brudnopis - numer 1

44
numer 1 czerwiec 2014 rok i Magazyn uczniów V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie W NUMERZE M. IN.: co w holu piszczy Poznaj przewodniczącego (wywiad z Adamem Grzegrzółką) Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o ewaluacji, ale boicie się zapytać Jubileusz DUCHa Podróż do wnętrza materii, czyli poniatowszczacy w CERN-ie miasto moje, a w nim Szlakiem śródmiejskich antykwariatów postać numeru Zbigniew Rybczyński Piszą dla nas: agata Bartman JUlia Benedyktowicz artur stachyra Julianna rutkowska • iga markowska ola leszczyńska • szymon smus • mateusz ducki ( I INNI )

Upload: brudnopis-magazyn-vlo

Post on 31-Mar-2016

238 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Pierwszy numer gazetki szkolnej VLO w Warszawie. Oficjalna premiera wersji papierowych za nami, czas na udostępnienie wersji elektronicznej do opinii publicznej!

TRANSCRIPT

Page 1: Brudnopis - numer 1

numer 1 • czerwiec 2014 • rok i

Magazyn uczniów V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie

w numerze m.in.:

co w holu piszczy

Poznaj przewodniczącego(wywiad z Adamem Grzegrzółką)

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o ewaluacji,ale boicie się zapytaćJubileusz DUCHaPodróż do wnętrza materii,czyli poniatowszczacy w CERN-ie

miasto moje, a w nimSzlakiem śródmiejskich antykwariatów

postać numeru Zbigniew Rybczyński Piszą dla nas: agata Bartman • Julia Benedyktowicz artur stachyra • Julianna rutkowska • iga markowska ola leszczyńska • szymon smus • mateusz ducki (i inni)

Page 2: Brudnopis - numer 1

B r u d n o p i sMagazyn uczniów V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie

Adres redAkcji: Biblioteka Szkolna V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie, ul. Nowolipie 8, 00-150 Warszawae-mail: [email protected]: [email protected]

: https://www.facebook.com/pages/Brudnopis-VLOWydAWcA: Biblioteka Szkolna V LO Pismo ukazuje się przy wsparciu finansowym Rady Rodziców V LO

Zespół redAkcyjny:Artur StAchyrA (red. nAczelny)IgA MArkowSkA (z-cA red. nAczelnego) AgAtA BArtMAnJulIA BenedyktowIczMAteuSz duckIolA leSzczyńSkAJulIAnnA rutkowSkASzyMon SMuS WspółprAcują:gABrIelA górSkA, krzySztof grzelAk, zuzAnnA JASkułA, MAteuSz oSIńSkI, nInA gAn, olgA PrzyBył, MArIA PrzyByłowIcz, MonIkA SzAfrAńSkA

Logotyp: SzyMon SMuS

projekt grAficZny, dtp, korektA, koLportAż i e-puBLishing: zeSPół oPIekun Merytoryczny: Mgr kArol JAworSkI

Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do dokonywania zmian redakcyjnych, skrótów oraz zmian tytułów tekstów skierowanych do publikacji.

Uwaga: Wszystkie teksty oraz zdjęcia autorskie opublikowane na łamach „Brudnopisu” udostępniamy na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0 Międzynarodowe.

Drodzy Uczniowie, Nauczyciele i Pracownicy szkoły, Rodzice, Absolwenci, drodzy Czytelnicy

– oto trzymacie w rękach (lub sczytujecie z ekra-nu) pierwszy numer „Brudnopisu” – zupełnie nowej gazety V LO. My – grupa obecnych pierwszoklasistów zainspirowanych bogatą, sięgającą międzywojnia, tra-dycją czasopiśmienniczą w Poniatówce – powołaliśmy do istnienia nowy tytuł. Zapytacie –dlaczego? po co? Chcemy, po pierwsze, wypełnić dotkliwą lukę w sys-temie przepływu szkolnej informacji, jaka pojawiła się po rozwiązaniu redakcji „{Bez tytułu}” (2011–2013), po drugie – bez kompleksów zafunkcjonować na „rynku” stołecznego licealnego czasopiśmiennictwa, po trzecie wreszcie – pragniemy uczynić zainicjowany właśnie periodyk miejscem dziennikarskiej i artystycznej samo-realizacji poniatowszczaków. I choć tytuł gazety, „Brud-nopis”, wskazywać by mógł na warsztatowy jej charak-ter, bynajmniej nie chcemy być ani traktowani ulgowo, z przymrużeniem oka, ani tym bardziej zwolnieni z od-powiedzialności – zarówno za dziennikarskie słowo, jak i merytoryczny poziom publikowanych na naszych ła-mach tekstów. Wręcz przeciwnie, czując ciężar tradycji w postaci tytułów takich, jak legendarne „Echo Piątki” czy wyjątkowo „długowieczna”, wychodząca w latach 90.,

„Szmatka”, od samego początku stawiamy na profesjona-lizm. Marzy się nam, by „Brudnopis” nie okazał się ko-lejnym pismem-efemerydą, które zakończy swój żywot wraz z odejściem roczników go tworzących. Niech – w sztafecie pokoleń – przetrwa jako żywy ślad naszej obecności w Poniatówce, gdy i nam, członkom pierw-szej, założycielskiej redakcji, przyjdzie opuścić mury szkoły i wypłynąć na szersze wody.

„Brudnopis” w założeniu ma być pismem ogólnym i otwartym. Co oznacza ogólność? Pragniemy stworzyć z jednej strony wydawnictwo informacyjno-kronikarskie, dzięki któremu uczniowie V LO będą mieli szansę śle-dzić i utrwalać bieżące wydarzenia z życia Poniatówki, z drugiej – pismo o ambicjach opiniotwórczych i kultu-ralnych. Zapytacie, jak zamierzamy to osiągnąć – otóż właśnie przez programową otwartość. Choć – może

Pierwszy brudno(w)pis{{{Od redakcji

Jeszcze tylko Słowo od redakcji... Redakcja „Brudnopisu” zamyka pierwszy numer

Nakład: niski i ograniczonyDbamy o środowisko naturalne, stawiamy na e-publishing!Szukajcie nas na platformie I S S U U : http://issuu.com/brudnopismagazynvlo

Page 3: Brudnopis - numer 1

1słusznie – zdawać by się mogło, że numer, który przed sobą trzymacie, powstawał w głę-bokiej konspiracji, to zatroskani o własną re-dakcyjną przyszłość z ufnością spoglądamy teraz w Waszą stronę. Otwieramy nasze łamy dla całej szkolnej społeczności, nie bojąc się żadnych tematów. Zachęcamy Was do wyra-żania i przesyłania do redakcji własnych opi-nii w różnych kwestiach – najlepiej od razu zamkniętych w formy wszelkich gatunków publicystycznych: od reportaży, przez spra-wozdania i wywiady, po eseje. Nie ukrywamy przy tym, że szczególnie promować będziemy teksty tematycznie powiązane z naszym śro-dowiskiem lokalnym, a więc: Poniatówką, sze-roko pojętym szkolnictwem, życiem mło-dzieżowym, Warszawą, itp. Dzielcie się z nami refleksjami z doświadczeń wynikających z ob-cowania z szeroko pojętą kulturą, a w końcu

– niekiedy bardziej „pojemnymi” – forma-mi swobodnej ekspresji artystycznej – wier-szami, opowiadaniami, grafiką… W naszej redakcji znajdzie się miejsce dla każdego! Będziemy szczęśliwi, jeśli z Waszą pomocą

„Brudnopis” osiągnie status kwartalnika, lecz podkreślamy od razu – nie na ilość stawiamy, lecz na jakość prezentowanych Wam numerów.

Macie przed sobą pierwszy numer „Brudno-pisu”, a zarazem i swego rodzaju – jak by-śmy powiedzieli dawniej – prospekt, który pozwoli się Wam zorientować w przyszłej zawartości i układzie pisma. A co w nim? W najbogatszej rubryce: Co w holu piszczy, z perspektywy domykającego się roku szkol-nego, zdajemy Wam relację z najważniejszych wydarzeń, które stały się naszym udziałem między wrześniem 2013 a czerwcem 2014 roku. Znajdziecie tu m.in. wywiady: z nowym prze-wodniczącym Samorządu Uczniowskiego, Adamem Grzegrzółką, z pierwszymi w historii Poniatówki potrójnymi mistrzami w sporto-wych rozgrywkach międzyklasowych, infor-macje o I Koncercie Muzyki Poważnej w V LO oraz uroczystościach i eventach, które odbyły

się w szkole. Z obszernego sprawozdania do-wiecie się, jak przebiegła „podróż do wnętrza materii”, którą uczniowie V LO mieli okazję odbyć w Europejskim Centrum Badań Jądro-wych, w rozmowie z prof. Marianem Jaroszew-skim odkryjemy przed Wami historię Dorocz-nego Uczynku Charytatywnego (DUCHa)

– jubileuszowa, dziesiąta edycja imprezy – już 25 czerwca. Szczególnej uwadze polecamy artykuł o szeroko ostatnio dyskutowanej w holu szkolnym i niezwykle kontrowersyjnej – ewa-luacji zewnętrznej, którą Mazowieckie Kura-torium Oświaty objęło Poniatówkę w kwiet-niu tego roku. W dziale Miasto moje, a w nim zachęcamy Was do odwiedzenia śródmiej-skich antykwariatów, Postacią numeru czyni-my reżysera i artystę multimedialnego, Zbi-gniewa Rybczyńskiego. Nadto w pierwszym

„Brudnopisie” inaugurujemy dział Felietonów, recenzji i tekstów traktujących o kulturze (Prze-czytałem/obejrzałem/odleciałem). Obecny kształt „Brudnopisu”, a więc układ treści i lay-out, najpewniej z czasem ulegną pewnym mo-dyfikacjom (w których zresztą możecie nam przyjść z pomocą). Nie boimy się zmian (miejmy nadzieję, że na lepsze) – te postrze-gamy jako naturalną konsekwencję rozwoju czasopisma, dojrzewania i zmian zespołu re-dakcyjnego. Nie przywiązujcie się zatem zbyt-nio do tego, co macie przed swoimi oczyma, chcemy byście myśleli o „Brudnopisie” raczej w kategoriach work in progress, dziele w toku i o tym, w jaki sposób moglibyście wektor tego toku zmieniać.

Opracowanie tego numeru zajęło nam sporo czasu i było pracochłonne. Zadanie sprawiło nam jednak wiele przyjemności, fi-nalny efekt przyniósł satysfakcję. Wszelkie uwagi ślijcie na naszego redakcyjnego e-maila: p o n i ato w s k i . b r u d n o p i s @ g m a i l . c o m .

I jeszcze jedno – wraz z pierwszym nume-rem startuje strona „Brudnopisu” na Face- booku – dla wszystkich tych, którzy cenią sobie szybką informację i chcą być na bieżąco. Polubcie nas! ☐

Od redAkcJI

Page 4: Brudnopis - numer 1

2SPIS TREŚCI

co w holu PISzczyPoznaj przewodniczącego – wywiad z Adamem Grzegrzółką (3) • Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o ewaluacji, ale boicie się zapytać (5) • „W związku z ogłoszeniem stanu wojennego...”

– relacja (7) • Jubileusz Ducha – wywiad z pedagogiem (8) • Jak się objawi DUCH 2014 (11) • Podróż do wnętrza materii, czyli poniatowszczacy w CERN-ie (13) • Biol-chem w terenie (18) • Koncert trzeciomajowy w Po-niatówce (19) • I Poniatowski Koncert Muzyki Poważnej (20) • „Ach te legendy” – potrójna korona mistrzów (21)

MIASto MoJe, A w nIM…Kręcimy film o Warszawie (26) • Szlakiem śródmiejskich anty-kwariatów (26)

PoStAć nuMeruPodróż do krainy niemożliwości O Zbigniewie Rybczyńskim (29)

felIetonW poszukiwaniu świętego spokoju... (33)

tryBylIterZorza (opowiadanie) (36)

PrzeczytAłeM, oBeJrzAłeM, odlecIAłeMŁabędzia portret podwójny... (37) • Reggae od Pablo czy Ragga od Pavo (39)

201301–15.09 Wyjazdy integracyjne klas pierwszych do Przewięzi09–13.09 Wycieczka 2A do Kotliny Kłodzkiej15–25.09 Obóz Liderów Poniatówki w Przewięzi17.10 Obchody 95-lecia szkoły połączone ze ślubowaniem

klas pierwszych oraz konferencją o powstaniu styczniowym

12–15.11 Wycieczka klasy 2E do Poznania i Wałcza18.11 Konferencja na temat powstania węgierskiego13.12 Szkolne obchody rocznicy wprowadzenia stanu

wojennego (zob. s. 7)20.12 Wigilia szkolna

201411.01 Studniówka24.01 Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców

w koszykówkę07.02 Wycieczka 1B do reaktora jądrowego w Świerku10.03 Finał rozgrywek międzyklasowych dziewcząt

w koszykówkę 12.03 Wycieczka 1B do Centrum Nauki Kopernik17.03 Mecz koszykówki między nauczycielami a uczniami 21.03 Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców w piłkę

nożną 24.03-04.04 Ewaluacja zewnętrzna (czyt. s. 6)31.03 Debata kandydatów na stanowisko

przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego01.04 Wybory na przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego 15.04 Dzień otwarty dla gimnazjalistów Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców

w piłkę siatkową16.04 Szkolne jajeczko wielkanocne 23.04 Finał rozgrywek międzyklasowych dziewcząt

w piłkę siatkową 28.04 Koncert trzeciomajowy (czyt. s. 19)05-09.05 Matury pisemne 16-19.05 Wycieczka klas 1C i 2C do Pragi i Temelina25-30.05 Wycieczka klas 2B, 2E oraz absolwentów do CERN-u (czyt. s. 13)31.05 Piknik naukowy na Stadionie Narodowym 02.06 Mecz piłki nożnej między nauczycielami a uczniami02-06.06 Nadmorskie Warsztaty Przyrodnicze klasy 1D (czyt. s. 18)09.06 I Poniatowski Koncert Muzyki Poważnej (czyt. s. 20)24.06 Dzień sportu25.06 Wydanie pierwszego numeru „Brudnopisu” 25.06 Dziesiąty DUCH (czyt. 8)27.06 Zakończenie roku szkolnego

kalendarium Poniatówki

co w holu PISzczy

Page 5: Brudnopis - numer 1

3

Poznaj przewodniczącego

1 kwietnia 2014 w Poniatówce odbyły się wybory do Samorządu Uczniowskiego, poprzedzone debatą przedwyborczą poprowadzoną przez ustę-pująca z urzędu Kingę Żelechowską dzień wcze-śniej. Wśród kandydatów na przewodniczącego znaleźli się Adam Grzegrzółka (kl. 2E), Rafał Lewan-dowski (kl. 2A) i Michał Sałaciński (kl. 2D). Najwięk-szą liczbę głosów zebrał Adam Grzegrzółka, jego zastępcami zostali pozostali kandydujący. Z nowo wybranym przewodniczącym Samorządu Uczniow-skiego na rok 2014/2015 udało się porozmawiać

„Brudnopisowi”.

Iga Markowska: Adamie, to już Twój drugi rok nauki w Poniatówce. Jakie zalety według Ciebie ma nasza szkoła?Adam Grzegrzółka: Wyjątkowo podoba mi się zespół ludzi, którzy tę szkołę tworzą. Mówię tutaj zarówno o uczniach, jak i o pracownikach naszego liceum. To zaś, w połączeniu z nie-powtarzalną architekturą budynku, tworzy unikatowy klimat, moim zdaniem, jedyny w swoim rodzaju, możliwy do wypracowania wyłącznie u nas.

IM: Co wpłynęło na decyzję wzięcia udziału w wyborach na przewodniczącego Samo-rządu Uczniowskiego?

AG: Ta decyzja była zupełnie spontaniczna. Podjąłem ją na dzień przed upływem termi-

nu składania zgłoszeń. Podszedłem do tego na zasadzie: „dlaczego nie?” Nie żałuję tego wy-boru. I choć już teraz czuję natłok obowiąz-ków, towarzyszy mi silna chęć współtworze-nia naszej szkoły.

IM: Jak oceniasz debatę przedwyborczą?

AG: Debata przedwyborcza była dla mnie kom-pletnym zaskoczeniem. W tym czasie mia-łem bardzo dużo spraw na głowie i zdałem sobie sprawę z debaty na trzy godziny przed jej rozpoczęciem. Najpierw trochę spaniko-wałem, ale potem zacząłem myśleć nad tym, co mogę powiedzieć. Przyznam, że trochę stresu było, jednak koniec końców – patrząc na wyniki wyborów – najwyraźniej sprosta-łem wyzwaniu.

IM: Czy byłeś pewien zwycięstwa w wybo-rach?AG: Wygranej nie spodziewałem się zupeł-nie, mimo że niektórzy ze znajomych prze-konywali mnie o moich szansach. Byłem przekonany, że liczba głosów oddanych na mnie zamknie się w 15%, a tu taka niespo-dzianka…

IM: Jakie masz pomysły na zmiany?AG: Głównym pomysłem, nie tylko moim, ale i całego Samorządu jest znaczne uaktywnie-

Z Adamem Grzegrzółką rozmawia Iga Markowska

fot.

z arch

iwum

A. G

rzegr

zółki

co w holu PISzczy 3

przewodniczącegoAdamem Grzegrzółką

rozmawia Iga Markowska

fot.

z arch

iwum

A. G

rzegr

zółki

co w holuPISzczy

Page 6: Brudnopis - numer 1

4nie społeczności uczniowskiej. Chcemy, aby w naszej szkole wreszcie coś się działo. Oczy-wiście, mamy Doroczny Uczynek Charyta-tywny, ale moim zdaniem to za mało. We-dług mnie DUCH powinien być zwieńczeniem cyklu wydarzeń odbywających się w naszej szkole, taką wisienką na torcie. Powszechnie znany jest pomysł utworzenia funduszu par-tycypacyjnego, stworzonego z części wpłat na Radę Rodziców, który będzie do dyspozy-cji uczniów. Więcej pomysłów w tej chwili nie ujawnię – jedne są poważnie rozważane, inne zaś dopiero się zarysowują. Trzeba być dobrej myśli, a wtedy wszystko się uda.

IM: Co doradziłbyś uczniom rozpoczyna-jącym naukę w Poniatówce w przyszłym roku szkolnym?

AG: Uczniom mogę doradzić niewiele. Nale-ży ciężko pracować i – oczywiście – nie dać się zwariować. Zdaję sobie sprawę, że oceny są bardzo ważne, ale nie mogą przysłonić ca-łego świata. Trzeba znaleźć także czas na od-poczynek, bo inaczej i te wyniki w nauce po prostu nie przyjdą.

IM: Wiemy o obecności Samorządu Ucz- niowskiego na specjalnym spotkaniu z dy-

rektorem, nauczycielami i rodzicami, doty-czącym ewaluacji. Co mógłbyś nam na ten temat powiedzieć?

AG: Wydaje mi się, że o wątku przewodnim tego spotkania wiedzą już absolutnie wszy-scy, w związku z przeprowadzonym spotka-niem w szkolnej sali multimedialnej. Temat raportu ewaluacyjnego jeszcze nie został za-mknięty, dlatego na razie nie warto rozpo-wszechniać jakichkolwiek informacji, które potem trzeba by dementować (o ewaluacji czytaj s. 6–8 – przyp. red.). Natomiast z tego spotkania wyniosłem bardzo pozytywne wra-żenia. Zarówno Dyrekcja, Grono Pedago-giczne, jak i Rada Rodziców traktują i chcą traktować Samorząd Uczniowski jako part-nera w współdecydowaniu o kwestiach waż-nych dla szkoły. Stwarza to dogodne warunki dla powodzenia uczniowskich inicjatyw, jest szansą na zmiany, które są w szkole potrzebne.

IM: Jaka będzie Twoja rola w kolejnej edy-cji Dorocznego Uczynku Charytatywnego, który odbędzie się 25 czerwca? AG: Moja rola w organizacji DUCHa w ża-den sposób się nie wyróżnia. Jestem jednym z wielu działaczy. Początkowo zapisałem się do sekcji „Scena”, jednak teraz angażuję się w pozyskiwanie przedmiotów na aukcję. Każ-dy stara się pomóc jak może.

IM: Na koniec pytanie innego rodzaju, bar-dziej prywatne. Co lubisz robić w wolnym czasie?AG: Odpoczywać, kiedy wreszcie nadarzy się taka okazja (śmiech). Moją największą pa-sją jest muzyka i to jej poświęcam najwięcej czasu. Lubię też sport, mimo że nie mogę pochwalić się żadnymi osiągnięciami. Jest to po prostu moje hobby.

IM: W imieniu całej redakcji „Brudnopisu” bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę. Gratu-lujemy wygranej i czekamy na działania. ☐

Uczestnicy debaty przedwyborczej (od lewej): Adam Grzegrzółka, Rafał Lewandowski, Michał Sałaciński (fot. z archiwum szkolnego)

co w holu PISzczy

Page 7: Brudnopis - numer 1

5

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć

o ewaluacji, ale boicie się zapytać Agata BartmanJulia Benedyktowicz

Głośno ostatnimi czasy w szkole o ewaluacji ze-wnętrznej, którą V LO zostało objęte na początku kwietnia. Od czasu do czasu ujawniane są kolejne fakty dotyczące przyznanych nam ocen, także te – nie bójmy się użyć tego słowa – niechlubne, które podważają sens przeprowadzonego przez Mazowieckie Kuratorium Oświaty badania, oraz

– co istotne – pod znakiem zapytania stawiają wia-rygodność uzyskanych wyników. Wieści z frontu są jednak pomyślne – redakcji „Brudnopisu” udało się ustalić, że Kuratorium nie zdołało odeprzeć twardych i merytorycznych argumentów sformu-łowanych przez Radę Pedagogiczną i wycofało się z niektórych krzywdzących, nierzetelnie i stronni-czo ustalonych ocen.

O co chodzi z tą ewaluacją?Słów kilka o samej – szczytnej skądinąd, a realizowanej m.in. z funduszy europejskich i pod auspicjami Instytutu Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, idei. Ewaluacja zewnętrzna, jako jeden ze sposobów sprawo-wania nadzoru pedagogicznego nad szkołą, przeprowadzana jest w placówkach oświa-towych w ramach programu wzmocnienia efektywności systemu nadzoru pedagogicz-nego i oceny jakości pracy szkoły. Badanie przeprowadza zespół wizytatorów, delego-wanych przez kuratorium oświaty nadzoru-jące daną szkołę.

Wizytatorzy-ewaluatorzy przez okres kilku tygodni (lub w przypadku ewaluacji niepeł-nej [problemowej], skupionej na określonych obszarach funkcjonowania szkoły – kilku dni) dokonują rozpoznania w zakresie funk-cjonowania placówki. Wykorzystując metodę wywiadu (tzw. wywiadu fokusowego) z na-uczycielami, uczniami, rodzicami, ankiet online – kierowanych do tychże, oraz wła-snych obserwacji śledzą pracę nauczycieli, badają m.in. poziom bezpieczeństwa, oceniają organizację i efektywność pracy w placówce,

innowacyjność działań edukacyjnych i peda-gogicznych itp.

Ewaluaować, ale co i po co?Łącznie badanych jest dwanaście obszarów. Warto je dla porządku wymienić, pismem pogrubionym wyróżniając te, które wzięto pod lupę w V LO: 1. Szkoła lub placówka realizuje koncepcję pracy ukierunkowaną na rozwój uczniów; 2. Procesy edukacyjne są zorganizowane w sposób sprzyjający ucze-niu się; 3. Uczniowie nabywają wiadomości i umiejętności określone w podstawie pro-gramowej; 4. Uczniowie są aktywni; 5. Re-spektowane są normy społeczne; 6. Szkoła lub placówka wspomaga rozwój uczniów, z uwzględnieniem ich indywidualnej sytuacji; 7. Nauczyciele współpracują w planowaniu i realizowaniu procesów edukacyjnych; 8. Pro-mowana jest wartość edukacji; 9. Rodzice są partnerami szkoły lub placówki; 10. Wyko-rzystywane są zasoby szkoły lub placówki oraz środowiska lokalnego na rzecz wzajem-nego rozwoju; 11. Szkoła lub placówka, orga-nizując procesy edukacyjne, uwzględnia wnioski z analizy wyników sprawdzianu, egzaminu gimnazjalnego, egzaminu matural-

co w holu PISzczy

Page 8: Brudnopis - numer 1

6nego, egzaminu potwierdzającego kwalifi-kacje zawodowe i egzaminu potwierdzającego kwalifikacje w zawodzie oraz innych badań zewnętrznych i wewnętrznych; 12. Zarządza-nie szkołą lub placówką służy jej rozwojowi.

Po analizie zebranych w różny sposób da-nych (wywiady, ankiety, obserwacje, analiza dokumentacji zastanej w szkole) zespół ewaluatorów sporządza raport z ewaluacji oraz proponuje ocenę spełnie-nia wymagań w każdym z badanych ob-szarów. Skala ocen waha się miedzy A (wysoki stopień spełnienia wymagań) a E (niski stopień spełnienia wymagań). Wyniki raportu mają dać w rezultacie obiektywny obraz szkoły oraz, przede wszystkim, zwrócić uwagę na te obszary działalności placówki, które społeczność szkolna powinna objąć szczególną troską, w celu usprawnienia ich funkcjonowania.

Założenie dobre, prawda? Gorzej, jeśli do pracy zabiorą się osoby niekompetentne, zresztą – jak się okazało w toku dziennikar-skiego śledztwa – o niejednoznacznej prze-szłości pedagogiczno-kierowniczej…

A jak to się odbyło w Poniatówce i jak się w skandal zamieniło Ze wstępnym raportem z ewaluacji przepro-wadzonej w V LO możecie się zapoznać w sekretariacie szkoły. Nie jest tajemnicą, że w pierwszym badanym obszarze oceniono nas pierwotnie na E (po kliklutygodniowej batalii ocenę tę Kuratorium podwyższyło ostat-nio do D, co jednak w dalszym ciągu nas nie satysfakcjonuje). Entuzjastycznie przyję-liśmy wprawdzie wiadomość o tym, że – na poziomie wysokim można w Poniatówce

„nabyć wiadomości i umiejętności określone w podstawie programowej”, ale zaraz potem spadł na nas bolesny cios – najniższa ocena w obszarze „Respektowane są normy społeczne”.

Raport wciąż nie został upubliczniony, ponieważ trudno powiedzieć, w jakiej osta-

tecznie formie dokument ten ujrzy światło dzienne na stronie ht tp : / / w w w. np s e o. p l (gdzie zresztą znajdziecie więcej ciekawych informacji na temat badania). Trwa proce-dura odwoławcza, w którą zaangażowane są Dyrekcja oraz Rada Pedagogiczna, Rada Ro-dziców, uczniowie reprezentowani przez Sa-morząd Uczniowski, a także absolwenci. Przypomnijmy: wszystkie zainteresowane stro-ny wskazują m.in. na a.) nieobiektywność, nietransparentność, nierzetelność przeprowa-dzonego badania; b.) niekompetencję zespołu ewaluacyjnego i wynikającą z tego faktu nie-przyjemną atmosferę towarzyszącą badaniu; c) celowe przekłamywanie wyników ankiet i wywiadów, manipulowanie danymi (zaj-rzycie sami do raportu, a odkryjecie, jaką indolencją obliczeniową wykazali się wizy-tatorzy!). Sprawa raportu ewaluacyjnego złożonego przez wizytatorów p. Barbarę Ja-śniewicz oraz p. Andrzeja Jabłońskiego otarła się już chyba o wszystkie szczeble lokalnego i ogólnopolskiego nadzoru systemu edukacji

– od Mazowieckiego Kuratorium Oświaty i Wydziału Oświaty Dzielnicy Warszawa Śródmieście, przez Ośrodek Rozwoju Edu-kacji, Uniwersytet Jagielloński, aż po Mini-sterstwo Edukacji Narodowej. Sprawą zain-teresowały się także media – z końcem maja V LO gościło dziennikarkę z pierwszego programu Polskiego Radia, która finalizuje reportaż opisujący to zdarzenie.

Czy rzeczywiście w Poniatówce nagmin-nie łamie się normy społeczne? Zapraszamy Was do dyskusji i nadsyłania opinii.

Redakcję „Brudnopisu” zainteresował zwłaszcza fakt, że wśród ankietowanych po-minięto klasy pierwsze, które przecież – nie da się ukryć – z perspektywy domykającego się roku szkolnego także miałyby coś cieka-wego do powiedzenia o swojej szkole. Posta-nowiliśmy wypełnić lukę w badaniu. Na ko-lejnej stronie przedstawiamy wyniki prze- prowadzonej przez nas krótkiej ankiety, w któ-rej wzięło udział 104 respondentów z klas pierwszych:

co w holu PISzczy

Page 9: Brudnopis - numer 1

7Wyniki ankiety ewaluacyjnej przeprowadzonej przez redakcję „Brudnopisu” na grupie 104 uczniów klas pierwszych: Jak oceniasz bezpieczeństwo w naszej szkole?a) Zdecydowanie dobre: 72 głosy = 69,23%b) Raczej dobre: 26 = 25%c) Średnie: 4 = 3,84%d) Raczej złe: 2 = 1,92 %e) Zdecydowanie złe: 0 = 0%

Czy myślałeś/myślisz o tym, żeby przenieść się do innej szkoły?a) Tak: 28 = 26,92%b) Nie: 76 =73,07%

Czy nauczyciele spełniają twoje oczekiwania (lekcje są ciekawe, program jest realizowany, ocenianie jest sprawiedliwe itd.)?a) Wszyscy nauczyciele spełniają: 7 = 6,73%b) Większość nauczycieli spełnia: 69 = 66,34%c) Mniej więcej połowa nauczycieli spełnia: 21 = 20,19%d) Niewielu nauczycieli spełnia: 7 = 6,73%e) Żaden nauczyciel nie spełnia: 0 = 0%

Czy po roku nauki w Poniatówce jesteś zadowolony z jej wyboru?a) Zdecydowanie tak: 59 = 56,73%b) Raczej tak: 37 = 35,57%c) Raczej nie: 4 = 3,84 %d) Zdecydowanie nie: 0 = 0%

Czy dobrze czujesz się wśród rówieśników i kolegów ze starszych klas?a) Zdecydowanie tak: 61 = 58,65%b) Raczej tak: 42 = 40,38%c) Raczej nie 1 = 0,96%d) Zdecydowanie nie: 0 = 0%

Czy poleciłbyś VLO swoim znajomym?a) Zdecydowanie tak: 58 = 55,76%b) Raczej tak:38 = 35,5%c) Raczej nie: 5 = 4,8%d) Zdecydowanie nie: 3 = 2,88%

Wynik naszych badań przedstawiliśmy dyrek-torowi, dr. Mirosławowi Sosnowskiemu, który podziękował redakcji „Brudnopisu” za cenną inicjatywę i podkreślił, że aktualnie w szkole trwa ewaluacja wewnętrzna, dotycząca przede wszystkim prac zespołu językowego. Każdy uczeń (jeśli do tej pory tego nie zrobił) wypełni także ankietę dotyczącą oceny pracy poszcze-gólnych nauczycieli (badanie sukcesywnie, w kolejnych klasach przeprowadza prof. Marian Jaroszewski), a wnioski z wewnętrznej ewalu-acji przedstawione zostaną podczas czerwco-wego spotkania Rady Pedagogicznej. ☐

„W związku z ogłoszeniem stanu wojennego...”

W Poniatówce dzień zapowiadał się zwy-czajnie. Zdarzyło mi się przyjść do szkoły nieco wcześniej niż zwykle, więc tłumów jeszcze nie było. Parę osób uczyło się do czegoś, siedząc na krzesłach, inni stali w niedużych grupkach, rozmawiając ze sobą, jeszcze inni czekali w kolejce do automatu z życiodajnym płynem zwanym kawą. Wy-łowiłem wzrokiem grupę znajomych z kla-sy, więc poszedłem się przywitać. Po pro-stu esencja normy szkolnego poranka. Do czasu, aż…

„Uwaga! uwaga!…” – na te słowa wszy-scy odruchowo spojrzeli w kierunku gło-śników szkolnego radiowęzła. „…W związ-ku z ogłoszeniem stanu wojennego, wszyscy obywatele mają obowiązek posiadać przy sobie dokument tożsamości, w razie wyle-gitymowania przez służby porządkowe”. O co chodzi? Co to ma znaczyć? „…Osoby nieposiadające dokumentów zostaną za-trzymane do wyjaśnienia”. Na twarzach stojących dookoła mnie ludzi malował się ten sam wyraz zdziwienia, co na mojej. Na-gle ktoś się ocknął „Aaa…, no tak, 13 grud-nia”. Chwilę później zadzwonił dzwonek na lekcję.

Na następnej przerwie komunikat został powtórzony. Nie wywołał już większej sen-sacji, w przeciwieństwie do patrolu milicji krążącego po holu (!). Byli to dwaj przebrani uczniowie trzeciej klasy. Jeden z nich wyso-ki, w wojskowej bluzie z kamuflażem le-śnym, a drugi niższy, w szarym garniturze i tego samego koloru kapeluszu. Odbiór ta-kiego eventu był pozytywny, „pewnie bez tego wielu by nie wiedziało co to za dzień”

Obchody rocznicy 13 grudnia 1981 w VLO relacjonuje Szymon Smus

co w holu PISzczy

Page 10: Brudnopis - numer 1

8

jubileusz DUCHaJulia Benedyktowicz • Ola Leszczyńska

Wielkimi krokami zbliża się tego-roczny DUCH – impreza odbędzie się już 25 czerwca. Zapewne więk-szość z nas, uczniów Poniatówki, wie, czym jest to przedsięwzięcie, lecz każda z kolejnych edycji – a jubileuszowa (10!) zwłaszcza

– sprzyja temu, by przypomnieć pewne fakty istotne dla kształtowania się tej szkolnej tradycji.

Doroczny Uczynek Charytatywny zrodził się w ra-mach VoLOntariatu, który zainaugurował swą działalność w 2004 roku. O samym VoLOntariacie: jego historii, założeniach i celach możecie dowie-dzieć się więcej z artykułu Łazarza Kapaona opubli-kowanego na łamach „Głosu Poniatówki” (2012). DUCH, będący częścią dawnego Festiwalu Kultural-nego KUFEL, jest wydarzeniem, podczas którego przez zbiórki i aukcje gromadzone są środki na wcześniej określony cel charytatywny. Wydarzeniu zawsze towarzyszą ciekawe konkursy, pokazy arty-styczne, kabaretowe, sportowe oraz koncerty. Pierw-szy DUCH odbył się okrągłe 10 lat temu, w związku z tym warto przypomnieć, jakie były początki festi-walu. Zrekonstruować tę historię pomógł nam szkol-ny pedagog – prof. Marian Jaroszewski, z którym udało nam się przeprowadzić krótki wywiad na ten temat.

– brzmiał komentarz pewnej uczenni-cy, rozmawiającej z koleżanką w ko-lejce po kawę.

Na którejś przerwie z kolei znowu słychać było znany już wszystkim komunikat, a zaraz po nim drugi wprowadzający pewne zmiany w ży-ciu szkoły, m.in. zakaz kupowania więcej niż jednego napoju z auto-matu, zakaz noszenia dwóch tych samych skarpet, zakaz pisania białą kredą, zakaz zgromadzeń, zakaz prze-pisywania lekcji niebieskim długo-pisem i zakaz niezapowiedzianych kartkówek i odpowiedzi ustnych (to się wszystkim najbardziej podobało). A patrol jak kontrolował i zatrzymy-wał, tak robił to cały czas. Jego po-czynania nie spodobały się grupce uczniów, którzy z zakrytymi twarza-mi zatrzymali i rozbroili patrol. Po chwili jednak zdjęli maski i wśród śmiechów oddali broń – wiadomo: show must go on!

Traf chciał, że 13 grudnia był też dniem urodzin prof. Lizińczyka. Przy-szykowana była dla profesora nie-spodzianka, a gdy nastał odpowied-ni moment, grupa uczniów otoczyła go, obdarowując ciastem i śpiewając

„Sto lat”. Do śpiewu i życzeń gremial-nie przyłączyli się inni poniatowsz-czacy. No i nagle pośród życzeń i śmiechów wybrzmiał rozkaz: „Ro-zejść się!” – okazało się, że to patrol gorliwie spełniał swoje zadanie. Spra-wę wyciszyła pani wicedyrektor, która przypomniała „ZOMO-wcom”, że to urodziny jednego z funkcjonariuszy.

Tak oto w naszej szkole upamięt-niono rocznicę wybuchu stanu wo-jennego. Dzięki świetnie przeprowa-dzonej akcji data mocno zapisała się w naszej świadomości, a przy okazji była to niezła zabawa.

Duch 2013 (fot. z archiwum szkolnego)

co w holu PISzczy

Page 11: Brudnopis - numer 1

9Julia Benedyktowicz, Ola Leszczyńska: Jak powstał VoLOntariat w naszej szkole?

Pedagog szkolny, Marian Jaroszewski: Wolontariat w naszej szkole powstał z inicja-tywy ucznia Adama Arendarczyka. On kiedyś przyszedł do mnie i spytał, czy nie można by było w naszej szkole zrobić wolontariatu. Wolontariat najczęściej kojarzy się z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, która... mnie się nie najbardziej podoba. Nie to, że się nie podoba, ale dla mnie jest za wielka, ja lubię rzeczy małe, drobne. Jest za „świąteczna”, tzn. że jest od wielkiego dzwonu, a ja lubię coś, co jest systematyczne, tak jak na przy-kład zbieranie plastikowych nakrętek. Od wielu lat już zbieramy i uzbieraliśmy tony, pomalutku, powolutku. I bardzo nie lubię pomocy. Ja cały czas (od małego dziecka) je-stem z różnymi osobami niepełnosprawnymi i zawsze uważałem, że jest to dla mnie fanta-styczna rzecz, że mam wśród nich tylu róż-nych przyjaciół, że mam kumpli – kto by nie chciał? Świetnie się z nimi bawię, ale żebym ja im pomagał? To oni bardzo często poma-gają mi. W związku z tym formuła WOŚP-u nie za bardzo mi odpowiada. Opowiedziałem zatem Adamowi: „Proszę bardzo – może być wolontariat, tylko żeby to był wolontariat młodzieżowy. Mogę was pilnować jako na-uczyciel (wszystko, co się dzieje w szkole musi być pod opieką nauczyciela), natomiast wy róbcie to, co chcecie zrobić – ja tylko będę czuwał, czy to będzie zgodne z ideami wolontariatu. Żeby to nie było coś takiego, za co szkoła mogłaby się potem wstydzić”. Dla mnie zawsze bardzo ważne jest, żeby to była autentyczna inicjatywa młodzieży, a nie to, że nauczyciel zarządza. Jeszcze jak ja bym uczył, to by była taka pokusa – „Ty, ty i ty zgłaszasz się na ochotnika”. Ale ja nie mam takich możliwości – jak ja o coś proszę, to można bardzo łatwo powiedzieć: „Nie”. Kon-sekwencji żadnych nie będzie, nie będę się krzywo patrzył na lekcji, bo ich nie prowa-dzę. Wtedy nadarzyła się okazja, by była to

rzeczywiście inicjatywa młodzieży. Adam zachęcił jeszcze wiele osób – sami chcieli. Jedne z pierwszych akcji, które robiliśmy w ramach wolontariatu to były jasełka. Pierw-sze były w Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie występowaliśmy przez następne dwa lata. Wy-stępowaliśmy też w Instytucie Matki i Dziecka, w szkole integracyjnej na Ochocie – w wielu różnych placówkach. A DUCH to była wła-ściwie taka pierwsza większa „impreza” – tak to wyglądało.

JB, OL: Chciałybyśmy się spytać o pierw-szego DUCHa – jak to wyglądało, na kogo były zbierane pieniądze, co skłoniło, żeby go zorganizować ponad 10 lat temu?

MJ: Pieniądze z pierwszego DUCHa były zbierane na mnie… (śmiech) Zajmuję się hi-poterapią i pierwszy DUCH to były pienią-dze zbierane dla Ośrodka Hipoterapii w Go-spodarstwie Agroturystycznym „Sosnowe”, w którym zresztą w tej chwili jestem zameldo-wany i gdzie prowadzę letnie obozy integra-cyjne dla dzieci niepełnosprawnych i pełno-sprawnych. To była pomoc materialna, żeby móc poszerzyć możliwości tego Gospodar-stwa. Pierwszy DUCH przyniósł ogromną kwotę – nieco ponad 4000 zł, co jak na pierw-szą, inauguracyjną edycję, było całkiem po-kaźną sumą. Dzięki temu czwórka dzieci mo-gła bezpłatnie korzystać z zajęć. Grupy, które organizowały DUCHa w kolejnych latach zaczęły się licytować, który DUCH przynie- ▷

Prof. Marian Jaroszewski podczas DUCHa (2010)(fot. z archiwum szkolnego)

co w holu PISzczy

Page 12: Brudnopis - numer 1

10sie więcej pieniędzy. Jakoś młodzież nie za-wsze chciała uwierzyć w moje słowa, że tak naprawdę to nie pieniądze są ważne. Tak jak w kontakcie z każdym drugim człowiekiem nie jest ważne to, co materialnego masz temu drugiemu człowiekowi do zaoferowania, tak tu ważne jest, że ofiarowujesz drugiemu siebie

– swój wysiłek, swoje zaangażowanie, swoje chęci. Szczególnie ważne jest to dla osób nie-pełnosprawnych, które są w dużej mierze osobami samotnymi, ewentualnie porusza-

jącymi się w bardzo wąskim kręgu osób nie-pełnosprawnych. Dla nich to, że ktoś, nazwij-my to „zdrowy”, chce się z nimi zaprzyjaźnić

– nie to, że chce dla nich zarobić pieniądze i im je przekazać, chce zrobić coś dla nich, chce mieć z nimi kontakt – jest szalenie waż-ne. To jest tak jak mieć przyjaciela; przyjaźń nie polega na dotacjach, tylko polega na by-ciu razem. DUCH był zawsze organizowany przez młodzież, ja się zawsze starałem, żeby ci, którzy się w niego bezpośrednio angażu-ją, poznali osobę, dla której zbierają pienią-dze. Po tym pierwszym DUCHu zaczęliśmy zbierać pieniądze już dla konkretnych osób. Raz jeszcze potem było dla Fundacji Rodzin Zastępczych, a tak to dla konkretnych osób.

JB, OL: Czy DUCH w założeniu był długo-terminowym projektem, który trwa już dziesiąty rok? Czy może na początku miał być tylko jednorazowym wydarzeniem?

MJ: Pomysłem pierwotnym w stosunku do DUCHa był KUFEL, ale tak jak DUCH nie ma wiele wspólnego z duchem, tak KUFEL niewiele miał wspólnego z kuflem, a już na pewno nie z kuflem piwa. Był to pomysł zor-ganizowania festiwalu uczniowskiego na ko-niec roku szkolnego, kiedy już praktycznie nie ma lekcji, bo jest po klasyfikacji. Projekt nazwano Kulturalnym Uczniowskim Festi-walem Ludycznym – stąd KUFEL. Festiwal miał trwać trzy dni – pierwszy: występy kul-turalne uczniów; drugi: zbiórka charytatyw-na połączona z aukcją; natomiast trzeci miał być festiwalem teatralno-filmowym. Jakoś z całej tej ogromnej imprezy ostał się po la-tach dzień drugi, czyli DUCH. Myślę, że przede wszystkim ze względu na to, że jest to coś sympatycznego dla kogoś, kogo wspie-ramy – jest to zawsze konkretna osoba –kogo zapraszamy tutaj i poznajemy osobiście. No i to działa.

JB, OL: A jakie ma Pan najciekawsze wspo-mnienia związane z DUCHem na przestrze-ni tych dziesięciu lat?

MJ: Dla mnie osobiście najciekawsze są ka-barety nauczycielskie oczywiście, które są świetną zabawą zarówno dla uczniów oglą-dających w rolach kabaretowych swoich sro-gich nauczycieli, jak i dla tychże nauczycieli, którzy się doskonale przy tym bawią. Pamię-tam taki kabaret: przedstawienie Jasia i Mał-gosi. Małgosią była pani wicedyrektor Pochyl-ska, ja byłem Jasiem… (śmiech) I teraz wyobraźcie sobie jak wyszedłem na scenę w krótkich spodenkach – takich ogrodnicz-kach, szelki zupełnie na bakier, z podkola-nówkami – jedną opuszczoną, drugą pod-ciągniętą, w śmiesznym kapelusiku i mówię:

„Dzień dobry, ja jestem Jaś, ja zbieram znacz-ki” (śmiech). Musiała być długa przerwa za-nim się wszyscy uspokoili! To była zawsze świetna zabawa, ale nie tylko. Pamiętam mamę z chłopcem, pacjentem z onkologii Centrum Zdrowia Dziecka, dla którego ro-biliśmy DUCHa, przyjechali do nas ze Śląska.

W DUCHu biorą udział także nauczyciele. Na zdjęciu (od lewej): prof. Beata Jabłecka i prof. Joanna Zaremba (2010)

co w holu PISzczy

Page 13: Brudnopis - numer 1

11Aukcję wtedy prowadziła pani Agata Młynar-ska. Jakież to było dla nich szczęście, że chło-pak mógł tutaj spotkać i osobiście poznać pa-nią Agatę (śmiech). Ale to też już było dawno. Z Mikołajkiem, który dwa lata temu był beneficjentem DUCHa mamy stały kontakt. To jest chłopiec, który uro-dził się bez rączek i nóżek, chłopiec niesamowity. Kiedy był DUCH, on miał niewiele ponad pół roku, w tej chwili ma dwa i pół i jest takim rozrabiaką, że szkoda gadać. Wyobraźcie sobie, że chłopak bez nóg – nie korzystając z protez, bo ich nie lubi, cho-dzi po całym mieszkaniu, po-ruszając głównie biodrami. Robi psikusy swojej starszej siostrze, nie mając rąk (ma tylko takie „kikutki” do łok-cia) potrafi ją chwycić za włosy i pociągnąć. Bardzo nie lubi, jak się go karmi, bo on sam sobie będzie jadł. Ciekaw jestem, czy wy byście tak potrafiły? Tak naprawdę niepełnosprawność tkwi w czło-wieku. Jest wiele osób, które mają wszystko

to, co powinny mieć, na właściwym miejscu – i są kompletnie niepełnosprawne. To są fujary życiowe, totalne, prawda? I są osoby, bardzo niepełnosprawne – mają wielkie pro-

blemy, czy fizyczne, czy neu-rologiczne, i radzą sobie w życiu świetnie. Do tego są pełne radości i optymizmu! Zawsze opowiadam pewną historię; mam takie zdjęcie chłopca, który ma przed sobą płonącą świecę, trzyma nad nią ręce, jakby je ogrzewał, i patrzy się gdzieś przed sie-bie. Widać taką radość na jego twarzy – niesamowitą zupełnie! Kiedyś robiłem kopię tego zdjęcia w punk-cie ksero, pani się bardzo zachwycała: że rzeczywiście jest takie ciepłe, radosne... A ja mówię: „A wie pani, ten chłopiec jest niewidomy”.

„Ach! Jakie nieszczęśliwe dziecko!” – odpowiedziała. A ja się wtedy pytam – „Ja-

kie nieszczęśliwe? Przecież szczęście widać na twarzy!”

25 czerwca 2014 roku (środa) odbędzie się w naszej szkole kolejna – już dziesiąta edycja DUCH-a. W tym roku wszystkie zebrane środki zostaną przekazane 17-letniej Marcie Pruskiej.

Nasza rówieśniczka od marca 2013 roku zma-ga się z ostrą białaczką szpikową. Komórki no-wotworowe Marty mają specyficzną muta-cję, przez którą są mniej podatne na leczenie. Każda chemioterapia wiązała się z wieloma przykrymi i niebezpiecznymi skutkami ubocz-

nymi. Pieniądze uzyskane na pomoc Marcie będą przeznaczane na – nierefundowany przez NFZ – inhibitor oraz leki poprzesz-czepowe, podtrzymujące jej zdrowie. Nie-dawno Marta miała wznowę. Niestety jest zbyt słaba, aby poddano ją kolejnej chemio-terapii, dlatego przyjmuje wysoko specjali-styczne farmaceutyki, które nie są refundo-wane. Dzięki tym lekom można było pozbyć się w końcu komórek nowotworowych z krwi. Jednak nadal nie jest pewne, co się dzieje ze szpikiem Marty. Nasza szkoła ma umowę z tatą Marty: jak tylko będzie na tyle silna, że będzie w stanie nas przyjąć, wtedy reprezentacja sztabu DUCHa pojedzie ją odwiedzić.

Tak naprawdę niepełno-sprawność tkwi w czło-wieku. Jest wiele osób, które mają wszystko to, co powinny mieć, na właściwym miejscu – i są kompletnie niepeł-nosprawne. To są fujary życiowe, totalne, praw-da? I są osoby, bardzo niepełnosprawne – mają wielkie problemy, czy fizyczne, czy neuro-logiczne, i radzą sobie w życiu świetnie. Do tego są pełne radości i optymizmu!

Jak objawi się DUCH 2014Julia Benedyktowicz

Ola Leszczyńska

co w holu PISzczy

Page 14: Brudnopis - numer 1

12Kosztami terapii są w tej chwili obciążeni tylko i wyłącznie jej rodzice. W związku z tym, że założeniem całej imprezy jest pomoc finan-sowa Marcie, na wejściu będziemy zbierać od każdego po 5 zł. W dniu 18 urodzin Marty

– 24 maja – w Warszawie, w Parku Romana Ko-złowskiego o godz. 10.00 odbyła się inna im-preza charytatywna: RUN FOR MARTA, czyli druga edycja projektu pod tytułem „Run For…”, której pomysłodawcą jest JCI Warsaw współpracujący w tym roku z AEGEE War-szawa. Celem biegu charytatywnego była zbiór-ka pieniędzy na pomoc dla Marty (pakiet star-towy kosztował 30 zł) oraz edukacja w zakresie choroby nowotworowej.

W tym roku motywem przewodnim DU-CHa będzie kasyno. Na jeden dzień nasze liceum zmieni się i pozwoli wszystkim uczest-nikom przenieść się w niezwykły, wyrafino-wany świat kasyn prosto z Las Vegas! Jak co roku, możecie się spodziewać wielu cieka-wych atrakcji, do których należą m.in.:

konkurs fotogrAficZny pt.: W ruchu, który nie jest kierowany wyłącznie do uczniów V LO, ale do wszystkich – profesjonalistów i ama-torów, którzy ukończyli 14 lat. Prace zostaną poddane ocenie jury składającego się z: fo-tografki Joanny Kiczki „Jotki”, studenta ASP Stanisława Klucznika, nauczycielki języka polskiego z V LO Katarzyny Kozielskiej oraz Moniki Kosson uczennicy V LO i współorga-nizatorki DUCHa. Jury wybierze jedną zwycięską pracę oraz 4 wyróżnienia, a wer-dykt zostanie ogłoszony w V LO 25 czerwca 2014. Do wygrania są m.in. podręczniki do fotografii oraz jako nagroda specjalna: trzy-godzinne kreatywne warsztaty fotograficzne pt. Złap siebie za ogon dla finalistów i 10 naj-lepszych prac. Zgłoszenia były przyjmowa-ne od 13 maja do 18 czerwca.

LoteriA, podczas której można będzie nabyć wyjątkowo ciekawe przedmioty, zysk przezna-czony będzie na pomoc finansową Marcie.

kAWiArenkA, przygotowana przez uczniów Poniatówki.

LoteriA Ze WspAniAłymi fAntAmi

możLiWość ZAgrAniA W gry kuBryku

spotkAniA Ze ZnAnymi gośćmi

Występy utALentoWAnych – to kulminacyjne wy-darzenie DUCHa. Wystąpić może każdy, kto zaprezentuje w ciekawy sposób swoje umie-jętności. Dzięki temu będziemy mieli szansę podziwiać zarówno muzyków, aktorów, tan-cerzy etc. – nie tylko z naszej szkoły!

Tegoroczna edycja DUCHa z pewnością bę-dzie niezapomnianym dniem dla wszystkich uczestników. Doroczny Uczynek Charytatyw-ny, organizowany od dziesięciu lat w V LO, jest wydarzeniem niezwykłym, pozwalającym młodzieży poznać konkretną potrzebującą osobę i pomóc jej; łączy we wspólnej pracy nad przygotowaniem imprezy charytatywnej oraz integruje uczniów i nauczycieli.

Plakat promujący DUCHa. Na tegoroczną imprezę zaprasza sam Paul Wesley! (zob. klip na profilu DUCHa na facebooku: https://www.face- book.com/VLO.DUCH).

co w holu PISzczy

Page 15: Brudnopis - numer 1

1313

W dniach 25.05–30.05 blisko pięćdziesięciu uczniów Poniatówki pod opieką prof. prof. Anny Mazurkiewicz, Barbary Tarnowskiej, Alicji Szewczyk i Karola Jaworskiego uczest-niczyło w edukacyjnej wyprawie do siedziby Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN). W zagraniczną podróż wybrała się prawie cała klasa 2B, kilka osób z klasy 2E oraz tegoroczni maturzyści, w trakcie wy-cieczki pieszczotliwie nazywani przez opie-kunów „dinozaurami”. Wraz z przewodnika-mi około 12.30 wyruszyliśmy autokarem z placu Bankowego w wielogodzinną podróż.

Pierwszym punktem na mapie naszych za-granicznych wojaży (nie licząc dwóch restau-racji znanej sieciówki fast foodów oraz innych regeneracyjnych postojów) stał się Strasburg

– siedziba instytucji europejskich. Dotarli-śmy tam w poniedziałek ok. godziny 7 rano. Obejrzeliśmy z zewnątrz siedzibę powołanej do życia w roku 1949 Rady Europy, następ-nie, także z zewnątrz i – dzięki telefonii ko-mórkowej (i internetowi) – wyposażeni w wie-

dzę o wynikach zakończonych dzień wcześniej wyborów do PE – mogliśmy podziwiać bu-dynek Parlamentu Europejskiego wraz z dzie-dzińcem w jego wnętrzu – Agorą Bronisława Geremka, nazwaną tak dla upamiętnienia wybitnego polskiego polityka, historyka i członka Parlamentu Europejskiego, tragicznie zmarłego w roku 2008.

W Strasburgu obejrzeliśmy także wznoszoną w latach 1176-1439 Katedrę Najświętszej Marii Panny. Warto zaznaczyć, że jeszcze do 1874 roku północna wieża tej gotyckiej świątyni

13

Podróż do wnętrza materiiczyli poniatowszczacy w CERN-ieUznawany za największą stworzoną przez czło-wieka maszynę i cud myśli technicznej, efekt kilkunastoletniej współpracy setek naukowców z całego świata, nadzieja na rozwikłanie tajem-nic wszechświata, a nawet – choć rzadziej zdaje-my sobie z tego sprawę – inspiracja dla artystów słowa i sztuk plastycznych. O czym mowa? O flagowym projekcie instytutu CERN – Wielkim Zderzaczu Hadronów (Large Hadron Collider), który miała szansę zobaczyć grupa poniatowsz-czaków. „Brudnopis” drukuje relację z tej nie-zwykle inspirującej wycieczki.

reLAcjA: tAjemnicZy korespondent

Wspólna fotografia na dziedzińcu Parlamentu Europejskiego

fot. kajot

13co w holu PISzczy

Page 16: Brudnopis - numer 1

1414(mierząca 142 m) była najwyższym budynkiem świata. Wnętrze katedry: jej wysokie sklepie-nie, światło przezierające przez szklaną taflę witraży, Filar Anielski w nawie południowej oraz zegar astronomiczny (także z polskim akcentem – wizerunkiem Mikołaja Koperni-ka), a wreszcie barwna witrażowa rozeta (któ-rej kształt i kolor już później mógł się skoja-rzyć uczestnikom wycieczki z „przekrojem poprzecznym” przez detektor cząstek elemen-tarnych!) wzbudziły z jednej strony zadumę, z drugiej podziw dla architektonicznych kom-petencji budowniczych sprzed ponad 500 lat.

Późnym popołudniem dotarliśmy do ho-telu pod Genewą (po stronie francuskiej), który miał stać się naszą bazą wypadową na kolejne dni. Wtorkowego poranka, wreszcie zregenerowani po kilku godzinach orzeźwia-jącego snu w pozycji leżącej (nie siedząco-

-półleżącej-autokarowej), ruszyliśmy do CERN-u, gdzie w problematykę fizyki cząstek elemen-tarnych oraz specyfikę badań podejmowa-nych w instytucie wprowadzili nas polscy fizycy pracujący w tym miejscu (m.in. dr dr Arkadiusz Gorzawski, Rafał Noga i Piotr Tra-

czyk). Z popularyzatorskim zacięciem ko-mentowanej prezentacji multimedialnej do-wiedzieliśmy się sporo o mniej nam znanych reprezentantach modelu standardowego: kwarkach, mionach, neutrinach, bozonach, oraz o tym, że ogromny akcelerator cząstek elementarnych służy naukowcom przede wszystkim do odtworzenia w mikroskali wa-runków, jakie istniały we wszechświecie tuż po Wielkim Wybuchu, przy czym – co istotne

– to „tuż” liczyć należy w wielkościach rzędu nanosekund (10–9s). Celem pracy urządzenia zderzającego przeciwbieżne wiązki protonów z prędkością bliską prędkości światła i przy energii zderzeń równej nawet 14–16 TeV (tera-elektronowoltów) było także potwierdzenie słuszności teorii o istnieniu bozonu Higgsa, którego oddziaływania z innymi cząstkami miałyby wpływać na ich masę. (Przypomnij-my – cel ten zrealizowano z sukcesem, jak wskazują wyniki badań ogłoszone w 2012 roku i potwierdzone wiosną 2013). Nadto, war-ta kilka miliardów franków szwajcarskich (a obecnie modernizowana i dostosowywana do nowych zadań badawczych) maszyna przy-czynić się ma do lepszego poznania dodatko-wych wymiarów (choć trudno w to uwierzyć, według śmielszych teorii tych może być na-wet i 27!), zrozumienia asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, umożliwi także głęb-sze rozpoznanie nowego stanu skupienia – plazmy kwarkowo-gluonowej. Wszystko to

– podane w prosty, obrazowy i dostępny laiko-wi sposób – uświadomiło nam, że choć tak silnie obecny w mediach Wielki Zderzacz Hadronów jest wprawdzie oczkiem w głowie pracowników instytutu, to bynajmniej nie jest jedynym projektem realizowanym w ra-mach prac Ośrodka. Zwrócono także naszą uwagę na fakt, że wiele z narzędzi i technik mających dziś zastosowania praktyczne na szeroką skalę ma swój CERN-owski rodowód

– z tych wymienić trzeba chociażby radiote-rapię, skanery PET (pozytonowa emisyjna tomografia komputerowa – przyp. red.) czy choćby World Wide Web (WWW).

14

Katedra Najświętszej Marii Panny w Strasburgu

fot. kajot

co w holu PISzczy

Page 17: Brudnopis - numer 1

1515

Wykład z podstaw fizyki elementarnej wzbo-gacony o rys historyczny CERN-u pozostawił pewien niedosyt, choć niedosyt to ożywczy poznawczo i mobilizujący. Okazuje się bowiem, że wciąż więcej mamy pytań i wątpliwości do-tyczących fundamentalnych problemów fizyki i wątpliwości niż ostatecznych odpowiedzi, rozwiązań i twardych dowodów. Nie tracą na aktualności od wieków nurtujące filozofów pytania – dlaczego raczej jest coś niż nic? oraz – od stuleci niezmienne – czym właści-wie jest to COŚ i na jakiej zasadzie JEST?

Po prezentacji, zakończonej zresztą krót-kim zarysem możliwości pracy i kariery naukowej w CERN-ie oraz przybliżeniem programów stypendialnych adresowanych do studentów kierunków ścisłych i technicznych, dano nam możliwość gruntownego zapozna-nia się z technicznymi parametrami Wielkiego Zderzacza Hadronów. Najpierw obejrzeliśmy multimedialną prezentację przedstawiającą skomplikowaną konstrukcję urządzenia (zwłasz-cza detektorów rozlokowanych na obwodzie 27-kilometrowego tunelowego okręgu zloka-lizowanego ok. 100 m pod ziemią: ATLAS, CMS, ALICE, LHCb), potem uczestniczyliśmy

w projekcji filmu dokumentalnego utrwala-jącego wiedzę na temat akceleratora, by na-stępnie przenieść się do hali konstrukcji i te-stowania podzespołów wchodzących w skład budzącej respekt maszyny. Tam – w wydzielo-nej części ekspozycyjnej – mogliśmy zobaczyć chociażby fragment tunelu zderzacza – obej-rzeć go w przekroju poprzecznym i podłużnym. Odwiedziliśmy także akcelerator, w którym po raz pierwszy w historii udało się wypro-dukować antymaterię.

Dzień w CERN-ie zakończyliśmy zwiedza-niem centrum komputerowego wraz z serwe-rownią, gdzie usłyszeliśmy m.in. o początkach technologii WWW oraz o sieci GRID, w którą połączono setki komputerów na całym świe-cie, głównie po to, by zwiększyć moce oblicze-niowe potrzebne przy analizie dziesiątek pe-tabajtów danych zgromadzonych w ciągu kilku lat rejestrowania cząsteczkowych kolizji.

Posileni w CERN-owskiej stołówce (bywa, że zdarza się tu jadać przy jednym stole z no-blistami!), opuściliśmy miasteczko instytuto-we, by następnie odbyć część turystyczną tego dnia wycieczki. Do CERN-u planowaliśmy

15Celem pracy urządzenia zderzają-cego przeciwbieżne wiązki proto-nów z prędkością bliską prędko-ści światła i przy energii zderzeń równej nawet 14–16 TeV (tera-elektronowoltów) było [...] po-twierdzenie słuszności teorii o istnieniu bozonu Higgsa, którego oddziaływania z innymi cząstkami miałyby wpływać na ich masę. [...] Nadto, [...]maszyna przyczynić się ma do lepszego poznania dodat-kowych wymiarów [...], zrozumie-nia asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, umożliwi także głęb-sze rozpoznanie nowego stanu skupienia – plazmy kwarkowo--gluonowej.

Fragment tunelu LHC

Profesor Anna Mazurkiewicz komentuje budowę urządzenia

(fot. kajot)

(fot. kajot)

co w holu PISzczy

Page 18: Brudnopis - numer 1

1616powrócić nazajutrz, tymczasem celem naszym stała się Genewa – ze słynną, najwyższą w Europie fontanną Jet d’Eau, zegarem kwia-towym, pomnikiem reformacji, siedzibami ONZ (Palais des Nations) i Międzynarodowe-go Czerwonego Krzyża, szwajcarską czekola-dą, bankami i horrendalnymi cenami…

Kolejny dzień przyniósł chyba najbardziej ekscytujące doświadczenie wyjazdu – na wła-sne oczy (a nie, jak dotąd – na planszach, prezentacjach, wizualizacjach i trójwymiaro-wych modelach) mogliśmy zobaczyć jeden z usytuowanych pod ziemią detektorów – CMS (Compact Muon Solenoid). Historia projektu CMS sięga roku 1992, a budowa tego gigan-tycznego detektora (15 metrów średnicy, 21 metrów długości, o wadze 12500 ton) trwała kilkanaście lat i jest owocem zbiorowego wysiłku i międzyinstytutowej współpracy, która zgromadziła ponad 3000 naukowców i inżynierów z 190 ośrodków i laboratoriów badawczych z 41 krajów. CMS zaprojektowa-no z myślą o identyfikacji wszystkich rodza-jów cząstek (ale zwłaszcza bozonu Higgsa oraz mionów) i możliwości obserwacji jak najszerszego spectrum zjawisk fizycznych, moż-na poza tym powiedzieć, że jest to detektor

„ogólnego przeznaczenia”. Sercem urządze-nia jest wielki solenoidalny magnes wytwa-

rzający jednorodne pole magnetyczne, sam detektor ma – by rzecz ująć obrazowo –

„strukturę cebuli”, w której każda warstwa zbudowana jest z odmiennego rodzaju pod-detektorów1 (zob. rysunek poniżej). Cząstki wy-trącające się podczas zderzeń przechodzą przez wszystkie te warstwy, zwane kaloryme-trami, oddziałują z materiałem detektora oraz polem magnetycznym, pozostawiając ślady swej obecności, które z kolei pozwalają na zidentyfikowanie ich energii czy pędu. Trzeba przyznać – maszyna robi wrażenie, a jej do-tykalna niemalże bliskość wzmaga jeszcze i tak już głęboki podziw dla osiągnięć ludz-kiej myśli technicznej. Dwie rzucające się w oczy cechy to: majestatyczność i piękno (także kolorystyczne) – opiewane zresztą przez poetów i utrwalane w dziełach sztuki plastycznej (a nawet tekstylnej!) – na co zwrócił nam później uwagę prof. Karol Jawor-ski, prezentując kulturowe oddźwięki Wielkie-go Zderzacza Hadronów i całego – niezwy-kle przecież medialnego – eksperymentu naukowego. Pomijając potencjał naukowy, rozmach techniczny i świątynną niemalże at-mosferę miejsca – doskonałe tło na pamiąt-kowe selfie.

1 Szerzej na temat eksperymentu CMS oraz samego urzą-dzenia możecie przeczytać na stronach internetowych: Compact Muon Solenoid; an experiment at the LHC collider at CERN [online] [dostęp: 2014-06-15]: <http://cms.web.cern.ch/> oraz Udział fizyków warszawskich w ekspery-mencie CMS przy LHC [online] [dostęp: 2014-06-15] http://cms.fuw.edu.pl/] oraz na portalu Polskie strony LHC [onli-ne] [dostęp: 2014-06-15]: <http://lhc.fuw.edu.pl>.

Pomnik reformacji w Genewie fot. kajot

Rysunek za: http://cms.fuw.edu.pl/?page_id=6

16 co w holu PISzczy

Page 19: Brudnopis - numer 1

1717

Pozostała część wycieczki miała charakter turystyczno-krajoznawczy – odwiedziliśmy miejsca zupełnie zwyczajne (na tle poznane-go kilka godzin wcześniej!), naziemne, choć przecież piękne, a więc Lozannę, gdzie roz-poczęliśmy półtoragodzinny rejs widokowy statkiem po Jeziorze Genewskim (Lemańskim). Z pokładu statku wycieczkowego podziwiać mogliśmy z jednej strony piękno riwiery szwaj-carskiej, z drugiej Jurę – pasmo górskie leżące

już w granicach Francji. Kończąc podróż w Montreux minęliśmy też słynny, uwieczniony przez Lorda Byrona zamek Chillon. Tego dnia

– statkiem i autokarem okrążyliśmy cały akwen.Zmęczeni, choć pełni pozytywnych wrażeń,

kolejnego poranka wyruszyliśmy w drogę po-wrotną, zatrzymując się jeszcze w stolicy Szwajcarii, Bernie – mieście niedźwiedzi, gdzie głównymi atrakcjami były: po pierwsze – Mu-zeum Alberta Einsteina, funkcjonujące w miej-scu, gdzie genialny fizyk wynajmował miesz-kanie w latach 1903–1905; po drugie – ogólnie rzecz biorąc – urocza architektura miejska (wraz z nieporównywalnym do naszego sto-łecznego wybiegiem dla niedźwiedzi, starym miastem i wieżą zegarową z 1530 roku); po trzecie w końcu – ostatnia szansa na wydanie franków szwajcarskich – oczywiście na cze-koladę! Nazajutrz przed południem szczęśliwi, pełni pozytywnych wrażeń i w komplecie do-tarliśmy do Warszawy.

Warto dodać, że to nie pierwsza wycieczka uczniów Poniatówki do CERN-u – i bodaj nie ostatnia. Od kilku lat w podobnych wy-jazdach edukacyjno-turystycznych uczestni-czą uczniowie klas chemiczno-fizycznych i matematyczno-fizycznych, zwykle wyjeżdża-jąc pod opieką pomysłodawców i organizato-rów tego niezwykle kształcącego przedsię-wzięcia – prof. Anny Mazurkiewicz, prof. Barbary Tarnowskiej, prof. Krzysztofa Ku-śmierczyka. O organizacyjną stronę wyjaz-du zadbała krakowska firma turystyczna –Grupa Bis-Pol. ☐

Detektor CMS fot. kajot

Zegar astronomiczny (Berno), witrażowa rozeta w Katedrze NMP (Strasburg), detektor CMS (Genewa) (też dostrzegacie podobieństwo?) (fot. 1 i 2 kajot)

17co w holu PISzczy

Page 20: Brudnopis - numer 1

18

Rzadko się zdarza, by pierwsza klasa, która była już na tygodniowym wyjeździe integracyjnym w Przewięzi, miała także możliwość wyjazdu na zieloną szkołę. 1D się to udało – wyjechaliśmy na biologiczne Warsztaty Nadmorskie, aż na pięć dni!

Zanim jednak wystosowaliśmy prośbę do dy-rekcji, postanowiliśmy wywiązać się z własnych, klasowych obowiązków. To, w połączeniu z nie-naganną opinią innych nauczycieli i wycho-wawcy, prof. Urszuli Ciborowskiej, na pewno miało duży wpływ na pomyślną dla nas decyzję. Nasza nauczycielka biologii, prof. Barbara Prze-ciszewska, pomogła nam z wyborem najlepszej oferty. I tak, wbrew początkowym, sceptycznym głosom – udało się! Pojechaliśmy do Sztutowa na Nadmorskie Warsztaty Przyrodnicze!

Z samego rana, w poniedziałek 2 czerwca, zebraliśmy się pod Muzeum Archeologicznym. Wszyscy zjawili się punktualnie, więc z Warsza-wy wyruszyliśmy bez opóźnień. Podróż do ośrodka zajęła nam większą część dnia. Uatrak-cyjnieniem monotonnej jazdy była wizyta w Elblągu. Tam podzielono nas na grupy i wy-szliśmy „w teren”. Każda z grup miała za zada-nie opracować informacje dotyczące przydzie-lonego tematu, a później je zaprezentować. Dalsza podróż przebiegła bez zakłóceń. Z El-bląga do Sztutowa nie jest daleko, więc niecałą godzinę później byliśmy na miejscu.

Już od następnego dnia rozpoczęły się zajęcia przewidziane w programie Warsztatów Nad-morskich. W ciągu całego wyjazdu mieliśmy lekcje teoretyczne połączone z wykorzystaniem wiedzy w praktyce. Na przykład, po wysłucha-niu informacji na temat owadów udaliśmy się na pobliską łąkę, by tam łapać okazy przy uży-ciu specjalistycznego sprzętu. Następnie należało rozpoznać gatunek owada, za co prowadzący przyznawał punkty. Widzieliśmy ważki, chrząsz-cze oraz całą gamę błonkówek.

Innym razem odwiedziliśmy Rezerwat Kor-moranów i Czapli Siwej w Kątach Rybackich.

Zostaliśmy oprowadzeni przez przewodnika, którego wiedza na temat tych zwierząt była wręcz oszałamiająca. Mieliśmy okazję obserwować kormorany w ich naturalnym środowisku, zaś co odważniejsi mogli nawet potrzymać ptaka na przedramieniu.

Ostatnie zajęcia były poświęcone chiropte-rologii, czyli wiedzy o nietoperzach. Późnym wieczorem udaliśmy się na spacer nad pobliską rzekę. Tam też za pomocą sprzętu do pomiaru ul-tradźwięków staraliśmy się usłyszeć komunikację nietoperzy oraz na tej podstawie je rozpoznać.

W programie były jeszcze inne wykłady po-święcone zagadnieniom ochrony przyrody, to-pografii czy botanice. Wszystkie zajęcia były prowadzone w ciekawy i przystępny sposób.

Nasza klasa miała również możliwość odwie-dzenia Muzeum Stutthof w Sztutowie. Na tere-nie obiektu znajdował się niegdyś nazistowski obóz koncentracyjny. Kompetentny przewod-nik pomógł nam zrozumieć istotę problemu oraz oprowadził nas po nielicznych zachowa-nych budynkach i pomieszczeniach. Wszyscy byliśmy poruszeni tą częścią wycieczki.

Ośrodek, w którym mieliśmy okazję miesz-kać był świeżo odrestaurowany i funkcjonalnie umeblowany. W czasie wolnym można było pograć w piłkarzyki lub też spędzić czas na zie-lonym terenie przed budynkiem. Kilka razy mieliśmy również okazję wykąpać się w zim-nym Bałtyku... Po wieczornych zajęciach więk-szość klasy gromadziła się w jednym z pokoi, by przy dźwiękach gitary miło spędzić czas we własnym towarzystwie.

Niestety, wszystko co dobre, szybko się koń-czy. Byliśmy zaskoczeni, jak prędko minął nam wyjazd. I tak, po pięciu dniach pobytu nad mo-rzem, trzeba było wrócić do Warszawy. Podróż powrotna przebiegła bez komplikacji. I choć na wycieczce plan dnia był napięty i określony co do minuty, to miło wspominamy miniony wyjazd oraz czekamy na przyszłoroczną zieloną szkołę. ☐

Biol-chem w tereniereLAcjA: igA mArkoWskA

18 co w holu PISzczy

Page 21: Brudnopis - numer 1

19Koncert trzeciomajowy w Poniatówce 28 kwietnia (poniedziałek) w VLO odbył się kon-cert z okazji Święta Trzeciego Maja, 223. rocznicy podpisania Konstytucji przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W programie ułożonym przez Adama Łukawskiego (ucznia klasy 1A) poja-wiły się przede wszystkim melodie ludowe, a także znane utwory wybitnych polskich kompozytorów. Na 7 lekcji cała szkolna społeczność zgromadziła się w holu szkoły. Koncert roz-poczęła Ola Gajek recytacją tekstu opowiada-jącego o wydarzeniach trzeciomajowych z 1791 roku. Dopracowana w każdym calu deklama-cja zrobiła duże wrażenie na publiczności. Ja-kież było moje (pozytywne!) zdziwienie, kiedy dzień później dowiedziałam się, że autorem tekstu prezentowanego przez Olę jest mój kolega klasowy – Miłosz Osiecki! Być może większość z uczniów do tej pory nie wiedziała, kto był autorem prezentowanego tekstu, po-nieważ na skutek niefortunnej pomyłki, na-zwisko naszego kolegi nie zostało wymienione pod koniec koncertu. Niniejszym więc redakcja

„Brudnopisu” daje na swoich łamach sprostowa-nie. Przypomnijmy: Miłosz został poproszony

o napisanie krót-kiej narracji histo-rycznej przez pa-nią profesor Ro- mualdę Kuśmier-czyk, opracowanie koncepcji i stwo-rzenie tekstu za-jęło mu kilka dni, trud to godny po-dziwu i pochwały. W imieniu całej redakcji „Brudno-pisu” składamy Miłoszowi wyrazy uznania i gratu-lujemy tak udanej pracy, którą z wiel-ką przyjemnością przedrukowuje-my poniżej.

Po recytacji wystąpiła Ola Nowik, wykonu-jąc na akordeonie sześć melodii ludowych skomponowanych przez Witolda Lutosław-skiego. Później wysłuchaliśmy dwóch utwo-rów fortepianowych – Preludium g-moll Siergieja Rachmaninowa w wykonaniu Andrzeja Sienkie-wicza, a także Mazurka op. 17 nr 4 Fryderyka Chopina w wykonaniu Gosi Staniuk. W finale koncertu pokaz swych umiejętności dała Agata Bartman, która na fagocie zagrała Etiudę 15 op. 8 Juliusza Weissenborna. ☐

reLAcjA: juLiAnnA rutkoWskA

Próżno szukać ptactwa przed Zamkiem Królew-skim. Nawet gołębie, przyzwyczajone przecież do wielkomiejskiego gwaru i zgiełku, nie są w stanie znieść obecności tłumu. Tłumu, trzeba przyznać wyjątkowo wytrwałego – mija godzina za godziną, a on wciąż niewzruszenie trwa na posterunku. Również wąskie uliczki są nim wypełnione. Wyglą-da tak, jakby cała ludność Warszawy, zgromadziła

się tego dnia w jednym miejscu. Zamek lśni w pro-mieniach majowego słońca, łagodny wietrzyk pieści twarze, a chmury leniwie toczą się po nieboskłonie.

Stoję pomiędzy wąsatym szlachcicem z szablą u boku, a brzuchatym kupcem odzianym w różno-barwny żupan. Miejsce całkiem przyzwoite – gdy stanę na palcach, widzę pustą przestrzeń między obserwatorami a Zamkiem. Porządku pilnują uła-ni księcia Józefa Poniatowskiego – z końskich grzbietów obserwują rosnący niepokój tłumu. Ktoś wyciąga różaniec i łamiącym się głosem, zaczyna odmawiać pacierz. Wokół mnie rozlegają się szepty:

– Mieli skończyć szybko, opozycja wyjechała przecież z miasta…

– Obradują cztery lata, cóż znaczy dla nich je-den dzień?

„Szlachcic obejmuje mieszczanina, żebrak cieszy się z majętnym”Miłosz Osiecki

Największe zainteresowanie wzbudziła Agata Bartman grająca na fagocie

co w holu PISzczy

Page 22: Brudnopis - numer 1

20I Poniatowski Koncert Muzyki PoważnejDnia 9 czerwca w naszej szkole odbył się pierwszy, jak dotąd, koncert muzyki poważnej zorganizowany przez uczniów naszej szkoły. Przez ponad godzinę w holu szkolnym prezento-wane były interpretacje utworów zarówno znanych kompozytorów tj. Ludwiga van Beethovena, Fry-deryka Chopina, Jana Sebastiana Bacha, jak i kompozycje autorskie. Uczniowie wykonywali utwory na pianinie (z braku fortepianu), klarne-cie, fagocie, akordeonie. Koncert został wysoko oceniony zarówno przez uczniów, jak i nauczy-cieli, wszyscy byliśmy pełni podziwu dla muzycz-nych talentów, wśród których przoduje klasa humanistyczna. W czerwcowym numerze przed-stawiamy program koncertu, dłuższy reportaż o nowych muzycznych jakościach w życiu Ponia-tówki planujemu na kolejny numer „Brudnopisu”:

1. Jan Sebastian Bach – Aria na strunie G z suity orkiestrowej D-dur nr 3Skrzypce: Gabriela ŁaskowskaPianino: Krzysztof Piasecki

2. Ludwig van Beethoven – Dla Elizy Pianino: Piotr Grabowski3. Fryderyk Chopin – Preludium Des-dur op. 28 nr 15 „Deszczowe” Pianino: Andrzej Sienkiewicz4. Ludwig Milde – Tarantella op. 20 Fagot: Agata Bartman Akompaniament: Wojciech Sztyk5. Jules Massenet – Medytacja z opery Thais Skrzypce: Gabriela Łaskowska6. Ernest Chausson – Andante Klarnet: Maciej Puławski7. Antonio Fragoso – Preludium I Pianino: Adam Łukawski8. Rudolf Wurthner – Wariacje na temat rosyjskiej melodii Akordeon: Aleksandra Nowik9. Adam Łukawski – Sonata na fortepian i klarnet Pianino: Adam Łukawski Klarnet: Monika Bugajny

Nagle z Zamku dobiegają krzyki. Tłum zamiera. Nikt nie śmie głośniej odetchnąć. Jedynym dźwię-kiem jest teraz kląskanie końskich kopyt o bruk – to ułani ustawiają się w ochronny kordon. Gwar dobiegający z dziedzińca staje się coraz głośniej-szy. Szlachcic koło mnie przygryza wargę do krwi. Gruby kupiec drży spazmatycznie.

Wtedy właśnie, przez portal przechodzi król. To jest ta chwila, ten moment. Tłum wychyla się w stronę monarchy. Tuż za Stanisławem Augu-stem Poniatowskim, idą inni, panowie szlachta znani w całej Rzeczypospolitej: Kołłątaj, Potocki, Czartoryski. Szalę przeważa Marszałek Sej-mu Stanisław Małachowski, niesiony triumfalnie na ramionach.

Pojedynczy spontaniczny wrzask radości, mo-mentalnie przeradza się w zbiorowy wiwat. Ludzie klaszczą, tupią, wymachują nakryciami głowy. Szlachcic obejmuje mieszczanina, żebrak cieszy się z majętnym. Niektórzy mają łzy w oczach – z pewnością zapamiętają te chwile do końca ży-cia. Nie mogę powstrzymać wzruszenia. Kon-stytucja! Wreszcie, po tylu latach, pojawia się szansa na niezależność. Będzie dobrze, musi być.

Za królem podążają inni. Procesja zmierza wąskimi uliczkami do katedry Świętego Jana. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie radosne twarze. Umorusane dzieciaki plączą się pod nogami, uśmiechnięte mieszczki wychylają się z balkonów kamienic. Przez jeden dzień różnice stanowe nie istnieją. Przez jeden dzień można zapomnieć o zagro-żeniu ze strony Rosji i czasach wielkiego nie-pokoju, w których przyszło nam żyć. Posłowie wchodzą do kolegiaty na oficjalne zaprzysiężenie. Tłum czeka na zewnątrz, by ze zdwojoną mocą przywitać ich po zakończeniu ceremonii.

Zapada wieczór. Szał radości płynnie przecho-dzi w wielką fetę. Na ulice wytoczono beczki wina i piwa, rozstawiono również stoiska z prze-kąskami. Choć raz kupcy zapomnieli o skąpstwie. Ludzie najrozmaitszej profesji i majętności świę-tują wspólnie jak starzy druhowie. Miasto wy-pełnia muzyka – w całej Warszawie zorganizo-wano koncerty dla uczczenia podniosłego dnia.

Oto jeden z nich.B

juLiAnnA rutkoWskA

co w holu PISzczy

Page 23: Brudnopis - numer 1

21

„Ach, to te legendy” - potrójna korona

mistrzów!Z Magdą Morawską, Jackiem Barszczew-skim, Krzyśkiem Jaworowskim, Aleksem Walkiewiczem, Patrykiem Topolińskim, Tomkiem Kowalskim, Pawłem Woźnickim i Robertem Tomaszewskim rozMAwIA MAteuSz duckI

„Ale to jest bardzo dobry pomysł – mówi jeden z byłych już uczniów naszej szkoły. – Bardzo chętnie przyjedziemy tu w przyszłym roku i zagramy z mistrzami każdych roz-grywek”. „Aha – wtóruje mu inny – poka-żemy im, że nie ma lepszej klasy niż nasza! A na korytarzu będą tylko mówić »Ach, to te legendy, ci potrójni mistrzowie«.” Do-kładnie… potrójni mistrzowie, jedyni w historii szkoły. Jak oni sami postrzegają własne triumfy, co sądzą o rozgrywkach międzyklasowych i czym jest dla nich ta potrójna korona? Właśnie o tym opowie-dzieli „Brudnopisowi”.

Kim oni są?By rzecz ująć najprościej: tegoroczni potrójni mistrzowie V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie w międzyklasowych rozgrywkach sportowych to 3E – profil matematyczno-geograficz-ny, rocznik 1995. Z perspektywy szkolnego korytarza – wydawać by się mogło – zwy-kli ludzie, klasa jak każda inna… A jednak, charakteryzowało ich coś, co pozwoliło im zapisać się w historii szkoły w dwójnasób. Po pierwsze, jako jedyni w ciągu trzech lat pię-ciokrotnie sięgnęli mistrzowski laur, po drugie

– trzecią klasę zwieńczyli potrójną koroną.

co w holu PISzczy

Frekwencja podczas koncertu dopisała

Ola Nowik gra na akordeonie, Zuzanna Jaskuła pomaga z zapisem nutowym

Gabriela Łaskowska i Krzysztof Piasecki interpretują Bacha

Page 24: Brudnopis - numer 1

22Mateusz Ducki: Jaki jest Wasz klucz do sukcesu, co pozwoliło Wam zdobyć te wszyst-kie tytuły?

Drużyna: Nie ma i nie było wśród nas żad-nego zawodowca, nikogo, kto by trenował w klubie koszykówkę, piłkę nożną czy siatkówkę.

MD: A jednak jakoś się Wam udało…

D: Kiedy wychodziliśmy na mecz każdy z nas doskonale wiedział, co ma robić, znał swój cel – to wystarczało. Zawsze dobrze wiedzieć, jakie są mocne i słabe strony: najlepszego za-wodnika trzeba zablokować, a z najsłabszego korzystać i wyciskać tyle punktów, ile tylko da radę. Oczywiście, nie zawsze taką wiedzę mieliśmy, ale szybko się orientowaliśmy, nawet już na rozgrzewce, i dostosowywaliśmy się. I tak szło: mecz za meczem.

MD: W takim razie wiele zawdzięczacie ka-pitanom.

D: Tak. W różnych rozgrywkach byli to różni ludzie, ale zawsze spełniali w pełni swoje za-dania i kierowali nami, prowadząc nas do najlepszych wyników.

MD: Czyli takich rad udzielilibyście innym klasom, które teraz będą się bić o mistrzostwa?

D: Dokładnie, nic więcej nie trzeba dodawać.

MD: Sukcesy z trzeciej klasy znamy. A jak było wcześniej?

D: Początki były trudne (śmiech). W pierwszej klasie siatkówkę i koszykówkę skończyliśmy sromotnymi porażkami w ćwierćfinałach, a w rozgrywkach w piłkę nożną nie wyszliśmy z grupy nie strzelając żadnej bramki”.

MD: Naprawdę tak słabo? Dlaczego? D: Nie byliśmy wtedy zupełnie ze sobą zgra-ni, nie znaliśmy siebie i swoich możliwości. Ale wykorzystaliśmy te porażki, wyciągnę-liśmy wnioski i w drugiej klasie mogliśmy już wygrywać. Choć łatwo nie było. W tur-nieju piłki nożnej na przykład wszystkie me-

cze kończyły się konkursem rzutów karnych. W ćwierćfinale prowadziliśmy 3:0, a na koniec było 3:3. W finale skończyło się na wyniku 2:2, choć dwa razy wychodziliśmy na prowa-dzenie i dwa razy je traciliśmy.

MD: Szczęście?

D: O tak, trzeba je mieć zawsze. Tak samo było w meczu grupowym w siatkówkę z 3B w tym roku. Miało być łatwo, a męczyliśmy się trzy sety. Ale taki jest sport.

MD: Jak się skończyły rozgrywki w drugiej klasie?

D: Koszykówkę wygraliśmy dość spokojnie. W finale piłki nożnej spotkaliśmy się z chem--fizem z naszego rocznika i zagraliśmy bardzo nerwowy ale widowiskowy finał. Ponownie skończyło się na rzutach karnych, przy czym ostatnia seria była powtarzana, bo jeden ze strzelców wyrwał się przed gwizdek. Mnó-stwo stresu, ale wygraliśmy. Za to w siatków-ce doszliśmy do ćwierćfinału, a tam trafili-śmy na legendarnego Okraskę i byliśmy już bez szans. Wydaje się nam, że nawet jakby grał sam, to by wygrał.

MD: I skończyło się tylko na dwóch tytułach?

D: I tak, i nie. My siatkówki nie wygraliśmy, ale zrobiły to nasze dziewczyny.

MD: A właśnie. Jaka była rola dziewczyn? Pomagały Wam?

D: Ich największa pomoc polegała na tym, że odstępowały nam sektory na wf-ie. Dzięki temu mogliśmy więcej ćwiczyć i, przede wszyst-kim, grać. Zdarzało się to raczej rzadko i było formą żartu, ale jednak pomagało.

MD: A kibicowanie?

D: Z tym zawsze było u nas kiepsko. To, co było na finale siatkówki w tym roku, to najwięk-szy doping, jaki dostaliśmy przez te trzy lata. Chociaż potrafiły nas motywować w inny sposób…(śmiech).

co w holu PISzczy

Page 25: Brudnopis - numer 1

23MD: Ciekawe… Zdradźcie, w jaki?

D: W szatni rozmawialiśmy o nagrodzie za potrójną koronę. Miały nią być latające po meczu staniki. Tylko że nie rzuciły ani jednego. Niestety.

MD: Jak rozumiem mieliście problem z kibica-mi, bo nie było ich prawie w ogóle. Przeszka-

dzało Wam to? Jako sportowiec wiem, że doping jest niezwykle ważny i ciężko się gra bez niego.

D: Oczywiście dużo lepiej się gra z dobrym do-pingiem. W naszej sytuacji musieliśmy sobie radzić niemalże bez niego. I dawaliśmy radę.

Drużyna w akcji (od lewej:) Alek Rajkiewicz, Paweł Woźnicki, Mateusz Strąk, Jacek Barszczewski, Szymon Bieniek, Patryk Topoliński

co w holu PISzczy

Page 26: Brudnopis - numer 1

24MD: Dlaczego go brakowało?

D: Po części wiąże się to z ilością reprezentantów, a po części z tym, że nie mieliśmy wsparcia ze strony innych klas, wiązało się to najpew-niej z pewnego rodzaju zazdrością (śmiech).

MD: Podczas odprawy mówiłem swoim chło-pakom, że tak naprawdę gramy dla całej szko-ły, bo zdecydowana większość nie chce, że-byście wygrali po raz trzeci w tym roku. Wiedzieliście o tym? Wiedzieliście, że nie tylko nie macie pozytywnego dopingu, ale występuje przeciw Wam większość szkoły?

D: Oczywiście.

MD: Było to dla Was obciążeniem psy-chicznym?

D: Raczej nie. Postrzegaliśmy to bardziej jako dodatkową motywację, czuliśmy że mamy komuś coś do udowodnienia.

MD: Mimo tych głosów i tak byliście fawo-rytami. Lepiej grało się Wam w roli drużyny typowanej na zwycięzców?

D: Dla nas bez znaczenia było, czy jesteśmy typowani na zwycięzców, czy na przegranych. Znaliśmy swój cel i zadania, i w pełni je reali-zowaliśmy.

MD: A wiedzieliście o tym, że w szkole są stawiane zakłady w związku z Waszymi meczami?

D: A były jakieś?

MD: Odwołam się do stwierdzenia, które tu padło wcześniej, że przyczyną braku dopin-gu była ilość reprezentantów. O co chodzi?

D: Ze wszystkich chłopaków w naszej klasie tyl-ko jeden, który nie miał zwolnienia z wf-u nie grał w żadnej reprezentacji, poza nim i zwol-nionymi grali wszyscy, a potrójnych repre-zentantów w tym roku było tylko trzech. Wła-śnie ze względu na to, że tak wiele osób było zaangażowanych w grę, niewiele zostawało do kibicowania. Ale przynajmniej nikt nie czuł

się pominięty, każdy dostawał szansę zrobienia czegoś dla klasy i przyczynienia się do ogól-nego sukcesu. To też było ważne. Poza tym, gdy ktoś zawodził, zmiana nie była problemem. Poświęciliśmy doping, by dostać to i, jak widać, podjęliśmy dobrą decyzję.

MD: To teraz pytanie skierowane głównie do tych trzech potrójnych reprezentantów: w którym ze sportów czujecie się najlepiej?

D: O naszych „pięknych” meczach piłki noż-nej już mówiliśmy i tam wygrywaliśmy, bo sprzyjało nam szczęście. Siatkówkę z kolei udało nam się wygrać tylko raz, więc nie jest ona naszą najsilniejszą stroną. Zostaje ko-szykówka i to chyba jest prawda, w tej dys-cyplinie czujemy się najlepiej.

MD: Skoro macie tak wielu reprezentantów z różnych dyscyplin, to zadam Wam jesz-cze pytanie, w której klasie grało się Wam najlepiej?

D: W pierwszej poznawaliśmy się i nie byliśmy zgrani, więc nie było szans na zwycięstwa. Zresztą, chyba w historii szkoły nie było jesz-cze pierwszej klasy, która by coś wygrała. Naj-lepiej grało się nam rok później, paradoksal-nie, bo nie był to przecież nasz najlepszy rok pod względem wyników. W drugiej klasie już się znaliśmy, byliśmy zgrani i mieliśmy na wf-

-ach więcej czasu na grę, nie ćwiczyliśmy pod-stawowych elementów tych sportów, jak w pierwszej klasie. Poza tym wtedy jeszcze żyliśmy tymi rozgrywkami, emocjonowali-śmy się tym i zależało nam, by się dobrze przy-gotować i wygrać. W trzeciej klasie granie jest oparte już tak naprawdę tylko na dorobku lat poprzednich. Każdy martwi się maturami i rozgrywki międzyklasowe są tylko dodatkiem, miłym przerywnikiem. Do tego wiele wf-ów przepada ze względu na próby poloneza, walca i zajęcia dodatkowe. Podczas rozgrywek w koszykówkę mieliśmy chyba pięć czy sześć wf-ów, na których mogliśmy cokolwiek po-ćwiczyć. Ale profesor Michał Lizińczyk po-zwalał nam grać i przygotowywać się pod

co w holu PISzczy

Page 27: Brudnopis - numer 1

25okiem kapitanów, więc to wystarczyło.

MD: A jak, w związku z tą ciężką sytuacją z wf-ami, smakuje potrójna korona, wła-śnie w trzeciej klasie?

D: Sam fakt, że zdobyliśmy ją w trzeciej klasie nie dodaje jej raczej żadnego smaczku, ale kiedy uwzględni się właśnie te wf-y, a raczej ich brak, wtedy radość jest większa i sukces więcej wart. Pamiętamy nawet nasze rozgryw-ki z lat poprzednich, gdy jako druga klasa wygrywaliśmy z ówczesnymi trzecimi. Było to dziwne, bo zwłaszcza mat-fiz ’94 w drugiej klasie był jedną z najlepszych klas w szkole we wszystkich dyscyplinach, a rok później od-padali w fazach grupowych lub ćwierćfina-łach. Gdy my pomyślimy, że się do nich nie upodobniliśmy tylko wygraliśmy wszystko, to jest to dla nas naprawdę coś wielkiego.

MD: To jakiego wpisu materialnego w histo-rię chcecie?

D: Miały wisieć gdzieś tutaj nasze zdjęcia, ale pomysł nie przeszedł. Bieniu (Szymon Bie-niek – przyp. MD) rozmawiał nawet na te-mat nagród, ale rozmówcą był profesor Bar-tłomiej Miecznik i skończyło się na tym, że za potrójną koronę będzie mógł pójść z panem profesorem na Snickersa®, o ile tylko za nie-go zapłaci. A tak na serio, to mamy oczywi-ście dyplomy z zeszłego roku i tym się musi-my zadowolić, bo realnie patrząc, na nic więcej nie można liczyć.

MD: A mecze z nauczycielami? One są prze-cież swego rodzaju nagrodą dla mistrzów? Co o nich sądzicie?

D: Przez trzy lata zagraliśmy trzy mecze nauczy-ciele vs. uczniowie. W zeszłym roku graliśmy w koszykówkę i piłkę nożną, w tym roku tyl-ko w koszykówkę. Ciężko to nazwać nagrodą, bo choć dają one wiele zabawy, to jednak nie gra się w nich na serio. To taka pokazówka dla szkoły. Ale nawet i do tego stwierdzenia ciężko się przychylić, patrząc na rezultat te-

gorocznego starcia. 8:6 nie jest zbyt impo-nującym wynikiem, tym bardziej że wygrali nauczyciele. Na pewno płynie z nich jedna korzyść: niewielu ludzi może powiedzieć, że rozgrywało oficjalne mecze przeciwko swoim nauczycielom wf-u. A my możemy się tym poszczycić.

MD: Czy Wasze sukcesy wpływały w jakiś zna-czący sposób na relacje z innymi klasami? Mam tu na myśli zwłaszcza mat-fiz ’96, który przegrał z Wami trzy finały i półfinał.

D: O tych pojedynkach można by książkę na-pisać, ale najlepiej podsumowuje je wypowiedź jednego z uczniów tamtej klasy, który sko-mentował tegoroczny finał piłki nożnej sło-wami: „No, nie pierwszy raz się tak spotyka-my. A zawsze kończy się tak samo”. Ciężko tu dodać cokolwiek, po prostu byliśmy lepsi. Poza tym nie mieliśmy z nikim zatargów z powodu naszych wyników, chyba że o czymś nie pamiętamy.

MD: To ostatnie moje pytanie. Odchodzi-cie już z naszej szkoły i zostaniecie jedynie w pamięci młodszych roczników. Ale pu-śćmy na chwilę wodze wyobraźni i załóż-my, że jako pięciokrotni zwycięzcy róż-nych turniejów macie prawo mieć jakieś życzenia dotyczące sportu w naszej szko-le. Czego byście sobie życzyli?

D: Ciekawe pytanie. Ten wywiad będzie w jakiejś gazetce szkolnej prawda?

MD: Prawda. A co?

D: W takim razie, jeśli chcecie, żeby ona się utrzymała to załóżcie w niej kącik sportowy i wyznaczcie kogoś, kto się nim rzetelnie zaj-mie i będzie relacjonował przebieg wszystkich rozgrywek. To po pierwsze. A po drugie bar-dzo chętnie stawimy się tu w przyszłym roku i zagramy ze wszystkimi mistrzami. I poka-żemy im, że nie ma i nie będzie klasy lepszej niż nasza.

co w holu PISzczy

Page 28: Brudnopis - numer 1

26

W roku szkolnym 2013/2014 uczniowie z klasy 2A, pod czujnym okiem prof. Joanny Zaremby, w ra-mach przedmiotu uzupełniającego, edukacji lokalnej – varsavianistyki, przygotowali film dokumentalny pt. Warszawa – tam się bywało. Projekt prezentuje pięć kultowych lokali ga-stronomicznych w stolicy, z których tylko dwa przetrwały do dzisiaj. W filmie zaprezentowano historię Mleczarni Nadświdrzańskiej, wnętrze oraz menu Oberży pod Czerwonym Wieprzem, interesujące rysunki z ka-wiarni Lajkonik, wykwintną winiarnię U Fukiera oraz dancing i obrotową scenę w Adrii.

Uczniowie pracę nad projektem rozpoczęli na początku roku szkol-nego od wymyślenia koncepcji, na-stępnie zdobywali prawa autorskie do materiałów wykorzystanych w fil-mie, szukali kronik filmowych, a tak-że starali się dotrzeć do osób, które bywały w nieistniejących już loka-lach. Wymagało to od nich nie tylko czasu, lecz także pełnej koncentracji na realizacji zadaniu. W trakcie pracy uczniowie oprócz zdobywania no-wych doświadczeń, poznali wielu in-teresujących ludzi i – co także istotne

– świetnie się bawili.Efekt końcowy będziecie mogli

zobaczyć podczas uroczystości za-kończenia roku szkolnego oraz – po premierze – na stronie internetowej naszego liceum. ☐

Warszawa to nasze miasto, każdego dnia się po niej poruszamy, gdzieś jedziemy, dokądś się śpieszymy, gdzieś się spóźniamy… Nierzadko w tym pośpiechu nie zauważamy i nie doceniamy piękna naszej stolicy. Bywa, że postrzegamy ją jedynie jako przestrzeń złożoną z szarych bloków, szarych ulic i nie mniej szarych autobusów. Warto czasem przy-pomnieć sobie o tym, jak urokliwe jest to miasto lub poznać je na nowo i zakochać się w Warszawie, która pełna jest przecież pięknych, czasem nieco ukrytych zakątków. Nie mowa tu o powszechnie znanych miejscach, o których przeczytać można w każdym przewodniku, ale o tych bardziej ukrytych

– parkach, skwerach, uliczkach, sklepach, księgarniach, kawiarniach i restauracjach – miejscach, które two-rzą niepowtarzalny klimat Warszawy. Jak śpiewał Czesław Niemen właśnie o tym mieście – „Miasto moje, a w nim najpiękniejszy mój świat (…)”. Nie powinniśmy o tym zapominać, dlatego odkrywaj-my naszą Nieznaną Warszawę na nowo każdego dnia! W pierwszym numerze „Brudnopisu”, przedstawimy Wam warszawskie antykwariaty, do których warto się wybrać. Warszawski Antykwariat Naukowy KosmosLokalizacja: Aleje Ujazdowskie 16

Warszawski Antykwariat Naukowy „Kosmos” to fir-ma rodzinna działajaca od 1990 roku pod kierun-kiem Adama Jakimiaka. Wcześniej była to jedna z placówek „Domu Książki”, oferująca stare czaso-pisma i grafiki. Przez lata specjalizacja się nie zmie-niła, a dziś antykwariat jako jedyny w Polsce oferuje tak bogaty wybór czasopism (zwłaszcza przedwojen-nych), grafik oraz map (szczególnie XVIII-wiecznych i starszych).

Kręcimy film o WarszawieGabriela Górska

Szlakiem śródmiejskichantykwariatów

Julia Benedyktowicz • Julianna Rutkowska

śródmiejskichantykwariatów

1

MIASto MoJe, A w nIM

Page 29: Brudnopis - numer 1

27

Antykwariat pomagał w udekorowaniu wie-lu dworów, domów, mieszkań, biur oraz instytucji. Wybór ksią-żek jest ogromny, jest to świetne miejsce na znalezienie oryginal-nego, niekoniecznie drogiego prezentu (stare ryciny można kupić już za kilkana-ście, kilkadziesiąt zło-tych).

Antykwariat PuentaLokalizacja: ul. Mokotowska 51/53Antykwariat Puenta, czyli Galeria ulicy Kro-kodyli – Piwnica Rzeczy Ładnych oferuje sta-re, między innymi przedwojenne książki hu-manistyczne oraz pozycje naukowe. W zbio-rach znaleźć można również ogromny wy-bór pięknych pocztówek (polskich i zagra-

nicznych), starych map, rycin oraz grafik. Jednak stanowczą większość oferowanych dzieł zajmują piękne wydania książek, baśni, bajek, wierszyków, czy spisanych piosenek dla najmłodszych, które opatrzone są wyjąt-kowymi, niepowtarzalnymi ilustracjami.

Ciekawostką jest, że w latach 1927–1933 w budynku, w którym mieści się antykwa-riat działał Karol Adamiecki – jeden z twór-ców nauki organizacji i kierownictwa oraz za

łożyciel Instytutu Naukowej Organizacji.

Antykwariat AtticusLokalizacja: ul. Krakowskie Przedmieście 12Od kilkunastu lat „Atticus” związany jest ze środowiskiem uniwersyteckim, dzięki lokali-zacji siedziby głównej przy Krakowskim Przed-mieściu w Warszawie, w bliskiej odległości od bramy głównej UW. W tym niezwykłym

Witryna Warszawskiego Antykwariatu Kosmos

W Antykwariacie Kosmos można znaleźć bogaty zbiór czasopism (zwłaszcza przedwojennych)

Szyld Antykwariatu Puenta, czyli Galerii ulicy Krokodyli - Piwnicy Rzeczy Ładnych

Sporą część oferowanych przez Antykwariat Puenta dzieł zajmują bibliofilskie wydania baśni, bajek i wierszyków – najczęściej ilustrowanych

Antykwariat Atticus znajdujący się na Krakowskim Przedmieściu

MIASto MoJe, A w nIM

Page 30: Brudnopis - numer 1

28

miejscu można zakupić książki dawne i współ-czesne ze wszystkich dziedzin szeroko poję-tej humanistyki (dawne również z innych dziedzin), a także ryciny, grafiki, mapy, ręko-pisy, plakaty, druki ulotne, pocztówki, papie-ry wartościowe, dokumenty, obrazy i inne. Możliwa jest również sprzedaż! W „Atticusie” panuje bardzo przyjazna atmosfera, można tam także podziwiać XIX-wieczne maszyny do pisania.

Antykwariat na TamceLokalizacja: ul. Tamka 45b

Antykwariat na Tamce to niepozorne, ale bardzo ciekawe miejsce, które ma wiele do zaoferowania. Przede wszystkim książki – znajduje się tu wiele unikalnych, pięknych wydań zarówno tych przedwojennych, jak i współczesnych, od podręczników po ksią-żeczki dla dzieci! Uwagę przykuwa również szeroki wybór komiksów, map i pocztówek. Ewenementem jest sprzedaż płyt winylowych! Każdą płytę można dokładnie obejrzeć na miejscu i sprawdzić na przygotowanym do tego celu gramofonie. Przykładowo znajdzie-cie tam biały album Beatlesów, Black Sab-bath, Mozarta i Kapelę Czerniakowską. Tak więc każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli tylko trochę pogrzebie.

Antykwariat na SolcuLokalizacja: ul. Solec 103

W tym antykwariacie znajdziecie tylko i wy-łącznie książki, ale za to wybór przeogromny, półki niemal pod sufit, stosy, labirynty, a każ-dy kącik to kilka ton druków zwartych. Wy-starczy zapytać o tytuł, autora lub wybraną tematykę – fachowcy pracujący w antykwa-riacie znajdą prawie wszystko, albo coś „na temat”. Księgarnia prowadzona jest przez Hannę i Janusza Szostakowskich. Znajdują się tu książki z chyba każdej dziedziny, wydania nowe, stare, zabytkowe, unikalne i te nie cał-kiem. Można dokonać zakupu lub sprzedać własne zbiory, do czego bardzo zachęcają wła-ściciele sklepu!

Szczególnie wart polecenia jest także antykwariat żoliborski (ul. Juliusza Słowackiego 6/8) prowa-dzony przez Krzysztofa Jastrzębskiego. I to nie ze względu na asortyment czy lokal, lecz towarzy-ską atmosferę oraz barwną postać właściciela – najbardziej chyba rozpoznawalnego stołecznego antykwariusza, o którym swego czasu powstał nawet film dokumentalny realizowany przez Tele-wizję Polską SA. To już jednak na inną historię… ☐

Na wystawie sklepowej Antykwariatu Atticus można podziwiać stare mapy i ryciny

Jedna z naszych reporterek przy Antykwariacie na Tamce :)

Antykwariat na Solcu pięknie prezentuje się zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz :)

Na ul. Solec 103 znajdziecie ogromny wybór książek - to istny raj dla wszystkich miłośników słowa pisanego i moli książkowych!

MIASto MoJe, A w nIM

Page 31: Brudnopis - numer 1

29

11 kwietnia 1983 roku – podczas pięćdziesiątej piątej ceremonii rozdania Oscarów tryumfuje film Attenborougha Gandhi (nominowany w 11 kategoriach, uhonorowany w 8), a Meryl Streep dostaje swoją pierwszą nagrodę dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za Wybór Zofii. Tymczasem przy tylnym wejściu Teatru Dolby trzydziestoletni mężczyzna próbuje wrócić do środka, po przerwie na papierosa. Ma na sobie białe tenisówki, t-shirt, kiepsko mówi po angielsku… Ochroniarz nie chce go wpuścić. Nie wierzy w wyjaśnienia, że mężczyzna tego wieczoru otrzymał Oscara w kategorii „Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany”...

Zbigniew Rybczyński (bo tak nazywa się mężczyzna) trafił na noc do aresztu, jak póź-niej wspominał – jednego wieczoru znalazł się na samym szczycie i dnie. Następnego dnia drzwi więzienia zablokowane były tłu-mem dziennikarzy, kamer i fanów czekają-cych na wywiad i autograf.

Kilkanaście lat wcześniej – na początku lat 60. – rozpoczynał swoją karierę: począt-kowo jako malarz, by dopiero potem, w po-szukiwaniu ruchu w sztuce, zwrócić się osta-tecznie w stronę filmu. Inspiracje malarskie trwale zapisały się w kinie Rybczyńskiego; w wywiadzie z Tadeuszem Sobolewskim zdra-dza swoją „tajemnicę twórczą”, która polega na traktowaniu taśmy filmowej (zamienionej później przez reżysera na taśmę wideo) jak obraz, który trzeba namalować. Zaczyna się od braku obrazu – od czerni; jeżeli film ma trwać godzinę, zaczyna się od godziny czer-ni. To właśnie w tej czerni jest już cały film, trzeba tylko w odpowiednich miejscach coś oświetlić, coś zbudować. Filmy Rybczyńskiego

przemawiają za pomocą ruchomych, płyn-nych obrazów, które budują temat układając się w pewien ciąg fabularny, choć same utwory (z wyjątkiem Schodów i Kafki) niemal pozba-wione są warstwy słownej.

Studiując na wydziale operatorskim w Łódzkiej Wyższej Szkole Filmowej, stworzył w 1972 roku swój debiutancki film Kwadrat – połączenie animacji i fotografii, polegający na wielokrotnym przefotografowaniu cyklu trzydziestu sześciu czarno-białych zdjęć. Najważniejsze jest w tym to, że Rybczyński

– nie wiedząc o komputerze w zasadzie nic, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat kompu-terowego sposobu obrazowania (było to w Polsce lat 70.) – stworzył swój własny „cy-frowy” proces na taśmie filmowej.

Debiutował w Se-ma-forze w 1973 roku filmem Plamuz. Był to jeden z pierwszych

– w Polsce – animowanych teledysków mu-zycznych ze Zbigniewem Namysłowskim  w roli głównej. W Se-ma-forze Rybczyński zrealizował szereg filmów z wykorzystaniem

Podróż do krainy niemożliwościo Zbigniewie Rybczyńskim

• Julia Benedyktowicz •

Zbigniew Rybczyński (2012) fot. R.Komorowski

PoStAć nuMeru

Page 32: Brudnopis - numer 1

30pomysłów formalnych, ukazujących różno-rodne możliwości techniki filmowej.

Doświadczenia trzynastu lat twórczości zostało ukoronowane w krótkim filmie Tango (1980). Animacja pozbawiona jest fabuły, a opiera się na prostym koncepcie: wprowa-dzeniu do zamkniętej przestrzeni jak najwięk-szej liczby osób wykonujących powtarzalne, proste, codzienne czynności. Do małego po-koju zaczynają wchodzić kolejne postaci, wzię-te z różnych poziomów i scen życia – przed-stawicieli różnych czasów. Widać trzy ściany, czwarta jest usunięta, tak jak w teatrze.

Bohaterowie funkcjonują w jednej przestrze-ni. Poruszają się w pętlach ruchów obserwo-wanych przez nieruchomą kamerę. Każda po-stać wykonuje przypisane sobie czynności i wy-chodzi, aby zaraz ponownie wrócić i powtó-rzyć cały cykl. W kulminacyjnym momencie na ekranie widać jednocześnie 36 postaci, któ-re nie zauważają się wzajemnie i nie wchodzą sobie w drogę. Gdy pokój zaczyna stopniowo pustoszeć, pozostaje w nim jedynie staruszka na tapczanie i piłka, którą pozostawił chłopiec. Staruszka wstaje, zabiera piłkę i jako ostatnia wychodzi z pokoju.

Surrealistyczny  świat przedstawiony, po-zbawiono fabuły czy chronologii. Bohaterowie, wciąż powtarzający te same ruchy, przypo-minają raczej ruchome figurki niż żywych lu-

dzi. Postaci, choć zajmują się prozaicznymi rzeczami, zdają się tańczyć w rytm muzyki tanga. Wrażenie to potęguje się wraz z przyby-waniem kolejnych osób, których ruchy ideal-nie się ze sobą zgrywają. Widz nie jest w stanie ogarnąć świadomością wszystkich przedsta-wianych na ekranie czynności; aby przyjrzeć się poszczególnym postaciom trzeba obejrzeć film przynajmniej kilkakrotnie.

Na potrzeby filmu Rybczyński musiał wyrysować i namalować na celuloidach 16 000 czarno-białych masek oraz zrobić kilkaset tysięcy ekspozycji kamerą trickową. Zastosował

technikę zdjęciową, polegającą na osobnym fotografowaniu każdej postaci, a następnie na układaniu ze zdjęć gotowej sekwencji anima-cji. Wielokrotnie nakładane na siebie ekspo-zycje wymagały dużej precyzji. Zajęło mu to siedem miesięcy, po szesnaście godzin dzien-nie. Pracując nad tym filmem, w zasadzie mu-siał przenieść się do studia, zamieniając po-kój zdjęciowy na „pokój mieszkalny” – wła-śnie taki tytuł roboczy nosił film. Posługując się nową techniką, która w zasadzie niewiele miała wspólnego z filmem, Rybczyński osią-gnął silny efekt wyjścia z ram, przerzucenia pomostu między sztuką a życiem. To właśnie za Tango otrzymał w 1983 roku Oscara i wiele innych nagród. Produkcja ma bardzo wiele interpretacji – można ją odczytywać jako

PoStAć nuMeru

Rozrysowanie scen w Tangu (fot. za: http://socks-studio.com/2013/01/13/tango--by-zbigniew-rybczynski-1980).iacie na Tamce :)

Sceny w Tangu (fot. za: http://socks-studio.com/2013/01/13/tango-by-zbigniew--rybczynski-1980). ykwariacie na Tamce :)

Page 33: Brudnopis - numer 1

31

prezentację „pamięci miejsca”, jako obraz izolacji ludzi we współczesnym świecie czy też krytykę powtarzalności ludzkiego życia, banalności wykonywanych przez nas czyn-ności. Co ciekawe, twórca na pytanie o sens nagrodzonego dzieła, odpowiedział, że nie znaczy ono absolutnie nic.

Na początku lat 80. Rybczyński wyjechał do USA, gdzie realizował filmy za pomocą zaawansowanych technik komputerowych, m.in. Schody (inspirowane słynną sceną z Pancernika Patiomkina Sergiusza Eisenstei- na), Orkiestra, Manhattan. Stopniowo porzu-cał tradycyjny film na rzecz techniki wideo. Jako najważniejszą różnicę – na poziomie samego tworzenia – pomiędzy kinem a wi-deem, reżyser wskazuje czas powstawania – wideo jest procesem natychmiastowym. Na film składa się proces kręcenia, przeglądanie materiału, który potem trzeba ciąć, sklejać itd. Film w pewnym sensie jest bliski teatro-wi – filmuje się to, co się ustawi przed kame-rą, tak jak na scenie – nie jest to proces żywy, nie dzieje się to w czasie rzeczywistym. W jednym z wywiadów Rybczyński stwierdza:

– „W kinie nie ma już nic do odkrycia. Film był narzędziem rewolucji mechanicznej, wcze-snej fazy tej rewolucji – z końca XIX wieku.

Wideo jest tworem końca XX wieku, i jako narzędzie jest lepsze, jakkolwiek by na to nie patrzeć”.

Piszący o Rybczyńskim światowi recen-zenci – amerykańscy czy francuscy, chętnie używali takich określeń jak: geniusz, papież, a nawet Méliès1 wideo. O jego dziełach mó-wiło się, że są fascynujące, porywające – per-fekcyjne. W Polsce ten jednogłośny entu-zjazm krytyki światowej wyjątkowo długo pozostawał bez echa. Artysta w swojej oj-czyźnie znany był stosunkowo wąskiemu gronu odbiorców (niewiele zmieniło się do dziś). Zasadniczym problemem była niemoż-ność dystrybucji dzieł pracującego za granicą Zbigniewa Rybczyńskiego w komunistycznym kraju, jakim była wtedy Polska. A po odzy-skaniu niepodległości i otwarciu się na kul-turę i technikę zachodniego świata, istotną sprawą okazał się nieokreślony status sztuki wideo w Polsce. Nie wypracowano jeszcze wtedy sposobów jej profesjonalnej prezen-

1 Georges Méliès – francuski iluzjonista, reżyser i producent filmowy, pionier kina. Nazywany „magiem kina” i „czarodziejem ekranu”. Wynalazca licznych trików filmowych, wykorzystywanych w kinie przez wiele następnych lat. Autor ponad 500 filmów.

PoStAć nuMeru

Reżyser na planie Tanga w Muzeum Animacji w Łodzi (2012) (fot. Se-Ma-For Muzeum Animacji, fot za: http://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,11387,0,1,Rusza-Muzeum-Animacji-Nakrec-sobie-Tango.html)

Page 34: Brudnopis - numer 1

32tacji i popularyzacji, a przede wszystkim nie wyodrębniły się u nas wyraziste grupy twór-ców, krytyków, teoretyków czy widzów, go-towych uznać specyfikę techniki wideo jako samoistnej formy artystycznej.

W 1987 roku założył w Hoboken pod Nowym Jorkiem w Ameryce własne studio

– Zbig Vision, wyposażone w najnowocze-śniejszą aparaturę wideo, komputery i HDTV, w którym zrealizował swoje najważniejsze produkcje. Problem Rybczyńskiego polegał na tym, że nie był on w stanie uprawiać ko-mercji. „Takie studio – mówi – powinno za-rabiać na siebie przez 24 godziny na dobę, a ja tego robić nie chcę, nie mam ochoty ani czasu”. Z powodów finansowych zmuszony był w 1992 roku zamknąć swoje studio.

W tym okresie realizował też teledyski mu-zyczne i wideoklipy między innymi dla Micka Jaggera, do piosenki Imagine Johna Lennona, Yoko Ono (do piosenki Hell Paradise, gdzie występuje najwyższy i najniższy mężczyzna na świecie), dla Simple Minds, The Art of Noise, Chucka Mangione, Pet Shop Boys, Alan Parsons Project, Lou Reeda, Supertramp, Rush i wielu innych.

Ostatni zrealizowany przez Zbigniewa Rybczyńskiego film to Kafka (1992). Od tam-tego czasu jego marzeniem jest zbudowanie audiowizualnego studia z najnowocześniej-szymi technologiami do tworzenia filmów. Prace nad takim centrum rozpoczynał m.in. w Kolonii, Nowym Sączu i ostatnio we Wrocła-wiu. Stara się rozwiązać problem sprzeczno-ści obrazu i przygotować taką konfigurację narzędzi i programów, które pozwolą na re-alizację swobodnych, a jednocześnie reali-stycznych wizji.

Być może dziś filmy Rybczyńskiego nie robią już takiego wrażenia jak w latach 80. Współczesny nastolatek, który choć trochę interesuje się technologią, potrafi zrozumieć, a nawet stworzyć swój własny program. Zbigniew Rybczyński jest jednak pionierem nowatorskich filmów eksperymentalnych. Był w stanie stworzyć coś wielkiego w szarej rze-czywistości PRL-u. Pisze o nim Andrzej Wajda:

– „Mnie interesuje bardziej, kto w tym pro-wincjonalnym, zapóźnionym technicznie kraju potrafił rozbudzić w Rybczyńskim tak szero-kie horyzonty artystyczne i techniczne. Myślę o tych wszystkich, którzy dali szansę, aby ukształtował się on na światowego artystę. Chciałbym wiedzieć, kto był nauczycielem matematyki w szkole podstawowej człowieka, który stworzył dla potrzeb swoich filmów specjalne programy komputerowe. Jaki wy-kładowca historii sztuki w liceum plastycznym potrafił przekazać naprawdę głębokie zrozu-mienie Michała Anioła czy Rembrandta? Kto wyposażył go w świadomość, która pozwala z całą ostrością i pesymizmem ocenić tak trafnie sytuację sztuki?”. To cytat ze wstępu do książki o tytule Zbigniew Rybczyński – Podróżnik do krainy niemożliwości. Rybczyń-ski jako artysta jest podróżnikiem. I to warto podkreślić – jego niezwykłą potrzebę two-rzenia rzeczy niedoścignionych, nieosiągal-nych. Poszukiwał, podróżował coraz dalej, po-mimo przeszkód uwarunkowanych przez nie-możliwości techniczne ówczesnych realiów. Peregrynował także w głąb siebie, pokonując własne ograniczenia. Rybczyński był sam dla siebie najlepszym i jednocześnie najbardziej wymagającym nauczycielem – to jego nie-strudzony upór oraz doświadczanie i umie-jętność przezwyciężania trudności ukształ-towało go jako reżysera, artystę, człowieka.

Rybczyński od prawie 20 lat nie zrobił żad-nego nowego filmu. Jak dotąd nie udało mu się również wybudować wymarzonego au-diowizualnego studio. Jednak nadal poszu-kuje, pokonuje kolejne przeszkody. W pla-nach ma realizację wielu filmów, m.in. na pod-stawie Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa. Dalej prowadzi nieskończoną podróż do kra-iny niemożliwości. ☐

Bibliografia:1. Zbigniew Rybczyński. Podróżnik do krainy niemożliwości, praca zbiorowa – Pracownia Historii i Teorii Filmu, Instytut Sztuki PAN, Komitet Kinematografii, Warszawa 2000.2. Zbigniew Rybczyński, Spoglądając w przyszłość – wyobrażając prawdę, „Kwartalnik Filmowy” 1997, nr 19-20.3. www.wikipedia.org/wiki/Zbigniew _Rybczyński4. http://www.emigra.com.pl/rybczy-ski-zbigniew-.html

PoStAć nuMeru

Page 35: Brudnopis - numer 1

33

Kraków, rok 1983Pewnego czerwcowego poranka 1983 roku obudzi-łem się na tapczanie w maleńkim pokoiku. Mój plecak zajmował niemal całą podłogę. Usiadłszy, rozejrzałem się wokoło i zadałem sobie pytanie, co ja tu właściwie robię. Byłem w Krakowie wśród domów i bloków, a jednak odnosiłem wrażenie, jakbym był na wsi. Zza okna dobiegało pianie ko-guta. Wśród 11-piętrowych wieżowców pasły się konie. Wśród bloków zieleniły się ogródki kwia-towe i warzywne…1

Tak opisał swój pierwszy kontakt z Polską okresu końca stanu wojennego amerykański fotografik Dennis Chamberlin. Podczas po-bytu nad Wisłą reporter na własnej skórze mógł doświadczyć ciężkich warunków eg-zystencji, z jakimi Polacy borykali się wów-czas na co dzień. W tamtym okresie Polska mogła stanowić przecież cel „egzotycznych” podróży – nietrudno było zaobserwować, uwiecznić i zaprezentować szerszej zagranicz-nej publiczności diametralne różnice między nowoczesnym i rozwiniętym gospodarczo Zachodem a, wprawdzie krajobrazowo – idyl-

1 Chamberlin Dennis, Między Wami Polakami, Kraków 1992.

liczną, lecz jednak zacofaną PRL. Przywołany fragment zapisków przybysza zza żelaznej kurtyny dziś zyskuje jeszcze nieco inny wy-miar – eksponuje nie tylko zróżnicowanie Zachód Europy vs Blok Wschodni, ale zesta-wiony ze współczesnym kształtem polskiej rzeczywistości uwydatnia, podobnie jak wiele innych tego typu świadectw, jak duże prze-obrażenie dokonało się w ciągu ostatnich 30 lat.

Warszawa, schyłek lat 80.Miasto wydało mi się – pisze amerykańska antro-polog Janine R. Wedel – miejscem posępnym i in-trygującym, tak samo monotonnym, szarym, po-zbawionym szyldów i reklam. Na ulicy nie wyczu-wało się bezpośredniego zagrożenia. Kobiety z dzieć-mi kursowały wytrwale od sklepu do sklepu, tasz-cząc zakupy. Ludzie poruszali się beznamiętnie ze stoicko opuszczonym wzrokiem.2

2 Wedel Janine, Collision and Collusion: The Strange Case of Western Aid to Eastern Europe, Nowy Jork 2001.

W poszukiwaniu świętego spokojuczyli jak się żyje w kolorowym świecie reklam gospodarki rynkowej, pełnym oziębłości kapitalistycznego społeczeństwaAgata Bartman

(fot. za: Zbyszko Siemaszko, Spojrzenie na Warszawę, Warszawa 1987)

(fot. za: http://fotopolska.eu/9273,foto.html)

felIeton

Page 36: Brudnopis - numer 1

34Warszawa, czerwiec roku 2013

W letni czerwcowy poranek, około godziny 7:30 jadę tramwajem do szkoły. Gdy pojazd z turkotem wjeżdża na Most Poniatowskiego, spoglądam w dal i widzę Wisłę oświetloną złocistymi promieniami słońca. Wzdłuż prze-ciwległych mostów poruszają się niewielkie z mojej perspektywy samochody i autobusy. Rażona promieniami słonecznymi odwracam głowę i spostrzegam zabudowę lewobrzeżnej Warszawy. Moim oczom ukazują się wysokie biurowce. Jeden z nich szczególnie przykuwa moją uwagę, a to dlatego że jest w całości za-słonięty przez billboard przedstawiający mo-delkę w kostiumie kąpielowym.

Stefan Wolle w swojej historii społecznej NRD Wspaniały świat przytacza słowa Niem-ców, którzy zwykli opisywać swoich wschod-nich sąsiadów jako „żyjących w świecie pro-stym, pozbawionym oziębłości kapitalistycz-nego społeczeństwa rozpychającego się łok-ciami i kolorowego świata reklam gospodarki rynkowej”. Opinia – można powiedzieć – ma już wartość historyczną.

Znalazłam się w ścisłym centrum Warsza-wy. Stoję na chodniku w pobliżu Rotundy i Galerii Centrum. Obracam się wokół wła-snej osi i wszędzie widzę billboardy – za każ-dym razem, gdy tu jestem: coraz większe, co-raz bardziej zróżnicowane kolorystycznie. Mam wrażenie, jakby przekrzykiwały się na-wzajem. Czuję się osaczona i zaatakowana, jak w matni. Nagle refleksja: czy europejskie

społeczeństwo właśnie wstrzymało się w ide-owym rozwoju i zmierza wyłącznie za inno-wacyjną myślą techniczną oraz za nieustan-nym dodrukowywaniem pustych ulotek, któ-rymi jestem zewsząd zasypywana?

Warszawa, grudzień roku 2013Siedzę w salonie w wygodnym fotelu. Jest so-bota, tak się składa, że również pierwszy dzień ferii świątecznych. Słyszę dobiegający z kuch-ni szum czajnika, a przed oczami przelatują mi kolorowe obrazy, które jednakże nie przy-kuwają zbytnio mojej uwagi.

Namnożyło się kanałów telewizyjnych przez ostatnie lata. Zaskakują różnorodnością i do-skonałą jakością obrazu. Te na pozór barwne kreacje stwarzają jednak dla nas szarą i mo-notonną rzeczywistość, powszednieją. Powsta-ją nowe kanały informacyjne, które, pozbawio-ne nowinek ze świata, zgarniają popioły z daw-no już wypalonych tematów. Gdy po wielo-dniowym odpoczynku od telewizji ponownie mam okazję wpatrywać się w szklany ekran, mój umysł cierpi z powodu wstrzykniętej mu dawki nadmiernej ilości bodźców. Oczami wyobraźni widzę sklep ze sprzętem elektro-nicznym. Na półkach poustawiane są telewi-zory. Jest ich mnóstwo: mniejsze, większe, róż-nych marek, a każdy z nich nastawiony na tę samą stację. Według najnowszych danych w zeszłym roku ludzie łącznie wyrzucili 48,9 mln ton sprzętu elektronicznego. Wystarczyłoby to na wypełnienie i ustawienie rzędu 40-tono-wych ciężarówek wzdłuż ¾ długości równika.

„Uważam, że telewizja jest bardzo pouczająca. Za każdym razem, kiedy ktoś włącza tele-wizor, ja wychodzę do innego pokoju i czytam dobrą książkę” – rzekł kilkadziesiąt lat temu amerykański aktor komediowy Groucho Marx.

Matnia audiosferySzum komputera wytrąca mnie ze skupienia,

„jazgot” telewizji przyprawia o bóle głowy. Dzisiaj nawet na obrzeżach miasta trudno o choć jeden dzień spędzony w ciszy. Media masowe można porównać do nakręcanej na

Fot. Dariusz Borowicz, fot. za: http://m.warszawa.gazeta.pl/

felIeton

Page 37: Brudnopis - numer 1

35okrągło pozytywki, która z czasem zaczyna grać i obracać się w coraz szybszym tempie, gubiąc przy tym rytm i wydając coraz bardziej zgrzytliwe dźwięki. A przecież może być zgoła inaczej:

Pamiętam pewne sierpniowe popołudnie spę-dzone z krewnymi na zboczu Trzech Koron. Sie-dzieliśmy na kocach rozłożonych pod drzewem. Po-południe było piękne, czas upływał nam na rozmo-wach przerywanych chwilami ciszy, podczas której chłonęliśmy roztaczające się obok widoki lub wpa-trywaliśmy się w sunące po niebie chmury. Ktoś wydobył bochen chleba domowego wypieku i świe-żo ubite masło3.

Opis beztroskiego wakacyjnego odpoczynku na stokach polskich gór pióra Dennisa Cham-berlina został sporządzony w latach osiem-dziesiątych ubiegłego stulecia. Przywołana tu, niesamowicie odległa od hałaśliwej miej-skiej codzienności, sceneria potrąca zapewne o nasze własne wspomnienia – sprzyja intym-nej archeologii obrazów, zapachów, dźwięków dzieciństwa. Zahaczając o tematykę pozamiej-skiego, sielankowego spokoju, nie sposób nie dojrzeć nawiązania do coraz rzadziej dziś od-krywanego i docenianego krajobrazu wiej-skiego, przepełnionego nie tylko swoistą tra-dycją i obyczajem, ale również zaciszną i tym samym kuszącą aurą spokojnie płynącego życia. Jak pisali poeci:

Wsi spokojna, wsi wesoła, Który głos twej chwale zdoła? Kto twe czasy, kto pożytki może wspomnieć za raz wszytki? Jan Kochanowski

3 Chamberlin Dennis, dz. cyt.

Niech na całym świecie wojnabyle polska wieś zacisznabyle polska wieś spokojna Stanisław Wyspiański

Niestety, również na obszarach wiejskich już od XIX wieku obserwuje się (oprócz zjawiska wzmożonej migracji ludności do miast, które wynikało de facto z przyczyn gospodarczych) wzrost zainteresowania kulturą wielkomiej-ską, miejskim stylem życia, który wywarł ogrom-ny wpływ na kulturę wiejską i przyczynił się do erozji tradycji ludowych. „Polska stała się »pustynią społeczną«. Nie w latach osiem-dziesiątych, a właśnie w epoce przedsiębior-czości i demokratycznych wyborów”4.

Jest rok 2014. Mimo że szare lata PRL-u zostawiliśmy już dawno za sobą i podążamy w kierunku fazy zrównoważonego rozwoju społeczeństwa, to w swoim otoczeniu nie ob-serwuję nastrojów pozytywnych. Widzę za to zapracowanych ludzi pędzących przed siebie lub smutnych przechodniów chowających gło-wy pod kapturami. Mieszkańcy mojego mia-sta coraz rzadziej goszczą w teatrach, nie mają czasu, by usiąść i przeczytać dobrą książkę, zadowalają się kolorowymi reklamami. Zani-ka potrzeba indywidualności i kreatywności.

Jakaś dłoń żelazna despotycznie sprawuje nad nami swą pieczę. Dyryguje nami jak ma-rionetkami, przeistacza naszą planetę w ko-lorowy, zmechanizowany kłębek grających telewizorów, brudnych szyb samochodowych, śmieci elektronicznych, pozdzieranych przez deszcz billboardów i zamierających w hałasie drapaczy chmur. Jakaś nadrzędna siła usiłuje wciąż odciągnąć nas, zasłonić i nie dopuścić do myślenia samodzielnego. Bowiem myślenie indywidualne mogłoby zaburzyć cały porzą-dek. Nasza Ziemia, tak oczywista, okrągła i nieskomplikowana. W myśl tak banalnej geometryzacji pojmowanie teorii lub istot skomplikowanych staje się rzeczą niemożli-wą. W myśl takiej prostoty sami stajemy się nieskomplikowani i mało zróżnicowani. Ku-pujemy, oglądamy i wyrzucamy – napędzamy wolnorynkową machinę. ☐4 Touraine Alain w rozmowie dla „Der Spiegel” (1996, nr 21, s. 172-173).

Fot. Bruno Barbey Wioska Kamienica, 1981 http://niezlomni.com/?p=2748

felIeton

Page 38: Brudnopis - numer 1

36W „Brudnopisie” postanowiliśmy wygo-spodarować trochę miejsca dla naszej uczniowskiej twórczości. Uczynić zadość artzinowskim popędom, które w nas drzemią. Przekonani, że człowiek nie tylko suchą informacją i publicystyką żyje, uznaliśmy, iż poniatowszczakom należy się troszkę wysublimowanej fantazji po-danej w formie opowiadania, wiersza, innej formy literackiej – więc swobodniej-szej. Nasz dodatek literacki tytułujemy

„TrybyLiter”. Skąd nazwa rubryki artystycz-nej – tego dowiecie się w następnym nu-merze... Ślijcie do nas swoje próby literac-kie, jeśli w waszym interesie leży zmierzyć się z publicznością czytelniczą i krytyką. Tymczasem przed Wami wstęp, początek mrożącej krew w żyłach historii, którą kontynuować będziemy z każdym kolej-nym numerem. Akcja opowiadania rozgry-wa się w miejscu upiornym, w gigantycz-nej metropolii zamieszkanej przez zrobociałych ludzi. Szare od dymu i zanie-czyszczeń niebo spowija tajemnicza aura. Co się dzieje w tajemniczym mieście, kim jest nieznajomy i jakie zjawiska budzą w nas największy strach?

ZorzaW mieście spowitym śnieżną zawieją,

zanurzonym w surowych mrokach zi-mowej nocy, panował niepokój podsycany zbliżającym się nieuchronnie porankiem. Może zaledwie kilku zagubionych przechod-niów błąkało się w tej chwili po nieodśnie-żonych chodnikach. Kilku nękanych bezsen-nością uciekinierów z własnych koszmarów sennych.

Był dzień powszedni, może środa, a może czwartek. Dzień, który nie zdążył się jeszcze rozpocząć, bo całą tamtejszą okolicę rozpie-

rała pustka i cisza. Miasto sprawiało o tej porze wrażenie opuszczonego skupiska budynków, sterty wołających o wypełnienie zabudowań.

I nagle spadł na nie jakby grom z jasnego nieba. Zegar na ratuszowej wieży wybił godzi-nę szóstą rano. Na blokowiskach i osiedlach domów jednorodzinnych, w kawalerkach, kamienicach i apartamentowcach rozdzwo-niły tysiące budzików. Budynki zalała fala światła, seria zapalanych lamp i żyrandoli. Całą przestrzeń ogarnęła mania różnorakich odgłosów. Stukot łyżeczki o filiżankę wypeł-nioną kawą, pukanie do drzwi, trzask starej drewnianej podłogi uginanej pod ciężarem ludzkich kroków, szum suszarki do włosów, chlupot strumienia wody w umywalce i masa innych dźwięków, które ze względu na swą stałą powtarzalność nie przykuwały już uwagi swoich inicjatorów.

Na jednym z osiedli na przedmieściach zabudowę stanowiły w całości szare identyczne bloki mieszkalne, poustawiane w niejedna-kowych odstępach oraz powciskane pomię-dzy nie place zabaw z betonowymi piaskowni-cami i połamanymi na wietrze huśtawkami. W jednym z tych wielu identycznych budyn-ków, wśród kilkudziesięciu rozświetlonych małych okienek nadal panował mrok.

W mieszkaniu ze snu wybudził się męż-czyzna w wieku około lat trzydziestu. Nie był w stanie określić, co skłoniło go do gwałtow-nego podniesienia zmęczonych powiek. Tyl-ko jedna z myśli, które obiegły w tej chwili jego zbłąkany umysł, była niepodważalnie prawdziwa: obudził się w niewłaściwym miej-scu i w niewłaściwym czasie. Myśl ta, jak można łatwo dociec, nie zdołała wydobyć go z porannego przygnębienia. Jedynie silne pra-gnienie przemogło na nim podźwignięcie się z łóżka. Po omacku zaczął szukać najbliższego włącznika światła. Gdy dotarł wreszcie do kon-taktu, chwilowo wstrzymał go lęk przed rażą-cym blaskiem, który jednakże szybko stłumił, wykonując zdecydowany ruch ręką. Wiązka

TrybyLiter

Agata Bartman {

Page 39: Brudnopis - numer 1

37 W rubryce „Przeczytałem/obejrzałem/odleciałem”

postaramy się prezentować Wam te wytwory kultu-ry (bez coraz częściej niekiedy sztucznego podziału na kulturę wysoką i popkulturę), z którymi naszym zdaniem warto się zetknąć, zapoznać, które warto przemyśleć, skonfrontować z własnym światopoglą-dem i systemem wartości. Będą nas interesować te wreszcie dzieła, które są czymś więcej niż lekką rozrywką czy szybko dezaktualizującą się telewizyjną papką serwowaną nam w godzinach szczytu oglą-dalności. Refleksją zamierzamy objąć nie tyle to, co aktualne i na topie, ile raczej to, co zdążyło już stać się w kulturze stale „obecne”, „trwałe”, co w mo-mencie publikacji wywołało żywe dyskusje (niekie-dy kontrowersje!), co wreszcie, naszym zdaniem, ma moc formowania estetycznych gustów, świato-poglądów i postaw. W związku ze specyfiką podej-mowanych w dziale zagadnień możecie spodziewać się tu zarówno tradycyjnych recenzji, jak i ujęć bar-dziej swobodnych – esejów czy nawet rysów histo-rycznych, gdy przyjdzie na przykład sięgać do cze-goś, co z perspektywy drugiej dekady XXI wieku może na pierwszy rzut oka wydawać się archeolo-gicznym wykopaliskiem. Tematami wiodącymi czynimy wszystko to, co zmieści się w pojemnej formule czytania, oglądania i słuchania, a zatem: słowo drukowane, filmy, albumy muzyczne i inne, mniej oczywiste i hybrydyczne teksty kultury. Za-chęcamy Was do nadsyłania tekstów. W pierwszym numerze prezentujemy teksty Oli Leszczyńskiej – o filmie Czarny Łabędź Darrena Aranofsky'ego oraz tekst RedNacza – coś więcej niż recenzję muzyczną.

Łabędzia portret podwójny

O filmie Czarny łabędź Darrena Aranofsky 'ego

Czarny łabędź to thriller psychologiczny zrealizo-wany w roku 2010 – ósmy z kolei film autora kul-towego Requiem dla snu (2000). Mamy więc do czynienia ze stosunkowo nieodległą czasowo pro-dukcją. Oczywiście nie wątpię, że część z Was już zetknęła się z tym obrazem, ja miałam okazję zo-baczyć go pierwszy raz dopiero niedawno, namó-wiona przez koleżanki. Być może ten tekst zachęci jeszcze kogoś Na wstępie postaram się bez zbęd-

światła, która przetoczyła się przez pomiesz-czenie, przeszyła cały jego umysł i pozosta-wiła ślad w postaci nieustającego bólu głowy. Gdy podniósł wzrok znad podłogi, ujrzał pokój – sypialnię, która przypominała po-nadto małą pracownię. Uczuł wtedy, jak głę-boka cisza ogarnia całe mieszkanie o nie-znanych mu jeszcze rozmiarach, w którym to znalazł się w zupełnie niewyjaśnionych okolicznościach. W ciszy oznajmiającej spo-kój i pustkę mężczyzna podszedł do stosu piętrzących się na dywanie zapisków, dzien-ników, zeszytów i luźnych kartek oraz stron powyrywanych z książek, na których spo-czywała kartka z napisem „Rutyna”. Chwilę ze zdumieniem przyglądał się ułożonej sta-rannie przez autora papierowej wieży, a na-stępnie w mgnieniu oka wybiegł na kory-tarz i, zapalając światło w mijanych po drodze pomieszczeniach, dotarł do kuchni. Wzmożone pragnienie zaspokoił szklanką wody mineralnej. W kuchni jego uszu dobie-gły odgłosy wydobywające się z trzeszczą-cego radioodbiornika. Optymistyczny radio-wy głos oznajmiał prognozę pogody na dzień dzisiejszy.

Mimo narastającego zdziwienia spowo-dowanego dochodzącą do granic absurdu niedorzecznością zaistniałej sytuacji, męż-czyzna nie próbował szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego znalazł się pod niezna-nym adresem, w czyimś opuszczonym miesz-kaniu. Założył wiszące przy drzwiach palto, otworzył drzwi i pomknął w dół po schodach, mijając po drodze szereg klatek schodowych.

Gdy znalazł się na zewnątrz, owionął nim chłód tak często doskwierający ludziom pod-czas surowej zimy. Wokół nie ujrzał żywej duszy. Usłyszał jedynie krakanie wron i po-czuł charakterystyczny dla tej pory roku zapach dymu wydobywającego się z oko-licznych kominów.

Podskoczył z przerażenia, gdy zza rogu z impetem wyjechał czarny, nieco pokraczny samochód i w mgnieniu oka zaparkował mu tuż przed nosem. Przez otwarte okno pojazdu wypływały dźwięki suity na forte-pian Schönberga… cdn.

PrzeczytAłeMo B e J r z A ł e M o d l e c I A ł e M

oLA LesZcZyńskA

Page 40: Brudnopis - numer 1

38nego zdradzania istotnych informacji przybliżyć fabułę filmu. Ukazuje on historię młodej Niny Sayers (w tej roli nagrodzona Oscarem Natalie Port-man) oraz jej przygodę z baletem. W momencie, kiedy poznajemy bohaterkę, stara się ona o rolę w wystawianym przez nowojorską operę balecie Jezioro łabędzie. Jej zadanie miałoby po-legać na odegraniu zarówno białego łabędzia, jak i jego ciemnego alter ego – czarnego łabędzia. Oka-zuje się jednak, że bohaterka odnajduje się do-brze tylko w pierwszej, niewinnej odsłonie. W związ-ku z tym, pragnąc jak najlepiej przygotować się do roli, stara się najpierw odnaleźć ciemną stronę swojej własnej natury. Tymcza-sem na jej drodze pojawia się konkurentka, która zdaniem Niny usiłuje zająć jej miejsce. Lily (Mila Kunis) jest równie zdolną tancerką, perfekcyjnie umie wcie-lić się również w rolę zmysłowe-go czarnego łabędzia, co daje jej pewną przewagę nad Sayers. Podczas gdy Nina stara się od-szukać swoje mroczne oblicze, widz poznaje całe bogactwo jej skomplikowanej, pełnej dycho-tomii osobowości. Równocześnie Aranofsky wprowadza nas w me-andry życia rodzinnego boha-terki, które sprawia wrażenie dość nietypowego, zastanawiającego. Dlaczego? Między innymi dlatego, że jako mają-ca ponad dwadzieścia lat kobieta, mieszka z na-dopiekuńczą matką, śpi nadal w dziecięcym po-koju… Na tym zakończę dany tu rys fabularny, licząc na to, że sami zdecydujecie się poznać ta-jemniczą historię Niny Sayers.

Należy wspomnieć o wspaniałej grze aktorskiej odtwórczyni głównej roli – Natalie Portman. Za genialnie odegraną rolę w 2011 roku otrzymała Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszo-planowa. Z pewnością niemało czasu zajęło jej przygotowanie się do zagrania tak profesjonal-nych scen baletowych, w których często bez po-mocy dublerki (profesjonalnej baletnicy) wyko-nuje skomplikowane figury. Odtwórczyni roli Niny dowiodła w ten sposób swego wielkiego talentu aktorskiego, a determinacją potwierdziła swój profesjonalizm.

Film niewątpliwie robi niesamowite wrażenie na widzu. Nie bez powodu podczas 68. ceremonii wręczenia Złotych Globów został nominowany w kategorii najlepszy film dramatyczny. Jego do-pełnieniem stała się genialna muzyka, której twórcą jest angielski muzyk i kompozytor – Clint Man-sell. Produkcja wymaga ciągłej uwagi i wzmożo-nego skupienia, lecz jest to z pewnością jej zaletą. Wymóg odbiorczej czujności sprawia, że zostaje-my wciągnięci w historię bohaterki i mimo nie-rzadko nieprzyjemnych scen nie odrywamy wzro-ku od ekranu.

Czarny łabędź należy do kina, które nazwa-libyśmy ambitnym. Film nie po-zostawia odbiorcy obojętnym wo-bec swojej treści i sposobu jej artystycznego opracowania, wy-wołuje skrajne emocje już w trak-cie seansu – a po wyjściu z kina czy wyłączeniu ekranu skłania do refleksji – zwłaszcza nad nieoczy-wistością i nieprzewidywalno-ścią ludzkiej natury. Można go odebrać jako relację z życia zbyt ambitnej baletnicy, która zatraca się w rywalizacji, ograniczając swoje życie tylko do desperac-kiego dążenia do wyznaczonego celu, do perfekcji, do destrukcyj-nie wpływającej na psychikę sa-modyscypliny. Nie jest to zapew-

ne jedyna możliwa interpretacja tego dzieła filmowego – film daje także portret konkretnego środowisko artystycznego, wielostronnie (choć przez pryzmat skomplikowanej psychiki Niny) zawód, jaki wykonuje główna bohaterka oraz to, jaki może mieć on wpływ na życie człowieka. Aranofsky ukazuje balet jako bardzo ciężkie za-jęciem, które wymaga nie tylko poświęcenia, ale również ciągłego udowadniania swojej wyjątko-wości. Jak przystało na dzieła dobre i wybitne – istnieje jeszcze na pewno wiele możliwych od-czytań filmu Aronowsky’ego, jestem pewna, że każdy z Was podąży własnym, wzbogacającym poznawczo, szlakiem interpretacyjnym. Mam nadzieję, że Czarny łabędź zrobi na Was równie wielkie wrażenie, jak na mnie. Miłego seansu!

PrzeczytAłeMo B e J r z A ł e M o d l e c I A ł e M

Page 41: Brudnopis - numer 1

39Reggae od Pablo czy Ragga od Pavo?Piszę tekst. Tekst w swych założeniach widniał jako recenzja. Recenzja życia, Warszawy, nas samych. W skrócie – miał być recenzją płyty Telehon, nagranej przez Pablopavo wraz z ekipą Ludzików. Na wstępie zaznaczę, że nie będzie to jednak typowa recenzja. Raczej coś na kształt – „Polecam, A.S.” – czyli krótko o muzyce reggae, o stylu raggamuffin, o legendzie Warszawy. A dlaczego? Może się narażę, ale – dlatego, że większość z Was nigdy nie miała styczności z reggae. Mam wrażenie, że coś o tym wiem, więc wiedzą się podzielę.

Bob Marley, Bednarek „sprzedawczyk” i długo, długo nic?

Jeśli poprosiłbym o wskazanie dwóch, komplet-nie przypadkowych artystów powiązanych z reg-gae, zapewne pierwszym z wymienionych byłby Bob Marley. Prawidłowa reakcja. Marley w swo-im życiu stał się nie tylko ikoną gatunku, lecz także symbolem pewnego sposobu bycia, walki z systemem. „No man can lead man, we have to have unity” – cytat, który każdego dnia daje mi-lionom ludzi pozytywną energię, chęć stawania się jeszcze lepszym człowiekiem. Cytat Marley’a

– legendy, o której każdy pamięta.A drugi z artystów? Dla części z Was odnalezie-

nie w pamięci dowolnego nazwiska może grani-czyć z cudem. Natomiast inni natychmiast skoja-rzą Kamila Bednarka, który zyskał popularność dzięki emitowanemu w telewizji TVN programo-wi rozrywkowemu Mam Talent. Chłopak, wbrew pozorom, nie ma jednak łatwego życia. Zapew-ne uważacie, że dzięki gotówce z reklam i sprze-danych płyt, jego życie jest idealne. Nie jest. Naj-trudniejszą barierę do zrobienia czegokolwiek w życiu stanowi nasza psychika. Tuż po sukcesie w programie telewizyjnym, świat sound-system’owy podzielił się na przeciwników Bednarka i jego zwolenników. Popularna była opinia, że „się sprze-dał”. Bez względu na to, po której stronie dysku-sji stoimy, jedno jest pewne – śpiewa świetnie, a poprzez muzykę niesie przesłanie. Razem z ze-społem Star Guard Muffin wydał dwa albumy. Kiedy dwaj koledzy zdecydowali się na odejście, zespół przekształcił się w grupę BEDNAREK. Polecam, naprawdę warto posłuchać.

Styl życia czy tylko gatunek muzyczny?

Kiedy ja piszę reggae, Wy myślicie o wszystkim, ale nie o muzyce. Widzicie dredy, haszysz, otępia-łych młodych ludzi z lekkim podejściem do życia. W internetowych encyklopediach to hasło widnieje wyłącznie jako gatunek muzyczny. Jako coś, co w postaci fal drgających wylatuje z głośników, nie czyni przy tym nic złego, nic dobrego. Nic. Tymcza-sem okazuje się, że dla większości słuchaczy reggae nigdy nie było tylko muzyką. Ludzie, którzy na co dzień chodzą w zielono-żółto-czerwonych barwach, traktują muzykę w kategoriach być albo nie być. W tym samym miejscu pojawia się pytanie: czy te osoby to nadal fani muzyki reggae, czy już Rasta? Nie ma na to reguły. Niektórzy głęboko wierzą w Jah, inni czerpią z tego, co słyszą, wszystkie praw-dy życiowe niewchodące w sferę wiary, a jeszcze inni nie wyciągają żadnych wniosków. Dobrze się bawią, nic więcej. Właśnie dlatego o coś poproszę

– nie szufladkujcie ludzi. Każdy czerpie ze swoich pasji to, co uważa za najcenniejsze.

Raggamuffin – styl nieznanyTak jak niejednolita jest rzesza odbiorców, tak samo nie można postrzegać gatunku poprzez je-den rytm. Ska, dub, roots, raggamuffin. Do tego mieszanki z innymi gatunkami. Reggae jest jak Rosja – wielkie i zróżnicowane. Najbardziej cha-rakterystyczny ze stylów to raggamuffin, czyli po prostu „nawijka”. To coś pomiędzy szybkim mó-wieniem a śpiewaniem. Jednym z najbardziej ce-nionych przedstawicieli raggamuffin jest Pablo-pavo, chłopak z Pragi. Tej warszawskiej Pragi. Nie oznacza to oczywiście, że tylko on to robi. W rze-czywistości każdy wykonawca ma jakieś doświad-czenie z nawijaniem. Mniejsze, większe, małe, duże, znikome – nie ma różnicy. Każdy próbo-wał, zapewne ze względu na to, iż taka muzyka od razu wywołuje uśmiech i wzbudza pewnego ro-dzaju szacunek. Sam czasami próbując powtórzyć bezbłędnie jakiś tekst, zachowując jednocześnie dynamikę utworu, potrzebuję na ćwiczenia o wiele więcej czasu niż na zapamiętanie ciągu przyczy-nowo-skutkowego wojny secesyjnej. To trzeba po prostu usłyszeć.

„Warszawa Wschodnia dała, Warszawa Wschodnia zabrała”Ostatnio, kiedy nadszedł ten moment, w którym monety zaczęły ponownie pobrzękiwać w port-felu, udało mi się dorwać na Allegro dwa albumy

– Telehon i 10 piosenek. Od razu uprzedzam – jeśli to co tutaj czytacie zachęci Was do przesłucha-

PrzeczytAłeMo B e J r z A ł e M o d l e c I A ł e M

Artur stAchyrA

Page 42: Brudnopis - numer 1

40nia obydwu płyt, a nie mieliście wcześniej stycz-ności z Pablopavo – słuchajcie w słuchawkach i z tekstem przed sobą. Jeśli nie zrozumiecie słów, stracicie tylko czas. A dlaczego? Otóż w obu przy-padkach mamy do czynienia z majstersztykiem, który docenić możemy jedynie angażując się mak-symalnie we wszystkie porządki odbioru utworu. Bez muzyki nie poczujemy tekstu, a bez tekstu muzyki. Taka symbioza.

Telehon jest o brudach Warszawy. O jej bezna-dziejności i wspaniałości. O tym, że jak coś już się udaje, to i tak ostatecznie nic z tego nie wyj-dzie. Ale, co ciekawe, po odsłuchaniu zyskuje się pewność, że aż tak źle być nie może! W ogóle całą płytę powinno się raczej odbierać jako dzieło li-

terackie niż muzyczne. Tyle że w formie dźwię-ków. Kiedy mówi się o przesłaniu w muzyce, naj-częściej kwestię zamyka się w kilku poradach, przykazaniach: róbcie coś dobrego, nie róbcie tego złego. Telehon pozwala wkroczyć nam na wyż-sze poziomy „muzycznego wtajemniczenia”. Za matrycę kodującą świat nie służą tu słowa ani dźwięki. To nawet nie są obrazy, prędzej odczucia duchowe, wewnętrzny niepokój nadchodzący z każdym ko-lejnym słowo-dźwiękiem, równie przerażającym i szokującym co dziesięć poprzednich. Słuchać Tele-honu to (porównanie będzie dość anachroniczne) jak czytać symbolistyczną Limbę Kazimierza Przerwy-

-Tetmajera. Z początku wydaje nam się, jakby wszystko było w porządku. Dopiero z czasem nadchodzą nieokreślone zresztą jasno wątpliwości.

10 piosenek poszerza wszystkie motywy pierw-szego albumu, odchodząc jednocześnie od sche-matów muzycznych Telehonu. To już nie tylko reggae – trochę folku, trochę alternatywy. I zno-

wuż mamy do czynienia z – moim zdaniem – majstersztykiem. A nazwa albumu może mylić, bowiem za 30 zł otrzymamy nie dziesięć, a dwa-naście piosenek.

Jednak nie tylko dwoma płytami człowiek żyje, więc można i trzecią wydać! Do takiego samego wniosku doszedł pan Paweł (bo tak Pablo ma na imię) razem z Ludzikami. W styczniu bieżącego roku na półkach sklepowych zagościł Polor. Znowu mniej reggae, znowu przejmująca i trafiająca do głębi serca treść. Polor to słowo już dziś raczej nieużywane, oznaczające dobre maniery, umie-jętność odpowiedniego zachowania się. Czegoś, co wykracza poza „postaw się, a zastaw się”. Resztę pozostawiam Wam.

Tramwaj z PragiTo by było mniej więcej na tyle. Co (lub kogo) war-to zapamiętać – to postać Pablopavo. Choć to raczej niewykonalne, gdy mowa przedstawicielach muzyki bądź co bądź niszowej – każdy szanujący się war-szawiak powinien go chociaż kojarzyć, tak samo jak się kojarzy Kazimierza Deynę. Co oprócz tego warto

– to bliżej poznać muzykę reggae. To nie tylko zie-lone rośliny rodem z Kolumbii. To walka ze złem i pozytywna energia, której nam wszystkim często brakuje. To leczenie chorych nawyków i plewienie cech, takich jak podejrzliwość czy obłuda. A jeśli nie macie czasu szukać – nie ma problemu. Wystarczy wpisać na YouTube hasło „Bombaclass” – jako wy-niki wyskoczą setki nagrań z koncertów i festiwali reggae. Jeszcze w zeszłym roku Roxy FM emito-wało audycje autorskie, w tym sobotnie audycje Pablopavo, czyli Tramwaj z Pragi. Niestety, audycji już nie ma, a to radio funkcjonowało właśnie dzię-ki nim. O tym być może w następnym numerze…

PrzeczytAłeMo B e J r z A ł e M o d l e c I A ł e M

Page 43: Brudnopis - numer 1

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?,a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?,a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?,a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?,a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Miejsce na Twoją reklamę! Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?,a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!

Page 44: Brudnopis - numer 1

Drogi Czytelniku! Trwa nabór do redakcji „Brudnopisu”. Piszesz?, redagujesz?, rysujesz?, bawi cię DTP?, a może uwielbiasz poprawiać innych?Dołącz do naszego zespołu! Powakacyjne otwarte spotkanie redakcyjne dla wszystkich zainteresowanych już we wrześniu.

Czekamy na Ciebie!