jacek hugo-bader biała gorączka

610
Jacek HugoBader Biała gorączka

Upload: patrycja-lukaszek

Post on 12-May-2015

2.059 views

Category:

Documents


7 download

TRANSCRIPT

Page 1: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jacek HugoBader

Biała gorączka

Page 2: Jacek hugo-bader biała gorączka

Seria reportaż

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie

Mariusz Szczygieł Gottland

Włodzimierz Nowak Obwód głowy

Maciej Zaremba Polski hydraulik i inne

opowieści ze Szwecji

Renata Radłowska Nowohucka telenowela

Martin Pollack Dlaczego rozstrzelali

Stanisławów

Klaus Brinkbaumer Afrykańska odyseja

W serii ukażą się m.in.:

Jean Hatzfeld Strategia antylop

Włodzimierz Nowak Serce narodu, koło

przystanku

Jacek Hugo-Bader W rajskiej dolinie wśród

zielska

Riccardo Orizio Zaginione białe plemiona.

Podróż w poszukiwaniu zapomnianych mniejszości

Peter Fróberg Idling Uśmiech Pol Pota

Page 3: Jacek hugo-bader biała gorączka

Chloe Hooper Wysoki

Cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z: M.

Wasiljew, S.Guszczew, Reportaż z xxi wieku, przeł.

W. Kulicki, Warszawa: Wiedza Powszechna, 1960

Page 4: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zamiast wstępu

Pojechałem do zsrr kilka razy w 1991 i 1992

roku i więcej nie chciałem. Fantastyczni ludzie i

obraza rozumu. Wielka sztuka i poniżające

poszukiwania z opuszczonymi spodniami choć

kawałka papieru toaletowego. Wspaniała architektura

i okno wychodzące na górę śmieci na wysokość

drugiego piętra. Zabrakło mi wtedy reporterskiego

zrozumienia, zabrakło determinacji. I oto Jacek

HugoBader wchodzi w imperium dla mnie. Bo kiedy

czytam jego reportaże, mam wrażenie, że specjalnie

dla mnie, czytelnika przeżywa te wszystkie przygody.

Przeżywa je niejako w moim imieniu. Wiem, że inni

też mają takie wrażenie: czytają i czują, że to jest ich

człowiek tam. I włazi, gdzie ja bym się bał wleźć.

Ryszard Kapuściński opisywał imperium z lotu

ptaka; uchwycił mechanizmy myślenia, zachowań,

procesów.

HugoBader opisuje imperium z perspektywy

wałęsającego się psa; chwyta mechanizmy myślenia,

zachowań, procesów i na dodatek szczura za ogon.

Mariusz Szczygieł

Page 5: Jacek hugo-bader biała gorączka

CZĘŚĆ I

ZNIKAJĄCY PUNKT

Czin Li. Wędrowny Chińczyk gdzieś pod

Nowosybirskiem

Page 6: Jacek hugo-bader biała gorączka

Maską w stronę wiatru

Modliłem się tylko, żeby nie nawalił mi w nocy

w tajdze i żebym nie spotkał bandytów. Na pierwsze

z tych nieszczęść byłem przygotowany, na drugie —

nie. Byłem chyba jedynym wariatem, który przez ten

straszny ocean lądu podróżował bez broni, do tego

samotnie.

Ulubionym sportem miejscowych jest

strzelectwo. Jadą normalnie, po prawej stronie drogi,

ale kierownicę też mają z prawej, bo to samochody z

Japonii. Trzymają ją w lewej ręce, więc prawą mogą

bardzo łatwo wystawić przez okno i walić w biegu z

tego, w co są uzbrojeni, do tablic informacyjnych,

znaków drogowych i reklam.

Na wschodzie Syberii nie widziałem jednego

drogowskazu, żeby nie był podziurawiony jak

durszlak. Małe i duże kalibry, ogień pojedynczy,

serie, a czasem ogromne wyrwy po śrutowej

„armacie".

A co kilkadziesiąt kilometrów wrak spalonego

samochodu. Na pewno zepsuły się w zimie, i to nocą,

a ich zrozpaczeni właściciele podpalali je, żeby się

ogrzać.

Page 7: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jest mała szansa, że dzięki temu przeżyli.

Noc

Partacze.

Przed wyjazdem powinni się byli dowiedzieć,

jak przetrwać zimową noc w tajdze.

Zawsze stawiam samochód maską w stronę

wiatru. Na wszelki wypadek. Jeśli wieje z innej

strony, może tłoczyć trujące spaliny do środka.

Zostawiam samochód na wolnych obrotach,

żeby grzał. Paliwa nie zabraknie, bo zużywa tylko

około jednego litra na godzinę, a mam przecież co

najmniej pół zbiornika.

To najświętsza zasada podróżowania w zimie

samochodem po Syberii. Tankować tak często, żeby

zawsze było co najmniej pół zbiornika. Jednak przed

ułożeniem się do snu zawsze wyłączam silnik. Za

duże ryzyko. Wiatr zmieni w nocy kierunek, i już się

nie obudzę. Ale włączam budzik w telefonie. Co dwie

godziny zrywam się i odpalam samochód, żeby

popracował dziesięć, piętnaście minut. Nie chodzi

nawet o to, żeby podgrzać kabinę, tylko silnik i miskę

olejową. I podładować akumulator. Już przy

trzydziestu stopniach mrozu nie ma szans, żeby bez

tych manewrów auto rano odpaliło, bo olej silnikowy

robi się gęsty jak plastelina. Raz przy takiej

Page 8: Jacek hugo-bader biała gorączka

temperaturze dolewałem go do silnika i przy okazji

uzupełniałem płyn hamulcowy i do wspomagania.

Wszystkie były tak gęste, że nie chciały wylecieć z

butelki.

Ale załóżmy, że rozładował się telefon i nie

obudziłem się aż do rana. Trzeba rozpalić ognisko.

Oczywiście nikt rozsądny nie podróżuje przez

Syberię bez siekiery. Rąbiesz drewno i ustawiasz

stos, ale nie podpalisz go nawet benzyną, bo jest

straszny mróz, wiatr i wszystko uwalane w śniegu.

Woziłem ze sobą w bańce gotową mieszankę

benzyny z olejem silnikowym w proporcjach jeden do

jednego. Od tego zajmie się nawet mokre drewno.

Ale załóżmy, że utknąłem na zabajkalskich

stepach, a nie w tajdze. Nie ma opału. Ale ja mam go

ze sobą. Z Europy wiozę na Sybir karton drewna.

Rzecz jasna nie chodzi o to, żeby pogrzać ręce.

Trzeba wziąć ognisko na łopatę (jest tak samo ważna

jak siekiera) i wsunąć je pod samochód, ogrzać silnik,

a przede wszystkim miskę olejową. Równie dobrze

mogę to zrobić palnikiem benzynowym. To bardzo

proste urządzenie podobne do małego miotacza

płomieni, które kupiłem w sklepie z żelastwem za

sześćset rubli (sześćdziesiąt złotych).

Ale załóżmy, że mróz jest tak straszny, a ty

spałeś tak długo, że akumulator rozładował się do

Page 9: Jacek hugo-bader biała gorączka

zera. Ja mam drugi. W kabinie, gdzie jest znacznie

cieplej. Nie muszę go nawet przenosić, bo połączony

jest z pierwszym kablami. Wystarczy przestawić

przełącznik.

Ale załóżmy, że zepsuł się silnik, który cię

grzeje. Musisz przetrwać co najmniej do rana.

Wprawdzie Sybiracy mają powiedzenie, że u nich

nawet wroga nie zostawia się samego w tajdze, ale

nie dotyczy to sytuacji drogowej i nocy. Ruch wtedy

bardzo maleje, choć nie zamiera, lecz nie ma takiej

siły, która zmusiłaby rosyjskiego kierowcę, żeby

zatrzymał się po zachodzie słońca. Boją się

bandytów.

Najlepszym rozwiązaniem jest webasto,

autonomiczne ogrzewanie napędzane małym

silnikiem spalinowym, które grzeje niezależnie od

pracy samochodu. Kosztuje tysiąc euro, więc

poskąpiłem sobie, ale mam małą maszynkę

turystyczną do gotowania, którą rozpalam w kabinie,

a przed pójściem spać gaszę, żeby oszczędzać gaz. W

nocy grzeje mnie jedna albo dwie świece, które

ustawiam na podłodze. Najniższa temperatura, przy

której spędziłem noc w samochodzie, nad ranem

spadła do minus trzydziestu sześciu stopni, a w

kabinie było tylko piętnaście stopni mrozu.

Oczywiście mam wspaniały puchowy śpiwór i

Page 10: Jacek hugo-bader biała gorączka

puchową kurtkę, i zawsze zapas picia i jedzenia na

kilka dni.

Marzenie

W marcu 1957 roku, być może dziewiątego o

godzinie trzynastej, w sobotę, bo w soboty odbywały

się cotygodniowe zebrania działu nauki

„Komsomolskiej Prawdy", dwóch reporterów dostało

od redaktora naczelnego niezwykłe polecenie. (Tego

dnia i o tej godzinie na podłodze z pastowanych

desek między kuchnią a sypialnią w mieszkaniu

mojej babci przy ulicy Warszawskiej 62 w

Sochaczewie niespodziewanie przyszedłem na świat).

— Trzeba opowiedzieć naszym czytelnikom o

przyszłości — mówił naczelny „Prawdy". —

Opiszcie, jak będzie się żyło w Związku Radzieckim

za jakieś pięćdziesiąt lat, powiedzmy w

dziewięćdziesiątą rocznicę Wielkiej Socjalistycznej

Rewolucji Październikowej.

To znaczy w 2007 roku.

Książka Michaiła Wasiljewa i Siergieja

Guszczewa, dziennikarzy „Komsomołki" nosi tytuł

Reportaż z xxi wieku. Autorzy pisali, że na co dzień

będziemy używali mózgów elektronowych

(nazywamy je dzisiaj komputerami), miniaturowych

stacji nadawczoodbiorczych (komórek),

Page 11: Jacek hugo-bader biała gorączka

bibliotransmisji (czyli internetu), samochody

będziemy otwierali na odległość (a więc pilotem),

zdjęcia robili aparatem elektrycznym (cyfrowym) i

oglądali telewizję satelitarną na płaskich ekranach.

Pisali o tym w czasie, kiedy w domu, w którym

przyszedłem na świat, nie było nawet czarnobiałego

telewizora, toalety i telefonu, żeby zadzwonić po

lekarza.

Wasiljew i Guszczew najwięcej czasu spędzili

w moskiewskich pracowniach Akademii Nauk zsrr, a

potem myślami przenieśli się w przyszłość i

wspaniałym odrzutowcem ruszyli w podróż na

Syberię 2007 roku.

Postanowiłem zrobić sobie prezent na

pięćdziesiąte urodziny i ruszyć z tą książką przez całą

Rosję, z Moskwy do Władywostoku. Ale nie polecę

przecież samolotem tak jak autorzy Reportażu z xxi

wieku. Pociągiem z kolei jeździłem tam już kilka

razy.

Boże kochany! Toż nadarza się jedyna okazja,

żeby powtórzyć wyczyn Kowalskiego!

Amerykańskiego mechanicznego wojownika,

półboga, samotnego jeźdźcy, ostatniej na tej planecie

bohaterskiej duszy, dla której prędkość oznaczała

wolność. Tak o nim mówili w Znikającym punkcie,

Page 12: Jacek hugo-bader biała gorączka

głośnym amerykańskim filmie, który w latach

siedemdziesiątych stał się buntowniczym manifestem

mojego pokolenia. Wreszcie jest okazja, żeby

zrealizować młodzieńcze marzenie i tak jak on

samotnie przeskoczyć samochodem cały kontynent,

tylko że mój jest dwa i pół razy większy od Ameryki,

a ja uparłem się, że pojadę zimą. Koniecznie chciałem

posmakować jej na Syberii.

— Ziiiimąąąąą?! Jeśli nie wrócisz na Boże

Narodzenie, możesz w ogóle nie wracać —

powiedziała żona i wiem, że nie żartowała.

Cholera! To znaczy, że muszę się spieszyć. Tak

jak Kowalski! Tylko że ja na święta, a on, bo założył

się o działkę speeda. I miał dodge'a challengera

rocznik siedemdziesiąty z silnikiem cztery i cztery

dziesiąte litra, który wyciągał do dwustu

pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Problemy mieli z nimi wszyscy podróżnicy, nie

wyłączając Kolumba, Amundsena, Livingstone'a czy

Nansena.

Szef działu reportażu powiedział, że nie ma

mowy, żeby wysłał mnie za granicę na kilka

miesięcy, bo pożarłbym budżet na delegacje dla

całego działu.

Osobiście więc zadzwoniłem i wysłałem

Page 13: Jacek hugo-bader biała gorączka

pisemną propozycję współpracy do szefów

marketingu polskich przedstawicieli koncernów

samochodowych, których znalazłem w książce

telefonicznej. Potrzebowałem pieniędzy i samochodu,

argumentując, że nie będzie dla niego lepszej

reklamy, niż jeśli przetrwa ze mną drogę na drugi

koniec euroazjatyckiego kontynentu, zimą, przez całą

Rosję — z Warszawy do Władywostoku.

Toyota, Nissan, Honda, Hyundai, Suzuki,

Subaru, Mitsubishi, kia, wszystkie azjatyckie marki, a

także Volvo nawet nie odpowiedziały na moje

zaproszenie. Do Francuzów, Fiata i Forda nie

dzwoniłem, bo mój brat, który zna się na

samochodach, powiedział, że autem na literę „f" mnie

nie puści, bmw, Mercedes i Land Rover nie miały

„wolnych mocy samochodowych". Jeep gotów był

dać samochód, ale bez pieniędzy. Na wszystkie

warunki przystała tylko firma Kulczyk Tradex,

importer audi, volkswagenów i porsche.

Zaproponowali potężną, luksusową terenówkę

Audi Q7. Napęd na cztery koła, benzynowy silnik

cztery i dwie dziesiąte litra, trzysta pięćdziesiąt koni

mechanicznych, do setki w siedem sekund,

maksymalna prędkość dwieście czterdzieści

kilometrów na godzinę — dwie i pół tony burżujstwa

za trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych. Oczyma

Page 14: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyobraźni zobaczyłem siebie, jak podjeżdżam na

piwo pod sklep w zrujnowanym kołchozie Mieczta

Ilicza i gadam z miejscowymi chłopakami o życiu.

Zima się zbliża, a ja ciągle odwlekam

podpisanie umowy ze sponsorem. Całą filozofię

mojej pracy dziennikarskiej mogę streścić w dwóch

słowach — wtopić się. Zlać z tłem, nie wyróżniać, nie

rzucać w oczy, przemykać niepostrzeżenie, a w

kołchozie Mieczta Ilicza biłbym moim Q7 po oczach

jak kosmita. Poza tym mój system pracy jest bardzo

bezpieczny, bo nie przyciąga uwagi złych ludzi.

Zadzwoniłem do sponsora i oznajmiłem, że

wezmę pieniądze, a samochód nie będzie mi

potrzebny.

Tak się rozstaliśmy.

Zdesperowany poszedłem do naczelnych.

Rzuciłem mapę na stół, opowiedziałem o moich

marzeniach, że jestem po rozwodzie z doktorem

Kulczykiem i jak nie dadzą mi pieniędzy, wezmę od

żony (bo ona trzyma kasę), ale to wstyd, żeby biedna

kobieta sponsorowała „Wyborczą". I dali. Ale na

samochód nie starczyło, więc dwadzieścia pięć

tysięcy złotych musiała wyłożyć żona.

Postanowiłem, że kupię w Moskwie rosyjski

samochód na miejscowych numerach, i w ten sposób,

Page 15: Jacek hugo-bader biała gorączka

nie rzucając się w oczy, spokojnie dotrę nad Ocean

Spokojny. Z ruskich aut napęd na cztery koła mają

tylko łady niwy, ale miejscowi fachowcy mówią, że

za Uralem nie potrafią ich porządnie naprawiać, i

łaziki, które w każdym kołchozie nawet traktorzysta

zreperuje mi młotkiem, bo to podobno najmniej

skomplikowane auta na świecie.

uaz469 (Ulianowskij Awtomobilnyj Zawód),

którego dla siebie szukałem, nazywany jest

sowieckim jeepem albo ruskim kruzakiem, bo tak od

japońskiego land cruisera mówią tutaj o wszystkich

samochodach terenowych. Najczęściej mówi się

krótko „ułaz" albo „łazik", bo wszędzie wejdzie. Ten

model produkowany jest w niezmienionej formie od

1972 roku, a z taśmy ciągle schodzi także terenowy

mikrobus zwany, z racji kształtu, buchanką, czyli

bochenkiem. Za Uralem nazywają go tabletką. Nie

zmienił się ani na jotę od 1958 roku. Oba modele

ważą po dwie i pół tony, mają benzynowe silniki o

pojemności dwa i cztery dziesiąte litra,

czterostopniowe skrzynie biegów i moc zaledwie

siedemdziesięciu dwóch koni mechanicznych.

Ułazy były sprzedawane do osiemdziesięciu

krajów, przeważnie Trzeciego Świata. Do dzisiaj w

Polsce zarejestrowanych jest siedemnaście tysięcy

łazików pamiętających rwpg i Układ Warszawski. W

Page 16: Jacek hugo-bader biała gorączka

latach siedemdziesiątych Rosjanie pokonali na tych

samochodach Saharę i po lodowcu wspięli się na

Elbrus do wysokości czterech tysięcy dwustu metrów.

Po rosyjskich drogach jeżdżą dwa miliony łazików.

— Lubisz majsterkować? — zapytał Grisza,

kiedy poprosiłem, żeby mi pomógł kupić jednego z

nich.

— Nienawidzę — odpowiedziałem szczerze.

— To polubisz.

Griszę znalazłem w internecie. Jest członkiem

klubu miłośników ułazów. Czterech jego kolegów

przypłaciło tę namiętność życiem, bo próbowali spać

w swoich autach przy włączonym silniku. Na

peryferiach Moskwy Grisza prowadzi maleńki

warsztacik dla członków klubu.

Bardzo trudno znaleźć w Moskwie porządnego

łazika, bo to samochody tylko dla wojska, do pracy w

lesie i dla rolnictwa, na szczęście w trakcie

poszukiwań okazało się, że jeden z członków klubu

chce sprzedać swoje auto. Nie było tanie. Jak dla

mnie sto siedemdziesiąt tysięcy rubli (siedemnaście

tysięcy złotych), ale Grisza wie, że jest w dobrym

stanie. To samochód z 1995 roku na archaicznych

resorach jak w konnej bryczce, ale trzy lata temu

Grisza wymienił w nim całe nadwozie wraz z

Page 17: Jacek hugo-bader biała gorączka

karoserią na fabrycznie nowe, dał większe koła,

kierownicę z eleganckiej wołgi, zamienił hamulce na

tarczowe i dołożył luksus niespotykany w tych

topornych jak taczki samochodach — wspomaganie

kierownicy.

Najważniejsze, że Andriej, właściciel łazika,

zgodził się sprzedać mi go na notarialne

pełnomocnictwo, a więc przez trzy lata będę mógł

jeździć na jego numerach. Gdybym chciał

przerejestrować samochód na swoje nazwisko, w

różnych urzędach spędziłbym w kolejkach co

najmniej dwa tygodnie.

Urwałem Andriejowi jeszcze dziesięć tysięcy

rubli, wypiliśmy po kielichu i przewiozłem samochód

do warsztatu Griszy, żeby go przygotował do

warunków arktycznych. Osiem tysięcy rubli

kosztował mnie notariusz, przegląd techniczny i nowe

ubezpieczenie oc. Dwadzieścia cztery tysiące (dwa

tysiące czterysta złotych) dałem Griszy na zapasowe

części i potrzebne materiały.

Mój ułaz nie miał pasów bezpieczeństwa, więc

kazałem je założyć. W europejskiej części Rosji nikt,

z milicją włącznie, nie przestrzega obowiązku jazdy

w pasach, podobnie jak jazdy na światłach przez całą

dobę.

Page 18: Jacek hugo-bader biała gorączka

Chciałem też mieć radio z odtwarzaczem cd,

skoro planowałem spędzić za kierownicą kilka

tygodni, a zamiast tylnej kanapy miejsce do spania.

Trzeba było zainstalować drugi akumulator,

dodatkowy grzejnik (wzięliśmy z wołgi), wyłożyć

blaszaną podłogę ciepłą pianką, ocieplić maskę i

zasłonić nawiew zimnego powietrza od spodu silnika.

Grisza zastosował też patent z łady, dzięki któremu

silnik mojego samochodu miał oddychać ciepłym

powietrzem, i założył nowy rozrusznik, bo psują się

na potęgę. Stary wziąłem na zapas. I dodatkową

pompę paliwową.

Samochód miałem odebrać w środę, ale nawet

nie zaczęli go robić, a gdy pojechałem do warsztatu w

piątek, z podwórka wygonił mnie kolos o rozmiarach

filara mostowego i z bandycką mordą, który

wygramolił się z małej, czerwonej wyścigówki.

Dzwonię do Griszy, a ten płacze, że jest tragedia i nie

może ze mną rozmawiać. Tłumaczy, że zalega

gangsterom z haraczem, a teraz jeździ po mieście i

próbuje pożyczyć pieniądze.

Samochód odebrałem w niedzielę w nocy.

Grisza wziął za robotę dziewięć tysięcy rubli

(dziewięćset złotych), więc gotowe do drogi auto

kosztowało mnie dwieście jeden tysięcy (dwadzieścia

tysięcy i sto złotych).

Page 19: Jacek hugo-bader biała gorączka

Na koniec udzielił mi instrukcji obsługi łazika.

Każdy dzień zaczynam od sprawdzenia poziomu

oleju, płynu hamulcowego i chłodzącego. Codziennie

jadę na innym akumulatorze, żeby się na przemian

ładowały, i nie zwracam uwagi na to, że nie można

wyłączyć ogrzewania („Przecież jest zima"), nie

działają wskaźniki paliwa („Trzeba poświecić latarką

do zbiornika"), koło zapasowe jest dużo mniejsze od

pozostałych („Do wulkanizacji jakoś dojedziesz"),

bardzo źle wchodzi trzeci bieg przy redukcji z

czwórki i nie działa klakson, bez którego czuję się jak

ułomny.

Wiecie co to jest mikrosekunda?

Odcinek czasu między pojawieniem się żółtego

światła a klaksonem za plecami. Tak cudzoziemcy

żartują z rosyjskich kierowców, którzy trąbią jak

opętani.

Łyżwy

I nie włączają świateł, dopóki cokolwiek widać,

a długich nie wyłączają, nawet kiedy ty to zrobisz.

Pierwszeństwo ma większy. A jak zmieniają koło,

rozerwaną oponę lubią podpalić. Śmierdzące ognisko

zamiast trójkąta. Bardzo często nie rozbierają się w

samochodzie i cały dzień jadą w palcie i futrzanej

czapce.

Page 20: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rosjanie giną na drogach jak muchy. W 2007

roku życie straciło ponad trzydzieści trzy tysiące

osób, tyle co w całej Unii Europejskiej, która ma trzy

i pół razy więcej mieszkańców i sześć razy więcej

samochodów. Na poboczu co parę kilometrów

symboliczne nagrobki. To najczęściej żelazny cokolik

z gwiazdą na szczycie albo zespawany z drutu

zbrojeniowego ażurowy postument podobny do

stojaka na kwiaty z lat sześćdziesiątych. Rosyjskim

zwyczajem przy wielu nagrobkach stoi ławeczka i

stolik z przyśrubowanym wazonem. W wazonie

sztuczne kwiaty. Czasami zatrzyma się tam jakiś

szoferak, zostawi koledze zapalonego papierosa, dwa,

trzy na zapas i zapałki, a bywa, że małą buteleczkę z

resztówką wódki, od której chłopak zapewne zginął.

Z Moskwy wyruszyłem dwudziestego

czwartego listopada. Już pierwszego dnia zepsuł się

odtwarzacz cd. Nie wytrzymał potwornych

wstrząsów, bo im dalej na wschód, tym droga gorsza.

Potem był Kazań, Ufa, a na Uralu zaczęła się Azja i

radykalnie zmienił się klimat. Temperatura spadła o

kilkanaście stopni. Objechałem Czelabińsk,

przeciąłem Omsk, Nowosybirsk i stanąłem w

Krasnojarsku. Skręciłem prosto na południe do

Chakasji i Tuwy. Po dwóch tygodniach wróciłem tą

samą drogą do Krasnojarska i pomknąłem na

Page 21: Jacek hugo-bader biała gorączka

południowy wschód do Irkucka.

Przejechałem już siedem tysięcy siedemset

kilometrów. Za kilka dni święta, więc łazika

zostawiam na parkingu, akumulatory u Loszy,

mojego irkuckiego przyjaciela, i lecę do kraju.

Wróciłem po miesiącu. Przede mną

najtrudniejszy, najbardziej lodowaty fragment drogi,

a raczej bezdroży. I luty — najzimniejszy miesiąc.

Jadąc wokół Bajkału, dotarłem do Ułan Ude.

Chciałem to święte morze Syberii, w którym jest

więcej wody niż w Bałtyku, przeskoczyć po lodzie,

ale zamarza dopiero w połowie stycznia. Ja dotarłem

tam drugiego lutego. Miejscowi stanowczo odradzili

przeprawę przez Bajkał, ale za to założyłem łyżwy,

które wiozłem przez pół świata, i z chłopakami ze

Sludianki pograłem w hokeja. A na tafli zobaczyłem

najbardziej niezwykłego łazika na świecie. W

podłodze miał wyciętą dziurę do łowienia ryb spod

lodu, a z dachu wystawała dymiąca rura od

węglowego piecyka. Sybirskie webasto, można

powiedzieć.

Z Ułan Ude pojechałem do Czyty, za którą

kończy się normalna droga, asfalt, ludzkie siedziby i

cywilizacja. Ponad dwa tysiące kilometrów do

Chabarowska tylko góry, bagna, śnieg i tajga.

Page 22: Jacek hugo-bader biała gorączka

W 2007 roku na blogu „Dark Roasted Blend"

internauci z całego świata wybierali najbardziej

niebezpieczne i pochłaniające najwięcej ofiar drogi na

naszej planecie. Z sześciu wytypowanych trzy

znajdują się w Rosji. Jedna na kaukaskiej granicy

między Gruzją a Rosją, natomiast dwóch pozostałych

miałem okazję posmakować. Najpierw w Moskwie,

bo to czteroipółkilometrowy tunel Lefortowo, który

przebiega pod rzeką i przecieka, a gdy przychodzą

mrozy, robi się ślisko jak na lodowisku do hokeja na

Łużnikach.

Druga droga śmierci, którą jechałem, odłącza

się od mojej trasy, ale urodą niczym się od niej nie

różni. To biegnąca na północ autostrada do Jakucka.

„Autostrada" to stanowczo za dużo powiedziane. To

wąski, kręty, w lecie błotnisty, a w zimie zawalony

śniegiem trakt biegnący po wiecznej zmarzlinie bez

odrobiny asfaltu. Dotarłem nim do miasta Tynda,

skąd dalej, przez tajgę, wędrowałem do

zaprzyjaźnionych pasterzy reniferów.

Wiosną 2006 roku w środkowym odcinku drogi

do Jakucka roztopy uwięziły kilkaset samochodów.

W straszliwym błocie ugrzęzły nawet gąsienicowe

pojazdy wysłane na ratunek. Po kilku tygodniach

zdesperowani ludzie z bronią w ręku zaczęli walczyć

między sobą o żywność.

Page 23: Jacek hugo-bader biała gorączka

Do Chabarowska dotarłem pod koniec lutego,

stamtąd miałem już tylko siedemset siedemdziesiąt

kilometrów niezłej drogi do Władywostoku, gdzie

kończyłem podróż.

Śnieg

Zjeść po drodze można w barze albo w

kawiarni, ale słowo to nie znaczy, że są tam ciastka,

likiery, kawa i herbata — raczej kotlety, barszcz,

śledzie i wódka. Słowo „blinnaja" na szyldzie nie

znaczy, że podają tam bliny, „bułocznaja" że bułki, a

„szaszłycznaja", że szaszłyki, ale jest to możliwe.

W zakusocznej z zakąskami może być problem,

ale zupę i drugie podadzą.

To najczęściej obskurne budy, baraki, większe

kioski. Im dalej na wschód, tym bardziej paskudne.

Brudna cerata, tłuste widelce, nie ma gdzie umyć rąk,

a za potrzebą trzeba wyjść na zewnątrz.

Ot, choćby zakusocznaja koło miasteczka

Jerofiej Pawłowicz na Syberii. Z tyłu budynku

ogromny, kipiący śmietnik i beczka przecięta na pół.

W obu połówkach bez przerwy tlą się śmieci. Obok

kibel, z którego nikt nie korzysta. Z dwojga złego

wolą obok śmietnika.

Kto tutaj nie przystanął! Ten mało dzisiaj pił, bo

zostawił w śniegu bardzo żółtą dziurę. Pewnie

Page 24: Jacek hugo-bader biała gorączka

pieriegonszczik, który we Władywostoku kupił

japoński, używany samochód i teraz gna nim na

zachód, do domu. Zawsze bardzo się spieszą, rzadko

stają, żeby coś zjeść i wypić, śpią w samochodach.

Ten z kolei długo jechał i długo nie sikał, bo jego

dziura jest wielka i głęboka. Pewnie dalnobojszczik,

człowiek dalekiego boju, długiej trasy, po naszemu

— tirowiec. To zawodowcy, jedzą i piją w biegu i też

nie lubią stawać.

Ten był tu w czasie wiatru albo artysta, bo lubi

zrobić wzorek. Najpewniej jednak był na bani i

chwiał się na nogach. Prawie każdy kierowca lubi

tutaj wypić do obiadu. W dziczy między Czyta a

Chabarowskiem na sto procent nie spotka się

milicjanta na służbie. Chyba że jedzie prywatnie. To

jest jego ślad. Równy, zdyscyplinowany, a jeśli z

zakrętem, to pod kątem prostym.

Nikt przez Syberię nie podróżuje samotnie.

Pieriegończycy jadą grupami po kilka samochodów,

żeby sobie pomagać w razie awarii. Często, jeśli

któryś ma znajomego żołnierza albo milicjanta,

opłacają go, żeby jechał z nimi pod bronią i w

mundurze. Chroni ich przed bandytami i milicją, bo

mundurowi, wiadomo, zawsze się dogadają.

A tutaj z pewnością przykucnęła kobieta, bo

dziura zrobiona pod dużym kątem. Kobieta tutaj to

Page 25: Jacek hugo-bader biała gorączka

rzadkość. Czasami towarzyszy mężowi, żeby nie

usnął w trasie. Pieriegończycy, szczególnie ci

zawodowi, którzy kupują samochody na handel, to

przeważnie bardzo młodzi, nieżonaci mężczyźni. To

jego ślad. Swoją dziurę zrobił ze dwa i pół metra od

miejsca, gdzie stał.

A ten odwrotnie. Ma problem z prostatą i

jeszcze nasikał sobie na buty. Pewnie ma siedzącą

pracę albo niemłody już człowiek. Może zawodowy

kierowca albo reporter.

Wszyscy ludzie drogi wożą ze sobą żelazną

rację żywnościową. Ja od lat stosuję kiełbasę

myśliwską, ale wysuszoną do przesady. Jest twarda

jak patyk, nie da się jej normalnie ugryźć, ale można

wolno żuć. Rosjanie przepadają za suszoną rybą,

która nadaje się do jedzenia przez kilka lat.

Widziałem na Syberii kierowców ciężarówek, którzy

zapas kalorii i białka wozili w postaci struganiny.

Przechowują ją w schowku z narzędziami albo kołem

zapasowym, bo to wielka, surowa, zamrożona ryba,

którą w miarę potrzeby struga się dużym nożem jak

klocek drewna, a wióry macza w soli z pieprzem i

szybko zjada. Rozmrożona struganina jest nie do

przełknięcia, a bez wódki żrą ją tylko psy.

Wyrko

Page 26: Jacek hugo-bader biała gorączka

Każdy dzień starałem się kończyć w większym

mieście, gdzie mogłem znaleźć hotel. Jeśli noc

zastawała mnie na odludziu, spałem w samochodzie

albo jechałem do najbliżej wioski, szukałem domu, w

którego oknach były kwiaty, i prosiłem o nocleg.

Rosjanie lubią pomagać, jeśli się ich o to poprosi.

Sami z siebie prawie nigdy tego nie robią.

Na wschód od Uralu nie ma przyzwoitych

przydrożnych moteli. Byłem w trzech. Wynajmują

łóżka w dwu— lub czteroosobowych pokojach na

godziny. Jedna kosztuje czterdzieści rubli (cztery

złote), ale trzeba zapłacić z góry co najmniej za sześć.

Jeśli śpisz więcej, dopłacasz później. Swoje

bagaże i akumulator samochodowy chowasz do

kanapy, na której leżysz, więc jesteś spokojny, że we

śnie cię nie okradną.

Łazik w tym czasie stoi na parkingu. Trzy

miesiące był w podróży i tylko jedną noc spędził na

ulicy bez ochrony, nie licząc tych kilku, kiedy ja w

nim spałem. Zawsze ktoś go pilnował.

Tak jak większości samochodów w Rosji. Jaka

to armia ludzi jest potrzebna, żeby pilnować

wszystkich, wszystkiego i wszędzie! Bo nie tylko

samochodów. Pilnują domów, ludzi, ogrodów, upraw,

lasów, zwierząt leśnych, hodowlanych... Dziesiątki,

Page 27: Jacek hugo-bader biała gorączka

setki tysięcy, miliony mężczyzn nie robi nic, tylko

dogląda, ma baczenie, pilnuje, strzeże i czuwa, by

inni mężczyźni nie ukradli tego, czego oni pilnują.

Miliony ochroniarzy, cieciów, stróżów, pilnowaczy,

goryli — urodzonych, wychowanych,

wykształconych tylko po to, żeby pilnować

przedmiotów.

Kiedy zapytam pięciu rosyjskich mężczyzn,

czym się zajmują, prawie na pewno jeden odpowie,

że jest kierowcą, a dwóch, że pracuje w ochronie.

Nie licząc milicjantów.

Mienty

To półtoramilionowa armia ludzi. Statystycznie

na stu obywateli Rosyjskiej Federacji przypada jeden

milicjant. Cztery razy więcej niż w Polsce.

A gaisznicy (gai — Gosudarstwiennaja

Awtomobilnaja Inspiekcja), czyli drogówka, to

profesja bardziej znienawidzona i pogardzana niż

biblijni celnicy w państwie żydowskim.

Prokuratura generalna obliczyła, że dochody

urzędników państwowych z korupcji równają się

trzeciej części budżetu Rosji. Oznacza to, że wysysają

ze społeczeństwa około stu dwudziestu pięciu

miliardów dolarów w ciągu roku. Ogromny w tym

udział ma milicja, zwłaszcza drogowa. O jej

Page 28: Jacek hugo-bader biała gorączka

niewiarygodnej bezkarności, pazerności i korupcji

krążą legendy.

W mieście albo poza nim, na skrzyżowaniu,

rondzie albo na prostej drodze bardzo często można

spotkać samotnego milicjanta, który podjechał

prywatnym samochodem, nierzadko po godzinach

pracy, żeby kontrolować kierowcom dokumenty.

Zwykle jest jegomościem w podeszłym wieku,

oficerem, nawet pułkownikiem, ale wydaje córkę za

mąż, zmienia samochód lub kupuje mieszkanie i

gwałtownie potrzebuje pieniędzy.

Nie ma takiej siły na świecie, która pozwoliłaby

wyrwać się z jego łap. Jeśli mient postanowi, że

zabulisz — jesteś bez szans. (Mient to gliniarz i w

języku rosyjskim znaczy mniej więcej to samo co

polskie „męty"). Możesz być trzeźwy, mieć sprawny

samochód, porządek w dokumentach i nie popełnić

żadnego wykroczenia, ale zapłacisz za nieschludnie

wyglądający samochód albo brudną rejestrację.

Jeśli właśnie wyjechałeś z myjni, milicjant

bierze twoje dokumenty, każe czekać w samochodzie

i idzie kontrolować inne auta. Po kwadransie diabli

cię biorą, więc interweniujesz, a on, że przecież

miałeś siedzieć w samochodzie. Na poboczu czeka

już kilku takich. Po kolejnym kwadransie wyjmujesz

z portfela pięćset rubli i dajesz w łapę „na

Page 29: Jacek hugo-bader biała gorączka

pożegnanie".

Bardziej finezyjne sposoby trzeba zaaranżować.

Przed policyjnym posterunkiem stoi znak stop, żeby

zatrzymać się do kontroli dokumentów. Kontrolujący

milicjant stoi dziesięć metrów dalej. Posłusznie przy

nim stajesz.

— Dlaczego naruszyliście? — pyta zawsze,

mając na myśli przepisy.

— Broń Boże! Niczego nie naruszyłem —

tłumaczysz się.

— Nie stanęliście przy znaku stop.

— Przecież stoję.

— Ale znak był wcześniej — pokazuje palcem.

Łapówka za takie wykroczenia kosztuje tysiąc

rubli (sto złotych). Nie wiem, ile wynosiłby oficjalny

mandat, ale nikt ich w Rosji nie płaci. Kiedy się temu

dziwię, nawet kierowcy, ofiary milicjantów, mówią,

że tak być musi, bo oni bardzo mało zarabiają. To

prawda. Władza utrzymuje ich płace na najniższym

poziomie, bo wie, że sobie radzą.

Między Czelabińskiem a Omskiem spotkałem

Marata, Kazacha z Pietropawłowska. W przydrożnym

barze pił wodę z kranu. Był śmiertelnie zmęczony,

zrozpaczony i głodny, bo nie jadł od dwóch dni.

Page 30: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kupił w Hamburgu samochód i na niemieckich

numerach jechał do domu, a z każdym kilometrem

topniał zapas pieniędzy na drogę. Oszczędzał na

jedzeniu, aż wreszcie przestał jeść. Przed

Czelabińskiem po raz ostatni zatankował samochód.

— A przed Kurganem uklęknąłem przed

milicjantem i błagałem, żeby się zlitował —

opowiada zapłakany Kazach. — Przecież nic już nie

mam. Pokazałem mu portfel, puste kieszenie... Nie

było litości. Wziął moją kurtkę i ten pusty portfel. Na

następnych posterunkach oddałem zapasowe koło,

lewar, rzeczy osobiste, a przy ostatniej kontroli

odkręciłem boczne lusterka, żeby mnie przepuścili.

Nakarmiłem Marata i dolałem mu benzyny, ale

sam na rosyjskich milicjantów nie mogę narzekać.

Zawsze mi pomagali, pokazali drogę, dobrze

poradzili. Cztery razy łapali mnie na wykroczeniach,

na przykład na zawracaniu na moście, ale zawsze

udawało mi się wykręcić. Musiałem tylko dokładnie

opowiadać, kim jestem, dlaczego sam, co to za auto,

skąd i dokąd jadę. To robiło tak piorunujące

wrażenie, że pozwalali mi przenocować w

samochodzie na swoim poście, czyli stałym

posterunku milicji drogowej, ustawianym przy

rogatkach i skrzyżowaniach dróg. Innym razem w

honorowej asyście odwieźli mnie do hotelu w mieście

Page 31: Jacek hugo-bader biała gorączka

i sami odstawili mój pojazd na ciepły parking pod

dachem.

Tak jak kierowcy ciężarówek lubiłem

zatrzymywać się na noc przy postach, bo tam jest

bezpiecznie. Bardzo często to małe drogowe fortece z

zasiekami z drutu, kolczatkami, betonowymi

zaporami, workami z piaskiem i karabinami

maszynowymi w okienkach strzelniczych. Czasami

stoją wewnątrz ronda, przez które samochody mają

obowiązek przejechać w jednym rzędzie z prędkością

pięciu kilometrów na godzinę, zachowując między

sobą odstęp dwudziestu metrów. Oczywiście

funkcjonariusze są w kamizelkach kuloodpornych i z

długą bronią.

W Kuzbasie, wielkim okręgu przemysłowym

znanym ze straszliwego bandytyzmu, na wielu

posterunkach drogowych stoją samochody pancerne.

Tylko jeden raz musiałem zapłacić, chociaż

ślubowałem sobie, że nigdy ani policjantowi, ani

milicjantowi nie dam łapówki. Wolę płacić mandaty.

To było na ruchliwej drodze m7, na wielkich i

równych stepach między Kazaniem a Ufą. Jeśli

zdarzy się tam podjazd, nie jest stromy, ale może

mieć dwa, trzy kilometry, i tak samo długa jest linia

ciągła, na której nie wolno wyprzedzać. Wzdłuż niej

Page 32: Jacek hugo-bader biała gorączka

na holu ciągnęły się dwa samochody ciężarowe. Koła

ledwo się kręciły. Na pewno jechały wolniej, niż stary

człowiek idzie o kulach.

Razem z innymi samochodami wyprzedziłem

ten konwój, a po przejechaniu kilkuset metrów

zobaczyłem milicjanta z lornetką.

Jego kolega zatrzymywał wszystkich, którzy

zrobili to co ja. Na poboczu stało kilkadziesiąt aut.

Wszyscy bez protestu dawali w łapę po tysiąc rubli,

bo w Rosji za wyprzedzanie na ciągłej można odebrać

prawo jazdy na pół roku.

Zapłaciłem i odjechałem. Ale po kilkuset

metrach stanąłem. Konwój z zepsutą ciężarówką

właśnie wtoczył się na wzniesienie. Szybko zawrócił,

zjechał, znowu zawrócił i co chwila wyprzedzany

przez inne samochody, rozpoczął mozolną

wspinaczkę pod górkę.

Koń

Polowy mundur, pod spodem marynarka, a do

tego buciory, które ledwo mieszczą się w

strzemionach. Z tyłu po bokach rowerowe sakwy, za

plecami śpiwór, plecak, a z przodu na kulbace

materac. Twarz prawie czarna, brudna i ogorzała od

słońca, sucha i wynędzniała. Rzadka, ale długa broda

i wąsy. Wyglądał jak mongolski wojownik, tylko

Page 33: Jacek hugo-bader biała gorączka

mundur i kierunek nie ten. Jechał na wschód.

Zaczynał już cuchnąć nędzą, brudem i głodem.

Koń nie wyglądał lepiej. Kiedy się zatrzymali, rzucił

się na wystające spod śniegu suche badyle jak na

soczystą trawę. A jeździec jeszcze żarłoczniej

chwycił suche badyle kiełbasy z mojej żelaznej racji.

Dwa miesiące są w drodze. Przejechali prawie trzy

tysiące kilometrów, zbliżają się do Nowosybirska i

ledwo trzymają się na nogach.

Jeździec nazywa się Czin Li. Jest Chińczykiem,

bibliotekarzem, który od dwudziestu siedmiu lat

mieszka w Moskwie, ale we wrześniu rzucił pracę, za

wszystkie oszczędności kupił w Baszkirii koło Ufy

konia i ruszył do Chin. Zapłacił tysiąc dolarów, tyle

ile ja wydałem na zapasowe części do samochodu.

Czin ma czterdzieści pięć lat, żonę i

dziewięcioletniego syna.

— I zostawiłeś ich samych na tak długo?

— Tak — mówi stanowczym głosem. —

Ciężko, ale między czterdziestym a pięćdziesiątym

rokiem życia jest ostatnia chwila, żeby dokonać

czegoś niezwykłego. Chcę, żeby syn był ze mnie

dumny, żeby brał ze mnie przykład. A nie jak

rosyjscy chłopcy tylko piwo, wódka i papierosy.

— Dlaczego ruszyłeś na zimę?

Page 34: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Jaka różnica? W drodze będę prawie rok,

więc zimę złapię tak czy inaczej. Chcę dotrzeć do

Pekinu na otwarcie olimpiady, a potem dalej do

rodzinnego Wuhanu nad Jangcy.

Czin podróżuje bez pieniędzy. Śpi pod gołym

niebem, je, kiedy miejscowi zaproszą go na noc i

czymś poczęstują. Koń wygrzebuje badyle spod

śniegu, czasem dostaje od pana kromkę chleba, od

kołchoźników garść jęczmienia. Na początku robili

dziennie nawet sześćdziesiąt kilometrów, ostatnio

najwyżej dwadzieścia.

Klucz

Był wbity w głowę.

Miałem około stu kilometrów do Chabarowska.

Samochód Aleksandra leżał w rowie, w nim jego

żona z tym kluczem. Kluczem do zmiany kół. Ciężki,

solidny, z czterdzieści centymetrów żelaza.

Aleksander chciał, żebym zawiózł go do

Smidowicza, najbliższego miasta, gdzie na pewno

znajdziemy posterunek milicji. Nie mogliśmy

dzwonić, bo nie było zasięgu.

Samochód Aleksandra to „japonka". Ma

kierownicę z prawej strony. Honda accord z białym

lakierem, na którym mężczyzna zostawił mnóstwo

śladów zakrwawionych rąk.

Page 35: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kobieta nie była przypięta pasami, ale nie

osunęła się bezwładnie z siedzenia. Była przybita jak

gwoździem do zagłówka. Mąż przykrył ją kurtką,

zamknął samochód i odjechaliśmy.

Pod nogami znalazł rolkę papieru toaletowego,

urwał kawałek i całą drogę wycierał ręce.

Jest z Irkucka. Pojechali z żoną do

Władywostoku, bo tam każdy samochód jest mniej

więcej o tysiąc dolarów tańszy niż u nich. W drodze

powrotnej szczęśliwie dotarli do Chabarowska, a

kiedy z niego wyjechali, zorientowali się, że jedzie za

nimi inna honda. Nie miała tablic rejestracyjnych.

Zaczęli uciekać, ale tamci ich wyprzedzili i stanęli w

poprzek drogi. Aleksander wyminął ich i dalej gnał

jak szalony.

Napastnicy jeszcze raz ich wyprzedzili,

zawrócili i z piskiem opon ruszyli naprzeciw. Kiedy

się mijali, Aleksander usłyszał huk. Jak na

zwolnionym filmie zobaczył, że przez przednią szybę

jego hondy z siłą przeciwpancernego pocisku

przelatuje wielki klucz. Mężczyzna zahamował,

wpadł w poślizg i wleciał do rowu.

— To był fragment drogi z niezłym asfaltem —

mówi. — Miałem ze sto czterdzieści. Oni pewnie też.

Próbowałem to wyrwać z Larysy, ale się nie dało.

Page 36: Jacek hugo-bader biała gorączka

Drugi koniec wyszedł tyłem głowy i wbił się w

zagłówek. Larysa jej było na imię.

— Nie masz broni? — zapytałem.

— Mam — powiedział, wyjął zza paska pistolet

i całą drogę trzymał go w ręku. — Legalną, bo

pracuję w ochronie.

— Dlaczego nie strzelałeś?

— Bo nawet ich dobrze nie widziałem. A oni

nigdy nie strzelają.

— To po diabła wszyscy jeździcie z bronią?

— Bo ja wiem...

Przestępcy najchętniej napadają na

pieriegończyków, którzy kupili samochody we

Władywostoku i jadą na tranzytowych numerach

rejestracyjnych po mojej trasie, ale na zachód, do

domu. Najgorzej jest na południe od Chabarowska.

Kto nie zatrzyma się na żądanie, jest wyprzedzany i

dostaje kamieniem w przednią szybę. Chodzi o to,

żeby wszyscy wiedzieli, że warto zapłacić, bo szyba

to trzysta, czterysta dolarów, a oni od samochodu

osobowego biorą sto. Albo sto pięćdziesiąt, kiedy

kierowca jedzie daleko, na przykład do Irkucka, bo to

znaczy, że ma przy sobie więcej pieniędzy. Bywa, że

sprawdzają dokumenty.

Page 37: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś zapłacił dwa

razy. Przestępcy telefonicznie przekazują sobie, kto

dał haracz, a nieraz wystawiają nawet coś w rodzaju

pokwitowania.

Zawodowcy, którzy kupują samochody na

handel, jeżdżą dużymi grupami. Za nic w świecie nie

pozwolą jej rozerwać, nawet jeśli w Chabarowsku

mieliby lecieć na czerwonych światłach. Ich bandyci

trochę się boją, bo wiedzą, że co najmniej jeden jest

uzbrojony, więc niektórym grupom udaje się przebić

bez płacenia.

Stacja

Bardzo mnie śmieszy, kiedy rosyjscy kierowcy

mówią, że jadą zaprawić. Oczywiście nie napić się

wódki, tylko zatankować. A stacja benzynowa to

zaprawka.

W Rosji przejechałem trzynaście tysięcy

kilometrów i zaprawiłem dwa tysiące sto

dziewiętnaście litrów benzyny, bo mój łazik żarł (tak

mówią Rosjanie) średnio szesnaście litrów paliwa na

sto kilometrów. Kiedy włączałem napęd także na

przednie koła, palił dwa litry więcej, a w górach

dochodziły jeszcze dwa. Był bezwstydnie żarłoczny,

na szczęście w Rosji benzyna jest o połowę tańsza niż

w Polsce. Na całej mojej trasie najdrożej było w

Page 38: Jacek hugo-bader biała gorączka

obwodzie tiumeńskim. To rosyjski Kuwejt, z którego

pochodzi większość paliwa w tym kraju.

Rosyjskie stacje benzynowe to najczęściej

maleńkie, ale solidne budynki, w których za

kuloodpornymi szybami i kratami zabarykadowany

jest jeden pracownik. Siedzi zamknięty jak w kasie

pancernej. Żeby mu podać pieniądze, trzeba

wyciągnąć ze ściany szufladę, wrzasnąć w dziurę albo

do głośnika, za ile chcesz zatankować, wrzucić

pieniądze do szufladki i wsunąć ją do środka.

Pracownik włącza właściwy dystrybutor, który wyda

tylko tyle, za ile się zapłaciło.

Ja zawsze tankowałem do pełna, więc

zostawiałem w kasie pieniądze z dużym zapasem, a

resztę odbierałem w zależności od tego, ile paliwa się

zmieściło. To była bardzo skomplikowana operacja,

tym bardziej że mój łazik miał dwa zbiorniki i dwa

wlewy paliwa, na obu burtach. Po zatankowaniu

jednego musiałem odkładać pistolet dystrybutora,

obracać samochód i tankować jeszcze raz.

Nagminnie tankowałem po czterdzieści litrów

do każdego zbiornika, chociaż oba miały po

trzydzieści siedem i pół litra pojemności. Ale się nie

zamykały, więc kilka razy ściągnęli mi benzynę na

parkingach (tych strzeżonych), a ponieważ wskaźniki

paliwa nie działały i jeździłem, przeliczając kilometry

Page 39: Jacek hugo-bader biała gorączka

na zużycie, wyjeżdżałem zbiorniki do sucha i

musiałem wyciągać rezerwowy kanister z bagażnika.

Pięćdziesiąt kilometrów przed Szymanowskiem,

między Czyta a Chabarowskiem, droga w robocie.

Cała usypana z wielkich kamieni. Śniegu mało, kurz

potworny, a powietrze ani drgnie, jak to na Syberii

przy tęgim mrozie. Drogę odnajduję tylko dzięki

światłom z naprzeciwka. Nawet długie ledwo widać.

Oczy strasznie pieką, więc wkładam gogle

narciarskie, uszczelniam je ligniną z chustki do nosa,

a na usta nasuwam bandankę. Na szyi mam

szmaciane zawiniątko z talizmanem od

najsilniejszego tuwińskiego szamana (ma mnie

chronić od „dużego żelaza"), a na lewej nodze wielki

walonek, który dla wygody skróciłem nożem o

połowę. Prawy wyrzuciłem, bo nie mieścił się na

pedale gazu, zresztą marzła mi tylko lewa noga.

— Ty, kim ty jesteś? — zapytał mnie na stacji

benzynowej. Było ich trzech, a w pytaniu

bezgraniczne zdziwienie i dezaprobata. Wręcz

groźba.

Nieprzyjemnie to zabrzmiało.

— Człowiek — odpowiedziałem jednym

słowem, żeby po akcencie nie poznali, że

cudzoziemiec, i zsunąłem gogle na czoło.

Page 40: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Kim ty jesteś — złapał mnie za rękaw — że

do łazika taką benzynę lejesz?

W kraju, który jest jednym z największych na

świecie producentów ropy naftowej, na prowincji

najczęściej tankują za sto rubli — około pięciu litrów

najtańszej, siedemdziesięciosześciooktanowej

benzyny. Ja do najgorszego ruskiego samochodu

lałem do pełna dziewięćdziesięciodwuoktanową.

Nienawidzili mnie, jakbym świnię karmił

szparagami albo psu dawał polędwicę.

Doskonała maszyna, model z roku 2007.

Zbliżamy się do srebrzystego samochodu o kształcie

spadającej kropli wody. Jego tylna część

przypominała ogon odrzutowego samolotu. Na

idealnie gładkiej powierzchni nie było ani klamek, ani

zderzaków, ani wgłębionych okien — słowem nic, co

by mogło wystawać ponad opływowy kadłub tej

poziomo ustawionej kropli.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 41: Jacek hugo-bader biała gorączka

Egzamin na świra, czyli mały i niepraktyczny

ruskopolski słownik slangu hipisowskiego...

...który zbierałem w listopadzie 2007, czekając

na okazję, by tanio kupić w Moskwie mojego łazika.

Korzystając ze sposobności, postanowiłem poszukać

moich rówieśników, ludzi około pięćdziesiątki,

którzy tak jak ja musieli zahipować w latach

siedemdziesiątych.

Askat'— dziadować, naciągać, wyłudzać. Od

angielskiego „ask" — pytać, prosić. Główne źródło

dochodów większości hipisów.

To nie jest zwyczajna żebranina, ale twórcze

uwodzenie legendą, artystyczne nabijanie frajera w

butelkę. Od ponad trzydziestu lat jedną z najbardziej

skutecznych jest metoda „na Estończyka".

Zaczepiasz na ulicy starszego człowieka i z

udawanym estońskim akcentem mówisz, że jesteś z

Tallina i że dobrze wiesz, że Rosjanie nie cierpią

Estończyków. Każdy wychowany w zssr człowiek

gwałtownie zaprzeczy. Trochę trzeba się pospierać na

ten temat, a wreszcie poprosić o kilka rubli, bo

zabrakło ci na bilet powrotny do domu. Zawsze coś

dostaniesz, żeby nie wyszło na to, że radzieccy ludzie

są nacjonalistami.

Page 42: Jacek hugo-bader biała gorączka

Bitnicy — bigbitowcy, radziecka złota młodzież

końca lat sześćdziesiątych. W zsrr bardzo obraźliwe

słowo. To dzieci dyplomatów, wysokich urzędników i

partyjnej nomenklatury. W Moskwie zbierali się na

placu Puszkina, na skwerze wokół pomnika poety.

Nic nie robili. Siedzieli na ławkach i pili bardzo tanie

i słodkie, ale mocne bełty — ruskie porto.

Wołodia „DzenBaptist", w skrócie „Bep",

przystał do nich w 1971 roku. Miał dwadzieścia trzy

lata.

— Dwa, trzy lata później zaczęliśmy nazywać

siebie hipisami — mówi. — Milicja nas nie ruszała,

bo bali się naszych rodziców. Mój ojciec był

generałem lotnictwa. Tylko my mieliśmy w domach

zagraniczne książki i prasę, z których dowiedzieliśmy

się wszystkiego o hipisach.

Sytuacja zmieniła się z końcem lat

siedemdziesiątych, z nadejściem drugiego, tym razem

dużego pokolenia dzieci kwiatów. To była młodzież z

normalnych, inteligenckich domów.

— I nawet o tym nie wiedząc, hipisi zostali

ruchem protestu — mówi Bep. — Mało aktywnym,

biernym, ruchem odmowy uczestnictwa raczej niż

walki.

Tych milicjanci już się nie bali.

Page 43: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wołosaci — kudłaci. Tak najczęściej nazywali

siebie rosyjscy hipisi.

Slang wołosatych powstał ze zmieszania

czterech składników. Główne to angielszczyzna i

żargon młodzieżowy, do tego słowa przywiezione z

południa zsrr, dokąd każdego lata hipisi jeździli

autostopem na wakacje po słomę makową i

marihuanę. Czwarty składnik to żargon więzienny, bo

wielu wołosatych siedziało za narkotyki.

Wint — śruba, a u hipisów milicyjna obława,

areszt, a „wintit"' to zwinąć, zamknąć, aresztować.

Pasażerowie moskiewskiego metra to strasznie

ponury widok. Nie wiem, jak to robią, ale ci, którym

uda się usiąść, zasypiają w kilka sekund. Pozostali

czytają albo bawią się telefonami. Jak wszyscy

Rosjanie ubrani są na szaro, buro, beżowo, a

niektórzy w granaty, i jak jeden mąż mają

rozpaczliwie smutne, zmęczone twarze. Nawet

młodym ludziom brak pogody, radości, błysku w

oczach.

Aż kiedyś usłyszałem skoczną, błazeńską

melodię graną na flecie. Przy drzwiach wagonu stał

kudłaty człowieczek z rozwichrzoną brodą. Wielka

czapa z pomponem, ogromne sapogi i sweter do

kolan. Miał czerwony nos clowna na gumce, a na szyi

Page 44: Jacek hugo-bader biała gorączka

omotany kilkumetrowy szalik i sakwę, z której

wcześniej wyjął flet.

I stał się cud. Pasażerowie podnieśli oczy, a ich

twarze pojaśniały. Kilka osób uśmiechnęło się nawet,

bo człowieczek grał i grał, i o dziwo nie chciał

pieniędzy.

Tak poznałem Tila, czyli Witię Morozowa,

czterdziestojednoletniego hipisa i zawodowego

błazna, wędrownego, ludowego trefnisia. Milicja

wintiła go kilkadziesiąt razy, a za którymś dostał

nawet wyrok.

W 1989 roku postanowił starać się o pracę w

wojskowych zakładach silników rakietowych. Jako

nocny stróż chciał zahamować produkcję uzbrojenia,

ale popatrzyli na Tila i było jasne, że z pracy nici.

Kiedy wychodził, jego oczy trafiły na telefon w

biurze przepustek. Wszedł do kabiny, wyrwał go ze

ściany i schował za pazuchą.

— Nie mam pojęcia, po co to zrobiłem — Til

pęka ze śmiechu. — Włączyły się syreny i mnie

złapali. Powiedzieli, że telefon został podłączony do

alarmu, bo już pięć razy go kradli.

Dostał rok więzienia, ale z sali sądowej zabrał

go sanitariusz w białym kitlu. Trafił do zakładu

psychiatrycznego dla przestępców, do tego

Page 45: Jacek hugo-bader biała gorączka

„bezterminowo" a to oznaczało, że spędzi tam co

najmniej rok, a być może dwa, pięć, albo nawet

dziesięć lat.

Daniła Kaminskiego zwanego Danem zwintili w

1980 roku. Przed olimpiadą władze oczyszczały

Moskwę ze zbędnego elementu. Hipisów, prostytutki

i włóczęgów pakowali do autobusów i wywozili

daleko za miasto. Przy Danie znaleźli marihuanę,

więc dostał półtora roku więzienia, a po odsiedzeniu

całego wyroku przewieźli go do szpitala

psychiatrycznego. Znowu na półtora roku.

Dan ma pięćdziesiąt lat. To taki hipis, który daje

kapcie, kiedy do niego przychodzisz. Jest artystą

ceramikiem. Wtaszczył do mieszkania ogromny piec i

wypala dzbany, a po każdym wypieku ma awanturę z

sąsiadem z góry, który krzyczy, że podłoga parzy go

w stopy.

Gierła — dziewczyna. Od angielskiego „girl".

Dan miał trzy żony. Z pierwszą rozwiódł się po

miesiącu, z trzecią — przed miesiącem. Ma z nią trzy

córki.

— A drugą żonę sam posadziłem na igle —

mówi. — Sam jej zrobiłem pierwszy zastrzyk.

— Była hipiską?

Page 46: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nie. Cywilna, ale zahipowała i poszła w cug.

Nie wiem nawet, czy żyje.

Til spędził w zakładzie rok. Potem sześć lat

szukał swojego królestwa niebieskiego na ziemi. Żył

jak włóczęga. Spał na klatkach schodowych, w

piwnicach i na ławkach w parku. Kolejne cztery lata

żył w hipisowskiej komunie, a w 2001 roku ożenił się

z Iriną. Urodziła się Anna i Ilia, on cały 2005 rok

znowu był w szpitalu psychiatrycznym, a po wyjściu

sprowadził się z rodziną do swojej mamy.

Patriarcha Bep, najstarszy żyjący,

sześćdziesięcioletni rosyjski hip, z pierwszą żoną ma

pięcioro dzieci, z drugą — dwoje. Obie były

hipiskami.

— Ta pierwsza — opowiada Bep — to była

wielka, siedemnastoletnia miłość, którą po rozpadzie

zsrr zniszczył kapitalizm. Wszyscy myśleli, że to

początek historii, nastąpi czas dostatku, dobrobytu,

bogactwa. Moja żona, jak wszystkie rosyjskie

kobiety, wpadła w pułapkę materializmu,

powiedziała, że mam zrobić biznes, a hipiejstwo to

bzdury i przeszłość. Wygnała mnie z domu.

— Bo nie zarabiałeś?

— Na jedzenie starczało.

Powtórnie ożenił się w 2001 roku. Miał

Page 47: Jacek hugo-bader biała gorączka

pięćdziesiąt trzy lata, a nowa wybranka była jego

studentką w założonym przez wołosatych

Uniwersytecie Kultury Hipizmu.

— A jak to jest mieć ojca hipisa? — pytam.

— Wstyd. Rosjanie nami gardzą. Dla nich

jesteśmy ofiarami losu, które nie potrafią zarobić. Dla

dzieci taki ojciec to wstyd.

Durka — skrót od słowa „durdom" — dom

duraków, wariatów; szpital psychiatryczny.

W latach 19671987 w zsrr z powodów

politycznych uznano za chorych psychicznie i

poddano leczeniu ponad dwa miliony ludzi.

Kariera większości hipisów zaczynała się od

durki. Bep był tam pięć razy.

— Dla nas to były sanktuaria — mówi —

święte miejsca, gdzie razem z chorymi siedzieli

dysydenci, niepokorni intelektualiści, hipisi i tłumy

niezwykłych ludzi, których radziecka psychiatria

uważała za wariatów. Siedziałem z Wołodią

Wysockim, z gościem, który porwał walec drogowy i

śmigał nim po Moskwie, albo z takim, co włamał się

do budy z piwem i całą noc wiadrami nosił browar do

domu. Miał pełną wannę i akwarium, kiedy go rano

złapali. W 1989 roku poznałem w durce zupełnie

normalnego artystę plastyka, który zrobił plakat

Page 48: Jacek hugo-bader biała gorączka

„Komuniści — precz z Afganistanu" i powiesił go na

balkonie.

— Na czyim balkonie?

— Na swoim.

— No to wariat! Dziwisz się, że wzięli go do

czubów?

— Ale siedział już dziesięć lat. Kiedy

wychodziłem, jego ciągle trzymali. Dzięki takim

ludziom panował tam niezwykły duch artystyczny,

bardziej autentyczny niż na wolności. Nie było

obłudy, dwulicowości, konformizmu, bo w durkach

nie było się czego bać. Tylko tam mogłem być sobą,

tam rodził się nasz ruch.

Żoltyj dom — żółty dom.

— To inna hipisowska nazwa dla domu

wariatów — mówi Bep. — Ale ostatnio najbardziej

zwariowany był dom Bułhakowa na Sadowym Kolcu.

Pod koniec wieku w Moskwie kręcono

paradokumentalny film o hipisowskich komunach, na

potrzeby którego wynajęto wielkie, spalone

mieszkanie w domu pisarza. Aktorami byli prawdziwi

hipisi, a ich zadanie polegało na tym, żeby mieszkać

tam normalnie przez rok. Ale po zakończeniu zdjęć

wcale nie mieli ochoty się wynieść. Co parę dni

Page 49: Jacek hugo-bader biała gorączka

milicja siłą wyrzucała ich na ulicę, a oni wracali i po

staremu pili wódkę, ćpali, słuchali muzyki, mazali po

ścianach, umierali, kochali się...

— Aż strach pomyśleć, co się tam działo —

mówi Bep. — Trzeba było koniecznie czymś ich

zająć, więc Til, który mieszkał tam z setką innych

wołosatych przez prawie cztery lata, postanowił

założyć Uniwersytet Kultury Hipizmu. Znalazł

dwunastu nauczycieli, którzy mieli zajęcia z teatru,

literatury, historii sztuki, religii... Ja wykładałem

estetykę biedy i filozofię hipizmu z elementami

psychologii.

Słuchacze walili drzwiami i oknami: uczeni,

studenci, milicjanci, włóczędzy, filmowcy, literaci —

kwiat moskiewskiej inteligencji i dziennikarze z

całego świata.

Til miał wykłady z teorii szaleństwa i warsztaty

odchodzenia od zmysłów. Uczył, jak zwariować na

dany temat, jak oszaleć i nie być chorym, nie czuć się

źle.

Jestem pewien, że Til jest właśnie takim

wariatem. Nie cierpi z tego powodu, pielęgnuje swoje

szaleństwo jako źródło szczęścia.

— Na wykładach na oczach wszystkich

zmieniałem stan świadomości — opowiada. —

Page 50: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rwałem koszulę i ludzie widzieli prawdziwego

szaleńca.

— Można się nachlać wódy albo zaćpać, i też

zmienisz stan świadomości — zauważyłem

rezolutnie.

— Tego nie praktykuję — skrzywił się z

niesmakiem. — To łatwe, prymitywne i nieciekawe.

Oczywiście jak każdy hip próbowałem narkotyków,

ale ich nie potrzebuję.

Milicja rozpędziła uniwersytet po dwóch latach

działalności.

Zabiwat' — nabijać, robić skręta z marihuany.

W czasach radzieckich milicja bardzo często

sama podrzucała hipisom narkotyki. Już za jeden

gram marihuany można było dostać dwa lata

więzienia.

Iszniaga — heroina domowej produkcji z

wywaru ze słomy makowej do picia albo

wstrzykiwania. Polscy narkomani nazywają ten

produkt kompotem.

Klikucha — od powszechnego, żargonowego

słowa „kliczka" — przezwisko, ksywa.

„Til", a właściwie „Till", to niemieckie imię

Dyla Sowizdrzała, psotnika, błazna i figlarza. Postać

Page 51: Jacek hugo-bader biała gorączka

została stworzona w Niemczech na początku xvi

wieku, a w xix wieku jej przygody opisał Belg

Charles De Coster. Til dostał to przezwisko od

starych hipów dwadzieścia cztery lata temu, zaraz po

szkole, gdy miał osiemnaście lat, kiedy przyjmowali

go do swojego grona. Nie mogli wiedzieć, że za

kilkanaście lat chłopak zostanie skomorochem, czyli

ludowym błaznem. Trupy zawodowych

skomorochów wędrowały po Rosji aż do rewolucji

październikowej.

Przez pierwsze lata po ślubie Til utrzymywał

rodzinę z występów w podmiejskich kolejkach. Dzień

w dzień w błazeńskim stroju grał pasażerom na flecie,

śpiewał, pokazywał sztuczki, improwizował scenki i

wciągał publiczność do spektaklu. Tilem jest nawet

dla swoich małych dzieci. Zawsze kiedy jedzie

metrem, gra dla przyjemności na flecie. Nigdy się z

nim nie rozstaje.

Przezwisko Bepa, czyli DzenBaptisty, wzięło

się z jego ciągłych poszukiwań religijnych. Na koniec

wybrał pogaństwo.

„Dan" to skrót od imienia „Danił".

Kajf — coś wspaniałego. Tajemnicze rosyjskie

pojęcie. Dziwny stan ducha, uczucie szczęścia,

spełnienia, równowagi... Słowo pochodzi z języka

Page 52: Jacek hugo-bader biała gorączka

tureckiego, do którego przeszło z arabskiego. Do

Rosji przeniesione zostało prawdopodobnie przez

Tatarów krymskich. Rosjanom kajf udziela się bardzo

często w dalekiej podróży: bezkres, śnieżyca,

harmonia i wódka, która ten stan konserwuje i

przedłuża. Dla hipisów kajf to po prostu narkotyk.

Kto nie kajfował, nie był swój. Był lewy,

podejrzany, mógł być wtyka bezpieki.

W zsrr narkotyki zaczęły się od efedryny,

psychostymulatora uzyskiwanego z mikstury na

kaszel do kupienia w aptece za siedem kopiejek bez

recepty. W formie doustnej narkotyk nazywał się

mułka, w dożylnej — dżez.

Do dzisiaj każdego lata hipisi jeżdżą na

południe po marihuanę i haszysz. Najlepszy na

świecie jest w Kotlinie Czujskiej na pograniczu

Kirgizji i Kazachstanu. Tylko w tej jednej dolinie

rośnie sto trzydzieści osiem tysięcy hektarów

wysokich na chłopa konopi indyjskich.

Do 1978 roku w Rosji morfinę kupowało się na

zwykłe recepty, które hipisi kradli lekarzom i sami

wypisywali. W1980 roku narkomani poznali sposób

domowej produkcji heroiny z maku.

— Straszna, bezlitosna i podstępna gadzina —

mówi Dan, artysta ceramik, który wstrzykiwał ją

Page 53: Jacek hugo-bader biała gorączka

swojej drugiej żonie. — Bo jak piję wódkę, gdy mam

ból w duszy, to jest mi tylko gorzej, cierpienie coraz

większe, a po heroinie rzeczywiście znikają wszystkie

problemy. Jeden strzał, i jest dobrze. Tak wpadłem.

Na wiele lat.

Łomka — łamanie, burzenie, a u narkomanów

głód narkotykowy, syndrom abstynencki.

W Rosji są cztery miliony narkomanów. Dan

jak większość heroinistów ma czarne, strasznie

popsute zęby.

— Ale rzuciłem to, kiedy ożeniłem się po raz

trzeci. Wiedziała, że wychodzi za narkomana.

Zrobiłem to dla niej i ze strachu, bo przyjaciele

umierali jeden po drugim.

— Jak wychodziłeś? W durce?

— Nie. Z żoną tylko. Zamknąłem się na daczy

za miastem i miesiąc w bólach siedziałem na stołku.

Nie spałem, nie jadłem, nie myślałem, tylko się

kiwałem, wyłem i robiłem pod siebie jak zwierzak.

Upodliłem się do dna. Wiem, że już więcej nie

wpadnę. Ze strachu przed wychodzeniem. Ale jest

problem z alkoholem.

— Teraz pijesz?

— Teraz jak wpadam w ciąg, to robię jeden

Page 54: Jacek hugo-bader biała gorączka

zastrzyk i przestaję pić. Wtedy robię drugi strzał. I

mam spokój z piciem.

— Zwariowałeś! — walnąłem się ręką w czoło.

— Za pomocą hery walczysz z wódą! Którakolwiek z

nich wygra, ty będziesz przegrany.

— Żona też tak mówiła. Odeszła z córkami

miesiąc temu. Osiemnaście lat byliśmy razem.

Wszystko straciłem.

Mient — glina. Powszechne żargonowe

określenie milicjanta.

Według Tila milicja jest obecnie gorsza niż w

czasach radzieckich. Wtedy jak ognia bali się

naczalstwa, więc bez pozwolenia nawet hipisa woleli

nie obić. Połamane ręce, nogi, żebra, pęknięte kości

czaszki i wybite zęby — większość tych historii

przytrafiła się Tilowi po upadku zsrr.

— Bez przerwy dostawałem cięgi, więc

nauczyłem się unikać bicia. Bardzo często do

wściekłego mienta trafia zwyczajny żart, kawał,

humor. W tym jestem mistrzem. Trzeba wyrwać mu z

piersi tę nienawiść do wszystkich, zobaczyć w nim

człowieka.

W latach osiemdziesiątych powstała książka

pod tytułem Til i milicjanci o jego niezwykłych

przygodach z funkcjonariuszami. Każdą opisywał

Page 55: Jacek hugo-bader biała gorączka

inny autor, który był świadkiem zdarzenia. Nigdy nie

została wydana ani zakończona, bo ciągle dokładane

są nowe historie, ale można przeczytać ją w

internecie.

— Ostatnio milicjanci często biorą mnie za

kaukaskiego mudżahedina. Długa broda i włosy, a jak

jest zimno moim długim szalikiem obwiązuję się w

pasie...

— Dlaczego, Tilu, wiążesz szalik na brzuchu?

— zapytałem i miałem za swoje, bo mówił o tym

półtorej godziny, ale nic nie zrozumiałem. Potem

ciągnął dalej.

— Nie mogę spokojnie pospać na ławce w

parku, bo zaraz ktoś mnie szturcha i widzę nad sobą

milicyjne czapki. Pytają, co mam na brzuchu.

Odpowiadam, że szalik, a oni: co pod szalikiem?

Więc wolno go zdejmuję, a oni na mnie skaczą,

zakuwają w kajdanki, wzywają specjalistów od

ładunków wybuchowych i ewakuują obywateli z

parku.

W dzielnicy Tila wszyscy milicjanci go znają, a

nowych uprzedza się, żeby nie dyskutowali z

dziwnym człowiekiem, który gra w niewidoczne

szachy, na dodatek sam.

Nakołka — słownikowo to przypinka, zapinka,

Page 56: Jacek hugo-bader biała gorączka

dostawka, a u hipisów — nocleg, adres, pod którym

można się zatrzymać w obcym mieście.

Gdy robiło się ciepło, hipisi ruszali w drogę.

Wołosaci z Moskwy jechali do Leningradu, a ci z

Leningradu — do Moskwy. Od 1978 roku na Łotwie

albo w Estonii organizowane były w lecie nielegalne

hipisowskie festiwale, więc i tam należało się

pokazać. Potem trzeba było pojechać na południe.

Najlepiej na Krym, gdzie można spać na plaży, a

wino jest tanie jak barszcz. A jeszcze lepiej do Azji

Środkowej, żeby uzupełnić zapasy konopi i maku.

Jeździli też bez celu. Na mapie ogromnego

Kraju Rad wybierali możliwie najodleglejsze miasto i

ruszali w trasę.

Przed odjazdem zbierali od przyjaciół adresy

miejsc, w których można po drodze przenocować. To

był wielki hipisowski system noclegowy. W każdym

większym mieście był jakiś wołosaty albo komuna, a

jak się nie miało adresu, wystarczyło zaczepić

pierwszego napotkanego kudłacza. W miastach hipisi

nigdy nie spali pod gołym niebem.

Oldowy — stary hip. Z angielskiego „old" —

stary.

Wszyscy bohaterowie tego tekstu są oldowi, ale

nie tylko z racji wieku. Oldowy hipis może mieć

Page 57: Jacek hugo-bader biała gorączka

dwadzieścia dwa lata, ale być autorytetem, liderem w

bardzo słabo zhierarchizowanej, opartej na wolności

hipisowskiej gromadzie.

Najbardziej oldowy ze wszystkich był Jura

„Słońce" Burakow, przez dziewczyny nazywany

Słoneczkiem i uznawany za pierwszego radzieckiego

hipisa. Jest autorem powiedzenia, że „zabijając siebie,

rozwalasz Związek Radziecki". Ćpał i strasznie pił, a

wszyscy hipisi wierzyli, że właśnie tak robi się

rewolucję.

Słońce umarł w 1989 roku na marskość

wątroby. Miał czterdzieści sześć lat.

Pierienta — rodzice. Od znaczącego to samo

angielskiego słowa „parents".

Większość hipisów odchodziła z domów i

lądowała na ulicy zaraz po uzyskaniu pełnoletniości,

czyli po ukończeniu obowiązkowej dziesięcioletniej

szkoły.

— Wyszedłem z domu bez pożegnania i

odezwałem się dopiero po siedmiu latach —

opowiada Dan. — To znaczy zadzwoniłem. Nic

nawet ze sobą nie wziąłem. Bo co? Wszystko, co

rodzice mi kupowali, było obciachowe. Po cholerę mi

garnitur?

— Nie kochałeś rodziców?

Page 58: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Kochałem, ale musiałem się uwolnić. Bardzo

długo mnie szukali, aż od milicji dowiedzieli się,

gdzie jestem i co robię. Strasznie to przeżywali.

Najbardziej moje więzienie i durkę.

Masza Remizowa „Mata Hari" i Sasza Dialcew

„Pesymist" to hipisowska miłość i małżeństwo od

dwudziestu pięciu lat. Pod tym względem są

wyjątkowi i wyjątkowo nie używa się ich klikuch,

tylko jednym tchem mówi „Sasza i Masza" bo zawsze

są razem.

Sasza wyniósł się z domu po trzecim roku

studiów w Instytucie Architektury, kiedy ku rozpaczy

rodziców ożenił się z Maszą, też hipiską.

— Mama Saszy mówiła, że wolałaby, żeby jej

syn był alkoholikiem — opowiada Masza. — Pijak to

u nas normalka, a kudłatego hipisa strasznie się

wstydziła. Wstyd jej było za jego wygląd, wizyty

milicji w domu i pisma do jej zakładu pracy, że syn

bierze udział w nielegalnych, chuligańskich

zgromadzeniach. Coś takiego przysłali, kiedy po

zabójstwie Johna Lennona moskiewscy wołosaci

zebrali się, żeby go uczcić, a gliny nas zwinęły.

Prikid — ubranie.

— Miałeś dżinsy? — pytam Saszę.

— Miałem. Mama mi przywiozła w

Page 59: Jacek hugo-bader biała gorączka

siedemdziesiątym dziewiątym ze służbowego

wyjazdu do Polski. Nie pamiętam, jak się nazywały.

— Pewnie Odra.

— Tak jest! — krzyknął uradowany. —

Niewielu było stać na kupowanie dżinsów w kraju, bo

były tylko u spekulantów i kosztowały majątek.

Dwieście rubli! To profesorska pensja. Były jednak

szczytem elegancji, szczególnie jak po latach pokryły

się łatami.

— Ja nigdy nie nosiłam dżinsów — wtrąca się

Masza.

I Bogu dzięki, bo byłby to grzech śmiertelny,

gdyby swoje bajeczne, zjawiskowe nogi chowała w

portkach. Na szczęście nosi króciutkie dżinsowe

spódnice.

— Hipy nie mieli na zagraniczne spodnie, więc

szyliśmy je sami z brezentu — mówi Sasza. —

Oczywiście rozszerzane, dzwony. Do dzisiaj mam

takie. Do tego koszula w kwiaty, torba przez ramię,

sandały, a na głowie chustka albo hajratnik. Tak od

angielskiego słowa „hair", włosy, nazywaliśmy

indiańską opaskę. Ale prawdziwa hipowość polega na

tym, żeby wszystko robić własnymi rękami. Jeszcze

ważniejsze, żeby mimo biedy się nie zmenelić. Nigdy

nie być brudnym i śmierdzącym.

Page 60: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nazywali to estetyką biedy.

Żeby być prawdziwym, stuprocentowym hipem,

trzeba było spełnić tylko trzy warunki. Podróżować,

brać narkotyki i nosić fieńki, bransoletki z koralików

albo kolorowych sznurków.

To znak rozpoznawczy i ozdoba wszystkich

radzieckich hipisów. Ważniejszy nawet niż pacyfa,

którą nazywali pacyfikiem. Żaden z moich bohaterów

nie nosi dzisiaj fienieczek.

Rassiekat'— dosłownie przecinać, przerywać,

rąbać, a u hipisów łazić, wałęsać się, włóczyć bez

celu, żeby zabić czas.

Mądry człowiek nazwał Saszę pesymistą. Jak na

hipisa jest cholernie poważny i zasadniczy. Dla

zasady nie brał od rodziców pieniędzy, chociaż z

Maszą nie dojadali, dla zasady nie askał, czyli nie

wyłudzał na ulicy, bo się wstydził i duma mu nie

pozwalała, i dla zasady na rok przed końcem studiów

demonstracyjnie wystąpił z Komsomołu.

— Było pewne, że wylecę z uczelni — mówi —

więc żeby od ręki nie wzięli mnie do wojska,

odleżałem dwa tygodnie w szpitalu psychiatrycznym i

dostałem wariackie papiery.

Dla zasady także nigdy nie trwonił czasu na

ławce pod pomnikiem Puszkina. Takich hipisów

Page 61: Jacek hugo-bader biała gorączka

nazywa ulicznymi, a on jest prawdziwy i studiował, a

kiedy w 1983 roku go wygnali, poszedł do pracy.

Wśród wołosatych akceptowane były tylko

posady dozorców i nocnych stróżów. Sasza wolał to

drugie, bo nic nie trzeba było robić. Tylko siedzieć i

czytać książki. A Sasza nawet pisał.

Zarabiał siedemdziesiąt rubli. Tyle u handlarza

kosztowała jedna płyta Pink Floydów. Mieszkanie

wynajmowali z Maszą za czterdzieści rubli. Ona

studiowała, więc jedli tylko chleb z margaryną,

makaron i kaszę. Ich dziecko też. Ubrania szyli sami.

Kiedy w 1991 roku upadł Związek Radziecki,

Sasza wrócił na uczelnię i dokończył studia. Miał

trzydzieści lat. Zmęczyła go bezczynność, nędza,

zabijanie czasu i całe hipowskie życie.

— Nie chcieliśmy już być marginałami.

Dorośliśmy i poczuliśmy potrzebę samorealizacji.

Chcieliśmy coś zrobić.

— Karierę! — krzyknął odkrywczo Wania,

młodszy syn Saszy i Maszy.

— Jaką karierę! — zdenerwował się jego ojciec.

— Idź do siebie i zamknij drzwi. Chcieliśmy się

realizować zawodowo. Czuliśmy, że możemy wiele

zrobić. Mamy siłę, energię, smak, talent i jest

wreszcie upragniona wolność.

Page 62: Jacek hugo-bader biała gorączka

Mieli własną księgarnię, dostali pracę w

„Niezawisimej Gazietie" Sasza jest wziętym

architektem, krytykiem literackim i pisarzem. Wydał

pięć znakomitych powieści.

Pojawili się nowi przyjaciele. Literaci,

dziennikarze, artyści, a starzy przestali wystarczać.

Porzucili świat hipisów.

— Wyszliśmy z systemu.

Sistiema — system. Tak mówią o sobie jako o

całości. Hipisowska wspólnota, wołosaty naród.

— Kilka lat temu w telewizji pokazali film

dokumentalny o ośrodku odwykowym dla

narkomanów — opowiada Masza. —Była długa

scena z terapii grupowej, a ja wśród pacjentów

rozpoznałam kilku moich kolegów. Z dziesięć lat ich

nie widziałam. Siedzieli w kręgu w wielkiej sali.

Kudłaci, smutni, bez ruchu. A ja ich zostawiłam.

Poczułam się jak Indianka, która porzuciła swoje

plemię i weszła do społeczności białych. Żyje

normalnie, wygodnie, ma dom, samochód, pracę i

nagle widzi, że jej plemię wymiera. Strasznie się

poryczałam. Ono już wymarło.

Tieliega — główna forma legendarnej

twórczości hipisów. Dosłownie słowo to oznacza

wóz, furmankę, a dla wołosatych to wspaniały,

Page 63: Jacek hugo-bader biała gorączka

wzniosły akt twórczy. Mówi się „gnat' tieliegu", czyli

świrować, udawać wariata.

Zakład psychiatryczny ratował od wojska.

Wystarczyło być w nim jeden raz, żeby nie trafić w

kamasze, więc hipisi pchali się tam na ochotnika. Na

ten jeden raz. Jeszcze pewniejszy był sposób z

wywinięciem niewielkiego, ale dziwnego

chuligańskiego numeru, żeby cię aresztowali, a potem

odwieźli do szpitala psychiatrycznego.

— Tam odbywał się państwowy egzamin na

świra — opowiada sześćdziesięcioletni Bep, który w

durce siedział pięć razy. — Musiałeś udawać, żeś

wariat. Wystarczyło wygarnąć prosto z mostu, co się

myśli o władzy radzieckiej, albo zamanifestować

swoją religijność. A jak się było kudłatym i

oberwanym jak zaprzeczenie radzieckiego człowieka,

to już po dwóch tygodniach hospitalizacji wpisywali

w książeczce wojskowej upragnione zdanie:

„Niegodny służby wojskowej nawet w okresie

wojny". A jak dobrze świrowałeś, dostawałeś rentę.

Mnie się udało. Płacili osiemdziesiąt pięć rubli, które

od biedy wystarczały, żeby być wolnym, zająć się

czytaniem, twórczością i podróżami. Ważne, żeby nie

przedobrzyć, bo mogli wlepić bezterminowy wyrok i

zamknąć w szpitalu na lata.

Tusowka — miejsce, w którym zbierają się

Page 64: Jacek hugo-bader biała gorączka

hipisi, a także grupa do niego przypisana.

Pierwsza i największa była w centrum Moskwy,

na placu Puszkina, pod pomnikiem poety. Druga — w

parku Uniwersytetu Moskiewskiego, ale najbardziej

magnetyczna i znana była ta niedaleko ulicy Arbat,

koło kawiarenki „Aromat". To legendarna, już

nieistniejąca tusowka „Babilon". W sumie w stolicy

mogło żyć około tysiąca hipisów, ale i tak stanowili

najliczniejszą niezależną od władzy komunistycznej

grupę.

Siergieja Rybko zwano Łuną, czyli Księżycem,

bo taki jasny, pogodny i okrągły. Jest strasznie gruby,

na głowie resztki długich włosów i potężna broda. W

1978 roku rzucił studia, zatusował na „Babilonie" i

poświęcił się grze na perkusji w hipisowskim zespole.

— Odkryłem, że nasz ruch ma bardzo silne

podstawy chrześcijańskie — mówi. — Najważniejsza

jest miłość, wolność i pokój. Chrystus był pierwszym

hipem.

Po dwóch latach spędzonych na ulicy Łuna

postanowił wstąpić do prawosławnego seminarium.

W tamtych czasach trzeba było mieć na to zgodę kgb,

ale hipisom jej nie udzielali, bo to podejrzany,

antysowiecki element. Z tych samych powodów nie

przyjęli go do klasztoru. Znalazł więc sobie kąt w

Page 65: Jacek hugo-bader biała gorączka

moskiewskiej cerkwi Matki Bożej jako człowiek do

wszystkiego. Był ministrantem, kościelnym,

ołtarnikiem (to ten, który podaje kadzidło), chórem i

dzwonnikiem w jednej osobie.

— Szybko się nauczyłem gry na dzwonach i

jeszcze wzbogaciłem ją o elementy rocka.

Kudłaty mnich w habicie przepasanym

rzemieniem nad monstrualnym brzuszyskiem w kilka

sekund zamienia swoje biurko w perkusję i łyżką oraz

długopisem z szybkością karabinu maszynowego

wygrywa melodię na kilku szklankach, blacie i

cukiernicy.

— Prawosławna dzwonnica zbudowana jest jak

zestaw perkusyjny — mówi zasapany. — Lewa ręka

obsługuje duży dzwon i duży bęben w perkusji, a

prawa, małe dzwony i talerze. Jedna jest od rytmu,

druga od melodii. Wszystko tak samo. A prawa noga

pomaga. Idzie na największy dzwon i bęben.

W 1988 roku pozwolili mu wreszcie wstąpić do

monastyru, a ponieważ brakowało duchownych, od

ręki przyjął świecenia kapłańskie i złożył śluby

klasztorne. Seminarium skończył później —

zaocznie. W 1992 roku dostał w Moskwie cerkiew

pod wezwaniem Świętego Ducha. Jako mnich nie

może mieć żony, ale przy swojej świątyni założył

Page 66: Jacek hugo-bader biała gorączka

żeński monastyr. Od trzech lat w dzielnicy Bibiriewo

stawia nową cerkiew. Właśnie wtedy na prospekcie

Leningradzkim milicja wyrzuciła z nielegalnie

zajmowanej piwnicy hipisowską komunę. To już

czwarte pokolenie rosyjskich dzieci kwiatów. W

barakach przy budowie nowej cerkwi założył dla nich

młodzieżowe centrum kultury.

— Niezbyt surowe prawa ustaliłem — mówi

ojciec Siergiej. —Obnażona natura może być, byle

przyzwoita, abstrakcja też. Nie przesadzać z

bluzgami, a piwo z umiarem. Narkotyki

kategorycznie zakazane.

Prawie wszyscy hipisi z pierwszego pokolenia,

którzy nie umarli od przedawkowania, zostali

prawosławnymi księżmi lub zakonnikami, a

dziewczyny — żonami duchownych.

— Bo tylko w prawosławiu wolność jednostki

jest największą wartością. Jak człowiek czegoś nie

chce, do niczego nie będzie zmuszany. Żadnej presji,

przemocy. Ot, cała głębia prawosławnej mistyki —

mówi mnich i na pożegnanie pokazuje palcami literę

„v".

Urłak albo urka — słowo ze złodziejskiego

żargonu oznaczające chuligana, ulicznego bandziora.

Skrót od „ugałownyj element" element przestępczy.

Page 67: Jacek hugo-bader biała gorączka

To odwieczny wróg hipisa.

Zjeżdżali do centrum z peryferyjnych osiedli i

okolicznych miasteczek, żeby „wpiździć wołosatym".

Byli tolerowani, a nawet inspirowani przez milicję i

młodzieżowe organizacje komunistyczne, które przez

dwadzieścia lat nie potrafiły zlikwidować

hipisowskiej zarazy.

Dlatego drugie pokolenie hipów już nie było

takie rozlazłe i pokojowe — opowiada Dan. —

Trudno być pacyfistą, jak widzisz, że twoją

dziewczynę wloką za włosy, kopią i zaraz zaczną

gwałcić. Musieliśmy nauczyć się bić.

Byli jeszcze drużynnicy — mówię o

zorganizowanych przez Komsomoł milicyjnych

pomagierach.

— Oni przynajmniej nie bili tak, żeby zabić. Na

tusowce na placu Puszkina operował oddział

„Bieriozka". Nie było hipisa, który nie wpadłby w ich

łapy. Mieli ogromną kartotekę ze zdjęciami. Ich sztab

znajdował się na ulicy obok. Kiedyś dopadli mojego

przyjaciela, Maleńkiego Dżima. Spisali go i ostrzygli

ręczną maszynką na zero. Chłopak pozbierał włosy,

przykleił je do kapelusza i paradował w takim

nakryciu głowy do końca życia. Któregoś dnia rano

wydziadowaliśmy mnóstwo pieniędzy, więc

Page 68: Jacek hugo-bader biała gorączka

kupiliśmy po kilka bełtów na głowę i piliśmy na

podwórku, przy którym był ich sztab.

— Chyba wam odbiło!

— Chyba tak. I postanowiliśmy się do nich

włamać. Piłę do przecięcia kłódki pożyczyliśmy od

ich sąsiadów. Zrobiliśmy straszną demolkę, ale nie

mogliśmy dobrać się do archiwum, bo było w szafie

pancernej, zbudowaliśmy więc stos ze wszystkich

papierów i mebli, podlaliśmy go pastą do podłogi i

podpaliliśmy. Był straszny pożar. Przenieśli się do

innej dzielnicy.

— Złapali was?

— Nie. Ale Dżimi niedługo potem wyskoczył z

wieżowca —staremu hipowi łamie się głos. —

Strasznie pił. Ta wolność, do której tak się rwaliśmy,

zabija. Człowiek, który nic nie robi, żyje kosztem

innych, degraduje się. Trzeba dawać, a nie tylko brać.

Pochowałem dziesiątki kolegów i dopiero to

zrozumiałem. Jestem jednym z ostatnich.

Fakatsja — robić coś nieprzyjemnego.

Pracować po prostu. Od angielskiego „fuck" —

pierdolić.

Więc żeby nie żyć kosztem innych, Dan lepi i

wypala dzbany, ojciec Siergiej zbiera na tacę, a Bep

założył i od kilku lat prowadzi muzeum kultury

Page 69: Jacek hugo-bader biała gorączka

starosłowiańskiej. Zarabia dwanaście tysięcy rubli

(tysiąc dwieście złotych) i ma wariacką rentę — trzy i

pół tysiąca rubli (trzysta pięćdziesiąt złotych).

Til wręczył mi karteczkę, która udaje

wizytówkę. Pod nazwiskiem napisane jest:

„Kierownik artystyczny teatru «Boża Krówka»,

poeta, pedagog, reżyser, aktor, artysta, dramaturg,

muzykant".

„Boża Krówka" to teatr dla dzieci działający w

domu kultury. Til prowadzi go razem z żoną Iriną.

Sasza i Masza mają tyle zajęć, że nie wiedzą, w

co ręce włożyć.

Flet — mieszkanie. Od znaczącego to samo

angielskiego słowa „flat". Wiktor Fiedotow z

Petersburga, w młodości znany jako Młodożeniec, bo

w wieku osiemnastu lat miał żonę i dziecko, jest

przedsiębiorcą budowlanym i jako jedyny bohater

tego tekstu nie nosi długich włosów. Jest

przyjacielem ojca Siergieja. Buduje jego nową

cerkiew. Kiedy ojciec Siergiej przed laty jechał do

Leningradu, jak wielu moskiewskich hipisów

zatrzymywał się w mieszkaniu Wiktora, bo była to

bardzo ludna i znana komuna.

— Miałem dwóch przyjaciół anarchistów —

rozpoczyna opowieść Wiktor. — W1980 roku zostali

Page 70: Jacek hugo-bader biała gorączka

aresztowani za rozklejanie ulotek, kgb przesłuchało

także ich koleżankę, a ona mnie uprzedziła, że

chłopaki wpadli. Zarządziłem w naszej komunie, że

trzeba wyczyścić flet. Już za Sołżenicyna mogli

posadzić, a mieliśmy też biuletyny anarchistów,

emigracyjne gazety, zakazane płyty Black Sabbath i

Ścianę Pink Floydów. Skończyliśmy sprzątanie, a po

godzinie bezpieka wjechała z hukiem do mieszkania.

— Znaleźli coś? — pytam Wiktora.

— Nic. Ale przyjaciele zaczęli mnie pytać, skąd

wiedziałem, że aresztowali chłopaków i będzie

rewizja.

— Ta dziewczyna ci powiedziała.

— Ale przysiągłem, że nikomu o niej nie

powiem — Wiktor nerwowo szuka papierosa. —

Robiła karierę naukową na uniwersytecie, a jakby się

wydało, że mnie uprzedziła o akcji, kgb by ją

zniszczyło. Ona przecież ryzykowała, żeby nas

ratować. Wszyscy uwierzyli, że to ja zdradziłem i

przeze mnie siedzą ci dwaj. To była bardzo misterna,

psychologiczna akcja bezpieki. Podważając moją

uczciwość, rozbili całe środowisko, rozbili naszą

komunę. Wszyscy hipisi wynieśli się ode mnie, a ci z

innych miast przestali przyjeżdżać. W mieszkaniu, w

którym kłębiło się siedemnastu hipów, zostałem sam

Page 71: Jacek hugo-bader biała gorączka

jak palec. Nawet żona mi nie wierzyła. Wzięła

naszego czteroletniego synka i odeszła. Nie chciała

żyć ze zdrajcą.

Po trzech latach z więzienia wyszli obaj

anarchiści i wyjaśnili, że Wiktor nie mógł ich

zdradzić, bo nic nie wiedział o ich działalności. Żona

chciała wrócić, ale Wiktor nie mógł przeżyć, że mu

nie wierzyła.

— A wiesz, czyja to była operacja? — pyta

mnie.

—No?

— Władymira Putina.

— Zalewasz!

— Był młodym porucznikiem i w

leningradzkim kgb odpowiadał za nieformalne grupy

młodzieżowe — mówi Wiktor. — Wzywał nas i

osobiście prowadził przesłuchania.

— W mordę lał?

— Ani razu. Inni bili jak diabli, połamali mi

palce, pokaleczyli, wybili zęby, a on nawet bez

przekleństw i straszenia. Nie ma się czego wstydzić...

— Bez przesady! — przerywam Wiktorowi. —

Zrujnował ci życie!

Page 72: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Żonie też się nie ułożyło. Jest sama, a syn

rósł bez normalnej rodziny. Ma trzydzieści jeden lat i

jest narkomanem. Jedyne moje dziecko. Wszystkim

nam rozwalił życie.

Hajk — autostop, a hajker — autostopowicz. Z

angielskiego „hitchhike" — jeździć autostopem.

Hipisi tylko tak podróżowali. Czasami

korzystali z elektryczek, podmiejskich kolejek, które

jeździły na krótkich trasach. Takimi małymi skokami

można było dojechać nawet na koniec kraju, do

Władywostoku. Trwało to około miesiąca, bo hipisi

nigdy nie mieli pieniędzy i nie kupowali biletów.

Konduktor wyrzucał ich na najbliżej stacji, gdzie

czekali na następny pociąg.

Cziornaja — czarna. Bo jest czarna jak śmierć.

Inna nazwa domowej heroiny sporządzanej z

gotowanej słomy makowej. Po najlepszy mak hipisi

jeździli autostopem do Kirgizji. Ale kołchozowych

pól strzegli uzbrojeni strażnicy. Wielu młodych ludzi

poległo z ich rąk.

Sziz — schizofrenia, schizofrenik.

Wiktor, Dan, Til, Bep i prawie wszyscy hipisi,

którzy trafili do szpitali psychiatrycznych, dostawali

dysydencką diagnozę. To była „schizofrenia

bezobjawowa". Tylko psychiatra mógł dostrzec, że

Page 73: Jacek hugo-bader biała gorączka

człowiek jest chory.

Pod upadku zsrr władze przyznały, że

radzieckie durki były miejscem represji politycznych.

— Powiedzieli, że jestem ofiarą reżimu, i

chcieli unieważnić wszystkie diagnozy — mówi

oburzony Bep, patriarcha rosyjskich hipisów. — Dwa

razy poszedłem do szpitala, żeby nic nie zmieniali.

Maleńka ta moja rencina, ale jest. Nigdy w życiu nie

pracowałem, bo wariatów do roboty nie brali, to kto

mnie teraz zatrudni? Powiedziałem lekarzom, że nie

życzę sobie rehabilitacji, jestem więc ostatnim

człowiekiem, który cierpi na chorobę, której nie ma.

— Może byś dostał odszkodowanie — ja na to.

— Co ty? Władza nie robiła tego dla ludzi, tylko

żeby mniej płacić. Państwo to największe zło. I tamto

radzieckie, i to teraz.

U Saszy, męża Maszy, jako jednego z niewielu

hipisów radzieccy psychiatrzy wykryli psychozę

maniakalnodepresyjną, bo powiedział, że jak mu

obetną włosy, to się powiesi.

— Więc na wszelki wypadek nawet krzyża nie

zdjęli mi z szyi —mówi Sasza. — A zabierali

wszystkim.

— Dlaczego krzyże zabierali?! — krzyczy ze

Page 74: Jacek hugo-bader biała gorączka

swojego pokoju jego syn Wania.

— Żeby hipy na rzemieniach się nie wieszały.

Sasza i Masza porzucili świat wołosatych i

rozpoczęli nowe, wolne i dostatnie życie w 1991

roku, kiedy upadł Związek Radziecki.

— Wyszliśmy z hipisowskiego systemu —

mówi Sasza — ale po dziesięciu latach poczuliśmy,

że to była najlepsza, najpiękniejsza część naszego

życia. I najlepsi przyjaciele. Napisałem o tym

książkę. Pierwszego czerwca pojechaliśmy pod

Moskwę, gdzie spotykają się hipisi, bo w Dzień

Dziecka mamy swoje święto. Odnaleźliśmy Dana i

innych przyjaciół. Wydajemy tanie hipisowskie

pismo i co roku jeździmy na nasz festiwal na Ukrainę.

— Autostopem? — pytam.

— Samochodem — mówi zawstydzony Sasza.

— Pokażę ci nasz oldowy samochód, żebyś nie

myślał! — krzyczy Masza i ciągnie mnie na balkon.

Pod domem stoi zasypane śniegiem fioletowe

żiguli z osiemdziesiątego dziewiątego roku, które

Masza pomalowała w ogromne kwiaty.

— A ja kupiłem łazika i pojutrze ruszam do

Władywostoku — chwalę się, a moim gospodarzom

zapalają się oczy.

Page 75: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Och, jak ja bym z tobą pojechał! — mówi

zachwycony Sasza. — Nigdy dalej jak na Ałtaj nie

dotarłem, a tu taka okazja... Taki hajk...

— To jedź. Ja wszystkim się zajmę w domu —

mówi Masza i przez godzinę wierci mu dziurę w

brzuchu, a on się łamie.

— Obiecałem skończyć ten projekt...

— Chrzań to — Masza się nie poddaje. —

Znowu możesz być w trasie.

— Chcesz, żeby mnie wyrzucili z roboty!? —

Sasza krzyczy tak, że aż ze swojego pokoju przybiega

Wania.

Wszyscy długo milczą. Ciszę przerywa Masza.

— Znowu hip umarł.

Oczywiście na pierwszym etapie zaopatrzenie

księżycowych osiedleńców będzie prowadzone z

Ziemi. Lecz będzie to bardzo droga przyjemność.

Wartość bochenka chleba dostarczonego z Ziemi na

Księżyc wyniesie tyle, ile kosztowałby na Ziemi taki

sam bochenek wykonany ze złota. Dlatego jednym z

pierwszych zadań będzie przestawienie Księżyca na

samowystarczalność. Sadzę, że do xxi wieku zadanie

to uda się zrealizować.

Page 76: Jacek hugo-bader biała gorączka

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 77: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wściekłe psy

Wódka od mrozu była tak gęsta, że ledwo ciekła

z butelki. A przecież nad Moskwą miało już grzać i

świecić sztuczne słońce o mocy miliona kilowatów. I

miało być tylko pięć milionów mieszkańców. I nikt

głodny, nikt nie choruje na gruźlicę ani na raka, nikt

nie jest nawet zmęczony, a więc prawie nie trzeba

spać. Miało nie być samochodów, śniegu na ulicach i

cuchnących zsypów w mieszkaniach.

Z tej listy udało się zrealizować tylko ostatnie

marzenie. I to częściowo, bo teraz cuchnie na

klatkach schodowych.

Brudny rap — fabryka zapachów

Na razie telepie mną pierwszy solidny tej jesieni

mróz.

Pijemy w krzakach pod blokiem długim na

siedemset metrów w sypialnej dzielnicy Moskwy —

Marino. Siedzimy na starych oponach, a za stolik

mamy wielką szpulę po kablu elektrycznym. To

poranna balanga z ogniskiem z okazji Dnia

Rosyjskiego Milicjanta. Jest sobota, dziesiąty

listopada 2007 roku, a jeden z nas to mient.

To kumpel Miszy Naumowa, inaczej Maniego,

Page 78: Jacek hugo-bader biała gorączka

trzydziestodwuletniego rapera z hiphopowej grupy

dob, z którym się umówiłem, dob to samo dno

moskiewskiego undergroundu muzycznego, tak

zwany brudny rap (bliski gangsterskiemu), w stolicy

określany czule griaznym riapczikiem.

Mani, chociaż rżnie wredniaka i niechluja, jest

przesympatyczny. To jedyny człowiek, jakiego znam,

który pazury ma jednocześnie czarne i obgryzione.

Do tego sina od wódki i mrozu, poharatana,

zarośnięta gęba, wybite zęby i trupia czaszka na

czapce. Jako szanujący się raper sam pisze dla siebie

teksty.

— O chłopakach z bloku, o mojej pracy przy

wymianie okien na plastikowe, o żonie, o córeczce —

mówi i spluwa przez dziurę po zębie — i o tym

śpiewam, że Brindik z naszej grupy zaćpał się na

śmierć i że piję z kolegami w Dzień Milicjanta.

I przyszedł gościu — na oko chuj,

Ale mial flaszę — więc jednak swój.

Pierwszy to Polak — jakiego znam,

Do tego pismak — łapę mu dam.

Raper improwizuje, a koledzy wystukują rytm

na butelkach. Mani rejestruje na płytach całe swoje

życie. Największą furorę w dzielnicy zrobił rapową

Page 79: Jacek hugo-bader biała gorączka

opowieścią o swoich gościach. Któregoś dnia żona

Maniego przyprowadziła ich z pracy. Jeden był

Anglikiem, drugi Czechem.

— Ten gadał trochę po rusku — mówi raper —

ale Anglik ni w ząb. Przypadkowo do nas trafili,

przez losowanie. Mieszkali z nami tydzień.

— No i co? — dopytuję.

— Poiłem ich kapitalnie. Wódką i piwem.

Straaasznie im się podobało! Planowali otworzyć w

Moskwie fabrykę perfum i chcieli zobaczyć, jak żyje

statystyczna ruska rodzina, jak ich pracownicy będą

odpoczywali.

— No i co? — znowu pytam.

— Postanowili nie otwierać.

— Bo co?

— Bo robotnicy w jeden wieczór przepijają

więcej, niż oni chcieli płacić.

Dzisiejsza Moskwa to gigantyczna,

piętnastomilionowa metropolia, w której samochody

tkwią w korkach nawet w nocy. Mani ma

dwudziestodwuletnią kremową wołgę i nie może się

nadziwić, że w jego mieście jest więcej mercedesów

klasy s, tych najbardziej luksusowych, niż w

osiemdziesięciomilionowych Niemczech, gdzie są

Page 80: Jacek hugo-bader biała gorączka

produkowane.

Ale co w tym dziwnego, skoro w Moskwie

mieszka około dziesięciu tysięcy dolarowych

milionerów. Dziwne jest to, że prawie na każdego

milionera przypada jedno bezdomne dziecko i

dziesięć bezdomnych psów.

Bladi — wściekłe psy

Spod bloku Maniego do metra muszę dojechać

trolejbusem.

Blądi wskoczyła do środka przez drzwi dla

wysiadających, by już na następnym wybiec jako

pierwsza. Kiedy kupowałem bilet w kasie, też się

zatrzymała. Stanęła za stojakiem z gazetami i drapiąc

się pod pachą, obserwowała pięciu uzbrojonych w

karabiny maszynowe milicjantów w hełmach.

Funkcjonariusze ustawili się w wąskim przejściu do

ruchomych schodów w tyralierę, przez którą

przecedzali ludzką rzekę.

Wreszcie zatrzymali brodatego mężczyznę o

ciemnej karnacji, przyparli go do ściany i zanurzyli

łapy w jego wielkiej torbie. Na to czekała. Parę susów

i była na schodach, a ja za nią.

Na peronie przeszła obojętnie obok

rozstawionych co kilkanaście metrów dziewczyn z

kartkami: „Pomóżcie! Umiera mi czteroletni syn",

Page 81: Jacek hugo-bader biała gorączka

„Umiera mama. Pomóżcie na leczenie" „Pomóżcie

wrócić do domu", „Pomóżcie przeżyć brzemiennej".

Stanęła pod reklamą wódki „Putinki" („Kriepkij

charaktier, miagkaja dusza") i głośno ziewnęła.

Wsiadła do pierwszego wagonu.

Oboje z wielkim zaciekawieniem

obserwowaliśmy młodziutkiego rasklejszczika, który

w kilka minut pomiędzy dwiema stacjami oblepił

nasz wagon dziesiątkami małych, kolorowych

karteczek z ogłoszeniami. Większość skierowana była

do emigrantów, którzy przyjeżdżają tu w

poszukiwaniu pracy i chleba. Ogłoszenia oferowały

pomoc w załatwieniu mieszkania, pozwolenia na

pracę, książeczki zdrowia, dyplomu dowolnej uczelni,

różnych licencji zawodowych, prawa jazdy,

świadectw szkolnych i zaświadczenia o zarobkach,

które jest potrzebne do uzyskania kredytu. Ale było

też ogłoszenie: „Damy pieniądze wszystkim

mieszkańcom Rosyjskiej Federacji w trzydzieści

minut bez dokumentów i poręczycieli".

Najwięcej karteczek dotyczyło meldunku

(registracji), bez którego, jeśli nie ma się słowiańskiej

urody, nie da się w tym mieście żyć. Lewe kancelarie

prawne załatwiają lewe meldunki w lewych hotelach i

szkolnych internatach. Sam przy każdym pobycie w

Moskwie za pięćset rubli (pięćdziesiąt złotych)

Page 82: Jacek hugo-bader biała gorączka

kupuję meldunek w jednej z takich kancelarii. Ma

biuro na głównej ulicy.

Rozlepianie ogłoszeń w metrze też jest

nielegalne.

Blądi dwa razy się przesiadała. Na stacji

Prażskaja urządziła sobie dłuższy odpoczynek.

Wyjęła z kosza kanapkę, starannie rozwinęła papier,

zjadła i się zdrzemnęła. Potem wyszła na górę.

Zupełnie zatamowały ruch, kiedy zawodząc ze

szczęścia, zaczęły się kotłować w przejściu

podziemnym. Ganiały się, tarmosiły zębiskami, a

potem Blądi przewróciła się na plecy, rozłożyła łapy i

pokazała siostrze brzuch.

Nie znam stacji metra, gdzie przy wejściu nie

żyłoby stado bezpańskich psów. Trzymają się tych

miejsc, bo w zimie spod ziemi bucha ciepłe, a w lecie

chłodne powietrze. Często jest to nawet kilkanaście,

zawsze bardzo dużych, silnych kundli. Swoje stado

ma także niemal każde podwórko, szpital,

przedszkole, uniwersytet.

Bezpańskie psy z rosyjskiej stolicy z pokolenia

na pokolenie przekazują sobie sztukę podróżowania

metrem bez biletów. Najczęściej jadą w jakimś celu, a

nie jak bezdomni, żeby przespać się w jeżdżącym w

kółko pociągu.

Page 83: Jacek hugo-bader biała gorączka

W 2001 roku stołeczne władze uznały, że

Moskwa jest miastem humanizmu, i wydały zakaz

odławiania i usypiania bezpańskich psów. Należy je

chwytać, sterylizować i „odstawiać na miejsce

pozyskania". Od tego czasu liczba psich włóczęgów

wzrosła pięciokrotnie, a wyprawa na rogatki miasta,

gdzie stada są większe i bardziej agresywne, to

igranie z losem. Trzy lata temu jedna z watah pożarła

niemal w całości swojego opiekuna, ale profesor

Pojarkow z Instytutu Ekologii Akademii Nauk

ogłosił, że tylko dzięki psom Moskwa nie ma

problemów z wścieklizną, bo kundle nie dopuszczają

roznosicieli do miasta.

— To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem

— mówi Jewgienij Ilinskij, który jest szefem

prawdopodobnie jedynej na świecie organizacji

obrony praw zwierząt, która walczy o usypianie

psów.

Punk rock — zimnowojenny

Energia sztucznego słońca nad Moskwą to

zaledwie iskra w porównaniu z tym, co udało się

Krajowi Rad rozpalić nad Nową Ziemią na Morzu

Arktycznym. W1961 roku testowano nad tym

archipelagiem największą w historii bombę

nuklearną. Miała moc pięćdziesięciu megaton, a więc

pięćdziesięciu milionów ton trotylu, i w chwili

Page 84: Jacek hugo-bader biała gorączka

odpalenia wyzwoliła energię równą sześciu setnym

mocy cieplnej naszego Słońca.

Moskwa w tym czasie była gotowa nawet na

taki atak. Byle tylko nie wychodzić spod ziemi, z

tuneli metra. Bo ze stacji Taganskaja na przykład

można przejść do zpd „Taganka", to znaczy do

ukrytego sześćdziesiąt dwa metry pod ziemią

Zapasowego Punktu Dowódczego Wojsk Łączności,

który dodatkowo chronią dwudziestometrowe ściany

z betonu i trzytonowe drzwi z żelaza.

To cztery dwupiętrowe podziemne bloki, w

których przez trzy miesiące bez kontaktu ze światem

mogło przetrwać około tysiąca radzieckich dygnitarzy

i wojskowych. Pod warunkiem, że przestrzegaliby

wewnętrznego regulaminu, który widnieje na ścianie.

Punkt ósmy: „Nie wpadać w panikę".

A ja przyszedłem tu na urodziny córeczki

moskiewskiego oligarchy. Rosjanie nazywają taką

młodzież pogardliwie mażorami, od zbitki słów

„maładoj burżuj". Muzyków i lokal na imprezę

wynajął ojciec jubilatki.

Mnie zaprosił Sid, trzydziestodwuletni Dima

Spirin, lider cholernie ostrej punkowej grupy

Tarakany, czyli karaluchy. Sid —uprzejmy, łagodny i

z ogromną wiedzą, a przy tym obsypany kolczykami i

Page 85: Jacek hugo-bader biała gorączka

tatuażami jak ospą. Do tego trupie czachy na

sygnecie, czapce, bluzie i taka sama narzeczona. Są

czołówką rosyjskiego rocka, ale nie zabiegają o

wielką karierę.

— Lubię, kiedy życie jest lekkie i niezbyt

pracowite — mówi. —I tak jest, od kiedy w marcu

1991 roku rzuciłem szkołę i założyłem Tarakany.

Jeszcze była władza radziecka, ale już straciła zęby.

Wszyscy robili, co chcieli, to z chłopakami z klasy

przechwyciliśmy piwnicę na Arbacie w centrum

miasta, założyliśmy kłódki, przytaszczyliśmy sprzęt i

zaczęliśmy grać. Było bosko. W piwnicach rodziło

się nowe życie.

Życie w piwnicach rodziło się także w

podmoskiewskich miasteczkach. Tam chłopaki

rzucali żelazem, rzeźbili muskulaturę, wylewali

wiadra potu, a wreszcie ogolili głowy i wyszli na

ulice.

Nazywano ich gopnikami, od określenia

ulicznego rozboju. To ludzie podobni do naszych

gitowców z lat siedemdziesiątych. Alergicznie

reagowali na hipisów, punków i wszystkich

wołosatych, a także włóczęgów i niesłowiańskich

emigrantów, którzy po rozpadzie zsrr zaczęli masowo

napływać do Moskwy.

Page 86: Jacek hugo-bader biała gorączka

Znowu zrobiło się strasznie. Gopników zasilili

pospolici bandyci i tak, mówiąc w skrócie, powstała

sławna ruska mafia. Każde przedsięwzięcie, które

przynosiło choćby minimalny zysk, choćby to był

stragan z warzywami albo zespół rockowy, musiało

mieć kryszę, czyli dach, przykrywkę. Więc płaciło

bandytom za ochronę.

Postawił się tylko Alosza Puliakow, gitarzysta

anarchopunkowego zespołu Poczta Mongolska, który

w 1992 roku założył pierwszy w Rosji rockowy klub

„Atriszka". W następnym roku Aloszę zastrzelili, a

klub upadł.

— Teraz jest lżej — mówi Sid. — Kriminalitiet

poszedł w biznes węglowy, gazowy, stal i przemysł

zbrojeniowy, więc my nie mamy z nimi kontaktów,

ale właściciele klubów, w których gram, do dzisiaj

płacą za ochronę.

Takich bunkrów jak zpd „Taganka" pod

Moskwą jest wiele, ale tylko ten został w zeszłym

roku wystawiony na licytację i sprzedany. Władza nie

mogła sobie poradzić z remontem.

Szanson — bandycka muzyka

Nie tylko rock wyszedł w czasie pierestrojki

spod ziemi. Także błatna muzyka, czyli złodziejska,

bandycka, więzienna, łagierna. Komuniści jej

Page 87: Jacek hugo-bader biała gorączka

nienawidzili, bo wycierała sobie nogi sowiecką

demokracją. Na pierwszy festiwal pozwolili dopiero

kilka miesięcy przed agonią zsrr, w grudniu 1991

roku, i po zmianie jego nazwy na „Festiwal

Rosyjskiego Szansona".

W każdej rosyjskiej taksówce i kabinie

ciężarówki ryczy tylko szanson. Rockowi

bohaterowie tego reportażu sprzedają po trzy tysiące

płyt, rosyjska elita muzyczna — po trzydzieści

tysięcy, a szansoniści po trzysta, po milionie, po trzy.

Słowo „błatny" pochodzi prawdopodobnie z

jidysz, do którego przeszło jako niemieckie „blut" —

krew albo „blatt" — arkusz, kartka. Bo gdy bandyci

przychodzili w Odessie obrabować skład starego

Żyda albo Niemca, wtykali mu lufę nagana w nos i

mówili, że to ich blatt, czyli kwitancja, bumaga na

wydanie towaru. Tak bandytów zaczęli nazywać

błatnymi.

Anarchopunk — syndrom pola walki

— Pagibajet Rossija — powiedział ponuro,

kiedy w kawiarni postawiłem przed nim kawę

americano i cholernie burżuazyjne, brabanckie

ciastko z migdałowymi wiórkami.

Potem długo opowiadał, jak siedemnaście lat

temu na ulicy Twerskiej otwierali pierwszego w Rosji

Page 88: Jacek hugo-bader biała gorączka

McDonalda. Patrzył przerażony z okna, jak przez całą

noc pod barem kłębił się tłum umordowanych ludzi,

którzy stali tam tylko po to, by nad ranem zjeść bułkę

z kotletem mielonym. Wtedy pierwszy raz pomyślał,

że umiera. Miał pięć lat.

Pit skończył filozofię i teologię na

Uniwersytecie Moskiewskim. Prosi, żebym nie pisał,

jak się nazywa. Razem ze swoją punkową grupą Thed

Kaczyński (od nazwiska amerykańskiego terrorysty

Unabombera) zeszli do podziemia. Koncertują tylko

na zamkniętych imprezach dla fanów, a na zdjęciach

w internecie mają zasłonięte twarze.

Ma zaledwie dwadzieścia dwa lata, a jest

„wrogiem rasy numer jeden" i od czterech lat żyje z

wyrokiem śmierci wydanym przez moskiewskich

faszystów. Rzecz jasna nie tylko dlatego że jego

matka jest Koreanką, a ojciec pochodzi z Kaukazu.

Pit jest ikoną wszystkich moskiewskich

punków, członków organizacji antyfaszystowskich,

pacyfistycznych, ekologicznych,

antyglobalistycznych i anarchistycznych.

Dwa lata temu obok wyroku śmierci pojawił się

w internecie jego adres i zdjęcie. Od tego czasu nie

ma miesiąca, żeby na ulicy nie stłukli go faszyści,

skini, kibole Spartaka Moskwa, cska albo Dynama.

Page 89: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zaczął nosić nóż w kieszeni.

— W 2001 roku naziści rozpętali wojnę z

punkami — mówi. — Leje się krew. Na ulicach i w

trakcie najazdów na nasze kluby i koncerty naszych

grup. Chodzi im o zniszczenie symboliki wroga.

Tępią też emigrantów i włóczęgów, a my wzięliśmy

ich w obronę. Punki i cała antifa, czyli ich sojusznicy,

odpowiedzieli tym samym.

Najbardziej radykalne zespoły faszystów to

Korozja Metalu i Kołowrót. Pierwszy z nich bliższy

jest Partii Narodowo-Bolszewickiej, drugi —

hitlerowcom. Często organizują koncerty i festiwale,

podczas których muszą zapewnić ochronę. Po

imprezie „grupy wsparcia" nie są rozwiązywane i tak

powstają działające w podziemiu bojówki.

Szczególnie potężne ma faszystowska prawica

rekrutująca żołnierzy wśród skinów i kiboli.

Ostatnią ofiarą wojny jest

dwudziestosześcioletni Ilia Borodajenko, którego

dwudziestego szóstego czerwca 2007 roku narodowi

socjaliści zatłukli żelaznymi drągami podczas napadu

na obóz nad rzeką Angara, gdzie ekolodzy i

anarchiści protestowali przeciwko budowie kolejnej

elektrowni atomowej.

— Faszystowskie organizacje rodziły się w

Page 90: Jacek hugo-bader biała gorączka

połowie lat dziewięćdziesiątych — mówi Pit — kiedy

do Rosji wlała się ogromna fala emigrantów. A to

ludzie bardziej dzicy niż Rosjanie za granicą. Jak

jednemu dzieje się krzywda, wszyscy łapią za noże.

Przechwycili cały handel w Moskwie i stworzyli

różne mafie, oczywiście piekielnie brutalne, jak to

dzicy. Do tego na oko są inni, mówią w innym

języku, a gdy zaczęła się wojna w Czeczenii,

telewizja pokazała, jak zabijają ruskich żołnierzyków.

W mojej klasie wszyscy chłopacy należeli do

nazistów. Poza mną. Z biegiem czasu zaczęły

powstawać niezwykłe dziwolągi. Nazipunki,

nazirastafarianie, a nawet naziNiegry. Ich gwiazdą

jest piłkarski chuligan Eskimo.

— Były takie lody — przypominam sobie.

— Waniliowe w czekoladzie. Bo on niby z

wierzchu czarny, a w środku biały.

Po drugiej stronie barykady koledzy Pita zyskali

sojuszników w postaci skinów antyfaszystów,

czerwonych skinów i skinów apolitycznych.

Pit mówi, że jego przyjaciele anarchiści zdobyli

listę liderów moskiewskich organizacji

faszystowskich. Połowa nie nosi rosyjskich nazwisk.

To młodzi ludzie z Pakistanu, Kirgizji, Kaukazu, a

nawet z Czeczenii, ale z drugiego pokolenia

Page 91: Jacek hugo-bader biała gorączka

emigrantów, tak jak i on, którzy słowa nie znają w

ojczystym języku.

— A żebyś wiedział, ile tam żydowskich

nazwisk.

— Dlaczego was to interesuje? — przerywam

mu.

— Bo nie możemy ich zrozumieć — Pit na to.

— Pytam takiego, dlaczego jesteś z nimi, skoro gębę

masz tak ciemną jak ja, a on, że jego przodkowie byli

z Bułgarii, Chorwacji albo z Włoch. W życiu się nie

przyzna, że z Baku przyjechał albo z Duszanbe.

Pit to znerwicowany, przerażony inteligent z

ptsd, czyli zespołem stresu pourazowego, na który

cierpią wracający z wojny żołnierze. Z dobrego serca

ciągle udziela mi rad przed podróżą.

— Główna zasada, to nikomu nie wierzyć. Z

nikim po drodze nie rozmawiać i, nie daj Boże, pić

wódki. Po nocy nie chodzić, nie zatrzymywać się

koło bazarów i nie wynajmować mieszkań od kobiet,

co pod dworcami stoją. W Rosji ludzie dzicy, bardzo

agresywni. Jak w głuszy samochód nawali, a noc

idzie, od razu w głąb lasu. Tam stawiać namiot.

— Zima za pasem.

— Do lasu, mówię. Do wilków, nie do ludzi.

Page 92: Jacek hugo-bader biała gorączka

Heavy metal — dziwki, muzyka i chlanie

Spóźnia się. Po godzinie dzwoni i mówi, że

spóźni się czterdzieści minut.

— Już jesteś spóźniony sześćdziesiąt — cedzę.

— No, to będzie jeszcze czterdzieści.

Było jeszcze sześćdziesiąt. Razem dwie godziny

spóźnienia. Wszedł do kawiarni i słowem nie

przeprosił. Dżinsy, zielona kurtka, jasne długie włosy,

broda... Nie wygląda na faszystę. Nawet ręki nie

ściska mocno. Ale brzydko się śmieje i jego twarz

(jak u ludzi z porażeniem nerwu twarzowego)

zupełnie nie zmienia wtedy wyglądu.

Siergiej Troicki, znany jako Pauk (pająk), jest

założycielem i liderem ukochanego przez skinów i

faszystów heavymetalowego zespołu Korozja Metalu.

Ma czterdzieści jeden lat. A miał osiemnaście, kiedy

w 1984 roku nie przyjęli go na studia, tylko dlatego

że miał długie włosy. Założył więc zespół, chociaż

był to najgorszy czas dla podziemnej wtedy sceny

rockowej, bo u władzy w zsrr był Jurij Andropow,

były szef kgb, który na szczęście umarł trzynaście

miesięcy po koronacji.

Matka Pauka jest stomatologiem, ojciec —

profesorem filozofii.

Page 93: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nie przeszkadza im, że syn jest faszystą? —

pytam.

— A w czym to może przeszkadzać? —

odpowiada pytaniem i głośno siorbie kawę.

— W Związku Radzieckim i w Rosji „faszysta"

to zawsze była najgorsza obelga. Z ich rąk zginęło

dwadzieścia milionów twoich rodaków.

— Od komunistów jeszcze więcej, a w armii

Hitlera służyło półtora miliona radzieckich ludzi.

Ale komunistów też się nie brzydzi. Był nawet

członkiem Partii Narodowo-Bolszewickiej

(czerwonych faszystów), grywał na ich mityngach,

zjazdach, pochodach. Właśnie wrócił z zespołem z

trasy koncertowej po Syberii.

— Czternaście dni i koncerty w jedenastu

miastach — opowiada z przejęciem. — Po każdym

występie chlanie do rana, potem pociąg, znowu

koncert, chlanie i pociąg... W trasie staramy się pić

nie mniej niż pół litra dziennie na łebka. Wódka i

różne miejscowe balsamy. Żeby uniknąć zatruć

żołądkowych, psychicznego rozstroju i dla dopingu.

Dziwki, muzyka i chlanie to całe moje życie.

Najpiękniejsze co w nim jest.

W górniczym Nowokuźniecku dostali od

jednego z fanów dwie tony węgla w workach.

Page 94: Jacek hugo-bader biała gorączka

Sprzedali go od ręki za pięć tysięcy rubli.

— A po koncercie wynajęliśmy rozkoszną banię

i pięć dziwek —opowiada Pauk. — W Moskwie

dobra prostytutka kosztuje dziesięć tysięcy, a na

prowincji top modelkę na całą noc można mieć za

osiemset rubli (osiemdziesiąt złotych). Trzy z nich

pojechały z nami w dalszą trasę i na koncertach gołe

tańczyły na scenie. Były gwiazdami, ale

wyrzuciliśmy je po drodze, bo w każdym mieście

chcemy mieć nowe.

Pauk bardzo dużo koncertuje na prowincji, bo w

stolicy nie ma szans na występ w dużej sali. Jego

muzyki nie wolno puszczać w radio ani w telewizji.

— Dwa tygodnie siedziałem nawet w areszcie

— skarży się. — Za nasze pieśni. Że niby wzywam

do narodowych niepokojów, do rozpalenia nienawiści

rasowej i przemocy. Kurde! Muzyka to czysta

abstrakcja, nie można jej brać tak dosłownie.

— Śpiewasz, żeby wbić czarnemu kołek w

pierś. Jaka to abstrakcja?

— No, jak wampirom wbijali. Czysta

abstrakcja. Przecież wampirów nie ma.

— Twoi wielbiciele rozumieją to dosłownie i

tłuką na ulicach, a nawet mordują emigrantów i

afrykańskich studentów.

Page 95: Jacek hugo-bader biała gorączka

— To nie moja wina, że ktoś źle mnie rozumie.

Rock patriotyczny — prezydenckie carstwo

— W Moskwie jest strasznie — Walierij

Naumow też chce mnie przerazić. — W klasie

mojego syna na trzydzieści cztery dzieciaki

siedemnaście to emigranci, cudzoziemcy

niesłowiańskiego pochodzenia. Równo połowa!

Kiedy ja chodziłem do szkoły, jednego miałem w

klasie. U nas, w Moskwie, ziemia jest droższa niż w

Londynie, a oni wszystko wykupują. W swoich

pałacach pieniędzmi palą w piecach. Nasz kraj

umiera.

Wiem. Każdego dnia w Rosji ginie tysiąc

pięćset osób. To katastrofa demograficzna, a Rosjanki

nie chcą rodzić, bo dzieci przeszkadzają w pracy.

Telewizja to wróg numer jeden. I narkotyki,

pepsi-cola, McDonaldy... I cała ta prozachodnia

bezideowość, najgorsza wredność ludzkości, która

cieknie z ekranów i nie daje rodzić potomstwa.

Powiadają, że jak chcesz zniszczyć wroga, wychowuj

jego dzieci. I telewizja tak wychowuje, że celem

życiowym stają się tylko pieniądze.

Mówi o pokoleniu ludzi urodzonych w latach

osiemdziesiątych, które w Rosji nazywane jest

pogardliwie pepsikolnym.

Page 96: Jacek hugo-bader biała gorączka

Walera jest liderem folkowo-rockowej grupy

Iwan Carewicz, odwołującej się w swej twórczości do

tradycji średniowiecznej Rusi. Od ośmiu lat nie mogą

przebić się na wielką scenę. Występują w skórach i

kolczugach, okładają się na scenie mieczami, a ich

największym przebojem jest utwór Rossija wpieriod.

Naprzód, za ziemię, za wiarę, za Ural, za Krym,

chociaż Krym jest już w innym kraju, z czym wielu

Rosjan nie może się pogodzić. Natomiast nie sposób

nie zgodzić się z Walera w sprawie rosyjskiej

telewizji. Jak tylko się da, małpuje zachodnie wzory,

ale bez wątpienia nie te dotyczące standardów

informacyjnych. Wszystkich na świecie prześcignęła

w wymyślaniu zadań dla bohaterów reality show,

którzy za pieniądze wylizują sobie tyłki z bitej

śmietany, jedzą odchody, padlinę, żywe karaluchy...

— Dopiero jak Putin przyszedł na prezydenckie

carstwo i zezwolił na patriotyzm, zrobiło się łatwiej

— mówi lider Iwana Carewicza.

Zostali coroczną gwiazdą festiwalu Sława

Rossiji organizowanego przez putinowską partię

Jedinaja Rossija.

— Im więcej młodzież będzie słuchać naszej

muzyki, tym mniej będzie piła pepsi-coli. Ale to się

nie udaje, bo cały showbiznes w Moskwie to straszne

Page 97: Jacek hugo-bader biała gorączka

gówno. Jak potężnie nie zapłacisz, nie masz szans na

dotarcie do radia i telewizji. Dwóch, trzech ludzi

decyduje o tym, co naród lubi. A Ruski leży na

kanapie, popija piwo, leni się, takiemu można

wcisnąć w ciemno, co się chce.

Rock starocerkiewny — autocenzura

W Rosji od czasów radzieckich obowiązuje

konieczność „konsultowania tekstów z organami

ideologicznymi". Teraz trzeba to robić w placówce

Federalnej Służby Bezpieczeństwa, poprzednio

znanej jako kgb, na terenie której ma odbyć się

koncert.

Wołosaci też jakby zmienili nazwę. Teraz

nazywa się ich mazefakierami.

— Przed koncertem zbieram teksty i zanoszę je

gdzie trzeba —opowiada Pulia. — Ale proszę, żeby

na występy w miejscach publicznych wybierali

utwory bez nacjonalizmu, wezwań do przemocy i bez

mata, czyli przekleństw.

— Punki bez mata nie potrafią mówić —

martwię się.

— Trudno. „Ubij mienta" też nie przejdzie.

„Pulia" to kula, pocisk, nabój. I taka jest.

Szybka i ostra jak pocisk z nagana, ruchliwa,

Page 98: Jacek hugo-bader biała gorączka

zadziorna, wyrywna. Smukła i zgrabna, ale nie

wiotka. W typie hipisiary po trzydziestce. Jest

dyrektorką

Młodzieżowego Centrum Kultury imienia

Świętej Księżnej Petersburskiej. Centrum to

drewniana szopa na placu budowy cerkwi Wszystkich

Świętych Moskiewskich w dzielnicy Bibiriewo.

Ojciec Siergiej, tutejszy proboszcz i były hipis,

przygarnął centrum, kiedy po kilku latach wojny

milicja wyrzuciła młodzież z piwnicy, którą młodzi

zajęli na wariata w 1994 roku.

— Ojciec Siergiej wie z własnego życia —

mówi Pulia — że jak młodzież zajmuje się poezją,

malarstwem i muzyką, to na sto procent będzie też

alkohol i narkotyki. Bez Boga musi się tak skończyć.

O tym śpiewam. I o tym, że w naszej piwnicy jest

teraz wielki sklep i zwyczajny burdel. A ja mam

sprawę karną o to, że udając działalność kulturalną,

prowadziłam nielegalny interes.

Dziewczyna jest liderką i wokalistką grupy

Krzyż Południa. Mówi, że to rock

starocerkiewnosłowiański.

Andriej — potężny cios

Klub imienia Jerry'ego Rubina w piwnicy domu

numer 62 na Leninskim Prospekcie to święte miejsce

Page 99: Jacek hugo-bader biała gorączka

dla całej moskiewskiej antify — myślącej, radykalnej,

ale antyfaszystowskiej młodzieży. Dla wszystkich

moskiewskich buntowników, bojowników o słuszną

sprawę — o prawa człowieka, ale też o wolność dla

doświadczalnych królików, szczurów i myszy. Nieraz

włamywali się do zakładów drobiarskich, rzeźni,

placówek naukowych, uwalniali zwierzaki i

demolowali laboratoria.

Tutaj zaczynali swoją undergroundową karierę

Sid i jego Tarakany, ale teraz największym punk

gierojem jest młodziutki Pit z kapeli Thed Kaczyński.

Zajęli tę piwnicę w 1992 roku. Jej patronem jest

Jerry Rubin, ideolog i przywódca amerykańskich

hipisów i anarchistów. To bardziej dom, czy raczej

podziemie kultury, niż klub. Do tego kultury

alternatywnej, niekomercyjnej. Bez ochrony, szatni i

biletów wstępu.

— Baru też nie mamy — mówi Andriej Otis

Gonda. — Antyfaszysta nie pije, nie pali i nie bierze

narkotyków, bo jak ma być radykalny, musi być

aktywny, a więc trzeźwy.

Andriej przyjechał do Moskwy na studia

weterynaryjne jeszcze w czasach radzieckich, ale w

1995 roku, dwa miesiące przed dyplomem, rzucił

akademię. Tłumaczy mi, że weterynaria to gałąź

Page 100: Jacek hugo-bader biała gorączka

wiedzy służąca hodowli zwierząt, które zabija się i

zjada.

Był więc dozorcą, sprzedawcą w nocnym

sklepie, nauczycielem francuskiego, angielskiego i

wychowania fizycznego, menedżerem, trenerem

karate, aikido i tai-chi, przedsiębiorcą budowlanym i

akwizytorem. Co parę miesięcy z hukiem padał jego

kolejny biznes. Ale ożenił się, urodziły się dzieci. Dla

oszczędności żywił się w jadłodajni wyznawców

Hare Kriszna. Pracował ponad siły, ale wpadał w

coraz większe długi. Wreszcie trafił do szpitala z

wyczerpaniem organizmu i załamaniem nerwowym.

Wtedy wyrzucili ich z mieszkania. Z maleńkimi

dziećmi żyli w piwnicy, a potem w garażu, do

którego Andriej wstawił piecyk-burżujkę. I zdarzyło

się najgorsze. W metrze ukradli mu dokumenty.

Co dwa, trzy dni spędzał kilka godzin na

komisariatach, do obrzydzenia, w kółko, setki razy

powtarzając ten sam tekst. Kim jest, skąd przyjechał,

gdzie ma dokumenty, gdzie mieszka, z kim, z czego

żyje, co z meldunkiem...

— Najczęściej łowili mnie w metrze — mówi.

— Stają tak, że nie sposób ich ominąć, a mnie łatwo

zauważyć.

— Dlaczego? — pytam głupio.

Page 101: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bo mam czarną gębę.

— Kaptur można naciągnąć.

— Takich łapią jeszcze bardziej. Łowią w

ludzkiej rzece „czarnych" to znaczy kawkazkich, ale

jak przytrafi się naprawdę czarna gęba, Murzyn, to na

sto procent go sprawdzą. Za każdym razem groziła mi

deportacja, a ja nawet na łapówkę nie mam. To kazali

otwierać torbę. Wiele lat byłem akwizytorem. Brali,

co chcieli, i kazali spadać. To jeszcze normalne, ale

zdarzały się katastrofy, gdy zabierali wszystko.

— Jaki miałeś towar? — pytam.

— Kosmetyki albo płyty z muzyką. Kiedyś

mnie ograbili zaraz po wyjściu z hurtowni. Wszystko,

co miałem, było w tym towarze. Potężny cios.

Wracam do domu... Żona w drzwiach pyta o

lekarstwo dla synka. Miałem kupić, i jeszcze coś do

jedzenia, bo w lodówce pusto. Najgorszy dzień w

moim życiu. Chciałem ze sobą skończyć, ale nie

miałem odwagi. Całe dnie łaziłem po mieście i

pakowałem się w straszne sytuacje.

— Czego szukałeś?

— Śmierci. A znalazłem ten klub. W życiu nie

słyszałem o Jerrym Rubinie, ale wszedłem, bo

wpuszczali za darmo. Pokazywali film o Che

Guevarze.

Page 102: Jacek hugo-bader biała gorączka

Pokochał to miejsce. Od kilku lat pilnuje w

klubie porządku, prowadzi zajęcia z karate, aikido i

taichi. W 2002 roku przyznano mu rosyjskie

obywatelstwo.

— I jak dostałem dokumenty do ręki, mienty od

razu przestały mnie kontrolować.

Rap gangsterski — za garść dolarów

Przedziwna z nich para. Trochę jak Flip i Flap w

młodości. Mały-chudy ma dwadzieścia siedem lat i

bardzo śniadą twarz, a duży-gruby dwadzieścia

dziewięć, stopy w rozmiarze czterdzieści dziewięć i

jest cholernie rudy i piegowaty. Jeden jest Gruzinem

z abchaskiego Suchumi, drugi — Żydem z

ukraińskiego Doniecka. Midget, czyli Zurab

Szarabidze, jest raperem, a Iceman, to znaczy Sasza

Wiseman, jego dyrektorem (tak mówią), szefem

jednoosobowego sztabu artysty, menadżerem.

— Jako Żyd komercję i dyplomację mam we

krwi — śmieje się tubalnie. — Świetnie sobie radzę

jako kreatiwszczik...

— Kreator — poprawiam go.

— Kreator jest od mody, a ja wymyślam

strategię, kombinuję, inicjuję.

Piekielnie ciężko było mi zrozumieć, co ostatnio

Page 103: Jacek hugo-bader biała gorączka

wymyślił. Chodziło mniej więcej o to, że Stim, raper

z wrogiej hiphopowej stajni wielkiego gwiazdora

Sierjogi, nie zwrócił mu pieniędzy za bling, który

Iceman zrobił dla niego u jubilera. Bling to ozdoba i

znak firmowy muzyka, zawieszony na grubym,

złotym łańcuchu, bez której żaden raper nie może się

obejść. Wreszcie Iceman dopadł Stima i zażądał

pieniędzy, a ten oddał mu bling. Takiej okazji nie

można przepuścić. Iceman natychmiast opowiedział

całą historię w wywiadzie dla bardzo znanej

muzycznej gazety internetowej.

— Raper to jest wielki autorytet dla fanów —

mówi. — Dzieciaki słuchają go i naśladują, a ja

zepsułem mu wizerunek. To pryszcz, że zrobił

świństwo, problem w tym, że oddał bling! Raper,

który traci bling, to jakby tracił jaja, traci honor. Ale

on wcale tak tego nie czuł. Wiesz dlaczego?

— No?

— Bo on goli nogi.

— Co?

— Raper, który goli nogi! Mężczyzna! O tym

też powiedziałem w internecie.

— Sasza, nie kumam... To jakaś przenośnia?

— Nie! On naprawdę goli nogi! — Iceman pęka

Page 104: Jacek hugo-bader biała gorączka

ze śmiechu. — Jak mężczyzna może golić nogi? Tym

bardziej raper. Widziałem na własne oczy, bo kiedyś

pracowałem ze Stimem i Sierjogą. Byliśmy

przyjaciółmi, a teraz mi grożą. Powiedzieli, że jak

zjawię się dzisiaj w klubie, to mnie obiją. Sierjodze ja

nierówny. Nie ta sława, pieniądze i nawet nie te

fizyczne parametry. Był bokserem i ciągle rzuca

żelazem.

— Wy to robicie dla marketingu — odkrywam.

— Rap żyje z konfliktów. A o wojnie, drace,

bitwie wszyscy napiszą. Oni mogą tylko stracić, a ja

zyskam, nawet jak mnie zabiją. Zostanę bohaterem.

Będą o mnie układać pieśni. Midget na pewno.

Niepotrzebnie to mówi, bo i tak wie, że nie

nadaje się na bohatera. Już dawno mógł nim zostać —

w Doniecku, skąd pochodzi, zadarł z gangsterami, ale

uciekł z miasta i z kraju.

Miał sto dolarów, kiedy w 1999 roku przyjechał

do Moskwy. Kiedy pieniądze się skończyły, trafił na

ulicę. Głodował. Pół roku mieszkał na klatce

schodowej. Dokarmiał go gruziński chłopak z

ostatniego piętra. Tak poznał Midgeta, który wciągnął

go do swojej roboty w myjni samochodowej. Tam się

razem dorobili i zajęli rapem.

— Żeby jeszcze spokój mieć — mówi Iceman.

Page 105: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ale z moją ryżą gębą i rozmiarami trudno jakoś.

Zawsze jak gdzieś idę, na przykład z dziewczyną do

kina, kończy się draką. I zawsze są to Kaukazcy.

Obrażą dziewczynę, sprowokują, zwymyślają. Oni

zawsze zachowują się nieadekwatnie. Mam tego dość.

Nie cierpię Kaukazkich.

— Sasza, litości — ja na to. — Midget jest z

Kaukazu. Siedzi tu z nami.

— Ale on jest inny. A Gruzini to na Kaukazie

najbardziej adekwatni, inteligentni ludzie.

— Ja wiem, dlaczego tak jest — wtrąca się

Midget. — U nas wszyscy bandyci i ludzie, na

których poluje milicja, jadą do Moskwy. To miasto

wielkich możliwości. Dla nich też.

Rodzina Midgeta miała siedem dolarów, kiedy

tu przyjechali. Jako Gruzini musieli uciekać ze

zbuntowanej Abchazji. Wybrali kraj, który pomógł

Abchazom wygnać ich z domu.

Rap mażorski — Straszny Bulwar

Iceman w zeszłym roku przyjął rosyjskie

obywatelstwo, a Midget jako Gruzin nie ma na nie

szans. Co pół roku musi na lewo kupować meldunek

za dziewięć tysięcy rubli (dziewięćset złotych). Inni

cudzoziemcy płacą tylko tysiąc.

Page 106: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jedziemy przez miasto przepięknym, starym

lincolnem Icemana i zbieramy chłopaków na striełkę

— bójkę, drakę, ustawkę, porachunki. Dołączają inne

samochody. O północy jesteśmy przed klubem „Żara"

(upał, gorąco, skwar) na Strasznym Bulwarze. To

bardzo drogi i szpanerski lokal z selekcją dla

hiphopowych mażorów.

Iceman rozdaje chłopakom kolorowe pisma

kobiece. Trzeba je zwinąć bardzo ciasno i robi się z

tego skuteczna, bolesna, ale niekalecząca i nieostra

broń o sile rażenia drewnianej pałki. To ulubiony

wśród donieckich bandytów wynalazek sowieckiego

specnazu.

Przyjaciele Icemana i Midgeta nie wyglądają na

zakapiorów z peryferyjnych dzielnic. To nieudane

klony nowojorskich ziomali, plastikowe mażory,

zepsuci synalkowie oligarchów w wyszukanych

hiphopowych ubraniach. Fani Midgeta.

To oni kreują muzyczne mody w Moskwie, bo

tylko ich stać na częste wizyty w piekielnie drogich

klubach. Teraz króluje uładzony rap mażorski, zwany

też klubowym, i jego popowa, taneczna odmiana —

R'n'B.

Czekamy na brygadę Sierjogi i Stima,

dzwonimy z zimna zębami, a ja opowiadam, że już z

Page 107: Jacek hugo-bader biała gorączka

końcem minionego tysiąclecia nad Moskwą miało

grzać i świecić sztuczne słońce.

Autorzy Reportażu z xxi wieku, którzy umarli w

latach siedemdziesiątych, pisali swoją książkę na

podstawie rozmów z uczonymi z Akademii Nauk

zsrr. Tam zrodził się pomysł, by za pomocą kilku

ogromnych zwierciadeł wysłać w górę fale

elektromagnetyczne. Dwadzieścia, trzydzieści

kilometrów nad ziemią, gdzie promienie się

skrzyżują, rozbłyśnie sztuczne słońce z rozżarzonych

cząsteczek azotu i tlenu.

Miało być widno całą dobę, ale bez szkody dla

zdrowia mieszkańców Moskwy, bo medycyna do

tego czasu miała się farmakologicznie uporać z

problemem zmęczenia. Można by pracować bez

odpoczynku. Do tego w przyjaznej, pięciomilionowej,

dostatniej metropolii pozbawionej samochodów

(zakaz wjazdu do miasta) i śniegu na podgrzewanych

elektrycznie ulicach. W latach pięćdziesiątych uczeni

obliczyli, że na odśnieżanie rosyjskich ulic zużywa

się tyle paliwa, ile na kampanię żniwną.

Po godzinie czekania jest jasne, że przeciwnicy

Icemana i Midgeta się nie zjawią. Chłopaki

zapraszają do klubu, ale ja ślubowałem, że nigdy nie

wejdę do lokalu, gdzie jest selekcja (po rosyjsku

fizkontrol).

Page 108: Jacek hugo-bader biała gorączka

Muszą ocenić, czy jesteś stosownie ubrany i czy

możesz kupić coś w barze.

— Jakbym nie miał ręki albo był garbaty,

niepełnosprawny, toby mnie nie wpuścili —

wściekam się. — Raperzy zasrani! Dlaczego się na to

godzicie? To gorsze draństwo niż rasizm.

— A jak by to było, gdyby wpuszczali źle

ubranych, śmierdzących, inwalidów — broni się

Iceman. — To miejsce do radości. Mnie by nie było

wesoło tańczyć razem z inwalidą.

— Ale karzełka wpuszczają — zauważył

Midget.

— Karzełki są w porządku.

— A inwalidzi wyglądają smutno, ale gdyby tak

byli weseli, to...

Następnego dnia w internecie huczało, że

Sierjoga i Stim stchórzyli. Dwa dni później, kiedy

Iceman i Midget wracali w nocy do domu, pod

drzwiami czekało na nich pięciu zamaskowanych

mężczyzn. Czterej ciężko pobili chłopaków, a piąty

filmował zajście. Rano film był w internecie.

Trzy tygodnie później, przed wyjazdem na

Syberię, odwiedziłem Midgeta w szpitalu.

— Moskwa to najlepsze miasto, żeby się odbić,

Page 109: Jacek hugo-bader biała gorączka

odkuć, zrobić karierę i pieniądze — wyszeptał spod

bandaży młody Gruzin. — Piękne miasto. Kocham je.

Bo mnie uczy życia, karmi i czasem ukarze. Kocham

Moskwę bardziej niż ci wszyscy nacjonaliści. Ja

nawet śmieci nie rzucam w Moskwie na ulicę. Tak ją

kocham!

A teraz przenieśmy się w odległą przyszłość i

przejdźmy się jedną z ulic Moskwy xxi wieku.

Czujecie, jakie czyste powietrze, jakby przesiąknięte

aromatem łąk i lasów? Powodem tego jest nie tylko

wielka ilość parków i skwerów. Jesteśmy na nabrzeżu

rzeki Moskwy. Spójrzcie, można policzyć wszystkie

kamienie na jej dnie. Gromadki srebrnych i złotych

rybek snują się między wodorostami. Do rzeki nie

odprowadza się już brudnych ścieków. Są one

oczyszczane na miejscu. Wszelkie osady wykorzystuje

się do odpowiednich celów, a czysta woda,

wzbogacona uprzednio o tlen, spływa dopiero do

rzeki.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 110: Jacek hugo-bader biała gorączka

Pole minowe

W przejściu podziemnym automat z

prezerwatywami. „Dla tych, którzy chcą żyć" — głosi

napis. Na nim przyklejona kartka: „Towar

koncziłsja".

— U nas w Rosji mówią, że aids to wyrok

śmierci — Masza podnosi brwi, jakby się dziwiła. —

Mnie uratował życie. I dziecko nawet mam dzięki

niemu, i męża. Do dzisiaj nie mogę się nadziwić, że

chciał taką narkomankę z hivem.

— Zwyczajnie się zakochał — udaję znawcę. —

Naprawdę dziwne jest to, że nie używacie

prezerwatyw. Dla niego to niewiarygodne ryzyko, a

one zmniejszają je o dziewięćdziesiąt procent.

— On się upiera, żeby bez. Sama nawet nie

wiem dlaczego.

— Bo faceci nie cierpią kondomów. Ale żeby aż

tak?

— Dlaczego nie cierpią? — pyta

dwudziestopięcioletnia Maszeńka.

— Bo to takie paskudztwo jak kawa bez kofeiny

albo piwo bez alkoholu. Niby pijesz, a nie szarpie.

Dwadzieścia, trzydzieści i czterdzieści parę lat.

Page 111: Jacek hugo-bader biała gorączka

Żydówka, Tatar i Rosjanin. Narkomanka, gej,

alkoholik. Pochodzenie robotnicze, chłopskie i

inteligenckie. Prawosławna, muzułmanin i ateista.

Prawniczka, fryzjer, artysta. Zęby sztuczne, czarne i

złote. Wszystko ich różni. No, poza tym, że cała

trójka mieszka w Ufie, w Republice Baszkirii, na

wschodnim krańcu Europy.

I jeszcze ma pewien wirus, który pożera

limfocyty CD4. Jest słaby, więc poza organizmem

ginie bardzo szybko. Nie przetrwa nawet ciepłej

kąpieli, ale Masza, Siergiej i Rinat jakoś go złapali.

Życie po raz pierwszy

Matka Maszy była nauczycielką geografii,

ojciec — autorem i wykonawcą pieśni bardowskich.

Z jednym rodzicem jeździła więc w góry, z drugim —

na festiwale. Zawsze oddzielnie, bo się rozwiedli.

Była najlepszą uczennicą w szkole.

W życiu bym nie uwierzył, że rodzice Rinata

byli kołchoźnikami. Bardzo przystojny. Gęba ciemna,

wysoki, szczupły i wiotki. Męski nawet, powiedzieć

by można, gdyby nie te ruchy. Zarzuci rękę na biodro

albo tak jakoś podeprze podbródek. Piękna, długa

dłoń, pazur i sześć pierścieni. I z sześć złotych zębów

na froncie.

Rodzice Siergieja byli robotnikami. Kiedy był w

Page 112: Jacek hugo-bader biała gorączka

piątej klasie, kupili mu gitarę.

— Robotnicy w Związku Radzieckim rozumieli

potrzeby swoich dzieci — mówi zupełnie poważnie.

— Chcieli, żebym został artystą, a szkoła pomagała w

tych sprawach przodującej klasie społecznej. W zsrr

wszystko było możliwe. Skończyłem szkołę

muzyczną, dostałem się do konserwatorium. Miałem

ogromne możliwości, piękną karierę przed sobą. Ale

wieczorami z kolegami słuchaliśmy zachodniej

muzyki rockowej. Połowa tych wykonawców brała

narkotyki, a my ich kochaliśmy i też chcieliśmy tak

jak Morrison, jak Hendrix. Byliśmy pewni, że władza

oszukuje nas z narkotykami. Skąpili ich nam,

żałowali tak jak wszystkiego. Jak dżinsów, coca-coli,

zagranicznych wyjazdów i tej muzyki.

Zaczęli więc palić anaszę. W Rosji tak nazywają

marihuanę. Od razu odkryli, że władza nie chciała im

dać odlotu. Chciała go mieć tylko dla siebie.

— Bo narkotyki dają szczęście — mówi

Siergiej. — A właśnie tego najbardziej nie chcieli

nam dać.

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych

Związek Radziecki chylił się już ku upadkowi.

Wszystko było reglamentowane. Nawet wódka, a

szczęście najbardziej.

Page 113: Jacek hugo-bader biała gorączka

Śmierć po raz pierwszy

W rozdziale zatytułowanym „W walce o życie i

dobrobyt" radziecki profesor tłumaczy autorom

Reportażu z xxi wieku, że w nowym stuleciu

ostatecznie zwyciężone zostaną wszystkie choroby z

rakiem, chorobami psychicznymi i naczyniowo-

sercowymi włącznie, tak jak właśnie całkowicie

została zlikwidowana gruźlica.

Mamy xxi wiek i szpitale gruźlicze w Rosji

pękają w szwach, a w Irkucku żeby wejść na basen,

trzeba mieć zaświadczenie, że jest się zdrowym, albo

między szatnią a prysznicami przejść przez gabinet

lekarza, który decyduje, kto może wejść do wody.

W 1957 roku świat nie miał pojęcia o istnieniu

wirusa niedoboru odporności, czyli hiv, chociaż ten

przerzucił się już pewnie z mangaby szarej na ludzi.

Nikomu nie mieściło się w głowie, że także xxi wiek

będzie miał swoją dżumę, ale oczywiście były

prostytutki i narkomani.

Dzisiaj w Rosji już około czterech milionów

ludzi nałogowo bierze narkotyki. Ogromna większość

dożylnie. Co najmniej drugie tyle to alkoholicy. A w

samej tylko Moskwie płatne usługi seksualne

świadczy sto tysięcy kobiet.

Siergiej — tenor dramatyczny

Page 114: Jacek hugo-bader biała gorączka

Siergiej Jezdokimow studiował w

konserwatorium, jednocześnie pracując w Teatrze

Opery i Baletu w Ufie. Był najlepszym tenorem

dramatycznym w zespole, ale brał coraz więcej i

coraz cięższych narkotyków. To go zrujnowało

finansowo, więc kiedy pod rękę nawinęła mu się

walizka teatralnego kasjera z wypłatą dla całego

zespołu, skorzystał z okazji.

— Rozum mi odebrało — opowiada — bo

głody telepały mną jak paralitykiem. Rozsiadłem się

w teatralnej restauracji, bo od paru dni nie miałem

także za co porządnie zjeść, i tam dopadła mnie

obława zorganizowana przez kolegów z baletu.

Zanim przyjechała milicja, uciekłem i wsiadłem do

pierwszego pociągu jadącego na Sybir.

W Abakanie w Kraju Krasnojarskim rozpoczął

pracę w miejscowej filharmonii. Brakowało im

tenorów. Świetnie mu szło, bo nie wiedział, gdzie

kupować narkotyki. Więc pił nieprzytomnie przez

rok, a gdy rozpoznał teren, wrócił do heroiny.

Oczywiście wiedział, że w mieście i w całej Rosji

szaleje aids, ale wcale się tym nie przejmował.

Czasami jedna igła i strzykawka oblatywała na

prywatce kilkadziesiąt osób.

Siergiej brał tak intensywnie, że zawalił kilka

koncertów i wyrzucili go z pracy. Wrócił do Ufy i od

Page 115: Jacek hugo-bader biała gorączka

razu został zatrzymany. Trzy miesiące przesiedział w

areszcie. Dostał kilka lat więzienia w zawieszeniu za

kradzież.

— Miałeś rodzinę? — pytam go.

— Tak. Żonę i dzieci, ale straciłem. Niejedną

rodzinę, niejedną kobietę i wiele dzieci. Kiedy byłem

w Abakanie, od pierwszej żony dostałem pocztą

papier, że się ze mną rozwodzi. Tam też założyłem

rodzinę, a jak wszystko się rozleciało i wróciłem do

Ufy, znowu była kobieta.

— Strasznie byłeś kochliwy.

— Jaka miłość!? — Sierioga otwartą ręka wali

się w czoło. — Gdzie tam było miejsce na uczucia?

Żyłem tylko dla narkotyków. Ale do tego potrzebna

jest ofiara. Żeby ją zwodzić i wykorzystywać, żeby

mieć mieszkanie, jedzenie, seks, opiekę i pieniądze na

narkotyki. A ja, niestety, byłem znakomitym

psychologiem, do tego dochodziło świetne aktorstwo,

którego uczyłem się w konserwatorium. Na

poczekaniu umiałem zapłakać, rozgniewać się,

obrazić, unieść honorem. Nie liczyła się ani praca, ani

miłość, żona, dzieci, tylko żeby brać. Starzałem się,

ale nie doroślałem. Duchowo byłem nastolatkiem w

skórze czterdziestoletniego mężczyzny.

— Trzecia partnerka też odeszła?

Page 116: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Tak. Była starszą kobietą, z wnukami już, ale

miała mieszkanie, dużo cennych rzeczy i pieniądze.

Musiałem ją tylko w sobie rozkochać, a ze starszymi,

samotnymi kobietami to nie jest takie trudne. Jestem

bardzo sprawny seksualnie. Tak trzymałem,

uzależniałem od sobie wszystkie te kobiety i sam

wpadłem w kolejne uzależnienie, od seksu właśnie,

od regularnych stosunków kilka razy dziennie.

Wreszcie wyrzuciła mnie nawet ta najstarsza

partnerka i wylądowałem na ulicy. Żyłem w

piwnicach, klatkach schodowych, na działkach.

Strasznie się zmeneliłem. Spałem na kartonach, a

żarłem w śmietniku, więc zarosłem brudem i

cuchnąłem jak psie gówno. Okradałem domki

letniskowe, samochody, nielicznych znajomych,

którzy jeszcze wpuszczali mnie do domów, i

rodziców, bo matka zawsze się zlituje i otworzy

drzwi. Nawet na melinach można coś ukraść do

sprzedania.

Rinat — tylko ze stałymi

Rinat Szamiłow jest Tatarem. Ma trzydzieści

pięć lat. Kiedy był w dziewiątej klasie, odkrył, że jest

gejem. Miał szesnaście lat. Skończył szkołę i

natychmiast uciekł z rodzinnej kołchozowej wioski

do Ufy, bo w wielkim mieście łatwiej znaleźć

partnera i ukryć przed światem swoje preferencje.

Page 117: Jacek hugo-bader biała gorączka

Związek Radziecki dogorywał, ale w kodeksie

karnym ciągle był artykuł, który za stosunki

homoseksualne skazywał na więzienie.

— Używałeś prezerwatyw? — pytam

finezyjnie.

— Najczęściej tak. Tylko ze stałymi partnerami

nie.

— Ale ty nie byłeś ich stałym i jedynym

partnerem.

— Wiem — mówi ponuro. — Między

mężczyznami liczy się tylko seks, a ja potrzebowałem

czegoś więcej. Pewnie dlatego dziesięć lat temu się

ożeniłem. Nie umiem wyjaśnić, jak to się stało, że ją

pokochałem i ona pokochała mnie. Wiedziała, kim

jestem. To moja pierwsza i jedyna kobieta. Nasz

związek jest bardzo mocny, mamy dwoje dzieci.

Masza — bezkarna, bezpieczna, bogata

Zaczęła brać narkotyki dwanaście lat temu.

Miała trzynaście lat, a Larysa, jej koleżanka z

podwórka, o cztery więcej. Matka Larysy handlowała

prochami, więc dziewczyna podbierała jej towar ze

skrytki i rozdawała na podwórku. Dzieciaki bawiły

się w narkomanów. Nie potrafiły sobie wstrzykiwać

heroiny, więc ją piły.

Page 118: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bawiliśmy się, bawiliśmy i wszyscy jak

jeden mąż wpadliśmy — mówi ponuro Masza

Pawłuszenko. — Byłam czternastoletnim, słodkim

kwiatuszkiem, prymuską ósmej klasy elitarnej szkoły

artystycznej, młodą poetką i tancerką w ludowym

zespole pieśni i tańca, a jednocześnie waliłam w żyłę

czarny jak śmierć, nieoczyszczony kompot z maku.

Już umiałam robić zastrzyki. Nim doszłam do

dziesiątej klasy, byłam na dnie i sama zaczęłam

handlować. Nie wyrzucili mnie ze szkoły tylko

dlatego, że mama była nauczycielką.

Masza nigdy nie miała problemów z milicją.

Płaciła im, więc ją kryszowali. W całym

postradzieckim świecie legalnego i nielegalnego

biznesu za ochronę płaci się mafii, ale częściej tak

zwanym strukturom siłowym. Milicji albo którejś z

państwowych służb specjalnych. Uliczny grajek lub

żebrak płaci paręset rubli miejscowemu

krawężnikowi, Gazprom wspiera finansowo

kampanie wyborcze kandydatów z Federalnej Służby

Bezpieczeństwa.

Zdarzało się nawet, że milicjanci byli

dostawcami Maszy. Dawali jej do sprzedania

narkotyki, które odebrali innym handlarzom. Dochód

dzielili po połowie.

— Jezu! Brali forsę za narkotyki od piętnasto-,

Page 119: Jacek hugo-bader biała gorączka

szesnastoletniej gówniary.

— Jasne — mówi Masza. — W końcu lat

dziewięćdziesiątych w jeden dzień zarabiałam około

pięciu tysięcy rubli (pięćset złotych). Dwa tysiące

były dla nich, dwa na nowy towar, tysiąc zostawał dla

mnie. To było bardzo dużo jak dla szesnastoletniej

panienki.

— A dla gliniarzy?

— Chyba też. Naczelnik wydziału zarabia

dwadzieścia dwa tysiące rubli miesięcznie. Mało im

płacą. Maszynista w moskiewskim metrze dostaje

trzydzieści tysięcy (trzy tysiące złotych), a

dziewczyna w McDonaldzie dwanaście.

Moja mama jako nauczycielka — mówi Masza

— zarabia na rękę siedem tysięcy sześćset

czterdzieści osiem rubli. Szeregowi milicjanci

operacyjni dostają dziesięć więcej.

— I nie bali się robić interesów z takim

dzieckiem?

— A czego się bać? Będę kłapać dziobem, to

mnie zamkną albo utłuką. Potem już nie

sprzedawałam sama. Miałam ekipę, która dla mnie

pracowała. Ich także milicja kryła na moje konto.

Płaciłam za każdego, a jak mi któryś podpadł, bo nie

zapłacił za towar, oddawałam go w łapy milicji i

Page 120: Jacek hugo-bader biała gorączka

trafiał do kryminału. Jeszcze lepsze numery były z

dostawcami. Oni dawali na kredyt, więc bywało, że

dorabiałam się ogromnego długu. Nawet po sto,

dwieście tysięcy rubli (dziesięć, dwadzieścia tysięcy

złotych), więc napuszczałam na nich moich mientów.

O zaopatrzenie się nie bałam, bo miejsce jednego

dilera natychmiast zajmował drugi.

— Cholernie ryzykowne — mówię. — Mogli

cię zarżnąć.

— Małe ryzyko. Skąd ciemny Tadżyk, co

przyjechał z końca świata, ma wiedzieć, kto go

wysypał, jak on ma kilku odbiorców? Mnie na milicji

wszyscy znają, a on kto taki? Mienty też muszą się

czasem wykazać sukcesem, to oddawałam im tego i

owego. Właśnie takiego Tadżyka, Azera, czarnego

Azjatę, cudzoziemca. Byłam bezkarna, bezpieczna i

bogata. Towaru, ile dusza zapragnie. Jedyne, co mnie

dręczyło, to cierpienie mamy.

Wyrzuciła córkę z domu. Mówiła: „Poszła

won!" i nie otwierała jej, nawet kiedy Masza

przychodziła tylko umyć głowę. Dziesiątki razy

donosiła na córkę, próbowała oddać ją w ręce milicji,

a oni jej tłumaczyli, że nic nie mogą zrobić, bo Masza

nie ma osiemnastu lat i nadal chodzi do szkoły.

— To oczywiście była nieprawda — płacze

Page 121: Jacek hugo-bader biała gorączka

dziewczyna. — Ale skąd moja biedna mama miała to

wiedzieć? Straszny mieli z niej ubaw. W gruzach

legła cała miłość, szacunek, dom, rodzina... Wszystko

obsrałam. Zostałam sama jak palec. Bo nawet

przyjaciół nie ma w narkomańskim życiu. Nawet tej

milicji za grosz nie mogłam ufać. Straszne życie.

Straszna pustka. Stajesz przed lustrem i widzisz

żywego trupa. Ogromne oczy, zapadnięte policzki,

biała jak papier skóra. Do tego suche, sterczące

kolana, żebra, obojczyki, zwiędnięte piersi. Straszny

widok. Najgorsze były te oczy. Wielkie, niebieskie

oczy z czarną kropeczką zamiast źrenic. Ale

najbardziej bolała mnie dusza.

Masza skamlała pod drzwiami o litość, błagała o

ratunek. Już wcześniej matka, razem z babcią, która

jest lekarzem, odtruwały ją same w domu.

Dziewczyna jak ognia bała się szpitala, bo na całe

życie wpisaliby ją na milicyjną listę narkomanów, a

to oznacza, że na zawsze mogłaby sobie wybić z

głowy marzenia o studiowaniu prawa. Matka Maszy

sprzedała garaż dziadka i zapłaciła za pobyt córki w

szpitalu, bo wtedy leczą anonimowo.

Śmierć po raz drugi

Pierwszy przypadek zespołu nabytego

niedoboru odporności, czyli aids, u obywatela zsrr

zarejestrowano w 1987 roku. Był nim

Page 122: Jacek hugo-bader biała gorączka

homoseksualista pracujący jako wojskowy tłumacz w

Afryce. Pierwszy Rosjanin umiera na aids w

następnym roku. Najdłużej wirusa hiv nosi

sześćdziesięcioletni Kola Pinczenko z Petersburga,

który zaraził się w 1981 roku.

Pandemia rozprzestrzenia się swobodnie i

bardzo szybko, głównie poprzez tradycyjne u

rosyjskich narkomanów wspólne używanie igieł i

strzykawek. Z badań wynika, że osiemdziesiąt trzy

procent narkomanów robiło tak na co dzień.

Szczyt epidemii nastąpił w 2001 roku, kiedy

oficjalnie zarejestrowano osiemdziesiąt siedem

tysięcy nowych przypadków infekcji. W świecie

nazywano Rosję drugą Afryką, mówiono, że zostanie

zmieciona z powierzchni ziemi, że zginie na tę dżumę

xxi wieku w ciągu kilku dziesięcioleci. Ale w dwóch

ostatnich latach finansowanie walki z aids z funduszy

państwowych i międzynarodowych wzrosło z pięciu

do stu pięćdziesięciu milionów dolarów i sytuacja

ustabilizowała się na poziomie około czterdziestu

tysięcy zarejestrowanych nowych przypadków

zarażenia wirusem hiv.

Dzisiaj najpoważniej sytuacja wygląda tam,

gdzie wirus dotarł najwcześniej, nim jeszcze

cokolwiek o nim wiedziano i nim cokolwiek z nim

zrobiono. Samara, Irkuck, Orenburg, Petersburg,

Page 123: Jacek hugo-bader biała gorączka

obwód kaliningradzki przy granicy z Polską.

Najmniej groźna sytuacja panuje w

zaniedbanych, biednych regionach, bo tam mało kogo

stać na narkotyki.

Z biedy w Rosji ludzie piją wódkę.

Siergiej — nierozumne kobiety

Rosyjski narkoman zrobi wszystko, by nie trafić

na milicyjną listę narkomanów, bo może być

pozbawiony praw rodzicielskich. Niemal

automatycznie traci także pracę, jeśli jest zatrudniony

w oświacie, służbie zdrowia, administracji

państwowej, wojsku albo milicji. Zawodowym

kierowcom odbierane jest prawo jazdy, a wiadomo,

że narkotyki bierze ogromny odsetek taksówkarzy,

którzy często sami handlują.

Siergiej nie obawiał się tak jak Masza, że trafi

na milicyjną listę, bo figurował na niej od lat, od

kiedy ukradł walizkę z pieniędzmi dla artystów opery

i baletu. Mniej więcej raz do roku zjawiał się w

szpitalu na odtrucie. Podleczyli go, odkarmili, dali

pospać w jako tako czystej pościeli. Tam w 2000 roku

dowiedział się, że jest nosicielem wirusa hiv.

— Wcale mnie to nie przeraziło — krzywi usta.

— Oczywiście, mogłem złapać drogą płciową, ale

narkomani łapią dożylnie, od brudnych igieł i

Page 124: Jacek hugo-bader biała gorączka

strzykawek. Od tej chwili ćpałem jeszcze więcej,

jakbym szybciej chciał doprowadzić się do śmierci.

— Chciałeś się zabić?

— Myślałem o samobójstwie, ale nie miałem

odwagi zrobić tego własnymi rękoma. Bałem się. Z

całego człowieczeństwa został mi tylko instynkt

samozachowawczy.

— To jest akurat najsilniejszy instynkt u

zwierząt.

— Sam widzisz. Nie miałem nawet siły się

zabić, dlatego ucieszyłem się, że przyszła choroba,

która zrobi to za mnie. Jezu! Jak ja siebie

nienawidziłem! Jak ja miałem dość tego zasranego

życia. Jedyne wyjście to zaćpać się na śmierć. Albo

czekać, aż umrę na aids, żółtaczkę, marskość

wątroby, zabije mnie wóda albo inny narkoman,

któremu ukradnę działkę. Wszystko więc było jak

dawniej, czasem nawet jakaś stara baba jeszcze się

zabujała i wpuszczała mnie do domu. Nie ukrywałem,

że jestem nosicielem, a one, że nic to. Zaraź mnie i

będziemy razem całe życie. Prosiły, żebym je zaraził!

Miałem kilka takich nierozumnych kobiet. Zamykały

oczy i szły ze mną jak na śmierć. Jak na pole minowe.

Dwa lata hula po polu minowym i trafia na

oddział narkologii w klinice dla nosicieli, ale

Page 125: Jacek hugo-bader biała gorączka

handlarze narkotyków docierają nawet tam. Wódki

też jest w bród.

Ordynator na wszystko przymyka oczy i sam co

parę dni urządza potężne popijawy, na których

podrywa pacjentki i sypia z nimi za wódkę i

narkotyki. Na jednej z takich imprez Siergiej

przeholował z mieszanką alkoholu i narkotyków i

trafił na oddział reanimacji.

Tam przychodzą do niego ludzie z grupy

Anonimowych Narkomanów. Jednym z nich jest szef

gangsterskiej struktury, którego Siergiej zna z

więzienia.

— Pomyślałem, że pójdę do nich, bo gorzej niż

jest, nie będzie. Trafiłem do centrum rehabilitacji,

gdzie byłe ćpuny realizują program dwunastu kroków

Anonimowych Narkomanów.

Z ich obserwacji wynika, że połowa rosyjskich

narkomanów, którzy dowiadują się, że są nosicielami

hiv, przestaje brać. Alkoholicy wypadają niewiele

gorzej.

Rinat — wredna suka

— Zaraziłeś się od partnera? — pytam Rinata.

— Nie. Od lekarza.

— Twój partner był lekarzem?

Page 126: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ładne żarty! Nie od, a u lekarza.

— Wszyscy homoseksualiści tak mówią — ja

na to — żeby nie było, że razem z narkomanami i

prostytutkami są odpowiedzialni za aids, który

wcześniej nazywano „rakiem gejów".

Kilka miesięcy po swoim ślubie Rinat dorobił

się wrzodów żołądka. Konieczna była gastroskopia,

nieprzyjemny zabieg polegający na wepchnięciu do

przewodu pokarmowego grubej rury z kamerą na

końcu. Musiał przynieść badanie na hiv, żeby

dopuścili go do zabiegu.

Pół roku później trzeba było powtórzyć

gastroskopię, ale wtedy miał już wirusa.

— Jacek — krzyczy Rinat — ja w tym czasie

nie spałem nawet z własną żoną! Była w ciąży, ale

ledwo ją trzymała, więc się nie kochaliśmy, żeby nie

było komplikacji. I byłem jej wierny. Mój syn urodził

się dwunastego lutego 1998 roku, a następnego dnia

dali mi tę diagnozę. Lekarka w przychodni

AiDSowskiej powiedziała, że pożyję sobie jeszcze ze

trzy lata. Straszyła mnie dla przyjemności.

— Może nie lubi gejów.

— Nie mówiłem jej, że jestem.

— Wybacz, Rinat, ale to widać.

Page 127: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Jeśli masz fachowe oko. Suka wredna!

Powiedziała, żebym sobie szukał miejsca na

cmentarzu.

Kiedy doszedł do siebie, wrócił do szpitala, w

którym robili mu zabieg. Chciał, żeby sprawdzili,

komu przed nim robiono badanie żołądka. Ten

człowiek mógł nie wiedzieć, że jest nosicielem.

Specyfiką aids jest to, że ludzie latami żyją bez

świadomości, że mają wirusa, i zarażają w tym czasie

innych.

W szpitalu powiedzieli Rinatowi, że mieli

awarię komputerów i nie zachowały się dane. Tylko z

tego dnia.

— Taka jest nasza służba zdrowia — mówi. —

Nigdy nie przyznają się do błędów. W Woroneżu

dwustu piętnastu osobom podali preparaty z

zakażonej krwi. W mojej grupie wsparcia dla

nosicieli jest dziewczyna, która została nosicielką po

transfuzji. Ciągle się zdarza, że nie badają krwi

dawców, a u nas przeważnie oddają menelki i

bezdomni alkoholicy, którzy robią to dla pieniędzy.

— Dlaczego nie badają?

— Po co wydawać pieniądze na sprawdzanie,

jak można je ukraść i powiedzieć, że się badało?

Przed operacją znajomego sami szukaliśmy dawców

Page 128: Jacek hugo-bader biała gorączka

w rodzinie i wśród przyjaciół, na własny koszt ich

przebadaliśmy, bo inaczej dostałby podejrzaną krew.

— Nie macie honorowych dawców?

— Maleńka grupka staruszków wychowanych

w zsrr. Wtedy oddać krew bliźniemu to był honor. W

dzisiejszej Rosji ludzie są dumni z pieniędzy.

Masza — marzenie nr 2

Przestała brać narkotyki w grudniu 2000 roku, a

na wiosnę okazało się, że jest chora na żółtaczkę typu

b, tak zwaną wszczepienną, która przenosi się tak

samo jak aids przez krew albo drogą płciową.

W szpitalu pobrali jej krew i okazało się, że jest

także nosicielką wirusa hiv. Lekarz, który wypełniał

kartę, zapytał, czy jest narkomanką, czy może

prostytutką. Zrozumiała, że normalny człowiek na to

nie choruje. Miała osiemnaście lat i przegrała życie.

Całe dnie siedziała na ławce przed domem

matki i płakała. Coraz częściej przysiadał się do niej

sąsiad z klatki obok. Był o dziesięć lat starszy.

Mówił, że serce mu się kraje, kiedy patrzy na jej łzy.

Była taka chuda i maleńka, krótko ostrzyżona,

podobna do chłopca. Postanowił, że to dziecko nie

będzie więcej płakać. Namówił Maszę, żeby zapisała

się na studia prawnicze. Jak nie może być drugim

Okudżawą, to niech zrealizuje marzenie numer dwa o

Page 129: Jacek hugo-bader biała gorączka

pracy milicyjnego detektywa.

Płacił nawet za naukę pół na pół z matką Maszy,

a po roku poprosił dziewczynę o rękę.

Wzięli ślub dwudziestego grudnia 2002 roku.

— Strasznie mi się chciało żyć — opowiada

Masza. — Pragnęłam mieć z nim syna, takiego

wspaniałego, potężnego ukraińskiego chłopa jak on.

To się postaraliśmy i całe Boże Narodzenie

haftowałam do kibelka.

— Byłaś w ciąży!? Po czterech dniach...

— Prawosławne święta! W styczniu.

— Twój mąż też ma hiv? — pytam.

— Nie.

— To jak?! To trzeba sztuczne zapłodnienie

robić! Samobójca czy co?

— Też go o to pytałam, a on, że pewnie

samobójca — dziewczyna śmieje się nerwowo. —

Nie chciał sztucznie, do słoika, rurkami... Powiedział,

że się nie boi, a potem, że jak jeden raz było, to niech

zawsze tak będzie. Nie zabezpieczamy się.

— Zaraziłaś go?

— Nie. Cały czas ma wynik negatywny, a my

już tak pięć lat. Synek ma cztery. Dopiero później się

Page 130: Jacek hugo-bader biała gorączka

dowiedziałam, że do ciąży trzeba się przygotować, bo

ryzyko zarażenia dziecka wynosi trzydzieści procent,

a jak obniży się poziom wirusa, spada do dwóch. Ale

synek jest zdrowy.

Życie po raz drugi

Ryzyko zarażenia wirusem hiv przez stosunek

dopochwowy z seropozytywnym partnerem dla

mężczyzny wynosi jeden do dwóch tysięcy, dla

kobiety — jeden do sześciuset. Przez stosunek analny

czynny — jeden do stu dwudziestu pięciu, a bierny —

jeden do trzydziestu. Ryzyko zarażenia się

zainfekowaną strzykawką wynosi jeden do piętnastu.

Jedynym przeciwnikiem kampanii na rzecz

walki z aids w Rosji jest Cerkiew prawosławna.

Protestuje przeciwko akcji wymiany zużytych igieł i

strzykawek na czyste. Jeszcze głośniej sprzeciwia się

rozdawaniu prezerwatyw i kampanii zachęcającej do

ich używania. Cerkiew uważa, że opowiadając

młodzieży o prezerwatywach, zwiększa się

zagrożenie epidemiologiczne, ponieważ zachęca się

w ten sposób do uprawiania niczym nieskrępowanego

seksu.

Zdaniem prawosławnych duchownych, aids jest

karą za grzechy, zesłaną na homoseksualistów,

narkomanów i prostytutki.

Page 131: Jacek hugo-bader biała gorączka

Dzisiaj w Rosji jest czterysta pięćdziesiąt

tysięcy zarejestrowanych nosicieli, ale władze

szacują, że faktycznie jest ich około miliona. Trzy

czwarte z nich to narkomani, którzy zarazili się

zainfekowaną igłą albo strzykawką, ale większość

nowych przypadków to ludzie, którzy zostali zarażeni

drogą płciową.

unaids, agenda onz do walki z aids, bardziej

realistycznie szacuje, że odsetek ludności żyjącej z

hiv przekracza w Rosji dwa procent społeczeństwa —

zatem prawie trzy miliony ludzi. Rosyjskie

organizacje pozarządowe mówiły o czterech

milionach już w 2005 roku. Trzydzieści procent to

byli albo obecni więźniowie. W zakładach karnych

panuje straszliwa narkomania. W łagrach

rozlokowanych na Syberii co trzeci więzień ma

wirusa hiv.

Siergiej — kończ waść!

Już od pięciu lat nie bierze narkotyków i nie

pije. Właśnie przerwał terapię antywirusową, żeby

podleczyć wątrobę zmasakrowaną przez żółtaczkę,

narkotyki i alkohol. Stan wątroby martwi go bardziej

nawet niż hiv, a jedna terapia przeszkadza drugiej.

Ciągle chodzi na spotkania grup Anonimowych

Narkomanów i Anonimowych Alkoholików, bo miał

Page 132: Jacek hugo-bader biała gorączka

oba problemy. I u alkoholików właśnie spotkał piękną

Larysę, czterdziestoletnią rozwódkę, której mąż

zabrał jedyne dziecko, bo piła. Od tej chwili piła

jeszcze więcej i upatrzyła sobie Siergieja, żeby ją

ratował.

— A u nas jest zasada — tłumaczy były ćpun —

że jak koledze potrzebna jest pomoc, nie wolno

odmawiać. Taka filozofia. Ona chciała, żebym

zostawał u niej na noc, bo tylko w nocy zaczyna pić i

wpada w następny ciąg, a ja wiedziałem, że jak

zostanę, to po prostu nie wytrzymam. Rozumiesz?

Taka piękność! Nie chciałem znowu wykorzystać

kobiety, którą sponiewierał los. Odmawiałem jej, bo

miała ładne mieszkanie, dochody i bogatego

narzeczonego. Ale ona wolała byłego narkomana i

kryminalistę z hivem, żółtaczką i czarnymi od

heroiny zębami. Pierwszy raz pocałowaliśmy się po

roku.

Siergiej pracuje w pozarządowej organizacji

społecznej walczącej z aids. Jego miejscem pracy jest

ulica, a zadaniem szukanie i utrzymywanie kontaktów

z czynnymi narkomanami.

— Rozdajesz igły, strzykawki?

— Nie wolno nam — mówi Siergiej. —

Rozdają je we wszystkich sąsiednich prowincjach, ale

Page 133: Jacek hugo-bader biała gorączka

władza naszej republiki uważa, że to zachęca do

brania narkotyków. Nie chcą nawet pozwolić,

żebyśmy wymieniali zużyte strzykawki, a to by była

gwarancja, że narkoman będzie walił w żyłę

bezpiecznie, że nie wyrzuci igły do piaskownicy,

gdzie znajdzie ją dziecko.

— To co z nimi robisz?

— Opowiadam im swoje straszne życie.

Pokazuję, że jak przestajesz brać narkotyki, pojawia

się dom, praca, rodzina, żona.

— Z Larysą się pobrałeś? — pytam.

— Tak.

— To już czwarta żona. Miała wirusa?

— Nie. Zabezpieczaliśmy się. Prezerwatywami

— Siergiej z zakłopotaniem czochra włosy. — Przez

pierwszy rok. Potem zaczęliśmy stosować technikę

bez prezerwatyw, ale w niej nie kończyłem.

— Wyskakiwałeś?

— Tak. I zlewałem się jej na brzuch.

— Kurczę. Przecież musicie wiedzieć, że wirus

jest nie tylko w spermie, ale też w płynie

ejakulacyjnym.

— Jasne, ale miałem taką iluzję, że jak nie

Page 134: Jacek hugo-bader biała gorączka

skończę, to... — widzę, że zaraz wybuchnie. —

Kurwa mać. Nie męcz mnie! To ona błagała, żebym

w niej kończył! Rozumiesz?! A ja miałem

czterdzieści lat i pierwszy raz w życiu byłem

zakochany. No i po dwóch latach ona także była

nosicielką. W zeszłym roku...

— Zaraziłeś ukochaną kobietę!

— Ona chciała mieć tę chorobę. Bo ja ją

miałem.

— Co ty pieprzysz?!

— Nie pieprzę. To ty kompletnie nie rozumiesz

rosyjskich kobiet. Za ukochanym choćby na koniec

świata i na śmierć. U nas to normalne. Ubóstwiają się

poświęcić, złożyć siebie w ofierze! Spotkałem

dziesiątki takich kobiet!

Rinat — seks-pracownice

Świadomość, że jest nosicielem śmiertelnej

choroby, sprawiła, że Rinat poczuł się bezsilny wobec

natury. Nie miał już siły gwałcić samego siebie,

zabijać w sobie gejostwa. Teraz poza rodziną z żoną i

dwójką dzieci ma stałego partnera, z którym widuje

się raz w tygodniu.

— Bo po prostu taki jestem. Taki, do kurwy

nędzy, się urodziłem! I nie ukrywam, że jestem

Page 135: Jacek hugo-bader biała gorączka

nosicielem. No, a seks już tylko z prezerwatywą.

Obowiązkowo.

Pracuje na czarno jako fryzjer. Jeździ do

klientów i klientek do domów albo przyjmuje ich u

siebie. Ubóstwia tę pracę, bo może gadać bez

przerwy. A jak mu mało, idzie na dyżur w przychodni

aids, gdzie ludzie dowiadują się, że mają wirusa.

Kilka osób w ich mieście popełniło samobójstwo,

kiedy usłyszało tę nowinę. Rinat tłumaczy

nosicielom, że z tym można żyć, że to nie jest wyrok

śmierci.

Tak jak Siergiej pracuje także na ulicy, tyle że z

kaserkami. Rosjanie ubóstwiają nowe, obco brzmiące

słowa, więc nawet dla prostytutek wymyślili coś

bardziej oryginalnego. Kaserki to skrót od słów

„kamierczeskie seks rabotnice" (prywatne seks-

pracownice).

— Te uliczne — wyjaśnia — prawie w stu

procentach są dożylnymi narkomankami, które

pracują, żeby zarobić na następną działkę. Jestem

pewien, że prawie wszystkie noszą hiva, ale mają to

gdzieś. Nigdy się nie badają. Mówią, że używają

prezerwatyw, które im rozdaję, ale ja wiem, że to

nieprawda. Chyba że klient sobie życzy, ale przecież

każdy woli bez. Wiadomo. Ich klienci to same doły

społeczne, potworne ciemniaki, których stać tylko na

Page 136: Jacek hugo-bader biała gorączka

ten najniższy sort prostytutek za sto pięćdziesiąt,

dwieście rubli (piętnaście, dwadzieścia złotych).

Większość ma żony, no i tak się u nas wirus roznosi.

Rinat jest podobno jedynym w Rosji

pracownikiem socjalnym do spraw aids działającym

w środowisku gejowskim. Często bywa na plieszce,

to po naszemu pigalak, gdzie także geje szukają

okazji na szybki seks z jednorazowym partnerem.

Tutaj odnosi największe sukcesy, bo kiedy wiosną

2007 roku zaczynał z nimi pracę, mało który używał

prezerwatyw, teraz większość o nich nie zapomina,

ale nie chcą się badać. Mężczyźni są tchórzami, wolą

nie wiedzieć. Dlatego siedemdziesiąt pięć procent

zarejestrowanych w Rosji nosicieli to kobiety. W

Europie jest równo po pół.

Masza — narkotykowy bajzel

W Rosji handlarze narkotyków najczęściej

zakładają swoje punkty sprzedaży na klatkach

schodowych w pobliżu aptek. Każdy ma dwie, trzy

igły. Klienci biorą na wynos albo wstrzykują na

miejscu. Potem handlarz wyciera igłę w portki i daje

następnemu.

Każdy mógłby zrobić zapas igieł w aptece, ale

to wiąże się z poważnym ryzykiem. Przed wejściem

bardzo często stoją mundurowi milicjanci, a w

Page 137: Jacek hugo-bader biała gorączka

środku, co gorsza, mogą się trafić ich koledzy po

cywilnemu. Trzeba pokazać dokumenty, tłumaczyć

się, a potem zapłacić, żeby puścili. Jak nie masz

pieniędzy, zamkną na dwie doby dla ustalenia danych

osobowych albo za bycie w stanie wskazującym na

przyjmowanie narkotyków.

Masza zna dziesiątki takich miejsc w Ufie,

dlatego po studenckich praktykach w milicji szefowie

wydziału do walki z handlem narkotykami

zaproponowali jej stałą pracę. Potrzebowali eksperta,

który o świecie narkomanów i handlarzy wie prawie

wszystko. Zupełnie im nie przeszkadzało, że sama do

niego należała, o czym doskonale wiedzieli.

— Chciałam zamknąć wszystkich handlarzy,

przez których zmarnowałam młodość — mówi Masza

— ale szybko się zorientowałam, że nie ma żadnej

walki z narkotykami! Przeciwnie. Milicjanci sami to

pielęgnują i doją z narkotyków kasę. Ja też jak

handlowałam, to im płaciłam, ale dopiero teraz

zobaczyłam, że to działa jak przedsiębiorstwo. Na

przykład na podwórko u Cyganów, gdzie od lat jest

największy w Ufie bajzel z narkotykami, rano

przychodzi dzielnicowy i od każdego handlarza

bierze pięćset rubli (pięćdziesiąt złotych). Idzie precz

i tego dnia już się nie pojawi. Po nim przyjeżdżają

moi koledzy z wydziału do walki z narkotykami.

Page 138: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Też po pięćset?

— Tysiąc od łebka. I odjeżdżają. Ich także

więcej tego dnia tutaj nie zobaczysz. Na koniec

zjawiają się ci z Gosnarkokontroli. To nie są

milicjanci, tylko bardzo potężna siłowa struktura msw

powołana specjalnie do walki z narkotykami. Też

biorą po tysiącu. Ja to widziałam na własne oczy.

Wytrzymałam półtora roku i poprosiłam dowódcę o

zwolnienie. Oczywiście nie powiedziałam mu tego co

tobie.

— Dlaczego? — pytam.

— Przecież on wszystko wie. Wszyscy wiedzą.

To się jawnie dzieje.

Teraz Masza walczy o aplikację adwokacką i

żyje jak każdy człowiek. Żadnych lekarstw,

psychoterapii, grup wsparcia, mityngów... Normalne

życie seksualne, je, na co ma ochotę, czasem się

napije, jak trzeba zarywa noce. Nawet antybiotyki

bierze, kiedy zachoruje, chociaż koszmarnie niszczą

odporność.

— I znowu łażę po górach i jaskiniach — mówi

Masza. — Wspinam się, jeżdżę na nartach,

motocyklu, skaczę ze spadochronem. Mąż na odwrót.

Kocha dom i spokój. Gotuje, sprząta, śpiewa synkowi

kołysanki. A przed miesiącem ochrzciliśmy małego.

Page 139: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Jakim cudem? Przecież ty Żydówka.

— Ale prawosławna. Chrzestną matką jest

Larysa. To ta dziewczyna, która na podwórku

rozdawała dzieciakom narkotyki. Znowu się

spotkałyśmy. Teraz to moja jedyna przyjaciółka. Też

rzuciła narkotyki i też ma hiva. Możliwe, że ode

mnie. Albo ja od niej.

Do xxi wieku zwyciężymy większość strasznych

jeszcze dziś chorób, i to zwyciężymy radykalnie. W

gruncie rzeczy nie poddają się jeszcze całkowitemu

wyleczeniu tylko rak, choroby psychiczne i sercowo-

naczyniowe... Lecz nie ulega wątpliwości, że w

początkach xxi wieku nie będą groźniejsze od

dzisiejszego zapalenia płuc.

A co wówczas będą robili lekarze?

Sadzę, że znudzi im się sama profilaktyka,

sanitaria i higiena, wobec czego wysuną nowe,

bardzo ważne zadanie, które nie wyczerpie się nigdy:

zajmą się doskonaleniem zdrowego organizmu

ludzkiego.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 140: Jacek hugo-bader biała gorączka

Miss hiv

Rozmowa ze Świetlaną Izambajewą z Kazania,

dwudziestosiedmioletnią miss Rosji zakażonych

wirusem hiv

Matka Swiety upiła się i runęła na ulicy. Dość

typowy radziecki poród. A w Kalifornii wybucha

światowa pandemia aids.

— Witaj, Swieta. Nie mam kataru, chrypy,

kaszlu, zapalenia ucha i nawet zęby mam zdrowe.

— Bogu dzięki, bo my musimy unikać

wszelkich infekcji jak ognia. Ty katar leczysz parę

dni, a my dwa, trzy tygodnie. Bardzo się pilnujemy,

żeby nie marznąć.

— Dlatego taki ukrop w mieszkaniu?

— Nie. Przegrzanie też nam nie służy, ale nie

możemy przykręcić ogrzewania. Mieli w naszym

bloku zakładać termoregulatory na kaloryfery, ale

mówią, że nie mogą dostać. Chcieliśmy z mężem

założyć sami, ale powiedzieli, że swoich nie wolno.

— To pójdę do łazienki i kalesony zdejmę, bo

się przegrzeję. Na dworze straszny mróz.

— A w mieszkaniu trzydzieści stopni. Od roku

marzymy, żeby to wreszcie zrobili.

Page 141: Jacek hugo-bader biała gorączka

— To ma być marzenie miss Rosji?!

— Nie największe. Naprawdę chciałabym

chociaż jeden raz w życiu nakarmić moją córcię

piersią. Ale już dawno nie mam pokarmu.

Zasuszyłam piersi. Lekami. Ale na początku

musiałam ściągać... I wylewać do zlewu. Mąż to

robił, bo nie mogłam. Serce mi się krajało, a

widziałam, jak Ewa szuka piersi, łapie rączkami,

próbuje chwytać buzią, a ja muszę robić uniki,

opędzać się przed własnym dzieckiem, żeby nawet

kropelki nie złapało.

W mleku jest bardzo dużo wirusa hiv. Od

urodzenia karmię Ewę butelką, ale trzymam ją tak,

jakby jadła z piersi. Czasem się rozbieram, żeby

mogła dotykać mnie rączkami. Dla mnie to bardzo

ważne, potrzebne i strasznie przyjemne. Rozkosz po

prostu. Wiesz?

— Nie wiem, ale cholernie ci zazdroszczę.

— A śpicie razem?

— Ma swoje łóżeczko, ale rano bierzemy ją

między siebie. A jak na spacerze smoczek upadnie na

chodnik, wystarczy oblizać i z powrotem do buzi.

Lepiej nie. To jedną łyżką też lepiej nie jeść. I

jednego loda.

— Ale skórę od kurczaka ojciec będzie mógł

Page 142: Jacek hugo-bader biała gorączka

córce pożreć?

Na wszelki wypadek nie jej widelcem, bo Ilia

też jest nosicielem. Ale kąpiemy się razem. Bardzo

często badamy Ewie krew i na razie wszystko jest w

porządku. Teraz ma siedem miesięcy. Za kolejnych

siedem na sto procent będzie wiadomo, czy nie

odziedziczyła po mnie wirusa. Jak kobieta w czasie

ciąży zgodnie z zaleceniami przyjmuje odpowiednie

preparaty, ryzyko zakażenia dziecka wynosi około

dwóch procent. Bez tych zabiegów rośnie do

dwudziestu pięciu, a jakby w chwili poczęcia albo

ciąży doszły narkotyki, alkohol, nikotyna i w ogóle

balangowy tryb życia, ryzyko wzrasta do

pięćdziesięciu procent.

— Bardzo jesteś mocna w tych liczbach.

— Bo to moja praca. Mam dyplom z ekonomii,

ale zatrudnili mnie jako pracownika socjalnego w

naszej kazańskiej przychodni dla nosicieli hiv.

Prowadzę grupę wsparcia dla kobiet. W Tatarstanie

mamy zarejestrowanych ponad osiem tysięcy

nosicieli, trzy czwarte to kobiety, a na spotkania

przychodzi w sumie dwadzieścia, tyle że naraz nigdy

nie zbierze się więcej jak sześć, siedem dziewczyn.

Żadna w swoim środowisku nie przyznała się do hiv.

Żyją w samotności, uciekły w siebie, w rodzinę, a te,

które przychodzą na spotkania, siedzą skulone, z

Page 143: Jacek hugo-bader biała gorączka

rękoma splecionymi na kolanach. Seks, gwałt, aids to

tematy tabu, nasze kobiety nie potrafią o tym

rozmawiać, są zamknięte, wycofane, pełne lęku.

Dlatego mamy oddzielne grupy dla kobiet i

mężczyzn. Żeby je przyciągnąć, zatrudniłam

zawodową choreografkę. Uczy nas tańczyć i pomaga

otwierać duszę. Cholernie dużo mam z tym roboty, a

jeszcze ciągle gdzieś wyjeżdżam i uczę innych

zakładać takie grupy, także dla mężczyzn. Mam też

stały program „Pogotowie ratunkowe hiv" w telewizji

tnt.

— To zapewne od 2005 roku, kiedy wybrali cię

miss nosicieli i zostałaś twarzą rosyjskiej kampanii na

rzecz walki z aids?

— Zgadza się. A w wolnych chwilach strzygę

ludzi po domach.

— Po co?

— Żeby ładnie wyglądali. I bardzo to lubię. U

kogoś zbiera się grupa osób, przyjeżdżam ze swoją

walizeczką i strzygę. Często jest to cała rodzina,

znajomi znajomych. Mam dużą radość z tego, jak

widzę, że podoba im się moja praca. To bardzo

podstawowe, nieskomplikowane uczucie.

Natychmiastowe wynagrodzenie za wysiłek. Dużo

przy tym rozmawiamy. Myślę, że nie tylko ich

Page 144: Jacek hugo-bader biała gorączka

strzygę, ale także pomagam psychicznie w trudnych

czasach. Całe życie to robię. Najpierw w rodzinnej

wiosce, a jak wyjechałam na studia, żyłam z tego

gadania przy strzyżeniu. Kiedyś otworzę salon

fryzjerski, ustawię go jak trzeba, żeby na mnie

zarabiał, a sama zajmę się organizowaniem

pogotowia ratunkowego dla kobiet i dzieci, które

będzie przywracało siły ludziom po życiowych

katastrofach. Gwałty, przemoc, wykorzystywanie

emocjonalne i to, co sama przeżyłam. Będę trenerem.

Teorię już mam, a praktykę właśnie zdobywam.

Nieszczęście, które mnie spotkało, bardzo mnie

wzmocniło. Jestem bardzo silna.

— te podróże...

— Potworność. Mam dużo spotkań z kobietami

w zonach... Znaczy w łagrach, koloniach karnych. U

nas ludzie nie wiedzą, że w Rosji więźniowie nie

siedzą w celach, tylko w odratowanych obozach z

wielkimi barakami. Kobiety też. Trzydzieści procent

nosicieli w naszym kraju to byli albo obecni

więźniowie. W łagrach ćpają prawie wszyscy.

Narkotyki są tam kilka razy tańsze niż na wolności.

Jedna działka kosztuje mniej niż szklanka wódki, niż

paczka najtańszych papierosów. Jedyna radość,

jedyne szczęście, więc biorą, chociaż wszyscy już

wiedzą, że mogą złapać wirusa, i łapią. Wielki barak

Page 145: Jacek hugo-bader biała gorączka

na parę setek zeków, ale mają jedną strzykawkę.

Widziałam takie rzeczy na własne oczy.

— Jak strażnicy mogą pozwalać na coś

takiego?!

— Co ty?! To oni się tym zajmują! Wszędzie.

Oni handlują. Administracja i naczelnicy doskonale o

tym wiedzą. I potężnie zarabiają na tym biznesie.

Najgorzej jest na Syberii, gdzie co trzeci więzień jest

nosicielem. A jak wychodzi na wolność, pracownik

służby medycznej na do widzenia oznajmia mu, że

ma gruźlicę, anemię i hiv. I ten biedny, ciemny

człowiek z sybirskiej prowincji ma się sam leczyć?

Niby jak?! Miodem i ziołami?

W Rosji zarejestrowanych jest czterysta

pięćdziesiąt tysięcy nosicieli, ale władze szacują, że

musi ich być co najmniej drugie tyle. Z mężem

rozmawialiśmy w Moskwie z ekspertem federalnego

centrum do walki z aids. Przyznał, że władze

ukrywają prawdziwy rozmiar epidemii.

— Dlaczego?

— Bo gdyby opublikowali prawdziwe dane,

wybuchłaby panika. Z obliczeń organizacji

pozarządowych wynika, że już w 2005 roku były

cztery miliony zarażonych. Większość nosicieli nie

ma zielonego pojęcia, że żyje z wirusem.

Page 146: Jacek hugo-bader biała gorączka

— A ty jak się dowiedziałaś?

— Jako wyczynowy sportowiec przechodziłam

rutynowe badania. Trenowałam taniec towarzyski i

lekką atletykę. Biegałam na pięć i dziesięć

kilometrów.

— To powiedzmy przy okazji, że masz sylwetkę

długodystansowca, a nie jakiejś misski, modelki. Sto

sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu i

czterdzieści pięć kilogramów.

— No i przychodzę po wyniki, a lekarz wali

prosto z mostu, że mam hiv i że zostało mi góra

osiem, dziesięć lat życia.

— To bzdura kompletna.

— Jasne. Był niedouczony, ale w 2003 roku

miałam dwadzieścia dwa lata i nic nie wiedziałam o

tej chorobie. Wróciłam do domu, runęłam do łóżka i

nie wstałam pół roku. Leżałam, ryczałam i wlewałam

w siebie kolejne butelki walerianki. Ciemno, brudno,

straszno, rozpaczliwie. Chciałam umrzeć. Często

wpadała moja siostra Nadieżda.

— Nadzieja... Dobre imię na taką okazję.

— Dobre. Siedziała przy mnie i razem ze mną

cierpiała. To bardzo ważne, ale inaczej nie umiała mi

pomóc, a u nas na prowincji nie miałam nawet z kim

Page 147: Jacek hugo-bader biała gorączka

o tym pogadać. Najbardziej rozpaczałam, że nigdy

nie będę matką. Wreszcie zebrałam się w sobie,

pojechałam do Moskwy i zobaczyłam, że ludzie tacy

jak ja normalnie żyją. Pracują, kochają się, mają

dzieci. Teraz już wiem, że wszyscy bardzo podobnie

przeżywają wiadomość, że są zarażeni. U nas w Rosji

wygląda to tak, że każdy przechodzi kilka życiowych

etapów, tak jak trzeba przejść dwanaście życiowych

kroków w leczeniu alkoholizmu. Najpierw jest

rozpacz, załamanie i rezygnacja. To etap ofiary.

— U ciebie trwał pół roku...

— Leżenia w łóżku. Pytamy siebie: dlaczego ja

i za jakie grzechy? Następnie jest etap pierwszych

kroków. Wstajesz z łóżka i szukasz informacji. Ja

pojechałam aż do Moskwy. Potem następuje ostatni

dla większości nosicieli etap akceptacji. Niektórzy

jednak osiągają czwarty etap — zwiększenia

możliwości, kiedy człowiek dostrzega, że dzięki

wirusowi wiele zyskał. Tak jak ja. Wzmocniłam się i

poznałam samą siebie, zdobyłam moc i siłę. Dlatego

jestem takim dobrym trenerem i ludzie mi wierzą,

kiedy im mówię, jak walczyć ze stygmatem,

wytykaniem palcami, odtrąceniem i dyskryminacją.

Bo jeśli lekarz nie chce dać nosicielowi lekarstwa, bo

mówi, że narkomanom się nie należy, to już mamy do

czynienia z dyskryminacją. W wielu rosyjskich

Page 148: Jacek hugo-bader biała gorączka

firmach wyrzucają zakażonych ludzi z pracy. Moim

zdaniem to też jest dyskryminacja. Oczywiście. W

wielu prywatnych bankach i firmach

ubezpieczeniowych co pół roku wszyscy pracownicy

muszą oddać krew do badania na hiv, a ujawnionych

nosicieli od ręki wywalają z roboty. To na dodatek

jest niezgodne z prawem. Niesamowity przy tym jest

sposób myślenia drani, którzy to robią. Rozmawiałam

z jednym z takich prezesów. Oczywiście jest

przeciwnikiem dyskryminacji, ale wie, że w naszym

kraju nosiciele są dyskryminowani, więc woli się ich

pozbyć, żeby ludzie nie mówili, że w jego banku

pracują hifiarze. Czysta schizofrenia.

Bardzo silnej stygmatyzacji doświadczałam w

mojej rodzinnej wiosce, kiedy przyjeżdżałam do

rodziców. Staram się jednak zrozumieć, że to zwykli,

prości, ciemni nawet ludzie i do tego się boją. Muszę

im wszystko wyjaśniać. Mądrze i z siłą. Że Swieta nie

zaraża. Że to ta sama Swieta co pięć lat temu. Tak

samo strzyże, pomaga, śmieje się jak dawniej.

— Ty jesteś wsiowa dziewucha.

— No, kołchozowa. Ojciec traktorzysta z wioski

Szmyrsza w Republice Czuwaskiej. Wszyscy mnie

tam znają, bo chodziłam po domach, na posterunek

milicji, do szpitalika, administracji i strzygłam ludzi.

Page 149: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nie jesteś Rosjanką?

— Czystą Czuwaszką. To naród, który żyje na

zachód od kazańskich Tatarów. Mam dokładnie tyle

lat, ile epidemia aids na świecie. Urodziłam się w

1981 roku, kiedy w Kalifornii zauważono pierwsze

przypadki dziwnej choroby. Umarło kilku

homoseksualistów. Dlatego chorobę nazwano

„rakiem gejów". A potem — zespołem nabytego

niedoboru odporności, czyli aids. Po urodzeniu nikt

nie dawał mi nawet cienia szansy na przeżycie.

Przyszłam na świat trzy i pół miesiąca przed

terminem. Mama upadła. Była pijana.

— Skąd wiesz?

— A niby z jakiego powodu ludzie w Rosji

przewracają się na ulicy?

— Racja.

— Straszny u nas alkoholizm. Wyrosłam w

świecie alkoholików. I w takiej rodzinie. Tatuś pił

strasznie. Potem awantury, brał się do bicia mamy, ja

stawałam między nimi... Byłam najstarsza z piątki

rodzeństwa. Nie mogłam sobie poradzić z tym, że

wszyscy moi koledzy, chłopcy, z którymi się

spotykam, będą tacy sami. Że to wszystko przyszli

alkoholicy albo narkomani, bo też mieli takie

dzieciństwo. Chodziłam z tym nawet do psychologów

Page 150: Jacek hugo-bader biała gorączka

i zaraz po szkole wyniosłam się stamtąd.

Rozpoczynam studia, pierwsza wielka miłość, a

potem się okazuje, że chłopak to... Zgaduj!

— Pijak.

— Gorzej. Narkoman. Dopiero później, dzięki

hiv, zaczęłam jeździć w świat, do Moskwy, spotykać

światłych ludzi, terapeutów, byłych narkomanów,

alkoholików, którzy mi wytłumaczyli, co to jest

uzależnienie i współuzależnienie. Zrozumiałam, że

jestem współuzależnioną alkoholiczką, na dodatek z

wirusem hiv.

Zrozumiałam, że wszystkie moje związki to

było chorobliwe, gorączkowe szukanie miłości, której

nie mogła mi dać pijacka rodzina. Bo tam nie ma

miłości, matki nigdy nie przytulają dzieci, nie całują,

nie rozmawiają, tylko wrzeszczą i rozkazują.

Zrozumiałam, że u mężczyzn szukałam tego, czego

nie dostałam w dzieciństwie od ojca i matki.

Wreszcie do mnie dotarło, że nie powinnam się z

nikim wiązać, póki nie wyzdrowieję i nie stanę się

samodzielną osobą, wolną od tych poszukiwań, od

poczucia braku, deficytu.

— Wtedy być może spotkasz...

— Dobrego człowieka. U mnie jeden dziadek

pił i drugi, rodzice... Taka pijacka tradycja. Jak to u

Page 151: Jacek hugo-bader biała gorączka

nas w kołchozach. I w Rosji. Straszna pijacka

epidemia, zaraza, dżuma. A za tym idzie

przestępczość, więzienia. Jeżdżę po tych łagrach do

dziewczyn i widzę, że one wszystkie takie jak ja. Z

takich rodzin, no to szukały miłości na ulicy, wpadały

w narkotyki, łapały wirusa, a jak są narkotyki, to

prędzej czy później będzie więzienie. Potem nie dają

miłości swoim dzieciom, bo nigdy jej nie zaznały. I

wszystko zaczyna się od nowa.

— Rodzice wiedzą, że masz hiv?

— Tato nie wiedział. Umarł w 2003 roku.

Najstraszniejszym w moim życiu. Zaraz po jego

śmierci usłyszałam, że jestem nosicielką. Potem

urodził się mój najmłodszy braciszek. Ma porażenie

dziecięce. Nie chodzi, a mama z tego wszystkiego

jeszcze bardziej pije. Jest z nią jeszcze drugi

braciszek, ośmioletni. Przeniosłam ich do miasta, bo

łudziłam się, że tutaj mama przestanie pić. To nie

pije, jak do nich jadę, ale jak wyjeżdżam, znowu

zaczyna. Chłopcy strasznie z nią cierpią.

— Jak się żyje z adidasem?

— Na prochach do końca życia. Ta znam takich,

którzy nie biorą. Bo muszą na przykład podleczyć

wątrobę, którą te lekarstwa masakrują. Wielu

zarażonych ma z nią ogromne problemy, bo pili albo

Page 152: Jacek hugo-bader biała gorączka

ćpali, albo mieli żółtaczkę typu b. Żółtaczka

potwornie rujnuje wątrobę. Trzy czwarte rosyjskich

nosicieli było lub jest narkomanami i właśnie przez to

epidemia aids i żółtaczki tak bardzo szybko i

swobodnie się u nas rozprzestrzenia. Przez wspólne

używanie igieł i strzykawek. Z badań wynika, że

osiemdziesiąt trzy procent narkomanów robiło tak na

co dzień. Oczywiście tysiące z nich żyje po kilka,

kilkanaście lat, nie wiedząc, że są nosicielami, ale bez

lekarstw choróbsko na sto procent ich dopadnie, tym

bardziej że wszystko, co osłabia odporność, przybliża

tę chwilę.

— W każdej chwili można zachorować?

— Jeśli pijesz, ćpasz, palisz tę niby niewinną

marihuanę, a nawet papierosy, to tak. Mój Ilia pali,

ale wydzielam mu jedną paczkę na trzy dni. Trzeba

się dobrze odżywiać, wysypiać, nie zmieniać

gwałtownie klimatu, unikać zakichanych i

zasmarkanych osób i stresu. To najważniejsze. Nigdy

się nie opalam i musiałam zrezygnować ze sportu.

Można po amatorsku, delikatnie, ale na pewno nie

maratony. Ja przeszłam na jogę. No i do końca życia

nie rozstanę się z tą cholerną tabletnicą.

— Jasny gwint! Ja myślałem, że to zabawka

Ewki albo dysk dla miotacza.

Page 153: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Otwiera się, a w środku trzydzieści jeden

przegródek na każdy dzień w miesiącu. Każda dzieli

się jeszcze na dwie części. Na rano i na wieczór. Ja

połykam trzy tabletki rano i jedną wieczorem, ale nie

wszyscy dostają tak samo.

— Jak długo można żyć z wirusem?

— Podobno do naturalnej śmierci. Znam Kolę

Pinczenkę z Petersburga, który chodzi z nim już

dwadzieścia siedem lat. Całe moje życie. W 1981

roku zaraził się zainfekowaną strzykawką. Był

narkomanem, ale rzucił to, nie pije i nie pali. Ma

sześćdziesiąt lat.

— Jak wyglądały wybory najpiękniejszej

nosicielki wirusa niedoboru odporności, czyli miss

hiv?

— Konkurs wspólnie ogłosiły pismo „Szagi" i

internetowy portal dla nosicieli. Kilkadziesiąt

dziewczyn anonimowo przysłało swoje zdjęcia, a

publika wybierała. Tysiące ludzi oddało głosy przez

internet. Wybrali trzy, ale na końcu okazało się, że

tylko ja gotowa jestem odkryć się zupełnie z imienia i

nazwiska. Tytuł „Miss Positive" wręczali mi w

Moskwie pierwszego grudnia 2005 roku w

Światowym Dniu Walki z aids. Myślałam, że to

będzie cicha, kameralna uroczystość w środowisku

Page 154: Jacek hugo-bader biała gorączka

nosicieli, a zrobili pompę jak na rozdaniu Oscarów.

Światła, kamery, teatr pełen ludzi, a potem

konferencja prasowa. Byłam przerażona. Od rana do

wieczora pokazywali mnie w wiadomościach

wszystkich stacji telewizyjnych. W przerwie

uroczystości z widowni podszedł mężczyzna i

powiedział: „Taka maleńka, a taka odważna" To był

Ilia, mój obecny mąż.

— Potem nie organizowano już wyborów, jesteś

więc jedyną miss hiv.

— Tak. Dwanaście dni później broniłam pracy

dyplomowej z ekonomii. Wchodzę i widzę, że

wszyscy mnie znają i traktują jak gwiazdę. To było

miłe, ale znowu musiałam jechać do Moskwy. Ilia

wtedy tam pracował, dobrze zna miasto, więc

pomagał mi we wszystkim. Pomyślałam, że nie

byłoby źle mieć kogoś takiego na stałe do pomocy.

Na życie nawet, bo już nie miałam siły być silna.

Miałam dość samotności. Pokochałam go w jeden

dzień. On też był sam, bo dziewczyna, z którą żył

dwa lata, rzuciła go, kiedy się dowiedziała, że jest

nosicielem. Bardzo cierpiał.

— Bo go rzuciła czy dlatego, że się zaraził?

— Pewnie jedno i drugie.

— A on ją zaraził?

Page 155: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nie.

— Przez dwa lata?! To jakiś cud. Ryzyko

zarażenia w czasie stosunku z seropozytywnym

partnerem dla kobiety jest dużo większe niż dla

mężczyzny. Gdzieś to miałem zapisane... O, jest! Dla

kobiety wynosi jeden do sześciuset, dla faceta jeden

do dwóch tysięcy. No, prawdziwy cud. Że jej się

udało.

— Możliwe, ale moje serce było takie

wyposzczone, tak mi się chciało kogoś kochać...

Oświadczył się i podszedł mnie podstępem. Stacja

telewizyjna tnt robiła o mnie film dokumentalny,

więc Ilia podpowiedział im, żeby wydali mnie za

mąż. Strasznie im się spodobał pomysł z

małżeństwem dwójki młodych, wykształconych

nosicieli wirusa hiv, ale tym z telewizji zawsze się

spieszy i tak z planowanego przez nas roku

narzeczeństwa zrobiły się trzy miesiące. Najpierw u

nas w Kazaniu był ślub cywilny przed kamerami,

następnego dnia przyjęcie w Moskwie dla przyjaciół

nosicieli, a na końcu w mojej rodzinnej wiosce ślub w

cerkwi. Ilia jako Tatar był muzułmaninem, ale go

ochrzciłam.

— A on jak złapał wirusa?

— Drogą płciową. Lekarze powiedzieli, że

Page 156: Jacek hugo-bader biała gorączka

musiał się zakazić w ciągu ostatnich dwóch lat. Mąż

zrobił spis partnerek z tego okresu, a wtedy mu

powiedzieli, że to jednak było w ciągu ostatnich

czterech lat. No to starał się sobie przypomnieć

partnerki z czterech lat, ale lekarze zmienili zdanie i

powiedzieli, że jednak sześć lat, a jeden nawet, że

osiem. Udało się zrobić spis z trzech lat.

— Dużo?

— Dużo. Sto.

— Z trzech lat?!

— A co cię tak strasznie śmieszy?

— Nie jesteś choćby odrobineczkę zazdrosna,

nie mówiąc o tym, że mógł wszystkie te dziewczyny

zarazić? Sto młodych kobiet! Szukał ich, dzwonił

potem?

— Prawie do wszystkich, ale nie było pewne, od

której mógł złapać. Mniejsza z tym, od której złapał.

Ważne, czy on ich nie pozarażał. Powinny się zbadać,

żeby dalej nie roznosić zarazy. Żadna nie oddzwoniła.

Ale nie mógł wszystkich pozarażać, bo na początku

koncentracja wirusa we krwi jest tak mała, że

niebezpieczeństwo niewielkie. Mieliśmy jednak

obawy, bo mógł zostać oskarżony o umyślne

zarażanie. Rozmawialiśmy z prawnikami. U nas w

Rosji są w tej sprawie dwa przepisy, które się

Page 157: Jacek hugo-bader biała gorączka

wykluczają. Winny czy nie, proces mógł mieć, a to

żadna przyjemność. Poza tym z kobietami, z którymi

miał kontakt okazjonalny, zawsze używał

prezerwatyw. Bez było tylko ze stałymi partnerkami.

A to tylko jakieś piętnaście sztuk.

— Jakimi stałymi! W trzy lata! Co to za stałość?

Wypada po dwa i pół miesiąca na jedną. I jeszcze je

zdradzał, bo miał w tym czasie około osiemdziesięciu

skoków w bok z dupeczkami! A ty jeszcze pękasz ze

śmiechu.

— Bo to nie Iran. U nas to normalne. Ludzie

mają tylu partnerów. I dlatego Rosję nazywają „drugą

Afryką".

— Dlatego u was w każdej setce ludzi jest

trzech nosicieli. A ty, Swieta, jak złapałaś?

— Też drogą płciową oczywiście. W 2003 roku.

Wiem od kogo. Byłam na wakacjach nad Morzem

Czarnym i miałam przygodę.

— Nie zabezpieczaliście się?

— U nas z tym nie taka prosta sprawa. Kobiety

są ogromnie uległe, strachliwe, podporządkowane.

Jak dziewczyna nalega, żeby używać prezerwatywy,

to znaczy, że jest na coś chora albo że nie szanuje

chłopaka i wątpi w jego kulturę seksualną. Dla niego

to śmiertelna obraza, oznaka braku szacunku i

Page 158: Jacek hugo-bader biała gorączka

zaufania. Rosyjscy mężczyźni fatalnie to znoszą.

— Straszne buce.

— Prezerwatywa niesamowicie obniża ich

poczucie wartości, męskości. A seks bez to dowód

miłości, sympatii. Nie mówiąc o tym, że dziewczyny

często niby przypadkiem zachodzą w ciążę i tak

polują na mężów. Bo wtedy musi się żenić. Na

wszystkich swoich spotkaniach do znudzenia

powtarzam, że dziewczyny powinny siebie szanować,

a nie tak na lewo i prawo. Pozna chłopaka w klubie i

za godzinę już się z nim kocha. U nas jest z tym

tragicznie. Szczególnie na wsi. Straszne rozluźnienie

obyczajów, a rozum za tym nie nadąża.

— Swietka, na litość boską! Przed chwileczką z

zachwytem opowiadałaś o seksualnym blitzkriegu

twojego męża, a teraz narzekasz, że rosyjskie

dziewczyny się nie szanują.

— Niech się przynajmniej zabezpieczają! Do

cholery! Tobie się może wydaje, że rozmawiasz z

młodą, szczęśliwą kobietą z pięknym dzieckiem i

przyszłością. A ty wiesz, że moja własna teściowa

strasznie się boi?!

— O ciebie. Swojego syna i waszą córkę.

— Gdzie tam. Ona nas się boi! Boi się zarazić.

Strasznie! Wstydzi się i boi własnego syna. Przed

Page 159: Jacek hugo-bader biała gorączka

rodziną i sąsiadami. Wykształcona kobieta,

prawniczka. Nie pozwala, żeby w jej towarzystwie

głośno i otwarcie rozmawiać o aids. Za każdym

razem, kiedy mnie widzi, błaga, żebym nie udzielała

żadnych wywiadów i żebyśmy w przyszłości o

niczym nie mówili córce.

— A twoja matka?

— Wioskowa, kołchozowa kobieta. Po jakimś

talk-show w telewizji z moim udziałem rozpłakała

się, przytuliła do mnie i powiedziała, że niewiele

mogła i umiała dać mi w życiu, ale Pan Bóg czuwał

nade mną i dzięki tej chorobie mam takie piękne,

ciekawe i niezwykłe życie.

Nawet najostrożniejsi specjaliści wymieniają

termin nie dłuższy niż dziesięć lat. Rak będzie taką

drobnostką jak katar.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 160: Jacek hugo-bader biała gorączka

Skrawek nieba

Za pierwszym razem Chrystus jeździł na

osiołku, jadł ryby, pił wino i żył w czystości. Teraz

woli skuter śnieżny Yamahy, jest wegetarianinem,

abstynentem, a jego żona znowu jest w ciąży. Ta

druga. Z pierwszą się rozwiódł, więc kobieta

pojechała do miasta i zaczęła studiować psychologię

kliniczną.

Z sześciu żyjących obecnie Chrystusów —

trzech mieszka w Rosji. Jeden jeszcze się nie objawił,

ale już ma wyznawców i swój Kościół. Drugi nazywa

się Grigorij Grabowoj i siedzi w więzieniu, bo od

rodziców dzieci zamordowanych przez terrorystów w

Biesłanie brał pieniądze za ich wskrzeszenie. Trzeci

to Siergiej Anatoljewicz Torop, były milicjant, malarz

samouk, przez wyznawców nazywany Wissarionem,

co znaczy — Dający Życie. Częściej jednak nazywają

go Nauczycielem.

Ale nie zdziera gardła nad brzegiem jeziora, na

placu czy wzgórzu. Najchętniej posługuje się

internetem, gdzie na bieżąco tworzony jest Ostatni

Testament, ogromna, aktualnie ośmiotomowa księga,

w której Wadim Retkin, były muzyk rockowy, a teraz

nadworny ewangelista Wissariona, spisuje jego życie

i słowa. Dzieło bardzo precyzyjnie reguluje życie

Page 161: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyznawców, a to już prawie sto tysięcy ludzi na

całym świecie.

Nauczyciel instruuje, jak dogodzić mężczyźnie

w łóżku, a jak przy stole, ile mieć dzieci i jak je

wychowywać, co jeść, jak gotować wodę na herbatę,

na kogo głosować w wyborach i gdzie sikać — to

znaczy gdzie nie wolno.

W radzieckich czasach Rosjanie przywykli do

zakazów, więc Nauczyciel mógł im zaserwować aż

sześćdziesiąt jeden przykazań. To twórcze

rozwinięcie i uszczegółowienie tych dziesięciu, które

ludzkość dostała od Boga na górze Synaj. Ot, choćby

zakaz obrażania się, plotkowania czy jedzenia mięsa,

obowiązujący nawet zwierzęta — bez wątpienia

mieści się w Mojżeszowym „Nie zabijaj".

Ale wissarionowcy nie tylko z tego powodu nie

jedzą mięsa. W każdej komórce zabijanego

zwierzęcia kodowany jest strach. Tak mówi

Nauczyciel. Potem człowiek to zjada, przyjmuje złą

energię, napełnia się przerażeniem, paniką, śmiercią.

Nie uwierzycie! U nich nawet psy są

wegetarianami! I co? Są łagodne jak kociaki. To

jedyne miejsce w Rosji (ze stolicą włącznie), gdzie

spokojnie chodzę po ulicy i nie sprawdzam co krok,

czy za plecami nie czai się jaka bestia.

Page 162: Jacek hugo-bader biała gorączka

To jedyne miejsce w Rosji, gdzie spotykam

szczęśliwych ludzi. Pogodnych, wesołych,

spokojnych, którzy na ulicy pozdrawiają nawet

obcego, zagadują, pytają z uśmiechem, w czym mogą

pomóc, a w drzwiach domów nie mają zamków.

Wszyscy nawet z dziećmi są po imieniu. Podobno

sześćdziesiąt procent dorosłych ma wyższe

wykształcenie. Mówią wolno, cicho, nigdy się nie

spieszą, nie przeklinają, nie piją i nie palą. Mają

największy w Rosji przyrost naturalny, nigdy nie biją

dzieci i prawie nie chorują. Mężczyźni noszą brody,

długie włosy i nie oglądają telewizji. Kompletnie nie

obchodzi ich polityka, a wychodki mają bardzo czyste

i wygodne, bo siadane, a nie kucane jak w całej Rosji.

Najszczęśliwsze miejsce, na które trafiłem podczas

mojej kilkumiesięcznej, samochodowej podróży z

Moskwy do Władywostoku.

Autorzy Reportażu z xxi wieku ani razu nie użyli

w swej pracy słów „Bóg" „modlitwa", „religia", bo

przecież miało ich już nie być. Włodzimierz Lenin,

twórca Kraju Rad, powtarzał za Karolem Marksem,

że religia to opium dla ludu, rodzaj duchowej

gorzałki, a więc powinna zniknąć, ale to Związek

Radziecki zniknął, a w miejscu, gdzie był, poza

wszystkimi światowymi Kościołami działa ponad

osiemdziesiąt wielkich sekt mających około ośmiuset

Page 163: Jacek hugo-bader biała gorączka

tysięcy wyznawców.

Nie ma wszechwładnego sekretarza generalnego

partii komunistycznej, ale są aż trzy inkarnacje Jezusa

Chrystusa.

I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede

Mną

— To było jak mgnienie, jak uderzenie pioruna

— mówi Galina Oszczepkow, specjalistka medycyny

naturalnej z białoruskiego Mozyra. — Poznałam, że

to on, jak tylko zobaczyłam go na kasecie wideo.

Serce łomocze, w piersi ściska, radość i łzy

jednocześnie. Jeszcze twarzy nie widziałem, tylko

nogi, a już byłam pewna. Znowu na ziemi! Idzie po

trawie, stąpa, a jakby płynął w powietrzu. Pytam

siebie, czy to taki montaż, sztuczka telewizyjna, ale

nie, bo patrzę na jego stopy, a one nawet jednego

źdźbła nie łamią. Przeszedł, a trawa jakby nikt

tamtędy nie przeszedł. Cud. A więc to on! On, on, on!

Chrystus. Mesjasz. Zbawiciel. Człowiek od Boga

idący.

Podpułkownik Władymir Fiodorowicz,

naczelnik wydziału do walki z przestępczością

gospodarczą Republiki Chakasji, uwierzył na

zebraniu klubu miłośników zjawisk paranormalnych,

którego był członkiem.

Page 164: Jacek hugo-bader biała gorączka

Grisza Guljajew nawrócił się w karnej kolonii

dla recydywistów i więźniów niebezpiecznych pod

Angarskiem. To było na początku trzeciego,

dziewięcioletniego wyroku, który dostał za ciężkie

pobicie z uszkodzeniem ciała.

— To Pan podesłał mi Sławę — mówi Grisza.

— Na piętrowej pryczy położyli go nade mną. Dostał

osiem lat za narkotyki, a kiedy milicja zabierała go z

domu, żona wrzuciła mu do worka jakąś książkę. To

był Ostatni Testament. Przeczytałem z nudów. Potem

jeszcze trzy razy i uwierzyłem. Tam największy

problem to najeść się, zapalić i skombinować herbatę,

a dla mnie jedyny interes to było pogadać o Bogu.

Wpadłem w dziwny stan nieustannej modlitwy,

pościłem, rzuciłem palenie i picie herbaty. Patrzyli na

mnie jak na wariata. Wrogo nawet, a to kolonia o

zaostrzonym rygorze, dwa tysiące chłopa, groźnych

bandziorów. Nie było miesiąca, żeby tam kogoś nie

ubili, a ja byłem największym dziwolągiem.

Igorowi z Ałma Aty Pan w ostatniej chwili

podesłał sąsiada. Mężczyzna dał mu kasetę audio i

powiedział, że to Wissarion — drugie wcielenie

Chrystusa.

— Pół godziny słuchałem i wiedziałem, że

muszę do niego jechać. Tego dnia nie wziąłem już

mojej codziennej działki heroiny. Zniknął strach i

Page 165: Jacek hugo-bader biała gorączka

głód narkotykowy, nawet mięso przestałem jeść od

razu. Wszystko jednego dnia, a przecież jeszcze

poprzedniej nocy myślałem o samobójstwie, bo

wszystkich sposobów leczenia próbowałem,

kilkanaście razy odtruwany, śmierć kliniczna,

więzienie. Nawet rodzice machnęli na mnie ręką.

Igor poszedł do pracy, a kiedy spłacił wszystkie

długi, ruszył na Syberię, gdzie żyli inni wyznawcy.

Misza Orłow jest z Podolska pod Moskwą. To

taki rosyjski Wołomin, tylko że nasza mafia przy

podolskich'grupirowkach to mazgaje i ciepłe kluchy.

Misza był szefem jednej z nich. Miał dwadzieścia

pięć lat, kiedy w grudniu 1996 roku odbierał od

właściciela wydawnictwa specjalizującego się w

literaturze religijnej comiesięczny haracz. Na biurku

wydawcy leżało zdjęcie anielsko uśmiechniętego,

brodatego mężczyzny o niebieskich oczach i włosach

do ramion. Misza zapytał, kto to. Usłyszał, że car

carów.

— Tak mnie to walnęło — mówi Misza — że

nie wziąłem pieniędzy, tylko to zdjęcie, a następnego

dnia byłem w samolocie na Syberię. Spotkałem

Nauczyciela. Dwie godziny rozmawialiśmy o sztuce,

o życiu w zgodzie z przyrodą, dlaczego bez pieniędzy

ludzie są szczęśliwsi... Wróciłem do domu i

powiedziałem żonie, że wyjeżdżam z Moskwy, żeby

Page 166: Jacek hugo-bader biała gorączka

żyć koło Chrystusa. Rozdałem wszystko, co miałem.

— Co na to żona gangstera?

— Postanowiła jechać ze mną. Na próbę. Troje

dzieci nam tutaj urodziła i po dziesięciu latach chyba

pogodziła się z tym, że mieszka w sercu tajgi. Żyjemy

skromnie, cicho, spokojnie i bardzo szczęśliwie. Moje

dzieci nie wiedzą, co to kłótnia, bójka, agresja...

— Nie wiedzą też, kto to był Iwan Groźny,

Napoleon, Stalin. Nie słyszały o rewolucji

październikowej i drugiej wojnie światowej, bo nie

uczycie tego w waszych szkołach.

— Ale wiedzą dużo o Rafaelu, Rembrandcie,

Cervantesie, Rimskim-Korsakowie... A starszy synek,

chociaż ma dopiero dziewięć lat, świetnie radzi sobie

z siekierą i buduje ze mną nasz dom, bo ciągle

mieszkamy w tymczasowym.

Wśród wissarionowców spotkałem także

Siergieja Czewałkowa, byłego pułkownika

strategicznych wojsk rakietowych, a teraz jednego z

dwóch kapłanów wspólnoty, kapitana Olega

Patułowa, weterana wojny afgańskiej, i kapitana

Siergieja Kozłowskiego, który walczył w Czeczenii.

Pierwszy z kapitanów został kimś w rodzaju

miejscowego teologa, drugi jest starostą największego

osiedla wyznawców. Siergiej Morozow był

Page 167: Jacek hugo-bader biała gorączka

pracownikiem naukowym w tajnym instytucie

wojskowym, fanatycznym komunistą i sekretarzem

partii. Po upadku zsrr jak szalony szukał czegoś,

czym mógłby zapełnić pustkę. Zaczął od Cerkwi

prawosławnej, potem był u krysznaitów, buddystów,

a nawet zajmował się szamanizmem.

Bardzo wielu mężczyzn we wspólnocie to byli

wojskowi, milicjanci, pracownicy prokuratury,

oficerowie służb specjalnych, a także artyści o

nieznanych nazwiskach. Wissarion, a więc założyciel

i głowa Kościoła Ostatniego Testamentu, bo tak

nazywa się ich wspólnota, był milicjantem, a

pastelami maluje do dzisiaj. Rozmawiałem z jego

kilkudziesięcioma wyznawcami i wszyscy, a nie

spotkałem ani jednego wyjątku, byli wcześniej

ateistami, często wojującymi, a w znakomitej

większości także ludźmi partyjnymi, ideowymi,

nawet fanatycznymi komunistami.

Z Moskwy jechałem do nich samochodem

osiem dni. W Krasnojarsku, na środku Syberii, trzeba

skręcić na południe, a po czterystu kilometrach, w

Abakanie — na wschód. Dwieście kilometrów dalej,

w sercu tajgi, jest ich ziemia obiecana.

II. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga

swego, nadaremno

Page 168: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nauczyciel zna odpowiedzi na wszystkie

pytania?

— Oczywiście! — mówi Galina Oszczepkow z

Mozyra. — Przecież jest żywym Słowem Bożym,

Chrystusem.

— Samochód umie prowadzić?

— Nie prowadzi...

— A na rowerze umie jeździć? — czepiam się.

— Umie! I na koniu. A jak jedzie, to jak wielki

car. Kiedy przyjechał gubernator naszej prowincji i

szli na Górę, cała świta z gubernatorem wyzionęła

ducha w pół drogi, a on leciał jak ptak. Taki jest silny

i zdrowy. I harmonijnie rozwinięty. Nigdy nie

choruje.

— E tam. Miał przepuklinę. Skończyło się na

operacji.

— Pierwsze słyszę. Bywa czasem zmęczony,

ale to się bierze z intensywnej twórczości, z

rozmyślań o naszym losie. Niełatwo jest wszystko

wiedzieć. Sama go kiedyś pytałam, czy mogę używać

mikrofalówki, bo słyszałam, że potrawy z niej nie są

zdrowe. Powiedział, że przecież błogosławimy

jedzenie przed posiłkiem. Tak zdejmujemy całą

wredną energię, która jest we wszystkim, choćby w

Page 169: Jacek hugo-bader biała gorączka

butelce najzdrowszego oleju, bo został zrobiony dla

pieniędzy. Nie mówiąc o złych myślach ludzi, przez

których ręce ta butelka przeszła, nim do nas trafiła.

— A dlaczego wody na herbatę nie można

doprowadzać do wrzenia? — pytam.

— Bo Nauczyciel powiedział, że robi się

martwa.

Wychowała go babcia. Była sprzątaczką. Służbę

wojskową odbębnił w batalionach roboczych, do

których w zsrr trafiały największe łamagi i platfusy.

Do dzisiaj uważa, że nie ma na świecie głupszego

miejsca i ludzi. Potworna kulturalna pustynia,

prymitywna przemoc, chamstwo i wulgarność.

Przetrwał, bo malował dowódcom portrety.

Po wojsku próbował zająć się biznesem, ale bez

powodzenia, więc został milicjantem.

Pierwszym kontaktem z religią było

zamówienie z abakańskiej cerkwi na ikonę Matki

Boskiej. Malował z głowy. Dobrze mu zapłacili, ale

gdy skończył, duchowni oburzyli się, że Matka

Jezusa ma dłonie wielkie jak kołchoźnica. Mówili, że

nigdy nie pracowała. Artysta upierał się, że to bardzo

wierny portret, i nie zrobił poprawek. Musiał oddać

pieniądze.

Objawienia dostąpił w końcu 1991 roku w

Page 170: Jacek hugo-bader biała gorączka

rodzinnym Minusińsku na południe od Krasnojarska

na Syberii. W trolejbusie. Zrozumiał, dlaczego tak

świetnie wiedział, jak namalować Maryję — przecież

była jego pierwszą matką.

Wtedy zawalił się Związek Radziecki. Torop

miał trzydzieści lat. Rzucił pracę w milicji i rozpoczął

nauczanie. Najpierw w domu opieki społecznej, gdzie

znalazł pierwszego wyznawcę. Mówił, że nie po to

powtórnie przyszedł na ziemię, by sądzić żywych i

umarłych, jak pisali ewangeliści, ale by uratować

ludzkość przed zagładą. Ewangeliści popełnili wiele

błędów, bo pisali swoje księgi z pamięci, kilkanaście

lat po śmierci Jezusa. Pełna prawda zawarta jest tylko

w Ostatnim Testamencie, bo pochodzi od niego, od

samego Chrystusa.

Zagłada, która nas czeka, nie będzie karą boską

— człowiek zgotuje ją sobie sam. Wojny religijne,

krach gospodarczy, katastrofa ekologiczna. Przetrwa

tylko garstka ludzi skupionych wokół niego na

Syberii. Na razie to cztery i pół tysiąca osób —

niewiele, ale rodzina Noego była jeszcze mniejsza.

Potem ocaleni wyniosą się z Ziemi, którą czeka

unicestwienie.

Przyjechali z najodleglejszych zakątków Rosji i

byłych republik zsrr. Nie tylko Rosjanie. Kirgizi,

Jakuci, Łotysze, mieszkańcy Dagestanu...

Page 171: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rosyjskojęzyczni Niemcy, Amerykanie i Żydzi z

Izraela, spora grupa Bułgarów, Belg, który uczy gry

w szachy, a nawet jeden Kubańczyk, ale ze Szwecji.

Żyją w kilkunastu wioskach. Nie wszystkie mają

energię elektryczną.

Największa jest Pietropawłowka. To około

dwustu pięćdziesięciu drewnianych chałup, a

wyznawcy mieszkają w dwustu. W każdej rodzinie

przychodzi na świat troje, pięcioro dzieci. Jeśli

rodzice nie radzą sobie z wychowaniem potomstwa,

przygarniają do domu samotnego wyznawcę albo

wyznawczynię, którzy pełnią dla dzieci funkcję

dziadków lub wujków.

Wissarion mieszkał w Pietropawłowce kilka lat,

ale w 1997 roku ogłosił, że centrum świata znajduje

się kilkadziesiąt kilometrów na wschód, na wzgórzu,

wśród bagien i potężnej tajgi. Postanowili zbudować

tam swoją stolicę. Zaczęli od zera, od wyrąbania

drogi, która przejezdna jest tylko w zimie, kiedy

zamarzną bagna, i tylko dla śnieżnych skuterów i

koni. W lecie trzeba wędrować pieszo okrężną drogą

przez góry. Potem na górze, którą nazwali Ołtarzem

Ziemi, postawili świątynię i Niebiański Dom dla

Nauczyciela. Na co dzień nazywają to miejsce Górą,

a o mieście Dom Świtu, które zbudowali u jej stóp,

mówią krótko „Gorod" czyli Miasto. Symbolem

Page 172: Jacek hugo-bader biała gorączka

wissarionowców jest słońce z czternastoma

strzelającymi z niego promieniami, i tak zbudowana

jest ich stolica: centralny plac modlitewny i

czternaście odchodzących promieniście ulic. Na razie

to tylko pięćdziesiąt chałup i około dwustu

mieszkańców — religijna awangarda

wissarionowców.

III. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił

Mają trzy święta. Osiemnastego sierpnia Święto

Dobrych Płodów na pamiątkę pierwszego kazania

Wissariona. W kwietniu jest Święto Wiosny, a

czternastego stycznia Boże Narodzenie —Wissariona.

Każdej niedzieli, bez względu na pogodę,

wyznawcy z Goroda wchodzą gromadą na Górę.

Punktem kulminacyjnym obrzędów jest starannie

wyreżyserowane spotkanie z groteskowo

upozowanym na Chrystusa Nauczycielem. Siedzi

wśród skał na fotelu pod wielkim, czerwonym

parasolem z frędzlami. Cały w bieli. Długa szata

zwana chitonem, spodnie, wełniane rękawice z

jednym palcem i nakrycie głowy, jakie noszą

mężczyźni na Bliskim Wschodzie. W ręku mikrofon,

na nosie wielkie, nieco komiczne okulary słoneczne.

Żadnego kontaktu fizycznego. Wyznawcy w

bezpiecznej odległości padają na kolana i w takiej

Page 173: Jacek hugo-bader biała gorączka

pozycji pozostają przez całe spotkanie.

Najpierw w kompletnej ciszy przez kilka minut

łączą się, medytują, zlewają duchowo w jedną całość,

w jeden harmonijnie działający organizm. Niemal

widać, jak mróz wielkim młotem przygważdża do

ziemi wszystkie lecące w powietrzu myśli i dźwięki.

Kilka kobiet bezszelestnie osuwa się bez

przytomności na śnieg. Pomocy udziela miejscowy

lekarz z wojskową apteczką.

Potem jest czas na pytania. Wyznawcy

Wissariona są pełni neofickiej żarliwości. Mogliby w

nieskończoność rozprawiać o swoim Nauczycielu,

rozbijać na atomy teologiczne łamańce, ale na

niedzielnych spotkaniach wolno pytać tylko o

konkrety. Wychowanie dzieci, seks, uprawa ogrodu,

sprzedaż albo budowa domu, praca... Ktoś pyta, czy

w miasteczku mogą wystawić swojego kandydata w

wyborach lokalnych.

— W żadnym wypadku! — unosi się

Nauczyciel. — Z dala od polityki, żadnego sięgania

po władzę. Macie chodzić na wybory, ale nigdy

kandydować.

Mają zawsze stuprocentową frekwencję. Byłem

u nich podczas ostatnich wyborów parlamentarnych.

W Pietropawłowce lokal wyborczy został zamknięty

Page 174: Jacek hugo-bader biała gorączka

na wiele godzin przed końcem głosowania, bo

wszyscy oddali głos, a kto się ociągał, był ponaglany

telefonicznie. We wszystkich wioskach wyznawcy

mają własne, wewnętrzne linie telefoniczne.

Wissarionowcy zawsze głosują na partię

władzy. Mówią otwarcie, że gdyby było inaczej, ta

władza już dawno przysłałaby w tajgę

awtomatczików i rozegnała ich na cztery wiatry.

IV. Czcij ojca swego i matkę swoją

Kilka lat temu na spotkanie z Wissarionem

przyjechał zrozpaczony mężczyzna z Murmańska,

który oskarżył syberyjskiego proroka o to, że zabrał

mu żonę, rozbił rodzinę. Wissarion nic nie

odpowiedział i spokojnie przyjął kilka mocnych

ciosów w twarz. Zdarzenie to zostało opisane w

Ostatnim Testamencie.

— Ja nie mogłam z nim żyć — mówi Lubow

Derbina z Pietropawłowki, była żona napastnika. —

Mąż nie wierzy w naszego Nauczyciela. Zostawiłam

mężczyznę, matkę, ojca, pracę, mieszkanie i

przyjechałam tutaj, gdzie nie żyję tylko dla siebie, ale

mogę zrobić wiele dobrego dla wspólnoty, a jeszcze

sama doskonalę się duchowo. Tylko syna zabrałam ze

sobą.

— Zabrałaś człowiekowi dziecko?

Page 175: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ale potem on mi je zabrał. Prawdę mówiąc,

syn sam pojechał. Chciał z ojcem pobyć. Powiedział,

że wróci, jak skończy szkołę.

Ustalmy fakty. To jedyne dziecko Lubow.

Chłopak miał dziewięć lat, gdy zabrała go od ojca, i

jedenaście, kiedy do niego wrócił. Teraz ma

czternaście lat.

— Trzy lata nie widziałaś syna — mówię. —

Nie ciężko?

— Ciężko.

— To dlaczego z nim nie pojechałaś?

— Bo tam nie ma braci. Ludzi, którzy są tacy

jak ja, żyją tak jak ja, we wspólnocie. Tam każdy jest

oddzielnie, zupełnie sam, a w pojedynkę duszy nie

rozwinę. Tylko tutaj mogę żyć.

— To jest takie silne, że aż dziecko można

zostawić?

— Tak. Żeby być z Nauczycielem i z braćmi.

Lubow była nauczycielką języka angielskiego,

teraz na potrzeby wspólnoty prowadzi agencję

turystyczną Biegun Ziemi.

Wissarionowcy wierzą, że biegun północny nie

znajduje się na Morzu Arktycznym, tylko w miejscu,

gdzie stoi dom Nauczyciela. Agencja zajmuje się

Page 176: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyznawcami, którzy przyjeżdżają tu na zwiady przed

osiedleniem się na stałe.

Kiedy syn Lubow wyjechał, jego matka

powtórnie wyszła za mąż. Jej nowy partner rozwiódł

się nieco wcześniej, bo jego żona także nie była

wierząca, chociaż mieszkała z nim w Pietropawłowce

przez kilka lat. Dla niego tu przyjechała i żeby ich

dwie córki miały ojca. Po rozwodzie została z

dziewczynkami na miejscu, bo nie miała dokąd

wracać. Mieszkanie w Smoleńsku sprzedali, żeby się

tutaj urządzić.

— Mamy bardzo dużo rozwodów — mówi

Lubow. — My nikogo nie wykluczamy, ale kto się

nie dopasuje, kto żyje inaczej niż my, ten nie będzie

się z nami czuł dobrze, bez przerwy będzie wpadał w

konflikty, zacznie chorować i wreszcie umrze. Ale

żebyś nie myślał, że jestem matką bez serca. Zanim

wypuściłam dziecko, na którymś z niedzielnych

spotkań zapytałam Nauczyciela, czy mogę, skoro

ojciec jest niewierzący. Powiedział, że tak, i od razu

zrobiło mi się lżej. On wszystko wie, wszystko

widzi...

— Niby jak? Jak wykształcony człowiek może

pozwolić, żeby obcy decydował o jego małżeństwie,

jego dzieciach?

Page 177: Jacek hugo-bader biała gorączka

— To jest wiara. Ja bardzo długo

poszukiwałam. Chodziłam na kurs medytacji,

bioenergetyki, do kółka biblijnego, nawet jogą się

zajmowałam, ale nikt nie umiał mi odpowiedzieć na

wszystkie pytania. A Nauczyciel wie wszystko.

V. Nie zabijaj

Wyznawcy Wissariona nie piją alkoholu i nie

palą. Pamiętać trzeba, że w Rosji, zwłaszcza na

prowincji, dla mężczyzny to ewidentny objaw braku

męskości. Więcej nawet! Można mieć wątpliwości co

do preferencji seksualnych takiego faceta.

Nawet w sklepach, które prowadzą wyznawcy,

nie ma żadnych zabójczych towarów. Także ryb i

mięsa. Nabiał nie jest zabroniony, ale jedzą go tylko

dzieci, do tego w bardzo małych ilościach. Nie

pochodzi ze sklepu, ale od własnych kóz, których się

nie zabija, tylko pozwala im dożyć starości i

naturalnej śmierci. Kiedy padną, zjadają je psy

niewierzących sąsiadów. Ich koty zjadają myszy,

które wyznawcy łowią żywcem u siebie w domach.

Oleg Patułow z dnia na dzień przestał jeść

mięso.

— Normalnie rzygać mi się chciało na sam

widok puszki ze świńską tuszonką.

Bierze bagnet, wbija w wieczko, na mundur

Page 178: Jacek hugo-bader biała gorączka

chlusta gęsty tłuszcz rozgrzany w afgańskim słońcu

jak rosół, a jemu wszystko podchodzi do gardła, że

nawet wódką nie idzie uspokoić żołądka.

To było parę dni po tym, jak piętnaście czołgów

kompanii, którą dowodził, rozjechało afgańską

wioskę. W kiszłaku ukryła się grupa uzbrojonych

ludzi, a on dostał przez radio rozkaz, żeby zdobyć i

utrzymać zabudowania do nadejścia posiłków.

Zrobił to bez jednego wystrzału.

— Może w domach nie było cywilów —

pocieszam Olega.

— Co ty? Widziałem, jak się chowali, kiedy na

nich pruliśmy. Pamiętasz Siedmiu samurajów

Kurosawy? Myśmy tak samo ganiali po tej wiosce jak

wariaci, tylko trzydziestosiedmiotonowymi czołgami.

Jak wjeżdżałem w glinianą chałupkę, nawet nie

czułem, że w coś wdepnąłem. To przez to nie mogę

patrzeć na mięso. Szczególnie mielone.

Dziesięć miesięcy później, w lutym 1989 roku,

kapitan Patułow wyprowadził swoją kompanię z

Afganistanu i został zwolniony z wojska. Gorbaczow

redukował armię.

Oleg miał trzydzieści cztery lata i był emerytem.

Zapisał się na filozofię w Instytucie Pedagogicznym

w rodzinnym Orle. W 1993 roku na Kongresie

Page 179: Jacek hugo-bader biała gorączka

Filozoficznym w Moskwie spotkał Wissariona. Teraz

jest jego naczelnym teologiem. Prowadzi

nieobowiązkowe poranne zajęcia światopoglądowe

dla kobiet i wieczorowe dla mężczyzn. Raz w

tygodniu są obowiązkowe zajęcia dla nauczycieli.

Przez pierwsze sześć lat wissarionowcy uczą

dziewczynki i chłopców w oddzielnych szkołach.

Chodzi o to, aby dziewczynki nie oglądały

nieuniknionych chwil słabości chłopców, co w

przyszłości mogłoby przeszkodzić im w zrozumieniu

podstawowej prawdy nauczania sybirskiego

Chrystusa, że mężczyzna należy do świata ducha, a

kobieta do świata przyrody, która służy duchowi.

Właśnie dlatego każda kobieta co kilka dni myje

swojemu mężczyźnie nogi.

Wszystkie szkoły prowadzone są według

autorskich programów nauczania zatwierdzonych

przez rosyjskie Ministerstwo Oświaty.

Trafiam na dwugodzinne zajęcia

światopoglądowe dla dwunastu nauczycielek ze

szkoły dla dziewcząt, dotyczące działania systemu

finansowego we współczesnym świecie.

Oleg zaczyna jednak od informacji, że w

wyniku wczorajszych wyborów parlamentarnych do

Dumy weszły cztery partie. Nie mówi jakie, ale nikt

Page 180: Jacek hugo-bader biała gorączka

nie pyta.

Wszystkie nauczycielki odrobiły pracę domową

i przeczytały zadany rozdział z Ostatniego

Testamentu, w którym jest napisane, że system

finansowy stworzyli Żydzi. We wszechświecie jest

bardzo wiele cywilizacji i każda włada swoim

światem, ale te potężniejsze próbują zawładnąć

mniejszymi i młodszymi, nami także.

— Kto chce nami zawładnąć? — pytam

nieśmiało i chyba głupio, bo wszystkie panie

przestają szydełkować i spoglądają na mnie znad

okularów do bliży.

— Cywilizacja Lucyfera — skandują chórem.

— Który dla realizacji swojego programu

wybrał naród żydowski — dodaje Oleg. — A on

poprzez ogólnoświatowy system bankowy steruje

losem ludzkości. Żydzi programują krachy walutowe,

wywołują katastrofy finansowe, a nawet wojny i

rewolucje, za którymi zawsze stoją ogromnie

kosztowne programy zbrojeniowe i... No, co jeszcze,

Jacek?

— Jakieś Żydy pewnie... — bąkam niewyraźnie.

— Dobrze. Stoją pieniądze. A nimi rządzi

światowa finansjera.

Page 181: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Chrystus był Żydem — przypominam — to

znaczy, że wasz Nauczyciel też nim jest.

— Ojciec Niebieski specjalnie wyprawił

swojego syna do tego ludu, żeby przez to choć trochę

złagodzić paskudny program tego narodu. Teraz

przysłał go jeszcze raz, bo ludzkość stanęła nad

przepaścią. Dzięki niemu budujemy wspaniałą,

ekologiczną wspólnotę pełną harmonii i miłości, dla

której największą wartością są dzieci. Co tylko

możemy, robimy sami. Wyobraź sobie

ogólnoświatowy kataklizm: kończą się paliwa, nie ma

energii... My przetrwamy. Będziemy mieli co jeść i

jak się ogrzać. W kilku wioskach mamy nawet własną

energię elektryczną z paneli słonecznych. Jesteśmy

jeszcze w niewielkim stopniu zależni od pieniędzy,

ale odchodzimy od nich.

Olegowi wspólnota płaci za prowadzenie

wykładów dwa tysiące rubli miesięcznie (dwieście

złotych) — tyle co lekarzowi. To jak na miejscowe

warunki niemało, zważywszy, że państwowa energia

elektryczna kosztuje tutaj sześć groszy za kilowat,

więc wiele osób ogrzewa mieszkania prądem, bo nie

opłaca się rąbać drewna. Z tych pieniędzy teolog

utrzymuje żonę i pięcioro dzieci, ale większość

żywności, jak wszyscy, wytwarzają na własnym

poletku. Najstarszy syn Olega jest teraz w wojsku, tak

Page 182: Jacek hugo-bader biała gorączka

jak syn Nauczyciela, ale służą w batalionach

roboczych, żeby nie brać do rąk niczego, co służy

zabijaniu.

Oleg należy do wąskiego grona budżetników

wspólnoty, tak jak nauczyciele i kapłani. Między

innymi na ten cel wszyscy wyznawcy płacą uczciwie

trzydziestoprocentowy podatek (niezależnie od

państwowego, wynoszącego w Rosji trzynaście

procent) od każdej zarobionej kopiejki, nawet od

państwowych rent i emerytur.

Wszyscy wyznawcy Wissariona zaklinają się, że

wiele razy przeczytali cały Ostatni Testament (w co

gotów jestem uwierzyć), więc być może wiedza

Olega nie jest taka cenna? Szkopuł w tym, że to

potwornie chaotyczne, zawiłe księgi, napisane

niezrozumiałym, udziwnionym, sztucznie

archaicznym, a często niepoprawnym językiem.

Ludzie, którzy tak jak ja nie są wyznawcami, nie

potrafią przebrnąć nawet przez kilka pierwszych

stron.

Ostatnia Nadzieja, główna księga Testamentu

napisana ręką samego Wissariona, zaczyna się tymi

słowami: „Rodzie człowieczy! O, dzieci Boga

Żywego i Jedynego! Oto nastąpi kolejny etap

zachodzącego przewidzianego Zdarzenia na Matce

Ziemi i teraz muszę już wiele powiedzieć wam

Page 183: Jacek hugo-bader biała gorączka

wprost. Czekają was teraz ogromne trudności. Przez

wieki staraliście się wznosić swe imię ku Niebu, lecz

tylko w gnojówce nurzaliście twarz swoją".

VI. Nie cudzołóż

Igor, trzydziestosiedmioletni były narkoman z

Ałma Aty w Kazachstanie, mieszka sam w maleńkim

domu w Gorodzie. „Dom" to stanowczo za dużo

powiedziane. To szopa z desek i sklejki ocieplona

trocinami, którą, by było jeszcze cieplej, Igor

zbudował wewnątrz tunelu ogrodniczego. Chałupka

ma jedno okno, ale kiepski z niego widok, bo folia,

która jest za nim, nie jest przeźroczysta. Jedna

izdebka, piecyk, łóżko, mapa fizyczna Kraju

Krasnojarskiego, która zajmuje całą ścianę, i zdjęcie

dziecka w beciku. To Ilia, jego syn.

Półtora roku temu Igor poszedł do swojego

przyjaciela Daniła i jego żony Cwiety zbudować

gliniany piec. Po miesiącu kobieta rozwiodła się i

wyszła za Igora. Nie mieli gdzie mieszkać, więc

przenieśli się do jej rodziców w wiosce

Czeremszanka.

— Seks przedmałżeński jest dopuszczalny? —

pytam.

— Jak ludzie są po słowie, to tak — mówi Igor.

— Dawniej to było nie do pomyślenia, ale zrobiło się

Page 184: Jacek hugo-bader biała gorączka

tak strasznie dużo rozwodów, że Nauczyciel zmienił

zasady. Można mieć nawet dwie żony, bo to chyba

lepsze niż potajemne romanse, ale nieczęsto się to

zdarza. Moje małżeństwo z Cwietą wypaliło się pół

roku po narodzinach synka, ale umówiliśmy się, że

ciągle będziemy razem, a jak się któreś zakocha i

znajdzie sobie kogoś, to drugie go odpuszcza. Cwieta

była pierwsza, więc wróciłem do Goroda.

— Danił, twój były przyjaciel, nie obił ci

mordy?

— Skąd?! U nas nie ma bicia. I ciągle się

przyjaźnimy. Był szczęśliwy, że kobieta, którą kocha,

znalazła miłość i było jej ze mną dobrze. Miał

duchowy obowiązek umożliwić nam wspólne życie.

Zawsze kiedy jechaliśmy do Goroda,

zatrzymywaliśmy się u niego w domu, a on mieszkał

u nas, kiedy zjeżdżał na dół. Trzeba się wznieść

ponad swój egoizm i żyć szczęściem innych. Dla nas

to jest norma. Wśród młodych ludzi, którzy

wychowali się według tych prawideł, są dziesiątki

takich historii.

— Niepotrzebna tylko ta wpadka z dzieckiem.

— Jak niepotrzebna?! Kobiety powinny rodzić

jak najwięcej! Ty wiesz, jaka jest w Niebie potężna

kolejka do reinkarnacji? Czekają tylko, aż my im

Page 185: Jacek hugo-bader biała gorączka

nowe ciało stworzymy na ziemi.

Luba urodziła Wissarionowi pięcioro dzieci i po

dwudziestu pięciu latach małżeństwa odeszła od

męża. Wcześniej do pomocy przy potomstwie

wprowadziła do swojego domu prześliczną Sonię,

osiemnastoletnią córkę swoich przyjaciół,

wyznawców z Pietropawłowki.

— Sama ją Nauczycielowi podsunęła i czekała,

aż zrodzi się uczucie — mówi Galina Oszczepkow,

która także przyjaźniła się z jego żoną. — Potem żyli

we troje, a kiedy Sonia zaszła w ciążę, Luba

zostawiła męża, dom, dzieci i odeszła. Bardzo

dzielna, męska kobieta. Ona nie otrzymała łaski

wiary, nie przyjęła go jako Chrystusa.

— Tysiące ludzi pociągnął za sobą, a własnej

żony nie mógł?

— Byli już małżeństwem, kiedy się

dowiedziała, że żyje z Chrystusem.

— A także sypia, pierze mu majtki, skarpetki,

wyjmuje muchę z oka, obcina mu paznokcie, włosy w

nosie...

— Nie wytrzymała tego — mówi jej

przyjaciółka. — Teraz mieszka w Krasnojarsku.

Wynajęła małe mieszkanie i studiuje psychologię

kliniczną.

Page 186: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ta opowieść o nowej miłości Wissariona tak

nastroiła Galinę, że nalała do miski ciepłej wody,

wzięła mydło i uklękła przed mężem.

— Nauczyciel powiedział, że choroby

onkologiczne u kobiet biorą się ze złego stosunku do

mężczyzn — mówi, wydłubując spomiędzy palców

męża złuszczony naskórek — z babskiego obrażania,

dąsów i nieposłuszeństwa. I z feminizmu. Też taka

byłam. Miałam czterdzieści cztery lata, a ciągle

żyłam sama, tylko dla siebie, egoistycznie.

Dziewiętnaście lat byłam bez mężczyzny! Żyłam we

wspólnocie, ale tylko w świecie kobiet. Chór, lekcje

masażu, kurs tańca, a chłopami gardziłam. Pewnie ze

strachu, który mi został po byłym mężu. Pięć lat temu

dostałam ostatnie ostrzeżenie.

Lekarze z kliniki onkologicznej w Krasnojarsku

wykryli u niej potężnego guza macicy. Powiedzieli,

że sytuacja jest beznadziejna, ale dla spokoju mogą

operować. Przyjaciele Galiny zadzwonili do

Nauczyciela, a ten polecił natychmiast zabrać ją ze

szpitala. Powiedział, że nie przetrwa operacji, ale

będzie żyła. Wypisała się na własną prośbę.

— Ja bym wszystko zrobiła, co on powie —

mówi Galina. Wróciła do wspólnoty, ale nie miała

siły chodzić, ani nawet unieść głowy z posłania.

Wychudła jak szkielet i straszliwie cierpiała. Gasła.

Page 187: Jacek hugo-bader biała gorączka

Dwa miesiące bez przerwy modliła się i słuchała

koleżanki, która na okrągło czytała jej Ostatni

Testament. Kiedy Władymir Pietuch, lekarz

wyznawców z Goroda, ocenił, że zostały jej dwa

tygodnie życia, kapłan z Pietropawłowki gotował ją

na śmierć.

— Nauczyciel jak żywy stanął w moim pokoju

— opowiada Galina — a przed nim widziałam mój

organ, macicę z wielkim guzem. Ogromnym,

krwawym, brudnym, ale raptem na moich oczach guz

się rozpadł, rozpłynął, a organ rozkwitł jak kwiat.

Kilka minut po tej wizji spadła jej temperatura. I

pierwszy raz od dwóch miesięcy przestało boleć.

— To był cud? — pytam doktora Pietucha.

— Nie. Uzdrowiła ją siła wiary, bo ona wierzy

po bohatersku. Najważniejsze, że postanowiła

zmienić niewłaściwy stosunek do mężczyzn. Tym w

oczach Ojca i Nauczyciela zasłużyła na to, by dostać

życie z powrotem. Bo jej guz był ogromny jak...

Wołodia rozgląda się po swoim gabinecie.

— Jak twoja torba na aparat. Wyglądała

strasznie, jak szkielet w ciąży. Byłem u niej pięć dni

po wizycie duchownego, a ona na nogach. Badam

ginekologicznie, a tam śladu nowotworu. Wysłałem

ją na badania do szpitala. Robią usg. Czysto! Nie

Page 188: Jacek hugo-bader biała gorączka

wierzyli. Jeszcze raz robią... Jest zdrowa. Ale to nic

nadzwyczajnego. U nas to normalne. Mam dziesiątki

takich przykładów. Podobnie jest z narkomanami.

Mamy ich krocie, ale żaden nie wrócił do nałogu.

Rozumiesz? Żaden! Często nawet bez lekarstw.

— Skąd taka siła?

— Człowiek, który otwiera serce dla Boga, jest

jak w euforii narkotykowej, jakby walnął szklankę

morfiny. Żyjemy bez strachu, nerwów, napięć, bo

czego się tu bać wśród braci? Choroby się rozwijają,

kiedy człowiek idzie przeciw sobie, żyje w

pośpiechu, z poczuciem winy, w grzechu i niezgodnie

z naturą, kiedy cierpi jego duch.

— Wszyscy mi mówią, że tu się nie choruje.

— Kilka lat mieszkałem w namiocie, także

zimą, a nawet kataru nie złapałem — mówi Wołodia.

— Nie bardzo byłem potrzebny. Pracowałem jako

drwal, ale ciągle nas przybywało, i to głównie ludzi

wykształconych, z miasta, inteligencji, co chwila

któryś zacinał się siekierą, więc szyłem, gipsowałem,

robiłem małe operacje i po domach przyjmowałem

porody.

Trzy lata temu Galina wyszła za Kolę, który po

dwudziestu pięciu latach małżeństwa zostawił dla niej

i dla Nauczyciela swoją żonę.

Page 189: Jacek hugo-bader biała gorączka

VII. Nie kradnij

W Gorodzie, gdzie żyją tylko wyznawcy, w

żadnym domu nie ma zamka w drzwiach. Nawet na

noc nie zamykają się od środka. Mieszkańcy przed

domami zostawiają bez opieki narty, sanki, dzieci w

wózkach, a nawet siekiery wbite w pień. W tajdze,

gdzie dla prawdziwego mężczyzny to najcenniejszy

przedmiot.

Żeby tam zamieszkać, trzeba mieć zaproszenie

rady starszych i samego Nauczyciela, żeby wejść —

zaproszenie starosty. Trzeba zapisać się w księdze

przy bramie i poruszać tylko z wyznaczonym

opiekunem. Kiedy mu się urywam i samowolnie

wchodzę na Górę, gdzie mieszka Nauczyciel, chcą

biedaka z całą rodziną wygnać z miasta. Ledwo udaje

mi się ich przebłagać i wytłumaczyć, że to moja wina.

Potem odkrywają, że wysikałem się w lesie.

Wybucha kolejny skandal. „To miejsce formowania

ducha — mówią — u nas nawet jak koń coś po sobie

zostawi, to woźnica ma obowiązek uprzątnąć"

Pieniądze wspólnoty to wpływy z podatków i

dochody z firm, które prowadzą. Rąbią tajgę, mają

swoje tartaki i stolarnie. Budują z drewna wspaniałe

rezydencje i cerkwie w całej Rosji. Mieszkają w sercu

tajgi, dwieście kilometrów od najbliższego miasta, ale

nigdy nie powalili drzewa, nie wsadzili do pieca

Page 190: Jacek hugo-bader biała gorączka

patyka, za który leśnikom nie zapłacili.

VIII. Nie mów fałszywego świadectwa

przeciw bliźniemu swemu

Tania Denisowa była wielką gwiazdą pieśni

bardowskiej i Komsomołu, sekretarzem do spraw

kultury Komitetu Centralnego. W latach

siedemdziesiątych dwa razy zdobywała główne

nagrody na największym festiwalu pieśni

bardowskiej, a gdy komunizm upadł, została gwiazdą

biznesu. Zna śmietankę artystyczną Moskwy,

przyjaźniła się z Bułatem Okudżawą, zarabiała jak

krezus, podróżowała, medytowała w klasztorach

Indii, Chin i Nepalu, a w 1999 roku trafiła do

Pietropawłowki.

Przygotowała dla wyznawców koncert w Domu

Twórczości. Wybrała dwadzieścia pięć najbardziej

wzruszających, dramatycznych utworów, pereł

bardowskiej klasyki, ale już po kilku pieśniach czuła,

że coś jest nie tak. Nie było reakcji. Im bardziej się

starała i przeżywała, tym bardziej publiczność

siedziała zgaszona, ponura, smutna.

— Mnie dusza wyje, serce się wyrywa, a ci nic!

— wspomina Tania. — Siedzieli na tych swoich

ławkach, krzesłach i coraz mniejsi się robili, głowy

coraz niżej... Na koniec śpiewam Trzy miłości

Page 191: Jacek hugo-bader biała gorączka

Okudżawy, które publikę zawsze zwalają na kolana, a

oni poklaskali i poszli do domów. Nawet bisu nie

chcieli. Cały kraj płacze na moich koncertach, a ci...

Okropnie się obraziłam. Nie spałam całą noc, a rano

córeczka moich gospodarzy pyta, dlaczego ja tak

siebie zabijam? Dlaczego tylko wojny, zdrada,

beznadziejna miłość? Wreszcie do mnie dotarło. To

klasyka, ale energetyczna trucizna.

— Ale jaka piękna — protestuję.

— Co z tego? Wyznawców te odległe,

wydumane problemy nie dotyczą. Dla nich to brzmi

fałszywie, nieprawdziwie. Po co te wojny, cierpienia,

strach, skoro można wyjechać z miasta, osiąść w

tajdze i budować nowe życie, patrzeć ludziom w

oczy, cieszyć się lasem, tworzyć... Kiedy przychodzi

Święto Wiosny, nad rzeką zbierają się tysiące ludzi.

Nie ma piwa, narkotyków, nikt się nie awanturuje, nie

bije po mordzie... Toż to jest prawdziwy cud w naszej

Rosji.

Tania mówi, że zamieniła jednopokojowe

mieszkanie w Moskwie na siedem klas w

Pietropawłowce. W 2001 roku sprzedała swoje

mieszkanie za trzydzieści siedem tysięcy dolarów. Za

te pieniądze zbudowała siedmioizbową szkołę dla

dziewcząt i jeszcze zostało jej trochę na kupno małej

bani, czyli ruskiej łaźni, którą przerobiła na domek

Page 192: Jacek hugo-bader biała gorączka

dla siebie. Rozwiodła się, więc mieszka sama. Bardzo

się kochali, ale jej mąż nie chciał wyjeżdżać z

Moskwy.

— Tutaj nic nie jest przypadkowe — mówi

Tania. — Taki był plan boży. Teraz widzę, że bardzo

mądry. Gdyby mąż tu ze mną przyjechał,

zbudowalibyśmy sobie dom i nie byłoby z tego

żadnego pożytku. A tak jest szkoła.

Wissarionowcy mają w Rosji bardzo złą prasę.

Dziennikarze nazywają ich sektą, chociaż w niczym

nie przypominają oderwanych od rzeczywistości

totalitarnych wspólnot, których przywódcy piorą

wyznawcom mózgi i konta bankowe. Uczniom

Nauczyciela nikt nie odbiera pieniędzy za

sprzedawane w miastach mieszkania. Wykorzystują

je do urządzenia się w nowym miejscu. Podatki płacą

tylko od dochodów uzyskanych we wspólnocie.

Zbiera je między innymi Grisza Guljajew, który

jest „starszym od męskiej roboty" czyli jakby

starostą, w wiosce Guljajewka, zamieszkałej przez

osiemnastu mężczyzn. To czysty przypadek, że

nazywa się tak jak jego wioska. Ma czterdzieści pięć

lat, z których dwadzieścia spędził w kryminałach,

najczęściej tych o zaostrzonym rygorze. W wolnych

od zarządzaniach chwilach naprawia buty i szyje

sapogi robocze.

Page 193: Jacek hugo-bader biała gorączka

Bardzo się o mnie martwi.

— Jeżeli ty o mnie, o wspólnocie, o

Nauczycielu źle napiszesz —wyjaśnia — to nic to nie

zmieni w naszym życiu, ale zło, które wyrządzisz,

wróci do ciebie. Tylko sobie krzywdę zrobisz, bo

energia nas wszystkich, całej naszej społeczności,

obróci się przeciwko tobie. Jeśli nakłamiesz,

oszukasz. Ty rzucisz jeden mały kamień, a wrócą do

ciebie tysiące, miliony kamieni, tyle, ile osób

przeczyta twój artykuł. I będą mknęły z prędkością

światła, jak pociski, jak rozgrzane krople żelaza, i już

spod nich nie wyleziesz. Zasypią cię.

— Grisza... Zlituj się. Ja o babach chciałem

pogadać.

— Aaaa, no to dawaj.

IX. Nie pożądaj żony bliźniego swego

— Sześć lat mieszkasz we wspólnocie —

mówię — i zawsze w domach dla samotnych

mężczyzn albo w rodzinach innych wyznawców.

Widzisz, jak się kochają, przytulają, kładą do łóżka, a

ty ciągle sam. A jeszcze wcześniej dwadzieścia lat

kryminału. Nie powiesz mi, że nie myślisz o

kobietach.

— Pewnie, że myślę — przyznaje się Grisza. —

Ale jak nie mam, to znaczy, że mi się nie należy.

Page 194: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kiedy już zacznę iść swoją drogą bez żadnych

szataństw, zakrętów i wywrotek, Ojciec na pewno

podeśle mi kobietę.

Nie rozumiem, dlaczego ma z tym kłopot, bo to

nadzwyczaj przystojny, postawny, silny i męski typ.

Rodzaj słowiańskiego macho. Mieszkał w Gorodzie,

ale wspólnota wygnała go z miasta za

„nieprawidłowy stosunek do kobiet".

— Rosła we mnie gorycz — opowiada — aż

zacząłem kipieć. Chodziłem zły, kłóciłem się,

wszystkich zaczepiałem... Była jedna dziewczyna, ale

nic z tych rzeczy. Na tańce chodziliśmy. Parami i w

kółku. Ale jak nie masz co z tym zrobić, to

wybuchasz! Eksplodujesz! Bo żyć z tym w środku się

nie da! A ja z końmi pracowałem. One to czują i też

pokazują humory, a ja od tego byłem jeszcze bardziej

zły — to mnie któryś kopnie, to ja go drągiem i tak

wkoło. Wszystkim koniom zszargałem nerwy, że

nawet inni sobie z nimi nie mogli poradzić. Popsułem

je.

— To za konie cię wygnali czy za kobiety?

— Z tego wszystkiego ciągle robiłem awantury,

nawet do mordobicia doszło, a tam, w Gorodzie,

bardzo srogi reżim, nawet głosu nie wolno podnieść,

bo to miejsce formowania ducha. A mnie tylko się

Page 195: Jacek hugo-bader biała gorączka

chce kobiety.

X. Ani żadnej rzeczy, która jego jest

W 1961 roku na xxii Zjeździe Komunistycznej

Partii Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow

ogłosił, że do 1980 roku w zsrr zostanie zbudowany

prawdziwy komunizm. Dzisiaj wiemy, że nic z tych

planów nie wyszło, że był to rok, w którym w jednej

z polskich stoczni rozpoczął się demontaż tego

systemu.

Wissarion próbuje jednak zbudować maleńką

Utopię i w Gorodzie, swojej stolicy, dobiera do niej

ludzi, jak Noe dobierał zwierzęta do arki. Najchętniej

bierze po parze, ale nie według ras i gatunków, tylko

umiejętności, talentów, kunsztu i profesji. Jest kowal,

cieśla, bednarz i krawiec, każdy ma przynajmniej

jedną kobietę i dzieci, które uczy zawodu. Jest lekarz,

elektryk, pszczelarz i leśnik — znawca tajgi, wielu

artystów wszelkich specjalności i najróżniejsze typy

ludzkie, osobowościowe, psychiczne. W sumie

zebrali mądrość i życiowe doświadczenia wszystkich

narodów i pokoleń byłego imperium radzieckiego.

Może właśnie dlatego wszystkie wywiady

świata są tak bardzo zainteresowane tym, jak

powiedzie się ten śmiały eksperyment.

Nie udało się każdemu dać według potrzeb.

Page 196: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jeszcze przed pięcioma laty wszyscy wyznawcy

dostawali tyle żywności, ile chcieli, a gdy

potrzebowali na coś pieniędzy, wspólnota im je

wydawała. Za pracę w firmach, pracowniach i

warsztatach wspólnoty nie dostawali pieniędzy,

podobnie jak za wszystko co robili dla

współwyznawców. Jeśli zarabiali, pracując albo

sprzedając coś poza wspólnotą, pieniądze wrzucali do

ogólnej kasy.

System finansowy panujący obecnie na Górze

wissarionowcy nazywają „niezupełnie pieniężnym".

Każdy mieszkaniec, niezależnie od wieku i tego,

czym się zajmuje, co miesiąc dostaje od wspólnoty

dwieście pięćdziesiąt rubli (dwadzieścia pięć

złotych). Tylko Wołodia, ich lekarz, zamiast tysiąca

(ma żonę i dwoje dzieci) dostaje dwa, bo ma tyle

pracy, że nie może się zająć ogrodem.

Z czterdziestu dwóch rodzin, które w 1997 roku

rozpoczęły na terenie Goroda „oswajanie tajgi", do

dzisiaj przetrwało zaledwie dziesięć. Większość

żyjących tam obecnie wyznawców doszlusowała w

późniejszych latach.

— Co w tej waszej Utopii jest najtrudniejsze?

— pytam Griszę, który przetrwał w Mieście osiem

miesięcy.

Page 197: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Najtrudniej jest pracować za darmo. To rodzi

zawiść, zazdrość. Zła energia się gromadzi. Ja po

prostu nie dawałem rady. W środku aż wyło mi z

rozpaczy, telepało jak paralitykiem. Normalny

fizyczny ból, niemoc, cierpienie, że nie dostałem

słoika miodu, a tak się strasznie narobiłem przy

wyrębie, albo że dostałem, ale tyle samo co ci, co

mniej się narobili.

— Grisza, to co ty robisz w tej wspólnocie?!

— Buduję lepszy świat. Bo tamten do niczego

się nie nadaje.

W specjalnych chłodniach będą przechowywane

ciała zmarłych ludzi, w których będzie się

podtrzymywać sztuczne krążenie krwi. Mówiąc

obrazowo — «żywe trupy». W każdej chwili chirurg

będzie mógł wziąć z takiego magazynu zapasowych

ludzkich części dowolny organ i przeszczepić go w

razie potrzeby żywemu człowiekowi.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 198: Jacek hugo-bader biała gorączka

Czarny kwadrat

Rozmowa z diakonem Andriejem Kurajewem,

prawosławnym filozofem i komentatorem religijnym

— Co się stało Rosjanom? Skąd taki religijny

urodzaj? Wszystkie, nawet najbardziej cudaczne

Kościoły świata od lat dziewięćdziesiątych zbierają

tutaj niesamowite żniwo. Plus dziesiątki własnych

sekt.

— W Egipcie mawiano, że nad Nilem

wystarczy wetknąć w ziemię żelazny pręt, a po

miesiącu traktor z niego wyrośnie. Taka żyzna gleba.

W Rosji bardzo urodzajna jest ziemia duchowa.

Nawet czysto świeckie nurty duchowe wyrastają tu

ponad miarę. Ot, choćby marksizm. Stał się

bolszewizmem. U nas wiele jest takich fenomenów.

To dlatego Rosjanie są tak bardzo wrażliwi, podatni

na religijne dziwactwa, stąd mnogość sekt. To

pozytywne zjawisko, bo znaczy, że w ludzkich

sercach jest duchowa potrzeba zmuszająca do

poszukiwań, w których ludzie oczywiście błądzą,

gubią się. Radziecki system represji działał jak

buldożer. Zmiażdżył gąsienicami wszystko, co rosło

na powierzchni, całą myśl religijną i filozoficzną, ale

nie mógł dosięgnąć korzeni, tej najbardziej

podstawowej z ludzkich potrzeb — potrzeby

Page 199: Jacek hugo-bader biała gorączka

religijnej.

— Dlaczego ludzie nie idą do Cerkwi

prawosławnej, obecnej na ruskiej ziemi od ponad

tysiąca lat?

— Z odruchowej obawy, że to reinkarnacja

partii komunistycznej, bo taka wielka,

scentralizowana i tajemnicza z niej organizacja. Tak

czują. Komuniści oduczyli ludzi wierzyć i ufać.

Doszło do tego, że im aktywniej my, duchowni,

wychodzimy do ludzi na ulice lub stukamy do drzwi

ich mieszkań, tym więcej budzimy obaw i nieufności.

Prawosławie w Rosji stało się „sektą" inteligencji. W

cerkwiach niestety nie ma robotników. Są oczywiście

tradycyjne babuszki, a poza tym inteligencja,

studenci.

— Skąd taka słabość?

— Stąd, że w radzieckich czasach nikt Cerkwi

nie wspierał w walce z komunizmem.

— Którą przegraliście.

— Zgadza się. Katolików w Czechosłowacji

wspierał Rzym, protestantów w nrd ich bracia z

Zachodu, nawet radzieccy muzułmanie otrzymali

pomoc z Półwyspu Arabskiego, a Cerkiew została

sama. Żadnej pomocy finansowej, teologicznej,

organizacyjnej, pedagogicznej. Teraz odbudowujemy

Page 200: Jacek hugo-bader biała gorączka

naszą tkankę intelektualną. Z największym trudem,

bo to, czego w czasach radzieckich uczyli nas w

prawosławnych seminariach duchownych, było na

poziomie nauczania religii w przedrewolucyjnych

szkołach podstawowych. Poważnie. Jestem

profesorem Moskiewskiej Akademii Teologicznej,

ale uczciwie muszę przyznać, że z moimi

kwalifikacjami przed rewolucją nie mógłbym uczyć

studentów nawet śpiewu.

— Czytał ojciec Ostatni Testament Wissariona?

— Próbowałem, ale tego nie da się czytać.

Potworny bełkot. Wissarion opisuje w nim także

spotkanie ze mną. Był w Moskwie i zaprosił mnie na

rozmowę. Bardzo się stara, żeby w jego biografii

powtarzały się epizody z życia Chrystusa. Jezus

spotykał się z faryzeuszami, to i on się spotyka. W ten

sposób zostałem faryzeuszem. Trzy godziny z nim

rozmawiałem i jednego nie mogłem rozgryźć do

końca. Czy on wierzy w to, co mówi.

Po mojemu to w ogóle nie jest kwestia wiary,

tylko znane w świecie od tysięcy lat zjawisko, że

popyt stymuluje podaż. Także w sferze ducha. Jego

wyznawcy to ludzie, którzy przeżyli straszną życiową

traumę, ludzie z nieułożonym życiem rodzinnym,

uczuciowym albo tacy, którzy dziesiątki lat żyli w

świecie absurdu, to znaczy w radzieckich, a potem

Page 201: Jacek hugo-bader biała gorączka

rosyjskich strukturach siłowych. Głównie milicjanci i

wojskowi. Myślę, że to ludzie, którzy bardzo źle

znieśli potworną duchową pustkę powstałą w miejscu

marksizmu, więc znalazł się człowiek, który ją

zapełnił. Potrzebowali proroka, to się zgłosił i go

przyjęli.

I w jego niezrozumiałe słowa każdy wkłada

własne myśli. Tak zaspokaja swoje potrzeby. To jest

jak Czarny kwadrat Malewicza. Każdy rozumie go na

swój sposób.

Page 202: Jacek hugo-bader biała gorączka

Warkocz Anioła Stróża

Na koniec nabrała w usta tyle mleka, ile tylko

się jej zmieściło. Miseczkę wsadziła mi w ręce, żeby

jej nie przeszkadzała, zamachnęła się dobrze głową,

niemal wzięła rozbieg i wypluła mi wszystko prosto

w gębę.

Od razu poczułem się lepiej. A kiedy wytarłem

oczy, zobaczyłem najprawdziwszą fakturę vatowską

na osiemset rubli (osiemdziesiąt złotych) za „rytuał

oczyszczenia".

Kiedy rozliczałem w redakcji delegację,

wpisałem ją jako „wydatek na ochronę zdrowia".

Cennik

To o pięćset rubli więcej niż się umawialiśmy.

Za full serwis, bo nie tylko oczyściła mnie i całą

przestrzeń wokół ze złych zdarzeń, uczynków,

duchów i wspomnień, całej złej energii, którą przez

lata zgromadziłem, ale przy okazji połączyła się z

moimi przodkami i uprosiła ich, żeby w dalekiej

drodze chronili mnie od złego.

Dużo tańsze byłyby „konsultacje". Biorą za nie

co łaska, a więc przynajmniej sto rubli (dziesięć

złotych), bo to tylko kilkuminutowe wróżenie z

gadalnych kamuśzków, które powiedzą, na co jestem

Page 203: Jacek hugo-bader biała gorączka

chory i co mnie czeka w najbliższych dniach,

miesiącach, latach.

Rytuał oczyszczenia samochodu osobowego za

trzysta rubli lub ciężarowego za sześćset sprawi, że

auto będzie służyło długie lata bez awarii i

wypadków. Ten sam rytuał w mieszkaniu

kosztuje już pięćset rubli. Oczyszczenie stada

kóz, baranów, koni, jaków i wszelkiego inwentarza to

aż trzy tysiące, a szkoły, szpitala, biura, restauracji i

każdego biznesu — pięć i pół tysiąca. Kiedy

szamankę, która opluła mnie mlekiem, zaprosili do

Ministerstwa Pracy Republiki, zaokrągliła tę sumę do

sześciu tysięcy.

Pozostałe pozycje z cennika Wspólnoty

Szamanów „Dungur" to święcenie źródła i drzewa za

półtora tysiąca rubli, rodzinne rytuały karmienia

ognia lub wody za dwa i pół tysiąca, obrzędy

pogrzebowe w domu lub na cmentarzu w siódmym i

czterdziestym dziewiątym dniu po pogrzebie oraz na

rok po śmierci za dwa tysiące. Cena za każdym razem

rośnie o tysiąc rubli, jeśli trzeba pojechać za miasto.

Przy „wygaszeniu histerii", „zbawianiu od strachu",

„zapewnieniu sukcesów w biznesie, miłości, nauce i

życiu rodzinnym" oraz „pomocy w wyborze zawodu,

a także partnera życiowego" cena nie była podana.

Zależy, jak skomplikowany jest przypadek. Podobnie

Page 204: Jacek hugo-bader biała gorączka

jest z leczeniem chorób duszy, ochroną przed czarami

i zdejmowaniem klątw.

Bardzo łatwo przeliczam ruble na złotówki, bo

wystarczy skreślić jedno zero i mam polską walutę.

Szpital

Spotkałem ją w Szpitalu Dziecięcym miasta

Kyzył w Republice Tuwy w syberyjskiej części Rosji.

Jadąc moim łazikiem z Moskwy do Władywostoku,

musiałem zjechać z drogi prawie tysiąc kilometrów

na południe, żeby to zobaczyć.

W białej sali wyłożonej kafelkami, między

wyciągami do połamanych nóg i stojakami na

kroplówki uwija się wyjąca baba w indiańskim

pióropuszu i brudnym chałacie do ziemi, z którego

zwieszają się setki kolorowych sznurków, szmatek,

dzwonków, blaszek, lusterek, kamieni, a także

skórek, skrzydeł, kłów, łap i kości różnych zwierząt.

To szamanka Anisja Otsur. Z kości piszczelowej

barana przerobionej na instrument dęty wydobywa

najpotworniejszy dźwięk świata. To także przez ten

straszny ryk prawosławni i świadkowie Jehowy z

Kyzyła nazywają szamanów sługami szatana.

Dymiącą iglastą gałęzią kobieta okadza łóżko

przerażonego, dziewięcioletniego chłopca z maską

tlenową na twarzy. Skrzydłem kruka wmiata dym na

Page 205: Jacek hugo-bader biała gorączka

białą pościel, na zapłakanych rodziców, pielęgniarki i

lekarza, którzy stoją obok chorego. Dym

wysokogórskiego autysza oczyszcza i uspokaja,

odpędza złe moce. Matka chłopca trzyma eren,

bardzo podobną do szamanki ohydną lalkę z czarną

twarzą. Starucha za pomocą dungura, czyli

szamańskiego bębna z koziej skóry, zapuszcza w nią

ducha, który ma uratować umierającego na raka

żołądka chłopca. Wali więc jak opętana i śpiewa

przeciągle, strasznie, transowo, a wszystkie dzieci w

sali zaczynają rozpaczliwie płakać. Na koniec pałką,

którą łomotała w bęben, czyści chłopca jak szczotką

do ubrania, a po ścianach, oknach i podłodze chlapie

wódką oraz mlekiem z foliowego cyca.

Tuwa to najbardziej zapadły zakątek świata, a

już na pewno azjatyckiego kontynentu, którego

geograficzny środek znajduje się nad brzegiem

Jeniseju, zaledwie kwadrans piechotą od szpitala

dziecięcego. Nie ma tu żadnej drogi. Ta, którą można

się tu dostać, także się tutaj kończy. Tuwa nie ma

kolei, ani nawet sąsiadów. Jest otoczona porośniętymi

tajgą, bezludnymi górami. Z jednej strony Sajany, z

drugiej Ałtaj, a na południu dzikie mongolskie stepy.

Pierwsi chrześcijanie dotarli do Tuwy w xix wieku, a

pierwszy dom stanął tu dopiero w następnym stuleciu.

I kompletnie niczego tutaj nie ma. Żadnych

Page 206: Jacek hugo-bader biała gorączka

zabytków, okazałych budowli, przemysłu, a

dziewięćdziesiąt procent budżetu republiki to dotacje

z Moskwy. Dziura taka, że nawet żaden światowy

sprzedawca frytek i hamburgerów nie założył tutaj

swojej stołówki.

Tuwińcy to jedyny naród Syberii, który jest w

swoim kraju większością narodową. I to

zdecydowaną, bo na trzysta czternaście tysięcy

mieszkańców Rosjan jest zaledwie trzydzieści

tysięcy.

Najdawniej

Pierwszy raz zamknęli Kuular Chandyżap

Medi-Kyzy w 1929 roku. Ludzie nazywali ją Ułu-

Cham, co znaczy Wielka Szamanka. Miała wtedy

czterdzieści cztery lata. To ona jest na okładce tej

książki. Poprzedniego Wielkiego Szamana

bolszewicy rozstrzelali zaraz po rewolucji

październikowej.

To była pierwsza akcja bezpieki przeciwko

szamanom. Zganiali ludzi na place i w ogniskach

palili bębny, ereny, rytualne stroje. Wszelkie

szamańskie praktyki uznano za niezgodne z prawem.

Ułu-Cham z całą rodziną została wygnana z wioski i

na dziesięć lat deportowana setki kilometrów na

południe, nad mongolską granicę. Dla Tuwińca

Page 207: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyrwanie z rodzinnego miejsca to straszliwa kara.

Kilka lat później znowu została aresztowana i

skazana na pięć lat więzienia za to, że była matką

kontrrewolucjonisty. Jej syn był tuwińskim

urzędnikiem państwowym. W okresie stalinowskiej

wielkiej czystki uznano go za japońskiego szpiega,

wroga narodu i rozstrzelano.

Odsiedziała cały wyrok, a w 1947 roku

aresztowano ją po raz trzeci. Wbrew zakazowi ciągle

leczyła dzieci w rodzinnej wiosce. Potraktowano to

jako zamach na radziecką medycynę i dano

dwadzieścia pięć lat łagru. Miała sześćdziesiąt dwa

lata.

Mongusz

Codziennie można go spotkać w Muzeum

Narodowym Tuwy, które w dni słoneczne otwarte jest

od godziny dziesiątej do osiemnastej, a w pochmurne

od jedenastej do dziewiętnastej.

Na zapartych kołkiem drzwiach pracowni

tablica: „Szanowny Mongusz Borachowicz Kenin-

Łopsan, doktor nauk historycznych, główny

specjalista etnograf, żywa skarbnica szamanizmu,

Człowiek Wieku Republiki Tuwy, pisarz narodowy,

założyciel i honorowy prezydent Tuwińskiej

Wspólnoty Szamanów «Dungur»".

Page 208: Jacek hugo-bader biała gorączka

Pod spodem druga, jeszcze większa tablica:

„Wejście do prezydenta. .. (wszystkie tytuły

powtarzają się w odwrotnej kolejności) płatne

dziesięć rubli"

To jest złotówka. A kołek ma najwyżej metr,

gruby jak ramię, sękaty, krzywy, pomalowany na

blade kolory. Oparty o drzwi, a mówili, że szanowny

Mongusz Borachowicz jest u siebie... Eeee, chyba

zajrzę — myślę sobie i wyciągam rękę.

— Stój! — krzyczy długowłosy, siwy staruszek.

— To święty kołek!

Później dowiedziałem się, że pochodzi z

kultowego drzewa szamanów i że Mongusz

Borachowicz od pięćdziesięciu pięciu lat używa go

zamiast klucza do swojej pracowni. To strażnik,

którego nie ośmieli się dotknąć żaden tuwiński

złodziej.

Na dzień dobry musiałem powiedzieć, kiedy się

urodziłem. Okazało się, że w roku koguta. Pan

Mongusz wyjął swoje gadalne kamuszki, poukładał je

w kupki, pokiwał głową i powiedział:

— Trzeba wiedzieć, kiedy urodził się człowiek,

koń, cielę, wielbłąd, żeby wiedzieć, co jest warty. Ja

urodziłem się dziesiątego kwietnia 1925 roku. To rok

krowy.

Page 209: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jest siostrzeńcem Wielkiej Szamanki. Jedynym

potomkiem potężnego szamańskiego rodu, bo dzieci

Ułu-Cham komuniści wymordowali co do jednego.

Nie pozwolił mi zadać żadnego pytania. Za

każdym razem kiedy próbowałem, krzyczał na mnie,

że pytam jak pierwszoklasista, że nie czytałem jego

książek, że wizytówkę chciałem odebrać od niego

lewą ręką i że nie rozumiem Wschodu, a na domiar

złego mówię za głośno, a on jest człowiekiem, który

„pracuje czuciami", do tego człowiekiem

odchodzącym.

Ale wręczył mi grzebyk, kazał się uczesać i

zrobić sobie zdjęcie, a potem musiałem wpisać się do

jego księgi pamiątkowej. Powiedział, że mam go

pochwalić i pięknie za wszystko podziękować. Kiedy

skończyłem pisać, spał z głową na biurku.

Przychodnia

Wspólnota Szamanów „Dungur" ma swoją

siedzibę w maleńkim drewnianym domku na ulicy

Raboczej 255 w Kyzyle. Prowadzą szamańską

przychodnię z cennikiem, rachunkami, całodobowymi

dyżurami i wizytami domowymi. Związek ma

sekretarkę, księgową, płaci podatki, składki

emerytalne i ubezpieczenie zdrowotne dla szamanów.

Szefową przychodni jest Nadieżda Sam,

Page 210: Jacek hugo-bader biała gorączka

pięćdziesięcioczteroletnia emerytowana nauczycielka

geografii. Zatrudnia dziesięciu spośród trzystu

działających oficjalnie (a więc mających legitymację

jednego z trzech związków) tuwińskich szamanów.

Do pracy w stolicy przyjeżdżają czasem z bardzo

odległych górskich wiosek, bo tylko tutaj można

przyzwoicie zarobić.

Nadieżda pęka ze śmiechu, kiedy opowiadam,

jak przyjął mnie szanowny Mongusz Borachowicz. W

całej Tuwie nikt inaczej o nim nie mówi.

— Powinieneś był mieć dla niego podarek —

mówi. — Najlepiej ogromną bombonierkę.

— Dlaczego lekarze wpuszczają was do

szpitali?

— Bo nam zdarzają się cuda, a im nie. Nikt nie

potrafi tak jak ja powstrzymać krwotoku. A kiedy

krwawi człowiek z hemofilią, lekarze sami do mnie

dzwonią.

— Jak to robisz?

— Namawiam. Namodlam.

Nadieżda dmucha do środka zaciśniętej pięści,

coś do niej szepcze, mruczy i przyklepuje z

rozmachem w miejscu, gdzie na udzie na niby mam

ranę.

Page 211: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Szamanizm to wiara w siły przyrody i duchy

przodków —mówi. — To nie ja leczę, ale jakaś

nieznana moc, którą proszę o pomoc. A jak krwotok

nie ustaje, robię rytuał poświęcenia wody, ale takiej

żywej, w rzece, nad którą rozpalam ogień. Wrzucam

do niego różne rzeczy do jedzenia i picia i tak przez

dym karmię ducha rzeki. I cały czas modlę się

słowami i bębnem. Potem nabieram wody i przynoszę

ją do szpitala. To już nie jest zwykła woda, tylko

zamodlona. Chory pije ją i się nią obmywa. Tak się

tworzy harmonijny, równy, połączony rytm wody,

ognia i człowieka. Rytm doskonały.

— Dlaczego jesteście tacy podobni do

indiańskich szamanów? — pytam Nadieżdę. — Takie

same pióropusze, bębny, rytmy, melodia i sposób

śpiewania. I podobne obrzędy.

— To oni są do nas podobni. Przecież stąd

pochodzą. Dwanaście tysięcy lat temu ruszyli z

środkowej Syberii, przeszli Cieśninę Beringa i

zaludnili obie Ameryki.

Odlot

Szamanka Anisja Otsur, ta, którą spotkałem w

szpitalu dziecięcym, nie chce mi powróżyć. Bardzo

słabo radzi sobie z rosyjskim. Mówi, że do wróżby

potrzeba wielu „nieprostych" słów, a ich nawet w tym

Page 212: Jacek hugo-bader biała gorączka

języku nie ma.

Bardzo żałuję, bo Anisja potrafi wróżyć z

łopatki baraniej, którą wrzuca do ognia, a potem

obserwuje, jak się pali. To bardzo prosta, ponad

siedemdziesięcioletnia wioskowa kobieta pachnąca

dymem i zwierzętami, która nawet w zimie ma twarz

spaloną słońcem. Anisja grzechocze jak szkielet, bo

jej obrzędowy strój obwieszony jest bielutkimi

kośćmi kóz i baranów. Pochodzi z wioski Iskra, a po

tuwińsku Cubon-Sażenałak, w której do dzisiaj działa

pasterski sowchoz Iskra. Od ponad pół wieku, od

kiedy odkryła w sobie szamańską moc, kolejni

komunistyczni naczelnicy sowchozu w obliczu

pomoru zwierząt, klęsk żywiołowych, a nawet

zapaści finansowej i braku paliwa do maszyn

nakazywali jej potajemne odprawianie odpowiednich

rytuałów.

Kobieta podpala gałązkę autyszu, w ogniu

oczyszcza i grzeje ręce, potem zdmuchuje płomień,

więc roślina zaczyna kopcić obficie jak świeca

dymna. Okadza mnie bardzo starannie, nawet stopy,

w kroku i pod pachami. Okadza taboret, fragment

sufitu i podłogi, na którym stawia stołek. Każe mi

usiąść.

Wykonuje mnóstwo dziwacznych czynności.

Przelewa mleko i wódkę do różnych naczynek, gładzi

Page 213: Jacek hugo-bader biała gorączka

suchego węża, który wisi na rogach jelenia,

grzechocze swoją czarnoksięską biżuterią i ciągle

okłada mnie dziwnym drewnianym berłem z

ogromnym kołtunem szamańskiego badziewia: kości,

kłów, pazurów, piór, wstążek, szmatek, blaszek i

kawałków drewna. To abieriok, najsilniejszy osobisty

strażnik Anisji, coś jakby szamański kompleks

witamin, miks talizmanów, z których każdy chroni od

czego innego.

— Boli cię serce? — pyta.

— Nie.

— Ale zacznie. Nie powinieneś pić. Pamiętaj.

Masz ogromną siłę woli. I wyobraźnię. I droga daleka

przed tobą. Ale otwarta. Uważaj jednak na duże

żelazo. Dla ciebie bardzo niebezpieczne.

— Ja tutaj samochodem. I za Bajkał muszę. Do

Władywostoku.

— Trzeba do wulkanizacji i sprawdzić. Koła.

Widzę koła. Zawołam ducha miejsca, w którym się

urodziłam, żeby głową ci nie kręciło.

Każe mi wypić mleko i wódkę z kilku naczyń.

Muszę zamknąć oczy, więc włączam dyktafon, żeby

chociaż dźwiękowo zapamiętać, co robi. Powietrze

gęstnieje od dymu, a ona zaczyna walić w bęben. Z

każdym uderzeniem mocniej, szybciej, rytmicznie,

Page 214: Jacek hugo-bader biała gorączka

jakby chciała tą muzyką kogoś przegnać, pokonać.

Albo zabić. I zawodzi smętnie, coraz bardziej dziko,

narkotycznie, gardłowo. Tylko niektórzy Tuwińcy

potrafią wprawić struny głosowe w tak niesamowite

drgania, by jednocześnie wydobywać z gardła kilka

dźwięków o różnej wysokości, wywoływać wibracje,

które zmieniają rytm twojego serca.

Po trzech, czterech minutach ucicha i pluje na

mnie mlekiem.

Kiedy przed tygodniem przesłuchiwałem

kasety, okazało się, że to nie były trzy, cztery minuty.

Taśma przewinęła się do końca, więc minęła co

najmniej godzina, a ona ciągle bębniła i śpiewała. A

dokąd ja odleciałem? Usnąłem na siedząco? Umarłem

na trochę?

Dawno

Kupiłem największe pudło czekoladek, jakie

znalazłem w Kyzyle, i jeszcze raz poszedłem do

szanownego Mongusza Borachowicza.

Ostatni raz swoją ciotkę, Wielką Szamankę Ułu-

Cham, widział w 1947 roku przed wyjazdem na

studia do Leningradu. Wróżyła mu i powiedziała, że

w żadnym wypadku nie powinien wracać w rodzinne

strony wcześniej niż za sześć lat. Wkrótce została

aresztowana po raz trzeci.

Page 215: Jacek hugo-bader biała gorączka

W siedzibie kyzylskiego nkwd na ulicy

Komsomolskiej obcięli jej włosy i zrobili zdjęcie,

które jest na okładce książki. Ułu-Cham jest jeszcze

w swoim płaszczu, sięgającym poniżej kolan, który

Tuwińcy nazywają „del", ale niebawem zamieni go

na obozową kufajkę. Została skazana na dwadzieścia

pięć lat łagru i wywieziona z Tuwy na Daleką Północ,

do żeńskiego obozu Czarnogorka w Kraju

Krasnojarskim.

Sześć lat minęło w 1953 roku, po śmierci

Stalina. Mongusz Borachowicz wraca do domu, a na

dworcu kolejowym w Abakanie podchodzi do niego

mężczyzna i prosi o pieniądze, bo nie ma za co

wrócić do domu. Dostał, a wtedy mówi, że wie, kim

jest Mongusz, bo wyszedł właśnie z łagru, gdzie

spotkał szamankę Ułu-Cham. Opowiadał, że miała w

obozie proroczy sen.

— Słońce zostało otoczone czarnym kręgiem —

szanowny Mongusz przypomina sobie opowieść

nieznajomego. — Z nieba spadł srebrny deszcz i

przyszedł huragan. W ziemi powstała szczelina, z

której wypłynęła czerwona rzeka. Ułu-Cham

opowiedziała swój sen wszystkim więźniom i

wytłumaczyła, że w kraju stanie się coś niezwykłego.

Następnego dnia umarł Stalin. Moja ciotka

powiedziała temu człowiekowi, że on niebawem

Page 216: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyjdzie z łagru.

Szamanka powiedziała także nieznajomemu, że

młodzieniec, którego po drodze poprosi o pomoc i on

mu jej udzieli, będzie ostatnim męskim potomkiem w

jej rodzie. Ma go od niej pożegnać, bo nigdy więcej

się nie zobaczą.

Obozy pustoszały. W Czarnogorce, w której

Ułu-Cham była już ostatnią Tuwinką, naczelnikiem

był rosyjski generał nkwd. Jego córka ciężko

chorowała. Leczyła się nawet w Moskwie, ale nie

było dla niej ratunku. Umierała, więc w skrajnej

rozpaczy naczelnik zwrócił się o pomoc do starej

szamanki.

Ułu-Cham wyleczyła dziewczynkę. Z

wdzięczności generał załatwił jej zwolnienie, wsadził

do własnego samochodu i ruszyli w drogę powrotną

w rodzinne strony szamanki.

Na ostatni nocleg zatrzymali się już w Tuwie,

przed brodem u wędrownych pasterzy. Wielka

Szamanka długo stała na brzegu i cicho śpiewała,

potem zdjęła buty, wrzuciła je do rzeki i powiedziała,

że nie jest jej pisane powrócić do domu i spotkać się z

bliskimi. Spokojnie położyła się spać w jurcie

pasterzy. Umarła tej samej nocy.

— Dwudziestego czerwca w roku żmii — mówi

Page 217: Jacek hugo-bader biała gorączka

ponuro szanowny Mongusz Borachowicz Kenin-

Łopsan.

Niedawno

— Miałam cztery lata, kiedy wszyscy się

dowiedzieli, że będę szamanką — mówi Ajczurjek.

— To znaczy, że musiało to być w 1962 roku.

— Byłam normalnym dzieckiem, ale bawiłam

się tylko z wichrami. One są bardzo dobre, bardzo

wesołe. Ja cały czas byłam z nimi, one mnie

formowały. A w mojej wiosce mężczyźni jeździli

pracować w tajdze, drwale, i wichry zawsze

wiedziały, dokąd oni jadą, jak psy koło nich latały i

wszystko mi mówiły. I kiedyś ludzie mieli jechać w

las na traktorze, tylko że już złe wiatry na nim siedzą,

a ja mam widzenie i biegnę, płaczę, krzyczę, rzucam

się pod koła, żeby nie jechali, bo już nie wrócą. Nie

jedźcie z tymi złymi wiatrami! Przyszła mama,

zabrała mnie. Nakrzyczała, że tak nie wolno mówić.

Pojechali w tajgę, traktor runął w przepaść i pięciu

mężczyzn zginęło. Ja latałam z wichrami, ale ludzie

ich nie widzieli. One mi wszystko powiedziały w

moim widzeniu.

— No i co potem?

— Zabrali mnie do zakładu psychiatrycznego.

Lekarze mówili, że mam epilepsję i schizofrenię.

Page 218: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Wy ją nazywacie szamańską chorobą.

— Tak. Prawie trzydzieści lat żyłam na

przemian w szpitalach albo sama w górach, koło

mojego szamańskiego drzewa. Lekarze nie pozwalali

mi na dzieci, bo będą jak ja, z epilepsją i szamańską

chorobą, ale ja musiałam. Zaszłam w ciążę, ale

zrobiłam odpowiednie obrzędy, składałam ofiary i

dużo się modliłam. Syn uczy się teraz w najlepszej

szkole w Kyzyle. Jedenasta klasa matematyczno-

fizyczna. I nie ma naszej choroby. I moje też

przeszły, kiedy urodziłam.

— Czego boi się szaman? — pytam.

— Duchów i swojej szamańskiej choroby.

Dopiero po niej zostaje silnym szamanem. Po

chorobie, ale strach nie znika.

— Przed czym?

— Przed wizjami. Bo widzę, co czeka ludzi, a

także co złego przeżyli i mają w duszy. To jak ciągłe

oglądanie strasznych filmów. Można od tego

zwariować. A jak się ma cztery, pięć lat? I widzisz

wojnę, strach, łagry, śmierć, obrazy, których nie

rozumiesz. Dusza od tego ucieka i zamykają cię w

psychuszce.

Niebiosa

Page 219: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ajczurjek jest najpotężniejszą szamanką w

Tuwie, szefową Religijnej Wspólnoty „Tos Deer", co

znaczy Dziewięć Niebios. Leczy ludzi trawami,

korzeniami i szamańskim, tak zwanym dzikim

masażem. Nikt jej tego nie uczył. Wszystko wie od

urodzenia. Ale interną się nie zajmuje, zwykłymi

chorobami, infekcjami. Z całej Rosji przywożą do

niej wyłącznie trudne przypadki. Dziko agresywnych

szaleńców, ludzi sparaliżowanych, w śpiączce i

chorych psychicznie.

Jedzie z nimi do potężnych miejsc, do swojego

szamańskiego drzewa, do jaskini Urgalak, źródła

Arżan, nad święte, słone jezioro.

— Oni potrzebują siły, bo miasto to bardzo

trudna przestrzeń. Opowiadam im o duchach,

wichrach i szukamy siły. Już samo miejsce ją daje i

leczy.

— Wiem, że tak samo walczysz z

nowotworami.

— Chory musi przestać brać chemię, bo od tego

traci siły. Ja daję dużo dymu, gotuję mu pokrzywy i

korę jodły do picia. Żeby odrosły mu włosy i

odzyskał siłę.

— A ja tydzień nie mogłem się z tobą spotkać,

bo chorowałaś na głupią grypę.

Page 220: Jacek hugo-bader biała gorączka

Na drogę Ajczurjek daje mi amulet z trzema

kamieniami w szmacianym zawiniątku. Mówi, że

kamienie pochodzą z trzech bardzo silnych miejsc i

mają mnie strzec przed dużym żelazem, klątwami i

czarami, nawet tymi, które rzucają źli szamani i

Cyganie.

I wcale nie przeszkadza, że na szyi będziesz

miał blaszkę ze swoim Bogiem — mówi. —

Szamański talizman niczemu nie przeszkadza.

Dostałem też mały eren, śliczną drewnianą

laleczkę z kamykiem w środku, którą Ajczurjek sama

zrobiła. Trzeba grzechotać, kiedy jest bardzo źle.

W domu nazywamy ją „małą szamanka".

Okazało się, że to jedyne lekarstwo, kiedy Oleśce,

mojej córce, ból rozrywa głowę. Poważnie.

Ostatnio

— Dlaczego wpuszczacie szamanów do szpitala

— pytam doktora Ołaga Danowicza, anestezjologa z

tuwińskiego Szpitala Dziecięcego.

— Bo leczą duszę. A my tylko ciało. Mogą się

modlić, kadzić, bębnić, śpiewać, ale pilnujemy, żeby

nie dawali żadnych lekarstw. Wiem na sto procent, że

jak stan jest ciężki, potrzebny jest na przykład

chirurg, to żadna medycyna ludowa nie pomoże.

Bywają skuteczni przy chorobach chronicznych i

Page 221: Jacek hugo-bader biała gorączka

przewlekłych, czasem nawet onkologicznych, ale

najbardziej się przydają w sytuacjach, kiedy

potrzebny jest psychoterapeuta. Często widzę u nas w

szpitalu ogromną kolejkę pacjentów i wiem, że

połowę należałoby wysłać do psychiatry, ale w Tuwie

go nie ma. Psychoterapeutów zresztą też, to niech już

lepiej idą do szamana, buddyjskiego lamy albo

babuszki, co leczy ziołami.

— Macie też w mieście magistra

kosmoenergoterapeutę i Kirgiza, który leczy

Koranem.

— Też mogą być. Wielu zdrowych fizycznie

ludzi ma problemy psychiczne i urojoną chorobę —

mówi doktor Ołaga. — Wtedy ciało zaczyna nawalać.

Takie choroby szaman może wyleczyć.

— Ale matka, która na pański oddział

przyprowadziła do chłopca z rakiem żołądka

szamankę, wierzyła, że ona zrobi to, czego wy nie

mogliście.

— Przecież obaj wiemy, że to dziecko nie

wyzdrowieje. Ale może rodzicom będzie lżej na

duszy? Taka tuwińska psychoterapia. A możliwe, że

po rodzicach i dziecku się poprawi.

— Wiara ich leczy, nie szaman.

— Na jedno wychodzi.

Page 222: Jacek hugo-bader biała gorączka

Trans

W Miejskiej Organizacji Religijnej „Tengeri",

co znaczy Raj, trwają uroczystości związane z

Nowym Rokiem. Kilkanaścioro szamanów i

szamanek siedzi w grupie i chórem monotonnie ni to

śpiewa, ni recytuje, a raczej krzyczy chrapliwymi,

nieprzyjemnymi dla ucha głosami. W małym

pomieszczeniu tłoczy się także w nieopisanym ścisku

kilkudziesięciu wyznawców. Na stolikach przed

szamanami składają dary. Papierosy, wódkę i mleko

w kartonach, ciastka na talerzach, masło na wagę w

foliowych workach, miód, sadło i mleko

skondensowane w słoikach.

Nagle wszyscy cichną i słychać tylko jednego

szamana, a potem znowu przechodzą do chóralnego

śpiewu, tym razem bardzo pięknego, tęsknego,

powietrznego i przepaścistego, który z trudem

utrzymuje się w ścianach, niemal rozsadza chałupę,

podnosi dach i ulatuje.

Jeden z szamanów upada na podłogę. Inni

podnoszą go i stawiają na nogi. Twarz zasłonięta

firanką z dziesiątków warkoczyków, więc tylko

momentami widzę wykrzywione, spienione usta, z

których po brodzie obficie spływa gęsta ślina. Dają

mu wódki. Szaman pije i pluje, zaczyna się miotać,

rzucać po pomieszczeniu, wrzeszczy, gniewa się i

Page 223: Jacek hugo-bader biała gorączka

złości jak rozkapryszone dziecko albo zdziecinniały

staruszek. Ale nie jest stary, chociaż nogi i plecy

wygięły mu się w pałąk, ręce zaczęły trząść, a głos

skrzypieć.

Szaman jest w transie, a więc jest Angunem,

duchem, którego w siebie wpuścił. Duchem jego

przodka, bardzo starego szamana, który umarł przed

prawie dwustu laty. Ludzie padają na kolana i w

takiej pozycji podchodzą do Anguna. Każdy pyta o

swoje sprawy, o dzieci, pieniądze, przyszłość,

zdrowie. Duch wie wszystko.

Także podszedłem, ale z aparatem, i straciłbym

go razem z zębami, bo Angun przestraszył się mnie i

wymierzył mi potężny cios wielką laską z głową

smoka. Pewnie myślał, że celuję do niego z karabinu,

tłumaczą inni szamani. Nigdy nie widział aparatu

fotograficznego. Podobno niewiele brakowało, a

porwałby mi duszę.

Wycofałem się i czytam krótki wykład

przyklejony do ściany. Najciekawszy jest fragment o

szamańskiej chorobie. Zaczyna się, kiedy duchy dają

wybranemu człowiekowi znać, że ma zostać

szamanem, a ten się opiera. Duchy go łamią, zsyłają

na niego wszystkie nieszczęścia, klęski i choroby.

Najczęściej psychiczne, w tym alkoholizm. Człowiek

traci majątek, pracę i rodzinę. Umierają jego bliscy, a

Page 224: Jacek hugo-bader biała gorączka

na końcu on sam.

Klątwa

Wiktor Dorżewicz Cydypow miał trzydzieści

lat, kiedy w 1984 roku napadli go bandyci i żelaznym

drągiem rozbili mu głowę. Samolotem poleciał na

operacje do Moskwy, ale się nie udała i lekarze

powiedzieli, że nie przeżyje.

— Nie poddałem się — mówi. — W piętnaście

lat cały były Związek Radziecki zjeździłem za

najlepszymi szpitalami i lekarzami. Nic nie pomogli.

Miałem prawidłowe badania, nawet neurologiczne, i

tomografię komputerową mózgu, ale nie mogłem

stać, bo się przewracałem. Chodziłem na czworakach,

a po dziesięciu metrach mdlałem z bólu i zmęczenia.

Potem był u wszystkich sławnych mnichów,

lamów, znachorów, cudotwórców, szamanów i

energoterapeutów, od których roi się w Rosji. Był

nawet u Kaszpirowskiego. Ale ciągle gasł.

— W tym czasie na raka umarł mój ojciec,

wujek, rodzony brat Sasza i brat cioteczny —

opowiada Wiktor. — A Lowka umarł na zapalenie

opon mózgowych, bo złapał kleszcza. Niby jakim

cudem?! Kiedy to było w lutym, jak nie ma kleszczy!

Losza i Miszka zginęli w wypadku, a ostatni,

Sierioga, od żelaza. Miałem pięciu braci, a zostały

Page 225: Jacek hugo-bader biała gorączka

tylko dziewczyny, paru dziadków i ja.

— Jak to od żelaza?

— Od kuli.

— Bandyci? — dopytuję.

— Nie. Przecież wojnę mieliśmy. Czeczenia.

W 1999 roku zawieźli Wiktora do bardzo

potężnego mongolskiego szamana. On zapuścił w

siebie Anguna, który powiedział, że to szamańska

choroba, klątwa przodka Wiktora. Duch wybrał go i

chce, żeby został szamanem.

— Ale dlaczego nie wybrał Lowki?! — woła

Wiktor. — On humanista, pisał książki i wiersze, to

bardziej by się nadawał do życia z duchami, a ja

inżynier mechanik, konkretny człowiek, co do

wypadku ani razu nie był w cerkwi ani w buddyjskim

dacanie.

— To można powiedzieć, że twój przodek

wymordował ci całą rodzinę.

— Tak. Żebym został szamanem. Takich ludzi

jak ja na świecie są tysiące. Połowa tych, którzy

zaludniają wszystkie szpitale psychiatryczne.

Anioł

Następnego dnia noworocznych uroczystości

Page 226: Jacek hugo-bader biała gorączka

Angun wszedł w ciało Wiktora. Kiedy je opuścił,

szaman jak zwykle nie pamiętał, co się z nim w tym

czasie działo. Siedzi skrajnie wyczerpany w swoim

starym fotelu i pije ohydną mongolską herbatę z

mlekiem, solą i tłuszczem, i jeszcze kilka minut jedną

nogą jest w świecie duchów. Więcej widzi, więcej

słyszy i czuje.

— A wiesz — zagaduje mnie słabym głosem —

że twój Anioł Stróż to kobieta?

— Skąd wiesz!?

— Widzę ją. Bardzo rzadko mężczyzną

opiekuje się kobieta. To chyba ktoś z twojej rodziny.

Pewnie twoja babcia.

— Która?

— Bo ja wiem? Przecież nie znam twoich

babek.

— Jak wygląda? — dopytuję.

— Ma taki... U nas kobiety tego nie robią.

Splecione włosy.

— Warkocz! Długi, gruby! Babcia Irena.

Umarła osiem lat przed moim urodzeniem. Co teraz

robi?

— Uśmiecha się. Słyszy nas przecież. Ale

chyba umierała z raną w sercu. Ciekawe, dlaczego

Page 227: Jacek hugo-bader biała gorączka

ciebie wybrała?

— No dlaczego? — pytam szamana.

— Ja to mam wiedzieć?

Pojazd kosmiczny za pomocą radaru

nieustannie będzie badał przestrzeń dookoła. Z

chwilą, gdy wykryje w niebezpiecznej dla siebie

odległości meteoryt i okaże się, że zderzenie jest

nieuniknione, w jego kierunku rzucony zostanie

potężny promień energetyczny. Pod jego działaniem

meteoryt nagrzeje się do tego stopnia, że rozpadnie

się w drobne kawałeczki, które wyparują od gorąca.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 228: Jacek hugo-bader biała gorączka

Biała gorączka

Głos pyta pasterza, jakie ma życzenie.

Chce skrzynkę wódki i dostaje. Potem drugą i

jeszcze jedną, bo takie ma trzecie życzenie.

— To ty pewnie jesteś złota rybka? — bełkocze

pasterz.

— Nie, człowieku. Ja jestem Biała Gorączka.

Opowiadanie tego kawału to takie draństwo,

taka sama podłość jak opowiadanie kawałów o

piecach, Żydach i komorach gazowych.

Ale opowiadają go Ewenkowie i pękają przy

tym ze śmiechu. Bo to o nich. A wóda to ich cyklon

b. Tylko działa wolniej.

List do Boga

A teraz uważaj. W tym tekście czterdzieści

cztery razy pada słowo „umrzeć" „zabić" „śmierć"

Jedenaście razy słowo „karabin" piętnaście razy

słowo „wódka" i tylko jeden raz słowo „miłość" do

tego nieszczęśliwa. Jak ci nie pasuje, nie czytaj.

Szamanka na oczach wszystkich zmienia się w

stuletnią staruchę. Zarzuca garb na plecy, nogi

wykrzywiają się jej w pałąk, a słowa skrzypią jak

wieko trumny. Przykazuje, żeby Lena spisała

Page 229: Jacek hugo-bader biała gorączka

wszystko, czego potrzebuje od duchów.

Lena zaczyna więc tak: „Szanowny Sowoki. W

pierwszych słowach mego listu zwracam się do

Ciebie z uprzejmą prośbą, żeby te Ruski oddali nasze

ziemie...".

Szamanka czyta i zrywa boki ze śmiechu. Tak

można zacząć petycję do gubernatora, a nie list do

Boga. Trzeba czysto po ludzku, jak do brata.

— Ale ja nie umiem — mówi Lena — całe

życie pisałam tylko do urzędników. Zawsze było

„żądamy", „domagamy się", „nasze ziemie", „my,

naród Ewenków". Więc ja dyktuję, a szamanka pisze

po ludzku. W pierwszej kolejności, żeby oddali

ziemię, potem, żeby naród przestał pić i żeby pojawił

się cel. Żeby młodzi kończyli szkoły i żeby mój Dima

wyszedł na wolność i też nie pił więcej, a z nim mój

Jura i Swietka, Masza, Tinka, Borka, Tania, Maksim,

Danka...

Dużo tego było. Dwie kartki zapisane drobno po

obu stronach.

Potem szamanka mówi, że Lena ma wyśpiewać

to wszystko w swoim języku, bo starucha, która

wchodzi w nią podczas obrzędów, nie rozumie po

rusku, a tylko ona może przekazać duchom prośby

ludu.

Page 230: Jacek hugo-bader biała gorączka

— To zaśpiewałam na całą tajgę — mówi Lena.

— A z nami był mój naród. Pasterze i myśliwi.

Przerażeni słuchają chrapliwego wycia Leny.

„Belekeldu! Belekeldu! Ratuj nas, dobry Sowoki, bo

giniemy!" I ciarki drą ich pazurami po plecach, i

strach bierze, jak wtedy, kiedy niedźwiedzia spotkają

w tajdze albo samego diabła.

BRYGADA

Lena Kolesowa to mały człowiek z małą, ale

bardzo szorstką, chropowatą dłonią, w

przyciemnionych okularach i z rokokową blond

ondulacją. Urodziła się pięćdziesiąt lat temu w tajdze,

wychowała w namiocie, więc nigdy nie jest jej zimno.

Całą zimę chodzi w jesiennej kurtce i untach, długich

butach z futra renifera. Problemy z kolanami wzięły

się u niej pewnie z niespotykanej w jej narodzie

nadwagi. Ewenkowie są bardzo szczupli, żylaści i

niscy. Ciemna skóra i włosy, oczy kasztanowe, cera

tłusta. W obliczach coś tragicznego. Szczególnie

mężczyźni ponuro patrzą spode łba. Na płaskich

twarzach bez zarostu srożą się wydatne fałdy

nadoczodołowe ze zmarszczonymi od urodzenia

brwiami. Przywitasz którego ciepłym słowem, na sto

procent nawet nie odburknie w twoją stronę.

Kobiety, stare i młode, chociaż bardzo szczupłe,

Page 231: Jacek hugo-bader biała gorączka

ruszają się ciężko i niezgrabnie, jakby niosły wielki

ciężar. Piersi małe, w talii bez wcięcia, ale skośne

oczy na szczęście wyglądają, jakby zaraz miały

zmrużyć się w uśmiechu.

Lena jest wdową, żyje z rodziną w wiosce

Bamnak w obwodzie amurskim, na wschodzie

Syberii. Jest liderką miejscowych Ewenków.

W marcu 1985 roku w Związku Radzieckim do

władzy dochodzi Michaił Gorbaczow. Rozpoczyna

się pierestrojka, a Lena dostaje pracę zootechnika w

rodzinnym sowchozie Udarnik. W jej brygadzie

numer jeden jest siedemnastu pasterzy, w tym dwie

kobiety, dwóch czternastoletnich chłopców i trzy i pół

tysiąca reniferów.

Pierwszy — płuca

W grudniu 1991 roku rozpada się Związek

Radziecki, a w brygadzie numer jeden ginie Sasza

Jakowlew. Załamał się lód, kiedy przepędzali stado

przez rzekę.

Sasza ukończył szkołę lotniczą w mieście,

ożenił się tam i miał dziecko. Potem się rozwiódł,

wrócił do rodzinnej wioski i zaczął strasznie pić. Miał

trzydzieści lat.

W brygadzie zostało szesnastu pasterzy.

Page 232: Jacek hugo-bader biała gorączka

Drugi — gardło

Miał pięćdziesiąt jeden lat. Dwudziestego

siódmego marca 1993 roku zapił się na śmierć. Jurij

Trifanow był brygadzistą i wujkiem Leny. Owdowił

Tamarę. Ewenkowie rzadko rejestrują swoje związki.

Dogadują się z kobietą i przenoszą z nią do swojego

namiotu albo domu. Tak wygląda ich ślub. Nigdy nie

urządzają z tego powodu uroczystości.

Jura całe życie spędził w tajdze. Nie miał nawet

domu w wiosce jak inni pasterze, ale kiedy umarł,

Tamara przeniosła się tam na stałe i piła tak długo, aż

ją sparaliżowało. Nie mogła już wyjść do sklepu ani

podnieść szklanki do ust, więc umarła. Zostawiła

troje dzieci, ale to nie było potomstwo Jury, tylko jej

pierwszego męża. Dwoje z nich umarło nieco później.

Trzeci, młody Jura, to postać legendarna.

Jest pasterzem. Wybiegł kiedyś z namiotu w

środku zimy bez kurtki i czapki. Był zupełnie

trzeźwy, ale po potężnym, kilkudniowym pijaństwie.

Gnał przed siebie bez zatrzymania dwie doby. Miał

tylko jeden bochenek chleba, a w nocy temperatura

spadała do minus czterdziestu stopni. Na swoim

terytorium łowieckim trafił na jego ślady rosyjski

myśliwy. Był przekonany, że to kłusownik, więc

ruszył za nim pojazdem gąsienicowym. Przejechał w

głębokim śniegu przez tajgę sto dwadzieścia

Page 233: Jacek hugo-bader biała gorączka

kilometrów, nim go dognał.

Jura nie wiedział, dlaczego i jak długo biegnie.

Wydawało mu się, że do swojego obozowiska,

chociaż cały czas się od niego oddalał. Myśliwy

widział ogromne, przerażone oczy Jury, jego

nienaturalnie rozszerzone źrenice, więc o nic nie

pytał. Od razu poznał białą gorączkę.

Po śmierci brygadzisty zostało tylko piętnastu

pasterzy.

Trzeci — głowa

Śmierć pasterzy nie przysparzała problemów, bo

po upadku zsrr zlikwidowano dotacje dla kołchozów i

stado topniało w oczach. Dwa pozostałe już dawno

zostały wybite. Sowchoz Udarnik umierał.

Ubój prowadzono zawsze na zimowym

koczowisku. W 1993 roku było tak samo.

Dwudziestego dziewiątego listopada po mięso

przyleciały śmigłowce, jak zawsze przy okazji

przywiozły pasterzom prowiant. Jak zawsze głównie

wódkę.

Wyposzczeni pasterze pili bez opamiętania, a

rano koło namiotu znaleźli martwego Siergieja

Safronowa. Chłopak spił się, upadł, rozbił głowę i

zamarzł. Był najmłodszy w brygadzie. Miał

dwadzieścia jeden lat. Nowy brygadzista trzy dni

Page 234: Jacek hugo-bader biała gorączka

wiózł go saniami przez tajgę do wioski. W Bamnaku

miejscowa lekarka odkryła, że Siergiej nie zamarzł,

tylko umarł na skutek „urazu mózgowo-czaszkowego

ze złamaniem kości czaszki i urazem pnia mózgu",

zatem od uderzenia ciężkim przedmiotem w głowę.

W brygadzie zostało czternastu pasterzy.

Czwarty — piersi

Nowym brygadzistą zostaje Siergiej Trifanow,

rodzony starszy brat mojej Leny, zarazem

siostrzeniec poprzedniego brygadzisty. Rodzina

zabitego chłopca obarczyła go winą za śmierć

Siergieja. Pasterz pił z rozpaczy do Nowego Roku,

wytrzeźwiał, a ósmego stycznia 1994 roku ruszył w

tajgę. W szpitalnych dokumentach zanotowano:

„Obustronna rana postrzałowa klatki piersiowej".

Miał trzydzieści osiem lat, kiedy z karabinu

przestrzelił sobie piersi na wylot.

Jego żona szybko wyszła za mąż, ale strasznie

piła, więc mąż tłukł ją bez miłosierdzia.

— Bo to Ruski był — mówi jej szwagierka

Lena Kolesowa. — Po roku od tego bicia umarła, ale

była wiosna, kra na rzece i nie można było zawieźć

jej na ekspertyzę do miasta — i tak rozeszło się po

kościach.

Po bracie Leny i jego żonie zostały dwie

Page 235: Jacek hugo-bader biała gorączka

kilkuletnie córki, które przygarnęły koleżanki matki.

Zostało ich trzynastu.

Piąty — głowa

Pasterze przeprowadzili własne śledztwo i

wyszło, że to Wołodia Jakowlew, starszy brat Saszy,

tego, który utonął trzy lata wcześniej, zabił Siergieja

Safronowa. Wołodia to stary wioskowy bandzior,

który odsiedział już jeden dziesięcioletni wyrok za

zabójstwo. Kiedy ziemia zaczęła palić mu się pod

nogami, ukrył się w tajdze.

Przyjechali milicjanci z miasteczka, ale nie

mieli najmniejszej szansy wytropić prawdziwego

człowieka lasu, tajożnika z dziada pradziada, więc

ogłosili, że kto go zobaczy, ma prawo i obowiązek

zastrzelić go jak wściekłego psa albo wilka.

Obwód amurski jest wielki jak Polska. Prawie

cały porasta bezludna tajga, a tereny sowchozu

Udarnik zajmują niemal dziesiątą część prowincji,

trzy i osiem dziesiątych miliona hektarów, więc

polowanie na Wołodię trwało cały rok. Dopiero

trzydziestego grudnia 1994 roku wytropili go i

osaczyli koledzy z jego brygady. Nawet nie wzywali,

żeby się poddał. Miał pięćdziesiąt lat. Żył samotnie,

bez rodziny. I tak zostało ich dwunastu.

KSIĘGA ZGONÓW

Page 236: Jacek hugo-bader biała gorączka

Pijany Ewenk, Buriat, Mongoł, Tuwiniec,

Czukcza to wyjątkowo przykry widok. Zacząć trzeba

od tego, że zwala go z nóg dawka, po której Rosjanin,

Polak, a nawet Niemiec spokojnie prowadzą

samochód — a ten wala się po trotuarze. Ludy Azji

Północnej mają bardzo słabą tolerancję na alkohol.

Ale różnica nie jest tylko ilościowa. Rosjanie mówią,

że oni po wódce zachowują się „nieadekwatnie".

Bardzo trafny opis. Wszystko, co robią, nie przystaje

do rzeczywistości. Rozbierają się na mrozie, skaczą z

mostu do zamarzniętej rzeki, siadają na ruchliwej

drodze... Zwykle poważni i wycofani, zaczynają być

bardzo głośni, śmieją się nieprawdziwie, jakby

zmuszali się do radości. Zwykle wstrzemięźliwi, a

nawet oschli, niezdolni do okazywania uczuć,

niecierpiący słowiańskich serdeczności i ruskiego

obcałowywania się, po wódce robią się obleśnie

przylepni, by za sekundę bez powodu złapać za noże,

które tradycyjnie mają zawsze przy sobie.

Kiedy w Bamnaku na ulicy zaczepia mnie

pijany Ewenk, zawsze chce czegoś księżycowo

idiotycznego. Żebym zabrał go ze sobą do Ameryki,

zaprowadził na pociąg do Moskwy (w wiosce nie ma

kolei) albo dał mu dziesięć tysięcy rubli (tysiąc

złotych). Który pijak na świecie żąda takiej kwoty!?

Kiedy próbuję się dowiedzieć, skąd mu się wzięła, nie

Page 237: Jacek hugo-bader biała gorączka

umie wytłumaczyć i bierze się do bicia.

Rosjanie wszystkich niesłowiańskich

mieszkańców Syberii nazywają pogardliwie

cziurkami. Wymyślają na ich temat niezliczone

kawały, tak jak my wymyślamy kawały o

mieszkańcach Wąchocka, a Amerykanie o głupich

Polaczkach. Piloci nie chcą latać nad Czukotką, bo

miejscowi lubią wsiadać i wysiadać w biegu. Jak

większość kawałów także i te wzięły się z obserwacji

życia codziennego — w tym przypadku pijaków.

W Bamnaku jest szpitalik z kilkoma łóżkami i

jedna emerytowana lekarka. Pediatra, który przyjmuje

porody, wyrywa zęby, usuwa niechciane ciąże, ustala

przyczyny wszystkich wypadków śmiertelnych w

wiosce i okolicy. Każdy wpisuje do księgi zgonów,

która jest prowadzona od 1964 roku.

— Nawet jak nie odnaleziono ciała — mówi

doktor Natalia Borisowa — tak jak Saszy Jakowlewa,

którego wciągnęło pod lód.

W wiosce mieszka czterysta osiemdziesiąt

siedem osób (to znaczy tyle jest zameldowanych, bo

wielu pasterzy i myśliwych pojawia się tu tylko na

kilka dni w roku). Dwustu ośmiu z nich to

Ewenkowie. Z każdym rokiem rodzi się mniej dzieci.

W 2007 czworo, w tym — pięcioro.

Page 238: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wertuję księgę zgonów. Średnio dziesięć,

piętnaście wpisów w roku. Na przykład w 1992 roku,

kiedy zawalił się Kraj Rad, doktor Natalia dokonała

dziesięciu wpisów. Trzech Rosjan umarło śmiercią

naturalną, siedmiu Ewenków — tragiczną. Dwóch

zatruło się alkoholem, jeden po pijanemu wypadł z

łódki, dwudziestosiedmioletnia dziewczyna umarła,

bo miała „liczne złamania kości miednicy z urazami

organów wewnętrznych", ale doktor Natalia nie

pamięta, co się stało. Wygląda na wypadek

samochodowy, ale tutaj przecież nie ma dróg.

Pięćdziesięciosześcioletnia Lidia zamarzła na

wiejskiej ulicy, czterdziestopięcioletni Oleg powiesił

się, a trzydziestoletni Aleksander zginął od kuli.

„Rana postrzałowa głowy z przemieszczeniem kości

czaszki".

— Oni zawsze strzelają pod brodę — szepcze

smutno siostra Jelena, dojrzała, po ewenkijsku

piękna, zadbana kobieta. — Tylko tak można z

karabinu. Mój ojciec się tak zastrzelił. I brat. Jadą w

tajgę, wódka się kończy, trzeźwieją, ale właśnie

wtedy zaczynają się halucynacje, biała gorączka.

— Wcześniej mniej pili? — pytam.

— Wcale nie. Ale nie było powodów tak się

mordować. Teraz jest biedniej, to rozpoczęła się

wielka produkcja samogonu i picie wynalazków.

Page 239: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Dzisiaj wróciłem z tajgi, gdzie gościli mnie

spirytusem technicznym.

— Który potrafią doprawić, żeby był

mocniejszy, na przykład demerolem, tabletkami na

uspokojenie. Po tym jest bardzo dużo zatruć.

Zamarzają, płoną w namiotach, chwytają za noże...

— Rosjanie też dużo piją.

— Jasne, ale wypiją szklankę i normalnie

chodzą, a Ewenkowie padają.

I jeszcze ta nienawiść Ruskich i Ewenków —

dodaje doktor Natalia. — Może z tej biedy? Z

beznadziei, bezprawia, bezrobocia? U nas młodzi

nawet na bezrobocie nie mogą się zapisać, bo w

mieście trzeba się meldować, pokazywać co miesiąc,

a to ogromna wyprawa, na dwa dni.

— Ilu macie teraz pacjentów w szpitalu? —

pytam na koniec.

— Jednego. Lenoczka Kolesowa, trzyletnia

wnuczka Leny, u której mieszkasz. Jej matka pije

nieprzytomnie od paru dni, to wzięłyśmy małą na

przechowanie. Zawsze tak robimy, kiedy rodzice

zapiją. W dzień dzieci są w przedszkolu, w nocy u

nas. Takie wioskowe pogotowie opiekuńcze.

Doktor Natalia zamyśliła się na chwilę.

Page 240: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Na początku do księgi zgonów wpisywałam

ludzi po siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat. Teraz

takich nie ma. Pięćdziesięciolatek to patriarcha,

wybryk natury. Pięćdziesięcioletnie kobiety mają

starczą demencję. Tu się żyje do czterdziestki.

Szósty — piersi

Strzelił sobie z karabinu w pierś. To było

dwudziestego pierwszego marca 1996 roku. Nazywał

się Paweł Jakowlew, był wdowcem bez dzieci. Nie

był spokrewniony z Wołodią i Saszą, którzy zginęli

wcześniej. Prawie wszyscy miejscowi Ewenkowie

noszą jedno z pięciu rosyjskich nazwisk, które

przydzielono im w latach trzydziestych.

Paweł miał sześćdziesiąt sześć lat, był

najstarszym pasterzem w brygadzie.

Kilka tygodni wcześniej poparzył się straszliwie

wrzątkiem, ale się nie leczył, więc w rany wdało się

zakażenie. Przyjechał z tajgi do wioski, ale nawet nie

zjawił się w szpitalu. Żył jak nędzarz w szopach i

komórkach. Nie miał domu.

W brygadzie numer jeden zostało jedenastu

pasterzy.

Siódmy — piersi

Dziesięć dni później o czwartej nad ranem w

Page 241: Jacek hugo-bader biała gorączka

Bamnaku strzelił do siebie Sasza Markow. Jego żona

pobiegła po Lenę Kolesowa, bo w tajdze przywykła,

że od leczenia ludzi i reniferów jest ich zootechnik.

Sasza miał w piersiach małą ranę, z której nie

ciekła krew. Siedział na podłodze. Pasterze nie

cierpią sprzętów domowych. Po wejściu do

mieszkania, nie powieszą kurtki na wieszaku, tylko

rzucą ją pod nogi. Śpią i jedzą na podłodze, a jeśli

muszą usiąść za stołem, kucają na krześle z kolanami

pod brodą jak przy piecyku w namiocie. Lena kazała

przenieść rannego Saszę do szpitala, ale doktor

Natalia Borisowa nie potrafiła przeprowadzić

skomplikowanej operacji. Pasterz umarł w

samochodzie w drodze do miasteczka.

I tak w brygadzie zostało dziesięciu pasterzy.

Ósmy — gardło

A w zasadzie ósma. Bo to Lena Safronowa,

żona Saszy. Miesiąc później, w maju 1996 roku,

zapiła się na śmierć. Nie mieli wspólnych dzieci. Ona

miała panieńskie, dwunastoletnią Maszę i

czternastoletnią Tanię. Zamieszkały u ciotki, a potem

trafiły do domu dziecka. Obie strasznie piją. W

zeszłym roku sąd umieścił dwóch synków Tani w

domu dziecka.

— Kiedyś do niej przyszliśmy — mówi doktor

Page 242: Jacek hugo-bader biała gorączka

Natalia, która jest członkiem komisji socjalnej w

wiosce — a ona czteromiesięczne niemowlę karmi z

butelki wodą po gotowaniu klusek.

Zostało dziewięciu pasterzy.

Dziewiąty — skóra

Spłonął żywcem dziewiętnastego czerwca 1996

roku w namiocie. Ale był potężnie pijany, bo

obchodził swoje trzydzieste piąte urodziny. Nazywał

się Giena Jakowlew, był przyrodnim bratem Pawła,

który zastrzelił się trzy miesiące wcześniej. Tak jak

on nie miał żony i dzieci, więc urodziny świętował

tylko z kolegą pasterzem, a kiedy ten poszedł do

siebie, od piecyka zapaliły się skóry reniferów na

podłodze. Tak więc w brygadzie numer jeden zostało

ośmiu pasterzy.

Dziesiąty — gardło

Sasza Lichaczow miał dwadzieścia osiem lat.

Też żył w tajdze sam jak palec. Umarł z przepicia w

swoim namiocie w połowie tego najstraszniejszego w

historii brygady roku. Zostało ich siedmiu.

CIOCIA WALA

— Była naszym postrachem — mówi Lena

Kolesowa — prawdziwym potworem. Najgorszym

wychowawcą w szkolnym internacie dla Ewenków.

Page 243: Jacek hugo-bader biała gorączka

Baliśmy się jej jak złego ducha z tajgi. Miałam osiem

lat, kiedy rodzice przywieźli mnie do Bamnaku i

oddali cioci Wali. Dwa miesiące nie przestawałam

płakać. Nie znałam jednego słowa po rosyjsku, a w

naszym języku nie pozwalali nam rozmawiać.

Przez pierwsze dni dzieciaki chodziły w

ubraniach, w których przyjechały z tajgi. Na nogach

miały unty ze skóry reniferów, z których obficie

sypała się sierść.

— Ciocia Wala lubiła złapać malucha za kark i

zamieść mu głową podłogę. Nienawidziła Ewenków.

Potem wszystko nam zabrali. Tajożne kurtki, unty,

zabawki, pamiątki i dali dziecięce waciaki, walonki,

przybory szkolne i książki. Tak było co roku. Kiedy

byłam w czwartej klasie, uciekłam w zimie z

internatu i zamieszkałam w pustym domu rodziców,

którzy byli w tajdze. Przyjechali z internatu i zabrali

mnie z powrotem, ale znowu uciekłam, to zabili

drzwi i okna deskami. Uciekłam jeszcze raz,

odwaliłam deski, ale znowu mnie zabrali. I tak sto

razy. Bywało już, że ciocia Wala przywiązywała

mnie na noc do łóżka, to uciekałam w dzień ze

szkoły. Obrusili nas na siłę, a teraz się dziwią, że

straciliśmy swoją kulturę, zapomnieliśmy języka.

— Nawet skór nie umiecie wyprawiać.

Page 244: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bo zagnali nas do sowchozu i wszystkiego

oduczyli, wszystko dawali. Ubrania, domy, jedzenie,

a drewno przywozili do chałupy pocięte i porąbane,

że tylko wkładać do pieca.

Syberię zamieszkuje czterdzieści pięć małych,

rdzennych narodów, nie licząc tych wielkich, jak

Buriaci, Tuwińcy czy Jakuci, których jest pół miliona.

W sumie są ich tylko dwa miliony i wszędzie poza

Republiką Tuwy są mniejszością narodową.

Ewenków jest trzydzieści pięć i pół tysiąca, ale

zaledwie piętnaście procent z nich zna swój język. To

jeden z większych narodów, bo na przykład Eńców

zostało tylko dwustu trzydziestu siedmiu, Alutorów

— dwunastu, Kereków ośmiu, spośród trzystu

czterdziestu sześciu Oroków zaledwie troje mówi

swoim językiem, a z dwustu siedemdziesięciu sześciu

Tazów — żaden.

Nawet dzieci Leny mówią tylko po rosyjsku.

— Dlaczego nie pozwalała pani małym

Ewenkom rozmawiać w swoim języku? — pytam

Walentynę Cajtak, czyli ciocię Walę, która po

przejściu na emeryturę ciągle mieszka w Bamnaku.

— Ja tylko nie pozwalałam, żeby na stołówce

Ewenkowie i Rosjanie siedzieli przy oddzielnych

stołach. Sadzałam co drugiego. Po sześcioro

Page 245: Jacek hugo-bader biała gorączka

dzieciaków przy stole.

— Żeby nie mogli pogadać po swojemu? —

zgaduję.

— Nasze dzieci, ruskie, nie mogły w ich języku.

A wiecie, jacy ci mali Ewenkowie byli szczęśliwi,

kiedy dostawali walonki i mogli chodzić ubrani jak

inne dzieci?

— Dlaczego Ewenkowie tak się zabijają? —

pytam tę starą radziecką pedagog.

— Wódka! I od razu łapią za noże. Kobiety

nawet. U nich, jak która kogoś nie zabije, to nie

Ewenka. Najlepiej Ruskiego. Jak się krwi napije, już

jest swoja. Sama Ewenka mi mówiła, moja pomoc w

internacie. Okna w domach powybijają, wszystko

połamią, poniszczą, potem idą do sowchozu albo

sielsowieta, żeby im remont zrobili. Albo opije się

taki, usiądzie na środku drogi i siedzi. A samochody

muszą objeżdżać. A jeden głupi upił się i tak samo

usiadł na torach. Myślał, że pociąg też go objedzie.

Bamnacki chłopak. Cały dzień jechał do magistrali,

żeby posiedzieć na torach.

— Co z nim?

— Nogi mu obcięło — śmieje się ciocia Wala.

Jedenasty — piersi

Page 246: Jacek hugo-bader biała gorączka

Na początku 1997 roku, po odsiedzeniu

dwudziestoletniego wyroku za zabójstwo, z więzienia

wyszedł Sasza Romanow z Bamnaku. Od razu

pojechał w tajgę odwiedzić kolegów, a potem

zastrzelił ich w namiocie z karabinu, który chciał im

ukraść. Bardzo szybko został złapany. Skazano go na

śmierć, ale wyroku nie wykonano, bo od kilku

miesięcy obowiązywało w Rosji moratorium na karę

śmierci. Wśród trzech zabitych był Siergiej Romanow

z brygady numer jeden. Miał dwadzieścia sześć lat,

żył samotnie.

Ofiara i zabójca nie byli spokrewnieni.

I tak w brygadzie zostało sześciu pasterzy.

Wtedy gubernator obwodu amurskiego wezwał

Lenę Kolesowa, liderkę bamnackich Ewenków.

— I mówi, że jak jestem taką ewenkijską

patriotką — opowiada Lena — to żebym wzięła w

dzierżawę cały sowchoz z dwiema fermami,

obwodem łowieckim i stadem reniferów, których

zostało już tylko siedemset. Nie chciałam takiego

trupa z długami, w którym dyrektorzy i buchalterzy

ukradli wszystko, co dało się sprzedać, ale się

zgodziłam, żeby mój naród nie stracił roboty.

W pierwszej kolejności w zdziesiątkowanej

brygadzie numer jeden przyjęła do pracy czterech

Page 247: Jacek hugo-bader biała gorączka

młodych pasterzy. Znowu było ich dziesięciu.

Dwunasty — gardło

Ale zaledwie przez kilka dni. Bo już

osiemnastego lutego zjechał do wioski Klim

Romanow. Legendarna postać. Wybiegł kiedyś w

środku nocy z namiotu w tajgę. Był po potężnym

pijaństwie, ale już trzeźwiał. Nie włożył butów, więc

jego dwaj nastoletni synowie pognali za nim. Nie

mogli go znaleźć, bo Klim ukrył się na rzecznej

wyspie. Chłopcy postanowili wrócić za dnia, ale rano

przyszła powódź i zalała całą wyspę. Trzy doby nie

można było się na nią dostać, a kiedy woda zeszła,

synowie poszli odszukać ciało ojca. Ale Klim

przetrwał. Trzy doby przesiedział w mrozie na

drzewie, a za prowiant miał tylko butelkę wódki i

jeszcze ukochanego psa na rękach.

To postać legendarna także dlatego, że nie miał

szczęścia do kobiet, a w zasadzie to on przynosił im

pecha. Pierwsza była Żenia, która wniosła do

małżeństwa nieślubnego syna Witię, a potem urodziła

mężowi Arkadija. Niedługo później Klim przyłapał

żonę z obcym mężczyzną w łóżku, a konkretnie na

stosie reniferowych skór.

Więc ją zastrzelił, odsiedział pięcioletni wyrok,

a po wyjściu z więzienia ożenił się z młodszą o

Page 248: Jacek hugo-bader biała gorączka

piętnaście lat Anną. Żyli szczęśliwie, ale niezbyt

długo. W ich obozowisku w tajdze zjawił się młody

weterynarz Andriej, rosyjski chłopak z miasta.

Drzewo, które ścinał, runęło na namiot i zabiło Annę.

Trzecia żona Klima miała na imię Lidia.

Osiemnastego lutego 1997 roku wyprawiła mężowi

hucznie pięćdziesiąte urodziny, ale jubilat jakoś nie

mógł przestać pić i dwudziestego trzeciego lutego, w

Dzień Obrońcy Ojczyzny obchodzony w Rosji jako

Dzień Mężczyzny, w księdze zgonów miejscowego

szpitala przy jego nazwisku Natalia Borisowa

napisała: „Zatrucie alkoholowe".

To bardzo osobliwe święto, obchodzone

dokładnie tak samo jak ósmy marca, kiedy świętuje

się w Rosji Dzień Kobiet, to znaczy jak

ogólnonarodowy konkurs picia wódki. Rzecz jasna

tylko dla mężczyzn.

Niedługo potem umarła trzecia żona Klima.

W brygadzie numer jeden było już tylko

dziewięciu pasterzy.

Trzynasty — szyja

Ale tylko przez jeden dzień, bo dwudziestego

czwartego lutego, na wieść o śmierci przybranego, ale

bardzo kochanego ojca, w tajdze powiesił się na

drzewie dwudziestoletni Witia Romanow.

Page 249: Jacek hugo-bader biała gorączka

To było ich ośmiu.

Czternasty — głowa

Arkadij Romanow, zdrobniale zwany Arkaszką,

bo taki młody i malutki, stracił matkę, ojca, a na

koniec przybranego brata. Byli z Witią nowi w

brygadzie, mieszkali w jednym namiocie.

Arkaszka miał osiemnaście lat i był straszliwie

sam. Dwudziestego czwartego lipca 1998 roku strzelił

sobie w głowę z karabinu — tego samego, z którego

przed laty ojciec zastrzelił jego matkę.

Zostało siedmiu.

DZIURA W GŁOWIE

— Straszne — wyrywa mi się, bo nie mogę

słuchać kolejnej opowieści ze śmiercią w roli

głównej.

— A nuże jak straszne! — zawodzi Lena

Kolesowa. — Można zwariować, a my musimy tu

żyć! A to tylko jedna brygada, a były trzy takie! I w

każdej to samo! Parę miesięcy temu samobójstwo

popełnił dziewięcioletni chłopiec! Bo padł jego

renifer. A ile dzieci żyje bez rodziców. U mnie też.

Dlatego jestem w rozpaczy, bo nadchodzi

nieuchronne, a tu nic niezałatwione.

— Lena, masz dopiero pięćdziesiąt lat.

Page 250: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ale czuję, że zdrowie się kończy. Boję się.

Bo Alina ma dopiero dwanaście lat, a Saszka

piętnaście, do tego włóczy się z ruskim chłopakiem.

Bo Wowka i Rostik siedzą w kucki cały dzień przy

piecu, palą papierosy i dmuchają do popielnika.

Potem do rana gapią się w telewizor, śpią do

południa, a jak zabraknie opału, głowią się, skąd

wziąć dwa tysiące rubli (dwieście złotych), bo tyle

kosztuje wywrotka drewna, chociaż tuż za ich płotem

wiosenna powódź wyrzuciła na brzeg tysiące

wspaniałych, potężnych pni. Trzeba tylko porznąć i

porąbać.

To już wolą kupić od kolegi starego psa,

którego na wyrębie u Koreańczyków (bo dla nich to

przysmak) wymienią na drewno gotowe do palenia.

Tylko trzeba wynająć ciężarówkę i pojechać

pięćdziesiąt kilometrów w tajgę. Długo rachowali i

wyszło, że się nie opłaca. Pieniądze trochę mniejsze,

ale stracą cały dzień.

Chłopaki są przyrodnimi braćmi. Jeden ma

dwadzieścia sześć, drugi dwadzieścia cztery lata. Są u

Leny od dwudziestu lat, dziewczyny — od jedenastu.

Wszyscy są panieńskimi dziećmi trzech sióstr Leny,

które piły, porzuciły potomstwo i ruszyły w świat za

mężczyznami. Matka Saszy już nie żyje. Upiła się i

usnęła w zimie na ulicy. W domu była jeszcze jedna

Page 251: Jacek hugo-bader biała gorączka

dziewczyna, ale Lena wydała ją już za mąż.

— A ich ojcowie? — pytam.

— Oni nie mają ojców — mówi z dąsem. —

Zresztą u Ewenków niewielu ich ma. Nie dożywają.

A matka Aliny to była moja ukochana siostra Lila.

Miała pięć lat, a ja osiemnaście, kiedy umarła nasza

matka. Źle ją wychowałam, trzeba było lać, pilnować,

żeby się nie włóczyła, ale miałam już pracę i dwóch

własnych synów. Teraz dzwonią do mnie ze szpitala,

żebym wzięła jeszcze Lenoczkę, córkę mojego syna

Sławy, bo jej matka znowu chla. Przecież nie zdążę

odchować! Ja już za stara, a Saszka za młoda.

— To co z nią?

— Pójdzie do domu dziecka w mieście.

Chyba że weźmie ją Rimma Salnikowa,

szpitalna praczka, pierwsza żona Sławy, z którym ma

dziewięcioletniego syna Wiktora.

— Chcesz wychowywać jej dziecko? — pytam.

— Przecież ukradła ci męża!

— To nic — szepcze Rimma. — Sama nie

mogę mieć więcej dzieci, a tak byłby brat i siostra.

Ojca mieli jednego. Trzy lata byłam ze Sławą i

odeszłam. Jechał w tajgę, znikał na trzy, cztery

miesiące, potem wracał i pił bez przerwy. Zaczął,

Page 252: Jacek hugo-bader biała gorączka

kiedy miał czternaście lat.

— Pił w waszym domu?

— Co ty?! Gdzieś wychodził. A potem szedł

spać do matki. Wracał, jak był trzeźwy. Kiedy

zaczynało się najgorsze. Biała gorączka. Ona

przychodzi potem, po przepiciu. Coś widzi, coś

słyszy... Kiedyś strasznie bolała go głowa. I jemu coś

powiedziało do ucha: „Weź broń i zrób sobie dziurę

w głowie, to ból wyleci". Złapałam za karabin w

ostatniej chwili. Albo głos mówi Sławie: „Wyjdź z

domu i biegnij, biegnij, biegnij...". To leciał i strzelał

do zwierząt, których nie było. Widział czorty.

Widział ojca, który dawno umarł.

— A można z takim rozmawiać?

— Można. To trzeźwy, jakby normalny

człowiek, ale ma dziwne, martwe oczy. Bezmyślne

spojrzenie. Takie ogromne, rozszerzone źrenice,

nawet jak wychodzi na światło, na śnieg. Kiedyś

budzi mnie w środku nocy, sadza przy piecu i prosi,

żebym z nim rozmawiała, żeby nie słyszał gnomów,

tych małych złych ludzików, które gadają mu straszne

rzeczy. Potem, jak już mu przechodziło, śmiał się z

tego, ale ja wiem, że umierał ze strachu. Ja też.

— A jak odeszłaś z synem — pytam — łaził za

tobą, skamlał jak sobaka, żebyś wróciła?

Page 253: Jacek hugo-bader biała gorączka

— O, nie! Kochał nas, ale u nich tak nie bywa.

To ludzie tajgi. Strasznie dumni. Powiedziałam: „Ja

albo wódka", a on wybrał wódkę.

— I Swietę.

— Dziewczynę z domu dziecka — mówi

wyniośle. — Ale Ewenkę, bo ja nigdy nie byłam

swoja. Bo Ruska! Syn mnie pyta, kim ma być, jak

dorośnie. Ewenkiem czy Ruskim? A ja wiem, że

jedyna szansa dla niego to uciekać stąd. Tu nie ma nic

dobrego. Ale on już marzy, żeby pojechać w tajgę.

Napolować się. Jak ojciec! Co za diabeł ich tam

ciągnie!?

Piętnasty — głowa

W końcu 2004 roku sowchoz Udarnik

ostatecznie wyzionął ducha. Tereny po upadłym

gospodarstwie państwo wydzierżawia rosyjskiemu

oligarsze ze stolicy prowincji. Od tej pory wszyscy

muszą mu płacić za każdego upolowanego łosia,

renifera, sobola.

Lena Kolesowa mówi, że w ten sposób Rosjanie

ukradli ziemię Ewenków.

Dwieście siedemdziesiąt sześć ostatnich

sowchozowych reniferów Lena dzieli między

pasterzy brygady numer jeden. Jednym z siedmiu

ostatnich jest jej syn Sława.

Page 254: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jeszcze w starym roku ruszył ze Swietą w tajgę.

Pili od sylwestra do wyczerpania zapasów.

Oprzytomniała czwartego stycznia. Sława leżał obok

niej. Kula rozniosła mu całą twarz. Strzelał z karabinu

na grubego zwierza.

Jeszcze miesiąc Swieta leżała z nim w namiocie

na jednym posłaniu ze skór. Nie jadła i nawet nie

paliła w piecyku, bo okazało się, że jest postrzelona w

nogę i nie może się ruszać.

— Nie mam pojęcia, co się stało — mówi

Swieta Kirowa. — Byłam strasznie pijana.

— Sława wiedział, że jesteś w szóstym tygodniu

ciąży?

— Wiedział i bardzo się cieszył. Kochał życie.

Taki łagodny, spokojny. Nigdy nawet nie krzyczał,

nie przeklinał, ale strasznie cierpiał z powodu

swojego brata. Że taki chuligan. Dokładnie tego

samego dnia, kiedy Sława popełnił samobójstwo, on

w wiosce zastrzelił rosyjską dziewczynę. W tajdze

spraw nie pojmiesz.

Swietę uratował stryj Sławy, który przyjechał w

odwiedziny.

To prawdziwa dwudziestosześcioletnia

piękność. Egzotyczne cudo pokancerowane przez

wódę. Zmysłowe usta, wydatne kości policzkowe,

Page 255: Jacek hugo-bader biała gorączka

nadzwyczajnie wysoka jak na Ewenkę. Ale

najbardziej niezwykłe są jej długie i piękne dłonie, z

delikatnymi, kruchymi palcami, od których nie można

oderwać oczu, bo skąd takie u żony pasterza?

— Chcą ci zabrać córkę — mówię.

— Jeszcze raz dostałam ostatnią szansę.

— Lena mówi, że mała podobna do ojca.

— Ale jak zacznie się szlajać i pić wódkę, to

sama ją zabiję.

Z byłej brygady numer jeden zostało sześciu

pasterzy.

Szesnasty — siedemnasta

To Władymir Romanow i jego żona Lidia

Tymofijewa, rodzice tego Saszy, który zastrzelił

Siergieja z ich brygady, za co został skazany na karę

śmierci.

W połowie 2005 roku wracali z wioski do

swojego obozu w tajdze. Zatrzymali się na popas.

Odnaleziono ich po roku. Ciała porozrywały

niedźwiedzie, reszty dokonały muchy, więc nie

można było ustalić przyczyny śmierci. Do drzewa

były przywiązane szkielety ich reniferów.

Ludzie podejrzewają, że Lidia i Władymir

strzelali do siebie. Każde miało ponad sześćdziesiąt

Page 256: Jacek hugo-bader biała gorączka

lat.

Zostało czterech pasterzy.

Osiemnasty — piersi

Ewenkijska melina w sowchozowym czworaku

tym się różni od innych pijackich melin na świecie, że

wśród szmat, butelek, okruchów, papierów,

zasyfionych talerzy z petami wszędzie walają się

rybie łby.

Jest zimno, śmierdzi i brzydzisz się usiąść.

Trzy zalane w trupa baby i czteroletni Władik w

walonkach. Raisa to kuzynka, Wika — siostra, a Tina

— narzeczona Olega Zacharowa z brygady numer

jeden.

Kiedy przed laty męża Tiny przywaliło w tajdze

drzewo, które sam zrąbał, razem z synem Władikiem

przeniosła się do namiotu Olega. Kiedy poprosił ją o

rękę, uciekła do wioski.

W końcu grudnia 2005 roku pasterz wyszedł z

namiotu i z miełkaszki strzelił sobie w klatkę

piersiową z lewej strony. Miełkaszka to karabin

małego kalibru do polowania na zwierzęta futerkowe.

Oleg miał czterdzieści dwa lata.

— Przecież nie uciekłam od niego — bełkocze

Tina — tylko usiadłam tyłkiem na piecyku i

Page 257: Jacek hugo-bader biała gorączka

musiałam do lekarza.

Ma trzydzieści cztery lata, a wygląda, jakby

była dwa razy starsza. Przez rok pracowała w

miejscowej piekarni, ale kiedy zapijała, w wiosce nie

było chleba, więc wygnali ją z roboty.

Zostało trzech.

Smutny poranek. Czternasty lutego, walentynki.

Przy śniadaniu Lena dostaje wiadomość, że nie żyje

Wania Zatyłkin, który studiował w Petersburgu

pedagogikę. Powiesił się w akademiku. Podobno

nieszczęśliwa miłość. Miał dwadzieścia lat.

Ewenkowie bardzo źle znoszą dalekie wyjazdy

z domu. Szczególnie źle adaptują się w miastach.

Kiedy jadą na naukę, najczęściej jej nie kończą,

zaczynają pić i wracają bez wykształcenia.

Siedzimy więc z Leną w kuchni i przy sałatce z

surowej ryby spokojnie, bez łez (bo tu nie ma

miesiąca, żeby nie dotarła taka wiadomość)

opłakujemy Wanię.

Wpadają Tania i Masza, córki Leny Safronowej

z brygady numer jeden, która zapiła się na śmierć

dwanaście lat temu. Zjechały z rodziną do wioski po

prowiant i — jak zwykle u tajożników bywa —

wszyscy potężnie zapili, wpadli w ciąg, a dzieci

Maszy trafiły do szpitala. Masza błaga, żeby odwieźć

Page 258: Jacek hugo-bader biała gorączka

ich do obozu w tajdze, bo z miasta przyjechała milicja

z komisją, żeby zabrać jej córkę i syna do domu

dziecka. Przed rokiem ta sama komisja zabrała dwoje

dzieci Tani.

W kilka minut łazik Leny jest gotowy do drogi.

Za kierownicą Rostik, jej przybrany syn, obok ja z

pięcioletnim Igorem i trzyletnią Katią na kolanach. Z

tyłu Tania ze swoim Borką, Masza z Dańką i jego

brat Maksim z pokiereszowaną gębą. Wszyscy zalani

w trupa albo w stanie przejściowym do kaca.

— Po jakiego czorta w tyle narodu

przyjechaliście po prowiant? — pytam Maszę, kiedy

za Bamnakiem zjeżdżamy na zamarzniętą rzekę.

— Żeby odpocząć. Wódki popić. Osiem

miesięcy we wsi nie byliśmy. Ale wracamy szybko,

bo tutaj pomrzemy. Bo będziemy pić bez przerwy.

Cały dzień jedziemy korytem rzeki, ale

zatrzymujemy się co godzina, bo pasterze muszą się

napić. W wielkiej plastikowej butli mają spirytus

techniczny rozrobiony do mocy trzydziestu procent.

Nie jedzą. Łapczywie wlewają w siebie wódkę, jakby

bali się wytrzeźwieć, przerwać ciąg, ale najgorzej

wyglądają Masza i Borka, którzy już nie piją.

Przerażone, nieprzytomne oczy pełne obłędu. Nawet

nie mrugają powiekami.

Page 259: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ich obozowisko to też melina, tyle że

wędrowna, objazdowa. Wszędzie walają się góry

brudnych garów, ogryzionych gnatów, rogów, racic,

zamarzniętych na kość psich i ludzkich gówien. Z

drzew gapią się zamarznięte oczy zabitych reniferów.

Bo mózg, chrapy i oczy to największy przysmak,

więc pasterze wieszają rogate łby na drzewach, żeby

psy do nich się nie dobrały.

Przed nocą wszyscy siadamy w namiocie Maszy

i Dańki. Dziewczyna ma dwadzieścia cztery lata i już

trzeciego męża. Poprzedni, Dima Jakowlew, ojciec

Igora i Katii, był pasterzem w brygadzie numer jeden.

Od upadku sowchozu prowadził prywatną wojnę z

potężnym kartelem poszukiwaczy złota Wostok.

— Renifery zawsze cielą się w tym samym

miejscu — opowiada Masza. — Im bez sensu gadać,

żeby gdzie indziej. Zawsze pójdą tam, gdzie same

przyszły na świat i gdzie same zawsze rodziły. Tego

nie da się ich oduczyć. Sto lat do tyłu albo i więcej

wybrały sobie rzekę Jałdę, a oni zaczęli tam kopać

złoto.

— A Rusek wszystko zamorduje, żeby się

nażreć mięsa — włącza się jej mąż. — Udają, że nie

odróżniają dzikich reniferów od naszych, chociaż

wszystkie domowe mają powiązane wstążki i kołki na

szyjach, żeby daleko nie odeszły.

Page 260: Jacek hugo-bader biała gorączka

— To mój Dima idzie do nich — ciągnie Masza

— i tłumaczy, prosi nawet, żeby nie ubijali tych

naszych matek, bo one mogą tylko tam, a oni śmieją

się, a ten ich naczelnik, taki potężny, wstrętny ruski

chłop, mówi, że niczego nie możemy im zabronić, bo

to ruska ziemia, a nie nasza. Drugiego roku tej wojny

przegnaliśmy stado sto pięćdziesiąt kilometrów za

góry, a i tak siedem matek uciekło rodzić nad Jałdą.

Wybili co do jednej. Dima oszalał. Złapał karabin i

pognał do ich obozu. Obił mordę naczelnikowi, a

potem strzelał, ale żeby postraszyć tylko.

Po tej strzelaninie Dima ukrył się w tajdze.

Milicja ścigała go nawet przy użyciu śmigłowców,

ale byli bez szans, bo człowieka tajgi może wytropić

tylko inny człowiek tajgi, ale nikt się nie zgłosił na

przewodnika. Milicja ogłosiła, że Dima to groźny

zabójca. Piętnaście lat wcześniej zastrzelił swoją

pierwszą żonę.

Dziewiętnasty — piersi

Którejś nocy w końcu 2006 roku Dima wyszedł

z namiotu i strzelił sobie w pierś.

— Mówił, że idzie za potrzebą — przypomina

sobie Masza. —Nie miał już siły walczyć.

Zostawił żonę i dwoje małych dzieci. Miał

trzydzieści sześć lat.

Page 261: Jacek hugo-bader biała gorączka

Dwóch.

Dwudziesty — gardło

W tym czasie z wioski do swojego obozu w

tajdze wrócił Wasilij Jakowlew. Tęgo popił, więc

dowlókł się resztką sił i umarł. Miał pięćdziesiąt lat.

Jeden.

Dwudziesty pierwszy — skóra

Pod koniec 2007 roku Igor Lichaczow, ostatni

żyjący członek pasterskiej brygady, wracał z

miasteczka przez jezioro. W połowie drogi na lodzie

leżała martwa wrona. Skąd się wzięła? Leciała,

leciała i spadła? Umarła w locie? „Biała tafla, czarny

ptak — to na pewno jest zły znak". Z tych nerwów

wstąpił do Leny Kolesowej, żeby o tym opowiedzieć.

Przy okazji pożyczył cztery kanistry z benzyną.

Następnego dnia z kolegą, bratem Wołodia i

jego synem Dymitrem pojechał w tajgę. Byli pijani.

Palili. Nawet nie zdążyli otworzyć drzwi, kiedy tuż za

wioską samochód eksplodował. Z miasteczka

przyjechali milicjanci, ale byli tak pijani, że niczego

nie mogli zbadać.

W księdze zgonów doktor Natalia napisała:

„Nieszczęśliwy wypadek, przyczyna nieustalona".

Na stypie po pogrzebie zapił się na śmierć trzeci

Page 262: Jacek hugo-bader biała gorączka

z braci Lichaczowów.

Igor miał trzydzieści sześć lat. Żył samotnie.

I tak w szesnaście lat z pasterskiej brygady

numer jeden sowchozu Udarnik nikt nie został przy

życiu.

próba generalna

To była lodowata, niespokojna noc z ujadaniem

psów, które czuły obcego, nocnymi lękami dzieci i

pijackimi amorami Maszy i Dańki. Rano gospodarz

rozłupuje siekierą łeb renifera, bo smażony mózg to

najlepsze lekarstwo na białą gorączkę.

— Jak z karabinu strzelić sobie w pierś? —

pytam znienacka przy jedzeniu. — Trzeba by mieć

strasznie długie ręce.

Dańka odkłada łyżkę. Bez słowa bierze karabin

i wychodzi z namiotu. Repetuje. Łapie za lufę, opiera

ją o pierś, spustem zahacza o gałązkę modrzewia,

pociąga... Trzask! Aż mi... Aż mi pociekło po krzyżu,

chociaż trzydzieści stopni mrozu. Nie był nabity.

Żadnych emocji, jakby to ćwiczył każdego dnia.

Udomowili tę śmierć jak psa albo renifera.

Mieszkają w jednym namiocie, razem piją, śpią i

jadają. Nawet razem chodzą się wysrać.

Page 263: Jacek hugo-bader biała gorączka

Można sobie wyobrazić, jaki dobrobyt zapanuje,

jeśli narody przestaną tracić swe siły na wyścig

zbrojeń, a poświęcą je na tworzenie dóbr

pokojowych. Stymulatory wzrostu umożliwią na

przykład uzyskanie w ciągu roku dwóch zbiorów

ziemniaków, wyhodowanie głów kapusty o średnicy

przekraczającej metr lub metrowej długości marchwi.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 264: Jacek hugo-bader biała gorączka

Szamanka od pijaków

Rozmowa z doktor Lubow Passar, udehejska

lekarką narkolog i psychiatrą ze wschodniej Syberii

Czym zajmuje się narkolog?

Leczeniem uzależnień. Ja specjalizuję się w

alkoholizmie. Mam tysiąc siedmiuset pięćdziesięcioro

siedmioro pacjentów. Mój gabinet należy do szpitala

psychiatrycznego miasta Chabarowska.

Ale to zwykłe mieszkanie na parterze w

ohydnym, odrapanym bloku na osiedlu Niekrasowka.

Od dwudziestu dwóch lat w tym samym

miejscu.

A robili ci kiedyś remont?

Ale moi pacjenci dobrze się u mnie czują! Tutaj

nie wstydzą się przychodzić tak jak do psychiatryka.

Od szesnastu lat prowadzę także praktykę w formie

wyjazdowej. Jeżdżę po całym rosyjskim Dalekim

Wschodzie, do wiosek zamieszkałych przez rdzenną

ludność, przez syberyjskich aborygenów.

I co?

Widzę, że giną, wymierają. Zagłada. Fizyczne

unicestwienie. Całe narody zapijają się na śmierć i

znikają z powierzchni ziemi.

Page 265: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ty też jesteś aborygenką.

Tak. Udehejką.

To bardzo mały naród. W moim spisie

rdzennych narodów Syberii napisane jest, że żyje już

tylko tysiąc sześciuset pięćdziesięciu siedmiu

Udehejczyków. Cały naród! Mniej niż pacjentów w

twoim gabinecie.

Są mniejsze. I wszyscy przyjmują mnie jak

swoją. Ewenkowie, Eweni, Ulczowie, Nanajowie,

Udehejczycy. Praca z nimi nie należy do moich

obowiązków. Jeżdżę do nich, bo mnie serce boli,

kiedy patrzę, co się dzieje ż moim ludem, bo mnie

błagają o pomoc. Rosjanie oczywiście także strasznie

piją, ale rdzenni mieszkańcy... Przerażające. To jest

holocaust. Do tego ginie najmłodsza, wydawałoby się

najbardziej perspektywiczna grupa ludzi, głównie

mężczyźni. Giną w straszny sposób. Napił się i

zastrzelił, albo powiesił, położył na torach. Mamy do

czynienia z plagą samobójstw. I morderstw. Wypadł

w zimie z łódki, samochód go przejechał, spalił się,

zamarzł albo zwyczajnie zapił.

Zawsze jest to śmierć związana z wódką.

Tak. Nie jest już tajemnicą, że rdzenne narody

żyjące na Północy mają genetyczne predyspozycje do

alkoholizmu. Na to nic nie można poradzić. Od

Page 266: Jacek hugo-bader biała gorączka

tysięcy lat żyjemy na terenach, gdzie z powodu

surowych warunków niewiele rośnie. Odżywiamy się

mięsem, nabiałem i rybami, więc w procesie ewolucji

wykształciła się u nas białkowo-tłuszczowa

przemiana materii. Ty, jak wszyscy ludzie rasy

indoeuropejskiej, masz białkowo-węglowodanowy

typ przemiany materii, bo twoi przodkowie od setek,

tysięcy lat odżywiali się głównie pokarmami

roślinnymi.

No i jak to się ma do wódki?

Tak, że jak każdy alkohol robiona jest ze zboża,

kartofli albo owoców. Żeby ją przepracować,

zutylizować w organizmie, potrzebny jest pewien

enzym, którego w twoim organizmie jest pod

dostatkiem, a w moim bardzo mało, bo mam inną

przemianę materii. Taka fizjologia.

Co się dzieje, kiedy wypijesz?

Mój organizm nie metabolizuje alkoholu jak

każdej innej trucizny, prawie z nim nie walczy, więc

wódka robi, co chce. Głównie w układzie nerwowym,

w mózgu. Człowiek staje się bardzo agresywny,

emocjonalny, ekspresyjny. Ale niedawno cieplej mi

się zrobiło na sercu. Wróciłam z wioski Ajamo, w

której pierwszy raz byłam osiem lat temu. Miałam

trzydziestu pacjentów. Z tej grupy do dzisiaj nie pije

Page 267: Jacek hugo-bader biała gorączka

siedem osób. To świetny rezultat. Prawie

dwudziestopięcioprocentowa skuteczność.

Najważniejsze, że w tej grupie było kilka

wielodzietnych matek. W tym czasie udało im się

odchować dzieci, a wcześniej włóczyły się po wiosce

jak bezpańskie, bezdomne psy. Wygrzebywały

jedzenie ze śmietników. Leczyć tak bardzo prostych,

kołchozowych ludzi to nadzwyczaj niewdzięczne

zajęcie. Żadne finezyjne psychoterapie, nie mówiąc o

grupowych, nie wchodzą w rachubę. Zwyczajnie,

włączam u chorego najbardziej podstawowy ze

wszystkich instynktów — instynkt

samozachowawczy. Robię to za pomocą środka

chemicznego, esperalu. Pacjent wie, że z tym nie da

się pić. Wytwarzam chemiczny wstręt do alkoholu.

Mogę tego dokonać także dzięki hipnozie.

Nazywamy to kodirowanijem. Czyli kodowaniem

wstrętu.

Słyszałem! Szczytowe osiągniecie radzieckiej

psychiatrii. Wmawiacie pacjentowi, że jak się napije,

to odpadną mu jądra.

W przybliżeniu tak to działa. U kołchoźników,

pasterzy, myśliwych najczęściej wszywam chemię na

pół roku, rok i wtedy człowiek nie pije. Potem znowu

przychodzi, to znowu mu wszywam esperal. Taki styl

życia. Cykliczność, jak w przyrodzie. Po zimie

Page 268: Jacek hugo-bader biała gorączka

przychodzi wiosna, a po wiośnie lato. Często

kombinują tak, żeby pić tylko w zimie, kiedy nie

mają roboty. Mam stałych klientów, którzy nie piją

dwa, trzy lata i zbierają pieniądze, bo wiedzą, że

wreszcie ruszą w tango i trafią do mojego gabinetu w

bardzo ciężkim stanie. Oszczędzają na dobre leczenie.

Normalnie planują pijackie ciągi. W Rosji za darmo

jest tylko detoksykacja i każdemu należy się na

żądanie. Natomiast leczenie alkoholizmu jest płatne.

Tym bardziej że ja wspomagam je bioenergetycznie.

Masz taką siłę?

Mam. Oczyszczam pole energetyczne pacjenta.

Oczywiście nie uczyli mnie tego na akademii

medycznej. Dopiero dwadzieścia lat temu poczułam

w sobie moc. A mam pięćdziesiąt.

To świetnie się składa, bo to dokładnie tyle co ja

i książka Reportaż z xxi wieku, której śladem wędruję.

Zdaniem autorów w xxi wieku miały zniknąć

wszystkie choroby, z rakiem, chorobami

psychicznymi i naczyniowo-sercowymi włącznie, tak

jak wtedy całkowicie została zlikwidowana gruźlica.

Kłamczuchy. Ani wtedy, ani tym bardziej teraz

gruźlicy nie zlikwidowali. Szpitale gruźlicze pękają w

szwach, psychiatryki też. Niczego nie załatwili. Rosja

zajmuje czołowe miejsca na świecie w liczbie

Page 269: Jacek hugo-bader biała gorączka

zabójstw i samobójstw. Co roku zapija się na śmierć

czterdzieści tysięcy ludzi. Statystyczny obywatel

wypija siedemnaście litrów czystego spirytusu

rocznie.

Polak ponad dziewięć.

Ale Rosjanin na jedną butelkę legalnego

alkoholu dodatkowo wypija cztery flaszki samogonu,

którego nie uwzględniono w statystyce.

A to co za zdjęcia?! Poznaję, to ty. A to zdjęcie?

To też ja, tylko w dzieciństwie.

Kurczę pieczone! Wszędzie jakaś poświata,

jakby aureola nad głową. Jak u świętego na ikonie.

To aura. Widoczne, bardzo silne pole

energetyczne, które wychodzi na tradycyjnej błonie

fotograficznej, a na cyfrowych zdjęciach już nie.

Nad tym mężczyzną też to jest.

To bardzo potężny szaman z mojej rodzinnej

wsi Krasny Jar, która leży w środku tajgi nad

Pacyfikiem. Wszystko zaczęło się, gdy zajęłam się

hipnozą. Zauważyłam, że lekarz, który wprowadza

pacjenta w trans, także zmienia stan świadomości. Ja

wokół każdego człowieka widzę aurę, która...

Poczekaj chwilę, bo akapit będzie za długi.

Mów dalej.

Page 270: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ta aura u jednego jest cienka, a u innego gruba,

ciemna albo kolorowa, najczęściej jak zielonkawe,

połyskliwe i przeźroczyste światło. Spróbowałam i za

pierwszym razem obniżyłam ojcu ciśnienie ze stu

sześćdziesięciu na sto trzydzieści. Tylko położyłam

ręce. I nerki mu oczyściłam z piasku. Nagle zaczęłam

dostawać od swoich pacjentów wspaniałe sygnały.

Przychodzili w fatalnym stanie, pogadaliśmy, a oni,

że już im lepiej. Żadnych zastrzyków, tabletek, a

leczenie się ruszało. Zaczęłam grzebać w genealogii.

Dotarłam do szóstego pokolenia wstecz. W każdym

był co najmniej jeden potężny szaman.

A to co takiego?

Wygląda na talizman. Jak tylko wszedłeś,

zobaczyłam, to znaczy poczułam, że masz na szyi

zawieszony potężny... Jakbyś ukruszył kawałek

słońca.

Mogłaś zapytać.

Och nie! Nie wypada. My nie pytamy o te

rzeczy. Mogę dotknąć? Parzy!

Bez przesady. To kamyki w szmatce. I wcale

nie parzą.

Głupi chrześcijanin! Bo są twoje! Ty je dostałeś,

to ciebie chronią. Skąd je masz?

Page 271: Jacek hugo-bader biała gorączka

Dostałem od bardzo potężnej szamanki w

górach w Tuwie, na południu Syberii. Miał mnie

chronić od „dużego żelaza". Tak mówiła. A dwa dni

później miałem straszny wypadek na drodze. Też mi

ochrona. Ledwie uszedłem z życiem.

Jaki głupi chrześcijanin! Gdybyś go nie miał na

szyi, już byśmy nie rozmawiali. Nie wierzysz? To go

wyrzuć!

Nie ma mowy.

A widzisz?! Boisz się!

Wstrętna czarownica. Mów lepiej o twoich

szamańskich przodkach.

Prowadzą mnie i ratują mi życie po dzień

dzisiejszy. Kilka lat temu mojemu przyjacielowi

Dankanowi z Krasnego Jaru w pożarze spłonęło

dwoje dzieci... Ale to długa historia.

Jak chcesz.

A więc Dankanowi fizycznie nic nie dolegało,

tyle że zaczął umierać. Trafił na reanimację do

szpitala, gdzie trzymali go w śpiączce

farmakologicznej, żeby wyłączyć głowę, a on i tak

gasł. Jego ojciec przyjechał do mnie i błagał, żebym

go ratowała. Zabrałam go ze szpitala i zawiozłam do

naszej rodzinnej wioski w tajdze. Staremu szamanowi

Page 272: Jacek hugo-bader biała gorączka

bardzo się nie podobało, że pomagam Dankanowi.

Mimo to jakoś go podniosłam. Kilka miesięcy

później sama zaczynam umierać. W płucach znajdują

mi okropne glisty, które rozwijają się i żyją w

wielkich wągrach wypełnionych cieczą.

Ohyda. Skąd się tam wzięły?

Podobno od zwierząt. To zabójcze,

śmiercionośne robale. Szykowali mnie do operacji,

ale ja na obrazie tomograficznym zobaczyłam, że te

straszne wągry są dość blisko tchawicy. Gdyby tylko

się do niej przedostały, tobym je wykrztusiła. I udało

się. Samymi tylko myślami. W nocy przed operacją

wykasłałam z siebie kilka litrów płynu z tymi

glistami. Potem ludzie mi powiedzieli, że to była kara

naszego szamana z Krasnego Jaru. Oni tak potrafią.

Zdradziłam duchy naszych przodków, poszłam tam,

gdzie nie powinnam.

Luba, na litość boską! Jak lekarz może z

powagą opowiadać takie historie?

Zaraz potem nasz stary szaman umarł. To moja

wina. Nie powinnam była leczyć Dankana. Powinien

był umrzeć, bo tak mu było pisane. Dlatego potem

miał umrzeć ten, co go ratował, ale się wybroniłam.

To stary szaman wziął śmierć Dankana na siebie.

Wierzysz w to?!

Page 273: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ja to wiem. W świecie panuje równowaga. Jak

gdzieś coś przychodzi, gdzieś indziej musi odejść. W

naszym świecie, w Krasnym Jarze, nie odszedł ten

człowiek, który miał odejść, więc odszedł inny. Nasz

szaman.

W Tuwie poszedłem z szamanką do szpitala

dziecięcego. Matka dziecka prosiła ją o ratunek, bo

lekarze byli bezradni. Wpuścili nas, pod warunkiem

że nie będziemy dawać żadnych szamańskich

lekarstw. Biała, sterylna sala, pielęgniarki, lekarze,

kroplówki, a w tym brudna starucha z pióropuszem

na głowie, obwieszona kolorowymi wstążkami,

skrzydłami ptaków, skórkami zwierząt i węży.

Okadza łóżko dymem, wyje w rytm bębna i chlapie

na wszystko mlekiem. Dzieci płakały ze strachu.

Syberyjskie narody nie mogą żyć bez

szamanów. Na księdza można się wyuczyć, a

szamanem trzeba się urodzić.

Lekarze mi powiedzieli, że traktują te rytuały

jak psychoterapię, głównie dla rodziny. Ale mieliśmy

rozmawiać o wódce i pijaństwie aborygenów. Mają

predyspozycje, to już wiemy, ale to wcale nie znaczy,

że muszą się zapijać.

Ale się zapijają, bo żyją w chronicznym,

długotrwałym stresie. Tak jest nie tylko w Rosji, ale

Page 274: Jacek hugo-bader biała gorączka

także w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych z

Eskimosami i Indianami. Narody, które przyszły i

zamieszkały wśród aborygenów, dominują nad nimi

liczebnie i pod każdym innym względem. Jesteśmy u

siebie, ale jakby nie u siebie. To straszna sytuacja.

Chcielibyśmy się wyzwolić, zaprotestować,

zbuntować, podnieść pięści, ale nie wiemy, o co

konkretnie walczyć.

A więc póki co, dawaj, walniemy kielicha.

Tak jest! I od razu robi się fajnie. Tak więc

problem zapijania się na śmieć całych narodów, to nie

jest zagadnienie medyczne, genetyczne, biologiczne,

ale społeczne. To choroba socjalna. Winna jest

sytuacja, w której aborygeni znaleźli się nie ze swojej

winy. Dzieci, które wychodzą z tajgi, żeby pójść do

obowiązkowej szkoły, uczą się siedzieć na krześle,

spać w łóżku, chodzić po schodach, jeść łyżką,

widelcem z talerza, a przy tym uczą się czytać i pisać,

na dodatek w obcym języku. To straszne katusze. Nie

dają rady i już na starcie są gorsze. A to wy

przyszliście na naszą ziemię, gdzie żyliśmy spokojnie

tysiące lat, nie znając wódki. A więc, dawaj,

walniemy kielicha. Od razu lepiej, człowiek robi się

dumny, silny, wspaniały, niezwyciężony.

Tylko że jak ktoś nie podziela tego poglądu, to

łapiecie za noże i karabiny, które mają wszyscy, bo to

Page 275: Jacek hugo-bader biała gorączka

przecież tajga. Osobliwe, że mordujecie się tylko

między sobą. Do Ruskich nie strzelacie.

Bo przecież pijemy w swoim sosie, a nie z

Ruskimi. Osobliwe, że również nasze kobiety robią

się bardzo agresywne, ale przyznam, że nie mam

pojęcia, dlaczego tak się dzieje. U Rosjan tylko faceci

po pijaku tłuką się po mordach. Nie wiem też, jak to

się dzieje, że kobiety nie giną przy tym tak masowo

jak mężczyźni, chociaż według moich obserwacji piją

jeszcze więcej od nich. Nasze kobiety także szybciej i

łatwiej niż mężczyźni wpadają w alkoholizm, ale nie

zabijają i rzadko decydują się na samobójstwo.

A dla mężczyzn...

To bardzo łatwa, lekka i szybka decyzja.

W wiosce Ewenków, w której długo

mieszkałem, samobójstwo popełnił dziewięcioletni

chłopiec. Pasł renifery i jeden padł.

To jest zupełnie niezbadane zjawisko, wielki

problem dla nauki. Wiemy, że im bardziej na północ,

tym więcej samobójstw wśród rdzennej ludności, ale

nie wiemy, dlaczego tak jest. Może dlatego że mało

tam światła, ale Rosjanie mają go tyle samo. Jedno

jest pewne — prawie zawsze samobójstwa są jakoś

związane z alkoholem.

Z wioski, o której ci mówiłem, co roku wysyłają

Page 276: Jacek hugo-bader biała gorączka

młodego Ewenka na studia do miasta. Tylko jednej

osobie udało się je skończyć. Nie wytrzymują i

wracają albo zaczynają pić, a w czasie, kiedy tam

byłem, w akademiku w Petersburgu powiesił się

dwudziestoletni Wania. Podobno nieszczęśliwa

miłość.

My po prostu nie możemy żyć w miastach. W

zamkniętej przestrzeni, bez rodziców, bez tajgi, bez

tradycyjnego jedzenia. Ja to wiem, bo pochodzę z

Krasnego Jaru. Trzydzieści lat mieszkam w

półmilionowym Chabarowsku, ale już Moskwa jest

dla mnie nie do wytrzymania. Każdy człowiek, z

punktu widzenia energetyki, ma przestrzeń, która

potrzebna mu jest do życia. Nie powinno się jej ani

radykalnie zmniejszać, ani powiększać. U człowieka

tajgi ta potrzebna przestrzeń jest ogromna.

To mi się nie zgadza, bo rosyjskie dzieci z tej

samej wioski jakoś sobie radzą w miastach.

To kolejna zagadka. Prowadziłam na Dalekiej

Północy badanie aborygeńskich alkoholików. W

ankiecie była pozycja „gotowość do samobójstwa".

Dziewięćdziesiąt procent badanych rozważało taką

decyzję po pijaku, a także na trzeźwo. Dwadzieścia

procent badanych alkoholików podejmowało próby

samobójcze, z tego prawie połowa zupełnie na

trzeźwo. Te próby to jest krzyk rozpaczy, wzywanie

Page 277: Jacek hugo-bader biała gorączka

ratunku.

A wśród twoich rosyjskich pacjentów, jaki

odsetek ma myśli samobójcze?

Nie liczyłam dokładnie, ale około dwudziestu

procent. W Rosji jest potężna, bardzo głęboko

zakorzeniona kultura picia. To nieszczęście zaczęło

się w czasach Piotra Wielkiego, który zachęcał do

otwierania karczm i picia, ile wlezie. Ściągał z tego

potężne podatki.

A wczoraj w Rosji byt Dzień Obrońców

Ojczyzny, to znaczy Żołnierza, w całym kraju bardzo

uroczyście obchodzony jako Dzień Mężczyzny.

Każdy obywatel płci męskiej obowiązkowo musi się

w tym dniu zalać. Ciekawe, że Dzień Kobiet świętuje

się dokładnie tak samo — upijają się wszyscy

faceci...

Ze mnie się śmiejesz? Z tego, jak to opisałeś.

Ale masz rację. Wiesz, że nie zwróciłam uwagi na

niesprawiedliwość w obchodzeniu tych świąt?

Jeżeli kobiety tego nie widzą, znaczy, że

przywykły. Pogodziły się.

Nie jest trudno przywyknąć, bo nie znajdziesz w

Rosji rodziny, w której nie byłoby tego problemu.

Mój mąż nie pije, szczęśliwie odchowaliśmy dwie

córki, ale ja jestem bardzo doświadczona przez życie.

Page 278: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nawet specjalizację narkologa wybrałam z tego

powodu. Mój ojciec pił. Był dyrektorem szkoły

sportowej, wykształconym człowiekiem sukcesu,

którego wszyscy lubili i szanowali. Ale u nas każde

zawody sportowe to bankiet. Obozy treningowe —

bankiety, zwycięstwa — bankiety, porażki —

bankiety, furszety, zastolja...

I tak wpadł.

Ale u nas w karierze zawodowej alkohol nie

przeszkadza. Jest ogromna tolerancja dla pijaków.

Alkoholizm nie dyskredytuje człowieka, ale w życiu

osobistym taki ktoś to przekleństwo. Moje

dzieciństwo to było piekło. Kiedy ojciec się upijał,

był strasznie agresywny. Na szczęście umarł sześć lat

temu.

Ludzie sukcesu nieczęsto są pijakami. Piją ci z

problemami.

Ale on był Udehejem. Te cholerne genetyczne,

rasowe predyspozycje! Widzę, że dokładnie taki sam

problem ma mój młodszy brat. Jest lekarzem

sądowym, wybitnym ekspertem. Pozycja, wspaniała

rodzina, pieniądze, wszystko jak trzeba, a pije.

Trudno to zrozumieć. Zaczynam wierzyć w

genetyczne predyspozycje do pijaństwa. Nawet nie

zaczynam — wierzę w to głęboko.

Page 279: Jacek hugo-bader biała gorączka

Niezależnie od także genetycznych

predyspozycji rasowych.

Tak. Jedne nałożyły się na drugie. Do tego

dochodzi kulturowy, rosyjski rytuał picia przy każdej

okazji, więc człowiek rodzi się i jest bez szans.

Przysięgaliśmy z bratem, że prędzej gardła sobie

poderżniemy, niż takie życie urządzimy naszym

dzieciom. Potem mijają lata, przed chłopakiem

stawiają wódkę i on pije jak ojciec. Wszystko

zaczyna się od początku. Płakać mi się chce, jak

patrzę na jego dzieci. Też się zapiją? Jak przerwać ten

pijacki kołowrót pokoleń?

Na mój rozum jest nadzieja. Kiedy parę dni

temu przyjechałem strasznie zdołowany z zapitej

wioski moich Ewenków i prosiłem cię o coś, co

dałoby nadzieję, że nie zginiecie, wyprawiłaś mnie do

Dankana. Twojego nanajskiego przyjaciela z

Krasnego Jaru, którego wyrwałaś z łap śmierci, po

tym jak spaliły się jego dzieci.

Racja. Człowiek pracuje, daje pracę innym,

świetnie zarabia, więc jest szczęśliwy. Po co ma pić?

Już nie mieszka w Krasnym Jarze. W wiosce, do

której się przeniósł, zatrudnia w swoich firmach

wszystkich mieszkańców. Nie tylko Nanajów, ale i

Rosjan.

Page 280: Jacek hugo-bader biała gorączka

Tam ludzie oczywiście także piją, ale się nie

zapijają. Nie ma zagłady, bo jest prawdziwy,

wspaniały lider, który swoje imperium zbudował

tylko po to, żeby jego lud miał zajęcie. Stworzył im

warunki, żeby żyli jak ludzie. On mi powiedział, że

jak człowiek nie ma pracy i pieniędzy, ale jakoś

zdobędzie, ukradnie, wydziaduje albo pożyczy sto

rubli, to oczywiście kupi sobie butelkę wódki. Ale jak

po miesiącu ciężkiej, uczciwej pracy dostanie

dwadzieścia, trzydzieści tysięcy (dwa, trzy tysiące

złotych), a to są na Syberii ogromne pieniądze, to

przecież nie pójdzie tego przepić. Wypije piwo, a

potem będzie budował swoje życie.

Ale są narody, które tego nie doczekają. Nie

doczekają się takiego lidera, a przekroczyły próg

ilościowy, po którym zwyczajnie nie ma biologicznej

możliwości odtworzenia substancji ludzkiej.

Jaka to liczba?

Około dwustu pięćdziesięciu osób.

To z mojego spisu małych, rdzennych narodów

Rosji, których jest czterdzieści pięć, wynika, że mniej

niż dwustu pięćdziesięciu przedstawicieli mają

Alutorzy, których zostało dwunastu, Kerekowie, tylko

ośmiu, i Eńcowie, których jest dwustu trzydziestu

siedmiu. Tazowie są na granicy wyginięcia, bo

Page 281: Jacek hugo-bader biała gorączka

zostało ich tylko dwustu siedemdziesięciu sześciu. W

sumie, razem z dużymi narodami, takimi jak Jakuci,

Buriaci, Chakasi, Tuwińcy, na Syberii żyją dwa

miliony aborygenów i wszędzie, z wyjątkiem

Republiki Tuwy, są mniejszością narodową.

Kilka lat temu przyjechali do mnie ze świata

zagraniczni lekarze. Objechałam z nimi wszystkie te

miejsca. Wszędzie opowiadali o wspólnotach

Anonimowych Alkoholików. Teraz już wiemy, że ta

metoda w Rosji się nie sprawdza, bo jeśli w

półmilionowym Chabarowsku z wielkim trudem

udało się założyć jedną grupę, w której jest

trzydzieści osób, to znaczy, że takie podejście nie

pasuje do naszej mentalności. To jest metoda dla

ludzi z choć nieco otwartą głową, ludzi skłonnych do

autoanalizy.

A jakbyś jeszcze raz to powiedziała, ale po

ludzku.

Takich, którzy mają świadomość, że są chorzy,

że są alkoholikami, nie panują nad piciem i

potrzebują pomocy. Musi być to zatem kontyngent

ludzi jako tako sprawnych intelektualnie. Nie da się

spędzać na mityngi i terapie grupowe pasterzy

reniferów, traktorzystów, drwali, poszukiwaczy

złota... Ani Ruskich, ani aborygenów. Alkoholika

można leczyć, jeśli on sam będzie tego chciał, jeśli

Page 282: Jacek hugo-bader biała gorączka

będzie nad sobą pracował, ale leczenie w grupie, we

wspólnocie u nas nie przechodzi. Prędzej zapije się na

śmierć, niż opowie innym o swoich halucynacjach,

glistach, robakach, diabłach, czerwiach, gnomach...

No, nareszcie! Mówisz o białej gorączce.

Fachowo nazywa się to delirium tremens, jedna

z najczęstszych psychoz alkoholowych. Pojawia się

dwa, trzy dni po przerwaniu pijackiego ciągu.

Zaczyna się od bezsenności, niepokoju, a potem

przychodzą halucynacje. U jednych wzrokowe, u

innych słuchowe. Widzą dziwne, bardzo ruchliwe

postaci, stwory, zwierzęta. Słyszą głosy, które ich

obrażają, grożą im, wymyślają, oskarżają albo każą

coś zrobić, na przykład popełnić samobójstwo albo

wziąć siekierę i odrąbać sobie rękę.

Moi Ewenkowie opowiadali mi o głosach, które

kazały im robić sobie w głowach dziurki, żeby mógł

przez nie wylecieć straszny ból, który towarzyszy

halucynacjom. No to brali karabin i strzelali sobie w

łeb. Wydaje mi się, że te głosy to ich własne poczucie

winy, bo zawsze mówią im, jacy są źli, beznadziejni,

głupi, brzydcy i nic niewarci. A wtedy człowiek,

który, pamiętajmy o tym, jest już zupełnie trzeźwy,

mówi sobie: „Jeżeli jestem takim śmieciem, to się

powieszę".

Page 283: Jacek hugo-bader biała gorączka

A zmory, które się pojawiają, bardzo często

przychodzą do tego człowieka od lat, zawsze te same,

prywatne, znane i wyczekiwane ze strachem po

każdym przepiciu. Nierzadko są to zmarli dawno

ludzie, którym alkoholik zrobił coś złego, a teraz

powracają, żeby go dręczyć, odegrać się. Albo

pojawia się rozgniewany Bóg. Generalnie, w białej

gorączce widzisz to, czego się boisz, brzydzisz,

wszystko, co jest ci wstrętne. Mózg wyrzuca na

wierzch to co najczarniejsze w twojej duszy i głowie.

I to wszystko jest możliwe już po kilkudniowym

ciągu, pijaństwie?

Tak. A trwać może od kilku godzin do miesiąca.

Ale ty najpierw musiałbyś zostać alkoholikiem. Już w

trzy lata można. Ja znam czternastoletnich

uzależnionych chłopaków. Bardzo dużo zależy od

jakości alkoholu.

Ja piłem z pasterzami reniferów rozrobiony

spirytus techniczny.

No, to jest zabójczy trunek. Samogon też, ale

zazwyczaj piją zacier i tak przyjmują trujące

substancje powstające w procesie fermentacji, które

powinny być odrzucone podczas destylacji.

Każdy alkoholik dojdzie do białej gorączki?

Nie każdy. To zależy od poziomu mózgowej

Page 284: Jacek hugo-bader biała gorączka

traumy, ewentualnych chorób i urazów psychicznych.

Wiadomo na przykład, że jeśli alkoholik choruje na

nerki albo wątrobę, to pojawienie się białej gorączki

jest dużo, dużo bardziej prawdopodobne. Nie mówiąc

już o tym, że jak ktoś stale pije samogon, zacier,

wynalazki, to gorączka dopadnie go niemal na

pewno.

W wiosce moich Ewenków piją prawie wszyscy

dorośli i biała gorączka dopada większość z nich.

Niemożliwe. Z moich tysiąca siedmiuset

pięćdziesięciorga siedmiorga pacjentów psychozy

alkoholowe ma siedemdziesięcioro ośmioro. Prawie

cztery i pół procent. I to się zgadza z danymi

naukowymi.

Może u Ewenków, u aborygenów, jest inaczej?

Nie ma takiej statystyki.

A gdy alkoholik popełnia samobójstwo, robi to

w białej gorączce?

Najczęściej tak. Ale może mu się także zdarzyć

krótki, niezwykle brutalny, gwałtowny atak agresji,

po którym natychmiast zasypia kamiennym snem.

Kompletnie nic potem nie pamięta.

Opowiadała mi Swieta, ewenkijska dziewczyna,

że kilka dni po potężnym sylwestrowym pijaństwie,

Page 285: Jacek hugo-bader biała gorączka

które urządziła sobie z mężem w namiocie w tajdze,

obudziła się, a obok niej leżał jej Sława z dziurą po

pocisku w głowie. Nie była pijana, ale nic nie

pamięta. I musiała długo spać, bo jej mąż był

zupełnie zimny.

Mógł popełnić samobójstwo.

Mógł, bo kiedyś już próbował, ale dlaczego

strzał jej nie obudził?

Nie wiem. Na pewnym etapie białej gorączki

może pojawić się strach. Ogromny, paniczny,

irracjonalny strach. Strach niepojęty. Alkoholik nie

wie, czego się boi. Może śmierci, ale skąd miałaby

nadejść? Nie wiadomo. Strach rośnie i zamienia się

panikę, w której ludzie całkowicie przestają nad sobą

panować, a gdy mają broń, zaczynają strzelać na

oślep we wszystkie strony, najczęściej tam, skąd

dochodzą złe głosy. Chorzy chowają się, uciekają

albo atakują napotkane osoby, rozpoznając w nich

swoich prześladowców.

Opowiadali mi o Juriju, który w zimie, w

czterdziestostopniowym mrozie dwie doby biegł bez

ubrania przez tajgę. Pokonał sto dwadzieścia

kilometrów.

On nie biegł, tylko uciekał. Głowę dam, że nie

wiedział przed czym i dokąd. Kiedyś miałam

Page 286: Jacek hugo-bader biała gorączka

pacjenta, który dwie doby nie wychodził z wychodka.

Mówił, że ma w brzuchu węża, i koniecznie chciał się

go pozbyć. Obsesyjnie gniótł brzuch pięściami,

wiercił palcami w pępku... Inny przyszedł do mnie,

bo miał usta pełne robaków. Wyciągał je, wygarniał

palcami na biurko, pluł na podłogę, deptał, a

robactwa tylko przybywało i przybywało, wyciekało

potokiem z...

Dzięki, Luba! To chyba wystarczy.

Ja też jestem zmęczona. To co? Zapraszam na

kolację.

Nie wiem, czy jestem głodny. Ale coś

wypijemy? Mam wyborny dagestański koniak.

A ja armeński. Dwudziestoletni!

Pod skrzydłami samolotu przepływają tysiące

hektarów dojrzałej pszenicy. Pośrodku różnobarwny,

kolorowy dywan. To sowchoz tonący w zieleni sadów.

Lecz w jaki sposób tu, na tym półpustynnym obszarze

znalazła się ta piękna oaza? Skąd wzięły pokarm łany

pszenicy, jabłonie, dąbrowy — wyrastające na tej

jałowej ziemi, gdzie dawniej rosły tylko rzadkie

badyle cierni wielbłądziej?

Page 287: Jacek hugo-bader biała gorączka

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 288: Jacek hugo-bader biała gorączka

296 godzin

Półtorej godziny zalany krwią walczę przy

drodze z mrozem, śniegiem i zamiecią. Nikt się nie

zatrzymuje.

Tylko ten z furgonetki, który widział, jak mój

samochód koziołkuje po drodze. Wpadłem w poślizg,

kiedy na stromym zjeździe zacząłem go wyprzedzać.

Stoję na kołach w głębokim śniegu kilkanaście

metrów od drogi. Po kilku minutach gramolę się z

mojego łazika przez tylną klapę.

— Żyjesz!? — krzyczy z daleka.

— Żyję!

To się trzymaj!

— Ty! — wrzeszczę przerażony. — Poczekaj!

Pomóż mi się wygrzebać!

— Zaraz! Tylko wyłączę silnik — mówi,

wskakuje do szoferki i odjeżdża.

To dlaczego się zatrzymał? Żeby sprawdzić, czy

żyję? Po co? Gdybym nie żył, nie potrzebowałbym

jego pomocy.

Tkwię w śniegu po pas. Wydobywam łopatę i

odgarniam go na tyle, żeby otworzyć drzwi. Ubieram

się, wyłączam światła i śniegiem tamuję krew. Mam

Page 289: Jacek hugo-bader biała gorączka

tylko rozciętą wargę, a broczę, jakbym wszedł na

minę. To prawdopodobnie wielki klocek drewna,

który wiozę w kabinie, bo po dachowaniu leżał mi na

kolanach.

Odgrzebuję samochód i przekopuję przejazd do

drogi. Nie mogę zamknąć drzwi od strony kierowcy,

więc młotkiem prostuję nieco dach, który wgiął się do

środka. Pracuję w ciemności półtorej godziny. Co

chwila wpadam w światła przejeżdżających

samochodów, ale nikt się nie zatrzymuje. Jeszcze

przed wyjazdem z Moskwy znajomi Rosjanie

uprzedzali mnie, że w nocy, choćbym sypał po drodze

brylantami, nikt nie stanie. Ze strachu przed rekietem,

mówili, czyli zbójectwem drogowym.

Autorzy Reportażu z xxi wieku pisali, że szosa

przyszłości zapewni absolutne bezpieczeństwo ruchu.

Nigdy nie będzie śliska, sama uprzątnie śnieg i sama

się osuszy. Słowa nie było o białym asfalcie, ubitym

śniegu, twardym i śliskim jak lód, który zimą jest

największą zmorą rosyjskich kierowców, szczególnie

na Syberii. To na nim wywinąłem koziołka pod

Kańskiem.

Droga w xxi wieku miała sama kierować

pojazdem, a nawet zasilać go energią, bo mieliśmy

jeździć wyłącznie samochodami elektrycznymi

zrobionymi z tworzyw sztucznych, a nie ogromnym

Page 290: Jacek hugo-bader biała gorączka

żelazem firmy uaz pożerającym w tych warunkach

ponad osiemnaście litrów paliwa na sto kilometrów.

Pod nawierzchnią szos miały być założone kable z

prądem wysokiej częstotliwości. Energię pola

elektromagnetycznego powstającą wokół kabla miały

wyłapywać anteny zamontowane w podwoziach

samochodów przyszłości, a następnie zamieniać ją w

prąd poruszający silnikami aut.

Z trzynastu tysięcy kilometrów, które

przejechałem z Moskwy do Władywostoku, trzy

tysiące w ogóle nie miało nawierzchni. A w strach

przed złymi ludźmi na drodze nie wierzę. To objaw

zupełnie innej, społecznej choroby, która dopadła

Rosjan. Obojętności. Strasznej, zimnej obojętności w

ostrej formie przechodzącej w głęboką, irracjonalną i

spontaniczną pogardę.

Każdego wieczoru mojej samotnej podróży

prowadzę dziennik pokładowy.

25 listopada 2007 roku. Niedziela

Na drodze między Czelabińskiem a Kurganem.

Po drodze z Ufy — Ural, granica Azji, i

radykalna, jak nożem uciął, zmiana pogody.

Temperatura spada o kilkanaście stopni. Stan

licznika: rano — 31 648, wieczorem — 32 337 —

Przejechałem 689 kilometrów, średnia dzienna

Page 291: Jacek hugo-bader biała gorączka

prędkość 49 km/h.

Nastawiłem budzenie na 7.00, ale nie zmieniłem

czasu na lokalny, więc budzę się o 9.00. Okropna

strata czasu. Jakie to upokarzające. W Rosji nie

wypuszczą z hotelu, zanim nie obejrzą pokoju, w

którym spałeś. Stoisz jak głupi w recepcji, a oni

sprawdzają, czy nie ukradłeś umywalki.

Jadę od 10.30 do 00.30 następnego dnia. Po

drodze szybki obiad i 40 minut na pogaduchy i

zdjęcia u wrót Azji. W środku nocy łapię gumę.

Pierwszy raz. Opona do wyrzucenia. Musiałem długo

jechać na kapciu, ale droga tak potwornie syficzna, że

nic nie czułem. Trzeba kupić dwie nowe opony i jak

już będę w mieście, zrobić łożysko sprzęgła, bo mnie

to nie minie, a wyje już jak diabli i boję się, że stanę

w polu.

Wyciągam lewar, stawiam pod tylny most,

kręcę i... nie sięga! To lewar nie do tego samochodu.

Nie mogę podnieść! Co robić? Nikt się tu nie

zatrzyma, nikt nie pomoże. Przyjdzie nocować na

drodze, a mróz ze 20 stopni. Wiem, że prędzej czy

później będę musiał, ale jeszcze nie jestem gotowy.

Najbliżsi ludzie w Kurganie, 80 kilometrów na

wschód — na kapciu nie dociągnę. Cholerny lewar!

Przypomina mi się historia rosyjskich marynarzy,

których statek zatonął na Morzu Arktycznym. Załoga

Page 292: Jacek hugo-bader biała gorączka

uratowała się na szalupie. Mieli solidny zapas wody i

konserwowej żywności, ale wszyscy umarli z głodu,

bo wcześniej ktoś buchnął z łodzi ratunkowej klucz

do konserw. Nie mieli niczego, czym mogliby

otworzyć potężne radzieckie puszki.

Ja nie mam głupiego lewarka.

Zabierałem do samochodu wszystkich, z

którymi było mi po drodze, ale w zamian za

podwiezienie musieli opowiedzieć mi swoją historię i

zgodzić się na zdjęcie.

Kolę Nikołajewicza Piefimienkę z ulicy

Nabierieżnej 8 w posiołku Budagowo — tak mi się

przedstawił — zgarniam z drogi gdzieś między

Krasnojarskiem a Irkuckiem. Matka wygnała go z

domu, bo poprosił o dwieście rubli (dwadzieścia

złotych) na podręczniki szkolne. Chodzi do piątej

klasy podstawówki. Na początku roku szkolnego

nauczycielka dała mu książki warunkowo, pieniądze

miał przynieść do grudnia. Nie przyniósł, to zabrała.

Matka Koli jest pijaczką. Ma czterdzieści

siedem lat i nie pracuje. Do dzisiaj mieszkali we

dwoje. Dwieście rubli to siedem półlitrowych butelek

najtańszej sklepowej berbeluchy. Chłopak nie wie,

kto jest jego ojcem. Chce się dostać do posiołka

Buluszko, gdzie mieszka jego babka, ale najpierw

Page 293: Jacek hugo-bader biała gorączka

jedziemy do jego szkoły. Powiedziałem, że zapłacę za

książki, ale chociaż jest dopiero trzynasta, poza

dozorcą nie ma tam nikogo. Kola mówi, że cieciowi

nie można zostawić pieniędzy, bo pije. Nauczycielka

nie mieszka w ich wiosce, cerkwi, a więc

duchownego, nie mają, przewodniczący sielsowieta

(rady wioski) też pijący, w sklepie matka Koli ma

wielki dług, więc zostawiać tam pieniądze na

podręczniki to ryzyko.

Jedziemy do babki chłopaka, a on pokazuje

ludzi zbierających spod śniegu w przydrożnym rowie

suche konopie indyjskie i robi mi wykład o produkcji

haszyszu. Mówi, że w szkole wszyscy jego koledzy

palą marihuanę.

Rozstajemy się w barze „U Druzjej" („U

przyjaciół"), gdzie ma czekać, aż jego babka skończy

pracę. Kobieta jest tragarzem w młynie. Znamy się z

Kolą kilka godzin, a on już nazywa mnie

„wujaszkiem". Patrzy na mnie znad talerza wielkimi

okrągłymi oczami, kiedy znikam za drzwiami baru.

18 grudnia 2007 roku. Wtorek

Motel „U Pietra". Gdzieś w tajdze koło miasta

Ałzamaj, na zachód od Irkucka.

Jadę z Kańska od 13.00 do 20.00, ale znowu

była zmiana czasu, więc faktycznie w drodze jestem 6

Page 294: Jacek hugo-bader biała gorączka

godzin. Przejechałem 234 kilometry. Średnia

prędkość 39 km/h. Skończyła się normalna droga i

nawierzchnia. Cały czas biały asfalt na zamarzniętym

błocie przez tajgę. Co kilka kilometrów samochód w

rowie. Na stałe włączyłem napęd na cztery koła, więc

w łaziku mam huk, jakbym leciał odrzutowcem.

Całe przedpołudnie po wczorajszym

dachowaniu zmarnowałem w warsztacie w Kańsku.

Samochód wpadał w potworne wibracje, kiedy

dochodziłem do 50 na godzinę. Nie dało się jechać.

Zrobili mi zbieżność, ale nie pomogło, więc zdejmują

koła i sprawdzają. Przednia lewa felga pogięta. Do

wyrzucenia. Kilka godzin szukam w mieście nowej,

ale to nietypowy rozmiar, jak pasuje do opony, nie

pasuje do koła i odwrotnie. Pomaga mi prześmieszny

Azer, który był w moim warsztacie ze swoim 19-

letnim żiguli. W poszukiwaniu felgi dziwnie

kluczymy po mieście, ale jak się okazuje głównie

dlatego, by nie natknąć się na milicjantów. Mój

pomocnik jest lewym taksówkarzem, koguta z

napisem „taxi" kupił w sklepie motoryzacyjnym, a na

dodatek od roku nie ma prawa jazdy, bo zabrali mu za

wódkę. Nie chce wziąć ode mnie pieniędzy. To

jedyny fajny taryfiarz, jakiego do tej pory spotkałem.

Rosyjscy taksiarze są cholernie pazerni i nawet nie

chcą pokazywać drogi, tylko od razu każą zamawiać

Page 295: Jacek hugo-bader biała gorączka

kurs i jechać za nimi.

Nie znajdujemy felgi, więc jedyne, co można

zrobić, to przełożyć tę pogiętą na tylne koło.

Pomogło. Łazik zaczyna wibrować, tylko gdy

wpadnie tym kołem w dziurę i wyłącznie przy

prędkości 60 km/h. Chowam więc w bagażniku

wszystkie ciężkie przedmioty, które wożę w kabinie.

Przede wszystkim drewniany klocek, który wyrżnął

mi w zęby. Znalazłem go na drodze i zabrałem, bo

tylko kiedy stawiam na nim mój za mały lewar, udaje

się podnieść samochód do góry.

Mroz

Nansen mówił, że nie można przywyknąć do

mrozu, można go tylko przetrwać, przecierpieć.

Nie jestem pewien, czy to prawda. W Sludiance

nad Bajkałem odwiedziłem Nadię i Borysa,

znajomych sprzed lat. Właśnie urodziło im się

dziecko. Kiedy do nich zajechałem, było ponad

dwadzieścia stopni mrozu, więc nie napalili w piecu

— bo tak ciepło, a Nadia wystawiła niemowlę w

wózku na podwórko, żeby pobyło na powietrzu. Przy

takiej pogodzie w Polsce zamyka się szkoły (w

Jakucji przy minus pięćdziesięciu stopniach), więc to

znaczy, że moi Sybiracy jednak przywykli do zimna.

Kiedy pod Kurganem pierwszy raz przyszło mi

Page 296: Jacek hugo-bader biała gorączka

nocować pod gołym niebem, pomyślałem, że czas

umierać. Strasznie marzłem, chociaż na miesiąc przed

wyjazdem na Syberię spałem tylko przy otwartym

oknie i wyłączonym ogrzewaniu. Tak do zimna

przyzwyczajają się polarnicy.

Tej nocy mróz jak morfina, chwilami wprawia

mnie w miły stan błogości. Z przerażeniem

zorientowałem się, że jestem na progu hipotermii, że

to ten stan, w którym kierowcy podpalają swoje

samochody, kiedy na syberyjskich pustkowiach

zepsują się im w nocy na drodze. Zrywałem się więc

z posłania, grzałem silnik, biegałem wokół

samochodu. Kiedy trzy miesiące później, w marcu,

dotarłem do Władywostoku, chodziłem z gołą głową,

w rozpiętej kurtce, bez rękawiczek i dziwiłem się,

dlaczego śnieg nie topnieje. Sprawdzałem

temperaturę — było kilkanaście stopni poniżej zera.

Okazuje się, że także przybysz z Europy może

przystosować się do krańcowo zimnego środowiska i

wbrew obiegowej opinii odporność na mróz nie jest

przekazywana w genach wśród mieszkańców

Północy.

Ale mróz może być taki, że zaczynasz wątpić w

ocieplenie klimatu, mróz nieludzki, bestialski, przy

którym włosy w nosie robią się twarde i kłujące jak

szpilki. Kiedy metalowe przedmioty przymarzają do

Page 297: Jacek hugo-bader biała gorączka

ręki, jeśli nieostrożnie dotkniesz ich bez rękawiczki, i

kiedy zamarzają rzęsy, tak że bez pomocy palca nie

otworzysz oczu. To już lepiej, jak wąsy przymarzną

do brody, bo można je rozdzielić językiem. Z moich

obserwacji wynika, że granicą życia jest czterdzieści

stopni. Dziewczyny przestają wtedy spacerować pod

rękę po ulicach, chłopaki nie stoją z piwem pod

sklepem, sportowcy zawieszają treningi, a samochody

przestają jeździć.

Zamarzają amortyzatory, zawieszenie robi się

sztywne jak w wozie drabiniastym, a wszystkie

przewody elektryczne stają się kruche jak suche

patyki. Lepiej ich nie dotykać. Największy problem

jest z hamulcami. Pedały robią się twarde, nie

wchodzą w podłogę, bo płyn w przewodach

przyjmuje konsystencję pasty do zębów. Samochód

przestaje hamować, a jak na siłę próbujesz wcisnąć

pedał, hamulce się zakleszczają i nie chcą odpuścić.

Jedyna rada to bardzo mocno podgrzać samochód

przed wyruszeniem w drogę, a potem jechać jak

najwolniej, bo im szybciej jedziesz, tym bardziej

chłodzisz pojazd. I jak najmniej używać hamulców.

Na Syberii da się to zrobić. Drogi fatalne, mały ruch i

nie ma skrzyżowań. Jechałem całkiem bez hamulców

trzysta kilometrów do Szymanowska (dzień jazdy

przed Chabarowskiem). Pękł wężyk hamulcowy w

Page 298: Jacek hugo-bader biała gorączka

moim łaziku, być może od brutalnego wciskania

pedału przy silnym mrozie.

Ogromne problemy mają kierowcy

samochodów z silnikami dieslowskimi. W zimie

sprzedają na Syberii olej napędowy z gwarancją do

minus sześćdziesięciu stopni, ale za grosz (kopiejkę)

nie można ufać tym gwarancjom. Na drodze koło

Tyndy brałem udział w akcji gaszenia wspaniałego

land rovera defendera z serii przystosowanej do

warunków arktycznych. Producent pomyślał nawet o

podwójnych szybach, ale nie przyszło mu do głowy,

że samochód kupi Rosjanin, a w jego ojczyźnie

zamarznie olej napędowy. Właściciel, żeby podgrzać

przewody paliwowe i zbiornik, rozpalił pod

terenówką małe ognisko. Okazało się, że zbiornik był

z tworzywa sztucznego, i auto spłonęło.

7 lutego 2008 roku. Czwartek

Hotel „Turist" w Czycie.

Kolejny stracony dzień. Tym razem w byłej

państwowej bazie taxi. Tylko tutaj potrafią naprawić

łazika. Rozleciała się skrzynia biegów, po rusku —

razdatka. Wczoraj ostatnie 200 kilometrów z Ułan

Ude jechałem na trzecim biegu, bo czwórka nie

chciała wchodzić.

Po nowatorsku rozwiązali w tym warsztacie

Page 299: Jacek hugo-bader biała gorączka

odwieczny problem kradzieży narzędzi. Po prostu nie

ma ich na stanowiskach pracy. Każdy mechanik

rozpoczyna dzień od zamiany swojego identyfikatora

na skrzynkę z kluczami, a mimo to już po godzinie

pracy Żenia, który zajmuje się moim samochodem,

robi aferę, że z jego zestawu ktoś podebrał

czternastkę i osiemnastkę. Wielkie poszukiwania.

Okazuje się, że sam oba klucze zostawił w kanale.

Po wyjęciu skrzyni biegów widzimy, że

synchronizator rozleciał się na drobne metalowe

wióry, które pokancerowały zębatki. Przy okazji

Żenia odkrywa, że wycieka olej z silnika i obu

mostów, a tarcza sprzęgła jest bardzo cienka, zużyta.

Diabli mnie biorą, bo to już piąty warsztat, w którym

naprawiam mojego łazika, a niedawno w Kurganie

robili łożysko sprzęgła. Wystarczyło powiedzieć, to

przy okazji zmieniłbym i tarczę.

To najbardziej mnie u Rosjan denerwuje — ta

ich niechęć do robienia czegokolwiek zawczasu,

ponad to, co jest absolutnie konieczne, to rozlazłe

czekanie na katastrofę, żeby się do czegoś zabrać.

Tak w latach 80. stracili „Komsomolca", najdroższy i

najwspanialszy okręt podwodny na świecie. Zepsuł

się (wart 50 rubli) aparacik do mierzenia zawartości

tlenu, a nikomu nie chciało się sprawdzać poziomu

gazu ręcznie, więc wybuchł pożar, w którym zginęła

Page 300: Jacek hugo-bader biała gorączka

prawie cała załoga.

Żenia robi skrzynię i uszczelnia mosty. Za

naprawę bierze 5 tysięcy rubli. Razem z

pomocnikiem pracują cały dzień. Z częściami

zamiennymi naprawa kosztowała mnie 10 tysięcy

rubli. To tysiąc złotych. Nigdzie w Polsce tak tanio i

szybko nie zrobiłbym skrzyni biegów.

Przede mną najtrudniejszy odcinek trasy. Ponad

2 tysiące kilometrów do Chabarowska.

Igor

Wszyscy moi pasażerowie, mężczyźni, kobiety,

a nawet dzieci, których zabierałem z drogi, wnosili do

kabiny tęgi syberyjski chłód, który w cieple po kilku

minutach tracił świeżość i rześkość tajgi, niezwykłą

urodę kontynentalnego klimatu. Zamieniał się w

bardzo pospolity, słodkawo-kwaśny, duszący odór

biedy. Smród niemytych pach, zasikanych gaci,

żołądkowego soku, wstrętnego żarcia i rąk

wycieranych w kapotę. Smród porzucenia,

zapomnienia, odepchnięcia przez wszystkich —

nieszczęścia po prostu, a dla wielu pierwszy symptom

bezdomności. Wszędzie jest taki sam. W Barcelonie,

Warszawie, Moskwie, Pekinie... Starasz się ich nie

dotykać i oddychać ustami jak najpłycej, jak w

ohydnym kiblu, żeby twoje pęcherzyki płucne

Page 301: Jacek hugo-bader biała gorączka

wciągały jak najmniej powietrza, którego używali.

Z Igorem sam jestem sobie winien. Gdy tylko

wszedł, zdziwiłem się, że tak lekko ubrany, więc

rozpiął kożuch, żeby pokazać, że pod spodem ma

tylko podkoszulek i dres. I pomyśleć, że dorobił się

tego zapachu zaledwie w tydzień.

Tydzień temu pochował matkę. Nazywa się Igor

Smirnow. Ma dwadzieścia dwa lata. Czerwoną, siną

prawie i spuchniętą od mrozu twarz, przekrwione od

słońca i wiatru oczy, spieczone usta.

Zaraz po pogrzebie ojczym, u którego mieszkał

razem z matką i osiemnastoletnim bratem

Aleksiejem, zatrzasnął im przed nosem drzwi

swojego mieszkania, więc nie mogli nawet wziąć

ubrań na zmianę. Jak stali, ruszyli w drogę. Do ojca, a

to z Czyty, gdzie pochowali matkę, ponad półtora

tysiąca kilometrów na wschód, przez najokrutniejszą,

lodowatą, dziką tajgę.

Ja nieswojo się czuję, jadąc tamtędy

samochodem, a ci wybrali się w drogę piechotą, bez

jedzenia i pieniędzy, bo wszystkie oszczędności —

sześć tysięcy rubli (sześćset złotych) — wydali na

pogrzeb. Dwa dni temu złapali ciężarówkę, która ma

dowieźć Aleksieja do ojca. Było tylko jedno miejsce.

Igora zabrałem z drogi pięćdziesiąt kilometrów

Page 302: Jacek hugo-bader biała gorączka

przed Skoworodinem, kiedy miał za sobą ponad

tysiąc kilometrów. Jada to, co dadzą mu kierowcy,

którzy go podwożą, albo w przydrożnych barach,

kiedy za jakąś robotę dostanie talerz zupy. Sypia w

warsztatach wulkanizacyjnych, a jak nie znajdzie

noclegu, całą noc wędruje, żeby nie zamarznąć, nóg

nie odmrozić.

— W nocy już nie macham na samochody —

mówi chłopak —bo wiem, że się nie zatrzymają.

— A gdyby przyszedł buran? — pytam o

straszną zimową burzę.

— Uciekłbym w tajgę.

— W lesie nie da się maszerować. A ostatniej

nocy były trzydzieści cztery stopnie mrozu.

— Jakoś bym dał radę — mówi bez

przekonania.

Nie dałby rady. Od dwóch dni, od rozstania z

bratem, nie jadł i nie spał, bo wędruje przez

najbardziej odludne tereny.

— Kto cię bierze do samochodu? — pytam.

— Prości ludzie. Ze wsi, z kołchozów.

Zwyczajne ruskie samochody, ciężarówki. I wiozą od

wioski do wioski. Małe odcinki.

— A ojciec was nie wygoni?

Page 303: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nie. Czeka na nas. Dzwoniliśmy. On ma

domek, pracę w lesie, żonę, ale dzieci nie mają.

Zrobię prawo jazdy i będę woził drewno — mówi

Igor i usypia.

Dojechałem do Skoworodina, gdzie skręcam na

północ do Tyndy, a on musi dalej na wschód.

Zatrzymałem samochód w słońcu i dałem chłopakowi

pospać w cieple jeszcze godzinkę. Przez sen wyjął

wreszcie ręce z kieszeni. Wielkie, czerwone,

posiekane. Nie ma rękawic.

18 lutego 2008 roku. Poniedziałek

Hotel w Szymanowsku.

Jadę z Tyndy od 11.00 do 24.00. Przejeżdżam

553 kilometry, średnia — 42,5 km/h. Umieram ze

zmęczenia, bo dziś droga bez centymetra asfaltu, a

dobra połowa trasy bez hamulca. Pedał wpadł w

podłogę. Oszaleję — jutro znowu muszę szukać

warsztatu.

Późno dzisiaj wyruszam, bo rano wróciłem z

tajgi od moich kochanych Ewenków. Dali mi

prowiant na drogę — dwa ogromne kawały

ugotowanego schabu renifera. Jest pyszny, jak

młodziutka wołowina. Strasznie przez ten spędzony z

nimi tydzień zrobiłem się mięsożerny. O mięso u nich

łatwiej niż o chleb.

Page 304: Jacek hugo-bader biała gorączka

Samochód stal na parkingu w Tyndzie 9 dni.

Termometr minimalny pokazuje, że w nocy było 42,5

stopnia mrozu. Akumulator był w budzie ciecia, ale

łazik i tak nie chce odpalić. Podgrzewam palnikiem

benzynowym miskę olejową. Słyszę, jak w środku

gotuje się olej, a potem widzę, jak spod maski

wybuchają płomienie. Silnik i wszystkie bebechy

nieziemsko usmarkane olejem, więc zwyczajnie się

zapaliły. Łapię za gaśnicę, ale nawet kropla z niej nie

kapnie. Zamarzła! Łopatą walę śnieg do środka —

zgasło. Jeśli spaliłem przewody elektryczne, trzeba

będzie jechać stopem. Z duszą na ramieniu

przekręcam kluczyk. Odpalił. Kolejna nauka — na

noc do ciepłego pomieszczenia razem z

akumulatorem brać także gaśnicę.

Z Tyndy wyjeżdżam na skróty. Nie drogą, ale

po lodowej przeprawie. Tak nazywają się drogi

poprowadzone w zimie po zamarzniętych rzekach. Po

rzece Tyndzie jadę kilkanaście kilometrów na

południe. W mieście służby drogowe tyczkami

wyznaczyły na rzece dwa pasy ruchu, postawiły znaki

ograniczające prędkość do 30 km/h i wagę pojazdów

— do 25 ton.

Mój hotel w Szymanowsku to ohydna buda z

dwiema zbiorówkami prowadzona przez

Chińczyków, w której cudzoziemcy —z wyjątkiem

Page 305: Jacek hugo-bader biała gorączka

Chińczyków — płacą podwójnie. Kibel na zewnątrz,

a mróz pod trzydziestkę, więc w nocy leję do butelki

po coli. Hotelik mieści się w ćwiartce małego domu.

W drugiej ćwiartce jest apteka, a w trzeciej i czwartej

— mały szpital. Nad moim wyrkiem kartka: „W

naszym hotelu zabrania się wrzucać popiołu do

kwiatów, otwierać okien, leżeć na narzutach,

posiadać materiały wybuchowe, używać piecyków

elektrycznych, pić napoje spirytusowe".

Lubow

Lubow Władymirowna Czegrina z wioski Ilinka

jest strasznie gruba. Ma pięćdziesiąt sześć lat, ale

wygląda na dwadzieścia więcej. Podwożę ją tylko

dziesięć kilometrów do Niekrasowki, a jej zapach

trzyma się w samochodzie jeszcze dwa dni.

Luba jedzie do miasteczka po

dwudziestojednoletnią córkę Olę. Dziewczyna kilka

razy w tygodniu jeździ sama do cerkwi, żeby się

pomodlić i pojeść.

— A ja za nią, bo jej, bywa, źle się robi i może

upaść — mówi matka Oli. — Bardzo źle chodzi i

lewą ręką nic zrobić nie może. Samochód ją uderzył,

jak miała dziewięć lat. Zrobili jej operację na głowę,

ale od tego czasu nie rośnie. I przestała się rozwijać,

ale czytać umie. I podpisać się może. Czeka ją

Page 306: Jacek hugo-bader biała gorączka

jeszcze jedna operacja, żeby lewą stronę uruchomić.

— Ja widzę, że ty, Luba, co nieco wypita —

dziwię się, bo dopiero dziesiąta.

— My tylko dzisiaj ciut-ciut z mężem, na

Święto Obrońców Ojczyzny.

— Wczoraj było.

— Wczoraj nie mieliśmy pieniędzy, ale dzisiaj

udało się pożyczyć pięćdziesiąt rubli (pięć złotych),

żeby coś wypić zamiast na wczorajsze święto.

Niedługo moja renta przyjdzie, to oddam. Mam drugą

grupę inwalidzką, cztery i pół tysiąca rubli (czterysta

pięćdziesiąt złotych), tak jak moja Ola. Zdrowie

straciłam, bo pracowałam w fabryce drobiu na

dezynfekcji. Kąpałam ptaki w płynie na wszy.

— Córce nie przeszkadza, że pijecie? — pytam.

— Nie. Bo ona u babki żyje. U nas niedobrzy

sąsiedzi. Głośni są. Po nocach muzyka, wrzaski, a ona

bardzo często ma okropne bóle głowy. Ze starszym

bratem Andriejem mieszkają u babki. Chłopak wypił

sobie kiedyś pod sklepem piwa, to go napadł dozorca

tego domu, skopał leżącego, aż syn trafił do szpitala

na operację. Wyjęli mu kości z mózgu, to teraz ma

dziurę w głowie wielką jak ręka. Powiedzieli, że

mogą płytkę wstawić, ale trzeba zapłacić wiele

tysięcy. Straszny inwalida, tym bardziej że w tym

Page 307: Jacek hugo-bader biała gorączka

roku palce sobie odmroził. Trzy palce u ręki. Dlatego

nie może pracować. Trzy palce mu ucięli i na nodze

jeszcze dwa. Usnął na mrozie. Nie ma renty, bo

pracował tylko na czarno.

— Z czego żyje?

— Zbiera butelki i pomaga sprzątać w kiosku

spożywczym —mówi kobieta. — I babka ma

emeryturę. Ale jej plecy już się łamią.

— A u syna w środku głowy wszystko w

porządku?

— Tak. Ale on zdrowo pije. Więcej jak my. Bo

my tylko ciut-ciut.

— A ty, Luba, szczęśliwa jesteś?

— Jak słoneczko grzeje, mąż drzewa narąbie,

jest ciepło i święto się uda, to bardzo jestem

szczęśliwa. To święto, co u nas z wczoraj na dzisiaj

przeszło.

19 lutego 2008 roku. Wtorek

Błagowieszczensk.

Dzisiaj w 5 godzin 276 kilometrów z

Szymanowska. Średnia prędkość — 55 km/h.

Wyruszam dopiero o 15.00, bo straciłem hamulce i od

rana mitrężę czas w warsztatach.

Page 308: Jacek hugo-bader biała gorączka

Najpierw w dawnej państwowej bazie

samochodowej. Pracownicy schodzą się do godziny

11.00. Mój mechanik też. Zaczął od piwa, a potem

wykręca pękniętą rurkę z płynem hamulcowym.

Często pomaga sobie zębami, bo u prawej ręki ma

tylko jeden palec.

Szef warsztatu, typ przepity i nieogolony,

kaukaskiej urody, w kowbojskich butach z ostrogami,

dresie Pumy i skórzanej kamizelce z futrzanym

kołnierzem, patrzy na rurkę z niesmakiem, smarka na

podłogę, rozciera gluta obcasem i mówi, że takich nie

mają. Trzeba dobrać z innego samochodu.

Znaleźli, jest o pół metra za długa, ale robią z

niej spiralę jak do destylacji bimbru i już się mieści.

Wszyscy bardzo sympatyczni, ofiarnie porzucili

swoją pracę i dwie godziny walczą z moimi

hamulcami. Wszystko za 600 rubli (60 złotych), ale

kilkanaście kilometrów za miastem samochód dusi się

i staje. Na holu wracam do Szymanowska. Ciągnie

mnie brudna furgonetka z piwem, na której szofer

palcem napisał, że „lepszy bandzioch od piwa niż

garb od roboty".

Teraz trafiłem do małego prywatnego warsztatu

w starej stodole, gdzie dowodzi Sasza Kropow, wnuk

polskiego partyzanta, którego zesłali na Sybir po

Page 309: Jacek hugo-bader biała gorączka

drugiej wojnie. Dziadek Saszy nazywał się

Kropowski, ale zruszczył nazwisko, bo tak łatwiej

było żyć. Chłopak odkrywa, że zatkał się filtr

powietrza. Oczywiście na przeglądzie w Irkucku go

nie wymienili. Sasza nie ma odpowiedniego filtra,

więc w osłonie tego, który jest, wycina wielką dziurę.

To tak jakby gruźlikowi wyrżnąć dziurę w piersiach,

żeby łatwiej mu było oddychać. Kolejna rosyjska

prowizorka, ale łazik rusza jak rakieta.

Paczka

W Chabarowsku, przed ostatnim etapem

podróży, wysyłam paczkę z rzeczami osobistymi,

żeby nie płacić za nadbagaż, kiedy samolotem będę

wracał do domu.

Pięknie zapakowaną przynoszę na pocztę, a

urzędniczka każe otwierać, bo jest za ciężka (może

mieć tylko siedemnaście kilogramów), a poza tym

ona musi sprawdzić zawartość.

Strasznie mnie to zdenerwowało, więc scena się

przedłuża, tak jak kolejka stojących za mną ludzi. Już

sama pozycja jest nie do zniesienia, bo zgięty wpół

rozmawiam z urzędniczką przez maleńkie okienko na

wysokości mojego pasa. Czasami, żeby ulżyć

kręgosłupowi, klękam i wtedy okienko mam na

wysokości twarzy.

Page 310: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wściekle pruję karton i podaję jego zawartość

po jednej sztuce, by urzędniczka mogła zważyć

oddzielnie każdy przedmiot.

Kobieta bierze po kolei koszule, swetry,

rękawice, menażkę, prostownik do ładowania

akumulatorów, szyszki cedrowe, ręcznik do ciała i do

nóg, klapki, i po jednej sztuce kładzie na wadze. Ja z

dokładnością do trzech miejsc po przecinku zapisuję

wagę w protokole nadania paczki, wyceniając każdy

przedmiot z osobna.

Potem przychodzi kolej na buty narciarskie i

łyżwy, w których urzędniczka odkrywa upchnięte

brudne gacie, skarpety i kalesony. Kolejkowicze z

zainteresowaniem wyciągają szyje, a w pocztowej

hali roznosi się nieprzyjemny zapach męskiej szatni.

Wrzeszczę na babę jak wariat, a ona bez litości

wyciąga wszystko gołymi rękoma, wytrząsa, czy aby

się nie splątały, i z obrzydzeniem kładzie po jednej

sztuce na wadze. Potem stos brudów przepycha przez

maleńkie okienko na moją stronę, pozwala

zapakować i zagląda do księgi wielkiej jak płyta

nagrobna.

— Do Polski nie wolno wysyłać odzieży

używanej — cedzi jak sadystka.

— To jest odzież osobista, a nie używana! —

Page 311: Jacek hugo-bader biała gorączka

próbuję się bronić.

Zbiega się ochrona i wszyscy chyba pracownicy

urzędu. Razem z tłumem ludzi stojących za mną w

kolejce przeprowadzają referendum, kto ma rację.

Zwyciężam. I następuje katastrofa. Potwór w

okienku waży całą paczkę. Jej ciężar nie zgadza się z

sumą poszczególnych przedmiotów wymienionych w

protokole i operację trzeba zacząć od początku.

Niektórzy urzędnicy nawet mi współczują, ale

kompletnie nie rozumieją, dlaczego wrzeszczę,

jestem czerwony, spocony, zmieszany i upokorzony.

Inni kolejkowicze także narzekają na biurokrację i

uciążliwość, ale pokornie wszystko znoszą.

Na koniec potwór ucina z beli kawał płótna,

zszywa je zgrabnie na maszynie do szycia i pakuje do

niego moją przesyłkę. Na szwy przykłada

kilkadziesiąt pieczęci lakowych.

Protokół nadania paczki liczy trzynaście kartek.

Wartość przedmiotów muszę skalkulować tak, by

całość nie przekroczyła stu dolarów, bo inaczej opłaty

będą sześć razy większe, a procedura nadania trzy

razy bardziej skomplikowana.

Koszt nadania siedemnastokilogramowej paczki

o wartości dwóch tysięcy rubli (dwieście złotych)

wyniósł tysiąc dziewięćset czterdzieści jeden rubli i

Page 312: Jacek hugo-bader biała gorączka

siedemdziesiąt kopiejek (sto dziewięćdziesiąt cztery

złote siedemnaście groszy). Zajęło mi to dwie

godziny i czterdzieści minut.

25 lutego 2008 roku. Poniedziałek

Władywostok. Pokój 1144 na 11. piętrze hotelu

„Władywostok".

O 19.00 jestem na końcu Półwyspu Szkota. To

najdalej w morze wysunięty fragment

euroazjatyckiego kontynentu. Przejeżdżam koło

latarni morskiej i wyjeżdżam na zamarznięty w tym

miejscu Ocean Spokojny. Koniec wyprawy.

Ostatnie 424 kilometry z Lesozawodzka

przejechałem w 7 godzin i 45 minut. Średnia

prędkość dnia — 54,7 km/h.

Stan licznika: 42 926, więc od wyjazdu z

Moskwy przejechałem 12 968 kilometrów ze średnią

prędkością 43,8 km/h. Zajęło mi to 22 dni, z których

za kierownicą przesiedziałem 296 godzin, zatem 25

12-godzinnych szoferodniówek. W tym czasie

spaliłem 2119 litrów przeważnie 92-oktanowej

benzyny za 41380 rubli (4138 złotych), 4 razy

łapałem gumę i 11 razy musiałem naprawiać

samochód w różnych warsztatach, co kosztowało

mnie w sumie 27 tysięcy rubli (2 700 złotych). W ten

sposób końcowy koszt samochodu wzrósł do 228

Page 313: Jacek hugo-bader biała gorączka

tysięcy rubli (22800 złotych). Ostatni raz mój łazik

nawalił w Ussuryjsku, 100 kilometrów przed końcem

podróży. Na koniec znajomości i przyjaźni zatkał się

gaźnik.

Sasza

Jedzie ze mną z Artiomu do granicy

Władywostoku, gdzie przy drodze stoi pomnik

radzieckiego marynarza.

— Bo ja tam pracuję — mówi dziewczyna. A

widząc moją głupią minę, dodaje: — Usługi

seksualne. Z wami też chętnie, ale dopiero jak

będziemy na miejscu, bo tutaj jest rejon innej grupy.

Tu mi nie wolno. To jak? Czterysta rubli laska

(czterdzieści złotych), sześćset normalnie, a wszystko

razem — siedemset, ale dla was będzie taniej za

podwiezienie. Mam prezerwatywy.

— Nie. Dziękuję.

— A wy skąd jesteście? Z Moskwy?! Tyle

czasu w drodze i nie macie potrzeby?

— No... Mam, ale... Mów mi po imieniu. Jestem

Jacek. Byłaś kiedyś zakochana?

— Jeden raz — odpowiada Sasza. — Dwa lata

temu, ale uciekłam od niego, bo strasznie zaczął brać.

Marihuana u nas rośnie jak trawa, a heroinę, po tysiąc

Page 314: Jacek hugo-bader biała gorączka

pięćset rubli za gram (sto pięćdziesiąt złotych),

przywożą aż z Dagestanu.

Sasza to ładna dwudziestodwuletnia

dziewczyna. Skończyła dziewięć klas i kurs

gastronomiczny. Mieszka z rodzicami i dziadkami.

Na drogę wychodzi już półtora roku, dwa, trzy razy w

tygodniu. Dziennie zarabia cztery, pięć tysięcy rubli

(czterysta, pięćset złotych), tyle co jej matka, która

pracuje w sklepie, przez miesiąc. Za każdy dzień

pracy daje bandytom trzysta rubli.

— Bo to ich droga — mówi. — Wszystko tutaj

jest ich. Piętnaście dziewczyn mają na tej jednej

drodze, a ja jestem pierwsza od wjazdu.

— Powiedziałaś to z dumą. Lubisz tę robotę?

— Bardzo. Pijesz, hulasz, te rzeczy, pieniądze.

Ale czasem jest niebezpiecznie. Najgorzej z pijanymi

milicjantami. Oni nie boją się jeździć po wódce nawet

w mundurach. Mają bardzo dużo pieniędzy,

szczególnie ci z drogówki. Są strasznie agresywni,

nawet jak są trzeźwi. Nie lubią takich dziewczyn jak

ja, a najbardziej biją, jak się na coś nie zgadzasz.

— To oni wybili ci cztery przednie zęby?

— Co ty!? — dziewczyna się śmieje. — Same

wypadły. Zbieram pieniądze i zrobię sobie nowe.

Page 315: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Tylko nie złote.

— Białe. Złote zęby u młodych ludzi to teraz

oznaka, że człowiek siedział w więzieniu. Niektórzy

milicjanci to straszni zboczeńcy. Miałam takiego, co

chciał, żebym na niego sikała.

— W samochodzie? — bardzo się zdziwiłem.

— Tak. Albo w hotelu, takim na godziny. A ja

mogę wszystko. Nawet z gejami. Czasami się

zatrzymują i chcą, żeby im zrobić laskę, pogadać,

pobyć razem i nie skąpią pieniędzy. Pewnie, że on by

wolał, żeby laskę zrobił chłopak, ale skąd go wziąć?

Przede mną przynajmniej niczego nie muszą się

wstydzić, niczego ukrywać. Miałam takiego

przyjaciela. Zresztą jedynego. Prosił mnie, żebym

znalazła mu młodego chłopca z dużym członkiem.

Tak się poznaliśmy. Mówił, że jak chłopak będzie się

wstydził, to żeby wziął kolegę. Obu zapłaci po trzy

tysiące rubli (trzysta złotych) i mnie też da tyle.

Znalazłam chętnego. On nie gej, ale u nas za trzy

tysiące nikt nie odmówi.

— A skąd wiedziałaś, że ma dużego członka?

— Bo to mój były chłopak. Ten, co w narkotyki

poszedł. A potem tego mojego przyjaciela zabili.

Kiedyś na plaży znalazł sobie partnera, poszli do lasu

się kochać, a tam pili młodzi ludzie i zobaczyli ich

Page 316: Jacek hugo-bader biała gorączka

razem. Partner mojego przyjacjeia uciekł, a jego

złapali i mieli dla rozrywki. Wszyscy. Ośmiu czy

dziewięciu. Diabły prawdziwe. A potem bili tak

długo, aż zabili. W Rosji okropnie nienawidzą gejów.

A przecież u nas bardzo wielu mężczyzn... No, wiesz.

Dziwni tacy. No! Żeby to kobieta robiła! Ręką albo

palcem. A potem ten rejon masować. Pieścić. A ja

wszystko mogę.

— Wielu jest takich? — pytam.

— Na dziesięciu będzie czterech... Tak, będzie.

— A dlaczego, Saszka, ty taka smutna?

— Wszyscy mnie o to pytają. Ja mam taką

twarz.

— Jesteś szczęśliwa?

— Nie wiem. Ale nie jest mi smutno.

Łazik

Pierwszy marca 2008 roku, sobota. Jutro

wracam do Polski, a dzisiaj sprzedaję łazika. W tym

mieście nie jest to łatwe. Tutaj wszyscy, z milicją

włącznie, jeżdżą używanymi samochodami z Japonii,

których tysiące przywożą statkami rosyjscy i

pakistańscy handlarze. Myślałem więc, żeby wysłać

swoje auto koleją z powrotem do Moskwy, co

kosztuje pięćdziesiąt dziewięć tysięcy rubli plus trzy

Page 317: Jacek hugo-bader biała gorączka

tysiące za ubezpieczenie (w sumie sześć tysięcy

dwieście złotych) i trwa dobrze ponad miesiąc.

Grisza, który pomógł mi kupić łazika, mówił, że

sprzeda go za mnjej więcej sto sześćdziesiąt tysięcy.

Byłbym stówę do przodu.

Ale jeszcze w Irkucku dałem internetowe

ogłoszenie na stronie wielbicieli samochodów

terenowych, że będę sprzedawał łazika, i znaleźli się

kupcy. To bardzo dziwne combo. Nie cierpię takich

stereotypów, ale jak po samochód zgłasza się trzech

ponurych typów, z których jeden jest Czeczenem,

drugi pochodzi z Dagestanu, a trzeci twierdzi, że był

milicjantem, to jestem ostrożny. I zawsze są we

trzech, ubrani na czarno, wszyscy bardzo biegli w

nieprawdopodobnie skomplikowanych w Rosji

formalnościach samochodowych.

O dziwo nie przeszkadza im, że nie będą mogli

zarejestrować samochodu na siebie, bo jest zapisany

w Moskwie na człowieka, od którego ja go kupiłem.

To była transakcja notarialna bez zmiany numerów,

ale z prawem odsprzedania, jednak tylko w ten sam,

notarialny sposób.

Jestem pewien, że to trzyosobowe combo chce

wywinąć jakiś numer. Mam nadzieję, że nie będzie to

nic gorszego od napadu na bank. Milicja bez

problemu dotrze do Andrieja, od którego kupiłem

Page 318: Jacek hugo-bader biała gorączka

auto, a on pokaże umowę notarialną, że sprzedał

samochód cudzoziemcowi, i tak trop się urwie.

Ustaliliśmy, że zapłacą siedemdziesiąt tysięcy rubli

(siedem tysięcy złotych). To sporo mniej niż w

wariancie kolejowym, ale strasznie mi się nie

podobało, że przewoźnicy biorą nie tylko samochód,

ale także całą sumę z góry. Bardzo często zdarzało

się, że takie firmy znikały we mgle z pieniędzmi, a

czasem i z samochodami klientów.

Do notariusza jedziemy we czterech ich

samochodem. Mnie sadzają obok kierowcy, dwaj idą

do tyłu, a potem drzwi się zatrzaskują.

Automatycznie. Pieniądze każę sobie wypłacić w

moim hotelu. Na kanapie przy recepcji, ale

niepotrzebnie się denerwuję.

Od dwustu dwudziestu ośmiu tysięcy rubli

(dwadzieścia dwa tysiące osiemset złotych), które

kosztował mnie w sumie mój łazik, należy odjąć

siedemdziesiąt tysięcy. Zostaje sto pięćdziesiąt osiem

tysięcy rubli (piętnaście tysięcy osiemset złotych).

Tyle zapłaciłem za marzenie, by samotnie

przeskoczyć samochodem największy kontynent.

Pokochałem to autko miłością, jaką się kocha

ułomne dziecko. Wiele razy po kilkunastu godzinach

samotnej jazdy przez dzikie pustkowia czułem, że

jestem częścią tej maszyny, bez której byłbym

Page 319: Jacek hugo-bader biała gorączka

bezradny i skazany na katastrofę, a nawet śmierć.

Niesamowite uczucie, więc w myślach zaczynałem ją

uczłowieczać, gadać do niej, wymyślać, prawić

komplementy, na przykład, że ma taki piękny głos.

Bo ma.

— Nie bałeś się, że cię oszukamy? — zapytał

Walerij, z którym podpisałem umowę.

— Troszeczkę — odpowiedziałem smutno.

— To cud, że po drodze ci go nie ukradli. Co ty

byś, biedaku, zrobił?

— Ruszyłbym autostopem. Albo koleją. Albo

gdzie indziej bym pojechał, a może został tam, na

miejscu. To podróż jest ważna, a nie jej cel.

W latach 70. ubiegłego stulecia silniki

spalinowe wyparła turbina gazowa. Konkurowała z

lekkimi silnikami atomowymi. Dziś jeździmy w

samochodach elektrycznych.

Reportaż z xxi wieku, 1957 r.

Page 320: Jacek hugo-bader biała gorączka

CZĘŚĆ II

pułapka na anioły

Page 321: Jacek hugo-bader biała gorączka

Symfonia kurewska cmoll

To jakby białe światło, do którego przez tunel

pędzą umarli. Ale naprawdę jest odwrotnie — to

światło z dziką prędkością wali na ciebie. A

konkretnie biała, kłębiąca się i gorąca jak piekło

chmura bez ognia. Nadlatuje chodnikiem znienacka,

bez ostrzeżenia i żadnego dźwięku, bo jest od niego

kilka razy szybsza, a jeśli coś ją zwiastuje, to tylko

gołe, nieokreślone przeczucie zagrożenia,

wewnętrzny głos, który budzi przerażenie, panikę i

podrywa do ucieczki. Na którą nie ma czasu.

Może po prostu śmierć tak nadchodzi? Jak

straszliwa, nieokiełzana moc, rozżarzony obłok, który

wielotonowe, grube na palec płyty ze stali zgniata jak

kartki papieru, zwija szyny jak druty, a człowieka,

chociaż ogarnia zaledwie na maleńki ułamek

sekundy, miażdży z nieludzką siłą, rozsmarowuje jak

zielonego smarka butem na chodniku.

uwertura Con dolore

Maria Tochno lamentuje.

— Ja męża szukałam między dziesiątkami

trupów, a wszystkie w takim strasznym stanie, w

takim wyglądzie, a jednak go rozpoznałam, chociaż

był nie do rozpoznania. Boże mój! Jaki był

zmieniony. Strasznie. Cały spalony. Chodziłam z

Page 322: Jacek hugo-bader biała gorączka

pracownikiem kostnicy, a tam wszystkie twarze...

Boże mój! Bez oczu, uszu, nosów.

Spalone i czarne od ognia i węgla. Co tam się

działo w tej kostnicy. Kobiety wyły, wrzeszczały,

przewracały się. Najstraszniejsze chwile w życiu. A

ja nie mogłam płakać. Wzięłam rękę w zęby i tak

chodziłam i zaglądałam im w twarze. Dawali nam

jakieś lekarstwa na kopalni. Tam była taka straszna,

zbiorowa histeria tych kobiet. Przyjechała do nas

służba psychologiczna z Kijowa i coś dawali do picia.

Że kobiety traciły przytomność, usypiały. Otępiali je

jakimś narkotykiem. A mnie dwanaście godzin

przygotowywali. Mówili, że go nie ma, że szukają i

że jest nadzieja. I po dwunastu godzinach kazali

jechać do kostnicy w szpitalu Kalinina. No i w tej

kostnicy to się napatrzyłam. Chodziłam razem z

kobietą, co taki brzuch miała. W ciąży. Co tam się

działo. Straszne miejsce. Dzień sądu ostatecznego,

bramy piekieł, krzyk na cały Donieck. Najpierw

pokazywali w komputerze. Skąd ja wzięłam w sobie

siły? Twarze czarne, spalone, bez ust, nosów, oczu i

wszyscy leżą na podłodze. Straciłam przytomność,

ale najpierw go rozpoznałam. Najpierw w

komputerze. Wyglądał strasznie. Oczy wypadły i

wisiały z głowy na jakichś strzępach, ale po krzyżyku

poznałam. Prawosławnym. Drewniany, a jednak się

Page 323: Jacek hugo-bader biała gorączka

nie spalił.

— Na łańcuszku?

— Nie. Na sznurku! Też się nie spalił! To cud!

Bo ubranie było spalone. Wszyscy z kostnicy

przychodzili i patrzyli, jak to możliwe, że się nie

spalił. Tam na stu ludzi tylko trzech było z

krzyżykami. Ja od razu to mówiłam przy tym

komputerze. Mój mąż powinien być z krzyżykiem.

Pokazujcie mi tylko tych, a oni, że chyba zgłupiałam,

bo oni całkiem spaleni... Ale poszukali i trzeci to był

mój Roma. To było w szpitalu Kalinina, naszym

centralnym, donieckim. Obok kostnicy jest wielki

plac. Byłam jedną z pierwszych i oni wszyscy jeszcze

tam leżeli. I ja chodziłam między rzędami tych

worków, i szukałam tego mojego numeru. Szukałam,

szukałam, szukałam... Tylko z pracownikiem

kostnicy. A jeden gorszy od drugiego. Poznałam od

razu. Odkryli. Tak, to on. Oczy u niego wisiały.

Straszne. Leżał na plecach, ręce spalone, jakby

odrąbane, bo palce się popaliły i odpadły... Oczy

wisiały. O tak, z boku głowy. Otworzyli mu usta, ale

wargi też były spalone. Na rozpoznanie jeździłam z

moim tatą i z teściową. I z siostrą męża. Moja mama

została z dzieckiem. A jak go przywieźli do domu w

trumnie przed pogrzebem, to mama, że to nie Roma.

No jak nie!? Zobacz krzyżyk. Nie spalił się. To był

Page 324: Jacek hugo-bader biała gorączka

jerozolimski krzyżyk. Drewniany, na czerwonym

sznurku. Tylko się czarny zrobił od węgla. Krzyżyk

został nietknięty, a człowieka nie ma. Pochowaliśmy

go z nim, bo nigdy go nie zdejmował, nawet w pracy.

A zginął pod samą cerkwią, gdzie się pobieraliśmy i

gdzie leży tych dziewięciu nieodnalezionych. Pod

cerkwią było epicentrum wybuchu.

Maria nie płacze, nie lamentuje nawet. Maria

skowyczy. Na sucho, bez łez.

Allegro non molto

Anatolij Szembierko opowiada.

— Górniczy kawał może być? No to przychodzi

chłop z kopalni wypity, a baba włazi mu na łeb, że

nic tam nie robią, tylko piją samogon. „Och ty suko!

— myśli sobie — pokażę ja tobie, co to za robota".

Łapie babę za koka, wrzuca pod łóżko, zwala

materac, przez siatkę sypie wiadro węgla. Baba

wrzeszczy, a on leje na łeb wiadro wody, a jak

próbuje uciec rakiem, dupczy ją tak, żeby jeszcze

tydzień bolało. „A to za co?" — wrzeszczy baba. „Za

samowolne opuszczenie stanowiska pracy".

Anatolij zamyślił się i zalał łzami.

— Z młodszym synem też niedobrze — mówi.

— Idziesz z nim do miasta, to jak człowiek

przechodzisz przez ulicę pod ziemią, przejściem, a

Page 325: Jacek hugo-bader biała gorączka

ten jak jaki chuligan skacze górą, między

samochodami. Taki wstyd! Za nic w świecie nie

wejdzie pod ziemię. Od roku nie był u siebie w

piwnicy.

Grave non molto

A przecież miało nie być górników.

Autorzy Reportażu z xxi wieku, którego śladem

podróżowałem przez Rosję w końcu 2007 roku,

zastanawiają się na samym początku, co trzeba

zrobić, aby zaspokoić najpierwszą, najbardziej

podstawową potrzebę człowieka. Oczywiście „dać

mu chleb".

„Aby mieć pod dostatkiem chleba pszennego i

żytniego — pisali — należy ze wszech miar rozwijać

przemysł metalowy i węglowy." Każdy człowiek o

zdrowych zmysłach wie, że aby było dużo chleba,

należy raczej rozwijać rolnictwo, ale w zsrr

postawiono na węgiel i żelazo. Dzięki temu

zbudowano potęgę militarną, która miała więcej

czołgów niż pozostałe armie świata razem wzięte.

Gdy samotnie podróżowałem przez Rosję moim

łazikiem, takim samym, jakiego do dzisiaj używa

armia rosyjska, nie planowałem zajmować się

problemami wydobycia węgla. Zdaniem autorów

Reportażu z xxi wieku w naszym stuleciu miało w

Page 326: Jacek hugo-bader biała gorączka

ogóle nie być górników. W latach trzydziestych xx

wieku opracowano metodę polegającą na podpalaniu

pokładów węgla, by w ten sposób zamieniać go w gaz

i odprowadzać rurami na powierzchnię. W xxi wieku

ludzie mieli już nie zjeżdżać po węgiel pod ziemię.

Ale zjeżdżają, bo energia uzyskiwana dzięki tej

metodzie jest ciągle dwa razy droższa od energii z

tradycyjnie wydobytego węgla.

Nie zdążyłem dojechać do Uralu, kiedy Rosję

obiegła wiadomość, że na wschodzie Ukrainy, w

donieckiej kopalni imienia Aleksandra Zasiadki,

wybuchł gaz. Zginęło stu jeden górników. To

największa katastrofa górnicza w Europie od stu lat,

największa w historii całego byłego Kraju Rad.

Każdego roku dochodzi w tej kopalni do

strasznych wybuchów metanu. W 1999 roku

eksplozja zabiła pięćdziesięciu pięciu górników, dwa

lata później ofiar było tyle samo, a o wybuchach, w

których ginie mniej niż kilkanaście osób, lokalna

telewizja nawet nie wspomina.

Ukraina odziedziczyła po Związku Radzieckim

powiedzenie, że wydobycie miliona ton węgla

„kosztuje" jedno życie. Jednak w 2007 roku przy

wydobyciu siedemdziesięciu pięciu milionów ton

zginęło na Ukrainie dwustu sześćdziesięciu ośmiu

Page 327: Jacek hugo-bader biała gorączka

górników, więc współczynnik ten wyniósł ponad trzy

i pół człowieka na milion ton węgla. (W Polsce jedna

dziesiąta, w usa — dwie setne). Sześć tysięcy

dziewięćset pięćdziesiąt osób odniosło rany, ale tylko

Zasiadkę nazywają bandycką albo kurewską kopalnią.

Scherzando non molto

Anatolij Zinowiew miał krzyżyk ze srebra, ale

zgubił go w kopalni. Łańcuszek się zerwał.

— Opłacone, zapłacone — ucieszyła się jego

żona Natasza. —Podziemny duch Szubin wziął w

łapę, to musi cię żywego wypuścić z kopalni.

Tola pomyślał, że starej krysza, czyli dach,

ździebko odleciała, co po rosyjsku znaczy, że

kobiecie pomieszało się w głowie. Wcześniej całe ich

maleńkie mieszkanie zawiesiła dziesiątkami

tandetnych ikon z bazaru, zastawiła armią figurek

świętych, plastikowych kapliczek i ołtarzyków.

Religijne obrazy zawisły nawet w łazience i w

toalecie. I codziennie przed pracą kazała mu pić

naszeptaną wodę z kubka, do którego wcześniej

cichutko zmówiła modlitwę.

Aż kiedyś w tramwaju Natasza przy ludziach

niespodziewanie podnosi lament. Widzi, że jej mąż

jest cały we krwi. Płacił konduktorce za przejazd, a z

nosa, oczu, rękawów leje mu się krew.

Page 328: Jacek hugo-bader biała gorączka

Czerwony ze wstydu mężczyzna wyprowadza

żonę z tramwaju, a ona pada na kolana i błaga, żeby

następnego dnia nie szedł do pracy. Górnicy są

bardzo przesądni, wierzą w przeczucia, instynkty i

swoją intuicję, więc Anatolij ulega Nataszy i idzie do

pracy w nocy, a jego dzienną zmianę bierze za niego

kolega. I ginie w wybuchu metanu.

— Nie wiedziałam, co się stanie — mówi

Natasza. — Ale wiedziałam, że coś na pewno. Nie

umiem tego wyjaśnić. Od tamtego czasu wystarczy,

że popatrzę na kogoś, i wiem, co go czeka. Każdy

człowiek to jest źródło informacji, a ja z jakiegoś

powodu mam do niego dostęp.

Historia ta wydarzyła się w 1998 roku. Potem

Natasza przewidziała wybuchy z 1999 i 2001 roku, z

2002 i 2006, ale wiedziała, że żaden nie nastąpi na

zmianie Toli. I tak jej sława rosła. Na kilka tygodni

wcześniej wiedziała o każdej podwyżce płac,

zwolnieniach z pracy, chorobach. Koledzy z zastępu

Toli prosili go o życiowe rady od Nataszy. Wróżyła z

kart i z fusów od kawy wylewanych na biały talerzyk.

Z kolegami ze swojego zastępu Tolik był

dogadany — opowiada Natasza — że muszą się

trzymać razem. Póki oni w jednym kolektywie i na

jednej zmianie, nie poginą. Bo Tolikowi nic nie

mogło się stać, a jak jemu, to i jego towarzyszom

Page 329: Jacek hugo-bader biała gorączka

górnikom. A wszystko ode mnie i od siły mojej

modlitwy.

— Natasza! Wiedziałaś, że na Zasiadce będzie

ten straszny wybuch w 2007 roku? W listopadzie?

— Tak.

— To dlaczego nie zatrzymałaś męża w domu,

tak jak dziewięć lat wcześniej?!

TRZECIA JEDENAŚCIE Eroico

Władymir Cwirko jest naczelnym lekarzem

służby ratownictwa górniczego w Doniecku,

specjalistą medycyny katastrof. Osiemnastego

listopada 2007 roku wziął dzień wolny, żeby pojechać

do matki, która mieszka sama kilkadziesiąt

kilometrów za miastem.

Pociąg miał o piątej rano, więc w telefonie

nastawia budzenie na czwartą. Rano myśli, że pora

wstawać, ale dzwonią ze stacji ratowniczej. Na

Zasiadce wybuch.

— Jak ci mam opowiedzieć o człowieku,

którego nieziemska, nieludzka siła rozwłóczyła,

rozciągnęła po chodniku na cztery, pięć metrów? W

filmach grozy nie zobaczysz takich rzeczy. A jak ciał

są dziesiątki? Myślisz: „Boże, jak ja to

skompletuję?". Która głowa od którego jest torsu?

Page 330: Jacek hugo-bader biała gorączka

Czyja to ręka, stopa? Kości gołe, jakby ogryzione...

— Od czego zaczynasz?

— Nie patrzę na to. Szukam żywych. Oni są w

to wplątani. Mogą być. I szybko, szybko, szybko.

Czasu na ratunek jest bardzo mało. Mówi się, że tylko

ta złota godzina. Jeśli w tym czasie nie udzielisz

pomocy, pewnie umrą. Po kieszeniach mam

poupychane bandaże, worki do kroplówek. One są

najważniejsze. Szukam ludzi choćby z iskierką życia i

ją rozdmuchuję, przywracam przytomność, i takiego

czarnego, brudnego, w górniczych gumofilcach i

kasku wysyłam na powierzchnię i do szpitala.

Pierwszym człowiekiem, którego potem

pamiętają, jest lekarz w białym fartuchu.

— A ty? — pytam Wołodię.

— Ja wyglądam tak jak oni. Ale osiemnastego

listopada wyciągnęliśmy tylko jednego żywego.

Zaczął odchodzić na naszych oczach, ale

przywróciłem mu oddychanie i nie dałem umrzeć.

Taka rozkosz. Ale od razu widziałem, że nie przeżyje.

I nie przeżył. Uraz mózgu i straszne poparzenia.

Nawet drogi oddechowe.

— Coś powiedział?

— Tak. Dwa słowa. „Aaaale pierdolnęło!"

Page 331: Jacek hugo-bader biała gorączka

Więcej nie mógł, bo warg zupełnie nie miał.

— Jak to nie miał?

— Spaliło mu. I policzki, nos, powieki, uszy...

Umarł piątego dnia w szpitalu. Bondarenko się

nazywał. To wyszło, że zginęło stu jeden górników.

Równo połowa tych, co pracowali na poziomie

tysiąca siedemdziesięciu ośmiu metrów. O trzeciej

jedenaście walnęło.

Agitato

Zastęp Toli Zinowiewa mijał się z górnikami z

trzeciej zmiany w szybie wentylacyjnym, którym są

zwożeni do pracy. Ci, którzy wyjeżdżali, mówili, że

cholernie śmierdzi gazem, żeby wracali, bo będzie

nieszczęście. Ale poszli, bo mają płacone od urobku.

Czujniki gazu zakryli kufajkami, żeby nie wyły i nie

wyłączyły automatycznie zasilania.

Wiercili otwory do założenia ładunków

wybuchowych w potężnej i twardej skale, której

nawet kombajn nie mógł ugryźć. Łamał na niej zęby,

ale oni musieli się przebić.

— Przed falą nie uchronisz się, nawet leżąc i za

zasłoną — mówi Tola. — Przedmuchiwało ludzi

dziesiątki metrów, wielotonowe wózki z węglem

fruwały jak latawce. A potem na kilka sekund jakby

olbrzym złapał cię w garść i potężnie ścisnął.

Page 332: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nieludzka siła wgniata ci oczy, uszy, wdziera się w

płuca...

Byli najbliżej stojącymi ludźmi, którzy przeżyli

tę eksplozję. Pracowali około tysiąca siedmiuset

metrów od epicentrum wybuchu, za dwoma ostrymi

zakrętami chodnika i w miejscu, gdzie fala

uderzeniowa miała pod wiatr do stałej, bardzo silnej

kopalnianej wentylacji, dlatego w ich zastępie ginie

tylko jeden górnik.

Ogromne górnicze wiertarki udarowe robią

potworny huk, więc wszyscy zapychali uszy watą. To

ich uratowało, bo potężne ciśnienie fali wybuchu

rozerwałoby im bębenki.

Con collera

To była największa katastrofa górnicza od stu

lat i najbardziej pracowite dni w życiu Władymira,

lekarza i ratownika. Dwa tygodnie później znowu

poprosił szefa o dzień wolnego, bo matce trzeba

wreszcie posprzątać, zmienić pościel, ręczniki,

nasmażyć kotletów na zapas.

Pierwszego grudnia wcześnie rano czeka na

tramwaj, który zawiezie go na pociąg. Leje jak

cholera, tramwaj nie przychodzi, więc idzie ulicą

Artioma w stronę dworca. Przechodząc koło stacji

ratowniczej, pomyślał, że wpadnie zobaczyć, co

Page 333: Jacek hugo-bader biała gorączka

słychać. Nigdy w życiu tego nie robił. Akurat

nadjeżdża tramwaj, ale macha ręką, żeby się nie

zatrzymywał.

Jest w stacji siedem minut przed szóstą. Sennie,

cicho, ponuro. Wszyscy ratownicy w szatni, bo to

pora zmiany. Syrena się włączyła, kiedy wchodził do

telefonistki. Alarm! Wybuch na Zasiadce! Pięć minut

później są na ulicy, po dwudziestu pięciu minutach

zjeżdżają w klatce pod ziemię.

Ardente

Władymir Cwirko opowiada.

— Pożar to piękno niewyobrażalne i strach

niepojęty. To olbrzymia, kłębiąca się w chodniku

pomarańczowo-błękitna ściana ognia. Metan, węgiel,

drewno z szalunku, taśmociąg, całe te kopalniane

śmiecie... Wszystko się pali. A my za taśmociągiem

znajdujemy ostatniego z żywych. Przełażę do niego, a

kolega ratownik stuka mnie w aparat tlenowy, który

mam na plecach, i pokazuje, że z tamtej strony pożar

jest dużo bliżej, małe jęzory ognia są tuż za naszymi

plecami. One w każdej chwili mogą się rozczmychać

i zamknąć nas między dwiema ścianami ognia.

To nic nie robię z rannym, tylko go zabieram i

się wycofujemy. Oddajemy go do klatki, ale jest

jeszcze dwóch martwych. Zaraz pochłonie ich pożar.

Page 334: Jacek hugo-bader biała gorączka

A w zakamarkach zaczyna się zbierać i wybuchać

metan. To niewielkie wybuszki pod sufitem,

chlapnięcia, pachnięcia. Pach, pach, czujemy je na

twarzach, w uszach. Coraz bliżej. Chłapoki je

nazywamy. To słowo nic nie znaczy, naśladuje tylko

ten dźwięk, który wgniata bębenki do środka głowy.

Już je widzimy. A jak chłapnie koło ciebie, to się

spalisz. A tu dwa ciała. Głupio zostawić. Oceniam, że

mamy jeszcze dziesięć, dwanaście minut.

— Jak?

— Intuicja podpowiada. Zabieramy ciała, ale

jak zostaje parę minut, to rachuję i wychodzi, że w

tym miejscu powinien być jeszcze jeden górnik.

Wracam do chodnika. Cisza kompletna, a co kilka

sekund głuche pach, pach! Podchodzę do ognia...

Piękno nie do opisania. Nic nie może się równać

urodą z pożarem w kopalni. Gaszę lampę. Widzę, że

ława ognia idzie mi naprzeciw. I ja idę, a kamyki

stuk, stuk. Ze stropu. Stukają mi po kasku. Ostrzegają

mnie. Jakby Szubin, dobry duch górników, uprzedzał

mnie, żebym stanął. Ale to widok, który wciąga,

hipnotyzuje, przeraża i zachwyca. Przepiękne!

Niewyobrażalnie piękne i przerażające... I nagle,

gdzieś na granicy ognia, ze stropu obrywa się

ogromna, jak my to nazywamy, waliza. Obrywa się

skała i z łomotem wali się na ziemię. To mnie budzi.

Page 335: Jacek hugo-bader biała gorączka

A tego jednego, co go nie ma, pewnie pożarł ogień.

Wracam. Chciałbym biec, ale nie wolno.

— Dlaczego?

— Bo zaczniesz szybciej oddychać, sapać, a

jesteś w aparacie. No, nie! I niehonorowo biec.

Szybko idę, ale nie biegnę. Dochodzę do moich ludzi,

a za mną ogień. Bardzo przyspieszył. I w tej chwili

pach! potężny chłapok. Bardzo blisko. Taki, że

ogłuchłem na lewe ucho. I dwóch naszych, młodzi

chłopcy, ratownicy, rzucają sprzęt i zaczynają

uciekać. A my, weterani: „Chłopcy, no jak wy

chcecie od fali uderzeniowej uciec?". No tak. Biorą

sprzęt i idą ze wszystkimi. Dzielni chłopcy. Bo jak tu

uciekać, jak fala uderzeniowa pędzi dwa tysiące

metrów na sekundę? I się rozpędza. Tak. Bo to

przestrzeń zamknięta, jak w lufie armatniej. A tych

dziewięciu, których nie znaleźliśmy do dzisiaj,

musiało być w ogniu. Tam jesteśmy bezsilni. Tysiące

stopni. Topi żelazo i aluminium. Widzisz tego

metalowego gluta? To roztopiona stalowa mufa z

miejsca śmierci tych chłopców. Taki mam suwenir.

Tragiczny trochę.

Następnego dnia wieczorem pakuje torbę, żeby

rano ruszyć w końcu pociągiem do matki, u której nie

był od miesiąca. Telefon dzwoni o godzinie

dwudziestej pierwszej — trzeci wybuch na Zasiadce!

Page 336: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bóg się śmieje, kiedy słyszy, że planujemy

coś na następny dzień — mówi Wołodia.

Wybuch z osiemnastego listopada, w którym

zginęło stu jeden górników, a potem następne, z

pierwszego i drugiego grudnia, to była w zasadzie

jedna, rozłożona w czasie katastrofa górnicza.

Pierwsza eksplozja spowodowała następne. W

trzeciej poległo pięciu ratowników, którzy w

chodnikach budowali zapory, żeby odizolować strefę,

w której szalał pożar. To byli najstarsi, najbardziej

doświadczeni górnicy.

Na sekundę przed poczuli to coś zwane gołem i

jeden krzyknął: „wybuch!". Ci, którzy zdążyli,

odwrócili się i uderzyło ich w plecy. Ocaleli, a reszta

zginęła.

Epicentrum było sto pięćdziesiąt, dwieście

metrów przed nimi, więc w porównaniu z eksplozją z

osiemnastego listopada, nie był to wielki wybuch.

— Co to jest ta fala? — pytam Wołodię. —

Ogień?

— Nie. To podmuch straszliwie wysokiej

temperatury z tumanami pyłu węglowego, spalin i

diabeł wie z czym jeszcze, ale bez ognia. Na czarno i

biało kłębiąca się chmura, która obejmuje człowieka

na ułamek sekundy, a parzy momentalnie i gorzej od

Page 337: Jacek hugo-bader biała gorączka

ognia, jak górnik pracuje tylko w gaciach i

gumofilcach, pali się cały, jak w portkach i koszuli, to

tylko ręce i twarz. To są kontury oparzeń. I jeszcze

drogi oddechowe.

Władymirowi dopiero za czwartym razem,

szóstego grudnia, udało się pojechać do matki. Co

kwadrans dzwonił do pracy, aż przestali odbierać od

niego telefony.

Furioso

Witalij Osuchowski urodził się i całe życie

spędził na górniczym osiedlu Abakumowa, koło

maleńkiej kopalni tego samego imienia, gdzie

pracowała jego matka i ojciec. Oczywiście sam też

został górnikiem. Sześć ostatnich lat pracował na

„bandyckiej" Zasiadce, ale „jak wilków się boisz —

powiada — nie chodź do lasu". Bo nigdzie tak dobrze

nie płacili. Ostatnio dostawał na rękę pięć, sześć

tysięcy hrywien (około trzech i pół tysiąca złotych),

poza tym kochał tę robotę.

Drugiego grudnia 2007 roku obchodził

trzydzieste pierwsze urodziny. Jego zastęp dostarczał

materiały budowlane dla ratowników, którzy

budowali zaporę przeciw ogniowi. Byli sto metrów za

ich plecami, kiedy runęła na nich fala uderzeniowa

wybuchu.

Page 338: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Widać, jak nadlatuje? — pytam Witię.

— Widziałem. Ale niczego nie zdążysz zrobić.

Nawet się położyć, albo choćby odwrócić. Siła

niewiarygodna. Ja nie umiem... Nie mogę ciągle o

tym myśleć, opowiadać. Chyba straciłem

przytomność. Jak doszedłem do siebie, siedziałem

pod ścianą. Założyłem maskę aparatu ratunkowego.

Ciemno, straszno, ktoś krzyczy: „Chłopaki, to

wybuch!". Umierałem ze strachu, rozumiesz? Tysiąc

metrów pod ziemią... Wiedziałem, że muszę do

szybu!

— Wstałeś.

— Nie. Lazłem na czterech, po omacku, z

rękoma na szynie. Żeby mnie doprowadziła do

wyjścia, a pył taki, że jak wyciągałem rękę, to jej nie

widziałem. Po drodze spotkałem Lochę. Bardzo

młody chłopak, co pracował z nami od miesiąca.

Pełzł tak jak ja, ale był bardzo przerażony. Jak mała

małpka uczepił mi się pod brzuchem i tak go wlokłem

na czworakach półtora kilometra przez to rumowisko.

Pogięte rury, porwane kable, deski, belki, szalunek... I

ciemno jak w piekle.

Świeże rany Serioso

— I ciągle jestem rozdrażniony, strachliwy,

zagubiony — Witalij bardzo często nie kończy

Page 339: Jacek hugo-bader biała gorączka

zdania. — Wrzeszczę na żonę, córkę. Głowa, wiesz...

Przeżyć coś takiego pod ziemią... Wybuch, czarno,

krzyki... Mam niby wszystko. Dom, żonę, córkę, a

jakby mnie z nimi nie było. Bywa, że bez powodu

zaczynam płakać.

Witia przeszedł „ostre zatrucie produktami

spalania gazu węglowego". Nawdychał się, nim

założył aparat ratunkowy. Choruje na serce, żołądek,

nerki, wątrobę i głowę. Nie może się szybko

poruszać, patrzeć do góry i prowadzić samochodu.

Jest na rencie inwalidzkiej.

Z pięciu zastępów brygady Łarina, w której

pracował, trzy uległy zagładzie. Pięciu górników

zginęło, a dziesięciu, tak jak Witalij, trafiło na rentę.

— Przez wszystkie lata pracy na Zasiadce

grałem w górniczej orkiestrze na waltorni —

opowiada. — Występy na Dzień Górnika, Święto

Pracy, Dzień Zwycięstwa, ale najwięcej latało się po

pogrzebach. Kolegom graliśmy. Kuuurewska robota.

A po osiemnastym listopada to już instrumentu z rąk

nie wypuszczałem. Róże Donbasu, Górnicze żony,

Śpią ciemne kurhany. Wszystkie te smutne,

kurewskie symfonie, pogrzebowe standardy, cemole.

W jeden tydzień dziewięćdziesięciu dwóch kolegów

pochowałem na cmentarzu koło naszej kopalni, a parę

dni później o mało sam tam nie trafiłem.

Page 340: Jacek hugo-bader biała gorączka

Znowu płacze. Pokazuje niepłacone od roku

rachunki za gaz i ogrzewanie. Żyją we trójkę z jego

renty, a to tylko dwa tysiące osiemset hrywien (tysiąc

sto złotych). Żona jest kosmetyczką, ale kiedy zaczął

się kryzys, straciła pracę. W każdej wolnej chwili, z

sobotami, niedzielami i nocami włącznie, wozi

samochodem ludzi na łebka. Pracuje tylko na spłatę

kredytu za ten samochód, a jej mąż inwalida zajmuje

się dzieckiem.

Zaledwie rok wcześniej ukraińskie banki

polowały na klientów jak na zwierzynę. Dawały

kredyty studentom, emerytom, a nawet ludziom bez

pracy. Witia wziął osiem tysięcy dolarów na nowego

lanosa. To było czterdzieści trzy tysiące hrywien.

Teraz to siedemdziesiąt sześć tysięcy, a Witia został

bez pracy. Miesięczna rata w pół roku urosła z tysiąca

stu do tysiąca ośmiuset hrywien.

— Jeszcze cztery lata muszę płacić — górnik

łapie się za głowę.

— Nie mogłeś wziąć kredytu w waszej walucie?

— udaję mądrego.

— Mogłem, ale to dwadzieścia trzy procent, a

nie piętnaście, i trzeba było mieć wkład własny.

— To sprzedaj go w diabły.

— Jak? Próbowałem, ale nikt teraz nie kupuje.

Page 341: Jacek hugo-bader biała gorączka

A ja siedzę ciągle w domu i myślę. Zamykam oczy i

robi się czarno, słyszę krzyki, a ja pełznę po szynie do

wyjścia.

Spirituoso

Wioska Sofijewka koło Doniecka to maleńki,

świetnie działający ekosystem społeczny ze szkołą,

przychodnią, sklepem, cerkwią, piekarnią i

posterunkiem milicji. Kiedyś była tu mała kopalnia,

ale dziesięć lat temu zamknęli ją, bo była

nierentowna. (Taki los spotkał sto dwadzieścia, zatem

połowę ukraińskich kopalni).

Wodę mają w studniach, tylko trzeba korbą

kręcić, kartoszki i ogurcy w ogródkach, świniaki w

komórkach, a samogon na strychach i w piwnicach. I

nawet są samowystarczalni energetycznie.

Dzięki Koli Emilianowowi, właścicielowi

miejscowego warsztatu samochodowego, który trzy

lata temu otworzył maleńką, nielegalną kopalnię,

biedaszyb. Ukraińcy nazywają je kopankami albo

dyrkami (dziurkami).

Pierwsze dyrki powstały na Ukrainie dziesięć lat

temu, kiedy zaczęły padać państwowe kopalnie i

ludzie zostawali bez pracy. Podobno pracuje w nich

około siedemdziesięciu tysięcy ludzi. (Legalnych

górników jest trzysta pięćdziesiąt tysięcy).

Page 342: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kola zupełnie się nie kryje. Jego dyrkę widać z

drogi, więc musi mieć potężną kryszę. „Przykrywka"

zabiera Koli osiemdziesiąt procent dochodu. Po

opłaceniu pracowników i odliczeniu kosztów

właścicielowi kopalni zostaje na rękę około dziesięciu

tysięcy hrywien (cztery tysiące złotych). Fedruje

głównie na potrzeby Sofijewki. Rozwozi węgieL

motocyklem z koszem marki bmw, który porzuciła

hitlerowska armia i który ma napęd także na trzecie

koło. Co jakiś czas, z dobrego serca, podrzuca parę

worków do przychodni, batiuszce na plebanię i do

szkoły, w której uczy się jego córka.

— I miejscowi milicjanci nie widzą tego

wszystkiego? — pytam Misze, który pracuje u Koli.

— Ty głupi jesteś. W tej szkole uczą się

przecież także dzieci milicjantów. Im zresztą też

wozimy, boby zamarzli na swoim posterunku.

Gadamy jakieś sześćdziesiąt metrów pod

ziemią, na niziutkim wyrobisku, gdzie możemy się

zmieścić tylko na siedząco. Schodziłem, a w zasadzie

spuszczałem się do niego niskim i piekielnie stromym

chodnikiem. Misza rąbie węgiel młotem

pneumatycznym, jego kolega ładuje urobek do

metalowej skrzyni w kształcie trumny, którą trzeci

pracownik wyciąga na powierzchnię za pomocą

kołowrotka napędzanego silnikiem motocyklowym.

Page 343: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ot i cała kopalnia.

Misza jest teściem Witii Osuchowskiego, który

stracił zdrowie w wybuchu na Zasiadce. Jest na

emeryturze, ale chce pomóc dzieciom w nieszczęściu,

spłacić chociaż część kredytu.

— A bank nie chce oddać moich pieniędzy! Nie

mają. Mówią, że kryzys. A co mnie obchodzi ten ich

pieprzony kryzys?! Czy to jest mój kryzys? Gdzie są

te moje pieniądze? Wszyscy kradną w tym kraju.

Absolutnie wszyscy. Na stare lata musiałem wrócić

do roboty. Co za zasrany kraj!

Yariazioni

— Natasza! — po raz setny wracam do tego

samego. — Wiemy, że masz nadludzkie możliwości.

Znasz przyszłość. Wiedziałaś, że na Zasiadce będzie

straszny wybuch. Dlaczego nie zatrzymałaś męża w

domu, tak jak dziewięć lat wcześniej?! Przeżył

cudem.

— Wiedziałam, że ocaleje. A bez niego

zginęliby wszyscy towarzysze z jego zastępu. Co do

jednego.

— Jeden zginął!

— On nie był od nas — włącza się jej mąż Tola.

— Przysłali nam ślusarza na jeden dzień. Myśmy

Page 344: Jacek hugo-bader biała gorączka

ocaleli.

Ale ponad połowa górników z jego zastępu po

kilku dniach miała zawały serca. Tola także. To przez

trujące gazy, których się nawdychał. Poszedł na rentę

inwalidzką, a po kilku miesiącach trzeba było mu

usunąć nerkę, która przestała pracować.

Natasza Zinowiew opowiada.

— Rencista jest ubezpieczony, ale jak nie

zapłacisz, nie zrobią operacji. Nawet nie podejdą do

twojego łóżka. Koło Tolika leżał taki. Krzyczał z

bólu, a oni nie podchodzili. No bo z czym podejdą?

Jak tylko przyszliśmy, od razu wzięli od nas

pieniądze na żarówkę, bo się nie świeciła przy

naszym łóżku. I na światło wzięli pieniądze. Ale

można przynieść swoje.

— Światło?!

— Żarówkę. Mydło, proszek do szorowania,

płyn do dezynfekcji. Wszystko kupowałam. Potem

dałam tysiąc hrywien na krew, a po operacji

powiedzieli, że mam zapłacić siedem i pół tysiąca. No

to dałam osiem tysięcy i myślałam, że to będzie

wszystko, a lekarz pokazuje taaaki spis, żebym z nim

poszła do apteki i kupiła. Lekarstwa, wata, kroplówki,

spirytus, woda utleniona, igły, strzykawki... Bardzo

dużo. Oddaję to pielęgniarkom, a one robią zastrzyki i

Page 345: Jacek hugo-bader biała gorączka

co trzeba. Ale w zabiegowym nic ci nie zrobią, jak

nie dasz gumowych rękawiczek. W sumie wycięcie

nerki kosztowało piętnaście tysięcy hrywien. W maju

zeszłego roku to było dwa i pół tysiąca dolarów.

Poszły wszystkie oszczędności i trzeba było sprzedać

Tolikową pasiekę. Piętnaście uli za osiem tysięcy

hrywien. Nie została nam ani jedna kopiejka. A na

wypisie ze szpitala stoi jak wół: „Leczenie

bezpłatne".

Wdowy Graziozo

Siergiej Siemionkin dziewiętnaście lat pracował

w kopalni imienia Zasiadki, a siedemnaście czekał w

kolejce na własne mieszkanie. Z żoną i dwójką dzieci

tłoczyli się w jednym pokoiku u jego matki.

Kilka razy kopalnia wyznaczała termin odbioru

kluczy, ale pod ziemią znowu wybuchał gaz i rodziny

poległych przesuwane były na początek kolejki. Na

Ukrainie obowiązuje zasada, że jeśli żona i dzieci

poległego górnika nie mają mieszkania albo jest ono

za małe, natychmiast powinni dostać nowe. Ma mieć

tyle pokoi, ile osób osierocił górnik, a jeśli jego

rodzice także żyją w złych warunkach, im również się

należy. To jest obowiązek kopalni. Tak jak pogrzeb

górnika z orkiestrą, duchownym, stypą, wódką i

zakąską.

Page 346: Jacek hugo-bader biała gorączka

Siergieja diabli brali. Wściekał się, że w ten

sposób nigdy nie zamieszkają jak ludzie.

— Marudził, że to strasznie niesprawiedliwe —

mówi z pogodnym uśmiechem jego żona Inna. — No

i się nie doczekał. Nie zamieszkał w naszym

wymarzonym mieszkaniu. Był wybuch, pożar i

Siergiej się spalił. Był nie do rozpoznania, ale jakoś...

— Jak?

— Po numerze fabrycznym lampy. Ale ja też

musiałam. Za pierwszym razem nie dałam rady i

uciekłam. Nie będę opowiadać.

— Ale ja widzę, że jesteś pogodzona z losem.

Nawet, powiedziałbym, radosna, promienna. Masz w

duszy słońce, spokój, a w mieszkaniu obok mieszka

Maria, która jest rozdygotana, jakby wybuch był

wczoraj.

— Bo pewnie nie ma wiary — mówi Inna — a

ja jestem wierząca, należę do Kościoła

Pięćdziesiątników. Kiedy to się stało, bracia nie

odstępowali mnie na krok. Zostawali na noc. Wiem,

że zrobili sobie grafik. Cztery doby siedzieli ze mną

na kopalni i czekali, aż znajdą Siergieja. Psychicznie

to było nie do zniesienia. Ludzie odchodzili od

zmysłów. Co chwila przychodził ktoś nowy i

rozpoczynał skowyczeć jak sobaka. Za nim zaczynali

Page 347: Jacek hugo-bader biała gorączka

inni, a po chwili sala odpraw po sufit była pełna

krzyków zawodzenia, lamentów...

— Kobiety?

— Oczywiście kobiety. Ale po kilku minutach

cichły, niektóre w kilka sekund usypiały dziwnie, w

pozycji siedzącej albo wtulone w ramiona matek, a

nawet teściowych. Bardzo często po raz ostatni w

życiu.

Poza mieszkaniem od kopalni rodziny dostają

od państwa jednorazowo pięcioletnią wypłatę

poległego górnika. To są, jak na ukraińskie warunki,

olbrzymie pieniądze, więc wdowy z dnia na dzień

stały się bardzo dobrymi partiami. Do tego po

największym wybuchu z osiemnastego listopada 2007

roku sypnęły się pieniądze od ukraińskich

oligarchów, Cerkwi i polityków.

Wiele wdów wspaniale przebudowało swoje

życie. Urządziły mieszkania, kupiły samochody,

założyły własne interesy albo rzuciły pracę i zapisały

się na studia. Wiele wdów się rozpiło albo padło

ofiarą matrymonialnych oszustów.

Inna dostała w sumie pół miliona hrywien, w

tamtym czasie było to ćwierć miliona złotych.

Rzuciła pracę sztukatora i założyła salon masażu

leczniczego. Jest także dyrektorką szkółki niedzielnej

Page 348: Jacek hugo-bader biała gorączka

w swoim kościele. To bardzo atrakcyjna,

czterdziestopięcioletnia kobieta z dwójką prawie

dorosłych dzieci.

— A jakby nawinęła się okazja, żeby zbudować

sobie nowe życie? — pytam ją.

— Jest taki ktoś. Dzieci jeszcze nie wiedzą, bo

to świeża sprawa. Ale nie spieszę się, nie tracę głowy,

bo to człowiek o dziesięć lat ode mnie młodszy. Jeśli

się zwiążę, to żeby wyjść za mąż, bo na chwilę, to nie

potrzebuję. Jestem jeszcze młoda. Pragnę żyć. I nawet

kupiłam samochód.

ecco

Inna Siemionkina mieszka w domu na ulicy

Listoprokatczikow 19, tuż koło Zasiadki i cmentarza

na Szczygłowce, gdzie leżą górnicy, którzy zginęli w

pracy. Kopalnia rozpoczęła budowę tego bloku zaraz

po listopadowym wybuchu, a już w sierpniu

następnego roku dawali klucze.

Dziewięć pięter, dwie klatki schodowe,

dziewięćdziesiąt dziewięć mieszkań. W

dziewięćdziesięciu mieszkają żony, dzieci i rodzice

poległych górników.

Chodzę po piętrach i jak akwizytor pukam do

drzwi. Często, kiedy otwierają kobiety, z głębi

mieszkania słyszę męski głos: „Kto przyszedł,

Page 349: Jacek hugo-bader biała gorączka

kochanie?". I nie mogę wprosić się na rozmowę.

Kiedy otwiera mężczyzna, ciałem zasłania drzwi,

żebym nie spojrzał do środka, ale zapuszczam

żurawia i widzę malucha, który na podłodze bawi się

klockami. I na pewno nie ma roku.

Espressivo

— A koło ciebie jest jakiś mężczyzna? —

pytam Marię Tochno, która mieszka na ósmym

piętrze koło Inny.

— No jak?! — krzyczy oburzona. — W tym

domu? On na kościach, na krwi mojego kochanego

męża zbudowany. Nastia, powiedz wujaszkowi, gdzie

jest tata.

— Tatę pod ziemią ubiły czarne ludy —

recytuje trzyletnia dziewczynka.

Maria ma dwadzieścia osiem lat. Od jej relacji z

kostnicy rozpocząłem tę opowieść. Ona także

pracowała na Zasiadce. Była maszynistką dźwigu na

wieży szybu wentylacyjnego. Spuszczała górników w

klatce do kopalni. Setki razy zwoziła na dół swojego

Romę. Osiemnastego listopada minęli się, bo ona

pracowała na pierwszej zmianie, a on poszedł na

czwartą. Za trzy tygodnie miał odejść z pracy.

Chłopak skończył prawo na miejscowym

uniwersytecie i malował ikony, a do kopalni poszedł

Page 350: Jacek hugo-bader biała gorączka

dla pieniędzy, bo nigdzie tak dobrze nie płacili.

— Nie mogłam zostać w pracy, bo na każdy

dzwonek z dołu serce mi staje. Nic tylko płaczę.

Wystarczy, że autobusem przejadę koło kopalni.

Prowadzę chór w cerkwi i zajmuję się dzieckiem. I

trzy miesiące sądziłam się ze swoją teściową o tę

pięcioletnią pensję męża. A jak przyjechała nasza

Jula, to znaczy nasza premier, matka poskarżyła się

na mnie na spotkaniu z rodzinami. Sąd podzielił

pieniądze po połowie. Zabrali dziecku! Bo ona „syna

pochowała". I nawet na pomnik się nie dołożyli.

Okropnie się zrobiło przez te pieniądze.

— Ludzie zwariowali — mówię — bo nigdy

takich nie widzieli.

— Rozum stracili. Od roku sądy cywilne nic u

nas nie robią, tylko dzielą pieniądze poległych

górników. Wszyscy się wzięli za łby. Rozpadają się

rodziny. Teściowie mnie znienawidzili przez to

wszystko. Mi to tak zdrowie zszargało... Dostałam

zapaści. Ciśnienie skoczyło do dwustu na sto

dziesięć.

RODZICE Appassionato

Władymir, górniczy ratownik i lekarz,

wspomniał o dziewięciu ludziach, których nie

odnaleźli po osiemnastym listopada. Jednym z nich

Page 351: Jacek hugo-bader biała gorączka

jest Piotr Szembierko, syn Anatolija, który na

początku opowiedział nam toporny kawał o żonie

górnika.

Anatolij mieszka z żoną Ludmiłą dwa piętra pod

Inną i Marią. Swoją synową ostatni raz widzieli w

sierpniu zeszłego roku, kiedy na Dzień Górnika

dostawali od kopalni klucze do mieszkania.

Powiedziała, że już nigdy nie zobaczą swojego

wnuka.

— Dostała ponad sześćset tysięcy hrywien, a

wtedy dolar był po pięć — skarży się Anatolij. — I

żyje jak królowa. Tylko dla przyjemności. Szasta

pieniędzmi. I swoją córkę z poprzedniego małżeństwa

do płatnego technikum posłała, chociaż dziewczyna

fatalnie się uczy i po dyskotekach lata. Nawet

samochód kupiła! I ciągle to z jednym, to z drugim

chłopem.

— Jeszcze zanim czterdzieści dni najgłębszej

żałoby minęło! —wybucha Ludmiła. — Szlaja się

jak... A jak robiliśmy wspominki na dziewiąty dzień,

na czterdziesty i po roku, nawet się nie pojawiła. Za

swoje robiliśmy, bo kopalnia nic na to nie dołożyła.

Dostaliśmy tylko trzymiesięczną wypłatę po synu.

Matce i ojcu po jedenaście tysięcy hrywien! To są

kopiejki przecież. Wszystkie pieniądze za syna poszły

do niej. I mieszkanie ma dużo większe. U nas pokój

Page 352: Jacek hugo-bader biała gorączka

osiemnaście metrów, a jej dwadzieścia sześć dali. Ale

dlaczego na wnuka nie daje popatrzeć chociaż. To

jedyne, co nam po synu zostało, bo grobu nawet nie

mamy.

Szembierkowie rozmawiali z dyrektorem

finansowym kopalni, żeby synowej nie dawali

pieniędzy. Ale nic nie wskórali, więc poszli do rady

dzielnicy, w której mieszka żona Piotra. Starali się

załatwić, żeby chociaż połowę gotówki zablokować i

przepisać w banku na wnuka, a jak to się nie udało,

wystąpili do sądu o pozbawienie synowej praw

rodzicielskich z powodu pijaństwa. Na próżno.

Szembierkowie są pewni, że synowa wszystkich

przekupiła.

Passente

Piotr miał trzydzieści jeden lat, kiedy zginął.

Pracował na jednej zmianie i w jednym zastępie z

młodszym o rok bratem, który na pół godziny przed

wybuchem zatruł się gazem, stracił przytomność i

został wywieziony z kopalni.

Już nie wrócił do Zasiadki. Po osiemnastym

listopada z kopalni odeszło ośmiuset górników. Cała

załoga liczy prawie dziesięć tysięcy osób.

Brat Piotra poszedł do innej kopalni.

Pierwszego dnia w nowej pracy jak wszyscy

Page 353: Jacek hugo-bader biała gorączka

przebrał się w robocze łachy i gumofilce, ale kiedy

oddawał żeton, coś mu jakby nogi i ręce związało.

Nie mógł lampy zapalić. Koledzy mu pomogli, a

kiedy podjechała klatka, otworzyli furtkę. Postawił

jedną nogę i jakaś straszna siła odepchnęła go z

powrotem. Przewrócił się i zaczął uciekać. Najpierw

na czworakach, potem wstał i biegł, aż go zatrzymali

przy bramie. Wezwali lekarza, który powiedział, że to

choroba psychiczna. Górnicza.

Od tego czasu brat Piotra nie pracuje. Ani razu

nie zszedł do swojej piwnicy, a w mieście do

przejścia podziemnego.

Patetico

Anatolij Szembierko opowiada.

— A jak na identyfikację jeździłem do kostnicy,

to nam pokazali tylko dwa trupy, chociaż ich tam

bardzo dużo leżało w czarnych workach. Najpierw w

komputerze pokazali. To on, mówię, a trupa pokazali

— nie on. W dzieciństwie syn miał wypadek

samochodowy i włożyli mu w głowę metalową

płytkę. No to oglądam trupa i mówię, to nie on, bo nie

ma tej płytki, chociaż w komputerze jakby on. We

trójkę jeździliśmy, z żoną i jeszcze z kumem jego.

Synowa nie jeździła, bo była w takim stanie, że się

nie dało jej brać. Jak nasza Jula przyjechała w

Page 354: Jacek hugo-bader biała gorączka

grudniu, to wychodziłem do niej na trybunę i

mówiłem, że w komputerze jest, a naprawdę trupa nie

ma. A ona, że znajdą, choćby nawet mogiły mieli

rozkopywać. Potem w grudniu jeszcze jednego trupa

wytaszczyli z zawału i byłem na identyfikacji, ale od

razu wiedziałem, że nie on, bo w gębie połowa zębów

wstawiona złota, a u naszego wszystkie swoje były.

No to w stu procentach on nie nasz. Na mój rozum

ktoś obcy pochował mojego syna. Taki był burdel. A

wiecie, dlaczego był burdel? Bo powiedzieli, że kogo

nie znajdą, tego rodzinie nie będą wypłacać. Jak mnie

te dwa ostatnie trupy pokazywali, to ten z kostnicy,

co trupy wydawał, powiedział, żebym brał i nie

grymasił, bo na oba te trupy pięć rodzin pretenduje. A

mnie po co obcy trup?! Mojego mi oddajcie!

Naszemu młodszemu synowi śnił się brat. Młodszy

coś do niego mówi, a ten odpowiada: „Ja nie

Szembierko i nie Pietia, u mnie inne nazwisko". To ja

myślę, że mojego sobie ktoś pochował. Żeby dostać

pieniądze. Ale wszystkim dawali. A ci, co trupy

pokazywali, na boku nam powiedzieli, że oni wiedzą,

kto pochował naszego syna. Kobieta, żona tego z

połową złotych zębów. Wszyscy jej mówili, że to jej

mąż, a ona, że nie, bo już pochowała swojego. Ale

nasz on też nie był.

— Który?

Page 355: Jacek hugo-bader biała gorączka

— No, ten z połową złotych zębów w gębie.

Ostinato

— Nam mówiła sąsiadka — opowiada Anatolij

— że jak kobiecie przepadnie mąż i ona go nie

pochowa, to ile ona by razy za mąż nie wychodziła,

wszyscy następni też będą ginąć albo przepadać. Tak

jest w Biblii napisane.

Pierwszy mąż synowej Szembierków

zachorował, jak tu mawiają, na igromanię (uzależnił

się od hazardu), narobił długów, więc którejś nocy

przyjechali po niego bandyci, wpakowali do

samochodu i już się nie odnalazł. Dwanaście lat

później, a więc osiemnastego listopada 2007 roku,

ginie jej drugi mąż, Piotr.

— I naszego syna też nie znaleźli!

— Anatolij, daj spokój. Lepiej się napijmy.

— Ona to wiedziała. Znaczy synowa. Ona

powinna tylko za wdowca. Tylko tak można klątwę

oszukać. To jakby ona zabiła naszego syna.

— Tak jej powiedziałeś? — pytam.

— No, a jak. To przecież tak jakby wyszło. Jak

w Biblii tak napisane. Wiedziała, że taka jest klątwa.

Tylu niewinnych ludzi przez nią zginęło.

— Chyba jej nie mówiłeś, że przez nią zapalił

Page 356: Jacek hugo-bader biała gorączka

się gaz?

— A przez kogo?! Jak w Biblii tak napisane.

STARE RANY Perdendo

Walentyna Sawina opowiada.

— We śnie jakiś głos mi mówi: „Wala, idź na

pole, tam twój Oleg leży". Ja biegnę. Tam pole

pszenicy i on leży na drodze. Sam jeden. I wszędzie

mrówki. W oczach, uszach, ustach. Tyle że twarzy

nie widać. Tak mi się przyśnił. Ja go podnoszę, a on

już jest dorosły. „Wstawaj, synku, wstawaj". A on się

nie podnosi. I ten głos znowu mi mówi: „Wala, co ty

go podnosisz? On tutaj już trzy dni leży". Takie sny

bardzo często miałam, jak jeszcze był mały.

W 1998 roku wybuch gazu zabił syna

Walentyny, Olega, i jego przyjaciela Saszę

Bondarenkę.

W całym życiu przepracowali pięćdziesiąt

dziewięć minut.

To był ich pierwszy dzień w pracy. Pierwsza

zmiana zjeżdża do kopalni o ósmej. Potem jeszcze

godzinę szli chodnikami na miejsce, a o dziewiątej

pięćdziesiąt dziewięć wybuchł gaz.

Chłopaki mieszkali w jednym bloku i na jednej

klatce schodowej. Poznali się w piaskownicy, kiedy

Page 357: Jacek hugo-bader biała gorączka

mieli cztery lata. Razem poszli do przedszkola, do

szkoły i do górniczej zawodówki na podziemnego

ślusarza-maszynistę. Siedzieli w jednej ławce, a

potem jednego dnia wzięli ich do wojska i jednego

dnia wrócili.

Obok siebie ich znaleźli pod ziemią i wywieźli

na górę jako ostatniego i przedostatniego. Potem

razem mieli pogrzeb i obok siebie zostali pochowani.

Mieli po dwadzieścia lat.

— Zapomniałam o moim śnie — mówi Wala,

matka Olega. — A jak go chowaliśmy na czwarty

dzień, to było na zupełnie nowej, cmentarnej drodze

wytyczonej przez pole. Mogiłę kopali górnicy, a

wkoło rosła pszenica.

Triste

Giennadij Sawin opowiada.

— A ja widuję go w mieście, jak przejeżdżam

samochodem koło kopalni. Stoi z górnikami na

przystanku i się uśmiecha. W biały dzień go widzę.

Raz się zatrzymałem i podszedłem, ale z bliska już go

nie było. Pytam ludzi, gdzie jest ten młody człowiek,

a oni, jak to gdzie? Przyszedł autobus, to wsiadł i

odjechał. No, ja wiem, że on nie żyje, ale im mówię,

jak mój Alioszka wyglądał, a oni — tak! Był taki, ale

wsiadł i odjechał. Niepojęte. Taki przyśnił mi się sen.

Page 358: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Wydoroślał? Jedenaście lat minęło.

— Nic się nie zmienił. Tyle że głowa rozbita i

zawiązana bandażem. Bielutkim. A na śmierć poszedł

w moich butach. Takich ciężkich, zimowych, na

gumowej podeszwie. Bo za duże. Kilka dni wcześniej

przygniótł sobie tapczanem wielki palec u nogi, to mu

dałem, bo strasznie mu spuchł. I jak była

identyfikacja w kostnicy u Kalinina, doktor odkrywa

wszystkich, otwiera usta, żeby zęby poznać, to ja

mówię, że nie trzeba, bo on ma wszystkie swoje, że

poznam po moich butach, a doktor, że po butach nie

można, bo mógł się z kimś zamienić. Trzeba po

czymś cielesnym poznać. To kazałem te buty ściągać,

a tam palec niebieski. A z głową żony im dalej, tym

gorzej.

Mahncomco

Opowiada Tania Katielnikowa.

— Zawsze śni mi się pięknie ubrany. Ładnie

uczesany, ogolony, w czarnym garniturze. A jak się

Ania rodziła, przyszedł w dzień. Stał na sali na

porodówce w swoim czarnym garniturze i patrzył. Ja

mówię: „Zobacz, Misza, jakie szczęście", a on mówi:

„Tak". Bardzo często przychodzi i podpowiada, co

robić. Mówił, że teściowa pójdzie do szpitala. I

poszła. Nie ma tygodnia, żeby się nie przyśnił.

Page 359: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zawsze ogromny, że muszę głowę zadzierać, żeby na

niego spojrzeć.

Tania jest szkolnym psychologiem. Jest bardzo

atrakcyjna. Ma trzydzieści pięć lat. Jej mąż zginął na

Zasiadce trzeciego lutego 2002 roku w wybuchu,

który zabił dwudziestu górników.

Przed wyjściem do pracy jadł z żoną śniadanie.

Tania gryzła się z myślami, czy mu powiedzieć. Test

pokazywał, że może być w ciąży, ale już tyle razy ją

oszukał. Postanowiła poczekać parę dni i zrobić usg.

Już pięć lat nie mogli doczekać się dziecka.

Badanie ultrasonografem wykazało, że jest w

ciąży. I na ten maleńki, czterotygodniowy punkcik na

obrazku usg dostała od komisji socjalnej

dwupokojowe mieszkanie.

Tania siedzi przed telewizorem zwinięta jak

embrion. Z nosa i oczu kapie na kolana. Ogląda film z

ich ślubu, a jej sześcioletnia córka jakby nie widziała,

że matka przed telewizorem zalewa się łzami.

— Przecież ona ma to codziennie — tłumaczy

Tania.

Piano

Opowiada Tania Maskowskaja.

— Nie powiem, co mi się śni, ale jak się budzę i

Page 360: Jacek hugo-bader biała gorączka

widzę, że koło mnie leży Wiktor, chce mi się wyć.

Kto powiedział, że czas leczy rany? Myślałam jak

głupia, że jeszcze raz przeżyję taką miłość. Ale

drugiego Gieny nie ma na świecie.

— Każdy popełnia błędy — burknąłem pod

nosem.

— Czy to jest błąd? — pyta smutno Tania i

pokazuje na pięcioletniego syna Jasia. — A czy

można normalnie żyć i cały czas porównywać?

Gdybym wiedziała, że tak będzie, nigdy nie

wyszłabym jeszcze raz za mąż. Wdowy po górnikach

niezwykle rzadko powtórnie idą do ślubu. Czasem na

kocią łapę, ale żeby tak jak ja... Bardzo rzadko.

Tania leje smutne, mądre łzy. Jest nauczycielką

ukraińskiego. Ma czterdzieści lat i jest niezwykle

zmysłowa, pociągająca. Jej pierwszy mąż Giena

zginął dziewięć lat temu na Zasiadce. Najtrudniejsze

tygodnie i miesiące przetrwała dzięki pomocy

Wiktora, nauczyciela angielskiego z jej szkoły. Janek

jest przypadkowym, niechcianym dzieckiem. Tania

wyszła za mąż tuż przed porodem, kiedy było pewne,

że nie zgubi ciąży. Kiedy się okazało, że to chłopiec,

pomyślała, że wychowa go tak, żeby był podobny do

Gieny.

finale

Page 361: Jacek hugo-bader biała gorączka

Tylko jeden człowiek się cieszy, kiedy w

Doniecku trzęsie się ziemia, pękają mury i wyją psy.

Ziemia się trzęsie, znaczy w kopalni wybuchł gaz i

będą ofiary. Pochowają ich na cmentarzu na osiedlu

Szczygłowka, kilka metrów od murów kopalni

imienia Zasiadki, koło wieży szybu wentylacyjnego,

którym po raz ostatni zjeżdżali pod ziemię.

— A trupy to dużo jedzenia — cieszy się Mauli,

hiena z cmentarza na Szczygłowce. Im większy

wybuch, tym więcej jedzenia. Ten największy był

ponad rok temu, a ciągle jest co jeść i pić. No i palić.

Mauli też był górnikiem. W młodości przyjechał

z Kaukazu, ale po kilku miesiącach był wybuch,

nawdychał się produktów spalania i odszedł na

najmniejszą z możliwych rent. Zawsze przepija ją

pierwszego dnia, ale kopalnia, można powiedzieć,

ciągle go żywi.

Każdemu zmarłemu, według nowej, sowiecko-

prawosławnej tradycji należy się zawtrak, czyli

śniadanie następnego poranka po pogrzebie, potem

posiłek dziewiątego dnia, czterdziestego i na rok po

pochówku. Rosjanie swoich zmarłych karmią i poją

także w Boże Narodzenie, na Wielkanoc, Święto

Zmarłych, rocznicę śmierci, urodziny, Dzień Górnika

w ostatnią niedzielę sierpnia i za każdym razem,

kiedy przyjdą na cmentarz. Papierosy zostawiają

Page 362: Jacek hugo-bader biała gorączka

nawet niepalącym.

A siny z zimna Mauli czeka, aż rodzina odejdzie

od grobu.

Potem opróżnia szklanki z samogonem, po

kieszeniach upycha chleb, kiełbasę i jaja na twardo.

Sztacha się papierosem, którego żona zostawił dla

męża na płycie.

— Carstwo jemu niebieskie — mruczy do siebie

pod nosem.

Styczeń 2009

Page 363: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wiśniowy sad

W Jałcie, gdzie Wielka Trójka spuściła na

Europę żelazną kurtynę, rąbią drzewa. Rąbią, jeno

warczą topory.

Śliwy, wiśnie i brzoskwinie na ulicy

Nabierieżnej kwitną i pachną jak szalone, słońce

grzeje w plecy, a gwiazdor ryczy z głośnika: „Ja

tiebie skazu, bejbi ajlawiu, ja tiebia liubliu...". Więc

nogi same skręcają do „Białego Lwa", gdzie

zamawiam krymski koniak Żan-Żak.

— Młody człowieku — odezwała się pierwsza.

— Wy go pijecie bez cytryny?

Siedziała przy stoliku obok.

— Cytryna? Do koniaku! — skrzywiłem się.

— To jest klasyka. Car Mikołaj u pił koniak

tylko z cytryną.

— Pewnie dlatego był ostatnim carem.

— Ach... Wy Polak — odgadła i uśmiechnęła

się oczami. Tak rozpoczął się nasz metafizyczny

romans.

A żeby było bardziej jak w opowiadaniu

Antoniego Czechowa Dama z pieskiem, którego

pierwsze sceny rozgrywają się na Nabierieżnej, na

Page 364: Jacek hugo-bader biała gorączka

kolanach Ałły Aleksandrowny siedział Żorż, tylko że

to był jamnik, a książkowa dama miała szpica.

Twarze

Jałta zachowała urodę niemłodej, secesyjnej

damy. Damy po przejściach — z problemem

psychiatrycznym i alkoholowym, która nieraz usnęła

w parku na ławce i została wykorzystana przez pijaną

hołotę, nieraz spadła ze schodów albo z pryczy w

areszcie i straciła przy tym kolejne zęby.

Miasto, nazywane kiedyś letnią albo trzecią po

Petersburgu i Moskwie stolicą imperium, w

radzieckich czasach zapaskudzono ogromnymi

blokami. Tysiące kilometrów kabli zarzucono na

dachy jak siatkę. Rury różnej grubości przecinają

stare domy i podwórka w poprzek i na skos. Biegną

po wierzchu, a nawet napowietrznie, kiedy muszą

przeskoczyć ulicę, a bywa, że i po wodzie — w

korytach rzeczek płynących przez miasto.

Teraz nazywają Jałtę polityczną stolicą Ukrainy.

To od mnogości gosdaczy (gosudarstwiennych daczy,

czyli daczy państwowych), do których zjeżdżają

ukraińscy politycy, żeby w pięknej scenerii

podejmować ważne decyzje.

Jedynie ciągnąca się wzdłuż czarnomorskiej

plaży Nabierieżna, od lat trzydziestych nosząca

Page 365: Jacek hugo-bader biała gorączka

nazwę ulicy Nabierieżnej im. W. Lenina, świeci

świeżą farbą, tysiącem żarówek i neonów. Bulwar

kusi drogimi knajpami, kasynami, strzelnicą i

wesołym miasteczkiem.

— Las Vegas dla ubogich — mówi z

niesmakiem Ałła Aleksandrowna. — A popatrzcie na

twarze tych ludzi.

Wyjmuje z portfela pożółkłe zdjęcie.

— To jest moja babcia — mówi stara dama. —

No i znajdźcie, Jacek, na Nabierieżnej teraz taką

twarz.

Po pierwsze, w stutysięcznej Jałcie trudno

znaleźć człowieka, który by się tu urodził. Zlatują się

do kurortu w poszukiwaniu lepszego życia, słońca,

okazji do zrobienia fortuny. Ciągną na południe i w

Jałcie kończy im się ląd.

Na tarasie restauracji „Biały Lew" na

Nabierieżnej dalej oglądamy z Ałłą Aleksandrowną

jej podręczny zbiór fotografii.

— Boże mój — mówi — oni już wszyscy

wymarli. Często nawet nie wiem, kto jest na tych

zdjęciach. Prości ludzie, kupiecka rodzina, a jaki

intelekt, szlachetność w twarzach... A tu patrzcie,

Jacek, idzie młoda dziewczyna i jaka twarz zacięta.

Page 366: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Rodzice i dziadkowie tego pokolenia życie

mieli do bani.

— To prawda. i po wnukach to widać.

Człowiek, który żył w carskich czasach, w naszych

by nie dał rady. Trzeba być nachalnym,

bezwzględnym, chamskim, podejrzliwym i

podstępnym.

Tak jak w Sowieckim Sojuzie. Ja też się

zmieniłam. Już nie chodzę z nosem zadartym do góry,

tylko z wbitym w asfalt pod stopami.

Przed „Białym Lwem" platan gigant. Obok

jeden z setek billboardów reklamujących miasto:

„Jałta — gorod szczastia". Wczasowicze robią sobie

zdjęcia.

— Na tym drzewie faszyści wieszali

partyzantów — mówi gorzko Ałła Aleksandrowną.

— Miasto szczęścia? Chyba tylko latem. Dla

wczasowiczów.

Monastyr w Kozielsku

„Biały Lew" to najdroższy lokal w Jałcie.

Kieliszek miejscowego koniaku kosztuje tyle co

butelka ormiańskiego trzygwiazdkowego Araratu w

sklepie „Gastronom". Restauracja została zbudowana

siedem lat temu na miejscu ohydnej blaszanej budy z

piwem, za którą wszyscy spacerowicze z

Page 367: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nabierieżnej i konsumenci z piwuchy chodzili się

odlać.

Zbudowali ją w czwórkę. Jednym z partnerów

był Sasza Sz., najgroźniejszy miejscowy bandyta.

Rokokowe wnętrze z marmuru i kryształu kapie

złotem jak w cerkwi u Świętego Jana Złotoustego.

— Sasza się wycofał — mówi Swietłana

Andriuszenko. — Zostałam tylko ja z mężem i

partner z Rosji.

Ale rządzi trzydziestoośmioletnia Swietłana,

która w Moskwie zaocznie studiuje prawo. Mężowi

(ksywa „Profesor") obrzydły interesy. Kupił kilkaset

hektarów ziemi pod Sewastopolem, posadził sad,

winnice, zbudował owczarnię i cieszy się nowym

życiem.

W czasie ostatnich wyborów prezydenckich

oboje trzy razy głosowali za Wiktorem

Janukowyczem, faworytem byłego prezydenta

Kuczmy i Moskwy.

— Bo to człowiek cerkiewny — mówi Swieta

— bardzo religijny, a szczególnie jego żona. A ja

jestem chrześcijanka prawosławna. U nas jest

przykaz, żeby mieć to na uwadze, a jak się czegoś nie

wie, spytać świętych ojców.

— I pytaliście?

Page 368: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Tak. W świętym monastyrze w Kozielsku

pod Moskwą jest wielu świętych ojców. Jak tam coś

powiedzą, my absolutnie wierzymy. Na Ukrainie

mamy raskoł, podział, i odszczepieńca Filareta z jego

Cerkwią kijowską, którego zesłał Antychryst. Dlatego

głosowaliśmy na Janukowycza, bo on jest za naszą

jedyną, moskiewską, prawosławną Cerkwią i naszym

wielkim, rosyjskim językiem.

— Co wy z tym językiem? — dziwię się. —

Przecież wy Ukrainka.

— A co to takiego język ukraiński? Przecież to

rosyjskie narzecze. Całą młodość spędziłam w

Kijowie i tam wszyscy mówili po rosyjsku.

— Bo była rusyfikacja.

— Teraz jest ukrainizacja Rosji.

— Nie jesteśmy w Rosji. To Autonomiczna

Republika Krymu. Jesteśmy na Ukrainie, ale wy nie

jesteście ukraińską patriotką.

— Jestem! I rosyjską, białoruską i polską.

Jestem słowiańską patriotką. Wy nie przetrzymacie

tego zepsucia, narkotyków i pornografii, która wcieka

do Polski z Ameryki i nato. Od was ten potok

bezbożności i zepsucia wlewa się do nas, a nam po co

tutaj obce wojska?

Page 369: Jacek hugo-bader biała gorączka

Tak sobie gawędziliśmy na tarasie „Białego

Lwa". Mówi się, że w Jałcie ziemia jest ze złota, bo

na wąskim pasku między górami a morzem jest jej

bardzo mało. Działki budowlane są droższe niż w

stolicy. Najgorszy kawałek na stromym stoku

kosztuje dwieście dolarów za metr, a przy

Nabierieżnej — tysiące. Ale Swieta z mężem i

kolegami zapłaciła symboliczną hrywnę, bo mieli

odbudować spaloną podczas wojny zabytkową

czytelnię, która stała w tym miejscu. No i przez dwa

lata po otwarciu i poświęceniu restauracji przez

batiuszkę przy wejściu była nawet tabliczka

„Czitalnyj zał". Stał stojak z czasopismami, ale w

ciągu tych lat ani jedna osoba nie wzięła ich do ręki,

więc tabliczka i stojak zniknęły.

Po mieście chodzi pogoworka, że Jałta się

najpierw paliła, a teraz się buduje. Bandyci podpalali

stare domy, żeby biznesmenom zrobić miejsce pod

inwestycje. Wybuchały pożary w parkach i

rezerwatach otaczających miasto. Rzecz jasna paliło

się w miejscach dogodnych dla budowlańców.

Przepiękny Nadmorski Park Miejski, który po

wojnie miał trzydzieści pięć hektarów, teraz ma

dziewięć.

Sofia Rotaru, gwiazda radzieckiej estrady i

ukraińskiego biznesu, kupiła za symboliczne dwieście

Page 370: Jacek hugo-bader biała gorączka

dolarów miejską banię z początku xix wieku na ulicy

Nabierieżnej. Miała ją restaurować. Kiedy

przyjechałem do miasta czternastego kwietnia, na

ścianie wisiała tabliczka z informacją, że to pomnik

architektury. Gdy po dziesięciu dniach wyjeżdżałem,

nie było śladu po fundamentach.

Miasto traci hotele, pensjonaty, sanatoria, parki,

place zabaw, przedszkola. Sprzedaje budynki

komunalne razem z mieszkańcami. Taką

prywatyzację miejscowi nazywają prichwatizaciją

(przechwytyzacją).

Do tego samego katalogu należy słowo

„diermokraty". „Diermo" to bardziej eleganckie

określenie gówna. Diermokratami są wszyscy ci,

którzy zmieniają Kraj Rad po jego rozpadzie.

Świetlana, właścicielka „Białego Lwa", też tak myśli

i głęboko nimi pogardza. Tak jak prezydentem

Juszczenką. Uważa, że każda władza pochodzi od

Boga i jest taka, na jaką naród sobie zasłużył.

— Czym więc zgrzeszyli Rosjanie, że dostali

Stalina? — zapytałem.

— A dlaczego puścili bolszewików, wytępili

arystokrację, zamordowali carską rodzinę? On był

Biczem Bożym, karą za grzechy.

Ikona z prezydentem

Page 371: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Wyobrażacie sobie, Jacek? Ja siedziałem tu

gdzie teraz, a tam, gdzie wy, siedział Juszczenko!

Wiktor Juszczenko odpoczywał w hotelu

Wiktora Łopana przed rokiem. Siedzieli przy stole i

jedli barszcz ukraiński. Juszczenko jadł czerwony, a

Łopan — zielony. Zielony barszcz to po naszemu

szczawiowa.

Po obiedzie wyszli przed restaurację i Łopan

zrobił rodzinie Juszczenków zdjęcie. Oprawił je w

ramkę.

— I poszedłem do cerkwi poświęcić.

— Zrobiliście ikonę!

— Tak — cieszy się Wiktor Łopan. — Może

dlatego Juszczenko wygrał. Z tą ikoną byłem na

wyborach. Powiedziałem, że to będzie nowy

prezydent. O mało mnie nie pobili. Antenę, na której

miałem pomarańczową wstążkę, w ciągu kilku

tygodni rewolucji łamali mi siedemnaście razy.

Dla Wiktora Łopana to niewielki wydatek.

Chociaż jest bajecznie bogaty, z powodu patriotyzmu

jeździ ukraińską tavriją, tanim i bardzo tandetnym

samochodem.

W Jałcie i na Krymie w każdej turze wyborów

Juszczenko dostawał około piętnastu procent głosów.

Page 372: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ponad dwie trzecie mieszkańców półwyspu to

Rosjanie. Łopan jest Ukraińcem.

Ikona z Juszczenką wisi na honorowym miejscu

w restauracji Łopana w Liwadii. Trzy lata temu za sto

tysięcy dolarów kupił od pośrednika ruinę domu

carskiego ogrodnika (był budowany w roku

powstania styczniowego), starannie wyremontował i

zamienił w hotel, a obok wybudował aquapark.

Zawadzało mu potężne drzewo, więc zamiast je

wyciąć, wybudował mu przy barze oddzielny pokoik,

w którym sobie rośnie i nad dachem otwiera koronę.

Liwadia to carska posiadłość w Jałcie. Dom

ogrodnika stoi trzysta metrów od pałacu

Romanowów, w którym od czwartego do jedenastego

lutego 1945 roku trwała konferencja z udziałem

Churchilla, Roosevelta i Stalina.

Łopan był lekkoatletą średniodystansowcem.

Ma pięćdziesiąt siedem lat. W pierwszych latach

niepodległości został trenerem narodowej

reprezentacji Ukrainy, ale czuł się pokrzywdzony, bo

zarabiał trzysta dolarów, więc poszedł do biznesu.

Polskim partnerom założył kijowskie biuro i za samo

to dostawał od nich trzecią część zarabianego szmalu.

Biuro znajdowało się w budynku Ministerstwa

Przemysłu Lekkiego.

Page 373: Jacek hugo-bader biała gorączka

Te interesy wykończyły go jednak nerwowo,

więc przeniósł się do Jałty.

— Straszny rekiet — zgaduję. — Bandziory

ściągają haracze.

— Bandycki rekiet to pryszcz. Do mafii poszli

prawie wszyscy byli sportowcy, a ja też byłem w

sporcie, to zawsze się jakoś z nimi dogadam. Oni

zresztą dorobili się na tym rekiecie i zostali

normalnymi biznesmenami. Uspokoiło się. Teraz

przyjeżdżam do Jałty, a tu widzę normalny rekiet

państwowy.

— Gdzie tam. Po prostu wreszcie musicie płacić

podatki.

— Podatki i haracze — prostuje Łopan. —

Komunistyczni bandyci (bo tu ciągle byli sekretarze

rządzą) posadzili pospolitych bandytów albo ich

wystrzelali i sami rekietują. Podpis na najgłupszym

papierku w urzędzie kosztuje sto dolarów,

pozwolenie na budowę — pięćdziesiąt tysięcy. Do

kieszeni odpowiedniego urzędnika. W zeszłym roku

chciałem kupić plac pod inwestycję dla kolegi.

Łapówkę miał dostać odpowiedni deputowany Rady

Miasta. Pośrednikiem był oficer milicji. Dawałem

trzydzieści tysięcy dolarów, ale konkurencja dała

trzydzieści sześć. To też był deputowany, ale Rady

Page 374: Jacek hugo-bader biała gorączka

Najwyższej z Kijowa. Tuż obok mnie zburzyli

zabytkową łaźnię carskiej rodziny. Teren opchnęli za

trzysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nie wiem, ile

wzięli łapówki, ale co najmniej stówę.

W ciągu trzech pierwszych miesięcy

urzędowania prezydenta Juszczenki do jego

kancelarii wpłynęło sto pięćdziesiąt tysięcy skarg

obywateli Ukrainy na lokalne władze. Mieszkańcy

Jałty musieli sporo wydać na znaczki pocztowe, bo

prezydent wysłał do miasta kontrolę z prokuratury

generalnej. Kontrolerzy polecili miejscowej

prokuraturze rozpocząć siedemdziesiąt trzy śledztwa

dotyczące korupcji i oszustw w obrocie

nieruchomościami.

Trzy z nich toczą się przeciwko merowi miasta,

ale ten ani mnie, ani miejscowym dziennikarzom nie

chciał powiedzieć, czego dotyczą. Mer Jałty

wcześniej był tutaj prokuratorem.

Trzy cuda

Znowu umówiłem się z Ałłą Aleksandrowną na

Nabierieżnej.

Rozsiedliśmy się na ławce, ale ktoś usiadł obok

nas, więc Ałła koniecznie chce się przesiąść.

— To czechowowski naród — tłumaczy. — My

rozmawiamy, a ten siada i słucha. Toż to chamstwo.

Page 375: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Pewnie chciał tylko posiedzieć. Czego się tu

obawiać?

— Macie rację. Sowiecka priwyczka nadmiernej

ostrożności.

Ałła Aleksandrowną żyje dzięki cudom, które

się jej przytrafiły. Pierwszy zdarzył się, kiedy miała

pięć lat. Mieszkała z rodzicami w syberyjskiej tajdze,

w zapadłej wiosce, dokąd po studiach zostali

skierowani do pracy. Ałłoczka chorowała. Potwornie

cierpiała, przestała chodzić.

— Gasłam, kiedy do naszego sioła zesłany

został wybitny lekarz. To był polski Żyd o nazwisku

Sznajder. Powiedział, że mam gruźlicę kręgosłupa i

tylko klimat Krymu może mnie uratować. Trzeba

pisać prośbę o skierowanie do sanatorium. Dobre

sobie. Rok 1935, a moi dziadkowie rozstrzelani, bo

byli kołczakowskimi oficerami. Nie było szans na

skierowanie, ale mama napisała. I stał się cud. Po

miesiącu przyszło.

Pięć dni matka z babką wiozły Ałłoczkę w

nosiłkach na Krym. Zamieszkały w dziecięcym

sanatorium nad carskim pałacem, w którym było

sanatorium dla kołchoźników. Po trzech latach

dziewczynka wyzdrowiała, ale zostały, bo matka

dostała posadę nauczycielki rosyjskiego w

Page 376: Jacek hugo-bader biała gorączka

sanatorium, a lekarze mówili, że Ałła może żyć tylko

w tym klimacie.

W 1941 roku, przed wkroczeniem Niemców do

Jałty, Rosjanie ewakuowali dziecięce sanatoria. W

panice upychali dzieciaki na parowcu „Armenia", ale

dla trzydzieściorga z sanatorium Ałły zabrakło

miejsca.

— Zrozpaczeni patrzyliśmy z Liwadii, jak

„Armenia" wychodzi z portu — opowiada Ałła

Aleksandrowna. — Była sto metrów od falochronu,

kiedy nadleciały samoloty. Zrzuciły bomby, statek się

przełamał i w kilka minut poszedł na dno. Tylko

kilkoro dorosłych dopłynęło do brzegu. Patrzyliśmy

na to z góry jak w teatrze. Znowu przeżyłam jakby

cudem.

— A ten trzeci cud?

— Jak po studiach dawali nam nakazy pracy.

Skończyłam filologię rosyjską i wszystkich z mojego

rocznika wysyłali na Syberię. W Norylsku ja nie

przeżyłabym nawet roku, ale w komisji znalazł się

znajomy matki i on skierował mnie do pracy w moim

sanatorium w Liwadii. Jeszcze dwadzieścia lat

mieszkałam i pracowałam przy carskim pałacu.

W lecie 1974 roku Breżniew miał spotkać się w

Jałcie z Nixonem. Rosjanie bali się, że amerykański

Page 377: Jacek hugo-bader biała gorączka

prezydent zechce obejrzeć miejsce, gdzie w 1945

roku odbyła się konferencja Wielkiej Trójki. W

miesiąc wywalili z pałacu kołchoźników, zrobili

remont i kopie mebli, przy których radzili przywódcy,

a potem zatrudnili pracowników. Ałła Aleksandrowną

zgłosiła się natychmiast. Nixon i Breżniew nie

zaszczycili pałacu Romanowów, ale muzeum

powstało.

— W każdej sali siedziała kobieta,

smotritielnica, i donosiła na przewodników, co

mówią. Wolno nam było mówić tylko o konferencji.

Kiedyś dostałam naganę, bo się zapomniałam i

powiedziałam, że to jest pokój carewicza Aleksieja.

— A co trzeba było mówić?

— Że to świetlica do zajęć ideologicznych.

Ałła Aleksandrowna odeszła z pałacu z

początkiem pierestrojki. Po trzydziestu latach

oczekiwania na własne mieszkanie usłyszała, że

dostanie, ale musi przejść do pracy w szkole w

centrum Jałty. Pisała podanie o zwolnienie z pałacu i

płakała.

— Nie dostałam mieszkania. Do szkoły też

mnie nie przyjęli, a w pałacu nie potrzebowali

przewodnika przed emeryturą. Zostałam bez pracy.

Babuszka

Page 378: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ałła Aleksandrowna była zajadłą komsomołką.

Rozpierała ją duma, że wstąpiła do organizacji na

trzydziestolecie władzy radzieckiej.

— Wtedy moja babcia Natalia przestała ze mną

rozmawiać —mówi dama z pieskiem. —

Powiedziała, że komuniści zastrzelili chorego

chłopca, którego ojciec trzymał na rękach.

Babcia Natalia nie nazywała Lenina inaczej jak

„ryża sobaka". Przeżyła ponad sto lat, z których

ostatnie spędziła w łóżku, bez przerwy słuchając

radia. Każde niepowodzenie władzy radzieckiej:

nieurodzaj, pożar, katastrofę kolejową, a nawet

huragany i śmierć Gagarina, nagradzała gromkimi

oklaskami.

Ubóstwiała oglądać w telewizji film Lenin w

październiku. Widziała go dziesiątki razy. W

finałowej scenie krasnoarmiejcy pędzą przez plac do

Pałacu Zimowego, wskakują na ogrodzenie... a babcia

wyrywa z gniazdka wtyczkę od telewizora. „Nie

dobiegniecie" — mówiła.

Komunizm wywietrzał Alle Aleksandrownie z

głowy na studiach, kiedy związała się ze swoim

przyszłym mężem, który nie był zainfekowany

marksizmem.

— Babcia umarła w 1989 roku.

Page 379: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Doczekała upadku komunizmu w Polsce? —

pytam.

— Nie. Tego najbardziej żałuję. Umarła w

styczniu... O! Jaka twarz! Popatrzcie, Jacek, na tego.

On też nasz.

— On?

— Ta gęba czarna od słońca, z kolczykiem, w

ciemnych okularach i czarnej chustce? Wargi

popalone od marihuany, wiecznie zaćpany albo na

bani. A jak śmierdzi... Codziennie widzę go na

Nabierieżnej, jak gra na gitarze punkowe kawałki,

żeby zarobić na bełta albo spirytus salicylowy z

apteki, który miesza pół na pół z wodą. Nazywają to

ruską gadziną.

Pożegnałem Ałłę Aleksandrownę i poszedłem

za gitarzystą.

Buba

— Nazywają mnie Buba — powiedział

jegomość, którego twarz tak bardzo spodobała się

Alle Aleksandrownie. — Jestem podobny do jakiegoś

gwiazdora filmów porno o tym imieniu. U nas w

Pitrze puszczają takie filmy w nocy z piątku na

sobotę na trzydziestym czwartym kanale. Ja z

Petersburga jestem.

Page 380: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nie był tam od kilku lat. Mieszka na melinie

koło hotelu „Jałta". Wygrzebuje się z legowiska

zwykle koło trzynastej. Około czternastej pojawia się

na Nabierieżnej i jest tam do nocy. Czasem, jak

zabaluje, śpi z innymi na plaży. Wystarczy spaść z

Nabierieżnej i już leżysz na piachu.

— Nazywam się Wiktor Daczyński. Jestem

rosyjskim Polakiem.

W kwietniu skończył trzydzieści osiem lat. W

sezonie bardzo często kręcą się koło niego przepiękne

dziewczyny z północy, wędrowne narkomanki, które

odnajdują się z Bubą na Nabierieżnej, pomieszkują z

nim, pomagają naciągać turystów („Daj hrywnę dla

muzykantów") i odlatują.

— A ile razy tak było, że gramy sobie, gramy

— opowiada Buba — a tu przylatują jakieś nowe

ruskie baby, forsę w kieszenie pchają i zostają z nami.

Takie sobie wakacje wymyśliły. Z brudnym,

śmierdzącym punkiem. Po miesiącu znikają. Albo

mieszkają w hotelu „Jałta" w drogich apartamentach,

a z nami tylko balują.

Buba od wczesnego dzieciństwa każde lato

spędzał w Jałcie. Od kilku lat nie wraca już na zimę

na północ, chociaż w Murmańsku ma żonę, dziecko i

mieszkanie. Często chodzi głodny.

Page 381: Jacek hugo-bader biała gorączka

— W cerkwi karmią raz w tygodniu — mówię.

— My nie chodzimy do cerkwi. Jak mam pójść,

to do kościoła katolickiego. W Moskwie i Pitrze

nieformały, to znaczy punki, i wszyscy, którzy

chodzą z gitarami, to katolicy. Z prawosławnymi nie

idzie pogadać. Straszą tylko piekłem i szatanem.

Buba zakłada nową grupę punkrockową. Będzie

się nazywać Buba Honey Company, w skrócie

Buhańka. „Buhańka" w młodzieżowym slangu

oznacza imprezę alkoholową, ostrą popijawę.

Wład

Wład Władkin należy do Chrześcijańskiego

Kościoła Pełnej Ewangelii „Światło Życia". Ma

dwadzieścia sześć lat.

— Przez trzynaście lat chlałem dzień w dzień z

trzymiesięczną przerwą na pobyt w areszcie — mówi.

— Paliłem marihuanę, opium i brałem heroinę.

Kilkanaście razy byłem w zimie w szpitalu, bo

zamarzłem albo mnie bezpańskie psy zaczęły

pożerać. Nie mam połowy jednej stopy, a u drugiej

nie mam żadnego palca. Spalił mi się dom. Żeby

zarobić na narkotyki, kradłem, tłukłem, rabowałem.

Robiłem wszystko, tylko nie zabijałem. Zarosłem

brudem i kudłami. Żarłem na śmietniku, mieszkałem

w lesie. Jak zwierzę. Umiałem szczekać na psy, żeby

Page 382: Jacek hugo-bader biała gorączka

mnie nie atakowały. Cztery lata temu miałem sen.

Śniło mi się, że Wiktor Juszczenko będzie

prezydentem. Dlatego głosowałem na niego, chociaż

nie było łatwo, bo nie chcieli mnie wpuścić do lokalu

wyborczego. Potem widziałem spełnienie tego snu.

Kiedy w następną środę poszedłem na darmową zupę,

siostra Inga Kozina prosiła, żebym zerwał z

grzechem, a ja pomyślałem, że ten proroczy sen był

znakiem, i się pokajałem. Wstąpiłem do Kościoła.

Wład z dnia na dzień przestał pić i ćpać. Nawet

papierosy rzucił. Bracia go ogolili, umyli, odziali,

potem nakarmili, dali dach nad głową i pracę. Nie

odczuwał żadnych dolegliwości związanych z

abstynencją. Każdej niedzieli jego wspólnota modli

się z pastorem w intencji prezydenta Juszczenki.

Wiedzą, że w drugiej części snu Wład widział, jak

Ukraina pod wodzą Juszczenki podnosi się z klęczek,

urywa łeb korupcji, a jej siła rośnie i równa się

potędze Rosji.

— A ludzie w tym śnie? — pytam Włada.

— Żyją w Jałcie jak na wakacjach.

Batiuszka

Cerkiew Świętego Jana Złotoustego stoi w

miejscu, w którym czwartego kwietnia 1837 roku car

Mikołaj I spożywał obiad w składanym podróżnym

Page 383: Jacek hugo-bader biała gorączka

pawilonie. Kronikarze zanotowali, że tego dnia

podano włoski makaron zwany spaghetti. Po posiłku

imperator wstał z fotela, podniósł kielich z winem i

ogłosił, że licząca trzynaście chałup wioska Jałta

będzie miastem ujezdnym (powiatowym).

Kopuły cerkwi widać z całego miasta, ale już za

parę dni z portu i z części Nabierieżnej nie da się ich

zobaczyć. Zasłoni je wielopiętrowy hotel ze szkła i

stali. Batiuszka Władysław Szmidt od Świętego Jana

Złotoustego podniósł larum, że budynek powstaje w

stumetrowej strefie ochronnej zabytkowego obiektu,

ale władze go uspokoiły, że hotel będzie miał tylko

cztery piętra, więc kopuły nie będą całkowicie

zasłonięte. Kiedy budowa dojechała do piątego piętra,

w mieście znowu zawrzało. Dziennikarze rzucili się

na mera, a ten ogłosił, że wprawdzie inwestor

uświadomił mu, że zgodnie z podpisaną przez niego

umową hotel miał mieć osiem pięter, ale renegocjują

wysokość budynku. Dogadali się na sześć, co znaczy

— cieszył się mer — że krzyże na kopułach będą

wystawały. Kiedy wyjeżdżałem z Jałty, kończyli

siódme piętro.

— Nie mam szczęścia do tego miasta —

wzdycha duchowny.

— Ja też — wtóruję mu westchnięciem. —

Tutaj sojusznicy sprzedali Polskę Związkowi

Page 384: Jacek hugo-bader biała gorączka

Radzieckiemu.

— Bo byliśmy najsilniejsi. Ale wy wiele

zyskaliście. Jak trzeba było, pomoc płynęła

nieprzebranym strumieniem. Rozwinęliśmy wasz

przemysł, zaniedbane regiony. W całym obozie tak

było.

— Na odwrót. Wszystkie kraje budowały waszą

potęgę, tę waszą cholerną armię.

— Trzeba się było bronić — mówi ojciec

Szmidt. — Co wy nie wiecie, że była zimna wojna? I

siebie, i was broniliśmy przed Amerykanami. Polska

była rozgromiona przez Niemców, a uwolnił was

Związek Radziecki, więc należeliście do Rosji.

— To wystarczy, żeby wziąć wolny kraj jak łup

wojenny?!

— Jaki wolny? To takie śmieszne jak „wolna

Ukraina". Sami Ukraińcy przyjdą do Rosji i poproszą,

żeby ich wziąć z powrotem. Całe życie byliśmy w

Rosji. To samo można powiedzieć o Polsce.

Batiuszka ma trzydzieści osiem lat. Jest

Ukraińcem.

— Nie jesteście ukraińskim patriotą — raczej

stwierdzam, niż pytam.

— Na Ukrainie nie ma czegoś takiego jak

Page 385: Jacek hugo-bader biała gorączka

patriotyzm. Na szczęście jest wielka Rosja i Cerkiew

moskiewska, a przyjaźń narodów to potęga naszego

radzieckiego, a teraz rosyjskiego państwa.

Cały czas w rozmowie przeszkadza nam łomot z

budowy.

— Słyszycie? — pyta batiuszka. — Rąbią

wiśniowy sad.

— To wy, jak tu godzinę gadamy, wyrąbaliście

wszystkie drzewa!

Ruskie nastroje

Jeszcze gorzej mi poszło z Jewgienijem

Anatoljewiczem Łoginowskim, znajomym Ałły

Aleksandrowny, który jest prezesem Dworianskogo

Sobranija Rossiji w Jałcie. To rodzaj kółka ludzi

lepiej urodzonych.

Łoginowski jest inżynierem. Ma sześćdziesiąt

dziewięć lat. Od kilku lat jest na emeryturze, a

wcześniej był naczelnikiem miejskiego wydziału

eksploatacji budynków mieszkalnych i tak się

złożyło, że jako naczelnik wydał decyzję o zburzeniu

własnego domu, w którym nie mieszkał, bo w 1937

roku dom został upaństwowiony.

Dziadka w 1920 roku rozstrzelali bolszewicy,

bo był naczelnikiem telegrafu, a drugiemu dziadkowi

Page 386: Jacek hugo-bader biała gorączka

przywiązali kamienie do nóg i wraz z tysiącem stu

pięćdziesięcioma innymi oficerami, kadetami i

junkrami generała Wrangla utopili w basenie

jałtańskiego portu.

Myślałem, że jako poszkodowani przez władzę

radziecką znajdziemy z Łoginowskim wspólny język,

ale się myliłem. Wymyślał mi od rusofobów i

torturował paranoicznym wykładem historycznym, w

którym znalazło się wytłumaczenie dla każdego

podboju, agresji i świństwa nie tylko carskiej, ale i

radzieckiej Rosji. Oczywiście Polskę Katarzyna II

zajęła, żeby zaprowadzić porządek.

— U nas już taka mentalność — powiada —

żeby pomóc.

Wyszedłem bez pożegnania, w sklepie kupiłem

masandrowski koniak i poszedłem na Nabierieżną

napić się z chłopakami. Mam tam czwórkę przyjaciół.

Rezultat

Sejran Kurtbiedinow, krymski Turek z

kompletem złotych zębów, mistrz Uzbekistanu na sto

metrów z 1957 roku. Iwan Kunicki, który od

trzydziestu pięciu lat zajmuje się płatną poezją i na

Nabierieżnej na poczekaniu wymyśla wiersze na

zadany temat. Wania często przychodzi z córką Lilą,

która ma problemy psychiczne i ubiera się tylko na

Page 387: Jacek hugo-bader biała gorączka

czerwono. Czwarty to brodaty Andriusza. Mistrz Jałty

w warcabach i szachach. Z nim też coś jest nie tak.

Zawsze ma ze sobą zegar do gry i szachownicę.

Każdy może z nim zagrać.

Co wieczór do nich przychodziłem i co wieczór

Sejran opowiadał mi o swoim spotkaniu z Jurijem

Andropowem, szefem kgb. To ja też opowiem.

Krymskich Turków deportowano z półwyspu

razem z Tatarami w 1945 roku. Od 1956 roku

wspólnie walczą o prawo do powrotu do ojczyzny.

Co kilka miesięcy wysyłają do Moskwy delegacje,

które dobijają się do wszystkich drzwi. W 1968 roku

w ośmioosobowej delegacji przedstawicielem

młodzieży był trzydziestoletni brygadzista Sejran

Kurtbiedinow. Połowa poszła do kc, połowa do kgb.

— Ja poszedłem do bezpieki — mówi Sejran.

— Zgłosiliśmy się do sekretariatu na spotkanie z

szefem kgb Andropowem. Sprawdzili nas,

zrewidowali i powiedzieli, że przyjmie nas za

piętnaście minut. Mija piętnaście, trzydzieści,

czterdzieści pięć minut... Chcemy wychodzić, ale

wzywa nas adiutant. Zjeżdżamy pod ziemię,

czerwone marmury. Znowu czekamy, ale już przy

gabinecie Andropowa. Obok mnie kobieta. Ona w

imieniu kobiet. Ale tu coś cieknie. Po podłodze!

Zsikała się ze strachu!

Page 388: Jacek hugo-bader biała gorączka

Sejran pęka ze śmiechu, ale widzę, że jakoś tak

nerwowo.

— A ty się nie bałeś? — pytam go.

— A dlaczego? Mnie naród posłał. Zbierali

pieniądze na ten wyjazd.

— No i co Andropow?

— Siadać prosi, a ja, że my już długo siedzimy i

nie będę siadał. Pokazuję mandat, który jest w

imieniu młodzieży, i mówię, że mnie trzeba

odpowiedź dać. Dlaczego nie pozwalacie nam wrócić

na Krym? Czy my niewłaściwi ludzie? Jak tak, to

dlaczego przyjmujecie nas do partii komunistycznej?

I mnie też. A on nie patrzy na mandat od narodu,

tylko w oczy, a ja czuję, że mi wzrokiem tnie mózg

jak żyletkami.

— Kagiebista — mówię. — Fachowiec.

— Tak. I mówi: „Uspokójcie się. Jedźcie do

domu, a my wam rezultat przyślemy". To ja, że

rezultat mi niepotrzebny, tylko odpowiedź.

Konkretnie!

— Dał odpowiedź?

— No, nie! To ja, że nigdzie nie pójdę, że będę

w tym pokoju siedział. To wtedy ta, co się zsikała,

zwymiotowała. A jak mnie wyrzucicie,

Page 389: Jacek hugo-bader biała gorączka

powiedziałem, to pójdę do kc, bo ja jestem

brygadzistą i mnie trzeba ludziom tam, w

Uzbekistanie, odpowiedź zawieźć. Wy mi

powiedzcie, pytam Andropowa, co ja mam im

powiedzieć? A on: „Zajmiemy się sprawą, bo

położenie ciężkie, ale trzeba się sprawą zająć"

Czterdzieści minut tak gadali.

— Naprawdę byłeś w partii? — pytam Sejrana.

— Nawet dwa razy mnie zapisywali. Bo tam w

kgb wreszcie rzuciłem legitymacją partyjną. Wtedy

ta, co w imieniu kobiet była, zemdlała. Ale jak

zmieniłem robotę, znowu mnie przyjęli.

— Dlaczego chciałeś?

— Nie chciałem, ale brygadzista powinien być

członkiem partii.

Narodom deportowanym z Krymu dopiero w

1989 roku pozwolono wracać do ojczyzny.

Lewa stopa Lenina

Każdego wieczoru przychodziłem postać na

Nabierieżnej.

Wani dziób się nie zamyka. Jest wicemistrzem

Jałty w gadulstwie, drugim po byłym sekretarzu

Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego,

pracuje w miejskim przedsiębiorstwie budowlanym.

Page 390: Jacek hugo-bader biała gorączka

Swój rekord Wania ustanowił, jadąc autobusem w

delegację do Abchazji. Mówił nieprzerwanie siedem

godzin, tak że pod Noworosyjskiem pasażerowie

autobusu chcieli popełnić zbiorowe samobójstwo.

Z zawodu jest kamieniarzem. Pochodzi z

Dniepropietrowska. W Komsomole dali mu wybór:

skierowanie do pracy w Norylsku za kołem polarnym

albo w Jałcie przy budowie obozu pionierskiego

Artek.

— A ja ledwo przyjechałem z Archangielska —

mówi Wańka —bo służyłem w wojskach rakietowych

strategicznego znaczenia i przez trzy lata jeździłem

po tundrze, szukając resztek rakiet nośnych statków

kosmicznych Kosmos, Sojuz, Progres i Mołnia. Tam

to żelastwo spadało z nieba, a my niszczyliśmy je

dynamitem, żeby nie dostało się w ręce wroga.

Wania dwa lata budował obóz, a właściwie

jeden z największych na świecie pomników Lenina.

— To były trzy sześćdziesięciotonowe pylony

ze stali w całości oblicowane granitem — opisuje

gaduła. — Symbolizowały partię, Komsomoł i

pionierów, a między nimi na górce usypanej z

dwudziestu wagonów ziemi stał siedemnastometrowy

postument z postacią wodza rewolucji.

— Taki kolos wśród domków kempingowych,

Page 391: Jacek hugo-bader biała gorączka

w których dzieciaki spędzały wakacje?!

— Ale to był obóz międzynarodowy dla dzieci z

Azji i Afryki. W przyszłości mogli być przywódcami

swoich krajów. Musieliśmy im zaprezentować potęgę

Związku Radzieckiego.

Od dwudziestu trzech lat Wania jest na rencie.

Dostaje trzysta osiemdziesiąt hrywien (dwieście

trzydzieści złotych). Podczas ustawiania postaci na

postumencie przygniotła go kilkutonowa stopa wodza

bolszewików. Doznał urazu kręgosłupa. Od tego

czasu nie może się wyprostować.

— Prawa czy lewa?

— Stopa? Lewa z kawałkiem łydki i spodni.

— Nie masz wrażenia, że Lenin zmarnował ci

życie?

— Przeciwnie! Uwolnił mnie. Nie lubiłem

swojej roboty. Teraz mogę zajmować się poezją.

Stoję sobie na Nabierieżnej i sprzedaję moje tomiki.

— A gdybyś był moim prezydentem — pytam

Wanię — pojechałbyś dziewiątego maja do Moskwy

z okazji zwycięstwa nad Niemcami?

— Nie wiem. Ale wiem, że nie macie czego

świętować. Wy mówicie „druga okupacja", to ja ci

powiem, że całe terytorium zsrr było od 1918 roku

Page 392: Jacek hugo-bader biała gorączka

okupowane. Polacy zachowali chociaż swoje

państwo. U was było naprawdę wspaniale. Byłem w

Polsce w 1975 roku z komsomolskim oddziałem

budowlanym. Ten wyjazd zmienił wszystkie moje

poglądy na historię i zsrr. Byliśmy pewni, że żyjemy

w najszczęśliwszym kraju świata, że jesteśmy

najbardziej wolni, bogaci, radośni... A w Warszawie,

w Poznaniu, Krakowie zobaczyłem, że ludzie budują

własne domy, jeżdżą po dobrych drogach, w sklepach

dużo towaru... Wszyscy są weseli, normalni, niczego

się nie boją, chodzą do restauracji i przed milicjantem

nie stają na baczność. Zrozumiałem, dlaczego tak

trudno było od nas wyjechać za granicę.

— Dziewiąty maja to było wielkie święto?

— Ogromne — mówi Wania. — Rano tata

wkładał garnitur z medalami.

— Znaczy przypinał medale do garnituru —

precyzuję.

— Nie. One były tam na stałe. Chyba ze

trzydzieści sztuk. Innego garnituru tata nie miał, bo

nie potrzebował. Tego używał tylko pierwszego i

dziewiątego maja i w październiku, na rocznicę

rewolucji. Na Dzień Kobiet i Nowy Rok chodził w

swetrze. To wszystkie radzieckie święta. W tym

garniturze jechał na akademię, a my czekaliśmy.

Page 393: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kiedy wracał, wszyscy siadaliśmy za stołem, tata

wspominał towarzyszy broni, mama dwóch poległych

braci, a jak nie mogliśmy już jeść, wychodziliśmy z

domu i razem spacerowaliśmy po mieście. Pękałem z

dumy, bo tato miał najwięcej medali ze wszystkich

ojców moich kolegów. Oni też spacerowali.

Biała kość

Karp Nikitycz Hułak ma osiemdziesiąt pięć lat.

Jest kolegą frontowym ojca Iwana Kunickiego,

porucznikiem artylerii ciężkiej. „Karp" to rzadkie i

stare ukraińskie imię.

Siedemnaście lat mieszka w Jałcie i czeka na

przydział własnego mieszkania, które zgodnie z

prawem należy mu się jako weteranowi, do tego

inwalidzie wojennemu. W kolejce do mieszkań w

Jałcie oczekuje cztery tysiące rodzin.

Dwa lata temu prezydent Kuczma obiecał, że do

rocznicy wielkiej pobiedy wszyscy inwalidzi wojenni,

którzy nie mają mieszkania, dostaną przydział.

— Ale za każdym razem jak idę do urzędu

mieszkaniowego —opowiada Karp Nikitycz —

mówią mi, że wprawdzie weterani są

uprzywilejowani, ale rodziny wielodzietne i krymscy

Tatarzy, którzy po sześćdziesięciu latach powracają

ze stalinowskiej deportacji, bardziej. I to oni zgarniają

Page 394: Jacek hugo-bader biała gorączka

wszystkie mieszkania.

Gwiazdeczka

Weterynarz Sergo Czołak w 1988 roku wrócił z

rodziną z wygnania w Uzbekistanie. W ich

rodzinnym domu mieszkają obcy, więc zostali

zakwaterowani w pokoiku wydzielonym dyktą ze

stołówki hotelu robotniczego „Gwiazdeczka". Sergo

ma dzisiaj sześćdziesiąt osiem lat, pomarańczową

wstążkę w klapie, żółtego moskwicza z

osiemdziesiątego trzeciego roku i trzysta trzydzieści

dwie hrywny emerytury, w tym dziewięć dodatku za

stalinowskie represje (razem dwieście jeden złotych).

Dzieci pokończyły szkoły i poszły na swoje.

— Cholernie ciężko wyrwać się z

„Gwiazdeczki" — mówi.

Przed deportacją Tatarzy stanowili sześćdziesiąt

cztery procent mieszkańców miasta. Dzisiaj jest ich

tylko trzy tysiące, z czego tysiąc czeka w kolejce po

mieszkania.

— Za każdym razem jak idę do urzędu

mieszkaniowego — opowiada Sergo Czołak —

mówią mi, że wprawdzie Tatarzy są uprzywilejowani,

ale rodzinom wielodzietnym i inwalidom wojennym,

zanim jeszcze powymierają, bardziej się należy. To

oni zgarniają wszystkie mieszkania.

Page 395: Jacek hugo-bader biała gorączka

Światło Życia

Trzydziestodziewięcioletnia Inga Kozina należy

do Chrześcijańskiego Kościoła Pełnej Ewangelii

„Światło Życia". To ona karmiła bezdomnego Włada

zupą i uprosiła, żeby zerwał z grzechem, a on przestał

pić.

W lutym tego roku urodziła bliźniaki. To było

jej szóste i siódme dziecko.

— I któregoś dnia na porodówkę wpada mer

miasta z grupą dziennikarzy — mówi Inga. — Obok

mnie leżała dziewczyna, która urodziła trojaczki, i on

jej wręcza klucze do mieszkania komunalnego,

chociaż ona nawet w kolejce nie była, a ja mam

numer dziewięćset osiemdziesiąty szósty, czekam

czternaście lat.

Rodzina Ingi mieszka na strychu w

szesnastometrowym mieszkanku bez łazienki.

— A za każdym razem jak idę do urzędu

mieszkaniowego —opowiada Inga Kozina — mówią

mi, że wprawdzie rodziny wielodzietne są

uprzywilejowane, ale krymscy Tatarzy i inwalidzi

wojenni bardziej. I to oni zgarniają wszystkie

mieszkania.

— Dlaczego tak kręcą?

Page 396: Jacek hugo-bader biała gorączka

— U nas każdy od ręki dostanie mieszkanie

komunalne, jeśli zapłaci półtora tysiąca dolarów za

metr kwadratowy. Podniosłam raban w gazetach, że

to strasznie niesprawiedliwe z tymi trojaczkami.

Dziennikarze zbadali sprawę i okazało się, że

jesteśmy w Jałcie rodziną, która żyje w najgorszych

warunkach. Na jedną osobę przypada jeden metr i

siedemdziesiąt siedem centymetrów powierzchni.

— To dwa razy mniej niż moje biurko.

— Mer ogłosił więc, że mieszkania dla nas nie

ma, ale przydzieli nam plac budowlany. A za co niby

się pobudujemy? Mąż jest krawcem. Powiedzieli, że

sprzedamy ziemię i będzie nas stać na kupno

mieszkania. No i przydzielili. Na takim spadku, że na

nartach nie zjedziesz, a do tego gęsty las. Bez

wartości, ale kazali szybko podpisywać dokumenty i

zapłacić dwieście pięćdziesiąt hrywien za wycięcie

drzew. Ktoś jeszcze chciał drzewo ukraść.

Elitnyj dom

U wylotu Nabierieżnej, obok pięknego

stupięćdziesięcioletniego hotelu „Areanda" w

zeszłym roku stanął piętnastopiętrowy manhattański

koszmar ze szkła i stali. Firma Arteks reklamuje go

jako „elitnyj dom". Panienka, która oprowadzała

mnie po niesprzedanych jeszcze mieszkaniach, kiedy

Page 397: Jacek hugo-bader biała gorączka

na ostatnim piętrze zachwyciłem się oszałamiającym

widokiem na morze, szepnęła: „Najlepszy dla

najlepszych".

Poczułem się lepszy, bo panienka poważnie

myślała, że stać mnie na stuosiemdziesięciometrowe

mieszkanie za milion trzysta tysięcy dolarów, które

samemu trzeba wykończyć.

Przez rok sprzedali osiemnaście z czterdziestu

dwóch mieszkań, ale żadnego nie kupił mieszkaniec

Jałty. Biorą je biznesmeni z Doniecka,

Dniepropietrowska i Kijowa, ale w nich nie

mieszkają, tylko wpadają na wakacje.

Firma Arteks jest córką, albo raczej przykrywką

dla Dusi, spółki działającej jak nieformalna

organizacja (mafia, gang, tajne stowarzyszenie...). Jej

pełna nazwa to Derżawne Uprawlinnia (Zarząd

Państwowy) Sprawami Prezydenta Ukrainy. Chodzi o

byłego prezydenta Leonida Kuczmę i jego otoczenie.

To oni postawili wieżowiec, wyszabrowali setki

hektarów najlepszych działek budowlanych na

południowym brzegu Krymu, dostali od władz Jałty

pałac kniazia Feliksa Jusupowa, w którym w czasie

konferencji jałtańskiej mieszkała radziecka delegacja.

Dusia miała za to odpalić władzom miasta pieniądze

na ukraińską szkołę (bo jedyna taka szkoła w Jałcie

nie ma swojego budynku), ale nie odpaliła. Po czymś

Page 398: Jacek hugo-bader biała gorączka

takim na całym świecie zrywa się układy, ale w Jałcie

nikt nie ma zamiaru zadzierać z kuczmistami.

Jedni ojcowie miasta wzięli w łapę, inni się

boją. To jest diablo proste. Działacze jałtańskiego

oddziału organizacji Przezroczysta Władza mówią, że

wystarczy przekupić dwudziestu jeden deputowanych

czterdziestoosobowej Rady Miejskiej, a oni

przyklepią nawet tak poronione projekty jak budowa

elitnego domu ze szkła. To żaden wydatek, nawet

jeśli każdy dostanie dziesięć tysięcy dolarów. To

mniej niż za dwa pokoiki z kuchnią w tym domu.

Kolektyw drani

— Jak przychodzę na sesję rady miasta i widzę

tę pazerność, to rzygać mi się chce — mówi

trzydziestosiedmioletni Oleg Aleksiejewicz Zubkow,

jeden z czterdziestu deputowanych rady. — Ja

rozumiem, że może się trafić dwóch, trzech

niegodziwców, ale to jest cały kolektyw drani, którzy

sprzedają wszystko, na co znajdzie się kupiec.

Zubkow chciał być politrukiem. Ukończył

Akademię Polityczną Marynarki Wojennej, kiedy

rozwiązali mu Związek Radziecki, więc założył

prywatny ogród zoologiczny. Jedyny prywatny

zoolog w byłym Kraju Rad.

— Bo na Ukrainie nie zobaczysz zwierzaka w

Page 399: Jacek hugo-bader biała gorączka

naturze tak jak w Polsce, w Czechach, gdzie sarny i

lisy biegają po polach —mówi. — U nas wszystko

wystrzelali i zjedli. Ale jak po drugiej turze wyborów

ogłosili, że wygrał Janukowycz, zamknąłem ogród i

zapowiedziałem, że nie otworzę, dopóki nie odwołają

tego skandalu. Nie mogę się zgodzić, żeby moim

prezydentem był kryminalista. Jestem czystym

Rosjaninem, ale kocham Ukrainę, w której żyję

dwadzieścia lat. Kocham też Rosję, ale nie cierpię jej

antyzachodniej, antyburżuazyjnej propagandy. Chcę

żyć jak ludzie na Zachodzie.

Zubkow był w Jałcie szefem sztabu wyborczego

Juszczenki. Walczy z merem o mieszkanie dla Ingi

Koziny.

— Mówiłem na posiedzeniu Rady Miasta, że to

dla nas hańba, żeby rodzina z siedmiorgiem dzieci

mieszkała w szesnastometrowym mieszkaniu, a oni,

że są ludzie w gorszej sytuacji, to ja, że jak takich

znajdą, to ja im oddam swój własny dom. Szukali, bo

koledzy deputowani nienawidzą mnie jak psa, ale im

się nie udało. Byłem w strachu, bo musiałbym

dotrzymać słowa.

Ostatnio Zubkow odkrył, że miasto sprzedało

firmie Kiprida ziemię pod domem komunalnym na

ulicy Krasnowa i przy Nabierieżnej. Sęk w tym, że od

dwudziestu pięciu lat w tym domu żyje pięć rodzin,

Page 400: Jacek hugo-bader biała gorączka

jedenaścioro starych ludzi. Kiprida odsprzedała

nieruchomość firmie Kombis, a ci też chcą to

sprzedać i walczą z lokatorami. Nie mają zamiaru ich

przesiedlić, tylko wygnać. Wyłączyli im wodę,

odcięli prąd i gaz.

Królowa Jałty

Jałta jest miastem o największej umieralności na

Ukrainie. To znaczy, że na tysiąc mieszkańców

właśnie w Jałcie co roku umiera najwięcej osób. W

latach radzieckich osiadali tu na starość weterani

wojenni i weterani pracy (to byli bardzo zasłużeni,

ważni emeryci), oficerowie w stanie spoczynku,

wysocy urzędnicy, partyjniacy, nomenklatura...

Wszyscy z ogromnymi emeryturami i innymi

niezliczonymi przywilejami. Jednak kiedy w 1991

roku zawalił się Związek Radziecki, wraz z nim

zawaliły się ich przywileje. Odebrano im domy,

mieszkania, samochody, prawo do darmowego

podróżowania, sanatoriów... Zawaliło się ich życie.

Wielu z nich nie zabezpieczyło się na przyszłość —

nie nakradli się w Kraju Rad. Nie było takiej

potrzeby. Ich kapitałem były „zasłużone" przywileje,

które miały być tak wieczne jak Sowietskij Sojuz.

Stracili radziecką ojczyznę, przywileje i chęć do

życia. W mieście, w którym depresje, neurozy i

choroby psychiczne leczy się morskim powietrzem i

Page 401: Jacek hugo-bader biała gorączka

bajkowym widokiem, ludzie zaczęli umierać, jakby

na miasto spadła czarna ospa.

Umierali na chorobę odrzucenia.

Od upadku zsrr sześć razy trzeba było

powiększać obszar cmentarzy w mieście.

Batiuszka Władysław Szmidt przez trzy zimy

karmił u Świętego Jana Złotoustego okolicznych

bomżów.

— Była wśród nich Wala — mówi — żona

byłego sekretarza miejskiego komitetu kpzr. Jej mąż,

chociaż nie miał pięćdziesiątki, po upadku Związku

Radzieckiego stracił chęć do życia i umarł. Wala się

rozpiła, a jej syna, który zaczął brać heroinę,

zamordowali handlarze narkotyków. W połowie 1992

roku sprzedała mieszkanie, żeby mieć na jedzenie i

picie.

Pół roku od upadku zsrr królowa Jałty została

bomżychą. Słowo „bomż" jest zbitką liter od słów

„lico biez opriedielionnogo miesta żytielstwa", czyli

osoba bez stałego miejsca zamieszkania.

Ale podniosła się, bo znalazła samotnego

człowieka, który jej potrzebuje i z którym mieszka.

Opiekuje się nim jak ojcem. Staruszek cierpi na

klaustrofobię i paranoję. Przeżył awarię reaktora na

atomowym okręcie podwodnym, na którym był

Page 402: Jacek hugo-bader biała gorączka

zastępcą dowódcy do spraw politycznych. Mieszkają

w jednym pokoiku bez wody, prądu i gazu w domu

na ulicy Krasnowa 1 przy Nabierieżnej. Na ścianie

mapa zsrr, w regale za szkłem kalendarz z podobizną

Janukowycza.

— Lepiej żyć w wielkim domu z wieloma

pokojami niż w małym mieszkanku — mówi była

żona sekretarza.

— No jasne — bąkam.

— Wy mnie nie zrozumieliście. Ja mówię o

Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Teraz na Krymie czuję się jak w wynajmowanej

kawalerce. Przechwycili ten kurort i czują się jak u

siebie w domu, chociaż oni w gościach. Nowi

Ukraińcy! Okupanci, zachwatcziki z zachodniej

Ukrainy. Przechwytują, co mogą, i stawiają sobie

pałace. Jałta już nie jest letnią stolicą imperium. Jest

stolicą bogaczy.

Na tarasie „Białego Lwa" na Nabierieżnej na

pożegnanie pijemy z Ałłą Aleksandrowną koniak

Żan-Żak. Ałła Aleksandrowna z cytryną, ja bez. Na

kolanach Żorż.

— Kiedyś z Francji przyjechał do Jałty Siergiej

Nikołajewicz Malcew — opowiada dama z pieskiem

— potomek dawnych właścicieli ziemskich.

Page 403: Jacek hugo-bader biała gorączka

Spotkałam się z nim w restauracji. Od razu było

widać, że to arystokrata. Przed rewolucją jego rodzina

dawała przyjaciołom miejsce pod budowę dacz, ale

pod wspaniałym warunkiem.

— Jakim?

— Że żadna nie będzie podobna do pozostałych.

Tak powstało dwadzieścia przepięknych domów. One

przetrwały rewolucję, straszne trzęsienie ziemi w

1927 roku, wojnę, okupację i cały Sowietskij Sojuz, a

teraz je wykupili i wszystko zburzyli.

— Kto?

— Nowi Ukraińcy, Nowi Ruscy. Bogacze.

Nowa Złota Orda. „Rąbią, rąbią wiśniowy sad,

warczą topory". Teatr Czechowa w remoncie od

ośmiu lat, orkiestra symfoniczna, która nawet w

czasie okupacji grała, w lutym została rozwiązana.

Nawet bibliotekę z nutami chcieli wywieźć, żeby

zwolnić pomieszczenia. Podstawili ciężarówkę, która

wcześniej woziła cement. Wyobrażacie sobie? A tam

partytury z autografami Rachmaninowa, Prokofiewa,

Szostakowicza... Rąbią żywy, kwitnący sad. Przy

ludziach. Bezwstydnie. Drzewa padają, a na ich

miejscach stawiają karczmy. Kto wie, może jest

potrzebny drugi Stalin, żeby zaprowadzić porządek.

— Ałło Aleksandrowno! Przecież to był

Page 404: Jacek hugo-bader biała gorączka

straszny zbrodniarz.

— Ta Ukraina... Tu nigdy nie będzie porządku.

Wiecie, dorogoj, dlaczego ona się tak nazywa? Bo

leży u kraja rosyjskiego imperium.

— Nie lubicie ich.

— Nie, dlaczego? Pięknie śpiewają.

Maj 2005

Page 405: Jacek hugo-bader biała gorączka

Pułapka na myszy

— Volkswagen. Golfik dwójeczka — szlocha

Jura i łzy mu kapią do filiżanki z herbatą, którą

posłodził ośmioma łyżkami cukru.

— Jaki kolor? — zapytałem jak baba.

— Mokry asfalt. Osiemdziesiąty ósmy rok, ale

przebieg niewielki: trzysta dwanaście tysięcy

kilometrów. Silnik po drugim remoncie,

benzyniaczek, dwoje drzwi, alufelgi...

Za tego trupa Jura oddał swoją przedostatnią

nerkę. Dwa miesiące później rozbił go w drobny mak.

— Nie ma dnia — opowiada Jura — żeby nie

przyszedł do mnie jakiś kolega albo koleżanka z

uczelni i nie pytali o namiar na tych od nerek, bo też

by chcieli sprzedać.

Znowu płacze. Straszny z niego mazgaj jak na

dwudziestotrzyletniego mężczyznę — pomyślałem.

— Okropnie spartaczyli mi tę operację. Prawie

nie mogę sikać. Organizm nie może się pozbyć

nadmiaru wody, to pocę się jak mysz i nawet łzy mi

lecą bez powodu.

To po cholerę łkasz jak małe dziecko? —

pomyślałem.

Page 406: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Powinienem chodzić na dializy, ale nie mam

pieniędzy i ubezpieczenia. Ledwo się trzymam na

nogach — wyszeptał, jakby usłyszał moje pytanie.

Znowu zalał się łzami, a potem opowiedział mi

swoją historię. To najsmutniejsza opowieść, jaką

słyszałem w życiu.

Straszne liczby

Do Mołdawii pojechałem ze zdziwienia.

Ze zdziwienia, że w środku Europy jest kraj,

który ma dochód narodowy jak Pakistan. Czterysta

czterdzieści dziewięć dolarów amerykańskich na

mieszkańca — dwa razy mniej niż na Ukrainie,

dziewięć razy mniej niż w Polsce i siedemdziesiąt

pięć razy mniej niż w Szwajcarii.

Mołdawia to najbiedniejszy kraj w Europie.

W siedzibie mołdawskiego rządu dostałem

broszurę zatytułowaną Wskaźniki rozwoju społeczno-

gospodarczego Republiki Mołdawii. Lektura tego

dokumentu jest smutna jak życie Jury.

Dochód narodowy kraju to zaledwie trzecia

część jego wartości w 1989 roku, do tego sto cztery

procent inflacji, dwa miliardy trzysta milionów

dolarów długów za granicą...

Średnia płaca miesięczna to sześćset

Page 407: Jacek hugo-bader biała gorączka

dziewięćdziesiąt dwa leje (sto dziewięćdziesiąt

złotych), a emerytura — sto sześćdziesiąt jeden lei

(czterdzieści sześć złotych). Średni poziom dochodów

społeczeństwa wynosi dwieście czterdzieści jeden lei

(sześćdziesiąt osiem złotych) na mieszkańca, podczas

gdy oficjalne minimum egzystencji wyliczono na

czterysta sześćdziesiąt dziewięć lei (sto trzydzieści

złotych). Liczby te oznaczają, że osiemdziesiąt pięć

procent społeczeństwa żyje poniżej poziomu ubóstwa,

że w Europie Środkowej są ludzie, którzy przez

okrągły rok muszą głodować.

To bardzo dziwne, bo chociaż nie mają żadnych

bogactw naturalnych, to osiemdziesiąt procent kraju

pokryte jest potężną, dwumetrową kołdrą

wspaniałego czarnoziemu. To najbogatsza republika

byłego Związku Radzieckiego, która żywiła i poiła

cały Sojuz. To kraj dziesięć razy mniejszy od Polski,

ale mający tyle winnic co Niemcy i będący

dziewiątym producentem wina na świecie. I to

jakiego! Każdy łyk mołdawskiego cabernet

sauvignon albo pinot noir z dobrego rocznika to

rozkosz, jakby sam Włodzimierz Lenin spacerował

po twoim podniebieniu, a ludzie po kawałku

sprzedają tu swoje ciała, sprzedają dzieci, kobiety.

nerkę tanio sprzedam

Pułapka na Jurę. Niekompletny

Page 408: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ale Jura Sobiecki nie pije nawet kropli.

Żadnych napojów, poza ciepłą i gęstą od cukru

herbatą.

— Potrzebuję dużo glukozy — powiada. —

Wszystko inne mi szkodzi. Puchnę jak balon.

Nie wygląda dobrze. Blady, mizerny, sińce pod

oczami... Najwyżej sześćdziesiąt pięć kilo, chociaż

jeszcze kilka lat temu walczył w kategorii

siedemdziesięciu dziewięciu kilogramów. Był judoką,

młodzieżowym mistrzem rejonu Edinet, z którego

pochodzi.

Jura mówi, że w Polsce był król, który nazywał

się tak jak on. Ale on nie ma polskich korzeni, miała

je jego matka, która adoptowała go dwadzieścia lat

temu, kiedy leżał w szpitalu. Była samotną kobietą,

ale dali jej dzieciaka, bo pracowała w szpitalu od

wielu lat. Jest emerytowaną lekarką.

Ze sportem zerwał cztery lata temu, kiedy

przyjechał do Kiszyniowa, stolicy kraju, na studia.

Dostał się na wydział mechaniczny politechniki.

Ciągle utrzymywał się w znakomitej formie, bo udało

mu się zdobyć pracę w białoruskim motocyrku, który

przyjechał do Mołdawii na dwuletnie tournee. Był

akrobatą i konferansjerem, zapowiadał numery po

rumuńsku (w tym języku mówią Mołdawianie).

Page 409: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zarabiał pięćset lei miesięcznie (sto pięćdziesiąt

złotych).

— Potrzebowałem pieniędzy na studia — mówi

Jura i wyciera łzy rękawem.

— Przecież nauka jest u was bezpłatna.

— Teoretycznie. Bezpłatny jest tylko ser w

pułapce na myszy. Albo jesteś na wieczorowych

studiach, za które płacisz w kasie, albo tak jak ja, na

dziennych, gdzie na każdym egzaminie profesor

wyciąga łapę po swoją dolę. Inaczej nie zdasz. Im

więcej pracujesz, tym gorzej idzie ci nauka. Im gorzej

się uczysz, tym więcej musisz pracować i zarabiać.

Taka pułapka!

Jedyne wyjście to być prymusem, ale Jurka nie

z tych. Pokochał nocne życie, dyskoteki, modne

ciuchy i dziewczyny. Balował na całego. Po drugim

roku rzucił studia.

— Narobiłem takich długów, za jakie się u nas

zabija, no i któregoś razu jacyś nieznajomi podeszli

do mnie na dyskotece i powiedzieli, żebym sprzedał

swoją nerkę. Płacili dwadzieścia tysięcy dolarów!

Niezła kasa!

Zgodził się. Nieznajomi nazywali się Pawszoj i

Czikał. Obywatele Rosji. Zaprowadzili go do

wynajętego mieszkania, gdzie doktor Michaił

Page 410: Jacek hugo-bader biała gorączka

Naumanowicz zbadał go i pobrał krew do analizy.

Naumanowicz jest rosyjskim Żydem, mieszka w

Izraelu. Świetnie mówił po rosyjsku. Wyjaśnił Jurce,

że jeśli analizy go zadowolą, osobiście przeprowadzi

operację.

W styczniu zeszłego roku Jura i drugi chłopak

byli już w samolocie z kurierką o nazwisku Natasza

Greku. Dziewczyna dostarczyła ich do prywatnej

kliniki po azjatyckiej stronie Stambułu. Z okien widać

było Bosfor.

Człowiek, który miał przyjąć nerkę Jury, uparł

się, że musi poznać swojego dawcę. To też był

poradziecki Żyd, ale z Białorusi. Położyli ich na

jednej sali. Cieszył się, że będzie miał solidną,

ruskojęzyczną nerkę, a nie jakąś bengalską albo —

nie daj Boże — afgańską, czyli muzułmańską.

— Równy gość — mówi Jura. — Też się

nazywał Michaił. Czterdzieści trzy lata, były bokser

zawodowy. Miał taką krew jak ja. A2 Rh(+). Fajnie,

że moją nerkę dostał sportowiec.

— O czym gadaliście?

— O jego młodej żonie, która została w Izraelu,

i o pieniądzach. Mówił, że jestem frajer, że nie

wziąłem forsy z góry. On zapłacił sto tysięcy

dolarów, plus moje dwadzieścia tysięcy za nerkę.

Page 411: Jacek hugo-bader biała gorączka

Miał rację. Operowali nas, a dwa dni później

przynieśli mi pieniądze. Pięć tysięcy... Powiedzieli,

że koszty były większe. Myślałem, że umrę, że ich

pozabijam, ale nie mogłem się ruszyć.

Znowu płacze.

— Nie mogłeś pójść na policję?

— Jak? To zamknięta klinika, a już dwa dni

później wpakowali mnie do samochodu i zawieźli na

lotnisko. A ja nie chciałem do domu! Chciałem na

Zachód, gdzie miałem się urządzić za swoje

pieniądze! Obiecali załatwić wizę, ale z tym też mnie

oszukali. Przecież wiedziałem, że jak oddam długi, to

z tych pięciu tysięcy zostanie mi tylko półtora!

Musiał oddać. Za resztę kupił samochód, który

rozbił po dwóch miesiącach. Nie opłacało się

naprawiać. Sprzedał go na części za dwieście

dolarów. Mężczyźni, którzy złowili Jurę na

dyskotece, dostali od kurierki Naumanowicza siedem

tysięcy dolarów.

Jura pomieszkuje u różnych kolegów w

Kiszyniowie, którzy z litości także go karmią.

Mógłby coś robić, ale żadna praca mu nie podchodzi.

Do tego nie wolno mu dźwigać, marznąć, jeść i pić

byle czego. I dziewczyny nie może znaleźć, bo żadna

nie chce niekompletnego chłopaka.

Page 412: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ciągle przychodzą do mnie ludzie i pytają,

gdzie oddałem nerkę, bo też by chcieli. U nas pięć

tysięcy to wielki majątek, a na północy kraju za nerki

dają nawet po dziesięć tysięcy dolarów. Nie dalej jak

wczoraj było u mnie młode małżeństwo. Chcieli

oddać po nerce, za osiem tysięcy każda, bo już za

szesnaście w Kiszyniowie można kupić małe

mieszkanie.

— Co zrobiłeś z pieniędzmi za rozbity

samochód?

— Trochę dałem mamie, bo ona ma tylko sto

dwadzieścia lei emerytury (trzydzieści cztery złote).

Ale za sto dolców mogę ci pokazać szramę po

operacji.

— Na prowincji pokazali mi za dwadzieścia.

— Może być.

— Ale dwadzieścia lei (sześć złotych).

— Za tyle nie pokażę.

Łańcuch pokarmowy

Kiszyniów sprawia ponure wrażenie. Silnie

depresyjne miasto, szare i prowincjonalne. Wielkie

jak Łódź (siedemset tysięcy mieszkańców), ale w

ogóle tego nie widać. Centrum zapchane parterowymi

domkami, do tego zima paskudna jak u nas nad

Page 413: Jacek hugo-bader biała gorączka

morzem, kiedy nie ma śniegu: pochmurno, wietrznie,

wilgotno. I ludzie jacyś skrzywieni, bez uśmiechu.

Popatrzy człowiek na ulicę i żyć się nie chce. A gdzie

jest ta bieda? W korkach tysiące samochodów —

stare, bo stare, ale zagraniczne — kobiety w szubach

do ziemi, mężczyźni w skórach, żadnych żebraków,

bezdomnych dzieci, nurków śmietnikowych,

narkomanów i pijaków walających się po trotuarach,

którzy na stale wpisali się w pejzaż stolic innych

krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. Jedyne

kolejki stoją przed punktami wymiany walut i

konsulatami krajów europejskich.

Jeszcze jedno dziwi niepomiernie: jak na taki

biedny kraj mają nadspodziewanie niskie bezrobocie

— zaledwie półtora procent.

— Bo wszyscy bezrobotni wyjechali za granicę

— mówi Jura i rękawem wyciera oczy.

Nikt nie wie dokładnie, ilu obywateli ma

Mołdawia, bo ostatni spis odbył się szesnaście lat

temu, przed upadkiem Kraju Rad. Władze

mołdawskie szacują, że mają cztery miliony czterysta

tysięcy poddanych, a ministerstwo spraw

wewnętrznych, że z tej liczby około miliona

wyemigrowało za chlebem. Połowa jest na Zachodzie

(w Portugalii Mołdawianie są najliczniejszą

mniejszością narodową), druga połowa pojechała do

Page 414: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rosji i na Ukrainę. Pracują przeważnie na czarno, i to

z ich pracy żyją ludzie w Mołdawii.

W zeszłym roku Bank Narodowy ocenił wartość

oficjalnego (pocztowego i bankowego) transferu

pieniędzy do kraju na około czterysta milionów

dolarów, ale co najmniej drugie tyle ludzie przywożą

w kieszeni. To jest połowa dochodu narodowego,

znacznie więcej niż wartość całego eksportu.

Zdecydowana większość mołdawskich rodzin

ma za granicą kogoś, kto przysyła pieniądze. A za co

żyją pozostali? Wszystko się ułożyło jak w wierszyku

Tuwima:

Murarz domy buduje,

Krawiec szyje ubrania,

Ale gdzieżby co uszył,

Gdyby nie miał mieszkania?

Tak samo jest w Mołdawii. Celnicy szabrują na

granicach bez miłosierdzia i nie przepuszczają nawet

osobom duchownym, ale kiedy na drodze trafią na

kontrolę policyjną, mogą być pewni, że potężnie

zabulą. Policjant płaci lekarzowi i pielęgniarkom za

odebranie porodu żony, a lekarz musi dać łapówę

wykładowcy, żeby syn zaliczył semestr. Ale za to

kiedy wykładowcy umrze matka, duchowny z cerkwi

Page 415: Jacek hugo-bader biała gorączka

złupi mu skórę za pochówek. Każdy z tych ludzi

oficjalnie zarabia grosze, za które nie jest się w stanie

utrzymać. Tak oto powstał niezwykły łańcuch

pokarmowy...

A kto jest na końcu tego łańcucha? Kto nie ma

na kim się pożywić? Ano Jura. I dlatego zrujnował

sobie zdrowie i życie. A także Waleria, Danu,

Andżela, Władik, Andriej...

Pułapka na Władika. Zagłębie

Handel organami do transplantacji organizują

międzynarodowe mafie. W Mołdawii szczyt tego

procederu przypadał na rok 1999. Największym

zagłębiem ludzkich organów są okolice miasta

Chyncież. Są tam wsie, w których żyją dziesiątki

osób bez jednej nerki. Wiadomo, że uwikłana jest w

to miejscowa służba zdrowia. Wszystkie badania Jury

były robione w stołecznym szpitalu. Mołdawscy

lekarze związani z gangami przekonują ofiary, że

druga nerka jest zapasowa. Obiecują, że po powrocie

wyrobią dawcy grupę inwalidzką, i dotrzymują słowa,

bo zgodnie z przepisami człowiekowi bez nerki renta

się należy. Państwo traci zdrowego obywatela i

zyskuje inwalidę, któremu płaci rentę.

— Większość operacji przeprowadzana jest w

prywatnych klinikach w Turcji, we Włoszech i innych

Page 416: Jacek hugo-bader biała gorączka

krajach — mówi łon Bejan, dyrektor departamentu

msw do walki ze zorganizowaną przestępczością. —

Klienci płacą za wszystko od pięćdziesięciu do stu

pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Jest ogromny popyt, a

dawcy traktowani są jak bydło. Znam przypadki, że

wyrzucani byli na ulicę dwa dni po operacji.

Najważniejsze, żeby taki nie umarł w klinice. Po paru

dniach byli w domu, całą trasę przejechali autobusem.

Dopiero w 2001 roku do kodeksu karnego Mołdawii

wprowadzono artykuł zakazujący handlu ludzkimi

organami.

Mindżyr koło Chyncieża to wielka sowchozowa

wieś. Kiedyś uchodziła za pokazową i bardzo bogatą.

Pięć i pół tysiąca mieszkańców. Wszyscy żyją w

małych, ale solidnych murowanych domach. Przy

każdym bardzo zadbana winniczka.

Trzydziestodwuletni Władik Kicanu oddał nerkę

czwartego czerwca 1999 roku w Stambule.

Dziewiątego czerwca dali mu dwa tysiące dziewięćset

dolarów. Stówę potrącili za bilet autobusowy do

kraju. Mołdawski celnik na granicy z Rumunią

powiedział, że mężczyzna na zdjęciu w paszporcie to

nie Władik.

— A jak miałem wyglądać sześć dni po

operacji? — pyta. — Byłem jak trup, ale to przecież

ja, Władik Kicanu. No i zostało dwa tysiące

Page 417: Jacek hugo-bader biała gorączka

siedemset dolarów, a kiedy wróciłem do domu,

musiałem jeszcze dać setkę Ninie Ungrianu, chociaż

mnie, suka, oszukała. Miałem dwa tysiące sześćset

dolarów.

W ich wsi dwie kobiety szukały ludzi do pracy

za granicą: Nina i Mariana. Potrzebni byli młodzi

mężczyźni z pierwszą kategorią w książeczkach

wojskowych i młode kobiety. Badali krew. Władik

zgłosił się do pracy w Turcji, bo chociaż w Mołdawii

pracował jak wół, starczało mu tylko na jedzenie.

Gospodarował na czterech i pół hektara ziemi, które

przypadły mu po rozwiązaniu sowchozu, w tym

tysiąc metrów winnicy, dzięki której co roku robił

siedemset litrów wina. Sprzedawał je po pięć lei

(złoty pięćdziesiąt) za litr. Jedynym sprzętem w jego

domu był wielki piec chlebowy, na którym spała cała

rodzina. Dziadek Władika, jego matka, dwoje dzieci i

ciężarna żona. W Turcji miał zarabiać osiemset

dolarów miesięcznie i pracować w hotelowej pralni.

Władik był w pierwszej grupie osób z

Mindżyru, które wyjechały do Turcji. Siedmiu

mężczyzn i dwie kobiety. Na miejscu powiedzieli im,

że hotel zbankrutował i nie ma żadnej pracy, ale

mogą oddać nerki.

— Wszyscy się zgodzili — mówi Władik — bo

jak wracać do domu bez grosza. I za co? Byliśmy w

Page 418: Jacek hugo-bader biała gorączka

pułapce. Kiedy się postawiłem, powiedzieli, że

wydali na mnie kupę pieniędzy i jak tak, to mogę

zostać bez żadnej nerki. Kazali mi podpisać jakiś

dokument w języku, którego nie znam. To chyba był

turecki, bo nigdy nie widziałem takich liter.

Dwa miesiące czekał na biorcę swojej nerki.

Operowała go chirurg z Mołdawii, która powiedziała,

że nazywa się Nina Skubiła.

Władik podciąga pocerowany sweter. Pokazuje

długą na trzydzieści centymetrów, ale bardzo cienką

bliznę, która ukośnie przecina cały jego bok pod

łukiem żeber. Siedzimy z Władikiem w jego loszku i

pijemy doskonałe młode wino. Ma tylko jedną

szklaneczkę, więc pijemy duszkiem po kolei.

To dobry gospodarz i przytulny loszek. Dwie

beczki wina, beczka kapusty, przetwory, jabłka,

cebula, wielkie bochny chleba, które w loszku przez

dwa tygodnie zachowują świeżość.

— Co kupiłeś za tę nerkę? — pytam.

— Bramę wjazdową na podwórko, krowę,

pralkę, kanapę, składany stół. Otynkowałem dom,

postawiłem obórkę i jeszcze mi zostało osiemset

dolarów. Musiałem być bardzo czujny. Na noc

spuszczałem psy, żeby nie spotkało mnie to co

Andrieja Demieńca, który był ze mną w Turcji.

Page 419: Jacek hugo-bader biała gorączka

Chłopak kupił samochód, wideo i telewizor, a w nocy

przyszli bandyci z naszej wsi i wszystko mu zabrali.

Zgłosił się na policję, ale ich nie szukają.

— Jak się czujesz?

— Wspaniale. Szkoda, że nie można oddać

drugiej nerki.

Doktor Siemion Mace od jedenastu lat jest

lekarzem we wsi Mindżyr. Ma trzynaścioro

pacjentów, którzy sprzedali swoje nerki. Trzy z nich

to kobiety, ale osób, które oddały nerki, jest co

najmniej trzy razy więcej. Żaden z dawców nie umarł,

ale wielu poważnie choruje.

— Większość doskonale wiedziała, po co jedzie

do Turcji —mówi lekarz. — Przed rokiem policjanci

z Interpolu zainteresowali się kobietami, które łowiły

ludzi do transplantacji, jedną aresztowali, potem

wypuścili, a potem obie zniknęły. Podobno uciekły

do Włoch, a niektórzy mówią, że sprzątnęła je mafia,

bo nie chciała mieć niewygodnych świadków. Teraz z

nerkami się skończyło, a zaczęło się z kobietami. Już

trzydzieści dziewczyn w wieku od trzynastego do

osiemnastego roku życia wywieźli do pracy w Iranie

czy gdzieś tam.

KOBIETĘ PILNIE SPRZEDAM

Pułapka na Walerię. Wstręt

Page 420: Jacek hugo-bader biała gorączka

Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem.

Waleria to śliczna dziewiętnastoletnia

dziewczyna o czarnych, indiańskich włosach

spadających gładko na ramiona. Ma wstręt do

mężczyzn. Opowiadając o nich, szeroko otwiera usta,

jakby coś utkwiło jej w gardle, i imituje odruch

wymiotny. I oto na moich oczach, w ciągu jednej

godziny, starzeje się o następne dziewiętnaście lat.

Nie mogłem uwierzyć w taką zmianę. Nie

wiedziałem, jak zrobić jej zdjęcie. Była stara. Miała

brzydką, opuchniętą twarz, chociaż nie płakała.

Wyglądała okropnie.

Najgorsze jest to... Boże Wszechmogący, jestem

za stary, żeby tego nie widzieć! Ta dziewczyna nie

ma szans! Wróci, skąd uciekła. Skończy jak

większość tych, które przed nią zajmowały ten pokój,

jak dziesiątki tysięcy innych dziewczyn w jej kraju,

który jest wielką pułapką na myszy.

Rozmawiamy w pokoju numer trzysta

trzydzieści dwa. Przez cały grudzień to będzie jej

mieszkanie.

— A co potem? — pytam.

— Nie wiem. Po co się tym zadręczać? Teraz

jestem szczęśliwa. Nigdy nie miałam swojego pokoju.

Trochę przemeblowałam. Przesunęłam łóżko pod

Page 421: Jacek hugo-bader biała gorączka

okno.

— Bez sensu. Teraz nie można podejść do okna.

— Tak jest najlepiej.

Lera wyciąga z portfelika milion razy

przeczytaną kartkę. („Lera" to skrót od „Walerii").

„Jedną córkę oddaję mojej teściowej — czytam

rosyjskie gryzmoły — a ta młodsza niech idzie do

domu dziecka"

— To jakiś żart... — mówię.

— Nieprawda — Lera na to. — Siostra dostała

od matki taką samą kartkę. Była tak zapita, że nie

mogła sobie przypomnieć naszych imion.

Powiedzieli: „Wynocha!" i ojciec wygnał nas z domu.

No i dobra. Miałam trzynaście lat i po dziurki w nosie

tego domu, pijackich awantur, bicia i ojca, który mnie

gwałcił od szóstego roku życia.

Potem wygnała ją babka. Uciekła z domu

dziecka i kiedy miała czternaście lat, zamieszkała z

mężczyzną, który był od niej dwa razy starszy. Po

czterech latach on też ją wygnał.

Poszła na dworzec kolejowy.

— Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam w

pułapce. Przeczytałam ogłoszenie, że szukają do

pracy na Cyprze. Do tańca, ale nie trzeba umieć, bo

Page 422: Jacek hugo-bader biała gorączka

będzie kurs. Pojechałam do Kiszyniowa do agencji z

ogłoszenia. Chodziło o taniec na rurze w szortach i

koszulce. Zgodziłam się, tylko żeby nie było żadnego

intyma. Niczego takiego. Wszystko załatwiała ze mną

kobieta o imieniu Weronika. Potem razem z nią i

trzema innymi dziewczynami z Mołdawii

pojechałyśmy autobusem do Bukaresztu, a dalej

samolotem do Macedonii. Ja nawet nie wiedziałam,

że jest taki kraj.

Podróż zakończyła się w lipcu 2001 roku w

mieście Gostiwar.

— Buce był ogromny jak byk — mówiąc o nim,

Lera używa rosyjskiego słowa „choziain" co może

znaczyć „gospodarz" a także „właściciel" — Z pół

metra większy ode mnie, czterdzieści lat, długie

włosy, a jak walnął, to człowiek przestawał oddychać.

Był szefem kafany. Nie podobało mi się to miejsce.

To coś w rodzaj lokalu rozrywkowego, klubu,

pubu. Na Bałkanach usługi seksualne świadczone są

właśnie w kafanach. Lera mogła wracać, pod

warunkiem że oddałaby osiemset dolarów, które Buce

wyłożył na jej przyjazd. Był jej właścicielem.

Dziewczyny mieszkały w pokojach nad

lokalem. Całe dnie siedziały przy stolikach albo

gibały się na rurach. Już trzeciego dnia kazał jej pójść

Page 423: Jacek hugo-bader biała gorączka

z klientem na górę. Nie chciała.

— Boże, jak on mnie strasznie stłukł i zgwałcił.

Dostał szału. Chciał mnie zastrzelić. Walił pistoletem

po głowie, połamał żebra, zmasakrował twarz. Dla

niego kobieta to jest nic, przedmiot, kawał miecha.

Kilka dni leżała w zamkniętym pokoju i nie

mogła się ruszyć. Nie chcieli wezwać lekarza. Zbitą

szklanką cięła sobie żyły w toalecie, ale pomagierzy

Buce znaleźli ją i wtedy z nimi się zaczęło.

Uległa. Nie mogła zrozumieć, dlaczego inne

dziewczyny też były bite, chociaż się nie stawiały.

Były z Ukrainy, z Rumunii, ale najwięcej z Mołdawii.

Wielu klientów też lubiło bić. Klient mógł wszystko.

Nie dostawała pieniędzy. Kilka razy próbowała

uciekać. Najczęściej od klienta, do którego zawoził ją

kierowca firmy. Zawsze ją dopadli i kończyło się

strasznym laniem.

Wreszcie jeden z klientów jej pomógł. Lubił ją,

często przychodził do niej do baru. Uciekła i

zamieszkała z nim. Zaprowadził ją do lekarza, a po

kilku miesiącach zawiózł do Skopje i przekazał

Międzynarodowej Organizacji do spraw Emigracji.

To jedna z agend onz, która zajmuje się między

innymi ratowaniem ofiar handlarzy żywym towarem.

Organizacja zmusiła policję do działania. Lera

Page 424: Jacek hugo-bader biała gorączka

wskazała dom, w którym była więziona. Odbył się

proces oprawców.

— Ile dostali? — pytam.

— Nie wiem. Nic nie rozumiałam, ale podałam

ich do sądu, że mi nie wypłacili pieniędzy. Byli mi

winni tysiąc dolarów.

— Za wszystko?

— Za dziewięć miesięcy — mówi dziewczyna.

— Po dwieście, trzysta dolarów za miesiąc, w

zależności od tego, ile było pracy. Taka była umowa.

Ale to za taniec na rurze. Za nic więcej nie chcę.

— Dziewięć razy dwieście to jest tysiąc

osiemset.

— Dobra... Niechby dali chociaż tysiąc.

W czerwcu zeszłego roku, po dwóch latach bez

jednego miesiąca, Waleria wróciła do kraju. Nie

miała grosza przy duszy. Było ją tylko stać na

fioletowego zajączka z pluszu. Potrzebowała jakieś

bezpiecznej przytulanki do łóżka. Pojechała do

rodzinnych Biele, pomieszkiwała u koleżanek, ale nie

mogła sobie poradzić z życiem. W grudniu zeszłego

roku przyjechała do Centrum Pomocy Ofiarom

Handlarzy Żywym Towarem w Kiszyniowie, które

prowadzi Międzynarodowa Organizacja do spraw

Page 425: Jacek hugo-bader biała gorączka

Emigracji.

Strasznie piła. Miała dziewiętnaście lat i była

alkoholiczką.

— W Macedonii zaczęłam. Klienci stawiali, ile

chciałam. Piłam wszystko, co było, byle ich tylko nie

widzieć. Są tacy obrzydliwi, wielcy, okropnie

śmierdzą i kochają poniżyć strasznie. Tacy...

— Już dobrze. Wyhamuj.

Zasuwała jak pepesza, aż zabrakło jej słów.

— Skąd to masz? — pokazuję na zegarek z

masywną bransoletą w kształcie kajdanek.

— Kupił mi mój szeler. To po macedońsku

znaczy „kochanek". Ten mój klient, który mnie

uratował. On taki dobry.

— To po co chodził do burdelu?

— Chciał odpocząć — mówi Lera —

wyluzować się, popatrzeć na dziewczyny i pomyśleć,

jakie one okropne. Szanuję go. Jestem mu wdzięczna,

że mnie uratował.

— Kim byś chciała być?

— Psychologiem. Ale mam tylko osiem klas.

Nie mam mieszkania, nie mam pieniędzy, nie mam

przyszłości. Umiem tylko gotować, ale chcę pomagać

Page 426: Jacek hugo-bader biała gorączka

ludziom, innym dziewczynom. Tak jak Lila.

Albańskie piekło

Lila Gorczag jest psychologiem, szefową

Centrum Pomocy Ofiarom Handlarzy Żywym

Towarem.

— Waleria przestała pić — mówi Lila. — A

wiesz, dlaczego zawsze śpi w ubraniu i nawet u nas

przesunęła łóżko pod okno, chociaż to czwarte piętro?

— Łatwiej uciekać — zgaduję.

— Nawyk z dzieciństwa. Leczymy ją z obsesji.

Ciągle widzi wielkie dłonie ojca, który ją molestował.

Od upadku Związku Radzieckiego na

zarobkową emigrację udało się około miliona

Mołdawian. Sześćdziesiąt pięć procent to kobiety.

Międzynarodowa Organizacja do spraw Emigracji

szacuje, że co szósta z nich zajmowała się lub

zajmuje prostytucją — przeważnie wbrew własnej

woli. Około stu tysięcy kobiet przeszło przez łapy

handlarzy żywym towarem. Co roku dziesięć tysięcy

Mołdawianek wpada w ich sidła i zajmuje miejsca

tych, którym udało się wyrwać i wrócić do kraju albo

znaleźć normalną pracę za granicą. Czas przebywania

w niewoli waha się od roku do pięciu lat. Dłużej

żadna kobieta nie wytrzyma. Jakoś uciekają — albo

chore, zniszczone i wyeksploatowane do zera są

Page 427: Jacek hugo-bader biała gorączka

wyrzucane na ulicę. Lila Gorczag zna przypadek

dziewczyny, która osiemnaście razy była

sprzedawana z rąk do rąk i każdemu nowemu

właścicielowi musiała odpracować wydatek. Zna

dwudziestoletnią dziewczynę, która przez cztery lata

ani razu nie była wypuszczona z moskiewskiego

mieszkania, do którego bandyci przyprowadzali po

sześciu, ośmiu klientów każdej nocy. Jakimś cudem

zaszła w ciążę i urodziła w swoim więzieniu, ale

zabrali jej dziecko, więc wyskoczyła przez okno z

siódmego piętra. Przeżyła. Ważyła trzydzieści sześć

kilogramów, miała gruźlicę. Przeszła dziewięć

operacji kręgosłupa. Do Mołdawii wróciła na wózku.

W Rosji, na południu i zachodzie Europy

największym dostawcą kobiet jest Ukraina i dziesięć

razy mniej ludna Mołdawia. Mafie zakładają fikcyjne

agencje, które oferują pracę na Zachodzie, czasem

organizują jakiś casting, przesłuchanie, konkurs,

pakują dziewczyny do autobusu i wywożą. Znane są

przykłady zakładania klubów sportowych, które

wywoziły do niewolniczej pracy żeńskie drużyny

hokeja na trawie, krykieta albo piłki wodnej, a kiedy

zrobiło się o tym głośno, bardzo aktywne na

międzynarodowej arenie stały się mołdawskie grupy

baletowe, chóry cerkiewne i zespoły pieśni i tańca.

Od czasu wybuchu konfliktu jugosłowiańskiego

Page 428: Jacek hugo-bader biała gorączka

najwięcej kobiet jedzie na Bałkany. Wszędzie, gdzie

wybuchają wojny, zbierają się armie mężczyzn,

którzy miesiącami nie widzieli swoich kobiet i mają

dużo pieniędzy. A jak jest popyt, będzie i podaż, a

więc seksniewolnictwo.

Handel żywym towarem do celów seksualnych

organizowany przez międzynarodowe mafie to tylko

jedna z form niewolnictwa. Większość mołdawskich

kobiet wyjeżdża z kraju do pracy jako pomoc w

gospodarstwach domowych. Taka kobieta trafia do

greckiej, włoskiej albo tureckiej rodziny, gdzie jest

eksploatowana jak niewolnica, opiekuje się dziećmi i

starą matką gospodarza. Jest przez niego gwałcona.

Cierpi latami, aż syn albo córka skończą studia

(większość matek mołdawskich studentów pracuje za

granicą). Trzyma się pracy pazurami, bo nie ma szans

na znalezienie innej. Po kilku miesiącach kończy się

jej wiza i już jest za granicą nielegalnie. Pójście do

lekarza albo na policję kończy się natychmiastową

deportacją albo kilkumiesięcznym aresztem

deportacyjnym.

— Gdzie najgorzej trafić? — pytam Lilę

Gorczag.

— Do Bośni i Turcji, bo tam jest potworna

korupcja i nie ma dla dziewczyn ratunku. Policjant

proszony o pomoc sprzedaje ją do innej kafany albo

Page 429: Jacek hugo-bader biała gorączka

hotelu, bo w Turcji seksbiznes kwitnie w hotelach.

Turcy są bardzo okrutni. Z Izraela bardzo ciężko się

wyrwać. Organizacje międzynarodowe są słabe albo

wcale nie działają. Kraj frontowy. A najgorzej jest w

Albanii. Ich mężczyźni to straszni ludzie. Przypalają

papierosami, tną nożami dla przyjemności. Albańskie

mafie specjalizują się w handlu żywym towarem.

Mają największą siatkę handlu kobietami w Europie.

Według Scotland Yardu kontrolują większość domów

publicznych w Londynie i całej Anglii, zdominowali

ten biznes w Belgii i Francji. Działają we wszystkich

krajach zachodniej Europy. Prawie wszystkie kobiety,

które tam wysyłają, są wcześniej „oswajane" w

Albanii. Nie tylko Albańczycy „oswajają".

Pułapka na Andżelę. Oswajanie

— Mój mąż jest policjantem w drogówce —

mówi dwudziestoośmioletnia Andżela. — Zarabia

sześćset pięćdziesiąt lei (sto dziewięćdziesiąt złotych)

i ma duży staż, a ja jako pielęgniarka zarabiam

połowę tej sumy, ustaliliśmy więc, że to ja pojadę do

pracy do Włoch, gdzie mieszka moja ciocia. Jak będę

przysyłać pieniądze, to mąż poradzi sobie z

dzieciakami. Nikoleta ma osiem lat, a Konstantin

cztery.

— To jak miał pierwszy raz iść do szkoły, pani

by jeszcze nie było.

Page 430: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Co zrobić? Na nic nam nie starcza. Nie

mamy mieszkania, to wynajmujemy jednopokojowe

za sto dolarów. Musiałam jechać.

— Mąż wie, co się pani przytrafiło?

— Georgij ma na imię. Tylko by mu ciężej na

duszy było, gdyby wiedział, przez co przeszłam.

Pewnie czegoś się domyśla, ale nie pyta.

— Chyba panią kocha — zgaduję.

— Tak myślę. Ja jego też. Naprawdę nie

chciałam się zabić. Nie mogłam przecież zostawić

męża i dzieci. Skakałam w pryzmę zgarniętego

śniegu, ale się poślizgnęłam i upadłam na pośladki.

Straciłam czucie w nogach.

To było dziewiętnastego stycznia 2003 roku.

Andżela skoczyła z trzeciego piętra.

Dwa miesiące wcześniej, za pieniądze

pożyczone od ciotki, kupiła w agencji w Kiszyniowie

kontrakt na pracę pielęgniarki w szpitalu w Weronie.

Zapłaciła półtora tysiąca dolarów za wszystko, razem

z podróżą i dokumentami. Sama poleciała do

Budapesztu. Tam okazało się, że jest kłopot z jej wizą

do Włoch, więc muszą przejść granicę nielegalnie.

Nie pomyślała nawet, że Węgry nie mają granicy z

Włochami. Szli nocą przez las, potem jechali

samochodem.

Page 431: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy

zobaczyłam samochody z literami bg. Myślałam, że

jestem w Bułgarii, ale to był Belgrad. Zaprowadzili

mnie do mieszkania i wszystko było jasne. Byłam w

pułapce. To był punkt zbiorczy dziewczyn. Było nas

kilkanaście. Wszystkie pytały, gdzie są, a oni tylko

walili pięściami, kopali, straszyli nożami. Nie

pozwalali rozmawiać i podchodzić do okna. Mówili,

że oni są „kryminality", że wojowali w Kosowie i że

mogą nas ubić, bo my tu nielegalnie i nikt o nas nie

wie. Jeszcze tego dnia zabrali wszystkie dziewczyny.

Tylko ja zostałam, no i Czado, i Władysław: takie

dwa zdrowe byczki, jak to w Jugosławii. Krótko

obcięci, trzydzieści, trzydzieści pięć lat. Mówili, że

nie jestem gotowa do prostytucji. Oni jak nienormalni

byli. Ja rozumiem — jeden raz w dzień, jeden raz w

nocy, a ci bez przerwy, jak nienormalni. W nocy się

budzili, żeby mnie gwałcić.

Andżela mówi spokojnie, jakby relacjonowała

nieudany wyjazd na wakacje.

— Tak dzień i noc przez trzy tygodnie, i kąpać

mi się nie pozwalali. Oni chyba chcieli, żebym zaszła

w ciążę. Myślę, że sprzedają także dzieci. Gadali coś

„bejbi Serb" i pokazywali na mój brzuch.

Skoczyła, kiedy wyszli z mieszkania. Zbiegli się

ludzie. Przyjechało pogotowie, policja. Leżąc w

Page 432: Jacek hugo-bader biała gorączka

śniegu na chodniku, pokazywała palcem, z którego

okna skakała. Miała złamane dwa kręgi w

kręgosłupie. Przeszła operację i czucie do nóg

wróciło.

Policja zrobiła zasadzkę i złapała bandytów. W

czerwcu pojechała do Belgradu na proces. Na ławie

oskarżonych siedział Czado, Władysław i kilku

innych, ale Andżela nie wie, ile dostali. Mówili jej, że

wiele lat.

— Nie udało im się — mówi. — Nie zaszłam w

ciążę.

Oszustka, która sprzedała jej „kontrakt" do

Werony, siedzi w karnej kolonii w mołdawskiej

wiosce Ruska. Andżela jest świadkiem na jej

procesie. W kraju, w którym tak bezwstydnie kwitnie

handel organami, kobietami i dziećmi, policja

zupełnie nie radzi sobie z tym procederem.

Pojechałem do wioski Ruska, gdzie jest jedyna w

Mołdawii żeńska kolonia karna. Wśród dwustu

siedemdziesięciu siedmiu osadzonych kobiet są dwie

związane z handlem żywym towarem. Jedna ma

piętnastoletni wyrok za sutenerstwo, druga, ta od

Andżeli, ma dostać wyrok w styczniu.

Idealna niewolnica

— Kobiety z Ukrainy i Mołdawii cieszą się za

Page 433: Jacek hugo-bader biała gorączka

granicą dużym wzięciem, bo przywykły do przemocy,

posłuszeństwa, pokory, więc się nie buntują — mówi

Ala Mandacanu. — Mamy nawet takie powiedzonko,

że żona nieobita to jak izba niewymyta. (Po

rumuńsku i po rosyjsku też się to rymuje).

Ala Mandacanu jest dziennikarką, feministką i

czołową działaczką Partii Socjalliberalnej. Przez

siedem lat była deputowaną do parlamentu

mołdawskiego.

— W Mołdawii rozwinął się system

patriarchalny — mówi — w którym głowa rodziny, a

więc mężczyzna, może wszystko. Może bić,

poniewierać, gwałcić swoją żonę, a w sowieckiej

rzeczywistości kobieta została jeszcze dodatkowo

przyzwyczajona do niższego statusu społecznego.

Mołdawskie kobiety psychicznie przywykły do

ciągłego naruszania godności osobistej. W naszym

prawodawstwie nie ma nawet pojęcia gwałtu

małżeńskiego. W czasach sowieckich wytworzono

przeświadczenie, że wszystkie ciężary życia

rodzinnego ma dźwigać kobieta.

— Chce pani powiedzieć — pytam Alę

Mandacanu — że radziecka kobieta to idealna

niewolnica?

— Tak. Pracowała jak mężczyzna, a do tego

Page 434: Jacek hugo-bader biała gorączka

dom, dzieci, wychowanie, leczenie, troska o starych

rodziców, walka o zdobywanie żywności, wszystko

na jej głowie.

— Widywałem mężczyzn w kolejkach.

— Ale tylko po wódkę. Kiedy sytuacja

ekonomiczna kraju stała się dramatyczna, kobiety

wzięły na siebie ciężar wykarmienia rodzin. Właśnie

dlatego stanowią znaczną większość emigrantów. To

wszystko sprawiło, że są lepiej przystosowane do

życia. W Mołdawii sześćdziesiąt dziewięć procent

ludzi z wyższym wykształceniem to kobiety.

— A ulubiona profesja postradzieckiego

muzyka to ciągle szofer.

Ofiarami handlarzy żywym towarem padają

przeważnie kobiety niewykształcone. Z obliczeń

mołdawskiego biura Międzynarodowej Organizacji

do spraw Emigracji wynika, że tylko czternaście

procent ofiar ma wykształcenie średnie lub wyższe.

Połowa pochodzi ze wsi, a jedna trzecia z małych

miasteczek, co dziesiąta nie jest pełnoletnia. Co piąta

ma męża albo stałego partnera, pozostałe są samotne.

Połowa ma dzieci.

— Najbardziej specyficzne dla tej grupy jest to,

że pochodzą z „przemocowych" rodzin — mówi Lila

Gorczag, szefowa Centrum Pomocy Ofiarom

Page 435: Jacek hugo-bader biała gorączka

Handlarzy Żywym Towarem. — W 2003 roku

miałam w Centrum dwieście dwadzieścia dziewczyn,

dwieście trzynaście z nich przeszło przez przemoc w

rodzinie. Były bite, gwałcone, głodzone, wypędzane z

domu.

Połowa kobiet, które wyrwały się handlarzom,

po jakimś czasie sama wraca do seksbiznesu. Uciekły

z Macedonii, to teraz jadą do Rosji, żeby zostać

prawdziwymi prostytutkami z sutenerem, który

wprawdzie bije, ale dzieli się pieniędzmi.

— Tak rozpadają się tysiące rodzin — mówi

Lila Gorczag. —Większość mężczyzn po rozwodach

wyjeżdża z Mołdawii, żeby nie płacić alimentów, a

dzieci są porzucane na pastwę losu. Wychowują je

dziadkowie, krewni, znajomi albo trafiają do

przepełnionych domów dziecka. W zsrr wyrosło

beznadziejnie nieodpowiedzialne, samolubne, okrutne

pokolenie bez żadnych zasad, norm, wiary i wstydu.

Komuniści zabrali wszystko i nic nie dali w zamian.

Sympatyczniejsze liczby

Według Ali Mandacanu Mołdawia odbija się

jednak od dna.

— Jeśli kobieta będzie miała wybór: zarobić

jako prostytutka albo inaczej, nigdy nie pójdzie na

ulicę — twierdzi Ala.

Page 436: Jacek hugo-bader biała gorączka

Prorynkowe reformy zaczynają przynosić

rezultaty. Od 2001 roku dochód narodowy wzrasta

rocznie o sześć, siedem procent. Rośnie produkcja

przemysłowa, średnie płace i emerytury, natomiast

maleje zadłużenie zagraniczne. Sto tysięcy

Mołdawian ma dostęp do internetu, a

dziewięćdziesiąt pięć procent produkcji wina idzie na

eksport, przeważnie do Rosji.

W ciągu jedenastu miesięcy zeszłego roku w

Mołdawii wszczęto sto pięćdziesiąt sześć postępowań

karnych przeciwko handlarzom żywym towarem. W

ciągu czterech lat działalności biura

Międzynarodowej Organizacji do spraw Emigracji w

Mołdawii udało się wyrwać handlarzom i sprowadzić

do kraju tysiąc sto osiemdziesiąt cztery kobiety,

ponad jeden procent ofiar pochodzących z tego kraju.

Pomagają w tym różne agendy onz, obwe, żołnierze

sił kfor stacjonujący na Bałkanach, a także duchowni

różnych Kościołów.

DZIECKO ODDAM W DOBRE RECE

Cholerna demokracja

Galina Prokop to kobieta, która się nie

uśmiecha.

— Każdy powinien pięknie nieść swój krzyż —

mówi. — Ja swój niosę i nie narzekam, chociaż

Page 437: Jacek hugo-bader biała gorączka

zarabiam trzysta dziewięćdziesiąt lei (sto czternaście

złotych) i na nic mi nie starcza. Od czternastu lat nie

byłam na urlopie, nigdy nie widziałam morza, a

jedyny luksusowy wydatek, na jaki sobie w życiu

pozwoliłam, to była operacja nogi, bo już chodzić nie

mogłam.

— Przecież u was służba zdrowia jest bezpłatna.

— Bezpłatnie dają ser w pułapce na myszy —

mówi. — Dwieście dolarów wpłaciłam do kasy w

klinice.

Surowa, twarda, zdecydowana jak przełożona

na pensji u zakonnic.

Urodziła się w 1953 roku, kilka dni po śmierci

Stalina. Przyszła na świat na kołchozowym polu, przy

sadzeniu cebuli. Była szóstym dzieckiem w rodzinie,

a jeszcze ciągle panowała straszliwa, powojenna

bieda, więc rodzice oddali ją Bogu. Była mniszką do

1961 roku, kiedy władze radzieckie rozwiązały

monastyry.

Od 1989 roku pani Galina jest dyrektorką domu

dziecka w Kiszyniowie. To jeden z dwudziestu pięciu

domów w Mołdawii. Dziesięć lat temu miała trzysta

osiemnaścioro wychowanków.

— Dzisiaj sześciuset pięćdziesięcioro jeden,

chociaż mam tylko czterysta trzydzieści miejsc. Tak

Page 438: Jacek hugo-bader biała gorączka

jest we wszystkich domach dziecka. To przez

pierestrojkę i demokrację. Nędza moralna nie

demokracja. Ludzie tracą człowieczeństwo, przestają

rodzić dzieci albo porzucają je i za granicą szukają

lepszego życia, a u mnie stawka żywieniowa to

jedenaście lei na dziecko dziennie (trzy złote

dwadzieścia groszy) i ciągle mi wyłączają prąd, wodę

i ciepło, bo przekraczamy limity. W kraju, który

słynął z warzyw i owoców, karmimy dzieci kaszą i

chlebem.

Czterysta dwoje jej dzieci ma rodziców za

granicą.

Od piętnastu lat, od kiedy jest dyrektorką tego

domu, Galina Prokop nie oddała do adopcji żadnego

dziecka. Podejmowano nieliczne próby, ale prawie

wszystkie nieudane. Dzieci zawsze wracały od

przybranych rodziców.

Mołdawia to jeden z niewielu krajów w

Europie, w którym nie ma kolejek do adopcji.

Mołdawskie rodziny nie chcą adoptować, a według

prawa za granicę można przekazywać tylko dzieci

niepełnosprawne.

— Chyba że wcześniej porwie je albo kupi

mafia — mówi pani Galina. — Mam

niepełnosprawnego chłopca, którego wywieźli do

Page 439: Jacek hugo-bader biała gorączka

Moskwy i zmuszali do żebrania. Rosyjska milicja mi

go odwiozła.

O handlu dziećmi w Mołdawii zrobiło się

głośno piętnastego grudnia 1994 roku, po interpelacji

poselskiej Ali Mandacanu. Domagała się zmiany

prawa, które umożliwiało masowy, zupełnie legalny

wywóz dzieci za granicę.

— Przepis mówił — opowiada Ala Mandacanu

— że ojcostwo ustala się tylko na podstawie

deklaracji matki dziecka. Kobiety, nawet mężatki,

pisały oświadczenia, że miały romans z tym oto

cudzoziemcem, i bez badań, dowodów, argumentacji,

dochodzenia człowiek wywoził dziecko w nieznane.

Pół biedy, jeśli było sprzedawane do adopcji, ale

wiele kończyło życie jako dawcy organów: serc,

wątrób, nerek, trzustek...

Później przepisy się zmieniały, więc handlarze

korygowali metody. Wyszukiwali ciężarne

dziewczyny (najlepiej samotne) i umawiali się, że po

porodzie kupują od nich dziecko. Kiedy maleństwo

miało około miesiąca, przyjeżdżał kupiec, potem we

troje wyjeżdżali (najczęściej do Izraela) i jeszcze

przez jakiś czas mieszkali razem, żeby biologiczna

matka jak najdłużej mogła karmić piersią. Za

wszystko brała od tysiąca do dwóch tysięcy dolarów i

wracała.

Page 440: Jacek hugo-bader biała gorączka

— A najłatwiej było wywieźć brzuch — mówi

Ala Mandacanu. —Handlarze wywozili za granicę

ciężarne kobiety. Tam odbywał się poród i transakcja.

Myślę, że w samym 1994 i 1995 roku wywieziono w

ten sposób z kraju około dziesięciu tysięcy dzieci.

Maternitatea Municipale numer 2, czyli Miejski

Szpital Położniczy, od czasu kiedy szefową oddziału

ogólnego jest doktor Ałła Kancer, a więc od szesnastu

lat, nie przechodził remontu i nie wyposażono go w

nic nowego, choćby w jedną parę nożyczek.

W latach radzieckich przyjmował około

czterech tysięcy porodów rocznie, teraz — tysiąc

osiemset. I wtedy, i teraz około dziesięciu matek

rocznie zostawiało swoje dzieci w szpitalu.

— Do szpitala pacjentki powinny przychodzić z

własną pościelą — mówi doktor Kancer — a ja mam

setki takich, które jej po prostu nie mają. Rodzą

dzieci, nie mając przygotowanej nawet jednej

pieluchy, smoczka, butelki... Straszna bieda. Jestem

pewna, że połowa moich pacjentek rodzi, bo nie

miała na aborcję.

W Mołdawii zabiegi przerywania ciąży

wykonuje się w państwowych klinikach na żądanie

pacjentki. Oficjalnie trzeba zapłacić dwieście lei

(sześćdziesiąt złotych), ale wszyscy wiedzą, że

Page 441: Jacek hugo-bader biała gorączka

lekarzowi trzeba dopłacić jeszcze cztery razy tyle.

Pułapka na Danu.Woda

To najsmutniejsza opowieść, jaką słyszałem w

Mołdawii.

— Tato zaczął pić, jak stracił pracę i resztkę

oszczędności, a jak cztery lata temu maciora zżarła

mojemu synkowi nogę, to codziennie pięć, sześć

litrów wina doił.

— Co się stało? — Lena źle mówi po rosyjsku.

— Tylko na chwilę mama wyszła do ogrodu, to

taka wielka świnia, co właśnie urodziła małe,

zakradła się do domu. Danu miał roczek i spał w

łóżeczku, to odgryzła mu nogę i zjadła.

Przez cztery lata Danu ciągle pytał, kiedy

rodzice kupią mu nogę. Nie wiedział, że nie będzie

taka jak u wszystkich. Dopiero w dniu, kiedy go

odwiedziłem na oddziale protetyki w szpitalu,

zobaczył, jaka to będzie noga. Rzucił kule, stanął w

kącie i się dąsa.

— A Danu umie trochę po polsku — cieszy się

jego matka. —Danu, powiedz coś panu.

— Na protezę, pomóż, panie.

Mieszkają na wsi, trzydzieści kilometrów od

stolicy. Lena z mężem, jej rodzice, siostra i dwóch

Page 442: Jacek hugo-bader biała gorączka

synów. Żyją z fasoli i kukurydzy, która rośnie w

ogrodzie, i z tego, co zarobi matka. Siedem dni w

tygodniu zmywa gary w jednogwiazdkowym hotelu

„Kiszyniów". Zarabia siedemset lei (dwieście

złotych).

Nie byli kołchoźnikami, więc przy podziale nie

dostali ziemi. Od trzydziestu lat ojciec Leny robi

rocznie pięćset litrów caberneta. Połowę sprzedawał,

a reszta była na domowe potrzeby. Teraz sam

wszystko wypija i jeszcze mu nie starcza, więc łapie

każdą dorywczą robotę. Bierze dwie szklanki wina za

godzinę. Żyją w nędzy.

W styczniu zeszłego roku do ich domu przyszli

nieznajomi: Luba, która jest Mołdawianką, i Cygan S.

(nie podaję nazwiska, nie chcę, żeby go zmasakrowali

w polskim kryminale). Powiedzieli, że mają pracę dla

Leny i jej męża w Polsce. Po czterysta dolarów dla

każdego do prostych prac w supermarkecie. Szybko

uzbierają na własny dom, wózek i protezę dla Danu.

Mogą jechać z obu synami, bo jest duże mieszkanie.

Nieznajomi całej czwórce załatwili paszporty i kupili

bilety. Dwudziestego siódmego marca przyjechali do

Gdyni.

— Na miejscu okazało się, że wpadliśmy w

pułapkę — mówi Lena. — Nie ma supermarketu,

tylko żebranina na ulicy. S. kupił wózek, ale ja nie

Page 443: Jacek hugo-bader biała gorączka

zgodziłam się na taką pracę.

Myślę jednak, że Lena wreszcie się zgodziła i

chodziła żebrać na skrzyżowania, a w niedzielę pod

kościoły, bo kilka tygodni wszyscy mieszkali zgodnie

pod jednym dachem. Myślę, że poróżnili się o

pieniądze. Beznogi Danu był żyłą złota. Którejś nocy,

kiedy wyszedł do toalety, S. i Luba porwali go,

wsadzili do samochodu i zniknęli.

— Jego porwała cygańska mafia — mówi Lena.

— Mąż ich odnalazł, poszedł się rozmówić, a oni

wyciągnęli noże. Nie oddali dziecka i znowu zniknęli.

Mąż Leny kontynuował poszukiwania i

wreszcie zawiadomił o porwaniu policję, a Lena

żebrała na ulicach ze starszym synem. Niczego mu

nie brakuje, więc dochód był mizerny.

Po trzech miesiącach policja odnalazła Danu w

Warszawie. S. trafił za kratki, a Luba uciekła. Odbyła

się rozprawa w sądzie rodzinnym, który pozwolił

oddać dziecko rodzicom.

Chłopiec był w fatalnym stanie. Porywacze

odkryli, że im większą litość wzbudza, tym więcej

zarabiają. Parzyli chłopca wrzątkiem. Najbardziej

kikut nogi. Luba codziennie chodziła do innego

kościoła i wyłudzała pieniądze na leczenie, operację

albo protezę. Zarabiała dziennie trzysta, trzysta

Page 444: Jacek hugo-bader biała gorączka

pięćdziesiąt dolarów.

— I głodziła go — mówi Lena. — Trzy

miesiące dziecko bez gotowanego było, bez chleba,

mięsa, warzyw. Nie wiem dlaczego, ale dawali mu

tylko czekoladę.

Do kraju wrócili bez grosza we wrześniu

zeszłego roku. W końcu stycznia Danu będzie miał

dopasowaną pierwszą protezę, ale ciągle panicznie

boi się wody. Boi się nawet patrzeć na akwarium w

szpitalu. Są wielkie problemy z myciem.

— A co zrobiliście z tą świnią? — pytam matkę

chłopca.

— Jaką świnią?

— Tą, co zjadła Danu nogę.

— Ojciec z mężem szpadlami zatłukli.

— No i co?

— Potem zjedliśmy.

Luty 2004

Page 445: Jacek hugo-bader biała gorączka

Dola dla aniołów

— To jakiego kraju jesteście patriotą, drogi

Walery Anatoljewiczu?

— Jestem patriotą Rosji i Naddniestrzańskiej

Republiki Mołdawii — odpowiedział minister spraw

zagranicznych, dłubiąc widelcem w dzwonku

wędzonej tołpygi. — To dlatego najbardziej lubię ten

koniak, bo tak się nazywa stolica naszego młodego

kraju.

— A gdyby między tymi krajami wybuchła

wojna? — kombinowałem z pijackim uporem.

— No co wy?! — walnął się ręką w czoło. — A

mówiłem, żebyście więcej zakąszali...

Znowu dzwoni jego telefon komórkowy.

Sprawdza numer. Znowu żona.

— Odbierzcie wreszcie — zachęcam

pobłażliwie.

— Nie po to przelewaliśmy krew — unosi się

— żeby rządziły nami kobiety! Albo Mołdawianie...!

Trzy gwiazdy Borysa Kuiagina

Koniaki z fabryki Kvint z separatystycznej

Republiki Naddniestrzańskiej i w lecie, i w zimie

wywołują niebywałą lekkość ciała i umysłu. Nawet

Page 446: Jacek hugo-bader biała gorączka

ten najtańszy, trzygwiazdkowy bez nazwy, po

czternaście miejscowych rubli (sześć złotych

pięćdziesiąt groszy) za pół litra, trzy lata nabiera

aromatu w dębowych beczkach, nim trafi do sklepów.

Wynika z tego, że pity obecnie trzygwiazdkowiec

szedł na leżakowanie w zimie 2001 roku, akurat

wtedy, kiedy Borysowi Kułaginowi, obywatelowi

Tyraspola, odbiła szajba i po awanturze z żoną złapał

za karabin, wybiegł na ulicę i ruszył przez miasto,

strzelając seriami po oknach.

Szaleniec nie uszedł dwóch kwartałów, kiedy

ktoś wychylił się z balkonu i trzema celnymi

pociskami położył go na chodniku.

— Świetne strzały — mówię, stojąc na

balkonie, z którego strzelał Maksym Gałkin. —

Będzie jakieś dwieście metrów.

— Dwieście czterdzieści — poprawia mnie. —

Mierzyłem krokami.

Maksym jest weterynarzem. Pracuje w

państwowej przychodni dla zwierząt w wiosce

Parkany pod Tyraspolem. Po tym jak zastrzelił

Kułagina, przyszedł do niego policjant i spisał notatkę

służbową. Nie zapytał nawet, czy Maksym ma

pozwolenie na broń.

— Pewnie, że nie mam — mówi. — Jeszcze nie

Page 447: Jacek hugo-bader biała gorączka

słyszałem, żeby kogoś posadzili za nielegalne

posiadanie broni, a u nas każdy porządny mężczyzna

ma w wersalce automat. Jak w 1992 roku skończyła

się wojna z Mołdawią, wrzuciłem do chlebaka kilka

granatów, wylazłem z okopu, otrzepałem portki i z

moim kałasznikowem poszedłem do domu. Wszyscy

tak zrobili. Bandytom nie jest u nas łatwo.

Przyjeżdżały na zwiady różne mafie: czeczeńskie,

azerskie, dagestańskie, żeby ściągać haracze... No, ale

ilu ich było za każdym razem? Pięciu, dziesięciu,

może dwudziestu, a naszych pięćdziesięciu z ulicy się

zbierało i wszyscy z długą bronią. Sami robimy

porządki.

— A co to ma wspólnego z prawem? — ja na

to.

— A po co ma mieć? — krzywi się Maksym. —

U nas tradycja, że każdy robi sam i szybko. Struktury

siłowe najbardziej to lubią, a w naszej republice co

drugi chodzi w pagonach: wojsko, policja,

pogranicznicy... I wszyscy z bronią.

Walery Anatoljewicz Lickaj, minister spraw

zagranicznych Naddniestrzańskiej Republiki

Mołdawii i miłośnik koniaku Tiraspol, nazywa

naddniestrzański system bezpieczeństwa mieszanką

stalinizmu i wolności szlacheckiej.

Page 448: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Mieszanka cokolwiek wymiotna —

oceniłem.

— A jak pan Wołodyjowski odbił Oleńkę z

niewoli Kmicica? —minister Lickaj z zawodu jest

politologiem i historykiem. — Na własną rękę i w

zbrojnej kompanii.

— To było w xvii wieku.

— Ale świetnie działało. Trzeba szybko i bez

gadania. Dzięki temu systemowi bezpieczeństwa nie

mamy także problemów z uchodźcami. Afgańców,

Tadżyków, Tamilów, Wietnamczyków u nas nie

uświadczysz. Tylko raz w roku wpuszczamy Azjatów

do kraju. W lecie, jak pokazują się dynie i arbuzy.

Mogą sprzedać towar i wynocha. Porządek u nas

twardy. Dyscyplina sowiecka!

Biełyj Aist — legenda wiecznie żywa

To legendarny, pierwszy rosyjski koniak. W

firmowym sklepie półlitrowa butelka kosztuje

szesnaście naddniestrzańskich rubli (siedem i pół

złotego). Biełyj Aist (biały bocian) sprzedawany był

pod tą nazwą jeszcze grubo przed rewolucją

październikową. Znawcy zachwycają się bukietem

tego pięcioletniego koniaku z Tyraspola.

Samo miasto ma zaledwie sto lat więcej.

Powstało przy twierdzy nadgranicznej założonej

Page 449: Jacek hugo-bader biała gorączka

przez feldmarszałka Suworowa, ale po wypędzeniu

Napoleona z Rosji wojska carskie z rozpędu

przekroczyły Dniestr i odebrały Turkom Besarabię, a

więc tereny dzisiejszej Mołdawii. Po pierwszej

wojnie światowej przypadły one Rumunom.

Bolszewicy nie mogli się jednak pogodzić z utratą

Besarabii, więc w latach dwudziestych wyrżnęli na

Ukrainie kawałek terytorium i powołali do życia

maleńką Mołdawską Autonomiczną Socjalistyczną

Republikę Radziecką, do której potem przyłączyli

całą Mołdawię zajętą przez nich w wyniku paktu

Ribbentrop-Mołotow.

Taki stan rzeczy utrzymał się do dwudziestego

siódmego sierpnia 1991 roku, kiedy — na kilka

miesięcy przed upadkiem zsrr — Mołdawia oderwała

się od Kraju Rad i w Kiszyniowie proklamowała

powstanie niezależnej republiki. Następnego dnia na

lewym brzegu Dniestru zbuntowana rosyjskojęzyczna

nomenklatura inspirowana przez radzieckie

specsłużby ogłosiła powstanie niepodległej

Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej ze stolicą

w Tyraspolu. Zaledwie kilkunastu, może

kilkudziesięciu sowieckich bonzów oderwało od

suwerennego państwa kęs terytorium i

zakonserwowało na nim kawałeczek Związku

Radzieckiego. Kraj przyjął herb i flagę radzieckiej

Page 450: Jacek hugo-bader biała gorączka

Mołdawii. Ma dwieście pięćdziesiąt kilometrów

długości, ale wystarczy trzydzieści minut, by w

niektórych miejscach przejść spokojnym krokiem z

zachodniej granicy na wschodnią. Między Mołdawią

a separatystami wybuchła krwawa wojna. Trwający

kilka miesięcy konflikt nie przyniósł rozstrzygnięcia.

Przez miasto przetoczyły się walce dwóch

wojen światowych, dwóch wojen domowych i dwóch

rewolucji, a w państwowych zakładach Kvint, które

powstały w 1896 roku, spokojnie produkowany był

nieśmiertelny Biełyj Aist w półlitrowej butelce z

zielonego szkła i powstawały nowe koniaki. Co roku

od dwóch i pół do sześciu i pół miliona litrów. Słowo

„Kvint" rozszyfrować można jako: „Koniaki, wina i

napoje Tyraspola". Od abdykacji Nikity Chruszczowa

naczelnikiem wydziału produkcji koniaków,

liczącego zaledwie czternastu pracowników, jest

osiemdziesięciopięcioletni dziś brygadzista Siergiej

Czarniecki, który twierdzi, że jest Rosjaninem.

Naddniestrze zamieszkują Mołdawianie,

Ukraińcy i Rosjanie w równych

trzydziestoprocentowych proporcjach. Pozostali to

Polacy, Bułgarzy, Żydzi, Niemcy i Gagauzi (turecka,

ale prawosławna mniejszość). W 1988 roku

mieszkało tu siedemset pięćdziesiąt tysięcy ludzi, ale

od tego czasu wyjechało ponad sto dwadzieścia

Page 451: Jacek hugo-bader biała gorączka

siedem tysięcy. Kolejnych stu dwudziestu ośmiu

tysięcy władze republiki nie mogą się doliczyć.

W grudniu 2003 roku pojechałem do Mołdawii,

bo chciałem zobaczyć, jak żyją ludzie w kraju o

najniższym dochodzie narodowym w Europie

(czterysta czterdzieści dziewięć dolarów na jednego

mieszkańca).

Byłem w błędzie. Najbiedniejsze jest

Naddniestrze z dochodem trzysta dziewięćdziesiąt

dwa dolary na obywatela.

Jest to wprawdzie republika, której istnienia nie

uznał żaden kraj na świecie, ale która ma wszystkie

atrybuty państwa: prezydenta, rząd, parlament, flagę,

godło, hymn, suwerenne terytorium, siły zbrojne,

policję, bank centralny, własną walutę, granice z

posterunkami celnymi...

Dojna — światło w lochu

Najważniejszym składnikiem koniaku jest

sześćdziesięciodwu— lub

siedemdziesięcioprocentowy spirytus będący

środkową frakcją destylacji wina.

Beczki na spirytus mają pięćset sześćdziesiąt

trzy litry pojemności, bowiem objętość drewna

dębowego musi być równa objętości płynu. Cały czas

muszą być pełne, a ponieważ alkohol paruje, trzeba

Page 452: Jacek hugo-bader biała gorączka

go dolewać, żeby się nie rozeschły. Co roku z każdej

beczki traci się bezpowrotnie prawie siedemnaście

litrów boskiego trunku. Te trzy procent objętości,

które odparowuje przez pory dębowych klepek,

producenci koniaków na całym świecie nazywają

dolą albo działką dla aniołów.

Dojna to mołdawska pieśń ludowa i zrodzony w

1957 roku dziewięcioletni koniak markowy za

dwadzieścia cztery naddniestrzańskie rubelki

(jedenaście i pół złotego). Chociaż nosi żeńskie imię,

jest niezwykle siarczysty.

Ten koniak ma dokładnie tyle lat, ile Ilie Ilascu

przesiedział w jednoosobowej celi w

naddniestrzańskim więzieniu w Tyraspolu.

— Z tego okresu najlepiej pamiętam dwa silne

zapachy — opowiada. — Najpierw był cudowny

aromat koniaku. W nocy ukradkiem przychodzili do

mojej celi koledzy oficerowie, którzy przed laty

służyli ze mną w Czternastej Armii, i prosili, żebym

nie wygadał, że się znamy. Kiedyś byłem u nich

kapitanem specnazu, wojskowych służb specjalnych.

Każdy koleżka przemycał mi maleńką buteleczkę

Dojny.

— Rosjanie pana aresztowali?

— Bezpieka Naddniestrzan. Konkretnie major

Page 453: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wiktor Guszan, który wcześniej był w kgb. Niech pan

zapamięta to nazwisko. Po kilku dniach, w czerwcu

1992 roku, oddali mnie armii rosyjskiej. Dopóki

trwała wojna Mołdawii z separatystami, byłem

więźniem kontrwywiadu Czternastej Armii, która

stacjonowała w Naddniestrzu. Oni chcieli ze mnie

wydusić, że byłem agentem rumuńskich służb, które

mnie tu przysłały, żebym likwidował rosyjską

ludność cywilną. To miał być argument

usprawiedliwiający obecność rosyjskich żołnierzy w

suwerennej Mołdawii. Byłem dywersantem i

szpiegiem, ale mołdawskim. Dostałem z Kiszyniowa

normalne powołanie do wojska i w Tyraspolu, na

tyłach separatystów, utworzyłem oddział zwany

grupą Ilascu. Mówili, że mordowaliśmy ludzi. Nie

mordowaliśmy, tylko jak był rozkaz, likwidowaliśmy

przeciwników. Broniliśmy naszego kraju.

— A ten drugi zapach, panie senatorze? —

zapytałem.

— Aceton. W środku nocy do celi wpadli ruscy

sołdaci, związali mi ręce na plecach, zakryli oczy i

wywlekli na zewnątrz. Odczytali wyrok sądu

wojennego i padła komenda „Ładuj!" Wtedy uderzył

mnie w nos ten zapach. Po latach psychologowie

powiedzieli mi, że w sytuacjach ekstremalnych

organizm wydziela aceton. Strzelali ślepakami. Potem

Page 454: Jacek hugo-bader biała gorączka

jeszcze trzy razy mnie rozstrzeliwali.

W sierpniu 1992 roku rosyjska Czternasta

Armia wmieszała się zbrojnie w konflikt po stronie

Naddniestrza, zmuszając Mołdawię do zawieszenia

broni. Po zakończeniu walk Rosjanie przekazali

grupę Ilascu swoim sojusznikom w Tyraspolu. Na

nowo rozpoczęły się przesłuchania, które także tym

razem prowadził major Guszan. W następnym roku

odbył się proces czterech bojowników. Ilie Ilascu

odpowiadał za przestępstwa z dziewiętnastu

artykułów radzieckiego kodeksu karnego. Dostał

cztery wyroki śmierci. Za dywersję, terroryzm,

szpiegostwo przeciw władzy radzieckiej (której od

prawie dwóch lat nie było) i dwa zabójstwa.

— To był wyjątkowo dęty proces — mówi

profesor Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji

Praw Człowieka w Warszawie, który był

obserwatorem z ramienia obwe. — Żadnego

zabójstwa mu nie udowodnili. To robiły rosyjskie

specsłużby, żeby go skompromitować i wykończyć,

bo był niezwykle popularny wśród tyraspolskich

Mołdawian. Prokurator generalny Naddniestrza, który

był głównym oskarżycielem na procesie, zaczął się

wycofywać, bo nie chciał brać udziału w tej operetce,

więc zginął w zamachu. Bomba rozerwała go w

windzie razem z żoną.

Page 455: Jacek hugo-bader biała gorączka

Przez dwa lata Ilascu czekał na śmierć, ale w

1995 roku Rosja ogłosiła moratorium na

wykonywanie kary głównej, więc Igor Smirnow,

prezydent Naddniestrza, musiał postąpić tak samo.

Zamienili wyrok na dożywocie.

Ilascu przesiedział w kryminale dwie kadencje.

Będąc w więzieniu, został wybrany na deputowanego

mołdawskiego parlamentu.

Rozmawiam z nim w Bukareszcie, w

monumentalnym gmachu Komitetu Centralnego

Rumuńskiej Partii Komunistycznej, w którym

wszystkie podłogi wyłożone są czerwonymi

dywanami grubymi jak pierzyny. To teraz siedziba

rumuńskiego senatu.

Ilie Ilascu nie wygląda na oficera specnazu,

agenta, terrorystę. Raczej księgowy, nauczyciel,

kierownik sklepu ze sprzętem agd...

— Niepozorny wygląd to był atut w moim

zawodzie — uśmiecha się nieśmiało.

— Jak się pan wydostał z więzienia?

— Podstępem. Wszystko wymyślił szef partii

Wielka Rumunia. Najpierw wysłałem grypsem prośbę

o rumuńskie obywatelstwo. Dostałem je i

kandydowałem w wyborach do senatu. Zdobyliśmy

tyle głosów, że przypadło nam miejsce w Radzie

Page 456: Jacek hugo-bader biała gorączka

Europy. Ja je dostałem. Byłem członkiem Rady

Europy i ciągle siedziałem w kryminale, ale przy

pierwszej okazji przewodniczący Rady poskarżył się

prezydentowi Putinowi, że to straszliwy skandal.

Piątego maja 2001 roku, po dziewięciu latach

odsiadki, Ilascu został odwieziony do Kiszyniowa

przez ministra bezpieczeństwa publicznego

Naddniestrza.

— Co pan robił pierwszego dnia wolności?

— Poszedłem na grób rodziców, którzy umarli,

gdy byłem w więzieniu — mówi bohater narodowy

Mołdawii i Rumunii. — Potem skoczyłem z żoną na

koniaczek, a potem na spotkanie z prezydentem

Mołdawii. Wieczorem odleciałem do Bukaresztu.

Nistru — ślubowanie pioniera Wołodii

Wiktoria Toporowa z tyraspolskich zakładów

Kvint była wielką gwiazdą radzieckiego przemysłu

winiarskiego lat pięćdziesiątych. Nikita Chruszczow

osobiście przypiął jej Order Czerwonego Sztandaru

Pracy za wprowadzenie do produkcji w mołdawskich

zakładach wyjątkowego wina xeres pochodzącego z

południa Hiszpanii.

Xeres w Mołdawii! Hiszpanie od setek lat jak

źrenicy oka strzegli tajemnicy produkcji xeresu, ale

Wiktorii Toporowej udało im się ją wydrzeć.

Page 457: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zwiedzając hiszpańskie piwnice, jak prawdziwa

radziecka dama upuściła chusteczkę, ale tak, by

wpadła do właściwej kadzi. Resztę załatwili agenci

kgb.

Każdy koniak ma swojego autora, częściej

mówi się nawet —ojca. Ale czy ojcem może być

baba?

Wiktoria Toporowa postanowiła udowodnić, że

w Związku Radzieckim i to jest możliwe.

Po kilku latach pracy przedstawiła swoje dzieło

państwowej komisji. Byli w niej sami mężczyźni.

Orzekli, że to nie koniak. Nawet nie likier. Na jedno

za słodkie, na drugie za mocne.

Toporowa nie dała za wygraną i zwołała żony

członków komisji, które wpadły w zachwyt. Wreszcie

mogły pić koniak i nie krzywić się po każdym łyku.

Komisja partyjno-państwowa musiała zmienić zdanie

i w 1960 roku zatwierdzić nowy dziewięcioletni

koniak. Autorka nadała mu męskie imię Nistru, co po

mołdawsku znaczy „Dniestr". Od tego czasu bardzo

wytrawną Dojne nazywano koniakiem męskim, a

słodkiego i tańszego o trzy ruble Nistru — koniakiem

damskim.

Tej jesieni, kiedy narodził się Nistru, na dalekiej

Syberii, w Magadanie, pierwszoklasista Wołodia

Page 458: Jacek hugo-bader biała gorączka

Antiufajew złożył ślubowanie pioniera.

— A po zakończeniu szkoły wstąpiłem do

Instytutu Lotnictwa Cywilnego w Rydze, na drugim

krańcu Kraju Rad — opowiada Władymir Juriewicz

Antiufajew. — Byłem pod silnym wpływem lotniczej

romantyki, ale nie nadążałem i z drugiego roku wzięli

mnie do wojska.

Dosłużył się stopnia sierżanta, a potem

ukończył kurs oficera rezerwy.

— W wojsku poczułem się prawdziwym

mężczyzną — mówi. —Wstąpiłem do partii.

Postanowiłem kontynuować studia lotnicze. Ale w

rejonowym komitecie partii powiedzieli, że widzą

mnie raczej na służbie w organach spraw

wewnętrznych. Po dwóch tygodniach chodziłem w

milicyjnym mundurze. Po dziesięciu latach, będąc

zaledwie w stopniu kapitana, zostałem naczelnikiem

służby kryminalnej miasta Rygi. W 1989 roku

zlikwidowałem potężną bandę przestępczą, za co

sekretarz generalny kpzr Michaił Gorbaczow

nagrodził mnie orderem za męstwo. To jest

odznaczenie bojowe, którego milicjanci nigdy nie

dostawali. Kto wtedy słyszał o korupcji? Organy

spraw wewnętrznych były moralnie nieskazitelne,

profesjonalnie idealne. Razem czyściliśmy to piękne

miasto Ryga z ludzkiego śmiecia. Cały kolektyw po

Page 459: Jacek hugo-bader biała gorączka

bratersku nadstawiał piersi pod nóż i kule. Miałem

czterdzieści lat, kiedy w moim mieście rozpoczęła się

aktywna działalność narodowych faszystów. Ja i moi

bojowi towarzysze z frontu kryminalnego dobrze

wiedzieliśmy, do czego oni dążyli.

Spokojny, schludny, w proporcjach antyczny, w

leksyce bolszewicki. Zawiesił głos, czekając, aż

zapytam, do czego dążyli. Postanowiłem mu nie

pomagać.

— Oczywiście do zmiany ustroju — powiedział

grobowym głosem. — A my byliśmy bastionem

władzy radzieckiej na Łotwie, dziećmi Sowieckiego

Sojuza. Wszystko, co osiągnęliśmy, było darem tej

ojczyzny. Aż przyszedł sierpień 1991 roku. Ludność

bratała się z wojskiem i milicją na ulicach, ale

nacjonałfaszyści podnosili głowy. Dwudziestego

drugiego sierpnia większość moich ludzi wysłałem w

delegacje, a sam ukradkiem wyjechałem z Rygi. Z

dziesiątkami towarzyszy dotarłem do Moskwy, ale

Gorbaczow i jego banda nas sprzedali, zdradzili.

Wyrzucili nas ze służby. Na Łotwie i w całym

Związku Radzieckim toczyło się przeciwko nam

śledztwo. Byłem poszukiwany międzynarodowym

listem gończym. Musiałem się ukrywać.

Zapytałem o Władymira Antiufajewa

łotewskiego dziennikarza z Rygi.

Page 460: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ten s...syn strzelał do nas w Dniu Barykad

— wybuchnął, kiedy usłyszał jego nazwisko. —

Przez ostatnie dwa lata władzy radzieckiej był szefem

omonu, oddziałów szturmowych milicji w Rydze,

które dwudziestego stycznia 1991 roku wystąpiły

przeciwko odrodzonej władzy łotewskiej. Była

strzelanina i ofiary śmiertelne.

Później w Rydze odbył się proces przeciwko

miejscowemu omonowi. Antiufajew został zaocznie

skazany na cztery lata więzienia, chociaż próbuje

dodać sobie splendoru i do dzisiaj kłamie, że dostał

dożywocie, które ciągle nad nim wisi.

— W Rosji szalał reżim Jelcyna — opowiada

Antiufajew. — Nie miałem dokąd uciekać, więc

pewnie przyszłoby mi zgnić w jakiejś tiurmie, gdyby

w maju 1992 roku nie odszukali mnie deputowani

parlamentu naddniestrzańskiego. Zaprosili mnie i

około pięćdziesięciu innych bojowników z

litewskiego, łotewskiego i estońskiego omonu do

swojej republiki. Nas już rozbili, a po rozpadzie zsrr

oni jeszcze się trzymali. Dostaliśmy od nich

dokumenty, mieszkania, broń i jak lwy walczyliśmy

w obronie republiki.

Siurpriznyj — szlagier xxii zjazdu

Z okazji każdego zjazdu kpzr republiki

Page 461: Jacek hugo-bader biała gorączka

związkowe Kraju Rad przysyłały na Kreml wszystko,

co z nowości miały najlepszego. Po zjeździe każdy z

pięciu tysięcy delegatów wracał do domu w zupełnie

nowym, tak zwanym delegackim garniturze. Na

nogach miał nowe, delegackie trzewiki, a w zupełnie

nowej, delegackiej walizie karton nowych,

delegackich papierosów z Uzbekistanu, torbę

delegackich cukierków z Baszkirii, delegackie

szprotki z Łotwy, kilka butelek delegackiego

koniaku...

Potem w swoich zakładach pracy delegaci

rozmawiali z towarzyszami, pili koniak, zakąszali

szprotami i cukierkami. Nikita Chruszczow najlepiej

ze wszystkich rozumiał, że w pięciu tysiącach miast i

wiosek ogromnego Związku Radzieckiego będą

próbować koniaku, który pije pierwszy sekretarz, a

więc to sprawa wagi państwowej. W 1961 roku, na

dwa miesiące przed xxii Zjazdem Komunistycznej

Partii Związku Radzieckiego, Chruszczow postanowił

niczego nie zaniedbać. To miał być historyczny zjazd,

który przyjmie program budowy komunizmu.

Potrzebny był zupełnie nowy koniak. Osobiście

zadzwonił do zakładów Kvint w Tyraspolu.

— Dwa miesiące, towarzyszu sekretarzu? —

dukał w słuchawkę telefonu dyrektor Aleksander

Pogodin. — Markowy koniak dziesięciu lat...

Page 462: Jacek hugo-bader biała gorączka

potrzebuje. Potem odpoczywać co najmniej rok... To

może na xxiii zjazd byśmy...

— To będzie zjazd, który na tysiąc lat

zaprogramuje szczęśliwy rozwój ludzkości —

zaryczał Chruszczow — a wy tu, towarzyszu, liczycie

miesiące jak lichwiarz!

Jedyną nadzieją dyrektora Pogodina był

brygadzista cechu Siergiej Czarniecki, który już

wtedy uważany był za Mozarta od koniaków. Wlał do

kieliszka sześćdziesiąt gramów męskiej Dojny i

rozmiękczył je czterdziestoma gramami damskiego

Nistru.

Stał się cud. Powstał boski napój o subtelnym

aromacie kawy i suszonych owoców, który w

kuluarach xxii zjazdu zrobił furorę większą niż

program budowy komunizmu. Początkowo nazwano

go „delegackim" potem „partyjnym", bo mijały lata, a

bez niego nie mogła się obyć żadna partyjna

konferencja. Członkowie partii nazywali go

„ludowym", bo pili go oni, najlepsi przedstawiciele

ludu. Potem koniak został postarzony do dziesięciu

lat i trafił do ogólnodostępnych sklepów pod oficjalną

nazwą Siurpriznyj — „niespodzianka". Pół litra

kosztuje dwadzieścia siedem naddniestrzańskich rubli

(trzynaście złotych).

Page 463: Jacek hugo-bader biała gorączka

Do przyjętego na xxii zjeździe programu

pokojowej budowy komunizmu na świecie

dopasowano radziecką doktrynę wojenną. Czternasta

Armia, która stacjonowała nad Dniestrem w

Mołdawskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej,

miała pruć na Bałkany. Służyło w niej dwieście

tysięcy żołnierzy. Po rozpadzie zsrr wycofali się na

wschód od rzeki, do Naddniestrza. Potem z roku na

rok liczba oddziałów topniała, ale ciągle stacjonuje

tam półtora tysiąca żołnierzy, którzy strzegą

ogromnego magazynu amunicji w Kołbasnej.

Wygląda na to, że Rosjanie chcą jak najdłużej

utrzymać w Naddniestrzu tymczasowy stan rzeczy.

Rumunia wstąpiła do nato, a za kilka lat wstąpi do

Unii Europejskiej. Nie ma pewności, czy wtedy

Mołdawia nie zechce się do niej przyłączyć, o czym

w obu krajach mówi się od kilkunastu lat. Wtedy

granica nato przesunie się na Dniestr i bazy rosyjskie

za rzeką będą jak znalazł.

Pokaźna część mieszkańców Naddniestrza to

spadek po Czternastej Armii. Oddziały były

wycofywane, ale zawodowi żołnierze zostawiali tu

swoje rodziny. Żaden nie przepuścił okazji, by kupić

albo załatwić sobie mieszkanie, do którego miał

zamiar wrócić po przejściu na emeryturę. Każdy

wojskowy w wielomilionowej armii radzieckiej tak

Page 464: Jacek hugo-bader biała gorączka

kombinował. To była jedyna szansa dla tych z

głębokiej Syberii albo Dalekiej Północy, by przenieść

się z rodziną do cieplejszych krajów. Największym

powodzeniem cieszyły się kraje nadbałtyckie, a także

Gruzja i Mołdawia. Republiki zaludnili

rosyjskojęzyczni emeryci po czterdziestce. Mieli

pierwszeństwo w ubieganiu się o wszystkie posady, a

miejscowa młodzież emigrowała. Władze patrzyły na

to przychylnie, bo w ten sposób zmieniał się skład

etniczny podbitych prowincji.

Spotkałem go w zwalistym gmaszysku dawnego

gorkoma partii, to znaczy miejskiego komitetu

Komunistycznej Partii Mołdawii, w którym dzisiaj

zmieściła się administracja prezydencka, Rada

Najwyższa, Rada Ministrów i msz Naddniestrza. Jest

deputowanym, członkiem jednoosobowej frakcji

komunistycznej.

— Pułkownik Aleksander Iwanowicz

Rodczenko! — zameldował sześćdziesięcioletni

emeryt o urodzie wczesnego Breżniewa. — Zampolit

armii radzieckiej w stanie spoczynku!

Zampolit to zastępca dowódcy do spraw

politycznych. Aleksander Iwanowicz jest Ukraińcem.

Mieszkanie w Tyraspolu dostał w 1976 roku, kiedy

służył w Czternastej Armii.

Page 465: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rozmowa się nie kleiła. Prowadziliśmy dziwny

dialog na miny, pochrząkiwania, spojrzenia, gesty...

Aleksander Iwanowicz co chwila wskazywał

wzrokiem na telefon.

— No co? — okropnie mnie rozśmieszył. —

Założyli podsłuch?

— Wszędzie — powiedział przez zaciśnięte usta

jak brzuchomówca.

— Myślałem, że te czasy skończyły się za

Breżniewa.

— Tylko wy tak myślicie! — nie wytrzymał. —

Każdy chce nosić głowę. Nie chcę skończyć jak

Sajdakow, Matiejczuk, Konstantinow...!

— Kto to?

— Nic nie powiem, nic nie powiem, nic nie

powiem... — powtarzał w kółko, jakby chciał mieć

pewność, że się to nagra. — Porozmawiajcie z

ministrem bezpieczeństwa publicznego. Ja mam

rodzinę, plotek nie powtarzam i nic nie powiem, nie

powiem, nie powiem...

Były oficer biegał po gabinecie i w strefie

powietrznej nad aparatem telefonicznym zadawał

ciosy karate niewidzialnemu przeciwnikowi. Potem

wypił duszkiem szklankę zimnej herbaty, zdjął

Page 466: Jacek hugo-bader biała gorączka

marynarkę, rozpiął koszulę i chustką do nosa wytarł

pot pod pachami.

Był faworytem władzy i jednym z

budowniczych Republiki Naddniestrzańskiej. W 1989

roku, po przejściu na emeryturę, przyjechał do

Tyraspola i został redaktorem naczelnym Radia

Naddniestrze, które w owym czasie było jedynym

narzędziem w walce ideologicznej separatystów. Miał

awansować, ale w 2001 roku zawiódł go instynkt

samozachowawczy. Zgłosił swoją kandydaturę w

wyborach prezydenckich. Stanął do walki z

urzędującym prezydentem, który zmienił konstytucję,

żeby przymierzyć się do trzeciej kadencji.

Przegrał z kretesem. Dostał pięć procent

głosów, prezydent Igor Smirnow — osiemdziesiąt

osiem. Potem minister naddniestrzańskiej bezpieki

oskarżył go o to, że jest agentem mołdawskiej służby

bezpieczeństwa. Zlikwidowali jego partię, a w Radzie

Najwyższej żaden z deputowanych nie chce siedzieć

koło niego na sali obrad.

Tiraspol — kolacja z głównym ideologiem

Walery Anatoljewicz Lickaj zawiózł mnie do

„kompleksu rządowego" w hotelu „Drużba". We

dwóch siedzieliśmy przy okrągłym stole, wielkim jak

mebel króla Artura. Gospodarz pił koniak Tiraspol, ja

Page 467: Jacek hugo-bader biała gorączka

Siurpriznyj, bo koniecznie chciałem wiedzieć, jak

szumiało w głowie Nikicie Chruszczowowi, kiedy z

trybuny xxii Zjazdu kpzr ogłaszał program budowy

komunizmu. Piliśmy kieliszkami do wódki. Za

każdym razem do dna.

Walery Anatoljewicz uwielbia koniak Tiraspol,

kolacje w kompleksie rządowym, piękne kobiety,

światowe życie. Jest najdłużej urzędującym szefem

msz w krajach dawnego Sojuza. Czternaście lat.

— Tylko rok dłużej ten koniak leżakował w

beczce — mówi przy kozackiej zupie soliance. — To

najmłodsza marka z naszej fabryki. Powstała osiem

lat temu, ale koniak jest piętnastoletni.

Długo robili trunek bez nazwy, aż wmieszała się

polityka.

— Postanowiliśmy uczcić naszą stolicę, bo

wszystkie wkoło mają swoje koniaki, a Tyraspol nie.

Są: Moskiewski, Kijów, Kiszyniów, ale nasz jest

najlepszy.

Tiraspol kosztuje sto pięć miejscowych rubli

(pięćdziesiąt złotych). Każda butelka jest

numerowana.

Walery Anatoljewicz jest Rosjaninem. Był

dyplomatą w Ameryce Łacińskiej, wykładowcą

stosunków międzynarodowych na uniwersytecie w

Page 468: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kiszyniowie, deputowanym w ostatnim parlamencie

sowieckiej Mołdawii.

W 1990 roku zbuntowały się rosyjskojęzyczne

partyjne elity w Naddniestrzu. Bardzo wpływowi i

potężni finansowo dyrektorzy największych

zakładów, którzy w większości zasiadali w

parlamencie w Kiszyniowie, bali się, że w

niepodległej Mołdawii stracą pozycje i stanowiska.

Utworzyli Sowiet (Radę) Dyrektorów, którą

mieszkańcy Naddniestrza nazywali „Dyrektoriatem".

Pociągnęli za sobą wszystkich, którzy nie chcieli, by

rządzili nimi Mołdawianie. Szefem rebeliantów został

Igor Smirnow, dyrektor fabryki urządzeń

elektrycznych w Tyraspolu, który kilka lat wcześniej

przyjechał z Syberii. Powołali nowe państwo i na

gwałt potrzebowali ministrów.

Walery Lickaj idealnie nadawał się na ministra

spraw zagranicznych, bo kiedyś był radzieckim

doradcą na Kubie, a więc dyplomatą.

— I w ciągu kilku dni — wspomina ze

wzruszeniem — los rzucił mnie z sali wykładowej w

Kiszyniowie do gabinetów kremlowskich w

Moskwie, dokąd jeździłem na negocjacje z

Gorbaczowem, jednym z najpotężniejszych ludzi na

świecie... Ale wypijmy, bo jak mówią Kozacy, „kto

nie lubi pić przy zupie, ten Tatarzyn z kijem w

Page 469: Jacek hugo-bader biała gorączka

dupie".

— Bardzo pięknie powiedziane —

pochwaliłem. — Wypijmy.

Lickaj uchodzi w swoim kraju za głównego

ideologa. Władza szukała ideologicznej nadbudowy,

więc wymyślił, że będą obchodzić zarówno święta

prawosławne, jak i bolszewickie, Boże Narodzenie i

rocznicę rewolucji październikowej. Ulice mające

komunistycznych patronów nie zmieniły nazw, a

kołchozowe wioski po staremu nazywają się

Kotowsk, Dzierżyńsk, Pierwomajsk...

— Po cholerę wam ten Lenin? — zapytałem o

pomnik wodza przed Radą Najwyższą.

— Każdy kraj musi mieć jakąś tradycję.

Zastanawialiśmy się nad rosyjską, ale u nas dwie

trzecie ludności to nie-Rosjanie, przyjęliśmy więc

uniwersalną, radziecką. Młoda jest, niecałe

dziewięćdziesiąt lat, ale innej nie mamy. Na początku

nawet Kościoła katolickiego nie wpuściliśmy, bo to

prawosławna ziemia. Ale prezydent podpisał

konkordat i już budują kościół. Niech im tam, ale

grekokatolików wygnaliśmy, bo ich nie lubimy, i

ukraińska Cerkiew, poszła won! I rumuńska też won!

Może być tylko jedna Cerkiew. Moskiewski

Patriarchat i wsio! Muzułmanów też u nas nie będzie!

Page 470: Jacek hugo-bader biała gorączka

To co? Na drugie pielmienie proponuję. Z mięsnym

czy z ruskim farszem? Jak wy je nazywacie?

— Pierogi.

— Od nas się nauczyliście je robić. A my od

Tatarów, Tatarzy od Mongołów, a Mongołowie od

Chińczyków. To chińska potrawa.

Nagle Walery Anatoljewicz spoważniał.

— Teraz jesteśmy jedynymi spadkobiercami —

powiedział.

— Czego? Pierogów?

— Radzieckiej tradycji. Jedynymi na całym

świecie.

Wypiliśmy.

— Smutno jakoś — wprowadziłem się w

nastrój.

— Ruskie piją dla wesołości, a my, żeby być w

kompanii — powiedział minister wyniośle.

— U mnie w głowie liogkij tuman, ekscelencjo,

ale po mojemu wy też Ruski.

— No... Niby tak. Ale naddniestrzański.

— Jakie ma pan obywatelstwo?

— Naddniestrzańskie. I jeszcze mołdawskie. I

Page 471: Jacek hugo-bader biała gorączka

rosyjskie. U nas prawie wszyscy, poczynając od

prezydenta, są obywatelami także innych krajów:

Rosji, Mołdawii i Ukrainy. Najwięksi mistrzowie

mają cztery paszporty, a nawet pięć, z rumuńskim.

Słoneczny — czystka kriminahtieta

Ten dwudziestoletni koniak jest czynem

produkcyjnym. W 1967 roku kolektyw pracowniczy

zakładów Kvint uczcił w ten sposób pięćdziesiątą

rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji

Październikowej, Ale proletariacki to on nigdy nie

był. Dzisiaj kosztuje osiemset czterdzieści pięć

naddniestrzańskich rubli (czterysta pięć złotych) — to

prawie półroczne dochody kołchoźnika. Bardzo ostry,

dziarski. Już pierwszy łyk sprawia, że oblewa cię

rozkoszne ciepło, jakbyś w dębowym lesie wyszedł z

cienia na słoneczną polanę. Aromat czekolady miesza

się z aromatem smoły dębowej.

Dwadzieścia lat i kilka miesięcy miał Aleksiej

Bruskin, kiedy w 1994 roku rozpoczynał pracę w

strukturach Ministerstwa Bezpieczeństwa

Publicznego. Dostał przezwisko Loszka „Bolszoj". W

tym czasie ministerstwo przeprowadziło niezwykłą

akcję prewencyjną.

— Struktury bezpieczeństwa dokonały czystki

kriminalitieta —opowiada Bolszoj. — U nas nie dało

Page 472: Jacek hugo-bader biała gorączka

się żyć, taki był bandytyzm, więc jednej nocy

struktury aresztowały czterdziestu worów w zakonie.

Wor w zakonie („wor" to złodziej, „zakon" — prawo)

to najwyższy stopień w kryminalnej hierarchii.

Potrzymaliśmy ich tydzień i wypuściliśmy. Potem

część ucichła, część wyjechała, a większość ubili.

Bezpieka łapała po jednym, wywoziła do lasu i

rozwalała. Po prostu porządek trzeba było zrobić i

tyle. Od tej pory nie ma żadnej poważnej

przestępczości. U nas możesz spokojnie chodzić w

nocy po ulicach.

Akcją przeciw miejscowym bandytom dowodził

Wadim Szewcow, szef naddniestrzańskiej bezpieki,

pułkownik milicji importowany z Rosji w maju 1992

roku.

— Szewcow kieruje bezpieką, ale to mient —

mówi Andriej Safonow, były naddniestrzański

minister kultury i oświaty. Został usunięty z rządu w

1993 roku. Obaj panowie przez kilka lat byli

kolegami w Radzie Ministrów.

— Milicjanci mają skłonność do rozwiązań

siłowych, prymitywnych — mówi Safonow. — Tak

ich uczyli. Kagiebiści to przy nich ludzie finezyjni.

Ostatni raz widziano Wadima Szewcowa jako

szefa naddniestrzańskiej bezpieki w 1996 roku, kiedy

Page 473: Jacek hugo-bader biała gorączka

prezydent Igor Smirnow awansował go do stopnia

generała-majora. W mundurze generała rosyjskiej

Federalnej Służby Bezpieczeństwa wziął udział w

programie „Spojrzenie" w moskiewskiej telewizji.

Jego oponentem w dyskusji był generał Aleksander

Lebiedź (w 2002 roku zginął w katastrofie

śmigłowca), który kilka lat wcześniej, jako dowódca

Czternastej Armii, uratował Naddniestrze w wojnie z

Mołdawią. Lebiedź oskarżał przywódców

secesjonistów o korupcję, brudne interesy i handel

bronią kradzioną z rosyjskich magazynów. Zdradził

Walerego Lickaja, ministra spraw zagranicznych,

informując, że był agentem kgb o pseudonimie

„Oleg". Mówił, że Smirnow, Szewcow i inni

przywódcy Naddniestrza mają w zagranicznych

bankach miliony nielegalnych dolarów.

Niedługo później urząd Szewcowa podniesiono

do rangi ministerstwa (tak jak było w zsrr), a nowy

minister ogłosił, że naprawdę nazywa się Władymir

Juriewicz Antiufajew, ale dotąd musiał ukrywać

swoje prawdziwe nazwisko, ponieważ był i ciągle jest

poszukiwany przez Interpol międzynarodowym

listem gończym. Jak pamiętamy, Antiufajew był

ostatnim dowódcą oddziałów omonu w Rydze, które

w 1991 roku strzelały do demonstracji

niepodległościowych.

Page 474: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bojowy kolektyw Ministerstwa

Bezpieczeństwa Publicznego to dzisiaj tysiące ludzi

— chwali się Władymir Antiufajew. — Wojska

ochrony pogranicza, batalion specjalny Delta, kozacki

pułk pograniczny, pododdziały wywiadu,

kontrwywiadu i pracownicy policji politycznej.

— Po co w takim małym kraiku taka wielka

bezpieka?

— Jesteśmy na kryminalnej osi Odessa-

Kiszyniów. Przez nasz kraj płynie potężna rzeka

przemytu, z którą musimy walczyć.

Największe interesy robi się na papierosach

produkowanych w Turcji. Przez port w Odessie

przemycane są do Naddniestrza, gdzie są

legalizowane i już jako produkcja jednego z krajów

Wspólnoty Niepodległych Państw (a więc bez cła)

rozsyłane po byłym Związku Radzieckim. Władze

Mołdawii oceniają, że dziewięćdziesiąt procent

sprzedawanych u nich papierosów to kontrabanda z

Naddniestrza. Z Mołdawii szlaki przemytnicze

prowadzą do Rumunii, Bułgarii, byłej Jugosławii i

jeszcze dalej. Co roku przestępcy zarabiają na tym

procederze setki milionów dolarów.

Mołdawskiemu Instytutowi Spraw Publicznych

udało się w przybliżeniu obliczyć poziom przemytu w

Page 475: Jacek hugo-bader biała gorączka

Naddniestrzu. W 1999 roku przez Mołdawię

przewieziono towarów podlegających akcyzie

(alkohol, papierosy, paliwa płynne) za czterysta

dwadzieścia dwa miliony czterysta tysięcy dolarów.

To jest cztery razy więcej, niż wynosi ogólny import

tych towarów do Mołdawii, w której żyje sześć razy

więcej mieszkańców niż w Naddniestrzu. W budżecie

separatystów powinno się więc było znaleźć około

osiemdziesięciu milionów dolarów z pobranej akcyzy

(nie licząc importu ze wschodu, który jest dużo

większy), a znalazło tylko trzy miliony sto

dziewięćdziesiąt tysięcy.

Przewodniczącym Głównego Komitetu Ceł jest

Władymir Smirnow, starszy syn prezydenta

Naddniestrza.

Victoria — killer pierdoła

Wiktor Konstantinow często powtarzał, że

każdy dzień lubi zaczynać od Victorii. Czasami ten

dwudziestopięcioletni koniak nazywał „siostrzyczką"

albo „imienniczką".

Koniak najlepiej pić na czczo, między dziewiątą

a dziesiątą rano, kiedy człowiek jest wypoczęty po

nocy, a wszystkie receptory nastawione są na odbiór

wrażeń. O tej porze już jeden kieliszek sprawiał, że

Wiktor Konstantinow czuł w głowie miły szmer,

Page 476: Jacek hugo-bader biała gorączka

który cudownie nastrajał go na cały dzień.

Victoria jest droga, osiemset osiemdziesiąt pięć

rubli za butelkę (czterysta dwadzieścia złotych), ale

dla Wiktora Konstantinowa to żaden wydatek.

Chociaż był dyrektorem dużej fabryki tekstylnej,

rzucił posadę i wziął się do handlu papierosami na

wielką skalę. Jako deputowany Rady Najwyższej i

prezydent Rady Dyrektorów był jednym z

najpotężniejszych ludzi w państwie. Pod jego rządami

Rada przekształciła się w Związek Przemysłowców,

Rolników i Przedsiębiorców (spap), który do dzisiaj

jest partią władzy i jedynym ugrupowaniem w

parlamencie.

Przed dwoma laty, ósmego maja rano, jak

zwykle zamiast śniadania machnął kieliszek koniaku i

był gotów do wyjścia. Już od progu cofnął się i

machnął drugi kieliszek, bo tego dnia czekało go

bardzo ważne, nieprzyjemne spotkanie.

— Czekałem na niego przed domem w

samochodzie — opowiada Losza „Bolszoj". —

Byłem szefem jego ochrony. To był równy gość i taki

miły zapach zostawał po nim w samochodzie. Po

każdym koniaku moczył palec w pustym kieliszku i

smarował szyję jak perfumami.

— Po co?

Page 477: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Bo to piękny zapach. Gdyby się nie myć,

trzyma się ponad dwie doby. Kazał jechać do biura, a

tam powiedział, że obaj z kierowcą mamy wolne, bo

ma za miastem spotkanie z kimś bardzo ważnym.

Mieli rozmawiać bez świadków. Nie podobało mi się

to, ale z szefem nie będę się kłócił.

Na rogu Liebknechta i Róży Luksemburg do

samochodu Konstantinowa dosiadł się Igor Łazinskij,

jego partner w interesach, który dostarczał mu

papierosy z Odessy. Łazinskij był ostatnim

miejscowym bandytą dużego formatu. Umówieni byli

na wysokim brzegu Dniestru zwanym Tatarską Górą.

Na miejsce dotarli o godzinie dziewiątej. Nie zdążyli

wyłączyć silnika, kiedy posypały się na nich kule. Sto

dwadzieścia osiem pocisków zmieniło bmw

Konstantinowa w durszlak. Potem mordercy zeszli

nad rzekę, wsiedli do łódki i przeprawili się na

mołdawski brzeg.

— To byli zawodowi zabójcy — mówi Losza

„Bolszoj". — Przyjezdni. Wykonali zadanie i uciekli

za granicę, a jak nie złapaliśmy killerów, to i

zleceniodawców nie złapiemy.

— A mnie mówili, że Konstantinowa rozwaliła

bezpieka, bo zabrał się do interesów papierosowych i

wszedł w paradę firmie Szeryf, która ma na to

monopol. Wy trzymacie z nimi sztamę i pod

Page 478: Jacek hugo-bader biała gorączka

pretekstem walki z przestępczością likwidujecie

fizycznie wszelką konkurencję.

— Skąd takie wiadomości?! — wścieka się

Bolszoj.

— Z gazet mołdawskich i od doktora Oazu

Nantoi z Instytutu Spraw Publicznych w

Kiszyniowie, który powołuje się na mołdawski

wywiad. Sajdakow, wasz minister infrastruktury

zabity w swoim gabinecie, to także wasza robota.

Wymknął się władzy spod kontroli i zaczął robić

wielkie interesy na własne konto. Matiejczuk,

wiceminister zdrowia, został zastrzelony pół roku

temu, bo wziął się do biznesu farmaceutycznego...

— Killer pomylił drzwi — prostuje Bolszoj,

który po tym morderstwie odszedł ze służby. — Miał

wejść do gabinetu ministra.

Jubileuszowy — komisarz do spraw

alkoholizmu

Kto wie, czy ten trzydziestoletni koniak nie

uratował całego zakładu? W latach pierestrojki po

Kraju Rad grasowali komisarze gospartkontroli

(kontroli partyjno-rządowej) i sprawdzali, jak są

realizowane postanowienia Komitetu Centralnego

kpzr o zmniejszeniu produkcji napojów

spirytusowych.

Page 479: Jacek hugo-bader biała gorączka

— I w 1985 roku, zaraz po moim awansie na

dyrektora, przyszła kolej na nas — mówi Oleg

Markowicz Bajew, który od dziewiętnastu lat jest

dyrektorem zakładów Kvint. — Nasz kontroler to był

stary bolszewik, uczestnik rewolucji październikowej.

W klapie marynarki nosił znaczek „Śmierć

pijaństwu". Ten stary sklerotyk miał potężną władzę.

Był władny wysłać na bruk całą naszą załogę.

Walkę z alkoholizmem w Kraju Rad rozpoczął

sekretarz generalny kpzr Michaił Gorbaczow. W

Mołdawii w ramach kampanii wyrąbano czwartą

część winnic (prawie trzydzieści tysięcy hektarów).

Dyrektor oprowadził komisarza po zakładzie,

zostawiając na koniec przechowalnię koniaku, w

której pomiędzy rzędami beczek kazał przygotować

stół do obiadu. Kiedy tam weszli, w oczach

kontrolera zabłysły rewolucyjne płomienie.

— Ile tego jest? — zapytał ze złością.

— Dwadzieścia tysięcy beczek — odpowiedział

ponuro Oleg Bajew.

— I wy to wszystko chcecie radzieckiemu

narodowi... Ile to litrów?

— Jedenaście milionów — zaokrąglił w dół.

Nie wiedział, jak powiedzieć gościowi, że mają

Page 480: Jacek hugo-bader biała gorączka

cztery takie przechowalnie. Zaprowadził go do stołu i

zaproponował degustację. Zawsze zaczyna się od

młodszych koniaków, a kończy na najstarszych,

najbardziej szlachetnych. W wielkich koniakowych

kielichach nawet sto gramów trunku wygląda jak

kropla.

Najpierw podałem ulubiony koniak

Chruszczowa, potem ulubiony koniak Kosygina, więc

nie wypadało mu odmówić, i już widzę, że człowiek

mięknie, rozsłabia się, to wlewam Victorię, czyli

zwycięstwo radzieckiego przemysłu winiarskiego, a

to jest już dobra ćwiartka w żyłach mojego

komisarza.

W tamtych latach najstarszy był trzydziestoletni

koniak Jubileuszowy — ciągnie Oleg Bajew. —

Ledwo staruszek skosztował, zapomniał o partyjnej

instrukcji. Wyściskał mnie, wycałował i powiedział,

że koniak nie jest groźny dla radzieckiego

społeczeństwa.

Butelka Jubileuszowego kosztuje w

Naddniestrzu dziewięćset siedemdziesiąt rubli

(czterysta sześćdziesiąt złotych).

Dyrektor Bajew z kilkoma kolegami ze Związku

Przemysłowców, Rolników i Przedsiębiorców są

największym ugrupowaniem w Radzie Najwyższej i

Page 481: Jacek hugo-bader biała gorączka

w ośmiu składają się na trzy czwarte budżetu

Naddniestrza (Kvint daje dwanaście procent), więc

ich zakładom, a także im samym, przysługuje

ochrona bezpieki. Żaden wielki zakład nie upadł, nie

zwalnia pracowników, a większość pieniędzy z

prywatyzacji nie trafia do skarbu państwa i do

obywateli, tylko do fabryk na rozbudowę i

modernizację.

Zakłady nie zmieniają dyrektorów, chociaż

zmieniają właścicieli. Nikt nie czuwa nad

prywatyzacją. Nie ma wolnej prasy, partii

politycznych, opozycji, zagranicznych dyplomatów,

fundacji, obserwatorów i korespondentów.

Wszystkie decyzje w państwie podejmowane są

w kręgu najbliższych współpracowników prezydenta

Igora Smirnowa. To zaledwie kilku ludzi. Władymir,

syn prezydenta i przewodniczący Głównego

Komitetu Ceł, Władymir Antiufajew, minister

bezpieczeństwa publicznego, i Wieczysław

Zagrodzki, odpowiedzialny za prywatyzację. W kręgu

są także minister sprawiedliwości i przedstawiciel

Naddniestrza na Ukrainie. Za walkę na froncie

ideologicznym odpowiedzialni są Walery Lickaj i

czterdziestotrzyletni Justynian, episkop diecezji

tyraspolsko-dubossarskiej. Zadaniem Lickaja w tej

kapeli jest przeciąganie w nieskończoność

Page 482: Jacek hugo-bader biała gorączka

zjednoczeniowych negocjacji z Mołdawią. Żaden z

tych ludzi nie jest Mołdawianinem.

To państwo, jak każda szemrana firma, ma lewą

kasę. Władza ma nawet specjalnego człowieka, który

zbiera dla niej pieniądze. W maleńkim kraju, który

ma wobec Rosji osiemset sześćdziesiąt cztery miliony

dolarów długu za dostawy gazu (trzyipółletni dochód

narodowy), każdy podmiot, oprócz normalnych

podatków, musi płacić poborcy dziesięć procent od

każdej czynności gospodarczej. Bulą wszyscy: od

zakładów metalurgicznych w Rybnicy kupionych

przez amerykańsko-rosyjską spółkę z siedzibą na

Cyprze i znajdujących się w dziesiątce największych

hut na świecie, po małą korporację taksówkarską. To

są pieniądze wyłącznie do podziału między ludzi

władzy, którzy oficjalnie zarabiają bardzo

umiarkowanie (minister gospodarki i finansów — sto

pięćdziesiąt dolarów). Rozdziela je prezydent.

Najbardziej tajemniczą postacią drużyny Igora

Smirnowa jest Ukrainiec Wiktor Guszan, prezes

kompanii Szeryf. To były kagiebista i major

naddniestrzańskiej bezpieki, który w czasie wojny z

Mołdawią rozpracował i aresztował grupę Ilascu.

Kiedyś był podwładnym ministra bezpieczeństwa

Antiufajewa, dzisiaj zięć Władymira Juriewicza, a

także syn prezydenta Smirnowa są jego podwładnymi

Page 483: Jacek hugo-bader biała gorączka

w radzie nadzorczej kompanii.

— Spółka Szeryf to potężne imperium — mówi

Andriej Safonow, były minister edukacji —

oligarchiczne monstrum gospodarcze o urodzie

mafijnej ośmiornicy, które zostało monopolistą.

— W czym?

— W gospodarce.

— Ale na co mają monopol? — nie mogłem

zrozumieć. — Nie można mieć monopolu na

wszystko.

— Ale oni mają. To struktura najbliższa władzy,

która nie ma żadnej konkurencji. A jeśli konkurencja

się pojawia, jest likwidowana.

— Jak?

— Fizycznie — mówi Safonow i przykłada

palec do skroni, a potem strzela.

Teraz zrozumiałem, dlaczego na bazarze w

Tyraspolu nie handluje się wódką. To najpilniej

strzeżony monopol Szeryfa. Wódkę można kupić w

sklepach, które zaopatruje. Jedyna konkurencja, którą

toleruje na tym polu, to produkcja zakładów Kvint.

Suworow — oligarchiczne monstrum

Najszlachetniejszym koniakiem z zakładów

Page 484: Jacek hugo-bader biała gorączka

Kvint jest czterdziestoletni Suworow. Kosztuje tysiąc

trzysta naddniestrzańskich rubli (sześćset dwadzieścia

złotych) — równowartość dziewięciomiesięcznych

dochodów przeciętnego emeryta. Ojcem trunku jest

dyrektor Oleg Bajew. Koniak powstał w 1993 roku, w

którym z naddniestrzańskiej bezpieki odeszli Wiktor

Guszan i Ilia Kazmały. Przyjaciele założyli spółkę z

ograniczoną odpowiedzialnością Szeryf. Zaczęli od

kilku ulicznych straganów z papierosami i pokątnego

handlu olejem napędowym, który rozlewali z baniek

przy drogach.

Dziesięć lat później, we wrześniu 2003 roku, w

Kiszyniowie odbyła się narada ministrów łączności

krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. W porcie

lotniczym dostojni goście wkraczają do pomieszczeń

dla vipów. Kiedy włączają swoje telefony

komórkowe, żeby zadzwonić do żon, na ekranach

wyświetlaczy pojawia się napis: „No service". To

firma Szeryf prowadzi wojnę z Mołdawią.

Przez dziesięć lat spółka Szeryf urosła do takich

rozmiarów, że samodzielnie mogła prowadzić wojnę

telefoniczną z suwerennym państwem. W

Naddniestrzu jest monopolistą telefonii stacjonarnej i

komórkowej. Nie mogła się dogadać z Kiszyniowem

w sprawie użytkowania kanałów łączności

międzynarodowej, więc odcięła połączenia

Page 485: Jacek hugo-bader biała gorączka

telefoniczne między obu krajami. W odwecie

Mołdawia zaczęła zagłuszać telefonię komórkową

Szeryfa. Wtedy on zagłuszył wszystkich, operatorów

w Mołdawii. Korzystał z potężnych zagłuszarek

pozostawionych przez armię rosyjską. Obecnie trwa

zawieszenie broni. Wyłączono zagłuszarki, ale

Naddniestrze ciągle jest odcięte od świata. Nie sposób

się tam dodzwonić nawet z telefonu komórkowego,

bo Szeryf zafundował mieszkańcom kraju telefonię w

innym systemie niż europejski gsm.

Spółka rośnie szybciej niż guz rakowy. Nikt nie

jest w stanie z nią konkurować. Ma monopol na

łączność telefoniczną, handel papierosami, wódką i

paliwami płynnymi. Prawie wszystkie stacje

benzynowe w kraju są jej własnością. Ma duży bank,

sieć marketów, ogromną firmę budowlaną działającą

w całym byłym Kraju Rad, własną telewizję, radio i

agencję reklamową. Kupiła kilka wielkich fabryk.

Kontroluje prawie cały handel detaliczny w kraju.

Każdy sprzedawca, choćby z ulicznego albo

bazarowego stoiska, musi wykupić u niej licencję.

W firmie udziały mają ludzie władzy. Kadra

kierownicza pochodzi z msw i bezpieki. Szeryf

finansuje policję, odbudował episkopowi

Justynianowi sobór wysadzony przez bolszewików,

buduje szkoły, ale jego dumą jest ogromny kompleks

Page 486: Jacek hugo-bader biała gorączka

sportowy z Akademią Futbolu, w której mieszka,

uczy się i trenuje dwustu pięćdziesięciu chłopaków

— na koszt spółki.

Od czterech lat klub piłkarski Szeryf Tyraspol

zdobywa mistrzostwo i puchar Mołdawii.

Princ Vitguenstein — w rosyjskiej służbie

To bodaj najstarszy koniak na świecie. Nie ma

go jeszcze w sklepach i nie wiadomo, ile będzie

kosztował, ale w zeszłym roku na wielkiej wystawie

szlachetnych trunków w Moskwie zdobył Grand Prix

dla zakładów Kvint. Ma pięćdziesiąt lat. Poszedł na

leżakowanie w roku, w którym żył jeszcze Józef

Stalin.

Hrabia Wittgenstein był niemieckim

feldmarszałkiem w służbie rosyjskiej, uczestnikiem

wojen napoleońskich. Sprowadził z Francji szlachetne

szczepy winne i w swoich dobrach nad Dniestrem

zakładał nowoczesne winnice. To on uczył Rosjan

robić koniaki, bo pić umieli już wcześniej.

Lipiec 2004

Page 487: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zmartwychwstanie nad Morzem Karskim

Minęło półtora roku od prezydenckiej kampanii

wyborczej, kiedy przez Moskwę waliła

wielotysięczna demonstracja prostytutek z hasłem:

„My za chłopem, który może!". Chodziło o Jurija

Skuratowa, prokuratora generalnego, którego

miejscowa telewizja pokazała podczas harców z

przedstawicielkami najstarszej profesji świata.

Półtora roku, ale jakoś nie zrobiło się spokojniej. W

środku nocy w stolicy kraju wylatują w powietrze

domy pełne ludzi, jest pięć tysięcy biezprizornych —

bezdomnych dzieci, co trzecie zarażone wirusem hiv.

To tylko w samej Moskwie. Niebawem, jak każdej

jesieni, plagą staną się rozzłoszczeni staruszkowie

pilnujący swoich działek z dojrzewającymi

warzywami. Bez miłosierdzia mordują motykami

złodziejaszków, którzy zakradają się w nocy po ich

kartofle. Trwa wojna w Czeczenii... Wystarczy.

Czy w Rosji są jacyś szczęśliwi ludzie?

Są. Szczęśliwi, zdrowi i bogaci. W tym kraju

obywatele wydali w zeszłym roku osiem miliardów

dolarów na kupno nowych samochodów.

Ministerstwo komunikacji obliczyło, że w takim razie

co dwusetny mieszkaniec musiał kupić auto za

dziesięć tysięcy dolarów. Mercedesów klasy s, tych

Page 488: Jacek hugo-bader biała gorączka

najbardziej luksusowych, Niemcy sprzedają więcej w

Rosji niż u siebie w kraju. Rosja uchwalała swój

obecny budżet, kiedy cena baryłki ropy wynosiła

czternaście dolarów. Teraz za baryłkę rosyjskiej ropy,

czekającą na kupców w portach Morza

Śródziemnego, trzeba zapłacić ponad dwadzieścia

dolarów.

Jadę więc do rosyjskiego Teksasu. Tam na

pewno znajdę szczęśliwych Rosjan.

Zachodnia Syberia, obwód tiumeński.

Powierzchnia jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy i

Polska razem wzięte, a tylko trzy miliony dwieście

tysięcy mieszkańców. Już w czasach radzieckich ten

największy obwód kraju codziennie dostarczał

Związkowi Radzieckiemu ropę za dwieście milionów

dolarów. Drugie tyle dawał dostawami gazu.

Dzisiaj jest tu sześć i pół tysiąca małych

prywatnych przedsiębiorstw, a na stu mieszkańców

przypada najwięcej telefonów komórkowych w całej

Rosji.

Tiumeń, stolica nafty, rozczarowuje. Wielkie

blokowiska, w centrum dwa ogromne socrealistyczne

gmachy z kolumnami i jeden nowszy bez kolumn.

Pierwszy należy do obwodowej Dumy (czyli rady

deputowanych obwodu), drugi do gubernatora, trzeci

Page 489: Jacek hugo-bader biała gorączka

do mera miasta. Jest jeszcze gigantyczny pomnik

Lenina — wariant z ręką w kieszeni — a wszystko

pośród drewnianych domów, tak charakterystycznych

dla syberyjskiej architektury.

Jest po deszczu. Chlapa. Na ulicach,

chodnikach, klatkach schodowych, posadzkach hoteli,

w holach urzędów, w sklepach obrzydliwa maź

koloru kawy z mlekiem. Miasto nie ma ulicznej

kanalizacji. Chodniki, jak trzeba, wyłożone asfaltem,

ale woda musi odparować. To potrwa dobry tydzień

— do następnego deszczu. Najgorzej jest na wiosnę,

gdy odwilż. W czasach radzieckich miasto zostało

uznane za bazę wypadową do podboju Północy, więc

nie warto było w nie inwestować. Kobiety chodzą tu

w długich kozakach, mężczyźni w gumiakach, jakby

się wybierali na ryby, a dzieciaki są utytłane w błocie

po kolana. Tu i ówdzie przez najgłębszą topiel

przerzucono kilka desek.

Do hotelu także wchodzę po drewnianym trapie,

ale w środku diewoczki zaczepiają światowo:

— Mister! Odna faka dwadcat dolarów.

dwudziestu wspaniałych

Paskudne słowa

Miał mi pomóc Władymir Baksztanowski,

filozof, który już dwadzieścia dwa lata temu w swojej

Page 490: Jacek hugo-bader biała gorączka

pracowni na uniwersytecie w Tiumeni badał

radziecką klasę średnią.

Tylko że w Związku Radzieckim nie było klasy

średniej. Społeczeństwo dzieliło się na klasę

robotniczą, chłopstwo i jako dodatek — inteligencję.

Nie pisało się nawet, jak w prl, że „pracującą", bo

inaczej być nie mogło. Człowiek niepracujący był

pasożytem, wyrzutkiem.

— „Klasa średnia" to był w naszej nauce termin

zakazany —mówi Władymir Baksztanowski. — Sam

zresztą byłem poważnym marksistą, członkiem partii,

na swoich wykładach gromiłem burżuazyjną filozofię

i etykę, więc musiałem wymyślić inny termin.

Nazwałem ich „zawodowcami z sukcesem".

Władymir, wtedy dwudziestosiedmioletni

uczony, spośród swoich bliższych i dalszych

znajomych wybrał dwadzieścia osób, które jego

zdaniem robiły karierę. Wszystkich, poza

odniesionym sukcesem, łączyło jeszcze to, że byli

aktywnymi komunistami, członkami Komunistycznej

Partii Związku Radzieckiego. Inaczej o karierze nie

byłoby mowy.

— To też się nie spodobało. Słowo „sukces"

było równie paskudne jak cała socjologia, w zsrr

zakazana. Wygłosiłem na Uniwersytecie Tiumeńskim

Page 491: Jacek hugo-bader biała gorączka

jeden referat, dostałem reprymendę i polecenie,

żebym nie próbował im więcej przemycać jakiejś tam

socjologii. Musiałem porzucić swoje ledwie

rozpoczęte badania — kończy Baksztanowski.

Postanowiłem sprawdzić, co po dwudziestu

dwóch latach porabiają jego bohaterowie, których

musiał porzucić. Wszystkich udało mi się odszukać i

ustalić, czym się zajmują.

Towarzysze biznesmeni

Walerij Afanasjewicz był wówczas

początkującym prokuratorem obwodowym

(odpowiednik naszej prokuratury okręgowej). Dzisiaj

jest przewodniczącym sądu arbitrażowego w

obwodzie.

Wadim Bondar był studentem geofizyki,

aktywistą kpzr na Uniwersytecie Nafty i Gazu w

Tiumeni. Od 1996 roku zajmuje się biznesem. Teraz

ma czterdzieści lat i dobrze prosperującą firmę

elektroniczną. Jest deputowanym do Dumy

Państwowej z partii Demokratyczny Wybór Rosji.

Stiepan Kiricziuk, wtedy brygadzista na

budowie kolei swierdłowskiej, dzisiaj mer Tiumeni.

Założył w urzędzie miasta pracownię socjologiczną,

która bada nastroje „elektoratu".

— Mam mniej niż pięć procent obywateli

Page 492: Jacek hugo-bader biała gorączka

nastrojonych rewolucyjnie — mówi — i sześć

procent takich, którzy pragną powrotu Kraju Rad.

Zarabia pięćset dolarów.

Władymir Mielników był wykładowcą

geofizyki w Jakucji. Dzisiaj jest członkiem

korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk,

przewodniczącym oddziału Akademii w Tiumeni.

Wstydził mi się do tego przyznać, ale chyba jako

jedyny z tych, z którymi rozmawiałem, w ostatnich

wyborach prezydenckich zagłosował na Ziuganowa,

przewodniczącego Komunistycznej Partii Federacji

Rosyjskiej.

— Do kpzr byle kogo nie przyjmowali —

mówi. — Brali najlepszych, no i ci ludzie do dziś są

najlepsi. Mogą pracować w nowych warunkach i

robić, co tylko chcą.

Zarabia trzysta pięćdziesiąt dolarów.

Anatolij Omelczuk był redaktorem

prowincjonalnej rozgłośni młodzieżowej. Dzisiaj jest

prezesem państwowej Radiowo-Telewizyjnej

Kompanii Obwodu Tiumeńskiego.

Nie chce mi powiedzieć, na kogo głosował, ale

jego telewizja robiła nachalną kampanię na rzecz

Putina.

Page 493: Jacek hugo-bader biała gorączka

Zarabia prawie tysiąc dolarów.

Siergiej Saryczew był pierwszym sekretarzem

Komsomołu w prowincjonalnym mieście Iszim.

Dzisiaj jest zastępcą gubernatora obwodu.

Aleksander Juffa, chemik, był

dwudziestodziewięcioletnim dziekanem wydziału

chemii na Uniwersytecie Tiumeńskim. W 1991 roku

przeszedł do biznesu. Produkuje żywność i nią

handluje. Właściciel jednej z największych

prywatnych firm w obwodzie.

Pozostali ludzie z dwudziestki, którą w 1980

roku wybrał do swoich badań Władymir

Baksztanowski, to dzisiaj: zawodowy

samorządowiec, dyrektor kombinatu piekarniczego,

artysta malarz (jedyny z całej grupy, który klepie

biedę), dyrektor państwowej fabryki sprzętu

elektrycznego, dyrektor szkoły, lekarz-profesor-

dyrektor Centrum Kardiochirurgii, zastępca głównego

inżyniera kompanii naftowej, dyrektor Centrum

Poszukiwań Naftowych. Wszyscy mieszkają w

Tiumeni.

Losy pozostałych pięciu osób są jeszcze

bardziej niezwykłe. Oto one.

PIERWSZE ŻYCIE

Miejsce w potoku

Page 494: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rafael Salomonowicz Goldberg, sześćdziesiąt

dwa lata. Redaktor naczelny dziennika „Tiumeński

Kurier" jednej z pięćdziesięciu gazet wydawanych w

obwodzie. Przyjaciel Stiepana Kiricziuka, mera

Tiumeni.

Uroda lisa. Przystojny pan, intrygujący,

pociągający. Swobodny, salonowy sposób bycia.

Mówi, jakby wydawał polecenia. Skończył studia

dziennikarskie na Uniwersytecie Uralskim w

Swierdłowsku. Jeszcze na uczelni wstąpił do partii.

Tłumaczy się. Na wszystko ma przygotowaną dobrą

teorię.

— Musi nas pan zrozumieć — mówi. — Jestem

z pokolenia roku pięćdziesiątego szóstego. Miałem

wtedy osiemnaście lat, a tu odwilż,

chruszczowowskie lata, wiara, że może być inaczej.

Chodziło o to, żeby znaleźć swoje miejsce w

politycznym potoku, więc wstąpiłem.

Po studiach został reporterem w młodzieżowej

rozgłośni radiowej w Syberii Zachodniej. Robił

reportaże z budowy gazociągu Jamał-Urengoj na

Dalekiej Północy, potem przez dziesięć lat obsługiwał

budowę magistrali kolejowej Surgut-Urengoj. Tysiąc

dwieście siedemdziesiąt pięć kilometrów przez tajgę,

w bagnach, straszliwych mrozach i purgach

(śnieżnych huraganach). Miał stałą audycję o

Page 495: Jacek hugo-bader biała gorączka

magistrali.

Pierwszy poważny krok w wielką karierę zrobił

w 1986 roku. Został kierownikiem działu propagandy

w „Tiumeńskiej Prawdzie", organie komitetu

obwodowego kpzr. Był prawą ręką redaktora

naczelnego. Mieli dwieście trzydzieści tysięcy

nakładu.

Zaczęła się pierestrojka.

— Wcześniej nie poszedłbym do tej roboty, bo

nie umiem z głowy pisać propagandy, ale wtedy

mogliśmy już z wielu ortodoksyjnych spraw

zrezygnować. Zacząłem zbierać dokumenty o

stalinowskich represjach. To był czas, kiedy partia i

organy chciały się z tych spraw oczyścić. Pracownicy

kgb przynosili mi różne papiery, a mnie w 1989 roku

udało się załatwić w obkomie partii zgodę na wydanie

niektórych dokumentów w książce.

— No i wydał ją pan?

— Dziesięć lat później. W 1999 roku.

Z „Tiumeńskiej Prawdy" odszedł w sierpniu

1990 roku. Rok później wystąpił z partii. Nie rzucił

legitymacji, nie spalił jej jak wielu innych, tylko udał

się do komitetu obwodowego i powiedział, że więcej

na zebrania przychodził nie będzie. Miał nosa.

Miesiąc później, to znaczy we wrześniu 1991 roku,

Page 496: Jacek hugo-bader biała gorączka

Michaił Gorbaczow rozwiązał kpzr, a z końcem tego

samego roku rozwiązany został Związek Radziecki.

— To musiał być dla pana straszliwy wstrząs —

mówię.

— Nie. Ja już byłem gotowy. Wstrząs

przeżyłem dwa lata wcześniej, kiedy dostałem spisy

ludzi rozstrzelanych w naszym obwodzie w czasach

represji, kiedy oni zaczęli umierać na moim biurku.

Partyjnych było tam mało. Zabijali zwykłych

obywateli. Robotników, kołchoźników, pasterzy

reniferów, marynarzy, rybaków, nawet stróża z mostu

zwodzonego zlikwidowali, a w rozstrzelaniach

uczestniczył aktyw partyjny.

— Pański ojciec też wtedy zginął?

— Tak, ale w moich spisach go nie było, bo

jego rozstrzelali w Moskwie. Miałem wtedy dwa

miesiące. Ojciec z zawodu był agronomem,

urzędnikiem w Ludowym Komisariacie Rolnictwa,

czyli ówczesnym ministerstwie. Zajmował się

przenoszeniem rozsad arbuzów, kabaczków, dyń i

ogórków z południa w zimniej sze regiony.

Zastępowa pionierów

Klara Grigoriewna Barbakowa. Sześćdziesiąt

pięć lat. Rektor niepublicznego, używając

terminologii rosyjskiej — komercyjnego

Page 497: Jacek hugo-bader biała gorączka

Międzynarodowego Instytutu Ekonomii i Prawa.

Niska, korpulentna pani na szczupłych nóżkach.

Żywa jak iskra. Energiczna, elokwentna, dowcipna.

Staranna fryzura, dyskretny makijaż. Bardzo

elegancka.

— Była pani komunistką?

— Byłam — odpowiada Klara Barbakowa.

Mówi to jakoś tak lekko, od niechcenia, jakby

wspominała, że poszła do filharmonii, ale było nudno.

Jej ojciec był szewcem, stachanowcem,

przodownikiem pracy w fabryce butów. Żyli biednie.

Największy przysmak, jaki pani Klara pamięta z

dzieciństwa, to chleb z cebulą i uksusem. Uksus to

kwaśny zaczyn do wypieku chleba w smaku podobny

do octu. Polewało się nim chleb i cebulę. Zęby i usta

były po tym niebieskie jak po jagodach.

Od dziecka tryskała energią. Była

przewodniczącą rady pionierskiego zastępu, potem

drużyny. Świetnie się uczyła. Na Uniwersytecie

Kazańskim, gdzie studiowała historię antyczną,

wchodziła w skład uczelnianej rady Komsomołu.

Odpowiadała za „kultmassowuju rabotu" (pracę

kulturalną z masami).

Po studiach pracowała w szkole. Była

opiekunką drużyny pionierskiej. Założyła z dziećmi

Page 498: Jacek hugo-bader biała gorączka

jedyne w zsrr szkolne muzeum Lenina. Z całego kraju

przysyłali im pamiątki po wodzu rewolucji. Dostali

nawet kilka zdjęć z Pragi i Poronina. Stali się sławni

na cały Związek Radziecki. Na otwarcie wystawy

przyjechała bratanica Lenina i matka Zoi

Kosmodiemianskiej, legendarnej partyzantki z

czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

— Dla mnie to były święte kobiety — mówi

Klara Barbakowa. — Bezgranicznie wierzyłam w

ideały komunistyczne. Wtedy wstąpiłam do partii.

Nic nie słyszałam o jakichś tam represjach.

Od 1965 roku pracowała na uniwersytecie w

Tiumeni. Była etatowym sekretarzem komitetu

partyjnego w katedrze filozofii i lektorem partii.

Dwa lata później rozpoczęła studia doktoranckie

na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Moskiewskiego,

ale jej świat zaczął się walić. Rozwiodła się, a kilka

miesięcy później, w początkach 1968 roku, umarł jej

ojciec.

— Wtedy moje starsze o piętnaście lat siostry

powiedziały mi, że ojciec w 1938 roku siedział w

więzieniu. To był dla mnie straszliwy wstrząs.

Wiedziałam już coś o represjach tych lat, ale nie

sądziłam, że mogły dotknąć moją najbliższą rodzinę.

Ojciec był bezgranicznie uczciwym człowiekiem, a

Page 499: Jacek hugo-bader biała gorączka

został oskarżony o kradzież skóry. A ja na dodatek

przez całe życie nieświadomie kłamałam w ankietach,

że pochodzę z rodziny niekaranej.

Na ojca Klary Barbakowej ktoś napisał donos.

Przeżył dzięki temu, że matka Klary wybłagała w

Moskwie zwolnienie u samego Wyszyńskiego,

prokuratora generalnego zsrr. Ojciec wrócił po

sześciu miesiącach. Zupełnie ogłuchł od bicia.

— Kiedy już się nieco otrząsnęłam po tych

wiadomościach, wojska Układu Warszawskiego

wkroczyły do Czechosłowacji, a u nas kilku

dysydentów wyszło z transparentami na plac

Czerwony. Następnego dnia „Wiecziernaja Moskwa"

podała informację, że kolektyw kołchoźników

odwiedzających stolicę doprowadził na milicję grupę

nigdzie niezatrudnionych awanturników, którzy przed

mauzoleum Lenina rozpostarli antysowieckie

transparenty. A ja wiedziałam, że to byli pracownicy

Uniwersytetu Moskiewskiego z moją koleżanką Irą

Bagaras z zoologii.

Klara Barbakowa czytała protokoły rozpraw.

Oskarżeni bronili się sami. Powoływali się na

Konstytucję zsrr, która gwarantowała wolność słowa i

prawo do demonstracji.

— Do pioruna! Oni mieli rację. Musiałam

Page 500: Jacek hugo-bader biała gorączka

przyznać, że mieli rację! Dostali od trzech do pięciu

lat, a jednego z nich, Jesienina-Wolpina, syna poety,

zamknęli w psychuszce. Wykładowcy, doktoranci i

studenci podpisywali list w jego obronie. Ja też

podpisałam. Wtedy dotarło do mnie, że chociaż się z

nimi zgadzam, sama nigdy nie odważyłabym się

zrobić tego, co oni zrobili. Dotarło do mnie, że się

boję. Ja, płomienna komunistka, rewolucjonistka,

bałam się w mojej ukochanej radzieckiej ojczyźnie.

Za nic w świecie nie wyszłabym na plac, bo to

oznaczało więzienie, a ja byłam sama, z dwójką

dzieci, i pamiętałam historię mojej ciotki, której

rozstrzelali męża i jeszcze kazali jej się publicznie go

wyprzeć. Zrobiła, co kazali, a i tak kiedy wybuchła

wojna, powołali ją na front, bo była felczerem, a małe

dzieci zostały same i przez pięć lat poniewierały się

głodne bez opieki.

Potem jeszcze wiele lat Klara Barbakowa

wykładała w Tiumeni filozofię marksistowską, aż

przyszedł 1985 rok i pierestrojka.

— Wreszcie Gorbaczow zbawił mnie od

strachu.

Mer roku Kraju Rad

Wiktor Dmitriewicz Fiłatow, pięćdziesiąt lat.

Przedsiębiorca. Właściciel holdingu Deoryt, a także

Page 501: Jacek hugo-bader biała gorączka

największej i najbardziej nowoczesnej kliniki

stomatologicznej w obwodzie.

Typ partyjnego urzędnika. Uroda Łukaszenki.

Zaczeska na łysinie, tłusta cera.

Jest członkiem Jabłoka, partii Grigorija

Jawlińskiego, do zeszłego roku był przewodniczącym

ugrupowania w obwodzie.

Spotkali się z Grigorijem Jawlińskim w 1996

roku. W tym czasie Jabłoko nie miało jeszcze w

obwodzie swoich struktur, więc Fiłatow

zaproponował, że się tym zajmie. Jawliński się

zgodził. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych

Fiłatow kandydował, ale przegrał z faworytem

obecnego gubernatora. Dla ludzi interesu to nie lada

gratka dostać się do rosyjskiej Dumy. Przed każdym

otwiera to ogromne nowe możliwości, a Fiłatow

będzie miał niebawem do sprzedania osiemdziesiąt

tysięcy szpitalnych łóżek. Nikt poza Ministerstwem

Zdrowia nie kupi przecież od niego tylu łóżek, a

właśnie wziął się do ich produkcji. Są naprawdę

wspaniałe. Nowoczesne, funkcjonalne i trzy razy

tańsze od zachodnich. Projekt zrobili mu

konstruktorzy śmigłowców bojowych.

Wiktor Fiłatow miał dziewięcioro rodzeństwa,

ojciec był murarzem. Była bieda, więc kiedy skończył

Page 502: Jacek hugo-bader biała gorączka

piętnaście lat, ojciec kazał mu iść z domu. Pracował

na budowie i uczył się wieczorowo.

Zaocznie ukończył Kujbyszewski Instytut

Budownictwa. Z komsomolskiego wezwania pojechał

na budowę rurociągu w obwodzie tiumeńskim. Był

młodym inżynierem, dostał więc trzystu takich jak on

komsomolskich robotników. Poradził sobie.

— Tak rozpoczęła się moja sowiecka robota.

Partia zaproponowała mi stanowisko pierwszego

sekretarza komitetu miejskiego Komsomołu w

Niżniewartowsku. Po roku wszystkie puchary,

nagrody, dyplomy i przechodnie sztandary za

współzawodnictwo były w moim gabinecie, ale ja

chciałem budować. Jak tak, powiedzieli, pojedziesz

do Nadymu.

Miał dwadzieścia osiem lat i został szefem

administracji w rejonie wielkim jak pół Polski, gdzie

są najpotężniejsze złoża gazu ziemnego na świecie.

Wydawało mu się, że może wszystko, nawet

przeciwstawić się woli partii, no i otarł się o śmierć.

Polityczną, rzecz jasna.

— Była dyrektywa kc, że na Północy nie wolno

budować domów z drewna. Tylko cegła i wielka

płyta, ale w Nadymie ludzi przybywało w takim

tempie, że w dwadzieścia lat nie zdążyłbym postawić

Page 503: Jacek hugo-bader biała gorączka

tylu chałup. Ludzie mieszkali w slumsach, w

żelaznych beczkach podobnych do cystern, więc

ponieważ to polarne regiony, w jeden rok machnąłem

osiedle drewnianych domów z gazem, wodą i

kanalizacją dla kilku tysięcy ludzi. Kiedy przeciąłem

wstęgę, miejski komitet partii podjął uchwałę o

usunięciu mnie ze stanowiska „za naruszenie

partyjnych pryncypiów".

Akurat w tym czasie z niezapowiedzianą

gospodarską wizytą zjechali do miasta pierwszy

sekretarz obkomu partii i minister budownictwa zsrr.

Zobaczyli, jak ludzie mieszkają, i sprawili, że Biuro

Polityczne kc zmieniło decyzję w sprawie

budownictwa na Północy.

Potem Fiłatow został przewodniczącym komisji

planowania i przewodniczącym partyjnej komisji

budownictwa w obwodzie.

— W 1988 roku poczułem, że następuje pora

demokracji. Poprosiłem o zwolnienie. Nie uważałem

się za porządnego demokratę.

— Nie chciał pan iść z Gorbaczowem?

Reformować kraju?

— Zrozumiałem, że przyszłość nie należy już

do partii. Nigdy zresztą nie byłem poważnym

komunistą. Byłem z nimi, bo inaczej całe życie

Page 504: Jacek hugo-bader biała gorączka

stałbym w gumiakach na budowie.

Fiłatow odszedł i przez rok zastanawiał się, co

zrobić z nagle odzyskaną wolnością. Po roku założył

firmę handlową. To była pierwsza prywatna firma

zarejestrowana w Tiumeni. Znał tu wszystkich

ważnych ludzi. Zrozumiał, że to jest jego największy

kapitał. Handlował, czym się dało, najlepszy interes

był jednak na ropie.

Zsylni inteligenci

Klara Aleksandrowna Bakłanowa-Galicz,

sześćdziesiąt cztery lata. Pedagog.

Elegancka, piękna, chuda pani. Cienka,

marmurowobiała skóra. Widać przez nią delikatne

żyłki na twarzy pani Klary. Dłonie, szyja, biżuteria,

nawet kapelusz są arystokratyczne.

Klara Bakłanowa jest córką Polaka z

podkrakowskiej, ziemiańskiej rodziny, którego jako

dziecko zesłano z rodzicami w głąb Rosji. Wcześnie

został sierotą. Matka pani Klary pochodzi ze starej

ziemiańskiej rodziny od lat osiadłej w guberni

czelabińskiej. Po ślubie rodzice osiedlili się w

Taszkiencie w Uzbekistanie.

W 1929 roku bolszewicy zesłali na Sybir całą

wielką rodzinę dziadków pani Klary. Wywieźli

wszystkich, którzy mieszkali w ich dworze pod

Page 505: Jacek hugo-bader biała gorączka

Czelabińskiem. Rzucili ich w tajgę, kilkaset

kilometrów od Tobolska. W 1938 roku ojciec Klary,

w obawie przed represjami, sam zawiózł żonę i

dziecko z Taszkientu na zsyłkę, do teściów. Pojechali

na Sybir z kolejnymi partiami zesłańców. Potem,

żeby nie ściągnąć na rodzinę nieszczęścia, sam wrócił

do Taszkientu. Tam zginął.

Bolszewicy rozstrzelali w Tobolsku rosyjskiego

dziadka Klary. W domu rządziła babka, absolwentka

Instytutu Smolnego dla Panien Szlachcianek. Z

ośmiorga jej dzieci siedem córek, w tym matka Klary,

zostało nauczycielkami.

— Ja chciałam być lekarzem — mówi Klara

Bakłanowa — ale babcia wszystkim kazała iść po

nauczycielskiej linii. Ciotki uczyły w okolicznych

pasiołkach. Tam były tylko dzieci zesłańców. Innych

ludzi nie było.

Po szkole podstawowej Klara uczyła się w

studium pedagogicznym w Tobolsku. Jej

nauczycielami byli potomkowie polskich zesłańców

wygnanych na Sybir po powstaniu styczniowym.

Potem Klara studiowała pedagogikę w Tiumeni. Jej

wykładowcami byli ludzie z ostatniej już fali

„zsylnych inteligentów", przedtem profesorowie

moskiewskich i leningradzkich uczelni.

Page 506: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Całe życie uczyli mnie zesłańcy. I sama

byłam zesłańcem, jak ojciec, matka, dziadowie, cała

rodzina. Wyrosłam między zesłańcami. Tam u nas

innych nie było, a to zupełnie odrębny, niesowiecki

gatunek ludzi. Nie wszyscy byli wykształceni, bo

przecież dużo było wśród nas kułaków, a więc często

niepiśmiennych chłopów, ale nie było donosicielstwa,

panował wzajemny szacunek. Ludzie dużo czytali,

uczciwie pracowali, nie kradli. Po instytucie znowu

wysłali mnie z nakazem pracy do mojego agajskiego

rejonu, gdzie ciągle pracowały moje ciotki zesłanki.

W 1962 roku zaproponowali jej jednocześnie

pracę inspektora oświaty w rejonie i członkostwo w

partii.

— To był dla mnie straszny cios — mówi. — Ja

w partii! Cała rodzina radziła, aż wreszcie babka

zdecydowała, że powinnam się zgodzić, bo mogliby

pomyśleć, że im nie ufamy, a to by zaszkodziło

rodzinie.

Klara Bakłanowa kierowała oświatą w swoim

rejonie, potem w Tobolsku. Na chorobę popromienną

zapadł jej mąż, oficer wojsk rakietowych, i córka.

Mąż umarł, małą Olgę uratowała operacja. Wyjechały

do Tiumeni, gdzie przez czternaście lat pani Klara

była dyrektorką szkoły, potem znowu urzędnikiem

oświaty. Cały czas walczyła o utworzenie szkoły

Page 507: Jacek hugo-bader biała gorączka

pedagogicznej, bo brakowało nauczycieli.

Od 1988 roku budowała i organizowała liceum

pedagogiczne.

— To było dzieło mojego życia — opowiada

Klara Bakłanowa. —W pięćdziesiątym drugim roku

życia rozpoczął się najpiękniejszy, najbardziej

twórczy okres w mojej biografii. Sama wybrałam

piękne miejsce w lesie za miastem. W 1990 roku

otworzyłam szkołę, która była ucieleśnieniem

najwznioślejszych wartości rosyjskiej inteligencji. To

była prawdziwa perła. Było tam wszystko, co

przekazała mi moja babcia, absolwentka Instytutu

Smolnego dla Panien Szlachcianek. Zbudowałam

wspaniały świat, izolowany od reszty rzeczywistości.

Świat pięknych ludzi, życzliwości, bez grubiaństwa i

chamstwa.

Robociarski chrzest

Michaił Michajłowicz Cziebotariow,

pięćdziesiąt dwa lata. Prorektor Uniwersytetu

Tiumeńskiego.

Typ prymusa w czarnym garniturze. W

wyglądzie nic szczególnego, co można by

zapamiętać. Następnego dnia nie poznałbym go na

ulicy. Delikatny, lekko nalany, zamyślony, cichy.

Szedł do góry jak rakieta. Pochodzenie miał jak

Page 508: Jacek hugo-bader biała gorączka

trzeba. Ojciec sierżant, matka robotnica, dziadek

koniuch z dońskich Kozaków. Po szkole pojechał z

komsomolskiego zaciągu do obwodu tiumeńskiego.

— Poddałem się entuzjazmowi — mówi. —

Pojechałem za tą romantyką, za zapachem tajgi, jak

śpiewali w naszych pieśniach.

Był robotnikiem-komsomolcem. Budował stację

kompresorową w osadzie Komsomolskaja koło

Tobolska. Szybko dostrzegli jego aktywność i zrobili

sekretarzem Komsomołu na jego stacji. Potem

przeszedł do regionalnych struktur partii. Zaczął

studiować zaocznie prawo.

Marzył o pracy prawnika, ale sekretarz rajkomu

partii powiedział mu, że przede wszystkim jest

komunistą i będzie pracował tam, gdzie go skieruje

partia.

W 1977 roku został pierwszym sekretarzem

obwodowego komitetu Komsomołu.

— Miałem dwadzieścia dziewięć lat i byłem

trzecią, czwartą figurą w obwodzie wielkim jak pół

Europy — mówi Michaił Cziebotariow.

— Ale cały czas ktoś prowadził pana przez

życie jak dziecko.

— Taka była polityka kadrowa! — oburza się.

Page 509: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Specjalny system wykorzystania rezerw ludzkich.

Władze doceniły moją aktywność. Jeszcze na stacji

kompresorowej założyłem koło dramatyczne. Byłem

reżyserem, aktorem, choreografem. Organizowałem

spektakle w pasiołku i w liespromchozie

(państwowym gospodarstwie leśno-przemysłowym).

Założyłem brygady młodzieżowe i oddziały

komsomolskie, które pilnowały porządku w

miejscach publicznych. To nie jest samodzielność?

To ja zorganizowałem konkursy na najlepszego

drwala, strugacza i traktorzystę. Sam się nie

dobijałem, ale nie mogłem odmówić, jak organizacja

partyjna zapraszała. To by było naruszenie

dyscypliny partyjnej.

W 1981 roku z obwodowego komitetu kpzr

dostał skierowanie na dzienne studia doktoranckie w

Akademii Nauk Społecznych przy kc w Moskwie.

Nauka szła mu świetnie. Po dwóch latach, na

rok przed końcem studiów, miał już prawie gotową

pracę doktorską o „rozwoju politycznej aktywności

obywateli w ramach lokalnych Rad Deputowanych

Ludowych".

Zanosiło się na czerwony dyplom z

wyróżnieniem.

Los tak nie chciał.

Page 510: Jacek hugo-bader biała gorączka

W 1982 roku umarł Breżniew, przyszedł

Andropow. Nowy sekretarz generalny postanawia

zrobić porządki, wzmocnić dyscyplinę. Na pierwsze

posiedzenie, które prowadzi nowy przewodniczący

Komisji Kontroli Partyjnej, wzywają Michaiła

Cziebotariowa.

— Przychodzę, a oni rozpatrują moją sprawę

personalną... Chodziło o wydarzenie sprzed trzech lat,

kiedy jako sekretarz Komsomołu w obwodzie

podejmował w Tiumeni tłum działaczy ze wszystkich

republik radzieckich. Było też wielu sekretarzy kpzr.

Wydał, trzeba uczciwie przyznać, bardzo

huczny bankiet. Zawsze tak było, odkąd istniał

Związek Radziecki, ale wtedy w organach zaczęto już

jednak walczyć z pijaństwem.

— Więc dla niepoznaki koniak podawaliśmy w

czajnikach, że niby herbata. Komisja kontroli

postanowiła ukarać mnie za trwonienie pieniędzy

organizacyjnych. Zostałem kozłem ofiarnym.

Powiedzieli, że w ramach podnoszenia dyscypliny

wykluczą mnie z partii.

Kiedy wychodził z posiedzenia, chciał umrzeć.

Oczywiście musiał odejść z Akademii. Wpadł w

depresję.

Ocknął się w pociągu do Tiumeni. Na stacyjce

Page 511: Jacek hugo-bader biała gorączka

Oktiabrskaja w obwodzie permskim postanowił, że

podejmie walkę godną prawdziwego bolszewika.

— Tylko jako zwykły robociarz mogłem się

zrehabilitować, udowodnić, że jestem godny zaufania,

że jestem godny partii. Żeby to osiągnąć, musiałem

przejść najtrudniejszy sprawdzian. Zesłałem siebie na

Północ.

Został ładowaczem w obozie Charsawe w

Karskiej Ekspedycji Naftowo-Gazowej na półwyspie

Jamał. Chciał jako robotnik doczekać do następnego

zjazdu partii, który miał się odbyć za dwa lata. Wtedy

napisze do zjazdu apelację.

Robociarski chrzest przeszedł dwudziestego

dziewiątego października, w rocznicę powstania

Komsomołu. Było trzydzieści stopni mrozu. Dostał

łopatę i przez półtorej doby sypał cement do szybu

naftowego, który trzeba było zaczopować. Przewalił

kilkanaście ton i nie umarł, chociaż od szesnastu lat

nie pracował fizycznie.

Przez dwa lata dźwigał wory z cementem,

betonowe bloki, rury, drut zbrojeniowy. W 1985 roku

napisał apelację do zjazdu. Partią kierował już

Gorbaczow.

— Tu, nad Morzem Karskim, zaczęło się moje

zmartwychwstanie — mówi. — Organizacja uznała,

Page 512: Jacek hugo-bader biała gorączka

że swoją pracą zasłużyłem na godność członka partii.

Dostał legitymację z nowym numerem, ale z

zaliczeniem stażu.

W 1987 roku w Akademii Nauk Społecznych kc

obronił pracę doktorską, którą skończył pisać w

długie polarne noce nad Morzem Karskim.

Został prokuratorem rejonowym w Tiumeni.

drugie życie

Noc upiorów

Po rozpadzie Związku Radzieckiego Rafael

Goldberg z trzema kolegami, którzy tak jak on

odeszli z „Tiumeńskiej Prawdy", założył nową gazetę

„Tiumeńskie Izwiestia". To był organ prasowy

obwodowej władzy wykonawczej.

— Chodziło o to — mówi Rafael Goldberg —

żeby mieć swoje miejsce w nurcie polityki.

Weszli na rynek prasowy, publikując

dokumenty o zbrodniach stalinowskich, które

Goldberg zebrał w czasach, gdy pracował jeszcze w

poprzedniej gazecie.

Ponieważ Rafael Goldberg ma nosa, w 1993

roku odszedł z lewicowych „Izwiestii" i ze swoim

przyjacielem Stiepanem Kiricziukiem, merem

Tiumeni, założył gazetę „Tiumeński Kurier". Został

Page 513: Jacek hugo-bader biała gorączka

właścicielem większości udziałów i redaktorem

naczelnym. Z miejsca ostro poparli Borysa Jelcyna.

Pierwszy numer ukazał się drugiego

października, a trzeciego w Moskwie wybuchł

komunistyczny, antyjelcynowski pucz.

— Przez puste ulice Tiumeni szedłem do

merostwa — opowiada Goldberg. — To była ohydna,

lodowata noc. Wiał wicher, czarno, padał deszcz ze

śniegiem. W całym ogromnym gmachu był tylko

Stiepan i trzech awtomatczików z karabinami z

ochrony. Telefony milczały, w telewizji nie było

informacji. A w Moskwie strzelają. Siedzieliśmy we

dwóch całą noc i przerażeni waliliśmy się z rozpaczy

pięściami po łbach, że nie poczekaliśmy jeszcze

tygodnia z tą gazetą, że nie pomilczeliśmy jeszcze

parę dni.

— Ale znowu miał pan nosa. Stał pan po

właściwej stronie.

— No a gdyby tak komuniści wygrali? Strach

pomyśleć... Wie pan, o co nam chodziło?

— Pewnie, żeby mieć swoje miejsce w nurcie

polityki.

„Tiumeński Kurier" wszedł przebojem na rynek

prasowy, publikując listy rozstrzelanych w latach

trzydziestych mieszkańców obwodu tiumeńskiego.

Page 514: Jacek hugo-bader biała gorączka

Siedem tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt nazwisk,

imion, dat aresztowania, skazania, rozstrzelania i

rehabilitacji. Wszyscy z pięćdziesiątego ósmego

artykułu kodeksu karnego — „działalność

kontrrewolucyjna". Rosjanie, Ukraińcy, Chantowie,

Mansowie, Nieńcy, Korni, Koreańczycy, Niemcy,

Tatarzy, Żydzi, Chińczycy, Polacy... Nawet jeden

Irańczyk.

Naczelny „Kuriera" jest „prezydentem"

(Rosjanie kochają ten tytuł) gminy żydowskiej w

mieście. Zarabia dwieście pięćdziesiąt dolarów.

Malutki, ale dobry

Do 1993 roku Klara Barbakowa wykładała

filozofię na uniwersytecie w Tiumeni.

Potem kierowała katedrą marketingu na

Uniwersytecie Nafty i Gazu i jednocześnie budowała

komercyjny Międzynarodowy Instytut Ekonomii i

Prawa. Zbierała fundusze od władz lokalnych, firm i

osób prywatnych.

— Przez wszystkie lata pracy jako wykładowca

widziałam na salach studentów w paltach, bo było

zimno. Było też brudno, wszystko się rozpadało,

brakowało komputerów, a studenci nie znali języków.

To mi przeszkadzało. Chciałam mieć taką uczelnię,

jakie widziałam na Zachodzie, uczelnię przyszłości,

Page 515: Jacek hugo-bader biała gorączka

w której naukowcy i studenci będą partnerami. Mój

instytut jest mały, ale znakomity.

Klara Barbakowa wybudowała budynek ze

szkła i aluminium. W środku fontanny, kwiaty w

donicach, na ścianach reprodukcje impresjonistów.

W instytucie uczy się czterystu studentów.

Połowa to tak zwany nabór komercyjny, za rok nauki

muszą zapłacić tysiąc dwieście dolarów. To dużo jak

na Rosję. Za te pieniądze dostają naukę, miejsce w

luksusowym akademiku i trzy posiłki dziennie.

Połowa zajęć prowadzona jest w języku angielskim.

Pani rektor zarabia czterysta pięćdziesiąt

dolarów.

Mister Fiłatow

W 1993 roku firma Wiktora Fiłatowa była

największą prywatną kompanią w obwodzie.

Specjalizowała się w budownictwie. Miała koncesję

na wydobywanie granitu i marmuru na Uralu.

— Miałem dwie fabryki obróbki kamienia,

maszyny, kopalnie, ludzi wyszkolonych za granicą i

kontrakty z Belgami. Oni mieli płacić za wydobycie,

ale w 1993 roku w czasie komunistycznego puczu

Jelcyn rozstrzelał parlament i moi partnerzy

powiedzieli tak: „Mister Fiłatow. Pan jest dobrym

człowiekiem. Z panem się przyjemnie współpracuje,

Page 516: Jacek hugo-bader biała gorączka

ale w Rosji my nie zainwestujemy. U was strzelają do

parlamentarzystów. To niepewny kraj". Moje

kopalnie upadły. Fabryki przestawiłem na produkcję

cegieł.

Rok 1995. To miał być interes życia. Fiłatow

wziął w dwóch rosyjskich bankach milion dolarów

kredytu. Kupił za to ropę naftową i wysłał do rafinerii

Szymkientskaja w Kazachstanie. Gotową benzynę

chciał wywieźć do Kirgistanu i wymienić barterem na

tytoń, który zamierzał wysłać na Ukrainę, przerobić

na papierosy i sprzedać. Miał mieć z tego czterysta

procent zysku.

Najpierw dostał informację, że Ukraina

wprowadziła akcyzę na papierosy, a Kazachowie

postawili na granicach pomiędzy byłymi radzieckimi

republikami posterunki celne i zaczęli pobierać cło.

Wieczorem tego samego dnia dowiedział się, że

rafineria po prostu go okradła. Nie odda mu ani

paliwa, ani pieniędzy.

— Straciłem pięć milionów dolarów — mówi

Wiktor Fiłatow. —Musiałem oddać za długi obie

moje fabryki. Sześć lat je budowałem, a straciłem w

jeden dzień. Nic nie mogłem zrobić. Miałem pójść do

bandziorów, do mafii, żeby ściągnęli coś z

Kazachów? Najpierw ja kogoś wynajmę, potem

Kazachowie kogoś wynajmą, a mnie łatwiej ubić niż

Page 517: Jacek hugo-bader biała gorączka

ich. Straciłem prawie wszystko, ale żyję, rodzina

żyje, został dom, dobra firma, klinika

stomatologiczna, z której mam co miesiąc dwa, trzy

tysiące dolarów.

Tryptyk z trzema aniołami

— Rozpad zsrr to był dla mnie straszny cios —

mówi Klara Bakłanowa, twórczyni pedagogicznego

college'u w Tiumeni. — Jedna z moich wielu ciotek,

ta najbardziej ukochana, mieszka w Rydze.

Jeździłyśmy tam dwa razy w roku, w lecie i na

katolickie Boże Narodzenie. Kocham Rygę. Tam

zawsze panował europejski duch.

Chodziły do katedry Świętego Piotra, a potem

do soboru, gdzie śpiewał wspaniały cerkiewny chór i

słychać było organy z katedry.

— Ja lepiej się czuję w katolickich świątyniach.

Ciągnie mnie tam, chociaż babka ochrzciła mnie

potajemnie w tobolskiej cerkwi. Kiedy rozpadł się

zsrr i Ryga wypadła z granic, ani razu nie udało nam

się tam pojechać, ale z drugiej strony od razu zrobiło

się lżej, swobodniej, jaśniej, piękniej. W mojej szkole

też. Na ścianach nie musiały już wisieć te kiczowate

metafory o internacjonalizmie, przodującej klasie,

współzawodnictwie... Teraz urządziłam w szkole

świątynię sztuki. Rzeźby, obrazy, mam galerię

Page 518: Jacek hugo-bader biała gorączka

wspaniałych kobiet Rosji, począwszy od Katarzyny

II. Jest Cwietajewa, Achmatowa, wielki portret

carskiej rodziny z Mikołajem II, tryptyk z trzema

aniołami, galerie rosyjskich filozofów,

kompozytorów — cała duma Rosji.

W połowie zeszłego roku Klara Bakłanowa

odeszła ze swojego college'u z powodów

zdrowotnych. Mieszka tylko z córką i wnuczką, bo

zięć, oficer wojsk rakietowych z głowicami

atomowymi, umarł na raka. Ma dwadzieścia dolarów

emerytury, ale jakoś sobie radzi i nie narzeka.

Nic a nic

Michaił Cziebotariow, wyrzucony i ponownie

przyjęty do partii, został wreszcie prokuratorem, o

czym marzył w młodości. W początkach 1991 roku

przeszedł na uniwersytet w Tiumeni jako

wykładowca prawa konstytucyjnego. Wybrali go na

dziekana wydziału prawa, chociaż komitet obwodowy

partii protestował, że na partyjnej biografii nowego

dziekana odcisnęło się piętno wykluczenia.

— Ale to już były inne czasy — cieszy się

Cziebotariow. — Kolektyw wykładowców i

studentów mnie wybrał, a kilka miesięcy później

partia, która wyrzuciła mnie ze swoich szeregów,

została rozwiązana. A w grudniu rozwiązano Związek

Page 519: Jacek hugo-bader biała gorączka

Radziecki.

W 1999 roku Cziebotariow został prorektorem.

Zarabia dwieście dolarów.

— Nie żal panu Związku Radzieckiego? —

pytam.

— Nic a nic. Za moją krzywdę.

Listopad 2001

Page 520: Jacek hugo-bader biała gorączka

Święte morze Syberii

Najważniejsza jest dobra siekiera, kociołek,

wielki kawał folii i wódka albo spirytus, bo po co

dźwigać wodę. Bez tego na Bajkale nie przeżyjesz.

Najpierw trzeba rozpalić ognisko — syberyjskie

ognisko, którego nie ugasi największa ulewa. Rąbie

się duże modrzewie albo cedry syberyjskie, bo są

najbardziej żywiczne. Wielkie szczapy układa się jak

dachówki. Z góry spływa po nich woda, a pod

spodem się palą.

Przepis na grzańca

Wypatroszonego, osolonego omula zawija się w

liść chrzanu. To bajecznie smaczna ryba z rodziny

łososiowatych, która żyje tylko w Bajkale. Nie trzeba

skrobać łuski, a wnętrze ryby można napakować

dziką cebulą albo czeremszą, czyli dzikim czosnkiem

podobnym do szczypiorku. Rybę kładziemy na żarze,

po trzech, czterech minutach przewracamy na drugą

stronę, a po następnych kilku jest już gotowa. Chrzan

schodzi łatwo ze skórą i łuską. Po dwóch

kilogramowych omulach nie trzeba nawet dopychać

syberyjskim chlebem. Sybiracy nazywają tak

ziemniaki, które w pochodzie (tak mówią o

wędrówce, włóczędze, nawet tej po wodzie) jedzą

zamiast pieczywa. Nie wysychają jak chleb i nie

Page 521: Jacek hugo-bader biała gorączka

zamokną jak makarony i ryż.

W tym czasie w kociołku rozrabia się spirytus

pół na pół z wodą na syberyjskiego grzańca. Woda z

Bajkału jest najczystsza i najbardziej przejrzysta na

świecie. Dodajemy cukier (Rosjanie bardzo lubią na

słodko), pachnące trawy, konfitury (we wszystkich

rosyjskich domach je robią), a jak nie ma, to jakieś

jagody, których w tajdze jest mnóstwo: brusnika,

czernika, gołubika, kustwika, jeżewika, kliukwa...

Wszystko trzeba zagrzać pod przykryciem,

wypić kubek i można wchodzić do wody. Ma cztery

stopnie. Koszmar. Da się wytrzymać najwyżej kilka

sekund, chyba że wcześniej zrobimy sobie syberyjską

banię.

Przepis na syberyjską banię jest prosty jak

wszystkie syberyjskie przepisy. W ognisku grzejemy

wielkie kamienie, a kiedy ogień zgaśnie, siadamy

obok, nakrywamy się foliową płachtą i polewamy

kamule wodą. Po bani można posiedzieć w wodzie

nawet z dziesięć sekund.

Dorosły mężczyzna przeżyje w wodzie

otwartego Bajkału najwyżej dwadzieścia minut.

Kilkanaście lat temu wielką sławę zyskała kucharka z

kutra „Komsomoliec Buriatii", kobieta wielka i gruba

jak piec kaflowy. Kuter był w drodze na łowisko,

Page 522: Jacek hugo-bader biała gorączka

kiedy wyszła z wiadrem na pokład, by zaczerpnąć

wody, i wypadła za burtę. Załoga zauważyła

nieobecność kucharki po kilkunastu minutach.

Rozpoczęli poszukiwania. Znaleźli ją uczepioną

pustego wiadra, wyciągnęli i napoili grzańcem.

Przeżyła. Podobno była w wodzie czterdzieści minut.

Nigdy nie mów „jezioro"

W podróż nad Bajkał wybrałem się z Piotrem

Piotrowskim, moim przyjacielem z Warszawy,

piętnastoletnim synem Michałem i Loszą

Czuriłowem, dwudziestoośmioletnim informatykiem,

a zarazem bardzo doświadczonym turystą z Irkucka,

w charakterze przewodnika. To Losza nauczył nas

wszystkich syberyjskich przepisów.

Chcieliśmy pokonać Bajkał tak jak Jan Czerski,

polski uczony-zesłaniec, który w końcu xix wieku

jako pierwszy opłynął go dookoła z trójką towarzyszy

na siedmiometrowej łodzi. Zajęło mu to cztery lata, a

ja dostałem delegację na miesiąc. Marzyliśmy, żeby

przepłynąć Bajkał z południa na północ, z Kułtuku do

Siewierobajkalska, sześćset trzydzieści sześć

kilometrów i czterysta metrów. Do takich wędrówek

Rosjanie używają bajdarek, składanych kajaków z

aluminiowym stelażem, tylko dłuższych i szerszych

od naszych, żeby pomieścić zapasy i sprzęt

biwakowy.

Page 523: Jacek hugo-bader biała gorączka

Buriaci i Ewenkowie, rdzenni mieszkańcy

Pribajkala, oddają Bajkałowi cześć religijną. Ze

zgrozą reagują, kiedy przyjezdni nazywają go

jeziorem, bo dla nich to Święte Morze Syberii.

Największa grupa Polaków trafiła nad Bajkał po

powstaniu styczniowym. Benedykt Dybowski,

Wiktor Godlewski, Jan Czerski, Aleksander

Czekanowski byli przyjaciółmi, grupą genialnych

uczonych, którzy w chwilach wolnych od

katorżniczej pracy zajmowali się nauką. Siatką na

motyle łowili okazy syberyjskiej fauny, łapali raki i

kiełże na lebidła, kompletowali zielnik — i tak

poznawali jedną z największych tajemnic przyrody,

najbardziej niezwykły zbiornik wodny na świecie, co

przyniosło im światową sławę w dziedzinie nauk

przyrodniczych.

Pasażerowie Starej Magistrali

Do Kułtuku, gdzie zaczynamy rejs, jedziemy

Starą Magistralą Kolejową, jedną z najpiękniejszych

tras na świecie, której tory przeciskają się między

górami a Bajkałem, pokonując pięćdziesiąt sześć

mostów, galerii i tuneli.

Pociąg jeździ tędy zaledwie trzy razy w

tygodniu. Składa się z dwóch obszczich wagonów, a

więc tych najniższej klasy, w których nie ma

Page 524: Jacek hugo-bader biała gorączka

przedziałów. Ciągnie za to wagon towarowy, w

którym jest sklep.

To także jedna z najwolniejszych kolei na

świecie. Sześćdziesiąt siedem kilometrów

pokonujemy w sześć godzin i czterdzieści minut.

Pociąg można zatrzymać w każdym miejscu, w

którym ktoś chce wsiąść albo wysiąść, a na każdej

stacyjce stoi się tak długo, aż wszyscy mieszkańcy

zrobią zakupy. Biorą tylko chleb i wódkę.

Jest dość ciasno. Zdeformowane oblicza, błędny

wzrok, sine albo fioletowe twarze... Na leżankach

wyciągnięci mężczyźni. Mają złe, łakome spojrzenia,

więzienne albo wojskowe tatuaże — prawie wszyscy

rozebrani do pasa. Gorąco. Koło nich przycupnęli

zarośnięci, przesiąknięci dymem ludzie tajgi w

gumiakach i porwanych ubraniach. Na rozłożonej

gazecie obdzierają ze skóry solone omule, które jedzą

na surowo. To miejscowy przysmak.

Pociąg się zatrzymuje. Wsiada kilkudziesięciu

robotników kolejowych w pomarańczowych

kamizelkach. Są śmiertelnie zmęczeni, śmierdzący i

brudni jak zwierzęta. Sądząc po twarzach, wszyscy to

Azjaci. Byłem pewien, że są żyjącymi tu od siedmiu

stuleci Buriatami. Kilku usiadło na ławce za naszymi

plecami, obok rozpijającego kolejną flaszkę męskiego

Page 525: Jacek hugo-bader biała gorączka

towarzystwa.

— Cziurki poszły won! — zaryczał jeden z

pijusów i zaczął obrzucać robotników najgorszymi,

po rosyjsku ustawionymi w piętra, przekleństwami.

— Wszędzie was, ścierwa, pełno! Takie bezrobocie,

nasi ludzie nie mają co robić, bo ci wszystko, bladzie,

pozajmowali.

„Cziurka" to najbardziej pogardliwe

przezwisko, jakim Rosjanie określają wszystkich

ludzi ras nieeuropejskich.

Kułtuk. Przyszły święty opisuje ludność

— To nie byli Buriaci — zapewnia mnie Nina

Nikołajewna Czepiga, emerytowana nauczycielka

geografii z Kułtuku, dawna opiekunka domu

Dybowskiego. — Gdzie oni do takiej roboty! Oni

leniwi i dużo piją, jak wszystkie rdzenne narody

Syberii. Dwa, trzy razy więcej nawet niż Rosjanie.

Wszystkie plagi, jakie ludzi dotykają, to na nich

spadają dwa albo trzy razy bardziej. Narkomania,

prostytucja, bandytyzm pospolity, porzucanie dzieci...

Wszystkie patologie. Robotnicy z pociągu to byli

Chińczycy. U nas na kolei i na drogach pracują tylko

chińskie firmy, które przywożą tu swoich ludzi. Płacą

im tysiąc rubli albo tylko karmią, a potem rozliczają

się w Chinach. Żaden miejscowy za takie pieniądze

Page 526: Jacek hugo-bader biała gorączka

nie pójdzie do roboty. U nas którego mężczyznę nie

zapytasz, to okazuje się, że bez pracy, a co drugi to

szofer. Nie wiem, skąd ich się tylu wzięło. Szofer za

mniej jak trzy tysiące robić nie pójdzie. Nasi płacą

Chińczykom lasem. Dają im kawał tajgi, ale też nie

nasi rąbią, tylko Chińczycy.

Po zwolnieniu z katorgi większość zesłania

Benedykt Dybowski spędził z przyjaciółmi w

Kułtuku. Tu prowadzili badania fauny i flory Bajkału.

Drewniany dom, który wynajmowali, trzymał się jako

tako pod opieką Niny Nikołajewny, ale potem

zamieniono go w magazyn i popadł w ruinę, a trzy

lata temu miejscowi chuligani spalili go dla zabawy.

Częstym gościem uczonych był Józef

Kalinowski, którego Jan Paweł II w 1983 roku

wyniósł na ołtarze.

„Wieś sama licha i nędzna — pisał w 1871 roku

przyszły święty. — Ludność Kułtuku mieszana,

głównie już chrześcijanie, potomkowie przybyszów i

rasy miejscowej Buriatów. Uderzyła mię dziwna

wesołość tego ludu; nędza okropna, głód prawie ich

morzy, a obok twarze śmiejące się i rozmowy pełne

żartów. Dziwnie wyglądają, ta wesołość i

nietroskliwość o dzień jutrzejszy ludności nie mającej

chleba powszedniego. (...) Nałóg pijaństwa

opanowuje tu znaczną część ludności i do nędzy ją

Page 527: Jacek hugo-bader biała gorączka

przyprowadza".

Nałóg nie tylko do nędzy ich przyprowadza, ale

i do śmierci. Z opisu Józefa Kalinowskiego

aktualność straciły tylko słowa dotyczące

uśmiechniętych twarzy i żartów.

Nina Nikołajewna częstuje nas pozostałościami

po wspominkowej kolacji, jaką Rosjanie wydają w

rocznicę śmierci bliskich osób. Sześć lat temu

pochowała męża, który w Dniu Armii Radzieckiej

napił się z kolegami spirytusu technicznego.

— A mój brat całe życie jeździł po wielkich

budowach socjalizmu, aż na Uralu w jakiejś awarii

został napromieniowany, od czego odjęło mu nogi, a

w głowie tak mu się narobiło, że gadał na socjalizm i

na ekonomikę. Najwcześniej umarł ojciec, bo jeszcze

przed wojną, w 1938 roku. Poszedł na ryby, wypadł z

łódki i utonął w Bajkale.

— Przeżył okres, kiedy bezpieka wymordowała

miliony ludzi, żeby utopić się na rybach? Nie mógł

się wdrapać na tę łódkę?

— Ach — wzdycha Nina Nikołajewna. —

Ruska rybałka eto pijanka.

To powiedzonko jest bardzo prawdziwe. Co

roku na Bajkale giną setki pijanych ludzi. Najczęściej

wędkarzy. W ciągu kilku sekund kostnieją w

Page 528: Jacek hugo-bader biała gorączka

lodowatej wodzie i toną. Koło siedzib ludzkich brzeg

Świętego Morza zastawiony jest metalowymi

postumentami nagrobnymi, które kupuje się w

sklepach żelaznych.

Topielców nie wydobywa się z powodu

ogromnej głębokości, zresztą po jednej dobie kiełże,

czyli słodkowodne krewetki, zostawiają z człowieka

czysty kościec.

— Nie miała pani szczęścia do mężczyzn —

mówię. — Ojciec na rybach, mąż od spirytusu, brat

napromieniowany... Wszyscy przedwcześnie.

— I jeszcze dwaj bracia. Ale dlaczego od razu

nie miałam szczęścia, uważacie? Wszystko

normalnie.

Później w miniencyklopedii Wokół Bajkału

przeczytałem, że średnia długość życia mężczyzn w

obwodzie irkuckim wynosi pięćdziesiąt cztery lata i

trzy miesiące. Kobiety żyją ponad trzynaście lat

dłużej. Nina Nikołajewna ma sześćdziesiąt cztery

lata.

Strzeż się sarmy i seiszy

Benedykt Dybowski w swoich wspomnieniach z

zesłania napisał: „...im dalej się posuwamy ku

wschodowi, tym więcej oznak cywilizacji zachodniej

nas opuszcza" Doświadczaliśmy tego samego, tyle że

Page 529: Jacek hugo-bader biała gorączka

płynąc na północ. Bywały dni, kiedy nie spotkaliśmy

żywej duszy.

Nie ma ograniczeń w podróżowaniu po Bajkale.

Można pływać i chodzić, gdzie się chce, nawet w

parku narodowym. Nie ma też szlaków

turystycznych, wyznaczonych kempingów, koszy na

śmieci, zakazów, nakazów, dobrych map. Można

rozbijać obozowiska, gdzie dusza zapragnie, rąbać

drzewo, palić ogień, zbierać wszystko, co jadalne,

łowić ryby na wędki, sieci i kusze. (Na puszki po

konserwach jest syberyjski sposób. Trzeba je wrzucić

do ogniska i zostawić, wypalone rozsypią się w proch

po jednej zimie). Nie ma tylko swobodnego wstępu

do dwóch ogromnych rezerwatów (wielkości kilku

naszych starych województw), które przytulają się do

Bajkału. Za wejście, a nawet przepłynięcie wzdłuż

brzegu, trzeba zapłacić kilka dolarów dziennie od

osoby — nas kosztowało to butelkę whisky w

dyrekcji.

Bajkał to najbardziej pojemny zbiornik słodkiej

wody na świecie. W jego niecce jest dwadzieścia trzy

tysiące kilometrów sześciennych wody, czterdzieści

razy więcej niż w Morzu Białym, więcej niż we

wszystkich pięciu Wielkich Jeziorach amerykańskich

razem wziętych, więcej nawet niż w Bałtyku. Gdyby

misa Bajkału była pusta, trzeba by czekać prawie

Page 530: Jacek hugo-bader biała gorączka

czterysta lat, żeby trzysta trzydzieści sześć

spływających ku niej rzek i strumieni na nowo ją

napełniło. W Bajkale jest piąta część światowych

zapasów słodkiej wody zgromadzonych w jeziorach,

do tego najczystszej na świecie. Dlatego Bajkał został

przez unesco wpisany na Listę Światowego

Dziedzictwa Ludzkości. W zimie przejrzystość wody

sięga pięćdziesięciu metrów. Wrzuconą podczas

słonecznej pogody dwuzłotówkę widzieliśmy, kiedy

opadła na dno czterdzieści metrów pod nami. Woda

Bajkału jest jak destylowana.

Czasami wydawało się nam, że patrzymy na

fototapetę z hawajskim landszaftem. Piękna,

piaszczysta plaża, za nią góry, turkusowa woda,

słońce, tylko zamiast palm zwieszają się do wody

brzozy.

Podróżowanie na bajdarkach to nieustanna

walka z przeciekami. Ciągłe wybieranie wody, na

każdym postoju rozładunek, obracanie, suszenie

powłok, szukanie dziur i lepienie. Przez miesiąc

zużyliśmy litrowy słój butaprenu.

Na zachodnim brzegu, wzdłuż którego

płynęliśmy na północ, jest bardzo głęboko. Sto

metrów od brzegu i sto metrów głębokości, kilometr

od brzegu i kilometr głębokości. Nieprzyjemnie

wiedzieć, że pod tobą jest taka czeluść, że bajdarka

Page 531: Jacek hugo-bader biała gorączka

dziurawa, woda lodowata, a Losza nie załatwił

kamizelek ratunkowych. Zawsze więc mieliśmy pod

ręką zwinięte karimaty jako koła ratunkowe, a na

otwartym Bajkale nigdy nie oddalaliśmy się od

brzegu na więcej niż sto metrów. Nawet metalowe

łodzie motorowe i mniejsze kutry trzymają się

brzegu. Niejeden zapłacił życiem za to, że chciał

sobie skrócić drogę i ścinał zatoki.

Bajkał to najbardziej rozhukany, sztormowy i

nieobliczalny akwen śródlądowy na świecie. Osłabia

plażową pogodą, rozleniwia, usypia czujność. Burza

raptownie wychyla się zza gór, dając pięć, sześć

minut na znalezienie miejsca do lądowania i

wyciągnięcie bajdarek z wody, a jeśli jesteśmy akurat

przy urwistym brzegu i nie ma gdzie przybić, robi się

groźnie.

W czasie największych sztormów fale dochodzą

do pięciu metrów wysokości. Nawet przy

bezchmurnej pogodzie z zachodu może dmuchnąć

wiatr zwany górnym albo gorniaszką (górski, rodzaj

naszego halnego), który nie pozwoli wrócić do

brzegu, wypchnie na środek. Fala przewróci kajak i

koniec.

Na Bajkale wiatry nazywają się jak doliny, z

których wieją. Najgroźniejszy jest sarma. W 1993

roku wypchnął na środek Świętego Morza statek

Page 532: Jacek hugo-bader biała gorączka

badawczy Rosyjskiej Akademii Nauk, przewrócił go i

zatopił. Zginęła cała załoga i kilkunastu uczonych.

Jednak największa tragedia wydarzyła się w

październiku 1901 roku. Sarma rozbił o skały

przylądka Kobyla Głowa statek „Potapow". Zginęło

sto siedemdziesiąt sześć osób, a szalejący przez dwa

dni sztorm spowodował, że ciała ofiar poprzymarzały

do skał na wysokości kilku metrów nad lustrem

wody.

Na Bajkale wieje prawie zawsze. Słońce wstaje,

ogrzewa powietrze, które ściera się z lodowatą taflą

Świętego Morza, i powstają wiatry.

Najbezpieczniejszy okres na pływanie bajdarkami to

czerwiec i lipiec. My wybraliśmy właśnie lipiec.

Bywa, że wiatr spycha ogromne masy wody do

jednego brzegu, a potem, kiedy cichnie, poziom wody

się wyrównuje i powstaje bardzo nieprzyjemna

stojąca fala zwana sejszą. Często spotykaliśmy ją,

opływając przylądki. Sejsza uderzała prostopadle w

pionową ścianę brzegu, odbijała się od niej,

powstawała fala powrotna, która zderzała się z

nadchodzącą. To bardzo nieprzyjemne uczucie, jakby

woda zwariowała, wybuchała, chciała uciec, wyrwać

się do góry.

Listwianka. Jajo żurawia

Page 533: Jacek hugo-bader biała gorączka

Listwianka to jedyna większa osada na

zachodnim brzegu. Leży u ujścia z Bajkału rzeki

Angary. Tutaj zaczęliśmy wątpić w zapewnienia

meteorologów, że nad Bajkałem jest więcej

słonecznych dni w roku niż w Soczi nad Morzem

Czarnym.

W pierwszym tygodniu podróży nie było dnia,

żebyśmy nie mieli dwóch, trzech burz, wyciągania

bajdarek na brzeg, nakrywania ich jedną foliową

płachtą i przeczekiwania pod drugą. Na szczęście

burze są bardzo gwałtowne, ale szybko przechodzą.

W Listwiance zaciągnęło się na kilka dni.

Na własnej skórze przekonaliśmy się, na czym

polega fenomen bajkalskiego klimatu, który przy

gwałtownych skokach ciśnienia i mglistej pogodzie

wbija ludzi w najczarniejszą depresję. Jak wszyscy

ratowaliśmy się w barze. Polscy turyści, którzy są

najliczniejszą grupą cudzoziemców, stosowali bardzo

zacny i tani koniak gruziński. Losza, jak wszyscy

jego rodacy, pił wódkę, a Czesi, Słowacy i Anglosasi

znieczulali się piwem. Przedstawicieli innych

narodów prawie nie spotykaliśmy.

Dopiero w Listwiance zrozumiałem, w czym

tkwił problem Benedykta Dybowskiego. Przez

wszystkie lata niewoli walczył z plagą pijaństwa i

karciarstwa wśród naszych zesłańców, a jednocześnie

Page 534: Jacek hugo-bader biała gorączka

z maniacką zawziętością wojował o to, żeby nie żenili

się z Sybiraczkami, bo utracą polskość.

On i jego przyjaciele mieli jednak swoją

ukochaną naukę, a i tak, kiedy czytałem wspomnienia

Dybowskiego, bardzo często wątpiłem w zdrowe

zmysły uczonych. Wiktor Godlewski uczył gadać

oswojonego kruka, Benedykt Dybowski wysiadywał

jajo żurawia białoszyjego, a Aleksander Czekanowski

całymi dniami szlifował na kamieniu znaleziony

korek od karafki, żeby zrobić z niego szkło

powiększające. Latami nękany przez ostrą nerwicę

tuż przed uwolnieniem z zesłania popełnił

samobójstwo.

Listwianka. Straszny moment w historii

Bajkału

Władymir Abramowicz Fiałkow jest doktorem

hydrologii i geomorfologii podwodnej w Instytucie

Limnologii Syberyjskiego Oddziału Rosyjskiej

Akademii Nauk. Opowiedzieliśmy mu, co się nam

przytrafiło. Zapytałem sympatycznego chłopaka,

który podwoził nas samochodem spod baru do

instytutu, jakiej jest narodowości, bo widzę, że trochę

czerniawy, a on, żebym zgadł.

— Pewnie Buriat — odpowiadam.

— Jaki Buriat! — wścieka się nie na żarty. — U

Page 535: Jacek hugo-bader biała gorączka

nich oczy skośne — zrywa ciemne okulary — gęba,

o, taka szeroka!

Obraził się i nie odezwał do końca kursu. Był

Ewenkiem.

— Tu lepiej nie wnikać w sprawy

narodowościowe — mówi Władymir Abramowicz.

— To może być niebezpieczne. Nazwać kogoś

Buriatem to u nas obelga. U nas o Buriatach

opowiadają kawały.

— Ja myślałem, że o Czukczach.

— To w Rosji europejskiej. Tutaj o Buriatach, a

na Ukrainie o Żydach. Ja jestem Żyd z Charkowa,

więc dobrze to znam. A wie pan, że tu też były

żydowskie wioski? Powstały po waszym powstaniu

listopadowym w 1830 roku. Do dzisiaj zostały nazwy

Rzeczka Chaima i Skały Chaima.

Władymir Abramowicz spędził pod wodą na

badaniach cztery tysiące godzin. W 1991 roku w

kanadyjskim batyskafie jako pierwszy zszedł na dno

Bajkału w najgłębszym miejscu — tysiąc sześćset

trzydzieści siedem metrów pod wodą.

Przyjechał na Syberię, bo po szkole szukał

uczelni, gdzie można by nurkować. To jego

największa namiętność. Studiował hydrologię w

Irkucku.

Page 536: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ukończył naukę w 1967 roku, kiedy po ośmiu

latach budowy w Bajkalsku oddano do użytku

Kombinat Celulozowo-Papierniczy, który stał się

znany na świecie nie tylko dlatego, że jego ścieki są

śmiertelnym zagrożeniem dla ekosystemu Bajkału,

ale także dlatego że przeciwko jego budowie otwarcie

protestowali uczeni, pisarze (z Michaiłem

Szołochowem), studenci, miłośnicy przyrody i wielu

światłych ludzi w całym Związku Radzieckim, a

komuniści nie stosowali wobec nich represji.

— Żadne argumenty jednak do władz nie

trafiały — opowiada Władymir Abramowicz, który

brał udział w mityngach protestacyjnych na

Uniwersytecie Irkuckim. — Mówili, że tu mają

dostęp do wody, której nie muszą oczyszczać, ale to

kłamstwo, bo ona chemicznie rzeczywiście jest jak

destylowana, ale w każdej kropli są tysiące żywych

organizmów. Mówili, że tajga, bogactwo lasów i

drewna, ale technologię kupili od Finów na drewno

liściaste, a tu wkoło same iglaki, sosna, modrzew i

cedry. Mówiliśmy, żeby budowali kombinat nad

Morzem Arktycznym, bo tam rosną brzozy i ścieki

można walić bez oczyszczania prosto do oceanu, bo

on wszystko przerobi. Odpowiedzieli, że stratedzy

chcą mieć w środku kraju... No i wyszło szydło z

worka! To była inwestycja o znaczeniu

Page 537: Jacek hugo-bader biała gorączka

strategicznym, a więc byliśmy bez szans. Z

wojskowymi nikt nie wygra. Mieli w nosie

argumenty ekologiczne i ekonomiczne. Wydali dekret

o zakazie rąbania lasów nad Bajkałem i drewno

trzeba było wozić z obwodu czytyjskiego, tysiąc

kilometrów trasą transsyberyjską.

— Po co wojskowym celuloza?

— Robili z niej włókno do wzmacniania opon

samolotów bojowych. Celulozę wieźli pięć tysięcy

kilometrów na zachód, do fabryki tkackiej na

Białorusi, a gotowe włókno cztery tysiące kilometrów

na wschód, do fabryki opon lotniczych w

Krasnojarsku, a na nas krzyczeli, że przeszkadzamy

w rozwoju, w przebudowie gospodarki.

Na początku lat siedemdziesiątych rozpoczęła

się budowa Bajkalsko-Amurskiej Magistrali

Kolejowej (bam), która łączyła największe zagłębia

przemysłowe wschodniej Syberii z Oceanem

Spokojnym. To była ostatnia (do tej pory

nieukończona) wielka budowa socjalizmu. Każda

republika radziecka dostała swój odcinek do

zrobienia.

Instytut Limnologiczny projektował odcinek

trasy wzdłuż północnego Bajkału.

— Ja robiłem mapę geologiczną dna — mówi

Page 538: Jacek hugo-bader biała gorączka

Władymir Abramowicz. — Z przerażeniem

dowiedziałem się, że kolejarze bardzo napierają, a

władza ich popiera, żeby trasę poprowadzić nasypem

przez Bajkał. Chcieli budować groblę, żeby nie

przebijać się przez góry. Na szczęście wybiliśmy im

ten pomysł z głowy. To był straszny moment w

naszej historii. Władza już czuła, że przegrywa

wyścig z Ameryką. Liczył się tylko czas, produkcja,

efekt... „Wszystkie siły dla obrony kraju".

Projektowali rozbijanie całych masywów górskich

wybuchami jądrowymi. Tak samo chcieli budować

zbiorniki wodne, kanały i odsłaniać złoża rudy i

węgla. W czyjejś chorej głowie zrodził się projekt,

żeby jednym takim wybuchem pogłębić wyjście z

Bajkału na rzekę Angarę. Chcieli mieć wielkie statki

przy budowie bamu.

W 1993 roku Instytut przeniesiono z Listwianki

do Irkucka.

— Ale ja nie po to uciekłem z Charkowa, żeby

mieszkać w Irkucku — mówi Władymir

Abramowicz. — Zostałem. Jestem dyrektorem

muzeum bajkalskiego. Tylko tutaj jestem szczęśliwy.

Szkodnik Nikita

Strefa zagrożenia dla biologii Bajkału rozciąga

się w promieniu dwudziestu pięciu kilometrów od

Page 539: Jacek hugo-bader biała gorączka

miejsca zrzutu ścieków z Kombinatu Celulozowo-

Papierniczego.

Władymir Putin, który ostatniej zimy spędzał

urlop na nartach w Bajkalsku, obiecał, że zostanie

opracowany federalny plan budowy oczyszczalni

ścieków kombinatu z zamkniętym cyklem obiegu

wody. Towarzyszący prezydentowi pokłonnicy (jak

mawiają w tym kraju) bili z zachwytem brawo,

chociaż na pewno pamiętają, że takie obietnice

składali wszyscy rosyjscy przywódcy, od Leonida

Breżniewa począwszy.

W szkodnictwie palma pierwszeństwa należy

się jednak Nikicie Siergiejewieżowi Chruszczowowi,

który budując w Związku Radzieckim tamy i zapory

wodne, zatopił terytorium wielkości Francji.

W 1959 roku jedna z tam stanęła na Angarze w

Irkucku. Poziom wody wzrastał tak, że z czasem

nawet w Bajkale podniósł się o metr. Wspólnie

uradzono, że to niedobrze, i spuszczono nadmiar

wody o siedemdziesiąt pięć centymetrów. Zrobiono

to w najgorszym momencie, na wiosnę, kiedy dwa

gatunki maleńkiej rybki gołomianki (żółtopłetwej i

długopłetwej, jak nazywają je Rosjanie) założyły

gniazda na linii wody. Wyginął cały narybek

(gołomianki są żyworodne!) i samce pilnujący

gniazd.

Page 540: Jacek hugo-bader biała gorączka

Nastąpiła katastrofa. Przerwany został łańcuch

pokarmowy Bajkału. Narybkiem tych dwóch

gatunków gołomianki żywią się omule, najważniejsze

ryby przemysłowe Świętego Morza Syberii, podstawa

diety mieszkających wokół Bajkału ludzi.

Do dzisiaj, mimo sztucznego zarybiania i

drastycznych zakazów połowu, nie można odtworzyć

stanu omuli i gołomianek.

Sobolew. Episzura zje nawet cholerę

Spotkaliśmy ich na trasie, gdzieś za

przylądkiem Sobolew. Pomogli nam wyciągnąć

bajdarki na brzeg. Rozbiliśmy namioty koło ich

ogniska. Wędrują z plecakami wzdłuż brzegu,

najdłuższym, jak mówią przewodniki, pieszym

szlakiem na euroazjatyckim kontynencie — dwa

tysiące kilometrów wokół Bajkału.

— Duzi u nas chłopcy — mówi z zachwytem

profesor Grieczanyj, przyglądając się, jak nasi

piętnastoletni synowie rąbią drewno na opał.

Rzeczywiście obaj są ogromni. Michał jest prawie

mojego wzrostu, a Igor przerósł ojca o dobrą głowę.

Profesor Grigorij Grieczanyj jest mały i chudy, ale

mimo sześćdziesiątki z hakiem rusza się jak

młodzieniec. Na głowie ma bandankę w pacyfki. Jest

szefem Katedry Genetyki na Wydziale Biologii

Page 541: Jacek hugo-bader biała gorączka

Uniwersytetu Irkuckiego.

— Mam go jednego — mówi o synu profesor.

— Mało i późno, ale Bóg tak chciał. Trzeba się

cieszyć tym, co mamy, bo jeśli zechcesz więcej, niż

jest ci przeznaczone, będziesz nieszczęśliwy.

Uciekam z miasta, kiedy tylko mogę. Im mniej ludzi,

tym lepiej.

Wychował się w tajdze w Kraju Nadmorskim

nad Oceanem Spokojnym, gdzie jego ojciec służył w

zagubionej w lasach jednostce lotniczej.

— To był mój umiłowany świat. Zbierałem

żeńszeń, podglądałem tygrysy, łowiłem ryby,

kłusowałem na dziki... Fatalnie się uczyłem, ale

dostałem się na studia, do tego w Leningradzie, gdzie

była najlepsza katedra biologii w zsrr.

Rozpoczął pracę naukową, ale nie wytrzymał w

metropolii i przeniósł się do Irkucka. Był nowy, więc

kierownictwo uniwersytetu z ulgą zrzuciło na niego

nierozwiązywalny problem — co zrobić ze ściekami

z kombinatu celulozowego w Bajkalsku.

— Ci durnie już rąbali tajgę pod rurociąg,

którym chcieli poprowadzić ścieki do rzeki Irkut.

Siedemdziesiąt kilometrów rury w terenie, gdzie

rocznie są dwa tysiące trzęsień ziemi, a w zimie

czterdzieści stopni mrozu. Taka rura w jedną noc

Page 542: Jacek hugo-bader biała gorączka

zamieni się w lodową śmierdzącą kiełbasę. Irkut nie

jest taki wielki. Obliczyłem, że jeśli puści się nim

ścieki, zajmą trzecią część jego objętości i zabiją

rzekę, nad którą jest wiele wsi. Ludzie biorą tam

wodę do picia prosto z rzeki, która wpada do Angary

w półmilionowym Irkucku. Mówiłem, że nie ma

innego wyjścia, jak oczyszczać i walić ścieki prosto

do Bajkału. Bajkał sobie poradzi z tą celulozownią,

ma ogromny potencjał obronny.

— Mówi pan tak, bo jest part za to

odpowiedzialny.

— Jestem, ale on naprawdę sobie poradzi.

Episzura w jeden rok może wyżreć wszystkie

świństwa, które trafiają do Bajkału w dwadzieścia lat.

Biologiczny fenomen Świętego Morza polega

na istnieniu organizmów, które go oczyszczają.

Kiełże, które pożerają wszystko, co spadnie na dno,

rosnące nawet na pięciuset metrach głębokości gąbki,

które odżywiają się bakteriami i planktonem, i przede

wszystkim episzury, mikroskopijne widłonogi, jedyne

biologiczne filtry, które radzą sobie ze wszystkimi

chorobotwórczymi mikrobami, nawet pałeczkami

cholery. Żadne inne stworzenie nie radzi sobie z

cholerą, niestety, episzura nie może żyć nigdzie

indziej poza Bajkałem.

Page 543: Jacek hugo-bader biała gorączka

Uczeni doliczyli się w Bajkale ponad trzech i

pół tysiąca gatunków (w innych wodach

śródlądowych najwyżej tysiąc sto), z czego

osiemdziesiąt pięć procent to endemity, a więc

organizmy niewystępujące nigdzie indziej.

Uszkonia. Żywica na zgagę

Dziennie, w zależności od pogody,

pokonywaliśmy od piętnastu do trzydziestu

kilometrów. Najtrudniejszy, najbardziej

niebezpieczny był fragment naprzeciw wylotu Doliny

Gołoustnej, z której wypływa rzeka o tej samej

nazwie. Wiedzieliśmy, że stamtąd zawsze wieje, na

szczęście niezbyt silny, górny wiatr, który odpycha

łodzie od brzegu. Nie ma innej drogi. Trzeba

przepłynąć przed wzburzoną deltą rzeki, żeby wyjść

na spokojniejsze wody.

Jeszcze staranniej niż zawsze okutaliśmy nasze

bagaże w foliowe płachty. Między Michałem a mną

na bajdarce piętrzyły się zawinięte w białą folię

plecaki i sprzęt biwakowy. Piotr i Losza wyglądali

tak samo, ale dzięki temu po kilku godzinach

mocowania się z wiatrem, kiedy fale do połowy

niemal zalały bajdarki wodą, nasze rzeczy były suche.

Byliśmy zmordowani. Postanowiliśmy

wcześniej niż zwykle zatrzymać się na noc.

Page 544: Jacek hugo-bader biała gorączka

Przybiliśmy do brzegu u wylotu małej doliny, a tu

jacyś ludzie mówią nam, że musimy zapytać

właściciela, Wasilija Władysławowicza Niestierienkę,

o pozwolenie na rozbicie namiotów.

Nie wiem, jak to zrobił, ale kupił w

Przybajkalskim Parku Narodowym Dolinę Uszkonia,

przeciął do niej własną drogę przez tajgę i buduje nad

brzegiem bazę turystyczną. Naturalnie nie miał nic

przeciwko temu, żebyśmy rozbili się na jego terenie.

To byczy chłop. Kazał naciąć dla nas drzewa na opał,

napalić w bani i zaprezentował swoją największą

dumę — hodowlę łajek syberyjskich, stadninę koni

pełnej krwi angielskiej, dońskiej, a także mało

urodziwych, ale niezwykle wytrzymałych, niedużych

koników buriackich. Naszemu Loszy i Michałowi

najbardziej podobał się jednak jego dżip na kołach,

które sięgały im do ramion.

Wasilij nie umiał nam powiedzieć, jak doszedł

do tego wszystkiego. Ma czterdzieści jeden lat.

Pracował w parku narodowym, był leśniczym w

Wielkiej Rzeczce koło Listwianki, skąd prowadzał

zagranicznych turystów na polowania (strzał do

niezbyt potężnego niedźwiedzia kosztuje trzy tysiące

dolarów). W Wielkiej Rzeczce odnalazł go kumpel z

wojska. Kolega przyjechał z Tadżykistanu i

zaproponował wspólne interesy. Wasilij się zgodził.

Page 545: Jacek hugo-bader biała gorączka

Został dyrektorem irkuckiej firmy Perła Bajkału,

która prowadzi między innymi hotel o tej samej

nazwie. Interes szedł tak dobrze, że po pięciu latach

Wasilij uzbierał kapitał na kupno — już tylko dla

siebie — doliny i budowę bazy. Stawia tu niewielkie

drewniane domy jednorodzinne z wychodkami w

lesie. Pojawili się pierwsi turyści. Doba z

wyżywieniem kosztuje tysiąc rubli (sto trzydzieści

złotych).

— Ale nie prowadzam już gości na polowania

— mówi Wasilij. — Dla ludzi jestem ostry, a wobec

zwierząt jakoś złagodniałem. Sam też już nie poluję.

Urządzamy dla moich turystów fotosafari.

Prawą ręką Wasilija jest Kostia, strażnik leśny,

cieśla, prawdziwy człowiek tajgi przesiąknięty

dymem. Ludzi tajgi rozpoznaje się po zapachu.

Michałowi zrobił się paskudny zastrzał w

paluchu u nogi, paznokieć podszedł ropą, chłopak

dostał gorączki. Chciałem aplikować antybiotyki, ale

Kostia mnie powstrzymał, z bujnego zielska

rosnącego koło naszych namiotów zerwał mięsisty

liść, umoczył go w gorącej wodzie, przyłożył spodnią

częścią na palec i kazał zabandażować. Powiedział,

że roślina nazywa się gęsia łapka. Rzeczywiście liście

mają taki kształt.

Page 546: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rano nie było śladu po infekcji, uprosiliśmy

więc Kostię, żeby poszedł z nami w tajgę.

Chcieliśmy, żeby pokazał nam lecznicze rośliny.

Kostia studiował biologię na uniwersytecie w

Irkucku. Po drugim roku mu się odechciało i poszedł

pracować w parku narodowym, ale zajęcia z

medycyny ludowej były na dwóch pierwszych latach.

— Prowadził je buriacki szaman — mówi

Kostia — najprawdziwszy stary czarownik, który

skończył siedem klas.

W ciągu godziny strażnik znalazł środek na

przeczyszczenie (wywar z kory krzaka zwanego

ołąką) i na biegunkę (z zielska zwanego braterska

pomoc), żółtą syberyjską jodynę (jednocześnie silną

truciznę), która jest sokiem z łodyg ślicznych

kwiatków podobnych do naszych żabich oczek, i

syberyjską sulfaguanidynę (korzeń zwany krowim

chlebkiem). Nazrywaliśmy przepięknie pachnących

kwiatów podobnych do naszej czeremchy, które

nazywają się czaj, czyli herbata, bo można je parzyć i

pić jak herbatę.

Najbardziej podobała się nam syberyjska guma

do żucia. Nazywa się siera (siarka). To żywica

modrzewia, który bardzo obficie płacze z każdego

zadrapania. Sybiracy żują ją dla przyjemności, a także

na zgagę, nadkwaśność i wiatry, jest więc to także

Page 547: Jacek hugo-bader biała gorączka

syberyjski maalox. Sierę widywaliśmy na bardzo

popularnych w Irkucku ulicznych straganach z

lekarstwami tajgi. Za sto dwadzieścia rubli (osiem

złotych) można tam kupić ćwierćlitrową butelkę sadła

niedźwiedziego (na płuca i bronchit, mówiła

sprzedawczyni). Sadło psa i borsuka jest na gruźlicę,

a nerpy wzmacnia po ciężkich chorobach.

Nerpa to jedna z największych tajemnic

Bajkału. Jedyna na świecie foka żyjąca w słodkiej

wodzie, ale nie wiadomo, skąd się wzięła w Bajkale.

Zawsze przypuszczano, że podczas ostatniej epoki

lodowcowej przywędrowała z Morza Arktycznego

Jenisejem i Angarą, ale dwa lata temu japońscy

uczeni zbadali dna nerpy i okazało się, że nie ma

krewnych wśród innych fok.

Buchta Piesczanaja. Kriminalitiet okupuje

Buchta Piesczanaja, po rosyjsku Piaszczysta

Zatoka, najbardziej elegancki i najdroższy kurort nad

Bajkałem, z plażami jakby wyciętymi nożyczkami z

folderu o Hawajach. Kiedy dopłynęliśmy do brzegu i

chcieliśmy wyjść na ląd, spośród plażowiczów

ruszyło do nas kilku potężnych, krótko ostrzyżonych

mężczyzn z bronią palną i rozkazało nam się

wynosić. Nie pozwolili nam wyjść z bajdarek. Teren

prywatny — mówili.

Page 548: Jacek hugo-bader biała gorączka

Plaża była przedzielona siatką, więc

popłynęliśmy nieco dalej i z drugiej strony

ogrodzenia wyszliśmy na ląd.

W Buchcie są dwa ośrodki wczasowe. Ten

prywatny, gdzie doba kosztuje nawet sto dolarów od

osoby, i państwowy, gdzie pobyt kosztuje dziesięć

razy mniej.

Powód nadzwyczajnej nerwowości ochrony

prywatnego ośrodka wyjawił mi kapitan Anatolij

Stolariow, z którym rozmawiałem na przystani.

Kapitan dowodzi trzydziestoośmioletnim kutrem

rybackim przerobionym na bardzo elegancki

pasażerski jacht motorowy.

Prawie cała rybacka i transportowa flota

bajkalska została sprzedana w prywatne ręce.

Jednostki, które nie znalazły nabywców, dogorywają

w przystaniach. Kuter kapitana Stolariowa kupiła

kompania naftowa omni z Angarska, właściciel

większości stacji benzynowych w obwodzie.

Wszystkie szanujące się banki z Irkucka,

Angarska i Ułan Ude mają takie jachty. Kapitan

Stolariow dowodzi kutrem, który nazywa się

„Buchnier".

Takie stateczki to bardzo ekskluzywne ruchome

domy wczasowe dla właścicieli i kierownictwa

Page 549: Jacek hugo-bader biała gorączka

bogatych firm. Poza sezonem kutry często są

czarterowane dla zarobku. Wynajęcie stateczku na

dobę kosztuje od pięciuset dolarów na małych

dwunastoosobowych jednostkach do dwóch i pół

tysiąca na dużych kutrach.

— Dziewięć lat temu przywiozłem do Buchty

grupę dwudziestu czterech mężczyzn — opowiada

dowódca „Buchniera" — Dziwiło mnie, że byli bez

żadnej kobiety, do tego wszystko takie paskudne

mordy... Z daleka widać było, że to kriminalitiet,

znaczy mafia, ale dobrze zapłacili i kazali przypłynąć

po siebie za tydzień.

W tamtych latach do Buchty zawijał tylko jeden

statek rejsowy w tygodniu. Przywoził nowy turnus

wczasowiczów, zabierał poprzedni, zostawiał

zaopatrzenie i odpływał. Do Buchty nie ma drogi

lądowej, nie ma telefonu, komórek wtedy nie było.

Jedyną łączność ze światem zapewniał statek rejsowy

i radiostacja, która przeważnie była zepsuta. Kiedy

„Buchnier" przywiózł bandytów, także nie działała.

To była gangsterska generalicja z Irkucka i

Angarska. W dzisiejszych czasach takie spotkania

nazywają się biznesowymi wyjazdami

integracyjnymi. Bandyci urządzili okupację kurortu.

Nikt nie mógł się wydostać ani wezwać milicji, a oni

rozkręcali się na całego. Okradli wszystkich

Page 550: Jacek hugo-bader biała gorączka

wczasowiczów i kasę ośrodka, bili, gwałcili i

mordowali. Poległo kilkanaście osób, a po tygodniu

przypłynął „Buchnier" i zabrał ich do Irkucka.

Później milicja ujęła kilku z nich, ale mniej

ważnych.

Jelancy. Szósty palec szamana

Kiedy zachoruje ci koń, krowa albo baran, a

nawet dziecko albo żona, trzeba iść do gadałki, starej

baby we wsi, która powie, do którego pójść szamana.

Trzeba wziąć wódkę, mleko, herbatę, papierosy, żeby

było czym zapłacić, chociaż ostatnio najchętniej biorą

pieniądze. I to wcale niemało. Za modlitwę i obrzęd

nad nowym samochodem, żeby długo posłużył, trzeba

zapłacić prawie jak za barana.

Byliśmy zdrowi, więc wzięliśmy tylko butelkę

wódki Gwiazda Bajkału. Do gadałki też nie

zaszliśmy, bo zależało nam na spotkaniu z

Walentynem Władymirowiczem Chagdajewem. Na

którymś z biwaków na zachodnim brzegu Bajkału, w

śmieciach po turystach znaleźliśmy starą ulotkę

wyborczą o urodzie nekrologu, z której straszyła

potwornie ponura twarz Chagdajewa.

Startował w zeszłorocznych wyborach na

stanowisko przewodniczącego administracji

rejonowej (odpowiednik naszego powiatu). Przegrał.

Page 551: Jacek hugo-bader biała gorączka

Był trzeci.

— Nie mógł pan rzucić uroku na konkurentów?

— zażartowałem.

— Ja nie rzucam uroków — odpowiedział

ponuro — ja je tylko odczyniam. U nas zawsze

wygrywa Ruski albo Żyd, bo w Republice Buriacji

jest zaledwie dwadzieścia sześć procent Buriatów.

Mamy nawet ruskiego prezydenta. Nawet nasz hymn

jest po rosyjsku.

Czterdziestotrzyletni Walentyn mieszka we wsi

Jelancy, stolicy rejonu olchońskiego. Jest dyrektorem

miejscowego muzeum, ma dwa fakultety, doktorat do

obronienia („Szamanizm i światowe religie") i

uprawnienia tokarza. Jest szamanem potężnego

buriackiego rodu Bujanów, najważniejszym

szamanem w rejonie, a kto wie, czy nie w Republice

Buriacji, a nawet w całej Rosji.

Musi być znany, skoro dochodzą do niego listy

zaadresowane w ten sposób: „Irkuck. Główny

Szaman". W jednym z listów bardzo atrakcyjna,

sądząc po zdjęciu, czterdziestoletnia kobieta pisze, że

odszedł od niej mąż, dzieci wpadły w depresję i

przestały chodzić do szkoły, a najstarszy syn trafił do

więzienia. Ona straciła pracę. Błaga o zdjęcie klątwy.

— No i co pan zrobił?

Page 552: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Napisałem do niej spokojny list.

— Ach, on zawsze taki skromny — gniewa się

Wiktoria, żona szamana. — Może dużo. Nie wiem

jak, ale pomaga ludziom. Dzwonią i przyjeżdżają do

nas wielcy artyści, sportowcy, politycy z Moskwy.

On im przepowiada przyszłość, oczyszcza aurę,

zdejmuje klątwy, jak trzeba, to wyleczy, ale

niechętnie.

— Bo niezbyt dobrze znam medycynę ludową

— tłumaczy Chagdajew. — Mam encyklopedię

medycyny buriackiej i atlas roślin leczniczych, ale się

boję. Chyba że muszę, bo u nas, żeby się dostać do

lekarza, trzeba miesiącami czekać w kolejce. Szaman

to jest człowiek, wokół którego koncentruje się życie

rodu, a ród to kilkadziesiąt rodzin. Duchowy lider,

skarbnica rodowych podań, legend i tradycji, znawca

genealogii, obrzędów i wszystkich bogów przyrody.

Nasze dzieci uczą się w szkole dziejów Babilonu,

Egiptu, Rosji, a historii Syberii dopiero od xvi wieku,

od pochodu Jermaka, zbója kozackiego, który za

pieniądze kupców rozpoczął dla carów podbój

Syberii.

Pradziadek i dziadek Walentyna byli wielkimi

szamanami, a jego ojciec sekretarzem partii w

Tontach, ich rodzinnym ułusie, i buchalterem

kołchozu Kalinina. Komuniści zwalczali szamanizm

Page 553: Jacek hugo-bader biała gorączka

tak jak prawosławie i buddyzm.

— Kiedy ojciec umierał — wzrusza się

Walentyn — kazał postawić sobie na mogile

czerwoną gwiazdę.

Dziadkowie Walentyna nie byli zadowoleni, że

ich syn został sekretarzem. Zażądali, by oddał im

jedno ze swoich dzieci, najlepiej to dziewiąte, jeszcze

nienarodzone, żeby mogło przyjść na świat w jurcie,

pod którą zakopią jego łożysko.

Dziadkowie byli ostatnimi wolnymi Buriatami.

Mieszkali na koczowisku w stepowej części

bajkalskiego wybrzeża. Poród przyjęła babka. Od

razu zobaczyła, że Walentyn jest naznaczony przez

bogów na wielkiego szamana. Miał znak — sześć

palców u lewej ręki.

Dziewięć lat mieszkał w jurcie dziadków i uczył

się na pamięć buriackich legend, szamańskich zaklęć

i obrzędów, aż władze zmusiły rodzinę, żeby poszedł

do szkoły.

Wtedy dziadek umarł.

Latem w każdy wtorek szaman z Jelancy jedzie

na wyspę Olchon i na świętej dla Buriatów skale

Szamance robi pokaz dla turystów. Recytuje wiersze,

odprawia obrzędy, chlapie wódką na cztery strony

świata.

Page 554: Jacek hugo-bader biała gorączka

Walentyn być może nie wie, że wódkę

przywieźli na Syberię Rosjanie. Dawni szamani

bryzgali tarasonem, czyli buriackim kumysem, albo

buriacką herbatą z mlekiem, solą i tłuszczem.

Charancy. Simona, żona pastora

Dwa dni po spotkaniu z szamanem wpływamy z

pełnego Bajkału na Małe Morze, wielką zatokę, którą

od Świętego Morza oddziela wyspa Olchon. Teraz

płyniemy przy wschodnim wybrzeżu tej długiej na

siedemdziesiąt kilometrów wyspy.

Zawijamy do maleńkiego sioła Charancy.

Każdemu Europejczykowi pokazują tutaj, gdzie

mieszka Simona. Ma ponad sześćdziesiąt lat, krótkie

spodnie, wygląda jak mieszkanka niemieckiego

miasteczka, która przy pięknej pogodzie wyszła do

ogródka.

Mąż Simony Halemeyer był pastorem w

miasteczku Nettelstedt pod Lubeką. Być żoną pastora

to niezwykle absorbujące zajęcie. Simona jest

socjologiem, ale całe życie prowadziła kancelarię

parafialną, zajmowała się działalnością charytatywną,

organizowała spotkania świąteczne, jasełka dla

dzieci, kiermasze ciasteczek i zebrania gospodyń

domowych.

W 1991 roku mąż Simony zmarł. Dostała po

Page 555: Jacek hugo-bader biała gorączka

nim niezłą rentę, ale parafię objął nowy pastor z żoną.

Odpadły wszystkie obowiązki, dwaj synowie

dorastali — nie była im potrzebna tak jak dawniej.

Potem wyjechali do szkół.

— Całymi tygodniami nie wychodziłam z

naszego wielkiego domu — mówi — nawet jedzenie

zamawiałam przez telefon.

Mając czterdzieści pięć lat, zapisała się do

szkoły stolarskiej.

Zdobyła uprawnienia cieśli więźby dachowej i

natychmiast wyjechała z niemiecką fundacją

budować dla bezdomnych domy na Białorusi. Tam

poznała Leonida, inżyniera budowlanego z Mińska.

Już się nie rozstali.

Po zakończeniu budowy podróżowali po Rosji.

— Kiedy dotarliśmy nad Bajkał, oboje

wiedzieliśmy, że będziemy tutaj żyć — mówi Leonid.

— Ja mogłem kupić kawałek ziemi, Simona miała

pieniądze.

W połowie 1994 roku zamieszkali w maleńkiej,

czysto buriackiej wiosce Charancy na wyspie Olchon.

Kupili opuszczone gospodarstwo z

siedemdziesięcioletnią chałupą, w której szpary

zalepili gliną.

Page 556: Jacek hugo-bader biała gorączka

Codziennie, także w zimie, chodzą się kąpać do

Bajkału.

Założyli piękny ogródek warzywny — jedyny,

jaki widziałem nad Bajkałem — postawili dwa tunele

foliowe z pomidorami, posadzili drzewa owocowe i

ciągle eksperymentują, sprawdzając, które przetrwają

tutejszą zimę. Na razie wiedzą, że czarne i czerwone

porzeczki, jeśli je zasłonić od potwornych zimowych

wiatrów, będą rosły i owocowały lepiej niż dzikie w

tajdze.

Tego wszystkiego Simona uczyła miejscową

młodzież i dzieci, dla których jedynym źródłem

witamin są jagody i dzika cebula, ale bardzo rzadko

się po nie wybierają. Uczyła ich prac gospodarskich,

skrzętności, przedsiębiorczości, sadzenia ogórków,

podwiązywania pomidorów, a także szycia,

gotowania, stolarstwa...

Razem malowali i rzeźbili, obsługiwali

komputer i naprawiali ciągnik.

— Ale z każdym dniem mniej dzieciaków

przychodziło na zajęcia — mówi Simona. — Nie

umiem do nich trafić. Niczego ode mnie nie chcą

poza pieniędzmi. Nic ich nie interesuje, tylko wódka.

Piją mężczyźni, kobiety i niemal dzieci. Budowałam

pracownię stolarską, ale nie ma dla kogo.

Page 557: Jacek hugo-bader biała gorączka

Postanowiliśmy zrobić z niej dom mieszkalny dla nas,

ale nie możemy znaleźć ludzi do pomocy. Tylko Ninę

Chanutową, jedną dziewczynę na stu mieszkańców,

udało nam się z tego wyrwać. Załatwiłam jej

stypendium w Niemczech. Studiuje informatykę i

matematykę w Moskwie.

— Bardzo jest pani rozczarowana.

— I załamana, i nie taka już szczęśliwa. Znowu

nikt mnie nie chce, do tego wokół dzieją się rzeczy,

które nie mieszczą się w mojej niemieckiej głowie. W

Rosji nie ma wolnego obrotu ziemią, nie można

kupować posiadłości, do tego tutaj jest park

narodowy, a co chwila ktoś wykupuje kawał ziemi na

wyspie. Parę dni temu jakiś podejrzany typ z Irkucka

kupił lotnisko polowe, kilkadziesiąt hektarów stepu.

Wiedzą, że nad Bajkałem ziemia będzie najcenniejsza

na świecie.

— A wiesz, dlaczego przez tyle lat nie można

załatwić sprawy tego potwornego kombinatu

celulozowego? — pyta Lonia. — Kręcą, że z niego

żyje całe miasto, sto tysięcy ludzi, a chodzi o to, że

wszystkie akcje tego zakładu mają moskiewscy

dygnitarze. To zagracone pole też kupili przez

podstawioną spółkę z Moskwy.

Leonid pokazuje wielkie pole tuż za ich

Page 558: Jacek hugo-bader biała gorączka

ogrodzeniem. To jakby przedmieście Stalingradu z

kupą porzuconego żelastwa, tyle że nie wojennego, a

postkołchozowego. Resztki kombajnów,

zdekompletowane ciągniki, glebogryzarki, siewnik, a

w środku drewniana latryna z niechlujnym napisem

„Nie rabotajet".

Już po tygodniu żeglugi było dla nas jasne, że

nie damy rady przepłynąć całego Bajkału.

Skróciliśmy rejs o połowę. Ostatnią noc nad Świętym

Morzem spędzamy w Piesczanej u stóp ogromnej

śpiewającej wydmy. Nie wiem, dlaczego nazywają to

śpiewem. Według mnie wydma pod naporem wiatru

jęczy. W Piesczanej w latach stalinowskich był łagier

dla „przestępców" z małymi wyrokami, którzy

siedzieli rok, dwa, trzy za kradzież ryby w fabryce

konserw, kilku ziemniaków w kołchozie, za

spóźnienie do pracy. Obóz zlikwidowano w 1950

roku, potem był pożar, prawie wszystko spłonęło, ale

został wkopany w ziemię stół, przy którym jadali

więźniowie, i drewniana łaźnia obozowa przerobiona

na chałupę mieszkalną. Mieszka w niej Grigorij

Sierow z żoną i córkami. Kupili ten dom siedem lat

temu z ostatnim więźniem obozu, który po

rozwiązaniu łagru został na miejscu na resztę życia.

W lecie przyjeżdżają do nich na wypoczynek dwaj

synowie z żonami i dziećmi. Mieszkają w namiotach

Page 559: Jacek hugo-bader biała gorączka

na terenie obozu, codziennie wieczorem stawiają sieci

na ryby, rano je wyciągają. Żony przez cały dzień

patroszą, solą, smażą, potem wszyscy jedzą, piją

ciepłą wódkę i mordują się w upale.

Po dwóch tygodniach rodzina Sierowów ma

dość ryb. Chętnie sprzedają nam cztery dorodne

omule. Rozpalamy syberyjskie ognisko z resztek

baraków, które poniewierają się na brzegu.

Jutro wracamy. Północną część Świętego Morza

Syberii, tę najbardziej dziką i zupełnie bezludną,

zostawiamy sobie na kiedy indziej.

Październik 2002

Page 560: Jacek hugo-bader biała gorączka

Szesnasta ekspedycja

— Ile pan dostał? — pytam.

— Półtora roku.

— Za co?

— Za nic — odpowiada i oplata mnie

jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich

spojrzeń.

— Za nic dawali dziesięć lat. Półtora było za

coś.

Wybuchamy śmiechem, bo wyszedł nam dialog

jak ze starego radzieckiego dowcipu.

— Żyd, homoseksualista, do tego bezwstydnie

bezpartyjny uczony — wyliczam wady profesora Lwa

Samojłowicza Klejna — a Breżniew przykręca

śrubę...

— Kiedy w 1964 roku aresztowali Josifa

Brodskiego — on na to — Anna Achmatowa

powiedziała, że władza radziecka robi Ryżemu

biografię. Ja poszedłem siedzieć jako skromny

docent, wykładowca metodologii archeologii i

językoznawca, a wyszedłem jako bohater, ofiara

systemu, więzień sumienia. Do tego zamykając mnie,

dali mi wspaniały materiał do badań. Potem

Page 561: Jacek hugo-bader biała gorączka

wszystko, co widziałem, opisałem w książce

Przewrócony świat. To opowieść o więziennym życiu

ludzi z „seksualnymi artykułami". W łagrach

nazywają ich pidorami, od słowa „pederasta"

— Siebie pan opisywał.

— Kto panu powiedział, że jestem

homoseksualistą?

— Nooo... ale jest pan?

— Warto o to pytać osiemdziesięcioletniego

człowieka?

— Z głowy pan pisał?

— Wyniosłem notatki.

— Z łagru?! Niemożliwe!

— Zastępca naczelnika był moim studentem.

Dostałem zgodę na naukę języków obcych.

Udawałem, że się uczę, a tymczasem notowałem

sobie wszystko w mieszaninie znanych mi języków

europejskich. Polskiego, angielskiego, francuskiego i

niemieckiego. Nie ma co... Jako naukowcowi bardzo

mi się przysłużyli.

Dzisiaj

Parę lat temu Lew Klejn przeszedł operację.

Miał raka prostaty. Teraz nowotwór się odnowił.

Page 562: Jacek hugo-bader biała gorączka

Jeszcze nie wiadomo gdzie, ale gdzieś się czai.

— Pasza i syn strasznie się martwią.

— Syn?!

— Damir — mówi Lew Klejn. — Jest Tatarem.

Usynowiłem go, dałem mu nazwisko, przepisałem

mieszkanie. Przyjechał do Petersburga na egzaminy

do Akademii Sztuki Użytkowej, ale się nie dostał, to

go przytuliłem u siebie. Był taki młody i nie miał się

gdzie podziać, biedaczek.

Damir dostał się na studia w następnym roku.

Teraz jest cenionym projektantem odzieży i

asystentem na wydziale mody. Jego biologiczni

rodzice goszczą u nich regularnie.

Pasza to młodzieniec śliczny jak malowanie.

Siedzi w kącie pokoju i rysuje pastelami. Jest

przyjacielem Damira. Studiuje w akademii ceramikę.

Mieszkają na dwudziestu dziewięciu metrach w

bloku na Wyspie Wasiliewskiej w Petersburgu.

— Ciasno, ale ciekawie — mówi profesor. —

Kto był w ruskim więzieniu, temu do końca życia

wszędzie będzie luźno i wygodnie. Brałem udział w

piętnastu wyprawach archeologicznych. Pobyt w

gułagu potraktowałem jako szesnastą ekspedycję.

Dostojewski i Czechow opisali łagry carskie,

Page 563: Jacek hugo-bader biała gorączka

Sołżenicyn stalinowskie, a ja breżniewowskie.

Niektóre więzienne wyrażenia z moich wspomnień i

esejów weszły do języka potocznego i używane są do

dzisiaj.

Na przykład „biezpriedie"! Czyli bezprawie,

bezkrólewie, zamęt, samowola.

Luty

Obóz, w którym siedział Lew Klejn, więźniowie

nazywali „Lutą zoną". Tak samo jak w języku

polskim „luty" znaczy srogi, zły, straszny. Wokół

Leningradu było siedem łagrów, a ten był najcięższy.

— Gdy odsiedziałem cały wyrok, za bramę

wyprowadził mnie naczelnik obozu — mówi. —

Dosłużyłem się w więziennej hierarchii bardzo

wysokiej pozycji, więc przysługiwał mi ten zaszczyt.

Strażnicy, tak jak więźniowie, także brali udział w

nieformalnym życiu łagru, uczestniczyli w niektórych

rytuałach.

Najwyższa kasta w sowieckich, a potem

rosyjskich więzieniach i łagrach to wory, co po

rosyjsku znaczy „złodzieje". Śpią tylko na dolnych

pryczach i nie pracują tak jak pozostali więźniowie.

Kiedy kogoś zawołają, powinien natychmiast

podbiec. Trzeba schodzić im z drogi, ustępować

miejsca w kolejce po żarcie, u lekarza, w łaźni,

Page 564: Jacek hugo-bader biała gorączka

wszędzie.

Kasta środkowa to muzyki („wieśniaki"

„chłopy"). Każdy nowy więzień automatycznie trafia

do tej grupy. Z czasem może awansować do worów,

ale dużo łatwiej spaść do kasty cziurków

(„ćwoków"), z której już nigdy się nie wygrzebie.

Jeszcze niżej, na samym dnie, są pidory. Nikt nie

uważa ich za ludzi. Nawet cziurki traktują ich gorzej

niż więzienne insekty. Nie wolno im siadać do stołu z

innymi więźniami, bo wystarczy zjeść coś, czego

wcześniej dotknął pidor, żeby samemu stać się

pidorem. Jadają więc na tołczkach, na kiblach.

Osobliwe, że można ich gwałcić i nie stracić pozycji.

Wory chodzą w czarnych, elegancko

odprasowanych i dopasowanych drelichach. Muzyki

ubierają się na niebiesko, a cziurki i pidory noszą

szare, koniecznie pomięte i niedopasowane ubrania.

— A ja — mówi Lew Klejn — miałem

specjalny status. Nie należałem do żadnej kasty.

Odmówiłem przystania do worów, ale miałem

worowską, drugą od góry rangę. Byłem ugłowojem.

Ugłowoj to narożnikowy, któremu w każdej

celi, w każdym obozowym baraku przysługuje dolna

prycza w rogu pomieszczenia. To nie lada przywilej,

bo ugłowoj nie ma sąsiadów. Z jednej strony jest

Page 565: Jacek hugo-bader biała gorączka

ściana, z drugiej przejście, a kiedy leży na swojej

pryczy, nikomu z górnych półek nie wolno stanąć na

jego wyrku, ani nawet zwiesić na dół nogi.

— Ubierałem się na szaro. Za nic w świecie nie

chciałem nosić się na czarno jak esesman. Dostałem

na to pozwolenie od głównych worów. Powiedzieli,

że szanują moje stanowisko, musiałem jednak być

zawsze bardzo czysty, pięknie odprasowany i nosić

normalne buty, a nie więzienne sapogi jak wszyscy.

— Jak wielkie są baraki?

— Na czterdziestu do siedemdziesięciu

więźniów. Dziesięć, dwadzieścia procent to wory. Ze

trzydzieści procent to cziurki, a pozostali to muzyki.

— Za co się spada do cziurków?

— Za to, żeś brudas, chory, słaby, głupi, no i za

zły artykuł, na przykład za wszystkie seksualne.

Jakieś gwałty, molestowanie, demoralizację,

pornografię.

— A alimenciarze? — pytam.

— Niekoniecznie. Homoseksualiści natomiast

byli jeszcze niżej, u pidorów.

— W takim razie nie rozumiem, jakim cudem

zrobił pan w kryminale taką karierę.

— Pomogło mi nadzwyczajne szczęście i kgb.

Page 566: Jacek hugo-bader biała gorączka

To się wydarzyło podczas mojego procesu, kiedy

siedziałem w leningradzkim areszcie zwanym

Krzyże.

Krzyże

Któregoś razu do mojej celi przysłali wysoko

postawionego wora. Wstrząśnięty ogłosił, że kgb

próbowało go namówić, żeby się ze mną zaprzyjaźnił,

wziął mnie na spytki i o wszystkim im donosił. To

był dla niego potworny despekt. Stukacz, czyli kapuś,

to kreatura tak samo paskudna jak pidor, a to był

honorowy złodziej. Świadczyło to jednak, że mojej

sprawy nie prowadzi tak jak zwykle prokuratura,

tylko „szyje" ją, to znaczy montuje, bezpieka. Z

jakiegoś powodu mnie wrabiają.

— A pan się zaklinał, że nie jest

homoseksualistą?

— Tak. W sądzie nigdy się do tego nie

przyznałem. Poza tym bardzo mi pomogło to, że

byłem użyteczny. W celi, w której siedziałem, byłem

kimś w rodzaju radcy prawnego, więziennego

naukowca. Pomagałem pisać listy, odwołania, prośby,

podania, wnioski... Miałem kliczkę, czyli pseudonim,

„Profesor", chociaż byłem tylko docentem, ale to

parszywe słowo. W więziennym żargonie docent to

najważniejszy pidor, bo nawet oni mają swoją

Page 567: Jacek hugo-bader biała gorączka

hierarchię. Oczywiście współwięźniowie musieli się

dowiedzieć, czy jestem gejem, czy nie. Zażądali ode

mnie akt sprawy, które miałem ze sobą, i zobaczyli,

że na chama mnie wrabiają. W Kraju Rad to była

normalka. Poza tym wyczytali, że jestem niby

aktywnym pederastą, to znaczy tym, który bierze, a

nie daje.

— No i co z tego?

— To dużo lepiej, bo w gułagu bardzo wielu się

na to przestawiało, także spośród worów. Na koniec

więzienna arystokracja przeprowadziła własne

śledztwo. Rozpuścili po Krzyżach pocztą pantoflową

pytanie, czy ktoś mnie widział na plieszkach, czyli

miejscach spotkań homoseksualistów.

— U nas to są pikiety.

— Oczywiście nikt mnie nie widział, bo nigdy

tam nie byłem. Jednocześnie moja sprawa toczyła się

przed radzieckim sądem, przed którym za nic w

świecie nie chciałem się przyznać. Strażnicy

postanowili mnie złamać. Wpakowali mnie do celi

zwanej muzyczną szkatułką, w której za ścianą

nieprzerwanie słychać było bardzo silne buczenie

generatora prądu. Ten dźwięk nie pozwalał

rozmawiać, myśleć, spać. Pierwszego dnia można

wytrzymać, drugiego przywykasz, a trzeciego

Page 568: Jacek hugo-bader biała gorączka

podpisujesz wszystko, co chcą. Ja wytrzymałem

dziewięćdziesiąt dni i do niczego się nie przyznałem.

Prosto z tej celi zawieźli mnie do sądu. Nie

pamiętałem żadnego nazwiska, ze swoim włącznie.

Dłużej w szkatułce wytrzymał tylko jeden człowiek.

Jak po Krzyżach rozniosło się, że Profesor wytrzymał

dziewięćdziesiąt dni i nie podpisał, zostałem przyjęty

do rodziny. Wyznaczyli mnie na cukrownika. To był

mój pierwszy stopień w hierarchii więziennej. Moim

zadaniem było dzielenie przydziału cukru na porcje

dla więźniów wszystkich kast. Dla mnie znaczyło to

więcej niż stopień profesora.

— Bo znaczyło, że może pan przeżyć.

— Była szansa.

Antropologia

— Jako archeolog już pierwszego dnia pobytu

za kratkami spostrzegłem wielkie podobieństwo

świata kryminalnego do wspólnot pierwotnych —

mówi Lew Klejn. — Mam na myśli ostatnie takie

plemiona żyjące współcześnie na Borneo czy w

Puszczy Amazońskiej oraz te sprzed około

czterdziestu tysięcy lat, z epoki kamiennej.

Naliczyłem czternaście wielkich podobieństw.

Najbardziej rzucił się mu w oczy podział

kastowy społeczności i bardzo rozbudowana,

Page 569: Jacek hugo-bader biała gorączka

wszechobecna obrzędowość. Najważniejszy jest

rytuał inicjacji, który współwięźniowie urządzają

każdemu, kto pierwszy raz został aresztowany. Bez

niego nie można zostać członkiem wspólnoty.

Odpowiednie obrzędy towarzyszą także więźniowi

podczas przejścia z kasty do kasty, z rangi do rangi, a

nawet z celi do celi. W każdym łagrze i areszcie

obowiązują inne rytuały.

Czasem są bardzo groźne i śmieszne zarazem.

Przenoszą cię do nowej celi i na dzień dobry walą

wiadrem na pomyje w łeb, a jak padniesz, pytają, co

zrobisz, kiedy spotkasz na spacerniaku tego a tego.

Musisz mieć refleks i szybko się zorientować, czy

pytają o kogoś wrednego, czy ważnego.

Inne wielkie podobieństwo do wspólnot

pierwotnych to nakołka, tatuaże. Wszystkie coś

znaczą. Kropka nad brwią oznacza pidora, Stalin i

tygrys wykłuty na piersi — nienawiść do władzy

radzieckiej, a liczba kopuł cerkwi wydzierganej na

plecach świadczy o liczbie odsiedzianych lat.

Widziałem w więziennych łaźniach starych

zeków, którzy mieli po trzynaście, czternaście kopuł.

— W naszych kryminałach — mówię — tatuują

odpowiednią liczbę kropek na dłoniach.

— Czwarte wielkie podobieństwo to zdobienie

Page 570: Jacek hugo-bader biała gorączka

członków, które zarazem bardzo je powiększa,

pogrubia.

— Po co w więzieniu ogromny siusiak?!

— Żeby być poważniejszym mężczyzną.

— Po co?!

— Jak wyjdzie, będzie bezcenny dla każdej

kobiety.

— To przecież nieprawda! — uniosłem się i

zacytowałem moją żonę: — To nie jest kwestia

rozmiaru.

— Ale mężczyźni myślą co innego. I wspólnoty

pierwotne także głęboko w to wierzą i wierzyły.

— Czym to się robi?

— Trzonkami szczotek do zębów, sztućcami,

drutem... W moich badaniach doszedłem do wniosku,

że ewolucja biologiczna człowieka nie nadąża za jego

ewolucją społeczną...

— Ale żeby powiększyć, to trzeba napchać w

niego tych gratów, ile wlezie...

— Taaak... Ewolucja społeczna dokonała

ogromnego postępu, natomiast biologicznie jesteśmy

na etapie, na którym w Europie byliśmy czterdzieści

tysięcy lat temu, w paleolicie. Człowiek z Cro-

Page 571: Jacek hugo-bader biała gorączka

Magnon biologicznie niczym nie różni się od pana i

ode mnie. On i my przystosowani jesteśmy do tego,

by żyć we wczesnej epoce kamiennej.

— Czyli w jaskiniach i szałasach, a nie na

Manhattanie.

— Oczywiście. Biologicznie jesteśmy

przystosowani do agresji, do tropienia, gonienia i

zabijania mamutów, a nie do grzecznego siedzenia

godzinami przed monitorem komputera. Dlatego

nosimy okulary, cierpimy na tysiące chorób, na

przykład psychicznych, których nie znali ludzie

pierwotni.

— To na co umierali? — pytam.

— Od infekcji i tragicznie. W walce między

sobą albo pożarci przez zwierzęta. Na raka nie

umierali.

— Bo nie dożywali do raka. Młodo umierali.

— W naszych czasach rak dopada także

młodych, a ludziom pierwotnym się to nie zdarzało.

Możemy żyć w ogromnych wspólnotach, bo kultura

tłamsi agresję, naszą biologiczną naturę. Wychowują

nas, każą nad sobą panować, a kiedy ten proces

szwankuje, z człowieka robi się dzika bestia.

— Kryminały są pełne takich bestii.

Page 572: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Tak. Tam możemy oglądać świat cofnięty o

czterdzieści tysięcy lat, do epoki kamiennej.

Moralność, wartości, uczucia kształtują się tam na

absolutnie pierwotnym, przedhistorycznym poziomie.

— Wszystko to wymyślił pan w kryminale?

— Tak. Miałem bardzo dużo czasu. Wprawdzie

praca jest obowiązkowa, ale mnie to nie dotyczyło, bo

byłem wysoko w więziennej hierarchii. Potem

opisałem to w jednej z moich książek.

— W łagrze stał się pan także etnografem.

— Prehistorycznym — prostuje Lew Klejn. —

Ale nim to się stało, musiałem przetrwać pierwsze

dni. Przyszedłem do celi jako człowiek o najniższym

statusie. Pederasta. Pidor. Od razu musiałem przejść

odpowiednie rytuały, bo inaczej wszyscy więźniowie

w celi spadliby do mojej kasty.

— W naszych kryminałach jak pidor trafi do

celi ze złodziejami, jest cwelowany. To jest gwałt.

— U nas wystarczy, że chlasną go w twarz.

— Pięścią?

— Członkiem.

— Wszyscy? — pytam.

— Wystarczy jeden. Przez wiele dni i nocy nie

Page 573: Jacek hugo-bader biała gorączka

spałem. Czuwałem, żeby nie dać się zaskoczyć, ale

przecież nie dałbym rady jedenastu bandytom.

Cela miała osiem metrów kwadratowych. W

carskich czasach była izolatką, a władza radziecka

postawiła w niej cztery trzypiętrowe prycze. Całe

dnie leżeli w wyrach jak szproty w puszce, bo nie

było gdzie stanąć. Raz dziennie na czterdzieści minut

wyprowadzali ich na spacerniak. W takich warunkach

Lew Klejn przetrwał w Krzyżach trzynaście miesięcy.

— Wszyscy, którzy pierwszy raz trafiają do

pudła — mówię —przeżywają tak zwany szok

pierwszych dni. Prawie każdy myśli wtedy o

samobójstwie.

— O tym myślałem dużo wcześniej.

Proces

Prokurator żądał dla Klejna jedenastu lat, z

których pięć miał spędzić w więzieniu, a sześć na

zsyłce. Skończyło się na roku i sześciu miesiącach

więzienia za homoseksualizm.

— To jest artykuł sto dwudziesty pierwszy

kodeksu karnego —mówi antropolog. — Koledzy

zebrali pieniądze i wynajęli dla mnie adwokata ze

„złotej piątki Leningradu".

— Specjaliści od beznadziejnych spraw?

Page 574: Jacek hugo-bader biała gorączka

—Tak.

— Żydzi?

— Jeden tak, drugi też... No tak! On wymyślił,

że proces o homoseksualizm powinien toczyć się co

najmniej przeciwko dwóm mężczyznom, a na ławie

oskarżonych siedziałem sam. Solistę można oskarżyć

o onanizm, ale to nie było karalne. Nie były karalne

nawet same preferencje, tylko stosunki homo, a i to

nie wszystkie. Oralne były dozwolone. W kodeksie

wyraźnie była mowa o stosunkach analnych. Trzeba

było udowodnić, że miałem takie stosunki. Dowodem

były zeznania jednego z moich studentów. Pozostali

świadkowie, którzy w śledztwie zeznawali przeciwko

mnie, na procesie odwołali zeznania.

— Jaki jest stosunek Rosjan do gejów? —

pytam.

— Obojętny. Żaden. Mówi się na nich

„gołubyje" (błękitni), od rosyjskiego

„gomoseksualist".

W Rosji nigdy nie skazywano na śmierć za

grzech sodomii, co było codziennością w dawnej

Europie Zachodniej. Nawet za Iwana Groźnego żaden

gołuboj nie spłonął na stosie. To był w tym czasie w

Rosji jedyny objaw tolerancji. Pierwsze, niezbyt

surowe przepisy wymierzone w gejów pojawiły się za

Page 575: Jacek hugo-bader biała gorączka

panowania Piotra I, który sam był biseksualistą.

Władca importował je z Zachodu, żeby zintegrować

Rosję z Europą.

Władza radziecka w sprawach seksu była

bardzo tolerancyjna. Nie prześladowała gejów, a

Lenin zniósł wszystkie wymierzone w nich paragrafy.

Przypomniał sobie o nich Stalin i w 1934 roku w

radzieckim kodeksie karnym pojawił się artykuł sto

dwudziesty pierwszy. Stalin potrzebował go do

rozprawy z białogwardzistami i korpusem oficerskim.

Śruba

Docent doktor Lew Samojłowicz Klejn czekał

na aresztowanie i jak za dawnych, stalinowskich

czasów „czyścił" mieszkanie. Książki, samizdaty,

zapiski, listy, notesy z telefonami — wszystko do

pieca. Nawet wakacyjne zdjęcia z plaży i kocyka.

Żeby nie narobić znajomym kłopotów.

— Czekałem na aresztowanie.

— Wiedział pan, jaki będzie zarzut?

— Skąd! Oni sami nie wiedzieli. Aresztowali

mnie i zaczęli szukać, a nie miałem żony i dzieci, to

wyciągnęli artykuł sto dwudziesty pierwszy, o którym

władza sobie przypominała, kiedy chciała kogoś

załatwić.

Page 576: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Ja tylko ciągle nie wiem — martwię się —

dlaczego chcieli pana załatwić.

— Przykręcali śrubę. To były jedne z

najgorszych lat w zsrr. Kiedy w 1980 roku nasze

wojska weszły do Afganistanu, zrozumiałem, że

epoka odprężenia definitywnie się skończyła.

Sacharowa zesłali do Gorkiego, w Moskwie wielu

profesorów i intelektualistów wyrzucali z pracy, a w

Leningradzie zaczęli zamykać. To miasto zawsze

uchodziło za nieposłuszne. Wszystko, żeby

przestraszyć.

— Jakie były powody aresztowań?

— Zawsze pospolite, bo w zsrr nie mogło być

więźniów politycznych. Pierwszy był Azadowski.

Posadzili go za narkotyki, które mu podrzucili.

Rogińskiemu dali kradzież dokumentu z archiwum,

mnie homoseksualizm, a Mirkowi — spekulację.

Nieszczęśnik sprzedał prywatną kolekcję

instrumentów muzycznych „za cenę wyższą od

rynkowej". To były instrumenty z xviii i xix wieku,

na dodatek sprzedał je do państwowego muzeum.

Potem kilku studentów i asystentów aresztowali za

antypaństwowe ulotki i kogoś za przestępstwa

ekonomiczne, bo sprzedawał książki, które nie były

mu już potrzebne.

Page 577: Jacek hugo-bader biała gorączka

Wczoraj

— Dlaczego padło na pana? — pytam Lwa

Klejna.

— Bo prowadziłem seminarium, które nie

podobało się władzom. Nie byliśmy jawnymi

dysydentami, ale z pewnością wolnomyślicielami,

miłośnikami wolności. Czasami wpadał do nas

sekretarz organizacji partyjnej i cedził przez zęby, że

herezją mu tu śmierdzi. Do tego korespondowałem z

cudzoziemcami, przyjeżdżali do mnie, przychodzili

do domu...

— O, to paskudnie!

— A na dodatek nie pisałem z tych spotkań

raportów, co było obowiązkowe w Kraju Rad po

każdym kontakcie z cudzoziemcem. Te raporty nosiło

się do oficjalnego przedstawiciela kgb, który był na

każdym wydziale uniwersytetu, niezależnie od

tajnych współpracowników.

— Gdyby chociaż należał pan do kpzr...

— Ale nie chciałem — mówi. — Pięć razy

starałem się dostać na aspiranturę, a oni mnie

odrzucali. Stalin umarł, a oni Żydów po staremu nie

przyjmowali. Na studia też dopiero za trzecim razem

mi się udało, ale wtedy jeszcze Stalin był i limity

przyjęć dla Żydów.

Page 578: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Rodzice też nie lubili władzy radzieckiej?

— Jak umarł Stalin, nikt u nas w domu nie

płakał. Ojciec był białym oficerem w armii

ochotniczej, ale nie poszedł z Wranglem na Krym, bo

dziadek Siemion napisał do niego na front, żeby

przeszedł na stronę czerwonych. No i tak w 1920

roku ojciec został generałem w korpusie medycznym

Armii Czerwonej.

— Dziadek miał głowę — pokiwałem swoją z

uznaniem.

— Bo to był żydowski fabrykant z Warszawy,

w czasie pierwszej wojny światowej przeniósł swoją

fabrykę do Witebska. Ale nie czuję się Żydem. To

radziecka administracja uważała mnie za Żyda.

Jestem Rosjaninem. Pochodzenia żydowskiego.

— Dlaczego nie wyjechał pan z kraju jak

większość takich obywateli Rosji?

— Chciałem. Po wyjściu z łagru wszystko było

gotowe do wyjazdu, ale w Leningradzie trwał

ogólnoradziecki kongres archeologii i antropologii.

Któregoś dnia na niego poszedłem. Wślizgnąłem się

wstydliwie bocznym wejściem. Usiadłem w kącie

sali. Ktoś na widowni odwrócił się i spojrzał na mnie.

Potem spojrzał następny i kolejni... Potem dziesiątki,

setki, tysiące uczonych wstało z miejsc i zaczęło

Page 579: Jacek hugo-bader biała gorączka

klaskać. Urządzili mi owację na stojąco.

— Wiedzieli, że siedział pan za

homoseksualizm?

— Tak. Wtedy pomyślałem, że to jest mój kraj,

mój naród i że nigdy go nie opuszczę — mówi Lew

Klejn i oplata mnie jedwabnymi rzemykami

przydymionych swoich spojrzeń.

Lipiec 2006

Page 580: Jacek hugo-bader biała gorączka

Bomżycha

Matka Boska Komsomolska nie daje dupy, ale

jak komu dusza wyje z rozpaczy, to i przytuli, i

pocałuje przeciągle z jęzorem. Nakarmi, obuje, da

szluga. Nawet kielicha postawi za ostatnie kopiejki.

Ma pięćdziesiąt pięć lat, sto pięćdziesiąt jeden

centymetrów wzrostu i rozmiar buta trzydzieści sześć.

Waży czterdzieści jeden kilo. Szuka w śmietnikach

jedzenia, butelek, puszek po piwie. Chla rozrobiony

spirytus techniczny. Obgryza pazury.

Nazywa się Emma Rudolfowna Łysenko.

Zobaczyłem ją siedzącą na murku. Zzuła

zniszczone sandały, wrzuciła je do kosza i na duży

palec prawej stopy nakładała maść. Stopy ma

zdeformowane, poobcierane. Dwa pierwsze palce

fikuśnie się krzyżują.

— To od za małych butów sportowych —

tłumaczy Emma i wkłada całkiem porządne adidasy,

które przed chwilą znalazła w śmietniku. — Buty

strasznie się niszczą od zgniatania puszek. Ostatniej

zimy zdarłam cztery pary.

Kilkanaście lat uprawiała narciarstwo biegowe.

Była reprezentantką Związku Radzieckiego,

przyjaciółką Raisy Smietaniny, zdobywczyni

Page 581: Jacek hugo-bader biała gorączka

dziewięciu medali olimpijskich, z którą trenowała w

klubie Dynamo Syktywkar w Republice Komi na

północy Rosji. Reprezentowały Kraj Rad, ale u

żadnej w żyłach nie płynie nawet kropla rosyjskiej

krwi. Raisa jest czystą Komiaczką, a Emma —

„metyską". Tak mówią Rosjanie. Jej matka jest Komi,

a ojciec najprawdziwszym Niemcem. W 1941 roku

Stalin kazał deportować wszystkich rosyjskich

Niemców na Daleką Północ i Syberię. Stąd jej

niemieckie imię i otczestwo — Rudolfowna — i

panieńskie nazwisko Sznajder.

Jeszcze trochę o wyglądzie Emmy. Ma dużą

bliznę na policzku. Kilka lat temu tapetowała

kuchnię, spadła z drabiny i uderzyła o róg kredensu.

Dziś gorąco, ale ona cały dzień w chustce na

głowie.

Ubranie zmienia raz w miesiącu. Stare wyrzuca

i kombinuje nowe. Raz w tygodniu idzie na Dworzec

Kurski do łaźni. Tam jest za darmo. Majtki,

biustonosz, skarpetki wyrzuca i kupuje nowe.

Wygląda na dziesięć, piętnaście lat więcej, niż

ma.

hotel

Mieszkałem w hotelu „Leningrad", mniejszym

bliźniaku warszawskiego Pałacu Kultury. Hotel stoi

Page 582: Jacek hugo-bader biała gorączka

przy placu Komsomolskim, przy którym stoją też trzy

dworce: Leningradzki, Jarosławski i Kazański.

Wszystkie są ogromne. Między Leningradzkim a

Jarosławskim jest wyjście ze stacji metra

Komsomolskaja. Przed frontem tych trzech budowli

ciągnie się długi na dwieście metrów i bardzo zdatny

do przysiadania murek. Miejscowi nazywają go

Parapetem, a jego okolicę — Plieszką (łysiną).

Chodząc do metra, lubiłem się gapić na

towarzystwo okupujące Parapet. Podmiejskie żule,

bezdomni, nielegalni imigranci z Kaukazu i Azji

Środkowej, kopiejkowe prostytutki, dworcowi pijacy.

A jakie mordy! Ja rozumiem — ryba tropikalna,

rozgwiazda, muchomor, ale żeby taki kolor miał

człowiek! Co kilkanaście kroków leży sponiewierany

pijak z rozbitym łbem. Milicjanci nie zwracają na

nich uwagi, a jak jedzie polewaczka, zmywa ich

razem z rzygowinami.

A jak nie przejedzie, do rzygowin zlatują się

gołębie. Jeden żre bez umiaru, podrywa się do lotu.

Robi beczkę, korkociąg i rżnie łbem w reklamę piwa

Sybirska Gwiazda. Schlał się jak świnia. Teraz

zdycha z połamanym dziobem. Kolejna ofiara

Czarnej Olgi, która handluje na Plieszce podrabianą

wódą. W Rosji każdego roku od podrobionej wódki

umiera czterdzieści tysięcy ludzi (i nieznana liczba

Page 583: Jacek hugo-bader biała gorączka

gołębi).

Emma siedzi na Parapecie i smaruje palec

maścią. Wygląda dość schludnie i nie śmierdzi jak

inni. Jest na małej bani, ale mówi do rzeczy. Jest

bomżychą, biczem, brodiagą. To słowa, których

można używać zamiennie. Bomż to człowiek

bezdomny, osoba bez stałego miejsca zamieszkania

(po rosyjsku — „lico biez opriedielionnogo miesta

żytielstwa"). Bicz to bomż, który się zmenelił,

upodlił, rozpił i zapuścił. Po rosyjsku „bywszyj

intielligientnyj cziełowiek". Brodiaga to włóczęga,

łazęga.

Umawiam się z Emmą, że zostanę ruskim

bomżem. Całą następną dobę spędzimy razem. Nie

odstąpię jej na krok od świtu do świtu.

— Baby mi potrzeba — jęczy jakiś pijak i

przystawia się z pyskiem do mojej Emmy.

— To podejdź do metra, tam ich znajdziesz, ile

zechcesz — odpowiada ze śmiechem.

— Ale one drogie.

— A ty myślałeś, że co?

— Że ty bezpłatnie dajesz, boś taka stara. To

daj, mamka, chociaż zapalić.

Dostał. Bardzo wielu ludzi mówi do niej

Page 584: Jacek hugo-bader biała gorączka

„mamka". Emma żyje przy Komsomolskim od

półtora roku.

Jarosławski

Musiałem zdobyć jakieś łachmany. Poratował

mnie Kałasznikow. Ale nie ten od karabinu, tylko

Wiktor — znakomity dziennikarz państwowej

telewizji, którego putinowcy wywalili z pracy. W

portkach i kurtce, które mi podarował, sprzątał w

piwnicy, ale mimo to ciągle wyglądałem zbyt

elegancko. Wytarzałem się w wyschniętej kałuży. W

czwartek, dziewiątego czerwca, o siódmej rano

spotykam się na Plieszce z Emmą i Saszą, jej

mężczyzną. Zaczynają dzień od kawy i herbaty w

plastikowych kubkach. Najtaniej jest w barku na

Dworcu Jarosławskim, stacji dla pociągów

podmiejskich.

Są razem od kilku miesięcy. Oboje są bomżami

z wyboru. Sasza już od siedmiu lat (ma pięćdziesiąt

trzy). Prysnął z domu, kiedy urodziło mu się szóste

dziecko (dwa razy trafiły się bliźniaki). Jest

inżynierem, ale rzucił pracę w stalowni, nie ma

meldunku, więc nie sposób go namierzyć i zmusić do

płacenia alimentów.

Pracuje na czarno jako brygadzista i spawacz.

Ostatnio podkuwał konie w posiadłości żony mera

Page 585: Jacek hugo-bader biała gorączka

Moskwy Jurija Łużkowa.

— Moja matka była Hinduską — opowiada. —

Studiowała w Związku Radzieckim geologię. Wyszła

za mąż za asystenta ze swojego wydziału, a kiedy

miałem półtora miesiąca, pojechali razem na

wyprawę naukową na wyspy Morza Arktycznego. W

marcu 1953 roku, kiedy umarł Stalin, wszyscy

uczestnicy ekspedycji zamarzli. Wychowałem się w

domu dziecka.

Nie jemy, a o wpół do ósmej odprowadzamy

Saszę do metra, którym jedzie do pracy. Zostawia

Emmie czterdzieści rubli. To cztery złote. Kebab

kosztuje pięćdziesiąt rubli, piwo — dwadzieścia, pół

litra najtańszej wódki — czterdzieści. Potem

przechodzimy kilkanaście kroków do Parapetu przed

Leningradzkim na kielicha. Biała Ludmiła sprzedaje z

torby wódkę po pięć rubli za szklankę. Emma robi się

od niej sinofioletowa. O dziewiątej Ludę zmieni

Czarna Olga, która będzie handlowała na Parapecie

dwanaście godzin, a na noc przyjdzie Ruda Galina.

Gala pracuje do piątej trzydzieści. Potem jest pół

godziny przerwy i o szóstej nowy dzień zaczyna

Ludmiła. Nikt nie wie, po co ta przerwa, ale można

się domyślać, że wymogła ją milicja z dworcowego

komisariatu, która ma o tej porze zmianę. Handlary są

rodzonymi siostrami, ale najważniejsza jest Czarna.

Page 586: Jacek hugo-bader biała gorączka

Płacą milicjantom haracz — tysiąc pięćset rubli za

dobę.

Siostry robią wódkę ze spirytusu technicznego,

który kupują w dwudziestolitrowych baniakach od

handlarzy na Dworcu Kazańskim. Wódka ma

dwadzieścia, dwadzieścia pięć procent alkoholu, więc

w przeliczeniu na procenty jest droższa niż najtańsza

sklepowa, ale na Plieszce mało kto ma czterdzieści

rubli. Co trzecia wypijana w Rosji flaszka zawiera

podrabianą wódkę.

Pomojka

Idziemy torami na pomojkę, miejsce, gdzie

pociągi są sprzątane przed odesłaniem na odstojnik.

Koło nas wolno przetacza się ekspres z Petersburga.

— A więc musi być za pięć ósma — Emma nie

ma zegarka.

— Zgadza się — ja na to.

— Odchodzi o dwudziestej drugiej jedenaście.

To bardzo drogi i dobry pociąg. „Aurora" o

dwudziestej pierwszej trzydzieści też. Wspaniałe

rzeczy zostawiają w nich ludzie, ale najlepsza jest

„Krasnaja Strieła" za minutę dwunasta. Te buty mam

ze „Strzały", a kiedyś trafiłam w przedziale na całą

pałkę kiełbasy, kurę, a w zimie na wędzoną siomgę

(wspaniała ryba z rodziny łososiowatych). Z pół

Page 587: Jacek hugo-bader biała gorączka

metra miała.

— To była wyżerka.

— Nie bardzo. Sprzedałam ją Czarnej Oldze,

one robią też kanapki do wódki po czworaku. Dała mi

pięćdziesiąt rubli.

W sklepie taka ryba kosztuje ponad dwa tysiące.

Siostry skupują od bomżów produkty wygrzebane na

śmietnikach.

Peron

Przed dziewiątą wracamy na Jarosławski i na

peronach w koszach szukamy bakłaszek, czyli

plastikowych butelek po mineralnej, fancie i spricie o

pojemności zero trzy litra. Emma dostała od Czarnej

Olgi zamówienie na dwadzieścia takich butelek.

Dostanie za nie sześć rubli. Szybka robota.

Spotykamy Ludmiłę. Dajemy jej sportowe buty

znalezione na pomojce, bo chodziła na wysokich

obcasach.

— Popatrz — dziwi się Emma. — Ona już

jedenaście lat bomżuje i nie obczerstwiała, nie

schamiała. Bo ludzie robią się tutaj źli. Ona nie.

— Myślałem, że bomżowanie to kolektywne

życie, że radziecki człowiek tak przywykł do

kolektywu, że inaczej nie umie.

Page 588: Jacek hugo-bader biała gorączka

— Nieprawda. Wielu wybrało bomżowanie

właśnie dlatego, że nie mogli znieść kolektywu. To

indywidualiści. Tylko ta czernota, czyli wszyscy

nieruscy, chodzi grupami. Razem wypiją, razem

okradną, mordę komuś stłuką. To bydlęta, nie ludzie.

Emma mówi o grupie nielegalnych imigrantów,

którzy okupują Plieszkę w okolicach Jarosławskiego.

Wyglądają na groźnych i tacy są. To Turcy

meschetyńscy z Doliny Fergańskiej w Uzbekistanie,

przybysze z Armenii, Gruzji, Azerbejdżanu,

Tadżykistanu.

Na czwartym peronie Emma się wzrusza.

— Rodzinny peron — chlipie. — W każdą

środę i piątek o ósmej czterdzieści trzy przychodzi

pociąg z Workuty.

— No to co?

— Leci przez mój Syktywkar. Moja sąsiadka

Gala spod siódmego jest w nim prowadnicą. Zawsze

zostawia mi butelki, jedzenie, mówi, co w domu

słychać.

— A co słychać?

— Ein moment — mówi Emma i przysiada, bo

kiedy pali w biegu, dostaje zadyszki. — Murawjow

się rozwiódł i ożenił z Jelizawietą, moją najmłodszą

Page 589: Jacek hugo-bader biała gorączka

córką. Tak mówiła Gala. No to trochę się uspokoiłam,

chociaż go nie cierpię. Ona dwadzieścia trzy lata, a

on dziewiętnaście więcej. Jelizawieta mieszkała przy

matce, to jest ze mną, a ten do niej przyłaził, po nocy

pijany się tłukł, żeby go wpuścić, ale go goniłam,

żeby wracał do żony, do dziecka. A on chodził i

chodził, i nie upilnowałam. Zaszła w ciążę od niego

moja Jelizawietka. Potem urodziła się dziewczynka,

Lidia. A ten ciągle łazi i jęczy, żeby go przyjąć do

domu. Nie dałam rady i go wpuściłam, ale nie

mogłam z nimi mieszkać, więc żeby nie było jakiegoś

nieszczęścia, zniknęłam.

— Dzieci cię nie szukały?

— Zgłosiły moje zaginięcie. Byłam

poszukiwana w całej Rosji, to zadzwoniłam do nich i

powiedziałam, że dopóki Waśka nie wyjdzie, mają

dać mi spokój, bo matka do domu nie wróci. Wasia

siedzi pod Syktywkarem w łagrze Wierchnij Czop o

srogim reżimie.

— Za co siedzi? — pytam.

— Za zabójstwo. Siedem i pół roku dostał.

— Mało.

— Bo to Cygan był. We trzech z jeszcze jednym

Cyganem pili u nas w domu, doszło do awantury, a w

korytarzu był lewar samochodowy i Wasia jednego

Page 590: Jacek hugo-bader biała gorączka

tym lewarem cztery razy w głowę. Sam wezwał

pogotowie i milicję. Wasia dobre dziecko. Robotny, a

drugi syn, Wowa, straszny leser, ale urodziwy,

smagły, wysoki. W ojca poszedł. A Waśka we mnie.

Taki mały jak ja, ale supeł. Został mu jeszcze rok i

cztery miesiące do odsiadki, w lipcu wychodzi na

amnestię z okazji sześćdziesięciolecia wielkiej

pobiedy. Razem wrócimy do domu i z moim Saszą

zdecydujemy, co z tym Murawjowem. Jak będzie

trzeba, Waśka weźmie za łeb i wywali na zbitą

mordę.

Jest piętnaście po dziewiątej. Jesteśmy głodni i

zmęczeni. Mamy dwadzieścia bakłaszek, więc chcę je

odnieść Czarnej Oldze, bo dziś ja robię za

bagażowego, ale Emma nie przepuści żadnego

śmietnika na czwartym peronie. I w ostatnim trafiamy

na prawdziwy skarb. Całą wałówkę ktoś wyrzucił.

Ciemny chleb, mielonka, ogórki (narodowe warzywo,

bez którego żaden Rosjanin nie wybierze się w

drogę), zielona cebula (po naszemu dymka) i prawie

pełny litrowy słój kefiru.

— Bóg nas nakarmił — mówi Emma. —

Wynagrodził, bo od dwóch godzin jesteśmy w biegu,

w pracy. U nas w Komi mówią: „Wołka nogi

kormiat" wilka karmią nogi.

Prijomka

Page 591: Jacek hugo-bader biała gorączka

Rozkładamy obóz na Parapecie przy trzech

niebieskich toi-toiach. W środkowym siedzi

pisuardesa i inkasuje po dziesięć rubli od osoby. Na

drzwiczkach wielki napis: „Ulgi nie przysługują".

Ludmiła Andriejewna ma siedemdziesiąt jeden

lat i była bomżychą na placu, ale od miesiąca pracuje

w kiblu na cztery zmiany, za co dostaje cztery tysiące

rubli (czterysta złotych) miesięcznie.

— Plus napiwki — dodaje. — Bo przecież od

kurwów nie będę wkładała do kasy!

— A niby dlaczego? — ja na to.

— Bo one nie sikają, tylko się przebierają, ale

zawsze dają mi dziesiątkę. A bomżów — dodaje

wyniośle — nawet za pieniądze nie wpuszczam, bo

żaden jeszcze nie wcelował w dziurę.

Było pewne, że jak rozłożymy bufet, zaraz

zjawi się jakiś głodomór. Przyszli w belę pijani Oleg

Bez Nogi i Siergiej. Jeszcze przed rokiem Oleg

chodził normalnie, ale noga mu zgniła, więc ją

amputowali. Bardzo mu to ułatwia życie. To znaczy

żebraninę. Nie ma mężczyzny, który odmówiłby mu

kilkudziesięciu rubli. Rosyjskie kobiety nie lubią

dawać pieniędzy pijakom, bo bardzo, bardzo wiele z

nich ma w domu własnego.

Tak czy inaczej, Oleg Bez Nogi to prawdziwy

Page 592: Jacek hugo-bader biała gorączka

krezus, więc i tym razem on stawia flaszkę, którą

Emma kupuje u Czarnej Olgi.

Robimy piknik. Słońce grzeje, Oleg nuci:

„Sudba brodiag prokliataja" (Przeklęty los brodiagi),

a Siergiej nalewa pleszkinskij diemidrol (jak mówią o

wódzie Czarnej Olgi, bo diemidrol to bardzo

popularny w Rosji środek nasenny). Emma karmi

Olega, bo mu rośnie w gębie, wmusza w niego kefir,

przypala mu papierosa, a on skamle:

— Daj pocałować. Chociaż raz.

— Ja nie taka — śmieje się Emma, ale daje usta

i po głowie go głaszcze, po gębie, a on osuwa się z

rozkoszy na chodnik i zasypia.

Oddajemy do prijomki (punktu skupu) butelki i

puszki. Najwięcej płacą za butelki po piwie Bałtika

— osiemdziesiąt kopiejek, za Klinskoje i Sybirską

Koronę — pięćdziesiąt, za Boczkę, Stary Mielnik,

Niedźwiedzia, Sołatowa, Oczakowo, Tołstiaka i

Kozieła — czterdzieści, za Ochotę, Niewskoje i

puszki — po dwadzieścia kopiejek. Butelek po

zagranicznych piwach nie przyjmują.

Dostaliśmy prawie dwadzieścia pięć rubli, do

tego sześć za bakłaszki. Trzydzieści jeden rubli (trzy

złote) plus żarcie i wóda z kasy Olega — tyle we

dwoje zarobiliśmy przez dwie godziny ciężkiej pracy.

Page 593: Jacek hugo-bader biała gorączka

Emma zarabia średnio trzydzieści pięć rubli dziennie

(trzy i pół złotego), robiąc trzy półtoragodzinne kursy

na pomojki. Jeśli pracuje od świtu do nocy, jeżdżąc w

jeszcze lepsze miejsca niż plac Komsomolski, może

wyciągnąć do stu pięćdziesięciu rubli (piętnaście

złotych).

Na placu Komsomolskim są dwa skupy. Jeden

w ciężarówce, która całą dobę parkuje koło

komisariatu, drugi na zapleczu Dworca

Jarosławskiego prowadzi Gruzin Zurab. Był

przerażony, kiedy dzień wcześniej wpadłem do niego

pogadać. Nim otworzyłem usta, zameldował, że ma

kryszę w fsb. Skup w ciężarówce jest chroniony przez

sąsiadów.

Plieszka

Jak ten czas wolno płynie. Dopiero pięć po

dwunastej. Emma leci do Czarnej Olgi na kolejną

setę. To już trzecia dzisiaj.

— To mi daje energię — mówi. — Muszę pić,

żeby chodzić, pracować. I na duszy robi się lżej, ale

znam swoją normę.

Ja też jestem skonany. Strasznie alkoholowa

atmosfera na tej Plieszce. Tu się nie da, żeby co jakiś

czas nie golnąć. Mnie też to wzięło, więc skoczyłem

do sklepu i za pięćdziesiąt rubli kupiłem stugramową

Page 594: Jacek hugo-bader biała gorączka

buteleczkę moskiewskiego koniaku, bo po wódce od

Czarnej, jak chodzimy po torach, za nic nie mogę

zsynchronizować kroków z podkładami.

Od razu lepiej. Nawet całkiem fajnie.

Robimy wypad do centrum miasta do kilku

cerkwi, gdzie można dostać używane ubrania i

prowiant.

Ruszamy o czternastej.

— Na Plieszce urzęduje specyficzny kontyngent

ludzi — tłumaczy po drodze Emma. — Dużo byłych

więźniów, wytatuowanych ciuli niższego

więziennego sortu.

Życie społeczne na placu Komsomolskim

zorganizowane jest jak cudowny ekosystem podobny

do roju pszczół. Codziennie ze stacji metra wylewają

się setki tysięcy ludzi. Przyjeżdżają podmiejskimi

kolejkami do pracy albo wracają do domu. Na

bazarach z tyłu dworców kobiety robią zakupy, a

mężczyźni obowiązkowo kupują piwo, pozostawiając

wszędzie setki tysięcy butelek i puszek. Tu nawet

przystoi nie wrzucać ich do śmietnika.

Taganka

O czternastej czterdzieści pięć jesteśmy w

cerkwi Świętego Mikołaja w dzielnicy Kitaj-Gorod.

Page 595: Jacek hugo-bader biała gorączka

Emma nie wchodzi do środka, tylko staje w

przedsionku i łapie w przelocie jedną z posługujących

w cerkwi kobiet. Prosi o ubrania. Bardzo długo

czekamy i zagadujemy innego cerkiewnego

człowieka. Mężczyzna nie ma ręki. Emma mówi, że

jej mąż Sasza też został ranny w Afganistanie i jest

inwalidą. Mężczyzna przynosi nam porządny

garnitur, a kobieta dwie sukienki i sweter.

W cerkwi Wszystkich Świętych na placu

Słowiańskim nie mają ubrań, ale dostaliśmy długą

bułkę.

— Pewnie już po piątej będzie. Jeszcze cztery

godziny i Sasza przyjedzie.

— Dopiero wpół do czwartej.

Siadamy w parku.

— Och, jak dobrze — wzdycha moja

towarzyszka, wyciągając nogi na ławce. — Ile to się

trzeba naganiać. Ja znam tylko te części Moskwy,

gdzie warto zbierać butelki. Wspaniały jest plac

Puszkina. Wszyscy umawiają się tam na spotkania i

piją piwo w parku koło pomnika poety.

Wokół Kremla jest nieźle i wokół hotelu

„Rossija". Do dwustu rubli mogę wyciągnąć, jak

zasuwam cały dzień. Ale najbardziej lubię pracować

wieczorem na Tagance. Tam wysiadują studenci.

Page 596: Jacek hugo-bader biała gorączka

Często sami podchodzą i mówią: „Babula, na, weź

buteleczkę" i jeszcze dołożą pięć, dziesięć rubelków,

a ja im mówię: „Ja od was, dzieci, brać nie będę, bo

wy się uczycie, wam mama i tata wysyłają", to oni na

siłę wciskają.

Przynoszę piwo i dwa hot dogi.

— Na początku ostatniej zimy, jak przyszły

mrozy, pojechałam kolejką do Pieriediełkina pod

Moskwą. Och! Tam bogata cerkiew! Sama

arystokracja: artyści, aktorzy, pisarze. Powiedziałam:

„Dajcie buty" a mateczka, to znaczy żona

duchownego: „Popracujesz, to ci dam". Trzy i pół

godziny odgarniałam śnieg, a potem mateczka

otworzyła mi skład. Jezusie Nazareński! Czego tam

nie było! U nas taki zwyczaj, że jak kto umrze, jego

rzeczy oddają do cerkwi, w której go chowali. A w

Pieriediełkinie sama elita mieszka. Ja potem całą

zimę w futrzanej szubie chodziłam, bo mogłam brać,

co chciałam.

Tramwajem numer czterdzieści pięć jedziemy

do cerkwi w dzielnicy Sokolniki. Emma zasypia.

Gorąco i strasznie cuchnie w tym pudle. Spod Emmy

wypływa kałuża. Kiedy na Sokolnikach wyszliśmy z

tramwaju, zorientowała się, że coś jest nie tak.

Obróciła spódnicę tyłem do przodu, żeby sprawdzić,

czy jest mokra plama. Była.

Page 597: Jacek hugo-bader biała gorączka

W cerkwi Chrystusa Zmartwychwstałego

dostajemy bułkę, pudełko kruchych ciastek, pierniki,

cukierki i marmoladę w słoiku. Emma znowu nie

wchodzi do środka, chociaż trwa nabożeństwo. Jest

wierząca.

Czeka na mnie przed cerkwią. Siedzi

zamyślona.

— O czym marzysz? — pytam ją.

— O powrocie do domu. Chcę mieć

gospodarstwo. Parę prosiaków, byczka, kury. Nasz

dom jest ciut za miastem. Dwa pokoje, kuchnia i

obórka. Jakoś się w szóstkę pomieścimy.

— Opowiedziałaś mi o swoich synach i

najmłodszej córce. Masz jeszcze trzy.

— Lena ma dwadzieścia sześć lat i od

dziewięciu jest mężatką, chociaż bez dzieci. Mówi, że

urodzi, jak zapracuje na mieszkanie. Skończyła prawo

w Kirowgradzie. Majka jest starsza. Urodziła się

pierwszego maja 1975 roku. Jej mąż Nadip jest

Azerem. Mieszkają w Syktywkarze i świetnie im się

powodzi. Mają na bazarze cztery stoiska. Z dżinsami,

kosmetykami, muzyką i nakryciami głowy. Przed

moim wyjazdem z domu przepisałam notarialnie na

Majkę moją emeryturę. Żeby mogła ją odbierać, bo ja

mam trzy tysiące siedemset rubli z dodatkiem za

Page 598: Jacek hugo-bader biała gorączka

życie i pracę na Dalekiej Północy. Całkiem dobra

emerytura jak na Rosję.

— Czym się zajmowałaś?

— Całe życie byłam technologiem żywienia. To

znaczy kucharką. Skończyłam jedenaście klas, a

potem technikum gastronomiczno-handlowe. A Luda

jest najstarsza z moich dzieci. Po mężu Orłowska. To

moja kopia i nawet poszła w moje ślady, bo jest

zawodniczką. Biatlonistką. Ma trzydzieści dwa lata i

ciągle trenuje. Po olimpiadzie w Turynie chce się

wycofać i będzie trenerką, bo skończyła Instytut

Kultury Fizycznej. To moja perła, największa radość i

duma. Ma srebrny medal z olimpiady w Lillehammer.

Wprawdzie wywalczyła go dla Białorusi, ale zawsze

to medal. Biegła w sztafecie cztery razy pięć

kilometrów na ostatniej zmianie. Jest najlepszym

strzelcem w zespole. Na mistrzostwach świata w

1998 roku też wywalczyła srebro dla Białorusi. W

1989 wzięli ją do reprezentacji zsrr i Szkoły

Olimpijskiej w Witebsku, ale kiedy ją ukończyła,

Związku Radzieckiego już nie było, to została, tym

bardziej że wyszła tam za mąż. Pod Mińskiem

pobudowała z mężem piękny dom z bali. Wysyłałam

im z Północy drewno na tę budowę.

Jest dwadzieścia po piątej. Już nic nie mamy w

planie. Dzień jakby się skończył.

Page 599: Jacek hugo-bader biała gorączka

Schodki

Wracamy na Plieszkę. Emma jest tak zmęczona,

że nie chce spotykać żadnych znajomych. Ani Toli z

zaburzeniem koordynacji ruchowej, ani Ormianina

Arsena, który pije z rozpaczy, bo chciałby wrócić do

domu, ale nie może przekroczyć granicy, bo tak jak

Emmie ukradli mu dokumenty. Wiecznie pijanej

Nataszy Golikowej z twarzą anioła i nogami słonia

też nie chce widzieć. Natasza cały dzień siedzi na

Parapecie i prawie w ogóle nie wstaje.

— Tylko patrzeć, jak jej te nogi zgniją i będzie

trzeba je uciąć jak Olegowi — mówi Emma.

Natasza była sztukatorem i teoretycznie nie jest

bomżychą, bo ma w Moskwie mieszkanie, ale za nic

w świecie nie wróci do męża pijaka.

Resztką sił powstrzymuję się przed ucieczką do

hotelu. Na kolację kupuję dwa ziemniaki pieczone w

folii, po dwa piwa, ćwiartkę moskiewskiego koniaku.

Tylko na bani można przyspieszyć upływ czasu, ale

Emmie nie bardzo pasuje mój koniak. Dla niej za

mocny. Z góry, z pomnika przygląda się nam sam

Włodzimierz Lenin.

— Byłaś w partii? — pytam.

— I w Komsomole, i w partii. I drużynniczką

byłam. Chodziłam z czerwoną opaską na ręku i

Page 600: Jacek hugo-bader biała gorączka

pilnowałam porządku publicznego w mieście.

— U nas się tacy nazywali ormowcami.

— To należało do moich obowiązków

partyjnych. Byłam dobrą kucharką, miałam dużo

dzieci, to zaproponowali mi, żebym wstąpiła.

Opłacało się. Były przywileje mieszkaniowe, bilet na

pociąg można było załatwić za pięćdziesiąt procent, a

raz na trzy lata za darmo, i urlop dawali, kiedy

chciałeś, a nie w listopadzie. Inni dostawali według

grafiku. Tylko co trzy lata należał im się urlop w

lecie.

Emma karmi skórką od kartofli wróble, ale

przykuśtykał jakiś bomż, wyrwał jej skórkę z ręki i

zjadł.

— Co jest z ojcem twoich dzieci? — pytam ją.

— Umarł wiele lat temu — mówi. — Przez

Czarnobyl. Wzywali ludzi do wojenkomatu (komisji

poborowej) i pytali, czyby nie chcieli. To się zgłosił,

bo świetnie płacili. Jeździł polewaczką i zmywał z

ulic tę wredność. Podpisał kontrakt na pół roku, ale

zwolnili go po dwóch miesiącach i od razu trafił do

szpitala, a potem na rentę. Codziennie dawali mu

maleńkie tabletki z cyferkami, a po godzinie brali

krew z palca. Gasł po cichu. Na twarzy był biały jak

papier i co chwila się przewracał. Na początku ważył

Page 601: Jacek hugo-bader biała gorączka

trzy razy tyle co ja, ponad sto dwadzieścia

kilogramów, a jak umierał — sześćdziesiąt osiem.

— Kochałaś go?

— Dobry był. Nie pił. Nigdy mi grubego słowa

nie powiedział, nie uderzył. Jego brat jest bardzo

dobrym protetykiem zębowym. Kiedy Ludka

pierwszy raz w 1990 roku jechała na obóz radzieckiej

kadry do Bułgarii, dałam jej swoją obrączkę, bo

wtedy tylko po sto rubli wymieniali. Kupiła za to

swoje pierwsze buty Adidasa do nart i kijki. Związek

Radziecki się walił i niczego nie było. Zawodnicy

sami kupowali sobie sprzęt. Luda strasznie płakała,

bo to była moja obrączka ślubna, to ja jej mówię:

„Nigdy sobie, córko, nie żałuj". Która godzina?

— Dwadzieścia po siódmej.

— Jeszcze dwie godziny i Saszka przyjdzie.

— Wyjdziesz za niego?

— Tak.

Okno

O wpół do dziesiątej idziemy w miejsce, gdzie

na Parapecie Emma codziennie czeka na Saszę.

Dzisiaj wyjątkowo jest pierwszy. Emma robi mu

kanapki z mielonką, ogórkami i cebulką, które

znaleźliśmy w śmietniku na czwartym, ukochanym

Page 602: Jacek hugo-bader biała gorączka

peronie mojej towarzyszki.

Je nerwowo, łapczywie. Jest bardzo głodny.

Robi się ciemno. Idziemy ruchliwą

Rusakowską, która dochodzi do placu

Komsomolskiego. Sadowimy się na parapecie

eleganckiego sklepu z ubraniami. Przeganiają nas

ochroniarze, przesiadamy się kilka okien dalej.

Sasza patrzy na Emmę z miłością.

— Miałem zapalenie dróg moczowych —

opowiada mi, jak zaczął się ich romans. — To

napiernicza tak, jakbyś szczał żyletkami. Leżałem w

szpitalu na sali, w której byli sami moskwiczanie, ale

tylko do mnie codziennie przychodziła kobieta.

Emma dokarmia wszystkich ludzi z Plieszki, kiedy

leżą w szpitalu, i prowadza ich do lekarzy, żeby im

nogi nie gniły. Wszystko mi przynosiła, a do innych

żony nawet nie przychodziły.

Ulicą przewala się przepiękna wataha punków.

Pozdrawiają nas okrzykami: „Hello, brodiaga!".

Lubią bomżów, bo uważają ich za ludzi, którzy tak

jak oni postawili w życiu na wolność. Chłopak z

najpyszniejszym irokezem zatrzymał się przede mną i

wsadził mi do kieszeni dwadzieścia rubli (dwa złote).

Dostałem na piwo, ale następne chce postawić

Sasza. Rozpina rozporek, wsadza weń łapę i długo

Page 603: Jacek hugo-bader biała gorączka

gmera w kroku. Wyciąga zwitek banknotów.

— To żeby milicja mnie nie okradła —

tłumaczy — bo oni rewidują człowieka i zabierają

wszystko, co ma. Ale w rozporek nie zaglądają. Na

Plieszce trzeba umieć żyć. Na Leningradzkim w

zeszłym tygodniu jeden gość wygrał na automatach

dwanaście tysięcy rubli (tysiąc dwieście złotych). Nie

doszedł nawet do głównego wyjścia i go obrobili.

Trzeba do tego przywyknąć.

Ostatniej zimy Sasza skończył wielką robotę

przy asfaltowaniu parkingu przed supermarketem.

Był brygadzistą, więc pracodawca wypłacił mu

pieniądze dla wszystkich. Sto pięćdziesiąt tysięcy

rubli (piętnaście tysięcy złotych) za dwa tygodnie

pracy siedemnastu ludzi. Milicjanci zatrzymali go na

stacji metra, zaprowadzili na posterunek,

zrewidowali, odebrali pieniądze i wyrzucili za drzwi.

Kto stanie w obronie bomża?

— Na dodatek ja wiem — mówi Sasza — że to

pracodawca wystawił mnie mientom, za co wziął

potem połowę łupu. Tak się robi w Moskwie interesy.

Ale to nie koniec historii. Potem dopadli mnie

robotnicy, a to wszystko zatrudnieni przeze mnie na

czarno ludzie z Plieszki. Skatowali mnie jak

zwierzaka, złamali nogę i rozebrali do naga. Szukali

pieniędzy. Zostawili mnie tak nieprzytomnego na

Page 604: Jacek hugo-bader biała gorączka

ulicy. Zamarzłbym, gdyby mnie Emma nie znalazła.

Pościel

Za dwadzieścia dwunasta ruszamy w stronę

obecnej sypialni moich gospodarzy. Przechodzimy

przez Plieszkę, która o tej porze przypomina Sodomę

i Gomorę. Pijacy walają się w rzygowinach, dziwki

drą mordy i czepiają się przechodniów. Po

siedemnastu godzinach bomżowania jestem

śmiertelnie zmęczony.

Od dwóch tygodni Emma i Sasza śpią na

zapleczu Dworca Leningradzkiego, pomiędzy

paletami z ustawioną w stosy kostką brukową. To w

miarę spokojne miejsce, ale nim da się nura pomiędzy

stosy, trzeba mieć pewność, że nikt nas nie

obserwuje.

— To nasza pościel i kołdra — chichocze

Emma. — Robimy sobie materace z kartonów i

przykrywamy się czarną folią. Jak nieboszczyki.

— Śpisz? — szepcze Emma. Nie mam siły się

odezwać.

— Była tu z nami na Plieszce Wiera, mądra,

wykształcona kobieta, która się rozpiła. Zawsze

siedziała na „urnie" betonowej donicy, która stoi przy

zejściu do przejścia podziemnego pod placem.

Siedziała i mówiła do przechodniów: „Dajtie dwa

Page 605: Jacek hugo-bader biała gorączka

rublja na postrojku korablja". To jej dawali, dwa albo

więcej. Nazywali ją Mama Czuli jak bohaterkę

meksykańskiej telenoweli, która była służącą u

bogaczy i prawdziwym aniołem. Najlepszym

człowiekiem na świecie. Nasza Mama Czuli też taka

była. Jak nie piła, wszystkim pomagała, dzieliła się

pieniędzmi i jedzeniem... Śpisz? Ja myślę, że na

Plieszce zawsze musi być ktoś taki. Od roku to ja

jestem ta dobra. Dobrze, że Wasia wychodzi już z

więzienia i będę mogła wrócić do domu, bo ci dobrzy

na Plieszce nie żyją długo. Wiesz, co się stało z

Mamą Czuli? Jacek! Ona miała piękną i szykowną

córkę. Bogatą, całą w futrach. Sto razy zabierała

matkę do domu, a ona sto razy uciekała. Za którymś

razem, jak po nią przyjechała, zaczęła ją bić

pięściami, drapać, gryźć i kopać. Powaliła na ziemię i

kopała po głowie. Nikt jej nie powstrzymywał, bo

matka z córką same muszą się dogadać, i Mama Czuli

umarła. W lipcu minie rok, jak córka dostała osiem

lat więzienia. Jej było wstyd, że matka jest bomżychą

i pijaczką. Jak ci wstyd, myślę sobie, to nie przychodź

do matki. Żyj swoim życiem i jej daj żyć swoim.

Śpisz? Przez kilka lat byłam kucharką przy

ekspedycji geologicznej na Uralu. Kiedyś samą jedną

na całą zimę odcięło mnie od świata z siedemnastoma

chłopami i...

Page 606: Jacek hugo-bader biała gorączka

Październik 2005

Page 607: Jacek hugo-bader biała gorączka

Magellan 2008

Dwoje ludzi koniecznie chciałem odnaleźć w

Moskwie, kiedy w zimie 2008 roku wracałem z mojej

samochodowej wyprawy do Władywostoku. Emmę i

profesora Witalija Łazarewicza Ginzburga, członka

Rosyjskiej Akademii Nauk. To jedyny żyjący bohater

książki Reportaż z xxi wieku, której śladami

podróżowałem przez Rosję. Już w 1957 roku, kiedy

książka powstała, mówiono o Ginzburgu, że to

geniusz, wizjoner, przyszłość fizyki i astrofizyki.

Czterdzieści sześć lat później dostaje Nagrodę Nobla.

Emma tymczasem wsiąka w życie na placu

Komsomolskim. Ciągle jest z Saszą. Nie wyszła za

niego, ale dzielą kasę, żarcie i łoże. „Łoże" to może

za dużo powiedziane. To góra gnijących i

śmierdzących jak gówno szmat w opuszczonym,

blaszanym garażu na zapleczu Dworca

Leningradzkiego.

Minęło dwa i pół roku od naszego spotkania, a

postarzała się o dwadzieścia lat. I zupełnie zmeneliła.

Wygląda strasznie. Sina, opuchnięta, rozczochrana i

pokraczna jak inni bomże. I śmierdzi tak samo.

Doszlusowała. A imponowała siłą,

Page 608: Jacek hugo-bader biała gorączka

wytrzymałością, schludnym wyglądem i szybkością,

z jaką poruszała się po torach i peronach

moskiewskich dworców. Było widać, że to

sportsmenka.

— Byłaś w domu?

— Tak — mówi, wygrzebując się z barłogu. —

Z moim Saszą. W październiku 2007 roku na dziesięć

dni pojechaliśmy. Same nieprzyjemności. My tam

nikomu niepotrzebni.

— A syn? Waśka?

— Ciągle siedzi. Miał wyjść, ale coś narozrabiał

w tiurmie i dostał drugi wyrok. Ale zostawisz parę

rubelków na klina?

— Zostawię. I mam nawet buteleczkę ze sobą.

— To zostań z nami troszeczkę! Posiedzimy

przy ognisku, pogrzejemy się, popijemy. Bo my,

widzisz, jak nasza Rosja. Ciągle próbujemy się

podnieść, ale jakoś nam nie wychodzi.

Najważniejsze, że znaleźliśmy ten garaż. Wspaniałe

odkrycie. Wreszcie mieszkamy jak ludzie.

A profesor Witalij Ginzburg mieszka nad

brzegiem rzeki Moskwy. To niezwykle elegancki,

strzeżony przez milicję dom dla najbardziej

zasłużonych pracowników Akademii Nauk.

Page 609: Jacek hugo-bader biała gorączka

Urodził się przed rewolucją październikową, ma

dziewięćdziesiąt trzy lata i od kilku porusza się na

wózku, ale ciągle pracuje. Jest redaktorem naczelnym

pisma naukowego „Sukcesy Fizyki".

— I co ja w tym Reportażu z xxi wieku

nagadałem? — pyta, kiedy żona Nina zainstalowała

mu już sztuczne ucho.

— Że „problemem numer jeden nadchodzącego

półwiecza będzie opanowanie reakcji

termojądrowych, co rozwiąże po wsze czasy problem

paliwa" — czytam słowa profesora sprzed

pięćdziesięciu lat.

— To się nie pomyliłem — cieszy się noblista.

— A co było pomyłką?

— Że wstąpiłem do partii. A mniej więcej w

tym czasie, w latach czterdziestych, oni zamknęli w

łagrze moją przyszłą żonę. Za nic. To jedyne piętno

na mojej biografii. To był zbrodniczy reżim i straszny

kraj i Bogu dzięki, że się wreszcie rozleciał.

— A co było najważniejsze w tych

pięćdziesięciu latach? — pytam laureata Nagrody

Nobla w dziedzinie fizyki. — Najbardziej

zaskakujące, niezwykłe?

— Ona — pokazuje oczami żonę. — Miłość.

Page 610: Jacek hugo-bader biała gorączka

Ale niech mi pan przeczyta jeszcze coś z tej książki.

— Dobra. Przeczytam fragment, który dam

także w mojej książce. Na samym końcu. „Wśród

kapitanów przyszłych gwiazdolotów znajdzie się

wielu Kolumbów, którzy będą mogli z dumą

powiedzieć, że odkryli nowe światy. Ale nie będzie

ani jednego Magellana, który mógłby się poszczycić,

że opłynął cały Wszechświat. Nieograniczone są

ludzkie możliwości, lecz nieograniczony jest także

Wszechświat".

Przeczytałem jeden akapit, a profesor śpi z

głową zwieszoną na piersi. Z nosa spada na szlafrok

przeźroczysta kapka.

— Proszę już iść — szepcze pani Nina. —

Strasznie pan męża zmęczył.

— To życie mnie zmęczyło — mówi uczony,

nie otwierając oczu.

Kwiecień 2009