historia zaklęta w pieczęciach
DESCRIPTION
ÂTRANSCRIPT
1
Wiktor Szymborski
Historia zaklęta w pieczęciach
Jakie historie kryje w sobie pieczęć? Jaka jest jej symbolika? O czym informuje
przekaz napieczętny? Czy można badać zabytek w oderwaniu od dokumentu, do którego
powinien być przywieszony? Z czego ją wykonano? Kto odpowiadał za jej sporządzenie, kto
mógł być jej dysponentem? To kilka z pytań, które można postawić analizując zabytki
sfragistyczne.
Sfragistyka, nauka o pieczęciach, zaliczana do tzw. nauk pomocniczych historii,
umożliwia badaczom przeprowadzenie krytyki źródła historycznego, stara się zbadać takie
zagadnienia. Studenci i adepci historii są zobowiązani do zrealizowania kursu, podczas
którego omawia się wspomniane nauki, do których zalicza się dyplomatykę – naukę o
dokumencie, heraldykę za przedmiot badań mającą wyobrażenie herbowe, paleografię –
naukę o dawnym piśmie i technikach pisarskich, epigrafikę – naukę o piśmie rytym w
materiale twardym takim jak kamień czy żelazo, chronologię - naukę o dawnych sposobach
mierzenia czasu, geografię historyczną, numizmatykę, archeologię prawną, weksylologię
czyli naukę o sztandarach, falerystykę - naukę o odznaczeniach. Te nauki stanowią tło i
osnowę dzisiejszego spotkania, w czasie którego będzie można zapoznać się z historią
poszczególnych zabytków sfragistycznych, poznać kulisy jednego z drzeworytów,
spróbować sił przy odczytywaniu dawnego pisma łacińskiego, a nawet rozwiązać swoisty
epigraficzny rebus, kryjący się w jednym ze specjalnie zaadaptowanych do tego celu
zabytków. Przedmioty, które będą dziś zaprezentowane, analizowane były w toku trwania
kursu z Nauk Pomocniczych Historii w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak mało która z dziedzin nauki, kanon nauk pomocniczych historii bazuje na
poznaniu wzrokowym; kolor czy kształt odgrywał w dawnych wiekach niebagatelną rolę. W
jaki sposób zaprezentować te zabytki osobom, które nie mogą ich zobaczyć? Myśl ta
napawała mnie strachem, ba, wręcz przerażeniem, od początku października, kiedy w jednej z
prowadzonych przeze mnie grup konwersatoryjnych z NPH pojawił się niewidomy student.
Jak sprawić, by mógł odczytać dawne pieczęcie, których stan zachowania czasem pozostawia
wiele do życzenia, a wielkość nie będzie ułatwiać zrozumienia ich znaczenia? W jaki sposób
pokazać dzieje dawnego pisma łacińskiego? Paleografia od wieków nastręcza problemów
2
studentom I roku i to nie tylko ze względu na nieznajomość łaciny. Barierę stanowi
przyzwyczajenie oka do kształtu współczesnych liter. Szczęśliwie część z tych przeciwności
udało się pokonać bądź za pośrednictwem specjalnie adaptowanych w formie grafiki
wypukłej zabytków, bądź dzięki uprzejmości szeregu instytucji. Swe podwoje otworzyło
przed nami Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego, studenci mogli nie tylko zobaczyć
średniowieczny pergamin, ale co istotne - dotknąć go, poczuć jego strukturę. Dzięki temu
akademickie rozważania, np. odnośnie palimpsestu czy wyższości pergaminu włoskiego nad
niemieckim, stały się zrozumiałe. W czasie wyprawy do Muzeum klasztoru Karmelitów na
Piasku mogli poznać zabytki paleograficzno-dyplomatyczne dowiedzieć się jak wyglądały i
jak były zbudowane dawne relikwiarze. Nauka epigrafiki, a raczej zachęcenie studentów do
rozwiązania swoistej zagadki tekstowej, odbyło się w krużgankach klasztoru dominikanów w
Krakowie, gdzie znajduje się intrygujący zabytek, do którego poznania zachęcam w dalszej
części spotkania. Wynajdowanie zabytków, które powinny zostać zaadaptowane na potrzeby
zajęć, stanowiło interesującą, acz wymagającą przygodę. Rzeczy pozornie łatwe okazywały
się niezwykle problematyczne. Dla przykładu należy wspomnieć o falerystyce czyli nauce o
dawnych orderach. Dzięki pomocy studentów udało się na potrzeby zajęć zgromadzić repliki
dawnych orderów np. Virtuti Militari. Rzecz pozornie wydawała się najłatwiejsza do
zrealizowania, ale tak się nie stało. Znaczna część zabytków okazała się zbyt mała. Ich
rozmiar utrudnił, a nawet uniemożliwił poprawne odczytanie. Problemów takich udało się
uniknąć podczas omawiania fascynującego świata średniowiecznych pieczęci. Zabytki
przedstawiono w wersji wypukłej i co ważne - znacznie powiększone. Dzięki temu podczas
dokonywania adaptacji można było ukazać szereg szczegółów ważnych i istotnych dla ich
lepszego zrozumienia.
Poznawanie dawnych pieczęci to nie tylko wdychanie kurzu sprzed wieków, to przede
wszystkim wyprawa w obecnie trudno uchwytny świat symboli, dawnego pisma, historii
wydarzeń czasem tragicznych i brutalnych, czasem komicznych. Te małe przedmioty
przywieszone do dokumentów kryją prawdziwe pokłady dawnych historii i tajemnic.
Wystarczy uważnie je przeanalizować, a okaże się, jak wdzięcznym są źródłem informacji.
Pieczęć od wieków pełniła i pełni do dziś funkcję znaku rozpoznawczo-
własnościowego. W średniowieczu umiejętność pisania i czytania była przywilejem elit,
przywieszona do dokumentu pieczęć stanowiła niejako podpis jego wystawcy. Kiedy ktoś nie
posiadał własnej, zwracał się z prośbą o uwierzytelnienie dokumentu pieczęcią współrodowca
lub dostojnika kościoła (zjawisko określane mianem carentia sigilli). Przez wieki pieczęć nie
3
straciła swej niemal magicznej roli, o czym może przekonać się każdy wędrowca
przekraczając wschodnią granicę naszego kraju i próbując np. skorzystać z archiwów i
bibliotek bez pism uwierzytelnionych pieczęcią uniwersytetu, zwłaszcza okrągłą. To dość
kłopotliwe.
Czy pieczęć mogła występować samodzielnie? Jeśli tak, to dlaczego, skoro pełnić
powinna funkcje "usługowe" wobec dokumentu, do którego została przywieszona? To
pozornie błahe pytanie było istotne w dawnych wiekach. W czasach wizygockich pieczęć
zastępowała dokument wzywający przed oblicze sądu. Praktyka ta znana była w wiekach
późniejszych, zachowała się np. pieczęć czeska Wacława II pełniąca funkcje wezwania
sądowego. Na terenie Węgier aż do połowy XIX wieku wręczenie odcisku pieczęci mogło
zastąpić pozew sądowy. Ten przykład wymownie ukazuje, jak średniowieczne tradycje
zakorzeniły się na wieki w dawnej sferze kulturowej. Pieczęć władcy gwarantowała
bezpieczeństwo, po to pątnicy przemierzający teren pozostający pod władzą królów
longobardzkich otrzymywali luźny odcisk pieczęci królewskiej.
O wielkim przywiązaniu, przed wiekami, do pieczęci, najwymowniej świadczą druki
formularzowe z epoki nowożytnej. Im większe było zapotrzebowanie na dany dokument, tym
bardziej starano się ułatwić proces wystawiania. Wydawanym na masową skalę
zaświadczeniem było np. potwierdzenie odbycia spowiedzi w bazylice św. Piotra w Rzymie;
certyfikat ten był obiektem pożądania większości pielgrzymów. Penitencjaria papieska nie
nadążyłaby za pieczętowaniem takich druków, więc w miejsce przywieszania pieczęci
postanowiono zamieszczać jej wydrukowaną podobiznę, która znalazła się obok tekstu. Tak
zaspokojono popyt, obniżono koszt produkcji i zachowano cechy dawnego dokumentu, jego
podniosłą rolę i funkcje.
Historie pieczęci to także historie mitów historiograficznych. Wymownym
przykładem są dzieje pieczęci majestatycznej króla Kazimierza Jagiellończyka. Znaczna
część badaczy powtarzała teorię sformułowaną w połowie XIX wieku, która zakładała, że
pieczęć zaginęła po przegranej bitwie pod Chojnicami w 1454 r. Wiązano ten fakt ze śmiercią
podkanclerzego Piotra Wody ze Szczekocin. W rzeczywistości zaginęła nie pieczęć
majestatowa a podkanclerska. Na oryginał pieczęci majestatowej natrafił Piotr Węcowski
podczas poszukiwań w zbiorach Archiwum Archidiecezjalnego w Gnieźnie. Jej uszkodzony
egzemplarz znajduje się przy dokumencie pochodzącym z 1470 r. Okazało się, że nie tylko
tłok pieczęci majestatowej nie został zagubiony podczas bitwy pod Chojnicami, ale że w tym
okresie władca nie posiadał pieczęci majestatowej, bowiem widnieje na niej herb Prus
4
Królewskich; zdaniem badaczy herb ten powstał około 1456 r. Wniosek - pieczęć nie została
zgubiona, gdyż w 1454 r. nie istniała. Pozostaje jeszcze jeden zdroworozsądkowy argument
przeczący teorii mówiącej o utracie pieczęci w 1454 r. - któż wyruszałby na wojnę z pieczęcią
majestatową? W czasie wielkiej wojny z zakonem krzyżackim Władysław Jagiełło wystawiał
dokumenty z informacją, że zostanie przywieszona do nich pieczęć majestatowa natychmiast
po powrocie do stolicy - do Krakowa. Można także posłużyć się przykładem z Europy
Zachodniej - słynny XIII-wieczny krzyżowiec, władca Francji, Ludwik IX Święty, w czasie
trwania krucjaty posługiwał się specjalnie sporządzoną pieczęcią, której legenda podkreślała
fakt przebywania poza obszarem królestwa.
Pieczęcie były także świadkami wydarzeń zakończonych tragicznie. Studenci historii
znają historię Bartosza z Lusiny, drobnego złodzieja i rzezimieszka. Zapewne uszedłby
uwadze badaczy, gdyż przestępstwa przezeń popełniane nie były spektakularne. Do historii
przeszedł dzięki temu, że ukradł pieczęć królewską, o czym obszernie informuje zapiska
księgi złoczyńców sądu kryminalnego rady miejskiej w Krakowie (Acta damnatorum seu
maleficorum alias smola) z 27 lutego 1559 roku następującej treści: Bartosz rodem z Lusiny,
syn Bartoszów, dobrowolnie wyznał, iż on w poniedziałków dzień, kiedy jego Królewska Mość
wyjechał do Krakowa, szedł z Kazimierza na zamek godzinę w noc i trafił natenczas, kiedy
ksiądz podkanclerzy (Filip Padniewski) jechał z zamku. I szedł za księdzem na dół do dworu, i
wszedł za księdzem na górę do gmachu. Tamże obaczył, kiedy ksiądz zdjął mieszek złotogłowy
z się i wacek aksamitny od siebie odpasał i położył na stole, a czapkę położył podle tych
rzeczy. Tak, że on wszedł do izby i skrył się za piec. Potem ksiądz poszedł do innego gmachu,
a w izbie nie ostał nikt. Tak że on wziął wacek aksamitny i mieszek złotogłowy, w którym była
pieczęć królewska, u której były dwa łańcuszki złote, i poszedł z tymi rzeczami precz. W
dalszej części możemy dowiedzieć, się co zrobił z tak łatwo pozyskanym bezcennym łupem -
A potem wziąwszy pieczęć i stłukł ją w stajni na progu. Główny bohater dramatu nie potrafił
wyzyskać wyjątkowej zdobyczy, docenił jedynie złoty łańcuszek. Dalsza lista jego
złodziejskich dokonań nie była tak imponująca, były to np. łyżka, kubek srebrny, kubek
srebrny pozłocisty, dwa łańcuszki złote. Dokonał żywota w sposób typowy dla przestępców
w epoce nowożytnej, z tym wyjątkiem, że wymierzający wyrok, "docenili" fakt zrabowania
królewskiej pieczęci: To wyznał, a nie inaczej, i z tym szedł na sąd Boży. Za jego złe uczynki
wożono go na wozie około rynku. A na każdem wiertelu pieczętowano go na czole i na obu
piersiach, i czwarta na plecach. Potem jest obwieszony na szubienicy.
5
Dzieje pieczęci to także historie fałszerstw. Skoro poświadczać miała ważność
dokumentu, stanowiła jego zabezpieczenie, to, niestety, naturalną jest dla natury ludzkiej
próba jej podrobienia. Najprostszą metodą byłoby ukraść tłok pieczętny, który powinien być
pieczołowicie chroniony, acz jak pokazał przykład Bartosza z Lusiny, nie zawsze tak było.
Można było zamówić wykonanie typariusza – tłoka pieczętnego – na podstawie oryginalnej
pieczęci, wówczas należałoby zaangażować w ów proceder złotnika mającego zrealizować
zamówienie. Karą za sfałszowanie pieczęci była śmierć na stosie, co spotkało np. fałszerzy
pieczęci księcia Burgundii w 1331 r. Losu tego szczęśliwie uniknął inny artysta, który
sfałszował pieczęć przywieszoną do skryptu dłużnego na wartość 1200 florenów. W miejsce
okrutnej egzekucji został jedynie napiętnowany żelazem, a był nim słynny norymberski
artysta Wit Stwosz.
Skoro sporządzenie drugiego tłoku pieczętnego było tak skomplikowane, to jak
podrobić pieczęć? Próba prostego odłączenia pieczęci od dokumentu była praktycznie
niemożliwa. Pieczęć przywieszano na paskach pergaminowych bądź specjalnych sznurkach
konopnych lub jedwabnych do dokumentu. Gdyby stosowano pojedynczy pasek lub sznurek,
wówczas pieczęć można byłoby delikatnie zsunąć z niego. Aby uniknąć takiej sytuacji,
stosowano dwa lub trzy sznurki/paski, krzyżowane w miseczce woskowej. Każda próba
zsunięcia pieczęci zakończyłaby się jej rozkruszeniem.
Średniowieczni przestępcy, próbując sfałszować dokument i przywieszoną doń
pieczęć, posługiwali się rozgrzanym cienkim ostrzem. Delikatnie odcinali wierzchnią warstwę
zawierającą przedstawienie napieczętne z legendą i przekładali ją do nowej miseczki z
woskiem. W ten sposób otrzymywano nową/starą pieczęć. Zamiast noża używano włosa
końskiego nasączonego terpentyną. Przecinano także miseczki woskowe na pół, co było
najprostsze i najszybsze. Bywało skuteczne, jeśli pieczęć była jednostronna. Sytuacja
komplikowała się, gdy dzisiejszy zabytek obdarzony był tzw. contrasigillim. Pod tym
pojęciem kryje się mniejszych rozmiarów pieczęć wyciśnięta w miseczce woskowej
chroniącej właściwą pieczęć. Badacze studiujący średniowieczne dokumenty natrafiają
nierzadko na niezwykle proste contrasigilla. Należy pamiętać, że epoka średniowiecza to czas
niezwykle praktycznie myślących osób. Po co sporządzać kosztowny nowy tłok pieczętny,
skoro każdy lub prawie każdy, posiada co ich najmniej 10? W miejsce drogiej pieczęci w
miękkim jeszcze wosku odciskano najczęściej trzy palce. Prostota i funkcjonalność tego
rozwiązania szybko została dostrzeżona.
6
Dawni przestępcy przywieszali czasem cudze pieczęcie, starali się, w miarę
możliwości, aby chociaż imię z legendy zgadzało się z wystawcą. Ten sposób był
najłatwiejszy do wykrycia, zwłaszcza kiedy wystawcą była osoba świecka a przywieszono
pieczęć dostojnika kościelnego. Należy nadmienić, że pieczęcie duchownych, w
przeważającej większości, miały specyficzny kształt – ostroowalny, rzadko używany przez
osoby świeckie. Zdarzały się takie „pomyłki” – przy rzekomym dyplomie Henryka III, księcia
głogowskiego, odnaleziono pieczęć miasta Głogowa. Dokument wystawiono w 1309 r. a
pieczęć, która znalazła się przy nim, sporządzono po 1490 r. Nie zawsze fałszowano pieczęcie
władców, miast lub instytucji. Znany jest przypadek z Koblencji z 1537 r., kiedy kobieta
poleciła wykonanie kopii pieczęci męża, oczywiście bez jego wiedzy.
Dysponujemy informacjami z epoki średniowiecza, obrazującymi w jaki sposób
badano autentyczność pieczęci przywieszonej do dokumentu. W kancelarii papieskiej
polecano szczegółowo badać przedstawiane dokumenty i ich pieczęcie. Szczęśliwie do
naszych czasów przetrwał interesujący dokument papieża Innocentego III z 1198 r.,
dotyczący autentyczności pieczęci jednego z biskupów. Fałszerstwo zostało dość łatwo
odkryte, gdyż w wyobrażeniu napieczętnym biskup w miejsce mitry miał świeckie nakrycie
głowy, szaty pontyfikalne zastąpiły szaty królewskie, miejsce pastorału zajęło berło. Całości
dopełnił zwrot typowy dla sfragistyki monarszej - dei gratia - czyli z łaski bożej. Z terenów
naszego kraju można wspomnieć o wydarzeniu z 1457 r., kiedy to w konsystorzu
gnieźnieńskim jedna ze stron poddała w wątpliwość dokument wystawiony przez Kazimierza
Wielkiego. Decyzją sądu powołano komisję "ekspercką” do zbadania autentyczności pieczęci
przywieszonej do dokumentu. W charakterze rzeczoznawców wystąpili prokuratorzy
konsystorza, czyli osoby, które miały wgląd do innych akt i dysponowały wiedzą odnośnie
pieczęci królewskich. Sądy w dawnej Polsce przed analizą dokumentów sprawdzały czy
pieczęć doń przywieszona nie była uszkodzona. Ewentualne ubytki mogły świadczyć, że
została celowo przełamana. Była to jedna z stosowanych ówcześnie praktyk anulowania
zapisu czy czynności prawnej spisanej w dyplomie. W 1374 r. w Koszycach złamano pieczęć
królewską przy dokumencie wystawionym przez króla Ludwika w 1355 r. przy tzw.
przywileju budzińskim. Celem uniknięcia nadużyć przełamywano pieczęć zmarłego władcy,
tłok pieczętny bywał kancerowany i nikt nie mógł sfałszować nadania władcy. Przykładowo
można wspomnieć o przysiędze Szymona ze Stawu, kanclerza arcybiskupa gnieźnieńskiego
Mikołaja oraz Paszki, marszałka dworu. Po śmierci dostojnika w 1422 r. oddali w ręce
członków kapituły katedralnej pieczęcie i sygnety arcybiskupie; zaświadczyli, że po śmierci
7
biskupa pieczęcie nie zostały przez nich użyte do uwierzytelnienia żadnego dokumentu. Przy
grobie arcybiskupa Mikołaja Trąby pieczęcie zostały publicznie zniszczone.
Tłok pieczętny po śmierci właściciela powinien zostać zniszczony, co nie zawsze się
działo. Zrozumiały i oczywisty jest fakt, że syn często posługiwał się pieczęcią ojca. Nie tylko
podkreślał ciągłość rodziny, ale i nie narażał się na wydatek sporządzenia nowego tłoka
pieczętnego. Jak jednakże wytłumaczyć fakt modyfikacji wzoru pieczęci przez monarchów?
Element finansowy z pewnością nie był decydujący. Henryk Walezy posługiwał się pieczęcią
niemalże identyczną jak Zygmunt August. Były do tego stopnia zbliżone, że królewicz
francuski pozostawił na niej herb matki ostatniego Jagiellona, węża Sforzów.
Podczas badania pieczęci można natrafić na informacje znacząco wykraczające poza
zakres sfragistyki. Badacz przed zapoznaniem się z pieczęcią w archiwum często staje przed
nie lada wyzwaniem - jak nie naruszając pieczęci wyjąć ją z zabezpieczającego woreczka?
Jeśli została współcześnie zawinięta przez pracowników archiwum w specjalną bibułkę,
problem się nie pojawi. Gorzej, jeśli przed wiekami została włożona do woreczka, często
uszytego z pergaminu. Jeśli dokonano tego umiejętnie, pieczęć pozostała nienaruszona, jeśli
pozbawiono ją dopływu powietrza, wyschła i popękała, a badacz w miejsce średniowiecznego
zabytku otrzyma kilka ułomków wosku. W takiej sytuacji analizie można poddać samo
"opakowanie". Bezużyteczny dla archiwisty z XVII czy XVIII wieku pergamin może być
bezcenny dla współczesnych badaczy. Najczęściej do zabezpieczania pieczęci używano
dawnych rękopisów muzycznych lub tzw. makulatury, która może kryć w sobie prawdziwe
perły. Obecnie dzięki pieczołowitym badaniom opraw rękopisów odnaleziono szereg prac,
uważanych za zaginione.
Autopsja pieczęci umożliwia przeniesienie się w inny świat, świat, w którym
symbolom nadano wyjątkowe znaczenie, gdzie nic nie było przypadkowe, każdy szczegół na
pieczęci odgrywał istotne znaczenie. Jakie? To pytanie nastręcza wielu problemów. Sfera
symboliki, którą przesiąknięte były minione epoki, jest szczególnie widoczna podczas analizy
drzeworytu: Sejm Polski. W centrum przedstawienia zasiada władca na majestacie, tuż obok
znajduje się kanclerz Jan Łaski, dzierżący w dłoni dokument z tłokiem pieczętnym i podający
go władcy. Gest drobny, acz wymowny, podkreśla powagę przedstawienia, rolę monarchy w
stanowieniu praw, atrybut urzędu kanclerskiego i jego znaczenie w hierarchii urzędów dawnej
Rzeczypospolitej. Warto nadmienić, że kanclerze, począwszy od II połowy XVI wieku,
obejmując urząd, wygłaszali specjalną mowę zwaną dziękowaniem za pieczęć. Ceremonii
przewodniczył marszałek wielki lub nadworny, w imieniu monarchy wygłaszał stosowne
8
przemówienie zwane oddawaniem pieczęci od tronu lub oznajmowaniem nowego kanclerza.
Przemówienia te, jak podkreśla Marcin Hlebionek, niezwykle starannie przygotowane,
zawierały zwyczajową pochwałę kandydata, jego znamienitej genealogii wyliczenie zasług
położonych dla dobra Rzeczypospolitej. Następnie odpowiadał kanclerz - tzw. dziękował za
pieczęć. Jeden z kanclerzy w podniosły sposób obiecywał wiernie służyć ojczyźnie, dbać o jej
interesy, a gdyby w kancelarii zabrakło czerwonego wosku, barwić go własną krwią.
Prezentowane podczas dzisiejszego spotkania zabytki umożliwiają pełniejsze poznanie
dawnej kultury rycerskiej, sfery symboliki władzy, symboliki zjednoczeniowej, prób
przezwyciężenia rozbicia dzielnicowego podejmowanych przez książąt pod koniec XIII
wieku. Gdyby nie one, wiedza o dawnej kulturze rycerskiej w średniowiecznej Polsce byłaby
niepełna. Nie dysponujemy eposami rycerskimi, brak wzmianek o rolach turniejowych,
pierwsza wzmianka o polskim heroldzie – Polanlancie pochodzi z czasów panowania
Władysława Jagiełły. W miejsce tych zabytków dla badania kultury rycerskiej możemy
poddać analizie właśnie pieczęcie. Sposób, w jaki zaprezentowano władców, motywy
architektoniczne, sceny walki, nawiązania do dawnych turniejów czy miłości dwornej ukazują
nam cechy minionej kultury rycerskiej. Adaptacje pieczęci księcia wielkopolskiego
Przemysława II a następnie króla Polski, stanowią wymowny przykład aspiracji
zjednoczeniowych, uwieńczonych sukcesem - koronacją w 1295 r. Każdy z prezentowanych
zabytków kryje w sobie niezwykłe historie, ich powstanie wieńczyło długi proces
przygotowań, czego najwymowniejszym przykładem jest wspaniała pieczęć króla Przemysła
II, dokładnie przeanalizowana przez Wojciecha Drelicharza.
Pieczęcie kryją jeszcze wiele tajemnic, ich uważne badanie przynieść może informacje
uzupełniające wiedzę o przeszłości. Analiza zabytków sfragistycznych umożliwi pełniejsze
poznanie dawnego minionego świata.
Cytat zapiski dotyczącej sprawy Bartosza z Lusiny pochodzi z pracy: Księga kryminalna
miasta Krakowa z lat 1554-1625, oprac. i wydali W. Uruszczak, M. Mikuła, A. Karabowicz,
Kraków 2013, nr 40, s. 83, 85
Dr Wiktor Szymborski jest adiunktem w Zakładzie Historii Oświaty i Kultury Instytutu
Historii UJ. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się na średniowiecznej dyplomatyce,
paleografii, kulturze religijnej oraz historii zakonu braci kaznodziejów. Aktywnie
9
współpracuje z Działem ds. Osób Niepełnosprawnych UJ w adaptowaniu materiałów
edukacyjnych do nauczania historii studentów z niepełnosprawnością wzroku. Wszystkie
wybrane przez niego eksponaty dostępne były podczas wydarzenia „Dotknij kultury 2015”.
Opisy jego autorstwa do wystawianych eksponatów są dostępne na tej stronie.