effinger george alec - kociątko schrodingera

39
George Alec Effinger Kociątko Schrodingera Nad zaułkiem, po zachodniej stronie nieba wisiał czysty sierp księżyca rozpoczynający nowy miesiąc. Jehan miała dopiero dwanaście lat i była za młoda, by nosić zasłonę na twarzy, ale ją nosiła. Nigdy dotąd nie przebywała poza domem o tak późnej porze. Słyszała dobiegające z oddali odgłosy świętowania, trzydniowego festynu oznaczającego koniec świętego miesiąca Ramadanu. Dwaj pijacy mijali zaułek ze śpiewem na ustach; dwaj inni wykłócali się podniesionymi, rozeźlonymi głosami o cenę jakichś słodkich ciasteczek. Śmiech i pokrzykiwania docierały do Jehan jakby z innego świata. Dawniej przepadała za festynami Id-el-Fitr; teraz jednak w ogóle nie brała w nich udziału i dziwiła się, że są jeszcze tacy, których to bawi. Po chwili przestała zwracać na to wszystko uwagę. Tego roku czeka ją spotkanie o wiele ważniejsze od jakiegokolwiek święta. Westchnęła, wzruszyła ramionami: za rok znowu będzie festyn. Dzisiejszej nocy, mając do towarzystwa tylko srebrny księżyc, drżała owinięta swą niebieskoczarną opończą. Jehan Fatima Ashufi cofnęła się kilka kroków głębiej w zaułek, dalej od światła. Wzdłuż całej Ulicy bawili się do upadłego ludzie, których kiedy indziej nie uświadczyłbyś w tej dzielnicy miasta. Jehan zadygotała znowu i czekała. Pożądana chwila miała nadejść o świcie. Teraz niebo ściemniło się zaledwie na tyle, aby odsłonić księżyc i pierwsze niecierpliwe gwiazdy. W świecie Islamu noc zaczynała się wtedy, gdy nie

Upload: lukasz-farysej

Post on 07-Dec-2014

239 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Opowiadanie George'a Aleca Effingera z 1988. Za to opowiadanie został uhonorowany nagrodą Hugo i Nebula.

TRANSCRIPT

Page 1: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

George Alec Effinger Kociątko

Schrodingera

Nad zaułkiem, po zachodniej stronie nieba wisiał czysty

sierp księżyca rozpoczynający nowy miesiąc. Jehan miała

dopiero dwanaście lat i była za młoda, by nosić zasłonę na

twarzy, ale ją nosiła. Nigdy dotąd nie przebywała poza domem

o tak późnej porze. Słyszała dobiegające z oddali odgłosy

świętowania, trzydniowego festynu oznaczającego koniec

świętego miesiąca Ramadanu. Dwaj pijacy mijali zaułek ze

śpiewem na ustach; dwaj inni wykłócali się podniesionymi,

rozeźlonymi głosami o cenę jakichś słodkich ciasteczek.

Śmiech i pokrzykiwania docierały do Jehan jakby z innego

świata. Dawniej przepadała za festynami Id-el-Fitr; teraz

jednak w ogóle nie brała w nich udziału i dziwiła się, że są

jeszcze tacy, których to bawi. Po chwili przestała zwracać na

to wszystko uwagę. Tego roku czeka ją spotkanie o wiele

ważniejsze od jakiegokolwiek święta. Westchnęła, wzruszyła

ramionami: za rok znowu będzie festyn. Dzisiejszej nocy,

mając do towarzystwa tylko srebrny księżyc, drżała owinięta

swą niebieskoczarną opończą.

Jehan Fatima Ashufi cofnęła się kilka kroków głębiej w

zaułek, dalej od światła. Wzdłuż całej Ulicy bawili się do

upadłego ludzie, których kiedy indziej nie uświadczyłbyś w tej

dzielnicy miasta. Jehan zadygotała znowu i czekała. Pożądana

chwila miała nadejść o świcie. Teraz niebo ściemniło się

zaledwie na tyle, aby odsłonić księżyc i pierwsze niecierpliwe

gwiazdy. W świecie Islamu noc zaczynała się wtedy, gdy nie

Page 2: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

można już było odróżnić nici białej od czarnej; to jeszcze nie

była noc. Jehan zebrała lewą ręką fałdy opończy, ściągając ją

ciasno wokół siebie. W prawej dłoni, skryty w długim

rękawie, spoczywał ostry, zakrzywiony kindżał, który zabrała

z izby ojca.

Była głodna i chętnie kupiłaby sobie coś do jedzenia, nie

miała jednak pieniędzy. W Budayeenie było wiele dziewcząt

w jej wieku, które umiały już same zarabiać; Jehan do nich nie

należała. Rozejrzała się szybko dookoła i zobaczyła tylko

pokryte nieczystościami wilgotne i zabłocone kocie łby.

Smród panujący w zaułku przyprawiał ją o mdłości. Była

znużona, samotna i bała się. I wtedy, jak gdyby cały ten

plugawy świat rozwinął się w coś innego, coś całkowicie

obcego, ujrzała więcej.

Jehan Ashufi miała dwadzieścia sześć lat. Ubrana była w

tradycyjny ciemnoszary wełniany kostium skrojony dłużej i

surowiej, niż to nakazywała moda, ale stosownie dla młodej,

zdolnej fizyczki. Nie uznawała biżuterii, a czarne włosy

zaplatała w długi warkocz spadający na plecy. Każdego ranka,

towarzysząc swemu wybitnemu nauczycielowi i opiekunowi,

wkładała trochę wysiłku w to, by wyglądać możliwie

najzwyczajniej. To Heisenberg wymagał tego od niej; któż w

tamtych czasach uwierzyłby, że piękna kobieta może być

równocześnie wysoce utalentowaną uczoną? Jehan szybko

przekonała się, że jej wysiłki, by nie rzucać się w oczy, na nic

się zdają. Ciemna skóra i akcent zdradzały jej nietutejszość. Z

daleka było widać, że nie jest Europejką. Być może miała

domieszkę krwi lewantyńskiej. Większość ludzi, z którymi się

Page 3: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

stykała, brała ją za Żydówkę. Działo się to w Niemczech, w

Getyndze, a był rok 1925. Naziści nie zdobyli jeszcze pełni

władzy. Hitlera zwolniono właśnie z więzienia; przez

spędzone tam miesiące podyktował Mein Kampf, ale jego

marsz ku politycznemu Olimpowi dopiero się zaczynał. Jehan

uważała, że na pewno nie Hitler wymyślił nienawiść. On tylko

opanował idealną metodę manipulowania nią.

Wybitnie zdolny Max Born, który w artykule napisanym

dwa lata wcześniej jako pierwszy użył określenia "mechanika

kwantowa", przewodniczył sympozjum fizyków

uniwersyteckich. Omawiali ostatnie sugestie Maxa Plancka

dotyczące jego własnych teorii z dziedziny

promieniotwórczości. Planck był autorem pewnych założeń

leżących u podstaw powstającej właśnie fizyki kwantowej,

jednak do opisu wzajemnych oddziaływań pomiędzy światłem

a materią stosował klasyczną mechanikę newtonowską. Było

oczywiste, że nie jest to podejście właściwe, ale jak na razie

lepszy sposób nie istniał. Głos zabrał jeden z uczestników

konferencji w Getyndze, Pascual Jordan, przedstawiając

rozwiązanie kompromisowe; zanim jednak Born,

przewodniczący, zdołał odpowiedzieć, Werner Heisenburg

dostał nagłego ataku kichania.

- Nic ci nie jest, Werner? - spytał, Born.

Heisenberg machnął tylko ręką. Jordan usiłował

kontynuować, ale Heisenberg znowu zaczął kichać. Oczy mu

poczerwieniały, a po policzkach płynęły łzy. Wyraźnie

cierpiał. Zwrócił się do swej dyplomowanej asystentki. - Jehan

- wykrztusił - załatw natychmiast wszystko, co trzeba. Muszę

stąd uciekać. To ten mój przeklęty katar sienny. Chcę od razu

wyjechać.

Page 4: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

- Ale kolokwium... - zaprotestował jeden z uczestników

sympozjum.

Heisenberg był już na nogach. - Powiedzcie Planckowi, żeby

poszedł sobie do wszystkich diabłów i żeby zabrał ze sobą de

Broglie'a razem z tymi jego falami materii. To samo tyczy się

Bohra i jego cholernych skaczących elektronów. Mam już

tego po dziurki w nosie. - W kilku chwiejnych krokach opuścił

salę. Jehan została jeszcze chwilę, żeby poczynić kilka notatek

w swoim dzienniku. Potem wróciła za Heisenbergiem do

hotelu.

Budayeen nie miał ani jednego minaretu, ale na zewnątrz

tej otoczonej murami dzielnicy miasta znajdowało się wiele

meczetów. Z wysokich; starożytnych wież silne głosy

nawoływały wiernych do porannych modłów. - Pójdźcie się

modlić, pójdźcie się modlić! Modlitwa jest lepsza od snu!

Jehan, oparta o brudny mur, słyszała śpiewne krzyki

muezinów, ale nie zwracała na nie żadnej uwagi. Wpatrywała

się w martwe ciało leżące u jej stóp, w ciało chłopca kilka lat

starszego od niej, kogoś, kogo widziała już w Budayeen, ale

nie znała z imienia. Ściskała jeszcze w dłoni zakrwawiony

kindżał, który zadał mu śmierć.

Po chwili przez tłum, jaki zgromadził się u wylotu zaułka,

przepchnęło się trzech mężczyzn. Popatrzyli z góry na Jehan.

Jeden z nich był oficerem policji, drugi kadim, który przekłada

starożytne przykazania Islamu na realia współczesnego życia,

trzeci zaś imamem, wiodącym modlitwy, co przybiegł z

małego meczetu znajdującego się niedaleko wschodniej bramy

Page 5: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Budayeenu. W obrębie murów kieszonkowcy, dziwki,

złodzieje i mordercy mogli bezkarnie załatwiać między sobą

swoje ciemne porachunki. Śmierć w Budayeenie: nie

przyciągała wielkiej uwagi reszty miasta.

Oficer policji był wysoki i potężnie zbudowany, nosił gęste

czarne wąsy i miał senne oczy. Zaciekawiony zajściem był

tylko dlatego, że choć dbał o przestrzeganie prawa i porządku

w Budayeenie od piętnastu lat, nigdy jeszcze nie prowadził

śledztwa w sprawie morderstwa popełnionego przez tak młodą

dziewczynę.

Kadi był młody, gładko wygolony, wyraźnie okazywał

szacunek imamowi. Nie było jeszcze całkiem jasne, czy

sprawa ta podpada pod kompetencje władz cywilnych czy

religijnych.

Imam był wysoki, wyższy nawet od oficera policji, ale

chudy i wąski w ramionach; jednak to nie asceza uczyniła go

tak wątłym. Był dobrze znany z dwóch cech: z rozsądku w

rozstrzyganiu codziennych konfliktów oraz z tego, że nie

stronił od ziemskich uciech. On również był zaintrygowany i

zaciekawiony. Miał krótką, szpakowatą bródkę, a jego

łagodne, brązowe oczy kryły się prawie zupełnie w siateczce

zmarszczek, które z wolna poryły mu twarz. Podobnie jak

oficer policji imam nosił kiedyś zawadiacki czarny wąsik, ale

te burzliwe lata dawno już dlań minęły. Teraz miał wygląd

męża przyzwoitego i dobrodusznego. W rzeczywistości nie

był ani jednym, ani drugim; kultywowanie tej opinii uznawał

jednak za pożyteczne.

- O, moja córko - odezwał się teraz chrapliwym głosem. Był

bardzo zdenerwowany. Nad oglądanie tak wulgarnych

widowisk, jak rażące poczucie estetyki trupy w okolicznych

Page 6: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

uliczkach, przedkładał wyjaśnianie zawiłych ustępów

świętego Koranu.

Jehan spojrzała nań, ale nic nie .powiedziała. Spuściła

znowu głowę i wpatrzyła się w ciało nieznanego chłopca,

którego zabiła.

- O, moja córko - powtórzył imam - powiedz mi, czy to ty

zamordowałaś to nieszczęsne dziecko?

Jehan znowu podniosła na starca spokojny wzrok. Skrywała

ją chusta, zasłona na twarz i opończa; widać było tylko jej

czarne oczy i długie, cienkie palce zaciśnięte na rękojeści

noża.

- Tak, o Mędrcze - powiedziała. - To ja go zabiłam.

Oficer policji zerknął na kadiego.

- Czy modlisz się do Allacha? - zapytał imam. Nigdy nie

zadałby tego pytania, gdyby nie był to Budayeen.

- Tak - odparła Jehan. I nie kłamała. Modliła się kilka razy w

swoim życiu przy różnych okazjach i być może jeszcze kiedyś

będzie się modlić.

- I wiesz, że istnieje zakaz odbierania człowiekowi życia,

które Allach uczynił świętym?

- Tak, o Mędrcze.

- I wiesz jeszcze, że Allach wyznaczył karę dla tych, którzy

złamią to prawo?

- Tak, wiem.

Page 7: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

- A zatem, o moja córko, powiedz nam, dlaczego zabiłaś

tego biednego chłopca.

Jehan rzuciła zakrwawiony kindżał na bruk zaułka.

Upadając, zadźwięczał głośno, a potem znieruchomiał przy

nodze trupa.

- Zabiłam go, bo skrzywdziłby mnie w przyszłości -

oznajmiła.

- Groził ci? - spytał kadi.

- Nie, o Czcigodny.

- A zatem...

- A zatem skąd wiesz, że wyrządziłby ci krzywdę? -

dokończył za niego imam.

Jehan wzruszyła ramionami. - Widziałam to wiele razy.

Powaliłby mnie na ziemię i pohańbił. Widziałam to w wizjach.

Pomruk przeszedł przez tłum cisnący się wciąż u wylotu

zaułka, za plecami trzech mężczyzn i Jehan. Imam przygarbił

się. Oficer policji czekał cierpliwie. Kadi wyglądał na

zniechęconego.

- A więc nie chciał cię skrzywdzić dzisiejszego ranka? -

zapytał w końcu imam.

- Nie.

- No i jak sama mówisz, n i g d y d o t ą d nie chciał cię

skrzywdzić?

- Nie. Nie znam go. Nigdy nie zamieniłam z nim słowa.

Page 8: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

- A mimo to - wtrącił kadi wyraźnie już zniechęcony

zamordowałaś go na podstawie tego, co ci się przywidziało?

Jak we śnie?

- Jak we śnie, o Czcigodny, ale bardziej prawdziwie niż w

wizji.

- Sen - mruknął imam. - Prorok, niech będzie błogosławione

jego imię i spokój, nie przewidział żadnej łaski za morderstwo

sprowokowane tylko snem.

- Ale ona ma dopiero dwanaście lat! - krzyknęła jakaś

kobieta z tłumu.

Imam odwrócił się i przecisnął przez ciżbę.

- Sierżancie - powiedział kadi - oddaję tę dziewczynkę pod

twoją pieczę. Słowa Proroka jasno określają, co mamy czynić.

Sierżant skinął głową i postąpił krok naprzód. Związał

dziewczynie przeguby i popchnął ją przed sobą ku wylotowi

zaułka. Tłum fellachów rozstąpił się, robiąc im przejście.

Sierżant zaprowadził Jehan do małej, wilgotnej celi, gdzie

miała przebywać aż do chwili przesłuchania przez religijną

radę starszych, która sądzić ją będzie wedle zaleceń Szarijatu,

ówczesnego kodeksu praw zaczerpniętych ze starożytnego i

szlachetnego Koranu.

Jehan nie cierpiała w swej niezdrowej celi. Żyjąc od

urodzenia w Budayeenie nauczyła się znosić niewygody.

Czekała cierpliwie; co postanowi w jej sprawie Allach.

Nie czekała długo. Wezwano ją na kolejne krótkie

przesłuchanie, podczas którego rada zadawała jej prawie te

same pytania, co imam. Odpowiadała na wszystkie bez

wahania. Sędziowie byli zasmuceni, ale musieli wydać wyrok.

Page 9: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Dali jej szansę zmiany zeznania, ale nie skorzystała z niej. W

końcu najstarszy członek rady stanął przed nią i przemówił

głosem pełnym bólu: - O młódko, Prorok, błogosławione

niech będą jego imię i spokój, powiedział: "Kto zabija

wiernego, zapłatą będzie mu wieczne potępienie" i powiedział

jeszcze: "Kto zabija istotę ludzką za przewinę inną niż

morderstwo albo zepsucie, będzie to, jakby zabił cały rodzaj

ludzki". A zatem, gdyby ten, którego zabiłaś, nosił się z

zamiarem popełnienia na tobie czynu nierządnego, twój

postępek byłby usprawiedliwiony. Jednak ty temu

zaprzeczasz. Opierasz się na swych snach, na wizjach. Taka

wątła obrona może skłonić obecną tu radę tylko do orzeczenia

twej winy. Musisz ponieść sprawiedliwą karę, jak to jest

zapisane. Zostanie wykonana jutro rano, tuż przed wschodem

słońca.

Na twarzy Jehan nie drgnął ani jeden mięsień. Nic nie

powiedziała. W wielu swych wizjach była wcześniej

świadkiem również i tej sceny. Czasami, jak teraz, skazywano

ją; czasami uniewinniano. Tego wieczora przyniesiono jej

dobry posiłek, lepszy od większości tych, jakie spożywała

dotąd, żyjąc w nędzy. Przespała całą noc i kiedy rano przyszli

po nią przedstawiciele władz cywilnych i religijnych, była już

gotowa. Przemawiał do niej długo imam cieszący się wielkim

szacunkiem, ale Jehan nie słuchała go uważnie: Ostatnie

czynności i ruchy jej życia wydawały się mechanicznie

uporządkowane i nie przykładała do nich wielkiej wagi.

Poszła tam, gdzie ją zaprowadzono, odpowiedziała

machinalnie na zadane jej pytanie i wspięła się na

podwyższenie ustawione na dziedzińcu wielkiego Meczetu

Szimaal.

- Czy czujesz skruchę? - spytał imam kładąc łagodnie dłoń

na jej ramieniu.

Page 10: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Jehan uklękła i szykowała się do położenia głowy na pniu.

Wzruszyła ramionami.

- Nie - odparła.

- Czy czujesz nienawiść, o moja córko?

- Nie.

- Niech zatem Allach w Swym miłosierdziu ześle ci pokój.

Imam odstąpił. Jehan nie widziała kata, ale słyszała zbiorowe

westchnienie wydobywające się z piersi zebranych, kiedy w

pierwszych bladych promieniach świtu wielki topór uniósł się

wysoko, a potem ostrze spadło.

Jehan dygotała w zaułku. Obserwowanie własnej śmierci

zawsze wywoływało u niej wyjątkowo nieprzyjemne uczucie.

Godzina była jeszcze dość wczesna; nie tak dawno ucichło

piąte i ostatnie wezwanie do modłów i zapadła już noc.

Świętowanie wokół niej trwało z jeszcze większym

natężeniem. To że czyn, jaki zamierzała popełnić, może

zawieść ją na pień katowski, nie odwiodło jej od raz powziętej

decyzji. Modląc się, by czas płynął szybciej, ściskała mocno

kindżał i myślała o innych sprawach.

Pod koniec maja 1925 roku zatrzymali się w hotelu na

maleńkiej wysepce Helgoland, oddalonej jakieś pięćdziesiąt

mil od wybrzeży niemieckich. Jehan odpoczywała w

komfortowo wyposażonym pokoju. Gospodyni kazała mężowi

zanieść bagaże Heisenberga i Jehan do najlepszego i

najdroższego apartamentu. Heisenberg żywił wielką nadzieję

Page 11: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

na pozbycie się swych dolegliwości alergicznych. Zamierzał

również przemyśleć ów niejasny konglomerat teorii i przeciw

teorii wygłoszonych przez kolegów na sympozjum w

Getyndze. Tymczasem przy każdym spotkaniu gospodyni

rzucała Jehan ponure, wściekłe spojrzenia, ale nic nie mówiła.

Sam Herr Doktor był zbyt zaabsorbowany, by przejmować się

czymś tak trywialnym, jak przyzwoitość, zasady moralne,

reputacja w swym miejscu odosobnienia na Helgolandzie, czy

spokój sumienia Jehan. Jeśli ktoś unosił brwi widząc ten

układ, Heisenberg, w swoim transie, na pewno tego nie

zauważał; włóczył się po okolicy, jak gdyby był ślepy na

wszystko prócz zawartości w powietrzu pyłków kwiatowych

drażniących jego drogi oddechowe oraz napotykanych od

czasu do czasu stromych urwisk, z których szczęściem udało

mu się nie spaść.

Jehan zdawała sobie sprawę z dezaprobaty starej. Jednak po

dwudziestu jeden latach pełnego, nie usłanego różami życia

czyjeś uniesienie brwi plasowało się nisko w jej hierarchii

rzeczy, którymi należało się przejmować. Widziała już zbyt

wielu ludzi skazanych na śmierć głodową, zbyt wielu

wypędzonych i zmuszonych do żebractwa, zbyt wielu

niewiernych zamordowanych w imię Allacha, zbyt wielu

okaleczonych lub skróconych o głowę przez pogmatwane

zasady islamskiego wymiaru sprawiedliwości. Przez

wszystkie te lata Jehan przechowywała zakrwawiony ojcowski

kindżał, upchnięty teraz gdzieś między swetrami z

szetlandzkiej wełny i nadal tak śmiercionośny jak zawsze.

Klimat wyspy służył Heisenbergowi, a z ich pokoju

roztaczał się przepiękny widok na morze. Nastrój uczonego

poprawiał się szybko. Pewnego ranka, kiedy spacerowali

razem wzdłuż wybrzeża. Jehan przeczytała mu ustęp ze

świętego Koranu. - Ta sura zwie się "Trzęsienie Ziemi" -

Page 12: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

powiedziała. - "W imię Allacha Łaskawego, Miłosiernego.

Kiedy Ziemia zadrży w swej ostatniej konwulsji i kiedy

Ziemia wyda z siebie swe brzemię i człowiek powie: Co jej

dolega? Tego dnia ona opowie swe dzieje, bo tak natchnie ją

Pan. Tęgo dnia rodzaj ludzki podzieli się na osobne grupy,

żeby ukazane im były ich czyny. A kto uczynił dobro na

ciężar atomu, ujrzy je. A kto uczynił zło na ciężar atomu,

ujrzy je".

I Jehan zapłakała wiedząc, że ile by dobra uczyniła, nie

przeważy ono zła, jakiego już się dopuściła.

Ale Heisenberg tylko patrzył na szare, przewalające się fale

oceanu. Nie słuchał uważnie świętych wersetów i dotarło doń

jedynie kilka słów wypowiedzianych przez Jehan. - A kto

uczynił dobro na ciężar atomu, u j r z y je - wymamrotał,

kładąc nacisk na to jedno słowo. W kącikach jego ust błąkał

się niepewny, nikły uśmieszek. Jehan otoczyła go ramieniem,

bo sprawiał wrażenie, że jest mu zimno, i odprowadziła do

hotelu. Ochłodziło się i w powietrzu unosiła się mgiełka

wilgoci nawiewanej znad morza; słuchali razem wrzasków

mew nurkujących za rybami albo unoszących się z piskiem

nad spłachetkiem plaży. Jehan rozmyślała o tym, co

przeczytała, o końcu świata. Myśli Heisenberga krążyły tylko

wokół jego początku i wokół jego wciąż ściśle strzeżonych

sekretów.

Oboje przepadali za codziennymi, długimi spacerami po

wyspie. Właśnie teraz, częściej niż kiedykolwiek w swym

życiu, Jehan nosiła przy sobie egzemplarz Koranu i często

czytała mu krótkie wersety. Choć były tak różne od znanej mu

literatury biblijnej, Heisenberg wysłuchiwał cytatów ze

świętej księgi Islamu bez komentarzy. Wydawało mu się

Page 13: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

jednak, iż znaczenia pewnych zawartych w nich wyobrażeń

dedykowane są właśnie jemu.

Jehan widziała przynajmniej,, że naukowiec czuje się lepiej.

Heisenberg oddał się znowu bez reszty rozsupływaniu

splątanego węzła, jakim był obecny stan fizyki kwantowej.

Taka była. już jego praca i relaks. Wyznał Jehan, że najtęższe

naukowe umysły świata pracują gorączkowo nad stworzeniem

przybliżonego modelu matematycznego, który umożliwiałby

opisanie wszystkich obserwowanych zjawisk. Żadne z

podejść, jakich dotąd próbowali, nie pozwoliło uwzględnić

wszystkich danych. Jednak o n znajdzie taki klucz; był o tym

przeświadczony. Nie bardzo jeszcze wiedział, jak tego

dokona; ale przecież nie poświęcił się jeszcze bez reszty temu

zadaniu.

Jehan wcale nie chciało się śmiać. Przeczytała mu: - "Czyż

nie widziałeś takich, którzy twierdzili, iż wierzą w to, co jest

im objawiane, i w to, co było im objawione, a którzy zwracają

się o rozsądzenie swych sporów do fałszywych bóstw, chociaż

nakazano im się ich wyrzec? Szatan zwiedzie ich na

manowce".

Heisenberg roześmiał się serdecznie. - Twój Allach nie

nawiązuje chyba do tego sympozjum w Getyndze? -

powiedział. - Nie ma też chyba na myśli Bohra i Einsteina w

Berlinie?

Jehan żachnęła się na te bluźniercze słowa. Oburzył ją brak

szacunku i ignoranckie kpiny ze strony tego niewiernego.

Uderzyło ją, że ta stara religia, której tak naprawdę nigdy się

nie podporządkowała, nadal stanowi nieodłączną jej cząstkę.

Ciekawa była, co by czuła spacerując znowu po tych

wszystkich latach wąskimi, zatłoczonymi, hałaśliwymi

Page 14: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

uliczkami Budayeenu. - Nie wolno ci tak mówić - wyrzuciła z

siebie w końcu.

- Hmmm? - mruknął Heisenberg. Zapomniał już całkiem, co

jej przed chwilą powiedział.

- Spójrz tam - ciągnęła Jehan. - Co widzisz? - Ocean -

powiedział Heisenberg. - Fale.

- Te fale stworzył Allach. A co t y możesz o nich

powiedzieć?

- Mógłbym określić ich częstotliwość - odparł naukowiec. -

Mógłbym zmierzyć ich amplitudę.

- Zmierzyć! - krzyknęła Jehan. Wyimaginowana zniewaga

jej wiary przesłoniła nagle długie lata studiów naukowych. -

Popatrz na to - mówiła dalej, nie dając mu dojść do słowa.

Garść piasku. To Allach stworzył ten pianek. Co t y możesz o

nim powiedzieć?

Heisenberg nie bardzo rozumiał, o co chodzi Jehan. -

Dysponując odpowiednimi przyrządami - zaczął niepewnie,

nie chcą jej urazić - odpowiednio wyregulowanymi, mógłbym

pobrać każde z tych ziarenek piasku z osobna i powiedzieć

ci... - Urwał nagle. Dźwignął się powoli na nogi, jak starzec.

Spojrzał najpierw na morze, potem pod nogi, na wybrzeże i

znowu na bezmiar wód. - Fale - mruknął - cząsteczki, co za

różnica? Liczy się tylko to, co naprawdę potrafimy zmierzyć.

Nie potrafimy zmierzyć orbit Bohra, bo one w rzeczywistości

n i e i s t n i e j ą! A zatem linie widmowe, które

obserwujemy, powstają na skutek przejść pomiędzy dwoma

stanami. Tak, pomiędzy parami stanów; ale w takim razie do

opisania ich potrzebna byłaby całkowicie nowa forma zapisu

Page 15: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

matematycznego odwołująca się do tabel grupujących każdy

możliwy...

- Wernerze. - Jehan wiedziała, że teraz dla niego nie istnieje.

- Same obliczenia zajęłyby wiele dni, jeśli nie tygodni.

- Wernerze, w y s ł u c h a j mnie. Ta wysepka jest tak mała,

że mógłbyś dorzucić kamieniem do jej przeciwległego brzegu.

Nie zamierzam siedzieć na tej mroźnej plaży ani tam na górze,

na twoim łysym, posępnym urwisku, kiedy ty dokonywać

będziesz swojego genialnego przełomu w nauce, cokolwiek on

ze sobą niesie. Żegnaj.

- Co? Jehan? - Heisenberg zamrugał powiekami i wrócił do

świata materialnego.

Nie mogła już na niego patrzeć. Przesypywała garść piasku

przez palce drugiej dłoni. I wtedy przyszła jej do głowy ta

myśl: jeśli nie ma się wody, aby dokonać niezbędnej ablucji

przed modlitwą w kierunku Mekki, dozwolone jest obmycie

się zamiast tego czystym piaskiem. Zaczęła szlochać. Nie

słyszała, co mówi do niej Heisenberg - jeśli w ogóle coś

mówił.

W zaułku upłynęły już dwie godziny i zrobiło się jeszcze

chłodniej. Jehan owinęła się opończą i przechadzała tam i z

powrotem. Wizje tej właśnie szczególnej nocy, obrazy

możliwych jej zakończeń nawiedzały ją od czterech lat.

Czasami młody mężczyzna dostrzegał ją w zaułku tuż po

świcie, a czasami nie. Raz go zabijała, innym razem nie. I

Page 16: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

oczywiście pozostawało bez odpowiedzi pytanie o to, czy jej

postępowanie doprowadzi do jej ułaskawienia czy do

egzekucji.

Kiedy miała pierwszą wizję, nie wiedziała ani co się dzieje,

ani co widzi. Zdawała sobie tylko sprawę ze swego strachu, z

bólu i z przerażenia. Chłopak powalił ją brutalnie na ziemię,

zdarł z niej ubranie i zgwałcił. Na tym wizja się skończyła.

Jehan nikomu o niej nie powiedziała; rodzina wzięłaby ją za

szaloną. Potem, jakieś trzy miesiące później, wizja powróciła;

tylko że tym razem różniła się nieco od poprzedniej.

Znajdowała się jak przedtem w zaułku, ale tym razem

uśmiechnęła się do chłopaka i przywołała go gestem.

Odwzajemnił się jej uśmiechem i wprowadził głębiej w

zaułek. Kiedy położył jej rękę na ramieniu, dobyła kindżału

ojca i zatopiła go w brzuchu chłopca. Tyle wtedy pokazała jej

wizja. Przeraziła ją jeszcze bardziej, niż scena gwałtu z

poprzedniej.

Z biegiem czasu wizje przybierały coraz to inne formy. Była

teraz pewna, że nie zawsze obserwuje swoją przyszłość,

przyszłość, jaka na pewno ją czeka, ale jakąś n i e o k r e ś 1 o

n ą przyszłość, równie prawdopodobną, jak każda inna. Nie

wszystkie wizje musiały się sprawdzić. W niektórych widziała

siebie żyjącą do późnej starości w mieście, dokładnie tutaj, w

tej podłej dzielnicy Budayeen. W innych poruszała się po

nieznanych miejscach nie wyglądających wcale na islamskie i

rozmawiała językami zdecydowanie nie arabskimi. Nie miała

pojęcia, czy te wykluczające się nawzajem wizje chcą jej coś

przekazać, czy przed czymś ostrzec. Jehan modliła się o

wyjawienie, którą z tych wersji naprawdę będzie musiała

przeżyć. Wkrótce potem, jak gdyby w nagrodę za jej wiarę;

zaczęły ją nawiedzać wizje mniej brutalne: mogła zaglądać w

niedaleką przyszłość i odszukiwać zagubione przedmioty lub

Page 17: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

ostrzegać przed planami niefortunnej podróży, albo też

przepowiadać wzrost bądź spadek cen zboża. Sąsiedzi,

zaciekawieni z początku, zaczęli się jej w końcu obawiać.

Matka poradziła Jehan, aby nigdy nie rozmawiała z nikim o

swoich "snach", bo inaczej mogą ją zamknąć w jakimś

przerażającym odosobnieniu. Jehan nigdy nie mówiła' o

swych wizjach ojcu, bo ojcu nie zwierzała się z niczego. W tej

rodzinie, tak samo zresztą jak w innych rodzinach z

Budayeenu, ojciec nie przejmował się zbytnio problemami

córek. Jego dumą byli synowie i mocno wierzył, iż któregoś

dnia ci trzej silni chłopcy niepomiernie powiększą prestiż i

majątek rodziny Ashufi. Jehan wiedziała, że jest w błędzie, bo

widziała już, co się stanie z braćmi dwóch zginie w wojnach z

Żydami, trzeci zaś będzie tchórzem, słabeuszem i zbiegnie do

Stanów Zjednoczonych. Ale Jehan nic nie powiedziała.

Była druga w nocy i kompanii dotrzymywały jej tylko

dobiegające z oddali pijackie nawoływania. Czasami wizje

były udręką, kiedy indziej przynosiły ukojenie. Teraz powitała

je z zadowoleniem, jako wypełnienie samotności; ale

przyniosły jej więcej niż kiedykolwiek rozmaitych możliwości

tego, co może zdarzyć się nad ranem. Której, z nich mogła

zawierzyć? Na którą się przygotować? Czy miała się radować

w sercu, czy bać? Zmówiła modlitwę do Allacha, czego nie

robiła zbyt często, a była to najżarliwsza modlitwa w jej

krótkim życiu. Potem oddała się znowu czekaniu.

Page 18: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Wizja: Było tuż po świcie. Młody mężczyzna - którego

imienia Jehan nigdy nie poznała - szedł brukowaną uliczką w

kierunku zaułka. Jehan wiedziała to, chociaż nie wyjrzała

jeszcze za róg. Wciągnęła w płuca głęboki oddech. Podeszła

kilka kroków w stronę uliczki, spojrzała w lewo i napotkała

jego oczy. Uczyniła nieznaczny gest, odwróciła się i zanurzyła

głębiej w cieniste ustronie zaułka. Była 'pewna, że pójdzie za

nią. Bolał ją żołądek, burczało jej w brzuchu i wyczerpana

nerwowo, drżała na całym ciele. Kiedy młodzieniec kładł dłoń

na jej ramieniu wymrukując nieskromne propozycje, jej ręka

pełzła w kierunku ukrytego kindżału, ale nie pochwyciła za

rękojeść. Powalił ją brutalnie na ziemię, zdarł z niej ubranie i

zgwałcił. Potem zostawił ją tam. Leżała jak sparaliżowana

przeklinając i roniąc łzy na mokre, cuchnące kamienie.

Znalazły ją jakiś czas potem dwie kobiety i zaprowadziły do

lekarza. Potwierdziły się ich najgorsze obawy: jej cześć

skalano nieodwracalnie. Jej życie, w sensie stania się

normalną, dorosłą kobietą w tej islamskiej społeczności, było

praktycznie skończone.

Jedna z kobiet odprowadziła Jehan do domu, żeby podzielić

się wieścią z jej matką, która z kolei musiała powiedzieć ojcu.

Jehan skryła się w izdebce dzielonej z siostrami. Słyszała

trzask łamanvch mebli i wulgarne słowa wykrzykiwane przez

ojca. Nie dało się już nic zrobić. Jehan nie znała nawet imienia

swego gwałciciela. Była zrujnowana, mniej niż

bezwartościowa. Młoda kobieta nie będąca dziewicą nie

mogła domagać się żadnego wykupu. Tyle lat utrzymywania

bezwartościowej córki w nadziei na zwrot tej inwestycji w

kontrakcie ślubnym - wszystko się teraz rozwiało. Trudno się

dziwić, że ojciec Jehan czuł się zdradzony, że uważał się za

ojca bezrozumnego stworzenia. Nie było tu miejsca na

współczucie Jehan; prawdziwa historia, jakąkolwiek była, nie

Page 19: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

mogła zmienić faktów. Poczynając od tego ranka Jehan była

już zawsze odtrącana i w końcu wypędzono ją z domu.

Pozostało jej tylko zawodzenie sióstr i matki. Ojciec i trzej

bracia nawet nie spojrzeli na nią ani się z nią nie pożegnali.

Lata mijały teraz szybciej. Jehan została ulicznicą. Przez

jakiś czas, dzięki swej młodości i urodzie, zarabiała na znośne

życie. Potem, gdy lata odcisnęły na niej swe niezatarte piętno,

miała już trudności z zapracowaniem nawet na kawałek chleba

i kąt do spania. Starzała się, robiła coraz bardziej zgryźliwa i

coraz bardziej nienawidziła samej siebie. Czy nienawidziła też

ojca i reszty rodziny? Nie, taki los, jakkolwiek trudno byłoby

jej to pojąć, wyznaczył jej Allach, a może skazała się nań

sama w tej jednej chwili zawahania, wiele lat temu, tam, w

zaułku, kiedy miała szansę wyboru przeznaczenia. Nie

potrafiła tego rozstrzygnąć. Bez względu na to, jaka była

odpowiedź, nie mogła teraz korzystać ani z daru

jasnowidzenia, ani ze swej mądrości. Jej życie było, jakie

było, i wiodła je wedle niezbadanych wyroków Allacha

Miłosiernego. Nie musiała niczego rozumieć.

W końcu znaleziono ją martwą, wynędzniałą i zagłodzoną.

Jej trup był zniekształcony, skulony z zimna i dziwnym

zbiegiem okoliczności leżał w tym samym zaułku, w którym

kiedyś młody mężczyzna tak bezmyślnie zniszczył wszelkie

szanse na szczęście jakie miała na tym świecie Jehan. Po

śmierci nikt jej nie opłakiwał. Może użalił się nad nią Allach

Wspaniałomyślny, litując się nad tą, która nie zaznała litości

od bliźnich, wśród których żyła: Dla Jehan było to zawsze

zimne miejsce.

Zrażona na jakiś czas do Heisenberga, Jehan pracowała w

Zurychu z Erwinem Schrodingerem. Idee Schrodingera

Page 20: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

powodowały zrazu zamęt w jej głowie, bo stały w

sprzeczności z wieloma podstawowymi założeniami

Heisenberga. Na razie Heisenberg odrzucał jeszcze każdy

prosty model budowy atomu, a właściwie wszelkie modele.

Schrodinger, starszy i bardziej konserwatywny niż członkowie

grupy z Getyngi, pragnął wyjaśnić zjawisko kwantowe nie

posługując się nową matematyką i złudną wyobraźnią.

Potraktował elektron jako funkcję falową, jednak innego

rodzaju niż uważał de Broglie. Własności fal w świecie

fizycznym były już dobrze poznane i nie kryły w sobie

żadnych tajemnic. Kiedy jednak Schrodinger przystąpił do

wyliczania wpływu zmiany poziomu energetycznego na swoją

falę elektronową, wyniki nie zgadzały się z danymi

uzyskiwanymi z obserwacji.

- Czyżbym coś przeoczył? - zapytał.

Jehan potrząsnęła głową. - Tam gdzie się urodziłam,

mawiają: "Nie wylewaj wody z bukłaka na widok

fatamorgany".

Schrodinger przetarł zmęczone oczy. Spojrzał na trzymany

w dłoniach plik papierów. - A skąd mam wiedzieć, czy ta

woda warta jest zachowania, czy też nadaje się tylko do

ścieku? Jehan nie odpowiedziała mu na to i Schrodinger,

niezadowolony z wyników, zawiesił swoje prace. Kilka

miesięcy później w kilku artykułach wykazano, iż po

uwzględnieniu efektów relatywistycznych, obliczenia

Schrodingera zgadzają się jednak zadziwiająco dobrze z

wynikami eksperymentalnymi.

Schrodinger tryumfował. - Czuję się usatysfakcjonowany

powiedział. - Cały czas miałem nadzieję, że znajdę sposób

ściągnięcia Borna i Heisenberga z powrotem na Ziemię, do

fizyki klasycznej. Miałem przeczucie, że fizyka kwantowa

Page 21: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

okaże się światem realnym, a nie królestwem zjaw,

rządzonym przez widmowe siły.

- Dopiero teraz wydaje mi się ona czymś nierealnym -

powiedziała Jehan. - Powiadając, że elektron jest falą, mówi

pan, iż jest on zjawą. W oceanie faluje woda. W przypadku

dźwięku, fale przenosi-powietrze. A co może być falą w

pańskich równaniach?

- Born twierdzi, że to fala prawdopodobieństwa. Sam

jeszcze nie w pełni to rozumiem - odparł - ale moje równania

wyjaśniają zbyt wiele spraw, aby były błędne.

- Proszę pana - powiedziała Jehan marszcząc czoło - może

być tak, że w tym przypadku fatamorgana znajduje się w

pańskim bukłaku, a nie przed panem, na pustyni.

Schrddinger roześmiał się. - Może to i prawda. Może będę

jeszcze musiał odrzucić swoje konstrukcje myślowe, ale nigdy

nie wyprę się swojej matematyki.

Było parne popołudnie, dławiące dech w piersiach. Skwar

zdawał się nie przeszkadzać miejscowym Arabom, ale mała

grupka Europejczyków zaczynała już cierpieć katusze. Ich

statek przycumował w małym porcie i zorganizowano

wycieczkę do miasta położonego jakieś osiemdziesiąt

kilometrów na południe. Dwie godziny później turyści doszli

do wniosku, że wyprawa była pomyłką.

Wśród nich znajdował się David Hilbert, niemiecki

matematyk, od 1895 roku wykładowca na uniwersytecie w

Getyndze. Towarzyszyła mu żona Kathe i ich służąca

Clarchen. Z początku byli zauroczeni egzotyką miasteczka,

nieznanymi widokami, dźwiękami i zapachami; ale wkrótce

Page 22: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

ich zmysły przesyciły się nowością i to co z początku było dla

nich egzotyczne, teraz wydawało się godne ubolewania.

Przepychając się noga za nogą przez bazary ocienione

nieskutecznie markizami lub wątłymi daszkami z patyków,

tęsknili za choć jednym powiewem chłodnego wietrzyka.

Arabscy mężczyźni odziani w długie białe chałaty

pokrzykiwali wrzaskliwie nie spuszczając oka z

Europejczyków. Nie sposób było zrozumieć, co mówią.

Niektórzy ciągnęli małe wózki wyładowane brudnymi

kubkami i bańkami - wody? herbaty? lemoniady? Wszystko

jedno. Cholera czyhała w każdym straganie; od każdego

żebraka, który złapał cię za rękaw, można się było zarazić

tyfusem.

Żona Hilberta wachlowała się bez przekonania. Była u kresu

sił i bliska upadku. Hilbert rozglądał się rozpaczliwie dookoła.

- Dawidzie - wymamrotała służąca Clarchen, jedyna

kochanka męża, jaką Frau Hilbert tolerowała - chyba już

dosyć daleko zabrnęliśmy.

- Wiem - odparł - ale nigdzie nic... nie widzę...

- Tam są jacyś panowie i panie. Wydaje mi się, że to

jadłodajnia. Zostaw tam Kathe i mnie, i idź poszukać

taksówki. Potem wrócimy na statek.

Hilbert zawahał się. Zrazu nie mógł znieść myśli o

pozostawieniu bez opieki dwóch kobiet pośrodku tego

rozgrzanego jak patelnia targowiska. Potem spostrzegł, jak

blada jest jego żona, jak opadają jej powieki, jak wspiera się

ciężko na ramieniu Clarchen. Kiwnął głowi:

- Daj, pomogę ci - powiedział. Wspólnymi siłami

doprowadzili Frau Hilbert do restauracji, gdzie wcale nie było

Page 23: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

chłodniej, ale przynajmniej obracające się leniwie pod sufitem

wentylatory stwarzały złudzenie świeżego powietrza. Hilbert

przedstawił się dobrze ubranemu mężczyźnie, który siedział

przy stole z całą rodziną - żoną i czworgiem dzieci,.

Matematyk próbował aż trzech języków, zanim tamten go

zrozumiał. Po wyjaśnieniu sytuacji mężczyzna wraz z żoną

zapewnili Hilberta, że nie musi się martwić. Hilbert wybiegł

na ulicę, by poszukać taksówki.

Szybko zabłądził. Nie było tu ulic, a przynajmniej w

europejskim sensie tego słowa. Wąskie przesmyki między

budynkami kończyły się ślepym zaułkiem albo wychodziły na

małe placyki, z których odchodziły inne wąskie, kręte

przejścia prowadzące w pogtmatwanych kierunkach. Po

niedługim czasie Hilbert znalazł się z powrotem na suku; z

początku wydawało mu się, że to targ, z którego wyruszył i

zaczął się rozglądać za restauracją, ale był w błędzie. To był

zupełnie inny suk; w mieście było ich zapewne setki. Zaczął

wpadać w panikę. Nawet jeśli uda mu się znaleźć taksówkę, to

jak wróci nią tam, gdzie czekały na niego żona i Clarchen?

Wczepiła się weń czyjaś ręka. Hilbert usiłował wyrwać

ramię z uchwytu długich palców. Spojrzał na twarz chudego

mężczyzny z zapadłymi policzkami, w pasiastym chałacie i w

niebieskiej czapce z włóczki. Arab powtarzał w kółko kilka

słów, ale Hilbert nie mógł wyłapać z nich sensu. Arab

schwycił go za rękę i na wpół poprowadził, na wpół pociągnął

przez tłum. Hilbert nie stawiał oporu. Przecisnęli się przez

dwa bazary, jeden blacharski, drugi drobiarski. Skręcili w

brukowaną kocimi łbami uliczkę i wyszli nią na wielki plac.

Po przeciwległej stronie placu wznosił się ogromny,

wielowieżowy meczet zbudowany z różowego kamienia.

Pierwszą reakcją Hilberta był nabożny zachwyt; budowla była

tak cudowna jak Taj. Przewodnik to popychał Hilberta przez

Page 24: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

ciżbę, to znów biegł przodem torując mu drogę. Plac był

zatłoczony i zatarasowany cisnącymi się ludźmi. Wkrótce

Hilbert przekonał się dlaczego - pośrodku placu wzniesiono

podwyższenie, a na nim stał mężczyzna dzierżący w dłoniach

coś, co mogło być tylko katowskim toporem. Hilbert poczuł,

jak żołądek podchodzi mu do gardła. Jego arabski przewodnik

odpychał każdego, kto wszedł im w drogę, dopóki Hilbert nie

stanął u samych stóp podwyższenia. Ujrzał umundurowanych

policjantów i brodatego starca prowadzących młodą

dziewczynę: Motłoch rozstąpił się, żeby ich przepuścić.

Dziewczyna była uderzająco piękna. Hilbert spojrzał w jej

ogromne, czarne oczy - "jak oczy gazeli" przypomniało mu się

z lektury Omara Khayyama - i przez chwilę mignęła mu jej

smukła sylwetka widoczna pod skromnym odzieniem.

Wstępując na stopnie spojrzała w dół, znowu bezpośrednio na

niego. Hilbert poczuł skurcz serca i przeszedł go dreszcz

przerażenia. Potem odwrócił wzrok.

Arabski przewodnik krzyknął coś Hilbertowi do ucha.

Matematyk nic z tego nie zrozumiał. Patrzył zdjęty zgrozą, jak

Jehan klęka; jak kat unosi swój topór. Kiedy tłum zawył w

ekstazie, Hilbert zauważył, że garnitur ma teraz spryskany

małymi plamkami czerwieni. Arab krzyknął znów do niego i

zacisnął na jego ramieniu tak silny chwyt, że Hilbert aż jęknął

z bólu. Arab nie puścił. Hilbert wyciągnął wolną ręką portfel.

Arab uśmiechnął się. Hilbert podniósł wzrok i zobaczył, jak

kilku mężczyzn odciąga ciało ściętej dziewczyny. Arabski

przewodnik nie puścił go, dopóki nie otrzymał sowitej zapłaty.

Page 25: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

W zaułku minęła kolejna godzina. Jehan wycofała się w

najciemniejszy jego zakamarek i usiadła w wilgotnym kącie

podciągając kolana pod brodę i opierając głowę o chropowatą,

ceglaną ścianę. Gdyby tylko mogła zasnąć, pomyślała, noc

minęłaby szybciej; ale nie zaśnie, będzie walczyć ze snem,

jeśli ogarnie ją znużenie. Może zapadłaby w drzemkę i

obudziła się późnym rankiem, kiedy jej zagrożenie i szansa

dawno już miną? Opuścił ją jedyny towarzysz - sierp księżyca;

spojrzała w niebo na fragmenty konstelacji, gwiazd

znajomych w grupach, ale każda z osobna zupełnie teraz nie

do odróżnienia. Jakże to inaczej, niż wśród ludzi, gdzie

obowiązuje coś wręcz przeciwnego. Westchnęła; nie była

osobą oświeconą i nie przystoją jej głębokie myśli. Tych myśli

nie trzeba zaraz nazywać głębokimi, zadecydowała; po prostu

znużenie zsyła na nią omamy. Głowa opadła jej powoli.

Skrzyżowała ramiona na kolanach i wsparła na nich czoło.

Minęła już duża część nocy i z ulicy docierała tylko cisza. Do

świtu pozostało jeszcze jakieś trzy godziny...

Okazało się wkrótce, że mechanika falowa Schrodingera

jest równoważna mechanice macierzowej Heisenberga. Było

to potwierdzenie słuszności prac obu uczonych, a przy tym

całej dziedziny fizyki kwantowej. W rezultacie zarzucono

uproszczony, falowy model elektronu zaproponowany przez

Schrodingera, ale wyprowadzone przez niego prawa

matematyczne zachowały bezsprzecznie swą ważność. Jehan

wspomniała Schrodingera przewidującego, że być może

będzie zmuszony do takiego kroku. Fizycy, którym asystowała

i od których się uczyła, podejrzewali o wiele więcej, niżby

świadczyły o tym ich publiczne wypowiedzi; zachowywali te

podejrzenia dla siebie do czasu, kiedy zdołają poprzeć je

zimnymi cyframi. Co za niesamowite, nowe teorie lęgły się w

Page 26: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

ich umysłach i,jak długo jeszcze świat miał czekać na ich

ogłoszenie?

Jehan wróciła w końcu do Getyngi i do Heisenberga.

"Wybaczył jej krnąbrność" i powitał z zadowoleniem, bo

autentycznie ją lubił, a poza tym miał dużo pracy. Nadawał

właśnie formalną postać temu, co potem zostało nazwane

Zasadą Nieokreśloności Heisenberga. Był to pierwszy sygnał,

że bezstronny obserwator może odgrywać tylko zasadniczą,

aktywną rolę we wszechświecie cząstek subatomowych. Jehan

ochoczo podchwyciła ideę Heisenberga. Inni uczeni sądzili, że

Heisenberg występuje tylko ze zwykłą krytyką ograniczeń

cechujących ich eksperymenty czy też podważa jakość ich

obserwacji. W jego hipotezie tkwiło jednak coś głębszego.

Heisenberg twierdził, że w . ż a d n y c h okolicznościach nie

można mieć nadziei na jednoczesne wyznaczenie położenia i

momentu elektronu. Niszczył na zawsze założenie

bezstronnego obserwatora.

- Obserwować, to znaczy zakłócać - mówił Heisenberg.

Newtonowi wcale by się to nie podobało.

- Einsteinowi i w tej chwili to się nie podoba - powiedziała

Jehan.

- Chciałbym dostawać markę za każdym razem, kiedy

wygłasza ten swój oklepany komentarz: "Bóg nie gra

wszechświatem w kości".

- On tak właśnie widzi "falę prawdopodobieństwa". Nie

można poznać toru elektronu., jeśli się na niego nie patrzy; ale

spojrzenie nań powoduje zafałszowanie informacji.

- A więc może jednak Bóg nie gra wszechświatem w kości

powiedział Heisenberg. - On gra nim w oczko, a .jeśli nie ma

Page 27: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

w Swoim rękawie dodatkowego asa, to go stwarza - najpierw

rękaw, potem asa. I wychodzi Mu więcej naturalnych

dwudziestek jedynek niż to statystycznie prawdopodobne.

Zaczekaj, Jehan! Ja nie bluźnię. Nie twierdzę, że Bóg

szachruje. On raczej wynalazł reguły tej gry i n a d a 1 je

wynajduje; a to daje Mu wielką przewagę nad biednymi

fizykami i ich opóźnionym pojmowaniem. Jesteśmy jak

wieśniacy przyglądający się z rozdziawionymi gębami, jak

ktoś - albo geniusz, albo szarlatan - wyczynia na naszych

oczach magiczne sztuczki z kartami.

Jehan zastanowiła się nad tą metaforą. - Na Konferencji w

Solvay Bohr przedstawił swoją hipotezę Komplementarności,

w której wysuwa przypuszczenie, że elektron był funkcją

falową, dopóki go nie wykryto, a potem ta funkcja falowa

zapadła się do punktu i teraz wiadomo, gdzie znajduje się

elektron. Wtedy stał się on cząstką. Einsteinowi i to się nie

podoba.

- To karciana sztuczka Boga - podsumował Heisenberg

wzruszając ramionami.

- No więc, szlachetny Koran mówi:."Pytają cię o mocny

alkohol i gry hazardowe. Powiedz: W obu tkwi wielki grzech i

pewna użyteczność dla mężczyzn; ale grzech w nich tkwiący

jest większy od ich użyteczności."

- Zapomnijmy zatem o kościach i kartach - zaproponował

Heisenberg z nikłym uśmieszkiem. - Jaka gra wydałaby się

Allachowi s t o s o w n a, aby w nią zagrać?

- Fizyka - odparła Jehan i Heisenberg roześmiał się.

Page 28: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

- I wiesz, że istnieje zakaz odbierania człowiekowi życia,

które Allach uczynił świętym?

- Tak, o Mędrcze.

- I wiesz jeszcze, że Allach wyznaczył karę dla tych, którzy

złamią to prawo?

- Tak, wiem.

- A zatem o moja córko, powiedz nam, dlaczego zabiłaś tego

biednego chłopca.

Jehan rzuciła zakrwawiony kindżał na bruk zaułka.

Upadając, zadźwięczał głośno, a potem znieruchomiał przy

nodze trupa. Świętowałam Id-el-Fitr - odparła. - Ten chłopak

szedł za mną i zaczęłam się bać. Czynił nieprzyzwoite gesty i

wykrzykiwał straszne rzeczy. Przyśpieszyłam kroku, ale on

rzucił się za mną w pogoń. Chwycił mnie za ramiona i

przyparł do muru. Próbowałam mu się wyrwać, ale nie

mogłam. Śmiał się z mojego przerażenia, a potem uderzył

mnie wiele razy. Wlókł mnie potem najwęższymi uliczkami,

gdzie spotkać można niewielu przechodniów; a potem

wciągnął mnie w to podłe miejsce. Powiedział, że chce mnie

pohańbić i opisał ze wszystkimi plugawymi szczegółami, co

będzie ze mną robił. Wtedy właśnie wyciągnęłam ojcowski

kindżał i dźgnęłam go. Spędziłam tę noc przerażona jego

niecnymi zamiarami i swoim czynem, i modliłam się do

Allacha o przebaczenie.

Imam przyłożył drżącą dłoń do policzka Jehan. - Allach jest

Wszechwiedzący i Wszechwybaczający, o moja córko.

Pozwala mi odprowadzić cię do domu, gdzie będę mógł wlać

pokój w serca twego ojca i matki.

Page 29: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Jehan uklękła u stóp imama. - Niech dzięki będą Allachowi -

wyszeptała.

- Chwała niech będzie Allachowi - odpowiedzieli chórem

imam, oficer policji i kadi.

Ponad dziesięć lat później, kiedy Jehan miała już swoje

córki, opowiedziała im tę historię. Ale wówczas dzieci nie

zważały już na przestrogi rodziców, i synowie i córki Jehan

oraz jej mąż popełnili wiele głupstw.

Świt wślizgnął się nawet w wąski zaułek, w którym czekała

Jehan. Była bardzo śpiąca i głodna, ale wstała i postąpiła kilka

chwiejnych kroków. Mięśnie się jej zastały, a w uszach

słyszała bicie własnego serca. Przytrzymała się ręką ceglanej

ściany. Podeszła powoli do wylotu zaułka i wyjrzała na ulicę.

Nie zobaczyła nikogo. Chłopak nie nadchodził ani z lewej, ani

z prawej. Jehan czekała, dopóki na ulicy nie pojawiło się kilku

innych przechodniów śpieszących do swych codziennych

zajęć. Wtedy ukryła kindżał z powrotem w rękawie i opuściła

zaułek. Skierowała się szybkim krokiem do domu ojca. Matka

będzie jej potrzebowała przy przyrządzaniu śniadania.

Jehan miała teraz nieco ponad czterdzieści lat, krótko

przycięte, czarne włosy, oczy obramowane okularami w

grubych oprawkach; urodę skradła jej praca, podłe

wyżywienie i bezsenność. Ubrana była w biały fartuch

laboratoryjny, a w ręku trzymała notes stanowiący tak samo

nieodłączną jej cząstkę, jak i jej tytuł - Fraulein Professor

Doktor Ashufi. Nie była to już Getynga; to był Berlin i trwała

na pewno już przegrana wojna. Pracowała nadal z

Heisenbergiem. Osłaniał ją, dopóki jej własne osiągnięcia

naukowe nie stały się osłoną samą w sobie. Wtedy władze

Page 30: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

nazistowskie zmuszone były przyznać jej status "honorowej"

Aryjki, jak to robiły w przypadku wszystkich fizyków i

matematyków żydowskiego pochodzenia, którzy byli im

potrzebni. W Niemczech trzymała Jehan tylko długotrwała

lojalność wobec Heisenberga. Wojna mało ją obchodziła; nie

był to jej naród, ale nie byli nim też Brytyjczycy, Francuzi,

Rosjanie ani Amerykanie. Interesowała ją tylko praca,

udoskonalanie fizyki, nie kończące się wyczekiwanie na

odkrycie.

Była zatem rada, kiedy nadzór nad realizacją projektu

niemieckiej bomby atomowej odebrano armii i przekazano

Radzie Naukowej Rzeszy. Jednym z pierwszych posunięć,

jakich należało dokonać; było zwołanie konferencji naukowej

w Instytucie Fizyki Cesarza Wilhelma w Berlinie.

Konferencja miała przebiegać w najściślejszej tajemnicy; nie

ogłaszano wcześniej żadnej wstępnej listy tematów, żeby

określenia w rodzaju "przekroje czynne po rozszczepienie",

albo "wzbogacanie izotopów" nie sprowokowały agenta

jakiegoś obcego wywiadu do spekulacji na temat

dalekosiężnych celów stawianych sobie przez fizyków

biorących udział w konferencji.

Jednocześnie Rada Naukowa Rzeszy postanowiła

zorganizować tego samego dnia drugą konferencję specjalnie

dla wysokich urzędników państwowych. Chodziło o to, żeby

naukowcy uczestniczący w posiedzeniu w Instytucie Cesarza

Wilhelma mogli przedstawić w prostych słowach krótkie,

przystępne podsumowania badań prowadzonych przez siebie,

prezentując w ten sposób przywódcom politycznym i

wojskowym zaawansowanie prac nad bronią nuklearną. Potem

po zaspokojeniu ciekawości laików, uczeni mieli się zebrać

już we własnym gronie i przedyskutować te same zagadnienia

w bardziej technicznym żargonie.

Page 31: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Heisenbergowi podobał się ten pomysł. Był rok 1942 i coraz

trudniej przychodziło zdobywanie materiałów, poparcia

politycznego i funduszów. Armia chciała zaangażować

wszystkie dostępne środki badawcze w program rakietowy;

wojskowi argumentowali, że eksperymenty nuklearne nie

przynoszą zadowalających rezultatów. Heisenberg był

fizykiem teoretycznym, nie inżynierem; nie potrafił znaleźć

argumentów na przekonanie rady, że pracę nad

skonstruowaniem bomby uranowej muszą być z konieczności

prowadzone powoli i metodycznie. Każdy nowy krok naprzód

w teorii trzeba było dokładnie przetestować, a każdy

eksperyment był kosztowny zarówno pod względem czasu,

jak i pieniędzy. Rzeszę jednak interesowały tylko pozytywne

wyniki.

Pewnego wieczora Jehan siedziała samotnie w biurze

administracyjnym Rady Naukowej Rzeszy przepisując na

maszynie swoją propozycję przeprowadzenia ważnego testu

ich metody separacji izotopów. Jej wzrok padł na dwa stosy

papierów leżące na biurku. Jeden stos zawierał referaty Otto

Hahna, Heisenberga, Hansa Geigera, jej samej oraz kilku

innych - proste konspekty, które przygotówali specjalnie dla

ministrów Rzeszy legitymujących się niewielką lub zgoła

żadną wiedzą naukową. Wzięła te papiery i schowała je do

swojego nesesera. Drugi stos zawierał tajny porządek dnia

posiedzenia samych fizyków - odczyty: profesora doktora

Schumana "Fizyka nuklearna jako broń", profesora doktora

Hahna "Rozszczepienie atomu uranu", Heisenberga

"Teoretyczne podstawy wytwarzania energii w drodze

rozszczepiania uranu", profesora doktora Bothe'a

"Dotychczasowe osiągnięcia w kontrolowanym uwalnianiu

energii", profesora doktora Hartecka "Wytwarzanie ciężkiej

wody" itd. Każda osoba uczestnicząca w seminarium miała

otrzymać program dopiero p o wejściu na salę wykładową i

Page 32: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

obowiązkowo pokwitować jego odbiór. Nie była to

zwyczajowa procedura, ale najwyraźniej Rada Naukowa

Rzeszy przekonała kogoś z rządu o niezbędności takich

posunięć.

Jehan rozmyślała długi czas w cichym biurze. Wspominała

swoje nieszczęśliwe dzieciństwo. Przypomniała sobie swoje

przybycie do Europy i ludzi, których tu poznała, życie, jakie

przyszło jej tu wieść. Rozmyślała o tym, jak zmieniły się

Niemcy, kiedy ona kryła się w swym zamku naukowej

abstrakcji, nie mieszając się w sprawy świata zewnętrznego.

W końcu pomyślała, co te nowe Niemcy mogą zrobić z bombą

uranową. Wiedziała bardzo dobrze, co musi uczynić.

Umieszczenie wysoce specjalistycznych opracowań w

zaadresowanych już kopertach przeznaczonych do wysłania

do Geringa, Himmlera, Speera, Keitela, Bormanna i wielu

innych panów Trzeciej Rzeszy zajęło tylko kilka minut. Była

przekonana, że tym samym zyskuje gwarancję, iż na krótkiej

dyskusji wprowadzającej nie, zjawi się żaden z nich. Jehan

potrafiła sobie wyraziście wyobrazić reakcję, jaką wywołają

zawiłe referaty naukowe na przywódcach politycznych i

wojskowych - zwięzłe, uprzejme przeprosiny, że nie będzie

ich tego dnia w Berlinie albo że napięte harmonogramy dnia

nie pozwalają im na uczestnictwo.

To było takie proste. Władcy Rzeszy nie wysłuchali

sprawozdań i nie dowiedzieli się, jak bliskie skonstruowania

bomby atomowej były Niemcy. Później nie było już nadziei

na zbudowanie takiej broni w takim czasie, by ocaliła Rzeszę -

a wszystko przez wsunięcie niewłaściwych zaproszeń do kilku

kopert.

Page 33: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Jehan ocknęła się ze snu i stwierdziła, że w nocy bardzo się

ochłodziło. Już niedługo słońce zacznie zalewać niebo

światłem. Już niedługo rozładuje dręczący ją niepokój. Dowie

się, czy chłopiec przejdzie obok zaułka, czy wcale się nie

pojawi. Dowie się, czy ją zgwałci, czy też ona zdobędzie się

na odwagę i, obroni przed nim. Dowie się, czy zostanie

uniewinniona, czy uznana za winną morderstwa. Dane jej

będzie ujrzeć rezultaty wszystkich dotyczących jej kwestii.

Mimo to była tak zmęczona, tak głodna i tak niespokojna, że

najchętniej przerwałaby swe czuwanie. Pokusa powrotu do

domu była bardzo silna. Zawsze jednak wierzyła, że jej wizje

są darami Allacha i że zlekceważenie tych wyraźnych

ostrzeżeń mogłoby Go obrazić. Ze względu na Allacha, jak i

dla własnego dobra, choć niechętnie, ale zdecydowała się

przeczekać resztę kończącej się nocy. Od ostatniego wieczora

oglądała tyle wizji - więcej niż któregokolwiek dnia swego

życia. Niektóre były nowe, niektóre znała już z minionych lat.

Było to, w przyziemnym, ludzkim wymiarze, porównywalne

niemal z Nocą Mocy podarowaną Prorokowi, niech Allach

pobłogosławi go i jego spokój. Porównując się w ten, sposób z

Posłańcem, Jehan poczuła się nagle winna bluźnierstwa.

Opadła na kolana, zwróciła się twarzą w kierunku Mekki i

zaczęła odmawiać modlitwę do Allacha recytując jedną z

ostatnich sur ze świętego Koranu, noszącą nazwę "Jasność

Poranka", bo ta wydała się jej najodpowiedniejsza do obecnej

sytuacji: "W imię Allacha Litościwego, Miłosiernego. Na

jasność poranka oraz na noc, kiedy panuje bezruch, Pan nie

opuścił cię, ani cię nie znienawidził i zaprawdę to drugie

będzie dla ciebie lepsze, niż to pierwsze, i zaprawdę Pan

obdarzy cię, żebyś był zadowolony. Czyż nie spotkał cię

sierotą i nie zaopiekował się tobą? Czyż nie spotkał cię

Page 34: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

błądzącym - i nie wskazał ci drogi? Czyż nie spotkał cię

nędzarzem i nie wspomógł cię? Nie krzywdź przeto sieroty,

nie odtrącaj przeto żebraka, głoś przeto szczodrość Allacha".

Odmówiwszy modlitwę wstała i oparła się o ścianę.

Zastanawiała się, czy ta sura nie przepowiada czasem, że ona

wkrótce zostanie sierotą. Miała nadzieję, że Allach rozumie, iż

nigdy nie pragnęła, aby jej rodzicom przydarzyło się coś

złego. Jehan godziła się ponieść wszelkie konsekwencje, jakie

ześle jej Allach, ale nie widziała powodu, dla którego przez

nią mieliby cierpieć jej rodzice. Wilgoć i chłód przyprawiały

ją o drżenie; z oczyma wzniesionymi w górę wypatrywała

pierwszego brzasku. Wydawało się jej, że gwiazdy zaczynają

już blednąć.

Plac był zatłoczony i zatarasowany cisnącymi się ludźmi.

Wkrótce Hilbert przekonał się dlaczego - pośrodku placu

wzniesiono podwyższenie, a na nim stał mężczyzna dzierżący

w dłoniach coś, co mogło być tylko katowskim toporem.

Hilbert poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Jego

arabski przewodnik odpychał każdego, kto wszedł im w

drogę, dopóki Hilbert nie stanął u samych stóp podwyższenia.

Ujrzał umundurowanych policjantów i brodatego starca

prowadzących młodą dziewczynę. Motłoch rozstąpił się, żeby

ich przepuścić. Dziewczyna była uderzająco piękna. Hilbert

spojrzał w jej ogromne, czarne oczy "jak oczy gazeli",

przypomniało mu się z lektury Omara Khayyama - i przez

chwilę mignęła mu jej smukła sylwetka widoczna pod

skromnym odzieniem. Wstępując na stopnie spojrzała w dół,

znowu bezpośrednio na niego. Hilbert poczuł skurcz serca i

przeszedł go dreszcz przerażenia. Potem odwrócił wzrok.

Page 35: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Arabski przewodnik krzyknął coś Hilbertowi do ucha.

Matematyk nic z tego nie zrozumiał. Patrzył zdjęty zgrozą, jak

Jehan klęka, jak kat unosi swój topór. Hilbert krzyknął.

Przewodnik ścisnął go mocniej za ramię, ale Hilbert wyrwał

mu się z furią i popchnął mężczyznę na grupę zakwefionych

kobiet. Korzystając z powstałego zamieszania Hilbert wbiegł

po stopniach szafotu. Imam i oficer policji popatrzyli na niego

groźnie. Tłum zaczął protestować wrzaskiem przeciw tej

przerwie w widowisku, tej profanacji popełnionej przez

europejskiego giaura, przez niewiernego. Hilbert podbiegł do

policjanta. - Musi pan to powstrzymać! - krzyczał po

niemiecku. Nie zrozumieli go i usiłowali zepchnąć z

podwyższenia. - Stop! - wrzasnął po angielsku.

- Tego nie można przerwać - odburknął mu jeden z

policjantów. - Ta dziewczyna popełniła morderstwo.

Udowodniono jej winę, a nie może zapłacić rodzinie zabitego

ceny krwi. Musi więc umrzeć.

- Cena krwi! - krzyknął Hilbert. - To barbarzyństwo!

Zabijecie młodą dziewczynę tylko dlatego, że jest biedna?

Cena krwi! J a zapłacę tę waszą cholerną cenę krwi! Ile to

jest?

Policjant naradzał się przez chwilę z innymi, a potem

podszedł poradzić się do Imama. W końcu oficer władający

angielskim wrócił. - Czterysta kiamów - oznajmił bez osłonek.

Hilbert wyjął trzęsącymi się rękoma portfel. Odliczył

pieniądze i wręczył je z nieskrywaną odrazą policjantowi.

Imam wykrzyczał słabym głosem oświadczenie. Wieść

rozeszła się szybko wśród ciżby i zepsucie porannej rozrywki

jeszcze bardziej rozwścieczyło gapiów. - Bierz ją i odejdź stąd

szybko - poradził Hilbertowi oficer policji. - Nie zdołamy cię

ochronić, a tłum ogarnia wściekłość.

Page 36: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

Hilbert skinął głową. Chwycił Jehan za cienki przegub i

pociągnął za sobą. Zapytała go o coś po arabsku, ale nie umiał

jej odpowiedzieć. Przepychali się przez groźny tłum,

obrzucani co chwila kamieniami. Hilbert zastanawiał się, co

uczynił, czy ujdą z życiem z dziedzińca meczetu. To jego

zamiłowanie do młodych kobiet - w Getyndze był z tego

znany - czy tylko ono nim powodowało? Czy zdecydował się

uratować dziewczynę i zabrać ją do Niemiec podświadomie?

A może zrobił to z bardziej szlachetnych pobudek? Nigdy się

tego nie dowie. Zaszokował sam siebie: usiłując rozpaczliwie

osłonić dziewczynę i siebie przed spadającymi na nich z tłumu

ciosami, myślał tylko o tym, jak wytłumaczy się z tej

dziewczyny swojej żonie Kathe i Clarchen,

W roku 1957, dawno po zakończeniu II wojny światowej,

Jehan Fatima - Ashufi miała pięćdziesiąt osiem lat i mieszkała

w Princeton, w stanie New Jersey. Tak się złożyło, że na

ostatnie lata swego życia przybył tam też Albert Einstein i

zanim zmarł w roku 1955, spędzili w jego domu wiele miłych

wieczorów. Z początku Jehan próbowała dyskutować z

Einsteinem na temat fizyki kwantowej; powtórzyła mu

odpowiedź Heisenberga na jego sprzeciw wobec poglądu, że

Bóg gra wszechświatem w kości. Einstein nie sprawiał

wrażenia ubawionego i od tej pory tematem ich rozmów były

już tylko nostalgiczne wspomnienia lepszych czasów w

Niemczech, przed dojściem do władzy nazistów.

Tego jednak popołudnia Jehan słuchała pewnego młodego

człowieka czytającego swoją godną uwagi pracę doktorską.

Nazywał się Hugh Everett i twierdził, że istnieje wyjaśnienie

wszystkich paradoksów świata kwantów, proste, ale

dziwaczne na nie spojrzenie. Jego nowa hipoteza obejmowała

Page 37: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

interpretację kopenhaską i wyjaśniała wszystkie zarzuty, jakie

mogliby podnosić fizycy o mniej otwartych umysłach. Przede

wszystkim stwierdzał, iż mechanika kwantowa pozwala na

przewidywanie zjawisk, które jest niezmiennie prawidłowe po

porównaniu ich z danymi uzyskiwanymi eksperymentalnie.

Nie było już wątpliwości, że fizyka kwantowa m u s i być

konsekwentna i słuszna. Kłopot polegał na tym, że teoria

kwantów zaczynała prowadzić do nieeleganckich wniosków.

Sam Einstein, wraz z Podolskim i Rosenem, zaproponował

eksperyment myślowy, który zdawał się wymagać odpowiedzi

przeczącej surowym rygorom względności. Praca Everetta

zażegnywała tę sprzeczność. Eliminowała paradoks kota

Schrodingera, w którym kot w pudełku reprezentuje tylko

kwantową funkcję falową, czyli nie jest ani żywy, ani martwy,

dopóki jakiś obserwator nie zajrzy do pudełka, żeby

stwierdzić, w jakim stanie znajduje się kot. Everett wykazał,

że kot nie jest tylko widmową funkcją falową. Everett

twierdził, że funkcje falowe nie "zapadają się" wybierając

jedną lub drugą możliwość. Utrzymywał, iż proces obserwacji

wybiera jedną rzeczywistość, ale inna rzeczywistość istnieje

nadal na swoich własnych prawach i jest tak samo "realna" jak

nasz świat. Cząstki nie wybierają sobie torów w sposób

przypadkowy - wybierają dla każdej opcji każdy z torów w

osobnych, nowo odgałęzionych światach. Oczywiście na

poziomie cząsteczkowym oznacza to ogromną liczbę

rozgałęzień następujących w każdym danym momencie. Jehan

wiedziała, że ta niemal metafizyczna teoria spotka się z

chłodnym przyjęciem większości fizyków, ale miała swoje

specjalne powody, aby przyklasnąć jej gorąco. Wyjaśniała

przecież jej wizje. Przez mgnienie oka zaglądała w określone

odgałęzienie, które miało być dla niej "realne", jak również w

odgałęzienia, które będą "realne" dla innych wersji jej samej,

jej duplikatów żyjących w niezliczonych światach

Page 38: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

równoległych. Teraz, słuchając Everetta, uśmiechnęła się. Na

sali wykładowej ujrzała innego młodzieńca w koszulce z

napisem: "Wigner: Bądź łaskaw poprosić swojego przyjaciela,

żeby nakarmił mego kota? Dziękuję, Schrodinger". Rozbawiło

ją to.

Kiedy Everett skończył czytać, Jehan czuła się dobrze; nie

był to spokój, przypominało to bardziej ulgę, jakiej doznaje się

po znalezieniu dowodu, który od dawna miało się na końcu

języka. Jehan wróciła myślami do zakrętów i bocznych torów

znaczących jej życie od tamtego świtu w zaułku w

Budayeenie. Uśmiechnęła się znowu, tym razem ze smutkiem,

wciągnęła w piersi haust powietrza i wypuściła je. Ilu rzeczy

dokonała, ile przeżyła! To były długie, dziwne żywoty.

Pozostawało tylko jedno pytanie: ile jeszcze niezliczonych

przyszłości musi wynaleźć, utkać z niematerialnych zasobów

tej właśnie chwili? Siedząc tu - w niektórych ze światów -

Jehan wiedziała, że te przyszłości dzieją się bez jej woli, bo

nie potrzebują jej przyzwolenia. Nie czekała na to, kiedy

nastanie dzień jutrzejszy, ale k t ó r e to będzie jutro.

Jehan widziała je wszystkie, ale nadal nic nie rozumiała.

Pomyślała: Chińczycy mawiają, że podróż na odległość

tysiąca li zaczyna się od jednego kroku. Jakże to

krótkowzroczne! Od jednego kroku, albo nawet od jednego

nie postawionego kroku, zaczyna się t y s i ą c podróży po

tysiąc li każda. Siedziała na swym krześle, dopóki sali

wykładowej nie opuścił ostatni słuchacz. Wtedy wstała

powoli, przezwyciężając ból w plecach i kolanach, i postawiła

krok. Wyobraziła sobie miriady lustrzanych Jehan

stawiających ten krok wraz z nią i miriady takich, które go

teraz nie stawiają. I w każdym z tych światów unoszących się

w rzece czasu był to krok w inną przyszłość.

Page 39: Effinger George Alec - Kociątko Schrodingera

W końcu nie było co do tego żadnych wątpliwości:

świtało. Jehan zacisnęła palce na rękojeści kindżału ojca i

poczuła dreszcz podniecenia. Dziwne słowa przemknęły jej

przez głowę. - Zasada Nieokreślonerga Heisenbości -

wymamrotała śpiesząc już ku wylotowi zaułka. Nie bała się.

przekład : Jacek Manicki