lem - solaris.edem (abc).pdf

319
 Stanisław Lem SOLARIS EDEM Szyroko widomi naukowo-fantastyczni romany wydatnoho suczasnoho pol ś- koho pyśmennyka malujuť  kartyny hipotetycznoho kontaktu zemlan z inszop łanet- nymy cywilizacijamy: dramatycznyj poszuk wzajemorozuminnia z rozumnoju isto- toju płanety Solaris myslaczym Okeanom («Solaris») i z nadi łenymy wysokoro- zwynenym intełektom dupłeksamy meszkanciamy płanety Edem («Edem»).  W romanach smił  ywo j hostro stawlať sia serjozni fiłosof ś ki, sociälni ta mo- ralni probłemy, znaczennia jakych osobł  ywo zrostaje w epochu naukowo-technicz- noji rewoluciji.

Upload: haereticus

Post on 04-Nov-2015

292 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

  • Stanisaw Lem

    SOLARISEDEM

    Szyroko widomi naukowo-fantastyczni romany wydatnoho suczasnoho pol-koho pymennyka maluju kartyny hipotetycznoho kontaktu zemlan z inszopanet-nymy cywilizacijamy: dramatycznyj poszuk wzajemorozuminnia z rozumnoju isto-toju panety Solaris myslaczym Okeanom (Solaris) i z nadienymy wysokoro-zwynenym inteektom dupeksamy meszkanciamy panety Edem (Edem).

    W romanach smiywo j hostro stawlasia serjozni fiosofki, socilni ta mo-ralni probemy, znaczennia jakych osobywo zrostaje w epochu naukowo-technicz-noji rewoluciji.

  • Romany

    Perekad z polkoji Dmytra AndruchowaChudonyk W. F. JaworkyjKyjiw, Wydawnyctwo Moo, 1987Pislamowa W. I. DmytrewkohoPerekadeno za wydanniam:Stanisaw Lem. Solaris. Edem.Iskry, Warszawa, 1982.

  • Stanisaw Lem

    SOLARIS

    PRYBUTTIARiwno o dewjatnadciatij za bortowym czasom ja projszow powz tych, szczo zibraysia

    dowkoa koodiazia, j po metaewomu trapu spustywsia w kapsuu. Wona bua taka tisna,szczo w nij edwe mona buo rozstawyty likti. Oto koy ja wkrutyw nakonecznyk szangaw patrubok, jakyj styrczaw iz stinky kapsuy i mij skafandr rozduwsia, ja we ne mihnawi poworuchnutysia. Ja stojaw, tocznisze wysiw, u powitrianomu oi, zywszyw odne cie z metaewoju szkaraupoju.

    Zwiwszy oczi, ja pobaczyw kri opuke sko stiny koodiazia, a wyszcze schyenenad nym Moddardowe obyczczia. Za my wono szczezo, i w kapsuli zrobyosia temno ce nahori opustyy wakyj zachysnyj konus. Wisim raziw zawyy eektromotory, jaki za-tiahuway hajky. Potim zasyczao powitria, jake nahnitay w amortyzatory. Oczi postu-powo zwykay do temriawy. Ja rozrizniaw ue jasno-zeeni obrysy tabo jedynoho wkabini.

    Ty hotowyj, Kelwin? prounao w nawusznykach. Hotowyj, Moddard, widpowiw ja. Ni pro szczo ne turbujsia. Stancija tebe pryjme, skazaw win. Szczasywoji

    dorohy!Ne wstyh ja widpowisty, jak nahori szczo zaskrehotao, i kapsua zdryhnua. Ja

    mymochi napruyw mjazy, ae we bilsze niczoho ne widczuw. Koy start? zapytaw ja i wowyw jakyj szerech, nemowby na membranu posy-

    pawsia dribnekyj pisok.

  • Ty we etysz, Kelwin. Buwaj zdorow! de zowsim porucz prounaw hoos Mod-darda.

    Wako buo w ce powiryty, ae priamo pered mojim obyczcziam widkryasia szyrokaszcziyna, i ja pobaczyw kri neji zirky. Ja namahawsia widszukaty Alfu Wodolija, do ja-koji priamuwaw Prometej, ae marno. Nebo cych obszyriw Gaaktyky buo meni newi-dome, ja ne znaw tut odnoho suzirja; za wukym wikoncem wychorywsia iskrystyj py.Ja czekaw, koy zabymaje persza zirka. Ae tak i ne doczekawsia zori prosto zblidy jpoczay znykaty, rozpywajuczy na porudiomu tli. Ja zrozumiw, szczo perebuwaju weu werchnich szarach atmosfery. Stysnutyj z usich bokiw pnewmatycznymy poduszkamytam, szczo j ne poworuchneszsia, ja mih dywytysia tilky prosto sebe. Horyzontu pokyszczo ne buo wydno. A ja etiw i etiw, zowsim ne widczuwajuczy cioho. ysze tio mojepowoli j pidstupno ohortaw pa. Izzowni doynaw tychyj, pronyzywyj skrehit, nemowbypo mokromu sku wodyy jakym metaewym predmetom. Jakby ne cyfry, szczo myhtiyna tabo, ja b i hadky ne maw, z jakoju weetenkoju szwydkistiu padaje kapsua. Zirokpoperedu we ne buo. Ohladowu szcziynu zatopyo rude swito. U mojich skroniachunko hupaa krow, obyczczia paszio, w potyyciu duw choodnyj strumi iz kondy-cineru; a poszkoduwaw, szczo meni ne wdaosia pobaczyty Prometeja koy awto-matycznyj prystrij widkryw ohladowu szcziynu, win opynywsia we, mabu, za meamywydymosti.

    Kapsua zdryhnuasia raz, udruhe, potim poczaasia nesterpna wibracija; wona pro-bywaa wsi izolacijni oboonky, powitriani poduszky j pronykaa w hyb moho tia jasno-zeeni obrysy tabo rozmazaysia. Ta ja ne widczuwaw aninajmenszoho strachu, bo ne dlatoho pryetiw iz takoji daeczi, szczob zahynuty oce zaraz bila samisikoji mety podoroi.

    Stancija Solaris! zakryczaw ja. Stancija Solaris! Stancija Solaris! Zrobiszczo-nebu. Zdajesia, ja wtraczaju stabilizaciju. Stancija Solaris, howory Kelwin. Pry-jom.

    I znow ja progawyw, waywyj moment pojawu panety. Wona raptom wynykaperedi mnoju, weyczezna, paska; za rozmiramy smuh na jiji powerchni ja mih wyzna-czyty, szczo perebuwaju szcze daeko wid neji, tocznisze, wysoko, bo we pomynuw tunewownu meu, koy widsta wid nebesnoho tia staje wysotoju. Ja padaw. Use szczepadaw. I wyrazno widczuwaw ce nawi teper, koy zapluszczyw oczi. Wtim, ja widrazu rozpluszczyw jich chotiosia pobaczyty jaknajbilsze.

    Poczekawszy szcze kilka desiatkiw sekund, ja znowu poczaw wykykaty stanciju. Aej cioho razu ne otrymaw nijakoji widpowidi. W nawusznykach zapamy triszczay atmos-ferni rozriady. Wony czitko wyrizniaysia na tli szumu, takoho hybokoho j nykoho, ne-nacze to buw hoos samoji panety. Oranewe nebo w ohladowij szcziyni zapywo bil-mom. Sko pomianio; ja mymochi ziszczuywsia, naskilky meni dozwoyy ce zrobytypnewmatyczni poduszky, ta nastupnoji myti zrozumiw, szczo to buy chmary. Wony a-wynoju majnuy whoru j szczezy. A ja wse szcze paneruwaw, opyniajuczy to w jaskra-womu soniacznomu siajwi, to w tini; kapsua obertaasia dowkoa wertykalnoji osi, i we-yczeznyj, mowby rozbuchyj soniacznyj dysk rozmireno propywaw pered mojimyoczyma, zjawlajuczy liworucz i szczezajuczy praworucz. Naraz kri szum i trisk prostow wucho meni zatorochtiw daekyj hoowa

    Stancija Solaris Kelwinu, stancija Solaris Kelwinu! Wse harazd. Wy pidkontroem stanciji. Stancija Solaris Kelwinu. Pryhotuwatysia do posadky w momentnul, powtoriuju, pryhotuwatysia do posadky w moment nul, uwaha, poczynaju. Dwisti

  • pjatdesiat, dwisti sorok dewja, dwisti sorok wisimMi okremymy sowamy unao urywczaste popyskuwannia oczewydno, howoryw

    awtomat. Ce buo prynajmni dywno. Zwyczajno, koy na stanciju prybuwaw chto nowyj,ta szcze j priamo z Zemli, wsi, chto mih, bihy na posadocznyj majdanczyk. Odnak czasuna rozdumy, szczo b ce moho oznaczaty, w mene ne buo, bo weetenke kilce, jake opy-sao dowkoa mene sonce, razom z riwnynoju, kudy ja etiw, raptom stay dybky; pislaperszoho krenu poczawsia druhyj, u protyenyj bik; ja hojdawsia, mow waok weycze-znoho majatnyka, namahajuczy poboroty nudotu, i naraz pobaczyw na powerchni pa-nety, pokarbowanij, brudno-liowymy ta czornuwatymy smuhamy, maeku szachiwny-ciu z biych i zeenych ciatok orijentyr stanciji. Tijeji myti wid werchu kapsuy szczoz triskom widirwaosia dowhe namysto kilcewoho paraszuta huczno zaopotio Wcych zwukach buo szczo do bolu zemne perszyj pisla stilkoch misiaciw szum spra-wnioho witru.

    Dali wse widbuosia due szwydko. Dosi ja tilky znaw, szczo padaw. Teper ja ce po-baczyw. Bio-zeena szachiwnycia nawalno nabyaasia; we mona buo rozhedity, szczojiji namalowano na wydowenomu, kytopodibnomu sriblastomu korpusi z hokamy radar-nych anten, z riadamy temnych iluminatoriw, i szczo cej metaewyj koos ne ey na po-werchni panety, a wysy nad neju, widkydajuczy na czornylno-czorne to wasnu ti eliptycznu priamu szcze hustiszoji czornoty. Wodnoczas ja pomityw fietowi chwyli napowerchni Okeanu, jaki linywo perekoczuwaysia, znenaka slipuczo-purpurowi po kra-jach chmary szuhnuy wysoko whoru; daeke j paske nebo mi nymy spaachnuo buro-oranewoju barwoju; potim use rozpywosia ja wwijszow u sztopor. Persz ni ja wstyhpodaty syhna, korotkyj udar powernuw kapsuu w wertykalne pooennia; w ohladowijszcziyni rtutnym byskom spaachnuw rozchwylowanyj a do samisikoho obriju, za-tiahnutoho imoju, Okean; stropy j kupoy paraszuta myttiu widdiyysia j, hnani witrom,ponesysia nad chwylamy, a kapsua jako osobywo, mjako j pawno zahojdaa, jak cezawdy buwaje w sztucznomu hrawitacijnomu poli, a todi kowznua wnyz. Ostannie,szczo ja wstyh pomityty, buy gratczasti zlitni katapulty j dwoje weyczeznych,zawwyszky, mabu, z kilkapowerchowu budiwlu dzerka aurnych raditeeskopiw.Szczo zupynyo kapsuu z pronyzywym skrehotom stali, jaka pruynysto wdaryasia ustal, szczo pidi mnoju widczynyosia, i metaewa oboonka, w jakij ja etiw stojaczy, pro-tiaho zitchnuwszy j zasyczawszy, zakinczya swoju stowisimdesiatykiometrowu podo-ro.

    Stancija Solaris. Nul-nul. Posadku zakinczeno. Kine, poczuw ja mertwyj hooskontrolnoho prystroju.

    Widczuwajuczy newyraznyj tysk na hrudy j nepryjemnyj tiahar useredyni, szczo herozpyraw mene, ja oboma rukamy potiah na sebe waeli, jaki znachodyysia na riwnimojich peczej, i rozimknuw kontakty. Zaswitywsia zeenyj napys ZEMLA, stinky kap-suy rozijszysia, pnewmatyczne oe eheko pidsztowchnuo mene w spynu, i ja, szczobne wpasty, stupyw krok upered.

    Z tychym szypinniam, schoym na sumne zitchannia, powitria wyjszo z moho ska-fandra. Ja buw wilnyj.

    Ja stojaw pid wysokoju, nacze skepinnia chramu, sriblastoju lijkoju. Po stinachtiahysia spetinnia riznobarwnych trub, znykajuczy w kruhych lukach. Ja obernuwsia.Wentylacijni szachty huy, wtiahujuczy resztky otrujnoji atmosfery, jaka wwirwaasiasiudy pid czas posadky kapsuy. Poronia, mow trisnutyj kokon, syhara kapsuy stojaa

  • na dni czaszi staewoho pidwyszczennia. Jiji zownisznia obszywka obhoria j staa brudno-korycznewoju. Ja zrobyw kilka krokiw po pochylij poszczyni. Dali na meta buo nawa-reno szar szerechatoho pastyku. W tych misciach, de zwyczajno kotyysia wizky pid-jomnykiw raket, pastyk protersia a do samisikoji stali.

    Znenaka kompresory wentylatoriw zmowky j dowkoa zapaa hyboka tysza. Jatrochy bezporadno ozyrnuwsia, czekajuczy, koy chto zjawysia, prote nikoho ne buo.Tilky neonowa strika wkazuwaa na bezszumnyj eskaator. Ja staw na nioho. Skepinniazau harnoju parabooju spadao wnyz, perechodiaczy w tunel korydora. W joho niszachhromadyysia baony dla stysnenych haziw, kontejnery, kilcewi paraszuty, jaszczyky. Wsece buo zwaeno w kupu, abyjak. Ce mene te zdywuwao. Eskaator zakinczywsia bilaokruhoho rozszyrennia korydora. Tut panuwaw iszcze bilszyj bezad. Z-pid zwayszczablaszanok wytikaa maslanysta kalua. W powitri stojaw nepryjemnyj rizkyj zaach. Naw-sibicz, czitko widbywajuczy u cij ypkij ridyni, tiahysia slidy czerewykiw. Mi blaszan-kamy wydniysia suwoji bioji striczky, kapti paperu j smittia, mabu, use ce buo wy-meteno z kabin. I znow spaachnuw zeenyj pokaczyk, spriamowujuczy mene do sered-nich dwerej. Za nymy wiw takyj wukyj korydor, szczo w niomu edwe zmoho b rozmy-nutysia dwoje ludej. Swito pronykao kri nacieni w nebo werchni iluminatory z linzo-podibnym skom. Szcze odni dweri, rozmalowani bio-zeenymy szachowymy kwadraty-kamy, buy proczyneni. Ja wwijszow doseredyny. Ce bua napiwkruha kabina z odnymweykym panoramnym iluminatorom, u jakomu paao powyte ehkym serpankom nebo.Wnyzu bezszumno perekoczuwaysia czornuwati hrebeni chwyl. U stinach wydniosiabezlicz szafok z instrumentamy, knykamy, nemytymy sklankamy, zapyenymy termo-samy. Na brudnij pidozi stojao pja czy szis mechanicznych, ruchywych stoykiw, a minymy kilka naduwnych krise, szczo wtratyy bu-jaku formu, bo z nych wyjszo powi-tria. Tilky odne, z widkydnoju spynkoju, buo nakaczane. W niomu sydiw dribnekyj,chudorlawyj czoowik z obpaenym soncem obyczcziam. Szkira kaptiamy uszczyasia wnioho z nosa j wyy. Ja zrozumiw, szczo ce Snaut, zastupnyk Gibariana, kibernetyk.Swoho czasu win nadrukuwaw kilka dosy oryginalnych statej u Solarystycznomu alma-nachu. Ranisze ja joho nikoy ne baczyw. Na niomu bua sitczasta soroczka, kri wiczkajakoji styrczay sywi woosyny zapaych hrudej, i brudni bili, z plamamy na kolinach, pro-paeni reaktywamy pootniani sztany z bezliczcziu kysze, jak u montanyka. W ruci wintrymaw pastykowu hruszu, z jakoji zwyczajno pju na korablach, de nema sztucznoji hra-witaciji. Snaut dywywsia na mene prymruywszy, nacze joho slipyo swito. Znenakahrusza wypaa z joho rozimknenych palciw i pokotyasia po pidozi, pidstrybujuczy, naczemjaczyk. Z neji wyyosia trochy prozoroji ridyny. Na obyczczi Snauta ne buo ani krowy-nky. Pryhoomszenyj, ja ne mih wymowyty j sowa. Skilky trywaa cia nima scena, nemou skazaty, ae powoli strach, jakyj skuwaw Snauta, poczaw peredawatysia j meni. Jastupyw krok upered. Snaut ziszczuywsia w krisli.

    Snaut proszepotiw ja.Win zdryhnuwsia, nacze wid udaru, i, dywlaczy na mene z newymownoju ohydoju,

    prochrypiw: Ja tebe ne znaju, ne znaju tebe. Czoho ty choczesz?..Rozyta ridyna szwydko wyparowuwaasia. W powitri zapacho akohoem. Win pyw?

    Buw pjanyj? Ae czoho win tak bojisia? Ja wse szcze stojaw posered kabiny. Kolina wmene tremtiy, a wucha nacze chto zatknuw watoju. Pidoha popywa z-pid nih. Za opu-kym skom iluminatora rozmireno pohojduwawsia Okean.

  • Snaut ne spuskaw z mene naytych krowju oczej. Wyraz strachu postupowo schodywz joho obyczczia, ae ohyda, z jakoju win i dali dywywsia na mene, ne mynaa.

    Szczo z toboju?.. napiwhoosno zapytaw ja joho. Ty chworyj? Pikujeszsia hucho skazaw win. On jak. Ae czomu same pro mene? Ja

    tebe ne znaju. De Gibarian? zapytaw ja.Na my Snautowi perechopyo podych, oczi joho znowu oskliy, w nych szczo spa-

    achnuo j widrazu zhaso. Gi Giba probelkotiw win. Ni! Ni!!! I zatrusywsia wid bezzwucznoho,

    iditkoho smichu. Potim raptom zatych. Ty pryjszow do Gibariana?.. zapytaw winue maj e spokijno. Do Gibariana? Szczo ty choczesz z nym zrobyty?

    Snaut dywywsia na mene tak, nacze ja wraz perestaw jawlaty soboju dla nioho ne-bezpeku; w joho sowach, a szcze bilsze w toni buo szczo nenawysne i obrazywe.

    Szczo ty howorysz?.. wytysnuw ja z sebe, pryhoomszenyj. De win?Snaut pylno dywywsia na mene: Ty ne znajesz?..Win pjanyj. Pjanyj, jak czip, podumaw ja i spaachnuw hniwom. Zwyczajno,

    kraszcze buo b zabratysia zwidsy, ta meni zresztoju urwawsia terpe. Opamjatajsia! kryknuw ja. Zwidky ja mou znaty, de win, jakszczo tilky-no

    pryetiw! Szczo z toboju, Snaut?!!U nioho widwysa nynia szczeepa, i jomu znow perechopyo podych, oczi raptom

    zbysnuy. Tremtiaczymy rukamy win schopywsia za poruczni krisa j pidwiwsia z takymzusyllam, szczo a chrusnuy kistoczky.

    Szczo? skazaw win, maje zowsim protwereziwszy. Pryetiw? Zwidky ty pry-etiw?

    Z Zemli, serdyto widpowiw ja. Moe, ty czuw pro neji? Meni zdajesia, szczoni!

    Z Ze o Boe!.. Tak ty Kelwin?! Kelwin. Czoho ty tak na mene wytriszczywsia? Szczo w ciomu dywnoho? Niczoho, widpowiw win, zaklipawszy powikamy. Niczoho. I poter czoo.

    Wybacz meni, Kelwin, ce niczoho, znajesz, tak nespodiwano Ja ne czekaw Jak to ne czekaw? Ade wam posay powidomennia szcze kilka misiaciw tomu,

    a Moddard radyruwaw szcze raz siohodni, z bortu Prometeja Tak. Tak zwyczajno, tilky, baczysz, tut u nas dejakyj rozhardijasz Ta baczu, sucho widpowiw ja. Cioho ne mona ne pomityty.Snaut obijszow dowkoa mene, niby chotiw pereswidczytysia, szczo mij skafandr ta-

    kyj, jak usi skafandry na switi, zwyczajnisikyj, z perepetinniam szangiw ta prowodiwna hrudiach. Kilka raziw kachyknuw, potim torknuwsia rukoju swoho kistlawoho nosa.

    Choczesz pryjniaty dusz?.. Ce tebe trochy oswiy Houbi dweri nawproty. Diakuju. Ja znaju panuwannia stanciji. Moe, ty hoodnyj?.. Ni. De Gibarian?Snaut pidijszow do iluminatora, niby ne czujuczy moho zapytannia. Teper, stojaczy

    do mene spynoju, win zdawawsia znaczno starszym. Korotko pidstryene sywe woossia,spaena soncem, pokarbowana hybokymy, nacze szramy, zmorszkamy potyycia. Za ilu-minatorom pobyskuway weetenki hrebeni chwyl, jaki to pidijmaysia, to opaday tak

  • powilno, mowby Okean zastyhaw. Zdawaosia, szczo stancija ruchajesia trochy bokom,ziskowzujuczy z newydymoji osnowy. Potim wona powertajesia w poperednie pooenniai znow linywo nachylajesia, ae we w inszyj bik. Ta ce, oczewydno, buw optycznyj ob-man. Pastiwci syzystoji piny koloru krowi zbyraysia mi chwylamy. Mene zamojio.Suworyj poriadok na bortu Prometeja pryhadawsia meni jak szczo dorohe, bezpowo-rotno wtraczene.

    Posuchaj nespodiwano ozwawsia Snaut. Poky szczo tilky ja Winobernuwsia j nerwowo poter ruky. Tobi dowedesia zadowolniatysia ysze mojim towa-rystwam. Poky szczo. Moesz nazywaty mene Szczurom. Ty znajesz mene chiba z foto-grafiji, ae to bajdue, tak mene nazywaju usi. Tut ja we niczoho ne mou wdijaty. Ja-kszczo zwayty na te, szczo moji baky straszenno zachopluwaysia kosmosom, to Szczurzwuczy nawi due po-zemnomu

    De Gibarian? uperto dopytuwawsia ja.Win zaklipaw oczyma. Meni due prykro, szczo ja tebe tak pryjniaw. Ce ne tilky moja wyna. Ja zowsim

    zabuw, tut take kojiosia, szczo, znajesz Nu szczo ty, wse harazd, widpowiw ja. Ne budemo zaraz pro ce. To szczo

    use-taky z Gibarianom? Joho nemaje na stanciji? Win kudy poetiw? Ni, widpowiw Snaut, dywlaczy u kutok, zawaenyj kotuszkamy z kabeem.

    Nikudy win ne poetiw. I ne poety. Same tomu mi inszym Czomu? wyhuknuw ja. Wucha w mene szcze j dosi buy niby zatknuti watoju

    ja pohano czuw. Szczo ty choczesz cym skazaty? De win? Ty use znajesz, widpowiw Snaut zowsim inszym tonom. I tak choodno hla-

    nuw meni w oczi, szczo poza spynoju w mene a murachy probihy. Moe, win i sprawdibuw pjanyj, prote znaw, szczo kae.

    Newe z nym szczo staosia?.. Tak, staosia. Neszczasnyj wypadok?Snaut kywnuw hoowoju, ne spuskajuczy z mene swoho pylnoho pohladu, nemow

    chotiw pereswidczyty, jak ja na ce zreahuju. Koy? Siohodni na switanku.Dywna ricz: te, szczo skazaw Snaut, mene anitrochy ne wrazyo, skorisze nawpaky.

    Diowytis, z jakoju my obminiaysia akonicznymy zapytanniamy i widpowidiamy, nawitrochy zaspokojia mene. Zdawaosia, teper ja rozumiju powedinku Snauta, jaka szczekilka chwyyn tomu tak pryhoomszya mene.

    Jak ce staosia? Pidy pereodiahny, rozpakuj swoji reczi j wertajsia siudy nu skaimo, za ho-

    dynu.My powahawszy, ja pohodywsia: Harazd. Strywaj, zupynyw mene Snaut, koy ja we ruszyw do dwerej. Win dywywsia

    na mene jako nezwyczno. Ja baczyw: win nijak ne moe wytysnuty z sebe te, szczo kru-tysia w nioho na jazyci. Nas buo troje i teper, razom z toboju, znow stao troje. Tyznajesz Sartorisa?

    Tak samo, jak i tebe. ysze z fotografiji.

  • Win u aboratoriji, nahori, i, dumaju, ne wyjde zwidty do noczi, odnak w usia-komu razi, ty joho wpiznajesz. Jakszczo pobaczysz tut iszcze koho, rozumijesz, ne menei ne Sartorisa, rozumijesz, to

    To szczo?Czy ne son use ce? Na tli czornych chwyl, jaki krywawo poyskuway w prominni

    pryzachidnoho soncia, Snaut znow siw u kriso i, jak i ranisze, ponurywszy hoowu, dy-wywsia w kutok, na kotuszku zmotanoho kabelu.

    To ne roby niczoho. Koho ja mou pobaczyty? Prywyd? rozserdywsia ja. Rozumiju. Ty hadajesz, ja schybnuwsia z rozumu. Ni. Ne schybnuwsia. Ja ne

    mou tobi pojasnyty cioho inaksze poky szczo. Zresztoju, moe niczoho j ne stanesia.W usiakomu razi, zapamjataj te, szczo ja tobi skazaw. Ja tebe zasterih.

    Wid czoho? Pro szczo ce ty? Trymaj sebe w rukach, uperto prawyw swoje Snaut. Powosia tak, nacze

    Bu hotowyj do wsioho. Ce nemoywo, ja znaju. Ta ty wse taky sprobuj. Ce jedynyjwychid. Inszoho prosto nema.

    Ae szczo? ja pobaczu?! maje zakryczaw ja, edwe strymujuczy, szczob neschopyty joho za peczi j ne trusnuty, prywodiaczy do tiamy, szczob win ne sydiw otak,utupywszy u kutok, z neszczasnym wyrazom na obpaenomu soncem obyczczi, nasyuwytyskajuczy z sebe kone sowo.

    Ne znaju. U pewnij miri ce zaey wid tebe. Halucynaciji? Ni. Ce realnis. Ne napadaj. Pamjataj. Szczo ty meesz?! znowu spaeniw ja. My ne na Zemli. Politeriji? Ae wony zowsim ne schoi na ludej! wyhuknuw ja.Ja ne znaw, jak wyrwaty Snauta z cioho stanu widczuennia, a win i dali dywywsia

    prosto sebe w poroneczu j, zdawao, wyczytuwaw u nij szczo take bezhuzde, wid czohoa yach chooa krow.

    Same tomu ce tak straszno, tycho skazaw Snaut. Pamjataj: bu nastoroi! Szczo staosia z Gibarianom?Win ne widpowiw. Szczo roby Sartoris? Prycho czerez hodynu.Ja powernuwsia i wyjszow. Widczyniajuczy dweri, szcze raz hlanuw na Snauta. Win

    sydiw, zhorbywszy, zatuywszy obyczczia rukamy, maekyj, u brudnych wid reaktywiwsztaniach. Tilky teper ja pobaczyw, szczo na palciach joho ruk zapekasia krow.

  • SOLARYSTYU tuneli korydora nikoho ne buo. Ja my postojaw pered zaczynenymy dweryma,

    nasuchajuczy. Stiny, mabu, buy dosy tonki, bo zzowni donosyosia zawywannia witru.Na dweriach trochy nawskosy wysiw priamokutnyj szmatok pastyku, na jakomu buonapysano oliwcem: Ludyna. Ja dywywsia na ti nerozbirywi karluczky, i meni raptomzachotiosia wernuty do Snauta, ae ja zrozumiw, szczo ce nemoywo.

    Joho bezhuzde zastereennia wse szcze unao meni w wuchach. Ja obwernuwsia iwraz widczuw, jakyj nesterpno wakyj staw na meni skafandr. Nawkoo panuwaa tysza,ta mene ne poyszao widczuttia, szczo za mnoju chto sposterihaje. Ja wernuwsia dokruhoho prymiszczennia z pjama dweryma. Na trioch iz nych wysiy tabyczky: D-rGibarian, D-r Snaut, D-r Sartoris. Na czetwertych dweriach tabyczky ne buo.Trochy powahawszy, ja eheko natysnuw ruczku i powilno proczynyw dweri. Koy wonypoczay prochylatysia, meni raptom zdaosia, bilsze toho, ja buw maje pewen, szczo tamchto je. Ja wwijszow doseredyny.

    Ni duszi. Takyj samyj, tilky trochy menszyj, opukyj iluminator dywywsia na Okean.Tut, pid soncem, joho chwyli minyysia masnym poyskom, nemowby na nych rozyasiaczerwoniasta oywa. Purpurowyj widbysk zatopyw usiu kimnatu, schou na korabelnukajutu. Z odnoho boku stojay poyci z knykamy, mi jakymy buo wertykalnoprykripeno do stiny zmontowane na kardanach liko, z druhoho bezlicz szafok; minymy w nikelowanych ramkach wysiy znimky panety z kosmosu; w metaewych zachwa-tach stojay probirky j koby, zatknuti watoju; pid iluminatorom, zacharaszczujuczy pro-chid, tiahysia dwa riady biych emalowanych jaszczykiw. Kryszky na dejakych z nychbuy widkynuti, widkrywajuczy wmist jaszczykiw, pownych instrumentiw i pastykowychszangiw; u dwoch kutkach krany, wytiana szafa, morozylni ustanowky, prosto napidozi mikroskop, bo na weykomu zastawenomu stoli pid iluminatorom joho wenide buo prymostyty.

    Obernuwszy, ja pomityw bila samisikych dwerej szafu, szczo siahaa a steli.Dwerciata w nij buy proczyneni, i ja pobaczyw tam kombinezony, roboczi j zachysni cha-aty; na poyciach eaa biyzna, antyradicijni czoboty, mi chalawamy jakych pobysku-way aluminijewi baony dla portatywnych kysnewych aparatiw. Dwa aparaty razom zmaskamy wysiy na bylci pidniatoho lika. Tut, jak i skri, panuwao bezaddia, choczwydno buo, szczo chto, chaj i nedbao j chapywo, ae wse-taky prybyraw. Potiahnuwszynosom, ja widczuw sabkyj zapach chimicznych reaktywiw i czoho jaduczoho. Newechor? Ja mymochi poszukaw oczyma pid steeju w kutkach wentylacijni reszitky. Pry-kejeni do jichnich ramok smuky paperu eheko woruszyysia, ote, kompresory pra-ciuju, pidtrymujuczy normalnu cyrkulaciju powitria. Ja perenis knyky, aparaty j instru-menty z dwoch stilciw u kutky, abyjak porozpychawszy jich, szczob zwilnyty bodaj trochymiscia dowkoa lika, mi szafoju i poyciamy. Potim pidtiah wiszaku, szczob powisytyna nij skafandr, i we chotiw buw rozstebnuty zamky-byskawky, ae raptom opustywruky. Ja nijak ne mih widwaytysia zniaty z sebe skafandr meni zdawaosia, szczo beznioho ja stanu zowsim bezzachysnym. Ja szcze raz obwiw use dowkoa pohladom, pere-wiryw, czy szczilno zaczyneno dweri; jak wyjawyosia, w nych ne buo zamka, i ja, trochypowahawszy, pidper jich dwoma waennymy jaszczykamy. Otak zabarykaduwawszy, jamyttiu zniaw skafandr i zdychawsia swojeji wakoji, rypuczoji oboonky.

    U wukomu dzerkali na wnutrisznij stinci szafy widbywaasia czastyna kimnaty.

  • Krajem oka ja raptom pomityw tam jakyj ruch i pidchopywsia z miscia, ae widrazu zrozumiw, szczo to moje wasne widobraennia. Mij trykotanyj kostium pid skafandromwe prosiak potom, to doweosia skynuty i joho. Potim ja widsunuw szafu. W niszi zaneju bysnuy stiny maesekoji duszowoji. Tam, pid samisikym duszem, na pidozi e-aa czymaa paska korobka. Ja nasyu pidniaw jiji, szczob zanesty do kimnaty. Koy sta-wyw jiji na pidohu, kryszka, mow na pruyni, znenaka widskoczya, i ja pobaczyw wid-diennia, zapowneni jakymy czudernakymy reczamy spotworenymy, hrubymy podo-bamy instrumentiw z temnoho metau, trochy schoymy na ti, jakymy buo napchanoszafky. Deformowani, wykryweni, opaweni, nacze z poaryszcza, wony we ni na szczone hodyysia. Ta najbilsze wraao te, szczo taki sami slidy poszkodennia buy j na kera-mitowych, tobto praktyczno nepawkych ruczkach. U odnij aboratornij peczi ne monabuo dosiahty temperatury, pry jakij wony pawlasia, chiba szczo w atomnomu reak-tori. Z kyszeni swoho skafandra ja wyjniaw portatywnyj indykator wyprominiuwannia,pidnis do cych dywowynych instrumentiw, ae joho czornyj cylindr mowczaw.

    Na meni buy ysze pawky j majka. Ja skynuw jich na pidohu, mow jakyj nepotrib,i staw pid dusz. Woda widrazu prynesa meni poehkis. Ja wyhynawsia pid jiji pru-nymy, hariaczymy strumeniamy, masuwaw tio, pyrskaw mywsia tak staranno, ne-mowby chotiw zmyty z sebe ciu strasznu, pidozriu nepewnis, jaka wypownya wsiu stan-ciju.

    U szafi ja znajszow ehkyj trenuwalnyj kostium, jakyj zwyczajno nadiahaju pid ska-fandr. Perekadajuczy w joho kyszeni we swij ubohyj skarb, mi storinkamy zapysnykaja namacaw szczo twerde. Jak wyjawyosia, ce buw klucz wid mojeji zemnoji kwartyry.Ja j ujawennia ne maw, jak win tudy potrapyw, jaku my neriszucze powertiw joho wpalciach, a todi pokaw na sti. Uniwersalnyj skadanyj noyk nawiw na dumku, szczomeni, moywo, znadobysia jaka zbroja. Ae win dla cioho, zwisno, ne hodywsia. Wtim,niczoho inszoho w mene ne buo, a do takoho duszewnoho stanu, szczob szukaty wypro-miniuwacz czy szczo podibne, ja szcze ne dijszow.

    Ja wsiwsia na metaewomu stilczyku, jakyj stojaw posered wilnoho prostoru, widda-lik wid usich reczej. Meni chotiosia pobuty na samoti. Ja tiszywsia, szczo w mene je szczebilsz jak piwhodyny czasu; niczoho ne wdijesz ja wid pryrody buw pedantycznyj i punk-tualnyj bukwalno u wsiomu, nawi u dribnyciach. Striky na dwadciatyczotyriochhodyn-nomu cyferbati moho narucznoho hodynnyka pokazuway siomu. Sonce sidao. Sim ho-dyn za miscewym czasom ote, dwadcia na bortu Prometeja. Na Moddardowychekranach paneta Solaris, mabu, ue zmenszyasia do rozmiriw iskorky j niczym ne wi-drizniaasia wid zirok. Ta szczo meni buo teper do Prometeja? Ja zapluszczyw oczi.Dowkoa panuwaa hyboka tysza, jaku poruszuway tilky rozmirene niawczannia trub tahuche kapotinnia wody na kachel u duszowij.

    Ote, Gibarian mertwyj. Jakszczo ja prawylno zrozumiw Snauta, to joho smer na-staa wsioho kilka hodyn tomu. Szczo zrobyy z joho tiom? Pochoway? Ae tut, na cijpaneti, cioho zrobyty ne mona. Ja dosy dowho rozmirkowuwaw nad cym, nemowbydola mertwoho bua dla mene teper najhoownisze, a potim, zrozumiwszy bezhuzdis ta-kych dumok, pidwiwsia j poczaw chodyty z kutka w kutok, raz po raz zaczipajuczy nosa-kamy za rozkydani na pidozi knyky; spitknuwszy ob szczo, ja nachyywsia j pobaczywneweyczkyj panszet, szczo wydawsia meni poronim. Ja pidniaw joho. W panszeti szczoeao. Widkrywszy joho, ja wytiah plaszku z temnoho ska. Wona bua ehka, nenacze zpaperu. Ja podywywsia kri neji na temno-czerwonyj, zatiahnutyj brudnoju imoju zachid

  • soncia. Szczo ce zi mnoju dijesia? Czomu ja zwertaju uwahu na wsilaki durnyci, nazowsim neznaczni dribnyci, jaki popadajusia meni na oczi?

    I raptom ja zdryhnuwsia wid slipuczoho swita. Mabu, spraciuwaw fotoeement kimnatu we opowyway sutinky. Ja buw spownenyj czekannia, moje napruennia dedalizrostao, a poronecza, jaku ja widczuwaw za spynoju, stawaa prosto nesterpnoju. Szczobpereboroty ce poczuttia, ja prysunuw stie do knykowych poy, uziaw dobre znanyjmeni druhyj tom staroji monografiji Chjuza j Ejhela Istorija panety Solaris i poczawhortaty joho, pokawszy na kolina towstyj, cupkyj korine.

    Solaris buo widkryto maje za sto rokiw do moho narodennia. Paneta obertajesiadowkoa dwoch son czerwonoho j houboho. Ponad sorok rokiw do neji ne nabyawsiaoden kosmicznyj korabel. U ti czasy teorija Hemou-Szepli pro nemoywis wynyknenniayttia na panetach podwijnych zirok wwaaasia aksimoju. Orbity takych panet bezpe-rerwno zminiujusia wnaslidok hrawitacijnych zbure, spryczynenych wzajemnym ober-tanniam dwoch son.

    Perturbaciji, jaki wynykaju pry ciomu, popereminno skoroczuju i roztiahuju or-bitu panety, i zarodky yttia, jakszczo wony j zjawlajusia, znyszczuje to pa wyprominiu-wannia; to kryanyj chood. Zminy ci widbuwajusia protiahom miljoniw rokiw, tobto wastronomicznomu czy biogicznomu massztabi za due korotkyj czas, bo ewolucija potre-buje sote miljoniw, a to j miljardiw rokiw.

    Solaris, za poperednimy obczysenniamy, powynen protiahom pjatysot tysiacz rokiwnabyzytysia na widsta, jaka doriwniuje poowyni parseka, do swoho czerwonoho soncia,a szcze czerez miljon rokiw upasty w joho rozpeczenu bezodniu.

    Ta we czerez desia z yszkom rokiw uczeni pereswidczyysia, szczo orbita panetyne zaznaje oczikuwanych zmin, a taka postijna, jak i orbity panet naszoji Soniacznojisystemy.

    Szcze raz prowedeni cioho razu z maksymalnoju tocznistiu spostereennia iobczysennia tilky pidtwerdyy te, w czomu we wsi buy pewni: Solaris maje postijnuorbitu.

    Oto Solaris, szczo dosi buw odnijeju z kilkoch sote. panet, jaki szczoroku widkry-waju uczeni i jakym u weykych statystycznych tabyciach widwodysia kilka riadkiw osnowni charakterystyky jichnioho ruchu teper perejszow u rang nebesnoho tia, kotrezasuhowuje na osobywu uwahu.

    Czerez czotyry roky pisla cioho widkryttia Solaris obetia ekspedycija Ottenszelda,jakyj wywczaw joho z bortu aokoona ta dwoch dopominych kosmicznych korabliw.Cia ekspedycija maa charakter poperednioji rozwidky, tym bilsze, szczo wysadytysia napanetu wona ne moha. Wczeni tilky wywey na ekwatorilni j polarni orbity weyku kil-kis awtomatycznych suputnykiw-sposterihacziw, jaki may zamiriaty hrawitacijni poten-ciy. Dosliduwaasia j powerchnia panety, maje cikom pokryta Okeanom, nad riwnemjakoho pidnosiasia tilky neczysenni poskohirja. Jak wyjawyosia, jichnia zahalna posz-cza mensza za terytoriju Jewropy, chocz dimetr Solarisa na dwadcia procentiw bilszyjza zemnyj. Ci bezadno rozkydani kaptyky skelastoji j pustelnoji suszi zoseredeni pere-wano w piwdennij piwkuli. Buo wywczeno tako skad atmosfery, pozbawenoji kysniu,i prowedeno nadzwyczajno toczni zamiry szczilnosti panety, jiji albedo ta inszych astro-nomicznych charakterystyk. Jak i spodiwaysia, odnych oznak yttia ne buo wyjawenoni na ostriwciach suszi, ni w Okeani.

    Protiahom nastupnych desiatioch rokiw Solaris, jakyj teper ue perebuwaw u centri

  • uwahy wsich sposterihacziw cioho kosmicznoho obszyru, demonstruwaw dywowynutendenciju do zberihannia swojeji, poza wsiakym sumniwom, hrawitacijno nestabilnojiorbity. Na jakyj czas nawi zapacho skandaom, bo prowynu za naslidky sposteree(dbajuczy pro baho nauky) namahaysia perekasty to na okremych osib, to na obczyslu-walni maszyny, jakymy ci osoby korystuwaysia.

    Czerez brak kosztiw sporiadennia specilnoji ekspedyciji na Solaris zatrymaosiaszcze na try roky, a do toho czasu, koy Szenahan, jakyj ukompektuwaw ekipa, oderawwid Instytutu try korabli tonnau S kosmodromnoho kasu. Za piwtora roku do pry-buttia na panetu ekspedyciji, jaka startuwaa w rajoni Alfy Wodolija, druhyj doslidnykyjfot za doruczenniam Instytutu wywiw na dowkoasolarijku orbitu awtomatycznyj sate-ojid Misia-247, szczo praciuje j dosi, prawda, pisla trioch czerhowych rekonstrukcij,konu z jakych prowedeno czerez desiatky rokiw. Dani, jaki win zibraw, ostatoczno pid-twerdyy wysnowky ekspedyciji Ottenszelda pro aktywnyj charakter ruchu Okeanu.

    Odyn korabel Szenahana zayszywsia na wysokij orbiti, a dwa inszych pisla pope-rednioji pidhotowky siy na skelastomu kaptyku suszi poszczeju byko szestysot kwa-dratnych myl, u rajoni piwdennoho polusa panety. Ekspedycija, jaka praciuwaa tut wi-simnadcia misiaciw, zahaom projsza uspiszno, jakszczo ne zwaaty na odyn neszczasnyjwypadok, wykykanyj nesprawnistiu aparatury. Prote wczeni, jaki wchodyy do skaduekspedyciji, rozkooysia na dwa protyeni tabory. Predmetom jichnioji supereczky stawOkean. Na pidstawi analiziw uczeni odnostajno wyznaway joho orhanicznym utworen-niam (nazwaty joho ywym todi szcze nichto ne nawauwawsia). Ta jakszczo biogy wba-czay w niomu dosy prymitywne utworennia, szczo na zrazok weetenkoho skupczen-nia, tobto odnijeji ridkoji klityny, jaka, potworno rozrisszy (wony nazyway jiji dobio-gicznoju formacijeju), otoczya wsiu panetu drahystoju oboonkoju, szczo podekudy sia-haa kilkoch myl u hyboczi, to astronomy j fizyky stwerduway, bucim ce nadzwyczajnowysokoorhanizowana struktura, jaka za skadnistiu swojeji budowy, moywo, perewa-aje nawi zemni orhanizmy, jakszczo wona zdatna aktywno wpywaty na formuwanniapanetnoji orbity. Bo odnoji inszoji pryczyny, jaka pojasniuwaa b powedinku Solarisa,jim ne wdaosia widkryty, bilsze toho, panetofizyky wyjawyy zwjazok mi pewnymy pro-cesamy w pazmatycznomu Okeani i miscewym hrawitacijnym potenciom, jakyj zminiu-wawsia zaeno wid okeanicznoho obminu reczowyn.

    Takym czynom, fizyky, a ne biogy zaproponuway paradoksalne formuwannia pazmatyczna maszyna, majuczy na uwazi utworennia, w naszomu rozuminni, moe, jne ywe, odnak zdatne do ciespriamowanych dij, dodamo widrazu w astronomicznomumassztabi.

    U cij dyskusiji, jaka, nacze wyr, zatiaha w sebe protiahom kilkoch tyniw usi naj-wydatniszi awtorytety, wpersze za wisimdesiat rokiw pochytnuasia doktryna Hemou-Szepli.

    Jakyj czas dechto szcze namahawsia jiji zachystyty, stwerdujuczy, naczebto Okeanne maje niczoho spilnoho z ywym orhanizmom, szczo ce nawi ne poza czy do-biogiczne utworennia, a wsioho-na-wsioho geoogiczna formacija, chocz i nezwyczajna,bo zdatna tilky stabilizuwaty orbitu Solarisa, zminiujuczy syy tiainnia; pry ciomu posy-aysia na zakon e Szatelje.

    Na protywahu cij konserwatywnij dumci zjawyysia inszi hipotezy, jaki prohooszu-way (naprykad, odna z najdoskonaliszych hipoteza Cziwita-Witty), szczo Okean

  • rezultat diektycznoho rozwytku: wid swoho perwisnoho stanu, wid Praokeanu roz-czynu chimicznych reczowyn, jaki sabo reahuju win zumiw pid wpywom zownisznichumow (tobto zmin panetnoji orbity, jaki zahrouway joho isnuwanniu), mynajuczy wsizemni szczabli rozwytku, mynajuczy wynyknennia odno j bahatoklitynnych orhani-zmiw, rosynnu j twarynnu ewoluciju, utworennia nerwowoji systemy j mozku, zrobytyrizkyj strybok do stadiji homeostatycznoho okeanu. Inaksze kauczy, win ne prystoso-wuwawsia, jak zemni orhanizmy, protiahom sote miljoniw rokiw, do nawkoyszniohoseredowyszcza, szczob tilky pisla takoho trywaoho czasu daty poczatok rozumnym isto-tam, a zrazu sam zapanuwaw nad swojim seredowyszczem.

    Ce buo due oryginalno, a prote j dosi nichto ne rozumiw, jak drahysta masa moestabilizuwaty orbitu nebesnoho tia. I chocz ue maje cie stolittia buy widomi prystroji,jaki stworiuju sztuczni syowi j hrawitacijni pola hrawitatory, wako buo nawi uja-wyty, jak same amorfnyj kysil moe zrobyty te, szczo w hrawitatorach dosiahaosia zadopomohoju skadnych jadernych reakcij ta weyczeznych temperatur. U hazetach, jakitodi pysay pro tajemnyci Solarisa, potiszajuczy czytacziw i wykykajuczy oburennia uwczenych najiwnymy wyhadkamy, traplaysia nawi twerdennia, bucim panetarnyjOkean daekyj rodycz zemnych eektrycznych wuhriw

    Ta koy odnu probemu wdawaosia jakoju miroju rozwjazaty, na jiji misci, jak cezhodom ne raz buwao z panetoju Solaris, postawaa insza, szcze nejmowirnisza.

    Doslidennia pokazay, szczo Okean dije zowsim ne za pryncypom naszych hrawita-toriw (zresztoju, ce buo b i nemoywo), a zdaten bezposerednio modeluwaty metrykuczasu prostoru, szczo, do reczi, pryzwody do widchye pry wymiriuwanni czasu naodnomu j tomu samomu merydini panety. Ote, Okean u pewnomu rozuminni ne tilkyznaw teoriju Ejnsztejna Bowi, ae j mih wykorystowuwaty jiji wysnowky (czoho nemona skazaty pro nas).

    U naukowomu switi ce widkryttia wykykao sprawniu buriu, czy ne najsylniszu wnaszomu stolitti. Wsima wyznani nepochytni teoriji rozsypaysia na poroch, u naukowijliteraturi zjawyysia dosy-taky jeretyczni statti, a alternatywa henilnyj Okean czyhrawitacijni drahli rozpaya umy.

    Use ce widbuwaosia de za piwtora desiatka rokiw do moho narodennia. Koy jachodyw do szkoy, Solaris, na pidstawi wstanowenych na toj czas faktiw, buo wepowsiudno wyznano panetoju, na jakij je yttia, ae jaku naselaje tilky odyn meszkane.

    Druhyj tom Chjuza i Ejhela, jakyj ja hortaw maje maszynalno, poczynawsia z sys-tematyky, takoji oryginalnoji, jak i kumednoji. Kasyfikacijna tabycia rekomenduwaapo czerzi: typ politerija (Poytheria), poriadok odnoklitynni (Syncytiala), kas me-tamorfni (Metamorpha).

    Nemowby nam buo widomo chtozna-skilky predstawnykiw cioho wydu, tymczasomjak nasprawdi isnuwaw tilky odyn szczoprawda, wahoju w simnadcia biljoniw tonn.

    Pid palciamy w mene szeestiy kolorowi dihramy, grafiky, dani spektralnych ana-liziw, jaki demonstruway charakter i perebih osnownoho obminu ta joho chimiczni reak-ciji. Szczo dali ja zahybluwawsia w towstennyj tom, to bilsze matematyky zjawlaosia nakrejdianych storinkach; tak nibyto naszi widomosti pro cioho predstawnyka kasu meta-morfnych, jakyj eaw, powytyj temriawoju noczi, szczo trywaa tut czotyry hodyny, zakilkasot metriw pid staewym dnyszczem stanciji, buy wyczerpni.

    Nasprawdi ne wsi wczeni szcze dijszy odnostajnoji dumky pro te, czy Okeanistota, a tym bilsze czy mona wwaaty joho rozumnym. Ja postawyw hrubyj tom na

  • poyciu j uziaw nastupnyj. Win podilawsia na dwi czastyny. U perszij wykadaysia proto-koy nezliczennych eksperymentiw, metoju jakych buo wstanowyty kontakt z Okeanom.U moji studentki roky ci sproby ja ce due dobre pamjataju, porodyy syu-syennuanekdotiw, artiw ta dotepiw; zdawaosia, nawi seredniowiczna schoastyka w poriw-nianni z tymy netriamy, w jaki zawea wczenych cia probema, bua jasnisza j dostupnisza.Druha czastyna tomu, jaka naliczuwaa maje tysiaczu trysta storinok, mistya sami tilkybibligraficzni widomosti pro dosliduwanu temu. Sama literatura z cioho pytannia,mabu, ne wmistyasia b i w kimnati, de ja sydiw.

    Perszi sproby wstanowyty kontakt z Okeanom buo zrobeno z dopomohoju spe-cilnych eektronnych aparatiw, jaki transformuju impulsy, posyajuczy jich w oboch na-priamkach, pryczomu sam Okean braw aktywnu uczas u konstrujuwanni cych aparatiw.Prote wsia robota wykonuwaasia naoslip. Szczo oznaczao braw uczas? Okean mo-dyfikuwaw pewni wuzy zanuriuwanych u nioho pryadiw, wnaslidok czoho miniaysiazapysuwani rytmy rozriadiw, pryady fiksuway nezliczennu kilkis syhnaliw, schoychna urywky jakycho skadnych wykadok wyszczoho matematycznoho analizu. Ae szczowse ce oznaczao? Moe, ce buy dani pro tymczasowe zbudennia Okeanu? Moe, im-pulsy, jaki de daeko, za tysiaczi myl wid miscia doslidennia, spryczyniuju joho wee-tenki utworennia? Czy, moe, perekadeni na nedostupnu eektronnu mowu wyraenniajoho odwicznych istyn? A moe, joho mysteki twory? Chto mih ce znaty, jakszczo reak-cija na toj samyj podraznyk odnoho razu ne bua odnakowa? Jakszczo na odne podraz-nennia win widpowidaw wybuchom impulsiw, szczo mao ne roznosyw na druzky wsiuaparaturu, a na druhe, take samisike, huchym mowczanniam? Jakszczo odendoslid ne mona buo powtoryty? I wse taky zdawaosia, szczo wid rozszyfruwannia cijejiawyny zapysiw, jaka bezpererwno narostaa, nas widdilaje tilky odyn krok, tym bilsze,szczo z cijeju metoju buo stworeno specilni eektronni mozky, zdatni tak pereroblaty ciuinformaciju, jak dosi szcze nikoy ne pereroblaosia. Sprawdi, dejaki rezultaty wdaosiaoderaty. Okean dereo eektrycznych, mahnitnych, hrawitacijnych impulsiw roz-mowlaw mowoju, schooju na mowu matematyky; dejaki spesky joho eektrycznych roz-riadiw mona buo kasyfikuwaty, korystujuczy due abstraktnymy sferamy zemnohomatematycznoho analizu, teorijeju mnoyny; tam zjawlaysia homoogy struktur, wido-mych iz tijeji hauzi fizyky, jaka zjasowuje wzajemozwjazok energiji i materiji, skinczen-nych i neskinczennych weyczyn, czastoczok i poliw. Use ce dedali bilsze perekonuwaowczenych, szczo pered nymy myslacze czudowyko, szczo na zrazok weetenkohoprotopazmatycznoho moria-mozku, jakyj bezmeno rozrissia, operezaw usiu panetu jbawy czas u nebaczenych za swojim rozmachom teoretycznych rozmirkuwanniach prosu usioho suszczoho, a wse te, szczo wowluju naszi aparaty, tilky neznaczni, wypad-kowo pidsuchani urywky cioho prawicznoho, hybynnoho monoogu, jakyj perewyszczujewsiaku moywis naszoho rozuminnia.

    Tak dumay matematyky. Jichni hipotezy odni traktuway jak wyjaw znewahy doludkych moywostej, jak schylannia pered czymo, czoho my szcze ne rozumijemo, aeszczo mona zrozumity jak sprobu woskresyty dawniu doktrynu ignoramus et ignorabi-mus;1 inszi wwaay, szczo wse ce szkidywi j marni baaczky, szczo ci hipotezy mate-matykiw widbywaju mifoogiju naszoho czasu, jaka wbaczaje u weetenkomu mozku bajdue, eektronnomu czy pazmatycznomu, najwyszczu metu isnuwannia sumu

    1 My ne znajemo j ne uznajemo (at.).

  • buttia.A szcze inszi Sowom, doslidnykiw i toczok zoru bua nezliczenna kilkis. Utim,

    krim sprob naahodyty kontakt, buy j inszi probemy solarystyky, de specilizacija zajszatak daeko, osobywo za ostanniu czwer stolittia, szczo solaryst-kibernetyk nasyu mihzrozumity solarysta-symetridooga. Jak e wy moete porozumitysia z Okeanom, koyne zdatni zrozumity odyn odnoho? jako artoma zapytaw Wejbeke, kotryj u mojistudentki roky keruwaw Instytutom; u ciomu arti bua weyka dola prawdy.

    I wse taky Okean ne wypadkowo widnesy do kasu metamorfnych. Joho ruchywapowerchnia moha dawaty poczatok najriznomanitniszym, ne schoym ni na szczo zemneformam, pryczomu ciespriamowanis adaptacijna, piznawalna czy bu-jaka insza cych inkoy burchywych spaachiw pazmatycznoji tworczosti yszaasia cikowytojuzahadkoju.

    Stawlaczy nazad na poyciu tom, takyj waennyj, szczo meni doweosia pidtrymatyjoho j druhoju rukoju, ja podumaw, szczo naszi widomosti pro Solaris, jaki zapowniujubibliteku, wasne, nepotribnyj baast, kadowyszcze faktiw; szczo my we simdesiatwisim rokiw, widkoy poczay jich nahromaduwaty, tupciujemo na misci, nawi hirsze wsia pracia cych rokiw, jak wyjawyosia, bua nadaremna.

    Naszi toczni widomosti skadaysia tilky z zaperecze. Okean ne korystuwawsia ma-szynamy j ne buduwaw jich, chocz za pewnych obstawyn, moywo, buw zdatnyj na ce inodi win kopijuwaw czastyny dejakych zanurenych u nioho aparatiw, ae robyw ce tilkyw perszyj i druhyj rik waszych doslidnykych robit; potim wiw ihnoruwaw usi naszisproby, chocz jak terplacze my jich powtoriuway, niby wtratyw bu-jakyj interes do na-szych prystrojiw i wyrobiw (a ote, j do nas samych). Okean ne buw nadienyj, ja pere-liczuju dali naszi nehatywni widomosti, ni nerwowoju systemoju, ni klitynamy, nistrukturoju, bykoju do bikowoji; win ne zawdy reahuwaw na podraznyky, nawi duesylni (tak, naprykad, Okean pownistiu proihnoruwaw katastrofu dopominoho ra-ketnoho korabla druhoji ekspedyciji Hize, jakyj upaw z wysoty triochsot kiometriw napowerchniu panety j znyszczyw wybuchom swojich atomnych dwyhuniw pazmu w ra-disi piwtory myli).

    Postupowo w naukowych koach, osobywo w tych, szczo naeay do keriwnyctwaInstytutu, sprawa Solaris poczaa traktuwatysia jak sprawa beznadijna, to serednych w ostanni roky zaunay hoosy, szczo wymahay skorotyty dotaciju na podalszi dosli-dennia. Pro pownu likwidaciju stanciji poky szczo nichto ne nawauwawsia zahoworyty ce buo b widwertym wyznanniam porazky. Chocz dechto w prywatnych rozmowach iwysowluwaw dumku, szczo teper najhoownisze cie jakomoha z czestiu prypynytyaferu Solaris.

    Prote dla bahatioch, osobywo dla moodych, afera cia postupowo stawaa czymona ksztat wyprobuwannia wasnoji wartosty. Po suti, kazay wony, jdesia prostawku, nabahato bilszu, ni wywczennia solarinkoji cywilizaciji, pro nas samych,pro mei ludkoho piznannia. Pewnyj czas popularnym buw pohlad (joho staranno po-szyriuway hazety), naczebto myslaczyj Okean, szczo omywaje panetu Solaris, ce we-etenkyj mozok, jakyj wyperedyw u swojemu rozwytku naszu cywilizaciju na miljony ro-kiw, naczebto ce kosmicznyj joh, mudre, utiene wseznannia, naczebto win dawno wezrozumiw marnis usiakoji dijalnosti j tomu na wsi naszi sproby naahodyty z nym kon-takt widpowidaje mowczankoju. Ta ce buw chybnyj pohlad, bo ywyj Okean dijaw iszcze j jak! Szczoprawda, win dijaw inaksze, ni ujawlay sobi ludy: ne buduwaw ni mist,

  • ni mostiw, ni litalnych maszyn, ne probuwaw ni podoaty prostir, ni perestupyty joho(szczo, na dumku dekoho, buo neocinennoju perewahoju ludyny pered nym). Zate winzajmawsia tysiaczokratnym peretworenniam ontoogicznym autometamorfozom(ue czoho, a wczenych terminiw na storinkach solarystycznych pra ne brakuwao!). Zdruhoho boku, w toho, chto napoehywo namahawsia osiahnuty najriznomanitniszi wi-domosti pro Solaris, skadaosia wraennia, szczo pered nym uamky inteektualnych kon-strukcij, moywo, nawi henilnych, bezadno peremiszani z utworenniamy, jaki je na-slidkom cikowytoji hupoty na hrani boewilla. Czerez te, jak antyteza koncepciji Oke-anu-joha wynyka teorija Okeanu-debia.

    Ci hipotezy woskresyy j oywyy odnu z najdawniszych fiosofkych probem pro-bemu wzajemowidnoszennia materiji i duchu, swidomosti. Treba buo maty neabyjakusmiywis, aby perszomu, jak ce zrobyw DiU-Chaar, wyznaty, szczo Okean nadienyjswidomistiu. Cia probema, kotru dechto z uczenych widrazu potraktuwaw jak metafi-zycznu, staa temoju maje wsich dyskusij i supereczok. Czy moywe mysennia bez swi-domosti? I wodnoczas czy mona procesy, jaki widbuwajusia w Okeani, nazwaty mysen-niam? Czy mona wwaaty horoju weetenkyj kami, a panetoju weetenku horu?Zwyczajno, cymy terminamy mona korystuwatysia, ae nowe spiwwidnoszennia wey-czyn wywody na scenu nowi zakonomirnosti j nowi jawyszcza.

    Probema cia staa kwadraturoju koa naszoji doby. Koen uczenyj z samostijnymmysenniam namahawsia zrobyty w skarbnyciu solarystyky swij wnesok; zjawyosia czy-mao teorij, jaki stwerduway, bucimto pered namy produkt deheneraciji, rehresu, szczonastaw pisla fazy inteektualnoho rozwytku Okeanu, bucimto Okean nasprawdi no-woutworennia, hlima, kotra, zarodywszy u tiach koysznich yteliw panety, rozjia ipohynua jich, spawywszy resztky w nadklitynnu stychiju, szczo wiczno isnuje j samoo-mooujesia.

    Ja zniaw z pastykowoho stou pryady j knyky, rozkaw na niomu kartu Solarisa i,sperszy rukamy na metaewi kraji stou, poczaw rozhladaty jiji pry biomu, schoomu nazemne, switli amp. U ywomu Okeani buy swoji miyny j hybyny, a ostrowy, wkrytinalotom wywitriych mineraliw, swidczyy pro te, szczo koy wony buy joho dnom. Amoe, win rehuluwaw tako proces pidnesennia nad powerchneju i opuskannia skelastychutwore, zanurenych u joho ono? Ce poky szczo yszaosia tajemnyceju. Ja znow, jak udytynstwi, koy wpersze poczuw pro isnuwannia panety Solaris, buw pryhoomszenyj we-yczeznymy piwkulamy na karti, rozmalowanymy riznymy widtinkamy fietowoho j ba-kytnoho koloriw.

    Ne znaju, czomu, ae wse nawkoo raptom utratyo dla mene interes; nawi zahad-kowa smer Gibariana i moje newidome majbutnie wydawaysia meni teper takymyneznacznymy; porynuwszy w spohladannia cijeji wraajuczoji karty, ja zabuw pro wse naswiti.

    Okremi dilanky ywoutworennia buo nazwano imenamy doslidnykiw, jaki pry-swiatyy sebe jichniomu wywczenniu. Rozdywlajuczy hejemasyw Teksaa, szczo omy-waw ekwatorilni archipeahy, ja naraz widczuw na sobi czyj pohlad.

    Ja wse szcze stojaw, schyywszy nad kartoju, ae we ne baczyw jiji, zacipeniwszy zistrachu. Dweri nawproty buy zabarykadowani jaszczykamy j prysunutoju do nych szaf-koju. Mabu, jakyj robot, podumaw ja, chocz dosi ne baczyw u kimnati odnohorobota, a wwijty nepomitno dla mene win ne mih. Widczuttia wakoho, neporusznohopohladu stawao nesterpnym, peko szkiru na potyyci j spyni. Ja mymochi utiahnuw

  • hoowu w peczi j szczosyy opersia na sti; sti znenaka powilno posunuwsia po pidozi.Ja otiamywsia i rwuczko obernuwsia.

    Kimnata bua poronia. Peredi mnoju tilky ziajaw czornotoju weykyj napiwkruhyjiluminator. Dywne widczuttia ne znykao. Na mene dywyasia temnota bezyka, wee-tenka, bezoka, bezmena. Za iluminatorom, u moroci, ne swityasia odna zirka. Ja za-smyknuw switonepronykni sztory. Teper ja we poczynaw rozumity, chocz ne probuw nastanciji j hodyny, czomu tut u dekoho wynykaje manija peresliduwannia. Mymowoli japowjazuwaw ce zi smertiu Gibariana. Ja znaw cioho doslidnyka j dosi buw pewen, szczoniszczo ne moe pomaryty joho rozum. Teper cia pewnis znyka.

    Ja stojaw posered kimnaty bila stou. Dychannia moje stao riwnisze, a pit na czolipowoli wysychaw. Pro szczo ce ja tilky-no dumaw? Aha, pro robotiw. Dywno, szczoodnoho z nych ja ne baczyw ni w korydori, ni w kimnatach. Kudy wony wsi podiysia?Jedynyj robot, jakoho ja pomityw, ta j to na widstani naeaw do mechanicznojiobsuhy raketodromu. A de inszi?

    Ja zyrknuw na hodynnyk. Czas buo we jty do Snauta.Ja wyjszow u korydor, miano oswitenyj luminescentnymy ampamy pid steeju. Po-

    mynuwszy dwoje dwerej i nabyzywszy do tretich, na jakych wysia tabyczka z prizwy-szczem Gibariana, dowho stojaw pered nymy. Na stanciji panuwaa tysza. Ja natysnuwruczku dwerej. Szczyro kauczy, meni zowsim ne chotiosia tudy zachodyty, ae ruczkaehko piddaasia, dweri trochy widchyyysia, j wynyka szcziyna, sperszu czorna, a potimosiajana switom, szczo spaachnuo wseredyni. Teper mene mih pobaczyty koen, chtojszow korydorom. Ja szwydko perestupyw porih, bezhuczno j szczilno pryczynyw za so-boju dweri. Potim rwuczko obernuwsia.

    Ja stojaw, maje prytyskajuczy spynoju do dwerej. Kimnata bua trochy bilsza zamoju, z takym e panoramnym iluminatorom, na try czwerti zasonenym zawiskoju zdribnymy houbekymy j roewymy kwitoczkamy, napewno, prywezenoju z Zemli, wona jawno ne naeaa do sporiadennia stanciji. Uzdow stin tiahysia knykowi poycij szafky, pokryti sriblasto-zeenoju emallu. Wse z szafok buo wywernuto prosto na pi-dohu, mi taburetkamy j krisamy. Peredi mnoju, zacharaszczujuczy prochid, eay pe-rekynuti dwa peresuwni stoyky, zawaeni urnaamy, jaki, wydno, wysypaysia z rozir-wanych tek. Rozhorneni wijaom storinky knyok buy zayti ridynamy z rozbytych kobta plaszok z prytertymy korkamy: ci koby j plaszky buy z takoho towstoho ska, szczo,prosto wpawszy na pidohu, nawi z weykoji wysoty, nizaszczo ne zmohy b rozbytysia.Pid iluminatorom eaw perekynutyj sti z roztroszczenoju ampoju na wysuwnomukronsztejni; poriad walawsia taburet, dwi niky jakoho buo wstromeno w napiwwysu-nuti szuchlady stoa. Usiu pidohu wstelaw szar kartoczok, spysanych arkusziw ta inszychpapirciw. Ja wpiznaw Gibarianiw poczerk i nachyywsia. Pidnimajuczy rozrizneni ar-kuszi, ja pomityw, szczo moja ruka widkydaje ne odnu ti, jak dosi, a dwi.

    Ja obernuwsia. Roewa zawiska paaa, nemowby jiji pidpayy zhory, a rizka smuhaslipuczo-houboho wohniu czymdali rozhoraasia. Ja rwuczko widsunuw zawisku, i w oczimeni wdaryo poumja hihantkoji poei, szczo ochopluwaa tretynu obriju. Dowhi, po-tworno wytiahneni tini bihy pomi chwyl do stanciji. Ce zajmawsia switanok. U zoni, deperebuwaa stancija, pisla noczi, jaka trywaa wsioho hodynu, na nebo wykoczuwaosiadruhe, hoube sonce panety. Awtomatycznyj wymykacz pohasyw ampy pid steeju, i jaznowu nachyywsia do rozkydanych paperiw. Perebyrajuczy jich, znajszow korotkyj paneksperymentu, jakyj maw widbutysia try tyni tomu. Gibarian zbyrawsia piddaty pazmu

  • Okeanu diji nadorstkych rentheniwkych promeniw. Z tekstu ja zrozumiw, szczo pancej maw zdijsnyty Sartoris, prowiwszy eksperyment, u mene w rukach bua kopija.Osiajani switom, bili arkuszi slipyy oczi. Nowyj de buw ne takyj, jak poperednij. Pidoranewym nebom soncia, jake powoli ostyhao, czornylnyj, z krywymy widbyskamyOkean maje postijno wkrywaa brudno-roewa ima, niby zywajuczy w odne cie ne-boschy, chmary j chwyli. Teper use ce szczezo. Nawi profiltrowanyj kri roewu tka-nynu zawisky schid paachkotiw, mow palnyk sylnoji kwarcewoji ampy, i moji zasmahliruky zdawaysia w niomu maje sirymy. Kimnata zminyasia: wse, szczo mao czerwonyjwidtinok, stao wraz blako-bronzowym, mow syra peczinka, a wsi predmety bioho, zee-noho j owtoho koloriw, nawpaky, nayysia sokowytoju barwoju i, zdawaosia, sami wy-prominiuway siajwo. Prymruywszy, ja zazyraw u szparku zawisky: nebo peretworyo-sia na bie more wohniu, pid jakym pohojduwaosia j dryao szczo schoe na rozpawe-nyj meta. Ja stuyw powiky w oczach popywy czerwoni koa. Na poyci nadbytohowmywalnyka eay temni okulary. Ja nadiw jich wony zakryy meni maje piwobycz-czia. Teper zawiska switya, jak poumja natriju. Ja zachodywsia czytaty dali, pidnima-juczy z pidohy arkuszi j skadajuczy jich na stoyku, szczo jakym dywom stojaw nepe-rekynutyj. Czastyny tekstu brakuwao.

    Ce buy protokoy we prowedenych doslide. Z nych ja dowidawsia, szczo Okeanprotiahom czotyrioch dniw piddaway oprominenniu w punkti, roztaszowanomu za tysia-czu czotyrysta myl na piwdennyj schid wid teperisznioho miscia roztaszuwannia stanciji.Dla mene ce wyjawyosia cikowytoju nespodiwankoju ade zastosuwannia nadorst-kych rentheniwkych promeniw zaboroneno konwencijeju OON czerez jichnij zhubnyjwpyw. Ja buw absolutno pewen, szczo nichto ne zwertawsia na Zemlu z prochanniamdozwoyty taki eksperymenty. Pidwiwszy hoowu, ja raptom pobaczyw u dzerkali proczy-nenych dwerciat szafky wasne widobraennia, mertwotno-blide obyczczia j temni oku-lary. Kimnata, jaka paachkotia biym i houbym siajwom, maa due nepryrodnyjwyhlad; ta o prounaw protianyj skrehit, i zzowni iluminatory zakryy hermetyczni za-slinky; w kimnati zrobyosia temno, potim spaachnuo sztuczne swito, jake teper zdawa-osia nejmowirno mianym. Stawao dedali hariaczisze, poczuysia rozmireni zwuky kon-dycinera, szczo skydaysia na widczajduszne skyhennia choodylni ustanowky stan-ciji praciuway na pownu syu. A prote speka stawaa szcze zaduszywiszoju.

    Raptom za dweryma zaunay kroky. Chto iszow korydorom. Dwoma neczutnymystrybkamy ja opynywsia bila dwerej. Choda spowilnyasia j stycha. Toj, chto jszow, zupy-nywsia pid dweryma. Ruczka powilno powernuasia. Ja instynktywno schopyw jiji j pry-trymaw. Natysk ne duczaw, ae j ne sabszaw. Toj, za dweryma, pewno, jak i ja, nama-hawsia ne zczyniaty szumu. Jakyj czas my obydwa trymaysia za ruczku. Raptom wonapidskoczya w mojij dooni jiji widpustyy. Za dweryma znowu poczuwsia sabkyj sze-rech toj, chto namahawsia jich widczynyty, piszow he. Ja szcze trochy postojaw, na-suchajuczy, ae w korydori panuwaa tysza.

  • HOSTIJa kwapywo skaw uczetwero j schowaw u kyszeniu Gibarianowi notatky. Obereno

    pidijszow do szafy j zazyrnuw useredynu: we odiah buo zimakano j zsunuto w odynkutok, nemowby tam chto tilky-no chowawsia. Z-pid stosu paperiw na pidozi styrczawriok konwerta. Ja pidniaw joho. Na konwerti stojao moje imja. U horli w mene raptomperesocho. Zrobywszy nad soboju zusylla, ja rozirwaw konwert i rozhornuw maekyjarkuszyk.

    Swojim czitkym i due dribnym poczerkom Gibarian zanotuwaw: Ann. Soar. Wo.I. Aneks, a tako Vot. Separat.2 Messendera w sprawi F; Mayj Apokryf Rawincera.I wse. Bilsze ni sowa. Poczerk swidczyw, szczo pysay zapysku pospichom. Moe, ce buojake waywe powidomennia? Koy Gibarian ce napysaw? Treba nehajno pity do bi-bliteky, podumaw ja. Pro te, szczo je dodatok do perszoho tomu Solarystycznohoszczoricznyka, ja znaw, ae odnoho razu ne rozhortaw joho, bo win maw suto istorycznucinnis. Odnak ni pro Rawincera, ni pro joho Mayj Apokryf ja nikoy nawi ne czuw.

    Szczo robyty?

    Ja we zapizniuwawsia na czwer hodyny. Wid dwerej ja szcze raz okynuw pohladomusiu kimnatu j tilky teper pomityw wertykalno prykripene do stiny skadane liko, jakezatulaa rozhornena karta Solarisa. Za kartoju szczo wysio. Ce buw kyszekowyj mah-nitofon u futlari. Ja wyjniaw aparat, futlar poczepyw na misce, a mahnitofon zasunuw u

    2 Solarystycznyj szczoricznyk T. I. Dodatok Okrema dumka (at.).

  • kyszeniu, poperednio hlanuwszy na liczylnyk i wpewnywszy, szczo kaseta wykorystanamaje do kincia.

    Zapluszczywszy oczi, ja szcze jaku sekundu postojaw bila dwerej, naprueno wsu-chajuczy u tyszu, szczo panuwaa w korydori. odnoho zwuku. Ja obereno prochyywdweri: korydor wydawsia meni czornoju bezodneju; todi ja zniaw temni okulary j poba-czyw miane swito switylnykiw pid steeju. Zaczynywszy za soboju dweri, ja powernuwliworucz, do radistanciji.

    Ja nabyawsia do kruhoji kamery, wid jakoji, niby spyci koesa, nawsibicz rozcho-dyysia korydory; pomynajuczy jakyj wukyj bicznyj prochid, szczo wiw, zdajesia, do du-szowych, ja raptom pobaczyw weyku, newyrazno okresenu posta, jaka maje zywaasiaz napiwmorokom.

    Ja zupynywsia, nemow ukopanyj. Z hybyny korydora nekwapywo, perewalcem, jakkaczka, jsza weyczezna na zrist nehrytianka. Ja pomityw, jak zbyskuju biky jiji oczej,i maje odnoczasno poczuw mjake czaapannia bosych nih. Na nij ne buo niczoho, krimowtuwatoji, byskuczoji, niby spetenoji z soomy spidnyczky; debeli hrudy jiji obwysy, aczorni ruky buy taki towsti, jak stehna w normalnoji ludyny; wona projsza powz menena widstani metra, nawi ne hlanuwszy w mij bik, i widdayasia, pochytujuczy sono-wymy kubamy, schoa na ti weetenki statuji epochy kamjanoho wiku, jaki mona po-baczyty w antropoogicznych muzejach. Tam, de korydor powertaw, nehrytianka zupyny-asia j prochyya dweri do Gibarianowoji kabiny. Na my wona opynyasia w smuzi slipu-czoho swita, jake padao z kabiny, potim dweri tycho zaczynyy, i ja yszywsia sam. Pra-woju rukoju ja schopyw kys liwoji j stysnuw jiji tak, szczo chrusnuy kistoczky. Potimrozhubeno ozyrnuwsia. Szczo tut dijesia? Szczo ce buo? Znenaka ja zdryhnuw, nemowwid udaru, zhadawszy Snautowe zastereennia. Szczo wse ce oznaczao? Chto bua ciapotworna Afrodita? Zwidky wona tut uziaa? Ja stupyw odyn, tilky odyn krok do Giba-rianowoji kabiny j zawmer. Ja dobre znaw, szczo ne wwijdu tudy. Ja hyboko wtiahuwawpowitria. Szczo tut ne schodyosia, szczo buo ne tak Aha, on wono szczo! Ja pidswi-domo czekaw, szczo w nis meni wdary nepryjemnyj, rizkyj zapach potu, ae ne widczuwjoho nawi todi, koy cia nehrytianka projsza powz mene za krok.

    Ne znaju, skilky ja tak prostojaw, sperszy na choodnyj meta stiny. Na stanciji pa-nuwaa tysza, jaku poruszuwao tilky monotonne hudinnia kondycineriw.

    Ja eheko popeskaw sebe po szczoci j powoli popriamuwaw do radistanciji.Natysnuwszy ruczku dwerej, poczuw rizkyj hoos: Chto tam? Ja, Kelwin.Snaut sydiw za stoykom mi kupoju aluminijewych korobok i pultom peredawacza

    j prosto z blaszanky jiw mjasni konserwy. Ne znaju, czomu win obraw sobi dla pomesz-kannia radistanciju. Ja stojaw na porozi, bezhuzdo wyriaczywszy na joho szczeepy,jaki rozmireno uway, j raptom widczuw, szczo te hoodnyj. Pidijszowszy do poy, jawybraw z kupy tariok tu, jaka najmensze prypaa pyom, i siw nawproty Snauta. Jakyjczas my jiy mowczky, potim Snaut pidwiwsia, distaw iz stinnoji szafky termos i nayw usklanky hariaczoho buljonu. Stawlaczy termos na pidohu, na stoyku we ne buo mi-scia, win zapytaw:

    Baczyw Sartorisa? Ni. A de win? Nahori.

  • Nahori mistyasia aboratorija. My znowu jiy mowczky, czutno buo tilky szkriaban-nia wydeok ob blaszanku. Na radistanciji panuwaa nicz. Iluminator buw szczilno za-krytyj zzowni, pid steeju horiy czotyry kruhych switylnyky. Jichni widobraenniatremtiy w pastykowomu korpusi peredawacza.

    Na chudych Snautowych wyyciach prostupay czerwoni proyky. Win buw teper uczornomu, prostoromu, dosy potripanomu swetri.

    Z toboju szczo trapyosia? zapytaw Snaut. Niczoho. A szczo zi mnoju moe trapytysia? Tebe kynuo w pit.Ja wyter rukoju oba j widczuw, szczo j sprawdi we mokryj wid potu. Ce, napewne,

    bua reakcija na potriasinnia, jake ja szczojno pereyw. Snaut pylno dywywsia na mene.Moe, rozpowisty jomu? Chotiosia b, szczob i win meni bilsze dowiriaw. Chto z kym tuthraje? I w jaku same hru?

    Duszno, skazaw ja. Ja buw pewen, szczo kondycinery u was praciujukraszcze.

    Za hodynu wse wwijde w normu. A ty pewen, szczo tebe kynuo w pit tilky widspeky? pidwiw na mene oczi Snaut.

    Ja staranno uwaw, udajuczy, niby ne pomiczaju joho pohladu. Szczo ty zbyrajeszsia robyty? zapytaw win nareszti widwerto, koy my pojiy,

    i, skydawszy uwe posud ta poroni blaszanky w rakowynu pid stinoju, znowu siw u kri-so.

    Pryjednaju do was, bajdue widpowiw ja. U was e je jakyj pan doslide?Jakyj nowyj podraznyk, zdajesia, renthen czy szcze szczo, ha? Renthen? zdywowano zwiw browy Snaut. De ty take czuw? Ne pryhaduju. Ae de czuw. Moe, na Prometeji. A szczo? Wy joho we zasto-

    sowujete? Podrobyci meni newidomi. Ce bua Ideja Gibariana. Win rozpoczaw razom z Sar-

    torisom. Ae zwidky ty pro ce znajesz?Ja znyzaw peczyma. Tobi newidomi podrobyci? Ae ty powynen buw braty w ciomu uczas, ce wcho-

    dy u koo twojich Ja ne dokinczyw.Snaut mowczaw. Hudinnia kondycineriw zmowko, temperatura trymaasia na

    sterpnomu riwni. W powitri wysiw tilky bezpererwnyj wysokyj zwuk, szczo due skydaw-sia na dzyczannia muchy, jaka zaputaasia w pawutynni. Snaut pidwiwsia, pidijszow dopulta keruwannia j zniczewja poczaw kacaty peremykaczamy hoownyj rubylnyk pe-rebuwaw u nulowomu pooenni. Trochy perehodia Snaut, ne powertajuczy hoowy, zau-wayw:

    Treba bude wykonaty wsi formalnosti szczodo cioho nu ta ty znajesz. Tak?Win obernuwsia do mene. Oczi joho zbysnuy luttiu. Ne mou skazaty, szczo ja

    nawmysne namahawsia wywesty joho z riwnowahy, ae, niczoho ne rozumijuczy w hri,jaka tut weasia, woliw powodytysia strymano. Joho hostryj borak chodyw nad czornymkomirom swetra.

    Ty buw u Gibariana, skazaw raptom Snaut.Ce ne buo zapytannia. Zwiwszy browy, ja spokijno dywywsia jomu w wiczi. Buw u joho kimnati, powtoryw win.

  • Ja kynuw, mowby kauczy: Prypustymo. Nu to j szczo? Meni chotiosia poczuty,szczo win kazatyme dali.

    Chto tam iszcze buw? zapytaw Snaut.Win znaw pro neji!!! Nichto. A chto tam mih buty? zapytaw ja. Todi czomu ty mene ne wpustyw?Ja osmichnuwsia, Bo zlakawsia. Ty sam mene osterihaw. To koy ruczka powernua, ja instynk-

    tywno pryderaw jiji. Czomu ty ne skazaw, szczo ce ty? Ja buw by tebe wpustyw. Ja dumaw, szczo tam Sartoris, newpewneno skazaw Snaut. Nu to j szczo? Jak ty hadajesz szczo tam staosia? widpowiw win zapytanniam na zapytan-

    nia.Ja wmy powahawsia, a todi skazaw: Ty majesz znaty ce kraszcze, ni ja. De win? U choodylnyku, wypayw Snaut. My widrazu perenesy joho tudy wranci

    Speka De ty joho znajszow? U szafi. U szafi? Win buw ue mertwyj? Serce szcze byo, ae win ue ne dychaw. Ce bua agonija. Ty probuwaw joho wriatuwaty? Ni. Czomu? Ja ne wstyh, widpowiw Snaut pisla korotkoji pauzy. Win pomer ranisze, ni

    ja joho pokaw. Win stojaw u szafi? Mi kombinezonamy? Tak.Snaut pidijszow do neweyczkoho stoyka w kutku, wziaw z nioho arkusz paperu j

    pokaw peredi mnoju. Ja nakydaw poperednij akt, skazaw win. Ce nawi dobre, szczo ty ohlanuw

    joho kimnatu. Pryczyna smerti injekcija smertelnoji dozy pernostau. Tut napysanoJa perebih oczyma korotkyj tekst. Samohubstwo tycho mowyw ja. A pryczyna? Nerwowyj rozad depresija czy jak ce szcze nazywajesia. Ty rozumijeszsia na

    ciomu kraszcze, ni ja. Ja rozumijusia tilky na tomu, szczo baczu sam, zapereczyw ja, zwiwszy na

    Snauta oczi, bo win stojaw nadi mnoju. Szczo ty choczesz cym skazaty? spokijno zapytaw win. Gibarian uwiw sobi pernosta i schowawsia w szafu. Tak? Jakszczo tak, to ce ne

    depresija i ne nerwowyj rozad, a hostryj psychoz. Paranojja Jomu, mabu, zdawaosia,szczo win szczo baczy prowadyw ja dedali powilnisze, ne spuskajuczy zi Snautapylnoho pohladu.

    Win pidijszow do pulta peredawacza j znowu poczaw kacaty peremykaczamy. Tut stoji tilky twij pidpys, zahoworyw ja pisla korotkoji mowczanky, A

    Sartoris?

  • Win u aboratoriji. Ja tobi we kazaw. Ne wychody zwidty j na chwyynu. Jahadaju

    Szczo? Szczo win zamknuwsia. Zamknuwsia? Ach, zamknuwsia. On jak! Moe, szcze j zabarykaduwawsia? Cikom moywo, szczo j zabarykaduwawsia, Snaut poczaw ja, na stanciji chto je. Ty baczyw?!Win dywywsia na mene, e nachyywszy. Ty mene osterihaw. Wid koho? Ce halucynacija? Szczo ty baczyw? Ce ludyna, tak?Snaut mowczaw, widwernuwszy do stiny, mowby ne chotiw, szczob ja baczyw joho

    obyczczia, j tarabanyw palciamy po metaewij perehorodci. Ja hlanuw na joho ruky. Nanych ue ne buo slidiw krowi. I tut u mene siajnuw zdohad.

    Ce osoba realna, skazaw ja tycho, maje poszepky, niby widkrywajuczy jomutajemnyciu, jaku chto mih pidsuchaty. Tak? Do neji mona dotorknuty. Jiji monaporanyty Ostannij raz ty baczyw jiji siohodni.

    Zwidky ty znajesz?!Snaut ne obertawsia. Stojaw, prytysnuwszy hrumy do stiny. Zdawaosia, moji

    sowa prybyy joho do neji. Pered tym, jak ja pryetiw Nezadowho do toho?..Snaut ziszczuywsia, nemowby oczikuwaw udaru. Ja pobaczyw joho znawisnili oczi. Ty?! wyduszyw win iz sebe. A chto ty takyj?Zdawaosia, win zaraz kynesia na mene. Cioho ja ne spodiwawsia. Wse poetio szke-

    reber. Win ne wiryw, szczo ja toj, za koho sebe wydaju. Szczo ce moho oznaczaty?! Snautdywywsia na mene z newymownym achom. Szczo ce, boewilla? Otrujennia? Cikommoywo. Ae ja baczyw joho te strachowyszcze. Ote, ja j sam tako?..

    Chto ce buw? zapytaw ja.Moji sowa trochy zaspokojiy Snauta. Jaku chwyynu win pylno, z nedowiroju dy-

    wywsia na mene. Ta persz ni win ustyh roztuyty rota, ja zrozumiw, szczo sproba mojamarna: win niczoho meni ne skae.

    Snaut powilno siw u kriso i obchopyw rukamy hoowu. Szczo tut kojisia?.. mowyw win tycho. Majacznia jaka Chto ce buw? znowu zapytaw ja. Jakszczo ty ne znajesz burknuw win. To szczo? Niczoho. Snaut, skazaw ja, my z toboju nadto daeko wid domu. Dawaj widwerto. Use

    j tak nejmowirno zaputano. Czoho ty wid mene choczesz? Szczob ty skazaw, koho baczyw. A ty?.. spytaw win pidozrio. Ne ukaw, Snaut. Ja skau tobi, i ty skay meni. Moesz ne turbuwaty ja ne

    wwaatymu tebe psychom, bo znaju Psychom! O Boe! Snaut udawano zasmijawsia. Lubyj mij, ta ty, ja baczu,

  • niczoho, aniczohisiko Ce buo b poriatunkom. Jakby win chocz na chwyynu powiryw,szczo zboewoliw, to ne zrobyw by cioho j buw by zaraz ywyj

    Ote, te, szczo ty napysaw w akti pro nerwowyj rozad, brechnia? Nu zwyczajno! Czomu ty ne napysaw prawdu? Czomu?.. powtoriaw win.Zapaa mowczanka. Ja znow zajszow u huchyj kut, niczoho ne rozumijuczy, chocz

    iszcze chwyynu tomu meni zdawaosia, szczo zmou perekonaty Snauta i my spilno ata-kujemo ciu tajemnyciu. Czomu, czomu win ne chocze skazaty?!

    De roboty? zapytaw ja. Na skadach. My zamknuy jich usich, krim tych, jaki obsuhowuju raketodrom. Nawiszczo?Win znowu ne widpowiw. Ne skaesz? Ne mou.W ciomu buo szczo take, czoho ja nijak ne mih uowyty. Moe, pity nahoru, do

    Sartorisa? Raptom ja zhadaw pro zapysku j podumaw, szczo zaraz ce najhoownisze. Jak ty ujawlajesz sobi podalszu robotu w takych umowach? spytaw ja.Snaut znewaywo peresmyknuw peczyma. Jake ce maje znaczennia? Ach, on jak? I szczo ty zbyrajeszsia robyty?Win mowczaw. De za stinoju zaczowhay bosi nohy. Sered nikelu i pastyku, wy-

    sokych szaf z eektronnoju aparaturoju, ska, tocznych pryadiw de linywe czowhanniazdawaosia bezhuzdym artom jakoho nawienoho. Choda nabyaa. Ja pidwiwsia, na-prueno wdywlajuczy u Snauta. Win dosuchawsia, napruywszy, ae obyczczia joho newykazuwao j tini perelaku. Ote, win bojawsia ne jiji? Zwidky wona tut uziaasia? spytaw ja.

    Snaut zwolikaw z widpowiddiu. Ty ne choczesz meni cioho kazaty? Ja ne znaju. Harazd.Czowhannia powoli widdalaosia j nareszti stycho zowsim. Ty meni ne wirysz? spytaw Snaut. Sowo czesti, ne znaju.Ja mowczky widczynyw szafu j poczaw rozsowuwaty waki, nezhrabni skafandry.

    Jak ja j spodiwawsia, w hybyni, na hakach, wysiy hazowi pistoety, kotrymy korystu-jusia dla peresuwannia w newahomosti. Jak zbroja, wony buy warti nebahato. Ta wse kraszcze, ni niczoho. Ja perewiryw zariadnyj prystrij, perekynuw czerez pecze remifutlara. Snaut uwano steyw za mojimy ruchamy. Koy ja pidhaniaw dowynu remenia,win sarkastyczno posmichnuwsia, bysnuwszy owtymy zubamy

    Szczasywoho poluwannia! Diakuju tobi za wse, widpowiw ja i ruszyw do dwerej.Snaut pidchopywsia z krisa. Kelwin!Ja obernuwsia. Win ue ne posmichawsia. U nioho buo take zmuczene obyczczia,

    jakoho meni szcze nikoy ne dowodyosia baczyty. Kelwin, ce ne. Ja ja sprawdi ne mou, nasyu wyduszyw Snaut iz sebe.

  • Ja czekaw, szczo win skae szcze szczo, ae win tilky bezzwuczno woruszyw hu-bamy.

    Ja mowczky powernuwsia i wyjszow.

  • SARTORISKorydor buw poronij. Sperszu win tiahnuwsia priamo, a potim powertaw prawo-

    rucz. Do cioho ja nikoy ne buw na stanciji, ae pid czas trenuwannia szis tyniw proywu tocznij jiji kopiji w Instytuti na Zemli. Ja znaw, kudy wede aluminijewyj trap.

    U bibliteci buo temno. Ja namacaw wymykacz. Widszukawszy w kartoteci perszyjtom Solarystycznoho

    szczoricznyka razom z dodatkom, ja natysnuw kawiszu: spaachnuw czerwonyjwohnyk. Ja perewiryw u rejestracijnomu prystroji cia knyka, jak i druha, Mayj Apo-kryf, bua w Gibariana. Wymknuwszy swito, ja powernuwsia nanyz. Ja bojawsia zacho-dyty do joho kabiny, chocz nedawno czuw, jak wid dwerej widdalaysia ehki kroky. Wony mohy tudy powernuty! Jakyj czas ja neriszucze stojaw pid dweryma, a potim, zcipy-wszy zuby, zdoaw strach i wwijszow

    W oswitenij kabini nikoho ne buo. Ja poczaw perebyraty knyky, jaki eay napidozi pid iluminatorom, ta pohlad mij mymochi zwertawsia do szafy, de mi kombine-zonamy czornia prohayna; nareszti ja ne wytrymaw i, pidijszowszy, zaczynyw dwerciata.Pid iluminatorom dodatku ne buo. Ja metodyczno perekadaw tom za tomom, a pokynareszti, distawszy do ostannioho stosu mi likom i szafoju, natrapyw na te, szczo szu-kaw.

    Ja spodiwawsia znajty w knyzi jaku pomitku, i sprawdi w imennomu pokaczykueaa zakadka, a czerwonym oliwcem buo obwedeno prizwyszcze, jake niczoho meni nepromowlao: Andre Berton. U knyzi wono zustriczaosia na dwoch riznych storinkach.Proczytawszy zhadku pro nioho na perszij, ja dowidawsia, szczo Berton buw zapasnympiotom na korabli Szenahana. Dali pro nioho zhaduwaosia de a czerez sto storinok.Wysadywszy na Solaris, ekspedycija dijaa due obereno. Ta koy czerez szistnadciadniw zjasuwaosia, szczo pazmatycznyj Okean ne tilky ne wyjawlaje odnych oznak ah-resywnosti, a, nawpaky, widstupaje pered konym predmetom, jakyj nabyajesia do johopowerchni, i wsilako unykaje bezposerednioho kontaktu z bu-jakymy aparatamy jlumy, Szenahan ta joho zastupnyk Timolis skasuway czastynu zasterenych zachodiw,bo wony staway jim na zawadi j spowilniuway prowedennia robit.

    Widtak ekspedyciju rozbyy na neweyki hrupy po dwa-try czoowiky, jaki zdijsniu-way nad Okeanom poloty inodi na widstani kilkoch sote myl; wyprominiuwaczi, jakiranisze wykorystowuway dla zachystu j prykryway zonu robit, zayszyy na bazi. Wperszi czotyry dni pisla cych zmin ne staosia niczoho osobywoho, jakszczo ne zwaatyna te, szczo czas wid czasu psuwaasia kysnewa aparatura skafandriw, bo jiji wychidnikapany, jak wyjawyosia, buy due czutywi do korozijnoji diji otrujnoji atmosfery. Cze-rez te jich mao ne szczodnia dowodyosia miniaty.

    Na pjatyj de czy na dwadcia perszyj, jakszczo rachuwaty z momentu wysadkyekspedyciji, dwoje wczenych, Karuczczi j Fechner (perszyj buw radibiog, a druhyj fizyk), wyruszyy w doslidnykyj polit nad Okeanom na neweykomu dwomisnomu aero-mobili. Ce buw ne litalnyj aparat, a hliser, szczo peresuwawsia na poduszci stysnenohopowitria.

    Koy czerez szis hodyn wony ne powernuysia, Timolis, jakyj keruwaw bazoju pidczas widsutnosti Szenahana, ohoosyw trywohu j wysaw usich, chto buw wilnyj wid ro-boty, na rozszuky.

    Za fatalnym zbihom obstawyn toho dnia prybyzno czerez hodynu pisla wylotu

  • doslidnykych hrup poruszywsia radizwjazok. Dla cioho spryczynyasia weyka plama naczerwonomu sonci, szczo wykydaa sylni korpuskularni potoky u werchni szary atmos-fery. Praciuway tilky ultrakorotkochwylowi peredawaczi, jaki daway zmohu pidtrymu-waty zwjazok na widstani byko dwadciatioch myl. Do toho pered zachodom sonciapohustiszaw tuman, i rozszuky doweosia pererwaty.

    I tilky koy riatuwalni hrupy we powernuysia na bazu, odna z nych na widstaniwsioho wisimdesiatioch myl wid bereha wyjawya aeromobil. Motor praciuwaw, i cikomsprawna maszyna zawysa nad chwylamy. W prozorij kabini buw tilky Karuczczi, ta j tonapiwprytomnyj.

    Aeromobil doprowadyy do bazy, a bila Karuczczi zachodyy likari. Toho taky we-czora win pryjszow do tiamy, ae pro dolu Fechnera niczoho ne mih skazaty. Pamjatawtilky odne: koy wony we wyriszyy powertatysia na stanciju, win widczuw jaduchu. Dy-chalnyj kapan joho aparata zajidao, i w skafandr pry konomu wdychu prosoczuwaasianeweyka kilkis otrujnych haziw.

    Fechner, jakyj chotiw poahodyty joho aparat, widstebnuw remeni i wstaw. Ce buoostannie, szczo pamjataw Karuczczi. Na dumku fachiwciw, podiji, moywo, rozwywaysiatak: ahodiaczy aparat Karuczczi, Fechner widkryw werch kabiny, szczob nyke skepin-nia nad hoowoju ne zawaao jomu wilno ruchatysia. Ce dopuskaosia, bo kabiny w ta-kych maszynach buy nehermetyczni j zachyszczay tilky wid bezposerednioho wpywuatmosfery ta witru. Pid czas cych manipulacij kysnewyj aparat Fechnera, mabu, zipsu-wawsia i napiwprytomnyj wczenyj wybrawsia nahoru czerez pidniatyj werch i wpaw wOkean.

    Taka istorija perszoji ertwy Okeanu. Poszuky tia w skafandri wono mao pa-waty na powerchni ne day nijakych naslidkiw. A wtim, moe, wono de i pawao;retelno obsteyty tysiaczi kwadratnych myl chwylastoji pusteli, maje postijno powytojikaptiamy tumanu, ekspedycija ne moha.

    Do sutinkiw, ja powertaju do podij toho dnia, prybuy wsi riatuwalni maszyny,za wyniatkom weykoho wantanoho wertolota, na jakomu wyetiw Berton.

    Win zjawywsia nad bazoju maje czerez hodynu pisla nastannia temriawy, koy johodoeju poczay we serjozno nepokojitysia. Berton buw u stani nerwowoho szoku; samo-tuky wybrawszy iz wertolota, win odrazu kynuwsia tikaty. A koy joho pijmay, poczawkryczaty j pakaty. Taka powedinka czoowika, za peczyma w jakoho buo simnadciarokiw kosmicznych polotiw, zdijsnenych inodi w due skadnych umowach, wydawaasiaprynajmni dywnoju. Likari prypuskay, szczo win te otrujiwsia.

    Czerez dwa dni Berton, jakyj ue trochy nacze zaspokojiwsia, a prote ne chotiw nina chwyynu zayszyty wnutriszni widsiky hoownoji rakety ekspedyciji czy nawi pidijtydo iluminatora, z jakoho widkrywawsia krajewyd na Okean, zajawyw, szczo chocze podatyraport pro swij polit. Win napolahaw na niomu, twerdiaczy, szczo jdesia pro reczi nad-zwyczajnoji wahy.

    Rada ekspedyciji rozhlanua raport Bertona j wyznaa, szczo win plid chworoby-woji ujawy ludyny, otrujenoji atmosfernymy hazamy, a tomu douczya joho ne do istorijiekspedyciji, a do istoriji Bertonowoji chworoby. Na ciomu wse j skinczyosia.

    Pro wse ce mowyosia w dodatku. Ja zdohaduwawsia, szczo su sprawy wykadaa,oczewydno, w samomu raporti Bertona te, szczo pryzweo cioho piota daekoji ko-smicznoji ekspedyciji do nerwowoho potriasinnia. Ja znow zachodywsia perebyraty

  • knyky, ae znajty Mayj Apokryf meni tak i ne poszczastyo. Ja widczuwaw dedali bil-szu wtomu, czerez te widkaw dalszi poszuky na zawtra i wyjszow z kabiny. Pomynajuczyaluminijewyj trap, ja pomityw na prystupkach widbysky swita, szczo paday zhory. Ote,Sartoris praciuwaw i dosi? Tak pizno? Ja wyriszyw z nym pohoworyty.

    Nahori buo trochy teplisze. W szyrokomu nykomu korydori tiahnuw ehekyj wi-tere. Smuky paperu trepetay nad wentylacijnymy otworamy. Dweri hoownoji abora-toriji buy zrobeni z hruboji pyty neszlifowanoho ska, wstawenoho w metaewu ramu.Zseredyny sko buo zatuene czymo temnym; swito probywaosia tilky kri wuki ilu-minatory pid samisikoju steeju. Ja natysnuw ruczku dwerej, ae wony, jak i treba buospodiwaty, ne piddaysia. W aboratoriji buo tycho, tilky czas wid czasu za dwerymaunao jake nehuczne popyskuwannia, mabu, to syczaw hazowyj palnyk. Ja postukaw u widpowi ni zwuku.

    Sartoris! pokykaw ja. Doktore Sartoris! Ce ja, Kelwin! Meni treba z wamypohoworyty, bu aska, widczyni!

    Sabkyj szurchit, nemowby chto tupaw po zimakanomu paperi, i znowu tysza. Ce ja, Kelwin! Ade wy czuy pro mene! Kilka hodyn tomu ja pryetiw z Prome-

    teja kryczaw ja w szcziynu mi metaewym naycznykom i dweryma. Doktore Sar-

    toris! Tut nikoho nema, ja odyn! Widczyni!Mowczannia. I znowu e czutnyj szurchit. Potim szczo dzeknuo, szcze raz i

    szcze, nemowby chto ukadaw metaewi instrumenty na metaewyj otok. I raptom jazakamjaniw. Zaunay dribneki kroczky, czastyj, kwapywyj tupit maekych niok, na-czebto za dweryma pidstrybom bihaa dytyna. A moe moe, ce chto imituwaw jijichodu, nadzwyczajno sprytno barabaniaczy palciamy po jakij poronij korobci, szczo do-bre rezonuwaa?..

    Doktore Sartoris! zakryczaw ja. Wy widczynyte czy ni?!Nijakisikoji widpowidi, tilky znowu dytiacze dribotinnia j wodnoczas kilka szwyd-

    kych, edwe czutnych siahnystych krokiw, nemowby chto nawszpykach iszow do dwe-rej. Ae jakszczo toj chto iszow, to jak e mih win wodnoraz imituwaty dytiacze dribo-tinnia? Szczo meni, zresztoju, do cioho?! podumaw ja i, we ne strymujuczy szaenojiluti, zahoraw:

    Doktore Sartoris?!! Ja ne dla toho etiw siudy szistnadcia misiaciw, szczob po-dywyty, jak wy rozihrujete komediju!!! Rachuju do desiatioch! Potim wywau dweri!!!

    Ja due sumniwawsia, szczo meni ce wdassia.Reaktywnyj strumi hazowoho pistoeta ne due sylnyj, ae ja buw spownenyj risz-

    uczosti wykonaty swoju pohrozu, nawi jakby meni doweosia wyruszyty na poszuky wy-buchiwky, jakoji napewne ne brakuwao na skadi. Ja pokaw sobi ne postupatysia, ni-zaszczo ne hraty cymy krapenymy boewilnymy kartamy, jaki wkadaa meni do ruk sy-tuacija.

    Poczuwsia dywnyj zwuk, nenacze za dweryma chto iz kymo borowsia abo szczoperesowuwaw; sztora na dweriach widsunuasia, moe, na piwmetra, tonka ti upaa namatowi, niby wkryti inejem dweri, i chrypkuwatyj dyskant prokazaw:

    Ja widczyniu, ae wy musyte poobiciaty, szczo ne wwijdete doseredyny. Todi nawiszczo wy choczete widczynyty? huknuw ja, Ja wyjdu do was. Harazd. Obiciaju.

  • U zamku tycho kacnuw klucz, potim temnyj syuet, jakyj zasoniaw poowynu dwe-rej, staranno zasmyknuw sztoru: zwidty j dali doynaa jaka szamotnia meni zdaosia,szczo ja czuju trisk, nemowby tam peresuway derewjanyj stoyk, nareszti swita pytadwerej e proczynya, i Sartoris protysnuwsia kri szcziynu w korydor. Win stojawperedi mnoju, zasoniajuczy soboju dweri, wysokyj i takyj chudyj, szczo zdawaosia, pidkremowym trykotanym kostiumom buy sami szkira i kistky. Szyju joho obwywaaczorna chustyna, a czerez pecze buw perekynutyj skadenyj udwoje, propaenyj reakty-wamy zachysnyj aboratornyj chaat. Nezwyczajno wuku hoowu win trymaw trochy na-bik. Wyhnuti temni okulary zatulay maje piw-obyczczia, to ja ne mih rozhedity johooczej. Nynia szczeepa wystupaa wpered, tonki huby, jak i weyczezni, niby obmoroeniwucha buy syniuwati. Sartoris buw nehoenyj. Na zapjastiach na sznurach telipay an-tyradicijni rukawyci z czerwonoji humy. My stojay tak jaku chwyynu, dywlaczy odynna odnoho z neprychowanoju nepryjazniu. Joho woossia, take ridke, j neriwne, nacze winsam postryhsia maszynkoju pid jiaczka, mao oowjanyj widtinok, a szczetyna na szczo-kach bua zowsim sywa. Czoo zasmaho, jak u Snauta, ae tilky do poowyny, mabu,na sonci Sartoris postijno nosyw jaku szapoczku.

    Ja was suchaju, ozwawsia win nareszti.Meni zdaosia, szczo win ne stilky czekaje, szczo ja jomu skau, skilky, dedali szczil-

    nisze prytyskajuczy spynoju do sklanoji pyty dwerej, naprueno prysuchajesia do toho,szczo dijesia w aboratoriji. Ja ne znaw, z czoho poczaty, bojawsia bowknuty jaku dur-nyciu.

    Moje prizwyszcze Kelwin promowyw ja. Wy, mabu, pro mene czuy. Japraciuju, tobto praciuwaw iz Gibarianom

    Chude Sartorisowe obyczczia, wse pokarbowane wertykalnymy zmorszkamy, takyj z wyhladu, pewne, buw Don Kichot, niczoho ne widbywao. Czorna wyhnuta pa-styna spriamowanych na mene okulariw zawaaa meni howoryty.

    Ja dowidawsia, szczo Gibariana nemaje w ywych. Meni perechopyo podych. Tak. Szczo wy szcze choczete meni skazaty? neterplacze mowyw Sartoris. Ce samohubstwo?.. Chto znajszow tio wy czy doktor Snaut? Czomu wy zwertajete z cym zapytanniam do mene? Chiba doktor Snaut ne roz-

    powiw wam Ja chotiw poczuty, szczo wy moete rozpowisty pro ce Wy psychoog, doktore Kelwin? Tak. A szczo? Uczenyj? Nu, tak. Tilky jake maje widnoszennia A ja dumaw, szczo wy slidczyj czy policejkyj. Zaraz dwi hodyny sorok chwyyn, a

    wy, zamis toho, szczob postaraty jaknajszwydsze wkluczytysia w robotu, jaka prowa-dysia na stanciji, szczo buo b prynajmni zrozumio, sperszu nachabno wdyrajete domojeji aboratoriji, a teper szcze j dopytujete mene, niby ja szczonajmensze perebuwajupid pidozrinniam!

    Ja strymaw, ae wid cioho zusylla u mene na czoli wystupyw pit. A wy j sprawdi perebuwajete pid pidozrinniam, Sartoris! skazaw ja wdusze-

    nym hoosom. Meni chotiosia bu-szczo doszkuyty jomu, i ja orstoko dodaw: I wy ceczudowo znajete!

  • Jakszczo wy, Kelwin, ne zaberete swoji sowa nazad i ne poprosyte w mene pro-baczennia, ja poskaru na was u czerhowij radihrami.

    Za wiszczo ja powynen pered wamy wybaczatysia? Zamis toho, szczob pryjniatymene j czesno oznajomytysia z tym, szczo tut dijesia, wy zamykajete i zabarykadowuje-te u aboratoriji! Wy szczo, we zowsim z huzdu zjichay? Chto wy, wasne, wczenyjczy nikczemnyj bojahuz?! Moe, wy meni nareszti widpowiste, ha?!

    We j sam ne pamjataju, szczo ja szcze todi kryczaw, ae joho obyczczia, jak i dosi,buo nezworuszne. Tilky po blidij, porystij szkiri kotyysia weyki krapli potu. I raptom jazrozumiw: win mene zowsim ne suchaje! Oboma rukamy, schowanymy za spynoju, winszczosyy trymaw dweri, jaki e pomitno zdryhaysia, nemowby chto natyskaw na nychiz korydora.

    Idi he raptom prostohnaw win dywnym, pyskywym hoosom. Idibahaju was! Idi! Idi unyz; ja pryjdu, pryjdu, ja zroblu wse, szczo wy choczete, tilky,zarady Boha, idi!!!

    U joho hoosi bua taka muka, szczo ja, zowsim rozhubywszy, mymochi pidniawruku, szczob dopomohty jomu wtrymaty dweri, jaki, zdawao, ot-ot rozczyniasia. TaSartoris raptom nestiamno zaementuwaw, nenaczebto ja zamachnuwsia na nioho no-em. Ja pozadkuwaw, a win use kryczaw falcetom: Idy! Idy! a potim: Zaraz power-nusia! Zaraz powernusia! Zaraz powernusia!!! Ni! Ni!!!

    Win prochyyw dweri j prosyznuw useredynu. Meni zdaosia, szczo na riwni johohrudej majnuo szczo zootyste, jakyj byskuczyj dysk. Za dweryma teper czuasia jakaszamotnia, sztora rwuczko widsonyasia, wysoka ti myhnua po sklanomu ekrani,sztora znowu zsunua, i bilsze niczoho ne buo wydno. Szczo tam kojiosia? Poczuysiatupit, szaena bihanyna, potim use urwaw pronyzyj dzekit rozbytoho ska i prounawdzwinkyj dytiaczyj smich.

    Nohy pidi mnoju tremtiy, ja rozhubeno ozyrawsia na wsi boky. Zapaa tysza. Ja siwna nyke pastykowe pidwikonnia j prosydiw tak, mabu, chwyyn pjatnadcia. Ne znaju,czy ja czoho czekaw, czy prosto buw takyj wymotanyj, szczo meni nawi ne chotiosiawstawaty. Hoowa prosto rozkoluwaasia wid bolu. De wysoko poczuwsia protianyjskryp, i wodnoczas dowkoa poswitliszao.

    Meni buo wydno tilky czastynu korydora, jakyj kilcem operizuwaw aboratoriju.Wona mistyasia na najwyszczomu jarusi stanciji, priamo pid werchnioju obszywkoju, cze-rez te zowniszni stiny buy wwihnuti j pochyli, iluminatory, roztaszowani czerez konikilka metriw, skydaysia na bijnyci. Zowniszni zaslinky na nych uraz popowzy whoru.Bakytnyj de zakinczuwawsia. Kri towste sko rynuo slipucze siajwo. Kona nikelo-wana panka, kona dwerna ruczka zasiajaa, mow maeke sonce. Dweri do aboratoriji cia weyczezna pyta z nepolirowanoho ska zapaay, nacze ero topky. Ja dywywsiana swoji posirili w ciomu prymarnomu switli, skadeni na kolinach ruky. W prawij doonija styskaw hazowyj pistoet nawi ne pomityw, koy i jak wychopyw joho z futlara. Jawkaw joho nazad u futlar. Meni buo we jasno, szczo tut ne dopomoe nawi atomnyjwyprominiuwacz. Ta j szczo nym mona zrobyty? Roztroszczyty dweri? Wdertysia z johodopomohoju do aboratoriji?

    Ja pidwiwsia. Soniacznyj dysk, schoyj na wodnewyj wybuch, zanuriujuczy wOkean, posaw meni nawzdohin horyzontalnyj puczok maje materilnych promeniw;koy wony torknuysia mojeji szczoky, ja we spuskawsia trapom unyz, ja widczuwnemowby dotyk rozpeczenoho tawra.

  • Zijszowszy do poowyny trapa, ja raptom peredumaw i powernuwsia nahoru. Obi-hnuw aboratoriju. Jak ja we kazaw, jiji operizuwaw korydor; projszowszy krokiw sto, jaopynywsia po druhyj jiji bik, nawproty tocznisiko takych samych sklanych dwerej, aenawi ne probuwaw jich widczynyty, bo dobre znaw, szczo wony zamkneni.

    Ja szukaw jake wikonce w pastykowij stini czy chocza b jaku szparku; baanniapidhlanuty za Sartorisom ne wydawaosia meni neprystojnym. Ja chotiw nareszti pokin-czyty z usima zdohadkamy j diznaty pro prawdu, chocza nawi ne ujawlaw sobi, czyzmou jiji zrozumity.

    Meni spao na dumku, szczo aboratorni prymiszczennia oswitlujusia kri ilumina-tory w steli, tobto u werchnij obszywci, i szczo koy ja wyberusia nazowni, moywo,wdassia zazyrnuty kri nych useredynu. Ae dla cioho meni znowu treba buo spuskaty-sia wnyz po skafandr i kysnewyj aparat. Ja stojaw bila trapa, rozmirkowujuczy, czy wartasprawa zachodu. Cikom imowirno, szczo sko u werchnich iluminatorach matowe. Aeszczo meni zayszaosia robyty? Ja spustywsia na serednij jarus. Doweosia projty powzradistanciju. Dweri do neji buy rozczyneni nawsti. Snaut sydiw u krisli w tij samij pozi,w jakij ja joho pokynuw. Win spaw, ae, zaczuwszy moji kroky, zdryhnuwsia j rozplusz-czyw oczi.

    Ao, Kelwin! chrypko okyknuw win mene.Ja mowczaw. Nu szczo? Uznaw szczo-nebu? zapytaw Snaut. Tak, widpowiw ja sprokwoa. Win ne odyn.Snaut skrywyw huby: Ot baczysz! Ce we szczo. To, kaesz, u nioho hosti? Ne rozumiju, czomu wy ne choczete meni pojasnyty, szczo ce take, promowyw

    ja niby znechotia. Oskilky ja tut ytymu, to odnakowo rano czy pizno pro wse dowida-jusia. Nawiszczo ci tajemnyci?

    Ty wse zrozumijesz, koy do tebe samoho pryjdu hosti, widpowiw Snaut.Zdawaosia, win na szczo oczikuje j ne due chocze zi mnoju rozmowlaty. Ty kudy? kanuw win, koy ja ruszyw dali.Ja ne widpowiw.U zali raketodromu niczoho ne zminyosia. Na pidwyszczenni stojaa nawsti wid-

    czynena moja zakiptiuena kapsua. Ja pidijszow do wiszaok iz skafandramy, i w meneraptom propao wsiake baannia wybyratysia nazowni. Ja kruto powernuwsia j hwynto-wym trapom zijszow do skadiw. Wukyj korydor buw zacharaszczenyj baonamy i szta-belamy jaszczykiw. Stiny joho poyskuway syniawoju niczym ne pokrytoho metau. Szczekilka desiatkiw krokiw i pid steeju zjawyysia bili wid ineju truby choodylnoji usta-nowky. Ja piszow uzdow nych. Czerez muftu w towstomu pastykowomu maneti jichbuo prowedeno w hermetyczno zamknene prymiszczenym. Koy ja widczynyw waki, za-wtowszky w dwi koony dweri z humowoju oblamiwkoju, na mene wijnuo choodom,szczo projmaw a do kistok. Ja zatremtiw. Z petywa zasnienych zmijowykiw zwysaykryani burulky. Tut tako stojay wkryti szarom snihu jaszczyky i kontejnery, poyciwzdow stin buy zapowneni blaszankamy i obhornutymy w prozoryj pastyk owtuwa-tymy hrudkamy jakoho yru. W hybyni skepinczasta stela znyuwaa. Tam wysiacupka, iskrysta wid pamorozi sztora. Ja widhornuw jiji kraj. Na pidwyszczenni z alumi-nijewych gratok eaw jakyj weykyj, dowhastyj, ukrytyj siroju tkanynoju predmet. Japidniaw kraj pootnyszcza j pobaczyw zastyhe obyczczia Gibariana. Czorne woossia z

  • sywym pasmom nad obom hadko prylahao do czerepa. Pereamujuczy liniju szyji, wy-soko styrczaw borak. Zapali oczi dywyysia prosto w stelu, w kutyku odnoho z nych za-merza mutna krapyna. Mene probyraw takyj chood, szczo ja edwe strymuwaw dro.Ne wypuskajuczy z ruky sawan, ja druhoju rukoju torknuwsia Gibarianowoji szczoky.Wraennia buo take, niby ja dotorknuwsia do merzoho polina. Szkira bua szerechatawid szczetyny, jaka probywaasia czornymy ciatkamy. Wyraz bezmenoho, prezyrywohoterpinnia zastyh u kutykach ust. Opuskajuczy kraj tkanyny, ja pomityw, szczo po druhyjbik trupa z-pid skadok wydnijusia kilka czornych dowhastych namystynok czy kwaso-yn, maekych i weykych. Ja zacipeniw.

    Ce buy palci bosych nih, jaki ja baczyw z boku pidoszwy; wypukli poduszeczky we-ykych palciw buy e rozsunuti. Pid zimjatym krajem sawana rozpastaasia nehry-tianka.

    Wona eaa doliy, mowby porynuwszy w hybokyj son. Diujm za diujmom stiahu-waw ja z neji hrubu tkanynu. Hoowa, wkryta woossiam, zibranym u maeki syniuwato-czorni mutyky, eaa na zhyni takoji czornoji masywnoji ruky. yskucza szkira spynynapnuasia na horbykach chrebciw. Ani najmenszyj poruch ne oywlaw weetenke tio.

    Ja szcze raz hlanuw na jiji bosi pidoszwy, i mene raptom wrazya odna dywna detal:wony ne buy ni sterti, ni spluszczeni wahoju tia, na nych nawi ne zrohowia szkira widchoby bosoni wona yszyasia taka tonka, jak na spyni czy rukach.

    Szczob pereswidczytysia, szczo ce sprawdi tak, ja dotorknuwsia do nehrytianky,chocz zrobyty ce meni buo nabahato wacze, ni dotorknutysia do trupa. I tut staosiaszczo nejmowirne: tio, jake eao na dwadciatygradusnomu morozi, poworuchnuosia.Nehrytianka pidhornua nohu, jak ce roby sobaka, koy jiji wziaty pid czas snu za apu.

    Wona tut zamerzne, podumaw ja. Ae jiji tio buo spokijne, j ne due choodne,ja szcze widczuwaw u kinczykach palciw mjakyj dotyk. Ja pozadkuwaw za sztoru, opu-styw jiji j wyjszow u korydor. Meni zdaosia, szczo tut nesterpno duszno. Trap znowuprywiw mene w za raketodromu. Ja siw na zhornenyj kilcewyj paraszut i obchopyw ho-owu rukamy. Po mojemu tiu nacze projszow wakyj kotok. Ja ne znaw, szczo zi mnojudijesia. Buw zowsim rozczawenyj, dumky moji spowzay w jaku prirwu wtrata swi-domosti, nebuttia wydawaysia meni teper nejmowirnym i nedosianym bahom.

    Czoho jty do Snauta czy do Sartorisa? Ja ne ujawlaw sobi, szczob chto iz nych mihzwesty w odne cie wse te, szczo ja dosi pereyw, pobaczyw, do czoho dotorknuwsia wa-snymy rukamy. Jedynym poriatunkom, uteczeju, pojasnenniam buw dihnoz boe-willa. Tak, ja, mabu, zboewoliw, widrazu pisla posadky. Okean upynuw na mij mo-zok ja pereywaw halucynaciju,