narodowy dzień Żołnierzy wyklętych … · dniu 19 lutego od specjalnej konferencji...
TRANSCRIPT
W nu mer ze m . in . :
Nu me r 2 1 /22 (56 / 57 )
1– 15 Marca 201 5
(podwó jny)
Dw uty g od ni k P o l on i i P SF s t a nu New M exi c o
Strony 1, 4 i 5
Narodowy Dzień Żołnierzy
Wyklętych
Strony 2 i 3
Gdzie jest granica głupoty?
Strona 6
Kolejny ołtarz - „gwiazda z nimbu
Maryi” Mariusza Drapikowskiego
Strona 8
Klarowność Wyboru
Strony 9 i 14
Blaski i cienie kampanii Andrzeja
Dudy
Strona 10
Łuk Triumfalny Bitwy
Warszawskiej 1920 roku
Strona 11
Ballada o Janie T. i Stefanie N.
Strony 12 i 13
ZMP w nowej odsłonie
Strony 15 i 16
Poszli na całego
Strona 16
Chocholi taniec eurokratów...
Inicjatywę ustanowienia Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych świętem państwowym
podjął w dniu 26 lutego 2010 roku Prezydent RP ś.p. Lech Kaczyński. Idea obchodów
tego święta w dniu 1 marca pochodzi od ówczesnego prezesa Instytutu Pamięci
Narodowej ś.p. Janusza Kurtyki. Właśnie tego dnia w 1951 roku w więzieniu
mokotowskim wykonano wyrok śmierci na siedmiu członkach IV Zarządu Głównego
Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”: Łukaszu Cieplińskim, Mieczysławie Kawalcu,
Józefie Batorym, Adamie Lazarowiczu, Franciszku Błażeju, Karolu Chmielu i Józefie
Rzepce – będących ostatnimi ogólnopolskimi koordynatorami „Walki o Wolność i
Niezawisłość Polski z nową sowiecką okupacją”. Ustawa sejmowa o Narodowym Dniu
Żołnierzy Wyklętych ostatecznie weszła w życie w lutym 2011 roku.
Społeczny Komitet Obchodów Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych, który od 2012
roku organizuje obchody, upamiętniające pomordowanych przez UB i NKWD żołnierzy
polskiego podziemia antykomunistycznego, skupia wiele organizacji kombatanckich oraz
patriotycznych, niezależnych od władców III RP. Główne obchody (centralne) odbywają
się w Warszawie i okolicach, jednakże w większości polskich miast uroczystości również
są organizowane. Wszystkie one mają niezwykle bogate programy. Apele poległych w
miejscach pochówku pomordowanych żołnierzy podziemia antykomunistycznego lub w
miejscach ich straceń, przez różnego typu koncerty, maratony filmowe aż po imprezy
sportowe.
Każdego roku w skład Społecznego Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Żołnierzy
Wyklętych wchodzi również Polonia Semper Fidelis i jej Koordynatorzy z ośrodków w
Polsce. Nie inaczej było i w tym roku. Udział w uroczystościach rozpoczęli oni już w
dniu 19 lutego od specjalnej konferencji „Żołnierze Wyklęci. Podziemna Armia
Powraca”, która odbyła się w sali Konstytucji 3-go Maja w Sejmie RP. Wśród biorących
udział w konferencji byli kombatanci Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych oraz
wielu innych zbrojnych organizacji niepodległościowych, posłowie Prawa i
Sprawiedliwości, historycy i przedstawiciele środowisk patriotycznych. Chociaż czas
wystąpień był ograniczony czasowo, jednak zaprezentowana tematyka była imponująca.
Wprowadzenia dokonał znakomity polski historyk, ekonomista i publicysta pan Leszek
Żebrowski. Przemawiający przedstawiciele starszego pokolenia, często w mundurach
swoich formacji zbrojnych, pełnym emocji głosem dziękowali młodym, apelując do nich
Ciąg dalszy na stronie 4
Narodowy Dzień Żołnierzy
Wyklętych
S t r o n a 2
KORWiN. Mniejsza o rozwikłanie tej
ksywy, ma ona – w zamierzeniu fundatora
partii – mieć coś wspólnego z odnową
Rzeczpospolitej i oczywiście
niepodległością, a nade wszystko ze
zwycięstwem. Twórca spodziewa się
dużego zainteresowania partią.
Niewykluczone, bo różnego rodzaju –
powiedzmy oględnie, dziwaków w Polsce
nie brak –„myślący inaczej” i nie po kolei
tylko czekają na takiego wodza, który
wcale nie myśli. Zatem: wolnoć Tomku…
Bardzo trafne jest stwierdzenie, że
Korwin Mikke walczy o byt na scenie
politycznej. To jest prawda, a należałoby
podkreślić, że chodzi o byt w sensie
ścisłym, innymi słowy, jak to mówią
współcześni styliści: o kasiurę. Tak,
trzeba stawiać kropkę nad „i”. Zresztą
większość tamtych ze Strassburga toczy
taką samą, jak Mikke, walkę. Tylko kto
się do tego przyzna? A jednak, czasami
jakiś skryba mimo woli napisze prawdę,
tak jak w przypadku „walki o byt” pana
Mikke. Teraz pozostało jeszcze tylko
pytanie, czy zbierze się dość kretyniszcza,
żeby mu ten byt zapewnić? Ano,
zobaczymy. Ale w polskim elektoracie
może takich nie zabraknąć. Gdyby było
inaczej, Polska nie byłaby dziś w takim
stanie, w jakim jest. Nie trzeba by rządu
co raz to poganiać jakimś strajkiem,
głodówką i podobnymi nahajkami.
Schetyna – coraz bardziej mi się gość
podoba. Lubię, kiedy ktoś nie wysilając
się, potrafi zabłysnąć inteligencją. Ktoś
powie, że na tle poprzednika, to żadna
sztuka. I prawda to. Ale!
Nie zaprosili nasi na 70. rocznicę
wyzwolenia Auschwitz-Birkenau Putina.
Pewnie jest to jakiś nietakt. Ale
zważywszy na to, co ten polityk
wyczynia, można zastanawiać się czy jest
on aż tak bardzo daleki od… No właśnie,
od czego? Zapewne nie od praktyk
oświęcimskich, ale z pewnością od
przyjaznego stosunku do człowieka. Czy
taki był motyw nie wysłania zaproszenia?
Któż to wie? Czy ma to związek ze
słowami ministra Schetyny? Pytanie
jeszcze trudniejsze. Natomiast sama
wypowiedź Schetyny jest całkowicie
poprawna i tłumaczenie się z powodu jej
tendencyjnej interpretacji w Rosji jest co
najmniej dziwne, a zwłaszcza w
wykonaniu liczących się polityków w
Polsce. Trzeba pamiętać, że gdyby przez
1990 rokiem ktoś powiedział, że Rosjanie
wyzwolili Auschwitz-Birkenau
podniosłaby się wrzawa podobna do
obecnej, ale z zupełnie innego powodu.
Mianowicie, upomniano by się o to, że to
żołnierz radziecki wyzwolił obóz. I to
byłoby słuszne. Po co więc się Schetyna
tłumaczy? Niech lepiej odświeży pamięć
tych wszystkich, którzy po ćwierć wieku
zapomnieli już, kto „wyzwalał” Polskę.
Rosjanie, owszem, nikt tego nie neguje,
ale wraz z, co najmniej, kilkunastoma
innymi nacjami zaludniającymi Armię
Czerwoną.
Pigułka „dzień po” dla piętnastolatków.
Oczywiście z punktu widzenia dyrygentów
Unii Europejskiej seks w takim wydaniu
nie jest deprawacją i dlatego trzeba mu
stworzyć wszelkie udogodnienia
techniczne i to od najwcześniejszych lat.
Właściwie, jak wiemy, zaczyna się od
przedszkola, gdzie wespół z ogłupiającą
teorię „gender” przemyca się techniki
seksualne – ostatnio ujawnione praktyki w
jakimś przedszkolu szwedzkim
zbulwersowały nawet dość liberalnych pod
względem seksu Szwedów. Ale jak
wolność, to na całego. I niech ten
piętnastolatek ma także swoje używanie.
To jest przedszkole aborcji, bo czymże
innym jest używanie tej pigułki? Innymi
słowy kultura śmierci, choć pod mniej
krwawym szyldem. To już nie jest głupota,
jak różne wyczyny polityków, choć i tu oni
zadecydowali. To jeszcze jeden z gwoździ
do trumny obecnej cywilizacji – w
dosłownym znaczeniu – cywilizacji
Gdzie jest granica głupoty?
Dokończenie na stronie 3
Wyczytane w Onet, w dziale Wiadomości
22 i 23 I 2014 i skomentowane:
1. Korwin Mikke walczy o byt na scenie
politycznej.
2. Schetyna: Obozu w Auschwitz-
Birkenau nie wyzwolili Rosjanie. Tu
koniecznie zobacz komentarze. Stwarzają
one wrażenie, że pisał je jeden kretyn, bo
trudno znaleźć nagle wielu „autorów” tak
łudząco do siebie podobnych.
3. Pigułka „dzień po” dostępna od 15
roku życia.
4. Walczymy na Ukrainie?
Dodałbym jeszcze jeden tekst, ale nie w
konwencji, jak wyżej, bo osoba będąca
jego autorem, słusznie czy nie, nie moja
sprawa, cieszy się jednak
międzynarodowym autorytetem i
niewątpliwie ma ku temu wszelkie prawa.
Chodzi mianowicie o wypowiedź w
Senacie USA profesora Zbigniewa
Brzezińskiego na temat wskazania na
potrzebę umieszczenia w krajach
bałtyckich sił NATO, a to ze względu na
okazywaną przez Rosję zaborczość, która
sprawić może, że Putin w ciągu jednego
dnia zajmie Tallin i Rygę.
Pytanie czy „Pribałtyka” zniosłaby takie
siły NATO, które mogłyby zagrodzić
agresji Putina drogę? Nawet słuszna rada
musi się liczyć z rzeczywistością.
Tyle sensacji bieżących. O innych nie ma
co pisać, bo są to takie plotki: ktoś kogoś
zwolnił (oczywiście w rządzie),
dywagacje około popularności pani
Kopacz, kto z kim się schodzi i
rozchodzi, z życia gwiazd (!?) itp.
A więc zacznijmy od początku.
Korwin Mikke – niewątpliwie pierwsze
miejsce w dziedzinie skandali. Może
zyska też większy niż dotąd rozgłos w
polityce jako twórca (ponoć w spółce z
panem Wiplerem) nowej partii nazwanej
S t r o n a 3
śmierci. Cieszcie się małolaty, że do tej
demolki już i was dopuszczono.
Walczymy o Ukrainę.
Temat gorący i ważny dla wszystkich,
nie tylko Ukraińców. Oni teraz
przechodzą to, co Polska w latach 1918-
1920, walkę o być albo nie być. Co do
tego nie ma wątpliwości. Podobnie, jak
co do tego, że w Polsce wielu nie może
zapomnieć o rezunach, a na Ukrainie
nie brak takich, co to może nie „rizati
Lachiw” by chcieli, ale dalecy są od
rozsądnego myślenia o sąsiadach. Nic to
w sumie nie znaczy, bowiem dla
każdego myślącego człowieka jasne
jest, iż każda zaborczość, to groźba nie
tylko dla rabowanego, ale także dla
wszystkich na których też przyjść może
kolej. Już to przerabialiśmy z historii,
choćby tylko XX wieku. Starczy!
Wszystkie narody mające na swoim
garbie doświadczenia wojny totalnej
powinny interesować się tym co dzieje
się na Ukrainie i to nie tylko
platonicznie. Hodie mihi cras tibi!!!
Ale problem tkwi w tym, co należy
zrobić, żeby temu wielkiemu
nieszczęściu położyć kres. O ile każda
obiecująca inicjatywa jest na wagę
złota, to wypowiedzi niepoważne,
mające przełożenie na jakiś tam
bzdurny własny interes czy interesik
polityczny są godne potępienia. Pan
Zbigniew Bujak, wprawdzie
rozpoznawalny w wymiarze
publicznym, ale osoba prywatna nie
wycofuje się ze swoich słów:
"Realizujemy politykę, z której Kreml
może być tylko zadowolony". Tak
czytamy we Wiadomościach Onetu. I
dalej: „wciąż uważa [Bujak – ZZ], że
Polska powinna wysłać swoje wojska na
Ukrainę. - Mówię o pomocy wojskowej.
Ona od wielu miesięcy jest pilnie
potrzebna. My tej pomocy wręcz
demonstracyjnie odmawiamy. Chcąc nie
chcąc, realizujemy politykę, z której
Kreml może być tylko zadowolony. Kreml
tupie nogą, a my tym strachom ulegamy.
Szokujące - argumentował na antenie TOK
FM. Interwencję polskich żołnierzy na
Ukrainie jednoznacznie wyklucza jednak
Grzegorz Schetyna”. A więc znowu do
tablicy wołany jest Schetyna. Cóż mógł
innego powiedzieć, jak tylko to, że nie
wybiera się z armią polską na Ukrainę? W
moim przekonaniu do słów Bujaka nie
powinni nawiązywać politycy
odpowiedzialni za losy tego państwa.
Tymczasem dzieje się inaczej. Kandydat PiS
na prezydenta, Andrzej Duda miał stwierdzić,
że: „to jest [problem wojskowej pomocy dla
Ukrainy – ZZ] bardzo poważna decyzja,
trzeba by się nad nią dobrze zastanowić”.
Czy taka wypowiedź była potrzebna, to inna
sprawa, ale w każdym razie nie było to
oświadczenie się za interwencją. Tryb
warunkowy użyty w zdaniu jeszcze bardziej to
podkreśla. Tymczasem pani premier Kopacz
miała (cytuję za: Wiadomości Onet 23 I
2015): wypowiedzieć się „krytycznie […]o
pomyśle wysyłania polskich wojsk na
Ukrainę. Szefowa rządu odnosiła się do
sugestii Zbigniewa Bujaka” I dalej
informacja z tegoż źródła: „Premier mówiła
dziennikarzom w Sejmie, że taka propozycja
padła też z ust kandydata Prawa i
Sprawiedliwości na prezydenta Andrzeja
Dudy. Jej zdaniem taka deklaracja jest
przerażająca”. Oczywiście sprawa pójdzie
do sądu, bo jeśli to powiedziała, to jest to
kłamstwo i pomówienie.
Słowa Bujaka komentował też prezydent
Komorowski, jednocześnie wskazując na
Andrzeja Dudę stwierdził: „Do tych słów
[Bujaka] odniósł się też kandydat PiS na
prezydenta Andrzej Duda, który stwierdził
…” i tu jest następują zacytowane wyżej
słowa Dudy.
Zbigniew Bujak jest wprawdzie
współzałożycielem powstałego w 2014 r.
Komitetu Obywatelskiego Solidarności z
Ukrainą, ale nie jest on w żaden sposób
zaangażowany czynnie w politykę, zatem
komentowanie jego słów przez dwie
najwyżej stojące osoby w państwie,
panią premier i prezydenta można tylko
uznać za objaw ich braku pewności
siebie, a to jest u polityka istotną wadą.
Nie mówiąc o tym, że jest to po prostu
gafa, brak rozeznania i roztropności.
Prawdopodobnie nie byłoby tej reakcji i
to tak natychmiastowej, gdyby nie
wypowiedział się Andrzej Duda.
Komorowski i Kopacz po prostu nie
wytrzymali, obawiając się, że Duda
zyska punkty w kampanii prezydenckiej.
Na to wygląda, a jeśli tak jest, to biedna
nasza Polska cała, jak by można
poprawić słowa pewnej piosenki.
Biedna, bo ludzie mający iść do urn
mają wodę w głowie. Nie dziw, gdyż
kultura polityczna upada u nas
symetrycznie do chamstwa dnia
powszedniego.
P.s. zanotowane wieczorem 23 I 2015 r.
po obejrzeniu szeregu wiadomości TV.
Dopuszczono go głosu odpowiednio
dobranych dziennikarzy, którzy klepią
temat z wyraźnym zamiarem bicia piany
na rzecz pretendentów do tronu PO.
Mamy klasę polityczną i godne jej
media, oj, mamy!
A co z głupotą? No właśnie, pomyślcie
sami.
Zygmunt Zieliński
Gdzie jest granica głupoty? (dokończenie)
Słownik gwary śląskiej: rzyć to tylna
część ciała, położona poniżej pleców,
które w tym miejscu tracą swoją
szlachetną nazwę
S t r o n a 4
Przez Warszawę od rana ruszyło kilkuset
rowerzystów, którzy poświęcili swój rajd
pod nazwą „Masy rowerowej”
upamiętnieniu pomordowanych przez UB i
NKWD żołnierzy polskiego podziemia
niepodległościowego. Na swojej trasie
odwiedzali oni kolejne miejsca, w których
odbywały się związane ze świętem
uroczystości.
O godzinie 13-tej „Masa rowerowa”
dotarła do kościoła świętej Katarzyny na
Służewie, gdzie rozpoczęła się uroczystość
pod pomnikiem pomordowanych polskich
żołnierzy z udziałem władz lokalnych.
Historycznego wprowadzenia dokonał pan
prof. Jan Żaryn, witając wszystkich
zgromadzonych tam mieszkańców
Służewia (także przybyłych wielkim
peletonem rowerzystów), zaś modlitwę
poprowadził proboszcz parafii świętej
Katarzyny. Złożono również wieńce i
wiązanki pod głazem pomnika ku czci
Żołnierzy Wyklętych. W uroczystości
wzięły udział także grupy rekonstrukcyjne,
prezentujące mundury i uzbrojenie z tego
czasu.
Główne uroczystości centralne zaczęły się
późnym popołudniem na Placu Józefa
o kontynuację pamięci o swoich kolegach,
którym nie dane było przeżyć piekła
komunistycznych represji. Młodsi
uczestnicy konferencji dzielili się
informacjami o obchodach w swoich
regionach Polski, z których przybyli. W
imieniu organizatorów ze Społecznego
Komitetu Obchodów Dnia Żołnierzy
Wyklętych pan Wojciech Boberski
przedstawił plan uroczystości centralnych
w Warszawie i okolicach. Konferencja
zakończyła się artystycznym akcentem w
wykonaniu znanego polskiego barda pana
Pawła Piekarczyka, który zagrał i
zaśpiewał dwie piosenki, poświęcone
Żołnierzom Wyklętym. Jedną z nich w
klipie filmowym prezentujemy na stronie
naszego portalu Polonia Semper Fidelis
www.atopolskawlasnie.com. PSF była
reprezentowana na konferencji przez
przybyłych na nią Koordynatorów, panów
Stanisława Matejczuka i Wojciecha
Kosibę.
Najważniejsze jednak uroczystości odbyły
się już w dniu 1 marca czyli w
Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych.
Polski bard pan Paweł Piekarczyk wykonuje dwa utwory na zakończenie konferencji
w Sejmie RP (fot. własna PSF)
Służew—przemawia prof. Jan Żaryn. (fot. blogpress.pl)
Dokończenie na stronie 5
Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych
(ciąg dalszy ze strony 1)
S t r o n a 5
Piłsudskiego przy Grobie Nieznanego
Żołnierza w Warszawie. Zgromadziły
one—pomimo zimnej pogody—kilka
tysięcy osób. W biało-czerwonej scenerii
flag narodowych trzymano zdjęcia ofiar
komunistycznych represji tamtych czasów.
Wiele z tych ofiar wciąż czeka na
identyfikację przez prowadzone prace
ekshumacyjne m.in. na tzw. „kwaterze Ł”
na warszawskich Powązkach i w innych
miejscach potajemnych pochówków UB.
Uroczystość przy Grobie Nieznanego
Żołnierza rozpoczęto odśpiewaniem
hymnu państwowego. Przedstawiciele
organizatorów—Społecznego Komitetu
Obchodów Narodowego Dnia Żołnierza
Wyklętego, Instytutu Pamięci Narodowej,
Związków Kombatantów Armii Krajowej i
Narodowych Sił Zbrojnych, polskich
organizacji patriotycznych i partii
politycznych wygłosili krótkie
przemówienia. Po nich nastąpił Apel
Poległych z odezwem zgromadzonych:
„Cześć i chwała bohaterom!”.
Na zakończenie przedstawiciele
organizacji patriotycznych (m.in.
Instytutu Pamięci Narodowej,
Stowarzyszenia Polska Jest
Najważniejsza, Fundacji Jacka
Maziarskiego, portali patriotycznych:
Koliber, wsieci.pl itp) i środowisk
kombatanckich oraz Prawa i
Sprawiedliwości złożyli wieńce i wiązanki
kwiatów. Nie zabrakło również biało-
czerwonej wiązanki złożonej przez
reprezentantów Polonia Semper Fidelis.
Po uroczystościach na Placu Piłsudskiego
zgromadzeni ruszyli kilkutysięcznym
pochodem do Katedry warszawskiej, w
której odprawiona została Msza Święta,
kończąca główne obchody (centralne)
Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych.
Obchody tegorocznego Narodowego Dnia
Żołnierzy Wyklętych trwały jeszcze
lokalnie w całej Polsce przez kilka dni.
Organizowane były koncerty, wieczornice
i wiele innych imprez patriotycznych.
(RO)
Przedstawiciele Polonia Semper Fidelis tuż przed uroczystościami przy Grobie
Nieznanego Żołnierza (od lewej): Koordynator PSF na Śląsk Wojciech Kosiba oraz
Koordynator Główny PSF Stanisław Matejczuk (fot. własna PSF)
Czoło kilkutysięcznego pochodu na Krakowskim Przedmieściu (fot. własna PSF)
Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych (dokończenie)
S t r o n a 6
Wielki projekt 12 ołtarzy—”gwiazd z
nimbu Maryi” znanego gdańskiego
złotnika i jubilera Mariusza
Drapikowskiego, przynosi katolikom na
całym świecie nowe arcydzieła. Po
Tryptyku Jerozolimskim czy ołtarzu w
Oziernoje w Kazachstanie, trzeci już ołtarz
adoracyjny trafi do afrykańskiego
Wybrzeża Kości Słoniowej. Podobnie jak
poprzednie, został on wykonany z
bursztynu, szlachetnych metali i kamieni.
Do 8 marca gotowy ołtarz można było
podziwiać w kościele Wniebowstąpienia
Pańskiego w Warszawie. Tego bowiem
dnia ołtarz powędrował do Krakowa,
gdzie zostanie poświęcony przez ks.
Kardynała Franciszka Macharskiego i
rozpocznie swoją drogę do Afryki.
Ołtarze, projektowane i wykonane przez
Mariusza Drapikowskiego są jego
osobistym votum za cudowne uzdrowienie
z choroby Parkinsona. Sam autor jest
również zwany „Krawcem Matki Bożej
Jasnogórskiej”, bowiem spod jego ręki
wyszło kilka płaszczy do cudownego
obrazu Matki Bożej. Można je oglądać w
muzeum na Jasnej Górze. Jeden z nich—
prócz zwyczajowo użytych bursztynów i
szlachetnych kamienia—zawiera również
kawałek skrzydła samolotu TU-154M z
zamachu w Smoleńsku w 2010 roku.
Cudowne uzdrowienie z Parkinsona
zaowocowało ideą powstania 12 ołtarzy w
miejscach szczególnego kultu
maryjnego—tyle bowiem jest gwiazd w
nimbie Matki Bożej. W dziele budowy
„ołtarzy—gwiazd” artyście dzielnie
sekunduje Piotr Ciołkiewicz, prezes
Communita Regina della Pace. Obaj
panowie są również Koordynatorami
Polonia Semper Fidelis.
Tworzone przez Mariusza
Drapikowskiego ołtarze mają charakter
adoracyjny, czego wyrazem jest centralnie
wbudowana monstrancja dla umieszczenia
w niej Najświętszego Sakramentu. Artysta
posiada także w swoim bogatym dorobku
sztuki sakralnej osobne monstrancje,
zazwyczaj otoczone ogromnymi
płaszczami, będącymi same w sobie
arcydziełem jubilernictwa.
Kolejny „ołtarz-gwiazda z nimbu Maryi”
już w drodze. Czekamy na następne.
Roman Skalski
Kolejny ołtarz - „gwiazda z nimbu Maryi”
Mariusza Drapikowskiego
Widok ogólny ołtarza wykonanego przez Mariusza Drapikowskiego (fot. PSF)
Centralna część ołtarza z wbudowaną monstrancją (fot. PSF)
S t r o n a 7
Biedny, wiejski pastor zrobił się siny ze
złości, kiedy zobaczył rachunek za
sukienkę, którą kupiła jego żona.
- Jak mogłaś wydać tyle pieniędzy?! -
wykrzyknął.
- Nie wiem - zawodziła żona. - Stałam w
sklepie i patrzyłam na sukienkę. Potem
spostrzegłam, że ją przymierzam. To było,
jakby diabeł szeptał do mnie: Wyglądasz
świetnie w tej sukni. Powinnaś ją kupić!
- Przecież wiesz, jak z nim rozmawiać! Po
prostu mu mów: odejdź ode mnie,
Szatanie!
- Tak mu powiedziałam - odpowiedziała
żona. - Ale wtedy on powiedział: Z daleka
też świetnie wyglądasz!
***
Do taksówki wsiadły dwie paniusie typu
"damulka z pretensjami".
Po drodze plotkują sobie o tym i o owym.
- To doprawdy okropne, jacy ludzie
bywają niekulturalni! Wyobraź sobie
moja droga, byłam ostatnio na przyjęciu,
gdzie do ryby podano mi nóż do
befsztyków!
- O tak, szokujący brak ogłady. Mnie z
kolei zaproponowano sherry w kieliszku
do szampana!
W tym momencie wtrąca się taksówkarz:
- Szanowne Panie nie wezmą mi, mam
nadzieję za złe, że ja tak tyłem do pań
siedzę?
***
- Przepraszam kochanie, że wczoraj nie
przyszedłem, ale byłem na wieczorze
kawalerskim...
- Na wieczorach kawalerskich zawsze
jakieś dziwki są!
- Nie, mylisz się, kochanie! Na
wieczorach kawalerskich kobietom wstęp
wzbroniony...
- Nie kłam! Myślisz, że ja na wieczorach
kawalerskich nie bywałam, czy co?
***
Minęły czasy, kiedy kobiety gotowały, jak
ich matki. Teraz kobiety piją, jak ich
ojcowie.
Żona wraca do domu nad ranem. Mąż
otwiera jej drzwi:
- Gdzie byłaś? Miałaś wrócić od koleżanki
o 21 a jest 2 w nocy?
- Parkowałam...
***
Rozmawiają dwie ciężarne koleżanki:
- Zauważyłam, że w im bardziej
zaawansowanej ciąży jestem, tym więcej
kobiet się do mnie uśmiecha. Nie
rozumiem dlaczego.
- Bo jesteś od nich grubsza.
***
Kobieta w kwiecie wieku staje przed
lustrem i mówi do męża.
- Ech... przybyło mi zmarszczek, utyłam,
te włosy takie jakieś nijakie... Zbrzydłam.
Powiedz mi, kochanie, coś miłego!
- Wzrok masz dalej dobry!
***
W Kołobrzegu na dreptaku apetyczna
dziewczyna wchodzi na automatyczną
wagę, wrzuca monetę... i z
niezadowoleniem ogląda wydrukowany
wynik.
Zdejmuje wiatrówkę i pantofle, znowu
wrzuca monetę - znów niezadowolona z
wyniku. Zdejmuje bluzkę - wynik
ważenia znowu niezadowalający.
Stoi tak niezdecydowana na tej wadze - co
by tu jeszcze? - na to podchodzi
przyglądający się temu facet i wręczając
jej garść monet mówi:
- Niech pani kontynuuje - ja stawiam!
***
Jedzie kobieta samochodem. Nagle
usłyszała głośny hałas na zewnątrz,
zatrzymała się, wychodzi z samochodu i
patrzy wokół. Zobaczyła na ziemi jakąś
część, dźwiga ją z trudem próbując
dopasować ją gdzie się da. Nie mogąc
znaleźć miejsca, z którego odpadła,
zataszczyła część na tylne siedzenie i
jedzie do mechanika.
Po przeglądzie mechanik mówi:
- Samochód w zupełnym porządku, ale ten
właz kanalizacyjny trzeba zawieźć na
miejsce..
***
Dwie młode uczestniczki wycieczki
oddaliły się od grupy dość daleko i
zabłądziły. W końcu trafiły na rozległą
ogrodzoną łąkę.
Nagle zza ogrodzenia wybiegł
rozdrażniony byk i ruszył wprost na
dziewczyny. Te natychmiast zaczęły
uciekać ile sił w nogach, ale byk zbliżał
się do nich z niepokojącą szybkością.
Wreszcie jedna z dziewczyn, zadyszana,
rzuciła się na ziemię i zawołała z
rozpaczą:
- To już wolę mieć cielątko niż dostać
zawału serca!
***
Wieczór w parku chłopak czule szepcze
dziewczynie do ucha:
- Kochana wypowiedz te słowa, które
połączą nas na wieki.
- Jestem w ciąży!!!
***
Rozmawiają dwie koleżanki:
- Ale Kaśka zbrzydła. Aż miło popatrzeć.
***
- Kochanie gdzieś Ty była całą noc - pyta
teściowa
- Chodziłam całą noc po knajpach.
- Ale czemu.
- Szukałam Jurka, bo myslałam, że mnie
zdradza - ale na szczęście leżał uchlany.
***
Na wytwornym przyjęciu elegancka pani
zwraca się do eleganckiego pana:
- Pan musi być starszy ode mnie?
- Och, nigdy bym się nie ośmielił pchać
na świat przed łaskawą panią!
Uśmiechnij się... Nasze Panie...
S t r o n a 8
zdrajców z dobrymi rodowodami także...
Bohaterka mojego filmu, Żydówka -
Lucie Cytryn-Bialer ciągle cytowała takie
oto zdanie Szymona Wiesenthala - "Aby
Naród umiał się obronić, musi być
poinformowany"... Tak MUSI BYĆ
POINFORMOWANY ! Być informowany
o wszystkim (zobaczcie czym dzisiaj
karmią Naród wiadomości TV, dzienniki,
prasa itd). Naród musi być
poinformowany, np. nie tylko jaką ustawę
przyjęto większością arytmetyczną w
sejmie pod przykrywką nocy ale jakie ona
ma skutki długofalowe, komu ona służy...
Wreszcie, Naród musi wiedzieć KTO nas
reprezentuje...
Bo jak widać dzisiaj nas reprezentują
ludzie "w białych kołnierzykach", którzy
swoje interesy pokładają raczej poza
Polską. Te "białe kołnierzyki" najczęściej
operują majątkami i przywilejami
nazwijmy to "resortowymi",
wyniesionymi z nacjonalizacji
komunistycznej, pseudo prywatyzacji,
manipulacjom które były możliwe właśnie
poprzez zatwierdzane przez nich samych
"ustawy".
Kradnij na kradzione - to hasło
obowiązywało w krajach kolonialnych
gdzie wkraczał komunizm lub wielki
kapitał. Dzięki skorumpowanym
(sterowanym) urzędnikom, to wszystko
jest potem legalizowane w imię tzw
prawa.
A wybory... jak się to ma widać było przy
okazji tych ostatnich samorządowych,
gdzie intencje społeczne zaskakująco
różniły się z wynikami. To znaczyło tylko
jedno - wybory te były sfałszowane. I co z
tego - "nasi reprezentanci" są bezradni,
nic się nie stało, takie jest prawo... I
zachęcają nas do dalszego wybierania, w
takim samym bałaganie. Ulepszają
jedynie przekazy medialne - jak w
reklamówkach - kup tego lub tamtego.
Ten lub ta ładnie wygląda, ten to buc,
tamten przystojny, ten przebrany za babę,
tamten z poczuciem humoru.
Nie ! Świadomy Naród musi wiedzieć na
kogo głosuje. Wiedzieć, aż do bólu o
każdym z nich wszystko by nie kierować
się fajerwerkami medialnymi.
Tego powinniśmy wymagać od każdego
kandydata na prezydenta. A ten powinien
kampanie zaczynać od swojej rodziny,
zaplecza, majątku a nie od tego że jest
kandydatem i już... i każe mi wierzyć w to,
co on mówi (najczęściej przygotowane
przez "sztaby" fachowców od reklam).
Stanowczo mówię NIE - ja wierzę w Pana
Boga, innym mogę dać jedynie kredyt
zaufania ale dopiero kiedy zapełni mi się
"biała kartka" gdzie na jednej stronie
zapisane będą "plusy" a na drugie
"minusy".
To wtedy będzie świadomy wybór mojego
reprezentanta.
Piotr Zarębski
Kilka dni temu posłałem otrzymany tekst,
jakoby żona kandydata na prezydenta A.
Dudy była Żydówką. W tej sprawie
otrzymałem sporo maili różnej treści od -
po co to rozsyłasz, celowa robota aby go
zniszczyć, po teksty wręcz obraźliwe i to
w tzw dwie strony. Jak widać temat
wzbudził takie zainteresowanie, że muszę
się doń jeszcze odnieść.
Tak, zastanawiałem się czy przesłać dalej
ów tekst i po namyśle stwierdziłem, że jest
to konieczność, bo Polacy idą do
wyborów, nic nie wiedząc o swoich
kandydatach, którzy później reprezentują
ich interesy na forum parlamentu
polskiego czy na świecie.
Skomentowałem ten tekst o konieczności
lustracji kandydatów nawet do trzeciego
pokolenia, w tym lustracji majątkowej.
Ktoś mi zwrócił uwagę że Hitler lustrował
do trzeciego pokolenia i ja głoszę jego
tezy... Nie, Hitler robił to by zabijać, ja by
ochronić przed szantażami kandydata
(szczególnie służb wewnętrznych
wykorzystujących np dziennikarzy, po
służby zagraniczne). "Prawdziwa cnota
krytyk się nie boi" jak pisał wieszcz, więc
prawdziwa cnota nic nie ma tu do ukrycia.
Raczej będzie zabiegała by wykazać
wszelkie dobra jakie płyną z historii
rodzinnej, a jakie były negatywne. Czy tu,
aż takie negatywne żniwo może przynieść
ujawnienie pochodzenia ? Gdyby tak
pogrzebać w rodzinnych historiach, to
większość Polaków ma lub miał w
rodzinie pochodzenie żydowskie,
ukraińskie, niemieckie, rosyjskie,
litewskie, tatarskie, gruzińskie, czeskie,
słowackie, holenderskie, francuskie,
hiszpańskie, szwedzkie itd itd itd. Czy to
jest jakiś element negatywny ? Tak samo
nie jest negatywnym pochodzenie
chłopskie, robotnicze, inteligenckie czy
wyznawanie danej religii.
W historii Polski mamy ogromną ilość
ludzi zacnych, patriotów różnego
pochodzenia jak też i zdrajców. Polaków OGÓREK NA MIZERIĘ !
DUDA NA PREZYDENTA !
Właściwe Proporcje
KLAROWNOŚĆ WYBORU
S t r o n a 9 Blaski i cienie kampanii Andrzeja Dudy
Kampania prezydencka trwa na całego.
W stolicy i poza nią umieszczono wielkie
billboardy Andrzeja Dudy, znakomicie
graficznie opracowane. Sam kandydat na
Prezydenta również nie marnuje czasu,
jeżdżąc po Polsce tzw. „dudobusem” i
spotykając się z wyborcami w wielu
miejscowościach. Jak przystało na
przebojowego, młodego człowieka,
prowadzi on swoją kampanię w sposób
nowoczesny, który może się podobać.
Jednocześnie potrafi ująć swoją
osobowością, skromną ale twardą jeśli
chodzi o sprawy państwa. Jest dokładnie
takim, o jakim marzyć mogą Polacy w
dobie unicestwiania kraju przez prywatę
rządów PO-ZSL(PSL).
Pierwsze potknięcia kampanii z jesieni
ubiegłego roku zeszły na dalszy plan—to
dobrze, bo jednak zawsze liczą się
ostateczne rezultaty. A te są dobre,
chociaż stale daleko jestem od tego, by
powiedzieć, że znakomite. Andrzej Duda
wzrasta w sporym tempie w sondażach,
doganiając dotychczasowego „pewniaka”,
za jakiego uważał się do niedawna Bul-
Komorowski wraz ze swoim sztabem oraz
całą watahą nieudaczników i cwaniaczków-
dresiarzy z PO.
Pozytywów działania Andrzeja Dudy i jego
sztabu wyborczego jest bardzo wiele.
Począwszy od arcyciekawej i nowocześnie
przeprowadzonej konwencji, która
przyprawiła o palpitacje serc obóz
sprawującego najwyższą władzę w
państwie Komorowskiego; poprzez bardzo
klarowny program wyborczy czy wreszcie
męczące ale stałe odwiedziny kandydata i
jego spotkania z Polakami w całym kraju.
Zwłaszcza ta ostatnia akcja jest niezwykle
istotną dla wszystkich, tak dla samego
kandydata na Prezydenta jak i dla wielu
obywateli polskich, którzy mają możliwość
wyartykułowania swoich bolączek (a tych
jest ogromna ilość), zapoznania się z
programem Andrzeja Dudy i usłyszenia
konkretnych odpowiedzi na ich pytania.
Na słynnej konwencji Andrzej Duda
przedstawił w sposób niezwykle klarowny i
uporządkowany swój program, będący nie
tylko stricte programem wyborczym, ale
przede wszystkim programem jego całej
prezydentury. Ci, którzy oglądali
wystąpienie Andzreja Dudy podczas
konwencji z pewnością zauważyli, że nie
posiłkował się on żadnymi notatkami.
Mówił po prostu od serca, tak jak
Prezydent powinien rozmawiać ze
wszystkimi Polakami. Dukanie z kartek w
stylu Komorowskiego jest mu całkowicie
obce, bo on mówi od siebie.
Oczywiście, wiernopoddańcze, reżimowe
media starały się przemilczeć samą
konwencję, a kiedy to już nie było
możliwe, starały się walić z całą siłą w
propagandowy bęben o rzekomym
„plagiacie”, popełnionym przez Andrzeja
Dudę. Według tychże „jedynie słusznie
poinformowanych” mediów Bul-
Komorowski już pięć lat temu nie tylko
zapowiedział identyczny program, ale i
przez pięć lat go realizował. Nie muszę
dodawać, że—po raz kolejny—media
prorządowe zbłaźniły się do ostatniej
możliwej kreski na skali błazenady, a
nawet ją przebiły. Potraktowały—nie po
raz pierwszy—Polaków jak zupełnych
bezmózgów, którzy nie widzą, co się
wokół nich dzieje, zaś całą „mądrość”
wyczytują z różnych Gadzinówek
Wybiórczych tudzież innych
szmatławców, posiłkując się obrazem z
TVN itp. Jedyne, co musze przyznać
owym mediom, to celność ich spostrzeżeń
co do lemingów, ale to zupełnie inna
sprawa.
Tzw. „dudobus” to następna, doskonała
idea Andrzeja Dudy i jego sztabu
wyborczego. Nic nie zastąpi
bezpośrednich spotkań z Polakami w
terenie. Ta akcja trwa i bardzo dobrze,
chociaż można—niestety—odnieść
wrażenie, że w większości są to spotkania
z już przekonanymi. W Polsce żyją
przecież także ci, którym trzeba wszystko
Dokończenie na stronie 14
S t r o n a 1 0 Łuk Triumfalny
Bitwy Warszawskiej 1920 roku Z pomysłem budowy Łuku Triumfalnego Bitwy Warszawskiej 1920 roku wystąpił nasz słynny kabarecista Jan Pietrzak i założone
przez niego Towarzystwo Patriotyczne. Ta piękna idea jest o tyle ważniejsza, że wciąż—nawet w ćwierć wieku od tzw.
transformacji ustrojowej—w stolicy straszą różnego typu pozostałości lat sowietyzacji Polski, jak choćby osławiony pomnik
„Czterech Śpiących” czy też nazwy wielu ulic (Armii Ludowej itp). Pod rządami PO-ZSL(PSL) historia rodzima traktowana jest po
macoszemu, ze szkół znikają wartościowe podręczniki i lektury, zaś młodemu pokoleniu wciska się do głów demoralizujące śmieci
ideologii gender. Patriotyzm traktowany jest przez antypolską propagandę mediów polskojęzycznych jako coś staromodnego,
niewartego uwagi, mówiąc współczesnym slangiem: „obciachowego”. Obecne władze Warszawy ogromną wagę przywiązują do
ohydnej konstrukcji pedalsko-lesbijskiej tęczy na Placu Zbawiciela, ustawionej przed wejściem do historycznego, polskiego
kościoła , z wrogością traktując wszelkie idee, nawiązujące do najważniejszych nawet wydarzeń w dziejach Polski. Pieniądze
polskiego podatnika są marnotrawione na
konserwację symboli okupacji sowieckiej
lub na współczesne antynarodowe i
antykatolickie hucpy.
Idea Łuku Triumfalnego jednej z
największych victorii oręża polskiego—
Bitwy Warszawskiej 1920 roku nie
zostanie zrealizowana bez pomocy nas
samych—Polaków, którym leży na
sercach przeszłość naszego Narodu.
Dlatego ruszyła akcja sprzedaży cegiełek,
wyprodukowanych w Polskiej Wytwórni
Papierów Wartościowych o nominałach:
50, 100, 500 i 1000 złotych. Zakupu
(zarówno w kraju, jak i za granicą) można
dokonywać, wchodząc na strony
Towarzystwo Patriotycznego http://
towarzystwopatriotyczne.org/cegielki-na-
budowe-luku-triumfalnego-bitwy-
warszawskiej/
Niedługo, bo już za 5 lat będziemy
obchodzili setną rocznicę wielkiego
zwycięstwa polskiego oręża nad
bolszewickim zagrożeniem nie tylko
Polski, lecz całej Europy, a potencjalnie i
świata. Czasu jest niewiele, bo przecież
chcielibyśmy, by właśnie wtedy nastąpiło
uroczyste odsłonięcie i poświęcenie tego
pomnika naszej historii. Dlatego gorąco
apeluję do wszystkich Polaków w kraju i
poza granicami, by dobrowolnie wsparli
to dzieło dla przyszłych pokoleń,
nabywając cegiełki. Pokażmy rządzącym
obecnie w naszym kraju, że istniejemy
jako Naród wielki, pomny swojej historii.
Stanisław Matejczuk
S t r o n a 1 1
Lubiłem pana Jana T., kiedy był bramkarzem
I dotąd go poniekąd jakaś sympatią darzę,
Chociaż lepszy był jako krytyk przekrętów
Piłkarskich, układanych meczów, łapówek
Interesów załatwianych wśród mętów
Niekiedy, bywało na wcale nie niskich stołkach
Więc trudnych do wykrycia, a cóż ukaranie?
Bo w kadrze narodowej, nie w jakichś grajdołkach
Uwili miękkie gniazdka, ci przekupni dranie.
I tak było dobrze, tak niech by pozostało,
Ale Janowi T., choć to lubił, nie wystarczało.
Wszedł w politykę, dobre miał zamiary
Walczył z korupcją większej niż piłkarska miary,
Prawdziwy patriota, nie patrzący kasy, zysków
Nie ujrzałeś go wśród bezczelnej zgrai pysków.
PiSowi, zdało się, zawierzył, o to samo walczył
co inni, nie patrzący swego, którym wystarczy
ich sejmowa dieta lub pensja nawet byle jaka,
taka, jak „kowalskiego”, zwykłego Polaka,
Nie jeżdżącego, jedzącego, pijącego za przychody
Płynące z PITów, bo te zaspokoić muszą wygody…
Wiadomo czyje, więc dajmy im spokój… VIPów.
Tak to było, ale się skończyło, kiedy znany Stefan N.
Znanemu Janowi T. radą służyć począł
Stefan, fighter bezkompromisowy, w ZCHN startował
Rychło w czas pismo nosem poczuł
I z partii tej ucieczką się salwował
Bo nie wróżyła bogatego łupu ni kariery
Więc po co, dla idei? a idźże do cholery
Głupim to ja nie jestem, choć tak ogół sądzi.
Kto wariata struga, jak ja, ten nigdy nie błądzi.
Na wariackich papierach wielu się nabrało
Polityków, duchownych, biskupów niemało.
Bierz, co dają i zmykaj, coś zdobył, to twoje
O resztę nie dbaj, kiedyś już wlazł na pokoje.
Tak to Jana pouczał i ten wreszcie pojął,
Że uczciwość jest dobra, ale tylko wtedy
Gdy otrzymasz coś za to, czyli dolę swoją.
I tak dotąd zawsze czujny, Jan T.
Gdy jakiś przekręt jawił się we tle
Stracił węch, a może właśnie go odnalazł
Licząc na coś, Ewie służby ofiarował
przybierając postać nieledwie wasala,
co służąc, jak pies u progu pańskiego warował,
panu według jego chimery na wszystko zezwalał
Każde skinienie pana wzrokiem odczytywał
I swojej tożsamości, choć psiej, się wyzbywał,
Ale pies, służy wiernie, lecz swój honor posiada.
Wasal, gdy o nim zapomni, wychodzi na dziada.
Szkoda mi Jana T., bo jak wyżej stwierdziłem,
Jako bramkarza go nawet lubiłem.
Ballada o Janie T. i Stefanie N.
S t r o n a 1 2
Pamiętam czasy, kiedy w szkołach
szarogęsiło się ZMP. Najlepsi nauczyciele
bywali wylewani z pracy, bo tak orzekł
jakiś zarząd szkolny ZMP czy jeszcze
wyżej. Nie pomagała nawet samokrytyka,
której zresztą szanujący się pedagog nie
był skłonny dokonać, bo musiałby przed
areopagiem prymitywnych i z reguły
głupawych – nierzadko analfabetów,
których wówczas nie brakowało –
aparatczyków poniżyć się, rzucając im pod
nogi swój autorytet. Kanalie, które
wówczas – mam tu na uwadze tylko szkoły
– znęcały się nad ludźmi nie kryjącymi
swych patriotycznych zapatrywań, a ich
składową była także z reguły wierność dla
zasad chrześcijańskich, awansowały we
władzy narzuconej przez okupanta
sowieckiego i obejmowały wysokie
stanowiska. Nie twierdzę, że wszyscy oni
trwali w tym amoku, w jaki wprawiał ich
ZMP, bo co mądrzejsi rychło spostrzegli,
iż była to organizacja, nie waham się użyć
tego słowa, przestępcza. Z niej wychodzili
szpicle, niejednego Polaka mający na
sumieniu. Jej członkowie, z przekonania,
czy dla własnej korzyści, to ostatnie
szczególnie wstrętne, swym złowrogim
jazgotem najeżonym pogróżkami,
szantażem, psychicznym terrorem łamali
wiele charakterów, mieli swój haniebny
udział w sowietyzacji.
Przypominam rzeczy znane, jak by można
sądzić. Ale nie wszystkim, a prawdę
mówiąc, dziś nielicznym. Pogrobowców
tamtego porządku ma wszak prezydent
Komorowski u swego boku. Nie krępuje
się on w dniu 1 marca poświęconym
Żołnierzom Wyklętym w swej siedzibie
wraz z takimi ludźmi poniewierać pamięć
ofiar polsko-bolszewickich katowni, bo
czymże innym jest groteska rzekomo im
składanego hołdu w otoczeniu byłych
aparatczyków tej samej partii,
odpowiedzialnej za zbrodnie komunizmu z
Polsce? Nie przeszkadza mu to wszakże.
Nie przeszkadzało i nadal nie przeszkadza,
także niegdysiejszej opozycji, teraz
rzekomo demokratycznym ugrupowaniom,
posługiwanie się, dopuszczanie do debaty
publicznej i głosu w mediach ludzi rodem
z tamtego układu, po wielokroć
przeklętego, jeśli zważy się jego
zbrodniczość niosącą zagładę
najwierniejszym synom Ojczyzny. Oni
trafiali na „łączkę” i dziś archeolodzy
biedzą się nad rozszyfrowaniem ich kości,
nad nadaniem im imion, za to w prostej
linii spadkobiercy tamtych morderców, lub
nawet oni sami, aż do końca upaprani w
reżimie umocowanym przez najeźdźcę
spoczywają w alejach zasłużonych,
chowani z pompą państwową. Albo po
prostu jeszcze dziś stają na trybunach i
znowu pouczają Polaków, jak wtedy, gdy
cytowali klasyków, Lenina, Stalina i
innych. Ale gloria victis, nie im! Dopóki
choć mała część tego narodu tę maksymę
uzna za swoją, może jeszcze nie wszystko
stracone. Może nastanie czas, kiedy można
będzie bez obrazy oczu i uczuć śledzić
obrady sejmu, senatu, oglądać godne
sparowanego urzędu zachowanie się głowy
państwa, kiedy znikną z wizji takie
rozrywki, jak tokijskie występy
prezydenta, itd.
Wolno przecież marzyć, zwłaszcza przed
wyborami, które budzą nadzieje na coś
lepszego.
Długi cień ZMP sięga jednak dalej niż
byśmy to mogli sądzić. Ogarnia
środowiska, w których się swego czasu
zadomowił ale mimo posiadanych
promocji nie zdołał zdeprawować.
Oczywiście chodzi o szkołę. Wiadomo, co
obecnie doprowadza ją do ruiny. To, co
zawsze: niszczenie autorytetu nauczyciela i
zielone światło dla samowoli ucznia.
Żadnych obowiązków, żadnych wymagań,
ale z jego strony multum roszczeń. Czegóż
więcej potrzeba, żeby wykoleić choćby
najlepiej usposobionego ucznia. Tu już ani
rodzina, ani Kościół, ani w ogóle żadna
komórka życia społecznego nie pomoże.
Korupcja nabyta w szkole owocuje w
dorosłym życiu. Początki tego mamy już w
szkołach wyższych, gdzie także stawianie
wymagań równa się nieledwie naruszaniu
czyichś dóbr osobistych. Dobra te pojmuje
się według kryteriów roszczeniowych,
zatem mnie się wszystko należy, ale nie
ode mnie. W ten sposób student, który
zamiast czytać polski tekst duka go jak
drugoklasista, a już nie mówić o tym,
żeby potrafił powtórzyć własnymi
słowami to, co wydukał, ocenia siebie
wszakże na piątkę i biada, jeśli
nauczycielowi przyjdzie do głowy
sprawdzić, jak do oceny ma się stan
wiedzy delikwenta. W dodatku wie on, że
pieniądze idą za studentem, zatem „niech
spróbują, a pójdą na zieloną trawkę”. Na
ogół nauczyciele akademiccy godzą się na
swój smutny status zakładnika, a jeśli
któremuś zachce się wymagać, to jest na to
sposób. Student bierze udział w radach
wydziału, student otrzymał od
ministerstwa kwestionariusz, cały zestaw
pytań, umożliwiający mu pisanie
anonimów na wykładowców, którzy nie
odpowiadają jego oczekiwaniom, bo
przecież oni od niego oczekują zgody na
swe nieróbstwo. To nic, że student nie
potrafi poprawnie wymówić powszechnie
znanych nazw, nawet obozu
koncentracyjnego, jak choćby Auschwitz.
A któż to o takie rzeczy pyta? A więc
przyłożyć takiemu ciekawskiemu
profesorowi. Anonimowo, bez obaw.
Kiedyś zetempowiec miał się wprawdzie
lepiej, nie musiał pisać anonimów, gdyż
gazeta przyjęła jego donos, nie troszcząc
się o jego prawdziwość, a donosiciel dostał
coś w nagrodę. Dziś autor anonimu – jak
mnie uczono, najbardziej hańbiącego
czynu, niegodnego uczciwego człowieka –
także coś z tego ma. Może zaszachować
wszystkich, nie tylko jednego
oszkalowanego i zmusić ich do krycia
własnego nieróbstwa i głupoty.
Zetempowiec mógł sięgnąć po liche, bo
liche, ale zawsze jakieś usprawiedliwienie:
działał dla idei. Obecny wałkoń nie ma i
tego, bo działa we własnym interesie, nie
ZMP w nowej odsłonie
Dokończenie na stronie 13
S t r o n a 1 3
zdając sobie sprawy z tego, że korupcja,
jakiej uległ wkrótce i jego pogrąży, jak
niegdyś volksdocentów i maturzystów z
nadania. O tym, że posługuje się
oszczerstwem, kalumnią, że rozsiewa
zatrute ziarna, których już nie zbierze, ani
myśli, bo właśnie motywacją działań,
zarówno władz oświatowych, jak i
beneficjentów ich poczynań, czyli tych
studentów, którzy anonimem starają sobie
utorować sobie drogę do dyplomu, nie
bacząc, że tą samą drogą kroczy
bylejakość i głupota, jest uzyskać coś za
nic, zero wysiłku.
Jak się zatem okazuje, nic nie idzie w
zapomnienie. Może nawet ludzie, którzy w
ministerstwie szkolnictwa wyższego smażą
tak szkodliwe kwestionariusze i tym
samym przyuczają do haniebnej praktyki
pisania anonimów nie wiedzą o
niegdysiejszej roli ZMP, ale podłe i jakże
szkodliwe wzorce wówczas wyhodowane
jakoś przetrwały. I dziś, jak niegdyś,
niszczą charaktery, ludzi i naukę.
Niemieckie przysłowie mówi, że chwast
nie ginie. Mamy tego jawny przykład, że
nie zginął i panoszy się dziś na naszych
uczelniach, przysparzając absolwentów
bez zawodu. Nie inaczej, gdyż chroniąc się
przed pracą, przy pomocy agresji
ministerialnie aprobowanej, z pewnością
go nie zdobyli.
Tak to bywa i to nie fantazja autora tych
słów, ale twarda rzeczywistość. Nie
piszę tego ani z książek, ani ze słyszenia.
Zdawałem maturę w czasie, kiedy wpływ
ZMP przeżywał apogeum. Bywałem
później oceniany przez studentów także za
granicą. Prawie pół wieku w kraju. Ale
nigdzie nie widziałem takiego
kwestionariusza, jaki zafundowało
uczelniom ministerstwo w Rzeczpospolitej
Polskiej w XXI wieku. Czy tylko
uczelniom, a może całemu narodowi
oddanemu w ręce takich właśnie
absolwentów.
Zygmunt Zieliński.
Podczas wizyty Bronisława Komorowskiego w Rzeszowie doszło
do skandalicznej „akcji”. Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu
powalili na ziemię i zakneblowali pokojowo protestującego
mężczyznę. Tylko dlatego, że nie popierał Komorowskiego.
Protestujący w Rzeszowie mężczyzna nie zagrażał w żaden sposób
Marzenie Komorowskiego na debatę z Dudą
ZMP w nowej odsłonie (dokończenie)
Kampania
Komorowskiego
Narzędzia kampanii prezydenckiej Komorowskiego
S t r o n a 1 4
wkładać „łopatologicznie” do głów, w
tym wspomniane lemingi. Nie tylko
zresztą oni. Są też ludzie, którym
zohydzono fałszerstwami lub aferami
jakikolwiek udział w życiu politycznym
kraju. W większości przypadków stanowić
oni bedą tę szarą masę, która do wyborów
w ogóle nie zamierza pójść. Znalezienie
sposobu dotarcia do nich to o wiele
większe i trudniejsze zadanie, niż
puszczenie w trasę „dudobusu”. Pamiętać
bowiem należy, że wybory prezydenckie
są tym szczególnym rodzajem wyborów,
w których tzw. „żelazny elektorat” Prawa
i Sprawiedliwości to stanowczo zbyt
mało. Dotarcie do nieprzekonanych to
bodaj największe wyzwanie Andrzeja
Dudy.
W odpowiedzi na „dudobus” sztab
wyborczy Bul-Komorowskiego wpadł w
panikę, wypuszczając aż 17 tzw.
„bronkobusów”. Właściwie to nie
wiadomo dlaczego aż lub tylko 17, bo
równie dobrze mogłoby być ich ze 117. I
tak tylko w jednym może być obecnym
kandydat do reelekcji, a pozostałe i tak
jeżdżą puste. Za to marnotrawienie
pieniędzy jest wręcz mistrzowskie.
„Bronkobus”, który ma szczęście wieźć
samego idola lemingów w dodatku jest
ściśle osaczony przez BOR-owików,
którzy czynią wszystko, by nikt
niepowołany nie puścił pary z gęby na
tematy niewygodne dla Komorowskiego.
Ostatnio w Dębicy BOR-owiki wpadły na
iście salomonowy pomysł... zaklejania ust
każdemu, komu wpadnie do głowy głośno
wyrazić swoje niezadowolenie z
żyrandolowo oświeconych rządów Bronka
jako „prezydęta”. Do tego celu BOR-
owiki wyposażono w rolki silnie klejącej
taśmy. Po zastosowaniu tegoś środka
zapobiegawczego panuje na spotkaniach z
Komorowskim wspaniała zgoda,
wspierana przez spędzane przed kamery
reżimowych mediów dzieciaki ze szkół,
trzymające slogany z poparciem dla
„jedynego, słusznego” kandydata. Można
się domyślać, że w każdym „bronkobusie”
znajduje się spory zapas tych akcesoriów
ochroniarskich.
Panika „busowa” jak widać, sięgnęła w
sztabie Komorowskiego zenitu. Pomimo
zabezpieczeń taśmowych i tak raz po raz
dochodzi do niekontrolowanych
okrzyków, które ośmielają się podważać
jedynie słuszną treść odczytywanego z
kartki przemówienia Bronka. Tutaj
jednakże nie potępiałbym w czambuł tej
metody prowadzonych ze „spontanicznie
zgromadzonymi mieszkańcami” miasta X
lub Y „rozmów”. Przecież świadczy to, po
pierwsze: że Bronek potrafi już czytać, a
po drugie, że—po ogłoszeniu się z
samouwielbieniem w głosie „doktorem
nauk humanistycznych” - czyta na tyle
płynnie, że aż usypiająco. A to wielka
sztuka sprawowania władzy (no, może
poza zgoleniem wąsa).
Akcje „busowe” trwają i z każdym dniem
przynoszą Andrzejowi Dudzie nowe
punkty w sondażach. To, że II tura się
odbędzie, jest już dzisiaj pewne. I to jest
kolejny powód do silnej nerwicy Bula-
Komorowskiego i jego sztabu
wyborczego. Jeszcze nie tak dawno nie
dopuszczali oni myśli o innym
scenariuszu, jak tylko zakończeniu
wyborów prezydenckich zwycięstwem w I
turze. To z kolei oznacza, że kampania
Andrzeja Dudy działa wybornie i tylko
należy żałować, że nie zaczęto jej z takim
rozmachem już w listopadzie zeszłego
roku, a więc od samego początku. Na
temat tego błędu pisałem w listopadowym
numerze naszego dwutygodnika pod
tytułem: „Falstart wyborów
prezydenckich”. Dzisiaj jednak już nie
pora rozpaczać nad rozlanym mlekiem, bo
zaległości są nadrabiane w iście
rekordowym stylu. Wychodzę jednak z
założenia, że zdrowa krytyka, kierująca
się troską o kampanię właściwego
kandydata jest bardzo potrzebna.
Dlatego pozwolę sobie również na
wypunktowanie sprawy, która mi się
wyraźnie nie podoba w kampanii
Andrzeja Dudy. Otóż uważam, że wiele
szkody robią naszemu kandydatowi
wypowiedzi niektórych polityków Prawa i
Sprawiedliwości (w tym także z tytułami
profesorskimi), w których używa się
publicznie stwierdzeń typu: „jest szansa
powalczyć w II turze” czy też „Andrzej
Duda dojdzie do II tury”. Takie
określenia, wypowiadane często na
antenie polskich stacji czy na łamach
polskich czasopism mogły być może
dobre w pierwszych dniach po ogłoszeniu
kandydatury Andrzeja Dudy, kiedy to
sama kampania ruszała szalenie
niemrawo. Nie twierdzę jednak, że nawet
wtedy były one uprawnione, a dzisiaj są
wręcz szkodliwe.
Celem startu w wyborach prezydenckich
Andrzeja Dudy jest WYGRANA. I nic
innego nie powinno nas interesować.
„Powalczenie” w II turze ani nie
satysfakcjonuje, ani nie nobilituje.
Doskonale wiedzą o tym np. trenerzy
sportowi, którzy nigdy nie powiedzą
swoim zawodnikom przed meczem:
„macie dotrwać do drugiej połowy”.
Odpowiednie zagrzanie ducha rywalizacji
to podstawa wszystkich konkurencji, także
wyborów prezydenckich. To jest istotne
zwłaszcza obecnie, kiedy cel dotarcia do
II tury został spełniony bo wszelkie znaki
na niebie i ziemi na to wskazują. Proszę
zatem wszystkich wypowiadających się
publicznie o odpowiednie przyłożenie się
do kampanii prezydenckiej Andrzeja
Dudy i nie szkodzenie jej tzw.
„asekuranckimi opiniami”. Jeśli kandydat
jest nasz to musi czuć nasze jak
najsilniejsze wsparcie.
Apeluję zatem o więcej entuzjazmu i
wiary. Sam mam nadzieję nazwać już
niedługo Andrzeja Dudę Prezydentem RP.
Stanisław Matejczuk
Blaski i cienie kampanii Andrzeja Dudy (dokończenie)
S t r o n a 1 5
Z jednej strony ulga, z drugiej – co tu
ukrywać – gorzka zaduma. Bo nie o
drobiazg chodzi. Ale o życie. Tak, nie
okłamujmy się, życie położne zostało na
szali gry politycznej. Już pisałem o tzw.
Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu
przemocy wobec kobiet i przemocy
domowej. Tak oszukańczy tytuł można
odkryć w rzadko którym dokumencie
publicznym. Kamuflaże są znane z dawna,
n. p. kiedyś niewinne słowo
Sonderbehandlung oznaczało po prostu
wyrok śmierci, podobnie, jak Endlösung,
zresztą nie tylko w zastosowaniu do narodu
żydowskiego. Wtedy na ogół wiedziano co
te terminy oznaczają, choć bywali tacy,
którzy nawet po zakończonej wojnie
twierdzili, że nic im one nie mówią. Tak
było po prostu wygodniej. A były to słowa
złowrogie, niosące zagładę. Ale one także
dla wielu zdezorientowanych obiecywały
jakieś dobro. Przecież specjalnie można było
potraktować kogoś, chroniąc go, a
ostateczne rozwiązanie, to przecież mogło
po prostu oznaczać koniec jakiegoś zła. I
chciano właśnie, by ofiary tak te słowa
rozumiały, tracąc złudzenia dopiero przed
wrotami komory gazowej lub dołu, w
którym miały lec. A inna zmyłka: taka
demokracja z bezsensownym dodatkiem:
ludowa (wszak demos to właśnie lud) niby
coś dobrego dla prostego człowieka, a w
rzeczywistości rządy bonzów. A więc słowa
mogą być oszukańcze, zwodnicze.
Przypomnijmy, choćby dla przykładu, co w
Konwencji, której zasadnicza treść
skierowana przeciwko przemocy jest nie
tylko do przyjęcia, ale wręcz oczywista i
potwierdzona ogólnie obowiązującymi
zasadami prawnymi, przemycono po to, by
zyskać podstawę do deprawacji od
przedszkola aż po zakład pogrzebowy.
Czytamy tam: „Strony czuwają, by kultura,
zwyczaje, religia, tradycja lub tzw. „honor"
nie były uznawane za usprawiedliwiające
akty przemocy objęte zakresem niniejszej
konwencji.” „Edukacja 1. Strony podejmą,
gdy to właściwe, działania niezbędne by
wprowadzić do programów nauczania na
wszystkich etapach edukacji, dostosowane
do etapu rozwoju uczniów treści dotyczące
równości kobiet i mężczyzn,
niestereotypowych ról społeczno-
kulturowych, wzajemnego szacunku,
rozwiązywania konfliktów w relacjach
międzyludzkich bez uciekania się do
przemocy, przemocy wobec kobiet ze
względu na płeć oraz gwarancji
nienaruszalności osoby”. Trzeba aż tak
zawiłego języka, by powiedzieć ludziom, że
muszą zarzucić wszelkie zasady, jakimi się
dotąd kierowali, a więc religię, tradycję
swego środowiska, czy to będzie naród,
rodzina względnie inna społeczność i uznać
wszelką inność za normę. To jest
wykorzenienie człowieka z jego naturalnej
gleby i oddanie go na żer narzuconej mu
ideologii i sytuacyjnej normy moralnej. Nie
ma więc nic stałego, żadnego kośćca
utrzymującego człowieka indywidualnego i
społeczność w której żyje w pionie
moralnym. Jest czołganie się od jednej
zachcianki do drugiej. O sprowadzenie
człowieka do takiej pozycji chodzi, żeby nie
był w stanie unieść głowy i spojrzeć na
siebie samego i otaczający go świat.
Wymazać wszelkie pozostałości sumienia,
osaczyć, sprawić, by człowiek naprawdę
poczuł, że jest sam i dobrem jest dla niego
to, co oni – anonimowy demon domagający
się stale dla siebie hołdu absolutnego –
przeznaczyli. Stale ta sama scena z
Kuszenia: „dam ci to wszystko, jeśli
upadniesz i oddasz mi pokłon” (Mt.4,9).
Wiemy, wiedzą nawet ateiści, jaka była
odpowiedź Jezusa. Dzisiaj nie może być
inna.
Kiedy prezydent RP mówi, iż in vitro to
opowiedzenie się za życiem, to ocena tej
wypowiedzi w świetle Ewangelii jest tylko
jedna. Nie ma alternatywy, bo życia można
bronić tylko w sposób jednoznaczny. A więc
nie ma życia mniej i bardziej
wartościowego, ludzkiego zarodka i
człowieka żyjącego tu i teraz. Jeśli obie izby
parlamentu za tą praktyką się opowiedziały
wystarczającą większością, to wszystko
staje się jasne. Musimy przyjąć gorzką
prawdę, iż mamy tam większość bezbożną.
Nieważne do czego ci ludzie się oficjalnie
przyznają, ważne jest czym są. Jeśli ten sam
parlament, głosami podobnej większości
uważa, że przytoczone tu zdania Konwencji
nie zawierają żadnej groźby niosącej rozkład
moralny narodu, to także musimy mieć
świadomość z kim mamy do czynienia i kto,
jak nie ta większość elektoratu, sprawił, że
ci ludzie siedzą na Wiejskiej. A dziś (14 III
2015) doszła nas wieść, że prezydent
Komorowski podpisał Konwencję, bo jego
zdaniem, nie zawiera ona nic
niestosownego. A więc wreszcie wiemy, kto
jest kim. Zresztą można go zrozumieć, gdyż
odpowiedzialny jest tylko przed swą partią i
bonzami UE, a i jedno i drugie ma gdzieś
zasady moralne wynikające z Ewangelii.
Warto przygotować się na katechizację
opartą na Koranie i wtedy nie będzie można
pozwalać sobie na taką swobodę, jaką dziś
manifestują z nazwy chrześcijanie, albo po
prostu już wyznaniowo biezprizorni. Nie
chodzi zresztą tak w przypadku in vitro ani
też Konwencji o wierność zasadom etyki
religijnej, ale o zdrowie narodu w obu
przypadkach zagrożone bez względu na to
czy sprawy te dotykają chrześcijan czy
ateuszy.
Tragiczna jest nasza rzeczywistość
budowana od lat, jeśli nie od wieków na
braku świadomości. Trzymamy się pewnych
schematów, których treści nie rozumiemy,
stąd nasze wybory. Nawet jeśli później
dostajemy baty od naszych wybrańców,
reagujemy tylko jałowym narzekaniem.
Zawsze ktoś – oni – jest winny i wystarczy,
bo popsioczyliśmy, a to, że ktoś nam będzie
dzieci paskudził, że zmuszą nas do
akceptacji perwersji, to znowu tylko powód
do biadolenia uznawanego za
usprawiedliwienie tego, że przespaliśmy
chwilę, kiedy dano nam narzędzie do
naprawy tej Rzeczypospolitej. Bo w końcu
nie zawsze i nie wszędzie udaje się
fałszować wybory.
Jedno zadziwia, to mianowicie, że rządzący
dziś lewacko-liberalny Salon uchylił
całkowicie przyłbicy i pokazał ku czemu
zmierza. Sprzedawanie kraju i wpędzanie
tym sposobem ludzi w biedę już
spowszedniało i nikt nie zwraca uwagi na to,
Poszli na całego
Dokończenie na stronie 16
S t r o n a 1 6
Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: [email protected]
oceanu co najwyżej „wyrażają
zaniepokojenie”, „sprzeciw” czy „protest”.
Końca tej groteski nie widać.
Jest takie powiedzenie, że „jeśli nie
wiadomo, o co chodzi, chodzi na pewno o
pieniądze”. Nieraz w historii partykularne
interesy z łatwością przekreślały całe
narody, nie licząc się z ich ofiarą,
częstokroć niezwykle krwawą. Znamy z
kart dziejów skutki porozumień
monachijskich czy jałtańskich i wielu
innych. Dzisiaj dołączyły do tego
haniebnego grona porozumienia mińskie. I
wcale to nie oznacza, że będą one
ostatnimi. W końcu dojdzie do otwartego
podziału Ukrainy na dwa lub trzy niby-
państewka, co—przy zmęczeniu opinii
światowej—zostanie okrzyknięte sukcesem
na miarę Chamberlain’a, wymachującego
papierem, który miał rzekomo przynieść
wieczny pokój w Europie.
Czy są jakiekolwiek szanse, że ów
„chocholi taniec” zakończy się
pozytywnym dla Ukrainy, finałem ? Szanse
są niewielkie, jeśli nie wręcz żadne. Nawet
jeśli stanie się coś nieprzewidywalnego w
samej Rosji należy pamiętać, że stale jest
tam wystarczająco wielu jego następców,
którym Władymir Władymirowicz wskazał
drogę do odbudowy Imperium
Rosyjskiego. Wielkie poparcie, jakim Putin
cieszy się w samej Rosji jest również
czynnikiem zachęty dla kontynuacji
twardej linii. Naród rosyjski nigdy nie miał
cywilizacyjnie żadnych podstaw ku
jakiejkolwiek formie demokracji, a
przykład rządów Borysa Jelcyna dobitnie
pokazuje, po której stronie leżą sympatie
Rosjan.
„Chocholi taniec” trwa i będzie trwał
jeszcze długo.
Remigiusz Ostrowski
Wojna na Ukrainie jest od dłuższego
czasu nieprzerwanie na czołówkach
mediów niemal wszystkich orientacji
politycznych na świecie. Sposób jej
prowadzenia jest nowatorski, prowadzony
pod dyktando Władymira Putina. On
narzuca ton i rytm tańca, w którym
poruszają się europejscy impotenci, zwani
politykami. W miarę upływu czasu walki
na Ukrainie powoli jednak bledną w opinii
publicznej, stając się niejako tłem innych
wydarzeń. Zupełnie tak, jak na dalszym
planie uplasowały się po latach walki
między palestyńczykami a żydami na
Bliskim Wschodzie. Mówi się o nich i o
niekończącym się tzw. „procesie
pokojowym”, który od dziesięcioleci jest
podobnym „chocholim tańcem”, na
którym szlify zdobywają kolejne
pokolenia dyplomatów, ale z którego nic
nie wynika.
Z taką samą prawidłowością mamy do
czynienia i na Ukrainie. Putin, wytrawny
gracz i polityk, z dziecinną łatwością
prowadzi ów taniec, zdając sobie sprawę z
niezdolności Zachodu do jakiejkolwiek
skutecznej akcji przeciwko sobie. Kolejne
rozmowy dyplomatyczne, kolejne
postanowienia o sankcjach, w których
zaczynają się wszyscy gubić, kolejne
tupanie nogami w zaciszu gabinetów, no
i—oczywiście—kolejne nagłówki w
gazetach czy czołówki wiadomości.
Zmęczenie głównych partnerów Putina
jest widoczne na każdym kroku. I o to
chyba chodzi władcy Rosji, który ze
stoickim spokojem czyni swoje, wiedząc
że eurokraci Zachodu nie są w stanie mu
się sprzeciwić w realnym wymiarze
militarnym. Podobnie zresztą jak i Stany
Zjednoczone, które nie widzą interesu w
eskalacji konfliktu z Rosją.
Pozorowane kroki, w postaci choćby tzw.
porozumień z Mińska, są czynione pod
dyktando Moskwy, która jest jedyną siłą,
władną do ich przestrzegania lub łamania.
Eurokraci wraz ze swoimi kolegami zza
Chocholi taniec eurokratów
z Ukrainą w tle
że coraz to jakiś kawałek Polski przechodzi
w obce ręce. Jednak rewolucja
światopoglądowo-etyczna może nie minąć
tak bez echa. Są pewne oznaki przebudzenia
w narodzie i w końcu nawet jeśli chrześcijan
jest jeszcze u nas te około 60 % mogą się
oni upomnieć o swoje. Jest i na to
remedium. Dziś (14 III 2015) w
„Wiadomościach” Polsatu podano
triumfalnie, że już 2 miliony nie chodzi do
Kościoła, a odchodzący stale się mnożą.
Podano także w co Polacy wierzą, a w co
nie wierzą. No, bo jak wytłumaczyć to, że
młodzi ludzie modlą się w autobusach i na
ulicach idąc śladem krzyża? Najlepiej
przyjąć metodę bolszewicką: że to jakaś
kontrrewolucja, mało znacząca, bo
większość już z Kościoła wybywa.
Genialne! Każde zaś słowo księdza
zdradzające jego opcję polityczną – chyba,
że jest ona „salonowa” – budzi zaraz tak
zajadłą reakcję i to arogancie odpędzanie
ludzi Kościoła od istotnych dla naszego
życia problemów. To jest demokracja,
chyba nawet nie ludowa, a więc jaka?
Takiego koncertu obłudy nie znał nawet
PRL. Jedynie Kościół, jak za czasów
komunizmu, tak i dziś może
zdyscyplinować znaczną część Polaków do
obrony wartości zasadniczych przeciwko
siłom rozkładowym. I dlatego taka nagonka.
Wezwanie do obrony podstawowych
wartości musi zatem stanowić hasło
naczelne i właściwie jedyne, z jakim
winniśmy iść do wyborów. Wiemy już kogo
mamy na Wiejskiej, w rządzie i w pałacu
prezydenckim i wiemy też, do czego ci
ludzie są zdolni. Może dobrze, że rozpętali
tę hecę z in vitro i z osławioną Konwencją.
To już bardzo wyraźny dzwonek dla
drzemiącego narodu.
Zygmunt Zieliński
Poszli na całego (dokończenie)