kripke - nazywanie a konieczność

57
i]fa Kripke r0U e tl NOSC Nazvwan a kohiecz Przełoż/ Bohdan Chwedeńuuk UNDAC) A ALETI-I EIA Dla Margaret

Upload: aniechcieszlag

Post on 05-Aug-2015

248 views

Category:

Documents


5 download

TRANSCRIPT

Page 1: Kripke - Nazywanie a konieczność

i]fa

Kripker0U

etl

NOSC

Nazvwan

a kohiecz

Przełoż/ Bohdan Chwedeńuuk

UNDAC) A ALETI-I EIA

Dla Margaret

Page 2: Kripke - Nazywanie a konieczność

a

Wvrlłp I20 SryczNrł 19701

Mam nadzieję, ze niektórzy widzą związek międzydrvoma tematami' o których rnówi tytuł tej książki.Chocby jednak nie widzieli, związki takie zostanąukazane w trakcie tych wykładów. A ponadto, poniervażdzisiejsza filozofia analityczna vżywa narzędz'i od-wofujących się do odniesienia i konieczności, nasze

' W styczniu l970 r. wygłosiłem trzy wykłady w PrincetonUniversity, przedstawione tu w zapisie. Jak pokazuje wyraźniestyl tego zapisu, wygłaszalem je bcz tekstu pisanego,a w istocie i bez notatek. Tekst ten jest nieznacznymredakcyjnym oprac owaniem dos I ownego zapisu; gdzieniegdziedodano fragment dla rozwinięcia myśli, napisano na nowozdanie, lecz nie podjęto żadnej próby, by zmienić nicformalnysty| oryginafu. Wiele przypisów dodano do oryginału,a nieliczne zostały pierwotnie wypowiedziane na marginesicpodczas samych wykładów.

Mam nadzieję, że czyte|nik będzie pamiętal o tym'czytając tekst. Wyobrażając sobie, jak się go mórvi,z właściwymi przerwami i akcentami, można nickiedylatwiej tekst rozumieć. Z pewnymi zastrzcże niami zgorlziłemsię na opublikowanie wykładów w tej postaci. Przyznany miczas oraz nieformalny styl wykładu zmuszaly do pcwnegoskondensowania argumentacji, uniemożliwiały omówieniepewnych zarzutów itp. Szczególnie w uwagach w parliach

Page 3: Kripke - Nazywanie a konieczność

Nuz') l'ł l n i c t t kol l i cc : n t lśt|

poglądy w tych sprawach naprawdę nraj4 dalekosięŹnckorxekwencje, jeśli chodzi o inne zagadnienia filozoficz-ne, które tradycyjnie można by uznac za odlegte

-takie jak argumenty dotycz4ce zagadnienia stosunku

umysfu do ciała czy tak zwana ,,teza c ;dentyczności''.Materializm w tej postaci często dziś byrva uwikłany,w bardzo zawiłe sposoby' w rozstrzyganie pytania, cojest konieczne, a co przygodne w rtypadku idenĘcznościwłasności - bywa uwikłany w rozstrzyganie tegorodzaju pytań. Uzyskanie jasności co do tych pojęćjestwięc rzeczywiście bardzo ważne dla filozofów' którzymogą chcieć pracowaó w wielu dziedzinach' Byó możepowiem coś w trakoie tych wykładów o problemieumysł ciało. Chcę również powiedziec w pewnynmiejscu (nie wicm, czy zdołam w to wejśc) o substanc.jach i rodzajach naturalnych.

Sposób, w jaki podchodzę do tych spraw, będziezupełnie różny, pod pewnymi względarni, od tego, coIudzie dziś myślą (choć nra równiez pewne micjsca

końcowych, poświęconych identycznościowym zdaniomnauki oraz zagadnieniu stosunku umysfu do ciała, Irzebabył,o zrezygnować z dokladności. Zupełnie pominięte zostałyniektóre z tematów istotnych dla pełnego przedstawieniastanowiska, którego się fu broni, w szczególności zagadnieniazdań egzystencjalnych oraz nazw pustych. Ponadto niefor.malność sposobu przedstawienia łatwo nrożc spowodowaćuchybienia wymogom jasności w pewnych sprawach'PŹystałem na wszystkie te braki w imię szybkiego ogłoszeniatekstu. Mam nadzieję, ze moze rJana mi będzie sposobnośćzrobienia więcej w późniejszej pracy. Powtórzę: lTanlnadzieję, żc czytelnik będzie pamiętał, iż' czyta wykladyw znacznej mierze nicformalne, nie tylko rvtedy, gdynapotyka poMórzenia czy potknięcia, lecz także rvtedy, gdynapotyka oznaki braku szacunku lub miejsca drażniącc'

tu,klal I 31

slyczne z tym, co niektórzy ludzic Inyślą i piszą dziś,3 ieś li pomijam nazwiska w takich jak tc nio|ornlaInychsr'k'ładach, mam nadzieję' że będzie lni ttl wybacztllte):.

Niektóre moje poglądy mogą uderzaÓ przy pierwszymspojrzetliu jako jawnie błędne. oto nlój ulubionyprzykład (którego prawdopodobnie nic będę broniłrr' tych wykladach - przede wszystkim t||atego, żcjeszcze nikogo nie prz ekonał): Twierdzi się porvszechniert'e współczesnej fi[ozofii, że są pcwnc predykaty, choÓ

1aktycznie puste - posiadaj ące zerowy zakres -a po-siadające ów zerowy zakres za sprawą przygodncgol-aktu, nie zaś jakiegoś rodzaju konieczności. Cóz, tegonie rozwazam; ale przykładem' jaki się zwykle podaje,

'1est przykład jednorożca. oto powiada się, że choówszyscy wiemy, iż nie ma je<irrorożców, oczywiściejednoroizce mogĘby istnieó. W pewnych okolicznościach

r Mając Inoźnośó dodania przypisu, wspomnę, że RogersAlbritton. Charles Chastain. Keith Donnellan i MichaelS1otc (oprócz filozofów wspomnianych w tckście, z HilarymPutnamem w szczególności) wyraza|i nicza|eznie pogiądystyczne z rozmaitymi stronami tego, co tu mówię. Albrittonzrvrócił moją urvagę na zagadnienia konicczności i apńorycz-ności w odniesieniu do rodzajów naturalnych, stawiającpytanie, czy moglibyśmy odkryc, że cytryny nie są owocami.(llie mam pewności, że uznałby on wszystkie moje wnioski.)Pamiętam również o wptywie dawnych rozlnów z Albrittoncnri Petercm Geachem o istotności pochodzenia czegoś. obronazarvańa w tekście zachowujejednak waźność: uśrviadamiamsobie, że lista, którą przynosi teil przypis, jest daleka odzupełności. Nie usiłowałem wymienió wszystkich tycIrpzyjaciół i studentów, z którymi wiodłcm pobudzającel pomocnc rozmollłry. Thomas Nagcl i Gilbert Harmanzaslugują na osobne porlziękowania za pomoc w redakcyjnyrnopracorvaniu tego zapisu.

I

Page 4: Kripke - Nazywanie a konieczność

{r

-rs ,y :|'\\uli! a k)nlą:ność

istnia!\lby jęĄ11orożce' Jest to właśnie przyk,lad czegoś,czego, jak sądzę, nie rna. Wedfug mnie nic należałobytrioże nrówić' iż jest konieczne, że nie nla jcdncroż.ców, lecz poprzestawać na tym, iż nie mozemypowiedzieć, w jakich okolicznościach istniałybyjednorożce. Sądzę ponadto, że nawet gdyby archeo.|odzy czy paleontolodzy odk.ryli jutro jakieś szczątkikopalne świadcz1ce dowodnie, że istniaty w przeszłościzwierzęta spełniające wszystko' co wlemy o jedno.rozcach z mitu o jednorożcu, nie wskazywałoby to,że istniaĘ jednorożce. Otóil, nie wiem, czy będę lniałokazję tlo obrony tego konkretnego poglądu, lecz jestto przykład poglądu zaskakującego' (Miałem ostatniow tej instytucji senrinarium, na któryrn mówiłemo tym przez kilka posie <izcń.) Niektóre nrtlj e poglądysą więc nieco zaskakującę. Ale rozpocznijmy odpewnego obszaru, który niejest może tak zaskakujący,i wprowadźmy metodologię oraz zagadnicnia tychwykładów.

Pierwszym z pary moich tematów jest nazywanie.Przez nazwę będ.ę tu rozumiał nazwg własną, to Znaczyrrazwę osoby, miasta, ka.ju itd. Dobrze wiadomo' żelogicy współcześni również bardzo interesują siędeskrypcjami określonymi, zrvrotami o postaci: ,ltakie, że Qx'', takimi jak:,'człowiek, który skorumpował

pldleyburg''. otóż jeśli jeden i tylko jeden człowiekskorunrpował Hadleyburg, człowiek ten jest tym, doczego odnosi się, w serrsie logicznyrn, ta deskrypcja.Tenninem ,,nazwa,, będziemy się posługiwac tak, bylrie obejmował deskrypcji okeślonych tego rodzaju,lecz jedynie te rzeczy, które w jezyku potocznymnazwałoby się ,,nazwami własnymi''' Jeżeli chcemynricć tcrmin wspólny, obejmujący nazw1, i deskrypcje,nlożenry posłużyó się tertrrinem,,dcsygnator''.

Dorrne llanr zalważłł' zę w pewnych okolicZnościach

1onkrctna osoba mówiąca możc posłużyc się deskrypcją

I Keitlr Donnellan, Reference and DeJinite Descriplions,

.,Philosophical Review", t- 15, 1966, s. 281 304' Zob'

rólvnież Leonard Linsky, Reference antl Referenls, w:

C,E. Caton (wydj, I'hilosophy and Ordinary Language,

University of Illinois Press, Urbana 19ó3. Rozróżnienie

Donnellana wydaje się stosowalne do nazw, a także do

deskrypcji. Dwaj ludzie spoglądają na kogoś z odległoś.ci

i sądżą' ze rozpoznaja go jako Jonesa. ',Co robi Joncs?''

,,Grabi liście''. Jeśli ów grabiący w oddali Irscie jest

faktycznie Smithem, w pewnym sensl. odnoszą s'€ onl oo

Smiiha, choć obaj. postuguja się nazwą ,,Jol.es', jako na:wą

Jonesa. W tekście mówię o,,tym, do czego odnosi siQ''

nazrva, mając na myśli rzęcz nazywaną przęZ Ię nazwę

- np. Jonesa, nie Smitha - nawet gdy o mówiącym nrożna

niekicdy słusznie powiedzieć, że posługuje się nazwą, byodnieść się do czegoś innego. Może rlniej mylące byłobyuŻycie'terminu technicznego, takiego jak',denotować'',zamiast ''odnosić się''. Moje użycie ,,odnosić się'' jcst takie,

że spełnia schemat: ,,Tym, do czego odnosi się <cbt,- jest X',gdzie ,,X' moźna zastąpic przezjakąś nazwę lub deskrypcję.

śkłonnyjestem tytułem próby uznaó, w przeciwieństwie do

Donnellana, że jego uwagi o odnoszeniu się mają niewielewspólnego z semantyką czy warunkami prar'r'd'jwości, choó

'ogą bye istotne dia teorii czynności mowy. ograniczenia

miejsca nie pozwalaja mi wyjaśnić' co przez to rozunliem.a tym baldzi;j nie pozwalają, poza kótką uwagą, na obronętego poglądu. Nazwrjmy to, do częgo odnosi się nazwa czydeskrypcja w moim sensie, ,,odniesieniem semantycznylr";w wypadku nazwy iest Io rzecz nazywana' w wypadkudcskrypcji - jedyna rzecz 1ą spetniająca.

Mówiący może więc odnosić się do czegoś innego niżodniesienie semantyczne, jeśli ma odpowiednio fałszywcprzeświadczenia' Sądzę, że to właśnie zachodzi w wypadkach

Page 5: Kripke - Nazywanie a konieczność

lkrrlwania a kon iccznost

określoną, by odnieść się nie do tego, clo czegorzeczywiście odnosi się - w sensie, jaki rvłaśnieokeśliłem - ta deskrypcja, lecz do czegoś irulego' comówiący clrce wskazać i o czym sądzi, iż jest 1yln' doczego dana deskrypcja rzeczywiście się odnosi, co zaśfaktycznie nie jest jej odniesieniem. Można więcpowiedzieć: ,,Talnten człowiek z kieliszkiem sZampanajest szczęśliwy'', choć faktycznie ma on jedynie wodęw kieliszku. otóż choó w jego kieliszku nie maSzampana' a W pokoju może być inny człowiek' któryma szampana w kieliszku' mówiący zanierzał odnieśćsię lub być może, w pewnym sensie terminu ,,odnosicsię',, rzeczywiścle ocnióst się do człowieka, o którymmyślał, że ma szampana lv lrieliszku. Mimo to terminu,,to' do czcgo odnosi się deskrypcja'', zamięrzamużywac tak' by oznaczał jedyny przedmiot spełniającyrvarunki, jakie wskazuje deskrypcja okeślona. W tymSensie zwykło się go używaó w tradycji logicznej.A więc gdy mamy deskrypcję o postaci: ,,x takie, żeQ"t'', i istnieje dokładnie jedno x takie, że $x, do tegowlaśnie;r odnosi się ta desĘpcja.

A jaki jest stosunek między nazwami a deskryp.cjami? Istnieje dobrze znana doktryna Johna StuartaMi[la, wyłożona w jego Systemie /oglłi, według którejnazwy mają denotację, lecz nie konotację. Posfużmysię jednym z jcgo przykładów. Gdy używamy nazwy,,Dartmouth'' do opisu pewnej miejscowości w Anglii,można ją tak zwać, ponieważ lezy u ujścia rzeki Dart.Gdyby jednak, mówi Mill' Dart (to znaczy rzeka Dart)

nazywania (Smitlr--Jones), a takźe w Donnellanowymprzykładzie z szampanen; te pierwsze nie wymagajążadnejtcorii głosząccj, ze nazlły są dwuznacznc' a ten drugi niewymaga żadnej modyfi kacji Russellowskiej teorii deskrypcji.

tJrktai ! 4l

znieniła swój bieg tak, że Dartmouth nic lcżałoby jużu iej ujścia, rnoglibyśrny w sposób właśoiwy nazywaÓto Ilie.isce ,,Dartmouth'', choć nazwa ta mogłabysugerowaó, iz |eży ono u ujścia rzeki Dart' Zmieniającterminologię Milla, powinnismy nrtlże porviedziec, żetaka nazwa jak ,,Dańlnouth'' rzeczvwiście d|a pewnychIudzi ma,'konotację'', rnianowicie ftecz)]wiście ko|totuje(nie dla mnie - nigdy o tym nie myślałem), żc pewncmiejsce zwane ',Dartmouth'' leży u ujścia rzeki f)art.Alc wówczas nie ma ona,,sensu''. W każrlym razieokolicznośc' ze tak nazywane miasto leży u ujściazeki Dart, nie jest częścią znaczenia nazwy ,,Dart-mouth''. Ktoś, kto mówiłby, że Dartmouth nie |eżyu ujścia rzeki Dart' nie przeczy,łby sobie.

Nie powinno się s ądzić, że każdego Zwrot]'l o postaci:

,'r takie, ż,e Fx',, używa się zawsze jako deskrypcjiraczej niź. nazwy. Przypu szczarn' ze każ,dy s|yszało Swiętym Cesarstwie Rzymskinr' które nie było aniświęte, ani rzymskie, ani nie było cesarstwem. Dziśmamy Narody Zjednoczone. Wydawałoby się zatem'że skoro można nazywać tak te rzeczy ' choć nie sąSwiętymi Rąrmskimi Narodami Zjednoczonymi, zwroĘte trzeba traktować nie jako deskrypcje okreśIone, leczjako nazwy. W wypadku niektórych terminów ludziemogą miec wątpliwości, czy Są olle nazwami, czydesĘpcjami; na przyktad ,,Bóg', - czy opisuje Bogajako jedyny byt boski, czy też' jest nazwq Boga. Alewypadki takie nie muszą nas martwić.

Cóż, dokonuję tu rozróżnienia, które z pewnościąprzeprowadza się w języku. Klasyczna tradycjawspółczesnej logiki występuje bardzo ostro przeciwpoglądowi l'{illa. Frege i Russell sądzili - a doszli dotych wniosków' jak się wydaje, niezależnie od sicbie

- że Mill zdecydowanie błądził: nazlva w'łasna, użyta

_J_-

Page 6: Kripke - Nazywanie a konieczność

rlul:\'\rl ic n k())li..'tloś(!

wc właściwy Sposób' jost po prostu Skróconą czyutajoną dcsĘpcją okrcśloną. Szczcgólnie Frege mówił,żc taka deskrypcja nadajc scns nazrvica.

otóż racje przenralviające przeciw poglądowiMilla, a za altenratywl-lyrn pt-'glądenr, przyjętym przezFregego i Russella, są rzeczywiścic potażne. I trudnozrozulniec - choć można ów pogl4d traktowaćpodejrzliwie, ponieważ nazrvy nic wydają się byćukrytymi deskrypcjami - jak. pogląd Frcgego-Rus-

a Sciśle mówiąc, Russcll oczywiście trvicrdził, ż'e nazwynic są skrótami deskrypcji i nie mają zadncgo scnsu, a|c

mówił też, że dlatcgo właśnie, iż tzeczy, które nazywamy,'nazwami'', są skrótanri deskrypcji, naprewclę nie są tonazwy. Tak więc poniclvaż ,,Walter Scott.', według Russella,jcst skrótem deskrypcji, nie jest to nazwa, a jedynyminazwami naprawdę istnicjącymi rv języku potocznym sąbodaj zaimki wskazujace, takic jak ,,to" Iub ,,tamto",używane w kon.kretnej sytuacji, by odnieśc się do pzcdmiotu,z którym rnówiący, w Russe|lorvskim scnsie tcgo terminu,

,,styka się bezpośrednio',. Choc nic będzicmy stosowaćsposobu mówienia Russella, możemy opisać gojako kogoś'kto mówi' żc to. co się potocznie ma za nazwy. teczytviściema sens. Mają one scns radykalnie rozumiany. tak mianowicie,żc nramy być zdolni do podania takiej rleskrypcji określonej,by to, do czego odnosi się nazwa, było, na nlocy definicji,przedmiotcm spełniającyrn tę deskrypcję. Sanr Russe||,ponicważ usuwa dcskrypcje zc swojej pierwotncj notac'ji,wydajc się utrzymywac w artykule on Denoting fzob. po|skiprzek|ad: Denotowunia, w: Jerzy Pelc (wyd.), Logika i język'PWN, Warszawa 1961' s. f5327 5), że pojęcie ,'sensu'' jestzlldne. Zdając sprawę Z pog|ądórv Russella odbiegamy odnich w dwojaki sposób. Po pierwsze, ustalanry, ze ,,nazwy',ntają byc nazwami w potocznyn] rozulnieniu. nie zaśRusscllowskimi,,logicznymi nazwami wlasnymi"; po drugie,trakttrjcnry deskrypcje i ich skróty jako cos' co nla sens.

4]

sella, lub jakaś jcgo stosowna odIniana, lnoze okazaćsię nietrafny.

Pozwolę so bic pooac przykłady|ozwolę sotttc poriac przykłady nicktórych ar.gunlcntów, którc rvydają się konkluzywrric przemawiacza poglądem Fregego i Russella. Każdy taki poglqdjakMillowski _staje przcd podstawowym pytaniem, jaknoŻemy okeślić, do czego odnosi się nazwa użytaprzez daną osobę mówiącą. Według dcskrypcjonizmuodpowiedź jest jasna. Jeśli nazwa,,Joc Doakes''jest poprosfu slcótem lvyraz enia ,,człowiek, który skorumpowałHad|eyburg'', tym, do czego odnosi się nazwa ..JoeDoakes'', jest ktokolwiek, kto jako j edyny skorumpowałHadlcyburg. Jeślijednak nie tna takicj trcści opisowejpzyporządkowanej nazwie, to jak w ogólc ludzióui:ywa1ą nazw, by odnosić się do rz'eczy'? Cóż, mogąbyc zdolni do wskazania pewnych rzec7.y, a więc óookreślenia odniesicń pcwnych nazw w sposób ostcn.sywny. To wlaśnie głosiła Russclla dokiryna wiedzybezpośredniej, którą, jak sądził, spełniają tak zwar:!nazwy autentyczne, czy\i nazwy własne. Nazwvpotoczne odnoszą sięjcdnak oczywiścic tlo wszystkicńrodzajów ludzi, w tym do takich, których, jak WalteraScotta, zadną miarą nie możemy wskazić. A naszeodnoszenie się jest tu, jak się wydajc ' Wznaczoneprzez nasząo nich wiedzę. Wszystko, co o nich wiemv.wyznacza

'Io, do czego odnosi się nrrzwa. jako jedyńą

zecz posiadajqcą o','le własności. Jeśli nu r,rzvkłodużywam nazwy ,,Napolcon''. a ktoś pyta: ,,Do.kogo sięodnosisz?'', odpowiem coś takiego: .,Napoleon bvicesarzem Francji na początku XIX stu|ecia; zostałpokonany ostatecznie pod Waterloo'', poda|ąc deskwncicJednoznacznie identyf,lkującą. by określić to, ao ńgóodnosi sig nazwa. Wydaje się zatenr, że Frcge i Russólprzedstarviają naturalnr: ujęcie tego, jak zostaje tu

Page 7: Kripke - Nazywanie a konieczność

Na:ln:ilnie u knitc:uośt

określone odniesienie; nie wydaje się' by wyjaśniałto Mill.

lstnieją pomocnicze argurnenty, które również

- choć odwofują się do bardziej szczcgółowychzagadnień - dostarczają podstaw do uznania tegopoglądu. Jeden z nich głosi, że niekiedy możemyustalió, iż dwie nazwy odnoszą się do tego samego'i wyrazić to w twierdzeniu o identyczności. oto naprzykład (domyślam się, że jest to wyświechtanyprzykład) widzimy wieczorem gwiazdę i nazywamy ją,,Gwiazdą Wieczomą''. (Tak właśnie nazywamy jąwieczorem, czyż. nie? Mam nadzieję, że nie jest na

odwrót.) Widzimy gwiazdę rano i nazywamy ją,,Gwiazdą Poranną''. Następnie stwierdzamy, że niejest to gwiazda, lecz planeta Wenus, a GwiazdaWieczoma i Poranna są w rzeczylvistości tym samym.Wyrai:amy to więc, mówiąc: ,,Gwiazda Wieczorna jestGwiazdą Poranną''. Z pewnością nie mówimy tu poprostu o przedmiocie' że jest identyczny z sobąsamym' Mówimy o czymś, co odkryliśmy' Bardzonaturalne jest powiedzenie, iz rzeczywista treść Ljesttaka, żef gwiazda, którą widzieliśmy wieczorem, jestgwiazdą' którą widzieliśmy rano (lub' dokładniej' iżrz-ecz, którą widzieliśmy wieczorem, jest rzeczą, którąwidzieliśmy rano). Nadaje to więc rzeczywisteznaczenietakim twierdzeniom o identyczności, a analiza w ter.minach deskrypcji tego dokonuje.

Możemy równieź zastanawiać się, czy nazwa maw ogóle jakieś odniesienic, gdy pytamy na przykład'czy Arystoteles w ogóle istniał. Naturalna wydaje siętu myśl, że rrie pytamy, czy ta rzecz (człowiek) istniała.Cdy 1uż mieliśmy rzecz, wiemy,źrc istniała. W rzecz}rrvis-tości zapytujemy, czy coś odpowiada własnościom,które kojarzymy z nazwą - w wypadku Atystotelesa,

czy iakiś filozof grccki stworzył pewnr: dzicła lubpŹynajmniej stosowną ich liczbę.

Dobrze byłoby odpowiedzieć na wszystkie te

argumcnty. Nie jestcm w pelni zdolny do jasnegowidzenia drogi, która wiodłaby przez kaŹdc tego rodzajupytan ie' jakie można postawić. Jestem ponadto pewny, żenie będę miał czasu na rozważenie wszystkich tych pytańw rych wykładach. Mimo to sądzę' że jest niemal pewne,iż pogląd Fregego i Russe||a jest fałszywys.

Wiclu ludzi rnówi, że teoria Fregego i Russella jestfałszywa, lecz w moim przekonaniu odrzucają oni jejliterę, zachowlljąc jej ducha' posfugują się mianowiciekoncepcją pojęcia jakc wiązki otóż co to jest? Jest tooczywiste pytanie do Fregego i Russella, pytanieprzychodzące od razu na nryśl, które zalważył juz samFrege. Mówił on:

Co do sensu prawdziwych imion własnych - takich jak,,Arystoteles'' - zdania mog4 siQ co prawda różnic.

5 Gdy mówię o poglądzie Fregego.Russella i jegoodmianach, obejmuje to jedynie te wersje, które podająteońe odniesienia nazw w terminach rzeczy. W szczególnościpropozycja Quine'a, żeby w ,,notacji kanonicznej'' takąnazwę jak,,Sokrates'' zastąpić deskrypcja,,Sokratyzer''(przy czym wprowadza się tu predykat ,,Sokratyzuje'')

- a tę desĘpcję powinno się usunąć za pomocą metodyRusselIa -- nie została zamierzona jako tcoria odniesienianazw, lcczjako projcktowana reform a języka odznaczającegosię pewnymi zaletami. Wszystkie rozważanc tu zagadnieniabędą się odnosiły, mulatis mulandis, do owego zrefor-mowanego języka. Szczególnie pytanic: ,'Jak wyznacza sięodniesienie nazwy <Sokrates>?" prowadzi do pytania: ,,Jakwyznacza się zakes predykatu <Sokratyzuje>?''. Nie sugenrjęoczywiście, że Quine twierdził kiedykolwiek coś przeciwnego.

45

Page 8: Kripke - Nazywanie a konieczność

rlfa:||uni. u koni{:ność

MoŹna np. przyjniowac tu Za sens: uczeń P|atonainauczyciel Aleksandra Wielkiego. Kto tak cryni, tcnłączy ze zdanicn,'Arystotcles pochodził zc Stagiry'' innysens niż ktoś, kto przyjrnuje nl za sens: nauczycielAleksandra Wielkiego pochodzący ze Stagiry' Dopókinie zIlienia to znaczenia, chvi'iejności takic możnatolerować. W nauce dedukcyjnej należałoby ich jednakunikać, a wjęzyku doskonałym nie powinny występowaćw osolc-.

Tak więc według Fregego istnieje w naszym jęZykuswego rodzaju su'cboda czy słabość. Jedni mogąnadawaó pewier iens nazwie ,,Arystoteles''' inni mogąjej nadawać inny sens. Ale oczywiście nie tylko to;

nawet gdy zapytamy jakicgoś użytkownika języka:

,,Jaką deskrypcją skłonny byłbyś zastąpić nazwę?''.może byó mocno zakłopotany. Może faktycznie wiedziecwid'e rzeczy o Atystotelesie, ale co do każdej konkretnejrzeczy, którą wie. może odczuwać wyraŹnie, ż'e wyrazaprzygodną własność przedmiotu. Jeśli nazwa ,,Arys-toteles'' znaczyłaby tyle co: czlowiek, który uczylAleksandra LYielkiego, powiedzenie:,,Arystoteles byłnauczycielem Aleksandra Wielkiego'' byłoby zwykłątautologią. Ale z pewnością tak nie jest; wyraża onofakt, że Arystoteles uczył Aleksandra Wielkiego, coś'co moglibyśmy ujawnió jako fałszywe. Bycie nau.czycielem Aleksandra lłielki,ego nie może więc bycczęścią [sensu] tej nazry -

Najczęstszym sposobem wychod zenja z tej trudnościjest powiedzenie, że ,,okoliczność, iż llie możemy

ó Gottlob Frege, Sełls i znaczenie'w''semantyczne. przełoŻył BogusłarvWarszawa 1971, s. 6f , przypis *.

Gottlob Frcge, PlsnraWolniewicz, PWN,

41

zastąpić konkretną deskrypcją nazwy, naprirwdę nic

lcst słabością jezyka potoczIrcgo; jcst to całkierniv porządku. W rzeczywistości kojarzymy z nazwqrodzinę desbypcji''. Dobry tego przykłacl (cśli uda mi

sję to znaleźc) jest w Dociekaniach ./ilozo/iczllych,gdzie wprowadza się z wieiką mocą ideę podobieństw

rodzinnYch.

Wcż pod uwagę taki oto przykład. Gdy nrówirny: ,,Mojżcsznie istnia}'', to możc to znaczyć roznc rzecz'y. Moż.s

znaczyć: wychodząc z Egiptu,lzrae|ici nie mie|i jednegorvodza... aIbo: nie było człowieka, który by dokonal legorvszystkicgo' co Biblia przypisuje Mojżcszowi..' Gdy.jednak twierdzę coś o Mojżcszu - czy ZawSZc gotówbędę podstawic za wyraz ,,Mojżesz'' jeden'zLych opisow,|Powiem możc: przez ,,Mojzesza'' rozumicm człowieka,który zrobił to, co donosi o Mojżeszu Biblia, a przynajmnicjrvicle z tego, Ile jcdnak? Czy zdecydowalcm, ile musiokazaó się fałszcm, bym zdanie swe uznał za fatszywe?Czy s,tięc imię ,,Mojżesz'' ma dla mllie jakieś stalcijednoznacznic okeślonc użycie we wszelkich moziiwychwypadkachr?

Wedfug tego poglądu - a jego locus classicus toartykul Searle'a o nazwach własnych8 - to, do czegoodnosi się nazwa' jest określone nie przez pojedyncządeskrypcję, Iecz przez pewną wiązkę czy rodzinę. To,co w pewnym sensie spełnia wystarczająco wiele lubwiększość deskrypcji z tej rodziny, jest tym, do czegoodnosi się nazwa. Powrócę do tego poglądu. Może on

' Ludwig WittgenŚtein, Dtlciekanio fi klzoJiczne, prze|oź,yłBogusław Wo|nicwicz, PWN, Warszawa |9.12, s 79' s. 57_53.t John R. Searle, Proper NaÓres, ,,Mind", t. 67, 1958,

s. 166 173.

Page 9: Kripke - Nazywanie a konieczność

r-I

i

,\ d:\,|\] )1 i e o kon iccz ]nśt

uchodzic, jako an^Iiza języka potocznego' za znaczn|ebardziej Zasfugu-jący na przyjęcie niż pogląd Fregegoi Russella. V1oże się wydawać, że zachowuje onwszystkie zaleĘ i usuwa wady tej teorii.

Pozwulę sobie powiedzicć (a wprowadzi nas to

w inny, nowy temat, zantm rzeczywiście rozważę tęteorię nazywania), że są dwa sposoby, na które możnarozpatrywaó wiązkową teorię pojęcia czy nawet teorięwymagającą pojedynczej deskrypcji. Jeden sposóbtraktowania jej to powiedzenie, ż'e wiązka czy pojedyn.cza deskrypcja faktycznie nadaje znaczenie nazwie,a gdy ktoś mówi: ,,Walter Scott''' ma na myśIi: takiczłowiek, że to a to, a to, a to.

A rnożliwy jest inny pogląd, który głosi, że.jeślinarvet deskrypcja w pewnym sensie ruepodaje znaczenianazwy, to jednak określa jej odniesienie, i choćwyrażenie ,,Walter Scott'' nie jest synonintem wyrazenia

',taki człowiek, że to a to, a to, a to'', a nawet nie jestchyba synonimem rodziny deskrypcji (eśli coś możebyó synonimem rodziny), uizywamy właśnie rodzinydeskrypcji lub deskrypcji pojedynczej' by okeślió, dokogo odnosimy się, gdy mówimy ''Walter Scott''.oczywiście gdy dowiadujemy się o przekonaniachmówiąccgo o Wa|terze Scotcie i zauważ'amy, zefakrycznie są znacznie bardziej prawdziwe o SalvadorzeDalim' to w myśl tej teorii odniesieniem nazwy,,Walter Scott'' okazuje się Dali' nie Scott. Są, jaksądzę, autorzy, którzy przeczą wyraŹnie - nawetbardzicj zdecydowanie, niżbym to czyni| - temu, żenazwy w ogóle mają znaczenie, posfugują się jednaktym obrazem, pokazującym' jak dochodzi do okeśleniatego, do czego odnosi się nazwa. Dobrym przykłademjcst Paul Ziff, który powiada bardzo dobitnie, że nazwyw ogóle nie maja znaczenia, [że] w pewnym sensie ntę

lfyklad I

są częścią języka. A jednak gdy rnówi, jak określamy'czyn jest odniesienie nazwy, podaje ten obraz. Nicstcty,nie mam ze sobą odpowiedniego |ragmentu, alc takrvłaśnie mówi9.

Później odsłoni się nieco wyrażniej różnica Iniędzyposfugiwaniem się tą teorią jako teorią znacz.eniaa posługiwaniem się niąjako teorią odniesienia. 'I.coria

ta traci jednak coś ze swoich powabów, jeśli niepzyjmuje się, że podaje znaczenie nazwy' niektÓrebowiem z rozstrzygnięó zagadnień, o których właśniewspomniałem, nie będą słuszne lub w każdym razie niebędą wyraźnie sfuszne, jeśli deskrypcja nie podajeznaczenia nazwy. Dla przykładu jeśli ktoś mówi' że

9 Najobszerniej sze sformułowanie Ziffa wcrsji teoriiodniesienia nazw w terminach wiązki deskrypcji przynosianykul About God, w: Philosophical Turnings, ComellUniversity Press.{xford University Press, lthaca-London|966' s, 94_96, Krótsze sformułowanie pojawia się w jegoSemantic Analysis, Comell University Press, Ithaca 1960,s. l02_l05 (szczególnie s. l03-l04). Ten ostatni flagmentwskazuje, że nazwy rzeczy, które znamy bezpośrednio,trzeba traktowaó nieco inaczej (Ziff odwołuje się dopokazywania i chrzczenia) niz nazwy historycznych postaci,kiedy to odniesienie zostaje okręślone przez skojarzonez nimi dcskrypcje (czy ich wiązkę). Na s. 93 SenanticAnalysis Ziff stwięrdza, ż,e ,,zwykła(e) ścisła(e) generaliza.CJa(e) dotycząca(e) nazw własnych'' jest(są) nicmożliwa(e);,'można powiedzieó tylko, co jest nazrvą własną na ogó}...''.Mimo to Ziff wyra źnie stwierdza, ż'ę teoria wiązki dcsĘpcji.1est rozsądnie przybliżonym sformułorvaniem, w kaźdymrazie w wypadku postaci historycznych. Co do pogląduZiffa, że nazwy własne nie są zazwyczĄ słowami językai nie mają zazwyczaj znaczenia' zob' Selnanlic Analysis, dz,'cyt., s. 85-89 i 9!94.

Page 10: Kripke - Nazywanie a konieczność

Nu:,, \t?rtr,{, d ko,tic( -)tost

zdanie ,,Nie istnicjc Arystoteles" znac4t tyle co: ,,Nic ma

człowieka postępującego tak a tak'' lub żc - w przykła-dzie z Wittgenstcina - ,,Nie istniał MojŹesz', zllaczy..

,,Zaderr człorviek nie postęporvał tak a tak'', może toza| e ze ć (i fa ktyc zn i c, j a k sądzę, za|ezy 1 o d tra k t o wa n i a

owej teoriijako teorii znaczenia nazwy ,,Mojżesz''' a nie

tylko jako teorii jej odniesienia. No cóż, riie wiem tego.

Byc może wszystko, co mamy teraz przed sobą'wskazuje, żejest na odwrót: jeśli ,,Mojżesz,, znaczy lyIeco: ,,człowiek' który postępował tak a tak'', to gdy

mówię, że Mojżcsz nie istniał, mówię, że nie istniałczłowiek, który postępował tak a tak, to znaczy ze zadnaosoba nie postępowała tak a tak. Jcśli natomiast

,,Mojżesz'' nie jcst synonimem żadnej deskrypcji, to

chocby odnicsienie tej nazrty było w pewnym sensleokreślone przez dcskrypcj ę, zdań zawieraj ących tę

nazwę nie można w ogólności analizowac, zastępujac jadeskrypcją, choc rnogą być materialnie równoważnezdaniom zawierającym ceskrypcje. T'rzeba więc bedzieodstąpić od ana1izy wspomnianych wyżej jednostkowych

r'dań egzystencjalnych, chyba że jakiś szczegóInyargument, niezależny od ogólnej teorii znacz'cnia nazw,będzie przenrawiał za taką analizą; dotyczy to równieżtwierdzcń o idcntyczności. Sądzę w każdym raz'ie. Że

',Mojżesz istnicje'' w ogóle nie ma tego znaczenia. Niebędziemy więc rnusieli badać, czy można przedstawićtaki szczególny argumcntl0.

Zanim zagłębię się rv to zagadnienic, chcę porl.rórvico ilnym rozróznieniu, które bgdzic ważne dla mctodo.Iogii tych wykładów. Filozofowie mówią (a oczywiścierv ostatnich latach tocz14y sip poważne spory co <1o

scnsowności tych pojęó) [o] rozmaitych katcgoriachprawdy, które nazywano prawdanri ,,a prbri,,, prawdami,,analitycznymi", ,,koniecznymi" - a niekiedy nawetto' co ,'pewne'', wrzuca się do tego worka. Tenninówtych często używa się tak, jakby pytanie, c:y istniejąaeczy odpowiadające tym pojęciom, było interesujące,a|e z powodzeniem możemy uznać, że wszystkieoznacza;:|tę samą rzecz. otóżr' każ'dy pamięta (trochę)Kanta, rozróżniającego między tym, co ,,a priori,',a rym, co ,,analityczne''. Byc moze więc nadaI rozróznlasię w ten sposób. We współczesnych dyskusjachbardzo mało ludzi

- jeśli w ogóle są tacy - odróżnia

pojęcie zdań apńorycznych od pojęcia zdań koniecznych.Ja w każdym razie nie będę używał tu zamiennieterminów ,,a priori,' i ,,konieczny''.

Rozważmy, jakie są tradycyj ne opisy takichterminów, jak ,,a priori,' i ,,konieczny''. Po pie rwsze,pojęcie apnoryczności jest pojęcicm epistemológicznym'Przypuszczam, że pochodzący od Kanta tradycyjnyopis aprioryczności przebiegajak oś tak prawdy a priorito te, które można poznać niezależnie od wszelkicgodoświadczenia. Wprowadza to inną trudnośc,,.ninopuścimy to pole, mamy bowiem w opisic tego' co,,a priori''

' inną modalność' zakłada się mianowicie, że

Jest to coś, co można poznać nieza|ęznie od wszelkiegodoświadczenia. Znaczy to. Ze w pcwnym se nsie możlińcJest poznanie tego nieza|eżnie od wszelkiego dośv'iad-czenia (nie ma znaczenia, czy faktycznie zńmy to. czynle znamy tego niezależnie od dośrviadczcnja). A dlakogo jest lo moż|iwe? DIa Boga, d|a Marsjan? Czy

il

lo Ci detolnriniści, którzy negują doniosłość jednostki

w dziejach, z powodzenienr mogą wywotlzić, il'e gdyby

nigdy nie istniał Mo'iżesz, pojawiłby się ktoś inny' by

dokonac tcgo, co Mojżcsz. Twierdzenia ich nie sposób

orjrzLrcic. orlwolLr;ąc się do słuszncj filozoficznej teorii

znaczenia zdania,,fulojżesz istnieje''.

b*

Page 11: Kripke - Nazywanie a konieczność

r5lNd.ł| ani c o ko iec,l|aśc

tylko dla Iudzi o takicli umvsłaclr jak nasze? Rozjaśnienietego wszystkiego [wymagatoby] zbadania mnóstwaswoistych zagadnień dotyczących rodzaju możliwości,która tu wchodzi w grę. Może więc lepiej będzie,zamiast posługiwaó się zwrotem ''prawda a priori,,,o ile w ogóle się go używa, ograniczyć się do pytania'czy koŃretna osoba lub ktoś poznający wie cośa priori lub sądzi, że to coŚ jest prawdziwe, napodslawie świadectw a priori.

Nie będę zbyt daleko lvchodził w zagadnienia'które mo8ą wylonić sig tu wraz z pojęcicm apriorycz.nuści. Chcę powiedzieó, irc niektórzy filozofowiezmicniaj4 niekiedy modalnośó w Ęm opisie z może namusi. Sądzą' żejeśli coś należy do dztedziny poznaniaapriorycznego, nie sposób poznac tego enrpirycznie.To po prostu błąd. Coś moż.e należeć do dziedzinytakich zdań, które można znai a priori, kontretniludzie mogąjednak znaó to na podstawie doświadczenia'Podam naprawdę potoczny przyktad: każdy, ktoposfugiwał się komputerem, wie, Że kornputer możepodaó odpowiedź na pytanie, czy dana liczba jestliczbą pierwszą. Nikt nie wyliczał ani nie dowodził, żejest to liczba pierwsza, ale komputer podał odpowiedŹ:ta liczba jest liczbą pierwszą. Jesteśmy więc prze-świadczeni o tym -

jeślijesteśmy przeświadczeni, zedana liczba jest liczbą pierwszą-na podstawie naszejznajomości praw fizyki, budowy komputera itd. Niejesteśmy zatem przeświadczeni o tym na podstawieczysto apriorycznych danych. Jesteśmy o tym prze-świadczeni na podstawie danych a posteriori Qeś|iw ogóle coś jest a posteriori). Mimo to mógłby tomoi:e wiedzieć apłżrl ktoś, kto dokonałb.v wymaganychobliczeń. Tak rvięc ,,może być poznane a priori,' nieznaczy'. ,,musi byc poznane a priori".

' ,\'.

Drugim pojęciem, o którym rnorva, jest pojęciekonieczności. Niekicdy użyrva się go w sposóbepistemologiczny' a wówczas może po prostu znaczyóryl. co o priori. Ą oczywiście niekicdy używa się gorv:2osób fizykalny. gdy ludzie rozróżniają koniecznoścflzycztląi logiczną. Zajmuje mnie tu jednak pojęcie ni" ,,'.,epistemologiczne, lecz metafizyczne, przy niepejoratyw-' "n1'm (mam nadziejQ) rozumieniu m etafizyki. Zapytalmy, -.

--'l-czy coś mogłoby być prawdziwe lub czy mogłoby byc

ani samo w sobie, ani w swych następstwach nicwspólnego z naszą.wiedząo czymś. Jest to z pewno |cią . ,, ."-,teza fllozoftczna. nie zaś sprawa oc1ryrp1'e'jT.ówńóv^z: - ,

ności definicyjnej, bądź że wszystko, co aprioryczne, jestkonieczne' bądż że wszystko, co konieczne, jestaprioryczne. oba pojęcia mogą byó nieostre, co możestanowic inną trudnośó. W każdym raziejednak dotycządrvóch różnych dziedzin, dwóch różnych obszarów,epistemologicznego i metafizy cznego. Rozwazmy ,

powiedzmy, małe twierdzenie Fermata lub hipotezęGoldbacha. Hipoteza Goidbacha mówi, że liczbapaŹysta większa od 2 musi być sumą dwóch liczb vpierwszych. Jeśli twierdzenie to jest prawdziwc, jest

t przypuszczalnie konieczne, a jeśli jest fałszywe' jestprzypuszczalnie koniecznie fałszywe' Przyjmujemy tuklasyczny pogląd na matematykę i zakładamy, ż'ewrzecrywistościmatemat.vcznejjestonoprawdziwelub|ałszywc.

Page 12: Kripke - Nazywanie a konieczność

I

N :\,1|.l!tli! u koĄicL:!t().ic

Jcśli hipoteza Goldbacha jest fałszywa, istniejcliczba parzysta ł, większa od 2, taka, że dla żadnychIiczb pierwszych p, i p., z których każda jest nrniejszaod n, nie zachodzl równoŚó: n = Pt ł p". ow faktdotyczący |iczby n, jeśli jest prawdziwy, moŹnazwcryfikować za pomocą bezpośredniego obliczenia,jest to więc fakt konieczny' jeśli konieczne są wynikiobliczeń arytmetycznych. Jeśli natomiast hipoteza tajest prawdziwa, kazda |iczba parzysta większa od 2 jestsumą dwóch liczb pierwszych. Czy więc mogłoby byćtak, że choć faktycznic każda taka liczba parzysta jestsumą dwóch liczb pierr,ł.szych, mogłaby istnieć takaIiczba parzysta, która nie bytaby sumą dwóch liczbpierwszych? Co by to znaczyło? Liczba taka byłabyjedną z liczb w ciągu: 4' 6' 8' l0...' a na mocy załoizenia

- ponieważ uznajemy hipotezę Goldbacha za praw.dziwą- o każdej z tych liczb można pok azać, także zapomocą bezpośredniego obliczenia, żejest sumą dwóch|iczb pierwszych. Hipoteza Goldbacha nie może byćzatem przygodrrie prawdziwa czy fałszywa; niez'a|eznieod tego, jaką ma wartość prawdziwościową' ma jąz koniecznością.

oczywiście możemy jednak powiedzieć już teraz,że o ile wiemy, pytanie to może byc rozstrzygnięte naktóryś z dwóch sposobów. A więc pod nieobec.1ośćrozstrzygającegoje dowodu matematycznego nikt z nasnie ma żadnej wiedzy apriorycznej, wskazującej któryśz kierunków odpowiedzi na nie. Nie wiemy' czyhipoteza Goldbacha jest prawdziwa ' czy fałszywa.Teraz zarcm z pcwnością nie wicmy o nicj niczegoa priori.

Powie ktoś fioż'e, ż'e w zasadzie możeny wie.Jzicća priori, czy jest ona prawdziwa. Cóżl, być może-Unlysł nieskończony' który potrafi zbadać wszystkie

5i

liczby, oczywiście może lub mógłby to wicdzicc. Nicwiem jcdnak, czy moze lub mógłby to wiedzicć unlystskończony. Może nie ma po prostu żadnego dorvodulnatelnatycZnego rozstrzygającego tę hipotczę. w każ-dym razie w grę wchodzą obie nlożliwości: żc jcstdowód i że go nie ma. Może istnieje dowód matctnatycz-ny rozstrzygający to pytanie; może każdc pytaniematematyczne jest rozstrzygalne na tak lub na nic zapomocą dowodu intuicyjnego. Tak sądził Hilbert; innitak nie sądzili, a jeszcze inni sądzili, żc pytanie jcstnie zrczumiałe, dopóki nie zastąpimy pojęcia dowoduintuicyjnego przez pojęcie dowodu formalncgo w jednyrnsystemie. Jak wiemy z twierdzenia códla, żadonsystenr formalny na pewno nie rozstrzyga wszystkichpytań Inatematycznych. ważne jest w każdym razie to,że owo pytanie jest nietrywialnc; jeśli nawet mówi się,iż jest konieczne -

jeśli w ogóle prawdziwe - żckażda liczba parzysta j est sumą dwóch liczb pierwszych,nie wynika Z tego, ze wiemy coś o tym a priori.A nawet nie wydaje mi się, by bez dalszej argumentacjifilozoficznej (est to intercsująca kwestia filozoficzna)wynikało z tego, ze ktokolwiek nógłby wiedzieć cośo tym a priori. owo ,,mógłby'' wymaga, jak mówiłcm,pewnej innej modalności. Chodzi o to, że jeśli nawetnikt nie wie i może nawet nikt w przyszłości nie będziewiedziat a priori, czy hipoteza Goldbachajest słuszna,istnieje w zasadzie sposób, którym nożna by sięposfużyó, by a priori odpowiedzieó na to pytanie.Twierdzenie to nie jest trywialne.

&r.itty,,konieczny" i,,apriory czny" stosowancdo zdah nie są więc oczywistymi synonimami. Istniejemoże argumenta cja fl|ozoficzna, która je łączy , a możenawet identyfikuje, ale potrzebna jest argumentacja,a nie po prosnr spostrzcżenie, że oba tcnniny są

Page 13: Kripke - Nazywanie a konieczność

r56 Na;rl'r3nic d knittznic

wzajemnie wylnienialne. (Niżej będę Wwodził, że|aktycznie nawet ich zakesy nie pokrywaj4 się - żeistnieją konieczne prawdy a posteriori i istnicjąprawdopodobnie przygodne prawdy a priori,)

., ,'i oto, jak sądzę, racje skłaniające ludzi do myślenia,iż te dwie rzeczy mlszą znaczyć to samo.,

?Po pierwsze, jeśli nie ty|ko zd,arza się, że co$ jestprawdziwe w rzeczywistym świecie, lecz jest równieżprawdziwe we wszystkich możliwyclr światach, tooczyvłiście przebiegając w myśli wszystkie nrożliweświaty, powinniśrrry móc dostrzec, kosztem stosownegowysiłku' że dane zdanie jcst konieczne, jeśli jesLkonieczne, a więc poznać j e a priori ' W rzeczywistoscijednak wcale nie jest to tak łatwo wrykonalne.] Po drugie, s4dzi sią 1ak przyptlszczam, że.- naodwrót -

jeśli coś wiemy a priori'-musi to byckonieczne, ponieważ poznaliśmy to bez przyglądaniasię światu. Jeśli owo coś zależ-ałoby cdjąkięjś.p-rzygodnejcechy rzeczywistego świata, jak,mog1ibyśmy je poznacbez pnyg|ądania się światu? Swiat rzeczywisty jestmoże jednym z rnożliwych światów, w których owocoś byłoby fałszem. Za|ei:y to od tezy,, zgodnie z którąnie może byÓ takiego sposobu pomawania rzeczywistęgoświata bez przyglądania się mu, który nie byłbysposobem poznawania tego samego w każdym moż.liwym świecie. Angażuje to zagadnienia epistemologicz.ne dotyczące natury poznania, a w tym sfonnułowaniujest oczywiście bardzo mgliste. Ale to również naprawdęnie jest tryltiallle, Wazniejsze niż konkretny przykładczegoś, co rzekomo ma byó konieczne i nieapriorycznelub aprioryczne i niekonieczne, jest zrozumienie' że tepojęcia są różne, że nie jest trywialne wykazywanie napodstawie tego, iż mamy coś' co byc moź.e poznaćmoźemy tylko o postcriori, że nie jest to prawda

57

konieczna. Nie ma nic tryrvialne go w tym, że dlatcgorvłaśnir:, iż wiemy coś w pewnynl sensie a pri ori, to, cowiemy, jest prawdą konieczną.

Używa się też w filozofii terminu ,,analityczny''. Nie[ędzie to zbyt wazne,by zrozumiec go jakoś lepiej lv tymwykłaclzie. Populamym przykładem zdania analityczne-go jest dziś zdanie: ,,Kawalerowie sq nieŹonaci''. Kant(ktoś właśnie zwrócit mi na to uwagę) podaje jakoprzykład zdanie: ,,Złoto jest żółtym metalem'',', cowydaje mi się niezwykłe, poniervaż zdanie to, jak sądzg,moze okazać się fałszywe. Umówmy się po prostuw każdym razie co do tego, ze Ąanie ana|itycZqs-jęst, ,, . .

ry__ p,sy!!y!n s_ensie, prawdziwe na mocy swojego '-''

,

z,1?c?.s!i4, a jest prawdziwe rve \Ą szystkiclr rnożliwycb ' , . , '

światach na mocy swojego znaczenia. Coś. co jcstanali|ycznie prawdziwe, będzie więc zarazem koniecznei aprioryczne. (Jest to rodzaj ustanowienia.)

Inną kategorią' jaką wspornniałem, jest kategoria r' '

pewności' Niezależnie od tego, czyrn jest pewnośó, nieulega wątpliwości, że oczywiście nię wszystko, co-konieczne.- jest pewne. Pewnośc to inne pojęcieeEs-tc-pólog1iz1'9.}4ożnacoświedziecczyprzynajńniejbyc o czymś racjonalnie przekonanym a priori, niebTdąi]egó całkień p.*nyrn. Czyamydowóó w książcematematycznej, a choć sądzimy, żejest poprawny, byómoże popełniamy błąd. Często robimy błędy tegorodzaju. Dokonujemy obliczerria, a niożejest w nim bląd.

Jestjeszcze jedno zagadnienic, które chcę rvstępniepodjąć. Niektórzy fi lozofowie rozróż'nia|i esencjalizm,

" Zob. Immanuel Kant, Prole gomena do wszelkiej pzyszlejmetaJizyki' kóra będzie mogla wystąpić iako nauka, prz'elożyłBencdykt Bornstein, PWN, Warszawa 1960, s. 22. (Przyp.ttum.)

Page 14: Kripke - Nazywanie a konieczność

rii!:| \?]tfu d konii]!'JnśI|

DrZekonanic o iStllicniu n]odalnuści ń,l.c, i zrvyk|ą ollrunę

Lonieczności. przckonanie o istnieniu motlaIności rie

tlicn. otóżnie\<tóny mótvią: Podajnry poj ęc ie kon ieczno.

ścil2. Gorszą rzeczą, rodzącą dodatkowo duże trurJrrości,

iest to, czy możemy powiedzieÓ o jakiejś konkrctn:j

izeczy, ze-makonieczne lub przygodne własności, czy

możemy nawct dokonać rozróżnienia własności koniecz.

nych i przygodn ych. Zauważmy, Ly|ko zdu.nia czy sta1ry

ngzylnogąbyć kod-ecz4e lub przygglrylgL!9. czy IaKIs

ko;ia ,naIŃ-łasńośc rv sposÓb'kqniecllly czy

przygodny, źaIcizy od sposobu,.w jaki się go'og1suje

Wiąże się to bodaj ściślc z poglądem. ze do KonKretn.ycn

.z"c,y ojnosimy iię za pomocą deskrypcj i. Jak wyglada

znany przykł'ad Quine;a? Czy |iczba 9 ma. własność

koniócźnejnieparzystości? Czy liczba ta ma byó nieparzy-

sta we wsiystkich inożliltrych światach? Z pewnością jest

prawdą wówszystkich moż|iwych światach - powiedz-

my' ze nie mogłoby byc inaczej - iz d:iewięc .1estnióoarzvstc. Dziówięć można by rórr.rric dobrze wymienić

l2 Nawiasem mówiąc, istnieje w filozofii powszechne

orzekonanie, że nie powinno się wprowadz'rc pojęcia, o i|c się

P'o ściś|c nie zdc|lniowało (zgodnie z jakimś obiegowyn

iozumieniem ścisłości). Tu posługujo się po prostu po1ęclem

inruicyjnym i będę utrzymywał się na pozlomle lal(lego

ooięcia. Sądzimy więc, że pewne rzęczy. choc zacllodzą

iukty.'ni., mogtyby przcbiegać inaczej' Mógłbym nie micć

dziśtych wykładów. Jeśli mam rację, jest rzeczĄ ntożl'iwą,.ze'

nie miałbym dziś tego wykładu. Zupełnie innym. pyanicm jest

pytanie e;istcmologiczne, skąd wiadomo, żc nlialem dziś ten

wvkłarl' Zakładam, że w tym qpadku wie się to a posterioi'

Kio wie jednak' czy nic urodził się ktoś z wrodzonym

przekonaniem, że miaiem rvygłr-'"ić dziś ten wykład? Cokolwiek

by było, zalóżmy teraz, ze ludzie wiedzą Io a posrerio|i.

Ń I<uzaynl razic jcśli zadaję się te dwa pytania, są one różne,

j*o liczbę plane!. Nie jest rzcczą konieczną, nic icstprarvdą wc wszyslkich możIiwych światach, ż.c |ićzbaplanet jest nieparzysta. JeśIi byłoby na przykład osiemplanet'-lic.zba planet nie byłaby nieparzysta. Myślirnyrvięc tak: Czy by'lo rzecząkonieczną' czy prz.y gotJną, żźNixon uygnł wybory? (Moze się to wydawać przygodne,o ile nie ma się jakiejś koncepcji procesórv nieućhron-nych...) Jest tojednak przygodna własnośc Nixona tylkowtedy, gdy uwzględnimy nasze odnoszenie się do niegojako do ,,Nixona,, (przyjąwszy

' że ,,Nixon'' nie znaciy:,,człorviek, który wygrał wybory wtcdy a wtedy''). Jeślinatomlast oznacza|ny Nixona jako ,,człowir:ka' którvwygrał wybory w roku l968'', to ocz,ywiścic bęclzióprawdą konieczną, że człowiek, Ltóry wygrał wyboryw roku l968, wygrał wybory w roku l9Ót]. llo<lobnie ołsposobu opisu przedmiotu, a nie od samego przcdmiotu,zalezy, czy ma on tę samą własnośÓ we wszystkichmożliwych światach. Tak się utrzymuje.

Sugeruje się nawet w literaturze, że choć koncepciakonieczności może mieć za sobą swego rodzaju intjicję(myślimy o pewnych rzeczach, że mog]tyby przebiegićinaczej, o innych rzeczach nie myś|imy' zi moełv-bvpzebiegać inaczej), koncepcja ta Irozróznienic włańóścikoniecznych i przygodnych] jest po prostu <loktrynąstworzoną przez jakiegoś kiepskiego filozofa, którv(przypusz'czam) nie uświadamiał sóbie, żc sa różnesposoby.odnoszenia się do tej samej rzcczy. Nic wiem,czy jacyś fiIozofowie nie uświadamiali sobie tego, leczw każdynr razie jest rzeczą bardzo daleką od ń*dy,że ta idea fże można sensownie utrzymywać,

.iz jakiś

własnośójest istotna lub przypadkowa dia przcdńiotu,niezaleznie od jego opisu] jest koncepcją niemającązaoneJ ircscl tntuicyjnej, pozbawioną znaczct.ńa d|azwykłego człowieka, Załóźlmy, żle ktoś mówi, wskazuiac

Page 15: Kripke - Nazywanie a konieczność

rI

Na:rt\uni! kotttt(trosL:

przez r|bzota, pozbawionym treści intuicyjnej, to 1cstw błędzie. Niektórzy filozofowie sądzą oczywiścic, żeokoliczność, iż coś ma treść intuicyjnq, bynajmniej nicświadczy dowodnie o słuszności tego czcgoś. Co domnie, sądzę, że jest to bardzo mocnc świadectrvo nakorzyśó dowolnej rzeczy. Naprawdę nie wiem, w pcw.nym sensie, jakie moina by rnieć, ostatecznie biorąc'bardziej rozstrzygające świadectwo na rzecz czegokol.wiek. W każdym razie sądzę jednak, że ludzie, dlaktórych pojęcie własności przypadkowej jest niein.tuicyjne' Inają odwróconą intuicję.

Dlaczego tak myślą? Wśród wielu mc'.i,wówskłaniających ludzi do takiego myśleniajest następujacy.Uznaje się, że zagadnienie tak zwanych własnościistotnych .jcst równoważne (a jost równoważIre)zagadnieniu,,identyczności w poprzek możliwychjwiatÓw-" .Za|óimy, że mamy kogoś,-.ńa przykładNixona, i że istnieje inny możliwy świat, w którym niema ;rikogo ze wszystkimi własnościami, które maNixon w rzeczywistym świecie' Kto wśród tych ludzi

- jeśli w ogóle ktoś - jest Nixonem? Musimy

bezwzględnie podaó tu jakieś kryterium identyczności !Jeśli marny kryterium identyczności, przyglądamy siępo prostu innym możliwym światom w poszukiwaniuczłowieka, który jest Nixonem, a pytanie, czy w tyminnym możliwym świecie Nixon ma pewne własności,jest dobrze okeślone. Przyjmuje się też, że mamydobrze okeślone pytanie, gdy interesuje nas' czy wewszystkich możliwych światach Nixon wygrał wybory,

jest to rvięc pogląd, że wszystkie własności są przypadkorvc.oczywiście nie jest to tcż pogląd, podtrzymywany przezniektórych idealistów, że wszystkie własności są istotnc,a wszystkic relacjc wcwnqtrzne.

na Nixona: ,.oto facet, który Inógłby prze grac''. Ktoś

inny zaś powia<Ja: ,'o nic, jeśli opisujesz go jako

<Nixona,, to mógłby przegrac, lccz oczywiście, gdy

się go opisuje jako zwycięzcę, to nie jest prawdą' że

mógłby przegra ć,' . otóz kto jest tu filozo|errr? .Czyczłowiek bez intuicji? Wydaje mi się, że oczywlsclejest nim ten drugi. Ten drugi ma tcorię filozoficzną.-Pierwszy

powiedziałby z pełnym przekonaniem: ,,Cóż,Zwycięzcą wyborów ocz}.lviście mógłby być ktoś inny.

Rzóczywisty zwycięzca, gdyby przebieg kampanii był

inny, 'mógłby

być przegranyni, a ktoś inny. byłby'

zwcięzcą lub w ogóle mogłoby nie byc wyborów.

Takie tcrminy. jak <zwycięzclt)) l (przegrany)). nle

oznaczają więc rych sam;'ch prz.edmiotów wc rvszystklch

możliwych światach. Z drugiej strony tennin <i.lixonll

1est nazwą właśnie tego czlowieka,,. Gdy py!a!!y, cz}'

' ' jest rzeczą konieczną. czy przygodną' ze Nixon Ygta'. wybory, zadajcmy inruicyjne pytanle. czy w. |aśleJs

syiuacj i kontrfaktycznej te n czlowi ek faktycznLęJrze-grałby wybory. Jeśli ktoś sądzi, ż.e pojęcie własnosci

[oni"czne.1 ciy przygodnej (zapomnijmy' że są iakresnietrywialne własności konieczne Ii rozważmy]JylKoSenSownośc tego pojęcia|]) jest pojęciem stworzonym '

'] Przykła{.ktÓrY. podałem.s-iY19lgza 9'pewncj włas.ności

- o z{ćięstwie w wyborach - że J€st pr:yp(IqyDtĄwłasnością Nixona, nieza|eż41g .o:|.9po19b.u" 'w.]akl. slę go

wjśuiii. T.zecz jashi, Jcśli pojęcie własności przypadkowe1

l6,t]il,o*n., pojecie własności istotnej również rnusi być

s"n.o*n.. Nie znaczy to, że .'4 jakicś własności istotne_ clroć faktycznie sądzę. ze są' obicgowy argumcnt podaJe

w wątpliwośc sensowność esencjalizmu i gIosi' Że. od

sposobu, w jaki opisuje się przedrruot, za|ezy. czy dnna

własnośc.jesijcgo przypadkową, czy istotną własnością. Nic

Page 16: Kripke - Nazywanie a konieczność

Na:t$! ria a koltir(:no.;c

czy też sąjakieś światy możliwc, w których nie wygrał.Powiada sięjednak, że zagadnicnia nviązanc z podaniemtakich Ęteriów idenĘcznościsą bardzo trudne. Mogą sięrvydawać łanviejsze niekiedy w wypadku liczb (ale nawetich identyczność uchodzi za coś zupełnie arbitralnego).Można na przykład powiedzieć, a Z pewnością jcst toprawda, żejeśli potożenie w ciągu Iiczb sprawia, że liczba9 jest tym, czym jest, ro jeśli (w innym świecic) |iczbaplanet wynosiłaby 8, liczba planet byłaby inną liczbąniż ta,jakąjest rzeczywiście. Nie powiedzielibyśmy wówczas,że liczbg tę mamy identyfikowaó znaszą|icz,bą9 w Ęmświecie. Czy w wypadku przecmiotów i..nych typów,powiedzmy: ludzi, przedmiotów materialnych i rzeczytego rodzaju, podano zbiór koniecznych i wystarczającychwarunków identyczności w poprzek możliwych światów?

Rzeczywiście' adekwatnc koniecznc i wystalcz^jącewarunki idenryczności, które wskazywalibyśrny, niezałożlywszy tego, co ma być dopiero ustalone, sąw każdym razie czymś bardzo rzadkim. Matematykajest, prawdę mówiąc' jedynym przypadkiem, o którymrzeczywiście wiem, gdzie podaje się je nawet w graąi.cach świata możliwego. Nie znam takich warunkówidentyczności w czasie przedmiotów materialnych aniwarunków identyczności |udzi' Każdy wic, co to zatrudność. Ale zapomnijmy o tym. Bardziej, jak sięwydaje, narażona na zarzuty jest okoliczność, żeza|eży to od błędnego sposobu patrzenia na światrnożliwy. Myśli się, na grunoie tego obrazu, o możliwymświecie tak, jakby było to coś w rodzaju zagranicy.Patrzy się nań okiem obserwatora. Byó może Nixonprzeniósł się do innego kraju, a może sig nie przeniósł,ale dane są nam tylko jakoŚci. Możemy obserworvaÓwszystkie jego jakości, lccz nie obserwujerny, że ktośjest Nixonern. obserwujenry, że coś rna czcrwone

włosy (lub zicloIrc czy Żó|te), |,ecz nie obsenvujcrny, żecoś jest Nixonenr. Lepiej byłoby więc nlieó sposóbpowiedzenia w terminach własności, kiedy stykamysię z tą samą rzeczą, którą rvirlzieliśIny przcdtem;lepicj byloby nrieć sposób powiec;enia, gdy przc'chodzimy przez jerJen z tych możliwych światów, ktojest Nixone m.

Niektórzy logioy mogą, w swoim fonnalnym ujęciulogiki modalnej, wzmacniac ten obraz. Swietnym przy-kładem jestem być rnoże ja sam' Mimo to' mówiącintuicyjnie, nie wydaje mi się, by był to słuszny sposóbmyślenia o możliwych światach. Możliwy świat to nieodległy kraj' który przemierzanry lub og|ądamy przezteleskop. ogólnie mówiąc' inny możIiwy świat jest stądbardzo daleko' Podróżując nawet szybciej niż światło, niedocieramy do niego. lV.ozliwy świat jest dany przezwąrunki opisowe, które z nim wiążem.y. Co nramy namyśli, gdy mówimy: '.W jakimś innym możliwymświecię nie miałbym dziś tego wykładu''? Wyobrażamysobie po prostu s}tuację, w które.j nie postanowiłbym micctego wykładu lub postanowiłbym miec go jzkiegoś innegodnia. Nie wyobrażamy sobie oczywiście całej prawdy czyfałszu, leczjedynie rzeczy istotne dIa wyg|Iaszania przezemnie wykładu; teoretycznie biorąc jednak, by dokonaćcałościowego opisu świata, wszystko musi byc ustalone.FiiE-ńoż.ómy naprawdę. Ęobrazió sobie tego inaczej niżczęściowo; to zatem jest ,,świat nrożliwy''. Dlaczegoczęścią oplił świata możIiwego nie rnożc być to' żcmicści w sobie Nlxona,a Nixon wygrywa w q|p wrybory?Można ocżywiście pyać, czy taki siuńt7u'l n.zffi 1Ńłpierwszy rzut oka wydawałoby się tu, żc jest oczywiścienożliwy.) Gdy jednak rozumiemy, ze taka sytuacja jestmożliwa, uznajemy, że człowiek, który mógłby przegracwybory lub je przegrał tv tytn możliwym świecie, jcst

Page 17: Kripke - Nazywanie a konieczność

F'I

{

a

Nu: łltlt tl i c u kon i cc: nl l'ić

Nixonem' jest to bowicnl częśc opisu tego Świata.

',Swiaty możliwe'' ustałIa|yi(l się, nie zaś odktywu za

potnocą potężnyc|l tcleskopów. \1e pg powodu. dlaktórcgo nie możcmy ustanowic,ze mÓwląc, co tnogłobysię zdarzyc Nixonowi w;akiejś sytuacji kontr|aktycznej,mówlmy, co zdarzyłoby się jenu'

Jeśli natonriast wprowadzamy !\rymóg' ze każdyświat możliwy trzeba opis}nvac w sposób czysto

.jakościowy, nie możemy powiedzieó:,,Przy.puśćmy,że Nixon przegrał wybory''. Musimy powicdziecnatomiast coś takiego: ,,Przypuśćmy, Źe człowiekz psem zwanym Checkers, człowiek o wyglądziejakiegoś wcielenia Davida Frye'a, istnieje w pewnymświecie rnożliwym i przegrywa wybory''. oIóz czyprzypomina on na tyle Nixona, by identyfikowac go

z Nixoncm? Bardzo wyra.źnym ijaskrawyrn przykładenrtego sposobu patrzenia na rzcczy jest teoria odpowied-nika Davida Lewisa|o, a literatura o modalnościach

ra David K. Lewis, CounlerPart Theory antl QuanlifedModal Logic,,,Joumal ofPhilosophy'' 65' l9ó8' s. ll3_l26.Elegancki artykuł Lewisa cieęi również na pewną czystoformaIną ułomność: na gnrnciejego interpretacj i nlodalnościkwantyfikowanej upada znane prawo: (y) ((x)A(x)

= A(y)),

upada' jeśli dopuszcza się' by .4(.;r) zawierało operatorymodalne. (Dla przykladu (]y) ((x) 0 (;r + y)) jest spcłnialne,ale (3y) 0 (7 z y) nie jest. ) Ponicważ model formalny Lewisawynika dość naturalnie z jcgo poglądów filozoficznych na

odpowiedniki, a niemożność uniwersalnego podstawiania za

lvłasności modalne jest intuicyjnic dziwaczna, wydajc mi

się, że nicmożnośc ta stanowi dodatkowv ar8ument przeciwsłuszności jego poglądórv filozoficznych. Są tan] rówrlieżinnc, mniejsze trudności |ormalnc. Nie mogę ich tu omówić.

Sciś]e rzecz biorąc, pogląd Lcwisa nie jcst poglądem'lv którynl morva o ',idenNlikacji transświatowej''. Sądzi on

|tj,klad t

kwantyfikowanych obfituje w tcgo rodzaju przykłady|5.D|aczego musimy ustanawiać ten wymóg? Nie jest to

raczej, ir podobieństwa występujące w poprzek możliwychświatów okeślają relację bycia odpowicdnikienr, która niemusi być ani symetryczna, ani przechodnia. odpowicdnikczegoś w irnynr nrożliwym świecie nigdy nie jest identycznyz v'mą (Zec7Ą' Jeś|i więc mówimy: ,,<llumphrey móglbywygrać wybory> (eś|iby t,vlko postąpił tak a tak), nie mówimyo czymś, co mogloby zdarzyć się Humphreyowi, |ecz komuśinnemu, jakiemuś <<odpowiednikowi>l''. Prawdopodobnie jednakllumphrey nie móglby mniej troszczryc się o to, czy ktoś inny

- nisz'a|eż e od tego, jak bardzo do niego porlobny - byłbyzwycięzcą .v innym możliwym świecie' Pogląd Lcwisa wydajemi się więc dziwniej szy nawet- nż' młykłe pojęcic transświatowejidcntyfikacji, którc zastępuje. obu stanowiskom wspó|ne sąjednak rvazne rozwięania: zalozenie' że inne możliwc światysą jakby innymi wymiarami obszemiejszego uniwersum; żcmozna przedsawić je wyłącmie za pomocą czysto jakościowychopisów i, co za tym idzię, że relację identyczności czy rc|acjębycia odpowiednikiem trzeba wprowadzió w tenninaclrpodobieństrva jakościowego'

Wiele osób zwracało mi uwagę, że ojcem teoriiodpowiednika jest prawdopodobnie Lcibniz. Nie chcę tuwchodzic w takie kwestie historyczne. Interesujące byłobyporównanie poglądów Lewisa z Whcelera-Evcretta inter.pretacją mechaniki kwantowej. Podejrzewam, że ten poglądna fizykę może cierpicć na trudności filozoficznc analogicznedo trudności Lewisa tcorii odpowiednika; są one z pewnościąutrzymane w bardzo podobnym duchu.,. Innym klasycznym miejscem występowania pog|ądów,które krytykuję, wyłożonych bardzicj filozoficznie nizw artykule Lewisa, jest ańykuł Davida Kaplana pośrvięconyidentyfikacji transświatowej. Niestcty, artykuł tcn nigdy niczostał ogłoszony. Nie przcdstawia on obecnego stanowiskaKaolana.

Page 18: Kripke - Nazywanie a konieczność

rII

N .|\(]t]iŁ |1 konitl':ność

sposób, w jaki zwykle myślinly o sytuacjach kontrfak.tycznych. Mólvirny po prostu: ,,Przypuśćnly' że tenczłowiek przegtał,' , To jest dane, że świat nrożliwyzawiera lego cztowieka i ż'e w tynr świccie tenczłowiek puegrał. Może tu pojawic się pytanie' czegodotyczą intuicje mówiące o możliwości. Jeśli jednakmamy taką intuicję dotyczącą tej możliwości (przegranejwyborczej tego czlowieka), jest ona intuicją dotyczącąle7 możliwości. Nie trzeba tego utożsamiać z tąmożliwością, że człowiek wyglądający tak a tak'podtrzymujący takic a takie poglądy polityczpe lubjeszcze inaczej opisany jakościowo przegrywa. Możenrywskazac na tego czlowieka i spytać, co mogłoby nz sięprzydarzyć, gdyby zdarzenia były inne.

Mozna by powiedzieć: ,,JeśIi załozymy, że toprawda, wychodzi na to samo, ponieważ pytanie' czyNixon mógłby mieć pewne własności różne od tych,jakie ma rzeczywiście' jest równoważne pytaniu, czykryteria identyczności w poprzek możlirvych światówobejmują to, że Nixon nie ma owych własności''.Naprawdę nie wychodzi jednak na to samo, zwykłebowiem rozumienie kryterium transświatowgijden.tyczności wymaga, byśrny podaIi k-onieczne .-i--wystar.

czające czysto jakościowe warunki, p'o.spełnieniuktórych ktoś jest Nixonem. Jeśli nie możemy wyobrazićsobie możliwego świata, w którym N ixon nie mapewnej własności, jcst to konieczny warunek, by ktośbył Nixonem, lub jest to konieczna własność Nixona,że on [ma] tę własnośó. Przy1ąwszy na przykład, zsNixon jest faktycznie istotą ludzką' wydaje się, że-nie

h'tkkui I 61

Nixona, żc wc wszystkich światach rriożliwych,rv których w ogóle istnieje, jest człorvir:kicnr lubw każdym razio nie jest przedmiotcm nieożywionynr.Nie rna to nic wspólnego z indnym rvynrogicnr, byistniaĘ czysto jakościowe v]ystarczające rvarunkiNixonowatości, które możemy wyrnienic. A miałybyistnieć? Może istnieje jakiś argument wskaztrjący, żemiĄby' ale możemy rozwazać te pytania dotyczącewarunkóyv. konic cznych bcz wchodzenia w pytania codo

-wińnków wyslar<'zających. A ponadto gdybyn-awei istniał zbiór koniecznych i wystarczającyclrczysto jakościow-wch warunkór.,' bycia Nixonom, pogląd,którego bronię, nie w,'rnaga, byśmy znalcźli owewarunki' zanim będziemy mogli spytać, czy Nixonmógłby wygrac lvybory; nie wymaga też' byśmyprzekształcali owo pytanie, formutując je w terminachtakich warunków. Możemy po prostu zastanawiać sięn^d Nixonem i pytaó' co mogłoby mu się z<|arzyć,gdyby rozmaite okoliczności byĘ inne. Te dwa poglądy,te dwa sposoby patrzenia na tzeczy wydają mi się więcrózne -

Zalważmy,, że pytanie, czy Nixon mógłby nie bycistotą ludzką, stanowi wyraźny przypadek pytanianieepistemologicznego. Załóź.my, irc rzecz'ywiścieokazałoby się, że Nixon jest automatem. Mogłoby się tozdarzy ć, Moglibyśmy potrzebować dowodów rozstrzy-gających' czy Nixon jest istotą ludzką, czy automatem.Ale to jest sprawa naszej wiedzy. Pytanie, czy-Nixon <mógłby nie być istotą ludzką' przyiąwszl',Źe nif,jcst, nie ..'

,..._ę-'.L-f est D!'tanlem dowczacvm wleozv - wleoTv a po,stcrrorr

pŁs-Fa%!.'Jest to pytanie.9 tq' .? --..Ł,9g..ll.yęt' .7vchodzą takie a iakie rzeczy - mogłoby.by9.]ll4gzg (-

Page 19: Kripke - Nazywanie a konieczność

ri

N./Jtslutie u koniec:ność

odkrycie nlukowc wiclkiej wagi, że jcst zhudowan;'Z nlolekuł (lqb atomów). AIc czy coś nlogłoby być tyńwłaśnie przedmiotem, a nie byó zbudowane z molekuł?Marny z pewnością poczucie, że odpowiedź rnusibrzmieć ,,nie''. Trgdno sobie w kazdym razie wyobrazić,w jakich okolicznościach mielibyśmy ten właśnieprzedmiot i znajdowalibyśmy, że nie jest zbudorvanyz molekuł. Czy faktycz'nie jest zbudowany z Inolekułw rzeczywistym świecie i jak to wiemy - to zupełnieinne pytania. (Później zajmę się bardzicj szczegółowotymi pytaniami dotyczącymi istoty.)

Chce wprowartzić w tym miejscu coś, czegopotrzebuję jako metodologicznego środka rozwaiańnad teorią nazw, o której właśnie mówię. Potrzebujemypojęcia ,,identyczności w poprzek możliwych światów''

-jak to się zwykle ijak sądzę, nieco myląco nazywa'u

- by wyjaśnió pewne rozróżnienie, które clrcę terazwprowadzió. Jaka jest różnica między pytaniem, czy

16 Myląco, ponieważ wyrażenie to sugerujc, żc jest jakieśszczególne zagadnienie,,transśrviatowej identyfikacji'', żenie możemy zwyczajnie ustanowić, o kim czy o czymmówimy, gdy wyobrażamy sobie inny śrviat możliwy.Termin ,,świat możliwy'' również może być mylący; podsuwaon bodaj obraz ,,obcego kaju''. Używam niekiedy w tymtekście wyrażenia,'sytuacja kontrfaktyczna''; Michael Slotesugerował, że wyrażenic ,'możliwy stan (cZy dzieje) świata''mogłoby być mniej mylące niż,,świat możliwy''' Lepiejjednak, by uniknąó nieporozumienia, nie mórvic: ,,W jakimśświecie moż|iwym I.Iumphrey wygrałby'', lecz raczej mówićpo prostu: ,,Flumphrey móglby wygrać''. Apalat światówmożliwych okazał się (mam nadzieję) bardzo przydatnyw teoriomnogościowej teorii modeli robionej dla logikiniodalnej z kwantyfikatora mi, |ecz zrodził pseudoproblemyfilozoficznc i mylące obrazy.

icst rzcczą konicozną, że 9jest rviększc od 7, a pytanicm'.czy jest rzcc7'ąkoniecZną' ze Iicz,ba pIanet jest większa

od7? D|aczcgo je<Jno pokazuje coś rvięcej, gdy choclzio istotę, niż drugie? Intuicyjna odporviedź mogłabybzmieć: ,,Cóż' spójrz' l;czba planet mogłaby byÓ innaod tej' która jest faktycznie. /rle nic ma żadnego sensupowicdzenie, że tlziewięÓ rnogloby byc inne od tcgo,które jest faktycznie''. Posfużmy się pewnymi terminamiw sposób quasi-techniczny. Nazwijmy coś desygnatorensztywnym, jeśh w każdym możliwym świecic oznaczaten sam przcdmiot, a desygnaloren nieszĘwnyn |ubprzygodnym, jeśli tak nie jest. oczywiścic nie wynra-gamy, by prz edmioty istniały we wszystkich możliwychświataclr' Nixon z pewnością rnógłby przy normalnymprzebiegu zdarzeń nie istnieć, jeślijego rodzice by sięnie pobrali. Gdy myślimy o własności jako czymśistotnym dla przedmiotu, chodzi nam zazwyczaj o ro,że owa własnośó przysfuguje nru zawsze wtedy, gdy onsam istnieje. Desygnator sztywny przedmiotu, któryistnieje koniecznie, możną nazwać mocno sztywnym'

Jedną z intuicyjnych tez, które będę podtrzymywałw tych wykładach' jestteza, że nazwy są desygnatoramisztywnymi. Z pewnością zdają się one spełniaćwspomniany wyżej intuicyjny sprawdzian: choÓ ktośinny niż prezydent Stanów Zjednoczonych w l970roku mógłby byc prezydentem Stanów Zjednoczonychw l970 roku (mógłby na przykład być nim Humphrey),nikt inny niż Nixon nie mógłby byc Nixonem. Taksamo wyrażenie desygnujące sztywno desygnuje pewienprzedmiot, jeśli oznacza órv przedmiot wszędzie, gdzieon istnieje;jeśli ponadto ów przedrniotjest przedmiotemistniejącym koniecznie' desygnator nrożemy rrazwaćnrccno szty||nym. Na przykład wyraż'enie ,,prezydentStanów Zjednoczonych w roku l970'' oznacza pewncgo

Page 20: Kripke - Nazywanie a konieczność

i'd:\\\t)1ic u A!)niec !).ii

człowieka, Nixona. Ktoś inny jednak (np. Humphrey)l]lógłby być prezydentem w roku l970, a Nixonmógłby ninr nie byc: desygnator ten nie jest więcsztywny.

W tvch rvi'kładach będę wylvodził, intuicyjnie, żenazwy własne są desygnatorami sztywnymi, chocbowiem ów człowiek (Nixon) mógtby nie byc prezyden.tem, nie jest tak' iż nógłby nie byÓ Nixonem (choćmógłby rrie naz1.,v:ać się,,Nixon''). Ci, którzy przeko-nywali, że dla nadania sensu pojgciu desygnatorasztywnego musimy uprze<inio nadać sens wyrażeniu,,kryteria transświatowcj identyczności'', postawili wózprzed koniem. To dlatego właśnie, że możemy odnosićsię (sztyrvno) do Nixona iustaliÓ, że mówimy o tym, conrogłoby tvłaśnie jenu się zdarzyć (w pewnychokolicznościach),''identyfikacje transświatowe'' sąw takich wypadkach nier,vątpliwel7.

Skłonnośc do domagania się czysto jakościowychopisów sytuacji kontrfaktycznych ma wiele źródeł.Jednym z nich jest bodaj mylenie porządku epi.stemologicznego z metaflzycznyrn, apriorycznościz koniecznością' Jeśli identyfikuje się koniecznośćz apńorycznością i myśli się, że przedmioty nazy/vamy'posługując się jcdnoznacznie identyfikującymi włas-nościami, nrożna myśleć, że własnościami używanymi

17 ocz;'wiście nie zakładam, Że język ma nazwę dlakażdego przedmiotu. Zaimkami wskazującynri możnaposługilr'ac się jako desygnatorami sztyrvnymi, a zmiennymiwolnymi można posługiw.ac się jako sztyłvnymi dcsyg-natorami oznaczającymi niedookeślone przedmiory. cdy

l1

do identyfikacji przednliotu - o któryolr wienlya priori, iż mu przysługują - musimy posługiwaó się,by go idenĘfikowac wę wszystkich światach możliwych,by wykryć' który przedmiot jest Nixonem. Powtarzaln,rytułem sprzeciwu: ( l ) mówiąc ogólnie, nie ,,wyĘrywasię,' rzeczy dotyczących sytuacj i_konlrfz1fuyqą4ej,'lccz

sĘ--jq.usJaląryia; (2) światy możliwe nie muszą bycdane czysto jakościowo, tak jakbyśmy oglądali jeprzez teleskop. A wkótce zobaczymy, żc własności,jakie przedmiot ma w każdym świ9cje k9nt1|a\1ygz1lyt1'nie rnają nic wspólnego z własnościami użyyanyńi doidcntyfikowania go w świecie rzeczywistym|'.

Czy,,problem'',,tranśświatowej identyfikacji'' majakiś sens? Czy jest to po proslu pscudoproblcm?Można, jak mi się wydaje, następujące rzeczy powiędzieów jego obronie. Choć zdania, że Anglia odparłaNiemcy w roku l943, nie można bodaj sprowadzic dożadnego zdania o indywiduaclr, mimo to w pewnymsensie niejest to lakt ,,poza i ponad" zbiorcm wszystkichfaktów dotyczących osób i ich historycznych zaclrowań.To, Źe fakty dotyczące narodów nie występLrją ''pozai ponad'' faktami dotyczącymi osób, mozna wyrazićw spostrzeżeniu, że opis świata wymieniający wszystkiefakty dotyczące osób, lecz pomijający te, którc dotycząnarodów, może być zupelnym opisem świata, z któregowynikają fakty dotyczące narodów. Podobnie cliybafakty dotyczące pŹedmiotów mateńalnych nie występują,,poza i ponad'' faktami dotyczącymi składających sięna nie cząsteczek. Możemy zatem spytac - mającopis nieurzeczywistnionej możliwej syn.racji rnówiącyo ludziach - czy Anglia istnieje nadal w tej sytuacji

opisLljcmy'sytuację .kontr|akryczną' nie opisuj.g.1ny c9Ęso-

swl'lla mozllwego'.lecz Jedynle tę Jego częsc. k{ora '.laslntcrcsu le.

,E Zob. lt/yklad I,s. I05 109.

s. 15-76 (o Nixonie), i łtlykłari II,

Page 21: Kripke - Nazywanie a konieczność

Naż||volli'' o ko icc. ość

lub czy pewien rraród (opisany, powicdzniy' jakonaród, w którym żyje Jones) istniejący w tej sytuacji toAnglicy. Podobnie mając pewne kontrFaktyczne zmicnnekoleje losu cząsteczek stofu $ rnożna spytać, czy w tej

sytuacji ,s istniałby lub czy pewna wiązka cząsteczek,która w tej sytuaoji stanowiłaby stół' stanowitabydoktadnie ten sam stół S. W kazdym z tych wypadkówposzukujemy dla pewnych konketów kryteriówidenĘczności w poprzek możliwych światów, odwofującsię do kryteriów dotyczących innych, bardziej ,,pod.stawowych'' konkretów. Jeśli zdania o narodach (czyplemiornch) nie są sprowadzalne do zdań o innych,bardziej ,,podstawowych'' składnikach, jeśli jest jakaś

,,luka'' nriędzy nimi, trucino oczekiwać, że będziemymogli podać niezachwiane kryteria identyczności;w konkretnych wypadkach jednak możemy być zdolnido odpowiedzi, czy dana więka cząsteczek stanowiłabystót S, choc w pewnych wypadkach odpowiedź możebyć nieokreślona. Myślę, że podobne uwagi stosują siędo zagadnienia identyczności w czasie] ru równieżcllodzi zazwczaj o ustalenie iderriyczności konkretu,,zł'oŻonego,' w terminach kontretów bardziej ,,pod-stawowych''. (Czy na przykład stół' którego rozmaiteczęści zostały wymicnionc, jest tym samynr przed.miotem'e?)

19 Jest tu pcwna nieostrość ' Jeś|i drzazga Czy cząsteczkadanego stołu zostaIaby zastąpioIla przcz inną, zadowalałobynas powiedzenie, ż:e manly ten sam stół. Jeślijednak bardzowie|e drzazg byłoby innych. sądzi|ibyśmy, żc mamy innystół' w ZwiąZku z identycznością w czasie może sięoczywiście wyłonić ta sama trudnośc.

Jeśli relacja identyczności jest nieostra, może uchodzićza nieprzechodnią; łańcuch rzeczy jawnie idontycznych

't3

Takic po.imowanie,,transświatorvej identytikacj i''poważnie różni sięjednak od zwykłegojej pojrrlowania.Po pierwsze' choć moŻeIny usiłować opisać światw terminach molekuł' nie ma nic niewłaściwcgow opisywaniu go w tenninach większych obiektów:zdanie, ze ten stól n6g|by być umieszczony w innympokoju, jest, samo w sobie i w tym, co pociąga'całkowicie właściwe. Nie lrru.sin1', choć możemy,posfugiwaó się opisem w terminach molekuł czy nawetwiększych części stołu. Jeśli nie zakładamy, że jakieśkonkrety są,'ostatecznymi'',,,podstawowynri'' kon-kelami' zaĄen typ opisu nie musi uchodzić zauprzywi[ęjpyąny. Możemy pytaó bez dalszych subtel-ności, czy Nixon mógłby przegrać lvybory, i zazwycz'a1izadne da|sze subtelności nie są potrzebne. Po drugie'nic zakłada się, że możliwe są konieczne i wystarczającewarunki rozstrzygające' jakie rodzaje zbiorów cząsteczektworzą ten stół; o tym fakcie właśnie wspomniałem. Potrzecie, pojęcie, o które chodzi, wiąźe się z kryteriami

może daó jawną nieidentycznośc' Może tu byc przydatnejakieś pojęcie,,odpowiednika'' (choć bez podpórek fi lozo{icz.nych Lewisa w postaci podobieństwa czy światów na kształtobcego kraju itd.). Można rzec' że ścisła identycznośćstosuje się jedynie do konketów (cząsteczek), a relacjabycia odpowiednikiem do konkretów ,'złoż:onych', z cząs-teczck, do stołów. Można zatem oświadczyć, żc relacjabycia odpowiednikiem jest nicostra i nicprzechodnia. Utopijncjetlnak wydaje się założenie, żc kiedyś osiągniemy pozionrostatecznych, podstawowych konkretów, między któryminigdy nie występują nieostre reIacje identyczności' a nicbez-pieczeństwo nieprzechodniości zostaje usunięte. owoniebezpieczeństw o zazwyczaj nie powstaje w praktyce,toteż potocznie możemy mówić beztrosko po prosttto identyczności. Logicy nie rozwinęli logiki nicostrości.

Page 22: Kripke - Nazywanie a konieczność

I

I

I

I

Mr:r1r'd/f r'c d Ao,t i rctt o.;(

jedynie pytac, cz'y jakiś stól o takiej a takiej barwic

i tu-t autó.| miałby w tej sytuacji pewne własności; to,

identyczności konkretÓw podawanymi w tern-rinach

tnnyó|t konkretbv, a nie jakości. Mogę odnosió siQ do

stołu stojącego przede mną i pytać, co mogłoby stę nuzdarzyć w pewnych okolicznościach; mogę tcż odnosić

się do jego cząsteczek. Jeśli natomiast mam oplsac

każdą sytuację kontrfaktyczną cZysto jakościowo, mogę

powinno się go przez to icientyfikorvać ze zbiorcnl czy,,wiązką'' jcgo własności arri z podzbiorem jego istotnychrvłasnc.ści. Nie pytaj: jak moge ide ntyfikować ten stółrv innytn nrożlirvym śrviccie, inaczej niż odwolrrjąc siędo jego własności? Marn stół w rękach' mogę nańwskazać, a gdy pytam, czy on nlógtby być w innympokoju' mórvię, na nlocy definicji' o łlilll. Nie muszęidentyfikowac go dopiero po obejrzeniu go przezteleskop. Gdy mówię o nim' mówię o nim w ten samsposób' jak wtedy gdy mówię, że nasze ręcc mogłybybyc pomalowane na zielono, ustaliwszy, że mówięo zieleni. Pewne własności przedmiotu rnogą bycistotne dla niego w tym sensie, ze nie mog.loby mu ichz.ąbraknąć. Własności tych nie używa sip jcdnak doidentyfikowania przedmiotu w innym możliwymświecie, identyfikacja taka nie jest bowiem potrzebna.lstotne własności przedrniotu nie muszą tei,, byćwłasnościami używanymi do identyfikowania gow rzeczywistym świecie, jeśli naprawdę identyf'rkujesię go iam za pomocą własności (aż doĘd pozostawiałemtę kwestię otwartą).

A zatem pytanie o identyfikację transświatową mapewien sens, jeśli traktowaó je jako pytanie o identycz-nośc przedmiotu ustalaną za pośrednictwem pytańo jego części składowe. Części tc nie są jednakjakościami, a ów przedmiot nie przypomina tego,o który chodzi. Teoretycy często mówią, że iden-tyfikujemy przedmioty w poprzek możliwych światówjako przedmioty przypominające dany przedmiot podnajważniejszymi względami. Przeciwnie, Nixon, gdybypostanowił postępowaó inaczej, mógłby unikac politykiniczym zarazy, choÓ prywatnie miałby radykalneprzekonania. Najważniejsze jest to, że jeśli nawctmożeny zastąpió pytania o przedmiot pytanianli o jego

czy ów stół byłby tyttt stolem, stołcm s, jest w istocie

soórne. skoro znikło wszelkie odniesienie do przed.

miotów, w przeciwieństwie do odniesienia do jakości.

często mó..vi się, że jeśli sytuację kontrfaktycznąopisuje sięjako sytuację, która zd arzyłaby się Nixonowi,inie zakłada się, że opis taki jest sprowadzalny do

opisu czysto jakościowego, to zakłada się tajemnicze

,,nagie konkrety'', substraty pozbawionc- wtasności,

leżąie u podłoża jakości. Nie jest tak. Myślę, ze Nixoniest republikaninem, a nie tylko że - cokolwiekmiałoby to znaczyć

-\eżzy u podtoin republikanizmu;

myślę również, źze mógłby byÓ demokratą'. To samo

dolyczy wszelkich innych własności, które może

posiadie Nixon, pomijając okoliczność, że niektóre

ż tych własności mogą byÓ istotne. Przeczę właśnictemu' że konkret jest jedynie ,,wiązką jakości'',

cokolwiek mogłoby to znaczyć. Jeśli jakośó jest

przedmiotem abstrakcyjnym, wiązka jakości'je.stprzedmiotem na jeszcze wyzszym poziomie abstrakcji,

i nie konketem. Filozofowie doszli do przeciwncgopoglądu przez fałszywy dylemat: zapyty}Vali mianowicie,czy istniejąpnednlioĘ poza wiązkami jakości, czy teŹ

przedmiot jest j edynie wiuką jakości. Przcdmiot nie

jest ani jednym, ani drugim; ten stół jest drewniany,-brązowy,

jest w pokoju itd. Ma te rvszystkie własności,a nie jest rzeczą bez własności, poza nimi; ale nte

Page 23: Kripke - Nazywanie a konieczność

YI

I

^',]:| ŃI1iC ko ic.:|nść

części' nie nusinty tak robić. Możeny odnosic się doprzedtniotu i pytac, co mogłoby się lłiu zdarzyó' NieZaczyna|ny więc od śrviatórv (o których zakłada sięjakoś, że są rzeczywiste, i których jakości, lecz nieprzcdmioiy, rnożemy postrzegac), by następnie pytaco kryteria identyfikac.ii transświatowej; przeciwnie,Zaczynarny od przedrrriotów, które manly i któremożemy identyfikowac w rzeczyrvistym świecie.Możemy wór'zczas pytaÓ, czy pewne rueczy mogłybybyÓ prawdziwe o tych przedmiotach.

Powiedziałem wy,):ej, źrc pogląd Fregego-Russella,iż:' nazw wprowadza się za ponlocą deskrypcji, możnatraktowaó bądź jako teorię znaczeniu ną2q' (jak sięwydaje, Frege i Rrrssell traktowali go w ten sposób),bądź tylko jako teorię ich odniesienia. By to pokazać,podam przykład niezawierający tego, co zwykle zwiesię ,,nazwą własną''. Załózmy, że postanawiamy, iżtemperanlra l00'c to temperatura' w której woda wrzcna powierzchni morza. Nie jest to zupełnie ścisłe,ponieważ na powierzclrni morza może zmieniaó sięciśnienie ' oczywiście, biorąc historycznic, późniejpodano ściślejszą definicję. Przyjmijmy jednak, że

była to ta definicja. Innego rodzaju przykłademwystępującym w literaturze jest powiedzenie' że metrto dfugośc S, gdzie S to pewien kij czy pręt w Paryżu.(Ludzie, którzy lubią mówiÓ o tych definicjach' usiłujązazwyczaj uczynió z ,,długości czegoś'' pojęcie,'operacyjne''. Ale to nieważne.)

Wittgenstein mówi o tym coś bardzo mylącego.Mówi: ,,o jednej rzeczy nie rnożna orzęc ani ze mal m dfugości, ani żc nie ma' a jest nią wzorzec metraw Paryżu' - Ale w tcn sposób nie przypisujemy mu,rzecz jasna, jakiejś osobliwej własności, lecz charak-teryzrrjemy jedynie jego swoistą rolę w grze lnierzenia

w ntctrach''20. Wydaje się to rzeczywiścic bardzo

',osobliwa własnośc'' jak na to' by miał ją jakiś pręt.

Sądzę, że Wittgenste in n-rusi byc w błędzie. Jeśli prętma na przykład długośc 39,37 cala (przyjnluję' żemamy jakiś inny wzorzec cala)' dlaczego nie jcst onnetrowej długości? W każdym razie załóir'my, ź:'e

wittgenstein jest oł w błędzie i że pręt ma Inetrdfugości. Wittgensteiha martwi oczywiście trudnośc

- a jest to częśÓ jego zmartwienia - że pręt sfużyjako wzorzec dtugości, a więc nie możemy przypisywaómu długości. Tak czy inaczej (cóż., może nie tak),spytajmy: czy zdanie ,'Pręt ,S ma metr długości'' jestprarvdą konieczną? Jego dfugośc oczywiście nlożc sięzmieniac w czasie' Możemy uściślió definicję' ustana-wiając, ż'e l metrto długość pręta Swokeślonej chwilito. Czy iest wówczas prawdą konieczną, że pręt S mal metr długości w chwili lo? Kto myśli, że wszystko' cowie a priori, jest konieczne, może myślec: ,,Jest todefnicja metra. Na mocy defin!cji pręt.lma jeden metrdługości w chwili /0. Jest to więc prawda konieczna''.Nie ma tujednak' jak się wydaje, żadnego powodu, bytak wnioskowaó; nie ma go nawet użytkowniksformułowanej właśnie definicji,jednego metra''.Posługuje się on bowiem tą definicją nie po to, bynadać znączenie temu, co nazwał

',metrom'', |ecz by

ustalić odniesien le. (W wypadku takiej abstrakcyjnejrzeczy jak jednostka długości pojęcie odniesieniamoze byc niejasne. Przyjmijmy jednak, że dla naszychpotrzeb jest wystarczająco jasne.) Posfuguje się nią, byustalió odniesienie. Istnieje pewna długośc, którą chcewyznaczyć. Wyznacza ją za pomocą przygodnej

- Ludwrg W rtfgcnstc In,

cyt.' Ą 50. s. 40.Dociekania Jibzo/i<:zne, wyd.

Page 24: Kripke - Nazywanie a konieczność

Ntt:1l onie a katicc:naśt:

własności, mianowicie tej, źe istnieje pLęt tcj d|ugości.Ktoś inny moze wyznaczyó to samo odrriesienie zapolnocą innej pzygodnej własności. W kazdynr raziejednak' choó posfużył się nią, by ustalic odnicsienieswojego wzorca długości' metra, ci4gle rnożc powie-dziec: ,,Jeśli ogrzalibyśmy ten pręt .l w chwili lo' prętS w chwili ro nie miałby metra długości''.

Cóil', dlaczego może to zrobió? Powód możc tkwicczęściowo w jego poglądach z zakresu filozofii nauki,w które nie chcę tu wchodzió. Ale prosta odpowiedź nato pytarlie brzmi następujaco: jeśli narvet j est to jedynywzorzec długości. jakim ów ktoś się posluguje,'.istnieje intuicyjna różnica mtędzy wyrazeniem ,jedenmetr'' a wyrażeniem ,'dfugośc pręta s w chwili /o''.

Pierwsze wyrażenie jest przeznaczone do sztywnegooznaczania we wszystkiclr możliwych światach pewnejdfugości, która w rzeczywistym świecie okazuje siędfugością pręta ,S w chwili rn. Natomiast wyrażenie,,długośó pręta S w chwili lo'' niczego sztywno nieoznacza. W pewnych sytuacjach kontrfaktycznych prętmógłby byó dłuższy, w innych kótszy, jeś1i poddałobysię go rozmaitym naciskom i naprężerriom. Możemywięc powiedzieÓ o tym pręcie, tak samo jak powiedzie-libyśmy o każdym innym zbudowanym z takiej samejsubstancji i o takiej samej długości' żejeśli poddano bygo ogrzewaniu w okeślonej temperaturze, rozszerzyłbysię do takiej a takiej dfugości. Takie kontrfaktyczne

,l Filozofowie nauki mogą upatrywaó klucza do rozwiązaniatcj trudności w poglądzie, że ,jeden metr'' to ,,pojęcierviązkowe''. Proszę, by czytclnik przyjął hipotetycznie' żepodana .,definicja" jest jedynym wzorcem stosowanym dookreś|enia systemu metrycznego. Sądzę, Zo trudność tanadal się utrzynruje.

zdanie, prawdzirve o itltiych prętach z idclityczlryn]irvłasnościami ftzycznyni, byloby też prawdziwo o tyr.lrpręcie. Między tyrn korrtrfaktycznym zdanienl a de finicją,jcdnego lnetra''jako ,,długości pręta S w chwili ln'' niema żadnego konfliktu, ponieważ ,,definicja'' rozunrianawłaściwie nie mówi, żc wyrażenie ,jedcn nretr'' l-t.ra

być synonimiczne (nawet gdy nlowa o sytuacjachkontr|aktycznych) z wyrażeniem,,długośc pręta.! w chwili to',, Lecz nrówi raczej, że okre.śliliśnyodniesienie wyrażenia ,jcdcn meti', ustalając, zc,jeden rnetr" ma byc desygnatorem szU,wnym pcrvnejdługośc!, k.tórajest faktycZnie długością pręta S w chwili/o. A rvięc to. że pręt S ma jeden metr długości w clrwiIi!o, nie czyni ze zdania, które o tym mówi, prawdykoniecznej. W pewnych okolicznościach pręt.9 |ak.tycznie nie miałby jednego rnetra długości. Powódtkwi w tym, że jeden desygnator (wyrażenie ,jedenmetr'') jest sztywny' a drugi (wyrażenie ,,dfugość prętaS w chwili lo") nie jest sztywny.

Jaki więc statls epistemologiczny ma zdanic ,,Pręt,l ma jeden metr dfugości w chwili lo'' dla kogoś, ktoustalił system metryczny przez odniesienie do pręta S.)Wydawałoby się' ż,e zna on je a priori. Jeśli bowienlpostużył się prętem .9, by ustalić odniesicnie terminu,jeden metr'', w wyniku tego rodzaju,,definicji'' (któranie jest definicją wprowadzającą skrót |ub synonimdanego wyrażenia), wie automatycznie, bez dalszegobadania, że pręt S ma jeden metr długośc i22 ' Z clrugiejstrony, jeśli nawet posłużyliśmy się prętem S jako

', Ponieważ prawda, którą zna,jest przygodna, postanawiamnie nazywać jej ,,ana|ityczną''' ustanawiając rvymóg, żeprawdy ana|ityczne mają byc zarówno koniccznc, jaki aprioryczne. Zob. prz.yp. 15 na s. 169.

Page 25: Kripke - Nazywanie a konieczność

rNu:),r'dnic ( kattittznot.

riożIiwych światach. Jcdynym użycienl t|eskrypcjibędzie wskazywanie, do którego człowieka zanliei-zarrrysię odnieść. Wtedy jednak, gdy mówimy kontrfhktycznic:.'Załózt.t.ty ' że Arystoteles w ogóle nigdy nic zajął sięfilozofią'', nie musimy mieć na myśli tego: ,,Załónny, ż'eczłowiek' który prowadzil badania z Platoncm i uczyłAleksandra Wielkiego' i napisał to a to itd., w ogóIe nigdynie zajął się filozofią'' - co mogłoby wyglądac nasprzecznośÓ. Musirny jcdynie mieó na myśli: ,,Zattóizmy,Że len człowiek nigdy w ogóle nie zajął się filozofią''.

Dopuszcza|ne wydaje się założenie, że w pewnychrypadkach odniesienie nazwy istotnie ustala się poprzezdeskrypcję' w ten sam sposób, w jaki zosiał ustalonysystem metryczny. Gdy mityczny podrÓżny ujrzał poraz pierwszy Gwiazdę Wieczomą' z powodzetricmmógl ustalió, do czego się odnosi, mówiąc: ,'Będęposługiwał się wyrażeniem <Gwiazda Wieczorna>ljako nazwą ciała nicbieskiego pojawiającego się w tympołożcniu na niebie''. Ustalił więc odniesienic wyrażen ja

,,Gwiazde W ieczoma,, pu.ez pozome położenie owegociała na niebie. Czy wynika stąd, ż,e to, iżł' GwiazdaWieczorna ma takie a takie położenie w danym czasie,jest częścią znączenia owej nazwy2 Z pewnością niewynika: jeśli wcześniej w Gwiazdę Wieczomą uderzyła.by kometa' mogłaby ona być widzialna w innympo,lożeniu w owyln czasic. W takiej kontrfaktycznejsytuacji powiedzielibyśmy' ze Gwiazda Wieczorna niezajmuje tego położcnia, nie zaś że Gwiazda Wieczornanic jcst Gwiazdą Wicczorną. Powodcm tego jestokoliczność, że,,Cwiazda Wieczoma'' desygnujesztywno pewne ciało niebieskie, a wyrażenie ,,ciałow tym położeniu'' nie czyni tego - inne ciało mogiobybyc rv tynr położeniu lub mogłoby tam nie byÓ żadnegóciała, ale żadne inne ciało nie mogłoby byÓ Gwiazdą

lrl

wzorcem mctra, zdanie: ,,Pręt S ma metr długości''

będzie miało ntetaJizycztty status zdania przygodnego,

1eili trakrujemy wyrażenie ,jeden meti' jako desygnator

iztywny: pręt .s poddany stosownym naclskotn l. na.

prężeniom, ogrzewaniu czy ochładzaniu, miałby.lnną;t lrugoSC nu*"-t * chwili /0' (Takie zdania jak:

"Woda:- *."L w temperaturze l00oC na powierzcirni tnorza".

mogą miec podobny status.) Istnieją wię.c, w tym

. Ć rozimieniu' prawdy przygodne a pri.ori. Dla naszych

- potrzeb waż;iejsze jednak niż uznanie tego przykładu

: La pvypadek idania przygodneB9 7. yri.or,ijest to. że

. iluir'ul" on rozróżnlenie ',definicji''. ktÓre ustalaJą

o.jniesienie. i tych. które podają synonim..W wypadku nazw również można doKonac tego

rozrói.ni;;ia. Załózmy, że odniesienie nazwy danejest

pizez deskrypcję lub przez wiązkę deskrypcji. Jcśli

n^zwa znaczy ,, ,,,,ó co ta deskrypcja lub wiązka

l"st.ypc.;i' ńi" będ'i. desygnatorem sztywnym. Nie

będzió. kónieczn ie oznaczać tego sanrego przedmtotu

we wszystkich możliwych światań, ponieważ inne

przedmńty mogiyby mieÓ dane własności w innych

ilozti*y.ń s*iuiaih, chyba żę (oczy.wiście ) zdarzyłoby

się nam posłuŹyó istotnymi wtasnoŚclaml w 'oanym

opi'i". zitóz.y więc, że mówimy: ,,Arystoteles. Jest

nli*icI..'y* ćzłowiekiem. jaki prowadzil,badania

z Platonem''. Jeśli posfugujemy Stę tym Jako deJ.InIc] ą,

nazwa,'Arystotelreł' ma inaczyć:,,największy czlowiek'

jaki prowaóził badania z Platonem'', Wówczas oczywiŚ-,.i" i" 1uti.s innym możliwym świecic óiv.człowiek

mógłby nie p'o*ud'ić badai z Platoneln, a jakiś inny

człówiek byłby Arystotelesem. Jeśli natonriast po-

sńgujemy łę óeskrypcją jedynie po to,.by ustalić lo,

do-ciego. odnosi się nazwa, ów człowiek będzie tym'

.ió .'Jgo odnosi iię ,,Arystoteles'', wc wszystkich

Page 26: Kripke - Nazywanie a konieczność

rI

^t :r'nl'ItiL a konicc: (,sa

wszystkim nie stanowi analizy jednostkowego zdaniaegzystencjalncgo. Jeśli odrzucamy pogląd, źe jest torcoria znaczenia. i czynimy z niej - w sposób, któryopisałem - teorię odniesienia, odrzucamy niektórez zalet tantej teorii. Jednostkowe zdania egzystencjalneoraz zdania o identycznościach zachodzących międzynazwami wymagają jakiejś innej ana|izy.

Frege zasługuje na krytykę za posługiwanie sięterminem ,,sens" w dwu sensach. Uznaje on bowiem,że sens desygnatora jest jego znaczenicm, i uznaje też,że Jest to sposób na okeś|enie jcgo odniesienia.Utożsamiając jedno z drugim, przyjmuje, że deskrypcjeokeślone podają jedno i drugie. odrzucę ostatecznierównież to drugie zatozenie; a pierwsze odrzucę,choóby było sfuszne. Deskrypcją można posfużyć sięjako synonimem desygnatora lub można się nią posłużyó,by ustalić jego odniesienie. Dwa Fregowskie sensy,,sensu'' odpowiadają dwu sensom terminu ,,definicja''w języku potocznym. Trzeba je starannie rozróżnić23.

Wieczonrą (clroć inne ciało, nie zaś Gvliazda Wieczoma,

mogłoby być naz1,wane Gwiazdą Wieczomą). Istotnie,

jak powiedziałem, chcę twierdzić' ze nazwy są Zawsze

desygnatoraml sztywnyml.Frege i Russell na pewno zdają się miec roz.

butlowa,ną teorię, wedle której nazwa rvłasna nie jest

desygnatorem sztywnym, lecz jest synonlmem. de-

s łp,cji' która ją zastępuje. Ale inna teoria mogłaby

głś'ie, z" deskrypcji iej używa się do. okeśleniaiztywnego odniesienia' Te dwie ewentualności będą

miały rózn" konsekwencje, jeśl! ch9{zi o..pytania,

któró zadawałem uprzednio. Jeśli ,,Mojżesz', znaczy:

',człowiek' który ciynił tak a tak'', to jeśli nikt nie

czynił tak a tak, Mojżesz nie istniał; a b}'c moze narvet

wyrażenic ',nikt nic czynił tak a tak'' stanowi tlllo1i:ę

Wrai:'enia,.Moj żcsz nie istniał..' Ale jeśli posfugu.1emy

sió deskrypcją, by ustalió w sposób szĘwny odniesienie,

.1eit .ze"źą.1isną, że to pierwsze wyrażenie lije jest rym.".o .o'u*iórny pnez ,-'Mojzesz nie istniał'', ponieważ

możemy spytać - jeśli mówimy o kontrfaktycznym

wypadku, ki.dy to -,'."'ywiście

nikt nie czynił tak

u iut, nu przykłid nie wyprowadził Izraelitów z Egiptu

- "'y *yniku f tego, ze w takiej sytuacji Mojżcsz,nie

istniaibyi wydawałoby się, że nie wynika. Z pewnością

uo*i.ń tuo.1z.'z mógiby postanowió po proshr.sped'zić

swe dni przyjemniej na dworze egipskim. Mógłby

rv ogóle nigdy nic zainteresować się polityką. czy

rclicią. a * ńI,i* wypadku nikt byó możc nie zrobiłby

żad-nĄ z neczy' które Biblia przypisujc Mojżeszorvr.

Nic zńaczy to iamo w sobie, irc Mojzesz nie istnialby

w takim możliwym śrviecie. A jeśli nie znaczy ' |o

wyrażenie '.Mojżósz istnieje'' znaczy coś innego niż to'

że.,wanrnki istnienia i jedyności pewnej deskrypcjisąsoełnione''' a Zatem to ostatnie wyrażenie poza

z] Interpretuje się tcraz zwykle scns Fregowski jakoznaczenie, które trzeba starannie odróżnić od ,,tego, coustala odniesienie',, Zobaczymy niż'ej, żlc dla większościmówiących, o ile nie są tymi, którzy nadają pierwotnieprzedmiotowi jego nazwę, to' do czego odnosi się nazwa,jest określone raczej przez

',ptzyczynowy'' łańcuch komuni.kacji niż przez deskrypcję.

W |ormalnej semantyce logiki moda|nej przyjmuje sięZazwczaJ' że ,'sensem'' terminu , jest (rnoże częściowa)funkcja przyporządkowująca każdemu możliwemu światuH to, do czego odnosi się l w I1. W wypadku desygnatorasztywnego taka funkcja jest stała. To pojęcie

',sensu'' wiąże.się z pojęciern ,,nadawania znaczenia',, a nie z pojęciemustalania odniesienia. Pn'y |ym użyciu terminu ,,sens''sensem rvyrażenia ,jedcn metr'' jcst stala funkcja' choć jego

Page 27: Kripke - Nazywanie a konieczność

rI

i

I

i

Nu:.|,']{tnie a ko pc:nośc

Mam nadzieję, ze idea ustalania odniesieniaw przeciwieństwie do faktycznego definiowania danegoterminu, gdy podaje się irrrry termin jako jego znaczenie,jest jakoś jasna. Naprawdę nie mam tyle czasu, by

wchodziÓ szczegółowo we wszystko. Myślę, że nawetw wypadkach, gdy nie sposób posłużyó się pojęciemsztywności oznaczania przeciwstawionej jego przygod.ności' by ukazac różnicp, o którą tu chodzi, nawetwtedy pewne rzeczy Zwane definicjami naprawdę mają

odniesienie ustala wyrażenie ,,długość S', którego sensem

nie jest stała funkcja.Niektórzy fi|ozofowie rnyśleli, że deskrypcje w języku

angielskim są dwuznaczne, żc niekiedy oznaczają w spvsóbniesztywny, w kazdym śrviecie, przedmiot (cśli w ogóle

.jakiś oznaczaja) spcłniający deskrypcję, kietly indziej zaŚ

oznaczają w sposób sztyl,ny przedmiot rzeczyrviścicspełniający deskrypcję. (lnni' pod wplywem Donnellana,mówią, że deskrypcja niekiedy oznacza w sposób sztywnyprzedmiot, o którym sądzi się, lub co do którego zakłada się,

że spełnia deskrypcję') Wszelkie takie rzekome dwuznacznościuwazam za wątpliwe. Nie znam żadnych świadczącycho nich wyrażnych oznak, z którymi nie można by się uporacbądź za pomocą Russella pojecia zakrcsu, bądŹ Za pomocą

środków, o których wspomniałem w przypisie 3 na s. 39.

Jeśli istnieje dwuznaczność, to za|oilywszy sztyly't.y sens

Wraż:enia,,dtugośc,9', wyrażenia,jeden metr'' i',długośc.9' oznaczaja tę samą rzecz we wszystkich możIiwychświatach i mają ten sam (funkcyjny) ,,sens''.

Przyjmijmy' że w formalnej semantyce logiki intensjo.nalnej uznajemy, iż dcskrypcja określona oznacza, w każdymświecie, przedmiot spełniający deskrypcję. Przydatny jest

istotnie operator przekształcający każdą deskrypcję w termtn

oznaczaj4cy w sposób sztywny pzedmiot'który zeczywiściespełnia deskrypcję. David Kaplan zgłosił taki operatori nazwał go ',Dthat''.

'

ustalać odniesicnie raczej niż podawać znaczcniezwrotu, niz podawać jego synoninr. Podam przykład.Przyjmuje sig' że rr to stosunek obwodu koła do jcgośrednicy. otóż jest tu coś, o co spierałbym się, choórozporządzźLm w tej sprawie jedynie niejasnyn po-czuciem intuicyjnym: wydaje mi się, że tej literygreckiej nie używa się tu jako skrótu wyrażcnia,,stosunek obwodu koła do jego średnicy'', nie używasię jej też jako skótu wiązki alternatywnyclr definicji|iczby n niezależnie od tego, co rnogłoby to znaczyć.Używa się jej jako nazwy |iczby rzeczywistej, którąw tym wypadku jest z konieczności stosunek obwodukoła do jego średnicy. Zauwazmy, że'zarówno,,n''' jaki ,,stosunek obwodu koła do jego średnicy'' todesygnatory szrywne, a więc argumenty podawanew Związku z owym przypadkicm metrycznym sąniestosowalne.. (Cóż' jeśli ktoś tego nie widzi lub sądzi,że tak nie jest, nie ma to znaczenia.)

Powróćmy do pytania o nazwy ' które postawiłem.Istnieje, jak mówiłem, populama współczesna namiastkateorii Fregego i Russella, którą przyjmują nawet takzdecydowani krytycy wielu poglądów Fregego i RusseIla

- szczególnie tego ostatniego - jak Strawson2a'

Namiastka ta głosi, że choć nazwa nie jest deskrypcjąw przebraniu, jest skrótem pewnej wiązki deskrypcjibądź jej odniesienie Wznacza jakoś owa wiązka.Pojawia się pytanie, czy to prawda' Mówiłem również'że są mocniejsze i słabsze wersje tego poglądu. Wersjamocniejsza głosi, że nazwa jest po prostu deJiniowana,synonimicznie, jako wiązka deskrypcji. Konieczne

2a 'Peter F. Strawson, Indywitluu, przelożyl BolrdanChwedeńczuk, Instytut W;vdawn iczy Pax, Warszawa l980,rozdz,.6.

Page 28: Kripke - Nazywanie a konieczność

N | 12\ ||\1 tl i e d kon i?cztl oś (|

będzie zatem nie to, żc Mojzesz miał jakąś konkretnąwłasność w te.j wiązce, |ecz żc miał altenlatywęwłasności. Nie mogłoby być żadnej kontrfaktycznejsytuacji' w której nie robiłby ir'adnej z orvych rzeczy'Myślę' że jest rzeczą jasną, iz to bardzo nielviarogcd-ne. Ludzie mówili to __ a być może nic zanlicrza|itego powiedziec, lecz posfugiw,ali się rvyrażeniem,,konieczny'' w jakimś innym sensie. W kazdymraz.ie na przykład w artykule Searle'a o nazwachwłasnych:

Załóilny ' irc - by przcdstawić tę samą sprawę inaczej

- pytamy: ,,Dlaczego w ogóle mamy nazwy własne?'''oczywiście po to, by odnosic się do indylviduórv. ,,Tak,lecz mogłyby to dawać nam deskrypcje''. Tylko jcdnakkosztcm określania warunków identyczności za każl'dymrazem, gdy odnosimy się do czegoś' Za|óżmy, ż'e zgadzamysię na porzucenie nazwy ,,Arystoteles'' i używanie,powiedzmy, wyrażenia,'nauczyciel AIcksandra''; jest

wówczas prawdą konieczną, ze człowiek, do którego sięodnosimy, jest nauczycielcm Aleksandra - ale jestfaktenr przygodnyIn, że Arystoteles w ogóle zajał sienauczaniem (sugeruję jednak, że jest faktcm koniccznym,iż Arystotelcs ma sumę logiczną, aItematywę własnościpowszechnie mu przypisywanych)"25.

Taka sugestia' jeśli wyrażenia ,,konieczny'' używa siętak, jak uży"wam go w tym wykładzie' musi byó jawniefalszywa. (Chyba że Searle podaje jakąś bardzointeresującą istotną w|asnośó przypisytvaną powszechnieArystotelesowi. ) Większośó rzeczy p ow szechni e przy.pisywanych Arystotclesowi to rzeczy, których Arys-

15 John R. Searle, Proper Nantes, w'. C.E. Caton (wyd.),Philosophy and Ordinaty Language, dz. cyt., s. 160.

llJklal t tl7

toteles w ogóie móg'łby nie robic. SytuacjQ, rv której byich nie rcbił' opisywalibyśmy jako sytuację' rv którcjAt},stoteies ich nic robił. Nie jest to zróżnicowaniezakrcsowe' jak zdarza się niekicdy w wypadkudeskrypcji' kiedy moŹna by powiedzieć, ilc człowiek,który uczył Aleksandra, mógłby nie uczyc Aleksandra;choć nie mogłoby byc prawdą, że człowiek, któryuczy'l Aleksandra, nie był jego nauczycielenr. Jest toRussellowskie zróżnicowanie zakesu. (Nic będę w towchodził.) Wydaje mi się jasne, żc tutaj tego niemamy. Nie tylko prawdą jest odnośnie do człowiekaArystotelesa, że lnógłby nie zajQc się nauczaniem;prawdą jest ró'v/nież, że posługujemy się terminem,,Arystoteles'' w taki sposób' lż lnyśląc o sytuaojikontr|aktycznej, w której Arystotelcs nie zajął sięż:adnąz dziedzin i nie osiągnął tego, co Inu powszechnieprzypisujemy' powiedzielibyśmy jednak, że była tosytuacja, w której to Arystoteles nie robił tych rzeczy26 .

2ó oba fakty - ź:.e wyraź:'enie ,,nauczyciel A|cksandra''podlega zróżnicowaniom zakesowym oraz żc nic jestścisĘm desygnatorem sztyvnym - uwidoczniają się, jeślizauwairyć, Żc nauczycie| Aleksandra mógłby nie uozycAleksandra (i w lakich okolicznościach nie byłby nau.czycie|em Aleksandra). Z rJrugiej strony nic jest prawdą, żeArystoteles mógłby nie być Arystote lesem, choć Arystotelesmógłby nie nazywaćslę,,Arystoteles'', takjak 2 x 2 mogłobynie nazyv,ac się ',cztery,,. (Niechlujna lnowa potoczna,często myląca uzycie z wymienianiem wyrażenia, możeoczywiście wyrażać fakt, że ktoś mógłby nazywać się lubnie nazywać się ,,Arystoteles'', w powiedzcniu, iż mógłbybyć lub nie być Arystote|esem. Slyszalem niekiedy, jakprzytaczano takie swobodne sposcby użycia wyrażeń jakoprzykłady przemawiające przcciw stosowa|ności tej teoriidojęzyka potocznego. Potoczne zrvroty tcgo rodzajLr stwazają

Page 29: Kripke - Nazywanie a konieczność

N!.]:.|'||Y],1 i !. a kon i rc.nośc

oczywiście są rleczy, takie jak lata życia' okles,w którym Ął, które można bardziej wyobrażac sobie jakokonieczne. Byc nrożc są to rzeczy, które powszeclrnie muprzypisujeiny. Są tu wyjątki. Byó może trudno sobiewyobrazió, jak niógłby żyÓ pięćset lat póżnic.1, niżfaktycznie zył, Z pewnością sfwarza to przynajmniejtrudność. Wezmy jednak człowieka, który nie rna

żadnego pojęcia o latach Ącia Arystotelesa. Wielu ludzima po prostu jakiś mglisty obraz wiązki jcgo najgłośniej-szych osiqgnięó. Nie tylko każde z nich z osobna, leczposiadanie całej ich alternatywyjest właśnie przygodnymfaktem dotyuzącym Arystotelesa, a zdanie, że ma on tęaltematywę własności, jeSt prawdą przygodną'

Prawdę tę możemy znać w i]ewnym sensie a priori,jeśli faktycznie ustaliliśmy odniesienie nazwy ,,Arys-toteles'' jako odniesienie do człowieka, który robiłjedną z owych rzeczy. Nie będzie to jednak prawdakonieczna dla nas. Przykład tego rodzaju byłby więcprzykładem' w którynl apńorycznośÓ nie pociągałabynieuchronnie konieczności' jeśliby wiązkowa teolianazw była sfuszna. Przypadek ustalania odniesieniawyrażenia ,jeden nretr'' to bardzo Wftżny przykład,na podstawie którego, ponieważ ustaliliśmy owoodniesienie w ten sposób, możemy w pewnym sensiewiedzieó a priori, iż dtugośó tego pręta wynosi jedenmetr, nie uznając tego za prawdę konieczną. Byó możetezę, ze aprioryczność pociąga koniecznośc, można

moim tezom, jak rni się wydaje, równie nikłe trudności, jaksukces ,,Sił do Zadań Niemożliwych'' stwarza prawu logikimodalnej, że to, co nicmożIirve' nie zachodzi.) Ponadto chocrv pewnych okolicznościach ArystoteIes nie ucz1,łbyAleksandra, nie są to okoliczności, w których nie byłbyArystotelesem.

zmienic. Wypowiada ona, jak się wydajc, pcwnąinfuicję dotyczącą cpistemrrlogii, intuicję, która mogłabybyć wazna i prawdziwa. W pewien sposób przykładtaki jak ten może uchodzić za trywialny kontrprzykład,w którym nie chodzi naprawdę o to, co jacyś ludziemyślą, gdy myślą, że jedynie prawdy koniecznc możnaZnać a priori. otóż jeśli teza, i:e wszystkie prawdyaprioryczne są konieczne' ma być nieczuta na tegorodzaju kontrp rzykłady, trzeba ją w jakiś sposóbzmieniÓ. Niezmieniona prowadzi do nieporozumieńdotyczących nafury odniesienia. Co do mnie, nie mamżadnego pomysłu, jak powinno się ia zmienić cz;'przeformułować, nie wiem też, czy taka znriana lubprzefbrmułowanie są możliwe27.

27 Jeśli ktoś ustala, że melr to ',długość

pręta ,9 w chwili lo'''w pewnym sensie wie a priori,że długość pręta S w chwili lnwynosi jeden metr, choć używa tego zdania, by wyrazićprarviię przygodną' Ale czy ustalając jedynie system pomiaru,poznał przez to jakąś (przygodną) informację dotyczącąświata, jakiś t.towy fakt, którego przedtem nie znał? Słusznewydaje się przyznanie, że w pewnym sensie niczego takiego.nie poznał, choc jest bezsprzecznie faktem przygodnym' żeS ma jeden metr długości. Może to więc być powód, by takprzekształcic tezę. że wszystko, co aprioryczne,jest konieczne,by uchronic ia przed tego typu kontrprzykładem. Jakpowiedziałem, nie wiem' jak takie przeksaałcenic przebiegało-by; nie powinno być takie, by czyniło z owcj tezy cośtrywialnego (np. przez zdefiniowanie tcgo. co aprioryczne,jako tcgo, o czym wiadomo, że jest konieczne (zamiastprawdziwc) niezależnie od doświadczenia); a tcza odwrotnabyłaby jednak fałszywa.

Ponieważ nie chcę próbować takicgo przekształcenia,konsekwentnie będę się posfugiwał w tckście terminem,,a priori,, w taki sposób, by zdania, których prawdziwośc

rI

I

I

I

Page 30: Kripke - Nazywanie a konieczność

Nu:\'tti',tic d konit.nuic

Niech rni wolno będzie powiedziec, czym jest

teoria nazw jako wiązek pojęciowych. (.I.o naprawdępiękna teoria' Jedyna wada, którą rna, jak myślę,jest prawdopodobrrie wspólna wszystkinr teoriomfilozoficznym. Jest ona błędna. Możecie podejrzewać,że pnedłoźlę inną teorię w jcj Inicjsce; mam nadziejęjednak, że to nie nastąpi, ponieważ jestcm pewny'że ona również, jeśli byłaby teorią, byłaby błędna.)Teorię' o którą chodzi' można rozbiÓ na szeregtez wraz z pewnymi tezami pomocniczymi, jeślichcemy zobaczyć, jak traktuje ona zagadnieniezdań egzystencjalnych' zdań identycz'nościowychitd. Jeśli bierzemy ją w wersji mocniejszej jakoteorię znaczenia, tez jest więcej. Litera A oznaczamówiącego.

(l) Każdej nazwie lub wyrażeniu oznaczającemu,')Ć' odpowiada wiązka własności, mianowicierodzina własności Ó takich, że A jest przeko-nany, iz ,,$X' .

Teza ta jest prawdziwa, ponieważ moż.e być po prostu

definicją. otóż niektórzy mogą myśleó oczywiście, że

nie wszystko, o czym mówiący jest przeświadczony codo X, ma coś wspólnego z określaniem odniesienia,X, . Może ich interesowaÓ tylko pcwien podzbiór. Alemożemy uwzględnić to później, zmieniając niektórez pozostałych tez. Teza ta jest więc trafna na mocydefinicji' Ale wszystkie kolejne tezy są, jak myślę'fatszvwe.

(f) A jest przekorrany Źe jedna z własności lubniektóre własności łącznie wyznaczają jedno-znacznie pervne indywiduum.

Nie mówi się, że orve własrrości wyznaczają coś

1ednoznacznie, lccz jedynie ze A jest przckonany, żewyznaczają. inną teząjest teza głosząca' żc A ma rację.

(3) Jeślijakiśjcdyny przedrnioty spcłnia większośćlub znaczną rviększość własności $' y jesttym, do czego odnosi się ,l''

Cóż, teoria mówi, że tynr, do czego odnosi się 'l', mabyć rzecz spełniająca jeśli nie wszystkie rvłasności, to,,wystarczającą ' ich liczbę. l może się oczywiścic nrylićco do pewnych rzeczy dotyczących X. Weźtny jakiśrodzaj głosowania. Powstaje teraz pyanie, czy głosowa.nie to miałoby byó demokratyczne' czy ma dopuszczaćjakieś nierówności wśród własności. Jak się wydaje,słuszniejszyjest pogląd, że powinno byćjakieś ważeniewłasności, że niektóre z nich są ważniejsze niż inne.Teońa musi naprawdę okeś1ió, jak przebiega to ważenie.Jestem prześwi adczony, że Strawson' ku mojemuzaskoczeniu, otw arcie sLwierdza, że powinna panowac tudemokacja, a więc najtrywialniejsze własności mająrówną wagę z najbardziej kluczowymi''. Na pewnostuszniej jest przyjąÓ' że jest tu jakieś ważenie.Powiedzmy, że demokacja niekoniecznie panujc. Jeśli

2E Peter F. Strawson, dz. cyt., s. 187 i nast. Strawsonneczywiścic tozważa przypadek kilku mówiących, zbieraich własności i przeprowadza demokratyczne (przypisujące.;cdnakową wagę własnościom) głosowanic. Donlaga się ontylko wystarczającej liczby' a nie większości.

(rl

Page 31: Kripke - Nazywanie a konieczność

r'\'(/:f\'(/,,ł,

d ł/),l..--'l)s. 9l

jestjakaś własnoŚc całkorvicie nicistotna dla odniosienia,

rnożemy pozbalvic ją zupełnie prawa wyborczego,przypisując jej rvagę 0. Własności moŹna traktowaćjakó. czionkórv zrzeszenia; nicktóre mają wiQksze

akcje niż inne' a niektórc mcgą nawet mlec akc1e

nieuprawniajQce do głosowania.

Jeśli głosowanie nie wskazujc jakiegoś jedy-

nego przedmioru, ,'Y' nie odnosi się do niczego'

Mórviący zna a p riori zdanie..,,JeśliX ismieje,

X ma większośó spośród własności Q''.Zdanie ,,Jcśli X istnieje, X ma rvigkszość

spośród własności $'' ivyraza prawdę konicczną(rt' narzeczu mówiącego)'

konieczną, żc jeśli dostatccznie wiele własności Ó iestniespcłnionych. X nie istnieje. W każdym *ypaókubędzie to coś, co zna się a priori. (Będzic się towiedziało a priori w każdym razie' gJy zna sięwłaściwą teorię nazw.) Istnieje też wówczas analizazdań o identyczności przebiegająca w ten sam sposób.

Powstaje pytanie, czy któreś z tych tez są prawdziwe?Jeśli są prawdziwe, dają piękny obraz tego, co się tudzieje. Zanim przystąpię do ich rozważania, wspornnę'żle często, gdy ludzie okeślają, które własności Ó sąistotne, okrcś|ają je, jak się wydaje, blędnie. Jcsi totylko przypadkowa usterka, choó wiąże się ściślez argumentami przeciw owej teorii, które terazprzedstawię. Roz''vażmy przykład wzięty od wittgen.steina. Czym są wedtug niego własności istotne?

Gdy mówimy: ,,Mojżesz nie istniał'', możrc to znaczyć róznerzeczy ' Moi'r znaczyć: wychodząc z Egiptu, Izraelici niemie|i jednego wodza - albo: ich wódż nie mial na imieMojżesz'-albo: nic było czlowieka, który by dokonal tegowszystkicgo' co BibIia przypisuje Mojżeszowi...29.

l..{n:.T tego wszystkicgo jest myśl' żc wiemy u prtori'|z- Jesll opowleŚc biblijna jcst materialnie fałszywa,Mojżesz nie istniał. .Wyk azywałem już, że opowieścolblu.na nlc poda1e koniecznyclr wlasności Mojż.esza'że Mojż.esz móg|by żyć, nie robiąc żadnych.z tvcń7ec;zy . Ty vytam, czy wiemy a priori, żrc jeś|i Mojieszistniał, robił faktycznie niektóre czy więkvośc z owychneczy. Czy to rzeczywiście jest wiązka własno.ści.

(4)

(s)

(6)

Teza (6) nie musi być tezą teorii, jeśli nie sądzi się, żc

wiązka jest częścią znaczenia danej nazwy. Możemymyś|eć, ze choć określamy odniesienie nazwy ,'Arys-toieles'' w ten sposób, źe jest to człowiek' który ma

większośó spośród własności {, na pewno możliwe'-sąjednak synracje, w których Arystoteles nie miałby

większości rvlasności Q.

Jak wskazywałem' są pewnc tezy pomocn1cze' tecz

nie chcę szczegółowo się nimi zajmowac. DostarczaJą

one analiz jednóstkowych zdań egzystencjalnych, takich

iak: ''<Moiżesz istnieje> znaczy tylc co: (wystarczająco

wietó włainości s jest spełnionych))''. Nawet ten. kto

nie posfuguje się tą teorią jako teorią znaczen|a, ma

niekióre }- owych tez. W dodatku na przykladw odniesieniu do tezy (4) powiedzie libyśmy, ile Jest

prawdą apńoryczną dIa mówiacego' iż jeśli dostatccznte

wielc włisnoJci $ jest niespełnionych, toXnie istnie.1e.

Tylko wtedy, gdy uznaje się ten pogląd 7.a teor|ę

zńaczęnia,i",ii nii,- odniesienia, jcst pralvdą równieŹ

2t Ludvrigcyt., $ 79,z Docie kań

witĘenstcin, Dociekania Jilozo,ficznc, wyd's. 5Z. Kripke przy..'loływal jLrż to miejścc

na s. 82. (Przyp. tłum.)

tiłp*- .

Page 32: Kripke - Nazywanie a konieczność

r

-" l-oD. nao d Jorloh,

Na:\,fu ie ł ka]lieczno';c

którą powinniśmy się tu posłużyó? Z pewnością jest txrozróżnienie, które się zaniedbuje w tego rodzajuuwagach. opowieśó biblijna mogłaby byc zupełnielegendarna lub mogłaby być materialnie fałszywymopisem rzeczyvistej osoby. W tym ostatnim wypadkuwydaje mi się, że uczony mógłby powiedzieć, iżpzspuszcza, ze choó Mojżesz istniał, rzeczy, kóre mówisię o nim w Biblii, są materialnie fałsz1we. Takie rzeczyzdarzaj ą się właśnie w tej dziedzirue wiedzy . Załóżmy , zektoś mówi, iż żaden prorok nigdy nie został połkniętyprzez wie|ką rybę czy wie|oryba. Czy wyntka z tego, natej podstawie, że Jonasz nie istniał? Nadal' jak się wydaje,ze.chodzi pytanie, czy opis biblijny jest legendarnymopisem, który nie dotyczy żadnej osoby, czyjest opisemlegendarnym i'.tworzonym na wzór rzeczy.wistej osoby.W tym ostatnim wypadku całkiem naruralne jestpowiedzenie, że choó Jonasz istniał, nikt nie robił rzeczypowszechnie mu przypisywanych. Wybieram tenwypadek, ponieważ bibliści

- utrzymując na ogoł, żeJonasz istniał - przyjmują, że opis nie Ęlko połknięciaJonasza przez wielką rybę, lecz nawet jego pójścia doNiniwy, by ją napominać, i wszystko inne, o czym mówisię w opowieści biblijnej' jest materialnie fałszywe.Mimo to jednak są racje, by sądzić, irc dotyczyło toŹeczywistego proroka. Jeśli miałbym ze sobą odpowied-nią książkę, mógłbym zacząć od pfzytoazenia z niej:,,Jonasz, syn Amlttaja, był rzeczytvistym prorokiem,jakkolwiek tak a tak, a tak''. Są nieza|ezne rację, bymyśleó, że opowieśó o Jonaszu nie jest czystą legendądotyczącą wyobrażonej postaci. lecz doryczy poslacirzeczvwistei'u.

przykład H.L. GinsbergaThe Jewish Publication

The Fit,e MegillothSociety of Amęrica'

Przykłady te można by zmienić. Byc moŹe jestcśmyprzeświadczeni jedynie, iż' Biblia opowiada o ninl, zetak a tak. Przysparza to innej trudności, w jaki sposóbbowiem wiemy, do kogo Biblia się odnosi' Pytanie' dokogo my się odnosimy, zostaje cofnięte do pytarriao odniesienie w Biblii. Prowadzi to do warunku. którvpowinniśmy wyrażnie pzedstawic.

1969, s. I l4: ,,(BohateD tego opowiadania, prorok Jonasz,syn Amittaja, jest osobistością' historvczną... (ale) ta księgato nie historia, lecz fikcja''' Uczeni z"cdiiie uznają wszystkieszczegóły dotyczące Jonasza, za,'larte w owej księdze, zaIegendame i nie oparte nawet na podłożu iaktów, wyjąwszysamo zdanie, że był prorokiem żydowskim, o którym trudnopowiedzieć, iż jednoznacznie kogoś. identyfi kuje' Nie musiałteż' być zwany Jonaszem przez Zydów; dzwięk ,,J'' nieistnieje w hebrajskim, a historyczna egzystencja Jonasza nieza\eży od tego, czy znamy jego oryginalne imię hebrajskie,czy go nrc znamy. Faktem, ze my nazywamy go Jonaszem,nie sposób posłużyó się bez popadania w błędne koło'Swiadectwo historyczności Jonasza stanowi nieza|eznawzmianka o nim w Drugiej Księdze Królewskiej, aleświadectwo takie mogłoby być osiągalne pod nieobecnoścwszelkich innych takich wzmianek

- np. $yiadectwo. żewszyStkie legendy żydowskie doryczyiy rzeczywistychosobistości. Ponadto zdanie, że Księga Jonasza to legendao rzeczywistej osobie, mogłoby być prawdziwe, nawetgdyby nic o tym nie świadczyło. Można powiedziec:,,Jonasz z owej księgi nigdy nie istniał''' tak jak możnapowiedziec: ..Hitler nazistowskiej propagandy nigdy nieistniał''. Jak pokazuje powyższe przytoczćnie ż Giń.ń".ga,ten sposób mówienia nie musi pokrywać się z poglądemhistoryka w kwestii tego, czy Jonasz w ogóie istniał.Ginsberg pisze dla laików, którzy, jak zakłada, uznają jegozdanie za zrozumiałe.

Page 33: Kripke - Nazywanie a konieczność

Nazvwlnic a ko|iicL.z:nśc

(W) W ltypadku każdej zadowalającej tr:orii opis musiunikaó błędnego koła. Własności, któr.lch używa sięrv głosowaniu, same nie mogą zawierać pojęcia odniesieniaw taki sposób, by ostatccznie nie można go było usunąć.

Podam przykład, w którym ów warunek nicobecnościbłędnego koła jcst wyrażnie pogwałcony. Poniższateoria nazw własnych pochodzi od WilIiama Kneale'a,z jego artykufu Modality, De Dicto and De Re31 .

Zawiera ona, jak myślę, jawne pogwałcenie warurrkównieobecności błędnego koła.

Potoczne nazwy własne ludzi nie są, jak przyjmowałJohn Stuart Mill. znakarni pozbawionymi sensu. Podczasgdy powiedzenie człowiekowi, żc najgłośniejszego fi lozofagreckiego zwano Sokratcsęm, może go o czymś infor-mować, oczywistą błahostką jest powiedzenie mu' ze

Sokratesa zwano Sokatesem; a porvodcm tcgo jest po

prostu okolicznoŚc. że nie może on rozumieć naszcgtlużycia słowa ,,Sokatcs'' na początku owego zdania, o iIe

nie wie już, że,,Sokrates'' znaczy: ,,Indylviduum ZwaneSokatesem"r2.

Mamy tu pewną teorię odniesienia nazw własnych.

',Sokrates'' znaczy po prostu: ,,Człowiek zwany

<Sokates>''. W rzeczywistości może być oczy.wiścietak, że ,,Sokratesem'' może być zwany nie tylko jeden

człowiek, a jedni moga go nazywac ,,Sokratesem'', innizaśnie.Z pewnościąjest to warunek' który w pewnych

rr W: Emest Nagel, Patrick Suppes, Alfred Tarski (wyd.),Logic' Methodologł and the Philosophy of Science''Proceedings of the 1960 International Congrcss, StanfordUniversity Press, 1962, s. 6f2433.32 'f anze, s. 62H30.

okoIicznościach j est jednostkowo spcłniony- Być nroze

rylko jednego człowieka zwałem ,,Sokratcsen.r'' w pewnej

sytuacj l.

Kneale powiada, że błahostką jest mówic konruŚ,że Sokates był z:war", ,,Sokiatesern''. W żadnym razienie jest to błahostka' Byc może Grecy nie nazywali go,,SokrateseIn''. Powiedznry' że Sokratcs zwany jest

,,Sokratesem'' przez nas - w każdyrn razie przezennie. Załóżmy, że jest to błahostka. (Zaskakujące jestdla mnie, że Kneale posfuguje się tu czasem przeszĘm;to wątpliwe, by Grecy nazywa|i go rzeczywiście,,Sokrates'' - w każdym razie nazwy greckie inaczejwymawiano. W następnym wykładzie będę badałtrafność owego cytatu.)

Kneale argumentuje na rzecz tej teorii. Nazwę.,Sokates" trzeba analizowac jako: ,,indywiduum zwane<Sokratesem>'', jak inaczej bowiem rnożemy wyjaśnicfakt, że błahostką jest, gdy nam mówią, że Sokratesazwą ,,Sokratęsem''? W pewnych wypadkach jcst todośÓ błahe. W ten saln sposób rnożna,jak przypuszczam,uzyskać dobrą teorię znaczenia każ.dego wyrażeniaw naszym języku i zbudować słownik. Na przykładchoc powiedzenie, że koni używa się w wyścigach,może mieÓ walor in|ormacj i, błahostką jest powiedzenie ,że konie zwą się końmi. Może tak byc zatem tylkodlatego, że termin ,,koń,' znaczy Ę|e co ',rzeczy zwane<końmi>''. Podobnie z każdym innym wyrażeniem,którym można się posfużyć w danym języku. Skorobłahostką jest, gdy nam mówią, że mędrców zwie się,,mędrcami''' ,,mędrcy'' znaczy po prostu tyle co,,ludzie zwani <mędrcami>''. otóz nie jest to oczywiściezb).t dobry argument, nie może zatem być jedynymlryjaśnienicm, dlaczego błahostką jest, gdy nanr mówią,że Sokatesa zwą

',Sokr.atesem''' Nic wchodźmv w {o.

Page 34: Kripke - Nazywanie a konieczność

Ną:vwlnił u koniet zność

dlaczego właścirvie jest to błahostkzr. oczywiściekażdy, kto zna Ui.ycie \^ryrażenia ,,Zwą''' nie wiedzącnawet, co zdanie znaczy, wie, że jeśli lłryrażenie,,kwarki'' coś znaczy, to Zdanie: ,'Kwarki zwą (kwal.karni>'' bpdzie wyrażało prawdę. Może on nie wiedziec,jaką prawdę to wyraża, ponieważ nie wie , czym jestkwark. Ale jego wiedza, że wyraża to jakąś prawdę,niewiele ma wsp ó|nego ze znaczeniem terminu

',kwarki''.Mog1ibyśmy wc1rodziÓ rv to rzeczylviście na bardzodtugo. Tego rodzaj u przytocZenia są Źródłem interesują.cyclr zagadnieri. Ale głównym powodem, dla któregoZechciałem je tu wprorvadzić, jest okolicznosó, żejakoteoria odniesienia dostarcza ono jawnego pogwałceniawarunku nieobecności Hędnego koła. Ktoś ułwa nazwy,,Sokrates''. Jak manry więdzieć, do kogo się odnosi?Uzywając deskrypcji, która podaje Sens owej nazwy.Według l(reale'a, deskrypcją tą jest wyrażenie:,,człowiek zwany (SokateserD)''. Tu zaś (przypuszczal.nie dlatego, żejest to rzekomo taka błahostka!) w ogóleniczcgo nam ona nie mówi. W tym ujęciu w ogóle niejestto,jak się wydaje, żadna teona odniesienia. Zap1tujemy:

',Do kogo odnosi się on za pomocą nazwy (Sokrates)?''.A wówczas dostajemy odpowiedź: ,,otóż odnosi się doczłowieka, do którego się odnosi''. JeśIi byłoby towszystko, co się tyczy Znacze\ia nazwy własnej, niepojawiałoby się tu w ogóle żadne odniesienie.

Istnieje więc warunek, który ma być spełniony;w wypadku tej konkretncj teorii jest oczywiścleniespełniony. owego wzoru rv sposób dośc zaskakującyużywa nawet niekiedy Russell' traktując go jak sensdesĘpĘwny:,,człowiek zwany <Walterem Scottem>''.oczywiście jeśli jedyne sensy deskryptywne nazw,o który'ch możemy myśleć, mają postać: ,,Człowiekzwany tak a tak'', ,,człowiek zwany (waltercm

ttjklad I

Scottem))'',,,człowiek zwany <Sokratesem))'', toniezależnie od tego, czym jest ta relacja nazywdnia,ęeczywiście jest tym, co okeśla odniesienie, a nieżadna deskrypcją, taką jak ,,człowiek zwany <Sok.ratesem)".

Page 35: Kripke - Nazywanie a konieczność

YI

Wvrreo II22 SrvczNln 1970

ostatni wykład zakoncn1|iśmy na wypowiedzi o teoriinazywania. kiórą przedstawia zespół tez zapisanych tuna tablicy.

(l) Kążdej nazwie lub wyrażeniu oznaczającenru;J.' odpowiada wiązka własności, mianowicierodzina takich własności $, że l jest przekonany,iż,,bX'.

(2) A jest przekonany, że jedna z własności lubniektóre własności łącznie wyznaczają jedno-znacznie pewne indywiduum.

(3) Jeśli jakiśjedyny przedmioty spełnia większość|ub znacmą większość spośród własności {,), jest tym, do czego odnosi się ,'Y'.

(4) Jeśli głosowanie nie wskazuje żadnegojedynego' przedmiotu, ,"ł' nie odnosi się do niczego.(5) Mówiący zna a priori zdanie: ,Jeśli Xistnieje,

X ma większośó spośród własności {''.(6) Zdanie

''Jeśli X istnieje, X ma większośóspośródwłasności$''wyrażaprawdę-Ę9'4!ęqzng(w narzeczu mówiącego). :' " . -- ',-.,'-

(w) W wypadku każdej zadowa.lającej teóiiiopis musi unikać błędnego koła. Własności,których używa się w głosowaniu, samc

Page 36: Kripke - Nazywanie a konieczność

102Nąz'Flanie a konicc:nosć

nie mogą Zawieraó pojęcia odniesienia w taki

sposób. że ostatecznie nie sposób go usunąc.

(W) nie jest tezą, lecz warunkiem spetnienia pozostałych

i"'. t*y.i ,ło*y, tezy ( 1)-(6) rrie mogą byc spełnione

w sposób prowadzący do błędnego koła, w sp-osób,

który nie pozwa|a na zadne nieza\eżne okeślenie

odniesienia. Podałem ostatnio przykład rażąco obcią-

żonej błędnym kołem próby spełnienia tych warunków

- była nią teoria, o której wspomina Wiilialn Kneale.

Bvłern nieco zaskoczony sformułowaniem tej teorii,

cźv,iącto, co sobie przepisałcm' więc przyjrzalem się

ici-ponownie. Przyj rzałem sięjej w książce, by zobaczyc.

.źy aoI.łuani. j4 przepisalem. Kncalc poslużyl sięczisem przesztym. Powiedział, że choc nie jest

błahostką, gdy słyszymy, że Sokrates był największym

filozofem starożytnej Grecji, błahostką jest' gdy

stvszvmv' że Sokatesa zwano ,,Sokratesem... A zatem,

*nio.rul. Kneale' nazwa ',Sokates'' musi znaczyć po

orosru: .,indywiduum zwane <Sokratesem'>"' Russcii'

iak mówiłem, w pewnych miejscach daje podobną

analizę. W kazdym razie w sformułowaniu posfugujacym

się czasem przeszĘm ów warunek nie byłby obciążony

błędnym kótem, na pewno bowiem można by zdecydo.

waó się na użycie terminu ,,Sokates'' w odniesieniu do

kogokolwiek, kogo Grecy zwali ',Sokatesem"' Ale

oclwiście w tym sensie w ogóle nie jest blahos'tkq'gdv stvszvmv' je Sokratesa zwano .,Sokratcsem.'. Jeś]t

i.,i toluńs fakt. może byc fałszywy. Wiemy może. że.my

nazywamy go ,,Sokatesem''. co raczej nie pzesądza.

zć ",yiiti

tuń G-,".y ' MogIi przecież inaczej wymawiać

tę nuź*ę. W wypadku tej koŃretnej nazlvy być moile'

transliteracja z greki jest tak dobra, że naszej jej wers1l

nie wymawiamy zbyt róznie od Greków. Ale nie będzie

ll) l

tak zawszc. Z pervnością nie jest to błahostka, gdysły szy llty, zc Izaj asza zw anc''Izajas.rcr:r''. S łyszyIriyprzecież iałsz, gdy mówią' że |zajasza zwano ,,iząa-5zetn''; ów prorok w ogóle nie rozpoznałby tego inricnia.A Grec1, cczywiście nie nazywali swojego kraju czynrśtakim jak ,,Grecja''. ZałóiLmy, że poprawimy ową tezętak, by brzmiała: błahostką jest' gdy słyszynly, żcSokratesa my Zwielny ',Sokratesem

', lub ż-e przynajnlniejja, ntówiący' tak go zwę. Wówczas w pewny.rn scnsie jest

to zupełna błahostka. Tak samo błahostką jest, gdysłyszymy, że konie są zwane ,,końmi'', co nie prowadzido rvniosku, ze słowo ,,koń'' złlaczl pU prostu: ,,zwierzęzwane <konicm>". Doprowadzi to natychmiast, jakoteoria odniesienia nazwy ,,Sokrates'', do btędnego koła.Jeśliktoś wyznaczył sicbiejako to, <1o czcgo odnosi sięnazwa ,,Glunk''' i podjął następującą decyzję: ,,Będęposługiwał się terminem <Glunk> w odniesieniu doczłowieka, którego nazywam <Glunk>'' - niczego by tonie dato. Lepiej byłoby' gdyby miał jakieś niezależneokreślenie tego, do czego odnosi się ',Glunk',. To dobryprzykład określenia rażąco obciążonego błędnym ko,łem.Takie zdaniajak: ,,SokIatesjest zwany <Sokatcscm>'' sąneczywiście bardzo interesujące i można spędzic

- choó może to dziwic - całe godziny na mówieniuo ich analizie' Robiłern to niegdyś rzeczywiście. Tyrnrazem nie będę jednak tego robił' (Zauważcie, jakivysoko mogą wznieśÓ się fale języka. Także w najniż-szych micjscach.) W każdym razie jest to przydatnyprzykład pogwałcenia waruŃu braku błędnego koła.owa teoria będzie może spełniac wszystkie z owychzdań, ale spełniaje tylko <llatego, że wjakiś nieza|eŻnysposób można określić odniesienie, niczaleznie odkonkretnego lvarunku - od bycia człowiekiem zrvanym,,Sokratesem".

Page 37: Kripke - Nazywanie a konieczność

101 l\l:l ltlt n i c ą k lll ie c:no'łc

Mówiłcnr już rv ostatnirn wykładzie o tezie (6).Tezy (5) i (6) mają skądinąd swe odwrócenia. W tezie(5) powiedziałem, ze zdalie, iż jeśli X istnieje' toxmawiększośc spośród rvłasności $, jest a priori prawdziwedlc mówiącego. Prarvdą będzie również na gruncie te.j

teorii, że pewne odwrócenia tego zdania równieża priori uchodzą dia mówiącego za prawdziwe,a mianowicie jeŚli jakaś jedyna rzecz ma większość,we łvłaściwię wyważonym sensie' spośród własności$, rzecz ta jest X. Podobnie pewne odwrócenie tegozdania będzie koniecznie prawdziwe, a mianowiciejeśli coś ma większośó, we właściwie wyważonymsensie, spośród własności Ó, to jest X. MoŹna więcrzeczyrviście powiedzieć, ile zdanie, iż coś jestXzawszei tylko wtedy, gdy ono jcdynie ma większośó spośródwłasności {, jest zarówno aprioryczIle' jak konieczne.Przyjmuję, że to naprawdę !\rypływa z popŹednich tez(lH4). A tezy (5) i (6) w istocie głoszą po prostu, żedostatecznie refleksyjny mówiący przyjmuje tę teorięnazw własnych. Zarzutu wobec tez (5) i (6) nie będziestanowiło to, że jacyś mówiący nie uświadamiają sobietej teorii, a zatem nie wiedzą tych rzeczy.

W ostatnim wykładzie mówiłem o tezie (6). Wielufi lozofów zauważyło' że j eśli wiązkę wtasności łączonąz nazwą własną b ierzemy w bardzo wąskim sensie, także tylko jednej własności nadajemy w ogóle jakąśwagę, powiedzmy, że jedna deskrypcja okeślonaWznacza to, do czego odnosi się nazwa - naprzykład Arystoteles był filozofem' który uczyłAleksandra Wielkie go - to pewne rzeczy

' które nię są

prawdami koniecznymi, będą przypuszc za|nie okazy.waĘ się prawdami koniecznymi - w tym wypadku napnykład to, ż'e Arystotcles uczył Aleksandra Wielkiego.Ale jak zauważył Searle, to, że Arystoteles w ogóle

t05

zajął się na]Jczanieln, nie jest prawdą konieczną, leczprzyEodną. A zatem, wnioskuje Searlc, trzeba odrzuoiÓpierwotny wzorzec pojedynczej deskrypc.1i i zwróciósię ku wiązce deskrypcji.

Podsumowując pewne rzeczy' które wywodziłemostatnio' powiedzmy, że nie jest to poprawna odpowiedź(czymkolwiek mogłaby byÓ taka odpowiedŹ) na pytanieo konieczność. Searle bowiem mówi następnie:

Załóżmy, ż:e zgadzamy się na porzucenie nazwy ,,Arys-toteles'' i używanie, powiedzmy, wyrażenia ,,nauczycielAleksandra'';jest wówczas prawdą konieczną, Źe człowiek,do którego się odnosimy' jest nauczycielem Aleksandra

- ale jest faktern przygodnym, że Arystoteles w ogóleza.iął się nauczaniem' choć sugeruje, że jest faktemkoniecznym, iż Arystoteles ma sumę logiczną' aIternatytvęwłasności powszechnie mu przypisy.wanych ' '.

|

'

Tak właśnie nie jest. Po prostu nie jest prawdąkonieczną, w żadnym ir'tuicyjnym sensie konieczności,że Arystoteles miał własności powsZechnie mu przypi.sywane. Istnieje pewna teoria, populama bodaj nagruncie pewnych poglądów z fi|ozofti historii, któramoże byÓ zarazem deterministyczna, i jednocześnieprzypisywaÓ jednostce wielką rolę w dziejach. Carlylewiązałby chyba ze znaczeniem imienia wielkiegoczłowieka jego osiągnięcia. Wedle takiego poglądubędzie rzeczą konieczną' ż'e, gdy rodzi się pewnajednostka, jest ona przeznaczona do spełnienia roz-maitych wielkich zadań, a więc częścią Samej naturyArystotelesa będzie to, że miał stworzyó idee, które

I John R. Searle, Proper Names,w: C.E. Caton (wyd.), dz.cyt., s. 160.

Page 38: Kripke - Nazywanie a konieczność

Y'I

i

|0ó Nu:\'||\1 ie a kollietność

wywarły wielki wpłyrv na świat Zachodir. Niezależnieod rnożliwyclr Zalet takicgc pogiqdu jako pogląclu na

dzieje czy na naturę wielkich ludzi nie wydaje się, iżnriałby byó trywialnic prawdziwy na podstawie jakiejśteorii nazw własnych. Wydawałoby się, że jest |aktemprzygodnym, iż Arystoteles w ogóle dokonał jakiei.kolwiek Z owych rzeczy powszechnie mu dziś przypi-sywanych, jakiegokolwiek z owych wielkich osiągnięć,które tak bardzo podziwiamy. Muszę powiedzieć, żecoś jest w tym poczuoiu Searle'a. Kiedy słyszę nazwę

,,Hitler'', doznaję zwodniczego ,,poczlcia od trzewi'',że jest swego rodzaju prawdą analityczną, iż ten

człowiek był zły. Ale w rzecz}rvistości prawdopodob-nie tak nie jest. Hitler rnóglby spędziÓ spokojnie całcżycie w Linzu. Nie powiedzielibyśmy wówczas, zetcn człowiek nie byłby Hitlerem, użytvamy bowiemnazwy ',Hitler'' właśnie jako nazwy tego człowieka,nawet w opisie innych możliwych światów. (Wpoprzednim wykładzie pojęcie to nazywałeln de'syg.nątorem sztywnym.) Załóżmy, że postanawiamy wyróż-nió odniesienie nazwy .,Hitlei' w ten sposób,. iż jestto człowiek, któremu udało się zabić więcej Zydów,niz zdołał to zrobić ktokolwiek inny w dziejach. Jestto sposób, w jaki wyróżniamy odniesienie tcj nazwy,ale w innej kontrfaktycznej syfuacji, gdy ktoś innyzasłużyłby na tę niesławę' nie powiedzielibyśniy, żew tym wypadku ów inny człowiek byłby Hitlerem.Jeśliby Hitler nigdy nie doszedł do władzy, nie nriałbywłasności, którą, jak przypuszczam' posługrrjenry się,by ustalió odniesienie jego nazwy. Podobnie jeślinawet definiujemy, czym jest metr, przez odniesieniedo wzorcowego pręta metrowęgo, będzie prawdąprzygodną, a nie konieczną. żc óvr konkretny pręt mametr dfugości. Jeśli zostałby rozci4gńęty, byłby dłuzszy

tni

niż jeden metr. A jest tak dlatcgo, żc posługujcmy sięterminem ,jeden metr" sztywno, do oznaczenia pcwncjdługości. Jeśli nawet ustalamy'.jaką długośc ozna:7'a'my, odwołując się do przygodnej własnoŚci tc.j

dfugości, tak jak w wypadku nazwy człowioka Inożcmywyróznić tego człowieka, odwołując się do przygodnejjego własności, używamy jednak nazrvy, by oznaczyćowego człowieka czy ową dfugośó we wszystkichmożliwych światach. Własność, którą się posługujctriy,nie musi być uznawana w żaderr sposób za koniecznączy istotną. W wypadku jarda, jak sądzę, wyróznionotę własność pierwotnie w ten sposób, że była toodległość od końca palca do nosa kóla Anglii HenrykaI, gdy wyciągnął ramię. Jeśli jest to długośc jarda'mimo to nie będzie prawdą konicczną, że odlcgtoścmiędzy końcem jego palca a jego nosem ma wynosicjeden jard. Mógłby się bodaj zdarzyć przypadekprowadzący do skrócenia jego ramienia; bytoby tomożliwe. A powodem, dla którego nie jest to prawdakonieczna, nie jest okoliczność' iż mogłyby byc innekr}'teria w ,,wiązkowym pojęciu'' bycia jardem. Nawetczłowiek, który posługuje się ściśle ramieniem królaHenryka jako swoim wzorcem dfugości, może powie-dziec, kontńaktycanie, żejeśli pewne rzeczy zdar4łybysię królowi, odległośÓ między końcem jednego z jegopalców a jego nosem nię wynosiłaby dokładnie jednegojarda. Nie musi on posfugiwaó się wiązką' dopókiużywa terminu ,jard'', by wyróż:nić pewne ustaloneodniesienie jako tę długośc wc wszystkich możliwychświatach.

Uwagi te pokazują, jak myślg' infuicyjną dziwacz-ność znacznej części litcratury poś''l'ięconej ..trans-światowej identyfikacji'' oraz,,teorii odpowietinikórv...Wielu bowiem teoretyków tych rzeczy wyivodzi

Page 39: Kripke - Nazywanie a konieczność

loli N !t:)\1u ti ( a kori !.:. rt ); (:

- w przeświad czeniu, 7e ,,tnożliwy śrviat'' jest namdany jedynie jakościowo

- iż Arystotelesa rnamy,,identyfikować w innych możliltych światach'' albo żejego odpowiedniki mamy identyf,rkować z tyrni rzeczamiw innych możliwych światach, L1óre wykazują najbliższcpodobieństwo do Arystotelesa pod względcrn jegonajważniejszych własności. (Lewis na przykład nrórvi:

,,Twoje odpowiedniki'.. są podobne do ciebic... podważnymi względami... bardziej niż inne rzeczy w icItświatach... zważywszy na ważnośó rozrnaitych rvzglę.dów oraz na stopnie podobieństwa''2.) Niektórzy mogąutożsamiaÓ ważne własności z własnościaIni, którychużywa się do identyfikacj i przedmiotu w rzeczywistynrświecie'

Koncepcje te są na pewno niewłaściwe. Najważ-niejsze własności Arystotelesa tkwią dla mnie w jegodziele fiIozoftcznym, a Hitlera-w jego roli mordercyw polityce; obaj' jak mówiłem, mogliby wcale niemieć tych własności. Ani nad Arystoteleseln, ani nadHitlerem nie wisiało z pewnością żadne fatunr logiczne,sprawiajace, że jakoś nieuchronnie mieli posiadaćwłasności, które uznajemy za waznę dla nich; ich losymogĘ byó zupełnie różne od rzecz'ywistych. Ważnewłasności przedmiotu nie muszą byó istotne, o ile nieposfugujemy się ,,ważnością'' jako synonimem istoty,a przedmiot mógłby mieó własności całkiem różne odjego najbardziej uderzających rzeczywistych własnościlub od własności' których używamy, by go iden-tyfikowaó.

Wyjaśniam pewnąrzecz' o którą różni ludzie mniezapytywa|i.. gdy mówię, że desygnator jest szt}.vvnyi oznacza tę samą rzęcz we lvszystkich możliwych

' David K. Lewis, dz. cyt., s. I 14 l 15. W szczególności teza (5) nie ma nic wspólnego

t09

śrviatach, lnam na myśli to' że uzywany w na.'zyt,|jezyku zastepuj e tę r7'ecz, gdy rzy mówimy o kontr|ak.tycznych sytuacjach. Nie chodzi mi oczywiście o to, zenie mogłoby być kontrfaktycznych sytuacji, w którychw innych nożliwycIr światach ludzie rzcczywiściemówiliby innym językiem. Nie mówi się' żc zdanic,,Dwa plus dwa równa się cztery'' jcst zdaniemprzygodnym, ponieważ ludzie mogliby mówić językiem,w którym ,'Dwa plus dwa równa się cztery'' znaczy, i:esiedem jest liczbą parzystą. Podobnie gdy mówimyo syfuacji kontr|aktycznej. mówimy o niej w naszymjęzyku, nawet gdy częścią opisu tej kontrfaktycznejsytuacji jest to, że mówilibyśmy w niej po niemiecku.Mówimy: ,'Załóżmy, że wszyscy mówilibyśmy poniemiecku''' |ub: ,,Załóżzmy, że posfugiwalibyśmy sięnaszymjęzykiem w niestandardowy sposób''. opisujemyzatem możliwy świat lub sytuację kontr|aktyczną,w których ludzie, włączając nas samych, mówilibyw pewien sposób, różny od sposobu, w jaki mymówimy. Ciągle jednak opisując ten świat, używamynaszego języka z naszymi znaczeniami i z naszymiodniesieniąmi' W tym sensie mówię o desygnatorześcisłym jako o wyrażeniu, które ma to samo odniesieniewe wszystkich możliwych światach. Nie zamierzamteż! ntrzymywać, ze oznaczona rzccz istnieje wewszystkich możliwych światach, a ty|ko ż:'e nazwaodnosi się sztywno do owej rzeczy. Jeś|i mówimy:

',Załóżmy ' że Hitler nigdy się nie narodził'', ,,Hitler''odnosi się tu, nadal sztywno' do czegoś, co nieistniałoby w opisanej sytuacji kontrfaktycznej.

Jeśli uznamy te uwagi, znaczy to, że musimyprzekeślić tezę (6) jako niesfuszną. Inne tezy nie mająnic wspóInego z koniecznością i rnogą przetrwać.

Page 40: Kripke - Nazywanie a konieczność

Na.\Ą1ld n i e a koll i eczn o.i ć

z koniecznością i może przętrwac. Jeśli używamnazlvy ,,Gwiazda Wieczoma" w odniesieniu do pewnegociała niebieskiego. widzianego wieczorem w pewnympołożeniu na niebie, nie będzie tym samym rzecząkonieczną, by Gwiazda Wieczoma była widzianazawsze wieczorem' Zalezy to od rozmaitych faktówprzygodnych, związanych z obecnością w danymrniejscu widzących ludzi i od temu podobnych rzeczy.Tak więc jeśli nawet powiedziałbym sobie, że chcęuĄwać uryrazenia ,,Gwiazda Wieczorna'' do nazylvaniaciała niebieskiego, które widzę wieczorem w. tamtympołożeniu na niebie, nie będzie konieczne' by GwiazdaWieczoma była widziana zawsze wteczorem. Alemoże to byó zdanie aprioryczne w tym sensie, że takwłaśnie określiłem to, do czego odnosi się owa nazwa.Jeśli okeśliłem, że Gwiazda Wieczorna to rzecz, którąwidziałem wieczolem, tam w górze, będę wiedział,własnie na podstawie dokonanego okeślenia odniesienia,że jeśli w ogóle istnieje jakaś Gwiazda Wieczoma, jestto rzecz, którą widziałem wieczorem. To w każdymrazie przetrłvało, jeśli chodzi o argumen|y, które dotądpodaliśmy.

Co się dzieje z teorią, gdy usuwamy tezę (6)? Tezy(2)' (3) i (4) okazują się miec rozległą klasę kontr-przykładów. Jeśli nawet tezy (2)Ą4) są prawdziwe,teza (5) jest zazwyczaj fałszywa; prawdziwośó tez (3)i (4) to ,,przypadek'' empiryczry, którego mówiący niezna raczej a priori. Znaczy to, źr'e inne zasady okeślająnaprawdę odniesienie mówiącego' a fakt, że to, doczego się odnosi, poĘwa się z tym, co określają tezy(2Ę4), jest ,,przypadkiem'', którego nie jesteśmyw stanię znać a priori' Tylko w rzadkich wypadkach,ZazwyCzaJ w wypadkach chrztów pierwotnych, wszys-tkie tezy (2){5) są prawdziwe.

Lt/1kkr! tl

Jaki obraz nazywania daj4 nam te tezy (lĘ5)? otoów obraz. Chcę nazwac przedmiot. Myślę o jakimśsposobie jcdnoznacznego opisania go, a następnieodbywam, by tak rzec' swego rodzaju ceremonięumysłową: pŹez ,,Cycerona'' będę rozumiał człowieka,który oskarżył Katylinę, i to jest to' czym będzieodniesienie nazwy ,,Cyceron''. Będę uirywał nazwy,,Cyceron'' do sztywnego desygnowania człowieka'który (faktycznie) oskażył Katylinę, mogę więc mówićo możliwych światach, w których tego nie zrobił. Mojeintencje są dane jednak, po pierwsze, przez podaniepewnego warunku, który jednocześnie okeśla orzedmiot,a następnie przez użycte pewnetso słowa jako nazwyprzedmiotr-r określonego przez ów warutlek. Cóż, mogąistnieó wypadki, w których fakrycznie takpostępujemy.Być może mamy do czynienia z deskrypcją' jeślichcemy rozszerzyÓ ów termin t nazwaÓ to deskrypcją,gdy mówimy: będę nazywał to cialo niebieskie tam,w górze. ..Gwiazda Wieczorną''r. To jest rzeczywiście

3 Jeszcze lepszym wypadkiem, w którym okeśliło sięodniesienie nazwry przez deskrypcję' w przeciwieństwie dookreślenia przez wskazanie, jest odkrycie planety Neptun.Wysunięto hipotezę o istnieniu Neptunajako planety, którapowodowała określone zakłócenia orbit pewnych innychplanet. Jeśli istotnie Lęvenier nadał nazwę

',Neptun'' planecie,

zanim w ogóle ją dostrzężono, to ustalił odniesienie tejnazwy za pomocą wspomnianej właśnie deskrypcji. W owymczasie nie był w stanie widzieć p1anety nawet przez teleskop.W tej fazie zachodziła apńoryczna równoważność materialnamiędzy zdaniem ,,Istnieje Neptun'' a zdaniem ,'Jakaś planetazakłócająca orbity takich a takich planet istnieje w takima takim połcżeniu''; a takźe takie zdania jak: ,,Jeśli takiea takie zakłócenia są powodowane przez jakąś planetę, sąoIre powodowane przez Ncptuna'', miały status prawd

Page 41: Kripke - Nazywanie a konieczność

^,u:|'\1I1 l i Ć d koniec" ność

.|eza ( l),jak nlówię,jest dcfi nicj ą. Tcza (2) mórvi,żc

sącizi się, iżjedna z własncści, o których ljcst przckonany,

że przysługują przedmiotowi, lub niektórc własIrości|ącz.nie wy zlaczaja jednoznacznie pewne indywiduunl.To, co właśnic powiedziałern, stanowi rcczaj przyktadu,jaki ludzie mająna myśli: będę używał terminu,,Cyccron''do onlaczcnia człowieka, który oskaźył Katylinę (|ub, bypowiedzieÓ to jednoznacznie, pierwszy oskarżył gopublicznic). Wyznacza tojednoznacznie przcdmiot w tylni<onkrctnym oclniesieniu. Nawet tacy autorzy jak Ziffw sdna ric A alysls. którzy nie wicrzą. żc nazwy majq

znaczenie wjakimkolwiek sensie, sądzą, żej est to dobryprzykład sposobu, w jaki można określaó odniesienie.

Zobacz.my, czy teza (2) jest prawdziwa. Wydajesię, jakoś apriorycznie, ze to musi byc prawdziwe, jeślibowiem nie sądzimy, że własności, które mamy namyśli, wyznaczająkogośjednoznacznic powiedzmy,żc rvszystkie są spełnione przcz dwóch ludzi -

jakwówczas możemy powiedziec' o którym z nichmówimy? Jak się wydaje' nie ma żadnych podstaw' byporviedzieć, że mówimy o jednyrrl raczcj niz o dnrgirn.Zazuryczaj przyjmuje się, że własnościami, o którechodzi, są znane czyny darrej osoby' Cyceron naprzykład to człowiek, który oskarżył Katylinę. Wedługtego poglądu gdy przeciętna osoba odnosi się doCycerona, mówi coś w rodzaju: ,,człowiek, któryoskaźył Katylinp'', i w ten sposób wyznacza pewnegoczłowieka j edno znacznie. okoliczność, że filozofowie

się wydaje, stosowny przekład na język polski, co wskazujc,że mówiący może mówić w it-tnym języku. Urvaga tłum.])Pcnieważ zamysł owych tez jest jasny, a są one fałszywew każdym wypadku, nie troszczyłem siQ o ścisłe ujccic tychrzeczy.

wypadek, w którym owe tezy są nie tylko prawdziwe ,

ale naprawdg dają nawet traftry obraz sposobu, w jakiokreśla się odniesienio. Innym wypadkiem, jeśli chcenrynazywać to nazwą, rnoze byc ten. gdy policja w Londynieuirywa naz:wy ,,Kuba" lub ,,Kuba Rozpruwacz" w od-niesieniu do człowicka, który popełnii wszystkie owemorderstwa lub większość z nich. Podaje ona wówczasodniesienie owej nazwy przez deskrypcjęa. W wielujednak wypadkach lub w ich większości owe tezy są'jak myślę, fałszywe. A więc przyjrzyjmy się im5.

apriorycznych. Minro to nie byĘ prait'cani koniecztyltti,ponieważ nazwa,,Neptun'' zustała wprowadzona j ako nazwadesygrująca sztywno pcwną planetp. Leverrier z powMzenienlmógłby być przckoncny' że jeśli Neptun zostaiby wybiry zcswego toru milion lat rvcześniej, nie powodowalby żadnychtakich zakłóceń, a nawet że jakiś inny obiekt nrógłby'Zamiast niego, powodorvać te zakłócenia.a Idąc śladami uwag Dotmellana o deskrypcjach okrcślonych,

trzeba dodać, że w nicktórych przypadkach można ziden.tyfikować przcdmrot i ustalić odniesienie nazwy, posługującsię deskrypcją' która może się okazać fałszy"lva w odniesicniudo jej przedmioru. oczywistym tego przykładem jest wypadck,gdy odniesienie nazwy ,,Gwiazda Poranna'' określa się jako,.gwiazda [obserwowalna] rano.., a porem okazuje się, żó niejest to gwiazda' W takich wypadkach oczywiścię nic wie sięw Żadnym sensie a priori, że desbypcja ustalająca odniesieniedotyczy przedmiotu' choć może dotyczyłby go ostrożnicjsZyjej odpowiednik. Jeśli osiągalny jest taki ostrożnicjszyodpowiednik, ów odpowiednik rzeczyrviście usta|a oclniesieniew tym Sensie, o jaki chodzi w tekście.' Niektórc z owych tez sformułowano niedba|c, grJy

chodzi o takie wymagające staranności sprawy, jak użyciecudzysłowów ipokrewne sz'czegóĘ. (Na przykład tczy (5)i (6) w podanym s|ormułowaniu zakładają, ze językiemmówiącego jcst język angiclski. [Ale tezy tc znaIazĘ tu, jak

Page 42: Kripke - Nazywanie a konieczność

,

Nu:tttuic a ktniet:nos<'

tak długo podtrzymywali tę tczę, to <janin:.i, którą płacąSwojemu wykształceniu. Fakrycznic, większośc ludzinlyślących o Cyccronic myśli po prostu o jdlii,l'śZnanym rzym'|kint nówcy, ani myśląc, żc był tylkojeden znany rzymski lnowcźr, ani ż'e trzęba wiedziećcośjeszcze o Cyceronie, by dla or,vej nazwy nrieć to, doczego się ona odnosi. Weźnry Richarda Feynmana, do

którego wielu Z nas potrafi się odnieśc. Jest on

czołowyn] współczcsnyrn fi zykieln tcoretycZnym. Każdy/& (iestem pewien!) może podaÓ trcśó którejś z teoriiFeynmana, tak by odróżnió go od Gell-Manna. Aleczłowięk z ulicy, nie mając tych możliwości, nlożejednak używaó nazwy ,,Feynman''. Zap)tany, powie:no tak, to jest fizyk ltrb ktoś taki. Może on nie myślec,i:e wyznacza to kogokolwiek jednoznacznie. Myślęjednak, ze posługuje się nazwą ,,Feynmarr'' jako nazu,ą

Feynmana.Spójrzmy jednak na niektóre wypadki, gdy lnarny

jakąś deskrypcj ę, by wyznaczyć kogoś jednoznacznie'Powiedzmy na przykład' ze wiemy, iż Cyceron bylczłowiekiem, który picrwszy oskarżył Katylinę. Cóż,to jest w porządku. To naprawdę wyznacza kogośjednoznacznie. Jest fujednak pewna trudność, ponieważdeskrypcja ta zawiera inną rrazwę. tnianorvicie nazwę

,,Katylina''. Musimy być pewni, że spełniamy warunktw taki sposób, by uniknąć naruszenia warunku brakubłędnego koła. Nie możemy powiedzieó w szczególności,że Katylina był człowiekiem oskarżonym przezCycerorra. Jeśli tak Zrobimy, niczego naprawdę nie

wyznaczymy jednoznacznie, a wyT.naczyny po prostuparę przednriotów A i B, taką ż'e A oskarżył 'B. Nienryślil;ly, ze była to jedyna para. w której w ogólepo-jawiły się takie oskarżenia; trzeba by zatem dodacjakieś inne warunki, by spełnic warunek jcdyności.

|5

Jeśli mówimy, że Einstein był człowiekiem, któryodkryt teorię względności, z pcrvnością Wznacza tokogoś jednoznacznie. MoŹna byo pewnyrn, jak powie-działem, ze kazdy tu może przedstawić ścisłe i niczalezncsformułowanie tej teorii, a więc jednoznacznie wy-znaczyć Einstcina, ale wielu ludzi nie n,la wy.starczająccj wie<lzy w tej materii, totcż spytani,co to jest teoria względności, odpowiedzą: ,jestto teoria Einsteina'', dochodząc w tcn sposób donajbardzicj jawnej postaci błędnego koła'

Tak więc teza (2) w prosty sposób nie zostajespełniona, gdy nrówimy, że Feynman to znany fizyk,nie przypisując mu niczego innego. W inny sposóbmoże nie być właściwie spełniona, nawet gdy jestspełniona. Jeśii rnówimy, że Einstein to ,,człowiek,który odkrył teorię względnoścl,,, wyznacza to kogośjednoznacznie, ale może lie wyznaczać go w takiSposób, by spełniony był warunek braku błędnegokoła, ponieważ teorię względności można z koloiwyznaczać jako,,teorię Einsteina''' Teza (2) wydaje sięwięc fałszywa.

Zmieniając warunki Q i odchodząc od tych' którezwyk|e wiążąz nazwami fi|ozofowie, można próbowaculepszenia teorii. Są różne sposoby' o których sĘszałem;być może pózniej będę je rozutazał. Filozofowie myślązazwczai o znanych osiągnięciach człowieka, któregosię nazywa. W wyprdku znanych osiągnięó teoria napewno nie działa. Pewien mój student powiedziałkiedyś: ,,No dobrze, Einstein odkrył teorię względności'';a odniesienie wyrażenia,,teoria względności'' określałnieza|eżnie, odwołując się do encyklopedii, którapodaje szczegóły owej teorii. (To v''łaśnie nazywa siętranscendentalną dedukcją istnienia encyklopedi i.) Alewydaje mi się, że jeśli nawet ktoś słyszał o errcyk-

L

Page 43: Kripke - Nazywanie a konieczność

YI

Iló Naź)'\'onic a konicc:ność

lopediach, naprarvdę nicjest iStotne dla jego odniesienia,by miał wicdzieć, czy dana teoria jest omówionaw szczegółach w jakiejś encyklopedii. odnicsieniernogłoby działac, nawet gdyby w ogólc nie b1'ło

żadnych encyklopedii.Przejdźmy do tezy (3): Jeśli jakiś jedyny przedmiot

y spełnia odpowiednio zwazoną większośó warunków

$, y jest dla mówiącego tym, do czego odnosi się dana

nazwa. otóż:, ponieważ już ustaliliśmy, że teza (2) jest

błędna, dlaczego miałaby działaó któraś z pozostaĘchtez? Cała teorta za|eży od tego' że stale może określaćjedyne warunki, które są spełnione. Możemy jednakprzyjrzeć się innym lezom. Z teóńą tą wiąże się taki

obraz, ze tylko przez podanie jakichś sw-oisĘchwłasności można wiedzieć, kim jest ktoŚ, ą' -w{cwiedzieó, co jest odniesieniem twojej nazwy. CóŹ, nie

chcę wchodzió w kwestię poznawania, kim jest ktoś.

To naprawdę bardzo zawiła sprawa. Myślę' że

rueczywiście wiemy, kim jest Cyceron, jeśli możemyodpowiedziec po prosfu, że jest znanym rzymskimmówcą. Dziwne' ale jeśli wiemy' że Einstein odkryłteorię względności, a nie wiemy nic o tej teorii,

możemy wiedzieó zarówno, kim jest Einstein - jest

mianowicie odkrywcą teorii względności - jak

i możemy wiedziec, na gruncie tej wiedzy, kto odĘIteorię względności, nrianowicie E'instein. Sprawia to

wrażenie rażącego naruszenia swego rodzaju warunkubraku błędnego koła, ale tak właśnie mówimy.Wydawałoby się zatem, że obraz, jaki podsuwa Ów

warunek, musi byó błędny.,,''.Załózmy, żc większośc spośród { jest faktyczntespełniona przez jakiś jedyny przedmiot. Czy przedmiot

ten jest koniecznie tym' do czego odnosi slę.d|amówiącego ,1 nazwa ,X,'I Zilóż.my ' że ktoś mÓwt. lz

,ttrkla<t Il

GÓdel jest człorviekiem, który dowiódł niezupelnościarytmetyki, i ów ktoś jest dostatecznie dobrze wy-kształcony lnoże nawet podać niezależny clpis twier-dzenia o niczupełności. Nie mówi on po prostu: ,,No,tojest twierdzenie Gódla'' czy coś takiego. Rzeczywiś.cie |ormułuje pewne twierdzenie, które przypisujeGÓdlowi jako odkrywcy. Czy zatem jest tak, ze jeśliiviększość { jest spełniona przez jedyny przedmiot y,to y jest tym, do czego odnosi się nazwa 'JĆ, dlamówiącego l? Weźmy prosty przypadek. W wypadkuGÓdla jest to prakĘcznie jedyna v'ecz, którą wieluludzi słyszało o nim - żc odĘł niezupełnoścarytmetyki' Cry stąd w.,,nika, że ktokolwiek odkryłniezupełność arytmetyki' jest tym, do kogo odnosi sipnazwa,,GÓdcl''?

WyobraŹmy sobie następującą, jaskrawo fi kcyjnąsytuację. (Mam nadzieję, że nie ma tu profesoraGódla.) Załóżmy, że GÓdel nie był faktycznie autoremowego twierdzenia. Faktycznie dokonał tego dziełaczłowiek o nazwisku ,,Schmidt'', którego ciało znale-ziono w tajemniczych okolicznościach przed wielomaIaty w Wiedniu. Jego przyjaciel GÓdel dostał jakoś ówrękopis, który później ptzypisywano GÓdlowi. A więcna gruncie poglądu, który rozpatrujemy, gdy zwykłyczłowiek posfuguje się nazwą ,,GÓdel'', w zamyśleodnosi się do Schmidta, ten bowiem jest jedyną osobąspehiającą opis: ,,człowiek, który odkrył niezupełnośćarytmetyki''. oczywiście można próbować to zmienićna: ,'człowiek, który ogłosil odkrycie niezupełnościarytmetyu'l,'. zmieniając opowieśÓ nieco bardziej, możnanawet to sformułowanie uczynić fałszywym. W każdymrazie większość ludzi mogłaby nie wiedzieć nawet, czyowa rzecz zosta|a ogłoszona, czy Wąizyła w ustnympnekazie. Zatnymajmy siQ przy wyrażeniu ,,człorviek,

\7

'tai.

Page 44: Kripke - Nazywanie a konieczność

lt8 Nu.|\|'unie o konic(,laśt

który odkrył niezupelnośc arytmctyki''. A więc poniciva2człowiekicm, który odkrył niczupełnośc arytnletyki,jest |aktycznie Schmidt, gdy mówimy o ,,Gódlu'',laktycznie zawszc odnosimy się do Schmidta. Wydajemi się jednak, Źe się nie odnosimy' Po prostu nieodnosirny się. Jedna z odpowiedzi, którą będę rozważałpóźniej, mogłaby brzmieó: trzeba powiedzieÓ raczej

- ,,człowiek, któremu powszechnie przypisuje się

odkrycie niezupełności arytmetyki'', lub coś w tymrodzaju. Zobaczmy, co możemy zrobić z tym ostatnim.

Wielu z was może się jednak wydawaó' że to bardzodziwny przykład lub że taka sytuaoja rzadko wvs!ępuje.To również jest danina spłacana filozoficznemuwvkształccniu. Bardzo często posluquieiiry się nazr'ą.oiicrając się w znacznćj mięrzó na tłćani.t' injqqną-

dach. Przypadek mateInatyki, którym posłużyliśmy sięw owym fikcyjnym przykładzie, to naprawdę dobryprąpadek. Co wiemy o Peano? Więlu ludzi w tej salimcże ,,wiedzieć'' o Peano, że był odkrywcą pewnychaksjomatów opisujących ciąg liczb naturalnych, tak

zwanych ,,aksjomatów Peano''' Niektórzy mogą jeprarvdopodobnie nawet sformułowac. Słyszałem, że

aksjomaty te odkrył pierwszy nie Peano, lecz Dedekind'Peano nie był oczywiście człowiekiem nieuczcirtrym.Mówiono rni, że jego przypisy zawterają odniesieniaspłacające dług wdzięczności wobec Dedekinda. oweprzypisy zostaĘ jakoś zignorowane. Tak więc na gruncie

teorii, którą rozpatrujemy, termin ,,Peano'', tak jak sięnim posfugujemy, naprawdę odnosi się do Dedekinda;teraz, gdy to us}yszcliście, widzicie, żrc caĘ czasnaprawdę mówiliście o Dedekindzie. Ale nie mówiliście.Przykłady takie można by mnozyÓ vr nicskończonośc'

Laikom zdarzztją się oczywiście jeszcze gorszenieporozumienia. W poprzednim przykttadzie za'

kładałem, Żc |udzie identyf.i krrją lji nstc i na, otlivol u iacsię do jego prac o teorii względrrclŚci' A |irktycznicczpsto zdarzało mi się słyszeć, zc Illrjg,lośn icjszymosiągnięcieni Einsteina było wynalczicnic bornbYatomowej. Kiedy rvięc odnosiIlly si9 dc [:inst.,ni.o<jnosimy się do wynl|azcy bolnby lttonlorvr:j. .fakjcdnak nie jest' Kolulllb byI picI.rvszvnl czlorviókicnr,który sobic uświadomił, że zieria jcst okrągła. Bytrównież pierwszym Europcjczykienl, który wylądowitna zachodniej półkuii. Prarvdopodobnie żadna z tychrzeczy nie jest prawdziwa' a zate|n luclzie uzywa.j4cyterminu ,,Kolumb'' odnoszą się naprawdę do jakiego.śGreka, jeśli mowa o kulistości Zicrni, a bodai dojakiegoś Skandynawa' gdy mowa o..odkIyciu Alncryki'..Aleź nie robią tego. Nie wydaje się Zatenl, by jeśliwiększość spośród waruŃó'w $ jest spełniotla przczjedyny-przedmi oL..y,.y było tym, do czego odrrosi się-dana-nazrła. Wydaje się, że jest to po prostu falsz.'.

-rItII

Ij

I

!

o Teoria naz}rvania w tenninach wiązki dcskrvpcji czyniłabyz powiedzenia ,,Peano odkrył aksjomaty teorii |iczb'' coś' cówyraza trywialną prawdę, nie zas nicporozumicnic; byłobypodobnie w- wypadku innych nicporozumicń tIr'tyczącycildziejów nauki. Niektórzy spośród przyznających, źc co.rJotakich przpadków mam rację, w}rvo<lzili, iz istnicją inneuzycia tych sanlych nazw własnych, spchriającc teorię wiązkową'Utrzymuje się na przykład, żc jeśli mówilny: ,,GÓrlcI dowió<lłniezupełności arytmetyki'', odnosimy się oczywiścic tio GÓdla'nie' do

' Schnridta. Czy jednak, gdy mówimy: ,'Gotlcl w tyni

laoku dowodu odwołał się do metody przekątnej'', nic oclnosimysię bodaj do kogokolwiek, kto dowiócl! owego lw,iarclzenia1lPodobnie jeś|i ktoś pya: ,,Co Arystotelcs (czy śzekspir,1 lnial tuna myśli?'', czy nie mówi o aurorze danego ustępu, kinlkolwie ków jcst? Przez analogię do Donncllana użycir: ricskrypcjimożna to nazwac ,,atrybutywnym'' użycieIn nazrv rvłasnycń.

Page 45: Kripke - Nazywanie a konieczność

t20 Nu:t łan ie ą kon iccznośt.

Teza (4): Jeśli glosorvanie nie wskazujc ża<lncgojedynego przedmiotu, nazwa nie odnosi się do nicz9go'Przypadek ten rZeoZywiście został uwzględnionyprzedtem, w noich poprzednich przykładach. Popierwsze, głosowanie nroże nie prz;.nicśc jedynegoprzedmiotu, jak w wypadku Cycerona czy Feynmana.

Jeś|i tak jest' to załozy.wszy opowieść' której bohaterami są

Gode| i Schmidt, zdanie ,,GÓdel dowiódł twierdzenia o niezupeł.

ności''jest fałszyrve, ale zdanie ',GÓdelposhĄł się w dowodziemetodą przekątnej'' jest (przynajmniej w pewnych kontektach)prawdziwe, odniesicnie zaś naz*ry ,,GÓdel'' jest dwuznaczne.

Poniewaz pozostaja pewne kontrprzykłady, teoria odsyłającado wiązki deskrypc-ji nadal byłaby, w ogólności, |ałszywa, costanowiło g,lówną myśl w nroim teKcie; byłaby jednak

stosowalna r'i'przypadkach szcrszej klasy, niż sądziłem. Myślęjednak, że nie trzeba postulować żadnej takiej dltuznaczności.Jest chyba prawdą, że niekiedy, gdy ktoś posfuguje się nazrvą

,'Gódel'', chodzi mu głównic o kogokolwiek, kto dowiódłowego hvicrdzenia, i może w pewnym sensie do niego się

,,odnosi''. Nie myślę, by pzypadek ten różnił się od przypadku

Smitha i Jonesa w przypisie 3 na s. 39. Jeśli mylnie biorę Jonesa

za Smitha, mogę odzosic się (w sensie właściwym) do Jones'a'gdy mówię, żę Smith grabi liście; mimo to nic posfuguję sic

nazwą ,,Smith'' dwuznacznie - niekiedy jako nazwą Smitha,a nickiedy Jonesa lecz jednoznacmie jako nazwą Smitha.Podobnie gdy mylnie sądzę' że Arystoteles napisał taki a taki

ustęp' mogę chyba niekiedy używać namvy ,,Arystoteles'', by

odnieśc się do rzeczywistego autora tego ustępu, clroć nic naż:adnej dwuznaczności w moim użyciu owej na:zwy' W obu

wypadkach wycofam mojc pierwotne zdanie i mojc pierwotnc

użycie nazwy, gdy uświadomię sobie fakty. Przypomnrjmy, żc

w wykładach Ęch posfuguję się terminem ',to, do czcgo odnost

się nazwa.'. lv lechnicznym sensie rzecry nazvrvancj pzcznazwę 1lub jednoznacznic spełniającej deskrypcję;. nic porvinno

rvięc byc zadnych rlieporozuItlień.

Po drugie, założmy, że nie przynosi żadnego prze<l.tniotu, że nic nie spełnia większości czy nawet istotnejliczby rvłasności Ę. Czy to znaczy ' zc nazwa nicodnosi się do niczego? Nie' tak samo bowieln jakmożemy mieć fałszywe przekonania dotyczące jakiejśosoby, które mogą byc faktycznie prawdziwe o kimś.irulym, tak też możemy mieć fałszywe przekonania,.które absolutnie o nikim nie są prawdziwe. I onewłaśnie moga stanowić całośó naszych przekonań.Założmy, by zmieniÓ przykład doĘczący Gódla, Źenikt nie odkrył niezupełności ar}'tmetyki - dowód,powiedzmy, zmateria|izował się przez losowe roz-pryskiwanie cząsteczek atramęntu na kawałku papieru

- a człowiek nazwiskiem Gódel miał tyle szczęścia,że byt obecny, gdy zachodziło to nieprawdopodobnezdarzenie ' Zatóżmy ponadto, że arytrrretyka jestfaktycznie zupełna. Nie oczekiwałoby się naprawdę,że losowe rozpryskiwanie cząsteczek atramentustworzy poprawny dowód. Subtelny błąd' nieznanyprzez dziesięciolecia, pozostał jednak niezauważony

- lub może faktycznie zostat zauwazorly, Leczprzyjacie|e GÓdla..' A więc jeśli nawet warunki niesą spełnione przez jedyny przedmiot, nazwa moi:ejednak odnosić się do czegoś' Przedstawiłem wamprzed tygodniem przypadek Jonasza. Bibliści' jakmówiłem, sądzą, ż'e lonasz rzeczywiście istniał, alenie dlatego' iil' sądzą, że ktoś w ogóle został połkniętyprzez wielką rybę czy nawet że udat się do Niniwy,by nauczać. Te warunki mogą nie byó prawdziweo nikim, a jednak nazwa

',Jonasz'' rzeczywiście ma

odniesienie. We wskazanym wyżej wypadku wyna-lezienia bomby przez Einsteina byÓ może niktnaprawdę nie zasfuguje na miano ,,wynalazcy'' tegourządzenia.

I

I

IlI.-:e3..*-

- -:

Page 46: Kripke - Nazywanie a konieczność

If ,!'./-' l1!{,lxl., 17 konitt ztlo'ść

Teza{ 5 rliówi, źr.e zdanie ,,Jeśli X istnieje, X 4awiększość spośród rvłasności $,, jest a priori prarvdziwed|a A' Zauważ'my, że nawet w wypadku, gdy tak sięzdarza, iz (3) i (4) są prawdziwe, typowy uzytkownikjęzyka nie wic raczej a priori , że jak wymaga teoria, są

one prawdziwc. My.ślę' że rnoje przekonaIiie co do

Gódla jesl faktycznie tra|ne, a opowieŚc dotycząca,'Sclimidta'' jest po prostu rvymysłem, ale przekonanieto nie stanowi przecieŻ wicdzry a priori.

Co się ru dzieje? Czy mozcl,lly uratować tę teorię lPo pierwsze, można wypróbowywaó i zmietriaó owedeskrypcje - nie myśleć o znanych osiągnięciachdanego czlowieka, lecz, powiedzmy, o czymŚ innymi próbowac posł'rżyc się tym jako naszą deskrypcją'Byc nroŹe przcz odpowiednie przeksziałccnia mozna

' Wskaz1rvano mi, Źe można by utrzynryrvac, iŻ nazlvawiąże się z ,,odniesieniowynr'' użyciem deskrypcj i w sensieDonnęllana. Na przykład choó idcntyfikujcrn1 GÓdia jako

autora twicrdzcnia o niezupełności. mówimy o niln nawet

wtedy, gdy okazu1c się, że nie dowiódł tego trvierdzenia.Tezy (2H6) moglyby zatem upadać, ale mimo to każdanazwa stanowi'laby skrót deskrypcji, choć rola deskrypc';iw naz}.waniu róŹniłaby się radykalnie od tej,jaką wyobrażalisobie Frege i Russc]|' Jak mówi]em wyzej' skłonnyjestemodrzucac DonnelIana sformułowanic pojęcia o.1llicsicniowejdeskrypcji okreś|oncj. Nawct jcdnak gdy przyjmuje sle

analizę DonnelIana, jest jasnc, że obecnej propozycji nie

powinno się przyjmować. odniesicniową cleskrypcję okcŚ-lollą' laką '1ak ,.czlowiek pljłcy szampan3... z.azwy czajprzecież wycoIujc się, gtly mówiący uświadamia sobic, żc

nic stosuje się ona do przcdmiotu. Gdyby oszustwo Gódtazostalo ujawnionc, nie nazylva}oby się go Już ''autorcmtwierdzenia o niezupelności'', alc nadal nazyrl-ałoby się go

,,GÓdlcm''. Deskrypcja Zatem nie stanowi skróru nazwy'

ł;

t2l

w końcu osiągnąó coś zupełnie innegos, ale większośćprób, którc się podejmuje, narażońa jest na kontr-przykłady czy na inne zarzLLty. Podam przykład.W wypadku GÓdla mozna powiedzieć: ,,Cóż,.(dÓdc|)n|e znaczy tyle co: <człowiek, który dowiódł niezupeł-ności arytmctyk i>>', . Zwazcie' ze naprawdę wiómyrylko ryle' że większośc lurlzi nyśli, iż GÓdel dowiójłniezupełności arytmeryki, ze GÓdel iest człowiekicm.któremtr powszechnie przypisujc lię niczupe'lnoścarytmetyki. Tak więc gdy okeślam to, do czegoodnosi się nazwa ,,Gódel'., nic mówię rlo siebie:,,Przez nazwę <Gódel> będę rozumiał: llczłowick,który dowiódł niezupełności arytmctyki, nieza|eznieod tego, kim jest ów człowiek>''. ilogłoby się okazaó,źe JcSt to Schmidt lub Post. Będę natorniast rozumiat:,,człowiek, o którym większość ludzi ny.śli'ż'e dowiódł /niezupełności arytmetyki''.

" Robert Nozick zwrócił mi uwagę' że w pewnym sensieteoria

. deskrypcji- musi być trywialnie priwdziwa' jcśli

osiągalna jest jakaś teoria odniesienia .nu'*

*y.aźonuw terminach nieza|eŻnych od pojęcia odniesienia. Jeślibowiem taka teoria podaje warunki, pod którymi przeclnliotJest rym' do czego odnosi się nazwa, to oczywiście spcłniaon jednoznacznie owe warunki. Ponieważ nie zmierzaln dopodania jakicjś. teorii usuwającej pojęcie odniesienia w rymsensie, nic uświadamiam sobie żadnego takiego trywiaInógospelniania.teorii deskrypcji iwątpię. że coś tikiego isrnicj-c.(UesKrypcJa uZywa;ąca pojęcia odniesicnia nazwy jcst tatwoosiągaIna, lecz obarczona błędnym kołem, jak wijzieIiśnly,rozważa1ąc pogląd Kneale'a.) Jeśli jcdnak jakicś takietrywialne spełnienie byłoby osiągalne, argumenty' którepodałem,. pokazują, że deskrypcja musi byc czymś źupc|nicInnym n|z lo' co przy.lmuJą Frege. RusselI. Sear|e, Slrawsont tnnt rzecznicy teorii deskrypc;r.

Page 47: Kripke - Nazywanie a konieczność

TI

Czy to jest sfuszne? Po pierwsze, wydaje mi się, że

jest narażone na kontqprzykłady tego samego typu Jakie, które podawałem przedtem, choó mog4 byc one

bardziej wyszukane, Załóżmy, że we wspon-mlanym

wyżej wypadku Peano większość ludzi (przynąrnniej

rc,u,j, ","go

nie wie mówiący, w pełni uświadamiasobie, iż nie należy przypisylvaó aksjomatów teorii

liczb Peano. Większość ludzi nie uznaje ich za zasługę

Peano, lecz przypisuje je dziś słusznie Dędekindowi.

A więc człowiek, któremu się powszechnie przypisuje

tę rze>z, będzie jednak Dedekindem, a nie Peano. Alemówiący, podtrzymując dawne przestarzałe przekonanie,

może nadal odnosiÓ się do Peano i utrzymywac|alszyłve przekonanie doryc.ące Peano. a nie prawdziwe'

dotyczące Dedekinda.Ale po drugie' a to może jest istotniejsze, takie

kry'terium narusza wanrnek braku błędnego Ęsl1' Ji\tó.jest? Więliszość z nas myśli wprawdzie, że GÓdel

aowioat niezupełności arytmetyki. Dlaczego tak jest?

Z pewnością mówimy i mówimy poważnie, że ,,GÓdel

dowiódł niezupełności arytmetyki''. Czy z tego wynika,

że jesteśmy przekonani, iŹ GÓdel dowiódł niezupełnościarytmetyki - że przyp i suj emy niezupełnośÓ arytmetyki

temu człowiekowi? Nie' nie tylko z tego. Musimycdnosić się do Gódla, gdy mówimy: ,,Gódel dov.iódł

niezupełności arytmetyki''. Jeśli faktycznie zawsze

odnośilibyśmy się do Schmidta' przypisywalibyśmyodkrycie niezupełności arytmeĘki Schmidtorv1 a nte

Gódiowi - jeśli posfugiwalibyśmy się dŹwiękiem

,,GÓdel'' jako nazwą człowieka, którego nazywam

1f4 Nazvłrltlie a |łlniccznasc Il'tklut! II tf5

,,Schmidt".Faktycznie odnosimy się jednak do

robimy? CÓż, nie tak' Źe mówimy do

się powszechnie odkrycie niezupełności arytmetyki''.Gdybyśmy tak robili, popadalibyśmy w błędne koło.Jesteśmy tu wszyscy w tej sali. W tcj instytucji9niektózy ludzie rzeczywiścic spotykali tego człowieka,ale w wielu insĘtucjach ta'I< nie jest. Wszyscy w tejspołeczności próbujemy określić owo odniesienie,mówiąc: ,,GÓdel ma być człowiekiem, któremuprzypisuje się powszechnie niezupełnośc arytmetyki''.Nikt z nas nie przystąpi do przypisyr,vania czegokolwiek,jeśli nie majakiegoś niezależnego kryterium odniesieniaowej nazwy, innego niż,,człowiek, któremu przypisujesię powszechnie odĘcie niezupełności arytmetyki''.W przeciwnym razie będziemy mówiÓ tylko: ,Przypi.sujemy to osiągnięcie człowiekowi, któremu je przypi-sujemy'', nie mówiąc, kto jest tym człowiękiem, niępodaj ąc żadneg o niezalei:ne go kryterium odni es ieni a,co prowadzi do okeślenia obciążonego błędnym kołem.Jest to zatem naruszenie waruŃu, który oznaczyłemprzez

',W,,, i nie może być stosowane w żadnej teoriioonleslenla.

oczywiście można próbowac uniknąó błędnegokoła przez przerzucenie odpowiedzialnośc i. Wspominao tym strawson. który w przypisie poświęconym tymsprawom mówi, że odniesienie, które ktoś ma, mozeczerpać z odniesienia kogoś druqiego.

Trzeba ponadto dodać, żę opis identyfikujący, choć niemusi zawierac odniesienia do samego mówiącegoodniesienia do danego konkretu, może zawierać odniesieniedo kogoś innego odniesienia do owego konkretu. Jeślirzekomo identyfikujący opis należy do tego ostatniego

GÓdla. Jak tosiebie: ,,Przez

<Gódla> będp rozumiał człowieka, któremu przyptsu1e

9 Na uniwersyecie w Princcton lgdzie GÓdeI był profesorenrod 194l r. Uwaga tłum.]'

Page 48: Kripke - Nazywanie a konieczność

YI

I

l

\i..|wInie a kolicc]lł)ś.

rodzaju' \'',ówczas rzeczywiście pytanle, czy jest to opisnaprawdę identyIikujący' sprowadza się do pytania, czyodniesienie, do którego się on odnosi, saInojcst naprawdęidcnty fikującynr odniesicniem. Jcdno odniesienie możcrvięc czerpac srvą rviarygodnośc, jako odniesicnicautentyczl]ie idcntyfikujące, od drugiego, to zaś odjeszczc innego. Ale nie może to byó co|anie sięrv nieskończoność r0.

Mogę zatern powiedzieć: ,,Spójrz, przez (códla)) będęrozumiał człowieka o którym Jan myśli, że dowiódłn,iezupełności arytmetyki''. Jan moze następnic przekazaćrzccz Piotrowi. Trzeba bardzo \Iwai.ać, by nie zaczęłosię to obracac w koło. Czy jesteśmy naprawdę pervni'że to się nie zdarzy? Gdybyśmy mogli byó pewni' żeZnamy taki łaricuch i że wszyscy inni w łańcuchustosują właściwe warunki' a więc nie wykaczają pozaów łańcuch' wówczas przypuszczalnie moglibyśmyco|nąó się do owego człowieka, odrvofując się dotakiego łańcucha w ten sposób' czerpiąc odniesieniajedno od drugiego. Alc choó takic łańcuchy, ogólniebiorąc, istnieją, gdy chodzi o ż.ywe1o człowieka, niebędziemy wiedzieli, co to za łańcuch. Nie będziemypewni, jakimi deskrypcjami posfuguje się ktoś inny,nie będziemy więc pewni, czy rzęcz nie obraca sięw kole lub czy odwołuj ąc się do Jana, w ogólecofniemy się do lvłaściwego człowieka. Nie sposóbwięc posfuĄlc się ryrrn wiarogodnie jako naszą deskrypcjąidentyfikrqącą. Możemy nie pamiętać narvct, od kogosłyszeliśmy o GÓdlu.

Jaki jest pralvdziwy obraz tego, co się fu dziejc?Być może naprarvdę w ogóle nie rvystępuje tu

t27

odnicsicnie ! Poza wszystkirn nie wiemy naprawdę'że rvtasności, których uŹyrvamy do identyfikacjidanego człowieka, są właŚciwe. Nic wicrny' żewyróż'nia1ą one jedyny przedmiot. Co więc wla.ściwieczyni moje użycie słowa ,,Cyceron'' nazwą Cyceroną,.|obraz' który prowadzi do teorii wiązki deskrypcji,jęSt mniej więcej taki: jestem odosobniony w j akimśpokoju; cała społeczność innych mówiących' wszyscyinni rnogą zniknąć, ja zaś okeślanr odniesieniedla siebie, mówiąc: ,,Przez <Gód[a>> będę rozumiałczłowieka, niezależnie od tego, kim jest' którydowiódł niezupełności arytmetyki''' C'óż, nozemyto zrobić, jeśli tego chcemy. Nic naprawdę niemoże nam tego zabronió. Możemy obstawać przytym okfeślcniu. Gdy tak robimy, to jcśli Schmidtodkrył niezupełnośó arytmetyki, <ldnosirny się rze.czywiście do niego, gdy mówimy: ,,Gódel zrobiłto a to".

Ale większość z nas tego nie robi. Rodzi się,powiedzmy, dziecko; jego rodzice zrvą je pewnymimioniem. Mówią o nim do swoich przyjaciół. SpoĘkająje inni ludzie. Przez róźnego rodzaju wypowiedzinazwa szerzy się od ogniwa do ogniwa, jak w łańcuchu.Mówiący umieszczony na odległym końcu tegołańcucha, który sĘszał, powiedzmy, o RichardzieFeynmanie na mieście lub gdzie indziej, może odnosicsię do Richarda Feynmana, choć nie może sobieprzypomnieó' od kogo po raz pierwszy lub od kogow ogóle o nim usłyszat. Wie, żc Feynman jest znanymfizykicm. Pewien ciąg komunikacyjny, docicrającyostatecznie do samego człowieka, dociera do mówiącego.odnosi się on wówczas do Feynmana, nawet gdy nieńoze go jednoznacznie zidentyfikować' Nie wie' co tojest diagram Feynmana, co to jest Feynmana teoria'" Petcr Frcclerick Strawson, dz. cyt., s. 119, przyp. l.

Page 49: Kripke - Nazywanie a konieczność

128 N .)Ą\altia d katliec:n|)'i(

parzystości i anihilacji. Nie fylko to mia,łby trudnościz odróżnieniem Gcll-Manna od Feynmana. Nie mu-si

więc wiedzieć tych rzeczy, natomiast ustanowionyzostaje łańcuch konrunikacyjny, sięgajqcy samego

, ,', Feynmana, dzięki uczestnictwrr mówiącego ry.ppqł9cz.

ności przekazująccj to imię od ogniwa do ogniwa, {ezaś w wyniku prywatnej cerenonii, któ1a qlóatąq,odbywa w swoim gabineci e.. ,,Przez <Feynmana> będęrozumiał człowieka, który zrobił to a to, a to, a to''.

: żi/'. ś.x., Jak pogląd ten różni się od wspomnianej wyżejsugestii Strawsotla, że ciane odniesienie identyfi krrjącemoże czerpać swą wiarogodnośó od innego? Z pewnoŚcią

Strawson miał w przytoczonym fragmencie dobrąinruicję; z drugiej strony na pewno ujawnia sle tu

róznica, przynajmniej co do rozkładu akcęntów,w stosunku do obrazu, którego bronię, skoro Strawsonogranicza swoją uwagę do przypisu. Tekst głównybroni teorii wiązki deskrypcji. Wtaśnie dlatego' żeStrawson wypowiada swoja uwagę ..v kontekście teoriideskrypcji, jego pogląd różni się od mojego podjednym ważnym względem' Strawson wyraŹnie wy.maga, by mówiący wiedział, od kogo czerpie swojeodniesienie, tak by mógł powiedzieć:

',Rozumiemprzez <Gódla> człowieka, którego Jones nazywa<Gódlem>''. Jeśli nie pamięta, jak uzyskał odniesienie,nie może podać takiego opisu. obecna teoria nie

stalvia takiego wymogu' Z powodzeniem, jak mówitem,mogę nie pamiętać, od kogo sĘszałem o GÓdlu,a mogę myśleÓ, lecz rnyśleó błędnie, żc pan,riptam' od

kogo sĘszałem to nazwisko.Rozważania te pokazuj4, że broniony tu pogląd

nioże prowadzic do wniosków fakĘcznie odbiegającychod wniosków z przypisu Strawsona. Załóźlmy, zcmówiący słyszat nazwę ,,Cyceron'' od Smitha iod

t29

innych, którzy posługtrją się tą nazwą w odniesicniu <io

znanego mówcy rzymskiego. Później myśli jcdnak' żeuzyskał tę nazwę od Jonesa, który (o czym nrówiącynie wie) posfuguje się nazwą ,,Cyccron'' jako nazwąpowszechnie znanęgo szpiega niemieckicgo i nigdynie sĘszał o żadnych mówcach starożytności. Mówiącymusi więc. wedle Strawsonowcgo wzorca, określićsivoje odniesienie, postanawiając: ,,Będę używał nazwy<Cyceron> w odniesieniu do człowieka, którego Jonesnazywa Ęm imieniem'', natomiast na gntncie obecnegopoglądu tym, do kogo odnosi się owa nazwa, bęrlzienrÓwca, mimo |ałszyrvego wrazenia mówiąccgo co do

filozoficzne naraŹone są na niebezpieczeństwo fał.szywości, toteż nie dążyłcm do przedstawienia alter.natywnej teorii. Czy tak właśnie postąpiłem? Cóż,w pewien sposób; ale mój opis był znacznie mniejokeślony, niż byłby rzeczywisty zbiór warunkówkoniecznych i w,vstarczających odniesienia. Nazwaprzechodzi niewątpiiwie qd ggniwa do- ogniwa. Ale ] ; , ,

oczywiście nie k aŻcu rodzaj łańcucha przyczynowego1slęgającego ode mnle do pewnego człowieka, będziesprawiał, że uzyskuje jakieś odniesienie . Możc istniećłańcuch przyczyno *y sięgający od naszego użycia

używa Strawson, jest dlań niedostępny;jeśli pamięó gozawodzi, wzorzec Strawsona może daó błędnc wyniki.NagruncienaszegopogIąduważnejesrnicto,conrówiący myśli o tym' skąd wziął odniesien ie, |eczważ'ny jest fakryczny łańcuch komunikacji.

Myś|ę. że mórvilem innym razem. iz tcorie

Page 50: Kripke - Nazywanie a konieczność

1,10 Ntyyunie l kon icczuość

teminu ,,święĘ Mikoła.j'' do pewncgo lristorycznegoświętego, dzieci jednak, gdy używają tego terminu,prawdopodobnie nie odnoszą Się tym samyln do orve8o

świętego. Inne waruŃi niuszą więc być spełnione, bypru ekształcić to w Źeczywiście ścisłą teorię odniesienia.Nie wiem, c7.y n1am to robió, ponieważ po pierwsze.jestem jakby zbyt leniwy w tej chwili, a po drugie,Zamiast podawaó zbiór koniecznych i wystarczającychwarunków' właściwych dla takiego terminu jak

,,odniesienie'', chcę raczej przedstawić lepszy obrazniż ten, który przynoszą poglądy, które otrzymaliśrny.

Czy r.ie byłem bardzo nieuczciwy wobec teoriideskrypcji? Sformułowałem ją tu bardzo dokładnre

- dokładniej ohyba, niż kiedykoiwiek ją formułowalijcj obrońcy' Łatwo zatcm jest ją obalac' Byó możegdybym próbował sformułować moją teorię z do.stateczną ścisłością w postaci sześciu, siedmiu czyośmiu tez, również okazałoby się, że gdy zbadamy te

tezy jedną po drugiej, wszystkie będą fałszylve. MogłobybyÓ nawet tak, a|e róznica 1est następująca. Przykłady'które podałem, pokazują, jak myślę' nie to po prosfu,

'.,.: że tu jóst jakiś błąd techniczny, a tam jakieś nieporozu--

1.'l .i"ni", iecz ile caĘ podawany przez tę teorię obrazsposobu okreś|ania odniesienia wydaj e się błędny od' podstaw. Błędem wydajc- się. myślenie, że podąjgry1-sobie jakieś .własności, któró jakoś jakościowo wyróż

-niająjednoznacznie przedmiot i w ten sposób wyznacza;anasze odniesienie. Usiłuję natomiast przedstawió lepszyobraz - obraz, który można by tak oczyścic, jeśIi

dostarczyłoby się więcej szczegółów, by podac więcejdokładnych warunków występowania odniesienia.

Można nigdy nie osiągnąó zbioru warunkót',,

koniecznych i wystarczających. Nie ił'ienl, aIe zawszebudziła moją sympatię maksyma biskupa Butlera:

II

Tl3l

,,Wszystko jest, czym jcst, a nie czynr innym"-w tymnietrywialnym sensie, że filozoficzne analizy takicgopojęcia jak odniesienie rv zupełnie innyclr teminach'nieodwołujących się do odniesienia, bardzo łatwomogz zawolziÓ. oczywiście w każdym konkretnymwypadku, gdy pociaje się analizę, trzeba przyglądaó sięjej i patrzeć, czy jest prawdziwa, czy fałszywa. Niemożna po prostu przytaczaÓ sobie tej maksymy, a potemodwracać kartki. Postępując jednak ostrożniej, chcęprzedstawió lepszy obraz bez podawania zbiorukoniecznych i wystarczających warunków doty czącychodniesienia. Warunki takie byĘby bardzo złożonę, aleprawda jest taka, że to na mocy naszego związkuz innymi mówiącymi w społeczności, sięgającego ażdo samego tego, do czego odnosi się nazwa, odnosimysię do pewnego człowieka.

Mogą być pewne wypadki, w których obraz , , , , ,

odwofujący się do desĘpcji jest prawdziwy, gdy ktoś ,j.naprawdę nadaje nazwę w zaciszu swojego pokoju,.mówiąc, Źe odnosi się do czegoś, co ma byó jedynąrzeczą z pewnymi własnościami identyfikującymi.,,Kuba Rozpruwacz'' to możliwy przykład, którypodałem. Irrny to ,,Gwiazda Wieczoma''. A innywypadek - gdy spotykamy kogoś i słyszymy jegoimię - można też zmieśció w tym opisie. Wyjąwszywiarę w teorię deskrypcji, w jej ważnośó w innychwypadkach, prawdopodobnie nie myślałoby się, że jestto wypadek podawania sobie deskrypcj i takiej naprzykład: ,,facet, którego teraz wtaśnie spotykam''.Można to jednak ubrać w te słowa, jeśli się chce i jeślinigdy nie sĘszało się w inny sposób owej nazwy.oczywiście, jeśli przedstawiają nam człowieka i mówią:

',To jest Einstein'', słyszeliśmy o nim przedteIn - może

to być błędne i tak dalej. Byó może jednak w pewnych

Page 51: Kripke - Nazywanie a konieczność

B2 ,\a:Y|dnie a |'onirc.no.;ć

wypadkach taki wzorzec dz'iała -'szczególnie gdyktoś po raz picrwszy nadaje komuś czy czemuś nazwę.Albo wskazuje na gwiazdę i mówi: ,,To ma być Alf.aCentauri''. Może więc naprawdę urządzić sobie tę

ccremonię: ,,Przez <A|fa Centauri> będę rozumiałgwiazdę po prawej nad nami, o takich a takrchwspółrzędnych''. obraz ten jednak na ogół zawodzi.Nasze odniesienie na ogół nie zalezy tylko od tego, cosami sobie myślimy, lecz od innych ludzi w społeczności,od przebiegu docierania do kogoś danej- n421vy i qdtego rodzaju rzeczy. Właśrric śledząc taki przebieg,docieramy do odniesienia.

Podarrie dokładniejszych wan:Ńów to bardzozłożona sprawa. Wydają się onejakoś inne w wypadkuznanego człowieka i kogoś, kto nie jest tak Znany'Nauczyciel mówi klasie na przykład, że NeMon jestznany z tego, izbył pierwszym człowiekiem sądzącynl'że istnieje siła przvciągająca rzeczy do ziemi; myślę,że o tym właśnie małe dzieci myślą jako o największymosiągnięciu Newtona. Nie chcę mówió' jakie są zaletytakiego osiągnięcia, ale w każdym razie mozemyprzyjąć, że kiedy nrówi się tylko, iż była to jedyna treśc

odkrycia Newtona, daje to uczniom fałszywc przeko-nanie dotyczące Newtona, chocby nigdy przedtemo nim nie sĘszeli. Jcśli natomiastll nauczyciel posługujesię nazwiskiem ,,George Smith'' - a człowiek o tymnazwisku jest faktycznie jego najbliższym sąsiadem

- i mówi, że George Smith pierwszy przeprowadziłkwadraturę koła, czy stąd wynika, że uczrriowie ma1a

fałszywe przekonanie dotyczące sąsiada nauczyciela?Nauczyciel nle mówi im, że Smitlr to jego sąsiad. nic

'' Istotne składniki tego przykladu podsunął nli RichartiM illcr.

f-I

t.t.l

$'ievJ też, że Snrith pierwszy przcprowadził kwa<lraturękoła. Nie usituje on w szczególności wprowadzic doumysłÓrv uczniów jakiegoś pl.z'eświldcr'cnia co dosą.siadą, Stara się wpoió przekonanic, żc istniejeczłowiek, który dokonał kwadratury koła, lecz nieprzekonanie dotyczące jakiegoś konkretnego człowieka

- cltwyta po prostu pierwsze nazwisko' które rrru sipnasuwa, i przypadkowo posfuguje się nazwiskiemswego sąsiada. Nie wydaje sięjasne w tym wypadku,że ucztliowie nrają fałszywe przekonanic dotycząceowego sąsiada, choó istnieje łańcuch przyc7'ynowysięgający do niego. Nie mam co tego pewności.W każdym razie trzeba by wprowadzic więcej udos-konaleń, by uczynic z tego choćby zaczątek zbiorurvarunków koniccznycli i wystarczających. W tymsensie nie jest to teoria, lecz coś, co ma dać lepszyobraz tego, co faktycznie zachodzt.

Przyblizone sformutowanie teorii moze być na. ''' l

stępujące: odbywa się ,'chrzest'' pierwotny. Przeclmiotmoze zostać tu nazwany przez wskazanie albo -

odniesienie nazwy może byc ustalone przez deskrypcję|2.

|? Dobrym przykładem chrztu, gtlzie odniesienie u.tolon"zostało za pomocą deskrypcji, było nazwanie Neptuna,opisane w przypisie 3 na s. l 11_1|2. Przypadck chrztu prZęZwskazanie można chyba również podciągnąć pod pojęciedeskrypcji. Teoria deskrypcji jest więc stosowalna przcdewszystkim do przypadków chrztu pierwotncgo. Deskrypcjiuż}"vva się również do ustalania odniesienia w przypadkachoznaczania podobnych do nazywania, z wyjątkiem tego żetcrminy, które się wprowadza' nie są zazwycza.i zwanc,,nazwami''. . Padały już' jako przykłacly tcrminy ,jcdenmetr'', ,'l000C'', a inne przykłady zostaną podane późniejw tych wykładach. Dwie rzeczy trzeba podkrcś|ic odnośniedo przypadku wprowadzania nazwy poprzez dcskrypcję

Page 52: Kripke - Nazywanie a konieczność

B.{ N!:|1| dnic u kokiccz,k,śc

YI

II

I

i

t]5

ustalania odniesienia przez deskr.ypcję, bądŹ rt,skazv-wania (cśIi Inalny nie podciągac wskazywarria podinną kategorię)|o. (Być może są inne lnoż|irvości. gtlychodzi o chrzty pierwotne.) Ponadto przypadekGeorge'a Snritha nasuwa pewną wątpliwośc co dotęgo' czy owe warunki Są wystarczające. Jcśli nawetnauczyciel odnosi się do swojego sąsiada, czy jestoczywiste, ze pnekazatt swoje odniesienie uczniom?Dlaczego ich przekonanie miałoby nie dotyczycjakiegoś innego człowieka zwanego,,Gcorge'enrSmithem''? Jeśli mówi on, że Newtona ugodziłojabłko, jego zadanie przekazania odniesicnia jcst jakośłatwiejsze, komunikuje bowiem powszechnc nicporc-zumienie dotyczące Newtona.

lo Gdy sobie uświadonrimy, że dcskrypcja użyta do Lrstaleniaodnicsienia nazwy nie jest jej synonimeln, tcorię dcskrypcjimożna traktować jako tcorię zakładaj ącą pojęc'e nazywan ialub odniesienia' Wymóg, który zgłosiłem, by użya deskrypcjasama nie zawierała pojęcia odniesienia w sposób obciąŹonybłędnym koIem, jest czymś innym i ma charakter kIuczowy.jeśli teoria deskrypcji ma mieć w ogóle jakąś wartośó. A todlatego, że teoretyk deskrypcji zakłada, iż' każ'dy nrówiącylzywa zasadniczo dcskrypcji, którą podaje w pierwotnymakcie nazyrvania, do określenia swojego odnicsienia. Rzeczjasna, jeśli wprowadza nazwę ,,Cyceron'' Za pomocąokeślenia: ,,Mówiąc <<Cyceron>, będę odnosil się doczłowieka, którego nazywam <Cyceronem>'', za pomocżlceremonii tej nie okeślił w ogóle żadnego odnresicnia.

Nic wszyscy teoretycy deskrypcji sądzą, żo usunęlicałkicm pojęcie odniesienia. Niektórzy uświadaIniali sobicchyba, że potrzebno jest jakieś pojęcie odnicsienia pierwo-tnego' aby je wycofać' [Dosłownie: to back it up. Ch<ldzio ,,cofnięcie'' desĘpcji do tcgo, czego dotyczy. Uwagatfum.] Z pcwnością Llświadamiał to sobic l{usscll'

Gdy nazwa ,,przechodzi od ogniwa do ogniwa", ten,

kto ją otrzymuje, nrusi, jak sądzę, gdy się jej uczy,postanowić, ize będzie uzywaó jej Y-od-!t9s]ę!]Lu -do

i"go sumego co cż.towiek, od k1órego_slyszy tę

nazwę. Gdy sĘszę nazwę ,,Napoleon'' i postanawiam,

ze będzie to piękna nazwa dla mojej ulubionejpapugi, nie Spełniam tego warunku.,. (Być możejakaś taka niemożność zachowania stałego odniesieniawyjaśnia rozbieżnośÓ między obecnymi użycianinazwy ,,święty Mikołaj', a rzekomym użyciem pier-

wotnym.)Zauwazmy, że poprzl'dnie uwagi nie usttwają

raczej pojęcia odnicsienia; przeciwnie, za dane uznają

pojęcie zamiaru, by posfuzyÓ się tym samym oJ.niósieniem. Występuje tu również odwołanie do chrztu

pierwotnego, który wyjaśnia się w tenninach bądź

w trakcie chrztu pierwotnego. Po pierwsze, użyrą 4ry\rypcjąnie jest synonimem nazwy' którą wprowadza, |ec7

'raczejustaia jej odniesienic. Tu różnimy się od standardowych

teoretyków deskrypcji. Po drugie, chrzest pierwotny na ogÓ|

dalccó odbiega od przypadków, które inspirowaly oryginalną

teorię deskrypcji. Zazwyczaj ten, kto chrzci, jest jakoś

zaznajomiony z przedmiotem, który nazywa, i jest w stanie

nu,*"ć go przei wskazanie' otóż źródło inspiracji teorii

deskrypcji tkwi w fakcie, że często możemy uŻylvac nazwlsK

znanych postaci z przcszłości, postaci którc dawno zmarly

iktórych nikt żyjący nie zna bezpośredniol a w|aŚnte tyctl

przypadków, według naszego poglądu' nic sposób poprawnte

wyjaśnić za pomocą tcorii dcskrypcji.

'1- Mogę pi'ekazac nazwę papugi innym ludziom. Dla

każdego z tych ludzi' tak jak dla mnic. będzic istniał pervtcn

rodzaj związku przyczynowego czy historycznego T'ęd?moim użyciem owej nazwy a cesarzem FrancJi, ale n|e

będzie to związek wymagan€go typu.

Page 53: Kripke - Nazywanie a konieczność

Yi

I

Ii

l

B6 N z\1lanie u konię(znÓść

By powtórzyc: może nie przedstawiłenr tęorii, alerrryślę, że przedstawiłem obraz lepszy oc tego, jakldają teoretycy deskrypcj i.

Ir,Iyślę, że następny temat, który trzeba cmówic' to

zdania o identyczności. Czy są konteczne, czy, przygodne? Kwestia ta jest Spoma we wspótczesnej. filozofii. Po pierwsze, kazdy zgadza się, że moŹna

i. .

'I posługiwać się deskrypcjami do w1powiadanĘ.Pry€od.nych zdań identycznościowych. Jeśli jest prawdą, żeczłowiek, który wynalazł soczervki dwuogniskowe,był pierwszym Naczelnym Poczmistrzem StanólvZjednoczonych - że ci dwaj byli jednyrn i tym samym

- jest to przygodnie prawdziwe. Mogłoby więc byc

tak, że jeden człowiek wnaIazł soozęwki dwuognis.kowe, a drugi był pierwszym Nacze1nym PoczmistrzemStanów Zjednoczonych. Z peivnością wtedy, gdywypowiadamy zdania identycżnóścióŃE-ż użyciemdeskrypcji - gdy mówimy .-r takie. ze sx. oraz i ńkie.ze v.r. są jednym i tym Salnym'. - może Lo byc |:kL

przygodny. Ale filozofów interesuje również kwestiazdań ó i'dentyczności między nazwami. Gdy mówimy:

,,GwiazdaWieczoma to Gwiazda Poranna" lub ,,Cyceronto Tuliusz''' czy to, co mówimy, jest kclnieczne, czyprzygodne? Interesuje ich też inny typ zdań identycz.nościowych, pochodzących z teorii naukowych. Iden.tyfikujemy na przykład światło z promieniowaniemelektromegnetycznym w pewnym przedziale dfugościfal ]ub ze strumieniem |otonów. ldentyfikujemy cieploz ruchem cząsteczek, a dźwięk z pewnego rodza;uzaburzeniem falowym w powietran i tak dalej. Co się

tyczy takich zdań, pocitrzymuje się zazwyczaj na.

stępujące tezy. Po pierwsze, są to jawnie przygodneidentyczności: odkryliśmy' że śrviatło to stlultllen

t1'7

fotonórv, lecz oczywiście rnógłby nie byó to strumieńfotonów. Ciepło jest faktycznie ruchem cząsteczek;odkryliśmy to, lecz ciepło mogłoby nie byó ruchemcząsteczek. Po drugie, wielu filozofów czuje się diabelnieszczęśliwie, że są wokół te przykłady ' otóż d|aczego?Ci filozofowie, których poglądy wykłada się w rozległej 'l"literan]rze, podtrzymują tezę dotyczącą pewnych pojęć ;:,

psychologicznych, zwaną,,tezą o identycznośoi,'. Myślą, :'powiedzmy, że ból to po prostu pewien stan materialny .'mózgtt czy ciała czy co tam chcemy - powiedzmy,

'

pobudzenie włókien C. (Nie ma znaczenia, co to jest.)Niektórzy zarzucają wówczas: ,,Dobrze, spójrzmy, ..'.istnieje bodaj korelacja między bólem a tymi stanamiciała, ale musi to być po prostu korelacja przygodna \ .

między dwiema różnymi rzeczami, ponieważ to, żę takorelacja w ogóle zachodzi, stanowiło empiryczneodkrycie. Przez <<bólr>> musimy tedy rozumieć cośinnego niż ten stan ciała czy mózgu, a zatem muszą tobyć dwie różne rzeczy,'.

Na to zaś mówi się: ,'Ach, widzicie przecieir', że tobtąd| Każdy wie' że mogą istnieć przygodne identycz- .

ności''. Po pierwsze, jak we wspomnianym przykładziesoczewek dwuogniskowych i Naczelnego Poczmistrza.Po drugie, w wypadku, który uchodzi za bIiższyobecnemu wzorcowi, w w1.padku idenĘfikacji teoretycz-nych, takich jak identyfikacja światła i strumieniafotonów czy wody i pewnego związku 'vodoru i tlenu.Wszystko to są identyczności przygodne' Mogłyby byćfałszywe. Nic dziwnego 7'atęm, ze za sprawą przy god-nego faktu, a nie żadnej konieczności, może byóprawdą, że czucie bólu czy widzenie czerwieni to poprostu pewne stany ludzkiego ciała. Takie identyfikacjepsychotizyczne mogą być faktami przygodnymi,dokładnie tak jak przygodnymi faktami są inne

)

Page 54: Kripke - Nazywanie a konieczność

tl

Bii Nu:\'ianie a kotliaczno';ć

identyczności. A oczywiście istnieją szeroko rozpo-wszęolrnione motywacje - ideologiczne, czyli po

proStu to, że nie chce się mieó takiego ''nomologicznego

pajaca'' tajemni czych powiązań, których nie ujmująprawa fiZyki, nie chce się mieó takich jedno.jedno.

Znacznych koręlacji rniędzy dworna różnymi rodzajamirzeczy, stanami materialnyrni a rzeczamt całkowicieinnego rodzaju - motylvacje prowadzące ludzi do

tego, że chcą wierzyć w te tezy,Przypuszczam, że główna rzecz, o której będę

mówił na.'|pierw, to Zdania o identyczności międzynazwami. Jeśli jednak chodzi o przypadek ogólny,twierdzę, co następuje. Po pierwsze, że swoiście

Jeoretycznę identyfik:cje, takie jak: ,,Ciepło to ruch

cząsteczek,', n.ie - rą prawdami przyg.o!1yrni, leczkonięcznymi, a nie mam tu ocz}'wiście na myŚli, żs

są fizycznie konieczne, Iecz ze są ko4!-ep4p w 4a1.

r39

a Ruth Barcan Marcus''. Marcus mówi, że ide!tyczności

!!ę4?y.luwami są konieczne. Jeśli ktoś sądzi, i:'e

Cyceron to Tuliusz, i rzeczywiście posfuguje sięwyr'źe'i'mi ,,Cyceron'' i,,Tuliusz'' jako nazwami, jestty'm samym zobowiązany do twierdzenia, ze jegopzekonanie jest prawdą konieczną' Posługuje się onai----erminem ..samo oputrz.ni..'. Quinc odpowiada w sposóbnastępujący:,,Pewnego pięknego wieczoru możemyopatrzyć planetę Wenus nazwą własną <GwiazdaWieczoma>. Tę samą planetę możemy też, pewnegodnta przed wschodem stońca' opatrzyć nazwą własną<Gwiazda Poranna>. Gdy odkrywamy, że dwL:krotnieopatrzyliśmy nazwą tę samą planetę, nasze odkryoiejest empiryczne. A nie jest tak dlatego, ze nazwywłasne są deskrypcjami''ló. Po pie rwsze, jak mówiQuine, gdy odkrywarny, że opatrzyliśmy nazwądwukotnie tę Samą planetę' nasze odkrycie jesteryplry'qzne. W innej książce' myślę, Quine daje innyPrzykład' - że mianowicie ta sama góra widzianaz Nepalu oraz z Tybetu, czy skądś w Ęm rodzaju,z jednej perspektywy zwana jest ,,Mount Everest"(sĘszeliście o tym), a z drugiej ma być rzekom o zwana,,Gaurisanker''. odkrycie, że Gaurisanker to Everest,moze być rzecryvviście odĘciem empirycznym. (Quinemówi , że przykład j est fakĘczni e fał'szywy . Zaczerpnąłgo od Erwina SchrÓdingera. Nie sądzilibyście' żewyna|azca mechaniki falowej popełniał błędy. Niewiem, gdzie ma byó źródło bł'ędu. Z pewnością można

),

,'

wyższym stopniu - niez reznie od tegq,_ cg'.-by to.'mtato znaczyć. (Koniecznośó {tzyczna mogłaby się

okazaó kóniecznością w najwzszyfi stopniu. Tej

kwestii nie chcę jednak przesądzać. Przynajmnie.;w tego rodzaju wypadku może być tak, że kiedy cośjest fizycznie konieczne. zawsze jest konieczne lotrl

Court')Po drugie, że Sposób, w jaki owe iden|ycznoŚclokazują się prawdami koniecznyrni, nie wydaje mi sięspoSobem, w jaki idenĘczności umysł-mózg mogłybysię okazaó koniecznie czy przygodnte prawdziwe.Analogia ta musi więc upaśó. Trudno porviedziec, co

umieścić na jej miejscu. Trudno zatem powledzlec'jak uniknąć wnjosku, że te dwię idenryczności sqfakrycznie różne.

Powróómy do bardziej światowego wypadkudotyczącego nazw wtasnych. Juź to jest dostatecznletajemnicze. Trwa co do tego spór między Quine 'eIn

r5 RuthLangngesw: Boston(Holandia)

Barcan Marcus, Modalities and Intensional(z komentarzami W'V. Quine'a oraz dyskusją),

Studies in the Philosophy of Science, Dordrecht1963, t. I, s. 77-116.s. 101.

Page 55: Kripke - Nazywanie a konieczność

l.r 0 M::r.lrrllrr' ł k a l i ą; n a,ł|

sobie wyobraziÓ tę sytuację jako rzcczywist4l a jcst toinny dobry przyklad tego rodzaju rzeczy, jakic Quinema na myśli.)

Co mamy o tyrn sądzić? Chciałcm znaleźć w tej

książce dobry cytat pochodzący od drugicj strony, odMarcus, ale mam kłopot ze znalezicnienl go. Przy-shrchiwałern się tcj dyskusji i pamiętam '', że broniłapog|ądu' iz jeś|i .ncczywiścic mamy nazwy,-dobrysłownik powinien móc nam powiedzieó' gzy maią oncto samo odniesienie. Powinniśmy więc być w staniezajżeó do słownika i powicdzieć, że Gwiazda Wicczomai Gwiazda Poranna są tym samym. otóż nic wydaje sięto prawdziwe. Wielu ludzionl ja.vi srę to jakokonsekwcncja poglrrdu. żc idęnlyczuości międzynazwanli są konicczne. odrzuca się Zatem z.azwyczĄpogląd, ze zdania o identycznościach między nazwamisą konieczne' Wniosek Russella był nieco inny. Sądziłon, Źe pytanie, czy dwie nazwy mają to samo odniesienie,nigdy nie powinno być pytaniem empirycznym' Niejcst to spełnione dla nazw potocznych, lccz jestspe,lnione, gdy nazywamy naszą daną Zmysłową lubcoś w tyrl rodzaju. Mówimy: ,'Tu to i tamto (oznaczaj1ctę samą daną zmysłową za pomocą obu zaimkówwskazujących)''' Możemy więc powiedzieć bez em.pirycznego badania, ze naz,ywamy tę Samą rzeczdwukotnie; warunki są spełnione . Ponieważ nic będzicsię to stosować do potocznych przypadków nazywlĄia,,,nazwy,, potoczne nie mogą byó autentycznylntnazwamt.

Co trramy o tym myśleó? Po pierwsze, to prawda,i:'e mozna uirywać nazwy ,,Cyceron'' w odniesieniu do

Cycerona oraz nazwy,,Tuliusz'' również w odniesieniu

do Cycerona, nie rr,iedząc, żc Cycoron to ,I.uliusz.

Wydaje się rvięc' ze niekoniecznie wieny 4 priori, iż.

zdanię o identyczności między nazwalnijest prawdziwc.Nie 1vynika stąd, ze zdanie wyrażone w ton sposób jestprzygodne, jeślij est prawdzrwe. Pł'rlnosiłcm to właśnicw moim pierwszyIn wykładzie. lstnicjc silne 1loczucicskłarriające do myślenia, że jeśli nic mozcmy czegoświedziec w drodze apriorycznego rozumowania, owocoś muSi być przygodne - lnogłoby się okazaÓ, że jestinaczej. Myślę jednak, że to poczucie jest błędne.

Załóżmy, że odnosimy się dwukrotnie do tegosamego ciała niebieskiego jako do ,,Gwiazdy Wieczor-ne1,, oraz jako do ,,Gwiazdy Porannej''' Mówimy:Gwiazda Wieczorna to ta gwiaztla tam' w górze,wieczorem; Gwiazda Poranna to ta gwiazda tam,w górze, rano. Iraktycznie' Gwiazda Wieczorna toGwiazda Poranna. Czy neczywiście istnieją okolicz.ności, w których Gwiazda Wieczoma nie byłabyGwiazdą Poranną? Załoilywszy, że cwiazda Wieczornato Gwiazda Poranna, spróbujmy opisac mozliwąsytuację, w której tak by nie było. Cóż, jest to łatwe.Przychodzi ktoś i nazywa dwie różne gwiazdy ,,GwiazdąWieczomą'' i ,,Gwiazdą Poranną''. Ale czy są tookoliczności, r,v których Gwiazda Wieczoma nie jestGwiazdą Poranną lub w których nie byłaby GwiazdąPoranną? Wydaje mi się' że nie są to takie okoliczności.

otóż oczywiście jestem zobowiązany do powie-dzenia, ż'e nie są, gdy mówię, że takie tenniny, jak,,Cwiazda Wieczorna'' i

''G1y1ą1{ą .!oranna',, jeśliuży-wąqię ich jak'ó nazw, są desygnatorami sztywnynli.W.każdym moż|iwym świecie odnoszą.s!ę do pĘ1c1y!enus.. A zatetn równiez w tym rnoŻliwym świecicplaneta Wenus.jest p|anetą Werrus i nie nla znaczcnia,co w tym możliwym świecic powiedziała jakaś inna'' lamzc, s. I l).

Page 56: Kripke - Nazywanie a konieczność

II

i;

t13t4f Nd:\'n,al 1ił a ko i t!tznl )śc

osoba. Jak /'łl rnamy opisac tę sytuację? ow ktoś niernógł dwukrotnie wskazaó na Wenus i w jednyrnwyoadku nazwać ją Gwiazdą Wieczonrą, a w druginlGwiazdą Poranną, jak my to czynimy. Jeśliby takpostąpił' to zdanie ',Gri,iazda Wieczoma jest GwiazdąPoranną'' również w tej sytuacji byłoby prawdziwe.Byó może ów ktoś za indnym razem nie wskazuje naplanetę Wenus - przynajmniej Ęm razem nie wskazu.jena planetę Wenus, gdy rvskazuje, powiedzmy, na ciało,które nazwał Gwiazdą Poranną. W tym wypadkuZate]n możemy z pewnością powiedzieó, ze nazwa,'Gwiazda Poranna'' mogłaby nie odnosić się do GwiazdyPorannej' Możemy nawet powiedzieó, iż mogłoby byćtak, że w tym wtaśnie położeniu, w którym, gdypatrzyliśmy rano, znajdowaliśmy Gwiazdę Poranną,nie ma cwiazdy Porannej -że jest tam coś innego i żcw pewnych okolicznościach był oby to nawet nazyv,aneGwiazdą Poranną. Ale to nadal nie jest wypadek,w którym Gwiazda Poranna nie jest Gwiazdą Wieczomą'Mógłby byÓ możliwy świat, mczliwa sytuacją kqntr.faktyczna, w której ,,Giviazda Wieczoma'' i ,,GwjazdaPoranna'' nie byłyby nazwami neczy, Ętóry-cĄ są

faktycz4ie nazwami' Jeśli ktoś określiłby ich odniesienieza pomocą deskrypcji identyfikuj ących, rnógłby nawetposfużyó się tymi samymi deskrypcjami identyfikują.cymi, których my uż1rvamy. Ale nadal nie jest to

wypadek, w którym Gwiazda Wieczoma nie byłabyGwiazdą Porarulą. Nie może być bowiem takiegowypadku' przyjąluszy, zeGwiazdą Poranną.

otóż wydaj e się to

Gwiazda Wieczorna jest

bardzo dziwne, ponieważsklonni jesteśmy powiedziec

- odpowiedŹ na

pytanie, czy Gwiazda Wieczorna jest Gwiazdą Poranną'z góry moze wypaść najedcn lub na drugi sposób. Czy

więc rzeczywiście nie istnieją dwa nlożlirve światy

- jeden' w którym Gwiazda Wteczorna jest Gwiazdą

Poranną, i ir-rny, w którym Gwiazda Wieczorna nie jcstGwiazdą Poranną - zanim odkryjemy' że są onc tymsamym? Po pierwsZe, w pewnym sensie - gdy nroże sięokazać,ze rzeczy mają się tak lub inaczej

-jest jasne, iż

nie zakłada to, że sposób, wjaki mają się ostatecznie, niejest konieczny. Na przykład twierdzcnie o czterechbarwach mogłoby się okazaó prawdziwe, a mogłoby sięokazać fałszywe. Mogłoby się okazać takie lub takie. Niez|1aczy to jednak, ze postaó' którą przybiera, nie jestczymś koniecznym. oczywiście owo,,mogłoby'' jest tutylko czymś ,,epistemicznym,' - wyrain jedynie naszobecny s|an niewiedzy, czyli niepewności.

Ale wydaj e się, że w wypadku Glviazda Wieczor.na_Gwiazda Poranna prawdą j est coś j eszcze mocniej -szego' Dane, które mam, zanim wiem, ze cwiazdaWieczorna to Gwiazda Poranna, są takie, iż' widzępcwną gwiazdę czy ciało niebieskie wieczorclni nazywam je,,Gwiazdą Wieczomą'' oraz widzę pewną .gwiazdę rano i nazylvam ją,,Gwiazdą Poranną''. Wiemte ruęczy, Z pewnością jest jakiś rnożliwy świat,w którym człowiek widziałby pewną gwiazdę w pewnympołożeniu wieczorem i nazyrvał ją,,Gwiazdą Wieczomą''oraz widziałby pewną gwiazdę rano i nazywat ją,,Gwiazdą Poranną''' oraz wnioskowatby - ustalałbyZa pomocą empirycznego badania - ż:,e nazywa dwieróżne gwiazdy lub dwa różne ciała niebicskie. W kazdymrazie jedna z tych gwiazd, czy jedno z tych cialniebieskich, nie byłaby Gwiazdą Poranną' w przeciwnymwypadku rzeczy nie mogłyby wyglądac w ten sposób.To jednak jest prawda. A więc prawdą jcst, żeptzyjąwszy dane, które ktoś ma uprzcdnio względeInswoich badań empirycznych, można go umicśoió

r-

Page 57: Kripke - Nazywanie a konieczność

TI

|4Ą N :||\.1l'i( n konicc1ność

w pewnym sensie w dokładnie takicj sanlej sytuacji, to

znaczy w jakościolvo identycznej sytuacj i poznawcze1,i możon nazywać dwa ciała niebieskie ,,GwiazdąWieczomą'' i ,,Grviazdą Poranną'', choó nie są iden-tyczne. W tym sensie możemy więc powiedzicÓ, ze

mogłoby się okazać, iżjcst tak lub inaczej. Nic znaczyto, ie co do tego, iz Gwiazda Wieczorna jest CwiazdąPoranną, mogłoby się okazać, iż jest tak lub inaczej.Choć zważywszy na wszystko, co wiemy z góry,

Gwiazda Wieczoma nie jest Gwiazdą Poranną; w pew-nym sensie nie mogłoby się okazać, że jest jakoś

inaczej. Jeśli jednak bylibyŚmy w sytuacji, w której

mielibyśmy, mówiąc jakościowo, dokładnie te same

dane. mogłoby się okazaó, że Gwiazda Wieczoma niejest Gwiazdą Poranną; to ziaczy w świecie kontrfak-tycznym, w którym nie używałoby się nazrv

',GwiazdaWieczoma" i ,,Gwiazda Poranna", tak j ak my ichużywamy, jako nazw tej planety, lecz jako nazwjakichś innych przedmiotów, można by mieó jakościowoidentyczne dane i wnioskować, ze nazwy ,,GwiazdaWieczoma'' i ,,Gwiazda Poranna'' nazywają dwa różneprzedmiotyl8. My natomiast, używając ourych nazwdokładnie tak, jak to reraz czynimy, z góry moźzemy

powiedzieó, że jeśli Gwiazda Wieczoma i GwiazdaPoranna są tym samym, w żadnym innym możlirły.m-świecie nie mogą byó różne. Używamy nazwy ,,GwiazdaWieczorna'' jako nazwy pewnego ciała i nazwy

,,Cwiazda Poranna'' jako nazwy pewnego ciała.|Jżzywamy ich jako nazw owych ciał we wszystkichmożliwych światach. Jeśli fa\tycznie s4.!ne ł',l

'E W trzccim wykładzie, gdzie wspomina się równieżo stosunku tcj krvestii do pervnego rodzaju tcorii odpowied-nika, występLlje bardzicj rozwinięte jej ujęcic.

Il5

sarnyn ciałem, w każdym innym nrozliwynr świccicnrusimy ich używać jako nazwy tcgo przedrniotu.W kazdym innym możIiwym świccic będzie więcprawdą, ze Gwiazda Wieczoma to Gwiazda Poranna.Dwic rzeczy są zatem prawdziwe: po pieru,sze' że nicwicmy a priori, iźl' Gwiazda Wieczorna to GwiazdaPoranna, i nie mamy żadnej możliwości' wyjąwszyempiryczne badanie, by zna|eżć tę odpowiedź. Podrugie, jest tak dlatego, że moglibyśmy niicć danejakościolvo nieodróżnialne od tych, które mamy,i określać odniesienie obu tych nazw, odwofując się dopołożeń obu planet na niebre, ą planety te nie byłybytym samym.

Jest oczywiście iylko prawdą przygodną (nie jestprawdą w kaźLdym innym możliwynr świecie), żegwiazda widziana w górze wieczorem jest gwiazdąwidzianą w górze rano, ponieważ istnieją możliweświaty, w których Gwiazda Poranna nie byłaby widzialnarano. Tej prawdy przygodnej nie powinno się jednakidenĘfikować ze zdanicm, żę Gwiazda Wieczorna toGwiazda Poranna. Jedynie wtedy można by ją takidentyfikować, gdybyśmy sądzili, że jcst prawdąkonieczną, iż Gwiazda Wieczomajest widzialna w górzewieczorem, a Gwiazda Poranna jest widzialna w gónerano. Ale żadne z tych zdań nie jest prawdą konieczną,

planetę. Są to przygodne oznaki, za pomocą którychnawet gdy w ten właśnie sposób wyodrębniamy ową

toidentyfikujemy pewną planetę i nadajemy jej jakąśnazwę.

L