kurier kultura

8
1 TEKSTY | WYWIADY | ANKIETA | BAUMAN | BENDYK | CHACIŃSKI | CHYRA | DEMIRSKI | DUKAJ | GRETKOWSKA | GROCHOLA | MARECKI | | NOWAK | ODOROWICZ | POTOROCZYN | STASIŃSKA | STOKFISZEWSKI | STRZĘPKA | ŚRODA | TOKARCZUK | TRZASKA | ZADARA | SŁAWOMIR SIERAKOWSKI redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” Polacy zorganizowali polity- kom prawdziwą kongresoma- nię. Pierwszy w tej nowej fali samoorganizacji społecznej był Kongres Kobiet. Okazał się sku- tecznym sposobem na oswoje- nie szerokiej opinii publicznej z problematyką równego statusu i zaangażowanie szerokiej grupy obywateli w konkretne działa- nie. W końcu zmusił polityków do zajęcia stanowiska w spra- wie parytetów, której bali się jak ognia. Od tej pory kongresy zwo- ływane są wtedy, gdy politycy tchórzą przed nowoczesnością. Dziś po raz kolejny wypada przywołać starą zasadę demo- kracji, o której zdarzało się nam zapomnieć po 1989 roku: że polityka jest zajęciem zbyt fa- scynującym, żeby pozostawiać ją politykom. Dziś to już nie tyl- ko Kongres Obywateli Kultury, ale cała obywatelska kultura kongresów. Skoro politykom w zamęcie medialnych wystę - pów podzielność uwagi pozwa- la na załatwianie tylko jednej sprawy naraz. W tej sytuacji za plecami polityków stanąć muszą współpracujące ze sobą zgodnie organizacje i instytucje – jak- by w kontraście do kłócących się o absurdalne sprawy partii – i popychać do działania. I tak aktywni obywatele zafundują im całą serię kongresów. Melodia ta dotarła dziś nawet do „Polski smoleńskiej”. Może dotrze także to, że kongresy wtedy są obywa- telskie, gdy są dla partii wyzwa- niem, a nie aklamacją. „Kiedy słyszę słowo kultura, odbezpieczam rewolwer” – miał powiedzieć pewien niemiec - ki polityk w czasach i w kraju, w którym politycy nosili rewol- wery. Dzisiejsza Polska nie jest takim krajem, ale ujęte w metaforę, zdanie to wcale nie różni się od tego, co myśli się niejednemu z naszych rządzących, gdy widzi zmierzającą do niego pewnym krokiem Stasińską, Mytkowską, Odorowicz czy Zadarę. Każdego, kto trzyma w ręku garść kartek z podpisami, a mówić chce o sta- tystykach czytelnictwa w Pol - sce, sytuacji organizacji poza- rządowych, niedofinansowaniu teatrów lub opóźnieniach w bu- dowie muzeów. Owszem przy- chodzimy po podpis, ale nie pod zdjęciem, ale pod paktem. Dziś dla kultury, a jutro w sprawie in vitro, związków partnerskich, sytuacji w służbie zdrowia i edu- kacji publicznej. Nie bójcie się, to demokracja. Świadomi tego, że kultura musi być przed- miotem szczególnej odpowiedzialności władzy i obywateli, o czym mówią zapisy Konstytucji RP: Art. 6. Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju, Art. 73. Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury. oraz zapisy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: Art. 27 1. Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kul- turalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw. 2. Każdy człowiek ma prawo do ochro- ny moralnych i materialnych korzyści wynikających z jakiejkolwiek jego działalności naukowej, literackiej lub arty- stycznej. strony zgadzają się, że: I Przyszłość Polski zależy od wolnych, twórczych, rozumiejących się wzajemnie obywateli. Polska potrzebuje nowocz- esnej wizji rozwoju, wskazania wspól- nych celów oraz skutecznych narzędzi do ich realizacji. Jedną z najważniejszych przeszkód w rozwoju Polski jest nie - dostatek kapitału społecznego, czyli niski poziom zaufania do instytucji państwa oraz słabość komunikacji społecznej, współpracy i działania dla dobra wspól- nego. II Powszechne i aktywne uczestnictwo w kulturze jest jednym z najważniejszych czynników rozwoju społecznego i ekonomicznego. Państwo odpowiada za wspieranie rozwoju kultury, tworzenie sprawiedliwego prawa, zapewnienie rów- nego dostępu do kultury wszystkim oby- watelom, zachowanie dziedzictwa kul- turowego oraz współtworzenie odpow- iedniej infrastruktury i ładu krajobrazu kulturowego. III Stan i dostęp do kultury mają ścisły związek z jakością życia. Celem polityki państwa powinno być budowanie solidar- nego i różnorodnego, spójnego i otwarte- go, wolnego, bezpiecznego i dostatniego społeczeństwa, współtworzonego przez świadomych i aktywnych obywateli. IV Kultura jest dobrem wspólnym. Tworzy przestrzeń otwartą na różnorodność myśli, poglądów i postaw obywatelskich. Polityka kulturalna – by sprostać wyzwa- niom przyszłości – winna brać pod uwagę przemiany społeczne, rosnącą mobilność, zmieniające się sposoby uczestnictwa w kulturze oraz indywidualizację postaw. V Finansowanie to najmniej, co państwo może zrobić. Uczestnictwo w kulturze i twórcza aktywność obywateli powin- ny być priorytetami władzy publicznej, realizowanymi poprzez nowoczesne programy kulturalne, poprawę jakości edukacji i nauki, powszechny dostęp do zasobów kultury, bibliotek, mediatek i wielofunkcyjnych ośrodków kultury oraz wysokiej jakości instytucje kultury i media publiczne. Wskaźniki ekonomiczne nie mogą być jedynym kryterium oceny inwestowania w dobra kultury i wspierania uczestnict- wa w kulturze. VI Władza publiczna z należytą starannością wypełnia swój obowiązek gwarantow- ania wolności twórczej i swobodnej wypowiedzi artystycznej. Wspiera także twórczość krytyczną, eksperymentalną i skierowaną do obywateli o różnym światopoglądzie oraz tworzy warunki dla rozwoju talentów i prowadzenia działalności artystycznej. VII Władza publiczna powinna prowadzić spójną politykę wobec organizacji społecznych, a wspierając ich działalność, uwzględniać różnorodne funkcje i zada- nia tych organizacji. Fragment tekstu Paktu dla kultury, który zostanie ogłoszony i podpisany podczas Kongresu Obywateli Kultury 13-14 maja 2011 w Warszawie. Pełny tekst Paktu dla kultury: www.obywatelekultury.pl. KURIER KULTURA PAKT DLA KULTURY KONGRES OBYWATELI KULTURY, 13-14 MAJA, WARSZAWA

Upload: krytyka-polityczna

Post on 06-Mar-2016

240 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Jednodniówka przygotowana przez zespół Krytyki Politycznej z okazji Kongresu Obywateli Kultury

TRANSCRIPT

Page 1: Kurier Kultura

1

TEKSTY | WYWIADY | ANKIETA | BAUMAN | BENDYK | CHACIŃSKI | CHYRA | DEMIRSKI | DUKAJ | GRETKOWSKA | GROCHOLA | MARECKI || NOWAK | ODOROWICZ | POTOROCZYN | STASIŃSKA | STOKFISZEWSKI | STRZĘPKA | ŚRODA | TOKARCZUK | TRZASKA | ZADARA |

SŁAWOMIR SIERAKOWSKIredaktor naczelny „Krytyki Politycznej”

Polacy zorganizowali polit y-kom prawdziwą kongresoma-nię. Pierwszy w tej nowej fali samoorganizacji społecznej był Kongres Kobiet. Okazał się sku-tecznym sposobem na oswoje-nie szerokiej opinii publicznej z problematyką równego statusu i zaangażowanie szerokiej grupy obywateli w konkretne działa-nie. W końcu zmusił polityków do zajęcia stanowiska w spra-wie parytetów, której bali się jak ognia. Od tej pory kongresy zwo-ływane są wtedy, gdy politycy tchórzą przed nowoczesnością. Dziś po raz kolejny wypada przywołać starą zasadę demo-kracji, o której zdarzało się nam

zapomnieć po 1989 roku: że polityka jest zajęciem zbyt fa-scynującym, żeby pozostawiać ją politykom. Dziś to już nie tyl-ko Kongres Obywateli Kultury, ale cała obywatelska kultura kongresów. Skoro polit ykom w zamęcie medialnych wystę-pów podzielność uwagi pozwa-la na załatwianie tylko jednej sprawy naraz. W tej sytuacji za plecami polityków stanąć muszą współpracujące ze sobą zgodnie organizacje i instytucje – jak-by w kontraście do kłócących się o absurdalne sprawy partii – i popychać do działania. I tak aktywni obywatele zafundują im całą serię kongresów. Melodia ta dotarła dziś nawet do „Polski smoleńskiej”. Może dotrze także to, że kongresy wtedy są obywa-telskie, gdy są dla partii wyzwa-niem, a nie aklamacją. „Kiedy słyszę słowo kultura, odbezpieczam rewolwer” – miał

powiedzieć pewien niemiec-ki polityk w czasach i w kraju, w którym politycy nosili rewol-wery. Dzisiejsza Polska nie jest takim krajem, ale ujęte w metaforę, zdanie to wcale nie różni się od tego, co myśli się niejednemu z naszych rządzących, gdy widzi zmierzającą do niego pewnym krokiem Stasińską, Mytkowską, Odorowicz czy Zadarę. Każdego, kto trzyma w ręku garść kartek z podpisami, a mówić chce o sta-tystykach czytelnictwa w Pol-sce, sytuacji organizacji poza-rządowych, niedofinansowaniu teatrów lub opóźnieniach w bu-dowie muzeów. Owszem przy-chodzimy po podpis, ale nie pod zdjęciem, ale pod paktem. Dziś dla kultury, a jutro w sprawie in vitro, związków partnerskich, sytuacji w służbie zdrowia i edu-kacji publicznej. Nie bójcie się, to demokracja.

Świadomi tego, że kultura musi być przed-miotem szczególnej odpowiedzialności władzy i obywateli, o czym mówią zapisy Konstytucji RP:

Art . 6 . Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju,

Art. 73. Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury.

oraz zapisy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka:

Art. 27 1. Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kul-turalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw.

2. Każdy człowiek ma prawo do ochro-ny moralnych i materialnych korzyści

w y nikając yc h z jak ie jkol w ie k je go działalności naukowej, literackiej lub arty-stycznej.

strony zgadzają się, że:

IPrzyszłość Polski zależy od wolnych, twórczych, rozumiejących się wzajemnie obywateli. Polska potrzebuje nowocz-esnej wizji rozwoju, wskazania wspól-nych celów oraz skutecznych narzędzi do ich realizacji. Jedną z najważniejszych przeszkód w rozwoju Polski jest nie-dostatek kapitału społecznego, czyli niski poziom zaufania do instytucji państwa oraz słabość komunikacji społecznej, współpracy i działania dla dobra wspól-nego.

IIPowszechne i aktywne uczestnictwo w kulturze jest jednym z najważniejszych c z y n n i k ó w r o z w o j u s p o ł e c z n e g o i ekonomicznego. Państwo odpowiada za wspieranie rozwoju kultury, tworzenie sprawiedliwego prawa, zapewnienie rów-nego dostępu do kultury wszystkim oby-

watelom, zachowanie dziedzictwa kul-turowego oraz współtworzenie odpow-iedniej infrastruktury i ładu krajobrazu kulturowego.

IIIStan i dostęp do kultury mają ścisł y związek z jakością życia. Celem polityki państwa powinno być budowanie solidar-nego i różnorodnego, spójnego i otwarte-go, wolnego, bezpiecznego i dostatniego społeczeństwa, współtworzonego przez świadomych i aktywnych obywateli.

IVKultura jest dobrem wspólnym. Tworzy przestrzeń otwartą na różnorodność myśli, poglądów i postaw obywatelskich. Polityka kulturalna – by sprostać wyzwa-niom przyszłości – winna brać pod uwagę przemiany społeczne, rosnącą mobilność, zmieniające się sposoby uczestnictwa w kulturze oraz indywidualizację postaw.

VFinansowanie to najmniej, co państwo może zrobić. Uczestnictwo w kulturze i twórcza aktywność obywateli powin-ny być priorytetami władzy publicznej, realizowanymi poprzez nowoczesne programy kulturalne, poprawę jakości edukacji i nauki, powszechny dostęp do zasobów kultury, bibliotek, mediatek

i wielofunkcyjnych ośrodków kultury oraz wysokiej jakości instytucje kultury i media publiczne.Wskaźniki ekonomiczne nie mogą być jedynym kryterium oceny inwestowania w dobra kultury i wspierania uczestnict-wa w kulturze.

VIWładza publiczna z należytą starannością wypełnia swój obowiązek gwarantow-ania wolności t wórczej i swobodnej wypowiedzi artystycznej. Wspiera także twórczość krytyczną, eksperymentalną i skierowaną do obywateli o różnym światopoglądzie oraz tworzy warunki dla rozwoju talentów i prowadzenia działalności artystycznej.

VIIWładza publiczna powinna prowadzić spójną pol it ykę wobec or g a n i z ac ji społecznych, a wspierając ich działalność, uwzględniać różnorodne funkcje i zada-nia tych organizacji.

Fragment tekstu Paktu dla kultury, który zostanie ogłoszony i podpisany podczas Kongresu Obywateli Kultury 13-14 maja 2011 w Warszawie. Pełny tekst Paktu dla kultury: www.obywatelekultury.pl.

KURIER KULTURA

PAKT DLA KULTURY

KONGRE S OBY WAT EL I K ULT UR Y, 13 -14 M A JA , WA R SZ AWA

Page 2: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

2

Jan Smoleński, Kry tyka Poli tyczna: Jak powinno wyglądać odpowiedzialne inwe-stowanie w kulturę?Beata S tasińska, w ydawca: Inwesto-wanie w kulturę ma sens wówczas, gdy stymuluje obieg kultury, czyli z jednej strony wspiera twórców poprzez mechanizmy wyszukiwa-nia i wspierania talentów, systemy stypendialne, granty czy nagrody, z drugiej zaś umożliwia odbiorcy udział w kulturze. Odpowiedzialne inwestowanie w kulturę oznacza troskę o poziom edukacji kulturalnej odbiorców, kształcenie kompetencji językowych i kulturalnych już w wieku przed-szkolnym aż po ofertę, również edu-kacyjną w sferze kultury dla starsze-go pokolenia. To edukacja jest najważniejszym dziś wydatkiem. Edukacja kultural-na ma jednak sens tylko wtedy, gdy rozpatruje się ją jako proces długofa-lowy. Najpierw musimy wykształcić edukatorów kulturalnych i wiedzieć, gdzie ich posłać.

Gdzie?Do domów kultury, do przedszkoli, szkół podstawowych i średnich. Po-winniśmy mieć programy również dla studentów i seniorów. Na świecie emeryci i renciści to bardzo liczna grupa odbiorców kultury.

Załóżmy, że mamy edukatorów. Jak po-winna ich praca wyglądać?Po pierwsze, podpatrujmy doświad-czenia innych w tej dziedzinie: Niem-ców, Skandynawów czy Francuzów. Od nich wiemy, jak ważne jest, żeby dzieci chodziły do przedszkoli i jak

ważny jest twórczy wirus, jakim tam mogą się zarazić, malując, słuchając bajek, tańcząc, lepiąc w glinie czy ucząc się pracy w grupie, by kiedyś w odróżnieniu od swych dziadków i rodziców budować kapitał spo-łeczny. To w przedszkolu często po raz pierwszy dzieci stają się małymi artystami. Szkoła podstawowa z kolei jest bardzo ważna przy zdoby waniu umiejętności czytania i pisania ze zrozumieniem oraz umiejętności abstrakcyjnego myślenia.

A gdy dz iecko nie może posiąść t ych umiejętności często z powodów finanso-wych?To obowiązek taki spada na pań-stwo. Lepiej inwestować w nowocze-sny system edukacyjny, by w przy-szłości zaoszczędzić na więzieniach.

Cz y r zecz y wiście Polakom t ak zależ y na dostępie do kultury i czy inwestycje w odbudowanie obiegu kultury na pewno przyniosą efekty?Jeśli nie ma wzorów, nie ma potrzeb. Jeśli rodzice tych potrzeb nie kształ-tują, a często tego nie robią, to jedy-na szansa dla takiego dziecka jest w przedszkolu, szkole, ognisku mu-zycznym, bibliotece czy teatrzyku amatorskim. W Polsce najtrudniej-szy jest dostęp do dóbr kultury wy-sokiej jakości. Uprzywilejowani są jedynie mieszkańcy wielkich miast, ale prowincja jest często skazana na siebie. Sytuację mogłyby w znacznej mie-rze poprawić media publiczne, gdy-by sobie przypomniały o obowiązku działalności misyjnej. Na razie po-

zostaje nam – o, ironio! – wzdychać z utęsknieniem do oferty kulturalnej i edukacyjnej z czasów PRL-u. Z moich podróży po Polsce, a jeź-dziłam trochę w ostatnim czasie, wynika, że głód kultury jest duży, ale nie ma dobrej informacji o tym, co warto czytać, oglądać, czego słu-chać. Brakuje dobrze zaopatrzonych bibliotek, nie ma księgarń z małą ka-wiarnią, gdzie można przyjść, poczy-tać książkę i porozmawiać o niej. Nie mówiąc już o edukacji kulturalnej dla dorosłych. Mam znajomą, która w Szwecji jest emerytowaną skrzypaczką i pracuje ze starszymi ludźmi, ucząc ich gry dla skrzypcach. W Niemczech moja prz y jació łk a malark a prowadzi warsztaty terapeutyczno-artystycz-ne dla kobiet chorych na raka, ludzi z zaburzeniami psychicznymi i po-południowe ognisko plastyczne dla dzieci. Pomysły były jej autorstwa, ale wszędzie pomagały jej władze lokalne.

Ze Szwecji pamiętam między innymi to, że biblioteki były na niemal co drugiej ulicy.Biblioteka jest podstawą. Jeśli w pro-mieniu kilkunastu kilometrów jest pustynia edukacyjno-kulturalna, jedyną szansą pozostaje biblioteka, choćby w bibliobusie. W Norwegii na początku nowego stulecia zaobserwowano spadek czytelnictwa literatury norweskiej. Parlament norweski wprowadził ustawę określającą maksymalną odległość biblioteki od miejsca za-mieszkania (6 kilometrów!). Stwo-rzono nowe biblioteki, punkty biblio-teczne, uzupełniono zbiory o książki

autorów norweskich tak, by żaden Norweg nie miał problemu z dotar-ciem do klasyki i nowości. To brzmi jak pomysł szaleńca, ale jest realizowany i działa. Domyślam się, że u nas znajdą się głosy, że na to stać tylko bogate państwa. Byleby-śmy nie stali się bogatym państwem bez bibliotek. Norwegowie potrafili swego czasu znaleźć pieniądze na ośrodki anima-cji kulturalnej. Stworzenie świetlicy z biblioteką było swego czasu jed-nym z warunków stawianych sie-ciom supermarketów. Polska już jest pokryta supermarketami, a bibliotek nam ubyło, w niektórych z tych, co się ostały, brakuje toalet.

Pani powiedziała, że inwestycje w kulturę się zwracają i da się to zmierzyć. A jeśliby z tych bilansów wyszło, że się jednak nie zwróciły, to co? Wyobraźmy sobie biblio-tekę na terenach popegeerowskich, wia-domo że to przynajmniej na razie studnia bez dna...Ale zwrot z takiej inwestycji to nie zawsze są pieniądze. Dlaczego jeden z banków austriackich przeprowa-dził kampanię promującą czytanie ze zrozumieniem? Inwestycja w bibliotekę zwraca się, kiedy przychodzą do niej czytelnicy. Mierzy się to liczbą wypożyczeń, co w zachodnich krajach bibliotekarze regularnie raportują. Pewien konserwatywny pisarz pol-ski wieszczył koniec bibliotek w erze internetu. Zapomniał, że biblioteki to miejsce społeczne, gdzie ludzie przychodzą nie tylko po książkę, ale również po to, by porozmawiać z bibliotekarzem. Dlaczego w dobie

internetu szwedzki pisarz Henning Mankell zakłada w swoim rodzin-nym miasteczku na Północy ośro-dek kultury organizujący festiwal kryminałów? By przyjeżdżali tam autorzy i fani kryminałów z całego świata.

A inne przykłady? Szwecja i Wielka Bryta-nia to bardzo bogate państwa.Na przykład fawele w Rio de Janeiro. Mieszkańcy faweli, którzy nie chcieli się wyprowadzać ze swych dzielnic, tylko pragnęli je zmieniać, zaczęli zakładać ośrodki kulturalno-spo-łeczne, organizować drużyny spor-towe dla dzieciaków i młodzieży, kluby tańca. Idea była oddolna i bu-dowała poczucie odpowiedzialności za miejsce, w którym się żyje. Nie-które z tych centrów zamieniły się w ośrodki lokalnej kultury. Lokalni animatorzy, często byli kryminaliści, wyrywali młodzież z rąk gangów, na które, wydawało się, jest skazana. Program „rekultywacji faweli” miał poparcie władz miasta i prezydenta Luli. Model brazylijski stał się pew-nego rodzaju wzorem do naślado-wania dla biednych, skryminalizo-wanych dzielnic wielkich miast. Nie ma zapewne jednego mode-lu tworzenia lokalnych ośrodków kultur y, ale żeby działanie było skuteczne, wola mieszkańców musi się spotkać z działaniem polityków, przede wszystkim tych na szczeblu lokalnym.

Fragment wywiadu, który ukazał się w książce Ekonomia k ult ur y (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010).

ANALFABECI NA WŁASNE ŻYCZENIE?

ZAPAŚĆ CZYTELNICZA W POLSCEJedna trzecia uczących się i studiujących nie miała w ciągu roku kontaktu z książką. Brak kontaktu ze słowem drukowanym dłuższym niż kilka stron deklaruje 56% Polaków. Tylko 53 proc. badanych przeczytało tekst dłuższy niż trzy strony maszynopisu. 35 proc. nie pobrudziło sobie rąk gazetami w minionym roku, 41 proc. czyniło to sporadycznie, prasę regularnie czytało 24 proc. Nie czyta 36 proc. osób na stanowiskach kierowniczych, 44 proc. przedsiębiorców i połowa pracowników admi-nistracji i usług. Zapaści czytelniczej towarzyszy fatalny stan bibliotek publicznych i szkolnych, malejąca liczba księgarń, czyli w efekcie coraz trudniej-szy dostęp do książki. W ciągu ostatnich lat mieliśmy do czynienia ze zmniejszaniem się zakupów do bibliotek: w 2008 r. średnia zaku-pów wyniosła 9,6 woluminów na 100 miesz-kańców, w 2009 r. już tylko 7,5. Nieznaczny wzrost w 2010 nie czyni jeszcze wiosny, stan-dard międzynarodowy bowiem ustalony jest na 30 woluminów. Dzieje się to przy rosnącej liczbie obywateli z wyższym wykształceniem, deklaracjach mi-nisterstwa infrastruktury o 1 mld na laptopy dla uczniów przy jednoczesnym braku zrozu-mienia, że warunkiem racjonalności takich de-cyzji są kompetencje językowe i cywilizacyjne użytkowników. Świat zmierza ku społeczeństwu informa-cyjnemu, my pozostajemy na etapie pozornej modernizacji.

SPOŁECZNY PROGRAM CZYTELNICTWA I ZWALCZANIA ANALFABETYZMU FUNKCJONALNEGO

Spadek czytelnictwa w Polsce prowadzi do obniżenia kompetencji językowych i kulturo-wych społeczeństwa. Do nieczytającej rzeszy Polaków (62%) dołączyli w roku 2010 studen-ci, ludzie z wyższym wykształceniem, głównie mężczyźni. Społeczny Program Czytelnictwa staje się koniecznością. Jego skuteczność za-leży od co najmniej 15-letniego okresu pro-wadzenia i współpracy ministerstw kultury, edukacji i nauki. Składać powinny się nań:

1. Polityka wyrównywania szans, a także reforma szkolnictwa dostosowane do dy-rektyw Unii Europejskiej, która za priorytet przyjmuje kształcenie myślenia krytycznego i twórczego.

2. Program alfabetyzacji, kształcenia kom-petencji językowych i wychowania do książki dziecka od trzeciego roku życia.

3. Szkolne programy promujące czytanie: lekcje biblioteczne, nowoczesne biblioteki szkolne, programy twórczego pisania, recen-zowania i dyskusji wokół książek. Stworzenie systemu wieloletniego obrotu podręcznikami szkolnymi.

4. Nowoczesne, z bogatym księgozbiorem bi-blioteki prowadzone przez wykształconych bibliotekarzy-animatorów kultury.

5. Stworzenie ochronnego systemu ulg i pomo-cy dla małych i średnich księgarń, kawiarnio--księgarń i bibliotek publicznych i prywatnych poprzez obniżki czynszów i ulgi podatkowe.

6. Wprowadzenie systemu zakupu konkurso-wego książek dla bibliotek zamiast dotacji dla wydawców.

7. Programy promujące czytelnictwo i kształ-tujące nawyki kulturalne w mediach w czasie dostępnym dla wszystkich grup społecznych i wiekowych, przy jednoczesnym zawieszeniu kryterium oglądalności w ich ocenie. Media publiczne powinny być zobowiązane do pro-wadzenia skierowanej do rodziców wielolet-niej kampanii społecznej wspierającej rozwój kompetencji językowych i pierwszy kontakt z książką.

rozmowa z Beatą Stasińską

rys. Marek Raczkowski

Page 3: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

3

Rzecz jest przedmiotem kultury w zależności od długości jej trwania; jej trwałość zaś pozostaje w opozycji do jej funkcjonalności – aspektu któ-ry musiałby uczynić ją przemijalną i spowodować jej zniknięcie ze świa-ta zjawisk przez jej wyczerpanie, zużycie się czy zdarcie...

Hannah Arendt, La crise de la culture

Zdaniem Arendt kultura sięga poza i ponad realia bieżące. Nie liczy się z tym, co w danym momencie zna-lazło się na porządku dziennym i zostało mianowane „imperatywem chwili”; a przynajmniej zabiega o to, by nie wiązać się limitami zakre-ślonymi przez „aktualność” sprawy przez kogokolwiek i jakkolwiek de-kretowaną, i stara się uwolnić od skrępowań przez nią narzucanych. Bycie zużytym/spożytym na miej-scu i na poczekaniu, a tym bardziej uleganie zniszczeniu w toku i w wy-niku zużywania/spożywania, nie są zdaniem Arendt przeznaczeniem wytworów kultury, ani tym bardziej miernikiem ich wartości. Arendt twierdzi, że w kulturze (w domyśle: w sztuce) idzie o pięk-no - a moim zdaniem wybiera ona to miano dla zainteresowań kultury dlatego, że idea piękna jest syno-nimem czy ucieleśnieniem ideału twardo i uparcie wymykającego się rozumow ym uzasadnieniom czy przyczynowym objaśnieniom; pięk-no jest ze swej istoty pozbawione celu czy oczywistego pożytku, ni-czemu innemu poza sobą nie służąc - ani też nie może usprawiedliwić swego istnienia powołaniem się na już uznaną, odczuwaną i zdokumen-towaną potrzebę domagającą się niecierpliwie a donośnie zaspoko-jenia. Jakiekolwiek potrzeby miało by piękno ewentualnie zaspokoić, muszą być jeszcze wywabione na świat i powołane do życia aktem ar-tystycznego stworzenia. Rzecz jest „obiektem kulturowym” o tyle, o ile trwa dłużej niż jakikolwiek pożytek, który mógł towarzyszyć czy przy-świecać jej przyjściu na świat.

MARKETING KONTRA PĘDZLEAndy Warhol, z właściwym sobie upodobaniem do paradoksu i nie-konsekwencji oraz słuchem nieby-wale wyczulonym na to, co aktualnie w trawie piszczy, orzekał jednym tchem, że „artysta to ktoś taki, kto wytwarza rzeczy, jakich ludzie nie potrzebują”, i że „bycie dobrym w in-teresach jest najbardziej fascynującą odmianą sztuki. Robienie pieniędzy jest sztuką, praca jest sztuką, a dobry interes jest najlepszą ze sztuk” (kur-sywa dodana – Z.B.). Kuszenie przez nowych zwierzch-ników, operatorów konsumpcyjnego rynku, a więc specjalistów od pod-ciągania popytu do poziomu podaży, polega na obietnicy, że pod nowym zarządem te dwa twierdzenia prze-staną być wzajem sprzeczne i będą mogł y być naraz głoszone: nowi

szefowie sprawią, że ludzie odczują potrzebę posiadania (i płacenia za posiadanie) tego, co artyści zechcą stworzyć, a więc że uprawianie sztu-ki stanie się „dobrym interesem”. A przymuszanie polega na tym, że to od chcenia nowych władz ma odtąd zależeć, na jakie twory artystyczne zapotrzebowanie się stworzy, a więc jaka to twórczość stanie się dobrym interesem, tą najlepszą odtąd ze sztuk – w której to sztuce, nawiasem mówiąc, eksperci od marketingu biją mistrzów pędzla czy dłuta na głowę. Pośredniczenie w doprowadza-niu dzieł sztuki do odbiorców nie jest niczym nowym: zajmował się tym, z lepszym czy mniejszym po-wodzeniem i k u w ięk szemu czy mniejszemu zadowoleniu artystów, państwowy mecenat; zajmowały się nim polityczne instancje zawiadu-jące kulturą. Prawdziwą nowością są kryteria, jakimi posługują się w ow ym pośredniczeniu zarząd-cy kultury nowego chowu, agenci mocy rynkowych pretendujący do miejsca opuszczonego przez (lub uwolnionego od) pełnomocników

władz państwowych. Jako że są to kryteria rynkowo-konsumpcyjne, idzie w nich o sprawy takie, jak na-tychmiastowość konsumpcji, natych-miastowość gratyfikacji i natychmia-stowość pieniężnego z nich zysku. Rynek konsumpcyjny pracujący nad zaspokojeniem potrzeb długo-terminowych, nie mówiąc już o po-trzebach wiecznych czy ponadczaso-wych, to contradictio in adiecto (czy, jak to się u nas za Anglikami mówi, „oksymoron”). Rynek konsumpcyjny faworyzuje i forytuje szybki obieg towaru i maksymalne skracanie odległości czasowej między pożyt-kiem a wysypiskiem śmiecia - w imię sprawnego a niezwłocznego zastę-powania niedochodowych już dóbr.

DZIEŁA JAK DORSZEPierwsze pytanie zadawane arty-stycznym inicjatywom ubiegającym się o uznanie dla swej wartości do-tyczy rynkowego zapotrzebowania, wspartego zasobami finansowymi potencjalnych nabywców. Zauważ-my jednak, że intencje konsumenc-kie są notorycznie kapryśne i ulot-ne, i że dzieje panowania r ynku konsumpcyjnego nad sztuką pstrzą się przeto od fałszywych prognoz, pomyłkow ych i myląc ych ocen, oraz błędnych, bo na nich opartych decyzji. Logika owego panowania

sprowadza się w praktyce do kom-pensowania braku jakościow ych kryteriów estetycznych pomnaża-niem ofert i „obstawianiem zakła-dów”, czyli mówiąc prosto marno-trawczym nadmiarem i nadmiernym marnotrawstwem. George Bernard Shaw, obok autor-stwa znakomitych sztuk teatralnych także namiętny miłośnik fotografiki, zwykł był ostrzegać swych towarzy-szy-amatorów, że w fotograficznych poczynaniach winni iść za przykła-dem dorszy, które jak wiadomo mu-szą składać tysiące jajeczek ikry, aby jeden dorsz mógł dożyć dojrzałości; ma się wrażenie, że cały przemysł konsumpcyjny i jego marketingo-wi agenci wzięli sobie jak mało kto przestrogi/porady Shawa do serca. To potencjalni klienci, a ściślej ich liczebność, zawartość ich kont banko-wych i rozmiary dostępnego im kre-dytu, decydują dziś, świadomie czy bezwiednie, o losach tworów kultury. Linia dzieląca „udane” dzieła sztuki (czytaj: skupiające na sobie uwagę publiczności) od nieudanych czy chybionych (czytaj: takich, które nie zdołały się przebić do renomowanych i przez właściwą klientelę uczęszcza-nych galerii czy sal licytacyjnych) przeciągana jest z powołaniem się na statystyki sprzedanych egzemplarzy, notowań oglądalności czy wpływów kasowych. Wedle na poły, ale nie cał-kiem żartobliwych definicji Daniela J. Boorstina, „celebryci to osoby do-brze znane z bycia znanymi” – zaś do-bra książka to taka, która się dobrze sprzedaje, bo dobrze się sprzedaje. Dociekając wartości dzieł sztuki dziś na rynek rzucanych i usiłując znaleźć współzależność między po-pularnością artysty a wartością jego dzieła, teoretycy i krytycy sztuki nie zdołali jak dotąd pójść dużo da-lej niż to uczynił Boorstin w swych dowcipach. Gdy się szuka przyczy-ny sprawczej w ysokich notowań artysty, łatwiej niż w jego dziełach można ją znaleźć w marce galerii, widowiska telewizyjnego czy pra-sowego organu, odpowiedzialnych

za wydobycie jej czy jego i ich dzieł z mroków i ustawienie w światłach reflektorów.

POSPRZĄTAĆ PO RYNKUOd stuleci kultura bytowała w nie-łatwej symbiozie z rozmaitego typu możnymi opiekunami/zarządca-mi, żywiąc nader mieszane wobec nich uczucia, skrępowana a czasem i duszona w swych samozwańczych opiekunów objęciach – ale też i an-tyszambrując u nich często-gęsto z prośbą czy żądaniem pomoc y, a z niejednej audiencji wracając z nową dawką wigoru i ambicji. Czy kultura zyska, czy straci na „zmianie kierownictwa” (czy jak się dziś mówić woli, posługując się pewnie dla schlebiania szefom i rato-wania własnego czoła autorytatyw-nym, bo importowanym terminem - „menadżmentu”)? Czy wyjdzie cało ze zmiany warty w wieży strażni-czej? Czy tę zmianę warty przeżyje? Czy przypadnie jej dziełom w udzia-le coś więcej niż szansa motylego żywota i piętnastu minut chwały? Czy nowe kierownictwo, w zgodzie z modnym dziś stylem zarządzania, nie ograniczy przypadkiem swoich czynności opiekuńczych do „asset stripping”, czyli zagarnięcia i za-właszczenia aktywów podopieczne-go? Czy, w roli przenośni dla sposobu bycia kultury najtrafniejszej, „cmen-tarzysko wydarzeń kulturalnych” nie zastąpi przypadkiem „wznoszą-cego się ku niebu górskiego zbocza”? Z odpowiedzią na te pytania trzeba jeszcze poczekać. Ale jej poszukiwa-nia, i to energicznego, odkładać nie wolno. Ani troski o to, jaki kształt, w wyniku naszych poczynań lub ich braku, ostatecznie przybierze. Patronat państwa nad kulturą na-rodu nie uniknął losu wielu „dere-gulowanych” i „prywatyzowanych” funkcji państwa, chętnie pozbywają-cego się dziś na rzecz rynku coraz to nowych zadań, jakich nie jest w sta-nie utrzymać w swych słabnących (m.in. choć nie tylko z powodu tejże prywatyzacji...) dłoniach. Ale dwu

funkcji zderegulować, sprywaty-zować i scedować się nie da bez katastrofalnych społecznie „szkód współbieżnych”. Pierwsza to obrona rynków przed nimi samymi, przed następstwami ich notorycznej nie-zdolności do samoograniczania się i samokontroli, i równie notorycz-nej skłonności do bagatelizowania wszelkich wartości opornych na wycenę i spieniężenie - i zrzucania ich z listy planowanych poczynań, a kosztów ich zrzucenia z kalkulacji opłacalności. Druga to naprawianie szkód społecznych i kulturowych, którymi z przyczyny wspomnianej niezdolności i wspomnianej skłon-ności rynki zasiewają gęsto szlaki swej ekspansji. Jack Lang wiedział, co czyni... Nie potraf iłby m podsumować tych rozważań lepiej ani wysnuć zeń wniosków praktycznych, niż to uczyniła Anna Zeidler-Janiszewska, wnikliwa badaczka losów kultury art yst ycznej i zawił ych szlaków sztuki w III Rzeczpospolitej: Jeśli odróżnimy kulturę artystyczną (jako „rzeczywistość myślową”) od praktyki uczestnictwa w niej (twór-czego i odbiorczego, dziś bardziej: twórczo-odbiorczego czy odbiorczo--twórczego) i instytucji, które umoż-liwiają to uczestnictwo, to polityka kulturalna państwa powinna dotyczyć instytucji tegoż uczestnictwa (w skład których wchodzą też media „publicz-ne”), a jej troską podstawową jest wyrównywanie możliwości uczest-nictwa... Jakość i wyrównanie szans uczestnictwa, a więc „odbiorcy”, a nie treści i formy, ani też stosunki „za-rządców z ludźmi sztuki” są punktem skupienia polityki kulturalnej.

ZYGMUNT BAUMANświatowej sławy socjolog, filozof, ese-ista, jeden z najważniejszych twórców koncepcji postmodernizmu. Wielo-krotnie nagradzany prestiżowymi na-grodami, w tym nagrodą im. Theodora W. Adorno.

KULTURA NA SPRZEDAŻRynek został nowym opiekunem kultury. Czy kultura zyska na tej zmianie?

Czy ją przeżyje? – pyta Zygmunt Bauman

Artysta to ktoś taki, kto wytwarza rzeczy, jakich ludzie nie potrzebująANDY WARHOL

rys. Marek Raczkowski

Page 4: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

4

OLGA TOKARCZUKpisarka

Wydaje mi się niesprawiedliwe fi-nansowanie przez biedne państwo nauki religii w szkołach. Głównym beneficjentem tej praktyki jest Ko-ściół katolicki – ogromna instytucja, wielka międzynarodowa korporacja, którą z pewnością stać na utrzyma-nie nauczycieli religii. Opłacanie na-uki religii z budżetu państwa uwa-żam za niemoralne. W sytuacji, kiedy w naszym wspól-nym portfelu wciąż brakuje pienię-dzy, zwłaszcza na kulturę, warto byłoby w końcu pomyśleć o opodat-kowaniu kościołów wyznaniowych oraz o stworzeniu systemu utrzymy-wania tych instytucji przez samych wiernych.

KRZYSZTOF MIESZKOWSKIdyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu

Kiedy pojawia się problem przyzna-nia kulturze pieniędzy, jak bume-rang powraca pytanie, komu zabrać. Oznacza to, że dziedzina kultury, jako byt nierealny, wyimaginowany i roszczeniowy, ciągle traktowana jest jako dodatek do prawdziwej rzeczywistości. A prawdziwa rze-

czywistość jest przecież na wojnie w Iraku, Afganistanie, w kopalniach, na budowie autostrad, w urzędach, na stadionach, ale nie w teatrze, na planie filmowym, w filharmonii czy w gabinecie pisarza. Na pytanie, komu zabrać, odpo-wiedź jest prosta: pisarzom, ma-larzom, aktorom, muzykom, reży-serom, domom kult ur y, pismom artystycznym i kulturalnym, kultu-rze w ogóle. Wystarczy jedno cięcie. Bohaterska decyzja i po zawodach. Pieniądze odebrane kulturze prze-znaczyłbym na dozbrojenie roso-maków, myśliwców F16, wybudo-wanie jeszcze kilku stadionów, żeby w 2013 roku, zaraz po euro, odbył się mundial. Oraz emerytom.

AGNIESZKA ODOROWICZdyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

Są pewne aktywności w sferze kul-tury, na które środki wydaje się nie-zbyt mądrze. Moim zdaniem wynika to z pro-blemu słabej współpracy pomiędzy instytucjami rządowymi, samorzą-dowymi i pozarządowymi. Uważam, że środki publiczne po-winny być rozdysponowywane w ra-mach wcześniej przyjętych strategii

i programów, w których zakłada się równość podmiotów. Zamiast współpracy, toczy się rywalizacja. Dobrym przykładem jest promocja kulturalna.

ANDRZEJ CHYRAaktor

Zabrać dotacje partiom politycznym. W państwie z założenia demokra-tycznym może i dotowanie ich jest słuszne, ale przez to, w jaki sposób funkcjonują, nie zasługują na to!

MANUELA GRETKOWSKApisarka

Na kulturę należy po prostu dać pieniądze, a przy tym nikomu nie trzeba ich zabierać. Obecny stan kultury jest katastrofalny, dlatego uruchomiłabym fundusz na kata-strofy czy stan wyjątkowy. Znaczna część środków powinna pójść z tego właśnie funduszu. Nie chcę, aby pie-niądze przeznaczone na kulturę były komukolwiek wyszarpane. Politycy zawsze będą mówić, że nie ma pie-niędzy, bo państwo ma swoje priory-tety. Kultura to nie jest coś, co trzeba komuś wyszarpać z gardła, bo jest naszą podstawową potrzebą.

MICHAŁ CHACIŃSKIdyrektor ar tystyczny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni

Komu zabrać, żeby dać na kulturę? Komukolwiek, bo każdemu powinno zależeć na tym, żeby na kulturę star-czyło środków. Tylko idiota nie rozu-mie, że każdy wartościowy projekt korzeniami tkwi gdzieś w kulturze, a owocami kulturę karmi.

KATARZYNA GROCHOLApisarka

Ponieważ to politycy pytają, komu zabrać, moja odpowiedź brzmi: poli-tykom. Niektórym politykom.

ŁUKASZ GORCZYCAkurator, galeria Raster

Komu zabrać? Oczywiście wojsku. Jeśli zaś szukać oszczędności w sfe-rze kultury, to w pierwszej kolejno-ści należałoby obciąć wydatki na wszystkie te przedsięwzięcia, któ-re traktują kulturę jako wygodne i tanie narzędzie reprezentacji, a jej twórców jako marki promocyjne. A więc koniec jubileuszy, sezonów polsk ich, roków chopinowsk ich itp. projektów okolicznościowych

przywracających instytucję chałtur artystycznych i kultury jako zbioru stereotypowych haseł i sloganów. W drugiej kolejności trzeba zakazać instytucjom i projektom finansowa-nym ze środków publicznych wydat-kowania pieniędzy na produkty i ga-dżety reklamowe, które dewastują sferę kultury wizualnej, a w szczegól-ności zabronić drukowania wielko-formatowych banerów reklamowych przesłaniających architekturę obiek-tów kultury oraz innych wulgarnych form promocji, które urągają współ-czesnym standardom ochrony śro-dowiska naturalnego i kulturowego.

MAGDALENA ŚRODAfilozofka

Na pewno muzea są instytucjami nieco przepłacanymi. Myślę, że jest wiele starych i nienowoczesnych pla-cówek kulturalnych, takich jak Mu-zeum Narodowe czy Muzeum Wojska Polskiego. Ludzie siedzą na etatach, ekspozycje są stare, generalnie nic się nie dzieje, bo nikt nie ma ochoty tam przychodzić. Myślę, że tutaj jest mnóstwo do zrobienia, niestety wiązałoby się to z redukcją etatów, ale efektem tego byłaby duża oszczędność.

Zeszłoroczna żałoba narodowa ogło-szona po katastrofie smoleńskiej sta-ła się gorzką puentą opowieści o kul-turze i państwie, snutej od szeregu lat. W opowieści tej protagonistami są twórcy i pracownicy instytucji kultury, antagonistami zaś przed-stawiciele różnych szczebli władzy państwowej, protestujący przeciw wystawom, zamykający galerie, od-wołujący dyrektorów teatrów, któ-rych repertuar nie znajduje uznania konserwatywnych kręgów społecz-nych. W kwietniu 2010 roku na apel mi-nistra Bogdana Zdrojewskiego insty-tucje kultury zawiesiły swoją dzia-łalność. Zamknięcie instytucji nie powstrzymało praktykowania sztu-ki. Nie uległa ona szantażowi żałob-

nej mantry, lecz nie mogła odnaleźć wsparcia w publicznych instytucjach. Może więc należałoby wyprowadzić kulturę spod patronatu państwa? Oddać regulacje przepływu symboli i dóbr kulturalnych w ręce drugiego, trzeciego lub czwartego sektora: sko-mercjalizować pole kultury, włączyć je w krwiobieg społeczeństwa oby-watelskiego lub pozostawić inicjaty-wie jednostek? Pomijając spustosze-nie symboliczne, jakie niosłoby to ze sobą, jestem przekonany, że sytuacja sprzed roku prowadzi do wniosku dokładnie odwrotnego: konieczne jest ściślejsze związanie kultury z państwem, po to, by dokonać spo-łecznej renegocjacji charakteru, pod-stawowych założeń i celów samego państwa.

„Żałoba narodowa” pokazała, jaka prawda kryje się za postulatami „uwolnienia” kultury od państwa. Nie idzie bow iem t ak naprawdę o „uwolnienie” kultury od państwa (po to by chronić instytucje kultury przed wpływami bieżącej polityki), lecz o uwolnienie państwa od kul-tury, a więc - wyzwolenie państwa spod krytycznego spojrzenia sztuki. Gdyby instytucje kultury nie zostały zamknięte, moglibyśmy się dowie-dzieć, że istnieje więcej niż jeden sposób spojrzenia na „żałobę”, że państwo dopuszcza różne formy „ża-łobnej” ekspresji, a nawet jest w sta-nie wyobrazić sobie krytyczne ujęcie „żałobnej” (bez)ceremonialności. Fantazmat neutralnego państwa, które w liberalnym geście pragnie oddać społeczeństwu kulturę, zrzec się kontroli nad nią w imię wolności i przenieść pełnię inicjatywy na in-dywidualne wybory lub „niezależne” instytucje drugiego i trzeciego sek-tora ukazał podczas zeszłorocznej

żałoby swoje prawdziwe oblicze. Komercyjne instytucje kultury, me-dia masowe i popkultura w pełni wywiązały się z „żałobnego” pod-daństwa. Wolny rynek dóbr i idei nadawał na jednej fali wzruszeń ide-alnie pokrywającej się z państwową doktryną wstrzymania oddechu. Dla krytycznego spojrzenia na wy-darzenia tamtych dni przewidziano miejsce na dopuszczalnym margi-nesie. Dzięki temu wiemy, że „róż-nica”, „pluralizm” i „negocjacja” nie mieszczą się w granicach państwo-wej doktryny. A ponieważ drzwi za-mknięte zostały nie siłą administra-cyjnego zakazu, lecz obyczaju, budzi to nadzieję, że poprzez renegocjację obyczaju, możliwa jest renegocjacja charakteru państwa. Niezbędne jest zatem dołożenie wszelkich starań, aby w nowym - obowiązującym nas społecznym pakcie „różnica”, „pluralizm” i „ne-gocjacja” usytuowały się w centrum obyczaju oraz państwowego kodek-

su. A ponieważ tamte dni pokazały, że są one żywymi wartościami wy-znawanymi w praktyce artystycz-nej, w działaniach trybów kultury, powinniśmy zrzec się wciskanej nam na siłę „wolności” kultury od państwa i stać na straży „zniewole-nia” państwa przez kulturę. Walka o wzmocnienie więzi między instytucjami kultury – galeriami czy teatrami – i państwem jest w istocie walką na rzecz jednostkowej wol-ności, zapewnianej przez społe-czeństwo. Jest to walka o realizację zróżnicowanych potrzeb, oczekiwań i akceptację dla odmiennych, nie-ograniczonych kombinacji indywi-dualnych i zbiorowych tożsamości.

IGOR STOKFISZEWSKIkrytyk literacki, dramaturg, członek zespołu „Krytyki Politycznej”

KOMU ZABRAĆ, ŻEBY DAĆ NA KULTURĘ?Politycy często mówią, że uczciwe postawienie sprawy podniesienia wydatków na kulturę wymagałoby wskazania, komu zabrać. Pytamy zatem: czy istnieją w Polsce instytucje kultury, które państwo finansuje niepotrzebnie, lub czy są inne wydatki budżetowe, które należałoby przeznaczyć na kulturę?

CO MA SMOLEŃSK DO STOSUNKÓW PAŃSTWO-KULTURA

Page 5: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

5

MARCIN MASECKIpianista

Przed zabieraniem innym można by szczegółowo przejrzeć i zaktualizo-wać to, co już jest wydawane.

ŁONAraper

To, paradoksalnie, nie jest uczci-wie postawione pytanie. Nie chodzi wszak o to, których instytucji nie fi-nansować czy komu należy „zabrać”, by „dać” na kulturę, ale o jakość fi-nansowania. Pogranicze biurokracji i kultury nie różni się niestety od in-nych przestrzeni, w których decydu-jący głos mają urzędnicy; finansowa-nie to jest więc nieprzejrzyste i – na ogół – nieefektywne, urzędnicy zaś mają zwykle blade pojęcie o tym, co finansują z publicznych – przy-pomnijmy – pieniędzy. Na nic prze-znaczanie największych nawet kwot na kulturę, gdy brak kompetentnych

pracowników urzędów i przejrzy-stych standardów przy wydawaniu publicznych pieniędzy.

MICHAŁ PIRÓGtancerz, prezenter telewizyjny

Przede wszystkim Kościołowi, który także powinien interesować się kul-turą i w nią inwestować.

KAMIL SIPOWICZwieloletni manager Maanamu i Kory

Za rządów PO wzrosła o kilkadzie-siąt tysięcy liczba urzędników. Każ-dy w Polsce, kto ma firmę codziennie ma do czynienia z nowymi mnożący-mi się w nieskończoność przepisami. Ci urzędnicy bowiem chcą udowod-nić swoją konieczność. Polska na li-stach rankingowych wskazujących trudność założenia i prowadzenia własnej firmy jest na końcu długiej listy. Gdyby część tych urzędników zwolnić, to można by przeznaczyć

pieniądze za ich w ynagrodzenia na kulturę. Także firmy prywatne odczułyby ulgę i dostarczały wię-cej środków do budżetu państwa. Niestety jest to głos wołającego na puszczy. Polska staje się biurokra-tycznym tworem, gdzie marnuje się tony papieru.

JACEK DUKAJpisarz

Pozakomercyjne finansowanie róż-nych struktur i generatorów kultu-ry jest tym bardziej konieczne, im mocniej będziemy wchodzić w go-spodarkę innowacyjności, bo żywot-ność szeroko rozumianej kultury to najmocniejszy korelat kreatywności także na poziomie konkurencji eko-nomicznej, cywilizacyjnej. Nie potra-fię jednak pozbyć się poczucia nie-stosowności sytuacji, gdy pieniędzy na kulturę domagają się od państwa właśnie producenci kultury. Być może to niesłuszne skrupuły i po-

winienem występować tu solidarnie dla dobra innych, tych, co nie mogą tak wystąpić - wciąż jednak czułbym się jak wyciągający rękę po wspól-ne pieniądze dla własnej korzyści. Zwłaszcza gdy miałbym przepychać i tratować innych w kolejce, także sięgających do państwowej kiesy. Powstrzymam się więc od odpo-wiedzi na to pytanie.

MIKOŁAJ TRZASKAmuzyk

Gdybym był Janosikiem, zabrałbym tym, którzy decydują o tym, komu dać, a komu nie. W porównaniu do krajów zachod-nio-europejskich nie mamy zbyt wie-le środków na kulturę. A mimo to rok chopinowski pochłonął krocie. Część zrealizowanych projektów to klęska. W moim mieście Gdańsku, rada miasta wciągnęła Jarmark Domi-nikański na listę wydarzeń kultu-ralnych. Na koncerty telewizyjnych

gwiazd poszły miliony. Na znany na całym świecie teatr Dada Von Bzdülöw zabrakło kasy. W małych miasteczkach roczny bu-dżet na kulturę kończy się po pierw-szej majówce. Po kilku koncertach, Dody, Big Cyca, Perfectu. Kasa na kulturę idzie na kaszankę. Jeżeli zabrać to starostom. Chopi-nowi. Rokom Polskim za Granicą. Bankietom na tych obchodach. Mi-nisterstwu. Powołać Polskie Instytuty Kultury w Polsce: w Nowym Sączu, Zamo-ściu, Kościerzynie, Lidzbarku War-mińskim, we wszystkich średnich miastach w kraju.

WOJTEK ZIEMILSKIreżyser teatralny, artysta wizualny

Ordynariat Polowy Wojska Polskie-go otrzymał w budżecie na rok 2011 20 mln 530 tys. zł. Komu zabrać? Ka-pelanom wojskowym zabrać. Połowę dać na kulturę, połowę – na psycho-logów. Bo najwyższy czas, żeby od-różniać wsparcie psychologiczne od wsparcia duchowego.

PAWEŁ BRAVOpublicysta „Plusa Minusa”, dodatku do „Rzeczpospolitej”

Można na chybił trafił i za każdym razem celnie wskazać pieniądze pu-bliczne warte odzyskania „na kultu-rę”. Co i rusz np. słyszę groteskowe opowieści o bezsensownych a tłu-stych dotacjach z unijnego progra-mu Innowacyjna Gospodarka. Gdyby przemianować go na „Innowacyjną kulturę” (skądinąd to tautologia), może byłoby więcej „nowości”, co-kolwiek ona znaczy. Ale w kategorii „temu zabrać, temu dać” pierwszy krok powinien do-tyczyć kieszeni tzw. kulturalnych ludzi. Gdyby te kilkaset tysięcy lu-dzi wydawało 1% swojej kasy na wytwory kultury (tej żywej i istot-nej, niekoniecznie najgłośniejszej), uczyniłoby to niesamowitą różnicę. Zapytajcie dowolnego niszowego wydawcę albo kiniarza.

PAWEŁ POTOROCZYNdyrektor Instytutu Adama Mickiewicza

Armii. Bylem w Afganistanie i wi-dzialem jak Paragraf 22 spotyka Czas Apokalipsy i Rambo.

Jaś Kapela, Krytyka Polityczna: Brakuje ci czegoś w Pakcie dla kultury?Piotr Marecki, wydawca, szef Korporacji Ha!ar t : Zwróciłbym większą uwagę na obszar bardzo trudno mierzalny, ryzykowny i nierynkowy. Związany z łamaniem formatu i status quo: in-nowacje, eksperymenty, one posu-wają kulturę do przodu. W systemie menadżerskim, dotacyjno-granto-wym i eksperckim takie inicjatywy nie są uwzględniane i premiowa-ne, trudno je oceniać, mierzyć, nie gwarantują dużej liczby odbiorców, patronatów medialnych. Są bliższe pojęcia „twórczość” niż „usługi”. Władza utożsamia kulturę z utrzy-maniem budynków czy instytucji, wielk imi iwent ami. Jeszcze nie-dawno minister Zdrojewski mówił, że na „substancję instytucjonalną” ministerstwo wydaje ok 80 % bu-

dżetu, na wydarzenia artystyczne – zaledwie kilkanaście procent. Mi-nister tak ustalił hierarchie wydat-ków: „Obecnie na pierwszym miej-scu w wydatkach jest wspomniane dziedzictwo narodowe, na drugim edukacja artystyczna i kulturalna, na trzecim – wszelkiego rodzaju wy-darzenia artystyczne (przeważnie wielkie festiwale i tradycyjne, lokal-ne imprezy artystyczne), dopiero na końcu są nowości”. Oczywiście nale-żałoby to odwrócić dokładnie o 180 stopni.

I chciałbyś, żeby to było w Pakcie? Może innowacji, eksperymentów nie da się in-stytucjonalnie wesprzeć?Co z tego, jeśli zwiększy się nakład na kulturę, jeśli nic się nie zmieni?Kiedyś w molochu krakowskiego Muzeum Narodowego Joanna Raj-

kowska przeprowadziła taką akcję: ponad 400 pracowników pracują-cych codziennie w określonych go-dzinach zaprosiła na zewnątrz na Błonia, wyrwała ich z codziennej rutyny, w jakiej tkwili od kilku lat. Pakt dla kultury powinien spełniać właśnie taką rolę. Inna wa żna sprawa: zmiana w kulturze bardzo zależy od tego, że działają w niej różne podmioty, o różnych kapitałach i w różnych warunkach instytucjonalnych. Od lat 80. do dziś najważniejsze, najcie-kawsze i najbardziej produktywne instytucje kultury były kreowane poniekąd nielogicznie, poza zasada-mi rynkowymi.

Jakieś przykłady?Czasopisma, wokół których później narastały inne działania, wydawnic-

twa, imprezy. Drugi obieg w latach 70. i 80., potem trzeci obieg w latach 80., fanziny.

Totart, „bruLion”...Właśnie. Później „Lampa”, „Czas Kul-tury”, „Portret”. I nagle to się kończy. Od kilku lat nie powstaje nic nowe-go. Dziś na studiach mamy roczniki 90. Nie mają wyrazistej instytucji, przez którą komunikowaliby swoje narracje. W latach 90. ta część kultur y działała na dziko, ale przez to była nastawiona na kreatywność. Dziś dominuje podejście zawodowe, me-nadżerskie, skalkulowane. Obawiam się, że nic nowego nie powstaje, bo po prostu się nie opłaca. Winą za ten stan można obarczyć też politykę dużych instytucji publicznych, które dostosowują się do zamówień z góry, a artyści, organizacje pozarządo-we mają się dostosować do nich. Przy-kładem są wielkie wydarzenia typu...

Rok Chopina.Rok Miłosza, Prezydencja itd. Słynny socjolog Pierre Bourdieu pisał, że w polu produkcji kulturowej kapitał symboliczny jest odwrotnie proporcjonalny do zainwestowane-go kapitału realnego. Ostatnie dwa-dzieścia lat kultury polskiej jest na to najlepszym dowodem. Duże insty-tucje oparte na prawach rynkowych, menadżerskich mają najmniejszy wpływ na kreowanie nowych jako-ści. Mają wpływ jedynie na utwier-dzanie i budowanie kanonu. Ale ktoś to nowe, które minister wymienia na samym końcu, przecież musi robić. Jakoś mam pewność i przekonanie, że „w ostatecznym rozrachunku li-czy się to, co się nie liczy”. To z wier-sza krakowskiego poety współcze-snego.

LICZY SIĘ TO, CO SIĘ NIE LICZY

rys. Marek Raczkowski

Page 6: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

6

BABILON CZY ZIEMIA OBIECANA

Michał Zadarareżyser

Ja też lubię komunikację miejską, bo sześć lat spędziłem w kraju, gdzie ją sprywatyzowano i w dużej mierze zlikwidowano, i widziałem, jak to wpływa na stosunki międzyludz-kie (źle). I też lubię teatry miejskie, bo sześć lat spędziłem w k raju, gdzie obalono państwowy mecenat sztuki i widziałem, jak to wpłynęło na poziom życia w miastach (źle). W kraju, gdzie spędziłem sześć lat, młodzież nie ma czym pojechać ani dokąd pojechać, więc siedzą w swo-ich domach, w piwnicach palą trawę i oglądają filmy na wideo. Więc ja też uważam, że teatry miejskie są ekstra i są wielkim osiągnięciem kultury europejskiej. W całej dyskusji o teatrach miej-skich finansowanych przez państwo jednego ciągle nie bierze się pod uwagę – że ten system, który teraz

mamy, działa źle, i że te teatry, na które tak liczymy, są prowadzone źle. Ani nie produkują wielkiej sztu-ki, ani nie mają świetnej frekwencji, ani nie budują nowych relacji mię-dzy widzami. Co pół roku słyszymy o jakiejś idiotycznej nominacji na

dyrektora w ważnym teatrze, co pół roku odkładamy nadzieje, że wresz-cie ktoś sensowny poprowadzi teatr, że objawi się nowy teatr, gdzie będą powst awał y ciekawe spek t ak le, które tę naszą estetykę pchną do przodu. I co pół roku się okazuje,

że znowu nic z tego, że teatrów jest najwyżej siedem w kraju, a reszta to instytucje reprodukujące gotowe formy. I ciągle myślimy, że jak tylko Ma-ciej Nowak zostanie dyrektorem teatru w Warszawie, to nas wszyst-kich zbawi. Ale już tyle lat minęło i jakoś Maciej Nowak nie dost ał propozycji bycia dyrektorem teatru w Warszawie. A to, że Maciej Nowak byłby świetnym dyrektorem, jest oczywiste (bo już to udowodnił). Ale mimo oczywistości jego kandy-datury nikt go nie nominuje. To nie jest problem niechęci kilku osób do Macieja Nowaka, tylko problem sys-temowy – wyraziste osobowości nie są brane pod uwagę przy wyborze dyrektorów miejskich teatrów. Ma-ciej Nowak nie jest bezpiecznym wy-borem, więc żaden prezydent miasta go nie wybiera. Dlatego najwyższy czas, by pomy-śleć nad innymi rozwiązaniami dla teatru w Polsce – bo przy całej naszej awangardowości, jakoś nikt z arty-stów nie zaproponował innej formy produkcji teatru, tylko ciągle czeka-my aż Maciej Nowak nas zbawi. Może

czas się przebudzić i zdać sobie spra-wę z tego, że żaden Maciej Nowak nie wjedzie do Warszawy na białym ko-niu? A jak wjedzie, to – znając Macie-ja Nowaka – zatrudni całkiem innych artystów niż tych, którzy najbardziej na to liczą (przynajmniej mam taką nadzieję). I w związku z tym może trzeba ra-zem z nową estetyką teatru wymy-ślać nową ekonomię teatru – a może nawet ta nowa ekonomia nam wy-tworzy nową estetykę? Może da się przez inny rodzaj produkcji, inny ro-dzaj organizacji pracy, wytworzyć taki rodzaj relacji między artystami a widownią, o którym marzymy? Bo że takiej relacji nie ma w obecnych teatrach miejskich, jest oczywiste.I tak czekamy i czekamy aż obecny system nas obejmie i nas otuli, i da nam pracę, widownię, i najlepiej jesz-cze konserwatywną krytykę, co by nas atakowała. Ale jak się stoi na Marszałkowskiej, krzycząc „to jest Babilon”, nie można się spodziewać, że to miasto zapew-ni nam takie warunki, jakich byśmy chcieli. Takie warunki musimy sobie stworzyć sami.

JA JAKO MACIEJ NOWAK

Maciej Nowakdyrektor Instytutu Teatralnego W swoim felietonie Michał Zadara przywołuje figurę Macieja Nowa-ka, jako płonną nadzieję pokolenia artystów, reprezentujących nurt t zw. nowego teatru. „Może czas się przebudzić i zdać sobie sprawę z tego, że żaden Maciej Nowak nie wjedzie do Warszaw y na biał ym koniu?” – pisze Zadara. Ponieważ na Portalu Społecznościowym, Któ-rego Imienia Nie Należy Wymieniać sam posiadam 5 znajomych Macie-jów Nowaków, a i w realu znam ich kilku, nie do końca jestem pewien, którego z rzeczonych ma na myśli felietonista. W tej sytuacji postano-wiłem włączyć się w dyskusję nie jako konkretny Maciej Nowak o nu-merze PESEL 64121700678, lecz jako Maciej Nowak uogólniony. Jako idea Macieja Nowaka, który – zgodnie z diagnozą Michała Zadary – obstaje bezrozumnie przy idei teatrów pu-blicznych, które „ani nie produkują wielkiej sztuki, ani nie mają świetnej frekwencji, ani nie budują nowych relacji między widzami”. Otóż Maciej Nowak w pełni zgadza się z tą oceną. Ze 120 teatrów pu-blicznych w Polsce ogromna więk-szość to sceny zapyziałe, nieistotne, grzęznące w artystycznym frazesie i konwencjach najbardziej kosz-

marnego okresu we współczesnych dziejach polskiego teatru, jakim było piętnastolecie 1982 – 1997. Stan wo-jenny przetrącił mu kręgosłup ide-owy, na afisz najważniejszych scen wprowadził wulgarny repertuar bulwarowy, a samych artystów zde-gradował do pozycji „dupy do sra-nia”, jak w swoim czasie wdzięcznie nazwał to Kazimierz Dejmek. De-kadę później Andrzej Łapicki, jako kandydat na prezesa ZASP, nazwał to prostytucją, ale już jako demokra-tycznie wybrany prezes organizacji aktorskiej, szybko wycofał się z tego określenia. W końcu nie po to podda-wał się procedurze demokratycznej, żeby dręczyć koleżanki i kolegów srogością ocen. Maciej Nowak zwraca uwagę, że mimo wszystko jednak w środowi-sku teatrów publicznych udało się pokonać marazm lat 80. i 90. Nie po raz pierwszy w jego długiej historii. System okazał się na tyle sprawny, że wygenerował na przełomie wie-ków silną grupę artystów, którzy zmienili wizerunek polskiego teatru. Wśród nich znalazł się też Michał Zadara (konkretny, o nie znanym mi obecnie numerze PESEL). Że zmiany te nie dotknęły wszystkich, a nawet większości? Zgoda! Czy jednak moż-na sobie wyobrazić, że jak Polska długa i szeroka wszędzie powstają wyłącznie postdramatyczne spek-takle bez kulis? Czy ze wszystkich teatrów miałyby zniknąć siwe gło-wy, a ich miejsce zająć wyłącznie

publiczność w dresach i słuchaw-kach na uszach? Maciej Nowak jest jak najdalszy od takiego poglądu i chciałby, aby rozmaite teatry za-spok ajał y pot rzeby rozmait ych grup widzów i twórców. Bo przecież celne spostrzeżenie prof. Dariusza Kosińskiego nie odnosi się tylko do przeszłości. Nie istnieje jeden polski teatr. Istnieją liczne polskie teatra. Uznając – niebezpodstwnie – Ma-cieja Nowaka za nieaktualny pomysł na zbawienie nowego teatru, Michał Zadara pisze: „…może trzeba razem z nową estetyką teatru wymyślać nową ekonomię teat ru – a może nawet ta nowa ekonomia nam wy-tworzy nową estetykę? Może da się przez inny rodzaj produkcji, inny ro-dzaj organizacji pracy, wytworzyć taki rodzaj relacji między artystami a widownią, o którym marzymy?”. Nowy typ produkcji teatralnych, odmienny od tego, który uprawia-ny jest na scenach publicznych, nie wymaga wielkich namysłów. Upra-wia się go w naszym kraju dość po-wszechnie w postaci spektakli-pro-jektów, na które pozyskuje się środki grantowe. Działają w ten sposób nie t ylko przedsięwzięcia pry watne czy tzw. niezależne. Również wiele teatrów publicznych realizuje ten model. Problem tylko, że w ten spo-sób zaspokaja się przede wszystkim art yst yczną potrzebę ekspresji . Spektakl-projekt rusza w objazd po festiwalach krajowych i zagranicz-nych, zbiera entuzjastyczne recenzje

w mediach, promuje kraj nasz kwit-nący i niemały, ale tak naprawdę jest latającą wyspą. Z rzadka pojawia się na afiszu, nie ma szans na pięćdzie-siąte, setne czy dwusetne powtórze-nie na tej samej scenie i przed tą samą widownią. W rezultacie nie doświad-cza tego, co w uprawianiu teatru ar-tystycznego najbardziej pasjonujące i o czym - zdaje się - marzy Michał Zadara, pisząc o właściwej „relacji między artystami a widownią”. Chodzi w tym przypadku o kon-frontację z fantazmatyczną, niereal-ną wspólnotą, jaką jest publiczność gromadząca się co wieczór w salach teatrów publicznych. Fotel w fotel, plecy w plecy, łokieć w łokieć gniotą się tutaj ludzie, którzy tak naprawdę nie mają prawa spotkać się ze sobą. Spore pieniądze na bilety wydają ci dobrze sytuowani, którzy wszak pogodzić się muszą z tym, że na wol-nym miejscu przy nich, za ułamek ceny biletu pełnopłatnego usiądzie chudy student, emeryt lub bezrobot-ny. Dostojna prawniczka czy urzęd-niczka samorządowa ma za sąsiadki zrewoltowaną parę lesbijek z kol-czykami w języku. Słuchaczka Radia Maryja siedzi obok przegiętego geja, który z kolei znieść musi bliskość ob-leśnego grubasa w niemodnych oku-larach. Ta heterogeniczna i przelotna zdawałoby się komuna jest trwałą instytucją naszego życia społeczne-go od prawie 250 lat. Odradzającą się i umierająca co wieczór i poza teatrem publicznym nie występują-

cą. Nie ma jej podczas prezentacji na festiwalach dla establishmentu, nie ma w niekonwencjonalnych prze-strzeniach tak chętnie zagarnianych przez autorów spektakli-projektów. Bo tam skazujemy się na widownię homogeniczną, wyznawczą i niepo-lemiczną. I dlatego Maciej Nowak, nawet za cenę wrzucenia go na zapomnia-ną i zakurzoną półkę, nie zamierza rezygnować z maszynki do uspo-łeczniania sensów, jaką jest teatr publiczny. Dlaczego z systemu tego mieliby korzystać wyłącznie twór-cy, reprezentujący teatr zachowaw-czy i gatunkowy? Dlaczego mamy skazywać się na funkcjonowanie na marginesie głównego nurtu debaty publicznej? To jest stanowisko Ma-cieja Nowaka w ogólności. Ten z nu-merem PESEL 64121700678 podpi-suje się pod nim również.

TEATR Molochy. Tak najczęściej określa się publiczne instytucje kultury. Restrukturyzacja, prywatyzacja. Te zaklęcia mają zmienić je w firmy produkujące wydarzenia artystyczne. Prezentujemy trzy spojrzenia z ukosa na jedną z takich instytucji – teatr. Choć domaga się on naprawy, to raczej nie za pomocą

PRYWATNY CZY PUBLICZNY?

1988 10 139 0661990 7 616 3382007 6 392 433 dane GUS

LICZBA WIDZÓW W TEATRACH

rys.

Mar

ek R

aczk

owsk

i

Page 7: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

7

NA TEN STRASZNY PRYWATNY TEATR

Paweł Demirskidramaturg

Monika Strzępkareżyserka

Od jakiegoś czasu – chociaż równie dobrze moglibyśmy napisać – do jakiegoś czasu – mieliśmy bardzo przyjemny sen. Sen przyjemny dla nas, dla wielu naszych przyjaciół i dla naszych nieprzyjaciół. Dla całej masy ludzi, których nie znamy oso-biście, bo ciężko jest znać osobiście wszystkich Polaków. Sen był też przyjemny dla Konstytucji Rzeczy-pospolitej Polskiej. A także dla lewi-cowców mieszkających w państwach ościennych. Co prawda brytyjscy dramatopi-sarze, którzy piszą dla brytyjskich, wspieranych przez Art Council te-atrów, twierdzą, że publiczne opo-wiadanie o snach jest sprawą błahą i zabierającą przestrzeń tego, co najważniejsze, czyli zbiorowości, ale akurat nasz sen dotyczył sprawy społecznej. Nasz sen był snem dro-gi: robimy z naszym synem Jeremim trasę zaczynającą się w Gdańsku przez Szczecin, Olsztyn, Białystok, Rzeszów, Ełk, Legnicę, Lublin, Zie-loną Górę, Tarnów, Zakopane, El-bląg, Słupsk, Warszawę i wszystkie miasta w Polsce i w każdym z nich przejeżdżamy obok dotowanego przez państwo, publicznego teatru. A przynajmniej publicznej instytucji kultury. Jedziemy t ak sobie, jedziemy, z nudów włączamy publiczne radio, w którym właśnie trwa teatralna audycja, w której prowadząca kry-guje się i mówi, że chociaż teatralna audycja trwa dziś wyjątkowo cztery godziny, bo jedną godzinę obcięto ze względu na transmisję koncertu młodych kapel, który odbywa się w Przemyślu, to może jednak – kon-tynuuje prowadząca – może uda się opowiedzieć o wszystkich interesu-jących premierach teatralnych, któ-re odbyły się w mijającym właśnie tygodniu. Po kilku zapowiedziach i teatral-nych newsach dzwoni do radia stały teatralny widz Pan Roman, który opowiada o tym, że musical Billy Eliot , który widział – okazał się – pomimo zapowiedzi – komercyj-nym gniotem, wystawionym tylko dlatego, że kilka lat temu film o tym samym tytule zrobił karierę – jeżeli chodzi o box office. Poza tym atako-wanie Margaret Thatcher i jej przy-dupasów nie jest dla niego jako dla związkowca obecnie interesujące i tyle jest tam antykapitalizmu co mniej więcej w Wigilijnej opowieści, na której Pan Roman był w zeszłym miesiącu z dzieckiem. Poza t ym ogłaszanie faktu, że Elton John na-pisał do tego musicalu piosenki, nie robi na Panu Romanie wrażenia, bo jak Pan Roman chce posłuchać popu, to włącza sobie kanał muzyczny w telewizorze. Zaraz po telefonie Pana Romana, w radio odbywa się dłuższa dysku-sja między prowadzącą a młodym słuchaczem, który urodził się w USA i miał tę szansę, żeby przyjechać do Europy, bo gdyby nie ta przepro-wadzka, żaden komercyjny teatr w Stanach nie znalazłby sponsorów na wystawienie jego sztuki, ponie-waż ta sztuka nie sprawdziła się jako scenariusz f ilmowy. Bo była scenariuszem teatralnym. Nato-

miast tutaj wiedział, gdzie uderzać ze swoim tekstem i po udanej pre-mierze w Polsce, wersja jego sztuki została wyekspediowana na West End, a stamtąd za ocean. Dawno już nie było polskiej sztuki na West Endzie, puentuje prowadzą-ca. To znaczy jakieś trzy miesiące - odpowiada młody człowiek i po-zdrawiając słuchaczy – czyli też nas – rozłącza się. Kolejne godziny audycji to spory od lewej do prawej na tematy kolejnych realizowanych prapremier i premier w teatrach publicznych i teatrach prywatnych. Nasza trasa jest długa, ale za to przyjemna. Co prawda, nie jedziemy po autostradach tylko po zwykłych drogach krajowych, ale mamy przy-najmniej tę świadomość, że o ile zbu-dowanie w Polsce dróg było przed-sięwzięciem ponad rządowe siły, to jednak ten niewielki procent PKB przeznaczony na kulturę – jeden procent PKB – mówiąc dokładniej – okazał się strzałem w przysło-wiową dziesiątkę. Do tego stopnia, że widzowie z krajów ościennych wsiadają w samochody i jadą przez Polskę dziurawymi drogami do pol-skich instytucji kultury. Bo wiedzą, że polska kultura jest dobra dla nich, a ich samochody jakoś te kuriozalne wertepy przejeżdżą. Ostatnie pięć minut teatralnej au-dycji w publicznym radiu, to kolejna rozmowa – tym razem w nostalgicz-nym tonie – pomiędzy redaktorem dużego ogólnopolskiego dziennika a prowadzącą. O tym, jak w kule-jącej polskiej debacie publicznej - kulejącej, umówmy się, przez brak równego dostępu do kultury przez obywateli, wtrąca na wstępie re-daktor – było niebezpiecznie blisko, żeby zapatrzeć się na neoliberalne wzorce i zacząć bezrefleksyjnie pry-watyzować kulturę. Zwłaszcza, że nastrój parę lat temu w Polsce był po temu nadzwyczaj sprzyjający i wła-ściwie wszyscy już stracili nadzieję na niepowtarzalne dla naszego eu-ropejskiego regionu rozwiązanie tej kwestii. Na szczęście mamy to już za sobą i okazuje się, że jeden procent wystarczył, żeby zrozumieć, które teatry są teatrami artystycznymi, a które można było spokojnie zamie-nić na teatry prywatne. Dotyczyło to zwłaszcza Warszawy. Podoba nam się to, co mówi redaktor. A że aku-rat go znamy – wysyłamy mu smsa, że nam się jego wypowiedź podoba. Najwyraźniej redaktor odpowiedział nam strasznie szybko, a do tego tele-fon Strzępki strasznie głośno pipczy. I pipczy, i pipczy, i pipczy. Pipczy, o tym że jest siódma rano i trzeba się obudzić. Obudzić się – to nie jest problem. Problemem jest wstać, zobaczyć warunki, w jakich pracuje się w pań-stwowej instytucji kultury i cały czas wierzyć, że nasz sen nie jest po to, żeby zaspać na jakąś niepowta-rzającą się już nigdy okazję, ale jest po to, żeby o nim opowiedzieć, ure-fleksyjnić i wdrożyć. (Bez skojarzeń – po prostu nie mo-gliśmy się oprzeć – zwłaszcza, że Jeremi strasznie się awanturuje, że za mało jest o nim w ostatnich felie-tonach) Jereminek zrobił kupkę. A dlaczego? Bo ma pupkę!Pupka robi kupkę? Trzeba umyć pupkę!

Felietony Michała Zadary, Macieja Nowaka, Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego ukazały się na portalu www.krytykapolityczna.pl.

Edwin Bendyk

„Czy kultura w Polsce ma znacze-nie?” – odpowiedzi na to pytanie szukałem pięć lat temu wspólnie z socjologiem profesorem Kazimie-rzem Krzysztofkiem, przygotowu-jąc monograficzny numer „Kultury współczesnej”. Nie spodziewaliśmy się, że za trzy lata minister kultury zwoła ogólnopolski kongres pod hasłem „Kultura się liczy!”. Mini-ster z kolei nie spodziewał się, że już wkrótce kultura policzy się z nim.Krakowski kongres miał zainicjo-wać „plan Balcerowicza w kulturze”, miał zlikwidować ostatni bastion PRL w Polsce i położyć podwaliny pod Nowy Ład w Kulturze. Twórca terapii szokowej wystąpił osobiście, podobno na życzenie Andrzeja Waj-dy. Nie zdołał jednak przekonać do swych racji zgromadzonych na sali ludzi o „mentalności radzieckiego działacza”. Nie pomógł nawet dow-cip o Ronaldzie Reaganie, który miał mawiać, że najstraszniejsze słowa, jakie zna angielszczyzna, brzmią: „I’am from the government and I’am here to help”. Radzieccy działacze, czyli polscy ludzie kultury zamiast wybuchnąć śmiechem w ybuchnęli gniewem. Zamiast uznać, że państwu nic do kultury, bo powinna być ona dome-ną rynku i społeczeństwa obywatel-skiego kongresowicze skrzyknęli się i wystosowali petycję. Domagali się zwiększenia nakładów publicznych na kulturę do 1 procenta budżetu państwa. Reszta jest historią, którą domyka Ruch Obywatele Kultury i Pakt dla kultury.

EUROPA BOI SIĘ KULTURYKultura ma w końcu znaczenie. Co dalej? Można iść za ciosem, spróbo-wać doświadczenie Ruchu i Paktu zuniwersalizować, a przynajmniej zeuropeizować. Wszak kultura ma kłopoty wszędzie na Starym Konty-nencie, w każdym niemal kraju pada ofiarą budżetowych pokryzysowych oszczędności. Szef francuskiego ra-dia publicznego France Culture Oli-vier Poivre d’Arvor mówi wręcz, że Europa dokonała aktu kulturowej kapitulacji. Unijny budżet na kultu-rę w latach 2007–2013 oscylował wokół 400 mln euro. Tyle co budżet Avatara, superprodukcji Jamesa Camerona. W kolejnej unijnej per-spektywie finansowej może nie być nawet tyle. Europa boi się włączyć kulturę w sferę polit yki unijnej. Kultura to przecież sfera wartości, kryje w sobie wspomnienia europejskiej świetności i jednocześnie czai się w niej to, co w Europie najstrasz-niejsze. Zainicjowany przez Polskę spór o preambułę Traktatu Konsty-tucyjnego doskonale pokazał, na czym polega problem, gdy zaczyna się mówić o europejskich korzeniach kulturowych. W rezultacie kultura ma w Unii szansę t ylko wówczas, gdy staje

się częścią gospodarki i wpływowe lobby upominają się o korzystne re-gulacje i ochronę swoich interesów. Przykładem dyrektywa o multime-dialnych usługach audiowizualnych. Kiedy próbowano ją wdrożyć, wywo-łała w Polsce głośny gniew internau-tów. Dyrektywa i wynikająca z niej ustawa zrównała formalnie Internet z telewizją, w ten sposób otworzyła furtkę do możliwości nadmiernej ingerencji urzędników i polityków w przestrzeń, w której panowała dotychczas względna wolność. Inny przykład to działania lob-by producenckich dążących do za-ostrzenia reżimu praw autorskich i jego egzekucji na wzór francu-skiego prawa Hadopi. To instytucja w swym duchu zaiste średniowiecz-na, bo umożliwia odcinanie inter-nautów od sieci, skazując de facto na cyfrową banicję. Istnieje duża szansa, że podobne prawo zacznie obowiązywać w całej Unii. Cóż, Poivre d’Arvor ma racje, to już nie tylko wyraz kapitulacji, lecz wręcz demencji. Podobne dyrektywy nie tylko bo-wiem nie obronią europejskiej kultu-ry przed inwazja ze strony Hollywo-od, Google’a, Apple’a i Wikipedii. Nie pomogą nawet lobbującym za tymi rozwiązaniami europejskim prze-mysłom kultury.

WYOBRAŹNIA TO ZA MAŁOKultura stała się w Polsce powodem społecznego przebudzenia. Jego efektem jest Pakt dla kultury. To prawda, że z treści dokumentu nikt nie jest w pełni zadowolony. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro jest on wyrazem kompromisu. Najważ-niejsze było znalezienie zestawu uniwersalnych kwestii, kluczowych dla kultury, które mogł yby zjed-noczyć wszystkie „stany kultury”: twórców, producentów, odbiorców. Kto obserwował narodziny Paktu, wie, że osiągnięcie kompromisu nie było ani łatwe, ani oczywiste, drzwi trzaskały często, jeszcze częściej padały mocne słowa i wybuchały emocje. Patrząc z tej perspektywy, ważniejszy od samego dokumentu i jego treści wydaje się proces, który doprowadził do porozumienia. Roz-mawiać i wspólnie działać zaczęli lu-dzie, którzy dotychczas żyli (i nadal będą musieli żyć) z konkurowania ze sobą o mizerne pieniądze, jakie idą w Polsce na kulturę. Czy można wyobrazić sobie Euro-pejski Pakt dla Kultury? Dokument będący głosem europejskiej opinii publicznej wyrywającym sprawy kultury w Unii Europejskiej z rąk eu-rokratów i lobbistów? Gdy podczas Kongresu Kultury Polskiej w Kra-kowie powstała petycja w sprawie 1 procenta, nikt jeszcze nie myślał o Pakcie, nikt też nie wyobrażał so-bie narodzin Ruchu Obywatele Kul-tury. Najwyraźniej nie należy próbować zbyt wiele sobie wyobrażać, by nie stępić woli działania. A nadarza się okazja.

POLSKA POTRAFIWe wrześniu we Wrocławiu odbę-dzie się Europejski Kongres Kultury, jego hasło „Art for Social Change” domaga się adekwatnej treści. Kon-gresowi towarzyszyć będzie kon-ferencja ministrów kultury krajów Unii Europejskiej. Niech wyjadą ze wspólną deklaracją domagającą się zwiększenia nakładów na kultu-rę w przyszłym unijnym budżecie, trudno o lepszy czas – to w trakcie polskiej prezydencji rozpoczną się prawdziwe negocjacje w sprawie kolejnej perspektywy finansowej, a negocjacjami tymi zawiaduje Ja-nusz Lewandowski. Jak sprawie nadać polityczny im-pet i nośność? Mamy dobre doświad-czenia z pierwszych dni obecności w unijnych strukturach. Olbrzymi niepokój europejskiego społeczeń-stwa informacyjnego budziła wów-c za s dy rek t y wa umoż l iw iając a patentowanie oprogramowania. Sprawa wydawała się przesądzona, Komisja Europejska nowe prawo już zaakceptowała, nagle jednak Polska pod wpływem nacisków ze strony społecznej zmieniła stanowisko. Jednocześnie rząd zyskał poparcie ze strony europarlamentarzystów, od Jerzego Buzka przez Ryszarda Czarneckiego po Adama Gierka. Ich działania (i nacisk opinii publicznej) spowodowały, że Parlament Euro-pejski zagłosował przeciwko dyrek-tywie. Czy pomysł Europejskiego Paktu dla Kultury miałby szansę na po-dobną społeczną i polityczną mobi-lizację? Wszystko zależy od argumentów wspierających inicjatywę. Najważ-niejszy jest prosty i oczywisty. Unia Europejska, jeśli ma być czymkol-wiek więcej niż pragmatycznym so-juszem państw, potrzebuje europej-skiej opinii publicznej. Czy taką opinię wykreuje debata o wspólnym rynku i wolnym prze-pływie usług? Wątpię. Szansę taką stwarza natomiast kultura, bo kry-je w sobie potencjał umożliwiający prowadzenie debaty, sporu i poszu-kiwanie porozumienia wokół spraw dla Europejczyków wspólnych. O ile przeszłość dzieli, o tyle przyszłość kultury i związane z nią wyzwania powinny łączyć. Kultura cyfrowej granicy i epoki kapitalizmu kognit y wnego staje się polem wielkiego eksperymentu, podczas którego testowane są nowe formy życia społecznego: wyklucze-nie i partycypacja, własność i dobro publiczne, wolność i wyzysk digita-riatu to tylko kilka z kwestii doty-czących w takim samym stopniu Po-laków, Francuzów i Portugalczyków. Najwyższy czas się nimi zająć, przej-mując inicjatywę z rąk biurokratów. Obywatele Kultury, encore un effort pour être révolutionnaire!

EDWIN BENDYKpublicysta tygodnika „Polityka”

A MOŻE EUROPEJSKI PAKT DLA KULTURY?

Page 8: Kurier Kultura

K U R I E R K U LT U R A | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | K O N G R E S O B Y W A T E L I K U LT U R Y | 1 3 -1 4 M A J A 2 0 11 | W W W . O B Y W A T E L E K U LT U R Y. P L | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

8

KONGRES OBYWATELI KULTURY13-14 MAJA 2011PIĄTEK | 13 MAJA 2011 | DEBATY | WARSZTATY

KINO KULTURAKrakowskie Przedmieście 21/23

10.00 – 11.30PAKT MISYJNY CZY NOWA USTAWA MEDIALNA? organizator: Stowarzyszenie Filmowców Polskichuczestnicy: Marek Borowski, b. marszałek sejmu, Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Jarosław Sellin, b. wiceminister kultury, b. członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Iwo Zaniewski, członek Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych prowadzenie: Maciej Strzembosz11.45 – 13.15 USTAWA O ZAMÓWIENIACH PUBLICZNYCH – FAKTY I MITY organizator: Polski Instytut Sztuki Filmowej uczestnicy: Michał Borowski, były główny architekt Warszawy, Tomasz Czajkowski, były prezes Urzędu Zamówień Publicznych, redaktor naczelny pisma „Zamówienia Publiczne”, Jerzy Fedorowicz, wiceprzewodniczący Komisji Kultury i Środków Przekazu, Magdalena Sroka, wiceprezydent Miasta Krakowa13.45 - 15.15CZY VAT JEST BARIERĄ W ROZWOJU KULTURY? organizator: Polski Instytut Sztuki Filmowejuczestnicy: Maciej Grabowski, wiceminister finansów, Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy, Paweł Jaskanis, dyrektor Muzeum Pałacu w Wilanowie, Witold Modzelewski b. wiceminister finansów, Joanna Mucha, członek SKFP prowadzenie: Elżbieta Mucha15.15 – 16.30 PO CO NAM TRADYCJA? PO CO NAM NOWOCZESNOŚĆ? organizator: Krajowa Izba Producentów Audiowizualnychuczestnicy: Dariusz Gawin, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, Andrzej Mencwel, Instytut Kultury Polskiej Uniwersytet Warszawski, Karolina Wigura, „Kultura Liberalna”prowadzenie: Paweł Śpiewak, socjolog

MUZEUM SZTUKI NOWOCZESNEJul. Pańska 3

12.00 – 13.30DEBATA PUBLICZNA W KULTURZE, KULTURA DEBATY PUBLICZNEJ organizatorzy: Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych (OFOP), „Kultura Liberalna”uczestnicy: Paweł Marczewski, „Kultura Liberalna”, Grzegorz Lewandowski, Inicjatywa Warszawa 2020, Piotr Frączak, prezes OFOP, Bogna Świątkowska, Fundacja Bęc Zmianaprowadzenie: Anna Mazgal, OFOP13.30 – 15.00CZY ORGANIZACJE POZARZĄDOWE MOGĄ BYĆ SAMOWYSTARCZALNE? organizator: OFOP, Fundacja Anioły Filantropiiuczestnicy: Paweł Bronikowski, Aleksandra Kiełczewska, Fundacja Anioły Filantropii, Roman Osadnik, Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury Teatr Polonia, Tomasz Schimanek, Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce prowadzenie: Jarosław Lipszyc, Fundacja Nowoczesna Polska15.00 – 16.30FUNDUSZE EUROPEJSKIE NA KULTURĘorganizator: OFOPuczestnicy: Renata Calak, wicedyrektor Departamentu Koordynacji Polityki Strukturalnej w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, Elżbieta Dydak, sekretarz Programu Rozwoju Bibliotek, Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, Piotr Frączak, prezes OFOP prowadzenie: Agata Wiśniewska-Górczewska/Michał Dymkowski, OFOP

TR Warszawa, Mała Scenaul. Marszałkowska 8

15.00 – 16.30CZY BIZNESOWI KULTURA JEST DO CZEGOKOLWIEK POTRZEBNA?organizator: TR Warszawa

uczestnicy: Irena Herbst, doradca zarządu Lewiatana, prezes zarządu Centrum PPP, Ewa Łabno-Falęcka, dyrektor PR Mercedes-Benz Polska, prezes Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Radosław Drabik, dyrektor zarządzający, Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, Konrad Piasecki, strateg i doradca biznesowyprowadzenie: Tomasz Janowski, zastępca dyrektora naczelnego TR Warszawa

CENTRUM KULTURY NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT

Nowy Świat 63

15.00 – 16.30NAWET O TYM NIE MYŚL! WSPÓŁCZESNE FORMY CENZURY organizator: Krytyka Politycznauczestnicy: Dorota Nieznalska, artystka sztuk wizualnychArtur Domosławski, dziennikarz, Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizjiprowadzenie: Michał Sutowski, politolog, „Krytyka Polityczna”

ZASP, sala konferencyjna

Al. Ujazdowskie 45

12.00 – 14.00PRAWO KAŻDEGO CZŁOWIEKA DO TOŻSAMOŚCI KULTUROWEJ organizatorzy: Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, Fundacja Jazz Jamboreeuczestnicy: Mikołaj Ł. Lipowski, Uniwersytet Warszawski, Komitet Prognoz Polska 2000 Plus przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, Jacek Niedziela-Meira, Akademia Muzyczna we Wrocławiu, Irena Wojnar, Uniwersytet Warszawski, Komitet Prognoz Polska 2000 Plus przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk prowadzenie: Krzysztof Sadowski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego

ZACHĘTA NARODOWA GALERIA SZTUKI

pl. Małachowskiego 3

11.00 – 12.30W STRONĘ LEPSZEJ DEMOKRACJI? O ROLI KULTURY I NAUK HUMANISTYCZNYCH W PROCESIE EDUKACJI organizator: „Kultura Liberalna”uczestnicy: Waldemar Baraniewski, historyk sztuki, Jerzy Szacki, socjolog, Paweł Śpiewak, socjolog prowadzenie: Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”13.00 – 14.30PO CO NAM INSTYTUCJE PUBLICZNE?organizatorzy: Muzeum Sztuki w Łodzi, Zachęta uczestnicy: Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego, Lechosław Olszewski, Fundacja Spot, Poznań, Janek Sowa, socjolog, Jarosław Suchan, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, Bogna Świątkowska, Fundacja Bęc Zmiana, Hanna Wróblewska, dyrektorka Zachęty Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie15.00 – 16.30IDEA WYMIANY, WYMIANA IDEI organizator: Instytut Adama Mickiewiczauczestnicy: Polska na eksport, Piotr Łukasiewicz, Brand Planning Director, Millward Brown, b. podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury, Art from Poland czyli kulturalniej nad Tamizą, Bogdan Frymorgen, RMF, Przecena w supermarkecie kultury. O pułapkach promocji i marketingu kultury, Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza”, Miasto szybko sprzedam, Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa prowadzenie: Paweł Potoroczyn, Instytut Adama Mickiewicza

TEATR DRAMATYCZNY, SALA ZATORSKIEGO

Pałac Kultury i Nauki

12.00CZYTAM WIĘC JESTEM. KULTURA OTWARTEGO SPOŁECZEOSTWA INFORMACYJNEGOuczestnicy: Edwin Bendyk, dziennikarz tygodnika „Polityka”, wykładowca Collegium Civitas Mirosław Filiciak, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej Zina Jarmoszuk, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej Joanna Zaremba, nauczycielka języka polskiego w LO im. Poniatowskiego w Warszawie prowadzenie: Beata Stasińska, wydawca, współautorka Społecznego Programu Czytelnictwa

KINO KULTURA

Krakowskie Przedmieście 21/23

17.00PANEL PLENARNY CZY BUTY SĄ WAŻNIEJSZE OD SZEKSPIRA? ODBIORCA KULTURY W CENTRUM ZAINTERESOWANIAuczestnicy: Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego, b. premier Michał Boni, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, Dariusz Gawin, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Anda Rottenberg, historyk sztuki, krytyk sztuki, kuratorka, Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowychprowadzą dziennikarze TVN 24

Skwer Hoovera

20.00ODCZYTANIE PAKTU DLA KULTURYKONCERT PLENEROWY „PIEŚNI BUNTU I NIEDOLI” R.U.T.A. wykonawcy: Maciej Szajkowski (Kapela ze Wsi Warszawa), Paweł „Guma” Gumola (Moskwa), Robert „Robal” Matera (Dezerter), Nika (Post Regiment), Hubert „Spięty” Dobaczewski (Lao Che)

SOBOTA | 14 MAJA 2011 |

MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIEAl. Jerozolimskie 3

10.30 – 12.00PANEL SAMORZĄDOWYprowadzenie: Jerzy Hausner12.30 – 15.30 SESJA PLENARNA NIE-PANELE. ZANIK OBIEGU – DROGI WYJŚCIA O kondycji psychicznej społecznej kultury współczesnej, o wojnie o obrazy i o praktyce podmiotowej edukacji kulturalnej w polskiej szkole Krzysztof Chlipalski, nauczyciel, polonista, Andrzej Leder, filozof kultury, psychologO miejscu uczelni w społecznym systemie kultury i o kulturalnych perspektywach uczelni, o zamkniętych i otwartych perspektywach uniwersytetu Anna Giza-Poleszuk, socjolożka, Uniwersytet Warszawski, Maria Poprzęcka, historyk sztuki, Uniwersytet WarszawskiO samorządzie i społeczności lokalnej, o cudzie stworzenia poza metropoliami żywych społecznie i artystycznie ośrodków kultury współczesnej Marek Balcer, burmistrz Mikołowa k. Katowic, Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego w BydgoszczyO nowoczesnej animacji kultury u podstaw i na wysokościach, o sukcesie instytucji kultury napełnianych nową treścią i tworzonych z niczego Artur Liebhart, dyrektor Planete DocReview, Dorota Olejnik, dyrektor Biblioteki Publicznej Gminy Grodzisk MazowieckiO odzyskiwaniu wielonarodowej świadomości, o wrażliwości etnicznej we współczesnej kulturze i społeczeństwie polskim Bogumiła Berdychowska, publicystka, Janusz Makuch, dyrektor Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie

prowadzenie: Edwin Bendyk, publicysta, dziennikarz, Joanna Mytkowska, dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Beata Stasińska, wydawca, Sergiusz Sterna-Wachowiak, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich16.00-18.00 SESJA PLENARNAKULTURA – UTRZYMANKA ELEGANCKICH PANÓW? O MASACH, KLASACH, PANACH I CHAMACHuczestnicy: Kinga Dunin, socjolożka, krytyczka literacka, Jan Klata, reżyser teatralny, Wojciech Orliński, dziennikarz, bloger, Barbara Toruńczyk, redaktor naczelna „Zeszytów Literackich” prowadzenie: Maciej Gdula, socjolog, „Krytyka Polityczna”18.00-20.00 OTWARTY MIKROFON CZY PAKT ZAŁATWIA SPRAWĘ?prowadzi Michał Zadara, reżyser teatralny

od 20.00

OTWARCIE NOCY MUZEÓW

WSPÓŁORGANIZATORZY KONGRESU OBYWATELI KULTURY:Polskie Stowarzyszenie JazzoweFundacja Jazz JamboreeBiuro ESK w WarszawieStowarzyszenie Filmowców PolskichPolski Instytut Sztuki FilmowejInstytut Adama MickiewiczaInstytut Teatralny Narodowa Galeria Sztuki „Zachęta”Muzeum Narodowe w WarszawieMuzeum Sztuki Nowoczesnej w WarszawieZwiązek KompozytorówPolskich Fundacja Nowoczesna PolskaTR WarszawaKrytyka PolitycznaPEN ClubTomo GroupOgólnopolski Kongres KobietJETLINE outdoorFabryka TrzcinyKrajowa Izba Producentów AudiowizualnychTVN24TVN INFOMuzeum Sztuki w ŁodziOgólnopolska Federacja Organizacji PozarządowychStowarzyszenie Pisarzy PolskichS&J Consulting sp. z o.o.Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy im. G. Holoubka

„Kurier Kultura” został przygotowany przez zespół Krytyki Politycznej © Wydawnictwo Krytyki Politycznej & Authors, 2011