echo rzeszowa

16
W Mediach były prezentowane projekty rozwoju naszego miasta. Opracowana jest urzędowa strategia rozwoju Rzeszowa. Na łamach „Echa Rzeszowa” pisał na ten temat J. Kanik. Wypracowywana marka „Rzeszów stolicą innowacji” automatycznie nawiązuje do wizji rozwoju Rzeszowa, o czym mówił na konferencji w ratuszu prof. Rafał Drozdowski, w swoim referacie „Miasto to nie firma, czyli o dylematach i pułapkach marketingu miasta”. Wynika z tych opracowań, że wizja rozwoju miasta nie jest tematem zamkniętym. Spróbuję przedstawić, jak ją sobie wyobrażam. Warunkiem dalszego rozwoju Rzeszowa będą silnie rozwijające się czynniki miastotwórcze. Funkcjonujące w naszym mieście: wojewódzki ośrodek administracyj- ny, sądowniczy, ośrodek akademicki, kliniki i szpitale, przedsiębiorstwa innowacyjne, hurtownie, uzbrojone tereny inwestycyjne, rozwój mieszkalnictwa. Rozwój demograficzny. Jeśli przyjąć, że utrzyma się obecna dynamika przyrostu liczby mieszkańców, to w roku 2020 Rzeszów powinien liczyć 300 tys. miesz- kańców. Nastąpi wzrost miejsc pracy. W Rzeszowie działa największa liczba podmiotów gospodarczych w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców, w porównaniu z innymi miastami i powiatami województwa. Powstaną nowe miejsca pracy w przemyśle lotniczym, farmaceu- tycznym, handlu, budownictwie, a przede wszystkim usługach. Rzeszów stanie się ważnym centrum handlowym, głownie dzięki hurtowniom, a szczególnie hurtow- niom rolniczym. Rzeszów stanie się ośrodkiem silnego oddziaływania na gospodarkę i sferę społeczną miast, gmin i powiatów położonych w jego bezpośrednim sąsiectwie. Rzeszów będzie ważnym węzłem komuni- kacyjnym Polski południowo-wschodniej. Przez Rzeszów przebiega na linii wschód-zachód droga krajowa E-40 i miedzynarodowa E-4, łącząca region z Polską południową i zachodnią oraz z Ukra- iną. Droga ta należy do najbardziej eksploatowanych w Polsce. Drugim, ważnym szlakiem drogowym jest droga E-371 Radom-Rzeszów-Koszyce. Oznacza to, że w Rzeszowie krzyżują się ważne dla całego kraju szlaki drogowe. Po wybudowaniu autostrady, a szczególnie łączników z Rzeszowem, wzrośnie zainteresowanie Rzeszowem. Ważnym elementem systemu transportowego na Podkarpaciu jest sieć kolejowa, w tym magistrala łącząca polsko-ukraińskie przejście graniczne z Mało- polską i Śląskiem. Sieć kolejowa na Podkarpaciu jest bardziej rozbudowana niż w woj. lubelskim i podla- skim. Istotnym atutem Rzeszowa jest port lotniczy w Jasionce, obsługujący nie tylko połączenia krajowe, ale także międzynarodowe. Stanie się on pełnoprawnym lotniskiem zapasowym dla Warszawy. Poprawi się jakość życia. Rozwinie się mieszkalnic- two, powstaną nowe osiedla mieszkaniowe, harmonij- nie będzie rozwijać się budownictwo wysokie i niskie, osiedla będą uzbrojone we wszystkie media komunalne. Zostanie zrealizowany program komunikacji miejskiej. Osiedla zostaną wyposażone w parki, urządzenia rekreacyjne i sportowe. Zagospodarowana zostanie Lisia Góra. Zostanie zbudowany Miejski Dom Kultury, sala wystawiennicza, ogród botaniczny, powstanie w osiedlu Zalesie ośrodek sportów zimowych i letnich, zbudowany zostanie aquapark i sztuczne lodowisko do hokeja. Rozwiną się kolejne czynniki miastotwórcze. W tej sytuacji szansy na rozwój funkcji metropolitalnych Rzeszowa należy upatrywać w jak najszybszym roz- wiązaniu problemu poszerzenia jego granic, jednakże takimi metodami, które pozwolą na wzmocnienie oddziaływania Rzeszowa na rozwój jego terytorialne- go otoczenia. Wymagać to będzie w kolejnych latach znacznego wsparcia finansowego nie tylko dla Rze- szowa, ale także dla sąsiadujących z nim gmin, aby w ten sposób wspólnie budować obszar metropolitalny. Pomimo zapowiadanego kryzysu zachęcam jednak naszych czytelników do tego tematu i nadsyłania do redakcji swoich, nawet cząstkowych opracowań, Zdzisław Daraż Nr 1 (193) lRok XVII styczeń 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa WIZJA ROZWOJU RZESZOWA POLITECHNIKA RZESZOWSKA s. 8-9 Rzeszowski zespół taneczny Marty i Magdaleny Muchy „Kornele” przyzwyczaił nas już do tego, że z różnych mistrzostw wraca z medalami. Tym razem „Kornele” z Mistrzostw Świata Jazz Dance w Mikolajkach przywiozły złoty medal w kategorii mini formacji i srebrny w formacji dorosłych. W Nowym Roku zdrowej służby zdrowia, porządnego rządzenia i kryzysu jedynie na Antarktydzie życzy swoim czytelnikom i sympatykom redakcja.

Upload: zdzislaw-daraz

Post on 24-Mar-2016

245 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Czasopismo mieszkańców Rzeszowa.

TRANSCRIPT

Page 1: Echo Rzeszowa

W Mediach były prezentowane projekty rozwoju naszego miasta. Opracowana jest urzędowa strategia rozwoju Rzeszowa. Na łamach „Echa Rzeszowa” pisał na ten temat J. Kanik.

Wypracowywana marka „Rzeszów stolicą innowacji” automatycznie nawiązuje do wizji rozwoju Rzeszowa, o czym mówił na konferencji w ratuszu prof. Rafał Drozdowski, w swoim referacie „Miasto to nie firma, czyli o dylematach i pułapkach marketingu miasta”. Wynika z tych opracowań, że wizja rozwoju miasta nie jest tematem zamkniętym. Spróbuję przedstawić, jak ją sobie wyobrażam.

Warunkiem dalszego rozwoju Rzeszowa będą silnie rozwijające się czynniki miastotwórcze. Funkcjonujące w naszym mieście: wojewódzki ośrodek administracyj-ny, sądowniczy, ośrodek akademicki, kliniki i szpitale, przedsiębiorstwa innowacyjne, hurtownie, uzbrojone tereny inwestycyjne, rozwój mieszkalnictwa.

Rozwój demograficzny. Jeśli przyjąć, że utrzyma się obecna dynamika przyrostu liczby mieszkańców, to w roku 2020 Rzeszów powinien liczyć 300 tys. miesz-kańców. Nastąpi wzrost miejsc pracy. W Rzeszowie działa największa liczba podmiotów gospodarczych w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców, w porównaniu z innymi miastami i powiatami województwa. Powstaną nowe miejsca pracy w przemyśle lotniczym, farmaceu-tycznym, handlu, budownictwie, a przede wszystkim usługach.

Rzeszów stanie się ważnym centrum handlowym, głownie dzięki hurtowniom, a szczególnie hurtow-niom rolniczym. Rzeszów stanie się ośrodkiem silnego oddziaływania na gospodarkę i sferę społeczną miast, gmin i powiatów położonych w jego bezpośrednim sąsiectwie. Rzeszów będzie ważnym węzłem komuni-kacyjnym Polski południowo-wschodniej.

Przez Rzeszów przebiega na linii wschód-zachód droga krajowa E-40 i miedzynarodowa E-4, łącząca region z Polską południową i zachodnią oraz z Ukra-iną. Droga ta należy do najbardziej eksploatowanych w Polsce. Drugim, ważnym szlakiem drogowym jest droga E-371 Radom-Rzeszów-Koszyce. Oznacza to, że w Rzeszowie krzyżują się ważne dla całego kraju szlaki drogowe. Po wybudowaniu autostrady, a szczególnie łączników z Rzeszowem, wzrośnie zainteresowanie Rzeszowem.

Ważnym elementem systemu transportowego na Podkarpaciu jest sieć kolejowa, w tym magistrala łącząca polsko-ukraińskie przejście graniczne z Mało-polską i Śląskiem. Sieć kolejowa na Podkarpaciu jest bardziej rozbudowana niż w woj. lubelskim i podla-skim. Istotnym atutem Rzeszowa jest port lotniczy w Jasionce, obsługujący nie tylko połączenia krajowe, ale także międzynarodowe. Stanie się on pełnoprawnym lotniskiem zapasowym dla Warszawy.

Poprawi się jakość życia. Rozwinie się mieszkalnic-two, powstaną nowe osiedla mieszkaniowe, harmonij-nie będzie rozwijać się budownictwo wysokie i niskie, osiedla będą uzbrojone we wszystkie media komunalne. Zostanie zrealizowany program komunikacji miejskiej. Osiedla zostaną wyposażone w parki, urządzenia rekreacyjne i sportowe. Zagospodarowana zostanie Lisia Góra. Zostanie zbudowany Miejski Dom Kultury, sala wystawiennicza, ogród botaniczny, powstanie w osiedlu Zalesie ośrodek sportów zimowych i letnich, zbudowany zostanie aquapark i sztuczne lodowisko do hokeja.

Rozwiną się kolejne czynniki miastotwórcze. W tej sytuacji szansy na rozwój funkcji metropolitalnych Rzeszowa należy upatrywać w jak najszybszym roz-wiązaniu problemu poszerzenia jego granic, jednakże

takimi metodami, które pozwolą na wzmocnienie oddziaływania Rzeszowa na rozwój jego terytorialne-go otoczenia. Wymagać to będzie w kolejnych latach znacznego wsparcia finansowego nie tylko dla Rze-szowa, ale także dla sąsiadujących z nim gmin, aby w ten sposób wspólnie budować obszar metropolitalny.

Pomimo zapowiadanego kryzysu zachęcam jednak naszych czytelników do tego tematu i nadsyłania do redakcji swoich, nawet cząstkowych opracowań,

Zdzisław Daraż

Nr 1 (193) lRok XVII styczeń 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5%Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

wizja rozwoju rzeszowa

pol itech n ik a r z e szowsk as. 8-9

Rzeszowski zespół taneczny Marty i Magdaleny Muchy „Kornele” przyzwyczaił nas już do tego, że z różnych mistrzostw wraca z medalami. Tym razem „Kornele” z Mistrzostw Świata Jazz Dance w Mikolajkach przywiozły złoty medal w kategorii mini formacji i srebrny w formacji dorosłych.

W Nowym Roku zdrowej służby zdrowia, porządnego rządzenia

i kryzysu jedynie na Antarktydzie życzy swoim czytelnikom i sympatykom

redakcja.

Page 2: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.2

Po 10 miesiącach 2011 r. zyski banków wyniosły aż 33.3 mld. złotych, do końca roku przekroczą najprawdopodobniej 35 mld zł. Lichwa to czerpanie zysku z udzie-lania pożyczek na wysoki procent. Prawnie zakazana, ma się w Polsce

świetnie, a firmy żyjące z tego procederu mnożą się jak grzyby po deszczu. Równocześnie rośnie liczba Polaków, którzy nie radzą sobie z obsługą kredytu. W Biurze Informacji Kredytowej zarejestro-wano ok. 6 mln osób, w Krajowym Rejestrze Dłużników 2 mln.

Wielkie nadzieje wiązano z przyjętymi przez Sejm w roku 2005 przepisami antylichwiarski-mi. Omijanie ustawowych limitów okazało się dziecinnie łatwe. Poży-czając 600 zł na 15 dni w firmie SMS Kredyt, dopłacaliśmy 125 zł za ubezpieczenie. Inny patent, to wyśrubowanie opłat za obsługę domową. Provident np. życzył sobie 1000 zł ekstra za udzielenie pożyczki w domu klienta. Dzięki takim zabiegom koszt wielu poży-czek sięgał 100 proc.

Na polskim rynku działa coraz więcej zachodnich banków. Cho-ciaż często oferują warunki lepsze od tych proponowanych przez polskie banki, pytanie brzmi - co je ściąga do nie najbogatszej w Europie Polski? Zacytuję wypo-wiedź byłego pracownika jednego z banków – „w bankach zatrudnia się coraz więcej matołów, których zadaniem jest obsługa komputera. Większość obecnej kadry pracują-cej „za ladą” nie potrafiłaby wyli-czyć odsetek półrocznej lokaty przy

danym rocznym oprocentowaniu, o uwzględnieniu podatku Belki nie śmiem marzyć. 99 procent doradców finansowych, opiekunów klienta i innych samozwańczych ekspertów w dziedzinie ekonomii nie wiedziałoby, co powoduje, że dziś oprocentowanie lokat jest naj-częściej na poziomie 4-7 procent, a jeszcze półtora roku temu było od 7 w górę. Za to pięknie wyrecytuje formułkę zachęcającą do inwesto-wania w dane TFI.

Zatrudnia się lalunie i modeli, którzy wyglądem mają przyciągnąć do placówki, zauroczyć klienta i SPRZEDAĆ mu konto, kartę, cokolwiek. Świadomie użyłem sło-wa SPRZEDAĆ, bo na tym obecnie polega obsługa w banku. Nie na doradztwie i pomocy w finansach, a na wciśnięciu jak największej ilości produktów i wyciśnięciu z klienta jak najwięcej kasy. Bankom zależy jedynie na dobrej sprzedaży, na wykonaniu planów, wyciśnięciu ze swoich niewolniczych sprzedaw-

ców ostatnich sił…”Ponadto pragnę zauważyć, że

Polska jest zaściankiem Europy i żaden zachodni bank (bo polskich już nie ma) nie traktuje Polaków poważnie. Pamiętajcie - głupi i biedny dwa razy traci! Pogłębiającą się polską głupotę już pokazałem, a biedę każdy widzi na ulicy. Jeste-śmy biedni, więc płacimy po 24-28 procent na kartach kredytowych, gdy przykładowo we Francji jest 2-4 procent.

Ustawę antylichwiarską omija się poprzez dołożenie ubezpiecze-nia (często obowiązkowego), a to od utraty pracy, od uszczerbku na zdrowiu wynikającego z wypadku komunikacyjnego, śmierci itd. Ludzie chętnie się na nie decydu-ją, bo zamartwianie się, to nasza cecha narodowa, ale mało kto doczyta, że np. wypłata nastąpi, gdy utracimy pracę na skutek upadku meteoru, a uszczerbek na zdrowiu będzie dotyczył min. 50 procent ciała.” To wszystko, co dzieje się na rynku bankowym wynika z faktu, że państwo polskie nie wypełnia swoich regulacyjnych funkcji i jest stale osłabiane.

Dokonując transformacji obie-cywano, że w Polsce będzie obo-wiązywać społeczna gospodarka rynkowa. Nadszedł czas, że należy się o nią twardo upomnieć.

Zdzisław Daraż

naGroDY Dla akaDeMikÓw Minister nauki i szkolnictwa wyższego - prof.

Barbara Kudrycka, uhonorowała wyróżniających się nauczycieli akademickich nagrodami za osiągnię-cia naukowe, dydaktyczne i organizacyjne. W tym znamienitym gronie znaleźli się dwaj naukowcy z Uniwersytetu Rzeszowskiego – prof. dr hab. n. med. Andrzej Skręt oraz dr Zygmunt Tęcza.

Prof. Andrzej Skręt to długoletni ordynator oddziału ginekologii i położnictwa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rzeszowie. Od 2004 roku jest też nauczycielem akademickim na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nagrodę otrzymał za całokształt swojego dorobku.

Dr Zygmunt Tęcza prowadzi zajęcia ze studentami germanistyki na Wydziale Filologicznym UR. Jest autorem m.in. wielokrotnie już nagradzanej „Grama-tyki angielskiej i niemieckiej w opisie równoległym”. Praca ta ukazała się w 2010 roku nakładem Wydaw-nictwa Uniwersytetu Rzeszowskiego. Ministerialną nagrodą został uhonorowany za osiągnięcia dydak-tyczne.

Uroczystość wręczenia nagród odbyła się w War-szawie.

dar

MeDal Dla kapitana wronY

Kapitan Tadeusz Wrona, który bez podwozia bezpiecznie wylądował boengiem na warszawskim lotnisku ratując życie pasażerów, został zaproszony na nadzwyczajne posiedzenie senatu Politechniki Rzeszowskiej. Jest on bowiem absolwentem tej uczelni i w niej zdobył szlify pilota. Podczas uroczystego posiedzenia nauczycielom akademickim wręczone zostały odznaczenia państwowe, medale „Zasłużonym dla Politechniki Rzeszowskiej”, nagrody rektora a także medale „Primus Inter Pares” Fundacji Rozwoju Politechniki Rzeszowskiej dla najlepszych absolwen-tów uczelni.

Kapitan Tadeusz Wrona uhonorowany został medalem „Zasłużonym dla Politechniki Rzeszow-skiej”. Spotkał się on następnie ze studentami i pracownikami uczelni, którzy szczelnie wypełnili dużą salę w nowym gmachu Regionalnego Centrum Dydaktyczno-Konferencyjnego. Spotkanie było okazją do wspomnień sprzed lat. Tadeusz Wrona z sentymentem wspominał studia w Politechnice Rzeszowskiej, które ukończył 20 lat temu. Tu też

uzyskał licencję pilota. Absolwenci z jego rocznika prawie wszyscy są pilotami i w większości pracują w PLL LOT.

kal

silniki Do kolosÓwW rzeszowskiej WSK w ciągu roku powstała i

rozpoczęła produkcję nowoczesna fabryka silników lotniczych. Inwestorem była amerykańska firma Hamilton Sundstrand, należąca, podobnie jak WSK w Rzeszowie, do koncernu United Technologies Cor-poration. W grudniu nastąpiło oficjalne przekazanie fabryki do eksploatacji.

W nowym zakładzie produkowane są silniki pomocnicze do największych samolotów pasażerskich. Silniki te służą do uruchamiania głównych silników napędowych oraz do zapewnienia energii elektrycz-nej na pokładzie. Są montowane między innymi w Airbusach A 320 oraz Embraerach 170 i 190. W najbliższym czasie w Rzeszowie ma ruszyć produkcja silnika pomocniczego do super nowoczesnego kolosa Boeinga 787 Dreamlinera.

W rzeszowskiej fabryce prowadzone będą też badania nad nowymi konstrukcjami. W przyszłości zbudowana ma być nowoczesna hamownia, w której przechodzić będą testy produkowane tu silniki.

kal

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

wolność i DeMokracja Dla lichwY

interesujĄce

staŁ siĘ cuDCzegoś takiego jeszcze nie było jak świat światem,

a zima zimą. Otóż w tym roku w Rzeszowie drogowcy zaskoczyli zimę, a nie odwrotnie. Wystarczyło, że około 20. grudnia spadło pół kilo śniegu na kilometr kwadratowy, a już w parku i na Nowym Mieście zauważyłem ciągniki z pługami. Obydwa zaczęły tak usilnie poszukiwać śniegu do odgarniania jak fryzjer włosów na głowie łysego. Bezskutecznie, jak u owego fryzjera! Ale widok piękny i budujący. Zaskoczona operatywnością drogowców zima podkuliła ogon, przestała pruszyć śniegiem i wszystko poszło, wbrew logice i oczekiwaniom, po czarnym asfalcie. Tego nie pamietają najstarsi górale nizinni z Rzeszowa, z klnącym Kotulą łącznie. Chociaż do zaspania jeszcze parę szans zostało.

MeDia zaGrzMiaŁYPonoć w Rzeszowie sylwestrowe opilstwo przekro-

czyło wszelkie racjonalne normy. Do tego stopnia, że w wytrzeźwiałce miejskiej był większy ruch aniżeli w restauracjach. Zabrakło miejsc dla pensjonariuszy spragnionych przytulenia, którzy upojną noc zamie-

rzali spędzić właśnie tam. I jest tu sprawiedliwość? Jak można było dopuścić do takiego upadku dobrych obyczajów? Znawcy twierdzą, że na trzeźwo nie dało się słuchać szansonisty Cugowskiego, który paskudnie zasuwał z playbacku, zamiast na żywo. Do tego ani krzty śniegu i chłodu, co chuch czyniło niewidocz-nym. Zatem jak najbardziej na czasie stało się pytanie paprykarza, jak tu żyć?

w noworoDkach DrGnĘŁoRzeszowianie przestają się lenić prokreacyjnie i ku

radości demografów rodzi się tu coraz więcej zdrowej przyszłości narodu. Autentyczny powód do męskiej dumy. Mnie najbardziej jednak bawi ubliżanie sobie różnych forumowiczów w kwestii imion. Co jeden to madrzejszy, ale jakoś nie językowo. Kłócą się o polskość imion, a staropolski źródłosłów ma tylko jedno z przytaczanych przez nich. Ani Franciszek, ani Tadeusz, ani Anna czy Beata i Julia, i dalszy zestaw, a jedynie Stanisław. Jeśli ktoś ma wątpliwości i niekłamany głód wiedzy w tej materii, odsyłam do pouczającej lektury Bystronia, albo bardziej popular-nego Glogera.

Nawojka Kumak

W rzeszowskim ratuszu 1 grudnia odbyło sie kolejne spotkanie, tym razem z trzynastoma parami dostojnych jubilatów, czyli tymiparami małżeńskimi z terenu miasta, które przetrwały szczęśliwie w tym związ-ku przez pełne 50 lat. Oprócz udekorowania ich stosownymi medalami zostali obdarowani z tej okazji sporą dawką okolicznościowych życzeń. Do tych serdeczności z ogromną przyjemnością dołącza się i zespół redakcyjny „Echa Rzeszowa”. Swoje małżeńskie pięćdziesięciolecie tym razem obchodzili: krystyna winsch-auGustYnowicz i andrzej auGustYnowicz, Michalina i augustyn DoMinowie, izabela i stanisław herBowie, krystyna i edmund kawowie, lidia i emil kijowscY, julia i emilian koŁoDziejowie, alicja i edward kościÓŁkowie, anna i zdzisław ostrowscY, adolfina i stani-sław paluchowie, krystyna rÓŻaŃska-pelc i józef pelc, zofia i józef pszonkowie, janina i kazimierz stawiarczYkowie, anna i adam ŻYraDzcY.

kolejnijuBilaci

przYtupY Miejskie

W numerze listopadowym ogłosiliśmy kon-kurs pod powyższym tytułem. Na konkursowych fotogramach znajdowały sie pomniki: Stanisława Nitki na rzeszowskich bulwarach i Tadeusza Nalepy na ul. 3 Maja. Zgodnie z regulaminem zostały rozlosowane nagrody rzeczowe. Oto lista tych, którzy je otrzymali:

- bony o wartości 50 zł. każdy, ufundowa-ne przez Aptekę Super Pharm z siedzibą w Millenium Hall otrzymują: elżbieta szydło, karolina Mendrala, Bogumiła szajna-knaga,

aneta krawczyk, Michał Borgosz. Wszyscy z Rzeszowa,

- książki Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa wylosowali: Maria kozłowska, Beata krawczyk, jan świerczek, Mieczysław kowal (wszyscy z Rzeszowa) oraz wiesława i stanisław świerzow-scy z Gorlic.

Serdecznie gratulujemy. Nagrody można ode-brać w siedzibie naszej redakcji w godz. 10-12, od poniedz. do piątku.

Jotka

wYniki konkursu „wiesz, GDzie to jest?”

nie zapominajcieo towarzystwie przyjaciół rzeszowa!

Prosimy o przekazanie 1 procentu od podatku, kierując go w Waszym PIT na rzecz Towarzystwa,

wpisując adres:

towarszystwo przyjaciół rzeszowa35-051 rzeszów, ul. słoneczna 2

krs 0000039866

Kapitan Tadeusz Wrona, w głębi student PRz Aleksander Pytel.

Page 3: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r. 3

Jedną z bardziej znanych i inte-resujących postaci województwa podkarpackiego i samego Rzeszowa jest bez wątpienia prof. UR dr hab. stanisław pieprzny. Wynika to z niezwykłych zawirowań życiowych i zaskakujących zmian w jego boga-tej biografii. Dlatego postanowiłem namówić go na refleksyjną pogawedkę o zawodowych i egzystencjalnych zawiłościach jego losów. Skutecznie. W swoim profesorskim gabinecie przywitał mnie pogodny, nieco kor-dialny pan o bezpretensjonalnym spo-sobie bycia, który sprawiał wrażenie, że z pewnością wie czego oczekuje od otoczenia, ale równocześnie nie narzuca się z mentorską mądrością. Zatem i rozmowa przybrała lekki, potoczysty charakter, tym bardziej, że profesor okazał się człowiekiem niezwykle kontaktowym i dowcip-nym, traktujacym swoje doświadcze-nia życiowe z pewnym dystansem, a nawet dozą swoistej autoironii.

- Urodził się pan administraty-wistą?

- Nic podobnego! Chociaż w szko-le podstawowej byłem najlepszy z przedmiotów humanistycznych. Może dlatego byłem zauroczony pięknem przecławskiego kompleksu parkowo--zamkowego, przez który codziennie przechodziłem. Ale równocześnie imponowawała mi budowa maszyn.

- Gdzie tego uczyli?- W Technikum Mechanicznym

w Dębicy. Wówczas w takiej szkole nie było żartów, trzeba było solidnie uczyć się. Leser nie dawał rady. Sam miałem klopoty z tym poziomem, ale jakoś poszło.

- A później?- W technikum panowała moda

na karierę mundurową, zatem i ja wylądowałem w Oficerskiej Szkole Samochodowej w Pile.

- Z powodzeniem?- Nie bardzo. Zaczęły odzywać

się ciągoty humanistyczne i zrezy-gnowałem.

- Armia nie lubiła takich.- I to jeszcze jak! Chciałem do

Wyższej Szkoły Marynarki Wojen-nej, a wylądowałem w WOP. Jednak opatrzność czuwała nade mną. Bar-dzo chwaliłem sobie ten WOP, gdyż wkrótce zostałem przewodniczącym KMW w Lubuskiej Brygadzie WOP. Dwuletnie wojaże po granicy były prawdziwą frajdą. Nawet chcieli mnie później w tej brygadzie zatrzymać na stałe.

- Kiepsko kusili?- Dosyć solidnie. Jednak zdecydo-

wałem się na służbę w organach MO.- Było lepiej?- Niekoniecznie, ale przeszedłem

wszystkie szczeble kariery od dziel-nicowego do komendanta wojewódz-kiego. Służyłem w: kryminalnym, prewencji, kadrach, gospodarczym i logistyce. Szkołę Oficerską w Szczyt-nie ukonczyłem z pierwszą lokatą.

- To z pana był taki milicyjny kombajn?

- Znowu zadziałała łaskawa opatrz-ność i wylądowałem na stanowisku zastępcy komendanta wojewódzkiego do spraw logistyki w Tarnobrzegu, a stąd na identyczne w Rzeszowie. Po przejściu komendanta Białasa do Gdańska zostałem jego następcą.

- Trudne czasy?

- Bardzo! Od września 1998 do kwietnia roku następnego musiałem złożyć z 4 komend wojewódzkich i części świętokrzyskiej jeden sprawny organizm wojewódzki. Po podpisaniu ostatnich decyzji kończyła się moja kariera policyjna.

- Z powodu?- Ówczesna władza wojewódzka

miała inne plany personalne i nie pomogło tu nawet poważne wsparcie mnie ze strony komendy głównej. Nie, bo nie i koniec.

- Nie było żal?- Może trochę. Pewnie zostałbym

generałem i to wszystko. Z policjanta przeobraziłem się w radcę prawnego i wylądowałem już w 1999 roku w Wyższej Szkole Informatyki i Zarzą-dzania oraz otwarłem przewód dok-torski w swojej macierzystej uczelni, czyli w lubelskim UMCS. Już po trzech latach zostałem doktorem, a w 2008 uzyskałem stopień doktora habilitowanego nauk prawnych. Po uzyskaniu stopnia doktora podjąłem pracę w Wydziale Prawa i Asdmini-

stracji UR i w Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Przemyślu.

- Tempo imponujace.- Zaczęło pojawiać się zapotrzebo-

wanie na inny, cywilizacyjnie wyższy stopień bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Pojawiła się zupeł-nie dziewicza działka badawcza. Tu niezwykle przydatna okazała się moja praktyka milicyjna i policyjna, również i w sferze administracyjnej. Ta dziedzina szybko stała się jednym z sześciu priorytetów badawczych. Utworzono dwa nowe kierunki stu-diów – bezpieczeństwo wewnętrzne i bezpieczeństwo narodowe.

- Czym to obrodziło?- Całym szeregiem publikacji,

w tym i trzema wydaniami mojej sztandarowej pozycji pt. „Policja, organizacja i funkcjonowanie”. Jestem proszony o recenzowanie dysertacji doktorskich i habilitacyjnych, wypro-mowałem już ponad 600 magistrów i licencjatów.

- Wisi u pana afisz konferencyjny. Przypadek?

- W kwestii bezpieczeństwa nie ma przypadków. Corocznie organizujemy wspólnie z pracownikami Katedry Prawa Publicznego w Iwoniczu dwie znaczące miedzynarodowe konferen-cje naukowe traktujące o problemach bezpieczeństwa i ochrtony środowi-ska. Akurat ta ostatnia jest związana z organizacją EURO 2012. To duże wyzwanie. A chuligańskie ekscesy stadionowe nasilają się. Aż się prosiło przyjęcie spójnej i skutecznej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. No i rozpocząć edukację w tym zakresie już od szkoły podstawowej.

Obowiazująca aktualnie nowa ustawa powinna wiele problemów rozwiązać.

- Co jeszcze nurtuje profesora?- Chociażby kwestie prawne i prak-

tyczne związane z migracją ludności. Okazuje się, że aż 80 proc. migrantów pochodzi z krajów rozwiniętych, a tyl-ko 20 z rozwijajacych się. Spośród zaś 2 mln polskich emigrantów ostatnio aż 14 procent wywodzi się z Podkar-pacia. To nie przypadek. A my nie mamy żadnej polityki imigracyjnej. Karta Polaka niczego tu nie rozwiązu-je. Przy takiej emigracji zarobkowej i bardzo niskim przyroście naturalnym, kreowanie kontrolowanej imigracji jest potrzebą chwili.

- Na pozanaukowe pasje starcza chęci?

- Musi! Śpię sześć godzin, bo na dłużej szkoda mi bezcennego czasu. Synowie usamodzielnili się, mam zatem mniej obowiązków rodzinnych. Systematycznie biegam i pływam. Mam też swoją oazę ciszy i spokoju, czyli domek letniskowy w Krempnej. Nie ma nic piękniejszego niż kawa na jego tarasie przy wschodzie słońca. No i tamtejsze cudowne trasy rowerowe. Za pół godziny można już podziwiać Bardejov.

- Czego należy życzyć profesorowi Uniwersytetu Rzeszowskiego i kierow-nikowi Zakładu Prawa Policyjnego?

- Rozwoju badań i tworzenia, adekwatnych do zmieniajacych się potrzeb, naukowych podstaw do sytemowych rozwiązań związanych z minimalizowaniem zagrożeń publicz-nych.

- Niech się tak stanie.Roman Małek

Miasto

Miejskie DecYzje

BĘDzie reGulacja struGuco taM panie w raDzie

oD praktYki Do nauki

Wylewający Strug to największa zmora Białej. Na zabezpieczenie rzeki mieszkańcy Białej, kiedyś sołectwa w gminie Tyczyn, a obecnie rzeszowskiego osiedla, czekają od dawna. O konieczności rozwiązania tego pro-blemu bardzo często przypominał mieszkają-cy w Białej rzeszowski radny Stanisław Ząbek. Niestety, gdy pojawiła się szansa rozwiązania tego problemu, część mieszkańców zaczęła oprotestowywać decyzję regulacji Strugu. Pre-zydent wespół z szefostwem Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych oraz służbami marszałka zorganizował spotkanie z mieszkającymi w pobliżu Strugu.

Jego celem było przekonanie ludzi do zaniechania protestów w sprawie regulacji rzeczki, która przysparza wielu kłopotów mieszkańcom osiedla Biała. Regulacja Strugu ma być dofinansowana ze środków programu Iifrastruktura i środowisko. Wartość inwe-stycji to ponad 40 mln zł. Istnieje jednak zagrożenie, że te pieniądze przepadną.

Dlaczego mieszkańcy protestują? Przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest grunt, gdyż nie-którzy będą musieli oddać trochę swojego terenu. Chodziło np. o pas szerokości 2-3 m. - W moim przypadku oddanie terenu przy rzece oznacza pozbycie się ok. 30 arów ziemi - mówił jeden z mieszkańców. Władze zapowie-działy, że ziemia zostanie odkupiona po uczci-wych cenach. To będą wyceny na podstawie cen działek w tej części miasta . Mieszkańcy skarżyli się też na niezrozumiałość zapisów w przesyłanych im dokumentach.

Zaproponowano indywidualne spotkania

z każdym z mieszkańców, podczas których formułowana będzie treść umów tak, aby każdy mógł zapytać o jakieś niezrozumiałe zapisy. Tak zdecydował prezydent Ferenc. Tereny przy Strugu zostaną zabezpieczone w inny sposób. Będzie to modernizacja koryta rzeki, polegająca na pogłębianiu, czyszczeniu i profilowaniu brzegów - tłumaczy Stanisław Homa, dyrektor wydziału ochrony środowiska i rolnictwa rzeszowskiego urzędu miasta.

Problemem były pieniądze, ponieważ inwe-stycja ta, którą ma realizować Podkarpacki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Rzeszowie, miała pochłonąć aż ponad 42 mln zł. Na szczęście okazało się, że część środków będzie pochodzić z Unii Europejskiej. Regula-cja rzeki Strug znalazła się na liście projektów priorytetowych, finansowanych z programu Infrastruktura i Środowisko. Unia ma dać na modernizację koryta rzeki ponad 21 mln zł. Prace przy Strugu mają rozpocząć się w 2011 roku i potrwają do 2014.

Strug to rzeka w województwie podkar-packim o dł. ok. 35 km. Jej średnia szerokość wynosi od 3 do 5 m, przy głębokości nie przekraczającej 3 m. Do rzeki wpadają potoki: Chmielnik (w Kielnarowej), Ryjak i Tatyna (na południe od Borku Starego). Dno ma charakter mulisty i kamienisto-żwirowy. Do jego fauny zaliczają się: klenie, jazie, okonie i pstrągi, a także szczupaki. Miejscowości w dolinie rzeki utworzyły Regionalne Towarzy-stwo Rolno-Przemysłowe „Dolina Strugu” z siedzibą w Błażowej.

Zdzisław Daraż

W grudniu radni miejscy dwukrotnie deliberowali w mozole, w którą stronę należy pchać w nowym roku całą maszy-nerię rzeszowską.Wpierw w połowie grud-nia, oprócz uchwalenia, że elektorat musi od lutego jeździć komunikacją magistracką drożej o 10 groszy, ponownie lali wodę w kwestii przyłączenia Malawy. Ku memu zdumieniu radni zdecydowanie uwali-li ideę poszerzania miasta w kierunku Lwowa z finalnym zamysłem jego aneksji. Wybrali opcję na Warszawę i Berdyczów, czyli opowiedzieli się za przygarnięciem: Rudnej Wielkiej i Małej, Pogwizdowa, Zaczernia i ocalałych jeszcze szczątków Miłocina. A co! Logiki wiekszej w tym nie ma, ale pograli sobie z prezydentem w klipę, czy jak kto woli w kulki, aż miło. No i właśnie o to chodziło.

Przedsylwestrowa sesja statutowa dostarczyła moc atrakcji, można rzec w wielu płaszczyznach. Wpierw kwartet saksofonistów ciekawie zinterpretował kilka popularnych kolęd. Tak nastrojowo przysposobieni uczestnicy sesji zostali uraczeni okolicznościowym wystąpieniem ks. biskupa Kazimierza Górnego, który nie omieszkał skomplementować radnych i prezydenta za twórczą i skuteczną współ-pracę. Szczególnie podkreślił konieczność ponadpartyjnego działania w interesie wspólnoty, zwłaszcza tworzenia wielkiego Rzeszowa, gdyż tylko taki będzie liczył się w przyszłości. Pobłogosławił opłatki i nastąpiła taka erupcja wzajemnej ser-deczności i życzliwości, jak u cioci Zuli na imieninach, po pierwszym toaście. Później odśpiewano z różnym skutkiem „Gdy się Chrystus rodzi”. Ale na szczęście ksiądz biskup ma donośny głos, a i grajkowie zrobili swoje.

Cóż nastąpiło później? A to, co u wzmiankowanej cioci Zuli po siódmym toaście, czyli proza wzajemnych przepy-chanek i animozji. Oczywiście, deklarujący żarliwą wiarę PiS i PO równo olali apel biskupa o poszerzanie granic oraz zanie-chanie partyjnych animozji. A szeryfówna Klubu Radnych PO nawet zarzuciła pre-zydentowi, że molestuje ją Malawą. Gwoli ścisłości, technicznie jest to niewykonalne. Poza tym kiedyś istotnie w Malawie miesz-kali panowie o dużym temperamencie i wigorze. Potrafili nawet samowtór roz-walić każdą zabawę. Dlatego zasłużenie po okolicy niosła się ich mołojecka sława. Ale od dłuższego czasu nie słyszałem, aby tam komuś na weselu przynajmniej

po pysku dali. Jednak pannie szeryfównie zawsze pomarzyć wolno. Uwalono również ruszenie z budową nowej siedziby Urzędu Miasta oraz fortepianu wodnego, czyli multimedialnej fontanny. I co? Ano nic! Nie będzie fontanny ani nic w zamian. No i wypada prawoskrętnym radnym szybko walić do spowiedzi za sprzeniewierzenie się biskupowi ordynariuszowi. Ci z SLD nie sprzeniewierzyli się. Koniec świata! Żeby tylko szeryfównie nie zadali za poku-tę leżenia krzyżem. Wieloletnią prognozę finansową oraz budżet na rok 2012 uchwa-lono z poprawkami już przez obiadem. Prezydent zapowiedział, że zaczyna robić robotę w mieście.

Na sesji pojawił się poseł od Palikota, Dariusz Cezar Dziadzio i od razu powiało wielkim światem. Nagrzmiał na władzę magistracką, że urzędnicy nie chcieli mu udostępnić jakiejś umowy, a on Dariusz Cezar Dziadzio miał taką chęć i im kazał. Ogłosił zatem, że skoro potraktowano go jak śmiecia, a nie wielkie parlamentarne objawienie, to będzie przeciw władzy. Mówił z rewolucyjnym błyskiem w oku i pewnością co do swoich racji. Od razu utemperował go przewodniczący, Andrzej Dec, przekonując do poznania stosownych procedur urzędniczych, zamiast pałania gniewem neofity. Zaś prezydent wyjaśnił mu, że urzędnikom w magistracie polece-nia może wydawać wyłącznie on. Poza tym chętnie współdziała ze wszystkimi parla-mentarzystami, jeśli respektują przyjęte zasady i zwyczaje. Wszyscy zwracają się do prezydenta, a nie urzędników. Zbyt skom-plikowane to nie jest. Powinno pomóc, ale nigdy nie ma pewności.

Było również coś z literatury. Nie byle jakim talentem poetyckim błysnął radny Czesław Chlebek. W Przybyszówce sypnę-ło talentami. Zaczynam nawet zastanawiać się, czy aby nie popasał tam ongiś jakiś Mickiewicz albo inny Słowacki. Otóż pan Czesław pozazdrościł Tadeuszowi Róże-wiczowi, który napisał znakomity „Dyty-ramb na cześć teściowej” i rąbnął takiż dytyramb na cześć wielkiego Rzeszowa. Trochę rytmiczna fraza kulała, ale rekom-pensowała te drobne uchybieni nietuzin-kowa treść. No i pojawiła się specyficzna dytyrambowa metaforyka! Poetycki mono-log autor skierował zwłaszcza do prawej strony sali. Gdyby w całości jeszcze było nieco więcej interpretacyjnej ekspresji, lepiej wróżyłoby to na przyszłość.

Roman Małek

ale siĘ DziaŁo!

Już 13 stycznia w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Biała”, rozpocznie się II Podkarpacki Festiwal Piosenki Aktor-skiej, Filmowej i Musicalowej pod nazwą „Piosenka w meloniku”. Występy artystów oceni profesjonalne muzyczne jury.

W ubiegłym roku podczas festiwalu zaprezentowało się ponad 110 uzdolnionych muzycznie osób z całego Podkarpacia. Liczba uczestników tegorocznej edycji nie jest jeszcze znana, gdyż ciągle napływają zgłoszenia. Ich występy zostaną podzielone na trzy kategorie wiekowe: 13-15, 16-18 oraz powyżej 19 lat.

Każdy z wykonawców zaprezentuje jedną piosenkę aktorską, filmową lub musicalową w języku polskim lub obcym. Konkursowe jury oceni uczestników pod względem talentu, walorów głosowych oraz inter-

pretacji utworu. Liczyć się będzie także muzykalność, łatwość śpiewu oraz oso-bowość sceniczna. Skład jury poznamy w dniu festiwalu. Najlepsi wykonawcy zostaną uhonorowani festiwalowymi statuetkami.

Patronat honorowy nad imprezą objęli Mirosław Karapyta – marszałek woje-wództwa podkarpackiego oraz Tadeusze Ferenc – prezydent miasta Rzeszowa. Pomysłodawcą oraz twórcą festiwalu jest Rzeszowski Dom Kultury, który zaprasza mieszkańców Rzeszowa chętnych posłuchać występujących artystów. Przesłuchania rozpoczynają się 13 stycznia, tj. w piątek, o godz. 9 w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Biała”, ul. Kardynała Karola Wojtyły 164. Wstęp bezpłatny.

Rafał Białorucki

piosenki w Meloniku

Page 4: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.4

Żyją wśród nasMuzYka MoiM ŻYcieMUrodził się w 1940 roku w Ruskiej Wsi.

Długo tak określano część miasta Rzeszowa, dziś osiedle 1000-lecia. W publikacji wydanej z okazji 50-lecia Rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Stanisław Ziemniak mówi, że jego rodzinnym domem była chałupa drew-niana kryta słomą, w której jeszcze do 1956 roku nie było prądu elektrycznego. Na jej miejscu przy dzisiejszej ulicy Kochanowskiego stoi budynek poczty. Gdy wspomina tamte lata, to wciąż widzi te cztery prawdziwe ulice, reszta to dróżki i ścieżki, z których żadna nie miała nazwy. Orientowano się według nazwisk znanych tu rodzin. O Ziemniakach mówiono „Grajki”. Stanisławowi muzyka towarzyszy do dziś, którą, jak mówi, odziedziczył w genach po ojcu Mieczysławie, jednym z najbardziej znanych wówczas muzyków Rzeszowa.

Po kilku latach pracy w rzeszowskiej WSK Stanisław podjął pracę w Klubie Pracowników Służby Zdrowia w Domu Pielęgniarek. Praco-wał tam tylko 1 rok, ale był to czas wyjątkowy w jego życiu. Poznał bowiem pielęgniarkę, przyszłą swoją żonę Zofię, z którą mają syna Jerzego oraz dwoje wnuków, Michała i Karo-linę. Przy tej okazji przypomina, że w tym roku, 1 czerwca, minie już 50 lat szczęśliwego małżeństwa. Pracował w uzdrowisku Iwonicz Zdrój jako muzyk w kawiarni „Krakowiak”. Poznał tam wielu znanych ludzi z całego kraju. Miał przyjemność w 1962 roku wraz z zespołem (Antoni Kula, Jerzy Kudła, Wła-dysław Ziemniak) akompaniować Violetcie Villas. Utrzymywał bieżące kontakty ze zna-nym muzykiem Wiktorem Kolankowskim, twórcą m.in. piosenki „Józek”, którą śpiewała Violetta Villas.

Po powrocie do Rzeszowa podjął pacę w Gospodarce Komunalnej, w której po przepra-cowaniu 31 lat przeszedł na zasłużoną emery-turę. Życiową pasją Stanisława była i jest cały czas muzyka. Jest kojarzony głównie z „Kapelą Podwórkową z Wygnańca”. Powstała ona jesie-nią 1976 r. w Domu Kultury WSK. Było to za sprawą ówczesnego dyrektora Zbigniewa Sze-rera oraz Józefa Homika i Romana Koniecz-kowskiego. Swoją nazwę kapela wywodzi od miejsca rodowodu, tzn. z dawnego Wygnańca, tej części osiedla Dąbrowskiego w Rzeszowie, którego centrum stanowią bloki zbudowane wokół Zakładowego Domu Kultury WSK, dzisiejszego Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Pierwszym kierownikiem tej kapeli był Henryk Głowacki – muzyk estra-dowy, wieloletni dyrektor ZDK WSK, który dla tego zespołu stworzył sprzyjające warunki pracy i rozwoju. Kapela bardzo szybko zyskała uznanie w naszym mieście, bawiła rzeszowian swoją muzyką i piosenkami.

W 1979 roku po śmierci Henryka Głowac-kiego kierownictwo zespołu objął Stanisław Ziemniak. Kontynuował zaczęte dzieło. Kape-la grała i śpiewała w Rzeszowie dosłownie wszędzie. Widać ją było i słychać na ulicach Rzeszowa, scenach osiedlowych, a także wszystkich liczących się imprezach. Wszędzie gdzie się pojawiali ożywały szare podwórka, otwierały się okna i serca. Pokochali ich słuchacze duzi i mali. Kapela swoją muzyką i piosenkami niosła pogodę ducha, entuzjazm, wrażliwość i radość życia. Prezentowała reper-

tuar oparty na wzorach lwowskich, krakow-skich i warszawskich.

W swoim bogatym repertuarze ma również piosenki lokalne, głównie skomponowane przez Andrzeja Listwana i Tadeusza Hejdę. Pierwszy z nich pisał też piosenki dla kabaretu „Meluzyna”. Był on uznanym kompozytorem i satyrykiem. Do najczęściej śpiewanych przez kapelę piosenek należały m.in.: „Kultura z podwórka”, „A kiedy kapela”, „I śmiechu było wiele”, „Nie wiem czemu wybrałem ten fach”, „Ballada o Ignacym Pliszce”, „Wali bęben”, „Rzeszowskie tango”. Aktualnie kapelę tworzą: Józef Komuszyński – gitara, Tadeusz Karcz-marz – klarnet, Janusz Borowiec – perkusja, Janusz Kawalec – trąbka, Krzysztof Ślemp – saksofon, Roman Dylowski – gitara, Halina Żak – śpiew, Stanisław Ziemniak – akordeon, śpiew.

„Kapela Podwórkowa z Wygnańca” brała często udział w działalności charytatywnej. Wspierała różne fundacje, okoliczne domy dziecka oraz indywidualne osoby. Rokrocznie z okazji święta odlewnika na wzór Barbórki, kapela uświetnia swoimi występami trady-cyjną „Karczmę Piwną”. Jest laureatem wielu prestiżowych konkursów i przeglądów kapel podwórkowych. Obecnie obchodzi swoje 35-lecie istnienia. Jej kierownik, Stanisław Ziemniak, 55-lecie grania na ulubionym instrumencie, akordeonie. W swojej pracy muzycznej osiągnął wiele. Przede wszystkim rozbudzając w słuchaczach wrażliwość i miłość do muzyki. Nie tej z sal koncertowych, ale rodem z folkloru miejskiego, tak bliskiego każdemu człowiekowi.

Dostojnym jubilatom, Stanisławowi Ziem-niakowi i chłopakom z Wygnańca, należy życzyć dalszych tak wspaniałych jubileuszy i częstego, jak dotychczas grania i śpiewania mieszkańcom Rzeszowa.

Stanisław Rusznica

kulturalniksukcesY „klapsÓw”

Regionalne Centrum Kultur Pograni-cza w Krośnie było organizatorem XIX Mikołajkowych Spotkań Tanecznych. W dniu 9 grudnia w Krośnie rywalizowały 53 amatorskie zespoły oraz ponad 800 młodych wykonawców z Polski południo-wo-wschodniej prezentując różne formy i style taneczne.

Turniejowe występy przyniosły sukcesy rzeszowskim zespołom działającym w Rzeszowskim Domu Kultury. W przedzia-le wiekowym 12-15 lat najlepszy okazał się Zespół Tańca „Klaps” grupa A, zaś w kategorii wiekowej 7-11 lat, III miejsce zajął Zespół Tańca „Klaps” grupa C. Ponadto Scena Tańca „Colibri” w kategorii powyżej lat 15, wywalczyła II miejsce. Zespół zdobył także nagrodę przyznaną przez specjalne, młodzieżowe jury konkursu. – Grupa młodsza zaprezentowała układ taneczny wzorowany na musztrze, a całość dopełniła muzyka oraz stroje stylizowane na wojsko-we uniformy. Starsza grupa pokazała układ samurajski, który opowiadał historię walki dobra ze złem. Zespół wystąpił w kimo-nach według własnego projektu oraz przy orientalnej muzyce – mówi Justyna Stasiak, choreograf i instruktor zespołów „Klaps”.

„coliBri” najlepsze Podczas XI Andrzejkowych Spotkań

Tanecznych w Jaśle najlepszym zespołem okazała się Scena Tańca „Colibri”. Rze-szowskie tancerki w dniu 30 listopada były najlepsze pośród młodzieżowych zespołów tanecznych działających w domach kultury,

klubach oraz szkołach tańca z całego Pod-karpacia. Ponadto osobowością sceniczną turnieju została wybrana Anna Puzio, 18-letnia tancerka ze Sceny Tańca „Colibri”.

Na scenie grupa przedstawiła własną inscenizację taneczną pod tytułem „W pułapce podświadomości”. Jej tematem była próba wyrwania się młodego czło-wieka z własnej podświadomości. – Nasz układ taneczny opiera się na technice tańca współczesnego oraz improwizacji rucho-wej – mówi Karolina Słonka, choreograf i instruktor zespołu.

oriGaMi i BoŻe naroDzenie

Prawie trzysta prac w technice origami nadesłali młodzi plastycy z całego Pod-karpacia na konkurs „Już świeci Gwiazda Wigilijna”. Tematem prac były Święta Boże-go Narodzenia. W konkursie uczestniczyli artyści w wieku 5-15 lat.

Najmłodsi uczestnicy wykonali tzw. prace płaskie na kartce papieru, starsi zaś stworzyli prace przestrzenne złożone z poszczególnych modułów, które po połą-czeniu tworzyły efektowną całość.

10 grudnia organizatorzy konkursu, tj. Rzeszowski Dom Kultury filia „Pobitno” oraz Polskie Centrum Origami oddział w Rzeszowie nagrodzili 73 autorów najlep-szych prac. Nagrodzeni otrzymali książki z dziedziny plastyki, origami oraz zestawy przyborów szkolnych.

Rafał Białorucki

rzeszowski DoM kulturY

W g r u d n i u w zameczku romantycz-nym zespołu zamko-wego w Łańcucie odby-ło się spotkanie przed-stawicieli Podkarpac-kiego Klubu Golfowego z pracownikami mery-torycznymi niedaw-no uruchomionego w Millenium Hall klubu sieci Pure, funkcjonu-jącego w standardzie fitness. Ma to zapo-czątkować komplemen-tarne współdziałanie z korzyścią dla obu stron. Przynajmniej tak deklarowano w czasie pilotażowego spotka-nia. Szczegóły mają zostać sprecyzowane w terminie późniejszym.

Przy tej okazji goście i gospodarze sko-rzystali z możliwości potrenowania na gol-fowym trenażerze zainstalowanym jeszcze w zameczku. Były to najprawdopodobniej jedne

z ostatnich uderzeń kija w tym miejscu, gdyż Podkarpacki Klub Golfowy przenosi swoją siedzibę do Rzeszowa, do klubu Zodiak przy ul. Mieszka I. Razem z siedzibą przeniesiony zostanie również trenażer.

Roman Małek

Golf w rzeszowie

tradycyjnie zadawałem dwa pytania: jaki był dla ciebie 2011 r. i czego ocze-kujesz od 2012?

A oto odpowiedzi kilku rzeszowian.kazimiera pisulińska: Rok 2011 był

dobry i dla mnie i dla mojej rodziny. Doznałam wiele bardzo przyjemnych wrażeń i wzruszeń w czasie podróży do Ziemi Świętej i na Saharę. Bardzo miłe były spotkania z koleżankami i swoimi nauczycielami z okazji 100-lecia III Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszo-wie. Od 2012 r. oczekuję, że będzie tak dobry jak poprzedni. Jadę na wycieczkę aż do RPA i ciekawa jestem wrażeń z tej wyprawy. Mam także nadzieję, że nasze dzieci zrealizują pomyślnie swoje kolejne plany życiowe.

alicja Borowiec: Poprzedni rok był dla mnie bardzo dobry. Dopisywało mi zdro-wie i mogłam organizować sobie życie samodzielnie i wedle własnych planów. Od bieżącego roku oczekuję, że nie będzie gorszy. Jestem optymistką.

zofia i Daniel M.: Przed dwoma laty wzięliśmy spory kredyt bankowy we frankach szwajcarskich na budowę domu. Przez cały 2011 r. śledziliśmy z niepoko-jem kursy walut i liczyliśmy nasze straty. Mamy nadzieję, że w 2012 r. ustabilizuje się kurs walut, a złoty odzyska dawną wartość w stosunku do franka szwajcar-skiego, zaś my z żoną odetchniemy z ulgą.

józef w.: Zmarła mi żona. Przeżyli-śmy w małżeństwie ponad 50 lat. Teraz próbuję ułożyć sobie życie na nowych, bardzo trudnych warunkach. Nie chcę iść do dzieci, które o to proszą. Muszę podołać sam swojemu losowi. Czy podo-łam? Muszę.

studentka: Ubiegły rok uważam za udany. Zaliczyłam dobrze wszystkie egzaminy, rozpoczęłam pisanie pracy magisterskiej. W 2012 r. kończę studia i

liczę, że potem zdam egzamin na aplika-cję i że znajdę pracę zgodną z kierunkiem moich studiów.

halina Derwisz: Jestem zadowolona z tego, co było w 2011 r. Po 4 latach zakoń-czono inwestycję w Schronisku „Kunde-lek”, wykonano ogrodzenie i utwardzono częściowo działkę, nasze Stowarzyszenie zakupiło 30 kojców. W sumie polepszyły się warunki dla naszych podpiecznych zwierząt. Po drugie przeszkoliliśmy 36 inspektorów do spraw ochrony zwierząt. Zapewnią oni fachową pomoc samorzą-dom w rozwiązywaniu problemów ochro-ny zwierząt w naszym województwie. Po trzecie, od 1 stycznie br. wchodzi w życie znowelizowana ustawa o ochronie zwierząt. Oczekuję, że zostanie w pełni wdrożona w życie i że wymusi na samo-rządach większą aktywność i skuteczność w rozwiązywaniu problemów ochrony zwierząt, że samorządy zaczną nas, to jest nasze Stowarzyszenie, traktować jako partnera a nie jako zło konieczne, będzie-my opiniować uchwały samorządów w tym zakresie.

Korzystam z okazji i składam czytel-nikom „Echa Rzeszowa” oraz wszystkim naszym sympatykom i wspierającym nasze działania, życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku.

Wysłuchał i zanotował Józef Kanik

Ps. Ze smutkiem odnotowałem zani-kanie tradycyjnych zwyczajów świątecz-nych, jak np. nie pukają do moich drzwi kolędnicy, coraz mniej otrzymuję kart i listów z pozdrowieniami świątecznymi. I o zgrozo! Ja zaczynam posyłać życzenia za pośrednictwm sms-ów lub telefonicz-nie. Na dodatek rok 2011 pożegnał nas na ponuro, nie sypnął śniegiem.

noworocznY sonDaŻ

Stanisław Ziemniak

Krystian Zuber

Zbratanie Podkarpackiego Klubu Golfowego w pracownikami klubu Pure. Trzeci z prawej, wiceprezes Zdzisław Frańczak.

Zespół Tańca KLAPS, gr. młodsza.

Page 5: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r. 5wspoMnienia z wĘŻYkieM cz. 16

loGistYka w ślĄskiM okrĘGu wojskowYMGen. dyw. F. Czekaj

- Marketingu miasta nie da się sprowadzić do promocji miasta. Marketing miasta wymaga konse-kwencji i cierpliwości, gdyż efekty nie pojawią się od razu – uważa prof. dr hab. Rafał Drozdowski - dyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, który 7 grudnia gościł w Rzeszo-wie na zaproszenie Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa. Spotkanie dyskusyjne „Otwarty mikrofon” z udziałem prof. Drozdowskiego zostało zorganizowana w rzeszow-skim ratuszu.

Zdaniem prof. Drozdowskiego, marketing miasta musi być „zawie-szony” między gorzkim realizmem (nigdy Kraków nie będzie Rzymem a Poznań Hamburgiem), a śmia-łym wizjonerstwem (jeśli jest tylko gorzki realizm, najprawdopodobniej skończy się na marazmie, jeśli jest tylko śmiałe wizjonerstwo, najpraw-dopodobniej utracimy kontakt z rzeczywistością i zaczniemy stawać się śmieszni). Marketing miasta nie może ograniczać się do akcji, kam-panii i eventów („jak nie wiesz, co robić buduj aquapark”).

- Marketing miasta staje się sku-teczny, zaczyna przynosić efekty, choć oczywiście nie od razu, dopiero wówczas, gdy opiera się na zrozu-mieniu, czym dziś jest miasto – stwierdził prof. Drozdowski. Według niego najprostsza definicja miasta brzmi: Miasto to zbiór ofert plus zbiór instrukcji „używania miasta”.

Zdaniem poznańskiego socjologa im więcej ofert i im one bardziej są zróżnicowane, tym lepiej. Powinny to być oferty zarówno dla miesz-kańców, jak i dla przyjeżdżających do miasta studentów, dla turystów, dla inwestorów, dla „normalsów” i dla „oryginałów”, dla dorosłych i dla dzieci, dla polityków, dla arty-

stów, dla „poszukiwaczy mocnych wrażeń”, dla zwierząt itd. Ważny jest też zbiór ofert pracy, rozrywki, ofert kulturalnych, edukacyjnych, spor-towych, biznesowych, handlowych, usługowych itd.

Po stronie zakazów i nakazów są te nieoficjalne i te oficjalne. Tworzą one regulamin „używania miasta”, stanowią „reżimy dyscyplinujące” (np. gdzie wolno palić, ile kosztuje nieposprzątanie po swoim czworo-nogu).

Jak to ma się do marketingu miasta? Odpowiedź na tak posta-wione pytanie jest złożona. Miasto jest tym lepiej postrzegane, im lepiej zabezpiecza interesy i potrzeby swoich „użytkowników”, słowem im więcej jest w stanie dostarczyć ofert. Im więcej ofert tym więcej szans i możliwości, tym więcej pluralizmu, tym więcej życia miejskiego i życia w mieście. Im więcej ofert, tym większe prawdopodobieństwo, że pojawią się wśród nich oferty niszo-we. To dobrze, bo są one najbardziej opłacalne dla ich „dostawców”. Miasto jest tym lepiej postrzegane im bardziej jego „instrukcje używa-nia” postrzegane są jako sensowne (służące obronie dobra wspólnego, godzeniu przeciwstawnych racji itd.).

Dla potwierdzenia tezy prof. Drozdowski podał kilka przykładów haseł reklamowych miast, które odniosły spektakularną porażkę. Jednym z nich jest to, dotyczące Poznania. Brzmi ono: „Poznań - miasto know-how”. Jak zauważył socjolog, kampania promocyjna kosztowała 20 mln zł. Jednak miesz-kańcy nie identyfikują się z hasłem, przekręcają je na: „Poznań - mia-sto hau, hau”. Zdaniem profesora, „Poznań - miasto know-how” zosta-ło odczytane jako ukłon w stronę korporacyjnego Poznania, dlatego

wywołało ostrą dyskusję na temat praw do miasta różnych środowisk i równorzędności wielu różnych ofert, nie tylko jednej, biznesowej.

Innowacja może dokonywać się na każdym polu…

Pytany o hasło „Rzeszów stolicą innowacji”, którego jest autorem, odpierając zarzuty krytyków stwier-dził: - W społecznym odbiorze hasła „Rzeszów - stolica innowacji” nie widzę żadnych analogii z tymi poznańskimi. Ci, którzy się z niego śmieją, śmieją się z własnej bezrad-ności. Jeżeli masz ramę do bycia kreatywnym i innowacyjnym, a nie jesteś, to się zastanów. Jeśli Poznań mówi „miasto know-how”, to nie jest to wspólna platforma dla wszystkich, jeśli Rzeszów mówi „stolica inno-wacji” - to każdy może to odczytać dla siebie, bo każdy może prowadzić swoje życie w sposób innowacyjny - w aspekcie gospodarczym, nauko-wym, politycznym, prywatnym. Innowacja może dokonywać się na każdym polu. To hasło odnosi się do każdego. Rzeszów także ma naukową, historyczną i ekonomiczną podstawę do bycia innowacyjnym. Ważnym elementem jest tu mobi-lizowanie, ośmielanie mieszkańców przez władze miasta: to miejsce nie jest stolicą innowacji, ale może być.

Zdaniem prof. Drozdowskiego, niektóre oferty miejskie „zabijają”, a inne w rezultacie zaburzają miasto zamiast je uatrakcyjniać, jak na przykład poznański Stary Browar, który przyspieszył upadek centrum Poznania (stając się de facto nowym centrum miasta). Jedna super oferta przyćmiła sobą setki ofert pomniej-szych. Problem w tym, że i one miały wpływ na wizerunek miasta. Stary Browar zmienił oblicze ul. Półwiejskiej.

Miasto = zBiÓr ofert i instrukcji „uŻYwania Miasta”

- Długo pan szkolił w tym kor-pusie?

- Nie za bardzo. Był to okres ustawicznego reformowania woj-ska. Na przełomie lat 2000 i 2001 władza armijna doszła do wniosku, że pion szkoleniowy jest zbędny. Skoro tak postanowiono restruk-turyzować jednostki, to oznaczało również likwidację szefa szkolenia korpusu.

- Czyli wojaków miał szkolić sołtys z Kłaja czy Kaśka zza rzeki?

- Bez przesady! Dołożono to do obowiązków dowódcy, którego jednak nie odciążono z żadnego z wcześniej przypisanych obowiąz-ków. Nadal odpowiadał material-nie za całokształt, niczym dyrektor firmy państwowej, za gotowość bojową i mobilizacyjną oraz mora-le swojego wojska.

- Naczalstwo uznało, że dowód-ca obija gruchy?

- Aż tak chyba nie. Przecież ćwiczenia zawsze prowadził. Teraz jeszcze musiał osobiscie doglądać szkolenia poddodziałów ze strze-lania, musztry, wf itp.

- Coś musiało zatem nastąpić.- I nastąpiło. W 2001 roku

trafiłem na rozmowy kadrowe do dowództwa Śląskiego Okrę-gu Wojskowego, gdzie ówczesny dowódca wojsk lądowych, gen. broni Edward Pietrzyk wespół z szefem departamentu kadr MON, gen. dyw. Zbigniewem Jabłońskim przedstawił mi trzy propozycje stanowisk wojskowych do objęcia: szefa WSzW w Krakowie, szefa WSzW w Rzeszowie i szefa logisty-ki w Śląskim Okręgu Wojskowym. Bez wahania wybrałem propozycję rzeszowską.

- Ale rozmowy pewnie nie bez powodu prowadzono we Wrocła-wiu?

- Zgadza się. Zaczęło się nakła-nianie mnie do tej logistyki. Jed-nak zdecydowanie optowałem za opcją rzeszowską.

- Czym przekonali?- Szef kadr MON z przejęciem

tłumaczył mi, że jest to wielki eksperyment w armii, no i specy-ficzna ścieżka kariery wojskowej. W taki sposób wsbrew swojej woli zostałem w Śląskim Okręgu Wojskowym.

- Co to znaczyło?- Przyjmowałem stanowisko po

reorganizacyjnym huraganie, który wykosił połowę stanowisk, a tym ktorych oszczędził, obniżył etaty i grupy zaszeregowania. Jednak te porządki personalne powierzono odchodzacemu szefowi logistyki, gen. bryg. Andrzejowi Ratajcza-kowi.

- Dobrze poszło?- Na początku jak po grudzie.

W dodatku dotychczasowi człon-kowie zarzadu logistyki ŚOW, pozostający poza etatem, przy-chodzili, obijali się, pili kawę i stworzyli specyficzną lożę szyder-ców. Wątpili, że ogólnowojskowy generał może poradzić sobie z logistyką. Komentowali wszystkie moje poczynania.

- Jak to zadziałało?- Mobilizująco. Potraktowa-

łem wyzwanie ambicjonalnie. Postanowiłem tę lożę szyderców jakoś wyprowadzić. Z czasem sami wyszli, gdy nie było z czego szydzić.

- Od czegoś trzeba było zacząć.- Pierwsze kroki skierowałem

do podległych jednostek logistyki, czyli rejonowych baz logistycznych ze składami materiałowymi. W jednym z nich zadałem kierowni-kowi pytanie ile litrów paliwa mają w zakopanych zbiornikach. A ten

mi odpowiada, że 5 tys. metrów sześ. Drążę problem i pytam ile metrów sześ. potrzeba do czołgu, a ten mnie oświeca, że 5 DOS-ów.

- To pewnie po to, aby wróg nie zorientował się.

- Okazało się, że wojskowe paliwo mierzy się w: metrach sześ., tonach, DOS-ach i litrach, w zależ-ności od potrzeb.

- Co to jest ten DOS?- Jest to norma dobowego zyży-

cia dla określonego rodzaju sprzętu wojskowego.

- Skomplikowane.- W pewnym momencie powie-

działem, że może w tych metrach sześ. i DOS-ach nie jestem zbyt

biegły, ale niech mi odpowiedzą na i le dni zapas, który mają, wystarczy do działań bojowych dywizji. Zacukał się. Moje było na wierzchu.

- Logistyka to nie tylko paliwo?- To jest wszystko, czego potrze-

buje wojsko do swojego bytu. Od butów, poprzez kwaterunek, wyży-wienie po każdy rodzaj amunicji. Jeśli do tego dołożymy terminy ważności magazynowanej żywno-ści i konieczność pozbycia się jej przed tym terminem, a także jej stałej rotacji w 1/3 stanu, można sobie wyobrazić skalę problemu logistycznego. Oprócz odpowie-dzialności za bieżącą gospodar-

kę tym całym majdanem, czyli zakupy, maga-zynowanie, prze-c h o w y w a n i e , rotację, dystry-bucję, musiałem zająć się opra-cowaniem pla-nów na wypadek wojny.

- Dało się to objąć?

- M u s i a -ło się dać. Na to wszystko są określone precy-zyjnie normy i przepisy, według ktorych trzeba naliczyć wszyst-ko do jednego naboju i jednej k rom k i ogól-nowojskowego chleba oraz litra paliwa. Za tym idzie odpowie-dzialność finan-sowa.

- N i e odezwała się dusza u s p r a w -niacza?

- Ode-z w a ł a . Kierując logistyką zacząłem ją uwojskawiać. Próbowałem dla przykładu zapasy logistyczne prze-liczać na dni walki. Wiele jednak sam nauczyłem się.

- Jaka fama niosła po podległych jednostkach?

- Przekazywali sobie głwnie to, o co będę pytał. Na ile dni wystarczy zapas, jak długo potrwa załadunek batalionu logistycznego, ile pociagów potrzeba, aby wszyst-ko wywieźć? Gdy zaczęli mi to wyliczać, wówczas zrozumiałem, dlaczego bazy logistyczne zaawsze wpadają w ręce wroga w całości. Dlaczego skład wojskowy wybu-dowany w czasie rozbiorów przez Rosjan podczas działań wojennych przechodził w ręce przeciwnika w stanie nienaruszonym. Aby całość wyprowadzić zabrakłoby wagonów w całej DOKP. Poza tym nie byłoby technicznych możliwości załadun-ku, no i trwałoby to miesiącami, a każda wojna ma swoją dynamikę.

- To aż taka skala?- Właśnie! Gdy zorientowa-

łem się w owej skali problemu, zrozumiałem jednoznacznie, że logistyka to poważna sprawa. No bo czyż nie jest uzyteczniejszy rzężący maluch z paliwem od najwyższej k lasy mercedesa z pustym bakiem? Pojąłem także sens sentencji gen. Pattona, który stwierdził, że logistyka nie jest wszystkim, ale wszystko bez logi-styki jest niczym.

Roman Małek

ciąg dalszy na s. 15

sYlwester na DziaŁce

Żegnali stary rok działkowicze z „Małopolanina”.

Page 6: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.6 Echa kulturalne

rzeszowski kalejDoskop kulturalnY. . . t o n i e

c h o d z i o idiotów, któ-rzy mają nas za id iotów, wierząc , że w s z y s t k i e wypowiada-ne przez nich i d i o t y z m y my będziemy bezkry tycz-nie przyjmo-wać. Idiofony

to grupa instrumentów muzycznych, w których źródłem dźwięku jest naciągnięta skórzana mem-brana, metalowa sztabka, drewniany kawałek klocka lub deseczki, które po uderzeniu zaczynają drgać i wydawać – w zależności od wielkości – różnej wysokości głosy. Ta grupa od najprost-szych, wydających dźwięk przedmiotów, rozrosła się do profesjonalnych instrumentów muzycz-nych. Jednym z nich jest marimba. Ma dwie kla-wiatury i wydaje po uderzeniu pałeczkami piękne dźwięki. Bywalcy Filharmonii Podkarpackiej mie-li okazję podziwiać ten instrument i wykonawcę podczas koncertu 9 grudnia ubiegłego roku.

Matka jest pianistką i pedagogiem, ojciec również pedagogiem, od wielu lat związanym z rzeszowską orkiestrą muzykiem, występującym w grupie perkusyjnej. Syn – Jacek Rzym – bo o nim mowa, uczył się muzyki w Rzeszowie. Później studiował w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Obecnie jest również pedagogiem w Zespole Szkół Muzycznych nr 2 w Rzeszowie oraz muzykiem Filharmonii Podkarpackiej. Gra utwory komponowane specjalnie na instrumen-ty perkusyjne. Sam też tworzy taką muzykę. W grudniu zaprezentował, wraz z rzeszowską orkie-strą symfoniczną, napisany przez francuskiego kompozytora, Emmanuela Sejourne, Koncert na marimbę i smyczki. Skomponowany w roku 2005 utwór składa się z dwóch części, wolnej i szybkiej, efektownej, dającej wykonawcy wielkie możliwości popisania się umiejętnościami. Pod pałeczkami Jacka Rzyma instrument brzmiał pięknie, dostarczając słuchaczom dużą por-cję wrażeń estetycznych. Dobrze się stało , że dyrekcja Filharmonii stworzyła temu młodemu wykonawcy możliwość występu przed rzeszowską publicznością.

A teraz o innym instrumencie z grupy idiofo-nów. Do Europy przywędrował aż z Indii. Poprzez kraje bałkańskie zawędrował do Polski. Zadomo-wił się również na Ukrainie, Białorusi i na Litwie. Na trapezoidalnie skonstruowanym drewnianym pudle naciągniętych jest ok 90 strun. Strojone są bądź diatonicznie, bądź też chromatycznie. Struny opierają się na listewkach-podstawkach, a uderza się je palcetkami. Prawa strona tego instrumentu to grupa strun basowych, zaś lewa melodycznych. Co ciekawe, nie ma jednolitego sposobu ich stro-jenia. W Polsce występują w Białostockiem oraz w południowych regionach woj. podkarpackiego. W przeciwieństwie do krajów ościennych, gdzie gry na nich uczą nawet w wyższych uczelniach, u nas na Podkarpaciu zadomowił się w ludowych kapelach, nadając ich brzmieniu niecodzienny koloryt brzmieniowy. Występuje również jako instrument solowy.

Tradycją stało się organizowanie przez rze-szowski Wojewódzki Dom Kultury w połowie grudnia dorocznych spotkań cymbalistów. W minionym grudniu impreza ta odbyła się już po raz trzydziesty. Na tegoroczne spotkanie przyje-chali również instrumentaliści z Ełku, gdzie funk-cjonuje szkółka dla cymbalistów. Wykonawcy z północy, to w większości młodzież i średnie poko-lenie. Na Podkarpaciu „rozrzut” wiekowy jest o wiele większy. Ciągle w świetnej formie są liczący po 81 lat Edward Markocki i Władysław Wojtyna oraz 75-latek Stanisław Szajna. Niewiele ustępu-ją „profesorom” średniacy: Andrzej Jędryczka, Stanisław Tadla. Rośnie młode pokolenie cym-balistów - syn Stanisława Tadli Szymek, Paulina Wojtyna, Andrzej Baran, Emmanuel Orlewicz, no i grająca na tym trudnym instrumencie zaledwie 2 lata Anna Grad.

Podczas tej imprezy była okazja do skon-frontowania sposobu gry na cymbałach w róż-nych regionach. Na północy kraju, będący pod wpływem cymbalistów litewskich, wykonawcy, spadkobiercy Jankiela, grają bardziej delikatnie, „refleksyjnie”. Na Podkarpaciu gra się zdecydowa-nie, mocno, nie zawsze przestrzegając tego, że w muzyce obowiązują zróżnicowania dynamiczne. Jedynie senior Markocki tak potrafi grać. Ale dobrze się dzieje, że bez szumnych i wielkich haseł o konieczności zachowania rodzimej kultu-ry polskiej wsi, są nadal tacy, którym wystarczy dobre słowo i sprawna organizacja imprezy.

finalne iMprezYRzeszów pożegnał 2011 rok dwoma imprezami, mającymi

już bogatą tradycję i cieszącymi się wzięciem u sporej części mieszkańców. Mam na myśli wigilię na rynku oraz noc syl-westrową przed ratuszem. Wigilia 20 grudnia miała bogaty program artystyczny i kulinarny. Młodzież z Centrum Sztuki Wokalnej śpiewała kolędy, dzieci z zespołu „Aksel”, przebrane za anioły, tańczyły, zaś uczniowie Zespołu Szkół Gospodarczych przygotowali odpowiednie potrawy dla około 4 tysięcy osób. Kto chciał, mógł skorzystać i posilić się. Wszystkim złożył życzenia gospodarz wigilii prezydent Tadeusz Ferenc oraz wicemarszałek województwa Anna Kowalska.

Z dużym rozmachem zorganizowano Noc Sylwestrową, rów-nież na rynku, który wraz z estradą stał się w naszym mieście jedną z najaktywniejszych placówek kultury. Oczywiście kultu-ry masowej. Bardzo duża grupa rzeszowian wybiera tę formę żegnanie starego i witania nowego roku. Po prostu wolą te chwile spędzi w tłumie, a przy okazji posłuchać dobrej muzyki i śpiewu w wykonaniu znanych zespołów. Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, jak co roku, złożył wszystkim serdeczne życze-nia noworoczne.

świĄteczne kierMaszeW grudniu było kilka ciekawych kiermaszy. Muzeum Okrę-

gowe zorganizowało wyprzedaż swoich wydawnictw, Wojewódz-ki Dom Kultury proponował rękodzieła artystyczne wykonane przez członków klubu. Kartki świąteczne można było nabyć na kiermaszu w Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym Uniwersyte-tu Rzseszowskiego oraz na rynku w czasie wigilii. Zespół Szkół Plastycznych zorganizował targi świąteczne BuzzArt.

MilleniuM hall wciĄŻ aktYwne3 grudnia na jego dachu wylądował św. Mikołaj. Brak śniegu

zmusił go pewnie do takiego chwytu marketingowego. Znana mi 5-latka była zawiedziona, jej babcia jeszcze bardziej. Wspo-minaliśmy te czasy, gdy przychodził cichcem, przeważnie nocą, często ponoć przez komin. I był prawdziwą niespodzianką. Nie sprostał mu Dziadek Mróz, który w pewnym okresie próbował go „wygryźć” z naszej świadomości. Teraz próbują go zamery-kanizować. Podobnie jak i całą otoczkę świąteczną. Europejska Galeria Sztuki w Millenium Hall eksponowała „Teatr Rysowa-nia” Franciszka Starowiejskiego. Prócz jego płócień wystawione są prace artystów z Podkarpacia. Warto obejrzeć.

sukces teatru przeDMieścieNa XIII Festiwalu Teatrów Amatorkich „Garderoba Białołęki

2011” Teatr Przedmieście z Rzeszowa zdobył cztery nagrody za spektakl „Obietnica”. Aneta Adamska otrzymała specjalną nagrodę za scenariusz i reżyserię. Gratulujemy!

w filharMonii coś inneGoOprócz swoich stałych koncertów programowych oraz spe-

cjalnego koncertu sylwestrowego w jej sali odbyły się innego rodzaju imprezy, np. 4 i 5 grudnia dzieciom zaproponowano muzikal „Królewna Śnieżka”, przywieziony z Białegostoku. Dorosłym zaś komedię pt. „Morderstwo w hotelu” Rona Clarka i Sama Bobricka w reżyserii Jerzego Bończaka.

cYMBalistÓw BYŁo wieluW rzeszowskim WDK odbył się XXX Przegląd Cymbalistów.

Przyjechali z całej Polski, ale najwięcej było z Podkarpacia, które uchodzi za zagłębie grających na tym instrumencie.

juBileusz raDia rzeszÓwRozgłośnia Polskiego Radia w Rzeszowie ma już 60 lat. Z tej

okazji można było poznać ją od kuchni, wziąć udział w audycji na żywo. A także powspominać dawne jej historie. Dyrektorem naczelnym obecnie jest dr Henryk Pietrzak. A ilu było ich przed nim? Trudno zliczyć.

zMiana DYrektoraDyrektorka rzeszowskiej Estrady, Karolina Kędra, złożyła

dymisję, która została przyjęta. Miasto ma ogłosić konkurs na nowego dyrektora. Tyle wiemy z komunikatów. Czekamy na dalsze.

Józef Kanik

z Mojej loŻY

jerzY DYnia

iDiofonY

a wiecie, Że...Kiedy Isaac Newton leżał sobie w

sadzie pod jabłonią, w pewnym momen-cie na jego głowę spadło jabłko. Przyszła refleksja: dlaczego jabłko spadło pionowo w kierunku Ziemi? To dało początek twierdzeniu, że upadek różnych ciał na ziemię i ruch ciał niebieskich są powodowane tą samą siłą, znaną nam obecnie jako zjawisko grawitacji. Tak mówi legenda, której bohaterem jest jeden z najwybitniejszych teoretyków świata, Isaac Newton. Ten prawdziwy geniusz zajmował się matematyką, fizyką, astronomią, a nawet filozofią i Pismem Świętym. W ciągu swego długiego życia sformułował między innymi powszechne prawo ciążenia, odkrył interferencję świa-tła, stworzył podstawy fizyki klasycznej, zasady dynamiki. Równocześnie z Got-friedem Wilhelmem Leibnizem wynalazł rachunek różniczkowy i całkowy. Naraził się Kościołowi, wyrażając swoje wątpli-wości co do pewnych sformułowań Pisma Świętego.

W październiku 2011 roku nakła-dem Konsorcjum Akademickiego (jest

to wydawnictwo trzech uczelni: rzeszowskiej Wyż-szej Szkoły Informatyki i Zarządzania, Wyższej Szkoły Europejskiej w Kra-kowie i Wyższej Szkoły Zarządzania i Admini-stracji w Zamościu) oraz Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych z K ra kowa u k a z a ło s ię pierwsze polskie tłumacze-nie pomnikowego dzieła Newtona – Philosophiae naturalis principia mathe-matica (Matematyczne zasady filozofii przyrody) w tłumaczeniu Jarosława Wawrzyckiego. Ogromne to i odpowiedzialne, a tak-że starannie przygotowane edytorsko przedsięwzięcie rzeszowskiej placówki.

Jerzy Dynia

Jak doniosło najnowsze „Echo Rzeszowa” (12/192) w ratuszu gościł ostatnio prof. dr hab. Rafał Drozdowski z Poznania. Uczony ten wygłosił odczyt na temat „Miasto to nie firma”. –Miasto – twierdzi Profesor – w przeciwieństwie do firmy nie jest niczyją własnością. A na pytanie „czyje jest miasto?” odpowiada, że jest ono, mianowicie, własnością mieszkańców.

Te niezwykle odkrywcze twierdzenia wprawiają wielu rze-szowian w głęboką frustrację. Że też ten genialny człowiek nie mieszka nad Wisłokiem, jeno nad Wartą, gdyż mógłby nas częściej oświecać i może z czasem, nabrawszy rozumu, wyszlibyśmy

z prowincjonalnego zaścianka.Przed trzema laty Rafał Drozdowski był już w Rzeszowie.

Wówczas, w hotelu „Grand”, przy płynących z głośników dźwię-kach bicia serca, padło długo oczekiwane hasło promocyjne miasta: „Rzeszów stolicą innowacji”. Wreszcie dowiedzieliśmy się gdzie mieszkamy. Co za ulga! Jaka wdzięczność! Zachwycone

władze były w euforii niczym pan Jourdain, kiedy niespodzie-wanie dowiedział się, iż mówi prozą. Dziś Profesor twierdzi, że najważniejsze to umieć pokazać się jako ktoś inny, potrafić pośmiać się z siebie trochę (?!). Twierdzi także, iż nie można przeliczać wszystkiego na złotówki, że pewne rzeczy trzeba robić bezinteresownie.

Czuję się skołowany. Jak wiadomo, hasło o innowacyj-ności Rzeszowa Profesor wymyślił nie jako poznański uczony, lecz jako prezes swojej prywatnej firmy „Public Relations”. Za tę usługę skasował 80 tysięcy złotych. Mówi się trudno, Rze-szów dał się nabrać i należało czekać, aż wszystko przyschnie. Zapomnimy o cudotwórcy, który powie: stań się i się stanie. Niestety, powrót Profesora świadczy o tym, że władze Rzeszowa nadal są pod wrażeniem jego nieziemskiej mocy. I że wystarczy nazwać ziemniaka pomidorem, żeby się on w niego przemienił.

Zapewne o Profesorze jeszcze usłyszymy... Józef Ambrozowicz

powrÓt profesora

Fot. Józef Gajda

Page 7: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r. 7Echa kulturalne

nasza Galeria zasŁuŻonYch

MieczYsŁaw koczan1930 – 2011

franciszek rokosz1928 – 1993

Farmaceuta, działacz związkowy i społeczny, urodzil się w Wierzbowej koło Myślenic. Po ukończeniu studiów pracował w Wojewódzkiej Stacji Sani-tarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie w latach 1956-1963 i później od 1967 do śmierci. Był kierownikiem oddziału żywienia zbiorowego.

W latach 1963-1967 dyrektorował Wojewódzkiemu Zarządowi Aptek „Cefarm” w Rzeszowie. Był aktywny na wielu polach działania: przez kilka lat przewodniczył Wojewódzkiemu Zarzą-dowi Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia, w 1964 r. zorganizował pierwszy Bieszczadzki Rajd Służby Zdro-wia, działał w Klubie Oficerów Rezerwy, był bardzo dobrym wykładowcą w Poli-cealnym Studium Medycznym.

Był jednym z najlepszych specjalistów w tej części kraju od zatruć grzybami. Znał jak mało kto prawie wszystkie miejsca grzybodajne w tej części Polski. Miał świetne poczucie humoru i był przyjazny ludziom.

Doktor nauk medycznych urodził się w Rudzie Różanieckiej w powiecie lubaczowskim. Po ukończeniu studiów medycznych w Krakowie z nakazem pracy znalazł się w Rzeszowie 1 paź-dziernika 1955 roku. Pracę rozpoczął w przychodni zakładowej WSK, a „ter-minował” w szpitalu rzeszowskim u dr. Wojciecha Chabinki.

W latach 60. był pierwszym w Rzeszowie ortopedą z drugim stop-niem specjalizacji. Wygrał konkurs na ordynatora oddziału ortopedii. Był jego organizatorem w naszym mieście i województwie. Pod jego kierunkiem 35 lekarzy zdobyło specjalizację drugiego stopnia, 12 z nich zostało ordynatorami.

Odchodząc na emeryturę w 1995 r. pozostawił 74 łóżka (a było 40) i 4 sale operacyjne (zastał tylko jedną), wyposażone w najnowo-cześniejszy sprzęt i aparaturę. Wymieniono prawie 4 tysiące stawów biodrowych, rocznie przeprowadzano około 1200 operacji.

Za pośrednictwem TVP Rze-szów Old Rzech Jazz Band gościł w naszych domach w drugi dzień świąt, w sylwestra i pierwszego stycznia Nowego Roku. To były inne muzycznie klimaty świąteczne, bo artyści z znakomitego zespołu

Jerzego Dyni (saksofon soprano-wy) zafundowali nam ucztę jazzu tradycyjnego instrumentalnie oraz wokalnie z udziałem uzdolnionej solistki Marioli Niziołek, ale w roli wokalistów spisali się jak zwykle udanie perkusista Henryk Wądoł-kowski (także autor wielu tekstów) i gitarzysta basowy Andrzej Warchoł. Oczywiście zagrali także: Tadeusz Karczmarz (klarnet), Sebastian Ziółkowski (puzon) i Ryszard Krużel (banjo).

W tej jakby transmisji na żywo, bo takie miało się wrażenie, z sali kameralnej Filharmonii Podkar-packiej nasi znakomici przewodnicy po obszarach jazzu potwierdzili jak porywająco można moderować nastrój słuchaczy i zawładnąć nimi, grając utwory przypominające jazz dawnych mistrzów z początków XX wieku. Old Rzech Jazz Band oczy-wiście przekazuje to trochę po swo-jemu w rozpoznawalnej aranżacji.

Trafny był pomysł naszej telewizji, by wykorzystać świeżo nagraną płytę DVD zespołu. Muzycy ci już wcześniej nagrali płytę live na CD z koncertu w Przemyślu. Natomiast prawie na co dzień można usłyszeć ten znakomity zespół w dziesiątkach miejsc.

Old Rzech Jazz Band stworzyło jesienią roku 2007 kilku panów, w wieku powiedzmy dojrzałym, których łączyła wspólna pasja two-rzenia, przypomina Henryk Wądoł-kowski. I odtąd razem grają jazz tradycyjny. – A że co niektórzy z nas – dodaje ów gawędziarz perku-sista – mają profesjonalne wykształ-cenie muzyczne, dzielili się zatem wiedzą z pozostałymi, intensywnie wbijając im do głów różne kwinty, seksty i inne charakterystyczne dla jazzu interwały oraz skomplikowane cudeńka. I poziom muzyczny rósł wprost proporcjonalnie do dumy pani Marzeny Stygi (kierującej sło-cińskim Osiedlowym Domem Kul-tury) z posiadania tak znakomitego zespołu, którego nazwa świadczy o przywiązaniu artystów do do swojego miasta, w którym spędzili i przepracowali większość życia i koncertują przy każdej nadarzającej się okazji, potwierdza Jerzy Dynia.

Dla rzeszowian wymyślili „Jaz-zowe Walentynki” oraz „Jazzo-wą Jesień”. Występowali m.in. na festiwalu „Jazz nad Nilem” w Kol-buszowej, podczas „Warsztatów Jazzowych” w Brzozowie, w SCK w Mielcu, w klubie jazzowym w Stalowej Woli. Znakomicie przyj-mowano ich na Ukrainie podczas Międzynarodowego Festiwalu „Jazz, bez...” w Łucku i gdy koncertowali w Filharmonii Lwowskiej, a także w Centrum Kulturalnym w Prze-myślu. W październiku 2011 roku inaugurowali festiwal „Rzeszowskie Klimaty”, grając obok takich gwiazd

na pŁYtach i festiwalachpolskiego jazzu, jak Jan Ptaszyn Wróblewski i Jarosław Śmietana.

talentY annY czenczek

I biegnąc tym świąteczno-nowo-rocznym, ale nie tylko, płytowym tropem, przenieśmy się w obszar dokonań sztuki, których animatorką i organizatorką jest osoba o niespo-żytej energii i talencie artystycz-nym – czyli Anna Czenczek, która stworzyła i kieruje Centrum Sztuki Wokalnej oraz jest zarazem inicja-torką i dyrektorem Rzeszów Car-pathia Festival, międzynarodowej imprezy wokalnej w naszym mieście. W ubiegłorocznej siódma edycji tego festiwalu pierwsze miejsce za przedsiębiorczość w dziedzinie arty-stycznej przyznano właśnie Annie Czenczek, która jest także polskim przedstawicielem międzynarodowej organizacji WAFA TV z siedzibą na Malcie. Wśród laureatów wokali-stów znalazła się rzeszowianka Luiza Ganczarska, która zdobyła nagrodę publiczności.

To dzięki staraniom Anny Czen-czek nagrana została w jej aranżacji oraz Andrzeja Paśkiewicza płyta z podkarpackimi kolędami i pasto-rałkami pt. „Bóg się rodzi w czło-wieku”, na której można usłyszeć solistów i grupę artystyczną z CSW w Rzeszowie z towarzyszeniem zespołu Manitou. Na żywo wystą-pią oni 13 stycznia 2012 r. (piątek) o godz. 18.00 w Teatrze Maska w z koncertem pt. „Kolędowanie – pol-

ski zwyczaj” , według scenariusza Anny Czenczek oraz w jej i Kamila Dobrowolskiego reżyserii. To już 12. premiera spektaklu świąteczne-go, który przygotowała ta artystka. Jej podopieczni z koncertem kolęd wystąpią także w Częstochowie i Lublinie.

Należy przypomnieć, że w listo-padzie ukazała się też płyta pt. „Maszerują strzelcy, maszerują…” nagrana przez solistów i grupę artystyczną CSW z Rzeszowa oraz gimnazjalistów z Nowej Sarzyny i zespół Manitou. Na płycie są pieśni legionowe i żołnierskie o ciekawych aranżacjach wokalnych i instrumen-talnych. Pomysł, opieka artystyczna i przygotowanie wokalne, a także aranżacje wokalne są autorstwa Anny Czenczek, natomiast aranżacje instrumentalne opracował Andrzej Paśkiewicz. A w finale X Ogólnopol-skiego Konkursu Piosenki i Recyta-cji Poezji Legionowej i Żołnierskiej w Warszawie, w którym uczestni-czyło 230 uczniów z całego kraju oraz zespoły artystyczne z placówek kulturalnych i stowarzyszeń. W dziedzinie śpiewu (w kat. wiekowej 15–19 lat) wokalistki z CSW zajęły: I miejsce Mariola Leń, drugie Klaudia Szydełko, a trzecie tez rzeszowianin – Mateusz Buż. Wszystkich laure-atów przygotowała właśnie Anna Czenczek, podobnie jak i zdobyw-czynię drugiego miejsca w dziedzi-nie recytacji Wiktorię Flaumenhaft. Także na XVII Międzynarodowym Festiwalu Piosenkarzy Dziecięcych

i Młodzieżowych w Kielcach (18–20 listopada br.) w gronie laureatów znalazła się uczennica rzeszow-skiego CSW, 8-letnia Alicja Rega, która otrzymała nagrodę dyrektora festiwalu. A wokalistki – Milena Pelc i Anna Wiącek – zaśpiewają w finale międzynarodowego konkursu młodych talentów we Włoszech (6–9 stycznia 2012).

Wśród dziesiątek znaczących festiwali minionego roku warto wspomnieć choćby międzynarodową imprezę , gdy uczennice rzeszow-skiego CSW reprezentowały Polskę w finale XI Światowego Festiwalu Młodych Talentów na Litwie i zyska-ły szczególne uznanie, zdobywając szereg nagród: Anna Wiącek – I miejsce, Justyna Nowak – III, Pau-lina Pieniążek – nagrodę WAFA TV, a Kornelia Stachowska i Marysia Socha wyróżnienia. Ponadto Cen-trum Sztuki Wokalnej w Rzeszowie zostało uhonorowane nagrodą dla najlepszej szkoły. Ten festiwal jest największym wydarzeniem tego typu na Litwie i w całości rejestro-wany zawsze przez litewską telewi-zję. Warto przypomnieć, że w finale tego konkursu już wcześniej z sukce-sami śpiewali uczniowie i absolwenci CSW: w roku 2007 tercet wokalny CSW Mocha (Aleksandra Kołcz, Sabina Nycek, Sara Chmiel) zdobył Grand Prix, w 2008 roku I miejsce – Sara Chmiel (obecnie wokalistka zespołu Łzy), zaś w 2009 roku także I miejsce Joanna Zarembska.

Ryszard Zatorski

W grudniu w Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa odbył się podwójny wernisaż „Balonowe impresje” Zdzi-sława Świecy i „Rzeszów w otworku i „Oblicze” Marcina Lurańca.

zdzisław świeca, którego prezen-towane fotografie zrobiły na mnie duże wrażenie, mówi, że „Przygodę z fotograf ią rozpoczął jeszcze w szkole podstawowej. Fotografia jest

moją pasją i drugim zawodem”. Bie-rze udział w wystawach krajowych i międzynarodowych. Wielokrotnie odznaczany, nagradzany i wyróżniany. Wniósł duży wkład w rozwój rzeszow-skiego środowiska fotograficznego. Jest wykładowcą fotografii na Uniwersy-tecie Trzeciego Wieku w Rzeszowie.

Marcin luraniec, który swoje zdję-cia prezentował na wielu wystawach,

mówi o sobie „Codziennie obserwuję świat i moje fotografie są jakby odbi-ciem tego świata, ale nie do końca lustrzanym. To moja interpretacja istniejącego świata”

Warto zobaczyć wszystkie prezen-towane prace, zwłaszcza „Balonowe impresje” – bajeczny świat kolorowych balonów sfotografowanych w trakcie wielu zawodów. Józef Gajda

w Galerii fotoGrafii

Anna Czenczek

Page 8: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.8

p o l i t e c h n i k a r z e s z o w s k aPol i t e c h n i k a R z e s z ow s k a

początkami sięga 30 września 1951 r. – wtedy bowiem z inicjatywy pracowników Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Rzeszów, zrzeszonych w Stowarzyszeniu Inżynierów i Techników Mecha-ników Polskich, otwarto w Rze-szowie Wieczorową Szkołę Inży-nierską, kształcącą specjalistów

mechaników. Uczelnię tworzono od podstaw w regionie nieposiada-jącym dotychczas żadnych tradycji akademickich. Zlokalizowany w tej części Polski w latach 1936-1939 Centralny Okręg Przemysłowy, mimo działań wojennych, spowo-dował przeobrażenie tego regionu z biednego i typowo rolniczego w region przemysłowo-rolniczy. Tym samym zapotrzebowanie przemysłu na kadrę inżynierską podyktowało niejako warunki powołania w Rzeszowie wyższej uczelni technicznej, a 30 września 1951 r. wyższe studia techniczne rozpoczynało tu 50 osób rekrutu-jących się spośród pracowników WSK.

W wyniku reorganizacji wieczo-rowych szkół inżynierskich w kra-ju, w 1952 r. rzeszowską placówkę podporządkowano Wieczorowej Szkole Inżynierskiej w Krakowie, a po kolejnej reorganizacji wyższego szkolnictwa technicznego w 1955 r. - Politechnice Krakowskiej jako Studium Wieczorowe Terenowe Wydziału Mechanicznego Poli-techniki Krakowskiej z siedzibą w Rzeszowie.

Na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z 18 czerwca 1963 r. z dniem ogłoszenia, tj. 25 czerwca 1963 r. utworzono w Rzeszo-wie Wyższą Szkołę Inżynierską z Wydziałem Ogólnotechnicz-nym i Wydziałem Mechanicznym. Decyzja ta zapoczątkowała dalszy intensywny rozwój uczelni: w 1965 r. utworzono Wydział Elek-

tryczny, przekształcony w 2000 r. w Wydział Elektrotechniki i Informatyki; w 1967 r. Wydział Budownictwa Komunalnego prze-kształcony w 1981 r. w Wydział Budownictwa i Inżynierii Środowi-ska; w 1968 r. Wydział Technologii Chemicznej przekształcony w 1981 r. w Wydział Chemiczny.

W uczelni zwiększyła się liczba

studentów i kadra nauczycieli aka-demickich. Także liczba kierunków studiów i specjalności. W 1972 r. na Wydziale Mechanicznym utwo-rzony został Oddział Lotniczy. Z dniem 1 października 1974 r. rozporządzeniem Rady Ministrów z 19 września 1974 r. została powo-łana Politechnika Rzeszowska im. Ignacego Łukasiewicza.

Do 1988 r. obecny Wydział Budowy Maszyn i Lotnictwa nosił nazwę Wydziału Mechanicznego.

Związane z działalnością tego Wydziału kształcenie pilotów lot-nictwa cywilnego, zaowocowało przejęciem w 1990 r. ówczesne-go Ośrodka Szkolenia Personelu Lotniczego i włączeniem go – na mocy porozumienia ministrów

komunikacji i edukacji narodowej - w strukturę uczelni pod nazwą Ośrodek Kształcenia Lotniczego Politechniki Rzeszowskiej, jako jednostki pozawydziałowej. Zmia-ny te były skutkiem transformacji ustrojowej początku lat dziewięć-dziesiątych XX wieku, w czasach, gdy Ośrodek stał się balastem finansowym dla ówczesnego Mini-sterstwa Transportu i Gospodarki Morskiej.

Najstarsza na Podkarpaciu uczelnia - Politechnika Rzeszow-ska im. Ignacego Łukasiewicza, przejęła w części dziedzictwo Politechniki Lwowskiej i w sierp-niu 2004 r. oddała do użytku Akademicki Ośrodek Szybowcowy w Bezmiechowej, przyjmując za patrona Ośrodka innego wielkiego Polaka – Tadeusza Górę, pierw-szego w świecie zdobywcę Medalu Lilienthala. Na mocy certyfikatu Urzędu Lotnictwa Cywilnego z 29 czerwca 2009 r. w dniu 5 września 2009 r. otwarto w Bezmiechowej (w ramach AOS) Ośrodek Szkole-nia Lotniczego.

Rozwój uczelni, pomimo trud-nych w realizacji przemian ustrojo-wych i gospodarczych, nie ustawał. W sierpniu 1992 r. - jako piąty z wydziałów - utworzony został Wydział Zarządzania i Marketin-gu. Dostosowując ofertę eduka-cyjną do potrzeb rynku pracy, z dniem 1 września 2006 r. utworzo-ny został kolejny wydział: Wydział Matematyki i Fizyki Stosowanej.

Dziś Politechnika zatrudnia 1450 pracowników, w tym 725 nauczycieli akademickich. Uczelnia posiada świetną kadrę dydaktyczną i naukowo-badawczą, bazę labora-toryjną, infrastrukturę. Rzeszów

zaś, stolica województwa, stał się miastem, którego za przyczyną Politechniki Rzeszowskiej tradycje akademickie liczą już 60 lat.

Marta Olejnik

W tym roku uruchomiony został w Politechnice Rzeszowskiej nowy kierunek – bezpiezeństwo, na którym studia rozpoczęła niemal setka studentów. Mają tu przygotowywać się ci, którzy w przyszłosci podejmą pracę we wszystkich służbach i instytucjach parających się zapewnieniem profesjonalnego bezpieczeństwa w ogólnym znaczeniu tego pojęcia.

Prowadzący z tymi studentami zajęcia z historii służb mundurowych, gen. dyw. fryderyk czekaj, zorganizował dla nich nie byle frajdę. Zabrał ich na poligon do Nowej Dęby, gdzie mieli sposobność obser-wowania wszystkich elementów ćwiczenia pododdziałów rozpoznania z ubezpieczenia działań bojowych. Całość rozpoczęła się pokazem

ćwiczeń strzeleckich i najnowszej broni, w tym strzelania snajperskiego. Następnie studenci obserwowali strzelanie ostre z moździeży, działanie bojowych wozów piechoty i na koniec strzelanie na strzelnicy czołgowej.

nowY kierunek

historia politechniki

Politechnika Rze-sz owsk a i nwest uje w najmłodszych. W 2009 roku Uczelnia utworzyła Politech-nikę Dziecięcą, która prowadzi zajęcia tech-niczne, matematyczne, fizyczne i przyrodnicze dla dzieci w wieku 7-12 lat. Zajęcia dla naj-młodszych prowadzone są w sposób prosty i przystępny, służą roz-wijaniu umiejętności kreatywnego myślenia, wzbudzają zaintereso-wanie nauką.

politechnika DzieciĘca

Nowe centrum konferencyjno-biblioteczne PRz.

Studenci bezpieczeństwa obserwują działania BWP.

Nowy samolot dla OKL PRz - ZLIN 242L.

Zajęcia z chemii dla najmłodszych. Fot. M. Misiakiewicz.

Inauguracja roku akad. 1973-74 w WSI.

Pierwsza inauguracja roku akad. w PRz.

Page 9: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r. 9

Politechnika Rzeszowska, to uczelnia wyższa z wieloletnimi tradycjami akademickimi. Dziś uczelnia kształci ok. 16 800 studen-tów, którzy studiują na 6 wydzia-łach. Są to: Wydział Budownictwa i Inżynierii Środowiska, Wydział Budowy Maszyn i Lotnictwa, Wydział Chemiczny, Wydział Elek-trotechniki i Informatyki, Wydział Matematyki i Fizyki Technicznej, Wydział Zarządzania.

Chcąc sprostać oczekiwaniom przyszłych pracodawców Poli-technika Rzeszowska podejmuje działania zmierzające do jak naj-lepszego przygotowania zawodowe-go swoich absolwentów. Studenci mogą wybierać spośród 26 kierun-ków kształcenia, dopasowanych do potrzeb naszego rynku i powsta-jących przy ścisłej współpracy z przemysłem. Co roku w ofercie edukacyjnej Uczelni pojawiają się nowe kierunki i specjalności. Uczelnia kształci w trybie sta-cjonarnym i niestacjonarnym na poziomach: licencjackim, inżynier-skim, magisterskim, doktoranckim i podyplomowym.

Dodatkową zachętą do podję-cia studiów w Politechnice Rze-szowskiej jest oferta kierunków zamawianych. 7 kierunków ma taki status w bieżącym roku aka-demickim, są to: automatyka i robotyka, energetyka, informatyka, inżynieria materiałowa, matematy-ka, mechanika i budowa maszyn, mechatronika. Studenci, którzy zgłoszą udział w kształceniu zama-wianym mają szansę na otrzymy-wanie stypendium motywacyjnego w wysokości 900 zł. Oferowane stypendia są dodatkową formą wsparcia finansowego studentów poza istniejącymi programami stypendialnymi na uczelni.

Pol i t e c h n i k a R z e s z ow s k a zapewnia swoim studentom moż-liwość odbywania ciekawych sta-

ży, które zapewniają łatwiejszy start i doświadczenie praktyczne, niezbędne do zdobywania upraw-nień zawodowych. Dzięki umo-wom podpisanym z 20 krajami, w ramach programu ERASMUS, studenci mogą również odbywać praktyki oraz część studiów na uczelniach zagranicznych.

Studenci Politechniki Rzeszow-skiej mogą rozwijać swoje zain-teresowania w ponad 40 kołach naukowych oraz organizacjach studenckich, takich jak: Samorząd Studencki, Akademickie Radio i

Telewizja „Centrum”, Studencki Zespół Pieśni i Tańca Połoniny, Chór Akademicki, czy Klub Uczel-niany Akademickiego Związku Sportowego. Kampus studencki z bogato wyposażonymi domami studenckimi, nowoczesnym kom-pleksem sportowym oraz Klubem Studenckim PLUS zapewnia stu-dentom doskonałe zaplecze bytowe.

Ścisła współpraca Uczelni z partnerami zewnętrznymi i ośrod-kami badawczymi przyczynia się

do odpowiedniego przygotowania studentów w zakresie znajomości nowoczesnych technologii oraz narzędzi wspomagających pracę inżyniera. Bogato wyposażone laboratoria, które zostały ostat-nio doposażone w nowoczesną aparaturę naukową, zakupioną za kwotę około 300 mln złotych ze środków funduszy europejskich oraz uzyskiwane certyfikowane akredytacje pozwalają na pro-wadzenie badań na światowym poziomie. Przykładem znakomitej współpracy nauki z przemysłem jest Uczelniane Laboratorium Badań Materiałów dla Przemysłu Lotniczego działające w zakresie badań materiałów i technologii materiałowych, zarówno z polski-mi, jak i zagranicznymi firmami w obszarze lotnictwa, kosmonautyki, uzbrojenia i dziedzin pokrewnych.

Niekwestionowanym sukcesem Politechniki Rzeszowskiej jest liczba jej absolwentów – ponad 50 tys. „Kwalifikacje naszych studen-tów są wysoko oceniane na rynku pracy. Absolwenci uczelni znajdują zatrudnienie w państwowych i prywatnych przedsiębiorstwach przemysłowych, firmach zagra-nicznych, szkołach wyższych oraz instytutach naukowych. Coraz bar-dziej otwierają się dla nich rynki europejskie, gdzie zapotrzebowanie na kadrę techniczną jest ogromne” – wyjaśnia Rektor Uczelni, prof. Andrzej Sobkowiak.

Politechnika Rzeszowska stara się zapewnić swoim studentom jak najlepsze warunki do studiowania. 17 października 2011 roku został oficjalnie przekazany do użytku budynek Regionalnego Centrum Dydaktyczno-Konferencyjnego i Biblioteczno-Administracyjnego. To nowoczesne centrum obejmuje bibliotekę techniczną, pomiesz-czenia dydaktyczne, laboratoria oraz część administracyjną, a jego budowa współfinansowana była ze środków Unii Europejskiej.

Dobrze wyszkoleni inżyniero-wie z innowatorskimi pomysłami i chęcią działania, to wkład w rozwój regionu. Politechnikę Rze-szowską tworzą ludzie. Uczelnia rozwijała i rozwija się tak inten-sywnie dzięki wysiłkowi i zaan-gażowaniu wielu pokoleń osób. Wysoko wykwalifikowana kadra akademicka, to ogromny poten-cjał Uczelni, który w połączeniu z dążeniem do zdobywania wiedzy sprawia, że Politechnika Rzeszow-ska jest liderem regionu w zakresie jakości i efektywności kształcenia technicznego na Podkarpaciu.

Stanisława Duda

p o l i t e c h n i k a r z e s z o w s k a

nowY kierunekMogli bezpośrednio poznać sprzęt wojskowy, a nawet żołnierze urządzili dla wszystkich chętnych przejażdżkę bojowymi wozami piechoty.

Na studentach zrobiło to spore wrażenie. Twierdzili, że oglądnięcie działań na żywo i możliwość porozmawiania z żołnierzami zawodowymi, to zupełnie inna sprawa. Na zakończenie zostali uraczeni prawdziwie wojskową, smakowitą grochówką i gorącą herbatką z pączkami.

Roman Małek

najstarsza uczelnia

to BYŁ DoBrY wYBÓrNa studia w Rzeszowie zdecydo-

wałem się już kończąc gimnazjum, kiedy to będąc uczestnikiem pod-stawowego szkolenia szybowcowego w moim aeroklubie dowiedziałem się o uczelni w Rzeszowie kształcącej pilotów. Uczęszczając do liceum i zdobywając powoli doświadcze-nie jako pilot szybowcowy, tylko utwierdzałem się w przekonaniu, iż studia w Rzeszowie to dobry wybór. Choć, gdy aplikowałem po maturze na wyższe uczelnie, Poli-technika Rzeszowska nie była już jedyną uczelnią w kraju kształcącą pilotów cywilnych, to jednak za jej wyborem przemawiało ponad 30-letnie doświadczenie w szkoleniu lotniczym.

Od uczelni oczekiwałem przede wszystkim profesjonalnego przygo-towania do pracy w branży lotniczej i choć z czasem wybrałem inną specjalność, to gdybym ponownie

miał wybierać uczelnię wyższą, nie zmieniłbym zdania. W ciągu ostat-nich 4 lat nie zawsze było łatwo, zdarzały się tygodnie, gdy każdego dnia po przyjściu z zajęć trzeba było przesiedzieć nad książkami do późnej nocy przygotowując się do egzaminu z matematyki, czy instalacji pokładowych, lub do zajęć laboratoryjnych z termodynamiki. Jednak pasja do lotnictwa zawsze dodawała sił i motywacji.

Wolny czas, którego poza sesją egzaminacyjną nie brakuje zawsze staram się przeznaczać na spotkania ze znajomymi i działalność w orga-nizacji studenckiej, oczywiście zwią-zanej z lotnictwem. Choć do końca studiów pozostał mi jeszcze rok, już powoli zaczynam odczuwać, że okres studiów dobiega końca. Myślę, że uczelnia dobrze przygotowała mnie do pracy w charakterze inży-niera lotnictwa. Patrząc na ilość firm

związanych z lotnictwem w naszej okolicy, myślę, że ani ja, ani moi koledzy z roku nie będziemy mieć problemu ze znalezieniem pracy po studiach. A kiedy już rozpoczniemy pracę, z pewnością będziemy wspo-minać okres studiów jako jeden z najlepszych w życiu. Okres rozwija-nia własnych pasji i zainteresowań, spotkania z ciekawymi ludźmi, zdobywania cennego doświadcze-nia i wiedzy, stanowiący egzamin własnej samodzielności, dojrzałości i odpowiedzialności za siebie, okres przygotowania do dorosłego życia.

Aleksander Pytel

Student IV roku Wydziału Budo-wy Maszyn i Lotnictwa, prowadzący spotkanie z Kapitanem Tadeuszem Wroną, naszym absolwentem w Politechnice Rzeszowskiej w dniu 20 grudnia 2011 r.

Nowe centrum konferencyjno-biblioteczne PRz.

Studentki PRz na wozie bojowym.

Rektor prof. Andrzej Sobkowiak

Prezydent RP Bronisław Komorowski uczestniczy w inauguracji roku akademickiego. 2011/2012.

Fot. archiwum Politechniki

Page 10: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.10

18 grudnia w osiedlu Załę-że odbyło się pierwsze spotka-nie wigilijne mieszkańców tego osiedla. Na wieczerzę wigilij-ną przygotowano wiele potraw. Dyrektor ODK Załęże – Pobit-no, anna Małecka, organizator spotkania wigilijnego wylicza: pierogi, barszcz z uszkami, żurek

z grzybami, kapusta z grochem, śledzik, kompot z suszu, piernik i makowiec.

Zanim jednak przystąpiono do wieczerzy duchowni z Załęża złożyli mieszkańcom życzenia i wszyscy połamali się opłat-kiem. Koncert kolęd w wykonaniu zasłużonego Zespołu Śpiewaczego

„Kumoszki” uświetnił to bardzo miłe spotkanie, na które przybyło wielu mieszkańców.

Dyrektor Małecka zaprosiła wszystkich na kolejne spotkanie 8 stycznia 2012. Będzie to wieczór kolęd. Program tego wieczoru jest bardzo interesujący.

Tekst i fot. Józef Gajda

wiGilia w zaŁĘŻu

Mikrus, jak wiele innych samo-chodów, powstał w okresie tak zwanej odwilży gomułkowskiej. Nastąpiło wówczas otwarcie na zagranicę. Sprawa produkcji samo-chodu mikrus wypłynęła dosyć przypadkowo. Po odwilży, o której wspomniałem, drastycznie spadła produkcja zbrojeniowa, fabryki pil-nie poszukiwały produktu, który podtrzymałby chwilową recesję. W rzeszowskiej WSK produkowa-no wirówki do mleka, motocykle żużlowe FIS i różne inne bardziej lub mniej przydatne rzeczy.

Przypadek zrządził, że grupa inżynierów rzeszowskiej WSK w 1957 r. uczestniczyła w Rajdzie Tatrzańskim, gdzie startowała też m.in. ekipa z Niemieckiej Republiki Federalnej na małych samochodach goggomobil. Po powrocie z rajdu, ekipa rzeszowska z fotografiami tego autka trafiła do naczelnego dyrektora WSK inż. Wilanowskiego, który zadecydował o produkcji tegoż samochodu. W rzeszowskiej WSK samochód pro-jektowano na bazie zakupionych w Niemczech dwóch samochodów goggomobil i jedną sztukę BMW--isseta. Wybrano goggomobila, rozebrano na części i na jego bazie, upraszczając część podzespołów, stworzono dokumentację mikrusa.

W pierwszej połowie roku 1958 WSK zakończyła produkcję stu pojazdów oraz wersję limuzyna i kabriolet, które zostały zapre-zentowane władzy w osobie pre-miera Józefa Cyrankiewicza i wicepremiera Piotra Jaroszewicza. Obaj testowali samochody przez godzinę jężdżąc po Warszawie. Chwalili konstrukcję pojazdu, lecz premier zganił wysoką hałaśliwość silników.

Nadzieja na produkcję dużej ilości mikrusów była ogromna. Planowano, że produkcja tych aut w 1959 r. miała osiągnąć 5000 szt. Wybudowano dużą halę w Mielcu z przeznaczeniem na produkcję, lecz produkcja trwała tylko do 1960 roku. Przyczyną zaprzestania były względy ekono-miczne. Potrzebne były naklady inwestycyjne. Zaś na inwestycje w Mielcu nie zgadzały się zakłady FSO, a jako dodatkową przyczynę podawano wzrost produkcji zbro-jeniowej.

Dzisiaj istnieją przynajmniej dwie odmienne teorie dotyczące

zakończenia produkcji. Mikrus był wystawiony w 1959

r. na Międzynarodowych Tar-gach Poznańskich, podczas któ-rych był bardzo dobrze oceniony, zachwycano się nim. W 1959 r. mikrus miał być zaprezentowany w Moskwie na Polskiej Wystawie Przemysłowej z okazji XV-lecia PRL, lecz w ostatniej chwili został zdjęty z ekspozycji. Dokładnie nie wiadomo dlaczego zrezygnowano z wystawienia mikrusa. Istnieje opinia, że wpływy ZSRR i wyda-rzenia w czasie wystawy miały duże znaczenie dla produkcji mikrusa. Powodem zaprzestania produkcji mogło być to, że Polska inicjatywa produkcji własnego auta nie była politycznie poprawna, tym bardziej, że w czasie wystawy pojawiły się w prasie radzieckiej pozytywne opinie o mikrusie oraz krytyczne opinie o dużych trudno-ściach we wdrażaniu do produkcji zaporożca. Teza o konkurencji dla zaporożca, którego silnik był ponad 2 razy większej pojemności niż silnik mikrusa, nie wydaje się prawdopodobna.

Motywami najbardziej prawdo-podobnymi zaprzestania produkcji mogły być roszczenia niemieckiej

firmy Glas, która domagała się od naszych władz wykupu licencji na dalszą produkcję mikrusa. Firma Glas produkowała w tym czasie goggomobila, na którym częściowo wzorowano konstrukcję naszego auta, którego silnik był kopią jednej z zachodnich produkcji. Moskiewska ekspozycja mogła wywołać międzynarodowy skan-dal. Utrzymywanie nielegalnej produkcji i eksponowanie samo-chodu w Moskwie jako dorobek XV-lecia PRL mogło mieć złe reperkusje na zachodzie, a Polska w tym czasie podpisywała wiele umów z państwami zachodnimi. To właśnie było przyczyną zaprze-stania produkcji. Firma Glas wciąż dopominała się wykupu licencji.

W ciągu trzech lat produk-cji powstało 1728 samochodów mikrus, w tym 2 kabriolety i prototyp auta ciężarowego. Obec-nie mogło zachować się kilka lub więcej sprawnych egzemplarzy, oraz kilkadziesiąt niejeżdżących, czekających na remont lub rekon-strukcję, ale dużo tych aut rdze-wieje i czeka na ratunek.

Ryszard Lechforowicz

Jednym z większych osiedli Rzeszowa jest Baranówka. Poło-żona jest na północno-zachodnich krańcach miasta, na terenach dawnej wsi należącej kiedyś do dworu w Staromieściu. Osiedle to usytuowane jest między ulica-mi: Miłocińską, Przy Torze, al. Wyzwolenie, Tarnowską i kawał-kiem ulicy Krakowskiej.

Jest to jedno z najczystszych osiedli w Rzeszowie, w czym bar-dzo duża zasługa administracji osiedla i personelu utrzymującego czystość w blokach i terenach przyblokowych oraz samych mieszkańców. Istniejące bloki są sukcesywnie modernizowane, uno-wocześnianie, podobnie jak ciągi chodnikowe wzdłuż budynków oraz przy górce saneczkowej.

W niedługim czasie oddane zostanie do użytku sztuczne lodo-wisko mieszczące się przy ulicy Starzyńskiego, na terenie szkol-nym przy pływalni Muszelka. Z lodowiska będą mogli korzystać mieszkańcy osiedla i młodzież szkolna oraz najmłodsi. Lodowisko będzie oświetlone, co umożliwi korzystanie z niego do późnych godzin wieczornych. Istotne jest, aby zostało oddane przed feriami zimowymi.

Na terenie osiedla, w kwadra-cie ulic Osmeckiego, Brydaka, Starzyńskiego, znajduje się plac – łąka, na której przed paru laty było betonowe boisko piłkarskie, obec-nie zlikwidowane, a nawierzchnia jest zniszczona. Od kilku lat samo-rządowa rada osiedla co roku we wnioskach do rady miasta składa propozycje o zagospodarowanie

placu po boisku i wybudowanie w tym miejscu dwóch asfalto-wych kortów tenisowych. Wokół tego placu stoi nieczynne 8 lamp i sterownik do automatycznego wyłączania świateł. Mimo, że jest to teren miasta, spółdzielcza administracja osiedla chce pomóc w uruchomieniu tego obiektu, ale póki co, Rada Miasta skreśla tę inwestycję z planów i obiekt ten nadal stoi i niszczeje. Szkoda, bo można byłoby małym nakładem środków mieć w tutejszym osiedlu jeszcze jeden obiekt sportowy, któ-ry byłby na pewno często wykorzy-stywany przez mieszkańców.

Osiedle to jest nie tylko tylko sypialnią Rzeszowa. Ze względu na nowe budownictwo jest w nim coraz więcej młodych małżeństw, dzieci i młodzieży, dla których brak jest placów zabaw z prawdzi-wego zdarzenia.

Rada samorządowa oraz Admi-nistracja Osiedla Baranówka RSM wraz ze Spółdzielczą Radą Osiedla kilkakrotnie wnosili propozycje do miasta o utworzenie parku i placu zabaw w rejonie potoku Przyrwa, po lewej stronie ulicy Obrońców Poczty Gdańskiej, jednak w pla-nach na rok przyszły miasto rów-nież nie ujęło tej propozycji. Jedy-nie wykonano nasadzenia po pra-wej stronie ulicy Obrońców Poczty Gdańskiej, wzdłuż Przyrwy. Tego terenu, mimo tych nasadzeń, nie można nazwać parkiem, gdyż brak jest alejek, ławek, oświetlenia, zaś teren ten obecnie służy jedynie jako wybieg dla psów.

Ryszard Lechforowicz

sen o MotorYzacji

utruDnia BuDowĘ autostraDY

Do dramatycznego wydarzenia doszło, gdy zdaniem wojewody Mirosława Karapyty, starosta powiatu rzeszowskiego blokował jedną z najważniejszych inwesty-cji w naszym mieście, jaką jest budowa autostrady w regionie. Autostrada od węzła Rzeszów Zachód (Mrowla) przez węzeł Rze-szów Centrum do węzła Rzeszów Wschód (Terliczka) ma być bez-

płatną północną obwodnicą Rze-szowa. Niestety, cały ten odcinek leży na terenie powiatu rzeszow-skiego i dlatego starosta powiato-wy i Rada Powiatu zdominowana przez PiS postanowili zablokować budowę, aby dokuczyć prezyden-towi Ferencowi. Pretekstem była dewastacja dróg powiatu.

Zdzisław Daraż

BaranÓwka iV

ale ślizGawka!Lodowisko w Millenium Hall cieszy się sporą popularnością.

Fot. Józef Gajda.

Page 11: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r. 11Spotkania z przeszłością

22 stycznia 1921 - urodził się Krzysz-tof Kamil Baczyński, pseud. Jan Bugaj, poeta, prozaik, harcerz, żołnierz batalionu „Zośka” i „Parasol”, jeden z przedstawicie-li pokolenia Kolumbów.

20 stycznia 1927 - II LO nadano nazwę Państwowe Gimnazjum im. Stanisława Sobińskiego. II Gimnazjum obrało profil humanistyczny. 6 listopada wmurowano w budynku szkoły tablicę pamiątkową z nazwiskami 3 profesorów i 50 uczniów, poległych w latach I wojny światowej.

19 stycznia 1945 – komendant główny AK, gen. Leopold Okulicki „Niedźwia-dek”, wydał rozkaz o rozwiązaniu struktur Armii Krajowej.

1 stycznia 2006 - zmiana granic mia-sta, do Rzeszowa zostały przyłączone sołectwa Słocina i Załęże. Powierzchnia wzrosła do 68 km kw., a liczba ludnosci do 163,5 tys.

1 stycznia 2007 - zmiana granic mia-sta, do Rzeszowa została przyłączona część Przybyszówki. Powierzchnia wynosi 77,2 km kw. a liczba mieszkańców wzrosła do 165 tys.

1 stycznia 2008 - zmiana granic mia-sta, do Rzeszowa została przyłączona pozostała część Przybyszówki oraz Zwię-czyca. Powierzchnia wynosi 91,5 km kw. a liczba mieszkańców wzrosła do 170 tys.

1 stycznia 2009 - zmiana granic miasta, do Rzeszowa zostało przyłączo-ne sołectwo Biała. Powierzchnia miasta wynosi 97,56 km kw. a liczba mieszkań-ców wzrosła do 173 tys.

1 stycznia 2010 -zmiana granic miasta, do Rzeszowa zostało przyłączone sołectwo Budziwój i część Miłocina. Powierzchnia Miasta wynosi 115,8 km kw. a liczba mieszkańców wzrosła do 178 tys.

4 stycznia 2010 - zakończono pra-ce nad mieszczącym się w Rzeszowie „Podkarpackim Portalem Pracy”. Odwie-dziło go ponad 55 000 niepowtarzalnych użytkowników - w bazie portalu znajduje się 568 instytucji z terenu Podkarpacia (95% wszystkich aktywnych instytucji rynku pracy w regionie), spośród których z funkcji portalu aktywnie korzysta już ponad 300;- swoje cv na portalu zamieści-ło ponad 400 osób poszukujących pracy.

k a l e n D a r i u M

Konf likt polsko-ukraiński wywołali Austriacy przekazując władzę nad Lwo-wem Republice Ukraińskiej. Przyjęta przez rząd polski w latach dwudziestych polityka inkorporacyjna do Ukraińców, nie sprzy-jała polityce porozumienia obu narodów. Antagonizowanie Ukraińców z Polską kontynuowali sowieci, a później Niemcy. Bez wątpienia główną odpowiedzialność za ludobójczy atak na Polaków ze strony UPA ponoszą nacjonaliści ukraińscy wykorzysty-wani przez Stalina i Hitlera.

poczĄtek konfliktu. jak zafaŁszowano

liniĘ curzona?Podczas II wojny światowej nacjonaliści

ukraińscy, głównie spod znaków Organi-zacji Ukraińskich Nacjonalistów, stanęli po stronie hitlerowskich Niemiec, łudząc się nadzieją, że z ich pomocą zniszczą raz na zawsze Polskę i Polaków oraz zbudują państwo ukraińskie, ciągnące się od Kra-kowa aż po Don i Kaukaz. Ich ramieniem zbrojnym stała się Ukraińska Powstańcza Armia (UPA).

Dokonali zbrojnej agresji na wschodnie tereny Polski. Chcieli mieć Ukrainę obej-mującą także ziemie poza Sanem i Bugiem, Bieszczady, Ziemię Przemyską, Ziemię Lubaczowską i Ziemię Chełmską, nazy-wając te ziemie Zakierzonią (od nazwiska lorda Curzona). To ziemie, które weszły w skład państwa polskiego na podstawie postanowień traktatu ryskiego z 1921 r., były podminowane przez całe międzywo-jenne dwudziestolecie irredentą litewską i ukraińską, mającą swe oparcie nie tylko w roszczeniach terytorialnych Litwy i Ukrainy,

lecz także w stanowisku Wielkiej Brytanii, obawiającej się zbyt silnej Polski. To właśnie brytyjski minister spraw zagranicznych, lord Curzon, publicznie nalegał na Polskę zarówno w 1919 r. jak i latem 1920 r., aby zrezygnowała z tych ziem.

W Polsce znane jest dobrze pojęcie Linia Curzona. Nakreślono ją na konferencji ambasadorów w lipcu 1920 r. w belgijskim Spa. To na tej konferencji przedstawiciele mocarstw zachodnich – Francji i Wielkiej Brytanii uznali, że rzeka Bug winna być granicą, na której mają się zatrzymać nacie-rające wojska bolszewickie i tę granicę te państwa zgadzały się tolerować. Natomiast w dzień później po tych postanowieniach, Dawid Lloyd George, premier Anglii, z inspiracji swego doradcy, syjonisty lorda Namiera, wysłał do Moskwy sfałszowaną propozycję zmiany tej granicy. Fałsz polegał na tym, że projekt granicy proponowanej 10 lipca zostawiał po polskiej stronie cały region Lwowa razem z tym miastem, a gra-nica z 11 lipca przydzielała Lwów sowietom.

Jak pisze Norman Dawies - Lewis Namier kilka lat później miał się chwalić, że to on, a nie lord Curzon, jest autorem linii Curzona (str.201). W dwadzieścia lat później Stalin miał w ręku ten dokument, popierając nim ustalenia odnośnie wschodniej granicy Pol-ski w Teheranie i w Jałcie.

Kim był ów Namier? Ludwik Bernsztajn Niemirowski, historyk brytyjski, pocho-dzący z polskiej rodziny żydowskiej. W latach 1915-1920 był zażartym antypolskim syjonistą i szkodził Polsce, jako młody doradca Loyd George'a. Lord Curzon miał więc niewiele wspólnego z opisanym usta-laniem wschodniej granicy Polski. Mimo to, że posłużono się jego nazwiskiem w czasie proponowania Linii Curzona.

jak stalin wYtYczaŁ polskĄ wschoDniĄ GranicĘ?

Atak ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. zaskoczył polskie władze i wojsko. Nie zdawano sobie sprawy z tajnych ustaleń nie-miecko-sowieckiego paktu o podziale Polski, wierzono w pomoc sojuszników i potencjał obronny naszej armii. W wyniku nieuzasad-nionego najazdu sowieckiego, który złamał pakt o nieagresji, polskie Kresy Wschodnie znalazły się, w odróżnieniu od reszty Pol-ski, pod okupacją sowiecką. Powodem tego stanu rzeczy był podpisany w Moskwie 23 sierpnia tajny protokół Paktu Ribbentrop--Mołotow, który regulował przebieg linii demarkacyjnej między Niemcami a ZSRR wg. Ludwika Bernsztajna Niemirowskiego.

Pierwsze hasła antypolskie na tych zie-miach zostały rzucone przez Armię Czer-woną w odezwie Siemiona Timoszenki z września 1939 r. skierowanej do ludności ukraińskiej. Mówiła ona: "(...) Bronią, kosa-mi, widłami i siekierami bij odwiecznych swoich wrogów - polskich panów, którzy przekształcili twój kraj w bezprawną kolo-nię, którzy ciebie polonizowali, w błocie zdeptali twoją kulturę i zamienili ciebie i twoje dzieci w bydło, w niewolników. Nie powinno być miejsca na ziemi Zachodniej Ukrainy dla panów i półpanków, obszar-ników i kapitalistów. Bierzcie w swoje ręce pańską ziemię, pastwiska, łąki i wygony. Zrzucajcie władzę obszarników, bierzcie władzę w swoje ręce, decydujcie sami o swoim losie...".

Było to pierwsze nawoływanie do póź-niejszego wołyńskiego ludobójstwa. Hasła te nie odniosły natychmiastowego skut-ku, ponieważ około 100 tys. Ukraińców walczyło w szeregach wojska polskiego z Niemcami.

ZSRR 7 października 1939 zorganizował wybory, które w realiach państwa totali-tarnego były tylko drwiną z demokracji. Przebiegały one pod hasłem konfiskaty ziemi obszarniczej, fabryk, banków oraz przyłączenia tych obszarów do ZSRR. Przy-jęło dekret, w myśl którego obywatele polscy zamieszkujący zachodnie obwody Ukrainy i Białorusi automatycznie stawali się obywa-telami tego państwa. Wprowadzono także przymus posiadania paszportów wewnętrz-nych przez obywateli II RP, którzy w wyni-ku wojny znaleźli się na tych terenach. Akcja rejestracyjna z tym związana była podstawą do późniejszych policyjnych represji NKWD (w tym masowych wywózek z roku 1940).

Kiedy Niemcy parli na Moskwę, Stalin chciał negocjować z Sikorskim sprawę granic. Dodatkowo podczas rozmów z Sikorskim w grudniu 1941 w Moskwie zaproponował mu Stalin w kwestii teryto-rialnej: "jeśli wy ustąpicie czut' czut' to i my (tzn. ZSRR) ustąpimy czut' czut'.” Nie-którzy historycy twierdzą, że niepodjęcie przez Sikorskiego w roku 1941 tego tematu było błędem i jeżeli można było coś kiedyś uzyskać w sensie terytorialnym od Stalina, to jedynie wówczas, gdy Niemcy parli wgłąb państwa sowieckiego.

Ostatnio ujawniono tajny dokument, projekt protokołu do radziecko-brytyjskiego układu sojuszniczego z roku 1941. Brzmi on następująco: strona radziecka dopuszcza możliwość pozostawienia w składzie Polski Lwowa pod warunkiem przekazania ZSRR Białegostoku i Wilna lub przekazania Pol-sce Wilna i Białegostoku z pozostawieniem Lwowa w ZSRR.

Zdzisław Daraż

zawierucha na wschoDniM poGraniczu cz. i

Kościołowi rzymskokatolickie-mu na Ukrainie przyszło funkcjo-nować w bardzo trudnych warun-kach społeczno-politycznych. Meandry historyczne Ukrainy powodują, że różna jest także rola poszczególnych Cerkwi w etnicz-no-kulturowym rozwoju narodu ukraińskiego w XX wieku. Jak w tej trudnej sytuacji odnajdywał się i odnajduje Kościół rzymsko-katolicki?

Ważną datą jest 16 stycznia 1991 roku, kiedy to papież Jan Paweł II, po rozmowach z Gorba-czowem, ogłosił istnienie struktur kościelnych Cerkwi greckoka-tolickiej i Kościoła rzymskoka-tolickiego. Potwierdził istnienie biskupów unickich i łacińskich, którzy działali nieoficjalnie w podziemiu, oraz mianował nowych biskupów rzymskokatolickich dla Lwowa, Kamieńca Podolskiego i Żytomierza. Dwadzieścia lat

współegzystowania na Zachodniej Ukrainie bratnich Kościołów: rzymskokatolickiego i grecko-katolickiego nie jest wolne od napięć i sporów. Dochodziło czę-sto i nadal dochodzi do bardzo nieprzyjemnych sytuacji. Gdy biskupi rzymskokatoliccy, na czele z arcybiskupem metropolitą lwow-skim, zaczęli wysuwać postulaty do władz o zwrot zabranych przez władze komunistyczne świątyń i budynków sakralnych, napotykało to na wielki sprzeciw szczególnie we Lwowie, gdzie władze były przeciwne wznowieniu hierarchii rzymskokatolickiej i doprowadziły nawet do zablokowania ingresu metropolity 6 kwietnia 1991 roku. W wielu miejscowościach świą-tynie rzymskokatolickie, wbrew obowiązującemu prawu Ukrainy, zostały przekazane grekokatolikom lub innym wyznaniom. Wywołało to wiele nieporozumień i awantur.

Przykładów jest bardzo wiele, jak choćby Tarnopol, Brody, Komar-no czy Lwów (m.in.: kościół św. Magdaleny i św. Elżbiety). W tym ostatnim mieście łacińskie status quo nie zmieniło się od czasów wojny. Kościołowi rzymskokato-lickiemu nie zwrócono żadnego kościoła.

Optymizmem napawa fakt, że sytuacja wyznaniowa na Ukrainie powoli się normalizuje. Dawne ste-reotypy odchodzą do historii. Wie-le argumentów przeciw Kościołowi rzymskokatolickiemu jest już nieaktualnych. Kościół nie jest postrzegany jako kościół polski, gdyż do niego należą przedstawi-ciele różnych narodowości. Ducho-wieństwo i siostry zakonne nale-żące do tego Kościoła pochodzą z rodzin mieszanych narodowo-ściowo i wyznaniowo. Zadaniem Kościoła jest zmieniać stereotypy myślenia ludzkiego, budowanie

zgody, wzajemnego zrozumienia, tolerancji i pluralizmu.

To, co najbardziej martwi kon-kurencję Kościoła rzymskokato-lickiego, a w sposób szczególny hierarchów i duchownych Cerkwi greckokatolickiej, to fakt, że garną się do niego już nie tylko Polacy. Należą do niego Ukraińcy, Rosja-nie, Węgrzy, Słowacy, Niemcy oraz wiele innych mniejszości naro-dowych. Język liturgii w Kościele rzymskokatolickim jest dosto-sowany do wiernych. W wielu świątyniach łacińskich msza św. sprawowana jest zarówno w języku polskim, jak również ukraińskim, angielskim, czy węgierskim lub niemieckim. O różnorodności etnicznej tegoż Kościoła świadczy także pochodzenie narodowościo-we hierarchii i duchowieństwa.

W tym kontekście niezrozu-miałe wydają się protesty niektó-rych środowisk kwestionujących

dopuszczenie do liturgii j. ukra-ińskiego w łacińskiej katedrze we Lwowie. Tym bardziej, że coraz częściej obserwuje się bardzo cie-kawe zjawisko. Otóż Kościół rzym-skokatolicki na Ukrainie postrze-gany jest jako bardziej atrakcyjny przez osoby, które nie należą do żadnego wyznania. Duża część inteligencji woli Kościół łaciński aniżeli bizantyjski: prawosławny czy greckokatolicki. Mówią, że Kościół łaciński jest bliżej ludzi przez jasność i czytelność liturgii. Warto zaznaczyć, że duchowień-stwo łacińskie: kapłani i siostry zakonne, są dobrze przygotowani do pracy duszpasterskiej. Obecnie na Ukrainie jest głód wartości reli-gijnych jako efekt ateizacji, dlatego tak chętnie słucha się informacji o Bogu i religii.

kościÓŁ rzYMskokatolicki BraMĄ europYtransGraniczne zapiski

ciąg dalszy na s. 15

Page 12: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.12

z szufladyBogusława kotuli

nowoMowaDialoGowanie czŁowiekÓw

Mer hoBen ja inzer tate iM hiMŁ

To przesłanie w jidysz. Obok hebrajskiego i innych języków dia-spory, posługiwały się nim dwie trzecie Żydów na świecie. Najwięk-sze skupisko Żydów mówiących w jidysz znajdowało się w Polsce. Tego tytułowego przesłania nie sposób przetłumaczyć dosłownie na język polski. Wskutek eksterminacji narodu żydowskiego w czasie II wojny świa-towej liczba mówiących tym językiem zmalała do połowy. W Rzeszowie po wojnie umiały się posługiwać języ-kiem jidysz chyba tylko dwie osoby – Izabela Barańska i Franciszek Kotula.

Przesłanie związane było z pogro-mami i zagładą narodu żydowskiego od Bohdana Chmielnickiego po hitlerowski obóz zagłady Auschwitz. „Nasz Bóg nigdy nas nie opuści”. Czy dzieje bycia i życia Żydów w Rzeszo-wie są do końca uporządkowane? Chyba nie.

Profesor Wacław Wierzbieniec w „Encyklopedii Rzeszowa” bardzo

wnikliwie i profesjonalnie nakreśla historię rzeszowskich Żydów, zazna-czając jednak na wstępie, że „dostęp-ny materiał źródłowy nie pozwala na wskazanie dokładnej daty pojawienia się Żydów w Rzeszowie”. Franciszek Kotula napisał „Losy Żydów rzeszow-skich w czasach okupacji”. Tematyką tą zajmowali się również: Ataman, dr Codello, January Nowak i prof. Bonusiak. Książkowe wydanie kotu-lowych „Losów...” ukazało się długo po śmierci autora. Zostały niejako wyrwane z obszernych jego „Zapi-sków okupacyjnych”, które prowadził od września 1939 do sierpnia 1944. Gdy Kotula chciał wydać te „Losy...” w latach 60., cenzura mocno je okro-iła. Te skrswki są bardzo cenne, ale i czasami niezwykle drastyczne, oku-pacyjne kawałki z życia, np. Żydów odizolowanych w rzeszowskim getcie. Po wymyślonej przez umyślnych próbie pogromu Żydów w powojen-nym Rzeszowie, ci ocaleli właściwie w całości opuścili miasto. Nie ostała się ani jedna cała rodzina żydowska.

Odpadowe miasto wojewódzkie Rzeszów liczyło po okupacji niewiele ponad 20 tys. mieszkańców. Powsta-ły wojewódzkie urzędy, Komenda Wojewódzka MO, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Kto zajął kluczowe stanowiska w tych instytucjach? Rzeszowską bezpiekę zasiliła kilkunastoosobowa gru-pa z Kujbyszewa. Komendantem wojewódzkim MO w roku 1946 był

kapitan Orłowski, czyli Żyd Adler z Leżajska. Oczywiście, wszyscy zna-czący w Rzeszowie mieli nazwiska i imiona, ale czy prawdziwe? Jakiej byli narodowości?

Populacja Żydów przedwojennych w Rzeszowie liczyła około 15 tys. Ilu uratowało się? Nie wiadomo. Praw-da, wielu tylko przejeżdżało przez Rzeszów, by wyladować w Izraelu, USA, Frasncji, Australii, Szwecji, Danii czy nawet w Brazylii. Pierwsze jaskółki przyleciały do swojej Rajsze jeszcze przed rokiem 2000. Później posypały sie wycieczki i przybysze indywidualni. Mosze Oster przywoził szkolne wycieczki i to sporo. Chyba największą dotychczasową uroczy-stością poświęconą rzeszowskim Żydom było odsłonięcie pomnioka upamietniajacego wymordowanych mieszkańców rzeszowskiego getta w podgłogowskim Borze. Było niezwy-kle dostojnie i niezwykle wspomnie-niowo. Nawiązały się przyjaźnie i sympatie. Zostałem zaproszony do Izraela przez Instytut Yad-Vaszem. Nie tylko ja.

W Rzeszowie, Tel Avivie, Jero-zolimie, Haifie poznałem wielu dawnych rzeszowian wyznania moj-żeszowego. Zaczęło się na dobre pisanie do siebie. Po polsku, trochę po angielsku. Mam na stanie prawie 200 listów. Czy ktoś jeszcze żyje z tych moich listowych przyjaciół? Niestety, prawie nikt! Sternschuss (Mały i Duży Pinek), Bluma Silber,

Persla Płotnicka z d. Brck z Tyczyna, Robert Cuker, Norbert Amsterdam, Karol Wang i wielu, wielu innych. Zaczęły wypełzac z tych kartek ulice i uliczki ich Rzeszowa. Błotniste, pełne gęsich i kurzych piór, zasy-pywanych dla utwardzenia popiołem. Baldachówka i Grodzisko, Abrahamsberga i Bluma, Kolejowa i Lwow-ska, Żydowska i Joselewicza. Place: Rybny, Garncarski, Różanka. Wspomnienia z Tannenbauma. Gdy piszę ten felieton dotarła do mnie smutna wiadomość. Zmarła Klara Mayaan, wielkim ser-cem rzeszowianka.

W listach nie uświad-czyszjakichś podtekstów politycznych, pretensji, żalu czy niedomówień. To bar-dzo szczere listy, aż sam dziwię się. Wiele ciekawych informacji, ploteczek, swo-istego humoru. To właśnie ten przedwojenny Rzeszów, którego nie znajdziesz już nawet na Nowym Mieście.

No właśnie! Kto i gdzieprzecho-wywał Żydów, czasami nawet liczne rodziny? Owszem, były w Rzeszo-wie przypadki rozstrzelanioa Pola-kow ukrywających starozakonnych. Posługując się tylko informacja-mi zawartymmi w listach mozna

doliczyć się, że w samym mieście przezyłowojne i okupację ponad 150 osób narodowosci żydowskiej. Gdzie przeżyli, gdzie przetrwali, kto zary-zykował i za ile? Pytania zasadnicze. Dlaczego tych faktów nie ujawnili po wojnie? Dlaczego nie dostali medalu „Sprawiedliwy wśród narodów świa-ta”? To szalenie frapujacy temat. To także jest w listach. Ale o tym już innym razem.

Dialogowanie Boga – oczywi-ście z nami, dostrzegli w grudniu w telewizji Trwam. Jest to piękny przykład językowej nowomowy. U nas nie ma rzeczownika dialogowa-nie, bo występuje tylko rozmowa lub rozmawianie i właśnie dialog. Ale według speców z TV Trwam, skoro istnieje rozmawianie, to musi być i dialogowanie, pomimo że brzmi idiotycznie ze względu na obcojęzyczny źródłosłów. A kto powiedział, że w Trwam ma być mądrze? Nie przytoczyli jednak żadnego przykładu owego dialogo-wania. A jestem niezwykle ciekaw, co też miałby do powiedzenia Bóg po wysłuchaniu niektórych bredni ojdyrektora, Macierewicza czy pre-zesa I Ogromnego.

człowiekom – należy zgodnie z

intencją prezentera TVN poświęcać więcej edukacyjnego trudu, aniżeli psom. Pewnie coś w tym jest i dlatego ów prezenter dopasował do formy pieskiej liczby mnogiej takąż liczbę ludzką. Skoro w liczbie mnogiej występują psy, to i win-ni człowiecy bądź człowiekowie. Logiczne? A nie jacyś tam ludzie! Przecież pojedyńczy ludź brzmi głupio. Potwierdzają to również klasycy literatury. Jeden twierdzi, że człowiek brzmi dumnie, a drugi, iż wśród ludzi istnieje więcej świń, aniżeli wśród zwierząt. Kogo ten drugi mógł mieć na myśli? Mogą to rozstrzygnąć specjaliści od poli-tyki historycznej, którą z lubością uprawiają najgłupsi politycy wśród historyków i najgorsi historycy wśród polityków. A może ci pierwsi

zmądrzeją? Tak im dopomóż Bóg!inflirtowania – przez NKWD

polskich służb specjalnych sprzed Macierewicza, dopatrzył się dale-kowzroczny Brudziński. In-, wia-domo, pierwszy człon wyrazów złożonych pochodzenia łacińskiego, ma różne znaczenia. Ale drugi już jest jednoznaczny. Flirt z NKWD, odkryty przez przykaczyńskiego Brudzińskiego, musi imponować. Tak sobie tylko kombinuję, kto kogo podrywał. Z językowej oraz obyczajowej poprawności należy wnosić, iż rodzaj męski winień podrywać rodzaj żeński. Zatem Związek podrywał Polskę? Moż-liwe, ale żeby Macierewicza albo Brudzińskiego? Przecież ich nawet posłanka Wróbel nie chce, chociaż niektórzy mówią, że owa posłanka

to pełne ręce męskiej roboty, całe sto kilo, płeć piękna i do tego słaba. Ponadto Brudzińskiemu paskudnie muszą kojarzyć się filtry. Po praw-dzie, to w przefiltrowanym solidnie środowisku prezentowałby śię nie-szczególnie.

lewawa – jest aktualna koalicja rządząca, według redaktora Sia-neckiego. Nie ma to, broń Boże, najmniejszego związku z lewico-wością bądź lewakami. Urobił sobie redaktor taki twór językowy od przymiotnika lewa, w znaczeniu kiepska, do niczego. Skoro owa koalicja PO i PSL nie jest całkiem do kitu, a tylko trochę, zatem jest tylko trochę lewa, czyli lewawa. Można nawet przyjąć logicznie, że lewą jedynie bywa. Podobnie jak smutna – smutnawa, brudna –

brudnawa. pasi – albo nie pasi. W mło-

dzieżowym slangu znaczy, że coś komuś pasuje albo nie pasuje. Skrót utworzony dość poprawnie, gdyż po bezdźwięcznym -s- nie mogła wystąpić koncówka -e, lecz tylko miękkie -i. W dodatku tak skonstruowana forma powoduje jeszcze dodatkowe skojarzenia semantyczne. Na szczęście nie występuje forma półpasi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie próbowali tego określenia używać politycy, usiłujący przypodobać się młodzie-żowemu elektoratowi. Jeśli coś pasi Palikotowi, jakoś uchodzi. Ale gdy zaczyna pasić Dornowi i Czarnec-kiemu, to chichrać z tego musi się nawet suka Saba.

Roman Małek

Ta pora roku to dla większości mieszczuchów czas siedzenia w domu, co jak wiadomo jest dla zdrowia nawykiem niezbyt korzyst-nym. Ale co robić, kiedy za oknem plucha, śnieg, mróz, zawieja i tylko niekiedy pojawiają się jakieś godzi-we warunki pogodowe. No właśnie, takie chwile należy wykorzystać, aby zażyć nieco ruchu, pooddychać świeżym powietrzem, a nawet coś niecoś pooglądać. Nie proponuję całodniowych wycieczek, ale kilku-godzinne wędrówki po mieście, lub w jego najbliższej okolicy, nikomu na pewno nie zaszkodzą. Przeciw-nie, pobudzą nas do życia.

Najpopularniejsze tereny space-rowe w mieście, to oczywiście bul-

wary nad Wisłokiem i promenada nad zalewem w rejonie Lisiej Góry. Wszyscy je chyba znamy i one nie wymagają reklamy. Ale w obrębie miasta, dziś znacznie większego niż przed kilku laty, mamy i inne, równie interesujące tereny. Do tych dalszych w rejonie Słociny czy Budziwoja można z łatwością dojechać miejską komunikacją. Propozycji takich wypraw może być wiele. Ograniczę się jednak do kilku.

Tuż za koszarami przy ulicy Lwowskiej odgałęzia się w lewo wąska uliczka Na Skały. Kończy się na nadwisłocznych terenach, ale

dalej wzdłuż rzeki, w dół jej biegu, prowadzi dróżka, aż do mostu na

Wisłoku. Tu, wybierając jedną z kil-ku ścieżek, wspinamy się na wzno-szący się nad torami pagór Kopca Konfederatów Barskich. Stąd wra-camy przez osiedle Pobitno. Inna propozycja to rejon Słociny. Korzy-stając z dogodności miejskiej komu-nikacji dojeżdżamy do przystanku Roch, położonego w południowej części osiedla, wysoko na zboczu progu Pogórza. Znajduje się tu historyczna kapliczka św. Rocha, a z krawędzi roztacza się ładny widok na śródmieście Rzeszowa. Stąd udajemy się w kierunku wschodnim ulicą św. Marcina. Pośród ładnej willowej zabudowy docieramy do lasu porastającego wyższe partie wzniesienia. Zachował się tu ładny płat lasu w typie buczyny podgór-skiej. Wykorzystując leśnie dróżki można sobie urządzić niezły spacer. Bardziej wytrawni mogą wykorzy-stać napotkany tu szlak turystyczny znakowany kolorem czerwonym i pójść na wzgórze Magdalenka nad Malawą.

Inna propozycja wycieczki to wzniesienia progu Pogórza nad Matysówką. Miejskim autobusem można dojechać do ostatniego przy-stanku w górnej części wsi. Stąd, wprost na południe biegnie wąska, wyasfaltowana droga. Mija spory lasek Debrza i skręca ku zachodowi biegnąc cały czas otwartymi wierz-chowinami wzniesień. W otoczeniu

pola, laski porastające rozpadliny, nieliczne domy i rozległe widoki. Można stąd dostrzec wieże kościoła bernardynów w Borku Starym i zabudowania Tyczyna. Najbardziej rozległy widok roztacza się z kul-minacji (361 m n.p.m.), na której stoi wieża stacji przekaźnikowej. Ponoć można stąd dostrzec nawet Tatry. Już pod koniec pojawia się większe skupisko domów, to Łany Bielskie, a więc już Rzeszów. Stąd możemy zejść do Zalesia, lub ulicą Białogórską do Białej. Kto chce mieć dłuższą wycieczkę, może od wspomnianej wieży przekaźnikowej udać się na południe w kierunku Tyczyna. Zaprowadzi nas tam asfal-towa dróżka wijąca się wierzchowi-nami wzgórz, z ładnymi widokami na okolicę.

Na południowych obrzeżach tego wielkiego Rzeszowa jest jeszcze jedno ciekawe miejsce, o którym już swego czasu pisałem. To budziwoj-ski Przylasek. Przysiółek położony wysoko na wierzchowinie wzniesie-nia progu Pogórza. Wierzchowinę okrywa spory szmat ładnego lasu, a niżej, w rozpadlinie skrywa się urokliwa kapliczka ze studzienką doskonałej wody. Do Przylasku też można dojechać autobusem MPK. Ci, którzy koniecznie muszą się trzymać własnych samochodów, mają w lesie – przy drodze do Her-manowej – dwa parkingi. Można tu zostawić samochód, pospace-rować po lesie i okolicy, a nawet

wybrać się na dłuższą wycieczkę w kierunku Lubeni, której przysiółki sąsiadują z Przylaskiem.

Dla amatorów dalszych wycie-czek mam jeszcze jedną propozycję. W pogodny zimowy dzień, zwłasz-cza gdy nie będzie zbyt dużego śniegu, wybrać się do Straszydla, a tak dokładnie to w rejon leśniczów-ki Sołonka, położonej na dziale przy drodze do Błażowej. Koło leśniczówki stojącej na skraju lasu jest na tyle miejsca, że można zosta-wić samochód. Stąd w głąb lasu wiodą dwie leśne drogi. Obydwie kierują się na południowy zachód, z tym, że jedna zbiega lasem w doli-nę bezimiennego potoku, a potem podchodzi w górę, na wierzchowinę wzniesienia, druga biegnie zalesio-nym działem. Obie wyprowadzają na wierzchowinę pasma (ponad 450 m n.p.m.), z którego roztacza się rozległy widok, naprawdę wart zachodu.

Stanisław Kłos

i przYszŁa ziMa

W Jerozolimie przed tablicami upamiet-niającymi gminy żydowskie z Podkarpacia. Od lewej: Mieczysław Cisek, Klara Mayaan, i autor (współtwórcy pomnika w Borze).

Page 13: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.13Rozmaitości

TAN

KU

J NA

JTAN

IEJ!

Stacja benzynowa ul. LubelskaStacja benzynowa ul. Trembeckiego

Na terenie miasta mamy wiele utalento-wanej młodzieży. Prezentujemy ich sylwetki na łamach naszego czasopisma. W tym numerze „Echa Rzeszowa” przy współ-udziale nauczycieli Barbary Kotwasińskiej i Jolanty Nazarko przedstawiamy Dominika Lasotę i Daniela Szybko. Zachęcamy innych nauczycieli oraz instruktorów działalności artystycznej i sportowej do współpracy w wyławianiu młodych talentów i pokazywa-nia ich w naszym czasopiśmie.

Dominik lasota ma niespełna 18 lat. Jest uczniem V klasy Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia w Rzeszo-wie w klasie skrzypiec u profesora Oresta Telwacha. Muzyka to nie tylko jego pasja, ale i miłość. Dominik mówi, że to dzięki kołysankom, które śpiewała mu do snu mama. Jest bardzo wrażliwy, szczególnie na muzykę klasyczną i to nawet na tę bar-dzo niepopularną, bo średniowieczną, czy

barokową. Lubi bardzo chorały i śpiewy chóralne, do czego zapewne przyczyniło się śpiewanie w Katedralnym Chórze Pueri Cantores Resovienses. W ubiegłym roku chór razem z jego zespołem smyczkowym Spiccato koncertował we Lwowie. Jako koncertmistrz sprawdził się też podczas koncertów orkiestry Uniwersytetu Rze-

szowskiego na imprezie „Jednego Serca Jednego Ducha”, corocznie organizowanej w Parku Sybiraków w Rzeszowie.

Dominik z powodzeniem bierze udział w wielu szkolnych oraz pozaszkolnych konkursach muzycznych. Ceni sobie bar-dzo współudział w zajęciu I miejsca przez Chór Katedralny podczas XXIX Konkursu a Capella dla dzieci i młodzieży w Bydgosz-czy oraz II miejsca i nagrody specjalnej od prezydenta RP podczas Konkursu Chóral-nego „Caecylianum”. Do tego dołącza II miejsce na Międzynarodowym Konkursie Chórów Młodzieżowych w Neerpelt (Bel-gia).

Jego wielkim marzeniem jest pisanie muzyki ilustracyjnej do filmów oraz spek-takli teatralnych.

Daniel szybko jest uczniem Zespołu Szkół Mechanicznych w Rzeszowie. Kształci się na kierunku technik awionik, chociaż,

jak deklaruje, w przyszłości chciałby zostać pilotem. Po pierwszym roku nauki wziął udział w kursie szybowcowym organizowa-nym przez szkołę, otrzymując tytuł pilota szybowcowego klasy III. Miał wtedy okazję latać na szybowcach „Puchatek” i „Bocian”. W ubiegłym roku w Ośrodku Kształcenia Lotniczego Politechniki Rzeszowskiej ukończył szkolenie teoretyczne na licencję samolotową PPL(A). Rozpoczął też szkole-nie praktyczne na samolocie typu Cessna 152. Daniel marzy, aby ukończyć szkolenie i wkrótce zdać egzamin państwowy.

Stanisław Rusznica

MŁoDe talentYMarii siedmiograj, b. dyrektorka teatru

lalki i aktora „kacperek”, autorka książek dla dzieci.

„Rozmowa” miała miejsce w kwietniu 1993 r. jak zwykle w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Szczególnym gościem był Jan Adamski, spokrewniony z Marią, aktor teatrów krakowskich, przez kilka lat także rzeszowskiego Teatru. Do tego spotkania doszło z jego inicjatywy. Przypomniał on kilka ważnych momentów z życia bohaterki, spotkanie z nią w Krzemieńcu, gdzie uczyła polskie dzieci, a potem osiadła w Kolbuszo-wej w swoim „ranczo nad Nilem”, jak znajo-mi określali chałupinę, w której mieszkała i przyjmowała przyjaciół i znajomych.

Mieczysław Syta, były naczelnik wydziału kultury w Urzędzie Wojewódzkim opowie-dział o tym, jak tworząc zawodowe woje-wódzkie placówki artystyczne w Rzeszowie, w tym także tę dla dzieci, Teatr Lalki i Aktora „Kacperek” wybór padł na Marię Siedmiograj, by została jego kierownikiem, ponieważ była najlepiej przygotowaną do tej funkcji oraz wszechstronnie utalentowaną: muzycznie, malarsko, literacko, aktorsko i pedagogicznie. Po krótkim wahaniu zgo-dziła się.

Ewie Czartoryskiej Maria Siedmiograj kojarzyła się ze światem bajkowym, gdyż często podsłuchiwała rozmowy starszych na temat „Kacperka”, tego, co tam robiono i co zamierzano. Wspominała również męża Marii, Zdzicha, który chodził w pompkach, przynosił piwo i śpiewal razem z jej ojcem.

Krystyna Lach-Mączka, była aktorka Zespołu Miniaturowych Aktorów (bo i taki był przy „Kacperku”) przypomniała swoją historię życia i rolę, jaką odegrała w nim pani Maria. Ta przygarnęła ją z domu dziec-ka, zabierała ze sobą wszędzie,pomagała, kształciła, wprowadziła w świat kultury. W dowód wdzięczności dla Marii skompo-nowała utwór muzyczny pt. „Nie spłacony dług”. Odtworzyła go na tym spotkaniu wspólnie z Robertem Nowakiem, który recytował wiersz na tle jej muzyki. Był to najmocniejszy emocjonalnie moment tego spotkania.

Zbigniew Domino, literat, wtedy prezes

rzeszowskiego Oddziału ZLP, opowiedział o swoich kontaktach z Marią. Wiele razy bywał u niej w domu razem z kolegami literatami. Ma jej książeczkę „Drzewko pomarańczowe”, w której dziecko rozmawia z drzewkiem, bo nikt z ludzi nie rozmawia z nim. Joanna Krzaklewska podała ciekawe spostrzeżenie z życia Marii, swojej przyjaciółki od lat gim-nazjalnych, były absolwentakmi Gimnazjum im. św. Jadwigi we Lwowie. Kiedy namówio-no Marię, by przyjęła funkcję sekretarza w

Oddziale ZLP, zapisała saię do Stronnictwa Demokratycznego, ponieważ uważała, że winna należeć teraz do partii, a tylko w SD wolno było chodzić do kościoła bez żadnych zastrzeżeń. Zorganizowały obie zjazd „jadwi-żanek”, ale przyjechało tylko parę z nich. Zostały im tylko wspomnienia z tamtych lat.

Nam, niestety, pozostały też tylko wspomnienia tamtych ciekawych „Rozmów o nieobecnych”. Przerwane. Nikt nie podjął się ich kontynuacji. Może nie ma już takiej potrzeby? Czasy zmieniły się i nowe pokole-nia mają inne wspomnienia.

Józef Kanik

zapiski z przeszŁości

Maria sieDMioGraj

Dominik Lasota

Daniel Szybko Maria Siedmograj i Józef Kanik

Page 14: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.14

W sporcie szkolnym w roku 2011 zakończono w wielu dyscy-plinach rozgrywki sportowe na poziomie powiatu. W Rzeszowie organizatorem tych rozgrywek jest Międzyszkolny Ośrodek Sportowy.

Organizuje on zawody sportowe dla młodzieży szkolnej w trzech kategoriach wiekowych. Dla szkół podstawowych są to Igrzyska Młodzieży Szkolnej, dla szkół gimnazjalnych jest to gimnazjada, a dla szkół ponadgimnazjalnych – licealiada. Na terenie Rzeszowa ramach licealiady zakończone zostały rozgrywki w koszykówce.

W tym numerze Echa Rzeszowa wspólnie z powiatowym orga-nizatorem imprez sportowych Szkolnego Związku Sportowego Edwardem Sapko prezentujemy wyniki tych rozgrywek w grupie

dziewcząt i chłopców szkół ponad-gimnazjalnych.

licealiada - koszykówka dziewcząt.

Do tegorocznych zawodów zgło-siło się 13 zespołów szkół miasta Rzeszowa, które zagrały w 4 gru-pach eliminacyjnych. Zwycięzcy poszczególnych grup awansowali

do finału, gdzie zagrali „każdy z każdym”. W finałach bezkonku-rencyjne okazały się dziewczęta z III LO, które wygrały swo-je wszystkie mecze zdobywając pewnie mistrzostwo Rzeszowa. Ostateczne miejsca w finale zajęły szkoły: III LO – 6 pkt, II LO – 5 pkt, ZS nr 2 – 4 pkt i I LO – 3 pkt.

O piek u nem z w yc ię sk iego zespołu z III LO był Grzegorz Wiśniowski, a skład zespołu two-rzyły: Joanna Cypryś, Anna Bazan, Karolina Rak, Paulina Kowalska, Anna Krawiec, Sabina Magierow-

ska, Magdalena Ludwin, Martyna Cisowska, Aleksandra Helimiak, Izabela Morycz, Kinga Kiec, San-dra Guzara.

licealiada - koszykówka chłopców.

W tej kategorii wystartowało 16 zespołów, które w wyniku losowania podzielono na 4 grupy eliminacyjne. Do finałów awan-sowały najlepsze drużyny, które

ostatecznie zajęły kolejno miejsca: II LO – 11 pkt, IV LO – 10 pkt, V LO – 8 pkt i ZSEkonomicznych – 7 pkt.

Zwycięski skład z II LO to: Paweł Tabaka, Maciej Bielak, Adrian Kisiel, Mateusz Gołdy, Kamil Wlaź, Kamil Dyjak, Jakub Szubart, Opiekunem zespołu był Maciej Nabożny.

Stanisław Rusznica

Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Rze-szowie wzbogacił się o nowoczesny rezonans magnetyczny, służący do diagnozowania i leczenia nowotworów. Jest to najnowocze-śniejsze urządzenie tego typu na Podkarpaciu. Rezonans magnetyczny, w przeciwieństwie do innych badań radiologicznych, nie wykorzy-stuje promieniowania rentgenowskiego, lecz nieszkodliwe dla organizmu pole magnetyczne i fale radiowe. Podkarpacie, dysponując wyso-kiej klasy aparaturą i dobrze wykształconą kadrą lekarską, zajmuje wysoką, piątą lokatę w Polsce. Placówki lecznicze w naszym regionie dysponują już 17 rezonansami magnetycznymi oraz 20 tomografami komputerowymi.

***

W Rzeszowie po raz czwarty zorganizowa-no Podkarpacką Galę Wolontariatu. Była ona okazją do złożenia podziękowań wszystkim ludziom jak i instytucjom, zaangażowanym w niesienie pomocy tam, gdzie jest ona potrzeb-na. Podczas uroczystości najbardziej aktywni wolontariusze zostali wyróżnieni nagrodami. Wśród nich znaleźli się między innymi: Piotr Zarych – student Politechniki Rzeszowskiej, Monika Białkowska – absolwentka ratownic-twa medycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Mateusz Mokrzycki i Mariusz Zabrzeski – studenci ratownictwa medycznego Uniwer-sytetu Rzeszowskiego. Nagrodę specjalną za wieloletnie działania w dziedzinie wolontaria-tu otrzymali: Marcin Fornal i Renata Wielgos. oraz Młodzieżowy Dom Kultury w Rzeszowie, który promuje wzorce zachowań i postaw wśród młodzieży szkolnej oraz upowszechnia ideę wolontariatu w społeczności lokalnej.

***

Dwaj pracownicy naukowi Politechniki Rzeszowskiej, prof. dr hab. inż. Józef Dziopak

i dr hab. inż. Daniel Słyś z Katedry Infrastruk-tury i Ekorozwoju Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska zostali nagrodzeni za swe wynalazki kolejnymi medalami - złotym i brązowym. Zdobyli je w Seulu na międzyna-rodowych targach wynalazczości Seul Interna-tional Invention Fair SIIF 2011. Złoty medal międzynarodowe jury przyznało za wynala-zek „Separacyjny wpust deszczowy” autorstwa dr hab. inż. Daniela Słysia opracowany wspól-nie z dr hab. inż. Eleną Neverovą-Dziopak, profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Drugie z nagrodzonych rozwiązań dotyczyło zbiornika odciążającego sieć kana-lizacyjną w przypadku wysokiego poziomu wód gruntowych. Autorem tego rozwiązania jest prof. Józef Dziopak.

***

Podkarpacka policja otrzymała 22 nowe radiowozy mercedesy sprintery, które trafiły do oddziałów prewencji. Każdy z tych pojaz-dów umożliwia wygodny przewóz 8 policjan-tów wraz z pełnym wyposażeniem, takim jak: kaski ochronne, zestawy osłon osobistych, tarcze, pałki szturmowe i broń. Szerokie i wysokie drzwi przesuwane pozwalają szybko opuścić samochód.

***

Policja w Rzeszowie ma nowego wyszu-kiwacza materiałów wybuchowych. Jest nim Eklerek, niedawno kupiony owczarek nie-miecki. Pieniądze na nowego psa służbowego przekazał Komendzie Miejskiej Policji w Rzeszowie burmistrz Głogowa Małopolskiego.

Eklerek został wybrany do służby w policji podczas selekcji przeprowadzonej spośród kilkunastu czworonogów.

kal

krÓtko

licealiaDa - koszYkÓwka

Uczestnicy finału grupy dziewcząt.

Uczestnicy finału grupy chłopców.

Zwycięski zespół chłopców z II LO.

Zwycięski zespół dziewcząt z III LO.

Page 15: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.15wieści spoD kija

oDroBina historii

poD paraGrafeM

Długie, zimowe wieczory sprzyjają snuciu wspomnień, zadumie i refleksji. Często zastanawiamy się jaka będzie przyszłość wędkarstwa. Trudno to prze-widzieć. Dla lepszego zrozumienia roz-woju techniki i sprzętu, warto sięgnąć do historii i spojrzeć jak narodził się i zmieniał sport wędkarski na przestrzeni wieków. Pierwsze archeologiczne ślady wędkarstwa sięgają 7 000 lat wstecz. Pod-czas prowadzenia prac wykopaliskowych znajdowano przedmioty przypominające spławiki, a także haczyki wykonane z kości. Egipskie malowidła sprzed około 4 000 lat przedstawiają połów ryb na wędkę.

Pierwsza pisemna wzmianka o łowie-niu ryb na wędkę pochodzi z około 300 roku p.n.e. Grek Teokryt pisze o „przynęcie wiszącej na haczyku”. Prawie 200 lat p.n.e. Chińczycy zaczęli używać jedwabnych linek i metalowych haczyków. W tym samym czasie Macedończycy sto-sowali do połowu ryb sztuczne przynęty. Przypominały one sztuczne muchy, a raczej jigi i były wykonane z piór i wło-sia. Wędkarstwo jako sport (łowienie ryb dla przyjemności i wypoczynku) zaczęto uprawiać ok. 500 lat temu.

W „Księdze świętego Albana” poświę-conej sztuce polowania, łowienia ryb oraz innym elitarnym rozrywkom, wydanej w Anglii w 1496 roku, napisanej przez Julianę Berners znajdował się „Traktat o łowieniu ryb na wędkę”. Opisywał nie tylko techniki i metody połowu, ale także zwracał uwagę na stosunek człowieka do przyrody. Wędkarz powinien okazywać przyrodzie wielką cześć i szacunek.

Półtora wieku później w 1653 roku ukazał się „Podręcznik wędkarstwa-”(„Kontemplacyjny wypoczynek czło-wieka ”). Dzieło to autorstwa Izaaka Waltona stało się pozycją klasyczną i do dziś znaną na całym świecie, doczekało się ponad 300 wydań. Opisany w nim sposób spędzania wolnego czasu z peł-nym poszanowaniem przyrody zaczęto nazywać „wędkarstwem sportowym”. Wędkarz – sportowiec musiał sam spo-rządzać potrzebne mu akcesoria: wędki, linki oraz sztuczne przynęty, zdobywać odpowiednie przynęty naturalne. Dosko-nalenie sprzętu i umiejętności oraz atmos-fera przygody stały się istotą wędkarstwa. Aż do wczesnych lat XIX w. wędkarstwo trwało w swoim pierwotnym kształcie. Postęp wkraczał bardzo powoli i dopiero z początkiem rewolucji przemysłowej pod koniec XIX w. nabrał szybszego tempa. Nowe rozwiązania techniczne i masowa produkcja spowodowały, że ten dotąd elitarny sport, stał się dostępny dla wszystkich.

Zaczęto eksperymentować z różnymi gatunkami drewna w celu znalezienia naj-odpowiedniejszego materiału do produk-cji wędzisk, aż w 1846 wykonano pierwszą klejonkę tonkinu. Zapoczątkowało to zastosowanie do ich produkcji bambusa i zrewolucjonizowało budowę sprzętu.

Rozwój przemysłu tworzyw sztucznych skutkował nowymi technologiami . W latach trzydziestych ubiegłego wieku pro-dukowano już wędziska z włókna szklane-go, a w połowie lat siedemdziesiątych uży-to do ich produkcji włókna węglowego. Dziś produkuje się je z włókien szklanych, węglowych, boronowych oraz mieszanek tych materiałów. Ogromy postęp doko-nał się także w produkcji kołowrotków. Od 1905 roku, kiedy to w Bradford w Anglii wykonano prototyp kołowrotka o szpuli stałej (spinningowego) stał się on nieodzowną częścią zestawu wędkowego. Jedynie w metodzie muchowej używa się kołowrotka typu „Nottingham” (o szpuli ruchomej).

Wybór wśród akcesoriów wędkarskich jest tak duży, że firmy je produkujące prześcigają się w ofertach katalogowych chcąc dotrzeć do jak największej liczby wędkarzy. Rewolucja przemysłowa, która przyczyniła się, między innymi do udo-skonalania sprzętu wędkarskiego spowo-dowała bardzo poważne zniszczenia w środowisku naturalnym.

Na szczęście coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z zagrożenia i podejmuje trud rekultywacji zniszczonych terenów.

Janusz Jędrzejek

Kiedyś padało hasło patriotyzm i wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Tak było do zakończenia II wojny światowej. Później nastał okres patriotyzmu przymiotnikowego, czyli został on podzielony na: prawdziwy, ludowy, fałszywy, lokalny itp. Został po prostu upolityczniony przez kazdą ze stron ideologicznego konfliktu. Po transformacji ustrojowej zaczął się z kolei monopolizować, czyli prawo do uprawiania i interpre-towania uczuć patriotycznych zawłaszczała sobie jedynie słuszna

orientacja o chadecko-narodowym ubarwieniu. Całą, liczniejszą resz-tę pozbawiając nie tylko prawa do patriotycznych uniesień, ale i narodowej czci. Proces ten nabrał wielkiej dynamiki po pojawieniu się unijnych ciągotek u światlejszej części naszej społeczności. Jedynie słuszni patrioci zawyli z narodo-wej boleści i podjęli heroiczny bój o wartości.

Czymże są owe wartości? Swo-istą mieszaniną Konrada Wal-lenroda, Kozietulskiego, Ordona, Dmowskiego, majora Hubala czy Bora Komorowskiego. Czyli spraw bohatersko przerżniętych w imię honoru, Boga i ojczyzny. Im sprawa tragiczniej i bezsen-sowniej przerżnięta, tym lepiej. Wówczas poziom uwielbienia dla przegranych zwyżkuje aż do ekstazy. Za dobrą ilustracje tej tezy może służyć zbudowanie w Warszawie ogromnego muzeum naszej największej i bezsensownej klęski narodowej, czyli Powsta-nia Warszawskiego. Im dłużej przysłuchuję się patriotycznym wystąpieniom jedynie słusznej opcji, tym bardziej dochodzę do przekonania, że coraz mocniej okopują się oni na pozycjach dziewiętnastowiecznych. Im szyb-ciej Europa integruje się, oni kopią coraz głębsze doły. Jakby nie chcieli dostrzegać i rozumieć tego, że tenże patriotyzm został zupełnie inaczej zdefiniowany w XXI wieku, że nie zakłada on

konfrontacyjnych konieczności gotowości do ofiar, że opiera się on na gotowości do ponoszenia odpowiedzialności nie za wygrane wojny, lecz za pomyślność ekono-miczną, gospodarczą i kulturalną wspólnoty państwowej.

Na to wszystko nakłada się cały sztafaż różnych środków do wyrażania odrealnionych, populistycznych idiotyzmów z niby patriotycznym przesłaniem. Przecież wykorzystywanie do tego celu krzyża jest bluźnierstwem. Księdzu Skorupce przystało jak najbardziej maszerować z krzyżem na czele oddziału pod Ossowem. Sytuacja była dramatyczna. Ale już ci maszeryjący z krzyżami pod Pałac Prezydencki stanowią kpinę z tamtego symbolu. Cóż to ma wspólnego z patriotyzmem, raczej politycznym infantylnym fanatyzmem. Pod krzyżem w Rzeszowie również zebrali się ci, którzy chcieli naparzać się, a nie bronić jakichś przeciwstawnych

idei. Dlaczego akurat tam? Pod-jąłem próbę rozmowy, o co im chodzi? Mieli w odpowiedzi same wyświechtane komunały podlane zwykłą wrogością do wszystkiego innego.

W dodatku ten cały fasadowy patriotyzm zaczyna z jakiegoś powodu nagminnie maszero-wać. Czyli mamy do czynienia z patriotyzmem marszowym, albo jak kto woli maszerujacym. Zaczęło się od posmoleńskich, comiesięcznych peregrynacji na Krakowskie Przedmieście z moż-liwie największym zadęciem i ładunkiem patriotycznym. Pojawił się marsz niepodległości, przybie-rający karykaturalną formę i skut-ki. Jakoś to jeszcze usiłowałem pojąć. Ale na pomysł organizacji marszu niepodległości w roczni-cę stanu wojennego nie wpadłby ani Woody Allen, ani Orwell, ani Mrożek. Chociaż wyobraźnię mają sporą, ale zdrową. Mnie marsze bardzo źle kojarzą się. Stosowali tę formę manifestacji siły, bądź uwielbienia dla siebie i swoich wodzów wszyscy satrapo-wie, władza absolutna i totalitar-na. Czyżby to jakieś nawiązanie do takich tradycji? Być może jest to przypadkowa zbieżność w pre-ferowaniu form manifestowania swoich idei. A tak na marginesie, to jestem niezwykle ciekaw, dokąd ten marszowy patriotyzm w Pol-sce dojdzie i do czego?

Roman Małek

patriotYzM MarszowY

zezeM na wprost papierosY z przeMYtu

Policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą KMP

w Rzeszowie przeprowadzili w grudniu akcję „Mikołajki 2011”. Cho-dziło o wyłapanie osób zajmujących się m. in. handlowaniem wyro-bami tytoniowymi bez polskich znaków akcyzy. Kiedy więc policjanci uzyskali informację, że do Rzeszowa ma zostać wwieziona znaczna ilość nielegalnych papierosów postanowili urządzić zasadzkę na han-dlarzy. Ulokowali się przy trasie wjazdowej do Rzeszowa od strony Przemyśla i czekali do późnych godzin nocnych. Około godziny 1.40 zatrzymali do kontroli peugeota 206, w którym miała się znajdować kontrabanda. Przypuszczenia się potwierdziły. Bagażnik samochodu był wypchany papierosami bez polskich znaków akcyzy skarbowej.

Podróżujący peugeotem trzej mężczyźni i kobieta zostali zatrzyma-ni i przewiezieni do komendy policji. Mężczyźni trafili do policyjnego aresztu, zaś kobieta - po przesłuchaniu - została zwolniona do domu. Wszyscy zatrzymani są mieszkańcami Rzeszowa. W samochodzie było ponad 780 paczek papierosów nielegalnego pochodzenia. Straty skarbu państwa z powodu niezapłaconego podatku akcyzowego od tych papierosów oszacowano na ponad 9 tys. zł.

Za posiadanie nielegalnych papierosów i handel nimi zatrzymanym grozi do trzech lat pozbawienia wolności.

ksiĄDz skazanY Na dwa i pół roku więzienia skazał Sąd Okręgowy w Rzeszowie

księdza Romana J., byłego proboszcza w podropczyckiej miejscowości Mała, za molestowanie seksualne małoletniej dziewczynki. Duchowny ma ponadto czteroletni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela.

Prokuratura oskarżyła 51-letniego księdza Romana J. o molestowa-nie seksualne czterech małoletnich dziewcząt, które uczył religii oraz doprowadzenie jednej do obcowania płciowego. Miało do tego dojść między 2003 a 2008 rokiem. Trzy dziewczynki miały wówczas mniej niż 15 lat, a jedna, z którą miał obcować płciowo, była nieco starsza, ale nie miała jeszcze 18 lat. Prokuratura twierdziła, że duchowny nadużył jej zaufania, co jest karalne.

Według prokuratury, ks. J. zabierał nastolatki na wyjazdy do Kra-kowa i Krynicy, gdzie miało dochodzić do molestowania seksualne-go. W zamian jednej z uczennic duchowny miał fundować ubrania. Sąd uznał, że molestowania seksualnego ks. Roman J. dopuścił się tylko wobec jednej z dziewcząt, 14-latki, kiedy w wakacje zabrał ją do Krynicy. Doszło tam do pieszczot i dotykania intymnych miejsc ciała nastolatki. Za takie postępowanie duchowny został skazany na 2,5 roku więzienia. Ponadto rodzinie nastolatki ma zwrócić ponie-sione koszty adwokackie oraz zapłacić koszty sądowe. Sąd umorzył natomiast postępowanie dotyczące molestowania seksualnego trzech innych dziewczynek, uznając, że oskarżony dopuścił się wobec nich tylko naruszenia nietykalności cielesnej, co jest występkiem, który przedawnił się.

Wyrok nie jest prawomocny. Obrona już zapowiedziała apelację. Odwołania nie wyklucza też prokuratura, która domagała się czterech lat więzienia dla Romana J.

ujĘtY po napaDzie W Rzeszowie doszło do drugiego w ostatnim czasie napadu na

placówkę bankową. Przed około trzema miesiącami mężczyzna ubra-ny w czarną skórzaną kurtkę, czapkę bejsbolową i ciemne okulary oraz uzbrojony w duży nóż wszedł na krótko przed zamknięciem do oddziału Eurobanku w Rzeszowie przy ulicy Żeromskiego i zażądał pieniędzy. Wystraszona kasjerka wydała mu pieniądze i napastnik szybko opuścił bank. Policji nie udało się go ująć.

Tym razem osobnik uzbrojony w kuchenny nóż pojawił się w placówce SKOK przy placu Wolności. Skierował się od razu do pomieszczenia kasowego domagając się pieniędzy. Gdy roztrzęsionej kasjerce nie udało się otworzyć sejfu, sam próbował go otworzyć. W tym momencie do banku weszła jakaś interesantka prosząc o obsłu-żenie. Pracownica kasy wykorzystała tę sytuację i zdołała wybiec na ulicę, wzywając pomocy. Spłoszony napastnik szybko opuścił pomieszczenie i uciekł.

W ciągu kilku minut na miejsce zdarzenia przybyli policjanci i natychmiast podjęli penetrację okolicznego terenu. Już po godzinie poszukiwań funkcjonariusze z wydziału kryminalnego zatrzymali 50-letniego mężczyznę odpowiadającego rysopisowi sprawcy napadu na SKOK. Przy zatrzymanym znaleźli nóż i torbę foliową, jaką miał w chwili napadu. Mężczyzna został umieszczony w policyjnym areszcie. Jak ustalili prowadzący śledztwo tego samego dnia ten sam mężczyzna usiłował dokonać rozboju w kantorze w Ropczycach. Gdy tam się mu nie powiodło przyjechał do Rzeszowa. Przyznał się także do wcześniej-szego napadu na placówkę Eurobanku w Rzeszowie.

Na wniosek prokuratury Sąd Rejonowy zastosował wobec podejrza-nego areszt tymczasowy na trzy miesiące. Za napady na banki w Rze-szowie i kantor w Ropczycach grożą mu co najmniej 3 lata więzienia.

kal

Rynkowa wartość czynszowych kamienic usytuowanych w pobliżu Starego Browaru istotnie się zwiększyła. Bywa też i tak, że nie-które oferty miejskie pociągają za sobą nowe i zarazem nieakceptowane - z uwagi na swą represyjność - przez mieszkańców instrukcje używania miasta (przykład ul. Tumskiej w Płocku - rewitalizacja ul. Tumskiej zmniej-szyła, a nie zwiększyła liczbę ofert tego miej-sca, więc i poniekąd miasta…). Zdarza się, że niektóre oferty miejskie są grą pozorów, która w istocie odsłania powierzchowność strategii rozwojowych (strategii marketin-gowych miast lub ich brak, np. niektóre artystyczne eventy, sztuka w przestrzeni publicznej - sztuka w miejscach publicznych to nie zawsze sztuka publiczna). Niektóre oferty miejskie niszczą pluralizm miasta za sprawą swej stronniczości, jednostronności, „uzurpatorskiego charakteru” (przykład kampanii Poznań – miasto know-how).

Nie ulega wątpliwości, uważa prof. Droz-dowski, że marketing to tylko komuniko-wanie, trzeba mieć jednak, o czym mówić. Tym łatwiej mówić, im więcej atrakcyjnych ofert i im więcej przyjaznych „instrukcji używania miasta”. Na szczęście, tworzenie i podtrzymywanie atrakcyjnych ofert jest prawem i zadaniem wszystkich – poczynając od prezydentów i burmistrzów a kończąc na „zwykłych mieszkańcach”. Miasto to nie fir-ma, oferty to nie produkty. Marketing miasta to nie wymyślanie miasta, ale opowiadanie o prawdziwym mieście.

Organizatorami spotkania byli: Towarzy-stwo Przyjaciół Rzeszowa, Instytut Socjologii Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszowski Oddział Polskiego Towarzystwa Socjologicz-nego oraz Wydział Promocji i Współpracy Międzynarodowej Urzędu Miasta Rzeszowa.

Adam Kulczycki

Miasto = zBiÓr ofert i instrukcji „uŻYwania Miasta”ciąg dalszy ze s. 5

Kościół katolicki stara się wychodzić do wier-nych i wszystkich poszukujących, a duchowieństwo łacińskie żyjące w celibacie ma na to czas. Taka postawa wpływa na pozytywne odnoszenie się do Kościoła rzymskokatolickiego. Kościół łaciński spełni swoją rolę, na miarę swej inkulturacji, która też wyraźnie postępuje. Wydaje się ponadto, że jest szczególny aspekt, w którym Kościół łaciński będzie niezastąpiony. Chodzi o wykształcenie ukraińskiej świadomości i patriotyzmu w wielonarodowej i wielojęzycznej Ukrainie, a więc bez pochłonięcia jednych przez drugich, a także wypracowanie ubo-gacającej wszystkich syntezy. Dla Ukrainy pomoc-ne może być doświadczenie Europy, z papieskim wezwaniem, by stała się ojczyzną ojczyzn (coś o wiele więcej niż Europa ojczyzn de Gaulle’a). Nato-miast państwa jednoczącej się Europy, które wszyst-kie, na skutek migracji, stają się coraz bardziej wielojęzyczne i wielonarodowe, skorzystać mogą z cennego doświadczenia różnorodnej Ukrainy.

Adam Kulczycki

kościÓŁ rzYMskokatolicki BraMĄ europY

ciąg dalszy ze s. 11

Page 16: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 1 (193) rok XVII styczeń 2012 r.16

Własną głupotę ludzie zwykli nazywać doświadczeniem.

O. Wilde

Pieniądze wyjęte z błota mają tę samą wartość.A. Decowski

Sumienie miał czyste, bo nieużywane.S. J. Lec

W dyplomacji można czasem robić świństwa, ale nigdy głupstw. W kawalerii jest odwrotnie.

Wieniawa Dłudoszowski

Przyjaciół można mieć o każdym czasie pod warunkiem, że się ich nie potrzebuje.

W. Churchill

Historia jest najlepszym nauczycielem, ale ma najgorszych uczniów.

I. Ghandi

Wróciło stare, bo młode już było.L. Miller

Inteligencja w porę wykryta jest uleczalna.J. Kofta

Kobiety żyją dłużej, bo nie mają żon.J. Himilsbach

Zebrał Rom

MĄDrości

Do tego czasu słuchano na sesjach wypowiedzi pana mecenasa o lodowisku w kategoriach przysło-wiowych gruszek na wierzbie. Na terenie Millenium Hall rusza lodowisko, które będzie działać aż do końca lutego. Przygotowano specjalne oferty, m.in. zniżki dla studentów i zorganizowanych grup szkol-nych (oferta ważna od poniedziałku do piątku w godz. 9-14). Jest też wypożyczalnia łyżew.

Lodowisko jest ogólnodostępne dla klientów Cen-trum Kulturalno-Handlowego Millenium Hall od poniedziałku do soboty w godz. 9.00-21.00, w nie-dzielę w godz. 10.00-20.00. Bezpłatnie z lodowiska mogą korzystać dzieci do lat 7 pod opieką osoby dorosłej będącej na łyżwach. Na terenie Lodowiska funkcjonuje szatnia. Wypożyczalnia czynna jest od poniedziałku do soboty w godz. 9.00-21.00, a w niedzielę w godz. 10.00-20.00. Łyżwy wypożyczane

są na 60 minut. Prawie 1,1 mln zł będzie kosztowało nowe rze-

szowskie lodowisko, które zostanie wybudowane na osiedlu Baranówka. Będzie to tzw. biały orlik.

Biały orlik to ogólnodostępne sztuczne lodowisko, które powstało przy jednym z już istniejących orli-kowych kompleksów. W Rzeszowie wybór padł na boisko znajdujące się przy Szkole Podstawowej nr 25 przy ul. Starzyńskiego. Obiekt ma być oświetlony, a wokół niego zostaną ułożone gumowe chodniki. Tafle białych orlików mają być mrożone za pomocą agregatu, dzięki czemu będzie można z nich korzystać nawet przy dodatniej temperaturze. Latem po demon-tażu band lodowisko może być wykorzystywane jako boisko, albo kort tenisowy. Tak będzie w przypadku białego orlika na Baranówce.

Zdzisław Daraż

rozmaitości

KRZYŻÓWKA

Poziomo: 3/ leje się strumie-niami wraz z noworocznymi życzeniami, 7/ niejedna w karnawale, 8/ miejsce z rzeźbą Tadeusza Nalepy, 9/ cztery gołe i mają uszy, 10/ stolica Kenii, 11/ piękna, trojańska, porwana przez Parysa, 14/ miejscowość koło Rzeszowa, kandydatka na dzielnicę, 15/ widzisz się w nim sam, 16/ ciepła, z nausznikami.

Pionowo: 1/ przyjmują laurki 21 stycznia, 2/ sport Marty Nie-wczas, 3/ tkanina na bluzkę, 4/ krzew z jagodami, 5/ planeta, pali-wo jadrowe, albo kilka drużyn w wojsku, 6/ Cyprian Kamil, poeta, autor poematu „Wigilia”, 11/ ręczny, do zaciągania w aucie, 12/ ładna, wystrojona i wymalowana dama, 13/ zaczął się 1 stycznia.

Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawiera-jące literę Ś. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrodę otrzymuje julian stadnicki z Rzeszowa.

Emilian Chyła

1 2 3 4 5 67

89

1011 12 13

14

15

16

sportowe puzzle

BĘDĄ trzY loDowiska

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA.Redaktor naczelny: zdzisław Daraż. Redagują: józef Gajda, józef kanik, Bogusław kotula, kazimierz lesiecki, roman Małek, stanisław rusznica, ryszard zator ski.Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: roman Małek.Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o.Redakcja nie od po wia da za treść ogło szeń i nie zwraca materiałów nieza mó wio nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.email: [email protected], strona in ter ne to wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190czasopismo mieszkańców.

To nie wół u karety. Zaczął przemawiać w telewizji Macierewicz.

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

noworoczna MiotŁa„Na szczęście, na zdrowie, na ten

Nowy Rok, żeby wam się rodziła kapusta i

groch...”No i mamy 2012 rok. Nowe kart-

ki kalendarza, nowe plany i nowe porządki. W świecie przeróżne zawieruchy, a na naszym rodzimym podwórku porządkom końca nie widać. Przetasowania w urzędach (zamiana jednego korytka na drugie, zaległe brudy i śmieci zamiata się pod dywan i nadal wyglancowane w uśmiechu zębiska wystawia się do kamery). Obiecywano, jeśli nie złote góry, to zrobienie porządków

z bylejakością, łapówkarstwem i pazernością o każdą złotówkę. Ile to się naopowiadano, że będzie lepiej (ale wiadomo komu!).

No i co? Ano nic, przecież nie każda nowa miotła nada się do wszyst-kiego, oj nie nada... A tu trzeba szczotki ryżowej, która może poradziłaby sobie z tym narosłym brudem. Pierwsze solidne sprzątanie przydałoby się w urzędach, od parteru, aż do wierzchołka i to szorowanie ciągle i ciągle! BEZWZGLĘDNIE!!! Według światowych statystyk w Polsce mamy najwięk-szy w Europie przerost administracji i to do entej potęgi, a ciągle powstają gmaszyska dublujące się nawzajem z całą masą durnoty urzędniczej, wymy-ślającej coraz to durniejsze przepisy. Ot, choćby to, że urzędy różnej maści finansują uczenie się w szkołach policealnych np. na kierunku „Technik Administracji” naukę chętnym do pobierania z tego tytułu uprawnień z ZUS-u, KRUS-u i czegoś tam jeszcze.

Niby powinno być chwalebne dostrzeganie możliwości edukacji, ale czy nie byłoby sto razy lepsze finansowanie nauki: stolarzy, ślusarzy, tokarzy, hydraulików (czyli uczniów zamykanych przez durnotę zawodówek, a ścią-ganych do Niemiec i tam opłacanych i zaraz po szkole zatrudnianych), a nie przyszłych darmozjadów? Zresztą w urzędach zatrudnia się swoich lub znajomych swoich. Nie ma co się dziwić, przecież po dwóch latach nauki, nikt nie czeka na owych słuchaczy, a tym bardziej nikt nie zamierza zwal-niać ciepłego urzędniczego stołeczka. A ci policealni uczniowie liczą, że ta szkoła da im możliwość pracy. Naiwni! Przecież co drugi urzędnik jest niedouczony, to co wymagać od takiego zmiany niezrozumiałego przez niego „edukacyjnego podejścia”.

Tylko mnie krew zalewa i zwyczajnie, po babsku przywaliłabym wałkiem po pustym łbie temu i tamtemu na wysokim urzędniczym stołku za trwo-nienie naszej złotówki. Ale czy to pomoże? Na głupotę nie ma lekarstwa. Chyba, że jakaś porządna miotła wymiecie raz, a dobrze te wszystkie brudy. Tylko gdzie? Na pewno nie pod moją ławeczkę nad Wisłokiem, o nie!

Na szczęście, na zdrowie...Nina Opic

roDzinnY BiznesKierownik jednego ze sklepów na Baranówce w Rzeszowie zawiadomił

policjantów z tamtejszego posterunku, że jego placówka jest systematycznie okradana. Początkowo wydawało się, że są to nadużycia dokonywane przez kogoś, kto ma kartę lojalnościową tego sklepu. Szybko jednak okazało się, że chodzi o kradzieże dokonywane przez kilka osób. Przechodziły one przez bramki kasowe z dużymi zakupami, płacąc minimalne rachunki.

Analiza paragonów oraz zapisów monitoringu wykazała, że do takich sytuacji dochodziło zawsze przy kasach obsługiwanych przez tę samą kasjerkę. Niektórzy klienci wychodzili ze sklepu z kilkoma pełnymi zaku-pów torbami, a zapłacone przez nich rachunki opiewały na kilka, góra kilkanaście złotych.

Policjanci zatrzymali 48-letnią kasjerkę, mieszkankę Rzeszowa i prze-prowadzili przeszukanie w jej mieszkaniu, podczas którego znaleźli duże ilości artykułów spożywczych i gospodarczych. Kobieta i jej mąż nie potrafili wyjaśnić skąd te towary pochodziły. Jednak podczas przesłuchania kobieta przyznała się, że to ona zorganizowała i kierowała procederem wynoszenia towarów ze sklepu.

Policjanci ustalili, że w kradzieże zamieszanych było kilka osób z rodziny kasjerki. W procederze tym uczestniczył mąż, syn i synowa, siostra kasjerki i inne osoby z jej najbliższej rodziny. Policjantom udało się odzyskać bli-sko 250 skradzionych przedmiotów. Były to zarówno artykuły spożywcze, chemia gospodarcza oraz drobny sprzęt AGD.

Osobom zamieszanym w te kradzieże grożą kary do 5 lat pozbawienia wolności.

kal