magazyn oktany / numer 010 / 2014
DESCRIPTION
006 / CARROLL SHELBY / ZANIM NASTAŁ CZAS COBRY 026 / RAPIDA E SEMPLICE / ŠKODA RAPID SPACEBACK 040 / DO ZAKOCHANIA 1 KROK / BMW 1 052 / ZAPIEKANKA / NISSAN MICRA 66 / NOTE (S) / NISSAN NOTE 088 / ŚWIĘTO BARBARY PATRONKI GÓRNIKÓW / BARBÓRKA 2013 Antropologia Maszyn / Oblicza motoryzacji / Polski, niezależny Magazyn OKtanyTRANSCRIPT
ISSN 2300-4533
OKTANY.EU / 010 / 2014 / ZANIM NASTAŁ CZAS COBRYOKTANY.EU / 010 / 2014 / ZANIM NASTAŁ CZAS COBRY
002
Redaktor naczelny:
Maciej Tarkowski
mail: [email protected]
Public relations:
Marcin Gierlicz
mail: [email protected]
tel: +48 609 091 721
Piszą dla nas:
Tomasz Szczerbicki
Wiktor Słup-Ostrawski
Maciej Tarkowski
Piotr Szymański
Art director / fotograf:
Piotr Szymański
Reklama:
mail: [email protected]
+48 794 794 218
Wydawca OKtany / Maciej Tarkowski
02-647 Warszawa,
ul. Bachmacka 1 m. 12
mail: [email protected]
tel: +48 794 794 218
oktany.eu
facebook.com/oktany
plus.google.com/+OktanyEu
twitter.com/oktanyeu
oktany.tumblr.com
Druk:
WEMA Sp. z o.o.
© OKtany
2012-2014 Wszystkie prawa zastrzeżone
Dziesiąty numer Magazynu OKtany!
Skąd wziął się stereotyp Polaka pijaka? Warto pochylić się nad
tym problemem w kontekście informacji dotyczących wypadków
drogowych z udziałem pijanych kierowców. Niektóre zachodnie
publikacje donoszą, że dawka śmiertelna alkoholu dla Polaków
i Rosjan jest wyższa niż dla pozostałych nacji. Zresztą już od cza-
sów średniowiecznych zarzuty te padały pod adresem, nie tylko
Polaków – Słowian w ogóle. Wydaje się, że problem tkwił począt-
kowo nie w ilości przyswajanego trunku, ale jego mocy. Z czasem
jednak i w ilości spożywania osiągnęliśmy szczyty.
Mieszkańcom z nad Wisły nie wystarczało kulturalne delekto-
wanie się młodym, lekkim winem – to było charakterystyczne dla
południa Europy. Rodzime, średniowieczne trunki były mocniej-
sze, a dwoma głównymi napojami alkoholowymi były miód i piwo.
Jak mocny był nasz miód świadczy relacja włoskiego podróżnika,
który rysuje obraz wesela: Prawie wszyscy się upili i byli bardzo nie-
bezpieczni. Nie mając wina robią pewien napój z miodu, który upija
ludzi znacznie bardziej niż wino. Piwo było natomiast trunkiem
niezwykle powszechnym, pitym na co dzień w każdym domu.
Przyrządzano na nim nawet polewki i zupy. Leszek Biały, książę
krakowski tłumaczył papieżowi, że jego nieobecność na krucjacie
do Ziemi Świętej wynika z tego, iż wina ani zwykłej wody pić nie
może, przywykły do picia jedynie piwa lub miodu.
W kolejnych stuleciach miód i piwo zaczęły tracić swoją pozy-
cję. Zaczęto uważać piwo za napój pospólstwa a miód, od po-
czątku XVI wieku zaczęła zastępować nowość – wódka, która
przybyła do Polski z Europy Zachodniej. Gorzałka wkroczyła
w wielkim stylu i w XVII i XVIII wieku już każdy folwark posia-
dał gorzelnię, często bardzo prymitywną, ale jednak.
W czasach staropolskich mieszkańcy Rzeczpospolitej nie pili jed-
nak aż tak dużo. Pod względem spożycia alkoholu znajdowaliśmy
się dopiero w połowie rankingu. Kiedy chłopstwo, mieszczaństwo
i drobna szlachta zachowywali względy umiar, magnaci pozwalali
sobie już na wiele. Z biegiem czasu pijaństwo jednak rosło i już
pod koniec XVIII wieku stawło się niemal cechą narodową. Liba-
cje były normą, były kulminacją spotkań towarzyskich i transakcji
handlowych. Rozpijanie chłopstwa ma też korzenie w przymusie
propinacyjnym – dwór miał monopol na produkcję i sprzedaż alko-
holu, mnożyły się przypadki zmuszania chłopów do jego zakupu.
XIX wiek to już prawdziwie alkoholowa epoka. W całej Europie
zwiększała się ilość karczm i szynków. Wynalezienio też produk-
cję wódki z ziemniaków. Ceny poleciały w dół. Wódkę pili już
właściwie wszyscy, bez względu na wiek i płeć. Możni nic złe-
go nie widzieli w rozpijaniu chłopstwa. Znaczące są wypowiedzi
003
typu: Jeżeli bowiem użycie wódki ma dobroczynnie wywrzeć wpływ,
powinno być regularne i codzienne. Dowodem wręcz szacunku dla
chłopów była wypłata w wódce! Na Kresach Wschodnich zna-
ne są przypadki, że włościanie nie wyszli w pole, gdy nie dostali
wcześniej gorzałki. Dość smutne są opisy Schultesa, który widział
drogę wiodącą do karczmy, pokrytą ludem płci obojga, opiłym
i tarzającym się w błocie oraz chłopów pracujących w polu, którzy
nie mogą się prosto na nogach utrzymać.
W miastach pili robotnicy, kupcy, studenci i artystyczna bohema.
Władze nie były bez winy. W Austro-Węgrzech aż 31% dochodów
państwa, z tytułu sprzedanego alkoholu, pochodziło z samej tylko
Galicji. Nie zapominano oczywiście o efekcie lecznicznym. Wódkę
uważano powszechnie za złoty środek w leczeniu wszelakich chorób,
podawano ją nawet niespokojnym niemowlętom.
Sytuacja ta budziła oczywiście niepokój. Na polu przeciwdzia-
łania aktywnością wykazywały się kościół katolicki i kościoły
protestanckie. W Galicji kościół zakładał przy parafiach bractwa
trzeźwości, organizował też misje. Chłopi przysięgali przed oł-
tarzem i wsią, że będą się powstrzymywać od picia w adwencie
czy Wielkim Poście. Księża wraz z animatorami trzeźwości na-
chodzili też karczmy i używając święconej wody przepędzali pija-
ków. Takie argumenty czasem przemawiały, ale na krótko. Potem
większość wracała do wódki i piła jej jeszcze więcej.
Czasy Polski Ludowej to już prawdziwy armagedon. Polacy
stali się jednym z najbardziej rozpitych narodów na świecie. Za
początki wzrostu pijaństwa uznawać jednak należy czas II woj-
ny światowej. Frustracja, chęć odreagowania, brak rozrywek to
główne przyczyny sięgania do kieliszka. W latach 40. alkohol był
też środkiem płatniczym, bardzo stabilnym.
Pito wszędzie – dzień wypłaty stawał się okazją, podobnie imie-
niny czy inne uroczystości rodzinne. Poza specjalnymi okazja-
mi pito po to aby wprawić się w dobry nastój i uciec od szarej
rzeczywistości PRL-u. Alkohol podnosił wskaźniki zadowole-
nia społecznego a butelka należała do najpopularniejszych pre-
zentów. Nikt też nie przejmował się jazdą po pijanemu. Kuli-
sy w 1966 roku pisały: We wsi Bogdanowo skończyła się wiejska
zabawa. Sala opustoszała […] Uwagę przechodniów przykuł nie-
codzienny widok: na placyku przed tancbudą stało 200 motocykli,
których nikt nie ruszał, do których nikt się nie zbliżał. Właściciele
trwali w opłotkach. Motocykle na parkingu. Czas zamarł. Sprawcą
okazał się być milicjant z kompanii ruchu, który stał sobie opodal
parkingu. Widocznie ani jeden właściciel motoru nie był trzeźwy,
a wszyscy dwustu zamierzali jechać po pijanemu do domu. Z kolei
w 1967 roku pijani strażacy jadący do pożaru wpadli samocho-
dem do rzeki. Zwycięzca losowania totolotka ze Świętochłowic,
z radości wypił sam 5 litrów wódki i po 6 tyg. wyszedł ze szpitala
ślepy i głuchy. W 1980 roku Trybuna Wałbrzyska donosiła: Miej-
scowi złodzieje, którzy okradli sklep GS z wódki, nie mieli pomysłu
co zrobić z taką ilością trunku. Wobec tego sprzedali ją, a następnie
uzyskane w ten sposób pieniądze wydali na wódkę.
Nigdy nie było problemu z dostępem do alkoholu. Produkcją al-
koholu trudniły się zarówno firmy, jak i osoby prywatne. Nielegalna
produkcja w łazienkach, warsztatach czy stodołach kwitła. Często
całe wioski zajmowały się tym procederem. W 1978 roku jeden
punkt sprzedaży alkoholu przypadał na 631 osób, co czyniło Polskę
krajem najlepiej zaopatrzonym na całym kontynencie.
W połowie lat 60. odnotowano 1,5 mln alkoholików, 10 lat później
3 mln. Zjawisko picia wśród nieletnich to nie tylko dzisiejszy pro-
blem. W 1965 roku przeprowadzono ankietę w warszawskich szko-
łach. Wódkę pito już powszechnie w wieku 17 lat, wino 14 lat, a po
piwo sięgali nawet 11-letni chłopcy. W latach 80. alkohol w budżecie
domowym wyprzedzał wydatki na higienę czy ubrania i obuwie.
Władza ludowa z różnymi efektami walczyła z alkoholizmem.
W pierwszych latach komunizmu władza skupiła się na walce z nie-
legalnym obrotem alkoholem. Sprzedaż wódki była dla państwa
bardzo dochodowa i nie specjalnie palono się do zmniejszenia jej
dystrybucji. Z czasem, kiedy alkoholizm zachaczał o plagę odbijającą
się na gospodarce, podjęto mało skuteczne działania. Podnoszono
ceny, sprzedawano wódkę w mniejszych pojemnościach. W latach
80. zwalczano pijaństwo metodami administracyjnymi, poprzez
określanie godzin i ilości sprzedaży trunków. Próbowano zastępować
wódkę piwem, ale z powodu jakości tego drugiego odniosło to marny
skutek. Zresztą zarówno wódka jaki i piwo było podłej jakości, na-
prawdę dobre towary przeznaczano na eksport.
Pierwsze dziesięciolecie III RP to zmiana lidera. Piwo wyprze-
dza w ilości sprzedaży wódkę. Mimo to Polska nadal znajduje
się w grupie krajów o najwyższym spożyciu czystego alkoholu
w przeliczeniu na osobę dorosłą.
Nie dziwi, w kontekście przytoczonych faktów, że widzę marne
szanse na szybkie rozwiązanie problemu pijanych kierowców po-
wodujących tragedie na drogach. Tylko zmiana mentalności może
odmienić obecny stan rzeczy. Wydaje się jednak, że nikomu na tym
nie zależy, bo walka z tradycją pijaństwa to walka z wiatrakami.
Zapraszam do zapoznania się z dziesiątym zeszytem Magazynu
OKtany.
Maciej Tarkowski i redakcja Magazynu OKtany
Bibliografia:
A. Chwalba, Historia Polski 1795-1918, Kraków 2001
Obyczaje w Polsce, pod redakcją A. Chwalby, Warszawa 2004
W. Kot, PRL – jak cudnie się żyło, Poznań 2010
Sayan, Krótka historia pijaństwa w Polsce, 2011
004
006 / CARROLL SHELBY / ZANIM NASTAŁ CZAS COBRY
026 / RAPIDA E SEMPLICE / ŠKODA RAPID SPACEBACK
040 / DO ZAKOCHANIA 1 KROK / BMW 1
052 / ZAPIEKANKA / NISSAN MICRA
66 / NOTE (S) / NISSAN NOTE
088 / ŚWIĘTO BARBARY PATRONKI GÓRNIKÓW / BARBÓRKA 2013
005
006 / 026 / 066 / 088
06
Carroll Shelby zanim nastał czas Cobry
Wiktor Słup-Ostrawski, zdjęcia dzięki uprzejmości: Louis Galanos i www.virhistory.com
07
08
Carroll Shelby to osoba znana w świecie motoryzacji, szcze-
gólnie za sprawą legendarnej Cobry łączącej w sobie to, co
po obu stronach Atlantyku najlepsze. Zgrabne nadwozie stylizo-
wane na Ferrari 166MM Barchetta wyprodukowane przez bry-
tyjskie zakłady AC Cars z potężnym fordowskim V8. Kim był
człowiek, który rzucił wyzwanie Il Commendatore z Modeny?
Najpierw za sprawą Cobry, potem kierując teamem Forda GT
w batalii z Ferrari, rozgrywanej na torach świata z perłą w koro-
nie w postaci 24 h LeMans. Warto przyjrzeć się uważniej drodze
jaką przebył Carroll Shelby, zanim nastały czasy Cobry.
09
010
Carroll Shelby urodził się 11 stycznia 1923 roku w miejsco-
wości Leesburg w stanie Teksas. Pomimo tego, że w trakcie
swojego bujnego życia spędził sporo w podróżach, na zawsze
pozostał Teksańczykiem. Jego zainteresowanie motoryzacją
sięgało wczesnych lat młodości podsycane przez jego ojca,
który zabierał swojego syna i jego przyjaciela Eda Wilkinsa
na wyścigi organizowane na szutrowych owalach. Z czasem
przyjaciele zaczęli razem montować z dostępnych części wła-
sne, prymitywne gokarty. Jednak dla Shelbyego zamiłowanie
do pracy silnika nie kończyło się na samochodach, szybowało
znacznie wyżej. Jego pasją była awiacja. Koniec szkoły zbiegł
się z rozpoczęciem II Wojny Światowej, wstąpił wówczas
w szeregi Sił Powietrznych gdzie służył jako instruktor lotnic-
twa, pilotując całą gamą samolotów wojskowych. Przelatując
nad domem swojej wybranki, zrzucał liściki miłosne przez luk
bombowy. Musiało zadziałać, bo w czasie wojny Shelby ożenił
się z Jeanne a wkrótce przyszły na świat też dzieci, których
w sumie miał troje.
Jest to o tyle istotne, ponieważ po zakończeniu działań wo-
jennych Shelby musiał się przede wszystkim skupić na utrzy-
maniu rodziny a nie na wyścigach, którymi cały czas był żywo
zainteresowany. I tak Shel, jak go zdrobniale nazywano założył
fermę kurczaków. Po odhodowaniu pierwszych kilku tysięcy
sztuk wszystko wskazywało na to, że to z tym biznesem zwiąże
swoją przyszłość jednak wkrótce choroba w ciągu kilku dni
położyła większość ptaków i tak zakończyła się jego przygoda
z drobiem, z której wielokrotnie będzie żartował w przyszłości.
Po kurczakach przyszły kolejne pomniejsze interesy i tak
to wyglądało mniej więcej do roku 1952, kiedy to w jego ży-
ciu miała nastąpić duża zmiana. Jego przyjaciel z którym za
młodu składał pierwsze gokarty – Ed Wilkins zaproponował
Shelbyemu start w jego MG, w lokalnym amatorskim wyścigu
samochodów sportowych.
Warto zatrzymać się na chwilę w tym miejscu i przybliżyć
nieco wyścigowe realia lat 50. i 60. Był to złoty okres dla wy-
ścigów samochodów sportowych w USA, zarówno dla amato-
rów jak i dla rodzących się wówczas profesjonalnych teamów.
Wyścigi organizowane były przez Sports Car Club of America
(SCCA) i rozgrywane na obu wybrzeżach. Tory wyścigowe
z prawdziwego zdarzenia, takie jak Virginia International Ra-
ceway, Riverside czy Laguna Seca zaczęły powstawać dopiero
w drugiej połowie lat 50. Większość wyścigów organizowa-
no na wojskowych lotniskach, które tak jak Sebring zostały
011
012
częściowo przebudowane na tor wyścigowy lub na zamknię-
tych drogach publicznych. Ścigano się przede wszystkim na
samochodach europejskich, w które czasem transplantowano
amerykańskie V8 lub budowano własne konstrukcje, tzw.
Specials. Powojenna prosperita w USA i popularność rywa-
lizacji w dużej mierze umożliwiła europejskim producentom
samochodów sportowych przetrwanie po wojnie, którzy nie
byliby w stanie utrzymać się wyłącznie z rynku europejskiego.
Dla przykładu, Porsche już kilka lat po zaprezentowaniu za
oceanem pierwszych 356, przez legendarnego dealera Maxa
Hoffmana, kierowało ponad połowę produkcji za ocean. Za-
równo Hoffman jak i inni wielcy dealerzy, tacy jak Johnny
Von Neumann czy Luigi Chinetti, sami startowali w wyści-
gach, co było dla nich najlepszą reklamą.
Wracając do Shelbyego, jego debiut w MG Eda Wilkinsa
okazał się bardzo owocny, nie tylko wygrał w swojej klasie ale
też udało mu się nawiązać walkę z mocniejszymi samochoda-
013
...o znaczeniu amerykańskiego
rynku dla europej-skich producentów...
mi w postaci Jaguarów XK120. Otworzyło mu to drzwi do
kolejnych maszyn, których właściciele szukali uzdolnionych
kierowców mogących doprowadzić ich pojazdy do najwyż-
szych stopni podium. Takim właśnie właścicielem był Roy
Cherryholmes, który powierzył Shelbyemu swojego Allrada
J2. Zważywszy na dalsze losy Shelbyego warto przypomnieć,
że Allrad był angielską marką, której sportowy roadster J2 na
rynku amerykańskim był oferowany z silnikiem V8 Cadillaca.
Tym samym idea małego sportowego europejskiego roadstera
014
z amerykańskim V8 nie była wcale taka nowa, kiedy Shelby
dekadę później przystąpił do realizacji projektu Cobry.
Poza Allradem Cherryholmsa, Carroll startował też w po-
dobnym samochodzie Charlsa Browna a także doraźnie w in-
nych pojazdach. To jednak start w Allradzie Cherryholmsa,
w pierwszym wyścigu o randze międzynarodowej 1000 km
Buenos Aires sprawił, że losy jego kariery jako kierowcy wy-
ścigowego miały się odmienić – do tej pory były to amatorskie
zmagania.
Samochód dzielił z Dalem Duncanem udało im się zająć 10
pozycję. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wyścig wygrali Giu-
seppe Farina i Umberto Maglioli, w fabrycznym Ferrari 375
MM, plasując się przed innymi kierowcami znanymi ze startów
w ówczesnej Formule 1 to 10 miejsce w prywatnie wystawio-
nym Allradzie nie wygląda wcale źle. Tak też uważał obecny na
wyścigu szef teamu Astona Martina – John Wyer.
Wyer to legenda sama w sobie. Wpisuje się on w kanon
pionierów i najlepszych szefów profesjonalnych teamów wy-
ścigowych w historii tego sportu. Przez kilkanaście lat kie-
rował teamem Astona Martina, wydatnie kreując sporto-
wy wizerunek marki i osiągając z nią znaczące sukcesy. Po
Astonie przyszedł czas na inne, legendarne projekty ubrane
w niebiesko pomarańczowe barwy Gulf Oil Fordy GT 40
czy wreszcie Porsche 917. Wyer miał też oko do dobrze za-
powiadających się kierowców, to on wypatrzył m.in. Roya
Salvadoriego. Wspominałem już wcześniej o znaczeniu amery-
kańskiego rynku dla europejskich producentów samochodów
sportowych. Nic wiec dziwnego, że posiadanie w fabrycznym
Shelby nie był wyjątkiem, jeśli
chodzi o amerykań-skich kierowców
w Europie.
015
016
zespole amerykańskiego kierowcy przysparzało pozytywne-
go i pożądanego rozgłosu. Poziom jaki Shelby zaprezentował
w Argentynie skłonił Wyera do wypróbowania Teksańczyka,
okazją do tego był rozgrywany siódmego marca 1953 roku 12
godzinny wyścig w Sebring. Shelby dzielił Astona Martina
DB3S z innym Amerykaninem Charlesem Wallacem. Wy-
stęp nie należał jednak do udanych – nie ukończyli wyścigu.
W przeciwieństwie do Wallace’a, który więcej już nie ścigał się
w Astonie, Shelby musiał przypaść do gustu Wyerowi, ponie-
waż zaproponował mu udział w kilku wyścigach w Wielkiej
Brytanii. Tutaj Carroll stanął przed poważnym wyborem: czy
przejść na zawodowstwo czy zrezygnować i dalej traktować
ściganie jako hobby, postanowił jednak zaryzykować.
Pierwszy wyścig w jakim wziął udział na starym kontynencie
miał miejsce na torze w Aintree. Debiut ten Shelby mógł zali-
017
czyć do udanych. Zajął drugie miejsce za Duncanem Hamil-
tonem w Jaguarze C-Type, wyprzedzając Jimmiego Stewarta,
brata słynnego Szkota, który kilka lat później zdominował
tory Formuły 1. W czerwcu Shelby po raz pierwszy zmie-
rzył się z legendą LeMans. Startował w Astonie DB3S razem
z doskonałym belgijskim kierowcą Paulem Frere, znanym tak-
że ze swoich osiągnięć jako autor wielu książek i artykułów
z zakresu motoryzacji. Shelby bynajmniej nie był jedynym
Amerykaninem, który startował tego roku w 24 godzinnym
klasyku. Briggs Cunningham, swoją drogą bardzo ciekawa
postać, przywiózł do Francji trzy samochody z kompletem
amerykańskich kierowców. Były to dwa Cunninghamy C4-R
i jedno Ferrari 375 MM. W barwach Automobili Osca starto-
wał James Simpson, natomiast w fabrycznym teamie Porsche
jako kierowcę zaangażowano przyszłego ojca Chevrolletta
Corvette – Zorę Arkusa-Duntova, który zwyciężył w Porsche
550 w klasie do 1100cm3. Warto o tym wspomnieć aby poka-
zać, że Shelby nie był wyjątkiem jeśli chodzi o amerykańskich
kierowców w Europie. Sam wyścig odbył się przy kiepskich
warunkach atmosferycznych, przez większość 24 godzinnych
zmagań tor był mokry, walka o prowadzenie toczyła się pomię-
dzy Jaguarami a Ferrari, nie był to też dobry wyścig dla Astona.
Żaden z pięciu wystawionych samochodów nie ukończył wy-
ścigu. Shelby w Europie pozostał na lato biorąc udział w kilku
wyścigach, jesienią wrócił do Stanów gdzie czekała rodzina.
W listopadzie brał udział w wyścigu Carrera Panamericana
w Austinie Helaeyu. Meksykańskie bezdroża nie wybaczały
błędów i rywalizacja zakończyła się dla Shelbyego drugiego
dnia – wypadkiem.
Rok 1955 to powrót do wyścigów w USA. Na początku sezo-
nu startował dla Alana Guibersona, w marcu razem z Philem
Hillem wystartował w nowym Ferrari 750 Monza Guibersona
w 12 h Sebring. Odczuwał jeszcze skutki wypadku w Meksy-
ku gdzie nabawił się kontuzji ramienia, mimo to wyścig ukła-
dał się po ich myśli i kiedy przekroczyli linię mety początkowo
wszystko wskazywało na to, że zwyciężyli. Kiedy jednak chro-
nometrażyści i sędziowie przeanalizowali swoje tabele okaza-
ło się, że zwycięzcami zostali Mike Hawthorn i Phil Walters
jadący rewolucyjnym Jaguarem D-Type. Shelby i Hill musieli
się zadowolić zwycięstwem w klasie do 3 litrów.
W lipcu Shelby startował jeszcze w innym wyścigu, w Ferra-
ri Guibersona wyścig ten udało mu się wygrać. Mniej więcej
w tamtym czasie zainteresował się nim właściciel liczącej się
stajni wyścigowej – Tony Parravano.
Tony Parravano połknął bakcyla wyścigów samochodowych
na początku lat 50. głównie za sprawą Jacka McAfee, który
zabrał go raz na wyścigi. W 1950 roku wystawiony przez niego
Cadillac 62 zajął 10 miejsce w morderczym wyścigu Carrera
Panamericana, za kierownicą zasiadał Jack McAfee. Parrava-
no dorobił się jako developer w trakcie powojennego boomu
budowlanego, budując osiedla mieszkalne na obrzeżach Los
Shelby uczestni-czył w wyjazdach do Włoch przyglądając
się organizacji fabryk...
018
019
020
Angeles. Majątek pozwolił mu na stworzenie imponującej staj-
ni wyścigowej – Scuderia Parravano, w której garażach w po-
łowie lat 50. znajdowało się ponad dwadzieścia modeli Ferrari
i Maserati. Samochodów doglądał znany i ceniony w tamtym
czasie mechanik Joe Landaker. Parravano zatrudniał w tym
czasie najlepszych dostępnych kierowców, w jego barwach jeź-
dzili np. wspomniani już Jack McAfee, Richie Ginther, Phil
Hill czy Ken Miles, również Carroll Shelby został wciągnięty
na listę płac Parravano.
Ostatecznie w drugiej połowie lat 50. wszedł on w konflikt
z urzędem skarbowym, czego efektem było wydanie listy gończe-
go za Parravano. Po tym wydarzeniu Parravano zniknął razem
z większością swojej stajni wyścigowej, najprawdopodobniej udał
się do Meksyku, jednak w sprawie tej jest sporo niedomówień
i niewiadomych. Niektórzy wspominali o powiązaniach ze świa-
tem przestępczym, jednak nie ma na to jednoznacznych dowo-
dów. Samochody, które udało się przejąć „skarbówce” zostały
zlicytowane na parkingu przed lokalnym marketem.
Zanim jednak do tego doszło Parravano nabył ponad 20 mo-
deli Ferrari i Maserati – większość bezpośrednio od producen-
tów. Shelby uczestniczył w wyjazdach do Włoch przyglądając
się organizacji fabryk, co miało mu się przydać w przyszłości
kiedy organizował linie zaopatrzenia swojej manufaktury.
W drugiej połowie 1955 roku Shelby wyjechał do Europy za-
liczając starty m.in. w Tourist Trophy w Irlandii w fabrycznym
zespole Porsche, gdzie razem z Mastenem Gregorym zajęli 1
miejsce w klasie do 1,5 l jadąc w Porsche 550. 16 października
startował w fabrycznym zespole Ferrari w Targa Florio. Start
ten potwierdza kontakty, jakie Shelby nawiązał w Modenie za
sprawą Parravano, podtrzymywał je również w trakcie startów
dla swojego kolejnego zleceniodawcy o którym za chwilę. Sycy-
lijski klasyk nie okazał się dla Shelbyego szczęśliwy, nie ukoń-
czył wyścigu na skutek wypadku.
Shelby pozostał na Sycylii, gdzie tydzień później zaliczył
pierwszy start w bolidzie F1. Grand Prix Syrakuz nie było co
prawda zaliczane do punktacji Mistrzostw Świata, niemniej
startowali w nim liczący się kierowcy. Shelby jechał w barwach
fabrycznego teamu Maserati zajmując 6 miejsce.
Rok 1956 to powrót do wyścigów w Stanach. Początkowo
jeszcze dla Tonego Parravano, który wkrótce zniknął. Jednak
na tym etapie Shelby nie musiał się już martwić o samochód
na wyścigi, ofert było sporo. Wszędzie dobrze rozpoznawany
dzięki swojemu firmowemu strojowi, którym były biało-nie-
bieskie prążkowane ogrodniczki i koszula, jeszcze z czasów
kiedy prowadził fermę kurczaków. W Sebring kolejny raz dro-
ga Shelbyego zeszła się z firmą Davida Browna. Razem z Roy-
em Salvadorim wystartowali w Astonie DB3S, wyścig udało
im się zakończyć na przyzwoitym 4 miejscu w klasyfikacji ge-
neralnej i pierwszym w klasie do 3 litrów, zmagania wygrali
Fangio i Castellotti na Ferrari 860 Monza.
Mniej więcej do połowy roku Shelby ściga się dla różnych
właścicieli samochodów zwykle startując w Ferrari, odnosząc
liczne zwycięstwa. Ostatecznie nawiązuje współpracę z Johnem
Edgarem, właścicielem liczącej się stajni wyścigowej, przez
którą przewinęły się liczne Ferrari, Maserati i Porsche. Edgar
był głównym rywalem Parravano, Shelby przeszedł do niego
razem z mechanikiem Joem Landrakerem. Na sezon 1956 Ed-
gar uzbroił się w najmocniejszy samochód jaki można było ku-
pić – Ferrari 410 S, zbudowany dla Fangia z myślą o wyścigu
Carrera Panamiericana 1955. Jednak ze względu na tragicz-
ny wypadek jaki miał miejsce w LeMans w 1955 i radykalną
reakcję opinii publicznej w kwestii wyścigów, meksykański
wyścig został odwołany i już więcej się nie odbył. Ferrari 410
S posiadał dwunastocylindrowy silnik o pojemności 4,9 litra
i dwie świece na cylinder. W rękach Shelbyego broń ta oka-
zała się niezwykle skuteczna wygrywał niemal każdy wyścig
w którym brał udział. Z Johnem Edgarem Shelbyego wiązał
nie tylko wspólny interes, lecz i szczera przyjaźń. O czym
należy wspomnieć to to, że w tamtych czasach kierowców
i zespoły nie obowiązywała tak ścisła dyscyplina i dieta, jak we
współczesnych profesjonalnych teamach wyścigowych. Pano-
wała luźna atmosfera. Liczne imprezy odbywały się do białego
rana. Nie stronili od nich ani John Edgar, jego żona ani Car-
W rękach Shelbyego broń ta okazała się niezwykle skuteczna...
021
roll Shelby. Jeśli dosać do tego wyścigi organizowane w takich
miejscach, jak np. Palm Springs czy Nassau na Bahamach to
nie trzeba wysilać wyobraźni, żeby wczuć się w panujący kli-
mat tych imprez. Wszystko to powodowało, że dogadywali
się oni doskonale, a seria wygranych Shelbyego doprowadziła
do zwycięstwa w swojej klasie, w mistrzostwach SCCA 1956
roku. Shelby został też wybrany kierowcą wyścigowym roku
wg renomowanego magazynu „Sports Illustrated”.
022
Edgara zaintrygowało zwycięstwo Stirlinga Mossa w jednym
z wyścigów rozgrywanych w grudniu 1956 roku, w ramach
Nassau Speed Week, gdzie utalentowany Brytyjczyk startował
w Maserati. Zainteresowanie tą marką potwierdziło się niedługo
później, kiedy w lutym 1957 roku Fangio wyprzedził Shelbyego
w Gran Premio de Cuba. Wówczas Edgar postanowił uzupełnić
swoją stajnię wyścigową o Maserati 450S. Jednak zanim dostar-
czono 450S Edgarowi został wypożyczony model 300S, któ-
rym Stirling Moss zajął drugie miejsce w 12 h Sebring w marcu.
W wyścigu tym zwyciężył Fangio w Maserwti 450S, również
dla Shelbyego znalazło się miejsce w Fabrycznym teamie Mase-
rati gdzie razem z Royem Salvadorim startował w modelu 250S.
Zostali oni jednak zdyskwalifikowa-
ni wskutek tankowania w nieregula-
minowym czasie.
Tym sposobem Shelby przesiadł
się z wysłużonego Ferrari 410S do
Maserati 300S. Kontrakt jaki Edgar
podpisał z Maserati zakazywał mu
wystawiania Shelbyego do wyścigu
w Ferrari. Zapis ten spowodował
przegraną w kilku wyścigach, bo-
wiem trzylitrowe Maserati pomimo
tego, że było wspaniałym samocho-
dem ustępowało mocą niemal pięcio-
litrowym Ferrari. W lipcu Maserati
w końcu wywiązało się ze swojego
zobowiązania i John Edgar uzyskał
450S. Był to potężny topór, którym
Shelby miał „wyciąć” konkurencję.
28 lipca Shelby wystartował w wyścigu w Lime Rock, debiut
okazał się pomyślny – Shelby wygrał.
Tydzień później miała miejsce kolejna premiera, tym razem
nie chodziło o samochód a o tor wyścigowy. 4 sierpnia roze-
grano pierwszy wyścig na nowo powstałym torze Virginia In-
ternational Raceway. Shelbyemu tor nie przysporzył trudności
i ku uciesze Edgara wygrał oba wyścigi, w których startował.
Pod koniec września inny amerykański tor świętował swoją
premierę, jednak Riverside International Raceway nie okazał
tak szczęśliwy, jak ten z Virginii. Shleby w trakcie treningów
wypadł z toru i mocno rozbił przód Maserati 450S, sam też
doznał obrażeń – potrzebnych było kilkadziesiąt szwów żeby
doprowadzić go do porządku. Na początku listopada zarówno
Shleby, jak i Maserati byli w formie na tyle dobrej, żeby wygrać
w Palm Springs. W połowie listopada odbył się kolejny wyścig
na torze w Riverside, w czasie którego Shleby ponownie stracił
kontrolę nad samochodem, tym razem jednak go nie uszko-
dził. Wściekły na samego siebie szybko wrócił do rywalizacji,
która trwała jeszcze wystarczająco długo aby Shelby zdążył
wyprzedzić wszystkich i zająć pierwsze miejsce.
Pod koniec lutego 1959 Shelby brał udział w niesławnym
Gran Premio de Cuba. Wyścig zasłynął z dwóch niechlubnych
powodów. Pierwszym było porwanie w przeddzień wyścigu
Juana Manuela Fangio przez rebeliantów Fidela Castro, któ-
rzy chcieli w ten sposób zdyskredytować rządzącego Battistę.
Fangiowi nic się nie stało i został
wypuszczony po wyścigu. Drugi
powód był zdecydowanie tragicz-
niejszy, na piątym okrążeniu kubań-
czyk Armando Cifuentes stracił pa-
nowanie nad swoim Ferrari 500 TR
i wpadł w licznie zgromadzonych
gapiów zabijając 7 osób i raniąc wie-
le więcej. Wyścig nie był kontynu-
owany, Shelby został sklasyfikowa-
ny na trzecim miejscu.
W marcu tradycyjnie przyszedł
czas na 12 h Sebring, Shelby kolej-
ny raz miał reprezentować barwy
Astona ponownie dzieląc samochód
z Salvadorim, wyścig jednak nie po-
toczył się po ich myśli, którego nie
ukończyli na skutek awarii.
Po Sebring Shelby startował jeszcze w Palm Springs dla Joh-
na Edgara, był to bodaj ostatni wyścig w jego barwach. Shelby
wkrótce miał ruszyć do Europy i zmierzyć się z kontynental-
nymi kierowcami, natomiast Edgar po dekadzie kierowania
teamem wycofywał się z wyścigów.
I tak w maju Shleby znalazł się w Ardenach, na jednym
z legendarnych torów – Spa-Francorchamps. Najbliższych kil-
ka wyścigów miał zakontraktowanych u Johna Wyera w Asto-
nie. Początek był obiecujący, trzecie miejsce w Spa. Kolejne
wyścigi na Nurburgringu i w LeMans nie okazały się jednak
tak pomyślne, nie udało się ukończyć żadnego z nich.
W wywiadzie z 1957 roku udzielonego dla magazynu Sports
Illustrated Shelby powiedział: „Mam zamiar zobaczyć jak da-
023
leko uda mi się zajść w wyścigach. Kiedy przestanę czerpać
z tego przyjemność zamierzam się wycofać”. Shelby naprawdę
chciał się przekonać, jak daleko jest w stanie zajść. A żeby to
zrobić trzeba celować wysoko. Nadarzyła się okazja zmierze-
nia się z najlepszymi i Shelby z niej skorzystał startując w F1
dla zespołu Scuderia Centro Sud w Maserati 250F. Nie był
to jednak fabryczny zespół i starty te nie przyniosły spekta-
kularnych wyników. W 1958 roku startował w czterech Gran
Prix nie zdobywając żadnych punktów. Lepiej spisywał się
w samochodach sportowych zajmując trzecie miejsce w To-
urist Trophy w Astonie DBR1 w połowie września.
Shelby przezimował w Stanach, by na wiosnę powrócić do
Europy. W kwietniu brał udział w testach w Le Mans, które
w tym terminie odbyły się po raz pierwszy w historii. W sezo-
nie 1959 David Brown postanowił, poza wyścigami samocho-
dów sportowych, wystąpić także na arenie formuły 1. Biorąc
pod uwagę stan finansowy nie był to najlepszy pomysł, jak
miało się wkrótce okazać. W Grand Prix Holandii na torze
Zandvoort zarówno Aston prowadzony przez Shelbyyego jak i
drugi powierzony Salvadoriemu nie dojechały do mety.
W czerwcu przyszedł czas na LeMans. Aston wystawił
w klasie prototypów cztery DBR1, prowadzone przez Stirlin-
ga Mossa i Jacka Fairmana, Roya Salvadoriego i Carrolla Shel-
byego, Mauricea Trintignanta i Paula Frèrego oraz Grahama
Whiteheada i Briana Naylora. W kwietniowych testach Ferrari
okazało się szybsze, jednak wyścig rozpoczął się od prowadzenia
Mossa, który zawsze dobrze sobie radził w startach typu Le-
Mans. Za nim podążały dwa Ferrari z kierowcami w składzie
Olivier Gendebien/Phil Hill i Jean Behra/Dan Gurney. Oczy-
wiście nie były to wszystkie Ferrari, które startowały w LeMans.
W samochodzie Mossa pojawiły się problemy z silnikiem
i stracił prowadzenie na rzecz Ferrari Behry i Gurneya. Wkrót-
ce jednak także w prowadzącym Ferrari pojawiły się problemy
techniczne. Na prowadzenie przebił się Aston Martin duetu
Shelby/Salvadori mocno naciskany przez wielokrotnego ry-
wala Shelbyego z Amerykańskich torów Phila Hilla. Kiedy ta
dwójka zmieniała się raz po raz na prowadzeniu, na trzecim
miejscu systematycznie trzymał się drugi Aston prowadzony
przez Mauricea Trintignanta i Paula Frèrea.
Ostatecznie Ferrari Hila i Gendebiena zaczęło się przegrze-
wać i nie ukończyli oni wyścigu, zostawiając dwóm Astonom
wolną drogę do mety. Wygrana w 24 h Le Mans była bodaj
największym sukcesem w karierze wyścigowej Shelbyego i odci-
snęła znaczące piętno na jego legendzie. Kilka lat później Shel-
by wróci na Circuit de la Sarthe ze swoją Cobrą, później także
z Fordem GT żeby toczyć walkę z rywalem z Modeny.
Starty w F1 nie przynosiły jednak Davidowi Brownowi po-
dobnej satysfakcji, co sukces w LeMans. W sumie na cztery wy-
ścigi w których startował Shelby do mety dojechał w dwóch,
zajmując najwyżej 8 miejsce w Grand Prix Portugalii. Zanim
Shelby wyjechał z powrotem do Stanów zwyciężył jeszcze
w Tourist Trophy współdzieląc wygraną z Mossem, Fairma-
nem i Salvadorim po tym jak samochód, w którym pierwotnie
startowali Moss i Salvadori, spłonął w alei serwisowej. Zwycię-
stwo w Tourist Trophy rozgrywanym na torze w Goodwood
dało Astonowi tytuł Mistrza Świata Samochodów Sportowych.
W ten sposób Shelby zakończył swoją przygodę w Europie. Był
to jego ostatni start, jako kierowcy na starym kontynencie.
Stan zdrowia pogarszał się i wada serca, z którą zmagał się
niemal do dzieciństwa coraz bardziej dawała się we znaki.
...startował jeszcze w Stanach, głównie na Maserati Tipo 61 Birdcage, w którym brał
udział w swoim ostatnim wyścigu 23 października 1960 roku na torze
Laguna Seca.
024
W 1960 roku Shelby startował jeszcze w Stanach, głównie na
Maserati Tipo 61 Birdcage, w którym brał udział w swoim
ostatnim wyścigu 23 października 1960 roku na torze Laguna
Seca. Zajął wówczas drugie miejsce, w trakcie wyścigu mu-
siał zażyć tabletki z nitrogliceryny ze względu na ból w klatce
piersiowej spowodowany problemami z sercem. Ostatnie zwy-
cięstwo Shelby odniósł w przepięknym Scarabie, amerykań-
skim samochodzie sportowym zaprojektowanym przez Lan-
cea Reventlova wyposażonym w silnik V8 Chevroleta. Ten
przepis złożony z lekkiej sportowej ramy, smukłego nadwozia
i potężnego V8 Shelby miał wkrótce wykorzystać tworząc dal-
sze rozdziały swojej legendy, tym razem w roli konstruktora.
Pomimo tego, że jego stan zdrowia nie pozwalał już na pro-
wadzenie samochodu to wyścigi w dalszym ciągu dawały mu
przyjemność i nie miał jeszcze zamiaru z nich rezygnować.
Zdjęcia dzięki uprzejmości: Louis Galanos
i www.virhistory.com
025
026
027
Piotr Szymański, fot. autora
RAPIDA E SEMPLICEŠkoda Rapid Spaceback
028
Nowe Škody nigdy, tak do końca, nie trafiały w mój gust. Zawsze
mi coś w nich nie pasowało. Rapid Spaceback złamał mnie...
To sformułowanie mogłoby obrazić wiele Kobiet, ale
w przypadku samochodu należy uznać je za komple-
ment. A społeczność zamieszkująca okolice jeziora Garda opi-
sując samochód użyłaby słowa „veloce”. Odwołanie do Włoch
i jeziora Garda nie jest przypadkowe, gdyż to właśnie tu przy-
padło mi zapoznać się po raz pierwszy z tym modelem. Nowe
Škody nigdy, tak do końca, nie trafiały w mój gust. Zawsze
mi coś w nich nie pasowało. Rapid Spaceback złamał mnie,
to pierwsze współczesne auto pochodzące z Czech (Niemiec),
które polubiłem.
Tu wypada zasiać ziarnko wątpliwości. Wyjątkowe otocznie
mogło uśpić moją czujność. Piękne widoki, czyste powietrze,
„sympatyczne ludki” – ten konglomerat, jakże prostych skład-
ników, potrafi zafałszować sposób pracy naszego mózgu, a do-
kładniej dodać kilka plusów podczas przetwarzania informacji
o odebranych bodźcach. To sytuacja analogiczna do próbo-
wania wina, czy spożywania posiłków. Ten sam zestaw będzie
znacznie lepiej smakował w ekskluzywnej restauracji niż w przy-
drożnej budce przy ruchliwej ulicy, oczywiście są też wyjątki.
A może Škoda po prostu jest takim potwierdzeniem reguły?
029
030
031
Nadwozie nie ma żadnych elementów, mogących wywoływać wrażenie, iż zostały
dodane na siłę...
Zacznijmy od minusów, o których sprzyjające relaksowi
warunki nie pozwoliły mi zapomnieć. Podstawowa trzycy-
lindrowa jednostka 1.2 MPI to po prostu nieporozumienie.
O swych wadach dała bardzo szybko znać. Zapomnijmy o dy-
namice gdy na pokładzie zasiądą cztery rosłe osoby lub gdy
do pokonania mamy wzniesienie. To idealny silnik dla tzw.
kapeluszników, czyli właścicieli Škody z okresu PRL-u. Ten
widok na dobre zadomowił się w mojej głowie. Jak widać fir-
ma, pomimo wielu zmian, dba także o nich. Jeśli tak to brawo,
bo mam nadzieję, że nie jest to jak u większości producentów
zabieg promocyjny, mający na celu podanie niskiej ceny wyj-
ściowej w cenniku. Do pozostałych zespołów napędowych nie
mam zarzutów. Prawie każdy znajdzie coś dla siebie. Szkoda,
że zabrakło wersji RS...
032
Škoda Rapid Spaceback to pierwszy, współczesny model pro-
ducenta, który przykuł moją uwagę. Ten samochód jest po
prostu ładny. Škoda ma prostą i jednocześnie dynamiczną syl-
wetkę. Nadwozie nie ma żadnych elementów, mogących wy-
woływać wrażenie, iż zostały dodane na siłę – i dobrze. Moje
pozytywne wrażenia na temat Spacebacka potwierdza – bar-
dzo szybko – rozmowa z jedną z osób należącą do zespołu pro-
jektowego. W jego garażu stoi auto, które jeszcze lepiej trafia
w mój gust i nie jest to Škoda. A jako ikony designu wymienia
moje ulubione modele samochodów!
033
034
Wnętrze jest po prostu poprawne. Tu nic mnie nie urzeka,
wszystko jest na swoim miejscu. Pozycja za kierownicą jest OK
i tyle. „Wsiadasz i wiesz”, że to samochód z koncernu VW, dla
jednych to zaleta, dla innych wada (wybierz właściwą odp.).
Dane o pojemności bagażnika itp. znajdziecie na stronie pro-
ducenta. Na koniec dnia udało mi się przesiąść na inny mo-
del, a dokładniej Elite. Pomimo, iż Rapid prowadził się bardzo
dobrze to Elite zdecydowanie go pokonał, lepiej składał się
w zakrętach, a hamulce zapewniały dużo lepszą modulację.
„Wsiadasz i wiesz"”, że to samochód
z koncernu VW, dla jednych to zaleta, dla
innych wada...
035
036
037
Wyjaśnienie jest proste – Elite to flagowa kolarzówka w ofer-
cie Škody. Jej rama została wykonana z Carbonu, a jej masa to
zaledwie 7,9 kg. Do tego należy dodać osprzęt Shimano Ul-
trega 6700-G. Kolarzówka znacznie lepiej nadaje się do zwie-
dzania malowniczych okolic jeziora Garda, szkoda tylko że jej
cena to ponad 7.500 zł.
Chociaż Rapid Spaceback przegrał nierówną walkę z Elite to
i tak sprawił, że samochody Škody zyskały w moich oczach.
Tyle, że oznaczenie „Rapid” znacznie lepiej pasuje do wspo-
mnianej kolarzówki niż do Spacebacka.
038
039
040
041
Piotr Szymański, fot. autora
DO ZAKOCHANIA JEDEN KROK.
Właśnie tyle potrzebuję, by zakochać się
w jakimkolwiek BMW.
Nie chciałbym poniższego tekstu nazywać testem, bo bli-
żej mu będzie do folderu reklamowego niż publicystyki.
Dlaczego? Bo po jednym kroku, a dokładnie przekroczeniu pro-
gu BMW zakochuje się w... tym przypadku w jedynce. Każdy
z nas zna ten stan, który sprawia, że nasz umysł przestaje funkcjo-
nować racjonalnie, a mankamenty „przedmiotu zainteresowa-
nia” stają się wtedy niewidoczne. Być może dłuższy czas spędzo-
ny z jedynką sprawiłby, że zastałby mnie „codzienności kurz ...
I zakochanie też za tobą już ...”. Może odczaruje mnie zapozna-
nie się z teściami, a dokładniej fabryką – wątpię.
Nie każde BMW trafia stylistycznie w mój gust, ale zawsze
zajęcie miejsca za kierownicą sprawia, że zapominam o wy-
glądzie zewnętrznym. Po prostu w BMW czuję się niczym
dziecko w łonie matki. W przypadku serii pierwszej, także
design zewnętrzny, jak i wewnętrzny uważam za zdecydowany
plus tego samochodu. Jednak to nie on decyduje, o tym co
najlepsze w bawarskim produkcie. To, co najważniejsze kryje
się w głębi, w pracy włożonej przez projektantów, inżynierów,
a także pracowników fabryki. To ich wysiłek sprawia, że po-
jazd ma w sobie to „coś”.
042
To, co najważniejsze kryje się w głębi, w pracy włożonej przez projektantów...
fot.
BM
W
043
044
Pomimo niewielkich wymiarów tego modelu, czuję że mam
do czynienia z pełnowartościowym BMW. Wszystko we wnę-
trzu jest na swoim miejscu, tam gdzie powinno być. Nawet
przesiadając się z samochodu innej marki nie będziemy mieli
problemów ze znalezieniem poszczególnych przycisków, czy
przełączników. Mogę wymieniać jedynie kolejne zalety: wzor-
cowa pozycja za kierownicą, precyzyjny układ kierowniczy,
niemal idealnie zestrojone zawieszenie, przyjemnie pracująca
przekładnia dźwigni zmiany biegów itd.
Samochód posłusznie wykonuje każde moje polecenie. Pod-
czas jazdy z prędkościami autostradowymi jest stabilny i do
tego komfortowy. Nawet boczne podmuchy wiatru nie robią
na nim większego wrażenia. Czego nie można powiedzieć
o wszystkich jego konkurentach. Tylko znajdźmy tych bezpo-
średnich konkurentów, skoro w tej klasie nie ma innych pojaz-
dów z napędem przenoszonym na tylną oś.
A osiągi? Każdy znajdzie coś dla siebie. Silniki, z których
najsłabszy pozwala przyspieszyć od 0 do 100 km/h w nieco
ponad 12 sekund i osiągnąć 185 km/h po najmocniejszą wer-
sję osiągającą 100 km/h w 5,1 sekundy i rozpędzić BMW do
250 km/h. Bagażnik też jest wystarczający, a tylna kanapa jest
OK. Jedynym mankamentem jest to, że tak naprawdę nie każ-
dy znajdzie to „coś”, bo nie każdego stać na zakup samochodu
tej marki.
045
046
Powracając do zakładów w których wytwarzane jest BMW
serii 1, a także BMW Z4 i BMW serii 3 (w tym wersja z od-
krytym dachem oraz M Power). Fabryka to miejsce, gdzie
podjęto próbę zniechęcenia mnie do BMW. Zrobiła to prze-
wodniczka, która choć ładna zachowywała się niczym jeden
z adeptów SS-Junkerschule. Bardzo zasadnicza osoba – na
dzień dobry usłyszałem: tu nie wolno robić zdjęć, jesteś obser-
wowany więc radzę zostawić aparat i telefon w schowku. Kolej-
ne komendy to: szybciej, jak będziesz się tak wlókł to nie zdą-
żysz zwiedzić całej fabryki. Współczuję jej partnerowi, który
w domu musi słyszeć podobne komendy. Ciekawe, czy po-
zostali pracownicy fabryki zachowują się w ten sam sposób?
Miejmy nadzieje, że nie.
047
048
Fabryka w Regensburgu:- daje miejsca pracy ponad 9.000 osób,
- produkuje dziennie ponad 1100 samochodów.
Jak tylko przekroczyłem drzwi fabryki, zapomniałem o sło-
wach przewodniczki, a do mojej głowy zaczęły docierać tylko
wybrane informacje. W tym miejscu podobnie, jak w kabi-
nie BMW, panuje idealny porządek. Każdy pracownik ma
wyznaczone swoje miejsce oraz przestrzeń, po której może się
poruszać. Tu nie chodzi tylko o porządek, ale przede wszyst-
kim o bezpieczeństwo. Co więcej, każdy kosz na śmieci stoi na
przyporządkowanym mu wycinku podłogi. Pracujące maszy-
ny i roboty jest ciężko opisać, do tego trzeba inżyniera. BMW
z pewnością nie chce zdradzać pewnych tajników produkcji,
których ja nie dostrzegam, a wykwalifikowana osoba mogła-
by je zobaczyć na zdjęciach. A może nie wolno fotografować
na terenie fabryki, by nie zrobić kompromitujących zdjęć pra-
cowników, np. osoby objadającej się „wurstami” z musztardą
cieknącą po brodzie...
O fabryce w skrócie
O fabryce w Regensburgu najlepiej opowiedzą nam liczby
i daty. W 1976 roku dotychczasowe zakłady produkcyjne nie
były w stanie sprostać wzrastającemu popytowi na BMW
serii 3. To właśnie duży popyt był głównym czynnikiem podję-
cia decyzji o zbudowaniu fabryki w 1982 roku w Regensburgu.
Trzy lata później nastąpiło oficjalne otwarcie zakładów pro-
dukcyjnych. W 1990 roku produkowano tam nadwozia samo-
chodów. Na milionowy pojazd, który opuścił bramy fabryki
nie trzeba było długo czekać – 1995 rok. Do 2001 roku z li-
nii produkcyjnej fabryki zjechały dwa miliony samochodów,
a do 2005 trzy miliony pojazdów. Kolejne lata to dalszy rozwój
zakładów produkcyjnych, a także wprowadzanie coraz „czyst-
szych” metod produkcji.
O Ratyzbonie w skrócie
W Regensburgu znajduje się wiele fabryk, a w latach 40. w tym
mieście był produkowany samolot Messerschmitt Bf 109. Więk-
szość osób Ratyzbonę kojarzy nie z fabrykami, a z malowni-
czym miastem. Norman Foster, brytyjski architekt powiedział
o nim: „Jedno z najpiękniejszych miast świata”.
fot.
BM
W
049
050
051
To także jedno z najstarszych miast w Niemczech. Jego
historia sięga znacznie dalej niż moglibyśmy przypuszczać.
W 2006 roku odkryto na jego terenie groby celtyckie dato-
wane na ok. 400 lat p.n.e. Niedaleko od nich mieszczą się
pozostałości muru należącego do obozu legionu rzymskie-
go. Jednym ze świadectw bogatej historii Ratyzbony jest ka-
mień – tablica założycielska obozu legionów rzymskich Castra
Regina wykuta w 179 roku. To leżące nad Dunajem miasto
kryje jeszcze wiele historii i ciekawostek, o których nie jeste-
śmy w stanie napisać na tych kilku stronach.
fot.
BM
W
052
Maciej Tarkowski, fot. autora
ZAPIEKANKA
053
054
Historia Micry to dla mnie trochę, jak historia budek
z zapiekankami, tymi pod pałacem Kultury. „Pajac”,
jak niektórzy mówili o monumentalnej budowli w centrum
Warszawy, to też tak zwana mała gastronomia. Do tego kul-
towego miejsca ciągnęli wygłodniali, po królową tanich po-
traw – zapiekankę właśnie, czyli kawałek podpiekanej bułki
z serem, polanej tanim ketchupem.
Micra na rynku pojawiła się w 1982 roku, ma zatem bagaż
kilku dekad produkcji, znana jest właściwie na całym świecie.
Podlegała zmianom zewnętrznym, ale też i rozwiązania tech-
niczne nie stały w miejscu. Micra IV to nowa płyta podłogo-
wa, brak wersji trzydrzwiowej, nowa estetyka i lokacja fabryk.
Ale czy auto to smakuje jak poprzednie, czy warto ją zjeść?
Patrząc na nadwozie nowej Micry, nie daje nam ono satysfak-
cji obcowania z wyrafinowaną sztuką projektowania, kuch-
nią, którą lubię najbardziej – odważną, nowatorską czasami,
z odrobiną najlepszych historycznych przypraw. Bryła auta nie
jest tak ciekawa jak w „dwójce”, którą właściwie lubiłem, nie
055
056
Ma oczywiście właściwe proporcje, tylko to nie wystarcza, by przekroczyć próg banału...
057
jest też dziwna jak „trójka”, która wcale nie była zła. Ma oczy-
wiście właściwe proporcje, tylko to nie wystarcza, by przekro-
czyć próg banału i wznieść się na wyższy poziom. Zachowaw-
cza sylwetka pewnie i jest uniwersalnie odczytywana, co było
zamierzone. Poprzedniczka, chodź też wątpliwej urody była
zdecydowanie bardziej odważną propozycją – ja wolę. Nowa
Micra wygląda zbyt pospolicie.
Elementy wnętrza tej potrawy smakują biednie i nie mam na
myśli, że ascetycznie – sztuczne tworzywa, typowe dla pojaz-
dów nisko budżetowych, niestety są aż za bardzo widoczne.
Jakość montażu pozostawia nieco do życzenia. Nie zachwyca
też kokpit, zabrakło polotu. Brak zatem ładnego wykończe-
nia, które nadałoby wnętrzu nieco elegancji – inni jednak coś
robią w tym kierunku. W środku kłująca różnorodność mate-
riałów i kolorów. To nie są dobre wiadomości, prawda? Szko-
da, bo obszerne wnętrze z wygodnymi fotelami mogło znieść
niesmak po pierwszym kęsie. Stosunkowo wysoka pozycja za
kierownicą i opadająca maska dają dobrą widoczność dookoła
auta i sprawiają, że podczas manewrowania kontrolujemy sy-
tuację. Zaleta – przestronność wnętrza, a dla głodnego to już
sporo. Dodatkowy plus za dotykowy ekran, który ma dobrze
dobraną czułość. Czy przyszli klienci czekali na większe zmia-
ny, czy nowa Micra mogłaby wspiąć się wyżej? Może i mogła.
Nie szykujcie się na cios w plecy wciskając pedał gazu, to
nie jest pojazd porywający osiągami. Niemniej, nie jest też za-
walidrogą. Silnik 1.2 DIG-S wyposażony jest w doładowanie
mechaniczne. Do dyspozycji mamy moc prawie 100 KM i nie-
złą kulturę pracy, zużycie paliwa nie jest wysokie. Jednostka
napędowa – światło w tunelu, to jeden z lepszych elementów
Micry. Drążek skrzyni biegów nie pracuje jednak precyzyjnie,
co psuje nieco wizerunek zestawu silnik-skrzynia. Można jed-
nak wybrać bezstopniową skrzynię CVT i przestać marudzić.
Praca zawieszenia na każdej, większej nierówności i drogach
ze słabą nawierzchnią jest słyszalna we wnętrzu. W połączeniu
z wspominanym wcześniej spasowaniem elementów robi się
już ciekawie. Nie będę się jednak czepiał, ponieważ Micra
nie jest w tu wyjątkiem. Komfort jazdy, na tę klasę auta, jest
wystarczający. Można mieć zarzuty do prowadzenia auta na
trasie. Wspomaganie jest mocne i przy wyższych prędkościach
auto robi się mało stabilne. Jest to jednak plus w mieście, gdy
jeździ się dużo wolniej, tu też przyda się mały promień skrętu.
058
059
Micra została stworzona w konkretnym celu i zadanie to spełnia.
060
W moim przekonaniu Micra jest mieszanką różnych – do-
brych i złych składników, które zostały upieczone w piekar-
niku, zupełnie jak zapiekanka. To jednak działa, można się
najeść i tyle. Model czwartej generacji sprzedawany jest glo-
balnie, musi być zatem na swój sposób uniwersalny i to pod
każdym względem. Po zapiekanki ustawiają się wygłodniali
podróżni, czasami nie mający dość dobrego wyboru i w za-
sadzie podobnie jest Micrą. Większość pojazdów tej klasy ma
wady i zalety. Zapiekanka jest w miarę tanim pożywieniem,
a Micra nie jest wcale tania. Pamiętajmy jednak, że jest to
Nissan, a Micra została stworzona w konkretnym celu i za-
danie to spełnia. Otrzymujemy dość dynamiczne, zwrotne
5-osobowe auto, które konserwatystów nię będzie raziło wy-
glądem poprzedniczki.
061
062
063
064
065
Tomasz
Szczerbicki
MOTOCYKLE w PRLrzecz o motoryzacji i nie tylko…
patronat honorowy:
patronat medialny:
reklama
066
NOTE (S)Maciej Tarkowski, fot. autora
067
068
Nowy Nissan Note to wielka nadzieja producenta na od-
niesienie sukcesu w niełatwym segmencie minivanów
i/lub pretendujących do nich hatchbacków. Ma też udowod-
nić, że samochód faszerowany zaawansowanymi systemami
wspomagania kierowcy daje – poza bezpieczeństwem – na-
miastkę pojazdu droższego, niż w rzeczywistości jest. Note
zmienił oczywiście swoją powłokę, a sam producent twierdzi,
że do wyglądu samochodu przyłożono się wyjątkowo staran-
nie. Rzucającaje się w oczy przetłoczenia boczne odsyłające do
trajektorii lotu piłki do squasha – co jest oficjalną wersją – są
znakiem szczególnym tego modelu. Zabieg ten mówi, kto jest
adresatem nowego Nissana Note. To pojazd dla aktywnej kla-
sy średniej, chcącej być postrzeganą nowoczesnie.
Note nie jest bezpośrednią kontynuacją poprzednika i do-
brze, bo przynajmniej z wyglądu jest zauważalny i tego nie
można mu odebrać. Właściwie należy mówić o nim jako
o hatchbacku, któremu blisko już do minivana. Z kolei Nis-
san stoi na stanowisku, że Note to hatchback. Uważam, że nie
do końca tak jest. Wypunktować należy decyzję producenta
o wprowadzeniu do segmentu, tej wielkości samochodów,
technologii aplikowanej w większych, droższych samochodach
i wydaje się ona słuszna. Safety Shield czyli „Tarcza Nissana”,
która ma swoją cenę, spełnia ważne zadanie – ma pomóc kie-
rowcy w trudnych sytuacjach drogowych – to kosztować musi.
Note zmienił się zewnętrznie, to już wiemy. Ważniejszą in-
formacją jest to, że konstrukcję pojazdu oparto na nowej plat-
formie podłogowej – V. Dzięki takiemu zabiegowi i sensow-
nie zestrojonemu zawieszeniu samochód prowadzi się pewnie,
dobrze też pokonuje zakręty. Poprzednie silniki benzynowe
napędząjce Note a zastąpione zostały jedną, trzycylindro-
wą jednostką, w dwóch wariantach; o pojemności 1.2 litra
w wersji wolnossącej (80 KM) i doładowanej mechanicznie
o oznaczeniu DIG-S (98 KM). Można wybrać też oszczędne-
go diesla – 1.5 dCi (90 KM) – od Renault. Współpracują one
z pięciobiegową skrzynią manualną. Wybierając wariant 1.2
DIG-S można zamówić skrzynię bezstopniową CVT. Najsłab-
szy jest silnik benzynowy bez doładowania, o mocy 80 KM.
O nim nie ma co wspominać, ponieważ radzi sobie przecięt-
nie, o swobodnym wyprzedzaniu można zapomnieć. Nadaje
się właściwie tylko do przemieszczania się po mieście. Alter-
natywą dla tej jednostki może być 1,5-litrowy diesel z mocą
90 KM, który jest lepszym wyborem.
069
Właściwie należy mówić o nim jako o hatchbacku, któremu blisko już
do minivana.
070
Choć nie przepadam za dieslami, w przypadku Nissana Note
mam problem z wyborem. Wydaje się, że najciekawszym źró-
dłem napędu jest trzycylindrowy, wspomagany kompresorem
silnik benzynowy 1.2 o mocy 98 KM. Charakteryzuje się on
cichą pracą, wibracje są ledwie odczuwalne. A nie zawsze tak
jest w przypadku trzycylindrowców – Note napędzany tą jed-
nostką jest dość żwawy i nieźle się rozpędza. Jednak moment
obrotowy diesela, podczas przyspieszania na wyższych przeło-
żeniach, robi swoje i warto go wziąć pod uwagę.
Kolejna kwestia. Note napędzany silnikiem benzynowym,
wyposażonym w kompresor, ma inaczej zestrojone zawiesze-
nie, które wydaje się być bardziej sprężyste niż w wersjach
z dieslem i wolnossącym motorem benzynowym. Note z ta-
kim zawieszeniem, ma dużo mniejsze przechyły w zakrętach
i nie traci aż tak dużo z komfortu, podczas jazdy na nierów-
nych nawierzchniach.
Stanowisko pracy jest naprawdę wygodnie. Łatwo odnaj-
dziemy odpowiednią pozycję za kierownicą, choć kolumna
kierownicza regulowana jest tylko w jednej płaszczyźnie.
Przyrządy są czytelne, nowoczesne i wyglądają sensownie,
co koresponduje z wyglądem zewnętrznym. Do dyspozycji
mamy sporą przestrzeń w samej kabinie pasażerskiej, co odsy-
ła właśnie do minivana – przynajmniej takie miałem odczucie.
Dodaję do tego ze znawstwem rozplanowane schowki. Prak-
tyczność pojazdu zaczynamy też doceniać po złożeniu tylnej
kanapy. Otrzymujemy wtedy sporą, płaską przestrzeń bagażo-
Choć nie przepadam za dieslami, w przypadku Nissana Note mam problem z wyborem.
071
072
wą, co ułatwia przewożenie sprzętu do squasha dla całej ekipy.
Dostęp do wnętrza samochodu jest bardzo dobry – to należy
wypunktować, m.in. dzięki tylnym drzwiom otwieranym
właściwie pod kątem prostym.
Systemy bezpieczeństwa i umilacze elektroniczne zostawiłem
na koniec. Do dyspozycji mamy inteligentny kluczyk, znany
zresztą z Nissana Micra, i wisienkę na torcie – system Safe-
ty Shield wraz z Around View Monitor. Za co odpowiadają?
Składają się one z układu ostrzegającego o pojawianiu się in-
nych uczestników ruchu w martwym polu widzenia kierowcy,
asystenta pasa ruchu, sygnalizującego przekraczenie linii cią-
głej lub przerywanej, oraz układu odpowiadającego za moni-
torowanie obszaru z tyłu samochodu – czyli kamera cofania
i czujniki zamontowane w zderzaku. Wykrywane są rucho-
me obiekty, o których kierowca jest alarmowany optycznnie
i dźwiękowo. Do tego dodajmy rozwiązanie dobrze znane
z Nissanów należących do wyższych segmentów – Around
View Monitor. To system kamer obejmujących pole widzenia
360 stopni. Obraz auta oraz otoczenia wyświetlany jest na
073
...system kamer obejmujących pole widzenia 360 stopni.
074
...tworzy się obraz całkiem przyzwoitego samochodu.
075
076
077
ekranie umieszczonym w konsoli centralnej. Monitorowana
zatem jest przestrzeń nie tylko na torze jazdy cofającego się
samochodu, ale również mamy kontrolę boczną. Kamera tylna
w Note posiada dodatkowy układ samoczyszczący, który zmy-
wa zabrudzenia z obiektywu.
Nowy Note jest samochodem posiadającym dobrą trakcją. Ten
minivan trzyma się drogi, a układ kierowniczy jest całkiem pre-
cyzyjny. Note samochodem sportowym nigdy nie zamierzał być,
ale podwozie wraz możliwościami silnika może sprawić radość
z jazdy. Już dawno stwierdziłem, że 100 KM powinno być już
normą w tej wielkości samochodach. Doładowanie mechanicz-
ne, które eliminuje skutecznie dziurę znaną z jednostek turbo, to
zdecydowanie dobry kierunek. Spalanie oscylujące w okolicach
5,5 l/100 km to też niezły wynik. Przydałaby się jednak przekład-
nia sześciobiegowa. Mamy możliwość wyboru odpowiedniego do
swoich preferencji zawieszenia ale tylko w połaczeniu z konkret-
nym silnikiem. Dodając do tego systemy bezpieczeństwa, które
rzeczywiście pomagają w typowych sytuacjach drogowych two-
rzy się obraz całkiem przyzwoitego samochodu. Zatem szukając
praktycznego, nowoczesnego pojazdu z niezłym wizerunkiem –
Note będzie dobrym wyborem.
078
W następnym numerze podzielimy się naszą opinią o kamerze, która ostatnio do nas dołączyła.
Kamerę HDR-PJ780VE wykorzystujemy intensywnie w naszych, nowych produkcjach.
Sprzętu użyczyła firma Sony Polska.
Zestaw na weekendowy wypad
079
W NASTĘPNYM NUMERZE
RENAULT CAPTUR
080
Przez ostatnie kilkanaście miesięcy testujemy w rożnych
warunkach kamery RedLEaf RD32II, użyczone nam
przez polskiego dystrybutora, firmę FoxFoto z Łodzi.
Nie będę się tu rozwodził nad ich wyglądem, czy ich para-
metrami. Te dane można znaleźć na stronie dystrybutora lub
w naszym teście z numeru 003. Postaram się skupić na spo-
strzeżeniach po dłuższym użytkowaniu.
Wiadomo, że „cena może zdziałać cuda”, ale ma to też swoje
ograniczenia. Tym niemniej, w cenie poniżej 600 PLN (wraz
z dodatkowymi akcesoriami, jak zestawy montażowe) ciężko
znaleźć coś lepszego. Filmy rejestrowane w rozdzielczości Full
HD są dobrej jakości. Oczywiście osoba zajmująca się profe-
sjonalną obróbką filmów może mieć pewne uwagi. Nie należy
jednak zapominać, że jest to kamera dla amatora. Dla mnie
osobiście jest to wybór dobry z wielu względów. Najważniejsze
jest to, że w cenie kamery, która jest najpopularniejsza w kraju,
możemy mieć 2 lub nawet 3 kamery RedLeaf.
Kolejna ważna zaleta to kształt. Jest to może dyskusyjne,
jednak moim zdaniem kamera ta jest wygodna. Dlaczego?
Urządzenie to ma kształt „pocisku”, co sprawia, że wykorzy-
stywanie go jako rejestratora jazdy przymocowanego do ka-
sku, czy też przyklejonego do szyby w samochodzie jest bar-
dziej racjonalne. Mało tego, jeśli jest wykorzystywana zgodnie
z przeznaczeniem, czyli jako kamera sportowa, to ten rodzaj
obudowy powoduje mniejsze problemy – kamera mniej odsta-
je od bryły samochodu czy jednośladu.
Kolejna zaleta to zestawy montażowe. Jest ich dużo, są tanie
i kompatybilne z zestawami od innych kamer. W naszych te-
stach dobrze sprawdziła się przyssawka samochodowa. Trzy-
ma się ona jak przyspawana do karoserii. Nie wierzycie? To
przypomnijcie sobie film z ekipą Mad Cats Garage i ich spo-
tkanie z bandą na Torze Słomczyn. Dodatkowo, przyssawka
ta podczas naszych wizyt na torach i imprezach samochodo-
wych często zmieniała swoją lokalizację. Motowaliśmy ze-
staw zarówno na naszych samochodach, jak i na pojazdach
naszych zaprzyjaźnionych kierowców. Oczywiście odbywało
się to w różnych warunkach pogodowych i nigdy nie było żad-
nego problemu. Przyssawka ta zdecydowanie „robi robotę”.
Z innych akcesoriów to coś, co mi personalnie się podoba,
ze względu na uniwersalność i szeroki zakres regulacji. Mowa
o zestawie składającym się z przylepców do kasku / karoserii /
szyby + kilka kolanek skręcanych śrubami.
Mając 2 kamery i przyssawkę, kolanka można już kręcić na-
prawdę wyjątkowo atrakcyjne filmy. Nie wierzycie? Zerknijcie
na filmy z uwiecznionym redakcyjnym Punto GT. Telefon (do
telemetrii) i 2 kamery RedLeaf tworzą juz sensowny zestaw do
on-boardów.
Podsumowując, nawet jeśli miałbym dużo pieniędzy na ka-
mery, to z punktu widzenia amatora i tak kupiłbym RedLeafa.
Jest mały, poręczny, kręci dobre filmy. Ma tylko jedną wadę
dla ludzi którzy lubią naklejki ze znanymi firmami – RedLeaf
(jeszcze) nie jest aż tak znaną firmą w Polsce.
RedLeaf na pokładzieMarcin Gierlicz, fot. Piotr Szymański
z tym zaproszeniem wstęp na Targi
jest bezpłatny dla jednej osoby
I zimowy-halowy zlot motocyklowy: • parada motocyklowa • pokazy kaskaderskie •
• konkursy sprawnościowe z nagrodami • hamownia • pomiar geometrii ramy •
• konkurs na najciekawszy motocykl • spotkania z zawodnikami • koncert •
8 - 9 marca 2014
Targi Motocyklowe
i I Halowy Zlot Motocyklowy
Targi motocyklowe: • prezentacja dealerów •
zapraszamy
Org
an
iza
torz
y
Katarzyna Curyło
tel. 12 423 51 84
e-mail: [email protected]
Jarosław Bukowski
tel. kom. 510 031 685
e-mail: [email protected]
konkursy sprawnościowe z nagrodami hamownia pomiar geometrii ramy
• konkurs na najciekawszy motocykl • spotkania z zawodnikami • koncert •
• konkursy sprawnościowe z nagrodami • hamownia • pomiar geometrii ramy •
I zimowy-halowy zlot motocyklowy: • parada motocyklowa • pokazy kaskaderskie •
Targi motocyklowe: • prezentacja dealerów •
www.kochamdwakolka.pl
tereny targowe: Expo Silesia Sp. z o.o.
Braci Mieroszewskich 124, Sosnowiec
Zaprezentuj swoją firmę na Targach! Przyjedź na swoim motocyklu na Zlot!
14 - 15 czerwca 2014
084
Święto Barbary, patronki górników...
Piotr Szymański, fot. autora
085
086
Nie chcemy was przynudzać danymi, które można znaleźć na stronie Automobilklubu
Polskiego, czy oficjalnej stronie rajdu.
Dla jednych w grudniu przypadają imieniny; mam, cioć
i babć, dla górników to święto ich patronki, a dla fa-
nów rajdów i motoryzacji to zupełnie inna okazja do świę-
towania - Rajd Barbórka. W grudniu 2013 roku odbyła się
już 51 edycja tego „spektaklu”. Nie chcemy was przynudzać
danymi, które można znaleźć na stronie Automobilklu-
bu Polskiego, czy oficjalnej stronie rajdu. Zresztą jesteśmy
przekonani, że większość z was śledziła przebieg imprezy na
miejscu bądź przed telewizorami, a przynajmniej Kryterium
Asów na Karowej.
Rajd Barbórki jest określany mianem święta, mówi się, że
„na Barbórce trzeba być”. Zgadzamy się z tą opinią w 100%.
Odnośni się ona zarówno do kierowców startujących w zawo-
dach, jak i kibiców. Naszym zdaniem najlepiej wybrać się na tą
087
088
089
090
091
W tym dniu wszyscy kibice się łączą,
znikają podziały.
imprezę w gronie znajomych. To świetna okazja do spotkania
się i dzielenia emocjami. W tym dniu wszyscy kibice się łączą,
znikają podziały. Nawet zwolennicy różnych drużyn piłkar-
skich zapominają o swoich szalikach i klubach. Może to kwe-
stia wyjątkowej atmosfery, a może ciepłego wina w termosach
lub herbaty doprawianej rumem...
092
093
094
095
Wybierając się na Barbórkę nie można zapomnieć, o ciepłej
odzieży. Tego dnia należy się przeprosić z kalesonami i czapką.
Niezbędnikiem poza aparatem jest też termos z rozgrzewają-
cym napojem. Samochód zostawiamy pod domem, uniknie-
my problemów z parkowaniem, a dodatkowo będziemy mogli
skorzystać z dobrodziejstw %. Zasiadając na trybunie na „Pani
Karowej” do listy należy dopisać ciepły koc. Na rajdzie trzeba
mieć słuszny „dress code” – termiczną odzież sportową.
096
Wiernych kibiców nie odstrasza wiatr, mróz, czy padający śnieg.
097
098
Wiernych kibiców nie odstrasza wiatr, mróz, czy padający
śnieg. Rajdy trzeba po prostu kochać, a tym bardziej Barbórkę.
Warto zaszczepiać pasję do oglądania zawodów najmłodszym.
Zapomnijmy o świątecznych zakupach i całym szale gwiazd-
kowym. Odpuśćmy weekendowy wypad do centrum handlo-
wego (naprawdę to żadna atrakcja!), przedmioty z półek skle-
powych nie uciekną, a takie wydarzenie sportowe jest tylko raz
w roku. Zróbcie już dziś notatkę w kalendarzu „Barbórka – tu
trzeba być”, obecność obowiązkowa.
Fotografie do artykułu zostały wykonane aparatem Sony Alpha
SLT-A65 z obiektywem SAL-20F28 - 20mm f/2.8
i 70-300 mm f/4.5-f/5.6 G SSM
Sprzętu użyczyła firma Sony Polska.
099
„Barbórka – tu trzeba być”, obecność obowiązkowa.