (z przymrużeniem oka) chilijska zima, zapraszamy się z moim chłopakiem na przepyszne lody. Zawsze idealnej jakości, zawsze kremowe i pełne naturalnych aromatów. Do wyboru jest wiele smaków, które co chwilę się zmieniają. Raz jest to perfekcyjny cheese cake frutos del bosque, innym razem zielonkawe pistacho pełne drobniutkich pistacjowych orzeszków. Czasem to lody o smaku waniliowej kaszki manny, albo egzotyczne lody z marakui. Oprócz wyśmienitych lodów u Filippo są dostępne różne rodzaje kaw i ciasta, jednak to lody są najważniejsze w tym miejscu. Ceny wcale nie są wygórowane jak na Las Condes, bo za 1 900 pesos otrzymujemy ogromy rożek z dwoma gigantycznymi kulami przepysznych lodów. Obsługa jest bardzo miła i pomocna. Wybór jest duży, codziennie dostępnych jest przynajmniej 14 różnych smaków, dlatego też przed kupnem tych jedynych można poprosić o spróbowanie wybranych lodów. Ci co znają lody tutejszej marki Bravissimo, polecam Filippo. Gwarantuję ogromną różnicę w jakości, ale ciągle jeszcze w przystępnej cenie. AGNIESZKA ŁUCZYŃSKA

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

DLA KLIMATU

C óż bardziej przekonującego na chłodne zimowe dni i wieczory, niż duży wygodny fotel i gęsta gorąca czekolada? Świetnym miejscem na spotkanie z przyjaciółmi,

chłopakiem, czy rodziną jest kawiarnia Rende bú na Hernando de Aguirre 3645 w dzielnicy Nuñoa. Atmosfera nieco nostalgiczna, pastelowe kolory, dekoracja w stylu vintage oraz jazz, charleston i swing w tle. Ciepły domowy klimat podsycony zapachem kawy i gorącej czekolady i ogromna różnorodność herbat i deserów. Gorąco polecam! MAGDALENA ANTOSZ

DLA RELAKSU

P o przyjeździe do Santiago przez długi czas nie mogłam się odnaleźć – pogoda nie dopisywała, padał deszcz, było zimno, a dni były bardzo krótkie. Poza tym nikogo nie znałam. Niemal codziennie wychodziłam na

spacery po mieście. Oczywiście jako typowa i początkująca turystka zaczęłam od Plaza de Armas, gdzie fascynowała mnie jego intensywność i różnorodność, także ta kulturowa. Jednak z każdym spacerem oddalałam się coraz bardziej od serca Santiago. Aż zupełnie przypadkiem natrafiłam na Barrio Paris-Londres. Miejsce, które składa się z zaledwie kilku uliczek, ale z klimatem... Europy. Ulica Londres, ulica Paris. Ławki, jakaś mała kawiarnia, kilka hoteli. I kostka brukowa. To miejsce przypomina mi starówki europejskie, może nawet polskie, choć kolorystycznie daleko jej od np. Starego Miasta w Warszawie. Pomimo to, właśnie ta starówka w miniaturze podbiła moje serce i stała się moim ulubionym miejscem w Santiago. Spokój, brak tłumu – idealne miejsce na to aby na chwile się zatrzymać i odpocząć... JOLANTA KRASUSKA

zdj. w

ww

.chile

.cl

DLA SERCA

W miejscu można się zakochać od pierwszego wejrzenia, tak

jak w osobie. Mój ‘Berri’ to jeden z przytulnych pubów w dzielnicy Lastarria. Niewielki, niebieski neon i małe okna starej kamienicy nie zdradzają co jest w środku. Trzeba wejść i dać się oczarować. W pubie 'Berri' zwalnia czas. Ma niebieskie ściany i starodawny, drewniany bar. Z głośników płynie jazz, blues albo tango z połowy ubiegłego wieku. Właściciel zawsze starannie wybiera płyty. W taki klimat idealnie wpasowuje się moje ulubione wino z karty - La Ronciere Mousai. Barman doskonale zresztą wie, co zamówię. Zdradzę jeszcze, ze pub ma drugie piętro, nieco ukryte i otwarte tylko dwa razy w tygodniu. W odróżnieniu od kameralnego parteru to mały pałac! ‘Berri’ jest nie tylko moje, ale ‘nasze’. Tam usiedliśmy z Claudio w dniu kiedy się poznaliśmy, tam się zaręczyliśmy, tam przy Mousai podejmujemy ważne decyzje albo po prostu zapominamy o ciężkim tygodniu. Tam też lubimy świętować wszystko to, co wydaje nam się warte toastu, choć tak naprawdę chcemy po prostu odwiedzić nasze ‘Berri’. Z wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie zakochaliśmy się właśnie tam. MONIKA TRĘTOWSKA

Page 28: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

28

W ykładam na Wydziale Prawa Uniwersytetu Chilijskiego i jestem dyrektorem Chilijsko-

Polskiej Izby Handlowej. Ukończyłem studia prawnicze ponad 35 lat temu i wyspecjalizowałem się w tematach związanych z handlem zagranicznym. Doradzam wielu firmom międzynarodowym, które nawiązały współpracę handlową z firmami chilijskimi. Wśród nich znajdują się także firmy z Polski.

Jaki był cel Pana ostatniej wizyty w Polsce?

Po raz ostatni byłem w Polsce w maju br. na zaproszenie Ambasady RP w Santiago i polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz za sprawą namowy polskich firm z branży górniczej, z którymi współpracuję. Spotkałem się z Ambasadorem Chile w Polsce oraz uczestniczyłem w bardzo ważnym spotkaniu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych prowadzonym przez wiceminister MSZ Beatę Stelmach. Wzięło w nim udział ponad 15 firm zainteresowanych nawiązaniem współpracy handlowej z Chile. Ponadto spotkałem się z Beatą Jaczewską, wiceminister w Ministerstwie Środowiska oraz wiceministrem Ministerstwa Obrony Narodowej, Robertem Kupieckim. Widziałem się również z różnymi firmami prywatnymi i państwowymi z branż bankowej, przemysłowej, budowlanej, obrony, nauki i innych. Spotkania miały miejsce w Warszawie, ale byłem także w innych miastach.

Jakie było Pana pierwsze wrażenie po przyjeździe do Polski?

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy w Warszawie to dynamika zmian jakie zaszły w Polsce w przeciągu ostatnich lat. Bez wątpienia, wrażenie jakie sprawia dzisiaj Polska jest bardzo pozytywne. Szczególnie jeżeli porównuje się sytuację obecną z początkiem transformacji, której byłem świadkiem podczas mojej pierwszej wizyty w 1991 roku.

Co najbardziej zaskoczyło Pana podczas wizyty w Polsce?

Zaskoczyło mnie ogromne zainteresowanie ministrów, z którymi rozmawiałem oraz firm i instytucji, które odwiedziłem, zwiększeniem handlu i kontaktów handlowych nie tylko z Chile, ale także z resztą kontynentu południowo-amerykańskiego. Chile jest postrzegane jako atrakcyjne miejsce, które może stać się punktem wyjściowym dla kontaktów handlowych i współpracy z pozostałą częścią regionu.

Co najlepiej zapamięta Pan po wizycie w Polsce?

Mam bardzo dobre wspomnienia z wielu miejsc. Nie tylko z Warszawy, ale także z Katowic, Lubina, Legnicy i Wrocławia. Jeżeli mam wskazać tylko jedną przygodę, to powiem, że była nią wizyta w kopalni Polkowice-Sieroszowice, do której zostałem zaproszony przez zarząd firmy KGHM. Było czymś niesamowitym znaleźć się na głębokości 1000 metrów i obserwować pracę górników, podziwiać perfekcyjną organizację pracy, zaangażowanie pracowników oraz wysoką jakość produkcji.

W POLKOWICACH POD ZIEMIĄ O zainteresowaniu Chile w Warszawie oraz o podziemiach polskiego zagłębia miedziowego opowiada José Luis López Blanco, dyrektor Chilijsko-Polskiej Izby Handlowej.

Page 29: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

29

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

CHILE O POLSCE I POLAKACH W naszym przeglądzie mediów chilijskich chcemy pokazać jak różnorodne są informacje, które kreują wizerunek naszego kraju. Czasem nawet niewielka wzmianka o tym co polskie, może mieć znacznie większy wpływ na świadomość czytelników i być dla nich czymś bardziej atrakcyjnym, niż wielostronicowe analizy i poważne komentarze z pierwszych stron gazet. Na nasz wybór informacji do biuletynu spójrzmy też z przymrużeniem oka. Tym bardziej, że w Chile słońce świeci naprawdę ostro.

R edakcja „Wikén” przyznała nagrody naj-lepszym restauracjom w Santiago. Za najlepszą

w kategorii „Kuchnia peruwiańska” uznała restaura-cję „La Mar”. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt że jej menedżerem jest Bogdan Pio-traszewski… Peruwiańczyk. Jego ojciec, wyjechał z Polski do Peru po wojnie, a sam Bogdan, studiował w Krakowie. W Chile pracuje od kilkunastu lat.

Obrazy Fernando de Szyszlo zostały pokazane w jednej z galerii Santiago. Twórczość peruwiański ego malarza, jak podkreślają chilijskie media, jest kluzem do zrozumienia latynoamerykańskiej abstrakcji. Fer-nando przyszedł na świat w 1925 r. Jego ojciec miał na imię Witold i był polskim fizykiem.

Silnym echem odbił się w chilijskich mediach proces kanonizacyjny Jana Pawła II. Wielu wywiadów na ten temat udzielił ks. Marek Burzawa, wikariusz biskupi Archidiecezji w Santiago, który mieszka i pracuje w Chile już od wielu lat. Rozmawiali z nim dziennikarze m.in. stacji 24 Horas, TVN, Canal 13 i La Red.

Dziennik „El Mercurio” opu-blikował obszerny artykuł na temat 60-lecia odbudowy Starego Miasta w War-szawie. O tym, że nawet hekatomba II wojny świa-towej nie zdołała złamać du-cha stolicy Polski i zmieść go z powierzchni ziemi.

Najlepsza polska tenisistka Agnieszka Radwańska, która całkiem nieźle sobie radzi w tegorocznych tur-niejach Wielkiego Szlema, wystąpiła w reklamach chilijskiej sieci telefonii komórkowej Movistar i sportowej stacji tele-wizyjnej ESPN.

Alexis Norambuena, chilijski piłkarz, który na co dzień gra w Jagiellonii Białystok, udzielił wywiadu tygodnikowi „Futbol”. Jest pod wrażeniem zmian infrastruktury piłkarskiej w Polsce, a stadiony, które powstały przed Euro 2012, zalicza do najpięk-niejszych i najnowocześniejszych w Europie.

Gazety chilijskie wiele miejsca poświęciły Maty-ldzie, nowej królowej Belgii. Skrupulatnie odnotowują jej koneksje rodzinne, pisząc m.in. o jej matce księżnej Annie Marii Komorowskiej i jej związkach z polskimi rodami arystokratycznymi, Komorowskich, Radziwiłłów czy Zamoyskich.

Adolfo Hurtado, enolog winnicy Cono Sur, który opowiedział na łamach poprzedniego wydania biu-letynu Ambasady RP w Chile, o swojej podróży po Polsce, został nominowany do tytułu najlepszego enologa na świecie, w kategorii win czerwonych. Konkurs organizowany był w ramach tegorocznej edycji International Wine Challenge 2013. Gratulu-jemy!

Page 30: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

30

WITAMY NA KOŃCU ŚWIATA Mistrz świata, inżynier, odkrywca, tenisistka, rockman? Kto wie, kim będą te maluchy w przyszłości. Rośnie nowe pokolenie Polaków, którzy urodzili się tu w Chile. Pokazujemy ich dziś i trzymamy kciuki. Jedno wiemy na pewno – już teraz są zupełnie wyjątkowi. Kolumnę objął patronatem Klub Małego Polaka w Chile (www.klubpolaka.cl).

MAYA MAGDALENA Rodzice: Magdalena Owsiak, Marcos Bravo C. Wzrost, waga: 49 cm, 3,2 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: tenisistką, a to tylko dlatego że wujek zadeklarował że będzie opłacał zajęcia na korcie Według taty: artystką, tylko taką która zarabia duże pieniądze nie wkładając w to zbyt wiele pracy.

fot. Magdalena Owsiak

NATALIA ALICIA Rodzice: Małgorzata Stankiewicz, Claudio Acevedo Wzrost, waga: 47,5 cm, 3,07 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: uznaną artystką plastykiem, może malarką Według taty: inżynierem

LEONARD Rodzice: Hellen Izarra, Radosław Smyk Wzrost, waga: 52 cm, 3,6 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: słynnym archeologiem, badaczem kultur andyjskich Według taty: mistrzem świata, ale na razie trudno sprecyzować w jakiej dyscyplinie

ANASTAZJA ALEXYA Rodzice: Kamila Michalska, Alexy Ruiz Wzrost, waga: 47 cm, 2.9 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: sławną podróżniczką Według taty: wokalistką lub

gitarzystką sławnej grupy

rockowej fot. Magdalena Owsiak

IRENA Rodzice: Magdalena Walczak, Emmanoel BF Lima Wzrost,waga: 46 cm, 2,72 kg Kim będzie w przyszłości? Wynalazcą rzeczy niewymyślonych lub odkrywcą rzeczy zapomnianych

fot. Magdalena Owsiak

Page 31: Biuletyn Ambasady RP w Chile nr 12

31

Ż ycie Querubiny nie zawsze było godne pozazdroszczenia. Jeśli chodzi o ścisłość to

Querubina nawet nie zawsze była Querubiną. Na początku Querubina nosiła imię Melisa i miała porażone tylne łapki. A jeszcze przedtem Querubina żyła na wsi. Do Santiago przybyła zimą 2011 roku. Do ogrodu babuni (nazywają ją tak nawet Chilijczycy) Ewy Odachowskiej przyprowadziła ją Halszka, wnuczka babuni. Ten przestrzenny ogród, pełen drzew i krzewów, przyjazny roślinom, zwierzętom i ludziom, szybko stał się jej domem. Querubina natychmiast się zaprzyjaźniła z Flor, studentką literatury, która mieszkała w domu babuni, i z wszystkimi, którzy w nim pomieszkiwali. Żyła w zgodzie z kotem i chomikiem, pięknym perliczkom podjadała ich fast-foody (okropnie tuczącą kukurydzę), ale też dzieliła się swoją karmą. Lecz pewnego dnia, Bóg wie czemu, tylne łapki Querubiny odmówiły nagle posłuszeństwa. Używając tylko przednich łapek, posuwała tylną cześć ciała po ziemi. Trwało to tak długo, aż pojawiła się głęboka rana, którą wypełniły robaki. Querubina gasła w oczach, a wstrętna choroba wysysała z niej życie. I kto wie, jak by się to skończyło, gdyby nie Halszka i Flor, które zaprowadziły królicę do weterynarza. Pincetą wyciągnięto jej robaki, dostała antybiotyk i leki przeciwbólowe Dziewczyny okładały jej ranę miodem. Musiała mieć ogromną chęć życia, bo dziś Querubina jest zdrowa jak rydz! Querubina miała rację decydując że chce zyć. Dziś ogrzewa łapki przy piecyku na benzynę, śpi pod

łóżkiem Flor i wcina banany, aż uszy jej się trzęsą, gardząc przy tym marchewką. Jest bardzo czuła i wdzięczna. Przepada za głaskaniem i odwdzięcza się liżąc ręce swoim dobroczyńcom.

Ponadto jest sławna. Stałą się muzą wielu artystów, tematem obrazów, zdjęć i wierszy i z pewnością niejednej nieznanej piosenki. A jakby tego było mało, ma ogromne powodzenie w miłości. Pewnie dlatego, ze jest blondynką w kraju brunetów. Ostatnio spotyka się z Carlotos, przystojnym kotem z sąsiedztwa, który jest fajny i warto dać mu szansę.

Jeśli myślicie, ze Querubina jest próżna, trochę leniwa i gruba, to się mylicie. A nawet jeśli by tak było, to nie radzę mówić tego na głos i narażać się Halszce i Flor, które zawzięcie bronią godności swojej podopiecznej. Magdalena Antosz

GODNE POZAZDROSZCZENIA ŻYCIE QUERUBINY

A m b a s a d a R P w S a n t i a g o

Ewa Odachowska urodziła się 1 sierpnia 1914 r. w Niedźwiadce. Córka Kazimierza Odachowskiego i Hanny Pohl. W Chile mieszka od 1949 r. Lekarz ginekolog w szpitalach Jose Joaquin Aguirre i San Juan de Dios. Jej wspomnienia zostały opublikowane w książce "Na fali historii", autorstwa Aleksandry Pluty (wersja elektroniczna jest dostępna na stronie www Ambasady RP w Chile)