magazyn, dobry menadżer - numer 1

59
udziały firm w rynku urządzeń mobilnych myslovitz MY MUSIC OD SERCA czyli artysta jest najważniejszy EKSKLUZYWNY WYWIAD wywiad z pilotem roberta kubicy REMIGIUSZ ŁUPICKI, ZAŁOżYCIEL WYTWóRNI MY MUSIC TECHNOLOGIA MIASTOMANIA - czyli o tym jak miasto inspiruje muzyków strona 43 strona 24

Upload: sps-media-group

Post on 30-Mar-2016

225 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Dobry Menadżer to magazyn wielofunkcyjny. Chcemy, aby był miłą lekturą dla relaksu, a jednocześnie poradnikiem dla ludzi pracujących w tym zawodzie.

TRANSCRIPT

Page 1: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

udziały firm w rynkuurządzeń mobilnych

myslovitz

My Music od sercaczyli artysta jest najważniejszy

ekskluzywny wywiadwywiad z pilotem

robertakubicy

reMigiusz Łupicki, zaŁożyciel wytwórni My Music

technologia

MiastoMania- czyli o tym jak

miasto inspirujemuzyków

strona 43

strona 24

Page 2: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

Super rabaty i samochody z homologacj� ci��arow�

ix20 i30 ix35 i40

Wyprzeda� rocznika 2013

W zale�no�ci od wersji silnika w modelu i20 zu�ycie paliwa w cyklu mieszanym wynosi od 3,8 do 5,2 l/100 km, emisja CO2 od 99 do 122 g/km. Oferta promocyjna obowi�zuje do odwołania lub wyczerpania zapas�w i dotyczy samochod�w z roku produkcji 2013. Liczba samochod�w w ofercie jest ograniczona. Szczeg�ły oferty dost�pne s� w autoryzowanych salonach sieci dealerskiej Hyundai Motor Poland.

Ruszyła wyprzeda� rocznika 2013. Nowoczesne modele Hyundaia s� w zasi�gu r�ki. Skorzystaj z super rabat�w, mo�liwo�ci zakupu samochodu z homologacj� ci��arow� oraz programu 5 lat gwarancji bez limitu kilometr�w. Tw�j wymarzony Hyundai jeszcze nigdy nie był tak blisko. Zapraszamy do salonu i na www.hyundai.pl

Nazwa dealera, Miasto, ul. Dealerska 1/1, tel. 00 000 00 00

Page 3: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

03

Wydawca:ARTHaus Spółka z o.o.

Redaktor Naczelny:DAWiD SWAkoWSkitwitter.com/MenadzerDawid

Zastępca redaktora naczelnego /sekretarz redakcji:AgATA JANickA

korekta:ANNA PleWkA, kARoliNA RybińSkA,RobeRT MARcHWiANy

Studio graficzne:MDN AgeNcy

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

www.dobrymenadzer.plfacebook.com/dobrymenadzer

kontakt:+48 500 510 405

ziwnie, wręcz niezręcznie być redaktorem naczelnym tak ambitnego projektu. Wielu z nas czyta podobne magazyny, może po to, aby odnaleźć inspirację do wykonania kroku w

stronę sukcesu.

Magazyny w tym zapewne trochę pomagają, ale nieznacznie. Jesteśmy tylko ludźmi, składamy się z wad - mniejszych bądź większych. Kochamy rywalizację, lubimy piękne kobiety, szybkie auta i pełne worki forsy. Co jednak kluczowo nas napędza? Niestety zazdrość. Tutaj będziecie mogli zazdrościć i mobilizować się do pracy, ponieważ będą tutaj sami utalentowani ludzie. Ten magazyn ma być dla Was siłą napędową i motywacją do pracy nad samym sobą i ludźmi w firmie. Możecie wstawać wcześniej, ciężej trenować, więcej wymagać od innych i budować jeszcze większy autorytet. Możecie, a my pokażemy Wam jak to ułatwić.

Głównym powodem spłodzenia mojego pomysłu jest to, że gdy sięgam po gazetę, zazwyczaj w moich rękach ląduje katalog reklam. Przypomina to dosłownie zlep ulotek, jakie zapychają codziennie nasze skrzynki pocztowe. Kiedy po długotrwałej walce, przerzucając dziesiątki stron, znajduję jakiś artykuł, zazwyczaj okazuje się, że jest on sponsorowany.

Dobry Menadżer w założeniu ma być inny - przede wszystkim wielofunkcyjny. Chcemy, aby był miłą lekturą dla relaksu, a jednocześnie poradnikiem dla ludzi pracujących w tym zawodzie. Mamy zamiar wprowadzić nową jakość w prasie i podzielić się naszymi spostrzeżeniami. W pewien sposób szkolić menadżerów, a szczególnie osoby tak młode, bo takich ludzi brakuje na tym rynku. Chcemy, aby praca menadżera stała się łatwiejsza i przyjemniejsza. Mam nadzieję, że kilkadziesiąt następnych stron stworzonych przez bardzo wielu ludzi, którym za to dozgonnie dziękuję, spodoba się Państwu i sprawi, że zapragniecie, Drodzy Czytelnicy, pozostać w naszym gronie na dłużej.

D

Dawid SwakowskiRedaktor Naczelny

Page 4: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

04

spis t r e Ś c i 07MARKETINGbRAND24 - narzędzie, które muszą znać firmy istniejące w sieci09

KULTURAkoncerty w Polsce22KULTURAczym charakteryzuje się dobry manager muzyczny?23

WYWIADAsia Ash dla Dobrego Menadżera27

NIERUCHOMOŚCITrzy zasady skuteczności Home Stagingu32

TECHNOLOGIAUrządzenia mobilne i ich udział na rynku06

SPORTco z tą kadrą?36SPORTkariera “ołówkiem” pisana37ZDROWIElocavore - jedz lokalnie, myśl globalnie38WYWIADNowe - stare życie zespołu Myslovitz41PSYCHOLOGIAWyjdź ze strefy komfortu - 6 praktycznychtechnik43MARKETINGJeden prosty trik, aby klient podał ci wszystkona tacy...45

WYWIADlicencja na sukces - wywiad z Michałem kuśnierzem51HISTORIAczarnoskóry powstaniec z Warszawy55HISTORIAoszustwo z futrem w tle56

TECHNOLOGIANajlepszy smartfon?

12TEMAT Z OKŁADKI

Najważniejszy jest artysta - wywiad z Remigiuszem Łupickim

34NIERUCHOMOŚCI

Dom na tak. Nie bądź na nie!

49Być jak Steve Jobs- refleksja po przeczytaniu książki

MARKETINGJak skutecznie prowadzić fanpagena facebook’u?47

SZTUKAArt Fashion Hairdressing16KULTURAHistoria Alicji Janosz18

KULTURAPrzypadek Jamesa Arthura24

KULTURAMiastomania, czyli o tym jak miasto inspiruje muzyków30

Page 5: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

05

Page 6: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

06

Ostatnie badanie udziału poszczególnych firm na rynku urządzeń mobilnych przyniosło kilka niespodzianek. Nie dotyczą jednak one szczytu tabeli, gdzie niepodzielnie króluje Android. System operacyjny stworzony przez Google znajduje się na 83,1% sprzedawanych urządzeń, co jest dosyć dużym wzrostem w porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego. Wówczas oprogramowanie to znajdowało się na 75% smartfonów i tabletów.

Zwycięski marsz Androida niesie za sobą jednak ofiary w postaci Apple’a i Blackberry. Pierwsza firma systematycznie traci udziały w rynku i obecnie system iOS znajduje się na 13,4% urządzeń, które trafiły do sklepów. Dla porównania, rok temu odsetek ten wynosił 15,6%. Prawdziwą tragedią poprzedni kwartał zakończył się dla Blackberry. Wskutek bardzo słabej sprzedaży telefonów z systemem Blackberry OS 10, udział kanadyjskiej firmy spadł z 4,3% do 1%. Potknięcie konkurenta wykorzystał również celujący w rynek korporacyjny Microsoft, którego Windows Phone z 2,1% urósł do 4,1%. 37,3% sprzedanych smartfonów i tabletów stanowi sprzęt innych, mniejszych firm. Jest on wyposażony głównie w systemy Android i Windows Phone.

Wyniki te bezpośrednio przekładają się na wzrost sprzedaży urządzeń konkretnych producentów. Największy, z 32,9% do 35,2%, zanotował skupiający się na Androidzie Samsung, zauważalnie wzrosła też pozycja Lenovo ( z 3,7% do 4,3%) i LG (z 4,1% do 4,8%). Apple tworzący urządzenia z iOS spadł z 15,6% do 13,4%, zaś Huawei sprzedający telefony z Androidem i Windows Phone

wzrósł z 4,4% do 5,1%. W czołówce rankingu nie znalazła się jeszcze Nokia, która radzi sobie na rynku coraz lepiej i w USA stała się czwartą pod względem sprzedaży firmą tworzącą smartfony.

Warto zwrócić uwagę na brak w głównym zestawieniu HTC, które jeszcze kilka lat temu było czarnym koniem mobilnego wyścigu. To na jej telefonach Google prezentował pierwsze wersje systemu Android. Ciekawe jest też pojawienie się na podium globalnej sprzedaży chińskiego Huaweia, który przyjął taktykę podobną do działań Samsunga sprzed kilku lat. Polega ona na zalaniu rynku jak największą liczbą różnych modeli telefonów. Dzięki temu w portfolio firmy każdy klient będzie mógł znaleźć coś dla siebie. Bardzo możliwe, że Huawei niedługo zacznie otwartą wojnę z

Samsungiem, do której dołączy kolejny rosnący w siłę azjatycki wytwórca sprzętu, czyli ZTE.

W przyszłości możemy spodziewać się, że udział Androida w rynku nie zmieni się, postępować za to będzie marginalizacja Apple. Należy oczekiwać też pojawienia się w następnych zestawieniach Microsoftu, który właśnie wykupił dział telefonów Nokii i chce zostać głównym dostawcą coraz popularniejszych sprzętów z systemem Windows Phone. O wiele ciekawsze od obecnych będą wyniki czwartego kwartału bieżącego roku. Ze względu na trwający wówczas sezon świąteczny właśnie wtedy najwięcej osób zdecyduje się na kupno mobilnego sprzętu, który jest coraz popularniejszym prezentem w każdej części świata.

Dawid Kosiński

technologia

urządzenia Mobilnei ich udziaŁ na rynku

Page 7: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

07

ok 2013 będzie rekordowy pod względem sprzedaży smartfonów na świecie. W samym tylko trzecim kwartale kupiliśmy aż 261,1 mln inteligentnych telefonów. Jednak na rynku jest tak wiele modeli, że ciężko wybrać ten najlepszy. Apple,

Samsung, LG, HTC, a może Nokia – których z tych producentów jest najlepszy?

Szaleństwo na smartfony zaczęło się tak naprawdę od 2007 roku, kiedy na rynku zadebiutował iPhone. Nie był to pierwszy na świecie inteligentny telefon, ale to firma z Cupertino rozpropagowała ideę tego typu urządzeń. Konkurenci z mozołem nadrabiali stracony czas i cały czas gonili Apple. Dzisiaj firma z nadgryzionym jabłkiem w logo, chociaż jest pozycja jest bardzo silna, nie jest już liderem rynku.

Minęły już czasy, w których to Apple uchodziło za firmę najbardziej innowacyjną i wyznaczającą światowe trendy. Konkurenci przestali już gonić firmę Steve’a Jobsa i dawno przesunęli się na czoło wyścigu o serca użytkowników. Niekwestionowanym liderem sprzedaży jest Samsung, a najpopularniejszym systemem operacyjnym stał się Android z 81-procentowym udziałem w trzecim kwartale 2013 roku.

r

Jednak ostatnie premiery w postaci iPhone’ów 5S i iPadów Air oraz Mini z ekranem Retina jasno pokazują, że Apple nie poddaje się w walce o klienta. Przez ostatnie miesiące to firma z Cupertino ścigała pozostałych producentów w kwestii innowacyjności, a teraz znowu wróciła na szczyt. Stało się tak za sprawą przede wszystkich dwóch elementów. Pierwszym z nich jest czytnik linii papilarnych, dzięki któremu można odblokowywać ekran urządzenia, a także autoryzować zakupy w iTunes czy też App Store. Jest to zdecydowanie wygodniejsze rozwiązanie niż ciągłe wpisywanie hasła lub odblokowywanie przy pomocy wzoru na ekranie.

Drugim elementem jest pierwszy w świecie mobilnym 64-bitowy procesor. Chociaż w tym momencie nie przynosi od użytkownikom wiele korzyści, bo wciąż brakuje 64-bitowych aplikacji, to jest to jednak inwestycja w przyszłość i pokazanie, że w świecie smartfonów jest jeszcze pole do poprawy. Nowa architektura nie tylko pozwala na wykorzystywanie w większej ilości pamięci RAM, ale ma także wpływ na wydajność i możliwości sprzętu. Nie można się więc dziwić, że pozostali producenci układów mobilnych, z Qualcommem i Samsungiem na czele, już zapowiedzieli swoje wersje 64-bitowych procesorów.

Czy to oznacza, że iPhone 5S to najlepszy smartfon na rynku? Nie. Nie ma urządzenia idealnego i każdy oczekuje od telefonu czegoś innego. Dla jednego użytkownika najlepszy będzie sprzęt z nadgryzionym jabłkiem i systemem iOS. Inna osoba wybierze Androida i urządzenie z dużym, 5-calowym ekranem, a ktoś jeszcze inny zdecyduje się na Windowsa Phone, który powoli, ale systematycznie zdobywa coraz większą popularność. Pomimo tego, że Samsung i Apple cały czas sprzedają najwięcej smartfonów, to nie da się jednoznacznie określić, który producent, a tym bardziej który model jest najlepszy. Damian Jaroszewski

to wszystkozależy od twoich preferencji...

najlepszy sMartfon?

Page 8: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

08

Page 9: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

09

Brand24- narzędzie, które muszą znać firmy istniejące w sieci!

Uprzedzam, nie jestem specjalistą PR, Social Media i tak dalej. Wiem, że jestem małym człowieczkiem, który stoi u stóp wielkiej góry zwanej SM. Jednak nawet niedoświadczeni użytkownicy, tacy jak ja, wiedzą, że sieci społecznościowe to nie tylko profity. Może to być pułapką dla osób/firm, które nie umieją poruszać się po tym gruncie. Ile razy widzieliśmy firmy, które zachowywały się jak dzieci we mgle. Wrzucały coś do sieci, a później pogrążały się jeszcze bardziej zachowując się jakby straciły rozum. Bardzo trudno zbudować dobrą relację pomiędzy klientem, a marką.

Ciężkie zadanie czeka osoby, które chcą zaangażować wiele osób i uzyskać pozytywny zasięg. Do tego potrzeba wiele czasu. Jeśli już przebrniemy przez ten trudny, męczący i czasami kosztowny proces to warto pielęgnować ten stan. Wystarczy jeden wpis, jedna chwila aby popsuć to wszystko co budowaliśmy nawet przez lata.

Narzędzie Brand24 postanowiłem przetestować na sobie, a raczej na swoim blogu. Po kilkunastu dniach stwierdziłem, że ten blog, nie nadaje się do badania tematu. Nie oszukujmy się, nie wniosę więcej polotu i finezji do tego smutnego jak piz… bloga. Zero wzmianek w internecie. Dlatego potrzebowałem czegoś, o czym jest głośno w sieci. Najlepiej jakiejś marki, która wywołuje mieszane uczucia.

Wstępnie wybrałem Media Markt, ale zanim zebrało mi wystarczającą ilość materiałów pojawiła się „perełka”. Pojawił się kryzys pewnej firmy obuwniczej. Ktoś, kto lubi poczytać o tego typu sprawach wie, że chodzi o Bubble Shoes i konkurs z typowaniem śmierci pana T. Starałem się śledzić ten temat do samego końca. W pewnym momencie pojawiło się mnóstwo informacji na ten temat, a wpisałem tylko w słowach kluczowych „Bubble Shoes”. Mogłem pewnie użyć innych kombinacji, efekty byłyby pewnie inne.

Page 10: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

10

Informacje, które otrzymywałem były różne. Od wiadomości sprzed wpisu o konkursie, po negatywne komentarze na Twitterze, Facebooku i blogach. Wpis siedział na FB kilka godzin, a w tym czasie pojawiło się pewnie tysiące negatywnych wpisów na ten temat. Nie zaskoczę, że najwięcej wyników zebrało w dniu z niefortunnym konkursem.

Pozytywne wyniki to efekt wpisywania przez użytkowników takich słów jak: kreatywne, doświadczony, doskonały czy ciekawy. Wszystko to w formie sarkazmu. Oczywiście, możemy zaznaczyć sobie te wpisy jako negatywne opinie po to aby łatwiej nam było je przefiltrować. Zauważyłem, że system tak jakby uczył się jaka opinia jest negatywna, a jaka pozytywna. Na samym początku większość jest sklasyfikowana jako neutralne. Musimy oznaczyć kilka opinii aby pozostałe zostały zaznaczone automatycznie.

Obsługa Brand 24 jest bardzo prosta i intuicyjna. System zrobiono tak żeby poradziły sobie w nim nawet osoby, które nie liznęły SM. Nie znam osoby, która nie poradziłaby sobie z tym serwisem. Znam jednak wiele firm, którym przydałby się Brand 24. Nie jest to produkt stworzony dla małych blogów, ale dla firm, które prowadzą interesy i są obecne w sieci. Którym zależy na budowaniu marki. Nie dziwię się, że do Brand24 dołączają wielkie firmy. System zbierania wyników w czasie rzeczywistym działa tutaj cały czas.

Gdy śledziłem wyniki Media Markt to dowiedziałem się, że wiele osób jeździ tam wkurwiać sprzedawców. Nawet na takie wpisy, które są porozrzucane po sieci, firmy mogą reagować. Pewnie nie widzą sensu aby odpowiadać na taki wpis, ale jakby zareagowały to może zamiast wkurwiania sprzedawców, taki klient kupiłby chociaż jakiś kabelek.Internet i sieci społecznościowe służą nie tylko do wrzucania wpisów na stronach. Do budowania

pozytywnego wizerunku wymagana jest komunikacja z użytkownikami, potencjalnymi klientami. Brand24 pomaga wyciągnąć z sieci użytkownika, który potencjalnie chce taką rozmowę nawiązać. Bo inaczej po co miałby wymieniać nazwę firmy we wpisie, czy komentarzu? Albo zachwala dany produkt/markę, albo próbuje zmieszać je z gównem. Moim zdaniem warto reagować w obydwóch przypadkach.

Wyniki w Brand24 są prezentowane w prostej formie i przejrzyście pogrupowane. Mamy podział na najbardziej popularne sieci społecznościowe. Na załączonym zrzucie nie widać Google+, ale tego portalu również pobiera wyniki. Jest ich trochę mniej, ale musicie mi uwierzyć, że również pojawiają się w serwisie. Zbieranie wyników po pierwszym wprowadzeniu zwrotów kluczowych, trwa jakiś czas. Po tym zabiegu powinniśmy uzyskać dostęp do kopalni wiedzy. Oprócz wykresów, dostępu do infografiki i innych przydatnych opcji, mamy dojście do bezpośrednich wpisów. Możemy je przeczytać bezpośrednio w panelu Brand24, ale również przenieść się do konkretnego wpisu klikając z poziomu systemu.

Ciężko w jednym wpisie przedstawić to rozbudowane narzędzie. Warto dodać, że Brand24 jet dostępne również jako aplikacja na Androida. Poprzez takie narzędzie mamy dostęp 24h do informacji na temat swojego produktu. Żeby się samemu przekonać o wartości Brand24 warto zarejestrować się na stronie i skorzystać z 7-dniowego dostępu za darmo. Wtedy nie trzeba będzie nikogo przekonywać, sam zobaczy, że warto.

Osobiście polecałbym śledzić Brand24 i Michała Sadowskiego na Facebooku.Maciej Kulesa

// o autorzeFan mobilnych systemów, ciekawych rozwiązań, które pomagają w świecie internetów. Miłośnik dobrych i polskich startupów. Ekshibicjonista na Facebooku, Twitterze i Google+. Właściciel blogów www.fandroid.com.pl i www.xblive.pl @maciejkulesa

Page 11: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

11

Page 12: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

12

remigiusz Łupicki swoją przygodę z muzyką rozpoczął pracując jako DJ w poznańskich klubach. Dzisiaj jest właścicielem My Music - jednej z najlepiej prosperujących wytwórni płytowych. Przyczynił się do sukcesu większości polskich gwiazd w branży muzycznej. Gdzie jest miejsce artysty, a gdzie managera? Odpowiedzi na to oraz wiele innych pytań udzielił w rozmowie z Agatą Janicką.

najważniejszyjest artysta

Page 13: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

13

Za nami styczeń. Był to czas podsumowań zeszłego roku i nowych postanowień. Jaki był rok 2013?

Ten rok był szczególny zwłaszcza dla branży muzycznej. Okazało się, że nie tylko radio rządzi rynkiem, nie trzeba mieć granych piosenek na antenie, aby nadal dobrze sprzedawać płyty. Świetnym przykładem jest Dawid Kwiatkowski, którego płyta jest najlepiej sprzedawana w Polsce. Istnieją badania radiowe, dotyczące tzw. potencjału piosenki, w które ja mało wierzę. Polegają one na tym, że potencjalnym odbiorcom puszcza się parę sekund piosenki, a oni mają ocenić czy im się ona podoba czy nie. Moim zdaniem należy najpierw ją kilkakrotnie odsłuchać żeby stwierdzić czy przypadnie nam do gustu.

Wiele piosenek traci swoją szansę przez radio, ponieważ nie daje ono możliwości, aby zostało w nim puszczone wszystko. Piosenek jest dużo, a czasu antenowego niewiele.Dawid Kwiatkowski pokazał inną drogę do sukcesu. Skupił się na social media czyli między innymi na facebooku i youtubie. To ułatwia pracę managerowi. Nie musimy nic kreować za pomocą list przebojów w radiu. Jak widać to działa. Debiutancka płyta Dawida cieszy się ogromną popularnością.

To właśnie podsumowanie zeszłego roku – nie musimy już próbować „wepchnąć” do radia piosenek naszych artystów. Podążamy nową ścieżką ich promowania.

Skąd czerpiesz na to wszystko energię?

Myślę, że to kwestia osobowości. Taki jestem i czasem nawet mi to przeszkadza. Wieczorami nie mogę spać, bo ciągle myślę i planuję. Energię czerpię z muzyki, bo to moja pasja i najważniejsze jest to, że robię to co kocham. Życzę tego oczywiście każdemu, bo nieważne, czy ktoś jest hydraulikiem, policjantem czy managerem, jak ja. Najważniejsze

to czerpać przyjemność z tego co robimy, bo to właśnie dodaje energii.Przyznaję się – jestem pracoholikiem. Podobno to choroba. Czasem mi to przeszkadza. Daję sobie trochę luzu, dzień wolny, po czym okazuję się, że może wytrzymam 3 godziny bez pracy, ponieważ nawet w wolnej chwili szukam w internecie muzyki i artystów.

W takiej pracy bywa dużo stresujących sytuacji. Jak sobie z tym radzisz?

Zawsze się zastanawiałem, dlaczego w szkołach nie uczą technik radzenia sobie ze stresem? Ja odkryłem to dawno, jeszcze w młodzieńczych latach, zagłębiając się w psychologiczne książki. Może gdyby nie one, nie było by nawet My Music. Z moją wrażliwością i osobowością ciężko by było ogarnąć taką instytucję. Dużo młodych ludzi odkrywa to, w czym są dobrzy, odnoszą sukces i nagle ich to przerasta.

Niestety dobry sposób na radzenie sobie ze stresem nie istnieje. Ja próbuję po prostu nie myśleć o przyszłości. Najważniejsze to skupić się na tym co jest tu i teraz - to moja główna maksyma. Tak samo nie patrzę w przeszłość i popełnione błędy.

Prowadząc jakikolwiek biznes musimy liczyć się z ciągłym stresem. Świat jest w większej części uwarunkowany przez pieniądze, co powoduje, że ciągle się denerwujemy. Musimy zapłacić za rachunki, mieszkanie, zarobić na własne przyjemności, co skutkuje ciągłą gonitwą za kasą oraz zmęczeniem z powodu nadmiaru pracy.

W dzisiejszej dobie Internetu ludzie nadal kupują płyty?

Razem z analitykami byliśmy zdania, że płyty kupują ludzie powyżej 30 roku życia, którzy zarabiają i mają pieniądze, aby świadomie wybierać, co im się podoba oraz wspierać tym swoich ulubionych

Page 14: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

14

wykonawców. W ostatnim czasie okazało się, że jesteśmy jednak w błędzie. Wykonawcy, którzy sprzedali w Polsce najwięcej płyt to Dawid Kwiatkowski i One Direction. Ich fani mają około 11-16 lat i to oni kupują najwięcej płyt w kraju. Młodzi ludzie nie tylko ściągają piosenki z Internetu, ale udowodnili, że także je kupują. Mit mówiący, że muzykę na płytach można sprzedawać tylko dorosłym i dojrzałym słuchaczom został obalony. Nawet ostatnia płyta Edyty Bartosiewicz nie cieszyła się taką popularnością.

Pracowałeś z wieloma osobami, co było najważniejsze?

Nauczyłem się cierpliwości, co było dla mnie trudne, bo jestem osobą spontaniczną. Zaczynając przygodę z muzyką wydawało mi się, że to dzięki mnie artysta jest popularny. Dziś wiem, że to nie jest prawdą. To artyści pracują na swój sukces, my jesteśmy tylko po to, aby pomóc im poprowadzić karierę i zarobić pieniądze. Bardzo dużo managerów jednak myśli tak jak ja kiedyś. Najlepszym przykładem jest Maja Sablewska. To Doda wypromowała Maję, a nie na odwrót. Dla przykładu: ja sprzedałem ponad 2 miliony płyt wówczas, gdy Maja kilkadziesiąt tysięcy. Ale nie o to chodzi. Manager powinien stać w cieniu artysty. Gdybym chciał być popularny w świecie celebrytów, to prawdopodobnie byłbym jednym z najbardziej znanych ludzi w muzyce. Mógłbym pokazywać się przy każdym moim podopiecznym, na każdym bankiecie, robiąc z nimi sobie wspólne zdjęcia.

Maja Sablewska nie wypromowała Dody, ba - nawet jej zaszkodziła. Pojawienie się w jednym z programów muzycznych było nieporozumieniem. Ja jako artysta nigdy bym już jej nie zaufał. Dlaczego? Bo ona zawsze będzie chciała być bardziej popularna. Manager po prostu nie może być za wszelką cenę na widoku.

Uważasz, że na polskim rynku muzycznym managerowie dbają o

artystów?

Manager może trafić na tak zwany ,,złoty strzał” na początku swojej kariery, ale kiedy oszuka swojego artystę to już jest jego koniec. Dobry manager to ktoś, kto systematycznie pracuje na sukces wtedy jest godny zaufania.

Aktualnie głośno jest o Igorze Pilewiczu. To młody chłopak. Widzę w nim siebie na początku mojej kariery. Jest aktywny i dobrze radzi sobie ze swoimi obowiązkami. Może stworzyć sobie fantastyczną przyszłość pod

jednym warunkiem – jeśli będzie wobec swoich artystów uczciwy. Mnie by nie było gdybym postąpił nie fair wobec Mezo, Jeden Osiem L, Donia czy Libera. Zrobiliby mi wtedy tak negatywny PR, że nie miałbym żadnych szans na dojście do tego punktu w życiu, w którym obecnie się znajduję. Dlatego Igor jest przykładem osoby, która sięga szczytów, ale musi udowodnić swojemu artyście, że jest osobą godną zaufania. Lojalność i uczciwość to najważniejsze cechy w tym zawodzie. Owszem manager jest bardzo potrzebny, ale jest tylko

Page 15: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

15

dopełnieniem całego sukcesu, znaczącym ale jednak tylko narzędziem dla artysty.

Skandal czy ciężka praca, która droga potencjalnie może lepiej sprzyjać karierze?

Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Jeśli ktoś wypowiada się na ten temat to jest tylko i wyłącznie jego filozofia. Bez wątpienia ciężka praca jest najważniejsza. Dobrze jest budować swój wizerunek tylko i wyłącznie poprzez tworzenie dobrej muzyki. Muzycy, którzy najlepiej

sprzedają płyty nie potrzebują skandalu. Na przykład Dawid Podsiadło, który aktualnie odnosi wielki sukces, nie brał udziału w żadnym skandalu.

Jest jednak masa ludzi, którzy wywołują skandal z prostego powodu – nie mają żadnego talentu. Jeśli ludzie nie mają pomysłu, jak zachęcić słuchacza, to zazwyczaj wybierają takie rozwiązanie.

Świetnym przykładem jest dziewczyna, która wystąpiła w Dzień Dobry TVN - Angelika.

Zasłynęła tym, że po pierwsze źle trzymała gitarę, a po drugie nie umiała nawet udawać, że gra na tym instrumencie. Wszyscy o tym mówili. Jej potrzebny był tylko taki skandal, bo nie jest w stanie niczym innym zasłynąć. Nie nagra piosenki, ani prawdopodobnie nie napisze dobrej książki, ale stała się rozpoznawalna. Krótko mówiąc – prawdziwym artystom skandal jest zbędny.

Słyszeliśmy o Remik Music Consulting. Opowiesz nam więcej o tej inicjatywie?

Dostaję mnóstwo maili z różnymi pytaniami, jak poradzić sobie w branży. Widzę, że młodzi ludzie potrzebują wsparcia i porady. Stwierdziłem, że na rynku jest luka jeśli chodzi o takie szkolenia. Chcę na to poświęcić trochę czasu.

Może ludzie nie chcą dzielić się pomysłami, bo boją się konkurencji?

To jest mylne. Dla przykładu: pewnemu mężczyźnie udało się wyhodować czarne róże, a swoją tajemnicę zabrał do grobu. Do dziś takich nie kupimy w sklepie. Czy to nie głupota? Uważam, że powinniśmy dzielić się naszym doświadczeniem. Wierzę, że jeśli przekażę swoją widzę dalej, to ktoś ją pogłębi, dołoży coś swojego i powstanie coś niezwykłego.

Jakie są Twoje oczekiwania na 2014 rok?

Chciałbym, aby rynek muzyczny globalnie się rozwijał. Żeby ludzie zaczęli kupować muzykę na iTunes, słuchali jej na Spotify, bo te i wiele innych portali to przyszłość. Dobrze by było gdyby przyszła do nas moda na kupowanie cyfrowej muzyki. To są moje jedynie oczekiwania, a jak będzie? Czas nam to pokaże.

Trzymam zatem kciuki!

Zdjęcia do okładki oraz do wywiadu wykonała Ewa Biskup

Page 16: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

16

// POKAZ SZTUKI FRYZJERSTWAJak połączyć sztukę, modę i fryzjerstwo? Odpowiedź na to pytanie mogliśmy oglądać na ,,Art Fashion Hairdressing”. O niezapomniane artystyczne wrażenia zadbali Ewa i Piotr Krajewscy oraz Akademia Fryzur Marzeny Kappy-Boguszewskiej. Impreza została zorganizowana z okazji 15-lecia Akademii Fryzur Marzeny Kappy-Boguszewskiej, a odbyła się 22.09.2013 w Akademii Fryzur. Pokaz rozpoczął się fryzjerskim show organizatorki oraz premierą kolekcji jesień-zima przygotowanej przez duet Krajewskich. Sam Krajewski zaskoczył wszystkich swoim wszechstronnym utalentowaniem - zaprezentował tworzenie obrazu na ciele modelki oraz przygotował własny wernisaż. Zaprezentował także niesamowite widowisko pt. ,,Wariatka Tańczy”, które zaparło dech w piersiach wielu gości. A wszystko to poprzez wykorzystanie ciała, ruchu i farby.Dodatkową atrakcją była oprawa muzyczna, o którą zadbała skrzypaczka Aleksandra Wachowiak oraz Marcin Czyżewski

artfashion

hairdressingModelki przygotowała akademia fryzur Marzeny kappy-boguszewskiej

Makijaż: ewa romańczuk /af

Partnerzy: ars developer, goldwell, kMs california

Patronat Medialny: art imperium, business woman & life, ik imperium kobiet, wnętrza daniela, przędsiębiorcv@eu, Moda i ja, Moja gazeta regionalna,rynek polonijny Magazyn w hamburgu

Page 17: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

17

Jak połączyć sztukę, modę i fryzjerstwo? Odpowiedź na to pytanie mogliśmy oglądać na ,,Art Fashion Hairdressing”. O niezapomniane artystyczne wrażenia zadbali Ewa i Piotr Krajewscy oraz Akademia Fryzur Marzeny Kappy-Boguszewskiej. Impreza została zorganizowana z okazji 15-lecia Akademii Fryzur Marzeny Kappy-Boguszewskiej, a odbyła się 22.09.2013 w Akademii Fryzur. Pokaz rozpoczął się fryzjerskim show organizatorki oraz premierą kolekcji jesień-zima przygotowanej przez duet Krajewskich. Sam Krajewski zaskoczył wszystkich swoim wszechstronnym utalentowaniem - zaprezentował tworzenie obrazu na ciele modelki oraz przygotował własny wernisaż. Zaprezentował także niesamowite widowisko pt. ,,Wariatka Tańczy”, które zaparło dech w piersiach wielu gości. A wszystko to poprzez wykorzystanie ciała, ruchu i farby.Dodatkową atrakcją była oprawa muzyczna, o którą zadbała skrzypaczka Aleksandra Wachowiak oraz Marcin Czyżewski

Page 18: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

18

HistoriaAlicji Janosz

Page 19: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

19

Wygrywając idola miałam 18 lat, a poza miłością do śpiewania niewiele w głowie i zerowe doświadczenie w czymkolwiek związanym z kreowaniem wizerunku czy budowaniem kariery. Z perspek-tywy czasu myślę, że byłam dobrym materiałem na popową wokalistkę i że można było ten potencjał wykorzystać znacznie lepiej niż to zostało zrobione.

Nie pielęgnuję w sobie urazy czy negat-ywnych emocji i raczej staram się w trudnych sytuacjach odnajdywać do-bre strony, więc pewnie dzięki temu jakoś przetrwałam czas, gdy najbardziej wyśmiewano mnie za to, że zaśpiewałam ‘piosenkę o jajecznicy’. Ale to było trudne i bolesne zderzenie z brutalnym światem, bo czułam, że to było po prostu niesprawiedliwe, że ja odpowiadam za cudze decyzje i czyjąś twórczość. Nie ja napisałam tekst piosenki, ale Patrycja Kosiarkiewicz, która zresztą odmówiła, gdy zapytałam, czy fragment ten może zmienić. Wydaje mi się, że wszystkiemu winien był brak asertywności z mojej st-rony, wynikający z wieku ale również z pokory wobec profesjonalistów, którzy mnie otaczali.

Page 20: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

20

Byłam bardzo ufna, naiwna i uwierzyłam, że muszę zrobić coś pod publikę, bo tego wszyscy ode mnie odczekują, a później będę robić am-bitniejsze rzeczy. Ale publiczność nie jest tak wyrozumiała jak mi się zdawało, a za coś, co fir-mujesz swoim nazwiskiem nie ocenia się ekipy osób, które nad tym pracowały, ale Ciebie.

Wiem, że powodzenie w karierze nie zależy je-dynie od talentu, ale również od szczęścia - kiedy i na jakich ludzi się trafi. Ja byłam niestety trochę królikiem doświadczalnym. Gdybym dziś była swoim managerem, albo zatrudniłabym dla siebie na początku bardzo dobrego jednego producenta, który byłby w stanie stworzyć bardzo dobrą płytę, albo (bezpieczniejsza wersja jeśli chodzi o Polskę) wydałabym płytę z coverami jakie śpiewałam w Idolu, a dopiero później zaczęłabym pracować nad solowym materiałem, bez pośpiechu i ogromnego ciśnienia, bo one nigdy nie sprzyjają powstawaniu muzyki.

Przez 2 lata od Idola koncertowałam, choć nie wierzyłam do końca w to co wykonuję na scenie. Na bazie poczucia niesprawiedliwości i będąc w okresie buntu, kreowałam się na rozwydrzoną nastolatkę, a za namową producenta i manag-era zaczęłam występowałam pod pseudonimem Alex, co dziś uważam, że również było beznadzie-jnym posunięciem. Myślę, że w przypadku World Idola też niepotrzebnie poddałam się tej kreacji, w której w tamtym czasie bardzo pomagała mi Maja Sablewska. Na szczęście, za namową Piotrka Banacha, w pewnym momencie zdecydowałam się na przerwę w występach. Zeszłam ze sceny, zaczęłam studiować i słuchać coraz więcej muzy-ki. Jeździłam na wiele festiwali i koncertów w roli fana, zaczęłam prawdziwie zakochiwać się w muzyce, której wcześniej nie znałam. Zaczęłam też uczyć się grać na gitarze akustycznej. Natu-ralnie przyszedł moment, kiedy już sama pisałam piosenki. Od 6 lat należę do rythm’n’bluesowego zespołu HooDoo Band, dzięki któremu odważyłam się znów wchodzić na scenę. Wiem, że muzyka którą wykonujemy jest dobra, a z tą świadomością występy dają prawdziwą rozkosz i nam i odbiorcom.

Page 21: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

21

Wiem, że nie okłamuję publiczności, a ona zaw-sze wyczuje co jest szczere, a gdzie tej szczerości brak. Nie gramy dla mas, ale publiczność okołobluesowa nas docenia, a ludzie wracają na nasze koncerty. Generalnie, zdecydowałam, że muzyka jest moją drogą, a nie jedynie narzędziem do robienia kariery, którą uważam za skutek uboczny robienia tego, co kocham. Myślę, że proces tworzenia musi być wolny od wszelkich nacisków. Cieszę się, że mam dziś komfort tworzenia tego o chcę i nagrywam so-bie inspirowane brzmieniem wytwórni Mo-town i muzyką lat 60tych piosenki, które razem z moim mężem - perkusistą i producentem Bartkiem Niebieleckim tworzymy w naszym domowym studio nagrań. Ale brakuje mi man-agera, który zdecydowałby się podjąć wyzwanie i spróbowałby dotrzeć do ludzi z moimi piosen-kami. Nie takiego, który wyśle mnie na pięć im-prez i będzie chciał zrobić ze mnie celebrytkę, ale takiego, który zobaczy jak nasze dźwięki potrafią poruszyć słuchacza i że jest w tym sens, bo jest-em pewna, że dla takich dźwięków w naszym kraju też jest miejsce.

Niedawno usłyszałam od jednej osoby z popu-larnego radia, że mój ostatnio wydany kawałek “Sisterhood” jest na antenę za mało popowy. Kilka dni później dostałam gratulacje za tę piosenkę i prośbę o wywiad od amerykańskiego portalu promującego muzykę pop. Pytam więc czym jest ten pop? Bo obawiam się, że nasze media, które nie przejawiają potrzeby edukow-ania publiczności, wręcz robią z ludzi idiotów. Wierzę, że konsekwencja w robieniu dobrej muzyki, bez względu na to czy jest to pop w pol-skim rozumieniu czy nie, zaowocuje zebraniem wiernej publiczności. Doświadczam tego z Hoo-Doo od kilku lat, a od 10 obserwuję w zespole naszych przyjaciół - Indios Bravos. Wracając do początków mojej ‘kariery’ - z pewnością byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby moje pierwsze demo, jakie przyniosłam do wytwórni z Piotrkiem Ba-nachem nie zostało odrzucone, bo nie byłabym skreślona przez wiele osób jako dziewczynka śpiewająca bzdury. ponieważ mam ambicje, aby tworzyć naprawdę dobrą muzykę i wiem, że męczyłabym się, śpiewając coś słabego, pod

tzw. publiczkę. Ale wszyscy dokoła chcieli szyb-ko zarobić, a moja płyta miała być dla mas, a nie ambitna. Niestety szybki zarobek a niszowa muzyka niekoniecznie idą w parze.

Dobry manager wybiega myślami naprzód i zamiast szybkiego jednorazowego zysku wybi-era dłuższą drogę, ale taką, która przyniesie długofalowe, pożądane efekty. Najłatwiej jest wycisnąć z jednej popowej gwiazdki ile się da i zająć się kolejną. Ale ja jestem idealistką, która bardziej wierzy w moc muzyki i szczęście tu i teraz, które bierze się z wielu małych rzeczy, więc nie będę się zabijać o karierę kosztem tej muzyki i poczucia sprzedania własnej duszy. Robię na-jlepiej jak potrafię to co kocham i niezależnie czy śpiewam na dużej scenie czy w małym klubie. Wierzę, że to ma sens ciśnienia, bo one nigdy nie sprzyjają powstawaniu muzyki.

Alicja Janosz

Page 22: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

22

// styczeń 2014Clannad w Zabrzu - 28 stycznia Clannad w Poznaniu - 29 stycznia Clannad w Warszawie - 30 stycznia Clannad w Warszawie - 31 stycznia

// luty 2014Ellie Goulding w Warszawie - 6 lutego Deep Purple w Poznaniu - 13 lutego Deep Purple w Katowicach - 15 lutegoDJ BoBo w Poznaniu - 15 lutego John Mayall w Warszawie - 18 lutego Bullet For My Valentine w Warszawie - 19 lutego Garou w Warszawie - 20 lutego Backstreet Boys w Warszawie - 23 lutego Depeche Mode w Łodzi - 24 lutego

// marzec 2014Tom Odell w Warszawie - 3 marca James Arthur w Warszawie - 4 i 5 marca (2 koncerty)Skunk Anansie - 4 koncerty w różnych miastach: 5-8 marca Five Finger Death Punch w Warszawie - 12 marcaDisclosure w Warszawie - 12 marca Room 94 - trasa koncertowa, 12 polskich miast- marzec/kwiecieńNight of the Proms w Łodzi: Amy Macdonald, OMD, John Miles i Le Div4S - 22 marca

// kwiecień 2014Young Stars Festival w Poznaniu - 26 kwietnia

kultura

// KOncERTY W POlScE

// maj 2014Peter Gabriel w Łodzi - 12 maja Manowar w Katowicach - 17 maja

// czerwiec 2014Yes w Warszawie - 2 czerwca Avenged Sevenfold w Łodzi - 4 czerwca Nine Inch Nails w Katowicach - 10 czerwca Black Sabbath w Łodzi na Impact Fest - 11 czerwca Aerosmith w Łodzi na Impact Fest - 12 czerwca Tori Amos w Warszawie - 12 czerwca Kings Of Leon w Warszawie na Orange Warsaw Festival - 13 czerwca Queens Of The Stone Age w Warszawie na Orange Warsaw Festival - 13 czerwca Florence and the Machine w Warszawie na Orange Warsaw Festival - 14 czerwca David Guetta w Warszawie na Orange Warsaw Festival - 15 czerwca 30 Seconds To Mars w Rybniku - 22 czerwcaSoundgarden na Live Festival Oświęcim- 27 czerwca Tom Jones w Warszawie - 28 czerwca

// lipiec 2014Pearl Jam w Gdyni na Open’er Festival - 3 lipca Metallica w Warszawie na Sonisphere Festival- 11 lipca

// sierpień 2014Justin Timberlake w Gdańsku - 19 sierpnia

Page 23: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

23

czym charakteryzuje siędobry menadżermuz yczny?Załóżmy, że masz całkiem przyzwoity zespół – lub jesteś niezłą wokalistką (lub wokalistą), udało Ci się nagrać dobry materiał, i przyszła pora, by poszukać managera. Oczywiście, można próbować to robić na własną rękę, ale mówiąc szczerze: jeśli chcesz, żeby było słychać o Tobie gdzieś dalej niż granice Twojego miasta, znalezienie dobrego managera specjalizującego się w muzyce będzie konieczne.

Managerowie charakteryzują się umiejętnością strategicznego planowania finansów artysty, promocją, marketingiem, ale również funkcjonują jako swojego rodzaju doradcy personalni we wszystkich sprawach związanych z finansami zespołu. Kilka cech dobrego managera jest jednak wyjątkowo mocno kluczowych, i szczególnie warto zwrócić na nie uwagę. Poniżej naświetlam te, którymi powinien wykazać się każdy manager, któremu decydujemy się powierzyć opiekę nad naszą karierą.

1. DoświadczenieGdy stawiasz pierwsze kroki, zawsze zgłasza się do ciebie mnóstwo osób, z których duża część obiecuje złote gory i gruszki na wierzbie – nawet, jeśli tak naprawdę nie mają jeszcze żadnych, branżowych osiągnięć, i chcą jedynie stać się elementem branżowego ekosystemu. Jakkolwiek nie jest dobrze wyświadczać ludziom przysługę i wyciągać pomocną dłoń, pamiętaj, że stawką tutaj jest Twoja własna kariera, i to ona jest priorytetem w tym wszystkim. Manager ma być doradcą, ale też opiekunem; Twoja kariera, portfolio, zbiór osiągnęć, są trochę jak Twoje własne dziecko. Nikt o zdrowym rozsądku nie oddałby malucha pod opiekę niani, która ani nie jest wykształconym pedagogiem, ani też nie ma jakiegokolwiek doświadczenia z dziećmi. Pamiętaj więc, by nie ryzykować zbytnio i nie powierzać odpowiedzialności za Twój własny rozwój, torowanie ścieżek, i – choćby nawet częściowo – finanse komuś, kto jest dopiero na samym początku drogi. Lepiej jest skorzystać z pomocy kogoś, kto będzie kosztował nieco więcej niż kolega (lub mąż koleżanki), ale zapewni rzetelność, kompetencje i fachowość, i pozwoli Tobie, jako artyście, skupić się na kreatywności i tworzeniu znakomitego materiału dla Twoich fanów.

2. EntuzjazmW wielu przypadkach manager to dodatkowy członek zespołu, czy dobry duch solowego wokalisty. Pomaga wybrać, z setek ukończonych nagrań, tych kilkanaście najbardziej wyjątkowych, które ostatecznie trafiają na album. Dobiera single. Doradza w kwestii marketingu albumów, tras koncertowych, miejsc w których warto się pojawić (i tych, które należałoby ominąć szerokim łukiem). Dlatego też dobrze jest mieć kogoś, komu praca w mediach, i z artystami, sprawia wielką radość – i jest dla niego naturalnym środowiskiem. Nie ma nic gorszego, niż manager bez pasji do muzyki, który trzyma wszystko na dystans, a w biznesie jest tylko i wyłącznie dla bankietów i pieniędzy. Staraj się znaleźć kogoś, kto faktycznie żyje tym, czym się zajmujesz, oddycha, i jest zafascynowany tym tak samo mocno, jak Ty.

3. KoneksjeTo ma sporo wspólnego z doświadczeniem. Dobry manager ma szerokie znajomości w branży – co pozwala Tobie uzyskać rozpęd, a karierze nabrać szybszego tempa. Większa ilość wywiadów, łatwiejsze dojście do redaktorów prowadzących, dojścia do producentów, realizatorów dźwięku, stylistów, właścicieli sklepów z markowymi ubraniami lub sprzętem audio, kontakty w agencjach reklamowych... Możnaby wymieniać bez liku. Ktoś, kto ma już przetarte szlaki, i dobre kontakty w najróżniejszych zakątkach showbiznesu, jest w stanie wspomóc, niemal na zawołanie, i rozwiązać każdy problem bez zbędnej zwłoki.

4. Dobry człowiekO tym wielu, w całym, showbiznesowym mętliku, zapomina – a szkoda. Ktoś, kto jest, po prostu, dobrym człowiekiem, jest lubiany przez ludzi, sympatyczny i przyjazny, to ktoś, kto jest – jednocześnie – również godny zaufania i niezawodny. Managerowie to często ludzie, którzy dopingują artystę, ale też są jego powiernikiem i – zwłaszcza w trasie – najbliższą osobą. Ktoś, kto nie jest zwykłym, chłodnym profesjonalistą, ale po prostu człowiekiem z krwi i kości, pozwala poczuć się lepiej. Nie tylko Tobie samemu, ale również całej ekipie, która z Tobą podróżuje i pracuje z Tobą na codzień.

5. Odpowiedzialność finansowaPamiętaj, by wybrać kogoś, kto ma zdolności numeryczne i potrafi zarządzać pieniędzmi. Wielu artystów straciło olbrzymie sumy pieniędzy, tylko z tego powodu, że powierzyli opiekę nad swoimi finansami ludziom, którzy porwali się z przysłowiową motyką na słońce (lub, co jeszcze bardziej przykre, po prostu wyprowadzali dodatkowe dla siebie pieniądze pod stołem). Generalnie zasada jest prosta: manager zarabia odsetek od tego, co udaje się wynegocjować dla Ciebie. Jeśli Ty nic nie zarabiasz, manager też nie powinien. Pamiętaj, by dobrać sobie managera, który potrafi zarządzać, a najlepiej – ma również jakieś zaplecze finansowe. Nie daj się wkręcić w umowę, która nie stawia zarobków managera jasno, czy pozwala jemu zarobić więcej, niż Tobie.

6. Twardy negocjatorManager podejmuje za Ciebie – lub dla Ciebie – wiele decyzji. Kluczowym jest to, by były one biznesowo korzystne, i przyniosły wymierny zysk dla Ciebie, lub Twojego zespołu. Wrodzone cechy osobiste, jak i edukacja oraz wyczucie do interesów, mogą być tym, co z czasem zaważy na Twojej karierze (lub karierze Twojej grupy), i ich przetrwaniu, bądź rozpadzie. Miej pewność, że Twój manager nie daje się zbić z pantałyku, ani rozstawiać po kątach medialnym decydentom, i nie ma nieustającej potrzeby uszczęśliwiania kogokolwiek – poza Tobą samym. Wybierz managera, który wie czego Tobie potrzeba, i jak to osiągnąć. Umiejętności negocjacyjne to prawdziwy skarb, i jeden z największych atuytów dobrego managera, zwłaszcza w perspektywie długodystansowej kariery.

Reasumując: dobry manager to ktoś, dla kogo priorytetem są Twoje dobre samopoczucie i sukces. Współpraca z managerem, jeśli układa się pomyślnie, może trwać nawet całe życie – więc jest tutaj coś z dobierania sobie partnera, czy naprawdę dobrego znajomego. Zadaj sobie pytanie: czy będziecie, Ty (lub Twój zespół), i manager, do siebie pasować? Mając na uwadze 6 wymienionych przeze mnie atrybutów, masz szansę znaleźć naprawdę dobrego doradcę i przewodnika po showbiznesowym świecie, który pozwoli Tobie nie tylko tworzyć dobrą muzykę, ale też tworzyć muzykę, którą każdy słyszy, kojarzy i obcuje z nią z wielką przyjemnością.

Dynamitri / facebook.com/dynamitri

Page 24: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

24

PrzypadekjaMesa arthuraJames Arthur, zwycięzca dziewiątej edycji brytyjskiego X Factora, to w tej chwili absolutny top w zestawieniu światowych artystów. Jego pierwszy singiel sprzedał się w nakładzie 1,3 mln egzemplarzy i niemal od razu zdobył pierwszą pozycję w UK Singles Chart, najbardziej prestiżowym zestawieniu na Wyspach. Tym samym przebił wszystkich swoich poprzedników, którzy na swój sukces musieli pracować zdecydowanie dłużej.

Błyskawiczny skok do wielkiej kariery w przypadku Arthura to jedynie złudzenie. Przed X Factorem wokalista próbował swoich sił w The Voice UK (w Polsce program jest znany jako The Voice of

Poland), gdzie swoją przygodę zakończył jako jeden z 200 wyselekcjonowanych uczestników (producenci i jurorzy konkurencyjnego show dziś pewnie plują sobie w brodę). Był to rok 2011, czyli czas, w którym James założył Emerald Skye - czwarty w swoim życiu zespół, z którym nie udało mu się zaistnieć. Najbliżej tego był wraz z rockową grupą Save Arcade. W 2009 roku ukazała się ich EP-ka (minialbum – przyp. red.) „Truth”, z kolei rok później wydali „Tonight We Dine in Hades”. Oba krążki przeszły bez większego echa i znów odroczyły wielką karierę muzyka. Podobnie było z nagraniami Cue The Drama oraz Moonlight Drive, w których Arthur udzielał się w latach 2005-2008. Dziś bez problemu można posłuchać ich na YouTubie i prześledzić stylistyczne zmiany, jakie na przełomie lat zaszły w twórczości artysty. Od początku bowiem gwiazdor stawiał na własne kompozycje - jedne lepsze, drugie trochę gorsze, ale zawsze samodzielnie skomponowane. Nie udało mu się jednak uniknąć etapu dawania klubowych setów, podczas których grywał chociażby „Cry Me a River” Justina Timberlake’a. To nagranie jest do

Page 25: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

25

zobaczenia w Internecie, tak samo zresztą, jak kompozycje i filmy z najwcześniejszej młodości wokalisty. Pierwsze utwory komponował bowiem już w wieku 15 lat.Pod własnym nazwiskiem na poważnie zaczął działać tuż przed X Factorem. W 2012 roku wydał kolejne w swoim dorobku EP-ki, tym razem pod szyldem The James Arthur Band. Jeszcze jedną dołożył firmując The James Arthur Project. Nagrał nawet teledysk, w Internecie było o nim coraz głośniej, filmy zdobywały coraz więcej wyświetleń, ale - jak mawiał wielokrotnie - kompletnie nie spodziewał się tego, co miało dopiero nadejść.

Ogromny sukces przytłoczył go na tyle, że przeszedł poważne załamanie nerwowe. Z powodu ataku paniki trafił nawet do szpitala. największym szokiem okazał się nowy Jork, gdzie najdobitniej przekonał się o skali swojej popularności. W rozmowie z „daily Mirror” przyznał, że myślał nawet o samobójstwie. W międzyczasie musiał radzić sobie z dużą presją, jaka ciążyła na uczestnikach telewizyjnego show. Medialny szum wokół jego osoby wytworzył się już po pierwszych programach na żywo, kiedy to paparazzi nie odstępowali go na krok. Prasa próbowała wykreować wizerunek Jamesa jako

notorycznego podrywacza i imprezowicza. Po jednym z „live’ów” zarzucono mu nawet plagiat. Arthur znany był z autorskich interpretacji znanych piosenek. Największą sensację wzbudziło wykonanie hitu LMFAO „Sexy And I Know It”. Okazało się, że łudzącą podobną wersję na długo przed emisją odcinka nagrał Noah, jeden z muzyków, który swoją karierę opiera na youtube’owym kanale. Skala popularności Jamesa Arthura jest niewyobrażalna i chyba największa w historii telewizyjnych konkursów talentów. Po zwycięzcę upomniały się nawet wydawnictwa literackie, a efektem współpracy z jednym z nich jest dostępna na rynkach brytyjskim i amerykańskim książka „James Arthur. My story”. Publikacja ukazała się jeszcze przed oficjalną premierą debiutanckiej płyty Anglika. Ta światło dzienne ujrzała 1 listopada tego roku. Od razu wspięła się na drugie lokaty na listach sprzedażowych w Anglii, Szkocji oraz Irlandii, zaś w Grecji była trzecia, a we Francji piąta. Do Polski album przybył cztery dni później. Z kolei sam James już 17 listopada podpisywał płyty w warszawskim Empiku Junior, a także wystąpił gościnnie w programie Must Be The Music. Pierwszy koncert nad Wisłą zaplanowany został na marzec 2014 roku.

Przypadek Jamesa Arthura to fenomen na skalę światową. Żaden laureat telewizyjnego show nie zdobył tak masowej popularności, jak skromny Anglik jeszcze rok temu grający do kotleta w przydrożnych pubach. Artysta jest również dobitnym przykładem potęgi tego typu rozrywki, która w Polsce nadal postrzegana jest jako sztuka drugiego sortu. Wykonawcy wyłonieni drogą dotychczasowych rodzimych edycji przeróżnych programów TV postrzegani są z przymrużeniem oka, jako nie do końca wartościowi. W Wielkiej Brytanii lub w Stanach Zjednoczonych jest zupełnie inaczej. Przykładowy X Factor to prestiż, który daje nie tylko ogromny przychód, ale także odkrywa i docenia prawdziwych artystów. Takich, jak James Arthur.

Michał Baniowski

Page 26: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

26

Page 27: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

27

„Mam pozytywne nastawienie do świata. W przeciągu ostatnich trzech lat udało mi się oficjalnie wydać 6 singli, nakręcić 5 teledysków, współpracuję z najlepszymi dj’ami w Polsce, oraz muzykami i wciąż sporo koncertuję. robię to co kocham i nie mam powodów by narzekać!”

asiaashdla dobrego Menadżera

Page 28: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

28

Czy zmieniła się Twoja kariera po Eska Music Awards?

Oczywiście, chociaż wygranie jakiejkolwiek nagrody nie daje Ci przepustki do wiecznego bycia na topie. Następnego dnia można się chwilę pocieszyć, ale już kolejnego trzeba brać się ostro do pracy, bo ludzie szybko zapominają. Dzięki występowi na Gali Eska Music Awards, poznałam wielu ciekawych i wartościowych ludzi i z całą pewnością więcej zyskałam niż straciłam. Teraz krok po kroku realizuję pomysł, który mam na siebie... dajcie mi jeszcze trochę czasu. Myślę, że niektórych zaskoczę.

Wiemy, że przez pewien czas byłaś sama dla siebie menadżerką. Jakie są plusy takiej pracy?

Tak to prawda, przez okres około półtora roku sama zajmowałam się wszystkimi zadaniami, które niegdyś należały do mojego menagera. Było to dla mnie wspaniałe wyzwanie, ponieważ jednym z moich marzeń jest to aby w przyszłości prowadzić swoją agencję i pomagać utalentowanym artystom. Plusy

takiej działalności to niesamowita wolność w wyborach artystycznych, jednak okupiona brakiem czasu na tworzenie muzyki. Często na próbie ze swoim zespołem czy w studiu nagrań, musiałam odbierać telefony z propozycją współpracy czy koncertu i w przerwach dogadywać szczegóły. Lubię pracę na pełnych obrotach i całkiem mnie to wkręciło, ale jednak wokalista powinien być od śpiewania i skupiania się na aspekcie twórczym. Myślę, że za parę lat wrócę do tego i zajmę się młodymi, zdolnymi.

Z jakim managerem współpracowało Ci się najlepiej, a z jakim najgorzej?

Nie prowadzę takiego rankingu, z każdej współpracy menagerskiej wyniosłam dużą naukę. Przez okres 5 lat miałam okazję współpracować z trzema menagerami. Czasem te działania, były prowadzone metodą prób i błędów ale z tego też potrafię wyciągnąć wnioski. Najwspanialsze jest to, że od tych wszystkich ludzi nauczyłam się na tyle dużo że byłam w stanie tak pokierować swoją karierą, że w przeciągu ostatniego 1,5 roku zagrałam ok 200 koncertów.

Jak na artystkę, która nie osiągnęła jeszcze tak zwanego “Topu” myślę, że to całkiem niezły wynik. Z nowym rokiem rozpoczęłam współpracę z Tuff Menagement i już nie mogę się doczekać co przyniesie mi ta przygoda!

Słyszeliśmy, że koncertowałaś w Chinach. Czy publika w naszym kraju, a tam znacznie się różni?

Nie doświadczyłam tam czegoś takiego jak “Hejting”, wszyscy są bardzo przyjaźni, dobrze sobie życzą. Tam szanuje się muzyków.

Współpracujesz z DJami, którzy tworzą muzykę house. Czy w jakiś sposób ten gatunek jest Ci bliski?

Muzyka House jest dla mnie bardzo bliska od ponad trzech lat, gdyż głównie taki gatunek gram w klubach. Spotkałam na swojej drodze kilku Djów, którzy pokazali mi sporo dobrej muzy z tego gatunku. Jednak nie jest tak, że słucham tylko tego, ja po prostu lubię DOBRĄ muzykę.

Rozmowę przeprowadziłaAgata Janicka

Page 29: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

29

Page 30: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

30

Miasto-maniaczyli o tym jak miasto inspiruje muzykówTemat miasta niejednokrotnie wzbudzał zainteresowanie artystów. Był czas, kiedy i polscy poeci zafascynowali się jego tematyką. Słynne „3xM”, czyli ogłoszony w 1922 roku awangardowy manifest Tadeusza Peipera „Miasto. Masa. Maszyna.” w mieście upatrywał synonimu nowoczesności, kultury i postępu. Jak się okazuje jest to wdzięczny temat, często eksploatowany także w świecie dźwięków. Swoją fascynację miastem, a także niejednokrotnie głębokie i szczere uczucie muzycy zamykają w nutach i słowach swoich piosenek. Zapraszam na podróż szlakiem miejsko-muzycznych inspiracji.

Page 31: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

31

Opracowała: Justyna GrochalFoto: Oliwia Drost

Frank Sinatra„New York, New York”Nigdy (jeszcze!) nie byłam w Nowym Jorku, ale wydaje mi się, że nie ma na Ziemi drugiego tak inspirującego miejsca. To zestawienie nie mogło obyć się bez wręcz kultowej i, dzięki coraz to nowym interpretacjom, nieśmiertelnej kompozycji o nigdy nie zasypiającym mieście. Ale chyba mało kto wie, że to Liza Mirelli wykonała piosenkę „New York, New York” w oryginale w 1977 roku w filmie Martina Scorsese o tym samym tytule. Jednak dopiero Frank Sinatra rok później wykonując ją publicznie, a trzy lata później nagrywając sprawił, że stała się popularna. Okazjonalnie muzyk śpiewał ten utwór w duecie z Minelli. Kompozycja podbiła serca wielu muzyków. Trafiła na warsztat m.in. Shirley Bassey i Beyonce. Niedawno nową wersję usłyszeliśmy w filmie „Wstyd”, gdzie cichuteńko, z akompaniamentem pianina, wyśpiewała ją jedna z bo-haterek grana przez Carey Mulligan. Wielu zarzuca temu wykonaniu nudę, ale moim zdaniem ten pełen smutku delikatny śpiew doskonale współgra z fabułą „Wstydu”.

friendly fire„paris”W Nowym Jorku łapiemy samolot i z naszym soundtrackiem w uszach kierujemy się do Eu-ropy, a dokładnie do stolicy Francji. Zachęceni jesteśmy kompozycją brytyjskiej grupy Friendly Fire, która zachęcając w swej piosence do przyjazdu do Paryża, tworzy magiczny obraz tego miasta jako miejsca, gdzie jak nigdzie indziej można cieszyć się życiem. Utwór nosi znamiona wspólnej ucieczki kochanków. Wsłuchując się słowa można odnieść wrażenie, że Paryż to jakby raj na Ziemi. Wykonanie uzupełnia swoim głosem wokalistka zespołu Au Revoir Simonem, Erika Forster. Utwór dwukrotnie zyskał nowe życie. Pierwszy raz za sprawą remiksu autorstwa grupy Aeroplane, a za drugim razem w związku ze śmiercią aktora serialu „Glee”, Cory Monteith’a, który na kilka dni przed swoim odejściem wyznał na jednym portalu społecznościowym, że w kółko słuchał tej piosenki. Wokalista Friendly Fire śpiewa, że pewnego dnia zamieszkamy w Paryżu, ale dla nas to tylko miejsce przesiadki w naszej dalszej podróży. Kierujemy się na północ.crystal fighters

„i love london”Sam tytuł rozwiewa wątpliwości na temat uczuć, jakie w stronę stolicy Anglii kierują muzycy grupy Crystal Fight-ers. Piosenka pełna radości tak, jak jej autorzy, którzy na scenie są wulkanem pełnym energii. Swego rodzaju oda do miasta spotęgowana przez powtarzający się refren. Zespół w utworze skupia się na rozrywkowej stronie Londynu, nadając mu hedonistycznego charakteru. Wokalista grupy, Sebastian Pringle, śpiewa o tym, że chce pójść na imprezę, ale słuchając go samemu nabiera się ochoty na balangę z nim. Do piosenki powstał teledysk wyreżyserowany przez Martina Zahringera.

brodka„varsovie”Czas na nasze rodzime podwórko. Na usprawiedliwienie zasłonię się teraz patriotyzmem i napiszę, że najlepsze na koniec. Piosenka co prawda zaśpiewana w języku angiel-skim, ale za to o miłości do polskiego miasta. „Varsovie”, czyli hit zeszłych wakacji pochodzi z EP-ki Moniki Brodki zatytułowanej „LAX”. Wokalistka na przekór wszystkim narzekającym na stolicę odkrywa przed nami piękno tego miasta i już w pierwszych słowach piosenki mówi wprost, że się w tym miejscu zakochała. Utwór ten dostał świetną oprawę wizualną w postaci teledysku, w którym różni mieszkańcy Warszawy jedzą swoje codzienne posiłki.

Myslovitz & Grechuta„kraków”Z obecnej stolicy przenosimy się do tej nieg-dysiejszej. Czas na ostatnie miasto na mapie naszej podróży, które najczęściej opisywane jest przymiotnikiem „magiczny”. Chodzi oczywiście o Kraków. Jakaś piękna energia wytwarza się, gdy przy jednym projekcie spotykają się artyści z dwóch pokoleń. Marek Grechuta, czyli król polskiej piosenki poetyckiej i Artur Rojek – dziś dyrektor artystyczny OFF Festivalu, który na zawsze zapisał się w historii polskiej muzyki rockowej jako lider zespołu Myslovitz. Dwa charakterystyczne i w mig rozpoznawalne głosy wyśpiewujące wspólnie piękny tekst. Bardzo melancholijny i nostalgiczny kawałek, przez co przepełniony emocjami. W takim nastroju, w sam raz na jesienną szarugę, kończymy pod ciepłym kocem z kubkiem herbaty w ręce, wsłuchując się na przemian w Grechutę i w kra-kowski hejnał…

Page 32: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

32

// nieruchoMoŚcitrzy zasady skutecznościhoMe stagingu

Dziś, w dobie nowych mediów i konsumentów coraz wyraźniej różnicujących się poszukiwanie wartości a nie na same realizowanie korzyści, home staging jest prawdziwym zbawieniem. Tworzy nie tylko wyróżnik oferty i sposób na walkę z konkurencją, ale przede wszystkim buduje świat wartości jaki możemy sprzedawać klientom. Świat pełen wyraźnych wizji, naturalnych wrażeń, znanych przestrzeni...

Niestety nadal jeszcze, zarówno ze strony klientów, jak i pośredników, słychać pomrukiwania niezadowolenia i domniemania uprawiania marketingowych sztuczek. Sprzedażowego szalbierstwa! Mówiąc bez ogródek, wielu twierdzi, że home staging to „picowanie” wnętrz bądź jawne ukrywanie wad. Takie sztuczne działanie, które nie ma realnego przełożenia na sprzedaż. No cóż, nic bardziej mylnego!

Działania home stagingowe nie mają na celu tuszowania wad, ukrywania niedoskonałości, oszukiwania czy wprowadzania w błąd kupującego. Wręcz odwrotnie. ich celem jest przedstawienie realnej wartości mieszkania takim, jakie ono naprawdę jest.

home staging to sztuka wyczucia dobrego smaku, umiejętności wydobycia ukrytego potencjału z mieszkania czy domu, nadania

im niepowtarzalnego stylu, wreszcie dźwignięcia ze statusu bylejakości na poziom pożądania. Niewielu ma tego świadomość, a jeszcze mniej potrafi to stosować.

Page 33: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

33

każdy pojedynczy, pejoratywny przejaw jakiejś cechy jest w stanie zakłócić do pięciu cech pozytywnych. Bilans tego, co negatywne na rzecz tego, co pozytywne wychodzi niestety na minus. Home staging potrafi odwrócić wzrok kupującego od tak nieistotnych cech – w perspektywie życia w nieruchomości – jak niedopasowane wyposażenie, niefortunny kolor płytek i ścian czy wreszcie pozornie nieużyteczna i mała kuchnia. Te rzeczy z punktu widzenia przyszłego życia nie mają żadnego znaczenia, więc jedynym rozsądnym ruchem jest odsunięcie ich na dalszy plan.

jeden drugiemu nie równy…

Te trzy zasady skuteczności home stagingu są tak naprawdę sposobem myślenia o sprzedaży nieruchomości. Są swego rodzaju wykładnią tego, w jaki sposób kupujący postrzega oferty oraz w którym kierunku powinien biec ich marketing. Sprzedaż nieruchomości bowiem, to nic innego jak sztuka sprawienia, aby potencjalny kupujący z morza ofert zwrócił uwagę właśnie na naszą. Żeby sięgnął po upragniony styl życia, którego wyrazem jest nasza sprzedawana nieruchomość. Warto tylko pamiętać, aby naprawdę robić to z głową. Rzucanie na lewo i prawo haseł „przygotowujemy nieruchomości do sprzedaży” niepopartych ani systemem sprzedaży, ani praktyką jest ogromnie niebezpiecznie. Zarówno dla klientów ponieważ najzwyczajniej w świecie padają ofiarą oszustów, jaki i dla rynku, bo jest niszczony od środka.

Sens home stagingu leży więc w tym, że przygotowując nieruchomość do sprzedaży będziemy mieli dopracowany cały wizerunek nieruchomości. Od systemu sprzedaży, prezentacji fotograficznej, ujmującej narracji, czy efektywnej promocji do świetnej obsługi sprzedażowej i posprzedażowej. Jeśli tych elementów nie ma, uprawiamy hochsztaplerkę.

Łukasz Kruszewski

dlaczego home staging działa? 1, 2, 3…

Kiedy dziś spoglądam na własne realizacje: prace nad wizerunkiem nieruchomości, współtworzenie scen, kreowanie ofert nie mam sumienia powiedzieć, że home staging nie działa. Co więcej, gdy otwieram portfolio freedom i widzę, że z bliska 150 zrealizowanych sesji home stagingowych, aż 90% nieruchomości zostało sprzedanych, to wprost czymś idiotycznym jest mówienie, o braku wymiernych korzyści. A one wynikają z trzech bardzo prostych zasad.Po pierwsze, oferta profesjonalnie przygotowana do sprzedaży nie tylko wyróżnia się wizualnie spośród innych na rynku, ale przede wszystkim stanowi niepowtarzalną wartość, której klient pragnie. Umiejętnie wystylizowana nieruchomość potrafi wzbudzać określone emocje, począwszy od zaciekawienia poprzez pożądanie i podniecenie, aż do poczucia spokoju czy wręcz swoistego katharsis – miejsca, z którego nie chce się wychodzić bo czujemy, że to nasz najlepszy możliwy stan ducha.

Po drugie, home staging wyręcza kupującego z czynności, które on sam poniósłby zaraz po zakupie nieruchomości. Praktyka home stagerów pozwala zaaranżować wnętrza zgodnie z ich naturalnym przeznaczeniem, dzięki czemu kupujący otrzymuje gotowy styl życia. Nie każdy z nas ma wyobraźnię, jak zagospodarować przestrzeń tak, aby była maksymalnie użyteczna. Dobry home stager uczyni to bez problemu, zaoszczędzając przy tym klientowi mnóstwa czasu i niejednokrotnie pieniędzy.

Po trzecie wreszcie, home staging odwraca wzrok kupującego od rzeczy, na których niepotrzebnie się koncentruje. Ludzie mają naturalną skłonność do dostrzegania i kodowania w obserwowanych rzeczach bardziej tego, co negatywne, niż pozytywne. Dodatkowo,

Page 34: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

34

zy wiesz, co wspólnego mają ze sobą Marcel Proust i pośrednik nieruchomości? Podpowiem. Obydwaj zatrzymali się w miejscu i poszukują czasu, który stracili. Pierwszy pochyla się nad swą przeszłością pragnąc obudzić „przespane” emocje. Drugi, wraca do czasów starych mediów,

w których szybkość przekazu informacji, jej estetyka, umiejętność tworzenia własnych kanałów i konieczność budowania potencjału społecznościowego nie były takim gwarantem sukcesu, jak dziś.

c

Dom na tak. nie bądŹ na nie!I powieściopisarz, i pośrednik wracają do czasów, które bezpowrotnie minęły. To prawda, że spoglądając w przeszłość można wiele wynieść, ale można też jeszcze więcej stracić z….teraźniejszości. Przespać zmieniające się środowisko, nie dostrzec trendów, zapomnieć o rozwijającej się konkurencji…

Ostatnio w branży tyle się dzieje, że na brak tematów i inspiracji nie mogę narzekać. Widać wyraźnie, jak duch deregulacji krąży i skrzętnie wyciąga do nas rękę przygotowując na nową rzeczywistość.

Kilka dni temu koleżanka, którą miałem przyjemność poznać na fantastycznych warsztatach u HouseDoctorPolska wystartowała z własną firmą – dom na tak! Można powiedzieć nic nowatorskiego, ot zwykła usługa pośrednictwa pokazana inaczej. No właśnie, ale w tym inaczej tkwi cała łamigłówka.

Page 35: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

35

z czyM do ludzi! Marta zrobiła coś strasznego. Podzieliła typową usługę pośrednictwa na pakiety oferując za nie, co najmniej dziwne ceny. Niektórzy odebrali to jako zamach na środowisko i próbę odbierania klientów, inni przeszli obok niewzruszeni, jeszcze inni – w tym ja – zachwycili się niczym dzieci. Tłumaczę w czym rzecz…

Jedną z fundamentalnych zasad zdrowego biznesu jest świadomość, do kogo kierujemy ofertę i na kim będziemy zarabiać. Po prostu. Bez tego ani rusz. Marta poszła strategią błękitnego oceanu. Po co walczyć o rynek, którego tak naprawdę nie ma, gdy można skoncentrować się na tej części, o której nikt nie myśli?

Stąd ciekawy podział na cztery pakiety, pogrupowanie usług w proste czynności i jasne zaprezentowanie korzyści, które są w zasięgu możliwości finansowych klientów. Bingo! Klient otrzymuje klarowną ofertę, wie ile ma za nią zapłacić i może ocenić na ile jest mu ona potrzebna.

doM na…Takie jawne odróżnienie się od typowych usług pośrednictwa, zarówno co do formy prezentacji oferty jak i cennika, może budzić spore kontrowersje. Wizja sprzedaży danych kontaktowych, umniejszania naszej pracy, „psucia” rynku czy zabierania klientów brzmi katastroficzne. Pytanie czy słusznie?

Moim zdaniem absolutnie nie, bo przecież tu nie chodzi o to, że Marta robi coś rewolucjonizującego branżę. Coś, czego do tej pory nikt nie robił. Nie. Wszyscy robimy opisy, rzuty, zdjęcia, coraz częściej świadczymy usługi home staging’u itd. Nie w tym rzecz. Marta rozłożyła nasze usługi na czynniki pierwsze i pokazała je klientom mówiąc: z całej palety usług wybierzcie tylko to, co Was interesuje. Dwa, ubrała ofertę w szatę nowego marketingu budując odpowiednią narrację i wykorzystując proste a zarazem efektywne narzędzia. Tak naprawdę więc Marta skierowała ofertę do klientów, którzy i tak nie są w kręgu możliwości „standardowych” pośredników. Poszła nie w kierunku kompleksowości ale partykularności! Klienci, których chce pozyskać Marta nie są naszymi klientami. To inna bajka. I o to chodzi, w tym tkwi całe piękno domu na tak!

Według mnie dom na tak jest odważną i udaną próbą wgryzienia się w rynek nieruchomości od strony nowoczesnego marketingu. Marketingu nastawionego na sprzedaż dobrą narracją, komunikację skierowaną do kobiet, pokazywanie korzyści, wreszcie dzielenie się wiedzą i doświadczeniami.

jesteM na tak!Jak więc jest z tym domem? Otóż ten biznes nie jest wymierzony w pośredników. Nie jest czymś anty, ale alter. Inną propozycją wartości dla naszych klientów. My pośrednicy musimy różnicować nasze oferty! Musimy się wyróżniać, pokazywać inną rzeczywistość usług, sprzedawać emocje! Wyrazistość jest w cenie, jak nigdy przedtem. Dlatego tylko w takich inicjatywach jest szansa dla „standardowych biur”. Szansa na zmianę. Tylko dzięki tego typu akcjom można skoncentrować się na własnym biznesie, przeanalizować własną ofertę i dostosować do rynku. Nie ma lepszej szansy na wzrost konkurencyjności, jak strach przed utratą klientów. A tego przecież się wszyscy boimy, prawda?

Dodatkowo koncepcja zaprezentowana w dom na tak wbrew pozorom daje nam ogromny argument. Dzięki takiemu pakietowaniu jesteśmy w stanie pokazać klientowi jak skomplikowany i wymagający ogromnej interdyscyplinarnej wiedzy jest nasz zawód. Paradoksalnie więc, dom na tak może nam przysporzyć więcej pożytku niż krzywdy. Pytanie, czy pośrednicy niczym bohaterzy straconego czasu też będą kręcić się w kółko i wiecznie powracać do miejsca z którego wyruszają, czy zerwą z myśleniem „anty”, a nastawią się na „alter”?

Życzę Marcie wytrwałości i życzliwości, bo bez tego naprawdę trudno przenosić góry!

Łukasz Kruszewski

// o autorzeŁUKASZ KRUSZEWSKIDyrektor ds. ZarządzaniaMarkąFreedom Nieruchomości

Zajmuje się komunikacją marketingową w obszarze nieruchomości i wpływem nowych mediów na budowanie marek. Z branżą związany od 2008 roku. Zdobywał doświadczenie prowadząc własne biuro, współpracując z agencjami marketingowymi oraz koordynując realizację projektów unijnych m.in. w branży nieruchomości. Obecnie związany z marką freedom nieruchomości, gdzie odpowiada za zarządzanie wizerunkiem i komunikację marketingową. Promotor nowoczesnego podejścia do marketingu nieruchomości. Wyznawca idei zmiany standardów obsługi rynku pod kątem wykorzystywania narzędzi nowych mediów w zarządzaniu doświadczeniem klienta. Z zawodu pośrednik, z zamiłowania filozof, z pasji marketer. Autor poczytnego bloga - niestandardowo na temat nieruchomości: www.lukaszkruszewski.pl. Prywatnie pasjonat socjologii kultury, filozofii, literatury fantasy, fan muzyki electro i sportów wytrzymałościowych.

Page 36: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

36

Na dobrą sprawę sami jesteśmy sobie winni sytuacji w kadrze. Na fali narodowej euforii kibice na zbawiciela namaścili – do dziś nie wiem dlaczego – Franciszka Smudę. „Franz” faktycznie nieźle radził sobie jako trener klubowy na krajowym podwórku, ale tylko nieźle. Większości kibiców jednak to wystarczyło, aby go ślepo pokochać i uwierzyć, że jesteśmy w stanie zwojować cuda na EURO 2012, którego byliśmy gospodarzem. 2,5 roku pracy zaowocowało jednym z największych blamaży w historii – ostatnim miejscem w grupie marzeń (Polska grała w grupie z Grecją, Czechami i Rosją przyp. red.). Po kompromitacji na Mistrzostwach Europy, Smuda odchodząc stwierdził, że zostawia swojemu następcy praktycznie gotową już drużynę, która po minimalnych poprawkach, będzie w stanie pokonać każdego. Jego następcą został – również forsowany przez większą część kibiców - Waldemar Fornalik, który najwidoczniej uwierzył w słowa swojego poprzednika, bo z kadrą nie zrobił nic. Na skutki nie trzeba było długo czekać – zwycięstwo z Mołdawią, dwa z amatorami z San Marino i z kretesem przegrane eliminacje do Mistrzostw Świata w Brazylii w 2014 roku. Eliminacje, które kosztowały

nas 160 tys. złotych miesięcznie, bo tyle wynosiło honorarium poprzedniego selekcjonera.Nadmuchiwany balonik pękł, złość się wylała i… No właśnie, i co?

Miała być rewolucja. Wściekli kibice oczekiwali zmian i wypatrywali nadziei w osobie nowego prezesa PZPN – Zbigniewa Bońka. „Zibi” miał uruchomić swoje międzynarodowe kontakty i ściągnąć zagranicznego trenera, który naprawiłby błędy poprzedników. Błędy, które są opłakane w skutkach. Smuda i Fornalik przegrywając mecz za meczem, spychali naszą reprezentację coraz niżej w rankingu FIFA i UEFA. Obaj się tym nie bardzo przejmowali, nie zauważając, że jesteśmy teraz tak nisko, że do eliminacji EURO 2016 będziemy losowani z czwartego koszyka. Oznacza to, że teraz w grupie będziemy mieli nie dwie, a trzy drużyny lepsze od nas! Jakby do tej pory nie było wystarczająco ciężko…

Boniek zaskoczył jednak wszystkich i 26 października oświadczył, że nowym selekcjonerem polskiej kadry zostanie Adam Nawałka. Argumentował to tym, że był to najlepszy z możliwych wyborów. Kibice nauczeni już doświadczeniem, są pełni obawy co do kolejnego polskiego szkoleniowca. Szkoleniowca, którego ostatnim sukcesem był awans z pierwszej ligi

cO Z Tąkadrą?

do Ekstraklasy z Górnikiem Zabrze. W gronie potencjalnych trenerów wymieniało się takie znakomitości jak Marcelo Bielsa, czy Giovanni Trapattoni. Kibice już zacierali ręce, by za chwilę przecierać oczy z niedowierzania. Oficjalnym celem nowego selekcjonera jest awans do Mistrzostw Europy w 2016 roku. Myślę jednak, że przed Adamem Nawałką stoi trudniejsze zadanie – sprawić, abyśmy wreszcie zaczęli grać w piłkę. Wydawałoby się, że dysponując najlepszymi piłkarzami od niepamiętnych czasów – z Robertem Lewandowskim, który podbija piłkarski świat na czele – nie powinno być to trudne. A jednak poprzednikom się nie udało. Stworzenie z tych indywidualności zespołu, to największe wyzwanie w dotychczasowej karierze trenera Nawałki. Z Górnikiem mu się udało (po rundzie jesiennej Zabrzanie zajmują drugie miejsce w tabeli Ekstraklasy), więc może i z reprezentacją się uda. Należąc do grona niezadowolonych z wyboru Zbigniewa Bońka kibiców, nadal będę całym sercem za reprezentacją i dam kredyt zaufania Nawałce. Nie pozostaje nic innego jak tylko uwierzyć, że prezes PZPN miał rację i słusznie wybrał, a nasza reprezentacja wreszcie odpali.

Eryk Szczepański

„Trzeba pamiętać, że w Europie nie ma już słabych reprezentacji”; „Ta drużyna wiele potrafi, ciężko ją pokonać”; „Wcale nie byliśmy słabsi od rywali, zabrakło nam trochę szczęścia”. Tym kibice piłki nożnej są karmieni po każdej kolejnej przegranej. Jedyne czego moim zdaniem zabrakło, to uderzenia się w pierś i przyznania – Tak, zawaliliśmy. Zagraliśmy słabo, poniżej oczekiwań – tylko tyle. Czy może aż tyle? Kolejne porażki i kolejna zmiana trenera. Czy Adam Nawałka będzie w stanie cokolwiek zmienić?

Page 37: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

37

cO Z Tąkadrą? W tym roku nieco w cieniu

Jerzego Janowicza, ale pod względem rankingowym zanotował znacznie większy postęp. Dla Michała Przysiężnego niedawno zakończony sezon był zdecydowanie najlepszy w karierze, co zaowocowało osiągnięciem stabilnej pozycji w pierwszej „100” światowego rankingu tenisistów. Tym większy to sukces, że popularny „Ołówek” jest już jednym ze starszych graczy na kortach.

Urodził się w Głogowie, 16 lutego 1984 roku. W tenisa zaczął grać w wieku 9 lat, gdy znalazł rakietę z drewna w rodzinnym garażu. Karierę rozpoczął w klubie KT Wrocław, które to miasto podaje obecnie jako swoje miejsce zamieszkania. Nie obce są mu jednak treningi w Pradze oraz Barcelonie. Pierwszym znaczącym osiągnięciem Michała było czwarte miejsce w Drużynowych Mistrzostwach Świata Kadetów w 2000 roku, które wywalczył z Adamem Chadajem i Pawłem Diłajem. Dwa lata później doszedł do półfinału juniorskiego Rolanda Garrosa w grze podwójnej, zaś w tym samym roku wygrał swój pierwszy zawodowy turniej rangi Futures.

Od 2005 roku „Ołówek” (pseudonim wzięty z charakterystycznej fryzury – przyp. R.M.) grał już w zawodach wyższej rangi. Początkowo jednak nie odnosił sukcesów w Challengerach. Za to w 2006 roku doszedł do ćwierćfinału turnieju cyklu ATP World Tour w Sopocie, gdzie zagrał dzięki „dzikiej karcie”. W 2007 roku w walijskim Wrexham zanotował swój pierwszy wygrany Challenger. Doszedł wówczas do 190. miejsca w rankingu ATP. W tym samym roku zadebiutował w seniorskim Wielkim Szlemie, przebijając się przez

eliminacje do turnieju głównego US Open.

Wtedy jednak zaczęły się jego problemy z kolanem, które będą go prześladowały również przez kolejne lata. Po operacji spadł aż na 620. lokatę i musiał od nowa budować swoją pozycję. Największym jego osiągnięciem w 2008 roku były dwie singlowe wygrane nad Białorusinami, co przyczyniło się do ich pokonania przez Polskę w Pucharze Davisa. Rok 2009 też nie był rewelacyjny. W pewnym momencie Michał był już nawet 679., lecz właśnie wtedy nadeszły trzy zwycięstwa w turniejach rangi Futures oraz triumf w Challengerze w Helsinkach.

Od tego momentu rozpoczął się marsz w górę. 2009 rok głogowianin zakończył na 183. miejscu w rankingu, a w kwietniu roku następnego wkroczył do jego pierwszej „setki”. W całym 2010 roku wygrał cztery Challengery i był ich dwukrotnym finalistą. Nie miał też problemów z kwalifikacją do turniejów głównych Wielkiego Szlema. Na Wimbledonie nawet wygrał z ówczesną 17. rakietą świata – Chorwatem Ivanem Ljubiciciem. W pewnym momencie Polak był na 76. pozycji w zestawieniu ATP, lecz na początku 2011 roku ponownie zaczęło dawać o sobie znać kolano.

Dramatyczny spadek rozpoczął się w listopadzie 2011 roku, gdy Przysiężny wypadł poza „200” rankingu. Grywał rzadko, a kiedy wychodził na kort, to zazwyczaj przegrywał. Po pół roku był już 466. i znów rozpoczęła się dobrze znana Michałowi wspinaczka powrotna. W maju zwyciężył w zawodach Futures w Korei Południowej, co dało mu impuls do dalszej drogi. W sierpniu wygrał podobny turniej w Polsce, w innym dochodząc do finału. Rok zakończył wspaniałym triumfem w japońskiej Toyocie, gdzie jego łupem padł kolejny

Challenger. Na koniec sezonu znów pukał do drugiej „setki” rankingu.

Wszedł do niej w lutym tego roku, gdy we wspaniałym stylu zwyciężył w Challengerze we włoskim Bergamo. Michał nie bał się nawet tydzień po tygodniu podróżować po różnych kontynentach, aby tylko zdobywać punkty do rankingu. Zdarzyło się nawet, że grał kolejno: w japońskim Kyoto, Sarajewie, kanadyjskim Rimouski, francuskim Saint Brieuc i Meksyku. Największym sukcesem w tym czasie był finał Challengera w Johannesburgu, gdzie przegrał raczej z kontuzją niż z przeciwnikiem. Następnie przebił się przez eliminacje Rolanda Garrosa i przeszedł nawet pierwszą rundę turnieju głównego. Identyczne osiągnięcie zanotował podczas Wimbledonu, po którym postawił na grę w imprezach wyższej rangi.

Bezpośrednio po Wimbledonie udał się na ostatni trawiasty turniej ATP World Tour w sezonie – do amerykańskiego Newport, gdzie dotarł do ćwierćfinału. W tym momencie było już wiadomo, że Przysiężny zagra w US Open bez eliminacji i pierwszą „setkę” ma na wyciągnięcie ręki. W Nowym Jorku mu się wprawdzie nie powiodło, ale niedługo po tym starcie awansował do półfinału turnieju rangi ATP 250 w Sankt Petersburgu, gdzie pokonał m.in. 17. tenisistę świata – Włocha Fabio Fogniniego. W byłej stolicy carskiej Rosji „Ołówek” wdrapał się na 90. pozycję rankingu.

Kolejne starty nie były już tak błyskotliwe, ale też nie były złe. Podopieczny Aleksa Charpantidisa przebijał się do imprez głównych rangi ATP 500 oraz ATP Masters 1000 w Tokio, Szanghaju, Walencji i Paryżu, gdzie przegrywał dopiero z dużo wyżej notowanymi rywalami, za każdym razem prezentując się bardzo dobrze.

Michał Przysiężny obecnie zajmuje 58. pozycję w zestawieniu ATP. Ma zatem ugruntowaną pozycję, dzięki której nie musi się martwić o udział w najważniejszych imprezach głównych w przyszłym sezonie. Pytanie czy gracz, który już za kwartał skończy 30 lat, może mieć jeszcze nadzieję na dalszy postęp. Zdaniem ekspertów, jeśli nie powrócą kontuzje, „Ołówek” ma na to duże szanse. Jego serwis oraz agresywny, a przy tym przepięknie wyglądający, backhand robią wrażenie również na tenisistach z najwyższej półki.

Niezależnie od przyszłości jednak Michał Przysiężny z pewnością już teraz może stanowić przykład osoby, która rozsądnie kierując swą karierą i konsekwentnie zmierzając do obranego celu, w końcu go osiąga. Trzymajmy kciuki, aby w przyszłym roku notował jeszcze lepsze wyniki.

Robert Marchwiany

kariera„ołówkiem” pisana?

Page 38: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

38

Podczas codziennej, nieustannej gonitwy często zapomina się o prawidłowym odżywaniu. Właśnie teraz, w okresie jesienno – zimowym, większą uwagę powinno skierować na kupowane produkty spożywcze. odpowiednio wybrane i przyrządzone dostarczą niezbędnych wartości odżywczych, a także pomogą w ochronie organizmu przed licznymi chorobami.

Niestety modna etykietka „eko” nie jest już gwarantem jakości – często produkty przemierzają daleka drogę do sklepu, a producentem jest ten sam, który dostarcza „zwykłe” produkty do sieci supermarketów. Za inspirację więc może posłużyć idea tzw. locavore, która polega na spożywaniu sezonowych warzyw i owoców,dostępnych w regionie. locavores to osoby świadomie wybierające żywność naturalną i produkowaną lokalnie.

locavore– jedz lokalnie,myśl globalnie.

Warzywa sezonowe, w przeciwieństwie do tych dostarczanych z dalekich krajów, zawierają więcej witamin, minerałów, mikro- i makroelementów. Czym dłuższy transport, tym więcej środków konserwujących zawiera dany produkt. Kiedy droga produktu od wytwórcy do konsumenta jest krótka, gwarancje świeżości jest zapewniona. Ograniczona jest także emisja gazów cieplarnianych oraz rozwija się lokalny rynek producentów żywności. Co więcej, warzywa sezonowe mają także właściwości rozgrzewające (rosnące w chłodnych warunkach klimatycznych) oraz chłodzące (rosnące w ciepłych warunkach klimatycznych), więc odpowiednie proporcje mogą sprawić, że posiłki stają się sycące i nie przemęczają organizmu.

Większość osób jest nastawiona do tego pomysłu sceptycznie – przecież natura w zimie nie ma nic do zaoferowania swoim rodakom, oprócz przysłowiowej kapusty i ziemniaków. Nic bardziej mylnego. Wybór warzyw sezonowych jest szeroki (około 30 rodzajów, w tym bardziej nieznane szerokiej publiczności jak: topinambur, skorzonera, pasternak czy brukiew - warto zajrzeć na marchewka-rewolucja.pl). Owoce dostępne zimą to głównie jabłka i gruszki. Wybór może wydawać się wąski, ale ratunkiem mogą być wyciągnięte ze spiżarni (lub kupione od lokalnych sprzedawców) liczne przetwory – dżemy, powidła lub mrożonki. Jednak ten ograniczony wybór, nie powinien stanowić problemu, ponieważ zimą nie zaleca się spożywania dużej ilości owoców - posiadają właściwości wychładzające organizm oraz zawierają dużo cukrów, które mogą wydłużyć okres fermentacji w jelitach (ważne jest aby spożywać je 20 minut przed posiłkiem, oraz nie mieszać z innymi produktami

Page 39: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

39

– organizm będzie je trawił łatwiej). Co więcej, niektórzy przytaczają argument, że trzeba poświęcić dużo czasu i energii, aby takie produkty znaleźć. Z pomocą przychodzi internet - serwisy takie jak ekotarg.pl czy lokalnazywnosc.pl, na których można znaleźć sklepy z naturalną żywnością oraz gospodarstwa rolne. Kolejnym ciągle istniejącym problemem jest również brak propagowania kuchni kreatywnej, wykorzystującej proste produkty ale tworzącej dania smaczne i zdrowe. Brakuje również edukacji o zdrowym żywieniu w szkołach, co odbija się na stanie zdrowia społeczeństwa i ogólnej wiedzy o jedzeniu. Sytuację tę pogłębia jeszcze zalew pół-produktów, dań instant, które tworzą konsumenta leniwego – a przy tym schorowanego.

Korzystając zimowych darów natury, możliwości jest wiele. Zaczynając od popularnych ale niedocenionych ziemniaków – te lekkostrawne, zawierające witaminę C, oraz potas i magnez warzywa mogą stać się źródłem inspiracji dla każdego w kuchni . Oprócz form tradycyjnych – ziemniaków pieczonych czy gotowanych, można stworzyć z nich wiele rodzajów klusek (np. włoskie gnocchi), placków, zup, pierogów, zapiekanek, a także tart, czy nawet ciast (np. czekoladowe). Następnie warzywa z rodziny kapustnych czyli: kapusta biała, czerwona, jarmuż, brukselka oraz brokuły i kalafior, które dostępne są mniej więcej do końca listopada. Kapustę można kisić, gotować oraz przyrządzać z niej surówki. Idealnie komponuje się z orzechami – zarówno laskowymi jak i włoskimi. Kapusta reguluje ciepłotę ciała oraz wpływa pozytywnie na kondycję włosów, paznokci i skory. Z kolei mniej znany jarmuż zawiera związki oczyszczające organizm z rakotwórczych substancji, wolnych rodników, oraz pomaga w krzepnięciu krwi. Przyrządza się z niego sałatki, dusi (podobnie jak szpinak), a także można stworzyć z niego smaczną, pieczoną przekąskę lubianą przez dorosłych i dzieci. Brukselka - przez jednych przyjmowana niechętnie, a przez drugich z apetytem, reguluje pracę układu odpornościowego i nerwowego. Zawiera spore ilości kwasu foliowego. Dodatkowo, ze względu na zawartość sodu i potasu, reguluje gospodarkę wodną organizmu, zapewniając skórze jędrność. Zupa krem, duszona z makaronem penne to tylko parę propozycji jej podania. Brokuł i kalafior to warzywa z których można przygotowywać liczne nadzienia, a także kolorowe pasty do kanapek. Idealnie komponują się z czosnkiem, ziemiankami i marchwią. Podobnie jak jarmuż, chronią przed wolnymi rodnikami. Ważne jest, aby warzyw z tej rodziny nie gotować zbyt długo, ponieważ w wysokiej temperaturze tracą swoje wartości odżywcze. Warto wymienić także roszponkę – ta drobnolistna, zielona roślina doskonała do sałatek, makaronów, świetnie komponuje się z pieczonym burakiem. Taki

zestaw tworzy zastrzyk solidnej dawki żelaza. Nie można zapomnieć o czosnku i jego właściwościach antynowotworowych i antybakteryjnych. Czosnek jest idealnym dodatkiem do dań - świeżo wyciskany czy na przykład jako sos czosnkowy (zamiast kwasotwórczej śmietany jako bazy można użyć ugotowanych i zblendowanych ziemniaków czy ryżu). Burak, marchew, pietruszka, seler, dynia, por, rzepa – z tych wszystkich warzyw można przygotowywać pełnowartościowe zupy, surówki, placki, kotlety oraz zapiekanki warzywne. Można się wspomóc także sokami z warzyw, które bardzo łatwo przyswajalne i dostarczają zestawu szeregu witamin. Nie można również zapomnieć o grzybach, orzechach, a także kiełkach, które sprawią że dieta jest zbilansowana i zawiera niezbędne do utrzymania zdrowia składniki. W tym chłodnym okresie warto spożywać rożnego rodzaju kasze, które regulują poziom cukru w organizmie oraz tworzą uczucie sytości.

Warto zacząć dzień od owsianki z suszonymi owocami, która przyjemnie rozgrzeje ciało i obudzi system trawienny, w południe zjeść coś energetycznego. ale zarazem lekkiego: surówkę z pełnoziarnistym chlebem bądź owoce. Na obiad: aromatyczne pieczone warzywa z dodatkiem makaronu czy ziemniaków, a dzień zakończyć czymś, co nie obciąży naszego organizmu na przykład sokiem z jabłek lub zupą krem z dyni i marchwi.

To tylko parę przykładów wykorzystania warzyw i owoców. Tak naprawdę możliwości ich wykorzystania jest wiele. Wystarczy trochę wyobraźni i kreatywności, a jeżeli nie mamy czasu to inspiracje można czerpać z przepisów w zamieszczonych na serwisach internetowych. Istnieje tysiące blogów oraz stron poświęconych zdrowej żywności. Pomimo trudnych okoliczności, kuchnia naturalna zaczyna być coraz bardziej popularna i powstaje coraz więcej stron jej poświęconych. Taki rodzaj gotowania jest też o wiele tańszy od kuchni wykorzystującej produkty przetworzone oraz jest przyjazna środowisku. Oprócz korzyści zdrowotnych zyskuje na tym lokalna społeczność, natura oraz zwierzęta. Taki styl życia uczy wrażliwości, świadomych wyborów, oraz tego jakie miejsce w dzisiejszej rzeczywistości zajmuje człowiek.

Warto pamiętać, że posiłek może być tą krótką chwilą, podczas której można zrelaksować się, odetchnąć od zgiełku i szumu. Wyciszyć się i odejść na chwile od wyzwań i zadań. Chociaż na chwilę odłączyć się od świata, aby potem wrócić do niego z energią i entuzjazmem.

Miła Skomra

Page 40: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

40

Page 41: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

41

nowe - stare życie zespołuMyslovitz

MK - Michał KowalonekPM - Przemysław Myszor

Nie uciekniemy dziś od tego typu pytań- zastąpić Artura Rojka, właściciela jednego z najbardziej charakterystycznych wokali w Polsce chcąc, nie chcąc będącego wizytówką zespołu przez 20 lat jego trwania to, zapytam przekornie, odwaga, czy szaleństwo?

MK: Artur Rojek jest niezastąpiony. Ale na szczęście ja też, tak samo jak i Pani. Każdy z nas jest wyjątkowy. I każdy ma prawo robić to, co lubi, a na dodatek lubić to, co robi. Dla mnie dołączenie do Myslovitz, to była naturalna konsekwencja mojej wieloletniej pracy z dźwiękiem, z muzyką, z piosenką itp. Pewnie z czasem spojrzę na ten scenariusz inaczej i zauważę w nim epizody szaleństwa, a może i nawet odwagi. W tej chwili cieszę się tym.

Porównań też niestety się nie uniknie. Poza nowym materiałem Michał dostał niejako w spadku 50 utworów do nauczenia. Utworów, które zna i nuci cała Polska. Niełatwe zadanie- nie dość, że trzeba popracować nad nimi technicznie, trzeba im jeszcze nadać nowe życie, własny charakter. Jak wejść w emocje, które były przypisane komuś innemu?

PM. No właśnie. Tego typu pytania są spowodowane stereotypami w myśleniu o piosenkach. Nie tylko piosenkach Myslovitz. Bo o czyich emocjach tak naprawdę mówimy? U nas w zespole każda piosenka ma innych autorów, czy kompozytorów . Wydaje mi się, że tu należy poszukiwać prawdziwych, tych pierwszych emocji. Bo to od autora wychodzi myśl przeżyta i przeżuta wcześniej przez niego. To jego emocje i jego serce. Potem jest ten, który te słowa komunikuje publiczności czasem coś dodając od siebie w sensie emocjonalnym . No i na końcu są emocje odbiorcy, który każdą piosenkę odbiera po swojemu, przez pryzmat własnych doświadczeń, fascynacji, wiedzy i wyobraźni. Więc komu przypisać te emocje? Ja zwykle poszukuję tych najpierwszych. Szukam źródła.

Czego zespół szukał w nowych wokaliście i co odnalazł w Michale? Ostatni czas był ciężki nie tylko dla niego. Czuliście presje i oddechy fanów na plecach?

PM. Artur był wokalistą i gitarzystą, a także jednym z kompozytorów i autorów tekstów. Wiele razem osiągnęliśmy. Naprawdę dużo. Załatać dziurę po nim wcale nie było łatwo. Nie wystarczy, że ktoś przyjdzie i zaśpiewa dobrze nasze stare piosenki. Ciągle idziemy do przodu i interesuje nas to, co będzie jutro i wszystko co mamy jeszcze do

,,Cały czas się docieramy. Otworzyliśmy sze-roko przed Michałem bramy. Zależy nam na tym, by stworzyć zespół, całość. Michał od razu dostał takie same warunki w zespole, jak my. Bez żadnych okresów wstępnych czy próbnych.’’ - mówi Przemysław Myszor w rozmowie z Sylwią Arlak.

Page 42: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

42

osiągnięcia, a nie odcinanie kuponów od tego co było. Na szczęście w Myslovitz wiele piosenek, hitów, tekstów było autorstwa Jacka, Wojtka, Lali czy moich. Nowy człowiek musi się w to wkleić ze swoja energią i kreatywnością. Musi pracować tak ciężko i intensywnie jak my. Michał ma bardzo podobną wrażliwość do naszej. Pasuje do naszych piosenek i przekazu. Kiedy śpiewa „Myszy i Ludzie” to mam ciarki na rękach. Na dodatek gra na gitarze i komponuje. Pisze też wiele rzeczy. Na razie trochę innych, niż to co robimy w Myslovitz, ale wspólnie osiągamy bardzo dobre efekty jak np. „Telefon” czy „Wszystkie zawsze ważne rzeczy”. Presja była ogromna. Na Michała spadła nagle, a i dla nas była całkiem inna niż to co zwykle. Ale wspieramy się razem i razem przez to przechodzimy.

Długo się docieraliście?

PM: Cały czas się docieramy. Otworzyliśmy szeroko przed Michałem bramy. Zależy nam na tym, by stworzyć zespół, całość. Michał od razu dostał takie same warunki w zespole jak my. Bez żadnych okresów wstępnych czy próbnych. Nie ważne było, że on jest nowy, a my budowaliśmy ten zespół od podstaw. Tyle samo praw, ale też i tyle samo obowiązków. Wciąż obserwujemy jak sobie z tym radzi.

Można powiedzieć, że w pewnym sensie debiutowaliście po raz drugi. Znowu trzeba było przekonać do siebie publiczność…

PM: Zawsze musisz przekonywać do siebie publiczność. Z każdą nową płytą przechodzimy taki test na akceptacje. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i nawet nie zwracamy na to specjalnie uwagi. Nie robiliśmy nic innego niż to, co do tej pory. Piszemy piosenki i gramy koncerty, najlepiej i najszczerzej jak potrafimy.

20 kwietnia 2012 roku Artur Rojek oficjalnie pożegnał się z zespołem. Szczerze- odebraliście to jako cios, czy możliwość rozpoczęcia czegoś nowego?

PM: Artur opuścił zespół z końcem 2011 roku, więc 20 Kwietnia my

byliśmy już działającym dalej Myslovitz. Ale w momencie, kiedy dowiedzieliśmy się o tym, że odchodzi to faktycznie odebraliśmy to jako cios. Śmiertelny zresztą. Z drugiej strony od dawna nie układało nam się w zespole za dobrze, a od kiedy zarzuciliśmy wyjazdy na zachód, to już było źle. Więc decyzja Artura nie była dla nas zaskoczeniem. Od dawna omawialiśmy między sobą taki scenariusz. I od dawna byliśmy zdecydowani na kontynuowanie pracy w Myslovitz. Żeby nie poddać się żalowi, od razu zaczęliśmy spotykać się na próbach. Planowaliśmy co i w jakiej kolejności będziemy robić. Zaczęliśmy szukać kogoś, kto będzie mógł z nami dalej pracować. Miesiąc później już zaczęliśmy przesłuchania i wspólne próby z kandydatami. Jak to mówią: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Więc zaczęliśmy faktycznie nowy rozdział historii Myslo, bez zastojów czy przerw.

Kontaktowaliście się z Arturem przy nagrywaniu 1.577? Próbował jakoś doradzać, czy zupełnie się odciął?

PM: Artur odchodząc kategorycznie stwierdził, że nie interesuje go zakończenie pracy nad materiałem, który mieliśmy wtedy rozpoczęty, więc nie widzieliśmy sensu w kontaktowaniu się z nim z powodu pracy w studiu. Kompozycje, nad którymi pracowaliśmy były stworzone przez pozostałą czwórkę i Artur nie miał tu żadnego interesu. Zresztą, faktycznie straciliśmy kontakt zupełnie.

Co jeszcze zmieniło się w zespole przez te dwa lata od wydania ostatniego krążka?

PM: Zaczęliśmy ze sobą dużo rozmawiać i zbliżyliśmy się do siebie. Postanowiliśmy być szczęśliwi i wciąż się o to staramy. Poszukaliśmy też symbolicznego momentu , kiedy wszystko w Myslovitz jeszcze dobrze funkcjonowało, momentu do którego warto wracać i odwoływać się. Ustaliliśmy, że to mniej więcej okres w którym wydaliśmy „Skalary…” Potem opadaliśmy coraz niżej, coraz bardziej osobno i w coraz bardziej różne strony. Staramy się wrócić

duchowo do tamtych czasów i tamtej energii. No i oczywiście pojawił się Michał Kowalonek. Do wszystkiego co robimy dodał swój kolor i energię. Często śmiejemy się na koncertach. Zmieniliśmy również management. Pracujemy teraz z dwoma sympatycznymi dziewczynami- Moniką Wacławską i Anią Wojtecką. Utrzymaliśmy współpracę ze Sławkiem Jóraszem.

Michał, swoją muzyczną pasję dzielisz na dwa zespoły. Myslovitz, czy Snowman, co jest teraz priorytetem? Czy może koledzy dają Ci tyle przestrzeni, że nie musisz składać takich deklaracji?

MK : Mam 3 zespoły, bo jest jeszcze LUMIKULU, który uaktywnia się podczas Dnia Dziecka. Śpiewają w nim małe i większe dzieci i dwójka moich, więc jest dla mnie najważniejszy. Czas weryfikuje wszystkie plany i założenia. Od 20 kwietnia 2012 zajęło mnie do reszty Myslovitz, co jest dobre. Myślę, że ta praca i ten rodzaj pracy podjętej i zrealizowanej przez ten rok to przeogromne doświadczenie, którego nikt mi nie zabierze. To umiejętności, które musiałem u siebie odkryć, to presje i ciśnienia, z którymi musiałem sobie radzić. Miliony tych sytuacji było i pewnie jeszcze będzie. Ja sobie po cichu wszystko reguluje i nigdzie się nie śpieszę. Wierzę w kolejność ! Czyli, że wszystko ma swój odpowiedni czas. Nie uprzedzajmy faktów tylko cieszmy się tym, co obok i blisko!

Myśleliście już o tym, by z nowym wokalistą, z nową energię znów podbić rynek zagraniczny?

PM: Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, ale tak, ja wciąż o tym myślę. Czasem o tym rozmawiamy. Jednak nie mamy jakichś większych nadziei, ani napięć. Jak się trafi szansa, czy okazja to pewnie wykonamy jakiś ruch. Świat się otwiera i wszystko jest ciągle możliwe.

Page 43: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

43

Każdy z nas ma swoją strefę komfortu. To obszar życia, w którym czujemy się bezpiecznie i spokojnie. Wykonywanie czynności należących do tej strefy nie stanowi dla nas problemu, ale też nie jest żadnym wyzwaniem. Jeśli chcemy jednak rozwijać nasze umiejętności i osiągać lepsze wyniki raz na jakiś czas musimy zrobić coś nowego i nieznanego. Niektórym przychodzi to z łatwością, ale dla większości stanowi to nie lada problem. Gdy chcemy już zrobić kolejny krok nagle nasza głowa zaczyna stawiać emocjonalny szlaban. Zaczynamy czuć niepewność, obawę, strach a czasem nawet panikę. Czujemy niewidzialną granicę, który odpycha nas od celu.

1) Stwórz sytuację, w której nie masz wyboru

Sprowokuj sytuację bez wyjścia czyli taką, gdzie jedynym możliwym wyborem będzie konfrontacja z wyzwaniem. Chodzi o to, abyś miał jak najmniejsze szanse na rezygnację i poddanie się.

Przykład: Zapisz się na szkolenie lub warsztaty praktyczne w danej dziedzinie i powiedz prowadzącemu, że ma Cię „wymęczyć”; zamknij się w pokoju i powiedz sobie, że wyjdziesz dopiero gdy wykonasz określoną czynność.

wyjdŹ ze strefy koMfortu– 6 praktycznych technik

Page 44: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

44

2) Ktoś wciska za Ciebie „start”

Poproś kogoś bliskiego żeby wykonał za Ciebie pierwszy krok i wrzucił Cię na głęboką wodę.

Przykład: Gdy boisz się dzwonić przez telefon poproś kolegę żeby wcisnął Ci przycisk połączenia; gdy boisz się wystąpień publicznych niech partner wypchnie Cię na środek sali i oficjalnie zapowie; jeśli słabo czujesz się w tańcu poproś koleżankę żeby ciągle wyciągała Cię na parkiet.

3) Zorganizuj warsztaty wśród bliskich

Jeśli masz fajnych znajomych to nie będzie z tym problemu oraz będzie mnóstwo zabawy. Powiedz szczerze przyjaciołom co chciałbyś poćwiczyć z ich pomocą i do czego Ci to potrzebne. Następnie stwórzcie warunki dogodne do odgrywania scenek, wcielania się w role, symulowania sytuacji czy innych form warsztatów praktycznych.

Przykład: Czujesz, że twoja gestykulacja podczas wystąpień publicznych jest niepewna? Powiedz o tym znajomym i zróbcie sobie wieczór z kalamburami. Ty występuj jak najwięcej!

4) Postaw sobie cel i motywuj się aż go zrealizujesz

Zacznij od marzeń. Jako dzieci mieliśmy wspaniałą wyobraźnie, a później w szkołach nauczono nas, że pora skończyć zabawę i zająć się prawdziwym życiem.

Zignoruj to i wróć do świata niczym nieskrępowanej fantazji. Zamknij oczy i odważnie pomyśl o swoich życiowych pragnieniach. O czym marzysz? Czego byś chciał doświadczyć w życiu?

Teraz zastanów się jak do tego dojść. Stwórz strategię i postaw sobie ambitne, ale realistyczne cele. Najpierw zacznij od tych długofalowych (na 5, 10, 20 lat), a później przejdź na poziom małych kroków. Zapisz kolejne, małe cele, które musisz osiągnąć, aby stopniowo zbliżać się do spełnienia marzenia.

Przykład: Twoim marzeniem jest odbycie wycieczki dookoła świata. Przeliczyłeś wszystko i wyszło, że potrzebujesz ok. 30 tys. zł. Twoim celem długoterminowym (w ciągu 2 lat) jest zarobienie takiej kwoty. Rozbijając to na miesiące wychodzi, że powinieneś zarabiać tyle, aby co miesiąc odkładać 1250zł.

Teraz zastanów się: ile musisz odbyć spotkań handlowych, ile telefonów wykonać, ile produktów lub godzin swojego czas potrzebujesz sprzedać aby zrealizować ten cel? A może zdołasz zdobyć część środków jeszcze innymi sposobami?

5) Daj sobie nagrodę

Zmotywuj się tzw. „marchewką” czyli wynagrodź się za dobrze wykonane zadanie.

Przykład: Pójdź na dobrą kolację, zafunduj sobie kino lub wybierz się na małą, przyjemną wycieczkę. Pamiętaj, aby wartość nagrody była adekwatna do trudu

włożonego w pokonanie twojej bariery.

6) Wprowadź się w stan entuzjazmu

Będąc w dobrym humorze znacznie łatwiej nam się żyje, uczy i wykonuje różne zadania. Niestety twórcy nie wpadli na to projektując system edukacyjny, ale Ty możesz skorzystać z tej wiedzy. Wywołaj w sobie pozytywne emocje i od razu zabierz się do realizacji wyzwania. Nawet jeśli zaraz pojawi się stres to paliwo entuzjazmu pomoże Ci doprowadzić całą sprawę do końca.

Przykład: Poproś osobę z otoczenia aby Cię rozśmieszyła kawałem, miną lub wspominaną historią, włącz sobie piosenkę albo kawałek filmu, który zawsze rozbawia Cię do łez, popatrz na przedmiot, który jednoznacznie kojarzy Ci się z czymś zabawnym.

Michał Andrzejewski

// o autorze

Michał Andrzejewski - przedsiębiorca, marketer, bloger, pasjonat życia na pełnych obrotach.Prowadząc firmę oraz bloga promuje marketing oparty na budowaniu relacji bazujących na uczciwości, zaufaniu i obopólnej sympatii. Wyznaje zasadę “klient - nasz partner”, a jakość jego projektów wynika z naturalnej pasji do tworzenia i rozwoju.

Page 45: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

45

Tworzenie całego systemu marketingu często jest dla nas sporym wyzwaniem. Jaką wybrać lokalizację? Sprzedawać tradycyjnie czy online? Jak zaprojektować stronę www albo ulotkę? Jak budować lojalność?

Głowimy się nad tym intensywnie, aby jak najlepiej spełniać potrzeby klientów i trafiać w ich gusta. Gdy już wymyślimy wszystko, sprawdzamy to w praktyce, testujemy i wprowadzamy poprawki. Dziś pokażę Ci jak możemy odwrócić ten proces do góry nogami. Zaoszczędzi Ci to czasu i energii oraz sprawi, że dostaniesz gotową instrukcję na tacy.

jedenprostytrik, aby klient podał ci wszystko na tacy...

Page 46: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

46

Niektóre nie miały menu, albo nie było w nim cen lub gramatury. Wiele z nich nie miało mapki dojazdowej, albo zdjęcia były ciemne, nieostre i zupełnie niezachęcające. Dodatkowo 80% lokali w ogóle nie zadbało o zdobycie pozytywnych opinii dotychczasowych klientów. Same proste sprawy – powiesz. A tyle niedociągnięć…Wracając jednak do meritum. Jakie wnioski płyną z tego małego eksperymentu? Dwa słowa: SŁUCHAJ KLIENTA! Rada niby nie nowa i dosyć oczywista. Dodam więc do niej jeszcze coś. Słuchaj klienta już na początku! Jeszcze przed stworzeniem czegokolwiek zapytaj ludzi o to jak powinien wyglądać twój biznes.

Zapytaj ich o to: Co jest dla nich ważne w produktach lub usługach, które będziesz oferować? Czego brakuje im w ofercie konkurencji? Czy chcieliby kupować tradycyjnie (w punkcie sprzedaży) czy przez internet? Co powinno znajdować się na twojej stronie internetowej? Czego by tam szukali? Jak powinien wyglądać regularny kontakt z klientami? (telefony, maile, smsy) Co skłoniłoby ich do bycia lojalnym klientem? Co powinno być na twojej ulotce reklamowej, aby nie została wyrzucona do kosza tylko wzbudziła zainteresowanie? Co powinien mieć twój biznes, aby polecali Cię swoim znajomym?

Możesz to przeprowadzić w formie wywiadów otwartych (zadajesz pytania i zapisujesz wnioski) lub stworzyć ankietę do wypełnienia. W tego typu „badaniach marketingowych” ja proponowałbym Ci jednak tę pierwszą opcję. Można wtedy dokładnie „wsłuchać” się w klienta i często dowiedzieć bardzo interesujących rzeczy. Z pewnością będzie to też źródło inspirujących pomysłów.Zastosowanie tej techniki jest bardzo szerokie. Możesz ją użyć dla pojedynczego zadania marketingowego (np. stworzenie ulotki lub programu lojalnościowego) albo do opracowania całego planu marketingowego.

Również jeśli już masz działający marketing (ale nie jesteś z niego do końca zadowolony) możesz wykorzystać takie wywiady do sprawdzenia czy wszystko jest odpowiednio dopasowane. Jeśli wyjdą znaczące różnice, będziesz wiedzieć jak naprawić sytuację. No to teraz pora na działanie.

Ćwiczenie:

Pomyśl kompleksowo o swoim biznesie. Czy projektując system marketingowy kierowałeś się swoją perspektywą czy pytałeś o zdanie potencjalnych klientów?Napisz na kartce jakie pytania chciałbyś zadać ludziom, aby upewnić się czy dobrze rozumiesz ich potrzeby.Jeśli przepytasz odpowiednią ilość osób otrzymasz gotową instrukcję dla swoich zadań. Nic tylko korzystać!

Michał Andrzejewski

Jednym z najczęstszych i najbardziej powszechnych błędów popełnianych przez przedsiębiorców jest patrzenie na swój marketing tylko ze swojej perspektywy. Patrzysz więc na swoją wizytówkę, zdjęcie na stronie www czy opakowanie produktu i pytasz się czy Ci się to podoba? Tak, podoba mi się! Działasz więc i inwestujesz dalej zupełnie nieświadomy, że twoi odbiorcy mogą mieć zupełnie inne zdanie na ten temat…

Po dłuższym czasie dopiero ktoś powie ci, że kilka elementów twojego biznesu jest do kitu i że dlatego on nie działa. Wtedy rodzi się zdziwienie i zadajesz sobie pytanie: „No ale jak to? Przecież wszystko mi się podobało?”

W kolejnym etapie uświadamiasz sobie, że Twoja perspektywa i perspektywa Twoich klientów może być jednak zupełnie inna. Dociera do Ciebie w końcu podstawowa zasada: Nie jesteś obiektywny w odniesieniu do swoich działań! Zaczynasz wtedy pytać i słuchać klientów. Sprawdzasz co jest nie tak i co można poprawić w twoim biznesie. Dokonujesz zmian i poprawek, ale jest to kosztowne bo wcześniej zainwestowałeś sporo w „swój” marketing.

Z życia wzięte

Opowiem Ci krótką historię. Kilka lat temu prowadziłem zajęcia z reklamy na prywatnej uczelni. Zajmowaliśmy się akurat reklamą w internecie i po pierwszej, bardziej teoretycznej części stwierdziłem, że czas na praktykę.

Połączyłem się z internetem i zadałem studentom pytanie:Ja: Jaką branżę chcemy dziś analizować?Studenci: Hmm, może gastronomiczną. Restauracje i kawiarnie.Ja: Ok. Jakie hasło wpisalibyście aby znaleźć miejsce gdzie można dobrze zjeść w Szczecinie?Studenci: „restauracja szczecin”Ja: Dobrze. Zanim sprawdzimy co nam wyszło powiedzcie mi czego oczekiwalibyście od dobrej strony internetowej restauracji? Co chcecie tam znaleźć?Studenci: Hmm… Na pewno „menu”, zdjęcia wnętrza i potraw, cennik, dane kontaktowe, adres i mapkę dojazdu. Przydałyby się też jakieś promocje.Ja: W porządku. Czy jest coś jeszcze co przekonałoby Was do skorzystania z oferty takiej restauracji?Studenci: Na pewno dział z „opiniami”. Szczególnie opinia znajomych mogłaby nas przekonać. Sprawdzilibyśmy też co piszą o tej restauracji na Facebooku.Ja: Świetnie! Sprawdźmy teraz co znajdziemy. Wpisałem hasło w wyszukiwarce i na ekranie ukazały się wyniki.

Zgadnij ile restauracji spełniło wszystkie podstawowe oczekiwania.

Dwie…

Page 47: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

47

Marketingjak skutecznie

prowadziĆ fanpage na facebooku?

Jeśli kilkanaście lat temu spytalibyśmy szefów zarówno wielkich jak i mniejszych firm, ile warta byłaby dla nich możliwość bezpośredniej i masowej komunikacji z ich potencjalnymi klientami, to odpowiedzieliby, że małą fortunę. Dziś jest takie narzędzie i nazywa się stroną firmową lub fanpage na Facebooku. I chociaż jest to bardzo potężna „broń” w rękach marketerów, często jest niedoceniana lub wykorzystywana po prostu źle.

Żeby zrobić dla Ciebie najlepszą listę strategii prowadzenia fanpage’a postanowiłem połączyć wnioski z trzech źródeł:• obserwacja i analiza fanpage firm, które słyną z ich dobrego prowadzenia oraz mają dużą ilość i wysoki procent zaangażowanych fanów,• wiedza i wnioski nabyte od najlepszych marketerów w Polsce i na świecie,• doświadczenie nabywane wraz z prowadzeniem własnych fanpage.

Oto lista siedmiu strategii, która odpowie Wam na pytanie:Jak skutecznie prowadzić fanpage na Facebooku?

Page 48: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

48

1) Uczyń z fanpage’a jedno z głównych narzędzi komunikacji.

Dlaczego strona firmowa na Facebooku jest genialną sprawą? Bo możesz rozmawiać z ludźmi, możesz ich słuchać, możesz pytać o zdanie, możesz wysyłać do nich komunikaty, możesz kształtować swój wizerunek, możesz pokazać jak to co robisz może im pomóc. Wymieniać dalej?

A to wszystko masz za darmo! Przynajmniej na razie, bo obawiam się, że prędzej czy później Facebook zacznie na tym zarabiać.

Nie traktuj więc prowadzenia fanpage’a po macoszemu. Postrzegaj go jako jedno z ważniejszych narzędzi promocji i komunikacji z Twoimi odbiorcami.

Stwórz kompleksową strategię rozwoju strony firmowej czyli zaplanuj:• jakie materiały będziesz publikował• jak często jesteś w stanie to robić• w jakich dniach i godzinach• do jakich odbiorców będziesz kierował komunikaty• jakie cele chcesz osiągnąć w przyszłości (np. ilość fanów i ich zaangażowanie).

Następnie regularnie i konsekwentnie trzymaj się strategii. Od razu nastaw się, że efekty przyjdą z dużym opóźnieniem, ale będą warte całego zachodu.

2) Podglądaj fanpage prowadzone przez najlepszych

Od kogo najlepiej się uczyć? Oczywiście od tych, którzy w danej dziedzinie radzą sobie najlepiej. Obserwuj i modeluj więc marki, firmy, osoby i organizacje, które są wzorem skutecznej komunikacji na Facebooku. Na początku zajrzyj na pewno na fanpage:• Red Bulla • Starbucksa• Manchesteru United

A z rodzimego podwórka:• NowyMarketing• Serce i rozum

Zwróć szczególnie uwagę, jak te marki angażują swoich fanów, o co ich pytają, jakie zdjęcia i materiały wrzucają, z jaką regularnością to robią. To masa wiedzy do wykorzystania.

3) Prowadź dialog, a nie monolog

To bardzo częsty błąd na wielu firmowych fanpage. Moderatorzy takich stron tylko wysyłają komunikaty reklamowe, opisując swoje produkty i usługi, pokazując korzyści z ich używania, wklejając linki do ofert itp. Prowadzą więc nieustanny monolog i nie chcą w ogóle usłyszeć głosu klienta (lub dziwią się, że go nie słyszą). To tracenie bardzo wartościowych zasobów!

Dialog polega na tym, że słuchasz zdania twoich fanów, liczysz się z nim i bierzesz je pod uwagę.

Gdy tylko się da, stosuj więc różne, językowe formy angażowania Twoich fanów czyli: zadawaj pytania, proś o dokończenie zdania, rób zagadki i inne tego typu formy angażowania odbiorcy.

Tylko błagam niech to nie będą pytania w stylu: „Hurra, dziś piąteczek, a jaki dzień Wy lubicie najbardziej?”: lub „Nudzi mi się, co poradzicie?” Wysil się trochę bardziej i porozmawiaj z fanami w bardziej wymyślny i kreatywny sposób.

4) Myśl z perspektywy fana

Przed publikacją każdego posta zadaj sobie pytania:• Jaką reakcję wywoła ten materiał?• Czy zainteresuje moich fanów?• Czy zmotywuje ich i zainspiruje?• Czy będzie im przydatny, a jeśli tak, to do czego?

To piekielnie ważne kwestie ponieważ duża większość fanpage obfituje w posty, które interesują tylko i wyłącznie samego autora. I stąd bierze się znikome zaangażowanie fanów.

5) Nie strzelaj w „powietrze”

Sprawdzaj statystyki dotyczące najlepszego czasu publikacji postów. Im więcej potencjalnych odbiorców będzie akurat przed komputerem, tym potencjalnie lepsze efekty wirusowe może osiągnąć twój post. Analizuj też jaka grupa docelowa dominuje wśród fanów Twojego fanpage.

Dzięki temu będziesz wiedzieć jak optymalnie dobierać materiały do publikacji. Szczegółowe statystyki znajdziesz w panelu zarządzania swojego fanpage.

6) Stań się elementem życia twoich fanów

Zamieszczaj zdjęcia i filmy ukazujące, jak Twoje produkty lub usługi towarzyszą klientom w ich życiu. Pokaż w ten sposób jak to co robisz działa w praktyce, jak pomaga ludziom, jak rozwiązuje ich problemy lub sprawia, że żyje im się łatwiej i lepiej.

Pamiętaj, że nic nie działa w marketingu lepiej jak rekomendacje zadowolonych klientów!

7) Cały czas miej na oku cel

„Celem skutecznego prowadzenia Fan Page jest stopniowe stworzenie marki eksperta w danej dziedzinie oraz budowanie relacji z odbiorcami”

Kieruj się tą zasadą. Rób tak, aby inni wiedzieli, że znasz się na tym co robisz. Rób tak, żeby inni wiedzieli, że można ci zaufać, że zależy Ci na ich zdaniu i że bierzesz je pod uwagę w rozwijaniu swojej marki.

Rób tak, a nie będziesz musiał sprzedawać. Sprzedaż „przyjdzie sama”.

Michał Andrzejewski

Page 49: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

49

Od dawna chciałem przeczytać coś o nim. Zastanawiał mnie fenomen Apple. To nie mógł być przypadek, że ta marka osiągnęła tak wiele. I nie był.

Szukając na Allegro książek o biznesie i marketingu, wpadłem na pozycję „Być jak Steve Jobs” autorstwa Leander Kahney. Tytuł oryginału jest nieco ciekawszy: „Inside Steve’s Brain”, co można by przetłumaczyć jako „Co siedzi w głowie Jobsa?”. Co ważne, książka została wydana w oryginale w 2008 roku (polskie wydanie Wydawnictwa Znak to 2011 rok). Stanąłem przed dylematem: czytać książkę napisaną za życia Jobsa, czy jednak kupić coś nowszego? Postanowiłem zgłębić dzieło spisane za życia Jobsa. I powiem Ci, że nie żałuję. Nie ma tutaj pieśni pochwalnych, nie ma obawy przed mówieniem tylko dobrze o zmarłym. Jest prawda o Jobsie – choć oczywiście subiektywna, podana przez autora.

To nie jest typowa recenzja. To raczej moja refleksja na temat założyciela Apple, napisana pod wpływem tej książki. Steve Jobs był pasjonatem, geniuszem marketingu i wielkim wizjonerem. Był kontrowersyjny, to prawda. Ale też diabelnie skuteczny.

Wiele razy słyszałem opinie na temat sprzętu marki Apple (być może sam też czasami tak mawiałem…), że „jest drogi, płaci się za markę, to sprzęt dla fanatyków marki”. Choć jest w tym sporo prawdy (klienci Apple to często fani lub wręcz fanatycy marki), to warto się zastanowić, dlaczego „nadgryzione jabłko” odniosło taki sukces, dlaczego wręcz zmieniło świat. Tajemnica tkwi w… głowie Jobsa.

Detale MAJĄ znaczenie!

Steve miał obsesję na punkcie detali. Wszystko dopracowywał do perfekcji. Potrafił wyrzucać do kosza kolejne prototypy, czekając na TEN, który będzie miał to COŚ. Był bezkompromisowy. Oczywiście czasami się mylił, ale nader rzadko.

Mówiąc, że każdy detal ma znaczenie, mam na myśli nie tylko sam produkt. Chodzi o WSZYSTKO. Steve dopracowywał m.in. prezentacje (premiery) produktów, salony Apple, czy opakowania. Wyobraź sobie, że Jobs przeanalizował, jakie doznania ma mieć klient, gdy dostanie po raz pierwszy do ręki pudełko np. z laptopem Apple. Cały proces był dopracowany: pudełko, instrukcja, kolejność ułożenia elementów – wszystko po to, by poprawić doznania użytkownika.

Bez zmrużenia oka

Współpracownicy Jobsa nie mieli z nim łatwego życia. Potrafił zamykać jedną szybką decyzją projekty, które trwały kilka lat, pochłaniając przy tym miliony dolarów i tysiące godzin pracy setek osób. Taka bezkompromisowość to bardzo ważna cecha w biznesie. Nie możemy przywiązywać się do naszych dzieł, projektów. Musimy być pragmatyczni. Jeśli jakiś projekt okaże się błędem, to na dowolnym etapie jego budowy lub nawet funkcjonowania

„Być jak

Steve Jobs”– refleksja po lekturze książki.

Page 50: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

50

należy bez skrupułów go zamknąć. Znam sporo osób, które trwają przy swoich nierentownych biznesach, w zasadzie licząc chyba tylko na cud. Cudów w biznesie nie ma – są za to mądre, choć czasami bolesne decyzje.

„Dupek albo bohater”

Steve Jobs był tyranem – co do tego nie można mieć wątpliwości. Jednak uważam, że była to tyrania… uzasadniona. Steve miał wizje. Kto skutecznie pomagał mu realizować owe wizje, był chwalony, a kto zawodził – był nazywany dupkiem i często momentalnie zwalniany. Pracownicy Apple ukuli powiedzenie „bohater albo dupek” – właśnie taką huśtawkę nastrojów serwował im Jobs.

Takie podejście wydaje się niewłaściwe – w końcu ludziom należy się szacunek. Moim zdaniem, był to jeden z niezbędnych elementów tej układanki, składającej się na sukcesy szefa Apple. Co ciekawe, nawet zwolnieni pracownicy najczęściej mówili, że praca dla Jobsa – choć stresująca i wymagająca – była najlepszych okresem w ich życiu. Mnie to nie dziwi, ponieważ potrafię sobie wyobrazić charyzmę Steve’a i jego zdolności przywódcze. Praca u boku takiego lidera, z krystaliczną wizją podbicia świata musi być nie lada wyzwaniem – i spełnieniem.

Ze względu na humory szefa, pracownicy mawiali, że można w każdej chwili „dostać ze stiwa”, co oznaczało „dostać ochrzan”, albo nawet nagle wylecieć z pracy.

Zatrudniaj najlepszych

Kolejną tajemnicą Apple było zatrudnianie najlepszych. Pomyśl, jak różne jest to podejście od stosowanego przez większość firm – także w Polsce. O pracownikach często myśli się jak o taniej sile roboczej. Zatrudnia się stażystów, albo ludzi zaraz po studiach, bo można im mało płacić. Nie mam oczywiście nic przeciwko zatrudnianiu młodych, niedoświadczonych ludzi, jednak kluczowe stanowiska w firmie muszą zajmować doskonali fachowcy.Steve zawsze chciał mieć najlepszych w zespole. I realizował

swój plan. Potrafił długo obserwować człowieka, by przejąć go z innej firmy. Często chwalił się, że w jego firmie pracują najlepsi specjaliści na świecie. W wielu przypadkach tak właśnie było.

Pixar

Jeśli dalej uważasz, że sukcesy Apple są dziełem przypadku, poczytaj nieco o marce Pixar. Kojarzysz film „Toy Story”? To właśnie Pixar pod wodzą Jobsa wyprodukował ten pierwszy pełnometrażowy w pełni komputerowo animowany film, który odniósł gigantyczny sukces i rozpoczął nową erę w tej niszy (Pixar został sprzedany Disneyowi w 2006 roku za – bagatela – 7,4 miliarda dolarów).Tutaj także sprawdziło się zatrudnianie najlepszych ludzi.

Innowacja

Steve szydził z firm, które starały się być innowacyjne. Innowacji nie można się nauczyć. Tego nie robi się też na siłę. Apple było jedną wielką innowacją. Według Jobsa, innowacja to inny sposób myślenia.

Steve mawiał, że „ludzie nie wiedzą, czego chcą, dopóki im tego nie pokażesz”. Narzucał zatem swą wizję. Było to niezwykle unikalne podejście: z jednej strony narzucanie produktów, a z drugiej – produkty tworzone pod klientów. Jak to w ogóle możliwe? Otóż – jak już pisałem – Steve był perfekcjonistą dbającym o detale. Był także wizjonerem. I miał jeszcze jedną ważną cechę: był przedstawicielem grupy docelowej, do której kierował produkty. To wszystko powodowało, że opracowywał produkty dla samego siebie wierząc, że ludzie zapragną je posiadać. I tak w rzeczy samej było.

Miał świra na punkcie dizajnu, użyteczności, doznań użytkownika. Na przykład gdy opracowywał iPoda, żądał od zespołu rzeczy z pozoru niemożliwych, jak np. kilkukrotne wydłużenie pracy urządzenia na baterii, czy ekstremalnie intuicyjna obsługa. Nie przyjmował do wiadomości, że „nie da się”. Steve chyba nie znał słów „nie da się”.

Nie da się…

…życiorysu Jobsa streścić w jednym artykule. Zresztą nie taki był mój cel. Nie napisałem np. o usunięciu Jobsa z jego własnej firmy i jego wielkim

powrocie, nie napisałem o marketingu Apple i premierach produktów i o wielu innych rzeczach. Starałem się jednak zwrócić Twoją uwagę na kilka kluczowych elementów, które przyczyniły się do niewiarygodnego sukcesu Apple. Warto, byś to przemyślał.

Na koniec zacytuję 10 szybkich rad Steve’a – mam nadzieję, że utkwią w Twojej pamięci:

1. Nie kieruj się emocjami. Analizuj problemy swojej firmy na spokojnie.2. Projektuj piksel po pikselu. Patrz na najdrobniejsze detale, tak jak Jobs.3. Nie bój się zaczynać od początku. Mac OS X był wart przerobienia od zera, nawet jeżeli zabrał tysiącu programistów trzy lata nieustających wysiłków.4. Dąż do najwyższej jakości – w ludziach, produktach i reklamie.5. Łącz. Dla Jobsa kreatywność to po prostu łączenie różnych rzeczy ze sobą.6. Ucz się. Jobs był pilnym uczniem, jeśli chodzi o sztukę, dizajn i architekturę. Biegał nawet po parkingach i oglądał Mercedesy (by analizować ich wygląd i się inspirować).7. Buduj prototypy. Nawet salony firmowe Apple powstały w taki sam sposób jak wszystkie produkty firmy: od licznych prototypów przez fazy zmian i ulepszeń.8. Zmuszaj ludzi do ciężkiej pracy. Podwładni Jobsa pracowali w stresie, ale dochodzili do wspaniałych rezultatów.9. Można być dupkiem, byle z pasją. Jobs sobie powrzaskiwał, ale brało się to wyłącznie z jego dążności do zmieniania świata.10. Upieraj się przy rzeczach z pozoru niewykonalnych. Jobs wiedział, że w końcu nawet największy problem da się rozwiązać.

Bezwzględnie radzę Ci sięgnąć po jakąś książkę o Jobsie. Może to być „Być jak Steve Jobs”, może być inna. Koniecznie poznaj tego wyjątkowego człowieka. Na mnie wywarł olbrzymie wrażenie i ma obecnie realny wpływ na to, jak prowadzę biznes. Jestem przekonany, że zadziała magicznie także na Ciebie.

Paweł Krzyworączka

Page 51: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

51

w swojej karierze startował u boku roberta kubicy, nie boi się wyzwań.na co dzień jest urzędnikiem w suskim starostwie. skąd czerpie siłę? o czym marzy? jakiego rajdu bał się najbardziej w całej swojej karierze?MichaŁ kuŚnierz, pilot rajdowy, Mistrz polski w klasie r2b w 2011 roku i wiceMistrz w roku 2012, Mieszkaniec Śleszowic w rozMowie z joanną stypuŁą o życiu, pasji, zawodzie i rajdach.

Licencjana

sukces

Page 52: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

52

W przeciwieństwie do pilotowania twoja praca zawodowa nie dostarcza już takich doznań, czy to potrzeba adrenaliny?

Każda praca ma swoje plusy i minusy ponieważ jestem człowiekiem, który w każdej sytuacji szuka dobrych aspektów również w byciu urzędnikiem widzę wiele plusów, i wbrew pozorom uważam że siedzenie za biurkiem i pracowanie z głową w papierkach lub gapiąc się w monitor komputera wcale nie jest takie nudne. A tak naprawdę bycie Pilotem Rajdowym to w slangu Rajdowym bycie sekretarką kierowcy tylko biurko przemieszcza się z zawrotnymi prędkościami więc obie moje prace maja coś wspólnego. (śmiech)

W swojej karierze masz również trzy starty u boku Roberta Kubicy. Jak to wspominasz?

Z Robertem Kubicą odbyłem bardzo dużo sesji treningowych tu w kraju jak również za granicą

potem przyszły pierwsze starty na Sycylii we Włoszech i Francji dzięki tym startom zdobyłem dużo doświadczenia i cennej wiedzy jaką Robert dzielił się ze mną. Teraz podczas Rajdu Polski przyszło nam rywalizować ze sobą, niestety Robert urwał koło i musiał wycofać się z Rajdu.

70. Rajd Polski był najdłuższą rundą tegorocznych Mistrzostw Polski. Trasa rajdu liczyła niemal 652 km.

Rajd Polski to nie tylko najdłuższy Rajd w Polsce ale również najważniejszy ponieważ jest on jedną z rund Mistrzostw Europy. Wszystkie zespoły fabryczne takie jak Citroen, Peugeot, Skoda czy Ford wystawiają swoich zawodników aby wygrać właśnie te zawody. Warto również podkreślić, że Rajd Polski jest drugą najstarszą imprezą Rajdową w Europie zaraz za legendarnym Rajdem Monte Carlo.

fot. archiwum prywatne M. Kuśnierza

Page 53: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

53

Jakbyś opisał warunki panujące podczas rajdu?

Niestety aura w tym roku nie tylko organizatorom ale również startującym załogom sprawiła psikusa, ponieważ trzy dni poprzedzające Rajd obfitowały w ulewne deszcze. Trasa rajdu była kompletnie rozmokła a niektóre jej fragmenty praktycznie nieprzejezdne. Podczas samego rajdu warunki pogodowe poprawiły się ale rozmokłe drogi sprawiły, że Rajd był ekstremalnie niebezpieczny a zawodnicy jak również serwisy miały nie lada wyzwanie. Zapowiedz o ewentualnym wycofaniu się z Rajdu samego Roberta Kubicy i całego zespołu Citroena świadczyły o powadze sytuacji .Moim zdaniem istniała realna groźba o odwołaniu całej imprezy, dzięki wysiłkom organizatora i chęci rywalizacji zawodników Rajd odbył się według wcześniej zaplanowanemu harmonogramowi.

To 70. Rajd Polski a który Twój z kolei jako pilota? Jak zaczęła się ta (twoja) pasja?

Moja regularne stary rozpocząłem w 2000 r. Wiec startuje już 14 sezon, w Rajdzie Polski startowałem już kilkakrotnie. W 2005 r. właśnie podczas tego rajdu wygrałem markową klasę Pucharu Peugeota a właśnie wtedy drugie miejsce w tej rywalizacji zajął aktualny zwycięzca całego Rajdu Kajetan Kajetanowicz.

Jakie kolejne starty planujesz w przyszłości?

W tym roku staruje w pełnym cyklu Rajowych Samochodowych Mistrzostwach Polski więc za trzy tygodnie startujemy w ostatniej rundzie tego cyklu w Rajdzie Dolnośląskim rozgrywanym w okolicach Kłodzka. Oczywiście nie zabraknie nas również w Barbórce Warszawskiej.

A co na to wszystko twoja rodzina?

Moja cała rodzina bardzo mnie wspiera , podczas Rajdu Polski w tych ekstremalnych warunkach w gumowcach i pelerynach przeciwdeszczowych mocno mi kibicowali za co im bardzo dziękuje.

Jaki był Twój najważniejszy, a zarazem najtrudniejszy rajd w życiu?

Do każdego rajdu przygotowuje się zawsze z taką samą starannością i nie ma tu znaczenie ranga Rajdu natomiast już same zawody mają duże

znaczenie. Najtrudniejszy Rajd jaki jechałem to Rajd du Var rozgrywany na południu Francji. Startowałem tam dwukrotnie za pierwszym razem jechałem z Robertem Kubica za czasów gdy Robert jeździł w F1 samochodem Renault, wiec naturalnie dostaliśmy Rajdowe Renault Clio. Tempo Roberta oraz ekstremalne warunki pogodowe połączone z niezwykle trudnymi odcinkami specjalnymi przebiegającymi przez góry sprawiły, że Rajd był nie lada wyzwaniem. Dwa lata później wygrałem w Polsce wraz z Tomaszem Grycem tytuł Mistrza Polski jadąc Citroenem C2 i otrzymałem od Citroen Polska nagrodę w postaci startu w również w tym rajdzie, ponieważ był on podsumowaniem całego Europejskiego cyklu Citroen Trophy. Doświadczenie które zdobyłem podczas wcześniejszego startu pomogło nam w zdobyciu piątego miejsca wśród wszystkich załóg jadących Citroenami z całej Europy. Mimo dwukrotnego ukończenia tego Rajdu nadal czuje do niego duży respekt i uważam, że jest bardzo trudny.

Wspominałeś kiedyś, że po rajdzie wracasz do domu skrajnie wykończony ale po kilku dniach regeneracji znów masz chęć powrotu do samochodu i rywalizacji. Skąd czerpiesz siłę?

Zespół w którym teraz startuję czyli Inter Cars Castrol TRW Rally Team zapewnia mi osobę, która jest odpowiedzialna za przygotowanie kondycyjne załogi wiec jest mi teraz łatwiej znosić trudy Rajdów. Chwile przed udzielaniem Ci wywiadu czytałem regulamin kolejnej rundy Mistrzostw Polski Rajdu Dolnośląskiego wiec przyłapałaś mnie na tym, że myślami jestem już na kolejnych zawodach.

Wraz z kolegą z załogi Tomaszem Grycem w 2011 roku zostałeś mistrzem Polski w klasie R2B, w 2012 roku wicemistrzem. Czego można Ci jeszcze życzyć? Czego życzy się pilotowi czy kierowcy przed rajdem?

Każdy zawodnik, który startuje w Mistrzostwach Polski stara się zdobyć tytuł nie tylko w klasie samochodów w których startuje ale również w klasyfikacji generalnej, ja również o tym myślę i jest to cel do którego dążę.

Page 54: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

54

Page 55: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

55

Czarnoskóry powstanieCz wars z awy

P o w s t a n i u Warszawskim brali udział nie tylko Polacy. Wśród tysięcy żołnierzy walczących

o wolność ojczyzny był także pewien emigrant z Nigerii, który znalazł nad Wisłą miłość, szczęście i nowy dom.

Rok 1949 – w Polsce panuje stalinizm, a zorganizowana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa nagonka na żołnierzy Armii Krajowej osiąga swoje apogeum. W tak trudnym czasie do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację zgłosił się czarnoskóry mężczyzna, który, nie bacząc na konsekwencje, zadeklarował, iż w 1944 roku jako członek AK brał udział w Powstaniu Warszawskim.

Żołnierzem tym był August Agbola Browne, któremu towarzysze broni nadali pseudonim „Ali”. Chociaż urodził się w 1895 roku, na terenie dzisiejszej Nigerii, nie spędził tam wiele czasu. Jako bardzo młody chłopak zdecydował się zostać marynarzem – w ten sposób trafił do Wielkiej Brytanii, a następnie do Gdańska. Jak się okazało, Polska na dłuższy czas stała się dla niego portem.

Czarnoskóry Browne, bez względu na to gdzie się pojawiał, wzbudzał prawdziwą sensację, nie mógł też narzekać na brak zainteresowania ze strony płci pięknej. Ze wspomnień jego znajomych wyłania się obraz szarmanckiego, przebojowego, bardzo przystojnego i zawsze nienagannie ubranego mężczyzny. Nie może więc dziwić fakt, że Nigeryjczyk, wkrótce po swoim

przyjeździe do Polski, podbił serce młodej Krakowianki, z którą miał dwóch synów. Niestety, związek ten nie przetrwał próby czasu, a Browne postanowił poszukać szczęścia w Warszawie.

Świetnie radził sobie jako muzyk jazzowy oraz tancerz. Wiele osób sugeruje, że to właśnie on mógł być pierwowzorem Jumbo z „Café pod Minogą”. Jak było naprawdę? Nie wiadomo. Równie tajemnicze są wojenne losy Browne. Sam twierdził, że brał czynny udział w obronie stolicy podczas kampanii wrześniowej. Jego wersję wydarzeń zdaje się potwierdzać opowieść jednej z mieszkanek Warszawy, która swym wnukom opowiadała o czarnoskórym wojskowym, salutującym jej podczas jazdy polskim czołgiem. W tamtym czasie, żołnierzy podobnych do Augusta z pewnością nie było zbyt wielu.

Możemy się jedynie domyślać w jaki sposób udało mu się przeżyć w Polsce okupację hitlerowską, gdyż kolor jego skóry niemal gwarantował wywózkę do obozu zagłady. Jednak Browne, sobie jedynie znanymi metodami, uniknął takiego losu. Chociaż „Ali” marzył o pracy w konspiracji, jak na agenta był zdecydowanie zbyt rozpoznawalny. Nie przeszkodziło mu to w zaangażowaniu się w życie okupowanej stolicy. Zajmował się kolportażem prasy podziemnej oraz organizacją schronienia dla ukrywających się Polaków. Podstawowym źródłem utrzymania pozostawała dla niego muzyka oraz handel sprzętem elektronicznym.

Kolejne informacje na jego temat pojawiają się dopiero w kontekście Powstania Warszawskiego. Jak sam zadeklarował, w 1944 roku był członkiem oddziału „Iwo” dowodzonego przez kaprala Aleksandra Marcińskiego pseudonim „Łabędź”. Wersję wydarzeń Nigeryjczyka zdaje się potwierdzać opowieść innego powstańca, Jana Radeckiego, który wspominał, iż pewnego dnia w dowództwie batalionu zlokalizowanego przy ulicy Marszałkowskiej spotkał czarnoskórego mężczyznę.

Wiadomo, że „Ali” przeżył wojnę, prawdopodobnie uniknął także prześladowań ze strony komunistów, jednak to nie jest stuprocentowo pewne. Przyznając się w 1949 roku do współpracy z Armią Krajową nikt nie mógł liczyć na jakiekolwiek profity, a zwłaszcza taka osoba jak Browne, która formalnie była obywatelem brytyjskim. Deklaracja taka ściągała zainteresowanie organów bezpieczeństwa, co niemal zawsze wiązało się z więzieniem i brutalnymi przesłuchaniami. Nie wszyscy mieli odwagę zmierzyć się z takim losem.

Browne traktował Polskę jako swoją drugą ojczyznę i robił wszystko by stać się jej pełnoprawnym obywatelem. Niestety, realia z jakimi przyszło mu się zmierzyć po wojnie zmusiły go do emigracji. W 1953 roku wraz z rodziną wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie został już do końca życia. O istnieniu czarnoskórego powstańca przez wiele lat nie mieli pojęcia nawet naukowcy, specjalizujący się w tej tematyce. Jego historia ujrzała światło dzienne dopiero kilka lat temu, przy okazji publikacji książki „Afryka w Warszawie”. Wtedy to udało się przywrócić pamięć należną „Alemu” oraz udowodnić, że historia Powstania wciąż skrywa przed nami wiele tajemnic.

Sylwia Cisowska

w

Historia

Page 56: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

56

OSZUSTWO z futrem w tleo przestępstwa miało dojść w grudniu 1931 roku. Wtedy to Ciunkiewiczowa podróżowała po

Polsce. Celem wizyty był kurort w Zakopanem, gdzie milionerka miała leczyć płuca. Maria w drodze do stolicy Tatr postanowiła zatrzymać się w Krakowie, gdzie niedługo po przyjeździe zgłosiła kradzież.

Jak się okazało, podróżująca z dwoma walizkami kobieta przewoziła ze sobą ogrom drogocennych przedmiotów. Pierwsze zeznania hrabiny mówiły o 650 tysiącach funtów szterlingów oraz 10 tysiącach franków. Astronomiczna kwota, jaką podała Ciunkiewiczowa w trakcie kolejnych przesłuchań, zaczęła przybierać zupełnie inne rozmiary. Ilość gotówki zmniejszyła się do 6,5 tysiąca funtów, natomiast wzrosła ilość utraconych rzeczy. Ostatecznie w spisie wysłanym ubezpieczycielowi figurowało

13 futer oraz 31 sztuk biżuterii. Sprawa wzbudziła mnóstwo sensacji. Wysłannik firmy ubezpieczającej wyznaczył nagrodę 40 tys. złotych za schwytanie złodzieja. Swoje śledztwa rozpoczęła też prasa. Wielu ludzi głowiło się jak to możliwe, że Ciunkiewiczowa przewoziła ze sobą tyle przedmiotów. Pojawiły się też plotki co do samej postaci hrabiny.

Sprawczyni całego skandalu urodziła się 22 sierpnia 1886 roku w Warszawie. Była trzecią córką Adolfiny z Fuchsów i Klemensa Jakuckiego. Początkowo nic nie wskazywało na to, że w przyszłości Maria zostanie milionerką. Pierwsze dwa małżeństwa – z Władysławem Dramińskim oraz Witoldem Charłupskim – nie wyróżniały się niczym szczególnym. Dopiero ślub z Tadeuszem Ciunkiewiczem w 1914 roku sprawił, iż młoda kobieta stała się faktycznie zamożna.

Niedługo po zawarciu związku małżeńskiego para wyjechała do Rosji. Już rok po ślubie Tadeusz został powołany do wojska. W tym czasie Ciunkiewiczowa zainteresowała się bogatym Rosjaninem o nazwisku Wadiejew.

Efektem tego romansu był kolejny rozwód i przepisanie na Marię trzech kamienic w Moskwie, oraz pałacu na Kaukazie. Niestety rewolucja październikowa sprawiła, iż Maria straciła swój dobytek w mieście.

Polka nie zamierzała uciekać z kraju ogarniętego rewolucją bez zysków. Zaczęła skupować za bezcen antyki oraz biżuterię. Wzbogacona ewakuowała się na Kaukaz. Kolejnym przystankiem dla Marii miały być Wyspy Brytyjskie. W tym celu uwiodła Leonidasa Krassina – ambasadora sowieckiego na co dzień urzędującego w Londynie.

d

W czasach Wielkiego Kryzysu, gdy każdy

podejmował się nawet najgorszej pracy,

wiadomość o zuchwałej kradzieży drogocennych

kosztowności z krakowskiego Grand

Hotelu zelektryzowała polską społeczność.

Jednak poszkodowana Maria Ciunkiewiczowa z

oszukanej bardzo szybko stała się oszustką.

Źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa

Page 57: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

57

Dzięki nowemu kochankowi Polka przedostała się na Zachód. W 1925 Maria z Wielkiej Brytanii przeniosła się do Paryża. Francja okazała się kolejnym państwem, w którym Ciunkiewiczowa mogła rozwinąć swoje umiejętności gospodarowania. Handlując nieruchomościami zakupiła kamienicę w stolicy, oraz majątek ziemski w Normandii, gdzie zainwestowała w hodowle świń. Gdy szczęście zaczęło opuszczać Marię, ta wzięła los w swoje ręce.

W 1929 w posiadłości Polki doszło do pożaru, który wywołał pracujący dla niej robotnik. Straty oszacowane przez właścicielkę wyniosły 600 tysięcy franków. Firma mająca wypłacić zadośćuczynienie miała jednak wątpliwości czy milionerka nie dokonuje wyłudzenia i postanowiła złożyć sprawę w sądzie. Ten wydał wyrok na korzyść Ciunkiewiczowej nie zwracając uwagi na to, iż sam sprawca przebywający w domu dla obłąkanych wspominał, iż do podpalenia nakłaniała go właścicielka. Kilka lat później sąd w Polsce nie był już tak łaskawy dla Marii.

Kradzież kosztowności w Grand Hotelu wywołała serię plotek i domysłów. Wnikliwe śledztwo prowadzone przez ubezpieczyciela oraz polską policję dało zaskakujący wynik – podejrzaną została sama Maria Ciunkiewiczowa.

Proces ruszył pod koniec roku 1932. Media na bieżąco relacjonowały obrady co rusz informując o zaskakujących faktach z życia kobiety. Pod lupę wzięto jej romanse oraz tajemnicze operacje finansowe. Ciunkiewiczową posądzano nawet o szpiegostwo. W sprawie kradzieży drogocennych przedmiotów plotkowano, iż

dziedziczka woziła ze sobą zwykły węgiel. Ostatecznie biegli ustalili, że główny dowód w sprawie, a mianowicie rozdarta walizka, został sfingowany. Ustalono także motyw oszustwa – od kilku lat budżet Marii kurczył się w oczach, a majątek był obciążony hipoteką na 600 tysięcy franków. Oszustkę skazano na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Na taki sam okres pozbawiono ją praw obywatelskich oraz praw honorowych. Ciunkiewiczowa postanowiła, iż nie spocznie dopóki nie oczyści się z zarzutów. Apelacja nie przebiegła po jej myśli, dlatego bohaterka wplątała się w kolejną intrygę.

Kilka tygodni po odwołaniu na policję zgłosił się taksówkarz twierdząc, że wozi po Krakowie osobę oferującą sprzedaż szwajcarskich franków i brylantów. Sprawę potraktowano poważnie i szybko ujęto podejrzanego. Był nim Jan Kołodziejski, który na komendzie niespodziewanie przyznał się do kradzieży pieniędzy i futer z Grand Hotelu. Stwierdził, iż namówił go do tego pracownik hotelu. Funkcjonariusze niedowierzając przesłuchiwanemu wyciągnęli z niego prawdziwe informacje. Do kłamstwa Kołodziejskiego podżegał niejaki

Czesław Mrowiec kusząc go sporą sumą pieniędzy.

Policja szybko dotarła do Mrowca. Pomysłodawca przeczytał o skandalu związanym z oszustwem Marii w jednej z gazet. Wtedy wpadł na swój plan i natychmiast postanowił przedstawić go Ciunkiewiczowej. Kobieta nie miała nic do stracenia i zgodziła się na wdrożenie go w życie. W zamian za uwiarygodnienie jej wersji, Mrowiec miał dostać pokaźną kwotę.

Marię aresztowano po raz kolejny. Nie przyznała się do znajomości z Mrowcem. Nie zrobiła tego także w trakcie procesu w 1934 roku. Sąd skazał ją na 1,5 roku więzienia bez zawieszenia. Był to największy wyrok dla wszystkich uwikłanych w aferę. W trakcie apelacji obrońcom udało się zmniejszyć wyrok do 10 miesięcy. Była milionerka w czasie drugiego procesu oświadczyła, że jej ubezpieczyciel sprzysiągł się, by za wszelką cenę pozbawić ją majątku. Przy swoim zdaniu trwała aż do końca swojego życia. Maria Ciunkiewiczowa zmarła 1 sierpnia 1943 roku, do końca uważając się za niewinną.

Daniel Kiełbasa

Page 58: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1
Page 59: Magazyn, Dobry Menadżer - Numer 1

59