bon jovi. kiedy byliśmy piękni

16

Upload: wydawnictwo-sqn

Post on 26-Mar-2016

287 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Dzięki trwającej ćwierć wieku i pełnej niezliczonych przebojów historii Bon Jovi zasłużyło na status legendy. Jednak mimo ogromnej popularności grupy fani nie mieli zbyt wielu okazji, by poznać bliżej jej członków. Aby uczcić swoje dwudziestopięciolecie, zespół postanowił dopuścić do swojego życia – na scenie i poza nią – reżysera i fotografa Phila Griffina. Może sądzicie, że znacie Bon Jovi, ale czytając tę książkę, przekonacie się, że jesteście w błędzie. W środku znajdziecie piękne, niedostępne nigdzie indziej fotografie oraz przeczytacie historię opowiedzianą przez samych muzyków. Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni pokazuje Jona, Richiego, Dave’a oraz Tico zarówno w świetle reflektorów, jak i w zaciszu garderoby. Zaczynając od pierwszych dni Bon Jovi, jeszcze w New Jersey, a kończąc na trasie Lost Highway w 2008 roku, książka przedstawia niezwykły obraz gwiazd rocka wspominających ćwierćwiecze swojej kariery. To również wejściówka upoważniająca do wstępu za kulisy jednej z ulubionych

TRANSCRIPT

Page 1: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni
Page 2: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni
Page 3: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

B O N J O V I

Page 4: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni
Page 5: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

B O N J O V I

R OZ M O W Y Z P H I L E M G R I F F I N E M

K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

T ŁU M AC ZEN I E AG N I E S ZK A B R O DZI K

Page 6: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

6 B O N J O V I K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

Page 7: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I B O N J O V I 7

KIEDY TWOJA PIOSENKA STAJE SIĘ CZĘŚCIĄ ŻYCIA INNYCH LUDZI I ZAPISUJE SIĘ W ICH PAMIĘCI, TO JEST PRAWDZIWA MAGIA. W TEN SPOSÓB STAJEMY SIĘ NIEŚMIERTELNI.

JON

Page 8: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

8 B O N J O V I K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

WSTĘPPHIL GRIFFIN

Page 9: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

Luty 2007 roku w zimnej Minnesocie. W pełnym przeciągów pokoju hotelowym zmęczony trasą gwiazdor rocka spotyka się z młodym brytyjskim fotografem. Chłopak ma nadzieję, że uchwyci całą prawdę o swoim modelu. Zadanie okazuje się trud-niejsze, niż sądził: musi sfotografować kogoś, kto w ciągu dwudziestu pięciu lat kariery usłyszał już milion pstryknięć i zobaczył tyle samo błysków fle-szy. Odnoszę wrażenie, że sesja zdjęciowa to ostat-nia rzecz, jakiej w tej chwili pragnie Bon Jovi.

Jon jednak, jako profesjonalista w każdym calu, znosi wszystko cierpliwie. Kiedy wspominam sam początek tej historii, dziwię się, że jedno zdję-cie, ta skradziona chwila, trafiło w czułe miejsce i zawiązało między nami nić porozumienia. Dzięki tej jednej fotografii – nigdy nieplanowanej, ale za-wsze pożądanej – razem z Bon Jovi rozpoczęliśmy podróż, która okazała się inspirująca, ekscytują-ca, wykańczająca oraz, czasami, frustrująca. Po-wiedzmy sobie szczerze: nie możesz ruszyć w drogę z jednym z najsłynniejszych zespołów na świecie i spodziewać się, że dostaniesz wolną rękę. A może jednak?

Na trasie żartowaliśmy sobie, że za każdym ra-zem, kiedy brałem do ręki aparat, jednocześnie za-kładałem czapkę niewidkę – trochę jak Frodo Bag-gins z obiektywem zamiast magicznego pierścienia. Z jakiegoś powodu Jon w ogóle mnie nie zauważał, Richie się tylko uśmiechał, Tico ciągle puszczał oko, a na twarzy Dave’a pojawiał się charaktery-styczny grymas króla klawiszowców.

Jon, Richie, Tico i Dave chętnie wpuścili mnie do swojego świata i pozwolili robić zdjęcia, które posłużyły do stworzenia tej książki. Z radością pa-trzę, jak na jej kartach łączy się to, co nowe, z tym, co stare. Mam nadzieję, że moja relacja posłuży nie tylko jako zapis przeszłości, ale też pozwoli spoj-rzeć na nią z nowej perspektywy. Oczywiście praw-dziwym zaszczytem jest dla mnie publikacja zdjęć obok tak dobrze znanych fotografii Olafa Heine’a,

Cynthii Levine, Marka Weissa oraz pozostałych współautorów tego albumu.

Chociaż wziąłem udział w długiej wyprawie śla-dem Bon Jovi, dopiero praca nad tą książką pozwo-liła mi zrozumieć, dlaczego zespół jest taki, a nie inny. Dlaczego udało im się przetrwać tyle lat i dla-czego cieszą się uwielbieniem tak wielu ludzi. To naprawdę proste: Bon Jovi to prawdziwa rodzina.

Jon ma skomplikowaną osobowość. Obserwo-wanie go przypominało trochę szpiegowanie włas- nego brata. Nie zawsze dobrze się z tym czułem, ale mimo wyrzutów sumienia sprawiało mi to niezłą frajdę. Niekończący się zapał i zawiłość psychiki Jona stanowią doskonałą pożywkę dla zaraźliwego entuzjazmu Richiego. To dlatego są tak świetnymi partnerami. Jestem dumny, że wpuścili mnie do swojego prywatnego bractwa. Przyglądając się ze-społowi, mogłem się skupić na znalezieniu miejsc, w których rodziło się łączące ich zaufanie. Wydaje mi się, że są nimi alejki i zaułki Jersey, bary i klu-by z ich młodości. Ściany studia Jona na brzegu rzeki Navesink. Struny gitary Richiego i kulisy, zza których Tico patrzy na wszystkich niczym ojciec chrzestny. Może często ich nie rozumiano, ale oni sami zawsze wiedzieli, kim są i co jest najważniej-sze – potrafili zaufać sobie nawzajem i nie pozwo-lili, żeby cokolwiek zniszczyło łączącą ich więź.

Mam nadzieję, że pokazują to zawarte w tym albumie, pieczołowicie wybrane zdjęcia. Właśnie tego uczy przebywanie z Bon Jovi – zaczyna ci za-leżeć, chcesz stać się choćby w niewielkim stopniu częścią ich kręgu, sięgnąć po kawałeczek rodzinne-go tortu.

Dla mnie naprawdę dobre zdjęcie to skradziona chwila, skrawek duszy, której nie można oddać. Je-stem dumny, że Jon i jego koledzy z zespołu obda-rzyli mnie tak wielkim zaufaniem.

Phil Griffin, 2009

Page 10: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni
Page 11: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni
Page 12: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

12 B O N J O V I K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

JON

Page 13: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I B O N J O V I 13

JON

Dla mnie świat narodził się wtedy, gdy fanki mdlały na widok Sinatry, Presley kołysał biodrami, Beatlesi śpiewali She Loves You, a Stonesi popisywali się swo-

ją zawadiacką pewnością siebie. Reszta po prostu przyszła sama.

Od początku ery rock and rolla bycie członkiem albo przyjacielem jakiegoś zespołu przyprawiało o dreszczyk emocji. W grupie człowiek zawsze czuje się niezwyciężony. Dlaczego? Bo wie, że znajduje się pośród braci, kompanów, członków paczki. A je-śli komuś nie brakuje odwagi albo wiary, staje się Gwiazdą Rocka.

Każdy muzyk, który osiągnął sukces, powie ci, że zawdzięcza to talentowi, pracy i pewności siebie, bo właśnie te składniki połączone w równych pro-porcjach tworzą magiczną formułę. Oczywiście na każdym szczeblu kariery doświadcza się wzlotów i upadków, ale z upływem czasu stają się one tylko wspomnieniami i gdy patrzysz na nie jak na stare zdjęcia wyjmowane z szuflady w czasie Bożego Na-rodzenia, wszystkie dawne rany bolą już znacznie mniej, a historia nabiera nowych barw.

Dobry zespół nie może istnieć bez chemii. Si-natra miał Tommy’ego Dorseya, a potem Nelsona Riddle’a. Co tam, miał całe Rat Pack*. Elvis miał swojego D.J. Fontanę, Scotty’ego Moore’a, a później

* Nieformalna grupa składająca się z amerykańskich aktorów i piosenkarzy z lat 50. W jej skład wchodzili między innymi Humphrey Bogart, Lauren Bacall, Judy Garland, a także wspomniany Frank Sinatra.

Page 14: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

14 B O N J O V I K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

także Pułkownika i licznych członków Memphis Mafia. Paul miał Johna, George’a i Ringo. Mick – Keitha i Charliego. Cóż, chyba już rozumiesz. A ja? Ja miałem Tico, miałem Davida, miałem Richiego.

Przez dwadzieścia pięć lat Richie Sambora był moją prawą ręką – bratem, partnerem i przyjacie-lem, o jakim każdy marzy od dzieciństwa. Często powtarzam ludziom – i uważam to za najwięk-szy komplement – że mieć go za przyjaciela to prawdziwy zaszczyt. Posiada talent i zapał, które wyróżniają go na tle wszystkich szarpidrutów. Oczywiście jest mnóstwo osób, które potrafią grać. A drugie tyle potrafi śpiewać. Ale jest – i będzie – tylko jeden Richie Sambora.

W każdym zespole poszczególni jego członko-wie mają konkretne zadania. Tico Torres nie tylko stanowi podporę dźwiękową, ale też już od dawna robi za głos rozsądku – można go nazwać naszym mężem stanu. Kiedyś powiedział mi: „Wiesz, że cię kocham. Ratowałem ci tyłek przez ostatnie dwa-dzieścia pięć lat”. Patrzył, jak prowadzę ten statek od pierwszego wodowania. Miał wystarczająco dużo wiary, żeby dla dzieciaka, garażu i marzeń zostawić odnoszący sukcesy zespół z podpisanym kontraktem. Mam nadzieję, że tego nie żałuje. Oczywiście cieszę się, że się pojawił.

David Bryan grywał ze mną już od czasu, gdy miałem szesnaście lat. Pamiętam, że jego ojciec miał vana, a David harmonijkę Hammond 83. Skończył chyba siedemnaście lat, kiedy zaczęliśmy razem grać. Śmieję się z jego wieku, bo jest o dwa-dzieścia dwa dni starszy ode mnie. To stary, ale też strasznie zabawny facet, i dołożył swoją działkę radości. Teraz jest wielką szychą na Broadwayu i oczywiście już nas nie potrzebuje. Przynajmniej mogę powiedzieć, że „znałem go, kiedy jeszcze…”.

Mam wiele obaw w związku z tworzeniem tej książki i nagrywaniem filmu. Dlaczego? Ponieważ zawsze uważałem, że nasza opowieść nie została jeszcze napisana. Może i powstaje już od ćwierć-

STRONY 10–11 Sesja portretowa Whole Lot of Leavin’, Minneapolis w stanie Minnesota, 17 marca 2008. OBOK: Zdjęcie z trasy Lost Highway, XCEL Energy Center, St. Paul w stanie Minnesota, marzec 2008. STRONY 14–15: Zdjęcia z trasy Lost Highway, Twickenham Stadium, Londyn, 28 czerwca 2008.

14 B O N J O V I K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I

Page 15: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

K I E D Y B Y L I Ś M Y P I Ę K N I B O N J O V I 15

Page 16: Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni

Koniec fragmentu.

Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl