ilustrowana historja wojny Światowej (illustrated history of world war i - in polish) vol 3
TRANSCRIPT
ILUSTROWANA HlSTORJA W^OJNY
ŚWIA TO WE]
(1914 — 1920)
WYDAWNICTWO ZBIOROWE
TOM III
NAKŁADEM
SPÓŁKI WYDAWNICZEJ ,,WIEDZA WSPÓŁCZESNA", Sp. z o. o.
WARSZAWA 1932.
R o z d z i a ł XVIII.
OGÓLNE POŁOŻENIE PAŃSTW WOJUJĄCYCH NA POCZĄTKU 1916 ROKU.
Rezultaty kampanji 1915 roku były ogromne i zaważyły decydująco na losach całej wojny światowej. O ile kampanja 1914 roku pogrzebała przedwojenne przewidywania i plany wojskowe i gospodarcze, o tyle dopiero kampanja 1915 roku pozwoliła zorjentować się w nowej rzeczywistości, która miała kształtować przebieg wojny światowej.
Rzeczywistość obaliła przedwojenną teorję o krótkotrwałości nowoczesnej wojny, która przeciwnie niepokojąco przeciągała się, wprowadzając do kolosalnej rozgrywki groźny czynnik czasu. Ten czynnik czasu przedewszyst-kiem groźny był dla państw centralnych, których położenie geograficzne i" gospodarcze raczej sprzyjało prowadzeniu krótkotrwałej wojny. Niemcy rozumieli to dobrze, na długo jeszcze przed wojną tworząc swój schlieffenow,-ski plan piorunujących działań wojennych, które miały przynieść wspaniałe zwycięstwo w jak najkrótszym czasie.
Jak wiemy, według tego planu Niemcy mieli zadać kolejne miażdżące ciosy najpierw Francji na Zachodzie, później Rosji na Wschodzie. Niemcy zrealizowali ten plan tylko częściowo. Na Zachodzie zagarnęli wprawdzie w 1914 roku znaczny obszar Belgji i Francji, ale nie złamali siły bojowej armji francuskiej, ani odporności moralnej całego narodu francuskiego. Następne uderzenie, tym razem na Wschodzie, oddało wprawdzie w 1915 roku w ręce Niemców olbrzymie obszary Rosji oraz straszliwie wyniszczyło armję rosyjską, jednakże dalekie było od całkowitego zmiażdżenia kolosa rosyjskiego.
Tak więc dwa pierwsze lata wojny, jakkolwiek przyniosły Niemcom formalnie zwycięstwo, w rzeczywistości były klęską ich ambitnych i światoburczych planów. Było oczywi-stem, że do ostatecznego rozstrzygnięcia wojny
jest jeszcze daleko, że Koalicja posiada jeszcze dość sił i woli zwycięstwa, aby móc przeciągać wojnę poza granicę wytrzymałości przede-wszystkiem gospodarczej państw centralnych.
Zaledwie połowiczne zwycięstwa państw centralnych nie zdołały ugiąć sił moralnych rządów koalicyjnych: nie wyłamało się żadne ogniwo z okalającego pierścienia wrogów. Jesienią 1915 roku Niemcy spodziewali się, że Rosja, po straszliwych klęskach swojej armji, zabiegać będzie o zawarcie odrębnego pokoju z Niemcami. Nie brak było wśród rosyjskich sfer rządowych ludzi, którzy pragnęliby właśnie w ten sposób zakończyć beznadziejną wojnę, która wstrząsała podstawami słabego już tronu carów. Jednakże pomimo tych tendency] Rosja nie zdradziła swoich sprzymierzeńców: o pokoju nie było mowy. Również nie sprawdziły się przewidywania generała Falkenhayna, niemieckiego szefa sztabu generalnego, na temat Włoch, że „będą one prawdopodobnie rade, jeśli będą mogły zlikwidować imprezę w jakikolwiek przyzwoity sposób". Jakkolwiek kampanja letnia 1915 roku nie przyniosła Włochom ani zwycięstwa, ani tern mniej sławy, przecież prowadziły one wojnę nadal wytrwale, chociaż ostrożnie.
Co do Francji, to postawa jej w ciągu 1915 roku sprawiła Niemcom nielada niespodziankę. Okazało się, że Francja, pomimo straszliwych ofiar, zdolną jest do niebywałych wysiłków militarnych na polach walk równie, jak gospodarczych wewnątrz kraju, zaś jej wola zwycięstwa, porywająca cały naród, była wprost zdumiewająca.
Wprawdzie rok 1915 nie przyniósł Francuzom i Anglikom żadnych poważniejszych sukcesów. Zresztą w tym czasie nawet punkt ciężkości wojny przeniósł się na wschód, zaś front zachodni odgrywał rolę drugorzędną. Ale fakt,
507
że na zachodzie Niemcy zmuszeni byli do obrony, inicjatywa zaś działań zaczepnych przeszła w ręce Francuzów i Anglików, był już dostatecznym dowodem, iż sprzymierzeni na zachodzie nietylko nie rezygnują z dalszej walki, ale przeciwnie, korzystając z tego, że uwaga Niemców skupiła się na Rosji, zbierają się w sobie do późniejszych, bardziej owocnych działań. Zapowiadało to długotrwałą wojnę, czego najbardziej obawiali się Niemcy.
Tak więc w lutym i w marcu 1915 roku wykonywują Francuzi i Anglicy pierwsze swoje próby poważniejszego natarcia, aby odciążyć zagrożoną przez Niemców Rosję. Wprawdzie próby złamania i przerwania niemieckiego systemu obronnego na zachodzie nie powiodły się, jednakże znacznie podniosły zachwiany poprzednio autorytet wojenny sprzymierzonych, równocześnie budząc poważny niepokój w kierowniczych sferach niemieckich.
Poważniejszą jeszcze próbą przerwania niemieckiego frontu na zachodzie było natarcie francusko-angielskie w końcu września 1915 r. pomiędzy Armentières i Arras oraz w Szam-panji pomiędzy Reims i Argonami. Tym razem sprzymierzonym nie chodziło o współdziałanie 2 rozbitą już armja rosyjską, ale o samodzielną akcję, zakrojoną i przygotowaną na szeroką skalę. Moment był o tyle korzystny dla sprzymierzonych, że położenie na wschodzie zaledwie pozwalało Niemcem na rozpoczęcie transportu części swoich sił przeciwrosvjskich na front zachodni. Po trzydniowem przygotowaniu artyleryjskiem (po raz pierwszy zastosowano w czasie wojny światowej tak zwany ogień huraganowy na tak wielką skalę i na tak ogromnych przestrzeniach), wojska francuskie i angielskie ruszyły do ataku, w wielu miejscach opanowując pozycje niemieckie. Na północnym odcinku Anglicy dotarli do Hulluch po-mjędzy kanałem La Bassée i Lens, Francuzi zaś opanowali Souchez oraz posunęli się nieco naprzód pod Vimy i Givenchy. Po zaciętych walkach udało się jednak Niemcom odzyskać znaczną część utraconych pozycyj. Natomiast w Szampanji sukces Francuzów7 był poważniejszy. Natarcie Francuzów wzdłuż dregi Souain — Somme Py zdołało przerwać front niemiecki, dość słabo w tern miejscu obsadzony i stopniowo znacznie rozszerzyć uczyniony wyłom. I tu jednak zdołali Niemcy opanować położenie już o kilka kilometrów wtyle na drugiej linji obronnej, gdzie oddziały niemieckie zdołały utrzymać się aż do nadejścia poważniejszych posiłków, pośpiesznie ściąganych głównie
ze wschodniego frontu. Ale była już chwila, kiedy wydawało się, że front niemiecki na zachodzie załamanie się, grzebiąc cały skomplikowany system obronny, na którym Niemcy oparli plan swojej kampanji przeciwko Rosji. Fakt, że chociaż przez chwilę ważyły się szale zwycięstwa na polach Francji, był znamienny dla kampanji 1915 roku i brzemienny w prognozy dalszej wojny.
Poza tern walki na zachodzie w ciągu 1915 roku posiadały inne jeszcze oblicze, niemniej groźne dla wojennych planów Niemiec. Oto jesienne natarcie francusko-angielskie zademonstrowało światu zupełnie nowy sposób prowadzenia walki, sposób, który odrazu został nazwany „bitwą sprzętu". Po raz pierwszy w dziejach sprzymierzeni niezwykle starannie i w kolosalnej skali przygotowali swoje natarcie pod względem materjalnym. Zgromadzono niebywałą ilość artylerji (w samej tylko Szampanji wprowadzono do walki ponad 5.000 dział wszelkiego kalibru), przygotowano olbrzymie zapasy amunicji, dzięki czemu można było zastosować trzydniowy, straszliwy ogień huraganowy artylerji, oraz oddano do rozporządzenia wojska w niebywałych przedtem ilościach wszelkie znane wówczas środki techniczne walki.
Jesienna „bitwa sprzętu" w Szampanji stała się drogowskazem dla całej dalszej wojny na zachodzie. Odrazu stało się oczywistem, że zastosowanie jej nie było jednorazowem, ani tern mniej przypadkowem zjawiskiem, ale wypływało z nowej metody prowadzenia wojny, zastosowanej przez Koalicję. Metoda ta punkt ciężkości w prowadzeniu wojny przesuwała z pól bitew na tyły, gdzie się miał odbywać kolosalny wyścig gospodarczy i techniczny, mający zadecydować o losach wojny. Zastosowanie zaś tej metody odrazu na tak wielką skalę było dowodem, że Koalicja poczyniła już znaczne postępy w dziele podniesienia swojej wytwórczości przemysłowej i przystosowania jej do celów wojny.
Od chwili, kiedy wojna na zachodzie nabrała cech „bitwy sprzętu", położenie militarne państw centralnych, którym po dwóch kampa-njach letnich nie udało się zakończyć wojny zwycięstwem, uległo radykalnej zmianie na ich niekorzyść.
Już pierwsze miesiące wojny wykazały, że materjalna strona prowadzenia wojny o wiele przekracza te rozmiary, które brano za podstawę dla przedwojennych planów militarnych. Ilość ludzi, powołanych pod broń, o wiele przekroczyła wszelkie przewidywania. To samo ty-
508
Ochotnicy, studenci Uniwersytetu llarrurd'a (St. Zjedn. A. P.), defilują przed oficerami misji francuskiej w Bostonie.
czyło się zużycia amunicji, broni i wszelkiego sprzętu wojennego. Wszystkie państwa w mniejszej lub większej mierze okazały się bezradne wobec ogromu potrzeb wojny, rosnących w szalonem tempie z dnia na dzień. W najkorzystniejszym jednak położeniu, narazie przynajmniej, były Niemcy, najstaranniej i w największej skali przygotowane do wojny ora?, posiadające olbrzymi przemysł, którego charakter pozwala! łatwo przystosować go do celów wojennych, co też Niemcy- poczęły czynić od pierwszych już miesięcy wojny. Zresztą o gospodarczej stronie prowadzenia wojny przez Niemców pisaliśmy już w osobnym rozdziale.
Znakomite przygotowanie Niemiec do wojny oraz łatwość, z jaką później przystosowały do jej potrzeb cale swoje życie gospodarcze, w pierwszym okresie wojny dawały państwom centralnym ogromną przewagę nad nieprzygotowaną i zaskoczoną ogromem wojny Koalicją, co szczególnie jaskrawo uwydatniło się na froncie wschodnim. Ale czas pracował na niekorzyść Niemiec. Państwa centralne, otoczone na lądzie łańcuchem wrogów, od strony zaś mórz zamknięte blokadą potężnych flot wojennych Anglji i Francji, pod względem gospodarczym zdane były wyłącznie niemal na własne siły i własne środki. Wkrótce też poczęły odczuwać brak surowców przemysłowych i środków żywnościowych. To też plany strategiczne Niemiec musiały uwzględniać również względy gospodarcze, co pomiędzy innemi tłómaczy również wysiłki Niemiec, skierowane na Bałkany (nafta, środki spożywcze, wolna droga do tureckich surowców). W tych warunkach, jeśli Niemcy przez długi czas mogły podołać potrzebom wojny, było to zasługą przedewszystkiem niemieckich sfer gospodarczych, których zdolności techniczne i organizacyjne dokonywały istnych cudów wytrwałości, pomysłowości i ofiarności. Zresztą ta ostatnia była cechą, właściwą całemu społeczeństwu i armji niemieckiej, co pozwoliło państwom centralnym tak długo opierać się w zupełnie już beznadziej-nem położeniu.
Pomimo szczególnie korzystnego położenia gospodarczego i militarnego Niemiec na początku wojny, wkrótce już i im trudno było sprostać rosnącym potrzebom wojny. Już na początku 1915 roku, jak stwierdza admirał Alfred Tirpitz (* 1849 t 1930, organizator niemieckiej floty wojennej i bezwzględny w czasie wojny zwolennik prowadzenia walki łodziami podwodnemi), arm ja niemiecka poczęła odczuwać brak dostatecznej ilości pocisków arty
leryjskich. Oczywiście, od chwili zastosowania przez Koalicję „bitwy sprzętu" braki materjal-n.e poczęły coraz dotkliwiej paraliżować militarną potęgę Niemiec, którym pozostawała już jedyna tylko nadzieja zwycięstwa, a mianowicie jakieś piorunujące i miażdżące natarcia, któreby kolejno rozrywały ogniwa dławiącego łańcucha przeciwników. Była to jednak słaba nadzieja wobec tego, że nawet na początku wojny podobny plan zawiódł całkowicie.
„Wojna sprzętu" zgoła inne szanse dawała Koalicji, posiadającej swobodną łączność z całym światem, który, poza własnemi środkami gospodarczemi Koalicji, mógł był pracować na jej korzyść. To też, jakkolwiek na początku wojny Koalicja była do niej bez porównania gorzej przygotowana od Niemiec, przecież z biegiem czasu nietylko mogła była dorównać swojemu przeciwnikowi, ale ostatecznie pobiła go w gospodarczo-technicznym wyścigu.
Francja najszybciej z pomiędzy sprzymierzonych przystosowała swoje życie gospodarcze do celów wojny, jakkolwiek utraciła była dwanaście swoich najbogatszych i najbardziej uprzemysłowionych departamentów, okupowanych przez Niemców. W ciągu 1915 roku rozwinęli Francuzi do niebywałych rozmiarów swoją wytwórczość wojenną. Tak naprzykład, podczas gdy w kampanji 1914 roku rozporządzali Francuzi bardzo nieliczną artylerią ciężką, już we wrześniu 1915 roku mogli byli wprowadzić do walki około dwóch tysięcy ciężkich dział różnego kalibru, stanowiących plon wojennej już wytwórczości rodzimego przemysłu. Produkcja karabinów doszła pod koniec 1915 r. do 33.000 dziennie! Produkcja pocisków artyleryjskich i naboi karabinowych zwiększyła się od początku wojny czternastokrotnie, a w końcu 1915 roku nawet trzydziestokrotnie. Do ogromnych rozmiarów doprowadzili również Francuzi produkcję samolotów i samochodów. Pierwsze poczęły przeto odgrywać coraz poważniejszą rolę wywiadowczą, a nawet bojową, samochody zaś poczęły odgrywać rolę samodzielnego środka komunikacyjnego, nierzadko przewożąc sprawnie i ze znaczną szybkością nawet duże masy wojsk. O rozmiarach wojennej wytwórczości francuskiej świadczyć może fakt, że już w 1915 roku oprócz robotników powołano do pracy w fabrykach wojennych przeszło sto tysięcy kobiet, co stanowiło nielada przewrót w dotychczasowych stosunkach na rynku pracy, a nawet w stosunkach społecznych. Francja nie cofała się przed niczem, co miało służyć zwycięstwu oręża francuskiego.
510
Poza wytwórczością rodzimą niezwykle szybko potrafiła Francja zorganizować również ogromne dostawy wojenne gotowych fabrykatów i surowców z państw neutralnych, skąd również masowo sprowadzano robotników i fachowców do fabryk we Francji, aby umożliwić tem powszechniejsze powoływanie pod broń własnych obywateli.
W dziele materjalnego przygotowania Francji do „wojny sprzętu" ogromne zasługi położył Albert Thomas, piastujący urząd ministra uzbrojenia w najcięższych latach 1915 — 1917, jeden z czołowych przywódców socjalizmu francuskiego, od 1920 roku dyrektor Międzynarodowego Biura Pracy przy Lidze Narodów (* 1878 t 1932).
Zrozumienie, że wojna potrwa długo i będzie miała przedewszystkeim charakter wyścigu techniczno-gospodarczego, nie mniejsze było w Anglji, niż we Francji. Nie mniejsza też od francuskiej była angielska wola zwycięstwa. I to właśnie było główną niespodzianką dla Niemców, którzy narazie łudzili się, że Angiję łatwo da się nastraszyć chociażby walką łodziami podwodnemi, lub też nalotami niemieckich Zeppelinów nietylko na Paryż, ale i na Londyn !
Jak wiemy, Anglja nie była przygotowana do wojny lądowej w poważniejszych rozmiarach. Bezpieczeństwa Metropolji strzegła potężna fleta wojenna, zaś dla celów kolonjalnych całkowicie wystarczała niewielka armja werbunkowa, składająca się z ochotników - zawodowców. Od pierwszych więc dni wojny musiała Anglja tworzyć swoją armję lądową, niemal od podstaw.
Tego olbrzymiego dzieła podjął się generał lord Herbert Kitchener, ówczesny minister wojny (zatonął wraz z całą załogą okrętu „Hampshire", storpedowanego przez niemiecką łódź podwodną w 1916 roku), wspaniale wywiązując się z tego trudnego zadania. Narazie armję tworzono wyłącznie z ochotników. W dniu 1 lipca 1915 roku powołanych pod broń ochotników było już około dwóch miljonów, pod koniec zaś roku liczba ich była bliską czterech miljonów. W dniu 1 stycznia 1916 roku na froncie we Francji armja angielska liczyła już 1.700.000 ludzi, wobec 118.000 z sierpnia 1911 roku! Zresztą wkrótce już (w maju 1916 r.) przeszła Anglja do systemu armji poborowej, co znakomicie zwiększyło, oczywiście, jej liczebność.
Zadziwiająca szybkość, z jaką Anglja wystawiła swoją zupełnie nową armję lądową, niemało zaskoczyła Niemców, którzy liczyli się
raczej z możliwością prowadzenia przez nią wojny na morzu, ale nigdy na lądzie poza drobną armja ekspedycyjną o charakterze demonstracyjnym. To, czego dokonała Anglja, było zupełnie sprzeczne z dotychczasowemi poglądami wojskowemi, które siłę bojową wojska widziały w jego tradycji, wieloletniem wyszkoleniu i doświaczonej organizacji. Wydaje się jednak bezsprzecznem, że podobny eksperyment mógł był się udać tylko Anglji, posiadającej świetną, chociaż nieliczną armję zawodową, stanowiącą doskonałe kadry dla znacznie większej armji ochotniczej i poboi^owej, posiadającej społeczeństwo zdyscyplinowane, wysportowane i od wieków wdrożone do walki na morzach i w kolonjach, wreszcie rozporządzającej wówczas, zdawało się, nieprzebranemi środkami finansowemi, stanowiącemi zawsze najbardziej czarodziejską różdżkę.
Pod względem wytwórczości wojennej Anglja nieco później zorganizowała się od Francji, narazie przedewszystkiem wykorzystywu-jąc dostawy z państw neutralnych. Kiedy jednak powszechnie stało się oczywistem, że wojna potrwa długo, i w tej dziedzinie poczęła Anglja czynić niebywałe postępy. Sprawie tej przedewszystkiem oddał się premjer angielski Dawid Lloyd-George (ur. 1863 r., z zawodu adwokat i polityk), piastujący ten .urząd w latach 1916 — 1922. Pod wrażeniem „wojny sprzętu", która wszechwładnie już zapanowała na froncie zachodnim, przeprowadza Lloyd-George w parlamencie w maju 1916 roku ustawę o zaopatrzeniu armji („Minitions act"), która zakazywała między innemi strajków i powoływała do fabryk fachowców i fachowych robotników. Zawdzięczając tej ustawie oraz niezwykłej energji rządu angielskiego wytwórczość wojenna w Anglji w krótkim czasie osiągnęła olbrzymie rozmiary, gwarantując Koalicji posiadanie dostatecznych środków materjal-nych do prowadzenia wojny. Pod koniec roku 1916 w samej Anglji pracuje już na potrzeby armji 2.700 fabryk, a ponadto jeszcze 320 w Kanadzie. Surowce zaś dostarczane są z całego świata, przedewszystkiem z własnych ko-lonij angielskich.
Tak więc kampanja 1915 roku, która nie przyniosła ostatecznych wyników, nadała wojnie charakter długotrwałego zmagania się — „bitwy sprzętu" — „wojny na wyczerpanie". Furji wojennej Niemców, ich doskonałej organizacji militarnej i długotrwałym, precyzyjnym przygotowaniom przeciwstawiła Koalicja niezłomną wolę zwycięstwa, systematyczną
511
Ludzie i konie iv maskach przecitvffazowych.
pracę i powolną, ale jakże groźną celowość działania.
W tych warunkach jąsnem było, że punkt ciężkości wojny ponownie przesunie się na front zachodni, gdzie odtąd miały się ważyć losy świata. Bowiem Rosja, straszliwie już rozgromiona militarnie i wewnętrznie zdezorganizowana, nic mogła była, oczywiście, odegrać poważniejszej roli w wojnie, która nabrała nowych cech gospodarczo-technicznych i organizacyjnych. Istotnymi przeciwnikami Niemiec od początku 1916 r. stały się Francja i Anglja, które też słusznie zagarnęły rolę kierowniczą w Koalicji.
Tern niemniej jednak i w Rosji od połowy L915 roku rozpoczyna się nowa faza w metodach prowadzenia wojny.
Świeżo poniesione klęski, których jedną z poważniejszych przyczyn były braki materjal-ne armji rosyjskiej, oraz w następstwie ustabilizowanie się frontu pozycyjnego, w ogólnym
charakterze zbliżonego do wzorów zachodnich, zmusiły zarówno naczelne dowództwo rosyjskie, jak i rząd do przedsięwzięcia energicznych środków WT celu podniesienia materjalnego zaopatrzenia wojska do w:zględnie chociażby dostatecznego poziomu.
Jak wiemy, Rosja była niemal zupełnie odciętą od świata, będąc pod tym względem w po-clobnem do państw centralnych położeniu. Sama była słabo uprzemysłowiona, w dodatku zaś wojskowość rosyjska przed wojną nie uczyniła żadnych przygotowań w celu mobilizacji przemysłu w czasie wojny.
Teraz więc w Rosji trzeba było z jednej strony rozwinąć i przystosować do nowych celów własny skromny przemysł, z drugiej zaś strony zorganizować poważniejsze zamówienia w państwach neutralnych i dowóz tych dostaw do Rosji. Zamówienia zagraniczne, napozór stanowiące najłatwiejszą część tego zadania, w istocie były dla Rosji niezwykle trudne do
512
zorganizowania nietylko ze względów komunikacyjnych. Przedewszystkiem Rosja spotkała się z silną i umiejętną konkurencją i to nietylko ze strony państw centralnych, ale nawet ze strony własnych zachodnich sprzymierzeńców, którzy znacznie wcześniej opanowali najkorzystniejsze i najlepsze rynki zagraniczne. Po-wtóre wielką zawadą była osławiona korupcja i niedołęstwo rosyjskiego aparatu państwowego. Nawet wewnątrz Rosji nadużycia i nieudolność były normalnem zjawiskiem w zaopatrywaniu armji. Cóż dopiero zagranicą i to w czasie wojny. To też, jakkolwiek od połowy 1915 roku Rosja poczęła jako tako dawać sobie z wielkim trudem radę z zamówieniami w państwach neutralnych, jednakże do końca wojny pozostała pod tym względem w ogonie sprzymierzonych, zbierając liche i drogie resztki, pozostawione przez innych na rynkach światowych.
W maju 1915 roku powstała w Piotrogro-dzie „Specjalna Rada Obrony", która miała współdziałać przy zaopatrywania armji. Równocześnie na stanowisko szefa głównego kierownictwa artylerji, instytucji, która zaopatrywała artylerję, powołano zdolnego i energicznego generała Manikowskiego. W czerwcu tegoż roku stanowisko ministra wojny objął generał Poliwanow7, na którego działalności pokładano wielkie nadzieje. W lipcu znów powołano najwyższą komisję śledczą, której zadaniem było badanie przyczyn braków w zaopatrzeniu armji.
W skład „Specjalnej Rady Obrony" wchodzili: minister wojny, jako przewodniczący, członkowie Rady Państwa i Dumy Państwowej (parlamentu), nieco później zaś również przedstawiciele związków samorządu ziemskiego (powiatowego) i miejskiego oraz „wojenno-przemysłowych komitetów". Te ostatnie powołano do życia na skutek uchwały zjazdu przedstawicieli przemysłu i handlu, który odbył się w Piotrogrodzie w połowie 1915 roku. Zadaniem tych komitetów było zorganizowanie średniego i drobnego przemysłu, niewyzyskanego jeszcze przez władze wojskowe, i przystosowanie go do produkcji dla celów wojny. Liczba tych komitetów doszła wkrótce do 200, rozrzuconych po całym obszarze cesarstwa rosyjskiego. Całością prac kierował komitet centralny w Piotrogrodzie, którego prezesem był wybitny działacz polityczny A. I. Guczkow.
Obok „Specjalnej Rady Obrony", jako organu centralnego, powstały również poszczególne rady przy ministerstwach, specjalizujące się
w pewnych gałęziach zaopatrywania armji. Tak więc powstały rady do spraw transportowych, opałowych, żywnościowych, sanitarnych i innych.
Wszystkie te środki, przedsięwzięte w Rosji, przyniosły wprawdzie pewne rezultaty, ale nie odrazu i do końca nie w tym stopniu, jak to można było przewidywać.
Według danych generała J. N. Daniłowa, przemysł rosyjski w latach 1914 — 1915 wykonał nowych lub przeprowadził remont karabinów ręcznych w ilości nieco ponad miljon sztuk. W tym czasie zamówienia zagraniczne przyniosły zaledwie 750.000 sztuk, co razem nie dawało nawet dwóch miljonów karabinów. Tymczasem potrzeby armji w ciągu tych dwóch lat wyniosły do czterech miljonów karabinów, co dawało niedobór dwóch miljonów karabinów !
Nie lepiej i nie szybciej rozwijała się produkcja pocisków artyleryjskich. Dopiero w listopadzie 1915 roku osiągnięto liczbę 1,5 mi-ljona pocisków miesięcznie, co zaledwie odpowiadało potrzebom pierwszych miesięcy wojny (50 parków lokalnych miesięcznie), nie mogło jednak być wystarczającem przy coraz bardziej komplikujących się warunkach wojny.
Najgorzej i najwolniej ѵ і się produkcja pocisków dla artylerji ciężkiej, a to ze względu na znaczne trudności techniczne, których nie można było w Rosji całkowicie pokonać.
Najlepiej i najszybciej zorganizowała się produkcja naboi karabinowych. W sierpniu 1914 roku krajowa produkcja wyniosła 60 miljonów sztuk, pod koniec zaś 1915 roku wynosiła już miesięcznie do 100 miljonów sztuk. W tym czasie poczęły nadchodzić również i zamówienia zagraniczne, głównie z Japonji.
Ważnem dla Rosji zagadnieniem, szczególnie od chwili utrwalenia się frontu pozycyjnego, było zorganizowanie produkcji i naprawy karabinów maszynowych, których armja rosyjska posiadała nazbyt mało, dział, szczególnie ciężkich, których było bardzo mało, przedewszystkiem zaś masek przeciwgazowych i sprzętu gazowego, co było konieczne wobec rozwoju walki gazowej, jako nowego środka wojny. W całej tej dziedzinei poważniejsze rezultaty dały się zauważyć dopiero w 1916 roku, jako wynik szczególnej działalności państwa i społeczeństwa.
513
Jakkolwiek kampanja w 1915 r. nie pozwoliła Niemcom osiągnąć tych rezultatów, które zagwarantowałyby im ostateczne zwycięstwo, przeciwnie zaś, wtłoczyła bieg wojny w łożysko jak najbardziej dla nich niekorzystne — przecież rzecz biorąc z punktu widzenia ówczesnego i powierzchownego sukcesy oręża niemieckiego były ogromne i zdumiewające.
Armja rosyjska była odrzucona w głąb cesarstwa na błota poleskie, rozbita, wyniszczona i zdemoralizowana, a działalność jej sparaliżowana co najmniej do wiosny 1916 roku. Austro-Węgry odzyskały niemal całą Galicję. Z ziem polskich i litewskich Rosjanie byli wyparci, Niemcy zaś i Austrjacy utrwalali na nich swoją okupację, obficie czerpiąc z nich środki żywnościowe i wszystko, co nadawało się dla celów wojny. Serbja była złamana i okupowana aż po granicę grecką. Czarnogórze musiało się poddać. Do państw centralnych przyłączyła się Bułgarja, oddając do ich rozporządzenia 875.000 swoich dzielnych żołnierzy, których mogła była powołać pod broń (i których w rezultacie powołała), oraz otwierając wolną drogę do Turcji. Rumunja, steroryzowana zwycięstwami niemieckiemi nad Res ją i na Bałkanach, musiała się przynajmniej narazie powstrzymać od przystąpienia do Koalicji. An-gielsko-francuska ekspedycja dardanelska nie powiodła się. Wrota do Rosji pozostały szczelnie zamknięte od strony morza Śródziemnego. Położenie koalicyjnej Armji Południowej pod Salonikami na skutek klęski Serbów, wystąpienia Bułgarji i niechętnej neutralności Grecji było nadwyraz niepewne. Obrona niemiecka na froncie zachodnim z powodzeniem wytrzymała trzykrotne próby francusko-angielskiej ofensywy. Nawet niedołężne militarnie Austro-Wę-giy dorzuciły listek laurowy do wawrzynów niemieckich, z wielkiem powodzeniem i względnie słabemi siłami powstrzymując ofensywę nowego przeciwnika — Włochów, równocześnie podnosząc tern własny, mocno nadszarpnięty, autorytet mocarstwowy. Nakoniec bezwzględna wojna łodziami podwodnemi, jakkolwiek narazie wstrzymana na Atlantyku ze względów politycznych (aby nie drażnić Stanów Zjednoczonych A. P., w której interesy gospodarcze bezpośrednio godziła) i przeniesiona na morze Śródziemne, tern niemniej jednak objawiła Niemcom straszliwą i skuteczną nową broń, którą w każdej chwili mogli byli Niemcy ponownie skierować przeciwko Anglji i jej potędze morskiej.
Szczególnie mogli być zadowoleni Niemcy
z sukcesu, jaki odnieśli nad Rosją. Jakkolwiek Rosja nie została zdruzgotana ostatecznie, ani nie udało się jej skusić odrębnym pokojem, jednakże jej wojenne klęski przygotowywały grunt dla zgoła innego rozwiązania, w co Niemcy wierzyli już w 1915 roku, a mianowicie — rewolucji. Oczywiście trudno było Niemcom przewidzieć te formy, w które ostatecznie wylała się rewolucja rosyjska, ale, znając, jak nikt inny w Europie, stosunki rosyjskie, widzieli zjawiska, zapowiadające burzę nad głową kolosa rosyjskiego. A rewolucja w Rosji tak czy inaczej ostatecznie musiała sparaliżować militarną aktywność Rosji. Przewidywanie rewolucji rosyjskiej było też jedną z przyczyn, dla których Niemcy zrezygnowały z ostatecznego „wykończenia" Rosji, skierowały zaś w 1916 roku cały swój impet przeciwko Francji, swojej najgroźniejszej przeciwniczce.
Istotnie wewnętrzne położenie polityczne Rosji już pod koniec 1915 roku było nader niepewne. Klęski wojenne, nieudolność, a nierzadko i zła wola carskiej biurokracji, intrygi sfer dworskich, często bliskie zdrady stanu, chaos wewnątrz państwa, fatalny stan zaopatrzenia armji, oraz niepojęte w kraju rolniczym, który od początku wojny miał przerwany eksport, trudności aprowizacyjne w większych miastach i rosnąca drożyzna — wszystko to wywoływało niezadowolenie i ferment w łonie społeczeństwa, powoli wsączający się i do szeregów armji.
Powszechne niezadowolenie i ostra krytyka panującego systemu rządów przejawiły się w dwóch kierunkach. Od dołu odradzały się wśród proletarjatu miejskiego radykalne kierunki rewolucyjno-społeczne, ostrzem swojem skierowane nietylko przeciwko ustrojowi politycznemu, ale i socjalnemu. Wśród inteligencji zaś i mieszczaństwa rosyjskiego gwałtownie rozwijał się kierunek patrjotyczno-demo-kratyczny, pragnący za wszelką cenę doprowadzić wojnę do zwycięskiego końca i widzący w politycznych rządach caratu najpoważniejszą zawadę na drodze do zwycięstwa. Narazie ten ostatni kierunek zdawał się górować w społeczeństwie rosyjskiem, wprowadzając w błąd nawet dyplomatów francuskich i angielskich, widzących w nim najpewniejszego sprzymierzeńca Koalicji. Można było jednak przewidzieć, że wślad za zwycięstwem kierunku patriotycznego i społecznie umiarkowanego nadciągnie od dołu groźny radykalizm międzynarodowy, dla ktörego prcletarjat rosyjski był niezwykle podatnym gruntem rozwojowym.
514
Chwiejący się carat pragnął groźną dla siebie energję społeczną wyładować w innym kierunku. Zresztą popychały go do tego nieubłagane konieczności wojny. Tern się tłumaczy pewien zwrot w rządach ku większemu liberalizmowi, mającemu sprowadzić pożądane uspokojenie umysłów, oraz przyciągnięcie społeczeństwa do bezpośrednich prac w dziele obrony państwa. Miało to być klapą bezpieczeństwa dla nastrojów rewolucyjnych.
Ale społeczeństwo, przedewszystkiem zaś politycy i partje demokratyczne, którym pozwolono się organizować i pracować dla wojny, raz zakosztowawszy, jak smakuje chociażby drobny udział w rządach, musiały wcześniej, czy później uczuć głód pełnej władzy. A udział w tych pracach tembardziej podniecał apetyt, że pozwalał z bardziej bliska podglądać słabe strony caratu i krytykować je na swoją korzyść. Konflikt był nieunikniony.
Aby zakończyć ogólną analizę rezultatów kampanji 1915 roku, przyjrzyjmy się, jaką rolę w całokształcie wojny światowej odgrywała Rosja w tym tak ciężkim dla siebie okresie czasu.
Wspominaliśmy już parokrotnie, że w ciągu 1915 roku głównym teatrem wojny byl front wschodni. Na Rosję zwaliło się 60% wszystkich sił, jakiemi w tym czasie rozporządzały państwa centralne. Była to więc odwrócona sytuacja z 1914 roku, kiedy w podobnem położeniu znalazła się Francja. Dzięki temu Francja i Anglja, straszliwie wyczerpane po kampanji 1914 roku, uzyskały całoroczny wypoczynek, który pozwolił im ponownie zorganizować i udoskonalić swój aparat wojenny i przygotować się do długotrwałej wojny, obliczonej na systematyczne wyczerpanie przeciwnika.
Tak więc Rosja carska, jakkolwiek sama poniosła straszliwe klęski, które stały się
Francja. Widok zbombardowanego przez Niemców miasta Roye.
515
wkrótce ppwodem jej ostatecznej zguby w morzu krwi rewolucji bolszewickiej, przecież klęską swoją i zgubą położyła podwaliny pod przyszłe zwycięstwo Koalicji, wspartej na miejsce Rosji przez Stany Zjednoczone A. P.
Według danych, zaczerpniętych z dzieła generała Daniłowa („Russia in the war of 1914 — 1918"), stosunek sił państw centralnych na zachodnim i na wschodnim frontach był następujący:
Na początku wojny w 1914 r. państwa centralne wystawiły:
przeciw Rosji — 50 dywizyj piechoty i 13 kawalerji;
przeciw Francji — 83 dywizje piechoty i 1Ü kawalerji.
We wrześniu 1915 roku: przeciw Rosji — 137 dywizyj piechoty
i 24 kawalerji; przeciw Francji — te same 83 dywizje
piechoty i tylko 1 kawalerji. Cyfry te dają istotny obraz tej roli,
jaką z pożytkiem dla Koalicji odegrała Rosja w 1915 roku.
R o z d z i a ł XIX.
KAMPANJA
Plany wojenne obu stron walczących.
Na przełomie lat 1915 i 1916 najważmej-szem zadaniem państw centralnych było opracowanie nowego planu wojny w ogólności, w szczególności zaś planu kampanji 1916 roku.
Dwie pierwsze kampanje letnie całkowicie pogrzebały wszelkie przedwojenne plany Niemiec. Kolejne uderzenia przeciwko Francji i przeciwko Rosji nie dały zdecydowanych wyników, to znaczy nie zmusiły przeciwników do kapitulacji, jakkolwiek wszystkich frontach państwa centralne uzyskały połowiczne sukcesy swojego oręża.
Dla Niemiec stało się jasnem. że Koalicja impetowi niemieckiego1 imperjalizm-u przeciw--stawiła wytrwałą i systematyczną obronę,- któ^ rej duchem coraz bardziej; stawała się Wielka Brytan-ja i która obliczona była n* długotrwałą wojnę, powoli wyczerpującą ograniczone siły i zasoby państw centralnych.
Długotrwałej wojny „na wyczerpanie" najbardziej obawiały się Niemcy. Należało przeto za wszelką cenę sposób prowadzenia wojny dostosować do konieczności jak najszybszego doprowadzenia jej do rozstrzygających wyników. Oczywiście o równoczesnem „zlikwidowaniu" wszystkich przeciwników nie mogło być nawet mowy. Â państwa centralne posiadały już w Europie aż cztery teatry wojny: zachodni — francusko - angielsko - belgijski, wschodni — rosyjski, włoski, i wreszcie bałkański — francusko-angielsko-serbski. Należało przeto zadecydować nową kolejność i charakter uderzeń na poszczególnych teatrach wojny z zasadniczym celem kolejnego wyprowadzania z wojny przeciwników, łamania ogniwa po ogniwie łańcucha, który coraz bardziej zacieśniał się wokół państw centralnych.
1916 ROKU.
Generał Hindenburg, dowódca niemieckiego frontu Wschodniego, i szef jego sztabu generał Ludendorff zgadzali się wprawdzie ze zdaniem, że rozstrzygające w losach wojny wypadki rozegrają się na Zachodzie, jednakże uważali, iż przedewszystkiem należy ponownie uderzyć nai-Rosję, aby ją ostatecznie rozgromić i zmusić do kapitulacji i w ten sposób zyskać w następstwie zupełną swobodę działania na Zachodzie. Zalecali przytem działania przeciwko Rosji poprzez Rumunję (bez względu na to,, czy w sojuszu z nią, czy też mając ją przeciw sobie) w celu rozbicia całego południowego skrzydła Rosjan i opanowania Ukrainy, cennej dla Niemców, jako ogromny spichlerz zbożowy.
Natomiast szef austrjacko-węgierskiego sztabu generalnego, generał Conrad von Höt-zendoïf (w 1916 roku otrzymał tytuł marszałka polnego),- usilnie popierany przez swój rząd, uważał za najbardziej celowe skierowanie wspólnych wysiłków niemiecko-austrjackieh przedewszystkiem przeciwko Włochom. Zalecał on wielką ofensywę, która, wyszedłszy z Tyrolu, z okolic Tiydentu, na tyły przeciwnika, runęłaby z impetem na Wenecję, załamując cały front włoski. Sądził on, że możliwe tam do osiągnięcia zwycięstwo zmusi Włochów do kapitulacji, co znakomicie zapoczątkuje dalsze kolejne likwidowanie przeciwników. Oczywiście koncepcja ta wypływała z chęci dowództwa austrjacko-węgierskiego prowadzenia wojny po linji najmniejszego oporu.
Oba te projekty nie znalazły aprobaty ze strony szefa sztabu niemieckiego, generała Fal-kenhayna, faktycznego kierownika niemieckiej strategji, a pośrednio i całokształtu prowadzenia wojny przez państwa centralne.
Falkenhayn posiadał własną koncepcję, którą rozwinął w referacie, złożonym cesarzowi Wilnelmowi w dniu Bożego Narodzenia w 1915
517
roku. Ze względu na to, że koncepcja ta uzyskała aprobatę najwyższych czynników w Niemczech i stała się podstawą do niemieckich planów kampanji 1916 roku, pośrednio decydując o dalszym kierunku prowadzenia wTojny przez państwa centralne — chociaż pobieżnie zapoznajmy się ze wzmiankowanym referatem.
Ogólne położenie państw centralnych tak gen. Falkenhayn charakteryzuje:
„Wskutek trwałego pozbawienia pól węglowych w północno-wschodniej części kraju
czego nie wolno pomijać. Stanowi je niesłychany nacisk, jak i Anglja wciąż jeszcze wywiera na swych sojuszników. Wprawdzie udało się podważyć i angielską potęgę, czego najlepszym dowodem jest planowane przejście Anglji do systemu powszechnej służby wojskowej. Jest to jednak również dowodem, do jakich ofiar Anglja jest gotowa, byle tylko osiągnąć zamierzony cel, t. j . trwałe usunięcie poza nawias rywala, którego uważa za najgroźniejszego".
' „...Próba porozumienia, wyszedłszy z Niemiec, wzmocniłaby tylko chęć walki Anglji;
Tabory żywnościowe francuskie w pobliżu frontu.
Francja jest pod względem wojskowym i gospodarczym osłabiona niemal aż do granic możliwości. Siła zbrojna Rosji wprawdzie nie jest zupełnie zdruzgotana, lecz jej zdolność do działań ofensywnych jest tak dalece złamana, iż nie może ożyć w dawnej mocy. Wojsko serbskie można uważać za zniszczone. Włochy bezsprzecznie uznały, że w określonym czasie nie mogą liczyć na ziszczenie swych zbójeckich apetytów i prawdopodobnie byłyby rade, gdyby mogły zlikwidować całą imprezę w jakikolwiek przyzwoity sposób. Jeśli z tych przesłanek nigdzie nie wysnuto wniosków — to przyczyną tego są różne zjawiska, w które szczegółowo nie potrzeba wnikać. Tylko najbardziej zasadni-
uważałaby ona to — stosownie do własnego sposobu myślenia — za dowód osłabienia niemieckiego ducha wojennego".
„Anglja, przywykła trzeźwo odmierzać szanse, nie może się spodziewać, by nas zmogła środkami czysto wojskowemu Idzie ona oczywiście na wojnę na wyczerpanie. Nie mogliśmy obalić nadziei Anglji, że w ten sposób położy nas na łopatki. Stąd to wróg czerpie swe siły do dalszej walki i do popędzania swych sojuszników. Chodzi o to, aby go pozbawić tych nadziei".
„Na dłuższą metę proste wyczekiwanie defensywne (co samo w sobie jest możliwe) nie prowadzi do celu. Wskutek przewagi w lu-
518
dziach i sprzęcie dopływają naszym wrogom o wiele większe siły niż nam. Przy tym sposobie postępowania mogłaby kiedyś nadejść chwila, w której prosty stosunek sił pozbawiłby Niemcy wszelkich nadziei. Moc wytrwania jest u naszych sprzymierzeńców ograniczona, nasza własna również nie jest nieograniczona. Czasu nie wolno tracić. Trzeba uzmysłowić An-glji bezowocność jej zamysłów".
„...Najbliższym sposobem byłaby próba ostatecznego pobicia Anglików na lądzie. Nie mam tu na myśli wyspy, na którą — jak słusznie stwierdza nasza marynarka — nasze oddziały nie mogą się dostać. Nasze wysiłki mogą l'aczej być skierowane tylko przeciw tym miejscom na kontynencie, w których Anglja sama walczy. Na właściwym kontynencie Europy jesteśmy całkiem pewni swych sił i działamy znanemi wielkościami. Wskutek tego na-razie należałoby wykluczyć przedsięwzięcia na Wschodzie, gdzie — co prawda — Anglja również bezpośrednio mogłaby być trafiona".
Ale Falkenhayn jest zdania, że działania na Wschodzie (Saloniki, kanał Sueski, Irak, Mezopotamja) mają dla Niemiec znaczenie o tyle tylko, o ile podważają autorytet Anglji wśród ludów śródziemnomorskich i wschodnich. Z tego też względu należy unikać wszelkiego ryzyka. A sity sprzymierzeńców niemieckich nie gwarantują bezwzględnego powodzenia, o wydatniejszej zaś pomocy ze strony Niemców nie ma mowy ze względów komunikacyjnych. Zresztą nawet powodzenie nie usprawiedliwiłoby ryzyka, gdyż „Anglja, która potrafiła strawić Antwerpję i Gallipoli, wytrzymałaby również klęski w tych odległych okolicach". Pozostaje więc tylko ściśle europejski kontynent.
Dalej Falkenhayn rozpatruje możliwość uderzenia na angielski odcinek frontu we Francji. We Flandrji wszelkie działania w okresie zimowym są niemożliwe. Na innych odcinkach angielskiego frontu wielka ofensywa niemiecka wymagałaby użycia około 30 dywizyj. Tymczasem po ściągnięciu posiłków z frontu wschodniego i macedońskiego ogólne odwody niemieckie na zachodnim froncie wyniosłyby zaledwie do 26 dywizyj. W tych waiamkach rozpoczęcie ofensywy przeciwko Anglikom oznaczałoby pozbawienie całego frontu zachodniego poważniejszych odwodów, co stanowiłoby poważne niebezpieczeństwo na wypadek ofensywy francuskiej, osłabiłoby inne fronty oraz uniemożliwiłoby Niemcom okazanie pomocy sojusznikom, w razie ich zaatakowania. Zresztą na pod
stawie doświadczeń z czasów ofensywy francusko - angielskiej w 1915 roku — „próby masowego przełamania przeciwnika, duchowo silnego, dobrze uzbrojonego, co do liczby niewiele słabszego, nie mogą nawet w razie nagromadzenia największej ilości ludzi i sprzętu liczyć na powodzenie".
Stwierdziwszy, że nawet przełamanie lokalne frontu w warunkach wojny pozycyjnej daje się łatwo zlikwidować przeciwnikowi, wobec czego rezultat nie opłaca ogromnych a koniecznych strat takiego przedsięwzięcia, Falkenhayn wywodzi dalej:
„Również nie można doradzać próby natarcia słabszemi siłami na angielski odcinek frontu. Byłoby to polecenia godne, gdyby był w dosięgalnej bliskości jakiś cel. Celu takiego niema. Celem musiałoby być zawsze niemal doszczętne przepędzenie Anglików z kontynentu, wyparcie Francuzów za Sommę. Jeśli się co najmniej takiego wyniku nie osiągnie, wówczas natarcie będzie bezcelowe. A jeśliby został osiągnięty, to mimo to cel ostateczny nie będzie pewny. Trzeba się bowiem liczyć z tern, że nawet i wówczas Anglja nie da za wygrane, a zresztą Francja nie będzie tem głęboko dotknięta. By to osiągnąć trzebaby rozpocząć nowe działania. A jest rzeczą wątpliwą, czy Niemcy rozporządzałyby jeszcze potrzebnemi ku temu siłami." Co do powiększenia tych sił przez stworzenie nowych formacyj Falkenhayn stwierdza, że się to nie da osiągnąć w krótkim czasie.
„Wynikiem powyższych rozważań jest więc, że nie można zalecać natarcia na front angielski z zamiarem uzyskania tam rozstrzygnięcia, chyba, żeby się ku temu przydarzyła sposobność w czasie przeciwnatarcia. Zapewne, jest to fakt smutny ze stanowiska naszych uczuć wobec tego naszego głównego wroga w tej wojnie. Można go jednak przeboleć, jeśli sobie uświadomimy, że wojna, prowadzona włas-nemi siłami przez Anglję na kontynencie europejskim, jest dla niej właściwie pobocznem działaniem. Istotną jej bronią są tu wojska francuskie, rosyjskie i włoskie. Jeśli tym uniemożliwimy walkę, wówczas będziemy mieli przeciwko sobie tylko Anglję. A trudno przypuścić, aby w tych warunkach wytrwała ona ѵ swych zamysłach niszczycielskich. Nie ma
my wprawdzie pewności, że wówczas ustąpi, istnieje natomiast wielkie prawdopodobieństwo. A więcej w wojnie rzadko się osiąga".
Równocześnie zaleca Falkenhayn paraliżowanie Anglji środkami politycznemi na jej
519
własnym terenie i na terenie państw jeszcze neutralnych.
„Natomiast wojna podwodna jest takim samym środkiem wojennym, jak każdy inny. Naczelnemu kierownictwu wojny nie wolno powstrzymać się odnajęcia wobec niej stanowiska. Wojna ta wymierzona jest przeciw najczulszemu punktowi w organizmie wroga, stara się bowiem odciąć mu dowóz morski. Jeśliby spełniły się stanowcze zapewnienia naszej marynarki, że nieograniczona wojna łodziami podwodnemi zmusiłaby Anglję w przeciągu roku 1916 do ustąpienia, to możnaby nawet pogodzić się z wrogą postawą Stanów Zjednoczonych A. P. Przystąpienie ich do wojny nie mogłoby tak prędko mieć decydujących następstw, iżby mogło skłonić Anglję do dalszej walki, gdyby ujrzała wyłaniające się na swej wyspie widmo głodu i wielu innych jeszcze nieszczęść. Pewien cień przysłania jednak ten radosny obraz przyszłości. Czy marynarka się nie myli? Doświadczeń dostatecznych na tern polu niema. Te, które posiadamy, nie są zbyt zachęcające. Z drugiej jednak strony podstawy obliczeń przesuwały się na naszą korzyść wskutek wzmożenia liczby łodzi podwodnych i większego wyszkolenia ich obsady. To też ze stanowiska wojskowego nie dałoby się usprawiedliwić dalszego zrzekania się użycia tego przypuszczalnie najskuteczniejszego środka wojennego. Wobec bezwzględnego postępowania Anglji na morzu, mają Niemcy prawo bezwzględnego jego użycia. Amerykanie, jako tajni sojusznicy Anglji, nie uznają tego prawa. Czy jednak, wobec silnego politycznego uzasadnienia stanowiska Niemiec, zdecydują się na czynne wystąpienie na kontynencie europejskim — jest wątpliwe. Jeszcze bardziej jest wątpliwe, czy w czas zdołają wkroczyć wystarczającemi siłami. Zrzeczenie się więc nieograniczonej wojny łodziami podwodnemi byłoby zatem — wedle zapewnień jedynie miarodajnych rzeczoznawców — wyrzeczeniem się pewnego powodzenia o niezmierzonej wartości ze strachu przed inną, naprawdę ciężką, lecz tylko możliwą szkodą. A to nie jest dopuszczalne wobec położenia, w jakiem się Niemcy znajdują".
Powyższy ustęp referatu Falkenhayna, którego tekst przytaczamy według urzędowych źródeł państwowego archiwum Rzeszy Niemieckiej, jest niezwykle charakterystyczny dla niemieckiego sposobu myślenia i dla metod, którym po dziś dzień hołduje imperjalizm niemiecki !
Następnie Falkenhayn zastanawia się nad
sprawą „jak należy postępować wobec narzędzi Anglji na kontynencie". Odrzuca on au-strjacki projekt uderzenia na Włochów, motywując to tern, iż wartość oręża włoskiego jest tak nikła, że całemu frontowi włoskiemu nadaje znaczenie o charakterze raczej lokalnym. Nawet wycofanie się Włoch z wojny „nie wywołałoby na Anglji poważniejszego wrażenia", całokształtowi zaś położenia państw centralnych nie ulżyłoby w poważniejszej mierze. Zresztą Falkenhayn wierzy, że wewnętrzno-poli-tyczne stosunki we Włoszech wcześniej lub później i tak ostatecznie sparaliżują wszelką aktywność Włochów.
„To samo dotyczy Rosji. Wedle wszelkich wiadomości mnożą się szybko wewnętrzne komplikacje w temi olbrzymiem państwie. Jeśli nawet może nie wolno spodziewać się rewolucji w wielkim stylu, to należy przecież ufać, iż Rosja wskutek swych trudności wewnętrznych w stosunkowo krótkim czasie będzie zmuszona do ustąpienia. Przyjmując oczywiście, że nie uda się jej tymczasem swej reputacji wojskowej naprawić. Tego jednak nie należy się obawiać. Przeciwnie, każda próba tego rodzaju przyspieszy tylko wewnętrzny rozkład. A zresztą wobec warunków atmosferycznych i terenowych wykluczoną jest dla nas aż do kwietnia ofensywa, mająca na celu osiągnięcie rozstrzygnięcia na wschodzie, jeśli nie chcemy doprowadzić do przemęczenia żołnierzy, nieproporcjonalnego do wyników, czego zresztą nie wolno nam czynić ze względu na problemat uzupełniania wojska. Co do kierunku w grę wchodzić mogłyby tylko bogate obszary Ukrainy. Komunikacje, wiodące tam, nie są pod żadnym względem wystarczające. Przesłanką byłoby, że albo musielibyśmy być pewni przystąpienia Rumunji, albo zdecydowani ją zwalczać.. I jedno i drugie nie jest obecnie na czasie. (Wtrącimy tu od siebie, co przez to rozumiał Falkenhayn. Rumunja zręcznie lawirowała politycznie, unikając wyraźniejszego zadeklarowania się. Z drugiej znów strony Niemcom zależało na wywiezieniu z Rumunji znacznych zapasów żywności i nafty, świeżo tam zakupionych, a niezwykle cennych ze względu na coraz większe braki w aprowizacji Niemiec i środkach pędnych, koniecznych wobec motoryzacji armji, oraz rozwoju lotnictwa i łodzi podwodnych). Uderzenie na Petersburg, który w razie szczęśliwego przebiegu działań musielibyśmy zaopatrywać z naszych szczupłych zapasów, nieobie-cuje rozstrzygnięcia. Marsz na Moskwę wiedzie nas w niezmierzone dale. Dla żadnego
520
z tych przedsięwzięć nie rozporządzamy wy-starczającemi siłami. A więc i Rosja odpada, jako przedmiot natarcia. Pozostaje jedynie Francja".
Francja doszła w swych wysiłkach prawie do granic wytrzymałości — zresztą z podziwu godną ofiarnością. Jeśli uda się naród francuski uświadomić, że położenie wojskowe jest beznadziejne, wówczas przebierze się miara, i wytrącony zostanie Anglji z ręki jej najlepszy oręż. Nie potrzeba do tego wątpliwego w wynikach i przechodzącego nasze siły masowego przełamania. Również i ograniczonemi siłami można przypuszczalnie osiągnąć cel. Wtyle za francuskim odcinkiem zachodniego frontu znajdują się w dosięgalnej odległości cele, dla których utrzymania dowództwo francuskie zmuszone jest poświęcić ostatniego nawet żołnierza. Jeśli to uczyni — to siły Francji skrwawią się, gdyż nie ma ona innego wyjścia bez względu na to, czy cel osiągniemy, czy też nie".
„Jeśli tego nie zrobi i cel wpadnie w nasze ręce — to moralne następstwa będą dla Francji olbrzymie. Niemcy nie będą zmuszone wydać ze siebie tyle dla operacji, ściśle ograniczonej w przestrzeni, by aż inne fronty zostały ryzykownie ogołocone. Mogą one z pełną otuchą wyczekiwać prawdopodobnych działań odciążających Francję, ba! mogą spodziewać się, że zaoszczędzą tyle sił, by na natarcia odpowiedzieć przeciwuderzeniami. Pozostanie zawsze w naszej mocy prowadzić ofensywę szybko albo powoli, przerwać ją na czas jakiś, albo też wzmocnić — stosownie do naszych potrzeb. Cele, o których tu mowa, to Belfort i Verdun".
„To, co powyżej powiedziałem, tyczy się obu twierdz. Jednak na pierwszeństwo zasługuje Verdun. Wciąż jeszcze znajdują się tam linje francuskie w odległości około 20 kilometrów od niemieckich połączeń kolejowych. Wciąż jeszcze stanowi Verdun najpotężniejszą podporę wszelakiej próby nieprzyjacielskiej, by zapomocą stosunkowo niewielkiego użycia sił zachwiać całym frontem niemieckim we Francji i Belgji. Usunięcie tego niebezpieczeństwa — jako cel poboczny — jest ze stanowiska wojskowego tak cenne, iż mniejszą wagę przypisać należy przy natarciu na Belfort, że tak powiem, pobocznemu politycznemu sukcesowi, polegającemu na opróżnieniu przez nieprzyjaciela południowo-zachodniej Alzacji".
Tak więc plan Falkenhayna, wyłożony w powyższym referacie, a skierowany ponownie przeciwko Francji, polegać miał nie na
przemagającem uderzeniu wszystkiemi rozpo-rządzalnemi silami, ani nie na operacji przełomu frontu pozycyjnego z następującą po niej wojną ruchową, lecz na wyczerpaniu armji francuskiej długo podsycaną, w stałym wielkim ogniu utrzymaną wojną na wyczerpanie. Miano przystawić pompę ssącą do organizmu wojska francuskiego, która miała mu tak długo ssać krew, aż stanie się bezsilnym. Koncepcja ta, jak wiemy już, zyskała aprobatę cesarza i rządu za wyjątkiem tylko nieograniczonej wojny łodziami podwodnemi, której narazie zaniechano, zadawalając się ich ograniczoną działalnością. Przeprowadził to kanclerz Rzeszy Niemieckiej Bethmann-Hollweg, uważając ryzykowną ze względów pi litycznych nieograniczoną wojnę łodziami podwodnemi, jako ostatni atut w rękach niemieckiego naczelnego dowództwa.
Pod względem opracowania planu kam-panji na rok 1916 Koalicja była w o wiele gorszeni położeniu od państw centralnych, gdzie Niemcy odgrywały zdecydowaną rolę kierowniczą. Przeciwnie — narazie jeszcze żadne z państw Koalicji nie uzyskało moralnej przewagi nad innemi, i kierownictwo wojny po dawnemu było rozczłonkowane i trudne do uzgodnienia. Jednakże zrozumienie szkodliwości stąd wypływającej było w obozie koalicyjnym coraz powszechniejsze. W obliczu wspólnego wroga, straszliwych ofiar i przeciągającej się wojny zanikały powoli międzykoalicyjne antagonizmy, na ich zaś miejsce — wyrastało zaufanie i poczucie braterstwa broni. Oczywiście— było to jeszcze dalekie od poddania się wspólnemu i jednolitemu kierownictwu, narazie jednak przejawiało się w coraz sprawniejszem i owocniejszem uzgadnianiu wspólnych działań koalicyjnych. To też w ciągu kampanji 191(5 roku po raz pierwszy działania Koalicji nabrały charakteru mniej lub więcej związanej i przemyślanej planowości.
W dniach 6 — 9 grudnia 1915 roku w Chantilly zwołano międzykoalicyjną naradę głównodowodzących lub ich przedstawicieli. Na naradzie tej generał Joffre, który właśnie otrzymał naczelne dowództwo wszystkich ar-mij francuskich (dotąd dowodził tylko znajdu-jącemi się we Francji), przeforsował następujące zasady, które miały obowiązywać wodzów armij koalicyjnych:
1. Rozstrzygnięcie wojny może być osiągnięte tylko na głównych teatrach wojny (ro-
521
syjski, anglo-francuski i włoski), dlatego też na drugorzędne teatry wojny należy kierować jak .najmniejsze ilości wojsk. Na Gallipoli przeprowadzi się ewakuację, ostatecznie rezygnując z forsowania cieśniny Dardanelskiej. W Salonikach pozostaje ekspedycyjny korpus angielsko - francuski (Armja Południowa) w ustalonym składzie 4 francuskich, 5 brytyjskich i 6 serbskich dywizyj.
2. Rozstrzygnięcie wojny należy widzieć w uzgodnionych działaniach na głównych teatrach wojny, aby nie pozwolić przeciwnikowi na kolejne przerzucanie sw-oich wojsk z jednego frontu na drugi.
3. Na każdym z głównych teatrów wojny, aż do rozpoczęcia ogólnego i uzgodnionego natarcia, należy prowadzić działania lokalne, mające na celu wyczerpanie żywej siły przeciwnika.
4. Każde z państw sprzymierzonych powinno być przygotowane powstrzymać na swoim froncie własnemi siłami ofensywę przeciwnika i okazać pomoc w pełnych granicach możliwości innemu państwu, jeśli ono będzie zaatakowane.
Oczywiście narada w Chantilly nie mogła
zastąpić jednolitego kierownictwa siłami zbroj-nemi Koalicji. Dlatego też wypracowane na niej ogólne zasady działania na rok 1916 były dość płynne i bozbawione wskazań, dotyczących konkretnych celów. Przebija z nich jedno tylko zasadnicze dążenie, aby drogą wzajemnego porozumienia i współdziałania uniknąć kolejnych porażek, w zadawaniu których tak celowało dowództwo niemieckie.
Zachęcone wynikami konferencji w Chantilly rosyjskie dowództwo naczelne wysunęło projekt wspólnego decydującego działania w tym punkcie, gdzie Niemcy najmniej mogli byli spodziewać się ataku. Za taki punkt uważali Rosjanie półwysep Bałkański, gdzie, według ich planu, angielsko-francuska armja sa-lonicka w sile do 10 korpusów powinna rozpocząć natarcie poprzez Serbję w kierunku Węgier i Budapesztu równocześnie z arm ją rosyjską, której ofensywa raz jeszcze skierowałaby się na Węgry. Oczywiście plan rosyjski był wyraźnie sprzeczny z zasadami działania na głównych teatrach wojny i miał na celu wyłącznie rosyjski interes, a mianowicie odzyskanie przez Rosję autorytetu kosztem słabej stosunkowo Austrji i przy pomocy sojuszników.
Ranni jeńcy niemieccy eskortowani przez żołnierzy angielskich.
522
Dowództwa francuskie i angielskie tak też zrozumiały plan rosyjski, bezwzględnie odrzucając go.
Ostatecznie uzgodniony koalicyjny plan kampanji 1916 roku był bardzo prosty. Państwa koalicyjne bez pośpiechu i z największą starannością przygotowywały się do ofensywy generalnej na głównych teatrach wojny. Ofensywa ta, pomyślana, jako bitwa rozstrzygająca, miała rozpocząć się w" czerwcu 1916 roku po przybyciu na kontynent świeżo sformowanych oddziałów angielskich (w tym czasie naczelne dowództwo angielskie po generale Fren-chu powierzono generałowi Haig) oraz po do-statecznem wypoczęciu i zreorganizowaniu się wojsk rosyjskich. Kierunki lokalne tej wspólnej ofensywy były dość obojętne dla Koalicji. W wytworzonej sytuacji mogła być mowa jedynie o natarciu frontowem, nie było zaś warunków dla jakichkolwiek poważniejszych manewrów strategicznych. Wobec tego ofensywa w każdem miejscu spełniała swoje zadanie, to znaczy wyczerpywała żywą siłę przeciwnika i zużywała jego ograniczone zasoby materjalne.
Tak więc, narazie pozostawiając nadal inicjatywę w rękach państw centralnych, Koalicja gromadziła ludzi, działa, sprzęt wszelaki i amunicję w rozmiarach dotąd nieznanych, aby utrzymać jak największe napięcie ognia wielkiej walki nawet jeśli zajdzie potrzeba — w ciągu wielu miesięcy, kolejno na wschodnim, zachodnim i włoskim frontach. Według przeświadczenia Koalicji maszyna i liczba, stosowane planowo, systematycznie i konsekwentnie, miały rozstrzygnąć losy wojny.
Z powyższego widzimy, że kampanję 1916 roku zakroiła Koalicja na wielką skalę, stosując metody „wojny na wytrzymanie" i „wojny sprzętu". Był to moment najwyższego rozmachu wojskowego Anglji i Francji, które po roku zbrojeń i organizacji poczęły przewyższać przeciwnika zarówno — liczbą, jak i środkami materjalnemi tak, że wydawało się, iż zastosowanie tych nowych metod wojny przyniesie zdecydowane rezultaty już po pierwszej kampanji.
Koncepcja wojenna Koalicji, zrodzona w Anglji i we Francji, była zupełnie słuszna, jak się okazało, ale wymagała znacznie dłuższego okresu czasu, niźli to wówczas przypuszczano. Rzeczywistość dowiodła, że organizm wojenny Niemiec posiadał niespożyte wprost siły i odporność tak, że straszliwe metody wojny „na wytrzymanie" załamały ten naród imperjalis-
tów dopiero pod koniec 1918 roku. Trzeba było aż trzech letnich kampanij po konferencji w Chantilly, aby wypompować dostateczną ilość krwi niemieckie, wyczerpać do ostatka zasoby materjalne Niemiec i załamać ich podziwu godną wytrzymałość moralną.
Kampanja 1916 roku miała więc być zaledwie wstępem do długotrwałej „wojny na wytrzymałość".
Okres od stycznia do czerwca 1910 r.
W początkach 1916 roku cały front zachodni we Francji rozpadał się na dwa odcinki, a mianowicie angielsko-belgijski i francuski. Pierwszy z nich, ciągnący się od morza Północnego pod Nieuport do Péronne na przestrzeni około 180 kilometrów, obsadzony był przez 6 dywizyj belgijskich i 39 dywizyj angielskich. Ponieważ w tym czasie dowództwo angielskie nie miało jeszcze wystarczającego zaufania do swoich wojsk, pośpiesznie organizowanych i słabo wyszkolonych, przeto na odcinku tym znajdowały się również wojska francuskie w ilości 18 dywizyj, z których 4 zajmowały front armji belgijskiej (2 dywizje w pierwszej linji i 2 dywizje w charakterze odwodów) i 14 front armji angielskiej (w tem 9 dywizyj w pierwszej linji). Razem przeto na północnym odcinku frontu zachodniego siły belgijsko-angielsko-francuskie wynosiły 63 dywizje.
Ze strony niemieckiej ten sam odcinek frontu zajmowało zaledwie 30 dywizyj, znajdujących się w pierwszej linji, i 2 dywizje w charakterze lokalnych odwodów. Siły te podzielone były pomiędzy (licząc od północy) 4, 6 i 1 armje niemieckie.
Drugi odcinek zachodniego frontu, rozciągający się na przestrzeni zgórą 500 kilometrów od Péronne (oba odcinki rozgraniczała rzeka Somma) do granicy szwajcarskiej, zajmowała wyłącznie armja francuska. Na swoim odcinku posiadali Francuzi w pierwszej linji 58 dywizyj i 29 dywizyj ѵ odwodach, razem 87 dywizyj.
Niemcy na froncie tym posiadali 70 dywizyj w pierwszej linji (po ściągnięciu już części swoich sił z frontu wschodniego) i 17 dywizyj w odwodach — razem 87 dywizyj (licząc od północy armje 2, 7, 3, 5, C, A, B), a więc tyleż, ile ich posiadali Francuzi.
Pod koniec 1915 roku wywiad francuski począł otrzymywać niejasne wiadomości o możliwości wielkiej ofensywy niemieckiej na fran-
523
c'iiskim froncie. Pod koniec stycznia 1916 roku wywiad francuski wykrył znaczne ożywienie na linjaoh kolejowych, prowadzących na tyły niemieckie, szczególnie zaś w okolicach Verdun. Zmusiło to dowództwo francuskie do zwrócenia troskliwej uwagi na tę cytadele całego frontu francuskiego, która, jak sądzili Francuzi, mogła być narażona na lokalne ataki Niemców. Domysł ten potwierdzały listy, przychwycone u jeńców niemieckich, w których była mowa o bliskiej ofensywie 5 armji niemieckiego następcy tronu, o przeglądzie wojsk przez cesarza, który miał się odbyć w końcu lutego bezpośrednio w bliskości Verdun i o pokoju, który nastąpi natychmiast po zwycięstwie Niemców.
Jednakże dane wywiadu francuskiego były tak niejasne i sprzeczne, że, jak stwierdza to w swojem dziele generał Pćtain (późniejszy wódz naczelny armji francuskiej w 1917 r . j , „dowództwo naczelne miało do rozstrzygnięcia pytanie, czy ofensywa niemiecka nie rozwinie się raczej na wschodzie, niż na zachodzie".
W dniu 10 lutego wódz naczelny, generał Joffre, zwracając się do dowództwa angielskiego w sprawie projektowanych działań oddziałów7 francusko-angielskich nad Sommą, pisał: „...albo sprzymierzeni utrzymają inicjatywę działania w swoich rękach aż do przyszłego lata, albo też przeciwnik przeprowadzi na wiosnę potężną ofensywę przeciwko Rosjanom".
W dniu 18 lutego generał Joffre znów pisze do generała Haig'a, głównodowodzącego ar-mją angielską: „...jeśli Niemcy uprzedzą nas w ofensywie na Rosjan, okażemy im pomoc wła-snem natarciem, które Francuzi i Anglicy przeprowadzą nad Sommą". Jak widzimy przeto, sprzymierzeni liczyli się raczej z możliwością ponownego uderzenia niemieckiego na Rosję.
Licząc się z koniecznością własnego natarcia w celu odciążenia zaatakowanych Rosjan, generał Joffre wymógł na dowództwie angiel-skiem obietnicę znaczniejszego wzmożenia sił angielskich we Francji.
Pod koniec 1915 roku Anglicy zdołali już sformować około 70 dywizyj, z których, jak wiemy, na początku I91fi loku było we Francji zaledwie 39 dywizyj w sile około 4fi().0()() ludzi. Pozostałe dywizje były częściowo zatrzymane w Anglji, częściowo zaś rozrzucone na innych drugorzędnych teatrach wojny i w kolonjach. Znaczne również siły angielskie znajdowały się w Egipcie, któremu już właściwie nic nie zagrażało ze strony Turków. Zgodnie z daną Jof-f're'owi obietnicą, armja angielska we Francji miała się powiększyć w marcu 1916 r. do 42 dy
wizyj, w połowie kwietnia do 47 dywizyj i w końcu czerwca do 54 dywizyj.
Tak więc początek 1916 roku zużyty był przez dowództwa francuskie i angielskie na szczegółowe opracowywanie planu ogólnej letniej ofensywy. W dniu 14 lutego na ponownie obradującej konferencji międzysojuszniczej w Chantilly ostatecznie oznaczono termin tej ofensywy na dzień 1 lipca, określając jej kierunek po obu stronach rzeki Sommy. Ofensywę francusko-angielską miała poprzedzić w dniu 15 czerwca ofensywa Rosjan, którzy powinni byli odciągnąć w ten sposób część sił niemieckich z zachodniego frontu.
Rzeczywistość znacznie pokrzyżowała te plany. Zamiast przewidywanej na zachodnim froncie ciszy aż do lata, w lutym już nastąpiła ofensywa niemiecka na Verdun.
Dowództwo niemieckie, starannie opracowując plan operacyj pod Verdun, równocześnie przeprowadzało potrzebne do tego przygotowania, które początkowo miały być ukończone do dnia 12 lutego 191.6 roku. Ofensywę miała wykonać 5 armja, podlegająca rozkazom niemieckiego następcy tronu, której grupę uderzeniową stanowiły VII korp. rezerwowy oraz XVII! i III korpusy linjowe, od końca 1915 roku powoli ściągane z różnych frontów i gromadzone na głębokich tylach dla uzupełnienia ich i wyszkolenia w specjalnych obozach.
Transport tych wojsk pod Verdun, jak również ogromnej ilości artylerji ciężkiej i najcięższej, wojsk technicznych i amunicji był zakończony już w początkach lutego. Cały transport odbył się w szczególnej tajemnicy i przy zręcznem maskowaniu ruchów wojsk.
Grupa uderzeniowa uszykowała się wąskim froncie pomiędzy rzeką Mozą a równiną Woévre, aby natarcie wykonać na północno-wschodni róg Verdun.
Po stronie niemieckiej, naprzeciw przeznaczonego do szturmu dwudziestokilometrowego odcinka fortecznych pozycyj francuskich, na froncie, zajmowanym przez V korpus rezerwowy niemiecki (od Consenvoye nad Mozą do Ornes), pozornie nic się nie zmieniło i, jak mówi generał Potain — „nic nie zdradzało ożywionej działalności Niemców, która w istocie panowała na odcinku przyszłego ataku".
Na odcinku tym skoncentrowali Niemcy wszystkiego 8 świeżych dywizyj uderzeniowych oraz 542 ciężkie (w tern 27 najcięższego, potężnego kalibru) i 306 polowych dział i haubic, które miały wspomagać szturm trzech korpusów uderzeniowych. Równocześnie grupa arty-
524
leryjska, składająca się z 60 ciężkich i 136 polowych dział, miała współdziałać z pomocni-czem uderzeniem XV korpusu, zaś grupa, składająca się ze 101 ciężkich i 80 polowych dział, miała wspomagać dywersyjne działania VI korpusu na lewym brzegu Mozy.
Cała ta masa artylerji, składająca się wo-góle z 1.225 dział, w największej tajemnicy ustawianych od dnia 4 stycznia na odcinku korpusów uderzeniowych, była ponadto jeszcze wzmocniona 22 ciężkiemi, 74 średniemi i 56 lek-kiemi minomiotaczami. Pod względem zaopatrzenia amunicyjnego każda baterja posiadała na swojej pozycji od 3 do 4 kompletów, to znaczy na baterję dział polowych wypadało po 3.000 pocisków, na baterję polowych haubic po bic z korpusów uderzeniowych była zorganizowana w oddzielne grupy A, B i C. Do każdej grupy były przydzielone dla wywiadu i korygowania ogniem po 2 do 3 oddziały balonów i po jednej eskadrze samolotów.
Niemcy pokładali wielkie nadzieje na wy-
2.100 pocisków i na baterję ciężkich hau-po 1.200 pocisków. Artylerja każdego
nikach swojego przygotowania artyleryjskiego. W rozkazie dowództwa 5 armji niemieckiej z dnia 4 stycznia w sprawie przygotowania całej operacji znajdowało się zdanie: „Decyzja opanowania twierdzy Verdun metodą przyśpieszoną opiera się na doświadczonej potędze ciężkiej i najcięższej artylerji".
Poza artylerja korpusy uderzeniowe wzmocnione były średnio jednym pułkiem technicznym na każdą atakującą dywizję i wyposażone znaczną ilością materjałow wybuchowych i granatów ręcznych.
Co do dowództwa francuskiego — to ono, jakkolwiek doniesienia wywiadu były niejasne i często sprzeczne, oceniało jednak należycie doniosłe znaczenie twierdzy Verdun, stanowiącej na froncie francuskim potężne wiązadło, i stąd zawsze liczyło się z możliwością skierowania natarcia Niemców właśnie na ten punkt. To też twierdzę Verdun systematycznie wzmacniano, przyczem pierwsza linja umocnień polowych została wysunięta na 5 do 7 kilometrów przed linję stałych fortyfikacyj, a to w tym celu, aby uniemożliwić niemieckiej artylerji
Po ataku Anglików na okopy niemieckie. Jeńcy.
525
ciężkiej bombardowanie samego ośrodka twierdzy. Jednakże takie oddalenie przednich linij francuskich okazało się niewystarczające, gdyż niemieckie działa 10- i 15-centymetrowe z powodzeniem bombardowały ośrodek twierdzy, samo miasto, dworzec i koszary, zaś niemiecka artylerja najcięższa 21-, 38- i 42-centymetro-wemi działami bez trudu rujnowała żelazo-be-tonowe fortyfikacje przedwojenne.
W lutym 1916 roku cały rejon umocniony Verdun rozciągał się na znacznej już przestrzeni dookoła właściwej twierdzy. W rozporządzeniu Francuzów byty cztery łinje obronne. Trzy pierwsze łinje polowe wysunięte były przed właściwą twierdzę, czwarta zaś ciągnęła się na linji stałych fortów, jako główna linja oporu.
Gubernatorem (komendantem) twierdzy Verdun był generał Herr. Początkowo siły jego na 120-kilometrowym froncie twierdzy wynosiły 53 bataljony linjowe i 34 terytorjalne (II, VII i XXX korpusy) przy 130 działach polowych i 140 ciężkich, przyczem te ostatnie byty przeważnie starego, nie szybkostrzelnego typu.
Stopniowo jednak dowództwo francuskie, oceniając należycie znaczenie Verdun, poczęło wzmacniać siły twierdzy, wyposażając ją równocześnie w większą ilość artylerji i środków technicznych. W chwili rozpoczęcia się wielkiego natarcia niemieckiego Francuzi posiadali następujące ugrupowanie sił. Na lewym brzegu Mozy znajdowała się grupa wojsk (VII korpus), składająca się z 29 dywizji linjowej i 67 dywizji terytorjałnej, przy 202 działach polowych i 92 ciężkich, co dawało średnio na jeden kilometr frontu 2 bataljony piechoty i 15 dział polowych oraz 6 ciężkich. Na prawym brzegu Mozy, licząc od lewego skrzydła, znajdowały się: XXX korpus, którego 72 dywizja zajmowała front dziesięciokilometrowy, 51 dywizja front dziewięciokilometrowy, 14 dywizja zaś pozostawała w odwodzie, i II korpus, w składzie 132, 3 i 4 dywizyj, który zajmował pozostały odcinek frontu. Grupa wojsk prawego brzegu posiadała 186 dział polowych i 152 działa ciężkie. Na odcinku XXX korpusy średnio na jeden kilometr frontu wypadało po półtora bataljona piechoty i 7 dział polowych oraz 8 ciężkich.
W ogólnych odwodach dowództwa twierdzy znajdowały się 37 i 48 dywizje. Poza tem w początkach lutego generał Joffre skoncentrował w okolicach S-te Menehould XX, I i XIII korpusy, jako rezerwy, dające się użyć zarówno w Szampanji, jak i pod Verdun.
Niemcy w celu opanowania Verdun przyśpieszonym atakiem skoncentrowali swoją całą 5 armję, która zajęła 15-kilometrowy odcinek na prawem skrzydle niemieckiem na wschodnim brzegu Mozy, na którym poprzednio znajdował się V korpus rezerwowy. Ten znów przesunął się nieco na wschód, zajmując w celu obrony 9-kilometrowy odcinek. Następny 6-ki-lometrowy odcinek zajął XV korpus, który miał wykonać pomocnicze natarcie.
Celem natarcia niemieckiej grupy uderzeniowej (5 arm ja) było opanowanie pierwszej i drugiej linji francuskiej, a z nich poprowadzenie dalszego ataku na fort Douaumont i na odcinek pomiędzy nim a Mozą. W tym czasie V korpus miał pozostawać na swoich pozycjach, wiążąc ze sobą siły francuskie, podczas gdy sąsiedni XV korpus miał nacierać pomocniczo.
Atak niemiecki, poprowadzony siłami sześciu i pół dywizyj (60 bataljonów), miał przerwać pozycje francuskie, obsadzone zaledwie dwiema dywizjami, a mianowicie 72 i 51 w łącznej sile 30 bataljonów i przy znacznie słabszej artylerji.
Atak niemiecki rozpoczął się niespodzie-*wanie w dniu 21 lutego 1916 r. O godzinie 7
minut 15 na czterdziestokilometrowym froncie artylerja niemiecka rozpoczęła niezwykle intensywny ogień, który trwał bez przerwy w ciągu dziewięciu godzin. Pod straszliwem działaniem ognia artylerji niemieckiej pierwsza i druga linje obronne Francuzów zostały niemal doszczętnie zburzone. Nawet stałe forty i głębokie wnętrze twierdzy ucierpiało bardzo poważnie, co w znacznym stopniu zdezorganizowało cały system obrony. O godzinie 16 minut 15 ruszyła wreszcie do szturmu z linji Con-senvoye — Azannes i piechota niemieckiej grupy uderzeniowej. Szturm prowadzili Niemcy drobnemi grupami piechoty bez przerwy, dniem i nocą.
Napróżno XXX korpus francuski, wzmocniony nawet 37 dywizją i polową 14 dywizji (razem 18 bataljonów), czynił rozpaczliwe wysiłki, aby zorganizować należyty opór. Po zaciętych i niezwykle krwawych walkach w dniu 24 lutego Niemcy opanowali ostatecznie pierwszą i drugą linję francuską. Dn. 25 lutego opanowali Niemcy fort Douaumont, najpotężniejszy filar północno-wschodniego frontu twierdzy. Wreszcie w dniu 27 lutego zdobyli Niemcy Champneuville i Louvemont. Również i pomocnicze natarcie Niemców, mające za punkt wyjścia Etain, rozwijało się pomyślnie na rów-
526
ninie Woëvre, gdzie oddziały niemieckie p*4J<?-szły pod wzgórza, położone pomiędzy і' «?$ i Chambres.
Najcięższe chwile przeżywali obrońcy Verdun w nocy z dn. 23 na 24 lutego, kiedy natężenie ataku Niemcy osiągnęło było swój najwyższy poziom. Dywizje francuskie, straszliwie zdziesiątkowane, niezdolne już były stawiać oporu nacierającemu wrogowi. To też gii-bernater twierdzy, generał Herr, zameldował wieczorem dnia 24 lutego wodzowi naczelnemu, że położenie wojsk francuskich pod Verdun na prawym brzegu Mozy jest tak tragiczne, iż należy póki czas uratować ich szczątki, przeprawiając je pośpiesznie na lewy brzeg rzeki. Ale generał Joffre, który tyle już razy składał dowody niezwykłego hartu ducha i niezłomnej energji. i tym razem nie uległ tej słabości, której poddało się dowództwo twierdzy. Odpowiedź Joffre'a, jak grom. spadła na dowódców francuskich pod Verdun, ratując ich z pod wpływów szerzącej się już psychozy klęski: „Każdy dowódca, który w obecnych warunkach da i'oz-kaz do odwrotu, stanie przed sądem wojennym !". Decyzja ta zaważyła na losach Verdun, a kto wie — może i całej dalszej wojny.
Równocześnie Joffre z niespożytą energją wziął się do ratowania tak bardzo zagrożonego położenia pod Verdun. XX korpus, jedna z najlepszych jednostek bojowych francuskich, z największym pośpiechem skierowano pod Verdun tak, że już od dnia 24 lutego począł się koncentrować pod fortem Deuaumont. Za nim na pomoc podążały I i XII korpusy, których ddziały poczęły przybywać na pole walki od
dnia 25 lutego. Niezależnie od tych środków zaradczych Anglicy zajęli pod Arras cały odcinek 10 armji francuskiej, którą w składzie czterech korpusów (XXI. XIV. XXIII i XV) pośpiesznie poczęto przewozić kolejami pod Verdun, gdzie miały przybyć w dniach 2S i 29 lutego.
Ponieważ jeszcze do dnia 25 lutego linja francuska raz po raz była przerwana przez Niemców, którzy odrzucali oddziały francuskie aż na linję fortów starych, przeto wódz naczelny Joffre bez przerwy stara się podtrzymać ducha francuskiej obrony, ponawiając swoje poprzednie rozkazy: „Wszyscy powinni stać twarzą ku północy na froncie pomiędzy Mozą a równiną Woëvre. Bez wahania zużyjcie cały XX korpus...".
Obawiając się. że rozkazy jego może nie są należycie rozumiane przez zdenerwowanych w ogniu walki dowódców, wysyła generał Jof
fre do Verdun swojego przedstawiciela w osobie generała Castelnau. który, przybywszy na miejsce o godzinie 5 rano dnia 25 lutego, natychmiast wydaje rozkaz: „Obrona linfi Mozy powinna być przeprowadzona na jej prawym brzegu".
Tego samego dnia przybywa również do Verdun generał Pétain ze sztabem 2 armji w charakterze nowego dowódcy całego obszaru bojowego pod Verdun, otrzymawszy uprzednio bezwględny rozkaz ocalenia za wszelką cenę tej najważniejszej pozycji całego frontu francuskiego.
Od dnia tego następuje radykalny przełom. Francuzi wzmacniają swoją obronę. Zarówno w wojsku, jak i wśród dowódców następuje odprężenie moralne. Zlikwidowana została możliwość wielkiej klęski.
Ostatnim poważniejszym sukcesem Niemców było zdobycie w dniu 25 lutego potężnego forto Douaumont. Dostępu do fortu broniły oddziały świeżo przybyłego XX korpusu francuskiego. Jak stwierdza to generał Potain, korpus ten po bohatersku walczył wokół wsi Douaumont. powstrzymując silne natarcie III korpusu niemieckiego, który posuwał się po lesistych, zaśnieżonych równinach, otaczających fort od wschodu i od zachodu. XX korpus, nie znając zupełnie okolicy, tern łatwiej został odrzucony przez Niemców, wobec czego wycofał się poza wzgórze, na którem znajdował się fort Douaumont, sądząc, że jego garnizon zdoła powstrzymać dalsze natarcie Niemców.
Jednakże w forcie niewiele już pozostało z garnizonu. To też 24 brandenburgskiemu pułkowi piechoty, któremu torowała drogę z niezwykłą śmiałością szturmująca T kompanja porucznika Brandisa. udało się wedrzeć do fortu i opanować go, zabierając do niewoli szczupłą garstkę pozostałych przy życiu Francuzów.
Zdobycie fortu Douaumont oraz wycofanie się z przednich linij II korpusu francuskiego pozwoliło Niemcom znacznie wysunąć naprzód swoją artylerję na linję Louvemont — fort Douaumont. aby w dniu 29 lutego rozpocząć bombardowanie fortu Vaux, któro miało porzedzić nowe wielkie natarcie grupy uderzeniowej.
A tymczasem 2 arm ja francuska pod dowództwem generała Pétain (obejmująca obecnie cały obszar Verdun) rozpoczęła energiczne prace nad organizacją celowej obrony, w dużym stopniu wykorzystywująe kolumny samochodowe do przewozu wojsk, amunicji i wszelkiego sprzętu bojowego po tak zwanej ..świętej
drodze", prowadzącej z Bar - le Duc do Verdun. W okresie stosunkowej ciszy pod Verdun od dnia 27 lutego do 6 marca samochody te przewiozły do Verdun ogółem około 190.000 ludzi, 23.000 tonn amunicji i 2.500 tonn różnego sprzętu.
Co się tyczy pierwszego natarcia niemieckiego pod Verdun w dniach 21 — 25 lutego — to wyniki jego, pomimo ogromnych strat, jakie poniosły obie strony, były dość nieznaczne. Niemcy opanowali pierwszą i drugą linje francuskie średnio na głębokość 5 — 6 kilometrów. Jedynym poważnym wynikiem było zdobycie fortu Douaumont, któiy, położony na wzgórzu, panował nad całą równiną dookoła Verdun na prawym brzegu Mozy.
Na niepowodzenie planów niemieckich „przyśpieszonego" zdobycia Verdun złożyło się wiele przyczyn. Przedewszystkiem przesunięcie terminu natarcia z początkowo projektowanego dn. 12 lutego na 21 pozwoliło Francuzom znacznie wzmocnić załogę twierdzy i środki obrony, co było wywołane zebraniem w międzyczasie ważnych wiadomości przez wywiad francuski. Po drugie Niemcy zwrócili zbyt małą uwagę na skrzydła swojego natarcia, wyposażając je przedewszystkiem w słabszą, aniżeli było potrzeba, artylerję, która też nie mogła zmusić do milczenia artylerji francuskiej na lewym brzegu Mozy, skąd zadawała poważne straty szturmującym kolumnom niemieckim. Wynikiem tych błędów było niepowodzenie pierwszego natarcia, co znów w konsekwencji wciągnęło powoli Niemców w długotrwałą i wyczerpującą obie strony walkę forteczną.
Kiedy pod koniec lutego walki pod Verdun zacichły Niemcy musieli rozstrzygnąć, co dalej czynić. Wbrew dość silnej opozycji wśród wyższych dowódców, szef sztabu generalnego Fal-kenhayn zdecydował się poprowadzić natarcie w dalszym ciągu. Zrozumiał jednak, że ponowne natarcie nie będzie miało również widoków powodzenia dotąd, dopóki nad polem walki panować będzie artylerja francuska z lewego brzegu Mozy, szczególnie dająca się Niemcom we znaki ze wzgórza Marre. To też nakazał rozpoczęcie przygotowawczego natarcia na lewym brzegu Mozy, co jednak okazało się już spóź-nionem.
Zgodnie z tym rozkazem w dniu 6 marca niemiecki VI korpus rezerwowy rozpoczął atak na lewym brzegu Mozy, którego celem było opanowanie wzgórz pod le Mort - Homme oraz wzgórza 304, stanowiących węzeł francuskich
fortyfikacyj lewobrzeżnych, skąd głównej niemieckiej grupie uderzeniowej na prawym brzegu wciąż zagrażał flankowy ogień artylerji francuskiej.
Zacięte, krwawe walki ciągnęły się bez przerwy aż do dnia 20 marca, przynosząc Niemcom zaledwie połowiczne sukcesy. Niemcy, krwawo okupując każdy swój krok, zdobyli w tym czasie lasy Corbeaux, Cumières, wzgórza le Mort - Homme i Malancourt. Natomiast panujące nad prawym brzegiem Mozy wyniosłości pod Esnes i wzgórze Marre, które dawały artylerji francuskiej doskonale warunki obserwacyjne i które stanowiły przeto główny cel całej operacji niemieckiej, pozostały w ręku Francuzów.
Równocześnie w dniach 8 — 11 marca na prawym brzegu Mozy prowadzili Niemcy bez skutku zacięty atak na linję Hardaumont — fort Vaux. Widzimy stąd, że, o ile w pierw-szem natarciu wysiłki Niemców skierowane były wyłącznie niemal na środek frontu Verdun, o tyle znów drugie natarcie skierowane było przeciwko obu skrzydłom.
W ostatnim tygodniu marca Niemcy powstrzymali znów swoje ataki pod Verdun. Tym razem chwilową ciszę spowodowało nieoczekiwane natarcie Rosjan na odcinku jeziora Na-rocz, które wywołało chwilową konsternację w naczelneni dowództwie niemieckiem. Kiedy jednak położenie na wschodzie wyjaśniło się z korzyścią dla Niemców, znów rozpoczęto dalsze działania przeciwko twierdzy verdimskiej.
Z racji chwilowej przerwy w działaniach ponownie wypłynęła sprawa zasadnicza, czy należy ofensywę tę prowadzić. Istniały poważne dane, że atak na Verdun nie opłaca się, a przeto należałoby go zaprzestać. Jednakże meldunki poszczególnych dowódców niemieckich z pod Verdun, za małemi wyjątkami, nadal były optymistyczne. Wierzono jeszcze w zwycięstwo. Skoro więc obliczenia, czynione przez dowództwo naczelne, wypadły niekorzystnie dla armji francuskiej, Falkenhayn zdecydował się na dalszą operację, opierając się na przeświadczeniu, że w tym „młynie verdim-skim" siły Francuzów ścierają się szybciej, niż Niemców.
Był to fatalny błąd Falkenhayna, który w wynikach swoich straszliwie zemścił się na Niemcach. Główną niemal przewagę Niemców w czasie całej wojny stanowiła ich niebywała zdolność błyskawicznych i niespodziewanych uderzeń, dzięki czemu na wyznaczonych zgóry odcinkach frontu uzyskiwali znaczną przewa-
528
gę. Tak było i z pierwszom natarciem pod Verdun. Skoro jednak atak zawiódł pokładane w nim nadzieje — należało go przerwać bezwzględnie. Bowiem w dalszych walkach na niekorzyść Niemców odpadał decydujący dla nich czynnik zaskoczenia i szybkości. Z biegiem czasu siły obu przeciwników wyrównywały się. Kolosalne zaś straty, ponoszone przez obie strony, chociażby nawet Koalicja ponosiła je w większym stopniu, były dla niej o wiele mniej groźne, niż dla Niemców, a to ze względu na
własną ofensywę wcześniej, niż w ustalonym poprzednio terminie 1 lipca.
Dalsze operacje pod Verdun straciły już wszelki sens strategiczny. Niemcy ataki swoje prowadzili ze znacznie zwężonym celem wyczerpania rezerw Francuzów i ich materjalnych środków walki. Była to więc walka na wyczerpanie. W ciągu 131 dni pod Verdun ściągały się coraz to nowe siły dwóch jednakowo już potężnych pod względem technicznym przeciwników, topniały w tych straszliwych walkach na
Król Ferdynand z następcą tronu ks. Karolem na froncie.
olbrzymi rezerwuar ludzki Koalicji, z którego bez trudu mogła czerpać uzupełnienia.
Również i po stronie Koalicji popełniono wielki błąd. Łatwo było, jak pi-agnęło tego francuskie dowództwo naczelne, pod Verdun przejść wyłącznie do obrony, a korzystając z zaangażowania w tym punkcie znacznych sił niemieckich, samemu przejść do wielkiego natarcia na północnem angielsko-francuskiem skrzydle zachodniego frontu. Anglicy jednak stanowczo oparli się tej koncepcji, nie zgadzając się na
małej przestrzeni, odchodziły na tyły, uzupełniały się i odpoczywały, znów powracały do tej prawdziwej rzeźni ludzkiej i tak aż do końca, to znaczy do chwili, kiedy angielsko-franeuska ofensywa nad Sommą zmusiła Niemców do zaprzestania obłąkańczych ataków na verduńską twierdzę.
Przerwę w działaniach, jaka nastąpiła w ostatnim tygodniu marca, obie strony wykorzystały dla podciągnięcia nowych posiłków. Francuzi podwieźli pod Verdun część swojej
529
10 armji, zastąpionej przez Anglików, zaś Niemcy dalsze świeże cztery dywizje.
W dniach od 30 marca do 8 kwietnia Niemcy poprowadzili swoje trzecie natarcie. Na lewym brzegu Mozy po ciężkich walkach i z wiel-kiemi stratami nie zdołali wprawdzie usadowić się na upragnionych wzgórzach, ale opanowali zato wszystkie prowadzące na nie drogi. Na prawym brzegu chwilowo zdobyli Niemcy wioskę Vaux, aie wkrótce kontratak Francuzów odebrał im ten ważny punkt.
W ciągu dn. 9 i 10 kwietnia Niemcy ponowili atak, tym razem równocześnie na obu brzegach rzeki. Jedynym wynikiem tych walk było zdobycie wsi le Mort - Homme, którą jednak w dniu 20 kwietnia ponownie odebrali Francuzi.
Do końca czerwca jedynemi dalszemi sukcesami Niemców w ciągle ponawianych, zażartych atakach było zdobycie wzgórza 304 na lewym brzegu Mozy, na prawym zaś brzegu fortów Vaux i Thiaucourt oraz wTsi Fleury. Oczywiście każdą piędź zdobywanej ziemi obie strony okupowały wprost potokami krwi, w ostatecznym zaś wyniku Niemcy byli panami pierwszej, drugiej i części trzeciej linji obronnej Francuzów oraz dwóch całkowicie zburzonych fortów, co razem stanowiło pas terenu, głębokości do 7 lub 8 kilometrów !
W ciągu tych długotrwałych walk straty Francuzów wyniosły potworną liczbę 440.000 ludzi w,zabitych, rannych i jeńcach. W ciągu tylko lutego i marca stracili Francuzi 55.000 zabitych i 80.000 rannych i chorych! Straty Niemców były o wiele mniejsze.
Na zakończenie opisu tych walk przytoczymy niezwykle charakterystyczny ustęp z dzieła niemieckiego autora E. O. Volkmanna „Wielka Wojna":
„Verdun, który podczas wiosny i aż do lata 1916 roku stanowił prawdziwe ognisko wojny, stał się probierzem wartości obydwóch najlepszych wojsk świata. Tu zderzyła się żywiołowa nienawiść dwóch narodów, które snąć nie mogą żyć w spokoju obok siebie. W pustkowiu pola walki, na którem ciągnęła się miesiącami bez przerwy w ponurej jednostajności i z ledwo dostrzegalnemu przemianami nowoczesna bitwa, zmierzyła się siła duchowa obydwóch narodów. Do ostatecznego starcia nie doszło jednak. W innem miejscu nastąpiły wypadki, które przewyższyły napięciem walki o Verdun i wkońcu przyćmiły je".
Drugorzędne teatry wojny w pierwszej polowie 1916 r.
Na froncie wschodnim początek 1916 roku upłynął w zupełnej niemal ciszy. Korzystając z tego Rosjanie, przygotowywali się do wielkiej ofensywy letniej, która, jak wiemy, wyznaczona była w dniu 14 lutego na konferencji międzysojuszniczej w Chautilly na dzień 1 lipca dla frontu zachodniego i na dzień 15 czerwca dla frontu wschodniego.
W dniu 24 lutego w rosyjskiej kwaterze głównej w Bobrujsku odbyła się narada z udziałem dowódców frontów w celu ścisłego opracowania planu przyszłej ofensywy.
W tym czasie Rosjanie posiadali już szczegółowe dane co do wielkiego natarcia niemieckiego na Verdun, co, zgodnie z uchwałami mię-dzysojuszniczemi w Chautilly, nakazywało dowództwu rosyjskiemu rozpoczęcie działań od-ciążającyh, aby uniemożliwić Niemcom dalsze przewożenie wojsk z frontu wschodniego na zachodni. Pomimo wczesnej pory roku zadecydowano natychmiast rozpocząć taką ofensywę z tern, że w wypadku powodzenia miałaby się ona rozszerzyć do rozmiarów, nakreślonych dla ofensywy letniej, a więc mającej charakter decydującej rozgrywki.
Ofensywę zdecydowano poprowadzić lewem skrzydłem frontu północnego i prawem skrzydłem frontu zachodniego na odcinku od Dźwińska poprzez jezioro Narocz do jeziora Wiszniewskiego w ogólnym kierunku na Wilno. Jako termin natarcia wyznaczono dzień 18 — 20 marca, kiedy powinno było zakończyć się przegrupowanie wojsk.
Z główną ofensywą miały współdziałać natarcia pomocniczego od strony Jakobstadtu na Poniewież i od strony Smorgoni na Wilno. W szczęśliwym wypadku ofensywa mogła była odciąć całą wileńską grupę wojsk niemieckich od Kowna i od przepraw na Niemnie.
Jakkolwiek w początkach ofensywy Rosjanie zebrali na swoich północnym i zachodnim frontach dość poważne siły, uzyskane częściowo przez ściągnięcie wojsk z frontu południowego, jednakże w rzeczywistości w działaniach marcowych wzięło udział na froncie północnym niewiele jwnad cztery korpusy, na froncie zaś zachodnim około ośmiu korpusów. Pozostałe wojska częściowo były przezbrajane japońskie-mi karabinami w miejsce zupełnie już zużytych rosyjskich, częściowo pozostawały w głębokich odwodach dla wzmocnienia ofensywy w7 wypad-
530
Gert. Berthelot szef misji francuskiej w Rumunji w asyście swego sztabu w rozmowie z oficerami rosyjsk.
ku jej powodzenia, wreszcie wiele z nich zajmowało bierne odcinki ogromnego frontu.
Co do sił niemieckich — to trudno jest ściśle je ustalić, gdyż źródła niemieckie znacznie się między sobą różnią. Falkenhayn twierdzi, że na całym froncie rosyjskim Niemcy posiadali nie więcej niż 600.000 ludzi. Ludendorff stwierdza, że od początku ofensywy rosyjskiej siły te wzrosły dzięki pośpiesznie podwożonym odwodom. Źródła rosyjskie podają cyfry nieco większe, szczególnie co do północnego skrzydła Niemców. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że przewaga liczebna i to, prawdopodobnie, dość znaczna była po stronie rosyjskiej. Niemcy znów posiadali przewagę w artylerji, karabinach maszynowych i środkach technicznych.
Faktyczne uderzenie wykonywała 2 arm ja rosyjska dwiema grupami: jedną w sile pięciu korpusów wzdłuż linji kolejowej Postawy — Święciany i drugą w sile trzech korpusów pomiędzy jeziorami Narocz i Wiszniewskiem.
Na prawem skrzydle 2 armji działał od strony Widzów XIV korpus 1 armji, a jeszcze
bardziej na północ oddziały 5 armji od strony Dźwińska i Jakobstadtu.
Natarcie Rosjan rozpoczęło się w 2 i 1 ar-mjach w dniu 18 marca, zaś w 5 armji w dniu 21 tegoż miesiąca, jakkolwiek do tego czasu nie ukończono jeszcze ostatecznego przegrupowania wojsk i nie podciągnięto na front artylerji w dostatecznej ilości. Pośpiech ten wywołany był wiadomościami o ruszeniu lodów na Niemnie, które zrujnowały tymczasowo odbudowane przez Niemców mosty kolejowe, co groziło odcięciem frontowych wojsk niemieckich od dalszych tyłów.
Obfite roztopy wiosenne ogromnie utrudniały natarcie Rosjan. Zresztą utrudniały również i obronę Niemców, którzy, według meldunków niemieckich, walczyli bohatersko „we krwi i w biocie", gdyż woda zalała wszystkie okopy. Drogi były rozmiękłe i zrujnowane. To też korpusy rosyjskie nacierały w odosobnieniu, nie mogąc nawiązać wystarczającej łączności między sobą. Brak łączności doprowadził do tego, że każdy korpus walczył na własną rękę, często działaniami swojemi utrudniając tylko położe-
531
nie sąsiednich korpusów. To też, pomimo, że, jak stwierdza to Ludendorff, wojska rosyjskie wykazały ogromną wytrzymałość i ofiarność w natarciu, w podobnych warunkach cała operacja nie dała żadnych wyników pozytywnych.
W kierunkach od Jakobstadtu i Dźwińska Rosjanie wogóle nie osiągnęli żadnych sukcesów. Na odcinku Widzy — jezioro Narocz wojska rosyjskie osiągnęły wprawdzie chwilowe powodzenie o charakterze lokalnym, ale już dnia 30 marca, nie wykorzystawszy nawet zgromadzonych rezerw, Rosjanie powstrzymali swoje natarcie, a to ze względu na wiosenne roztopy, które uczyniły niemożliwem wszelkie dalsze posuwanie się.
Oczywiście marcowa ofensywa Rosjan nie mogła mieć większych widoków powodzenia ze względu na naj fatalniej sza dla działań wojennych porę roku. Jakkolwiek była ona zakrojona na szeroką skalę, w gruncie rzeczy jednak z natury swojej miała charakter wyłącznie pomocniczy w stosunku do frontu zachodniego. W jedynym tylko wypadku ofensywa rosyjska mogła osiągnąć znaczniejsze wyniki, a mianowicie, gdyby Niemcy dla swojej operacji pod Verdun ściągnęli byli z frontu wschodniego większą ilość wojska, niż na to pozwalała ostrożność. Ale, jak się okazało, niemieckie dowództwo naczelne pozostawiło na froncie wschodnim akurat tyle wojska, aby móc, chociaż z wielkim trudem i z momentami tragicz-nemi, jak to stwierdza Ludendorff, przeciwstawić się ze skutkiem natarciu Rosjan.
Ostatecznie marcowe natarcie Rosjan miało następujące wyniki: pod wpływem ofensywy rosyjskiej Niemcy przerwali swoje ataki na Verdun w czasie od dn. 22 do 30 marca, co pozwoliło Francuzom znakomicie wzmocnić swój system i środki obrony. Poza tern zaś dowództwo niemieckie przekonało się, że było w błędzie, uważając już armję rosyjską za całkowicie niezdolną do działań zaczepnych. Widocznie robak rewolucyjnych nastrojów długo musiał toczyć olbrzymi organizm wojska rosyjskiego, aby ostatecznie go rozłożyć i uczynić niezdolnym do dalszej walki. To też Niemcy, nauczeni smutnem doświadczeniem marcowem, nietylko zaniechali dalszego osłabiania swoich wojsk na wschodzie, ale przeciwnie, nawet poczęli przerzucać na swój front na północ od Pry-peci te oddziały niemieckie, które dotychczas wspomagały wojska austrjacko-węgierskie na południe od niej.
Z drugiej znów strony niepowodzenie ofensywy marcowej przeciwko frontowi niemiec
kiemu fatalnie oddziałało na psychikę nietylko wojska rosyjskiego, ale i jego dowództwa. Pogłębił się jeszcze nieledwie zabobonny strach Rosjan przed potęgą militarną Niemców, z którymi walka, jak dowodziło tego dotychczasowe doświadczenie, zawsze kończyła się dla Rosjan niepowodzeniem. Wpłynęło to zdecydowanie na charakter rosyjskich planów późniejszej letniej ofensywy.
Równocześnie niemal z marcową ofensywą Rosjan na północy rozpoczęła się również, na specjalną prośbę generała Joffre'a, ofensywa Włochów nad Isonzo, która miała odciążyć położenie Francuzów pod Verdun. Była to zko-lei piąta już ofensywa włoska. Jednakże i tym razem, jak poprzednio, Włosi nie zdołali przełamać frontu wojsk austrjacko-węgierskich, które na tym teatrze wojny, w przeciwieństwie do innych, wykazywali zdumiewającą, nieugiętą postawę bojową. Ofensywa Włochów wkrótce też zakończyła się bez żadnych wyników.
O tureckim teatrze wojny pisaliśmy już poprzednio, to też obecnie, jedynie w celu uplastycznienia całokształtu kampanji 1916 roku, w zarysie tylko podamy przebieg rozgrywających się tam wypadków.
Turecki teatr wojny rozpadał się na pięć oddzielnych głównych frontów: anatolijski, pół-nocno-kurdystański i południowo-kurdystański (oba ostatnie tworzyły kaukaski front rosyjski), mezopotamski i syryjski.
Wspólność działań wojennych Rosjan i Anglików przeciwko Turcji na azjatyckim teatrze wojny zmuszała ich do jak najściślejszego uzgadniania swoich operacyj, a to tembardziej, że rosyjski kaukaski front i angielski mezopotamski stykały się ze sobą na terytorjum słabej i nawpół tylko samodzielnej Persji, tworząc właściwie prawie nieprzerwany olbrzymi front od morza Czarnego do zatoki Perskiej, okrążający Turcję od północnego-wschodu i od wschodu.
Rosjanie, którzy na froncie kaukaskim posiadali stosunkowo nieznaczne siły, długie zaś i niedogodne drogi komunikacyjne, nie mogli oczywiście pomóc Anglikom w Mezopotamji, gdzie, jak już wiemy, angielski korpus ekspedycyjny, rozbity pod Ktesyfonem, został otoczony i wzięty do niewoli przez Turków pod Kut
532
el Amara nad Tygrysem. Rosjanie przeto musieli sami w tym czasie utrzymywać się w Persji, ubezpieczając się przed skierowaniem na front kaukaski znaczniejszych sil tureckich. Anglicy natomiast mogli w pełni odciążyć położenie Rosjan na froncie kaukaskim, a to z tego względu, że, panując na morzach, z łatwością mogli byli utrzymywać łączność ze swoje-mi wojskami w Mezopotamji, dowolnie wzmacniać je posiłkami i zaopatrywać.
W tym czasie położenie Turków poprawiło się o tyle, że całkowite fiasko ekspedycji dar-danelskiej, pogrom Serbji oraz przystąpienie Bułgarji do wojny rozwiązywało im ręce na zachodzie i pozwalało przerzucać swoje rezerwy, dotychczas skoncentrowane głównie pod Konstantynopolem, na dowolny front azjatycki, wykorzystywując kolej bagdadską, pośpiesznie wykańczaną do użytku w Mezopotamji, gdzie do czasu wojny nie była jeszcze uruchomioną.
W początkach lutego 1916 roku wywiad koalicyjny ustalił, że koleją tą przewożą Turcy do dziewięciu dywizyj w kierunku Adany i Aleppo. Z tych punktów wojska tureckie z łatwością mogły być skierowane, albo dalej koleją do Palestyny i Syrji, albo również koleją do Nissibina (krańcowya stacja, do której dochodziły już pociągi w kierunku Bagdadu), skąd drogami gruntowemi albo do Armenji na front kaukaski, albo też w głąb Mezopotamji przeciwko Anglikom.
Na skutek tych wiadomości dowództwo rosyjskie wystąpiło z propozycją, aby desant angielski, wspomagany przez flotę brytyjską, wysadził się na śródziemnomorskiem wybrzeżu tu-reckiem pod Aleksandrettą, skąd łatwo było opanować blisko położone węzły kolejowe Ada-nę i Aleppo, odcinając w ten sposób drogi tureckie, prowadzące z Anatolji do Syrji i Mezopotamji, a pośrednio i Armenji (kaukaski front). Rosjanie proponowali wysadzenie w tym punkcie ośmiu dywizyj angielskich, motywując to również tem, że przerwanie kolei bagdadskiej najlepiej zagwarantuje bezpieczeństwo Egiptu i kanału Sueskiego, ku.którym zmierzały wysiłki tureckiej armji palestyńskiej.
Anglicy całkowicie odrzucili koncepcję rosyjską. Pod wrażeniem katastrofalnego niepowodzenia wyprawy dardanelskiej wogóle zwątpili w skuteczność poważniejszego desantu, a to .tembardziej, że w owym czasie niemieckie łodzie podwodne w dużej ilości grasowały już na morzu Śródziemnem, co stanowiło poważną trudność dla zorganizowania większych trans
portów morskich. Poza tem Anglicy obawiali się ogałacać z wojsk swoich Egipt, którego ma-hometańska ludność nie budziła dostatecznego zaufania, co do stuprocentowej lojalności po odejściu oddziałów angielskich. Była to więc sprawa politycznego prestige'u Wielkiej Brytan j i.
Tak więc rosyjska próba wspólnego działania na szeroką skalę nie udała się. W dalszym ciągu Rosjanie i Anglicy prowadzili operacje na własną rękę, jedynie zorganizowawszy w celu porozumiewania się radjotelegra-ficzną łączność pomiędzy rosyjskim korpusem ekspedycyjnym w Persji i angielskim w Mezopotamji.
Pomimo to jednak położenie Koalicji wobec Turcji znacznie poprawiło się w 1916 roku, a to dzięki znacznym zwycięstwom Rosjan, którzy zdobyli ogromną połać terytorjum tureckiego Erzerum — Trebizonda — Erzyndżan oraz okupowali północne prowincje neutralnej Persji.
Zwycięstwami temi Rosjanie ściągnęli na siebie znaczniejszą część sił tureckich, które jesienią 1916 roku wynosiły już na froncie kaukaskim 27 dywizyj wtedy, kiedy równocześnie przeciwko Anglikom w Mezopotamji i na froncie syryjskim (Suez, Arabja i Palestyna) pozostawili Turcy wszystkiego 18 dywizyj.
Oczywiście takie ustosunkowanie sił tureckich na frontach rosyjskim i angielskim było niezwykle na rękę Anglikom, którzy jednak nie potrafili z tego skorzystać i w ciągu całego roku 1916 nie zdobyli się na poważniejsze działania przeciwko względnie słabym siłom tureckim.
Zrezygnowawszy z wielkiej wspólnej z Anglikami operacji przeciwko Turkom, Rosjanie ograniczyli się do samodzielnego działania na froncie kaukaskim.
Ofensywę rosyjską rozpoczął nocą z dnia 9 na 10 stycznia 1916 r. II korpus turkiestań-ski, nacierając na odcinku mniej więcej wzdłuż granicy tureckiej od morza Czarnego do Olt, w dwa dni zaś później natarł również I korpus kaukaski.
Ofensywa rosyjska była dla Turków zupełną niespodzianką. Rosjanie bowiem przygotowali się do niej starannie, ale w najgłębszej tajemnicy. Zresztą pora roku zdawała się być zupełnie nieodpowiednią do zaczepnych działań wojennych. Mrozy dochodziły do 25 st., góry pokryte były głębokiemi śniegami, panowały ostre wiatry i zadymki.
Moment zaskoczenia zadecydował o powo-
533
dzeniu Rosjan, którzy zresztą wykazali niebywałą wytrzymałość, prowadząc działania w terenie górskim w najcięższym okresie zimy.
Front turecki został rozerwany. Rozbite wojska tureckie cofały się w stronę twierdzy Erzerum. Według danych wywiadu rosyjskiego, w twierdzy tej zapanował chaos i powszechny upadek ducha, co wróżyło łatwe jej zdobycie, z drugiej jednak strony Turcy poczęli pośpiesznie przerzucać swoje wojska pod Erzerum z Konstantynopola i frontu mezopotam-skiego, co wskazywało na możliwość ich przeciwnatarcia. Należało przeto spieszyć się ze zdobyciem twierdzy erzerumskiej, która stanowiła klucz całego armeńskiego teatru wojny. Ale dowództwo rosyjskie zwlekało, nie mogąc się zdecydować na szturm, uważając Erzerum wprawdzie za twierdzę przestarzałą, ale bogato wyposażoną w artylerję i stanowiącą świetne pozycje obronne z racji swojego geograficznego położenia na szczytach gór armeńskich. To zatrzymanie się ofensywy rosyjskiej po pierwszych jej znacznych powodzeniach pozwoliło Turkom ponownie zorganizować swoje wojska oraz przygotować się do obrony Erzerumu.
Wreszcie Rosjanie zdecydowali się na ponowne działanie. Generałowi Judeniczowi powierzono zdobycie Erzerumu. Wojska rosyjskie podeszły z wielkim trudem pod linję fortów erzerumskich i po przygotowaniu artyle-ryjskiem, zresztą bardzo slabem, gdyż poza działami polowemi i górskiemi Rosjanie zdołali przetransportować z Sarakamysza zaledwie 16 dział ciężkich, rozpoczęły generalny szturm, który trwyał pięć dni. Po krwawych walkach, w których z reguły o powodzeniu decydowała walka wręcz, nocą z dnia 15 na 16 lutego Rosjanie ostatecznie zdobyli Erzerum.
Tak więc w czasie od dnia 10 stycznia do 16 lutego Rosjanie zdołali nietylko rozbić 3 ar-mję turecką, zdobyć potężną twierdzę erzerum-ską, zagarnąć do niewoli kilkanaście tysięcy jeńców tureckich, ale ponadto w ręce Rosjan wpadły wszystkie zapasy wojenne Turków, nagromadzone w ogromnej ilości w Erzerumie. Straty Rosjan w ciągu całej operacji wyniosły 16.000 zabitych, i*annych i odmrożonych, co stanowi liczbę bardzo znaczną, jeśli weźmiemy pod uwagę szczupłe siły obu stron, walczących na tym nawpół dzikim i górzystym teatrze wojny. Straty Turków były jeszcze większe, na co złożyła się szczególnie wielka ilość odmrożonych i na śmierć zamarzniętych Turków w czasie odwrotu.
W tym czasie, kiedy na prawem skrzydle rosyjskiem I korpus kaukaski i II turkiestań-ski prowadziły opisaną ofensywę, IV koi'pus kaukaski prowadził natarcie w środku, gdzie w połowie stycznia rozbił Turków pod Melaz-girt, zajmując północne wybrzeża jeziora Wan i nacierając dalej w kierunku Bitlisa, zaś oddzielna grupa rosyjska z powodzeniem prowadziła natarcie po drugiej stronie jeziora Wan, pomiędzy tern jeziorem a granicą perską.
Zimowa kampanja rosyjska przeciwko Turcji, która poniosła dotkliwe straty i klęski, znacznie podniosła autorytet wojenny Rosji na Wschodzie, co znalazło swój wyraz w zawartem w dniu 4 marca 1916 roku porozumieniu an-gielsko-francusko-rosyjskiem co do celów wojny w Małej Azji. Porozumienie to w razie zwycięstwa zapewniało Rosji uzyskanie Konstantynopola i cieśnin oraz północnej Armenji za wyjątkiem Trebizondy. Anglja miała otrzymać niektóre prowincje „neutralnej" Persji. Los „miejsc świętych" zarówno chrześcijańskich (Palestyna), jak i muzułmańskich (Mekka i Medyna) nie był wprawdzie ostatecznie rozstrzygnięty, zdecydowano jednak odebrać je Turcji.
Zwycięstwo rosyjskie w dużej mierze poprawiło położenie Anglików na bliskim wschodzie. Turcja zmuszona była gros swoich sił przerzucić przeciwko Rosji, co spowodowało odprężenie sytuacji pod Salonikami, przyczyniło się do fiaska tureckiej ekpedycji na Suez i Egipt oraz pozwoliło Anglikom utrzymać się w Mezopotamji.
Nie czekając nadejścia znaczniejszych posiłków tureckich Rosjanie w ciągu całego lutego i marca nadal prowadzili natarcie, które wysunęło ich na linję Rize (nad morzem Czar-nem) — Memachatun (o 120 km. na południowy-zachód od Erzerumu) — Bitlis. Pomiędzy jeziorami Wan i perskiem Urmia posuwali się również Rosjanie na południe, pragnąc natarciem na Mosul połączyć się z Anglikami.
W ciągu kwietnia Rosjanie przeprowadzili ponowną ofensywę, tym razem przeciwko Tre-bizondzie. Ta ostatnia posiadała dla Rosjan ogromne znaczenie ze względu na prowadzące od niej drogi w głąb Armenji, co pozwalało na zaopatrywanie wojsk w bezdrożnym naogół kraju od strony morza i przy pomocy floty czarnomorskiej.
Aby umożliwić operacje przeciwko Trebi-zondzie naczelne dowództwo rosyjskie przerzuciło na Kaukaz z zachodniego frontu dwie brygady płastunów (piechota kozacka) oraz dwie
134
dywizje rezerwowe, tworząc nowy V korpus kaukaski.
Nadmorska grupa wojsk rosyjskich, nacierająca od strony Rize i wspomagana działaniami floty czarnomorskiej, już w dniu 15 kwietnia dotarła na odległość 15 km. od Trebi-zondy. Ale Rosjanie nie decydowali się odrazu przystąpić do szturmu silnych pozycyj tureckich. Szturm wyznaczono dopiero na 19 kwiet-
.nia. Ze zwłoki tej skorzystali Turcy, by nocą z dnia 15 na 16 kwietnia cichaczem opuścić Tre-bizondę. Odwrót Turków nie był spostrzeżony przez Rosjan. Dopiero w dwa dni później delegacja ludności greckiej, która obawiała się
bombardowania miasta przez Rosjan, uświadomiła ich o istotnym stanie rzeczy. Trebizonda została zajęta przez wojska rosyjskie bez jednego strzału.
W ciągu ofensywy na Trebizondę na pozostałych odcinkach frontu Rosjanie w dalszym ciągu posuwali się naprzód, powoli, ale systematycznie.
W tym czasie znaczne powodzenie towa
rzyszyło również rosyjskiemu korpusowi ekspedycyjnemu w Persji generała Baratowa.
Położenie Persji w czasie wojny światowej było nad wyraz ciężkie. Słaba gospodarczo i militarnie, źle zorganizowana i rozdarta we-wnętrznemi sporami stała się Persja terenem zaciekłych intryg obu stron walczących. Wpływy angielsko-rosyjskie walczyły z wpływami niemiecko-tureckiemi, a walka ta daleką była od form i zwyczajów dyplomatycznych, panujących w Europie. W celu wywarcia nacisku na rząd perski z jednej strony Anglja i Rosja wprowadzały swoje wojska na terytorjum perskie, z drugiej zaś strony agenci niemiecko-
tureccy tworzyli najemne bandy zbrojne, rekrutowane przeważnie z pośród rozbójniczych plemion Kurdów, które przeciwstawiały się oddziałom koalicyjnym, tocząc z niemi często formalne walki. Rząd perski lawirował, jak mógł, aby zapewnić Persji neutralność, ale nie mógł przeciwdziałać temu chaosowi, jaki zapanował, i walkom, które toczyły się na ziemiach państwa „neutralnego".
$ • •
Czołg. Chwilę ukazania sie czołgów gen. sztab niemiecki nazwał „czarnym dniem Niemiec"
535
Zwycięstwa Rosjan nad Turkami oraz postępy korpusu generała Baratowa kazały rządowi perskiemu bardziej liczyć się z Koalicją. Zaproponował przeto rządom Rosji i Anglji zawarcie sojuszu przeciwko Turcji, ale postawił tak wielkie żądania oraz prowadził tak zręczne pertraktacje, że sprawa tego sojuszu nie doczekała się rozwiązania.
Od początku ofensywy przeciwko Turkom dowództwo rosyjskie obawiało się, aby Turcy, którzy właśnie zadali w Mezopotamji dotkliwą klęskę Anglikom i otoczyli ich w Kut el Ama-2*a, nie przerzucili stamtąd znaczniejszych ilości swoich wojsk. W tym celu generałowi Bara-towowi polecono zagrozić drogom, prowadzącym z Mezopotamji do Armenji, oraz postarać się o nawiązanie bezpośredniej łączności z Anglikami. Rosyjski korpus ekspedycyjny rozpoczął przeto natarcie z północnej Persji w kierunku Bagdadu oraz na południe, gdzie znajdował się ośrodek wpływów niemieckich wśród wojowniczych plemion Bachtjarów. Ostatecznie Rosjanie opanowali daleko wysunięte na południowy zachód i na południe punkty, a mianowicie Bidżarę, Karmanszah, Kaszan, a wreszcie Ispahan w dniu 20 marca 1916 r. Z tą chwilą wpływy niemieckie w Persji zostały podcięte ostatecznie.
Osiągnąwszy te wyniki, generał Baratow powstrzymał swoje natarcie. Ale Anglicy, których położenie w oblężonym Kut el Amara było coraz cięższe, usilnie domagali się dalszej ofensywy Rosjan. Wobec tego w kwietniu Rosjanie ponowili swoje natarcie w kierunku Bagdadu, mając już przeciwko sobie coraz więcej oddziałów tureckich, również grasujących w „neutralnej" Persji. W maju Rosjanie zbliżyli się już do granicy tureckiej, a nawet jedna sotnia kozaków zdołała wedrzeć się do Mezopotamji i dotarła do angielskiej kwatery głównej, dając tern dowód, że istnieje możliwość wspólnych działań rosyjsko-angielskich. Ale dowództwo angielskie nie zdecydowało się na wyprawienie swoich wojsk w kierunku Karmanszaha na spotkanie Rosjan. Dzięki temu problem wspólnych działań na szerszą skalę nie został rozwiązany. Właściwej łączności nie nawiązano. Po dawnemu działania Rosjan i Anglików były rozczłonkowane i prowadzone bez ściślejszego ze sobą związku.
Kampanja letnia Okres od maja do września 1916 r. Po niepowodzeniu marcowej ofensywy
Włochów nad Isonzo włoski wódz naczelny, ge-
536
nerał Cadorna, zamierzał w kwietniu przystąpić do szóstej zkolei ofensywy w tern samem miejscu. Plany jego pokrzyżowały doniesienia wywiadu o znacznych siłach austrjackich, koncentrujących się na lewem skrzydle Włochów w okolicach Trydentu.
Istotnie w tym punkcie szef sztabu au-strjacko-węgierskiego, generał Conrad von Hötzendorf, zamierzał rozpocząć wielką ofensywę przeciwko Włochom, w którym to celu skoncentrował 18 dywizyj piechoty (około 400.000 ludzi), tworzących nową armję arcy-księcia Eugenjusza, a ściągniętych częściowo z rosyjskiego, częściowo zaś z bałkańskiego frontu. Armję tę wyposażono w bardzo znaczną ilość artylerji, szczególnie ciężkiej. Ofensywa miała się rozpocząć w kwietniu, po zaangażowania się Włochów we własną ofensywę nad Isonzo.
Jednakże koncentracja wojsk arcyksięcia Eugenjusza dokonywała się bardzo powoli i bez zachowania należnej tajemnicy. Dzięki temu ofensywa zamiast w kwietniu, rozpoczęła się w maju, w dodatku zaś nie była już niespodzianką dla dowództwa włoskiego. Od początku więc zawiódł główny i decydujący moment zaskoczenia.
Austrjacy pragnęli przerwać lewe skrzydło włoskie pomiędzy jeziorem Garda i rzeką Brentą, to znaczy w punkcie, gdzie front au-strjacki najbardziej wysuwał się ku południowi, aby natarciem na Wenecję zająć tyły głównej masie wojsk włoskich i przeciąć ich linje komunikacyjne, prowadzące do kraju.
W dn. 15 maja wojska austrjacko-węgier-skie rozpoczęły gwałtowne natarcie pomiędzy Arsiero i Asiago, narazie mając za cel zdobycie szczytów Setto Comuni, panujących nad doliną pomiędzy rzekami Adygą i Brentą.
Wojska włoskie, nie mogąc powstrzymać natarcia austrjackiego, poczęły stopniowo wycofywać się na froncie sześćdziesięciokilometro-wym. Położenie stało się groźne. Szereg forty-fikacyj nadgranicznych dostał się już w ręce Austrjaków. Generał Cadorna, rozumiejąc całe niebezpieczeństwo ofensywy przeciwnika, zwrócił się natychmiast do generała Joffre'a, aby ten wpłynął na Rosjan w sensie przyśpieszenia ich ofensywy, zamierzonej na lato.
Tymczasem Austrjacy posuwali się wciąż, odrzucając Włochów coraz bardziej na południe. Lada chwila droga na Wenecję mogła była stanąć otworem dla wojsk arcyksięcia Eugenjusza. Generał Cadorna raz jeszcze wszczyna alarm, żądając natychmiastowego
współdziałania ze strony Rosjan. Alarm ten poskutkował, i rzeczywiście Rosjanie przedwcześnie rozpoczęli zamierzoną ofensywę Bru-siłowa.
W dniu 30 maja Austrjacy zajęli już Ar-siero i Asiago. Front włoski był już przerwany ostatecznie, a sami Włosi odrzuceni na ostatnie grzbiety gór, zagradzające drogę do doliny rzeki Po. W tem miejscu jednak arcyksiażę Eugenjusz powstrzymał swoje natarcie, aby doczekać się nadejścia artylerji ciężkiej. Skorzystał z tego generał Cadorna, aby umocnić pozycje swoich wojsk oraz podwieźć w wytworzoną lukę frontu znaczniejsze posiłki.
Austrjacy nie mieli już czasu ponowić swojej ofensywy, która mogła była ostatecznie rozgromić Włochów. Bowiem w pierwszych dniach czerwca rozpoczęła się ofensywa rosyjska, i sami ponieśli pod Łuckiem dotkliwą klęskę, co zmusiło ich do pośpiesznego przerzucania zpo-wrotem swoich dywizyj na front wschodni. Włochy były ocalone. Generał Cadorna znów systematycznie mógł był się przygotowywać do nowej, siódmej już, ofensywy własnej.
Jak wiemy, zgodnie z postanowieniami konferencji międzysojuszniczej w Chantilly, generalna ofensywa Koalicji miała się rozpocząć 15 czerwca na froncie wschodnim i 1 lipca na frontach zachodnim i włoskim. Jednakże tragiczne położenie Włochów oraz dalsze przerzucanie ze wschodu przeciwko nim dywizyj austrjacko-węgierskich przyczyniło się do przyśpieszenia działań rosyjskich.
W dniu 4 czerwca wojska rosyjskie po-łudniowo-zachodniego frontu rozpoczęły ofensywę odciążającą w stosunku do Włochów7
z tem, że główne uderzenie wykonają wojska frontu zachodniego, rozciągającego się na północ od Prypeci.
Jakież było położenie obu stron walczących na froncie wschodnim w tym momencie?
Front długości około 1.200 km. rozciągał się od zatoki Ryskiej do granicy rumuńskiej na tej linji, na której obie strony umocniły się byty pod koniec 1915 roku.
Po stronie rosyjskiej linję frontu zajmowało 11 armij, w składzie bardzo jeszcze niepełnym po poprzednich klęskach, o łącznej sile niespełna 2 miljonów bagnetów i szabel.
Cały front rosyjski podzielony był na trzy oddzielne fronty, których dowództwa posiadały znaczną samodzielność.
Rosyjski front północny (generał Ruz-skij), mający za zadanie ochronę dróg, prowadzących do Piotrogrodu, rozciągał się od zatoki Ryskiej do miasteczka Widzę (na północ od jeziora Narocz) na przestrzeni 340 km., przeważnie osłonięty Dźwiną. Wojska tego frontu składały się z 13 korpusów i około 8 dywizyj kawa-lerji, co wynosiło niespełnia pół miljona ludzi.
Dalej na południe rozciągał się aż do Pińska na przestrzeni 450 km. rosyjski front zachodni (generał Ewert), osłaniający drogi na Moskwę. W skład tego frontu wchodziły 23 korpusy i do 7 dywizyj kawalerji, razem około 750.000 ludzi. Na froncie tym Rosjanie posiadali na dwóch odcinkach skoncentrowane znaczniejsze siły: na odcinku święciańskim około 9 korpusów i na odcinku wileńskim 7 korpusów.
Na południe od Prypeci aż do granicy rumuńskiej ciągnął się na przestrzeni 450 km. rosyjski front południowo-zachodni (generał Brusiłow, który zastąpił na tem stanowisku nieudolnego generała Iwanowa), w składzie 19 i pół korpusów i 12 dywizyj kawalerji razem ponad pół miljona ludzi. Front ten osłaniał drogi na Kijów i Odessę. Wojska jego były rozłożone wzdłuż frontu bardziej równomiernie.
Po stronie przeciwnej front rozpadał się na obszar niemieckiego naczelnego dowrództwa frontu wschodniego (generał Hindenburg) od zatoki Ryskiej mniej więcej do Prypeci i obszar naczelnego dowództwa austrjacko-węgier-skiego na południe od poprzedniego aż do granicy rumuńskiej.
Lewe skrzydło całego frontu mniej więcej do Niemna zajmowały trzy armje niemieckie, stanowiące bezpośrednią grupę Hindenburga. Odcinek od Niemna do Prypeci zajmowały armje niemieckie grupy księcia Leopolda Bawarskiego.
Na południe od Prypeci do Dubna zajmowała front grupa armij niemieckiego generała Linsingena, pozostającego pod naczelnem dowództwem austrjacko-węgierskiem, a mianowicie (licząc od północy) niemieckie armje generałów Ironau i Geroka oraz 4 armja austrjac-ko-w'ęgierska. Prawe skrzydło całego frontu zajmowała grupa armij arcyksięcia Fryderyka (od Dubna do granicy rumuńskiej), w składzie (licząc od północy): 1 armja austrjaeko-węgierska, 2 armja austr.-węg., niemiecka armja „południowa" i 7 armja austr.-węg.
Całość sił niemiecko-austrjackich wynosiła 127 dywizyj piechoty i 21 kawalerji. Z tego
537
dwie trzecie, podobnie, jak i po stronie rosyjskiej, znajdowały się na froncie niemieckim na północ od Prypeci. Liczbowo trudno jest ustalić dokładne siły niemiecko-austrjackie. Według danych rosyjskich (dane kwatery głównej) wynosiły one 1.061.000 ludzi, z czego na północ od Prypeci 620.000. General Palken-hayn przytacza liczbę 600.000 ludzi dla frontu na północ od Prypeci, z czego należałoby wnosić, że istotnie całość sił państw centralnych na froncie wschodnim wynosiła około jednego mi-ljona ludzi.
Oczywiście po stronie rosyjskiej była ogromna przewaga liczebna, nieledwie dwukrotna. Należy jednak wziąć pod uwagę, że Rosjanie większość sił trzymali w pierwszej linji frontu, Niemcy zaś i Austrjacy w rezerwach przyfrontowych, co dawało im możność znacznie skuteczniejszego od Rosjan manewrowania. Poza tern Rosjanie, jak wiemy, posiadali bardzo słabą w porównaniu z przeciwnikiem artylerję ciężką i wogóle pod względem uzbrojenia, środków technicznych i amunicji stali od niego znacznie niżej. Należy też wziąć
pod uwagę i to, że pozycje niemieckie i au-strjackie w tym czasie były już doprowadzone do stanu znacznej obronności, dzięki ogromnej pracy technicznej, jaką włożono w nie w ciągu zimy i wiosny.
W momencie rozpoczęcia ofensywy Rosjanie nie byli do niej jeszcze przygotowani. Jak wiemy, pierwsze uderzenie miał wykonać front południowo-wschodni, którego siły stanowiły zaledwie jedną trzecią wszystkich sił rosyjskich. Główna masa znajdowała się jeszcze na północy, gdzie była skoncentrowana do ofensywy marcowej. Wprawdzie po pierwszem uderzeniu na południu miało nastąpił główne uderzenie na odcinku frontu zachodniego, ale w tym wypadku odpadał już moment zaskoczenia, do którego Koalicja przywiązywała tak wielką wagę w swojej ofensywie generalnej.
Zresztą nawet na froncie południowo-za-chodnim armje rosyjskie nie ukończyły jeszcze swojego przegrupowania i ostatecznych przygotowań. Prawda — czas naglił — Włosi byli w krytycznem położeniu.
Generał Brusiłow, którego armje miały
's/'
••i p'i'4">w*'-*.,.ü4!3l*Ji№r?iir
H M • ^ -^ ^
l»f\ 1 /r\/w fit ÏPwftM Pil 9./YH)
wykonać pierwszą ofensywę, skonstruował nader prosty plan działaniu. Każda z jego czterech armij (licząc od północy — 8, 11, 7 i 9 ar-mje) miała dokonać przerwania frontu przeciwnika na obranym przez siebie odcinku. Główne uderzenie na Łuck przypadało 8 armji, rozporządzającej też największemi siłami. Szczegółowych planów nie opracowano. Nie zapewnione też wzajemnego współdziałania armij. Każda miała działać na własną rękę. Bru-siłow nie wyznaczył nawet dalszych planów ofensywy. Rozkaz jego brzmiał póprostu: „Rozbić żywą siłę przeciwnika i zająć jego umocnione pozycje".
Tak więc stosunkowo słabemi siłami, niewiele przewyższającemu siły Austrjaków, Bru-siłow chciał prowadzić ofensywę na froncie długości 350 km. i te oddzklnemi, niezwdązanemi ze sobą natarciami. Jedyne poważniejsze szanse posiadali Rosjanie w kierunku Włodzimierza W ołyńskiego, gdzie skoncentrowano w 8 armji znaczniejsze siły, zresztą w celu ułatwienia liczniejszej ofensywy sąsiedniego od północy frontu zachodniego.
Pozycje austrjackie, na które miało być wykonane natarcie rosyjskie, składały się z dwóch lub nawet trzech linij obronnych, potężnie umocnionych. Pierwsza linja zwykle .składała się z trzech rzędów okopów, przed któ-remi znajdowało się do szesnastu rzędów zagród z drutu kolczastego. Linję okopów osłaniał równoległy do nich ogień karabinów maszynowych, ukrytych w umiejętnie maskowanych gniazdach na skrzydłach, z reguły posiadających betonowe umocnienia. Druga linja znajdowała się w odległości od pięciu do siedmiu kilometrów od pierwszej, trzecia zaś w odległości 8 do 11 km. Wojska austrjackie były rozłożone równomiernie, posiadając na tyłach regularnie rozmieszczone rezerwy.
Natomiast stan moralny wojsk austrjacko-węgierskich w tym czasie znów uległ znacznemu pogorszeniu, a to z racji wycofania na front włoski co najlepszych oddziałów.
Co do wojsk rosyjskich — to, jakkolwiek całą zimę i wiosnę zużyto na gruntowną reorganizację zarówno wojska w polu, jak i całego aparatu wojennego wewnątrz kraju, wartość bojowa Rosjan znajdowała się już pod znakiem zapytania. Mnożyły się wypadki niesubordynacji, a nawet otwartych buntów. Tak naprzy-kład na Wielkanoc w XXXII korpusie, wchodzącym w skład 8 ai-mji, rozegrały się pierwsze - i ;,bratania się" z przeciwnikiem, Wojna i system rządzenia robiły sw:oje. Na-
ogół jednak biorąc, wypadki te były jeszcze sporadyczne. W masie swojej wojsko rosyjskie zachowywało nadal subordynację, wytrzymałość i ofiarność bojową, chociaż gangrena moralna robiła już wyraźne postępy.
We wszystkich armjach rosyjskich połu-dniowo-zachodniego frontu przygotowanie artyleryjskie rozpoczęło się o świcie dnia 8 czerwca. W dniu 5 czerwca ofensywa rosyjska była już w pełni.
8 arrnja rosyjska (generał Kaledin, późniejszy bohater walk prac i w bolszewickich na Kaukazie), zajmująca front 185 km. i licząca 13 dywizyj piechoty i 7 kawalerji (170.000 ludzi i 582 działa), mająca zaś przeciwko sobie 1 armję austrjacko-węgierską (arcyksiążę Józef Ferdynand), w której skład wchodziło 12 dywizyj piechoty i 4 kawalerji (116.000 ludzi i 547 dział), rozpoczęła swoje natarcie rankiem 5 czerwca. Grupę uderzeniową stanowiły
Źołnierzi rumuńscy w okopach.
dwa korpusy (XL i VII), w składzie 80 bata-łjonów i 257 dział, nacierające na odcinku 16-kilometrowym Nosowicze — Koryto. XL korpus już o godzinie 17-ej opanował pierwszą linję obronną przeciwnika i wdarł się na głębokość 2 km. frontu. Pozostałe korpusy w pierwszym dniu ofensywy nie osiągnęły wyników. W następnych dniach natarcie Rosjan, prowadzone najintensywniej przez XL korpus, rozwijało się coraz pomyślniej. 2 i 70 dywizje austrjacko-węgierskie, rozbite i zdemoralizowane, w panice cofały się na Luck. Wieczorem dnia 7 czerwca XL korpus rosyjski, zaciekle ścigający przeciwnika, wkroczył do Lucka, dokonawszy przerwania frontu na 30 kilometrów w głąb. Sforsowawszy Styr w dniu 8 czerwca, Rosjanie nacierali dalej na zachód w stronę Włodzimierza Wołyńskiego oraz na pomocny
539
zachód w stronę Kowla i na południowy zachód ku granicy austrjackiej. Gwałtowne przerwanie frontu pod Łuckiem otwierało Rosjanom ogromne możliwości. Ale i dowództwo niemieckie nie traciło cazsu. Z pośpiechem poczęli Niemcy przerzucać swoje oddziały na pomoc zagrożonemu znów sojusznikowi. Około połowy czerwca w luce, która się wytworzyła po przerwaniu frontu pod Łuckiem, zjawiły się pierwsze oddziały niemieckie, a mianowicie 11 bawarska i 108 dywizje piechoty, ściągnięte z frontu Hindenburga. Za niemi przybywały inne, prowadząc przeciwnatarcie pomiędzy Włodzimierzem Wołyńskim i Sokalem. Położenie zmieniło się radykalnie. Rosjanom brak już było rezerw, aby sprostać takiemu przeciwnikowi, jak Niemcy. To też natarcie 8 armji rosyjskiej osłabło, a następnie całkowicie załamało się. Niemcy i tym razem uratowali sytuację.
Natarcie sąsiedniej od południa 11 armji rosyjskiej (generał Sacharow) osiągnęło znacz-
Okopy rumuńskie. Opatrywanie rannych.
nie mniejsze rezultaty i sprowadziło się do przerwania frontu pod Sokołowem dnia 5 czerwca. Do dnia 9 czerwca generał Sacharow prowadził bez większego skutku natarcia na swo-jem lewem skrzydle, zamiast na prawem, gdzie powinien był współdziałać z nacierającą skutecznie 8 armją.
Natarcie 11 armji rosyjskiej naogół z powodzeniem powstrzymywała 2 arm ja austrjac-ko-węgierska generała Bem - Ermoli'ego, mającego dodany do pomocy jeden korpus niemiecki. Na tym odcinku siły rosyjskie były zresztą słabsze (134 bataljony przeciwko 164), szczególnie pod względem artylerji (382 działa przeciwko 471 działom austrjackim, w tern 159 ciężkich).
Dalej na południe natarła w dniu 6 czerw-
540
ca 7 arm ja rosyjska (167.000 ludzi i 326 dział), mając przeciwko sobie niemiecką armję południową gen. von Bothmera (84.000 ludzi i 325 dział). Rezultat natarcia, które Rosjanie •zaciekle ponawiali do 11 czerwca, sprowadził się do płytkiego przerwania frontu pod Jazłow-cem. Przeciwnatarcie Niemców zlikwidowało sukces Rosjan i powstrzymało dalsze ich działania.
Na lewem skrzydle rosyjskiem natarła 9 armja generała Łęczyckiego (180.000 ludzi, 489 dział i 28 samolotów), mając przeciwko sobie 7 armję austrjacko-węgierską niefortunnego generała Pflanzer - Baltina (112.000 ludzi i 500 dział, w tem 100 ciężkich). Pozycje austrjackie były wyjątkowo dogodne ze względów terenowych i starannie umocnione.
Natarcie rozpoczęło się w południe dnia 4 czerwca po gwałtownym ogniu artyleryjskim i zastosowaniu przez Rosjan ataku gazowego. W pierwszym okresie natarcia do dn. 10 czerwca Rosjanie zadali Austrjakom dotkliwą klęskę, dokonywując przerwania ich frontu. W tym dniu po raz drugi Austrjacy ponieśli klęskę, i wojska ich poczęły bezładnie cofać się na Kołomyję i Czerniowce. Nocą z dnia 10 na 11 czerwca cała 7 armja austr.-węgier., rozdzielona przez Rosjan na dwie części, rozpoczęła odwrót. Północne jej skrzydło, opuściwszy Zaleszczyki i prawy brzeg Dniestru, cofało się w ogólnym kierunku Horodenki, południowe zaś poza Prut.
Pod wieczór dnia 13 czerwca prawe skrzydło rosyjskiej 9 armji posunęło się już było na 15 km. w głąb frontu przeciwnika, środek na 50 km., podczas gdy lewe skrzydło prawie że pozostało na miejscu.
Dnia 13 czerwca Rosjanie ponowili natarcie, które jednak rozwijało się bardziej powoli, a to z racji ulewnych deszczów, wezbrania rzek i fatalnego stanu dróg. Jednakże dnia 17 czerwca Rosjanie zajęli Czerniowce, zaś dnia następnego sforsowali rzekę Prut, opanowując silne tyłowe pozycje Austrjaków.
Z powyższego widzimy, że wielka ofensywa Brusiłowa właściwie ograniczyła się do sukcesów na obu skrzydłach, to znaczy na Wołyniu w kierunku Włodzimierza Wołyńskiego i na Bukowinie w kierunku Kołomyi. Ale zato sukcesy te były ogromne i przerodziły się w druzgoczącą klęskę dla Austrjaków. Dość powiedzieć, że już pierwsze trzy dni ofensywy rosyjskiej przyniosły Austrjakom kolosalne straty 200.000 ludzi zabitych, rannych, a prze-dewszystkiem wziętych do niewoli! 4 armja
austrjacko-węgierska na Wołyniu i 7 armja na Bukowinie rozpadły się i właściwie przestały istnieć. W ręce Rosjan, poza jeńcami, wpadły znaczne ilości dział, broni, sprzętu wojennego i zapasów wojennych.
Położenie frontu austrjackiego było tak ciężkie, że w każdej chwili groziło ogólną katastrofą dla Austro-Węgier. Zrozumiało to dowództwo niemieckie. Zrozumiał również gen. Hotzendorf, znów uderzając w pokorę przed Falkenhaynem.
Że nie załamał się cały front austrjacki było to zasługą niemieckiej Armji Południowej i posiłkowanych przez nią 1 i 2 armij austrjac-ko-węgierskich, które powstrzymały w środku ofensywę rosyjską.
Pozostały jednak groźne skutki lokalnych klęsk na Wołyniu i na Bukowinie. Dowództwo niemieckie, aczkolwiek z ciężkiem sercem, zdecydowało się przerzucić z zachodu na wschód znaczniejsze posiłki właśnie w chwili, kiedy gotowała się nowa ofensywa angielsko-francuska nad Sommą i nie wygasły były jeszcze rozpaczliwe wysiłki Niemców pod Verdun. Aie wobec możliwości katastrofy austrjackiego sprzymierzeńca wszelkie względy i nadzieje musieli Niemcy odłożyć na bok.
Generałowi niemieckiemu Linsingenowi powierzono ogólne dowództwo, poza jego własną grupą niemiecką na południe od Prypeci, nad 4 i 1 armjami austr.-węg. oraz oddano mu do rozporządzenia znaczne posiłki niemieckie, wyładowujące się z pociągów na Hnji Włodzimierz Wołyński — Sokal. Dnia 16 czerwca Lin-singen wykonał potężne przeciwnatarcie, które powstrzymało i załamało impet 8 armji rosyjskiej.
Znacznie trudniej było opanować sytuację na Bukowinie, gdzie 7. armja austr.-węg. była zupełnie rozbita, brak zaś było czasu, aby na jej miejsce wprowadzić poważniejsze jednostki bojowe niemieckie. To też musiano się zadowolić posiłkowaniem resztek tej armji dywizjami niemieckiemi, ściąganemi z Francji i z północnego frontu, które dorywczo ratowały położenie na najbardziej zagrożonych odcinkach. Oczywiście — o jakiemś poważniejszem przeciwdziałaniu nie mogło być mowy. To też dopiero w ciągu lipca posiłkom niemieckim udało się ostatecznie opanować groźną sytuację.
Zapobieżono całkowitemu rozpadnięciu się frontu austrjackiego, co jeszcze kilka tygodni przedtem było straszliwie groźną możliwością dla państw centralnych. W rezultacie wytworzyły się trzy ogniska walki: na Wołyniu,
w Galicji i na Bukowinie. Impet ofensywy rosyjskiej stopniowo zamierał, jednakże przez długi jeszcze czas niebezpieczeństwo nie było zażegnane.
W ciągu lipca i sierpnia Rosjanie wciąż podsycali swoją ofensywę, ale zdecydowanego zwycięstwa więcej już nie uzyskali. Naogół w Galicji posunęli się o dalsze 20 do 30 km. terenu, aż wreszcie wojska niemiecko-austrjackie powstrzymały ich na Hnji Halicz — Złoczów— Horochów, cofając dobrowolnie dotąd nieugiętą Armję Południową niemiecką, nazbyt wysuniętą ku wschodowi na skutek odwrotu au-strjackich skrzydeł.
Drugiem ogniskiem walki był obszar Kowla, ku któremu parli wciąż Rosjanie. Dzięki posiłkom niemieckim powstrzymano Rosjan nad Stochodem, gdzie wywiązały się długotrwałe i zacięte walki.
Oficerowie rumuńscy badają jeńców austriackich.
Wreszcie trzeciem ogniskiem walk był niezwykle ważny węzeł kolejowy Baranowicze, ku którym zmierzały wysiłki wojsk rosyjskiego frontu zachodniego.
Jakkolwiek ofensywa Brusiłowa na połu-dniowo-zachodnim froncie, przyspieszona z racji położenia na froncie włoskim, miała być tylko przygrywką do głównego uderzenia na północ od Prypeci wojsk frontu zachodniego — w rzeczywistości cały wysiłek Rosjan ograniczył się właściwie do ofensywy Brusiłowa. Wprawdzie od początku jej wciąż front zachodni czynił przygotowania i kolejno wyznaczał daty natarcia, ale dopiero w połowie lipca generał Ewert zdecydował się na natarcie na Baranowicze. Natarcie nie powiodło się. Ewert jednak ponawiał je wciąż w tym samym punkcie bez większego powodzenia.
Chwiejne i spóźnione działania Rosjan na
541
północy pozwoliły Niemcom przerzucić stamtąd znaczne ilości swoich wojsk na pomoc Austrjakom, co znów miało doniosły wpływ na załamanie się ofensywy hrusiłowskiej.
Wróćmy jeszcze do Bukowiny, gdzie położenie było najtrudniejsze do opanowania przez posiłki niemieckie. Tam też 9. armja rosyjska najdłużej prowadziła ze skutkiem swoje natarcie aż do połowy lipca, opanowując prawie całą Bukowinę i zajmując front Dolina — Dela-tyn — Worochta.
Wciągu 36-ciodniowych walk 9. armja rosyjska poza tern wzięła do niewoli około 90.000 jeńców austrjackich, 84 działa, 272 karabiny maszynowe i znaczne ilości wszelakiej zdobyczy wojennej.
Rumuńska wrtylerja w drodze na pozycje.
Od połowy lipca natarcie Rosjan zamarło. Austrjacy z północnego skrzydła rozbitej 7. ar-mji, wzmocnionego świeżemi posiłkami, utworzyli nową 3. armję, której dowództwo objął generał Keves, przybyły z frontu włoskiego.
Zwycięstwa 9. armji rosyjskiej na Bukowinie miały doniosłe znaczenie polityczne. Dotychczas niezdecydowana i ostrożna Rumunja pod wpływem zwycięstw rosyjskich, których echo przedzierało się przez granicę, i w przeświadczeniu, że więcej już nie grozi jej piorunujące uderzenie państw centralnych od północy z Bukowiny — teraz mogła już była dać ujście swoim nastrojom, życzliwym dla Koalicji. Przystąpienie jej do wojny było przesądzone.
O wynikach ofensywy Brusiłowa różnie sądzą historycy wojny światowej. Naogół jednak zgodni są w tern, że ofensywa ta dla samych Rosjan nie miała doniosłych wyników i zawiodła pokładane w niej nadzieje, jako decydującej rozgrywki. Natomiast nie ulega wątpliwości, że dla całokształtu wojny odegra
ła wielką rolę. Dla zlokalizowania skutków klęski austrjackich armij państwa centralne zmuszone było zewsząd ściągnąć posiłki. Niemcy z zachodniego frontu ściągnęli około 11 dy-wizyj piechoty, Austrjacy zaś z włoskiego 6 dy-wizyj. A był to przecież moment walk pod Verdun i Trentino! Nawet dwie dywizje tureckie sprowadzono na front wschodni przeciwko Rosjanom! Oczywiście osłabiło to siły państw centralnych na innych frontach, co pozwoliło Koalicji wyrwać inicjatywę z rąk przeciwnika.
Rosję ofensywa Brusiłowa drogo kosztowała. W ciągu pierwszej tylko połowy czerwca straty Rosjan na samym tylko południowo-zachodnim froncie wyniosły 497.000 ludzi według danych rosyjskich. Generał Brusiłcw należał bowiem do tego typu, zresztą częstego, dowódców rosyjskich, którzy dla najmniejszego nawet sukcesu nie wahali się poświęcać całych hekatomb ofiar w ludziach!
Te ogromne straty zmusiły Rcsję w następstwie do powołania dla prowadzenia dalszej wojny ponad 2 miljony rekrutów i pospolitego ruszenia oraz ponad 200.000 koni. Te nowe dodatkowe powołania pod broń pogłębiły jeszcze groźne niezadowolenie społeczeństwa rosyjskiego i wojska, które szybko poczęło się zbliżać do katastrofy rewolucyjnej.
Pod Verdun maj upłynął w drobnych walkach lokalnych, jednakże Niemcy systematycznie przygotowywali się do poważniejszej operacji. W tym czasie dotychczasowy komendant Verdun general Pétain otrzymał stanowisko dowódcy środkowych armij francuskich-jego zaś stanowisko objął generał Nivelle (1856 — 1924), który również obrał metodę obrony aktywnej. Cały ten okres walk o Verdun jest ciekawy jedynie z racji olbrzymiej ilości artylerji, którą obie strony używały przy najdrobniejszych nawet próbach ataku. W tym okresie jedynym panem pola walki był ogień artyleryjski, coraz bardziej doskonalący sic.
W dniach 4 — 7 maja Niemcy wykonali atak na wzgórze „304", ale, pomimo, że w ataku wspomagał ich ogień stu bateryj dział ciężkich, zdołali opanować tylko jog;) północną część. Zupełnie bez rezultatu było natarcie na le Mort-Homme, wykonywane w dniach 5 — 10 maja również przy olbrzymiem współdziałaniu artylerji.
Ze swojej strony Francuzi zaatakowali
542
w dniu 22 maja przy współdziałaniu 51 bate-ryj ciężkich szczątki fortu Douaumont, który opanowali po zaciętej walce, ale już w dniu 24 maja zestali wyrzuceni stamtąd gwałtownym kontratakiem Niemców, którzy tego samego dnia zdołali nareszcie opanować na lewym brzegu Mozy wzgórze „304", le Mort-Homme i Cu-mieres. W gruncie rzeczy położenie prawie nie uległo zmianie.
Rozpoczęcie się ofensywy rosyjskiej oraz widoczne już przygotowania do generalnej ofensywy Koalicji na wszystkich frontach po-winne były skłonić dowództwo niemieckie do przerwania operacji pod Verdun, która straciła już zgoła wszelki sens strategiczny, a stała się natomiast straszliwym upustem krwi dla obu stron walczących. Ale Falkenhayn, wciąż wierząc w decydujące dla wojny znaczenie upadku twierdzy verdunskiej, postąpił inaczej. Oto, korzystając z paru tygodni, które dzieliły go od rozwinięcia się cg^nej ofensywy Koalicji, pragnął czas ten wyzyskać na ostateczny atak na Verdun i jego upadkiem uprzedzić zamiary Koalicji.
To też w czerwcu, pomimo odwołania z zachodu znacznych sił na pomoc Austrjakom, Niemcy przystąpili znów do gwałtownego szturmu, który chwilowo ponownie wtrącił Francuzów w ciężkie położenie.
Główny atak odbywał się na prawym brzegu Mozy. Po pięciodniowem przygotowaniu artyleryjskiem, w czasie którego zużywano do 150.000 pocisków dziennie, w dniu 7 czerwca Niemcy ruszyli do wściekłego wprost szturmu, zdobywając fort Vaux, a następnie poprowadzili atak przeciwko Thiaumont, Fleury i Sou-ville, których upadek zmuszałby Francuzów do. opuszczenia prawego brzegu Mozy. To też wysiłki Niemców osiągnęły tam maksimum swojego napięcia. Niemcy skoncentrowali tam niebywałą dotąd liczbę artylerji, która poprzedziła atak 12 świeżych pułków straszliwym ogniem pocisków gazowych, których liczba wyniosła podobno 200.000! Dopiero jednak 24 czerwca Niemcy zdobyli Thiaumont i Fleury oraz podeszli pod Souville. Kontratak Francuzów z dnia 30 czerwca odebrał im tylko Thiaumont.
Po walkach tych Niemcy parokrotnie ponawiali jeszcze ataki, ale zawsze bez skutku tak, że wreszcie zaniechali ich, tembardziej, iż rozwinęła się4 właściwie ogólna ofensywa Koalicji. Pod Verdun zapanowała cisza aż do października.
Wielka ofensywa francusko - angielska nad Sommą pierwotnie była pojęta znacznie szerzej, niźli to okazało się możliwe w rzeczywistości, przyczem według projektów konferencji w Chantilly miała odegrać rolę decydującej bitwy na zachodzie. Jednakże rozwój działań pod Verdun do nieprzewidzianych rozmiarów, jakkolwiek osłabił również i siły Niemców7 na całym froncie, nazbyt poważnie nadszarpnął siłami f rancuskiemi, aby mogły były jeszcze brać
.poważniejszy udział w ofensywie nad Sommą. To też ostatecznie zwężono skalę projekto
wanej ofensywy, powierzając jej wykonanie głównie armji angielskiej, której stan w owym czasie doprowadzono do 56 dywizyj piechoty, Francuzom zaś pozostawiono jedynie rolę drugorzędną.
Ogólny plan ofensywy polegał na przełamaniu frontu niemieckiego na linji Bapaume Cambrai i natarciu przez dokonany wyłom wielkiej grupy manewrowej na niezwykle ważny węzeł komunikacyjny Cambrai — Le Ca-teau — Valenciennes — Maubeuge.
Anglicy niezwykle starannie przygotowali tę operację. Na swoich bliskich tyłach zgromadzili ogromne zapasy amunicji, sprzętu wojennego i żywności. W pasie przyfrontowym przeprowadzili całą sieć odnóg kolejowych, wąskotorowych bocznic, linij tramwajowych i nowych dróg bitych. Zbudowali mnóstwo doskonałych schronów betonowych, zamaskowanych przejść i transzej.
Natarcie miały prowadzić 3. i 4. armje angielskie (26 dywizyj piechoty) na północ od Sommy, pomiędzy wsią Maricourt a Hébuter-ne, na froncie 25-ciokilometrowym, w kierunku Bapaume, oraz 6. armja francuska generała Faillol w składzie 14 dywizyj piechoty, poza któremi w rezerwie znajdowały się ponadto 4 dywizje piechoty i 4 dywizje kawalerji, na frncie 12-stokilometrowym po obu brzegach Sommy od Maricourt do Toucaucourt. Na południe cd Sommy skoncentrowana była ponownie sformowana 10. armja francuska, przygotowana na wypadek szczęśliwego przełamania frontu.
Francuzi niemniej starannie przygotowali się do ofensywy od Anglików. Szczególną zaś uwagę poświęcili zgromadzeniu i zorganizowaniu potężnej artylerji oraz lotnictwa. To też w ciągu pierwszych dni bitwy lotnicy francuscy zupełnie oczyścili niebo od samolotów niemieckich, znakomicie utrudniając tern działanie niemieckiego wywiadu.
Ogólne kierownictwo nad całokształtem
543
działań spoczęło w pewnych rękach generała Focha, późniejszego marszałka, naczelnego wodza armij koalicyjnych i zwycięzcy w wojnie światowej.
OfensywTa nad Sommą rozpoczęła się 24 czerwca i trwała bez przerwy do 18 listopada. Przez cały ten czas walka nie ustawała ani na chwilę, zmieniając jedynie napięcie i charakter. To wzbierała do rozmiarów kolosalnych działań o celach większych lub mniejszych, to znów rozdrobniała się w mnóstwie drobnych, ale zaciekłych potyczek o poszczególne wsie, farmy, węzły oporu, a nawet poszczególne rowy strzeleckie, by znów nabrać bardziej ogólnego charakteru. Kiedy zaś na poszczególnych odcinkach ustawały ataki i piechota głęboko kryła się po rowach, rozpoczynał się huraganowy ogień artylerji, który kruszył nietylko wszelkie umocnienia obronne, ale przedewszyst-kiem nerwy i wytrzymałość psychiczną obrońców.
Ofensywa angielsko-francuska uderzyła w 2. armję niemiecką generała Fritza von BeIowa. Ale już w końcu lipca Niemcy sformowali na północ od Sommy nową armję generała Gallwitz'a, który równocześnie objął dowództwo i nad armją Belowa. Nowa armja otrzymała nazwę 2. armji, zaś numer armji Belowa zmieniono na 1.
Ofensywę rozpoczął 24 czerwca straszliwy ogień artylerji angielsko - francuskiej po obu brzegach Sommy, który bez przerwy trwał do 30 czerwca. Całe chmury dymów i gazów mieszały się z kurzem i pyłem, wznoszonym przez setki tysięcy pękających pocisków działowych i pokrywały całe ogromne pole bitwy. Wkrótce już Niemcy odczuli skutki znacznej przewagi artyleryjskiej po stronie przeciwnika, co bardziej jeszcze było dotkliwe ze względu na bezwzględną przewagę Francuzów również i w powietrzu.
Dopiero 1 lipca, po tak ogromnem i długo-trwałem przygotowaniu artyleiyjskiem, rozpoczął się atak piechoty angielskiej i francuskiej. Niemiecka pierwsza Hnja obronna właściwie już nie istniała: okopy, ludzie i działa — wszystko stało się pastwą huraganowego ognia dział.
Sojusznicy nacierali pod potężną osłoną ognia swojej artylerji, niby pod płaszczem z ognia i żelaza, na znacznych przestrzeniach niemieckich okopów znajdując przeważnie szczupłe garstki ogłuszonych obrońców, którzy z reguły nie mogli nawet uczynić użytku ze
swojej broni, do tego stopnia byli osłabieni i ste-roryzowani moralnie.
Ale tu i ówdzie garstki Niemców, ocalałych z ogólnego pogromu, próbowały stawiać zacięty opór, oczywiście bezskuteczny, ale drogo kosztujący nacierającą piechotę przeciwników.
Najdłużej stawiali opór Niemcy wśród gruzów wsi i miasteczek. Tam walczono zajadle granatem ręcznym, nożem, a nawet łopatką żołnierską i walki te, podsycane wciąż z obu stron świeżemi posiłkami przeciągały się całe-mi tygodniami i miesiącami.
Opierając się na tych niewygasających ogniskach oporu zorganizowali Niemcy nową linję obronną, na której załamała się ofensywa Anglików. Jedynie pod Fricourt zdobyli Anglicy kilka kilometrów terenu, co było sukcesem zupełnie niewspółmiernym do rozmiarów ofensywy.
W bitwie nad Sommą okazało się, że świeżo i pośpiesznie sformowane dywizje angielskie nie posiadają jeszcze wystarczającego wyszkolenia ani doświadczenia bojowego, co zadecydowało o losach całej ofensywy.
Francuzi, rozporządzający wojskiem o bez-porównania wyższej wartości bojowej, zdołali osiągnąć znacznie większe rezultaty. Ale sami, jako czynnik w tej ofensywie drugorzędną odgrywający rolę, oczywiście, nie mogli wpłynąć swojemi działaniami na całokształt operacji, tembardziej, że chwiejność i powolność natarcia angielskiego paraliżowały ich własne możliwości.
Wojska francuskie przełamały front niemiecki pomiędzy Mariecourt i Soyécourt i pogłębiły wyłom aż do linji kolejowej Bapaume— Peronne, dochodząc niemal do tego ostatniego miasta.
Ale natarcie Francuzów osłabło, kiedy, przekroczywszy strefę, zniszczoną przez arty-łerję, napotkali na świeży opór. Aby przełamać te nowe lin je oporu Francuzi podciągnęli swoją artylerję jak mogli najbliżej w straszliwie zrujnowane poprzednio pola bojów. Oczywiście jednak na nowych i niedogodnych pozycjach artylerja francuska, zmuszona budować sobie dopiero umocnione pozycje i schrony, nie mogła działać tak skutecznie, jak poprzednio, kiedy pracowała na pozycjach miesiącami ca-łemi budowanych, zaopatrywanych i maskowanych.
Francuzi, zająwszy niewielki zresztą obszar, zmuszeni byli na nim zaczynać pracę od
544
^k
Teatr na froncie.
początku w obliczu niedających się przełamać dalszych linji obronnych niemieckich.
W dniu 6 lipca ofensywa angielsko-fran-cuska zatrzymała się ostatecznie na linji Con-talmaison — Montauban — Hardecourt — Fe-uillèrs — Biaches — Estrèes.
Narazie Niemcy zażegnali niebezpieczeństwo, przywracając ciągłość swojego umocnionego frontu i lokalizując skutki natarcia sojuszników.
Począwszy od 6 lipca bitwa nad Sommą nabrała nowego charakteru. Zamiast wielkiej, zwartej ofensywy ogólnej sprzymierzeni prowadzili teraz szereg natarć lokalnych, których celem było poszerzenie dokonanego poprzednio, a wąskiego przełomu, przedewszystkiem na północ od Sommy.
Głównemi ośrodkami walki były teraz na angielskim odcinku kąt pod Pozières i las Fou-reaux na północny zachód od Lonqueval, na francuskim zaś odcinku obszar pomiędzy Mau-repas i Sommą na północnym jej brzegu.
Walki te, trwając do 23 sierpnia, dały sprzymierzonym nieznaczne tylko wyniki. Anglicy zdobyli nieznaczny teren pod Pozières
i Lonqueval, Francuzi zaś pod Hardecourt -Hem i na południowym brzegu Sommy pod Estrèes. Nacgół jednak położenie pozostało bez zmiany. Obrona niemiecka, pomimo przewagi przeciwmika liczebnej i w sprzęcie bojowym, stanęła na wysokości zadania.
Od końca sierpnia bitwa nad Sommą po-nowmie zmienia swój charakter. Anglicy i Francuzi znów przechodzą do ogólnego, zwartego natarcia w wielkim stylu, usiłując za wszelką cenę przełamać ostatecznie front niemiecki, a następnie manewrem wielkiej masy wojska sprowadzić bitwę do decydujących rozstrzygnięć.
Był to moment dla państw centralnych tak tragiczny, że można go porównać jedynie z położeniem we wrześniu 1914 roku. Równocześnie z nową wielką ofensywą angielsko-francus-ką nad Sommą rozpoczyna się natarcie Włochów nad Isouzo, Rosjanie znów czynią straszliwe wysiłki, aby złamać front w Galicji i na Wołyniu, zaś Rumuni, którzy właśnie przystąpili do wojny, prawie bez walk wkraczają do bezbronnego austrjackiego Siedmiogrodu. Zdawało się, że zbliża się kiytyczny moment dla państw centralnych, coraz bardziej ściskanych
545
żelazną obręczą przeciwników. Jednak i tym razem żołnierz niemiecki uratował położenie, niwecząc szerokie plany Koalicji.
Od dnia 24 sierpnia aż do końca września Anglicy i Francuzi prowadzili olbrzymi atak na obu brzegach Sommy od Thiepval do Es-trèes. Bez przerwy pracowała artylerja i piechota, atak następował po ataku, walczono zajadle o każdą piędź ziemi, o każdy okop, o ruiny każdego nawet okopu, o wyżłobione w ziemi pociskami leje.
Do połowy września ataki sojuszników na-ogół były mało skuteczne. Niemcy utracili wprawdzie szereg drobnych punktów, kilka wsi, a właściwie ich ruin, przeszło w ręce przeciwników, ale nigdzie nie można było złamać niemieckiego ducha oporu.
Dopiero w połowie września chwilowo jak-gdyby zachwiała się postawa obronna Niemców na północnym brzegu Sommy. Dnia 12 września Francuzi zdobyli Bouchavesnes, głęboko wdzierając się w pozycje niemieckie, po-czem rozszerzyli swoje powodzenie na cały odcinek pomiędzy Thiepval i Rancourt.
Po chwilowem powodzeniu Francuzów obrona niemiecka znów zdołała opanować położenie. Z końcem września ataki sprzymierzonych ponownie załamały się i ostatecznie ustały na linji Thiepval — Courselette — Gueu-decourt — Morval — Rancourt — Bouchavesnes — Cléry.
W październiku impet sprzymierzonych widocznie już osłabł. Energja ich i zapał były na wyczerpaniu, jakkolwiek aż do końca listopada sojusznicy wciąż jeszcze ponawiali już to ogólne natarcie, już to szereg lokalnych ataków.
W czasie tych późniejszych walk najgorętsze ataki sprzymierzonych uderzały w linje niemieckie pod Beaucourt, Le Sars, Sailly i na południowym brzegu Sommy pod Ablaincourt, gdzie chwilowo położenie Niemców bywało nawet ciężkie, nigdzie jednak nie dopuścili do przerwania swojego frontu.
Zbliżała się zima, a z nią koniec poważniejszych działań wojennych. Kampanję letnią 1916 roku mogli byli uważać sprzymierzeni za całkowicie właściwie straconą, gdyby nie fakt, że wytoczyła ona ogromną ilość krwi niemieckiej, w dużym stopniu nadwyrężyła ich postawę bojową, przedewszystkiem zaś przekonała Niemców o tragicznym dla nich fakcie, że nie uda się przerwać zdecydowanemi zwycięstwami wojny, która wyraźnie nabrała cech „wojny na wytrzymanie".
Jeśli chodzi o zdobycz terenową — to bitwa nad Sommą nie dała Koalicji prawie żadnych wyników, bez wartości bowiem był ten skrawek ziemi, który wydarto Niemcom z tak ogromnym nakładem ofiar ludzkich i strat mater jalnych.
Jeśli jednak chodzi o punkt widzenia, jedynie właściwy w czasie „wojny na wytrzymanie" — to wyniki bitwy nad Sommą były dla Koalicji pocieszające. Niemcy sti'acili w niej około pół mil jona ludzi ( !), szczególnie zaś dotkliwe straty ponieśli wśród oficerów. A przecież o to głównie chodziło Koalicji, która dobrze wiedziała, że rezerwy ludzkie państw centralnych są nader ograniczone i bliskie już wyczerpania. Strat, poniesionych nad Sommą, nie mogli już Niemcy wyrównać.
Straty Koalicji było, oczywiście, większe, jako strony atakującej i to w dodatku tak wyborowe wojska, jak niemieckie. Według danych oficjalnych straty Anglików wyniosły 410.000 ludzi, Francuzów zaś 341.000. Koalicja była jednak na to przygotowaną, wiedząc, że jej rezerwy ludzkie są dalekie jeszcze od wyczerpania, a jeśli chodzi o Anglików — to zaledwie dopiero napoczęte.
Bitwa nad Sommą poza tern, że zadała nieuleczalne rany żywemu organizmowi woj ska niemieckiego, była pierwszem zjawiskiem przewagi technicznej sprzymierzonych, co spowodowało rozpowszechnienie się w wojsku nie-mieckiem poczucia niższości i braku zaufania do własnej potęgi militarnej. Z drugiej jednak strony żołnierz niemiecki nabrał niebywałego hartu ducha, doświadczenia bojowego i wytrzymałości, co zadecydowało o długiej jeszcze obronie państw centralnych przeciwko rosnącej na sile Koalicji.
Równocześnie z bitwą nad Sommą nadal toczyły się walki o Verdun z niesłabnącem wciąż napięciem. Zaraz po rozpoczęciu się ofensywy angielsko-francuskiej, jako fragmentu generalnej ofensywy Koalicji na wszystkich frontach, Falkenhayn zrezygnował, przynajmniej narazie, ze zdobycia tej potężnej cytadeli całego frontu francuskiego i nakazał ściśle bierną obronę pod Verdun.
Nie stłumiło to jednak potężnego ogniska walki, które sami Niemcy nieoględnie rozpalili. Francuzi, którzy od dłuższego czasu stosowali obronę czynną, teraz stali się sami stroną atakującą i powoli poczęli zyskiwać pi-zewa-gę nad Niemcami.
546
Po zaciętych i długotrwałych walkach w dniu 24 października Francuzi odebrali Niemcom fort Douaumont, co w całej Francji wywołało niebywały entuzjazm. Do faktu tego powszechnie przywiązywano wielkie nadzieje, pragnąc w nim widzieć radykalny zwrot w położeniu wojennem. Oczywiście fakt ten w rzeczywistości nie posiadał większego znaczenia, poza sukcesem lokalnym, jednakże był wyrazem słabnącego jednak oporu Niemców.
dla obu stron, poza ogromnemi stratami w ludziach, amunicji i sprzęcie bojowym.
Jeszcze po rozpoczęciu się ofensywy Bru-siłowa na wschodzie Austrjacy prowadzili nadal w ciągu czerwca swoje natarcie pomiędzy B rentą i Adygą. Jednakże z każdym dniem położenie Austrjaków stawało się coraz bardziej ryzykowne.
Front serbski. Następca tronu Aleksander; w towarzystwie ministrów: spraw wewnętrznych i wojny ugoszczą śniadaniem bezdomnego chłopca. '
W czasie od 4 do 16 grudnia Francuzi odzyskali cały szereg utraconych poprzednio punktów, posuwając swoje linje aż po Ornes na prawym brzegu Mozy, przyczem Niemcy ponieśli znaczne straty.
Te sukcesy Francuzów łatwo mogły były przerodzić się w poważną klęskę Niemców, do czego jednak- nie doszło, gdyż Francuzom zabrakło rezerw do wyzyskania zwycięstwa.
W drugiej połowie grudnia 1916 r. bitwa o Verdun zakończyła się prawie bez rezultatu
Włosi, którzy od początku swoich działań wojennych spotykali się z samemi niepowodzeniami, ostatnio zaś wprost załamali się moralnie pod wpływem groźnej ofensywy austrjac-kiej na Wenecję — powoli poczęli powracać do równowagi duchowej, a to tern łatwiej, że ofensywa rosyjska, zmuszająca Austrjaków do przerzucenia wszystkich zbędnych sił z Trydentu i z nad Isonzo do Galicji i na Wołyń, znakomicie pomniejszało niebezpieczeństwo, grożące armjom włoskim, które w razie powodzenia
547
działań przeciwnika w kierunku Trydent — Wenecja mogły być odcięte od kraju, a nawet całkowicie osaczone.
To też w miarę, jak wojska austrjacko-węgierskie odchodziły z frontu włoskiego na wschód, Włosi podsyłali na front coraz większe odwody, co wytworzyło wkrótce już rażącą dysproporcję sił przeciwników.
Kiedy dysproporcja ta stała się już groźną, a wojska włoskie w sposób widoczny okrzepły moralnie — Austrjacy rozpoczęli w dniu 21 czerwca odwrót ku Trydentowi, rezygnując z ambitnych planów generała Conrada von Hö-tzendorfa, pragnącego na Włochach odzyskać utracone laury wojenne Habsburgów.
Austrjacy wycofali się w porządku na przygotowaną umocnioną Hnję obronną, przebiegającą w pobliżu trydenckiej granicy au-strjackiej po stronie włoskiej przez górę Pasu-bio i miasteczko Arsiero.
Włosi pozwolili Austrjakom spokojnie wykonać odwrót, w którym nie utracono ani jednej nawet baterj i dział ciężkich. Dopiero, kiedy Austrjacy zatrzymali się na swojej linji obronnej, Włosi rozpoczęli natarcie, ale, oczywiście, było to już spóźnione, i Austrjacy bez trudu utrzymali swoje pozycje.
Wówczas Włosi zrezygnowali z natarcia na tym odcinku frontu, z wielką zaś energją, wielkiemi masami wojska i przy użyciu znacznej artylerji rozpoczęli swoją szóstą ofensywę nad Isonzo w dniu 6 sierpnia.
Tym razem uzyskali Włosi swoje pierwsze poważniejsze zwycięstwo. Przedewszystkiem zadecydowała o tern rażąca dysproporcja sił obu przeciwników. Austrjacy utracili po zaciętej obronie przedmoście Gorycji i same miasto, tak długo bronione w ciągu pięciu poprzednich natarć włoskich.
Zdobycie Gorycji wywołało entuzjazm we Włoszech i rozbudziło nadzieje Koalicji na ar-mję włoską. Jednakże wkrótce już okazało się, że było to powodzenie lokalne, nie pociągające za sobą poważniejszych skutków, Następne bitwy nad Isonzo, które wywiązały się we wrześniu, październiku i na początku listopada rozwiały wszelkie nadzieje. Front austrjacko -węgierski nie dał się przełamać, co spowodowało, że chwilowe zainteresowanie frontem włoskim wywTołane austrjacką ofensywą trydencką i włoską nad Isonzo ustąpiło wobec wielkich wydarzeń na innych teatrach wojny.
W najcięższym momencie dla państw centralnych, kiedy Brusiłow nacierał na wschodzie, Francuzi i Anglicy nad Sommą i pod Verdun, Włosi zaś zdobywali Gorycję, w dniu 27 sierpnia 1916 r. Rumunja wypowiedziała wojnę Austro-Węgrom, przystępując do Koalicji.
Rumunja sądziła, że szybko już zbliża się katastrofa państw centralnych, przeto bez większego ryzyka i tanim kosztem będzie mogła zebrać owoce zwycięstwa podobnie, jak to się stało przed niewielu laty pod koniec wojny bałkańskiej.
Państwa centralne, wyczerpawszy wszystkie możliwości przeciągnięcia Rumunji na swoją stronę, a chociażby zapewnienia sobie jej dalszej neutralności, już od połowy lipca były pewne przystąpienia Rumunji do Koalicji. Liczyły jednak na to, że Rumunja nie rozpocznie działań wojennych wcześniej, niż w połowie września, to znaczy po zakończeniu żniw. Stało się jednak inaczej. Państwa centralne, które organizowały obronę przeciwko nowemu przeciwnikowi na połowę września, zostały w groźny sposób zaskoczone biegiem wypadków.
Sojusz z Rumunja był niezwykle korzystny dla Koalicji z racji jej geograficznego położenia. Jednak korzyści należytej Koalicja nie potrafiła osiągnąć z tego sojuszu, a to z racji rażącej rozbieżności, jaka istniała w planach wojennych Anglji i Francji z jednej strony i Rosji z drugiej. Ta ostatnia uważała za konieczne natychmiastową wielką ofensywę ar-mji rumuńskiej i specjalnej araiji rosyjskiej z Dobrudży na Bułgarję, przy równoczesnem natarciu na nią znacznie wzmocnionej Armji Południowej w Salonikach. W ten sposób Rosjanie pragnęli doprowadzić do pogromu Buł-garji, a następnie Turcji, zagrożonej od strony europejskiej. Ostał się plan francusko - angielski, polegający na ofensywie rumuńskiej na Siedmiogród austrjacki, co zagrażało tyłom umocnionego prawego skrzydła austrjackiego na Bukowinie i otwierało Koalicji drogę na Budapeszt i dalej na Wiedeń, przy równoczesnem osłanianiu Rumunji od strony Bułgarji przez specjalną armję rosyjską w Dobrudży. Zresztą wykonanie tego planu nie było dokładne. Rosjanie oddali do rozporządzenia dowództwa rumuńskiego jeden tylko korpus, skierowany do Dobrudży, i nie wzmocnili należycie swojego lewego skrzydła na Bukowinie.
Armja rumuńska zgodnie z planami mo-bilizacyjnemi powinna była wystawić 400 -stotysięozną armję, podzieloną na 20 dywizyj.
549
W rzeczywistości jednak z powodu braku uzbrojenia Rumunja nie powołała pod broń więcej, niż 250.000 ludzi, przyczem zaledwie połowa dywizyj była wyposażona w szybkostrzelną artylerję polową i pewną ilość haubic polowych, reszta zaś posiadała działa starego typu i to wyłącznie tylko polowe. Artylerji ciężkiej Rumuni właściwie nie posiadali. Pod względem technicznym byli też niezwykle skromnie wyposażeni. Koleje rumuńskie były w bardzo złym stanie. W końcu zaś należy podkreślić,
Po długich debatach międzykoalicyjnych na początku lata 1916 r. zdecydowała Koalicja znacznie wzmocnić swoją Armję Południową, która w owym czasie zajmowała ufortyfikowany obóz w Salonikach. Armja ta miała poprowadzić pod dowództwem generała francuskiego Sarrail'a nową ofensywę przeciwko Buł-garji, aby pobudzić Rumunję do wystąpienia, wspomóc następnie jej działania, a równocześnie trzymać przy gardle Grecję, której germa-nofilski król Konstanty skłonny był do wystą-
Wejście do Monasteru wojsk francuskich, które odbiły 2U działa i 3000 jeńców ivzietych do і ѵ іі w dniu poprzednim przez wojska nicmiecko-bulaarskie.
że długotrwały pokój, a co za tern idzie brak doświadczenia bojowego w dużym stopniu obniżał wartość bojową oficerskiego składu armji rumuńskiej, której w podobnych warunkach powierzyła Koalicja zupełnie samodzielne działania na jednym z najważniejszych teatrów wojny. Jak przekonamy się później, wynik musiał być tragiczny dla Rumunji, a tern samem dla Koalicji.
pienia przeciw Koalicji, i popierać Wenizelo-sa, życzliwego dla Koalicji, który przygotowywał pod jej ochroną zamach stanu i detronizację Konstantego.
Skład Armji Południowej osiągnął już był 300.000 ludzi, w tern 10.000 bohaterskich Serbów, nanowo sformowanych, doskonale przez Koalicję wyekwipowanych, wypoczętych, świeżo przewiezionych z wyspy Korfu, gdzie znajdowała się armja serbska od czasu jej straszliwego pogromu.
550
Na początku lata sojusznicy posunęli się na północ od Salonik i zajęli front od morza Egejskiego, wzdłuż granicy greckiej i dalej od jeziora Florina przez Albanję aż do morza Adrjatyckiego, przyczem lewe skrzydło w Al-banji zajęły wojska włoskie.
Ofensywa miała się rozpocząć 10 sierpnia, jednakże opóźniono ją z racji panujących w oddziałach koalicyjnych groźnych epidemij. Uprzedziło ją tedy natarcie Bułgarów w dniu 15 sierpnia na odcinek frontu na północ od greckiego portu Kawalla. Natarcie to odrzuciło sprzymierzonych aż nad rzekę Strumę, jezioro Tahynos i port Orfani. Bułgarzy więc w pościgu za sprzymierzonemi wkroczyli na te-rytorjum greckie. Stojący w charakterze obserwacyjnym pod Kawallą IV korpus grecki zachował się neutralnie, oddał się pod opiekę Niemców i zawarł umowę, na mocy której rozbrojono go, przewieziono i internowano w Niemczech.
Równocześnie prawe skrzydło Bułgarów natarło z Monastyru przez Florinę na południe, jednak we wrześniu przeciwnatarcie sprzymierzonych odrzuciło ich na poprzednie stanowiska nad granicą serbską.
W ciągu października i listopada wojska koalicyjne poprowadziły szereg energicznych działań i w rezultacie, nieznacznie przekroczywszy granicę serbską, 18 listopada zdobyły Monastyr. Ale dalsze natarcie, prowadzone w ciągu grudnia, nie dało już Koalicji żadnych rezultatów. Nie miało też wpływu na przebieg działań na froncie rumuńskim.
Natomiast pod względem politycznym generał Sarrail odniósł znaczne sukcesy na terenie Grecji, przygotowując jej przystąpienie do Koalicji. W początkach października wojska koalicyjne obsadziły stolicę Ateny i związany z niemi port Pireus. Położenie króla Konstantyna, który pragnął już tylko zachować neutralność, stawało się coraz cięższem. Partja Wenizelosa podnosiła głowę. Było oczywistem, że zbliża się koniec neutralności greckiej.
W czasie gwałtownej kampanji letniej w Europie nie wygasały również ogniska walki na odległych teatrach wojny, jakkolwiek po dawnemu nie miały poważniejszego wpływu na przebieg decydujących wydarzeń.
Po znacznych zwycięstwach rosyjskich w czasie ofensywy zimowej, po zajęciu Erze-rumu, Bitlisa, Muscha i Trebizondy, po sukcesach w Perji, kampanja letnia nie przyniosła
już większego powodzenia Rosjanom. Nieznacznie tylko zdołali się posunąć poza osiągniętą w zimie linji, a nawet na niektórych odcinkach utracili szereg punktów. Również w Persji po obu stronach jeziora Urmja utrzymała się równowaga pomiędzy przeciwnikami. Lato 1916 roku ^ostatecznie rozwiało nadzieję Rosjan przebicia się w stronę Mezopotamji i połączenia się z Anglikami, nacierającemi na Bagdad. Z jednej strony przeszkodziły temu warunki terenowe tego odległego i górzystego teatru wojny, z drugiej znów strony Turcy zdołali już okrzepnąć po poprzednich klęskach i lepiej zorganizować systematyczną obronę, a wreszcei niemało przyczyniło się stanowisko Anglików, niechętnie odnoszących się do wielkich i śmiałych przedsięwzięć i działających powoli, systematycznie i bez większego ryzyka.
W Mezopotamji, po nieudanej wyprawie na Bagdad w 1915 r., która skończyła się kapitulacją w kwietniu 1916 r. angielskiego korpusu ekspedycyjnego w Kut el Amava nad Tygrysem, Anglicy unikali obecnie większych przedsięwzięć, wzmacniając ustawicznie swoje angielsko - indyjskie wojska i systematycznie przygotowując wielką ofensywę na Bagdad w roku następnym.
Na palestyńskim teatrze wojny, po kwietniowej nieudanej wyprawę na kanał Sueski tureckiego korpusu ekspedycyjnego pod dowództwem niemieckiego pułkownika von Kres-sa, również przygotowywali Anglicy poważniejszą ofensywę na Palestynę w roku następnym, budując w tym celu kolej przez półwysep Synai. Turcy zaś, zrezygnowawszy z marszu na Sues i Egipt, niewykonalny ze względu na olbrzymie odległości od swojej bazy operacyjnej i braku wszelkich dogodniejszych warunków komunikacyjnych, ze swojej strony przeszli do ścisłej obrony i osłaniania drogi do Palestyny.
Od początku wojny aż do lata 1916 roku floty wojenne obu stron walczących nie rozwinęły poważniejszej w sensie operacyjnym działalności.
Po stronie niemieckiej rozwiały się nadzieje, zrodzone na początku wojny, że uda się wyrównać niekorzystny dla Niemiec stosunek sił morskich obydwóch stron działalnością nie- . mieckich łodzi podwodnych, zakładaniem zagród minowych, puszczaniem na morze swobodnie pływających min i wyprawami lekkich okrętów wojennych. Dopiero po wyrównaniu
551
sil Niemcy decydowały się na wyprowadzenie swojej floty na morze.
Stało się inaczej. W tych różnorodnych działaniach flota niemiecka poniosła dotkliwe i bezpożyteczne straty. Natomiast flota -gielska, zadawalając się odległą blokadą wybrzeży niemieckich, bynajmniej nie przestała istnieć. Anglicy zamknęli cala zatokę Niemiecką i od strony Kanału i od strony Orkad. Zadanie bo spełniała flota angielska przez saut fakt swojego trwania na posterunkach, mogła
Wiosną 1916 roku dowództwo floty pełnego morza objął admirał Scheer, który zdecydował się za wszelką cenę wywabić flotę angielską i zmusić ją do bitwy, śmiałość swoją posunął on tak daleko, że dopłynął aż do wybrzeży angielskich, ostrzeliwując szereg portów. Ta prowokacja floty niemieckiej poskutkowała. Flota, angielska opuściła swoje porty i odległe stanowiska, podejmując wyprawę wgląh zatoki Niemieckiej. W ten sposób zupełnie przypadkowo dla Niemców doszło do zetknięcia się
Wejścu do Monasteru wojsk francuskich i rosyjskich pod dowództwem generała Le Blots i Piderieksa. przeto zrezygnować z decydującej bitwy, która zawsze stanowi îyzyko.
Kiedy położenie gospodarcze Niemiec na skutek przeciągającej się wojny i coraz ostrzejszej blokady angielskiej poczęło się stawać coraz groźniejsze — w Niemczech zmieniono zasadniczy pogląd na rolę floty w toczącej się wojnie. Za wszelką cenę należało rozerwać nieznośne okowy blokady angielskiej. Skoro zawiodły inne środki — zdecydowano się wyprowadzić flotę na pełne morze, szukając szczęścia w wielkich bitwach morskich. Narazie czyniono ostrożne wypady, które jednak nie doprowadziły do poważniejszych starć.
obu flot wojennych. Zresztą Anglicy z przejętego i odcyfrowanego radiotelegramu niemieckiego wiedzieli, że flota niemiecka w całości opuściła była porty, i w przybliżeniu znali kierunek jej reisu.
W dniu 31 maja 1916 r. niemal cala flota niemiecka znajdowała się w drodze z Wilhelmshaven w kierunku północnym ku Skagerrako-wi, mając nadzieję natrafienia na jakąś eskadro angielską. Równocześnie angielska „wielka flota" płynęła ze swojej bazy Scapa Flow do zatoki Niemieckiej w tym samym, co Niemcy celu. Główne siły angielskie poprzedzała straż przednia pod admirałem Beatty, złożona
552
z dwóch eskadr krążowników i jednej eskadry okrętów linjowych.
Około godziny 16 minut 30 okręty strażnicze obu flot przeciwnych rozpoznały się wzajemnie. Natychmiast obie floty zwróciły się przeciwko sobie. Po raz pierwszy w dziejach zetknęły się ze sobą równie potężne floty wojenne. Narazie wywiązała się walka straży przednich. Pierwsi Niemcy nadążyli z głów-nemi siłami swojej floty. Admirał Beatty około godziny 19-ej rozpoczął odwrót, pociągając za sobą całą flotę niemiecką pod uderzenie głównych sił angielskich, dowodzonych przez admirała Jellicoe, które wyłoniły się pomiędzy atakującemi admirała Beatty'ego okrętami nie-mieckiemi a wybrzeżem Jutlandji (stąd pochodzi nazwa „bitwa jutlandzka")- Była godzina 20-ta i właśnie niemiecki admirał Scheer zamierzał był przerwać pościg za Beatty'm.
Połączone floty angielskie, ziejące już ogniem, tworzyły półkole, otaczające flotę niemiecką od północnego zachodu i północnego wschodu. Gdyby przeważająca liczebnie flota angielska płynęła dalej ku południowi, mogłaby osaczyć flotę niemiecką, odcinając jej drogę odwrotu do macierzystych portów. Admirał Scheer nie miał wyboru — musiał przyjąć bitwę w warunkach niekorzystnych zresztą dla siebie.
Pierwszy moment zaskoczenia, zanim flota niemiecka nie uszykowała się do bitwy, uratował atak niemieckiej flotylli torpedowców. Następnie flota niemiecka wzięła kurs na południe równolegle do floty angielskiej, podążającej półkolem od strony północno-wschodniej w tym samym kierunku. Wywiązała się bitwa w pełnym biegu. Położenie okrętów niemieckich było o tyle niekorzystne, że, znajdując się od zachodu w stosunku do floty angielskiej, były widocznie na tle zorzy wieczornej, podczas gdy okręty angielskie rozpływały się w gęstniejącym mroku. Wobec tego admirał Scheer, pragnąc oderwać się od o wiele przeważającej liczebnie floty angielskiej i znajdującej się w dogodniejszych ponadto warunkach, uczynił zwrot w prawo i podążył wprost na zachód. Anglicy poniechali pościgu, płynąc nadal ku południowi, a następnie na południowy zachód. O godzinie 21 Anglicy odgradzali już flotę niemiecką od jej własnych portów.
Wobec tego okręty niemieckie zawróciły, pragnąc przełamać linję angielskiej floty i wywalczyć sobie drogę powrotną. Wściekłe natarcie niemieckich torpedowców odniosło skutek. Flota angielska rozstąpiła się, pozosta
wiając wolne przejście. Część sił angielskich skierowało się na północny wschód, zaś siły główne na południe. Flota niemiecka, korzystając z ciemności, pełną parą podążyła ku swoim portom. Admirał Jellicoe obawiał się bitwy nocnej, to też po bokach niemieckiej floty działały tylko lekkie okręty angielskie, staczające drobne potyczki. Admirał Jellicoe dążył do stoczenia pomyślnej dla Anglików bitwy dopiero o świcie.
Nocą jeszcze flota niemiecka bez poważniejszych już strat dotarła do Horns - Ritt, niedaleko na północ od zatoki Helgolandzkiej.
Admirał Scheer sam już bitwy nie pragnął, nie widząc szans powodzenia w walce ze znacznie silniejszą flotą angielską. Od myśli o wszelkiej bitwie ponownej szczególnie odwodził go fakt, że niemieckie okręty wywiadowcze, których i tak było niewiele, poniosły dotkliwe straty i brak im już było amunicji, co znacznie pomniejszało ich wartość bojową. Scheer pragnął więc tylko jak najkorzystniej wycofać swoją flotę z niebezpiecznego położenia.
Również i admirał Jellicoe nie starał się 0 wznowienie walki. Wpłynęły na to poważne straty, jakie poprzedniego dnia poniosła była flota angielska, oraz rozproszenie w pościgu nocnym okrętów, które niełatwo było skupić w krótkim czasie do bitwy.
Tak więc „bitwa jutlandzka", największa, jaką znają dzieje wojen morskich, zakończyła się bez decydującego rezstrzygnięcia.
O rozmiarach tej bitwy świadczą następujące dane. Po stronie angielskiej w bitwie jutlandzkiej brało udział: 28 dreadnoughfów (największe pancerniki), 9 krążowników linjowych, 30 lekkich krążowników i 72 torpedowce, nie licząc okrętów pomocniczych i wywiadowczych. Po stronie niemieckiej brało udział: 16 dreadnoughfów, 5 okrętów linjowych, 5 krążowników linjowych, 11 lekkich krążowników i 72 torpedowce, nie licząc okrętów pomocniczych i wywiadowczych.
Flota angielska przewyższała niemiecką nietylko liczebnie, ale również szybkością swoich okrętów oraz siłą ognia artyleryjskiego.
W bitwie jutlandzkiej Anglicy stracili 3 lïnjowe i 3 pancerne krążowniki, Niemcy zaś 1 okręt linjowy, 1 krążownik linjowy i 4 lekkie krążowniki. Poza tern obie strony straciły po kilka torpedowców. Pod względem tonnażu straty wyniosły: 117.000 tonn dla Anglików i 60.000 tonn dla Niemców. Anglicy stracili 7.000 ludzi, Niemcy zaś tylko 3.000.
Bitwa jutlandzka była dla Niemców jas-
553
krawym dowodem, że flota ich nie może współzawodniczyć na pełnem morzu z potężną flotą angielską. Flota niemiecka skazana była odtąd na bezczynność we własnych portach, strzeżonych przez nadbrzeżne fortyfikacje, co było tern boleśniejsze dla Niemców, że już po upływie paru miesięcy wyrównali wszelkie straty, poniesione w bitwie z Anglikami.
Rozwianie nadziei, pokładanych we flocie niemieckiej, znakomicie wzmogło w Niemczech wpływy zwolenników wojny podwodnej, której ze względów politycznych i w obawie przed Stanami Zjednoczonemi poniechali byli Niemcy. Bezpośrednim skutkiem bitwy jutlandzkiej było wznowienie przez Niemców wojny podwodnej pod koniec 1916 roku i to w skali znacznie większej, niż poprzednio. Niemieckie łodzie podwodne, siejąc wszędzie zniszczenie,
poczęły docierać do morza Białego i wybrzeży Murmanu, utrudniając komunikację na północnym szlaku z Rosji do Europy zachodniej, wypuszczały się na ocean Atlantycki, gdzie grasowały szczególnie w okolicach wysp Kanaryjskich i Madery.
W odpowiedzi na to Koalicja zaostrzyła blokadę „głodową" państw centralnych, co znów spowodowało Niemców do zastosowania dużych statków podwodnych do celów handlowych. Taka naprzykład wielka łódź podwodna „Deutschland" nietylko dotarła do Ameryki, ale powróciła po dwóch miesiącach z 4.000 tonn ładunku.
W ciągu całego roku 1916 koalicyjna flota handlowa straciła 1.125 okrętów (z czego 964 zatopionych przez niemieckie łodzie podwodne) o łącznym tonnażu ponad 2 miljony tonn !
••faaagfcffeałl B^BfEtS ' *£ 2
^^ HÉSw
Mąż wyruszył m front, tona zastępuje go sprawując obowiązki woźnego magistrackiego.
554 Ï I I . I I W I L I C Z . t t .Jy CraKcxoe. Wilcza tO.
R o z d z i a ł XX.
KAMPANJA PRZECIW RUMUNJI JESIENIĄ 1916 KOKU.
Kampanja letnia 1916 roku wytworzyła była dla państw centralnych położenie niezwykle ciężkie, które można było porównać jedynie z momentem po bitwie nad Marną w 1914 r., kiedy zdawało się, że w druzgocącej klęsce załamuje się ostatecznie cała potęga militarna Niemiec. Obecnie niebezpieczeństwo było bodaj, że jeszcze groźniejsze, a nadewszystko bardziej realne.
Na Zachodzie bitwy nad Sommą i pod Verdun zmuszały Niemców do kolosalnych ofiar, aby uchronić front od przełamania, do czego zmierzały bez przerwy trwające uderzenia Francuzów i Anglików, których przewaga w ludziach i w sprzęcie bojowym rosła z miesiąca na miesiąc bez jakichkolwiek widoków zrównoważenia tej przewagi ze strony Niemców. Na Wschodzie Rosjanie, nie licząc się z własnemi stratami, raz po raz wstrząsali frontem au-strjackim, który, pomimo rozpaczliwej pomocy Niemców, w każdej chwili groził ostatecznem rozpadnięciem się. Nawet na froncie włoskim, gdzie dotąd Austrjacy doskonale dawali sobie radę, obecnie ponieśli oni pierwszą porażkę, która łatwo i zasadniczo mogła była zmienić położenie na tym teatrze wojny. Na Południu, na froncie macedońskim, koalicyjna arm ja salo-nicka rosła na siłach i w najbliższej już przyszłości, w związku z możliwością przyłączenia się Grecji do przeciwniemieckiej Koalicji, mogła była stać się poważnem niebezpieczeństwem dla Bułgarji i Turcji, a to tembardziej, że ta ostatnia poniosła właśnie dotkliwe klęski na froncie kaukaskim.
Począwszy od czerwca położenie państw centralnych stale pogarszało się; aż wreszcie położenie to doszło do najbardziej tragicznego napięcia w dniu 27 sierpnia, kiedy Rumun ja wypowiedziała wojnę państwom centralnym, które nie widziały nawet możliwości wystawie
nia poważniejszych sił przeciwko temu nowemu przeciwnikowi.
Sposób prowadzenia wojny przez generała Falkenhayna, szefa niemieckiego sztabu generalnego, to znaczy faktycznego wodza naczelnego, okazał się zgubnym dla państw centralnych. Całkowicie zawiodły nadzieje, że częste ciosy, ale zadawane z umiarkowaną siłą i bez większego rozmachu (aby uniknąć ryzyka), wyczerpią fizycznie i psychicznie bojową energję Koalicji. Przeciwnie nawet — metoda ta okazała się raczej pożyteczną dla Koalicji, rozporządzającej większemi zasobami ludzkiemi i materjal-nemi, niż dla Niemiec, których rezerwuar ludzki był już na wyczerpaniu, a zasoby materjal-ne ograniczone bezwzględną blokadą morską.
Popełniane błędy były już tak widoczne, że powoli generał Falkenhayn począł tracić zaufanie nietylko w armji, lecz i wśród najwyższych czynników państwowych, przedewszystkiem zaś u samego cesarza Wilhelma.
Podobnie, jak jesienią 1914 roku, znów stało się aktualnem zagadnienie zmiany osoby szefa sztabu generalnego. Wówczas niefortunnego generała Moltkego zastąpił Falkenhayn, który teraz sam zkolei miał ustąpić miejsca nowemu człowiekowi. Człowiekiem tym miał być Hindenburg, który swrojemi czynami wojenne-mi przeciwko Rosjanom zdołał wysoko wydźwi-gnąć swój autorytet wodza, zyskując szeroką popularność w armji i w społeczeństwie.
W dniu 29 sierpnia 1916 roku Hindenburg otrzymał nominację na stanowisko szefa sztabu generalnego. Równocześnie jego współpracownik, generał Ludendorff, zajął stanowisko współodpowiedzialnego pierwszego kwatermistrza generalnego.
Opróżnione przez Hindenburga stanowisko dowódcy wschodniego frontu zajął marszałek książę Leopold Bawarski. Równocześnie ponownie wypłynęła sprawa rozciągnięcia do-
555
wództwa niemieckiego, które w tym momencie obejmowało już front od zatoki Ryskiej aż po Brody na północny-wschód od Lwowa, na cały front przeciwrosyjski, a więc i na armje au-strjacko-węgierskie.
Wobec wypowiedzenia wojny przez Rumu-nję oraz na skutek ciężkich doświadczeń rosyjskiej ofensywy Brusiłowa, ambicje rządu i dowództwa Austro-Węgier znacznie zmalały, co pozwoliło ostatecznie rozciągnąć obszar niemieckiego dowództwa również i na grupę armij generała austrjackiego Böhm-Ermolli'ego, złożoną z 2 i 3 armij austro-węgierskich i niemieckiej amiji południowej, a więc aż po Karpaty.
Dowództwo formalne nad nowym frontem rumuńskim otrzymał austrjacki następca tronu, arcyksiążę Karol, późniejszy cesarz, któremu jednak dodano do boku, jako szefa sztabu, niemieckiego generała von Seeckta, faktycznego kierownika działań. Pod rozkazy arcyksię-cia Karola oddano dwie armje: 1 armję au-strjacko-węgierską i świeżo sformowaną 9 armję niemiecką pod dowództwem generała Fal-kenhayna, byłego szefa sztabu generalnego. Obie te armje poczęły się koncentrować w Siedmiogrodzie.
Po stronie Bułgarji dowództwo przeciwko Rumunom nad oddziałami bułgarskiemi, nie-mieckiemi i tureckiemi objął niemiecki generał Mackensen, bohater słynnej bitwy pod Łodzią i zwycięzca Serbów. Dowództwo frontu południowego przeciwko koalicyjnej armji salonrc-kiej spoczywało również w ręku niemieckiego generała Otto von Belowa. Wreszcie w Turcji kontrolę wojskową sprawował szef niemieckiej misji wojskowej, generał Liman von Sanders. Tak więc jedynie armje austrjacko-węgierskie na froncie włoskim pozostały poza kierownictwem niemieckiem, co zresztą wywołane było jedynie tern, że wobec Włochów postawa wojsk austrjackich, narazie przynajmniej, była dostatecznie pewna i nie budziła obaw w dowództwie niemieckiem. Nie świadczyło to, oczywiście, nazbyt korzystnie o wartości bojowej wojska włoskiego.
Jak widzimy przeto, w trzecim roku wojny autorytet militarny Niemiec zdołał niemal całkowicie podporządkować im znacznie słabszych sprzymierzeńców, co dawało państwom centralnym znakomitą korzyść jednolitego i sprężystego kierownictwa w przeciwieństwie do Koalicji, która bardzo powoli i ze znacznie więk-szemi trudnościami realizowała zasadę jednolitego kierownictwa.
556
Hindenburg, obejmując stanowisko szefa sztabu generalnego w tak ciężkim dla państw centralnych momencie, zdecydowanie od początku dążył do zasadniczej zmiany sposobu prowadzenia wojny. Zadanie to było niezwykle trudne. Będąca w pełnym rozwoju kampanja letnia narazie uniemożliwiała wprowadzenie radykalniejszych zmian w sposobie prowadzenia już rozpoczętych działań wojennych. Jedynym wyjątkiem była kampanja przeciwko Rumunji. Nowy front rumuński należało dopiero organizować, co pozwalało odrazu Hindenburgowi na zastosowanie swoich własnych koncepcyj wojennych. Poza tern front rumuński, jak wiemy, stanowił w danym momencie największe niebezpieczeństwo dla państw centralnych. Stąd też Hindenburg zdecydował się skierować swój główny wysiłek najpierw przeciwko Rumunji, która poza wszystkiem nęciła ponadto Niemców swojemi zasobami rolniczemi (coraz groźniejsza blokada!) oraz bogatemi źródłami naftowemi.
Jak wiemy, natychmiast po wypowiedzeniu wojny Rumuni wkroczyli do austrjackiego Siedmiogrodu trzema armjami (1, 2 i 3), pragnąc odrazu i tanim kosztem opanować tę prowincję, która stanowiła główny cel polityki rumuńskiej. Armje te, liczące razem około 11 dy-wizyj piechoty i 1 dywizję kawalerji, co stanowiło gros sił rumuńskich, składały się z najlepszych jednostek bojowych i najstaranniej wyposażonych.
Przeciwko Bułgarji Rumuni wystawili znacznie słabszą jedną tylko 4 armję (około 6 dywizyj piechoty, głównie składających się z oddziałów pospolitego ruszenia), która ochraniała linję Dunaju oraz większemi siłami skoncentrowana była w Dobrudży, gdzie również współdziałał z Rumunami jeden korpus posiłkowy rosyjski. To tak znaczne osłabienie północnej granicy bułgarskiej na korzyść działań ofensywnych w Siedmiogrodzie było wywołane przeświadczeniem dowództwa rumuńskiego, iż koalicyjna armja salonicka, zagrażająca południowym granicom bułgarskim, nie pozwoli Bułgarom na skoncentrowanie poważniejszych sił przeciwko Rumunji.
Falkenhayn, przewidując słusznie jeszcze przed wypowiedzeniem wojny, takie właśnie postępowanie Rumunów, opracował własny plan działania przeciwko Rumunji. Wykorzystując słaby front Rumunów na Dunaju i w Dobrudży, postanowił skierować ofensywę oddziałów bułgarskich, tureckich i niemieckich, które najszybciej dawały się zorganizować pod do-
wództwem Mackensena, właśnie na Dobrudzę, a to w tym celu, aby zaskoczyć Rumunów i zagrozić obejściem ich stolicy Bukaresztu, co zmuszałoby ich do ściągnięcia poważniejszych sil z Siedmiogrodu, a tern samem pozwoliłoby państwom centralnym zorganizować obronę Węgier na tym nowym, w danym momencie najgroźniejszym froncie. Zamierzona ofensywa Falkenhayna na Dobrudzę miała więc charakter czysto dywersyjny i pomocniczy.
Hindenburg, obejmując stanowisko szefa sztabu generalnego, zastał gotowy już plan Falkenhayna. W dużej mierze wykorzystał go, ale zmieniając zasadniczo jego charakter. Hindenburg pragnął uniknąć tego, żeby dość słaba liczebnie i tylko w drobnej mierze składająca się z oddziałów niemieckich armja Mackensena nie była narażona ze strony Rumunów, a nawet i Rosjan na pobicie w czasie, kiedy stanowiłaby właściwie jedynego przeciwnika Rumunji. To też Hindenburg zarządził, aby najpierw za wszelką cenę zorganizować obronę Węgier i opanować położenie w Siedmiogrodzie, w następstwie zaś tego dopiero rzucić armję Mackensena na Dobrudzę, oo miało zapoczątkować generalną ofensywę przeciwko Rumunji. Jedynie zaraz po wypowiedzeniu wojny przez Ru-munję Mackensen miał nieznacznie przekroczyć granicę Dobrudży i zająć ważne punkty Tutrakan i Sylistrję, aby przygotować w ten sposób najkorzystniejsze warunki dla późniejszej ofensywy. Falkenhayn pragnął w stosunku do Rumunji zastosować system obrony, Hindenburg zaś przeciwnie zdecydował się na szeroko zakrojoną akcję zaczepną.
Jak wiemy, Rumunja wypowiedziała wojnę Austro-Węgrom w dniu 27 sierpnia, a w pierwszych już dniach września Mackensen poprowadził swoją przedwstępną ofensywę na Dobrudzę, siłami 3-ej armji bułgarskiej, wzmocnionej nieznacznie oddziałami tureckie-mi i niemieckiemi. 4-ta armja rumuńska w Du-brudży nie była jeszcze przygotowaną do działań nawet obronnych; do tego stopnia nie przewidywano w Rumunji (zresztą pod wpływem opinji dowództwa koalicyjnej armji salonic-kiej) jakichkolwiek działań zaczepnych ze sti'o-ny Bułgarji. Piorunujące uderzenie Mackensena złamało słaby opór Rumunów, którzy ponieśli dotkliwą klęskę. Bułgarzy zajęli Tutrakan, ważne ze względów strategicznych ufortyfikowane przedmoście na Dunaju, biorąc do niewoli dwie rozbite dywizje rumuńskie. Początkowy impet natarcia Mackensena znacznie później osłabł, tak, że ostateczny jego cel, linję ko
lejową Cernavoda — Konstanca, opanowała 3 armja bułgarska dopiero pod koniec października.
Tymczasem równocześnie na głównym froncie rumuńskim w Siedmiogrodzie wypadki rozgrywały się zgoła odmiennie.
Przeciwko głównym siłom rumuńskim w Siedmiogrodzie narazie działały nieliczne tylko i słabe oddziały pograniczne austrjacko-wę-gierskie, które oczywiście nie mogły były zorganizować poważniejszego oporu. Jedynie dla nich możliwem było opóźnianie w miarę możności posuwania się Rumunów w głąb terytorjum węgierskiego, aby umożliwić koncentrację po-
Rasputin.
spiesznie podwożonych oddziałów 9 armji niemieckiej i 1 armji austrjacko-węgierskiej. W tych warunkach świeże wojska rumuńskie bez trudu mogły były prowadzić natarcie w jak najszybszem tempie, uprzedzając koncentrację głównych sił przeciwnika. Stało się jednak inaczej. Brak należytego kierownictwa, małe doświadczenie dowódców rumuńskich, a wreszcie słabe wyszkolenie wojska i niedostateczne jego wyposażenie — wszystko to sprawiło, że marsz Rumunów w Siedmiogrodzie, jakkolwiek czynił łatwe postępy, jednakże z kaiygodną powolnością, niczem nieusprawiedliwioną.
Równocześnie na prawem skrzydle 3 armji rumuńskiej 9 armja rosyjska, licząc na po-
557
ważne współdziałanie Rumunów w Siedmiogrodzie, rozpoczęła ponowną ofensywę na Bukowinie, pragnąc wraz z Rumunami przedrzeć się przez Karpaty na równinę węgierską.
M. Rodzianko prezes „Dumy''.
W tym celu Rosjanie przerzucili na Bukowinę znaczne siły, zupełnie realnie licząc się z możliwością rozbicia prawego skrzydła austriackiego i przedarcia się na upragnioną równinę węgierską.
Był to moment dla państw centralnych niezwykle groźny. Zdawało się, że Węgry, tak roz-
Książe Lwów Szef I rządu rewolucyjnego.
paezliwie bronione w ciągu dwóch pierwszych lat wojny, tym razem będą stracone ostatecznie, co łatwo mogło było stać się początkiem całkowitego pogromu Austro-Węgier.
558
Że i tym jeszcze razem państwa centralne szczęśliwie opanowały tragiczne już położenie — było wyłączną winą Rosjan i Rumunów, którzy nie potrafili wykorzystać niezwykle sprzyjającyh warunków i powolnością swoich działań pozwolili przeciwnikowi nietylko zorganizować opór, ale nawet własną, potężną ofensywę.
Pomiędzy 3 arm ją rumuńską a 9 armją rosyjską, operującą na Bukowinie, istniała dość znaczna luka na linji Jakobeny — Suczawa, w której łączność utrzymywała jedynie kawa-lerja rosyjska. W tę to lukę skierowało się piei'wsze przeciwnatarcie wojsk austrjacko-niemieckich, które załamało wspólną ofensywę Rosjan i Rumunów na Dorna Watrę i dalej na
M. Milukow.
Bistritę, a wreszcie całkowicie powstrzymało ją w dniu 26 września, zanim nowi sprzymierzeńcy zdołali osiągnąć zdecydowane rezultaty. Niemało przyczyniło się do tego nieuzgodnione kierownictwo działań w jednym kierunku sprzymierzonych armij rumuńskiej i rosyjskiej.
Tymczasem główne siły państw centralnych w Siedmiogrodzie ostatecznie skoncentrowały się i przygotowały do natarcia. 9 arm ja niemiecka pod dowództwem generała Falken-hayna zajęła front pod Sybinem (Hermann-stadt), zaś 1 arm ja austrjacko-węgierska na północny-wschód od niej pod Maros Vasarhely. Obie te aroije liczyły wówczas 26 dywizyj piechoty i około 8 dywizyj kawalerji, z czego na Niemców przypadało 16 dywizyj. Równocześnie przeciwko 9 armji rosyjskiej na Bukowinie działała podawnemu 7 armja austrjacko-
węgierska, wzmocniona w najkrytyczniejszym momencie trzema dywizjami nieinieckiemi, które, zdjęte z frontu zachodniego, początkowo byty skierowane przeciwko posuwającym się bez oporu w Siedmiogrodzie Rumunom. W tym samym czasie grupa generała Mackensena, działająca, jak wiemy, w Dobrudży, liczyła około 9 dywizyj piechoty i 2 dywizje kawaler j i, składające się z oddziałów tureckich, niemieckich, a głównie bułgarskich.
W chwili rozpoczęcia się ofensywy nie-miecko-austrjackiej front rumuński rozciągał się od Sybina przez Alpy Transylwańskie ( 1 armja), następnie przechodził koło Fogaros (2 armja), a wreszcie prawem skrzydłem (3 armja) osiągnął już był zachodnie stoki Karpat Wscho-
M. A. Kere?iski.
dnich w okolicach źródeł i górnego biegu Ma-rosu.
W dniu 26 września 9 armja niemiecka rozpoczęła gwałtowne natarcie. W wyniku trzydniowej zaciętej bitwy pod Sybinem 1 armja rumuńska została rozbita i odrzucona w przełęcz Roter - Turm (Czerwonej Wieży). Dokonawszy tego zadania, 1 armja niemiecka zawróciła na północny-wschód i zkolei rozbiła pod Fogaros 2 armję rumuńską. W dniu 10 października zajęła Brasov (Kronstadt), poczem odrzuciła Rumunów w pograniczne góry. Wy-korzystywując zwycięstwa Niemców, również i 1 armja austrjacko-węgierska natarła na 3 armję rumuńską, odrzucając ją w przełęcze karpackie.
Rumuni na całym froncie siedmiogrodzkim przeszli do odwrotu ku swoim granicom,
tracąc tak łatwo zdobyte poprzednio teryto-rjum przeciwnika, a co najważniejsze — zmuszeni przez 1 armję austrjacko-węgierska do wycofania swojej prawoskrzydłowej 3 armji na
południe, tracąc łączność z 'sąsiadującą od północy 9 armja rosyjską.
Groźną lukę, jaka wytworzyła się pomiędzy Rosjanami i Rumunami, generał Leczyckij, dowódca. 9 armji rosyjskiej, usiłował osłonić początkowo samą kawalerją, kiedy zaś okazało się to niemożliwe, począł pchać w nią jeden kor-
M. N. Czhcidzc.
pus za drugim, pośpiesznie podwożone z tyłów i z innych odcinków frontu. Powoli więc front rosyjski wydłużał się ku południowi poza Dorna Watra aż do miejscowości Okna. Z wielkim
559
trudem na odcinku tym Rosjanie opanowali groźne położenie, likwidując niebezpieczeństwo obejścia całego lewego skrzydła rosyjskiego na Bukowinie.
Pod koniec października pościg niemiecki w Siedmiogrodzie ustał. Rumuni bez większych już przeszkód wycofywali się poza swoje granice. Osiągnięte już rezultaty głównie przez 9 armję niemiecką były ogromne: Siedmiogród był oswobodzony, a 1 i 2 armje rumuńskie dotkliwie pobite. Ale wynik ten nie mógł zadowolić Hindenburga. Bądź co bądź armja rumuńska istniała jeszcze, a posiadając całe, niemal nienaruszone, terytorjum swoje, łatwo mogła była powetować swoje klęski, wzmocnić się i zreorganizować przy pomocy sprzymierzeńców, aby w następstwie nonownie zagrozić państwom centralnym, które ponadto posiadały wciąż nazbyt długą linję frontu przeciwko Ru-munji. Front ten należało za wszelką cenę skrócić i ustabilizować w najdogodniejszych dla Niemców warunkach.
Z drugiej strony do dalszych działań zachęcały Hindenburga względy gospodarcze: Niemcom potrzebne było zboże rumuńskie i rumuńska ropa naftowa. Zdecydowano przeto, pomimo spóźnionej pory roku, poprowadzić dalej działania ofensywne, aby „wykończyć" Ru-munję i wyrównać front na południe od Bukowiny na linji rzek Trotus, Seret i ujścia Dunaju do morza Czarnego.
Najprostszy kierunek natarcia z południowo-wschodniego kąta Siedmiogrodu na Galacz, co odcinałoby całą Wołoszczyznę wraz ze znaj-dującemi się tam armjami rumuńskiemi, był niemożliwy do zrealizowania ze względu na ogromne trudności przy forsowaniu przełęczy górskich w Karpatach Wschodnich. Wobec tego Hindenburg zdecydował się na operację trudniejszą pod względem strategicznym, ale bardziej zato realną pod względem taktycznym.
Natarcie miało być poprowadzone w zachodniej Wołoszczyźnie przez przełęcze Wulkan i Szurduk w Alpach Siedmiogrodzkich, przy równoczesnem natarciu Mackensena od południa wzdłuż lewego brzegu Dunaju.
W tym celu Mackensen w dn. 27 października powstrzymał swoją ofensywę w Dobrudży, osiągając front, przebiegający o jeden przemarsz dzienny na północ od linji kolejowej Cer-navoda — Konstanca, poczem, pozostawiwszy na tym froncie dość słabą grupę wojsk, główne swoje siły wycofał zpowrotem na terytorjum bułgarskie i skoncentrował pod Świsto-wem (Sistov) na prawym brzegu Dunaju,
przygotowując się do przeprawy na brzeg wołoski.
Ponowną ofensywę rozpoczęła 9 armja niemiecka w dniu 11 listopada. W ciężkich walkach i ze znacznemi stratami Niemcy przebili się przez przełęcze górskie, zadając Rumunom ponowną klęskę pod Targujiul w dniach 16 i 17 listopada. Dnia 23 listopada Niemcy osiągnęli już front wzdłuż rzeki Oltu od Rymnika (Rym-nicu Valcii) aż do Caracalu, przecinając w ten sposób całą zachodnią Wołoszczyznę prawie aż po Dunaj. Pod Caracalu Rumuni ponieśli znów dotkliwą porażkę, w wyniku której Niemcy zagarnęli do niewoli znaczny oddział rumuński.
Tego samego dnia Mackensen bez większych trudności przeprawił się przez Dunaj pod Świstowem (Sistov) i poprowadził swoją „armję Dunaju" na Bukareszt.
W dniu 30 listopada lewe skrzydło 9 armji niemieckiej podeszło już było pod Pitesti, zaś „armja Dunaju" do ujść rzeki Ardzis (Arge-su) w bezpośredniej już bliskości Bukaresztu.
Podczas, kiedy na Wołoszczyźnie rozgrywały się te wypadki z piorunującą szybkością, również i 1 armja austrjacko-węgierska, acz nieznaczne, czyniła jednak postępy, wypierając 3 armję rumuńską coraz bardziej na południe i poszerzając tern lukę pomiędzy Rosjanami i Rumunami.
Wobec tak groźnego położenia Rosjanie poczęli przerzucać w Karpaty coraz większą ilość korpusów, a wreszcie poczęli przewozić tam całą 8 armję z Wołynia. Narazie Rosjanie usiłowali, jak wiemy, opanować położenie na swo-jem własnem lewem skrzydle, kiedy zaś to udało im się, pragnęli skoncentrować w południowej Bukowinie silną grupę uderzeniową, która gwałtownem natarciem w Karpatach zagroziłaby tyłom nacierających wojsk austrjackich w Siedmiogrodzie. Jednakże zarówno własne niepowodzenia, jak i oczywista już konieczność odwrotu Rumunów z całej Wołoszczyzny, zmusiły Rosjan do poniechania ofensywnych zamiarów, przedłużenia zaś swojego frontu na tery-toi'jum rumuńskiem przez Focsani aż do Gala-cza, aby na linji tej dopomóc Rumunom powstrzymać swój odwrót.
W dniu 1 grudnia nagle położenie zmieniło się na korzyść Rumunów, zresztą nie na długo. Oto prawe skrzydło 9 armji niemieckiej, posuwające się na Bukareszt równolegle do natarcia „armji Dunaju" Mackensena, nie mogło nadążyć za tą ostatnią. Skorzystali z tego Rumuni i, wzmocnieni oddziałami nadciągającego na pomoc IV korpusu rosyjskiego, gwałtow-
560
nie natarli na wysunięte naprzód oddziały Mackensena pod Coman. Zdawało się, że cały plan niemiecki, misternie zbudowany i dotąd z matematyczną dokładnością realizowany, załamie się pod tern niespodziewanem, rozpacz]i-wem uderzeniem Rumunów, walczących już nieledwie pod murami swojej stolicy. Ale i tym razem Niemcy opanowali położenie, dzięki pośpiesznej pomocy nadciągających oddziałów prawego skrzydła 9-ej armji niemieckiej oraz przy współdziałaniu świeżo przybyłej dywizji tureckiej.
W dniu 4 grudnia Rumuni bez walki opuścili stolicę Bukareszt, nie chcąc narażać tego pięknego miasta na skutki bombardowania niemieckiego. Tego samego dnia oddziałom au-
Gener. Korniłoff.
strjacko-niemieckim udało się wreszcie przebić przez Karpaty od strony Brasova (Kronstadt), co wystawiło Wołoszczyznę na nowe uderzenie od północy.
W dniu 17 grudnia, po ciężkich walkach ]>ościgowych z cofającymi się Rumunami, wzmocnionymi znacznemi posiłkami rosyjskie-mi, Niemcy osiągnęli front od ujść rzeki Za-bala, przez Buzan aż do Cemavody.
Z początkiem 1917 roku Niemcy osiągnęli ostatecznie zamierzoną linję frontu wzdłuż rzek Trotus i Seret na lewym brzegu Dunaju, na prawym zaś brzegu Dunaju, osiągając w Dobrudży jego ujścia do morza. Na linji tej front ustabilizował się, przekształcając się równocześnie wT typowy front pozycyjny.
W czasie ostatniego okresu ofensywy nie
mieckiej w Rumunji Rosjanie rozpoczęli w połowie listopada siłami 9-ej i świeżo przybyłej w Karpaty 8 armji rozpaczliwą ofensywę na froncie od Worochty aż do Ocna nad Trotueem.
Babcia rewolucji Brzeszkowska.
Ofensywa ta, jakkolwiek drogo kosztowała Rosjan, nie przyniosła im poważniejszych sukcesów poza taktycznemi, czysto lokalnemi, aż w połowie grudnia zamarła ostatecznie, front zaś i tu zaskrzepł w pozycyjnej wojnie.
W. KB. Cyryl
Olbrzymie powodzenie kampanji przeciwko Rumunji miało dla państw centralnych nie-dające się wprost ogarnąć, błogosławione skutki dla losów wojny na długi czas. Niebezpie-
561
czeńsbwo, tak groźne na początku września, zostało już w grudniu ostatecznie zlikwidowane. Niepewność na prawem skrzydle frontu prze-ciwrosyjskiego na Bukowinie przestało istnieć dzięki przeciągnięciu tego frontu wpoprzek Ru-munji i oparcia go o morze Czarne. Większość terytorjum rumuńskiego znalazła się w rękach państw centralnych, które zbożem rumuńskiem znakomicie podreperowały swój katastrofalny już stan aprowizacyjny, dzięki zaś rumuńskiej ropie naftowej mogły rozwinąć swoje lotnictwo i łodzie podwodne oraz w motoryzacji armji jako tako dotrzymywać kroku swoim zachodnim przeciwnikom. Ponadto zaś korzystnem dla państw centralnych było to, że Rosja, wobec znacznego wyniszczenia armji rumuńskiej i pozbawienia jej terytorjum, z którego mogłaby czerpać zasoby ludzkie i materjalne, siłą rzeczy musiała przejąć na własne, nadmiernie już wyczerpane barki główny ciężar obrony nowego frontu rumuńskiego. Fakt ten stał się poważną przyczyną wzmożenia się fermentów rewolucyjnych w armji i w społeczeństwie rosyj-skiem, które widziało, że straszliwe ofiary idą na marne, wpędzając Rosję w coraz gorsze położenie militarne i gospodarcze. Tak oto — upragnione przystąpienie Rumunji do wojny stało się dla Rosji nowym tylko ciężarem.
Aby umożliwić Rumunom powstrzymanie swojego odwrotu oraz samym nadciągnąć im z pomocą w ciągu listopada i grudnia prowadzili Rosjanie zażarte, acz zupełnie bezowocne, ataki na Wołyniu i nad Scochodem, których jedynym celem, pomimo straszliwych ofiar, było odciągnięcie uwagi Niemców od frontu rumuńskiego.
Jak wielki ciężar spadł na barki Rosjan, świadczy o tem fakt, że na front, przebiegający od Dorna Watra przez terytorjum rumuńskie aż do morza, musieli skierować Rosjanie całą swoją wyborową 9 armję, ponadto zaś dowództwa 4 i 6 armij, które organizowały przybywające zewsząd posiłki. Razem na froncie rumuńskim skoncentrowali Rosjanie 35 dywizyj piechoty i 13 dywizyj kawalerji, co stanowiło wówczas niemal jedną czwartą sił, któremi Rosja rozporządzała na całym froncie od morza Bałtyckiego do morza Czarnego !
Zapoznaliśmy się z przebiegiem działań wojennych na wszystkich frontach w ciągu 1916 roku. Jakiż był ogólny rezultat tej kam-panji?
Charakterystyczną cechą kampanji 1916 roku było widoczne już osłabienie militarnej potęgi państw centralnych w stosunku do Koalicji, której siły, ogólnie biorąc, wzrastały w szybkiem tempie. Siły państw centralnych wyczerpywały się nieproporcjonalnie szybko w stosunku do strat Koalicji. W dodatku, a co było najważniejsze, państwa centralne posiadały rezerwy ludzkie i zasoby materjalne już na wyczerpaniu, podczas gdy Koalicja zaledwie je napoczęła.
Kampanję 1916 roku Niemcy rozpoczęli i zakończyli dwiema wielkiemi operacjami ofensywnemi : pod Verdun i w Rumunji. Długotrwała, boć blisko rok trwająca, bitwa o Verdun nie dała Niemcom żadnego rezultatu, pomimo, że straty ich, wynoszące w zabitych, rannych i wziętych do niewoli do 600.000 ludzi ! — były zupełnie niewspółmierne do strat Francuzów, którzy utracili około 350.000 ludzi. Ofensywa w Rumunji, która przyniosła państwom centralnym ogromny wprawdzie sukces militarny i gospodarczy, miała jednak tę ujemną stronę, że, wobec coraz dotkliwszej szczupłości sił ludzkich, znacznie osłabiła położenie Niemców nad Sommą, gdzie skierowane było główne uderzenie angielsko-francuskie. Cofnąć się z nad Sommy Niemcy nie mogli, nie mając jeszcze na tyłach przygotowanej nowej linji obronnej. Linję taką, nazwaną linją Hinden-burga, poczęli Niemcy przygotowywać dopiero od jesieni 1916 roku po smutnych doświadczeniach ubiegłego roku. Narazie przeto Niemcy, nie posiadając dostatecznych sił do wykonania własnego przeciwnatarcia, musieli z konieczności stosować jedynie rozpaczliwą obronę niemal doszczętnie zrujnowanej linji obronnej nad Sommą.
W rezultacie Niemcy niemal w całości utrzymali swoje pozycje po półrocznej bitwie, ale kosztem olbrzymich ofiar, które ostatecznie wyczerpały siły niemieckie (straty ogólne nad Sommą wynosiły: Anglicy 22.000 oficerów i 476.000 żołnierzy, Francuzi 241.000 oficerów i żołnierzy, Niemcy zaś około 300.000, w ozem około 100.000 dostało się do niewoli sojuszników!). Straty Koalicji nad Sommą były większe jeszcze, ale łatwe do uzupełnienia, a sukcesy jej, chociaż nieznaczne terenowo i strategicznie, miały doniosłe znaczenie moralne, wydzierając z rąk Niemców dotychczas niezachwiany niemal prymat zwycięstwa.
Na pozostałych frontach udało się wprawdzie państwom centralnym powstrzymać generalną ofensywę Koalicji, jednakże wszędzie
562
fronty ich zostały poważnie nadszarpnięte, a siły do tego stopnia wyczerpane, że nie mogły już na natarcia odpowiadać przeciwnatarciami, z konieczności ograniczając się do ścisłej i coraz bardziej beznadziejnej obrony.
Wszystkie operacje 1916 roku, planowane z szerokim rozmachem strategicznym, w rzeczywistości, za wyjątkiem tylko rumuńskiej, sprowadziły się do mniejszych lub większych walk taktycznych, nabierając coraz bardziej charakteru wojny na wyczerpanie.
Szerokie plany Niemców pod Verdun, Francuzów i Anglików nad Sommą, Rosjan pod Łuckiem na Wołyniu, Austrjaków w Tren-tino, a wreszcie Włochów nad Isonzo — wszystkie te plany sprowadziły się do walk o charakterze czysto taktycznym, które pod koniec 1916 roku nie wprowadziły żadnych istotnych zmian w tem położeniu strategicznem, które było już na początku tegoż roku.
Tak przedstawiała się sprawa z punktu widzenia zewnętrznego, niejako terytorjalne-go — na mapie nie można było uwidocznić żadnych zmian istotnych w położeniu obu stron walczących.
Jednakże z punktu widzenia głębszej stra-tegji, jako stosunku militarnych sił stron walczących, zachodziły poważne zmiany, znaczone miljonami napozór bezużytecznych ofiar: państwa centralne wyczerpywały się do tego stopnia, że w wytworzonych warunkach nie mogły już rachować na ofensywę własną na jakimkolwiek froncie. Inicjatywa wojenna widocznie przeszła w ręce Koalicji. Aby ponownie ją uchwycić, musieli Niemcy szukać nowych ele-. mentów wojny poza polami bitew. Elementem tym wkrótce stała się rewolucja rosyjska, którą też niemiecki sztab generalny potraktował odrazu, jako zupełnie określoną pozycję w swoich planach operacyjnych. Rewolucja, która powoli wycofywała Rosję ze składu aktywnych członków Koalicji, miała się stać tym nowym czynnikiem, przy pomocy którego raz jeszcze Niemcy chcieli pokusić się o zwycięstwo.
Po stronie Koalicji rok 1916 dał znacznie więcej, niż poprzednie lata przykładów uzgodnionych działań armij sojuszniczych. Jednakże uzgodnienie to było dalekiem od tego, czego wymagała wojna, toczona w coraz to większej skali i na coraz większej ilości poszczególnych frontów. W stosunku zaś do Rumunji wykazała Koalicja klasyczny przykład jak najgorszego nieuzgodnienia działań zarówno wojskowych, jak i politycznych. Było oczywistem, że system wspólnego kierownictwa o typie
międzysojuszniczej konferencji w Chantilly w praktyce nie może dać pożądanych i koniecznych rezultatów. Sprawa przeto jednolitego wspólnego kierownictwa ponownie nabrała dla Koalicji niezwykłej aktualności.
Po stronie państw centralnych sprawa jednolitego kierownictwa przedstawiała się o wiele lepiej. Od chwili, kiedy Hindenburg zajął stanowisko szefa niemieckiego sztabu generalnego, Niemcom w praktyce podporządkowali się wszyscy sprzymierzeńcy, co niemal dokładnie pokrywało się z systemem jawnego jednolitego dowództwa. Sprawa ta znacznie pogorszyła się wraz ze śmiercią w końcu tegoż roku sędziwego cesarza Austro-Węgier, Franciszka Józefa I (* 1830 t 1916, panował od 1848 roku!). Młody, ambitny następca jego, cesarz Karol (jako arcyksiążę następca tronu dowodzący siedmiogrodzką grupą armij) ponownie zdołał usamodzielnić Austro-Węgry pod względem wojskowym, co w następstwie fatalnie odbiło się na losach wojny dla państw centralnych.
Charakterystyczną cechą kampanji 1916 roku jest gwałtownie wzrastająca rola techniki w wprowadzeniu wojny, co oczywiście przesądzało osiągnięcie militarnej przewagi przez Koalicję, rozporządzającą olbrzymiemi środkami i zasobami swojego przemysłu. W ciągu tego roku w szybkiem tempie rozwija się zastosowanie gazów bojowych. Pod Verdun i nad Sommą „bitwa sprzętu", zapoczątkowana przez wojnę pozycyjną, osiąga już zdecydowany charakter. Niemcy pod Verdun, a w większej jeszcze mierze Francuzi nad Sommą, po raz pierwszy zastosowują masowo lotnictwo, jako bezpośrednią broń nowoczesnej bitwy. Wreszcie w bitwie nad Sommą Anglicy wprowadzają do walki w dniu 15 września 1916 r. pod Courcelette zupełnie nową broń — czołgi, które po raz pierwszy rzucają do ataku odrazu w liczbie 79 (17 z nich uszkodziła artylerja niemiecka zanim jeszcze rozpoczęły atak, 14 zaś pozostało rozbitych na pclu walki). Poza tem rok 1916 wysunął olbrzymie znaczenie motoryzacji armji, po raz pierwszy zastosowanej na Zachodzie na szeroką skalę.
Rok 1916 stanowi również przełom w prowadzeniu przez Niemców wojny podwodnej. Dotąd Niemcy ze względów politycznych nie decydowali się na prowadzenie bezwzględnej wojny podwodnej. Przebieg kampanji 1916 r. oraz niefortunna próba wyjścia na morze wielkiej floty niemieckiej, zakończona bitwą jutlandzką, ostatecznie przeważyły w Niemczech szalę na rzecz jak najbezwzględniejszej wojny
563
podwodnej, z którą w coraz tragiczniejszych warunkach wojny lądowej łączono nadmierne nadzieje.
Walki pod Verdun, nad Sommą, częściowo zaś i na froncie rosyjskim wykazały całą trudność przełamania frontu pozycyjnego, przejścia od wojny pozycyjnej do wojny manewrowej. Okazało się, że przy nowoczesnych środkach wojny takie przełamanie jest możliwem dopiero wtedy, kiedy poprzedzi je długotrwała, planowa i doprowadzona do końca walka na wyczerpanie wszystkich sił i środków strony
dwoma biegunowo różnemi przykładami nowoczesnej sztuki wojennej : pierwsza — wojny pozycyjnej, druga — wojny manewrowej..
Rok 1916 stanowi przełom, który od korzeni poderwał militarną potęgę państw centralnych i naodwrót, siły wojenne Koalicji doprowadził do kulminacyjnego rozwoju. Był tu rok, który zdecydowanie przesądził o przyszłem zwycięstwie Koalicji. Był to rok, który ostatecznie dowiódł, że wojnę nowoczesną prowadzą nie armje, lecz narody, że o zwycięstwie decyduje nie doskonałość wojskowego przygo-
Rasputin w otoczeniu „wierzących".
broniącej się na umocnionych pozycjach stale-go frontu. Taka walka na wyczerpanie ciągnęła się nad Sommą aż do listopada, kiedy Niemcy ostatecznie wyczerpali tam wszystkie niemal swoje środki walki w celu umożliwienia prowadzenia własnej kolosalnej ofensywy w Rumunji. Był to moment, w którym jeszcze jedno potężne uderzenie wyprowadziłoby armje angielsko-franeuskie poprzez rozwalony front niemiecki na swobodny obszar, dający możność szeroko zakrojonych manewrów. Ale wówczas okazało się, że zarówno Anglicy, jak i Francuzi nie rozporządzają już narazie odpowied-niemi siłami do owocnego zakończenia kolosalnej bitwy nad Sommą. Bitwa na wyczerpanie upuściła zbyt wiele krwi obu stronom walczącym. Tak więc Somma i Rumunja stały się
towania do wojny, lecz zespolony i długotrwały wysiłek fizyczny, moralny, umysłowy i gospodarczy całego narodu, który lata całe swojego życia bez reszty poświęca celom wojny.
Stąd też nowym zupełnie czynnikiem wojny stała się moralna wytrzymałość narodów, jako podstawa ich kolosalnego wysiłku i bezgranicznych ofiar. Znaczenie tego nowego czynnika wojny pierwsi zrozumieli Niemcy. Pod koniec 1916 roku gen. Ludendorff, prawa ręka Hindenburga, organizuje też przy sztabie generalnym nowy specjalny oddział propagandy wojennej. Odtąd paraliżowanie wytrzymałości moralnej narodów wrogich oraz podtrzymywanie moralne własnych staje się jednym -/. koniecznych środków prowadzenia wojny.
Ogólne wyniki wojenne 1916 roku wyka-
564
zały rządom państw centralnych, że właściwie wojna jest już przegrana, że możliwość zwycięstwa leży już w sferze cudów historycznych. To też w grudniu tegoż roku państwa centralne pragną wykorzystać swoje świetne zwycięstwo w Runnmji oraz załamanie się ogólnej ofensywy Koalicji i przerwać wojnę z jak największym dla siebie zyskiem i honorem. Ta chęć zy
sku w obliczu oczywistego już w niedalekiej przyszłości zwycięstwa Koalicji zaprzepaszcza pokojowe zamiai y państw centralnych. Warunki, wysunięte za kuligami wojny przez dyplomację niemiecką, były nie do przyjęcia dla Koalicji, która też przeszia do porządku dziennego nad niefortunnemi pomysłami pokojowe-mi państw centralnych.
565
R o z d z i a ł XXI.
PROKLAMACJA DWÓCH CESARZY Z DN. 5 LISTOPADA 1916 ROKU W SPRAWIE POLSKIEJ.
Rok 1916 był dla sprawy polskiej przełomowym. Twarde konieczności wojny, wbrew nawet intencjom państw wojujących, wysuwały ją od początku wojny na arenę międzynarodową, aż w 1916 roku nabrała ona form zupełnie konkretnych, które w następstwie, drogą ciągłych ewolucyj doprowadziły nietylko do faktycznego, ale i prawnego odrodzenia Państwa Polskiego w traktacie wersalskim.
Wszystkie posunięcia państw zaborczych w sprawie polskiej do roku 1916 miały charakter drobnych „podstępów wojennych", które zmierzały wyłącznie do zapewnienia sobie lojalności, życzliwości, a nawet współdziałania ludności polskiej, na ziemiach której toczyła się wojna. Taki charakter, jak już wiemy, miała na początku wojny słynna odezwa do Polaków wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, rosyjskiego wodza naczelnego. Podobny charakter miały posunięcia austrjacko-niemieckie na początku wojny, których rezultatem było zalegalizowanie samorzutnie powstałych Legjonów Józefa Piłsudskiego i Naczelnego Komitetu Narodowego.
Tylko w Austro-Węgrzech kołatała się głębsza koncepcja polityczna w sprawie polskiej, która pragnęła pozyskać dla korony Habsburgów ziemie polskie b. zaboru rosyjskiego pod postacią takiej lub innej unji dualistycznej, czy trialistycznej (patrz rozdział, poświęcony sprawie polskiej). Ale i ta koncepcją napotykała na nieprzezwyciężone trudności nietylko ze strony imperjalistycznych Niemiec, wierzących w swoje zdecydowane zwycięstwo, ale nawet w ramach cesarstwa naddunaj-skiego.
Dla Niemiec i dla Rosji, dopokąd obaj ci przeciwnicy wierzyli jeszcze w zwycięstwo, nie mogło było istnieć poważniejsze ujęcie sprawy
polskiej, która sprowadzała się jedynie do wykorzystania nastrojów wśród ludności polskiej w czasie wojny, a po wojnie do takich lub innych zdobyczy terytorjalnych.
Stanowisko to radykalnie zmienił przebieg wypadków wojennych w 1916 roku, który ze sprawy polskiej uczynił konieczność, jeden z ważnych czynników wojny.
Paradoksem dziejowym, którego usprawiedliwieniem zresztą był dobrze pojęty interes własny i słabo nawet maskowana perfidja polityczna, stało się to, że inicjatywę w sprawie polskiej podjęły Niemcy, odwieczny i najgroźniejszy wróg polskości.
Inicjatorem wykorzystania sprawy polskiej w Niemczech był ówczesny kanclerz Rzeszy Niemieckiej, Bethmann Hollweg, i jego dwaj zaufani współpracownicy, radca legacyj-ny Rietzler w Berlinie i Mutius wT Warszawie, oraz niezależnie od kanclerza niemiecki wojenny generał-gubernator w Warszawie, Beseler.
Obaj ci inicjatorzy rozumieli od początku już 1916 roku, że wojna, jeśli nawet nie będzie przegrana przez państwa centralne, to w każdym jednak razie nie przyniesie im przewidywanych poprzednio rezultatów.
Kiedy pertraktacje, prowadzone zakuliso-wo z dworem rosyjskim na temat odrębnego pokoju z Rosją, spełzły na niczem, kanclerz Bethmann Hollweg zrozumiał, że sprawa polska, co do której Berlin hamował poprzednio rząd wiedeński, nie stanowi już przeszkody w porozumieniu się z Rosją, skoro cesarz Mikołaj zdecydował wojnę aż do ostatecznego zwycięstwa.
Z drugiej znów strony Bethmann Hollweg nie przewidywał, aby w najlepszym nawet wypadku oręż niemiecki zakończył wojnę w takich warunkach, które umożliwiłyby Niemconr aneks ję większej połaci ziem polskich b. zaboru ro-
566
i
L f e * ? * ^
Piotrogród. Paloc TaurydzkL
syjskiego, a to tembardziej wobec istnienia sprzecznych interesów Austro-Węgier, pragnących w tej lub innej formie przyłączyć do siebie jak największy obszar Polski.
Aby więc zawczasu rozstrzygnąć „faktem dokonanym" sprawę polską z jak największą dla Niemiec korzyścią, Bethmann Hollweg wysunął koncepcję utworzenia już w czasie wojny „buforowego" państwa polskiego z ziem b. zaboru rosyjskiego, okrojonego znacznie na zachodzie na rzecz Niemiec. Według tej koncepcji, owo „buforowe" państwu polskie miało być ściśle uzależnione od Rzeszy Niemieckiej pod względem gospodarczym, wojskowym i polityki zagranicznej. Tak więc Bethmann Hollweg, nie licząc się z możliwością całkowitego i formalnego włączenia większej części Polski do
Niemiec, pragnął uczynić to samo, ale pod płaszczykiem ..buforowej samodzielności", którą zresztą, przy sprzyjających okolicznościach, jak wierzył, możnaby w przyszłości „unieszkodliwić".
Analogiczna koncepcja generał-guberna-tora warszawskiego Beselera wychodziła z założeń czysto wojskowych Doceniając należycie tragiczni1 położenie wojenne Niemiec, pragnął Beseler znaleźć polityczny pretekst do wyzyskania na rzecz Niemiec rezerwuaru ludzkiego I), zaboru rosyjskiego, który w zachodniej części niemal zupełnie był nietknięty mobilizacją rosyjską, a w pozostałych częściach wyzyskany przez Rosjan dość nieznacznie. Dla Beselera maleńkie i uzależnione od Niemiec państewko polskie oznaczało określoną ilość dywizyj świe-
567
żego i doskonałego żołnierza polskiego, który mógłby jeszcze przeważyć szalę zwycięstwa na stronę państw centralnych.
Koncepcja polskiego państwa „buforowego", opartego o Rzeszę Niemiecką przez dłuższy czas nie dała się zrealizować, pomimo zabiegów w tym kierunku kanclerza, oraz Bese-lera, który rozsyłał swoje memorjały do cesarza Wilhelma, do szefa sztabu generalnego Fal-kenhayna i do wszystkich wpływowych osobistości.
W Niemczech zabiegi te rozbijały się z dwóch przyczyn. Sfery wojskowe, które miały wówczas decydujący głos w polityce niemieckiej, po pierwsze ze względów imperialistycznych i nacjonalistycznych nawet słyszeć nie chciały o samym wyrazie „niepodległość" w stosunku do Polaków, po drugie zaś nie chciały utrudniać sobie zabiegów o pokój odrębny z Rosją, w co jeszcze wierzyły w pierwszej połowie 1916 reku i czego najgoręcej' pragnęły, aby tern umożliwić sobie zwycięstwo na Zachodzie nad głównymi przeciwnikami Niemiec.
Z drugiej znów strony Austro-Węgry przeciwstawiały swoją własną koncepcję, reprezentowaną przez ministra spraw zagranicznych Burjana, a która polegała na włączeniu w tej lub innej formie ziem polskich do monar-chji habsburgskiej wzamian za ustąpienie Niemcom uprzemysłowionej, zachodniej części Królestwa Polskiego wraz z Suwalszczyzną.
Latem 1916 r. koncepcja kanclerza Beth-manna Hollwega nabrała nowych widoków powodzenia.
Dotychczasowy przebieg kampanji począł w niemieckich sferach wojskowych szerzyć nastrój pesymistyczny co do ostatecznych wyników wojny. Straszliwa wojna na wyczerpanie, zapoczątkowana przez Koalicję, rozwiała miraż zwycięstwa niemieckiego. Fachowcy wojskowi poczęli rozumieć, że przy posiadanych przez państwa centralne zasobach ludzkich i materjalnych, które były już bliskie całkowitego wyczerpania, los wojny jest już przesądzony na korzyść Koalicji. Należało więc za wszelką cenę przedewszystkiem znaleźć świeżych ludzi, świeży żer dla armat, co obiecywała bethmannowska koncepcja polska.
Dowódca frontu wschodniego Hindenbm-g wraz ze swoim współpracownikiem Ludendorf-fem, zyskujący sobie coraz większą popularność w społeczeństwie i mir w sferach decydujących, pomimo całej swojej „rasowej" awersji do polskości i sprawy polskiej, ze względu na możliwość wykorzystania polskiego rezerwuaru
świeżych sił ludzkich, gorąco poparli koncepcję kanclerza i Beselera. Zwolennik paktowania z Rosją i bezwzględny przeciwnik koncepcji kanclerza, dotychczasowy szef sztabu generalnego Falkenhayn, nie wchodził w rachubę, ze względu na jego zdecydowaną już dymisję z tego stanowiska, które miał objąć Hindenburg. Tak oto niepowodzenia wojenne nietylko skłoniły sfery wojskowe do pogodzenia się z koncepcją Bethmanna Hollwega, ale nawet kazały im odtąd wziąć inicjatywę w sprawie polskiej w swoje ręce.
Również niepowodzenia wojenne skłoniły rząd austrjacko-węgierski do większej, niż przedtem ustępliwości politycznej w stosunku do Niemiec. Austro-Węgry nie mogły stawiać zbyt wygórowanych i ambitnych wymagań sojusznikowi, który świeżo uratował monarchic naddunajską od straszliwej klęski w czasie rosyjskiej ofensywy Brusiłowa.
W dniach 11 i 12 sierpnia 1916 roku kanclerz Bethmann Hollweg wraz z niemieckim sekretarzem stanu spraw zagranicznych Jago-wem przy okazji rewizyty austrjacko-węgier-skiego ministra spraw zagranicznych Burjana w Wiedniu przeprowadzili decydujące pertraktacje w sprawie polskiej.
Bethmann Hollweg wysunął następujące postulaty: Obaj cesarze, to znaczy Wilhelm niemiecki i Franciszek Józef austriacko-węgierski, możliwie jak najprędzej opublikują proklamację, powołującą do życia Królestwo Polskie z dziedziczną monarchją, przyczem samo ukonstytuowanie państwa odłożone będzie do czasu późniejszego, po ukończeniu wojny, podczas której Polska pozostanie terenem okupacyjnym lub etapowym. Niektóre, ale tylko bezwzględnie konieczne części Królestwa będą odłączone od nowego państwa do Niemiec dla militarnego zabezpieczenia ich granicy oraz cała gubernja suwalska. Administrację wewnętrzną pozostawi się nowemu państwu polskiemu. Pod względem zagraniczno-politycznym przyłączy się Polska do przymierza obu cesarstw z tern jednak, że Polska pozbawiona będzie własnej samodzielnej polityki zagranicznej (był to najistotniejszy postulat Niemiec, pozwalający na powołanie dywizyj ]X)lskich na rzecz państw centralnych). Naczelne dowództwo i inspekcj'a armji polskiej spoczywać będzie w rękach Niemiec. Państwo polskie będzie włączone do niemieckiego obszaru celnego, a więc zespoli się z Niemcami gospodarczo. A wreszcie — postulat bardzo ważny — żadnej części dotychczasowych posiadłości polskich obu
568
cesarstw nie odda się nowemu państwu polskiemu.
Minister Burjan w imieniu rządu austrjac-ko-węgierskiego zaakceptował plan Bethmanna Hollwega, ale ze swojej strony wysunął następujące postulaty, a mianowicie zastrzeżenie również Austro-Węgrom ze względów wojskowych ,,poprawki" dawnej granicy z Królestwem Polskiem, na co Bethmann Hollweg się zgodził, przyłączenie do nowego państwa polskiego jak największych obszarów na wschodzie, na co kanclerz w zasadzie zgodził się, warunkując jednak ten postulat jego csiągalno-ścią w pokoju z Rosją, a wreszcie równorzęd-ność uprawnień gospodarczych Niemiec i Au-stro-Węgier w nowem państwie polskiem, które posiadałoby własny obszar celny, wobec którego to postulatu Bethmann Hollweg zaproponował zbadanie tej sprawy przez rzeczoznawców. Wreszcie w dyskusji pomiędzy przedstawicielami obu mocarstw przewidziano przejecie kolei żelaznych w Polsce przez towarzystwo akcyjne niemiecko-austrjacko-węgierskie.
Oczywiście w tern ujęciu nowe państwo polskie nabrałoby w'ybitnych cech protektoratu niemieckiego, o co właśnie chodziło kanclerzowi Niemiec. Zgodnie z tern Niemcy poczęły się domagać przekazania im Legjonów polskich. Formalnie przekazanie Legjonów polskich generał-gubernatorowi Beselerowi, jako organizatorowi wojska polskiego, nastąpiło w kwietniu 1917 roku już po dymisji komendanta Józefa Piłsudskiego.
O wynikach konferencji wiedeńskiej natychmiast poinformowano Hindenburga, który tegoż jeszcze miesiąca objął szefostwo sztabu generalnego, to znaczy faktycznie naczelne dowództwo państw centralnych.
Pomimo jednak konferencji wiedeńskiej Bethmann Hollweg, będąc sam inicjatorem proklamowania państwa polskiego, przez długi czas zwlekał z realizacją własnej koncepcji, pomimo ciągłego przynaglania ze strony dowództwa naczelnego, które nie chciało tracie drogiego czasu, potrzebnego do sformowania armji polskiej, która miała wziąć udział już w ofensywie wiosennej państw centralnych. Zwłoka kanclerza wywołana była nowemi nadziejami, którym dał się uwieść, na możliwość zawarcia z Rosją odrębnego pokoju. Nie chciał przeto drażnić Rosjan w tym momencie.
Na początku października Hincienburg zgadzał się czekać jeszcze na proklamację parę tygodni, ale zalecał równocześnie prowadzić dalsze pertraktacje z rządem austrjacko-wę-
gierskim, „w przeciwnym bowiem razie straci się znowu kilka tygodni, posiadających wartość dla wojskowego wyzyskania ludu polskiego, co może dla wyniku wojny mieć ciężkie konsekwencje".
W swoich pamiętnikach „Aus meinem Leben" Hindenburg przyznaje się, że od chwili objęcia szefostwa sztabu generalnego nalegał wraz z Ludendorffem i Beselerem na jak najszybsze wykonanie układu wiedeńskiego, ażeby „można było do początku walk przyszłej wiosny użyć w pierwszej frontowej linji, jako tako wyćwiczonego wojska", powołanego pod broń przez nowe państwo polskie. Dla Hindenburga potrzeba świeżego materjału ludzkiego dominowała nad wszystkiemi innemi względami, naw7et nad jego własnym imperjalizmem. Zresztą lekceważąco i bez skrupułów pocieszał się, że „zwycięskie" — przy pomocy polskiego żołnierza — „Niemcy mogłyby się potem, po zawarciu pokoju, załatwić z postawioną sprawą polską".
W dniu 18 października w siedzibie niemieckiego dowództwa naczelnego w Pszczynie zebrała się konferencja czynników wojskowych i politycznych Niemiec i Austro-Węgier. Hindenburg i Ludendorff nalegali tam „z największą energją na natychmiastowe ogłoszenie proklamacji w celu przeprowadzenia w Królestwie Polskiem werbunku. Austrjacko-węgierski szef sztabu generalnego Conrad von Hötzendorff przestrzegał pesymistycznie i to bardzo usilnie przed złudzeniem, że uda się Polaków pociągnąć do walczenia po stronie armij państw centralnych, ale ze stanowczym optymizmem wystąpił w obronie projektu generał-gubernator Beseler, przyobiecując niemieckiemu naczelnemu dowództwu na kwiecień roku 1917 cztery do pięciu dywizyj polskich, gotowych do boju, a później więcej. Domagał się w tym celu dwóch rzeczy: "bezzwłocznego wydania proklamacji i zniesienia podziału Królestwa na dwie okupacje przez przyłączenie austrjackiego ge-nerał-gubernatorstwa lubelskiego do niemieckiego generał-gubernatorstwa warszawskiego.
Ponieważ do tego czasu ostatecznie rozwiały się nadzieje porozumienia z Rosją, przeto kanclerz Bethmann Hollweg zgodził się na konferencji tej na niezwłoczne wykonanie swoich projektów.
W dniu 5 listopada 1916 roku równocześnie ogłoszono proklamację dwóch cesarzy w Warszawie i w Lublinie.
W Warszawie ogłoszenie proklamacji odbyło się w sposób uroczysty w samo południe
569
na zamku królewskim. Po przemówieniu wstęp-nem, generał-gubernator Beseler odczytał po niemiecku tekst proklamacji, następnie zaś tłumaczenie polskie odczyta! porucznik hr. Hütten - Czapski, z pochodzenia Polak. Ze strony zaproszonych na tę uroczystość przedstawicieli społeczeństwa polskiego w odpowiedzi przemawiał rektor Brudziński, gorący aktywista, to znaczy zwolennik wykorzystania mocarstw centralnych dla sprawy polskiej.
W Lublinie w sposób równie uroczysty tekst proklamacji po niemiecku odczytał au-strjaeko-węgierski generał-gubernator Kuk, po polsku zaś szef administracji cywilnej Madejski. W imieniu Polaków przemawiał Jan Stecki, również aktywista.
Demonstracje uliczni za wojną „aż do zwycięstwa".
Proklamacja państw centralnych, ogłoszona przez Beselera, brzmiała:
„Do mieszkańców warszawskiego Generał-Gubernatorstwa !
„Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkiemi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz -J^) Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrji i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchją i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się. Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonemi mocarstwami rękojmię, potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armji nadal żyć
będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych towarzyszy broni w wielkiej obecnej wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnem porozumieniu.
„Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należny wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niezłomną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego.
„Wielkie zaś, od zachodu z Kólestwem Pol-skiem sąsiadujące mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie wolnego, szczęśliwego i własnem narodowem życiem cieszącego się państwa.
„Z najwyższego rozkazu Jego Cesarskiej Mości Cesarza Niemieckiego".
(—) Generał-gubernator v. Beseler".
Proklamacja, odczytana w Lublinie, miała analogiczną treść.
Uzupełnieniem niejako proklamacji dwóch cesarzy było ze strony Austro-Węgier odręczne pismo cesarza Franciszka Józefa do austrjac-kiego premjera Dr. Körbera z dnia 4 listopada 1916 r., w którem cesarz stwierdził, że jest jego wolą, aby w chwili, kiedy powstaje państwo polskie, ,-iiadać równolegle z tym rozwojem także krajowi Galicji prawo samodzielnego urządzenia swoich spraw krajowych aż do pełnej miary tego, co się zgadza z jego przynależnością do całości państwowej i z jej pomyślnością". Oznaczało to rozszerzenie autonomji Galicji w ramach monarchji austrjacko-węgier-skiej. Krok ten wywołany był ze strony Austro-Węgier koniecznością złagodzenia tego ujemnego wrażenia, jakie proklamacja musiała wywrzeć wśród licznych Polaków zwolenników rozwiązania sprawy polskiej wyłącznie w związku z Austro-Węgrami, a dla których powstający protektorat niemiecki nad Królestwem Polskiem niemal całkowicie przekreślał ich dotychczasowe nadzieje.
W dniu 9 listopada, co świadczy o pośpiechu niemieckiego dowództwa, generał-guberna-torowie Beseler i Kuk ogłosili odezwę do ludności Królestwa, wzywającą do tworzenia armji do walki z Rosją. W odezwie tej oświadczali, że państwa centralne ze względu na toczącą się wojnę chwilowo zatrzymują administrację nowego państwa polskiego w swoich rękach, ale że są gotowi dać Polakom „już teraz, stopniowo, te urządzenia państwowe, które mają poręczyć ti"wało ugruntowanie, ukształtowanie
570
i bezpieczeństwo państwa" — „przedewszyst-kiem zaś wojsko polskie". — „Stańcie więc przy nas, jako ochotnicy, i pomóżcie nam uwieńczyć zwycięstwo nasze nad waszym prześladowcą!".
W dniu 12 listopada wydal już Beseler szczegółowe rozporządzenie, dotyczące przepisów o dobrowolnem wstępowaniu do armji polskiej. Przewidział w tern rozporządzeniu mundury i sztandary z polskiemi odznakami naro-dowemi, zastrzegał jednak, że armja polska, ażeby mieć „zapewnione na zasadach prawa międzynarodowego stanowisko wojska państwa wojującego, musi być tymczasowo przyłączona do wojska niemieckiego pod względem naczelnego kierownictwa i ustosunkowania prawnego".
Rdzeń nowej armji polskiej miały stanowić dotychczasowe Legjony polskie (korpus posiłkowy), które miano przekazać z pod dowództwa austrjacko-węgierskiego dowództwu niemieckiemu.
Jakkolwiek Niemcy od początku wojny odnosili się do iegjonów polskich z wyraźną niechęcią za ich orjentację filoaustrjacką, a. raczej
przeczuwając w nich zupełnie niezależny duch polskiej siły zbrojnej — teraz, ze względu na dobro rozpoczętej akcji werbunkowej, poczęli Niemcy wprost kokietować legjonistów, usiłując uczynić z nich przynętę dla społeczeństwa polskiego. W tym też celu do szeregu miast w królestwie sprowadzono legjony z Baranowicz, do akcji zaś werbunkowej starano się użyć oficerów i podoficerów legjonowych.
Jednakże wojskowe nadzieje zawiodły Niemców całkowicie. Z właściwą sobie gruboskórnością nazbyt przejrzyście obnażyli Niemcy swoje istotne cele proklamowania Królestwa Polskiego. Społeczeństwo polskie bynajmniej nie pragnęło dostarczyć Niemcom obfitego żeru dla armat koalicyjnych wzamian za więcej niż iluzoryczną samodzielność okrojonego państewka buforowego. Zdrowy instynkt narodowy zbyt był silnym zarówno w legjonach polskich, jak i w całem społeczeństwie. Niemiecki werbunek zawiódł całkowicie. Zamiast pięciu czy sześciu dywizyj, o których marzył Beseler — do końca listopada stawiło się zaledwie kilkuset ochotników.
Rzeczywisty rezultat listopadowej prokla-
"F
Piotrogród. Demonstracje wolnościowe przed pomnikiem cesarza Aleksandra III.
571
macji cesarzy Niemiec i Austro-Węgier był zupełnie inny od zamierzonego przez jej autorów. Rezultatem tym było znakomite i doniosłe uwypuklenie międzynarodowego charakteru sprawy polskiej i uświadomienie jej politykom europejskim, podczas, kiedy państwa centralne sprawę polską pragnęły załatwić w analogiczny do Rosji sposób, to znaczy, traktując zagadnienie polskie, jako swoją wyłączną własność.
Jednostronne rozstrzygnięcie losu ziem polskich b. zaboru rosyjskiego oraz akcja werbunkowa na obszarze okupowanym w czasie wojny było wyraźnie niezgodne z przepisami konwencji międzynarodowej w Hadze, co też zelektryzowało opinję publiczną w państwach Koalicji przeciwniemieckiej, tern samem poruszając z martwoty sprawę polską.
Proklamacja przeto listopadowa, jakkolwiek sama w sobie nie była obowiązująca z punktu widzenia prawa międzynarodowego i zmierzała do zgoła innych celów — w rzeczywistości uczyniła dla sprawy polskiej bardzo wiele, wyciągając ją na arenę międzynarodową z tego zapomnianego już przez wszystkich lamusa historycznego, w którym dotąd solidarnie jej strzegły rządy wszystkich trzech państw zaborczych, Niemiec, Rosji i Austro-Węgier.
Proklamację w sprawie polskiej notyfikowały mocarstwa centralne państwom neutral
nym, co bardziej jeszcze podkreśliło jej międzynarodowy charakter, і іі і to na celu zaangażowanie stolicy Apostolskiej w tej sprawie, co, wobec znacznych wpływów katolicyzmu w Polsce, zwiększyłoby szanse pomyślnego rozwoju akcji werbunkowej. Jednakże dyplomacja watykańska posiadała zbyt wiele doświadczenia i rutyny politycznej, aby się była pozwoliła zaangażować w tej sprawie na korzyść państw centralnych. To też na notę niemiecką sekretarz stanu Kardynał Gaspari odpowiedział w dniu 7 listopada jedynie ogólnikowo, że „stolica święta będzie zawsze gotowa do udzielenia poparcia urzeczywistnieniu uprawnionych żądań Polaków, jak również do obrony ich interesów religijnych".
Oświadczenie to bardziej jeszcze popchnęło sprawę polską na tory polityki międzynarodowej.
Dalszy zawrotny przebieg wypadków wojny światowej sprawę polską, raz wypuszczoną na arenę międzynarodową, wynosił do coraz większego znaczenia, aż zakończył ją cały świat powojenny wiążącemi postanowieniami Traktatu Wersalskiego. Ale tego wyniku ostatecznego, oczywiście, najmniej spodziewali się Niemcy i sam kanclerz Bethman Hollweg, nie wierzący nigdy w potęgę sprawiedliwości dziejowej.
572
R o z d z i a ł XXII.
OGÓLNE POŁOŻENIE PAŃSTW WOJUJĄCYCH NA WIOSNĘ 1917 ROKU.
Zima 1916 — 1917 roku była okresem krytycznym dla militarnej potęgi Niemiec. Jakkolwiek Niemcy w wyniku ostatniej kam-panji utrzymały w swoich rękach ogromne zdobycze terytorjalne, które nawet zdołały rozszerzyć kosztem Rumunji, jakkolwiek liczne fronty państw centralnych wytrzymały jeszcze tym razem napór ogólnej ofensywy Koalicji — jednakże zima minęła w Niemczech pod znakiem powszechnego przemęczenia wojną i coraz wyraźniejszego zaniku wiary w zwycięstwo, co paraliżowało dotychczas niezwyciężonego ducha wojennego narodu niemieckiego.
Wojna wycisnęła już była z narodu niemieckiego wszystkie zasoby ludzkie. Pod broń powołano już wszystkie roczniki od 15 do 45 włącznie. Dowództwo naczelne domagało się dalszego powołania ogólnego pospolitego ruszenia mężczyzn od 15 do 60 roku życia, na co jednak nie zgadzały się czynniki polityczne. To też w obliczu przewidywanej ofensywy Koalicji Niemcy zdołały wystawić do wiosny 1917 roku zaledwie 13 świeżych dywizyj i to kosztem znacznego osłabienia kadrów armji oraz kontyngentu uzupełnień. Fiasco werbunku polskiej armji, którą w przewidywaniu obliczali Niemcy na pięć do sześciu dywizyj, tembardziej uwypuklało grozę położenia wojennego Niemiec. Przewagę armij koalicyjnych obliczano już w stosunku do armij państw centralnych na 40%.
Społeczeństwo niemieckie było już pozbawione niemal wszystkich swoich sił żywotnych. Każdy zdrowy Niemiec od młodziutkiego chłopca do starca, jeśli nie walczył na froncie — pracował wewnątrz kraju wyłącznie dla wojny. Wojna na wyczerpanie, na której Koalicja opierała swoje nadzieje, szerzyła w społeczeństwie niemieckiem znużenie i zniechęcenie, któ
re dopełniała straszliwa groza pól bitew nad Sommą i pod Verdun.
Najgroźniej przedstawiały się mnożące się szybko objawy rozkładu moralnego na tyłach, wewnątrz Niemiec. Blokada coraz to ściślejsza doprowadzała całe społeczeństwo do stanu chronicznego wygłodzenia. Życie gospodarcze wypaczało się dla celów wojny, działając coraz mniej sprawnie. Odporność psychiczna narodu niemieckiego, tak zdumiewająca w pierwszych latach wojny, powoli wyczerpywała się. Wzrastała dezercja i świadome uchylanie się od służby frontowej. Wzrastała liczba tak zwanych „dekowników".
Równocześnie głód, ponoszone ofiary, straszliwa groza wojny i beznadziejność toczącej się wojny szerzyły w społeczeństwie niemieckiem brutalną chęć użycia za wszelką cenę. W zastraszający sposób poczęła się panoszyć w kraju lichwa wojenna, owo osławione „pas-karstwo", wszelkiego rodzaju nadużycia, bogacenie się na koszt państwa. Moralność społeczna powoli głuchła na te objawy rozkładu i zguby. A na tle tych zjawisk powoli rozprzę-gała się narodowa jedność niemiecka pierwszych lat wojny. Wzrastały antagonizmy pomiędzy poszczególnemi warstwami społeczne-mi, a w związku z tern zaostrzała się przytłumiona dotąd przez wojnę walka partyjna.
Coraz groźniej zimą 1917 roku zaznaczały się braki w ogólnem kierownictwie wojny. Czynniki polityczne i wojskowe stawały się sobie coraz bardziej obce. Różniono się w poglądach na sposób prowadzenia wojny i na zasadnicze nawet jej cele. Pomiędzy kanclerzem Rzeszy Niemieckiej Bethmannem Holwegiem, któremu z prawa należało się zasadnicze wytyczanie kierunków prowadzenia wojny w zależności od położenia politycznego, a dowództwem
573
naczelnem w osobach Hindenburga i Luden -dorffa przychodziło do ciągłych tarć i nieporozumień.
Począwszy od końca 1916 roku najenergi-czniejszym bodźcem w coraz gorzej funkcjonującej maszynie państwowej stał się Luden dorff, człowiek „żelaznej woli". Zrealizował on tak zwany „program Hindenburga'', mający na celu usprawnienie wojennej produkcji przemysłowej, aby jako tako wyrównać coraz większą przewagę Koalicji w sprzęcie bojowym, amunicji i środkach technicznych.
Nie obeszło się jednak bez wielkich i doniosłych w skutkach ofiar. Z oddziałów frontowych trzeba było odkomenderować z powrotem do przemysłu 125.000 wykwalifikowanych
Demonstracje uliczne za wojną „aż do zwycięstwa".
robotników. Poza tern zapewniono olbrzymie zyski przedsiębiorstwom prywatnym i wysokie zarobki robotnikom. To szafowanie pieniędzmi państwowemi osiągnęło wprawdzie doraźne korzyści wojenne, ale poderwało sławną przed wojną niemiecką uczciwość handlową, szerząc powszechną demoralizację i chęć użycia. Nad całem życiem na tyłach rozpostarł swoje drapieżne szpony rosnący w potęgę wojenny „paskarz". Przeciwko „paskarzom" wzrastało w kraju niezadowolenie społeczeństwa, które w masie swojej opanowane zostało chęcią szybkiego wzbogacenia się i użycia. Na froncie zaś szerzyło się i ozgoryczenie i nienawiść do tych wszystkich, którzy, dekując się na tyłach, bogacili się, tworząc nową klasę posiadającą i szeroko żyjącą.
Szczególnym ciężarem dla Niemiec stały się Austro-Węgry, które od śmierci swojego sędzi
wego cesarza Franciszka Józefa w dniu 21 listopada 1916 roku — same podobne do półtru-pa — wymagały ze strony swojego niemieckiego sprzymierzeńca nadludzkich wprost wysiłków w celu ich podtrzymania zarówno pod względem wojskowym, jak i gospodarczym oraz politycznym. W dodatku wewnętrzne stosunki, panujące w Austro-Węgrzech, zatruwały całą atmosferę wojenną państw centralnych. W Czechach separatyzm i sabotaż osiągnęły nieznane wprost w dziejach rozmiary, rozsadzając nietylko armję austrjacką, ale i całą maszynę państwową, systematycznie hamowaną i psutą w najdrobniejszych nawet kółeczkach. Państwowość austrjacko-węgierskiej monar-chji chwiała się i trzeszczała, lada chwila grożąc katastrofą. Nadużycia, korupcja, sabotaż, nieudolność lub lekkomyślność stały się zjawiskami powszechnemi. Smutne resztki armji austrjacko-węgierskiej powoli dopalały się w tym ogniu wewnętrznym, który trawił całą monarch ję Habsburgów.
Młody cesarz Karol, ambitny, ale bez dostatecznego przygotowania do swojej niezmiernie ciężkiej i odpowiedzialnej roli, rozumiał, że korona jego chwieje się, a państwo lada chwila grozi katastrofalnem runięciem pod względem militarnym i rozsprzężeniem się pod względem politycznym. Za wszelką cenę pragnął obdarzyć swoje skołatane państwo błogosławionym pokojem, który uratowałby jego koronę. Prze-dewszystkiem więc dążył do usamodzielnienia się od Niemiec, rozumiejąc, że, dopóki trzymają one w swoich rękach Austro-Węgry, nie dopuszczą do wycofania się ich z wojny, chociażby prowadząc je na oczywistą zgubę. Bowiem dla Niemiec wycofanie się Austro-Węgier byłoby równoznaczne z własną klęską wojenną. A Niemcy znacznie mniej od Austro-Węgier, a ściślej od Habsburgów mogły były liczyć na wzgląd zwycięskiej Koalicji.
Cesarz Karol przedewszystkiem otoczył się nowymi ludźmi, niezaangażowanymi zbytnio w stosunki i przyjaźń z Niemcami. Dotychczasowy wódz naczelny arcyksiążę Fryderyk, zresztą nigdy nie odgrywający poważniejszej roli przy swoim szefie sztabu Conradzie von Hoe-tzendorffie, został odwołany. Cesarz sam stanął na czele armji, poczem Conrada pozbawiono szefostwa sztabu, powierzając mu dowództwo frontu tyrolskiego. Ustąpienie Conrada było faktem o doniosłem znaczeniu, gdyż generał ten był najbardziej wpływową osobistością w Austro-Węgrzech i faktycznym acz niefortunnym kierownikiem wojny. Tak czy inaczej
574
wybitną osobistość Conrada zamieniono na skromną i słabą osobę generała von Arz, który był wprawdzie zdolnym i szczęśliwym dowódz-cą frontowym, ale nie posiadał dostatecznej energji i ambicji na stanowisko, opróżnione po Conradzie. To też wkrótce stanowisko szefa sztabu generalnego straciło wszelkie znaczenie, a sam cesarz objął faktyczne kierownictwo ar-mji, Generał von Arz zadowolił się skromną rolą doradcy i sługi swojego monarchy.
Odtąd zasadzie jednolitego dowództwa w państwach centralnych został zadany dotkliwy cios. Hindenburg łatwo mógł podporządkować swoim koncepcjom niefortunnego kolegę austrjackiego, którego musiał ciągle ratować, a który zadawalał się decydującą swoją rolą wewnątrz Austro-Węgier. W najgorszym razie Hindenburgowi przysługiwało odwoływanie się do rządu i samego cesarza Austro-Węgier, a nawet pośrednictwo cesarza Wilhelma, Wobec oporu wodza—cesarza przeważnie był Hindenburg bezsilnym.
W zupełnie innem położeniu znajdowały się państwa Koalicji przeciwniemieckiej. Pod względem politycznym wielkim sukcesem Koalicji było zapewnienie sobie materjalnej pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych A. P., których życie gospodarcze w znacznej mierze cierpiało z racji przedłużającej się wojny wogóle, w szczególności zaś wojny podwodnej, które więc zainteresowane były w tern, aby Koalicja jak najprędzej zakończyła wojnę zwycięstwem. Pomoc materjalna ze strony Stanów Zjednoczonych łącznie z olbrzymim własnym wysiłkiem gospodarczym Francji i Anglji osiągnęły już były znakomite rezultaty, wyrażające się w coraz widoczniejszej przewadze technicznej i materjalnej armij koalicyjnych na Zachodzie w stosunku do armij państw centralnych. Również kolosalny rezerwuar ludzki Koalicji pozwolił jej osiągnąć i utrwalić nieznaczną przewagę liczebną nad przeciwnikiem, którego siły wyczerpywały się w coraz szybszem tempie.
Nawet armja rosyjska, jakkolwiek toczona już od wewnątrz gangreną rewolucyjną, osiągnęła była w tym czasie swój maksymalny rozwój zarówno pod względem liczebnym, jak i pod względem materjalnego wyposażenia wojska. Szeroka współpraca rosyjskich organiza-cyj społecznych oraz sojuszników zachodnich pozwoliły ministerstwu wojny przezwyciężyć jako tako ten groźny kryzys materjalny, jaki
armja rosyjska przeżywała w ciągu dwóch pierwszych kampanji wojennych. Na przełomie lat 1916 i 1917 własna produkcja wojenna Rosji osiągnęła swoje maksimum. Począwszy od kwietnia 1917 r. produkcja ta załamuje się, poczem w coraz szybszem tempie obniża się.
Jednakże pod powloką zewnętrznej pomyślności mnożyły się w armji rosyjskiej groźne objawy gangreny moralnej, która powoli ogarniała społeczeństwo i wojsko. Maszyna państwowa Rosji, jakkolwiek posiadała więcej, niż kiedykolwiek podczas wojny materjałów pędnych, pomimo wszystko działała coraz gorzej, powodując coraz częstsze i coraz groźniejsze zgrzyty. Klasycznym objawem rozkładu organizmu państwowego była coraz większa dezorganizacja środków komunikacyjnych, która nie pozwalała na sprawne zaopatrywanie wojska na froncie, jakkolwiek na tyłach zgromadzono gigantyczne zapasy. Tak naprzykład na początku lutego 1917 r. zapasy aprowizacyjne frontu północnego obliczano zaledwie na dwudniowe zapotrzebowanie, co w każdej chwili groziło katastrofą w razie dalszego pogarszania się stosunków komunikacyjnych.
Rozprzęgała się również owa słynna dyscyplina wojska rosyjskiego. Mnożyły się w zastraszający sposób objawy dezercji, nieposłuszeństwa, nawet lokalnych buntów żołnierskich (jak naprzykład w 3. armji), narazie krwawo uśmierzane w zarodku. Żołnierz, masowo odrywany od swoich pokojowych warsztatów pracy, źle wyszkolony i słabo związany z tradycją armji pokojowej, źle odziany, często głodny, marnujący swoje siły i zdrowie w beznadziejnej wojnie pozycyjnej — coraz częściej uświadamiał sobie, że winę tego ponosi ustrój, który nie potrafił zorganizować na potrzeby swojej armji kolosalnych bogactw olbrzymiego państwa.
Podziemna agitacja rewolucyjna ogarnęła już była całą armję. Wojsko z najwyższą uwagą śledziło bieg wypadków politycznych wewnątrz kraju. Wśród mas żołnierskich coraz większe żniwo zbierała propaganda radykalnie rewolucyjna, natomiast oficerstwo młodsze, składające się już niemal wyłącznie z rezerwistów i oficerów produkcji wojennej, w coraz większym stopniu ulegało wpływom umiarkowanych prądów rewolucyjno-patrjotycznych.
Wszystko to osłabiało wartość bojową armji rosyjskiej, nai*azie jednak było na tyle zjawiskiem podziemnem, że dowództwo naczelne nie liczyło się z niem w swoich planach wojen-
575
nych na najbliższą kampanję letnią. Byl to fatalny błąd, który straszliwie zemścił się na nieudolnym i lekkomyślnym caracie.
Zimą 1916/17 roku, kiedy opracowywano ogólne plany najbliższej kampanji, w łonie Koalicji nastąpił szereg zmian na najwyższych stanowiskach kierowniczych, co oczywiście odbiło się ujemnie na całokształcie tych planów i na ich późniejszem wykonaniu.
We Francji w związku z katastrofą Rumun ji nastąpiła najpierw rekonstrukcja, a następnie upadek rządu Briand'a, po którym ster państwa objął Ribot. Równocześnie niemal intrygi polityczne spowodowały ustąpienie generała Joffre'a ze stanowiska wodza naczelnego. Następcą jesjo został generał Robert Nivelle (* 1854 11924), obrońca Verdun. Generał Nivelle nie uzyskał jednak szerokich kompetencyj swojego poprzednika i zakres jego władzy ponownie ograniczył się na stanowisku wodza naczelnego tylko do wojsk, walczących we Francji. Dzięki temu ogólne kierownictwo wojną znów, jak to było w pierwszym okresie wojny, przeszło w ręce ministra spraw wojskowych, który stanowił czynnik wyłącznie polityczny i ulegający z natury rzeczy wpływom politycznym.
W Anglji utworzono pod przewodnictwem Lloyd - George'a, który w latach 1916 — 1922 piastował stanowisko premjera, specjalny Komitet Wojny, składający się z premjera oraz ministrów: wojny, marynarki, skarbu i uzbrojenia. Komitet ten odegrał rolę, jakgdyby, dy-rektorjatu, stanowiącego najwyższą władzę kierowniczą w sprawach prowadzenia wojny.
Ogólne dyrektywy strategiczne po dawnemu opracowywała stała międzysojusznicza konferencji w Chantilly.
Plan Koalicji kampanji 1917 roku, ogólnie biorąc, sprowadzał się do tego, aby, w pełni wyzyskując swoją liczebną i materjalną przewagę, nadać kampanji charakter decydującej rozgrywki.
Na konferencji w Chantilly w dniach 15 i 16 listopada 1916 roku zdecydowano rozpocząć na wszystkich frontach równocześnie wielką ofensywę już w początkach 1917 roku, aby tym razem nie dać sobie wyrwać z rąk inicjatywy, co mogłoby nastąpić, gdyby ofensywę odłożono do wiosny, to znaczy do czasu, kiedy Niemcy mieli ukończyć formowanie swoich ostatnich 13 nowych dywizyj.
Plany koalicyjne rozdzielały kampanję 1917 roku na dwa etapy: 1) zimowy, kiedy na wszystkich frontach sprzymierzeni mieli pro
wadzić bez przerwy drobne lokalne natarcia, które miały przeciwnika zmęczyć, zdemoralizować i nie pozwolić mu na wydzielenie dostatecznych odwodów na kampanję letnią i 2) letni, kiedy na wszystkich frontach równocześnie miało być wykonane miażdżące natarcie decydujące.
W przededniu kampanji 1917 r. sfery kierownicze Niemiec należycie oceniały tragiczne położenie wojskowe i gospodarcze państw centralnych. Jedyny jeszcze ratunek widziały w prowadzeniu bezwzględnej wojny łodziami podwodnemi, co, jak wierzono w Niemczech, miało zniechęcić do wojny Anglję, odgrywającą rolę najenergiczniejszego bodźca wojennego po stronie Koalicji.
Jednakże bezwzględna wojna podwodna, o której Niemcy przemyśliwali od 1915 roku, narazie prowadząc ją mniej lub więcej ostrożnie i chwiejnie, posiadała tę stronę ujemną, że łatwo mogła była sprowokować państwa dotychczas neutralne, wywołać entuzjastyczne oburzenie po stronie Koalicji, tern samem zaś w łonie państw centralnych mogła była spowodować ostateczne rozgoryczenie społeczeństw, nie wierzących już w celowość dalszego prowadzenia wojny.
Aby więc uniknąć tych ujemnych skutków, Niemcy, same nie wierząc w swój krok, postanowiły wystąpić z obłudnemi propozycjami po-kojowemi, których oczywiste odrzucenie przez Koalicję miało niejako usprawiedliwić rozpoczęcie następnie nieograniczonej wojny podwodnej zarówno przed światem, jak i własnemi narodami.
W dniu 12 grudnia 1916 r. państwa centralne, jako czwórprzymierze Niemiec, Austro-Węgier, Turcji i Bułgarji, wystąpiły z propozycją wszczęcia rokowań pokojowych. Przy ów-czesnem położeniu wojennem, kiedy armje państw centralnych nie były jeszcze ostatecznie rozbite i okupowały olbrzymie obszary zdobytych ziem państw koalicyjnych — przyjęcie propozycyj niemieckich, postawionych w sposób równocześnie perfidny i pełen buty, oznaczałoby nie co innego, jak kapitulację Koalicji i przyznanie, jeśli nie wszystkim państwom centralnym, to w każdym razie Niemcom znacznych korzyści terytorjalnych, politycznych i gospodarczych. To też Koalicja nie mogła była postąpić inaczej, niż postąpiła, w najostrzejszej formie odrzucając propozycję niemiecką, opar-
576
tą na istniejącem położeniu wo jen nem. Tak więc propozycje niemieckie osiągnęły jedynie zamierzony cel propagandowy.
Ten sam los w kilka tygodni później spotkało zainicjowane przez dyplomację niemiecką pośrednictwo prezydenta Stanów Zjednoczonych Wilsona. Teraz sfery kierownicze Niemiec zdecydowały, że mają rozwiązane ręce, aby rozpocząć bezwzględną wojnę łodziami pod-wodnemi.
Dnia 9 stycznia 1917 roku cesarz Wilhelm podpisał dekret „o prowadzeniu z największą energją nieograniczonej wojny łodziami pod-wodnemi". Liczono się wprawdzie w Niemczech z tern, że skutki tej wojny mogą spowodować przyłączenie się Stanów Zjednoczonych A. P. do Koalicji, jednakże sfery wojskowe, przedewszystkiem zaś kierownictwo marynarki wojennej lekceważyły to niebezpieczeństwo. Pod względem gospodarczym Stany Zjednoczone i tak wspomagały Koalicję, Niemcy zaś, z racji blokady angielskiej, nie mogły były korzystać już z amerykańskiego importu. Stany Zjednoczone nie posiadały armji, któraby mogła zaważyć na szali wypadków w Europie. Niemcy znali wprawdzie zdumiewające zdolności organizacyjne Amerykanów, uważali jednak, że dla stworzenia armji stracą oni cały rok czasu, kiedy, na skutek prowadzenia wojny podwodnej, nie będzie już mowy nawet o przewiezieniu liczniejszego wojska z Ameryki do Europy. A tymczasem kierownictwo marynarki niemieckiej zapewniało, że w ciągu pięciu miesięcy bezwzględnej wojny podwodnej wyspiarska Ang'lja będzie zmuszona „do zawrócenia z dotychczasowej drogi".
Sprawa prowadzenia nieograniczonej wojny podwodnej stała się niezwykle popularną w społeczeństwie niemieckiem, umiejętnie kie-rowanem propagandą militarystyczną. Samo społeczeństwo we wszystkich swoich warstwach domagało się wprost od rządu wystąpienia na tę barbarzyńską, okrutnie krwawą i niszczycielską drogę prowadzenia wojny. Tak oto naród niemiecki, słynny przed wojną ze swojego „humanitaryzmu" — „kultury" i „moralności", w czasie wojny pogrążył się w zbiorowej psychozie okrucieństwa i bezwzględności, że dzień 1 lutego 1917 r., kiedy dekret cesarski o wojnie podwodnej wchodził w życie, stał się w całych Niemczech wielkiem, radosnem świętem wojennego entuzjazmu!
Wyniki początkowe bezwzględnej wojny podwodnej były dla Niemiec wspaniałe i przekroczyły, najśmielsze oczekiwania. Liczba mie
sięcznie topionych okrętów wydatnie przekroczyła przeciętną ilość 600.000 tonn, którą przewidywały obliczenia admiralicji niemieckiej. Spowodowało to w Niemczech nowy wybuch entuzjazmu, który na pewien czas podsycił dogasający już płomień wiary w ostateczne zwycięstwo.
Wobec początkowego powodzenia podwodnej wojny na morzach Hindenburg i Luden-dorff zdecydowali prowadzić na lądzie wyłącznie tylko walkę obronną, aby przetrzymać konieczny czas, w którym niemieckie łodzie podwodne zmuszą Anglję do wycofania się z wojny.
Z tej to chęci zyskania na czasie aż do oddziałania na przebieg wojny działalności łodzi podwodnych zrodził się pomysł, aby opróżnić we Francji wypchnięty ku zachodowi łuk pomiędzy Arras i Soissons i wycofać się na nową linję frontu, budowaną starannie i według najnowszych wymagań techniki wojennej, począwszy od jesieni 1916 roku, którą zwano „pozycją Zygfryda" lub „pozycją Hindenburga", a która ciągnęła się od Arras przez Saint Quentin do Vailly pod Soissons, czyli po cięciwie dotychczasowego łuku frontu.
Dzięki temu Niemcy znacznie skracali swój front, co pozwalało im na wydzielenie z jego obsady poważniejszych odwodów, których w owym czasie tak bardzo brak było niemieckiemu dowództwu naczelnemu. Usuwano również niebezpieczeństwo, w jakiem od czasu bitwy nad Sommą znajdowały się wojska niemieckie w swoim wysuniętym na zachód worku pomiędzy Arras i Soissons. Niemałą też korzyścią było dla Niemców poplątanie gotowych już planów koalicyjirych wiosennego natarcia, co zmuszało sztaby francuski i angielski do mozolnego opracowania nowych zarządzeń operacyjnych w związku z zupełnie nowem położeniem.
Znając zamiary Francuzów i Anglików poprowadzenia ponownej ofensywy nad Sommą, dowództwo niemieckie zdecydowało dokładnie zniszczyć cały teren pomiędzy starą a nową li-nją frontu, aby na długo uniemożliwić w tein miejscu przeciwnikowi wszelkie natarcie, po-czeni wielkim i szybkim skokiem wtył opróżnić zniszczony teren.
Oczywiście było to przedsięwzięcie nader ryzykowne, wymagające do czasu bezwzględnej tajemnicy precyzyjnie wypracowanych planów, a następnie bez zarzutu sprawnego i dokładnego ich wykonania. W przeciwnym bowiem razie poważniejszy pościg sprzymierzonych
577
Ofiary rewolucyj.
mógł był zakończyć się klęską Niemców, zanim mieliby czas umocnić się na nowych pozycjach.
Dowództwo niemieckie nie cofało się również, jak to było i z wojną podwodną, przed cala grozą zarządzonego zniszczenia, którego ofiarą miała paść cywilna ludność francuska, ogarnięta przez wojnę na tym terenie.
W dniu 4 lutego 1917 r. wydano rozkaz rozpoczęcia straszliwego dzieła zniszczenia na całym tak zwanym obszarze „Alberich". Pomiędzy dn. 16 a 20 marca wojska niemieckie niespodziewanie wykonały wspaniały odwrót na przygotowaną linję pozycji „Zygfryda".
Dzięki niezwykłej sprawności, z jaką Niemcy dokonali odwrotu, dowództwo francuskie, całkowicie zaskoczone, nie zdołało zorganizować należytego pościgu. 3 armja francuska, którą rzucono wślad za cofającym się przeciwnikiem nie dokonała niczego, sama ponosząc znaczne straty, aż ją bez trudu powstrzymali Niemcy przed swojemi nowemi pozycjami.
Dzień 1 lutego 1917 roku, data rozpoczęcia bezwzględnej wojny podwodnej, nabrał doniosłego znaczenia dziejowego ze względu na swoje skutki, a mianowicie przystąpienie Stanów Zjednoczonych A. P. do Koalicji przeciwnie-mieckiej.
Większego jeszcze znaczenia dziejowego ze względu na ogrom swoich skutków nabrał dzień 18 marca 1917 roku, w którym to dniu wybuchła rewolucja w Rosji, powoli drążąca podglebie rosyjskie począwszy od drugiego roku wojny.
Pierwszą tę rewolucję marcową dokonały czynniki społecznie umiarkowane, politycznie demokratyczne, nawskróś narodowe, powiedzmy, te same czynniki, które w spóźniającej się zgórą o sto lat Rosji reprezentowały ideologję twórców Wielkiej Rewolucji francuskiej z końca XVIII stulecia. Czynniki te, ogólnie biorąc mieszczańsko-demokratyczne, których organizacja polityczna trwała już od czasu rewolucji 1904 — 1905 r., ostatnio zaś znacznie okrzepła dzięki współpracy na rzecz wojny w orga-
578
nizacjach społecznych i samorządowych, miały za sobą narazie olbrzymią większość opinji społecznej w Rosji, przynajmniej tej opinji, która umiała sygnalizować swoje istnienie.
To też samowładny carat, uwikłany w beznadziejną wojnę, opierający się na przegniłych wiązaniach zgangrenowanej biurokracji, nie-posiadający już w armji powolnego narzędzia swojej władzy, przestał istnieć w ciągu zaledwie ośmiu dni rewolucji, nazwanej wówczas z dumą przez Rosjan „bezkrwawą". W gruncie rzeczy rewolucja marcowa miała raczej charakter zamachu stanu, dokonanego od góry przez doskonale zorganizowaną kamarylę wojskowo-polityczną sfer demokratycznych i pa-trjotycznych. Zresztą rewolucja marcowa nie była niespodzianką ani dla społeczeństwa rosyjskiego, ani dla samego caratu, który może tylko łudził się co do jej wyniku i rozmiarów. Pierwszym, jakgdyby, sygnałem tej rewolucji było zabójstwo w dniu 30 grudnia 1916 roku w Piotrogrodzie „świętego starca" Rasputina, wyuzdanego pół-mnicha, aferzysty i szarlatana, który odgiywał ogromną, acz ponurą, rolę na dworze carskim, stając się symbolem zgan-grenowanego samowładztwa.
Niezwykle łatwą i niemal bezkrwawą rewolucję marcową uwieńczyła abdykacja cara Mikołaja II, jego uwięzienie narazie w Car-skiem Siole oraz utworzenie Rządu Tymczasowego, w skład którego weszły żywioły mie-szczańsko-demokratyczne i umiarkowanie socjalistyczne, a który odrazu zamanifestował swój patrjotyzm i bezwzględną wolę poprowadzenia dalej wojny aż do zwycięstwa. Na czele Rządu Tymczasowego stanął, jako prezes rady ministrów i nieledwie dyktator, przywódca par-tji „trudowików" Aleksander Kierenskij (ur. w 1881 r.), z zawodu adwokat, świetny mówca, doktryner, frazesowicz, człowiek słaby, zarozumiały i lekkomyślny.
Napozór więc, z punktu widzenia przebiegu wojny światowej, nic nie zmieniło się na-zewnątrz w Rosji: nowy rząd rewolucyjny, biorąc spadek po caracie, podjął również zadanie dalszego prowadzenia wojny. Jedyną zmianą zewnętrzną, w co wierzono narazie zarówno w Rosji, jak i wśród sojuszników zachodnich, miała być zdwojona energja nowego rządu w prowadzeniu wojny oraz patrjotyczny entuzjazm narodu, wyzwolonego z łańcuchów caratu i chwytającego za broń w obronie swojej świeżo uzyskanej wolności, podobnie, jak to uczynił naród francuski w czasie swojej Wielkiej Rewolucji.
To złudzenie, oparte w gruncie rzeczy na nieznajomości swoistej psychiki społeczeństwa rosyjskiego, jego warunków bytu i jego socjalnego podglebia, było przyczyną, dla której Koalicja odniosła się do rewolucji marcowej i nowego Rządu Tymczasowego z całą życzliwością i zaufaniem. W Londynie i w Paryżu entuzjazmowano się wprost wspaniałą „bezkrwawą" rewolucją rosyjską, głęboko wierząc w to, że dopiero Rosja rewolucyjna będzie chciała i potrafi wydobyć z kolosa rosyjskiego maksimum sił do zgniecenia przeciwników. Teraz wojna miała szybko potoczyć się ku ostatecznemu i całkowitemu zwycięstwu Koalicji.
Dla Niemców rewolucja rosyjska nie była niespodzianką. Niemcy lepiej, niż jakiekolwiek państwo w Europie, obeznani ze stosunkami rosyjskiemi, od dłuższego już czasu możliwość jej brali pod uwagę w swoich planach wojennych, obliczonych na dalszą metę.
Dowództwo niemieckie z łatwością mogło było wykorzystać pierwszy moment zamieszania i dezorganizacji, wynikłych wskutek rewolucji, aby zadać decydujący cios armji rosyjskiej. Ale Niemcy, opierając się na swojej znajomości Rosjan, obrali zgoła inną metodę wykorzystania rewolucji rosyjskiej. Zamiast uderzyć na zdezorganizowanych Rosjan, co mogłoby było wywołać istotny entuzjazm patrjotycz-no-rewolucyjny, postanowili przeczekać czas, konieczny dla dalszego rozwoju fermentu rewolucyjnego w Rosji, samemu podsycając go i przyśpieszając potężnemi środkami materjal-nemi i organizacyjnemi, jakiemi Niemcy rozporządzali w Rosji. Dowództwo niemieckie wiedziało, że raz rozpoczęta w Rosji rewolucja będzie fermentowała nadal aż do całkowitego rozstroju aparatu państwowego i armji.
Przewidywania Niemców były słuszne. Od początku rewolucji marcowej pod pokrywką form demokratyczno-patrjotycznych począł rozwijać się bakcyl najradykalniejszej rewolucji socjalnej, któremu w gruncie rzeczy niedołężny i lekkomyślny Rząd Tymczasowy pozwalał rozwijać się swobodnie, nie rozumiejąc jego straszliwej niszczycielskiej potęgi, powodowany czczą frazeologją demokratyczną i rewolucyjną, tępem doktrynerstwem i typowo rosyjską „pryncypjalnością".
Tą pożywką, na której od początku rewolucji marcowej fermentował grzybek rewolucji bolszewickiej, była rada (sowiet) robotniczych i żołnierskich delegatów w Piotrogrodzie, która szybko poczęła nabierać cech, jakgdyby, drugiego rządu rewolucyjnego w Rosji, zysku-
579
jąc coraz szersze i pewniejsze oparcie w roz-egzaltowanych, ciemnych masach zbiedzonego proletariatu miejskiego, w cierpiącej wiecznie na głód ziemi biedocie wiejskiej, a przede-wszystkiem w olbrzymich masach żołnierskich, zamało uświadomionych, a nazbyt już sponiewieranych przez wojnę, aby się oprzeć zdradliwym wpływom bolszewickiej demagogji rewolucyjnej.
W bardzo krótkim czasie piotrogrodzki centralny „sowiet", zarówno, jak i wszędzie samorzutnie powstające „sowiety" lokalne zostały opanowane przez najradykalniejszy w Rosji kierunek, a mianowicie przez rosyjską so-cjalno-demokratyczną robotniczą partję — bolszewików (maksymalistów), której wodzem był
Lenin (prawdziwe nazwisko Włodzimierz Ulja-now, ur. w 1870 r., zmarł w 1924 r., jako prezes rady komisarzy ludowych), przebywający do czasu rewolucji zagranicą.
W Niemczech odrazu zorjentowano się, jak doniosłą rolę odegrać mogą owe „sowiety" oraz opanowujący je bolszewicy w dziele zniszczenia demokratycznej rewolucji marcowej i jej patriotycznego ustosunkowania się do wojny. To też w kwietniu już 1917 roku rząd niemiecki organizuje przewóz w zaplombowanych wagonach przez terytorjum niemieckie Lenina oraz dwustu wybitnych działaczy bolszewickich ze Szwajearji do Rosji. W dniu 15 kwietnia heniu przybył ze swoim sztabem do Piotrogrodu, lekkomyślnie wpuszczony przez Rząd Tymczasowy, zespół rozgadanych papierowych wodzów rewolucji marcowej, grających, niby prowincjonalni aktorzy, lichy melodramat swojej „wspaniałej, wielkiej i bezkrwawej" rewolucji.
Natychmiast po powrocie do Rosji Lenin z olbrzymią energją, z bezwzględną i niezna-jącą kompromisów wolą, a wreszcie z wielkiem znawstwem „roboty" rewolucyjnej i psychiki narodu rosyjskiego staje na czele działalności organizacyjnej i propagandowej bolszewików, równocześnie formując w swoim piotrogrodz-kim organie „Prawda" aktualne wskazania i cele ideologiczne.
Narazie jednak, po pierwszych tygodniach bezładu i dezorjentacji, jakgdyby zewnętrznie powracała Rosja do normy. Pierwsze objawy rozprzężenia w armji zostały opanowTane. Żołnierz rosyjski poniechał „bratania się" na przedpolach okopów z nieprzyjacielem i ponownie dał się ująć w karby jakiej takiej dyscy
pliny. Nowe władze republikańskie z wielkim hałasem zabrały się do dzieła zreorganizowania armji i państwa w imię prowadzenia dalszej wojny, w czem sekundowała entuzjastycznie „góra" społeczeństwa. Wódz rewolucji marcowej Kierenskij upajał się własnemi butnemi i pełnemi wojennego zapału słowami, zalewając armję i całą Rosję nieprzebranemu potokami swojej rewolucyjno-adwokackiej wymowy. Koalicja triumfowała, wierząc w słowa, płynące z Rosji, i na nich budując swoje plany wojenne.
Od dołu jednak propaganda bolszewicka czyniła ogromne postępy. Dotrzymywała jej kroku organizacja oficjalnych „sowietów" i zakonspirowanych komórek (jaczejek). Postępy, które czynili bolszewicy, były szczególnie groźne na terenie armji i floty. Ta ostatnia najszybciej zbolsze wizo wała się, stając się główną podporą nowej powoli narastającej rewolucji.
Mikołaj II i Następca tronu przed abdykacją.
580
Co do wojsk lądowych — to zbolszewizowaniu najszybciej ulegały fronty północny i zachodni, gdzie zaopatrzenie w żywność wojska było najgorsze bodaj i gdzie skierowały się główne wysiłki bolszewików. Już w kwietniu na zjeździe delegatów armij frontu zachodniego w Mińsku przewagę zyskały elementy bolszewickie. Przewodniczącym zjazdu, zresztą otwarcie jeszcze tolerowanego przez rząd i władze wojskowe, został bolszewik Pozern, wielk zaś wpływ wywarł późniejszy bolszewicki dygnitarz wojskowy Frunze. Były to oczywiście sygnały alarmowe, których jednak nie słyszał rozgadany Rząd Tymczasowy, narkotyzując siebie, społeczeństwo rosyjskie i sojuszników haszyszem wielkich bohaterskich słów.
Dla scharakteryzowania szybkich postępów propagandy bolszewickiej w armji rosyjskiej, przytoczymy następujące dane, według rosyjskiej kwatery głównej. Od początku wojny do wybuchu rewolucji w końcu lutego 1917 roku liczba dezerterów, zarejestrowanych przez władze wojskowe, wyniosła ogółem 201.384. Od początku rewolucji do 28 maja 1917 r. liczba dezerterów wyniosła 89.680, zaś od 28 maja do 28 czerwca w ciągu jednego tylko miesiąca— 24.372, przyczem w tym ostatnim okresie rejestrowano już naogół dość niechlujnie, patrząc przez palce na rosnący zanik dyscypliny.
Jakkolwiek rozwój wypadków rewolucyjnych w Rosji zdążał w kierunku całkowitego rozprzężenia armji i aparatu państwowego, tern niemniej jednak siła inercyjna kolosa rosyjskiego była tak ogromna, że w ciągu lata 1917 r. Rosja republikańska, upojona rewolucyjnym entuzjazmem, potrafiła raz jeszcze rzucić swoje wojska do natarcia, które nie dało wprawdzie spodziewanych wyników, a dla samej Rosji republikańskiej okazało się ponad siły, przyśpieszając rewolucję bolszewicką, jednakże dla losów wojny miało o tyle doniosłe znaczenie, że związało na wschodzie 80 dywizyj niemieckich (prawie trzecią część wszystkich rozporządzalnych sił niemieckich), co dla państw centralnych odbiło się ujemnie na przebiegu walk na zachodzie, gdzie ostatecznie przygotowywano ostatni akt tragedji wojny światowej.
Niemal równocześnie z wybuchem rewolucji rosyjsiej, która w konsekwencji doprowadziła do osłabienia militarnej siły Rosji i ostatecznie do jej wycofania się z wojny, Koalicja
otrzymała niejako rekompensatę w postaci Stanów Zjednoczonych A. P., które przystąpiły do wojny przeciwko państwom centralnym. Doraźnie miało to znaczenie raczej moralne, w niedalekiej jednak przyszłości armja amerykańska miała decydująco zaważyć na losach wojny na zachodzie Europy.
Przystąpienie Stanów Zjednoczonych do Koalicji było prostą konsekwencją rozpoczętej przez Niemców nieograniczonej wojny łodziami podwodnemi, których niszczycielska działalność nietylko wobec okrętów wojennych, ale również i przedewszystkiem wobec okrętów handlowych, a nawet pasażerskich — pozatem, że godziła w najżywotniejsze interesy gospodarcze Ameryki — wywołała ponadto humanitarne oburzenie opinji publicznej w Stanach Zjednoczonych, co przeważyło szalę decyzji prezydenta, rządu i parlamentu (między innemi zatopienie przez niemiecką łódź podwodną angielskiego okrętu „Lusitania" wraz z 1.134 pasażerami, pomiędzy którymi zginęło wielu obywateli Stanów Zjedn. A. P.).
W chwili przystąpienia do wojny, Stany Zjednoczone posiadały słabo wyszkoloną, na przestarzałej organizacji opartą armję werbunkową, liczącą wszystkiego około 200.000 ludzi, która nie posiadała w dodatku żadnych poważniejszych rezerw. Armja ponadto była rozrzucona drobnemi oddziałami po całym ogromnym obszarze Stanów Zjednoczonych, nie posiadając nawet sprężystej, dośrodkowej organizacji. Poza tą armja regularną była jeszcze tak zwana gwardja narodowa poszczególnych Stanów, licząca ogółem około 120.000 żołnierzy, nawpół cywilnych, powoływanych na ćwiczenia w ciągu roku na jeden tylko miesiąc. Oczywiście wszystkie te siły, razem wzięte nie posiadały żadnej wartości bojowej w warunkach wojny, toczącej się w Europie. Należało dopiero stworzyć niemal od nowa nowoczesną, mi-Ijonową armję, co było zadaniem kolosalnem, z którego zresztą Amerykanie wywiązali się ze zdumiewającemi rezultatami. Narazie więc z punktu widzenia wojskowego Stany Zjednoczone reprezentowała jedynie ich liczna i potężna już wówczas flota wojenna.
W marcu 1917 r. w Stanach Zjednoczonych opublikowano przejęte pismo niemieckiego podsekretarza stanu spraw zagranicznych do prezydenta Meksyku, w którem znajdowały się propozycje wtargnięcia wojsk meksykańskich do Stanów Zjednoczonych, jeśliby te wypowiedziały wojnę Niemcom, oraz porozumienia się z Japonją, aby ta wycofała się z Koali-
581
ej i i wspólnie z Meksykiem napadła na kolon je Stanów Zjednoczonych na wyspach Filipińskich.
Wzburzenie opinji publicznej w związku z temi rewelacjami doszło w Stanach Zjednoczonych do maksymalnego napięcia na wiadomość o nowych wypadkach zatopienia okrętów amerykańskich przez niemieckie łodzie podwodne.
W dniu 2 kwietnia 1917 r. prezydent Wilson postawił Kongresowi wniosek uznania działalności niemieckich łodzi podwodnych za równoznaczne z wypowiedzeniem wojny Stanom Zjednoczonym przez Niemcy oraz „natychmiastowego zastosowania odpowiednich środków nietylko w celu zorganizowania należytej
obrony państwa, ale również w celu wykorzystania wszystkich jego sił i środków, aby doprowadzić rząd niemiecki do upadku i w ten sposób zakończyć wojnę".
Wniosek prezydenta Wilsona wśród niezwykłego entuzjazmu i nieledwie krucjatowego zapału został przyjęty „w imię obrony państw neutralnych i zasad człowieczeństwa".
Tak oto do szeregów Koalicji przybył nowy bojownik — wielki naród amerykański, przepojony entuzjazmem i gorącą wiarą w słuszność swojej sprawy i rozporządzający kolo-salnemi bogactwami, największym na świecie przemysłem, niespożytą energją, wolą i zdolnościami organizacyjnemu
R o z d z i a ł XXIII.
KAMPANJA 1917 ROKU.
Rewolucja w Rosji oraz odwrót Niemców we Francji pomiędzy Arras i Soissons na nową pozycję „Zygfryda" wytworzyły zupełnie nowe warunki na początku 1917 roku. Dowództwa francuskie i angielskie musiały teraz zadecydować, czy poprzednio wypracowany plan kampanji jest celowy i wykonalny wobec zmienionego położenia.
Pierwotny plan, opracowany już w szczegółach, przewidywał rozpoczęcie w lutym 1917 roku ponownej ofensywy generalnej na wszystkich frontach, którą przerwano wskutek ogólnego wyczerpania jesienią 1916 roku, bez poważniejszych zresztą rezultatów.
Jak już wiemy, niepowodzenia kampanji 1916 roku wywołały w łonie Koalicji, przede-wszystkiem zaś we Francji, znaczne rozczarowanie i, co za tern idzie, zniechęcenie, czego wynikiem były zmiany na naczelnych stanowiskach wojskowych.
Nowy francuski wódz naczelny, generał Nivelle, bohater i zwycięzca z pod Verdun, z nieufnością odnosił się do stosowanej od dwóch lat czystej formy „bitwy sprzętu" i „walki na wyczerpanie", obawiając się nie-dającego się obliczyć przedłużenia wojny, a co zatem idzie i pogorszenia się stanu duchowego wojsk fracuskich, co dało się już zaobserwować po kampanji 1916 roku. W dodatku straszliwym ciężarem dla Francji stawała się wojna łodziami podwodnemi, a konieczność ciągłych uzupełnień olbrzymich strat, jakie ponosiło wojsko francuskie, groziło ostatecznem wyczerpaniem sił żywotnych narodu francuskiego.
To też generał Nivelle planował zakończenie wojny gwałtownem uderzeniem, które na znacznej przestrzeni miało przełamać front niemiecki i wznowić wojnę ruchową ze zwijaniem sąsiednich frontów.
Angielski wódz naczelny, marszałek Haig, który w zakresie wspólnych działań zaczepnych podlegał rozkazom francuskiego wodza naczelnego, jakkolwiek nie sprzeciwiał się planom generała Nivelle'a, jednakże, nie wierząc w jego pełne powodzenie, bynajmniej nie zamierzał angażować swoch wojsk w tych rozmiarach, jak to czynili Francuzi. Sam czynił przygotowania raczej na wypadek niepowodzenia, oraz pragnąc jak najprędzej wznowić we Flandrji walkę na wyczerpanie, w której skuteczność nadal wierzył.
Również i w sztabie francuskim plan generała Nivelle'a miał swoich przeciwników, jak naprzykład w osobie generała Pétain'a, współzawodnika o stanowisko naczelnego wodza, i generała Foch'a, będącego bezwzględnym zwolennikiem walki na wyczerpanie, zapoczątkowanej przez bitwę nad Sommą.
W planie gen. Nivelle'a ważną rolę miała odegrać Rosja, której amija, przy współdziałaniu armji salonickiej, raiała uderzyć poprzez Rumunję na Bułgarję, niwecząc wyniki niemieckich zwycięstw nad Rumunją w 1916 roku i zadając decydujący cios Bułgarji i Turcji. Wobec rewolucji armja rosyjska nie mogła była spełnić swojego zadania, natomiast jednostronna ofensywa armji salonickiej, rozpoczęta na wiosnę 1917 r., nie miała powodzenia, pomimo, że w czerwcu król Konstantyn został wypędzony z Grecji, której rządy objął Veni-zelos, przyłączając się do Koalicji. W dodatku we Francji planowana ofensywa nad Sommą była obecnie stracona ze względu na odwrót Niemców i zniszczenie obszaru „Alberich", co kazało się obawiać, że Niemcy mogą się rzucić całą swoją potęgą na niemal bezbronną Rosję rewolucyjną.
Wobec tego radzono generałowi Nivelle'o-wi, aby jego plan odroczyć do czasu nadejścia
583
Demonstracje wolnościowe.
posiłków amerykańskich. Na to jednak nie chciał się zgodzie gen. Nivelle, aż wreszcie w początkach kwietnia, po całym szeregu ostrych starć, zażądał dymisji, „ponieważ nie był w zgodzie ani z rządem, ani ze swoimi podwładnymi". Ostatecznie rząd francuski zażegnał to nowe przesilenie na stanowisku naczelnego wodza, przyjmując plan kampanji generała Ni-velle'a. We Francji wielką ofensywę miano poprowadzić po obu stronach nowej pozycji niemieckiej „Zyfryda". Po obu stronach Arras mieli nacierać Angicy, Francuzi zaś nad Ais-ne'ą w Szampanji pomiędzy Soissons i Reims. Natarcie pomocnicze miano wykonać na wschód od Reims pod Prosnes i Auberive. Całokształt operacji był zakrojony na wielką skalę i z dużym rozmachem. Gdyby plan generała Nivel-le'a był się udał — cały front niemiecki od morza aż po Verdun zostałby rozczłonkowany, a w następstwie rozbity.
W dniu 9 kwietnia 1917 r. rozpoczęło się natarcie Anglików (1 i 3 arm je) po obu stronach Arras, stanowiące preludjum do ofensywy ogólnej. Z początku natarciu angielskiemu sprzyjało znaczne powodzenie. Na froncie, długości ponad 20 kilometrów, Anglicy wtargnęli
i opanowali pozycje 6 armji niemieckiej, zdobywając również na znacznym obszarze panujący grzbiet Vimy na północ od Arras. Niemcy ponieśli dotkliwe straty w jeńcach, działach i różnorodnym sprzęcie bojowym. Cienka linja frontu niemieckiego została przerwana, grożąc poważnemi skutkami ze względu na brak dostatecznych rezerw po stronie niemieckiej.
Natarcie to przygotowali Anglicy niezwykle starannie i z wielkim nakładem środków bojowych. Atak piechoty poprzedziło 48-godzin-ne przygotowanie artyleryjskie, w którem wzięło udział 4.000 dział, to znaczy niemal tyleż na małym froncie angielskiego natarcia, ile zastosowali Francuzi na swoim, znacznie wiek-szym froncie. W przygotowaniu ataku wzięły również udział samoloty angielskie. Wywiązała się druga bitwa w powietrzu, o rozmiarach której świadczą straty obu stron: Anglicy stracili 28 samolotów, Niemcy zaś 46! Nawiasem mówiąc, w tym czasie zastosowanie bojowe lotnictwa było już bardzo znaczne. Naprzykład Niemcy posiadali już 140 oddziałów lotniczych i 87 eskadr samolotów myśliwskich. Sam atak piechoty poprzedziły czołgi, których zastosowanie, szczególnie w armji angielskiej, w szybie iem tempie wzrastało.
Gdyby marszałek Haig z pełną wiarą w zwycięstwo wyzyskał był pierwsze powodze-
584
nie, nie dałoby się nawet przewidzieć rozmiarów klęski Niemców, którym, jak już wiemy, brakło rezerw. Ale marszałek Haig ofensywę swoją, wchodzącą w całokształt planu gen. Ni-velle'a, prowadził zaledwie połowicznie, ostrożnie i bez entuzjazmu tak, że natarcie Anglików bez większych już sukcesów utknęło w dniu 16 kwietnia w tym samym właśnie momencie, kiedy Francuzi rozpoczynali zkolei swoje natarcie. Haig najchętniej byłby zakończył bitwę pod Arras, aby wznowić f-woją ulubioną walkę na wyczerpanie we Flandrji, ale naogół niezbyt szczęśliwy przebieg ofensywy francuskiej w Szampanji zmuszał go do ponawiania ataków na odcinku własnej ofensywy w celu współdziałania z arm ją sojuszniczą.
W dniu 12 kwietnia rozpoczęła również natarcie i 4 arm ja angielska na północ od St. Quentin. Do dnia 17 kwietnia zdołała ona nieco wedrzeć się w pozycje niemieckie, większych jednak sukcesów nie osiągnęła.
Główne uderzenie Francuzów 16 kwietnia na Chemin des Dames na północny wschód od Soissons i w Szampanji nie było dla Niemców niespodzianką. Długotrwałe przygotowanie, głośne debaty polityczne, roztrząsające we Francji sprawę tego natarcia, kilkudniowe przygotowanie artyleryjskie, a wreszcie przychwycony przez Niemców rozkaz natarcia — wszystko to pozwoliło dowództwu niemieckiemu odpowiednio przygotować obronę 7 i 3 ar-mij niemieckich.
Pod względem przygotowania, koncentracji wojsk, zastosowania najdoskonalszego sprzętu, artylerji, czołgów i lotnictwa, oraz zużycia amunicji natarcie francuskie pomiędzy Soissons i Reims stanowi największe przedsięwzięcie w dziejach wojny światowej. Niestety — brak koniecznego w podobnych wypadkach momentu zaskoczenia oraz fatalna pogoda, która nawet zmusiła przygotowane samoloty francuskie do bezczynności, przyczyniły się do niepowodzenia tego natarcia.
Natarcie prowadziły: na lewem skrzydle 6 armja francuska (14 dywizyj piechoty) na froncie 15-kilometrowym i na prawem 5 armja (również 14 dywizyj piechoty) na froncie 25-kilometrowym. Obie te arm je, z chwilą przełamania frontu niemieckiego, miały się rozstąpić, przepuszczając z tyłów 10 armję (12 dywizyj piechoty i I korpus kawalerji), która, z kawaler ją na przodzie, miała poprowadzić miażdżącą ofensywę w kierunku rzeczki Serre. O dzień później miała rozpocząć natarcie pomocnicze 4 armja pod Prosne.
Gwałtowny atak Francuzów w dniu 16 kwietnia, prowadzony gęstemi masami wojsk, załamał się, opanowawszy pierwszą i częściowo drugą linją obronną niemiecką. Niemcy spotkali atakujących Francuzów niestosowaną przedtem ilością karabinów maszynowych, które zgromadzili zawczasu w przewidywaniu natarcia. Wśród straszliwych ofiar wyczerpał się impet nacierających wojsk francuskich.
W dniu 18 kwietnia, jakkolwiek Francuzi umocnili się w opanowanych częściowo pozycjach niemieckich (trzecia i czwarta linja obronna pozostały nienaruszone w rękach Niemców) pod Vailly, pod Berry au Bac oraz pod Prosnes w Szampanji, jednakże stało się oczywistem, że Niemcy zażegnali przełamanie swojego frontu.
Generał Nivelle czynił ostatnie wysiłki, aby pomimo wszystko przełamać front niemiecki. Pod Craonne wsunął pomiędzy 6 i 5 swoje armje 10 armję, znajdującą się wtyle, a pierwotnie przeznaczoną do wielkiego manewru na tyły przeciwnika po dokonaniu wyłomu. Wprowadzenie do walki nowej armji nie pomogło już — wszystkie wysiłki Francuzów załamywały się na głębszych pozycjach niemieckich. Nie pomogły również, po raz pierwszy zastosowane przez Francuzów, czołgi w liczbie 70, z których połowa została stracona. Ostatecznie, nie osiągnąwszy nawet w przybliżeniu zamierzonych rezultatów, natarcie francuskie załamało się w dniu 15 maja po blisko miesiąc trwających krwawych zmaganiach. Generał Nivelle, ostatecznie skompromitowany niepowodzeniem swojego planu, następnego dnia otrzymał dymisję. Wodzem naczehrnn mianowano generała Pétain'a, zaś szefem sztabu generalnego generała Foch'a, późniejszego marszałka i zwycięzcy w wojnie światowej.
Ostateczny rezultat wielkiej ofensywy an-giełsko-francuskiej sprowadził się do nieznacznego opanowania czołowych pozycyj niemieckich w czterech punktach frontu, przyczem nigdzie front niemiecki nie uległ przełamaniu. Było to wielkiem powodzeniem nowego sposobu walki obronnej, który Niemcy po raz pierwszy zastosowali.
Dotkliwe straty, jakie wojska niemieckie ponisły w 1916 roku w bitwie nad Sommą, poddały w wątpliwość celowość bezwzględnego utrzymywania czołowych linji obronnych, wobec tego, że nowoczesny ogień artyleryjski, stosowany przed natarciem, niszczył najlepsze fortyfikacje, utrzymywanie zaś okopów przeważnie doszczętnie zniszczonych podsyłaniem do
585
nich coraz to nowych odwodów przyczyniało się jedynie do gigantycznych strat, ponoszonych przez obrońców.
Obecnie Niemcy zastosowali system „przedpola", które w miarę potrzeby opróżniali przejściowo, opierając się o dalsze potężno lin jo obronne, mniej narażone na działalność arty-lerji przeciwnika, co obronie nadawało większą znacznie giętkość i głębokość.
Nowy sposób obrony, zastosowany przez Niemców, wymagał jednak znacznie większego hartu ducha żołnierzy i doświadczenia oficerów, wobec niekaralnej możliwości wycofywania się z czołowych pozycyj. Okazało się, że wojsko niemieckie całkowicie dorastało do tego ryzykownego sposobu prowadzenia obrony, gdyż tylko w wyjątkowych wypadkach zdarzało się oddziałom, gorzej wyszkolonym i pozbawionym doświadczonych oficerów, opuszczać pozycje bez widocznej tego celowości. System ten znakomicie zmniejszył straty Niemców w ostatniej ofensywie sprzymierzonych.
Niemcy ze zdumiewającą sprężystością dostosowywali się do sposobu prowadzenia walki przez przeciwnika i do jego środków natarcia. Na wielką skalę zastosowali Niemcy system gniazd karabinów maszynowych, rozsianych na
głębokiej przestrzeni w strefie obronnej, oraz znacznie udoskonalili działalność artylerji.
Niepowodzenie kwietniowej ofensywy koalicyjnej we Francji, szczególnie zaś ciężkie straty, które poniosła znów arm ja francuska (w ciągu pierwszych 10 dni ofensywy Francuzi stracili . w rannych i zabitych ponad 120.000 ludzi!), wywołało chwilowe przesilenie w obozie Koalicji i bez tego już mocno zde-znrjentowanym na skutek rewolucji rosyjskiej.
We Francji, ponoszącej tak wielkie ofiary od początku wojny, ostatnio zaś boleśnie dotkniętej nowemi, bezowocnemi stratami, poczęły szerzyć się defetystyczne nastroje, bliskie już załamaniu się psychicznemu bohaterskiego narodu. Nastroje te oddziaływały na życie polityczne, które, jak nigdy przedtem w czasie wojny, poczęło wtrącać się do prowadzenia wojny, często paraliżując nawet jego czysto fachową stronę. Wszystko to razem wzięte podyktowało rządowi i dowództwu francuskiemu międzykoalicyjny wniosek zaniechania wszelkich działań zaczepnych aż do czasu pojawienia się we Francji pierwszych dywizyj amerykańskich.
Słabości tej stanowczo przeciwstawiła się Anglja, usiłując podtrzymać na duchu chwilo-
Petersbiiry. Barykady im ulicy w du. 25 marca m 17 r.
5Ö6
wo zniechęconego sojusznika. Angielski wódz naczelny, marszałek Haig, oraz prezes rady ministrów Lloyd George z niezłomną enei*gją przeprowadzali swoją zasadę nieprzerywanej walki na wyczerpanie, domagając się od Francuzów chociażby częściowego, ale natychmiastowego współdziałania w tych walkach.
Niezłomna postawa wojskowych i polityków angielskich wywarła duży wpływ we Francji. Na konferencji angielsko-francuskiej w Paryżu ministrowie francuscy uznali wreszcie słuszność tezy angielskiej i zobowiązali się do zaangażowania w miarę możliwości ar-mji francuskiej w nowych walkach na wyczerpanie. Ale możliwości te były bardzo problematyczne. Upadek ducha, który tak silnie przejawił się w społeczeństwie francuskiem i wśród decydujących sfer politycznych, z większą jeszcze jaskrawością zademonstrował się wśród wojska.
Wojsko francuskie znajdowało się w takim stanie psychicznym, że nie było zdolne do poważniejszych działań zaczepnych. Karność rozluźniła się w dużym stopniu. W kilku dywizjach, zmasakrowanych w czasie ostatniej ofensywy i wycofanych na tyły, wybuchły poważne rozruchy, które szybko objęły kilka korpusów na tyłach, żołnierze odmawiali posłuszeństwa oficerom, dezerterowali, rzucano hasło marszu na Paryż, obalenia rządu i wywołania rewolucji o charakterze zresztą bliżej nieokreślonym. W niektórych dywizjach powstawały rady delegatów żołnierskich. Oczywiście we wszystkich tych zjawiskach w sposób zaraźliwy działał przykład rewolucji rosyjskiej, umiejętnie wyzyskiwany zarówno przez skrajnie radykalne kierunki socjalistyczne we Francji, jak i przez umiejętną propagandę niemiecką, posługującą się wszelkiemi środkami w celu osłabienia ducha najlepszej armji na świecie. Był to bezsprzecznie owoc wytężonej działalności oddziału propagandowego, który został stworzony przy niemieckim sztabie generalnym przez Ludendorffa.
Po wspaniałych perspektywach zimowych nagle Koalicja stanęła w obliczu niemniej groźnego położenia, niż we wrześniu 1914 r., kiedy Niemcy podchodzili pod Paryż. Straszliwa działalność niszczycielska niemieckich łodzi podwodnych dezorganizowała życie gospodarcze Koalicji, utrudniała łączność z kolonjami, pod znakiem zapytania stawiała skuteczność interwencji zbrojnej Stanów Zjednoczonych na kontynencie europejskim. Rewolucja w Rosji i dezorganizacja jej armji oraz coraz groźniejsza
postawa rosnących we wpływy bolszewików kazały przewidywać ostateczne wycofanie się Rosji z wojny, co automatycznie niemal o 50% powiększyłoby siły niemieckie na Zachodzie. Wreszcie niepowedzenie ofensywy Nivelle'a i poważny ferment rewolucyjny w wojsku francuskiem dopełniały tragicznego, jak się zdawało, położenia.
Na szczęście dla Koalicji rok 1917, podobnie, jak 1914 r. na początku wojny, był rokiem ciężkich i niepowetowanych błędów niemieckiego dowództwa naczelnego, które zresztą, być może, wywołane były, jak to twierdzą źródła niemieckie, niedość dokładną znajomością istotnego tragicznego położenia Koalicji. Tak, czy inaczej, dość, że Niemcy nie mogli się byli zdobyć na podjęcie dobrowolnie poniechanej inicjatywy, uderzając w tym momencie na Wschodzie lub na Zachodzie, albo też kolejno na obu frontach, i pozostali biernymi widzami tego, co się działo w obozie Koalicji. Być może, działał w tern ugruntowany już wśród wyższych wojskowych niemieckich brak zaufania do zdecydowanego powodzenia oręża niemieckiego, a co zatem idzie i nadmierna ostrożność, nerwowy lęk przed ryzykiem śmiałych przedsięwzięć.
W tym tragicznym dla Koalicji momencie cały ciężar wojny i odpowiedzialności za jej losy wzięła na siebie Anglja. Wbrew swoim tradycjom szafowania cudzą krwią, tym razem Wielka Brytanja nie zawahała się złożyć na krwawym ołtarzu ostatecznego zwycięstwa największych nawet ofiar, byleby tylko obficie lejąca się krewT jej synów nie pozwoliła Niemcom należycie ocenić rzeczywistej słabości Koalicji. W tern ciężkiem zmaganiu się, w którem Anglja uchwyciła w swoje silne dłonie ster Koalicji, cały naród angielski od góry aż do dołu wykazał zdumiewający hart ducha, energję i spokojną gotowość najcięższych nawet ofiar.
Niezłomna postawa Wielkiej Brytanji pozwoliła Koalicji przeczekać czas, potrzebny na reorganizację i uzdrowienie armji francuskiej, oraz nadejście pierwszych oddziałów amerykańskich na front francuski. Pomoc zaoceanicznego młodego i tęgiego mocarstwa stała się jedyną nadzieją Koalicji na pokonanie i zmiażdżenie straszliwej potęgi militarnej narodu niemieckiego, przeciwko której bez skutku od lat trzech walczyły Francja, Anglja, Rcsja, Belgja, Serbja, Japonja, Czarnogórze, Italja, Grecja, Rumunja i Portugalja z pomocą wszystkich niemal ludów świata!
Począwszy od 7 czerwca wojska angielskie rozpoczęły gwałtowną ofensywę pod Arras
587
i pod Ypres we Flandrji, aby Niemcom nie dać wytchnienia, a tein samem zabezpieczyć armję francuską od niemieckiego natarcia aż do czasu jej całkowitej reorganizacji i uzdrowienia.
Zadaniu temu z wielkim hartem ducha, odwagą, energją i rozumem oddał się nowy wódz naczelny francuski generał Potain. Własny entuzjazm potrafił on ponownie wlać w szeregi armji francuskiej, równocześnie z największą surowością rozprawiając się z objawami łamania karności wojskowej i bez skrupułów tępiąc defetystyczną propagandę, pod osłoną której działały sprawne macki niemieckiego wywiadu. Wartość bojowca armji francuskiej została uratowana, a z nią honor bohaterskiego narodu francuskiego. Ale na długo Francuzi zmuszeni byli poniechać poważniejszych działań zaczepnych. W dniu 7 lipca oświadczył to w izbie poselskiej parlamentu francuskiego minister wojny Painlevé, kreśląc nowe perspektywy wojny:
„Musi to być wojna techniki wre wszystkich jej postaciach, techniki, która powinna dać ze siebie wszystko, co można z niej wydobyć — nie żądając rzeczy niemożliwych... od człowieka". Według słów ministra sposób ten pozwalał zachować dotychczasową linję frontu, pozostając silnymi aż do przyszłych wielkich bitew, do których dowództwo francuskie przygotowuje olbrzymią armję, wyposażoną w potężną artylerję ciężką, liczne czołgi i samoloty oraz najnowsze techniczne środki walki.
Oświadczenie publiczne Painlevé'go znacznie uspokoiło opinję publiczną we Francji, wlewając w społeczeństwo nowy zapał bojowy, miało jednak ten skutek fatalny, że pozwoliło dzięki swojej bezprzykładnej szczerości dowództwu niemieckiemu bez obawy przerzucić znaczne siły z Zachodu na Wschód, gdzie Rosjanie rozpoczęli swoją ostatnią, tragicznie zakończoną ofensywę. Tak to supremacja w czasie wojny czynnika eywilno-politycznego nad fachowo-wojskowym najczęściej wydaje niepożądane rezultaty w rozgrywce wojennej.
Dopiero w drugiej połowie sierpnia armja francuska, dochodząc do zdrowia, ostrożnie spróbowała swoich sił w lokalnem natarciu na starem pobojowisku pod Verdun. Po obu brzegach Mozy poprowadzili Francuzi gwałtowne i szybkie natarcie, wzorując się na doświadczeniach pomyślnych 1916 r. Znaczne powodzenie, acz o charakterze lokalnym, zachęciło dowództwo francuskie do dalszych prób. W dniu 25 października wykonali znów szybkie uderzenie tym razem na północny wschód od Soissons,
opanowując na nieznacznym zresztą obszarze ostry kąt, jaki tworzyła pod Laffaux niemiecka linja obronna. W wyniku tej operacji Francuzi okrążyli od północnego zachodu Chemin des Dames, które wobec tego zostało nareszcie opuszczone przez Niemców.
Oba te lokalne zwycięstwa nie miały oczywiście żadnego znaczenia dla przebiegli całości działań wojennych, stanowiły jednak próbę sił armji francuskiej, próbę, która wykazała, że Francuzi powrócili do zdrowia psychicznego i dawnej swojej wysokiej wartości bojowej, co znów dodało ducha całej armji francuskiej i pokrzepiło zniechęcone doniedawna społeczeństwo i polityków.
Bitwę we Flandrji marszałek Haig przygotowywał systematycznie w ciągu całego pierwszego półrocza 1917 roku. Miała to być typowa walka na wyczerpanie, której hołdowało angielskie dowództwo. Natarcie we Flandrji, poza nielicznemi dywizjami posiłkowemi belgijskiemu i francuskiemi, miały prowadzić głównie wojska angielskie, wchodzące w skład 2. armji.
Anglicy musieli prowadzić natarcie w trudnym bagnistym terenie, który jednak marszałek Haig uważał za dogodniejszy od straszliwie zniszczonego pola bitew na Sommą lub tak zwanego „morza domów" pod Arras. Poza względami terenowemi kierunek natarcia we Flandrji pozw-alał Anglikom mieć nadzieję, że zdołają opanować na wybrzeżu belgijskiem niemiecką bazę wypadową dla łodzi podwodnych w Zeebrugge.
Na odcinku wielkiej ofensywy we Flandrji pod Ypres Anglicy rozpoczęli natarcie na swojem prawem skrzydle, skierowane przeciwko wygiętej daleko na zachód niemieckiej linji obronnej pod Wytschaete na północ od Armen-tiérs.
Po niszczycielskim przygotowawczym ogniu artylerji angielskiej niespodziewanie w dn. 7 czerwca 1917 roku na pozycjach niemieckich nastąpił straszliwy wybuch 20 min, które Anglicy założyli uprzednio po długotrwałej mozolnej pracy w podkopach. Natychmiast po wybuchu min, który zdezorjentowal i zdemoralizował obronę niemiecką, Anglicy ruszyli do ataku, którego wynik był wspaniały. Niemiecka linja obronna całego luku pod Wytschaete została opanowana. Anglicy zagarnęli znaczną ilość jeńców i zdobyczy wojennej. Na przestrzeni kilku kilometrów front niemiecki był
588
przełamany, a obrona w najwyższym stopniu zdemoralizowana.
Anglicy jednak nie wykorzystali wspaniałego powodzenia pierwszego dnia swojej ofensywy. Opanowawszy pozycje niemieckie, wskazane w programie ofensywy, nie uczynili niczego, aby dokonany już przełom frontu rozszerzyć i pogłębić, co spowodowałoby nieobliczalne fatalne następstwa dla Niemców. Owa przedziwna powściągliwość Anglików, tak często dobrowolnie wypuszczających z rąk pewne już zwycięstwo, miała dwie przyczyny. Po pie*w-sze, żołnierz angielski, doskonały w pierwszem, starannie przygotcwanem natarciu, dość szybko zużywał swój impet ofensywy, poczem musiał odpoczywać i doprowadzać się do „formy". Powodowało to angielski sposób prowadzenia ofensywy krótkiemi etapami, jakgdyby skokami, pomiędzy któremi następowały chwile stagnacji psychicznej i fizycznego wypoczynku. Po drugie, dowództwo angielskie prowadziło walki w sposób niezwykle systematyczny, jeśli nawet nie pedantyczny, każdy krok uprzednio wszechstronnie przemyśliwszy i starannie przygotowawszy. Powodowało to daleko rozwinięty w armji brak inicjatywy własnej u niższego dcw7ództwa oraz ślepe trzymanie się instrukcji wyższego dowództwa.
Tak właśnie stało się i w dniu 7 czerwca. Natarcie Anglików miało charakter przygotowawszy w stosunku do głównej ofensywy pod Ypres. Chodziło o opanowanie na prawem skrzydle wysuniętych na zachód pozycyj niemieckich, które mogłyby zagrażać z flanki głównemu natarciu. Pozycje niemieckie były zdobyte, co nakazywał wojsku rozkaz i co wchodziło w plan całej ofensywy — wobec czego Anglikom nie przyszło do głowy prowadzić ialej nieprzewidzianego już w rozkazach natarcia, jakkolwiek natarcie to mogło było radykalnie zmienić położenie strategiczne we Flandrji i na całem prawem skrzydle frontu niemieckiego. Już to Niemcy niejednokrotnie w wojnie światowej mieli wybitne szczęście w7 swoicł: nawet niepowodzeniach.
Po pierwszem natarciu 7 czerwca marszałek Haig długo zwlekał z rozpoczęciem głównej ofensywy pod Ypres. Nie przywiązywał on znaczenia do tajemnicy planów wojennych i do momentu zaskoczenia przeciwnika. To też, nie spiesząc się, z angielską flegmą przygotowywał dalej swoją operację, gromadząc kolosalne środki walki. Dopiero w dniu 31 lipca Anglicy rozpoczęli swoją wielką ofensywę na północny
wschód od Ypres przeciwko 4. armji niemieckiej.
Anglicy prowadzili bitwę mniej więcej w ten sam sposób, jak w roku 1916 nad Sommą. Walka rozpadała się na etapy. P o siarannem potężnem przygotowaniu artyleryjskicm następował krótki atak piechoty, która, w razie opanowania pozycyj przeciwnika, natychmiast przerywała swoje działania, spokojnie oczekując na podciągnięcie własnej artylerji, która znów miała „zabrać głos". Był to więc sposób walki systematyczny i ostrożny, wymagający jednak z obu stron ogromnych ofiar w ludziach i materjale bojowym.
Początkowo w pierwszym dniu ataku, jak najstaranniej przygotowanego, jak zwykle, Anglicy osiągnęli powodzenie, jednakże o tyle mniejsze, że nie wypełnili nawet zamierzonego zadania. Przyczyną tego był ulewny deszcz, który w czasie walki cały teren zamienił w wielkie bagnisko. W okopach i lejach żołnierze po piersi leżeli w gliniastych bajorach, w których topili się nietylko ranni, ale nawet zdrowi z wycieńczenia lub przez nieostrożność. Broń zanieczyszczała się i często odmawiała posłuszeństwa. W tych warunkach wytrzymałość fizyczna i moralna żołnierza narażona była na ciężką próbę.
Oczywiście broniący się Niemcy byli w nie o wiele lepszem położeniu, jeśli ponadto uwzględnimy fakt, że żołnierz angielski był świetnie odżywiony, podczas gdy żołnierz niemiecki odżywiał się mniej, niż skromnie, otrzymując ścisłe porcje, naukowo obliczone pod względem ilości kalorji, niezbędnych do utrzymania życia i jakich takich sił. To też może nigdy bardziej, niż w czasie tych walk nie miało zastosowania określenie „bitwy na wyczerpanie".
Dzięki wciąż padającym deszczom warunki terenowe coraz bardziej pogarszały się. Przed Anglikami rozpościerało się istne morze bagniste, które powodzenie wszelkich wysiłków ludzkich czyniło mało prawdopodobnem. Jak stwierdzają źródła niemieckie „każdy inny naród liczyłby się może więcej z przeszkodami natury". Ale wytrwałość angielska nie cofała się przed takiemi czy innemi trudnościami. Walka trwała dalej, skoro zaś pogoda nieco się poprawiła nastąpiło drugie uderzenie Anglików w kierunku z Langemarck na Poelcappel-le, które jednak miało jeszcze mniejsze powodzenie cd poprzedniego. Anglicy nic zdołali opanować gniazd karabinów maszynowych, ukrytych w terenie w strefie pierwszej cienkiej linji obronnej, co dało czas Niemcom na
589
podciągnięcie dywizyj obrony czynnej, które powstrzymały i załamały natarcie angielskie. Nastąpiła dłuższa przerwa w działaniach.
Dopiero w dniu 20 września marszałek Haig wykonał swoje trzecie wielkie uderzenie we Flandrji tym razem na wąski odcinek frontu pod Gheluvelt, Passchendaele, Poelcappelle i pod lasem Houthułst. Znów po wszystko miażdżącem przygotowaniu artyleryjskiem niezmordowanie atakowała piechota, ale, chociaż walka niemal bez przerwy toczyła się aż do 6 listopada, zdobycze terenowe Anglików były tak nieznaczne, że należałoby je mierzyć na metry.
Na tern zakończyła się wielka bitwa we Flandrji, która w rezultacie pierwotny front niemiecki, półkolem obejmujący Ypres na przestrzeni 20 kilometrów, przesunęła wtył zaledwie o kilka kilometrów, co oczywiście nie wpłynęło na zmianę położenia strategicznego.
Temniemniej bitwa we Flandrji, której inicjatorami byli marszałek Haig i premjer Lloyd George, spełniła w zupełności swoje wielkie zadanie: tragiczne przesilenie w obozie Koalicji zostało opanowane, zanim Niemcom pozwolono zorjentować się w całej jego rzeczywistej doniosłości. Nie dopomogła ona wprawdzie Rosji, która pod koniec roku ostatecznie załamała się, ani Włochom, którzy po świeżo poniesionej klęsce- utracili swoją siłę militarną, ale — i to było najistotniejsze — pozwoliła Francji, głównemu sprzymierzeńcowi, bez którego ostateczne zwycięstwo było niemożliwe, przezwyciężyć swoje przesilenie moralne i odzyskać swoją dawną wspaniałą tężyznę i ducha bojowego. Najgroźniejszy czas dla Koalicji minął. Bliską już była chwila, w której Stany Zjednoczone miały okazać swoją wydatną pomoc na froncie zachodnim.
Tak więc straszliwe ofiary, jakie poniosły we Flandrji i pod Cambrai wojska angielskie, kanadyjskie i australijskie, a które obliczano blisko na pół miljmia ludzi, nie poszły na marne, jakkolwiek wyczerpały Wielką Brytanję do tego stopnia, że jeszcze na wiosnę 1918 r. odczuwała skutki kampanji 1917 roku.
Ostatnią bitwą, która zamknęła na froncie francuskim kampanję 1917 roku, była tak zwana bitwa czołgów pod Cambrai, rozpoczęta przez Anglików w dniu 20 listopada w celu odciążenia zagrożonych Włochów.
Tym razem marszałek Haig zdecydował • się na operację w zupełnie odmiennym stylu,
niż dotychczasowy sposób walki Anglików. Być może, że na postanowienie to oddziałały ostat
nie doświadczenia we Flandrji, gdzie stosowano klasyczną metodą walki na wyczerpanie. Z drugiej znów strony bezsprzecznie dużą rolę odegrał decydujący wzgląd na pośpiech, który jedynie mógł był okazać pomoc armji włoskiej, której groziła katastrofa.
Tak czy inaczej — marszałek Haig po raz pierwszy zastosował metodę bezwzględnego zaskoczenia przeciwnika i to do tego stopnia, że jeszcze w przeddzień operacji nawet dowództwo francuskie nie było o niej poinformowane. Ze względu na konieczność zachowania tajemnicy Haig zrzekł się również przygotowania artyleryjskiego, zastępując go nową metodą natarcia. Do ataku miała ruszyć wielka masa czołgów, wślad za któremi miała postępować piechota, za piechotą zaś na tyłach miała oczekiwać wielka masa kawalerji, która, natychmiast po przełamaniu frontu przez czołgi i piechotę, przedarłaby się na tyły przeciwnika.
Ten sposób prowadzenia natarcia wymagał odpowiedniego terenu, dogodnego dla czołgów i kawalerji. Takim właśnie terenem były okolice Cambrai pomiędzy drogami, prowadzącemu z tego miasta do Bapaume i Péronne. Stąd wybór dla natarcia tego a nie innego odcinka frontu.
Na 15-stokilometrowym froncie natarcia Anglicy skoncentrowali 8 dywizyj piechoty, z czego 5 w pierwszej linji, oraz 360 czołgów i 1000 dział, z czego 300 ciężkich. Ponadto pod Bapaume w rezerwie znajdowały się jeszcze 3 dywizje piechoty, zaś w lesie Havricourt skoncentrowano korpus kawalerji w składzie dwóch dywizyj w celu wyzyskania już dokonanego przełomu. Bezpośrednio przed natarciem, dowiedziawszy się o niem, i Francuzi podciągnęli na wszelki wypadek pod Péronne 2 dywizje piechoty i 2 dywizje kawalerji. Jak widzimy przeto operacja zakrojona była na szeroką skalę, siły zaś, przeznaczone do niej, bez porównania przewyższające liczebnie i pod względem technicznym 2. armję niemiecką, która miała być zaatakowaną.
O świcie, dnia 20 listopada niespodziewanie w zupełnej ciszy, przerywanej tylko warkotem motorów, ruszyła do ataku masa czołgów (324 czołgi bojowe i 36 czołgów z amunicją, materjałami pędnemi i stacjami radjotelefo-nów). Za czołgami ruszyły masy piechoty angielskiej. Już po rozpoczęciu ataku odezwała się również artylerja angielska, zasypując huraganowym ogniem dalsze linje obronne Niemców na całym froncie natarcia.
590
Zrewoltowane wojsko rosyjskie z czerwonemi sztandarami na bagnetach.
Nagłe pojawienie się niewidzianej nigdy masy czołgów wywarło na Niemcach przygnębiając uczucie bezradności wobec tego nowego straszliwego środka walki, zastosowanego w takiej ilości. Zanim piechota angielska dotarła do czołowych pozycyj niemieckich — Niemcy byli już złamani moralnie, to też obrona ich była naogół dość słaba i niezdecydowana. Na przestrzeni 15 kilometrów frontu Anglicy bez większego wysiłku opanowali dwie pierwsze Unje obronne pozycji „Zygfryda", wdzierając się, poprzedzani przez czołgi na 8 kilometrów wgląb niemieckiego frontu. W jednem tylko miejscu atak Anglików został powstrzymany, a to dzięki temu, iż przy pomocy jednego, przypadkowo ocalałego działa polowego Niemcy rozbili lii czołgów, operujących w tem miejscu. Zresztą to chwilowe i lokalne powodzenie obrony nie miało już znaczenia wobec ogólnego wyrzucenia Niemców z całego odcinka.
Front niemiecki był doszczętnie przerwany. W dokonany wyłoni Anglicy rzucili część
swojej kawalerji. Zdawało się, że wielka klęska Niemców jest nieuniknioną. Ale i tym razem osławiona już metodyczność Anglików i nadmierna ostrożność ich dowództwa uratowały Niemców. Dokonawszy wyłomu Anglicy stracili cały swój impet, nie mogąc się zdobyć na radykalną zmianę taktyki i przejście do walki ruchowej. Marszałek Haig zastanawiał się powoli, w jaki sposób zabezpieczyć wąski wyłoni od niebezpieczeństwa flankowego z jego obydwóch stron, narazie zaś wszystkie jego zarządzenia były niezdecydowane i połowiczne. Wślad za rzuconą przez wyłom na tyły przeciwnika kawalerią angielską nie podesłano na czas ani artylerji, ani posiłków. Pozostawiona samej sobie nie mogła wytrzymać, oczywiście, ognia artylerji niemieckiej i, zdziesiątkowana, straciwszy wszystkie swoje konie, nocą już pieszo wycofała się do opanowanego przez piechotę angielską wyłomu. Kiedy wreszcie marszałek Haig zdecydował się na zdecydowaną operację w kierunku zastosowania walki rucho-
591
wej — było już za późno. Niemcy zdążyli już zgromadzić silne odwody i, otrząsnąwszy się z początkowej paniki, rozpoczęli własne przeciwdziałanie. Dalsze wysiłki Anglików, aż do 23 listopada włącznie, aby rozszerzyć wyłom i, pogłębiwszy go, wydostać się na wolny teren, dały już nieznaczne tylko powodzenie, na któ-rem ostatecznie natarcie angielskie załamało się. Niewiadomo dlaczego dowództwo angielskie nie zwróciło się na czas do Francuzów o współdziałanie, co również pogrzebało całą sprawę pod Cambrai.
Tymczasem Niemcy zgromadzili 11 dyw7i-zyj piechoty do przeciwnatarcia, opartego na schemacie kanneńskim. Dnia 30 listopada Niemcy równocześnie uderzyli dwiema grupami na oba skrzydła opanowanego przez Anglików wyłomu. Siły grupy północnej okazały się zbyt słabe, to też powodzenie jej rozwijało się bardzo powoli i z wielkiemi trudnościami. Natomiast grupa południowa osiągnęła szybkie i znaczne powodzenie, zadając Anglikom ciężkie straty i zmuszając ich nietylko do opuszczenia świeżo zdobytych pozycyj niemieckich, ale nawet niektórych pozycyj własnego frontu. W rezultacie Niemcom, z racji zbyt powolnego tempa natarcia grupy północnej, nie udało się zamknąć cęgów swojego kanneńskiego manewru i osaczyć wojska angielskie, ale i Anglikom w wyniku ostatecznym całej bitwy pozostał w rękach tylko niewielki występ pozycyj niemieckich w linji „Zygfryda".
Niepowodzenie Anglików pod Cambrai i sukces niemieckiego przeciwnatarcia miały dla Niemców doniosłe znaczenie moralne. Kam-panję 1917 roku na froncie zachodnim bądź co bądź wojsko niemieckie zakończyło chociaż nie-wielkiem, ale własnem powodzeniem, co pozwoliło ożywić się nowym nadziejom niemieckim na rok 1918.
Bitwa pod Cambrai odegrała doniosłą rolę w dziedzinie nowoczesnej taktyki walki pozycyjnej. Wykazała ona wielką skuteczność działania masy czołgów, dzięki którym pierwszy dzień natarcia przyniósł Anglikom znaczne i niespodziewane powodzenie. Atak czołgów, które w krótkim czasie posunęły się o 8 kilometrów wgłąb pozycyj niemieckich, w ręce Anglików oddał 8.000 niemieckich karabinów maszynowych i 100 dział — nie mówiąc już o ogromnych stratach w ludziach, które ponieśli Niemcy — wzamian za 107 czołgów angielskich, rozbitych przez Niemców. Atak 300 czołgów zaoszczędził Anglikom, podług ówczesnych obliczeń, około 30.000 tonn amunicji, głównie arty
leryjskiej. Od tego czasu czołgi na froncie zachodnim stały się głównym sprzętem bojowym natarcia.
Według międzykoalicyjnego planu kam-panji 1917 r. doniosłe zadanie powierzono Rosji jeszcze przed wybuchem rewolucji. Miała ona rozpocząć generalną ofensywę na swoim froncie południowo-zachodnim, gdzie powodzenie zapewniała słaba i zdemoralizowana arm ja austrjacko - węgierska, przy równoczesnem ak-tywnem współdziałaniu frontów północnego i zachodniego na północ od Prypeci. Rewolucja, oczywiście, plany te pokrzyżowała. W pierwszej połowie 1917 roku chaos rewolucyjny wewnątrz państwa oraz ferment rozkładowy w armji uniemożliwiały wszelkie poważniejsze działania zaczepne, to też Rosja zachowywała całkowitą bierność wojenną.
Niemcy znów, jakkolwiek posiadali na froncie rosyjskim znaczne siły, dochodzące do 80 dywizyj piechoty, nie mogli się zdecydować na zadanie ostatecznego ciosu Rosji, obawiając się, że wznowienie walk może podnieść na duchu wojsko rosyjskie, wywołując wojenno-re-wolucyjny entuzjazm i tem kładąc kres dalszemu rozkładowi dawnej armji carskiej. Pod wpływem tej obawy Niemcy zachowywali bierne również stanowisko obserwacyjne, wszelki e-mi siłami podsycając rozkładowy ferment w w7ojsku rosyjskiem, które miało się „samo spalić". Do tego celu służyć miało, między in-nemi, bratanie się na przedpolach obu wojsk, co prowokowali „na rozkaz" żołnierze niemieccy. Było to wielką lekkomyślnością dowództwa niemieckiego, nazbyt wierzącego w niezłomny hart ducha swojego wojska, lekkomyślność, za którą rzeczywistość surowe się na niem zemściła. Bowiem owo „bratanie się", jakkolwiek wykonywane „na rozkaz" demoralizowało również żołnierza niemieckiego, wywracając jego dotychczasowe pojęcie o dyscyplinie wojennej i osłabiając jego dotychczas nieugiętą postawę wobec wroga.
Całe pierwsze półrocze 1917 r., bezczynnie i gnuśnie spędzane przez Rosjan pogłębiało ѵ wojsku rosyjskiem groźne objawy rozkładu,
z którym nowy słaby rząd rewolucyjny napróż-no walczył, usiłując nieudolnie przekształcić dawną armję carską w jakąś narodowo-rewolu-cyjną milicję, w której próbowano bez powodzenia pogodzić dyscyplinę wojskową z najwięk-szemi absurdami dem agog j i rewolucyjnej.
592
Bezczynna postawa Niemców wprowadziła w błąd nowych rządców- Rosji, którzy bezczynność tę brali za objaw- strachu przed rewolucyjną potęgą „odrodzonej" arniji rosyjskiej. Sugestja ta przysłaniała entuzjastom rewolucyjnym w typie Kiereńskiego ponurą i groźną rzeczywistość wojska rosyjskiego. Rząd rewolucyjny, dzfałając wciąż, jakgdyby, pod wpływem narkozy rewolucyjnego frazeso-wiczestwa, z jednej strony pragnąc sławnemi zwycięstwami wojennemi uświęcić niejako i scementowac rewolucję, z drugiej zaś strony przynaglany przez zachodnich sojuszników Rosji, tak życzliwie i ufnie odnoszących się do rewolucji rosyjskiej — zdecydował się wreszcie na podjęcie wielkiej ofensywy, zakrojonej na szeroką skalę, ogólnie biorąc opartej na dawnym planie międzykoalicyjnym.
W dniu G maja następuje rekonstrukcja Rządu Tymczasowego, który nabiera charakteru bardziej radykalnego i bojowego. Elementy bardziej umiarkowane wycofują się z rządu razem z księciem Lwowem (elementy te, wszczynając rewolucję w imię pomyślnego prowadzenia wojny, dążyły raczej do zamachu o charakterze „pałacowym" i zmiany osoby panującego na tronie rosyjskim, a nie do „rewolucjonizowania" Rosji). Do rządu wchodzą teraz przedstawiciele partji socjalno-demokraty-cznej (mieńszewicy) w osobach Ceretellego i Skcbielewa, oraz Czernow-, przedstawiciel, poza Kiereńskim, partji socjalno-rewolucyjnej. Duszą nowego składu rządu staje się Kiereń-skij, minister wojny i marynarki, osiągając stanowisko nieledwie dyktatorskie. Pozostali narazie w rządzie przedstawiciele umiarkowanej partji konstytucyjno-demckratycznej (tak zwani kadeci) wycofali się zresztą już w dniu 15 lipca.
Nowy rząd radykalny, zdecydowawszy się na ofensywę, rozpętał w Rosji istną psychozę frazescwiczostwa pod hasłem „wojna aż do ostatecznego zwycięstwa" ! Wojsko i społeczeństwo zostało wprost zatopione w powodzi bojowej propagandy, której z zapałem oddawali się nowi dygnitarze rewolucyjni, którym, oczywiście, niewiele już poza nią pozostawało czasu na najważniejsze sprawy państwowe i wojskowe. Sam Kierenskij, jakgdyby, w histerycznym transie miotał się od miasta do miasta, od jednego korpusu do drugiego, z jednego frontu na drugi, wygłaszając wszędzie — po parę razy dziennie — „płomienne" mowy bojowe, peł-ne mętnej frazeolcgji i aktorskiego patosu, gdzie tylko można głosząc hasło „Do ataku!"
Wślad za najwyższymi dygnitarzami wojsko rosyjskie zalała fala mniej lub więcej powołanych agitatorów, tworzących sztuczny nastrój bojowy. Szeroką propagandę rozwijały również pułkowe, dywizyjne, korpuśne i t. d. rady delegatów żołnierskich, narazie przeważnie opanowane jeszcze przez socjaldemokratów (mieńszewików) i socjal-rewolucjonistów.
W tych warunkach rewolucyjny i socjalistyczny Rząd Tymczasowy stworzył pozory, jak gdyby armja rosyjska istotnie odrodziła się i była gotową do wielkich zadań bojowych. W rzeczywistości było to chwilowe tylko oszołomienie rozwiecowanego wojska i społeczeństwa, niemające nic wspólnego z prawTdziwym entuzjazmem, ofiarnością i wytrwałością.
Aby bardziej jeszcze rozegzaltować wojsko Rząd Tymczasowy przystąpił do gorączkowego formowania ochotniczych oddziałów szturmowych — nawet kobiecych (słynny „bâtai jon śmierci" Boczkarowej). Zorganizowano „Wszechrosyjski Organizacyjny Komitet Centralny Ochotniczej Armji Rewolucyjnej", który znów wyłonił z siebie „Komitet Wykonawczy do formowania bataljonów7 rewolucyjnych z ochotników tyłowych". Wszystko to robiło wrażenie kiepskiej tragifarsy, mającej odtworzyć Wielką Rewolucję francuską. Jak każda komedja w życiu — poczynania te miały przynieść śmieszne niepowodzenie w całości i niepotrzebne bohaterskie ofiary w poszczególnych wypadkach.
Równocześnie dokonywano znacznych zmian w personalnym składzie wyższego dowództwa. Dotychczasowa głównodowodzący generał Aleksiejew (do czasu rewolucji był szefem sztabu przy wodzu naczelnym, którym ostatnio był sam cesarz Mikołaj) opuścił swoje stanowisko. Głównodowodzącym mianowano generała Brusiłowa, dotychczasowego dowódcę południow'0-zachodniego frontu i bohatera ofensywy poprzedniego roku. Na miejsce tego ostatniego mianowano generała Korniłowa, przy którym ustanowiono komisarza politycznego w osobie znanego działacza socjal-rewolu-cyjnego Sawinkowa. Zresztą w tym czasie w całej armji obok istniejących już rad żołnierskich delegatów powstała instytucja komisarzy polityczno-rewolucyjnych (na wzór armji francuskiej z czasów Wielkiej Rewolucji), przydzielanych do poszczególnych dowódców. Mieli oni utrzymywać łączność pomiędzy dowódcami fachowemi a radami żołnierskiemi i władzami politycznemi, mieli utrzymywać karność w wojsku, podniecać jego ducha, a za-
593
razem kontrolować dowódców pod względem prawomyślności rewolucyjnej. W rzeczywistości instytucja komisarzy nadmiernie obciążyła aparat wojskowy, sparaliżowała inicjatywę i władzę dowódców7 fachowych, zamiast zaś utrzymywać karność w wojsku, przyczyniła się swoją niefachowością i demagogją do ostatecznego jej rozprzężenia.
W momencie, kiedy rewolucyjna, republikańska i demokratyczna Rosja przystępowała do swojego ostatniego przedsięwzięcia wojennego, równocześnie w Piotrogrodzie obradowała bez przerwy wszechrosyjska konferencja frontowych i tyłowych organizacyj wojskowych rosyjskiej socjal-demokratycznej partji robotniczej bolszewików, na której zapadały ważkie decyzje, zgóry przesądzające los mającej się rozpocząć ofensywy. Bowiem w tym czasie bolszewicy posiadali już doskonale zorganizowaną sieć swoich komórek („jaczejek"), któ-remi oplatali od dołu szerokie masy rosyjskiego żołnierstwa.
Również i w głębi państwa demagogiczna propaganda bolszewicka, wieńcząca dzieło czczej i frazeologicznej demagogji dotychczas rządzących partyj umiarkowanie socjalistycznych i demokratycznych, oraz uśpiona w narkozie rewolucyjnej czujność społeczeństwa i bezgraniczna nieudolność i lekkomyślność nowej władzy państwowej — wszystko to wydawało już obfite plony, których grcźnemi zwiastunami były mnożące się rozruchy po miastach i wsiach, fala strajków, samosądów, palenia dworów7, mordów, grabieży i sabotażu.
Ale Rząd Tymczasowy nie rozumiał tych zjawisk, wciąż wierząc w „czystość" rewolucji rosyjskiej i w rewolucyjny entuzjazm społeczeństwa i wojska.
Zamierzone aktywne współdziałanie w ofensywie północnego i zachodniego frontów właściwie nie doszło do skutku. Po gwałtow-nem i skutecznem przygotowaniu artyleryj-skiem, które po raz pierwszy w tak wielkiej skali zastosowali Rosjanie, dzięki materjalnej pomocy sojuszników i półrocznej bezczynności, która nagromadziła wielkie zapasy amunicji i pozwoliła uzupełnić środki bojowe armji, wojska rosyjskie z impetem rzuciły się naprzód, prawie be zwalki zajmując czołowe pozycje nieprzyjacielskie, które Niemcy pośpiesznie opuścili. Jednak o dalszem natarciu nie mogło być nawet mowy. W obliczu naprawdę już broniącego się przeciwnika na dobrze przygotowanych i umocnionych dalszych linjach obronnych do cna wypalił się bengalski ogień sztucznie
wywołanego zapału bojowego wojska rosyjskiego. Żołnierz rewolucyjny poprostu odmówił posłuszeństwa i nie zechciał iść dalej. Natarcie z punktu załamało się, i oba fronty na północ od Prypeci ponownie zastygły w bezczynności, z której korzystali agitatorzy bolszewiccy, z coraz większą śmiałością i powodzeniem szerząc swoją rozkładową propagandę.
Na froncie południowo-zachodnim, gdzie bejowa agitacja Rządu Tymczasowego działała najintensywniej i gdzie Rosjanie mieli przeciwko sobie głównie oddziały austrjacko-wę-gierskie, bliskie już również ostatecznego rozkładu, a mające smutną tradycję niedotrzymywania Rosjanom pola — zamierzona ofensywa doszła do skutku, osiągając początkowo znaczne powodzenie.
Główne uderzenie miało być wykonane z odcinka Brzeżany — Pomorzany na Gliniany i Lwów, uderzenie zaś pomocnicze z odcinka Halicz — Stanisławów na Kałusz i Bołechów7. Główne uderzenie na północy powinno było nastąpić nieco wcześniej, niż na południu.
Dnia 1 lipca 11 i 7 arm je rosyjskie rozpoczęły natarcie w kierunku Lwowa. W pierwszym dniu Rosjanie opanowali niektóre czołowe pozycje przeciwnika tam, gdzie obrona ich spoczywała w rękach Austrjaków, zawsze skłonnych do paniki przed wojskami rosyjskie-mi. Dnia następnego ataki Rosjan nie miały już powodzenia. Dn. 6 lipca pomocnicze natarcie nie dało również wyników. Wobec tego Rosjanie rozpoczęli przegrupowywanie swoich wojsk, co świadczyło o niepowodzeniu. Walki na odcinku lwowskim zacichły.
Tymczasem w dniu 6 lipca 8 arm ja rosyjska rozpoczęła swoją pomocniczą ofensywie na południu. Zaraz na początku XVI korpus rosyjski opanował czołowe pozycje przeciwnika na odcinku Lachowce — Porohy, umocnił się w nich i odrzucił kontratak przeciwnika. Następnego dnia do ataku tuszył XII korpus rosyjski, opanowując czołowe, pośrednie oraz główne lin je obronne przeciwnika na odcinku Jamnica — Zagwoździe, biorąc przytem do niewoli 7.000 jeńców austrjackich i 48 dział. W ciągu dni następnych 8 armja rosyjska z powodzeniem prowadziła dalej swoją ofensywę i, zająwszy Kałusz, w dniu 13 lipca osiągnęła linję rzeczek Kropiwnika. i Łomnicy. Na tem powodzenie 8 armji zakończyło się, i walki nieco przycichły.
Dowództwo niemieckie nie orjentowało się należycie w istocie chwilowego zapału bojowego armji rosyjskiej. Niemcy widzieli tylko fakt,
5 9 4
że w Galicji Rosjanie osiągają w natarciu znaczne powodzenie, a postawa wojsk austrjac-ko-węgierskich, które szybko poddawały się panice, poczynając masowo oddawać sic do niewoli, a nawet przechodząc calemi oddziałami z bronią w ręku na stronę przeciwną (Czesi !), budziła w nich wspomnianie najfatalniejszych klęsk swojego gnuśnego i nieudolnego sprzymierzeńca. To też konsternacja Niemców była ogromna. Poczęli pośpiesznie przewozie na pomoc swojemu niefortunnemu sprzymierzeńcowi znaczne posiłki, początkowo zdejmowane z frontu rosyjskiego na północ od Prypeci, a następnie całych 6 dywizyj piechoty, w czem 2 wyborowe dywizje gwardji, z frontu zachodniego, gdzie publiczne oświadczenia rządu francuskiego o poniechaniu na dłuższy czas działań zaczepnych rozwiązały ręce dowództwu niemieckiemu.
Tymczasem w Niemczech zrezygnowano już z pierwotnej nadziei, że bez rozgrywki orężnej uda się zawrzeć odrębny pokój z Rosją rewolucyjną. Wobec tego należało ją orężem zmusić do tego. Wypadki w Galicji przyśpieszyły decyzję niemiecką.
Nadchodzące dywizje niemieckie z niemałym trudem zdołały powstrzymać sprzymierzone wojska austrjacko-węgierskie, znajdujące się już w panicznym odwrocie. Pod Złoczowem Niemcy w zadziwiająco krótkim czasie sformo
wali grupę uderzeniową, która miała zadać decydujący cios wojskom rosyjskim.
Przeciwnatarcie niemieckie rozpoczęło się dn. 19 lipca i było skierowane przeciwko odcinkowi 11 armji rosyjskiej pod Pomorzanami. Po dwudniowej walce z przeważającemi siłami ro-syjskiemi, Niemcy całkowicie przełamali front, zmuszając Rosjan do panicznego odwrotu, który obnażył prawe skrzydło "sąsiedniej od południa 7 armji rosyjskiej. Klęska 11 armji rosyjskiej łatwo mogła była zamienić się w ogólną katastrofę całego południowo-zachodniego frontu, gdyby Niemcy w dokonany wyłom rzucili poważniejszą masę kawalerji. Ale Niemcy nie posiadali jej w dostatecznej ilości, a nawet pod względem piechoty siły ich były nader szczupłe i niewystarczające do poważniejszego manewru na tyły przeciwnika.
Paniczny odwrót 11 armji zmusił i sąsiednią 7 armję do odwrotu, który również wkrótce przybrał charakter paniki. To znów spowodowało odwrót 8 armji, która zdołała utrzymać się jedynie pod Kimpolungiem w styku połud-niowro-zachodniego i rumuńskiego frontów.
Dowództwo rosyjskie czyniło nadludzkie wysiłki, aby paniczną ucieczkę przekształcić w planowy odwrót w porządku. W znacznej mierze zadanie to osiągnięto, jakkolwiek dezer-terstwo i łamanie karności nawet przez całe oddziały wzmagało się coraz bardziej, nabierając cech epidemicznych.
Bataljon kobiecy pod dow. Boczkarewoj podczax przeglądu przez gen. Połowcewa.
595
Że dowództwu rosyjskiemu udało się w tych warunkach zaprowadzić jaki taki ład w swoicli wojskach—były tego dwie przyczyny.
Po pierwsze dowództwo niemieckie, zaskoczone początkowemi sukcesami Rosjan, nie doceniało należycie skutków fermentu rewolucyjnego, a stąd przeceniało wartość bojową wojska rosyjskiego, prowadząc operacje na wzór dawnego natarcia IVIackensena pod Gorlicami. Niemcy dążyli raczej do rozszerzenia już dokonanego wyłomu w froncie rosyjskim, niż do jego pogłębienia, kolejno uderzając to w 11, to w 7 armję rosyjską, co dawało dowództwu rosyjskiemu momenty wypoczynku, pozwalające na zaprowadzenie ładu w wojsku. Po drugie działał tu bezsprzecznie duży talent wojskowy generała Karniłowa i jego żelazna wola i wielkie opanowanie, oraz zasługi całego szeregu innych niższych dowódców rosyjskich.
Ostatecznie natarcie Niemców wystarczyło, aby jednem uderzeniem odrzucić armje rosyjskie, ale było niewystarczające, aby doprowadzić je do ostatecznego pogromu, jak to planowało dowództwo niemieckie. Brak sił i własne błędy Niemców były tego przyczyną.
Wślad za przeciwnatarciem niemieckiem w Galicji również i na lewem skrzydle 8 armji rosyjskiej wojska niemieckie, pociągając za sobą austrjacko-węgierskit. przeszły do ofensywa, która była o tyle groźną dla Rosjan, że mogła spowodować załamanie się sąsiedniego prawego skrzydła frontu rumuńskiego.
Dalszy odwrót armij rosyjskich południo-wo-zachodniego frontu odbywał się prawie że bez nacisku ze strony wojsk niemiecko-austrjac-kich, aż w dniu 28 lipca zatrzymał się ostatecznie na nowej linji, która biegła na południe od Złoczewa (na północ front pozostał na dawnej linji) przez Zbaraż, Skałat i Grzymałów, a następnie wzdłuż Zbrucza do Dniestru i dalej przez Bojan i Seret na wschód od Kimpolunga, gdzie łączył się z frontem rumuńskim.
Front rumuński wiosną 1917 r. przedstawiał dość poważną siłę. Na przestrzeni około 500 km. od Kimpolunga do ujść Dunaju utrzymywało front 600 bataljonów rosyjsko-rumlińskich, przeciwko którym stało niespełna 500 bataljonów wojsk niemieckich, austrjacko-wę-gierskich, bułgarskich i tureckich.
Pomiędzy trzema armjami rosyjskiemi tego frontu wtłoczona była armja rumuńska (wszystkiego 74 bataljony), podczas gdy druga armja rumuńska dopiero formowała się na tyłach, szkolona przez oficerów francuskich. Mia-
596
ła ona zająć odcinek frontu dopiero w ciągu lata.
Armja rumuńska po klęskach ubiegłego roku znajdowała się również w stanie silnego fermentu i rozkładu, jakkolwiek z innych zgoła przyczyn, niż armja rosyjska. Silne wpływy germanofilskie, które na pewien czas przycichły, teraz podniosły znów głowę, opanowując szczególnie korpus oficerski. Wojsko było przemęczone, zniechęcone i częściowo zdemoralizowane wpływem wypadków, rozgrywających się w sąsiednich oddziałach rosyjskich. Wszystko to w dużym stopniu niepokoiło dowództwo i rząd rumuński, z królem Ferdynandem na czele, który znalazł się w ciężkiem położeniu, utraciwszy niemal cały obszar własnego państwa, znajdując się niejako na łasce coraz bardziej zrewolucjonizowanego sprzymierzeńca.
W tych warunkach trudno było liczyć na powodzenie ofensywy na rumuńskim froncie, które jednak, wbrew przewidywaniom, miało jednakże miejsce.
W czasie od dn. 20 do 24 lipca oddziały 4 armji rosyjskiej oraz 2 rumuńskiej po dość uporczywych walkach przełamały front przeciwnika w kierunku Focsani, jednakże to lokalne powodzenie, ze względu na groźne położenie na froncie południowTo-zachodnim, zostało powstrzymane rozkazem Kiereńskiego, który zalecał jedynie zachować wartość bojową wojsk rosyjskich.
Powstrzymanie ofensywy rosyjsko-rumuń-skiej wykorzystali natychmiast Niemcy, kierując na front rumuński część swoich sił, zwolnionych już. w Galicji. W dniu 6 sierpnia rozpoczęło się natarcie Niemców w kierunku Okna i Focsani, co było podyktowane chęcią opanowania znajdujących się w tych okolicach bogatych źródeł ropy naftowej. Aż do dn. 18 sierpnia toczyły się uporczywe walki, ѵ wyniku których wojska rosyjskie i rumuńskie zostały odrzucone na nieznaczną odległość na wschód, poczem wałki ustały, i front ponownie ustabilizował się.
Tak oto zakończyła się szumnie rozreklamowana, poprzedzona orgją gadulstwa, wiecowania i upajania się szumnemi słowami, słynna ofensywa Kiereńskiego, któremu może marzyła się sława rosyjskiego Napoleona.
Moralny cios, zadany klęską Rządowi Tymczasowemu, był straszny i niedający się już powetować.
Generał Karniłow, donosząc Kiereńskiemu o klęsce, tak krótko formułował jej przebieg: ,,Armja obłąkanych, ciemnych ludzi ucieka".
Wynikiem niefortunnej, ofensywy było tylko przyśpieszenie procesu ostatecznego rozkładu armji i całego aparatu państwowego.
Pomimo smutnych doświadczeń, Rząd Tymczasowy i jego dusza — Kierenskij nie zrezygnowali jeszcze ze swoich ambitnych planów, nie chcąc widzieć, że nad głowami ich chwieje się już strop państwowy. W dniu 8 lipca Kierenskij obejmuje stanowisko prezesa rady ministrów, równocześnie zachowując dla siebie tekę ministra wojny. Przy pomocy socjalistycznej piotrogrodzkiej rady robotniczych i żołnierskich delegatów postanowiono znów wziąć w cugle armję i poprowadzić ją do nowej ofensywy.
Rząd Tymczasowy zarządził wywiezienie z Piotrogrodu tych oddziałów wojskowych, które uległy już propagandzie bolszewickiej. W ten sposób, jak sądzono, usunie się wszelkie niebezpieczeństwo, które z Piotrogrodu czerpało swoje siły. Tymczasem w odpowiedzi na zarządzenia te w dniu 16 lipca na ulice stolicy wystąpiły olbrzymie tłumy robotników7, marynarzy i żołnierzy, manifestując na rzecz bolszewików. Wybuchły rozruchy uliczne. Rząd Tymczasowy nareszcie należycie ocenił groźne położenie, ale było już zapóźno. Narazie opanowano wprawdzie rozruchy w stolicy przy pomocy sprowadzonych do Piotrogrodu oddziałów wojska, niedotkniętego jeszcze rozkładową propagandą bolszewicką, oraz przeprowadzono liczne aresztowania wśród bolszewików, zamykając ich organy prasowe, ale samego Lenina, którego również polecono aresztować, nie schwytano, ani też nie zniszczono od korzeni organizacji partyjnej, która teraz ponownie zakonspirowała się.
Nagły zwi'ot Rządu Tymczasowego przeciwko bolszewikom nie był ani dość stanowczy, ani konsekwentny, a przedewszystkiem niemal zupełnie nie przejawił się na prowincji i w większości oddziałów wojskowych. Zarządzenia represyjne przeważnie pozostały na papierze lub tylko w butnych przemówieniach Kiereńskiego. Niezależnie od tego, wszelkie przeciwdziałanie było już spóźnione, gdyż brak było dostatecznie silnych i zdrowych czynników, na których mógłby się oprzeć Rząd Tymczasowy.
Na chwilę powstrzymany potop propagandy bolszewickiej z tern większą jeszcze gwałtownością począł niszczyć ostatnie tamy, ochraniające ład i porządek w olbrzymiem państwie rosyjskiem.
Po pierwszem uderzeniu, które Niemcy zadali rosyjskiej armji rewolucyjnej na południu, nastąpiło zkolei drugie uderzenie na północy ze znacznem jednak opóźnieniem, ze względu na trudności zgromadzenia odpowiednich do tego sił.
W dniu 1 września niemiecka grupa uderzeniowa, sformowana w głębokich lasach na zachód od Uexkuell, w obliczu niemal zupełnie bezradnych Rosjan sforsowała Dźwinę na połowie drogi pomiędzy Rygą i Dźwińskiem, po-czem, oskrzydlając Rygę, dotarła aż do zatoki Ryskiej na północ od tego miasta.
Natarcie niemieckie spotkało się ze strony Rosjan z bardzo rozmaitem przyjęciem w zależności od tego, w jakim stopniu dany oddział był rozagitowany przez bolszewickich emisarju-szy. Jedne oddziały odrazu porzucały pozycje i w panice, bezładnie uciekały, inne walczyły niechętnie, przy każdej okazji cofając się, inne znów, zresztą dość nieliczne, zachowały dawną swoją wartość bojową, walcząc sumiennie i z wytrwałością. Ogólnie jednak biorąc, wartość bojowa wojska rosyjskiego była o wiele już niższą, niż za czasów7 ofensywy niemieckiej w Galicji. Wypadki otwartych buntów, jak na-przykład w 109 dywizji, były coraz częstsze. Oddziały postępowały samowolnie, często pozbywając się co najdzielniejszych oficerów7, którzy starali się ująć je w karby dyscypliny. Panika udzielała się oddziałom z najbardziej nawet błahych powodówT. Jednem słowem, natarcie Niemców7 na Rygę oraz odw7rót 12 armji rosyjskiej dokonał ostatecznego jej rozkładu.
Dowództw7o niemieckie, zachęcone latwemi zwycięstwami pod Rygą i coraz bardziej lekceważąc wojska rosyjskie, zdecydowało śmiałe przedsięwzięcie, a mianowicie opanowanie wysp Ozylji, Moon i Dago, panujących nad zatoką Ryską i flankujących zatokę Fińską. Wyspy te były silnie ufortyfikowane i posiadały liczną załogę rosyjską, gdyż dowództwo rosyjskie zawsze przywiązywało do ich posiadania wielką rolę.
Oczywiście, dopóki armja rosyjska posiadała jeszcze swoją normalną wartość bojową — zdobycie tych wysp stanowiło przedsięwzięcie niemal, że niewykonalne, tembardziej, że znajdowały się one w strefie działania rosyjskiej floty wojennej. Teraz jednak sprawa przedstawiała się inaczej.
W dniu 11 października z portu libawskie-go wypłynęła pod osłoną „floty pełnego morza" flota transportowa, mając na swoich pokładach 42 dywizję piechoty niemieckiej. Następnego
597
dnia, pod osłoną dział okrętowych, piechota niemiecka wylądowała na północnym brzegu wyspy Ozylji w zatoce Tagga, która była wprawdzie bardzo silnie ufortyfikowana, ale niezwykle słabo broniona przez zdemoralizowane, chociaż liczne wojska rosyjskie. W ciągu jednej doby. Niemcy opanowali całą wyspę, biorąc do niewoli jej dwakroć od Niemców liczniejszy garnizon. W ciągu następnych dni Niemcy opanowali również bez trudu wyspy Moon i Dago.
Wyprawa ta udała się Niemcom przy wy-dajnem współdziałaniu swojej floty wojennej, dla której zadanie to miało być, jakgdyby, eks-pijacją za wypadki, które niedawno się w niej rozegrały. Oto w ciągu ubiegłego lata na niektórych okrętach wojennych wybuchły otwarte bunty o charakterze bolszewickim, śledztwo wykazało, źe ponad 4.000 marynarzy należało już do sprzysiężenia rewolucyjnego, które znajdowało się w ścisłej łączności z wywrotowemi elementami wewnątrz Niemiec i z niemiecką socjalistyczną partją niezależną, która ulegała coraz większym wpływom rewolucji bolszewickiej. Nastąpiły masowe represje wśród marynarzy, liczne wypadki rozstrzeliwania przywódców buntu oraz aresztowania wewnątrz kraju. Narazie admiralicja niemiecka opanowała położenie, o czem świadczyły świetne wyniki wyprawy w zatoce Ryskiej, a które znacznie podniosły na duchu flotę niemiecką. Ale następnie flota wojenna Niemiec, powróciwszy do swoich portów, znów pogrążyła się w przymusowej bezczynności, która działała, jak najlepszy agitator, ponownie rozżarzając iskry buntu, które narazie nie wybuchały wprawdzie na-zewnątrz, ale znakomicie przygotowywały wypadki, które miały nastąpić po upływie roku.
A tymczasem rozkład, armji rosyjskiej i ferment bolszewicki w calem państwie postępowały wciąż naprzód. Nie udało się „zagadać" rewolucji bolszewickiej Kiereńskiemu, który od dnia 30 sierpnia do wszystkich swoich stanowisk rewolucyjnych dołączył jeszcze stanowisko wodza naczelnego wszystkich sił zbrojnych Rosji, któremi kierował przy pomocy generała Aleksiejewa, jako szefa swojego sztabu.
Naturalny proces rozkładowy oraz klęski, poniesione na południu i na północy, przyśpieszyły ostateczne wycofanie się Rosji z wojny.
Już we wrześniu dowódca 12 armji rosyjskiej w raporcie swoim tak pisze: „Ogólny nastrój armji w dalszym ciągu jest naprężony, nerwowy i wyczekujący. Głównemi motywami, określającemi nastroje mas żołnierskich, po-
dawnemu są nieodparte pragnienie pokoju, żywiołowy pęd wtył, pragnienie jak najszybszego jakiegokolwiek rozwiązania... Armja przedstawia się, jako tłum ludzi zmęczonych, źle ubranych, z wielkim trudem wyżywianych, złączonych wspólnem pragnieniem pokoju i ogólnem rozczarowaniem. Charakterystyka ta może być bez przesady zastosowana wogóle do całego frontu".
Po zdobyciu przez Niemców wysp w zatoce Fińskiej, właściwie armji rosyjskiej już nie było. Poprostu rozłaziła się ona i rozklejała we wszystkich swoich wiązaniach. Dezerter-stwo jednostkowe i gromadne nabrało cech żywiołowych. Z frontu .na tyły ciągnęły tłumy zdemoralizowanego żołnierstwa, które, dzięki posiadanej broni, stawało się wewnątrz państwa znakomitym materjałem dla propagandy bolszewickiej, a następnie dla przewrotu bolszewickiego. Zanikała wszelka spójnia, wiążąca armję w całość. Nietylko już dowództwo naczelne, ale nawTet poszczególni dowódcy pułków stracili w7szelki wpływ i władzę nad masami żołnierskiemi. Mordowanie oficerów stawało się zjawiskiem coraz częstszem. Grozę położenia potęgował całkowity rozstrój komunikacji kolejowej i stąd płynący kryzys aprowizacyjny na froncie. Coraz częściej otwarcie zbuntowani żołnierze rozbijali składy intendentury, grabiąc i niszcząc jej zapasy. Cała ludność pasa przyfrontowego znajdowała się pod terrorem mas żołnierskich. Władza administracyjna była równie bezsilna, jak i wojskowa. Palono dwory po wsiach, rozbijano sklepy po miastach.
Wewnątrz kraju działo się nielepiej. Fala rozruchów, buntów i lokalnych przewrotów bol-szwickich szeroko rozlewała się po całej Rosji. Wreszcie wr dniu 7 listopada od dłuższego już czasu trwająca właściwie rewolucja bolszewicka (według starego stylu zwana październikową), odniosła zdecydowane zwycięstwo. Rząd Tymczasowy upadł. Kierenskij ratował się ucieczką zagranicę. Centralna władza w państwie przeszła w ręce partji bolszewickiej, mającej na czele Lenina i Trockiego, a działającej rękoma bolszewickiego „sowietu" robotniczych i żołnierskich delegatów. Nowy bolszewicki już wódz naczelny armji rosyjskiej, były chorąży Krylenko, w dniu 26 listopada zaproponował Niemcom zawieszenie broni, które też zawarto w Brześciu w dniu 15 grudnia 1917 r. Wcześniej jeszcze, bo w dniu 9 grudnia, zawarła w Focsani rozejm z państwami centralnemi również i Rumunja, której położenie, wobec ostatecznego przewrotu bolszewickiego, stało
598
KAttPANJA PRZECIW RUAÜNJI w ł 3 I r.
•j r „ Rumunt ^ ^ o r m j t f « n j f w f f r t t m l n y t i ,
^ fcirrwnrK n * £ n r c i tx - <ffry « t d . c( * t y
^ ^ f r o n t p e i » K o n < t » n i K « m |i • n j ' i
— L. _ i ° t« sa *« I « t o * ,
się wprost tragiczne i dla której rozejm był jedynym ratunkiem przeciwko zatonięciu w chaosie rosyjskim. Począwszy od dn. 22 grudnia rozpoczęły się w Brześciu nad Bugiem rokowania pokojowe z bolszewicką Rosją, które zakończyły się podpisaniem tak zwanego traktatu brzeskiego.
Nareszcie Niemcy miały rozwiązane ręce na Wschodzie. Począwszy od połowy listopada rozpoczął się masowy przewóz wojsk niemieckich ze wschodu na zachód, gdzie przypływ świeżych sił jeszcze na rok przedłużył agonję państw cetralnych. Tak oto rewolucja rosyjska stała się cichą sojuszniczką Niemiec, co nie przyczyniło się wprawdzie do ostatecznego ich zwycięstwa, ale na długo jeszcze zaciągnęło wojnę.
Równocześnie niemal z wypadkami, które rozegrały się na Wschodzie, a które spowodowały ostateczne wycofanie się Rosji z Koalicji i poniechanie wojny, również i drugie państwo koalicyjne, królestwo włoskie, poniosło dotkliwą klęskę wojenną, która jego znaczenie wojskowe sprowadziła do minimum.
Na froncie włoskim w ciągu sierpnia i września prowadzili Włosi swoją jedenastą zrzędu ofensywę nad Isonzo, mającą charakter typowej „bitwy sprzętu" i „walki na wyczerpanie", zastosowanej przez dowództwo włoskie na wzór frontu francuskiego. W wyniku tych walk Włosi osiągnęli wprawdzie nieznaczne tylko powodzenie po obu stronach Gorycji, jednakże opór wojsk austrjacko-węgierskich, których demoralizację na tym froncie powodowały dywizje, sprowadzone z frontu rosyjskiego, do tego stopnia zmalał pod działaniem straszliwych walk na wytrzymanie, że dowództwo niemieckie poważnie obawiało się, że sojusznicza armja nie wytrzyma nowej dwunastej ofensywy włoskiej, która nieuchronnie musiałaby nastąpić w niedługim czasie.
Wobec tego Niemcy postanowili wykorzystać położenie na Wschodzie, gdzie armja rosyjska zbliżała się do swojej ostatecznej agonji rewolucyjnej, aby przerzucić na front włoski poważniejsze siły niemieckie i przy ich pomocy zadać decydujący cios armji włoskiej. Było to koniecznem, gdyż dowództwo niemieckie rozumiało, że rok następny musi doprowadzić do takiego lub innego zakończenia wojny. W tej ostatecznej rozgrywce na śmierć i życie Niemcy, znajdujące się już u kresu wszelkich możliwości prowadzenia wojny, pragnęły mieć spokój na froncie włoskim, podobnie, jak to się już stało na rosyjskim, aby wszystkie swoje wy
siłki skierować na decydujący o losach wojny front francuski.
Zdecydowawszy się na wielką ofensywę przeciwko Włochom, trzeba było wybrać pomiędzy jej dwiema możliwościami. Albo należało ją poprowadzić, jak to projektował w 1916 roku generał Conrad von Hötzendorff, z Tyrolu na Padwę i na Weronę z równoczesnem związaniem gros sił włoskich nad Isonzo, albo też poprowadzić ją w sposób mniej efektowny z okolic Flicza w kierunku, rzeczki Piave. Pierwszy kierunek dawał nadzieję oskrzydlenia ar-mij włoskich nad Isonzo, natomiast wymagał bardzo znacznych sił, wobec czego dowództwo niemieckie, nie posiadając ich, oraz biorąc pod uwagę brak czasu na przygotowanie zakrojonej na wielką skalę operacji z Tyrolu, zdecydowało się na ofensywę z okolic Flicza i Tolmi-no, łatwiejszą i mniej ryzykowną, chociaż dającą znacznie mniej szans świetnego zwycięstwa.
Pośpiesznie sformowano pomiędzy Fliczem i Tolmino grupę uderzeniową, w skład której weszła 14 armja niemiecka, pod dowództwem generała Ottona von Belowa, złożona z dywizyj, ściągniętych ze Wschodu, oraz grupa co najlepszych dywizyj austrjacko-węgierskich pod dowództwem generała Kraussa.
Oddziały niemieckie przygotowano do ofensywy niezwykle starannie, a to z tego względu, że miały walczyć w terenie górskim, z którym dotychczas były mało obeznane. Wielką rolę przywiązywano do momentu zaskoczenia, przygotowując wr tym celu ofensywie wT najgłębszej tajemnicy. Zresztą tajemnicę tę zdradzili dowództwu włoskiemu dezerterzy Czesi, którzy przez cały czas wojny systematycznie i z talentem, gdzie i jak mogli, działali na szkodę armji austrjacko-węgierskiej.
Jakkolwiek uprzedzone o mającej nastąpić ofensywie dowództwo włoskie poczyniło do niej poważne przygotowania — uderzenie niemiec-ko-austrjackie, wykonane w dniu 24 października, zadało Włochom dotkliwą klęskę. Z niepowstrzymanym impetem wojska niemiecko-austrjackie opanowały potężnie ufortyfikowany ostatni grzbiet górski Alp Julijskich, panujących nad rozległą równiną, poczem z niesłabnącym impetem spuściły się z gór i na równinie już poprowadziły miażdżące natarcie przez Udine na południowy-zachód, oskrzydlając nad Isonzo 2 i 3 arm je włoskie, które nie miały nawet czasu na wykonanie jako tako porządnego odwrotu. W ręce wojsk niemiecko-austrjackich wpadła olbrzymia ilość jeńców włoskich i zdo-
600
W a l k i no f r o n f i c z a c h o d n i m w -"o
p«d»..*k* . L ł« fff j Km.
5^«%- 177 '4 &
/ ą . th . i
s M i m i
-10.*... 5 f r -
1 5. І. " - "i \ | i» . t ni«.i
f£Z£* bZ/ .^ і
y-^-r Ept'f,
byczy wojennej. Jednego tylko dnia 30 października pod Codroipo nad Tagliamento poddało się 60.000 Włochów !
Klęska Włochów była ogromna. Dwie ich armje nad Isonzo przestały właściwie istnieć. W miarę rozwoju miażdżącej ofensywy niemiecko-austrjackie j na równinie, pękał również front włoski na północy w górach, poważnie zagrożony na swoich tyłach. Wojska włoskie, zewsząd parte przez przeciwników, w wielkim nieładzie uchodziły zewsząd w kierunku rzeki Piave, stanowiącej ostatnią Hnję obronną przed Wenecją.
Wyniki ofensywy, początkowo zakrojonej skromnie i raczej jako odciążenie dla austrjac-kiego frontu nad Isonzo, nieoczekiwanie przyniosły Niemcom olbrzymie powodzenie strategiczne, które przekształciło się w wielki manewr ruchowy.
Pojawienie się po raz pierwszy na froncie włoskim 9 dywizyj niemieckich, wystarczyło, aby front włoski rozleciał się w sposób katastrofalny. O rozmiarach klęski Włochów świadczy sięgająca ćwierci miljona ilość jeńców, których w ciągu dwóch tygodni zagarnęły wojska niemiecko-austrjackie.
Klęska Włochów wywołała zrozumiałą konsternację w Anglji i we Francji. Lękając się, że Włochów może spotkać los Rosjan, sojusznicy z niezwykłą energją i ofiarnością zorganizowali pomoc. W połowie listopada nad Piave zjawiły, się posiłki sojuszników w sile 6 dywizyj francuskich i 5 angielskich pod dowództwem genrała Foch'a.
Posiłki sojuszników oraz wielki talent, energja i żelazna wola generała Foch'a sprawiły, że wódz naczelny armji włoskiej, generał
Cadorna, zdołał powstrzymać bezładny odwrót swoich wojsk i zorganizować opór na rzece Piave, która, na szczęście dla Włochów, właśnie silnie wezbrała, ułatwiając obronę. Zmęczone gwałtowną ofensywą wojska niemiecko-austrjackie nie zdołały już sforsować linji Piave, nad. którą przy pomocy francusko-angielskiej umocniły się wojska włoskie.
Wobec tego ofensywę przeniesiono na północ, gdzie w Tyrolu 11 armja austrjacko-wę-gierska miała wykonać nowe uderzenie, które uczyniłoby niemożliwą obronę rzeki Piave. Ale duch wojsk austrjacko-węgierskich nie podołał temu zadaniu, tembardziej, że posiłki, ściągane z całego frontu wskutek jego bardzo znacznego skrócenia, nie zdążyły na czas. Pomimo długotrwałych wysiłków Austrjakow, nie udało się przełamać na północy frontu włoskiego, co pozwoliło na stabilizację frontu nad Piave, gdzie walki nabrały znów charakteru pozycyjnego.
W wyniku całej operacji front włoski został znacznie skrócony, a znaczny obszar włoski stał się łupem Austrjakow. Wódz naczelny włoski, generał Cadorna, otrzymał dymisję, a stanowisko jego objął generał Diaz.
Jednakże wysiłki nowego wodza w kierunku reorganizacji i uzdrowienia wojska włoskiego nie dały już wyników. Armja włoska do końca wojny nie zdołała się otrząsnąć ze skutków straszliwej klęski 1917 roku. Odtąd siły włoskie pozwalały jedynie na związanie znacznej części wojsk austrjacko-węgierskich we Włoszech bez możności zadania im klęski.
Oczy wistem było, że w kampattji następnej 1918 r. jedynie front francuski będzie musiał wziąć na siebie cały ciężar ostatecznej rozgrywki z Niemcami.
602
R o z d z i a ł XXIV.
NA PRZEŁOMIE LAT 1917/1918.
Na początku 1918 roku w wojnie światowej nastąpił zasadniczy przełom. Wschodnioeuropejski, czyli rosyjski front w rzeczywistości przestał istnieć z chwilą pochwycenia władzy w Rosji przez bolszewików. W dniu 7 listopada 1917 roku obradujący w Piotrogrodzie wszechrosyjski zjazd sowietów (czyli rad delegatów żołnierskich, robotniczych i włośeiań-
Lenin.
skich), reprezentujący nową władzę Rosji, wydal „dekret o pokoju", który stał się podwaliną późniejszej polityki bolszewicko - rosyjskiej w stosunku do wojny światowej. Był to pierwszy dzień przewrotu bolszewickiego (według starego stylu, używanego w Rosji carskiej, przewrót ten nazwano październikowym), to też „dekret o pokoju" nie mógł być zrealizowa
nym odrazu. Bolszewicy chwycili w swoje ręce najwyższą władzę w państwie, nie panowali jednak narazie nad aparatem państwowym, który zresztą uprzednio już w straszliwy sposób zdemoralizowali i zdezorganizowali. Narazie przeto pokojowa manifestacja sowietów nosiła raczej charakter demagogiczny i miała na celu ostateczne zjednanie sobie mas żołnier-
Trocki.
skich, tłumnie opuszczających front i dążących na tyły.
Dopiero w dniu 20 listopada 1917 r. nowy rząd rosyjski, tak zwany Sownarkom (rada komisarzy ludowych), realizując „dekret o pokoju", wydał platoniczny narazie rozkaz wszczęcia pertraktacyj pokojowych z Niemcami generałowi Duchnninowi, który zajął stano-
603
wisko głównodowodzącego po ucieczce zagranicę Kierenskiego, ostatnio posiadającego władzę dyktatorską.
Dla wyjaśnienia należy tu dodać, ze formalną władzę dyktatorską Kierenskij piastował bardzo niedługo, to znaczy od końca września do początków listopada 1917 r., po aresztowaniu i wtrąceniu do więzienia byehowskiego generała Karniłowa, zajmującego poprzednio stanowisko głównodowodzącego. Karniłow, rozumiejąc, że bieg wypadków w Rosji nieuchronnie prowadzi do anarchji i rewolucji bolszewickiej, dążył do uchwycenia władzy w państwie przez czynniki wojskowo-zachowrawcze, które miałyby zaprowdzić ład wewnątrz państwa i karność w wojsku. Dążeń tych lękał się Kierenskij, widząc w generale Kamilowie swojego rywala politycznego. Aby go unieszkodliwić, chwycił się Kierenskij prowokacji, nakazując Korniłowowi skoncentrować w Piotro-grodzie III korpus kozacki w celu ochrony rządu przed wystąpieniami bolszewików. Oczywiście, dawało to Korniłowowi doskonałą okazję do zaprowadzenia porządku w stolicy. W tym też celu wydał zupełnie konkretne rozkazy dowódcy korpusu generałowi Krymowowi. Rozkazy te stały się podstawą oskarżenia gen. Kor-niłowa o dążenia do obalenia ustroju republikańskiego i przywrócenia władzy Romanowów. Generał Krymów popełnił samobójstwo, III korpus kozacki nie dotarł do stolicy, a Korniłow, jedyna osobistość, która mogła jeszcze utrzymać ster armji rosyjskiej, dostał się do więzienia. W ten to sposób Kierenskij pozbył się nazbyt popularnego i silnego rywala. Jednak jakżeż bardzo brakło mu w krótkim już czasie tego silnego człowieka w chwilach przewrotu bolszewickiego, wobec którego on — dyktator, wódz, demagog i świetny mówca, lekkomyślny polityk i ambitny adwokat w jednej osobie — był bezsilny, jak dziecko !
Powróćmy jednak do rzeczy. Generał Du-chonin odrzucił rozkaz Sownarkoma, nie uznając jego władzy. Wobec tego bolszewicy ogłosili kwaterę główną, jako kontrrewolucyjną, nakazując masom żołnierskim nie wypełniać jej rozkazów. W trzy dni zaś później Sownar-kom mianował nowego bolszewickiego już głównodowodzącego w osobie chorążego Krylenki, który też natychmiast rozpoczął kroki pokojowe, nawiązując przez radjo porozumienie z dowództwem niemieckiem. W dniu 29 listopada dowództwo niemieckie zgodziło się na wszczęcie rokowań pokojowych w Brześciu nad Bugiem. Dnia 2 grudnia 1917 r. przybyła tam de
legacja bolszewicka pod przewodnictwem Jof-fego i jego pomocnika Kamieniewa.
Z tą chwilą państwa centralne głębiej odetchnęły. Niemcy mogli przerzucić znaczną część swoich dywizyj ze wschodu na front francuski, Austrjacy zaś na włoski, równocześnie wyko-rzystywując pod względem gospodarczym znaczne okupowane obszary na wschodzie, zasobne w produkty żywnościowe i ropę naftową. Niedawno dokonany pogrom Włochów oraz bierne zachowanie się koalicyjnej armji salo-nickiej całkowicie ubezpieczało granice Austro-Węgier ze wszystkich stron. Front zachodni we Francji był znacznie osłabiony po stronie Koalicji, a to z racji wysłania kilkunastu dywizyj posiłkowych na front włoski. Nawet położenie Turcji dzięki rewolucji bolszewickiej uległo znacznej poprawie, co było tern ważniejsze, iż w 1917 roku Turcy ponieśli szereg dotkliwych strat wojskowych i politycznych.
Jakkolwiek pierwsza rewolucja rosyjska i usunięcie ze stanowiska głównodowodzącego armją kaukaską wiel. ks. Mikołaja Mikoła-jewicza znakomicie ułatwiły Turkom położenie na froncie armeńskim, jednakże nawet posiłki, ściągane z tego frontu, nie pomogły w 1917 r. powstrzymać ofensywy angielskiej w Palestynie i Mezopotamji. Z początkiem 1917 r. przeważające siły angielsko-hinduskie natarły na turecki front ufortyfikowany pod Kut-el-Ama-ra w Mezopotamji i po ciężkich walkach przełamały go w końcu lutego. Po raz już drugi w ciągu wojny ukazali się Anglicy pod Bagdadem, ale tym razem ze znacznie zwiększonemi siłami i lepiej przygotowani do charakteru wojny na tym froncie. Po klęsce Turków pod Kut-el-Amara obrona Bagdadu była już krótka i Anglicy wkroczyli do tej starożytnej stolicy Kalifów, co miało doniosłe znaczenie moralne na całym bliskim Wschodzie mahometańskim, w którego oczach zbladł turecki półksiężyc. Skutki tej klęski nie dały na siebie czekać. Zręczna polityka angielska potrafiła wywołać wśród Arabów wrogie Turkom nastroje. Nastroje te wykorzystał wasal sułtana tureckiego emir Mekki, który już latem 1916 r. zawarł z Anglikami sojusz wojskowy i polityczny, stając na czele przeciwtureckiego ruchu wśród Arabów. Oczywiście pogorszyło to i tak ciężkie położenie Turków. O przeciwnatarciu nad Tygrysem w Mezopotamji, gdzie Anglicy dotarli aż do Samary, narazie nie można było marzyć, tembardziej wobec groźnego położenia w Palestynie, dokąd trzeba było skierować wszystkie i tak szczupłe posiłki niemieckie (na-
604
wet w Azji żołnierz niemiecki musiał podtrzymywać swoich sprzymierzeńców). Wiosną 1917 roku Anglicy dotarli do południowej granicy Palestyny (od strony Egiptu). Tu pod Gazą i Bersebą chwilowo powstrzymali Turcy natarcie Anglików, którzy jednak jesienią natarli z większą jeszcze siłą. Po zaciekłej obronie cofający się Turcy musieli oddać Anglikom w dniu 9 grudnia 1917 r. Jerozolimę, obok Mekki drugie najświętsze miasto Islamu, co było po upadku Bagdadu nowym ciosem dla politycznego prestig'u Turków wśród ludów mahometańskich. Utrata Bagdadu, Mekki i Jerozolimy były dla Turków ciosami, które, zdawało się, przesądzają już o bliskim upadku państwa otomańskiego. Jednakże rewolucja bolszewicka, której następstwem było również rozpylenie się rosyjskiej armji kaukaskiej, dotychczasowego głównego przeciwnika Turków, na rok jeszcze przeciągnęła militarną agonję Turcji. Z początkiem 1918 roku mogło się było nawet wydawać, że przy pomocy sił, ściągniętych z nieistniejącego już frontu kaukaskiego, będą mogli Turcy powetować sobie poniesione dotychczas straty w Mezopotamji, w Palestynie i wr Arabji.
Reasumując to, cośmy powiedzieli dotychczas, należy stwierdzić, że, dzięki rewolucji rosyjskiej, na przełomie lat 1917 i 1918 położenie wojenne uległo radykalnej zmianie na korzyść państw centralnych, które zwolniły się od swojego najdłuższego frontu rosyjskiego, ciągnącego się od morza Bałtyckiego poprzez morze Czarne aż do Kaspijskiego, co pozwoliło im skierować swój główny wysiłek na główny front francuski, obecnie niemal że jedyny po pogromie Włochów.
Przeciwnie Koalicja została pozbawiona oparcia wojskowego i politycznego ze strony Rosji oraz jej niewyczerpanego materjału ludzkiego, który pozwalał w ciągu trzech lat kosztem ogromnych ofiar źle wyposażonemu i uzbrojonemu wojsku rosyjskiemu ściągać na siebie znaczną część sił niemieckich, odciążając tern zadanie sprzymierzonych na Zachodzie.
Pomoc Stanów Zjednoczonych, wstępujących do Koalicji na miejsce Rosji, nie mogła okazać się skuteczną wcześniej, niż latem, a nawet jesienią 1918 r., co na początku tego roku groziło zwaleniem się wszystkich pozostałych jeszcze sił niemieckich na wyczerpane arm je francuską i angielską. Rozumiejąc to niebezpieczeństwo Koalicja pragnęła za wszelką cenę utrzymać w jakiej takiej gotowości bojowej wschodnio-europejski front aż do czasu nadej
ścia posiłków amerykańskich, któreby pozwoliły sprostać całej potędze niemieckiej na froncie zachodnim. Aby to osiągnąć Koalicja musiała dążyć do obalenia władzy bolszewickiej, która z natury rzeczy szła na rękę niemieckiemu imperjalizmowi. Należało więc wszystkic-mi siłami poprzeć liczne jeszcze w Rosji elementy przeciwbolszewickie, głównie skupiające się na południu Rosji i na Kaukazie.
W tym też celu pomiędzy Anglją i Francją nastąpiło w dniu 23 grudnia 1917 r. tajne porozumienie, które—według Churchill'a („The world crisis. The After math. 1924") — mia-
Slynna rewolucjonistka Kołlontaj.
lo na celu podtrzymanie generała iUeksiejewa, znajdującego się wówczas w Nowoczerkasku, oraz określiło geograficzne sfery działań obu mocarstw (na terenie Rosji). Bessarabja, Ukraina i Krym stanowić miały francuską sferę działań, zaś południowe okręgi kozackie, Kaukaz, Armenja, Gruzja i Kurclystan — sferę angielską.
Jeśli zewnętrzne położenie wojskowo-polityczne na początku 1918 r. układało się pomyślnie dla państw centralnych — to ich położenie wewnętrzne równocześnie wykazywało tak poważne szczerby i braki, że dalsze prowadzenie wojny nabierało cech awanturniczych, kiedy wszystko buduje się na przypadku, uchyla się zaś od rozumowej kalkulacji.
Stan gospodarczy państw centralnych bliskim był ostatecznego upadku. Blokada Koali-
cji doprowadziła ludność szczególnie niemiecką do krańcowych ograniczeń w dziedzinie aprowizacji i wszelkich przedmiotów pierwszej potrzeby. Niemcy poprostu głodowały. Brak było odzieży i obuwia, bielizny, lekarstw, a nawet środków opatrunkowych. Coraz dotkliwiej odczuwany brak surowców nie pozwalał przemysłowi niemieckiemu dorównać produkcji zacho-dnio-koalicyjnej, bez przerwy rosnącej na potrzeby wojny. Tabor kolejowy i Samochodowy był już zużyty w niebezpiecznym stopniu, brak zaś środków i sił nie pozwalał na jego odnowienie i uzupełnienie.
Materjał ludzki państw centralnych był już na wyczerpaniu. Wyzyskiwanie w coraz większej mierze pracy kobiet, zastępujących mężczyzn przy warsztatach pracy wewnątrz kraju, niewiele już pomagało. Na początku 1918 roku liczebność uzupełnień niemieckich, dających się wcielić do armji, nie przekraczała 100.000 ludzi! Nie lepiej było z materjałem końskim, którego brak zmusił dowództwo niemieckie do zgubnego w skutkach spieszenia znacznej części swojej kawalerji. Konie przydzielano już wyłącznie tylko do dywizyj uderzeniowych, zupełnie pozbawiając kawalerji te dywizje, które zajmowały bierne odcinki frontu.
Wojna podwodna, prowadzona przez Niemców ze skrajną bezwzględnością i okrucieństwem, na której skuteczność tak bardzo liczono w Niemczech, pod koniec 1917 r. poczęła dawać coraz mniejsze wyniki, widocznie już zawodząc pokładane w niej nadzieje. An-glja, początkowo zaskoczona tym nowym środkiem prowadzenia wojny na morzu, przetrwała najcięższy dla siebie okres, powoli przystosowując się do nowych warunków i zastosowując skuteczne środki walki i ochrony przed łodziami podwodnemi.
We wszystkich państwach centralnych, nie wyłączając Niemiec, rosło powszechne niezadowolenie i pragnienie pokoju; w społeczeństwie zatrważające postępy czynił upadek moralny i fizyczny; niezdrowe nastroje opanowywały życie polityczne; rosła walka partyjna i intrygi; panoszyło się wojenne „paskarstwo"; dezerterstwo ogarnęło już nawet armję niemiecką, dla której przedtem było zjawiskiem zupełnie nieznanem.
Bezpośredni wpływ rewolucji bolszewickiej zaznaczał się coraz wyraźniej w państwach centralnych, które same lekkomyślnie pragnęły wykorzystać bolszewizm, jako swoje powolne narzędzie. Nawet w Niemczech propaganda
bolszewicka poczęła czynić znaczne postępy. Wzmagała się fala strajków i manifestacyj robotniczych przeciwko wojnie i pod hasłami bol-szewickiemi. Bolszewicki bunt we flocie wojennej był pierwszem ostrzeżeniem, że milita-ryzm niemiecki przeżywa ostry kryzys moralny. Szerzyły się dalsze objawy tego kryzysu. Dywizje, zarażone na wschodzie „brataniem się" z zanarchizowanem wojskiem rosyjskiem, z kolei przeszczepiały niezdrowe nastroje na front zachodni, osłabiając odporność moralną niezwyciężonych dotychczas wojsk niemieckich.
W Niemczech coraz wyraźniej zaznaczała się zasadnicza różnica poglądów pomiędzy sferami politycznemi i wojskowemu Pierwsze, uważając już wojnę za przegraną, pragnęły jej zakończenia i kompromisowego pokoju. Sfery znów wojskowe, wychowane w zaciekłym im-perjaliźmie, który cały świat pragnął widzieć u stóp swoich, i zaślepione zewnętrznie pomyśl-nem położeniem wojskowem państw centralnych, nie chciały nawet słyszeć o kompromisie, wciąż mając jeszcze nadzieję, że jednak przy szczęśliwie składających się okolicznościach uda się jeszcze osiągnąć zdecydowane zwycięstwo, które w ręce Niemców odda hegemonję nad światem, pozwoli na poważną zmianę mapy Europy na ich korzyść i utrzymanie znacznej części zawojowanych obszarów.
Dzięki takiemu położeniu politycznemu w Niemczech jeszcze w ciągu 1917 roku dokonano szeregu prób nawiązania pertraktacyj pokojowych z Koalicją. Jednakże te pertraktacje oraz przewidywane warunki pokoju były tak obstawione przez dowództwo niemieckie warunkami rzekomo strategicznemu, że dla Koalicji jasnem było, iż porozumienie z rządem niemieckim, wciąż jeszcze ulegającym wpływom wojskowym, jest bezcelowe, gdyż w sytuacji tej pokój byłby poprostu podyktowany Koalicji. Z drugiej znów strony głębsze rozumienie położenia wojennego ze strony Koalicji oraz mnożące się objawy rozkładu państw centralnych czyniły dla Koalicji wszelki kompromis szkodliwym w obliczu rychłego już zdecydowanego zwycięstwa, w które wierzyli bezwzględnie sprzymierzeni.
Niepowodzenia polityczne Niemiec na terenie porozumienia z Koalicją wywołały niezadowolenie w pokojowo nastrojowych sferach politycznych przeciwko kanclerzowi Rzeszy Bethmann - Hollwegowi, który równocześnie stracił był zaufanie wśród sfer wojskowych. Pierwsi oskarżali kanclerza o zbytnie uleganie dowództwu naczelnemu, drudzy zaś o „mięk-
606
kość" w polityce. W rezultacie Bethmann-Hol-lweg ustąpił w dniu 13 lipca 1917 r. Następcą jego został Michaelis, ale i ten nie mógł sobie dać rady z coraz bardziej rosnącą przepaścią pomiędzy sferami politycznomi i wojsko-wemi, ustępując z kolei miejsca w dniu 1 listopada bawarskiemu prezesowi ministrów Hert-lingowi, mającemu duże wpływy wśród polityków.
Jeśli na początku 1918 r. wewnętrzne położenie Niemiec było niezwykle ciężkie — to położenie ich sojuszników Austro-Węgier, częściowo zaś i Bułgarji było wprost tragiczne. Były to już trupy, sztucznie utrzymywane przy życiu potężną wolą Niemców i ich materjalną i wojskową pomocą,
Austro - Węgry utrzymał w sojuszu z Niemcami jedynie szczęśliwy wynik jesiennej ofensywy niemieckiej przeciwko Włochom, który na dłuższy czas zdawał się zabezpieczać monarchję habsburską, zdejmując z niej znaczną część ciężaru prowadzenia wojny. Bowiem w Austro-Węgrzech, których aparat państwowy i wojenny był już do ostateczności zdezorganizowany, zdemoralizowany i wyniszczony, nastroje pokojowe, którym przewodził sam cesarz Karol, zyskiwały coraz większą siłę, coraz skuteczniej przeciwstawiając się niezłomnej postawie swojego niemieckiego sprzymierzeńca. Nastroje te łatwo mogły były zapro
wadzić Austro - Węgry na drogę zdrady swojego sprzymierzeńca, od której zresztą były bardzo blisko.
Jeszcze w lutym 1917 r. rząd austrjacko-węgierski nawiązał w tajemnicy przed Niemcami ostrożne pertraktacje z rosyjskiemi sferami dworskiemi, co jednak zostało nagle przerwane wybuchem rewolucji w Rosji. Wobec tego już w marcu tegoż roku cesarz Karol austrjac-ki, również w głębokiej tajemnicy, usiłował nawiązać nici porozumienia z zachodniemi członkami Koalicji za pośrednictwem swojego szwagra, Księcia Sykstusa Burbońskiego, znajdującego się w szeregach armji belgijskiej. Cesarz Karol żądał tylko utrzymania i zabezpieczenia monarchji austrjacko - węgierskiej chociażby kosztem największych ofiar, przyrzekając równocześnie, że wszelkiemi środkami i całym swoim wpływem poprze u rządu niemieckiego słuszne żądania Francji w sprawie zwrotu zabranych jej w 1871 r. Alzacji i Lotaryngji.
Zakulisowe starania cesarza Karola nie doprowadziły do pomyślnego wyniku, przede-wszystkiem z tego względu, iż utwierdziły Koalicję w przeświadczeniu o rosnącym rozdźwię-ku pomiędzy członkami centralnego przymierza, co zwiastowało rychłe pomyślne dla Koalicji zakończenie wojny. Ostatecznie samodzielna polityka cesarza Karola, nie przyniósłszy korzyści Austro-Węgrom, pogorszyła tylko po-
.
', v'- .. . -A- '
Walki pod Tarnopolem. Pozycja rosyjska.
607
M*-
Paniczna ucieczka Kosjan z miasteczka na skutek kłamliwej wiadomości o zbliżaniu się kawalerji niemieckiej.
łożenie państw centralnych tak nazewnątrz, jak i na wewnątrz, podcinając zaufanie pomiędzy sprzymierzeńcami, rząd francuski bowiem na wiosnę 1918 roku opublikował treść per-traktacyj, prowadzonych z cesarzem Karolem, co wywołało szczególne oburzenie w Niemczech i w Turcji.
Rządy państw centralnych bardziej jeszcze utwierdziły się w przeświadczeniu o rosnącej słabości swoich przeciwników dzięki przejętemu przez wywiad koalicyjny tajnemu sprawozdaniu austrjackiego ministra spraw zewnętrznych, hrabiego Czernina, który odmalowywał cesarzowi położenie państw centralnych w nader ponurych barwach. Pisał on : „Jego Cesarska Mość poleciła mi oświadczyć niemieckim mężom stanu, że gonimy ostatkami sił i że Niemcy mogą na nas liczyć tylko do końca lata (1918 r.). Wykonałem ten rozkaz i niemieccy mężowie stanu nie poddawali żadnej wątpliwości, że również i dla Niemiec jeszcze jedna kani-panja zimowa jest niemożliwą." A dalej pisał Czernin: „Gdy udało się odeprzeć spodziewane natarcie angielsko - francuskie i włoskie, byłoby dobrze, by państwa centralne, zanim Ameryka zmieni położenie wojskowe na ich niekorzyść, wystąpiły z bardziej sprecyzowanymi propozycjami pokojowemi, nie ociągając się nawet przed wielkiemi ofiarami".
Wobec tych faktów dla Koalicji było oczy-wistem, że nie nadszedł jeszcze czas pomyślnego dla niej zakończenia wojny, ale że czas ten jest już bliskim.
W zupełnie odmiennem położeniu były państwa Koalicyjne. Ich siły i środki powiększały się planowo i w coraz szybszem tempie. Armje koalicyjne były już niemal luksusowo wyposażone we wszelkie środki prowadzenia wojny, które w dodatku stale wzrastały i doskonaliły się.
Dzięki wojnie pozycyjnej i wyższości technicznej znaczna część wojsk koalicyjnych odpoczywała, znajdując się w rezerwie, co pozwalało Koalicji zachować kadry i tężyznę swoich armij. Kontyngent wojsk kolorowych w dostatecznej mierze zabezpiecza! dopływ świeżych sil ludzkich.
Wojna podwodna, wbrew oczekiwaniom dowództwa niemieckiego, nie sparaliżowała dostaw morskich dla Koalicji, która po dawnemu prawie w nieograniczonym stopniu korzystała z surowców całego świata. Wreszcie pomoc wojsk amerykańskich z każdym miesiącem stawała się coraz bardziej ważką dla losów wojny i do lata 1918 roku powinna była osiągnąć
608
bardzo poważne rozmiary (do 1 marca wysadzono na ląd europejski 300.000 wojsk amerykańskich, zaś w ćwiczebnych obozach w Ameryce znajdowało się już około 1.300.000 ludzi. Ponadto Stany Zjednoczone ogłosiły powszechną służbę wojskową, co czyniło z nich ogromny rezerwuar ludzki).
Ferment rewolucyjny, wywołany skutkami długotrwałej wojny oraz zaraźliwym przykładem Rosji, nie oszczędził również niektórych państw Koalicji, jednakże nigdzie nie przybrał groźniejszych rozmiarów i dal się na czas opanować takiemi lub innemi środkami. Pod tym względem w najgorszem położeniu znalazły się Włochy po świeżo poniesionej w 1917 r. klęsce, równającej się pogromowi militarnemu. Ale i tam dzięki pomocy wojsk angielsko-francus-kich, wciśniętych pomiędzy oddziały włoskie, zdołano dość szybko opanować sytuację.
Chwilowo zdemoralizowane wojsko francuskie, o czem pisaliśmy już poprzednio, zostało uzdrowione surowemi represjami oraz moralnym autorytetem i niezłomną wolą nowego wodza naczelnego, generała Pétain, pod koniec zaś roku dość słaby i chwiejny rząd Painle-ve'go został zastąpiony przez silny, zdecydowany i za wszelką cenę dążący do pełnego zwycięstwa rząd Clemenceau, którego też przezwano „starym tygrysem Francji".
W tym czasie armja angielska osiągnęła już całą potęgę, godną trzechletnich tytanicznych wysiłków Lloyd - George'a i lorda Kitche-ner'a (który właśnie zginął był na okręcie, zatopionym przez Niemców). Rok 1917 stał się przełomowym dla armji angielskiej, która, porzuciwszy dotychczasową rolę drugorzędną, bieżę na siebie główny ciężar i odpowiedzialność prowadzenia działań zaczepnych na froncie zachodnim, zdążywszy dostosować się do zadań współczesnej wielkiej wojny.
Zarówno Francuzi, jak i Anglicy drogą wieloletnich krwawych doświadczeń wypracowali konieczne metody prowadzenia wojny pozycyjnej i stosowania środków technicznych. Przenieśli oni punkt ciężkości walki na technikę, zdecydowawszy się przy jej pomocy całkowicie pozbawić krwi niemiecki organizm wojenny i dopiero na jego gruzach przejść do zdecydowanego szerokiego manewru.
Najsłabszą stroną Koalicji po dawnemu było zróżniczkowanie dowództwa naczelnego, co wypływało z dotychczasowej równowagi pod względem potęgi militarnej pomiędzy głównymi sprzymierzonemi mocarstwami.
Porównywując położenie obu stron wojujących musimy dojść do wniosku, że Koalicja posiadała wszystkie szanse zwycięstwa w kam-panji 1918 roku, dla której znówT okresem krytycznym musiały być pierwsze miesiące tego roku, kiedy liczebność wojsk niemieckich na Zachodzie wzrosła dzięki rewolucji bolszewickiej, pomoc zaś Ameryki nie była jeszcze wystarczającą, aby zrównoważyć ten fakt ujemny. W tym czasie zdecydowana ofensywa Niemców mogła była znacznie uszczuplić ogólne szanse Koalicji. To też dowództwa francuskie i angielskie szczególnie obawiały się tego natarcia, decydując się na początku roku stosować jedynie ścisłą obronę na froncie zachodnim.
Rozumiejąc swoje położenie Niemcy już od jesieni 1917 roku przygotow:ywali się do zdecydowanego uderzenia, które miało rozwalić front angielsko-francuski jeszcze przed przybyciem znaczniejszych posiłków amerykańskich. Jednakie Ludendorff, który w tym czasie stał się główną sprężyną dowództwa niemieckiego i niezłomnym stróżem nieustępliwego stanowiska Niemiec, pomimo swojego talentu i energji nie zdołał skupić całej swojej uwagi na sprawie przygotowania tego natarcia, pociągany łatwością dokonania ostatnich posunięć polityczno-wojskowych na Wschodzie w celu przypieczętowania tam wojny korzystnym dla Niemiec traktatem. Miało to być niejako asekuracją na wypadek niepomyślnego zakończenia wojny na Zachodzie. Cel ten Ludendorff osiągnął w traktacie brzeskim. Jednakże korzyści tego traktatu w krótkim czasie obróciły się przeciwko Niemcom, gdyż ostateczny pogrom na Zachodzie, któremu na czas i w dostatecznych rozmiarach nie przeciwdziałano, przekreślił wszystkie dotychczasowe sukcesy Niemiec, włącznie ze zdobyczami na Wschodzie.
Tak więc pierwsze miesiące 1918 roku obie strony wykorzystywały, przygotowując się do ostatecznych zapasów na polach Francji, państwa zaś centralne ponadto do szerokich acz niemal bezkrwawych działań na rosyjsko-ru-muńskim i kaukaskim frontach. Równocześnie na frontach włoskim i salonickim panowała cisza, zaś w Palestynie i Mezopotamji Anglicy prowadzili zaciekłą ofensywę przy równie zaciekłej obronie Turków.
Pomimo wszystkich rozczarowań i niepowodzeń, które były wynikiem dotychczasowych
609
prób rozwiązania sprawy pokoju, jeszcze i w drugiem półroczu 1917 r. z różnych stron prowadzono pertraktacje pokojowe. Pewną inicjatywę również w tym kierunku przejawi! obradujący w Sztokholmie międzynarodowy kongres socjalistyczny, ale żadnych wyników nie osiągnął przedewszystkiem z racji nieobecności delegatów z państw koalicyjnych. Również nie posunęło sprawy ani o krok dalej papieskie sierpniowe wezwanie do pokoju, zwrócone do ludów chrześcijańskich całego świata.
Ostatnią próbą pokojowego zakończenia wojny było wystąpienie prezydenta Stanów Zjednoczonych, Wilsona. W dniu 8 grudnia 1917 r. zwrócił się z orędziem do senatu amerykańskiego, w 14 punktach, dziś już historycznych, wyłuszczając „jedynie możliwy pro-
U< wolucja te Rosji. Walki im ulicach. Zbombardowany hotel.
gram pokoju światowego", na podstawie którego państwa centralne mogły były rozpocząć pertraktacje z Koalicją. Pomiędzy innemi prezydent Wilson żądał od państw centralnych opuszczenia okupowanych w czasie wojny obszarów, powetowania szkód materjalnych, zwrotu na rzecz Francji zagrabionych w 1871 roku Alzacji i Lotaryngji, poprawienia granic Wioch na ich korzyść, swobodnego rozwoju ludów Austro - Węgier, odbudowania niepodległego państwa polskiego ~ wolnym i zabezpieczonym dostępem do morza, oraz rzucając ogólne hasła samookreślenia narodów i sprawiedliwości dziejowej. Z niewielkiemi zmianami owe 14 punktów Wilsona w rok później stały się podstawą traktatu wersalskiego, który po wojnie światowej na nowo świat urządził, zmieniając mapę Europy i całe oblicze świata.
W odpowiedzi na orędzie Wilsona kanc-
610
lerz Rzeszy Niemieckiej hrabia Hertłing, powołując się na dotychczasowe zwycięstwa oręża niemieckiego i korzystne położenie wojskowre państw centralnych, z prawdziwą butą krzyżacką oświadczył, że nie może być mowy w żadnym wypadku o odstąpieniu obszarów, należących do Rzeszy, oraz stwierdził, że Niemcy, nie mogą się zgodzić na wtrącanie się Koalicji do prowadzonych przez Niemcy rokowań pokojowych z Rosją i do sprawy przyszłego ukształtowania się państwa polskiego, która to sprawa obchodzi jedynie zainteresowane kraje: „Niemcy, Austro-Węgry i Polskę". Ponieważ równocześnie hrabia Czernin oświadczył w imieniu rządu austrjacko-węgierskiego, że niemożli-wem jest dla niego odstąpienie chociażby piędzi ziemi pobitym Włochom, przeto ostatnia próba pokojowa spełzła na niczem.
O dalszych losach wojny miał rozstrzygnąć oręż. Mogli być jedynie zwycięscy i zwyciężeni.
Z kolei przyjrzyjmy się, co działo się na Wschodzie, gdzie faktycznie ustały już wszelkie działania wojenne.
Dnia 5 grudnia 1917 r. w Brześciu n/Bugiem podpisano tymczasowe warunki zawieszenia broni, w ten sposób prawnie sankcjonując istotny stan rzeczy.
W dniu 22 grudnia rozpoczęto już rokowania pokojowe, które ze strony państw centralnych prowadził głównie niemiecki minister spraw zagranicznych von Külmann przy wydatnej współpracy szefa sztabu dowództwa frontu wschodniego, generała Hoffmanna, który reprezentował niemiecką kwaterę główną, ze strony zaś sowieckiej Lew Trocki.
Do dnia 28 grudnia trwały układy wstępne w sprawie „samostanowienia o sobie" wszystkich narodów kresowych byłego cesarstwa rosyjskiego, oraz w sprawie opróżnienia okupowanych obszarów przez wojska niemiecko-au-strjackie. W tych wstępnych już układach obie strony napoły odkryły swoje przyłbice. Państwa centralne stanęły na stanowisku, że narody kresowe w dostatecznym już stopniu zadeklarowały swoją wolę oderwania się od Rosji, oraz że wycofanie wojsk sprzymierzonych z tych obszarów narazie jest niemożliwe ze wrzględu na niebezpieczeństwo zawleczenia na nie rewolucyjnej anarchji, panującej w Rosji. Było jasnem, że pod formą „samookreślenia" narodów kryją się niedwuznaczne zakusy anek-
sjonistyczne mocarstw centralnych. Z drugiej znów strony delegacja bolszewicka obnażyła swój istotny cel "w rokowaniach pokojowy, który zawierał się w słynnej formule Trockiego: „Pokoju nie podpisy wrać, wojny nie prowadzić!" Bolszewicy do niczego nie chcieli się zobowiązywać, pragnęli grać na zwłokę, aby tymczasem jako tako zmontować swój nowy aparat rządzenia i nową siłę zbrojną zamiast ostatecznie już rozproszonej dawnej armji carskiej. Rozumieli, że wzmocniwszy się będą mogli inaczej rozmawiać z przedstawicielami państw centralnych. Poza tern wśród bolszewików istniała wówczas silna wiara w „powszechną" rewolucję bolszewicką, której należało się doczekać, nie angażując się w zobowiązania traktatowe.
W tych warunkach trudno było porozumieć się obu delegacjom. To też rokowania wlekły się, nie posuwając zupełnie sprawy formalnego pokoju. W tym stanie rzeczy delegacja bolszewicka, pragnąc bardziej jeszcze zyskać na czasie, przerwała w dniu 28 grudnia układy-pod pretekstem wciągnięcia do nich państw koalicyjnych — wciąż jeszcze formalnych sojuszników Rosji. Oczywiście był to tylko pretekst do przedłużenia rokowań, a zarazem manifestacja na użytek międzynarodowej propagandy bolszewickiej. Hałaśliwą inicjatywą zwołania ogólnej konferencji pokojowej pragnęły Sowiety udowodnić swoją pokojowość, wiedząc zresztą, że Koalicja, jak to już było parokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca, nie przyjmie zaproszenia do Brześcia, gdzie stroną dyktującą warunki były zwycięskie na Wschodzie Niemcy.
Zrozumiawszy intencję delegacji sowieckiej, która, nie znajdując już innego pretekstu, telegraficznie proponowała coraz to inne miejsce dla obrad konferencji pokojowej, państwa centralne wystosowały w dniu 3 stycznia 1918 roku ultimatum do rządu Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Radzieckiej (początkowa nazwa bolszewickiej Rosji), żądając podjęcia rokowań w Brześciu nie później 5 stycznia, w przeciwnym razie grożąc zerwaniem tymczasowego zawieszenia broni.
Wobec takiego postawienia sprawy delegacja rosyjska powróciła do Brześcia. Teraz Niemcy, nie bawiąc się już dłużej w zawiłą dyplomację, jasno określili swoje zasadnicze warunki, wykreślając linję obszarów, które miały odpaść od dawnego cesarstwa rosyjskiego. Linja ta biegła na wschód od archipelagu wysp w zatoce Ryskiej i od samej Rygi, przechodzi
ła nieco na zachód od Dźwińska, a stąd już presto do Brześcia n/Bugiem i wzdłuż jego biegu do granicy austrjacko-węgierskiej.
Tymczasem wyszło na jaw, że delegacja ukraińskiej rady centralnej, która, korzystając z rewolucji bolszewickiej, jeszcze 20 listopada swoim trzecim uniwersałem ogłosiła niepodległość Ukrainy, prowadzi poza plecami sowieckiej delegacji ogólno-rosyjskiej samodzielne pertraktacje z państwami centralnemu Nastąpił ostry konflikt pomiędzy delegacją rosyjską i ukraińską, który zręcznie wykorzystali Niemcy, stając po stronie Ukraińców.
W rezultacie dnia 9 lutego 1918 r. blok czterech państw centralnych zawarł pokój z Ukrainą, którą uznano oficjalnie za państwo niepodległe. Tego samego dnia niemiecki minister spraw zagranicznych von Külmann podał do wiadomości delegacji rosyjskiej treść zawartego z Ukraińcami traktatu, równocześnie przedkładając jej ultimatum, w którem, precyzując niemieckie warunki pokoju, żądał odpowiedzi w ciągu 24 godzin. Głównym punktem niemieckich warunków było zrzeczenie się przez Rosję wszelkich praw suwerennych na obszarach, zakreślonych daleko na wschód wysuniętą linją, których dalszy los miał być ustalony drogą traktatów, zawieranych przez Niemcy i Austro-Węgry z „samostanowiącemi o sobie" zainteresowanemi narodami.
Trocki w imieniu ogólnorosyjskiej delegacji sowieckiej odmówił zgody na samodzielny traktat państw centralnych z Ukrainą, wchodzący w treść warunków, przedłożonych Rosji, stając na stanowisku, że Ukraina, jako część składowa państwa rosyjskiego nie posiada uprawnień do zawierania osobnych układów. Fakt zawarcia traktatu z Ukrainą Trocki pragnął wykorzystać, jako jeszcze jeden pretekst do przewlekania rokowań, nie wierząc w możliwość podjęcia działań wojennych przez państwa centralne. Wobec tego wrraz z całą delegacją ponownie opuścił Brześć, oświadczając, że wojna została ukończona bez formalnego zawarcia pokoju. Optymizm Trockiego nie sprawdził się, co też nie omieszkał wykorzystać przeciwko niemu Lenin, wkrótce pisząc o nim i o podobnych mu działaczach bolszewickich, którzy nie wierzyli w możliwość ofensywy niemieckiej, że: „Siejąc taką iluzję pomagali imperializmowi niemieckiemu i powstrzymali wzrost rewolucji niemieckiej, która obecnie jest osłabioną przez to, że wielkorosyjskiej republice sowieckiej zabrano w panicznej ucieczce
611
sjonistyczne mocarstw centralnych. Z drugiej znów strony delegacja bolszewicka obnażyła swój istotny cel w rokowaniach pokojowy, który zawierał się w słynnej formule Trockiego: „Pokoju nie podpisywać, wojny nie prowadzić!" Bolszewicy do niczego nie chcieli sie. zobowiązywać, pragnęli grać na zwłokę, aby tymczasem jaki) tako zmontować swój nowy aparat rządzenia i nową silę zbrojną zamiast ostatecznie już rozproszonej dawnej armji carskiej. Rozumieli, że wzmocniwszy się będą mogli inaczej rozmawiać z przedstawicielami państw centralnych. Poza tern wśród bolszewików istniała wówczas silna wiara w „powszechną" rewolucję bolszewicką, której należało się doczekać, nie angażując się w zobowiązania traktatowe.
W tych warunkach trudno było porozumieć się obu delegacjom. To też rokowania wlekły się, nie posuwając zupełnie sprawy formalnego pokoju. W tym stanie rzeczy delegacja bolszewicka, pragnąc bardziej jeszcze zyskać na czasie, przerwała w dniu 28 grudnia układy pod pretekstem wciągnięcia do nich państw koalicyjnych — wciąż jeszcze formalnych sojuszników Rosji. Oczywiście był to tylko pretekst do przedłużenia rokowań, a zarazem manifestacja na użytek międzynarodowej propagandy bolszewickiej. Hałaśliwą inicjatywą zwołania ogólnej konferencji pokojowej pragnęły Sowiety udowodnić swoją pokojowość, wiedząc zresztą, że Koalicja, jak to już było parokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca, nie przyjmie zaproszenia do Brześcia, gdzie stroną dyktującą warunki były zwycięskie na Wschodzie Niemcy.
Zrozumiawszy intencję delegacji sowieckiej, która, nie znajdując już innego pretekstu, telegraficznie proponowała coraz to inne miejsce dla obrad konferencji pokojowej, państwa centralne wystosowały w dniu 3 stycznia 1918 roku ultimatum do rządu Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Radzieckiej (początkowa nazwa bolszewickiej Rosji), żądając podjęcia rokowań w Brześciu nie później 5 stycznia, w przeciwnym razie grożąc zerwaniem tymczasowego zawieszenia broni.
Wobec takiego postawienia sprawy delegacja rosyjska powróciła do Brześcia. Teraz Niemcy, nie bawiąc się już dłużej w zawiłą dyplomację, jasno określili swoje zasadnicze warunki, wykreślając linję obszarów, które miały odpaść od dawnego cesarstwa rosyjskiego. Linja ta biegła na wschód od archipelagu wysp w zatoce Ryskiej i od samej Rygi, przechodzi
ła nieco na zachód od Dźwińska, a stąd już presto do Brześcia n/Bugiem i wzdłuż jego biegu do granicy austrjacko-węgierskiej.
Tymczasem wyszło na jaw, że delegacja ukraińskiej rady centralnej, która, korzystając z rewolucji bolszewickiej, jeszcze 20 listopada swoim trzecim uniwersałem ogłosiła niepodległość Ukrainy, prowadzi poza plecami sowieckiej delegacji ogólno-rosyjskiej samodzielne pertraktacje z państwami centralnemu Nastąpił ostry konflikt pomiędzy delegacją rosyjską i ukraińską, który zręcznie wykorzystali. Niemcy, stając po stronie Ukraińców.
W rezultacie dnia 9 lutego 1918 r. blok czterech państw centralnych zawarł pokój z Ukrainą, którą uznano oficjalnie za państwo niepodległe. Tego samego dnia niemiecki minister spraw zagranicznych von Külnumn podał do wiadomości delegacji rosyjskiej treść zawartego z Ukraińcami traktatu, równocześnie przedkładając jej ultimatum, w któreni, precyzując niemieckie warunki pokoju, żądał odpowiedzi w ciągu 24 godzin. Głównym punktem niemieckich warunków było zrzeczenie się przez Rosję wszelkich praw suwerennych na obszarach, zakreślonych daleko na wschód wysuniętą linją, których dalszy los miał być ustalony drogą traktatów, zawieranych przez Niemcy i Austro-Węgry z „samostanowiącenii o sobie" zainteresowanemi narodami.
Trocki w imieniu ogólnorosyjskiej delegacji sowieckiej odmówił zgody na samodzielny traktat państw centralnych z Ukrainą, wchodzący w treść warunków, przedłożonych Rosji, stając na stanowisku, że Ukraina, jako część składowa państwa rosyjskiego nie posiada uprawnień do zawierania osobnych układów. Fakt zawarcia traktatu z Ukrainą Trocki pragnął wykorzystać, jako jeszcze jeden pretekst do przewlekania rokowań, nie wierząc w możliwość podjęcia działań wojennych przez państwa centralne. Wobec tego wraz z całą delegacją ponownie opuścił Brześć, oświadczając, że wojna została ukończona bez formalnego zawarcia pokoju. Optymizm Trockiego nie sprawdził się, co też nie omieszkał wykorzystać przeciwko niemu Lenin, wkrótce pisząc o nim i o podobnych mu działaczach bolszewickich, którzy nie wierzyli w możliwość ofensywy niemieckiej, że: „Siejąc taką iluzję pomagali imperializmowi niemieckiemu i powstrzymali wzrost rewolucji niemieckiej, która obecnie jest osłabioną przez to, że wielkorosyjskiej republice sowieckiej zabrano w panicznej ucieczce
611
armji chłopskiej tysiące i tysiące dział, setki i setki bogactw".
Wobec perfidnego postawienia sprawy przez delegację rosyjską, co położenie na Wschodzie czyniło zupełnie niejasnem, państwa centralne musiały zdecydować swój stosunek do wymyślonego przez bolszewików „zakończenia wojny bez formalnego pokoju". Nie było to zadanie łatwe. Czy zadowolić się poprzednio już uzyskanym faktycznym stanem rzeczy, czy też orężem zmusić Sowiety do ostatecznego uregulowania spraw na Wschodzie? Pierwsze rozwiązanie mogło było nęcić ze względu na możliwość przerzucenia prawie wszystkich sił ze Wschodu na Zachód, gdzie przygotowywał się ostatni, jak to już rozumiano powszechnie, akt tragedji światowej. Ale tu wypływała sprawa, czy też ze strony Sowietów zapowiedź faktycznego „zakończenia wojny" jest szczera? Czy Sowiety nie uderzą na ogołocony z wojska front niemiecki, aby orężem zanieść wgłąb Niemiec rewolucję bolszewicką, wykorzystywałjąc w tym celu jakiś niekorzystny dla Niemiec moment gorących walk na Zachodzie? Z drugiej strony brak formalnego pokoju na Wschodzie mógł był przekreślić wszystkie zwycięstwa niemieckie na wypadek niepomyślnego wyniku wojny na Zachodzie lub też ogólnego pokoju kompromisowego. Niemcy rozumieli, że wymowa faktów dokonanych jest zawsze przekonywująca. Ponadto w grę wchodziły względy aprowizacyjne w stosunku do żyznej Ukrainy i południa Rosji, wreszcie zaś niemałą rolę musiał odegrać zasadniczy antagonizm kierowniczych sfer niemieckich do samej doktryny komunistycznej w interpretacji w dodatku rosyjskich bolszewików.
Ostatecznie pod naciskiem niemieckiej kwatery głównej rządy państw7 centralnych zdecydowały się na poprowadzenie dalej wojny na wschodzie. Minister von Külmann wykorzystał zręcznie niefortunne oświadczenie Trockiego o zakończeniu wojny bez formalnego pokoju, powiadamiając rząd sowiecki, iż odmowa podpisania traktatu automatycznie pociąga za sobą przerwanie zawieszenia broni, które też wypowiedziano Sowietom w dniu 16 lutego z terminem od południa 18 tegoż miesiąca.
Natychmiast po upływie wyznaczonego terminu wojska państw centralnych przeszły do ogromnej ofensywy od Finlandji przez morze Czarne aż do Kaukazu. Narazie celem działań w Europie była okupacja Łotwy i Es-tonji aż po jezioro Pejpus oraz Ukrainy, której rząd po ogłoszeniu jej niepodległości i po za
warciu traktatu z państwami eentralnemi „wzywał je" do pomocy wojskowej przeciwko bolszewikom.
Gwałtowne natarcie wojsk niemieckich i austrjacko-węgierskich, które, niemal zupełnie nie natrafiwszy na opór na ogołoconym przez wojska rosyjskie froncie, z zadziwiającą szybkością poczęły zapuszczać się wgłąb Rosji, opanowując olbrzymie składy tyłowe aprowizacyjne i wojskowe — przeraziło rząd sowiecki i rosyjskie masy rewolucyjne, doniedawna wierzące jeszcze, że wojna naprawdę jest już skończona. To też już w dniu następnym 19 lutego rząd sowiecki zwrócił się przez radio z propozycją przyjęcia wszystkich niemieckich warunków pokoju, lecz ta spóźniona propozycja nie została przyjęta narazie i ofensywa trwała dalej.
Zdumiewająca szybkość, z jaką wojska państw centralnych posuw-ały się wrgłąb Rosji tłomaczy się nietylko brakiem oporu ze strony bolszewików7, ale również dziwnym stanem kolei rosyjskich, które, dzięki zdezorganizowaniu aparatu kierowniczego, nie były zupełnie ewakuowane ani niszczone, co pozwoliło Niemcom natychmiast doprowadzać je do stanu użyteczności, wykorzystyw7ując nawet ten sam rosyjski personel, zdezorjentowany ostatecznie przez rewolucję i anarchję, które od paru miesięcy panowały w- Rosji.
W tem miejscu należy wyjaśnić, co się stało z dawną rosyjską arm ją carską, która w tym czasie, kiedy Niemcy natarli ponownie, właściwie już nie istniała.
W chwili, kiedy bolszewicy opanowali władzę w Rosji, dawna armja carska istniała już tylko formalnie i w przeświadczeniu samego Kierenskiego i podobnych mu wTodzów pierwszej rewolucji marcow7ej. Była ona zdemoralizowana i zdezorganizowana do ostateczności. Dyscyplina przestała istnieć. Resztka władzy wr wojsku rozpadła się ponadto pomiędzy dowódcami, komisarzami politycznymi i radami delegatów żołnierskich. Autorytet korpusu oficerskiego upadł niemal całkowicie. Coraz częstszem zjawiskiem były samosądy nad oficerami lub też poprostu masowe ich mordy. Dezercja przybrała już formy masowe. Wiele oddziałów poprostu rozlazło się do domów. Na tyłach i na całym obszarze Rosji włóczyli się uzbrojeni dezerterzy w7 pojedynkę lub grupami, grabiąc, mordując i teroryzując ludność na własną rękę lub też pod egidą rad bolszewickich.
612
Bolszewicy, opanowawszy władzę, rozpoczęli natychmiast formalną już likwidację dawnej armji, głównie z obawy przed ponownem ujęciem jej w karby przez „kontrrewolucyjnych" dowódców przy pomocy wiernych im i mniej zdezorganizowanych oddziałów, szczególnie kozackich. Równocześnie z rozpoczęciem się rokowań pokojowych w Brześciu w Piotrogrodzie rozpoczęła pracę bolszewicka komisja demobilizacji armji. W dniu 2 grudnia 1917 r. zlikwidowano ostatecznie dawną kwaterę główną. W ciągu stycznia 1918 r. oficjalnie zdemobilizowano pięć roczników, zaś w dniu 12 lutego nowy bolszewicki głównodowodzący Krylenko wydał rozkaz demobilizacji całej armji, zaś w dniu 2 marca ludowy komi-sarjat wojny (ministerstwo wojny) wydał rozkaz demobilizacji wszystkich roczników.
Równocześnie z demobilizacją legalną, a raczej poprzedzając ją, trwała tak zwana przez bolszewików „samodemobilizacja", czyli poprostu masowa dezercja całych oddziałów, która już nabrała cech żywiołowych. Zarządzenia władzy bolszewickiej miały więc na celu raczej ratowanie pozorów wobec żywiołowej de
zercji zrewolucjonizowanych mas żołnierskich, dla ponownego ujęcia których w karby dyscypliny potrzebowali bolszewicy dłuższego dopiero czasu.
Demobilizując starą armję, która zresztą /, wojskowego punktu widzenia nie przedstawiała już wartości, rozumieli jednak bolszewicy, iż władza ich, zarówno ze względów polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej musi oprzeć się na regularnej sile zbrojnej. Sprawa zorganizowania tej siły zbrojnej była tembardziej aktualną, iż bolszewikom narazie przyświecała jeszcze nadzieja rewolucji powszechnej, której podtrzymanie miało być zadaniem nowej rosyjskiej armji „czerwonej". Wynika z tego zupełnie przejrzyście, że rokowania w Brześciu miały na celu jedynie wygranie czasu dla rewolucji powszechnej i organizacji armji sowieckiej.
Inicjatywę stworzenia nowej „armji czerwonej" poddał głównodowodzący bolszewicki Krylenko na zwołanym przez siebie w Mohylo-wie zjeździe Centralnego Komitetu Wykonawczego Armji i Floty (tak zwany Cekomdarf). Wynikiem wspólnych obrad owego Cekomdar-fa oraz rewolucyjnego sztabu polowego Kry-
Moskwa. Niewidomi inwalidzi wielkiej wojny demonstrują na idicach Moskwy za prowadzeniem wojny do zwycięskiego końca.
A l 3
lenki było utworzenie w Piotrogrodzie z końcem grudnia 1917 roku Wszechrosyjskiego Ko-legjum Wojennego, którego celem była organizacja regularnej armji czerwonej. Równocześnie ze wznowieniem działań wojennych Cekom-darf został zlikwidowany, kierownictwo zaś organizacji armji czerwonej całkowicie spoczęło w rękach piotrogrodzkiego Kolegjum.
Potrzebę stworzenia siły zbrojnej doceniali wszyscy wodzowie rewolucji bolszewickiej. Znacznie jednak różnili się w poglądach na sposób jej organizacji. Narazie wzięła górę koncepcja organizacji decentralistycznej, bardziej odpowiadającej charakterowi okresu rewolucyjnego, kiedy, wobec braku ogólnego aparatu państwowego, każdy ośrodek rewolucyjny tworzył na własną rękę swoją lokalną siłę zbrojną. W tych warunkach początkowo czerwona armja bolszewicka miała raczej charakter partyzancki, dzięki czemu, od początku już poważna liczebnie, posiadała niezwykle małą sprawność nawet w zadaniach o charakterze taktycznym, zupełnie zaś nie nadawała się do szerzej zakrojonych operacyj strategicznych. Dopiero po smutnych doświadczeniach i po jakiem takiem zmontowaniu nowego aparatu państwowego zwyciężyła wśród bolszewików koncepcja regularnej, centralistycznie zorganizowanej armji, co zostało uchwalone na VIII zjeździe partji bolszewickiej WT 1919 roku.
W parę dni po rozpoczęciu się ofensywy niemiecko-austrjackiej rada komisarzy ludowych (rada ministixhv) ogłosiła 23 lutego 1918 r., że „ojczyzna socjalistyczna jest w niebezpieczeństwie", wzywając do formowania oddziałów armji czerwonej i do oporu przeciwko wojskom państw centralnych. Dzień ten bolszewicy uważają, jako datę powstania swojej armji.
Partyzancka, ochotnicza armja czerwona tego okresu, którą wówczas nazywano czerwoną gwardją, jakkolwiek skutecznie walczyła z kontrrewolucyjnemi oddziałami rosyjskiemi, zwanemi białą gwardją, które również były ochotnicze, niezorganizowane, o charakterze partyzanckim, jednakże z regularnemi wojskami niemiecko-austrjackiemi nie mogła się mierzyć w żaden sposób. To też, jakkolwiek bolszewicy wszelkiemi środkami pragnęli rozentuzjazmować robotnicze masy rewolucyjne, co częściowo im się zresztą udało, aby powtórzyć w nowej formie obronę Francji przez jej armję rewolucyjną XVIII wieku — wynik był bardzo skromny. Oddziały bolszewickie, nawet najbardziej entuzjastycznie nastrojone, nie wy
trzymywały zetknięcia z wojskami niemiecko-austrjackiemi, nie mogąc nawet opóźnić w znaczniejszym stopniu ich marszu w głąb Rosji.
Już w początkach marca 1918 roku wojska niemiecko-austrjackie wkroczyły do Kijowa i do Odessy, okupując ogromne, żyzne obszary Ukrainy. Również na północy marsz Niemców odbywał się planowo i w niezwykle szybkiem tempie.
Bezskuteczność pierwszych prób oporu przyczyniła się do całkowitego zwycięstwa wśród bolszewików poglądu Lenina na konieczność zawarcia pokoju, chociażby kosztem najcięższych ofiar, aby rewolucji bolszewickiej dać chwilę „wytchnienia" („pieredyszki"), która pozwoliłaby na organizację aparatu państwo-go i regularnej armji. Wobec tego rząd bolszewicki wyraził ponownie swoją zgodę na warunki Niemców, którzy je w międzyczasie znacznie zaostrzyli.
W dniu 2 marca delegacja pokojowa bolszewików ponownie przybyła do Brześcia i tym razem bez dyskusji nawet w dniu 3 marca 1918 roku podpisała traktat pokojowy z blokiem czterech państw centralnych zgodnie z ich warunkami. Rosja uznała uroczyście niepodległość Ukrainy i Finlandji, oraz wyrzekła się wszelkich praw do innych okupowanych przez państwa centralne obszarów (Polska, Litwa, Łotwa, Estonja), godząc się na zadecydowanie o ich dalszych losach bez swojego udziału.
Pomimo zawarcia formalnego pokoju działania wojenne, jakkolwiek przeważnie bezkrwawe (jeśli nie liczyć skutków represyj natury policyjno-politycznej), trwały właściwie nadal, gdyż wojska państw centralnych aż do maja 1918 r. zajmowały nadal obszary dawnego cesarstwa rosyjskiego, które zgodnie z traktatem brzeskim odpadały od Rosji, które zaś, chociażby ze względu na panującą w Rosji anarchję, przeważnie nie były ewakuowane przez bolszewików, a nawet tu i ówdzie zdarzały się wypadki słabego oporu, jaki stawiały lokalne oddziały bolszewickie.
Ostatecznie wojska państw centralnych zakończyły swoje operacje okupacyjne dopiero w maju 1918 r., do tego czasu opanowawszy już całkowicie z obszaru dawnej Rosji carskiej Polskę, Litwę, Łotwę, Finlandję, Estonję, Ukrainę, Krym, Zagłębie Donieckie, północny Kaukaz i kraj Zakaukaski. Zdawało się, że państwa centralne osiągnęły na Wschodzie w zdumiewająco krótkim czasie kolosalne zwycięstwo, niemal niemające sobie równego w his-torji. To też w Niemczech na chwilę znów wiel-
614
kim płomieniem wybuchł nastrój entuzjastyczny, budząc najśmielsze marzenia pruskiego im-perjalizmu. Junkram pruskim zdawało się, że są już panami całej Europy wschodniej.
Równocześnie z opanowywaniem tych ol-
obszarach władanie. Wszędzie kładąc kres władzy bolszewickiej Niemcy organizowali przy pomocy swoich wojsk i swoich urzędników cywilnych ad hoc powoływane do życia republiki demokratyczne. 22 kwietnia sejm gruziński
iftlM
Gt n. Kornilow,
brzymich obszarów Rosji państwa centralne urządzały ich administrację, najczęściej pod płaszczykiem „wyzwalania" narodów ciemiężonych przez Rosję. W gruncie rzeczy Niemcy planowo przygotowywali swoje trwałe na tych
w Tyi'lisie ogłosi! niepodległą republikę gruzińską. W dniu 28 kwietnia Niemcy rozpędzili w Kijowie bolszewizującą ukraińską Radę Centralną, zaś dnia następnego ogłosili generała ukraińskiego Skoropadzkiego hetmanem
615
Wszechukrainy, pozornie oddając władzę w jego ręce. W rzeczywistości rząd generała Sko-ropadzkiego miał być powolnem narzędziem Niemiec i Austro-Węgier w dziele wyciśnięcia z Ukrainy żywności dla głodującej ludności państw centralnych. Wojska niemieckie, wkraczając do Rostowa nad Donem, podtrzymały tam organizującą się rosyjską akcję zbrojną przeciwbolszewicka, tak zwaną przez bolszewików — „kontrrewolucyjną". Kozacy dońscy pod dowództwem generała Krasnowa i przy pomocy Niemców rozpoczęli skuteczną walkę z bolszewikami, wypierając ich z granic kozackiego okręgu i odbudowując dawną władzę ata-mana kozackiego. Dzięki temu generałowi Ale-ksiejewowi udało się zorganizować tak zwaną „armję ochotniczą", najpotężniejszą organizację przeciwbolszewicka w okresie rosyjskiej wojny domowej w latach 1918 — 1920, na czele której stanął początkowo generał Korniłow, a po jego śmierci Denikin.
Głęboka okupacja obszarów rosyjskich przez wojska niemiecko-austrjackie oraz ich zdecydowanie wrogi stosunek do bolszewizmu pociągnęły za sobą rzadkie w dziejach zjawisko. Jak wiemy już Koalicja na skutek porozumienia wewnętrznego z dnia 23 grudnia 1917 roku zobowiązała się do pomocy w stosunku do rosyjskiej akcji generała Aleksiejewa, początkowo w nadziei, iż łatwe opanowanie bolszewizmu doprowadzi do odbudowy rosyjskiego frontu przeciwniemieckiego. Kiedy nadzieje te okazały się iluzją, Koalicja wspierała Aleksiejewa przedewszystkiem ze względówT zasadniczych, ogólno-europejskich. Ten sam wzgląd odgrywał również niemałą rolę w działaniach niemieckich. I oto stało się, że rosyjska akcja przeciwbolszewicka poczęła rozwijać się .przy życzliwej pomocy dwóch nieprzejednanych przeciwników, Koalicji i państw centralnych, którzy na południu Rosji, nie działając wprawdzie wspólnie, niejako jednak działali równolegle.
Jeżeli mars? Niemców na Ukrainę, okupacja jej i powołanie do życia ukraińskiego rządu hetmana Skoropadzkiego przedewszystkiem miały na celu względy gospodarcze (zboże ukraińskie), o tyle znów niemiecka ekspedycja posiłkowa do Finlandji wypływała głównie ze wskazań politycznych i miała charakter szeroko pomyślanej akcji przeciwbolszewickiej. Chodziło tu o większe jeszcze osłabienie i skrępowanie Rosji sowieckiej, której stolica dotychczasowa, Piotrogród, byłaby osaczona również od północy. Miano również nadzieję pozyska
nia armji fińskiej do dalszej akcji zbrojnej przeciwko bolszewizmowi.
Finlandja, która za czasów carskich posiadała szeroką autonomję, wprawdzie coraz bardziej ostatnio związana przez imperjalistyczną politykę rosyjską, od początku rewolucji dążyła żywiołowo do całkowitego usamodzielnienia się od Rosji, szczególnie zaś, kiedy ta została opanowana przez bolszewików.
Jednakże wysiłki Finów napotykały ogromne trudności. Jasnem było, że w obliczu bolszewizmu Finlandja nie zdoła się usamodzielnić własnemi tylko siłami, Finowie nie posiadali własnej siły zbrojnej, którą należało dopiero stworzyć. Natomiast władza bolszewicka rozporządzała w Finlandji znacznemi siłami zbrojnemi, które rekrutowały się z pośród dawnych wojsk rosyjskich, rozlokowanych w czasie wojny w Finlandji ze względu na możliwość desantu niemieckiego. Poza lem bolszewicy, którzy od początku opanowali bezbronną Finlandję, opierali się o zbolszewizowaną flotę rosyjską, panującą jeszcze w zatoce Fińskiej, ponadto czerpiąc swoje siły z pobliskiego Pio-Irogrodu, który stanowił przez czas dłuższy najpotężniejszą bazę bolszewizmu. W tym stanie rzeczy fiński ruch wyzwoleńczy, który z natury posiadał również cechy przeciwbolsze-wickiego, rozwijał się w ciężkich warunkach, szybko zaś powstające oddziały fińskie zdołały opanować jedynie północne części Finlandji, oddalone od wybrzeża i linij komunikacyjnych z Piotrogrodem.
Jakkolwiek Rosja sowiecka w traktacie brzeskim uznała niepodległość Finlandji, jednakże wojska bolszewickie, wbrew traktatowi, nietylko nie opuszczały tego kraju, ale przeciwnie nawet przy pomocy krwawego terroru coraz bardziej gruntowały władzę bolszewicką. Wobec tego wódz naczelny formującej się na północy armji fińskiej, generał Mannerheim, zwrócił się o pomoc do dowództwa niemieckiego, którego wojska okupowały już Estonję po drugiej stronie zatoki Fińskiej. Okazanie pomocy wojskowej Finlandji dogadzało niemieckim planom przeciwbolszewickim, ponadto zaś miało być dla Niemców jeszcze jednym etapem podporządkowywania polityce niemieckiej Europy wschodniej.
W początkach kwietnia niemiecka dywizja bałtycka pod dowództwem generała Goltza wylądowała bez przeszkód na południowo-za-chodnim wybrzeżu Finlandji pod Hango, po-czem natychmiast w szybkiem tempie pomaszerowała na Helsingfors (dzisiejsze Helsinki —
616
stolica Finlandji), a opanowawszy go podążyła na północ w kierunku Tavastehus, gdzie połączyła się z maszerującą na południe arm ją fińską. Równocześnie specjalny niemiecki „oddział lądujący Brandensteina", opanowawszy
armję rosyjską i w całości wziąć ją do niewoli. Pod koniec kwietnia zdobyto Wyborg oraz oczyszczono całe wybrzeże fińskie z oddziałów bolszewickich. Władza sowiecka upadła w tym pięknym kraju. Republika fińska była wolna
l
Car Mikołaj 11 na wygnaniu w Tobolxlcu.
południowo-wschodnie wybrzeże fińskie, odciął wojskom bolszewickim drogę odwrotu na Pio-trogród. W dniu 20 kwietnia po szeregu dość zaciętych walk połączonym siłom niemiecko-fińskim udało się otoczyć pod Lachti czerwoną
i mogła spokojnie rozpocząć organizację swojego samodzielnego życia.
Wypadki, rozgrywające się na obszarach Rosji, traktat brzeski i kolosalne terytorjalne sukcesy państw centralnych w Europie wscho-
617
dniej — wszystko to wtrąciło Rumunję w niezwykle ciężkie położenie. Z jednej strony szalejący bolszewizm, z drugiej znów strony zwycięskie wojska niemieckie, austrjackie, bułgarskie i tureckie, jak wiemy, zmusiły Rumunję do upokażającej kapitulacji. Zawarto zawieszenie broni, poczem rozpoczęły się długotrwałe pertraktacje pokojowe najpierw w Brześciu nad Bugiem, a następnie w Bukareszcie. Rzucona w otchłań wojny i rewolucji, odcięta od swoich sojuszników, sama rozgromiona i osłabiona, reprezentowana przez swojego monarchę, rząd i garstkę wojska, wypartych z granic swojego kraju do rosyjskiej Bessarabji — Ru-munja była zdana na łaskę państw centralnych. To też musiała okupić pokój i wolność niezwykle ciężkiemi ofiarami. W dniu 7 maja 1918 roku podpisano w Bukareszcie traktat pokojowy, mocą którego Rumun ja zrzekła się na rzecz państw centralnych Dobrudży i niektórych okręgów, graniczących z Węgrami, zgodziła się na daleko idące rozbrojenie oraz ogromne przywileje gospodarcze dla państw centralnych, głównie dotyczące wywozu zboża i ropy naftowej.
Traktat bukareszteński wywołał pierwsze poważniejsze tarcia w łonie państw centralnych. Mianowicie pomiędzy Bułgarją i Turcją wynikł ostry konflikt o rumuńską zdobycz wojenną. Bułgarzy żądali dla siebie całej Dobrudży, natomiast Turcy zgadzali się na to jedynie pod warunkiem, że zostanie im zwrócony nadgraniczny pas nad Marycą na południe od Adrjanopola, który Turcja odstąpiła w 1915 r. Bułgarji, aby skłonić ją do przystąpienia do państw centralnych. Konflikt ten zażegnali Niemcy kompromisowo. Południową część Do-bródży włączono do Bułgarji, natomiast dalszy los północnej części pozostał w zawieszeniu, na-razie wspólnie administrowany przez państwa centralne.
Aby obraz wypadków, rozgrywających się na Wschodzie na początku 1918 r., był możliwie pełny — musimy poświęcić kilka słów kaukaskiemu teatrowi wojny.
Równocześnie z rewolucyjnym rozkładem armji rosyjskiej na froncie europejskim nastąpił również kompletny rozkład rosyjskiej armji kaukaskiej, przyspieszony jeszcze usunięciem przez Rząd Tymczasowy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza ze stanowiska głównodowodzącego armją kaukaską, na którym to stanowisku wykazał on całą swoją energję, niezłomny charakter i duży talent wojskowy. Pod koniec 1917 roku rosyjska armja kaukaska
przestała istnieć. Masowa dezercja wymiotła z ludzi rozległy front pomiędzy morzami Czar-nem i Kaspijskiem. Pozostały nieliczne tylko tu i ówdzie oddziałki rosyjskie oraz ochotnicze formacje ormiańskie, słabe liczebnie, źle wyszkolone i nader niewytrzymałe pod względem moralnym.
Położenie to wykorzystali Turcy, którzy w styczniu 1918 roku rozpoczęli na całym froncie marsz w kierunku granicy rosyjskiej prawie nie napotykając oporu, jedynie mając do przezwyciężenia ogromne trudności posuwania się zimą wśród zaśnieżonych i pustynnych na-ogół gór, gdzie rzadkie osiedla ludzkie były już częściowo przez Rosjan zniszczone, przedewszy-stkiem zaś pozbawione żywności. W marcu wojska tureckie osiągnęły już granicę rosyjską, z powrotem obejmując w posiadanie obszary, zdobyte przez Rosjan w latach 1914 — 1916.
Ale wojska tureckie nie zatrzymały się na granicy rosyjskiej, gdzie jedyny słaby i niezdecydowany opór stawiały nieliczne oddziały ormiańskie. Dalszy marsz turecki leżał zarówno w planach niemieckiego dowództwa naczelnego, pragnącego w jak najszerszym zakresie wykorzystać na Wschodzie bezsilność zbolsze-wizowanej Rcsji, jak i w śmiałych planach tureckiego wodza naczelnego Enwer-Paszy, któremu roiły się panmahometańskie nadzieje odbudowy wielkiego mocarstwa ottomańskiego. Wobec tego w kwietniu Turcy zajęli rosyjskie ckręgi Karski i Batumski nad morzem Czar-nem. Ale tu zetknęli się Turcy poza organizującą się republiką ormiańską i z republiką gruzińską, której niepodległość ogłosił sejm tyflis-ki 22 kwietnia. Wywiązały się poważniejsze już walki z wojskami gruzińskiemi, które doprowadziły do zawarcia pokoju w Trebizondzic pomiędzy Turcją a nowoutworzoną republiką gruzińską.
Równocześnie z temi wypadkami turecki korpus ekspedycyjny pod dowództwem Nuri -Paszy rozpoczął marsz na Baku nad morzem Kaspijskiem. W tym wypadku do względów polityki tureckiej dołączał się wzgląd gospodarczy, a mianowicie chęć opanowania bogatego bakińskiego zagłębia naftowego. W dążeniu tern Turcy zetknęli się z Anglikami, który również poprzez Persję i morze Kaspijskie pragnęli położyć swoją ciężką rękę na największem bogactwie współczesnem — źródłach ropy naftowej. Wałki o Baku, nie posiadające zresztą znaczenia dla całokształtu wojny światowej, toczyły się ze zmiennem szczęściem w sposób niesłychanie skomplikowany, aż do ostatecznej
616
Rosja. „Na/wracanie"
klęski Turków, a później upadku rosyjskiej akcji przeciwbolszewickiej na Kaukazie. W walkach tych, prowadzonych z niesłychanem okrucieństwem, grały wybitną rolę pomieszane czynniki polityczne, gospodarcze, religijne, narodowościowe i socjalne. Brały w nich udział regularne w7ojska tureckie i angielskie, nawpól regularne wojska bolszewickie, oddziały partyzanckie rosyjskie, ormiańskie i mahometańskie, a wreszcie całe bandy uzbrojonych partyzantów, należących nie wiadomo do kogo i walczących często w imię zupełnie niezrozumiałych haseł, często zaś poprostu w celach grabieży. Walki nad morzem Kaspijskiem należą do najbardziej egzotycznych epizodów wojny światowej, raczej jednak należy je zaliczyć do dziejów wojny domowej w Rosji.
Aby zakończyć przegląd wrypadków, które rozegrały się na początku 1918 r., poprzedzając główne i decydujące wydarzenia na froncie zachodnim, musimy jeszcze chociaż pobieżnie zająć się wydarzeniami na morzu.
•ów uciekających z frontu.
Wojna podwodna, prowadzona przez Niemców ze wzrastającą bezwzględnością, była w pełnym toku. Na wybrzeżu Flandrji Niemcy potężnie ufortyfikowali swoje dwie najważniejsze bazy dla łodzi podwodnych, torpedowców i lotnictwa, a mianowicie Ostendę i Seebrugge, skąd też ze względu na niewielką odległość (60 — 70 mil morskich) czynili ciągłe napady na Anglję, grasując nawet na rozległych przestrzeniach oceanu Atlantyckiego. Oba te porty Anglicy zwali „gniazdem os", to też wszelkiemi sposobami dążyli do ich unieszkodliwienia.
Dla obstrzału tych portów Anglicy wybudowali całą flotyllę specjalnych monitorów pancernych, niewielkich i zwinnych, wyposażonych zaś w działa, strzelające na odległość do 37 kilometrów. W Anglji miano nadzieję, że przy pomocy tych monitorów bazy niemieckie dadzą się zniszczyć, a przez to i unieszkodliwić. Jednakże obstrzeliwanie artyleryjskie nie przyniosło spodziewanych rezultatów, gdyż główna wartość baz niemieckich polegała na szeroko rozgałęzionych kanałach wewnątrz lądu i na porcie wewnętrznym w Brugji, znacznie odda-
6J9
lonym od wybrzeża, gdzie niemieckie lodzie podwodne, samoloty i zeppeliny znajdowały bezpieczne schronienie.
Ponieważ wszelkie wysiłki opanowania przez Anglików Flandrji od strony lądu również były bezowocne, przeto dowództwo angielskie zdecydowało się, skoro inne środki zawodziły, zablokować morskie bazy niemieckie na wybrzeżu flandryjskiem. Z zachowaniem nadzwyczajnych środków tajemnicy admiralicja angielska przygotowała flotę ekspedycyjną w składzie 162 okrętów różnego typu i przeznaczenia. Flota ta 2 kwietnia 1918 r. wyruszyła z Anglji, kierując się głównie na Seebrugge, częściowo zaś na Ostendę. Pod gęstemi zasłonami dymowemi Anglicy zdołali wysadzić na ląd szereg desantów i, przeprowadziwszy energiczny atak, zniszczyć znaczną część urządzeń portowych w Seebrugge, poczem, zatopiwszy u wejścia do portu swoje brandery, wycofali się na morze. Port Seebrugge na dłuższy czas był zablokowany, a przez to bezużyteczny dla Niemców. Był to jedyny w dziejach wypadek całkowicie skutecznego zablokowania portu przjr pomocy zatopionych branderów. W wewnętrznym porcie Seebrugge na dłuższy czas pozostało
w bezczynności zamknięte przez Anglików 12 niemieckich łodzi podwodnych i 23 torpedowce. Ponadto, dzięki wysadzeniu w powietrze wiaduktu Seebrugge straciło również znaczenie bazy dla hydroplanów niemieckich, które przyczyniały tyle szkody Anglikom nawet wewnątrz ich dotychczas niedostępnej dla wrogów wyspy.
Analogiczna operacja pod Ostendą nie przyniosła Anglikom pomyślnych wyników. Dopiero powtórzony w dniu 9 maja atak pozwolił im zatopić u wejścia do portu jeden brander, który częściowo zablokował Ostendę.
Ogólny wynik angielskiej ekspedycji morskiej na wybrzeża Flandrji był dość znaczny. Niemcy niemal zupełnie stracili swoje bazy morskie, najdalej wysunięte na zachód, co też odrazu odbiło się ujemnie na wynikach wojny podwodnej. Ilość topionych okrętów koalicyjnych znacznie zmniejszyła się, pozwalając Koalicji swobodniej odetchnąć na morzach północnych, co miało szczególne znaczenie dla Anglji, odciętej morzem od teatru wojny i skazanej na wyłączne niemal korzystanie z dowozu morskiego zarówno pod względem surowców, jak i aprowizacji.
620
R o z d z i a ł XXV.
KAMPANJA 1918 ROKU NA ZACHODZIE.
Kampanja 1918 roku we Francji i w Belgji ciągnęła się od dn. 21 marca do 11 listopada — to znaczy 235 dni. Kampanję tę należy podzielić na dwa zasadnicze okresy: ofensywa Niemców, trwająca bez przerwy 119 dni od dn. 21 marca do 18 lipca, i kontrofensywa sprzymierzonych, trwająca 116 dni od dn. 18 lipca do 11 listopada, zakończona wreszcie ostatecz-nem zwycięstwem Koalicji i zawieszeniem broni.
Pod koniec 1917 r. linja frontu zachodniego ciągnęła się: na terytorjum Belgji na wschód od Nieuport i Ipres, na terytorjum Francji na wschód od Armentieres, Bethune i Arras, następnie w rejonie Cambrai front był wygięty w stronę Niemców na zachód od tego miasta, dalej przechodził od zachodu tuż pod St. Quentin, przez la Fére, wzdłuż rzeczki Ailette do Chemin des Dames, ciągnął się nieco na północ od Reims, okrążał Verdun od północy i od wschodu, gwałtownie wyginał się i klinem wchodził w pozycje francuskie pod St. Mi-hiel, następnie zawracał na wschód i ciągnął się już, w przybliżeniu, wzdłuż niemieckiej granicy Lotaryngji i Alzacji (przez wschodnie stoki Wogezów) aż do granicy szwajcarskiej.
Tak więc linja frontu na zachód od Mozy tworzyła ogromny łuk, wygięty w stronę pozy-cyj sojuszników, znajdujący się w środkowej części w odległości 105 km. od Paryża. Długość całego frontu we Francji i w Belgji wynosiła 765 km., prawie wszystkie jednak działania w kampanji 1918 r. miały miejsce w zachodniej części frontu, pomiędzy morzem a Verdun, długości 420 km.
Siły zbrojne Koalicji były rozłożone w sposób następujący:
1) Armja belgijska pod dowództwem króla Alberta zajmowała front w pobliżu wybrzeża morskiego na maleńkim skrawku Belgji,
ocalonym przed okupacją niemiecką, mniejwię-cej na linji Dixmude — Ypres, długości 35 km. W skład armji belgijskiej wchodziło 12 dywizyj piechoty, liczących ogółem 80.000 ludzi, oraz 590 dział, z czego 160 ciężkich.
2) Cztery armje angielskie pod dowództwem naczelnem marszałka Haig'a zajmowały front 200-stokilometrowy od Ypres (a właściwie od Langemarck, miejscowości położonej nieco na północ od Ypres) do rzeki Oise. W skład armij angielskich wchodziło 58 dywizyj piechoty i 3 dywizje kawalerji, oraz 2 dywizje portugalskie (jak wiemy Portugal]a przyłączyła się do Koalicji), razem 958.000 ludzi, 6054 dział, z czego 2093 ciężkich, 1034 samoloty, oraz 370 czołgów.
3) Ośm armij francuskich pod dowództwem naczelnem generała Pétain'a dzieliło się na dwie grupy: a) grupa północna pod dowództwem generała Franchet d'Esperey w składzie czterech armij (4., 5., 6. i 3) zajmowała front 160-ciokilomerowy od rzeki Oise do rzeki Aisne (na północ od St. Menehould) i b) grupa wschodnia pod dowództwem generała Castel-nau w składzie również czterech armij (7., 8., 1. i 2.) front 370 - ciokilometrowy od rzeki Aisne do granicy szwajcarskiej. Ponadto niewielka grupa francuska zajmowała front kilkunastokilometrowy bezpośrednio na wybrzeżu mor-skiem na północ od Dixmude i od armji belgijskiej. Na całym froncie wynoszącym 530 km. Francuzi posiadali 99 dywizyj piechoty i 6 dywizyj kawalerji, co czyniło 1.100.000 ludzi, 8.795 dział, z czego 4000 ciężkich (dane, dotyczące dział, nie dotyczą specjalnych dział okopowych), 2.750 samolotów i 523 czołgi.
Ponadto do dnia 21 marca 1918 roku wysadzono we Francji 6 dywizyj amerykańskich, jednakże z tej liczby tylko jedna dywizja była odrazu gotową do akcji na froncie.
621
Ogółem siły zbrojne Koalicji na terenie Francji i Belgji wynosiły 172 dywizje piechoty i 9 dywizyj kawalerji z 15.751 działami, z czego 6.373 ciężkich, 3.784 samolotami i 893 czołgami, co razem liczyło 2.158.000 żołnierzy bojowych, razem zaś z oddziałami niefrontowemi, szkolącymi się rekrutami, chorymi, rannymi i rekonwalescentami — 4.940.500 ludzi, w tern 5 szkolących się jeszcze dywizyj amerykańskich. Linję frontu zajmowało 112 dywizyj piechoty, zaś 60 dywizyj znajdowało się w od-
malne kierownictwo spoczywało w rękach cesarza Wilhelma. Faktycznie operacjami kierowali szef sztabu generalnego 71-letni wówczas Hindenburg i generalny kwatermistrz Lu-dendorff. W tym czasie na Wschodzie pozostało 36 dywizyj pod dowództwem Mackensena (około 1.000.000 ludzi) oraz po jednej dywizji na froncie macedońskim (salonickim) i w Turcji. - »£
Długotrwała wojna pozycyjna, niezłomna postawa obu przeciwników i brak decydujących
K( wolucja w Rosji. Gabinet Mikołaja II. w chivili przymusowego wyjazdu cara na wygnanie do Tobolska.
wodach. Najgęściej rozmieszczone były na froncie wojska koalicyjne pomiędzy Verdun i Reims oraz pomiędzy wybrzeżem i Cambrai, gdzie przeciętny odcinek dywizji piechoty wynosił zaledwie pięć kilometrów. Natomiast w Wogezach odcinek dywizyjny wynosił do 14 km.
Przeciwko Koalicji na froncie zachodnim rozporządzali Niemcy 13 arm jam i, podzielone-mi na cztery grupy, w składzie L93 dywizyj z 15700 działami, 2.800 samolotami i 2.000.000 żołnierzy bojowych, razem zaś z oddziałami niefrontowemi i odwodami około 4.000.000 ludzi. W odwodach ogółem znajdowało się 85 dywizyj, w linji zaś frontowej 108 dywizyj. Ogólne for-
wyników pozwoliły im nietylko głęboko zaryć się w ziemię, ale i doskonale wyposażyć swoje głębokie pozycje zarówno, aby umożliwić w nich dłuższy pobyt, jak i w celu zmniejszenia strat i skutecznego likwidowania ataków przeciwnika. Po obu stronach front składał się z całego labiryntu okopów i przejść komunikacyjnych, wzmocnionych zagrodami kolczastemi i innemi przeszkodami. Pozycje niemieckie, zajmowane przez wojska linji bojowej, posiadały głębokość od 7 do 10 km., na bardziej zaś niebezpiecznych odcinkach poza pierwszą znajdowała się również i druga linja obronna, zajmowana przez odwody. W północnej części frontu Niemcy częściowo już posiadali, częściowo
622
zaś dopiero budowali dalsze trzy linje obronne, które w ciągu 1918 r. miały powstrzymywać ewentualne natarcia sojuszników.
Po stronie sojuszników pozycje pierwszej linji frontu posiadały głębokość od 3 do 5 km., a nawet i więcej na poszczególnych odcinkach. Wtyle poza tą pierwszą linją w odległości od 1 do 8 km. na przestrzeni całego frontu znajdowała się druga linja obronna, w miejscach zaś niebezpiecznych i trzecia. Ta ostatnia była jeszcze w budowie, a druga linja była znów znacznie słabszą od pierwszej.
Siły zbrojne obu stron w czasie długotrwałej wojny pozycyjnej zostały zreorganizowane w bardzo znacznym stopniu. Reorganizacja ta była związana z ogromnemi stratami w składzie osobowym wojska, z niedostatecznemi zasobami w materjale ludzkim i końskim, ze znaczeniem, które nabierała technika, z doświadczeniem wojennem, a wreszcie z koniecznością wyszukiwania coraz nowych środków walki.
Najbardziej zasadniczemi i ogólnemi cechami tych zmian, którym uległy wojska lądowe obu stron, były: ogromne powiększenie się armij, wyposażenie ich w najnowsze bogate środki techniczne, szczególnie pod względem ar-tylerji i lotnictwa, związane z tem stosunkowe zmniejszenie się liczebności piechoty, szczególnie zaś kawalerji, zwiększenie się liczebności innych rodzajów wojska, powołanie pod broń tych obywateli, którzy według praw czasów7
pokojowych byli zwolnieni cd służby wojskowej, stworzenie nowych rodzajów wojska (jak naprzykład czołgi, lotnictwo pościgowe i bombardujące, oddziały gazowe, miotaczy min, miotaczy płomieni i t. d.) i artylerji odwodowej dowództwa naczelnego.
Niemcy w początkach kampanji 1918 r. osiągnęły maksimum swojego wysiłku, doprowadzając swoją armję do liczby 242 dywizyj piechoty i 4 dywizyj kawalerji, podzielonych na 69 korpusów. W dniu 21 marca 1918 r. według danych niemieckiego dowództwa naczelnego liczebność wszystkich oddziałów bojowych wynosiła około 5.000.000 ludzi, z czego 177.674 oficerów. Na skutek braku ludzi i koni dowództwo naczelne podzieliło wszystkie dywizje, ale bez powiadomienia ich o tem, na trzy kategorje: 1) nadających się do wszelkich działań bojowych, tak zwane dywizje uderzeniowe (szturmowe), których było 56, 2) nadające się do ograniczonych zadań bojowych i 3)
nadających się wyłącznie do wojny pozycyjnej. O ile dywizje swoje Niemcy często i w znacznych ilościach przerzucali z jednego odcinka na drugi i z jednego frontu na drugi—o tyle znów korpusy, posiadające w swoim składzie od 3 do 5 dywizyj, najczęściej były przywiązane do danego odcinka. Dzięki temu skład dywizyj ulegał w korpusach ciągłym zmianom, co pozwalało na koncentrację wojsk na poszczególnych odcinkach, lub frontach, natomiast dowództwo korpusu wraz z niektóremi oddziałami głównie technicznemi i artyleryjskiemi, pozostając zawsze na miejscu, nie traciło łączności z terenem swoich działań i dzięki temu z lepszym skutkiem wypełniało swoje zadania.
Aby zrozumieć, jakim zmianom uległa ar-mja niemiecka od czasów 1914 roku, przytoczymy następujące dane: stworzono potężną arty-lerję bliskonośną (17.127 miotaczy min), arty-lerję lekką powiększono dwukrotnie, ciężką zaś dwa i pół raza, ilość karabinów maszynowych powiększono dwudziestokrotnie, niesłychanie powiększono i rozwinięto lotnictwo oraz stworzono środki obrony przeciwlotniczej, znakomicie powiększono mechaniczny tabor transportowy (40.000 samochodów) oraz całkowicie rozformowano 7 dywizyj kawalerji.
Niemcy pierwsi w praktyce zastosowali nową metodę elastycznej obrony, która polegała nie na, jak poprzednio, utrzymywaniu za wszelką cenę pozycyj czołowych, lecz na przyczynianiu atakującym jak największych strat przez oddziały czołowe, które, do minimum ograniczając własne straty, w miarę potrzeby wycofywały się na pozycje tyłowe, które stanowiły główną linję obronną. Strata terenu w tych warunkach i przy systematycznem rozlokowaniu odwodów w głębokości linji frontu nie grała roli, gdyż, o ile zaszła tego potrzeba, łatwo było teren ten odzyskać przez niespodziewane przeciwnatarcie, szybko dające się zorganizować na tyłowych linjach obronnych. Dlatego też Niemcy swoje główne linje obronne budowali z uwzględnieniem jak najlepszego maskowania ruchów wojsk oraz z reguły poza wzgórzami, aby w jak najszerszym stopniu przy przeciwnatarciach wykorzystywać moment zaskoczenia, co ułatwiało znakomicie odbicie terenu z rąk wyczerpanego atakiem przeciwnika.
Nowe metody natarcia na umocnione pozycje wypróbowali Niemcy po raz pierwszy na froncie wschodnim w 1917 r. w czasie ofensywy na Rygę, poczem metody te ze znacznym sukcesem powszechnie zastosowali na froncie
623
zachodnim zgodnie z nową instrukcją „o natarciu w wojnie pozycyjnej". Podstawą tej metody był moment zaskoczenia przeciwnika, dla osiągnięcia czego Niemcy rezygnowali z szeregu wstępnych działań, jak przystrzeliwanie się artylerji, które poprzednio uważano za konieczne. W tym samym celu znacznie skrócono czas przygotowawczego ognia artylerji, zwiększając natomiast jego siłę. Przy natarciu stosowano 100 dział na 1 km. frontu przy znacz-nem współdziałaniu lotnictwa. Do przeprowadzenia natarcia używano jedną dywizję piechoty pierwszej linji na dwukilometrowym najwyżej odcinku frontu. Poza tą dywizją postępowała następna dywizja drugiej linji, nierzadko zaś i trzeciej. Koncentracja mas piechoty odbywała się z nadzwyczajnym pośpiechem i w sposób najbardziej zamaskowany, w którym to celu budowano specjalne transzeje komunikacyjne, nierzadko zaś nawet podziemne korytarze. Rozwijanie się piechoty na pozycjach wypadowych następowało bezpośrednio przed rozpoczęciem przygotowania artyleryjskiego. Zasadniczo uderzenie musiało być niespodziewane i potężne, skoncentrowane na niewielkiej przestrzeni frontu, celem zaś jego było jak najgłębsze wdarcie się w umocnione pozycje przeciwnika, obejście go lub oskrzydlenie, co podawnemu decydowało o zwycięstwie.
Na początku 1918 roku armja niemiecka była podawnemu potężną, wspaniale wyszkoloną, systematycznie wychowaną i całkowicie zdolną do szerokich działań zaczepnych. Najsłabszą stroną armji niemieckiej było dotkliwie dające się już odczuwać wyczerpanie materja-łu ludzkiego. Ponoszone straty wymagały kontyngentu miesięcznego uzupełnień w liczbie około 225.000 ludzi. Tymczasem wewnątrz kraju, nie licząc tych, którzy musieli pracować dla obrony na tyłach, pozostawało zdolnych do noszenia broni niewiele więcej ponad 1.000.000 ludzi, z czego świeżo powołany rocznik 1900, wynoszący 250.000 ludzi, posiadał małą wartość ze względu na młody wiek (17 lub 18 lat) rekrutów i ich słabe wyszkolenie. Wszystkie te zasoby ludzkie musiały się wyczerpać już na początku lata 1918 roku, poczem dla uzupełnień pozostawali tylko rekonwalscenci, których liczba nie przekraczała miesięcz. 60.000 — 80.000 ludzi. Od tej chwili armja niemiecka musiała już maleć w coraz szybszem tempie.
Drugą słabą stroną Niemców był głód, który nawet w armji począł się dawać we znaki, jakkolwiek wojsko dotychczas oszczędzano na niekorzyść ludności cywilnej, która oddawna
już głodowała w Niemczech. Rację dzienną żołnierzy nawet w linji bojowej musiano ograniczyć do 2.500 kałoryj. Ponadto coraz bardziej dokuczały inne braki, wypływające z niedowo-zu do państw centralnych surowców pierwszej potrzeby. Żołnierz był coraz gorzej ubrany w liche mundury, fabrykowane z pokrzyw i innych surowców zastępczych (tak zwanych „namiastek"), palił ohydne „wojenne" tytonie, był źle obuty, a nawet ranny musiał się zadawalać watą drzewną (brak bawełny) i bandażami papierowemu Dla koni coraz bardziej brakowało furażu, taboiy samochodowe cierpiały z braku kauczuku (opony), brak było również środków pędnych, benzyny i smarów.
Armja niemiecka odczuwała również dotkliwie brak czołgów, których załamujący się już przemysł niemiecki nie mógł wyprodukować. Niemcy posiadali zaledwie 10 czołgów, co powodowało znaczne i bezcelowe straty w ludziach.
Natomiast niższe i średnie dowództwo spoczywało w rękach doskonale wyszkolonych oficerów, zdyscyplinowanych podawnemu i podawnemu nie myślących o zakończeniu wojny inaczej, niż dzięki zwycięstwu.
Poza wymienionemi przez nas słabemi stronami armji niemieckiej na początku 1918 roku działały i inne czynniki, które paraliżowały w znacznym stopniu militarną potęgą Niemiec.
Przedewszystkiem wszyscy trzej sprzymierzeńcy Niemiec byli już tak wyczerpani wojną, że zamiast okazywania pomocy, raczej przysparzali dowództwu niemieckiemu ciągłych trosk i wysiłków w celu wojskowego i gospodarczego ich podtrzymania.
Najgorzej było z Austro-Węgrami. Ta róż-noplemienna monarchja była już tak wyczerpana i zdemoralizowana, że, pomimo świeżo odniesionych przy pomocy niemieckiej znacznych zwycięstw wojskowych, w sposób zupełnie widoczny rozkładała się od wewnątrz, w każdej chwili grożąc ostatecznem załamaniem się. Położenie wewnętrzne Austro-Węgier bardziej jeszcze popychało dowództwo niemieckie do szukania decydujących rozstrzygnięć wojskowych na Zachodzie, aby wojnę zakończyć zwycięstwem jeszcze przed katastrofą sprzymierzeńca. Tymczasem w tern decydującem zmaganiu się na polach Francji i Belgji dowództwo niemieckie nie mogło liczyć na pomoc wojskową ze strony Austro-Węgier. Wprawdzie zaraz po zwycięskiej ofensywie przeciwko Włochom cesarz Karol w dowód wdzięczności za pomoc
624
wojsk niemieckich sam z kolei zaofiarował swoje wojska dla frontu francuskiego, wobec całkowitej likwidacji niebezpieczeństwa ze strony Włoch i Rosji, jednakże ten gest nie miał w praktyce większego znaczenia. Rokowania w sprawie przewiezienia na front zachodni poważniejszych sil austrjacko-węgierskich utknęły na martwym punkcie, a to z racji zarówno niezadowolenia opinji publicznej w Austro-Wę-grzech, jak i na skutek oporu sfer politycznych i dworskich w Wiedniu, które za wszelką cenę pragnęły uniknąć bezpośredniego zetknięcia się z wojskami francusko-angielskiemi, aby nie utrudniać sobie pozycji w ewentualnych pertraktacjach pokojowych z Koalicją poza plecami Niemiec lub w razie zwycięstwa tej ostatniej. Skończyło się na tem, że na front zachodni Austro-Węgry wysłały jedynie niewielką ilość artylerji ciężkiej. Odtąd Niemcy musiały się zadowolić tem, że Austro-Węgry wiązały jedynie siły włoskie, zresztą i tak już niegroźne, poza tem nie mając już przeciwko sobie innego przeciwnika.
Wyczerpanie fizyczne i moralne Austro-Węgier odbiło się fatalnie również i na gospo-darczem położeniu Niemiec, które, jak wiemy, dotknęło już nawet i wojsko. Oto dość skromno wyniki aprowizacyjne okupacji Ukrainy i południa Rosji, które były w rzeczywistości o wiele mniejsze od przewidywanych (wojna i rewolucja bolszewicka zdołały wyniszczyć nawet te najbogatsze kraje rosyjskie), musiały być głównie zużyte dla Austro-Węgier, którym zboże ukraińskie było koniecznie potrzebne, aby zapobiec poważniejszym rozruchom głodowym swojej ludności, słabo zdyscyplinowanej i nie-wytrzymałej psychicznie.
Położenie Bułgarji również nie było zadawalające. Bułgarzy byli nietyle wyczerpani, ile zniechęceni i rozgoryczeni długotrwałą i ciężką wojną, która nie przynosiła im tych korzyści, w imię których wciągnięto ich do bloku państw centralnych. Nawet jedyny dotychczas pozytywny wynik wojny — pokój z Ru-munją nastręczał Bułgarom powodów do rozgoryczenia, gdyż, jak wiemy, Turcja założyła protest przeciwko aneksji przyznanej Bułgarji rumuńskiej Dobrudży. W rezultacie Niemcy nie mogli również liczyć na bezpośrednią pomoc Bułgarów, natomiast, znając dzielność wrodzoną żołnierza bułgarskiego, mogli być spokojni o front macedoński, gdzie armji sojuszniczej głównie przeciwstawiały się wojska bułgarskie.
Z trzech sprzymierzeńców Niemiec najlepszą postawę zachowała Turcja, chociaż i ona była już skrajnie wyczerpana, ale raczej jeszcze fizycznie. Duch wojska i sfer rządzących był jeszcze w Turcji dość silny. Natomiast Turcja przysparzała dowództwu niemieckiemu poważnych trosk z racji popełnianych przez siebie błędów wojskowych. Oto zamiast wykorzystać rewolucję rosyjską i rozproszenie się rosyjskiej armji kaukaskiej, aby i tak już swoje-mi szczupłemi siłami wzmocnić fronty w Mezo-potamji i Palestynie, gdzie sukcesy Anglików poczynały być groźne — Turcja, pchana niepowstrzymaną ambicją panmahometańskich ideologów, znaczne siły rzuciła na Kaukaz, zupełnie niepotrzebnie wdając się w ciężkie walki rosyjskie o charakterze domowym, równocześnie zaś odsłaniając swój front palestyński pod systematyczne uderzenia Anglików. Aby ratować ten poważnie zagrożony front Niemcy musieli jesienią 1917 roku wysłać tam na pomoc swój „korpus azjatycki" (pierwotnie sformowany w celu odbicia Bagdadu), wtedy, kiedy samym Niemcom brakowało sił do ostatecznej rozgrywki na Zachodzie i kiedy Turcy lekkomyślnie uwięzili nadmierne swoje siły na Kaukazie.
Wewnątrz Niemiec również nie działo się dobrze, jakkolwiek armja zachowała jeszcze zewnętrznie swoją fizyczną i moralną tężyznę. Społeczeństwo niemieckie było już do ostateczności wyczerpane wojną, a bardziej jeszcze jej skutkiem — powszechnym i codziennym głodem. Dotychczasowa niezłomna postawa i niesłychana wytrzymałość narodu niemieckiego poczęły ulegać w wewnętrznej walce psychicznej z rozczarowaniem, z utratą wiary w zwycięstwa, a stąd i w celowrość dalszej wojny, wreszcie z propagandą kierunków radykalnych, które, zachęcane przez bolszewików i przez nich w znacznej mierze organizowane, coraz bardziej podnosiły głowę. Doskonale zorganizowana propaganda koalicyjna również nie mało osłabiała ducha niemieckiego, wywołując wizję nieuchronnej a straszliwej klęski. Wewnątrz kraju rosła demoralizacja i korupcja, na powierzchnię życia niemieckiego bezkarnie wypływały najdziksze, najciemniejsze instynkty, żywiołowa chęć użycia, rozprzężenie organizacyjne, społeczne, polityczne i moralne. Struna wytrzymałości niemieckiej została przeciągnięta i w każdej chwili groziła pęknięciem.
W tym ciężkim dla Niemiec momencie, kiedy armja gotowała się do ostatniego skoku na polu walki, a wewnątrz kraju pod skorupą
625
życia społecznego groźne fermenty burzyły się i szukały ujścia na powierzchnię — niemieckie dowództwo naczelne nie znalazło należytego oparcia we władzy politycznej, która, często nawet nie widząc lub lekceważąc rodzące się zło, nie umiała z niem walczyć, nie umiała wydobyć z narodu niemieckiego ostatniego wysiłku, któryby wojsku dopomógł do ostatecznego zwycięstwa.
Niemcom zabrakło wielkich mężów stanu, którzy w warunkach nowoczesnej wojny niemniej decydują o zwycięstwie, niż wodzowie na polach walki zbrojnej. Niemcom zabrakło takich mężów stanu, jak francuski Clemenceau lub angielski Lloyd George, którzy potrafili opanować ducha całego narodu i poprzez najstraszliwsze ofiary i bezmierny wysiłek poprowadzić go do ostatecznego zwycięstwa.
Francja posiadała wszystkiego 113 dywizy j piechoty i 6 dywizyj kawalerji, podzielonych na 32 korpusy Hnjowe i 2 korpusy kawa-lerji. Z tej liczby 6 dywizyj piechoty znajdowało się na froncie włoskim, 8 zaś dywizyj na froncie macedońskim (salonickim). Szczegól-nościami armji francuskiej, zaprowadzonemi już w czasie wojny były: artylerja (75 mm działa) wożona na samochodach ciężarowych, ogromna ilość czołgów i samochodów (tych ostatnich 84.000!), rozformowanie od 1914 r. 6 dywizyj kawalerji, kolosalny rozwój na froncie zachodnim lotnictwa wojskowego i dostateczne wyżywienie wojska, dochodzące przepisowo do 3816 kaloryj dziennie (w tym samym czasie żołnierz niemiecki otrzymywał zaledwie 2500 kaloryj!).
Po smutnych i drogo okupionych doświadczeniach wojskowość francuska zaniechała kon-cepcyj natarcia, którego celem byłoby głębokie przełamanie nieprzyjacielskiej linji obronnej. Uważano, że cel taki osiąga się kosztem nadmiernych ofiar, których nie usprawiedliwiają w dostatecznej mierze osiągnięte wyniki. Obecnie decydująco przeważyła koncepcja natarcia ograniczonego, posiadającego «kreślony i bliski cel. Przytem każde natarcie, przygotowane możliwie z uwzględnieniem momentu zaskoczenia, musiało jednak być systematycznie przemyślane i zorganizowane i poprzedzone jak najbardziej skutecznym ogniem artyleryjskim, który właściwie decydował o wszystkiem, gdyż rolę piechoty ograniczano do zajmowania doszczętnie już zburzonego terenu umocnień nie
przyjacielskich. Jak wiemy, Niemcy w natarciu kładli większy nacisk na moment zaskoczenia i działanie piechoty nawet kosztem przygotowania artyleryjskiego, co zresztą było smutną ich koniecznością, wypływającą z ich słabości w stosunku do przeciwników pod względem technicznym i materjalnym. Natomiast poglądy francuskie na obronę rozwinęły się analogicznie do niemieckich w kierunku jej uelastycznienia.
Pod względem moralnym wojsko francuskie na początku 1918 r. powróciło do swojej poprzedniej doskonałej postawy, w zarodku stłumiwszy rewolucyjny ferment, który na krótko ogarnął w 1917 roku niektóre oddziały francuskie.
Pod względem ducha, wyszkolenia i doświadczenia bojowego, pod względem środków technicznych, uzbrojenia i zasobów amunicyjnych armja francuska wysunęła się już na czoło wszystkich armij. Stąd też wypływało, że autorytet wojskowości francuskiej stale wzrastał wśród sprzymierzonych, narzucając im swoje metody prowadzenia wojny.
Natomiast pod względem materjału ludzkiego armja francuska przeżywała kryzys, podobny do niemieckiego. Wojna pochłonęła już tak ogromne ofiary w ludziach, że na początku 1918 roku Francja rozporządzała już kontyngentem uzupełnień, liczącym zaledwie 500.000 ludzi. Położenie ratowały jednak wojska kolorowe, wystawiane przez kolonje francuskie, biorące coraz większy udział w walkach frontowych. Ogółem kolonje dały Francji 537.000 żołnierzy (z czego padło około 115.000), oraz 220.000 ludzi do oddziałów roboczych, pracujących zarówno na froncie, jak i na tyłach.
Jak wiemy, długotrwała, krwawa wojna, w której Anglja rzuciła na szalę dziejową cały swój prestige światowy i całą swoją potęgę imperjalną, zmusiła ją już w 1916 roku do wprowadzenia u siebie na czas wojny powszechnej służby wojskowej, co pozwalało na ogromne powiększenie pokojowej armji werbunkowej. Rozrost armji angielskiej w czasie wojny na początku 1918 roku osiągnął już był 91 dywizyj piechoty i 8 dywizyj kawalerji. Z liczby tej 33 dywizje piechoty i 5 dywizyj kawalerji znajdowały się poza teatrem wojny, rozlokowane w rozległych krajach imperjuni wielkobrytyjskiego, albo też walczyły poza frontem zachodnim, a więc w kolonjach, we Włoszech, w Azji i w Macedonji. Na froncie zachodnim armja angielska posiadała, jak wie-
626
my, 58 dywizyj piechoty i 3 dywizje kawalerji, podzielone na 18 korpusów.
Charakterystycznemu cechami armji angielskiej były: „niezależne siły powietrzne", podporządkowane bezpośrednio ministerstwu lotnictwa, a przeznaczone do dalekich raidów wgłąb Niemiec (w odwet za napady samolotów i zeppelinów niemieckich na wyspy brytyjskie), znaczna ilość czołgów i samochodów (tych ostatnich 46.000), doskonałe wyposażenie armji i luksusowe jej wyżywienie, które sięgało 4193 kaloryj (wobec 2500 niemieckim!). Ogólnie biorąc Anglja zdobyła się na olbrzymi wysiłek i z maleńkiej armji pokojowej stworzyła wielką armję nowoczesną o pierwszorzędnych wartościach bojowych. Natomiast jej słabą stroną było niedostateczne wyszkolenie i małe doświadczenie bojowe średnich i wyższych dowódców, co wypływało z braku odpowiednich kadrów pokojowych fachowych oficerów.
Również pod względem uzupełnień armja angielska odczuwała poważne niedomagania, jakkolwiek wypływające nie z braku dostatecznego materjału ludzkiego, lecz z braku wyszkolonych kadrów oficerskich i podoficerskich, które trudno było tworzyć z niczego w krótkim czasie, tembardziej wobec ogromnych strat na
froncie. Znaczną pomocą w tych niedomaga-niach były kolonje i dominja, które dostarczyły armji angielskiej bardzo poważne siły. Kanada wystawiła 228.000 ludzi, Australja 440.000, Afryka południowa 200.000 i Indje angielskie 1.160.000 ludzi!
Stany Zjednoczone A. P. od czasu wypowiedzenia wojny dn. 5 kwietnia 1917 r. dokonały olbrzymiej, cyklopowej wprost pracy, tworząc dosłownie z niczego swoją wielką, nowoczesną armję. W styczniu 1918 r. Stany Zjednoczone wystawiły już 1.300.000 ludzi, podzielonych na 93 dywizje piechoty (skład dywizyj amerykańskich był wyjątkowo liczny w stosunku do innych armij europejskich). Lądowanie wojsk amerykańskich rozpoczęło się w portach francuskich w dniu 1 czerwca 1917 r. w celu dalszego szkolenia oddziałów już w Europie. Początkowo tempo przewożenia wojsk amerykańskich do Europy było słabe, co potwierdzało nadzieje dowództwa niemieckiego, że działalność niemieckich łodzi podwodnych uniemożliwi masowy przewóz Amerykanów. Do dnia 21 marca 1918 Amerykanie przewieźli zaledwie nieco ponad 300.000 ludzi. Jednakże począwszy od marca tempo przewozu poczęło wzrastać w miarę paraliżowania przez Koalicję działał-
; *v>v
Rewolucja w Rosji. Konstytuanta.
627
ności niemieckich łodzi podwodnych, burząc tem nadzieje niemieckie. Tak więc w ciągu marca przewieziono 69.000 ludzi, w kwietniu już 90.000 ludzi, w maju 200.000, a w czerwcu aż 295.000 ludzi! Do października 1918 r. we Francji było już ponad 1.700.000 Amerykanów, co wobec ogólnego wycieńczenia stanowiło groźną potęgę, chociażby z racji świeżości amerykańskiego żołnierza. Celem przewiezienia wojska amerykańskiego do Francji od czerwca 1917 r. do listopada 1918 r. zużyto 6 miljonów tonn. Tę wielką ilość przewiezionego wojska można wyjaśnić tem, że Amerykanie wielką część sprzętu bojowego otrzymywali bezpośrednio we Francji: sprzymierzeni dostarczyli Amerykanom 2.900 dział, 2.676 samolotów, 137.000 koni, co ogółem zaoszczędziło transportu 3.400.000 tonm
Ogromny i dotychczas nienaruszony ma-terjał ludzki oraz bogactwa materjalne Stanów Zjednoczonych dały podstawę do stworzenia w tempie wprost błyskawicznem olbrzymiej armji, doskonale wyposażonej i więcej, niż luksusowo żywionej (racja dzienna wynosiła 4714 kaloryj wobec 2500 niemieckich !). Q wyposażeniu wojsk amerykańskich świadczy fakt, że dywizja amerykańska posiadała 168 karabinów maszynowych ciężkich i 768 karabinów maszynowych lekkich wobec: 72 do 108 i 216 francuskich, 64 i 192 angielskich, oraz 54 do 108 i 144 niemieckich!
Armja amerykańska pod dowództwem generała Pershinga miała przeważyć szalę losów wojny, jednakże spodziewano się tego po stronie Koalicji dopiero w ciągu 1919 r.
Porównywując siły zbrojne obu stron na froncie zachodnim bezpośrednio przed rozpoczęciem się kampanji 1918 roku należy stwierdzić, że siły te pod względem liczebnym były prawie równe, również prawie równą była ilość dział. Koalicja przewyższała Niemców ilością kawa-leryj, samolotów i czołgów, natomiast po stronie niemieckiej była większa ilość jednostek bojowych (19-3 dywizje wobec 172 koalicyjnych). Wszystkie państwa, prowadzące wojnę były wyczerpane pod względem materjału ludzkiego. W tym wypadku Koalicja posiadała ogromny plus w postaci Stanów Zjednoczonych, które nie naruszyły jeszcze swojego rezerwuaru ludzkiego. Wojska Koalicji odżywiane były niejednakowo, ale zawsze dostatnio i podług wskazówek higjeny. Natomiast wojska nie
mieckie były odżywiane bardzo słabo i licho. Natomiast armja niemiecka stanowiła jednorodny, zamknięty organizm, doskonale zorganizowany i we wszystkich swoich elementach przedstawiający mniej lub więcej jednakową wartość bojową, armje zaś koalicyjne były jak najbardziej różnorodne narodowo i rasowo, oraz pod względem przynależności państwowej, charakteru swojego żołnierza, organizacji i kierownictwa, co czyniło z nich aparat wojenny znacznie mniej sprawny i pewny w działaniu. Po stronie znów Koalicji była znacznie lepsza postawa moralna wojska, świadomego słuszności swojej sprawy i wierzącego bardziej niż kiedykolwiek w ostateczne i decydujące zwycięstwo.
Pod względem poglądów taktycznych charakterystyczną cechą armij koalicyjnych była centralizacja kierownictwa, korzystanie z potężnych środków technicznych, metodycznosć działania i dążenie do oszczędzania swojego żołnierza. Natomiast dowództwo niemieckie wymagało od swoich wojsk śmiałości, brawury, prostoty a nawet prymitywnosci w działaniach, zachęcało inicjatywę poszczególnych dowódców i ich dążenie do szerokich ofensywnych działań manewrowych.
Ogólnie biorąc armje obu przeciwników były mniej więcej równe pod względem wartości bojowej, posiadały doskonałe przygotowanie bojowe i dążyły do tego, aby w mającej się rozegrać walce nietylko ostać się, ale i pokonać przeciwnika.
Wiemy już o tem, że najsłabszą stroną Koalicji był brak naczelnego dowództwa, które-by objęło wszystkie jej różnorodne armje. Francuzi od początku już wojny ze wszystkich sił dążyli do tego, ale inne państwa sojusznicze, przedewszystkiem zaś Anglja, w zasadzie uznając słuszność poglądów wojskowości francuskiej, nie mogły się pogodzić z myślą o oddaniu swoich wojsk pod obce kierownictwo. Wielką rolę odegrały w tem rządy poszczególnych państw i sfery polityczne, obawiające się utracić wpływy na własne armje. Nad sprawą zjednoczenia dowództwa naczelnego obradowano bez końca, ale i bez rezultatu. W przededniu kampanji 1918 roku Koalicja nie posiadała jeszcze wspólnego dowództwa, zadawalając się jego surogatem w postaci międzysojuszniczej Naczelnej Rady Wojennej.
Rada ta powstała w połowie listopada 1917 roku bezpośrednio po straszliwej klęsce Włochów i pod jej bezpośrednim wpływem. W skład Naczelnej Rady Wojennej wchodzili premjero-
628
wie rządów sojuszniczych, najbardziej eksponowani ministrowie, oraz doradcy fachowi, reprezentujący poszczególne armje. Zadaniem tej Rady było uzgadnianie poglądów pomiędzy głównodowodzącymi armij sojuszniczych oraz opracowywanie wspólnych wytycznych w sprawie prowadzenia wojny. Rada, zbierająca się periodycznie i posiadająca raczej charakter cy-wilno-połityczny, okazała się aparatem nazbyt ciężkim i nieudolnym. To też, już po opracowaniu planu kampanji 1918 roku, zdecydowano utworzyć jeszcze jedno ciało, mające przybliżyć Koalicję do ideału wspólnego dowództwa. Ciałem tem był międzysojuszniczy wykonawczy Komitet Wojskowy, składający się z doradców fachowych poszczególnych armij i obradujący stale pod przewodnictwem francuskiego generała Foch'a. Komitet wojskowy miał jakgdyby uzupełniać prace Naczelnej Rady Wojennej, szczególnie w czasie przerw pomiędzy obradami tej ostatniej. Ważnym atrybutem Komitetu Wojskowego miało być posiadanie przezeń własnych odwodów, w skład których powinne były wejść dywizje z poszczególnych armij sojuszniczych. W rzeczywistości ten najważniejszy atrybut, nadający właściwy sens całego istnienia Komitetu, pozostał na papierze wobec oporu marszałka Haig'a, głównodowodzącego angielskiego, który nie zgodził się na oddanie ani jednej swojej dywizji do rozporządzenia Komitetu. Wobec tego i inni głównodowodzący uzależnili swoje stanowisko od ustąpienia w tej sprawie marszałka Haig'a, i Komitet Wojskowy pozostał bez własnych odwodów, co jego znaczenie sprowadziło do minimum, nadając mu rolę jakiegoś bliżej nieokreślonego ciała opinjodaw-czego. W dodatku w łonie samego Komitetu zwalczały się poglądy poszczególnych armij, wobec zaś braku czynnika bezwzględnie nadrzędnego trudno było o zdecydowane i jednolite stanowisko.
Tak więc w przededniu ostatniej, decydującej rozgrywki Koalicja nadal była bez jedne
go, wspólnego mózgu, któryby potrafił scalić i wykorzystać jej potężny, chociaż rozbity organizacyjnie, aparat wojenny.
Na początku 1918 roku obie strony walczące znajdowały się w zupełnie odmiennem położeniu pod względem dalszych perspektyw wojny.
Niemcy rozumieli, że chwilowo położenie ich pod względem wojskowym było wyjątkowo pomyślne: dzięki wycofaniu się z wojny Rosji i Rumunji oraz dzięki klęsce Włochów — Niemcy zrównoważyli na Zachodzie swoje siły z siłami Koalicji, mogąc się znów pokusić o decydujące rozstrzygnięcie. Ale rozumieli również, że to chwilowa korzystne położenie musi zmienić się na ich niekorzyść z chwilą, kiedy wojska amerykańskie zadecydują o bezwzględnej przewadze Koalicji na froncie zachodnim. Należało przeto śpieszyć się jak najbardziej. To też dowództwo niemieckie opracowało plan wielkiej ofensywy na froncie zachodnim, która miała się rozpocząć w końcu marca, aby osiągnąć decydujące zwycięstwo nad Koalicją, zanim jeszcze Amerykanie wejdą do krwawej gry wojennej.
Przeciwnie, Koalicja, znając swoje chwilowo niekorzystne położenie wojskowe, wiedziała, że czas wraz z Amerykanami pracują dla niej, z każdym miesiącem pogarszając położenie Niemców. Narazie więc, wobec względnej równowagi sił, nie należało ryzykować, rzucając losy wojny na niepewne fale kapryśnego szczęścia orężnego. To też zupełnie słusznie Naczelna Rada Wojenna Koalicji w planie kampanji 1918 r. postawiła zasadę, że należy stosować metodę obrony, chociażby ona miała nawet chwilowo przybrać pozory klęski, aż do chwili, kiedy użycie wielkich mas wojsk amerykańskich pozwoli na rozpoczęcie własnej potężnej kontrofensywy przeciwko osłabionemu już przeciwnikowi.
629
R o z d z i a ł XXVI.
WIELKA OFENSYWA NIEMIECKA *
Zamierzona przez dowództwo niemieckie ofensywa mogła mieć trzy kierunki uderzenia: 1) na północy pomiędzy Ypres i Lens, 2) w centrum pomiędzy Arras i la Fére i 3) po obu stronach Verdun w celu obejścia rejonu fortecz-nego.
Pierwszy z tych kierunków prowadził ku północnemu wybrzeżu francuskiemu, stanowiącemu bazę dla armji angielskiej, i mógł spowodować zniszczenie tej ostatniej. Jednakże na tym odcinku znajdowały się, jak sądzili Niemcy, najpoważniejsze siły angielskie, teren zaś błotnisty w dużym stopniu utrudniał działania wczesną wiosną. Ale dłużej czekać było niepodobieństwem, gdyż powodzenie całej ofensywy było budowane na zaskoczeniu sojuszników przed nadejściem posiłków amerykańskich.
Natarcie w centrum, które nie mogło wprawdzie dać tak znacznych i decydujących rezultatów, jak na północy, jednakże, prowadzone również przeciwko Anglikom, słabszym i mniej opornym od Francuzów, gwarantowało powodzenie. Uderzenie w tem miejscu miało przedewszystkiem za cel odcięcie od armij francuskich Anglików, których odrzuconoby ku wybrzeżu, podczas gdy przed pomocą francuską ochraniałaby Niemców rzeka Somma. Na odcinku tym Anglicy nie posiadali znaczniejszych odwodów, a i pozycje ich były słabsze i słabiej obsadzone. Teren był nader dogodny dla natarcia niemieckiego i nie dawał Anglikom naturalnych punktów obronnych. Natomiast dla Niemców w centrum gorzej przedstawiała się sprawa podwozu środków materialnych i żywności dzięki mniej dogodnym linjom komunikacyjnym. Poważną również przeszkodą dla głębokiego natarcia był tak zwany obszar „Albe-rich", opuszczony przez Niemców w 1917 roku i straszliwie przez nich wówczas zniszczony, pokryty gęstym labiryntem starych okopów i błot-
630
FRONCIE ZACHODNIM W 1918 ROKU.
nistemi lejami po dawnych wybuchach pocisków artyleryjskich i min.
Natarcie w rejonie Verdun w razie powodzenia oddawałoby w ręce Niemców potężny i ważny węzeł fortyfikacyjny, prostowałoby i znacznie skracało front, oraz pozwalałoby na lepszą osłonę dróg komunikacyjnych głównych mas uderzeniowych. Jednakże odcinek Verdun zajmowały wojska francuskie, które były najgroźniejszym przeciwnikiem, w dodatku bardzo poważnemi siłami. To też ewentualne powodzenie musieliby Niemcy nazbyt drogo okupić.
Z tych trzech możliwych kierunków uderzenia marszałek Hindenburg wybrał uderzenie na Anglików pomiędzy Arras i la Fére, gdzie osiągnięcie powodzenia taktycznego było najbardziej prawdopodobne. Hindenburgowi narazie przedewszystkiem chodziło o przełamanie frontu, wyprowadzenie ofensywy na swobodny teren manewrowy i zniszczenie żywej siły przeciwnika. Chwilowo przeto odkładał na bok poważniejsze względy strategiczne, których natarcie w centrum nie zadawalało, nie prowadząc do decydujących rezultatów.
Wykorzystywując swoje rezerwy, znacznie powiększone położeniem na Wschodzie, Niemcy w głębokiej tajemnicy rozwinęli pomiędzy Arras i la Fére na 70-kilometrowym froncie trzy armje (licząc od północy: 17, 2 i 18), w składzie 62 dywizyj, to znaczy, około pół miljona bagnetów, 6.300 dział, 1.000 samolotów. Aby kierownictwo natarcia bezpośrednio spoczywało w rękach dowództwa naczelnego, a ściślej w rękach generała Ludendorffa, który wysuwał się, jako najbardziej aktywny kierownik wojny, trzy armje uderzeniowe przydzielono do dwóch samodzielnych grup armij, a mianowicie: 17 i 2 armje do grupy bawarskiego następ-
cy tronu księcia Ruprechta, zaś 18 armję do grupy niemieckiego następcy tronu.
Główne zadanie uderzeniowe przypadało na prawoskrzydłową 17 armję, lewe zaś skrzydło 2 armji i cała lewoskrzydłowa 18 armja miała drugorzędne zadanie, osłonięcia głównego uderzenia.
17 i 2 armja w styku swoich wewnętrznych skrzydeł powinne były odciąć Anglików, zajmujących występ frontu pod Cambrai. Najbliższym zadaniem tych armij miało być wyjście na Hnję Arras — Bapaume — Peronne — Ham nad Sommą, która to linja w centrum uderzenia oddalona była od pozycyj niemieckich o 20 do 25 km. Następnie obie te armje miały nacierać na Hnję Arras — Albert, odginając w ten spcsób front angielski ku morzu i współdziałając od północy z 6 armja, która miała również nacierać na odcinku Lille, podczas gdy 18 armja miała osłaniać od południa na rzece Sommie całą tę operację.
Jednakże w miarę zbliżania się terminu ofensywy, dowództwo niemieckie udzielało coraz więcej uwagi natarciu 18 armji, mającej początkowo zadanie drugorzędne, aż wreszcie zdecydowano kontynuować jej natarcie poza Sommę w celu rozbicia pod Noyon posiłkówT
francuskich, których się spodziewano już w drugim dniu bitwy. Równocześnie zdecydowano natarcie demonstracyjne na całej linji frontu zachodniego.
Wielka ofensywa, do której Niemcy przywiązywali wszystkie swoje nadzieje, miała się rozpocząć w dniu 21 marca 1918 r.
Dla dowódców armij sojuszniczych nie pozostało tajemnicą rozwijanie się wielkich mas niemieckich przeciwko północnemu skrzydłu angielskiemu, oraz przygotowania przeciwnika do wielkiej, oddawna spodziewanej ofensywy. Jednakże przypuszczano, że Niemcy nie ograniczą się natarciem na Anglików, ale, że równocześnie zaatakują również Francuzów gdzieś pod Verdun lub Raims. Marszałek Haig nie wierzył w możliwość przerwania jego frontu na południe od Arras i stąd też prawie połowę swoich rezerw (8 dywizyj piechoty) trzymał na tyłach swojego ważniejszego północnego skrzydła. Sądził on w dodatku, że Francuzi w razie ataku Niemców szybciej mogą okazać mu pomoc na sąsiedniem południowem skrzydle angielskiem, niż na północnem. Pozostałe rezerwy (10 dywizyj piechoty i 3 dywizje ka-
walerji) rozmieścił on na tyłach odcinka na południe od Arras, ale bliżej od tego miasta. Po ostatecznych przegrupowaniach bezpośrednio przed ofensywą niemiecką na odcinku pomiędzy la Fére—Housocourt, wynoszącym 62 km., znajdowała się 5 armja angielska w składzie 14 dywizyj piechoty i 3 dywizyj kawalerj i, licząca 1.500 dział, 96 czołgów i 200 samolotów. Z wymienionej liczby dywizyj, 3 dywizje piechoty i wszystkie dywizje kawalerji znajdowały się w odwodzie dowództwa armji. Od północy sąsiadowała z tą armja na odcinku 43 km. aż do Arras 3 armja angielska w składzie 18 dywizyj piechoty, licząca 1.500 dział, 120 czołgów i 300 samolotów, w tern 7 dywizyj w odwodzie.
Na całym odcinku, zaatakowanym przez Niemców, od la Fére do Croisille, wynoszącym 85 km., Anglicy posiadali wszystkiego 29 dywizyj piechoty i 3 dywizje kawalerji, z czego tylko 19 dywizyj piechoty znajdowało się w pierwszej linji, reszta w odwodach. W 3 armji na jedną dywizję przypadał odcinek frontu czterokilometrowy, natomiast w 5 armji — sze-ściokilomerowy. Najsłabiej obsadzony był odcinek na północ od la Fére. Ogółem siły Anglików, które miały przeciwstawić się uderzeniu Niemców, wynosiły około 300.000 bagnetów i szabel.
Francuzi posiadali w odwodach 39 dywizyj piechoty, 2 dywizje kawalerji, 35 pułków artylerji ciężkiej i 10 pułków artylerji polowej. Główna masa tych rezerw rozlokowana była na tyłach północnej grupy francuskiej, na drogach, wiodących na Paryż pomiędzy Argonami i rzeką Oise. Pozostałe rezerwy znajdowały się pomiędzy Argonami i południowemi zboczami Wogezów. Poza tern 2 dywizje piechoty znajdowały się na tyłach belgijskiego odcinka na wybrzeżu.
Główna masa lotnictwa francuskiego rozlokowana była w okolicach Châlons nad Marną (580 samolotów), poza tern pięć grup lotniczych znajdowało się na tyłach wzdłuż całego frontu.
Zarówno marszałek Haig, jak generał Pé-tain odwody swoje rozlokowali w pobliżu albo stacyj kolejowych, albo centrów samochodowych, aby ułatwić przerzucanie dywizyj wzdłuż frontu na zagrożony odcinek. W tym samym celu dla lotnictwa zbudowano wzdłuż całego frontu doskonałą sieć lotnisk polowych.
632
Niemcy, przerzuciwszy wiosną 1918 roku do Francji i Belgji 80% z ogólnej liczby swoich dywizyj i 90% całej artylerji, mogli przewyższyć sojuszników zaledwie pod względem liczby swoich dywizyj. To też, pragnąc rozbić żywą siłę Anglików już w pierwszem natarciu, atak swój musieli skoncentrować na niewielkim 70-kilometrowym odcinku, wynoszącym zaledwie 9% ogólnej długości frontu, używając w tym celu trzech armij z ogólnej liczby trzynastu, znajdujących się na froncie zachodniem.
W tych warunkach i wobec posiadania przez Koalicję potężnych odwodów i doskonale zmontowanych środków komunikacyjnych — trudno było Niemcom rachować na zbyt wielki sukces strategiczny. Mogło się to zdarzyć tylko w tym wypadku, gdyby sprzymierzeni zmuszeni byli zaangażować wszystkie swoje odwody na jednym odcinku. Wówczas Niemcy mogliby błyskawicznie wykonać nowe uderzenie na innym odcinku, uzyskując znaczne powodzenie strategiczne. Ale na to brak było Niemcom odpowiednich sił.
Pomimo skoncentrowania na froncie zachodnim bardzo znacznych sił, pomimo nieznanych dotychczas metod walki, które Niemcy mieli zastosować, ani większej sprawności i lepszego wyszkolenia wojsk niemieckich — marszałek Hindenburg, opierając się na doświadczeniu ubiegłych lat wojny, odnosił się dość sceptycznie do możliwości w niekorzystnych dla Niemców warunkach taktycznych głębokiego i szerokiego przełamania frontu sprzymierzeńców, który, zgodnie z wymogami nowoczesnej wojny pozycyjnej, stanowił nieprzerwane, szerokie pasmo potężnych fortyfikacyj. Dlatego też Hindenburg zrezygnował z natarcia w kierunku wybrzeża, korzystnego z punktu widzenia strategicznego, ale ciężkiego pod względem taktycznym, decydując się na natarcie na odcinku la Fére — Cambrai, najłatwiejszego do przełamania pod względem taktycznym, jakkolwiek nie dającego podstawy dla szerszej operacji strategicznej. Stąd też owo stopniowo wzrastające zainteresowanie dowództwa niemieckiego natarciem 18 armji, posiadającej przeciwko sobie najsłabsze siły angielskie, zajmujące w dodatku najmniej dogodne pozycje i najbardziej oddalone od swoich odwodów.
Koncepcja Hindenburga była o tyle słuszna, że chodziło mu o pokonanie narazie tylko żywej siły Anglików, o wyniszczenie i zdezorganizowanie ich wojska, co mogło wszak być dokonane na dowolnym odcinku frontu. O celach strategicznych Hindenburg nie myślał,
uważając, że zjawią się one same z tą chwilą, kiedy zostanie złamana potęga armji angielskiej.
W rezultacie koncentracji sił niemieckich na odcinku zamierzonego ataku pomiędzy la Fére i Croisilie, który to odcinek, jak wiemy, stanowił zaledwie 9% ogólnej długości frontu, Niemcy posiadali tam 30% ogólnej liczby swoich dywizyj, znajdujących się we Francji i Belgji, 40%, wszystkich dział i 35% wszystkich samolotów na całym froncie. Ogólnie biorąc, liczba dywizyj niemieckich dwukrotnie przewyższała liczbę dywizyj angielskich, przyczem na odcinku 18 armji niemieckiej przewaga ta wynosiła aż trzykrotną liczbę dywizyj, na odcinku zaś 17 armji zaledwie półtora raza większą. Artylerja niemiecka posiadała nad angielską przewagę, wynoszącą dwa i pół raza większą ilość dział.
Odwody francuskie i angielskie znajdowały się, jak wiemy, przede wszy stkiem tam, gdzie wymagał tego partykularny interes każdego państwa : francuskie na drogach, wiodących do Paryża, angielskie zaś na drogach, prowadzących ku wybrzeżu morskiemu. Natomiast na tyłach zagrożonego odcinka właściwie nie było poważniejszych odwodów, jakkolwiek dowództwa koalicyjne zdawały sobie sprawę z możliwego kierunku ataku NiemcówT. W tym fatalnym błędzie całkowitą winę ponosił brak wspólnego międzykoalicyjnego dowództwa naczelnego, któreby kierowało się wyłącznie względami natury ogólnej i dobrem sprawy całej Koalicji.
Dnia 21 marca 1918 roku o godzinie 4 minut 40 na odcinku pomiędzy la Fére i Croisilie rozpoczął się gwałtowny ogień artylerji niemieckiej, zwiastujący wielką ofensywę Niemców.
Najpierw ogień artyleryjski skierowali Niemcy przeciwko baterjom angielskim, otaczając je'gestemi chmurami gazów trujących, następnie zaś zwrócili się przeciwko pozycjom piechoty, zasypując je pociskami dział i miotaczy bomb.
O godz. 9 min. 40 wśród gęstej mgły 30 dywizyj niemieckich, postępujących w pierwszej linji, zaatakowało 19 dywizyj angielskich.
Na prawem skrzydle 17 i 2 armje niemieckie, nie mogąc przełamać angielskich punktów oporu, w pierwszym dniu natarcia zdołały przeniknąć zaledwie do pierwszych pozycyj pierwszej linji obronnej przeciwnika. Zato na lewem
634
skrzydle 2 i 18 armje niemieckie miały znacznie większe powodzenie. Na odcinku tym oddziały 5 armji angielskiej, znacznie, jak wiemy, słabsze od Niemców, zupełnie nie spodziewały się w dodatku ataku, to też zostały już pierwszego dnia odrzucone o 7 km. wtył, doszczętnie rozbite i zdezorganizowane. Niemcy zajęli w wielu punktach pierwszą i drugą linję obronną.
W następstwie natarcie niemieckie rozwijało się w tych samych warunkach : powoli na prawem skrzydle i szybko na lewem, to znaczy zamiast głównego uderzenia na południe od Arras i poprowadzenia dalszych działań ku morzu na północny zachód — natarcie niemieckie żywiołowo rozwijało się na froncie 18 armji w kierunku połudn.-zachodn. A właśnie w tym kierunku najłatwiej było Francuzom podesłać odwody, co też stało się to już pod wieczór dnia 22 marca. Od tej chwili 18 armja niemiecka miała do czynienia z dywizjami francuskiemu Okoliczność ta zmusiła Hindenbiu'ga do zasadniczej zmiany już w toku bitwy swojej poprzedniej koncepcji strategicznej przyciśnięcia Anglików do morza. Rzeczywistość kazała mu wzmacniać 18 armję, zamiast 17 i liczyć się coraz poważniej z posiłkami francuskiemi.
Pod wieczór dnia 23 marca, kiedy Niemcy osiągnęli już w natarciu linję Bapaume — Pe-ronne — rzeka Somma — Tergnier, Hinden-burg, oceniając optymistycznie położenie na froncie 18 armji, nakazał jej równoczesne obchodzenie obu rozerwanych skrzydeł sojuszników, to znaczy obchodzenie prawego skrzydła Anglików w kierunku północno-zachodnim i lewego skrzydła Francuzów w kierunku połud-niowo-zachodnim. Chodziło mu o rozszerzenie już dokonanego wyłomu i o pogłębienie wytworzonej pomiędzy obu sojusznikami luki. Odtąd zadanie 18 armji niemieckiej stale powiększało się na koszt zadań 17 i 2 armij. Jednakże było to równoznaczne z podjęciem walki ze śpieszą-cemi od strony Paryża posiłkami francuskiemi.
Położenie Koalicji wydawało się groźne. W Paryżu wybuchła panika, podobnie, jak jesienią 1914 roku przed bitwą nad Marną. Rząd francuski ponow7nie liczył się z koniecznością przeniesienia się do Bordeaux. Równocześnie marszałek Haig począł czynić pośpieszne przygotowania do ewakuacji armji angielskiej do Anglji. Jednakże zarówno poważne zaniepokojenie w łonie Koalicji, jak i radosny optymizm Niemców były zgoła przedwczesne.
Wieczorem dnia 25 marca Niemcy, posuwając się nadal w centrum natarcia i na jego
lewem skrzydle, osiągnęli linję Miraumont — Nesle — Noyon, ostatecznie zniszczywszy 5 armję angielską. Anglicy rozpoczęli odwrót ku morzu, równocześnie zaś Francuzi organizowali obronę dróg, prowadzących na Paryż. Zdawało się, że Niemcy osiągnęli swój cel i rozdzielili sprzymierzonych. Ale tymczasem rosła liczba wojsk francuskich, które pośpiesznie wprowadzano do walki.
W dniu 26 marca wszystkie trzy atakujące armje niemieckie posunęły się już były tak daleko, że znajdowały się w polu, poza obszarem ufortyfikowanym. Walki przybrały charakter pościgowy. Naczelne dowództwo niemieckie do tego stopnia było zasugestjonowane dotychcza-sowem powodzeniem, że postawiło sobie nowe cele ofensywy. Postanowiono rozszerzyć ofensywę na cały front angielski aż do morza. 6 armja niemiecka miała posuwać się w kierunku Boulogne, 17 zaś dołączyć się do tego ruchu, prawem skrzydłem uderzając w kierunku Saint Pol i lewem na Abbeville nad ujściem Sommy do morza, natomiast 2 armja razem i 18 miały zepchnąć Francuzów na Paryż. Pierwszy etap tych działań, skierowanych na północ, a mianowicie uderzenie na Arras miało nastąpić dnia 28 marca.
Równocześnie położenie Anglików stawało się krytyczne. 5 armja angielska, która od dnia 21 marca była w niezwykle ciężkiem położeniu, obecnie przestała już istnieć, jako jednostka bojowa. Resztki jej oddziałów, wycofawszy się z poła walki, koncentrowały się pod Amiens. Dzięki temu powstała luka pomiędzy la Fére i Noyon, wkrótce już rozciągająca się i dalej aż do Montdidier.
Ale Francuzi, dzięki sprawności swojego dowództwa oraz środków transportowych, zdołali lukę tę zatkać swojemi dwiema armjami, a mianowicie 3 i 1. W ten sposób Francuzi osłonili drogi, prowadzące na Paryż. Natomiast na froncie angielskim położenie było nadal krytyczne. Marszałek Haig czynił wszystko, aby wzmocnić swój zagrożony front pomiędzy Arras i Albert, jednakże w najniebezpieczeniej-szym kierunku na Amiens wytworzyła się, wskutek wycofania się z walki 5 armji angielskiej, znaczna luka, prawie zupełnie niezapeł-niona. Na szczęście dla Anglików dowództwo niemieckie nie rozpoznało, ani nie doceniło w pełni wytworzonego położenia. Zresztą brak mu było poważniejszych sił kawalerji, aby i'zu-cić ją w tę lukę.
Położenie to najlepiej charakteryzuje krótki meldunek z dnia 27 marca dowódcy fran-
635
Messyna. Zwycięski atak marynarzy angielskich z „Brita/mka" nu pozycje niemieckie.
cuskiego z pod Montdidier, który donosił: „Pomiędzy obydwoma wojskami (to znaczy angiel-skiem i francuskiem) wytworzyła się piętna-stokilcmetrowa luka, w której niema nikogo. Proszę o przysłanie sił, aby przeszkodzić przynajmniej przedarciu się kawalerji niemieckiej".
Francuski wódz naczelny, generał Potain, pod wrażeniem zwycięskiego marszu Niemców, wcześniej już powiadomił marszałka Haig'a, że w wypadku dalszego posuwania się przeciwnika Francuzi rozpoczną generalny odwrót na Paryż. Byłoby to równoznaczne z zupełnem zerwaniem łączności bojowej pomiędzy armjami sprzymierzonych.
Wybitny dowódca francuski generał Man-gin tak opisuje Le tragiczne dla Koalicji chwile: „Każdy z naczelnych wodzów wojsk sprzymierzonych myślał o ocaleniu swojego wojska, za które bezpośrednio odpowiadał przed narodem. W dniu 24 marca generał Potain wydal następującą dyrektywę: „Przedewszystkiem utrzymać ścisłą łączność pomiędzy armjami francuskiemu., później, o ile to będzie możliwe, utrzymać łączność z Anglikami." Marszalek Mai.!.', w dniu 25 marca pisał z Abbeville, że rozdzielenie wojska angielskiego od francuskiego jest tylko kwestją czasu i że przygotowuje się do cofnięcia, aby osłonić porty kanału La Manche.
A więc armje angielskie będą się cofać na zachód, francuskie na południe... Nastąpi rozdzielenie, które będzie równało się zagładzie. Droga do Paryża stanie otworem. Grozi nam klęska, gdyż niema wspólnego dowódcy".
W najtragiczniejszym momencie Koalicja zdecydowała się na to, co powinna była uczynić już od początku wojny. Marszałek Haig w trwodze o los swoich armij zwołał w dniu 26 marca w Doullens konferencję głównodowodzących, doradców fachowych i przedstawicieli rządów, aby radzić nad wytworzonem położeniem. Na konferencji tej odrazu zaciążyła żelazna wola generała Foch'a, który nawoływał do oporu i położenie starał się przedstaw-ić w bardziej optymistycznych barwach. To też zdecydowano się walczyć nadal, jednakże, rozumiejąc wymogi smutnej rzeczywistości, postarano się usunąć poprzedni błąd Koalicji, nie posiadającej dotychczas wspólnego dowództwa. Jednogłośnie wyrażono zdanie, że jedynym człowiekiem, który mógłby temu zaradzić, był Foch. Powierzono mu przeto zadanie „zapewnienia współdziałania obydwóch wojsk", to znaczy francuskiego i angielskiego. Było to dalekiem jeszcze od formalnego dowództwa naczelnego. Z tak małemi uprawnieniami tylko Foch, opierając się na osobistym wielkim autorytecie, mógł był cośkolwiek poważnieszego uczynić.
63b
Najbliższa już rzeczywistość wykazała złe strony polowiczności powyższych decyzyj. To też na nowej konferencji w dniu 3 kwietnia rozszerzono nieco uprawnienia Foch'a, ale i tym razem oddano w jego ręce jedynie „strategiczne kierownictwo działań", pozostawiając nadal w rękach poszczególnych wodzów naczelnych ,,taktyczne kierownictwo", którym w dodatku dozwolono apelować do swoich rządów w wypadku różnicy zdań między nimi a Foch'em, przyezem generał Pershing, głównodowodzący arm ją amerykańską, złożył znamienne oświadczenie, że Stany Zjednoczone wmieszały się do wojny „nie jako sprzymierzeniec, lecz jako państwo niezależne, i że wobec tego będzie on używał swoich wojsk tak, jak zechce". Dopiero dn. 24 kwietnia pod naciskiem konieczności wszystkie państwa Koalicji nadały generałowi Fo-ch'owi pełne uprawnienia rzeczywistego wodza naczelnego wszystkich sił zbrojnych Koalicji. Tak zakończyła się od lat już aktualna sprawa powołania wspólnego dowództwa.
Foch natychmiast po konferencji w Doul-lens rozpoczął energiczną organizację oporu. Wszystkie odwody, któremi rozporządzał, rzucił pod Amiens w wytworzoną tam niebezpieczną lukę. Równocześnie powstrzymał odwrót oddziałów francuskich na Paryż.
W ciągu dni 26 i 27 marca nastąpiła znaczna zmiana w położeniu Koalicji. Najpierw osłabło natarcie prawego skrzydła niemieckiego. 17 arm ja niemiecka natrafiła pomiędzy Arras i Albert na zacięty opór wzmocnionej 3 armji angielskiej, którego nie zdołała przełamać, to też dnia 28 marca dowództwo niemieckie nakazało jej przerwać dalsze natarcie.
Było to wywołane decyzją naczelnego dowództwa niemieckiego przerwania chwilowo natarcia przeciwko Anglikom, aby z tern większą siłą natrzeć na Francuzów, którzy wydawali się być znacznie bardziej niebezpieczni dla dalszego rozwoju ofensywy. Jednakże okazało się to niemożliwem, gdyż pomiędzy la Fére i Montdidier nowa francuska linja obronna bardzo szybko okrzepła i stężała. W dniu 29 marca było już oczywistem, że ofensywa niemiecka załamała się. Siła natarcia Niemców osłabła, tempo ich posuwania się było coraz wolniejsze. W dodatku zaopatrywanie nacierających oddziałów niemieckich było wielce utrudnione, gdyż na tyłach frontu znajdował się obecnie straszliwie zniszczony w 1917 r. teren, tak zwany obszar „Alberich".
Naczelne dowództwo niemieckie musiało zrezygnować narazie nietylko z szeroko zakro
jonych dalszych planów, ale nawet ze zdobycia Amiens, posiadającego ważne znaczenie dla Koalicji, jako węzeł komunikacyjny.
W dniu 4 kwietnia po raz ostatni Niemcy spróbowali przełamać opór Francuzów pod Mo-reuil po obu stronach rzeczki A vre. Pomimo jednak lokalnych sukcesów Niemcom zabrakło sił do kontynuowania natarcia, które też zakończyło się bez większego powodzenia, zamykając pierwszy okres wielkiej ofensywy niemieckiej na Zachodzie.
Pierwszy okres ofensywy, trwający od dn. 21 marca do dn. 4 kwienia włącznie przyniósł Niemcom ogromne zwycięstwo taktyczne. W koalicyjny system obronny w ciągu dwóch zaledwie tygodni wdarli się Niemcy potężnym klinem, którego podstawa wynosiła 75 km., głębokość zaś do 60 km. ! Aby ocenić należycie ten wynik, przypomnijmy sobie, że w 1916 r. Anglicy i Francuzi, pomimo swojej znacznej przewagi, zużyli nad Somma całych pięć miesięcy nieustających walk, aby na niewielkim odcinku posunąć się o 12 km. w głąb pozycyj niemieckich. W 1917 r. znów Anglicy po czteromiesięcznej ofensywie we Flandrji musieli się zadowolić dosłownie 8 km. w głąb pozycyj niemieckich. Zdobyczą Niemców ponadto stało się 90.000 zdrowych jeńców, głównie Anglików, bardzo znaczna ilość rannych żołnierzy koalicyjnych. 1.000 dział, craz bogate zapasy broni, amunicji i środków żywnościowych. Wojska niemieckie ponownie zbliżyły się do Paryża i portów nad kanałem La Manche, a artylerja niemiecka bombardowała oddalone zaledwie o 15 km. Amiens.
Jednakże nawet to tak znaczne zwycięstwo taktyczne nie pokrywało się z temi planami strategicznemi, które założyło sobie dowództwo niemieckie. Bowiem nie udało się rozbić oddzielnie ani armji angielskiej, ani posiłków francuskich, ponadto zaś nie dało się rozdzielić obu armij sojuszniczych. Wobec tego powodzenie ofensywy niemieckiej było tylko połowiczne. Po dwóch tygodniach walk — zamiast wojny ruchowej, do czego dążyli Niemcy, — ponownie wojska zaryły się w ziemię, ustalając nową li-nję frontu pozycyjnego.
• Straty sprzymierzonych były znaczne. Z 58 dywizyj piechoty Anglicy użyli do walki 46 dywizyj, które poniosły straty ponad 172.000 ludzi. Straty Francuzów, chociaż znacznie mniejsze, były jednakże również dotkliwe. Ale i Niemcy drogo okupili swoje zwycięstwo. 91 niemieckich doborowych dywizyj, biorących udział w natarciu, straciło ponad
637
160.000 ludzi, nie licząc 60.000 ludzi, którzy padli na innych odcinkach frontu w czasie demonstracyjnej ofensywy, mającej współdziałać z głównem uderzeniem.
Wyniki połowiczne pierwszego okresu ofensywy wtrąciły wojsko niemieckie w poło żenię znacznie niekorzystniejsze, niż wojsk sprzymierzonych. Niemcy zajmowali klin, głęboko wciśnięty w pozycje sprzymierzonych, co groziło oskrzydleniem, poza sobą zaś mieli zniszczone tereny, znacznie utrudniające komunikację na bliskich tyłach.
Oceniając to niekorzystne położenie Niemców, Foch zastanawiał się nawet nad tern, czy-by nie uderzyć samemu, a mianowicie po obu stronach Sommy wojskami angielskiemi i od strony Montdidier francuskiemu Zanim jednak myśl ta dała się opracować i uzgodnić z głównodowodzącymi armij sprzymierzonych, niemieckie dowództwo naczelne, stawiając na
kartę wszystkie niemal rozporządzalne siły Niemiec, rozpętało nową ofensywę.
Początkowa ofensywa niemiecka i jej poważne wyniki miały doniosły wpływ na sprawę udziału w wojnie wojsk amerykańskich. Pod wrażeniem poniesionej porażki rządy An-glji i Francji zwróciły się do prezydenta Stanów Zjednoczonych Wilsona, przedkładając mu konieczność powiększenia kpntyngentu wojsk amerykańskich, przewożonych do Francji, do 120.000 ludzi miesięcznie. Aby zadanie to umożliwić Stanom Zjednoczonym, Anglja oddała do przewozu wojsk amerykańskich swoją flotę handlową. Odtąd piechotę amerykańską przewoziły okręty angielskie, inne zaś rodzaje broni, tyły, zapasy i t. d. — okręty amerykańskie. Do przewozu pociągnięto również znaczną ilość okrętów państw neutralnych, częstokroć nawet pod przymusem. Wszystko to razem dało świetne wyniki. Liczba przewożonych
638
Tak wyglądały miasta francuskie w pasie przyfrontowym.
do Europy wojsk amerykańskich poczęła szybko wzrastać i wkrótce już przekroczyła najśmielsze nawet przewidywania samej Koalicji. Było to niespodzianką dla dowództwa niemieckiego, które przez dłuższy czas nie orjentowało się dostatecznie w zbliżającem się szybko niebezpieczeństwie amerykańskiem.
Załamanie się pierwszej ofensywy nie zniechęciło do dalszych działań dowództwa niemieckiego, które zresztą od początku liczyło się z wielkiemi trudnościami, o czem świadczy meldunek Ludendorffa, złożony jeszcze dn. 15 lutego cesarzowi Wilhelmowi w Hamburgu. Lu-dendorff pisał wówczas: „Nie można przypuszczać, że działania zaczepne będą miały taki przebieg, jak w Galicji lub we Włoszech. Wiadomo, że będzie to straszliwe zmaganie się, które zacznie się na jednem miejscu, będzie prowadzone dalej na innem, zajmie dużo czasu, będzie trudne, lecz wreszcie skończy się zwycięstwem".
To też, nie osiągnąwszy zamierzonego rezultatu strategicznego w pierwszem natarciu i oceniając niekorzystnie własne położenie na nowym froncie Arras—Albert—Montdidier— Noyon, niemieckie dowództwo naczelne zdecydowało kontynuować ofensywę, ale na innym, dogodniejszym dla natarcia odcinku. Odcinek zamierzonego nowego natarcia rozciągał się na przestrzeni 40 kilometrów od La Basse na północ aż do Warneton poza Ypres. W natarciu tern miało wziąć udział 36 dywizyj niemieckich. Celem natarcia miało być opanowanie francuskiego wybrzeża oraz ostateczne zniszczenie ar-mji angielskiej, czego nie udało się osiągnąć za pierwszym razem. O powodzeniu całej operacji decydowało zdobycie pasma wzgórz flandryj-skich, biegnących na północ od rzeki Lys pomiędzy Kemmel i Cassel i panujących nad rozległą niziną. Posiadając te wzgórza, Niemcy uniemożliwiliby Anglikom ogniem swojej ar-tylerji obronę pozycyj pomiędzy Nieuport i Ypres. Ze wzgórz tych ponadto mieliby Niemcy udogodnione punkty wyjściowe dla natarcia na Dunkierkę i Calais.
Natarcie miały poprowadzić 4 i 6 armje niemieckie z tern, że równocześnie 17, 2 i 18 armje rozpoczną demonstracyjne ataki na całym odcinku od Arras do la Fére. Dowództwo niemieckie nie liczyło odrazu na zdecydowane powodzenie, bowiem w grę wchodziły posiłki francuskie, z któremi Niemcy i na północy musieli
mieć do czynienia. Jak wiemy, Foch zamierzał rozpocząć przeciwuderzenie pod Montdidier i po obu stronach Sommy. W tym celu w początkach kwietnia Foch sformował w północnej Francji na tyłach angielskich dwie armje 5 i 10 w składzie 12 dywizyj piechoty, które miały współdziałać z Anglikami nad Sommą. Oczywiście, dywizje te musiałyby pośpieszyć na pomoc Anglikom w razie natarcia niemieckiego. Wobec tego Niemcy liczyli na ostateczne powodzenie na północy dopiero wtedy, kiedy dodatkowe natarcie w Szampanj i lub na osłabione pozycje pod Chemin des Dames zmusi Francuzów do odwołania swoich posiłków z północy.
Odcinek angielski, na który miało być skierowane natarcie niemieckie, był nader osłabiony, nie liczono przeto na zbytni opór Anglików. Jakkolwiek marszałek Haig obawiał się o los tego odcinka, lecz wskutek wyczerpania się rezerw nie mógł go wydatnie wzmocnić. Z nad rzeki Lys Anglicy zabrali w czasie ofensywy niemieckiej 10 doborowych i świeżych dywizyj, które zostały zastąpione przez rozbite częściowo i wyczerpane dywizje, wycofywane z walki. W tern niekorzystnem dla Anglików położeniu nie dało się już nic zmienić, gdyż zkolei osłabianie odcinka Arras — Amiens było nie do pomyślenia, grożąc oskrzydleniem i przyparciem do morza całej armji angielskiej.
W chwili rozpoczęcia nowej ofensywy Niemcy zgrupowali na 16-kilometrowym odcinku od Armentières do la Bassée 17 dywizyj piechoty z 1.872 działami, to znaczy ze 112 działami na 1 km. linji frontu. Na północ od Armentières na odcinku 12-kilometrowym rozwinęło się 12 dywizyj z 588 działami, to znaczy z 49 działami na 1 km. Przeciwko tym siłom uderzeniowym Anglicy posiadali 7 dywizyj 1 i 2 armij angielskich, z czego 4 dywizje na odcinku od la Bassèe do Armentières. Po stronie angielskiej na 1 km. frontu przypadało po 20 zaledwie dział.
Teren ataku niemieckiego przedstawiał duże trudności. Starannie uprawna ziemia, liczne osiedla i folwarki, cały labiiynt płotów, murów i rowów — wszystko to dawało Anglikom mnóstwo doskonałych punktów oporu. To też Niemcom zależało na tern, aby dywizje uderzeniowe jak najszybciej i z możliwie niewiel-kiemi stratami zdołały dotrzeć do pasma wzgórz, gdzie miała być stoczona decydująca walka.
Natarcie rozpoczęli Niemcy w dn. 9 kwietnia tak, że właściwie nie było przerwy w walkach na froncie zachodnim, gdyż 4 kwietnia
639
trwały jeszcze zacięte ataki Niemców po obu stronach rzeki Avre na Amiens, zaś pomiędzy 6 i 9 kwietnia 7 armja niemiecka prowadziła zacięte, chociaż tylko demonstracyjne, ataki pod la Père.
Dn. 9 kwietnia 6 armja niemiecka rozpoczęła gwałtowny i niespodziewany atak na południe od Armentières na pozycje dwóch dywi-zyj portugalskich, wchodzących w skład wojsk angielskich. Pozycje zostały odrazu zdobyte, wojska zaś portugalskie rozbite cofały się w panice. Do wieczora Niemcy posunęli się w głąb nieprzyjacielskiego terenu na 7 do 8 km., osiągając linję rzeki Lys, biorąc do niewoli ponad
zdobyli Armentières. Równocześnie niemal •/. 6 armja niemiecką rozpoczęła również natarcie i 4 armja, której lewe skrzydło już dnia 10 kwietnia dotarło do stóp wzgórz flandryj-skich. Wobec jednak silnie ufortyfikowanego pasma wzgórz z dalszem natarciem 4 armja niemiecka musiała zaczekać aż do podciągnięcia silniejszej własnej artylerji.
Po raz drugi już w ciągu wiosny położenie Anglików stało się tak krytyczne, że marszałek Haig wydał rozkaz częściowej ewakuacji do An-glji portów Calais i Dunkierki, nakazując wywiezienie natychmiastowe do kraju wszystkich Anglików, zbędnych przy normalnej obsłudze
Przeprawa przez rzekę Steenbeck pod huraganowym ogniem artylerji niemieckiej -li lipca 1917 r.
6.000 jeńców i 100 dział. Podciągnięcie artylerji i sprzętu mostowego było dla Niemców niezwykle trudne, gdyż cały teren był rozmokły i bagnisty (to właśnie było podstawą przewidywań dowództwa angielskiego, które uważało, że działania we Flandrji mogą rozpocząć się dopiero w maju po obeschnięciu terenu). Warunki terenowe opóźniły sforsowanie rzeki Lys, prawie nie bronionej w pierwszym dniu natarcia, co zmusiło Niemców następnego dnia do ciężkich walk o przeprawę. Dopiero dnia 11 kwietnia, po sforsowaniu przepraw, natarcie niemieckie przeniosło się na drugą północną stronę rzeki Lys. Na lewem skrzydle natomiast natarcie niemieckie odrazu przyjęło niepomyślny obrót, gdyż wszystkie ataki rozbijały się o potężne fortyfikacje angielskie pod Festu-bert i Givenchy. Na prawem skrzydle Niemcy
portu. Klęska Anglików znów stała się sprawą całej Koalicji. Dnia 11 kwietnia, naskutek alarmujących próśb Haig'a, Foch zdecydował się okazać mu pomoc, ale pod warunkiem, że Anglicy zaprzestaną cofania się, a przede-wszystkiem utrzymają w swych rękach występ frontu pod Ypres (dla Anglików symbolem niezwalczonego oporu było dotychczas miasto Ypres, podobnie, jak dla Francuzów Verdun). Narazie na zagrożony odcinek angielski Foch skierował 4 francuskie' dywizje piechoty, poza tem zaś francuski IT korpus kawalerji pośpiesznym marszem podążał ku St. Orner, aby przeciwdziałać w razie ewentualnego przełamania frontu wtargnięciu Niemców na tyły angielskie. Następnie cala 10 armja francuska poczęła na tyłach angielskich posuwać się na północ z początku do Doullens, a następnie do St.
640
Pol, aby w razie konieczności móc działać zarówno w kierunku północnym, jak i wschodnim.
Pomimo pomocy francuskiej Anglicy nie mogli jeszcze przełamać natarcia niemieckiego. Nocą z dn. 15 na IG kwietnia opuścili oni ważny występ frontu pcd Ypres, cofnąwszy się aż do samego miasta o 3 do 4 km. Niemcy prowadzili nadal niezmordowane ataki, których celem było obecnie opanowanie pasma wzgórz flandryjskich. W dniach 16 do 18 kwietnia trwały zacięte walki o posiadanie wzgórza Kemmel. Wysiłki Niemców były bezowocne. Jednakże wyczerpanie Anglików było tak wielkie, że ich 5 dywizyj piechoty trzeba było zastąpić dywizjami francuskiemi, oddziały zaś angielskie skierowano na spokojny odcinek francuski pod Chemin des Dames.
Po krótkiej przerwie dnia 25 kwietnia Niemcy ponowili 12 dywizjami atak na górę Kemmel, wreszcie ją zdobywając i zagarniając do niewoli 4.500 jeńców i 15 dział. Następnie aż do dnia 1 maja Niemcy raz po raz ponawiali ataki na inne wzgórza, ale bezowocnie. Niemcom brak było dostatecznych odwodów, aby wzmocnić do ostateczności wyczerpane oddziały uderzeniowe. Wojska obu stron ociekały wprost krwią. Począwszy cd dnia 1 maja zapanowała we Flandrji cisza.
Z punktu widzenia strategicznego wyniki ofensywy niemieckiej we Flandrji były niewielkie. Nie udała się ponowna próba całkowitego zniszczenia armji angielskiej. Nie zdołali nawet Niemcy opanować wzgórz flandryjskich, aby stworzyć sobie dogodną podstawę do dalszej ofensywy w kierunku portów. Pomimo tego jednak porażka sprzymierzonych była bardzo znaczna. Na odcinku 25-kilometrowym od Ypres do la Bassée Niemcy opanowali pozycje angielskie na głębokość przeciętnie 18 km., likwidując równocześnie angielski klin pod Ypres. Nowe położenie stanowiło bądź co bądź poważne niebezpieczeństwo dla portów Dunkierki i Calais, będących bazami Anglików. W dodatku Niemcy mogli teraz swobodnie bombardować kopalnie węgla, położone na południowy zachód od Béthune, oraz lin je kolejowe, wywożące z tych kopalń węgiel, którego tak bardzo potrzebowali sprzymierzeni we Francji.
Straty sprzymierzonych były bardzo dotkliwe. Z pomiędzy 25 dywizyj angielskich, które brały udział w7 walce, 8 dywizyj było tak wyniszczonych, że aż do jesieni nie było mowy o ponownem wprowadzeniu ich do walki. Co do 2 dywizyj portugalskich, to wogóle przestały istnieć, jako jednostki bojowe i musiały być
rozformowane. W ciągu kwietnia straty Anglików wyniosły 143.000 ludzi. Również E'ran-cuzi, których 10 dywizyj wzięło udział w walkach, ponieśli znaczne, acz dużo mniejsze straty. W ciągu całego natarcia Niemcy zagarnęli ponad 30.000 jeńców, głównie angielskich i portugalskich, oraz 450 dział, nie licząc bogatych zapasów i sprzętu bojowego. Ale i straty Niemców były znaczne, chociaż prawie dwukrotnie mniejsze, niż sprzymierzonych.
W walkach we Flandrji Koalicja po raz pierwszy mogła była ocenić doniosłe i zbawienne skutki ustanowienia wspólnego dowództwa naczelnego. Współdziałanie wojsk angielskich i francuskich okazało się znacznie bardziej celowe i solidarne, rezerwy podchodziły w należytym porządku, w odpowiednie punkty i sprawniej przyłączały się do walki. Było to już zasługą generała Foch'a.
Na zakończenie warto zanotować ciekawe zjawisko, które można było obserwować w czasie walk we Flandrji. Oto impet natarcia niemieckiego w dużym stopniu załamał się... dzięki zdobyciu znacznych zapasów spożywczych, pozostawionych przez Anglików. Wygłodzeni żołnierze niemieccy łapczywie rzucali się na każdą zdobycz, którą dało się zapchać ustawicznie próżne żołądki, i to zjawisko masowe opóźniało posuwanie się wojsk niemieckich, pozwalając rozbitym oddziałem angielskim umacniać się na nowych pozycjach obronnych i wchłaniać świeże rezerwy.
W ciągu maja na froncie zachodnim panowała względna cisza. Obie strony ściągały nowe siły, przegrupowywały swoje wojska i czyniły przygotowania do dalszych działań. W tym czasie Niemcy zdołali skoncentrować we Francji 208 dywizyj piechoty, z czego 81 dywizyj znajdowało się w odwodach. Ale sprzymierzeni równocześnie również znacznie zwiększyli swoje siły, wobec czego wzajemny stosunek pozostał mniej więcej ten sam, nie przysparzając Niemcom nowych plusów.
W tych warunkach wznowienie działań ofensywnych wymagało ze strony Niemców szeregu zarządzeń, dość ryzykownych dla wartości bojowej i moralnej wojska. Wymagania, jakie stawiano poszczególnym dywizjom, były ponad siły. Racyj żywnościowych nie zwiększono wojsku, co, wobec ogromnych wysiłków poprzednich miesięcy, znacznie podrywało siły fizyczne, a co zatem idzie i moralne oddziałów
641
niemieckich. Brak było pełnowartościowych uzupełnień. Do oddziałów wprowadzano na miejsce dobrze wyszkolonych i doświadczonych żołnierzy stai'cow i nieledwie dzieci, często nawet niezdolnych do większego wysiłku fizycznego. Wszystko to w wypadku nowej wielkiej ofensywy i jej niezupełnego powodzenia groziło poważnym kryzysem armji niemieckiej.
Ale marszałek Hindenburg zamykał oczy na istotny stan wojska niemieckiego, nie chcąc przyznać, że po strategicznych niepowodzeniach natarć w ciągu marca i kwietnia Niemcy straciły swoje ostatnie szanse zwycięstwa.
Zamykał również oczy na groźne oznaki, zapowiadające bliską już katastrofę na frontach sprzymierzeńców niemieckich. Dzięki upartemu optymizmowi Hindenburga, który zresztą w większości podzielały decydujące sfery wojskowe, Niemcy nie uczyniły żadnej poważnej propozycji pokojowej. Z drugiej znów strony brak oznak pokojowości ze strony Koalicji i jej energiczne przygotowania do prowadzenia dalszej wojny pobudziły dowództwo niemieckie do decyzji dalszego kontynuowania walk w celu wypełnienia planu kampanji, która miała przynieść zwycięstwo, zmuszające Koalicję do wszczęcia rokowań pokojowych. Dowództwo niemieckie za wszelką cenę postanowiło ponowić natarcie, którego bezpośrednim celem miał być ostateczny pogrom armji angielskiej. W obecnych jednak warunkach natarcie we Flandrji w kierunku wybrzeża było zgolą niemożliwe, ponieważ na odcinku tym od czasu
walk nad rzeką Lys znajdowały się poważne i groźne dla Niemców posiłki francuskie. Wobec tego postanowiono wywabić je stamtąd natarciem na front francuski pod Chemin des Dames, to znaczy w punkcie, gdzie obrona francuska była najsłabsza.
Przyjmując tę decyzję, Hindenburg wychodził z założenia, że Niemcy posiadają jeszcze szanse zwycięstwa, ale pod warunkiem zachowania inicjatywy działań we własnych rękach i zaskoczenia przeciwnika początkiem natarcia. Wobec tego na 71-kilometrowym odcinku pomiędzy Noyon i Reims Niemcy w najgłębszej
tajemnicy rozwinęli 31 dywizyj 7 i 1 armij niemieckich. Natarcie miało rozpocząć dnia 27 maja 25 dywizyj samej tylko 7 armji, rozporządzając (poza miotaczami min) 4.400 działami, czyli po 120 dział na 1 km. atakowanego odcinka, oraz 687 samolotami. Nieco później miały również podjąć natarcie prawoskrzydłowe korpusy 7 i 1 armij.
W tym czasie, kiedy Niemcy przygotowywali nową ofensywę pomiędzy Laon i Reims, cała uwaga sprzymierzonych była skierowana na front nad rzeką Lys i nad Sommą, gdzie oczekiwano ponownego natarcia Niemców, a które to odcinki za wszelką cenę starano się bronić do czasu nadejścia posiłków amerykańskich. Położenie Koalicji wciąż jeszcze było ciężkie, jakkolwiek do dnia 27 maja przybyło do Francji 6 dywizyj angielsko-francuskich i 2 dywizje włoskie v. Włoch, co razem z dywizjami amerykańskiemi, już przewiezionemi do Euro-
TPA*
Ostrzeliwanie cofających się Niemców przez Francuzów i Anglików w okolicach miasteczka Nesle,
642
py, oddawało do jej rozporządzenia 174 dywizje, nadające się do walki.
Anglicy byli pobici i bardzo wyczerpani ; front wydłużył się; Francuzi ponieśli dotkliwe straty, tem boleśniejsze, że właśnie Francja przeżywała najostrzejszy kryzys zasobów ludzkich. Pośpieszne tempo w ciągu kwietnia i maja przewozu wojsk amerykańskich do Francji, a nawet zastąpienie nimi paru dywùzyj francuskich na spokojniejszych odcinkach frontu niewiele narazić poprawiało położenie sprzymierzonych. Przełom na korzyść Koalicji mógł był nastąpić dopiero w lipcu, kiedy spodziewano, się dowozu poważniejszych sił amerykańskich. A więc należało zyskać na czasie. To znów wymagało uchwycenia inicjatywy we własne ręce i rozpoczęcia własnego natarcia. Tylko własnem natarciem można było uprzedzić nową ofensywę niemiecką, skierowaną w którymkolwiek niebezpiecznym dla Koalicji kierunku. Pomimo istniejącej jeszcze niewielkiej przewagi liczebnej po stronie Niemiec — Foch, któremu nareszcie w dniu 24 kwietnia przyznano wszelkie uprawnienia naczelnego wodza wojsk sprzymierzonych na froncie zachodnim i włoskim, postanowił z początkiem czerwca rozpocząć ogólną ofensywę, której postawił za cel zlikwidowanie niebezpieczeństwa niemieckiego, grożącego ustawicznie kopalniom węgla pod Béthune, okolicom Ypres i Amiens oraz linji kolejowej Paryż — Calais. Równocześnie z ofensywą angielsko-f rancuską również Włosi
mieli natrzeć na armję austrjacko - węgierską.
Zgodnie z tem i planami Foch'a przeprowadzono odpowiednie przegrupowanie wojsk sprzymierzonych, szczególnie zaś francuskich. Na odcinku pomiędzy Montdidier i Noyon dywizje francuskie otrzymały po 2 do 4 km. po-zycyj, podczas gdy na południe od rzeki Oise, gdzie Niemcy szykowali natarcie, na dywizję przypadał odcinek trzy, a nawet czterokrotnie większy. Z pomiędzy 38 francuskich dywizyj, znajdujących się w odwodach, 21 znajdowało się na północ od rzeki Oise. Pomiędzy Noyon i morzem, ściśle biorąc, na froncie angielskim, znajdowało się 45 dywizyj francuskich z pomiędzy 103, znajdujących się we Francji.
Foch nie przewidywał możliwości natarcia niemieckiego na Chemin des Dames, gdzie pozycje obronne były z natury mało dostępne, a ponadto silnie ufortyfikowane. To też odcinek frontu od Noyon aż do Reims, wynoszący 90 km., broniony był zaledwie przez 11 dywizyj 6 armji francuskiej, mających poza sobą tylko 4 dywizje w odwodach. Razem było 15 dywizyj, z czego 4 dywizje angielskie, przewiezione tam „na odpoczynek" po kwietniowej bitwie we Flandrji. Artylerja tego odcinka była również nader słaba. Wypadało po 30 dział na 1 km. frontu.
Nocą z dnia 26 na 27 maja rozpoczęli Niemcy gwałtowny ogień artyleryjski na całym odcinku natarcia. Nad ranem dnia 27 ma-
Podróz Niemców „na wesoło" do niewoli francuskiej.
643
ja ruszyła do ataku piechota niemiecka. Francuzi i Anglicy byli całkowicie zaskoczeni. Wkrótce już linja obronna sprzymierzonych była przerwana, broniące zaś ich dywizje poniosły ogromne straty, głównie od pocisków gazowych. Niemcy bez większych trudności szybko opanowali strome i, jak się wydawało, niedostępne stoki Chemin des Dames. W ciągu 5 — 6 godzin od rozpoczęcia ataku Niemcy podeszli już do rzeki Aisne, znajdującej się w odległości 9 km. od wyjściowej linji ataku. Sprzymierzeni byli tak zaskoczeni niespodziewanym i potężnym atakiem Niemców7, że, cofając się, nie zdążyli nawet zniszczyć mostów7 na rzece, dzięki czemu Niemcy tego samego jeszcze dnia przekroczyli rzekę Aisne.
Impet Niemców był niepowstrzymany. Śpieszące na pomoc posiłki francuskie zostały odrazu odrzucone z wielkiemi stratami, wieczorem zaś Niemcy podeszli już pod Fismes nad rzeczką Vesle, częściowo zaś nawet ją przekroczyli. Dokonawszy tego wspaniałego przełamania frontu, Niemcy odrazu poczęli obchodzić oba ogołocone skrzydła Francuzów, wobec czego powodzenie tego pierwszego dnia natarcia byle całkowite. W ciągu dnia w centrum natarcia Niemcy posunęli się o 20 km., biorąc wńe-lu jeńców i znaczną ilość sprzętu bojowego. Porażka sprzymierzonych była tak widoczna, że tegoż już dnia Foch rozpoczął przerzucanie odwodów z północy w- rejon przełamania frontu.
Tymczasem dowództwo niemieckie, same zaskoczone niespodziewanem powadzeniem, rozszerza pierwotne cele natarcia, nakazując 18, 7 i 1 armjom niemieckim opanowanie linji Compiegne — Dormans — Epernay.
Następnego dnia, jakkolwiek Francuzi rzucili do walki 9 świeżych dywizyj, Niemcy zdołali posunąć się jeszcze o 6 do 8 km., równocześnie znacznie rozszerzając front natarcia do 60 km. (na wschodzie prawie do Reims i na zachodzie do Pinon). W ciągu dwóch dni Niemcy zagarnęli ponad 20.000 jeńców\ W Paryżu, który Niemcy ponownie poczęli bombardować z 210 mm. dział dalekonośnych, wybuchła panika i rozpoczęła się natychmiast ewakuacja.
Tymczasem Foch, przekonawszy się, że ma do czynienia nie z demonstracją Niemców, lecz z ofensywą w wielkim stylu, z największą ener-gją skierował na pole w-alki świeżych 19 dywizyj piechoty i 6 dywizyj kawalerji.
Dnia 29 maja Niemcy, rozwijając swoje natarcie w kierunku południowym, wykonali w centrum nowy skok 12-kilometrowy, zajmując Soissons i Fèr en Tardenois.
644
Ponieważ na południu naturalną zaporę dla ofensywy niemieckiej stanowiła rzeka Marna, ku której zdążały wysiłki Niemców, przeto Foch zw-TÓcił przedewszystkiem uwagę na oba skrzydła niemieckie, aby nie dopuścić do dalszego rozszerzenia się dokonanego już w7e froncie wyłomu. W tym celu za wszelką cenę należało utrzymać pozycje na wzgórzach pod Reims oraz powstrzymać niemieckie natai'cie na południowy zachód od Soissons w kierunku Paryża. To też Foch głów:ną masę swoich przybywających wrciąż odwodów' kieruje pod Reims oraz na odcinek pomiędzy Compiegne i Soissons.
W ciągu dnia 30 maja Niemcy wykonywają nowe natarcie na całym odcinku, likwidując francuską próbę przeciw7uderzenia na skrzydła niemieckie. Pod wieczór liczba jeńców, dotychczas zagarniętych przez Niemców, wzrasta do 45.000 i 400 zdobytych dział. Oddziały niemieckie podchodzą od wschodu i północy pod Chateau Thierry nad Marną, nad którą to rzeką w7 1914 roku rozpoczęły się niepowodzenia militaryzmu niemieckiego. Równocześnie jednak na obu skrzydłach impet Niemców słabnie i wyniki natarcia są coraz skromniejsze.
Położenie Francuzów* w*ciąż jeszcze było nader ciężkie. Ponieśli oni dotkliwe straty, a pomimo to natarcie Niemców- trwało nadal. Pomiędzy Montdidier i Noyon Niemcy w tym czasie również przygotowywali się do natarcia, o czem świadczył}7 świeże dywizje niemieckie, ściągnięte na ten odcinek z północy. Wobec tego Foch całą francuską 10 arm je odwodową skierował pomiędzy 3 i 6 arm je francuskie. Równocześnie obawiając się, że wszystkie te siły mogą okazać się niewystarczające, Foch nakazał wszystkim dow7ódcom francuskim i angielskim na całym froncie przygotowywać wycofywanie na pomoc dalszych dywizyj, które częściowo miały być zastępowane przez dywizje amerykańskie.
Dzięki energji Foch'a do dnia 2 czerwca sprzymierzeni przeciwstawili natarciu niemieckiemu 37 dywizyj piechoty, ponadto zaś dalszych 11 dywizyj znajdowało się w drodze na zagrożony odcinek.
Dnia 31 maja widocznem już było, że w położeniu nastąpił przełom. Impet natarcia niemieckiego osłabł, przeciwnie zaś, opór sprzymierzonych wzrastał z godziny na godzinę. Poczęła wytwarzać się niekorzj-stna dla Niemców sytuacja. Niemcy znajdowali się w7 daleko na południe wysuniętym klinie, którego podstawy ściskali sprzymierzeni od strony Compiegne i od strony Reims. Groziło to Niemcom oskrzy-
dleniem, wobec tego od dnia 1 czerwca rozpoczęli główne natarcie na te punkty, poniechając ofensywy na południe nad Marną.
Pomiędzy 1 i 5 czerwca Niemcy prowadzili zacięte ataki na wzgórza pod Reims i na lasy w pobliżu Compiegne, jednakże pomimo wszelkie ich wysiłki punkty te pozostały w rękach Francuzów.
Wynik ofensywy niemieckiej pod Chemin des Dames, chociaż nic był decydującym, jednakże stanowił bezsprzeczny i znaczny sukces Niemców, którzy na przestrzeni 80 km. złamali potężnie ufortyfikowany front francuski, uchodzący dotychczas za niezdobyty, w centrum natarcia posunęli się o 60 km. aż do Marny, to znaczy na odległość zaledwie 70 km. od Paryża, zagarnęli 55.000 jeńców, 650 dział, 2.000 kara-
Ale i straty Niemców były znaczne i w ciągu całej operacji wyniosjy 126.000 ludzi. W dodatku Niemcy nie zdołali rozszerzyć niebezpiecznego występu, w jakim się znaleźli, mając na obu swoich skrzydłach, daleko cofniętych ku północy, groźne, a niezdobyte pozycje sprzymierzonych.
Ofensywa niemiecka pod Chemins des Dames i jej groźne dla Koalicji, szczególnie zaś dla Francji sukcesy, ponownie zachwiały podstawą moralną narodu francuskiego i wojska. I nie wiadomo, jakiby to skutek miało dla dalszych losów wojny, gdyby nie dwóch ludzi, wielkich opatrznościowych mężów Francji: Foch i Clemenceau.
Foch w tych krytycznych dniach wykazał całą potęgę swojej niezłomnej woli, chłodny
Sztucznie zalane przez Niemców przestrzenie w okolicach Noyon.
binów maszynowych i znaczne różnorodne zapasy wojenne. Sojusznicy wyniszczyli swoje odwody w walkach, w których wzięło udział 45 francuskich, 2 amerykańskie i 5 angielskich dywizyj piechoty, oraz 6 francuskich dywizyj kawalerji. Z północy sojusznicy zabrali wszystko, co się tylko dało. Dzięki temu na dłuższy czas własna ofensywa sojuszników była zupełnie nierealna. Niemcy dotarli do ważnej dla Francuzów magistrali kolejowej Paryż — Chalons nad Marną. Linja frontu znów wydłużyła się o dalsze 53 km. Przedewszystkiem zaś po Anglji zkolei i Francja poniosła poważną porażkę moralną i odtąd nietylko zagrażali Niemcy portom nad kanałem La Manche, ale i samemu Paryżowi.
spokój, przewidującą rozwagę i wielki talent wojenny. Jako wódz naczelny Koalicji w dniach ciężkich niepowodzeń nie stracił panowania nad sobą, nie dał się unieść nerwom, lecz przeciwnie, z całym spokojem i rozwagą użył do walki tylko taką ilość odwodów, jaka była niezbędna, ani na chwilę nie odwracając swojej bystrej uwagi od całości frontu. On też umiał podnieść na duchu armję francuską, która znów gotowa była do największych ofiar.
Clemenceau, ów „stary tygrys", jako pre-mjer Francji, swoją niezłomną postawą i młodzieńczą wiarą w ostateczne zwycięstwo potrafił powstrzymać falę niepokoju, przygnębienia i rezygnacji, która już miała zatopić odporność moralną narodu francuskiego. Do historji też
645
przeszły jego słowa, wygłoszone w parlamencie w dniu 4 czerwca, kiedy w Paryżu rozpowszechniała się panika: „Odniesiemy zwycięstwo, jeśli władze pozostaną na wysokości zadania! Bić się będę przed Paryżem, bić się będę w Paryżu, bić się będę za Paryżem !".
Podczas gdy Niemcy toczyli krwawe walki na polach Francji, z rozpaczą poszukując zwycięstwa — Austro-Węgiy po raz pierwszy postanowiły dopomóc szczerze swojemu sprzymierzeńcowi, któiy tylekroć ratował je z najcięż-S2ych opresyj. I — o ironjo dziejów — ten pierwszy szczery i prawy odruch monarchji odwiecznej dynastji Habsburgów, miał się stać jej ostatnim czynem orężnym przed zniknięciem z widowni europejskiej.
Dowództwo austrjacko-węgierskie sądziło, że ofensywą przeciwko Włochom zmusi Koalicję do ponownego wysłania posiłków swojemu niedołężnemu sojusznikowi, co osłabi opór an-gielsko-francuski we Francji.
W dniu 15 czerwca po raz ostatni armja austrjacko-węgierska ruszyła do ataku nad Brentą i nad Piave.
Początkowo projektowano uderzyć wszyst-kiemi rozporządzalnemi siłami pomiędzy Brentą i Piave w kierunku na Wenecję. Ale generał Conrad von Hötzendorf, dawny szef sztabu generalnego, obecnie zaś dowódca grupy armij w Tyrolu, zaproponował cesarzowi Karolowi, jak wiemy, osobiście sprawującemu funkcje wodza naczelnego, rozszerzenie natarcia na obszar Asiago i Arsiero, gdzie już raz, a mianowicie w 1916 r., poszukiwał decydującego zwycięstwa nad Włochami. Na propozycję Conrada cesarz zgodził się z tą zmianą planu natarcia. Tymczasem jednak i dowódca odcinka Piave, również szukając dla siebie laurów zwycięzcy, zwrócił się do cesarza z prośbą, aby i jemu zezwolił na rozszerzenie ofensywy na swój odcinek. Cesarz — młody, niedoświadczony i ambitny nadmiernie — zgodził się i z tą propozycją, znajdując aprobatę w swoim potulnym, cichym i lękliwym doradcu fachowym, szefie sztabu generalnego, którym był bezwolny generał von Arz. Dzięki stosunkom, panującym w dowództwie austrjacko-węgierskiem, pierwotnie niewielki odcinek natarcia, następnie rozciągnięto nadmiernie do 150 km.
Wszczęta przez wojska austrjackie wielka bitwa zakończyła się całkowitem niepowodze-
646
niem Austi-jaków, którzy ponadto ponieśli znaczne straty, i to pomimo, że—jak to stwierdzają nawet historycy niemieccy, zwykle surowi dla swojego sprzymierzeńca w wojnie światowej — wojska austrjacko-węgierskie walczyły naogół wyjątkowo dzielnie i ofiarnie.
Na głównym odcinku natarcia nad Brentą Austrjacy nie zdołali przełamać oporu Włochów, ani na krok nie posunąwszy się naprzód. Nad Piave północnej grupie nacierającej udało się wprawdzie sforsować rzekę i znacznemi siłami opanować Montello, ale dalsze wysiłki w celu rozszerzenia tego lokalnego narazie powodzenia były bezowocne. W dodatku spadły obfite deszcze, które przemieniły Piave w szalejącą i rwącą rzekę górską, co utrudniało ogromnie zaopatrywanie oddziału, zajmującego po drugiej stronie Montello. W tych warunkach Austrjacy musieli zrezygnować z dalszego natarcia i z powrotem wycofali się na swój brzeg Piave.
Wrażenie niepowodzeń na froncie włoskim wywołało w społeczeństwie austrjacko-węgierskiem jak najfatalniejsze wrażenie. Wszechwładnie już zapanowało rozczarowanie, pesymizm i rezygnacja. Posypały się wzajemne oskarżenia, żale i obelgi. Nie oszczędzano nikogo. Austro-Węgry ostatecznie załamały się moralnie, tracąc resztki wiary w zwycięstwo.
W tym stanie rzeczy dowództwo naczelne niemieckie doradziło austrjacko-węgierskiem u, aby na przyszłość nie ryzykowało w7 samodzielnych działaniach, nadmiar zaś sił kierowało bezpośrednio na front zachodni. Teoretycznie cesarz Karol zgodził się z opinją i żądaniami niemieckiemi, w praktyce jednak postępował dość dwulicowo. Do Francji skierowano po raz pierwszy (poza baterjami dział najcięższych) cztery dywizje piechoty austrjacko-węgierskiej, okazało się jednak, że dwie z nich zupełnie nie nadają się do użytku z racji zgoła kompletnego braku wyszkolenia i marnego uzbrojenia. Były to jedne z najlichszych dywizyj austrjackich. To też dowództwo niemieckie nie omieszkało odesłać ich zpowrotem do Austro-Węgier. Na tern ograniczyła się pomoc Austro-Węgier wówczas, kiedy Niemcy krwawiły się w ostatniej rozgrywce i kiedy samym Austro-Węgrom narazie przynajmniej nic nie zagrażało.
Atak 18 armji niemieckiej na odcinek Montdidier—Noyon w kierunku na Compiegne
nie był zakrojony na tak wielką skalę, jak poprzednie ofensywy. Na odcinku 35-kilometro-wym Niemcy rozwinęli wszystkiego 13 dywi-zyj piechoty, wyposażone w artylerję dość słabą (70 dział na 1 km. frontu) przeciwko 7 dywizjom 3 armji francuskiej, posiadającej po 40 dział na 1 km. frontu. W dodatku przygotowania niemieckie czyniono nader pośpiesznie i bez zachowania tajemnicy.
natarcia Niemcy przerwali linje obronne sojuszników i w centrum posunęli się o 9 km.
Następnego dnia Niemcy posunęli się znów w centrum natarcia. Jednakże już 11 czerwca Francuzi przeszli do przeciwnatarcia siłami 5 dywizyj 10 armji, które uprzednio skoncentrowano na tyłach w tym celu. Poprzedzane przez 163 czołgi dywizje francuskie na 10-kilo-metrowym odcinku uderzyły od skrzydła na na-
Niemcy, „zwycięzcy striata", narazić idą do niewoli francuskiej.
Sprzymierzeni, znając zamiary Niemców, częściowo skierowali znaczne siły na zagrożony odcinek, częściowo zaś przygotowali je do pośpiesznego wysłania ich w razie potrzeby.
Po ti4vającem blisko cztery godziny przygotowaniu artyleryjskiem, w którem zastosowano niezwykle wielką ilość pocisków gazowych, piechota niemiecka o świcie dnia 9 czerwca ruszyła do ataku, wspomagana huraganowym ogniem dział. W ciągu pierwszego dnia
cierające dywizje niemieckie, dwie z nich zmuszając do panicznej ucieczki. Odrzuciwszy Niemców na 1 do 4 km., nie zdołali już Francuzi dalej rozwinąć swojego przeciwnatarcia. Ponieważ jednak również wysiłki Niemców w celu wznowienia natarcia były bezowocne, przeto front ustabilizował się, obie zaś strony zpowrotem zaryły się w ziemię. Również bez wyniku pozostało natarcie oddziałów 7 armji niemieckiej od strony Soissons w celu współ-
647
działania z 18 armją. Około połowy czerwca Niemcy zaprzestali ataków.
Wyniki natarcia 18 armji niemieckiej były znikome. Niemcy posunęli się w centrum wszystkiego o 10 km., nieco wyprostowali swój front, odciążyli położenie prawego skrzydła swojej 7 armji, zagarnęli 15.000 jeńców i 150 dział, ale użyli w tym celu ogółem 18 dywizyj, podczas gdy Francuzi zaledwie 15. Straty Niemców wyniosły 74.000 ludzi, nie licząc 73.000 ludzi, co stanowiło straty niemieckie w ciągu czerwca na innych odcinkach frontu.
Cel całego natarcia pozostał niewypełniony. Nie zdobyto Compiegne, nie opanowano ważnego obszaru pomiędzy rzekami Oise i Aisne i nie zdołano całkowicie wyprostować linji frontu, pozostawiając na wschód od Compiegne wysunięty i groźny klin wojsk sprzymierzonych.
Austrjacko-węgierska ofensywa we Włoszech była w 1918 roku pierwszem widocznem niepowodzeniem orężnem państw centralnych, co oczywiście w dużym stopniu zmroziło zapał bojowy wojska niemieckiego, równocześnie każąc dowództwu niemieckiemu poważnie zastanowić się nad groźnem, chociaż ledwie jeszcze uchwytnem położeniem. Narazie jednak dowództwo niemieckie łudziło się, że na czas zdąży zwycięstwami we Francji zażegnać fatalne skutki przedewszystkiem moralne porażki Austro-Węgier.
Jak pamiętamy — ostatnie ofensywy niemieckie pod Chemin des Dames, Reims i Sois-sons, według początkowych planów, miały nosić tylko charakter demonstracyjny, przygotowawczy w stosunku do głównego uderzenia, które miało nastąpić przeciwko Anglikom we Flandrji i Pikardji.
Ponieważ jednak na odcinkach tych, pomimo odesłania silnych odwodów na front francuski, pozycje sprzymierzonych były jeszcze nazbyt silnie bronione, przeto dowództwo niemieckie postanowiło jeszcze na czas pewien odroczyć swoje główne uderzenie. W dodatku położenie Niemców w łuku nad Marną nadal było dość ryzykowne, czemu zapobiec mogło jedynie zdobycie potężnych, flankujących Niemców, pozy-cyj francuskich pod Reims.
Wobec tego niemieckie dowództwo naczelne postanowiło raz jeszcze uderzyć z dwóch
648
stron na Reims, poczem bezpośrednio miała już nastąpić wielka ofensywa we Fandrji.
Początek działań zaczepnych pod Reims wyznaczono dopiero na początek lipca, gdyż wojska niemieckie wymagały kilku tygodni wypoczynku, poważnych uzupełnień i lepszego zaopatrzenia.
Plan natarcia był następujący. 7 arm ja niemiecka miała sforsować Marne pod Dor-mans, a następnie po obu brzegach tej rzeki poprowadzić natarcie na Epernay, czyli na tyły pozycyj francuskich pod Reims. 1 i 3 arm je niemieckie miały nacierać na Chalons nad Marną, 1 amija z południowego zachodu od Reims i 3 armja ze wschodu. W razie powodzenia Reims zostałoby dokładnie oskrzydlone, co gwarantowałoby opanowanie tego świetnie ufortyfikowanego punktu niemal bez walki.
Zamierzeń swoich i tym razem, podobnie jak to było już z natarciem 18 armji na Compiegne, nie zdołali Niemcy dostatecznie zamaskować. To też już na dwa tygodnie przed rozpoczęciem nowej ofensywy Foch doskonale znał plany niemieckie. O wszystkich szczegółach dowództwo naczelne Koalicji wywiedziało się od jeńców, oraz od zbiegów, których liczba niepokojąco wzrastała w wojsku niemieckiem. Na podstawie zdobytych wiadomości, Foch przygotował należytą obronę. Uszykował swoje armje w głąb znacznie silniej, niż to czyniono dotychczas. Pośpiesznie ściągnął znaczne odwody. Foch zdecydował się na tak zwaną „elastyczną obronę", o której w swoim czasie mówiliśmy, zgodnie zresztą z zaleceniami wcześniejszemi naczelnego wodza armji francuskiej, generała Pétain. Pierwszą linję obronną sojusznicy opróżnili z ludzi prawie zupełnie, pozostawiając słabe tylko oddziały, aby zmylić Niemców. Główny opór sojusznicy mieli przeciwstawić Niemcom dopiero na drugiej linji obronnej, której nie mogło zniszczyć działanie ognia artyleryjskiego w tym stopniu, co pierwszą.
O przygotowaniach francuskich dosadnie świadczy przemówienie dowódcy 4 armji francuskiej, przeciw której miało skierować się główne uderzenie Niemców, wygłoszone do podwładnych ,mu oficerów w dniu 7 lipca :
„Wiecie wszyscy, że nigdy nie rozegra się bitwa obronna w korzystniejszych warunkach. Jesteśmy gotowi i mamy się na baczności. Walczycie w terenie, któiy własną pracą i wytrwałością przerobiliście na potężną twierdzę!".
Ale wódz naczelny Koalicji Foch nie ograniczył się jedynie do zarządzeń obronnych.
Dzięki wzrastającemu w szybkiem tempie dopływowi wojsk amerykańskich, Foch poczuł się już dość silnym, aby pochwycić przy nadarzającej się okazji inicjatywę i samemu przejść do przeciwnatarcia, zakrojonego na szeroką skalę.
W najgłębszej tajemnicy sojusznicy skoncentrowali na południowy wschód od Com-piegne w lasach Villers Cotterets potężną grupę uderzeniową, która miała poprowadzić natarcie na Soissons na tyły niemieckiego łuku nad Marną, podczas gdy sąsiednie armje miały zaatakować ten łuk od południa i od wschodu. Starannie przygotowane przeciwnatarcie sojuszników miało się rozpocząć w dniu 18 lipca, a więc nieco później od ofensywy niemieckiej.
Natarcie niemieckie rozpoczęło się o świ-
o szybkiem natarciu na Marne nie mogło być mowy.
Analogiczne pałożenie wytworzyło się na froncie 3 armji niemieckiej, która na wschód od Reims szybko uporała się z opróżnioną pierwszą linją obronną, ale już koło południa ugrzęzła na drugiej linji obronnej, potężnie obsadzonej przez wojska sprzymierzone, nie mogąc uczynić ani kroku naprzód. W dodatku dywizje niemieckie, idące w drugiej linji, niespodziewanie dostały się pod silny ogień arty-lerji francuskiej. Wszelkie próby wznowienia natarcia nie dały już Niemcom rezultatu.
Nad Marną położenie Niemców było nieco lepsze. Oddziały niemieckie sforsowały Mamę
General Franchet d'Espèrey pi-zed ruinami histwycznego zamku w Ham.
cie dnia 15 lipca po parogodzinnem przygotowaniu artyleryjskiem. Ogień działowy straszliwie zniszczył czołowe pozycje francuskie, ale, kiedy piechota niemiecka ruszyła do ataku, nie natrafiając na jakikolwiek poważniejszy opór, okazało się, że okopy francuskie były prawie puste. Działa niemieckie strzelały więc w próżnię. Do południa dywizje 1 armji niemieckiej posunęły się w głąb pozycyj francuskich na 3 do 4 km. Kiedy jednak piechota niemiecka zapuściła się dalej, tracąc łączność z własną artylerją, niespodziewanie spotkała się z zaciętym oporem Francuzów. Czołowe dywizje niemieckie, ponosząc ogromne straty, napróżno usiłowały złamać opór wojsk sojuszniczych. To samo stało się z dywizjami niemieckiemi, postę-pującemi w drugiej linji. W tych warunkach
pod Dormans i zdołały posunąć się o 5 do 8 km. w kierunku południowo-wschodnim na Eper-nay.
Jakkolwiek w ciągu dnia 15 lipca Niemcy zagarnęli 14.000 jeńców i 50 dział, co pozornie mogło było świadczyć o zwycięstwie, jednakże dowództwo niemieckie zrozumiało, że wynik pierwszego dnia ofensywy jest raczej niepowodzeniem, gdyż wznowienie natarcia mogło było nastąpić dopiero po powtórnem przygotowaniu artyleryjskiem.
Wobec tego, że organizacja przygotowania artyleryjskiego wymagała czasu, mało zaś dawała widoków bezwzględnego powodzenia WTO-bec zastosowania przez sojuszników niemieckiej metody „obrony elastycznej" — dowódz-
649
two niemieckie po pierwszym już dniu walki postanowiło znacznie zwęzić cele całej operacji, a mianowicie ograniczając się jedynie do zdobycia samego Reims, które to zadanie powierzono 7 i 1 armjom.
Jednakże wrażenie, jakie na dowództwie francuskiem wywarł lokalny sukces 7 armji niemieckiej nad Marną, było tak wielkie, że, pomimo niepowodzenia Niemców na wschód od Reims, postanowiono przerzucić kilka dywizyj nad Marne w celu powstrzymania natarcia niemieckiego na Epernay, równocześnie wstrzymując własne przeciwnatarcie pomiędzy Ais-ne'ą i Marną na Soissons. Wkrótce jednak zarządzenia te nie podyktowane istotnym stanem rzeczy zostały odwołane.
W dniach 16 i 17 lipca Niemcy usiłowali wznowić swoje natarcie po obu stronach Reims, ale bezskutecznie. Wobec tego marszałek Hin-denburg wydał rozkaz, powstrzymujący tam ofensywę, równocześnie dywizjom 7 armji, nacierającym na Epernay, nakazując przygotowanie odwrotu zpowrotem poza Marne. Widząc zaś nowe możliwości w zamierzonem już poprzednio głównem uderzeniu we Flandrji rozpoczął przerzucanie tam artylerji z Szam-panji.
Tak więc szeroko zakrojona ostatnia ofensywa niemiecka we Francji spełzła na niczem, pomimo, że dowództwo niemieckie przygotowało ją niezwykle starannie, łącząc z nią nadzieję decydującego zwycięstwa.
650 Warszawskie Zakłady Graficzne, Wilcza 60.
R o z d z i a ł XXVII.
WIELKA KONTROFENSYWA KOALICJI LATEM I JESIENIĄ 1918 ROKU.
Jak wiemy już z rozdziału poprzedniego, kolejne natarcie niemieckie na Reims, które zapoczątkowało dnia 15 lipca tak zwaną drugą bitwę nad Marną (już to Niemcy nie mieli szczęścia do tej rzeki !), załamało się, przynosząc sprzymierzonym znaczniejsze powodzenie, którego nie znali od dłuższego już czasu. Jednakże to lokalne niepowodzenie nie zdołało złamać żelaznej woli zwycięstwa, którem wciąż jeszcze żyło dowództwo niemieckie. Postanowiono przeto szukać szczęścia w innem miejscu, a mianowicie we Flandrji, gdzie oddawna przygotowywano główne uderzenie, które miało ostatecznie złamać armję angielską. Sądzono, że wspaniałe zwycięstwo nad Anglikami zamiłuje wszelkie skutki ujemne niefortunnego natarcia na Reims. To też, począwszy już od 16 lipca rozpoczęło się przerzucanie artylerji niemieckiej z Szampanji do Flandrji.
Tymczasem w dniu 18 lipca potężna francuska grupa uderzeniowa, będąca tworem Foch' ä j et skoncentrowana w najgłębszej tajemnicy w lesie Villers Cotterets, niespodziewanie uderzyła na pozycje niemieckie w kierunku Soissons. Było to przeciwuderzeniem Foch'a, które, zbiegiem okoliczności, wyszło prawie z tego samego miejsca, z którego w dniu 6 września 1914 roku generał Maunoury uderzył w prawe skrzydło niemieckie, decydując o osta-tecznem niepowodzeniu niemieckiego planu wojny.
Uderzenie Francuzów posiadało niezwykłą siłę dzięki ogromnej ilości czołgów, które zastosowała w ataku 10 arm ja francuska (ogółem było ich 223, z czego Niemcy zniszczyli 102), a które uprzednio zgromadzono w tajemnicy w lasach Villers Cotterets tuż za przedniemi linjami francuskiemi.
W natarciu na Soissons czołgi po raz pierwszy odegrały decydującą rolę, którą też za
chowały nadal aż do końca wojny na froncie zachodnim. Niespodziewana potęga działania czołgów zaskoczyła niemało dowództwo niemieckie, które, zapatrzone dotychczas we własną ofensywę, nie przywiązywała zbytniej wagi do wypracowania metod walki przeciwczołgo-wej, jako walki czysto obronnej. W odwrocie bowiem czołgi, jako broń przedewszystkiem zaczepna, musiały odgrywać znacznie skromniejszą rolę. Obecnie Niemcy, sami przechodząc do obrony, musieli pośpiesznie tworzyć metody nieznanej sobie walki.
Natarcie francuskie osiągnęło niebywałe przedtem powodzenie, zmuszając dywizje niemieckie do nieznanej im masowej panicznej ucieczki, którą zdołano opanować i powstrzymać dopiero pod samem Soissons, co jednak nie powstrzymało już Francuzów od bombardowania dworca kolejowego w Soissons, stanowiącego ważny węzeł komunikacyjny dla wojsk niemieckich pomiędzy tern miastem a Reims, czyli w całym tak zwanym worku nad Marną.
Bitwa pod Soissons stała się punktem zwrotnym całej kampanji na Zachodzie w 1018 roku, pośrednio zaś całej wojny. Ona zamyka pasmo zwycięstw niemieckich zanim przyniosły one Niemcom decydujące wyniki; ona też zapoczątkowuje długi łańcuch kolejnych klęsk niemieckich, które zadecydowały o losach wojny; ona wreszcie odegrała rolę jakgdyby sygnału, który obwieszczał Koalicji moment przełomowy, upoważniający i zachęcający dowództwo i masy żołnierskie do rozpoczęcia własnych działań zaczepnych, zakrojonych już na szeroką skalę.
W wyniku bitwy pod Soissons Niemcy musieli wycofać się z nad Marny, umacniając się na nowych pozycjach biegnących w tyle wzdłuż rzeczki Vesle pomiędzy Soissons i Reims.
651
O drugiej bitwie nad Marną, zakończonej wspanialem zwycięstwem Francuzów pod Sois-sons, które ostatecznie załamało ofensywę niemiecką, marszałek Foch, ówczesny wódz naczelny armij koalicyjnych i twórca przeciwude-rzenia francuskiego, tak pisze w swoich -Pamiętnikach":
„W ten sposób skończyła się, po trzech tygodniach trwania, druga bitwa nad Marną, wszczęta bezowocnie przez Niemców 15 lipca, obrócona przeciwko nim i prowadzona z powo-
niemieckiej. Po czterech miesiącach obrony, narzuconej przez przewagę przeciwnika, zwycięskie przeciwnatarcie ponownie oddało nam w ręce inicjatywę działań i kierownictwo wydarzeń tej wielkiej i długotrwałej wojny".
„Najważniejsze znaczenie posiadało teraz zachowanie panowania nad biegiem wojny. Należało przyśpieszać rozwój jej faz, oraz wysiłki w szeregu zespolonych ze sobą działań, wprowadzając w grę możliwie najprędzej wszystkie środki sprzymierzonych, by nie pozwolić
Marynarze przyglądają się tonącemu okrętowi.
dzeniem przez sprzymierzonych. Szczęśliwy zbieg okoliczności doprowadzi! do udziału w niej dywizyj amerykańskich, brytyjskich, włoskich i francuskich (przedewszystkiem tych ostatnich, tamte odegrały rolę drugorzędną, jako posiłki dla wojska francuskiego — przyp. wł.). Zebrały one obfity plon: 30.000 jeńców, ponad 600 dział, ponad 200 miotaczy min i 3000 karabinów maszynowych, skrócenie frontu o 45 kilometrów, odzyskanie linji kolejowej Paryż — Chalons i usunięcie niebezpieczeństwa, zagrażającego Paryżowi".
„Przedewszystkiem jednak wzrósł duch w armjach sprzymierzonych, a upadł w armji
nieprzyjacielowi na odzyskanie sil i doprowadzić go do ostatecznej ruiny".
„Oswojeni z temi myślami, zwłaszcza od chwili powstrzymania ofensywy niemieckiej, ustaliliśmy ich zastosowanie w miarę, jak ugruntowywało się nasze zwycięstwo w Tar-denois (na północ od Marny, w worku niemieckim pomiędzy Soissons i Reims — przyp. wł.)".
„To niezwłoczne zastosowanie musiało się opierać na zasobach, któremi rozporządzaliśmy w danej chwili, następnie zaś — na zasobach, któremi będziemy rozporządzali w przyszłości. Miało ono również dążyć obok sukcesów taktycznych do wyników, mogących zwiększyć te za-
652
soby lub ułatwić ich użycie. Wreszcie, o ile miało ono pociągnąć wszystkie umysły, musiało być przedstawione w ten sposób, by mogło wykazać, iż dzięki temu stopniowemu wzrostowi sił możemy przewidywać wspólny wysiłek o rozstrzygających wynikach, pod warunkiem, że przyśpieszymy i uzgodnimy nasze działania w czasie. Stąd następujący memorjał:..."
Historyczny memorjał Fcch'a, znany pod nazwą memorjału z dnia 24 lipca 1918 roku, w streszczeniu zawierał następujące wytyczne:
Piąta ofensywa niemiecka na Reims i nad Marną, zahamowana od samego początku, odraził spełzła na niczem. Ofensywa, wszczęta przez francuskie 6. i 10. arm je (na Soissons), przekształciła ją w klęskę. Klęskę tę należy przedewszystkiem wyzyskać na samym terenie bitwy, wyzyskując jej następstwa na znacznie szerszej arenie.
Klęska Niemców uwarunkowuje również ogólną podstawę, jaką powinny przyjąć arm je sprzymierzone. Nie mając jeszcze przewagi, jeśli chodzi o iljść dywizyj, osiągnęły one przynajmniej równowagę pod względem liczby ba-taljonów, a w ogólniejszym stopniu co do liczby walczących. Po raz pierwszy, na skutek zmuszenia Niemców do zaangażowania znacznej ilości dywizyj, sprzymierzeni posiadają przewagę ilościową odwodów, a ze względu na znaczną ilość zmęczonych dywizyj. które Niemcy musieli właśnie zluzować na froncie bitwy (nad Marną), sprzymierzeni będą posiadali również przewagę co do liczby odwodów świeżych.
Sprzymierzeni posiadają już niezaprzeczoną przewagę materjalną w lotnictwie i czołgach. Dotychczasowa niewielka przewaga w artylerji sprzymierzonych będzie stale wzrastała w miarę przybywania na teren walki artylerji amerykańskiej.
Po stronie sprzymierzonych stale wzrastać będzie przewaga ilościowa dzięki armji amerykańskiej, która co miesiąc wysadza na ziemio francuską 250.000 żołnierzy. Natomiast ar-mja niemiecka, która w maju przeżywała już ostry kryzys uzupełnień i tylko dzięki zastosowaniu nadzwyczajnych i bolesnych środków zdołała zapobiec zmniejszeniu się stanów liczebnych swoich oddziałów — obecnie z racji poniesionych strat w ludziach nieuchronnie musi popaść w nowy kryzys, tym razem już beznadziejny wobec wyczerpania ostatnich możliwości społeczeństwa niemieckiego. I tu mówi Foch:
„Do całego stwierdzonego tu odwrócenia się na naszą korzyść czynnika „siły materjal-nej", dochodzi wzrost sił moralnych, utrzymany po naszej stronie od początku bitwy przez sam fakt, że nieprzyjaciel nie mógł, pomimo bezprzykładnych swych wysiłków, uzyskać niezbędnych wyników; ten wzrost sił moralnych zwiększa się jeszcze dzisiaj na skutek zwycięstwa, odniesionego przez armje sprzymierzone".
„Armje sprzymierzone dochodzą więc do punktu zwrotnego. W ogniu bitwy odzyskały właśnie inicjatywę działań ; ich siła pozwala na ich utrzymanie, a nakazują to zasady sztuki wojennej".
„Nadeszła chwila zmiany ogólnej postawy obronnej, dotąd narzuconej na skutek słabości liczebnej i przejścia do działań zaczepnych".
„Nie dążąc do rozstrzygnięcia, działania te przez szereg akcyj, które należy teraz przedsięwziąć, będą zmierzały do wyników pożytecznych: l-o — ze względu na dalszy rozwój ope-racyj. 2-0 —'• ze względu na życie gospodarcze kraju. Pozwolą więc sprzymierzonym zatrzymać inicjatywę w prowadzeniu działań".
„Trzeba, byśmy mogli wykazać te działania w takich warunkach szybkości, które pozwoliłyby na powtarzanie zadawanych nieprzyjacielowi ciosów. Warunki te z natury rzeczy zmniejszają ich rozległość. Rozległość tę normuje zresztą również ograniczona ilość jednostek, któremi będą rozporządzały do działań zaczepnych armje sprzymierzone po czterech miesiącach bitwy".
„Oparty na tych rozważaniach program przyszłych działań zaczepnych zostaje ustalony w następujący sposób: l-o. Działania, mające na celu odciążenie Mnij kolejowych, niezbędnych ze względu na późniejsze działania armij sprzymierzonych: a) odciążenie linji kolejowej Paryż — Avricourt w rejonie Marny. Jest to minimalny wynik, który musi osiągnąć obecna ofensywa (jak wiemy, osiągnęła ona w rzeczywistości znacznie większe wyniki—przyp wł.) ; b) odciążenie linji kolejowej Paryż — Amiens (częściowo ostrzeliwanej przez Niemców — przyp. wł.) zapomocą wspólnej akcji armij francuskich i angielskich; c) odciążenie linji kolejowej Paryż — Avricourt w rejonie Com-mercy przez usunięcie występu pod Saint - Mi-hiel (a tern samem skrócenie frontu — pi'zyp. wł. ) ; działanie to należy przygotować bezzwłocznie; zostanie ono wykonane przez armje amerykańskie z chwilą, gdy będą posiadały niezbędne środki. 2-0. Działania, zmierzające do uwol-
653
Tonące kolosy morskie.
nienia zagłębia północnego i ostatecznego usunięcia nieprzyjaciela z obszaru Dunkierka — Calais..."
„Jak daleko w przestrzeni i czasie doprowadzą nas rozpatrzone powyżej rozmaite operacje, obecnie nie sposób przewidzieć. W każdym razie, o ile wyniki, do których zmierzają, zostaną osiągnięte niezbyt późno, już obecnie należy przewidywać na koniec lata lub jesień szeroko zakrojoną ofensywę, która ma zwiększyć nasze korzyści i nie pozwolić wytchnąć nieprzyjacielowi. Jeszcze zbyt wcześnie, by móc określić ją ściśle."
„Należy wreszcie przewidywać, że w czasie tych działań nieprzyjaciel, w celu uniknięcia nacisku lub zaoszczędzenia swych stanów liczebnych, może być zmuszony do przeprowadzenia kolejno odwrotu na krótsze linje, przygotowane zawczasu. Nie powinno to zaskoczyć armij sprzymierzonych..."
Marszałek Foch pisze w swoich „Pamiętnikach":
„24 lipca, gdy toczyła się zwycięska bitwa w Tardenois, naczelni wodzowie armij sprzymierzonych: marszałek Haig (Anglja), generał Pétain (Francja) i generał Pershing (Stany Zjedn. A. P.), zebrali się w mojej Kwa
terze Głównej w Bombon w celu rozważenia możliwości na przyszłość. Na zebraniu podałem do ich wiadomości (powyższy) memorjał. Odczytał go mój szef sztabu generał Weygand. Muszę przyznać, że wywołał wśród nich pewne zaskoczenie ze względu na roszczenia, rozmach i liczbę przedsięwzięć, przewidywanych przez memorjał. Każdy z nich oponował, stojąc na własnym punkcie widzenia, który nie był zresztą pozbawiony słuszności. Tak więc: marszałek Haig mówił mi, że armja brytyjska, zdezorganizowana wskutek marcowych i kwietniowych wypadków, bynajmniej nie odzyskała jeszcze sił; generał Pétain, że armja francuska po czterech latach wojny, oraz wskutek ciężkich strat jest dziś wyczerpana, że jest jeszcze anemiczna wobec utraty krwi ; generał Pershing, że armja amerykańska pragnie tylko walczyć, lecz nie jest jeszcze uformowana. Czyż można w tych warunkach przewidywać doprowadzenie do skutku powtarzanych działań zaczepnych i to działań o dużym rozmachu?"
„Uznając całkowicie uzasadnienie każdej /. tych objekcyj, kładłem nacisk na to, że chwilowe te braki zostały uwzględnione, oraz na zestawienie naszych sił, na to, iż uważam program ten za życiowy i wykonalny, że można będzie uskutecznić go w tempie, które ustalą
654
jia j)odstawie okoliczności, przyśpieszając je lub zwalniając zależnie od powodzenia naszych działań".
„Naczelni wodzowie nie poczynili formalnych zastrzeżeń. Po pożegnaniu się ze mną i zabraniu tekstu memorjału z dn. 24 lipca, przyjęli go nazajutrz całkowicie. Zgodzili się więc z wytycznemi zamierzonych operacyj".
„Na posiedzeniu 24 lipca był rozważany jeszcze jeden punkt. Była nim konieczność dla sprzymierzonych liczenia się z rozstrzygnięciem wojny w 1919 roku. Osobiście w niedawno pisanym liście prosiłem p. Clemenceau (pi'e-mjer francuski — przyp. wł.) o powołanie rocznika 1920 w październiku 1918 i podawałem mu przemawiające za tern względy: „Rok 1919 będzie rokiem rozstrzygającym wojny. Od wiosny Ameryka wykona swój największy wysiłek. Chcąc skrócić walkę, musimy od tej chwili nadać jej całe możliwe napięcie, a skutkiem tego posiadać w szeregach naszych armij wszelkie możliwe zasoby...", ponieważ, wnioskowałem „im będziemy silniejsi, tem prędzej uzyskamy zwycięstwo, tern lepiej będą nas słuchali".
„W tej samej myśli zwróciłem się 24 lipca do naczelnych wodzów, prosząc ich o ustalenie bilansów zasobów, któremi każdy z nich może dysponować od początku 1919 roku, co do stanów liczebnych, ilości wielkich jednostek, arty-lerji, lotnictwa, czołgów i mechanicznych środków transportu przez pola walki. Kładłem zwłaszcza nacisk na konieczność nietylko utrzymania, lecz również rozwinięcia naszej przewagi w dziedzinie czołgów i usilnie prosiłem naczelnych wodzów o wystąpienie wobec swych rządów7 w sprawie energicznej produkcji tego sprzętu".
„Trzymając się programu przyszłych działań, generał Pétain nadesłał 26 lipca swoją pisemną zgodę, dorzucając, że jego zdaniem natarcie na występ pod Saint - Mihiel „będzie stanowiło wraz z działaniem w „worku" pod Ar-mentières poważne działania zaczepne, przewidywane na koniec lata i jesień. Prawdopodobnie wyczerpią one zasoby francuskie na 1918 rok, lecz dla uzyskania wyników pożytecznych i całkowitych..." Dwaj pozostali naczelni wodzowie nie nadesłali pisemnych odpowiedzi co do przedstawionego im memorjału i ograniczyli się do wyrażenia zgody ustnie".
A teraz przerzucimy się do niemieckiego dowództwa naczelnego, dla którego również
druga bitwa nad Marną, a ściślej bitwa pod Soissons była momentem przełomowym.
Niemieckie dowództwo naczelne, które dotychczas ożywione było bezwzględną wiarą w ostateczne zwycięstwo, teraz, po niespodziewanych sukcesach Francuzów i załamaniu się własnej ofensywy, zrozumiało, że ostatnia wielka stawka została przegrana i że należy wobec tego jak najrychlej przejść do obrony.
Od rozpoczęcia wielkiej ofensywy na Zachodzie, do której przywiązywano najśmielsze nadzieje, upłynęło właściwie trzy miesiące. Wojska niemiecko - austrjackie stoczyły pięć wielkich bitew na polach Francji i Włoch. Dla armji austriacko-węgierskiej walki te były pieśnią łabędzia, po której trudno już było spodziewać się nowego porywu. Siła duchow-a wojska niemieckiego nie załamała się wprawdzie w sposób ostateczny, jak to było z Austrja-kami, została jednak nadszarpnięta w stopniu wysoce niebezpiecznym. Naogół w wojsku nie-mieckiem utrzymały się jeszcze i karność i wysoka ofiarność, ale tu i ówdzie znaczyły się już objawy gangreny, która powoli ogarniała wojsko. Wygłodzony żołnierz niemiecki, napotykając w natarciu nieprzyjacielskie magazyny żywnościowe, zapominał często o ataku, oddając się dzikiemu szałowi obżarstwa, jak to się zdarzyło we Flandrji. Poza tem mnożyły się objawy bezprzykładnego osłabienia, które ogarniało całe jednostki bojowe. Bo też Niemcy, aby wywalczyć ostateczne zwycięstwo w swojej, jak to już rozumieli, ostatniej ofensywie nie żałowali ludzi, wystawiając i zużywając swoje ostatnie siły.
Pomimo tych skrajnych ofiar, pomimo postawienia wszystkich swoich sił na jedną kartę — nie osiągnęli Niemcy spodziewanych wyników, których nadzieja dotąd utrzymywała na duchu zarówno dowództwo, jak i masy żołnierskie. Front koalicyjny trzymał się mocno, i dowództwo niemieckie musiało poniechać wszelkich nadziei pomyślnego zakończenia ofensywy. A straty były ogromne i, jakkolwiek mniejsze od strat Koalicji, dotkliwsze dla państw centralnych, które nie mogły ich już powetować. Dywizje niemieckie kilkakrotnie wprowadzano do walki, a każda bitwa kosztowała około jednej trzeciej stanów liczebnych. Dzięki temu armji niemieckiej odpadł najlepszy, doświadczony żołnierz, którego miejsce zajmował coraz mniej wartościowy element uzupełnień. Było to zresztą zrozumiale. Dla uzupełnień wyciskano na tyłach wszystko, co się dało. Stąd też na front przychodził żołnierz albo zbyt mln-
655
dy, albo zbyt stary, albo też zdemoralizowany wieloletniem często wygodnem życiem na etapach i w głębi kraju. Z oddziałów okupacyjnych i etapowych w Belgji i Rosji kilkakrotnie wyciskano wszystko, co się dało. Wyniki tak formowanych uzupełnień przynosiły często więcej szkody, niż pożytku. W arm j ach fronte-wych wzmogła się liczba żołnierzy /.demoralizowanych, podatnych dla propagandy rewolu-cyjno-bolszewickiej, która też czyniła stałe postępy. Liczba jeńców niemieckich, których zagarniały wojska koalicyjne, wzrastała stale w sposób niebezpieczny, niszcząc dotychczasową wspaniałą tradycję bojową wojska niemieckiego.
Już w połowie maja stan uzupełnień był w Niemczech tragiczny: rocznik 1899 i'a więc 18-to i 19-letni) był już wyczerpany, a innych uzupełnień brak było zupełnie. W głębi kraju było wprawdzie zwolnionych od służby frontowej ponad miljon mężczyzn, z czego 237.000 kolejarzy, 80.000 urzędników i 520.000 robotników wykwalifikowanych, zatrudnionych w przemyśle wojennym, ale z tego kontyngentu bez poważniejszej szkody dla tyłowego aparatu wojennego można było wyciągnąć do oddziałów frontowych najwyżej 150.000 ludzi. Z broni specjalnych oraz z etapów można było wyciągnąć już tylko 63.000 ludzi, których mieli zastąpić inwalidzi oraz żołnierze jedynie zdatni do służby garnizonowej. Ponadto w szeregi oddziałów frontowych miesięcznie powracało około 50.000 tysięcy rekonwalescentów. Ostatnią stawTką mógł być jedynie rocznik 1900, a więc 17-to i 18-latki, do tego jednak źródła uzupełnień nie ośmielał się jeszcze sięgnąć rząd niemiecki, pomimo, że dotychczasowe źródła o wiele nie wystarczały do pokrycia ogromnych strat ostatniej ofensywy.
Począwszy od kwietnia 1918 roku stan liczebny wojska niemieckiego topniał w sposób zastraszający. Przeciętny stan bataljonów wynosił 1 marca 802 ludzi, 1 maja 728, zaś 21 czerwca już tylko 656 żołnierzy (normalny stan około 1.000 ludzi!).
Ogrom strat, które ponosiła głównie piechota, wytworzył niezdrowy stan rzeczy: liczebność piechoty zmniejszała się z miesiąca na miesiąc podczas gdy stany liczebne wszelkich broni pomocniczych oraz oddziałów etapowych i okupacyjnych prawie nie uległy zmniejszeniu. Wobec tego trzeba było bardziej przetrzebion;; dywizje albo rozwiązywać, albo też zmniejszać ich odcinki bojowe. Już w sierpniu rozformowano 10 dywizyj, do końca zaś październiku
22. Z rozformowanych dywizyj piechotę roz-rzucano po innych dywizjach, jako uzupełnienia, równocześnie nie naruszając mniej przetrzebione formacje artyleryjskie, również przydzielane do innych dywizyj, jako wzmocnienia. Zarówno rozformowywanie jednych dywizyj, jak i kurczenie odcinków bojowych innych powodowało, że dywizjom dawano coraz mniej, wytchnienia, bez przerwy niemal pchając je do walki, co znów zmniejszało odwody niemieckie. W obliczu Niemców, niedawno jeszcze liczniejszych na Zachodzie, powoli wyrastała potężna przewaga liczebna Koalicji.
Fatalny stan liczebny oddziałów niemieckich pogarszała jeszcze epidemja grypy, trwająca przez całe lato 1918 roku. Grypa szerzyła, w oddziałach straszliwe spustoszenie nietylko z racji dość znacznej śmiertelności, bowiem, jakkolwiek przebieg choroby był szybki, jednakże pozostawiała ona na długo znaczne osłabienie organizmu, co szczególnie trudne było do usunięcia wobec głodowych wprost racyj żywnościowych żołnierzy niemieckich.
Wobec rosnącej przewagi przeciwnika oraz postępującego naprzód własnego osłabienia naczelne dowództwo niemieckie, decydując się poniechać ofensywę i przejść do obrony, przedewszystkiem powstrzymało własne natarcie we Flandrji, do którego, jak wiemy, właśnie przygotowywało się na szeroką skalę. Pomimo jednak fatalnych doświadczeń pod Sois-sons dowództwo niemieckie nie straciło jeszcze zaufania do wartości bojowej swojego wojska i sądziło, że w obronie dorówna ono przeciwnikowi, który znów „połamie sobie zęby" na niemieckich linjach obronnych. Przedewszystkiem jednak dowództwo niemieckie pragnęło obronę swoją prowadzić tak, aby wpoić w Koalicję przeświadczenie, że Niemcy działają bynajmniej nie pod przymusem nieubłaganych okoliczności. Miano jeszcze nadzieję, że zorganizowawszy w ten sposób opór da się możność dyplomacji niemieckiej uzyskać pokój kompromisowy, bez poważniejszych strat dla Niemiec.
Zdecydowawszy się już na obronę, dowództwo niemieckie poczęło rozważać plan wyrównania frontu, który, na skutek poprzedniej ofensywy niemieckiej był nader pogięty, w wielu miejscach grożąc „występom" niemieckim uderzeniami flankowemu W dodatku za wyrównaniem frontu przemawiało i to, że nowo zdobyte pozycje niemieckie z natury rzeczy nie były dostatecznie przygotowane do obrony, tem-bardziej wobec fatalnego stanu komunikacji na tyłach, która szczególnie na obszarze rzeki Som-
656
my pozostawiała pozycje niemieckie prawie bez połączeń z tyłami. O dobrowolnem jednak oddaniu niewygodnych do obrony pozycyj, których zdobycie kosztowało poprzednio tak wiek' krwi niemieckiej, nic było, oczywiście, mowy. Czyn taki bowiem musiałby wywrzeć jak naj-fatalniejszewrażenie w Niemczech, gdzie uwie-rzonoby nareszcie we własną słabość, przeciwnie zaś utwierdziłby Koalicję w przeświadczeniu o buskiem zwycięstwie, co sparaliżowałoby wszelkie możliwości pokojowego rozwiązania
zresztą potężnie parci przez sprzymierzonych, zbierających plon wspaniałego zwycięstwa Francuzów pod Soissons.
Poznaliśmy już plany obu stron na przełomie kampanji 1918 roku. Uogólniając, należy teraz stwierdzić, że plan naczelnego wodza Koalicji, Foch'a, był nader ostrożnym, przybliżającym sprzymierzonych niezwykle powoli do ostatecznego zwycięstwa, ale zato zupełnie pewnego, drogą naturalnego stopniowego wyczerpania Niemców i systematycznego ich wypiera-
.-: amunicją w zaspie śnieżnej.
tragicznego dla Niemiec położenia. Nie myśląc więc narazie o szerzej zakrojonym odwrocie w każdym razie dowództwo niemieckie zdecydowało się opróżnić niebezpieczny występ po-midzy Soissons i Reims, którego główna arter-ja komunikacyjna przebiegała pod Soissons przez sferę działania artylerji francuskiej. To też zarządzenie ewakuacji tego obszaru zostało już wydane w dniu 17 lipca, a więc przedtem, zanim Foch zdecydował się na wielką kontrofensywę koalicyją. W końcu lipca Niemcy, wykonywując ten plan ewakuacyjny, bez większych strat opróżnili cały „worek" nad Marną,
nia z terytorjum Francji i Belgji. Foch realizował więc z niezwykłą właściwą mu energją i niezłomnością stary plan Koalicji „wojny na wyczerpanie". Oczywiście bardziej zdecydowany sposób działania mógł szybciej zakończyć wojnę, ale jedynie przez zwiększenie ryzyka, którego Foch pragnął uniknąć, znając te gorzkie rozczarowania, które doświadczyła Koalicja wciągu całej wojny, a w szczególności wcią-ku ostatniej kampanji 1918 roku.
Co do Niemców — to ich dowództwo naczelne, utraciwszy własną inicjatywę i fakt ten należycie doceniając, w sposób niedostateczny
657
uświadomiło sobie, że wypadki przełomowe nad Marną były początkiem końca wojny światowej. Jedynie tylko tern można sobie wytłoma-czyć, iż niemieckie dowództwo naczelne zdecydowało się jedynie połowicznie na system obronny, nie przedsiębiorąc dobrowolnego odwrotu chociażby na linję „Zygfryda", z której Niemcy rozpoczęli swoją ofensywę 1918 roku, a która, będąc lepiej przygotowaną do obrony i znacznie skracając linję frontu, pozwoliłaby na znaczne powiększenie rezerw, co przedłużyłoby znakomicie agonję militarną państw centralnych, a nawet — kto wie — może pozwoliłoby w odpowiednim momencie na ponowne pochwycenie inicjatywy. Oczywiście dobrowolny odwrót był niekorzystny z punktu widzenia zarówno polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej, ale tembardziej niekorzystnym musiał być odwrót przymusowy, który wcześniej czy później nieuchronnie miał nastąpić. Co do tego dowództwo niemieckie nie powinno było się łudzić.
Zgodnie z planem Foch'a, wyrażonym w memorjale z dnia 24 lipca, pierwszym etapem kontrofensywy koalicyjnej miało być natarcie Anglików i Francuzów na froncie Albert — Montdidier w kierunku Roya w celu uwolnienia od ognia artylerji niemieckiej miasta Amiens oraz linji kolejowej, niezwykle ważnej z punktu widzenia strategicznego Paryż — Amiens — Calais. Zadanie to powierzono 4. armji angielskiej pcd dowództwem generała Rawlinsona przy współdziałaniu 1. armji francuskiej pod dowództwem generała Debeney'a. Nocą z 7 na 8 sierpnia na 18-stokilometrowym froncie ataku od szosy, prowadzącej z Amiens do Roye, aż do Morlancourt rozwinęło się 11 angielskich dywizyj piechoty i 3 ang. dywizje kawalerji z 2000 dział i 420 czołgami, co stanowiło 4. armję angielską. Na południe od niej na niewielkim odcinku aż do Montdidier rozłożonych było 15 dywizyj piechoty i 3 dywizje kawalerji 1. armji francuskiej z 1G16 działami, 700 samolotami i 96 czołgami. Jednakże tylko lewoskrzydłowy korpus (6 dywizyj) 1 armji francuskiej miał rozpocząć natarcie równocześnie z Anglikami. Pozostałe korpusy miały przyłączyć się do ataku nieco później.
Po stronie Niemców na froncie zamierzonego ataku sprzymierzonych znajdowało się 7 dywizyj piechoty 2. armji niemieckiej z 840 działami. Na południe od niej naprzeciw Francuzów znajdowała się 18. armja niemiecka. Do
wództwo niemieckie do tego stopnia nie spodziewało się natarcia sprzymierzonych bezpośrednio po bitwie nad Marną, w szczególności zaś na wschód od Amiens, że, kiedy dowódca Li korpusu niemieckiego doniósł o podejrzanych odgłosach motorów oraz o pewnem ożywieniu na tyłach przeciwnika w dniu 6 i nocą na 7-ego sierpnia — zdecydowano, iż ma się tu do czynienia jedynie z kolejną zmianą oddziałów frontowych.
Foch słusznie na pierwsze swoje uderzenie wybrał odcinek pod Amiens, gdzie pozycje niemieckie były wyjątkowo słabe, a warunki tei e-nowe szczególnie dogodne dla natarcia wszelkiego rodzaju wojsk. Poza tern powodzenie na tym odcinku nietylko mogło uwolnić miasto Amiens i kolej Paryż — Calais od bombardowania, ale ponadto w znacznym stopniu mogło ubezpieczyć całe pobrzeże północne Francji, tak ważne ze względu na połączenia komunikacyjne armji angielskiej z macierzystemu wyspami.
Doceniając należycie doniosłe znaczenie zamierzonego natarcia, które w pierwszym rzędzie wypełnić miała 4. armja angielska, marszałek Haig na odcinku natarcia, który stanowił zaledwie 10% długości frontu angielskiego, skoncentrował 20% wszystkich swoich dywizyj piechoty, wszystkie dywizje kawalerji, 30% wszystkich dział, oraz 74% czołgów. Dało to Anglikom dwukrotną przewagę pod względem liczby dywizyj, zaś trzykrotną — pod względem liczby dział. Kawalerji i czołgów Niemcy wo-góle nie posiadali.
Zupełnie nieoczekiwany atak rozpoczęli Anglicy o świcie dnia 8 sierpnia bez przygotowywania artyleryjskiego, poprzedzani przez masę czołgów. W godzinę później, po krótkiem przygotowaniu artyleryjskiem ruszyły do ataku również wojska francuskie. Powodzenie sprzymierzonych było zupełne. Niemieckie dywizje pierwszej linji rozsypały się i rozpoczęły paniczną ucieczkę. Fala uciekających wojsk niemieckich natknęła się na własne dywizje odwodowe, śpieszące do kontrataku, zdezorganizowała je, powstrzymała ich impet, częściowo nawet demoralizując je i pociągając w7 tył za sobą. Ostatecznie Niemcy zostali odrzuceni przez angielskie dywizje australijskie i kanadyjskie pomiędzy rzekami Sommą i Avre na 8 do 12 km., pozostawiając ponad 25.000 jeńców i znaczną ilość wszelakiego sprzętu bojowego, w tern 400 dział!
Nieoczekiwane uderzenie sprzymierzonych oraz własna sromotna klęska wywołały w Niemczech jak najfatalniejsze wrażenie.
658
Ludendorff w swoich „Wspomnieniach" opowiada, że dzień 8 sierpnia 1918 roku „był w historji wojny światowej czarnym dniem dla armji niemieckiej... Dywizje przedniej linji dopuściły do tego, że je rozbito całkowicie i zniszczono (7 dywizyj — przyp. \vł. !). Sztaby dywizyj zostały zaskoczone i ogarnięte w swoich kwaterach przez czołgi przeciwnika".
W bitwie pod Amiens znów decydującą rolę odegrały czołgi.
W dniach następnych Anglicy prowadzili nadal natarcie, ale w tempie znacznie już wolniejszym, jakkolwiek do natarcia przyłączyła się nietylko 1. armja francuska, ale i 3. armja francuska. Niemcy, jako tako zorganizowawszy obronę i opierając się na swoich starych po
zycjach z roku 1914, poczęli stawiać rozpaczliwy opór. Pod wieczór 13 sierpnia sprzymierzeni powstrzymali natarcie, wyszedłszy na linję Roye — Bray — Albert.
Straty niemieckie były niezwykle ciężkie. Cale dywizje, uważane dotychczas za doborowe, zawiodły w ogniu z trwogi przed czołgami. Klęska ta doprowadziła ostatecznie Hindenbur-ga i Ludendorffa do przeświadczenia, że wojna była już właściwie przegraną. Należało ją przeto zakończyć z jak najmniejszemi stratami dla Niemiec. W dniu 14 sierpnia na naradzie w Spa obaj wodzowie niemieccy stwierdzili wobec cesarza Wilhelma, że zdolność bojowa armji niemieckiej została zdruzgotana, że atakować, a więc zwyciężać nie jest już w możności, wobec czego należy starać się zakończyć wojnę drogą zabiegów dyplomatycznych, najlepiej za pośrednictwem królowej holenderskiej, i to jak
najprędzej, póki wojska niemieckie zajmują jeszcze znaczne obszary terytorjurn nieprzyjacielskiego.
Do wniosków tych naczelne dowództwo niemieckie doszło pod wpływem ostatniej klęski nagle, jakgdyby łuski spadły z oczu wodzów, pozwalając ogarnąć tragiczne położenie armji niemieckiej zarówno pod względem moralnym, jak i materjalnym.
Jako przyczyny ogromnego, przełomowego wprost zwycięstwa sprzymierzonych w bitwie pod Amieus należy wymienić: szczęśliwy wybór odcinka dla przełamania frontu niemieckiego, ogromna przewaga po stronie sprzymierzonych, staranne przygotowanie natarcia, wprowadzenie do walki ogromnej ilości czoł
gów, zniszczenie przez nie niemieckich sztabów oraz linji telefonicznych, znacznie wyższy poziom moralny wojsk sprzymierzonych, a wreszcie piękna pogoda, która znakomicie sprzyjała natarciu. Z drugiej znów strony w działaniach Niemców, poza groźnemi objawami upadku ducha, przejawiła się w dużym stopniu chaotycz-ność, szczególnie przy wprowadzaniu do walki odwodów.
Zabezpieczywszy linję kolejową Paryż — Amiens Foch — zgodnie ze swoją zasadą nie-dawania wytchnienia Niemcom — natychmiast przystąpił do rozszerzenia ofensywy, rozpoczynając działania na obu skrzydłach dotychczas atakujących armij. Początkowo 10. armja francuska miała rozpocząć natarcie w kierunku północnym na Chauny, wkrótce zaś po nież
Piecho tu a na i ciska.
659
3. arm ja angielska na Bapaume, zaś 1. i 3. ar-mje francuskie w kierunku Noyon. Niemcy zdecydowali się na obronę, równocześnie szukając dróg nawiązania pertraktacyj pokojowych.
10. armja francuska, licząca 21 dywizyj piechoty z 1750 działami, rozpoczęła atak dnia 17 sierpnia na odcinku od Soissons do rzeki Oise, mając przeciwko sobie znacznie słabszą 9. armję niemiecką. Do dnia 22 sierpnia Francuzi osiągnęli już linję rzek Oise i Ailette, odrzucając Niemców na przeciwne brzegi i nawiązując łączność z 3. armja francuską w okolicach Lassigny.
Jeszcze trwały działania 10. armji francuskiej, kiedy w dniu 21 sierpnia ruszyła na północy do ataku 3. armja angielska na odcinku 20-stokilomerowym od Arras do Albert. Odrzucając 17. armję niemiecką Anglicy pcd wieczór 26 sierpnia osiągnęli linję Bapaume — Bray, posunąwszy się o 10 km. wgłąb pozycyj niemieckich. Tegoż samego dnia do ofensywy przyłączyła się również 1. armja angielska, do dnia 29 sierpnia osiągając linję Bullecourl — Drocourt.
Pod wrażeniem katastrofalnie dla Niemców rozszerzającej się ofensywy sprzymierzonych niemieckie naczelne dowództwo zdecydowało się ustąpić na dorywczo stworzoną linię obronną, przechodzącą przez tak zwany obszar „Alberich" od Biache przez Peronne do Soissons. OdwTÓt Niemców nastąpił w dniach 27— 30 sierpnia na całym odcinku od Bapaume d<> Noyon. Armje sojusznicze natychmiast rozpoczęły pościg i w dniu 30 sierpnia ponownie zetknęły się z Niemcami na ich nowych pozycjach.
Tak więc od dnia 8 sierpnia do początku września 1., 3 i 4. armje angielskie, oraz 1., 3. i 10. armje francuskie na froncie od Arras do Soissons długości 150 km. posunęły się w centrum o 35 km., na obu skrzydłach o 15 do 20 km, odrzuciły i częściowo zdezorganizowały 35 niemieckich dywizyj piechoty i wzięły do niewoli ogółem 34.000 jeńców oraz 270 dział.
Odwrót na nową wyprostowaną linję pośpiesznie ufortyfikowanych pozycyj nie dał Niemcom spodziewanych wyników, bowiem Foch nie dał im umocnić się na nich, przedsiębiorąc bezzwłocznie szereg energicznych chociaż lokalnych ataków. Nowy front niemiecki, wysunięty przed starą linję „Zygfryda", na której Niemcy mieli się utrzymać przynajmniej do czasu przygotowania tej ostatniej do poważniejszej obrony — począł się chwiać, burząc plany niemieckiego dowództwa naczelnego.
Tymczasem już w dniu 30 sierpnia, a więc zaledwie Niemcy usadowili się na nowych pozycjach, Foch rozpoczął nową ofensywę na skrzydłach tego samego wciąż odcinka: 10. armja francuska natarła na Laon, zaś 1. armja angielska z rejonu Arras na Cambrai. W ciągu dni następnych przyłączyły się do nich i armje centrum, a mianowicie 3. i 4. angielskie oraz 1. i 3. francuskie.
Natarcie sprzymierzonych na skrzydłach było dla Niemców tak groźne, że Hindenburg zdecydował się na odwrót. W południe dnia 2 września został wydany rozkaz odwrotu 17., 2., 18. i 9. armij niemieckich na całym froncie od rzeki Skarpę pod Arras aż do rzeki Vesle pod Reims długości 160 km. Celem odwrotu była stara linja „Zygfryda", pośpiesznie doprowadzana do stanu obronnego i wzmacniana umocnieniami tyłowemi.
Odwrót rozpoczął się w nocy z 2 na 3 września. Odwrót odbywał się prawie bez przeszkód ze strony sprzymierzonych tak, że w dniu 8 września Niemcy zajęli już większą część pozycyj na Hnji „Zygfryda" od Arras aż do rzeczki Ailette na południe od Laon, czyli na tej Hnji, z której parę miesięcy temu rozpoczęli swoją ostatnią niefortunną ofensywę. O rozmiarach niepowodzeń niemieckich w czasie ostatnich walk, które poprzedziły odwrót, świadczy fakt, że sami tylko Anglicy zagarnęli od dnia 21 sierpnia 5.000 jeńców niemieckich oraz 470 dział.
Po usadowieniu się Niemców na linji „Zygfryda", od dnia 8 do 26 września panowała na całym tym odcinku względna cisza, przerywana jedynie lokalnemi atakami sprzymierzonych w celu wyparcia Niemców z ich czołowych pozycyj. O większej ofensywie sprzymierzonych narazie nie było mowy. Zamierzone według marszałka Foch'a z dnia 24 lipca natarcie na północy, w celu zlikwidowania niebezpieczeństwa dla wybrzeża oraz uwolnienia kopalń węgla pod Béthune, stało się nieaktualne wobec tego, że Niemcy dobrowolnie opuścili do dnia 6 września swój występ frontu po obu stronach rzeki Lys na zachód od Armentières, który zagrażał dotychczas całemu zagłębiu północnemu. Wobec tego z całej pierwszej części planu Foch'a pozostało tylko zlikwidować występ niemiecki pod St. Mihiel.
Tak więc w dniu 8 września 1918 r. położenie na froncie zachodnim było takie, jak w marcu tegoż roku przed ofensywą niemiecką. Nie należy jednak sądzić, że odwrót Niemców oznaczał już ich zupełną klęską. Pomimo wszystko
660
Niemcy, dzięki swojej niezwykłej żywotności, hartowi ducha oraz wybitnym zdolnościom wojskowym, dotychczas jeszcze zachowali swój potężny aparat militarny, o czem najlepiej świadczy fakt, że teren, który Niemcy zdobyli w marcu w ciągu ośmiu dni, sprzymierzeni odzyskali obecnie po ciężkich walkach, które trwały cały miesiąc !
Występ pod St. Mihiel Niemcy utworzyli we wrześniu 1914 roku w czasie próby przełamania frontu francuskiego na południe od Verdun i w celu obejścia tej twierdzy. Występ ten przecinał magistralną linję kolejową Paryż — Verdun — Nancy oraz uniemożliwiał eksploatację linji kolejowej Vitry-le-François — Com-mercy — Toul, której odcinek pod Commercy znajdował się pod obstrzałem artylerji niemieckiej. Poza tem występ ten osłaniał na terytor-jum niemieckiem potężną twierdzę Metz, która służyła Niemcom, jako wielka baza dla ar-mij, operujących na lewem skrzydle niemieckiem, równocześnie będąc wTażnym węzłem komunikacyjnym, przez który przechodziły równoległe do frontu linje kolejowe, jak naprzy-klad lin ja Metz — Sedan, obsługujące arm je frontowe. Wreszcie występ pod St. Mihiel do pewnego stopnia osłaniał kopalnie węgla pod Briey, niezwykle ważne dla Niemców.
Przewidywaną w planach Foch'a likwidację występu pod St. Mihiel powierzono Amerykanom, dla których natarcie to miało być pierwszem poważniejszem działaniem, niejako „chrztem bojowym". Pod dowództwem samego generała Pershinga, wodza naczelnego wojsk amerykańskich, zadanie to miała wykonać 1. arm ja amerykańska, licząca 10 dywizyj piechoty, oraz I korpus francuski, liczący 2 dywizje, w charakterze posiłkowym. Atak miał być poprowadzony z obu skrzydeł występu niemieckiego. Główne uderzenie miało iść od południowego wschodu na północny zachód ( 7 dywizyj amerykańskich), drugorzędne zaś z zachodu na wschód od strony Verdun (3 dywizje amerykańskie), w centrum bezpośrednio na St. Michiel powierzono natarcie korpusowi francuskiemu.
Naczelne dowództwo niemieckie, skoro tylko dowiedziało się o zamierzonym ataku, który miał nastąpić dnia 10 września, natychmiast wydało w dniu 8 września rozkaz ewakuacji ca-'łego występu i opuszczenia go dobrowolnie. Tymczasem Amerykanie, których aparat wo
jenny z braku doświadczenia i fachowców działał jeszcze niedość sprawnie, poczęli opóźniać znacznie swoje przygotowania do ataku. Dopiero, dowiedziawszy się o ewakuacji Niemców z występu, zdecydowali się i rozpoczęli atak w dniu 12 września, zanim jeszcze Niemcy zdołali ukończyć swoją ewakuację.
Tak więc dnia 12 września o świcie po czterogodzinnem przygotowaniu artyleryj-skiem, w którem brało udział 2900 dział, Amerykanie ruszyli do ataku, poprzedzani przez 273 czołgi i 1800 samolotów, przeciwko 6 dywizjom niemieckim, znajdującym się właśnie w trakcie ewakuacji. Główny atak wyruszył z odcinka Seicheprey — Limey w kierunku Vigneulles — Thiaucourt. Atak głównej grupy był tak gwałtowny i prowadzony tak konsekwentnie, że Niemcom nie udało się powstrzymać go w żadnym punkcie. Wszędzie szerokie pasma drutów kolczastych zostafy przez wojska amerykańskie przełamane i przekroczone, gniazda oporu oskrzydlone i zdobyte, a cel ataku został osiągnięty już pod wieczór tegoż dnia.
Równocześnie atak pomocniczy, wykonany przez Amerykanów z odcinka pod Les Eparges, posuwał się z niemniejszym rozmachem, niż atak główmy, tak, że pod wieczór osiągnął już Vigneulles, gdzie rankiem dnia 13 wTześnia obie grupy atakujące nawiązały łączność ze sobą, a w krotce i z korpusem francuskim, nacierającym w centrum.
Marszałek Foch w swoich „Pamiętnikach" pisze: „Kilka godzin wystarczyło, by oczyścić występ pod Saint-Michiel, gdzie nieprzyjaciel usadowił się od czterech lat, a obecnie nie miał możności w porę przeprowadzić jego całkowitej ewakuacji. W ręku 1. armji amerykańskiej pozostało 13.250 jeńców i 460 dział".
„Był to piękny sukces, którego pośpieszyłem powinszować generałowi Pershingowi. W celu ostatecznego wyzyskania tego sukcesu 1. arm ja amerykańska miała tylko zainstalować się w następnych dniach, 13, 14 i 15 września, przed nowemi pozycjami, zajętemi przez przeciwnika, i przyjąć niezwłocznie mocną postawę obronną. Trzeba było bowiem wyciągnąć z niej siły, które miały być przewiezione na zachód od Mozy, gdzie czekały na nie nowe trudy i nowe przeznaczenia".
Do dnia 15 września cała operacja amerykańska pod Saint - Mihiel została zakończona. Niemcy zajęli nowe pozycje pomiędzy Haudio-mont a Pont à Mousson na tak zw. linji „Michała" („Michelstellung"), którą zawczasu
661
przygotowali na cięciwie luku, jaki tworzył występ frontu pod St. Mihiel.
Klęska Niemców pod Saint-Mihiel, poza skutkami czysto strategicznemi, posiadała ogromne znaczenie dla całokształtu wojny, a to dzięki temu, że zwycięstwo stało się udziałem wojsk amerykańskich, które po raz pierwszy samodzielnie ruszyły do boju. Zwycięstwo to od początku utwierdziło Amerykanów w wierze we własne siły, co wywołało wśród nich doniosły przypływ entuzjazmu, energji i ofiarności, które sprawiły, że młoda i niedoświadczona armja amerykańska pomimo to stała się poważnym przeciwnikiem dla wynędzniałej moralnie i fizycznie armji niemieckiej.
Zapuszczając się w sferę domysłów, moż-
Patrol.
naby uważać wynik bitwy pod St. Mihiel jeśli nie za decydujący dla losów wojny światowej— to w każdym razie za mocno przyśpieszający proces załamania się ostatecznego militaryzmu niemieckiego. Po bitwie tej i sami Amerykanie gotowi byli porwać się samodzielnie na poważniejsze jeszcze zadania, i ich starzy doświadczeni sprzymierzeńcy nabrali zaufania do młodego i, oczywiście, niedoświadczonego żołnierza z za oceanu.
Ofensywa pod St. Mihiel zakończyła wykonanie pierwszej części wielkiego planu Fo-ch'a. Po niej miała już nastąpić ogólna wielka i decydująca ofensywa. Wszystkie określone w memorjale z dnia 24 lipca konkretne cele zostały przez sprzymierzonych osiągnięte bądź to w walce, bądź to bez walki dzięki dobrowolnym odwrotom Niemców. Ogółem linja całego frontu zachodniego skróciła się z 910 km. do 740 ! Oczywiście skrócenie się frontu, pozwa
lające na większą koncentrację wojsk i środków materjalnych, stawało się korzystne równocześnie dla obu stron. To też przyszła walka musiała być zażartą i decydującą.
Walki tej sojusznicy oczekiwali pełni jak najlepszych nadziei, w doskonałym stanie moralnym swroich wTojsk, w szybko dzięki Amerykanom wzrastającej przewadze liczebnej, oraz z coraz większą potęgą środków materjalnych, które mogli i umieli produkować ze wzrastającym rozmachem.
Niemcy, przeciwnie, oczekiwali ostatecznej rozgrywki z ponurą rezygnacją ludzi, którzy wszystko już postawili na ostatnią stawkę — i przegrali. W coraz gorszym stanie ducha (od chwili załamania się własnej ofensywy Niemcy utracili ogółem 150.000 samych jeńców!), coraz bardziej osłabieni (własna ofensywa i następujące po niej klęski wyprowadziły z szeregów niemieckich kilkaset tysięcy ludzi!), rozporządzający coraz lichszemi i w liczbie niedostatecznej środkami materjalnemi (szczególnie pod względem żywnościowym i środków technicznych, a ponadto sprzymierzeni zabrali Niemcem w czasie ostatnich walk około 2.000 dział!). — Niemcy musieli teraz bronić tego frontu, z którego niedawno porwTali się w ostatnim porywie entuzjazmu i wiary w zwycięstwo do swojej ostatniej, tragicznej ofensywy! W tych warunkach los wojny byt już właściwie zdecydowany, tembardziej, że zakulisowe pertraktacje dyplomatyczne, uważane w Niemczech za ostatnią deskę ratunku, nie dawały żadnych wyników, co było zupełnie zrozumiałe wobec pełnej świadomości Koalicji zbliżającego się ostatecznego zwycięstwa. Holan-dja wogóle nie podjęła się pośrednictwa, co bardziej jeszcze utrudniło działalność dyplomatów niemieckich, w dodatku Austro-Węgry bez zgody Niemiec wystosowały do rządów wszystkich państw walczących notę, wzywającą je do wypowiedzenia się w sprawie pokoju. Oczywiście fakt ten bardziej jeszcze uzmysłowił Koalicji słabość sojuszu państw centralnych i roz-dźwięk, który pomiędzy niemi pogłębiał się z każdą chwilą.
Teraz Niemcom musiało już zależeć tylku na tem, aby wojsko chociażby do czasu powstrzymało ostateczną klęskę i pozwoliło w ten sposób dyplomatom uratować Niemcy pokojem kompromisowym.
W tym też celu, począwszy już od sierpnia, dowództwo niemieckie 24)zpoczęło pośpieszną budowę na tyłach frontu zachodniego nowych linij obronnych, które miały powstrzymywać
662
impet wojsk sprzymierzonych. Tak więc budowano na tyłach obecnego frontu (linja „Hin-denburga", stanowiąca rozwinięcie dawnej li-nji „Zygfryda") linję „Hermann—Hunding", która przechodziła od granicy holenderskiej na zachód od Gandawy, przez Tournai, Valenciennes, le Cateau, Guise, Rethel aż do Mozy na północ od Verdun. Na tyłach tej linji budowano ostatnią zaporę tak zwaną linję „Antwer-pja — Moza", która, poczynając się na granicy holenderskiej biegła na zachód od Antwerpji i Brukseli, przez Chaiieroy, Givet, a dalej Mozą aż pod Verdun.
Jednakże i te przedsięwzięcia obronne wydawały się już spóźnionemi, gdyż właśnie nastąpił krach dwóch frontów' państw centralnych: palestyńskiego i macedońskiego.
Jak wiemy już z poprzednich rozdziałów, w 1918 roku z wszystkich czterech państw cen-:ralnych jedynie Niemcy zachowały swoją po-:ęgę militarną, a nawet — w pierwszem półroczu — nadal niezachwianą wolę zwycięstwa, [naczej było z pozostałymi sprzymierzeńcami: : Austro-Węgrami, Bułgarją i Turcją, których iparat wojenny, częściowo zaś nawet i państwowy, oddawna już trzeszczał i załamywał się, w każdej chwili grożąc katastrofą na fronde lub rewolucją na tyłach. Wiemy, że sojusz-licy Niemiec, szczególnie Austro-Węgry, goto-.vi już byli, dla ratowania siebie, nawet zdra-izić Niemców — jeśli zaś tego nie uczynili — ;o tylko dlatego, że zabiegi ich dyplomatyczne zakulisowe intrygi nie osiągnęły żadnego re
zultatu. Zmuszeni do prowadzenia nadał wojny
vv jednym szeregu z Niemcami, sprzymierzeńcy ich stracili w?szelką nadzieję samodzielnego zakończenia wojny zwycięstwem. Cała ich przeto nadzieja skupiła się na froncie zachodnim, gdzie ważyły się istotne losy wojny i gdzie Niemcy w pierwszem półroczu mieli jeszcze szanse zwycięstwa. Owa nadzieja zwycięstwa niemieckiego, które za jednym zamachem rozstrzygałoby o losach całej wojny światowej, podtrzymywała na duchu zarówno rządy sprzymierzeńców Niemiec, jak i wojska sprzymierzone, same przez się bezsilne już i niezdolne do samodzielnych działań.
W tych warunkach jasnem jest, jak fatalne wrażenie musiały wywołać klęski niemieckie na Zachodzie wśród sprzymierzeńców Niemiec. Zgasła wszelka nadzieja, uosobiona
w armji niemieckiej. Od tej chwili ogólne rozprzężenie państw i armij sprzymierzonych z Niemcami poczęło postępować z zawrotną szybkością, jak gdyby załamał się w nich ostatni motor psychiczny, pobudzający do działania, oporu, wytrwania. Zresztą pocóż było trwać na straconym posterunku, skoro nawet armja niemiecka ponosiła klęskę za klęską, wycofując się z krwrawo zdobytego poprzednio obszaru?
W czasie, kiedy na Zachodzie rozgrywały się decydujące walki, a więc latem 1918 roku front macedoński (zwany również salonickim) od dłuższego już czasu pogrążony był w bezczynności. Po dwóch pierwszych dowódcach koalicyjnej armji saionickiej, generałach Sär-rail i Guillaume, obecnie glównodow:odzącym był generał francuski Franche t d'Esperey, człowiek wielkiej energji i wytrwałości.
Koalicyjna armja salonictwa w ciągu 1918 roku osiągnęła była 29 dywizyj, z czego: 8 dy-wizyj francuskich, 4 angielskie, 1 włoska, 5 serbskich, 1 rosyjska (przewieziona z Rosji w czasie ekspedycji dardanelskiej ze względów politycznych — obecnie po rewolucji i bolsze-wiźmie przedziwny anachronizm carskiej Rosji) oraz 10 dywizyj greckich (o bardzo słabej zresztą wartości bojow?ej), razem 550.000 ludzi z 2070 działami. W owym czasie oddawna ustabilizowany front biegł podaw-nemu od morza Egejskiego wzdłuż rzeki Strumy przez Doj-ran, Monastyr, jeziora Presba i Ochrida do Wallony nad morzem Adrjatyckiem.
Po stronie państw centralnych front ten utrzymywały trzy arm je bułgarskie, jedna armja niemiecka (w istocie była to również raczej napoł.y bułgarska, gdyż w wielu oddziałach żołnierzy niemieckich, odwołanych na Zachód, zastąpili Bułgarzy pod dowództwem oficerów- niemieckich), oraz jeden korpus austrja-cko-węgierski, razem około 450.000 ludzi. Jak widzimy przeto sprzymierzeni mieli przeciwko sobie prawie wyłącznie wojska bułgarskie, które byty już w stanie zupełnego rozkładu moralnego, zarówno z racji ostatecznego wyczerpania psychicznego (Bułgarją znajdowała się w stanie wojny właściwie od 1912 roku), jak i pod działaniem propagandy rozkładowej, do której wiele przyczyniały się agentury koalicyjne wewnątrz kraju, przedewszystkiem zaś głód, niedostatek i beznadziejność położenia. Już w lecie 1918 roku w wojskach bułgarskich poczęła się szerzyć propaganda wytrwania na
663
impet wojsk sprzymierzonych. Tak więc budowano na tyłach obecnego frontu (linja „Hin-denburga", stanowiąca rozwinięcie dawnej li-nji „Zygfryda") Iinję „Hermann—Hunding", która przechodziła od granicy holenderskiej na zachód od Gandawy, przez Tournai, Valenciennes, le Cateau, Guise, Rethel aż do Mozy na północ od Verdun. Na tyłach tej linji budowano ostatnią zaporę tak zwaną linję „Antwer-pja — Moza", która, poczynając się na granicy holenderskiej biegła na zachód od Antwerpji i Brukseli, przez Charleroy, Givet, a dalej Mozą aż pod Verdun.
Jednakże i te przedsięwzięcia obronne wydawały się już spóźnionemi, gdyż właśnie nastąpił krach dwóch frontów państw centralnych: palestyńskiego i macedońskiego.
Jak wiemy już z poprzednich rozdziałów, w71918 roku z wszystkich czterech państw centralnych jedynie Niemcy zachowały swoją potęgę militarną, a nawet — w pierwszem półroczu — nadal niezachwianą wolę zwycięstwa. Inaczej było z ijozostałymi sprzymierzeńcami: z Austro-Węgrami, Bułgar ją i Turcją, których aparat wojenny, częściowo zaś nawet i państwowy, oddawna już trzeszczał i załamywrał się, w każdej chwili grożąc katastrofą na froncie lub rewolucją na tyłach. Wiemy, że sojusznicy Niemiec, szczególnie Austro-Węgry, gotowi już byli, dla ratowania siebie, nawet zdradzić Niemców — jeśli zaś tego nie uczynili — to tylko dlatego, że zabiegi ich dyplomatyczne i zakulisowe intrygi nie osiągnęły żadnego rezultatu.
Zmuszeni do prowadzenia nadal wojny w jednym szeregu z Niemcami, sprzymierzeńcy ich stracili wszelką nadzieję samodzielnego zakończenia wojny zwycięstwem. Cała ich przeto nadzieja skupiła się na froncie zachodnim, gdzie ważyły się istotne losy wojny i gdzie Niemcy w pierwszem półroczu mieli jeszcze szanse zwycięstwa. Owa nadzieja zwycięstwa niemieckiego, które za jednym zamachem rozstrzygałoby o losach całej wojny światowej, podtrzymywała na duchu zarówno rządy sprzymierzeńców Niemiec, jak i wojska sprzymierzone, same przez się bezsilne już i niezdolne do samodzielnych działań.
W tych warunkach jasnem jest, jak fatalne wrażenie musiały wywołać klęski niemieckie na Zachodzie wśród sprzymierzeńców Niemiec. Zgasła wszelka nadzieja, uosobiona
w armji niemieckiej. Od tej chwili ogólne rozprzężenie państw i armij sprzymierzonych z Niemcami poczęło postępować z zawrotną szybkością, jak gdyby załamał się w nich ostatni motor psychiczny, pobudzający do działania, oporu, wytrwania. Zresztą pocóż było trwać na straconym posterunku, skoro nawet arm ja niemiecka ponosiła klęskę za klęską, wycofując się z krwawo zdobytego poprzednio obszaru?
W czasie, kiedy na Zachodzie rozgrywały się decydujące walki, a więc latem 1918 roku front macedoński (zwany również salonickim) od dłuższego już czasu pogrążony był w bezczynności. Po dwóch pierwszych dowódcach koalicyjnej armji salonickiej, generałach Sär-rail i Guillaume, obecnie głównodowodzącym był generał francuski Franchet d'Esperey, człowiek wielkiej energji i wytrwałości.
Koalicyjna armja sakmictwa w ciągu 1918 roku osiągnęła była 29 dywizyj, z czego: 8 dy-wizyj francuskich, 4 angielskie, 1 włoska, 5 serbskich, 1 rosyjska (przewieziona z Rosji w czasie ekspedycji dardanelskiej ze względów politycznych — obecnie po rewolucji i bolsze-wiźmie przedziwny anachronizm carskiej Rosji) oraz 10 dywizyj greckich (o bardzo słabej zresztą wartości bojowej), razem 550.000 ludzi z 2070 działami. W owym czasie oddawna ustabilizowany front biegi podawnemu od morza Egejskiego wzdłuż rzeki Strumy przez Doj-ran, Monastyr, jeziora Presba i Ochrida do Wallony nad morzem Adrjatyckiem.
Po stronie państw centralnych front ten utrzymywały trzy arm je bułgarskie, jedna armja niemiecka (w istocie była to również raczej napoły bułgarska, gdyż w wielu oddziałach żołnierzy niemieckich, odwołanych na Zachód, zastąpili Bułgarzy pod dowództwem oficerów niemieckich), oraz jeden korpus austrja-cko-węgierski, razem około 450.000 ludzi. Jak widzimy przeto sprzymierzeni mieli przeciwko sobie prawie wyłącznie wojska bułgarskie, które byty już w stanie zupełnego rozkładu moralnego, zarówno z racji ostatecznego wyczerpania psychicznego (Bułgarja znajdowała się w stanie wojny właściwie od 1912 roku), jak i pod działaniem propagandy rozkładowej, do której wiele przyczyniały się agentury koalicyjne wewnątrz kraju, przede wszy stkiem zaś głód, niedostatek i beznadziejność położenia. ' Już w lecie 1918 roku w wojskach bułgarskich poczęła się szerzyć propaganda wytrwania na
663
froncie tylko do dnia 15 września, w którym to dniu Bułgarzy oczekiwali decydującej ofensywy armji koalicyjnej.
Rzeczywiście na dzień 15 września głównodowodzący generał Franchet d'Esperey wyznaczył decydujące natarcie. Celem natarcia miało być przełamanie frontu w centrum pomiędzy rzekami Czarną i Wardarem wzdłuż doliny tej ostatniej, dolina ta bowiem stanowiła najkrótszą drogę, prowadzącą do linij komunikacyjnych państw centralnych przez Serbję z frontem macedońskim. Ostatecznym celem tej ofensywy miało być oswobodzenie terytor-jum serbskiego, odcięcie Bułgarji i Turcji od Austro-Węgier, a wreszcie zagrożenie tym ostatnim.
Słabą stroną tego planu było to, że atakowany odcinek frontu był z natury najbardziej obronnym dzięki górzystemu, niedostępnemu niemal terenowa, przez który przebiegał. Z drugiej jednak strony właśnie z tej racji odcinek ten był najsłabiej obsadzony przez Bułgarów, którzy spodziewali się ataku raczej od strony Monastyru i jeziora Dojran, gdzie teren bardziej sprzyjał natarciu. Zresztą dowództwo koalicyjne dobrze znało fatalny stan moralny wojsk bułgarskich, posiadając swoich agentów naw-et wśród wybitniejszych polityków bułgarskich, potępiających politykę filoniemiecką cara Ferdynanda.
Plan generała Franchet d'Esperey przewidywał główne uderzenie na odcinku Wetre-nik — Dobropole — Sokół na zachód od linji kolejowej Saloniki — Skoplje, wykonane przez dywizje serbskie wzmocnione dwiema dywizjami francuskiemu Uderzeniu temu miały współdziałać na prawo i na lewro drugorzędne ataki sąsiednich dywizyj francuskich i greckich. Wreszcie całej tej operacji w centrum miało współdziałać natarcie dywizyj angielskich i greckich pomiędzy jeziorem Dojran i rzeką Wardarem.
W dniu 15 września po przygotowaniu ar-tyleryjskiem, które trwało całą dobę, trzy dywizje serbskie zaatakowały pozycje bułgarskie na odcinku Wetrennik — Sokół. Po nader krwawej walce Serbowie przerwali front bułgarski. Zwycięstwo sprzymierzonych poczęło szybko rozszerzać się ku wschodowi poza linję kolejową aż do jeziora Dojran. Również i na skrzydłach klęska ta odbiła się fatalnie, gdyż Bułgarzy poczęli opuszczać swoje pozycje, chociaż pod dowództwem oficerów niemieckich stawiając bardziej zacięty, niż w centrum opór.
Tak więc cały front macedoński był złamany. Ostatnie próby oporu wyczerpały cały zapał bojowy, już i tak mocno nadwątlony, dotychczas dzielnych wojsk bułgarskich, które teraz, ogarnięte paniką, wycofywały się do kraju w pośpiesznym i bezładnym odwrocie, rzadko tylko tu i ówdzie organizując słaby i niewy-trwały opór. Wślad za cofającemi się pośpiesznie wojskami bułgarskiemi wachlarzow-ato rozwijała się ofensywa sprzymierzonych. Do dnia 29 września sprzymierzeni osiągnęli już linję Struma — Carskie Sioło — Kumanowo — Us-kiub — Kitczewo — jezioro Ochrida.
11. armja niemiecka, znajdująca się, jak wiemy na froncie macedońskim, czyniła wszystko możliwe, aby od początku zorganizować opór, ograniczając rozmiary klęski. Jednak zadanie to było ponad jej siły, tembardziej, że, jak to wspominaliśmy, w skład jej wchodziła znaczna ilość żołnierzy bułgarskich, którzy wkrótce już po klęsce, pociągani przykładem swoich rodaków z armij bułgarskich, poczęli masowo dezerterować z szeregów niemieckich, kierując się do kraju.
Nic też dziwnego przeto, że samotna 11. armja niemiecka (korpus austrjacko-wręgierski uciekał szybciej jeszcze, niż Bułgarzy) fatalnie wyszła na podejmowanych przez siebie próbach oporu. Pod Uskjub została opuszczona przez sąsiednie arm je bułgarskie, z któremi utraciła łączność zanim zdołała wycofać się przed os-krzydłającemi ją wojskami koalicyjnemu W rezultacie Niemcy zostali całkowicie osaczeni i musieli się poddać wobec druzgocącej przewagi przeciwnika, która nie dawała żadnej nadziei przebicia się na północ.
Droga na Sofję, stolicę Bułgarji, stanęła otworem dla wojsk koalicyjnych. W tych warunkach Bułgar ja w dniu 28 września zwróciła się do generała Franchet d'Esprey, prosząc go o zawieszenie broni. Już w następnym dniu 29 września Bułgarja kapitulowała, przyjmując bez zastrzeżeń surowe warunki, podyktowane jej przez zwycięską Koalicję. W dniu 3 października 1918 roku na skutek tych warunków car Ferdynand bułgarski zmuszony był zrzec się korony. Bułgarja pierwsza uczyniła poważną szczerbę w bloku państw centralnych. Bezpośrednia komunikacja Niemiec z Turcją, która wówczas jeszcze walczyła, jakkolwiek ponosząc klęski, została przerwana. Koalicyjna armja salonicka zagrażała ponadto tyłom wojsk niemieckich, okupujących Rumunję, a wreszcie samej monarchji austrjacko-węgierskich.
Po kapitulacji Bułgarów działania wojen-
664
ne sprzymierzonych rozwijały się dalej, w bezkrwawy już sposób oswabadzając tery tor ja Serbji. Triumfalny pochód wojsk sprzymierzonych, entuzjastycznie witanych przez oswobodzoną ludność serbską, odbywał się wzdłuż linji kolejowej ze Skoplje do Niszu. W tych warunkach można było obliczyć z dokładnością do jednego dnia, kiedy sprzymierzeni dojdą do granicy węgierskiej na północy i do Adrjanopoia, to znaczy granicy tureckiej, na wschodzie. Łatwo było również przewidzieć, że zdemoralizowane wojska austrjacko-węgierskie nie potrafią samodzielnie powstrzymać marszu wojsk koalicyjnych, co — po klęsce Bułgarji — groziło kolejną klęską Turcji i AustroWęgier, a w konsekwencji i samych Niemiec.
Dlatego też naczelne dowTództw7o niemieckie zdecydowało, pomimo tragicznego położenia na Zachodzie i własnego braku sił, przerzucenie na Bałkany pewnej ilości dywizyj niemieckich, któreby podtrzymywały wojska austrjacko-węgierskie, aby zorganizować jaki taki opór w północnej Serbji.
W połowie października wojska austrjae-lowęgierskie, wzmocnione dywizjami niemiec-kiemi, uczyniły próbę stworzenia frontu obronnego, przebiegającego w pobliżu Niszu. Próba ta jednak zawiodła całkowicie, wobec ostatecznej gangreny wojsk austrjacko-węgier-skich, niezdolnych już do najmniejszych zadań bojowych.
To też w końcu października Francuzi i Serbowie dotarli już po obu stronach Belgradu nad Dunaj, stając u progu monarchji Au-stro-Węgier. Równocześnie Anglicy stanęli pod murami tureckiego Adrjanopoia, stanowiącego przedmurze samego Konstantynopola... I jedynie kapitulacja zaoszczędziła Turcji nieuchronnej klęski pod murami stolicy od strony europejskiej.
W tych warunkach Niemcom nie pozostało nic innego, jak tylko pośpiesznie wycofać swoje nieliczne oddziały okupacyjne z Rumu-nji, gdzie groziło im niebezpieczeństwo osaczenia przez wojska sprzymierzone.
Tak to w przededniu ostatecznej klęski Niemiec utraciły one w warunkach katastrofalnych swoich dwóch sprzymierzeńców, Buł-garję, która skapitulowała, i Turcję odciętą teraz i ponoszącą same klęski. Pozostały im tylko Austro-Węgry, bardziej niż kiedykolwiek niedołężny i wątpliwej wierności sprzymierzeniec.
Z kolei załamała się i Turcja, dotychczas najdzielniejszy i najbardziej wierny sprzymie
rzeniec Niemiec. Cóż, kiedy Turcja najbardziej również oddalona od Niemiec i najmniej korzystająca z ich pomocy, była już wyczerpana do ostateczności, a, mając przeciwko sobie potężnych przeciwników, Anglję i Francję, sama nadto uwikłała się po rewolucji rosyjskiej w ciężkie i beznadziejne walki na Kaukazie, w tym kipiącym wówczas kotle rewolucyjnym.
Począwszy od jesieni 1917 roku Anglicy i Francuzi czynili na wielką skalę przygotowania do zadania Turcji ostatecznego ciosu w Palestynie, a więc równocześnie na głębokich tyłach frontu w Mezopotamji.
Ofensywa sprzymierzonych rozpoczęła się w kwietniu 1918 roku, Turcy jednak pod dowództwem niemieckiego generała von Limana
Francja. Zgliszcza kościoła po zbombardovxmiu przez Niemców.
zdołali powstrzymać to uderzenie, utrzymując swoje pozycje. Ale Anglicy i Francuzi, dążąc przedewszystkiem do wyczerpania Turków, nie rezygnowali z dalszych ataków, które ponawiali raz po raz w ciągu lata, równocześnie ściągając do Palestyny coraz poważniejsze siły, z każdym miesiącem zwiększające przewagę liczebną i techniczną sprzymierzonych.
Generał von Liman żądał wciąż posiłków, ale bez skutku, gdyż Turcja nie posiadała już odwodów, Niemcy zaś w momencie, kiedy decydowały się losy wojny na Zachodzie, nie mogli pozbawiać się poważniejszych oddziałów, wobec własnego braku ludzi, na rzecz tak odległego i, zdawałoby się, drugorzędnego teatru wojny.
Tymczasem wśród wojsk tureckich, walczących w Palestynie ze wzrastającą przewagą sprzymierzonych, wraz z nadchodzącemi z Europy wieściami o klęskach niemieckich począł się szerzyć upadek ducha, szczególnie groźny ze względu na prymitywną psychologję mas
665
tureckich, skłonnych zarówno do najwyższych poświęceń i bohaterstwa, jak i do nagłej paniki.
Sprzymierzeni dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, co się działo w wojsku turec-kiem. To też, wykorzystywując upadek jego ducha, skupili wszystkie swoje siły i rankiem dnia 19 września w gwałtownym ataku uderzyli na pozycje tureckie pomiędzy Jaffa i Haifa. Uderzenie było tak straszliwe, obrona zaś tak słaba i niezdecydowana, że liczne oddziały tureckie poprostu przestały istnieć. Cały front palestyński zachwiał się, a pod ponawiającemi uderzeniami sprzymierzonych wojska tureckie ogarnęła szaleńcza panika. Cały front załamał się i rozprysnął, zaś kawalerja sprzymierzonych bez trudu wielkiemi masami przedarła się na tyły cofających się oddziałów tureckich, potęgując ich panikę.
Generał von Liman czynił nadludzkie wysiłki, aby powstrzymać uciekające w popłochu wojska tureckie i uformować nową linję frontu pcd Damaszkiem. Jednakże próżne były wszelkie wysiłki: nic nie mogło już wyrwać Turków ze szponów paniki, która zataczała coraz szersze kręgi, przedostając się wkrótce na głębokie tyły i wgłąb kraju. Jedynie posiłkowe oddziały niemieckie, a mianowicie „korpus azjatycki" i 146 pułk piechoty, same zresztą straszliwie przetrzebione i liczące obecnie zaledwie około 3000 ludzi, cofały się w porządku, podtrzymując tern na Wschodzie dobrą sławę żołnierza niemieckiego. To jednak było wszystko, co mogła była uczynić ta szczupła garstka
Niemców, zatracona po drugiej stronie morza Śródziemnego w chaosie paniki i bezładnego odwrotu Turków.
W początkach października smutne niedobitki wrojsk tureckich wycofały się przez Homs na Alep, który po słabym oporze Turków został zajęty przez sprzymierzonych w dniu 26 października. Opanow-awszy Alep sprzymierzeni przecięli linję kolei bagdadzkiej, jedynej, która łączyła front w Mezopotamji z wnętrzem Turcji. Od tej drwili wojska tureckie w Mezopotamji, którą tak długo bohatersko broniły, zostały pozbawione wszelkiego dowozu, zdane w pustynnym kraju na własne swroje siły i środki. W tych warunkach zrozumiałem jest, że front mezopotamski już w parę dni po zajęciu Alepu załamał się prawie bez walki wśród ponownej fali paniki, która ogarnęła wojska tureckie tego frontu.
Tragiczne wypadki w Palestynie i w Mezopotamji pozbawiły Turcję armji, wydając ją bezbronną w7 ręce sprzymierzonych. Dalsza wTalka byłaby już tylko szaleństwem. To też w dniu 30 października 1918 roku Turcja zawarła z Koalicją rozejm tymczasowy, który wyprowadza! ją z szeregu państw centralnych, zresztą na bardzo krótko przed ostateczną ich ogólną klęską. W dwa tygodnie później potężna flota angielsko-francuska przepłynęła cieśninę Dardanelską, której zdobyć orężnie sprzymierzeńcy nie potrafili, i zarzuciła kotwicę w Bosforze, o czem od tak dawna marzyła Rosja carska, ale której nie sąclzonem było doczekać się tej chwili.
R o z d z i a ł XXVIII.
DECYDUJĄCA OFENSYWA KOALICJI JESIENIĄ 1918 R. KLĘSKA NIEMIEC I AUSTRO - WĘGIER. ZAWIESZENIE BRONI.
W dniu 25 września linja frontu zachodniego od morza do rzeki Mozeli, wynosząca 490 km. długości, ciągnęła się przez Nieuport, Ypres, La Bassée, na zachód od Cambrai i Saint-Quentin, La Fére, Reims, na północ od Verdun i Pont à Mousson.
Siły zbrojne Koalicji rozłożone były w sposób następujący: od morza do Ypres zajmowała front armja belgijska pod bezpośredniem dowództwem samego króla Alberta, wzmocniona przez G. armję francuską, na prawem skrzydle Belgów aż do St. Quentiu rozmieszczone były kolejno (licząc od północy) 2., 5., 1., 3. i 4. ar-mje angielskie, pod dowództwem naczelnem marszałka Haig'a; dalej od St. Quentiu do Cha-vignon północna grupa armij francuskich (zwana również grupą armij odwodowych), pod dowództwem generała Fayolle (kolejno od północy 1., 3. i 10. armje francuskie) ; dalej aż do Aisne'y francuska grupa armij środkowych Ckolejno od północy 6., 9., 5. i 4. armje francuskie) pod dowództwem generała Maistre'a, wreszcie pomiędzy Aisne'a i Mozelą 1. i 2. armje amerykańskie pod dowództwem naczelnem generała Pershing'a, pomiędzy któremi znajdowała się 2. armja francuska ufortyfikowanego obszaru Verdun. Armje francuskie znajdowały się pod naczelnem dowództwem generała Pétin, zaś całość armij sprzymierzonych pod ogólnem dowództwem naczelnem marszałka Francji Foch'a, którego Wielka Kwatera Główna znajdowała się w Bombon niedaleko na południowy wschód od Paryża.
Już w maju w czasie obrony przed nacie-rającemi wówczas Niemcami dywizje amerykańskie wzięły żywy udział w walkach. W pierwszej połowie września udział Amerykanów w wojnie stał się już bardzo poważnym dzięki przeprowadzeniu przez nich ofensywy pod St.
Mihiel. Obecnie znaczenie wojsk amerykańskich z każdym dniem bardziej jeszcze wzrastało z jednej strony naskutek wzrastającego wciąż ich entuzjazmu, a z drugiej z racji coraz większych kontyngentów, dowożonych z za oceanu.
Wyliczenia Ludendorffa, dzięki którym Niemcy zlekceważyli „amerykańskie niebezpieczeństwo", że na przewiezienie jednego żołnierza ze Stanów Zjednoczonych do Francji potrzeba czterech tonn, oraz korzystne dla Niemiec obliczenie całego tonnażu Koalicji, rzekomo uniemożliwiającego w tych warunkach przewiezienie poważniejszych sił amerykańskich do Europy — okazały się całkowicie błędne. W rzeczywistości Amerykanów przewożono w maksymalnej ciasnocie, często nawet bez broni, którą wydawano im dopiero we Francji, z reguły bez koni i taborów, które również dostarczała Francja. Dzięki temu tonnaż, przypadający na jednego żołnierza był o wiele niższy, od przewidywań niemieckich. Z drugiej znów strony Koalicja, dzięki flocie angielskiej, oddala do przewozu wojsk amerykańskich znacznie większy ogólny tonnaż, niż wyrachowali to sobie Niemcy. W dodatku środki, które An-glja przedsięwzięła w celu ochrony transportów z wojskami amerykańskiemi przed niemieckie-mi łodziami podwodnemi naogół okazały się nader skuteczne. Ale Niemcy zorjentowali się w tem dopiero pod koniec sierpnia — to znaczy o wiele za późno.
W rezultacie w początku września we Francji znajdowało się 1.550.000 Amerykanów, co stanowiło 30 dywizyj, z których pełną wartość bojową posiadało 23 dywizje. W następstwie tempo przewozu Amerykanów wzrosło jeszcze bardziej tak, że do dnia zawieszenia broni (11 listopada) z ogólnej liczby 3.750.000
667
powołanych pod broń we Francji znajdowało się już 2.087.000 ludzi! Natomiast liczba dy-wizyj amerykańskich do dnia tego wzrosła do liczby 41, z czego pełnowartościowych 30 ! Rzeczywistość znacznie wyprzedziła wyliczenia samych nawet Amerykanów.
Wszystkie formacje wojskowe amerykańskie, poczynając od pułku wgórę, posiadały techniczno - wojskowego doradcę, którym z reguły bywał doświadczony oficer angielski lub francuski. Jednakże, pomimo tego, a dzięki skróceniu czasu wyszkolenia powołanych pod broń Amerykanów (którzy nigdy przedtem w wojsku nie służyli) do jednego lub conajwy-żej dwóch miesięcy — było to wywołane cięż-kiem położeniem Koalicji w czasie ofensywy
Miasteczko francuskie, zbombardowane przez Niemców.
niemieckiej — oddziały amerykańskie naogół były słabo wyszkolone, co wyrównywały jednak tężyzną fizyczną żołnierza, doskonałem wyposażeniem technicznem, oraz wielkim zapałem bojowym i sportową, niejako, przedsiębiorczością. Oczywiście, pod względem wartości bojowej wojska ameiykańskie nie mogły się równać z żadną armją sprzymierzoną (poza włoską, grecką i portugalską!), głównym zaś jej plusem była masa i świeżość nowego żołnierza.
W miarę, jak przybywały dywizje amerykańskie, Niemcy cofali się, a front znacznie się kurczył, sprzymierzeni mogli sobie byli pozwolić na wyprowadzenie do rezerwy 87 dywizyj piechoty i wszystkich 9 dywizyj kawalerj i z ogólnej liczby 202 pełnowartościowych dywizyj piechoty, któremi rozporządzała Koalicja w granicach Francji i Belgji. Ilość dział osiągnęła w arm j ach sprzymierzonych zawrotną liczbę 21.000. Poziom moralny wojsk sprzy
mierzonych, po świeżo uzyskanych zwycięstwach i w przewidywaniu bliskiej już i ostatecznej klęski Niemiec, był nader wysoki. Jedynie słabą stroną Anglji i Francji był brak materjału ludzkiego i końskiego, co do tego ostatniego zresztą znacznie łagodzony wzrastającą motoryzacją armji.
Siły zbrojne Niemiec w dniu 25 września rozłożone były w sposób następujący: od morza do Cambrai znajdowały się 4., 6. i 17. armje, stanowiące grupę armij bawarskiego następcy tronu księcia Ruprechta; od Cambrai do Mozy 2., 18., 9., 7., 1. i 3. armje, stanowiące grupę armij następcy tronu Rzeszy Niemieckiej (Kronprintz) ; wreszcie pomiędzy Mozą i Mozelą 5. i 19. armje, stanowiące grupę armij generała Gallwitz'a. Pozycje, które zajmowały armje niemieckie, były wyjątkowo potężnie ufortyfikowane i przygotowane do obrony, będąc rezultatem czteroletnich systematycznych prac fortyfikacyjnych i komunikacyjnych. Na tyłach zajmowanego frontu pośpiesznie wykańczano, jak to już wspomnieliśmy, jeszcze dwie takie potężne linje obronne: linja „Hermann— Hunding" i linja „Atwerpja — Moza". Wreszcie — ale dopiero w październiku — przystąpili Niemcy do budowy czwartej i ostatniej linji obronnej na granicy swojego tery tor j um.
Pomimo tak potężnych pozycyj Hinden-burg, zupełnie słusznie uważając dalszą walkę za całkowicie beznadziejną, rozpoczął pośpieszną ewakuację olbrzymich zapasów wojskowych, nagromadzonych w ciągu czterech lat wojny na zachód od linji „Hermann—Hunding", równocześnie przygotowując środki zniszczenia dróg, mostów i linij kolejowych, kopalń, fabryk i bardziej zaludnionych ośrodków, aby przy ewentualnym odwrocie, którego się spodziewał, utrudnić pochód nacierających wojsk sprzymierzonych.
Pesymizm Hindenburga był zupełnie uzasadniony, bowiem liczba dywizyj niemieckich (po rozformowaniu nazbyt przetrzebionych, a nie dających się już uzupełnić) spadła obecnie na froncie zachodnim do 187, z czego w odwodzie pozostawało zaledwie 48, w tern zaledwie 14 świeżych dywizyj, pozostałe bowiem były bezpośrednio i na krótko wycofywane z ognia dla jakiego takiego nabrania tchu. Stan liczebny bataljonów spadł do 540 ludzi, razem żołnierzy bojowych i taborytów, a więc prawie do połowy stanu etatowego. Aby wzmocnić wojska frontu zachodniego pośpiesznie przewożono z Ukrainy dalszych sześć dywizyj, które zresztą musiały być częściowo skierowane na
668
Bałkany wobec klęski Bułgarów, oraz trzy dywizje austrjacko-węgierskie, posiadające jednak bardzo małą wartość bojową.
Nastrój moralny wojsk niemieckich był bardziej jeszcze groźny dla Hindenburga, niźli ich fatalny stan materjalny. W szeregi niemieckie wkradła się rozkładowa propaganda niezawisłych socjal-demokratów oraz grupy komunistycznej tak zwanych „Spartakusowców". Żadne środki nie mogły już powstrzymać postępów podziemnego fermentu bolszewicko-rewo-lucyjnego, zaszczepionego Niemcom w Rosji, a znajdującego podatny grunt wśród wygłodzonych wojsk niemieckich, których zapal bojowy i patrjotyzm do cna wypalił się w czasie ostatnich klęsk i ofiar, wobec utraty wiary w swoją potęgę militarną, a stąd i w celowość dalszej walki.
Cała obecnie nadzieja niemieckiego dowództwa naczelnego polegała na możliwości zawarcia kompromisowego pokoju przed ostateczną klęską. Ale wobec tego należało za wszelką cenę odwlec chwilę tej klęski, co — pomimo wszystko — uważano za możliwe dzięki temu, że jednak dotąd jeszcze większość dywizyj walczyła ofiarnie, chociaż bez entuzjazmu, zachowała dotąd karność i postawę wojskową, a wreszcie opierała się o potężne pozycje, na których można było zużytkować bogate doświadczenie ostatnich miesięcy.
Równocześnie dowództwo niemieckie zakazało swojemu lotnictwu bombardowania Paryża i Landynu z jednej strony, aby nie utrudniać i bez tego trudnych pertraktacyj pokojowych, z drugiej zaś strony obawiając się rewanżu coraz silniejszego lotnictwa sprzymierzonych.
Wypełniwszy już pierwszą część swojego planu, polegającą na lokalnych uderzeniach o celach ograniczonych, obecnie Foch zdecydował się przystąpić do generalnej, decydującej ofensywy sprzymierzonych, mającej ostatecznie zdruzgotać opór Niemców i rzucić ich do stóp Koalicji.
Główne uderzenie mieli wykonać Amerykanie, nacierając z południa pomiędzy Aisne'a i Mozą w kierunku Mezières nad Mozą. Operacja ta miała na celu obejście wszystkich linij obronnych Niemców, które, jak wiemy, wach-larzowato rozchodziły się ku morzu właśnie z pod Verdun nad Mozą. Tak więc Amerykanie mieli jednem potężnem uderzeniem przebić
się przez wszystkie te linje w miejscu, gdzie się one schodziły nad Mozą. Poza tern rozłamanie i pi'zebicie frontu niemieckiego w tem miejscu przerywało najkrótsze linje komunikacyjne środkowej grupy armij niemieckich z Niemcami.
Niezależnie od tej ofensywy marszałek Haig zaproponował Foch'owi ofensywę z odcinka Cambrai — St. Quentin na Maubeuge w celu związania rezerw niemieckich, przełamania linji „Zygfryda" i przecięcia najważniejszych dla Niemców linij komunikacyjnych.
Tymczasem jednak rząd angielski Lloyd-George'a odniósł się nieprzychylnie wogóle do zamierzonej ofensywy generalnej, a w szczególności do planu Foch'a użycia sił amerykańskich na ofensywę w kierunku Mezières. Lloyd-George twierdził, że armja niemiecka jest wciąż jeszcze nazbyt silna, a pozycje jej potężne, aby ryzykować w niepewnej ofensywie słabo wyszkolone dywizje amerykańskie. Poza tem zresztą twierdził, że położenie wewnętrzne Niemiec jest tak ciężkie, iż katastrofa ich musi nastąpić nawet bez nacisku wojennego Koalicji. To też proponował zaczekać z ofensywą generalną aż do wiosny 1919 r., aby wojsko niemieckie zdążyło „samo się spalić".
Jednakże Foch dla planów swoich znalazł zdecydowane podtrzymanie zarówno ze strony rządu francuskiego, jak i samego marszałka Haig'a, wodza naczelnego armij angielskich. Lloyd - George musiał ustąpić.
W rezultacie zdecydowano główną ofensywę na dzień 26 września. 1. armja amerykańska, przewieziona już z pod St. Mihiel i zastąpiona tam przez 2. armję amerykańską, w sile 12 do 14 dywizyj miała rozpocząć ofensywę na Mezières z odcinka pomiędzy Aisne'a i Mozą. Na lewem skrzydle Amerykanów współdziałać miały 9., 5. i 4. armje francuskie, na prawem zaś 2. armja francuska z pod Verdun. Celem tej ofensywy miało być narazie osiągnięcie linji Stenay — Le Chesne — Attigny.
Utrzymano również projektowaną przez marszałka Haig'a ofensywę angielską pomiędzy Cambrai a St. Quentin, którą miała ponadto wesprzeć ofensywa na północy armji belgijskiej na lewym brzegu rzeki Lys w kierunku wschodnim.
Jak widzimy z powyższego, ofensywa, planowana przez Foch'a, miała mieć charakter decydujący. W tym czasie, kiedy Amerykanie mieli nacierać od południa ku północy, armje angielskie i belgijska grupa króla Alberta równocześnie miały się posuwać z zachodu na
669
wschód, a więc niemal wszystkie siły zbrojne Koalicji na ogromnym froncie od morza aż do Mozy miały nacierać koncentrycznie z tern, że w następstwie ofensywa ogólna rozszerzy się i na południe aż do granicy szwajcarskiej.
Plan Hindenburga był nader prosty i jasny: za wszelką cenę bronić każdej piędzi ziemi, cofać się w jak najlepszym porządku i jak najwolniej, a to, aby dać czas i możność dyplomatom niemieckim, pracującym nad skleceniem jakiego—takiego pokoju dla Niemiec przegranych, ale jeszcze nie zwyciężonych. O zamierzonej generalnej ofensywie Koalicji dowództwo niemieckie wiedziało, nie zdawało sobie jednak sprawy z tego, w których miejscach nastąpi uderzenie.
Tak więc charakterystyczną cechą ostatniego okresu wojny na froncie zachodnim była z jednej strony decyzja zaciętej obrony i jedynie wymuszonego odwrotu z pozycji na pozycję — z drugiej zaś niezłomna wola natarcia w celu bezwzględnie zwycięskiego zakończenia wojny.
Dowództwo niemieckie znacznie opóźniło się z przygotowaniem na tyłach następnych linij obronnych, które przeważnie dopiero teraz pośpiesznie budowano i zaopatrywano w środki obrony. Jedynie linje obronne „Hun-ding" — „Brunhilda" — „Grimhilda" były całkowicie wykończone i w każdej chwili gotowe do obrony. Fakt ten, jak również upór niemiecki w chęci utrzymania zdobytych obszarów Francji i Belgji, a wreszcie nadzieja, że sprzymierzeni nie odważą się zaatakować obecnej linji obronnej („Hindenburga")» najpotężniejszej ze wszystkich, jakie znała wojna światowa — wszystko to razem wpłynęło na dowództwo niemieckie w kierunku dalszego odwrotu jedynie w razie nieubłaganej konieczności. W decyzji też Hindenburg nie wziął pod uwagę, że dalszy odwrót przymuszony był tylko kwestją czasu.
Co się tyczy planów Foch'a — to, oczywiście, Lloyd George miał ze swojego punktu widzenia rację, pragnąc zakończyć wojnę w sposób bardziej przewlekły, a mniej zdecydowany. Anglja bowiem osiągnęła już była właściwie wszystkie te cele materjalne, które postawiła sobie w wojnie światowej. Zajęła już większość kolonij niemieckich i ich baz morskich, utwierdziła swoją potęgę morską, dzięki blokadzie Niemiec wydarła im rynki handlowe na
całym świecie, wreszcie widziała już w bliskiej przyszłości Turcję u nóg swoich. Pocóż więc było narażać się na ryzyko, koszta i ofiary w walce, skoro i bez tego Niemcy musiały wcześniej lub później kapitulować, chociażby z głodu. Zresztą przez Lloyd - George'a przemawiała odwieczna tradycja polityczna Anglji, aby powalonego przeciwnika, który przestał być groźnym, raczej ochronić przed ostateczną klęską, aby z tej klęski właśni sprzymierzeńcy Anglji nazbyt się nie utuczyli, z kolei stając się groźnymi rywalami dla zazch-osnych wyspiarzy.
Z punktu widzenia jednak Foch'a, który w tym wypadku reprezentował francuską rację stanu, miał on postokroć rację, dążąc do jak najszybszego i najbardziej zdecydowanego zdruzgotania Niemiec, nie odkładając ostatecznego ciosu do wiosny, kiedy pokój kompromisowy łatwo mógł był zaprzepaścić pełne zwycięstwo. Dla Anglji Niemcy były tylko rywalem na polu gospodarczem, dla EYaneji zaś — był to odwieczny, groźny wróg, bezpośrednio zagrażający całości, wolności, wprcst bytowi Francji i narodu francuskiego. Dlatego też Francja, po czterech latach straszliwej wojny, po tylu ofiarach w ludziach i dobrach mater-jalnych, po tytanicznym wysiłku całego narodu, broniącego swej wolności — teraz, w obliczu bliskiego już i dającego się osiągnąć zwycięstwa nie mogła była zrezygnować z ostatniego ciosu, który na długo powinien był wytrącić z rąk Niemiec zawsze groźny dla Francji miecz, w daleką przyszłość odsuwając cd niej widmo nowej pożogi wojennej i nowego straszliwego niebezpieczeństwa. A uciąć wszystkie łby tej hydrze germańskiej, która była wiecznie żywą groźbą dla Francji i całej Europy, mogło tylko decydujące zwycięstwo orężne, o którem marzył Foch i do którego dążył z całą swoją niezłomną wolą i żelaznym a kryształowym charakterem.
Inna rzecz, że marzenia Focha nie miały wielkich szans całkowitej realizacji. Trudno mu było odwrócić historję Sedanu z 1870 roku i zdruzgotać armję niemiecką tak dokładnie, jak to wówczas Niemcy uczynili z armją francuską Napoleona TH. Wojska niemieckie rozciągały się obecnie na ogromnym froncie od morza aż do granicy szwajcarskiej. Aby wytworzyć położenie katastrofalne chociażby tylko głównej masy wojsk niemieckich pomiędzy morzem a Mozą — trzeba było potężnie ją oskrzydlić wzdłuż Mozy na północ na głębokość conajmniej 100 km., aby przeciąć jej drogi od-
670
wrót przez Belgję. Ale dla zadania, zakrojonego na tak wielką skalę. Koalicja nie posiadała jeszcze dostatecznych sil. Natomiast projektowane przełamanie frontu niemieckiego aż pod Mezières, wszystkiego na głębokość 55 km., jak kolwiek znakomicie pogarszało położenie głównej masy wojsk niemieckich, ale w żadnym razie nie czyniło go katastrofalnym ze względu na możliwość odwrotu przez Beluję. W dodatku wojska sprzymierzone nie miały szans szybszego posuwania się na tyły przeciwnika. Dla zaopatrzenia posuwających się na północ wielkich mas wojsk amerykańskich i francuskich koniecznych było kilka linij kolejowych i znaczna ilość szos. Ale i jedne i drugie Niemcy w czasie odwrotu niszczyli w sposób radykalny, natomiast Francuzi mogli odbudowywać Hnje kolejowe z szybkością conajwyżej dwóch kilometrów na dobę.
W każdym jednak razie zwycięstwo vojsk amerykańsko-francuskich pomiędzy Aisne'a i Mozą, jeśli nie mogło odegrać decydującej roli — to niewątpliwie posiadało ogromne znaczenie, które powinno było poważnie podważyć niemiecki system obronny, a przedewszystkiem chęć obrony żołnierza niemieckiego.
W dniu 26 września rozpoczęła się wielka ofensywa Focha pomiędzy rzeczką Suippe i Mozą na odcinku długości 65 km. Po kilkogodzin-nem przygotowaniu artyleryjskiem 42 dywizje piechoty amerykańskie i francuskie oraz 4 dywizje kawalerii z 4.878 działami, z olbrzymią liczbą samolotów i czołgów ruszyły do ataku przeciwko 13 dywizjom niemieckim z 1.600 działami.
W centrum natarcia Amerykanie odrzucili Niemców z dużemi dla nich stratami i zmusili do wycofania się wgłąb pozycyj na 6 do 9 km. Natomiast na skrzydłach na zachód od Mozy i w Argonach wysiłki Amerykanów pozostały prawie bez rezultatów. Również i 4. armja francuska generała Goureau, nacierająca na lewem skrzydle 1. armji amerykańskiej pomiędzy rzeka Suippe i Aisne'a. w ciężkich walkach posuwała się nader wolno, a chociaż zagarnęła do niewoli ponad 7.000 jeńców niemieckich, nie zdołała do wieczora wedrzeć się w pozycje niemieckie dalej, niż na 3 do ! km. Dalej posunąć się Francuzi nie mogli, ponieważ oddziały 3. armji oraz lewego skrzydła 1. armji niemieckiej uczyniły to samo, co obecnie nacierająca 4. armja francuska uczyniła
w pamiętnym dniu 15 lipca, a mianowicie swoją główną linję obronną utworzyli na północnych stokach południowego brzegu rzeczki La Dormoise i w dodatku tak zamaskowali, że Francuzi, posuwający się od południa natknęli się na nią zupełnie niespodziewanie, ponosząc ciężkie straty od bliskiego ognia licznych karabinów maszynowych przeciwnika.
W ciągu następnych dni 27 — 30 września Niemcy, otrzymawszy nieznaczne zresztą posiłki, twardo trzymali się swoich pozycyj, odrzucając raz po raz atakujące wojska sprzymierzone. Jednakże pomimo rozpaczliwej obrony Niemców sprzymierzeni pod wieczór dnia 30 września zdołali niemal na całym odcinku natarcia posunąć się o 3 do 7 km. Ale dalej ofensywa sprzymierzonych rozwijać się nie mogła. Niemcy otrzymali znaczne posiłki, pogoda pogorszyła się fatalnie, Amerykanie poczęli po-
Riiiny miasta.
nosić coraz większe straty, a wreszcie zaopatrywanie wojsk sprzymierzonych poczęło szwankować z racji niedostatecznych środków komunikacyjnych. To ostatnie wywołane było tern, iż sprzymierzeni przygotowali znacznie większe transporty, niż było to możliwe wobec fatalnego stanu dróg. zniszczonych przez Niemców, co powodowało na tyłach straszliwe zatory, które ..korkowały" wszystkie węzły komunikacyjne.
Dalsze posuwanie się 1. armji amerykańskiej i 4. francuskiej odbywało się o tyle tylko, o ile Niemcy powoli opróżniali swoje pozycje, co było w związku z równoczesnym powolnym odwrotem armij niemieckich, znajdujących się na zachód od rzeczki Suippe. ku granicom niemieckim. W rezultacie sprzymierzeni posunęli się pomiędzy Suippe i Mozą ogółem o 5 do 12 km. w głąb pozycyj niemieckich, nie osiągając nawet najbliżej zakreślonych celów.
671
Tak więc możliwość oskrzydlenia Niemców znikła, gdyż sprzymierzeni zdołali wedrzeć się w niemieckie linje obronne zaledwie na jedną piątą odległości od Mezières, co samo przez się nie było groźne dla Niemców, tembardziej zaś, że równoczesny odwrót całego frontu środkowego i północnego ostatecznie wyrównywał ten nieznaczny wyłom w niemieckim systemie obronnym.
Tem niemniej jednak porażka Niemców, jakkolwiek zawiodła pokładane w tej bitwie nadzieje Foch/a, była dla nich nader bolesną i ze względów moralnych i materjalnych. Niemcy utracili na tym odcinku od dnia 26 września do 4 października ponad 18.000 jeńców i 300 dział. Ale nadzieje Foch'a na oskrzydlenie Niemców i przecięcie ich dróg odwrotu przez Belgję spełzły na niczem. Trzeba się było zadowolić czę-ściowem zwycięstwem lokalnem i nowem wyczerpaniem szczupłych sił niemieckich.
Równocześnie niemal z bitwą pomiędzy Suippe i Mozą rozpoczęła się również w dniu 27 września wielka ofensywa w centrum pomiędzy Cambrai i St. Quentin. 1. i 3. armje angielskie w składzie 13 dywizyj zaatakowały oddziały 17. armji niemieckiej na odcinku długości 21 km. w kierunku na Cambrai, a w dwa dni później 4. armja angielska i 1. armja francuska również na niewielkim odcinku na St. Quentin, broniony przez 2. i 18. armje niemieckie.
Wojska angielsko-francuskie pomimo zaciętego naogół oporu Niemców osiągnęły znaczne powodzenie, zdobywając 2. października St. Quentin, ważny węzeł linji obronnej „Zygfryda". Do dnia 8 października sprzymierzeni, rozbiwszy na odcinku od Arras do St. Quentin 39 dywizyj niemieckich, zagarnęli około 60.000 jeńców i 600 dział. Było to wielkiem zwycięstwem, jeśli zważymy, że sprzymierzeni musieli zdobywać najpotężniejszy system obronny Niemców, ową osławioną linję pozycyj „Zygfryda", która przedstawiała szeroki pas potężnych, żelazobetonowych umocnień, głęboko ciągnących się do tyłu, wyposażonych w doskonałe, zamaskowane przejścia i środki komunikacyjne, oraz zasobnych w potężne środki obrony, przygotowywanej długo i systematycznie.
Pod wrażeniem tej klęski i rozumiejąc, że utrzymywanie linji „Zygfryda" staje się nie-możliwem, nocą z 8 na 9 października 17., 2. i 18. armje niemieckie rozpoczęły ogólny odwrót na linję obronną „Hermanna", równocześnie na swojem lewem skrzydle utrzymując pozycje pod La Fère nad Oise'a. Wcześniej je
szcze, bo począwszy od dnia 28 września na odcinku La Fère — Reims — rzeczka Suippe armje niemieckie rozpoczęły powolny odwrót pod ciśnieniem wojsk francuskich pomiędzy Oise'a i Aisne'a w kierunku na Laon, przedewszyst-kiem zaś pod wrażeniem posuwania się wojsk angielsko-francuskich pomiędzy Arras i St. Quentin i wojsk francusko-amerykańskich pomiędzy Suippe i Mozą.
Równocześnie toczyła się wreszcie czwarta wielka bitwa na północy we Flandrji, gdzie 24 dywizje piechoty i 3 dywizje kawalerji belgij-sko-francuskie zaatakowały w dniu 28 września na odcinku długości 35 km. na północ od Ypres 19 dywizyj 4. armji niemieckiej. Tam sprzymierzeni mieli wybitne powodzenie jedynie w ciągu dwóch pierwszych dni ofensyw, poczem tempo natarcia stało się bardzo powol-nem.
Ogólnie biorąc położenie Niemców, jakkolwiek nie było katastrofalnem, kazało jednak liczyć się z nieuchronną klęską, która musiała wcześniej czy później nastąpić chociażby ze względu na szybkie postępy, jakie w wojsku niemieckiem czyniło wyczerpanie fizyczne i moralne, oraz wzrastające braki materjalne. To też począwszy od 5 października rozpoczęli Niemcy powolny odwrót na wschód od Oise'y aż do Mozy na linję „Hunding", położoną w tyle o 20 do 40 km., a więc na całym froncie od morza aż do Mozy wycofując się już na swoją drugą linję obronną. Tak więc plan oskrzydlenia Niemców pozostał na papierze, jakkolwiek bezsprzecznie ostatnie wralki znakomicie przybliżyły dzień klęski armji niemieckiej.
W dniu 13 października armje sprzymierzone osiągnęły już mniej więcej linję Nieu-port — Dixmude — Menin — Armentières — Donai — Solèsmes — La Fére — Rethel — Vouziers — Grandpré — rejon Verdun. W czasie więc od dn. 18 lipca do 13 października sprzymierzeni posunęli się w centrum przeciętnie o 70 km., na skrzydłach zaś o 10 do 25 km. Był to niewielki w gruncie rzeczy przemarsz, jednakże wystarczył, aby armje sprzymierzone zostały pozbawione dogodnych połączeń tyłowych, co spowodowało znaczne pogorszenie się ich zaopatrzenia. Pomimo to Foch, za wszelką cenę dążąc do ostatecznej rozgrywki i posiadając zresztą w odwodzie 88 dywizyj na ogólną liczbę 205, zdecydował dalsze natarcie począwszy od dnia 14 października temi samemi trzema grupami uderzeniowemi, a więc na północy we Flandrji, w centrum w kierunku rzeki Sam-
672
bry i na prawem skrzydle ofensywy na Me-zières.
Główne uderzenie na odcinku Solèsmes — Wassigny powierzono Anglikom przy współdziałaniu na północy armij belgijskiej i angielskiej, na południu zaś amerykańsko-francus-kich.
Największy sukces terytorjalny tym razem osiągnęła belgijska armja króla Alberta, która do dnia 20 października nietylko przełamała cały front niemiecki na swoim odcinku, ale, zmusiwszy Niemców do odwrotu, w pościgu swoim zapuściła się aż pod Gandawę. Na innych odcinkach natarcie sprzymierzonych dało słabe wyniki. Niemcy na całym froncie nieznacznie cofnęli się, zajmując ostatecznie do dnia 20 października linję „Hermann — Hun-ding".
W momencie tym zdawało się, że osłabł już impet wyczerpanych walkami wojsk sprzymierzonych i że front ponownie ustabilizował się na niemieckiej drugiej linji obronnej.
Pomimo pozornej poprawy położenia niemieckiego na Zachodzie wobec widocznie słabnącego tempa ofensywy sprzymierzonych — istotne położenie Niemiec było tragiczne, z czego całkowicie zdawali sobie sprawę obaj faktyczni wodzowie niemieccy, Hindenburg i Lu-dendorff.
O tern, jak naczelne dowództwo niemieckie rozumiało położenie wojenne Niemiec, najlepiej świadczy referat, który wygłosił w dniu 2 października 1918 roku major von dem Bussche wobec przywódców stronnictw w Reichstagu.
Przytoczymy tu wyjątki z tego ciekawego referatu.
Po zobrazowaniu tragicznych wydarzeń ostatnich dni na froncie zachodnim, oraz katastrofę Bułgarji, zagrażającą od tyłu Austro-Węgrom, a pośrednio i Niemcom, major Bussche przedstawił te trudności, które spiętrzyły się wobec niemieckiego dowództwa naczelnego dzięki temu, że, wiedząc o zamierzonej ofensywie Koalicji w dniu 26 września, nie znało ono zupełnie miejsc, w które przeciwnik miał uderzyć, Wobec tego „zmuszono nas do rozdzielenia odwodów i przygotowania do obrony w mniejszym lub większym stopniu całego frontu".
„Można było mieć prawie pewność, że po wykonaniu potrzebnych przesunięć wynik walki będzie dla nas korzystny, a duże straty, jak można było przypuszczać, złamią wolę przeciwnika. Wszędzie udało się zatrzymać przeciwnika tam, gdzie wdarł się w nasze linje dzięki
przewadze liczebnej, zaskoczeniu i czołgom, oraz odeprzeć jego ciosy działaniem naszych odwodów, użytych we właściwej chwili. Walki ostatnich sześciu dni pomimo dużych strat w jeńcach i sprzęcie są korzystne dla nas. Postępy przeciwnika w porównaniu z naszemi powodzenia wiosennemi są nieznaczne. W większości miejsc jego niezwykle zaciekłe szturmy odparto z powodzeniem. Według otrzymanych od oddziałów meldunków straty nieprzyjacielskie są niezwykle ciężkie".
„Wojsko nasze pomimo wielkiej przewagi liczebnej nieprzyjaciela biło się wspaniale i dokonało nadludzkich czynów... Pomimo tego Naczelne Dowództwo musiało powziąć straszliwie ciężką decyzję, a mianowicie oświadczyć, że według ludzkich możliwości nie ma. już żadnych widoków narzucenia nicprzyjacieloivi pokoju".
„Rozstrzygnęły o takim obrocie rzeczy przedewszystkiem dwa czynniki: czołgi. Nieprzyjaciel użył ich w nieoczekiwanej ilości. Nerwy naszych ludzi zawiodły tam, gdzie czołgi wystąpiły niespodziewanie, po uprzedniem wydatnem ostrzelaniu naszych pozycyj pociskami dymnemi i gazowemi. Tam przełamywały one nasze pierwsze linje, torowały drogę swTojej piechocie, a zjawiając się niespodziewanie na tyłach, wywoływały miejscowy popłoch i uniemożliwiały kierownictwo walką... Masie czołgów nieprzyjacielskich nie byliśmy w stanie przeciwstawić takiej samej masy czołgów własnych. Wyrób ich przekraczał możność wytwórczą naszego w najwyższym stopniu przeciążonego przemysłu, a niemożnością było zaniedbanie wyrobu innych ważnych rzeczy".
„Bezwzględnie rozstrzygającem stało się zagadnienie uzupełnienia wojska. Stany liczebne oddziałów były niskie w chwili rozpoczęcia wielkiej bitwy. Mimo wszystkich zarządzeń spadły stany bataljonów z 800 ludzi w kwietniu na 540 w końcu września. I ten stan udało się zachować jedynie dzięki rozwiązaniu 22 dywi-zyj (66 pułków piechoty)."
„Klęska bułgarska pożarła dalszych 7 dy-wizyj. Normalne uzupełnienie, rekonwalescenci, wyciśnięci z różnych oddziałów, nie wystarczą dla wyrównania normalnych strat spokojnej kampanji zimowej. Jedynie powołanie rocznika 1900 zdoła jednorazowo podnieść stany liczebne bataljonów mniej więcej o 100 głów. W tym wypadku zostałyby zużyte ostatnie zapasy ludzi".
Dalej mowa jest o ogromnych stratach ostatnich walk, szczególnie w korpusie oficerskim (armja straciła nieledwie ostatnich już
674
nndOÉJ^H
Okopy w huraganowym ogniu dział.
oficerów zawodowych) oraz podoficerskim. Było to znamienne dla nastrojów wojska, które wprawdzie walczyło jeszcze, ale żądało największych ofiar od swoich dowódców. Masowo ginęli nawet dzięki temu dowódcy pułków, a nawet dywizyj. Dalej major Bussche mówi:
„Nieprzyjaciel dzięki pomocy amerykańskiej jest w stanie uzupełniać swoje straty. Oddziały amerykańskie, jako takie, nie są specjalnie wartościowe, a w żadnym razie lepsze od naszych. Tam, gdzie dzięki wystąpieniu masowemu zyskały początkowe powodzenia, zostały jednak pomimo tej przewagi odparte (raczej powstrzymane — pi'zyp. wł.). Rozstrzyga jednak fakt, że mogą one obejmować duże odcinki frontu, a przez to zwalniać wyrobione bojowo dywizje francuskie i angielskie. Ponadto umożliwiają tworzenie prawie niewyczerpal-nych odwodów."
„Dotąd wystarczały nasze odwody, aby zatykać luki. Kolej dowoziła je na czas. Odparto niezwykle gwałtowne uderzenia. Nie było dotychczas tak ciężkich walk. Obecnie odwody nasze wyczerpują się. Jeśli nieprzyjaciel będzie nadal nacierał, może wytworzyć się położenie, które zmusi nas do cofania się i do walk odwrotowych na dużych przestrzeniach frontu. W ten sposób możemy jeszcze bardzo dłu
go prowadzić wojnę, zadawać nieprzyjacielowi dotkliwe straty, zostawić mu zniszczony kraj, zwycięstwa jednak nic będziemy mogli odnieść".
„Zrozumienie tego oraz wypadki skłoniły Pana Marszałka (mowa o marszałku polnym Hindenburgu — przyp. wł.) oraz generała Lu-dendorffa do zaproponowania cesarzowi prób// przerwania walki w celu zaoszczędzenia naro-dowi niemieckiemu i jego sprzymierzeńcom dalszych ofiar".
„Należało powziąć to postanowienie teraz, gdy okazało się, że dalsze prowadzenie wojny nie ma widoków powodzenia; podobnie postąpiono w dniu 15-ym lipca, gdy poznano, że wielka ofensywa, niedawno rozpoczęta, pochłania straty niewspółmierne do korzyści. Jeszcze czas na to. Jeszcze %vojsko niemieckie jest dość silne, aby przez miesiące całe wstrzymywać nieprzyjaciela, zadawać mu straty i odnosić miejscowe powodzenia. Każdy jednak dzień zbliża nieprzyjaciela do celu i powoduje, że będzie coraz mniej skłonnym do zawarcia znośnego dla nas pokoju".
„Dlatego nie można tracić ani chwili. Każda doba może pogorszyć położenie i dać nieprzyjacielowi możność poznania naszej obecnej słabości".
675
„To miałoby jak najgorsze skutki dla widoków pokojowych i położenia wojskowego. Ani wojsko, ani kraj nic powinni uczynić niczego takiego, œby mogło zdradzić słabość. Przeciwnie, kraj i wojsko muszą występować bardziej stanowczo, niż kiedykolwiek. Wraz z propozycją pokoju musi powstać zwarty front w kraju, front, któryby stwierdzał, że istnieje nieugięta wola dalszego prowadzenia wojny, o ile nieprzyjaciel nie zechce pokoju lub postawi upokarzające warunki. Gdyby to nastąpiło, siła i zdolność wytrwania wojska będzie zależała od postawy kraju i ducha, który z kraju przejdzie do wojska".
Tyle mówi tak znamienny raport majora Bussche, wysłannika dowództwa naczelnego. Był to ostatni dzwonek na alarm.
Raport powyższy był poniekąd wyjaśnieniem tych rozmów, które Hindenburg prowadził z cesarzem na temat pokoju, oraz skutków, które rozmowy te spowodowały. Bowiem Hindenburg, od dłuższego już czasu oceniając pesymistycznie położenie wojskowe i wewnętrzne w kraju, skłonił był cesarza do uczynienia próby zawarcia pokoju na podstawie sławnych 14-stu punktów Wilsona, prezydenta St. Zjedn. A. P., przy równoczesnem dokonaniu doniosłych zmian politycznych wewnątrz Niemiec, któreby niejako ułatwiały zadanie Wilsonowi, wierzącemu, jak wiemy, iż winowajcami wojny nie był naród niemiecki, lecz dotychczasowe niemieckie sfery rządzące.
W rezultacie już w dniu 29 września rząd niemiecki zdecydował zwrócić się bezpośrednio do prezydenta Wilsona z prośbą o pośrednictwo w natvchmiastowem przerwaniu wojny i wszczęciu rokowań pokojowych na podstawie jego punktów. W dniu następnym ustąpił rząd kanclerza hrabiego Hertlinga, jego zaś miejsce zajął książę Maks Badeński, który wprowadził do rządu wybitnych przywódców niemieckiej socjal - demokracji. Równocześnie cesarz Wilhelm wprowadził w Rzeszy Niemieckiej ustrój parlamentarny. Miało to oznaczać rzekomą likwidację dawnego systemu rządzenia oraz dawnej sfery rządzącej.
W dniu 4 października w myśl poprzednich postanowień i wciąż pod naciskiem Hin-denburga nowy rząd niemiecki wystosował notę do prezydenta Wilsona, powołując się na jego 14 punktów pokojowych, ale jednak równocześnie zaznaczając o „dostojnym pokoju" Wzmianka ta miała być furtką, przez którą Niemcy chciały przeszwarcować jak najkorzystniejszy dla siebie pokój o charakterze kom
promisowym, być może już wówczas marząc o rewanżu. Niemcy bowiem nawet w tych tragicznych dla siebie dniach, uznając niemożliwość własnego zwycięstwa, równocześnie jednak nie uważały się za pokonanych. W dodatku sam Hindenburg sądził, że armja niemiecka zdoła utrzymać się jeszcze na terytorjum Bel-gji i Francji aż do wiosny 1919 roku, coby znakomicie podtrzymywało autorytet Niemiec w czasie rokowań pokojowych.
Ale perfidne intencje pokojowe Niemiec i ich wewnętrzno-polityczna komedja o charakterze eksportowym nie zdołały zmylić czujności Koalicji, ani nawet samego naiwnie dobrotliwego prezydenta Wilsona, utopisty i doktryne-ra. To też w porozumieniu z rządami państw sprzymierzonych, nie spieszył się Wilson z decyzją, rozumiejąc, że w najbliższym już czasie złamana będzie buta Niemiec, które będą musiały lojalnie przyjąć wszystkie warunki Koalicji, rzeczywiście realizując zasady 14-stu punktów pokojowych. Przeto Wilson zażądał od Niemiec przedewszystkiem, jako konieczny warunek zawieszenia broni i wszczęcia per-traktacyj pokojowych, natychmiastowego opuszczenia zajętych w czasie wojny obszarów oraz przyjęcia takich warunków zawieszenia broni, któreby „zostały poddane rozwadze i sądowi wojskowych doradców rządu Stanów Zjednoczonych i państw Koalicji", a to w celu uzyskania „zupełnie pewnych i zadawalających gwa-rancyj co do utrwalenia obecnej wojskowej przewagi Koalicji" na wypadek zerwania rokowań pokojowych. Poza tern prezydent Wilson żądał natychmiastowego i zupełnego zaprzestania wojny łodziami podwodnemi.
Po wymianie szeregu not dopiero w połowie października pod naciskiem coraz bardziej beznadziejnego położenia na wszystkich frontach zdecydował się rząd niemiecki przyjąć wszystkie warunki Wilsona. Na skutek tego dnia 24 października Wilsona oświadczył, że gotówT jest porozumieć się z rządami państw Koalicji w sprawie zawieszenia broni. Rokowania te trwały dwa tygodnie, zanim doprowadziły sprawę do końca, w tym zaś czasie zaszły wypadki, które radykalnie zmieniły położenie Niemiec. Ale o tem będziemy mówili potem.
W wytworzonych obecnie warunkach niezmiernie ciężkie było położenie generała Luden-dorffa, który od dłuższego czasu był mózgiem i wolą aparatu wojennego Niemiec, a stąd zarówno w kraju, jak i zagranicą uchodził za głównego przeciwnika pokoju i wroga Koalicji. Wówczas, kiedy w Niemczech w imię uzyska-
676
Powitanie 16 pułku piechoty amerykańskiej, maszerującego przez plac Zgody do grobu generała. Lafayette.
nia znośnego pokoju czyniono wszystko — jakkolwiek przeważnie tylko z pozoru — aby zamanifestować przed światem dobrą wolę narodu niemieckiego — oczywiście musiano dla tej sprawy poświęcić i Ludendorffa, który zrezygnował w dniu 27 października z zajmowanego stanowiska i wogóle wystąpił z wojska. Jego miejsce zajął generał Groener, który od początku wojny pełnił funkcje wojskowo-gospo-darcze i techniczne, z czego był chlubnie znany, przeto nazwisko jego nie było bezpośrednio związane z czysto bojowemi tradycjami armji niemieckiej. Uważano, że człowiek ten najbardziej jest powołany, aby prowadzić pertraktacje pokojowe.
Po kapitulacji Bułgarji działania wojenne na Bałkanach trwały nadal. Sprzymierzeni w dalszym ciągu prowadzili walkę z oddziałami austrjacko-węgierskiemi, które tam znajdowały się jeszcze, oraz prowadzili działania, zmierzające do zadania ostatecznego ciosu Turcji od strony europejskiej.
Jednakże stosunek sił stawał się coraz bardziej korzystnym dla wojsk sprzymierzonych i pod względem liczebnym, i pod względem moralnym. Jak wiemy, w tym czasie wojska au-strjacko-węgierskie były już bliskie ostateczne
go załamania moralnego. Nieliczne oddziały niemieckie, tkwiące w armji austrjacko-wę-gierskiej, niby rodzynki w zakalcowatem cieście, nie mogły oczywiście niczego dokonać samodzielnie. To też działania na Bałkanach nabrały charakteru okupacyjnego. Wojska sprzymierzone niemal bez oporu oczyszczały z oddziałów przeciwnika ogromne przestrzenie, posuwając się pośpiesznemi marszami wgłąb półwyspu. Jak to już wspominaliśmy pochód sprzymierzonych rozwijał się wachlarzowato wgłąb Albanji, Serbji, oraz przez terytorjum skapitulowanej Bułgarji w stronę Rumunji i Konstantynopola.
Główne działania skierowane były w kierunku północnym w celu całkowitego oswobodzenia Serbji, a następnie natarcia wgłąb Au-stro-Węgier. Wykonywująca to zadanie główna grupa wojsk sprzymierzonych (Francuzi i Serbowie) była osłaniana od zachodu przez grupę, która zajmowała Albanję i Czarnogórze, od wschodu zaś przez grupę, maszerującą przez Bułgarję ku granicy Rumunji, aby ją uwolnić od okupacji niemieckiej armji Macken-sena, a następnie uderzyć w bok Austro-Wę-gry. Poza tern drugorzędne działanie (również poprzez Bułgarję) skierowane było przeciwko Turcji i jej ówczesnej stolicy Konstantynopolowi.
677
Zajmowanie Albanji i Czarnogórza powierzone było korpusowi włoskiemu, który maszerował na północ od Wallowy wzdłuż morza Adrjatyckiego, oraz mieszanej grupie wojsk sprzymierzonych, która maszerowała na północny zachód z frontu Skoplje — Ochrida. W dn. 9 października ten ostatni oddział osiągnął już Hnję Diakowa — Mitrovica — Novibazar, odrzuciwszy oddziały austrjacko-węgierskie ku morzu, gdzie poddały się maszerującemu tam korpusowi włoskiemu.
Natarcie, a raczej pochód wgłąb Serbji odbywał się na północ wzdłuż biegu rzeki Morawy. Tu maszerowali Serbowie, wzmocnieni dywizjami francuskiemi i greckiemi, oraz francuską kawalerją i artylerją ciężką, ogółem 10 dywizyj piechoty.
Napraiva toru.
Znaczniejszy opór napotkali Serbowie dopiero pod Niszem, ale po trzydniowej walce, dość zaciętej dzięki obecności wojsk niemieckich, zdołali w dniu 12 października zająć Nisz, odrzucając wojska austrjacko-węgierskie, cofające się bezładnie, i biorąc do niewoli Niemców, sromotnie opuszczonych przez sprzymierzeńców. W dniu 1 listopada, wykonawszy 500-kilometrowy pochód w terenie górzystym, Serbowie wkroczyli do swojej stolicy Belgradu, mając na swojem prawem skrzydle pod Semen-drją kawalerję francuską. Szybkość rekordowa, z jaką odbył się gigantyczny marsz Serbów ku Belgradowi świadczy najlepiej, jak słabym był opór, stawiany przez wojska austrjacko-węgierskie !
Przekroczywszy bez trudu, prawie bez walki Dunaj Serbowie i Francuzi poprowadzili dalej swoje błyskawiczne natarcie w kierunku
Budapesztu i w momencie zawarcia zawieszenia broni znajdowali się już na linji Szege-dyn—Baja.
W kierunku Rumunji podążała przez Buł-garję tak zwana Armja Dunajska, składająca się z 2 francuskich i 1 angielskiej dywizyj. W dniu 19 października armja ta zajęła Vidin, a w dniu 10 listopada przeprawiła się prze-. Dunaj pod Nikopoli i Sistor, wkraczając na ziemię rumuńską. W tym czasie Rumunja, zrywając narzucony jej siłą pokój z państwami centralnemi, ponownie przystąpiła do wojny po stronie Koalicji, rozpoczynając powtórnie mobilizację swojej armji. Ale Mackensen nie czekał już ani na wojska francusko-angielskie, ani na powstanie rumuńskie, pośpiesznie wycofując swoje oddziały przez Siedmiogród.
Działania przeciwko Konstantynopolowi prowadziła grupa wojsk sprzymierzonych, licząca około 6 dywizyj, wczem ponad połowę angielskich. Grupa ta wyszedłszy z linji rzeki Strumy pomaszerowała przez Trację w kierunku Adrjanopcla. Pod murami tego przedmurza Konstantynopola powstrzymało sprzymierzonych zawieszenie broni z Turcją, zawarte 1 października w Mudros.
Generał Foch, rozpoczynając we Francji ogólną ofensywę sprzymierzonych, kategorycznie żądał również od Włoch przyłączenia się do decydującej rozgrywki. Ale naczelne dowództwo włoskie, zawsze ostrożne i przebiegłe, zwlekało z rozpoczęciem natarcia, pomimo, że na froncie włoskim znajdowały się znaczne posiłki angielsko-francuskie, a nawet i amerykańskie. Zdecydowało się wreszcie na własną ofensywę dopiero w dniu 25 października, kiedy przebieg walk na froncie zachodnim zupełnie zdecydowanie chylił szalę zwycięstwa — na stronę Koalicji, zaś Austro-Węgry, pozbawione pomocy niemieckiej oraz skompromitowane ostatecznie wypadkami na Bałkanach, znajdowały się w stanie zupełnego rozkładu wojskowości swojej i całego aparatu państwowego.
W tym czasie na froncie włoskim po stronie Koalicji znajdowało się 52 dywizje włoskie, 3 angielskie, 2 francuskie i czechosłowackie z 4750 d/.ialami, oraz na tyłach pewna ilość oddziałów amerykańskich. Po stronie austrjac-ko-węgierskiej znajdowało się 63 dywizyj, które jednak stanowiły nieporównanie mniejsze siły nietylko pod względem moralnym, ale i liczebnym, bowiem przeważnie dywizja liczyła
678
nie więcej, niż 5 bataljonów (zamiast 9), w dodatku o małych stanach liczebnych.
Położenie frontu włoskiego było wciąż jeszcze takie samo, jak latem tegoż roku. Główne siły sprzymierzonych, włącznie z dywizjami angielsko-francuskiemi, znajdowały się w centrum frontu, na odcinku od linji kolejowej Tveviso — Odezzo do góry Tomba, stopniowo rozrzedzając się na obu skrzydłach.
Plan ofensywy sprowadzał się do przełamania trzema armjami centrum frontu na 40-stokilometrowym odcinku Grave di Papadopo-li — Pederobba i dalszego natarcia na linję Vittorio — Veneto w celu odcięcia wojsk au-strjacko-węgierskich, działających w górach, od wojsk, działających w dolinie. Z głównem natarciem miały również współdziałać drugorzędne natarcia na obu skrzydłach.
W momencie, kiedy rozpoczynała się ofensywa na froncie włoskim, Austro-Węgry znajdowały się już w katastrofalnem położeniu. W dniu 19 października Austro-Węgry otrzymały odpowiedź Wilsona na swoją notę, analogiczną do niemieckiej i równocześnie z nią wysłaną. Wilson żądał w swojej nocie samodzielności dla Czechosłowacji, Jugosławji i Polski. Wywołało to w zainteresowanych prowincjach Austro-Węgier groźne wrzenie narodowościowe, które lada chwila miało przerodzić się w otwarte powstanie. W dodatku w tych tragicznych dniach dla monarchji Habsburgów zerwał się związek z Austrją Węgier, które, machnąwszy ręką na całość monarchji, zażądały wycofania oddziałów węgierskich z frontu włoskiego, aby bronić ściślejszych granic królestwa węgierskiego przed nawałą koalicyjną, która zbliżała się do nich od strony Serbji i Ru-munji. Pod wpływem tego, co się działo wewnątrz państwa, podniosła głowę również i propaganda rewolucyjna, działająca równorzędnie z narodowościowa. Na froncie rozpoczęły się jawne bunty całych oddziałów, karność została podeptana nawet WT najwierniejszych dotychczas dywizjach, dezercja przybrała charakter masowy, a równocześnie dowództwo straciło głowę, poddając się zniechęceniu, apatji i oportunizmowi.
W tych warunkach sprzymierzeni rozpoczęli ofensywę na froncie włoskim. Pomimo ogromnych trudności sforsowania rzeki Pi ave przełom udał się całkowicie, front austrjacki zachwiał się, a Włosi, wyzyskując swoje zwycięstwo, poczęli szybko rozszerzać dokonany wyłom tak, że do dn. 30 października osiągnęli
już linję rzeki Monticano — Vittorio — Veneto — Feltre — Asiago, grożąc rozłamaniem armij austrjacko-węgierskich na dwie części.
Austro-Węgry już w dniu 29 października zwróciły się do dowództwa włoskiego z prośbą o zawieszenie broni. Rozpoczęły się rokowania, w czasie których Włosi, korzystając z panicznej i bezładnej ucieczki wojsk austrjacko-węgierskich, prowadzili dalej swoje natarcie, a właściwie pościg w kierunku Udine, górnego biegu Tagliamento, Belluno i Trydentu. Równocześnie desant włoski pod osłoną floty wysadził się pod Triestem i prawie bez oporu zajął to miasto. Wreszcie w dniu 3 listopada Włochy podpisały w Padwie zawieszenie broni z Au-stro-Węgrami, które po raz ostatni w tej konwencji wystąpiły, jako jednolite mocarstwo. Bowiem równocześnie siły odśrodkowe rozsadziły dwujedyną monarchję Austro-Węgier, które w ciągu paru dni rozłożyły się na samodzielne swoje części składowe.
Tymczasem Włosi, trzymając się litery zawartego zawieszenia broni, które miało obowiązywać od południa 4 listopada, do tego terminu prowadzili nadal działania wojenne, co, wobec zupełnego rozłożenia się armji austrjac-ko-węgierskiej i szalonej panice jej mas żołnierskich, było raczej bezkrwawym odwetem Włochów na przeciwniku, który im jedynie z pośród swToich wrogów potrafił ongiś zadawać dotkliwe i niesławne ciosy. Od chwili podpisania do chwili uprawomocnienia się zawieszenia broni Włosi „zabrali do niewoli" setki tysięcy oszalałych w panice, przeważnie bezbronnych i pozbawionych dowództwa żołnierzy austrjacko-węgierskich.
Od tej chwili na arenie wojny światowej przeciwko całej nieledwie ludzkości pozostały same tylko Niemcy.
W dniu 19 października Foch wydał rozkaz dalszej ofensywy na froncie zachodnim. Teraz sprzymierzeni mieli przełamać trzecią z kolei niemiecką linję obronną Hermann — Hunding — Brunhildy — Grimhildy.
Grupa północna króla Alberta, w skład której wchodziły obecnie armja belgijska i 2. arm ja angielska, natarła w kierunku Ganda-wy i dalej Brukseli; armje angielskie natarły w kierunku ogólnym na Naraur w celu odrzucenia Niemców w Ardeny, trudne do przebycia, i odcięcia ich od głównej drogi odwrotu ; Francuzi przy pomocy Anglików" na Chimay i Givet
679
i wreszcie Francuzi i Amerykanie na Mezières i Sedan.
Do dnia 27 października największy sukces osiągnęła grupa króla Alberta i Anglicy, Francuzi wypełnili swoje dość szczupłe zadanie, natomiast Amerykanie, których zadanie nadal polegało na przecięciu dróg odwrotowych głównej masie wojsk niemieckich, pomimo znacznych ofiar posunęli się nieznacznie, częściowo z racji ciężkiego terenu walki i braku dogodnych linij komunikacyjnych, częściowo zaś z powodu zbyt małego doświadczenia świeżo zaim-
powyżej. Jednakże naczelne dowództwo niemieckie uznało za niemożliwą i bezcelową dalszą jej obronę na pozostałych odcinkach. To też nocą z dnia 4 na o listopada 7 armij niemieckich na froncie od Mozy do Condé, a 8 listopada i armje północne rozpoczęły odwrót na linję „Antwerpja — Moza".
Do tego czasu tymczasem na głębokich tylach wojsk niemieckich rozegrały się wypadki, które zadecydowały ostatecznie o losach wojny. Sprzymierzeńcy Niemiec leżeli już pokonani u stóp Koalicji. W Niemczech wybuchła rew»;-
HWftâPV.'«- — — I I i •»
Cmentarz marynarzy francuskich w Atenach.
prowizowanych sztr.bów amerykańskich, których niezależności, pomimo tego, uparcie bronił generał Pershing, człowiek uparty, kapryśny i ambitny nadmiernie.
Pomimo pewnych niedociągnięć na prawem skrzydle nacierających sprzymierzonych położenie Niemców było tak ciężkie, że, jak to już wiemy, musieli się zgodzić na postawione przez Wilsona warunki wszczęcia rokowań w sprawie zawieszenia broni.
Tymczasem do dnia 5 listopada tylko Anglicy, 1. armja francuska i 1. armja amerykańska zdołały przełamać na swoich odcinkach niemiecką linję obronną, o której mówiliśmy
łucja, a jakkolwiek miała ona łagodny charakter i prawie bezkrwawy przebieg — jednakże w stopniu dostatecznym wprowadziła ogólny chaos i dezorientację, rujnujące cały aparat państwowy i wojenny. Bezpośrednim powodem odclawna nurtującej zresztą pod ziemią rewolucji niemieckiej był bunt we flocie woj-jennej (jak wiemy pierwszy bunt marynarzy, surowo poskromiony, wybuchł jeszcze w 1917 roku). Od połowy października admiralicja niemiecka nosiła się z zamiarem dokonania wypadu na wybrzeża niemieckie. Na wiadomość o tern wybuchł bunt w III eskadrze pełnego morza, stacjonującej w Wilhelmshaven. Rezygnu-
jąc ze swoich planów admiralicja skierowała zbuntowaną eskadrę do Kilonji i tam starała się drogą pertraktacyj zlokalizować to zarzewie rewolucji. W dniu 4 listopada bunt marynarzy przybrał groźną postawę. Gubernator ki-loński, jakkolwiek rozporządzał wiernemi oddziałami lądowemi, jednakże nie zdecydował się ich użyć przeciwko marynarzom. W rezultacie Kilonja została opanowana przez zrewolucjonizowanych już marynarzy. Stąd iskry rewolucji rozprysły się po całych Niemczech, wraz z masami zbuntowanych marynarzy, którzy, jak i w Rosji, stali się czołowymi bojownikami rewolucji. Naczelne dowództwo próbowało wysłać z frontu przeciwko tyłowym rewolucjonistom kilka dywizyj, ale i te wkrótce ogarnął ferment.
Pomiędzy 5 a 7 listopada zbuntowani, marynarze opanowali Lubekę, Bremę, Hamburg i Hanower. Następnie, prawie bez oporu, rewolucja przerzuciła się do Westfalji, Nad-renji, do środkowo-niemieckich ośrodków przemysłowych, do Halle, Lipska i Monachjum. 9 listopada zrewolucjonizowane masy robotnicze opanowały niemal bez sprzeciwu wrładzę w samej stolicy Rzeszy Niemieckiej — Berlinie.
W południe tegoż dnia cesarz Wilhelm, ratując swoją głowę, zrzekł się korony cesarstwa niemieckiego, uciekając haniebnie do Ho-landji i pozostawiając swój naród i wojsko w tragicznem położeniu. Rewolucja szerokie-mi falami rozlewała się po Niemczech, burząc jeden za drugim trony związkowych państewek niemieckich. Armja niemiecka straciła nagle swoje tyły, swoją rację bytu, swoich najwyższych wodzów, całą swoją tradycję, która runęła zdała od pola bitew. W doskonałym mechanizmie wojska niemieckie jakgdyby pękła jakaś wewnętrzna sprężyna, która decydowała o jego użyteczności. I stało się to pomimo, że wojsko niemieckie, nadszarpnięte wprawdzie propagandą rewolucyjną, jednakże do ostatniej chwili w masie swojej zachowało znośną postawę moralną, która na długo jeszcze mogła była utrzymać jego spójnię i jego wartość bojową.
A tymczasem Foch -przygotowywał się do ostatniego skoku armij sprzymierzonych, który miał im przynieść w obecnych warunkach wspaniałe, pełne zwycięstwo, rzucające żebrzący militaryzm niemiecki do kolan Koalicji.
Z rejonu Nancy, z rodzinnych stron Fo-ch'a, po obu stronach Mozeli wyjść miała potężna ofensywa, która, przedłużając front bitwy aż do granicy szwajcarskiej, powinna była tym razem napewno zagrodzić drogę odwrotu
głównym masom wojsk niemieckich, równocześnie wbijając w serce niemiec miażdżący klin zwycięskiej Koalicji. Foch bowiem pragnął rokowania pokojowe prowadzić z rządem niemieckim, któryby już nie posiadał armji — to znaczy był całkowicie bezsilny.
Marszałek Foch, omawiając będące na ukończeniu przygotowania do natarcia w Lota-ryngji, tak pisze w swoich „Pamiętnikach":
„Miało się ono rozpocząć 14 listopada, dwudziestu ośmiu dywizjami piechoty i trzema kawalerji, wspartemi znaczną ilością artylerji i około sześciuset czołgami. Atak ten, o rozciągłości około 30 kilometrów, miał się dołączyć do bitwy na 350-ciokilometrowym froncie. Kierunek jego był kierunkiem nowym. Nie mógł on napotkać tam większych sił. W następstwie można się było po nim spodziewać świetnego początku i szybkiego zdobycia kilku dziesiątków kilometrów. Potem miał on niewątpliwie natrafić na zniszczenie, które zwalniało gdzieindziej marsz innych armij. Natarcie to dorzucało swój wysiłek do ich wysiłku, potęgowało go, wzmacniało, nie zmieniając charakteru, Był to marsz ku Renowi, w kierunku Berlina, ugruntowany przez całokształt wojsk sprzymierzonych, przez zbieżność ich wysiłków, powtarzanych i potęgowanych z dniem każdym. Taki marsz, na tej drodze nie mógł nie doprowadzić do ostatecznego rozstrzygnięcia wojny".
Jednakże do ofensywy tej wogóle nie doszło i na trzy dni przed jej rozpoczęciem podpisano zawieszenie broni, które było dziełem nie wojskowych, lecz polityków7 koalicyjnych, którzy, sami tego nie przeczuwając prawdopodobnie, ocalili tern straszliwą dla Europy hydrę niemieckiego imperjalizmu i militaryzmu.
W dniu 5 listopada prezydent Wilson, poniekąd uzurpujący sobie rolę „budowniczego pokoju powszechnego", powiadomił niemieckiego kanclerza Maksa Badeńskiegó, że generał Foch, wódz naczelny armij sprzymierzonych jest upoważniony przez Koalicję do podpisania warunków zawieszenia broni. W dniu 7 listopada parlamentarjusze niemieccy przybyli do Wielkiej Kwatery Głównej Foch'a, a o godz. 11 dnia 11 listopada 1928 roku zostało podpisane zawieszenie broni w momencie, kiedy ar-mje niemieckie, nie osiągnąwszy jeszcze w całości linji „Antwerpja — Moza", zajmowały front Gandawa—Grammont — Mons — Chi-may — Mezières — Sedan — Stenay — Fres-nes — Pont à Mousson.
Warunki zawieszenia broni, postawione przez Koalicję, były ciężkie dla Rzeszy Niemiec-
681
kiej i narazie równały się rozbrojeniu Niemiec. Niemcy zobowiązały się w ciągu 15 dni najbliższych opróżnić obszary okupowane oraz Alzację i Lotaryngję (zabrane Francji po wojnie 1870/71 r.), w ciągu następnych dwóch tygodni lewy brzeg Renu, wydać wielką ilość broni, parowozów i wagonów, natychmiast odesłać jeńców koalicyjnych do kraju, wydać sprzymierzonym łodzie podwodne oraz rozbroić flotę wojenną pełnego morza. Poza tern Niemcy musiały się zgodzić na unieważnienie pokojów brzeskiego i bukareszteńskiego.
Odwrót wojsk niemieckich poza Ren był niezwykle ciężki. Wojska niemieckie, liczące jeszcze na froncie zachodnim i na obszarach okupowanych przeszło 3 miljony ludzi, musiały
Odpoczynek w namiocie.
pośpiesznie powracać do kraju, utraciwszy znaczną część środków transportowych w dodatku późną, słotną jesienią, złemi, przeważnie gór-skiemi drogami i przy znacznem rozprzężeniu etapów i organizacyj tyłowych.
I na dobro wojska niemieckiego należy zapisać, że odwrót ten pomimo wszystko odbył się naogół w porządku i planowo. Jedynie formacje tyłowe, bardziej ulegające fermentowi rewolucyjnemu, wprowadzały pewien zamęt wr pochodzie, natomiast oddziały bojowe przeważnie zachowały nawet czysto wojskową postawę i znośną karność. W wojsku niemiec-kiem nie powtórzyły się wypadki tragiczne i haniebna których widownią był zbolszewizowany front rosyjski.
A teraz pozwolimy sobie przytoczyć szereg wyjątków z „Pamiętników" marszałka Foch'a,
autora najbardziej autorytatywnego, jeśli chodzi o ostatni okres wojny światowej.
Marszalek Foch tak mówi o ostatniej, zamierzonej i przygotowanej ofensywie sprzymierzonych, która nie doszła do skutku dzięki zawarciu zawieszenia broni w dniu 11 listopada 1918 roku:
„Od początku października, z chwilą gdy armja belgijska wyszła z bagien Ysery na grunt stały, armje sprzymierzone otrzymały możność dalszego prowadzenia szeregu rozpoczętych natarć i dalszego prowadzenia podczas zimy zwycięskiej bitwy, rozpoczętej 18 lipca. Przedsiębrały one środki dla uczynienia tej bitwy jeszcze potężniejszą, rozszerzenia jej do Mozeli, a w krótkim czasie aż do Wogezów".
„Było jasnem, iż bitwę należało prowadzić dalej w kierunku ściśle określonym, przeciwko gros armij niemieckich, już pobitych, a których podstawa znajdowała się w północnych Niemczech, głowa w Berlinie. Ciosy nasze, zadawane bez przerwy w tym kierunku, musiały złamać, zepchnąć i wreszcie zniszczyć siły zbrojne przeciwnika i w ostatecznym wyniku doprowadzić państwo niemieckie do układów, pozbawiwszy rząd jego — wojska. Z drugiej strony w kierunku tym nieprzyjaciel, pomijając już zniszczenie potrzebnych komunikacyj, dzięki któremu mógł zwolnić nasz marsz, mógł toczyć nadal bitwę; przeciwstawić nam poważną przeszkodę — Ren. Byłby tam w stanie zati'zymac marsz nasz na długo i pod osłoną rzeki zreorganizować swe siły".
„W przewidywaniu tych przeszkód, bitwa sprzymierzonych zmontowana była w celu jak najszybszego osiągnięcia i przekroczenia Renu i wyzyskania do tego bez zwłoki wzrastającej dezorganizacji sił nieprzyjacielskich".
„Po zdobyciu tej zapory, Niemcy byliby wydani na łaskę sprzymierzonych, gdyby nawet ci ostatni musieli w7 tym celu dojść do Berlina. Takie oto względy decydowały w prowadzeniu wojsk sprzymierzonych, dopóki polityka nic wtrąciła się, aby zwolnić lub zmienić tok ich działań".
Podając dalej wypadki początkowej fazy pośrednictwa pokojowego prezydenta Wilsona, Foch pisze:
„Ze swej strony 8 października podjąłem inicjatywę przedstawienia p. Clemenceau sumarycznego projektu zobowiązań, które należało zdaniem mojem, narzucić przeciwnikowi „w wypadku, gdyby podjęta została sprawa zaprzestania działań wojennych choćby na krótko". Zobowiązania te wypływały z trzech pod-
682
stawowych zasad: Nie może być mowy, aby wojska działające we Francji i w Belgji zaprzestały działań wojennych, zanim nie zostaną przeprowadzone: l-o. Uwolnienie krajów zagarniętych wbrew wszelkiemu prawu: Belgji, Francji, Alzacji, Lotaryngji, Luksemburga — i repatracja ich ludności (jak wiemy Niemcy z okupowanych obszarów pod przymusem masowo wywozili robotników do fabryk wojennych w głąb Niemiec — przyp. wł.) • Nieprzyjaciel musi więc opróżnić te tery tor ja w ciągu dwóch tygodni i przeprowadzić niezwłocznie repatrację ludności. Jest to pierwszy warunek zawieszenia broni. 2-o. Zapewnienie odpowie-dniej podstawy wyjściowej pozwalającej nam na dalsze prowadzenie wojny aż do zniszczenia sił nieprzyjacielskich — na wypadek, gdyby rokowania pokojowe nie doprowadziły do skutku. Do tego są nam niezbędne dwa lub trzy przed-mościa nad Renem na wysokości Rastadt, Strasburga i Neu Brisach (każde przedmoście — to półkole zarysowane na prawym brzegu rzeki promieniem długości trzydziestu kilometrów z przyczułka brzegu prawego, jako środka), wszystkie w tym samym dwutygodniowym terminie. Jest to drugi warunek zawieszenia broni. 3-0. Utrzymanie w naszem ręku zastawu na odszkodowania za zniszczenia, poczynione w krajach sprzymierzonych, co do których żądania zostaną przedstawione podczas rokowań pokojowych. W tym celu kr*aj na lewym brzegu Renu zostanie ewakuowany przez wojska przeciwnika w terminie dni trzydziestu, zostanie zajęty przez wojska sprzymierzone, które będą nim administrowały, współdziałając z władzami miejscowemi aż do zawarcia pokoju. Jest to trzeci warunek zawieszenia broni".
„Poza tern należy postawić następujące warunki dodatkowe: 4-o. Cały materjał wojenny i zaopatrzenie wszelkiego rodzaju, które nie zostanie ewakuowane w terminie ustalonym, pozostanie na miejscu — nie wolno go niszczyć. 5-0. Jednostki, które nie opróżnią wskazanych terenów w terminie ustalonym, zostaną rozbrojone i wzięte do niewoli. 6-0. Sprzęt kolejowy, tak lin je, jak i tabor będzie pozostawiony na miejscu i nie może podlegać żadnemu zniszczeniu. Cały sprzęt belgijski i francuski, zagarnięty poprzednio, zostanie niezwłocznie zwrócony (lub też jego ekwiwalent liczbowy). 7-o. Wszystkie urządzenia wojskowe, służące do użytku wojsk, jak obozy, baraki, parki, arsenały... pozostaną nietknięte, przyczem zakazuje się zabierać je ze sobą lub niszczyć. 8-0. Dotyczy to również wszelkich zakładów przemysło
wych i wszelkiego rodzaju warsztatów pracy. 9. Działania wojenne zostaną zawieszone w dwadzieścia cztery godziny po zaaprobowaniu warunków przez strony, zawierające umowę".
Analizując swoje i prezydenta Wilsona stanowisko w sprawie zawieszenia broni Foch pisze :
„Jak widzimy z powyższego, była wielka różnica pomiędzy temi propozycjami a prostym warunkiem ewakuacji, wypowiedzianym w tym okresie przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Prawda, iż prezydent Wilson, ustalając, jak się wydawało, minimum, bez którego nie mogło być mowy w rozejmie, nie wykluczał przez to wszystkich innych warunków, które mogły być przez sprzymierzonych uznane za nieodzowne, i te właśnie warunki przedstawiłem rządom Koalicji, zebranym w Paiyżu, w ministerstwie spraw zagranicznych po południu dnia 9 października".
„Jednakże i wbrew mniemaniu p. Clemenceau, który wolałby nie interwenjować-niezwłocznie w rozmowach, prowadzonych pomiędzy Berlinem i Waszyngtonem, p. Lloyd George, dla uniknięcia wszelkich nieporozumień na przyszłość, przekonał swych kolegów o nagłej konieczności wysłania prezydentowi Wilsonowi przedłożenia, zwracającego mu uwagę na niedostateczność jego warunków, które, jak powiadał, nie przeszkodziłyby „nieprzyjacielowi wyciągnąć korzyści z tego rodzaju zawieszenia broni, które, po wygaśnięciu rozejmu, nie pociągającego za sobą zawarcia pokoju, pozostawiłby go wT sytuacji wojskowej lepszej, niż przed zawieszeniem działań wojennych. Pozo-stawionoby mu w ten sposób możność wybrnięcia z krytycznej sytuacji, uratowania sprzętu, zreorganizowania jednostek, skrócenia frontu, wycofania się bez strat w ludziach na nowe stanowiska, które miałby czas wybrać i umocnić". Dodawał jeszcze: „Warunki rozejmu mogą być ustalone jedynie po zasięgnięciu opinji rzeczoznawców wojskowych i zgodnie z położeniem wTojennem w chwili, w której rokowania zostaną nawiązane..." P. Lloyd George, żądając natychmiastowego wysłania tego przedłożenia, działał pod dobrem natchnieniem, ponieważ Niemcy, jak należało się spodziewać, nie mieli zaniedbać podchwycenia nieoczekiwanej okazji, ofiarowanej im dla wyjścia z honorem z trudnego ich położenia".
Istotnie, rząd niemiecki, zręcznie wyzyskując pewną naiwność polityczną, a w szczególności wojskową prezydenta Wilsona niezwykle
683
zręcznie starał się prowadzić dalsze rokowania w sprawie rozejmu, nie schodząc już z tej lekkomyślnie ograniczonej platformy, którą Wilson sam określił na początku. Dopiero dnia 14 października prezydent Wilson, już poinformowany przez rządy państw sprzymierzonych o ich na sprawę rozejmu poglądach, wyraźnie oświadczył niemieckiemu kanclerzowi Maksowi Badeńskiemu, że ostateczne warunki rozejmu muszą być poddane ocenie rządów państw sprzymierzonych i ich doradcom wojskowym,
źli narzucony faktycznie pobitym Niemcom. Do takiego stanowiska rządu Maksa Badeń-skiego nie mało również przyczyniały się wpływy niemieckich sfer wojskowych, które pomimo wszystko nie mogły się zdecydować na konsekwentne uznanie własnej bezsilności, raczej nawet dopuszczając szaleńczą myśl o dalszej wojnie, na którą pozwoliłby korzystny dla Niemiec rozejm. To stanowisko niemieckie uległo radykalnej zmianie dopiero po wewnętrznem i ostatecznem załamaniu się państwa niemiec-
Rezdomne dzieci pod opieką Czerwonego Krzyża.
którzy od roku 1917 tworzyli tak zwaną mię-dzykoalicyjną Najwyższą Radę Wojenną, trwającą nadal również po ustanowieniu wspólnego dowództwa naczelnego w osobie marszałka Foch'a.
Pertraktacje o rozejm ciągnęły się długo i leniwie, a to z wielu względów. Przedewszyst-kiem rząd niemiecki aż do wybuchu rewolucji w Niemczech w początku listopada starał sio wszelkiemi sposobami i sposobikami, właściwe-mi dyplomacji, uzyskać takie warunki rozejmu, któreby nie pozbawiły Niemiec ich potęgi militarnej, wiedząc, że w tych warunkach pokój będzie miał raczej charakter kompromisowy, ni-
kiego, co spowodowało zupełny rozkład jego aparatu wojennego.
Oczywiście Koalicja rozumiała grę Niemiec, przedewszystkiem zaś rozumiał ją Foch, patrzący dalej może, niż którykolwiek z ówczesnych mężów stanu państw sprzymierzonych. Jak mało kto, Foch rozumiał, że hydra imperjaliz-mu i militaryzmu niemieckiego, zawsze groźna dla pokoju świata, posiada tak wielką żywotność i tak podatny grunt w psychice niemieckiej, iż trzeba nielada warunków, wieńczących zwycięstwo Koalicji, aby ją jeśli nie naza-wsze — to na dłuższy czas unieszkodliwić.
Przeto rządy państw sprzymierzonych uy-
684
wierały nacisk na prezydenta Wilsona z jednej strony w kierunku zaostrzenia warunków rozejmu, z drugiej zaś strony w kierunku osłabienia tej dominującej roli arbitra, którą uzurpował sobie poniekąd Wilson, ograniczając tern prawa suwerenne i owoce zwycięstwa innych państw sprzymierzonych, głównych uczestników wojny. Zabiegi te odniosły skutek w sensie ustalenia warunków rozejmu w trybie mię-dzysojuszniczym. Ale sprawę komplikowało znów to, że poszczególne rządy o wiele różniły się w poglądach na ostrość warunków, które miały być podyktowane Niemcom. Najostrzejszych żądały państwa najbardziej zainteresowane w likwidacji niebezpieczeństwa niemieckiego, a więc Francja i Belgja, łagodniejszych zaś przedewszystkiem Anglja, bezpieczna na swojej wyspie.
Poza tern w łonie Koalicji powstały tarcia, wywołane do pewnego stopnia istniejącym zawsze antagonizmem czynników politycznych i wojskowych. Politycy, uosobieni w rządach państw sprzymierzonych, widzieli w rozejmie, który wT ich mniemaniu kończył wojnę, okres dominowania wojskowych, jakgdyby wyzwolenie, dojście do decydującego głosu po tak długim okresie koniecznego liczenia się z opinją sfer wojskowych. Dlatego też wszystkie rządy pragnęły zachować dla siebie całkowitą swobodę w układaniu warunków rozejmu, który uważały za definitywny wstęp do rokowań pokojowych, w tym celu zaś sferę wpływów wojskowości świadomie ograniczały do skromnej roli, przypadającej fachowym doradcom wojskowym. Owa chęć odseparowania wojskowych od spraw rozejmu i pokoju znalazła wyraz nawet w stosunku do międzysojuszniczego wodza naczelnego Foch'a.
Wojskowi znów zapatrywali się na rozejm inaczej, uważając go za przerwanie, ale nie zakończenie wojny. Liczyli się wciąż jeszcze z możliwością kontynuowania wojny w wypadku, o ileby przeciwmik nie był skłonnym do dostatecznych ustępstw, zafiksowanych w traktacie pokojowym. Ponadto zupełnie słusznie uważali, że pozostawienie Niemcom ich aparatu wojennego osłabi na konferencji pokojowej autorytet zwycięstwa po stronie Koalicji.
W sprawie tej Foch pisze: „...Jeśli jednak naturalnem było, że Rządy
zaciągały zdania swych przedstawicieli wojskowych, jeszcze bardziej było wskazanem, bj' zasięgnęło opinji Naczelnego Wodza. Znał on lepiej, niż ktokolwiek inny, stan wojsk, skalę wysiłku, do którego były nadal zdolne, warun
ki, w jakich można było przerwać działania, nie tracąc korzyści zwycięstwa, zapewniając sobie ewentualne pomyślne wznowienie kroków wojennych".
„Odpowiedzialność zatem jego była w równym stopniu zaangażowana w tern, co dotyczyło prowadzenia walki. To właśnie podkreślałem pismem mem z dn. 16 października do Prezesa Rady Ministrów".
Ostatecznie jednak rządy sprzymierzone pozostawiły sobie uzgodnienie warunków zawieszenia broni. Również i prezydent Wilson zrezygnował ze swojej dotychczasowej arbitralności, komunikując rządowi niemieckiemu, że sprawa rozejmu została całkowicie przekazana rządom sprzymierzonym, które mają podać Niemcom takie warunki „które zabezpieczyłyby całkowicie sprawy zainteresowanych narodów i zapewniły rządom sprzymierzonym nieograniczoną możność zagwarantowania i wykonania w szczegółach pokoju, na który godził się rząd niemiecki".
Wreszcie w dniu 24 października rządy sprzymierzone za pośrednictwem premjera francuskiego Clemenceau zwróciły się do Foch'a z żądaniem wyszczególnienia czysto wojskowych tez w sprawie warunków7 rozejmu.
Foch zaprosił wówczas na naradę wodzów naczelnych armij sprzymierzonych: francuskiej — generał Pétain'a, angielskiej — marszałka Haig'a i amerykańskiej — generała Pershinga. Zaproszony szef sztabu armji belgijskiej nie zdążył przybyć na czas, później jednak zaakceptował uchwały swoich kolegów.
Na naradzie tej uwidoczniły się dwa odrębne stanowiska: przedstawiciele Ameryki, Francji i całości Koalicji (w osobie Foch'a) byli za jak najostrzejszemi warunkami, natomiast marszałek Haig pragnął je złagodzić, twierdząc, że armja niemiecka jest nazbyt jeszcze silna, a sprzymierzeni wyczerpani, aby można było ryzykować wznowienie działań wojennych.
O tych poglądach marszałka Haig'a tak pisze Foch w swoich „Pamiętnikach":
„...powody, z których one wynikły, wydawały się nieuzasadnione. Armja niemiecka, która poniosła w ciągu kilku ostatnich miesięcy olbrzymie straty w terenach, jeńcach i sprzęcie, była armja pobitą, która musiała być głęboko zdemoralizowana i wstrząśnięta. Co się tyczy armij sprzymierzonych, należało się z tern pogodzić, że arm je zwycięskie nigdy nie są świeże. Byliśmy u schyłku zwycięskiej bitwy, w której zwycięzca często traci tyluż ludzi, co
685
i zwyciężony, nie przeszkadza to jednak całkowitemu zdezorganizowaniu tego ostatniego. Nie można się więc było obawiać poważnego oporu ze strony niemieckiej".
W rezultacie narada wodzów naczelnych uchwaliła szereg warunków, ogólnie biorąc zgodnych z koncepcją Foch'a, któiy też zawiózł je w dniu 25 października prezydentowi Francji Poincaré'mu oraz premjerowi Clemenceau.
Foch opowiada, że Poincare w rozmowie z nim niepokoił się, czy aby tak ostre warunki przyjmie rząd niemiecki. Na to odpowiedział Foch prezydentowi: „A więc będziemy prowadzili wojnę dalej, bowiem w momencie, do którego doszły w tej chwili armje sprzymierzone, nie wolno powstrzymać ich zwycięskiego mar-
Po powrocie Francuzów.
szu bez uczynienia wszelkiego oporu niemieckiego niemożliwym i wzięcia w ręce zastawu solidnego pokoju, zdobytego za cenę takich ofiar!''.
Foch niezłomnie stał na stanowisku, że Koalicja może zawiesić swoje działania wojenne, zmierzające ku marszowi na Berlin, jedynie wówczas, kiedy będzie mogła mocno stanąć na Renie, który zamykał sprzymierzonym ewentualny marsz wgłąb Niemiec.
O ile Foch trwał niezłomnie przy najostrzejszych warunkach na lądzie — o tyle zno-wuż był przeciwnikiem zaostrzania tych warunków na morzu, ku czemu parła Anglja, zazdrosna o swoją hegemonję „królowej mórz".
W sprawie tej Foch w dniu 29 października pisał do Clemenceau: „Miałem zaszczyt przesłać. Panu 6 października wojskowe warunki rozejmu. Prawdojwdobnie zostaną do nich dołączone warunki morskie. Te ostatnie nie mogą być zaakceptowane bez ich rozpatrze
nia, bowiem, o ile będą one zbyt ostre, doprowadzą do dalszego prowadzenia walki przez armje lądowe, walki zawsze kosztownej — dla wątpliwych korzyści. Proszę więc, abym został wysłuchany, zanim ostateczny program warunków rozejmu zostanie ustalony".
W dniu 31 października w Paryżu zebrali się szefowie rządów sprzymierzonych dla omówienia sprawy rozejmu. Prezydenta Wilsona reprezentował jego specjalny przedstawiciel, pułkownik House. Właśnie nadeszła była wiadomość o podpisaniu przez Turcję rozejmu w Mudros i kapitulacji Austro-Węgier. Foch, który był obecny na tej naradzie, pisze: „W tych warunkach łatwo mi przyszło z chwilą, gdy zostałem wezwany do wygłoszenia mojej opinji co do ogólnego położenia wojskowego, wykazać, jak sprzyjały nam odtąd wypadki. Niemcy, od przeszło trzech miesięcy bici w Bel-gji i Francji, stracili w tym czasie 260.000 jeńców i 4.000 dział. Stan wojskowy Niemiec wykazywał głęboką dezorganizację, podczas kiedy my posiadaliśmy możność prowadzenia dalej bitwy na czterystakilometrowym froncie w ciągu całej zimy, gdyby zaszła tego potrzeba — prowadzenia jej aż do zupełnego zniszczenia przeciwnika, gdyby to było konieczne. Po tern oświadczeniu zapytał mnie pułkownik House, czy wolałbym dalej prowadzić wojnę z Niemcami, czy też zawrzeć rozejm. Odpowiedziałem mu na to: „Nie prowadzę wojny dla wojny. Jeśli uzyskam zawieszenie broni na takich warunkach, jakie chcemy Niemcom narzucić — będę zadowolony. Z chwilą osiągnięcia celu, nikt nie ma prawa przelać choćby jednej jeszcze kropli krwi".
Tego samego dnia Najwyższa Rada Wojenna opracowała warunki zawieszenia broni z Austro-Węgrami, od dnia 1 listopada zaś rozpoczęło się szczegółowe badanie i opracowywanie warunków rozejmu z Niemcami.
Na ponownej naradzie szefów rządów Lloyd George wszczął ponownie dyskusję nad zasadniczemi postulatami Foch'a, aby umożliwić obecnemu marszałkowi Haig'owi obronę swoich postulatów, które, oczywiście, były mu uprzednio już narzucone przez wszechpotężnego wówczas w Anglji Lloyd George'a. Znów oddajemy głos samemu marszałkowi Foch'owi:
„Teza ich, która w celu zaprzestania działań wojennych zatrzymywała armje sprzymierzone na granicach Belgji, Luksemburga, Alzacji i Lotaryngji, to znaczy na lewym brzegu Renu i w pewnej odległości od niego, biorąc ogólnie — nosem przed przeszkodą, była pod
686
Uroczystość francusko-amerykańska -i lipca 1017 roku w obecności generała Pershing'a.
względem wojskowym nie do przyjęcia. Pozostawiała ona Niemcom możność zreorganizowania swych armij pod osłoną Renu podczas ustalania warunków pokoju, oraz możność, w wypadku, gdyby nie zaakceptowały tych warunków, wznowienia walki w warunkach niepomyślnych dla wojsk sprzymierzonych. Te ostatnie mogły utracić znaczną część korzyści swych trudnych zwycięstwa Nie obejmując Renu rozejmem, rządy sprzymierzone ryzykowały narażeniem pokoju, do którego dążyły".
Pomimo znacznej różnicy zdań, powodującej ciche intrygi w łonie zwycięskiej Koalicji, silna indywidualność Foch'a i jego wielki autorytet fachowy i moralny zwyciężyły wreszcie, i szefowie rządów sprzymierzonych przyjęli jego podstawę warunków wojskowych rozejmu.
W ciągu dnia 2 października kontynuowano obrady, ale w nastroju wielkiego zdenerwowania. Była to bowiem chwila, w której naczelny wódz armji włoskiej generał Diaz doręczył był właśnie naczelnemu dowództwu au-strjacko-węgierskiemu koalicyjne warunki za
wieszenia wojny ło pytanie, czy
Wszystkich przeto nurtowa-rzad wiedeński warunki te
przyjmie, czy nie? Odpowiedź na to pytanie miała być poniekąd wskazówką na ewentualne późniejsze stanowisko Berlina. Nastrój ten udzielił się również i Lloyd George'owi, który począł częściowo rezygnować ze swoich surowych warunków rozbrojenia Niemiec na morzu.
Kiedy jednak nadeszła wiadomość, że Wiedeń bez zastrzeżeń skapitulował, Lloyd George powrócił natychmiast do swojej nieugiętej postawy w sprawach morskich, która mogłaby zmusić nawet Niemców od odrzucenia warunków rozejmu. Stało się inaczej. Niemcy skapitulowały całkowicie, ale przyczyną tego była rewolucja wewnętrzna, zapalająca wielki pożar na tylach pobitej, ale niezwyciężonej jeszcze ostatecznie armji niemieckiej.
Do warunków rozejmu dołączono również klauzulę, dotyczącą nieistniejącego • zresztą frontu rosyjskiego. Foch pisze: „Przy tej okazji p. Pichon, minister spraw zagranicznych,
687
podniósł kwestję wskrzeszenia Polski, które było jednym z celów wojny dla sprzymierzonych. Zgodzono się jednak, że sprawa ta przekracza ramy rozejmu i że należy zmusić tylko Niemcy do powrócenia do ich wschodniej granicy z roku 1914".
W dniu 4 listopada ostatecznie został zredagowany tekst warunków i natychmiast telegraficznie przekazany prezydentowi Wilsonowi. Zdecydowano również, że tekst tych warunków doręczy Parlamentärjuszom niemieckim Foch, jako wspólny wódz naczelny, w asyście angielskiego admirała, oraz prowadzić będzie rokowania ściśle na podstawie tego tekstu.
Wobec tego Foch wydał odpowiednie rozporządzenia na wypadek nieoczekiwanego zjawienia się parlamentarjuszów niemieckich przed okopami sprzymierzonych, w razie zaś uprzedzenia wyznaczył im do przekroczenia frontu odcinek Givet — La Capelle — Guise. Równocześnie jednak powiadomił arm je sprzymierzone, aby dementowały ewentualne rozpuszczanie przez Niemców fałszywej wieści o już zawartem zawieszeniu broni.
O nawiązaniu bezpośrednich rokowań z Niemcami tak opowiada marszałek Foch:
„Była to noc z 6 na 7 listopada. Wpół do
pierwszej otrzymałem pierwszy radjotelegram niemieckiego Dowództwa Naczelnego. Podawał on nazwiska pełnomocników, wyznaczonych przez rząd berliński, prosił mnie o ustalenie miejsca spotkania i dodawał: „W interesie ludzkości rząd niemiecki byłby szczęśliwy, gdyby przybycie delegacji niemieckiej na front sprzymierzonych mogło doprowadzić do tymczasowego zawieszenia broni." Odpowiedziałem natychmiast temi prostemi słowy: „Jeśli pełnomocnicy niemieccy pragną spotkać się z marszałkiem Fochem, by prosić go o zawieszenie broni, niech się zgłoszą u czat francuskich drogą Chimay — Fourmiers — La Capelle — Guise. Rozkazy w sprawie ich przyjęcia i odprowadzenia do miejsca wyznaczonego spotkania zostały wydane."
„Rano 7-go zostałem powiadomiony, że pełnomocnicy niemieccy, opuszczający Spa w południe, przybędą przed linję francuską między godziną 16 a 17. Zarówno przez dowództwo francuskie, jak i dowództwo niemieckie zostały wydane zarządzenia, co do zaprzestania ognia z obu stron podczas przejazdu delegacji niemieckiej".
„W towarzystwie generała Weygand'a (swojego szefa sztabu — przyp. wł.). trzech
:•'
'•ÀHf
Warn
W Paryżu tłumy manifestotvaly pod pomnikiem Washingtona na cześć Stanów Zjednoczonych A. P. (1917 >:).
oficerów mego sztabu (major Riedinger, kapitan de Mierry i oficer - tłumacz Laperch — przyp, wł.) i brytyjskiej delegacji morskiej, której przewodniczył admirał Wemyss, pierwszy lord admiralicji, opuściłem Senlis (obecne miejsce Wielkiej Kwatery Głównej, przeniesionej w czasie ofensywy generalnej z Bom-bon — przyp. wł.) o godzinie 17 i udałem się specjalnym pociągiem do miejsca, wybranego na spotkanie z pełnomocnikami niemieckiemi, zakątka lasu Compiegne, na północ i niedaleko od stacji Rethndes. Pociąg mój został tu ustawiony na bocznicy artyleryjskiej".
„Natomiast delegacja niemiecka, ciągle zatrzymywana wskutek zakorkowania dróg za frontem niemieckim, przybyła przed linje francuskie dopiero o godz. 21, a do kresu swej podróży, dotarła z dwunastogodzinnem opóźnieniem. Dopiero 8 listopada o godz. 7 rano pociąg, wiozący ją, zatrzymał się w pobliżu mojego pociągu".
„W dwie godziny potem, o godzinie 9, miało miejsce pierwsze zebranie w wagonie — biurze pociągu francuskiego".
Rozpoczęły się rokowania. Aby ostatecznie złamać dyplomatyczny opór delegacji niemieckiej marszałek Fcch w dniu 9 listopada wysłał następujący telegram do wodzów naczelnych armij sprzymierzonych: „Nieprzyjaciel, zdezorganizowany przez nasze ponawiane ataki, ustępuje na całym froncie. Koniecznem jest podtrzymanie i przyspieszenie naszych działań. Odwołuje się do energji i inicjatywy naczelnych wodzów, oraz ich wojsk w celu uzyskania wyników rozstrzygających". Wszyscy wodzowie naczelni odpowiedzieli, że można na nich liczyć, i że będą maszerowali, dopóki będzie trzeba.
Pełnomocnikami niemieckiemi byli: przewodniczący delegacji cesarski sekretarz stanu Mathias Erzberger, cesarski poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny hr. Alfred Obern-dorff i pruski generał - major Detlef von Win-terf eldt. Poza tern towarzyszyli im : komandor Vanselow, kapitan sztabu generalnego Geyer i rotmistrz von Helldorff.
Zaraz na początku rokowań delegacja niemiecka postawiła sprawę natychmiastowego zaprzestania działań wojennych przed podpisaniem jeszcze warunków rozejmu. Była to oczywiście zręczna gra, mająca na celu wstrzymanie tego nacisku rzeczywistości, który odczuwali Niemcy, przystępując do rokowań, oraz osłabienie pozycji zwyciężającej dotąd Koalicji. W sprawie tej delegacja niemiecka powoływa
ła się na szerzący się w Niemczech i w armji niemieckiej bolszewizm, który da się opanować jedynie podczas zawieszenia działań wojennych, a którego rozrost w Niemczech może grozić katastrofą dla całej Europy. Powoływała się wreszcie perfidnie na względy natury moralnej i humanitarnej. Ale stanowisko Marszałka Focha i całej delegacji koalicyjnej było równie nieugięte w tej sprawie, jak i w stosunku do przedłożenia postawionego przez Koalicję terminu przyjęcia warunków rozejmu, upływającego o godz. 11-ej dnia 11 listopada.
Wobec tego delegacja niemiecka skomunikowała się telegraficznie ze swojem Dowództwem Naczelnem, wysyłając równocześnie tekst warunków przez specjalnego kurjera do Spa, miejsca niemieckiej Kwatery Głównej.
Rozpoczęły się teraz rozmowy prywatne pomiędzy obu delegacjami. W rozmowach tych Niemcy wciąż podtrzymywali swoją tezę, aby warunki rozejmu nie były uciążliwe dla Niemiec, które i tak już—według ich zdania—nie mogłyby prowadzić dalszej wojny. Stąd też podsuwali oni myśl powstrzymania działań wojennych wogóle bez rozejmu w nadziei, że traktat pokojowy może być wkrótce już podpisany. Co do warunków rozbrojenia — Niemcy szczególnie bronili się przed wydaniem sprzymierzonym 30.000 karabinów maszynowych, co, jak twierdzili, pozbawia armję niemiecką możności walki wewnętrznej w wypadku rozszerzenia się bolszewizmu. Bronili się też przed blokadą na czas rozejmu, oraz przed wydaniem sprzętu kolejowego, co ich zdaniem komplikowało apro-wizacyjne położenie już i tak wygłodzonych Niemiec.
Gra niemiecka wyraźnie zmierzała do pomniejszenia wagi rozejmu, złagodzenia jego ostrości, a nawet całkowitego zrzeczenia się go, jako środka wywierania presji na Niemców, przez sojuszników.
Marszałek Foch nadal był nieugięty, oświadczając delegatom niemieckim, że rozmowy prywatne nie obowiązują go i do niczego nie prowadzą. Zgodził się natomiast, aby delegacja niemiecka wyraziła na piśmie swoje dezyderaty.
Zgodnie z tern delegacja niemiecka złożyła w dniu 9 listopada na ręce generała Weygan-da tekst „Uwag dotyczących warunków zawieszenia broni z Niemcami". Delegacja sprzymierzonych natychmiast przystąpiła do rozpatrzenia ich i zredagowania odpowiedzi.
689
W dniu 10 listopada wieczorem delegacja sprzymierzonych doręczyła delegacji niemieckiej tekst „Odpowiedzi na uwagi, dotyczące warunków zawieszenia broni z Niemcami". Nieco wcześniej tego samego dnia marszałek Foch nakazał doręczenie delegacji niemieckiej następującej noty, której brzmienie było następujące: „Zgodnie z brzmieniem tekstu, doręczonego marszałkowi Foch'owi, pełnomocnictwa p. p. pełnomocników niemieckich co do zawarcia układu, ograniczone są zaakceptowaniem go przez kanclerza. Ponieważ terminy, przyzna
ne na zawarcie zawieszenia broni, upływają jutro 0 godz. 11-ej, mamy zaszczyt zapytać, czy p. p. pełnomocnicy niemieccy otrzymali zgodę kanclerza niemieckiego na warunki, które zostały zakomunikowane, a w razie przeciwnym, czy nie byłoby wskazane spowodować niezwłocznie odpowiedź z jego strony". Notę tę z rozkazu marszałka Foch'a podpisał generał dywizji i szef Sztabu Armij Sprzymierzonych Wey-gand.
W odpowiedzi na tę notę delegacja niemiecka tegoż dnia jeszcze zakomunikowała, że odpowiedź kanclerza jeszcze nie nadeszła, po-
690
i mimo, że delegacja uczyniła wszystko, aby ją jak najszybciej spowodować.
Tymczasem pomiędzy godziną 19 a 20 dnia 10 listopada nadeszła przez radjo następująca
i depesza Kanclerza Rzeszy Niemieckiej: „Rząd Niemiecki do pełnomocników przy Naczelnem Dowództwie Sprzymierzonych. Rząd niemiec-
) ki przyjmuje warunki zawieszenia broni, które zostały mu postawione w dn. 8 listopada
i Kanclerz Rzeszy, 3.084". j Równocześnie do delegacji niemieckiej na
deszła druga depesza od niemieckiego Naczel
nego Dowództwa, upoważniająca do podpisania zawieszenia broni podsekretarza stanu Erz-bergera, równocześnie zaś wyrażająca szereg nieobowiązujących dezyderatów, których celem była manifestacja międzynarodowa dobrej woli Niemiec i rzekomej krzywdy, która im się działa z racji surowych warunków, narzuconych przez koalicję.
Wreszcie nadchodzi bardzo długa szyfrowana depesza od marsz. Hindenburga. Generał Weygand, wręczając te depesze delegacji niemieckiej, zapytał, czy ta ostatnie posiada dostateczne przeświadczenie o ich autentyczno-
Zapory wodne francuskiej drugiej linii obronnej w Szampanji.
Jeńcy, oficerowie niemieccy, stanowili niekida atrakcję we francuskich obozach koncentracyjnych.
ści, na co Erzberger oświadczył, że tak, powołując się na cyfrę 3.084 przy nazwisku kanclerza, która była umówionym poprzednio szyfrem.
Równocześnie generał Weygand zaapelował do delegacji niemieckiej, aby jak najprędzej przystąpiła do bezpośrednich rokowań w sprawie zdecydowanego już zawieszenia broni, aby jak najrędzej zakończyć niepotrzebny przelew koni.
Nocą dnia 11 listopada o godz. 2-ej minut 5 delegacja niemiecka oświadczyła swoją gotowość, wobec czego o godz. 2 minut 15 rozpoczęło się plenarne posiedzenie obu delegacyj.
Generał Weygand odczytuje pełny tekst zawieszenia broni, które ma obowiązywać w sześć godzin po jego podpisaniu. Warunki zawieszenia broni przewidywały: natychmiastowe opróżnienie przez Niemców okupowanych terenów Belgji, Francji i Luksemburga, oraz zabranych Francji w 1871 r. Alzacji i Lota-tyngji; natychmiastowa repatracja ludności tych obszarów, w ten lub inny sposób wywiezionej w głąb Niemiec; natychmiastowe wydanie wojskom sprzymierzonym sprzętu wojennego w dobrym stanie, a mianowicie 5.000 dział.
z czego 2.500 ciężkich, 25.000 karabinów maszynowych, 3.000 miotaczy min, 1.700 samolotów pościgowych i niszczycielskich; opróżnienie przez wojska niemieckie krajów na lewym brzegu Renu, które będą poddane pod kontrolę wojsk sprzymierzonych, oraz trzech przedmo-ści na prawym brzegu Renu w Moguncji, Koblencji i Kolonji; pozostawienie 10-cio kilometrowego pasa neutralnego od granicy holenderskiej aż do szwajcarskiej równolegle do linji Renu i przedmości sprzymierzonych na jego prawym brzegu; ostateczne opróżnienie tych terenów w ciągu 31 dni od podpisania zawieszenia broni; zakaz wywożenia lub niszczenia wszelkich dóbr materialnych na terenach, wydawanych wojskom sprzymierzonym; wydanie sprzymierzonym 5.000 parowozów i 150.000 wagonów w dobrym stanie i z częściami zapa-sowemi; wydanie 5.000 samochodów ciężarowych w dobrym stanie; utrzymywanie wojsk sprzymierzonych w krajach nad Renem (za wyjątkiem Alzacji i Lotaryngji) przez rząd niemiecki ; natychmiastowa repatracja jeców wojennych sprzymierzonych i Stanów Zjednoczonych. Oczywiście wszystkie te główne warunki były zaopatrzone w bardziej szczegółowe wyjaśnienia techniczne i warunki uboczne.
691
Następnie warunki zawieszenia broni dotyczyły również wschodnich granic Niemiec. Niemcy wszystkie swoje wojska mieli ściągnąć ze wschodu, to znaczy z obszarów Austro-Węgier, Rumunji, Turcji i Rosji, do swoich granic wschodnich z dnia 1 sierpnia 1914 roku, oraz natychmiast zaprzestać wywożenia czegokolwiek z tych obszarów w głąb Niemiec. Niemcy mieli zrzec się traktatów Brzeskiego i Bukareszteńskiego, oraz innych dodatkowych, zawieranych w czasie wojny na Wschodzie. Niemcy mieli dać wolny dostęp dla sprzymierzonych do opróżnionych przez wojska niemieckie obszarów na wschód od ich przedwojennej granicy albo przez Gdańsk, albo przez Wisłę, a to w celu zaopatrzenia ludności w żywność i zapewnienia porządku na tych obszarach.
Niemcy mieli ewakuować wszystkie swoje oddziały, dotąd jeszcze działające, jak wiemy, w Afryce Wschodniej. Niemcy mieli zwrócić lub wydać w ręce sprzymierzonych do czasu zawarcia pokoju wszelkie złoto (między innemi Banku Państwowego Belgji, oraz skarb rumuński) i walory, zabrane przez nich w czasie wojny na terenach okupowanych.
Niezwykle surowe dla Niemców były warunki morskie. Natychmiast Niemcy miały przyznać prawo swobodnego żeglowania po niemieckich wodach tery tor jalnych wszystkich okrętów wojennych i handlowych państw sprzymierzonych, mieli wTydać w ciągu dni 14 wszystkie swoje okręty podwodne wraz z cał-kowitem ich uzbrojeniem i ekwipunkiem. Cała flota wojenna Niemiec miała być rozbrojona i oddana pod nadzór sprzymierzonych, z czego 6 krążowników linjowych, 10 pacerników linjowych, 8 krążowników lekkich i 50 kontr-torpedowców najnowszego typu miały być internowane pod nadzorem sprzymierzonych w portach neutralnych. Ponadto sprzymierzeni zastrzegali sobie wolny dostęp do Bałtyku zarówno dla floty handlowej, jak wojennej, a w tym celu oddziały sprzymierzone miały zająć wszystkie niemieckie urządzenia obronne w cieśninach, prowadzących z Kattegatu do Bałtyka.
Najcięższym warunkiem dla Niemiec było utrzymanie nadal blokady przez sprzymierzonych aż do zawarcia pokoju. Również na morzu Czarnem Niemcy mieli wydać sprzymierzonym rosyjską flotę, zagarniętą tam przez Niemców.
Poza wymienionemi warunkami głównemi tekst zawieszenia broni przewidywał wiele jeszcze warunków dodatkowych i technicznych.
Zawieszenie broni miało obowiązywać w ciągu 36 dni z prawem dalszego przedłużenia. Nad dopełnieniem przez Niemcy wszystkich wymaganych warunków miała czuwać stała międzysojusznicza komisja zawieszenia broni, działająca na prawach naczelnego dowództwa wojskowego i morskiego armij sprzymierzonych.
O godz. 5 min. 5 nad ranem pełnomocnicy niemieccy zgodzili się na postawione im warunki sprzymierzonych i przyjęli ostateczny tekst zawieszenia broni. Natychmiast przystąpiono do składania podpisów na ostatniej stronie tekstu zawieszenia broni, przyjmując, że został on podpisany o godz. o-ej dnia 11-ego listopada 1918 roku.
Natychmiast potem marszałek Foch wysłał przez radjo i telefonogramem na cały front następujący rozkaz:
„l-o. Działania wojenne zostaną wstrzymane na całym froncie począwszy od godziny 11 dnia 11 listopada, według czasu francuskiego, 2-0. Wojska sprzymierzone aż do nowego rozkazu nie przekroczą linji, osiągniętej tego dnia i tej godziny. Zameldować dokładnie tę linję. 3-0. Wszelkie stosunki z nieprzyjacielem są zakazane aż do otrzymania instrukcji, wysłanych do dowódców armij".
Tegoż samego dnia o godz. 11 m. 30 przed południem pociąg delegacji niemieckiej opuścił tor zapasowy w Rethondes, udając się do Ter-nier. Stamtąd delegaci niemieccy odjechali własnemi samochodami, zaś kapitan Geyer o godz. 12 min. 30 wystartował na samolocie z lotniska w Ternier, wioząc dla niemieckiej Kwatery Głównej tekst i mapę zawieszenia broni.
O godz. 11 przed południem dnia 11 listopada 1918 roku na całym froncie zachodnim zaprzestano ognia. Zaległa przejmująca cisza, tem potężniejsze czyniąca wrażenie, że zaległa znagła po zgórą czterech latach straszliwej wojny i po pięćdziesięciu trzech tygodniach ostatniej wielkiej bitwy na Zachodzie.
W dniu 12 listopada marszałek Foch wydał swój ostatni rozkaz dzienny do armij sprzymierzonych:
„Oficerowie, podoficerowie, żołnierze armij sprzymierzonych! Po zdecydowanem powstrzymaniu nieprzyjaciela, atakowaliśmy go bez wytchnienia w ciągu szeregu miesięcy z niesłabnącą wiarą i energją. Wygraliście największą bitwę historji i ocaliliście najświętszą sprawę: wolność świata! Bądźcie dumni! Sztandary swoje okryliście nieśmiertelną chwałą. Potomność zachowa Was w swej wdzięcz-
692
ności. Marszałek Francji. Naczelny Wódz Armij Sprzymierzonych (—) F. Foch.
W kilka dni potem, zgodnie z warunkami zawieszenia broni, armje sprzymierzone rozpoczęły swój triumfalny marsz nad Ren w celu opanowania tej zapory na wypadek, gdyby rokowania pokojowe nie doszły do skutku, oraz biorąc jako zastaw dobrej woli Niemiec prowincje nadreńskie.
Dnia 25 listopada marszałek Foch wkroczył triumfalnie do Metz'u, zdobytego przez Niemców w 1870 roku. W dniu następnym odbył się równie triumfalny wjazd zwycięskiego wodza Koalicji do Strasburga. Do dnia 30 listopada wojska sprzymierzone oswobodziły i zajęły wszystkie kraje, zabrane przez Niemców w czasie wojny światowej, oraz wojny francus-ko-pruskiej w 1870—71 r., a więc Belgję, Francję, Luksemburg, Alzację i Lotaryngję.
Z kolei wojska francuskie, angielskie, belgijskie i amerykańskie wkroczyły na ziemię niemiecką, biorąc w tymczasowe posiadanie prowincje nadreńskie.
W dniu 9 grudnia wojska sprzymierzone dotarły do Renu, 13 grudnia przekroczyły go, zaś do 17-ego ukończyły zajmowanie przed-mości.
Marszałek Foch pisze: „Od tej daty armje sprzymierzone objęły
straż nad Renem. Stąd widziały u stóp swoich zwyciężone Niemcy jeden ruch ich wystarczał, by przeszkodzić im w podniesieniu się, gdyby przyszły im takie zachcianki. Stąd umożliwiały one rządom sprzymierzonych podyktowanie państwom centralnym takiego pokoju, jaki uznały za słuszne im narzucić. Wykonały one całkowicie swoje zadanie".
Doprowadziwszy bieg wypadków do zawieszenia broni, które w dniu 11 listopada 1918 roku zakończyło wojnę światową, pozwolimy sobie teraz na możliwie krótką ocenę tej wojny, jako całości, z punktu widzenia wojskowo-politycznego.
Przedewszystkiem narzuca się pytanie, jakie czynniki wysunęły się na czoło w wojnie światowej, decydując o takiem a nie innem jej przebiegu i ostatecznem zakończeniu.
Oczywiście, czynników tych było tak wiele, że o wyliczeniu ich nie może być oczywiście mowy, tembardziej zaś, że dotąd jeszcze wiele kart historji wojny światowej nie jest jeszcze należycie odcyfrowanych, inne zaś czekają je
szcze w ukryciu na przyszłych badaczów, którzy lepiej od nas będą mogli objąć całość tego największego kataklizmu w dziejach ludzkości, którym była wojna światowa.
Dlatego też ograniczymy się do wyliczenia kilku tylko i to bezspornych już dziś czynników, które zadecydowały o charakterze i losach wojny światowej.
Podciąganie flagi amerykańskiej w Londynie na gmachu Parlamentu w dn. 20 kwietnia 1917 r.
Przedewszystkiem na czoło wysuwa się początkowy błąd niemieckiego dowództwa naczelnego (ściślej ówczesnego szefa sztabu generalnego generała von Moltke), które nie umiało ani należycie ocenić, ani zrealizować genjal-nego planu wojny, opracowanego przez sławnego generała Schlieffena, partacząc go w wielu najistotniejszych założeniach. Dzięki temu czas mobilizacji rosyjskiej oraz moment zaskoczenia nie zostały należycie wyzyskane: Francja, na którą zwaliła się cała potęga niemiec-
693
ka, wytrzymała ten cios, stając się w następstwie najgroźniejszym przeciwnikiem Niemiec.
Drugim decydującym czynnikiem było przystąpienie do wojny Anglji, pobudzonej do tego pogwałceniem przez Niemców neutralności Belgji i Luksemburga, a co ze strony Niemców wypływało z lekceważenia Anglji, jako potęgi militarnej na lądzie. Tymczasem, jak wie-
Flaga amerykańska powiewa na wieży Wiktorji w Londynie na cześć przyłączenia się do wojny
Stanów Zjednoczonych A. P.
my, Angija potrafiła ze zdumiewającą szybkością przekształcić swoją nieliczną, zawodową armję na wielką, nowoczesną armję poborową, stając się, obok Francji, drugą potęgą militarną Koalicji.
Ogromnym błędem Niemiec, oczywiście wyłącznie z wojskowego punktu widzenia, było również niekonsekwentne prowadzenie wojny podwodnej, której chwilami wzmagająca się ostrość wystarczyła, aby cały świat oburzyć
przeciwko Niemcom, której jednak okresy łagodniejszych metod nie pozwalały osiągnąć zdecydowanych wyników, burząc pokładane w niej nadzieje niemieckie. Jak wiemy — było to skutkiem różnicy zdań pomiędzy wojskowymi i politykami niemieckimi, która wywoływała tę znamienną chwiejność i niezdecydowanie w wojnie podwodnej.
Doniosłą rolę odegrała również rewolucja rosyjska, której skutki zresztą odbiły się na położeniu obu stron. Koalicja utraciła swojego wielkiego sprzymierzeńca wraz z jego ogromnemu niewyzyskanemi możliwościami. Niemcy zaś, uwiklując się w awanturniczą politykę na Wschodzie, jakgdyby „zaraziły" bakcylami bol-szewickiemi swój aparat wojenny i państwowy, same z kolei padając ofiarą rewolucji.
Wreszcie najbardziej bezspornym, a zarazem bezpośrednim czynnikiem było przyłączenie się do wojny Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, które — wbrew lekkomyślnym przewidywaniem niemieckim — rzuciły na szalę walk w Europie potęgę swojej licznej i zupełnie świeżej armji, wspaniale wyekwipowanej, żywionej i wyposażonej technicznie.
Oto zgrubsza te czynniki, które odegrały decydującą rolę w wojnie światowej, przewlekając ją z roku na rok, aż wreszcie powodując ostateczną klęskę państw centralnych.
Należy sobie jednak uświadomić, że wszystkie te czynniki, posiadając wprawdzie ogromną wagę, niekoniecznie musiały doprowadzić do takiego wyniku, którego byliśmy świadkami.
Pomimo wszystko na początku kampanji 1918 roku ogólne położenie było niezwykle korzystne dla Niemiec. Niemcy mocno stali na wszystkich frontach, na froncie zachodnim posiadali bezsprzeczną przewagę liczebną, koalicja zaś była już bliską kresu swoich sił moralnych i materjalnych, przedewszystkiem zaś ludzkich. Rozumując teoretycznie zdawało się, że Niemcy bliskie są, jak nigdy, zwycięstwa, a jednak... ostatecznie zwyciężyła Koalicja i to pomimo, że arm ja niemiecka, wprawdzie bita i ponosząca wielkie straty, jednakże właściwie ani razu nie poniosła rozstrzygającej klęski, która — być może — nastąpiłaby dopiero na skutek ofensywy sprzymierzonych, zamierzonej na dzień 14 listopada 1918 r., a więc o trzy dni za późno.
Niemcy zostały zmiażdżone nie na polu walki — a pomimo tego klęska ich była ogromna: imperjalizm niemiecki złamał się i padł do kolan zwycięskiej Koalicji. Ale gdzie leżała główna przyczyna tego zjawiska. Odpowiedź
694
jest prosta: na tylach armji niemieckiej, wewnątrz kraju, gdzie z natury rzeczy znajdują się fundamenty moralne i materjalne każdej armji, walczącej w polu.
Wynik wojny światowej był skutkiem rozrostu aparatu wojennego państw walczących do niebywałych nigdy przedtem rozmiarów, co wymagało pełnego zespolenia wysiłków całego narodu, nie zaś tylko jego armij, jak to bywało dawniej. Prawda ta, mając pełne zastosowanie do minionej wojny światowej, tembardziej
• będzie aktualną w obliczu każdej następnej wojny wobec ciągłego dalszego rozwoju techniki wojennej i państwowej.
Doświadczenie wojny światowej wykazało, że w nowoczesnych warunkach osiągnięcie celów wojny jest znaczenie bardziej skomplikowane, niż dawniej. Armje nowoczesne posiadają niezwykłą żywotność, która powoduje ogromną trudność jej całkowitego zniszczenia. Żywotność ta jest ściśle uzależniona od stanu wewnętrznego państwa i społeczeństwa. Nawet całkowita klęska armji w polu nie gwarantuje chwilowemu zwycięzcy ostatecznego zwycięstwa dotąd, dopóki arm ja rozbita posiada poza swojemi plecami tyły, kraj , państwo, społeczeństwo — silne na duchu i gospodarczo. Jeśli tylko pozwala na to czas i przestrzeń, które umożliwiają ponowną mobilizację sił ludzkich i materjalnych wewnątrz państwa, koniecznych do uzupełnienia strat i podniesienia wojsk na duchu, pobita armja łatwo może odbudować swój front, a następnie samej przejść do działań zaczepnych.
Wczasach dzisiejszych materjalne zabezpieczenie mobilizacyjne gotowości armij, stało się zagadnieniem nie do rozwiązania, nietylko ze względu na kolosalne wydatki, związane z od-powiedniemi przygotowaniami, ale i ze względu na szybki rozwój techniki wojennej. To, co dziś uważane jest za ostatni wyraz techniki, już jutro staje się przestarzałem, nie dającem szans powodzenia. Z błyskawiczną szybkością ulegają zmianom nowoczesne środki walki, równocześnie zaś zjawiają się zupełnie nowe. Stąd wypływa nietylko finansowa niemożliwość przygotowania odpowiedniej ilości zapasów mobilizacyjnych, ale wprost przygotowania takie stają się niecelowe poza potrzeby początkowe wojny. A stąd już wniosek, że punkt ciężkości w przygotowaniu współczesnej wojny ze składów mobilizacyjnych przenosi się na odpowiednie zorganizowanie i przygotowanie całego aparatu gospodarczego państwa na wypadek
wojny, aby mógł on spełnić kolosalne zadanie czasów wojennych.
Tak właśnie stało się w wojnie światowej, jakkolwiek jedynie tylko Niemcy przewidzieli to przed wojną, jednakże w o wiele skromniejszym zakresie. Poza temi skromnemi przewidywaniami, biorąc ogólnie, wymogi wojny światowej zaskoczyfy nieprzygotowane narody, zmuszając je do niewiarygodnych wysiłków. Zdolność moralna i materjalna do tych wysiłków zadecydowała o losach wojny.
Naród niemiecki, który w całości został pociągnięty do długotrwałej, olbrzymiej pracy i krwawej walki, załamał się wcześniej przy warsztatach fabrycznych, w ogonkach przy sklepach żywnościowych i na głębokich pozornie spokojnych etapach, niż na polu najstraszliwszej bitwy.
Wojnę światową przegrał nie żołnierz niemiecki, lecz cywil w głębi kraju.
Wojna światowa, o której już Ludendorff mówił, że zwyciężą w niej silniejsze nerwy narodów, rozpoczęła epokę, w której zwycięstwo wojenne będzie udziałem tych narodów, które przygotowywane będą do wojny w masach swoich jak najlepiej i jak najpowszechniej.
Zarówno w wojnie światowej, jak i w każdej wielkiej wojnie, któraby po niej miała nastąpić, najgroźniejszym wrogiem państw walczących będzie ich wewnętrzne załamanie się moralne i psychiczne, nieuchronnie prowadzące albo do kapitulacji, albo do rewolucji, która tylko poprzedzałaby tę kapitulację, i to niezależnie od sukcesów na froncie, niezależnie nawet od tężyzny armij frontowych.
Oczywiście w wojnach przyszłości, na skutek smutnych doświadczeń wojny światowej, wodzowie dołożą wszelkich starań, aby już na początku wojny zadać przeciwnikowi błyskawiczny i tak potężny cios, któryby odrazu położył kres długotrwałej i dzięki temu tak straszliwej wojnie. Ale czy się to uda? Czy w przyszłych wojnach wodzowie będą bardziej szczęśliwi, niż w wojnie światowej, i czy będą rozporządzać odpowiedniemi do tego celu środkami? Raczej chyba nie. Wojny przyszłości, na podstawie doświadczenia wojny światowej, prawdopodobnie będą miały również charakter przewlekłej, zaciętej walki, o której zadecyduje wszechstronne wyczerpanie jednej ze stron.
Wymieniliśmy już dwie cechy wojny światowej : jej przewlekłość i powszechność pośredniego w niej udziału walczących społeczeństw. Zkolei należy podkreślić masowość walczących
695
o
Historyczne posiedzenie te Wersalu (hi. 7 maja. 1919 r. Delegaci koalicji: l. lt. Borden (Kainulu) — s. Word, 3. 'i. N. Barnes, .',. . Bona/r Law, S. A. .1. Balfour, 6. Lloyd Georgi (Anglja) — 7. Clemenceau, przewodniczący— . i rtziid ni Wilson, — 9. Ii. Lansing, — 10. II. Withe, 11. Pulk, linns,, IS. Gen. Bliss (Stany Zjedn. Am. Pain.), — IS Pichon, — ' i . Klotz, — IS. Tardien, — 16. J.
Camlion (Francja), — IT. Mar. zalek Foch, 18. Orlando, — 19. Sonnino,— SO. Cr< spi, (Italja), — SI. Hymnus, — 88. Van di « II, uvi I. — S3. Vandervelde (Belgja). — . E. Pessoa, — 25. P. Calogeras, 26. Boulomagué, • (Brazylja), — S7. Chengtinc. Thomas Wang, •• 88. Lou Tseng Tsiang (Chiny). —S9. di Bust amante (Kuhn), —
30. Joachim Mendez (Gwatemala), — .;/. Guilaud (Haiti), S '.. Bouilla (Honduras),— •;•:. C. D. II. King (JLiberja), — •>",. Chamorro (Nikaragua), — .15. A. Burgos (Pana •""). 86. Ks. Traidos Prabandhu, - 37. Ks. Charoon (Siam), - 38. Gen. Botha,- 39. Gen, Smuts (Afryka Poludn.), — 10. Maharadża BÓeaniru, — il. Lord Shim (Indjt ) , — .; ». R. Dmowski, - .',.;. I. Pad* n wski (Polska), — l,h. A. Costa (Portugalja), — ',',. 1'usicz, — 1,6. (S, rbja), — i7. Marka Sajoni (Japonja), — І8. W. /•'. Ma II i ; (Nowa '/., landja), — .',». ./. Cook, — U'. //. Hught s (A ustralja), — SI. A. I,. Sift nu (Kanada). Di I, gaci A ii mieć: BS. prof. Selm,-la'n y. — SS. Ci, sheets,—
Si. Ile. Brockdorff - Rantzau, — SS. dr. Landsberg, — SS. Leim et (Niemcy). Delegaci niemieccy wchodzą na sute. Clemenceau zaczyna swoją przemowę: „Godzina sprawiedliwego wyrównania rachunków nadeszła".
•er-p*
o-
Historyczne posiedzenie w Wersalu dm. 7 maja 1910 r. Delegaci koalicji: 1. R. Borden (Kanada) — 2. Ward, •',. G. N. Barnen, .',. A. Honor Law, 5. A. J. Balfour, <:. Lloyd George (Anglja) — 7. Clemenceau, prz, wodiaczący— 8. Prizyd m Wilson, — B. R. Lansing, — 10. H. Withe, — 11. Pulk. House, — IS. Gen. Bliss (Stany Zjedn. Am. Póln.), — 12 Pichon, — . Klotz. — 15. Tardien, — te. J. Cambon (Francja),— 17. Marszalek Foch, — m. Orlando, — m. Sonnino,— 30. Crespi, (Italja), — 21. Hymans, — 22. Van den Heuvel, — 2.;. Vanderveldi (Belgja). — ..'.;. /•.'. l'..••.ou. — 25. l'. Calogeras, — 26. Boulomaqué, — (Brazylja), — 27. Chengting Thomas Wang, — 28. Lou Tseng Tsiang (Chiny), —99. de B /Kulm/. — SO. Joachim Mendez (Gwatemala), — SI. Guilaud (Haiti),—12. Bouilla (Honduras),— SS, C. D. B. King (Liherja), — 31,. Chamorro (Nikaragua), — 35, A. Burgos (/'nun ma), $6. Ks. Traidoe Prabandhu, — 37. Ks. Charoon (Siam), —• •?•'. Gen. Botha,— S9. Gen. Smuts (Afryka Poludn.), — !,0. Maharadża Bikaniru, — il. Lord Shina
: :. R, Dmowski, — 48. /. Paderewski (Polska), —44. A. Costa (Portugalja), — 45. Basiez, — 46. Trumbicz (Serbja), — .',7. Markiz Sajoni (Japonja), — .;s. W. F. Mr.':' (Nowa '/.• landja), — 1,9. J. Cook, — W. H. Hughes (Auxtralja), — SI. A. L. Sifton (Kanada). Delegaci Niemiec: SS. prof. Scliucking,— SS. Giesberts,—
54. Hr. Brockdorff — Rantzau, — 55. dr. Landsbi rg, — 5(1. Leinert (Niemcy). Delegaci niemieccy wchodzą nasalę. Clemenceau zaczyna swoją przemówi;: „Godziwi sprawi,dliwrgo wyrównania rachunków nadeszła".
armij, które swoją liczebnością przeszły wszystko, co dotąd znała historja.
Poniżej podajemy liczbę (.według dotychczasowych opublikowanych danych) wszystkich mężczyzn, których w czasie wojny powołały pod broń główne państwa walczące. Tak więc powołano :
w Niemczech . . . . około 13.000.000 ludzi w Austro-Węgrzech „ 9.000.000 „ we Francji wraz z ko-
lonjami' „ 8.194.000 „ w Rosji „ 14.500.000 „ w Anglji wraz z domi-
njami i kolonjami . „ 8.326.000 „ w Stanach Zjednoczo
nych A. P , 3.S00.000 „ we Włoszech . . . . „ 5.250.000 „ w Belgji , 380.000 „ w Rumunji . . . . „ 1.000.000 „ wBułgarji . . . . „ 1.000.000 „ w Serbji „ 500.000 „
Ogółem w tych państwach około . . . 64.950.000 łudzi
Wobec tych zawrotnych liczb uzbrojonych ludzi w wojnie światowej jakżeż mizernie wyglądają „wielkie" armje ostatnich stuleci. Napoleon I rozporządzał arm j ami, liczacemi: pod Austerlitz — 90.000 ludzi, pod Wagram — 150.000 ludzi, pod Wilnem — 350.00 ludzi, pod Lipskiem — 140.000 ludzi, pod Waterloo — 145.000 ludzi! Nawet olbrzymia, jak na owe czasy i pojęcia, armja niemiecka w 1870/7.1 roku liczyła „zaledwie" 400.000 ludzi! A zdawałoby się, że tak niewiele czasu upłynęło od tej ostatniej francusko - pruskiej wojny!
Olbrzymie armje wojny światowej ponosiły również olbrzymie straty, które w samych
tylko zabitych przedstawiają się następująco (z wielu państw brak jeszcze danych, a wogóle nie są jeszcze ściśle opracowane) :
w Niemczech . . . . 1.822.555 zabitych we Francji . . . . 1.245.800 we Francji wraz z kolo
njami 1.354.000 w Anglji 702.410 w Anglji wraz z kolo
njami 908.371 we Włoszech 600.000 w Belgji 115.000 w Rumunji 159.000 „
W procentach wyraża się to następująco. Ogólne straty (ranni, zabici i jeńcy) ar-mji francuskiej wyniosły 41% stanu ogólnego, zaś straty niepowetowane (zabici i jeńcy) — 23%. W armji angielskiej straty ogólne — 39%,, straty niepowetowane — 16%. W armji niemieckiej straty ogólne — 38%0, straty niepowetowane — 19%. W armji rosyjskiej straty ogólne — 69%, straty niepowetowane — 30%.
O stratach materjalnych będziemy mówili przy okazji Traktatu Wersalskiego i repara-cyj, nałożonych na Niemcy.
Równocześnie z masowością armij nowoczesnych rozwinęły się i techniczne środki wojny, dotąd nieznane, a znakomicie komplikujące prowadzenie wojny. Karabiny maszynowe, miotacze, min, szybkostrzelne działa wszelkiego kalibru, dalekonośność i potęga artylerji, lotnictwo, chemiczne środki walki, czołgi, łodzie podwodne, a w rezultacie mechaniczne środki transportowe — oto, co całkowicie zmieniło charakter samej walki, dając materjał do snucia rozważań na temat przyszłych wojen.
698 Warszawskie Zakłady Graficzne, Wilcza 60.
3Ët " -l^fe-••Ć'"
&-.
Ofensywo włoska pod Isonzo. Jeden z mostów, przerzuconych W (forze Isonzo dla przeprawy wojsk włoskich.
R o z d z i a ł XXIX.
SPRAWA POLSKA OD AKTU LISTOPADOWEGO PAŃSTW CENTRALNYCH DO KOŃCA WOJNY.
Zanim przystąpimy do właściwej treści tego rozdziału pozwolimy sobie wyjaśnić co następuje: wojna światowa, która w wyniku swoim przyniosła nam, Polakom, niepodległość, z natury rzeczy jest tak silnie związaną ze sprawą polską, że pisząc historję tej wojny nie sposób pominąć milczeniem tego wszystkiego, co dotyczy kwestji polskiej. Jednakże w ramach ogólnej historji wojny światowej sprawy polskie muszą być, oczywiście, traktowane szkicowo, w sposób raczej orjentacyjny w stosunku do całości tej historji, a to tembardziej, iż powojenna literatura nasza obfituje w szereg doskonałych i wyczerpujących dzieł, traktujących wyłącznie o sprawie polskiej w czasie wojny światowej, do których też odsyłamy Czytelnika, żądnego pogłębienia swoich wiadomości w tej dziedzinie.
Ogłoszona przez państwa centralne w dniu 5 listopada 1916 roku niepodległość Królestwa Polskiego stała się punktem zwrotnym w sprawie polskiej w czasie wojny światowej. Jakkolwiek krok ten uczyniły państwa centralne jedynie pod naciskiem konieczności wojennych w nadziei uzyskania pomocy pod postacią ar-mji polskiej i jakkolwiek nadzieje ich całkowicie zawiodły — jednakże sprawa polska wygrała na tern o tyle, że została postawiona na płaszczyźnie międzynarodowej, stała się znów sprawą europejską, której więcej już nie mogły pominąć obie strony wojujące. Mało tego — sprawa polska stała się odtąd poniekąd objek-tem politycznej licytacji obu stron, które coraz bardziej uświadamiały sobie jej wielką wagę w orężnej rozgrywce światowej.
Z drugiej znów strony akt 5 listopada pogłębił jeszcze przepaść, jaka dzieliła od począt
ku wojny dwa polskie obozy polityczne: obóz tak zwanych „aktywistów", szukających oparcia w swoich dążeniach niepodległościowych w państwach centralnych, i obóz „pasywistów", stawiających sprawę polską na kartę zwycięstwa przeciwniemieckiej Koalicji.
Dla tego ostatniego obozu akt 5 listopada był niebezpieczną pułapką, w którą państwa centralne mogły wciągnąć społeczeństwo polskie, co znów w razie zwycięstwa Koalicji, w co wierzono bezwzględnie, mogłoby pogrzebać wyniki działalności prokoalicyjnych polityków polskich. Widmo Rosji, która w tym wypadku wobec „zdrady" Polaków, sw-oich poddanych, mogłaby założyć bezwzględno veto przeciwko postawieniu sprawy polskiej na porządku przyszłych obrad konferencji pokojowej, nie dawało spokoju pasywistom, pragnącym za wszelką cenę nie drażnić Rosji carskiej, zaś swoje wysiłki polityczne kierowTać głównie na pozyskanie dla sprawy polskiej Anglji i Francji.
Pasywiści przeto tern ostrzej przeciwsta-• wili się aktywistom, aby sparaliżować wwsiłki tych ostatnich w celu pozyskania społeczeństwa polskiego dla aktu listopadowego państw centralnych. Z drugiej jednak strony nie odrzucali pasywiści tego aktu, jako atutu politycznego wobec Koalicji, mającego ją pobudzić do zdecydowanego ujęcia sprawy polskiej w swoje ręce i wyrwania inicjatywy stronie przeciwnej.
Wyrazem wralki stronników prokoalicyjne-go kierunku z aktywistami była enuncjacja tak zwanego Międzypartyjnego Koła Politycznego w b. zaborze rosyjskim na temat aktu 5 listopada. W enuncjacji swojej stwierdziło, że dążeniem jego jest niepodległość i zjednoczenie Polski, oraz zachowanie w czasie wojny ścisłej neutralności. Akt 5 listopada określało ono, jako „czyn polityczny, wysuwający na widow-
699
nię międzynarodową konieczność rozwiązania sprawy polskiej", temsamem więc nie uznając jego charakteru decydującego. Równocześnie jednak Koło Międzypartyjne stwierdziło, że „stanowisko, wzięte przez Rosję i sprzymierzeńców w odpowiedzi na akt z dnia 5 listopada, nie odpowiada niezłomnym i powszechnym dążeniem narodu polskiego do wskrzeszenia niepodległego bytu państwowego". Koło Międzypartyjne wyrażało gotowość współpracy przy tworzeniu państwowości polskiej w ramach aktu listopadowego, ak: tylko o tyle, o ile prace te „mogą być organizowane niezależnie od celów i względów militarnych i z zabezpieczeniem niczem nieskrępowanej decyzji narodowej". Było to wymierzone przeciwko wciągnięciu społeczeństwa polskiego — w myśl planów niemieckich — do akcji wojskowej przeciwko Koalicji, oraz przeciwko podporządkowaniu się państwom centralnym. Wreszcie Kolo Międzypartyjne wzywało do „stosowania miary krytycznej do pozornych sposobów uregulowania przyszłości narodowej", ostrzegając, że „każda kropla krwi polskiej przelana być może tylko z dojrzałej i świadomej woli narodu". Cała enuncjacja Koła Międzypartyjnego była podstawą do rozwinięcia przez pasywistów akcji, zmierzającej do sparaliżowania ujemnych — z punktu widzenia prokoalicyjnej or-jentacji — skutków aktu listopadowego.
Równocześnie z działalnością na terenie okupowanego przez państwa centralne b. zaboru rosyjskiego rozpoczęli stronnicy Koalicji żywą działalność polityczną i po drugiej stronie frontu.
Już w dniu 14 listopada w imieniu Koła Polskiego w dumie rosyjskiej oraz w rosyjskiej radzie państwa odpowiednie deklaracje złożyli posłowie Harusewicz i Szebeko. W obu tych deklaracjach politycy polscy złożyli oświadczenie, że, wbrew wysiłkom niemieckim, ogół polski pozostanie wierny Koalicji, potępili perfidne metody niemieckie, które pod płaszczykiem rzekomej niepodległości w istocie zmierzały wyłącznie do wyzyskania polskiego materjału ludzkiego dla celów wojskowych, równocześnie jednak stwierdzili, że niezłomną wolą narodu polskiego jest zjednoczenie Polski i odbudowanie jej niepodległości państwowej, co było wielkim krokiem naprzód ze strony prokoalicyjnego obozu polskiego, który na początku wojny cele swoje ograniczał do skromnie pojętej autonomji polskiej w ramach cesarstwa rosyjskiego. Obaj posłowie zaatakowali również rząd rosyjski, że dotychczas zachowywał nieżyczliwą rezerwę
w sprawie polskiej, pozwalając wyzyskać ją państwom centralnym, wyrażając jednak wiarę, że obecnie zarówno Rosja, jak i jej sprzymierzeńcy w sposób zdecydowany i zgodny z wolą narodu polskiego wypowiedzą się w sprawie polskiej.
W tym samym duchu zredagowana była również deklaracja wspólna obu kół polskich oraz Komitetu Narodowego w Piotrogrodzie. Deklaracja ta bezwzględnie przeciwstawiła się planom państw centralnych, które „utrzymują dzieło rozbiorów", ograniczając niepodległość Polski do samego tylko zaboru rosyjskiego, oraz wojskowym projektem niemieckim, które „grożą losom ojczyzny i przeczą uczuciom większości narodu polskiego". Jako „zasadniczy warunek odrodzenia Polski" deklaracja uważała „zjednoczenie ziem polskich i nadanie jej samodzielnego ustroju państwowego". Wobec komunikatu rządu rosyjskiego w odpowiedzi na proklamację Królestwa Polskiego przez państwa centralne, który to komunikat obiecywał Polakom zjednoczonych ziem zaledwie „autonomję z zachowaniem jedności państwowej z Rosją", deklaracja kół polskich i Komitetu Narodowego stwierdzała, że „swobodne budowanie narodowego bytu Polski (o czem ogólnikowo wspominał komunikat rosyjski) wymaga własnego ustroju państwowego", że jednak „komunikat rządu tego nie przewiduje, a ogólnikową swą treścią pozwala na tłumaczenie w sensie osłabiającym siłę odporną narodu polskiego, zwłaszcza, gdy po dziś dzień pozostają w mocy wszystkie ograniczenia Polaków w cesarstwie rosyj-skiem". Wreszcie deklaracja uznawała za „niezbędne, by Polacy otrzymali krzepiące moc ducha, zapewnienie, że sprawa polska przez Rosję i jej sprzymierzeńców będzie w pełni rozstrzygnięta i zasadnicze warunki odrodzenia Polski zostaną ziszczone".
Jak widzimy z powyższego prokoalicyjny obóz polski, bezwzględnie wierząc w ostateczne zwycięstwo Koalicji (oczywiście zaś nie przewidując wycofania się Rosji z Koalicji przeciw-niemieckiej), za wszelką cenę pragnął w jej oczach niejako rehabilitować naród polski wobec polityki aktywistów polskich, równocześnie drogą ultra-lojalnych starań, zabiegów, próśb i perswazyj dążąc do zainteresowania sprawą polską nietylko decydujących czynników w Rosji, ale i jej zachodnich sprzymierzeńców, aby w ten sposób powoli punkt ciężkości z terenu wewnętrzno-rosyjskiego przesunąć na arenę międzynarodową.
Zupełnie inny punkt widzenia przyświecał
700
aktywistom polskim, który na terenie b. zaboru rosyjskiego utworzyli w dniu 15 listopada 1916 roku Radę Narodową „wskutek porozumienia stronnictw i działaczów politycznych, stojących na gruncie realizacji państwa polskiego, zapowiedzianej w akcie z dnia 5 listopada", jak brzmiał pierwszy komunikat tej Rady. Rada ta składała się początkowo z samych tylko delegatów warszawskich, od dnia 20 grudnia zaś liczyła 97 członków z obu okupacyj, niemieckiej i austrjackiej.
W przeciwieństwie do pasywistów, którzy bezwzględnie wierzyli w ostateczne zwycięstwo Rosji i jej sprzymierzeńców i do tej wiary dostosowywali politykę polską, aktywiści w większości swojej nie przesądzali zgóry ostatecznego wyniku wojny. Zapewne, byli pośród nich i tacy, którzy, zasugestjonowani potęgę milita-ryzmu niemieckiego, uważali już Niemców za zwycięzców. Naogół jednak sądzono, że o losach wTojny zadecyduje front zachodni, przeto takie lub inne jej rozstrzygnięcie dokona się bez udziału Rosji, która też nie powinna już więcej powrócić na ziemie polskie.
Dla aktywistów, naogół nie przesądzających o losach wojny, równocześnie jednak lekceważących Rosję pod względem wojskowym, dla sprawy polskiej decydującym był nie sam przez się wynik wojny, taki lub inny, lecz realna siła, z którą naród polski będzie mógł zgłosić swoje żądania na przyszłej konferencji pokojowej. A realna siła — to przedewszystkiem wojsko. Dlatego też aktywiści dążyli do wyzyskania każdej akcji, któraby pozwalała na wskrzeszenie tej siły realnej, której brak było Polsce od czasu powstania listopadowego.
Ponieważ akt listopadowy państw centralnych dawał tę okazję — przeto aktywiści gotowi byli na wielkie nawet doraźne ofiary, byle tylko uzyskać tę siłę, która w przyszłość przy nowej okazji mogłaby powetować wszelkie dotychczasowe minusy oparcia się o państwa centralne, rozszerzając platformę sprawy polskiej.
Najcięższą oczywiście ofiarą była konieczna, narazie przynajmniej, rezygnacja ze zjednoczenia ziem polskich i ograniczenia niepodległości do samego tylko zaboru rosyjskiego. Uważane przeto, że tern większy należy skierować wysiłek na wschód, aby w ramach chwilowych możliwości do powstającego państwa polskiego włączyć jak największe obszary polskie z pod panowania rosyjskiego. W tym kierunku armja polska w oparciu o armje państw centralnych miałaby wdzięczne pole do działania.
Nie można też pominąć milczeniem tych przewidywań, które wielu aktywistów łączyło z klęską Niemców na zachodzie. Uważali oni, że państwa centralne przy pomocy Polski będą mogły ostatecznie rozbić Rosję i "zmusić ją do zawarcia odrębnego pokoju, co gwarantowałoby Polsce niepodległość całego zaboru rosyjskiego aż po dalekie kresy wschodnie, same jednak państwa centralne, pobite ostatecznie na zachodzie przez Koalicję będą musiały zrezygnować na rzecz Polski ze swoich zaborów.
Mówiąc o aktywistach, nie należy jednak rozumieć, że był to obóz zwarty i jednolity. W skład Rady Narodowej, która reprezentowała ten obóz, wchodziły stronnictwa, złączone wprawdzie zasadniczym kierunkiem orjentacji wojennej, ale daleko różniące się w swoich metodach politycznych, charakterze i pojmowaniu realizacji niepodległościowego programu. Przedewszystkiem Rada Narodowa dzieliła się jaskrawo na prawicę i centrum z jednej strony, a lewicę z drugiej. Prawica i centrum, do których należały: Stronnictwo Narodowe (nie należy mieszać z obecnem Stronnictwem Narodo-wem, a wówczas Demokracją Narodową, pro-koalicyjną), Grupa Pracy Narodowej, Zjednoczenie Postępowe, Liga Państwowości Polskiej i Narodowy Związek Chłopski. Do lewicy, reprezentowanej poza Radą Narodową przez Centralny Komitet Narodowy, należały: Frakcja Rewolucyjna Polskiej Partji Socjalistycznej, Stronnictwo Ludowe i Narodowy Związek Robotniczy, oraz mniejsze grupy pokrewne społecznie i politycznie.
Prawicę i centrum Rady Narodowej charakteryzowało umiarkowanie pod względem społecznym, oraz daleko posunięta kompromiso-wość i lojalność wobec państw centralnych i ich władz okupacyjnych. Kierunki te przedewszystkiem były pod sugestją potęgi niemieckiej i z nią najbardziej łączyły drogi polityki polskiej.
Natomiast lewica, nie poddając się suges-tjom niemieckim, całkowicie zachowała swoją niezależną myśl polityczną, odrzucając wszelkie kompromisy z państwami centralnemi, odbiegające od zasadniczej linji polskiej polityki aktywistycznej. O ile prawica i centrum Rady Narodowej bez poważniejszych zastrzeżeń skłonne były stanąć u boku państw' centralnych, wierząc w ich zwycięstwo, przynajmniej na wschodzie — o tyle znów lewica twardo stała przy swoich warunkach. Godząc się na tworzenie armji polskiej i użycie jej w sojuszu z państwami centralnemi przeciwko Rosji carskiej—
702
równocześnie uzależniała to od dobrej woli państw centralnych w realizacji aktu listopadowego. Żądała przeto powołania drogą wyborów demokratycznych sejmu polskiego, utworzenia przez ten sejm rządu narodowego, któremu podlegać miała bezwzględnie armja polska, oraz postawienia na jej czele Józefa Piłsudskiego, twórcę legjonów, wskrzesiciela pol-
wym — przeto rychło lewica Rady Narodowej, postępując konsekwentnie, przeszła do opozycji, coraz bardziej jaskrawej wobec mnożących się objawów niemieckiej złej woli i austrjacko-wę-gierskiego oportunizmu, intryganctwa i krętactwa.
Coraz częściej lewicowe Centralny Komitet Narodowy i Polska Organizacja Wojskowa
ЁЁ Ё Іі і ,,,,
Trocki przed frontem czerwonej armii.
skiej polityki niepodległościowej i wodza calej lewicy, stojącej na stanowisku niepodległościo-wem.
Ponieważ zaraz po proklamacji z dnia 5 listopada 1916 roku państwa centralne zrzuciły swoją obłudną maskę, wykazując w sprawie polskiej maksimum złej woli pod względem politycznym i maksimum pożądliwości w stosunku do rekruta polskiego pod względem wojsko-
dawaly wyraz swoim nastrojom opozycyjnym, młodzież zaś urządzała w Warszawie burzliwe manifestacje, obnosząc transparenty z wymow-nemi trzema hasłami—żądaniami: „Rząd—Armja — Piłsudski!"
Zgoła odrębne od aktywistów i pasywistów stanowisko zajęła radykalna lewica polska w b. zaborze rosyjskim, reprezentowana wówczas przez lewicę Polskiej Partji Socjalistycznej
(Frakcja Rewolucyjna była jej prawicą) oraz przez Socjal-Demokrację Królestwa Polskiego i Litwy. Obie te partje, stojąc wyłącznie na stanowisku walki klas i rewolucji socjalnej, a rezygnując z wszelkich dążeń narodowościowych i niepodległościowych, występowały jak najostrzej zarówno przeciwko aktywistom, jak i pasywistoni, uważając ich w czambuł za ,,pachołków krwawego kapitalizmu", przysparzających mu nowego żeru.
Dla Galicji akt 5 listopada był smutną niespodzianką. Aktywiści galicyjscy, reprezentowani przez Koło Polskie w parlamencie wiedeńskim oraz przez Naczelny Komitet Narodowy, stojący na czele legjonów polskich, jak wiemy, posiadali zgoła inne plany, a mianowicie powołanie do życia Polski niepodległej przez Austro-Węgry w tej lub innej formie, ale przez połączenie zaborów rosyjskiego z austrjackim. Akt listopadowy przekreślał te nadzieje, wyłączając Galicję z organizmu niepodległego państwa polskiego. Temniemniej jednak cios ten nie załamał mocno ugruntowanego w Galicji kierunku aktywistycznego, który akt listopadowy uznał za rozwiązanie sprawy polskiej gorsze, niż przypuszczano, ale jedyne w danym momencie.
To też już w dniu 13 listopada Naczelny Komitet Narodowy na plenarnem posiedzeniu uchwalił rezolucję, że „uzna swe dzieło (organizacji legjonów) za skończone, gdy wejdą (one) w całości w skład i staną się podstawą wojska polskiego".
Kierunek aktywistyczny w Galicji uznał, że narazie należy się zadowolić skromniej pojętą niepodległością Polski, oraz zapowiedzia-nem przez cesarza Franciszka Józefa rozszerzeniem autonomji zaboru austrjackiego, zresztą bez śląska Cieszyńskiego, zamieszkałego wówczas przez 250.000 Polaków.
Inaczej przedstawiała się sprawa w b. zaborze pruskim, gdzie kierunek aktywistyczny posiadał niewielu zwolenników, gdzie natomiast prokoalicyjna narodowa demokracja posiadała silne wpływy. Zresztą całokształt spraw polskich w b. zaborze pruskim niejako przesądzał zgóry charakter tamtejszej polityki polskiej.
Straszliwe prześladowanie polskości przed wojną i ciężka walka, jaką społeczeństwo polskie musiało staczać z nawałą niemiecką we wszystkich dziedzinach życia, wykopały pomiędzy zaborcami niemieckimi a Polakami taką przepaść, której nie mogła już zasypać żadna „racja stanu", żaden wyrozumowany kierunek polityczny, gdyby nawet taki miał pole do dzia-
m łania w b. zaborze pruskim. Ale pola takiegx nie było. Niemcy, proklamując niepodległość Polski na obszarach zaboru rosyjskiego (i U nie całego), równocześnie wszelkiemi sposoba mi manifestowały swoją niezłomną wolę utrzy mania przy Prusach ziem polskich w granicacl 1914 roku plus pewne obszary, powstałe prze: „uregulowanie" dawnej granicy. Po stroni' niemieckiej nie uczyniono również żadnych wią żących chociażby obietnic złagodzenia polityk przeciwpolskiej, której celem było całkowit zniemczenie Górnego śląska, Pomorza i Poznań skiego. W tych warunkach kierunek aktywi styczny, wyrosły z zaboru austrjackiego, gdzi panowały warunki zgoła odmienne, nie mógł si przeszczepić na grunt b. zaboru pruskiego, któ rego lud polski, zahartowany w walce narodo wej, wysoko uświadomiony i rozumiejący a nadto dobrze całą grozę niebezpieczeństwa nie mieckiego, chciał żyć dla siebie i dla całości Oj czyzny. A ratunek widział tylko w zwycięstwi Koalicji i klęsce Niemców, czemu nie chcia przeszkadzać, jakkolwiek sam nigdy nie posu nął się do zdrady. A
I oto rzecz znamienna, dobitnie charakl! ryzująca ducha narodu polskiego. Jeśli w cza sie wojny lojalność Polaków- b. zaboru rosyjskie go, walczących pod sztandarami rosyjskiemi możnaby tłumaczyć przewagą kierunku pro koalicyjnego w tym zaborze, jeśliby lojalnośi Polaków w armji austrjackiej możnaby wypro wadzić z przewagi kierunku aktywistycznegi w Galicji, oraz względnemi i najszerszem swobodami narodowemi — to lojalności Pola ków b. zaboru pruskiego, zmuszonych do walk pod nienawistnemi sztandarami niemieckiemi żadnemi zgoła względami politycznemi wytłumaczyć się nie da. W przytłaczającej masie społeczeństwo polskie b. zaboru pruskiego posiadało zdecydowaną orjentację przeciwniemieeką, wyraźnie skłaniając sic wszystkiemi swojemi sympatjami i nadziejami w stronę Koalicji. A jednak żołnierz polski, ubrany w mundur pruski, nie zdradzał, a jednak ludność cywilna lojalnie wypełniała swoje ciężkie obowiązki czasów wojennych.
Generał Falkenhayn* drugi zkolei w czasie wojny szef niemieckiego sztabu generalnego, w pamiętnikach swoich stwierdza, że „żołnierze pruscy z terenów mowy polskiej naogół w czasie wojny wypełnili wiernie swój obowiązek". Jakież znamienne są te słowa w ustach generała pruskiego, który swoją nienawiść do Polaków posunął był tak daleko, że ustąpił ze stanowiska szefa sztabu generalnego, nie mogąc
704
(Frakcja Rewolucyjna była jej prawicą) oraz przez Socjal-Demokrację Królestwa Polskiego i Litwy. Obie te partje, stojąc wyłącznie na stanowisku walki klas i rewolucji socjalnej, a rezygnując z wszelkich dążeń narodowościowych i niepodległościowych, występowały jak najostrzej zarówno przeciwko aktywistom, jak i pasywistom, uważając ich w czambuł za „pachołków krwawego kapitalizmu", przysparzających mu nowego żeru.
Dla Galicji akt 5 listopada był smutną niespodzianką. Aktywiści galicyjscy, reprezentowani przez Kolo Polskie w parlamencie wiedeńskim oraz przez Naczelny Komitet Narodowy, stojący na czele legjonów polskich, jak wiemy, posiadali zgoła inne plany, a mianowicie powołanie do życia Polski niepodległej przez Austro-Węgry w tej lub innej formie, ale przez połączenie zaborów rosyjskiego z austrjackim. Akt listopadowy przekreślał te nadzieje, wyłączając Galicję z organizmu niepodległego państwa polskiego. Temniemniej jednak cios ten nie załamał mocno ugruntowanego w7 Galicji kierunku aktywistycznego, który akt listopadowy uznał za rozwiązanie sprawy polskiej gorsze, niż przypuszczano, ale jedyne w danym momencie.
To też już w dniu 13 listopada Naczelny Komitet Narodowy na plenarnem posiedzeniu uchwalił rezolucję, że „uzna swe dzieło (organizacji legjonów) za skończone, gdy wejdą (one) w całości w skład i staną się podstawą wojska polskiego".
Kierunek aktywistyczny w Galicji uznał, że narazie należy się zadowolić skromniej pojętą niepodległością Polski, oraz zapowiedzia-nem przez cesarza Franciszka Józefa rozszerzeniem autonomji zaboru austrjackiego, zresztą bez Śląska Cieszyńskiego, zamieszkałego wówczas przez 250.000 Polaków.
Inaczej przedstawiała się sprawa w b. zaborze pruskim, gdzie kierunek aktywistyczny posiadał niewielu zwolenników, gdzie natomiast prokcalicyjna narodowa demokracja posiadała silne wpływy. Zresztą całokształt spraw polskich w b. zaborze pruskim niejako przesądzał zgóry charakter tamtejszej polityki polskiej.
Straszliwe prześladowanie polskości przed wojną i ciężka walka, jaką społeczeństwo polskie musiało staczać z nawałą niemiecką we wszystkich dziedzinach życia, wykopały pomiędzy zaborcami niemieckimi a Polakami taką przepaść, której nie mogła już zasypać żadna „racja stanu", żaden wryrozumowany kierunek polityczny, gdyby nawet taki miał pole do dzia
łania w b. zaborze pruskim. Ale pola takiego nie było. Niemcy, proklamując niepodległość Polski na obszarach zaboru rosyjskiego (i to nie całego), równocześnie wszelkiemi sposobami manifestowały swoją niezłomną wolę utrzymania przy Prusach ziem polskich w granicach 1914 roku plus pewne obszary, powstałe przez „uregulowanie" dawnej granicy. Po stronie niemieckiej nie uczyniono również żadnych wiążących chociażby obietnic złagodzenia polityki przeciwpolskiej, której celem było całkowite zniemczenie Górnego Śląska, Pomorza i Poznańskiego. W tych warunkach kierunek aktywistyczny, wyrosły z zaboru austrjackiego, gdzie panowały warunki zgoła odmienne, nie mógł się przeszczepić na grunt b. zaboru pruskiego, którego lud polski, zahartowany w walce narodowej, wysoko uświadomiony i rozumiejący aż nadto dobrze całą grozę niebezpieczeństwa niemieckiego, chciał żyć dla siebie i dla całości Ojczyzny. A ratunek widział tylko w zwycięstwie Koalicji i klęsce Niemców, czemu nie chciał przeszkadzać, jakkolwiek sam nigdy nie posunął się do zdrady.
I oto rzecz znamienna, dobitnie charakteryzująca ducha narodu polskiego. Jeśli w czasie wojny lojalność Polaków b. zaboru rosyjskiego, walczących pod sztandarami rosyjskiemi, możnaby tłumaczyć px*zewagą kierunku pro-koalicyjnego w tym zaborze, jeśliby lojalność Polaków w armji austrjackiej możnaby wyprowadzić z przewagi kierunku aktywistycznego w Galicji, oraz względnemi i najszerszemi swobodami narodowemi — to lojalności Polaków b. zaboru pruskiego, zmuszonych do walki pod nienawistnemi sztandarami niemieckiemi, żadnemi zgolą względami politycznemi wytłumaczyć się nie da. W przytłaczającej masie społeczeństwo polskie b. zaboru pruskiego posiadało zdecydowaną orjentację przeciwniemiecką, wyraźnie skłaniając się wszystkiemi swojemi sympatjami i nadziejami w stronę Koalicji. A jednak żołnierz polski, ubrany w mundur pruski, nie zdradzał, a jednak ludność cywilna lojalnie wypełniała swoje ciężkie obowiązki czasów wojennych.
Generał Falkenhayn', drugi zkolei w czasie wojny szef niemieckiego sztabu generalnego, w pamiętnikach swoich stwierdza, że „żołnierze pruscy z terenów mowy polskiej naogół w czasie wojny wypełnili wiernie swój obowiązek". Jakież znamienne są te słowa w ustach generała pruskiego, który swoją nienawiść do Polaków posunął był tak daleko, że ustąpił ze stanowiska szefa sztabu generalnego, nie mogąc
704
pogodzie się — nawet w obliczu konieczności pozyskania nowego materjału ludzkiego dla wojny — z proklamowaniem niepodległości Polski na obszarze jednego tylko zaboru !
Żołnierze-Polacy w armji pruskiej, marząc o zwycięstwie Koalicji, jednakże „wypełnili wiernie swój obowiązek"! Olu fakt, charakteryzujący ducha polskiego ton jaskrawiej, jeśli
w którem, wyrażając wprawdzie zadowolenie, że proklamacja państw centralnych wysunęła zasadę wskrzeszenia państwa polskiego, równocześnie stwierdził, że „proklamacja nie jest zwrócona do całego narodu polskiego, ale nawet nie do całości b. Królestwa Kongresowego", że w praktyce prowadzi ona do „czwartego rozbioru Polski" i do stworzenia z Polski „pań-
***
Car M i kokt i II z rodzina w Tobolsku.
zestawimy go z faktem masowej i zorganizowanej zdrady pobratymczego narodu czeskiego, który zalecał i pochwalał swoim synom masowe przechodzenie oddziałów czeskich z orkiestrą na czele i umajonych kwiatami na stronę rosyjską !
Ale powróćmy do rzeczy. Po ogłoszeniu aktu listopadowego na posie
dzeniu komisji parlamentarnej w Berlinie w dniu 9 listopada wiceprezes Koła Polskiego, Władysław Seyda wygłosił przemówienie.
stwa-wasala", wobec czego „nie jest idealnem... nie jest wogóle żadnem rozwiązaniem sprawy polskiej w jej całokształcie", zaś stworzona została „nie w interesie narodu polskiego, lecz w interesie państw centralnych".
Stanowisko społeczeństwa polskiego w b. zaborze pruskim w całym szeregu oficjalnych deklaracyj i przemówień zobrazowało Kolo Polskie w parlamencie pruskim. Stanowisko to sprowadzało się do stwierdzania wciąż żywej
705
łączności całego narodu polskiego, jego nieugiętej woli wywalczenia wspólnego niepodległego bytu państwowego, zadowolenia z postawienia przez państwa centralne na płaszczyźnie międzynarodowej sprawy niepodległości Polski, oraz potraktowania aktu listopadowego nie za cel właściwy dążeń Polaków, lecz jedynie jako etapu na drodze do ostatecznego i całkowitego rozwiązania sprawy polskiej. Stanowisko to w ramach państwowości niemieckiej i warunków czasu wojennego pokrywało się całkowicie ze stanowiskiem przeciwniemieckiej orjentacji pasywistów polskich.
Kierunek ten, jak już powiedzieliśmy, posiadał decydujące wpływy wśród Polaków zaboru pruskiego. Jedynie przeciwstawiały mu się nieliczne grupy germanofilskieh ugodow-ców, rekrutujących się głównie z pośród bogatszego ziemiaństwa i kierunków radykalno-spo-łecznych, które jednak, właśnie z racji swojej ugodowości nie miały nic wspólnego z aktywiz-mem takim, jaki się rozwinął w Galicji i Kongresówce.
Tak oto przedstawiała się zgrubsza reakcja na akt listopadowy społeczeństwa polskiego, podzielonego na dwa obozy polityczne i rozdzielonego linją frontu na dwa tereny działania: w Polsce pod okupacją niemiecko - austrjacką i w Rosji.
Istniał jednak trzeci również czynnik polityki polskiej, ściśle spokrewniony z kierunkiem pasywistycznym, a którego terenem działania były państwa neutralne oraz zachodnio-koali-cyjne. W Londynie działał Roman Dmowski, Piltz i Zamoyski w Paryżu, zaś Marjan Seyda w Bernie w Szwajcarji. Działalność ich skierowana była ku zainteresowaniu sprawą polską zachodnich sprzymierzeńców Rosji, aby przj' ich pomocy wywrzeć nacisk na nią w sensie poczynienia takich lub innych ustępstw na rzecz Polaków.
Sprawa jednak szła niezwykle opornie. Pomimo dobrze zorganizowanej propagandy i osobistym wysiłkom polityków polskich, trudno było uczynić wyłom w obojętności przedewszyst-kiem Anglji i Francji, które ponad wszystko przedkładały „dobre stosunki" z carską Rosją, rozporządzającą miljonami swoich żołnierzy, stanowiących doskonały żer dla niemieckich armat, które przeto musiały gorąco pracować na Wschodzie, odciążając front zachodni. Zarówno w Londynie, jak i w Paiyżu lękano się zrazić Rosję, zresztą pod koniec 1916 roku naogół lekceważąc jeszcze wagę sprawy polskiej.
Kiedy poprzez fronty dotarły pierwsze wieści o zamierzonej przez państwa centralne proklamacji niepodległości polskiej, zdawało się, że politykom polskim na Zachodzie przybywa do gry poważny atut. To też poczęto przedkładać w Londynie, Paryżu i Rzymie, że Koalicja powinna uprzedzić państwa centralne, wyrwać im z rąk inicjatywę w sprawie polskiej i zapobiec wyzyskaniu przez Niemców narodowej armji polskiej, mogącej być dla nich poważnym sukursem wobec wyczerpywania się własnych zasobów ludzkich.
Zabiegi te jednak nie dały rezultatu. Rząd rosyjski sparaliżował działalność polityków polskich, informując, że ma ona cechy szantażu w celu wytargowania od Rosji „bezmiernych" ustępstw, gdyż w istocie ani zamiary niemieckie nie sięgają tak daleko, ani też społeczeństwo polskie nie wykazuje naogół silniejszych tendency] filoniemieckich (to ostatnie, jak wiemy, było zgodne z prawdą). Wobec tego rusofilsko nastrojone rządy zachodnich państw sprzymierzonych zlekceważyły całkowicie podszepty polityków' polskich, podrywając tern poważnie ich autorytet i wpływy.
Po proklamacji z dnia 5 listopada proko-alicyjni politycy polscy na Zachodzie wydali w Lozannie w dniu 11 listopada deklarację, w której akt państw centralnych uznawali jedynie za wskrzeszenie na arenie międzynarodowej sprawy polskiej, dążenia zaś Niemców i Austro-Węgier określając, jako „nową sankcję rozbiorów". Deklaracja podkreślała znany nam już postulat zjednoczenia wszystkich ziem polskich, jako nieodzowny warunek niepodległości, a dający się zrealizować jedynie dzięki klęsce państw centralnych i zwycięstwu Koalicji, oraz, odżegnując się od współdziałania z aktywistami polskimi, usiłowała natchnąć rządy koalicyjne poważniejszem potraktowaniem sprawy polskiej.
I tym razem zabiegi Polaków dały nader skromne wyniki. O tern, żeby już w tym momencie Koalicja wypowiedziała się zdecydowanie w sprawie niepodległości Polski, nawet nie marzono wobec bezkompromisowo przeciwpolskie-mu stanowisku rządu rosyjskiego i panicznego lęku zachodnich sprzymierzeńców Rosji przed jej zdradą. Dmowski i jego towarzysze pragnęli tylko, aby cała Koalicja oficjalnie potwierdziła zjednoczenie ziem polskich, jako jeden z celów wojny, tern samem jakgdyby żyru-jąc oświadczenie Rosji, zawarte w odezwie wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza (zresztą nieobowiązujące ją tem bardziej wobec zmiany
706
na stanowisku wodza naczelnego). Jednak nawet ten minimalny cel nie dał się osiągnąć. W dniu 15 listopada rząd rosyjski w odpowiedzi na proklamację państw centralnych wydał komunikat, w którym ponownie sprawę polską potraktował, jako czysto wewnętrzną rosyjską, obietnice zaś dla Polaków wyraził w sposób wielce mętny i nieobowiązujący. Natomiast zachodni sprzymierzeńcy ograniczyli się do wysiania depesz do rządu rosyjskiego przez ministrów spraw zagranicznych Anglji Asquith'a i Francji Briand'a, podkreślających doniosłość sprawy zjednoczenia ziem polskich. Narazie przeto w licytacji międzynarodowej pod względem formalnym prym w sprawie polskiej wiodły państwa centralne.
Jednakże akt z dn. 5 listopada pomimo wszystko znakomicie wzmocnił pozycję polską na Zachodzie. Rządy Francji i Anglji powoli poczęły rozumieć, jaką wagę posiadać może dla Niemiec pozyskanie dla siebie armji polskiej, która już w następnej kampanji mogłaby znakomicie wypełnić luki w materjale ludzkim państw- centralnych. Rozumiano również, że w tym wypadku jedyną przeciwwagą może być działalność paraliżująca pasywistów polskich, których przywódcą faktycznym był Roman Dmowski. Stąd też wypływała konieczność coraz większego liczenia się z nim i z jego partją, chociażby pokryjomu przed agenturami rządu carskiego.
Również i w Stanach Zjednoczonych A. P., gdzie emigracja polska liczyła pokaźną liczbę czterech mil jonów obywateli,, kierunek proko-alicyjny wziął górę, reprezentowany przez Wydział Narodowy Polski Centralnego Komitetu Ratunkowego w Ameryce, na którego czele stał Ignacy Paderewski, gorący zwolennik Koalicji. W Ameryce rzucono hasło: „Polska musi być wolna, niepodległa i cała".
W Ameryce jedynie Komitet Obrony Narodowej zajął stanowisko aktywistyczne, zresztą posiadając dość słabe wpływy wśród emigracji polskiej, która w przew-ażnej zresztą mierze rekrutowała się z zaboru pruskiego.
Na terenie międzynarodowym należy zanotować jeszcze wystąpienie lewicy Polskiej Par-tji Socjalistycznej i Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (pierwsza z nich posiadała zresztą bardzo słabe wpływy w kraju, druga zaś w swoich szeregach liczyła znaczny odsetek socjalistów żydowskich). Obie te partje wydały wspólną odezwę „do międzynarodówld socjalistycznej", występując równocześnie przeciwko aktywistom i pasywistom, zajmując zde
cydowanie międzynarodowe i klasowe stanowisko, oraz zapewniając, że „na rewolucyjnej przyszłości ogólnoeuropejskiej i światowej proletariat polski wznosi gmach swoich nadziei", gdyż „tylko obalenie kapitalistycznego ustroju przyniesie ludowi polskiemu wśród innych ludów pełne wyzwolenie".
Z tego, co dotychczas powiedzieliśmy, widać, że wpływy zdecydowanie aktywistyczne stanowiły w społeczeństwie polskiem znacznie słabszą stronę. W dodatku każdy dzień po akcie listopadowym, który odsłaniał coraz bardziej przyłbicę państw centralnych, z pod której wyłaniało się ich istotne oblicze, podrywał autorytet aktywistów, którzy początkowo zdołali
Córka Mikot-aja II cara rosyjskiego przy pracy w ogrodzie.
porwać aktem listopadowym znaczną część społeczeństwa w zaborach rosyjskim i austrjackim.
Reszty dokonała odezwa werbunkowa obu generał-gubernatorów, warszawskiego i lubelskiego, z której bez obsłonek wyszło military-styczne szydło niemieckie z politycznego worka obłudy.
Nadzieje niemieckiego dowództwa naczelnego spełzły na niczem. Akcję werbunkową sparaliżowała nietylko wzmagająca się w kraju działalność pasywistów, ale w większej jeszcze mierze postawa lewicy aktywistycznej, za którą szła co najgorętsza młodzież. Odezwa Młodzieży Narodowej Promienistej i Zarzewiac-kiej postawiła wyraźny warunek, którego Niemcy nie spełnili i spełnić nie zamierzali:
707
„Niech wezwanie rządu narodowego, niech rozkaz komendanta Piłsudskiego, wodza Polski walczącej, powoła nas pod broń, wówczas jak jeden mąż staniemy". Było to równoznaczne z protestem przeciwko werbunkowi okupantów, zainicjowanego samozwańezo przez generał-gu-bernatorów i zgóry wojsko polskie podporządkowującemu dowództwu niemieckiemu.
Aktywistyczny Narodowy Związek Robotniczy już w dniu 9 listopada wydał odezwę, w której o werbunku niemieckim mówił: „nikt z nas na to zgodzić się nie może", bo „naród polski nie może dać krwi swych najlepszych synów do rozporządzenia władz obcych", gdyż „tylko własny rząd polski, obdarzony zaufaniem szerokich warstw ludowych, może powołać naród cały pod broń, tworząc z Legjonów armję polską z Józefem Piłsudskim na czele!". Wkońcu odezwa rzucała hasło: „Niech żyje rząd polski! Sejm polski i istotna Niepodległość!".
Polskie Stronnictwo Ludowe na czoło swoich postulatów wysunęło natychmiastowe zwołanie sejmu w wyborach czteroprzymiotniko-wych, formowanie narodowej armji polskiej z poboru, postawienie na jej czele komendanta Józefa Piłsudskiego, bezzwłoczne tworzenie polskiego aparatu państwowego i obejmowanie przezeń administracji kraju.
Również aktywistyczna Frakcja Rewolucyjna Polskiej Partji Socjalistycznej (prawica) zadeklarowała, że „klasa robotnicza gotowa jest bronić granicy Polski i Litwy, by odeprzeć najazd rosyjski", ale pod warunkiem, że ją „do walki powoła prawowity i posiadający zaufanie mas ludowych rząd narodowy", ponieważ „władze niemiecko-austrjackie nie mogą powoływać pod broń ludu polskiego".
Również Centralny Komitet Narodowy, stanowiący wspólną organizację całej aktywi-stycznej lewicy polskiej, wydał odezwę, w której stwierdził, że odezwa werbunkowra generał-gubernatorów okupacyjnych „wywołała zaniepokojenie i różnorodne pogłoski", że „armję musi powołać rząd polski, jedyny uprawniony szafarz krwi polskiej", że kadrami jej winny być Legjony, a jej wodzem komendant Piłsudski, wreszcie wezwał lud pracujący, aby się „na rozkaz rządu polskiego stawił pod sztandary narodowe". Oczywiście, było to równoznaczne z wezwaniem do uchylenia się od werbunku, zarządzonego przez władze okupacyjne niemiecko-austrjackie.
Równocześnie z przejściem lewicy aktywi-stycznej do biernej opozycji wobec ujawnionej
złej woli państw centralnych, rozpoczęła się z jej strony i działalność czynna, której wyrazem było ujawnienie się Polskiej Organizacji Wojskowrej, która już w dniu 11 listopada ogłosiła odezwę, określającą jako cel organizacji „armję polską, rządowi polskiemu podległą" i otwarcie głoszącą: „Zanim nas rozkaz rządu polskiego pod broń powoła, przypada nam zadanie wyszkolenia w krótkim czasie podoficerów i oficerów, którzy wraz z Legjonami utworzą kadry dla wojska. Obywatele ! z łatwością znajdziecie drogę do Polskiej Organizacji Wojskowej !". Istotnie — droga była prosta, gdyż równocześnie plakaty podały adresy biur werbunkowych.
W dalszym ciągu Polska Organizacja Wojskowa wzywała Polaków7 do poddania się karności i autorytetowi komendanta Piłsudskiego, kończąc apelem: „Do szeregu jednolitej, silnej, karnej organizacji ! Dla świadomych Polaków powszechny obowiązek służby wrojskowTej już teraz musi się stać moralnym nakazem !".
Tak więc akcja werbunkowa władz okupacyjnych natrafiła na kontrakcję P. O. W., która powoływała młodzież polską do swoich szeregów pod hasłami czysto narodowemi i pod warunkiem szafowania krwią polską tylko przez rząd narodowy. W tych warunkach akcja okupantów, zmierzająca perfidnie do utworzenia armji polskiej, „przejściowo" wcielonej do wojska niemieckiego i poddanej niemieckiemu dowództwu, musiała być skazana na niepowodzenie, pomimo, że przy pomocy szefa werbunku, pułkownika Legjonów Sikorskiego, usiłowano do tej akcji wciągnąć legjonistów. W tym też celu dowództwo niemieckie przesunęło Legjony z Baranowicz do Kongresówki, aby tern łatwiej pod ich etykietką przeprowadzić werbunek.
Jeszcze przed ogłoszeniem aktu listopadowego, w Legjonach, przedewszystkiem zaś w pierwszej brygadzie, na którą bezwzględnie oddziaływał duch Józefa Piłsudskiego, panowało silne wrzenie opozycyjne przeciwko bezkrytycznemu aktywizmowi, który gotów był uwikłać się w perfidnie nastawione sieci polityki niemieckiej. Nastrój ten na krótko złagodził akt listopadowy, ale wkrótce już odezwa werbunkowa okupacyjnych generał-gubernato-rów wywołała ponowną falę niezadowolenia, które przybierało tern ostrzejszą formę, że było podsycane przez lewicowe koła polityczne, przedewszystkiem mające wpływy wśród młodzieży leg jonowej.
708
Po wkroczeniu Legjonów do Warszawy sprawa nie uległa zmianie. Lewica aktywi-styczna coraz jaskrawiej manifestowała swoje stanowisko opozycyjne wobec werbunkowych zakusów okupantów i swoistego pojmowania przez nie charakteru władz polskich, które miały być powołane do życia. Przeciwko powołaniu przez generał-gubernatora Beselera rady stanu i sejmu, które miały być tylko komedją władz polskich, zdecydowanie wypowiedziała się cała lewica aktywistyczna. Nawet dla prawicy koncepcja niemiecka, sprowadzająca w praktyce niepodległość Polski do skromnych rozmiarów samorządu, była nie do przyjęcia.
To wszystko, cośmy powiedzieli dotychczas, tworzy pobieżny przegląd ustosunkowania się polityki polskiej do aktu listopadowego państw centralnych, oraz wyjaśnia motywy, które temi państwami kierowały. Teraz pokrótce zajmiemy się tym oddźwiękiem, jaki akt listopadowy spowodował w obozie przeciwnie-mieckiej Koalicji.
Jeżeli chodzi o Rosję — to akt listopadowy w niczem nie zmienił kierunku rządowego w sprawie polskiej. Rząd carskiej Rosji jak i przedtem, tak i teraz wszelkiemi sposobami dążył do zlikwidowania skutków niefortunnej odezwy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza z 1914 roku, którą reakcyjne a decydujące sfery rosyjskie uważały za niezręczny i lekkomyślny politycznie „podstęp wojenny" w stosunku do ludności polskiej na teatrze wojny. Męt-nemi frazesami do niczego nie obowiązującemi i niepopartemi żadnemi aktami dobrej woli ze strony Rosji starano się z jednej strony utrzy-mywać opinję polską pod sugestją zupełnie nierealnych nadziei, z drugiej zaś strony systematycznie wykoszlawiając i bez tego mętny sens wielkoksiążęcej odezwy.
Dla Rosji carskiej akt listopadowy państw centralnych był raczej na rękę. Spodziewano się, że Polacy zaangażują się po stronie nie-miecko-austrjackiej, co tern łatwiej pozwoli Rosji zanulować wszelkie swoje i tak wątpliwe zobowiązania i nacisnąć śrubę narodowościowego ucisku po powrocie wojsk rosyjskich do „Nadwiślańskiego Kraju", w co uwierzono niezłomnie. Powrót ten miało zapewnić albo ostateczne zwycięstwa Koalicji, albo też pokój odrębny i kompromisowy kosztem nowego rozbioru Polski.
W tym stanie rzeczy rząd rosyjski nie zamierzał bynajmniej aktowi państw centralnych przeciwstawić własnej poważniejszej koncesji na rzecz Polaków. Zajął stanowisko wy
czekujące, za wszelką cenę unikając ze swojej strony jakichkolwiek wiążących zobowiązań i podkreślając nadal, że sprawa polska jest czysto wewnętrzną sprawą rosyjską. Jedyną poważniejszą reakcją ze strony Rosji było zaprotestowanie przeciwko pogwałceniu przez państwa centralne konwencji haskiej z 1907 r., która zabraniała stronom wojującym rozporządzania losami okupowanych tery tor jum przeciwnika i rekrutowania wojska z pośród jego obywateli. Protest ten miał tembardziej podkreślić brak tytułu prawnego aktu listopadowego, co rzekomo zwalniało Rosję od obowiązku poważniejszego zajęcia się tą sprawą.
W dniu 14 listopada w rosyjskiej radzie
Mikołaj II car rosyjski przy pracy ogrodzie.
państwa minister spraw wewnętrznych Proto-popow po raz pierwszy w imieniu Rosji zabrał głos w sprawie proklamacji przeciwników, oświadczając, że „rząd, jak przedtem, tak i teraz stoi na gruncie ścisłego sensu odezwy naczelnego wodza i mowy, wygłoszonej w 1915 roku przez sekretarza stanu Goremykina", i że stoi na tym gruncie „teraz tern mocniej, że krew bratnich narodów przelana została na jed-nem polu chwały i za jedną świętą sprawę obrony całości cesarskiej dziedziny przed zamachem okrutnego wroga, nie pojmującego nawet najmniejszej wrolności i nie uznającego żadnej sprawiedliwości". Oświadczenie to aż nadto wyraźnie podkreślało wewnętrzno-rosyjski charakter sprawy polskiej. Następnego dnia ukazał się komunikat urzędowy, który proklamację
709
niepodległości Polski ze strony państw centralnych zakwalifikował jedynie jako mającą „na celu dokonanie w Polsce poboru rekruta", oraz wystąpił przeciwko „nowemu bezceremonjalne-mu pogwałceniu pi'zez naszych wrogów zasadniczych podstaw prawa międzynarodowego, które zabrania zmuszać ludność ziem, siłą zbrojną okupowanych, do podnoszenia broni przeciwko własnej ojczyźnie". Komunikat ten krótko rozprawiał się z aktem listopadowym, uważając go za „nie mający znaczenia", równocześnie wyjaśniając „niezachwiane postanowienie Najjaśniejszego Monarchy" w sprawie polskiej. Postanowienie to miało na celu „utworzenie Polski, zjednoczonej ze wszystkich ziem polskich, i nadanie jej po zakończeniu wojny prawa swobodnego budowania własnego bytu narodowego, kulturalnego i gospodarczego na podstawach autonomji pod berłem monarszem cesarzów rosyjskich z zachowaniem jedności państwowej". Było to równoznaczne z jakimś skromnym i bliżej nieokreślonym samorządem terytorialnym. Aby stanowisko swoie w sprawie polskiej bardziej jeszcze uwypuklić rząd rosyjski wystosował notę do wszystkich państw sojuszniczych i neutralnych, protestując przeciwko pogwałceniu przez państwa centralne aktem listopadowym prawT międzynarodowych, obowiązujących w czasie wojny, oraz podającą do wiadomości powszechnej, że „gubernje Królestwa Polskiego tworzą w dalszym ciągu część państwa rosyjskiego, i że mieszkańców obowiązuje w dalszym ciągu przysięga na wierność, którą składali Jego Cesarskiej Mości".
Co do zachodnich sprzymierzeńców Rosji, Anglji, Francji i Włoch — to stanowisko, jakie państwa te zajęły w sprawie polskiej było podyktowanie wyłącznie troską o utrzymanie Rosji w sojuszu i wysiłkami w celu przeszkodzenie jej w nawiązaniu zakulisowych pertraktacyj z Niemcami, do czego, jak wiemy, dążyły reakcyjne sfeiy rosyjskie. Sprawa polska nie dojrzała wrówczas w umysłach polityków zachodnio-europejskich, wciąż jeszcze pozostających pod wpływem i urokiem potężnej acz kapryśnej i niepewnej Rosji carskiej. Uważano, że nie należy jej niczem drażnić, specjalnie zaś sprawą polską, na którą Rosja była zawsze szczególnie wrażliwą.
To też na naradzie międzysojuszniczej w Paryżu w dniu 16 listopada Koalicja całkowicie zaakceptowała stanowisko rosyjskie, gorąco solidaryzując się z niem. Premjerowie Francji i Anglji, Briand i Asquith, wysłali do premjera rosyjskiego telegram, w którym wy
razili swoje „najwyższe zadowolenie" z powodu rosyjskiego „protestu przeciwko uroszcze-niu (państw centralnych) utworzenia nowego państwa na tery tor j um, czasowo zajętem przez ich wojska, i dokonania branki wśród ludności tego okręgu", oświadczając równocześnie, że „szczerze cieszą się ze wspaniałomyślnej inicjatywy, danej przez rząd Jego Cesarskiej Mości" na korzyść „ludności, zamieszkującej wszystkie ziemie polskie", na rzecz której rząd rosyjski „potwierdza swoją uroczystą i niezachwianą decyzję... o nadaniu im autonomji". W zakończeniu obaj premjerowie oświadczali, że „przywrócone zjednoczenie (narodu polskiego) stanie się jedną z pierwszorzędnych podstaw przyszłej równowagi europejskiej". Następne^ go dnia wysłał analogiczną depeszę i premjer włoski Boselli, zaznaczając, że rząd włoski „może tylko przyklasnąć oświadczeniu, już złożonemu przez rząd rosyjski, które gwarantuje au-tonomję całemu zjednoczonemu narodowi polskiemu". Niezależnie od uchwały paryskiej i wyżej wzmiankowanych depesz Anglja, Francja i Włochy przyłączyły się do rosyjskiego protestu dyplomatycznego wobec rządów wszystkich państw neutralnych.
Tak oto po stronie Koalicji akt listopadowy nie wywołał tej reakcji, której pragnął i na którą liczył polski obóz pasywistyczny, przede-wszystkiem reprezentowany przez Dmowskiego. Koalicja, pod wpływem Rosji, bynajmniej nie pragnęła przelicytowywać państw centralnych sprawą polską. A jednak — pomimo wszystko i być może nawet wbrew intencjom rządów koalicyjnych — sprawa polska i po ich stronie uczyniła duży krok naprzód. Rosja musiała potwierdzić, wprawdzie ogólnikowo i mętnie, zapowiedzi odezwy wielkoksiążęcej, zaś trzy mocarstwa zachodnie niejako podżyrowały to potwierdzenie, co samo przez się było już jeżeli nie postawieniem sprawy polskiej na arenie międzynarodowej — to w każdym bądź razie znacznem podciągnięciem jej w stronę tej areny.
Poza rządami państw Koalicji sprawą polską zajęły się również i ich parlamenty, doceniające niebezpieczeństwo militarne, wypływające z proklamacji przez państwa centralne niepodległego państwa polskiego. Parlament francuski zajął się tą sprawą w sposób bardzo oględny, w niczem nie naruszając rosyjskiego punktu widzenia. Natomiast parlament włoski stał się areną całego szeregu wystąpień ze strony przyjaciół Polski, którzy manifestowali dla niej swoje sympatje, wyrażając pogląd, że tylko zu-
710
pełna niepodległość i zjednoczenie są wyrazem potrzeb narodu polskiego i sposobem wymazania z dziejów Europy tej zbrodni, którą były rozbiory. Oczywiście manifestacje te nie miały praktycznego znaczenia, gdyż rząd i politycy włoscy umieli je zamknąć w ramach nieszkodliwego romantyzmu, nie dopuszczając do poważniejszego ujęcia sprawy polskiej w obawie rozdrażnienia carskiej Rosji. Temniemniej jednak wszystko to powoli drążyło sprawie polskiej dyplomatyczne przejścia, przez które miała wydostać się na arenę międzynarodową.
Sprawą polską zajął się również i parlament rosyjski (duma i rada państwa), gdzie ze sprawy tej patrjotyczna lewica rosyjska uczyniła sobie taktyczny taran opozycyjny wobec znienawidzonego, germanofilskiego i nieudolnego rządu Stürmera, co przyczyniało się również, nawet pomimo lub wbrew woli samych Rosjan, do pogłębienia sprawy polskiej i spopularyzowania jej zarówno w Rosji, jak i zagranicą.
Tak oto akt listopadowy państw centralnych, nie dając im spodziewanej realizacji tego aktu głównego celu, a mianowicie pozyskania półmiljonowej armji polskiej, sam przez się zawiódł również nadzieje aktywistów polskich, w drobnej tylko mierze dopomógł polskiej polityce pasywistycznej, jednakże stając się równocześnie ważnym etapem w rozwoju politycznym sprawy polskiej na gruncie międzynarodowym.
Ogłoszenie niepodległości Polski przysporzyło państwom centralnym nowych poważnych kłopotów politycznych zarówno w Polsce, jak i na terenie międzynarodowym, nie dając im w zamian nic z tych korzyści militarnych, o których marzyło dowództwo niemieckie, ulegając sugestji warszawskiego generał-gubernatora von Beselera. Perfidja, gruboskórność i zachłanność polityki niemieckiej zraziła Polaków do tego stopnia, że zarówno w sprawie utworzenia armji polskiej, jak i w sprawach realizacji proklamowanej niepodległości w dziedzinie pań-stwowo-twórczej Niemcy spotkali się ze zdecydowaną opozycją nawet w łonie obozu polskich aktywistów. Oczywistem stało się dla Niemców, że Polacy, nawet przyjmując z ich rąk niepodległość bynajmniej nie mają zamiaru być uległymi i naiwnymi wasalami, tembardziej zaś nie pragną budować swojego państwa i armji dla celów wojennych państw centralnych. Rychło też Niemcy akt listopadowy uznali za
swój błąd, całkowicie doceniając jego fiasco z punktu widzenia interesu niemieckiego.
Dla Niemiec był to cios bolesny, który całe położenie wojenne państw centralnych odrazu wtrącał w beznadziejną przyszłość. Trzeba było zrezygnować z obsadzenia frontu wschodniego dywizjami polskiemi, co pozwoliłoby przerzucić znaczną ilość dywizyj niemieckich na zachód, aby zadać ostatni i decydujący cios An-glji i Francji. W kraju Niemcy nie posiadali już dostatecznego materjału ludzkiego, aby powetować sobie stratę dywizyj polskich, na które liczyli w rachunku sztabowym na kompanję 1917 roku; rezerwy były niemal zupełnie wy-
Córki Mikołaja II cara rosyjskiego.
czerpane, jeśli chodziło o działania zaczepne w wielkim stylu.
W tym stanie rzeczy Niemcom pozostało tylko jedno: uzyskać pokój, zanim nadciągnie nieubłaganie zbliżająca się klęska wojenna, póki państwa centralne terytorialnie i militarnie mogły jeszcze uchodzić za zwycięskie.
Z nadzwyczajną przeto energją i właściwą sobie przebiegłością rozpoczęły też państwa centralne istną ofensywę pokojową, usiłując wciągnąć Koalicję w rokowania pokojowe, równocześnie narzucając jej i całemu światu swoją rzekomo zwycięską postawę, a stąd też wypływającą szlachetność i humanitamość. Niemcy rzekomo łaknęły pokoju w obronie krwawiącej się ludzkości, w obronie narażonej na szwank cywilizacji, kultury i humanitaryzmu... ale oczywiście za dobrą cenę, należną im z tytu-
711
łu dotychczasowych zwycięstw i zdobyczy wojennych.
Zabiegi niemieckie, jak już wiemy z poprzednich rozdziałów, spełzły na niczem. Koalicja miała niezłomną wolę zwycięstwa, rozumiała, że każdy miesiąc przybliża ją do tego zwycięstwa, zwiastując Niemcom ostateczną klęskę, nie mogła przeto rozumieć zabiegów niemieckich inaczej, niż jako podstępu wojennego. Koalicja nie miała żadnych podstaw, aby, zgó-iy rezygnując ze zwycięstwa, samej poddać się pod warunki niemieckiego imperjalizmu, jeszcze pełnego buty krzyżackiej, ale już zdradzającego niemoc militarną. Koalicja rozumiała, że zawrzeć pokój z Niemcami bez ostatecznego ich zdruzgotania tyleż znaczy, co przygotowanie nowej wojny w niedalekiej przyszłości w momencie najbardziej dla Niemiec korzystnym i — według wszelkiego prawdopodobieństwa — bez rosyjskiej przeciwwagi na wschodzie.
Niemiecka ofensywa pokojowa miała tedy jeden tylko skutek realny: wtrącenie się do sprawy wojny światowej, a raczej pokoju światowego świeżo obranego prezydenta Stanów Zjednoczonych A. P., pełnego najlepszych in-tencyj humanitarnych, acz często ujętych w nazbyt doktrynerskie i nierealne formy, który z energją podjął inicjatywę w sprawie zakończenia wojny sprawiedliwym pokojem, któryby ukształtował nowe, lepsze i doskonalsze fot'my współżycia narodów. Od pierwszej już chwili swojej akcji na rzecz pokoju prezydent Wilson wysunął ideę stworzenia Ligi Narodów, stojącej na straży pokoju, międzynarodowej sprawiedliwości i ładu światowego.
Stany Zjednoczone A. P. były nazbyt potężnym czynnikiem szczególnie gospodarczym świata w trzecim roku wojny, aby obie strony walczące mogły były zlekceważyć inicjatywę prezydenta Wilsona, reprezentującego potęgę zaoceanicznego mocarstwa. To też zarówno państwa centralne, jak i Koalicja musiały z dobrą miną przyjąć niespodziewaną interwencję Wilsona.
I oto interwencja ta w sposób zupełnie nieoczekiwany przyszła w sukurs sprawie polskiej, odrazu wyciągając ją na arenę międzynarodową, jako poważny problem przyszłego pokoju.
W dniu 22 stycznia 1917 roku prezydent Wilson wygłosił swoje historyczne orędzie do senatu amerykańskiego w sprawie przyszłego pokoju świata. W orędziu tern Wilson postawił sprawę jasno, mówiąc, że „nie da się pomyśleć, aby Stany Zjednoczone nie miały wziąć wcale
udziału w tak wielkiem przedsięwzięciu", a mianowicie „położeniu nowych podstaw pokoju między narodami". Sens tych słów był jasny: potężne północno-amerykańskie mocarstwo zjawiało się, jako arbiter a zarazem apostoł nowego życia narodom starej Europy.
Orędzie omawiało odpowiedź na notę pokojową Wilsona obu stron wojujących, lakoniczną i ogólnikową państw centralnych, oraz bardziej ściśle sprecyzowaną ze strony Koalicji. Opierając się na tych odpowiedziach, rzekomo stwierdzającą mniejszą lub większą dobrą wolą obu stron wojujących, Wilson rozwinął swoją wizję świata powojennego, określając podwaliny przyszłego pokoju według swojej ideologji.
Poruszając sprawę pokoju Wilson mówił: „Potrzeba nie zwykłej równowagi mocarstw, lecz musi powstać stowarzyszenie państw. Potrzeba nie zorganizowanej rywalizacji, lecz pokoju wspólnie zorganizowanego... Pokój musi być pokojem bez zwycięstwa... Jedynie pokój, zawarty między równymi, może być trwały, (gdyż) zasadą samego pokoju jest równowaga i wspólny udział we wspólnych zyskach... Równość narodów, na której ma być zbudowany pokój, musi, ażeby być trwałą, być równością praw... Wzajemne gwarancje nie mogą ani uznać, ani utwierdzić różnicy między wielkiemi i małemi narodami, między temi, które stanowią mocarstwa, a temi, które są słabe... Nikt nie żąda, ani nie oczekuje czegoś więcej ponad równość praw... To, co interesuje ludzkość — to swoboda życia, lecz nie gra równowagi mocarstw... Żaden pokój nie może być trwały, o ile nie uznaje i nie uważa za obowiązującą zasadę, że rządy otrzymują całą swą uprawnioną władzę od ludów, przez nie rządzonych, i że nigdzie niema prawa, któreby zezwalało na przekazywanie narodów przez jednego w7ładcę drugiemu, jak gdyby były one dobrami ruchomemi. To też jestem przekonany, jeżeli mi wolno 'przytoczyć ten jeden przykład, że mężowie stanu wszystkich krajów są zgodni, iż powinna istnieć zjednoczona, niepodległa i samodzielna Polska, i że odtąd powinny być nienaruszalnie zabezpieczone życie, wiara, oraz gospodarczy i społeczny rozwój wszystkich ludów, które dotąd egzystowały pod panowaniem rządów o innych wierzeniach i o celach, przeciwnych ich własnym dążeniom".
W dalszym ciągu Wilson zastrzegł się, że nie mówi tego dla „podnoszenia zasady polityki abstrakcyjnej", lecz przeciwnie dla „szczerego oświetlenia rzeczywistości". I dalej: „Każdy pokój, który nie uzna tej zasady, będzie
712
złamany w sposób nieunikniony", gdyż „ferment duchowy, usposobienie całych ludów będzie stale walczyło przeciwko niemu, i cały świat będzie z temi ludami sympatyzował". W końcu wypowiedział się Wilson za wolnością dróg morskich, dostępem do morza wielkich narodów i ograniczeniem zbrojeń na lądzie i na morzu.
Dla sprawy polskiej orędzie styczniowe Wilsona stanowiło doniosły i zwrotny moment, było dalszą nadbudówką międzynarodową aktu listopadowego państw centralnych. Wilson wyraźnie wysunął sprawę odbudowanie suwerennego państwa polskiego, dzięki zaś wysunięciu zasady samookreślenia narodów tern samem stwierdził konieczność zjednoczenia ziem polskich, rozdartych na trzy zabory.
Nie nie było już w stanie cofnąć skutków tak postawionej przez Wilsona sprawy polskiej. Nawet Niemcy w odpowiedzi na to orędzie, a szukając dla siebie rehabilitacji w oczach świata, złożyły ambasadorowi amerykańskiemu w Berlinie notę, w której perfidnie twierdziły, że „idee przewodnie tego doniosłego aktu zgodne są w wysokim stopniu z temi zasadami i życzeniami, które wyznają Niemcy".
Oczywiście jednak inicjatywa Wilsona nie mogła być po myśli Niemców, którzy nie życzyli sobie takiego pokoju, jaki proponował prezydent Stanów Zjednoczonych. Ideologja Wilsona bezpośrednio godziła w plany zaborcze i imper jalistyczne Niemiec, które liczyły na realizację tych planów czy to drogą zwycięstwa orężnego, czy też kompromisowego pokoju ze „zwy-cięskiemi" państwami centralnemi.
Przeto, skoro bezpośrednie rokowania z Koalicją wyniku nie dały, zaś inicjatywa prezydenta Wilsona szła w kierunku druzgocącym całą ideologję niemiecką — Niemcy zdecydowały się nadal walczyć, wszystko stawiając na kartę wojny. Decyzja ta zresztą była dla Niemców o tyle łatwiejsza, że właśnie znajdowali się pod sugestją admirała Tirpitz'a, który zapowiadał zniszczenie w ciągu pół roku floty sprzymierzonych przy pomocy bezwzględnej wojny łodziami podwodnemi. To też w tej samej odpowiedzi na orędzie prezydenta Wilsona Niemcy, z właściwą sobie gruboskórnością, powiadomiły rząd Stanów Zjednoczonych, że, począwszy od dnia 1 lutego 1917 roku, wszystkie okręty, przekraczającą strefę blokady Anglji, Francji i Włoch, będą bezwzględnie topione przez niemieckie łodzie podwodne, jako rewanż za „głodową" blokadę państw centralnych ze strony Koalicji. Rząd niemiecki zalecał przeto
rządowi amerykańskiemu, aby uprzedził swoich obywateli przed kontynuowaniem wszelkiej komunikacji morskiej z zachodniemi państwami Koalicji.
Punktualnie rozpoczęli Niemcy swoją barbarzyńską wojnę podwodną, odrzucając tym razem wszelkie skrupuły, zwyczaje międzynarodowe i względy dla okrętów i obywateli państw neutralnych. Było to wyrazem zlekceważenia zarówno pokojowej inicjatywy Wilsona, jak i potęgi militarnej Stanów Zjednoczonych A. P. Sytuacja dla Ameryki stała się nad wyraz ciężka. Niemcy bez pardonu topili okręty amerykańskie, nie zważając na ich neutralność. Godziło to nietylko w godność narodowTą
Carowa rosyjsku na wygnaniu w Tobolski/.
Stanów Zjednoczonych, ale i wr ich najżywotniejsze interesy gospodarcze, uniemożliwiając kolosalnie w czasie wojny rozrastającemu się przemysłowi amerykańskiemu wrszelki zbyt towarów na największych rynkach europejskich.
Niebywała prowokacja niemiecka, jaką była wojna podwodna, stosowana bezwzględnie i okrutnie wobec okrętów państw neutralnych, a która w krótkim czasie kosztowała Stany Zjednoczone życia wielu tysięcy ich obywateli, w zawrotnem tempie poprowadziła rozwój wypadków i nastrojów po drugiej stronie oceanu Atlantyckiego.
Działalność niemieckich łodzi podwodnych Stany Zjednoczone uznały za równoznaczne ze stanem wojny ze strony Niemiec, co też doprowadziło w dniu 6 kwietnia 1917 roku do for-
713
malnego wypowiedzenia Niemcom wojny przez Stany Zjednoczone A. P.
Od tej chwili Stany Zjednoczone, jakkolwiek formalnie tego nie czyniąc, a nawet do końca wojny podkreślając swoje samodzielne i odrębne stanowisko, siłą rzeczy weszły do obozu przeciw niemieckiej Koalicji. Miało to dalszy dobroczynny wpływ na sprawę polską. Koalicja, sama wyczerpana gospodarczo i osłabiona utratą krwi, pozyskawszy niespodziewanie nowego sprzymierzeńca i to właśnie w najtragiczniejszej dla siebie chwili, kiedy rewolucja rosyjska znakomicie osłabiła militarną potęgę Rosji, musiała liczyć się politycznie ze Stanami Zjednoczonymi, aby tern łatwiej uzyskać od nich pomoc wojskową, tak bardzo jej potrzebną. Dzięki temu znaczenie prezydenta Wilsona wzrosło niepomiernie, każąc Koalicji godzić się z jego ideologją pokojową. Koncepcja Brian-d'a i Asquith'a ukształtowania po wojnie Europy na zasadzie równowagi sił musiała teraz ustąpić wilsonowskiemu systematowi samo-określenia narodów, wzajemnej współzależności państw i panowania w stosunkach międzynarodowych prawa i sprawiedliwości.
Wraz z całym bagażem ideologji wilsonowskiej musiała Koalicja przejąć i wilsonowski punkt widzenia na sprawę polską, co przyszło jej tern łatwiej, że właśnie pod ciosem rewolucji marcowej rozsypał się był tron carów, i w Rosji rewolucyjnej powiał inny wiatr w sprawie polskiej, zasadniczo zmieniając'dotychczasowe krępujące położenie Koalicji.
Tymczasem po stronie państw centralnych poczęły się zaznaczać poważne rysy w zwartem dotychczas czwórporozumieniu. Austro-Węgry znajdowały się u kresu swoich sil militarnych i gospodarczych. Cesarz Karol, inspirowany przez pesymistycznie oceniającego położenie nowego ministra spraw zagranicznych Czernina poważnie lękał się o los swojej monarchy i i własnego tronu. Przed oczami wyrastała mu wizja rewolucji wygłodzonych -dów Austro-Węgrów. Aby ratować państwo i własny tron cesarz Karol rozpoczął tajne pertraktacje z Koalicją, prowadzone przez szwagra cesarza księcia Sykstusa Burbońskiego, oficera wojsk belgijskich. Austro-Węgry deklarowały się z zawarciem odrębnego pokoju z Koalicją za cenę drobnych ustępstw na rzecz Włochów i poparcia roszczeń Koalicji wobec Niemiec, ale z zachowaniem całości austrjacko-wę-gierskiej monarchji. Pertraktacje ciągnęły się długo bez rezultatu. Cesarz Karol wielokrot
nie zmieniał swoje stanowisko w sprawie ustępstw terytorjalnych w zależności od położenia wojskowego na frontach. Koalicja nie entuzjazmowała się propozycjami austrjackie-mi, traktując je raczej, jako środek rozpoznawczy słabość przeciwnika, oraz rozsadzania jego spoistości. Wreszcie pertraktacje zakończyły się na niczem, przerwane zwycięską ofensywą au-strjacko-niemiecką we Włoszech, której nie mógł przeszkodzić cesarz Karol, kryjący się ze swojemi zakulisowemi rokowaniami. Tymczasem Koalicja opublikowała dokumenty tych rokowań, co w obliczu państw centralnych nader skompromitowało cesarza Karola i jego ministra Czernina.
Od tej chwili Niemcy musieli liczyć się z chwiejnośeią i niepewnością swojego naddu-najskiego sprzymierzeńca. Za wszelką cenę należało go podtrzymać na duchu i mocniej związać ze sobą, przecinając jego ustawiczne nalegania na zawarcie pokoju. Aby to uczynić należało wzmocnić w sprzymierzeńcu wiarę w zwycięstwo, oraz zaostrzyć jego imperjali-styczne apetyty. Dopomogły w tem Niemcom wypadki na froncie zachodnim, gdzie wielka ofensywa angielsko - francuska załamała się z wielkiemi dla Koalicji stratami. Szanse państw centralnych znów się wzmogły.
To też w dniu 17 maja 1917 roku w niemieckiej Kwaterze Głównej w Kreuznach kanclerz Rzeszy Niemieckiej Bethmann - Hollweg zawarł z ministrem Czerninem układ podniecający austrjacko-węgierski apetyt, a którego treścią był nowy podział zdobyczy wojennych na wschodzie i na Bałkanach. Austro - Węgrom oddawały Niemcy okrojoną na rzecz Buł-garji Serbję, Czarnogórze i Albanję, a więc zdawna upragniony kąsek przez polityków wiedeńskich i budapeszteńskich. Poza tem układ ten przewidywał zasadniczą zmianę w sprawie polskiej, stanowiąc nowy etap polityki polskiej państw centralnych. Przewidywano bowiem możliwości — obok przyłączenia do Rzeszy Niemieckiej Litwy i Kurlandji — poddania całego Królestwa Polskiego wraz z ewentualnie dołączoną nawet Galicją Rzeszy Niemieckiej zarówno pod względem politycznym, jak wojskowym i gospodarczym, zresztą w formie bliżej nieokreślonej. Wzamian za zrzeczenie się ze strony Austro-Węgier kondominjum w Polsce, a nawet ewentualnie Galicji — monarchja habsburska miała otrzymać pokaźną rekompensatę w postaci Rumunji, za wyjątkiem bułgarskiej Dobrudży, co oddawałoby Austro - Węgrom ostateczny prymat na Bałkanach.
714
Tak więc akt listopadowy w ciszy zakulisowych układów niemiecko-austrjackich uległ zasadniczej przemianie, która w praktyce mogła się była równać dowolnej jego, jednostronnej interpretacji ze strony Niemiec, nieskrępowanych już w sprawie polskiej przez swojego sprzymierzeńca. W tych warunkach ostateczny los aktu listopadowego uzależniony był jedynie od takich lub innych okoliczności, które pozwoliłyby Niemcom na mniej lub więcej jawną inkorporację Królestwa Polskiego do Rzeszy Niemieckiej.
W tym więc czasie, kiedy sprawa polska po stronie Koalicji, dzięki interwencji Stanów Zjednoczonych, zyskiwała sobie twardszy grunt pod nogami — po stronie państw centralnych przeciwnie traciła grunt pod nogami w miarę, jak postawa wojsk niemieckich na zachodzie, zwycięstwa austrjacko-niemieckie we Włoszech i rewolucyjny rozkład armji rosyjskiej odnawiały nadzieje zwycięstwa w państwach centralnych, doprowadzając do uzgodnienia ich zaborcze aspiracje, które w Austro-Węgrzech, pod wpływem umiejętnej gry polityków niemieckich, kierowały się wyłącznie na Bałkany.
Akt listopadowy, który zrodził się z czysto wojskowych zakusów na żołnierza polskiego, z chwilą niepowodzenia akcji werbunkowej okupantów w Królestwie Polskiem, nabrał dla państw centralnych, a właściwie tylko dla Niemiec i Austro-Węgier, zgoła nowego znaczenia. Z jednej sti'ony miał służyć wyłącznie już interesom aneksjonistycznym Rzeszy Niemieckiej, z drugiej zaś strony miał się stać środkiem szantażu państw centralnych wobec Rosji.
Jak wiemy wysiłki dyplomacji niemieckiej skierowane były przedewszystkiem na rozwiązanie państwom centralnym rąk na wschodzie przez zawarcie z Rosją odrębnego pokoju, co pozwoliłoby na skupienie sił przeciwko Anglji, Francji i Włochom i zadanie im decydującej klęski. Zabiegi dyplomacji niemieckiej były o tyle ułatwione, że decydujące w Rosji reakcyjne sfery, włącznie z rządem Stürmera i naj-bliższem nawet otoczeniem cesarza Mikołaja, były nawskroś germanofilskie, uwTażające, że wojna z Niemcami jest ciężkim błędem polityki rosyjskiej, która dla walki ze znienawidzonemu Austro-Węgrami w celu ostatecznego umocnienia się na Bałkanach nieopatrznie dała się wciągnąć w tę niefortunną wojnę ze swoim naturalnym sprzymierzeńcem, nauczycielem i duchowym pobratymcem. Germanofile więc rosyjscy od pierwszego już roku wojny wszelkie-mi siłami dążyli do wycofania się z wojny, omo-
tując Rosję siecią intryg i podgryzając jej siły bojowe, nierzadko zaś wprost zdradzając sprawę ojczystą (Prusy Wschodnie?).
Zawiły splot intryg i wpływów, przytłaczający państwowość rosyjską, powodował ustawiczne wahania w kierunku polityki rosyjskiej nawet wśród zdecydowanie reakcyjnych sfer, trzymających ster państwa w swoich drapieżnych rękach. Raz brał górę kierunek ger-manof ilski, to znów słabł pod naporem ideologji prokoalicyjnej, zresztą zręcznie podsycanej przez ambasadorów Anglji i Francji, Buchanana i Paléologue'a, nie gardzących żadnym środkiem propagandy.
Otóż w tych warunkach sprawa polska,
Carewicz Aleksy, następca tronu rosyjskiego i w. księżniczka Anastazja.
oparta o akt listopadowy, była dla polityki niemieckiej doskonałym środkiem szantażowania reakcyjnej polityki rosyjskiej i powiększania szeregów germanofilskich wśród reakcjonistów rosyjskich, dla których wspólną i powszechną platformą była nienawiść do każdego objawu polskości, do samej myśli nawet zwolnienia drapieżnego ucisku polityki rusyfikacyjnej i lęk przed precedensem, który mógłby po przyznaniu swobód Polakom rozsadzić jedność cesarstwa rosyjskiego roszczeniami innych ciemiężonych narodów.
Realizacja przez państwa centralne aktu listopadowego miała być przeto straszakiem dla reakcji rosyjskiej. Z drugiej znów strony tempo tej realizacji miało być tak powolne i chwiej-
715
ne, aby reakcja rosyjska widziała jeszcze możliwość zlikwidowania w zarodku skutków aktu listopadowego na drodze pogodzenia się zaborców i dokonania ncwego kompromisowego rozbioru Polski.
To też ilekroć w Rosji brał górę kierunek prokoalicyjny, zapowiadający prowadzenie wojny aż do zwycięskiego końca — Niemcy posuwali się o krok naprzód w realizacji państwa polskiego, aby zastraszyć i dać zastanowić się reakcji rosyjskiej. Przeciwnie zaś — kiedy do głosu dochodziły wpływy germanofilskie Niemcy zwalniali tempo swoich posunięć w sprawie polskiej, aby umożliwić tern swoim piotrogrodz-kim przyjaciołom zabiegi około pokoju odrębnego.
I tak, kiedy rząd Stiirmera w odpowiedzi na akt listopadowy zachował się prowokacyjnie wobec sprawy polskiej, aby go nie drażnić Niemcy wstrzymali się od wyciągania konsekwencji — poza werbunkiem polskiego żołnierza — z aktu listopadowego. Kiedy znów upadł rząd Stüi'mera, germanofila, w początku zaś grudnia 1916 roku nowy prezes rady ministrów Trepów zapowiedział, że wojna musi być doprowadzona do zwycięskiego rozstrzygnięcia zwartej Koalicji — Niemcy w dniu 6 grudnia spowodowali ogłoszenie przez władze okupacyjne rozporządzenie o powołaniu rady stanu Królestwa Polskiego. Nowe to rozporządzenie, anulujące poprzednio wydane przez samego tylko generał - gubernatora niemieckiego Beselera, które było dla społeczeństwa polskiego nie do przyjęcia, tym razem podpisane z rozkazu obu cesarzów przez niemieckiego i austrjacko-wę-gierskiego generał - gubernatorów Beselera i Kuka, przewidywało, że tymczasowa rada stanu miała istnieć tylko „do czasu ustanowienia rady stanu... powołanej na podstawie postępowania wyborczego", które miało być „przedmiotem odrębnego porozumienia". W tymczasowej radzie stanu miało zasiadać 15 członków z okupacji niemieckiej i 10 z austrjacko-węgier-skiej „powołanych na podstawie najwyższego rozkazu" obu cesarzów, przyczem przewodniczącemu przyznawano tytuł marszałka koronnego. W zakresie prawodawczym tymczasowa rada stanu miała być organem opinjodawczym władz okupacyjnych zarówno z ich, jak i ze swojej inicjatywy. Miała być „powołana do współdziałania przy tworzeniu dalszych urządzeń państwowych w królestwie Polskiem", ui-az do opracowywania i przygotowywania rozbudowy polskiej administracji państwowej. Miała współdziałać w tworzeniu armji polskiej z na
czelnym komendantem, którym z ramienia państw centralnych był generał - gubernator Beseler, oraz „uchwalać postanowienia w sprawie usunięcia szkód wojennych i gospodarczego ożywienia kraju".
Nowe to rozporządzenie, będące równocześnie straszakiem dla reakcji rosyjskiej, było znacznym krokiem naprzód ze strony Niemiec w porównaniu z poprzedniemu Jednakże nie zdołało jeszcze przełamać oporu nietylko polskich sfer pasywistycznyeh, ale nawet większości, a przedewszystkiem lewicy obozu aktywis-tycznego. Żądanie niezależnego rządu polskiego i podporządkowanej tylko jemu armji polskiej pozostało niewzruszoną podstawą polityki polskiej.
Postawa społeczeństwa polskiego była nad wyraz nie na rękę rządowi niemieckiemu, który za wszelką cenę pragnął zaangażowania się po stronie państw centralnych większości Polaków nietylko ze względu na werbunek wojskowy, ale i ze względu na wzmożenie presji na reakcję rosyjską.
Rozporządzenie niemiecko - austrjackie z dnia 12 listopada nie spotkało się z entuzjazmem Polaków, jak tego oczekiwali okupanci. Beselercwi nietylko nie udało się przyciągnąć do współpracy w radzie stanu polskich pasywistycznyeh sfer politycznych, o co usilnie zabiegał, ale nawet wśród aktywistów napotkał na poważne trudności, wypływające z niewygodnych dla okupantów żądań i warunków.
Tymczasem kurs polityki rosyjskiej znów zmusił Niemców do uczynienia nowego kroku w sprawie polskiej. W dniu 9 stycznia 1917 roku rokowania z aktywistyczną Radą Naczelną zostały ukończone, lista zaś członków tymczasowej rady stanu zatwierdzona. W dniu 14 stycznia na zamku królewskim w Warszawie odbyło się uroczyste inauguracyjne posiedzenie rady stanu, której okupanci przydzielili swoich komisarzy, ze strony niemieckiej hr. Lerchenfeld - Köferinga i ze strony austrjacko-węgier-skiej Konopkę.
Wkrótce jednak potem reakcja rosyjska ponownie dorwała się do głosu, aby po raz ostatni uczynić próbę pochwycenia władzy w swoje ręce i zawarcia z Niemcami pokoju. Wobec tego, aby jej nie utrudniać położenia, oraz w celu zachęcenia jej do pokoju odrębnego, który mógłby doprowadzić do pogodzenia państw centralnych z Rosją kosztem Polski—Niemcy znów zmienili kurs swojej polityki w sprawie polskiej. W b. zaborze pruskim rząd pruski w szeregu wystąpień publicznych zamanifestował
716
swój wrogi stosunek do Polaków, w najwyższym stopniu godząc w polską godność narodową.
Zanim dyplomacja niemiecka ostatecznie porozumiała się z reakcyjnemi sferami rosyj-skiemi w Rosji wybuchła rewolucja, która w całym świecie uczyniła ogromne wrażenie. Zdawało się, że na gruzach caratu wyrasta nowa demokracja, która całą swoją potęgą runie na Niemców, aby zwycięstwem Koalicji zakończyć wojnę. W tych warunkach Niemcy musieli się liczyć z tern. że ich położenie polityczne w sprawie polskiej ulegnie znacznemu pogorszeniu. Wobec tego należało Polaków zachęcić ku sobie nowemi trickami politycznemi. W b. zaborze pruskim w marcu 1917 roku rząd pruski wystąpił z oficjalną obietnicą, że po wojnie nastąpią zmiany w stosunku Prus do społeczeństwa polskiego, korzystne dla tego ostatniego. Obietnice te były wprawdzie dość mętne i niewystarczające, świadczyły jednak o tem, że Niemcy zvczumieli, iż dla Koalicji rewolucja rosyjska stanowi poważny atut w sprawie polskiej.
Rewolucja rosyjska zasadniczo zmieniła stosunek państw centralnych do sprawy tworzenia armji polskiej. Teraz sprawa ta stała się nieaktualna, wobec tego, że trudno było liczyć na Polaków, któiym Rosja rewolucyjna obiecywała nietylko niepodległość, ale i zjednoczenie wszystkich dzelnic. To też odtąd oku-nanci główna uwapę zwrócili na wywÓ3 z Królestwa Falskiego sił roboczych do Niemiec oraz na gospodarczą jego eksploatację.
Z drugiej znów strony tworzenie armji polskiej napotkało trudności ze strony Austro-Węgier, które nie zgadzały się na odstąpienie legjonów7 polskich, posiadających znaczny procent obywateli austrjacko-węgierskich z Galicji. Dopiero w dniu 10 kwietnia 1917 roku Austro-Węgry ostatecznie zrzekły się komendy nad legjonami, stanowiącemi tak zwany „polski korpus posiłkowy". Ale tu społeczeństwo polskie zostało zaskoczone faktem, że legjonów nie przekazano tymczasowej radzie stanu, stanowiącej zawiązek rządu polskiego, ale poddano je dowództwu niemieckiego generał-guber-nàtora Beselera, któremu Niemcy i Austro-Węgry powierzyły tworzenie wojska polskiego. Oznaczało to ostateczne w sprawie polskiej désintéressement Austro - Węgier, co, jak wiemy, wypływało z nowego podziału zdobyczy wojennych i uzyskania przez Austro-Węgry rekompensaty w postaci Rumunji.
Wobec takiego obrotu sprawy sytuacja obozu aktywistycznego stawała się nader cięż
ką. Oczy wistem już było, że po stronie państw centralnych sprawa polska, oddana wyłącznie pod kompetencję rządu niemieckiego, traci grunt pod nogami właśnie wówczas, kiedy po stronie Koalicji rozwiązanie jej poczęło nabierać coraz realniejszych kształtów.
Pod koniec 1916 roku, nieledwie w przededniu rewolucji, Rosja carska uczyniła ważne posunięcie w sprawie polskiej. Oto w dniu 25 grudnia cesarz Mikołaj w swoim rozkazie do armji i floty, wspominając o niezrealizowanych dotychczas celach wojny, zaliczył do nich „utworzenie wolnej Polski ze wszystkich trzech dzielnic", nie dodając nic o takim lub innym związku jej z Rosją.
Rozwinięciem tego nowego kursu polityki rosyjskiej była audjencja u cesarza delegacji polskiej w dniu 5 stycznia 1917 roku, w czasie której cesarz wyjaśnił, że „Polska ma być zjednoczona" i „ma być wolna, to znaczy, że otrzyma własny swój ustrój państwowy z własnemi izbami prawodawczemi i własną armją". Oświadczenie to było oficjalnie opublikowane, a jakkolwiek nie wspomniało wyraźnie o unji z Rcsją, jednakże wyraźnie to właśnie miało na myśli. Tak czy inaczej była to ogromna ewolucja pojęć od skromnego samorządu z czasów odezwy wielkiego księcia Mikołaia Mikcła-jewicza, ewolucja tem dla sprawy polskiej ważniejsza, że zbiegała się z orędziem prezydenta Wilsona, który w sposób zdecydowany postawił sprawę zupełnej niepodległości Polski.
Tu należy wyjaśnić, co wpłynęło na tak doniosłą zmianę w kursie polityki carskiej, która, jak wiemy, zasadniczo przeciwną była wszelkim koncesjom dla Polaków. Koniec roku 1916 był momentem najwyższego rozwoju militaryz-mu niemieckiego. Sfery reakcyjne w Rosji, które miały bezwzględny wpływ na cesarza, uważały wojnę za już bezwzględnie przegraną dla Rosji. Opinję tę podzielał już i sam cesarz. To też stracił wszelką nadzieję na odzyskanie utraconych prowincyj polskich, a tem samem na orężne rozstrzygnięcie przez Rosję sprawy polskiej. Że zaś nie udało się również sferom reakcyjnym doprowadzić do pokoju odrębnego — przeto z punktu widzenia rządu carskiego nowe posunięcie w sprawie polskiej miało charakter czysto platoniczny, obliczony raczej, jako efekt polityczny i, być może, wypływający z zamiaru utrudnienia położenia Niemców na przyszłej konferencji pokojowej.
Konsekwentnie rozwijając swój nowy kurs, cesarz Mikołaj polecił w końcu stycznia, aby specjalna komisja polityków i wojskowych ro-
717
syjskich zajęła się opracowaniem wytycznych realizacji zapowiedzianej niepodległości Polski. Komisja ta nie dokończyła swojej pracy, gdyż tymczasem wybuchła w Rosji rewolucja.
W tym samym czasie, kiedy w oficjalnej polityce Rosji uczyniono znaczną koncesję na rzecz Polski, za kulisami polityki równocześnie sprawa polska poniosła po stronie Koalicji poważną porażką.
Oto Francja, obawiając się bardziej, niż kiedykolwiek wycofania się Rosji z wojny, zapragnęła uzyskać od rządu rosyjskiego piśmienną zgodę na rewindykacje francuskie w stosunku do Niemiec, co stanowiło główny fracuski cel wojny, dotychczas bowiem Rosja wypowiadała się w tej sprawie tylko ustnie. Rząd rosyjski zgodził się na to, ale pod warunkiem, że i Francja złoży analogiczną deklarację, przyznającą Rosji swobodę w wyznaczeniu jej przyszłych granic zachodnich. Dosłownie w przeddzień rewolucji rosyjskiej sprawa ta została załatwiona pomiędzy Francją i carską Rosją. W ten sposób republikańska Francja w osobie ówczesnego premjera Briand'a sprawę polską, na wypadek zwycięstwa Koalicji, ponownie zacieśniała do zakresu wewnętrznej decyzji Rosji, anulując sprawy tej charakter międzynarodowy, jaki zdołała już była osiągnąć.
Tajne te umowy w listopadzie 1917 roku opublikował rząd bolszewicki, co niemało skompromitowało Francję, przedewszystkiem zaś samego Briand'a. Nowy rząd francuski musiał odpowiedzieć półoficjalnym komunikatem, w którym wprawdzie nie zdołał wybielić dyplomacji francuskiej, ale zato stwierdził konieczność „odbudowania Polski w całej jej objętości", jako „jednego z zasadniczych elementów równowagi przyszłej Europy". Ostatecznie więc, dzięki rewolucji bolszewickiej, sprawa ta przyniosła raczej korzyść Polakom. Jednakże pamięć o fatalnym błędzie politycznym Briand'a pozostała na długo, a to tern bardziej, że został on popełniony już wówczas, kiedy stanowisko w sprawie polskiej wyraźnie określił prezydent Wilson.
Marcowa rewolucja rosyjska odrazu wysunęła sprawę polską pod kątem niepodległości Polski. Najpierw uczyniła to piotrogrodzka rada delegatów żołnierskich i robotniczych („sowiet") w odezwie swojej do Polaków z dnia 28 marca. W odezwie tej „sowiet" obwieszczał Polakom „o zwycięstwie wolności nad żandar
mem wszechrosyjskim", oraz oświadczał, że „demokracja Rosji stoi na gruncie uznania na-rodowo-politycznego samostanowienia narodów", i że „Polska ma prawo być zupełnie niepodległą pod względem państwowo-międzyna-rodowym". Odezwa kończyła się wezwaniem ludu polskiego do ustanowienia w swojem państwie demokratycznego ustroju republikańskiego.
Wydanie tej odezwy przez piotrogrodzki „sowiet" wywołane było przedewszystkiem chęcią pozyskania Polaków, a przedewszystkiem żołnierzy-Polaków dla radykalizmu społecznego i politycznego, który reprezentowały sowiety. Z drugiej znów strony odezwa do Polaków wypływała konsekwentnie z ogólnych założeń ideologji wolnościowej, zresztą nie bez pewnej presji lewicowców polskich, którzy mieli kontakt z sowietem.
Stanowisko, zajęte przez radykalny „sowiet", który od początku rewolucji rywalizował politycznie z oficjalnym rządem tymczasowym, niemile zaskoczyło ten ostatni. W rządzie tymczasowym zasiadali przedewszystkiem tak zwani kadeci (konstytucyjni demokraci), rewolucyjnym zaś ministrem spraw zagranicznych był również kadet Milukow. A kadeci, pomimo całego swojego „demokratyzmu" i „liberalizmu", byli zasadniczo przeciwni obdarzania Polski niepodległością, co byłoby równoznaczne z oderwaniem od Rosji znacznego terytorjum, uważając, że minimalne „swobody" powinny wystarczyć Polakom wobec zapanowania w Rosji stosunków demokratycznych. Wobec sprawy polskiej kadeci, właśnie z racji swojego liberalizmu, byli bodajże bardziej reakcyjni od samych reakcjonistów.
Pomimo całej swojej niechęci do rozwiązania sprawy polskiej, rozumieli kadeci i rząd tymczasowy, że nie można dać się zdystansować „sowietom", a to tern bardziej, że na Zachodzie stanowisko Wilsona wyraźnie przyczyniało się clo zainteresowania sprawą polską, nabierającą coraz większego znaczenia.
Jednakże niełatwo było pogodzić się kadetom z faktem niepodległości Polski i oddzielenia jej od Rosji, a to tern bardziej, że kadeci dążyli do prowadzenia wojny aż do zwycięstwa. To też narazie rząd tymczasowy ograniczył się do wydania tego samego dnia, w którym sowiet opublikował odezwę do Polaków, ustawy, powołującej do życia komisję likwidacyjną, która miała przygotować likwidację dotychczasowego stosunku Rosji do Polski. Na prezesa komitetu rząd tymczasowy powołał swojego męża zaufa-
718
nia Lednickiego, przywódcę demokratów polskich, którzy oddawna znajdowali się w kontakcie z kadetami.
Powołanie do życia komitetu likwidacyjnego nie przesądzało jeszcze przyszłego stosunku Rosji do sprawy polskiej, było przeto zgodne z niechętnym do tej sprawy stosunkiem kadetów. Jednakże pod naciskiem okoliczności zewnętrznych rząd tymczasowy już w dwa dni później, to znaczy dn. 30 marca, zmuszony był wydać proklamację do Polaków, w której, przesławszy „braterskie pozdrowienie", oskarżył dawny rząd carski, że Polakom „dał obłudne obietnice, które mógł spełnić, ale których spełnić nie chciał, co wyzyskały państwa centralne", nada-
stwierdzając ze strony Rosji „wierność umowom ze sprzymierzeńcami" dla „walki z wojującym germanizmem", uznawał „stworzenie niepodległego państwa polskiego, utworzonego ze wszystkich ziem, zaludnionych w większości przez naród polski, za niezawodną rękojmię trwałego pokoju", zaś „państwo polskie, połączone z Rosją wolnem wojskowem przymierzem, za mocną tamę przeciw naporowi mocarstw centralnych na Słowiańszczyznę".
Kadeci przeto, z konieczności uznając niepodległość i zjednoczenie Polski, zgóry pragnęli jej narzucić bliżej nieokreślony związek z Rosją (przym. woj.), równocześnie rozumiejąc zjednoczenie jedynie w granicach etnograficz-
Obsluga angielskiego działa.
jąc Polakom „pozorne prawa państwowe, a przytem nie dla całego narodu polskiego, lecz tylko dla jednej części Polski", aby „za tę cenę... kupić krew narodu", mając tu na myśli niemiecką rekrutację armji polskiej.
W proklamacji tej rząd tymczasowy wyraził swoją nadzieję, że „nie pójdzie i teraz armja polska walczyć za sprawę ucisku wolności, o rozdarcie ojczyzny", równocześnie wzywając Polaków ze swojej strony „w szeregi bojowników za wolność narodów", to znaczy armij koalicyjnych. Zkolei rząd tymczasowy przyznawał Polakom „całą pełnię prawa stanowieńia według własnej woli o swoim losie", poczem,
nych, co dawało pole do późniejszych ewentualnych ograniczeń tery tor jalnych. Również co do przyszłych wewnętrznych spraw Polski, jakkolwiek rząd tymczasowy stawał na stanowisku, że naród polski „sam określi swój ustrój państwowy", jednakże zgóry przesądzał sposób tego określenia, dodając, że nastąpi ono przez „konstytucyjne zgromadzenie, wybrane w głosowaniu powszechnem". Już w proklamacji rządu tymczasowego pragnęli kadeci przesądzić zgóry Rosji rolę arbitra w stosunku do wewnętrznych spraw polskich, wyrażając wiarę, że ,,związane z Polską wiekami wspólnego życia narody, otrzymają trwale zabezpieczenie
719
swojego obywatelskiego i narodowego istnienia". Było to równoznaczne ze stworzeniem w przyszłej wolnej Polsce zagadnienia „mniejszościowego", oraz zapewnienia Rosjanom szczególniejszych przywilejów w Polsce.
Równocześnie rząd tymczasowy zastrzegał się, że „rosyjskiemu zgromadzeniu konstytucyjnemu wypadnie potwierdzić ostatecznie nowe bratnie przymierze i udzielić swojej zgody na te zmiany w tery tor j um państwowem Rosji, które są niezbędne dla utworzenia wolnej Polski ze wszystkich trzech, obecnie rozdzielonych, jej części".
Proklamacja kończyła się apelem pod adresem narodu polskiego: „Naprzód do boju, ramię do ramienia i ręka w rękę, za naszą i waszą wolność!". W apelu tym wyraźnie zaznaczyły się czysto wojskowe motywy proklamacji : rewolucyjna Rosja, pragnąc dalej prowadzić wojnę, chciała zapewnić sobie jak najdalej idącą pomoc Polaków po obu stronach frontu.
Proklamacja rządu tymczasowego rewolucyjnej Rosji nie o wiele dalej posuwała się od ostatnich wystąpień Rosji carskiej pod względem koncesyj na rzecz narodu polskiego, co wypływało z antypolskiego nastawienia ideologji kadetów. Jednakże proklamacja ta pod względem formalnym znacznie posunęła była sprawę polską. Carska Rosja obietnice w sprawie polskiej dawała w sposób nader nieobowiązują-cy, unikając żyrowania ich przez czynnik politycznie odpowiedzialny, równocześnie negując charakter międzynarodowy sprawy polskiej. Proklamacja rządu tymczasowego była już aktem bardziej odpowiedzialnym (podpisy wszystkich ministrów), oraz — może nawet mimowoli — nadawała sprawie polskiej charakter międzynarodowy. Przcdewszystkiein jednak dzięki proklamacji musiało ulegnąć zmianie stanowisko zachodniej Koalicji w sprawie polskiej. W Rosji carskiej wiadomo było, że sfery reakcyjne, w gruncie rzeczy decydujące w otoczeniu cesarza, były zasadniczo przeciwne wszelkim ustępstwom na rzecz Polaków, co nie pozwalało zachodnim sprzymierzeńcom przywiązywać zbytniej wagi do dawanych doraźnie obietnic, a co zatem idzie, kazało im zachowywać się w sprawie polskiej w sposób wysoce naturalny. Teraz wiadomem było, że proklamacja rządu tymczasowego jest dzieleni kadetów, najmniej życzliwych dla sprawy polskiej z pośród rewolucyjnych ugrupowań rosyjskich, co temu minimalnemu programowi polskiemu zapewniało w Rosji trwała przyszłość, niejako rozwiązując sprzymierzonym ręce i tern bar
dziej pozwalając im akceptować stanowisko prezydenta Wilsona.
To też na Zachodzie proklamacja rosyjska wywołała znamiene echo. Ambasador angielski w Piotrogrodzie, Buchanan, z polecenia swojego rządu złożył wobec Milukowa, ministra spraw zagranicznych Rosji rewolucyjnej, oświadczenie, że „rząd brytyjski jest szczęśliwy, mogąc oświadczyć, że całkowicie przyłącza się do uznania zasad niepodległości i zjednoczenia Polski", oraz, że „Wielka Brytanja gotowa jest do uczynienia wszelkich wysiłków, aby osiągnąć ten cel w zupełnej jednomyślności z Rosją".
Rząd francuski zadeklarował przez swojego ambasadora, Paléologue'a, „pełną solidarność z Rosją" w sprawie polskiej, zapewniając, że „republika francuska z radością okaże Rosji współdziałanie w tej sprawie". Analogiczne oświadczenie w imieniu rządu włoskiego uczynił ambasador Carlotti.
Niezależnie od oddzielnych wystąpień, trzy zachodnie mocarstwa sprzymierzone opublikowały w dniu 15 kwietnia 191.7 roku wspólny komunikat, w którym sprzymierzeni oświadczali, że „widzą w postanowieniu Rosji triumf zasad wolności..., stanowiącej siłę narodów sprzymierzonych w walce przeciwko koalicji germańskiej", oraz pragną „stwierdzić wobec opinji publicznej i wobec całego narodu polskiego, że czują się solidarnymi z Rosją w myśli przywrócenia do życia Polski w jej całości", ponadto zaś pragną, „pracując z nią (to znacz-z Rosją) razem, dać świadectwo trwałemu zainteresowaniu, którego nie przestali okazywać dla odbudowy narodu, powołanego do odegrania doniosłej roli w przyszłej Europie".
Tak więc bieg wypadków wojennych i politycznych doprowadził wreszcie do tego, że Koalicja w całości swojej przyjęła niepodległość i zjednoczenia Polski, jako jeden ze swoich celów wojny i „niezawodną rękojmię trwałego pokoju". Teraz przeto już obie strony wojujące w zasadzie uznały powołanie do życia niepodległego państwa polskiego za fakt bezsporny, różniąc się jedynie w pojęciu realizacji tej niepodległości. Państwa centralne ograniczały ją terytorialnie do samego zaboru rosyjskiego, Koalicja zaś rozszerzała ją na wszystkie trzy zabory. Różnice te tem bardziej zapewniały sprawie polskiej charakter międzynarodowego zagadnienia, które musiało być rozstrzygnięte pozytywnie przez przyszłą konferencję pokojową.
Ostatecznem uwieńczeniem tej ewolucji, której uległa sprawa polska na terenie między-
720
narodowym, było przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych A. P., których prezydent od początku uważał odbudowę Polski niepodległej za obowiązek ludzkości, oraz rewolucja bolszewicka w Rosji, która wycofała tę ostatnią z Koalicji, tern bardziej rozwiązując jej ręce w sprawie Polski.
Ewolucja, jakiej uległa sprawa polska na terenie międzynarodowym, szczególnie zaś po stronie Koalicji, wywarła silny wpływ na kształtowanie się polityki polskiej obydwóch obozów. Obóz pasywistyczny, który od początku wojny sprawę polską postawił na kartę zwycięstwa Koalicji, zyskał teraz znaczny sukurs moralny, dalej jeszcze rozszerzając swoje wpływy w społeczeństwie polskiem, zarówno na emigracji, jak i w kraju pod okupacją niemiecko-austrjacką. Opierając się na bezwzględnej wierze w ostateczną porażkę Niemiec, a stąd dążąc do uchronienia polityki polskiej przed ryzy-kownem związaniem się z państwami central-nemi, obóz pasywistyczny teraz bardziej, niż kiedykolwiek ustosunkował się opozycyjnie wobec niemieckiej koncepcji niepodległości Polski, odrzucając wszelką współpracę w dziele budowy państwa polskiego, otrzymywanego z rąk Niemiec. To też, pomimo zabiegów władz okupacyjnych, oraz polityków polskich przeciwnego obozu, Polskie Koło Międzypartyjne, stanowiące w kraju ekspozyturę kierunku pasywi-stycznego, stanowczo uchyliło się od udziału w tymczasowej radzie stanu, stawiając warunki, których okupanci przyjąć nie chcieli i nie mogli. Równocześnie Koło to tern usilniej propagowało WT społeczeństwie opozycję wobec zamiarów państw centralnych, szczególnie w stosunku do tworzenia armji polskiej przeciwko Rosji, a tern samem przeciwko całej Koalicji.
Polityka obozu aktywistycznego uległa również zasadniczej zmianie, szczególnie w jego ugrupowaniach lewicowych, które posiadały decydujący wpływ na Legjony. Decydująca rola międzynarodowa aktywizmu polskiego jak-gdyby kończyła się. Doprowadził on w swoim czasie do wyłonienia się sprawy polskiej po stronie państw centralnych, co zostało uwieńczone aktem listopadowym, wprowadzającym zagadnienie niepodległości Polski na arenę międzynarodową. Ale obecnie inicjatywa w sprawie polskiej stanowczo przechodziła z rąk państw centralnych w ręce Koalicji, która ją rozszerzała i pogłębiała, dołączając do postulatu niepodległości postulat zjednoczenia. Wo
bec takiego przelicytowania państw centralnych przez Koalicję, biorąc rzecz teoretycznie, rola aktywistów powinna się była skończyć na rzecz obozu pasywistycznego, współpracującego od początku z Koalicją. Ale praktycznie rzecz przedstawiała się nieco inaczej. Koalicja nara-zie głosiła tylko platoniczne niejako obietnice, nie mając możności ich zrealizowania aż do czasu zadania Niemcom ostatecznej klęski. Nara-zie panami sytuacji w Polsce byli Niemcy, których znów klęska na początku 1917 roku była nader jeszcze wątpliwa. Należało się liczyć z możliwością raczej pokoju kompromisowego. W tym wypadku chodziło o tworzenie w sprawie polskiej faktów dokonanych, któreby zaważyły w czasie rokowań pokojowych. Z tego punktu widzenia ważnem było przystąpić jak najprędzej do budowy państwa polskiego i armji polskiej, chociażby narazie w skromnych ramach koncepcji niemiecko-austrjackiej.
To też obóz aktywistyczny nie wycofał się ze współpracy z władzami okupacyjnemi w dziele realizacji aktu listopadowego, jedynie zmieniając swój wewnętrzny stosunek do tej współpracy. Znajdując oparcie dla swoich dążeń zjednoczeniowych w nowej polityce Koalicji, aktywiści polscy poczęli traktować akt listopadowy wyłącznie, jako etap na drodze do ostatecznego celu, jakim musiało być zjednoczenie Polski w ramach istotnej, niczem nieskrępowanej niepodległości, oraz współpracę z okupantami, jako środek do zapewnienia narodowi polskiemu doraźnych osiągnięć politycznych, a w najgorszym razie (w wypadku zwycięstwa państw centralnych lub pokoju kompromisowego) minimalnej realizacji dążeń polskich. Stanowisko to było szczególnie jasno uświadomione sobie wśród lewicy obozu aktywistycznego, którą w tymczasowej radzie stanu reprezentował komendant Piłsudski, równocześnie przewodniczący komisji wojskowej rady stanu.
Wobec powołania do życia rady stanu, w której komendant Piłsudski reprezentował najbardziej opozycyjną lewicę, cały obóz aktywistyczny uznał ją narazie, jako tymczasowy rząd tworzącego się państwa polskiego.
Konsekwencją tego było oświadczenie Polskiej Organizacji Wojskowej z dnia 16 stycznia 1917 roku, złożone na ręce marszałka rady stanu, Niemojowskiego, że „dziś, w chwili powołania do życia zawiązku rządu polskiego, Polska Organizacja Wojskowa uważa za swój zaszczytny obowiązek oddać tymczasowej radzie stanu Królestwa Polskiego swe siły i krew do rozporządzenia".
721
Jednakże sfery lewicowe pomimo wszystko zachowały daleko posuniętą ostrożność w stosunku do tymczasowej rady stanu, czego wyrazem było oddanie jej tylko części szeregowców P. O. W. Zresztą ostrożność ta okazała się słuszna, gdyż niedługo doszło do rozdźwięku pomiędzy prawicą i lewicą aktywistyczną.
Obóz pasywistyczny, reprezentowany głównie przez narodową demokrację i jej przywódcę Dmowskiego, z natury rzeczy, wobec okupacji ziem polskich przez Niemcy i Austro-Węgry, teren swojego działania miał ograniczony do emigracji i państw koalicyjnych. Tylko poza krajem mógł prowadzić swoją politykę jawną.
W pierwszym okresie wojny, kiedy po stronie Koalicji sprawa polska nie wyszła jeszcze poza obręb wewnętrznych rozstrzygnięć Rosji, głównemi organami obozu pasywistycznego były Koła polskie w Dumie i w radzie państwa
rosyjskich, rezydujących w Piotrogrodzie, oraz Komitet Narodowy piotrogrodzki. Na zachodzie Europy działały luźne ekspozytury narodowej demokracji, a raczej poszczególni działacze, przedewszystkiem Dmowski. W Ameryce znów kierunek pasywistyczny posiadał reprezentację w polskich organizacjach społecznych i politycznych, indywidualnie zaś w osobie Ignacego Paderewskiego, którego wpływy były już wówczas znaczne wśród elity i szerokich mas społeczeństwa amerykańskiego.
W miarę, jak sprawa polska nabierała znaczenia międzynarodowego, punkt ciężkości obozu pasywistycznego z natury rzeczy przesuwał się na Zachód, równocześnie zaś wypływała potrzeba powołania do życia naczelnego organu kierowniczego tej polityki. Pierwszą próbą w tym kierunku było zorganizowanie zjazdu działaczów pasywistycznych w Lozannie w końcu stycznia 1917 roku.
Zjazd w Lozannie opracował dokładny program polskiej polityki zagranicznej obozu pro-
Fragment rewolucji w Rosji. Bolszewicy sprowadzają do pałacu .\f(l). • '•-'•^~.. nych „białyrh". Wskiego u> />;„,
n''odzie aresztowali!
koalicyjnego i rozesłał do wszystkich swoich placówek w kraju i poza krajem odpowiednie dyrektywy, zmierzające do uzyskania poparcia swoich zamierzeń ze strony ugrupowań pasy-wistycznych.
Doprowadziło to w sierpniu tegoż roku również na zjeździe w Lozannie do formalnego powołania do życia Komitetu Narodowego Polskiego z siedzibą, w Paryżu, jako kierowniczego organu polskiej polityki prokoalicyjnej.
Tymczasem w kraju, po pierwszym okresie, zgodnym w pojmowaniu roli tymczasowej rady stanu przez obóz aktywistyczny, nastąpiły nowe poważne powikłania.
Jak wiemy, społecznym wykładnikiem nominowanej przez okupantów tymczasowej rady stanu była Rada Narodowa, reprezentująca poszczególne ugrupowania aktywistyczne. W Radzie Narodowej rywalizowały ze sobą dwa odłamy: prawicowy, którego jądrem była Liga Państwowości Polskiej, i lewicowy, posiadający odpowiednik w Centralnym Komitecie Narodowym. W początkach 1917 roku przewagę w Radzie Narodowej, zarówno, jak i w tymczasowej radzie stanu, uzyskał kierunek prawicowy, bardziej ugodowy w stosunku do Niemiec i znacznie mniej samodzielny. Wobec tego lewica poczęła przechodzić zwolna ponownie do opozycji, która stawała się tern wyraźniejszą, im współpraca z Niemcami dawała radzie stanu coraz mniejsze widoki na przyszłość.
Tymczasem Rada Stanu, jakkolwiek nara-zie wyposażona była przez okupantów w skromny zakres kompetencyj, wierzyła jednakże wraz z rozwojem wypadków uda jej się rozszerzyć ten zakres. Było to złudzeniem. Niemcy widzieli już, że akcja werbunkowa spełzła na ni-czem, stracili nadzieję, że naród polski ofiaruje bezinteresownie swoją krew na rzecz zwycięstwa Niemiec jedynie z pobudek raczej uczuciowych i romantycznych, przeto więc nie śpieszyli się ani z formowaniem wojska polskiego, ani z organizacją państwowości polskiej, grając na zwłokę i oczekując dalszego biegu wypadków wojennych.
Komisja wojskowa tymczasowej rady stanu pod przewodnictwem Józefa Piłsudskiego opracowała projekt organizacji armji polskiej, ale projekt ten został odrzucony przez okupantów, którzy nie godzili się na oddanie wojska polskiego pod kompetencję rady stanu, jako zawiązka rządu polskiego. Wyraźnie lekceważąc
sobie radę stanu, Niemcy, jak już wiemy, powierzyli organizację wojska polskiego Oddziałowi dla Polskiej Siły Zbrojnej przy warszaw-skiem generał-gubernatorstwie („Abteilung für Polnische Wehrmacht"). Legjony, które miały stanowić kadry armji polskiej, zostały również w porozumieniu z Austro-Węgrami oddane pod dowództwo generał-gubernatora Be-selera. Również i w sprawie roty przysięgi, opracowanej przez komisję wojskową, nastąpił ostry konflikt z Niemcami. Polski projekt przewidywał przysięgę „służenia Polsce i Ojczyźnie i przyszłemu królowi polskiemu", oraz dochowania „rzetelnego braterstwa broni wojskom niemieckim, austrjacko - węgierskim i sprzymierzonym z niemi", natomiast Beseler żądał wprost przysięgi na „posłuszeństwo cesarzowi niemieckiemu, jako... najwyższemu wodzowi w obecnej wojnie".
W tych warunkach położenie rady stanu było nadwyraz ciężkie, to też w dniu 19 marca 1917 roku złożyła oświadczenie, że „w razie usunięcia Legjonów z kraju i pozbawienia ich charakteru kadrów przyszłej armji, oraz, wo-góle, w razie, jeżeli tworzenie armji polskiej w myśl postulatów rady stanu w najbliższym czasie do skutku doprowadzone nie będzie — rada stanu traci rację bytu", a jej członkowie „będą zmuszeni ustąpić ze swych stanowisk".
Sprawa tworzenia armji polskiej, która jedynie mogła była stać się gwarantką przyjętych przez państwa centralne zobowiązań, bardziej jeszcze skomplikowała się przez wybuch rewolucji rosyjskiej i proklamację niepodległości i zjednoczenia Polski przez rząd tymczasowy.
Wypadki te wywarły silne wrażenie w masach społeczeństwa polskiego, szczególnie zaś wśród sfer lewicowych. Lewica obozu aktywi-stycznego, której trzonem była Frakcja Rewolucyjna Polskiej Partji Socjalistycznej, jakkolwiek zasadniczo odnosiła się niechętnie do Rosji nawet rewolucyjnej, jednakże musiała stracić zapał w tworzeniu armji polskiej przeciwko Rosji, która teraz pozbyła się znienawidzonego caratu, deklarując jednak swoją wolę dalszego prowadzenia wojny. Nastroje te łącznie z pro-wokacyjnem stanowiskiem Niemiec w sprawie tworzenia armji polskiej oraz wogóle realizacji aktu listopadowego we wszystkich dziedzinach pchnęły lewicę aktywistyczną do ostrych wystąpień opozycyjnych.
W dniu 1 maja 1917 roku na posiedzeniu rady stanu rozgorzała gorąca dyskusja na temat dalszych jej losów. Zdecydowane stanowi-
723
sko zajął komendant Piłsudski, wysuwając wniosek manifestacyjnej dymisji całej rady stanu, o której mówił, że chciała się stać „rządem pobocznym", a stała się w rzeczywistości „radą przyboczną" władz okupacyjnych, wobec czego ginie wszelka racja jej istnienia. Komendant Piłsudski mówił: „Rada stanu zadanie swoje spełniła, przełamała pierwsze lody... i tę zasługę historja jej przyzna..., ale obecnie rada stanu skazana jest na śmierć, nowe dyskusje na nicby się nie zdały!".
Jednakże zdecydowany wniosek Piłsudskiego odrzucono większością głosów, i rada stanu przyjęła wniosek marszałka Niemojow-skiego, mający charakter nowego ultimatum dla mocarstw7 centralnych, a domagający się kategorycznie ustanowienia dla Królestwa Polskiego regenta, którego zadaniem byłoby powołanie stałego rządu i sejmu, oraz przyśpieszenie tempa organizacji polskich organów państwowych i przejmowania przez nie władzy z rąk okupantów w granicach możliwości wojennych.
W tym samym czasie polityka polska w innych zaborach szła również w kierunku niekorzystnym dla państw7 centralnych.
W b. zaborze pruskim, gdzie od początku wojny przeważały wpływy pasywistyczne, teraz, wobec zdecydowanego postawienia przez Koalicję sprawy niepodległości i zjednoczenia Polski, polskie sfery polityczne rozpoczęły coraz bardziej jawną akcję przeciwniemiecką, równocześnie potępiając niemiecki program w sprawie polskiej, któiy pozostawiał Śląsk, Poznańskie i Pomorze poza nawiasem Polski niepodległej.
W b. zaborze austrjackim, w Galicji i na Śląsku Cieszyńskim, na początku wojny przeważał kierunek aktywistyczny, którego wpływy były tern większe, że opierały się na nadziei przyłączenia zaboru austrjackiego do Polski niepodległej, co przewidywał pierwotny program polski Austro-Węgier i co znajdowało niewątpliwie życzliwe poparcie samego cesarza Franciszka Józefa I. W miarę jednak, jak rozwój wypadków wojennych i politycznych przekreślał program austrjacko-węgierski, oddając inicjatywę w sprawie polskiej w ręce Niemiec, co było równoznaczne z pozostawieniem zaboru austrjackiego poza granicami Polski niepodległej — i w Galicji począł upadać kierunek aktywistyczny, wzrastały zaś sympatje prokoali-cyjne, rodzące się z nadziei zjednoczenia niepodległej Polski według koncepcji prezydenta Wilsona.
Niezależnie od tego, organ aktywizmu galicyjskiego, Naczelny Komitet Narodowy, również stracił grunt pod nogami i zbliżał się do swojej likwidacji. N. K. N., powołany do życia w celu tworzenia Legjonów Polskich, oraz stojący na straży austrjacko-polskiej koncepcji niepodelgłościowej, właściwie nie miał już co robić. Legjony miały się stać kadrami armji polskiej Królestwa Polskiego, odgrodzonego granicą od Galicji, przechodząc pod komendę niemiecką, same zaś Austro-Węgry zupełnie poniechały ingerencji w sprawie polskiej. Rozpoczęła się stopniowa likwidacja Naczelnego Komitetu Narodowego, przyśpieszona oddaniem w dniu 10 kwietnia 1917 roku przez cesarza Karola komendy nad Legjonami niemieckiemu generał-gubernatorowi Beselerowi.
Równorzędnie i z tych samych pobudek w Kole Polskiem przy parlamencie wiedeńskim, w którem dotychczas przeważały wpływy akty-wistyczne, nastąpiły wielkie przemiany. Okazało się, że zarówno rząd Austro-Węgier, jak i sam cesarz Karol, nietylko zrezygnowali z dawnego austrjacko-polskiego programu, ale nawet nie myślą na serjo dotrzymać zobowiązania zmarłego cesarza Franciszka Józefa, który, po akcie listopadowym, na pociechę Polakom galicyjskim przyobiecał szeroką autono-mję. Mało tego, wychodziły na jaw antypolskie projekty rządowe oderwania od Galicji jej wschodniej części ze Lwowem i utworzenia z niej jakiegoś austrjacko-ukraińskiego tworu, który miał stanowić bazę dla ewentualnej inkorporacji do Austro-Węgier rosyjskiej Ukrainy. Z drugiej znów strony Austro-Węgry traktowały Galicję, jako objekt targu z Niemcami na temat podziału zdobyczy wojennych (Rumun ja) .
Wszystko to miało ten skutek, że w połowie 1917 roku wiedeńskie Koło Polskie zajęło wobec rządu austrjackiego stanowisko opozycyjne, przyjmując jako podstawę swojej polityki ogólnopolski program niepodległości i zjednoczenia, zresztą nie bez tarć wewnętrznych i pod naciskiem szerokiej opinji publicznej w Galicji.
Wchodzimy teraz w zupełnie nowy i odmienny okres rozwoju sprawy polskiej w czasie wojny światowej, zarówno pod względem zewnętrznym, jak i wewnętrznym.
Od początku wojny do roku 1917, a biorąc ściślej do rewolucji rosyjskiej, z istniejących
724
Senegalczycy. Odpoczynek po wyczerpującym marszu.
dwóch kierunków polityki polskiej — kierunek aktywistyczny, wykorzystywujący dla sprawy polskiej państwa centralne, zdobył sobie poważne pozycje polityczne i wojskowe, któiych wyrazem były Legjony, jedyne wówczas prawdziwe wojsko polskie, oraz akt listopadowy, proklamujący niepodległość Polski i tern sprawę polską stawiający na płaszczyźnie międzynarodowej, wtedy, kiedy kierunek pasywistyczny, wygrywający dla sprawy polskiej kartę koalicyjną, pozostawał jeszcze ciągle w sferze ciężkich zabiegów politycznych, narazie nie dających jeszcze żadnych pozytywnych rezultatów.
Okres wojny światowej od rewolucji rosyjskiej, przeciwnie, zasadniczo zmienia role polskich kierunków politycznych. Kierunek aktywistyczny, wobec postawy Niemiec i Austro-Węgier, oraz wobec ogólnej sytuacji politycznej i wojskowej, nie może posunąć się naprzód poza dotychczasowe osiągnięcia, stopniowTo zaś, przechodząc do opozycji wobec państw centralnych, traci nawet pewne swoje dotychczasowe pozycje, co było konieczną konsekwencją zmiany orjentacji politycznej.
Równocześnie kierunek pasywistyczny w coraz szybszem tempie rozwija swoje sukcesy polityczne na terenie międzynarodowym. Proklamacja niepodległości i zjednoczenia Polski przez rewolucyjny rząd tymczasowy rosyjski, uznanie tego faktu przez Francję, Anglję i Włochy i zaliczenie jego realizacji do celów wojny przeciwniemieckiej koalicji, jDrzystąpie-nie do wojny Stanów Zjednoczonych i program
polski prezydenta Wilsona, dołączający do niepodległości i zjednoczenia Polski żądanie oddania jej wolnego dostępu do morza — wszystko to zapewniało sprawie polskiej maksymalne korzyści po stronie Koalicji i pozwoliło kierunkowi pasywistycznemu przystąpić z całą ener-gją i pewnością siebie do realizacji na terenie międzynarodowym już osiągniętych zobowiązań mocarstw koalicyjnych.
Od tej chwili możnaby śmiało zamienić stosowane dawniej nazwy dla obu kierunków polityki polskiej. Bowiem obóz aktywistyczny przechodzi do polityki raczej pasywnej, zaś obóz pasywistyczny do wyraźnie aktywnej. Zmieniły się warunki zewnętrzne — przeto musiały się zmienić i role czynników politycznych. Obfite żniwo, które było bezsprzecznie w znacznej mierze plonem znojnego posiewu kierunku ak-tywistycznego, a przedewszystkiem akcji legjo-nowej Józefa Piłsudskiego, począł teraz zbierać kierunek pasywistyczny.
Jak już wiemy w nowych warunkach politycznych obóz pasywistyczny, działający dotąd w ramach bardzo luźnej organizacji, wyłonił w dniu 15 sierpnia 1917 roku w Lozanie Komitet Narodowy Polski z siedzibą w Paryżu, który przyjął na siebie wobec Koalicji rolę niejako zaczątkowego rządu polskiego w zakresie kom-petencyj ministerstwa spraw zagranicznych, to znaczy w dziedzinie reprezentowania polityki polskiej wobec państw sprzymierzonych, oraz opieki nad Polakami w obrębie tych państw W skład właściwego Komitetu Narodowego
725
w Paryżu wchodzili: R. Dmowski, E. Piltz, M. Zamoyski i J. Wielowieyski, poza tern zaś reprezentantami Komitetu przy rządach sprzymierzonych i neutralnych byli : w Londynie Wł. Sobański, w Rzymie K. Skirmunt, w Szwajcarji M. Seyda i J. Rozwadowski, oraz w Ameryce Ignacy Paderewski. Prezesurę Komitetu objął Roman Dmowski.
Wkrótce po powitaniu Komitetu Narodowego rządy państw sprzymierzonych uznały go, jako „oficjalną organizację polską", równocześnie akceptując wyznaczonych przez Komitet reprezentantów dyplomatycznych. Uznanie to było już dla sprzymierzonych o tyle łatwe i celowe, ile że w tym czasie Rosja poczęła grzęznąć w chaosie rawolucyjnym, początkowo siłą faktów, następnie zaś i formalnie wycofując się z przeciwniemieckiej Koalicji, dzięki czemu w umysłowości polityków koalicyjnych zaszła doniosła i korzystna dla sprawy polskiej przemiana. Tak więc Francja uznała Komitet Narodowy w dniu 20 września 1917 roku, Anglja, w dniu 15 października, Włochy—30 października, a Stany Zjednoczone A. P. — w dniu 10 listopada. Od tej chwili Komitet Narodowy, a z nim i cały obóz pasywistyczny zyskał mocną prawno-polityczną podstawę do swojej działalności na terenie międzynarodowym.
Słabą stroną Komitetu Narodowego było, oczywiście, jego oderwanie od kraju, co jednak z biegiem czasu znacznie złagodził bieg wypadków w kraju, gdzie czołowe sfery obozu ak-tywistycznego przeszły stopniowo do opozycji przeciwko państwom centralnym, wzmacniając tern pozycję moralną paryskiego Komitetu Narodowego.
Tak czy inaczej, dla Komitetu Narodowego sprawrą wielkiej wagi było uzyskanie własnej siły zbrojnej nietylko poto, aby, jak to zawsze się dzieje, swoją pozycję polityczną wzmocnić wymową bagnetów. Komitetowi Narodowemu musiało zależeć na tern, aby siłą faktu stworzyć warunki, pozwalające w czasie rokowań pokojowych zaliczyć Polskę do grona państw zwycięskiej Koalicji przeciwniemieckiej. Wobec odcięcia Komitetu Narodowego od kraju, wobec tego, że nikły zawiązek niepodległego państwa polskiego znajdował się w dodatku pod okupacją państw centralnych — jedynym faktem, który warunki powyższe mógł był wytworzyć, mogła być tylko armja polska, uzależniona od Komitetu i walcząca przeciwko Niemcom w szeregach armij sprzymierzonych.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Komitet Narodowy posiadł taką właśnie armję
polską we Francji, jakkolwiek powstanie jej nie miało istotniejszego związku z działalnością czołowych polityków obozu pasywistycznego, znacznie zaś poprzedziło nawet istnienie samego Komitetu.
Ideologicznie zaczątków Armji Polskiej we Francji należy szukać aż w roku 1914 w polskiej kompan j i tak zwanych Ba Jończyków, wchodzącej w skład francuskiej Legji Cudzoziemskiej.
Z pokolenia w pokolenie przekazywane sympatje polsko-francuskie, tradycja wielkiej epopei napoleońskiej, oraz od czasów legjonów włoskich w ciągu zgórą stu lat trwająca tradycja polskiego żołnierza — tułacza, wszędzie, gdzie mógł, pod obcemi sztandarami walczącego za Polskę — wszystko to musiało wśród emigracji polskiej we Francji wywołać na początku już wojny gorący entuzjazm i chęć walki pod sztandarami francuskiemi ze znienawidzonemi Niemcami w myśl świeżych jeszcze tradycji Polaków wolnych strzelców z 1870 roku. Na tym to tle raczej uczuciowem, niż politycznem emigracja polska w Paryżu wystawiła w dniach grozy 1914 roku kilkuset ochotników, którzy uformowali ową słynną kompanję Bajończy-ków.
Ale Bajończycy wyginęli w bohaterskich walkach zanim mogli się byli stać kadrami jakiejś poważniejszej formacji polskiej. Z drugiej znów strony rząd carskiej Rosji szybko rozwiał na zachodzie iluzje, wypływające z obietnic odezwy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza. Rząd francuski musiał się z tern liczyć, lojalnie w sprawach polskich nic nie czyniąc samodzielnie bez zgody rządu rosyjskiego. W tych warunkach wszelkie zabiegi patrjotów polskich we Francji w sprawie polskiej formacji wojskowej musiały pozostać bez rezultatu.
Położenie zmieniło się dopiero po proklamacji rządu tymczasowego w Rosji. Na podstawie tej proklamacji powstały szanse uzyskania zgody rządu rosyjskiego na tworzenie wojska polskiego we Francji.
Inicjatywę w tym kierunku podjął przede-wszystkiem przebywający w Paryżu historyk i powieściopisarz Wacław Gąsiorowski przy współudziale Erazma Piltza, kierownika tak zwanego „Bureau Politique Polonaise" w Paryżu i podpułkownika wojsk francuskich Adama Mokiejewskiego.
Rząd francuski, szczególnie zaś jego sfery wojskowe, odniósł się życzliwie do inicjatywy polskiej, wymagając jednak aprobaty rządu rosyjskiego. Po dłuższych staraniach za pośred-
726
nictwem rosyjskiego pułkownika Ignatjewa, przydzielonego do sztabu francuskiego, otrzymano wreszcie zgodę rewolucyjnego rządu Kie-reńskiego na formowanie we Francji autonomicznej armji polskiej.
Był to moment nad wyraz sprzyjający za-
rosyjskich, przysłanych na front zachodni. Również i na froncie salonickim wojska rosyjskie buntowały się, ogarnięte zarazą rewolucyjną. W dodatku aktualna jeszcze ewentualność utworzenia armji polskiej po stronie państw centralnych musiała zachęcać rządy
Olbrzymi pochód Narodowy w Warszawie w 1918 r.
interesowaniu Francji nietylko sprawą polską, ale i wojskiem polskiem. Rozkład rewolucyjny w Rosji w sposób już widoczny osłabiał jej siły militarne. Nawet we Francji mieli sposobność Francuzi obserwować gangrenę rosyjską, która doprowadziła do otwartych buntów brygad
sprzymierzone do aktywniejszej polityki w sprawie polskiej.
Opierając się na zgodzie rządu rosyjskiego Gąsiorowski i podpułkownik Mokiejewski poczęli usilnie zabiegać we francuskich sferach politycznych i wojskowych. Rezultatem tych
727
zabiegów, prowadzonych w sposób ściśle poufny, bez udziału jakiejkolwiek organizacji ze strony polskiej i nawet bez wiedzy Romana Dmowskiego, jak to sam stwierdza ten ostatni, był dekret z dn. 4 czerwca 1917 roku prezydenta Republiki Francuskiej Poincaré'go o formowaniu autonomicznej Armji Polskiej we Francji. Dekret ten został opublikowany w „Journal Officiel", już w dniu 5 czerwca 1917 roku.
Dekret prezydenta stwierdzał, że autonomiczna Armja Polska wTalczyć będzie „pod polskim sztandarem, pod najwyższem dowództwem francuskiem". Armja Polska miała się rekrutować z pośród Polaków—żołnierzy francuskich, oraz ochotników polskich wszelkiego pochodzenia. Organizację, wyposażenie i utrzymanie armji zapewniał rząd francuski.
Podpisanie dekretu zostało poprzedzone uroczystą enuncjają, podpisaną przez ministra spraw zagranicznych Ribot'a i ministra spraw wojskowych Painlevé'go, w której uzasadniali potrzebę organizowania we Francji Armji Polskiej. Między innemi było tam powiedziane:
„...Z drugiej strony intencje rządów sprzymierzonych, a w szczególności rosyjskiego Rządu Tymczasowego w sprawie odbudowania państwa polskiego, nie mogą być lepiej potwierdzone, jak przez danie Polakom możności walczenia wszędzie pod ich sztandarami narodowemi. Wreszcie sądzimy, iż Francja powinna wziąć sobie za punkt honoru współdziałanie w two-niu i rozwoju przyszłej Armji Polskiej. Po-krewność ducha naszych ras i przyjaźń, jakiej Polacy zawsze dawali dowody naszemu krajowi, stanowią dla nas moralny obowiązek przyczynienia się do tej wzniosłej a chwalebnej misji".
Na podstawie dekretu prezydenta natychmiast rząd francuski przystąpił do organizowania Armji Polskiej. Powołano przedewszyst-kiem do życia „Francusko-Polską Misję Wojskową" (Missions Militaire Franco-Polonaise"), szefem której mianowano w dniu 6 czerwca 1917 r. generała francuskiego Archinard'a, zasłużonego zdobywcę Sudanu w wojnach kolo-njalnych, przydając mu do boku, jako szefa sztabu Misji podpułkownika Mokiejewskiego.
Niezwłocznie Misja gen. Archinard'a przystąpiła do prac organizacyjnych, w czasie których dopiero Armja Polska zyskała sobie oparcie polityczne w powstałym w połowie sierpnia Komitecie Narodowym, wzamian stając się dla tego ostatniego poważnym atutem, jakim niewątpliwie była polska siła zbrojna po stronie Koalicji.
Kadrami tworzącej się Armji Polskiej mieli być żołnierze i oficerowie Polacy, służący w wojskach francuskich, których obliczano na około 2000 ludzi. W końcu czerwca 1917 roku powstaje pierwszy obóz polski w Sille de Guillaume w departamencie Sarthe. Komendantem obozu zostaje kapitan Jagniątkowski, były oficer francuskich wojsk kolonjalnych, który narazie był jedynym oficerem francuskim, władającym językiem polskim.
W dniu 15 sierpnia, a więc w chwili powstania Komitetu Narodowego, w obozie polskim znajdowało się już 240 oficerów i 247 szeregowych. W dniu 1 września liczba szeregowych podniosła się do 382, zaś 1 października były już cztery kompanje, liczące 832 szeregowych.
Narazie do obozu polskiego prawie wyłącznie napływali żołnierze francuscy. Liczba ochotników była znikoma, ponieważ wogóle emigracja polska we Francji była nader nieliczna i rozproszona. Liczono jednak na werbunek ochotniczy w większych skupiskach emigracji polskiej w obu Amerykach. To też z ogromną energją rozpoczęto odpowiednią propagandę i werbunek w Stanach Zjednoczonych A. P., w Kanadzie, Brazylji, a nawet w Argentynie.
Organizacje polskie w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie z entuzjazmem i typowo amerykańskim rozmachem poparły akcję werbunku, spotykając się z daleko posuniętą życzliwością ze strony swoich rządów. To też rekrutacja w tych dwóch największych skupiskach emigracji polskiej od początku rozwijała się pomyślnie, osiągając w krótkim czasie zdumiewające rezultaty.
Niezależnie od akcji werbunkowej w Ameryce prowadzono również, acz z natury rzeczy w skromniejszym rozmiarze, rekrutację ochotniczą i w Europie. We Francji za zgodą rządu rosyjskiego wcielono do obozu polskiego Polaków, żołnierzy zbuntowanych biygad rosyjskich. Zgłaszali się również nader licznie Polacy, jeńcy niemieccy, znajdujący się w obozach koncentracyjnych we Francji. W listopadzie przybyło kilkuset ochotników z Anglji i Ho-landji.
Wreszcie począwszy od grudnia poczęły przybywać z za oceanu coraz liczniejsze transporty ochotników polskich. Pierwszy transport, liczący 1200 ludzi, przybył do Bordeaux w dniu 26 grudnia 1917 roku całkowicie wyekwipowany i wspaniale umundurowany, uroczyście witany przez przedstawicieli Misji Woj-
728
skowej, Komitetu Narodowego i władz francuskich.
W ślad za pierwszym przybywały dalsze transporty z Ameiyki. Poczęto też tworzyć nowe obozy, aby pomieścić szybko wzrastające szeregi Armji Polskiej.
W tym czasie prace organizacyjne i szkoleniowe były już w pełnym toku. Arm ja Polska otrzymała odznaki polskie, których szczególną cechą były rogatywki charakterystycznego kroju. Organizacja i szkolenie odbywały się ściśle według wzorów francuskich.
W dniu 10 stycznia 1918 roku można już było sformować 1-wszy pułk strzelców polskich pod dowództwem ppułk. Jasieńskiego. W końcu lutego Ann ja Polska liczyła już zgórą 10.000 ludzi. Rozpoczęło się formowanie dalszych pułków.
W dniu 22 czerwca 1918 roku odbyła się pierwsza uroczystość wojskowa Armji Polskiej, a zarazem manifestacja polsko - francuskiego braterstwa broni. Miasta francuskie Paryż, Verdun, Nancy i Belfort wręczyły pułkowi polskiemu chorągwie. Delegaci miast wręczali chorągwie prezesowi Komitetu Narodoweego Dmowskiemu, ten oddawał je do rąk prezydenta Republiki Poincaré'go, który z kolei wręczał je dowódcom pułków.
Nieobecnym był jedynie 1. pułk strzelców polskich, podążający właśnie na front, gdzie od połowy lipca staczać miał bohaterskie walki, w których utracił 100 zabitych i ponad 500 rannych.
W ciągu lata 1918 roku napływ ochotników z Ameiyki był tak wielki, że organizacja Armji Polskiej, która i bez tego napotykała na wielkie trudności, była niemal że zahamowana,
Przedewszystkiem brak było pomieszczeń dla ogromnej ilości ochotników i z bolączką tą Misja Wojskowa musiała walczyć w nad wyraz ciężkich warunkach, jeżeli uwzględnimy, że w tym samym czasie na terenie Francji lądowała również ogromna armja amerykańska, a straty, ponoszone przez armje sprzymierzone na froncie, zmuszały do wycofywania na tyły w celu reorganizacji i uzupełnień ogromnej ilości dywizyj francuskich i angielskich.
Drugą groźną bolączką Armji Polskiej był kompletny brak oficerów i podoficerów dla szkolącej się masy ochotników. Brak znów dostatecznej ilości szkół wojskowych nie pozwalał w dostatecznej mierze i w krótkim czasie wyrównywać tych braków. Zresztą brak było również ogólnego planu organizacyjnego, co przy
szalonym tempie napływu ochotników, czyniło całą pracę niezwykle trudną i jałową.
Wymienione tu braki byłyby już dostatecznym powodem, aby organizację Armji Polskiej we Francji ocenić, jako dzieło niezwykle trudne, dające dobre świadectwo francuskiemu generałowi Capdedont, szefowi wyszkolenia, który pomimo wszystko umiał pokonywać wszelkie przeciwności.
Ale były groźniejsze jeszcze bolączki Armji Polskiej we Francji, natury raczej moralnej.
Na czoło wysuwała się sprawa oficerów i podoficerów nietylko z racji ich zupełnie niedostatecznej liczby. Ci z nich, którzy pochodzili z armji francuskiej, przeważnie sfrancuziali, słabo albo i wcale nie władający językiem polskim, nie znali ani nie rozumieli żołnierza polskiego, stąd też nie umieli się do niego zbliżyć, zachowując fatalny, nadmierny dystans, a nawet nierzadko traktując go, jako coś niższego, w sposób przyjęty w wojskach kolonjalnych w stosunku do tuziemców. Wywoływało to powszechne rozgoryczenie wśród żołnierzy, szczególnie wśród ochotników z Ameryki, którzy w oddziałach ameiykańskich wTidzieli zgoła inny stosunek oficerów do szeregowych. Nie małą też rolę odegrał w tern fatalnem zjawisku fakt, że Polacy z armji francuskiej przechodzili do Armji Polskiej często z pobudek wyłącznie tylko egoistycznych, pragnąc „zadekować się" na tyłach przy formujących się dopiero oddziałach polskich. W tych warunkach oficer nietylko nie był wychowawcą żołnierzy, ale przeciwnie raczej przytłumiał ich własny entuzjazm.
Oficerowie znów, pochodzący z biygad rosyjskich, bezsprzecznie znajdujący się pod wpływem rewolucyjnych wypadków rosyjskich, pomijając naturalny brak innych, lepszych tra-dycyj, nasiąknięci byli pewną apatją w najlepszym razie, co gorzej zaś — niekiedy nawet sami stając się rozsadnikami rewolucyjnej dema-gogji i rozprzężenia. O ile b. oficerowie francuscy niszczyli nastrój żołnierzy nadmierną surowością i brutalności, b. oficerowie rosyjscy grzeszyli przeważnie karygodną pobłażliwością i lenistwem.
Zjawiska te, same przez się już groźne, pogłębiał fakt, że nie było czynnika nadrzędnego, któryby mógł podnieść nastrój żołnierza, nagiąć i porwać oficera w określonym kierunku wojskowo-wychowawczym, któryby wytworzył zbiorową psychikę armji, ścierając z niej wszelki nalot obcych wpływów. Czynnikiem takim
729
mógł być tylko wódz Armji Polskiej, wódz—Polak, umiejący przemówić do dusz żołnierzy— Polaków, mogący się stać dla nich symbolem Ojczyzny, obowiązku, honoru.
Roli wodza nie mogła była spełnić Polsko-Francuska Misja Wojskowa z cudzoziemskim generałem na czele. Zadaniu temu nie mógł sprostać również Komitet Narodowy, reprezentujący cywilno-polityczny czynnik, zawsze obcy duszy żołnierskiej.
Ciężką sytuację Armji Polskiej wobec braku popularnego wodza — Polaka rozumiał zarówno Komitet Narodowy, jak i francuskie władze wojskowe. Nie można było jednak za
radzić złemu, gdyż nie było narazie po stronie Koalicji człowieka, któremu możnaby było powierzyć tak odpowiedzialne dowództwo.
Aż oto w połowie lipca 1918 roku zjawił się w Paryżu, przybywając z Rosji przez Mur-man, generał Józef Haller, b. dowódca II Brygady Legjonów Polskich i b. dowódca II Korpusu Polskiego, poprzedzony sławą swojej walki z Niemcami pod Kaniowem (o zdarzeniach tych będzie mowa później). General Haller posiadał już wówczas daleko idące pełnomocnictwa prokoalicyjnych organizacyj polskich w kraju i na terenie Rosji, równocześnie zaś sfer dawniej aktywistycznych w kraju, bliskich
730
wówczas już uwięzionemu przez Niemców w Magdeburgu Józefowi Piłsudskiemu, a więc przedewszystkiem Polskiej Organizacji Wojskowej.
Przybycie do Francji generała Hallera od-razu zmieniło położenie Armji Polskiej. Zarówno rząd francuski, jak i Komitet Narodowy uznali w nim jedynego kandydata na dowódcę Armji Polskiej. Rozpoczęły się pertraktacje i rozmowy. Generał Haller parokrotnie konferował z premjerem Francji Clemenceau oraz z ministrem spraw zagranicznych Pichon'em.
Poprzednio już, bo w dniu 20 marca 1918 roku, rząd francuski podpisał umowę z Komi
tetem Narodowym, rozszerzając jego kompetencje, jako zawiązku rządu polskiego, na Ar-mję Polską we Francji. Teraz musiała Francja ustalić formalnie swoje obowiązki i swój stosunek do Armji Polskiej. Uczyniła to dopiero w układzie z Komitetem Narodowym, pcdpisa-nyni w dniu 28 września 1918 roku.
Punkt pierwszy tego układu opiewa! : ..Polskie siły zbrojne, wszędzie, gdzie sie znajdują, lui) gdzie będą utworzone, w celu walczenia po stronie sprzymierzonych przeciw mocarstwom centralnym, stanowić będą jednolitą arniję sa morządną, sprzymierzoną i walczącą pod komendą polską". — „Najwyższą władzą polity-
Marszalek Piłsudski na otwarciu Sejmu Ustawodawczego w dniu 10 lutego 1019 r.
czną dla Armji Polskiej będzie polski Komitet Narodowy, którego siedzibą jest Paryż". — „Naczelny dowódca wojska polskiego będzie mianowany przez polski Komitet Narodowy i zatwierdzony przez rząd francuski (ewentualnie także przez inne rządy sprzymierzone)."— „Przy naczelnym dowódcy wojska polskiego będzie pracował sztab generalny Naczelnego Dowództwa W. P., złożony z oficerów wojska polskiego z francuskim oficerem Generalnego Sztabu, jako szefem sztabu, którego wybierze i zamianuje naczelny dowódca wojska polskiego z listy, zaproponowanej przez francuskiego ministra wojny". — „Naczelnemu dowódcy wojska polskiego przysługuje prawo wszelkich mianowań w Armji Polskiej we Francji". — „Wojskowa Misja Francusko-Polska jest organem, wyznaczonym przez rząd francuski przy polskim Komitecie Narodowym i przez Naczelne Dowództwo W. P. do załatwiania wszystkich spraw, tyczących się w. p.".
Układ ten, który powyżej podaliśmy w skrócie, posiadał dla sprawy polskiej niezwykle doniosłe znaczenie. Punkt pierwszy bowiem tego układu, stwierdzający, że armja polska jest samorządną, sprzymierzoną i ѵ і pod komendą polską, a potwierdzony w dniu 11 października 1918 roku na miesiąc przed zawieszeniem broni przez ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanji Balfoura, ministra spraw zagranicznych królestwa włoskiego Son-nino, oraz sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych A. P. Lansinga — stał się podstaw7ą prawnopolityczną udziału Polski w konferencji pokojowej w Wersalu po stronie zwycięskiej Koalicji.
Jasnem jest oczywiście, że sukces ten Komitet Narodowy osiągnął przedewszystkiem dzięki istnieniu Armji Polskiej we Francji i udziałowi jej, począwszy od lipca 1918, w walkach z Niemcami w jednym szeregu z armjami sprzymierzonemi.
Podpisawszy z rządem francuskim układ wrześniowy Komitet Narodowy mianował generała J. Hallera zwierzchnim wodzem wszystkich wojsk polskich „walczących o niepodległość całej ojczyzny przeciwko monarchjom zaborczym", zaznaczając równocześnie, że tę godność powierza mu nietylko na podstawie zaufania, lecz również w myśl pełnomocnictw, udzielonych generałowi Hallerowi przez szereg orga-nizacyj w kraju. Nominacja została podpisana w dniu 4 października 1918 roku.
Tak więc Armja Polska we Francji zyskała nareszcie wodza—Polaka, do którego tęskni
ła i którego brak odczuwała boleśnie zarówno pod względem organizacyjnym, jak i moralnym.
Generał Haller natychmiast zabrał się do prac organizacyjnych, które do tego czasu znacznie już były posunęły się naprzód, dzięki zasługom generała Capdedont'a, w dużej mierze usuwając poprzednie braki materjalne oddziałów polskich, oraz znacznie podnosząc ich poziom wyszkolenia. Teraz, pod kierunkiem wodza, do którego oficerowie i żołnierze odrazu zyskali zaufanie, praca organizacyjna poczęła szybko wydawać znakomite rezultaty pomimo znacznych trudności, trwających nadal.
Przedewszystkiem jednak radykalnej zmianie uległa moralna postawa wojska polskiego. Wraz z generałem Hallerem, b. dowódcą II Biygady Legjonów Polskich, oraz szeregiem oficerów leg jonowych, którzy równocześnie przybyli do Francji, do Armji Polskiej wstąpił nowy duch, ożywiony najpiękniejszemi tradycjami legjonowemi, które zdała od Francji, w ciężkim znaj u i krwawym wysiłku zrodziły się pod działaniem niezłomnego ducha twórcy Legjonów, komendanta Józefa Piłsudskiego.
W połowie października 1918 roku Armja Polska we Francji liczyła już 430 oficerów i 16915 szeregowych. Składała się ona z 1. dywizji (1., 2. i 3. pułki strzelców), która walczyła nadal na froncie, z 2. dywizji (4., 5. i 6. pułki strzelców), którą ostatecznie formowano, i z kadrów dalszych dywizyj i oddziałów pomocniczych.
1. dywizja polska miała właśnie wziąć udział w decydującej ofensywie marszałka Fo-ch'a na Metz, kiedy front niemiecki załamał się i w dniu 11 listopada 1918 r. zawarto zawieszenie broni.
Od chwili podpisania zawieszenia broni Armja Polska we Francji, w przeciwieństwie do wszystkich armij sojuszniczych, nietylko nie zatrzymała swojej organizacji, ale przeciwnie, znacznie jeszcze wzmogła jej tempo.
Złożyły się na to następujące okoliczności. Politycy polscy z Komitetu Narodowego, od początku wojny oderwani od kraju, nie znali jego możliwości, a stąd też nie wierzyli, aby samo społeczeństwo polskie zdołało wTyłonić z siebie dostateczne siły, aby nietylko wyrzucić z kraju okupantówT, ale i obronić Polskę przed bolszewicką nawałą ze wschodu, która musiała jej zagrażać z chwilą załamania się wojskowej potęgi niemieckiej, dotąd mocno usadowionej na wschodzie. Przeto Komitet Narodowy za jedy-
731
ne wyjście uważał wkroczenie do Polski wojsk polskich z Francji, któreby dopiero zlikwidowały okupację i, stając się kadrami wielkiej armji polskiej, stanęły na straży granic wskrzeszonej ojczyzny. W tym celu trzeba było jak najprędzej przygotować Armję Polską do tego zadania.
Jak przekonamy się z następujących opisów stało się inaczej. Polska odzyskała swoją niepodległość własnemi siłami społeczeństwa zanim Armja Polska mogła była opuścić Francję. Jeszcze przed zawieszeniem broni powstanie polskie wyrzuciło okupantów w dniu 11 listopada z okupacji niemieckiej, a więc, w chwili podpisywania zawieszenia broni, zaś z okupacji austrjacko-węgierskiej jeszcze wcześniej w dniu 1 listopada 1918 roku.
Wobec takiego obrotu spraw należało jak najprędzej poprowadzić Armję Polską z Francji do Polski już nie dla zastąpienia w niej okupantów, lecz jako posiłki dla krwawiącej się od początku powstania ojczyzny.
1. dywizję, po uzupełnieniu jej stanów liczebnych oraz ekwipunku, można było wysłać do Francji już pod koniec 1918 roku. Ale tu powstała wielka trudność, a mianowicie, jaką drogą? Na drogę morską przez Gdańsk, zawa-rowaną dla Armji Polskiej w zawieszeniu broni, w żaden sposób nie chciała się zgodzić An-glja, co wypływało przedewszystkiem z jej wzrastającej niechęci dania Polsce dostępu do mcrza. Przeciwko znów drodze lądowej przez terytorjum niemieckie wystąpił rząd niemiecki, opóźniając powzięcie decyzji zręcznemi argumentami prawnemi i formalnemi. Trzeba więc było czekać na wynik przedłużających się rokowań.
Tę konieczną zwłokę za wszelką cenę chciano wyzyskać dla tern lepszego rozwoju i organizacji Armji Polskiej, aby ją, możliwie liczną i dobrze wyekwipowaną, wysłać do Polski, kiedy zajdzie tego możliwość.
Tymczasem zaś sprawa powiększenia Armji Polskiej generała Hallera stała się zupełnie aktualną dzięki postawie Polaków, jeńców au-strjackich we Włoszech. Pod koniec już wojny rzymski Polski Komitet Narodowy przy współudziale niezwykle życzliwym rządu włoskiego z jeńców tych drogą zaciągu ochotniczego począł tworzyć polskie formacje wojskowe w myśl pięknych tradycji legjonów włoskich Dąbrowskiego. Z chwilą podpisania zawieszenia broni akcja ta znakomicie rozszerzyła się dzięki popularnemu wśród jeńców — Polaków hasła powrotu do kraju z bronią w ręku.
732
W krótkim czasie w trzech wielkich obozach zgromadzono we Włoszech 27.000 Polaków, z których rozpoczęto formować jednostki bojowe w ciągu listopada i grudnia 1918 roku, ora?, stycznia 1919 roku.
Polską akcję wojskową we Włoszech umiejętnie wykorzystał generał Haller tak, że została ona włączona w ramy organizacyjne Armji Polskiej we Francji.
W ciągu pierwszych czterech miesięcy 1919 roku pułki polskie, formowane we Włoszech, przewożono do Francji, gdzie sformowano z nich cztery dywizje, a mianowicie 3., 6., 7. oraz dywizję instruktorską, co razem z 1. i 2. dywizjami, utworzonemi we Francji, tworzyło sześć pełnych dywizyj Armji Polskiej wraz ze wszystkiemi oddziałami pomocniczemi.
Uzbrajanie i ekwipowanie nowych pułków polskich odbywało się w ten sposób, że pułki francuskie, demobilizując się, przekazywały swoje wyposażenie pułkom polskim. W końcu kwietnia 1919 r. Armja Polska we Francji liczyła już pełnych sześć dywizyj, podzielonych na dwa korpusy I i III.
Tu należy wyjaśnić skąd pochodził brak kolejności w numeracji pułkowa dywizyj i korpusów. Jak wiemy Armja Polska została uznana przez Koalicję za całkowicie jednolitą, niezależnie od miejsca formowania się poszczególnych oddziałów. Nominalnie więc generał Haller był zwierzchnim wodzem wszystkich forma-cyj, które samorzutnie przeważnie powstawały na gruzach armij rosyjskiej. Wszystkie te formacje tworzyły przeto teoretycznie II korpus Armji Polskiej Hallera, w skład którego z większych jednostek wchodziły: 4. dywizja generała Żeligowskiego, formowana na północnym Kaukazie i pod Odesą, oraz 5. dywizja syberyjska.
Po długich rokowaniach z Niemcami wreszcie Koalicja zawarła z nimi w dniu 8 kwietnia 1919 roku układ, który zapewniał Armji Polskiej wolną drogę do Polski.
W dniu 15 kwietnia nastąpiła podniosła uroczystość wyruszenia pierwszego pociągu, wiozącego generała Hallera z częścią jego sztabu. O północy z dnia 19 na 20 kwietnia pociąg ten zatrzymał się na ziemi polskiej w wielkopolskim Lesznie, skąd też generał Haller rozesłał depeszę, komunikujące o swoim tak oddaw-na upragnionym powrocie do kraju, do Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, do prezesa polskiej Rady Ministrów, do marszałka Sejmu oraz do marszałka Foch'a.
W ślad za pierwszym pociągiem do kraju przybywały następne, Polsce zaś, w najcięż-
ne wyjście uważał wkroczenie do Polski wojsk polskich z Francji, któreby dopiero zlikwidowały okupację i, stając się kadrami wielkiej armji polskiej, stanęły na straży granic wskrzeszonej ojczyzny. W tym celu trzeba było jak najprędzej przygotować Aronję Polską do tego zadania.
Jak przekonamy się z następujących opisów stało się inaczej. Polska odzyskała swoją niepodległość wlasnemi siłami społeczeństwa zanim Armja Polska mogła była opuścić Francję. Jeszcze przed zawieszeniem broni powstanie polskie wyrzuciło okupantów w dniu 11 listopada z okupacji niemieckiej, a więc, w chwili podpisywania zawieszenia broni, zaś z okupacji austrjacko-węgierskiej jeszcze wcześniej w dniu 1 listopada 1918 roku.
Wobec takiego obrotu spraw należało jak najprędzej poprowadzić Armję Polską z Francji do Polski już nie dla zastąpienia w niej okupantów, lecz jako posiłki dla krwawiącej się od początku powstania ojczyzny.
1. dywizję, po uzupełnieniu jej stanów liczebnych oraz ekwipunku, można było wysłać do Francji już pod koniec 1918 roku. Ale tu powstała wielka trudność, a mianowicie, jaką drogą? Na drogę morską przez Gdańsk, zawa-rowaną dla Armji Polskiej w zawieszeniu broni, w żaden sposób nie chciała się zgodzić An-glja, co wypływało przedewszystkiem z jej wzrastającej niechęci dania Polsce dostępu do morza. Przeciwko znów drodze lądowej przez terytorjum niemieckie wystąpił rząd niemiecki, opóźniając powzięcie decyzji zręcznemi argumentami prawnemi i formalnemi. Trzeba więc było czekać na wynik przedłużających się rokowań.
Tę konieczną zwłokę za wszelką cenę chciano wyzyskać dla tern lepszego rozwoju i organizacji Armji Polskiej, aby ją, możliwie liczną i dobrze wyekwipowaną, wysłać do Polski, kiedy zajdzie tego możliwość.
Tymczasem zaś sprawa powiększenia Armji Polskiej generała Hallera stała się zupełnie aktualną dzięki postawie Polaków, jeńców au-strjackich we Włoszech. Pod koniec już wojny rzymski Polski Komitet Narodowy przy współudziale niezwykle życzliwym rządu włoskiego z jeńców tych drogą zaciągu ochotniczego począł tworzyć polskie formacje wojskowe w myśl pięknych tradycji legjonów włoskich Dąbrowskiego. Z chwilą podpisania zawieszenia broni akcja ta znakomicie rozszerzyła się dzięki popularnemu wśród jeńców — Polaków hasła powrotu do kraju z bronią w ręku.
W krótkim czasie w trzech wielkich obozach zgromadzono we Włoszech 27.000 Polaków, z których rozpoczęto formować jednostki bojowe w ciągu listopada i grudnia 1918 roku, oraz stycznia 1919 roku.
Polską akcję wojskową we Włoszech umiejętnie wykorzystał generał Haller tak, że została ona włączona w ramy organizacyjne Armji Polskiej we Francji.
W ciągu pierwszych czterech miesięcy 1919 roku pułki polskie, formowane we Włoszech, przewożono do Francji, gdzie sformowano z nich cztery dywizje, a mianowicie 3., 6., 7. oraz dywizję instruktorską, co razem z 1. i 2. dywizjami, utworzonemi we Francji, tworzyło sześć pełnych dywizyj Armji Polskiej wraz ze wszystkiemi oddziałami pomocniczemi.
Uzbrajanie i ekwipowanie nowych pułków polskich odbywało się w7 ten sposób, że pułki francuskie, demobilizując się, przekazywały swoje wyposażenie pułkom polskim. W końcu kwietnia 1919 r. Arm ja Polska we Francji liczyła już pełnych sześć dywizyj, podzielonych na dw7a korpusy I i III.
Tu należy wyjaśnić skąd pochodził brak kolejności w numeracji pułków, dywizyj i korpusów. Jak wiemy Arm ja Polska została uznana przez Koalicję za całkowicie jednolitą, niezależnie od miejsca formowania się poszczególnych oddziałów. Nominalnie więc generał Haller był zwierzchnim wodzem wszystkich forma-cyj, które samorzutnie przeważnie powstawały na gruzach armij rosyjskiej. Wszystkie te formacje tworzyły przeto teoretycznie II korpus Armji Polskiej Hallera, w skład którego z większych jednostek wchodziły: 4. dywizja generała Żeligowskiego, formowana na północnym Kaukazie i pod Odesą, oraz 5. dywizja syberyjska.
Po długich rokowaniach z Niemcami wreszcie Koalicja zawarła z nimi w dniu 8 kwietnia 1919 roku układ, który zapewniał Armji Polskiej wolną drogę do Polski.
W dniu 15 kwietnia nastąpiła podniosła uroczystość wyruszenia pierwszego pociągu, wiozącego generała Hallera z częścią jego sztabu. O północy z dnia 19 na 20 kwietnia pociąg ten zatrzymał się na ziemi polskiej w wielkopolskim Lesznie, skąd też generał Haller rozesłał depeszę, komunikujące o swoim tak oddaw-na upragnionym powrocie do kraju, do Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, do prezesa polskiej Rady Ministrów, do marszałka Sejmu oraz do marszałka Foch'a.
W ślad za pierwszym pociągiem do kraju przybywały następne, Polsce zaś, w najcięż-
732
szych warunkach walczącej o swoje prawo do życia, przybywały dywizja za dywizją doskonale wyszkolonego i wyekwipowanego żołnierza, który znakomicie powiększał krajowe siły zbrojne.
Arm ja Polska we Francji wypełniła swo-ie zadanie przyprowadzenia do kraju doskonale zorganizowanych, uzbrojonych i wyekwipowanych żołnierzy—tułaczy, synów Polski, rozsianych po całym świecie. Z tą chwilą znikła racja bytu tej armji. Ze względów jednak technicznych i organizacyjnych nie można było na-razie wcielić Armji Polskiej Hallera do wojska krajowego. Sprawę tę unormował w zasadzie dekret Wodza Naczelnego i Naczelnika Państwa z dnia 27 czerwca 1919 roku, ale ostateczna likwidacja Armji Polskiej, sformowanej we Francji, nastąpiła w dniu 1 września tegoż roku przy równoczesnem włączeniu jej oddziałów do krajowej Armji Narodowej.
Aby zakończyć ten pobieżny szkic rozwoju
polityki polskiej na zachodzie musimy przypomnieć Czytelnikowi, że Armja Polska we Francji była podporządkowana Komitetowi Narodowemu w Paryżu, który też wobec niej odgrywał rolę ministerstwa spraw wojskowych. Stanowiło to najważniejszy atrybut Komitetu Narodowego, pozwalający mu znakomicie wzmocnić i rozszerzyć drugą swoją agendę, którą było reprezentowanie polskiej polityki zagranicznej wobec rządów państw sprzymierzonych.
Z chwilą powrotu wojska polskiego z Francji do Polski i wcielenia go do krajowej armji polskiej — jedno i to niezwykle ważne zadanie Komitetu Narodowego zostało dokonane. Sprawy wojskom przeszły odtąd całkowicie w ręce Rządu Polskiego i Naczelnego Wodza odrodzonej Polski. Komitetowi Narodowemu pozostało do wykonania tylko drugie zadanie, które od chwili przystąpienia do rokowań pokojowych nabrało ogromnego znaczenia. Komitet Narodowy przekształcił się przeto w dyplomatyczne
4 f
C*z*
Traktat Wersalski z podpisem Marszalka J. Piłsudskiego
przedstawicielstwo polskie na konferencji pokojowej w Wersalu, dopełniając tam ostatniego swojego zadania.
W maju 1917 roku położenie obozu akty-wistycznego stało się niezwykle ciężkie. Na ultimatum Tymczasowej Rady Stanu z dn. 1 maja Niemcy nie śpieszyli z odpowiedzią. Jednakże było jasnem, że odpowiedź ta będzie negatywna. Wszystko wskazywało na to, że sprawa polska, oddana po stronie państw centralnych wyłącznie w ręce niemieckie, traci grunt pod nogami, wobec czego polska polityka akty-wistyczna staje się raczej szkodliwą.
Ale większość prawicowa Rady Stanu nie chciała lub nie umiała jeszcze zrozumieć tego, tembardziej zaś wyciągnąć z wytworzonej sytuacji politycznej należyte konsekwencje wobec Niemiec. To też Rada Stanu zachowywała się chwiejnie, tracąc czas i siły na jałowe dyskusje.
Natomiast mniejszość lewicowa, na czele z Józefem Piłsudskim, obrała już zdecydowanie opozycyjny kierunek zarówno wobec państw centralnych, jak i polityki Rady Stanu. Komendant Piłsudski zarzucał nawet publicznie członkom większości, że „nawet gdy walczą, jednocześnie zawierają ugodę" i upominając, że dla polityki Rady Stanów „jest rzeczywiście pięć minut do dwunastej".
W dniu 8 czerwca 1917 r. nadeszła odpowiedź niemiecka na ultimatum Rady Stanu. Poza obietnicą przekazania wiadzom polskim „spraw kulturalnych" Niemcy ustosunkowali się odmownie do wszystkich innych, istotnie ważnych postulatów Rady Stanu, jak przekazanie władzy administracyjnej, skarbowej, wojskowej i t. d.
W kraju zawrzało przeciwko Niemcom i ugodzie z nimi. W Radzie Stanu lewica wystąpiła bojowo. Ale większość w imię oportu-nistycznej zasady „brać, co dają" pogodziła się z nowym stanem rzeczy, znów wchodząc na drogę ściśle aktywistycznej polityki.
W rezultacie Piłsudski, a z nim cała lewica, złożył mandat do Rady Stanu, dywizją swoją manifestując ostateczne zerwanie obozu ściśle niepodległościowego z kierunkiem aktywi-stycznym. Położenie skomplikowała jeszcze sprawa roty przysięgi, którą nareszcie rozstrzygnięto w lipcu w sensie dla Niemców wyraźnie korzystnym. Żołnierz polski miał przysięgać nie na wierność rządowi polskiemu, lecz na wierność fikcyjnemu przyszłemu królowi
polskiemu, natomiast w przysiędze miał raz na zawsze wiązać się przymierzem i braterstwem broni z armjami państw sprzymierzonych. Było to równoznaczne niemal z przysięgą na wierność cesarzowi Wilhelmowi.
Nastąpiły doniosłe wypadki. Ogromna większość legjonistów odmówiła złożenia przysięgi, która miała być odebrana od nich WT sposób uroczysty, ku czemu już poczyniono odpowiednie przygotowania.
Wobec odmowy legjonistów władze niemieckie zarządziły silne represje. Opornych legjonistów aresztowano i osadzono w specjalnych obozach koncentracyjnych. Równocześnie rozpoczęto liczne aresztowania wśród członków Polskiej Organizacji Wojskowej, słusznie uważając ją za ośrodek oporu i kuźnię polityki ściśle niepodległościowej. Aresztowania te byłyby niepełne, gdyby na wolności pozostał komendant Piłsudski, moralny wódz Legjonów Polskich i przyszłego wTojska polskiego, oraz przywódca całego obozu niepodległościowego. To też nocą z 21 na 22 lipca 1917 roku Józef Piłsudski zcstał aresztowany i wywieziony do więzienia wojskowego w Magdeburgu.
Od tej chwili ostatecznie rozeszły się drogi dwóch odłamów obozu aktywistycznego : lewica wycofała się cd wszelkiej współpracy z państwami centralnemi, zachowując wobec nich zdecydowanie wrogą pcstawę i działalność swoją znów wprowadzając na tory konspiracji, której wyrazem w dziedzinie wojskowej stała się P. O. W.; prawica narazie zachowała swoją zasadniczą linję polityczną, ale powoli i ona poczęła sterować WT kierunku programu ściśle niepodległościowego i zjednoczeniowego, tymczasem zaś czyniła wszelkie wysiłki, aby utrzymać się na powierzchni fali dziejowej.
Tymczasem zaszły nowe wypadki, które położenie Tymczasowej Rady Stanu uczyniły wręcz nieznośnem i kompromitującem.
Po zlikwidowaniu sprawy przysięgi przez internowanie opornych legjonistów, którymi okazali się prawie wyłącznie Polacy z zaboru rosyjskiego, znacznie uszczuplony Polski Korpus Posiłkowy składał się teraz z samych prawie Polaków z zaboru austrjackiego, którym niezłożenie wymaganej przysięgi groziło wcieleniem do armji austrjackiej. W tych warunkach dla państw- centralnych niewygodne było pozostawanie dalsze Legjonów Polskich w królestwie, a to tembardziej, że były one nadal elementem niepewnym, bądź co bądź dodawały nieco powagi autorytetowi Rady Stanu, a straciwszy rację bytu, jako kadry wielkiej armji
734
polskiej na usługach Niemiec, w bezczynności swojej stanowiły marnotrawstwo sił z punktu widzenia niemieckiego. To też na skutek nowego porozumienia Niemcy z powrotem ustąpiły Austro-Węgrom Polski Korpus Posiłkowy, wobec czego generał-gubernator Beseler wydał w dniu 24 sierpnia 1917 r. rozkaz wymarszu Legjonów z królestwa na front wschodni, pozostawiając w Warszawie szczupłe kadry dla organizacji tak zwanego „Wehrmachtu" (Polskiej Siły Zbrojnej).
Rozkaz Beselera, łamiący w sposób brutalny i samowolny przyjętą przez państwa centralne zasadę, że Legjony Polskie będą służyć wyłącznie, jako kadry wojska polskiego — wywołał nowe wrzenie wśród legjonistów. W rezultacie w Przemyślu doszło do ostrych zatargów z władzami austrjackiemi, na skutek czego dowództwo austrjacko-węgierskie rozwiązało trzy pułki piechoty, jeden ułanów i jeden ar-tylerji, legjonistów zaś, przeważnie poddanych Austro-Węgier, wcieliło do armji austrjackiej i wysłało na front włoski. Wobec tego w Polskim Korpusie Posiłkowym pozostały tylko drugi i trzeci pułk piechoty legjonowej, drugi pułk ułanów i ponownie sformowany pułk artylerji, stanowiące tak zwaną „żelazną" II Brygadę Legjonów Józefa Hallera.
Wobec tak jawnie już popełnionego przez Niemców gwałtu na sprawie polskiej — Tymczasowa Rada Stanu, ograniczona już personalnie do samej prawicy i centrum, pomimo całego swojego dotychczasowego bezkrytycznego aktywizmu, uznała swoją rolę za skończoną, a w dniu 25 sierpnia 1917 r. członkowie jej złożyli swoje mandaty w ręce Komisji przejściowej, powołanej z trzech osób, której zadaniem miało być dalsze prowadzenie agend Rady Stanu.
Ustąpienie Rady Stanu było dalszym ciosem dla polityki aktywistycznej.
Tymczasem międzynarodowe położenie sprawy polskiej ulegało po stronie Koalicji widocznej poprawie. Niemcy ponownie zapragnęły wobec tego utrzymać inicjatywę w sprawie polskiej, aby Koalicji nie dawać do rąk nowych atutów politycznych i powstrzymać społeczeństwo polskie od wrogich przeciwko państwom centralnym wystąpień.
Przeto w dniu 12 września 1917 roku został wydany przez obu cesarzy patent, zapowiadający nowe ustępstwa, których wyrazem miało być stworzenie instytucji trzyosobowej regencji, jako tymczasowej i najwyższej władzy Królestwa Polskiego.
W połowie października na regentów zostali powołani: arcybiskup warszawski Kakow-ski, Ostrowski i książę Lubomirski, wszyscy trzej ideologicznie zbliżeni raczej do obozu pa-sywistycznego, względnie do narodowej demokracji. Jeśli zaś chodzi o Ostrowskiego — był on formalnym członkiem narodowo-demokraty-cznego Koła Międzypartyjnego. Był to zręczny manewr polityczny, przy pomocy którego chciano osłabić opozycję pasywistyczną.
Ignacy Paderewski.
W dniu 27 października 1917 roku Rada Regencyjna uroczyście objęła swoje urzędowanie. W początkach grudnia tegoż roku za zgodą Beselera Rada Regencyjna powierzyła Janowi Kucharzewskiemu misję tworzenia rządu, który też powstał o charakterze umiarkowanie aktywistycznym. Zdawało się, że wobec nowego kursu w polityce polskiej państw centralnych, Rada Regencyjna będzie mogła urzeczywistnić nadzieje aktywistyczne na istotną roz-
735
budowę państwowości polskiej. W ręce polskie przeszło już sądownictwo, szkolnictwo i szereg mniej ważnych gałęzi pracy państwowej.
Tymczasem z końcem 1917 roku rozpoczęły się obrady konferencji pokojowej w Brześciu n/Bugiem pomiędzy państwami centralnemi a Rosją i Rumun ją.
Rada Regencyjna usilnie zabiegała, aby na konferencji tej była również reprezentowana i Polska. Zabiegi te nie odniosły skutku. Jas-nem było, że Niemcy całkowicie lekceważą sobie Radę Regencyjną i samą nawet zasadę niepodległości Polski.
W dniu 9 lutego 1918 r. podpisano traktat z Ukrainą, oddając pod jej panowanie ziemie polskie, włącznie z Chełmszczyzną. W dniu 3 marca tegoż roku zawarto traktat z Rosją Sowiecką, zgodnie z którym losy Polski oddane były bezapelacyjnie w ręce państw centralnych.
Traktat Brzeski wywołał niezwykłe oburzenie w całem społeczeństwie polskiem wszystkich trzech zaborów. W Austro-Węgrzech większość oficerów polskich posunęła się w swojej manifestacji tak daleko, że odesłała cesarzowi Karolowi swoje austrjackie odznaczenia bojowe. Kraj został zalany falą burzliwych mani-festacyj, protestów, nierzadko zaś wprost jawnych buntów przeciwko okupantom. Do ogólnych protestów przyłączyła się również i Rada Regencyjna, ale to już nie uratowało jej popularności w oczach społeczeństwa, które odpowiedzialność za ncwy rozbiór Polski składało na jej barki.
Nastąpiło pod Rarańczą przejście na drugą stronę frontu II Brygady Legjonów z Hallerem na czele. Polityka aktywistyczna ostatecznie zbankrutowała.
Jednakże do końca wojny Rada Regencyjna pozostała na stanowisku, pragnąc za wszelką cenę chronić dla Polski, co się da, i osiągać, co można. Oczywiście, było to stanowisko na-wskróś oportunistyczne, nie przynoszące Polsce takich korzyści, któreby usprawiedliwiały dalsze współdziałanie z państwami centralnemi.
To też Rada Regencyjna prowadziła w odosobnieniu swoją drobną politykę ustępstw i zabiegów, społeczeństwo zaś w masie swojej nie przywiązywało większej wagi do drobniutkich jej osiągnięć realnych, pocichu gotując się do wielkiej chwili dziejowej, która pozwoliłaby zrzucić jarzmo okupantów.
Stało się to w pierwszej połowie listopada 1918 roku wraz z klęską Niemiec i Austro-Wę-gier. W dniach 11 — 14 listopada 1918 r. Rada
Regencyjna oddaje pełnię władzy w ręce Józefa Piłsudskiego po jego powrocie z Magdeburga.
Od początku wojny duchem i przywódcą polityki niezależnej w obozie aktywistycznym był Józef Piłsudski, pierwszy przed wojną szermierz idei niepodległościowej, twórca Legjonów i komendant ich I Brygady. Wszystkie działania Józefa Piłsudskiego nacechowane były tą niezależnością. Jego chwilowe, konieczne ustępstwa na rzecz państw centralnych miały zawsze charakter taktyczny, nigdy bowiem nie tracił z oka zasadniczej linji swojej wielkiej ideologji.
Dla Józefa Piłsudskiego państwa centralne od początku były tylko narzędziem polityki polskiej, nigdy zaś jej celem. Rozumiejąc, że w czasie wojny światowej sprawę polską może zaktualizować jedynie udział w wojnie, chociażby w najskromniejszych rozmiarach, żołnierza polskiego, za wszelką cenę dążył do stworzenia polskiej siły zbrojnej, której czyny przypomniałyby Europie, przedewszystkiem zaś zaborcom całą wagę zagadnienia polskiego. Wiedział, że raz poruszona sprawa polska musi się stać objektem licytacji ze strony walczących ze sobą zaborców.
Ponieważ uważał, że najgroźniejszym metyle dla Polski, ile dla jej ducha niezależności, mccy i wytrzymałości wrogiem jest Rosja carska, chciał to swoje pierwsze od stu lat blisko wojsko polskie poprowadzić przeciwko niej, tembardziej, że po stronie państw centralnych, przedewszystkiem zaś Austro-Węgier stworzenie tego wojska było możliwe i dawało rękojmię największej jego niezależności. Oto była ideologiczna geneza Legjonów Polskich, które powołał do życia Józef Piłsudski.
Ale od początku Legjony uważał za wojsko narodowe Polski, służące celom jej niepodległości i zjednoczenia w najgłębszem i najszerszem znaczeniu, nigdy zaś, jako pomocnicze narzędzie wojny w rękach państw centralnych. To też wszelkie ustępstwa wobec. tych państw ze strony Józefa Piłsudskiego nacechowane były jedynie względami ochrony samego istnienia Legjonów i ich dalszego rozwoju, oraz celowością wobec zasadniczej linji ideologji niepodległościowej.
Siłą swego ducha, godnością wobec wrogów i sprzymierzeńców, wreszcie jasnością i wielkością swojej czynami wyrąbywanej ideologji Józef Piłsudski zdołał nietylko pociągnąć
za sobą oficera i żołnierza legjonowego, nietyl-ko ideologicznie związaną ze sobą lewicę, ale i ogromną część społeczeństwa polskiego, w oczach którego coraz bardziej wyrastała postać tego niezłomnego wodza narodu polskiego w dniach najcięższej i najbardziej odpowiedzialnej próby.
W obozie aktywistycznym postać Józefa Piłsudskiego od początku stanowiła odrębny i niezalneżny czynnik polityczny, którego niezależność była nietylko solą w oku państw centralnych, ale również większości oficjalnych polityków aktywistycznych, którzy przeważnie na ślepo i bez zastrzeżeń wiązali sprawę polską z losem państw centralnych, wierząc w ich zwycięstwo, lekceważąc zaś wagę dziejową Legjo-nów, skromniutkiej siły zbrojnej w obliczu mil-jonowych armij zaborców. Równie niebezpiecznym był Piłsudski dla obozu pasywistycznego, reprezentując w obozie aktywistycznym najczystszej wody patrjotyzm, niezależność, bohaterstwo, ofiarność i niezłomną moc charakteru, co wszystko razem pociągało za nim serca i umysły Polaków, szczególnie zaś bardziej zapalnej młodzieży.
W toku wypadków dziejowych ideologja Józefa Piłsudskiego posiadła w społeczeństwie polskim znacznie szerszy krąg gorących i ofiarnych zwolenników, niźli obejmował cały obóz aktywistyczny, czego zresztą przez długi czas nie rozumieli politycy oficjalni obu obozów, ponieważ sam Piłsudski piastował godność jedynie komendanta I Brygady Legjonów.
Wypadki roku 1917 całkowicie tego dowiodły.
Kiedy poprzez akt listopadowy wyszły na jaw zakusy państw centralnych, zmierzające do wykorzystania w imię własnego ich zwycięstwa podporządkowanej sobie armji polskiej— pierwszym, który wypowiedział się przeciwko zaciągowi do werbowanej przez Beselera armji polskiej był Józef Piłsudski. Stanowisko jego wystarczyło, aby sparaliżować perfidne zamiary dowództwa niemieckiego.
Kiedy stało się już jasne, że państwa centralne aktu listopadowego nie traktują na serjo, uważając sprawę polską jedynie jako atut w swojej rozgrywce z Rosją — znów pierwszym, który głosił hasła opozycyjne wobec nich był Józef Piłsudski, zarówno jako członek Tymczasowej Rady Stanu i komendant I Brygady Polskiego Korpusu Posiłkowego (Legjonów), ale i jako wódz szeroko już rozgałęzionej Polskiej Organizacji Wojskowej, której dzia
łalność konspiracyjna miała uzupełniać znaczenie jawnie istniejących Legjonów.
Wreszcie w połowie 1917 roku, kiedy Niemcy, ostatecznie zrezygnowawszy z rekrutacji w poważniejszym stylu, równocześnie zaś, dzięki rewolucji rosyjskiej mając nadzieję zakończenia wojny na wschodzie, zdecydowali się całkowicie sparaliżować i poddać swojej woli już istniejącą a niebezpieczną i niewygodną dla państw centralnych polską silę zbrojną, reprezentowaną przez Legjony — Józef Piłsudski zrozumiał, że rola Legjonów jest już skończona, że wypełniły one swoje zadanie, wobec czego powinny zniknąć, aby swojem dalszem istnieniem nie wypaczać zasadniczej linji polskiej ideologji niepodległościowej.
W tern miejscu musimy uczynić bilans tych zdobyczy, które Legjony osiągnęły już były dla sprawy polskiej.
Początkowe wystąpienie Legjonów w sierpniu 1914 roku przeciwko Rosji pod hasłami niepodległościowemi miało dwa doraźne skutki : rzuciło w społeczeństwo polskie iskry nowego entuzjazmu dla sprawy narodowej, które łatwo mogło było zapalić wielki pożar powstania, niezwykle groźnego dla Rosjan, gdyż obejmującego cały niemal teatr wojny, świadomość tego zmusiła Rosję do pierwszych koncesyj na rzecz Polski, zawartych w obietnicach odezwy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, która rzeczywiście stłumiła pierwsze płomienie pożaru. Dalszym skutkiem czynu Józefa Piłsudskiego było powstanie po stronie państw centralnych zwartej, wysoko ideowej i wartościowej pod względem wojskowym organizacji Legjonów Polskich, które w ciężkiej szkole wojennej stworzyły kadry wojska polskiego, równocześnie nadając wagę polityczną obozowi akty-wistycznemu, oraz budząc w narodzie polskim wiarę we własne siły, nową wspaniałą tradycję bojową i poczucie godności narodowej. Dzięki rozwojowi obozu aktywistycznego, oraz dzięki istnieniu Legjonów, które bohaterstwem swojem zaimponowały nawet Niemcom, budząc w nich szacunek dla żołnierza polskiego, zaistniał w dowództwie niemieckim pomysł stworzenia dla swoich celów armji polskiej, co znów pociągnęło konieczność proklamowania niepodległości Polski aktem listopadowym. Obawa przed przysporzeniem Niemcom nowych sił oraz względy licytacji politycznej zmusiły Rosję carską w przeddzień jej upadku do dalszych koncesyj w sprawie polskiej, które już w Rosji rewolucyjnej doprowadziły konsekwentnie do proklamowania niepodległości i zjednoczenia
737
Polski. Te same względy zmusiły zachodnią Koalicję do ujęcia w swoje ręce inicjatywy w sprawie polskiej, ostatecznie wyprowadzając ją na arenę międzynarodową, jako jeden z celów wojny. Odtąd punkt ciężkości sprawy polskiej z państw centralnych przesunął się na zachodnich członków Koalicji, wobec czego rola Legjonów była skończona, a to tembardziej, że Rosja, grzęznąc w swoich chaosie rewolucyjnym, narazie przestawała być groźną dla Polski, natomiast dwum pozostałym zaborcom, wciąż jeszcze potężnym, wcześniej czy później groziła klęska ze strony Koalicji.
Jak widzimy przeto decyzja Józefa Piłsudskiego była całkowicie uzasadniona i wypływała z niezwykłe szerokiego i przewidującego poglądu na całokształt sprawy polskiej i kształtowania się losów Europy.
Powrót Marszałkyi Piłsudskiego z Magdeburgu.
Bezpośrednim powodem ostatecznego zerwania z państwami centralnemi była dla Józefa Piłsudskiego sprawa przysięgi, o której mówiliśmy poprzednio.
Polski Korpus Posiłkowy (Legjony), oddany przez cesarza Karola pod dowództwo niemieckie, miał się stać kadrami armji polskiej, której werbunek zawiódł całkowicie. Niemcy dobrze zrozumieli, że stało się to przedewszyst-kiem dzięki wpływom w społeczeństwie i w samych Legjonach J. Piłsudskiego. Wobec tego Legjony musiały przedstawiać dla nich czynnik dość niepewny, zważywszy samodzielność i zdecydowanie ideologji ich twórcy i wodza duchowego. Niemcy słusznie mogli się byli obawiać, że przy pierwszej okazji Legjony mogą się istotnie stać kadrami armji polskiej, ale groźnej bezpośrednio dla państw centralnych. Należało więc sparaliżować je tak, aby przestały
738
być narzędziem samodzielnej polityki niepodległościowej. Zadanie to miała spełnić przysięga na wierność pośrednio cesarzowi niemieckiemu, jako wodzowi naczelnemu, której zażądano od legjonistów.
Józef Piłsudski wręcz odmówił złożenia przysięgi według narzuconej przez Niemców roty. Do odmowy jego przyłączyła się większość legjonistów-Królewiaków, przedewszyst-kiem z I Brygady.
Wobec tego w lipcu 1917 roku Niemcy aresztowali komendanta Józefa Piłsudskiego i wraz z szefem sztabu I Brygady Sosnkowskim wywieźli go do Magdeburga, jako więźnia stanu. Opornych legjonistów rozbrojono. Ci z nich, którzy pochodzili z zaboru rosyjskiego, zostali zamknięci w obozach koncentracyjnych w Szczypiornie i Benjaminowie. Reszta, pochodząca z zaboru austrjackiego, została wcielona przymusowa do wojsk austrjacko-wigierskich i wysłana na najgorętsze odcinki frontu włoskiego.
Część jednak legjonistów, głównie z II Brygady Karpackiej, na czele z pułk. Zielińskim i Józefem Hallerem, wymaganą przysięgę złożyła, wychodząc z założenia, że jest to nowy nieunikniony kompromis, zło konieczne, które należy przetrwać w imię zachowania polskich formacyj wojskowych, mogących się jeszcze przydać sprawie polskiej w dniach przełomowych. Oczywiście była to, ogólnie biorąc, koncepcja szczerze żołnierska, ale bardzo krótkowzroczna. Wobec powolnego wycofywania się Rosji z wojny nic już doraźnie nie przeszkadzało Niemcom załatwić sprawę polską w imię interesów niemieckich, Legjony zaś nie posiadały dostatecznych sił, aby przeciwstawić się temu.
Część legjonistów, którzy złożyli przysięgę, wcielili Niemcy do tak zwanego „Wehrmachtu" czyli Polskiej Siły Zbrojnej, tworzonej przez Beselera pod płaszczykiem „niepodległego" Królestwa Polskiego, pozostali zaś sformowali ponownie uszczuplony teraz Polski Korpus Posiłkowy w składzie dwóch pułków piechoty, pułku kawalerji, pułku artylerji i wojsk pomocniczych, który to korpus został wcielony do składu 7. armji austrjacko-węgierskiej na południowym odcinku frontu wschodniego i rozlokowany, jako odwody na Bukowinie w odległości 20 do 40 kilometrów od linji bojowej.
I oto wkrótce okazało się, że złożenie przysięgi na wierność państwom centralnym było wielkim błędem, który przewidział komendant Piłsudski. Oto w lutym nastąpiło w Brześciu
nad Bugiem podpisanie traktatu pomiędzy państwami centralnemi a bolszewicką Rosją i państwem ukraińskim. W traktacie tym państwa centralne oddawały Ukrainie Chełmszczyzny, która stanowiła integralną część Kongresówki i o którą społeczeństwo polskie przed wojną już staczało zaciętą walkę z carską Rosją, również dążącą do jej oderwania. Fakt ten w całej jaskrawości obnarzył rzeczywiste plany niemieckie w stosunku do Polski. Uroczyście proklamowane aktem listopadowym „niepodległe" państwo polskie miało być zamknięte w szczupłych granicach samej tylko Kongresówki, w dodatku okrojonej na zachodzie i północy na rzecz Prus (poprawki graniczne), od wschodu zaś na rzecz Ukrainy. Wobec tak pojętej niepodległości Polska musiałaby skazaną być na ścisłe uzależnienie się od Rzeszy Niemieckiej, jako „państwo-wasal".
Traktat brzeski był równoznaczny z pogwałceniem przez państwa centralne dobrowolnie przyjętych na siebie zobowiązań wobec narodu polskiego. Fakt ten niejako automatycznie uwalniał legjonistów polskich od wymuszonej przysięgi.
To też, kiedy w dniu 12 lutego 1918 roku do Polskiego Korpusu Posiłkowego na Bukowinie doszła z kraju hiobowa wieść, którą głosiły pisma polskie, wydane w czarnych żałobnych obwódkach, zawrzało wśród legjonistów. Wrzenie było tern silniejsze, iż przewidywano, że nieuchronną konsekwencją traktatu brzeskiego będzie likwidacja Polskiego Korpusu Posiłkowego lub wysłanie go na front wrłoski, albo nawet i zachodni. Legjoniści za wszelką cenę pragnęli uratować dla Polski tę szczupłą już garstkę żołnierzy, walczących w imię jej niepodległości, w imię jej honoru i godności.
W tym nastroju w dniu 14 lutego na tajnej naradzie oficerów postanowiono przedrzeć się przez front austrjacko-węgierski i pomaszerować na wschód poprzez zbolszewizowaną Ukrainę, aby połączyć się z I korpusem polskim generała Dowbór-Muśnickiego, stojącego w okolicach Borysowa i Bobrujska, a składającego się z Polaków z armji rosyjskiej. Była to bohaterska acz szaleńcza decyzja, jeśli uwzględnimy, że szczupłe siły polskie znajdowały się daleko poza lin ją frontu, mocno obsadzonego przez wojska austrjacko - węgierskie.
Poczęto w głębokiej tajemnicy czynić gorączkowe przygotowania do tego ryzykownego przedsięwzięcia. Wieczorem dnia 15 lutego 1918 roku oddziały legjonowe pod pozorem ćwiczeń nocnych zgromadziły się u zbiegu dróg,
prowadzących z Sadogóry i Mahali do Rarań-czy. O północy odbyła się ostatnia odprawa u pułkownika Hallera, dowódcy brygady legjo-nowej, poczem o godz. 2 min. 30 oddziały polskie ruszyły w kierunku linji frontu.
Jednakże marsz brygady, prowadzącej ze sobą wszystkie swoje tobary, oddziały techniczne i zakłady, nie mógł ujść uwagi sztabów au-strjackich, które, poważnie zaniepokojone tak dziwnie prowadzonemi „ćwiczeniami", wydały rozkaz swoim oddziałom, aby zagrodziły drogę brygadzie, równocześnie nakazując wstrzymanie tych podejrzanych „ćwiczeń".
Oczywiście brygada nie miała zamiaru opóźniać swojego marszu, tembardziej zaś zaprzestać go. W rezultacie padły pierwsze strzały, które ostatecznie uświadomiły Austrjaków o intencjach maszerującej brygady. Wobec tego pod Rarańczą, gdzie przechodziła linja frontu i ku której kierowała się brygada legjono-wa, Austrjacy zgromadzili znaczne siły, mające zagrodzić drogę Polakom.
Drugi pułk piechoty legjonowej, który postępował na czele brygady, rozeznawszy niebezpieczeństwo, postanowił otworzyć drogę dla pozostałych oddziałów. Uderzywszy na bagnety w krótkiej, ale gwałtownej walce nocnej zmusił Austrjaków do ucieczki, od tyłu przełamując linję frontu.
Trzeci pułk piechoty, zamykający pochód całej brygady, słysząc walkę straży przedniej pośpiesznym okrężnym marszem zdołał uniknąć zorganizowanej już obławy austrjackiej i szczęśliwie również przeszedł linję frontu. Natomiast artylerja legjonowa, tabory i oddziały techniczne, które nie mogły posuwać się tak pośpiesznie bocznemi. drogami, zanim osiągnęły Rarańczę zostały otoczone przez Austrjaków, wzmocnionych pociągami pancernemi, podesła-nemi z Czerniowiec, wobec czego musiały złożyć broń i poddać się przeważającym siłom przeciwnika.
W rezultacie więc przez front przedarły się tylko 2 i 3 pułki piechoty legjonowej z niewielką ilością oficerów kawalerji, smutne szczątki Legjonów, idące pod dowództwem Józefa Hallera na ślepo w bezkres zbolszewizowa-nej Ukrainy. Ogółem przedarło się przez front nie wiele więcej ponad dwa tysiące ludzi.
Większość legjonistów II Brygady, którzy, jako ranni pod Rarańczą lub wzięci do niewoli, wpadli w ręce Austrjaków, zostali wtrąceni, jako więźniowie, do obozów koncentracyjnych i więzień w Marmaros Sziget, w Huszt, w Sze-klenczach i innych.
739
Haller poprowadził swoj'a brygadę na Chocim, starając się uzyskać ze strony bolszewików gwarancję neutralności. Kiedy jednak sowiet chocimski zażądał rozbrojenia legjonistów, wówczas II Brygada siłą przedarła się przez Dniestr, poczem pomaszerowała w kierunku północno - wschodnim, aby połączyć się z I korpusem gen. Muśnickiego. Marsz odbywał się w niezwykle ciężkich warunkach, bez taborów, nawet bez kuchen polowych, w kraju zbolszewi-zowanym, wyniszczonym i zanarchizowanym. Pomimo tego brygada posuwała się naprzód we wzorowym porządku, nakazując należny szacunek oddziałom bolszewickim, które też naogół zachowywały się neutralnie.
Nawiązawszy kontakt z formacjami pol-skiemi na Ukrainie brygada zatrzymała się na linji Kamieniec Podolski — Bar, aby skupić przy sobie drobne oddziałki polskie i pomaszerować dalej.
Tymczasem jednak w dniu 27 lutego wojska niemiecko - austrjackie rozpoczęły swój marsz w głąb Ukrainy pod pozorem jej „pacyfikacji". Wobec tego II Brygada musiała pośpiesznie ruszać dalej, a że dotarcie do I korpusu było w tych warunkach niemożliwe, przeto skierowano się z biegiem Dniestru na Sorok, gdzie znajdował się II korpus polski gen. Stankiewicza, rekrutujący się również z Polaków z wojska rosyjskiego i liczący kilka tysięcy ludzi.
Wykonawszy 300-stakilometrowy marsz II Brygada połączyła się w Soroku z II korpusem w dniu 5 marca 1918 roku. Tymczasem jednak po kilkunastu zaledwie dniach postoju w Soroku nowe wydarzenia zmuszają Polaków do dalszego marszu. Oto zgodnie z traktatem bukareszteńskim państwa centralne przyznały Rumunji Besarabję, żądając jednak od niej roz-zbrojenia na jej terytorjum wszelkich obcych formacyj wojskowych.
Dowództwo II Brygady oraz polityczna zwierzchność II korpusu tak zwany „Polski Komitet Wykonawczy b. frontu rumuńskiego" postanowiły z bronią w ręku opuścić Besarabję. Ale dowódca korpusu gen. Stankiewicz, pod wpływem swojego zastępcy nawpół Polaka gen. Glassa, oparł się temu, uważając, że spełni swoje zadanie, jeżeli bezpiecznie odprowadzi do kraju swoich żołnierzy.
Pomimo jednak tak ponętnej perspektywy żołnierze korpusu, porwani bohaterskim przykładem legjonistów, masowo opowiedzieli się za dalszym marszem i dalszą walką o niepodległość ojczyzny. Wobec tego dowództwo kor
pusu objął brygad jer Haller, rozporządzając teraz poza II Brygadą jeszcze trzema pułkami piechoty, dwoma pułkami ułanów, silną arty-lerją i licznemi oddziałami pomocniczemi, razem siedmiu tysiącami ludzi, doskonale uzbrojonymi i wyposażonymi. W Soroku pozostało zaledwie trzystu ludzi z pośród najsłabszych duchem żołnierzy i oficerów.
Dnia 13 kwietnia II korpus dotarł do Kaniowa, gdzie zatrzymał się na dłuższy postój. Brygadjer Haller pragnął bowiem zorjentować się w ogólnej sytuacji wojskowo - politycznej, aby powziąć dalsze decyzje.
W tym czasie Niemcy i Austrjacy opanowali już byli niemal całą prawobrzeżną Ukrainę i zbliżali się do Kaniowa.
Brygadjer Haller popełnił błąd, wysyłając gońców do Rady Regencyjnej z prośbą o dalsze wskazówki. Rada Regencyjna była wszak bez-silnem narzędziem w ręku Niemców, wskazówki jej przeto nie mogły być miarodajne dla bry-gadjera Hallera, który zresztą nie pytał się jej o pozwolenie, kiedy rozpoczynał swoje ryzykowne przedsięwzięcie pod Rarańczą.
Rada Regencyjna, jak można się tego było spodziewać, zakazała II korpusowi wszelkich konfliktów z Niemcami, polecając czekać i stać pod Kaniowem. Brygadjer Haller nakazu tego posłuchał, co przesądziło o losach II korpusu. Bowiem Niemcy w ciągu dwóch tygodni systematycznie przygotowywali się do rozbrojenia go, koncentrując wokół Kaniowa znaczne siły.
Wreszcie w dniu 6 maja Niemcy zażądali kapitulacji i rozbrojenia się II korpusu. Zamach ten jednak narazie nie udał się, gdyż natychmiast zarządzone pogotowie bojowe II korpusu przestraszyło Niemców. Wówczas dopiero brygadjer Haller zdecydował się przebić na lewy brzeg Dniepru, gdzie nie sięgali jeszcze Niemcy i skąd łatwiej można było nawiązać kontakt z I korpusem i wraz z nim zadeklarować swój akces do Koalicji. Na przedsięwzięcie takie było już za późno.
Niemcy, zgromadziwszy znaczne posiłki, uderzyli niespodziewanie na II korpus o świcie dnia 11 maja 1918 r. Korpus bohatersko bronił się wokół wsi Jemczychy, pod wieczór jednak zabrakło amunicji. Przeto na żądanie Niemców wysłano parlamentarjuszów, którzy zawarli układ kapitulacyjny z niemieckim generałem Lierholdem. Niemcy, którzy ponieśli dotkliwe straty, wynoszące tysiąc pięćset rannych i zabitych, skłonni byli, poza rozbroje-
740
niem, traktować żołnierzy polskich z pełnym honorem i szacunkiem, należnym bohaterstwu.
W południe dnia 12 maja 1918 roku II korpus polski oraz II Brygada Legjonów przestały istnieć. Ale znaczna część rozbrojonych i rozproszonych żołnierzy polskich, ochrzczonych później mianem „kaniowczyków" nie zrezygnowała z dalszej walki za Polskę. Drobne-mi grupkami, albo zgoła w pojedynkę zamiast do kraju na zachód wyruszyli na wschód, na nieznaną i ryzykowną tułaczkę po przez morze bclszewizmu, aby dotrzeć do ośrodków, gdzie można było jeszcze myśleć o formowaniu oddziałów polskich. Główna fala żołnierzy - tuła-czów skierowała się za przykładem samego bry-gadjera Hallera na daleką północ, na Murman, gdzie znajdowały się oddziały angielskie, mające oparcie o swoją flotę na morzu Białem i Północnem.
Wspomnieć tu należy, że angielska ekspedycja murmańska miała na celu opanowanie tak zwanej kolei murmańskiej, zbudowanej przez Rosjan w czasie wojny dla ułatwienia przewozu środków wojennych z Anglji i z Francji, dostarczanych morzem na półwysp Kolski. Wzdłuż tej kolei pragnęli Anglicy dotrzeć do Piotrogrodu, aby w stolicy Rosji zdusić bolsze-wizm, co zresztą im się nie udało, jak i inne próby Koalicji interwencji zbrojnej w Rosji.
Tak oto skończyła się wielka epopeja le-gjonowa, wobec czego straciła wszelką rację bytu cała polska polityka aktywistyczna. Od tej chwili naród polski moralnie znajdował się już w stanie wojny z mocarstwami centralnemi.
Na zakończenie będziemy musieli poświęcić jeszcze słów kilka formacjom polskim na terenie Rosji, które w żywiołowym odruchu żołnierza polskiego tworzono wszędzie, wykorzy-stywując chaos i anarchję rewolucji rosyjskiej.
Po stronie Rosji, jak to już wspominaliśmy w swoim czasie, na początku wojny powstał nieliczny (wszystkiego liczący w 1915 roku jeden bataljon piechoty i jeden szwadron kawalerji— razem 1500 ludzi — w tym czasie Legjony Piłsudskiego liczyły już do 30.000 ludzi !) tak zwany „Legjon Puławski", nad którym opiekę sprawował pasywistyczny Komitet Narodowy w Warszawie.
Legjon ten, pomimo całej swojej waleczności, nie mógł się ani rozwinąć, ani też zyskać samodzielności. Wpływy polityki pasywistycz-nej mogły były powstrzymać znaczną część spo
łeczeństwa polskiego od zaangażowania się po stronie obozu aktywistycznego i Legjonów Polskich, ale nie wystarczały, aby przemówić do serca Polaków i zmusić ich do chwycenia za broń pod sztandarami carskiemi. Z drugiej znów strony stosunek władz rosyjskich do „Le-gjonu Puławskiego" był jak najgorszy i z racji ogólnego nastawienia „polakożerczego" Rosjan i z racji zawodu rządu rosyjskiego, który nie mógł Legjonom Piłsudskiego przeciwstawić poważniejszej formacji polsko-rosyjskiej.
W rezultacie „Legjon Puławski" został przeformowany najpierw na ochotnicze drużyny pospolitego ruszenia, następnie zaś przez włączenie wszelkich katolików różnych narodowości, na rosyjską 104 brygadę pospolitego ru-
Weterani 1863 r. w otoczeniu ułanów po proklamo-ivaniu Niepodległości Polski.
szenia. Brygadę tę trzymano na froncie północnym, aby nie zetknęła się z Legjonami, dzia-łającemi na Wołyniu. Jedynym czynnikiem, który podtrzymywał w brygadzie polskość, była osobista działalność ówczesnego pułkownika Żeligowskiego.
W styczniu 1917 roku rząd rosyjski wobec politycznych koncesyj na rzecz Polaków brygadę tę przeformował na dywizję strzelców z tern, że żołnierze Polacy mogą dobrowolnie przenosić się do niej z innych oddziałów.
Dywizja ta w czasie rewolucji rosyjskiej stała się terenem znacznego ferementu i anarch j i, które, mając obok siebie analogiczne przykłady w dywizjach rosyjskich, ponadto były podsycane przez emisarjuszy polskich kierunków skrajnie radykalnych. W dodatku żołnierz polski tej dywizji był w znacznie gorszeni położeniu od kolegów rosyjskich, gdyż władze wojskowe, odnoszące się zawsze niechętnie do
741
tej dywizji, teraz w chaosie rewolucyjnym tendencyjnie zaopatrywały ją jak najgorzej (dywizja nie posiadała naprzykład masek przeciwgazowych, brak było środków opatrunkowych, mundurów, a nawTet broni!). W połowie lipca 1917 r. dywizja ta, licząa już około 12.000 ludzi, a przerzucona na front południowo-zachod-ni, miała być z rozkazu dowództwa naczelnego całkowicie rozformowana z racji panującej w niej anarchji.
Tymczasem ofensywa niemiecko-austrJacka w Galicji i na Wołyniu przeszkodziła temu, gdyż Polacy wykazali w odw7rocie armji rosyjskiej niezwykłe męstwo i ofiarność. Między in-nemi wsławił się wówczas pułk ułanów pod dowództwem wielkiego patrjoty i żołnierza pułkownika Mościckiego, który, osłaniając odwrót uciekających Rosjan, wykonał słynną szarżę pod Krechowcami.
W tym czasie w głębi Rosji panowała już gorączkowa działalność Polaków wojskowych, którzy, dzięki proklamowaniu przez rząd tymczasowy Kiereńskiego niepodległości Polski, zdołali zorganizować w czerwcu 1917 roku na wielkim zjeździe w Piotrogrodzie „Naczelny Polski Komitet Wojskowy" (tak zwrany według ówczesnej mody rewolucyjnej „Naczpol") w celu organizowania wojska-', polski ego z pośród Polaków, służących w armji rosyjskiej, których było kilkaset tysięcy.
Należy sobie uświadomić, że ta samorzutna akcja wojskowa nie miała nic wspólnego z polityką pasywistyczną demokracji narodowej, czego najlepszym dowodem jest fakt, że pierwszy ogólny zjazd wojskowych polaków, który wyłonił „Naczpol", na honorowego przewodniczącego powołał komendanta Józefa Piłsudskiego, wyborem swoim manifestując swój hołd dla wskrzesiciela idei niepodległościowej i pierwszego budowniczego wojska polskiego.
Cała ta akcja wypływała nie tyle z przesłanek polityczno - rozumowych, ile z uczuciowych, jakie zawsze piastował w swej duszy żołnierz polski, zmuszony walczyć pod obcemi i często wrogiemi sztandarami. Niczego nie przesądzając, nie politykując Polacy - żołnieize rosyjscy przedewszystkiem pragnęli przed gangreną rewolucji ratować ducha żołnierza polskiego i, łącząc go w zwarts jednostki bojowe, stworzyć siłę, której mogła potrzebować ojczyzna. Zresztą w akcji tej znaczną rolę odegrali również emisarjusze P. O. W., różnemi drogami przybywając z kraju.
W rezultacie „Naczpol" na dowódcę polskich sił zbrojnych w Rosji powołał generała
Józefa Dowbor - Muśnickiego, który też niezwłocznie przystąpił do formowania w Mińsku I korpusu polskiego.
Należy sobie dobrze uświadomić warunki, w jakich odbywało się tworzenie wojska polskiego w Rosji. Rewolucja w zawrotnem tempie szła w kierunku bolszewizmu. Niedołężny, doktrynerski rząd tymczasowy Kiereńskiego był bezsilny wobec żywiołowego rozwoju wypadków. Wojsko rosyjskie bez walki topniało, rozłaziło się i ginęło. Wszelka karność znikła. Mordowano oficerów. Masowa dezercja żołnierzy z bronią w ręku dezorganizowała tyły i środki komunikacji, roznosząc anarchję, krwawy terror i chaos po całej Rosji. Zanikała wszelka władza państwowa, powoli zaś na jej gruzach wyrastała władza bolszewicka, reprezentowana przez lokalne sowiety, tworzące chaotyczną gmatwaninę w coraz hardziej upłynnionych stosunkach rewolucyjnych. W tych warunkach posłuch posiadał każdy, kto miał siłę i zdecydowanie.
Oto przyczyna, która pozwoliła na niezwykle szybkie tworzenie wojska polskiego. Żołnierze - Polacy, poprostu siłą instynktu narodowego łączyli razem, posiadając zaś wrodzone zdolności wojskowe, z łatwością formowali często samorzutnie zwarte oddziały, które w chaosie i anarchji ogólnych stosunków rewolucyjnych przeważnie stanowiły jedyną zorganizowaną siłę, z którą wszyscy musieli się liczyć.
Prawdopodobnie polska akcja wojskowa w Rosji w tych warunkach uzyskałaby znacznie większe, istotnie poważne rezultaty, gdyby nie dwa czynniki, które ją w dużej mierze paraliżowały.
Jednym z tych czynników była umiejętna propaganda polskich kierunków skrajnie lewicowych, obawiających się wystąpienia for-macyj polskich przeciwko bolszewikom, drugim zaś propaganda zwolenników Rady Regencyjnej, obawiającej się znów konfliktu z Niemcami. Obie te propagandy używały tego samego środka, a mianowicie hasła powrotu do kraju, do domów żołnierzy polskich, znużonych czteroletnią wojną i z natury rzeczy przeżartych od-dawna tęsknotą za ziemią ojczystą i za swoimi bliskimi.
Pomimo tego akcja wojskowa rozwijała się pomyślnie, szczególnie w Mińsku, gdzie obrał swoją siedzibę „Naczpol" i gdzie formował się I Korpus.
Jeszcze rząd tymczasowy u schyłku swojej władzy zezwolił na wcielenie do tego korpusu wszystkich ochotników-Polaków, oraz czwartą
742
Punkt obserwacyjny artylerji na froncie włoskim.
część żołnierzy i oficerów-Połaków, znajdujących się w armji rosyjskiej. Oczywiście, zgoda ta nie miała już żadnego praktycznego znaczenia wobec upadku rządu tymczasowego i ostatecznego rozproszenia się armji rosyjskiej. To też do I Korpusu zewsząd śpieszyli Polacy, czy to w pojedynkę, czy też w większych lub mniejszych zwartych oddziałach.
Wkrótce już I Korpus liczył 3.000 oficerów i 29.000 żołnierzy, nowi zaś ochotnicy wciąż przybywali ze wszystkich stron. Słabą jednak stroną korpusu było to, że jego poszczególne oddziały były rozlokowane na olbrzymiej przestrzeni, nieraz o kilkaset kilometrów od Mińska, gdzie znajdował się sztab korpusu, ogarnięte zewsząd nieprzebranem morzem bolsze-wizmu. Położenie to stało się tragiczne, kiedy bolszewicy, powoli organizując swoje siły, rozpoczęli wszędzie zaciętą walkę z oddziałami polski emi, zrywając ich łączność, wyrzynając co drobniejsze oddziałki, niszcząc zapasy żywności, podpalając budynki, wysadzając w powietrze składy amunicji. W tych warunkach jedy
nym ratunkiem była koncentracja wszystkich sił polskich, co też uskuteczniono przeważnie szczęśliwie, acz ze znacznemi ofiarami. Tak na-przykład 3 dywizja gen. Iwaszkiewicza musiała przebyć 600 kilometrów w ciężkim, zimowym marszu, staczając ustawiczne potyczki z bolszewikami.
Wreszcie pod koniec 1917 roku i na początku 1918 roku gen. Dowbór-Muśnicki sformował 12 pułków piechoty, 4 pułki ułanów, 3 brygady artylerji, oraz znaczną ilość oddziałów technicznych i pomocniczych. Była to już znaczna siła, której jednak ostateczna organizacja mogła się rozpocząć dopiero w marcu 1918 r. Narazie głównie działały przeciwko bolszewikom legje oficerskie (zorganizowane dzięki nadmiarowi młodszych oficerów), doskonałe szwadrony ułanów, oraz niektóre doborowe i już ostatecznie zorganizowane oddziały piechoty.
A tymczasem bolszewicy, uznawszy I Korpus polski za „biały i kontrrewolucyjny", dokładali wszelkich starań, aby go zdusić. Ze wszystkich stron spędzano ogromne masy żoł-
743
dactwa rosyjskiego, które — wyjątkowo z Polakami — biło się stosunkowo znacznie lepiej, niż z rodzimymi „białogwardzistami". W dodatku posiadali miażdżącą przewagę liczebną.
Wobec tego generał Dowbór-Muśnicki, aby zyskać dla swojego korpusu silną bazę operacyjną, wydał rozkaz zdobycia twierdzy Bobruj-ska, obsadzonej przez bolszewików. Polacy szczupłemi siłami brawurowem uderzeniem bez trudu opanowali Bobrujsk, zdobywając w nim kolosalne zapasy wojenne, oddawna tam gromadzone przez Rosjan. Odtąd Bobrujsk stał się ośrodkiem oporu I Korpusu, ze wszystkich stron otoczonego przez masy bolszewickie, które nacierały coraz zajadlej.
I Korpus toczji bez przerwy bohaterskie walki z bolszewikami, kiedy pod koniec lutego 1917 roku zetknął się z oddziałami niemieckie-mi, które, po zerwaniu rokowań pokojowych w Brześciu, rozpoczęły swoją ofensywę przeciwko bolszewikom na wschód.
Niemcy od początku zachowali ścisłą neutralność wobec silnego I Korpusu polskiego, ale powoli i systematycznie okrążali go swojemi oddziałami.
W tych warunkach jedynem wyjściem był wymarsz korpusu na północ, albo na południe, gdzie znajdowały się II i III Korpusy polskie. Ale gen. Dowbór-Muśnicki nie mógł się zdecydować na opuszczenie dogodnego leża pod Bo-brujskiem i, podobnie, jak gen. Haller pod Kaniowem, dał posłuch zaleceniom Rady Regencyjnej, bezczynnie trwając w obliczu Niemców. Kiedy wreszcie ci, w dziesięć dni po kapitulacji II Korpusu pod Kaniowem i ściągnąwszy odpowiednie siły pod Mińsk, zażądali kapitulacji — gen. Dowbór-Muśnicki bez protestu i bez próby nawet walki przyjął warunki niemieckie w dniu 21 maja 1918 roku, oddając w ręce Niemców cały swój świetny korpus wraz z ol-brzymiemi zapasami wojennemi. I Korpus polski, najpoważniejsza jednostka polska na terenie Rosji, a wówczas i na całym świecie — przestał istnieć bez jednego strzału.
Ale i tym razem znaczna ilość oficerów i żołnierzy, rezygnując z powrotu do kraju i do swoich rodzin, znów rozpoczęła tułaczkę, aby wkrótce potem uformować IV dywizję polską w Odesie.
Niezależnie od I i II Korpusów, o których już mówiliśmy, w Kijowszczyźnie sformował się III Korpus, zresztą nieliczny, wszystkiego około 4.000 ludzi, pod dowództwem generała Mi
chaelisa. Dowództwo korpusu popełniło wielki i niepowetowany błąd, ulegając błaganiom zie-miaństwa polskiego i rozparcelowując swoje oddziały dla ochrony poszczególnych majątków polskich przed zrewoltowanem chłopstwem ukraińskiem. W rezultacie drobne z konieczności oddziałki nie ochroniły mienia polskiego, same zaś kolejno padły ofiarą krwiożerczych mas zbolszewizowanego chłopstwa. Tak oto bezpłodnie zmarniał III Korpus polski na Ukrainie.
Z resztek wszystkich trzech korpusów, jak to już wspomnieliśmy, sformowała się IV dywizja generała Żeligowskiego, która, nawiązawszy kontakt z Koalicją, prowadzącą swoją interwencję zbrojną na południu Rosji, przy jej pomocy zorganizowała się i przetrwała szczęśliwe na północnym Kaukazie nad Kubania, aby przez Rumunję wrócić do wolnej już Polski i walczyć w jej obronie z nawałą bolszewicką.
Analogicznie powstała również V dywizja polska na Syberji, przez długi czas walcząca z bolszewikami w kontrrewolucyjnej armji rosyjskiej generała Kcłczaka. Po ostatecznem rozbiciu armji Kołczaka, V dywizja polska w bohaterskim odwrocie dotarła aż do Charbina, skąd, przy pomocy Japończyków, przez Włady-wostok udała się do kraju, dokąd przybyła w lipcu 1920 roku, aby bezzwłocznie wziąć udział w decydujących walkach i w zwycięstwie pod Warszawrą.
Tak oto polski duch rycerski, pozbawiony skrzydeł w ciągu ostatnich blisko stu lat niewoli (jeśli nie liczyć partyzantki powstania styczniowego), który w sierpniu 1914 roku reprezentowany był przez garstkę żołnierzyków-szaleńców, rzucających pod wodzą Józefa Piłsudskiego śmiałe wyzwanie potężnej Rosji carskiej, pod koniec wojny światowej rozrósł się do ogromnych rozmiarów, wznawiając na całym świecie świetne dawne tradycje żołnierskie Polaków, budząc podziw i uznanie wśród przyjaciół i wrogów i szablą polską torując coraz szersze drogi niepodległości i zjednoczenia.
W wielkim egzaminie dziejowym, jakim była dla nas wojna światowa, .duch narodu polskiego nie załamał się, lecz przeciwnie, zabłysł wszystkiemi swojemi dawnemi cnotami rycerskiego narodu. W tych warunkach wojna światowa musiała przynieść nam niepodległość i zjednoczenie, gdyż naród dorósł do tego, aby zmazać winę swoich dziadów.
R o z d z i a ł XXX.
WOJNA POLSKI ODRODZONEJ
1918 —1921 r.
Kiedy w dniu 11 listopada 1918 roku wojnę światową zakończyło podpisanie rozejmu pomiędzy Koalicją i państwami centralnemi, co bezpośrednio doprowadziło do pokoju wersalskiego, na ziemiach polskich już od dziesięciu dni toczyły się walki, które, rozwijając się nadal, przedłużyły lokalnie wojnę światową w Polsce aż po rok 1921. Całokształt tych w7alk, zrodzonych wprawdzie z wojny światowej, ale od niej bezpośrednio nieuzależnionych, określamy ogólnem mianem wojny Polski Odrodzonej.
Kończąc historję wojny światowej, nie można pominąć milczeniem wojny Polski Odrodzonej, nietylko dlatego, że jej początki i geneza bezpośrednio tkwią w wojnie światowej, ale i dlatego, że dopiero jej wyniki, a mianowicie Traktat Ryski polsko-rosyjski ostatecznie ukształtował powojenne stosunki na wschodzie Europy, uzupełniając te formy nowego porządku, które stworzył już w 1919 roku Traktat Wersalski. Niezależnie od tych przesłanek, wojna Polski Odrodzonej, która mieczem zakreślała swoje granice, dla nas, Polaków, stanowi ostatni, najważniejszy etap wojny światowej.
Z wymienionych powyżej przyczyn, ostatni rozdział naszej historji poświęcamy wojnie polskiej 1918 — 1921 roku, jednakże traktując ten przedmiot, z natury rzeczy, raczej szkicowo w sposób najogólniejszy.
U schyłku wojny światowej, kiedy wewnętrzna rewolucja ostatecznie złamała siłę oporu państw centralnych i kiedy równocześnie na frontach bojowych ich potęga militarna została ostatecznie zdruzgotana na Zachodzie przez Koalicję — Polska znalazła się w niezwy
kle ciężkiem położeniu. Wprawdzie w momencie tym niepodległość i zjednoczenie Polski było już dokonanym faktem prawno-politycznym, dzięki zwycięstwu Koalicji, jednakże w rzeczywistości los nasz spoczywał na burzliwej fali wydarzeń, która przyszłość naszą stawiała pod znakiem zapytania.
Byliśmy nazbyt daleko, oddzieleni w dodatku ognistym wałem zrewolucjonizowanych Niemiec i Austro-Węgier, aby zwycięska, ale sama również osłabiona i wyczerpana Koalicja, mogła była pośpieszyć nam z szybką i wydatną pomocą, realizującą prawno-polityczne zobowiązania sprzymierzonych wobec Polski.
A tymczasem Polsce, która dopiero miała się zrodzić w ogniu walki, w zaraniu jej wolności i życia państwowego, aż z trzech stron groziło naraz straszliwe niebezpieczeństwo. Ziemie polskie były w posiadaniu państw centralnych. Stanowiło to podwójne niebezpieczeństwo: ewentualność pozostania wojsk zaborczych w Polsce w celu uczynienia z niej objektu targów na konferencji pokojowej i możliwość zawleczenia do Polski fermentu rewolucyjnego, który ogarnął już państwa centralne. Z drugiej znów strony pobite wojskowo i złamane wewnętrznie państwa centralne wycofywały się pośpiesznie z olbrzymich obszarów na Wschodzie, gdzie okupacja niemiecko-austrjacka stanowiła dla Polski wał ochronny przed bolsze-wizmem rosyjskim. Wślad za umykającymi na zachód okupantami płynęła ku Polsce groźnie kłębiąca się fala bolszewizmu, która łatwo mogła była nas zatopić z chwilą ostatecznego opuszczenia ziem polskich przez okupantów. Jak wiemy, tej właśnie możliwości obawiał się najwięcej polski Komitet Narodowy w Paryżu, pragnąc zachować jak najdłużej okupację za-
745
borców, aby umożliwić zastąpienie jej przez Armję Polską we Francji. Oczywiście, było to wątpliwe wobec żywiołowości, z jaką zrewoltowane wojska zaborcze podążały na zachód, do kraju, do własnych domów i rodzin. Wreszcie trzeciem niebezpieczeństwem była zaborczość ukraińsko-rusińska, która znagła wybuchła groźną pożogą na wschodnich rubieżach Polski. W chwili załamania się państw centralnych równocześnie niemal powstały dwa ośrodki wojskowo-polityczne, groźne dla Polski : na Ukrainie, po upadku umiarkowanego rządu hetmana Skoropadskiego, powstała Ukraińska Republika Ludowa, nawpół bolszewicka, od początku dążąca do utrwalenia na zachodzie swoich granic w myśl traktatu brzeskiego, a więc przez opanowanie polskiego Wołynia, Chełmszczyzny, a nawet Polesia w Małopolsce Wschodniej proklamowano zaś Zachodnią Ukraińską Republikę Ludową, rozciągającą się aż po San.
W tych warunkach dla Polski bierne oczekiwanie decyzyj i pomocy od Koalicji było rów
noznaczne z przekreśleniem z mozołem uzyskanych praw, jeśli nie do samej niepodległości, to napewno do zjednoczenia i swobodnego kształtowania swoich wewnętrznych stosunków. Pozostało więc Polsce jedno tylko wyjście: drogą zbrojnego powstania zrzucić panowanie okupantów i zorganizować własne siły, równocześnie uprzedzając w ten sposób innych wrogów, gotujących się do skoku z za pleców okupantów w razie ich dobrowolnego ustąpienia z Polski i pozostawienia jej bezbronną.
Jakoż instynkt nie zawiódł narodu polskiego, który zrozumiał nakaz chwili dziejowej. W okresie od dn. 1 do 11 listopada 1918 roku społeczeństwo polskie samorzutnem powstaniem zrzuciło jarzmo zaborców, najpierw w okupacji austrjackiej, oraz w Małopolsce Zachodniej, a następnie w okupacji niemieckiej. Słaba i niepopularna Rada Regencyjna ustąpiła, przekazując najwyższą władzę 'w Polsce Józefowi Piłsudskiemu w dniu 12 listopada 1918 r., bezpośrednio po powrocie komendanta
Transporty na froncie włoskim. W głębi łańcuch górski Pomagagnou.
746
borców, aby umożliwić zastąpienie jej przez Armję Polską we Francji. Oczywiście, było to wątpliwe wobec żywiołowości, z jaką zrewoltowane wojska zaborcze podążały na zachód, do kraju, do własnych domów i rodzin. Wreszcie trzeciem niebezpieczeństwem była zaborczość ukraińsko-rusińska, która znagła wybuchła groźną pożogą na wschodnich rubieżach Polski. W chwili załamania się państw centralnych równocześnie niemal powstały dwa ośrodki wojskowo-polityczne, groźne dla Polski : na Ukrainie, po upadku umiarkowanego rządu hetmana Skoropadskiego, powstała Ukraińska Republika Ludowa, nawpół bolszewicka, od początku dążąca do utrwalenia na zachodzie swoich granic w myśl traktatu brzeskiego, a więc przez opanowanie polskiego Wołynia, Chełmszczyzny, a nawet Polesia w Małopolsce Wschodniej proklamowano zaś Zachodnią Ukraińską Republikę Ludową, rozciągającą się aż po San.
W tych warunkach dla Polski bierne oczekiwanie decyzyj i pomocy od Koalicji było rów
noznaczne z przekreśleniem z mozołem uzyskanych praw, jeśli nie do samej niepodległości, to napewno do zjednoczenia i swobodnego kształtowania swoich wewnętrznych stosunków. Pozostało więc Polsce jedno tylko wyjście: drogą zbrojnego powstania zrzucić panowanie okupantów i zorganizować własne siły, równocześnie uprzedzając w ten sposób innych wrogów, gotujących się do skoku z za pleców okupantów w razie ich dobrowolnego ustąpienia z Polski i pozostawienia jej bezbronną.
Jakoż instynkt nie zawiódł narodu polskiego, który zrozumiał nakaz chwili dziejowej. W okresie od dn. 1 do 11 listopada 1918 roku społeczeństwo polskie samorzutnem powstaniem zrzuciło jarzmo zaborców, najpierw w okupacji austrjackiej, oraz w Małopolsce Zachodniej, a następnie w okupacji niemieckiej. Słaba i niepopularna Rada Regencyjna ustąpiła, przekazując najwyższą władzę w Polsce Józefowi Piłsudskiemu w dniu 12 listopada 1918 r., bezpośrednio po powrocie komendanta
Transporty na, froncie włoskim. W głębi łańcuch górski Pomugaguon.
74ft
z Magdeburga, gdzie był więziony przez Niemców.
W momencie tym w rękach Polaków znajdowała się władza na szczupłym centralnym obszarze Polski, ograniczonym od północy i zachodu przedwojenną granicą niemiecką, od południa Karpatami i od wschodu górnym biegiem Sanu, Bugiem i górnym biegiem Narwi.
Społeczeństwo polskie, w niezwykle ciężkich warunkach gospodarczych i społecznych organizując podwaliny własnej państwowości, równocześnie z zewnątrz ze wszystkich stron zagrożone, bez zwłoki, z ogromnym zapałem i ofiarnością przystąpiło do organizowania polskich sił zbrojnych, które jedynie mogły nam zagwarantować swobodę dalszego rozwoju pań stwowo-twórczego.
Zadanie to było niezwykle trudne. W kraju jedyną zawiązką regularnej ar-
mji była I Brygada Wojska Polskiego („Wehrmacht"), złożona z trzech pułków piechoty, dwóch szwadronów kawalerji, dwóch bateryj artylerji polowrej, szkół podchorążych i podoficerów, oraz oddziałów i zakładów pomocniczych. Wojska te stanowiły pierwszorzędny materjał bojowy i kadrowy, stanowiły jednak wprost śmiesznie skromną siłę, jak na armję budującego się w walce państwa.
Poza I Brygadą Wojska Polskiego w połowie listopada posiadała Polska ponadto pewną ilość oddziałów regularnych w Małopolsce Zachodniej i na terenie okupacji austrjackiej, które powstały z zapasowych oddziałów austrjac-ko-węgierskich o przewadze elementu polskiego. Razem ówczesne siły polskie wynosiły 24 bata-ljony piechoty, trzy szwadrony i pięć bateryj. Wobec z każdym dniem groźniejszej pożogi, która rozpalała się na wschodnich rubieżach Polski, przemożnym nakazem chwili było pośpieszne formowanie istotnie poważniejszych sił zbrojnych.
Udało się to dzięki istnieniu w kraju znacznego materjału kadrowego, a więc: byłych le-gjonistów, oficerów i żołnierzy, członków Polskiej Organizacji Wojskowej (P. O. W.), oraz nader licznych kadrów oficerskich z byłych polskich korpusów wschodnich.
Organizacja armji napotykała ogromne trudności materjalne i techniczne. Kraj był skrajnie wyniszczony gospodarczo przez wojnę i trzyletnią okupację. Przemysł był w ruinie. Zapasów w kraju było bardzo mało. Dowozu z zewnątrz żadnego. Formujące się oddziały siłą rzeczy musiały zadawalać się temi skrom-nemi zapasami, które pozostawili w kraju oku
panci : lichem wyekwipowaniem, oraz różnorodną, przeważnie podniszczoną, bronią. W dodatku również organizujące się dopiero władze cywilne w drobnej tylko mierze mogły współdziałać w tworzeniu armji, która też musiała liczyć przedewszystkiem na własne siły i inicjatywę. Ponieważ brak było również narazie centralnych władz wojskowych, przeto organizacja oddziałów odbywała się w sposób samorzutny \ de-centralistyczny w poszczególnych miejscowościach własnemi siłami miejscowego і -stwa i w granicach lokalnych możliwości. Powoli dopiero wraz z organizacją aparatu państwowego i centralnych władz wojskowych następowało scalanie oddziałów wojskowych w jednolity organizm regularnej armji.
Jeśli w tych warunkach i w toku od początku trwających walk na wszystkich frontach-granicach Polska dokonała jednak wielkiego dzieła budowy swojej armji w ciągu paru zaledwie miesięcy — zasłużyła sobie w dziejach wojskowości na szczególny podziw i szacunek, równocześnie dając dowód tężyzny i ofiarności narodu.
Obejmując władzę wodza naczelnego, komendant Piłsudski bezzwłocznie rozpoczął swoje wielkie dzieło, które narazie było tern trudniejsze, iż rozwijało się rówmocześnie w trzech kierunkach (oczywiście, poza pracami państwo-wo-twórczemi i politycznemi) : tworzył więc centralne władze wojskowe, a mianowicie ministerstwo spraw wojskowych (początkowo płk. Wroczyński, później gen. Leśniewski) i sztab generalny (początkowo jego szefem był gen. Szeptycki, a następnie płk. Stanisław Haller) ; od dołu koordynował pracę w poszczególnych oddziałach i prowadził scalanie ich w większe jednostki taktyczne, wreszcie od początku organizował obronę na licznych frontach, które wymagały coraz większych sił i zasobów materialnych. Aby ułatwić zadania organizacyjne, w okresie przejściowym stworzono niejako autonomiczne wojskowe okręgi generalne w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Lublinie i Kielcach.
Wobec braku zorganizowanego aparatu państwowego, wielkich braków materjalnych, oraz wobec nieukształtowanych jeszcze wewnętrznych stosunków społeczno-politycznych, narazie powstrzymano się od poboru przymusowego, ograniczając organizację armji wyłącznie do zaciągu ochotniczego. Zresztą wobec wielkiego entuzjazmu, panującego w społeczeństwie, szczególnie zaś wśród młodzieży, napływ7
ochotników całkowicie wyczerpywał techniczne i materjalne możliwości organizacyjne, równo-
747
cześnie dostarczając materjal ludzki wysoce wartościowy pod względem moralnym.
Po paru już tygodniach chaos organizacyjny został opanowany i okręgi generalne rozpoczęły formowanie większych jednostek taktycznych. Okręg warszawski formował 14 pułków piechoty i 4 kawalerji. łódzki — 4 pułki piechoty i 2 kawalerji, tyleż okręg kielecki, okręg lubelski — 3 pułki piechoty i 2 kawalerji, zaś krakowski — 11 pułków piechoty i 4 kawalerji. Nadto w Warszawie i Krakowie formowała się artylerja.
W połowie stycznia 1919 roku polskie siły zbrojne liczyły już ponad sto bataljonów piechoty, osiemdziesiąt bateryj, 70 szwadronów, szereg oddziałów technicznych, oraz pewną ilość eskadr lotniczych — razem około 110.000 ludzi.
Organizację utrudniała w znacznym stopniu twarda konieczność wysyłania na front bojowy ledwie wyszkolonych jako tako oddziałów i jeszcze niedość zorganizowanych. Pomimo tego jednak już w lutym przystąpiono do formowania większych jednostek taktycznych, a mianowicie 12 dywizyj piechoty oraz 6 brygad kawalerji, wyposażonych w odpowiednią artyle-rję, oddziały techniczne i pomocnicze oraz wszelakie zakłady.
W dniu 19 stycznia zarządzono pierwszy częściowy pobór rekruta, a mianowicie rocznika 1898. Natomiast Sejm Ustawodawczy w dn. 7 marca uchwalił już pobór sześciu pełnych roczników 1896 — 1901.
Od tej chwili armja polska miała zapewniony stały i równomierny przypływ materjal u ludzkiego, co pozwoliło na szybki jej rozrost. W początkach marca ogólne siły wynosiły 170.000 ludzi, zaś już w dniu 1 kwietnia na samej tylko linji bojowej znajdowało się ponad 80.000 ludzi. Równocześnie zbliżała się chwila zapowiedzianego przybycia do kraju sześciu doskonałych dywizyj armji gen. Józefa Hallera z Francji.
Niezależnie od armji polskiej, formowanej na terenie b. Kongresówki i Małopolski Zachodniej, podlegającej wodzowi naczelnemu, Józefowi Piłsudskiemu i rządowi w Warszawie, od końca grudnia istniał również drugi polski ośrodek wojskowy i polityczny na terenie b. Księstwa Poznańskiego, gdzie powstanie polskie w dniu 27 grudnia 1918 roku zrzuciło wiekowe jarzmo pruskie.
Powstanie wielkopolskie, opanowawszy większą część dzisiejszego województwa poznańskiego, spotkało się z zaciętem przeciwdziałaniem niemieckim, czerpiącem siły z głębi
Niemiec. Wyzwoloną Wielkopolskę trzech stron opasała zwarta linja frontu bojowego, co zmusiło Poznańezyków do pośpiesznego formowania armji regularnej, której dowództwo objął gen. Dowbór-Muśnicki, b. dowódca I Korpusu Wschodniego, wślad za którym do Wielkopolski podążyła znaczna ilość b. oficerów tego korpusu. Armja wielkopolska, dzięki opanowanym znacznym zapasom wojennym Niemców, w krótkim czasies osiągnęła liczbę 60.000 ludzi w trzech dywizjach piechoty i jednej brygadzie kawalerji.
Najpierw pożoga wojenna ogarnęła Małopolskę Wschodnią, którą już w pierwszych dniach listopada opanowali Rusini przy życzliwej pomocy władz wojskowych rozpadających się na kawałki Austro-Węgier, proklamując Zachodnią Ukraińską Republikę Ludową, której rządem tymczasowym stała się Ukraińska Rada Narodowa.
Zamach rusiński udał się bez przeszkód przedewszystkiem dlatego, że władze austrjae-kie rozlokowały były na terenie Małopolski Wschodniej znaczną ilość oddziałów zapasowych o zdecydowanej większości rusińskiej. W następstwie oddziały te wraz z b. austrjac-kiemi legjonami rusińskiemi „strzelców siczowych", które pośpiesznie powróciły z naddnieprzańskiej Ukrainy, stały się kadrami armji za-chodnio-ukraińskiej, początkowo werbowanej z ochotników, później zaś drogą przymusowego poboru.
Lwów został opanowany przez Rusinów już w nocy z dn. 31 października na 1 listopada przy pomocy garnizonu austriackiego, w którym Rusini posiadali przytłaczającą większość. Prowokacyjny zamach rusiński wywołał żywiołową reakcję ze strony ludności tego, nawskróś polskiego, zawsze patrjotycznego i wiernego Polsce, miasta („Leopolis semper fidelis"). Już dn. 1 listopada na ulicach Lwowa rozgorzały walki. Ludność Lwowa, niezorganizowana i nieposiadająca broni, samorzutnie, we wspaniałym odruchu bohaterstwa, rzuciła się na oddziały rusińskie, przeważnie na nich dopiero zdobywając broń i amunicję. W tych bohaterskich walkach, które wypełniły jedną jeszcze świetną kartę historji Lwowa, brała masowo udział nietylko młodzież, ale .nawet kobiety i dzieci, zasługując sobie na zaszczytne miano „Orląt Lwowskich".
Początkową bezładną walkę uliczną w krótkim czasie ujął w karby organizacyjne kpt. Mą-
748
• ^ •
Wizyta cesarza Karola I w Debreczynie. W osiem dni później nastąpił wybuch rewolucji.
czyński, w ciągu paru dni następnych wydzierając Rusinom dom po domu, ulicę po ulicy, aż wyparto ich do mniejszej, wschodniej części miasta.
W ciągu trzech następnych tygodni trwała zaciekła walka uliczna, w której Polacy powoli, ale stale, wypierali Rusinów z miasta. Pomimo tego, położenie Lwowa było tragiczne, gdyż w międzyczasie Rusini opanowali całą już Małopolskę Wschodnią aż po San, sadowiąc się nawet w Przemyślu. Lwów był osaczony ze wszystkich stron, zupełnie odcięty od pozostałej, wolnej Polski i jej formujących się sił zbrojnych. Jedyną łączność utrzymywali emisarju-sze polscy i lotnicy, docierający do Krakowa i Warszawy.
Wieść o bohaterskiej obronie Lwowa do głębi wstrząsnęła całą Polską, która jednak nie
posiadała jeszcze dostatecznych sil, aby przyjść z wydatniejszą pomocą walczącym rodakom.
Pierwszą pomoc zorganizował Kraków, wysyłając pod dowództwem mjr. Stachiewicza ekspedycję, która w dniu 11 listopada wydarła z rąk rusińskich Przemyśl, stwarzając tam bazę do dalszych działań polskich, których organizacją zajął się płk. Tokarzewski, otrzymawszy w dniu 13 listopada rozkaz naczelnego wodza Józefa Piłsudskiego. Również i b. zabór rosyjski pośpiesznie organizował oddziały odsieczy Lwowa w Lublinie pod dowództwem mjr. Wieczorkiewicza i w Warszawie pik. Skrzyńskiego.
W dniu 19 listopada płk. Tokarzewski wyruszy! z Przemyśla z ekspedycją, liczącą stu kilkudziesięciu oficerów i ponad tysiąc szeregowych, ale nie pieszo, lecz w pociągach, naprędce uzbrojonych i zaopatrzonych w zapasy broni,
749
amunicji i żywności. To śmiałe przedsięwzięcie powiodło się całkowicie. Ekspedycja polska bez większych przeszkód dotarła pociągami do Lwowa już w dniu następnym, nietylko wzmacniając siły obrońców, ale i znakomicie podnosząc ich bohaterskiego ducha. Dnia 21 listopada wzmocniona załoga Lwowa pod dowództwem płk. Tokarzewskiego uderzyła na Rusinów tak gwałtownie, że ci w nocy na 22 listopada po całodziennych walkach wycofali się ostatecznie z miasta, jednakże opasując Lwów zwartą Hnją oblężniczą od strony północnej, wschodniej i południowej. Jedyną i to względną komunikację utrzymywał Lwów wzdłuż li-nji kolejowej Przemyśl — Sądowna Wisznia — Gródek Jagielloński — Lwów, którą przedarła się ekspedycja płk. Tokarzewskiego i którą nadal utrzymywały polskie oddziały partyzanckie.
Drugim ośrodkiem oporu Polaków w? Małopolsce Wschodniej stał się Chyrów, który, po początkowem opanowaniu przez Rusinów, z powodzeniem broniła grupa gen. Zielińskiego, przedtem zorganizowana w Przemyślu, a następnie grupa płk. Minkiewicza.
Trzecim ośrodkiem oporu polskiego była Rawa Ruska, zdobyta już w końcu listopada przez lubelski oddział majora Wieczorkiewicza. Do Rawy Ruskiej napływały też dalsze oddziały odsieczy Lwowa, formowane w b. Kongresówce.
W pierwszej połowie stycznia 1919 roku z Rawy Ruskiej wyszła nowa ekspedycja, tym razem znacznie silniejsza, pod dowództwem generała Romera, która zdołała się przedrzeć do Lwowa, wzmacniając znacznie jego załogę.
Aż do połowy marca położenie było następujące: linja frontu polsko-rusińskiego, rozpoczynając się w Karpatach, przebiegała na wschód od Chyrowa, Przemyśla, Jarosławia, Lubaczowa, Rawy Ruskiej aż do Bezca. Od li-nji tej ciągnęła się wzdłuż linji kolejowej Przemyśl — Lwów wydłużona szyja polska, zakończona, niby głową, oblężonym z trzech stron przez Rusinów Lwowem. Główne ośrodki walki znajdowały się wokół Lwowa aż po Gródek Jagielloński, pod Chyrowem i pod Rawą Ruską. Na pozostałej linji frontu toczyły się walki o charakterze partyzanckim z obu stron, przyczem zadaniem oddziałów polskich była ochrona linji kolejowej Przemyśl — Lwów, oraz linji przyfrontowej Chyrów — Przemyśl — Jarosław — Rawa Ruska. W tym czasie wszystkie siły polskie w Małopolsce Wschodniej wynosiły nie więcej, niż 20.000 ludzi. Całość dowództwa spoczywała w rękach gen. Rozwadow
skiego. Zacięte ataki Rusinów w ciągu lutego na Lwów i Hnję kolejową Przemyśl — Lwów spełzły na niczem.
Natomiast w marcu Rusini, zgromadziwszy znaczne siły, rozpoczęli ponowną ofensywę, tym razem ostatecznie przerywając linję Przemyśl — Lwów, wobec ozego ten ostatni znów został osaczony ze wszystkich stron i zmuszony do izolowanej obrony w obszarze Lwów — Gródek Jagielloński.
Jednakże w tym czasie Dowództwo Naczelne rozporządzało już znaczniejszemi siłami. To też w Przemyślu skoncentrowano poważniejszą grupę pod dowództwem gen. Iwaszkiewicza, mającą za zadanie ponowną odsiecz Lwowa. W odsieczy tej po raz pierwszy wzięła udział Arm ja Wielkopolska, oddając do dyspozycji Naczelnego Dowództwa trzy bataljony piechoty wraz z artylerją pod dowództwem płk. Konarzewskiego. Odsiecz polska po zaciętych walkach dotarła w dniu 20 marca do Gródka Jagiellońskiego, rozdzierając pierścień ukraiński, opasujący Lwów, i wzmacniając komunikację Przemyśl — Lwów. Od tej chwili dowódcą sił polskich, operujących w Małopolsce, został gen. Iwaszkiewicz, zastępując gen. Rozwadowskiego, powołanego na inne stanowisko.
Niezłomna postawa obronna Polaków oraz własne niepowodzenia znacznie osłabiły siłę moralną Ukraińców, co bezpośrednio odbiło się na wartości bojowej ich oddziałów. Wykorzystał to gen. Iwaszkiewicz, z powodzeniem przeprowadzając ofensywę, skierowaną przeciwko ru-sińskiemu trójkątowi, zawartemu pomiędzy li-njami kolejowemi Przemyśl — Lwów i Przemyśl — Rawa Ruska. Ukraińcy zostali znacznie odrzuceni na wschód, a linja frontu została znacznie skrócona, niemal wprost biegnąc od Rawy Ruskiej na Lwów. Również i sam Lwów został znacznie odciążony dzięki odrzuceni Rusinów nieco na wschód od miasta.
W połowie kwietnia siły polskie w Małopolsce wzrosły już do 60 bataljonów piechoty, 45 bateryj i 12 szwadronów kawalerji. Niedługim był już czas, kiedy Polacy, wzrastając na siłach, mogli rozpocząć własne działania zaczepne na większą skalę w celu oswobodzenia całej Małopolski Wschodniej.
Później, niż w Małopolsce Wschodniej, bo dopiero pod koniec grudnia 1918 roku, powstał drugi zkolei front bojowy na Wołyniu, gdzie Polsce poczęła zagrażać Ukraińska Republika
750
Ludowa (odrębny twór państwowy od małopolskiego pomysłu rusińskiego „Zachodniej Ukrainy"), na czele której stał rząd tymczasowy, zwany Dyrektorjatem. Ukraińcy, sami staczając walki obronne z wojskami bolszewickiej Rosji, która nie chciała pogodzić się z istnieniem niepodległego państwa ukraińskiego i, wobec wycofania się wojsk państw centralnych, pragnęła rozszerzyć swoją władzę sowiecką, — sami równocześnie rozpoczęli rozpościerać swoje panowanie na zachód, okupując Wołyń i zagrażając już Chełmszczyźnie i Polesiu swojemi oddziałami partyzanckiemi atamana Oskiłki nad Bugiem.
Wzajemny stosunek obu „Ukrain" nie był ani jasny, ani dla nikogo zrozumiały. Pomiędzy obu temi tworami quasi-państwowemi istniały ogromne antagonizmy społeczne, polityczne, kulturalne, religijne, nawet wprost rasowe, jedr nakże pewną łączność zachowywała wspólna nienawiść do Polaków i chęć wydarcia im odwiecznie polskich dzielnic. Stąd też pomiędzy obu armjami ukraińskiemi istniało pewne
współdziałanie, nieujęte zresztą w żaden system.
Po stronie polskiej obronę ziemi chełmskiej Dowództwo Naczelne już w początkach stycznia powierzyło gen. Rydzowi-Śmigłemu, dając mu do rozporządzenia zresztą szczupłe siły, około 2.000 ludzi.
Gen. Rydz-Śmigły świetnie wywiązał się ze swojego zadania, nietylko obroniwszy Chełmszczyznę, ale, przeprawiwszy się przez Bug, samemu zajmując w końcu stycznia Włodzimierz Wołyński, w początkach lutego Kowel, aż wreszcie umacniając się na linji Stochodu.
Jakkolwiek Ukraińcy w okolicach Łucka zgromadzili znaczne siły, równocześnie rozciągając swoje prawe skrzydło pod Czartorysk. zaś lewe aż po Rawę Ruską, gdzie nawiązali łączność ze swoimi zachodnimi „pobratymcami", jednakże nie mogli się zdecydować na rozpoczęcie poważniejszych działań przeciwko Polakom wobec coraz groźniejszego własnego położenia na wschodzie, gdzie wojska bolszewickie czyniły stałe postępy.
Pierwsze, uroczyste posiedzenie Zgromadzenia Narodoicego Republiki Niemieckiej, dn. 6 lutego 1919 r., w sali teatru w Weimarze. Na trybunie prezydent Ebert.
74\
W początkach kwietnia siły polskie na Wołyniu wzrosły do 5.000 ludzi, równocześnie zaś dowództwo objął gen. Babiański. Analogicznie zaś do dowództwa frontu małopolskiego gen. Iwaszkiewicza, utworzono dowództwo frontu wołyńskiego gen. Karnickiego, oddając pod jego rozkazy grupę gen. Babiańskiego oraz grupę płk. Minkiewicza, operującą na północ od Lwowa.
Tak przedstawiały sio sprawy w Małopolsce i na Wołyniu aż do połowy maja, kiedy ruszyła decydująca ofensywa frontu małopolskiego.
Najpóźniej na wschodzie Polski powstał front polsko-bolszewicki, to znaczy polsko-rosyjski.
Jak wiemy, ziemie, położone na wschód cd Bugu, w chwili zawieszenia broni i zrzucenia władzy okupantów w b. Kongresówce zajmowała wojska niemieckie. Podpisanie rozejmu oraz \ѵ\ \\ rewolucji w Niemczech zmusiły je do powrotu, do kraju. Bezpośrednia droga przez lv "Kongresówkę niemożliwa, wobec wyzwolenia się jej z pod panowania okupantów. Dowództwo przeto niemieckie postanowiło ewakuację swoich wojsk poprowadzić drogą okrężną przez Prusy Wschodnie. Nie mieliśmy wówczas dostatecznych sił, aby ewakuacji tej przeszkodzić, przeto w interesie naszym leżało, aby odbyła się ona jak najprędzej, pozwalając oddziałom polskim zająć opróżnione przez Niemców ziemie, zanim nadciągną wojska bolszewickiej Kosji.
Tak więc w interesie obu stron Naczelne Dowództwo polskie oraz dowództwa niemieckie zawarły porozumienie, na mocy którego dla swobodnej ewakuacji niemieckiej pozostawiono linję kolejową Kowel — Brześć — Białystok — Grajewo, wyznaczając linję demarkacyjną, przebiegającą na zachód od tej kolei. Ochronę linji demarkacyjnej powierzono początkowo drobnym lokalnym oddziałkom polskim, następnie zaś formującej się dywizji litewsko-biało-ruskiej gen. Iwaszkiewicza oraz grupie podlaskiej gen. Listowskiego. Zresztą, poza drobne-mi utarczkami, na linji demarkacyjnej panował spokój. Ewakuacja niemiecka miała być zakończona w lutym 1919 r.
W miarę wycofywania się Niemców z Wołynia nadciągało niebezpieczeństwo ukraińskie, które narazie wydawało się jedynem od wschodu wobec tego, że Białoruś, Litwa i kraje nadbałtyckie znajdowały się jeszcze w rękach
752
Niemców. Ale już daleko na wschodzie., poza ochronnym wałem niemieckim, wyrastało nowe niebezpieczeństwo, stokroć groźniejsze od ukraińskiego. Oto Rząd Sowiecki zdecydował się wykorzystać odwrót Niemców, aby ponownie złączyć z Rosją drogą zbolszewizowania te kraje, które od niej odpadły w czasie wojny i rewolucji. W dniu 17 listopada 1918 roku bolszewickie wojska rosyjskie rozpoczęły marsz na zachód i, postępując śladami cofających się wojsk niemieckich, w początkach już stycznia 1919 roku bez oporu opanowują znaczne obszary Estonji, Łotwy, Litwy i Białejrusi.
Zbliżała się straszliwa nawala od wschodu, grożąc Polsce, ledwie zmartwychwstałej, nową pożogą wojny i rewolucji. Wobec tego Wódz Naczelny zdecydował się zorganizować tamę zaporową przeciwko hordom Rosji bolszewickiej, daleko wysuniętą na wschód, aby umożliwić krajowi spokojną wewnętrzną konsolidację, rozbudowę aparatu państwowego i armji, oraz odbudowę życia gospodarczego. Niestety, w tym wypadku przeszkodą nie do obalenia był ów rzekomy wal ochronny niemiecki, który wojskom polskim zagradzał drogę na wschód, równocześnie bolszewikom ułatwiając, posuwanie się na zachód i opanowywanie opuszczanych przez Niemców obszarów.
W tych warunkach Naczelne Dowództwo wszczęło rokowania z Niemcami w celu przepuszczenia przez nich wojsk polskich poza strefę ewakuacji niemieckiej. Rokowania te dały wynik zbyt późno, kiedy zapora niemiecka była już w trakcie likwidacji, a sowieckie wojska rosyjskie podchodziły już do granic b. Królestwa Polskiego,
Tak więc poza linją sowiecką znalazły się ziemie litewskie i białoruskie, gdzie ze strony polskiej działały jedynie dorywczo organizowane oddziały tak zwanej „samoobrony", które, znajdując się wprawdzie w kontakcie z Naezel-nem Dowództwem, ale pozbawione oparcia o kraj i wojsko, z natury rzeczy nie mogły powstrzymać marszu wojsk sowieckich, tein bardziej, że wycofujące się do Prus Wschodnich oddziały niemieckie zachowywały się wobec Polaków przeważnie nieżyczliwie, a nawet wrogo.
W pierwszej polowie lutego 1919 r. nieliczne oddziały wojsk polskich przekroczyły strefę cofających się wojsk niemieckich i zajęły linję obronną nad Niemnem, począwszy od miasteczka Skidel, nad rzeczką Żelwianką, nad Różanką, pod Prużanami i Kobryniem, nieco później zajmując Białystok, w międzyczasie opuszczony przez Niemców.
Zaledwie oddziały polskie usadowiły się na tej linji — od wschodu poczęły nadciągać wojska rosyjskie od strony Wilna, Baranowicz i Pińska. Wobec tego, że przednie straże rosyjskie nie zatrzymały się przed linją polską, lecz parły dalej na zachód, wywiązały się walki, które dały początek zaistnieniu frontu polsko-rosyjskiego.
W chwili zetknięcia się w połowie lutego 1919 roku obu wojsk, siły polskie, reprezentowane przez formującą się dopiero i bardzo licho wyposażoną dywizję litewsko-białoruską i grupę podlaską, wynosiły zaledwie 12 bataljonów piechoty, 12 szwadronów kawalerji i 3 bater je artylerji. Było to wszystko, co Polska mogła wówczas wystawić przeciwko Rosji sowieckiej.
Z chwilą powstania frontu polsko-rosyjskiego został on podzielony na dwie grupy: lewą gen. Iwaszkiewicza, stykającą się na północy z Niemcami, okupującymi jeszcze obszar Grodna, i prawą gen. Listowskiego, na południu utrzymującą łączność z wołyńską grupą gen. Rydza-Śmigłego. W ciągu pierwszych dwóch tygodni obie strony zachowywały się wyczekująco, prowadząc jedynie drobne utarczki o charakterze rozpoznawczym.
Dopiero z początkiem marca Naczelne Dowództwo nakazało wojskom polskim działania zaczepne, których celem było osiągnięcie dogodniejszej linji obronnej. Po gen. Iwaszkiewiczu, który objął dowrództwo w Małopolsce, grupę północną objął gen. Szeptycki. Grupa ta w pierwszych dniach marca zdobyła Słonim i zajęła H-nję rzeki Szczary. Grupa gen. Listowskiego zajęła w tym czasie Pińsk, organizując linję obronną wzdłuż rzeki Jasiołdy i kanału Ogińskiego.
Dzięki energicznej postawie oddziałów polskich, linję tę utrzymano aż do połowy kwietnia, to znaczy do czasu pierwszej naszej ofensywy na Wilno.
W styczniu 1919 roku nowe niebezpieczeństwo zagroziło Polsce ze strony pobratymczego narodu czeskiego, doprowadzając do wybuchu krótkotrwałej wojny polsko-czeskiej na Śląsku Cieszyńskim.
Geneza tej wojny przedstawiała się następująco. W chwili rozpadania się na swoje części składowe monarchji austro-węgierskiej ludność polska Śląska Cieszyńskiego uchwyciła władzę w swoje ręce, tworząc Radę Narodową w Cieszynie. Ponieważ sąsiednie Czechy rów
nież w tym czasie wyzwoliły się, przeto, aby uniknąć konfliktów, w dniu 5 listopada 1918 r. zawarto umowę polsko-czeską, która określiła prowizoryczną linję demarkacyjną wzdłuż Odry (Bogumin po stronie polskiej) i Ostrawi-cy (Morawska Ostrawa po stronie czeskiej), a następnie wzdłuż dawnej granicy węgierskiej w górach Jabłonowskich.
Niestety, Czesi w dniu 23 stycznia 1919 r. niespodziewanie wystosowali bezwzględne ultimatum do płk. Latinika, dowódcy formujących się na Śląsku Cieszyńskim oddziałów polskich, żądając natychmiastowego opuszczenia przez Polaków całego Śląska Cieszyńskiego. W celu porozumienia się z Dowództwem Naczelnem pozostawiono płk. Latinikowi zaledwie dwie godziny czasu. Zanim jednak termin ten upłynął, silne oddziały czeskie podstępnie zaatakowały słabe placówki polskie pod Boguminem i Morawską Ostrawą i dwiema grupami ruszyły na Cieszyn. Nieco później trzecia grupa czeska przekroczyła od południa góry Jabłonowskie, od tej strony przez Jabłonków kierując się również na Cieszyn.
Zdradziecki napad Czechów zaskoczył nieprzygotowane do obrony siły polskie, które początkowo mogły przeciwstawić napadowi zaledwie jeden bataljon piechoty, pluton kawalerji i dwa działa.
Wywiązały się walki, w których po stronie polskiej maleńki oddział wojska wspomagała ludność cywilna, przedewszystkiem liczne rzesze robotników zagłębia Karwińskiego. Opór jednak był niemożliwy wobec druzgoczącej przewagi Czechów. Należy tu bowiem zaznaczyć, że ogólne położenie wojskowe Czechów było znacznie lepsze, niż Polaków. Czesi, poza kil-kodniowem powstaniem i drobnemi starciami z Węgrami, całkowicie już rozbitymi przez sa-lonicką armję koalicyjną, organizowali swoje wojska w sposób bardziej, niż Polacy, spokojny i normalny. Poza tem w całym kraju posiadali nienaruszone prawie kadry dawnej armji austrjackiej, znaczne zapasy broni, amunicji i wszelkiego sprzętu bojowego, od początku otrzymywali pomoc instruktorską i materjalną ze strony Koalicji, a w dodatku mieli odrazu gotowe oddziały czeskie, organizowane po stronie Koalicji. To też mogli z łatwością skierować na Śląsk poważniejsze siły wojsk regularnych i dobrze wyposażonych.
Po pierwszych walkach obrona polska musiała cofnąć się pod Cieszyn, gdzie naprędce zorganizowano opór na linji Czerlicko — Pogwizdów. Równocześnie z alarmującą wieścią
753
Manifestacja przyjaźni fron cusko-amerykańskiej w Uniwersytecie Columbia (Pensyhvanja) w obecności Viviani'ego i Joffre'a.
o zdradzieckim napadzie CzechówT ze wszystkich stron wolnej Polski poczęły śpieszyć na Śląsk drobne oddziały posiłkowe tak, że z 1.000 ludzi na początku walki, siły polskie pod koniec wzrosły do 5.000, artylerja zaś z dwóch dział na dwadzieścia.
Pomimo tego jednak przewaga po stronie czeskiej była tak wielka, że nocą z dn. 26 na 27 stycznia oddziały polskie musiały opuścić Cieszyn. Nową obronę zorganizowano na linji Wisły, głównie pod Drohomyślem, Skoczowem i Ustroniem.
Począwszy od dn. 28 stycznia aż do 1 lutego na linji tej trwały bez przerwy zacięte i krwawe walki. Ataki jednak Czechów załamywały się bez rezultatu przed pozycjami pol-skiemi, bohatersko bronionemi przez szczupłe siły, licho uzbrojone i gorzej jeszcze wyekwipowane.
W tym samym czasie słaby oddział polski zmusił do odwrotu południową czeską grupę jabłonkowską.
Czesi, widząc, że nie zdołają przełamać
oporu Polaków, którzy, w miarę przybywania posiłków, sami mogliby przejść do natarcia, zaproponowali w dniu 31 stycznia zawieszenie broni, które też zostało przyjęte ze strony polskiej. Ostatecznie tę krótkotrwałą wojnę zlikwidowała interwencja Koalicji, która już w dniu 1 lutego doprowadziła do podpisania w Paryżu polsko-czeskiej umowy, która do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy cieszyńskiej przez Kongres pokojowy oddawała w ręce polskie większą część Śląska wraz z Cieszynem i Frysztatem.
Pomimo podpisania tej umowy Czesi raz jeszcze nocą z dn. 23 na 24 lutego zaatakowali pozycje polskie, łamiąc podstępnie legalnie trwające zawieszenie broni. Atak czeski został odparty, i wojska polskie same zkolei zajęły Cieszyn w dniu 26 lutego 1919 roku. Odtąd Czesi zaprzestali wszelkich prób zbrojnego załatwienia polsko-czeskiego sporu o Śląsk Cieszyński.
754
Kiedy klęska militarna państw centralnych, oraz wybuch rewolucji w Niemczech i Austro-Węgrzech ułatwiły zadanie społeczeństwu polskiemu w b. zaborach rosyjskim i au-strjackim, gdzie władza okupantów i zaborców została zrzucona — położenie Polaków w b. zaborze pruskim nadal było nader ciężkie. Prusacy byli tam „u siebie", natomiast Polacy nie posiadali żadnej organizacji wojskowej, ani politycznej, która mogłaby się stać ośrodkiem ruchu powstańczego. Jedynie drogą powolnej ewolucji w położeniu Polaków można było przygotować grunt do zbrojnego wystąpienia. Zadanie to znakomicie ułatwił chaos rewolucyjny, pozwalając Polakom, pod płaszyczykiem rewolucyjnych poczynań, stworzyć Naczelną Radę Ludową z Komisarjatem, jako organem wykonawczym tej Rady, która stała się zawiązką władzy politycznej, oraz opanować poznańską Radę Żołniersko-Robotniczych Delegatów, przy pomocy której zorganizowano oddziały służby Straży i Bezpieczeństwa, które znów wespół z tak zwanemi Strażami Obywatelskiemi stworzyły kadry polskiej siły zbrojnej w Wielkopolsce. Analogiczną działalność rozwinęli również Polacy na Śląsku Górnym i na Pomorzu, acz natrafili, szczególnie na terenie tego ostatniego (przemarsz ewakuowanych z Rosji wojsk niemieckich), na znacznie trudniejsze warunki.
W dniu 27 grudnia 1918 roku w drodze do kraju przybył do Poznania Ignacy Paderewski, delegat paryskiego Komitetu Narodowego. Wywołało to żywiołowe manifestacje ze strony ludności polskiej, czemu przeciwstawiły się brutalnie czynniki niemieckie wojskowe i polityczne. Wywołało to pierwsze krwawe starcia, które w ciągu paru godzin płomieniem zaciętej walki ogarnęły cały Poznań, który też tego samego dnia został całkowicie niemal opanowany przez Polaków. Było to hasłem do ogólnego powstania Wielkopolski, które też wszędzie uzyskało powodzenie, za wyjątkiem obszarów pogranicznych, gdzie Niemcy uzyskali przewagę dzięki wydatnej pomocy, pomimo własnej rewolucji, z którą śpieszyły jednostki i organizacje z głębi Prus.
W dniu 4 stycznia 1919 roku w rękach polskich znajdowała się już większa część Poznańskiego. Zacięte walki toczyły się na Hnji, z trzech stron opasującej Poznań, a przebiegającej, począwszy od dawnej granicy b. Królestwa Polskiego, pomiędzy Toruniem i Inowrocławiem, na południe od Bydgoszczy, Nakła i Chodzieży, na północ i na zachód od Czarnkowa, na wschód od Międzychodu i Zbąszynia, na
północ od Leszna i Rawicza, przez Krotoszyn i na północ od Kępna aż do granicy b. Królestwa Polskiego.
Ciężkie walki staczali Polacy na tej linji aż do połowy lutego 1919 r. Na odcinku północnym najgorętsze walki toczyły się pod Szubinem, na odcinkach zaś zachodnim i południowym pod Kolnem, Zbąszyniem, Wolsztynem, Sarnowem i Rawiczem.
Wśród ciężkich walk Wielkopolska tworzyła swoją armję, której dowództwo w dniu 16 stycznia 1919 r. objął gen. Dowbór-Muśnicki, b. dowódca I Korpusu na Wschodzie. Lokalne oddziałki powstańcze, tworzone samorzutnie, przekształcono w oddziały regularne. Dnia 23 stycznia Rada Ludowa powołała pod broń parę roczników. W krótkim czasie Wielkopolska zorganizowała trzy pełne dywizje piechoty i jedną brygadę kawalerji, razem około 60.000 ludzi.
Interwencja Koalicji doprowadziła w7 lutym 1919 r. do zawarcia formalnego zawieszenia broni, z czem jednak Niemcy nie liczyli się, prowadząc walkę jeszcze przez szereg miesięcy, jedynie zamiast oddziałów regularnych, używając do niej zresztą również wojskowo zorganizowane oddziały tak zwanego „Heimat-schutz'u".
Wyzwolona Wielkopolska nie odrazu jednak połączyła się z Macierzą pod względem politycznym. Nastąpiło to dopiero w chwili podpisania Traktatu Wersalskiego, który legalnie włączał Wielkopolskę do państwa polskiego. Narazie chodziło o podkreślenie raczej rewolucyjnego charakteru powstania wielkopolskiego bez żadnej interwencji z zewnątrz, co dawało świadectwo polskości tej dzielnicy. Jednakże od początku istniało porozumienie pomiędzy Naczelnem Dowództwem w Warszawie a Dowództwem Głownem w Poznaniu. Poszczególne oddziały wielkopolskie brały też udział w walkach na wschodnich rubieżach Polski. Ostateczne zlanie się wojsk wielkopolskich z armją polską nastąpiło w dniu 1 sierpnia 1919 roku, ale już wcześniej, bo począwszy od lipca, poważniejsze oddziały wielkopolskie przybywały na front wschodni.
W ciągu pierwszych miesięcy niepodległości walki nasze, toczone niemal ze wszystkich strony z natury rzeczy miały przebieg dość chaotyczny i toczone były sposobem raczej partyzanckim. Brak zorganizowanych sił zbrojnych nie pozwalał na poważniejsze działania, zresztą łudzono się jeszcze, że ma się do czynienia z rów-
755
nie niepoważnemi, nieskoordynowanemi działaniami i rewoltami, które dadzą się łatwo zlikwidować. Rzeczywistość jednak przeczyła temu wyraźnie. Cała wschodnia ściana Polski stawała w ogniu. Wytworzyły się dwa długie fronty bojow7e rosyjsko-polski i ukraińsko-polski, które oznaczały prawdziwą już wojnę. Należało się do niej przygotować, to znaczy jak najśpieszniej zorganizować nowoczesną armję, któraby działaniami rozstrzygającemi zakoń-
Jakkolwiek położenie w Małopolsce Wschodniej było istotnie groźne, jednakże racja stanu wysuwała przedewszystkiem konieczność ekspansji polskiej na Litwie i Białejrusi, oraz opanowanie ich głównego ośrodka Wilna. Lwów mógł się jeszcze bronić czas dłuższy wobec znacznych otrzymanych posiłków. W dodatku nie było obaw, aby konferencja pokojowa pozbawiła Polski praw do Małopolski Wschodniej, prowincji dawnej przeciwniczki Koalicji, a te-
Rewolucja na Węfjrzech. Manifestacje uliczne.
czyła wojnę, wyznaczając granice Polski od wschodu.
Organizacja, wyszkolenie i wyposażenie armji szybko postępowało naprzód. Aparat państwowy, coraz lepiej organizujący się, mógł już współdziałać w tworzeniu i wyposażeniu wojska. Poczęto sprowadzać z zagranicy pierwsze transporty broni, amunicji i sprzętu wojennego. Uruchamiał się również przemysł krajowy. Dotychczasowe pułki poczęto formować w dywizje piechoty i brygady kawalerji. W kwietniu 1919 roku można już było przystąpić do poważniejszych działań na froncie bolszewickim, zaś w maju w Małopolsce i na Wołyniu.
raz nieistniejących już Austro-Węgier. Natomiast prawa nasze do ziem północno-wschodnich poza Bugiem, zaludnionych przez silny żywioł polski, związanych z Polską odwieczną tradycją kulturalną i polityczną, były silnie kwe-stjonowane przez państwa sprzymierzone, wierzące, że lada chwila upadnie bolszevrizm i odrodzi się dawna Rosja, ich sojuszniczka w wojnie światowej. Czy ta przyszła Rosja nie będzie uważała włączenia ziem litewsko-białoruskich do Polski, jako aneksji, z którą nie będzie mogła się pogodzić? Oto pytanie, które utrudniało nasze położenie na terenie międzynarodowym. Należało sprawę tę rozstrzygnąć faktami dokonanemi, zanim zadecyduje o tern ostatecznie konferencja pokojowa.
756
Na polowe kwietnia przygotowano w najgłębszej tajemnicy tak zwaną „wyprawę wileńską". W tym czasie oddziały polskie zajmowały linję nieco na zachód od linji kolejowej Lida— Baranowicze, specjalna zaś grupa płk. Freja zajmowała pod Skidlem stanowiska obserwacyjne, wobec tego, że Grodno oraz cała lin ja środkowego Niemna znajdowały się jeszcze w rękach wojsk niemieckich. Co do Rosjan, to znaczne ich siły rozciągały się pomiędzy Wilnem a Niemnem, znajdując się w luźnym kontakcie z wojskami niemieckiemi i litewskiemi i tylko lewem skrzydłem wygięte ku południowi przeciwko Polakom. Druga silna grupa trzymała Lidę, jednakże pomiędzy obu temi grupami istniała prawie niezapełniona luka, przez którą prowadziły dogodne drogi na Wilno. Przez tę lukę Dowództwo Naczelne zamierzało skierować na Wilno specjalną grupę wypadową. Poza tern słabsze grupy rosyjskie obsadzały Nowogródek, Baranowicze i Łuniniec.
Bezpośrednie kierownictwo zamierzonej ofensywy objął Wódz Naczelny, przybywszy w tym celu do Skrzybowiec pod Lida. W dniu 16 kwietnia grupa gen. Lasockiego, składająca się z oddziałów 2 dywizyj piechoty legj., oraz dawnej grupy „zaniemeńskiej", uderzyła na Lidę, równocześnie zaś grupa kawalerji płk. Beli-ny, licząca 9 szwadronów i pluton artylerji konnej, przesunęła sie niepostrzeżenie obok bolszewików7 przez wzmiankowaną lukę, omijając Lidę od zachodu i północy, maszerując wprcst na Wilno. Wślad za kawalerją ruszyła grupa gen. Rydza-Śmigłego, licząca trzy bataljony 1 dyw. piochoty legj. i dwie baterje artylerji polowej.
Po nadejściu posiłków w postaci dwóch ba-taljonów 1 dyw. piechoty legj. w dniu 17 kwietnia Lida została zdobyta. Równocześnie marsz na Wilno rozwijał się pomyślnie, jakkolwiek w ciężkich warunkach ze względu na zły stan dróg i brak aprowizacji.
Dnia 18 kwietnia kawalerją polska w dalszym ciągu niespostrzeżona przez Rosjan podeszła do samego Wilna. Następnego dnia o świcie gwałtownym atakiem kawalerją nasza zdobyła dworzec wileński i znaczną część miasta. Bolszewików ogarnęła panika. Wkrótce jednak Rosjanie poczęli ściągać liczne posiłki, organizując zacięte walki uliczne, niewygodne dla kawalerji polskiej. Wieczorem jednak nadeszły pierwsze posiłki piechoty polskiej, podwiezione ; zdobytym w Wilnie pociągiem. Kiedy wreszcie ;21 kwietnia nadciągnął gen. Rydz-Śmigły z resztą piechoty i artylerji, opór Rosjan został zła
many, całe miasto opanowane, a uciekające w nieładzie wojska bolszewickie odrzucone na północ i północny zachód od Wilna.
Równocześnie z działaniami na Lidę i Wilno grupa gen. Mokrzeckiego, licząca 9 bataljo-nów piechoty, 7 szwadronów kawalerji i 3 baterje, pomyślnie łamała zacięty opór bolszewików, opanowując w dniu 18 kwietnia Nowogródek i 19 kwietnia Baranowicze.
Nowy front ustalił się narazie na linji: na północy Wilejka — Bezdany — Niemenczyn — Mejszagoła — Rykonty — Stare Troki, w centrum kawalerją wysunęła się aż po Bogdanowo i Olszany, na południu zaś gen. Mokrzecki zajął linję dawnych okopów niemieckich na wschód od Baranowicz i wzdłuż rzeki Serwecz aż do Niemna.
W końcu kwietnia Rosjanie, doceniając znaczenie utraty Wilna, zorganizowali silne przeciwnatarcie, ściągając posiłki nawet z frontu łotewskiego. Obronę Wilna powierzono gen. Rydzowi-Śmigłemu, który rozporządzał słabi ut-kiemi siłami, liczącemi zaledwie 8 bataljonów piechoty, 8 szwadronów kawalerji i 4 baterje artylerji. W przyszłości siły te miały wzmocnić nowe posiłki z kraju.
Kilkudniowy zacięty bój o Wilno zakończył się zupełnem zwycięstwem polskiem. Rosjanie zostali odrzuceni, a wojska polskie znacznie rozszerzyły swój stan posiadania na północ i wschód od Wilna. W tym samym czasie na odcinkach grup gen. Lasockiego i gen. Mokrzeckiego poważniejszych walk nie było, i wrojska polskie organizowały się do obrony na linji dawnych okopów niemieckich, gdzie front ustabilizował się na czas pewien.
Wobec tego, że walki z Rosją sowiecką przybierały poważniejszy charakter, północny teatr wojny podzielono na dwa fronty : front litewsko-białoruski, obejmujący grupy generałów Mokrzeckiego, Lasockiego i Rydza-Śmigłego, oraz płk. Zarzyckiego, a znajdujący się pod dowództwem generała Szeptyckiego, i front poleski pod dowództwem gen. Listowskiego.
Z chwilą zakończenia ofensywy na północy wypłynęła konieczność wyzwolenia Małopolski Wschodniej nietylko ze względów politycznych, ale i strategicznych, aby nawiązać bezpośrednią komunikację z Rum im ją, a to na wypadek grożącej wciąż wojny z Niemcami.
Pierwotny і ofensywy Naczelnego Dowództwa, dążący do oskrzydlenia Rusinów i we-
757
pchnięcia ich w widły Dniestru i Zbrucza, przy współdziałaniu „błękitnej armji" gen. Hallera, której dywizje przybywały właśnie do Polski, uległ zmianie pod presją Anglji i Francji, które lękały się powikłań politycznych i były niechętne użyciu wojsk hallerowskich. Ostatecznie tylko dwie dywizje gen. Hallera wzięły udział w ofensywie i to tylko częściowo na terenie Małopolski, głównie zaś na Wołyniu.
Ofensywa rozpoczęła się dnia 15 maja. Na prawem skrzydle grupa gen. Iwaszkiewicza już w dniu 18 maja opanowała Drohobycz, a w dwa dni później Stryj. Równocześnie lwowska grupa gen. Jędrzejewskiego opanowała Chodorów. W dniu 27 maja, dzięki opanowaniu całej linji kolejowej Lwów — Stanisławów, nawiązano bezpośrednią komunikację z Rumunami, którzy czasowo okupowali terytorjum na południe od Dniestru. Na lewem skrzydle ofensywy wojska polskie pod koniec maja osiągnęły linję Brody — Pomorzany — B rzezany. Na Wołyniu zajęto Łuck, obsadzając linję całego Styru.
Zdawało się, że lada chwila cała Małopolska Wschodnia będzie wolna. Tymczasem w chwili największych sukcesów oręża polskiego nastąpiła interwencja państw sprzymierzonych, które żądały załatwienia sporu polsko-ukraińskiego na drodze dyplomatycznej. Na skutek tej interwencji Naczelne Dowództwo zmuszone zostało powstrzymać zwycięską ofensywę, dając tern możność Ukraińcom zreorganizowania swoich wojsk. Równocześnie na żądanie sprzymierzonych wycofano z akcji dywizje gen. Hallera i skierowano je dla obserwacji Niemców na zachód. Natomiast świeżo przybyłą przez Rumunję dywizję gen. Żeligowskiego skierowano na Wołyń. Poza tern trzeba było wycofać również pewną ilość oddziałów, które miały być w kraju sformowane w nowe dywizje. Na froncie małopolskim pozostały tylko trzy dywizje, które miały zająć pozycje czysto obronę. Niestety, młode i słabo jeszcze dyscyplinowane oddziały nie ograniczały się do zadań obronnych, lecz na własną rękę prowadziły lo-
Wiedeń. Proklamacja Republiki 12 listopada 1918 r.
7^ft
kalne działania zaczepne, co osłabiło ich siły i znacznie rozproszyło. A tymczasem Ukraińcy, ochłonąwszy po klęskach, zreorganizowali swoje wojska i, ściągnąwszy posiłki, których udzieliła im również Ukraina naddnieprzańska, w dniu 8 czerwca rozpoczęli przeciwnatarcie, którego nie wytrzymał osłabiony front polski.
Odwrót wojsk polskich zatrzymał się w końcu czerwca na lini górnego biegu Styru, oraz na linji Gnilej Lipy i Dniestru. Wobec takiego obrotu sprawy do Małopolski zpowrotem poczęły płynąć posiłki, a sam Wódz Naczelny przybył na front i objął dowództwo na zagrożonym odcinku.
Jakoż w krótkim czasie Wodzowi Naczelnemu udało się opanować groźne położenie. W dniu 28 czerwca rozpoczęła się ponownie ofensywa polska, która też teraz rozwijała się bez przeszkód. Wojska polskie, bijąc wszędzie Rusinów, wyrzuciły w połowie lipca zupełnie zdemoralizowane szczątki ich armji aż za Zbrucz, gdzie poddały się rządowi Ukrainy naddnieprzańskiej, który natychmiast skierował je na front przeciwsowiecki.
W tym czasie, kiedy rogrywały się opisane wypadki w Małopolsce, na Wołyniu kształtowało się nowe położenie. Jak wiemy, istniał tam front polsko-ukraiński, ale Ukraińców naddnieprzańskich, którzy równocześnie toczyli wojnę na dwa fronty przeciwko Polsce i Rosji Sowieckiej. W walce z Sowietami Ukraińcy ponosili klęskę za klęską. W marcu Rosjanie zajęli Kijów i Odesę, stopniowo zacieśniając obszar, na którym działała armja ukraińska. W połowie lipca wojska Ukrainy naddnieprzańskiej zostały ograniczone przez bolszewików wyłącznie do obszaru Kamieńca Podolskiego, gdzie się połączyły z niedobitkami wojsk ukraińsko-galicyj-skich. Wobec tego na Wołyniu wojska polskie zamiast Ukraińców miały teraz przeciwko sobie Rosjan, którzy początkowo zajęli postawę zdecydowanie zaczepną. Jednakże po pierwszych niepowodzeniach zajęli pozycję obronną.
Położenie na frontach wołyńskim i małopolskim w drugiej połowie lipca było następujące: poczynając od Prypeci, wojska polskie najmowały linję wzdłuż Styru, która przez Brody ciągnęła się dalej wzdłuż Zbrucza. W momencie tym na całym ogromnym froncie od Wilna aż do Podwołoczysk mieliśmy już do czynienia z wojskami rosyjskiemu Jedynie na samem południu, po drugiej stronie Zbrucza, znajdowały się wojska ukraińskie, które obecnie, mając na karku całą potęgę sowiecką, zachowywały się neutralnie wobec Polaków, nawiązując nawet
pierwsze wstępne pertraktacje z dowództwem polskiem.
Tak oto ośmiomiesięczna walka została zakończona i Małopolska Wschodnia powróciła ponownie na łono Macierzy. Czekały ją jeszcze groźne chwile w 1920 roku, ale nic już nie zdołało oderwać od Polski kraju, którego stolica Lwów wykazała tyle bohaterstwa, poświęcenia i patrjotyzmu, zasługując sobie słusznie na zaszczytne miano najwierniejszego miasta Rzeczypospolitej.
W ciągu maja i czerwca nowy obowiązek i nowa troska spadła na barki Naczelnego Dowództwa. Oto przebieg konferencji pokojowej w Wersalu kazał obawiać się jej zerwania ze strony Niemiec, nie godzących się na wymagane przez Koalicję warunki. Przewidywano możliwość nowej wojny z Niemcami, w której Polska siłą rzeczy musiałaby wziąć udział po stronie Koalicji. Zmusiło to nas do zorganizowania w charakterze „pogotowia wojennego" nowego ewentualnego frontu przeciwniemieckiego, co pochłonęło znaczną część rozporządzalnych sił, przedewszystkiem zaś dywizje „błękitne" gen. Hallera. W konsekwencji odbiło się to ujemnie na tempie naszej ofensywy zarówno na północy, jak i w Małopolsce, oraz znacznie opóźniło ostateczną reorganizację narazie improwizowanej armji.
Dopiero podpisanie w dniu 28 czerwca 1919 r. Traktatu Wersalskiego usunęło bezpośrednie niebezpieczeństwo wojny z Niemcami i pozwoliło Polsce skierować wszystkie swoje siły na zagrożone rubieże wschodnie.
Przedewszystkiem w coraz szybszem tempie prowadzono organizację armji oraz scalanie jej z dotąd różnorodnych formacyj. Prace te pod koniec 1919 roku dały już znaczne wyniki. Armja została zunifikowana, czego aktem symbolicznym była wielka uroczystość patrjo-tyczno-wojskowa w Krakowie w dniu 19 października. Znikły poszczególne formacje. Dowództwo Naczelne rozciągnięto na wszystkie wojska polskie. Ustalono jeden system organizacyjny, oraz przyjęto dla całej armji francuski system wyszkolenia i walki. Do Polski przybyła Wojskowa Misja Francuska, która rozpoczęła pracę instruktorską wśród wyższych i niższych oficerów polskich.
Z końcem 1919 roku siły zbrojne Polski składały się już z 21 dywizyj piechoty i brygad kawalerji o łącznej sile 600.000 ludzi w kraju i na froncie.
759
• ; ,
• ^ ^ Ѵ І
Były cesarz Karol I (w środku) na tarasie zamku w Wartegg (Szwaj car ja).
Jeszcze w ciągu lata i jesieni 1919 r. Dowództwo Naczelne, wobec postępów organizacyjnych armji, oraz wobec usunięcia niebezpieczeństwa niemieckiego, zdecydowało się na nową wielką ofensywTę na frontach litewsko-biało-ruskim i wołyńskim, aby jak najdalej odsunąć na wschód nawałę bolszewicką i siłą oręża zadecydować o losach polskich ziem kresowych.
Z początkiem lipca dowTódca frontu litew-sko-białoruskiego rozpoczął ofensywę od strony Wilna na Mołodeczno, które też zostało zdobyte w dniu 4 lipca. Rozbite wojska rosyjskie cofały się na Połock i na Mińsk, tworząc pomiędzy temi kierunkami znaczną lukę. Jednakże siły polskie były za słabe, aby przez lukę tę poprowadzić działania oskrzydlające na Mińsk.
Tern niemniej zaniepokojeni o los Mińska Rosjanie rozpoczęli przeciwnatarcie, które jednak zostało zahamowane przez gen. Szeptyckie-go. Wobec tego wojska polskie, znacznie wzmocnione (8 dywizja piechoty i wielkopolska grupa gen. Konarzewskiego, licząca brygadę piechoty, silną artylerję i pułk kawalerji), w pierwszych dniach sierpnia same ponowiły ofensywę na Mińsk, Kojdanów i Słuck. Rosjanie stawiali zacięty opór, jednakże Polacy już w dniu 6 sierpnia opanowali Słuck, zaś 8 sierpnia, po ciężkiej bitwie pod Zasławiem i na przedpolach miasta, zdobyli Mińsk.
Po zdobyciu Mińska ofensywa polska rozwijała się pomyślnie w kierunku rzek Dźwiny, Berezyny i Ptyczy. 2 dywizja piechoty legjon. opanowuje lin je Berezyny i zdobywa przyczółek mostowy pod Borysowem; grupa wielkopolska również opanowuje Hnję Berezyny, zdobywając w dniu 29 sierpnia twierdzę w Bobruj-sku; 1 dywizja litewsko-białoruska lewem skrzydłem dociera do Berezyny, prawem zaś rozciąga się wzdłuż Ptyczy, nawiązując łączność z 9 dywizją piechoty, z powodzeniem operującą nad Prypecią; na skrajnej północy 1 dywizja piechoty legjon. zbliża się do Dźwiny w kierunku Dyneburga (Dźwińska), zaś 8 dywizja piechoty w kierunku Połocka i Lepla.
Równocześnie niemal z ofensywą gen. Szeptyckiego rozwinęła się była ofensywa polska na Polesiu, osiągając w końcu sierpnia linję rzeki Oressa — Petryków — Simonowicze. W tym czasie grupę tę, przemianowaną na 9 dywizję piechoty, objął gen. Sikorski, podporządkowany dowództwu frontu litewsko-biabru-skiego.
Na Wołyniu, gdzie teraz ustanowiono samodzielny front wołyński pod dowództwem gen. Listowskiego (dalej na południe był front galicyjski gen. Iwaszkiewicza), ofensywa polska rozpoczęła się w dniu 8 sierpnia. Po zaciętej bitwie pod Klewaniem i po uciążliwych walkach
o forty nocą z dn. 12 na 13 sierpnia 1 dywizja strzelców („hallerczycy") opanowała Równe. Nieco wcześniej, bo dn. 11 sierpnia 4 dywizja piechoty zdobyła Dubno i osiągnęła linję Zdoł-bunowo—Krzemieniec. Na lewTem skrzydle grupa gen. Zygadlowicza opanowała Sarny, wypierając Rosjan na prawy brzeg Słuczy. W działaniach tych wzięła również udział lewoskrzy-dłowa 2 dywizja strzelców frontu galicyjskiego, posuwając się wzdłuż linji kolejowej Tarnopol—Szepietówka.
Pod koniec 1919 roku walki na całym niemal froncie ustały, front ustabilizował się, obie strony zaległy w leżach zimowych, energicznie organizując się do kampanji 1920 roku.
Na północ od Prypeci front litewsko-biało-ruski ciągnął się wzdłuż Dźwiny od Dyneburga do Połocka, następnie skręcał na południe i wzdłuż Berezyny ciągnął się do Bobrujska, stamtąd zaś, zawracając na południowy wschód wzdłuż Ptyczy dochodził do Prypeci. Na tyłach tego frontu znajdowała się od strony północnego-zachodu Litwa, której stosunek do Polski nie został jeszcze wyjaśniony i na terenie której organizowała się w dodatku awanturnicza ar-mja niemiecko-rosyjska Awałowa-Bermonta, mająca rzekomo przeciwstawić się Sowietom, wogóle jednak raczej niepewna dla Polski.
Tymczasem na południe od Prypeci na odcinkach frontów wołyńskiego i galicyjskiego zaszły pod koniec 1919 roku poważne zmiany. Wczesną jesienią armja Ukrainy naddnieprzańskiej atamana Petlury, wzmocniona resztkami wojsk rusińskich, zdołała zreorganizować się, a następnie odeprzeć wojska sowieckie z przed linji frontu galicyjskiego i południowej części frontu wołyńskiego. Znów przeto przed wojskami polskiemi zamiast Rosjan stanęli Ukraińcy. Ale tym razem, na skutek nawiązującego się już porozumienia, które wiosną 1920 roku doprowadziło do zawarcia wojskowego sojuszu polsko-ukraińskiego przeciwko Sowietom, zachowanie Ukraińców było raczej życzliwe. Wobec tego Polacy powstrzymali się od wszelkich kroków zaczepnych.
W listopadzie zjawiła się na przedpolach pozycyj polskich nowa armja, a mianowicie kontrrewolucyjna armja rosyjska Denikina, która, prowadząc wielką ofensywę z południa Rosji przeciwko Sowietom, parła wojska bolszewickie na północ, niejako zdmuchując je z przed nosa wojsk polskich, ale równocześnie występując również przeciwko Ukraińcom. Armja Petlury została przez Denikina rozbita, a niedo
bitki jej wtłoczone we front polski tak, że w końcu listopada 1919 r. polskie straże przednie nawiązały kontakt z przedniemi strażami rosyjskich „białych" oddziałów. Zarówno Polacy, jak Rosjani zachowali neutralność, obserwując się wzajemnie. Ale już w końcu grudnia ofensywa Denikina załamała się i przed wojskami polskiemi zjawiła się ponowna fala bolszewików.
Korzystając z tych wszystkich „kontredan-sów" wojska polskie, nie biorąc w nich bezpośredniego udziału, zdołały bez przeszkód przesunąć front wołyński nad rzekę Uborć i górny bieg Słuczy, na froncie zaś galicyjskim przerzucić poza Zbrucz straże przednie na linję rzeki Uszyca ze Starokonstantynow7em i Płoskiro-wem włącznie.
Na tym więc froncie wojska polskie doczekały się zimy, a wraz z nią przymusowej bezczynności. Jedynie w ciągu stycznia 1920 roku nastąpiły ciężkie walki na Łotwie, której Polska, w myśl zawartego porozumienia, pośpieszyła z pomocą przeciwko Sowietom. Z udziałem 1 i 5 dywizyj piechoty legj. połączone wojska polsko-łotewskie pod wspólnem dowództwem gen. Rydza-Śmigłego w krótkim czasie opanowały Dyneburg i oczyściły z w7ojsk sowieckich całą Łotwę.
Dalszy przebieg wojny polsko-rosyjskiej, niezwiązany już bezpośrednio z wojną światową, a znacznie lepiej znany czytelnikowi, nakreślimy już tylko pobieżnie. Bowiem kampa-nja 1920 roku stanowi sama przez się materjał tak ogromny, że, aby go wyczerpać, należałoby poświęcić tej sprawie specjalny obszerny rozdział, co w ramach historji wojny światowyej nie może być celowe.
Geneza kampanji 1920 roku tkwiła w tern, że Rosja Sowiecka w międzyczasie odniosła zupełne zwycięstwo w w'ojnie domowej, trwającej w ciągu dwóch lat. Tak zwane „białe" armje rosyjskie zostały rozbite. Resztki ich pod dowództwem generała Wrangla broniły się jeszcze na Krymie. W związku z tern Koalicja wycofała również swoje ekspedycje zbrojne z południa Rosji i z Azji, oraz zaprzestała materjal-nie wspierać kontrrewolucję. Oczywistem było, że w zmienionych warunkach, upojona zwycięstwem Rosja Sowiecka z tern większą siłą uderzy w Polskę, która stanowiła wówczas jedyną zaporę pomiędzy rewolucją bolszewicką a Europą zachodnią, gdzie intensywna propaganda komunistyczna czyniła znaczne postępy, przygotowując grunt pod przyszłą rewolucję, którą
761
Europie bolszewicy zanieść chcieli na ostrzach swoich bagnetów.
Istotnie, Sowiety poczęły zimą już koncentrować swoje wojska przeciwko Polsce, równocześnie pragnąc osłabić moralną jej odporność i zyskać na czasie przez wystosowanie w grudniu 1919 r .i styczniu 1920 r. perfidnych propozycyj pokojowych. Na szczęście wstępne już rokowania wykazały dwulicową grę Sowietów. Narazie o pokoju nie mogło być mowy.
Wobec tego wypłynęła sprawa ukraińska. W interesie polskim było wcisnąć pomiędzy Polskę a Sowiety niepodległe państwo ukraińskie, wrogo do tych Sowietów ustosunkowane, a związane z Polską sojuszem. W tym kierunku poszły rokowania polsko-ukraińskie, które doprowadziły do porozumienia, na mocy którego wojska polskie miały oswobodzić prawobrzeżną Ukrainę i oddać ją pod władzę ukraińskiego Dyrektorjatu z atamanem Petlurą na czele.
Tak więc ofensywa polska na Kijów, któ
ra rozpoczęła kampanję 1920 r., miała być niejako uprzedzeniem ze strony polskiej poważnej ofensywy rosyjskiej, do której Sowiety przygotowywały się przez całą zimę. Ofensywa polska miała na celu oskrzydlenie, przyparcie do Dniepru i zniszczenie sił rosyjskich, działających na jego prawym brzegu. Niestety, Rosjanie, na czas zorjentowawszy się w grożącem im niebezpieczeństwie, zdołali ujść przed klęską, opuszczając bez walki Kijów, który został zajęty przez wojska polskie w dniu 7 maja, i przechodząc na lewy brzeg Dniepru. Krańcowa liii ja, którą osiągnęła ofensywa polska, powyżej Kijowa przebiegała wzdłuż Dniepru, w obszarze Kijowa przechodziła na jego lewy brzeg, tworząc silne przedmoście, poczem znów powracała na brzeg prawy i, okalając od wschodu Białącerkiew, biegła przez Lipowiec, Bracław i Wapniarkę do Dniestru, poniżej Jarugi.
Tymczasem Rosjanie koncentrowali swoje znaczne siły na froncie litewsko-białoruskim, gdzie, uprzedziwszy natarcie polskie, rozpoczęli
Były cesarz Wilhelm, w towarzystwie kapitana von Ilsermanna, na przechadzce porannej V) parku w Ameronyen.
ofenyswę w dniu 14 maja. Ofensywa ta doprowadziła wkońcu, wobec ogromnej przewagi po stronie Rosjan, do załamania się polskiego lewego skrzydła, co pociągnęło za sobą odwrót całej armji polskiej na wszystkich frontach.
Wódz Naczelny, stwierdziwszy olbrzymią przewagę rosyjską, której szczupłe i osłabione wojska polskie nie mogły się przeciwstawić, począł organizować opór i własne przeciwnatarcie w trójkącie pomiędzy Wisłą i Wieprzem, na głębokich tyłach cofającego się frontu. Rosjanie parli na Warszawę główną masą swoich wojsk, rozumiejąc słusznie, że upadek stolicy i sforsowanie linji Wisły powinny złamać opór Polski i otworzyć armji czerwonej drogę na Zachód. Kiedy jednak cofające się wciąż z nad Berezyny i Dniepru wojska polskie osiągnęły linję Wisły i Wieprza, stanąwszy na przedpolach stolicy, wszystko już było przygotowane do nagłego zwrotu zaczepnego.
Okres odwrotu wyzyskano w kraju należycie. Z niezwykłą szybkością sformowano znaczne uzupełnienia, które wzmocniły szeregi cofających się wojsk polskich, a nawet zdołano sformować pewną ilość nowych jednostek bojowych. Społeczeństwo wykazało ogromny hart ducha. Entuzjazm i zapał powszechny wyraził się w masowem zgłaszaniu się ochotników. Szli młodzi i starzy, szli przedstawiciele wszystkich warstw społeczeństwa. Stworzono tak zwaną ,.Armi-e Ochotniczą", która znakomicie przyczyniła się do podniesienia na duchu zmęczonych odwrotem wojsk. Dokonano ogromnego wysiłku gospodarczego, w pośpiesznem tempie podnosząc materjalny stan wojska. Pomimo przeszkód ze strony socjalistycznych partyj w Anglji, w Niemczech i we Włoszech — z zagranicy masowo szły transporty broni, amuni-cii, mundurów i wszelkiego sprzętu bojowego. Francja okazała nam pomoc w granicach swoich możliwości, przysyłając, jako doradcę, gen. Weygand'a, szefa sztabu marszałka Foch'a, oraz znaczną ilość oficerów - instruktorów, którzy przedewszystkiem zajęli się wyszkoleniem. Cały ten kolosalny wysiłek armji i społeczeństwa pod osobistem kierownictwem Naczelnego Wodza został skierowany nietylko ku obronie, ale i własnemu przeciwnatarciu.
Kiedy główna masa wojsk czerwonych skupiła się pod Warszawą, zbliżając się na odległość kilkunastu kilometrów od Pragi, sądząc, że armja polska jest już złamana, a walka rozegra się teraz o stolicę i linję Wisły — Wódz Naczelny od strony Wieprza wykonał z Lubelszczyzny w bok Rosjan potężne uderzenie skrzy
dłowe. Natarcie polskie byłu tak gwałtowne, że Rosjanie, nie zdążywszy odwrócić swojego frontu pod Warszawą do czoła atakujących Polaków, zostali wprost zmiażdżeni w ciągu paru zaledwie dni. XVI armja rosyjska, nacierająca na Warszawę, przestała właściwie istnieć. Rozbite arm je rosyjskie, którym groziło oskrzydlenie całkowite, rozpoczęły gwałtowny odwrót na Bug. Bitwa „warszawska", trwająca od 16 do 25 sierpnia 1920 roku zakończyła się peł-nem zwycięstwem wojsk polskich. Część prawo-skrzydłowych wojsk rosyjskich, nie mogąc ujść pogoni polskiej, wycofała się na terytorjum Prus Wschodnich, gdzie została przez Niemców rozbrojona.
Równocześnie pod Zamościem rozegrała się wielka bitwa z rosyjską arm ją konną Bu-diennego. I tam wojska polskie, rozbiwszy dotychczas groźnego Budiennego, ruszyły naprzód, powodując ofensywę polską na całym froncie południowym.
Z końcem września Rosjanie, spróbowali stawić opór w tak zwanej bitwie „nad Niemnem". Po zaciętych walkach opór Rosjan został złamany. Wojska polskie znów ruszyły na wschód, pędząc przed sobą ostatecznie zdemoralizowane wojska czerwone.
Tymczasem już od sierpnia w Mińsku znajdowała się delegacja polska prowadząca rokowania pokojowe, które rozpoczęły się w chwili, kiedy bolszewicy stali pod Warszawą, która lada chwila miała upaść. Początkowe warunki pokojowe, stawiano przez Rosję Sowiecką, były- niezwykle dla Polski ciężkie: granica na Bugu, ograniczenia polskich sił zbrojnych, mieszanie się do wewnętrznych spraw polskich i t. d. Ale w miarę zwycięstw polskich stanowisko Rosjan było coraz bardziej niepewne. Kiedy wreszcie rokowania przeniesiono na teren neutralny do Rygi, ostatecznie odwróciły się role. Teraz delegacja polska miała poza sobą autorytet zwycięskich wojsk polskich, które znów stały daleko na wschodzie, bezpośrednio zagrażając samej Rosji Sowieckiej. W tych warunkach w dniu 12 października 1920 roku podpisano w Rydze zawieszenie broni, które weszło w życie nocą z dn. 18 na 19 października.
Wojna polsko - rosyjska, przypieczętowana wspaniałem zwycięstwem oręża polskiego, została zakończona w dwa lata po wojnie światowej. Europa ostatecznie powracała do życia normalnego, które przez tyle lat było zakłócone straszliwym hukiem dział...
Ostateczne granice Polski na wschodzie
763
wyznaczył Traktat Ryski, układając pokojowe współżycie pomiędzy Polską a sowieckiemi Ro
sją i Ukrainą, co było ostatniem ogniwem pacyfikacji świata powojennego.
ZAKOŃCZENIE.
Kiedy na zachodzie i na południu Europy zamilkły działa, a uzbrojone narody schowały swoje skrwawione miecze do pochew — na arenę wystąpili dyplomaci i )olitycy, aby straszliwe żniwo wojny uporządkować i świat powojenny wtłoczyć w nowe ramy prawne.
Rozpoczęły się żmudne rokowania pokojowe pomiędzy zwycięzcami a zwyciężonymi. Był to ogrom pracy, która miała przebudować świat na nowych zgoła zasadach sprawiedliwości, ładu i bezpieczeństwa. Pracę tę podjęto pod wzniosłem hasłem zabezpieczenia ludzkości przed groźnem widmem nowej wojny, która, jak rozumiano to już wówczas, ogromem swoim i zasięgiem zniszczenia napewno przewyższyłaby rozmiary wojny światowej. Jeśli, jak to dziś rozumiemy, wysiłki polityków i dyplomatów powojennych nie dały tych rezultatów
o których marzyła znękana ludzkość, jeśli świat dzisiejszy nie więcej rządzi się sprawiedliwością, niż dawniej, jeśli jesteśmy bardzo daleko od ładu międzynarodowego, a groza wojny znów wisi nad udręczoną ludzkością — winę tego ponosi przedewszystkiem natura człowieka, nie o wiele mniej niepohamowana i brutalna, niż w epoce kamiennej. I wdnę tę ponosi natura ludzka nietylko z racji dzisiejszych jej wich-rzeń, ale i z racji tego zawodu, który uczyniła twórcom traktatów pokojowych, nadmiernie i doktrynersko wierzącym w świetlany duch ludzkości. Traktaty, zrobione, jakgdyby, na wyrost w stosunku do niedorosłego jeszcze ducha ludzkiego, stały się znacznie mniej w praktyce użyteczne w dziele pokoju, ładu i sprawiedliwości, niż przypuszczano bezpośrednio po wojnie. W imię wdelkich haseł, którym patro-
"*
764
Policja holenderska, ochraniająca zamek w Amerongen.
nował szlachetny prezydent Wilson, zwycięzcy zrzekli się w wielkiej mierze owoców swojego zwycięstwa, zwyciężeni nie zostali ostatecznie przygnieceni do ziemi. Chciano widzieć tylko ludzkość, która wyrzeka się wojny i łaknie sprawiedliwości. Że się to w całości twórcom traktatów nie udało — dziś wiemy o tern dobrze, z niepokojem obserwując mętne jeszcze, ale już kształtujące się zarysy nowej wojny, straszliwego rewanżu, którego idea naruszyła równowagę umysłową narodów zwyciężonych, lecz nie zgniecionych... Dni nasze stają się egzaminem żywotności tych haseł humanitarnych, które potężnie zaważyły na kształtowaniu się świata powojennego. Z niepokojem oczekuje ludzkość wyniku tego egzaminu dziejowego, który zadecyduje o dalszym kierunku rozwojowym ducha ludzkiego... wdół lub wgórę...
Ramy prawne, które ułożyły pokojowe współżycie narodów po wojnie światowej, składają się z szeregu traktatów, na czoło których wysuwa się Traktat Wersalski, zawarty w dn. 28.VL 1919 r. pomiędzy z jednej strony Niemcami, a z drugiej 27 państwami zwycięskiej Koalicji. Na te 27 państw złożyły się tak zwane główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone Stany Zjednoczone A. P., Wielka Brytan-ja, Francja, Włochy i Japonja, oraz inne państwa sprzymierzone i stowarzyszone, a w ich liczbie i Polska (w imieniu Polski Traktat Wersalski podpisali delegaci Roman Dmowski i Ignacy Paderewski. Polska ratyfikowała Traktat w dn. 31.VII. 1919 r . ) .
Traktat Wersalski stwierdził winę Niemiec w wywołaniu wojny światowej, pozbawił ich Alzacji i Lotaryngji (zabranych w 1871 r.) na rzecz Francji, niewielkich obszarów na rzecz Belgji i Danji, Wielkopolski i Pomorza na rzecz Polski, oraz wyznaczył decydujące o przynależności państwowej plebiscyty na Górnym śląsku, w Warmji i w części Prus Wschodnich, w ten sposób ostatecznie wyznaczając zachodnie granice Polski, oraz dając jej dostęp do morza i pewne uprawnienia w Gdańsku, któiy oderwano od Niemiec, przekształcając na wolne miasto pod opieką Ligi Narodów. Traktat Wersalski nadto pozbawił Niemcy kolonij, nałożył na nie olbrzymie odszkodowania wojenne (reparacje), oraz nałożył znaczne ograniczenia pod względem militarnym na lądzie i na morzu, zakazując Niemcom posiadania armji poborowej, ograniczając ich siły zbrojne do stutysięcznej armji werbunkowej (Reichswehra), oraz zakazując używania i produkcji artylerji ciężkiej,
czołgów, lotnictwa wojskowego, gazów, łodzi podwodnych, wielkich pancerników i t. p. Miało to na celu sparaliżowanie niemieckiego imperializmu groźnego dla pokoju świata. Czy były to ograniczenia wystarczające — o tern przekona nas może najbliższa przyszłość. Jedną z najważniejszych części Traktatu Wersalskiego był pakt, powołujący do życia Ligę Narodów, jako międzynarodową instytucję ładu, sprawiedliwości i bezpieczeństwa.
Traktat w St. Germain en Laye został zawarty w dn. 10.IX. 1919 r. pomiędzy Austrją i 5 głównemi mocarstwami oraz 12 innemi państwami Koalicji. Traktat ten sankcjonował rozbiór dawnej monarchji Austzx>-Węgierskiej, powołując do życia na jej obszarach zupełnie niezależne i niezwiązane ze sobą państwa, a mianowicie Czechosłowację, Austrję, Węgry oraz Jugosławję (dawną Serbję), równocześnie przyznając Trydent i Triest Włochom, Galicję — Polsce, Siedmiogród i Bukowinę — Ru-munji, oraz włączając Czarnogórze do Jugosła-wji. Traktat ten znalazł potwierdzenie w Traktacie w Trianon z dn. 4.VI. 1920 r., zawartym przez Koalicję z Węgrami.
Traktat w Neuilly, zawarty w dn. 27.XI. 1919 r. z Bułgarją, pozbawił ją Macedonji na rzecz Jugosławii i Grecji.
Wreszcie Traktat w Sevres, zawarty wT dn. 10.VIII. 1920 r. przez Koalicję z Turcją, dokonywał jej podziału pomiędzy Grecję, Anglję, Francję i Włochy. Jednakże rewolucja turecka, na czele której stanął Kemal - Pasza, nie uznała tego traktatu, a prowadząc szczęśliwie walkę z Grecją, zmusiła Koalicję do znacznej zmiany swoich postanowień w Lozannie w 1922 — 23 r. Turcja pozostała samodzielna, utrzymała się w Europie przez posiadanie Konstantynopola, ale utraciła ogromne obszary w Azji, ograniczona wyłącznie do samej Azji Mniejszej.
W ostatecznym wyniku wojny światowej powstały ponadto na obszarach dawnej Rosji nowe państwa niepodległe. Litwa, Łotwa, Estonja i Finlandja, tak zwane państwa bałtyckie.
Ostatnim ogniwem traktatów był Traktat Ryski pomiędzy Polską a Rosją i Ukrainą So-wieckiemi.
Tak oto wojna światowa skończyła się i świat powrócił do znojnej ale twórczej pracy pokojowej.
Czy jednak na długo?...
765
S P I S R Z E C Z Y . ROZDZIAŁ XVIII.
Str. OGÓLNE POŁOŻENIE PAŃSTW WOJUJĄCYCH NA POCZĄT
KU 1916 R 507
ROZDZIAŁ XIX. KAMPANJA 1916 R 517 KAMPANJA LETNIA, OKRES MAJ — WRZESIEŃ 1916 U. 537
ROZDZIAŁ XX. KAMPANJA PRZECIW RUMUNJ1 JESIENIĄ 1916 R. . . 555
ROZDZIAŁ XXI. PROKLAMACJA DWÓCH CESARZY Z DNIA 5 LISTOPADA
1916 R. W SPRAWIE POLSKIEJ 566
ROZDZIAŁ XXII. OGÓLNE POŁOŻENIE PAŃSTW WOJUJĄCYCH NA WIOSNĘ
1917 R 577
ROZDZIAŁ XXIII. KAMPANJA 1917 R 583
ROZDZIAŁ XXIV. NA PRZEŁOMIE LAT 1917/1918 603
ROZDZIAŁ XXV. KAMPANJA 1918 R 621
ROZDZIAŁ XXVI. WIELKA OFENSYWA NIEMIECKA NA FRONCIE ZACHOD
NIM W 1918 R 630
ROZDZIAŁ XXVII. WIELKA KONTROFENSYWA KOALICJI LATEM IMES1ENIĄ
1918 R . . 651
ROZDZIAŁ XXVIII. DECYDUJĄCA OFENSYWA KOALICJI JESIENIĄ 1918 R.
KLĘSKA NIEMIEC I AUSTRO-WĘGIER. ZAWIESZENIE BRONI 667
ROZDZIAŁ XXIX. SPRAWA POLSKA OD AKTU LISTOPADOWEGO PAŃSTW
CENTRALNYCH DO KOŃCA WOJNY 699
ROZDZIAŁ XXX. WOJNA POLSKI ODRODZONEJ 1918 — 1921 R. . . . 745 ZAKOŃCZENIE 764