obywatel nr 3(47)/2009

188

Click here to load reader

Upload: nowy-obywatel

Post on 12-Aug-2015

351 views

Category:

Documents


27 download

DESCRIPTION

Archiwalny numer OBYWATELA.

TRANSCRIPT

Page 1: OBYWATEL nr 3(47)/2009

!"# !$%&# '()*"+,-$!"#$ 12 ./

(w tym %% VAT)

9771641

102095

02

ISSN

164

1-10

21in

dex

3615

69Eu

ropa

4,5

EU

R U

SA 5

USD

3/2009(47)

Page 2: OBYWATEL nr 3(47)/2009
Page 3: OBYWATEL nr 3(47)/2009

3

Niewielu powie wprost, !e s" prze-ciwni w#adzy ludu. Poza garstk" zwo-lenników Janusza Korwin-Mikkego i jeszcze mniej licznych prawicowych, elitarystycznych grupek albo – dla odmiany – pogrobowców „lewych” totalitaryzmów, ma#o kto wyra!a bez „$ciemniania” niech%& wobec ludow#adztwa. Wr%cz przeciwnie, wszechobecne s" slogany o demo-kracji oraz pochwa#y spo#ecze'stwa obywatelskiego. Trawestuj"c znany dialog dwóch #ódzkich fabrykan-tów z „Ziemi obiecanej”, mo!na rzec: My$l du!o o demokracji i podmioto-wo$ci ludu – to nic nie kosztuje.

Ba, jest jeszcze lepiej, to znaczy gorzej. Dzi$ tzw. wspieranie spo#e-cze'stwa obywatelskiego to wr%cz $wietny interes. Gdyby oszacowa! kwoty wydatkowane z przeró"-nych #róde$ – bud"etu europej-skiego, centralnego, samorz%dowe-go, z prywatnych fundacji itd. – na ten cel, okaza$oby si&, "e istnieje osobny sektor finansowo-gospo-darczy, którego celem jest udawa-nie, i" wspiera si& aktywno'! spo-$eczn%, "e zach&ca si& ludzi, aby wzi&li sprawy we w$asne r&ce. Ale przecie" gdyby na serio tak uczyni-li, to ca$a zabawa w ich wspieranie straci$aby racj& bytu…

Faktyczn" demokracj% warto by wesprze&. „Wielka polityka” odzwy-czai#a nas od wcielania w !ycie swo-ich zamys#ów – uwa!amy, !e „kto$ powinien co$ z tym zrobi&”. Wielki

biznes oduczy# organizowania si% dla celów socjalno-bytowych – on nam wszystko poda na tacy, byleby$my za-p#acili. Wielkie media oduczy#y zdo-bywania informacji i weryfikowania ich – mamy #yka& podawan" papk%, a wszelki krytycyzm i zaanga!owanie ograniczy& do zmiany kana#ów. Do-minuj"ce wzorce kulturowe oduczy#y wspó#dzia#ania – bo przecie! bogiem dzisiaj jest nasze ego, „tylko silni prze-trwaj"”, a wszystko, co wykracza poza czubek w#asnego nosa, to nie!yciowy idealizm i frajerstwo. I wreszcie, na koniec, coraz bardziej sztuczne, zapo-$redniczone !ycie, w otoczeniu tysi"-ca gad!etów, nacechowane notorycz-nym „brakiem czasu” – oduczy#o nas elementarnych postaw zbiorowych. Wspólnota losów i dzia#a' ogranicza si% coraz cz%$ciej w krajach Zachodu do kr%gów hobbystycznych, do roz-maitych fan clubów i zwolenników okre$lonego lifestyle’u, za$ w krajach mniej „nowoczesnych”, ale ju! nie tra-dycyjnych, jak Polska, oznacza izola-cj% na poziomie „!ycia rodzinnego”.

Oczywi'cie jest to na r&k& w$adcom tego 'wiata. Tu nie po-trzeba "adnych teorii spiskowych – wystarczy spostrzegawczo'!. Nie-zwykle $atwo rz%dzi si& spo$ecz-no'ci% podzielon% na setki i tysi%-ce niewielkich grupek, wzajem-nie oboj&tnych, a nawet wrogich, nacechowanych podejrzliwo'ci% i niech&ci% wobec dobra wspólne-go. I mo"e dlatego to „wspieranie

demokracji” nie przynosi "adnych efektów. Bo chyba o to chodzi, "eby tak wiele si& zmieni$o, lecz wszyst-ko zosta$o po staremu.

W takiej sytuacji rzeczywiste wsparcie zaanga!owania spo#ecznego by#oby niezwykle po!"dane. Zamiast tego mamy jednak rozrost barier, które uniemo!liwiaj" jego powstanie, umocnienie si% i wywalczenie real-nego wp#ywu na rzeczywisto$&. Ca#a para zbiorowej aktywno$ci – a w Pol-sce jest ona z przyczyn historycznych i tak znacznie s#absza ni! w krajach Zachodu – idzie w gwizdek. Zza szczytnych sloganów i transferowa-nych sporych kwot finansowych wy-#ania si% szara rzeczywisto$& pseu-dowarto$ci, pseudozaanga!owania, pseudoinicjatyw. I jak najbardziej re-alnych przeszkód instytucjonalnych, finansowych i kulturowych, które niszcz" w zarodku autentyczne prze-jawy aktywno$ci spo#ecznej.

W tym numerze „Obywatela” przygl%damy si& ró"nym k$opo-tom z demokracj%. Analizujemy je na przyk#adzie realiów funkcjono-wania organizacji pozarz"dowych (polecam otwieraj"cy numer tekst Marcina Janasika), w kontek$cie ka-pita#u spo#ecznego, w szkolnictwie, w pomocy socjalnej, w sferze Inter-netu, w walce o kszta#t przestrzeni publicznej, w gospodarce (spó#dziel-czo$&, pracownicza okupacja fabryki w obronie jej przed likwidacj"), a mi-mochodem nawet w s#u!bie zdrowia. Wsz%dzie tam wida& znacz"ce deficy-ty podmiotowo$ci obywateli, wbrew g#oszonym sloganom, wezwaniom, rz"dowym strategiom i fundacyjnym dotacjom. Tytu# naszego pisma zobo-wi"zuje do demaskowania uchybie' w tej kwestii. Chcemy faktycznej de-mokracji – i chcemy jej teraz!

Remigiusz Okraska

Demo-farsaEDY TO RIAL

Z demokracj! jest jak z seksem. Im wi"cej si" o nim mówi, tym mniej z tego wynika. Cho# $yjemy w kulturze przesyco-nej erotyzmem – od billboardów i teledysków po tematy-k" prac naukowych – to raporty seksuologów dowodz!, $e faktycznego, jak to kiedy% mówiono, obcowania p&ciowego jest obecnie mniej ni$ na przyk&ad w pruderyjnych latach pi"#dziesi!tych. Nie inaczej dzieje si" z demokracj!.

Page 4: OBYWATEL nr 3(47)/2009

4

! "#$%&'%

8 Obywatelsko!" kontrolowana – Marcin Janasik

14 Do pot#gi klucz – rozmowa ze S$awomirem Broniarzem

21 Zadania do odrobienia – Micha$ Sobczyk

Gdyby status spo!eczno-ekonomiczny polskich rodzin osi"-gn"! #redni" dla OECD, w te#cie mierz"cym umiej$tno#ci rozumowania w zakresie nauk przyrodniczych nasze %&-latki uzyska!yby dodatkowe %' punktów, tj. wynik o %( punktów lepszy, ni) wynosi poziom bazowy. Da!oby to nam miejsce w grupie pa*stw-prymusów.

27 Samorz$dowe czy pozarz$dowe? – Micha$ Juszczak

Rozwi"zanie szko!y w ma!ej wsi oznacza+ mo)e upadek )ycia spo!eczno-kulturalnego lokalnej wspólnoty. Przekazanie placówki w r$ce organizacji pozarz"dowej traktowane jest wi$c jako jedyna alternatywa dla likwidacji.

32 Lekcje demokracji – Ilona Majewska

Czy istniej" alternatywy dla dyscyplinowania uczniów za pomoc" „kija i marchewki”? Warto zainteresowa+ si$ tren-dem w edukacji, który buduje spo!eczno#+ szko!y w oparciu o idee poszanowania indywidualizmu jednostki oraz dba!o#ci o dobro wspólnoty.

37 Zreprywatyzowani – Konrad Malec

Coraz bardziej agresywne post$powanie kamieniczników – oraz oboj$tno#+ urz$dników – sprawiaj", )e budzi si$ spo!ecz-ny opór. Mieszka*cy zak!adaj" portale internetowe, blokuj" ulice, pikietuj" urz"d miasta, wydaj" swoj" pras$, zrzeszaj" si$ w stowarzyszenia. – Mnie osobi#cie sta+ na czynsz, jaki p!ac$, ale mam ju) do#+ s!uchania w telewizji, )e znowu kogo# wyrzucono.

44 Kapita% spo%eczny bogactwem narodu – Rafa$ Bakalarczyk

52 Jak wyla" dziecko z k$piel$? – dr Izabela Ksi%"kiewicz

Nawet powa)niejszy problem ni) brak niezb$dnych danych, stanowi brak #wiadomo#ci tego faktu. „Wiedza” samorz"dów o rzeczywistych potrzebach spo!eczno#ci lokalnych opiera si$ w du)ej mierze na przekonaniu, )e MY wiemy najlepiej, jakie s" problemy u nas.

Je!eli poziom „obywatelsko"ci” zale!a#by od tysi$cy organizacji w rodzaju stowarzysze% mi#o"ników kaktusów, musieliby"my uzna& sytuacj$ za wr$cz doskona#'. Frekwencja wyborcza nie by#aby tak !a#osna, za" protesty spo#eczne przybiera#yby skal$ masow'. Tak jednak nie jest – i mo!e o zachowanie takiego stanu rzeczy chodzi? &Mam wra!enie, !e w sferze hase# Polska jest mistrzem "wiata. Has#o „inwestowania w eduka-cj$” tra(a automatycznie do milionów rodziców; jest bardzo no"ne, prospo#eczne i prorozwojowe. Natomiast nie id' za tym dalsze kroki.

'(

Polska w 2004 r. plasowa#a si$ na ostatnim miejscu po"ród krajów europejskich, zarówno pod wzgl$dem sonda!y zaufania, jak i udzia#u w tym, co okre"lamy mianem spo#ecze%stwa obywatelskiego.

((

bnd

TIFF

ANY

WU

bna

STE

VE R

HO

DES

bnd

JACO

B D

AVIS

Page 5: OBYWATEL nr 3(47)/2009

5

56 E-polityka: kolejna z%udna utopia? – (ukasz Medeksza, Gniewomir )wiechowski

,yjemy w ci"g!ym dialogu. Oceniamy (jak w serwisach typu Digg czy polski Wykop) i decydujemy (jak w Wikipedii). Dlaczego nie mieliby#my w identyczny sposób uczestniczy+ w )yciu politycznym? Dlaczego nie mieliby#my np. wspó!two-rzy+ i ocenia+ projektów ustaw?

61 Semiotyczni partyzanci– Liliana Milewska

Uzna!, )e sytuacja, w której nie mo)na powiedzie+ nic z!ego o sponsorach mediów, niebezpiecznie przypomina po!o)enie mieszka*ców Zwi"zku Radzieckiego, gdzie nie mo)na by!o skrytykowa+ rz"du.

67 Ucieczka do wolno!ci– Micha$ Sobczyk

Ka)dego roku areszty #ledcze i zak!ady karne opuszcza oko!o -( tysi$cy osób. Co robimy lub jeste#my w stanie zrobi+, by jak najmniej spo#ród nich trafi!o tam ponownie?

75 (Korporacyjny) pakiet prokryzysowy– Roger Bybee

Karuzela stanowisk kr$ci si$ coraz szybciej, jednak za ka)dym jej obrotem dobrych miejsc pracy, pozwalaj"cych utrzyma+ rodzin$, jest coraz mniej. Nawet po uko*czeniu szkolenia i zmianie fachu, „wysadzeni z siod!a” robotnicy nie s" zatem w stanie znale.+ zatrudnienia, które oferowa!oby warunki porównywalne z utraconymi.

81 Bardzo zuchwa%e marzenie– Kari Lydersen, James Tracy

Dzia!ania podj$te przez pracowników zmusi!y media do pokazania twarzy ludzi skrywanych zwykle za liczbami i tabelkami. I by!y to twarze pe!ne dumy i sprzeciwu, a nie s!abo#ci i bezradno#ci.

85 Kryzysowe wyzwania i rozwi$zania– rozmowa z dr. Stéphanem Portetem

To jeden z najbardziej elastycznych rynków pracy na kontynen-cie! Gdy prowadzi!em szkolenie dla inspektorów pracy z Francji i Hiszpanii, prawie godzin$ musia!em im wyja#nia+, co to jest umowa na czas okre#lony, umowa-zlecenie, o dzie!o czy samo-zatrudnienie. W )aden sposób nie mogli poj"+, )e kto# mo)e pracowa+ '-- lata w jednej firmie, nie maj"c umowy o prac$.

92 Czy kryzys gospodarczy jest dobry dla ubogich?

– dr hab. Ryszard SzarfenbergKryzys sprzyja ponownemu przemy#leniu hipotez uznawa-nych za wiarygodne przez takich polskich ekonomistów, jak prof. Leszek Balcerowicz. Martin Ravallion przekonuje, )e nale)y odrzuci+ trzy twierdzenia – o nieuchronnej sprzecz-no#ci: mi$dzy równo#ci" a efektywno#ci", mi$dzy ubez-pieczeniem a efektywno#ci" oraz mi$dzy efektami polityki spo!ecznej w krótkim i w d!ugim okresie.

98 Poza rynkiem– Tomasz Borkowski

Osoby takie nie s" w stanie za!o)y+ w banku rachunku, nie udziela im si$ kredytów ani po)yczek, nie wydaje kart p!atni-czych, nie wyp!aca pieni$dzy w kasach banku, nie przyjmuje równie) wp!at, je#li sumy s" zbyt niskie.

101 B%#dne diagnozy– Mateusz *uk

Rzadko si$ zdarza, aby prywatne gabinety wykonywa!y bar-dziej ryzykowne zabiegi medyczne. Pró)no szuka+ informacji o tym, )e oferuj" one opiek$ medyczn" dla ofiar wypadków drogowych, katastrof budowlanych lub osób ob!o)nie chorych. Ka)dy taki zabieg wi")e si$ z ryzykiem niepowodzenia, dlatego prywatne kliniki zwykle ograniczaj" si$ do tych nieskomplikowanych. Ewentualne powik!ania lub lecznictwo pozabiegowe obci")" placówki publiczne.

109 (Pseudo)ekologia dla bogaczy– Aleksandra Lis

System handlu uprawnieniami do emisji pozwoli zamieni+ kolejny rynek towarów (CO') w prywatny system podatkowy. Dlatego te) Goldman Sachs chce ustawy o handlu pozwole-niami na emisj$ w Stanach Zjednoczonych. W zesz!ym roku na lobbing w sprawach klimatu wyda! -,& miliona dolarów.

bn

GIR

LIN

THEC

AFE

SPIS TRE !CI

Page 6: OBYWATEL nr 3(47)/2009

6

146 NASZE TRADYCJE: Marks o Polsce – Adam Pragier

152 NASZE TRADYCJE: Rewolucja i ewolucja w rozwoju ludzko!ci

– Bronis$aw SiwikWielkim b!$dem socjalizmu ortodoksyjnego, materialistycz-nego, by!o sprowadzenie idei do konieczno#ci dziejowej, która ma si$ sta+ i stanie si$ pomimo nas, bez #wiadomego naszego wysi!ku duchowego. To stanowisko musia!o si$ wyrodzi+ w brutalny determinizm, g!oszony przez bolszewików rosyj-skich. Uwa)aj" si$ oni za narz$dzie #lepe w r$ku dziejów. Czuj" si$ upraw nieni do zbrodni najpotworniejszych.

K!"#$"%&'( „O)*!"$+%” &# , (-.)//001

!"#$%"$: Wykorzystano motyw gra'czny z plakatu strony republika(skiej z czasów wojny domowej w Hiszpanii.

R$%$ H!&!'!($: Jadwiga Chmielowska, prof. Mieczys&aw Chor!$y, Piotr Ciompa, prof. Leszek Gilejko, Andrzej Gwiazda, dr Zbigniew Ha&at, Bogus&aw Kaczmarek, Marek Kryda, Jan Koziar, Bernard Margueritte, Mariusz Muskat, dr hab. W&odzimierz Pa(ków, Zo'a Romaszewska, dr Zbigniew Romaszewski, dr Adam Sandauer, dr hab. Pawe& Soroka, prof. Jacek Tittenbrun, Krzysztof Wyszkowski, Marian Zagórny, Jerzy Zalewski

R)%$"*+$: Rafa& Górski, Konrad Malec, Remigiusz Okraska (redaktor naczelny), Micha& Sobczyk (zast"pca red. naczelnego), Szymon Surmacz

S,$-. (/01#0'$*!(&.*2: Rafa& Bakalarczyk, dr Karolina Bielenin, Agata Brzyzka, Marcin Domaga&a, Joanna Duda-Gwiazda, Bart&omiej Grubich, Maciej Krzysztofczyk, dr hab. Rafa& )"tocha, dr hab. Sebastian Ma#kowski, Anna Mieszczanek, dr Arkadiusz Peisert, Lech L. Przychodzki, Marcin Skoczek, dr Jaros&aw Tomasiewicz, Karol Trammer, Bartosz Wieczorek, Krzysztof Wo&od*ko, Marta Zamorska, dr Andrzej Zyba&a, dr Jacek Zychowicz

A%')/ ')%$"*+.: Obywatel, ul. Wi"ckowskiego ++/,-., /0-.+1 )ód*, tel./faks: /01-/ 2+0 ,. 1/

2#3234*56+ $+(7$8!: [email protected]

#+(%"9", (3%23#$":: [email protected]

S(;"< ' 32#"53!"&'+ =#">'54&+: [email protected]

'&$+#&+$: www.obywatel.org.pl

W ca&ej Polsce „Obywatela” mo$na kupi# w sieciach salonów prasowych Empik, Ruch, Inmedio, Relay, Garmond Press.

Wybrane teksty z „Obywatela” s! dost"pne na stronach OnetKiosku (http://kiosk.onet.pl).

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytu&ami materia&ów nades&anych do druku. Materia&ów niezamówionych nie zwracamy. Nie wszystkie publikowane teksty odzwierciedlaj! pogl!dy redakcji i sta&ych wspó&pracowników. Przedruk materia&ów z „Obywatela” dozwolony wy&!cznie po uzyskaniu pisemnej zgody redakcji, a tak$e pod warunkiem umieszczenia pod danym artyku&em informacji, $e jest on przedrukiem z kwartalnika „Obywatel” (z podaniem konkretnego numeru pisma), zamieszczenia adresu naszej strony internetowej (www.obywatel.org.pl) oraz przes&ania na adres redakcji - egz. gazety z przedrukowanym tekstem.

115 Producenci korzy!ci spo%ecznych – rozmowa z dr. S$awomirem Na$&czem

Zatrudnienie w spó!dzielczo#ci maleje o %( tys. pracowników rocznie. Tymczasem polski podatnik cz$sto p!aci bardzo du)e pieni"dze za to, )eby#my zach$cili jakiego# inwestora zagranicznego do zainwestowania w fabryk$, która zatrudni ' tysi"ce osób.

123 Razem przeciwko wykluczeniu – dr Adam Piechowski

Cztery g!ówne sektory, w ramach których dzia!aj" spó!dziel-nie w Trentino to kredytowy, handlowy, rolniczy oraz !"cz"cy spó!dzielnie pracy, socjalne, us!ugowe i mieszkaniowe. W re-gionie licz"cym zaledwie pó! miliona mieszka*ców dzia!a ok. &&( spó!dzielni, zrzeszaj"cych ponad '(( tys. cz!onków.

130 Chro)cie fabryki Pensylwanii– Jan Koziar

Wiara w fa!szyw" tez$, i) motorem rozwoju Stanów Zjed-noczonych (i innych pa*stw rozwini$tych) by! wolny handel, mia!a decyduj"cy wp!yw na katastrofalny charakter naszej transformacji gospodarczej.

135 Cela 21– Grzegorz Szymanik

W maju %/0( roku, dziewi$+dziesi"t dziewi$+ lat po samobój-stwie w Cytadeli, sto lat po posadzeniu na dziedzi*cu X Pa-wilonu polnej gruszy, lekarz wojskowy, major Henryk Julian Levittoux, stryjeczny prawnuk spale*ca, zgodnie z radzieckim rozkazem nr ((-&( („o roz!adowaniu wi$zie*”) z obozu jeniec-kiego w Starobielsku trafia do miasta Charków. W budynku NKWD, przy placu Dzier)y*skiego -, do jego karku przywiera zimno lufy. Inne Imperium po)era innego Levittoux.

138 RECENZJA: *ywi$ i si# broni$ – Bart$omiej Grubich

Otó) g!ównymi aktorami w dotychczasowych protestach byli w!a#ciciele du)ych gospodarstw, z rejonów, gdzie rolnictwo jest wzgl$dnie nowoczesne. Nie s" to wi$c wcale inicjatywy #rodowisk „zacofanych” i „nieprzystowanych”.

141 RECENZJA: Historia pewnej szlachetno!ci – Remigiusz Okraska

Oferuje znacznie wi$ksze mo)liwo#ci takiego ustalenia regu!, aby praca nie by!a monotonn", )mudn" harówk", lecz czynem twórczym. Wolski za# by! w!a#nie takim lewicowcem, który silnie akcentowa! zarówno wymiar ekonomiczny, jak i psychologiczno-moralny wyzwolenia – d")y! do sytuacji, w której zaistnieje zarazem wolne spo!ecze*stwo, jak i wolna jednostka.

OBY

WAT

EL T

WO

RZO

NY

JEST

W 9

9% S

PO(E

CZN

IE

AUTO

RZY

TEK

ST)

W, F

OTO

GR

AFI

I OR

AZ

REDA

KTO

RZY

NIE

PO

BIER

A*

J+ W

YNAG

ROD

ZEN

IA Z

A P

RAC

, PR

ZY G

AZE

CIE

Marks sprzed niespe#na stu laty jest i dzi" aktualny. Zwra ca si$ jakby przeciw dzisiejszym lewicowym snobom, chwalcom i obro%com Rosji sowiec-kiej. Wspomina gniewnie, !e z frontu polityki zagra-nicznej robotników Euro py Zachodniej i )rodkowej wy#'czyli si$ zwolennicy Proudhona, którzy odpra-wiaj' s'd nad uci"nion' Polsk' i wyro kuj', !e zas#u-!y#a na swój los.'(+

NA

SZE

TRA

DYC

JE

GO

SPO

DA

RKA

SPO

!ECZ

NA

Page 7: OBYWATEL nr 3(47)/2009

7

K!"#$"%&'( „O)*!"$+%” &# , (-.)//001

!"#$%"$: Wykorzystano motyw gra'czny z plakatu strony republika(skiej z czasów wojny domowej w Hiszpanii.

R$%$ H!&!'!($: Jadwiga Chmielowska, prof. Mieczys&aw Chor!$y, Piotr Ciompa, prof. Leszek Gilejko, Andrzej Gwiazda, dr Zbigniew Ha&at, Bogus&aw Kaczmarek, Marek Kryda, Jan Koziar, Bernard Margueritte, Mariusz Muskat, dr hab. W&odzimierz Pa(ków, Zo'a Romaszewska, dr Zbigniew Romaszewski, dr Adam Sandauer, dr hab. Pawe& Soroka, prof. Jacek Tittenbrun, Krzysztof Wyszkowski, Marian Zagórny, Jerzy Zalewski

R)%$"*+$: Rafa& Górski, Konrad Malec, Remigiusz Okraska (redaktor naczelny), Micha& Sobczyk (zast"pca red. naczelnego), Szymon Surmacz

S,$-. (/01#0'$*!(&.*2: Rafa& Bakalarczyk, dr Karolina Bielenin, Agata Brzyzka, Marcin Domaga&a, Joanna Duda-Gwiazda, Bart&omiej Grubich, Maciej Krzysztofczyk, dr hab. Rafa& )"tocha, dr hab. Sebastian Ma#kowski, Anna Mieszczanek, dr Arkadiusz Peisert, Lech L. Przychodzki, Marcin Skoczek, dr Jaros&aw Tomasiewicz, Karol Trammer, Bartosz Wieczorek, Krzysztof Wo&od*ko, Marta Zamorska, dr Andrzej Zyba&a, dr Jacek Zychowicz

A%')/ ')%$"*+.: Obywatel, ul. Wi"ckowskiego ++/,-., /0-.+1 )ód*, tel./faks: /01-/ 2+0 ,. 1/

2#3234*56+ $+(7$8!: [email protected]

#+(%"9", (3%23#$":: [email protected]

S(;"< ' 32#"53!"&'+ =#">'54&+: [email protected]

'&$+#&+$: www.obywatel.org.pl

W ca&ej Polsce „Obywatela” mo$na kupi# w sieciach salonów prasowych Empik, Ruch, Inmedio, Relay, Garmond Press.

Wybrane teksty z „Obywatela” s! dost"pne na stronach OnetKiosku (http://kiosk.onet.pl).

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytu&ami materia&ów nades&anych do druku. Materia&ów niezamówionych nie zwracamy. Nie wszystkie publikowane teksty odzwierciedlaj! pogl!dy redakcji i sta&ych wspó&pracowników. Przedruk materia&ów z „Obywatela” dozwolony wy&!cznie po uzyskaniu pisemnej zgody redakcji, a tak$e pod warunkiem umieszczenia pod danym artyku&em informacji, $e jest on przedrukiem z kwartalnika „Obywatel” (z podaniem konkretnego numeru pisma), zamieszczenia adresu naszej strony internetowej (www.obywatel.org.pl) oraz przes&ania na adres redakcji - egz. gazety z przedrukowanym tekstem.

OBY

WAT

EL T

WO

RZO

NY

JEST

W 9

9% S

PO(E

CZN

IE

AUTO

RZY

TEK

ST)

W, F

OTO

GR

AFI

I OR

AZ

REDA

KTO

RZY

NIE

PO

BIER

A*

J+ W

YNAG

ROD

ZEN

IA Z

A P

RAC

, PR

ZY G

AZE

CIE

156 NASZE TRADYCJE: Przemówienie sejmowe – Zygmunt *u$awski

Co ja zdradzi!em kiedykolwiek w )yciu? Swoje socjalistyczne idea!y czy nasz wspólny program PPS, w którym nigdy nie by!o has!a „jednolitego frontu” ani z PPR, którego wówczas jeszcze nie by!o, ani z komunistami, których dzi# znowu ju) nie ma. To nie ja si$ zmieni!em, to wy#cie si$ zmienili i sta-n$li#cie na stanowisku dyktatury proletariatu, cho+ pokrywa-cie j" now" nazw" „demokracji ludowej”. To wam wolno. Ale nie wolno wam nazywa+ mnie zdrajc" za to, )e wspólnie z wami nie chcia!em dokona+ tej karko!omnej zmiany.

159 Z POLSKI RODEM: W imi# dobra wspólnego. Leopold Caro – teoretyk solidaryzmu

chrze!cija)skiego – dr hab. Rafa$ (&tocha

165 Z POLSKI RODEM: Moc woli – Remigiusz Okraska

176 Autorzy numeruTo wielki nauczyciel, który nieustannie przypomina#, !e !ycie publiczne to przede wszystkim problem moralny. Nauczyciel, który uczy# jednocze"nie patrzy& i w niebo, i na ziemi$. Cel musi by& wysoki, realizacja prawdziwa, przyziemna, niefa#szowana pi$knym s#ówkiem.

W oczach socjalistów ka!dy, kto nie przysi$ga na Marksa i nie jest zwolennikiem jego teorii materializmu dziejo-wego, jest tym samym „drobnomieszczaninem”, zwyczajnym „bur!ujem”, z którym i mówi& nie warto. W tej sytuacji, atakowani z dwóch

stron, znale*li si$ w Europie powojennej w chwili renesansu my"li liberalnej, dawni zwolennicy szko#y historyczno-etycznej niemieckiej, solidarystycznej francuskiej i szko#y samopomocy spó#dzielczej z Nimes, demokraci chrze"cija%scy i solidary"ci.

'+,

',-

Z PO

LSKI

RO

DEM

nic -miesznego…© PIOTR 3WIDEREK, WWW.BARDZOFAJNY.NET

SPIS TRE !CI

Page 8: OBYWATEL nr 3(47)/2009

8

M$'*.& J$&$/."

Obywatelsko34 kontrolowana

Obywatelskie kolekcjonowanie kaktusówPodstawowym d"!eniem rz"dz"cych elit jest zmanipu-lowanie samego poj%cia spo#ecze'stwa obywatelskiego. Za jego przejawy uznawana jest wi%c wszelka aktywno$& w sferze spo#ecznej, niezale!nie od tego, kto i w jakim celu j" podejmuje. Jako uczestnik panelu dyskusyjnego podczas targów wolontariatu w Poznaniu zada#em wi%c przedstawicielom Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, NGO’sów i samorz"dów lokalnych pytanie: skoro tak, to czy za najbardziej aktywn" oby-watelsko grup% w Polsce uznaj" oni kibiców pi#karskich? Przecie! kibice – we(my przyk#ad Lecha Pozna' – po-trafi" okre$li& swoje interesy (promocja klubu, ogl"danie meczów, ubarwianie ich, stadionowa konkurencja z fana-mi innych zespo#ów), organizowa& si% dla ich realizacji

(Stowarzyszenie „Wiara Lecha”), a nawet walczy& o nie z nara!eniem zdrowia (bojówka Lecha jest szanowana przez chuliganów w Polsce i zagranic"). Przej%li te! dba-nie o porz"dek na stadionie (od lat nie by#o w Poznaniu zamieszek na trybunach, bojówka trzyma je !elazn" r%k", czy raczej pi%$ci"), samofinansuj" swoje dzia#ania (cho& dziennikarze „Gazety Wyborczej” wytykaj" im wymu-szanie haraczy na kibicach i klubie). W dodatku, kibice Lecha s" pierwsz" i jak na razie ostatni" grup" w Polsce, której uda#o si% przeprowadzi& zakrojon" na naprawd% sze-rok" skal% akcj% bojkotow" (browaru, który przesta# spon-sorowa& ich klub, porzucaj"c go na rzecz innego).

Zaproponowa#em wi%c inn" definicj% – spo#ecze'-stwa $wiadomego swych realnych potrzeb indywidualnych i zbiorowych (przez które rozumiem przede wszystkim, jak-kolwiek archaicznie by to nie zabrzmia#o, interes klasowy i upodmiotowienie obywateli w procesie demokratycznym), zdolnego do ich artykulacji i realizacji poprzez samoorga-nizacj% i – co najwa!niejsze – wywarcie wp#ywu na w#adze publiczne lub tej w#adzy przej%cie.

Uczestnicz"cy w panelu socjolog z niech%ci" przyzna#, !e mo!e i stosowanie szerszej definicji „obywatelsko$ci” nie jest do ko'ca uzasadnione, ale u!ywaj"c tej zaw%!onej do dzia#alno$ci stricte publicznej, trzeba doj$& do wniosku, !e spo#ecze'stwo obywatelskie w Polsce w zasadzie nie istnieje. Musz% si% z nim zgodzi& – w tym w#a$nie kierunku Polacy, niestety, bardzo szybko zmierzaj". Je"eli bowiem poziom

„obywatelsko'ci” zale"a$by od tysi&cy organizacji w ro-dzaju stowarzysze+ mi$o'ników kaktusów, istniej%cych w ka"dym wi&kszym mie'cie, musieliby'my uzna! sytu-acj& za wr&cz doskona$%. Wówczas frekwencja wyborcza nie by$aby tak "a$osna jak obecnie, za' protesty spo$ecz-ne przybiera$yby skal& masow% zamiast pojedynczych wybuchów frustracji. Tak jednak nie jest – i mo"e o za-chowanie takiego stanu rzeczy w$a'nie chodzi?

Rozwój spo&ecze(stwa obywatelskiego, ro-la NGO’sów (organizacji pozarz!dowych) i wolontariatu – to zagadnienia dzi% bardzo modne. Stanowi! wr"cz podstaw" dyskur-su dotycz!cego problemów spo&ecznych. Dla nas, spo&eczników zaanga$owanych w walk" z neoliberalizmem, organizacje obywatelskie stanowi! jeden z ostatnich bastionów, po których straceniu pozosta-nie ju$ tylko $ycie na marginesie spo&ecze(-stwa z wszelkim, czerwonym i czarnym, po-litycznym folklorem. Gra zdecydowanie jest wi"c warta %wieczki.

Page 9: OBYWATEL nr 3(47)/2009

9

Nie istniej" oczywi$cie !adne prawne obwarowania, które uniemo!liwia#yby rozwój spo#ecze'stwa obywatel-skiego. Istnieje za to sporo czynników „mi%kkich”, zniech%-caj"cych „pozarz"dówk%” do anga!owania si% w dzia#alno$& publiczn" (uto!samian" z dzia#alno$ci" polityczn"). Za naj-wa!niejsze z nich uzna& nale!y: mechanizmy przyznawania $rodków z funduszy dotacyjnych (grantowych), prywatyza-cj% przestrzeni publicznej, polityk% lokalow" samorz"dów, dyktat mediów korporacyjnych i zdominowanych przez mainstreamowych polityków mediów publicznych oraz wzorce zachowa' przez nie promowane.

Grantem w aktywist.Wbrew temu, co wydaje si% osobom spoza Trzeciego Sek-tora, zdobycie $rodków pochodz"cych z dotacji nie jest wcale proste, a ju! na pewno – przyjemne. Sama procedu-ra, wype#nianie dziesi"tek stron w obawie, !e brak jednego podpisu na za#"czniku nr )* lub nawet czasem u!ycie nie-w#a$ciwego koloru d#ugopisu (sic!) spowoduje odrzucenie wniosku z przyczyn formalnych (i spowoduje konieczno$&

zwolnienia pracowników organizacji), jest niczym w po-równaniu z konieczno$ci" kamuflowania wszelkich prze-jawów dzia#alno$ci publicznej. Nawet fundusze, wyda-wa$oby si&, nastawione na promocj& „obywatelsko'ci”, zastrzegaj% najcz&'ciej, "e wszelkie przejawy dzia$alno-'ci „politycznej” organizacji ubiegaj%cych si& o wspar-cie, s% po prostu zabronione. Wyja'ni&: za dzia$alno'! polityczn% uwa"a si& w tym 'rodowisku ka"d% dzia$al-no'! publiczn%, mo!e poza tzw. stra!nicz", polegaj"c" na monitorowaniu dzia#a' wybranych instytucji. Dobrym przyk#adem jest tu Fundacja Edukacja dla Demokracji, która rozdysponowuje pieni"dze z MSZ. Po roku „wol-nej amerykanki” dopisa#a ona do regulaminu dla granto-biorców punkt, w którym zabrania nawet zbierania podpi-sów pod jakimikolwiek petycjami. Mo!na wi%c prowadzi& warsztaty, wyda& materia#y informacyjne czy zrobi& szko-lenie, ale ju! np. kampania na rzecz tego, by rz"d przesta# p#aszczy& si% przed korporacjami inwestuj"cymi w Chi-nach i pot%pi# #amanie praw cz#owieka w tym kraju – jest niedopuszczalna.

bn

GAB

RIEL

A CA

MER

OTT

I

Page 10: OBYWATEL nr 3(47)/2009

10

„Wspieranie rozwoju spo$ecze+stwa obywatelskiego” jest deklarowanym celem bodaj wszystkich konkursów dotacyjnych. Realne tworzenie zr&bów tego spo$ecze+-stwa nie jest jednak mile wskazane – o wiele $atwiej uzy-ska! 'rodki na warsztaty, szkolenia czy konferencje, ni" na faktyczn% samoorganizacj& ludzi, zw$aszcza je'li jej efekty mia$yby cho! ociera! si& o „polityk&”. W ramach dzia#a' Stowarzyszenia „Lepszy +wiat” przez dwa lata z rz%-du starali$my si% o pozyskanie $rodków na sprowadzenie do Poznania, w ramach wspó#pracy miast partnerskich, dzieci z palesty'skiego Nablusu, i zorganizowanie dla nich szeregu warsztatów i wydarze' artystycznych, promuj"c jednocze-$nie w$ród Polaków solidarno$& z okupowan" Palestyn". Gdy dopominali$my si% po odrzuceniu naszej aplikacji o uzasad-nienie, otrzymali$my (oczywi$cie nieoficjalnie) informacj%, !e projekt ten jest… zbyt nowatorski i niepoprawny poli-tycznie. W momencie pisania tego artyku#u dzieci z Nablu-su dotar#y wreszcie do Polski, niezb%dne $rodki musieli$my jednak uzyska& z darowizn od sympatyków wolnej Palestyny i z ambasady tego kraju w Polsce. ,adnych funduszy granto-wych nie uda#o si% na ten cel otrzyma&.

Organizacjom pozarz%dowym zostaje nieraz jedy-nie prowadzenie swoistej partyzantki: wykorzystywa-nie dla podnoszenia 'wiadomo'ci obywatelskiej 'rod-ków przeznaczonych na dzia$ania „neutralne”. W czerw-cu tego roku stworzyli$my w Poznaniu seri% zaanga!owa-nych murali (wielkopowierzchniowych malowide# na$cien-nych), korzystaj"c z funduszy pochodz"cych z wygranego konkursu, og#oszonego przez Wydzia#u Kultury i Sztuki Urz%du Miasta. Malowid#a na pl. Wolno$ci, enigmatycz-nie okre$lone w umowie jako „proekologiczne”, stanowi" artystyczn" wariacj% na temat nowej strategii promocyjnej miasta i ostrze!enie przed kontynuacj" jego aktualnej poli-tyki, przyzwalaj"cej na niszczenie terenów zielonych przez zabudow% dewelopersk".

Pieni/dze dla „swoich”Na stra"y g$ównego nurtu stoi jednak przede wszyst-kim brak przejrzysto'ci samych procedur przyznawa-nia dotacji. W zesz#ym roku Wielkopolski Urz"d Woje-wódzki og#osi# konkurs na warsztaty edukacyjne, dotycz"ce handlu lud(mi. Gdy z#o!yli$my nasz" aplikacj%, skoncen-trowan" zgodnie z tematem konkursu na warsztatach, ko-misja po zebraniu zg#osze' uzna#a, !e podczas przyzna-wania $rodków priorytetowo (oczywi$cie !adne priorytety nie zosta#y wcze$niej og#oszone) traktowane b%d" jednak kampanie medialne. Kiedy za!"dali$my uzasadnienia fak-tycznej zmiany samego celu konkursu, w odpowiedzi napi-sano, !e komisja dokona#a wyboru priorytetów na podsta-wie z#o!onych wniosków. Tak wi%c równie dobrze zamiast warsztatów dofinansowanie mog#a uzyska& wystawa arty-styczna czy konkurs muzyczny dla dzieci – je!eli tylko dany wniosek z#o!y#aby „odpowiednia” organizacja. Oczywi$cie droga odwo#awcza od decyzji komisji nie istnieje, poniewa! jest ona „niezawis#a”.

Na domiar z#ego, polskie NGO’sy "yj% w permanent-nym strachu przed utrat% g$ównego #ród$a finansowa-nia, jakim s% dla wi&kszo'ci z nich granty na konkret-ne projekty. Daje to naszym w$adcom ogromny 'rodek nacisku: krótkie okresy realizacji zada+ zlecanych or-ganizacjom (w wi&kszo'ci roczne) umo"liwiaj% szybkie i skuteczne karanie niepokornych i sprawiaj%cych k$o-poty sw% „polityczn%” postaw%. Wystarczy, przy braku jakiejkolwiek spo#ecznej kontroli, ustali& komisjom kon-kursowym odpowiednie priorytety, czy po prostu… zlikwi-dowa& wszystkie te fundusze (poza istniej"cymi na mocy ustaw), którymi dana organizacja najbardziej si% interesu-je. Nic prostszego – pozorna transparentno'! komisji konkursowych na poziomie miejskim, "ywi%cym wi&k-szo'! organizacji, uniemo"liwia otrzymanie rzeczowe-go uzasadnienia danej oceny. Uzyska& mo!na co najwy!ej punktacj% poszczególnych cz#onków komisji – nikt jed-nak nie ma obowi"zku t#umaczy& si%, dlaczego danemu wnioskowi w okre$lonej kategorii przyzna# np. -, a nie * czy . punktów. Przy problemach ze zwo#ywaniem komisji i „maszynowo$ci"” ich s"dów, stwarza to ogromne pole do nadu!y& i zemsty na organizacjach czy cho&by blokowania

„niewygodnych” pomys#ów. Podobnie wygl"da sytuacja na poziomie centralnym – gdy po odrzuceniu naszej aplikacji przez Ministerstwo Kultury domagali$my si% uzasadnienia, przepychanki listowne z resortem trwa#y pó# roku, a osta-tecznie uzyskali$my jedynie informacj% o ilo$ci punktów przyznanych nam przez komisj%. Uzasadnienia dla takiej, a nie innej punktacji, jak i informacji o ilo$ci punktów przyznanych innym organizacjom w tym konkursie, nie udzielono. Jak nam powiedziano w ministerstwie, „o przy-znaniu dotacji decyduje pan minister i nawet gdyby ko-misja da#a nam wi%cej punktów, i tak nie musieliby$my otrzyma& dotacji”. I odwrotnie – pewna organizacja, której wniosek do Funduszu Inicjatyw Obywatelskich zosta# od-rzucony ze wzgl%dów formalnych (sic!) otrzyma#a jednak dotacj%, gdy!… minister obieca# jej dofinansowanie przed rozpisaniem konkursu! Nikt oczywi$cie nie poniós# !ad-nych konsekwencji.

Co zamiast projektów?Dotacje instytucjonalne – czyli 'rodki na dzia$alno'! samej organizacji, a nie na konkretne projekty czy ak-cje, tylko cz&'ciowo rozwi%za$yby problem strachu przed „wycinaniem” z konkursów tematycznych. Cho! organizacje zyska$yby stabilno'!, umo!liwiaj"c" im sta#e zatrudnienie niezb%dnej administracji (ksi%gowo$&, obs#uga biura, pozyskiwanie $rodków na dzia#alno$&, koordynacja najwa!niejszych obszarów dzia#ania), a przede wszystkim najem pomieszcze' bez obawy, !e za kilka miesi%cy trzeba si% b%dzie pakowa& – bez czytelnych procedur oceniania i odwo$ywania si& od tych"e ocen, efekt mo"e by! nie-stety niewystarczaj%cy.

Przyczyn" takiej sytuacji jest m.in. gigantyczne roz-drobnienie organizacyjne. Co drugi uczestnik Trzeciego

Page 11: OBYWATEL nr 3(47)/2009

11

Sektora chce za#o!y& „swoj" organizacj%”, wielu z nich traktuje je bowiem jako oparte na samozatrudnieniu firmy umo!liwiaj"ce !erowanie na finansach publicznych. Dodat-kowo, zdecydowana wi%kszo$& organizacji nie posiada !ad-nej misji poza (w najlepszym wypadku) dora(nymi dzia#a-niami w celu realizacji partykularnych potrzeb niewielkich grup spo#ecznych.

Wielokrotnie spotyka$em si& z wypowiedziami, zw$aszcza absolwentów studiów humanistycznych, "e maj% zamiar „za$o"y! fundacj&”. Pytani o cel, odpo-wiadali: „"eby robi! szkolenia”… Takie w$a'nie orga-nizacje zdobywaj% w Polsce zdecydowan% wi&kszo'! funduszy, cz&sto wykorzystuj%c specyfik& konkursów grantowych. Przyk#adowo, dzia#aj"c w du!ym mie$cie, re-jestruj" siedzib% w ma#ej wiosce, !eby za#apa& si% na $rodki przeznaczone na rozwój terenów wiejskich. Rozdrobnienie organizacyjne zdegenerowa#oby system dotacji instytucjo-nalnych podobnie jak ma to obecnie miejsce w przypadku konkursów tematycznych. Nietrudno sobie wyobrazi& sy-tuacj%, !e przy ograniczonych $rodkach na dotacje instytu-cjonalne, pieni"dze na bardziej stabiln" dzia#alno$& dostaj"

„swoi”, a pozosta#e fundusze – wykorzystuj"ce luki prawne i regulaminowe „pozarz"dowe firmy”. Naprawd% zaanga-!owane organizacje nie b%d" mog#y nic z tym zrobi&, gdy! podobnie jak obecnie, ba& si% b%d" represji finansowych: braku szans na instytucjonalny grant na dzia#alno$& przy nast%pnym rozdaniu.

Czytelne regu#y punktacji i transparentne procedury odwo#awcze, wraz z rozwojem systemu dotacji instytucjo-nalnych, s" niezb%dnym warunkiem stabilizacji Trzecie-go Sektora i zmniejszenia jego uzale!nienia od przeró!-nych uk#adów i uk#adzików, od politycznych po perso-nalne. Warto pami%ta&, !e np. w komisjach konkurso-wych na poziomie samorz%du zasiadaj% przedstawicie-le NGO’sów – i musz% ocenia! aplikacje organizacji, z którymi na co dzie+ wspó$pracuj% lub… konkuru-j%! Ograniczono$& $rodków wymusi wówczas konsolidacj%

„pozarz"dówki” i likwidacj% tysi%cy organizacji o fikcyjnej dzia#alno$ci b"d( strukturze, wzmacniaj"c te prawdziwie obywatelskie i uczciwe. Jasne procedury uniemo"liwi% te" cz&st% obecnie sytuacj&, gdy przy zmieniaj%cych si& w$adzach lokalnych fundusze dla organizacji nienale-"%cych do nowego „uk$adu” zostaj% nagle wstrzymane lub „znik%d” pojawia si& w nich kilka kontroli (dziw-nym zbiegiem okoliczno$ci, Fundacja Familijny Pozna' przesz#a istny najazd kontrolerów wkrótce po tym, gdy… posad% w Radzie Miasta straci# jej za#o!yciel).

Wolno-0 – nie dla biednychKolejnym stra!nikiem prawomy$lno$ci NGO’sów jest po-lityka lokalowa samorz"dów. W Poznaniu, mie$cie, w któ-rym na nowy domek dla s#oni wydaje si% /0 mln z#, a braku-je mieszka' socjalnych dla najbiedniejszych przedstawicieli gatunku ludzkiego, NGO’sy stoj" na z góry przegranej po-zycji w stosunku do firm komercyjnych. Oczywi$cie nawet

w tym $rodowisku znajduj" si% „równiejsi”, zwykle organi-zacje powi"zane b"d( z urz%dnikami i politykami, b"d( ze sponsoruj"cymi kampanie wyborcze biznesowymi grupami nacisku. Stawki preferencyjne s" wyj"tkiem od regu#y i ..1 organizacji spo#ecznych zmuszonych jest do rejestrowania swojej dzia#alno$ci w domach prywatnych lub op#acania komercyjnego czynszu.

Od )00* r. staramy si% o wi%kszy budynek na centrum spo#eczne, w którym chcieliby$my prowadzi& bardzo sze-rok", niekomercyjn" i – co najwa!niejsze w mie$cie, gdzie podobna oferta dla ubogich jest znikoma – bezp#atn" dzia-#alno$& pomocow", edukacyjn", kulturaln", a nawet spor-tow". Znalaz#oby w nim miejsce równie! centrum wspie-rania organizacji pozarz"dowych i centrum wolontariatu. Nasze kolejne oferty najmu budynków po#o!onych w cen-trum Poznania, mimo posiadanego przez nas patronatu… prezydenta miasta (obj%tego przez nie!yj"cego ju! Macieja Frankiewicza) oraz rekomendacji od instytucji i naukow-ców zajmuj"cych si% pomoc" spo#eczn" i wykluczeniem, s" odrzucane. Przynajmniej dwa z nich stoj" puste do dzi$ – a miasto p#aci koszty ich utrzymania z naszych podatków – gdy! nikt za stawki wy$nione przez urz%dników Zarz"du Komunalnych Zasobów Lokalowych nie chcia# ich wyna-j"&. W przyp#ywie szczero$ci b. dyrektor ZKZL przyzna#, !e „priorytetem jego instytucji jest osi"ganie zysków” i !e woli, aby budynek sta# pusty, ni! wynaj"& go po stawkach preferencyjnych, nawet „na tak szczytny cel”, gdy! mo!e za kilka, kilkana$cie lat kto$ zechce go wykupi&.

Dodatkowo, zupe$ny brak procedur dotycz%cych np. preferencyjnych stawek najmu sprawia, "e przy ubiega-niu si& o lokal, organizacje prowadz%ce dzia$alno'! pu-bliczn% stoj% na z góry przegranej pozycji w stosunku do NGO’sów niezaanga"owanych, mog%cych si& za to po-chwali! dzia$aniami na rzecz grup szczególnie „chwyta-j%cych za serce” – niepe$nosprawnych czy dzieci.

Prywatyzacja przestrzeni publicznej i komercjali-zacja instytucji publicznych sprawiaj%, "e organizacje spoza establishmentu (czyli inne, ni" Wielka Orkiestra )wi%tecznej Pomocy czy Polska Akcja Humanitarna) nie maj% te" w praktyce mo"liwo'ci promocji swoich celów i akcji. W Poznaniu, skrajnie neoliberalnym mie$cie, stanowi"cym ewenement nawet jak na standardy polskie, w centrum nie ma, poza kilkoma ma#ymi tablicami, !ad-nych miejsc, w których legalnie i bezp#atnie mo!na przy-kleja& plakaty. Zakaz plakatowania jest oczywi$cie #amany, s" nawet firmy utrzymuj"ce si% wy#"cznie z tej nielegalnej dzia#alno$ci, z których us#ug korzystaj" najwi%ksze kluby i organizatorzy imprez masowych. Zagro!enie represjami finansowymi dotyka jednak przede wszystkim aktywistów organizacji „zaanga!owanych”, zw#aszcza, !e zwykle nie sta& ich na pokrywanie mandatów czy #apówki. Odcina te! mo!liwo$ci promocji organizacjom m#odym (których struk-tury nie pozwalaj" jeszcze na wy#onienie grupy plakato-wej), trudno te! sobie wyobrazi& przemykaj"cych chy#kiem ulicami staruszków rozklejaj"cych plakaty Klubu Seniora.

Page 12: OBYWATEL nr 3(47)/2009

12

Nawet instytucje powo#ane w celu promocji wydarze' spo#ecznych i kulturalnych (w przypadku Poznania b%dzie to przede wszystkim Centrum Informacji Miejskiej) bywaj" barier" dla wolnego przep#ywu informacji. Nie chc" po pro-stu wystawia& plakatów darmowych imprez kulturalnych, gdy!… nie sprzedaj" na nie biletów, a to w#a$nie sprzeda! jest ich priorytetem. Wielokrotnie zdarza$o si&, "e zano-szone do CIM plakaty informuj%ce np. o bezp$atnych projekcjach filmów dokumentalnych o tematyce anty-wojennej czy historycznej nie by$y w nim wystawiane, gdy" ca$% powierzchni& wystawiennicz% zajmowa$y pla-katy promuj%ce koncerty gwiazdek pop.

Miejskie Przedsi%biorstwo Komunikacji jest oczywi-$cie, jak na Pozna' przysta#o, nastawione na osi"ganie zy-sków. Otrzymanie przez organizacje spo#eczne darmowych powierzchni wystawienniczych na tablicach w autobusach i tramwajach jest wi%c niemo!liwe; uzyska& mo!na co naj-wy!ej rabaty, mimo których ceny us#ugi przekraczaj" mo!li-wo$ci mniej zamo!nych spo#eczników. Oczywi$cie, decyzja o przyznaniu zni!ek jest ca#kowicie uznaniowa i podejmo-wana nawet nie przez MPK, lecz przez firm%, która zarz"dza tablicami w tramwajach kupionych za nasze podatki.

12 dla korporacjiPowy"sze ograniczenia wp$ywaj% tak"e na mo"liwo-'ci pozyskania darczy+ców (im bardziej znana jest or-ganizacja, tym szanse na to s% wi&ksze), w tym rów-nie" 'rodków z tzw. ,- podatku. Pocz"tkowo mo!liwo$&

przekazywania Organizacjom Po!ytku Publicznego 21 swojego podatku uznawana by#a za szans% na ich unieza-le!nienie od grantów i dobrej woli urz%dników. Mechanizm ten jednak przechodzi t% sam" ewolucj%, co firmy komercyj-ne w systemie korporacyjnego neoliberalizmu.

Zdecydowana wi&kszo'! 'rodków zagarniana jest przez nieliczn% grup& najwi&kszych organizacji, posia-daj%cych gigantyczne 'rodki na kampanie promocyjne (trzeba pami%ta&, !e gros $rodków grantowych jest zabez-pieczonych przed mo!liwo$ciami wykorzystania ich do pro-mocji organizacji jako takiej, a nie konkretnego projektu czy akcji), a przede wszystkim – na tyle „apolitycznych”, !e wspierane s" w swych kampaniach przez korporacyjne oraz zdominowane przez polityczny mainstream publicz-ne media.

Brak realnych mo"liwo'ci dotarcia do opinii pu-blicznej wy$%cza w praktyce z mechanizmu ,- orga-nizacje ma$e oraz te, których dzia$alno'! jest niewy-starczaj%co poprawna politycznie. Dzia#a tutaj podob-ny mechanizm, jak w przypadku szans radykalnych partii w wy$cigu wyborczym – teoretycznie mo!na przeg#osowa& bogatych, jednak w praktyce przebicie si% przez blokad% medialn" jest ekstremalnie trudne. Zaanga!owane NGO’sy sytuacj% maj" jeszcze gorsz" – brak przepisów wykonaw-czych do Ustawy o po!ytku publicznym i wolontariacie sprawia, !e nawet zdobycie presti!owego statusu Orga-nizacji Po!ytku Publicznego nie oznacza dost%pu do me-diów publicznych (gwarantowanego przez ustaw%!), który

ba

JEFF

KU

BIN

A

34'4&"5% !6'7687 $9:; &<!"% 6'9"6%,

!7=&7!9:; :%>"9? '9!6'%

"9:@4=9A65

Page 13: OBYWATEL nr 3(47)/2009

13

partie – niezale!nie od swego programu – jednak maj" za-pewniony podczas kampanii wyborczej. Konkurencja na

„rynku” organizacji pozarz%dowych wygl%da wi&c tak, jak w kapitalizmie – pozornie wszyscy maj% równe szan-se, wygrywaj% jednak zawsze najbogatsi.

Cenzura wiecznie BywaJeszcze inn% barier% dla organizacji obywatelskich jest cenzura w mediach, która dzia$a na wielu polach, mo-"e nawet skuteczniej ni" za czasów PRL-u, obejmuj"c przede wszystkim media ogólnopolskie. +wietnym przy-k#adem by# zesz#oroczny rajd solidarno$ci z Tybetem, zor-ganizowany przez „Lepszy +wiat”. Wydawa& by si% mo-g#o, !e w sezonie ogórkowym, w dodatku w kraju, w któ-rym mówienie (le o Chinach by#o w kontek$cie olimpia-dy wzgl%dnie modne, licz"ca 2000 km trasa z mo!liwo$ci" przelotów dziennikarzy motoparalotniami nad g#ównymi miastami, b%dzie kusz"ca dla mediów. Wystarczy#o jednak wspomnie& w materia#ach o udziale mi%dzynarodowych korporacji oraz USA i UE we wspieraniu chi'skiego re!imu, by !adna ogólnopolska stacja telewizyjna nie zgodzi#a si% na obj%cie patronatu medialnego nad akcj".

Media robi% jednak o wiele wi&cej – b&d%c najwa"-niejszym filarem neoliberalnej socjalizacji, wychowu-j% ludzi do fa$szywie pojmowanego zaanga"owania i wolontariatu. Nie$wiadome t#umy zasilaj" wi%c szeregi najwi%kszej darmowej si#y roboczej XXI w. – wolontariu-szy, bez cienia refleksji, !e wspieraj" w ten sposób dum-ping socjalny wobec pracowników o$rodków opieki spo-#ecznej (niedawno w Poznaniu radny Antoni Szczuci'ski apelowa#, by podnie$& wyp#aty pracownikom Miejskie-go O$rodka Pomocy Rodzinie, aby… nie zarabiali mniej od swoich podopiecznych). Media kreuj" te! oczekiwa-nia wobec organizacji i pracy, któr" ochotnicy chc" wy-konywa&. Najnowsze badania firmy DGA pokazuj", !e najwi%cej wolontariuszy chce pracowa& na rzecz dzieci, za$ dzia#ania obywatelskie stanowi" zupe#ny margines. Podobnie zreszt" wygl"da sytuacja z organizacjami ko-rzystaj"cymi z pracy wolontariuszy. Prawie !adne z nich nie t#umacz" im, !e system, w którym pomoc spo#ecz-na zale!y od wspania#omy$lno$ci ludzi, jest wr%cz barba-rzy'ski i poza np. zaj%ciami dla dzieci powinni zaanga!o-wa& si% w ruch obywatelski, by kiedy$ ich pomoc nie by#a niezb%dna. Mo!na oczywi$cie powiedzie&, !e media nie tworz" rzeczywisto$ci, lecz jedynie j" odzwierciedlaj", ale wystarczy spojrze& na wspierane przez nie kampanie, jak akcja w obronie Doliny Rospudy czy brutalna nagonka na poprzedni rz"d, by zobaczy&, jak wiele od nich zale!y.

Co dalej?Poniewa! w$ród narodów $wiata wyró!niamy si% talentem do niekonstruktywnego marudzenia, jak to wokó# nas jest (le, warto zaproponowa& samorz"dowy program dotycz"-cy tworzenia prawdziwie obywatelskiego spo#ecze'stwa. W odniesieniu do NGO’sów najwa!niejsze jest zniesienie

wymienionych powy!ej barier i mo!na to zrobi& w du!ym stopniu ju! na poziomie lokalnym. Przede wszystkim ko-nieczna jest zmiana procedur przyznawania grantów (w tym umo!liwienie wszystkim ch%tnym NGO’som uczestnicze-nia w obradach komisji w charakterze obserwatorów) oraz priorytetów konkursów, w#a$nie na anga!owanie obywateli w !ycie publiczne i promowanie wiedzy niezb%dnej do tego. Dotacje instytucjonalne s" mo!liwe do ustanowienia tak!e na szczeblu lokalnym.

Konieczne jest odzyskanie sfery publicznej – urz%dni-cy ju! dzi$ mog" wyznaczy& bezp#atne miejsca na plakaty na miejskich budynkach i urz"dzeniach, czy wr%cz zakupi& dla obywatelskich NGO’sów billboardy. Podobnie tabli-ce w tramwajach i autobusach – poprzez system konkur-sowy (o czytelnych i uczciwych zasadach), w okre$lonym procencie mog" by& przeznaczane wy#"cznie na promocj% dzia#alno$ci obywatelskiej. Co si% tyczy polityki lokalowej, powinno si% wdro!y& regulacj%, na mocy której instytucje zarz"dzaj"ce mieniem komunalnym maj" okre$lony czas (np. 2-) lata) na znalezienie komercyjnego najemcy, a je!eli nie zg#osi si% !aden ch%tny, lokal czy budynek automatycz-nie staje si% przedmiotem aukcji dla NGO’sów, z symbolicz-n" stawk" wywo#awcz".

Mo!liwe jest tak!e w#"czanie wychowania obywatel-skiego do programu nauczania w szko#ach. Wystarczy zie-lone $wiat#o z miejskiego Wydzia#u O$wiaty dla prezentacji w szko#ach obywatelskich NGO’sów i dodatkowe $rod-ki: zamiast na kolejne letnie zaj%cia, prowadzone g#ównie przez organizacje ko$cielne (bez anga!owania m#odzie!y w dzia#alno$& obywatelsk", za to z codzienn", obowi"zko-w" msz") – na np. programy wolontariatu obywatelskiego. Zrobi! mo"na naprawd& bardzo wiele – trzeba tylko chcie!. Poniewa" jednak spo$ecze+stwo bierne i nie-'wiadome jest marzeniem wszystkich w$adców, to na nas, spo$ecznikach, le"y ci&"ar zmuszenia ich do tego przez oddolny, obywatelski lobbing.

Powiedzia#bym, !e stoimy obecnie na instytucjonal-nym rozdro!u, które mo!e upodmiotowi& spo#ecze'stwo lub t% podmiotowo$& konsekwentnie t#amsi&. Niestety, pro-ces ten ju! si% odbywa i zmierza w bardzo niepokoj"c" stro-n%. Wprawdzie nadal istniej" mo!liwo$ci „grantowej par-tyzantki”, jednak podejmuje j" niewielu, a je"eli nic si& nie zmieni – ..- organizacji pozarz%dowych b&dzie li tylko smutnym wentylem bezpiecze+stwa systemu, ka-nalizuj%c ch&! pomocy innym, frustracj& i energi& spo-$eczn% zamiast w konstruktywnych zmianach systemo-wych – w hodowli kaktusów i organizowaniu konferen-cji o tym, jak si& organizuje konferencje, czy w wolon-tariacie na stadionach podczas Euro… Nie zmienia to faktu, !e Rubikon zniewolenia nie zosta# jeszcze osi"gni%ty i NGO’sy s" jednym z najwa!niejszych frontów, na któ-rych toczy si% walka o wolno$& i faktyczne spo#ecze'stwo obywatelskie.

Marcin Janasik

Page 14: OBYWATEL nr 3(47)/2009

14

Od lat trwa festiwal narzeka!, "e programy naucza-nia s# prze$adowane i "e zamiast uczy% „wszystkie-go”, nale"y kszta$ci% bardziej „pragmatycznie”. Ten kierunek my&lenia propaguj# tak"e kolejne ekipy rz#dz#ce.

S$awomir Broniarz: Punktem wyj$cia do dyskusji powin-na by& podstawa programowa. To ona jest dla nauczycieli baz" do wyboru tre$ci, które zamierzaj" realizowa& w cza-sie cyklu nauczania swoich przedmiotów – w ci"gu roku, dwóch, trzech lat. Podstawa jest tak skrojona, !e daje na-uczycielowi du!" swobod%. Z drugiej strony, rzeczywi$cie dostrzegam potrzeb% przekazywania nie tylko wiedzy teo-retycznej, ale i praktycznych umiej%tno$ci. Z tym jest u na-szych uczniów troch% gorzej, by& mo!e dlatego, !e przez wiele lat nie to by#o istot" nauczania. Szczególnie mocno nale!a#oby si% jednak zastanowi& nad tym, czy podstawa programowa nie jest konstruowane $ci$le „pod egzamin”. Je!eli tak jest, a wielu z nas – nauczycieli, rodziców – tak twierdzi, to moim zdaniem jest to niepotrzebne okrawa-nie programu z wiedzy, któr" uczniowie powinni posi"$&, na rzecz umiej%tno$ci, których jedyn" istotn" funkcj" jest umo!liwienie zdania egzaminu na jak najlepsz" ocen%. Trzeba zada& sobie pytanie, czy rzeczywi$cie egzamin po-winien by& tu priorytetem i jedynym wska(nikiem naszych dzia#a', czy te! zdobyta przez ucznia wiedza i umiej%tno$ci, same w sobie, powinny by& kwesti" nadrz%dn".

Reasumuj"c: uwa!am, !e nauczyciele, posiadaj"c pod-staw% programow", maj" pe#n" mo!liwo$&, ale i obowi"zek przekazu zarówno wiedzy, jak i umiej%tno$ci jej wykorzy-stania. By#oby b#%dem, gdyby$my dokonywali okrojenia tre$ci merytorycznych, które chcieliby$my uczniom prze-kaza&, tylko dlatego, !e na egzaminie nie b%d" one wyma-gane. Jednocze$nie nale!y dba& o pewn" korelacj% tre$ci teoretycznych i praktycznych. Bo co z tego, !e dziecko wie na przyk#ad, jaki jest wzór na pole kwadratu, je$li nie umie tej wiedzy zastosowa& w !yciu codziennym? Umiej%tne po-godzenie wymogów teoretycznych, które stawiamy dziecku

w kontek$cie egzaminu, z u!ytkowaniem tej wiedzy, np. na rynku pracy, to jednak wyzwanie bardzo trudne.

Tegoroczny, wyj#tkowo prosty egzamin z j'zyka polskiego, prowokuje do dyskusji na temat poziomu nauczania przedmiotów humanistycznych. Jednym z dzia$a! zmierzaj#cych do ich redukowania, na rzecz nabywania umiej'tno&ci przydatnych na rynku pracy, jest ograniczanie kanonu lektur szkolnych, z którego znikn#% mia$aby klasyka, np. (eromski.

S.B.: Jestem zwolennikiem jak najszerszego kanonu lektur, przy czym wybór zostawi#bym nauczycielowi. Oczywi$cie pami%tajmy, !e rok szkolny to /3 tygodni, który to czas stanowi dla nas spore wyzwanie. Musimy zd"!y& z realiza-cj" tre$ci programowych, tak aby$my nie tylko – mówi"c kolokwialnie – „przerabiali lektury”, ale i zastanawiali si% nad ich wymow", tre$ci" i istot". Po drugie, wydaje si%, !e sposób egzaminowania, który zosta# okre$lony w ostatnich kilku latach, je$li chodzi o matur% zmierza do tego, !eby-$my ten egzamin maksymalnie zestandaryzowali, aby by# jednakowy dla wszystkich, bez wzgl%du na to, kto b%dzie go sprawdza#. Ten sam klucz odpowiedzi ma by& punktem wyj$cia dla nauczyciela i w Szczecinie, i w Ustrzykach.

Nie ukrywam jednak, !e je$li chodzi o j%zyk polski, jestem zwolennikiem solidnego wypracowania, które po-zwoli dziecku napisa& nie tylko wszystko to, co wie na dany temat, ale tak!e zachowa& poprawno$& formy wypowiedzi i konstrukcji, wynikaj"ce z oczekiwa' zwi"zanych z kon-kretnym gatunkiem. Wypracowanie, rozprawka, esej rz"-dz" si% swoimi prawami i nale!a#oby sprawdzi&, czy ucze' potrafi sobie poradzi& z konstrukcj" danej formy. Jestem natomiast przeciwny aktualnej postaci ustnej matury z j%-zyka polskiego – prezentacjom przygotowywanym przez uczniów. Po pierwsze, rodzi ona patologie, o czym cz%sto Zwi"zek Nauczycielstwa Polskiego mówi#, po drugie – jest okrojeniem tre$ciowym, które nie s#u!y poprawie jako-$ci nauczania. Wreszcie – nie motywuje samych uczniów

Do pot5gi klucz

– 6) S#$(!7.')7 B'!&.$'6)7'!67$(.$ I-!&$ M$+)(/"$

Page 15: OBYWATEL nr 3(47)/2009

15

do tego, !eby dawali od siebie co$ wi%cej, ni! jest zawarte w kluczu wymaga'.

Czy Pana zdaniem nowa matura i tryb przygotowy-wania do niej obni"y$y poziom edukacji?

S.B.: Wydaje si%, !e tak – i nie jest to wina nauczycieli czy uczniów. Kto$ postanowi#, wprowadzaj"c now" matur%, !e musi istnie& pewien standard, jednakowa dawka wiedzy, któr" ka!de dziecko musi si% wykaza&, !eby mog#o na te swoje /0, 40 czy 501 zaliczy&. Nie mo!na tego zrobi& w sy-tuacji, gdy nie ustanowimy jednolitego wzorca, owego s#a-wetnego klucza. Je!eli chcemy, !eby dziecko by#o oceniane przez dwóch ró!nych nauczycieli, nie maj"cych ze sob" bez-po$redniego kontaktu, to klucz jest jedyn" metod". Pytanie jednak, czy jest ona tym, czego oczekiwali$my? I czy w tym kierunku powinni$my zmierza&? Pami%tajmy, !e nauczyciel to osoba, która jest przygotowana do wykonywania swoje-go zawodu i posiada wykszta#cone umiej%tno$ci oceniania dziecka. Oczywi$cie powinien d"!y& do postulowanego obiektywnego oceniania. W przedmiotach humanistycz-nych nauczyciel, maj"c prawo do oceny, powinien mie& jednak prawo do tego, !eby oprze& j" tak!e o to, co wynika z jego wiedzy o pracy dziecka.

Od wielu ju" lat, szczególnie od czasu „czterech re-form” rz#du AWS, trwa ograniczanie liczby placówek o&wiatowych. T$umaczy si' je ni"em demogra)cznym. Jednocze&nie od dawna wiadomo – równie" z do-&wiadcze! krajów Zachodu, w który polscy politycy s# tak zapatrzeni – "e efektywna edukacja wymaga klas mniej licznych ni" obecnie, gdy licz# one nawet ok. *+ dzieci.

S.B.: Ten problem jest w Polsce roztrz"sany od wielu lat; mówienie o nim mog#oby zaj"& ca#" nasz" rozmow%.

W ostatnich kilku latach uby#o z systemu edukacyjne-go ok. .00 tys. uczniów, ale jednocze$nie znikn%#o kilka tysi%cy szkó# i przedszkoli. Likwidacj% placówek t#uma-czy& mo!na czynnikami demograficznymi oraz finanso-wymi, bardzo zreszt" $ci$le ze sob" powi"zanymi – dla-tego, !e finansowanie polskiej edukacji jest skalkulowane w przeliczeniu na „fizycznego” ucznia. W zwi"zku z tym, gdy brakuje dzieci, koszt jednostkowy kszta#cenia pozo-sta#ych uczniów staje si% du!o wy!szy. Czasem samorz"dy podejmuj" dramatyczn" decyzj% likwidacji szko#y, a dzie-ci przenosz" do innych placówek, co powoduje st#ocze-nie uczniów. Klasy /0-osobowe nie s" wcale rzadko$ci", zw#aszcza w szko#ach ponadgimnazjalnych. To dylemat, który stoi przed samorz"dami – brak dostatecznych $rod-ków finansowych cz%sto zmusza je do takich dzia#a'. Wiele z nich najzwyczajniej w $wiecie nie jest w stanie realizowa& wszystkich stawianych zada' przy u!yciu przekazywanych im funduszy. Rodzi si% pytanie, czy przy pogarszaj"cych si% warunkach pracy dzieci i nauczycieli jeste$my w stanie

osi"gn"& cele, które stawia si% szkolnictwu? St"d te!, do ustawy o systemie edukacji i Karty Nauczyciela wpisano nowe regulacje dotycz"ce zreformowanego systemu szkol-nego – zapis, !e organ prowadz"cy ma obowi"zek sk#ada-nia radzie gminy / powiatu sprawozdania z funkcjonowania szkó# w danym regionie, o co zabiega# ZNP. Forsowali$my to rozwi"zanie, aby pokaza&, jak $ci$le powi"zane s" ze so-b" dwie kwestie: efekt finalny, jakim jest ta warto$& wiedzy, któr" dziecko uzyskuje mi%dzy pierwsz" a ostatni" klas", oraz warunki pracy tego! ucznia i jego nauczyciela. Nie jest tajemnic", !e lepsze rezultaty osi"gaj" ma#o liczne szko#y czy klasy, gdzie mniej dzieci uczy si% w jednym pomiesz-czeniu. Do tego powinni$my d"!y&.

Miejmy $wiadomo$&, !e samorz"dom zale!y na tym, !eby móc si% pochwali& swoimi szko#ami, !e robi" dla poprawy warunków ich funkcjonowania bardzo du!o. Zdecydowana wi%kszo$& samorz"dów troszczy si% o swo-je szko#y. I trzeba wyra(nie zaznaczy&, !e po roku 2..3 obraz polskiej szko#y jako budynku, miejsca edukacji, uleg# niebywa#ej poprawie. Takiego skoku nie odnotowa-li$my od akcji „Tysi"c szkó# na Tysi"clecie Pa'stwa Pol-skiego” – i jest to zas#uga samorz"dów w#a$nie. Jednak!e

BRONIARZ

S%awomir Broniarz (ur. ,/45) – prezes Zwi!zku Nauczycielstwa Polskiego. Z wykszta&-cenia historyk, absolwent historii na Wydziale Filozo'czno-Historycznym Uniwersytetu )ódzkiego oraz studiów podyplomowych w zakresie marketingu i zarz!dzania. By& nauczycielem historii, nast"pnie dyrektorem szko&y podstawowej. W latach ,/55-,//4 pe&ni& funkcj" dyrektora Zespo&u Szkó& nr + w Skierniewicach. Od ,/5, r. zwi!zany z ZNP. W ,/5+ r. zosta& prezesem Zarz!du Okr"go-wego ZNP Gminy Skierniewice, po . latach obj!& funkcj" prezesa Zarz!du Okr"gu ZNP woj. skierniewickiego. W ,//1 r. zosta& wybrany na stanowisko wiceprezesa Zarz!du G&ównego. Od ,//5 r. jest jego prezesem. Cz&onek Zarz!du Europejskiego Komitetu Zwi!zków Zawo-dowych O%wiaty i Nauki (ETUCE). W Komisji Trójstronnej przewodniczy zespo&owi ds. us&ug.

Page 16: OBYWATEL nr 3(47)/2009

16

wiele z nich ma dylematy – kosztem czego do#o!y& do remontu drogi czy innej inwestycji. Naj#atwiejsze do za-oszcz%dzenia s" wydatki na edukacj%, rodzi to jednak ne-gatywne skutki, bo trudno o osi"ganie rezultatów na mia-r% naszych aspiracji – np. w zakresie nauczania j%zyków obcych – w sytuacji, gdy mamy klas% czterdziestoosobo-w", albo kiedy nauczanie niektórych przedmiotów nie odbywa si% tak, jak mówi rozporz"dzenie – z podzia#em na mniejsze grupy. Nie ma wtedy mo!liwo$ci bezpo$red-niego kontaktu, tymczasem nam zale!y, !eby nauczyciel otrzyma# mo!liwo$& pracy z ka!dym dzieckiem, a ucze' wychodz"c z lekcji mia# poczucie, !e te 4* minut solidnie przepracowa#.

W zwi#zku z likwidacj# szkó$ publicznych, w wielu ma-$ych miejscowo&ciach szkolnictwo niepa!stwowe, nie-rzadko o odcieniu „eksperymentalnym”, stanowi jedyn# szans' istnienia instytucji o&wiatowych.

S.B.: Polska o$wiata to g#ównie szko#y zarz"dzane przez sa-morz"dy terytorialne. Uzupe#nieniem dla nich jest szkolnic-two niepubliczne, maj"ce uprawnienia szkó# publicznych. Jest to element, który dzia#a, ale chodzi o mo!liwo$& pew-nej weryfikacji jako$ci nauczania w tych szko#ach, gdy! jak pokaza# raport Najwy!szej Izby Kontroli, jest z ni" raczej s#abo. Ewenementem by#o to, !e w jednej ze szkó# nie re-alizowano zaj%& z fizyki, bo uczniowie tego przedmiotu nie

lubili. Wydatki z bud!etu pa'stwa na szko#y niepubliczne nie s" wcale ma#e. To, !e one istniej", jest urozmaiceniem kolorytu oferty edukacyjnej, ale zwracam uwag%, !e odpo-wiedzialno$& za wychowanie m#odego pokolenia spoczywa na pa'stwie, a realizowa& ten obowi"zek maj" jednostki samorz"du terytorialnego. Uda#o nam si% ostatnimi czasy doprowadzi& do wprowadzenia zapisu, !e w jednostkach zajmuj"cych si% tzw. inn" form" wychowania przedszkolne-go, prowadzonych np. przez osoby fizyczne, obowi"zkowo musi by& zatrudniony nauczyciel z przygotowaniem peda-gogicznym. Bo jeszcze nie tak dawno, w czasach poprzed-niej ustawy, te alternatywne formy wychowania przedszkol-nego mog#y by& prowadzone przez ludzi bez jakiegokolwiek przygotowania merytorycznego. Teraz w ustawie figuruje zapis, !e taka placówka ma realizowa& pe#n" podstaw% pro-gramow" i maj" to przeprowadza& osoby z kwalifikacjami.

Powiedzia$ Pan, "e wiele samorz#dów, mimo naj-szczerszych ch'ci, nie jest w stanie realizowa% swoich zada!. Podpisa$by si' Pan pod uogólnieniem, "e za-sadnicz# przyczyn# problemów polskiego szkolnic-twa s# zbyt niskie nak$ady? To do&% popularne prze&wiadczenie.

S.B.: Rzeczywisto$& jest znacznie bardziej skomplikowana. Rzecz paradoksalna – uby#o niemal milion dzieci w wie-ku szkolnym, ale subwencja zwi%kszy#a si% o prawie jedn"

84 ' A%=4, C% >'5%8?4 !5% "9 3&'7?D9>, :9?5 :%6A !'<& "9 34E% ?!9>&9A#, :%FE5 "5% #$5% A%: !5%>'7 '96A464!9G ! C785# 84>'5%""7$?

ba

STU

ARTP

ILBR

OW

Page 17: OBYWATEL nr 3(47)/2009

17

trzeci". Tak wi%c nak#ady rosn", jednak gdy schodzimy na poziom konkretnej szko#y, samorz"d niejednokrotnie mówi: niestety, nie podzielimy klasy na grupy, bo nas nie sta&… Ostatnio obserwujemy narastanie zjawiska, które trudno w ogóle poj"&, mianowicie powstawania klas #"czo-nych w nauczaniu wczesnoszkolnym, w klasach 4-3. W nie-których ma#ych organizmach szkolnych dochodzi do tego, !e uczniowie ucz" si% w takich klasach.

To bardzo niepokoj#ce w kontek&cie tego, "e obecnie pewnikiem my&lenia o pa!stwie i jego d$ugofalowej strategii jest przekonanie, "e inwestowanie w system edukacji obywateli stanowi najlepsz# inwestycj' w do-brobyt kraju i spo$ecze!stwa. Tak"e u nas ten postulat jest ch'tnie podnoszony przez polityków.

S.B.: Mam wra!enie, !e w sferze hase# Polska jest mistrzem $wiata. Has#o „inwestowania w edukacj%” trafia automa-tycznie do milionów rodziców; jest bardzo no$ne, pro-spo#eczne i prorozwojowe. Natomiast nie id" za tym dal-sze kroki, o których ju! mówili$my. Nie tak dawno ZNP zg#osi# inicjatyw% obywatelsk", której istot" by#o to, aby nauczycieli przedszkolnych op#acano z bud!etu pa'stwa. Pozwoli#oby to wspomóc ubo!sze gminy, które maj" trud-no$ci z budow" przedszkoli – zaoszcz%dzone $rodki mo!na by wykorzysta& na ten cel. Prosz% pami%ta&, !e w Polsce dla 300 tys. dzieci nie ma miejsca w przedszkolu – to jest pó#tora rocznika! Jeste$my na szarym ko'cu Europy. Wy-dawa#o si%, !e wspomagaj"c gminy w rozwoju placówek przedszkolnych rozwi"!emy ten problem, jednak parlament nie podzieli# naszych racji. Z bardzo prostej przyczyny: zde-cydowanie wi%ksz" „warto$& dodan"” dla polityków ma np. zniesienie abonamentu radiowo-telewizyjnego dla emery-tów i rencistów, ani!eli inwestowanie w przedszkola, bo przedszkolak b%dzie wyborc" za kilkana$cie lat, a emeryt jest – tu i teraz.

Innym aspektem realizacji has$a „inwestowania w edu-kacj'” s# sprawy bytowe nauczycieli. Kwestia ta jest niezwykle z$o"ona. Polscy pedagodzy zarabiaj# prze-ra,liwie ma$o w porównaniu ze swoimi zachodnimi kolegami. Z drugiej strony, istnieje dzi& znaczne zró"ni-cowanie zarobków, uzale"nione od zamo"no&ci gmin, które przej'$y szko$y. Wreszcie, po trzecie, krytycy wskazuj#, "e nauczyciele mo"e nie zarabiaj# du"o, ale rekompensuj# im to liczne p$atne okresy bez pracy, jak wakacje i ferie, a tak"e niewielkie – formalnie– pensum.

S.B.: Problem zarobków nauczycieli jest problemem istot-nym, i to z wielu powodów. Po pierwsze, stanowimy gru-p% ok. 300 tys. osób. Ka!de 20 z# „w gór%” oznacza zatem pot%!ny wydatek z bud!etu. Z tych /0 mld z#, które prze-znacza si% ka!dego roku na edukacj%, oko#o .01 stanowi" p#ace. Warto si% jednak zastanowi&: czy te nak#ady s" wy-starczaj"ce? Twierdzimy, !e nie. Skoro p#ace maj" ogromny

udzia# w subwencji, a my jako $rodowisko mamy obiek-tywne powody do narzekania, oznacza to, !e nale!a#oby wydatki na edukacj% zwielokrotni&. Zwracam tak!e uwag%, !e dzisiaj istniej" prawne mo!liwo$ci podnoszenia wyna-grodzenia nauczycielom przez jednostki samorz"du tery-torialnego; nawet dyrektor szko#y, w oparciu o posiadane $rodki, mo!e zmienia& uposa!enie nauczycieli. Pytanie tyl-ko – sk"d bra& te uwolnione $rodki. Niektóre gminy, nie-koniecznie te najbogatsze, podnosz" uposa!enie nauczycieli, bo wiedz", !e to jest inwestycja w dzieci. Dobrze op#acaj"c nauczycieli, mo!emy wybiera& najlepszych z grona tych, którzy aplikuj", co rzutuje na popraw% jako$ci wiedzy prze-kazywanej uczniowi. Zdajmy sobie spraw% z tego, !e bez bardzo wyra(nego zwi%kszenia $rodków na edukacj% nie przeskoczymy tego problemu. Chc% przy okazji zwróci& uwag%, !e dzi%ki dzia#aniom ZNP zauwa!alnie podniesio-no p#ace nauczycielom rozpoczynaj"cym prac%. To nie jest jeszcze p#aca na tyle konkurencyjna, !eby absolwent infor-matyki mia# dylemat: i$& do szko#y czy do sektora prywat-nego, ale taka, która rozpoczynaj"cych prac% sk#ania do zastanowienia. Elementem, który dodatkowo zaciemnia obraz naszych wynagrodze', jest system ich kszta#towania. P#aca nauczycielska sk#ada si% z pensji zasadniczej i kilku dodatków, które s" czasem wirtualne. Prosz% sobie wyobra-zi& p#ac% nauczyciela sta!ysty, do której doliczana jest od-prawa emerytalna (a on do emerytury ma czterdzie$ci lat) czy dodatek funkcyjny (a który sta!ysta jest dyrektorem szko#y?). Nauczyciele s#ysz" w mediach, !e dyplomowany zarabia 4005 z#, co wynika ze stopnia awansu zawodowego, a gdy id" do kasy, to odbieraj" )200. To irytuje. Równocze-$nie powstaj" zb%dne dyskusje: jak to si% dzieje, !e wy na-rzekacie, skoro p#aca nauczyciela dyplomowanego wynosi 4 tys. z#? Nikt z osób postronnych nie wie, !e te 4 tys. ma si% nijak do w#a$ciwego wynagrodzenia zasadniczego.

Jakie widzi Pan mo"liwo&ci rozwi#zania tego problemu?

S.B.: W tym roku uczyniono powa!ny krok naprzód i mam nadziej%, !e kryzys nie zahamuje poprawy sytuacji material-nej nauczycieli, jednak nadal mo!emy powiedzie&, !e jeste-$my grup" relatywnie s#abo op#acan". O ok. 31 naszego uposa!enia decyduje samorz"d – to s" dodatki funkcyjne czy motywacyjne, wi%c samorz"dy maj" ograniczon" rol% w tym zakresie. Przypomn%, !e kilka lat temu ZNP przy-gotowa# i skutecznie przeprowadzi# przez proces legislacyj-ny ustaw% – inicjatyw% obywatelsk", pod któr" podpisa#o si% oko#o 300 tys. osób, wprowadzaj"c" zasad%, !e p#aca nauczyciela ma by& w ca#o$ci finansowana z bud!etu pa'-stwa. ,eby nie by#o tak, i! w s"siaduj"cych ze sob" gminach panuj" istotne rozbie!no$ci. Bo nawet w poszczególnych dzielnicach Warszawy ró!nice w wysoko$ci wspomnianych dodatków potrafi#y dochodzi& do /00 z#. Ustaw% uchwalo-no, ale w praktyce nigdy nie funkcjonowa#a, gdy! na lata )002-)00* przypad# dramatyczny kryzys finansów publicz-nych, który zawa!y# na jej realizacji. Mam nadziej%, !e te

Page 18: OBYWATEL nr 3(47)/2009

18

dzia#ania, które podejmowane s" od kilku miesi%cy, b%d" realizacj" has#a wyborczego – !eby polskie dzieci by#y uczo-ne przez dobrze wynagradzanych nauczycieli. ,e inwesto-wanie w edukacj% przestanie by& wy#"cznie sloganem.

Na niedobór &rodków cierpi tak"e szkolnictwo wy"sze – jak wida%, „inwestowanie w edukacj'” Polaków maj#-cych ju" prawa wyborcze równie" nie nale"y do prioryte-tów kolejnych rz#dów…

S.B.: Tak. Dramatem w Polsce jest bardzo niski poziom nak#adów na szkolnictwo wy!sze, badania, na rozwój tych nauk, które bez zasilenia z bud!etu nie s" w stanie konkuro-wa& w Europie. S#ysz"c wypowiedzi np. prof. Balcerowicza, !e Polska nauka jest ma#o konkurencyjna w stosunku do zachodniej, musz% powiedzie&, !e dzieje si% tak, poniewa! na Zachodzie mamy pot%!ny transfer $rodków na badania. O$rodki badawcze s" tam te! cz%sto finansowane z sektora prywatnego, co w Polsce zasadniczo nie istnieje. Nasze in-stytuty naukowo-badawcze egzystuj" na tyle, na ile mog", rozwijaj" si%, ale bez zastrzyku gotówki z sektora prywatne-go i bud!etu nie uzyskamy cudów. Je!eli potraktujemy edu-kacj% jako proces „od przedszkola po doktorat”, to oka!e si%, !e Polska ma zbyt ma#e nak#ady na t%, moim zdaniem najwa!niejsz" dziedzin% !ycia. Najwa!niejsz" równie! pod wzgl%dem rentowno$ci. Bo nie ulega w"tpliwo$ci, !e inwe-stycje w nauk% zwracaj" si% wielokrotnie.

Odnosz' wra"enie, "e niedo)nansowanie w wi'k-szym stopniu dotyka obecnie nauki humanistyczne. Dlatego, "e s# mniej bezpo&rednio powi#zane z roz-wojem gospodarczym?

S.B.: Rzeczywi$cie, zdecydowanie wi%kszy nacisk k#adzie si% na nauki stosowane, ale nie mo!na sprowadza& wszyst-kiego do kszta#cenia politechnicznego czy ekonomii i za-rz"dzania. Skala przemian, które dokonuj" si% w spo#ecze'-stwie polskim, wymaga sprawnej humanistyki, która b%dzie je rejestrowa&. Aby tak si% sta#o, równie! te dziedziny wy-magaj" finansowej troski.

Pomówmy teraz o poza)nansowych czynnikach decyduj#cych o jako&ci kszta$cenia. Bez w#tpienia nale"# do nich mechanizmy wery)kacji kompetencji nauczycieli. Idea ci#g$ego rozwoju w tym zawodzie wydaje si' by% jak najbardziej s$uszna, spotka% si' jednak mo"na z opiniami kadry pedagogicznej, "e wprowadzony w ostatnich latach system awansu zawodowego premiuje nie tyle nauczycieli twór-czych, ambitnych i „rozwojowych”, ile tych, którzy s# sprawni w spe$nianiu biurokratycznych wymogów.

S.B.: Widz% w tym pewien stereotyp, uproszczenie. Nie ulega w"tpliwo$ci, !e w ca#ym procesie reformowa-nia szkolnictwa najsilniejszymi elementami by#y dwa

ogniwa – samorz"dy i nauczyciele. Dzi%ki nim to wszystko si% nie zawali#o – niczym s#u!ba zdrowia – po reformach ministra Handkego, a pami%tajmy, !e pomini%to wówczas reform% szkolnictwa specjalnego i zawodowego, czyli pot%!-nego segmentu polskiego systemu kszta#cenia. To wszystko by#o eksperymentem na !ywym organizmie.

Nauczyciele przeszli pot%!ny proces weryfikacji, samo-kszta#cenia i doskonalenia zawodowego – g#ównie za $rodki w#asne. Ca#y system szkolnictwa wy!szego, studiów pody-plomowych, rozwija# si% dzi%ki pot%!nej sile ss"cej ze stro-ny edukacji, która chcia#a mie& coraz lepszych nauczycieli, a nauczyciele potrafili sprosta& temu zadaniu. Natomiast to, !e towarzyszy#a temu „papieromania”, by#o skutkiem ubocznym.

Istotnym problemem by#o i jest zbyt #atwe osi"ganie kolejnych szczebli awansu zawodowego. Mówili$my i mó-wimy to dzisiaj – jeste$my tylko lud(mi, i kiedy mamy do czynienia z kandydatem, który ma dosy& w"tpliwe predys-pozycje, !eby by& nauczycielem, cz%sto odzywa si% w nas my$lenie: nie zróbmy mu krzywdy. Nie zastanawiamy si% wtedy, !e nie robi"c jemu krzywdy, awansuj"c go – robimy krzywd% dzieciom. Takich przypadków w skali kraju nie jest mo!e a! tak du!o, jednak zjawisko istnieje.

Je!eli jednak jako $rodowisko umieli$my sprosta& no-wym wyzwaniom stawianym przed szko#", to sta#o si% tak dlatego, !e jeste$my grup" bardzo mobiln", niezwykle am-bitn", potrafi"c" stawi& czo#a wymaganiom. Zdajemy sobie spraw% z tego, i! nasz rozwój zawodowy powinien si% prze-k#ada& na popraw% jako$ci kszta#cenia. Nie zawsze tak si% dzieje; pytanie jednak dlaczego tak si% dzieje nie powinno stawiane by& jedynie nauczycielom. Raz jeszcze pragn% jed-nak podkre$li&, !e w swojej zdecydowanej wi%kszo$ci $ro-dowisko wie, co to znaczy by& nauczycielem.

Jak wygl#da formalna strona procesu wery)kacji?

S.B.: Zanim nauczyciel przejdzie proces weryfikacji, zdaje co najmniej trzy egzaminy: mi%dzy nauczycielem sta!y-st" a kontraktowym, drugi mi%dzy kontraktowym a mia-nowanym, trzeci – mi%dzy mianowanym a dyplomowa-nym. To jest procedura roz#o!ona na wiele lat. Zjawisko weryfikacji jest po!"dane, szkoda tylko, !e nadano mu tak bardzo sformalizowany charakter, !e towarzysz" te-mu wszystkie te papiery, teczki, kosze dokumentów, które nauczyciele musz" z#o!y&. Takie standardy zosta#y jednak narzucone, a nauczyciele stawiaj" czo#a tym wymaganiom, co dowodzi, !e jest to grupa inteligentna, potrafi"ca si% odnale(& w ka!dej sytuacji. Nauczyciel z na#o!onych obo-wi"zków wywi"!e si% na ogó# bez zarzutu, ale to nie on uk#ada program czy decyduje o innych kwestiach. Mówi% to nie dlatego, !e tak wypada, ale naprawd% zdecydowana wi%kszo$& nauczycieli wie, dlaczego pracuje w szkole. Szko-da, !e nie umiemy zweryfikowa& tych, którzy w tej szkole pracowa& nie powinni. Towarzyszy temu b#%dna teza, !e likwiduj"c Kart% Nauczyciela, b%dziemy mieli w szko#ach

Page 19: OBYWATEL nr 3(47)/2009

19

samych fantastycznych pedagogów, i !e to Karta hamuje mo!liwo$ci weryfikacji kadry i wyrzucania z#ych nauczy-cieli. Je!eli kto$ tak mówi, to polecam mu lektur% tego do-kumentu, czyli przeczytanie kilkunastu stron i wtedy nie-w"tpliwie zmieni zdanie. Karta Nauczyciela nie chroni#a, nie chroni i nie powinna chroni& (le pracuj"cych nauczy-cieli. Ich ocena jest natomiast zadaniem, które le!y w kom-petencjach dyrektora, samorz"du terytorialnego i organu nadzoru. Mówi% o tym w odniesieniu do tych jednostek, które w edukacji znalaz#y si% przez przypadek lub nie po-trafi" nale!ycie spe#nia& swoich zada'. Nie mo!na rozci"-ga& krytycznej oceny na ca#e $rodowisko – bo to by#oby niesprawiedliwe.

Realia kulturowe zmieniaj# si' w galopuj#cym tempie. Co zrobi%, "eby zarówno uczniowie, jak i nauczyciele czuli si' w szkole dobrze, "eby mogli realizowa% w niej swoje talenty, pasje, oczekiwania?

S.B.: Rzeczywi$cie, wspó#czesna m#odzie! jest zupe#nie inna – szybciej dojrzewa, otacza j" zupe#nie inny $wiat – ni! ta, z która mieli do czynienia nauczyciele, gdy wcho-dzili na drog% zawodow", np. 2* lat temu. Ci nauczyciele

wychowani byli w innych warunkach, w innej rzeczywi-sto$ci. Post%p nies#ychanie przyspieszy#, w zwi"zku z tym nauczyciele musz" stawi& mu czo#a. Zabiegamy o to, !e-by do zawodu wchodzi#o jak najwi%ksze grono m#odych ludzi. 6le si% sta#o, !e zmiany emerytalne zahamowa#y naturalny proces odchodzenia z zawodu ludzi w pewnym wieku. Wyd#u!ono czas pracy nauczyciela do 30-3* lat. Zwracam uwag% na to, !e dzisiaj rola nauczyciela jest zu-pe#nie inna. On ma by& bardziej przewodnikiem w $wiecie wszechogarniaj"cej nas informacji, wskaza& dziecku, sk"d j" bra& i jak selekcjonowa&, jak wykorzystywa& do swoich potrzeb, jak budowa& wiedz% w oparciu o ró!ne (ród#a. Dawniej podstaw" by#a tylko ksi"!ka i wiedza nauczycie-la. Obecnie ucze' mo!e samodzielnie weryfikowa& umie-j%tno$ci nauczyciela – w oparciu cho&by o to, co znajdzie w Internecie.

Czasem dziecko ju! przychodz"c na lekcj% dysponu-je wystarczaj"c" wiedz", aby sprawdzi& nauczyciela: czy wie tyle, ile powinien. Mimo trudno$ci, mam przekona-nie, !e to jeden z pi%kniejszych zawodów, a to, !e ka!da epoka stawia nauczycielowi nowe wymagania, jest tylko dodatkowym argumentem dla tych, którzy do tego zawo-du przychodz".

H96D4 „5"!%6A4!9"59 ! %>#?98:H” A&9I59 9#A4$9A78'"5% >4 $5E54"<! &4>'58<!; :%6A @9&>'4 "4F"%, 3&4634D%8'"% 5 3&4&4'!4:4!%. N9A4$596A "5% 5>; '9 A7$ >9E6'% ?&4?5...

bn

JON

!"""

WAT

T D

REAM

Page 20: OBYWATEL nr 3(47)/2009

20

Media przybli"aj# nam cz'sto &wiadectwa zaniku autorytetu nauczyciela. Jeden z ostatnich ministrów edukacji, Roman Giertych, problem ten chcia$ rozwi#-za% przez przywrócenie dyscypliny w szko$ach. Dysku-syjno&% zaproponowanych przez niego metod nie zmienia faktu, "e mo"na odczuwa% pewien l'k, czy dzisiejsza szko$a jest miejscem bezpiecznym, przyja-znym i kulturalnym – zarówno dla dzieci, jak i nauczycieli.

S.B.: Czy polska szko#a jest szko#" bezpieczn"? Z pe#nym przekonaniem mog% odpowiedzie&, !e tak. Ale równocze-$nie mo!emy powiedzie&, !e w tej szkole zachodz" zjawi-ska, w zwi"zku z którymi uczniowie i nauczyciele na swoje bezpiecze'stwo mog" narzeka&. Natomiast samo admini-stracyjne narzucanie ogranicze' nie do ko'ca b%dzie sku-teczne, je$li nie b%dzie mu towarzyszy# komplementarny zespó# dzia#a' $rodowiska, w którym szko#a funkcjonu-je – domu rodzinnego, administracji samorz"dowej itp. Nauczyciel id"c do szko#y ma na pewno autorytet me-rytoryczny – jest przynajmniej teoretycznie m"drzejszy od tych, którzy stoj" przed nim. Autorytet formalny, bo jest nauczycielem. Pytanie tylko, na ile te bardzo istotne komponenty uda si% tak!e poszerzy& o autorytet moralny, pokaza&: „Oto ja jestem waszym przewodnikiem, pod"-!acie za mn", bo stanowi% pewien wzorzec do na$lado-wania”. Nie wszyscy nauczyciele potrafi" temu sprosta&. Osobi$cie jestem te! gor"cym przeciwnikiem zawierania bli!szych znajomo$ci mi%dzy uczniami a nauczycielami, które powoduj", !e dystans mi%dzy nimi nadmiernie si% skraca; kumplowanie si%, bratanie i „tykanie” nie pro-wadzi do absolutnie niczego pozytywnego. Jednocze$nie

mam $wiadomo$&, !e m#ody cz#owiek wchodz"cy do za-wodu, maj"cy )* lat i staj"cy przed lud(mi 25-letnimi, naprawd% ma pot%!ny problem do rozstrzygni%cia i to jest co$, co wymaga wsparcia i pomocy ze strony starszych pedagogów. Mechaniczne, ustawowe zapisywanie „masz szanowa& swojego nauczyciela”, nie jest skuteczne. Pe-dagog, zgodnie z Kart" Nauczyciela, podlega ochronie jak funkcjonariusz publiczny. Powinien mie& gwarancj%, !e je$li kto$ zechce naruszy& jego nietykalno$& osobist", cielesn", zachowa si% wobec niego w sposób sprzeczny z prawem – ca#y aparat administracyjny pa'stwa stanie po jego stronie. Wtedy dopiero nauczyciel b%dzie mia# daleko id"ce poczucie bezpiecze'stwa. Ale jednocze$nie zwracam uwag%, !e opinie, i! polska szko#a zagra!a bez-piecze'stwu dziecka czy nauczyciela – s" nieporozumie-niem. Mamy tak!e do czynienia z oczekiwaniami nauczy-cieli, którzy skar!" si%, !e uczniom wszystko wolno, a im nie. Nie podzielam tego pogl"du. Jestem prze$wiadczony, !e istot" funkcjonowania polskiej szko#y jest ucze'. Có! nam b%dzie po 300 tys. nauczycieli – bez uczniów? Na-uczyciel, poza zespo#em autorytetów, ma w swoim r%ku jeden, niezaprzeczalnie pot%!ny instrument – mo!liwo$& oceniania drugiego cz#owieka. To prawo jest nies#ycha-nie wa!nym prawem. Musi z niego korzysta& w sposób niezwykle rozwa!ny, umiej%tny, taktowny. Próby ogra-niczania praw ucznia na rzecz praw nauczycieli wynikaj" z tego, !e niektórzy nie do ko'ca zrozumieli, co to znaczy by& nauczycielem.

Dzi'kuj' za rozmow'.

Warszawa, 20 czerwca )00. r.

Seminarium

Codex Alimentarius a nasze zdrowie

Globalne prawo, daj!ce kontrol"

nad #ywno$ci! rz!dom i korporacjom

www.kodeks-a-zdrowie.pl

!".#$ Warszawa

!%.#$ Wroc&aw

!'.#$ Pozna(

Dowiedz si", czym jest Codex JAlimentarius i jakie zagro$enia niesie dla Twojego zdrowia i wolno%ci wyboru, w jaki sposób prawo wykorzy- Jstywane jest do ekonomicz-nego uzale$niania kolejnych krajów poprzez pozbawianie ich samowystarczalno%ci, jaki wp&yw ma kodeks na Jniszczenie naturalnego dzie-dzictwa krajów i zdrowia ich mieszka(ców.

Organizatorzy:

kampania natura bez granic ul. Warcha"owskiego #/$%, &#-''( Warszawa

tel: ')* ')* &&&, e-mail: [email protected], www.fnbg.orgKoalicja na Rzecz Naturalnego Zdrowia www.anhcampaign.orgKoalicja Polska wolna od GMO www.polska-wolna-od-gmo.org

Serwis www.stopcodex.pl

Page 21: OBYWATEL nr 3(47)/2009

21

Pi.tnastolatki pod lup/Program PISA (Programme for Interna-tional Student Assessment) jest intere-suj"cym instrumentem porównywania potencja#u rozwojowego poszczegól-nych spo#ecze'stw. Nie sprawdza on bowiem wiedzy uczniów, silnie zró!ni-cowanej w zale!no$ci od specyfiki naro-dowych systemów edukacji. Analizuje natomiast, na ile skutecznie kszta$tu-j% one umiej&tno'ci i postawy umo"-liwiaj%ce pe$noprawne uczestnictwo w "yciu spo$ecznym, zawodowym i obywatelskim.

Kolejne badania PISA odbywaj" si% co trzy lata i ka!dorazowo posiada-j" jeden temat wiod"cy. W przypadku ostatniego z zako'czonych projektów badawczych, PISA )003, by#a nim scien-ce literacy, czyli umiej%tno$& rozumowa-nia w zakresie nauk przyrodniczych, jak fizyka, chemia, biologia czy geografia. Praktycznemu stosowaniu wiedzy mate-matycznej oraz czytaniu i rozumowaniu w naukach humanistycznych (reading literacy), które stanowi#y wiod"ce tema-ty odpowiednio w )00/ i )000 r., tym razem po$wi%cono mniej uwagi.

Tym, co czyni wyniki PISA )003 szczególnie interesuj"cymi, jest fakt, !e science literacy powszechnie uwa!a si% za kluczow" kompetencj% dla budo-wania tzw. gospodarki opartej na wie-dzy. W raporcie z bada' podkre$lono, !e rozwój innowacyjnych ga$&zi go-spodarki jest mo"liwy jedynie wtedy, gdy w spo$ecze+stwie rozpowszech-nione s% umiej&tno'ci korzystania

z nowoczesnych technologii oraz zro-zumienie wzajemnych zwi%zków mi&-dzy nauk%, technik%, 'rodowiskiem naturalnym i "yciem spo$ecznym.

Raport PISA )003 stanowi podsu-mowanie wyników testu kompetencyj-nego (zawieraj"cego zarówno tzw. pyta-nia otwarte, jak i wymagaj"ce wyboru prawid#owych odpowiedzi), któremu poddano ok. 400 tysi%cy 2*-latków1 re-prezentuj"cych )0 milionów uczniów z /0 krajów wysokorozwini%tych, b%d"-cych cz#onkami Organizacji Wspó#pra-cy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), oraz z )- krajów partnerskich orga-nizacji. Uczniów pytano tak!e m.in. o ich stosunek do poszczególnych przedmiotów, a pracowników o$wia-ty – o warunki pracy.

Nauka poszKa w las?Polska jest jedynym krajem OECD, w którym poszczególne nauki przy-rodnicze maj% posta! osobnych, obowi%zkowych przedmiotów. Mi-mo to w te'cie mierz%cym science literacy, nasze ,/-latki otrzyma$y zaledwie 0.1 punktów, przy pozio-mie bazowym ustalonym na /22 punktów2.

Da#o to nam )/. miejsce w ran-kingu3, przy czym wyra(nie lepiej od naszej m#odzie!y wypadli nie tylko je-go liderzy, znane z nowoczesnych go-spodarek Finlandia i Hongkong (od-powiednio *3/ i *4) punkty), ale tak-!e np. Estonia (*/2) i Czechy (*2/). Po-twierdzi#o si% przekonanie, !e polska

szko$a szczególnie s$abo uczy wa"-nej umiej&tno'ci rozumowania na-ukowego, na które sk$ada si& roz-poznawanie zagadnie+ naukowych oraz samodzielne interpretowanie i wykorzystywanie wyników i do-wodów naukowych. W tej dziedzi-nie nasze ,/-latki otrzyma$y, odpo-wiednio, zaledwie 013 i 0.0 punk-ty, co lokuje nas w grupie krajów s$abych. Nieco lepiej ni! przeci%tnie w krajach OECD idzie m#odym Po-lakom wyja$nianie zjawisk w sposób naukowy, z wykorzystaniem posiada-nej wiedzy (*03).

Obserwowany rozk#ad wyników mo!na próbowa& wyja$nia& z jednej strony tradycyjnym naciskiem pol-skiej szko#y na pami%ciowe przyswa-janie sporych ilo$ci informacji4, z dru-giej – niewielkim zakresem wykorzy-stania samodzielnych eksperymen-tów naukowych. A" 45- polskich uczniów deklaruje, "e nigdy lub prawie nigdy nie robi w trakcie lek-cji do'wiadcze+ w laboratorium – gorszy wynik uzyska$y jedynie W&-gry. Zdaniem autorów polskiej cz%$ci raportu, ciekawych wniosków mo!e dostarczy& porównanie wyników osi"gni%tych przez uczniów polskich i francuskich, którzy uzyskali podob-ny #"czny wynik w zakresie science li-teracy, z ich deklaracjami dotycz"cy-mi sposobu nauczania nauk przyrod-niczych w ich szko#ach.

Badacze podkre$laj" znaczenie postaw wobec okre$lonych dziedzin

Niezmiennym zadaniem edukacji jest przygotowywanie m&odych ludzi do stawiania czo&a wyzwaniom charakterystycznym dla ich czasów. Wspó&cze%nie stanowi! je m.in. koniecz-no%# sprawnego poruszania si" w morzu informacji oraz nieustannego uczenia si" nowych rzeczy. Wyniki bada( przeprowadzonych w ramach Programu Mi"dzynarodowej Oceny Uczniów pokazuj!, $e polsk! szko&" trudno na razie uzna# za sprawn! w tych kwestiach.

Zadania do odrobieniaM.*8$# S!9*62"

Page 22: OBYWATEL nr 3(47)/2009

22

wiedzy dla dalszego rozwijania umie-j%tno$ci z ich zakresu. Polskie 2*-latki maj", ogólnie bior"c, pozytywny sto-sunek do nauk przyrodniczych, $wia-dome s" tak!e ich wagi dla rozumie-nia otaczaj"cej rzeczywisto$ci, co wi%-cej – niemal co drugi z nich deklaruje, !e regularnie ogl"da programy popu-larnonaukowe, a co trzeci – !e czyta teksty popularnonaukowe (w krajach OECD wspomniane aktywno$ci po-dejmuje $rednio co pi"ty ucze'). Co ciekawe, spo$ród wszystkich krajów bior"cych udzia# w PISA )003, to pol-scy uczniowie najwy!ej ocenili swoje potencjalne mo!liwo$ci zg#%biania na-uk przyrodniczych i przezwyci%!ania napotykanych trudno$ci w tej kwestii. Niestety, polskie szkolnictwo najwy-ra#niej nie potrafi zagospodarowa! potencja$u tych uczniów: jedynie 00- z nich znajduje przyjemno'! w zaj&ciach z przedmiotów przy-rodniczych, a 03- deklaruje zain-teresowanie uczeniem si& o przyro-dzie ('rednia warto'! obu wska#ni-ków wynosi dla OECD 43-).

SzkoKy przeci.tniactwaWyniki PISA )003 pokazuj" tak-!e inny problem z nasz" o$wiat". W #awkach polskich szkó# zasiada niewielki odsetek uczniów bardzo

dobrych i wybitnych, natomiast sto-sunkowo wysoki – najs#abszych, bo znajduj"cych si% poni!ej drugiego poziomu umiej%tno$ci (w skali sze-$ciostopniowej).

Zdaniem badaczy, polska szko-$a nie stwarza najbardziej utalen-towanym uczniom dodatkowych mo"liwo'ci rozwoju, co mo"e wp$y-wa! na ich decyzje w sprawie dal-szego kszta$cenia, np. na postrzega-nie atrakcyjno'ci pracy naukowej. W Polsce kierunki techniczne i zwi"-zane z przemys#em studiuje zaled-wie ok. 2*1 studentów – w krajach Unii Europejskiej wska(nik ten si%ga /0-401. Tymczasem ju! teraz w sek-torach takich jak nauka i edukacja, nowoczesny przemys# oraz us#ugi zwi"zane z przetwarzaniem i prze-sy#aniem informacji – powstaje lwia cz%$& nowych miejsc pracy.

Innym hamulcem rozwoju spo-$eczno-gospodarczego staje si& to, "e polska szko$a „produkuje” stosun-kowo du"o uczniów o niewielkich kompetencjach w zakresie science literacy. Nie tylko grozi! im b&dzie marginalizacja na (globalizuj%cym si&) rynku pracy, ale b&d% mieli pro-blemy tak"e np. z podejmowaniem racjonalnych decyzji dotycz%cych w$asnego zdrowia. By& mo!e zatem

warto zwróci& wzrok np. na szkol-nictwo postsocjalistycznej Estonii, w której odsetek takich uczniów jest niewielki.

Na co oni licz/?Równie! je$li chodzi o kszta#towanie u uczniów umiej%tno$ci rozumowania matematycznego, polski system edu-kacyjny nie zas#uguje na dobr" ocen%. Nasi gimnazjali'ci nadal gorzej ni" ich rówie'nicy radz% sobie w sytu-acjach, gdy musz% wyj'! poza znane sposoby dzia$ania, podj%! bardziej samodzielne rozumowanie mate-matyczne czy zaplanowa! strategi& post&powania. W PISA 5224 Polska z trudem osi%gn&$a status przeci&t-ny, uzyskuj%c 0./ punktów. W'ród krajów, które powinny stanowi! dla nas punkt odniesienia, ponownie mo"na przywo$a! Estoni& i Czechy (/,/ i /,2 punktów).

To nie koniec problemów: odse-tek gimnazjalistów znajduj"cych si% na najwy!szym, szóstym poziomie umiej%tno$ci matematycznych, jest u nas obecnie bardzo niski ()1, pod-czas gdy w Finlandii – a! 3,/1), nawet w porównaniu z krajami, które s"sia-duj" z nami na skali osi"gni%& ma-tematycznych; na dodatek, zmniej-szy# si% w stosunku do )00/ r. Pewne

Tabela 2. Deklaracje uczniów dotycz!ce sposobu nauczania nauk przyrodniczych

Jak cz"sto na lekcjach biologii, chemii lub 'zyki maj! miejsce opisane ni$ej sytuacje?

Odsetek odpowiedzi nigdy lub prawie nigdy (%)

Polska Francja 3rednia OECD

Uczniowie sp"dzaj! czas w laboratorium robi!c do%wiadczenia 62 27 32

Od uczniów wymaga si", $eby zaplanowali w jaki sposób zagadnienie z biologii, chemii lub 'zyki mo$na zbada# w laboratorium 52 36 37

Uczniowie robi! do%wiadczenia wed&ug polece( nauczyciela 26 10 19

Tabela 1. Ró$nice mi"dzy umiej"tno%ciami na podskalach w Polsce i we Francji

Kraj Wynik ogólny

Ró$nica pomi"dzy wynikiem ogólnym a wynikiem na skalach (w pkt na skali)

Rozpoznawanie zagadnie( naukowych

Wyja%nianie zjawisk przyrodniczych

w sposób naukowy

Interpretacja i wykorzystywanie wyników i dowodów naukowych

Polska 498 -15 8 -4

Francja 495 4 -14 16

Page 23: OBYWATEL nr 3(47)/2009

23

pocieszenie stanowi& mo!e fakt, !e spad# odsetek polskich 2*-latków na dwóch najni!szych poziomach umie-j%tno$ci i jest ju! on obecnie ni!szy ni! $rednia dla OECD.

Czytamy mi.dzy wierszamiZnacznie lepiej wypadaj% polscy uczniowie je'li chodzi o reading literacy, czyli umiej&tno'ci wyszu-kiwania i selekcji informacji, odno-szenia ich do w$asnego do'wiadcze-nia i wiedzy oraz wykorzystywania do analizy tekstów. W'ród /6 kra-jów obj&tych badaniem, m$odzi Polacy z wynikiem /21 punktów zaj&li dziewi%te miejsce, a trzecie w Unii Europejskiej, za Finlandi" (*45 punktów) i Irlandi" (*2-).

Równie cieszy to, !e odsetek uczniów z umiej%tno$ciami z tej kate-gorii na najwy!szym poziomie wzrós# w Polsce w latach )000-)003 niemal dwukrotnie i jest obecnie wi%kszy ni! przeci%tna dla krajów OECD (wynosz" one odpowiednio 22,31 i 5,31). Mamy te! ni!szy ni! $red-nio w OECD odsetek uczniów poni-!ej pierwszego poziomu umiej%tno$ci zwi"zanych z czytaniem (*1 w sto-sunku do -,41)5.

Wreszcie, optymizmem napawa bardzo znacz"ca, bo a! o )5 punktów od )000 r., poprawa $rednich umiej%t-no$ci naszej m#odzie!y w dziedzinie reading literacy. Powinszowa& mo!e-my sobie zw#aszcza faktu, !e zmniej-szy#a si% liczba uczniów na pozio-mie pierwszym, a wi%c zagro!onych

w przysz#o$ci trudno$ciami na rynku pracy i wykluczeniem spo#ecznym. Pozytywne zmiany próbuje si& t$u-maczy! wprowadzeniem w ,... r. obowi%zkowych gimnazjów, cze-go nast&pstwem by$o wyd$u"enie o rok okresu jednolitego kszta$ce-nia ogólnego.

Tabela 3. Odsetek uczniów na ka$dym poziomie osi!gni"# dla Polski i OECD

Poziomy osi!gni"#

Poni$ej poziomu 1 Poziom 1 Poziom 2 Poziom 3 Poziom 4 Poziom 5 Poziom 6

Ogólna skala umiej"tno%ci rozumowania w naukach przyrodniczych

Polska 3,2 13,8 27,5 29,4 19,3 6,1 0,7

OECD 5,2 14,1 24 27,4 20,3 7,7 1,3

Rozpoznawanie zagadnie( naukowych

Polska 4 15,7 30,4 30,8 15,7 3,1 0,2

OECD 5,2 13,5 24,6 28,3 20 7,1 1,3

Wyja%nianie zjawisk przyrodniczych w sposób naukowy

Polska 3,2 13 25,6 28,9 19,9 7,9 1,6

OECD 5,4 14,2 24 27 19,7 8 1,8

Interpretacja i wykorzystywanie dowodów naukowych

Polska 5,6 14,9 25,5 27,7 18,8 6,6 1

OECD 7,9 14,1 21,7 24,7 19,8 9,4 2,4

Tabela 4. 3redni wynik polskich uczniów na poziomie szko&y w zale$no%ci od wyposa$enia placówki w pracownie przedmiotowe

Czy w szkole s! pracownie?

Liczba szkó&

Rozpo-znawanie zagadnie(

naukowych

Wyja%nianie zjawisk

przyrodniczych w sposób naukowy

Interpretacja i wykorzystywanie

wyników i dowo-dów naukowych

biologiczna

nie 42 467 495 478

tak 136 493 515 505

ró$nica +26 +19 +27

chemiczna

nie 52 471 498 484

tak 126 493 515 505

ró$nica +22 +17 +21

'zyczna

nie 52 472 496 481

tak 126 493 516 506

ró$nica +21 +20 +25

Page 24: OBYWATEL nr 3(47)/2009

24

Nie sam/ szkoK/ czKowiek ByjeDane zebrane w ramach PISA daj" mo!liwo$ci formu#owania ró!nego rodzaju zalece', których wprowa-dzenie w !ycie da#oby szans% na pod-niesienie badanych kompetencji pol-skich uczniów.

Potwierdzaj% one zasadno'! wieloletnich nawo$ywa+ polskich pedagogów o zmniejszanie liczebno-'ci klas. Lub przynajmniej przepro-wadzanie jak najwi&kszej ilo'ci za-j&! w podziale na grupy: uczniowie szkó$, w których zaj&cia z zakresu nauk przyrodniczych odbywa$y si& w tym trybie, osi%gali w te'cie PISA 5224 'rednio ok. ,2 punktów wi&cej. Potwierdzi$o si& tak"e przekonanie, i" wyposa"anie szkó$ w pracownie

przedmiotowe mo"e mie! pewne znaczenie dla podnoszenia science literacy m$odych Polaków.

Wreszcie, wyniki bada+ sprzed trzech lat stanowi% potwierdzenie s$uszno'ci pogl%du, "e wspieranie m$odych pokole+ w rozwoju ich po-tencja$u nie mo"e si& ogranicza! do reform krajowych systemów edu-kacji. Kompetencje uczniów s% bo-wiem silnie powi%zane z sytuacj% materialn% i statusem spo$ecznym ich rodzin, a wi&c po'rednio zale"% od ca$okszta$tu polityki spo$ecz-nej pa+stwa (transferów socjalnych, polityki mieszkaniowej itp.). Wyra(-nie pokazuje to zastosowany w PISA )003 wska(nik ekonomicznego, spo-#ecznego i kulturalnego statusu ro-dzin, uwzgl%dniaj"cy czynniki takie,

jak warunki do nauki (czy dziecko ma w#asny pokój oraz w#asne biurko), dost%p do wiedzy i kultury (np. czy w domu rodzinnym ucznia s" ksi"!ki i s#owniki oraz czy ma on sta#y do-st%p do Internetu) oraz zamo!no$& gospodarstwa domowego.

Z bada' wynika, !e gdyby sta-tus spo$eczno-ekonomiczny pol-skich rodzin osi%gn%$ 'redni% dla OECD, w te'cie mierz%cym umie-j&tno'ci rozumowania w zakresie nauk przyrodniczych nasze ,/-lat-ki uzyska$yby dodatkowe ,5 punk-tów, tj. wynik o ,2 punktów lepszy, ni" wynosi poziom bazowy. Da$o-by to nam miejsce w grupie pa+-stw-prymusów. Umiej&tno'ci m$o-dych Polaków znacznie poprawi$o-by tak"e zwi&kszenie nak$adów na

Ró$nica w wynikach uczniów I i II klas szkó& pogimnazjalnych

Rozumowanie w naukach przyrodniczych

Czytanie i rozumowanie w naukach humanistycznych Matematyka

3redni wynik

dla klasy I

3redni wynik

dla klasy II

ró$nica

3redni wynik

dla klasy I

3redni wynik

dla klasy II

ró$nica

3redni wynik

dla klasy I

3redni wynik

dla klasy II

ró$nica

Licea ogólnokszta&c!ce 572 578 +6 580 592 +12 566 575 +9

Technika 499 500 +1 506 508 +2 499 498 -1

Licea pro'lowane 487 488 +1 495 495 0 483 484 +1

Zasadnicze szko&y zawodowe 410 408 -4 389 384 -5 410 407 -3

*Pogrubionym drukiem zaznaczono ró$nice istotne statystycznie

Szko:a szkole nierównaW Polsce badaniami PISA )003 ob-j%to nie tylko 2*-latków, ale tak!e uczniów pierwszych i drugich klas liceów ogólnokszta#c"cych, $rednich szkó# zawodowych (techników i lice-ów profilowanych) oraz zasadniczych szkó# zawodowych, z wy#"czeniem szkó# specjalnych. Osi"gni%te przez nich wyniki nie by#y uwzgl%dniane

podczas dokonywania porówna' mi%dzynarodowych, stanowi" nato-miast warto$ciowy przyczynek do re-fleksji nad stanem naszego szkolnic-twa pogimnazjalnego.

Niepisanym za#o!eniem systemu edukacji jest pogl"d, !e szko#y zawo-dowe przeznaczone s" dla uczniów najmniej zdolnych, natomiast ogól-nokszta#c"ce – dla tych o najwi%k-szym potencjale. Test kompetencji naukowych zdaje si% potwierdza& t% prawid#owo$&: uczniowie liceów ogólnokszta#c"cych osi"gn%li w nim

bardzo dobre wyniki (*-*), techni-ków – $rednie (4..), liceów profilo-wanych – kiepskie (455), natomiast zasadniczych szkó# zawodowych – za-trwa!aj"co s#abe (405); w przypadku pozosta#ych obj%tych badaniem grup umiej%tno$ci, dysproporcje by#y po-dobne. Porównanie $rednich wyni-ków osi"ganych przez uczniów pierw-szych i drugich klas sugeruje jednak, !e przyczyny obserwowanego zró!ni-cowania maj" bardziej z#o!ony cha-rakter ni! tylko mechanizm selekcji do poszczególnych typów szkó#.

Page 25: OBYWATEL nr 3(47)/2009

25

Okazuje si&, "e jedynie licea ogólnokszta$c%ce w zauwa"alny sposób rozwijaj% umiej&tno'ci, któ-re m$odzie" nabywa w gimnazjach. Natomiast w szko$ach zawodo-wych pomi&dzy pierwsz% a drug% klas% poziom wszystkich trzech badanych kompetencji obni"a si& zamiast rosn%!! Niepokoi tak"e m.in. fakt, "e w szko$ach pogim-nazjalnych innych ni" licea ogól-nokszta$c%ce, niemal nie spotyka si& uczniów na najwy"szym pozio-mie umiej&tno'ci matematycznych,

a tak"e to, "e w „zawodówkach” ponad po$owa uczniów nie osi%ga poziomu drugiego w zakresie ro-zumowania w naukach przyrod-niczych (w „ogólniakach” poziom trzeci lub wy!szy osi"ga wi%cej ni! czterech na pi%ciu).

Kto$ móg#by powiedzie&, !e przecie! specjalistyczne kadry „go-spodarki opartej na wiedzy” w nie-wielkim stopniu rekrutuj" si% z m#o-dzie!y trafiaj"cej do szkó# zasadni-czych, wi%c w jej przypadku przed-miotem troski powinna by& jako$&

kszta#cenia zawodowego. By$oby to jednak mylne zrozumienie istoty kompetencji mierzonych badania-mi PISA. Ich kszta$towanie jest za-daniem szko$y niezale"nie od re-alizowanego w niej programu, s% one bowiem niezb&dne do nabywa-nia nowych umiej&tno'ci na bazie ju" posiadanych, na co wspó$cze-sny rynek pracy k$adzie silny na-cisk. Ale nie tylko – s% tak"e nie-odzowne dla pe$nego uczestnictwa w "yciu spo$ecznym.

Autorzy raportu z polskiej cz%$ci bada' na przyk#adzie wprowadzania organizmów modyfikowanych gene-tycznie do produkcji !ywno$ci oraz wyczerpywania si% zasobów surow-ców energetycznych, zwracaj" uwag% na konieczno$& uczenia m#odych lu-dzi odró!niania w przekazach infor-macyjnych argumentów naukowych od nienaukowych oraz wyrabiania, cz%sto na podstawie sprzecznych opinii, w#asnego zdania w sprawach zwi"zanych z naukami przyrodni-czymi. Wyniki bada' PISA sugeru-j", !e szko#y pogimnazjalne inne ni! licea ogólnokszta#c"ce nie przygoto-wuj" m#odzie!y do sprostania tym wyzwaniom.

100%

80%

60%

40%

20%

0%Liceum

ogólnokszta!c"ce Technikum Liceumpro#lowane

Zasadniczaszko!a zawodowa

poziom 6

poziom 5

poziom 4

poziom 3

poziom 2

poziom 1

poni$ej 1

statystycznego ucznia w wieku 4-,/ lat. Gdyby wzros$y one do 'rednie-go poziomu dla krajów wysoko-rozwini&tych, nale"a$oby oczeki-wa!, "e we wspomnianym te'cie osi%gn&liby oni nie 0.1, lecz a" /,/ punktów.

MichaK Sobczyk

Wyniki bada( PISA -002 oraz ich

analiz" znale*# mo$na na stronach

www.pisa.oecd.org oraz www.

i'span.waw.pl (polska cz"%# raportu).

Chodzi o uczniów, którzy uko(czyli ,4 ,.

lat w roku kalendarzowym poprzedza-

j!cym badanie, przy czym ze wzgl"-

dów praktycznych z bada( wy&!czono

m.in. ,4-letnich uczniów szkó& podsta-

wowych oraz uczniów niepe&nospraw-

nych intelektualnie. W przypadku Pol-

ski badania obj"&y w przewa$aj!cej

mierze uczniów gimnazjów.

Wyniki z dziedziny wiod!cej w da--.

nej edycji bada( PISA przeliczane

s! w taki sposób, by %rednia dla kra-

jów OECD wynosi&a 400, a wynik -/+

uczniów z tych krajów znajdowa&

si" w przedziale 100-200 punktów

(w edycji, w której dana skala poja-

wia si" pierwszy raz). Pocz!wszy od

roku, gdy dana dziedzina jest wiod!-

c!, wyniki z niej s! w perspektywie

wieloletniej bezpo%rednio porówny-

walne – przyk&adowo, w przypadku

science literacy podstaw" dla przy-

sz&ych zestawie( stanowi# b"d! wy-

niki PISA -002.

Ze wzgl"dów statystycznych w pe&ni +.

jednoznaczny jest jedynie podzia& na

kraje, które osi!gn"&y „dobre”, „prze-

ci"tne” i „s&abe” wyniki na tle %redniej

dla krajów OECD. We wspomnianej

kategorii Polska znalaz&a si" w gronie

„przeci"tniaków”.

Hipotez" t" uprawdopodabnia fakt, $e 1.

silne i s&abe strony polskich uczniów

okazuj! si" by# identyczne w przypad-

ku uczniów gimnazjów oraz ucz"sz-

czaj!cych do szkó& pogimnazjalnych,

którzy równie$ zostali obj"ci badania-

mi PISA -002 (patrz ramka).

Badacze zwracaj! przy tym uwag", $e 4.

w Polsce jak dot!d niewiele jest en-

klaw kulturowych, trudnych do obj"-

cia efektywn! skolaryzacj!.

Odsetki uczniów na poszczególnych poziomach umiej"tno%ci rozumowania w naukach przyrodniczych w poszczególnych typach szkó&

Page 26: OBYWATEL nr 3(47)/2009

26

W#adze gmin decyduj" si% niekiedy na tyle! radykalny, co niepopularny krok w postaci likwidacji szko#y powszech-nej. Problem ten dotyczy niemal wy#"cznie niewielkich, wiejskich b"d( ma#omiasteczkowych placówek. Szko#y te, wskutek zmian demograficznych, cierpi" na niedobór uczniów, skutkuj"cy zmniejszeniem dotacji z bud!etu pa'-stwa. Mniejsza ilo$& $rodków p#yn"cych z centrali sk#a-nia w#adze lokalne do ograniczania sieci szkó# na swoim terenie. Grupa badaczy podj%#a si% próby odpowiedzi na pytanie o warunki, w jakich przekazanie zagro!onych li-kwidacj" placówek pod egid% organizacji pozarz"dowych jest korzystne i efektywne zarówno dla samorz"du, jak i dla szkolnych spo#eczno$ci.

Raport pt. „III Sektor w edukacji. Wspó#praca samo-rz"du gminnego i organizacji pozarz"dowych”, przygoto-wany przez Arkadiusza Peiserta, Agnieszk% Nowakowsk", Krzysztofa Brosza i Marcina Chludzi'skiego, powsta# w ra-mach projektu badawczego, realizowanego przez Instytut Jagiello'ski ze $rodków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Jak podkre$laj" autorzy, Raport ten nie stanowi studium syste-mu edukacji gminnej, lecz obrazuje rzeczywisty bilans korzy-#ci i kosztów na wybranych przyk!adach.

Do bada' wytypowano dwie gminy (Karczew i Bogu-ty-Pianki) oraz dwie organizacje pozarz"dowe – Spo#ecz-no-O$wiatowe Stowarzyszenie Pomocy Pokrzywdzonym i Niepe#nosprawnym „Edukator” z siedzib" w 7om!y (pro-wadz"ce /) szko#y podstawowe) oraz lokalne Stowarzy-szenie Rozwoju Wsi Nadbrze! (maj"ce pod opiek" jedn" szko#%). Dla uzyskania wiarygodnych danych porównaw-czych, badaniem obj%to szko#y o zbli!onej liczbie uczniów. W przypadku szkó# pozarz"dowych by#y to: Publiczna Szko#a Podstawowa im. S. Miko#ajczyka w Nadbrze!u (gm. Karczew, woj. mazowieckie), prowadzona przez SRWN, oraz SP w Zawistach-Dworakach (gm. Boguty-Pianki, woj.

mazowieckie), prowadzona przez Stowarzyszenie „Eduka-tor”. Spo$ród szkó# samorz"dowych wybrano: SP im. Jana Paw#a II w Otwocku Wielkim (gm. Karczew) oraz SP im. Ks. Kard. S. Wyszy'skiego w Bogutach-Piankach. Jak za-znaczaj" autorzy raportu, Zebrane wyniki nale)y ocenia+ przez pryzmat tego, )e badane placówki prowadzone przez stowarzyszenia to szko!y ma!e, do#+ mocno wtopione w otocze-nie, co warunkuje charakter ich dzia!ania: daje szanse, ale te) ogranicza swobod$ zarz"dzania.

Szko#y poddane badaniom po#o!one s" na terenach o ujemnym saldzie demograficznym. Sprawia to, !e stale znajduj" si% w obliczu gro(by likwidacji. Od tych okolicz-no$ci nie sposób abstrahowa&, dokonuj"c oceny efektyw-no$ci funkcjonowania szkó# pozarz"dowych – ewentualne rozwi%zanie szko$y w ma$ej wsi oznacza! mo"e upa-dek "ycia spo$eczno-kulturalnego lokalnej wspólno-ty (szczególnie, gdy brak tak"e ko'cio$a lub 'wietlicy). Przekazanie placówki w r&ce organizacji pozarz%dowej traktowane jest – zarówno przez w$adze samorz%dowe, jak i 'rodowisko nauczycieli oraz rodziców – jako jedy-na alternatywa dla likwidacji.

Tu si. pracuje ci.BkoJak wynika z cytowanych w raporcie danych systemu in-formacji o$wiatowej (SIO), w marcu )005 r. w publicznych szko#ach podstawowych, prowadzonych przez organizacje pozarz"dowe (NGO), uczy#o si% 20//3 dzieci, pracowa#o w nich na pe#ny etat -/* nauczycieli, za$ kolejnych 22.- pedagogów zatrudniano na etacie niepe#nym. Suma etatów nauczycielskich w szko#ach prowadzonych przez NGO’sy wynios#a 2)--.

Na jednego pe#noetatowego, a wi%c mog"cego otrzy-mywa& wychowawstwo nauczyciela szko#y pozarz"do-wej przypada#o $rednio 2,*- klasy, natomiast w szko#ach

Samorz;dowe czy pozarz;dowe?M.*8$# J</6*6$"

Rozwi!zanie szko&y w ma&ej miejscowo%ci oznacza zawsze utrat" presti$u i cywilizacyjny regres spo&eczno%ci, której dotyka. Sposobem na uchronienie niewielkich placówek przed zamkni"ciem mo$e by# przekazywanie ich prowadzenia organizacjom pozarz!dowym.

Page 27: OBYWATEL nr 3(47)/2009

27

publicznych – 0,-4. Dane te dowodz", !e nauczyciele szkó$ pozarz%dowych maj% wi&cej pracy organizacyj-nej, a tak"e wi&cej godzin dydaktycznych, ni" wyni-ka$oby z prostej proporcji liczby dzieci do nauczycieli. Z drugiej strony, jest regu$%, "e pracuj% w klasach o mniejszej liczebno'ci ni" w przypadku szkó$ prowa-dzonych przez samorz%dy, co czyni ich aktywno'! $a-twiejsz%. Jednocze'nie otrzymuj% jednak znacznie ni"-sze wynagrodzenia.

Badane szko#y ró!ni" si% znacznie pod wzgl%dem rze-czywistej $redniej liczby godzin dydaktycznych przypa-daj"cych na jeden etat przeliczeniowy: w roku szkolnym )005/)00. w szkole w Nadbrze!u wynios#a ona )*,3 godzi-ny; w Zawistach-Dworakach – )),4; w szkole samorz"do-wej w Otwocku Wielkim by#o to )0,- godziny, natomiast w Bogutach-Piankach – 25,5 (zasadniczo im mniejsza szko-#a, tym wi%ksza liczba godzin przypadaj"cych na jednego nauczyciela). Wa!n" miar", stanowi"c" dobre odzwiercie-dlenie dost%pno$ci nauczycieli, jest liczba godzin, jak" ty-godniowo oferuje szko#a w postaci godzin dydaktycznych w przeliczeniu na jednego ucznia. Wedle autorów raportu, porównanie badanych czterech placówek pod tym k"tem pozwala s"dzi&, !e o jako!" pracy najbardziej dbaj# dy-rekcje szkó$ ma$ych, zagro%onych wci#% likwidacj#, do których nale)a!y Nadbrze) oraz Otwock Wielki. W placówce w Zawistach-Dworakach, aby zapewni+ jej utrzymanie, Sto-warzyszenie „Edukator” obra!o raczej drog$ obni)ania kosz-tów (przez redukcj$ godzin dydaktycznych i lekcje !"czone) ni) podnoszenia jako#ci pracy. Analizuj"c wyniki ogólno-polskiego sprawdzianu szóstoklasistów w )005 r., badacze stwierdzili, !e szko$y publiczne po przekazaniu ich or-ganizacjom pozarz%dowym utrzyma$y dotychczasowy poziom nauczania.

Pieni/dze na uczniówGmina, zlecaj"c prowadzenie placówki edukacyjnej innej jednostce (najcz%$ciej organizacji pozarz"dowej), jest zobo-wi"zana do przeznaczania na dzia#alno$& szko#y subwen-cji o$wiatowej, otrzymywanej z bud!etu pa'stwa. Na rok szkolny )005/)00. wysoko$& subwencji wynios#a w skali kraju ponad /0 miliardów z#otych. Wysoko$& subwencji przypadaj"cej na dan" gmin% uzale!niona jest od liczby tzw. uczniów przeliczeniowych, struktury uczniów na danym terenie (w oparciu o miejsce zamieszkania) oraz miejsca za-trudnienia nauczycieli (miasto / wie$).

Jak wynika z przywo#ywanych w raporcie bada', wa-hania wysoko!ci kwot subwencji o!wiatowej przypada-j#cych na poszczególne samorz#dy zale%# w ponad &' procentach od przynale%no!ci lub nie do administra-cyjnej kategorii wsi i ma$ego miasta. Nale!y przy tym zaznaczy&, !e bud!et pa'stwa nie ma obowi"zku pokry-wania ca#o$ci kosztów edukacji – cz%$ciowe finansowanie nauczania znajduje si% w$ród zada' samorz"dów. Auto-rzy raportu diagnozuj", !e w praktyce sposób obliczania

subwencji ma niewiele wspólnego (nawet metodologicz-nie) z rzeczywistymi kosztami edukacji. Rozbie!no$& mi%dzy wysoko$ci" subwencji oczekiwan" przez samorz"d a wysoko$ci" rzeczywist" prowadzi do trzech mo!liwych rozwi"za'. W pierwszym przypadku, samorz"d otrzymuje subwencj% niewystarczaj"c" do pokrycia kosztów prowa-dzenia szkó# i ró!nic% zmuszony jest op#aca& ze $rodków w#asnych, co w d#u!szej perspektywie mo!e prowadzi& do likwidacji niektórych placówek. W drugim z przypadków, samorz"d otrzymuje kwot% wy!sz", ni! jest to konieczne do sfinansowania faktycznych kosztów edukacji, po czym nadwy!k% przeznacza na inne cele. Na trzeci wariant, pole-gaj"cy na dop#acaniu do systemu edukacyjnego znacznych kwot, mog" pozwoli& sobie tylko najwi%ksze miasta, trak-tuj"ce subwencj% jako podstawowe, lecz nie jedyne (ród#o finansowania o$wiaty.

Oszcz.dno-0 to wielki dochód?W szko#ach, których organem prowadz"cym jest samo-rz"d, wynagrodzenia dla nauczycieli wyp#acane s" zgodnie z zapisami Karty Nauczyciela. Z racji tego, !e nak!ady na wynagrodzenia i #wiadczenia pochodne stanowi" najwi$k-szy sk!adnik bud)etu edukacji, mo)liwo#+ rezygnacji z ko-nieczno#ci wyp!at wed!ug standardów regulacji zawartych w Karcie Nauczyciela pozwala zaoszcz$dzi+ znaczne kwo-ty – pisz" badacze. W ich opinii, wówczas, gdy realna sta-je si& gro#ba likwidacji placówek, wybór przekazania ich pod kuratel& organizacji pozarz%dowych dyktowa-ny jest g$ównie w$a'nie mo"liwo'ci% zaoszcz&dzenia na p$acach, a wskutek tego – przy tylko nieco zmniejszonej subwencji – polepszenia kondycji bud"etu samorz%du.

Analiza oszcz%dno$ci generowanych przez szko#y po-zarz"dowe wykazuje ró!nic% ok. )*1 zarówno w wysoko$ci przeci%tnych wynagrodze', jak i w nak#adach na jedne-go ucznia. Roczna subwencja przypadaj%ca na jedne-go ucznia okaza$a si& w badanych szko$ach pozarz%do-wych o 022-5222 z$ ni"sza w porównaniu do placówek pozostaj"cych w gestii samorz"dów.

Jakkolwiek najwa"niejsze z punktu widzenia lokal-nej spo$eczno'ci jest unikni&cie likwidacji szko$y, szu-kanie oszcz&dno'ci w pensjach nauczycieli prowadzi! mo"e w konsekwencji do obni"enia jako'ci edukacji. Natomiast w sytuacji, gdy samorz"d wykazuje gotowo$& ponoszenia obci"!e' zwi"zanych m.in. z utrzymaniem po-ziomu p#ac satysfakcjonuj"cego pedagogów, przekazanie placówki organizacji pozarz"dowej mo!e stworzy& prze-strze' dla stosowania innowacyjnych rozwi"za', a tym sa-mym prowadzi& do wzrostu poziomu nauczania.

Raport nie stwierdza znacz%cych ró"nic mi&dzy szko$ami kierowanymi przez samorz%dy a placówkami prowadzonymi przez stowarzyszenia w zakresie wyrów-nywania szans dzieci o niejednakowych potencja$ach edukacyjnych. Jak podkre'laj% autorzy: Samo istnie-nie (utrzymanie) placówki w !rodowisku lokalnym jest

Page 28: OBYWATEL nr 3(47)/2009

28

faktem o bardzo donios$ym znaczeniu, je%eli chodzi o dalsze mo%liwo!ci edukacyjne dzieci z ma$ych miej-scowo!ci. Pomoc" w wyrównywaniu szans edukacyjnych s#u!" tak!e przedszkola oraz punkty przedszkolne, po-wstaj"ce przy ma#ych szko#ach (cz%sto równie! ze wzgl%-dów ekonomicznych), jak w przypadku szkó# w Nadbrze!u i Zawistach-Dworakach1. Jednak ze wzgl&du na koniecz-no'! szukania oszcz&dno'ci, równie" w zakresie ofero-wanych godzin dydaktycznych, placówki kierowane przez organizacje pozarz%dowe nie zawsze s% w stanie sprosta! edukacji dzieci niepe$nosprawnych intelektu-alnie lub ze specyficznymi trudno'ciami w uczeniu si& (dysleksja, dysgrafia i in.). W badanych szko$ach sto-warzyszeniowych nie zatrudniano tak"e psychologów ani pedagogów szkolnych. Z powodu narzucanych przez Uni% Europejsk" z#o!onych i trudnych do spe#nienia norm sanitarnych, dyrektorzy szkó# pozarz"dowych nie prowa-dzili równie! sto#ówek w swoich placówkach.

Plusy dodatnie, plusy ujemneDyrektorzy wszystkich czterech badanych placówek w$ród zalet „uspo#ecznionych” szkó# wymieniali g#ównie brak nadzoru ze strony samorz"dowego wydzia#u o$wiaty oraz konsekwencje odrzucenia zapisów Karty Nauczyciela, za-pewniaj"ce dyrekcji wi%ksz" elastyczno$& w zakresie kszta#-towania wynagrodze' i przydzielania zada' nauczycielom. Podkre$lano tak!e lepsz" atmosfer% pracy, wynikaj"c" z sa-modzielno$ci szko#y, oraz zdj%cie z dyrektorów – na rzecz organizacji prowadz"cej – cz%$ci obowi"zków zwi"zanych z zarz"dzaniem (co w przypadku prowadzenia placówki przez du!" NGO skutkuje jednak znacznym ogranicze-niem niezale!no$ci finansowej szko#y)2. Dyrektorzy zgod-nie uznali, "e najwi&kszym mankamentem placówek pozarz%dowych s% niskie zarobki nauczycieli, balan-suj%ce na granicy godno'ci zawodowej3. Rodzi to kon-sekwencje w postaci konieczno'ci zatrudniania osób niedostatecznie wykwalifikowanych.

Sami nauczyciele zwracali uwag& na mniejszy na-cisk ze strony dyrekcji na podnoszenie kwalifikacji i do-szkalanie (b&d%cy skutkiem bardzo niskich nak$adów na dokszta$canie nauczycieli). Akcentowali tak"e lep-sze stosunki interpersonalne w gronie pedagogicznym i z dyrekcj%, wynikaj%ce m.in. z odrzucenia Karty Na-uczyciela i wywo$ywanego przez ni% ducha rywaliza-cji. Oprócz niskich wynagrodze', negatywnie oceniali ko-nieczno$& prowadzenia wielu zaj%& w klasach #"czonych, co jednak w przypadku klas licz"cych po kilka osób jest prak-tycznie nieuniknione4. Z kolei anga!owanie pedagogów do ró!norodnych projektów oko#oedukacyjnych (Stowa-rzyszenie „Edukator”) stwarza dla nich mo!liwo$& uzyska-nia drobnego, dodatkowego wynagrodzenia oraz urozma-icenia procesu dydaktycznego, lecz jednocze$nie skutkuje konieczno$ci" po$wi%cania prywatnego czasu, przy czym tylko niektóre z tych obowi"zków wliczane s" nast%pnie w poczet nadgodzin.

SzkoKy stowarzyszeL – mi5dzy marginalizacj; a szans;Badanie przeprowadzone na zlecenie Instytutu Jagiel-lo'skiego jest przyk#adem tego, jak pozornie niewinny, rzec mo!na poboczny temat, mo!e si%gn"& samej g#%bi problemów spo#ecznych. Wyniki analizy kieruj" nas ku wa!nemu pytaniu: na ile i w jakich dziedzinach organi-zacje spo#ecze'stwa obywatelskiego s" w stanie same to spo#ecze'stwo organizowa& i prowadzi& do rozwoju.

O ile w odniesieniu do wielu obszarów !ycia publicz-nego (a tak!e prywatnego) w Polsce istniej" przes#anki, by s"dzi&, !e organizacje spo#eczne dobrze da#yby sobie rad% z tym zadaniem, o tyle wci"! w"tpliwym pozostaje, czy podobnie rzecz ma si% z edukacj". Dzieje si% tak z dwóch powodów. Po pierwsze, mimo oczywistych swoich man-kamentów, „socjalistyczne welfare state” (by u!y& terminu znanego przed laty socjologa Winicjusza Narojka), jakim by# PRL, stosunkowo dobrze wype#nia#o rol% populary-zatora i organizatora powszechnej edukacji, a szczególnie wyrównywania szans edukacyjnych. Wykszta#cona i za-anga!owana do pracy w ma#ych miejscowo$ciach kadra nauczycielska wci"! wykonuje swoje zadania z du!ym po$wi%ceniem, a przez to skutecznie, przynajmniej w za-kresie tej wiedzy i tych wzorców, które nie s" podatne na up#yw czasu. Zawód nauczyciela przesta# by& atrakcyj-ny dla m#odych absolwentów uczelni, dlatego tym bar-dziej ten „nauczycielski kapita#” staje si% dobrem zagro!o-nym, które powinno by& wspierane przez pa'stwo, je!eli chcemy, by nasze dzieci ze szko#y podstawowej wynios#y wi%ksz" wiedz% ogóln" ni! dzieci po publicznej szkole brytyjskiej czy ameryka'skiej.

Po drugie – ostateczna ocena pracy edukacyjnej mo!liwa jest dopiero po up#ywie d#ugiego okresu, za-zwyczaj d#u!szego ni! !ywot wi%kszo$ci stowarzysze' prowadz"cych obecnie szko#y publiczne w Polsce. Inny-mi s#owy – prowadzenie dzia#alno$ci edukacyjnej wyma-ga, aby organizacja pozarz"dowa rozwija#a dzia#alno$& w perspektywie dziesi%cioleci, i !eby w oparciu o te do-$wiadczenia podnosi#a jako$& kszta#cenia. Jakie z obecnie istniej"cych stowarzysze' przetrwaj" prób% czasu i nie znikn" wraz z uko'czeniem szko#y przez dzieci osób, któ-re dan" organizacj% za#o!y#y – poka!e czas.

Samorz"dy w stosunku do takich ma#ych szkó# przyjmuj" dwuznaczn" postaw%. Z jednej strony, od kie-dy to mo!liwe, wiele z nich d"!y do przekazania placó-wek edukacyjnych stowarzyszeniom. Z drugiej jednak, politycy samorz"dowi zdaj" sobie spraw%, !e nauczyciele stanowi" bardzo istotny czynnik opiniotwórczy w spo-#eczno$ciach lokalnych. Upolitycznienie samorz"dów,

Page 29: OBYWATEL nr 3(47)/2009

29

Dla przedstawicieli w$adz lokalnych najwa"niej-szym pozytywnym skutkiem przekazywania placówek edukacyjnych organizacjom pozarz%dowym pozostaje mo"liwo'! unikni&cia ich likwidacji. A tym samym – za-chowanie g#ównego czynnika integracji spo#ecznej w obr%-bie wsi i ma#ych miast oraz zmniejszenie niezadowolenia mieszka'ców wskutek rozwi"zania szko#y. Nie bez znacze-nia jest te! mo!liwo$& ograniczenia wydatków na edukacj% i odci"!enia w ten sposób bud!etu gminy.

Rodzice z kolei podkre'lali lepsz% atmosfer& w szkole oraz – w przypadku placówki w Nadbrze"u, prowadzonej przez stowarzyszenie lokalne – wi&kszy wp$yw opiekunów na jej funkcjonowanie, dostrzega-j%c zarazem zagro"enia dla jako'ci edukacji, p$yn%ce z frustracji nauczycieli poziomem wynagrodze+ oraz wynikaj%ce z obowi%zku prowadzenia zaj&! w klasach $%czonych. Jak zauwa!aj" autorzy raportu: Czynnikiem in-tegruj"cym rodziców wokó! szko!y nie jest fakt przekazania placówki stowarzyszeniu, a raczej sama gro.ba likwidacji i zwi"zane z tym konsekwencje.

SpecyMka szkóK pozarz/dowychBadane szko$y pozarz%dowe spo'ród ogó$u szkó$ powszechnych wyró"nia m.in. zawieranie przez nauczycieli umów na czas okre'lony, najcz&'ciej na rok. Rozwi"zanie takie skutkuje wi%ksz" swobod" w zarz"dza-niu kadr" poprzez dostosowywanie liczby etatów do wyso-ko$ci otrzymywanej subwencji oraz dodatkowego wsparcia samorz"du.

Badacze podkre$laj" jednak, !e taka forma zatrudnie-nia nie jest korzystna dla m#odych pracowników, rozwa-!aj"cych zwi"zanie si% ze szko#" na d#u!szy czas – w pla-cówkach podlegaj"cych badaniu znaleziono tylko jeden przypadek m#odego nauczyciela, który przyst"pi# do pracy po zmianie organu prowadz"cego. W d$u"szej perspek-tywie ograniczenie wynagrodze+ nauczycieli, wynika-j%ce z rezygnacji z Karty Nauczyciela, mo"e okaza! si& zgubne dla placówek, których dotyczy – na tak znaczn% redukcj& uposa"e+ zgadzaj% si& zazwyczaj jedynie na-uczyciele z d$ugim sta"em, którzy nie s% ju" sk$onni do zmiany miejsca pracy. Gdy znaczna ich cz&'! przejdzie na emerytur&, pozarz%dowe szko$y mog% stan%! wobec problemu braków kadrowych i zosta! zmuszone do za-trudniania osób o niskich kwalifikacjach.

Szko#y zarz"dzane przez NGO’sy charakteryzuje tak-!e uczestnictwo w ró!norodnych projektach edukacyjnych, maj"cych na celu m.in. uzyskiwanie dodatkowych $rodków finansowych (np. ogniska czy punkty przedszkolne, sub-sydiowane z funduszy unijnych). Niew"tpliw" zalet" tego rozwi"zania jest pog#%bianie wi%zi nauczycieli z miejscem pracy, $rodowiskiem lokalnym i m#odzie!". Jednak, jak za-znaczaj" autorzy raportu, niektóre projekty nie s" dostosowa-ne profilem do potrzeb placówki, np. „Edukator” realizowa! szereg programów dotycz"cych przedszkoli, w które anga)o-wano nauczycieli szkolnych. Uczestnictwo w dodatkowych

programach poch#ania tak!e czas, który powinien by& prze-znaczony na standardow" edukacj%.

Samorz/dowe czy pozarz/dowe? Szczególne rozwi"zanie zastosowano w gminie Boguty-Pianki, w której a! cztery szko#y podstawowe przekazano Stowarzyszeniu „Edukator”. Z uwagi na fakt, "e rozli-czane s% one wspólnie, mo"liwe sta$o si& ocalenie tych ma$ych placówek, które w razie pozostawienia ich w ge-stii samorz%du raczej nie mia$yby szans na przetrwanie. Wariant ten nie jest korzystny dla badanej szko#y w Zawi-stach-Dworakach (najbardziej efektywnej ekonomicznie z placówek zarz"dzanych przez „Edukatora”), lecz dzi%ki niemu wszyscy nauczyciele w obr%bie gminy zachowali eta-ty, aczkolwiek za cen% zwi%kszenia czasu pracy oraz spadku realnych wynagrodze'. Natomiast patrz"c z perspektywy dyrekcji szkó#, przej%cie przez w#adze stowarzyszenia wi%k-szo$ci zada' zwi"zanych z zarz"dzaniem znacznie u#atwi#o dyrektorom koordynowanie procesu nauczania.

Wedle autorów raportu, zasadniczym wnioskiem z ba-dania jest konstatacja, )e pytanie o to, które z placówek – samorz#dowe czy pozarz#dowe – s# bardziej efektyw-ne czy lepsze, jest pytaniem postawionym niew$a!ciwe. Zrzeczenie si% przez samorz"d – na rzecz organizacji poza-rz"dowej – administrowania szko#", traktowane jest przez wszystkie strony zaanga!owane w proces edukacji jako je-dyna alternatywa dla likwidacji placówki. Z uwagi na to, !e zachowanie ma#ych szkó# powinno by& dla samorz"du prio-rytetem, lepszym rozwi#zaniem, jak wida" w gminie Bo-guty-Pianki, jest oddanie nawet kilku szkó$ do prowa-dzenia stowarzyszeniu ni% likwidacja cho"by jednej.

a z drugiej strony deficyt warto$ci wspólnotowych pro-wadz" do konfliktów o szko#y, których ofiar" padaj" zwykle te s#absze – w ma#ych miejscowo$ciach.

Jedno nie ulega wszak!e w"tpliwo$ci – w omawia-nym badaniu organizacje pozarz"dowe ujawni#y swoj" powszechnie znan" zalet% – zdolno$& autoregulacyjn" w zakresie dostosowywania kosztów do wyników pra-cy (tak wa!n" szczególnie w przypadku ma#ych szkó#), której to zdolno$ci nie posiada !adna instancja admini-stracyjna. Nauczyciele i dyrekcja publicznych szkó# po-zarz"dowych zdaj" sobie spraw%, !e b%d" przez zarz"dy stowarzysze' oceniani nie pod k"tem osi"gów proce-duralnych, „papierkowych”, jak to si% dzieje w szko#ach samorz"dowych, ale pod k"tem rzeczywistych efektów pracy. S%k jednak w tym, !e tak zaoszcz%dzone pie-ni"dze nie trafiaj" do tych szkó#, lecz pozostaj" w r%-kach samorz"dów. Polskie przepisy bowiem nagradzaj" w tym zakresie nie oszcz%dno$& i zaradno$&, a rozrzut-no$& (niektórych szkó# samorz"dowych i samorz"dów).

dr Arkadiusz Peisert

Page 30: OBYWATEL nr 3(47)/2009

30

W sytuacji, gdy spo$eczno'! lokalna nie jest dosta-tecznie zorganizowana, by wzi%! na siebie ci&"ar pro-wadzenia szko$y, w opinii badaczy najlepszym rozwi%-zaniem jest przekazanie placówki stowarzyszeniu ju" istniej%cemu, specjalizuj%cemu si& w edukacji. Na pod-stawie analizy dzia#alno$ci Stowarzyszenia „Edukator” au-torzy konkluduj", i! g!ówn" warto#ci" dodan", jak" wnosi „Edukator”, jest sprawno#+ zarz"dzania oraz przejrzysto#+ re-gu! i zasad, w jakich poruszaj" si$ dyrektorzy i nauczyciele.

Propozycje zmian W kwestii kszta#towania wysoko$ci zarobków nauczycieli, w !adnej z badanych szkó# nie znaleziono rozwi"zania, któ-re usatysfakcjonowa#oby wszystkie strony.

Zdaniem badaczy, to w#a$nie dotychczasowe, nie-wielkie dysproporcje w wysoko$ci pensji nauczycielskich w miejscowo$ciach ró!nej wielko$ci skutkuj" stosunkowo ma#ym zró!nicowaniem wyników edukacyjnych mi%dzy o$rodkami miejskimi i wiejskimi. Sugerowane przez auto-rów zmiany w zapisach Karty Nauczyciela to m.in. uzale!-nienie wymiaru etatu od liczby dzieci w klasach5, a tak!e wprowadzenie fakultatywno$ci niektórych dodatków do pensji. Bior"c natomiast pod uwag% wi%ksze zaanga!owa-nie nauczycieli wiejskich w !ycie szko#y ni! ma to miejsce w miastach, powinien by+ zagwarantowany dodatek wiejski i to we wszystkich typach szkó! publicznych. W pe!nej wyso-ko#ci powinien finansowa+ go bud)et pa*stwa, gdy) jest to instrument ogólnonarodowej polityki spójno#ci.

W sytuacji, gdy adekwatna ocena jako$ci pracy na-uczyciela jest praktycznie niemo!liwa, przesadne uzale!-nienie wysoko$ci pensji od jako$ci nauczania mo!e dopro-wadzi& do koncentracji nauczycieli na podnoszeniu tych wska(ników ich dzia#ania, które poddaj" si% obiektywnej ocenie. Zjawisko takie ma ju! miejsce w procesie ubiegania si% o kolejne stopnie awansu zawodowego. Uzupe!nieniem struktury rozwoju powinien by+ /…/ system indywidualnej, zewn$trznej ewaluacji jako#ci pracy nauczycieli i uzale)nie-nie pewnych sk!adników uposa)enia od tej oceny6 – czytamy w raporcie.

Uwzgl%dniaj"c powy!sze czynniki, autorzy dopusz-czaj% konieczno'! ograniczonego wp$ywu mechani-zmu rynkowego na proces selekcji kadry pedagogicz-nej. Obecny system awansu zawodowego, niepochleb-nie oceniany przez dyrektorów szkó$ samorz%dowych, sprawia bowiem, "e efektywno'! pracy nauczycieli ro-'nie najcz&'ciej jedynie w okresie trwania procedury awansu, co skutkuje niepowi%zaniem stopnia awansu nauczyciela z rzeczywist% jako'ci% jego pracy (uzyskany stopie+ nie podlega pó#niejszej weryfikacji).

Do doskona#o$ci daleko równie! procedurze nalicza-nia wysoko$ci subwencji o$wiatowej dla szkó# pracuj"cych w oparciu o regulacje Karty Nauczyciela. Problem stanowi tutaj przede wszystkim brak powi"zania jej z procedur" wyliczania nale!nych wynagrodze' i $wiadcze'. W efekcie, samorz"d nie jest w stanie precyzyjnie przewidzie& kwoty,

jak" w danym roku szkolnym b%dzie musia# przeznaczy& na dofinansowanie placówek o$wiatowych.

Raport zwraca tak!e uwag% na konieczno$& anga!owa-nia rodziców w sprawy szko#y na zasadach partnerstwa. Pod-kre$la jednocze$nie, i" przekazywanie zarz%dzania szko$% stowarzyszeniom tworzonym od podstaw przez rodzi-ców niesie ze sob% szereg zagro"e+, wynikaj%cych z nie-trwa$o'ci tego typu struktur. Jest regu$%, "e aktywizacja rodziców napotyka mniejsze trudno'ci w 'rodowiskach wiejskich, z uwagi na blisko'! miejsca pracy i zamiesz-kania. Jednak"e – jak podkre'laj% badacze – gotowo'! opiekunów do wspó$pracy nie zawsze idzie w parze z go-towo'ci% do samodzielnych, aktywnych dzia$a+; z tego wzgl&du proces anga%owania ich jako partnerów i po-wierzania odpowiedzialno!ci za szko$( powinien nast(-powa" powoli. Przyk#ad szko#y w Nadbrze!u, kierowanej przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Nadbrze!, dowodzi, !e umiej%tnie prowadzona integracja rodziców ze szko#" mo!e skutkowa& zarówno sukcesem w postaci uchronienia pla-cówki przed likwidacj", jak i aktywizacj" lokalnej wspólnoty.

MichaK Juszczak

Pe&n! wersj" raportu pobra# mo$na ze strony Instytutu Jagiel-lo(skiego, www.jagiellonski.pl

Przypisy:

Zaznaczy# nale$y, $e programy edukacji przedszkolnej reali-,.

zowane s! tak$e w obj"tych badaniem szko&ach samorz!do-

wych.

W szczególnie trudnej sytuacji znajduj# si' dyrektorzy ma$ych -.

szkó$ samorz#dowych. Musz# wykazywa% si' kwali)kacjami i wie-

dz# z zakresu prawa pracy, rachunkowo&ci, zarz#dzania, infra-

struktury szko$y, znajomo&ci# przepisów z ró"nych dziedzin. Ob-

ci#"enie dyrektorów prac# dydaktyczn# bardzo utrudnia proces

zarz#dzania – pisz! autorzy opracowania.

Dla przyk&adu, w szkole w Zawistach-Dworakach zasadnicza +.

pensja nauczycielska odpowiada&a uposa$eniu okre%lonemu

w Karcie Nauczyciela, lecz nie naliczano wi"kszo%ci dodatków

(„trzynastej pensji”, odpisu socjalnego, dodatku za wychowaw-

stwo, dodatku wiejskiego etc.). Z kolei w Nadbrze$u szacowano,

$e nauczyciele zarabiaj! o jedn! trzeci! mniej, ni$ gdyby szko&a

nadal pozostawa&a w gestii samorz!du.

O ile jednak w szko&ach samorz!dowych przys&uguje z tego 1.

tytu&u dodatek, o tyle w placówkach pozarz!dowych lekcje

z dwoma klasami, w trakcie których realizowane s! dwa pro-

gramy, rozliczane s! jako jedna godzina (obni$aj!c o po&ow"

koszt lekcji, lecz przyczyniaj!c si" tak$e do znacznego spadku

efektywno%ci nauczania).

Obecnie zaj"cia w klasie kilku- i np. trzydziestoosobowej rozli-4.

czane s! wed&ug jednolitej stawki.

Prezes „Edukatora” uwa$a wr"cz, $e 40-206 wynagrodzenia 2.

nauczyciela mianowanego powinno zale$e# od stopnia jego

zaanga$owania.

Page 31: OBYWATEL nr 3(47)/2009

31

Czy istniej! alternatywy dla dyscyplinowa-nia uczniów za pomoc! „kija i marchewki”? Warto zainteresowa# si" trendem w eduka-cji, który buduje spo&eczno%# szko&y w opar-ciu o idee poszanowania indywidualizmu jednostki oraz dba&o%ci o dobro wspólnoty.

Nie t.dy drogaW tradycyjnej szkole nauczyciel tworzy swój autorytet, ob-jawiaj"c wiedz% przed uczniami. Weryfikuje jej przyswoje-nie, przeprowadzaj"c sprawdziany. Nast%pnie ocenia osi"-gni%cia ka!dego dziecka, decyduj"c o jego promocji do na-st%pnej klasy. Trudno nie dostrzec, !e taki model szkolnic-twa prze!ywa obecnie kryzys.

Szko#a boryka si% z problemem niedotrzymywania kro-ku przeobra!eniom w kulturze oraz zmianom, jakie zasz#y w mentalno$ci m#odych ludzi. ,yjemy w czasach zasobów wiedzy rosn"cych tak szybko, !e nie sposób dog#%bnie po-zna& cho&by jednej dziedziny. Do tego dochodzi powszech-no$& Internetu i nabywanie kompetencji technologicznych, którymi dzieci mog" przewy!sza& doros#ych. W takiej sy-tuacji mi%dzy uczniem a nauczycielem trac" racj% bytu re-lacje oparte na bezsprzecznym autorytecie tego drugiego. Wspó#czesny ucze' potrzebuje partnera, t#umacza $wiata.

Bunt i niech%& m#odych wzbudza wzmaganie dyscy-pliny i ograniczanie praw uczniów, przy równoczesnym

wzmacnianiu w#adzy nauczycieli. Dr Jacek Py!alski z Wy!-szej Szko#y Pedagogicznej w 7odzi przeprowadzi# bada-nia w szko#ach podstawowych, liceach i gimnazjach ca-#ego województwa. Wyniki 24/ rozmów z nauczycielami na temat metod radzenia sobie z niesfornymi uczniami wskazuj", !e coraz mniej skuteczne jest stosowane przez ok. 301 nauczycieli dyscyplinowanie za pomoc" „stawia-nia do k"ta”, wzywania rodziców czy odpytywania przy tablicy. Wed#ug pedagoga, sukces w rozwi"zywaniu pro-blemów wychowawczych jest mo!liwy do osi"gni%cia, gdy relacje mi%dzy uczniem a nauczycielem opiera& si% b%d" na wzajemnej sympatii i szacunku. – Obecnie priorytetowa funkcja edukacji polega na uczeniu dzieci %ycia spo$ecz-nego. Ludzie musz# uczy" si( przez ca$e %ycie, funkcjo-nowa" w spo$ecze)stwie konfliktu, gdzie istniej# ró%ne pogl#dy i przekonania, musz# odnale*" w !wiecie swoje miejsce – w tym w$a!nie ma im pomóc nauczyciel – mó-wi dr Py!alski.

Przygl"daj"c si% organizacji o$wiaty mo!na odnie$& wra!enie, !e w najbli!szym czasie konieczna b%dzie znaczna zmiana polityki edukacyjnej. Jednym z mo!liwych kierun-ków jest edukacja demokratyczna.

Jest sk/d czerpa0Idee edukacji demokratycznej nie s" trendem nowym. Re-formy o$wiaty w tym duchu inicjowa# w XIX-wiecznych Prusach Friedrich A. Froebel (pedagog, kreator huma-nistycznego wychowania przedszkolnego). Widzia# on potrzeb% kszta#towania samodzielnego my$lenia oraz

I-!&$ M$+)(/"$

bnd

SU

SAN

SER

MO

NET

A

Lekcje demokracji

Page 32: OBYWATEL nr 3(47)/2009

32

umiej%tno$ci !ycia w spo#ecze'stwie ju! u najm#odszych dzieci. Jego postulaty nie spotka#y si% z pozytywnym od-biorem w#adz, a placówki „Ogrodów dla dzieci” wedle jego pomys#u – zlikwidowano.

Za prekursora szkó# demokratycznych mo!na uzna& Johna Dewey’a, twórc% Laboratory School w Chicago. Wy-szed# on z za#o!enia, !e szko#y s" instytucjami, które kszta#-tuj" w dzieciach bierno$&, a uczniowie po pewnym czasie staj" si% recesywni, jedynie wch#aniaj"c w siebie to, co jest im przekazywane. Dewey nawo#ywa# do tworzenia warunków, w których dzieci b%d" mog#y rozwija& sw" bystro$&, spe#-nia& si% w aktywno$ci.

W funkcjonuj"cej w latach 25.3-2.0/ placówce, któr" wspó#tworzy#, nauka w du!ej mierze opiera#a si% na do-$wiadczeniach. Dzieci zdobywa#y umiej%tno$ci takie jak szycie, tkanie, gotowanie, które nast%pnie wzbogacano naukow" refleksj" – t#umaczono przyczyny danych pro-cesów. Dewey przekonywa#, !e przysz$o'ci% o'wiaty jest poszanowanie samodzielno'ci oraz indywidualno'ci ka"dego ucznia.

W polskiej my$li pedagogicznej do uznania autonomii i godno$ci dziecka zach%ca# Janusz Korczak. Krytykuj%c stosowanie kar cielesnych i psychicznych (poni"anie, o'mieszanie dziecka), pracuj%cy w domu sierot Korczak zach&ca$ podopiecznych do wspó$gospodarzenia. Two-rzy$ takie instytucje demokratyczne, jak s%dy kole"e+-skie, samorz%dy, kó$ka samopomocowe itd.

)wiadomo'! potrzeby istnienia szkó$, które po-zwol% uczniowi wspó$decydowa! – tak"e o tym, czego

i w jaki sposób b&dzie si& uczy$ – kie$kowa$a w my-'li pedagogicznej od dawna. Ide% t% w pe#ni zrealizo-wa# Aleksander S. Neill. Tworz"c w 2.)2 r. swoj" szko-#% w Summerhill w brytyjskim hrabstwie Su8olk, Neill przyj"#, !e dzieci s" z natury dobre i !e nale!y da& im swobod% w dzia#aniu oraz decydowaniu o sobie. Wbrew temu, jak si% je przyj%#o traktowa&, s" rozs"dne i wiedz", co jest dla nich najlepsze.

Neill postulowa$ zmian& celów wychowania – za-miast procesem „tresowania”, które u$atwia "ycie rodzi-ca, mia$o si& ono sta! przywracaniem dzieciom szcz&-'cia. Wed#ug reformatora, istnieje silny zwi"zek pomi%-dzy szcz%$ciem a dobrem. Tylko cz#owiek szcz%$liwy mo!e by& dobry dla siebie i innych, a osi"gni%cie szcz%$cia nie jest realne w warunkach zniewolenia. „Czeka& i patrze&”, nie wywiera& presji – to zasady, którymi powinni kierowa& si% doro$li, aby stworzy& dzieciom warunki swobodnego rozwoju.

U'wiadamianie, "e edukacja demokratyczna ma za sob% .2 lat do'wiadcze+, jest wa"nym elementem prze-$amywania nieufno'ci wobec takiej formy organizacji o'wiaty. – To nie eksperyment i co! radykalnego. Trzeba wiedzie", %e edukacja demokratyczna dzia$a i spraw-dza si( – przekonywa# zwi"zany z Summerhill pedagog Leonard Turton w czasie Otwartego Spotkania w ramach Walnego Zgromadzenia EUDEC )00. (European Demo-cratic Education Community, Europejska Wspólnota Edu-kacji Demokratycznej), które na prze#omie lipca i sierpnia odby#o si% w Cieszynie.

b N

D.S

TRU

PLER

„C'%?9G 5 39A&'%G”, "5% !7!5%&9G

3&%6:5 – A4 '969>7,

?A<&7$5 34!5""5

?5%&4!9G 65H >4&4FE5, 9@7

6A!4&'7G >'5%854$ !9&#"?5

6!4@4>"%=4 &4'!4:#

Page 33: OBYWATEL nr 3(47)/2009

33

Koniec tresuryMówi"c o szko#ach demokratycznych, warto mie& $wiado-mo$&, !e nie istnieje jeden wzorzec takiej placówki. Chocia! zasady „personalizmu pedagogicznego”, jak czasem okre$la si% pogl"dy Neilla, przy$wiecaj" wi%kszo$ci szkó#, to regu$y ka"dego o'rodka s% wypracowywane przez spo$eczno'!, która go tworzy. Szko#y takie jak Summerhill czy Sands w Wielkiej Brytanii, placówki zwi"zane z IED w Izraelu (patrz ramka), czy Sodbury School w Stanach Zjednoczo-nych tym mi%dzy innymi ró"ni% si& od wielu szkó$ „nie-demokratycznych”, "e s% osadzone w lokalnym kontek-'cie, a tak"e odzwierciedlaj% potrzeby i pomys$y osób, które si& w nich kszta$c%.

Najstarsza – Summerhill – to szko#a koedukacyjna z internatem. Po $mierci za#o!yciela w 2.-/ r., kierownic-two nad ni" przej%#y jego !ona Ena z córk", Zoe Readhead. Przebywa tu obecnie ok. 200 osób, w tym -* wychowan-ków – preferuje si% przyjmowanie dzieci do 2/. roku !ycia, ale nie jest to „twarda” regu#a. Uczniowie maj" mo!liwo$& przygotowa& si% do egzaminu GSCE („ma#a matura”). In-n" znan" szko#" demokratyczn" jest Sands, która powsta#a, gdy w 2.5- r. zamkni%to demokratyczn" Dartington Hall, a jej uczniowie oraz pracownicy postanowili kontynuowa& misj%. W$ród nich by# David Gribble, dzi$ obok Leonarda Turtona jeden z bardziej znanych propagatorów edukacji alternatywnej.

W Sands nie ma dyrektora, wszystkie postanowienia uchwala spo#eczno$& (ok. 30--0 osób). Po próbnym tygo-dniu, w czasie którego kandydat poznaje zasady panuj"ce w szkole, uczniowie oraz nauczyciele wspólnie decyduj" o ewentualnym przyj%ciu w poczet uczniów. Jak w innych

„wolnych szko#ach”, tak!e w Sands nie us#yszy si% dzwonka, dzieci nie s" karane za brak uczestnictwa w zaj%ciach. Wy-chowankowie wiedz", !e w imi% swej wolno$ci mog" robi& wszystko, co chc", dopóki nie przynosi to szkody innym.

Nwiadomi praw i obowi/zkówKto oczekuje, !e swoboda i brak przymusu powoduj" chaos i anarchi%, zdziwi si% widz"c, jak skrupulatnie w szko#ach demokratycznych przestrzegane s" zasady. – Dzieci lubi# struktury, prawa, je!li maj# jaki! wp$yw na ich ustala-nie. S# bardzo entuzjastyczne, je!li chodzi o wprowa-dzanie tych regu$ w %ycie – twierdzi Turton.

Jego do$wiadczenia w pracy z tzw. trudn" m#odzie-!" wskazuj", !e zmiana atmosfery i charakteru relacji na-uczyciel-ucze' cz%sto niweluje trudno$ci wychowawcze. W Summerhill ju! kilkulatek cieszy si% takim samym prawem zg#aszania inicjatyw i wyra!ania opinii na temat pomys#ów innych, jak nauczyciele i kierownictwo szko-#y. Podczas spotka+ szkolnej spo$eczno'ci uchwala si& regu$y, a tak"e omawia zachowania tych, którzy zasady z$amali. Taki system to trening demokracji, przydat-ny w doros$ym "yciu – uczy swobodnie wyra"a! my-'li, sprzyja otwarto'ci oraz opanowaniu trudnej sztuki kompromisu.

„Pi"kno ró$nienia si"” to has&o przewodnie szkó& demokratycznych w Izraelu. Instytut Edukacji Demokratycznej (IED), powo&any przez Yaacova Hechta, od ,/5. r. zainicjowa& utworzenie +0 placówek szkolnych.

Podobnie jak w innych wolnych szko&ach, w placówkach tych prowadzi si" przemy%lan!, d&ugofalow! polityk" wychowawcz!. Szko&y IED realizuj! w procesie edukacji tzw. system inkubatora. Czteroletni proces sk&ada si" z nast"-puj!cych etapów: poszukiwanie z uczniem jego mocnych stron; podj"cie przez niego decyzji, czego chce si" uczy#, jak i z kim; zastosowanie zdobytej wiedzy w praktyce; samorealizacja w roli specjalisty.

IED cieszy si" du$ym powa$aniem, a jego rola nie ogranicza si" do koordynowania dzia&a( placówek szkolnych. Rodzice lub pedagodzy pragn!cy powo&a# now! szko&", mog! liczy# na merytoryczne i praktyczne wsparcie Instytutu. Za spraw! zaproszenia ze strony Ministerstwa Edu-kacji, IED przewodzi procesom demokratyzacji ogólnokrajowego systemu o%wiaty. Powierzono mu kontrol" procesów wdra$ania i rozwijania innowacyjnych systemów kszta&cenia w kilku miastach Izraela. Gdy w -00, r. rozpocz"to opra-cowywanie nowych metod pracy z m&odzie$! zagro$on! wykluczeniem spo&ecznym, w gronie doradczym zasiedli przedstawiciele IED. To jeden ze wska*ników, $e podej+cie Izraela do kwestii edukacji jest du,o bardziej otwarte ni, w in-nych krajach. Zamiast przygl-da. si/ nieufnie demokratycznym szko"om i pi/trzy. przed nimi urz/dnicze trudno+ci, postanowiono przenosi. do szkó" „tradycyjnych” rozwi-za-nia daj-ce pozytywne rezultaty.

IED wydaje periodyk o tematyce o%wiatowej, prowadzi dzia&alno%# wydawnicz!. Od o%miu lat w jego ramach prowadzone s! te$ studia licencjackie w zakresie edukacji demokratycznej. Przygotowanie kadry pedagogicznej %ci%le do pracy w wolnych szko&ach jest du$ym u&atwie-niem, jak twierdz! osoby zwi!zane z tego typu instytucjami, gdy$ kszta&cony w duchu tradycyj-nej pedagogiki nauczyciel potrzebuje pó*niej sporo czasu, aby dostosowa# si" do trybu pracy w wolnej szkole.

Jak to si5 robi w Izraelu

Page 34: OBYWATEL nr 3(47)/2009

34

Partnerskie traktowanie dzieci nie jest jedynie pust" deklaracj". +wiadczy o tym historia, która przydarzy#a si% Summerhill w czasie rz"dów Tony’ego Blaira. Placówka przechodzi#a powa!ne k#opoty – gro!ono jej zamkni%ciem z powodu „niedoci"gni%& w realizacji programu”. Podczas wa!nych negocjacji na temat ugody, naprzeciwko urz%dni-ków reprezentuj"cych rz"d zasiedli uczniowie pod wodz" 2*-letniej dziewczynki. Jej poziom argumentacji i wysoka kultura dyskusji zapewni#y sukces szkole oraz zaskoczy#y pa'stwowych urz%dników.

Równie! inne funkcje i zadania nie s% twardo przy-pisane do poszczególnych osób: pracownicy admini-stracyjni zamieniaj% si& w czasie lekcji w nauczycieli, niektóre zaj&cia mog% prowadzi! rodzice, dzieci cz&-sto przejmuj% kompetencje kierownictwa i podejmu-j% najwa"niejsze decyzje, wspólnie wykonuje si& prace gospodarcze.

Koncentruj"c si% na odczuciach uczniów, nie mo!na pomin"& opinii nauczycieli – dla niektórych praca w ta-kiej szkole jest czym$, czego zawsze szukali. Dla Huw Morgana metody pracy z dzie&mi, jakich uczono go na studiach, by#y nie do przyj%cia. Przeszkadza#o mu nie-powa!ne traktowanie uczniów i dopiero, gdy odwiedzi# Sands, „poczu# si% jak w domu”. Ale demokratyczna edu-kacja nie dla ka!dego jest taka prosta. Jak mówi Turton: Prawdziwa edukacja demokratyczna, tak jak sam ustrój demokratyczny, to ci(%ka praca. Nie mo%na si( leni" i ukrywa", nale%y bra" udzia$ i mie" odwag( pre-zentowa" siebie i swoje pomys$y. O ile wed#ug Turtona dzieciom przystosowanie si% do szko#y demokratycznej przychodzi „tak naturalnie, jak ptakom latanie”, o tyle doro$li musz" zrewidowa& pogl"dy, które wpaja im si% na studiach, m.in. !e „nauczyciel powinien sprawia& wra!e-nie, jakby wiedzia# wszystko”.

Szcz.-liwi zamiataczeSzko#om demokratycznym cz%sto zarzuca si%, !e dzieci ni-czego si% tam nie naucz" i nie zrealizuj" zatwierdzonego programu. Z kolei mo!liwo$& rezygnacji ucznia z wybra-nych zaj%& jawi si% jako zach%ta do pró!niactwa. Faktem jest, !e w placówkach takich obecno'! na lekcjach obowi%-zuje jedynie nauczyciela, a mimo to np. w Summerhill poziom absencji jest znacznie ni"szy ni" w tradycyjnych szko$ach Wielkiej Brytanii.

Ucze' sam podejmuje decyzje, czego chce si% uczy&, a to zwi%ksza szanse na jego zaanga!owanie w zdobywanie wiedzy. Nauka w Summerhill nie polega na przesiadywa-niu w #awce, a po zaj%ciach „wkuwaniu” dat i poj%&, które po sprawdzianie czy egzaminie mo!na zapomnie&. Mimo braku przymusu, wi&kszo'! uczniów uczy si& ch&tnie, osi%gaj%c wysokie noty w czasie GSCE.

Szko#y d"!" do tego, aby rozwija& w dzieciach specja-listów, wychodz"c z za#o!enia, !e ka!da jednostka, której pozostawi si% wybór, ma szans% zosta& ekspertem w samo-dzielnie wybranej dziedzinie. Dzieci podkre$laj", !e odk"d

nikt nie zmusza ich do udzia#u w lekcjach, maj" ochot% uczy& si% dla samych siebie.

Jednym z zada' kadry jest wspieranie uczniów w po-dejmowaniu decyzji. W Sands zach%ca si% najm#odszych do udzia#u w wi%kszo$ci oferowanych zaj%&, dopiero po pewnym czasie mog" zaw%zi& liczb% przedmiotów i skupi& si% na ulubionej dziedzinie. Mimo tego, jak twierdzi na-uczyciel Martin Roberts, na 22 mo!liwych przedmiotów, które ko'cz" si% egzaminami, dzieci zdaj" *-5 egzaminów, a zdarzaj" si% uczniowie, którzy przyst%puj" do wszystkich jedenastu. Niektóre szko#y powo#uj" instytucj% „opieku-nów edukacyjnych”. Jednym z nich jest w#a$nie Roberts: Moim zadaniem jest spotka+ si$ z uczniem, którego jestem opiekunem, przynajmniej raz na semestr. W czasie tych spo-tka* rozmawiamy o jego post$pach. Do jego kompetencji nale!y tak!e utrzymywanie kontaktu z rodzicami i kon-sultowanie z nimi pracy wychowawczej. Uczniowie maj% czu! si& samodzielni, ale nie osamotnieni w poszuki-waniu w$asnej drogi.

Wed#ug 2--letniej Sizu, która edukacj% w Summerhill rozpocz%#a w wieku 20 lat, wolno$& uczy samoorganizacji: W tej szkole mo)esz robi+ cokolwiek zechcesz. Je#li wolisz gra+ w tenisa zamiast i#+ na lekcje, robisz tak. Takiej szansy nie dostaniesz w zwyk!ej szkole. Podkre$la, !e konieczno$& samo-dzielnego organizowania sobie zaj%& da#a jej umiej%tno$ci podejmowania decyzji. Dzi%ki Summerhill ju! dzisiaj czuje si% tak" osob", jak" chce by& w przysz#o$ci.

Równie! w Sands uczniowie mog" zrezygnowa& z udzia#u w zaj%ciach wybranego przez siebie kursu, ale nie powinno to by& to!same z nieróbstwem. Zach%ca si% dzie-ci, !eby zyskany czas po$wi%ci#y na dzia#ania artystyczne (szko#a posiada $wietnie wyposa!one pracownie muzyczne i plastyczne) lub zaanga!owanie na rzecz spo#eczno$ci, jak np. pomoc w przygotowaniu lunchu. Dzi%ki takim prakty-kom nawet nie b%d"c na lekcji – ucze' nie traci czasu i ma mo!liwo$& rozwoju.

Podobnie jak w ka!dej szkole, tak!e tu zdarzaj" si% jed-nostki, którym mimo wszystkich udogodnie' zdobywanie wiedzy nie sprawia satysfakcji. Jak twierdz% pedagodzy zwi%zani z wolnymi szko$ami, lepiej by! szcz&'liwym zamiataczem ulic ni" sfrustrowanym profesorem aka-demickim – i nie zmuszaj% ich do nauki nielubianych zagadnie+.

Absolwentów cechuje dojrza#o$& oraz $wiadomo$& tego, co jest w !yciu wa!ne. +wiadczy& mo!e o tym wypowied( 23-letniej Carli (siedem lat w Summerhill): Nawet pope!nia-j"c z!" decyzj$ wiem, )e )ycie toczy si$ dalej! Mam #wiadomo#+, )e nie musz$ mie+ najwy)szych not z GSCE, aby by+ warto-#ciowym cz!owiekiem. Dziewczynka podkre$la, !e zalet" jej szko#y jest szanowanie czasu uczniów, których nie zmusza si% do uczestnictwa w zaj%ciach tylko dlatego, !e „wypada”. Wed#ug Zsa-Zsy Shea z Sands, uko'czenie takiej szko#y dodaje atrakcyjno$ci na rynku pracy: Mo%emy o sobie mó-wi" – i tak nas postrzegaj# – %e jeste!my pracowitymi lud*mi, maj#cymi jasn# wizj( swoich celów.

Page 35: OBYWATEL nr 3(47)/2009

35

Daleko od SummerhillDla placówek edukacyjnych, które próbuj" przenosi& na polski grunt do$wiadczenia szkó# demokratycznych, traf-niejszym okre$leniem by#oby „szko#y demokratyzuj"ce”. Jak dot"d nigdzie bowiem nie uda#o si% w pe#ni zrealizo-wa& koncepcji pedagogicznych np. Neilla.

Mówi"c o ideach wolnej edukacji, nale!y przywo#a& nazwisko Krystyny Starczewskiej – polonistki zwi"zanej z opozycyjn" „Solidarno$ci"”. Wraz z Zespo#em Ekspertów O$wiaty przed#o!y#a w#adzom w 2.50 r. dokument „Szko#a jako $rodowisko wychowawcze”. Nawo#ywano w nim do odk#amania nauczanej historii, umo!liwienia tworzenia szkó# opartych na autorskich programach oraz uznania,

!e misj" szkó# jest troska o dobro dzieci. Dopiero w czasie przemian ustrojowych uda#o si% Starczewskiej wynegocjo-wa& prawo tworzenia szkó# spo#ecznych, a nabór do pierw-szej z nich odby# si% jeszcze przed czerwcowymi wybora-mi ’5. r. I Spo#eczne Liceum Ogólnokszta#c"ce na ul. Bed-narskiej w Warszawie funkcjonuje do dzisiaj, jego patronem jest Maharad!a Jam Saheb Digvijay Sinhji.

Szkole zale!y na integracji mi%dzykulturowej, przy-znaje wi%c stypendia uchod(com np. z Gruzji czy Armenii. Uczniowie s" zach%cani do udzia#u w dzia#aniach Amnesty International, Polskiej Akcji Humanitarnej czy Komitetu Helsi'skiego, prowadz% spó$dzielni& „Kardamon” zaj-muj%c% si& sprzeda"% produktów tzw. sprawiedliwego handlu, organizuj% Wigili& dla bezdomnych, pomaga-j% dzieciom z domów dziecka. Szko#a dzia#a w oparciu o w#asn" Konstytucj%, która stanowi m.in., !e uczniowie nie mog" ca#kiem rezygnowa& z nauki nielubianych przed-miotów, maj" jedynie mo!liwo$& wyboru ich poziomu, przy czym zaw%!eniu zakresu jednego przedmiotu musi

towarzyszy& rozszerzenie innego (redukcji nie mog" ulega& tylko lekcje j%zyka polskiego).

W radzie szko#y, sejmie i s"dzie kole!e'skim zasiadaj" wspólnie uczniowie, rodzice i nauczyciele. Równie! absol-wenci w#"czaj" si% w !ycie placówki, cz%$& z nich powraca po studiach jako nauczyciele. Nale!y do nich Ika Maty-jaszkiewicz, która o szkole pisze tak: Zda+ na Bednarsk" to decyzja na ca!e )ycie – na zawsze ju) pozostaje si$ w kr$gu tworz"cych to miejsce ludzi i idei. To nie jest zwyk!a szko!a, bo nie mo)na jej po prostu sko*czy+ i odej#+. Wróci!am tu ja-ko nauczycielka i znowu czuj$, )e jestem w centrum wa)nego i m"drego przedsi$wzi$cia. Uczniowie z ulicy Bednarskiej cz%sto na dobre wi"!" si% z dzia#alno$ci" spo#eczn".

Idee Bednarskiej realizuj" tak!e sto#eczne Gimnazjum przy ul. Raszy'skiej oraz Wielokulturowe Liceum Huma-nistyczne im. Jacka Kuronia. Równie! z tymi placówkami wspó#pracuje du!a grupa absolwentów SLO, m.in. prowa-dz"c fakultety i seminaria.

Warto jednak pami&ta!, "e szko$y z wysokim cze-snym, jakimi s% powy"sze placówki, to miejsca elitar-ne, w których „demokracji” do'wiadczy! mog% jedynie uczniowie z maj&tnych rodzin. Mo!na spotka& si% z opini", !e jedyn" polsk" szko#", która zbli!a#a si% do demokratycz-nych idei, by# Szkolny O$rodek Socjoterapii. SOS powsta# w 2.52 r. na warszawskiej Pradze jako eksperymentalny pro-jekt pedagogiczny; stanowi# rozszerzenie dzia#alno$ci przy-szpitalnej klasy dla lecz"cych si% narkomanów. Jedynymi regu#ami szko#y by#y zakazy u!ywania narkotyków i stoso-wania przemocy. W krótkim czasie SOS przyci"gn"# i da# schronienie artystom, dziwakom i buntownikom (jedn" z postaci zwi"zanych z placówk" by# Andrzej Stasiuk). Pierw-sze lata dzia#alno$ci SOS owiane s" dzisiaj legend". Ci, którzy

?9C>9 :%>"46A?9, ?A<&%: 34'46A9!5 65H !7@<&, $9 6'9"6H '46A9G %?63%&A%$ ! 69$4>'5%E"5% !7@&9"%: >'5%>'5"5%

b D

. SH

ARO

N P

RUIT

T

Page 36: OBYWATEL nr 3(47)/2009

36

w tamtym czasie nale!eli do spo#eczno$ci, wspominaj" nie-zwyk#y charakter relacji z nauczycielami. Zainteresowanie uczniów nauk" by#o jednak marginalne. Od lat .0. charakter szko#y uleg# przeobra!eniom, nauczyciele, którymi dawniej byli terapeuci, zmieniali si% w pedagogów. Zacz%to przyk#a-da& wi%ksz" wag% do zdobywania wiedzy, uczniów z proble-mem narkotykowym otacza si% terapi" rodzinn" itp.

Kolejna próba stworzenia wolnej szko#y by#a inspi-rowana do$wiadczeniami Summerhill. Innowacyjny pro-gram 44 LO w 7odzi, który opracowano we wspó#pracy z pedagogami i psychologami z Pracowni Alternatywnego Wychowania, zosta# zatwierdzony przez MEN w 2..) r. Pierwszego wrze$nia tego samego roku placówka rozpo-cz%#a dzia#alno$&.

Co decydowa$o o rewolucyjnych charakterze $ódz-kiego liceum? Rezygnacja z ocen na rzecz opisu umiej&t-no'ci ucznia, otwarcie szko$y do godziny 52.22 (umo"-liwiaj%ce korzystanie z oferty dodatkowych zaj&!, a tak-"e indywidualnej pracy z nauczycielem), wprowadzenie zaj&! o charakterze terapeutycznym (np. fakultatywnej psychoedukacji), czy wreszcie spotkania spo$eczno'ci szkolnej, w czasie których mia$y zapada! wspólne decy-zje. Szansy dla siebie w „Czwórkach” zacz&$a upatrywa! m$odzie", która nie potrafi$a przystosowa! si& do zasad i wymaga+ „normalnych” szkó$ publicznych, przecho-dzi$a kryzysy emocjonalne zwi%zane z dojrzewaniem oraz problemy rodzinne.

– Dano nam mo)liwo#+ stworzenia szko!y, ustanowienia norm i regu!, wed!ug których chcemy funkcjonowa+. O dziwo, nie pojawi!a si$ anarchia: skoro mo)emy, to nie ustanawiamy )adnych regu!. Wr$cz odwrotnie; okaza!o si$, )e ta „zdepra-wowana” m!odzie) jest w stanie wynegocjowa+ zasady, a tak)e znajdowa+ rozwi"zania, kiedy s" one !amane. Gdy teraz na to patrz$, to zdobywali#my konkretne umiej$tno#ci )ycia w spo!e-cze*stwie, wyra)ania w!asnego zdania, przekonywania ludzi do tego, co dla nas wa)ne – wspomina Magdalena Trzaska#a, absolwentka pierwszego rocznika „Czwórek”, obecnie pra-cuj"ca w nich jako psycholog.

W pewnym momencie placówka sta$a si& przestrze-ni%, która jako jedyna w (odzi zajmowa$a si& pog$&bio-n% prac% wychowawcz%. Cz&sto osoby, które nie radzi$y sobie w innych szko$ach, dzi&ki partnerskim relacjom odkrywa$y zdolno'ci, o jakie w poprzednich placów-kach nawet by ich nie podejrzewano. Niestety, jak twier-dzi Trzaska#a, liceum stopniowo zatraca swoj" wyj"tkow" to!samo$&: Z tamtej szko!y zosta!a legenda, dobre i z!e opo-wie#ci o niej. 00 Liceum straci!o charakter, swoj" wyj"tkowo#+ i niepowtarzalno#+. Wypali! si$ taki system pracy, gdy) okaza! si$ niezwykle trudny i kosztowny.

Niepokój o przysz#o$& placówki, nadal do$& mocno odmiennej od przeci%tnej, budzi tak!e wypowied( obecnej uczennicy, Kasi Pawlak: Ludzie nie maj" ochoty w!o)y+ tro-ch$ wysi!ku w to, aby by!o jak kiedy#. Nie przychodz" na spo-tkania spo!eczno#ci. Nauczyciele te) si$ pozmieniali, bardziej kieruj" si$ ku „starym, sprawdzonym zasadom”. Oczywi#cie,

s" jeszcze wyj"tki. Ale co z tego, )e jest par$ jednostek, które chc" co# robi+ – do stworzenia ca!ej wspó!graj"cej szkolnej spo-!eczno#ci potrzeba zaanga)owania wszystkich.

Mimo zmian, uczniowie i absolwenci pozytywnie wy-ra!aj" si% o szkole. – W 00. nauczy!am si$ czego# wa)niejszego, ni) rozwi"zywanie zada* z chemii… Pokazano, )e mój g!os jest wa)ny, )e je#li czego# chc$, mog$ to osi"gn"+, gdy dobio-r$ odpowiednie #rodki. Nauczy!am si$ szacunku dla cudzych decyzji, pogl"dów i tego samego wymagam od innych – mó-wi Dominika Bro!y'ska, absolwentka z )00- r., obecnie zwi"zana ze Stowarzyszeniem Artystyczno-Edukacyjnym PORT-7ód(, zajmuj"cym si% m.in. propagowaniem idei demokratycznej edukacji.

(Nie)demokracja w edukacjiDla w#adz o$wiatowych szko#y demokratyczne s" tworem k#opotliwym. „Antydemokratyczna” forma edukacji jest

„dobra, poniewa! znana”. By#y minister edukacji Roman Giertych twierdzi#, !e o demokracji w szkole nie mo!e by& mowy – jak mówi#, „demokracja jest dla ludzi $wiadomych, nie dla dzieci”. Zamiast niej proponowa$ dyscyplin&, któ-ra mia$a wed$ug niego uleczy! zepsutych i zdeprawo-wanych uczniów polskich szkó$. Wyg$aszaj%c takie tezy, zapomnia$ o jednym: M$odzie" nie „popsu$a si&” w szko$ach demokratycznych, lecz w tradycyjnych pla-cówkach, w których uczniowie nigdy tak naprawd& nie mogli stanowi! o sobie i wspó$decydowa! o ich formie.

Czytaj"c i s#uchaj"c opowie$ci o szko#ach demokra-tycznych, trudno nie pozazdro$ci& atmosfery, metod pracy oraz efektów, jakie uzyskuj" te placówki. Naiwne by#oby marzenie o takiej reformie edukacji, która ka!d" polsk" szko#% przemieni w Summerhill. Jednak ju! rozwi"zania izraelskie pokazuj", !e ciekawe efekty mo!na osi"gn"& na znaczn" skal% stosunkowo niewielkim wysi#kiem. Równie! w Polsce s" realne i nie wymagaj" du!ych nak#adów finan-sowych takie zmiany, które wzmacnia& b%d" samorz"dno$& uczniów, nak#ania& rodziców do anga!owania si% w !ycie szko#y, promowa& idee dialogu, rozwija& kreatywno$&, za-ch%ca& nauczycieli do zmiany relacji z uczniami na bardziej partnerskie. Je$li doro$li odpowiedzialni za o$wiat% (w#adze centralne i samorz"dowe, dyrektorzy szkó# i pedagodzy, ro-dzice), wykrzesaj" z siebie ch%ci, by& mo!e ich dzieci b%d" mia#y szans%, zgodnie z koncepcjami Neilla, odkry! w so-bie wewn&trzne dobro, mie! odwag& realizowa! w$asne pasje, a w ostatecznym rozrachunku – by! aktywnymi obywatelami.

Ilona Majewskawspó:praca Dominika Bro=y>ska

Cytowane wypowiedzi uczniów Summerhill pochodz! ze stro-

ny internetowej szko&y, natomiast uczniów z Sands oraz L. Tur-

tona zosta&y zarejestrowane podczas wspomnianego w tek%cie

spotkania EUDEC w Cieszynie.

Page 37: OBYWATEL nr 3(47)/2009

37

Z wszystkich zak%tków Polski dochodz% informacje o kamienicznikach, którzy niczym ich XIX-wieczni poprzednicy decyduj% o ludzkim „mieszka! albo nie mieszka!”. Warszawa skupia te problemy niczym w so-czewce, poniewa! w do$& zamo!nym mie$cie du!o jaskra-wiej wygl"daj" problemy ludzi biednych.

Wszystko przez BierutaHistoria reprywatyzacji rozpoczyna si% )3 pa(dziernika 2.4* r. Wówczas to Boles#aw Bierut wydaje dekret „O w#a-sno$ci i u!ytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy”. Zgodnie z nim, wszystkie nieruchomo$ci w stolicy przecho-dz" na w#asno$& pa'stwa. Paradoksalnie, po 4* latach to w#a$nie na niego powo#aj" si% spadkobiercy dawnych w#a-$cicieli, d"!"cy do przej%cia placów i budynków.

Prawo to stworzono, by móc szybko odbudowa& stolic%. Nawet potomkowie by#ych w#a$cicieli uwa!aj", !e by#o to wówczas konieczne. – Podobne akty obowi"zywa!y równie) w Niemczech, dzi$ki nim mo)na by!o odbudowa+ miasta. Ty-le, )e tamtejsze umocowania prawne zak!ada!y czasowy zabór mienia, nieruchomo#ci by!y zwracane po zap!aceniu przez w!a#cicieli za odbudow$ – mówi Miros#aw Szypowski, prze-wodnicz"cy Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Rewindykacyjnych (OPOR). – No w!a#nie, a odzyskuj#cy swe dawne w$asno!ci w Warszawie nie ponosz# %ad-nych kosztów odbudowy ani utrzymania tych budyn-ków przez kilkadziesi#t lat – ripostuje Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów (WSL).

Kiedy PZPR przechrzci#a si% na socjaldemokracj%, a na scenie politycznej pojawi#a si% antykomunistyczna prawica, potomkowie w$a'cicieli poczuli, "e nadszed$ ich czas. Kolejne prawicowe rz%dy w programach wyborczych obiecywa$y reprywatyzacj& i cho! do dzi' stosowny akt

prawny nie zosta$ uchwalony, potomkowie przedwo-jennych kamieniczników stopniowo przejmuj% mienie – a w$a'ciwie, zgodnie z postanowieniem Bieruta, uzy-skuj% wieczyst% dzier"aw& za symboliczn% op$at%. Za jedn% z nieruchomo'ci w centrum Warszawy, na której stoi czteropi&trowa kamienica, w$a'ciciel p$aci… 6.2 z$ rocznie. Wspomniany wy!ej dekret zostawi# furtk%, dzi%-ki której takie sytuacje s" mo!liwe. Jego art. - przyznawa# dotychczasowym w#a$cicielom prawo do tego, by w ci"gu 3 miesi%cy zg#aszali wnioski o wieczyst" dzier!aw% lub pra-wo zabudowy za symboliczn" op#at".

W 2.*0 r. zlikwidowano w#asno$& samorz"dow" i nie-ruchomo$ci przej"# Skarb Pa'stwa. Aby odzyska& kamie-nic% czy plac, nale!y udowodni&, !e by#o si% w#a$cicielem lub spadkobierc" znacjonalizowanego mienia. W tym ce-lu trzeba okaza& akt notarialny, potwierdzaj"cy prawo do w#asno$ci, za$wiadczenie z ksi%gi hipotecznej lub wieczystej i dokument zakupu dzia#ki. Znaczna cz%$& tych dokumen-tów sp#on%#a w czasie wojny. Wydawa#oby si%, !e zamyka to wielu osobom drog% do odzyskania dawnego maj"tku.

„Cuda” si% jednak zdarzaj".

GrabieB zagrabionegoW $rodowiskach osób trac"cych mieszkania w nast%pstwie reprywatyzacji nieoficjalnie mówi si% o osobach, które nie maj" dokumentów, ale wiedz", do kogo si% uda&, by odzy-ska& maj"tki. Nierzadko takie, które nigdy nie nale!a#y ani do nich, ani do ich krewnych. Trzeba bowiem pami%ta&, !e powojenne zamieszanie by#o wymarzon" sytuacj" dla wszelkiej ma$ci oszustów.

Na spekulacje i kradzie!e szczególnie nara!one by#o mienie po!ydowskie. Ciekawego przyk#adu dostarcza budy-nek przy Noakowskiego 23. W sierpniu 2.4* r. niejaki Leon

ZreprywatyzowaniK!&'$% M$-)*

Na powojenn! odbudow" stolicy z&o$yli si" wszyscy pracuj!cy Polacy. Ka$dy z nich od swojej skromnej pensji mia& odci!gan! pewn! kwot" na ten cel. Ponadto, sami warszawiacy czynnie odbudowywali domy w&asne i s!siadów. Po latach, spadkobiercy w&a%cicieli budynków, które sp&on"&y podczas wojny, nierzadko wedle stanu na wrzesie( ,/+/ zad&u$one po same dachy, domagaj! si" ich zwrotu. To, co wed&ug nich jest „dziejow! sprawiedliwo%ci!”, dla mieszka(ców reprywatyzowanych budynków stanowi cz"sto pocz!tek pasma krzywd.

Page 38: OBYWATEL nr 3(47)/2009

38

Kalinowski, funkcjonariusz UB, sfa#szowa# dokumenty przedstawicielskie rodzin Oppenheimów i Regirerów, w#a-$cicieli trzech warszawskich kamienic. Nast%pnie odsprzeda# wspomniany budynek Romanowi K%pskiemu i Zygmun-towi Szczechowiczowi. Rok pó(niej do Warszawy wróci#a prawowita w#a$cicielka. Sprawa trafi#a do s"du. Po krótkim procesie Kalinowski znalaz# si% w wi%zieniu, sk"d wyszed# tylko na rok, by ponownie trafi& przed oblicze Temidy za podobne przest%pstwa. Z wi%zienia !ywy ju! nie wyszed#.

Pomimo tych wydarze', Roman K%pski w 2..- r. wniós# spraw% o odzyskanie kamienicy. Umar# jednak w 2... r., nie doczekawszy „zwrotu” maj"tku. Ostatecz-nie kamienic& przyznano jego spadkobiercom, w'ród których jest Andrzej Waltz, m%"… obecnie urz&duj%cej prezydent Warszawy.

W/tpliwe -wi.to-ciNiezale!nie od przypadków typowo kryminalnych, przy obecnym porz"dku prawnym w#adze Warszawy mog#yby niczego nikomu nie oddawa&, gdy! „bierutowe prawo” nie jest do ko'ca jednoznaczne, zw#aszcza w zestawieniu z in-nymi aktami legislacyjnymi. W#adze stolicy sprzyjaj" jed-nak dawnym w#a$cicielom, a urz%dnicy przymykaj" oczy na

„detale”. Spadkobiercy w#a$cicieli korzystaj" z tych udogod-nie', lecz proces odzyskiwania budynków bywa dla nich zbyt d#ugotrwa#y. Kieruj" wi%c skargi do s"du, a !e te nie zawsze przynosz" skutek ze wzgl%du na niejasno$ci prawne,

postanowili z#o!y& wniosek do Mi%dzynarodowego Ko-mitetu Praw Cz#owieka w Genewie, przed którym b%dzie ich reprezentowa#a szwajcarska kancelaria specjalizuj"ca si% w reprywatyzacji. Ewentualna wygrana potomków w#a$ci-cieli oznacza& b%dzie konieczno$& uwzgl%dniania wyk#adni Komitetu przez polskie s"dy.

Platforma Obywatelska w czasie kampanii wyborczej obiecywa#a, !e po doj$ciu do w#adzy doprowadzi do uchwa-lenia ustawy, która w sposób mo!liwie najmniej dotkliwy dla spo#ecze'stwa ureguluje roszczenia tej grupy. Pocz"tkowo my$lano o zwrocie mienia w naturze wsz%dzie tam, gdzie to mo!liwe. Wycofano si% z tego pomys#u, prawdopodobnie pod wp#ywem koalicjanta, na rzecz odszkodowa', na które miano przeznaczy& )0 mld z#. Wysocy przedstawiciele re-sortu skarbu nieoficjalnie mówi%, "e Polski nie sta! na takie wydatki w czasie kryzysu. – Oceniamy, )e 1(2 maj"t-ków mo)na zwróci+ w naturze, a to znacz"co obni)y!oby koszty funkcjonowania ustawy – przekonuje Miros#aw Szypowski.

Interpretacja „$wi%tego prawa w#asno$ci”, na które tak lubuj" si% powo#ywa& spadkobiercy kamieniczników, nie jest w tym przypadku jednoznaczna. Przez kilkadziesi"t lat zasz#y bowiem znacz"ce zmiany. Podczas odbudowy Warszawy kamienice niejednokrotnie by$y restaurowa-ne z przesuni&ciem, wskutek czego dzi' znajduj% si& na innych dzia$kach ni" siedemdziesi%t lat temu. – Cz(sto s# to równie% zupe$nie inne budynki ni% te, które sta$y w danym miejscu przed wojn# – podkre$la Ciszewski.

b L

OKA

TORZ

Y.IN

FO.P

L

Page 39: OBYWATEL nr 3(47)/2009

39

Inny powa!ny problem polega na wykupieniu cz%-$ci mieszka' przez ich lokatorów. Odebranie im w#asno-$ci by#oby naruszeniem zasady nie dzia#ania prawa wstecz, w zwi"zku z czym przy reprywatyzacji zwraca si% tylko t% cz%$& nieruchomo$ci, do której praw nie naby#a w mi%dzy-czasie inna osoba. Szypowski zgadza si% z takim podej$ciem do sprawy, jednak zastrzega: Je#li kolesie Gierka kupowali mieszkania za ówczesn" równowarto#+ malucha, #wiadczy to o zakupie w z!ej woli. Legalno#+ takich przypadków staramy si$ podwa)a+ w s"dzie.

Zdarzaj" si% tak!e tak kuriozalne sytuacje, jak przypa-dek kamienicy przy Chmielnej 22. Po wyzwoleniu Warsza-wy budynek by# niemal doszcz%tnie zniszczony. Wprawdzie w 2.4. r. w#a$ciciel otrzyma# prawo dzier!awy i zgod% na odbudow%, jednak jego hipoteka by#a obci"!ona stutysi%cz-nym d#ugiem na rzecz pa'stwa. W dodatku ju! w 2.43 r. lokatorzy i kupcy zawi"zali spó#k%, przy u!yciu której w$a-snymi si$ami odbudowali kamienic&. Zachowa$y si& dokumenty potwierdzaj%ce t& oddoln% inicjatyw& i jej wykonanie przez mieszka+ców, w przeciwie+stwie do dokumentów potwierdzaj%cych zakup prawa do gruntu przez spó$k& lokatorów i w$a'cicieli. To by$o przyczy-n%, dla której s%dy kolejnych instancji odrzuca$y pozew spadkobierców o zwrot kamienicy. Wbrew s%dowym wyrokom, w$adze lokalne postanowi$y nieruchomo'! podarowa! potomkom w$a'ciciela.

I odpu-0 nam nasze dKugi…Je$li spojrzymy w przedwojenne hipoteki, to oka!e si%, !e znaczna cz%$& kamienic by#a zad#u!ona. Precyzyjnych statystyk nie sposób poda&, poniewa! wojenne spusto-szenia nie omin%#y dokumentów miejskich. – Je#li d!ug dotyczy! Skarbu Pa*stwa lub Warszawy, to przeliczamy go i oddajemy kamienic$, kiedy odzyskamy pieni"dze – mówi Ma#gorzata Kazimierczak z Biura Gospodarki Nierucho-mo$ciami m.st. Warszawy. D#ugi wzgl%dem pa'stwa by#y jedynie niewielkim u#amkiem wszystkich wierzytelno$ci. Szypowski twierdzi, !e nale!no$ci wobec pa'stwa i miast s" honorowane i zwracane przez $rodowiska w#a$ciciel-skie, jednak nie uda#o mi si% odnale(& ani jednego takie-go przypadku. Co istotne, w wi&kszo'ci przypadków nigdy nie sp$acony kredyt by$ zaci%gni&ty na budow& kamienicy. W tym 'wietle do'! groteskowo brzmi% ha-s$a o „zagrabionym maj%tku”.

Ciekawym przypadkiem jest nieruchomo$& na Nowym +wiecie 34. Obecny budynek stanowi zaledwie 201 starej kamienicy. Reszta zosta#a odbudowana w 2.4. r. przez pa'-stwo (warto$& hipoteczna ponad * mln z#) oraz Spó#dzielni% Komunikacyjno-Budowlan" (kolejne -,* mln na hipotece). W odbudowie brali udzia# tak!e lokatorzy i najemcy po-mieszcze' handlowo-us#ugowych, dodatkowo budynek by# potem odnawiany i modernizowany. Z kolei jego przedwo-jenna hipoteka by#a obci"!ona znacz"c" po!yczk". Nie prze-szkodzi#o to jednak w#adzom samorz"dowym odda& nieru-chomo$ci spadkobiercom jako wolnej od obci"!e'.

Frajerzy i pokrzywdzeniPrzypadków odbudowy kamienic przez lokatorów, rze-mie'lników i sklepikarzy jest wiele. )mia$o mo"na po-wiedzie!, "e bez takiej kooperatywy wi&kszo'! budyn-ków nie powsta$aby z gruzów. Jednak to, co wydaje si& by! atutem mieszka+ców, w oczach sto$ecznych urz&d-ników jest frajerstwem. – Je#li byli lokatorzy lub najem-cy lokali u)ytkowych partycypowali w odbudowie domów, to znaczy, )e nadbudowywali je na nieruchomo#ciach nale)"cych do kogo# innego. Prawo mówi jasno, )e to, co zostanie nadbu-dowane, nale)y do w!a#ciciela nieruchomo#ci. Nieznajomo#+ prawa dzia!a na niekorzy#+ osób prawo ignoruj"cych – mówi# w )004 r. dla jednego z dzienników Krzysztof Ratowski, kie-rownik wydzia#u spraw dekretowych i zwi"zków wyznanio-wych w Biurze Gospodarki Nieruchomo$ciami, Geodezji i Katastru Miasta Warszawy. I dodawa#, !e po 2.4* r. w#a-$ciciele nieruchomo$ci ponie$li ogromne straty. – Nale)y im si$ wyrównanie krzywd. Przez ponad 0( lat dzia!o si$ w Polsce bezprawie. My to bezprawie po prostu usuwamy – twierdzi#. A "e kosztem krzywd lokatorów – co za problem…

Rol% mieszka'ców w pod(wigni%ciu Warszawy z powo-jennej ruiny umniejsza równie! Ma#gorzata Kazimierczak: Prosz$ nie bra+ tej odbudowy stolicy przez mieszka*ców tak bardzo serio. Nawet je#li mieszka*cy sami j" odbudowywali, to Skarb Pa*stwa organizowa! ceg!y i wyra)a! na to zgod$. Jak wida&, ceg#y i decyzja wystarcz" do wzniesienia budynku.

Cuda na ojcowiOniePrzejmowaniu kamienic cz%sto towarzysz" zadziwiaj"ce

„zbiegi okoliczno$ci”. Przyk#adowo, w budynku przy Rac#a-wickiej *, na krótko przed przej%ciem go przez nowego, pry-watnego w#a$ciciela, rozpocz"# si% remont, o który miesz-ka'cy nie mogli si% doprosi& od 2* lat! Agnieszka Grabow-ska-Urbanek, nowa w#a$cicielka, wymieni#a ju! tylko okna na klatce schodowej i j" pomalowa#a. Warto wspomnie&, !e w zwi"zku z nowymi przy#"czami instalacyjnymi mieszka'-cy zainwestowali w wanny, umywalki czy sedesy. Jednocze-$nie musieli naprawi& $ciany, które wymiana rur uszkodzi#a. Dla ma#o zamo!nych lokatorów by#y to znacz"ce wydatki, na które musieli wzi"& kredyty. Rado'! z zako+czonego remontu nie trwa$a d$ugo, poniewa" wkrótce okaza$o si&, "e s% zmuszeni p$aci! czynsz w wysoko'ci swoich po-borów. Podniesienie standardu "ycia mieszka+ców by$o uzasadnieniem podwy"szenia przez now% w$a'cicielk& stawki za metr kwadratowy z 5,/ do… 51,/4 z$.

Jednym z koronnych argumentów zwolenników repry-watyzacji jest wieloletni zastój w inwestycjach w kamienice w okresie gospodarowania nimi przez pa'stwo i gmin%. To w#a$nie mi%dzy innymi fatalny stan kamienic cz%sto decy-dowa# o umieszczaniu w nich mieszka' socjalnych. – Ca!a warszawska Praga w %/00 r. by!a w dobrym stanie, zniszczy!y j" powojenne rz"dy – grzmi Miros#aw Szypowski. Potomko-wie kamieniczników posi#kuj" si% próbami dowodów, jako-by na kamienicach nie da#o si% zarobi&. Nierzadko dekla-ruj%, "e zupe$nie nie zale"y im na pieni%dzach, lecz po

Page 40: OBYWATEL nr 3(47)/2009

40

prostu chc% odzyska! „ojcowizn&”. Jednocze'nie, cz&sto bezpo'rednio po zako+czeniu procesu reprywatyzacji, ch&tnie odsprzedaj% ow% umi$owan% ojcowizn& firmom wyspecjalizowanym w wyciskaniu ostatnich groszy z lo-katorów lub ich usuwaniu, by w miejscu mieszka+ zor-ganizowa! biurowiec.

Brudne chwytySytuacja, w której lokatorzy staj" si% przedmiotem swoistego handlu !ywym towarem oznacza nieraz dopiero pocz"tek katorgi. Kamienicznicy nie przebieraj" w $rodkach, by si% ich pozby&. We(my przypadek kamienicy na Marysi'skiej )), przej%tej przez Józefa Piaszczy'skiego, w#a$ciciela firmy „Kominiarz”. Kamienicznik, chc"c si% pozby& lokatorów, po-sun"# si% m.in. do zmiany adresu budynku. W zwi"zku z ni" mia#o nast"pi& przemeldowanie mieszka'ców, Piaszczy'ski powiadomi# ich jednak o rzekomym obowi"zku wymeldo-wania si%, a nast%pnie próbowa# pozby& si% jednej z rodzin, melduj"c w jej mieszkaniu swoj" córk%, co by#o o tyle dziwne, !e po#owa lokali w owym czasie by#a pusta.

Meldowanie rodziny w zamieszka#ym lokalu to cz%-sty sposób na pozbycie si% osób, których nie mo!na ot tak po prostu wyeksmitowa&. Rzekoma potrzeba zapewnienia mieszkania dla rodziny pozwala bowiem do$& szybko po-zby& si% dotychczasowych lokatorów, nawet je$li sumiennie p#ac" czynsz. S% i jeszcze inne metody. Kiedy jednej z ro-dzin nie uda$o si& pozby! zawy"onym czynszem, wów-czas w$a'ciciel si&gn%$ po „'rodki ostateczne”: stopnio-wo odcina$ pr%d i wod&, nast&pnie zatka$ komin (czym

o ma$o nie doprowadzi$ do 'mierci starszej kobiety), wreszcie – „nieznani sprawcy” zacz&li podrzuca! 'mieci i bazgra! po klatce schodowej.

Podobna droga przez m%k% sta#a si% udzia#em mieszka'-ców budynku przy Nabielaka .. Marek Mossakowski poza sprawdzonymi metodami, przedstawionymi wy!ej, próbo-wa$ dosta! si& do mieszkania lokatorów broni%cych si& przed wysiedleniem (nie mieli wyroku eksmisyjnego) odcinaj%c zawiasy szlifierk% k%tow%; przed wdarciem si& do lokalu powstrzyma$a go policja. Co ciekawe, Mossa-kowski ani lokatorom, ani s"dowi, przed którym toczy si% rozprawa eksmisyjna, do dzi$ nie przedstawi# dokumentów potwierdzaj"cych jego prawo w#asno$ci budynku.

Z kolei Robert J., w#a$ciciel kamienicy przy Konduk-torskiej 25 i firmy Polskie Biura Rachunkowe, uzna# za niepotrzebne centralne ogrzewanie w sezonie zimowym oraz zignorowa# wyrok s"du, który nakaza# jego ponowne przy#"czenie. W tym towarzystwie w#a$ciciel budynku przy Wspólnej /* to istny baranek. Ograniczy# si% „zaledwie” do mo!liwie uci"!liwego prowadzenia remontów kamieni-cy, która zgodnie z jego marzeniami mia#a si% przeistoczy& w luksusowy biurowiec. No i zatrudnienia ochrony, która wpuszcza#a przychodz"cych do budynku wed#ug w#a$ci-cielskiego uznania.

Stawki wi.ksze niB BycieNa samej Pradze do pocz"tku br. oddano prywatnym w#a-$cicielom *0 kamienic, a )*0 dalszych czeka na urz%dnicze decyzje. Tylko w ubieg#ym roku zwrócono w ca#ej War-szawie ponad /00 maj"tków (w tym placów), #"cznie – ok. ),* tys., za$ w kolejce na rozpatrzenie czeka 4,* tys. podob-nych wniosków. Nale!y si% spodziewa&, !e reprywatyzacja mo!e dotyczy& kolejnych )*-30 tys. nieruchomo$ci.

Nowi w$a'ciciele bez lito'ci podnosz% czynsze, do poziomu nieosi%galnego dla mieszka+ców, którzy w wi&kszo'ci wprowadzali si& do lokali komunalnych. Przyk$adem mo"e by! budynek przy Nowym )wiecie 44, gdzie w ci%gu trzech lat wzros$y one ponad dwuna-stokrotnie, osi%gaj%c , lutego 5224 r. wysoko'! 03,.4 z$ za m2. Pierwszego wrze$nia tego! roku lokatorom sko'czy# si% trzyletni okres wypowiedzenia, w zwi"zku z czym w#a-$ciciel za!"da# od nich odszkodowa' za bezprawne zajmo-wanie lokali, w wysoko$ci *2 z# za m2.

Dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, !e w#a$ciciele !ycz" sobie samego czynszu 200 z# za metr. Poniewa! na otrzymanie mieszkania komunalnego szans w#a$ciwie nie ma, mieszka'cy popadaj" w spiral% zad#u!enia. – W tej sytuacji nawet gdyby komu# uda!o si$ naby+ mieszkanie, to na jego hipotek$ natychmiast wszed!by komornik, tytu!em zad!u)enia za odszkodowanie, które mo)e si$ga+ nawet kil-kudziesi$ciu tys. z! – wyja$nia Ciszewski. – Takie sytuacje s" rzadko#ci". W!a#ciciele nie mog" sobie dowolnie podnosi+ czynszu, to reguluje ustawa o ochronie praw lokatora – uwa!a M. Kazimierczak. I dodaje: Najemcy musz" si$ liczy+ z tym, )e trzeba si$ zrzuci+ np. na remont dachu. Mieszkam we

Page 41: OBYWATEL nr 3(47)/2009

41

wspólnocie mieszkaniowej i my sami sobie ustanowili#my do#+ wysoki czynsz w!a#nie po to, by móc przeprowadzi+ remonty. To, czy jej op#aty przewy!szaj" dochód rodziny, urz%dnicz-ka dyskretnie przemilcza#a. Mniejszym optymist" jest Jacek Wachowicz z Praskiej Wspólnoty Samorz"dowej. – Cz$#+ w!a#cicieli natychmiast po przej$ciu budynku podnosi czynsze, i to w znacz"cy sposób. Robi" to pomimo tego, )e ludzie np. wod$ maj" na korytarzu – nie kryje zbulwersowania.

Teoretycznie stawka za metr kwadratowy nie powinna przekroczy& 2) z#, stanowi"cych warto$& odtworzeniow". – Mo)na to jednak omin"+, powo!uj"c si$ na koszty remontu i/lub utrzymania. Lokator mo)e skierowa+ spraw$ do s"du, gdzie w!a#ciciel powinien udowodni+, )e tak wysoki czynsz jest zasadny. Procedura jest jednak d!ugotrwa!a i nie gwarantuje sukcesu, a przez ten czas trzeba p!aci+ – wyja$nia mechanizm Piotr Ciszewski.

By przeciwdzia#a& takim sytuacjom, Praska Wspólnota Samorz"dowa wysz#a z propozycj" dop#acania do mieszka' tym, których nie sta& na horrendalne czynsze. – Oczywi#cie to nie mo)e by+ rozwi"zanie ostateczne – docelowo powinni-#my d")y+ do budowania mieszka* komunalnych – zaznacza Wachowicz. To nie jedyne dzia#ania Wspólnoty w tej mate-rii, ugrupowanie stara si% m.in. o tanie kredyty dla miesz-ka'ców Towarzystw Budownictwa Spo#ecznego.

Bez prawa do prawaWarszawskie Stowarzyszenie Lokatorów w li$cie otwartym do prezydent Warszawy z )2 kwietnia )005 r. pisa#o m.in.: Ka)demu z nas odebrana zosta!a godno#+ osobista, w maje-stacie prawa odebrano nam nasze dobra materialne, a tak)e prawo do obrony. W wyniku tocz"cych si$ procesów admini-stracyjnych oraz s"dowych po kolei tracimy dachy nad g!owa-mi i meldunki – budynki, w których mieszkamy, s" bowiem zwracane w!a#cicielom prywatnym, zainteresowanym wy!"cz-nie maksymalizacj" zysków, a wi$c tak)e op!at czynszowych. /…/ Je!li ten proces b(dzie kontynuowany, to ju% wkrót-ce, jako osoby bezdomne i bez sta$ego zameldowania, nie b(dziemy mieli prawa do udzia$u w wyborach, nie rozliczymy si( z fiskusem, nie b(dziemy mogli pracowa" ani za$o%y" konta w banku.

Lokatorzy oddani spadkobiercom wraz z budynkami, a nast%pnie wraz z nimi odsprzedani, s" rozgoryczeni obo-j%tno$ci" w#adz publicznych. Wielu z nas odbudowywa$o Warszaw(, a dzi! stoi na skraju bezdomno!ci. Zostali-!my potraktowani przedmiotowo i przekazywani z r#k do r#k bez informowania nas o tym. Pa)stwo wyrazi$o zgod(, by!my byli towarem, a tak%e pozwoli$o na ha-niebny handel nami. Jako przedmioty, w dodatku nikomu niepotrzebne, dla wszystkich w!adz, urz$dów, a nawet admi-nistratorów budynków – nie jeste#my stron". /…/ My nie ist-niejemy. Ustawa, która mia!a nas chroni+, odebra!a nam na-wet prawo wgl"du do wydatków, jakie faktycznie ponosimy – czytamy we wspomnianym li$cie otwartym. Znamienne, !e na ten aspekt problemu zwracali uwag% wszyscy moi rozmówcy – z wyj"tkiem w#a$cicieli i urz%dników.

Oskar Hejka, za#o!yciel portalu www.obywatel)4.pl, przedstawia mechanizm „przekazywania lokatora”. – Kodeks cywilny zak!ada, )e w przypadku zmiany w!a#ciciela czy za-rz"dcy budynku, nast$puje przekazanie umowy najmu. Przed reprywatyzacj" ka)dy mia! umow$ na lokal komunalny. To pierwsze .ród!o problemu, drugim za# jest orzeczenie Trybuna-!u Konstytucyjnego, z którego wynika, )e niektóre zapisy ustawy o ochronie praw lokatorów s" niekonstytucyjne; m.in. podwa)y! on mechanizmy regulowanej polityki czynszowej. Przypomina to nieco sytuacj$, w której kto# wzi"! w banku kredyt na -( lat i sp!aca! go wzorcowo przez dekad$. Po %( latach bank orzeka, )e #rodki na ów kredyt pochodzi!y z lokaty Iksa, w zwi"zku z czym teraz pieni"dze sp!acamy jemu, przy czym Iks podnosi oprocentowanie z & od &(2. My umowy mieli#my podpisane z miastem, nie z nowym w!a#cicielem. Nie rozumiem, czemu one przestaj" nagle obowi"zywa+, skoro nie z!amali#my )ad-nych zapisanych w nich warunków – pyta retorycznie.

Obywatele drugiej kategoriiW obliczu bezprawia, które dotyka lokatorów, policja i s"dy wykazuj" zadziwiaj"c" bierno$&. Nawet kiedy dochodzi do próby w#amania, jak w przypadku Mossakowskiego, funk-cjonariusze reaguj" niezwykle opieszale. W tym konkret-nym przypadku nie zatrzymali w#a$ciciela, który usi#owa# si% w#ama& do cudzego mieszkania! Nie reagowali nawet, gdy w ich obecno$ci grozi# lokatorom. Policjantom zwykle nie udaje si% tak!e wykry& sprawców zniszczenia klatki czy podrzucenia $mieci, za$ próby zastraszenia, a nawet pobi-cia s" lekcewa!one. Zdarza si%, !e wezwany patrol nawet si% nie pojawia.

Nie#atwo tak!e zrozumie& dzia#anie s"dów. Cho&by w przypadku mieszka'ców z Konduktorskiej, którzy z#o!yli pozew w sprawie odci%cia im centralnego ogrzewania. W#a-$ciciel z#o!y# wniosek o oddalenie, gdy! by# w nim uwzgl%d-niony tylko on, podczas gdy drugim w#a$cicielem jest jego !ona. Lokatorzy wcze$niej próbowali si% dowiedzie&, kto jest rzeczywistym w#a$cicielem budynku, jednak Robert J. im to uniemo!liwia#. Sprawa toczy#a si% w grudniu, a wi%c ju! w se-zonie grzewczym. S"d przyzna# racj% w#a$cicielowi i odroczy# spraw% celem uzupe#nienia pozwu do… maja. Kolejnej zimy sytuacja oczywi$cie si% powtórzy#a, skutkiem czego miesz-ka'cy przez dwa sezony ogrzewali si% piecykami elektrycz-nymi, co znacz"co podnios#o koszty utrzymania. W tym sa-mym czasie w#a$ciciel otwiera# okna w pustych lokalach i na klatce schodowej, aby dodatkowo wyzi%bi& budynek…

Podczas procesu reprywatyzacyjnego mieszka+cy nie s% dla miasta partnerem. Pó#niej – nie s% nim dla w$a'ciciela. Gdy w$a'ciciele kieruj% sprawy o eksmisj&, miasto jest powiadamiane z urz&du i z urz&du ma pra-wo w$%czy! si& w proces. Sprawa wygl%da zawsze tak samo: w$adze Warszawy korzystaj% ze swego upraw-nienia i wnioskuj% o nieprzyznanie lokalu komunalne-go lub socjalnego. W ten sposób pods%dny niemal za-wsze jest przegrany, gdy" w$a'ciciel ma prawo domaga! si& eksmisji lokatora, który nie p$aci. Miasto wykazuje,

Page 42: OBYWATEL nr 3(47)/2009

42

"e ma zbyt wysokie dochody, aby otrzyma! komunal-ne mieszkanie. Zwykle jest jednak tak"e za biedny, aby otrzyma! kredyt na w$asne cztery k%ty, wi&c ostatecznie ko+czy na bruku. – W Polsce mamy ustaw& chroni%c% zwierz&ta przed z$ym traktowaniem, tymczasem ludzie z reprywatyzowanych kamienic nie maj% "adnych praw, "adnej ochrony – zauwa!a Jacek Wachowicz. I dodaje: Nierówno#+ w!a#cicieli i lokatorów wynika nie tylko z ró)-nic w maj$tno#ci. Prezydent Gronkiewicz-Waltz wyznaczy!a prawników pracuj"cych w urz$dzie do pomocy dla w!a#cicieli. My po latach walki wyszarpali#my prawników dla lokatorów. Przewa)nie s" to jednak ludzie pracuj"cy dla opieki spo!ecznej, a to niestety s!abi fachowcy.

Lokatorom biadaAby wnie$& spraw% do s"du, trzeba mie& pieni"dze na po-krycie kosztów procesu. Osoby niezamo!ne mog" by& z nich zwolnione, jednak o tym, kto jest wystarczaj"co biedny, aby ich nie ponie$&, ka!dorazowo arbitralnie orzeka s"d.

– Znam rodzin$, w której dochód na g!ow$ wynosi! -&( z!, lecz s"d uzna!, )e s" zbyt bogaci, by zwolni+ ich z op!at – podaje przyk#ad Hejka. – S"dy s" niekonsekwentne. Zarejestrowa-li#my stowarzyszenie i w!a#ciciel wytoczy! mi i mojej rodzi-nie proces o eksmisj$, poniewa) bez jego zgody… u)yczyli#my skrzynki pocztowej na rzecz stowarzyszenia. Osobny proces mia!em ja, a osobno toczy! si$ dla )ony i dzieci, cho+ jego przy-czyna by!a ta sama. Ja dosta!em wyrok eksmisyjny, podczas gdy )ona – nie. Nie wiadomo, na jakiej podstawie zapad!y oba wy-roki – relacjonuje Krzysztof Lewandowski ze stowarzyszenia Noakowskiego 23. Nierówno$ci maj" swoje (ród#o tak!e w samym Kodeksie cywilnym. Je"eli pa+stwo czy gmina sprzedaje budynek, ma obowi%zek zapewni! lokatorom inne lokum o podobnym standardzie i kosztach utrzy-mania. Je'li jednak zbywa nieruchomo'! w inny sposób, wspomniany obowi%zek nie istnieje.

Zdaniem Oskara Hejki zapis ten jest niekonstytucyj-ny: Za!o)yli#my spraw$ s"dow" przeciw ministrowi skarbu pa*stwa. Uwa)amy, )e to rz"d jest winien tej sytuacji, ponie-wa) wypu#ci! bubel prawny. Obywatel nie mo)e si$ w prosty sposób zwróci+ do Trybuna!u Konstytucyjnego, wi$c liczymy na to, )e na pierwszej rozprawie s$dzia skieruje zapytanie prawne do TK, a ten orzeknie niekonstytucyjno#+ tego zapisu, dzi$ki czemu przestanie on dzia!a+.

Agata Nosal z Kancelarii Sprawiedliwo$ci Spo#ecznej, organizacji zajmuj"cej si% m.in. obron" niezamo!nych loka-torów przed wyrzuceniem na bruk, opowiada jedn" z histo-rii, jaka mia#a miejsce po s"dowym wyroku eksmisyjnym.

– Pi("dziesi(cioletnie ma$%e)stwo musia$o wyprowadzi" si( z kamienicy. Nie otrzymali %adnego innego lokalu, wi(c stan($o na tym, %e ka%de z nich musia$o zamiesz-ka" ze swoimi rodzicami. Teraz spotykaj# si( w parkach. Wyprowadzaj"c si$ do ciasnych mieszka* swoich rodziców nie mogli zabra+ wi$kszo#ci dobytku, na który pracowali ca!e )ycie, poniewa) nie by!oby gdzie go wstawi+. Znaczn" jego cz$#+ roz-dali za darmo, by nie wpad! w r$ce kamienicznika – mówi.

Agata Nosal twierdzi, !e cho& polskie prawo zabrania eksmisji „na bruk”, przepisy mo!na omin"&. – Eksmisja mo)e nast"pi+ do lokalu tymczasowego, którym najcz$#ciej jest hotel ro-botniczy, op!acony na miesi"c przez kamienicznika. Po miesi"cu lokatorzy musz" p!aci+ sami, a je#li ich na to nie sta+, to… do wi-dzenia, hotel nie ma obowi"zku nikomu zapewnia+ dachu nad g!ow". S" jeszcze prostsze metody. Ostatnio by!y próby przenie-sienia mieszka*ców bezpo#rednio do noclegowni dla bezdomnych lub placówek MONAR-u – relacjonuje. Podstaw" eksmisji mo-!e by& niep#acenie czynszu przez trzy miesi"ce. Aby u#atwi& sobie zadanie, niektórzy nowi w#a$ciciele nie informuj" o spo-sobach dokonywania wp#at, np. nie udost%pniaj"c, nawet na wyra(n" pro$b%, numeru konta. Po trzech miesi"cach mog" naliczy& karne odsetki i wyst"pi& o eksmisj%.

Efektem wszystkich opisanych dzia#a' jest stopniowe opuszczanie reprywatyzowanych budynków przez ich do-tychczasowych najemców. Ci, którzy zostaj", poza utrat" wiary w sprawiedliwo$&, trac" tak!e zdrowie, a nawet !y-cie. – My to jeszcze jako# wytrzymujemy, ale starsi ludzie – nie. Ostatnio dwie s"siadki zaanga)owane w nasze dzia!ania zmar!y na atak serca. Wiadomo, )e )aden lekarz nie orzeknie, )e to wina kamienicznika i jego metod, ale my#l$, i) nie po-zostaje to bez zwi"zku, tym bardziej, )e jedna mia!a dopiero 0( lat – dzieli si% swymi uwagami Lewandowski. Podobny przypadek opisuje Oskar Hejka w przypadku kamienicy na Nowym +wiecie )4.

Z czasem zostaj" tylko ci naprawd% najbardziej zaci%ci i w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Prezes OPOR, któ-ry jest jednocze$nie prezydentem Polskiej Unii W#a$cicieli Nieruchomo$ci, mówi o nich w ostrych s#owach: To czarne owce. Oni nam, porz"dnym w!a#cicielom, przyprawiaj" k!o-potów, psuj" nam opini$. Ich dzia!ania s" niemoralne i nie-zgodne z prawem. Równie wymowne s" inne jego s#owa, przyj%te za swoiste antymotto przez redakcj% portalu Loka-torzy.pl: Zamiast biadoli+ nad rzekom" krzywd", jaka spad!a na lokatorów, to pa*stwo powinno wznie#+ wszystkim w!a#ci-cielom nieruchomo#ci w Polsce symboliczny pomnik wdzi$cz-no#ci z napisem na cokole: ,,Tym, co dali wspó!braciom dach nad g!ow" – wdzi$czne Pa*stwo”. Proste, prawda?

Lokatorska samoobronaCoraz bardziej agresywne post&powanie kamieniczni-ków – oraz oboj&tno'! urz&dników – sprawiaj%, "e bu-dzi si& spo$eczny opór. Mieszka'cy maj"cy k#opoty z no-wymi w#a$cicielami zak#adaj" portale internetowe, blokuj" ulice, pikietuj" urz"d miasta, wydaj" swoj" pras% („Sprawa Lokatorska”), zrzeszaj" si% w stowarzyszenia, jak Warszaw-skie Stowarzyszenie Lokatorów.

Poniewa! ludzi z podobnymi k#opotami przybywa bar-dzo szybko, ro$nie zapotrzebowanie na pomoc prawn". Ja-ko !e mieszka'ców rzadko kiedy sta& na adwokata, a s"dy sporadycznie przyznaj" takowego z urz%du (Pani jest bystr" osob", da pani sobie rad$ – mia#a us#ysze& jedna z kobiet, wobec której toczy#o si% post%powanie o eksmisj%; oczywi-$cie w#a$ciciel mia# pomoc mecenasa), tote! ci, którzy ju!

Page 43: OBYWATEL nr 3(47)/2009

43

„co$ wiedz"”, dziel" si% informacjami z kolejnymi osoba-mi. – Coraz cz$#ciej dzwoni" do mnie ludzie z ró)nych stron Polski i pytaj", co robi+ – mówi Hejka. Tam, gdzie wiedza oparta na w#asnym do$wiadczeniu nie wystarczy, w miar% mo!liwo$ci ugrupowania lokatorskie kieruj" pomoc prawn" zawodowych prawników.

Bardzo ciekaw" inicjatyw" by#o skierowanie przez WSL listu otwartego do pos#ów, w którym zadano pytania m.in. o mo!liwo$& powstrzymania dowolnego podnoszenia czynszów i eksmisji lokatorów na bruk, o zabezpieczenia dla mieszka'ców, którzy trac" dom nad g#ow", wsparcie pa'stwa dla budowy mieszka' komunalnych i TBS-ów. Odpowiedzia#a na' zaledwie szóstka parlamentarzystów. Alicja D"browska i Witold Namy$lak z klubu Platformy Obywatelskiej niezale!nie od siebie wystosowali interpe-lacje do ministra infrastruktury, w których pytaj" o pro-blemy trapi"ce lokatorów i o to, jak rz"d ma zamiar je roz-wi"za&. Podobnie zachowa#a si% Krystyna 7ybacka (Lewi-ca, ówcze$nie – LiD), z tym, !e swoje pismo skierowa#a do ministerstwa pracy i polityki spo#ecznej. Jednocze$nie jej asystent zadeklarowa# ch%& wspó#pracy w celu poprawienia losu lokatorów czynszówek. Antoni Macierewicz (Prawo i Sprawiedliwo$&) odpowiedzia# krótkim listem, w którym obieca# zaj"& si% spraw", je$li dostanie konkretne propozy-cje do przedstawienia na sejmowej sali. Równie krótki by# list od Jana Widackiego (LiD; obecnie – Stronnictwo De-mokratyczne), który odpisa#, !e jego ugrupowanie popiera budow% mieszka' komunalnych i utworzenie na ten cel

specjalnego funduszu. Pose# PO Arkadiusz Litwi'ski zba-gatelizowa# bol"czki lokatorów, nie dostrzegaj"c wi%kszych problemów tej grupy.

+rodowiska lokatorskie cz%sto deklaruj", !e nie s" prze-ciwne reprywatyzacji, a jedynie obecnemu sposobowi jej przeprowadzania: oddawaniu budynków potomkom daw-nych w#a$cicieli wraz z lokatorami, co skutkuje ludzkimi tra-gediami. – Nie t$dy droga, najpierw mieszka*ców trzeba wy-prowadzi+ do innego domu – twierdzi Jacek Wachowicz. Po-dobnego zdania jest Krzysztof Lewandowski: Je)eli pa*stwo pope!ni!o b!"d i teraz chce go naprawi+, to chyba nie powinno si$ to odbywa+ naszym kosztem. Lokatorzy powinni otrzymy-wa+ inne mieszkania, o podobnym standardzie i czynszu.

Musimy to zaKatwi0– Nie jeste#my pieniaczami, którzy chodz" po s"dach, bo lubi". Procesowanie si$ jest ostatni" rzecz", jak" chcieliby#my rozbi+. Mnie osobi!cie sta" na czynsz, jaki p$ac(, ale mam ju% do!" s$uchania w telewizji, %e znowu kogo! wyrzucono – wyja$nia Oskar Hejka. Problemy lokatorów reprywatyzo-wanych budynków komentuje krótko: Kto# to musi za!atwi+. Nie oznacza to bynajmniej, !e obywatele maj" na to biernie czeka&. – Jeste#my na pocz"tku budowania demokracji i od nas zale%y, czy za +'-,' lat b(dziemy %yli w pa)stwie prawa, czy w republice bananowej.

Konrad Malecwspó:praca Marta Kasprzak

Page 44: OBYWATEL nr 3(47)/2009

44

Gdy stoimy na przystanku lub idziemy ulic!, mo$e nam przyj%# na my%l pytanie, co nas w&a%ciwie &!czy z lud*mi wokó&? Czy byliby%my w stanie cokolwiek wspólnie z nimi zdzia&a#? I czy w ogóle odczuwamy tak! potrzeb"?

Wszystkie te pytania warto postawi&, ale czy rzeczywi$cie si% je stawia? A mo!e do$wiadczenie wspólnoty – bo o ni" przecie! tu chodzi – i gotowo$& jej budowania wysz#y z j%-zyka, w którym odbija si% $wiat naszych prze!y& i potrzeb? I czy ów domniemany zanik wspólnotowo$ci na rzecz eska-lacji sztucznych podzia#ów i atomizacji, to efekt tego, !e eli-ty wyalienowa#y si% i zaproponowa#y nowy j%zyk – wbrew idea#om zawartym w micie za#o!ycielskim III RP i wbrew temu, co mie$ci si% w systemie warto$ci spo#ecze'stwa?

Bez w"tpienia jest w tym nieco prawdy, ale uprosz-czeniem wydaje si% zrzucenie odpowiedzialno$ci tylko na elity. Prawdopodobne wydaje si%, !e nie tylko „na górze”, ale równie! „na dole” co$ si% popsu#o. Owszem, elity (nie tylko polityczne) zawini$y i wyalienowa$y si&, ale owo oddzielenie wydaje si& by! elementem szerszego proce-su, w którym dezintegracji podlega zarówno ca$e spo-$ecze+stwo, jak i lokalne zbiorowo'ci.

Czy to prawda? Kluczem do odpowiedzi mog% by! badania nad kapita$em spo$ecznym, czyli – w uprosz-czeniu – wi&ziami i sk$onno'ci% do wspó$dzia$ania w ra-mach zbiorowo'ci.

Czym jest kapitaK spoKeczny?Kapita# spo#eczny od lat stanowi przedmiot bada'. Po$wi%-cili mu uwag% tacy naukowcy, jak James Coleman (jako pierwszy u!y# tego terminu), Pierre Bourdieu, Claus O8e czy – chyba najbardziej zas#u!ony w tej kwestii – Robert Putnam. Mimo to, wspomniane poj%cie wymyka si% jed-noznacznej definicji.

Pierwsz" kwesti" jest to, czy mówi& o kapitale spo#ecz-nym jako atrybucie jednostek lub grup, czy te! o czym$,

co pozwala opisa& ca#", du!" zbiorowo$&. W pierwszym znaczeniu, kapita$ spo$eczny to sie! kontaktów, w ja-kiej osadzona jest jednostka i które to kontakty mo"e wykorzystywa! w preferowanych przez siebie celach. Takie uj%cie, bliskie Bourdieu i Colemanowi, do$& dobrze umo"liwia mierzenie poziomu nierówno'ci i stratyfi-kacji spo$ecznej. Mo!na zapyta& na przyk#ad, czy poziom wykszta#cenia albo pochodzenie rodzinne wp#ywaj" na ka-pita# spo#eczny jednostki.

Drugie uj%cie, bliskie Putnamowi, pozwala opisywa! regu$y, które rz%dz% ca$ymi spo$eczno'ciami. W tym sensie mo"na mówi! na przyk$ad, "e w danej gminie jest wysoki poziom kapita$u spo$ecznego. Jak s"dz%, obydwa rozumienia uzupe#niaj" si% w analizie zjawiska.

Druga kwestia dotyczy tego, jakie elementy akcento-wa& – czy b%dzie to zaufanie, czy okre$lony typ aktywno-$ci? Jednym z mo!liwych rozwi"za' jest uznanie, !e kapita# spo#eczny sk#ada si% z kilku wymiarów, które stanowi":

a) zainteresowanie losem wspólnoty i innych,b) zaufanie,c) udzia# w nieformalnych oraz sformalizowanych or-

ganizacjach dzia#aj"cych na rzecz wspólnoty.Trzeci" kwesti" jest podzia# kapita#u spo#ecznego na

ró!ne rodzaje, np. na stowarzyszeniowo-obywatelski, ro-dzinny, s"siedzki itp. Jak si% okazuje, poszczególne kategorie spo#eczne ró!ni" si% nie tylko wielko$ci" kapita#u spo#ecz-nego, ale tak!e dominacj" poszczególnych jego rodzajów.

Czwartym i najcz%$ciej podnoszonym w literaturze po-dzia#em jest ten na kapita# wi"!"cy (bonding), #"cz"cy ludzi o podobnych cechach spo#eczno-ekonomicznych, kapita# pomostowy (bridging), #"cz"cy ludzi o cechach odmiennych, a wreszcie pionowy (linking), mówi"cy o relacjach z w#adz".

Komu ufamy?Warto przyjrze& si% wspó#czesnemu polskiemu spo#ecze'-stwu pod tym k"tem. Obraz kapita$u spo$ecznego mo"-na stworzy! przy pomocy wyników bada+ dotycz%cych poszczególnych zasobów, które prowadz% do jego bu-dowania, np. zaufania spo$ecznego, cz$onkostwa w or-ganizacjach spo$ecznych i gotowo'ci do zaanga"owania si& na rzecz spo$eczno'ci.

Kapita: spo:eczny bogactwem naroduR$?$# B$"$-$'*62"

Page 45: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Przeprowadzone przez Centrum Badania Opinii Spo-#ecznej w roku przyst"pienia Polski do UE i po 2* latach trwania III RP badania dotycz"ce zaufania spo#ecznego, pokazuj", !e Polacy z regu#y deklaruj" wysoki poziom za-ufania wobec najbli!szej rodziny (.51), dalszych krew-nych (5-1), wspó#pracowników (-.1) oraz s"siadów (-41). Równie! do$& znacznym zaufaniem ciesz" si% organizacje charytatywne (Caritas, PCK, Wielka Orkiestra +wi"tecz-nej Pomocy), a tak!e wojsko, harcerstwo i Ko$ció#. Nieco mniejszym, cho& równie! sporym, cieszy#y si% wówczas in-stytucje mi%dzynarodowe, jak ONZ, UE, NATO, a tak!e telewizja, policja i w#adze samorz"dowe.

Niski poziom zaufania odnotowa#y z kolei publiczna w#adza pa'stwowa, wobec której respondenci znacznie cz%-$ciej deklarowali nieufno$& ni! zaufanie. Z bada' wynika równie!, !e jedynie 2-1 respondentów stwierdzi#o, i! ogól-nie wi%kszo$ci ludzi mo!na ufa&, za$ 521 powiedzia#o, !e w stosunkach z innymi nale!y by& ostro!nym1.

Czy powy!sze wyniki pozwalaj" uzna&, i! zaufanie jest znacz"cym zasobem dla budowania kapita#u spo#ecznego? Niezupe#nie, natomiast mówi" nam one sporo o tym, jaki charakter mo!e mie& ów kapita#.

Przede wszystkim rzuca si% w oczy dysproporcja mi%-dzy wysokim poziomem zaufania wzgl%dem osób z bliskie-go otoczenia (rodzina, s"siedzi, wspó#pracownicy) a niskim zaufaniem do ludzi w ogólno$ci. Ró!nica jest zrozumia#a – z regu#y bardziej ufamy bliskim, znajomym, ni! obcym i nieznanym – natomiast jej wielko$& mówi nieco wi%cej o spo#ecze'stwie.

Pierwsze przypuszczenie, jakie nasuwa si% po przemy-$leniu powy!szych wyników, jest takie, !e rozk$ad zaufania znacznie bardziej sprzyja budowaniu w Polsce kapita$u wi%"%cego ni" pomostowego. Czyli raczej tego mi&dzy lud#mi o podobnych cechach spo$eczno-ekonomicznych ni" mi&dzy osobami o cechach odmiennych. To jednak w$a'nie kapita$ spo$eczny pomostowy jest najbardziej po"%dany. Po pierwsze dlatego, !e jest on mniej podatny na powstawanie grupowych partykularyzmów. Po drugie, jest bardziej inkluzywny (pozwala w#"czy& jednostki spoza lub z marginesu spo#eczno$ci i reintegrowa& je). Po trzecie, ka-pita# oparty na wi%ziach o charakterze pomostowym mo!e dawa& lepsze efekty – je$li jeste$my otwarci tak!e na obcych, to #atwiej nam rozwi"zywa& skomplikowane kwestie spo#ecz-ne, wymagaj"ce przewa!nie synergii ludzi o ró!nych cechach. Po czwarte, ów kapita$ sprzyja my'leniu w szerszej per-spektywie wspólnotowej. A ka"da wi&ksza wspólnota si$% rzeczy sk$ada si& z grup o bardzo odmiennych cechach spo$eczno-ekonomicznych.

By& mo!e brak zaufania do obcych jest przyczyn" i wy-razem atrofii my$lenia wspólnotowego. W tym kontek$cie jak!e interesuj"co wygl"da polski fenomen pierwszej „Soli-darno$ci”, której budulcem by# przecie! kapita# spo#eczny – i to o ogromnym „nat%!eniu”. Okoliczno$ci by#y niesprzy-jaj"ce: brak $rodków, a tak!e inwigilacja sporej cz%$ci spo#e-cze'stwa przez s#u!by bezpiecze'stwa, wobec czego trudno

Sk/d bra0 kapitaK (spoKeczny)?– rozmowa z dr Mari; @eiss

Bada$a Pani kapita$ spo$eczny w &rodowiskach lo-kalnych w kontek&cie nierówno&ci spo$ecznych. Ja-kie zale"no&ci uda$o si' uchwyci%?

Maria 7eiss: To wynika nie tylko z moich bada' – zale!no$ci mi%dzy poziomem nierówno$ci a kapita-#em spo#ecznym s" szeroko rozpoznane. Wida& je np. w „Diagnozie Spo#ecznej”, z kolei z Tomaszem ,u-kowskim badali$my na bardzo du!ej próbie stowarzy-szeniowo-obywatelski kapita# spo#eczny – to, z jakimi charakterystykami spo#ecznymi on wspó#wyst%puje.

Bardzo dok#adnie wida&, !e nierówno$ci w pozio-mie kapita#u spo#ecznego bardzo silnie nak#adaj" si% na nierówno$ci edukacyjne. Zwykle im wy!sze wykszta#ce-nie, tym wy!szy kapita# spo#eczny. Nast%pnie, znaczenie maj" nierówno$ci dochodowe: ludzie o wy!szych docho-dach maj" statystycznie wy!szy kapita# spo#eczny.

W swoich badaniach wyró!niali$my ró!ne wymia-ry kapita#u spo#ecznego. Widoczne jest tutaj charakte-rystyczne zró!nicowanie w zale!no$ci od p#ci: kobiety maj" zwykle wy!szy kapita# spo#eczny-rodzinny, pod-czas gdy m%!czy(ni – stowarzyszeniowo-obywatelski. Innymi s#owy, kobiety s" silniej osadzone w sieciach ro-dzinnych i s"siedzkich, natomiast rzadziej wst%puj" do stowarzysze' i anga!uj" si% w dzia#alno$& publiczn".

Jeszcze inny wymiar zró!nicowania #"czy si% z miejscem zamieszkania. Najwi%kszy kapita# spo-#eczny jest w wi%kszych miastach i na wsi; „t"pni%cie” nast%puje w miastach ma#ych i $rednich. W du!ych miastach jest to g#ównie kapita# spo#eczny w sprofesjo-nalizowanych uk#adach stowarzyszeniowo-obywatel-skich, podczas gdy na wsiach jest to kapita# rodzinny i s"siedzki. Miasta do 200 tys. mieszka'ców s" prze-strzeni" ubog" w jakikolwiek kapita# spo#eczny.

A je&li chodzi o ró"nice regionalne?

M.T.: Tu równie! wyst%puje podzia#, je!eli chodzi o ro-dzaj kapita#u spo#ecznego. Kapita# stowarzyszeniowo-

-obywatelski jest lepiej rozwini%ty w miastach, w Pol-sce zachodniej, np. w Wielkopolsce (inaczej na +l"-sku, z przyczyn historycznych), podczas gdy rodzin-no-przyjacielski – na wsi, w Polsce po#udniowo-wschodniej. Tymi podzia#ami badacze t#umacz" np.

45

Page 46: OBYWATEL nr 3(47)/2009

by#o o zaufanie, gdy! zdradzi& móg# przecie! nie tylko obcy, ale tak!e bliska osoba. A mimo to, na przekór okoliczno-$ciom, uda#o si% stworzy& sie& relacji, która nie mog#aby zaist-nie& bez wyj$ciowego zaufania i gotowo$ci do wspó#dzia#ania. Owe wzorce wspó#dzia#ania musia#y pojawi& si% w skali mi-krospo#ecznej, w relacjach pomi%dzy zaanga!owanymi lud(-mi, ale tak!e „na górze”, mi%dzy robotnikami a inteligencj", czy „lewic" laick"” a hierarchi" Ko$cio#a.

Obecna nieufno'! wobec ludzi w ogóle (nie licz%c tych z bliskiego otoczenia) koresponduje z nieufno'ci% wobec organów publicznych, co pokazuje silny sto-pie+ alienacji sfery politycznej od tkanki spo$ecznej. Zauwa"my zarazem, "e ów brak zaufania nie ma cha-rakteru narodowo-ksenofobicznego, na co zwyk$y po-mstowa! „post&powe” gremia. Polacy darz" wi%kszym zaufaniem ONZ, NATO, UE ni! w#adze centralne w#asne-go pa'stwa. Wynika& to mo!e z rzeczywi$cie niskiej jako-$ci polskiej klasy politycznej i debaty publicznej, ale tak!e z wpajanej ludziom przez liberalne media niech%ci wobec dobra wspólnego.

Do$& pozytywnie natomiast nastraja stosunek do w#adz samorz"dowych. Jest to sk#adnik wspomnianego lin-king social capital, który okazuje si% by& bardzo po!yteczny, zw#aszcza w czasach, gdy tradycyjne funkcje publiczne co-raz cz%$ciej powinno si% realizowa& na zasadzie partnerstw spo#eczno-publicznych lub publiczno-prywatnych.

Nie wystarcza zaufanie, potrzeba zaangaBowaniaWyniki wspomnianych bada' maj" i swoj" jasn" stron%. Wysokie zaufanie do rodziny, znajomych i wspó#pracow-ników, to nie tylko gro(ba egoizmu rodzinnego czy party-kularyzmu grupowego kosztem obcych. To tak!e oznaka, !e w najbli!szym otoczeniu ludzie czuj" si% pewnie, a owa pewno$& przeciwdzia#a nat%!eniu patologii spo#ecznych i stanowi bezpieczny punkt, z którego mo!na rozpocz"& aktywno$& obywatelsk". Relatywnie wysokie zaufanie wzgl&dem wspó$pracowników mo"e stanowi! #ród$o solidarno'ci pracowniczej, za' zaufanie wzgl&dem s%-siadów to dogodny punkt wyj'cia dla budowania kapi-ta$u spo$ecznego w 'rodowisku lokalnym.

Zaufanie spo#eczne, o którym ca#y czas mowa, jest jed-nak tylko jednym z zasobów przydatnych do budowania kapita#u spo#ecznego. Nie jest ono wystarczaj"ce, by mówi& o wysokim poziomie tego kapita#u. A czy jest jego warun-kiem sine qua non? To pytanie postawi#a dr Barbara Fedy-szak-Radziejowska na wst%pie swoich bada' nad kapita#em spo#ecznym w gminach wiejskich. Wyniki analiz z kilku zró!nicowanych spo#ecznie gmin wiejskich sk#oni#y j" do nast%puj"cego wniosku: Wydaje si$, )e polska wie# nie ma in-nego wyj#cia, historycznie ukszta!towany i wspó!cze#nie utrwa-lony ogromny deficyt zaufania musi zosta+ odbudowany aktyw-no#ci" elit i tworzonych przez nie organizacji i stowarzysze*, tak)e wtedy, gdy powstan" one przede wszystkim w odpowiedzi na instrumenty polityki rolnej i polityki kierowanej na obszary

zró!nicowanie regionalne w wynikach testów szósto-klasistów. W po#udniowo-wschodniej Polsce wyni-ki te s" statystycznie lepsze w cz%$ci humanistycznej, podczas gdy np. na Pomorzu Zachodnim uczniowie lepiej wypadaj" w cz%$ci matematycznej. Badacze za-gadnienia doszli do wniosku, !e wp#yw na to mo!e mie& rozk#ad kapita#u spo#ecznego: poniewa! w po#u-dniowo-wschodnich cz%$ciach kraju dzieci du!o czasu sp%dzaj" w$ród rodziny i znajomych, t" drog" zdoby-waj" wi%ksz" bazow" sprawno$& humanistyczn".

Czy wierzy Pani, "e mo"na w stosunkowo krótkim cza-sie &wiadomymi dzia$aniami podnie&% poziom kapita$u spo$ecznego w spo$eczno&ciach, gdzie jest on niski?

M.T.: To trudne zadanie. ,eby co$ drgn%#o w kapitale spo#ecznym, potrzebny jest splot wielu czynników. S" uczeni, którzy twierdz", !e nie da si% wiele zrobi&, !e za-chodzi tu pewien determinizm historyczny. Jest to tzw. teoria zale!no$ci od szlaku (path dependency). Taki sposób my$lenia wida& w pracy Roberta Putnama „Demokracja w dzia#aniu”, gdzie t#umaczy on nierówno$ci je$li cho-dzi o kapita# spo#eczny we W#oszech pó#nocnych i po#u-dniowych uwarunkowaniami historycznymi (na pó#nocy tradycje stowarzyszeniowe i obywatelskie wraz z szybkim rozwojem miast, na po#udniu – wolny rozwój i od dawna utrzymuj"ca si% silna pozycja mafii, co nie sprzyja zaufa-niu i wspó#dzia#aniu spo#ecznemu). Argumentem prze-mawiaj"cym na rzecz takiego podej$cia jest to, !e kapita# spo#eczny jest silnie osadzony w strukturach d#ugiego trwania, w instytucjach, wzorach wspó#dzia#ania.

Z drugiej strony – i ja si% przychylam do tej tezy – mo!na, a wr%cz nale!y tworzy& instytucje, które b%d" taki kapita# budowa#y. Niektórzy teoretycy uznaj", !e model welfare state oddzia#uje na kapita# spo#eczny. Je$li mierzy& go poziomem zaufania, w krajach skan-dynawskich jest on wysoki. Bo Rothstein twierdzi, !e model $wiadcze' uniwersalnych przyczynia si% do za-ufania spo#ecznego, natomiast test dochodów (charak-terystyczny dla $wiadcze' socjalnych pa'stw liberal-nych) budzi spo#eczn" nieufno$&.

Test dochodów dotyczy jednak wy$#cznie stosunko-wo w#skiej grupy osób korzystaj#cych z pomocy socjalnej. Czy ma to a" takie znaczenie dla ogólne-go poziomu zaufania w spo$ecze!stwie?

M.T.: Niektórzy w ten sposób to podej$cie krytykuj". Nie zmienia to faktu, !e tam, gdzie $wiadczenia spo-#eczne przynale!" wszystkim obywatelom niezale!nie od statusu (jak w krajach nordyckich), poziom zaufa-nia jest do$& wysoki.

Inni badacze, jak Tomasz ,ukowki, twierdz", !e deklarowane zaufanie spo#eczne to nietrafna miara ka-pita#u spo#ecznego. Cz%sto jest ono zale!ne od wzorca

46

Page 47: OBYWATEL nr 3(47)/2009

wiejskie przez Uni$ Europejsk". Paradoksalnie to nie pa*stwo, lecz Wspólna Polityka Rolna zdaje si$ dzisiaj by+ katalizatorem przyspieszaj"cym kapitalizacj$ zasobów polskiej wsi 2.

Cytat ten wskazuje na rol% zewn%trznych – politycz-nych – czynników we wskrzeszaniu kapita#u spo#ecznego tam, gdzie jest go niewiele. Pokazuje to, !e budowanie ka-pita#u spo#ecznego w $rodowisku lokalnym stanowi wyzwa-nie jednocze$nie polityczne (na poziomie pa'stwowym oraz unijnym), ale tak!e spo#eczne, dla organizowanych grup, które b%d" potrafi#y odpowiedzie& na mo!liwo$ci stworzone na wy!szym szczeblu poprzez odpowiednie dostosowanie ich do potencja#u zasobów lokalnych, które s" zró!nicowane w#a$nie przez fakt lokalno$ci. Budowanie kapita$u spo$ecz-nego jest wi&c zadaniem, którego nie mo"na realizowa! wedle jednej matrycy, jak to nieraz bywa$o w pomys$ach cz&'ci post&powych elit. Widzia$y one szanse moderniza-cyjne w uniwersalnych rozwi%zaniach, dla których lokal-ny kontekst stanowi g$ównie przeszkod&. Okazuje si&, "e nie jest przeszkod%, lecz jednym z fundamentów.

Zaufanie deklarowane w sonda!ach jest wyrazem su-biektywnych odczu&, podatnych na oddzia#ywanie mo-mentu, w którym pytania s" zadawane, a tak!e np. popraw-no$ci politycznej. Dlatego diagnoz% kapita#u spo#ecznego warto oprze& na innych wska(nikach, jak udzia# w stowa-rzyszeniach oraz niesformalizowanej aktywno$ci na rzecz spo#eczno$ci lokalnej.

Wiedzy na ten temat dostarcza m.in. „Diagnoza Spo#eczna” z )00- r. Odsetek osób zrzeszonych i pe#ni"-cych funkcje w organizacjach w latach )00/, )00* i )00- w$ród badanych w wieku powy!ej 2- lat, przedstawia si% nast%puj"co:

Zmienna 2003 2005 2007

Cz&onkowie organizacji 12,2 12,1 15,1

Pe&ni!cy funkcje w%ród zrzeszonych 45,1 55,7 41,4

Pe&ni!cy funkcje w%ród ogó&u 5,3 6,8 7,0

7ród&o: „Diagnoza Spo&eczna 2007”

Je$li chodzi o obecno$& struktur, w )003 r. w rejestrze REGON zarejestrowanych by#o ok. ** tys. stowarzysze' i 5 tys. fundacji. Jednak zaledwie *31 spo$ród nich prowa-dzi#o aktywn" dzia#alno$&, podczas gdy 201 nie prowadzi-#o !adnej dzia#alno$ci3.

Powy!sze dane prezentuj" pewien obraz skali zaanga-!owania, które mo!na by okre$li& mianem kapita#u oby-watelsko-stowarzyszeniowego. Niemniej trudno oceni&, jak wysoki jest on, bez odniesienia si% do danych porów-nawczych z innych krajów. Dostarcza ich European So-cial Survey. Zgodnie z nimi, Polska w 5220 r. plasowa$a si& na ostatnim miejscu po'ród krajów, które zosta$y uwzgl&dnione w badaniu, zarówno pod wzgl&dem son-da"y zaufania, jak i udzia$u w tym, co okre'lamy mia-nem spo$ecze+stwa obywatelskiego.

poprawno$ci spo#eczno-politycznej respondentów, któ-ra mówi, !e nale!y ufa& innym, natomiast w rzeczy-wisto$ci niekoniecznie wiele za tym stoi. Dr ,ukow-ski proponuje w zamian bardziej strukturalne miary – jak kontakty z innymi, zaanga!owanie obywatelskie, uczestnictwo w wyborach itp.

Istnieje dyskusja na temat wypychania (crowding out) kapita#u spo#ecznego, czyli tego, jaki jest zwi"zek mi%dzy opieku'czo$ci" pa'stwa a kapita#em spo#ecz-nym. Osobi$cie przychylam si% do umiarkowanego stanowiska, !e ani liberalno-rynkowe, ani przesadnie opieku'cze pa'stwo nie s" najbardziej korzystne dla rozwoju kapita#u spo#ecznego. Natomiast warunkami niezb%dnymi ku temu s" wyst%powanie uniwersalnych instytucji zaopatrzeniowych oraz zapewnienie mo!li-wie jak najwi%kszej równo$ci szans.

Co poza ogólnym systemem polityki spo$ecznej na poziomie pa!stwa mo"na zrobi%, by ten kapita$ kszta$towa%?

M.T.: Przede wszystkim jest mnóstwo mo!liwo$ci dzia-#a' na poziomie regionalnym i lokalnym, w czym od ja-kiego$ czasu pomaga równie! UE. Chodzi o instrumen-ty wspieraj"ce obywateli, np. konsultacje spo#eczne.

Mamy te! systemowe programy nakierowane na ka-pita# spo#eczny. Zajmuje si% tym na przyk#ad Centrum Wspierania Aktywno$ci Lokalnej (CAL), którego meto-da polega na przeformu#owaniu sposobu funkcjonowa-nia lokalnych instytucji polityki spo#ecznej – o$rodków pomocy spo#ecznej, domów kultury, $wietlic $rodowi-skowych itp. Inn" metod" budowania kapita#u spo#ecz-nego jest dotowanie lokalnych inicjatyw. Polsko-Amery-ka'ska Fundacja Wolno$ci prowadzi program „Dzia#aj Lokalnie”. Polega on na przyznawaniu grantów w drodze konkursów organizacjom, które wychodz" z koncepcja-mi aktywizowania swoich spo#eczno$ci lokalnych. Wci"! funkcjonuje te! wiele klasycznych instrumentów budo-wania kapita#u spo#ecznego, jak cho&by sposób zagospo-darowania przestrzeni, np. organizowanie w przestrzeni miejskiej miejsc, w których s"siedzi mog" si% spotyka&.

Z moich w#asnych bada', które prowadzi#am w kil-ku $rodowiskach lokalnych, wynika, !e obecnie wa!n" instytucj" budowania kapita#u spo#ecznego jest szko-#a podstawowa. Wobec spadku znaczenia partii i orga-nizacji ko$cielnych, szko#a mo!e w $rodowisku lokal-nym stanowi& podstaw% budowania kapita#u spo#ecz-nego, gdy! ma potencja# #"czenia ludzi o odmiennych cechach spo#eczno-ekonomicznych. Jest to wi%c insty-tucja szczególnie cenna, gdy! daje szans% budowania kapita#u pomostowego, który jest szczególnie spo#ecz-nie po!"dany. Podobnie jest z domami kultury. Szan-se te mog" by& jednak zaprzepaszczone. Na przyk#ad w szko#ach na terenie gmin bardzo zró!nicowanych spo-#ecznie, stosowana jest czasem nieformalna praktyka

47

Page 48: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Jak wida&, Polska pozostaje daleko w tyle nie tylko wzgl%-dem liderów rankingu, czyli krajów skandynawskich (ich prze-waga nad reszt" Europy te! jest warta odnotowania – czy!by system socjaldemokratyczny bardziej sprzyja# spo#ecze'stwu obywatelskiemu ni! liberalny?). Istotniejsze i jednocze$nie smutne jest to, !e Polsk% wyprzedzaj" kraje o zbli!onym po-ziomie rozwoju, a nieraz i podobnej powojennej historii, jak np. W%gry (cho& w tym akurat wypadku dystans nie jest a! tak znaczny). Pojawienie si% Polski na ko'cu rankingu, nieza-le!nie od tego, czy wyt#umaczymy ów fakt histori", kultur" czy obecn" polityk" lub gospodark" – sugeruje jasno, !e ma-my jako spo$ecze+stwo wiele do nadrobienia. Dok#adniej-szych informacji dostarcza raport z bada' CBOS z )005 r. na temat kapita#u stowarzyszeniowo-obywatelskiego4, który by# tu analizowany w nast%puj"cych wymiarach:

cz#onkostwo w organizacjach spo#ecznych, politycz- Pnych, samorz"dowychaktywno$& polityczna w skali lokalnej Paktywno$& polityczna w skali kraju Pwspieranie organizacji spo#ecznych Pzaufanie do w#adz lokalnych P

Je$li chodzi o pierwszy wymiar, 221 respondentów za-deklarowa#o udzia# w organizacjach, co jest wynikiem a! o 41 ni!szym od tego, na jaki wskazywa#a przytaczana

„Diagnoza Spo#eczna” ()00-). Autorzy badania ró!nic% t#u-macz" tym, !e ich pytanie dotyczy#o nie tylko cz#onkostwa, ale i aktywnego dzia#ania. Niepokoj%cy jest natomiast przekrój spo$eczno-demograficzny, je'li chodzi o party-cypacj& w spo$ecze+stwie obywatelskim. Przede wszyst-kim jest ona silnie skorelowana z ogólnym statusem spo$ecznym (np. wielko'ci% dochodów w rodzinie i po-ziomem wykszta$cenia). Dla przyk$adu, osoby z gospo-darstw domowych, gdzie dochód na osob& wynosi ponad ,522 z$, zrzeszaj% si& trzykrotnie cz&'ciej ni" osoby z go-spodarstw, gdzie dochód wynosi mniej ni" 322 z$ per ca-pita. Jeszcze silniejszy okazuje si& wp$yw wykszta$cenia na sk$onno'! do udzia$u w organizacjach, która udziela si& co ósmemu Polakowi po studiach i tylko co dwu-dziestemu pi%temu z wykszta$ceniem podstawowym.

Równie" niepokoj%co wygl%da rozk$ad kapita$u je-'li chodzi o przekrój wiekowy. Najbardziej aktywni spo-#ecznie okazuj" si% ludzie w przedziale wiekowym /*-44 (2/,/1) i 4*-*4 (2),*1), najmniej za$ osoby w wieku 25-)4 (-,.1)5. Relatywnie niski poziom zaanga"owania m$o-dzie"y jest niepokoj%cym sygna$em, gdy" mówi to nieco o tym, jakie postawy s% reprezentowane w m$odej gene-racji, a przecie" to w du"ej mierze od niej b&dzie zale"a-$a przysz$o'! kraju w najbli"szych dekadach. W raporcie nie zosta#y przedstawione dok#adne dane liczbowe dotycz"-ce osób w wieku powy!ej ** lat, ale skoro wska(niki s" tu ni!sze od wielu innych grup wiekowych (w których zreszt" te! nie s" one zadowalaj"ce na tle $redniej z innych krajów), oznacza to równie! tendencj% spo#ecznie niepokoj"c". Dla-tego, !e to w#a$nie ludzie w wieku oko#oemerytalnym ma-j" du!y potencja#, je$li chodzi o pozap#acow" dzia#alno$& (ze wzgl%du cho&by na dysponowanie wi%ksz" ilo$ci" czasu wolnego oraz do$wiadczeniem). Znalezienie przestrzeni dla osób starszych w spo#ecze'stwie obywatelskim by#oby te! form" przeciwdzia#ania negatywnym psychospo#ecznym skutkom starzenia si% i przechodzenia na emerytur%.

Istotn" p#aszczyzn" zró!nicowania w wymiarze uczest-nictwa w organizacjach jest miejsce zamieszkania (na nie-korzy$& ma#ych miast) oraz sektor, w którym si% pracuje. Jak wynika z raportu, cz%stsze uczestnictwo w stowarzy-szeniach deklaruj" pracownicy sektora publicznego ni! pry-watnego (wyj"tek stanowi" w#a$ciciele gospodarstw).

Je$li chodzi o zaanga!owanie polityczne, zarówno na poziomie lokalnym, jak i krajowym, by#o one mierzone deklarowanym udzia#em w ostatnich wyborach: parlamen-tarnych w )00* r. i samorz"dowych w )003 r. W obu przy-padkach udzia# zadeklarowa#o wi%cej osób, ni! wynosi-#a frekwencja, dlatego autorzy raportu, Tomasz ,ukowski i Maria 9eiss, uznali deklaracje bardziej za wyraz ogólne-go zainteresowania !yciem politycznym na szczeblu kra-jowym i samorz"dowym, ni! za informacje o faktycznym udziale respondentów w wyborach.

segregowania dzieci w przydziale do klas ze wzgl%du na status rodziców. Z kolei w domach kultury bywa tak, !e silnie zorganizowana grupa potrafi zdominowa& profil dzia#a' placówki, kosztem innych celów. Mimo to za-równo szko#a podstawowa, jak i dom kultury pozostaj" wa!nymi instytucjami budowania kapita#u spo#ecznego, tak!e dlatego, !e s" one wpisane w codzienne !ycie spo-#eczno$ci, podczas gdy np. organizacje pozarz"dowe s" nieraz traktowane, szczególnie w tradycyjnych $rodowi-skach wiejskich, jako element obcy.

Warszawa, 4 lipca )00. r.

RozmawiaK RafaK Bakalarczyk

Dr Maria Theiss – politolog, adiunkt w Instytucie Polityki Spo&ecznej Wydzia&u Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jej rozprawa doktorska dotyczy&a roli kapita&u spo&ecznego w polityce spo&ecznej (wydanie ksi!$kowe:

„Krewni – znajomi – obywatele. Kapita& spo&eczny a lokalna polityka spo&eczna”, Toru( -00.). Jest autork! licznych publikacji na temat kapita&u spo&ecznego, nierówno%ci spo&ecznych i lokalnej polityki spo&ecznej, a tak$e realizatork! bada( z tego zakresu, m.in. w ramach projektu YOUNEX (Youth Unemployment & Exclusion in Europe), stano-wi!cego cz"%# .. Programu Ramowego UE.

48

Page 49: OBYWATEL nr 3(47)/2009

49

Co do wyborów parlamentarnych, wi%ksze zaanga-!owanie deklarowa#y osoby z wy!szym wykszta#ceniem, o wysokich dochodach, cz%sto uczestnicz"ce w praktykach religijnych oraz piastuj"ce stanowiska o wysokim statusie (dyrektorzy, prezesi). Wi%ksze zainteresowanie wyborami odnotowano tak!e w$ród osób starszych i w $rednim wieku ni! u m#odszych. Mniej wyra(ne zró!nicowanie wyst%puje je$li chodzi o p#e& i miejsce zamieszkania.

Do$& podobnie wygl"da# rozk#ad zaanga!owania w wybory samorz"dowe. Znów deklaracje udzia#u by#y cz%stsze w$ród osób o wy!szym wykszta#ceniu, statusie za-wodowym, dochodach oraz cz%stotliwo$ci praktyk religij-nych. Inaczej jednak wygl"da sprawa, je$li chodzi o miejsce zamieszkania. Jak wskazuj" wyniki wyborów parlamentar-nych i samorz"dowych, mieszka*cy wsi i mniejszych miast byli ponadprzeci$tnie (w stosunku do ogó!u ankietowanych) zainteresowani wyborami samorz"dowymi, a mieszka*cy naj-wi$kszych miast – wyborami do Sejmu i Senatu6.

Wyniki te wspó#graj" z danymi obrazuj"cymi zaufanie do w#adz lokalnych. Mieszka'cy wsi i ma#ych miast ufa-j" im cz%$ciej ni! ludzie mieszkaj"cy w du!ych miastach. Przypuszczalnie te dysproporcje wynikaj" z faktu, !e w ma-#ych gminach mieszka'cy maj" bardziej bezpo$redni i oso-bowy kontakt z w#adzami samorz"dowymi, a jak pami%ta-my – zaufanie Polaków wobec znajomych znacznie prze-wy!sza ich zaufanie wobec obcych. Jednocze$nie wysoki poziom zaufania ludno$ci wiejskiej do swych samorz"do-wych przedstawicieli oraz silnie personalny charakter sto-sunków mi%dzyludzkich istotnie wp#ywaj" na budowanie

kapita#u spo#ecznego, cho& nie zawsze stowarzyszeniowo-obywatelskiego. Poziom zaufania do w#adz lokalnych – po-dobnie jak inne analizowane w badaniu CBOS wymiary kapita#u spo#ecznego – wskazuje ponadto na niepokoj"co niski poziom stowarzyszeniowo-obywatelskiego kapita#u spo#ecznego w$ród m#odego pokolenia.

Wa!ny wydaje si% tak!e czwarty z wymienionych kom-ponentów stowarzyszeniowo-obywatelskiego kapita#u spo-#ecznego, mianowicie wspieranie organizacji pozarz"do-wych. Co czwarty Polak zadeklarowa#, !e wp#aci# w )00- r. pieni"dze na rzecz organizacji opieki spo#ecznej czy inny cel charytatywny 7.

Podsumowuj"c wyniki raportu, wida! wyra#nie, "e indywidualny dost&p do kapita$u spo$ecznego jest silnie zwi%zany z innymi formami kapita$u: ekonomicznym (zwi%zanym z dochodami), symbolicznym (zwi%zanym z wykszta$ceniem), a tak"e z miejscem zamieszkania.

Nak$adanie si& polaryzacji w dost&pie do ró"nych form kapita$u to powa"na kwestia spo$eczna, z któ-r% trzeba si& zmierzy!. Ta potrzeba by! mo"e wyda si& jeszcze bardziej nagl%ca, gdy uzmys$owimy sobie, "e kapita$ spo$eczny nie jest tylko dobrem samym w so-bie, ale tak"e czynnikiem modernizacji spo$ecznej i ekonomicznej.

Paliwo modernizacjiOd czasów prze#omu systemowego jednym ze s#ów-kluczy jest modernizacja. Ugrupowania polityczne prze$ciga#y si% w receptach na ni". Jakie miejsce w procesie modernizacji

2,62,5

2,42,3

2,12

1,6 1,6 1,6 1,6 1,6

1,3

10,9

0,70,6

0,50,4 0,4

0,30,14 0,15 0,2

2,62,5

2,42,3

2,12

1,6 1,6 1,6 1,6 1,6

1,3

10,9

0,70,6

0,50,4 0,4

0,30,14 0,15 0,2

3

2

1

0

Szw

ecja

Dania

Norw

egia

Holan

dia

Aust

riaLu

ksem

burg

Belg

iaIrl

andi

aFin

land

iaAn

glia

Niem

cyIzr

ael

Fran

cjaS!

owen

iaHisz

pani

aW!o

chy

Portu

galia

Grecja

W"g

ryPo

lska E

SSPo

lska D

S 200

3Po

lska D

S 200

5Po

lska D

S 200

7

Przeci"tna liczba organizacji, do których nale$! respondenci w wieku 18 i wi"cej lat.7ród&o: dla wszystkich krajów, w&!cznie z Polsk! ESS – European Social Survey 2002, dla Polski DS – „Diagnoza Spo&eczna” z lat 2003-2007.

Page 50: OBYWATEL nr 3(47)/2009

50

zajmuje kapita# spo#eczny? Przewodnicz"cy „Diagnozy Spo#ecznej”, prof. Janusz Czapi'ski, twierdzi w rozmowie z „Polityk"”, !e od czasów rozpocz%cia transformacji bardzo du!o energii po$wi%cili$my inwestycjom w kapita# ludzki (wyrazem czego jest gwa#towne podniesienie si% wska(ni-ków skolaryzacji, np. na poziomie szkó# wy!szych). Dla krajów o niskim poziomie rozwoju ów kapita$ jest istot-nym paliwem nap&dowym, ale w miar& jak ten proces post&puje, paliwo powoli si& wyczerpuje i coraz wi&ksz% wag& zaczyna odgrywa! kapita$ spo$eczny, czyli goto-wo'! ludzi do wspó$dzia$ania8.

Czy!by ta diagnoza nie opisywa#a w sposób bardziej naukowy powszechnego do$wiadczenia ostatnich dekad? Lata .2. to kult indywidualizmu, prywatnej przed-si&biorczo'ci i inwestowania w (samo)rozwój jednost-ki. Ten mechanizm coraz bardziej pokazywa$ jednak swe braki, czego wyrazem by$o przesilenie politycz-ne, znane jako projekt budowy IV RP. Wydaje si%, !e to przesilenie by#o w#a$nie sygna#em, i! dotychczasowe paliwo si% wyczerpuje i warto je uzupe#ni& czym$ innym. Czy chodzi#o o kapita# spo#eczny? Owszem, i to w dwo-jaki sposób.

Z jednej strony, IV RP mia#a by& projektem budowa-nia wspólnoty, obietnic" odtworzenia tradycyjnych wi%zi i przywrócenia solidarno$ci. Z drugiej strony, promotorzy tego projektu wyp#yn%li równie! na spadku zaufania do w#adz (zw#aszcza po aferze Rywina) i poczuciu powszechnej nieprawo$ci w #onie aparatu pa'stwowego. Cz%sto pojawia-j"ce si% has#o „Uk#adu” mia#o opisa& kapita# spo#eczny (le, bo partykularnie wykorzystywany przez elity polityczno-medialno-biznesowe, a z drugiej strony wyra!a#o rosn"c" nieufno$& spo#eczn".

Jednak, jak si% okaza#o, projekt IV RP w ówczesnym wydaniu si& nie sprawdzi$. Nie tylko nie uda$a si& bu-dowa wspólnoty, ale jeszcze bardziej j% zantagonizo-wano (przy czym akurat w latach 522/-5226 wzros$o przywi%zanie do kategorii dobra wspólnego); nie uda-$o si& te" przywróci! spo$ecznego zaufania do w$adzy. Mo"na powiedzie!, "e IV RP, cho! budowana na ne-gacji tego, co j% poprzedzi$o, by$a swoistym zak$adni-kiem poprzedniczki, a mówi%c 'ci'lej: zak$adnikiem niedoboru pomostowego kapita$u spo$ecznego w skali ca$ego kraju.

SpoKeczny stabilizatorWysoki poziom kapita#u spo#ecznego w danej wspólnocie mo!e pe#ni& nast%puj"ce funkcje:

integracja i przeciwdzia#anie wykluczeniu; Puzupe#nienie i wyr%czanie Pniewydolnych dzia#a' pa'stwa;kontrola sektora rz"dowego i wymuszanie Pjego odpowiedzialno$ci;kontrola sektora komercyjnego; Ptworzenie i ochrona kultury lokalnej Pprzed komercjalizacj"9.

Powy!sze funkcje, opieraj"ce si% na uzupe#nianiu nie-doskona#o$ci rynku i pa'stwa, prowadz" do stabilizacji #a-du spo#eczno-politycznego. Nie mniej wa!ny jest jednak wp#yw na dynamik% spo#eczn", w tym wspomaganie roz-woju gospodarczego.

Badacze tacy jak Francis Fukuyama wskazuj% na dodatni% zale"no'! mi&dzy poziomem kapita$u spo$ecz-nego a wzrostem gospodarczym. To ciekawe spostrze"e-nie, zw$aszcza, "e wy"ej wymienione funkcje spo$eczne tego" kapita$u wi%"% si& z ograniczaniem komercjaliza-cji i kontrol% sektora komercyjnego, czyli z ogranicza-niem tego wszystkiego, co uwa"ano za lokomotyw& roz-woju. Jak si& to ma do pogl%dów polskich liberalnych mi$o'ników tez Fukuyamy z pocz%tku lat .2., którzy twierdzili, "e im wi&ksza komercjalizacja i prywatyza-cja, tym wi&kszy i szybszy rozwój gospodarczy, a opór spo$eczny stanowi najwi&ksz% przeszkod&?

Otó! okazuje si%, !e b#%dne by#y ówczesne przekonania wolnorynkowych neofitów. Rynek potrzebuje regulatorów, a akumulacja kapita#u ekonomicznego (nawet je$li wyspo-wo podnosi si% równolegle poziom kapita#u ludzkiego) nie wystarcza i powinna by& równowa!ona kapita#em spo#ecz-nym, zarówno w celach instrumentalnych (wspomaganie gospodarki), jak i spo#ecznych (ochrona spo#eczno$ci i jej s#abszych cz#onków). Przy tym kapita# spo#eczny jest nie-jako naturalnym, „uspo#ecznionym” stabilizatorem, co sta-nowi o jego szczególnej warto$ci. Nie oznacza to jednak, i! stabilizator w postaci aktywnej polityki publicznej jest zb%dny. Nie jest, i to mi%dzy innymi dlatego, !e w#adza publiczna (na szczeblu narodowym, lokalnym, a od jakie-go$ czasu – tak!e unijnym) ma pewn" moc stymulowania kapita#u spo#ecznego lub okre$lonych jego przejawów i za-l"!ków poprzez system zach%t, dotacji, programów opera-cyjnych, konkursów itp.

Prof. Czapi'ski w przywo#anym ju! wywiadzie szcze-góln" wag% przywi"zuje do edukacji. Podej$cie to jest zro-zumia#e. Je$li chcemy budowa& kapita# spo#eczny, którego tre$ci" s" pewne normy wspó#dzia#ania i wzory zachowa', warto zacz"& od najwcze$niejszego stadium rozwoju jed-nostki – od momentu jej socjalizacji, wychowania.

Dodatkowych przes#anek do szukania obszarów two-rzenia kapita#u spo#ecznego w edukacji dostarczaj" empi-ryczne badania nad nim. Ich wyniki pokazuj" siln" zale!-no$& mi%dzy wykszta#ceniem a indywidualnymi zasoba-mi kapita#u spo#ecznego oraz du"y potencja$ placówek o'wiatowych, je'li chodzi o budowanie kapita$u spo-$ecznego w 'rodowisku lokalnym. Dotyczy to zw$aszcza szkó$ podstawowych.

Gdyby zrobi& bilans polityki edukacyjnej i prakty-ki pedagogicznej w Polsce, zapewne nie wygl"da#by po-my$lnie w perspektywie rozwijania kapita#u spo#ecznego. Potoczne do$wiadczenie osób, które przesz#y przez szko#y w ostatnich latach, podpowiada, !e system nastawiony na indywidualnie zdawane egzaminy, sprawdziany, olim-piady i inne formy jednostkowej rywalizacji, promuje

Page 51: OBYWATEL nr 3(47)/2009

51

raczej konkurencj& ni" kooperacj&. Aby szko$a sta$a si& instrumentem polityki nastawionej na wspieranie ka-pita$u spo$ecznego, powinna oprócz indywidualnych konkursów rozwija! samorz%dno'! uczniowsk%, kó$ka zainteresowa+, a na lekcjach – prace grupowe. Wszyst-ko to nie wymaga zreszt" znacznych nak#adów, lecz przede wszystkim odpowiedniego podej$cia i odwagi zerwania ze schematami.

Edukacja stanowi bardzo wa!ny instrument emancy-pacji ca#ych grup, ale sama w sobie – nie wystarcza. Cho&by dlatego, !e efekty procesu socjalizacyjnego s" widoczne do-piero w dalszym horyzoncie czasowym. Budowa kapita#u spo#ecznego ma cz%sto d#ugi okres kszta#towania, bo zako-rzeniony nieraz w do$wiadczeniach kilku pokole' wstecz. Istniej" jednak mo!liwo$ci przyspieszania tego procesu, np. przy pomocy oddolnego organizowania spo#eczno$ci wokó# wybranych problemów lub inicjatyw.

Kapita# spo#eczny mo!e stanowi& budulec dobra wspólnego, a co za tym idzie, równie! wspólnymi wysi#-kami powinien by& generowany i akumulowany. Wspól-nymi, to znaczy przy udziale podmiotów politycznych i zwyk#ych obywateli. Takie postawienie sprawy mo-!e sprawia& wra!enie, !e rozprasza si% odpowiedzial-no$& za jego powstawanie. Powiedzia#bym raczej, !e ta odpowiedzialno$& jest demokratyzowana. Ale aby by#a demokratyzowana faktycznie, nie tylko formalnie, po-trzebne jest rugowanie barier takich, jak wykluczenie,

marginalizacja czy osadzenie jednostek w sieciach relacji negatywnych dla nich i spo#ecze'stwa (np. powi"zania przest%pcze). To jedne z g#ównych barier, które utrud-niaj" obywatelom udzia# zarówno w budowaniu kapita#u spo#ecznego, jak i w korzystaniu z jego owoców. Mo!e zatem refleksj% na temat modernizacji powinni$my zaczy-na& od zastanowienia si%, jak wyeliminowa& te bariery?

RafaK Bakalarczyk

Przypisy:

CBOS, ,. Zaufanie w sferze publicznej i prywatnej, Warszawa, luty

-001.

Barbara Fedyszak-Radziejowska, -. Czy kapita$ spo$eczny bez spo-

$ecznego zaufania jest mo"liwy? /w:/ Krystyna Szafraniec (red.),

Jednostkowe i spo$eczne zasoby wsi, Warszawa -002.

Diagnoza Spo$eczna -++.. Warunki i jako&% "ycia Polaków+. – ra-

port (red. J. Czapi(ski, T. Panek), Warszawa -00., s. -21.

CBOS, 1. Stowarzyszeniowo-Obywatelski Kapita$ Spo$eczny, War-

szawa, wrzesie( -005.

Ibidem, s. 1.4.

Ibidem, s. ..2.

Ibidem...

Wywiad z prof. J. Czapi(skim, 5. Polska smuta, „Polityka”, / kwiet-

nia -00/ r.

Diagnoza Spo$eczna -++./. , s. -21.

bna

NW

ARD

EZ

Page 52: OBYWATEL nr 3(47)/2009

52

Fundusze unijne mog" by& istotnym wsparciem dla rozwoju i integracji lokalnych spo#eczno$ci, je$li trafiaj" w rzeczywiste ich potrzeby. Twórcy projektów wspieraj"cych okre$lone grupy czasem jednak zapominaj%, "e uczestnicy powinni by! w nich podmiotami, a nie przedmiotami. Brak autentycznego dialogu spo-$ecznego przy realizacji tego typu zada+ sprawia, "e projekty przy-nosz% nieraz efekty odwrotne do zamierzonych.

Od )00- r. w ca#ej Unii Euro-pejskiej, w tym w Polsce, realizowa-ny jest Program Operacyjny Kapita# Ludzki (PO KL), wspó#finansowany przez Europejski Fundusz Spo#eczny. Jego celem jest niwelowanie ró!nic spo#ecznych przez szeroko rozumia-n" aktywizacj% zawodow" osób bez-robotnych, zw#aszcza takich, które zagro!one s" wykluczeniem spo#ecz-nym. O $rodki na realizacj% projek-tów w ramach PO KL mog" ubiega& si% ró!ne podmioty, od jednostek sa-morz"dowych, przez ma#ych i $red-nich przedsi%biorców, po organizacje pozarz"dowe typu non-profit. Z da-nych Ministerstwa Rozwoju Regio-nalnego wynika, !e do tej pory w Pol-sce z ró!nych form pomocy i szkole' w ramach Programu skorzysta#y pra-wie 4 tys. bezrobotnych, a 2,5 tys. spo$ród nich za#o!y#o w#asne firmy. Dofinansowano projekty na #"czn" kwot% przekraczaj"c" * mld euro, co przedstawiciele resortu podkre$laj" z wyra(nym zadowoleniem. Z fun-duszy z PO KL szczególnie ch%tnie

korzystaj" samorz"dy, dla których pieni"dze te s" znacz"c" pomoc" w re-alizacji ich podstawowych zada'.

Potrzeby spo$eczne ogl%dane z perspektywy urz&dniczego biur-ka cz&sto wygl%daj% jednak inaczej, ni" w rzeczywisto'ci. Projektodaw-cy po wype$nieniu biurokratycz-nych zawi$o'ci otrzymuj% pieni%-dze na realizacj& za$o"onych przez siebie celów, ale nie maj% przy tym "adnego wsparcia, które pomog$o-by im w$a'ciwie wykorzysta! 'rod-ki. Zesz$oroczne do'wiadczenia trzech mazowieckich gmin poka-zuj%, "e dodatkowe 'rodki finanso-we, nawet znaczne, niewiele znacz% dla danej spo$eczno'ci, gdy nie to-warzyszy im rzetelna analiza po-trzeb spo$ecznych oraz pog$&bienie wiedzy i wra"liwo'ci spo$ecznej urz&dników i pracowników insty-tucji publicznych.

MiaKo by0 pi.knie…Na pocz"tku )00. r. uczestniczy-#am w procesie doradczym na etapie przygotowywania wniosków o dota-cje w ramach PO KL dla wspomnia-nych trzech gmin1.

S" one o$rodkami miejskimi o liczbie mieszka'ców nie przekra-czaj"cej )0 tys. osób. Przygotowu-j"c poprzednie wnioski o fundusze z Kapita#u Ludzkiego, ka!da z nich, niezale!nie od siebie, zdecydowa#a, !e chce obj"& wsparciem d#ugotrwale bezrobotne kobiety, stale korzystaj"-ce z ró!nych form pomocy spo#ecz-nej. 7"cznie we wszystkich gminach

w ubieg#orocznych projektach wzi%-#y udzia# *4 kobiety w wieku od )* do *) lat. Do projektu zakwalifiko- wano przede wszystkim m%!atki z dwójk" dzieci w wieku od roku do 2) lat; dziewi%& kobiet samotnie wy-chowywa#o co najmniej jedno dziec-ko, dwie mieszka#y wspólnie z do-ros#ymi dzie&mi (równie! osobami bezrobotnymi).

+rednio, ka!dy z trzech pro-jektów zosta# dofinansowany kwot" 2)0 tys. z#, w tym na aktywn" inte-gracj% – czyli dzia#ania bezpo$rednio skierowane do uczestników – przy-znano po#ow% dotacji. Zosta#y opra-cowane programy szkole', które za-k#ada#y realizacj% podstawowego ce-lu – aktywizacji zawodowej bezro-botnych kobiet i przygotowania ich do wykonywania zada+ opiekunki osób starszych i opiekunki do dzie-ci. Cel, który zosta$ tak sformu$o-wany, w dwóch przypadkach wy-p$yn%$ bezpo'rednio od pracowni-ków Miejskich O'rodków Pomocy Spo$ecznej, którzy za$o"yli z góry, "e taka praca jest najlepszym roz-wi#zaniem dla naszych pa) – bo przecie% ka%da z nich ma ju% do-!wiadczenie w opiece przynajmniej nad dzieckiem, a tyle jest u nas po-trzebuj#cych wsparcia, starszych, samotnych osób, których dzieci siedz# albo w Warszawie, albo w Gda)sku, albo w Holandii – wy-ja$nia jedna z pracownic socjalnych.

Poza tym w projektach za#o-!ono, !e przygotowany cykl zaj%& pomo!e uczestniczkom poprawi&

Jak wyla4 dziecko z k;piel;? Na marginesie do3wiadcze> trzech gmin

%' I6$9)-$ K/.AB".)(.*6

Page 53: OBYWATEL nr 3(47)/2009

53

samoocen%, da wiar% we w#asne mo!liwo$ci, zmotywuje do dzia#ania i podejmowania wspólnych przed-si%wzi%&. – Tyle si$ mówi o koniecz-no#ci wyrównywania szans, polityce wspierania kobiet na rynku pracy – )e postanowili#my lokalnie w!a#nie je wesprze+. Wszyscy przyst"pili z ta-kim entuzjazmem do tego pomys!u, )e za!o)yli#my z góry, )e one naprawd$ znajd" tu prac$, )e b$dziemy mogli skre#li+ je z listy naszego o#rodka – wspomina kierowniczka Miejskiego O$rodka Pomocy Spo#ecznej w jed-nej z wspomnianych gmin.

…a wyszKo, jak zwykleWbrew oczekiwaniom projekto-dawców, pierwszym efektem re-alizowanych projektów by$a szyb-ko ujawniona frustracja i niech&! uczestniczek szkole+, a przez to du"a absencja na zaj&ciach (naj-cz%stsze usprawiedliwienia: „Nie mam z kim zostawi& dzieci”, „Mu-sz% ugotowa& obiad”, „Mam chore dziecko”). Pracownicy, którzy z ta-kim entuzjazmem przygotowywali si& do realizacji zadania, byli obu-rzeni obserwowanymi postawami uczestniczek i, jak sami mówili, szybko stracili dla nich serce. – Bo przecie) my si$ napracowali#my, a one

co? Awanturowa!y si$, bo by!o za ma!o ciasteczek na stole, bo catering si$ spó.-nia! – mówi kierowniczka jednego z o$rodków.

Ta sytuacja doprowadzi#a do utrwalenia negatywnego stereoty-pu podopiecznych o$rodka pomocy spo#ecznej. S" oni postrzegani przez pracowników socjalnych jako ci, któ-rzy nie chc" pracowa&, s" nielojalni i roszczeniowo nastawieni. Wyrazem tego by#a negatywna ocena projektu, jak i samej decyzji co do jego realiza-cji, spadek optymizmu pracowników MOPS-ów i usztywnienie w relacjach z podopiecznymi o$rodków.

Spo$ród *4 kobiet obj%tych szko-leniami, zaledwie sze$& zadeklarowa-#o ch%& uczestnictwa w podobnych programach w przysz#o$ci oraz go-towo$& do podejmowania prac opie-ku'czych w ramach zada' Miejskich O$rodków Pomocy Spo#ecznej. Czte-ry z nich za aktywn" postaw% zosta#y nagrodzone propozycjami pracy jako opiekunki spo#eczne, jednak to wy-ró!nienie nie by#o pierwotnie zapla-nowane. Zatem "aden z za$o"onych celów nie zosta$ osi%gni&ty. Mimo to projekty zosta#y rozliczone przez Mazowieck" Jednostk% Wdra!ania Programów Unijnych i wspieraj" sta-tystyk% „wykonanego planu”.

Co gorsza, kobiety, dla których uczestnictwo w projekcie mia#o by& szans" na popraw% sytuacji – „udo-wodni$y” sobie i innym, "e do niczego si& nie nadaj%, "e tylko wszystkich woko$o irytuj%. Utwier-dzi$y si& w przekonaniu, "e „te z opieki” teraz ju" na pewno wie-dz%, co o nich my'le! – a pracy jak nie mia$y, tak dalej mie! nie b&d%.

Szkolenia z… suMtuW ramach projektu, w okresie * mie-si%cy, w ka!dej gminie przeprowa-dzono w ubieg#ym roku $rednio //0 godzin szkole'. W ocenie zespo#u, który konsultowa# przygotowywane w tym roku projekty – wspomniane szkolenia mia#y nisk" warto$& i zu-pe#nie pomija#y potrzeby i mo!li-wo$ci uczestników. W dodatku taka liczba godzin zaj%ciowych w tak krót-kim czasie jest trudna do wytrzyma-nia nawet dla „zwyk#ych” s#ucha-czy – trudno wi%c sobie wyobrazi&, !e efektywnie skorzystaj" z nich oso-by bezrobotne, które utraci#y cz%$& kwalifikacji.

Szczególn" uwag% zwróci# mo-du# komputerowy, który by# obecny w ka!dym z trzech projektów ($red-nio -0 godzin) – bardzo rozbudo-wany w tre$ci i o z#o!onych celach,

bna

ASH

LEY

FISH

ER

Page 54: OBYWATEL nr 3(47)/2009

54

który zupe#nie nie pasowa# do g#ów-nego celu szkole', tj. przygotowania do wykonywania zada' opiekunki dzieci lub osób starszych. Przy czym w dalszym wywiadzie okaza#o si%, !e pracownicy MOPS-ów wiedz", i! je-dynie 2// spo$ród wszystkich uczest-niczek projektu ma w domu kom-puter, a jeszcze mniej – dost%p do Internetu.

Kobiety i dzieci gKosu nie maj/Podstawow" przyczyn" niepowo-dzenia projektu by# sposób rekru-tacji uczestniczek. Kobiety zosta-$y wskazane przez pracowników 'rodowiskowych i nikt nie pyta$ ich o zdanie, nie przeprowadzono z nimi dodatkowych wywiadów pod k%tem gotowo'ci i mo"liwo-'ci uczestnictwa w intensywnym cyklu zaj&!. Zosta$y wytypowane spo'ród du"ej grupy, jako te, które

„si& nadaj%”, „s% ch&tne do wspó$-pracy”, „nigdy nie by$o z nimi "ad-nego problemu”, „nale"y im si& co' dobrego od losu” itp. Z góry za$o-"ono, "e b&d% usatysfakcjonowane, skoro dosta$y pierwsz% od lat kon-kretn% propozycj&.

– Naprawd$ wydawa!o si$ nam, )e b$-d" zadowolone z udzia!u w tych szko-leniach. By!o sporo m!odych kobiet, które maj" ma!y sta) pracy, a dzi$ki naszemu projektowi zwi$ksza!y swoje szanse na lokalnym rynku pracy – mó-wi kierowniczka jednego z MOPS-ów. – Nawet nie przysz!o nam do g!o-wy zapyta+, czy chcia!yby uczestniczy+ w takich szkoleniach i czego by tak naprawd$ po tych zaj$ciach oczekiwa-!y – przyznaj" pozostali. Nie wzi%to w ogóle pod uwag% np. ewentual-nych problemów z opiek" nad ma#y-mi dzie&mi uczestniczek.

W ciemnoGminy, o których mowa, po#o!one s" w regionie, gdzie przewa!a rol-nictwo, brak du!ych zak#adów pra-cy, a te, które funkcjonowa#y jesz-cze na pocz"tku lat .0., by#y zwi"-zane z przetwórstwem owocowo-warzywnym. Rejestrowany poziom

bezrobocia w roku poprzedzaj"cym realizacj% omawianych projektów wynosi# w nich 2*1. Je$li doda&, !e do Warszawy jest st"d oko#o dwóch godzin samochodem – mo"na je za-klasyfikowa! do tzw. trudnych lo-kalnych rynków pracy. Mimo tego, w "adnej ze wspomnianych gmin nie ma pomys$u na „o"ywienie” lo-kalnego rynku zatrudnienia ani na zatrzymanie m$odzie"y wyje"d"a-j%cej w poszukiwaniu lepszych per-spektyw do Warszawy lub innych du"ych miast, gdzie podejmuje studia lub prac&, na któr% nie ma szans „u siebie”.

,aden z projektodawców nie mia# nawet aktualnej diagnozy spo-#eczno-ekonomicznej. Dane by#y (s") rozproszone w ró!nych jednostkach, które skupiaj" si% na swoich dzia#a-niach i nie wspó#pracuj". – Bo my naprawd$ mamy bardzo du)o pra-cy, moi pracownicy nie wyrabiaj" si$, kiedy musz" po!"czy+ prac$ w terenie z ca!" t" biurokracj", a taki projekt z PO KL te) wymaga dodatkowego zaanga)owania si$, nie tylko koordy-natora, ale wszystkich nas z MOPS-u. A i tak ba!am si$, co to b$dzie, je#li zakwestionuj" mi wydatki, jak ja bur-mistrzowi si$ wyt!umacz$ – usprawie-dliwia si% jedna z kierowniczek. Nie-stety w Polsce na poziomie lokal-nym brak wspó$pracy instytucji, brak spójnej koncepcji polityki spo$ecznej.

Oni wiedz/ najlepiejNawet powa"niejszy problem ni" brak niezb&dnych danych, stano-wi brak 'wiadomo'ci tego faktu.

„Wiedza” samorz%dów o rzeczywi-stych potrzebach spo$eczno'ci lo-kalnych opiera si& w du"ej mierze na intuicji – a tak"e na utrwalo-nym przekonaniu, "e MY wiemy najlepiej, jakie s# problemy u nas, zajmujemy si( tym na co dzie), tu w urz(dzie.

W opisywanym przypadku, w dzia#aniach poszczególnych osób za-brak#o postawy uwzgl%dniaj"cej zda-nie innych oraz poczucia s#u!ebno-$ci instytucji publicznych wzgl%dem

obywateli. Takie zachowanie jest dalekie od idei samorz%dno'ci.

„Odgórne” potraktowanie potrzeb kobiet, które uczestniczy#y w projek-tach, przekre$li#o szanse zbudowania czego$ opieraj"cego si% na rzeczywi-stym zaanga!owaniu grupy, która ze wzgl%du na swoj" sytuacj% niemal na pewno nie opu$ci miejsca zamieszka-nia. Kobiety, które do tej pory skon-centrowane by#y przede wszystkim na obowi"zkach domowych, przy odrobinie wyobra(ni urz%dników mog#y w trakcie szkolenia zdoby& no-we umiej%tno$ci, które wzmocni#y-by je, da#y poczucie w#asnej warto$ci i tym samym otworzy#y na innych. Mog#yby zosta& obj%te projektami równie! w kolejnych ich edycjach – dopiero to mog#oby da& widoczne efekty usamodzielnienia si% grupy oraz ewentualnych dzia#a' podej-mowanych z jej inicjatywy na rzecz innych mieszka'ców. Niestety rzad-ko u nas docenia si% si#% i mo!liwo-$ci oddzia#ywania spo#ecznego ini-cjatyw podejmowanych przez ma#e grupy na rzecz innych ma#ych grup w celu rozwi"zania nawet dora(nych problemów. Tymczasem wi%zi spo-#eczne buduje si% w#a$nie w dzia#aniu na poziomie lokalnym.

Urz&dnicy, którzy przy reali-zacji projektu chcieli „wykaza! si&”, swoim ambicjonalnym podej'ciem uruchomili lawin& nieporozumie+. Mog% one wp$yn%! na aktywno'! uczestników podobnych projektów w kolejnych latach. Natomiast ju" dzi' zburzy$y zaufanie, które jest podstaw% wszelkich relacji i inte-rakcji spo$ecznych.

Bez wsparciaOdpowiedzialno'! za niepowodze-nie projektów spoczywa nie tylko na poziomie gminnym. Na "ad-nym etapie konsultacji z jednost-k% wdra"aj%c% nie pad$o np. pyta-nie o kryteria doboru uczestników projektów i ich zasadno'! – cho! ka"dy z wniosków by$ co najmniej dwukrotnie odsy$any do popra-wek. Projektodawcy nie otrzymali, w swoim odczuciu, odpowiedniego

Page 55: OBYWATEL nr 3(47)/2009

55

wsparcia merytorycznego ze strony Mazowieckiej Jednostki Wdra!ania Programów Unijnych, cho& przygo-towywali tego rodzaju wniosek po raz pierwszy. We wszystkich przy-padkach pomaga# im w tym „kto$ z rodziny”, ma#!onek lub studiuj"ce dziecko.

Koordynatorzy byli przekonani, !e zrobili wszystko zgodnie z „prze-pisem na sukces”. Wybrali grup%, której jak !adnej innej uczestnictwo w tego typu programach jest potrzeb-ne – kobiety d#ugotrwale wykluczo-ne z rynku pracy. Zaplanowali du!" liczb% godzin szkoleniowych i wyna-j%li „niedrog" firm%” lokalnie specja-lizuj"c" si% w „obs#udze projektów unijnych”. Niestety, istnieje powa!-na obawa, !e wspomniane projek-ty nie tylko nie przynios#y dobrych owoców, ale i mog" zaszkodzi& ich

„beneficjentom”.6le $wiadczona pomoc, opar-

ta na autorytarnych postawach pra-cowników instytucji pomocowych – mo!e tworzy& swego rodzaju pu#ap-k%. Dobre-z$e za$o"enia przyj&te w pierwszych etapach projektów, tj. nieuwzgl&dnienie realnych

potrzeb, brak bilansu kompe-tencji, który pozwoli$by na do-stosowanie szkole+ do mo"liwo-'ci uczestniczek, mog% zawa"y! w niedalekiej przysz$o'ci na ich szansach „wyrwania si&” z kr&-gu zale"no'ci od 'wiadcze+ so-cjalnych. Nikt te" nie wzi%$ pod uwag& faktu, "e niezadowolenie i rozczarowanie niewielkiej gru-py kobiet bior%cych udzia$ w pro-jektach, mo"e prze$o"y! si& na wiedz& i postawy du"o wi&kszej liczby osób. Realizatorom i ko-ordynatorom zabrak#o wyobra(ni, nikt nie przewidzia# potencjalnych ubocznych efektów inicjatyw podj%-tych z takim wysi#kiem, oraz nie za-projektowano na !adnym z etapów dzia#a' kontynuuj"cych, którymi obj%te by#yby uczestniczki oraz ich najbli!sze $rodowisko.

Uzyskane przeze mnie informa-cje pozwalaj" na ocen% przygotowa-nia i realizacji projektów tylko w tych trzech gminach. Jednak z rozmów z koordynatorami projektów i kie-rownikami jednostek aplikuj"cych wynika#o, !e podobne do$wiadcze-nia maj" i inne gminy.

Wa!ne, !e kierownicy MOPS-ów i koordynatorzy zesz#orocznych pro-jektów dostrzegli pope#nione b#%dy, których nie chc" powtórzy& w kolej-nych latach. Szukaj" wsparcia i wie-dzy „na zewn"trz” – niestety, poza or-ganem, który z definicji powinien by& otwarty na pomoc w rozwi"zywaniu podobnych problemów i na ich kon-sultowanie2. By& mo!e te trzy gminy s" wyj"tkami – gorzej, je$li taka jest praktyka wydawania kolejnych setek tysi%cy z#otych dotacji, które sumuj" si% w miliony zmarnowanych euro…

dr Izabela Ksi/Bkiewiczwspó:praca Monika Kasprzak

Na pro%b" kierowników jednostek ,.

samorz!dowych, nie ujawniam nazw

gmin – s! do wiadomo%ci redakcji.

Warto przy okazji zauwa$y#, $e wnio--.

ski z ewaluacji projektów rzadko s!

w odpowiedni sposób rozpowszech-

niane i omawiane z projektodawcami

i uczestnikami projektów w celu unik-

ni"cia powtarzania raz pope&nionych

b&"dów.

34E%89$7

projekt informacyjny realizowany przez Instytut Spraw Obywatelskich

Wsparcie udzielone przez Islandi#, Liechtenstein, i Norwegi# poprzez do$nansowanie ze %rodków Mechanizmu Finanso-

wego Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego, a tak&e ze %rodków bud&etu

Rzeczpospolitej Polskiej w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarz'dowych

Page 56: OBYWATEL nr 3(47)/2009

56

Cyberwojna z KDTWarszawa, )2 lipca. Zamieszki pod Pa#acem Kultury i Na-uki. Kupcy z KDT walcz" z ochroniarzami wynaj%tymi przez komornika, a pó(niej z policj". Tu! obok stoi nie-wielka grupka z napr%dce skleconymi transparentami. To zwolennicy likwidacji KDT. Sk"d si% wzi%li?

– Jeste#my uczestnikami internetowego Forum Wie)ow-ców Polskich – o$wiadczaj" jednej z telewizji w trakcie relacji na !ywo. Forum dzia#a pod adresem SkyscraperCity.com. Jest znane chyba ka!demu, kto interesuje si% nowymi inwe-stycjami w du!ych polskich miastach.

Demonstracja Forum Wie!owców Polskich zosta#a zwo#ana raptem pi%& dni przed bitw" o KDT. – Co# czuj$, )e '%. b$dzie zadyma… fajnie by taki kontr-protest zorgani-zowa+ – pisa# 23 lipca forumowicz o nicku „exclusiv” w jed-nym z w"tków na SkyscraperCity.com. Jestem za, mog$ pod-j"+ si$ organizacji takiego wiecu – odpowiedzia# mu „Octa-vianus”. I machina ruszy#a. Forumowicze za#o!yli nawet specjaln" stron% „,egnamy KDT” (zegnamykdt.pl).

Do tej sytuacji da#oby si% zapewne dorobi& teori% w sty-lu „pokolenie internetowych serwisów spo#eczno$ciowych rzuca wyzwanie niedobitkom transformacji gospodarczej sprzed )0 lat”. Ale by#aby to teza na wyrost, przypisuj"ca u!ytkownikom forów internetowych pewien okre$lony ze-staw pogl"dów.

Równie dobrze mo!na sobie wyobrazi& sytuacj% od-wrotn": oto kupcy zwo#uj" w Internecie demonstracj% prze-ciwko w#adzom Warszawy. Albo jeszcze inaczej: zarówno kupcy, jak i przeciwnicy KDT skrzykuj" si% „w wirtualu”, by da& wyraz swoim pogl"dom i niezadowoleniu „w realu”. Internet jest 'wietnym narz&dziem mobilizacji. Ale tyl-ko narz&dziem.

Internetem w duBy bankCoraz wi%cej takich internetowych akcji spo#ecznych. W pierwszych miesi"cach )00. r. spory rozg#os zyska#a

ta prowadzona przez niezadowolonych klientów mBanku. Zrzeszeni wokó! nieformalnych inicjatyw mstop.pl i nabiciw-brebank.pl dali#my przyk!ad, )e nieznanych sobie kilka tysi$cy osób potrafi si$ zorganizowa+ i powiedzie+, co my#li o post$po-waniu jakiej# firmy wobec klientów – t#umaczyli inicjatorzy akcji w lipcu )00. r., pó# roku po jej rozpocz%ciu. Jeste#my najd!u)ej dzia!aj"c" tego typu inicjatyw", stali!my si( wzo-rem dla innych, pokazali!my, %e klient ma g$os i b(dzie go u%ywa$.

Akcja nie sprowadza si% do wylewania !alów w Interne-cie. Klienci mBanku naprawd% walcz" o swoje prawa. Acz w lipcu br. zaproponowali przeciwnikowi negocjacje. Wy-ci"gn$li#my r$k$ do mBanku – czytamy na stronie mstop.pl. Mamy nadziej$, )e spór uda si$ rozwi"za+ w sposób akcepto-walny dla obu stron.

Komentuj"c dla TVN)4 tego typu inicjatywy, znana socjolo!ka prof. Miros#awa Marody powiedzia#a: Spo!ecze*-stwo obywatelskie jest u nas s!abo rozwini$te. Ale pojawienie si( takich grup pokazuje, %e tak%e Polacy odkrywaj# si-$( zbiorowego zaanga%owania. Internet jest idealnym narz(dziem do samoorganizacji, bo umo%liwia szybk# komunikacj(. A te grupy maj" szans$ co# za!atwi+. Nawet nasi politycy, których #wiadomo#+ internetowa jest ra)"co ni-ska, naucz" si$ w ko*cu, )e nale)y si$ z nimi liczy+. Ten cytat zosta# odnotowany na stronie mstop.pl, jako element pod-sumowania pó#rocznej akcji przeciwko mBankowi.

Kataryna pozywa MichalskiegoW maju )00. r. „Dziennik” – daj"c wyraz niech%ci cz%-$ci $rodowiska dziennikarskiego do forów, anonimowych komentarzy i blogosfery – przypu$ci# szturm na Inter-net. De facto ujawni# to!samo$& Kataryny – najbardziej znanej anonimowej blogerki politycznej w Polsce (wcze-$niej j" szanta!owa#). Za$ do internautów zwróci# si% pa-mi%tnymi s#owami „poca#ujcie mnie w dup%”, od któ-rych zaczyna# si% „List otwarty do obro'ców Kataryny”,

C-polityka: kolejna z:udna utopia?D<"$/6 M)%)"/6$, G&.)(!7.' E(.)*8!(/".

Czy kolejn! konstytucj" napisz! internauci? Nie. Bo nie ma czego% takiego jak „internauci”. I $aden t&um, nawet wyra'nowany technologicznie, nie zmieni sam z siebie ustroju pa(stwa. Ale czy to oznacza, $e spo&eczno%ci internetowe nie wp&yn! na kszta&t demokracji?

Page 57: OBYWATEL nr 3(47)/2009

57

autorstwa samego Roberta Krasowskiego, redaktora na-czelnego gazety.

– Polskim Internetem rz"dzi liga anonimowych donosi-cieli – wtórowa# mu Cezary Michalski, czo#owy publicysta

„Dziennika”. – By!em kiedy# taki naiwny, )eby wierzy+, )e Internet da Polakom wolno#+, jakiej nie mieli od dawna. Po-myli!em si$.

I cho& problem wskazywany przez gazet% rzeczywi$cie istnieje – anonimowo$& wielu blogerów i internetowych ko-mentatorów bywa przykrywk" dla agresji i paso!ytowania na owocach cudzej pracy – to gazeta Krasowskiego i Mi-chalskiego strzeli#a gola do w#asnej bramki. Zamiast wy-wo$a! ciekaw% dyskusj&, rozp&ta$a bezpardonow% wojn&, w której po stronie Kataryny i prawa do anonimowo'ci stan&$o nie tylko wielu blogerów, ale równie" spore gro-no publicystów, w tym i tych bliskich ideowo „Dzienniko-wi”. A !e wchodzi# on w#a$nie w faz% ostrego kryzysu, mo!-na by#o odnie$& wra!enie, !e szar!a Krasowskiego i Michal-skiego by#a rozpaczliw" prób" stworzenia nowego konfliktu ideowego, w którym ich gazeta rozdawa#aby karty.

Nic z tego nie wysz#o. Wkrótce gruchn%#a wiadomo$&, !e „Dziennik” zostanie po#"czony z „Gazet" Prawn"”. Kra-sowski i Michalski stracili stanowiska. A )4 lipca Kataryna og#osi#a na blogu, !e wytacza proces trojgu dziennikarzy

„Dziennika”, w tym Michalskiemu.

Blog demaskuje TVPTen dzie' – )4 lipca )00. – by# gor"cy w Salonie)4, naj-bardziej znanym polskim serwisie z blogami politycznymi. W#a$nie tam Kataryna poinformowa#a, !e zamierza spotka& si% w s"dzie ze swoimi oponentami z „Dziennika”. W tym samym miejscu 7ukasz Warzecha – publicysta „Faktu”, ak-tywny bloger – opisa# swoj" porann" przygod% w TVP.

Poszed# tam, by poprowadzi& przegl"d prasy. Tego dnia jego gazeta opublikowa#a na czo#ówce archiwalne zdj%cie

„hajluj"cego” Piotra Farfa#a, dzi$ prezesa TVP, kiedy$ sym-patyka ruchów neofaszystowskich. Zgodnie ze zwyczajem panuj"cym w przegl"dach prasy, Warzecha mia# zacz"& od omówienia zawarto$ci w#asnej gazety. To za$ oznacza#o, !e ca#y program rozpocznie si% od pokazania kompromituj"-cej fotografii prezesa telewizji.

Wydawca przegl"du nie zgodzi# si% na to. Oburzony Warzecha odmówi# prowadzenia programu. Ca#" histori% opisa# na blogu w Salonie)4. Jego opowie$& sta#a si% niu-sem dnia w Gazecie.pl, jednym z najwi%kszych polskich portali. Dzie' pó(niej ten sam portal za jedn" z najwa!-niejszych informacji uzna# zapowied( procesu Kataryny z lud(mi „Dziennika”.

SalonQR zamazuje graniceMo!na oczywi$cie wskazywa& ideowe i ekonomiczne po-wody, dla których Gazeta.pl nag#a$nia takie informacje (bo zwalcza Farfa#a; bo jej wydawca rywalizuje z wydaw-c" „Dziennika”…). Jednak ma to drugorz%dne znaczenie. Przygody Kataryny z „Dziennikiem” i Warzechy z TVP

pokazuj%, "e blogi mog% mie! du"% si$&. Potrafi% sku-tecznie nag$a'nia! niedobre praktyki mainstreamo-wych mediów, a nawet pozywa! du"e redakcje do s%du.

W tym miejscu warto doda&, !e Salon)4 jest ciekawym przyk#adem po#"czenia medialnego mainstreamu z ama-torsk" blogosfer". Twórca serwisu – Igor Janke – to zawo-dowy publicysta. W Salonie)4 bloguj" profesjonali$ci (jak Warzecha czy Krzysztof Leski) i amatorzy (cz%sto ukryci pod nickami, jak Kataryna). Granica mi%dzy tymi grupami jest ca#kiem zamazana. Bo kim jest Warzecha, gdy blogu-je w Salonie)4? Publicyst" czy blogerem? A Pawe# Rybicki, znany jako Rybitzky, który zaczyna# jako bloger-amator, ale od pewnego czasu pisuje tak!e zawodowo, za pieni"dze?

Tak naprawd% nie ma „dziennikarzy” i „blogerów”, ani tym bardziej konfliktu mi%dzy nimi. S" dwie praktyki – za-wodowe dziennikarstwo i blogowanie. Jedna i ta sama oso-ba mo!e robi& obie rzeczy na raz, w dowolnych proporcjach.

Etyka blogera a etyka dziennikarska+wiaty dziennikarzy i blogów upodabniaj" si% do siebie nie tylko poprzez osoby dzia#aj"ce na obu polach. Dzieje si% tak równie! w kwestiach warsztatowych. Cz%$& blogosfery ule-ga profesjonalizacji, zamieniaj"c si% w opiniotwórcze media i dobrowolnie przyjmuj"c zasady dziennikarskiej etyki. Na-tomiast niektórzy dziennikarze pod presj" rosn"cej pr%dko-$ci przep#ywu informacji odchodz" od tych zasad, niczym nie odró!niaj"c si% ju! od amatorów z blogosfery.

Banalnym przyk#adem jest tu nieprawdziwa informa-cja, !e Jaros#aw Kaczy'ski za#o!y# konto w serwisie spo#ecz-no$ciowym Twitter, podana pod koniec lipca przez portal tvn)4.pl. Opublikowanie jej bez weryfikacji to ledwie pierwszy grzech, poniewa" portal nie zamie'ci$ sprosto-wania, a po prostu zamiót$ spraw& pod dywan, usuwa-j%c materia$. Niestety, takie zachowanie nie jest wyj%t-kowym wydarzeniem. Stawia to pod znakiem zapyta-nia wiarygodno'!, któr% szczyc% si& „tradycyjne” media, uwa"aj%c j% za swoj% g$ówn% przewag& nad blogosfer%.

W tym samym czasie blogi staj" si% wiarygodnymi (ró-d#ami informacji dla samych dziennikarzy, co potwierdza cho&by wyznanie szefa dzia#u technologii dziennika „9e New York Times”. Przyzna# on, !e poszukiwanie tematów do swojego dzia#u rozpoczyna od serwisu TechCrunch, prowadzonego przez Michaela Arringtona. Ta popular-na i szanowana w Internecie strona wyewoluowa#a z bloga i wci"! ma jego form%, jednocze$nie nale!"c do najbardziej wp#ywowych mediów w bran!y IT.

Wyrazem konwergencji mediów i blogosfery s" tak!e próby stworzenia kodeksu wspó#pracy z blogerami, któ-ry ma uregulowa& relacje marketingowców i PR-owców z blogosfer". Wszak jest ona coraz cz%$ciej doceniana rów-nie! jako medium dla reklamy. Blog, a raczej jego autor, jest – tak jak tytu# prasowy – obdarzany zaufaniem czy-telników. I tak jak tytu# prasowy, mo!e zaryzykowa& jego utrat%, przemycaj"c na przyk#ad tre$ci reklamowe jako wia-rygodn" i obiektywn" informacj%.

Page 58: OBYWATEL nr 3(47)/2009

58

Mamy wi%c sytuacj%, w której najpopularniejsze blogi zbli!aj" si% profesjonalizmem do „tradycyjnych” mediów, a te ostatnie – próbuj"c im dorówna& szybko$ci" – powie-laj" najwi%ksze grzechy blogosfery, które dziennikarze re-gularnie blogerom wypominaj".

Mi.dzy TwiSer Revolution a cyberlinczemLudzie mobilizuj" si% przez Internet w bardzo ró!nych spra-wach. Ma#ych i du!ych. Czasem imponuj"cych, czasem niezbyt sympatycznych.

Popularne serwisy spo#eczno$ciowe Twitter i Facebo-ok okaza#y si% niezwykle pomocne w organizowaniu an-tyrz"dowych demonstracji w Mo#dawii i Iranie w )00. r. Ale tak!e – a mo!e przede wszystkim – w informowaniu 'wiata o sytuacji w tych krajach i zabieganiu o poparcie dla tamtejszych ruchów opozycyjnych. Dlatego prote-sty w Mo$dawii zyska$y sobie w zachodnich mediach nazw& „Twitter revolution”.

Z drugiej strony – w )005 r. g#o$ny by# przypadek „in-ternetowego linczu” na mordercy nastolatki ze +widnicy. Zo-sta# zatrzymany przez policj%, a tamtejsza m#odzie! szybko ustali#a jego dane i namierzy#a go w Naszej-klasie.pl. Efek-tem by#y dziesi"tki kipi"cych nienawi$ci" komentarzy w je-go profilu, których autorzy – cz%sto pisz"c pod nazwiskiem i ujawniaj"c twarze! – w ostrych s#owach grozili morder-cy $mierci". Podobnych przypadków by#o w Polsce wi%cej.

Piraci szturmuj/ Bruksel.Wkurzeni u"ytkownicy Internetu potrafi% zaistnie! po-litycznie. W kwietniu )00. r. szwedzki s"d wymierzy# su-rowe wyroki twórcom popularnego serwisu 9e Pirate Bay, umo!liwiaj"cego nieskr%powan" – a wi%c nie przejmuj"c" si% prawami autorskimi – wymian% plików multimedialnych (fil-mów, muzyki itp.). W rezultacie, opowiadaj"ca si% za swobod" dzia#ania takich serwisów szwedzka Partia Piratów zdoby#a

ponad -1 g#osów w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego i wprowadzi#a swojego deputowanego.

Jak podaje angloj%zyczna Wikipedia, w maju )00. r. Piraci byli ju! trzeci" pod wzgl%dem liczebno$ci parti" w Szwecji, a ich m#odzie!ówka – najwi%ksz" polityczn" or-ganizacj" m#odzie!ow" w tym kraju.

Równolegle trwa internetowa kampania przeciwko tzw. pakietowi telekomunikacyjnemu, proponowane-mu przez Komisj& Europejsk%. Zdaniem jego oponen-tów, powa"nie ograniczy$by on swobod& korzystania z Internetu. Ogólnoeuropejska akcja w tej sprawie ma na-zw% Blackout Europe. I cho& na pocz"tku maja Parlament Europejski nie przyj"# pakietu telekomunikacyjnego, to or-ganizatorzy protestu alarmuj", !e jesieni" )00. r. ten kon-trowersyjny zbiór przepisów znów b%dzie omawiany przez g#ówne organy Unii Europejskiej.

Internauci nie istniej/!Dowodem na rosn"c" rol% u!ytkowników Internetu w !y-ciu publicznym s" nie tylko jednorazowe akcje, ale te! du-!e, pr%!ne, samoorganizuj"ce si% spo#eczno$ci internetowe. Chyba najciekawsz" z nich jest Wikipedia, czyli interne-towa encyklopedia tworzona oddolnie przez wszystkich zainteresowanych. Gdy spojrzymy na ni" „od kuchni”, do-strze!emy misterny system procedur zbiorowej pracy nad tekstem, który przypomina raczej jak"$ szacown" instytucj% (wraz z jej wewn%trznymi hierarchiami i obyczajami), ni! anarchiczne pospolite ruszenie tysi%cy amatorów.

Obserwuj"c takie zjawiska jak Partia Piratów, Wiki-pedia czy zwo#ywane w Internecie demonstracje (albo flash moby – jak te ku czci Michaela Jacksona, które przetoczy#y si% po jego $mierci przez zachodnie miasta), trudno oprze! si& wra"eniu, "e wielkimi krokami zmierzamy ku jakiej' nowej formie demokracji. Takiej, w której zwykli ludzie, za pomoc% nowych technologii, b&d% wspó$uczestniczy! w "yciu publicznym. Ba, b%d" wr%cz decydowa& o tym, co nim jest (Wikipedia jest przecie! $wietnym przyk#adem no-wej przestrzeni publicznej). A skoro tak, to na usta ci$nie si% pytanie: czy przysz#" konstytucj% napisz" internauci?

W lipcu )00. r. jeden z nas zaproponowa# taki w#a$nie temat dla jednej z debat organizowanych przez ameryka'-sk" artystk% Lind% Pollack pod szyldem Habeas Lounge, w ramach wystawy „Na Okr"g#o” we wroc#awskiej Hali Stulecia (Ludowej). Z dyskusji wynika, !e odpowied( na to pytanie brzmi: „nie”.

Podczas debaty Wies#aw Cupa#a (w latach -0. i 50. wspó#twórca Ruchu Nowej Kultury i Pomara'czowej Al-ternatywy, dzi$ znawca Internetu i nowych technologii, he-adhunter pracuj"cy dla du!ych firm z bran!y IT) wskaza# zdroworozs"dkowo, !e nie ma czego$ takiego jak „inter-nauci”. – Internet jest tylko narz$dziem – podkre$la#, doda-j"c, !e „internauta” to po prostu zwyk#y cz#owiek, tyle !e korzystaj"cy z Internetu.

Mo!e wi%c przysz#" konstytucj% napisz" „zwykli ludzie” wyposa!eni w Internet? Te! nie – argumentowa# z kolei

ba

PAT

DAV

ID

Page 59: OBYWATEL nr 3(47)/2009

59

Tomasz Sty$ (twórca serwisu blogerskiego Dolnoslazacy.pl, wcze$niej m.in. szef gabinetu marsza#ka Dolnego +l"ska). Przypomnia# losy obywatelskiego projektu konstytucji, lan-sowanego przez „Solidarno$&” w po#owie lat .0. Podpisa#o si% pod nim ok. 2,* mln obywateli. Bez skutku: projekt nie zosta# uwzgl%dniony. Zdaniem Stysia, to dowód, !e obywa-tele nie maj" wp#ywu na kszta#t ustroju Polski.

Powtórzmy zatem, !e Internet – b%d"c (tylko i a!) $wietnym narz%dziem mobilizacji i komunikacji – nie gene-ruje w#asnej agendy. Spotykaj"cy si% za jego po$rednictwem ludzie prezentuj" przeró!ne pogl"dy. Gdy za$ dyskutuj" ze sob", to nie przebieraj" w s#owach, o czym mo!na przeko-na& si% czytaj"c dowolne du!e forum internetowe.

Zaciekle zwalczaj%ce si& cyberplemiona nie napisz% wspólnej konstytucji.

Ty teB jeste- prosumentemA jednak co$ si% zmienia. Internet wp#ywa na !ycie publicz-ne. Nie narzucaj%c "adnej konkretnej tre'ci politycznej, ma szans& zmieni! form& uprawiania polityki.

Spo#eczno$ciowy Internet, czyli tzw. Web ).0, stwo-rzy# – by tak rzec – now" przestrze' totalnej komunikacji, kreacji, remiksu i wymiany. Jako aktywni u!ytkownicy tej przestrzeni jeste$my uciele$nieniem wizji Alvina To:era, który ju! /0 lat temu opisa# posta& „prosumenta” – mikstu-r% producenta i konsumenta. Nadajemy w#asne komunika-ty, publikujemy swoj" twórczo$&, a zarazem konsumujemy, komentujemy i remiksujemy to, co dostajemy od innych. ,yjemy w ci"g#ym dialogu. Oceniamy (jak w serwisach ty-pu Digg czy polski Wykop) i decydujemy (jak w Wikipedii). Dlaczego nie mieliby'my w identyczny sposób uczestni-czy! w "yciu politycznym? Dlaczego nie mieliby'my np. wspó$tworzy! i ocenia! projektów ustaw?

Nic dziwnego, !e na !yznym podglebiu Web ).0 rosn" projekty okre$lane mianem Gov ).0, od government (rz"d). To próby wykorzystania narz%dzi spo#eczno$ciowego Inter-netu w zarz"dzaniu sfer" publiczn". W ostatnim czasie inicja-torami tego typu przedsi%wzi%& s" ró!nego rodzaju w#adze.

Prezydent cytuje blogerówPopularne s" projekty z zakresu tzw. e-administracji, która ma umo!liwia& obywatelom za#atwianie urz%dowych spraw przez Internet. Charakterystyczne dla Web ).0 mapy Google’ow-skie okazuj" si% $wietnym narz%dziem s#u!"cym do zbierania (we wspó#pracy z u!ytkownikami) i udost%pniania ró!nych danych dotycz"cych przestrzeni publicznej – przyk#adem jest mapa po!arów buszu w australijskim stanie Victoria, albo po-mys#y proponowane przez mieszka'ców Waszyngtonu w ra-mach zorganizowanej przez w#adze tego miasta akcji Apps for Democracy (urz"d miejski udost%pnia swoje bazy danych, Google daje narz%dzia, wszyscy zainteresowani wymy$laj" na tej podstawie u!yteczne aplikacje internetowe). Notabe-ne, w marcu )00. r. inicjator tej akcji, Vivek Kundra, zosta# mianowany na nowo utworzone stanowisko g#ównego infor-matyka USA przez prezydenta Baracka Obam%.

Rz"d Australii zainicjowa# w czerwcu )00. r. projekt Gov ).0, by we wspó#pracy ze wszystkimi zainteresowany-mi obywatelami spróbowa& znale(& sposoby wykorzystania Web ).0 do administrowania pa'stwem. Coraz popular-niejsze s" próby internetowego komunikowania si% polity-ków z wyborcami – nie tylko poprzez blogi czy YouTube, ale i profile i kana#y w popularnych serwisach spo#eczno-$ciowych, z których najwi%ksz" furor% w )00. r. robi mi-kroblogerski Twitter.

Gdy pod koniec lipca )00. r. kancelaria Lecha Ka-czy'skiego zacz%#a testowa& wersj% „beta” nowej strony pre-zydenta kraju, zwróci#a si% o opinie do blogerów. Na to wezwanie odpowiedzia# m.in. blog Pi"ta W#adza. Po paru dniach zosta# zacytowany na stronie prezydenta pa'stwa.

W czerwcu )00. r. zespó# strategicznych doradców premiera opublikowa# raport „Polska )0/0”. W tym obszer-nym dokumencie mo!na znale(& nast%puj"cy fragment: Aby zapewni+ sta!y rozwój i wysoki poziom e-us!ug, administracja publiczna musi sta+ si$ bardziej innowacyjna – na wzór ko-mercyjnych przedsi$wzi$+ sieciowych stale eksperymentuj"cych z nowymi rozwi"zaniami. Stosuj"c rozwi"zania serwisów typu „web '.(”, us!ugi administracji powinny w przysz!o#ci anga)owa+ obywateli na zasadzie partnerskiej. Przyk!adem mo)e by+ !"czenie informacji publicznej z kolektywn" wiedz" u)ytkowników zebran" w sieci.

Tak" po#owicznie interaktywn" podstron% (na swo-jej oficjalnej stronie) uruchomi# marsza#ek Dolnego +l"-ska w czerwcu )00. r., gdy niektóre cz%$ci regionu zala#a powód(.

Czas na demokracj. uczestnicz/c/?Oddolna energia Web ).0, zestawiona z projektami Gov ).0 inicjowanymi przez w#adze ró!nego szczebla, ka!e postawi& pytanie o szanse rozwoju tzw. demokracji uczestnicz"cej. A wi%c takiego systemu, w którym obywatel jest sta#ym (a nie tylko dora(nym, w chwili g#osowania) podmiotem wspó#decyduj"cym o sprawach publicznych.

Dzi$ za wcze$nie na odpowied(. Ale w moim przeko-naniu trudno wyobrazi! sobie lepszy moment na wdra-"anie elementów demokracji uczestnicz%cej. Nawet je-'li z jej dobrodziejstw mia$aby korzysta! mniejszo'! uprawnionych. Wszak warto pami%ta&, !e w szczycie roz-woju idei tzw. bud!etu partycypacyjnego w brazylijskim Porto Alegre z tej formy wp#ywania na !ycie publiczne – wedle optymistycznych szacunków – korzysta#o do )00 tys. mieszka'ców. Niby du!o, ale w zasadzie niewiele jak na populacj% miasta liczon" na ponad 2,/ mln ludzi.

Tak!e i w tym przypadku warto pami%ta&, !e demo-kracja uczestnicz"ca – podobnie jak Web ).0 – jest tylko narz%dziem.

Ale przecie! demokracja jako taka te! jest tylko narz%dziem.

(ukasz Medeksza Gniewomir Nwiechowski

Page 60: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Gwiazdozbiór w „Solidarno!ci”Joanna i Andrzej Gwiazdowiew rozmowie z Remigiuszem Okrask!

512 stron plus 32 strony wk&adki zdj"ciowej + p&yta DVDCena 49,00 z" (w ksi"garniach); 44,00 z" bezpo%rednio u wydawcy (koszt przesy&ki wliczony):Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”ul. Wi"ckowskiego 33/126, 90-734 )ód*tel./fax. (042) 630 17 49e-mail: [email protected]

Bank Spó&dzielczy Rzemios&aul. Moniuszki 6, 90-111 )ód*

numer konta: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001z dopiskiem „Gwiazdozbiór w 8Solidarno%ci9”

Wszelkich dodatkowych informacji na temat ksi!$ki udziela Konrad Malec pod numerem telefonu +48 504 268 206 oraz adresem poczty elektronicznej [email protected]

Wi"cej o ksi!$ce i autorach oraz zamówienia w Internecie:

www.gwiazda.oai.pl

Dwudziesta rocznica wyborów z czerwca 1989 r. to idealny moment, by przestawi# opinie, które w wolnej Polsce by&y marginalizowane. Temu ma s&u$y# wydana w&a%nie ksi!$ka „Gwiazdozbiór w Solidarno%ci” – wywiad-rzeka z Joann! i Andrzejem Gwiazdami, za&o$ycielami Wolnych Zwi!zków Zawodowych Wybrze$a oraz liderami Pierwszej „Solidarno%ci”.

Te czo&owe postaci Pierwszej „Solidarno%ci” na przestrzeni ostatnich dwóch dekad by&y praktycznie nieobecne w mediach. Ostatnio si" to zmienia, jednak ich pogl!dy przywo&ywane s! bardzo wybiórczo. Nic dziwnego: Gwiazdowie byli równie konsekwentni w postulatach rozliczenia systemu komunistycznego, jak i w krytyce polskiego modelu kapitalizmu. Ostro oceniali historyczn! rol" Lecha Wa&"sy nie tylko z powodu jego dwuznacznych zwi!zków ze S&u$b! Bezpiecze(stwa, ale tak$e z uwagi na niedemokratyczny sposób kierowania „Solidarno%ci!” oraz zdrad" interesów %rodowisk pracowniczych przez rz!dy tworzone pod jego patronatem.

4 czerwca 2009 r., dok&adnie dwadzie%cia lat od wyborów b"d!cych konsekwencj! porozumie( Okr!g&ego Sto&u, ukazuje si" zapis rozmów z legendami opozycji antyko-munistycznej, wzbogacony o wybór rozma-itych unikalnych materia&ów dotycz!cych ich $ycia i dzia&alno%ci. W ich barwnych, pe&nych anegdot opowie%ciach sporo jest opinii zwanych kontrowersyjnymi, i to dla bardzo wielu uczestników $ycia publiczne-go, nie tylko tych, z których krytyk! Gwiaz-dowie s! kojarzeni. W&a%nie ten subiektyw-ny ton stanowi najwi"ksz! warto%# ksi!$ki.

Do ksi!$ki do&!czona jest bezp&atna p&yta DVD z 'lmem prezentuj!cym niezale$ne, alternatywne obchody 25. rocznicy powstania „Solidarno%ci”. Obchody te by&y w roku 2005 wspó&organizowane m.in. przez Joann" i Andrzeja Gwiazdów oraz pismo „Obywatel”.

Page 61: OBYWATEL nr 3(47)/2009

61

Wrogie, bo og&upiaj!ce spo&ecze(stwo przekazy, s! wsz"dzie. Skrywaj! si" w gaze-cie przegl!danej przy porannej kawie, krzy-cz! z samochodowego radioodbiornika, atakuj! z pstrokatego billboardu w centrum miasta, strzelaj! bana&em z ekranu telewi-zora. Cho# przeciwnik jest tak pot"$ny, gru-py aktywistów zdecydowa&y si" wyda# mu wojn". Walcz! z nim jego w&asn! broni!.

Bombardowani informacj/Ka!dego dnia $rodki masowego przekazu atakuj" nas ogromem informacji. Wplataj" si% one w najmniejsz" luk% w krajobrazie, zarówno rzeczywistym, jak i wirtualnym. Swoim nadmiarem zoboj%tniaj" odbiorców na przekaz me-dialny i utrwalaj" bierno$& w !yciu spo#ecznym. Zapl"tani w informacyjn" paj%czyn%, gubi" oni znaczenie poszcze-gólnych komunikatów i pozwalaj" hipnotyzowa& si% zgrab-nie u#o!onym sloganom reklamowym czy filtrowanym wiadomo$ciom.

Grupy aktywistów spo#ecznych, próbuj"ce przebi& si% przez ten informacyjny szum ze swoim, cz%sto niepopular-nym przes#aniem, nie maj" #atwego zadania. Dlatego te! coraz cz&'ciej uciekaj% si& do niecodziennych form prze-kazu, maj%cych na celu zaskoczy!, zszokowa!, roz'mie-szy! odbiorc& znieczulonego na p$yn%ce do niego komu-nikaty. Wyj"tkowo skuteczne bywaj" tu prowokacje kultu-rowe, którym nadano ogóln" nazw% culture jammingu.

Odbijanie przekazówCulture jamming mo!na próbowa& przet#umaczy& jako „za-g#uszanie oficjalnych fal kultury”. Zgodnie z teori" komu-nikowania, proces komunikacji rozpoczyna si%, gdy nadaw-ca koduje komunikat, który nast%pnie wysy#a kana#em ko-munikacyjnym do odbiorcy. Ten dekoduje przekaz, czyli interpretuje otrzyman" wiadomo$& i nadaje jej znaczenie. Znaczenia nie s" jednak przypisane raz na zawsze – zmie-niaj"c kontekst, mo!na ujawni& dodatkowe sensy, kryj"ce si% za ka!dym komunikatem. Wykorzystuj" to jammerzy, którzy staraj% si& zak$óca! przekazy nadawane przez agencje reklamowe czy wielkie korporacje – po to, by zach&ci! odbiorców do 'wiadomego kontrolowania do-cieraj%cych zewsz%d komunikatów.

Semiotyczni partyzanciL.-.$&$ M.-)(/"$

Niektórzy ludzie zostaj? wandalami, by uczyni@ Awiat piBkniejszym.

GRUPA TWO:YWO

Page 62: OBYWATEL nr 3(47)/2009

62

Ich podstawow" taktyk" jest détournement (przechwy-tywanie), rozumiane jako przejmowanie elementów popu-larnej ikonografii w taki sposób, !e powstaj" nowe dzie-#a, cz%sto o znaczeniu opozycyjnym wobec pierwowzoru. Metody dzia#ania stosowane przez „zag#uszaczy” s" ró!-ne – od przerabiania billboardów i plakatów reklamowych, przez tworzenie prze$miewczych wersji internetowych stron korporacji czy instytucji, a! po podszywanie si% pod ich przedstawicieli w medialnych debatach. Jammerzy cz%sto stosuj" dezinformacj%, aby zwróci& uwag% opinii publicz-nej na wzrastaj"cy fa#sz informacyjny. Nadaj" medialnym artefaktom nowe, wywrotowe znaczenie – i w ten sposób pozbawiaj" je si#y. Oszukuj%, ale to ten rodzaj k$amstwa, który uodparnia na wszelki fa$sz.

Korporacje na celownikuJeste#my globaln" sieci" artystów, aktywistów, pisarzy, psot-ników, studentów, wychowawców, mened)erów, którzy chc" szerzy+ nowy spo!eczny ruch w wieku informacji – tak pisz" o sobie cz#onkowie grupy Adbusters, której sztab general-ny mie$ci si% w kanadyjskim Vancouver. Stworzy# j" Kalle Lasn, emigrant z Estonii, twórca filmów dokumentalnych.

Jammerem zosta#, gdy w$ciek# si% na komercyjn" stacj% ra-diow", która odmówi#a wyemitowania jego spo#ecznych reklamówek. Spoty wymierzone by#y w przedsi%biorstwa wycinaj"ce kanadyjskie starodrzewy, a jednocze$nie ob#ud-nie kreuj"ce swój wizerunek jako firm prowadz"cych eko-logiczn" gospodark% le$n". Powód by# prozaiczny: strach rozg#o$ni przed utrat" reklamodawców. Lasn uzna$, "e sy-tuacja, w której nie mo"na powiedzie! nic z$ego o spon-sorach mediów, niebezpiecznie przypomina po$o"enie mieszka+ców Zwi%zku Radzieckiego, gdzie nie mo"na by$o skrytykowa! rz%du. Postanowi# za#o!y& organizacj%, której misj" b%dzie demaskowanie oszustw dokonywanych przez korporacje i $wiat reklamy. Tak powsta#a Adbusters Media Foundation.

Grupa wydaje pismo „Adbusters Magazine”, które uka-zuje si% na pi%ciu kontynentach. Zespó# redakcyjny maga-zynu zajmuje si% kwesti" niszczenia $rodowiska naturalnego i kulturalnego przez komercj%, a tworz" go byli pracownicy agencji reklamowych, którzy zr%cznie #"cz" humor, rozs"-dek i obrazoburcze idee z ciekaw" szat" graficzn". Uprawia-j" subvertising (advertising – reklamowanie, subverter – wy-wrotowiec). Tworz"c „antyreklamy”, wykorzystuj" ironi%

ADBU

STER

S

Page 63: OBYWATEL nr 3(47)/2009

63

i kpin%, aby zmusi& ludzi do my$lenia nad tre$ci" „prawdzi-wych” reklam. Cz%sto si%gaj" po motywy znane z auten-tycznych kampanii reklamowych. Klasycznym przyk#adem mo!e tu by& parodia reklam Marlboro, papierosów sprzeda-wanych z wykorzystaniem obietnicy „prawdziwej m%skiej przygody”. Plakat stworzony przez adbustersów przedstawia dwóch kowbojów na koniach na tle zachodz"cego s#o'ca, jednak napis g#osi: „Brak mi p#uca, Bob”.

Takich pomys#owych „antykampanii reklamowych”, zyskuj"cych popularno$& (a wi%c skutecznych) dzi%ki po-t%dze Internetu, $rodowisko pisma „Adbusters” – oraz je-go na$ladowcy, bo grupa poruszy#a lawin% – ma na swoim koncie bardzo wiele. Uderzaj" w najwi%ksze koncerny spo-!ywcze i tytoniowe czy firmy dyktuj"ce mod%. Sprawnie wywracaj" do góry nogami wiele marketingowych koncep-cji. W Sieci kr"!" przerobione plakaty Benettona ukazuj"ce m%!czyzn% z ustami wypchanymi banknotami, podpisa-ne: „3e true colors of Benetton” (Prawdziwe kolory Benetto-na). Jammerzy b#yskotliwie poradzili sobie tak!e z nazw" modnej wody Evian, któr" zamieniono na Naive (naiwny). Nie boj" si% u!ywa& drastycznych symboli, np. pokazuj"c skrajnie wychudzon" anorektyczk% w antyreklamie per-fum sygnowanych przez Calvina Kleina. Bodaj najcz%st-szym celem adbustersów jest McDonald’s. Jedna z „reklam” wymierzonych w t% sie& sk#ada si% z dwóch planów. Na drugim znajduje si% cz$owiek na stole operacyjnym, na pierwszym natomiast – kardiograf, który pokazuje za-pis pracy serca, uk$adaj%cy si& w charakterystyczn% li-terk& „M”. „Antyslogan” widniej%cy na plakacie brzmi: „Big Mac Attack!”.

Inn" sta#" „ikon"” przekazu adbustersów jest flaga Sta-nów Zjednoczonych, na której zamiast gwiazdek pojawiaj" si% znaki firmowe ró!nych korporacji. Aktywi$ci chc" w ten sposób sk#oni& Amerykanów do zastanowienia si% nad ich nawykami konsumenckimi oraz nad wp#ywem wielkiego biznesu na kraj, rz"dy, polityk%. Lasn jest optymist", po-niewa! twierdzi, !e zmiany wkrótce przyjd" – ludzie s" ju! bowiem przesyceni konsumpcyjnym stylem !ycia. Nadkon-sumpcja uczyni!a Ameryk$ szczególnie gotow" do podchwyce-nia nowych idei. My#l$, )e mo)e osiemdziesi"t procent ludzi rozumie, )e jest co# g!$boko z!ego w ich spo!ecze*stwie. Poziom niepokoju o przysz!o#+ jest ogromny – twierdzi.

Aby konstruktywnie zagospodarowa& te nastroje, kana-dyjscy jammerzy prowadz" tak!e agencj% Powershift. Poma-ga ona organizacjom nienastawionym na zysk w prowadze-niu spo#ecznych kampanii reklamowych. Szerok" dzia#al-no$& prowadz" w Internecie. Ich strona (www.adbusters.org) s#u!y jako centrum informacyjne o ró!nych metodach i na-rz%dziach walki ze $wiatem reklamy i komercji.

Wojna przeciwko wojnieInna sprawnie dzia#aj"ca grupa aktywistów wykorzystu-j"cych prowokacje kulturowe nosi nazw% 9e Yes Men. Chc"c przedstawi& opinii publicznej swój punkt widze-nia na rzeczywisto$&, uprawiaj" – jak sami to nazywaj"

– „popraw% to!samo$ci”. Przyk#adowo, tworz" i prowadz" fa#szywe strony internetowe, przez które – podszywaj"c si% pod decydentów i rzeczników prasowych najwi%kszych kor-poracji i instytucji – przyjmuj" zaproszenia na konferencje, sympozja i do programów telewizyjnych. W ten sposób wdzieraj" si% do naszych telewizorów, by obna!y& ob#u-d% mo!nych tego $wiata i wywo#a& debat% publiczn". Ich g$ównym or&"em jest satyra; kpi%, o'mieszaj%, wzbu-dzaj% kontrowersje – po to, by zwróci! uwag& na wa"ne problemy spo$eczne.

Dobrym przyk#adem by#o podszycie si% pod przedsta-wicieli +wiatowej Organizacji Handlu (WTO) i og#osze-nie... jej rozwi"zania. Pomys#owa by#a tak!e akcja wymie-rzona w koncern Dow Chemical. W 2.54 r. w nale!"cej do niego fabryce pestycydów w Bhopalu w Indiach dosz#o do jednej z najwi%kszych katastrof przemys#owych. W jej re-zultacie toksyczny gaz zatru# ok. pó# miliona ludzi; /,5 tys. z nich zmar#o, kolejnych kilka tysi%cy dozna#o powa!nych uszczerbków na zdrowiu. Koncern umy# od sprawy r%ce,

Secesja na nibyZ metod, którymi pos&uguj! si" jammerzy, skorzystali równie$ dziennikarze belgijskiej francuskoj"zycznej stacji telewizyjnej La Une. ,+ grudnia -002 r. w porze wysokiej ogl!dalno%ci, o -0:-,, przerwali program, by nada# specjalne wydanie dziennika. Poinformowali w nim o jed-nostronnym og&oszeniu niepodleg&o%ci przez parlament Flandrii, co de facto oznacza&o rozpad kraju. Podano, $e belgijska para królewska uciek&a do Demokratycznej Republiki Konga, wydarzenie komentowali znani politycy, z których zreszt! nie wszyscy byli wtajemniczeni w misty'kacj". W trakcie programu pojawi&o si" kilka elemen-tów sugeruj!cych, $e prezentowane w nim informacje nie s! prawdziwe (np. nawi!zania do twórczo%ci belgijskich surrealistów); ponadto, potwierdzenia rewelacji La Une pró$no by&o szuka# we ;amandzkich stacjach. Wreszcie, pó& godziny po rozpocz"ciu programu, minister ds. mediów nakaza& dodanie na ekranie paska wyja%niaj!cego, $e podawane w nim informacje s! 'kcyjne. Mimo tego, „fa&szywe” wydanie dziennika zd!$y&o wywo&a# du$e poruszenie we francuskoj"zycznej cz"%ci Belgii. Kilka tysi"cy widzów zadzwoni&o na specjalny numer. Dzwoni!cy dowiadywali si", $e informacje nie s! prawdziwe, a celem programu by&o o$ywienie debaty publicznej o narastaj!cych ró$nicach mi"dzy po&udniow! a pó&nocn! cz"%ci! kraju.

Page 64: OBYWATEL nr 3(47)/2009

64

o$wiadczaj"c, !e tragedia by#a wynikiem sabota!u, co ca#-kowicie zwalnia go z odpowiedzialno$ci. Tymczasem skutki ska!enia odczuwalne s" we wspomnianym regionie do dzi$.

W )004 r. Yes Meni postanowili rozprawi& si% z kor-poracj". Przygotowali fa#szyw" stron% internetow", za po-moc" której „skusili” dziennikarzy BBC. Andy Bichlbaum wcieli# si% w rzecznika prasowego Dow Chemical i na an-tenie publicznej brytyjskiej telewizji o$wiadczy#, !e firma jest gotowa ponie$& odpowiedzialno$& za skutki katastrofy i zrobi& to, co powinna by#a uczyni& lata temu – wyp#aci& poszkodowanym i ich rodzinom odszkodowania, na co pla-nuje przeznaczy& 2) miliardów dolarów. Koncern szybko zdementowa# t% informacj%, a BBC poprosi#o o wyja$nie-nia na antenie. Firma energicznie nag#a$nia#a komunikat, !e doniesienia na temat wyp#aty przez ni" odszkodowa' s" nieprawdziwe. W ten sposób zosta#a zmuszona oficjal-nie poinformowa& opini% publiczn", jak post%puje wobec skrzywdzonych ludzi! Dwie godziny po prowokacji warto$& gie#dowa Dow Chemical znacz"co si% obni!y#a.

Równie pomys#ow" – a zarazem imponuj"c" rozma-chem – mistyfikacj% przeprowadzili Yes Meni 2) listopada )005 r. Na ulicach Nowego Jorku i Los Angeles aktywi$ci i wolontariusze grupy rozdawali darmowe, spreparowane egzemplarze „New York Timesa” (datowane na 0 lipca 522. r.), z bij%cym na pierwszej stronie tytu$em: „Ko-niec wojny w Iraku”. Zawarto$& 24-stronicowej gazety, stworzonej wraz z anonimowymi dziennikarzami i rozda-nej w kilkudziesi%ciu tysi"cach egzemplarzy, odzwierciedla-#a pomys#y Yes Menów na lepsz" przysz#o$& dla Ameryki. Prawdziwy „New York Times” w setkach tysi&cy egzem-plarzy dementowa$: wojna w Iraku nadal trwa, dost&p do publicznej opieki zdrowotnej jest wci%" ograniczo-ny... W obliczu nadchodz"cych wyborów prezydenckich, akcja sta#a si% dono$nie s#yszaln" sugesti", jak wiele jest do zrobienia. Pokaza#a przy tym, !e sprawnie przeprowadzone

dzia#anie w „$wiecie rzeczywistym” jest o wiele skuteczniej-sze od „sieciowego” aktywizmu, z nieustannie mno!"cymi si% petycjami i stronami internetowymi. Grupa wywo#a-#a medialn" „zadym%” o ogromnej skali, gdy! zuchwa$e podszycie si& pod najbardziej opiniotwórczy dziennik w Stanach Zjednoczonych stanowi$o wydarzenie samo w sobie, które zosta$o dostrze"one i by$o szeroko ko-mentowane przez inne media.

Walki uliczne (z reklam/)Zgodne z filozofi" culture jammingu s" tak!e akcje twór-cze, maj"ce na celu dekonstrukcj% przekazów reklamowych umieszczanych na billboardach. Przed niechcianym infor-macjami p#yn"cymi z telewizji, radia, gazet czy Internetu mo!emy próbowa& si% broni&: wy#"czy& telewizor lub kom-puter, omija& kioski itp. Inaczej jest z billboardami, które s" g%sto rozsiane w przestrzeni miejskiej i ju! z daleka atakuj" nas swoimi has#ami/przekazem.

Od lat -0. walcz% z nimi arty'ci z ameryka+skiego Frontu Wyzwolenia Billboardów. Znanym powszechnie reklamom nadaj% nowe znaczenia, np. poprzez dokle-janie lub usuwanie pewnych tre'ci czy obrazów. Dzi&ki ich pracy, billboardy zamiast papierosów Kent reklamo-wa$y filozofi& Immanuela Kanta, za$ Marlboro zmieni#y nazw% na Marlbore (bore – nudziarz), co mia#o sugerowa&, !e $wiat kreowany przez reklamy tego produktu jest tak na-prawd% ca#kowicie wyprany z emocji. Uderzaj" te! w sfer% finansów, którego prawdziwe oblicze obna!y# obecny kry-zys. Has#o reklamowe banku Wachovia aktywi$ci zmienili z „Patrz, jak Twoje pieni"dze rosn"” na „Patrz, jak Twoje pieni"dze p#on"”.

Dzia#acze tego ruchu wydali ksi"!k% „9e Art & Scien-ce of Billboard Improvement”, która stanowi kompendium wiedzy o sztuce przerabiania billboardów. Zawiera wiele praktycznych porad – od tego, jak wymy$li& ciekawe has#o

THE

YES

MEN

Page 65: OBYWATEL nr 3(47)/2009

65

wykorzystuj"ce tre$& reklamy, przez informacje techniczne dotycz"ce rozmiarów doklejanych elementów, po instruk-ta!, jak bezpiecznie i szybko uciec.

Desant na muzea, zamach na ParisW nurt szeroko rozumianego culture jammingu mo!na tak-!e wpisa& wiele akcji twórczych s#ynnego brytyjskiego arty-sty, skrywaj"cego si% pod pseudonimem Banksy. Jego prace pojawiaj" si% nie tylko na ulicach Londynu czy Brighton, ale na murach ca#ego $wiata. Korzysta z techniki szablono-wej, #"cz"c j" z elementami tradycyjnego gra;ti. Tematy-ka jego szablonów cz%sto wi"!e si% z miejscami, w których wykonuje swoje prace. Zr%cznie kompiluje obrazy z zasta-#ym krajobrazem przestrzeni miejskiej: z wielkiej plamy na $cianie potrafi stworzy& ciekawy mural. Oprócz szablonów, wykorzystuje te! happeningi.

Z prac Banksy’ego p#ynie antykapitalistyczny, anty-konsumpcjonistyczny oraz antywojenny przekaz. Cz%sto przedstawia w nich policjantów, !o#nierzy, dzieci, osoby starsze i zwierz%ta. Do jego ulubionych motywów nale!" szczury, które maluje w skali niewiele wi%kszej od natural-nej. Niczym miejscy partyzanci, celuj" one do przechod-niów z puszek ze sprayem, ma!" po $cianach prowokuj"ce has#a, odcinaj" k#ódki, wycinaj" dziury w chodnikach i ska-cz" ze spadochronem.

Aby wyrazi& swój sprzeciw wobec rzeczywisto$ci i pobudzi& odbiorców do my$lenia, Banksy stosuje $mia-#e zabiegi. W muzeach na ca$ym 'wiecie zamieszcza$ „dodatkowe eksponaty”, jak „'redniowieczne” obra-zy z domalowanymi np. kamerami monitoringu, iko-n& przedstawiaj%c% Matk& Bosk% z iPodem czy grafik& z wizerunkiem ukrzy"owanego Chrystusa, trzymaj%ce-go w r&kach torby z zakupami. Przerobi# równie! obraz „Liliowe jezioro” Claude’a Moneta, na którym umie$ci# ta-kie elementy, jak odpadki czy wózek na zakupy zanurzony

w wodzie. „Uwspó#cze$ni#” te! znan" grafik% Andy’ego Warhola z puszk" zupy Campbell’s, zamieniaj"c j" na zup% marki Tesco.

W )003 r. celem jego ataku sta# si% symbol medialne-go blichtru i konsumpcyjnego stylu !ycia, jakim jest Paris Hilton. Nikt nie wie, w jaki sposób uda#o si% Banksy’emu podmieni& *00 sztuk jej debiutanckiego albumu w prawie *0 punktach sprzeda!y w ca#ej Wielkiej Brytanii, zarów-no w salonach wielkich sieci HMV i Virgin Music, jak i w ma#ych sklepach. Oryginalne p#yty Banksy zast"pi# p#ytami-parodiami, zawieraj"cymi punkowe remiksy utwo-rów „artystki”, którym nada# w#asne tytu#y np. „Why Am I Famous” (Z jakich powodów jestem s#awna?), „What Ha-ve I done?” (Czego takiego dokona#am?) czy „What Am I For?” (Na co jestem potrzebna?). Artysta podda# te! obrób-ce graficznej ok#adk%, w efekcie piosenkarka wygl"da na niej na nag". W $rodku znalaz#y si% dodatkowe przerobione zdj%cia, m.in. Paris z doklejon" g#ow" psa lub wysiadaj%ca z luksusowego samochodu w miejscu, gdzie 'pi% bez-domni. Napis pod tym zdj&ciem g$osi: „.2- sukcesu to pokazywanie si&”. Podmienione p#yty mia#y nawet te same kody kreskowe co orygina#y, kupuj"cy i sprzedaj"cy nie mieli poj%cia, co znajduje si% w $rodku. Zapis procesu „ulepszania” p#yty artysta zamie$ci# w Internecie.

Operacja „Hipermarket”Intryguj"ce prowokacje kulturowe zdarzaj" si% tak!e w na-szej cz%$ci Europy. Dwóch studentów praskiej szko#y fil-mowej, Filip Remunda i Vit Klusák, przygotowuj"c swoj" prac% dyplomow" wpad#o na oryginalny sposób pokazania Czechom, jak silny wp$yw ma na nich reklama. Zaaran-"owali ogromn% kampani& promocyjn%... nieistniej%ce-go sklepu.

Wynaj%li w tym celu specjalistów od reklamy, któ-rzy stworzyli logo, reklamy telewizyjne i radiowe, ulotki,

BAN

KSY

CZES

KI S

EN

Page 66: OBYWATEL nr 3(47)/2009

66

plakaty, has#a reklamowe, które przewrotnie nawo#ywa#y: „Nie przychod(!”, „Nie kupuj!”. Na krótko przed dniem „wielkiego otwarcia” wybudowano fasad% „Czeskiego snu” – rozwieszon" na rusztowaniach atrap%. Hipermarket ce-lowo umieszczono w pewnej odleg#o$ci od drogi, aby po-tencjalni klienci musieli przej$& kawa#ek pieszo. W dniu otwarcia zacz%li si% oni gromadzi& ju! o -. rano, a gdy o 20. w ko'cu otwarto bramki, dwa tysi"ce Czechów rzuci#o si% biegiem do wej$cia. (atwo mo"na sobie wyobrazi! ich zdziwienie, konsternacj&, a ostatecznie rozgoryczenie, gdy okaza$o si&, "e padli ofiarami mistyfikacji. Tylko cz%$& z niedosz#ych klientów zrozumia#a antykonsumpcjo-nistyczne przes#anie ca#ej akcji, której $wiadectwem sta# si% g#o$ny film dokumentalny pt. „Czeski Sen”. Cz%$& czu#a si% upokorzona i domaga#a si% ukarania pomys#odawców.

Konsumpcjonizm pod ostrzaKemRównie" w Polsce mamy artystów, którzy "ongluj%c konwencjami próbuj% dociera! do ludzi z silnie zaanga-"owanym spo$ecznie przekazem. Warszawska grupa ar-tystyczna Two"ywo w obecnym, dwuosobowym sk#adzie – Krzysztof Sidorek i Mariusz Libel – istnieje od 2..5 r. Miejscem prezentacji prac czyni szeroko rozumian" prze-strze' publiczn", w tym równie! Internet, by dotrze& do jak najwi%kszej grupy odbiorców. Tworz" plakaty, billboardy, murale, ilustracje prasowe. Komentuj" rzeczywisto$&, j%zyk politycznych sloganów, niepohamowan" !"dz% konsumpcji. Pocz"tkowo dzia#ali w przestrzeni sztuki ulicy nielegalnie (s" m.in. prekursorami naklejek autobusowych – vlepek), z czasem zacz%li by& doceniani i zapraszani do wspó#pracy przez galerie, stacje radiowe i magazyny.

Ich zmuszaj"ce do refleksji prace opieraj" si% prze-wa!nie na prostej grafice, zmy$lnie po#"czonej z prze-wrotn" gr" s#own". Do najciekawszych nale!" m.in. obraz

schematycznie narysowanych postaci dwóch doros#ych osób, które trzymaj" ma#e dziecko za nogi, z podpisem: „Prawdziwych przyjació# spotkasz w supermarkecie”; ry-sunek wie!owców i telewizorów z komentarzem: „Osa-czeni w kwadratach”; grafika przedstawiaj"ca grup% osób z ogromn" ilo$ci" siatek z zakupami w r%kach, z podpisem: „Siatani$ci”.

Grupa Two!ywo wzi%#a tak!e udzia# w kampanii spo-#ecznej, która mia#a przeciwdzia#a& narkomanii, ze szczegól-nym uwzgl%dnieniem uzale!nienia od heroiny. Efekt wzbu-dzi# niema#e kontrowersje. Billboard przedstawia d#o' trzy-maj"c" torebk% z narkotykiem; widnieje na niej portret Hi-tlera, a napis obok g#osi: „Hitler pali# z Ew" Braun” (brown to slangowa nazwa jednej z odmian heroiny). Po#"czenie obrazu komór gazowych z negatywnymi konsekwencjami brania narkotyku ma nieporównywalnie wi%ksze szanse po-dzia#a& na wyobra(ni% ni! umoralniaj"ce pogadanki.

Na ogieL odpowiada0 ogniemNiektórzy uwa!aj", !e culture jammerzy to wandale lub w najlepszym razie amatorzy wyg#upów. Nic bardziej myl-nego – ich zamiarem nie jest akt niszczenia, lecz prowoko-wanie do my$lenia. Uwa"aj%, "e media, ale i przestrze+ miast, nale"% do mieszka+ców, nie za' do korporacji i biznesu. I to w$a'nie mieszka+com chc% je przywraca!. Ich zdaniem, gdy kto' wkracza na „nasze podwórko”, musi si& liczy! z odpowiedzi%. Jammerzy chc" wywo#ywa& u odbiorców autorefleksj% i fascynacj% najbli!szym otocze-niem, wzmaga& ich zaanga!owanie spo#eczne, sk#ania& do tworzenia i umacniania wi%zi mi%dzyludzkich. Krótko mó-wi"c, ich celem jest przekszta#cenie nie$wiadomego konsu-menta w $wiadomego obywatela.

Liliana Milewska

GRU

PA T

WO:Y

WO

Page 67: OBYWATEL nr 3(47)/2009

67

Ucz si. i pracuj… tylko gdzie?Jedn" z tradycyjnych odpowiedzi jest resocjalizacja przez prac%. Kszta#tuje ona w osadzonych po!"dane spo#ecznie postawy i pozwala zdoby& nowe umiej%tno$ci. To zwi%ksza szanse na znalezienie zatrudnienia na wolno$ci, umo!liwia tak!e od#o!enie pewnych $rodków na „nowy pocz"tek”. Dodatkowo, okresy odp#atnej pracy, wykonywanej w czasie pozbawienia wolno$ci, maj" znaczenie podczas ubiegania si% o $wiadczenia, takie jak emerytura czy zasi#ki. Wreszcie, praca pozwala ograniczy& wi%zienn" nud%, silnie degradu-j"c" osobowo$& skazanych, oraz #agodzi problem zbyt ma-#ej powierzchni przypadaj"cej na ka!dego z nich. Osoby realizuj"ce projekty z wi%(niami podkre$laj", !e wi%kszo$& z nich bardzo ceni sobie mo!liwo$& wychodzenia poza za-k#ad karny i stara si% sumiennie wywi"zywa& z powierza-nych zada', !eby nie straci& tej mo!liwo$ci.

Spo'ród 10 tys. osadzonych, niestety jedynie ,.,/ tys. posiada zatrudnienie. W zdecydowanej wi&k-szo'ci jest to odp$atna b%d# nieodp$atna praca na rzecz jednostek organizacyjnych wi&ziennictwa (np. prace porz%dkowe). Zaledwie nieca$e 4 tys. osób posiada od-p$atn% prac& u kontrahentów pozawi&ziennych, a nieco ponad 5 tys. nieodp$atnie wykonuje prace publiczne lub pracuje charytatywnie. Mo!liwo$& zap#aty wi%(nio-wi zatrudnionemu w pe#nym wymiarze czasu pracy po#o-wy minimalnego wynagrodzenia nie jest dla pracodawców spoza wi%ziennictwa wystarczaj"c" motywacj". Zw#aszcza, gdy uwzgl%dni si% dodatkowe koszty zwi"zane np. z ko-nieczno$ci" zapewnienia transportu z zak#adu karnego do pracy i z powrotem. Z tego wzgl%du podnoszona jest niezb%dno$& systemowego wsparcia dla pracodawców da-j"cych skazanym zatrudnienie (patrz ramka).

Równie" w przypadku edukacji – nie mniej istot-nej dla zwi&kszania szans osadzonych na normalne "y-cie – ofert jest znacznie mniej ni" wynosi zapotrzebo-wanie. W 5221 r. zaledwie 3/36 osadzonych obj&tych by$o nauczaniem w szko$ach przywi&ziennych i poza-wi&ziennych – mniej ni" w 522/ r. (3112); w analogicz-nym okresie spad$a tak"e liczba szkó$ przy zak$adach karnych – z 4/ do /2. Co prawda znacz%co wzros$a licz-ba absolwentów kursów, z 32,0 do ,,,1,, jednak nadal nie s% one dost&pne dla wszystkich ch&tnych, cho! sta-nowi% jedyn% szans& podniesienia kwalifikacji dla tych, dla których uko+czenie innej formy edukacji jest zbyt trudne. Wreszcie, system s#abo radzi sobie z leczeniem uza-le!nionych od alkoholu i narkotyków, cho& maj" one zwy-kle niebagateln" rol% w ich wej$ciu na drog% przest%pstwa. W polskich wi%zieniach na miejsce w oddziale terapeutycz-nym oczekuje si% wiele miesi%cy…

Odpuszczanie winowajcomPoza prac", nauk" i terapi", potencjalnie istotne znaczenie dla procesu resocjalizacji mog" mie& tak!e spotkania ska-zanych z pokrzywdzonymi, prowadzone przez mediatora. Na czas mediacji nie istnieje sprawca i ofiara, ale dwaj równorz%dni partnerzy – strony konfliktu. – Pokrzyw-dzony mo)e powiedzie+ sprawcy w twarz: czy ty wiesz, jak" ja traum$ prze)ywam? Nie chodzi o to, )e wlaz!e# do moje-go mieszkania i zabra!e# co# o warto#ci %((( z!, ale o to, )e wchodz"c teraz do domu dr)$, czy tam znowu kogo# nie by-!o – mówi dr El!bieta Dobiejewska, prezes Dolno$l"skie-go O$rodka Mediacji DOM, dzia#aj"cego przy wroc#aw-skim Towarzystwie Opieki nad Wi%(niami, jedna z osób, dzi%ki którym do kodeksu karnego i kodeksu post%powa-nia karnego wpisano mo!liwo$& skierowania sprawy po wyroku do mediacji.

Podkre$la ona, !e to w$a'nie mo"liwo'! odreagowa-nia emocji przez pokrzywdzonego jest g$ówn% warto-'ci% procesu mediacyjnego, ale mo"e na nim skorzysta! tak"e sprawca. Daje mu on bowiem mo"liwo'! zastano-wienie si& nad tym, co uczyni$, a tak"e zaproponowania moralnego lub materialnego zado'!uczynienia. – Mó-wi si$, )e podczas mediacji strony naprawiaj" si$ wzajemnie.

Ucieczka do wolno3ciM.*8$# S!9*62"

Ka$dego roku areszty %ledcze i zak&ady kar-ne opuszcza oko&o +0 tysi"cy osób. Co jako spo&ecze(stwo robimy lub jeste%my w sta-nie zrobi#, by jak najmniej spo%ród nich tra-'&o tam ponownie?

Page 68: OBYWATEL nr 3(47)/2009

68

Bo pokrzywdzony cz$sto widzi, )e sam nie jest takim anio!em, a sprawca – )e pokrzywdzony stara si$ go zrozumie+ – twier-dzi Dobiejewska. Jej zdaniem, szczere „przepraszam” daje szans% na rozpocz%cie przywracania #adu moralnego, co mo!e mie& szczególne znaczenie zw#aszcza w niewielkich spo#eczno$ciach. – Je#li sprawca i pokrzywdzony mieszkaj" np. na jednej ulicy, jest szansa, )e ten drugi powie w swoim #rodowisku: „Spotka!em si$ z nim, przeprosi! i obieca!, )e spró-buje wróci+ na dobr" drog$”. To przygotowuje grunt pod po-wrót skazanego do okolicy, w której mieszka; zwi$ksza praw-dopodobie*stwo, )e nie zostanie od razu odrzucony – mówi.

Niestety, jak dot"d skala wykorzystania mediacji po wyroku skazuj"cym jest bliska zeru, m.in. z powodu nieja-sno$ci przepisów. Wysi#ki spo#eczników takich jak dr Do-biejewska, którzy od kilkunastu lat zabiegaj" o zmian% tego stanu, przegrywaj" z bezw#adem wymiaru sprawiedliwo$ci. Mniejszy opór S#u!by Wi%ziennej wyst%puje w kwestii me-diacji rodzinnej. Udana mediacja mi%dzy osadzonymi a ich bliskimi, cz%sto powa!nie skonfliktowanymi, znacz"co zwi%ksza szanse skazanych na powrót do normalnego !ycia.

Oswajanie z wolno-ci/Z do$wiadcze' organizacji pracuj"cych na rzecz wi%(niów wynika, !e udany powrót do spo#ecze'stwa znacznie u#a-twia odpowiednio wczesne rozpocz%cie przygotowa' do opuszczenia murów. Na tym za#o!eniu opiera dzia#alno$& sto#eczna Fundacja „S#awek”.

W ramach programu „+wiadectwa”, przedstawiciele organizacji odwiedzaj" wi%zienia wraz z wolontariuszami – osobami, które przesiedzia#y za kratami wiele lat. Inspira-cj" dla rozpocz%cia programu by#y ich wspomnienia o tym,

Gubimy mnóstwo osób – rozmowa z dr. hab. Markiem Konopczy>skim, rektorem Wy=szej Szko:y Pedagogiki Resocjalizacyjnej Pedagogium w Warszawie

Czy podj#$by si' Pan próby oszacowania, jak du"y odsetek osób, które tra)aj# do zak$adów karnych, mo"na skutecznie zresocjalizowa%?

Marek Konopczy+ski: W moim odczuciu co najmniej )0-/01 takich prób powinno ko'czy& si% sukcesem. O tym, czy w danym przypadku tak si% stanie, decy-duje przede wszystkim umiej%tne postawienie diagno-zy resocjalizacyjnej. Niestety, w polskich warunkach ta instytucja prawie nie funkcjonuje.

Polskie diagnozy, nie tylko dotycz"ce osób nieprzy-stosowanych spo#ecznie czy zdemoralizowanych, ale tak!e np. b%d"ce podstaw" selekcji dzieci i m#odzie!y w szko#ach, opieraj" si% na przes#ankach tzw. diagnozy negatywnej: szuka si% w ludziach u#omno$ci, jak defi-cyty intelektualne czy zaburzenia osobowo$ci. Tymcza-sem diagnoza resocjalizacyjna musi uwzgl%dnia& rów-nie! pozytywy, czyli atuty i potencja# osób nieprzysto-sowanych spo#ecznie, bo to one s" g#ównym no$nikiem skutecznej resocjalizacji. ,eby zbudowa& now" to!sa-mo$& cz#owieka, trzeba na czym$ si% oprze&.

Resocjalizacja ograniczona do prób niwelowania deficytów, nie prowadzi do niczego. Mo!na j" porów-na& do zasypywania dziur w drodze zamiast zrobie-nia porz"dnej nowej nawierzchni. Pr%dzej czy pó(niej deszcz i tak je wymyje.

Autorzy pisz#cy o reintegracji spo$ecznej szczególn# rol' przypisuj# edukacji.

M.K.: Znów, na przeszkodzie skutecznej resocjalizacji wi%(niów staj" realia. Osadzonym proponuje si% prawie wy#"cznie edukacj% na najni!szym poziomie, na doda-tek bardzo schematyczn". Jednym z powodów wcho-dzenia nieletnich na drog% przest%pstwa jest to, !e nie potrafili odnale(& si% w $rodowisku szkolnym i maj" uraz do pewnego typu edukacji – a tu im si% funduje dok#adnie taki sam jej model.

Przed laty zrobiono w USA eksperyment polegaj"cy na tym, !e zacz%to kszta#ci& m#odocianych wi%(niów na poziomie college’u. I prosz% sobie wyobrazi&, !e .-1 spo-$ród tych, którzy go uko'czyli, zerwa#o z dotychczaso-wym stylem !ycia. Status studenta, a nast%pnie absolwenta

ba

AAP

O H

AAP

ANEN

Page 69: OBYWATEL nr 3(47)/2009

69

jak parali!owa# ich l%k przed znalezieniem si% „po drugiej stronie”, brak wiary w mo!liwo$& u#o!enia !ycia na nowo. – Opowiadaj" osadzonym o tym, jak trudny jest okres bezpo#red-nio po opuszczeniu wi$zienia, ale tak)e jak si$ nie poddawa+ i gdzie szuka+ pomocy. T!umacz" im, %e do wyj!cia na wol-no!" trzeba si( przygotowa" jeszcze za kratami – wyja-$nia Danuta 7agodzi'ska z Fundacji „S#awek”.

Temu w#a$nie s#u!y program „Anio# Stró!”. Do wi%(-niów, z którymi fundacja nawi"za#a kontakty, przyje!d!aj" wychowawcy na indywidualne spotkania. – Prosz" o po-rady prawne, wypytuj" o sprawy lokalowe, czy mog" przyj#+ do naszego o#rodka, o mediacje rodzinne… O bardzo ró)ne sprawy. A nieraz chc" po prostu pogada+ – twierdzi pani Danuta. „S#awek” pomaga wi%(niom odbudowa& wi%zi z rodzinami, a anio#owie-wolontariusze sprawuj" nad ni-mi opiek% podczas przepustek, których bez takiej pomo-cy mogliby w ogóle nie uzyska&. Przy ich przyznawaniu bierze si% bowiem pod uwag% to, co dana osoba zamierza podczas nich robi& i jakie to mo!e mie& konsekwencje. Skazani, którzy nie maj" dok"d pój$&, bo np. odbywaj" kar% poza miejscem zamieszkania, albo ci, których $ro-dowisko stwarza zagro!enie recydyw" – zwykle ich nie otrzymuj". Fundacja umawia si& jednak z dyrekcj% za-k$adu, "e na czas przepustki we#mie odpowiedzialno'! za dan% osob&. – To bardzo wa%ne dzia$anie, bo oni po przesiedzeniu ilu! tam lat nie potrafi# si( zbyt dobrze odnale*" w normalnej rzeczywisto!ci – zw$aszcza, %e !wiat zmienia si( coraz szybciej. Anio$-stró% od nas, cz(sto by$y skazany, idzie po danego cz$owieka i sp(dza z nim osiem godzin (tyle zazwyczaj trwaj# pierwsze przepustki). Chodzi z nim wsz(dzie, pokazuje mu na przyk$ad, jak kupi" bilet do metra, bo oni nie zawsze to wiedz#, a na koniec odwozi do zak$adu. Je!li wszystko jest w porz#dku, za jaki! czas dyrekcja udziela kolejnej przepustki – t#umaczy pani Danuta. Zazwyczaj po kilku pomy$lnie zako'czonych, parogodzinnych zwolnieniach, skazani dostaj" ju! przepustki /0-godzinne; nocuj" wte-dy w siedzibie „S#awka”, oswajaj" si% z przebywaniem na zewn"trz. W ko'cu – otrzymuj" „samodzielne” przepust-ki. – I tak zazwyczaj przyje)d)aj" wówczas do nas – mówi pani 7agodzi'ska.

Godnym na$ladowania przyk#adem pomocy osadzo-nym w przygotowaniu si% do wyj$cia na wolno$& jest tak!e dzia#alno$& tzw. kuratorów penitencjarnych. S" to kura-torzy s"dowi, oddelegowani do pracy w aresztach i zak#a-dach karnych, w bezpo$rednim kontakcie ze skazanymi. Dzia#aj" oni jako #"cznicy mi%dzy $wiatem zewn%trznym a wi%ziennym, pomagaj" skazanym w za#atwianiu wa!nych spraw !yciowych, mog" te! zbiera& i weryfikowa& informa-cje o rodzinach, np. odwiedzaj"c ich domy. – Je#li skazany nie wyra)a zgody, nie mog$ nawet porozmawia+ z jego mat-k", gdy tutaj przyjdzie i b$dzie chcia!a si$ czego# dowiedzie+ o synu – takie s" ograniczenia prawne. Natomiast kurator, na mocy Kodeksu karnego wykonawczego, mo)e zbiera+ informa-cje o skazanych i ich rodzinach, potrzebne do wykonywania

stworzy# im tak" mo!liwo$&, a oni z niej skorzystali. Jaka jest na to szansa dla polskiego nieletniego, który ko'-czy w wi%zieniu szko#% zawodow" na poziomie zbrojarza i po wyj$ciu na wolno$& albo jest bezrobotny, albo trafia w podobne $rodowisko, najbardziej prymitywne, gdzie – !eby wkupi& si% do pracy w jakiej$ ekipie – trzeba co-dziennie wypi& pó# litra wódki? A to mo!e by& przecie! osoba niezwykle uzdolniona. Znam wielu wychowan-ków wybitnie utalentowanych w zakresie muzyki, plasty-ki czy sportu, jednak te ich atuty nikogo nie interesuj".

Moja autorska koncepcja nieprzystosowania spo-#ecznego sk#ania mnie do postrzegania osoby, która pope#nia przest%pstwo, jako jednostki o zablokowa-nym na którym$ etapie schemacie rozwojowym – naj-cz%$ciej z powodów rodzinnych, ewentualnie $rodo-wiskowych. Zgodnie z t" wizj", skuteczna resocjali-zacja sprowadza si% do odblokowania jej potencja#ów i umo!liwienia jednostce normalnego rozwoju. W na-szej rzeczywisto$ci instytucjonalnej jest to niestety ma-#o prawdopodobne.

Jakie zatem zmiany systemowe Pan postuluje?

M.K.: Je!eli diagnozy resocjalizacyjne, uwzgl%dniaj"ce tak!e mocne strony wi%(niów, by#yby rzetelnie prze-prowadzane, wówczas mo!na by#oby stworzy& placów-ki profilowane zgodnie ze zró!nicowanymi mo!liwo-$ciami rozwojowymi wi%(niów, a nie jedynie dzieli& ich na recydywistów, pierwszy raz karanych itd. Zw#aszcza, !e jest zasadnicza ró!nica, czy kto$ jest pierwszy raz ka-rany za zabójstwo, czy za drobn" kradzie!.

Innymi s#owy, w ramach systemu powinno si% do-konywa& selekcji ludzi, którzy maj" szanse rozwojo-we, w ró!nych wymiarach (kulturalnym, sportowym, a przede wszystkim edukacyjnym) – i tak wyprofilo-wa& dla nich placówki, !eby ten rozwój stymulowa#y. Dlaczego kto$ ma chodzi& do szko#y zasadniczej, bo tylko taka jest w zak#adzie, do którego trafi#, a nie np. do liceum plastycznego? Mnóstwo osób gubimy w#a-$nie w ten sposób.

Powinno si% tak!e dawa& szanse na rozwój poza murami, i $wiat sk#ania si% ku takiemu my$leniu. Je!eli kto$ jest utalentowany sportowo, to nie powinien &wi-czy& w wi%zieniu, tylko by& dokooptowany do jakiej$

„zewn%trznej” dru!yny, oczywi$cie pod opiek", i z ni" odnosi& sukcesy.

Jak sobie wyobra"am, poza sam# organizacj# syste-mu, kluczowe znaczenie dla powodzenia programów resocjalizacyjnych ma jako&% kadr zatrudnianych w wi'ziennictwie.

M.K.: Kto mo!e naprawd% zmieni& drugiego cz#o-wieka? Po pierwsze, musi to by& kto$, kto go chocia! troch% lubi, a po drugie kto$, kto posiada okre$lone

Page 70: OBYWATEL nr 3(47)/2009

70

kary pozbawienia wolno#ci – mówi Jacek 7otowski z Aresztu +ledczego w Bia#ymstoku.

Zgodnie z kodeksem, praca kuratora ze skazanym rozpoczyna si& pó$ roku przed przewidywanym zwol-nieniem. Przez ten czas skazany realizuje indywidu-alny program, w ramach którego za$atwia swoje spra-wy, np. poszukuje pracy i sprawdza, jak akceptuje go rodzina; ma na to ,0 dni dodatkowych przepustek. Jednocze'nie – sprawdza si& na wolno'ci. – Tych pro-gramów jest sporo, skazani ch$tnie si$ zg!aszaj". Mog" by+ ustanawiane zarówno przez komisj$ penitencjarn", jak i na wniosek wychowawcy lub kuratora pracuj"cego w zak!adzie. Równie) przez s"d przy rozpatrywaniu wniosku o warun-kowe przedterminowe zwolnienie, gdy decyzja jest odmow-na – mo)e on wtedy zaproponowa+ oskar)onemu program przygotowuj"cy do )ycia poza wi$zieniem. Moim zdaniem, to bardzo dobra forma. Bo to jest pierwszy kontakt skaza-nego z wolno#ci" – mówi Teresa Ga#an, prezes bia#ostoc-kiego oddzia#u Stowarzyszenia Penitencjarnego „Patro-nat”, dzia#aj"cego na rzecz wi%(niów obecnych i by#ych. – Komisja penitencjarna aresztu czy wi$zienia, je)eli kieruje

skazanego na program zwolnieniowy, ustala wcze#niej z ku-ratorem, czy jest on mo)liwy do zrealizowania oraz co trzeba za!atwi+, )eby przygotowa+ skazanego do powrotu na wol-no#+ – wyja$nia mechanizm Jacek 7otowski.

Kurator ma ogromne mo!liwo$ci pomocy skazanym – dlatego, !e nie jest przedstawicielem administracji wi%zien-nej. Skazany traktuje go jako sojusznika, bardziej si% przy nim otwiera, zg#asza pro$by i opisuje trudno$ci !yciowe, które zwykle ukrywa przed administracj" zak#adu, bo mo-g" one np. opó(nia& otrzymanie przepustki. Pojawiaj% si& g$osy, "e kuratorzy powinni pomaga! osadzonym w roz-wi%zywaniu ich problemów od pocz%tku odsiadywania przez nich kary – jednak kuratorów penitencjarnych mo"na w Polsce policzy! na palcach jednej r&ki.

Jeszcze inny pomys# na oswajanie osadzonych ze $wia-tem bez krat zg#asza pedagog dr hab. Marek Konopczy'ski. Jego zdaniem, a! si% prosi o system hosteli, które niegdy$ istnia#y, lecz wzgl%dy ekonomiczne spowodowa#y, !e zacz%-#y znika&. – Pod koniec odsiadywania kary, np. w ostatnim roku, skazani – g!ównie m!odociani i nieletni – powinni ju) by+ umieszczeni na zewn"trz i tam dostosowywa+ si$ do )ycia w spo!ecze*stwie – przekonuje.

Gorzki smak wolno-ciParadoksalnie, dla wielu osób o trudnych !yciorysach opuszczenie wi%zienia nie jest ko'cem, lecz pocz"tkiem prawdziwych problemów. Po wielu latach przebywania za kratami, cz&sto staj% si& bezdomne – nie maj% po co wraca! do domów, bo ich ma$"onkowie za$o"yli no-we rodziny. Lokali socjalnych brakuje dla wszystkich,

„a co dopiero dla wi&#niów”, bez w$asnego k%ta trudno my'le! o pracy, bez niej – niemo"liwe jest wynaj&cie w$asnego lokum… i ko$o si& zamyka. – Je#li kto# wycho-dzi, a nie ma mieszkania, rodziny ani pomys!u, co ze sob" zrobi+, to jedyne, co mu przychodzi do g!owy, to pope!ni+ prze-st$pstwo i wróci+ do wi$zienia – mówi Krzysztof Konieczny, który przez kilka lat pracowa# w zak#adzie karnym przy programach resocjalizacji (patrz ramka).

Wi&#niowie cz&sto nie wytrzymuj% nie tylko stresu, ale i euforii zwi%zanej ze znalezieniem si& na wolno'ci. – Nasi wolontariusze t!umacz" osadzonym, )e do tego momentu trzeba si$ przygotowa+ jeszcze w wi$zieniu, na przyk!ad za-dzwoni+ do nas i umówi+ si$, )eby kto# ich odebra! spod bra-my i odwióz! do domu lub do naszego o#rodka, na t$ pierwsz" noc. My wiemy, )e ten moment jest bardzo wa%ny w %yciu ludzi opuszczaj#cych zak$ad. Je!li si( go nie uchwyci, to zazwyczaj by$y wi(zie) pójdzie na dworzec, albo zapi-je z kolegami, albo go okradn#. A potem jest ju% zwykle tylko gorzej – mówi Danuta 7agodzi'ska. Dlatego orga-nizacje pozarz"dowe zak#adaj" domy noclegowe dla osób, które nie powinny wraca& do starych miejsc zamieszkania, gdy! grozi#oby to zaprzepaszczeniem wysi#ku w#o!onego w dotychczasow" resocjalizacj%. Pracownicy zak!adów peni-tencjarnych i organizacji, które zajmuj" si$ skazanymi, oce-niaj", )e co najmniej /(2 osadzonych pochodzi ze #rodowisk

kompetencje – w tym bardzo konkretne umiej%tno$ci. O wiele bardziej ceni% wychowawc%, który jest np. by-#ym sportowcem i organizuje w zak#adzie dru!yn% siat-kówki czy treningi bokserskie, ni! takiego, który jest

„czystym pedagogiem” i nie posiada !adnych dodatko-wych umiej%tno$ci. Za tym pierwszym m#odzi skazani pójd" jak w dym, bo on b%dzie dla nich autorytetem, ma#o tego – umo!liwi im rozwój ich pasji. Dlatego mo-im zdaniem powinno si% zatrudnia& w wi%zieniach jak najwi%cej sportowców, aktorów, plastyków, muzyków, bo oni s" w stanie wi%(niów czymkolwiek zaintereso-wa&, a wi%c potencjalnie tak!e pomóc im si% rozwin"&. Zgodnie z t" filozofi", moja uczelnia kszta#ci w zakresie tzw. kulturotechniki. Nasi studenci przechodz" przez zaj%cia teatralne, s" przygotowywani w zakresie prowa-dzenia zaj%& sportowych itp.

Umo!liwienie wi%(niom rozwoju ich zaintereso-wa', cz%sto u$pionych, jest bardzo wa!ne. Bo proble-mem ludzi nieprzystosowanych spo#ecznie jest to, !e s" pozbawieni kompetencji spo#ecznych i indywidualnych. Taka osoba jest „nikim”, tak!e we w#asnej $wiadomo$ci, ale je$li zak#ad pomo!e jej zdoby& okre$lone umiej%tno-$ci, np. gry na jakim$ instrumencie, wtedy ma ona szan-s% powiedzie& sobie: owszem, krad#em, ale teraz mog% przecie! legalnie zarabia& graj"c na weselach. Niestety, zazwyczaj nie umo!liwiamy skazanym zdobycia jakich-kolwiek kompetencji.

Warszawa, 2- lipca )00. r.

RozmawiaK MichaK Sobczyk

Page 71: OBYWATEL nr 3(47)/2009

71

marginalizowanych, borykaj"cych si$ z bied", przemoc" oraz uzale)nieniami – twierdz" autorzy opracowania pt. „Skaza-ni i byli skazani na rynku pracy – ocena problemu z punktu widzenia organizacji pozarz"dowych” (patrz ramka).

Obserwacje organizacji pozarz"dowych wskazuj" rów-nie!, !e osoby opuszczaj"ce zak#ady karne bywaj" z pocz"t-ku bardzo aktywne, potem jednak ich aktywno$& gwa#-townie spada. Dlatego tak wa!ne jest szybkie podj%cie pierwszej pracy. Nie jest to jednak #atwe, gdy! mo"liwo'ci pracy osób z wyrokiem w "yciorysie bardzo ogranicza nagminna bezprawna praktyka pracodawców, "%daj%-cych za'wiadcze+ o niekaralno'ci. – W przypadku nie-których zawodów za#wiadczenie o tym, )e cz!owiek nie by! karany, jest konieczne. Przepisy mówi" np., )e nauczycielem mianowanym nie mo)e zosta+ osoba karana za przest$pstwa umy#lne i pracodawca jak najbardziej mo)e o to zapyta+. Wia-domo, policjant czy s$dzia nie mog" by+ karani w ogóle, ale stolarz czy nauczyciel w szkole j$zykowej? – retorycznie pyta dr Dagmara Wo(niakowska-Fajst z Zak#adu Kryminolo-gii Instytutu Nauk Prawnych PAN, zaanga!owana tak!e w inicjatywy Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, które dzia#a m.in. na rzecz wi%(niów i by#ych wi%(niów. Pod-kre$la, !e gdy by#ych skazanych prosi si% o przyniesienie dokumentów o niekaralno$ci, na ogó# po prostu od razu rezygnuj" z ubiegania si% o dan" posad%, cho&by mieli do-stateczne kompetencje do obj%cia tego stanowiska.

Innym problemem jest to, !e CV wymagaj" coraz cz%-$ciej nawet przedsi%biorcy poszukuj"cy pracowników nie-wykwalifikowanych. Nie sposób zatem ukry& kilkuletniej przerwy w pracy, co nie tylko zmniejsza szanse na zatrud-nienie, ale i mo!e wzbudzi& podejrzenia pracodawcy co do problemów danej osoby z prawem. Dlatego nieocenion" po-moc" bywa tzw. czyszczenie papierów, które zapewniaj" by-#ym skazanym organizacje pozarz"dowe (m.in. „S#awek”), oferuj"c im krótkotrwa#e zatrudnienie. – Pó.niej oni poka-zuj" papiery, gdzie jako ostatnie miejsce zatrudnienia widnie-je fundacja, w której taka osoba pracowa!a w swoim zawodzie. To ju) zupe!nie inaczej wygl"da w oczach pracodawcy ni) in-formowanie, )e ostatni raz pracowa!o si$ wiele lat temu lub w zak!adzie karnym – mówi dr Wo(niakowska.

Problem na problemieByli skazani to grupa, która wymaga kompleksowe-go podej'cia. Do problemów rodzinnych, mieszkanio-wych czy z uzale"nieniami, dochodz% tak"e np. brak nabytego etosu pracy. – Oni po prostu nie umiej" praco-wa+. Bo przecie) specyficzna kategoria ludzi l"duje w wi$zie-niach: to s" w wi$kszo#ci osoby, które nie lubi" ci$)ko praco-wa+ i szuka!y wcze#niej innego sposobu na zarobienie pieni$-dzy. Co wi$cej, cz$sto wywodz" si$ ze #rodowisk, gdzie nikt nie pracuje – zwró+my uwag$, )e pierwsze pokolenie, które wyros!o w dziedziczonym bezrobociu, jest ju) w takim wieku, )e ponosi odpowiedzialno#+ karn" jak osoby doros!e. A praca to jest rzecz, której si$ trzeba nauczy+ w toku socjalizacji – prze-konuje dr Wo(niakowska-Fajst.

Sposób na spKat. dKugówCoraz popularniejsz! form! resocjalizacji jest praca w hospicjach lub z osobami niepe&nosprawnymi. Uczestniczki programu readaptacji spo&ecznej „Bo-na” pracuj! jako wolontariuszki w Domu Pomocy Spo&ecznej „Zameczek” w Lubli(cu (woj. %l!skie). Otrzymuj! pod opiek" dzieci z pora$eniem mózgo-wym: przewijaj! je, k!pi!, karmi!.

Wies&awa Dudek, dyrektor „Zameczku” pod-kre%la, $e wi"*niarki s! traktowane identycznie jak reszta personelu: Nie s# w "aden sposób izolowane przez kadry ani mieszka!ców, naznaczone jako gorsze. Mo"e dlatego tak szybko adaptuj# si' do naszych wa-runków i nie sprawiaj# "adnych problemów. Dyrektor podkre%la, $e wolontariuszki mia&y nawet mo$liwo%# udzia&u w szkoleniach, wraz z reszt! pracowników, cho# zasadniczo adresowane by&y one do profesjo-nalnych terapeutów.

– Doskonale asymiluj# si' zw$aszcza te kobiety, które same s# matkami. Codzienny kontakt z pod-opiecznymi naszej placówki rekompensuje im brak mo"liwo&ci opieki nad w$asnymi dzie%mi – twierdzi. – Cz'&% pa! pracuje w „Zameczku” ju" od kilku miesi'cy. Wida%, "e przynajmniej niektóre co& odczuwaj#, "e ciesz# si', gdy dziecko si' do nich u&miechnie. One mog# sobie powiedzie%, "e dzi'ki tej pracy cz'&ciowo wyrównuj# ze spo$ecze!stwem rachunki za pope$nione przewinienia – bo to jest praca za darmo – mówi major Dariusz D!browicz, z-ca dyrektora Zak&adu Karnego w Lubli(cu.

Program „Bona” realizowany jest ju$ od jedena-stu lat. Jego koordynatorzy podkre%laj!, $e prawie si" nie zdarza, aby która% z uczestniczek wróci&a na drog" przest"pstwa, nawet po latach. Oczywi%cie nie bez znaczenia jest fakt, $e kandydatki do udzia&u w programie przechodz! starann! selekcj", jednak nie powinno si" nie docenia# wp&ywu samej pracy z dzie#mi. – Zdarza si', "e osoba o trudnym charak-terze, z któr# ci'"ko si' rozmawia, pójdzie do pracy jako wolontariusz – i jak gdyby ta bariera si' w niej prze$amywa$a. Ona wtedy rzeczywi&cie si' otwiera i widzi sens odbywania kary – mówi D!browicz. Badania przeprowadzone w%ród uczestniczek pro-gramu i pozosta&ych wi"*niarek pokaza&y tak$e, i$ te pierwsze mniej obawiaj! si" wyj%cia na wolno%# – bo przecie$ sprawdzi&y si" w trudnej pracy.

Warto wspomnie#, $e polskie wi"ziennictwo otrzyma&o za program wolontariatu wi"*niów Kryszta&ow! Wag" Wymiaru Sprawiedliwo%ci, naj-wa$niejsz! europejsk! nagrod" przyznawan! za promowanie innowacyjnych i skutecznych praktyk w procedurach kryminalnych.

Page 72: OBYWATEL nr 3(47)/2009

72

W efekcie, wielu by#ych wi%(niów, id"c do pracy, nie-zdolnych jest m.in. do krytycznej, rzetelnej oceny w#asnych kompetencji. Kiedy Stowarzyszenie Resocjalizacji, Rehabili-tacji i Pomocy Spo#ecznej im. H. Ch. Kofoeda kwalifikowa#o skazanych do jednego ze swoich programów, okaza#o si%, !e wi%kszo$& z nich mia#a oczekiwania niewspó#mierne do wy-kszta#cenia, do$wiadczenia i umiej%tno$ci – chcieli szybko i bez wi%kszego wysi#ku dosta& du!e pieni"dze. Inne proble-my charakterystyczne dla tej grupy i istotnie utrudniaj%-ce jej zw$aszcza odnalezienie si& na obecnym rynku pracy, to brak umiej&tno'ci racjonalnego gospodarowania cza-sem czy spokojnej argumentacji, a tak"e bierno'!, nabyta podczas wielu lat bez mo"liwo'ci kierowania w$asnym "yciem i brania za nie odpowiedzialno'ci.

Ca$a ta z$o"ono'! problemów sprawia, "e koniecz-ne jest powstanie systemu kompleksowego wsparcia, w ramach którego by$ym wi&#niom asystowano by w powrocie na rynek pracy, ale tak"e np. zapewniano wsparcie psychologiczne im oraz rodzinom. Jak dot%d system taki nie powsta$, brak nawet wypracowanego mo-delu wymiany informacji pomi%dzy poszczególnymi in-stytucjami (Polska jest nadal Polsk" sektorow" – komentuje dr Konopczy'ski). Dr Wo(niakowska-Fajst zwraca uwag%, !e w Danii, gdzie wspó#praca mi%dzy organizacjami poza-rz"dowymi, wi%ziennictwem i samorz"dem terytorialnym jest dobrze zorganizowana – tak, !e uzupe#niaj" one, a nie dubluj" swoje dzia#ania – najmniej w Europie by#ych ska-zanych wraca na drog% przest%pstwa.

Poza kompleksowym podej'ciem, wsparcie dla wi&#-niów musi by! dla nich dost&pne przez odpowiedni okres, je'li ma znacz%co pomóc w ponownej adaptacji do spo-$ecze+stwa. Teresa Ga#an zwraca uwag%, !e w rozporz"dze-niu ministra sprawiedliwo$ci mowa o tym, !e pomoc by#ym wi%(niom, finansowana z Funduszu Pomocy Postpeniten-cjarnej, tworzonego z odpisu od zarobków skazanych (w wy-soko$ci )01) oraz z dotacji pa'stwowych, mo!e trwa& do trzech miesi%cy, a w szczególnych przypadkach do pó# roku po opuszczeniu przez nich zak#adu. Tymczasem w przypad-ku pomocy udzielanej przez kuratorów bywa to znacznie za ma#o. – Wszystko zale)y od tego, jak d!ugo skazany odbywa! ka-r$, jakie ma szanse na rynku pracy, czy jest uzale)niony itp. Je-!li kto! odbywa$ kar( np. dziesi(ciu lat pozbawienia wol-no!ci, to jego przystosowywanie do samodzielnego %ycia musi trwa" d$u%ej ni% trzy miesi#ce – mówi pani Ga#an.

Dlatego „Patronat” k#adzie nacisk na d#u!szy okres pomocy. Byli skazani, którzy trafiaj" do schroniska sto-warzyszenia, podpisuj" tzw. kontrakt na dwa lata. – Kon-trakt jest do#+ trudny, bo ka)e zdemoralizowanemu, doro-s!emu m$)czy.nie podj"+ wszystkie funkcje spo!eczne, a) do uzyskania sta!ej pracy zarobkowej i wypracowania pomys!u na samodzielne )ycie, w tym by+ mo)e rekonstrukcj$ rodzi-ny albo za!o)enie nowej. To musi by+ proces, to nie mo)e si$ wydarzy+ w ci"gu tygodnia: ubierzemy pana, nakarmimy i jest pan wolny. Bo jego podstawowy problem polega w!a#nie na tym, )e on nie wie, co zrobi+ ze swoj" wolno#ci". St"d te nasze dwa lata. W#ród tych, którzy przetrwali ca!y kontrakt,

bd

HAR

TWIG

HKD

Page 73: OBYWATEL nr 3(47)/2009

73

odsetek powrotu do przest$pstwa jest #ladowy – zapewnia Teresa Ga#an.

Cz%$& moich rozmówców zwraca tak!e uwag% na nie-wielkie wsparcie materialne, jakie otrzymuj" osoby opusz-czaj"ce zak#ady karne – wystarcza go dos#ownie na bilet do domu. Jednocze$nie podkre$laj", !e nie ono jest najwa!-niejsze, a dawanie wi&#niom gotówki bywa wr&cz nie-wskazane, gdy" osobom nie radz%cym sobie z wolno'ci% jedynie zwi&ksza zam&t w g$owach. Wa"niejsze jest np. uczenie ich, jak planowa! wydatki.

S/ cele, nie ma -rodkówRozszerzenie programów resocjalizacji i kompleksowej po-mocy dla wi%(niów nie b%dzie mo!liwe bez zmiany sys-temu ich finansowania. )rodki z Funduszu Pomocy

Postpenitencjarnej rozdzielane s% mi&dzy zak$ady kar-ne, kuratorów s%dowych i organizacje pozarz%dowe, 'wiadcz%ce pomoc opuszczaj%cym wi&zienia. Kwoty, które te ostatnie podmioty mog% otrzyma! w drodze konkursów, nie s% jednak wystarczaj%ce do komforto-wej pracy. Ze wzgl&du na to, a tak"e na ilo'! takich or-ganizacji, mog% one obj%! wsparciem jedynie niewielki odsetek by$ych wi&#niów.

Szczególnie du!o innowacyjnych programów na rzecz wi%(niów i osób opuszczaj"cych zak#ady karne realizowa-nych by#o w ramach zako'czonej ju! Inicjatywy Wspól-notowej EQUAL, która oferowa#a atrakcyjne warunki fi-nansowania. Obecnie dzia#ania na rzecz wi%(niów mo!na realizowa& przede wszystkim w oparciu o Europejski Fun-dusz Spo#eczny, jednak du!ych projektów jest wyra(nie

Skazani na ochron5 przyrodyModelowym przyk&adem kompleksowego pro-gramu, &!cz!cego resocjalizacj" z praktyczn! nauk! zawodu, jest „Czarna Owca”. W jej ramach wi"*niowie z Zak&adu Karnego w Wo&owie (woj. dolno%l!skie) zajmowali si" hodowl! zagro$onych wygini"ciem ras owiec oraz czynn! ochron! przy-rody (wykaszanie cennych, zarastaj!cych &!k).

– Skazani bardzo mocno garn'li si' do programu, bo w ko!cu mogli co& dosta% przed wyj&ciem z wi'-zienia: zawód (organizowali&my m.in. kursy gastro-nomiczne, budowlane, obróbki metalu, pami#tkar-skie), sta", „mi'kkie” wsparcie w rodzaju np. szkole! z autoprezentacji. Dlatego nie sprawiali wi'kszych problemów. Oczywi&cie od czasu do czasu znalaz$ si' taki, który próbowa$ pokaza%, "e si' czemu& sprzeciwia, ale grupa bardzo szybko go ignorowa$a lub po prostu nie by$ on w stanie sko!czy% kursu. Ale to by$y nieliczne przypadki – wspomina Krzysztof Konieczny, prezes Polskiego Towarzystwa Przyja-ció& Przyrody „pro Natura”, koordynator projektu, który mia& ju$ kilka edycji.

Zdaniem pana Krzysztofa, program da& ska-zanym nie tylko nowe umiej"tno%ci, ale, jak si" wydaje, tak$e zmieni& nieco ich podej%cie do $y-cia. Pami"ta wyrokowców, którzy podczas pracy ze zwierz"tami, wymagaj!cej du$o cierpliwo%ci i troski (wi"*niowie odbierali nawet porody), jak-by nabierali &agodno%ci. – By% mo"e w niektórych przypadkach mieli&my do czynienia z aktorstwem, bo oni &wietnie potra)# wyczu%, co my by&my chcieli od nich us$ysze%, jednak z perspektywy czasu

oceniam, "e program autentycznie im si' podoba$. W przypadku niektórych by$o wida%, "e zaanga"o-wali si' w kurs, bo czuli, "e jest to dla nich mo"liwo&% zmiany – mówi.

Konieczny zwraca uwag", $e cz"%# pro-gramów szkoleniowych dla wi"*niów stanowi w du$ej mierze „sztuk" dla sztuki” – skrajnym przyk&adem mog! by# kursy budowlane, podczas których jedna grupa co% buduje, po czym kolejna – rozbiera. Jego zdaniem, takie sytuacje destrukcyj-nie wp&ywaj! na psychik" uczestników. – Dlatego starali&my si' anga"owa% skazanych przede wszyst-kim w takie dzia$ania, które b'd# czemu& s$u"y$y – ochronie przyrody, dzieciom, rolnikom. (eby oni si' stopniowo wtapiali w ten lokalny &wiat. Specjalnie dokupili&my wielki r'bak do mielenia drewna, dzi'ki czemu krzaki, które wycinali na $#kach, tra)a$y do szkolnych kot$owni. Ponadto, wyremontowali rolni-cze centrum edukacyjne. Zale"a$o nam na tym, aby efekt ich nauki wzmocni% przekonaniem, "e robi# co& po"ytecznego.

Mieszka(cy w wi"kszo%ci pozytywnie od-nosili si" do projektu. – S$ysza$em komentarze:

„Dobrze, "e dostali szans' na to, "eby co& si' w ich "yciu zmieni$o. Mo"e dzi'ki temu nie b'd# kra&%” – mówi Konieczny. Jego zdaniem, projekty takie jak „Czarna Owca” stanowi! szans" nie tylko na zmian" samych wi"*niów, ale i spo&ecznego postrzegania osób, którym powin"&a si" noga.

– Skazani oczekuj#: „Dajcie nam jak#& robot', bo siedzimy i nic nie robimy”, z kolei ludzie na zewn#trz mówi#: „Oni tam siedz# jak w sanatorium i nic po-"ytecznego nie robi#”. Dlatego wspólnym interesem skazanych i spo$ecze!stwa jest, "eby im znale,% za-j'cie – przekonuje.

Page 74: OBYWATEL nr 3(47)/2009

74

mniej. Poza tym, i te $rodki kiedy$ si% sko'cz", a strumie+ unijnych dotacji b&dzie z czasem mala$. Nie ob&dzie si& zatem bez stworzenia bardziej trwa$ych podstaw systemu. Wa"ne przy tym, by gwarantowa$ on znacz%-ce 'rodki dla organizacji spo$ecznych, które pracuj%

„blisko skazanych” i dobrze znaj% ich potrzeby. – 4rod-ki z EQUAL-a przyznawano w drodze otwartego konkursu, w którym Centralny Zarz"d S!u)by Wi$ziennej startowa! na takich samych prawach, jak wszystkie inne podmioty. Nie chc$ powiedzie+, )e Zarz"d si$ nie stara – ale sporo jego pomys!ów jest bardzo staro#wieckich, nie)yciowych, ponadto ginie w „na-t!oku urz$dniczym”. To jest chyba zaprzepaszczenie sporej szansy – uwa!a dr Fajst-Wo(niakowska.

Problem stanowi nie tylko brak $rodków, ale i to, !e wi%ksze programy resocjalizacji czy pomocy postpeniten-cjarnej stanowi" du!e wyzwanie organizacyjne. Ka!dy z nich wymaga nie tylko zaanga!owania sztabu ludzi do jego obs#ugi, ale stanowi tak!e obci"!enie np. dla admi-nistracji wi%ziennej. – Przez kilka lat trwania naszego pro-jektu pracownikom s!u)by wi$ziennej dosz!a masa dodat-kowych obowi"zków. Na ró)ne sposoby zaanga)owani byli w niego prawie wszyscy funkcjonariusze zak!adu w Wo!owie: pocz"wszy od wydawania ubra* roboczych, przez wypisywa-nie przepustek (%( tys. dodatkowych wyj#+ i powrotów!), prac$ komisji penitencjarnej, która musia!a wyda+ zgod$ na udzia! w projekcie ka)dego wi$.nia, a) po lekarza medycyny pracy – ka)dy skazany musia! by+ bowiem dopuszczony do ró)nych zawodów w ramach projektu – mówi K. Konieczny.

Demoralizacja zamiast resocjalizacjiZa sposób na ograniczanie zjawiska recydywy mo!na tak-!e uzna& szersze stosowanie tzw. kar nieizolacyjnych, np. w postaci nieodp#atnych prac spo#ecznie u!ytecznych. Dr Wo(niakowska-Fajst zwraca uwag%, !e w przypadku np. d$u"ników alimentacyjnych wi&zienie nie do'!, "e jest kar% najdro"sz% dla bud"etu, to na dodatek nie da-je "adnego efektu resocjalizacyjnego. Cz&sto jest wr&cz #ród$em demoralizacji, a co najmniej – epizod za krata-mi, zwi%zana z tym utrata pracy itp. zwi&kszaj% zagro-"enie wykluczeniem spo$ecznym, co mo"e sk$ania! do zachowa+ niezgodnych z prawem.

Niestety, s%dziowie rzadko orzekaj" kary ogranicze-nia (zamiast – pozbawienia) wolno$ci, zdaj"c sobie spraw% z k#opotów z ich wykonywaniem. Samorz"dy nie maj" obo-wi"zku organizowania prac na rzecz spo#eczno$ci, dlatego niech%tnie si% tego podejmuj", jako !e by#oby to wzi%cie na siebie kolejnego zadania, z którym #"cz" si% koszty, przy braku zapewnionych (róde# finansowania. Dr Wo(niakow-ska-Fajst dodaje, !e wydatki na osoby po wyrokach nie s" dobrze odbierane przez lokalne spo#eczno$ci w obliczu bra-ku $rodków na inne cele polityki spo#ecznej.

Ale czy to, by jak najmniej ludzi trafia#o za kraty, nie jest bardzo istotnym celem?

MichaK Sobczyk

Praca dla (by:ych) skazanych – gar34 rekomendacjiW%ród zmian systemowych, które mog&yby pomóc istotnie zmniejszy# bezrobocie w%ród wi"*niów i by&ych wi"*niów, mo$na wymieni# m.in.:

Zmiany legislacyjne (np. wprowadzenie »systemu ulg podatkowych), zwi"kszaj!ce atrakcyjno%# zatrudniania i tworzenia miejsc pracy dla skazanych, w tym w organizacjach pozarz!dowych.Prawne usankcjonowanie konieczno%ci »wspó&pracy urz"dów pracy z jednostkami penitencjarnymi.Przekazanie niektórych rodzajów produkcji »lub us&ug do sektora wi"ziennego (np. wzorem USA – produkcji tablic rejestracyjnych lub znaków drogowych).Sta&e prowadzenie w zak&adach karnych »nie tylko kursów zawodowych, ale tak$e psychospo&ecznych (np. treningi radzenia sobie ze z&o%ci!, komunikacji, asertywno%ci). Udzielanie wszelkiego wsparcia skazanym »i by&ym skazanym na zasadzie kontraktów („co% za co%”, czyli np. pomoc w zamian za prac"), które zapobiegaj! pog&"bianiu ich wyuczonej bezradno%ci.Lepsze przygotowanie funkcjonariuszy »wi"ziennych do skutecznego udzielania pomocy osadzonym, poprzez szkolenia z zakresu prawa, komunikacji, mediacji, aktywizacji zawodowej itp.Obj"cie opiek! i wsparciem nie tylko »skazanych i by&ych skazanych, ale tak$e ich rodzin, których w równym stopniu dotyka problem bezrobocia tej grupy.U&atwianie by&ym skazanym, dla »których powrót do starych %rodowisk by&by niebezpieczny, tymczasowego pobytu w mieszkaniach socjalnych.

Na podstawie opracowania „Skazani i byli skazani na rynku pracy – ocena problemu z punktu widzenia or-ganizacji pozarz#dowych” (Dagmara Wo,niakowska przy wspó$pracy Piotra Bugno, Marka /agodzi!skie-go i Paw$a Nasi$owskiego, FISE, Warszawa -++0).

Page 75: OBYWATEL nr 3(47)/2009

75

Ameryka(skie korporacje zamykaj! rentowne zak&ady i odrzucaj! oferty ich kupna.

– Czy jest ju) za pó.no? Mam nadzie-j$, )e nie – mówi Anthony Fortunato, przewodnicz"cy lokalnego oddzia#u zwi"zku zawodowego United Ste-elworkers (USW). Jego organizacja zrzesza )30 pracowników huty stali w Lackawanna w stanie Nowy Jork, nale!"cej do koncernu ArcelorMit-tal. Wraz z innymi zwi"zkowcami ze wzburzeniem obserwuje, jak z ka"dym dniem ich zak$ad pracy ulega systematycznej i planowej likwidacji.

Wiadomo, !e pojawi# si% biz-nesmen, który naciska na koncern – najwi%kszego na $wiecie producenta stali – by ten odsprzeda# mu fabryk%. Wówczas nie zosta#aby wstrzymana produkcja przynosz"ca zyski i zacho-wano by miejsca pracy. Fortunato ma wci"! nadziej%, !e wspomniany ku-piec nie straci zainteresowania prze-prowadzeniem transakcji pomimo tego, z jakim zaci%ciem ArcelorMit-tal d"!y do likwidacji huty poprzez demonta! wyprodukowanych na spe-cjalne zamówienie pieców i innego wyposa!enia, którego odtworzenie zajmie ca#e miesi"ce.

Z ka"dym dniem post&puj%-cej rozbiórki fabryki obni"a si& jej

warto'! rynkowa. – Cz$onkowie naszego zwi#zku, pracuj#cy w tym zak$adzie, nie mog# ju% na to d$u-%ej patrze" – mówi Fortunato.

Plany zamkni%cia fabryki w Lac-kawanna jawnie kontrastuj" z za#o-!eniami ciesz"cego si% szerokim po-parciem pakietu antykryzysowego o warto$ci prawie 500 miliardów dolarów 1, przygotowanego przez ad-ministracj% nowego prezydenta USA, Baracka Obamy. Pomimo planu Obamy, którego celem jest za-trzymanie lawiny niekorzystnych zmian zwi%zanych z kryzysem go-spodarczym, wielkie korporacje wydaj% si& zmierza! w kierunku wr&cz przeciwnym, je"eli chodzi o podtrzymywanie zatrudnienia i popytu na towary. Opublikowane niedawno wyniki bada' wskazuj", !e a! -21 dyrektorów generalnych spo-dziewa si% dalszych zwolnie' w naj-bli!szym pó#roczu.

Zwolnienia pracowników przez korporacje nie b&d% zwi%-zane jedynie z nasilaj%cym si& zja-wiskiem outsourcingu produkcji do krajów takich jak Chiny, gdzie koszty pracy s% du"o ni"sze. Co-raz cz&stsze s% tak"e przypadki likwidowania zyskownych zak$a-dów na terenie Stanów Zjedno-czonych, po$%czonego z uniemo"-liwianiem przej&cia ich przez in-ne firmy, które s% zainteresowane utrzymaniem produkcji oraz po-ziomu zatrudnienia.

Te miejsca pracy juB do nas nie wróc/Zak#ad w Lackawanna to nie jedyny, którego zamkni%cie planuje Arcelor-Mittal. Przeznaczona do likwidacji jest równie! fabryka stali w Henne-pin, w stanie Illinois, i to pomimo !e – jak przekonuje tamtejszy szef zwi"zku zawodowego USW, David York – kilka podmiotów by#o powa!-nie zainteresowanych jej kupnem.

W chwili obecnej stopa bezrobo-cia w okolicy Hennepin, po#o!onego oko#o 200 mil na zachód od Chicago, osi"gn%#a 201, a ArcelorMittal przy-gotowuje si% do wr%czenia wypowie-dze' prawie trzystu cz#onkom USW, którzy przez lata ci%!ko pracowali przy produkcji stali.

Tymczasem ich zak$ad prak-tycznie przez ca$y okres istnienia przynosi$ zyski; nawet w dobie kryzysu gospodarczego, w roku 5221, zarobi$ prawie /2 milionów dolarów. Nie zwa!aj"c na to, za-rz"d korporacji zamierza przenie$& jedn" lini% produkcyjn" do Brazylii, gdzie znacznie ni!sze s" koszty pracy, a drug" – do Francji. Co wi%cej, od-rzucona zosta#a propozycja sprzeda!y zak#adu w Hennepin innemu przed-si%biorstwu z bran!y stalowej, które zamierza#o kontynuowa& produkcj%.

York mówi, !e pracownicy hu-ty maj" niewielkie widoki na znale-zienie innych posad, które dawa#yby im dochody cho&by zbli!one do do-tychczasowych (rz%du -0 tys. dolarów

(Korporacyjny) pakiet prokryzysowyR!F)' B29))

Page 76: OBYWATEL nr 3(47)/2009

76

rocznie, wliczaj"c nadgodziny i pre-mie). W okolicy bardzo niewiele jest bowiem etatów, które umo!liwiaj" utrzymanie rodziny.

Niestety, post%powanie Arce-lorMittal nie jest przypadkiem od-osobnionym. Jesieni" ubieg#ego ro-ku firma inwestycyjna (private equ-ity) Cerberus, poprzez swoj" spó#k% zale!n" NewPage, doprowadzi$a do zamkni&cia przynosz%cej du"e zyski i nowoczesnej fabryki papie-ru w Kimberly, w stanie Wisconsin. Prominentnymi postaciami zwi"za-nymi z Cerberusem s" m.in. John Snow, sekretarz skarbu w admini-stracji George’a W. Busha, Dan Qu-ayle, wiceprezydent w administracji Busha seniora, oraz Steve Feinberg – za#o!yciel tego biznesu, który wyci"-gn"# z niego //0 milionów dolarów w samym tylko )00- r. Andy Nirschl, przewodnicz"cy lokalnego oddzia#u USW, przypuszcza, !e celem firmy jest spowodowanie wzrostu cen pa-pieru poprzez ograniczenie poda"y. Los 422 pracowników i ich rodzin nie ma dla niej "adnego znaczenia.

– Post$powanie Cerberusa nie przy-pomina!o dobrze znanego nam scena-riusza, w którym korporacja przenosi produkcj$ do Chin czy Meksyku po to, by zwi$kszy+ zyski p!ac"c tamtejszym ro-botnikom mniej ni) dolara za godzin$ – mówi Nirschl. – By! to przypadek, gdy korporacja likwiduje przynosz#cy zyski zak$ad produkcyjny, odma-wiaj#c jego sprzeda%y komukolwiek innemu. Nirschl informuje, !e fabry-ka papieru wygenerowa#a w )00- r. 33 milionów dolarów czystego zysku. Jej kupnem zainteresowane by#y przy-najmniej cztery firmy, jednak zarów-no Cerberus jak i NewPage otwarcie przyzna#y, !e nie zamierzaj" wysta-wia& zak#adu na sprzeda!.

W tym samym czasie wiele du-!ych przedsi%biorstw wprowadza w !ycie strategi% gospodarcz", któr" mo!na by okre$li& mianem „stymu-luj"cej kryzys”, skrupulatnie realizu-j"c dobrze znany scenariusz. Jak do-nosi „9e New York Times”, gwa#-townie nasila si% zjawisko tzw. o8sho-ringu, czyli przenoszenia za granic%

Od produkcji do spekulacjiW czasie, gdy baza przemys&owa USA cierpi z powodu niedoinwestowa-nia i przenoszenia produkcji do Meksyku, Chin i innych krajów o taniej sile roboczej, ameryka(skie korporacje postanowi&y szuka# zysków w spekulacjach 'nansowych, w tym w obrocie rzekomo gwarantuj!cymi zysk pochodnymi kredytów hipotecznych. – To, "e od czasów Reagana gospodarka jako& funkcjonowa$a, zawdzi'czamy wy$#cznie tworzeniu kolejnych baniek spekulacyjnych, zwi#zanych z t# czy inn# dziedzin#, jako "e Korporacyjna Ameryka konsekwentnie niszczy wszelk# autentyczn# wy-twórczo&% – mówi przewodnicz!cy zwi!zku zawodowego UE na Region Zachodni, Carl Rosen.

Zdumiewaj!cym potwierdzeniem skali redukcji potencja&u produk-cyjnego Stanów Zjednoczonych, jest kontrast pomi"dzy charakterem to-warów importowanych i eksportowanych, które ka$dego dnia wype&niaj! pot"$ny port towarowy Long Beach na Zachodnim Wybrze$u. W konte-nerach z towarami sprowadzonymi z zagranicy, poustawianych w maga-zynach i na parkingach portu, znajduj! si" przede wszystkim samochody, elektronika i artyku&y gospodarstwa domowego, pochodz!ce g&ównie z Chin i Korei. Brak zbytu, spowodowany kryzysem, sprawia, $e powoli zaczyna brakowa# na nie miejsca. Z kolei po stronie produktów eksporto-wych przeobra$enie si" gospodarki USA z produkcyjnej w 'nansow! znaj-duje jaskrawe odzwierciedlenie w fakcie, $e g&ównymi towarami wysy&a-nymi z portu w Long Beach s!… papier pochodz!cy z recyklingu i tektura.

W miar" jak kapita& przenosi& si" z zak&adów produkcyjnych w Sta-nach Zjednoczonych do krajów o ni$szych kosztach pracy, coraz wi"ksza jego cz"%# lokowana by&a tak$e w sektorze 'nansowym. Proces ten obejmowa& równie$ najwi"ksze korporacje przemys&u wytwórczego, jak General Motors czy General Electric, w przypadku których coraz wi"kszy procent zysków generowany jest przez piony zajmuj!ce si" prowadze-niem operacji 'nansowych.

Odzwierciedleniem wspomnianych wy$ej procesów s! dane sta-tystyczne, przytoczone przez ekonomist" Williama K. Tabba. Wed&ug nich, zysk wygenerowany przez ameryka(ski sektor 'nansowy wyniós& w -00+ r. +,+ miliardów dolarów, w porównaniu z zaledwie ,,/ miliarda-mi dolarów zysku wypracowanego przez sektor produkcyjny. Podczas gdy sektor 'nansowy odpowiada& zaledwie za mniej ni$ -6 ca&kowitych zysków rodzimych przedsi"biorstw w po&owie lat 40., to w roku -00. odsetek ten si"gn!& 106.

Tabb w prosty sposób opisuje, wydawa&oby si", „magiczny” proces ekspansji sektora 'nansowego: W obecnym modelu pieni#dz robi pieni#dz i nie jest do tego potrzebna "adna produkcja. Ca$y sekret tkwi w umiej'tnym zarz#dzaniu ryzykiem oraz stosowaniu tzw. d,wigni )nansowych, co pozwa-la na zakup aktywów maj#cych zapewnia% wy"sze zyski, nawet pomimo pro-porcjonalnie zwi'kszonego ryzyka. Ma to donios$e skutki zarówno w sferze ekonomicznej, jak i politycznej; sektor )nansowy uzyska$ ogromn# przewag' nad pozosta$ymi ga$'ziami gospodarki. W efekcie skupi$ on w swoich r'kach pot'"n# w$adz', mo"liwo&% skutecznego wp$ywania na poczynania swoich d$u"ników, przedsi'biorstw podatnych na zawirowania koniunktury, a nawet rz#dów. W miar' powi'kszania stref swojego wp$ywu, wymusza$ on kolejn# deregulacj', co pozwala$o mu na dalszy niezak$ócony wzrost, ale z czasem stworzy$o zagro"enie dla stabilno&ci &wiatowego systemu )nansowego.

Page 77: OBYWATEL nr 3(47)/2009

77

miejsc pracy – a tak!e ca#ych linii produkcyjnych.

– Te miejsca pracy ju) do nas nie wróc" – komentuje dla gazety John E. Silvia, g#ówny ekonomista korpo-racji finansowej Wachovia. – Produk-cja przemys$owa w bardzo du%ym stopniu zostanie albo zlikwidowana, albo przeniesiona poza terytorium Stanów Zjednoczonych. Spowoduje to zmniejszenie liczby sklepów, za-k$adów produkcyjnych, firm zajmu-j#cych si( obs$ug# finansow#. Wszyst-ko wskazuje na to, )e niektóre korpora-cje podejmuj" decyzje, )e nie zamierzaj" dalej prowadzi+ tutaj dzia!alno#ci.

Podobnego zdania jest Robert E. Hall, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda. – Redukcja zatrudnienia w sztandarowych ameryka*skich fir-mach, takich jak General Motors, b$-dzie najprawdopodobniej w dalszym ci"gu post$powa!a – twierdzi.

PotencjaK produkcyjny za oknemZdaniem Marka Meinstera ze zwi"z-ku zawodowego United Electrical Workers (UE), dokonuj%cy si& ostat-nio proces likwidacji miejsc pracy jest po prostu nasileniem trendów obserwowanych na przestrzeni kilku minionych dekad. Jednak przyjmuj%cym znacznie bardziej bolesn% posta!, gdy" sk$ada si& na

niego tak"e zamykanie bez mru-gni&cia okiem zyskownych zak$a-dów w okresie, gdy coraz trudniej o dobrze p$atne miejsca pracy. – Widzimy to ka)dego dnia – mówi Me-inster. W ci"gu ostatnich dwudzie-stu lat zdarza#y si% wszelkie mo!li-we sytuacje, od jawnych oszustw po przypadki, gdy firmy inwestycyjne obarcza#y stratami poniesionymi w innych obszarach dzia#alno$ci za-k#ady produkcyjne generuj"ce zyski, co prowadzi#o je do nieuniknionego bankructwa, a nast%pnie sprzedawa-#y ich pozosta#o$ci. – Dojdzie w ko*-cu do tego, )e wyzb$dziemy si$ ca!ego naszego potencja!u produkcyjnego. Tak, jakby#my wyrzucili go przez okno.

Meinster pomóg# w organiza-cji strajku okupacyjnego, do które-go dosz#o w grudniu )005 r. w fir-mie produkuj"cej… okna: Republic Windows and Doors w Chicago. Ro-botnicy przeciwstawili si% w#a$cicie-lowi, który potajemnie wywozi# wy-posa!enie fabryki do nowego zak#adu w stanie Iowa, gdzie nie funkcjono-wa#y zwi"zki zawodowe, a z drugiej strony – bankowi Bank of America – który otrzyma# )0 miliardów dola-rów pomocy federalnej i 225 miliar-dów dolarów gwarancji kredytowych, a mimo to zamkn"# przedsi%biorstwu lini% kredytow", przez co robotni-cy nie mogli otrzyma& odpraw oraz

zaleg#ych wynagrodze' za niewyko-rzystane urlopy.

Kiedy og#oszono zamkni%cie za-k#adu, robotnicy postanowili przej"& nad nim kontrol%, bior"c jako „za-k#adnika” cenne zasoby zgromadzo-ne w magazynach. W wyniku ich protestu Bank of America ponownie otworzy# firmie kurek z pieni%dzmi. Oni sami otrzymali zaleg#e wyna-grodzenia, a fabryka zosta#a kupiona przez inwestora zorientowanego na produkty przyjazne dla $rodowiska, który zamierza ponownie zatrudni& pracuj"cych w niej ludzi. Wreszcie, o strajku okupacyjnym w fabryce w Chicago dowiedzia# si% ca#y $wiat.

Strajk w RWD sta# si% inspira-cj" m.in. dla niezrzeszonych w !ad-nym zwi"zku zawodowym pracow-ników fabryki bi!uterii, stanowi"cej cz%$& Colibri Group, a mieszcz"cej si% w East Providence w stanie Rhode Island. W obliczu planów zamkni%-cia zak#adu podj%li oni strajk oku-pacyjny. Protest, cho& zako'czy# si% aresztowaniem 2* uczestników, wy-war# jednocze$nie pot%!ny nacisk na w#a$ciciela grupy, firm% inwestycyjn" Founders Equity 2.

Przewodnicz"cy Regionu Za-chodniego UE, Carl Rosen, który odegra# kluczow" rol% w organizo-waniu poparcia dla strajku okupa-cyjnego w RWD, zwraca uwag%, !e

MEE

TIN

G P

RZEC

IWKO

ZA

MKN

I<CI

U F

ABRY

KI P

APIE

RU W

KIM

BERL

Y b

CA

SIE

YOD

ER

Page 78: OBYWATEL nr 3(47)/2009

78

pomimo tego, i! protest by# zarówno nielegalny, jak i bardzo nietypowy – jak na Ameryk% – pod wzgl%dem formy, spotka# si% z du!ym popar-ciem spo#ecznym, równie! ze strony prezydenta Obamy. – Has!a naszego protestu okaza!y si$ has!ami wi$kszo-#ci spo!ecze*stwa – wyja$nia. – Nasza gospodarka znajduje si( w kryzy-sie, gdy% nie sta" nas na kupowanie towarów, które sami produkujemy. Korporacje dostaj# rz#dowe wspar-cie, pracownicy – wymówienia.

„Ch.tnie sprzedamy” – twierdz/ korporacje

Maj"cy swoj" siedzib% w Luksem-burgu, a b%d"cy w#asno$ci" hindu-skiego multimilionera mieszkaj"cego w Londynie koncern ArcelorMittal, 'wietnie dostosowuje si& do kla-sycznego angloameryka+skiego modelu kapitalizmu, opartego o zasad& „bierz pieni%dze i w no-gi”. Jest on du!o bardziej bezwzgl%d-ny ni! ten wypracowany w krajach Europy Zachodniej, gdzie warunki zatrudnienia i sytuacja pracowni-ków s" wynikiem wielu lat wp#y-wów tradycji socjaldemokratycznej oraz dzia#alno$ci silnych ruchów zwi"zkowych.

W przypadku huty w Lacka-wanna, opiesza#o$& ArcelorMittal w kwestii jej ewentualnej sprzeda-!y mo!e oznacza& likwidacj% )30 miejsc pracy. – Do wczoraj (czyli do '5 marca) firma zaprzecza!a wr$cz, )e znane s" jej jakiekolwiek podmio-ty zainteresowane kupnem zak!adu – mówi Fortunato. Dopiero stanow-cza interwencja demokratycznego senatora stanu Nowy Jork, Chucka Schumera, doprowadzi#a do spotka-nia szefa koncernu na Stany Zjedno-czone, Jamesa Ripleya, z potencjal-nym kupcem.

– Nie wiemy, na jakim etapie znajduj" si$ negocjacje – mówi Fortu-nato g#osem pe#nym niepokoju i fru-stracji. Wynik rozmów b%dzie zale-!a# m.in. od tego, jak bardzo decy-zja koncernu ArcelorMittal o roz#o-!eniu zak#adu na czynniki pierwsze wp#yn%#a na mo!liwo$ci wznowienia

produkcji w hucie. Mo"e si& okaza!, "e ponowne uruchomienie ogo-$oconej fabryki sta$o si& bardziej kosztowne i skomplikowane pod wzgl&dem organizacyjnym ni" stworzenie nowego zak$adu zupe$-nie od podstaw.

W#"czenie si% do negocjacji w Lackawanna reprezentantów Kon-gresu Stanów Zjednoczonych – co mia#o tak!e miejsce w Hennepin3 i Kimberly – zmusi#o przedstawicieli korporacji do z#o!enia deklaracji o ch%ci sprzeda!y zak#adów i ocalenia w ten sposób miejsc pracy. Jednak tu! po zako'czeniu rozmów natychmiast wycofywa#y si% one z tych obietnic, nie widz"c dla siebie !adnego interesu w ratowaniu lokalnego rynku zatrud-nienia. Przyk#adem mo!e by& Cerbe-rus/NewPage. Przedstawiciel korpora-cji zapytany niedawno, czy jego firma rozwa!a#a sprzeda! zak#adu w Kim-berly, odpowiedzia# krótko: „Nie”.

Jednostronna „wspóKpraca”Jedn% z rzeczy, które najbardziej oburzaj% pracowników, jest brak jakiejkolwiek wdzi&czno'ci koncer-nu za wysi$ki podejmowane przez zwi%zki zawodowe w celu lepszego funkcjonowania zak$adu. Zwi%zki prowadzi$y lobbing, którego skut-kiem by$o obni"enie kosztów ener-gii elektrycznej dla huty o dwie trzecie, zach&ca$y swoich cz$on-ków do uczestnictwa w szkoleniach i kursach zawodowych, wspar$y wreszcie obni"k& podatków dla przedsi&biorstwa. – My, jako zwi"z-ki zawodowe, uczynili#my bardzo du-)o, by pomóc naszej firmie. A teraz oni próbuj" nam wmówi+, )e jako zak!ad nie jeste#my wystarczaj"co konkurencyj-ni. Je)eli tak, to dlaczego nie chc" nas sprzeda+? – pyta Fortunato.

Zamiast wdzi%czno$ci za po-moc zwi"zków w obni!eniu kosztów, ArcelorMittal zmieni# wewn%trzne procedury ksi%gowe tak, !e fabryka w Lackawanna zacz%#a wykazywa& straty – z powodu obci"!enia dodat-kowymi kosztami, np. materia#ów sprowadzanych przez ni" z innych

zak#adów koncernu w USA. Jak po-dejrzewa Fortunato, celowo zako'-czono rok na minusie, aby unikn"& p#acenia podatków, wysokich w sta-nie Nowy Jork. Przed dokonaniem przez ArcelorMittal tych przesuni%& w ksi%gowo$ci, zak#ad osi"ga# $redni zysk w wysoko$ci 3 milionów dola-rów miesi%cznie.

Bior"c pod uwag% fakt, !e typo-we wynagrodzenie wynosi w hucie 40-*0 tys. dolarów rocznie, jest oczy-wiste, !e jej pracownikom b%dzie bar-dzo trudno znale(& podobnie p#atn" prac%. Fortunato jest przekonany, i! rzeczywisty wska(nik bezrobocia w Lackawanna, stanowi"cego cz%$& aglomeracji znajduj"cego si% w dra-matycznym po#o!eniu przemys#owe-go miasta Bu8alo, mo!e si%ga& nawet /01. – Nasi ludzie b$d" musieli praco-wa+ na dwóch etatach, by zarobi+ tyle samo, co tutaj – mówi.

Codzienna obserwacja powolnej rozbiórki fabryki w Lackawanna jest trudna do zniesienia dla robotników, którzy po$wi%cili jej #adny kawa#ek !ycia. – Dostaj" ci$)kiej cholery wi-dz"c, co si$ tutaj dzieje – stwierdza Fortunato4. Hutnicy z Illinois skar-"% si& tak"e na ca$kowit% oboj&t-no'! ArcelorMittal wobec faktu dotowania go ze 'rodków publicz-nych. Na przyk$ad decyzja koncer-nu o stworzeniu w$a'nie w Chica-go g$ównej ameryka+skiej siedziby wi%za$a si& z licznymi ulgami i za-ch&tami, $%cznie z wsparciem kwo-t% 5 milionów dolarów z przezna-czeniem na wyposa"enie biur.

W przypadku zak#adu w Henne-pin, umowa zawarta mi%dzy koncer-nem a zwi"zkami zawodowymi zo-bowi"zuje ArcelorMittal do kontynu-owania produkcji oraz utrzymywa-nia niezb%dnego poziomu inwestycji. Zwi"zki zawodowe pozwa#y koncern wobec zamiaru wycofania si% z tego porozumienia5.

Jakie zasiKki? Jakie przekwaliMkowanie?Poniewa! likwiduj"c miejsca pracy wielkie korporacje os#abiaj" pozy-tywny wp#yw dzia#a' stymuluj"cych

Page 79: OBYWATEL nr 3(47)/2009

79

gospodark%, podejmowanych przez administracj% prezydenta Obamy, najcz%$ciej postulowanym rozwi"-zaniem w kr%gach ekonomistów i przedstawicieli w#adzy obu g#ów-nych partii politycznych, jest zach%-canie pracowników do zmiany kwa-lifikacji poprzez system szkole' i kur-sów. „9e New York Times” niedaw-no napisa#: Przez dziesi$ciolecia reak-cj" rz"du na za!amania w gospodarce i wzrost bezrobocia by!o finansowanie os!on socjalnych. Opierano si$ na za-!o)eniu, )e w nied!ugim czasie gospo-darka si$ o)ywi i ludzie b$d" mogli po-nownie znale.+ zatrudnienie. Tym ra-zem jednak rz"d powinien du)o wi$k-szy nacisk po!o)y+ na programy szkole-niowe, daj"ce mo)liwo#+ pracy w in-nym zawodzie ni) wyuczony.

Brakuje jednak dowodów na to, by takie podej$cie, pozwalaj"ce przedstawicielom narodu wygodnie unika& przyj%cia jednoznacznego stanowiska wobec faktu, !e korpo-racje s" obecnie jedynymi „panami i w#adcami” !ycia robotników i lo-kalnych spo#eczno$ci, mog#o istotnie #agodzi& problem dezindustrializacji i przenoszenia miejsc pracy zagranic%.

Karuzela stanowisk kr&ci si& coraz szybciej, jednak za ka"dym jej ob-rotem dobrych miejsc pracy, po-zwalaj%cych utrzyma! rodzin&, jest coraz mniej. Nawet po uko+-czeniu szkolenia i zmianie fachu,

„wysadzeni z siod$a” robotnicy nie s% zatem w stanie znale#! zatrud-nienia, które oferowa$oby warunki porównywalne z utraconymi.

Wed#ug Louisa Uchitelle’a, eko-nomicznego publicysty „New York Timesa” i autora ksi"!ki zatytu#owa-nej „9e Disposable American: Lay-o8s and 9eir Consequences” (Zb%d-ny Amerykanin: Zwolnienia i ich konsekwencje), spo'ród wszystkich zwalnianych pracowników zaled-wie 56- znajduje zatrudnienie za-pewniaj%ce im co najmniej takie same dochody, jak poprzednio. Po-zosta$e 63- albo pracuje za mniej-sze pieni%dze, albo pozostaje bez-robotnymi. Nawet jednak, gdyby przekwalifikowanie zwalnianych pracowników przynosi$o ocze-kiwane rezultaty, to i tak by$yby trudno'ci z jego finansowaniem: ci sami politycy, którzy wychwa-laj% zalety takiej strategii, bardzo

niech&tnie przyznaj% 'rodki na po-krycie jej kosztów. Wed#ug danych przytaczanych przez „NYT”, $rodki finansowe przeznaczane na szkolenia i kursy zawodowe dla bezrobotnych skurczy#y si% z )0 miliardów dolarów w 2.-. r. do zaledwie 3 miliardów do-larów w roku )005 (po uwzgl%dnie-niu faktycznej si#y nabywczej). Tak radykalne ograniczenie wydatków nie pozostawia z#udze', !e rz"dz"cy krajem politycy, zw#aszcza w czasie dwóch kadencji prezydenta Busha, nie zamierzali dostosowa& poziomu finansowania programów szkolenio-wych do g#oszonej przez siebie wiary w ich skuteczno$&.

Co wi%cej, tradycyjny system zabezpiecze+ i pomocy socjalnej dla osób dotkni&tych bezrobociem uleg$ w ostatnich czterdziestu la-tach radykalnym ci&ciom. Obej-muje on obecnie niewielki odsetek bezrobotnych, du"o mniejszy ni" w czasie poprzednich, mniej wy-niszczaj%cych recesji. Podczas kryzy-su 2.-* r. zasi#kami dla bezrobotnych obj%tych by#o -*1 osób, które utraci#y prac%, co mia#o istotne znaczenie dla odbudowania popytu wewn%trznego

T% $5%:689 3&987 :#C >4 "96 "5% !&<8;...

W H

UCI

E ST

ALI W

BET

HLE

HEM

W P

ENSY

LWAN

II, P

RACO

WA)

O P

ON

AD =>???

OSÓ

B bnd

AN

AXI

LA

Page 80: OBYWATEL nr 3(47)/2009

80

(a wi%c i koniunktury). Na skutek dra-stycznych ogranicze' w dost%pno$ci tej pomocy, wprowadzonych za rz"-dów Reagana, tylko niespe#na po#o-wa bezrobotnych by#a uprawniona do $wiadcze' w okresie du!o g#%bszej recesji lat 2.5)-5/. Krajowy Zwi"zek Producentów (National Association of Manufacturers, NAM), najwi%ksza or-ganizacja zrzeszaj"ca przedsi%biorstwa sektora produkcyjnego, z zachwytem przyj"# wprowadzenie tych ograni-cze'. – Poprzednie przepisy w )aden sposób nie mobilizowa!y ludzi do ak-tywnego poszukiwania pracy – trium-fowali lobby$ci.

W )00/ r., wed#ug danych ma-j"cej swoj" siedzib% w Ohio grupy Public Policy Matters, do korzysta-nia z publicznej pomocy uprawnio-nych by#o ju! tylko 421 bezrobot-nych. Chocia! wprowadzany w#a$nie w !ycie przez administracj% Obamy plan pobudzenia gospodarki mo!e odwróci& niektóre z wcze$niejszych ci%&, trudno jest w obecnej chwili po-wiedzie&, na ile poprawi on sytuacj% osób pozbawionych pracy.

ZupeKnie zb.dne redukcjeFatalne skutki wzrostu bezrobocia nie ograniczaj" si% bynajmniej do spadku dochodów gospodarstw do-mowych, ograniczenia dost%pu do opieki zdrowotnej czy utraty po-czucia w#asnej warto$ci przez osoby zwolnione z pracy. Peter Dreier, po-litolog z Occidental College, opubli-kowa# niedawno dane, z których wy-nika, !e jednoprocentowy wzrost

stopy bezrobocia w skali Sta-nów Zjednoczonych prowadzi do 06 tys. zgonów, z czego 54 tys. sta-nowi% ofiary chorób uk$adu kr%-"enia, ,,5 tys. ofiary samobójstw, a 13, – zabójstw.

Bior"c pod uwag% biern" akcepta-cj% przez polityków konsekwencji dez-industrializacji, po#"czon" z rosn"cym spo#ecznym oburzeniem na pazerno$& i nieuczciwo$& Wall Street, ogromna skala zniszcze' powodowanych w lo-kalnych spo#eczno$ciach przez kor-poracje takie jak Cerberus czy Arce-lorMittal mo!e doprowadzi& do sy-tuacji, w której decyzje inwestycyjne najwi%kszych firm stan" si% wa!nym problemem politycznym. Korpora-cje likwiduj% nowoczesne i przyno-sz%ce zyski zak$ady produkcyjne w sytuacji powa"nego kryzysu go-spodarczego, a nast&pnie kapry'nie op&dzaj% si& od potencjalnych na-bywców, którzy deklaruj% kontynu-owanie w nich produkcji.

Taki proceder by$by nie do pomy'lenia w wielu demokracjach Europy Zachodniej, takich jak Szwecja czy Niemcy, gdzie firmy od dawna zobowi%zane s% przed-stawia! racjonalne uzasadnienia decyzji o likwidacji zak$adów in-stytucjom odpowiedzialnym za polityk& rynku pracy. Wi%kszo$& krajów Europy Zachodniej oferuje ponadto robotnikom i spo#eczno-$ciom lokalnym pewien zakres ochro-ny przez skutkami likwidacji du!ych zak#adów przemys#owych.

W USA, gdzie kolejne arbitral-ne decyzje korporacji o likwidacji

zak#adów produkcyjnych w $rodku kryzysu przynosz" coraz bardziej destrukcyjne skutki, mo!e w ko'cu doj$& do wymuszenia przez spo#e-cze'stwo podporz"dkowania dzia-#alno$ci gospodarczej wymogom sys-temu demokratycznego.

Roger Bybeet:um. Sebastian Ma4kowski

Tekst przedrukowujemy za magazy-

nem „Dollars & Sense”, maj-czerwiec

-00/. Przedruk za zgod! redakcji.

Wi"cej o pi%mie:

www.dollarsandsense.org

Przypisy:

Pakiet ten, American Recovery and ,.

Reinvestment Act, podpisany zosta&

przez Obam" ,. lutego br. (przyp. re-

dakcji „Obywatela”).

Do dzi% (,4 sierpnia) byli pracownicy -.

zlikwidowanej fabryki procesuj! si"

o zaleg&e odprawy (przyp. redakcji

„Obywatela”).

W czerwcu -00/ r. rozpocz"&y si" roz-+.

mowy przedstawicieli koncernu Arce-

lorMittal z biznesmenem z Kalifornii,

zainteresowanym kupnem zak&adu

(przyp. t&umacza).

Ostatecznie, ArcelorMittal nie sprze-1.

da& zamkni"tego przez siebie zak&adu

w Lackawanna $adnemu inwestorowi

(przyp. redakcji „Obywatela”).

S!d federalny w decyzji z maja -00/ r. 4.

przychyli& si" do stanowiska koncer-

nu i skarg" zwi!zków oddali& (przyp.

t&umacza).

SERWIS INFORMACYJNO-PUBLICYSTYCZNY PO!WI"CONY SOCJALDEMOKRATYCZNYM ANALIZOM SPO#ECZNYM, PRAWOM PRACOWNICZYM, SPÓ#DZIELCZO!CI I INNYM FORMOM SAMOORGANIZACJI SPO#ECZNEJ

34E%89$7

Page 81: OBYWATEL nr 3(47)/2009

81

Okres %wi!teczny -005 roku by& wype&nio-ny zarówno wielkimi oczekiwaniami, jak i wielk! niepewno%ci!. Listopadowe zwy-ci"stwo Baracka Obamy w wyborach pre-zydenckich rozbudzi&o nadzieje na realn! zmian". Jednak tylko w tym samym miesi!-cu, jak og&osi& Departament Pracy, zlikwido-wano ponad pó& miliona etatów.

Robotnicy zatrudnieni w firmie Republic Windows and Doors (RWD) w Chicago, nie czekali na dzia#ania nowej administracji prezydenckiej w obliczu informacji o plano-wanej likwidacji ich zak#adu. Zdecydowali si% na strajk okupacyjny, domagaj"c si% wyp#aty nale!nych rekompensat za niewykorzystane urlopy oraz zaleg#ego wynagrodzenia chorobowego – i zwyci%!yli. Czy jest to zwiastun wydarze', które czekaj" Stany Zjednoczone w przysz#o$ci, czy te! je-dynie wyj"tkowy przejaw mobilizacji spo#ecznej? Z odpo-wiedzi" na to pytanie trzeba jeszcze poczeka&. Jednak dzia-$ania podj&te przez pracowników RWD zmusi$y media g$ównego nurtu do pokazania twarzy ludzi skrywanych zwykle za liczbami i tabelkami. I by$y to twarze pe$ne dumy i sprzeciwu, a nie s$abo'ci i bezradno'ci.

Jesieni" ubieg#ego roku robotnicy zatrudnieni w RWD zauwa!yli, !e z magazynów znajduj"cych si% na Goose Is-land wywo!one s" wa!ne elementy wyposa!enia. Zanie-pokojeni tym faktem, zwrócili si% o pomoc do lokalnego przedstawicielstwa swojego zwi"zku zawodowego, United Electrical, Radio and Machine Workers of America (UE). To organizacja znana z podejmowania bojowych akcji. Za-rz"d RWD zapewni# jednak zwi"zkowców, !e nie ma pla-nów zamkni%cia fabryki, a usuni%te wyposa!enie zostanie zast"pione innym, bardziej nowoczesnym.

Dzia#acze UE nie byli na tyle naiwni, by wierzy& sze-fom firmy na s#owo. Dlatego potajemnie monitorowali to,

co dzieje si% w zak#adzie i mieli okazj% zaobserwowa&, jak ci%!arówkami wywo!ono wyposa!enie fabryki niezb%dne do produkcji okien i drzwi. W tym samym czasie RWD utraci#a wi%kszo$& kontraktów zwi"zanych z budow" no-wych domów, g#ównie w wyniku nasilaj"cego si% z ka!dym miesi"cem kryzysu na rynku nieruchomo$ci.

Punkt zwrotny nast"pi# we wtorek ) grudnia, gdy po-informowano robotników, spodziewaj"cych si% najgorsze-go ju! od d#u!szego czasu, !e w najbli!szy pi"tek fabryka zostanie zamkni%ta. Powiedziano im, !e tego dnia musz" si% zg#osi& po ostatnie wyp#aty i zarejestrowa& w urz%dzie pracy jako bezrobotni. Przedstawiciele zak#adu win" za jego likwidacj% obarczyli kryzys gospodarczy i Bank of America, który – jak twierdzili – podj"# decyzj% o zaprzestaniu kre-dytowania przedsi%biorstwa, i to pomimo pakietu pomoco-wego w wysoko$ci )* miliardów dolarów, przekazanego mu przez rz"d federalny z pieni%dzy podatników.

– Kiedy stawili#my si$ po odbiór nale)nych pieni$dzy, po-wiedziano nam, )e nie otrzymamy wynagrodzenia za niewy-korzystany urlop oraz zaleg!ego chorobowego – mówi Melvin Maclin, wiceprzewodnicz"cy lokalnego oddzia#u UE i pra-cownik RWD z siedmioletnim sta!em. Pracowników po-informowano tak!e o wyga$ni%ciu ich ubezpieczenia zdro-wotnego, cho& wcze$niej zapewniano, !e b%dzie ono wa!ne do 2* grudnia. – Kiedy zorientowali#my si$, jak wiele bredni nam dot"d opowiadano, nie wiedzieli#my ju), co jest prawd", a co k!amstwem – wspomina.

Sytuacja RWD jest doskona#ym odzwierciedleniem zmian, jakie zasz#y w ameryka'skim przemy$le na prze-strzeni ostatnich dekad. Zak#ad, który samodzielnie wy-twarza produkty oraz zajmuje si% ich dystrybucj", jest wiel-k" rzadko$ci" w Stanach Zjednoczonych A.D. )00., prze-chodz"cych coraz szybszy proces dezindustrializacji. Po-nadto, w$ród zatrudnionych wi%kszo$& stanowi" Latyno-si, a tak!e Czarni, podczas gdy Bia#ych jest niewielu – to pokazuje, w jakim kierunku zmienia si% rasowa struktura Chicago oraz klasy robotniczej. Dla mieszka+ców )rod-kowego Zachodu likwidacja zak$adów produkcyjnych

Bardzo zuchwa:e marzenie1

K$'. L2%)'/)&, J$7)/ T'$*2

Page 82: OBYWATEL nr 3(47)/2009

82

nie jest bynajmniej nowym do'wiadczeniem. Niezwy-k$% czyni t& histori& co innego: postawa robotników zatrudnionych w RWD i podj&te przez nich radykalne dzia$ania.

Kolektywnie zadecydowali o okupacji zak$adu i wymuszeniu w ten sposób na zarz"dzie wyp#aty ekwi-walentów za niewykorzystane urlopy oraz podporz"dko-wania si% prawu federalnemu uchwalonemu w 2.55 r. (tzw. ustawa WARN), zgodnie z którym w przypadku zwolnie' grupowych lub likwidacji zak#adu ka!demu pracownikowi przys#uguje 30-dniowy okres wypowiedzenia – lub odpra-wa w wysoko$ci odpowiadaj"cej takiemu czasowi pracy. Co wi%cej, prawo obowi"zuj"ce w stanie Illinois wyd#u!a okres wypowiedzenia o kolejne 2* dni.

Protest mia$ charakter rotacyjny, a ustalone zmia-ny, w trakcie których robotnicy siedzieli na pod$odze w cz&'ci produkcyjnej, mniej wi&cej odpowiada$y stan-dardowemu trybowi pracy w zak$adzie. Cz$onkowie lokalnych organizacji pracowniczych i spo$ecznych bez przerwy odwiedzali protestuj%cych, przynosz%c s$owa wsparcia oraz domowe posi$ki. Kierowca Victor Emeric, cz#onek lokalnych struktur zwi"zku zawodowego Team-sters, dostarczy# wiele takich paczek !ywno$ciowych. Pod-kre$la on wag% dzia#a' podj%tych przez robotników zatrud-nionych w RWD. – Dlatego nasze poparcie jest bardzo wa)ne, podobnie jak okazanie solidarno#ci. Mamy nadziej$, )e oku-pacja zako*czy si$ zwyci$stwem robotników – mówi#. – Ma-my prawo oczekiwa+, )e przedstawiciele pa*stwa pochodz"cy z wyborów b$d" podejmowa+ w!a#ciwe decyzje. Próbuj$ nie traci+ optymizmu, ale wcze#niejsze do#wiadczenia mnie nim bynajmniej nie napawaj".

Zwi"zki zawodowe porozumia#y si% z zarz"dem RWD, !e nie dojdzie do si#owego wyprowadzenia robotników z te-renu zak#adu pod warunkiem, !e sytuacja nie wymknie si% spod kontroli i protestuj"cy zapewni" bezpiecze'stwo i po-rz"dek. Na terenie cz%$ci produkcyjnej mogli przebywa& jedynie pracownicy oraz dzia#acze zwi"zkowi; osoby po-pieraj"ce protest zbiera#y si% w niewielkim pomieszczeniu oraz na zewn"trz, na chodnikach, stoj"c tam cz%sto mimo ch#odu, $niegu lub deszczu.

Pomimo tych ustale', co i rusz pojawia#y si% plot-ki, rozsy#ane czy to poprzez esemesy, czy te! przy u!yciu poczty elektronicznej, !e policja otrzyma rozkaz si#owego usuni%cia robotników. Jednak funkcjonariusze oddele-gowani do pilnowania protestu wydawali si& ze zro-zumieniem, a nawet "yczliwo'ci% podchodzi! do jego uczestników, co mo"na interpretowa! jako jeszcze je-den wyraz ogromnego wp$ywu kryzysu gospodarczego na zachowania Amerykanów. Spowodowa$ on powsta-wanie sojuszy i poczucia wi&zi $%cz%cych ludzi, którzy wcze'niej, z racji pe$nionych ról spo$ecznych, nigdy nie mieliby ku temu okazji.

Jeden z policjantów, któremu powierzono patrolowanie okolicy zak#adu RWD podczas strajku okupacyjnego, nie chcia# pod w#asnym nazwiskiem wypowiedzie& si% na jego

temat, ani przedstawi& oficjalnego stanowiska policji w Chi-cago. Jednak ju! bezpo$rednio ze swojego wozu patrolowe-go, z przekonaniem i spor" wiedz" wypowiada# si% na temat gospodarki. K#ad# przy tym nacisk na to, jak obecna sytu-acja, zwi"zana z zamykaniem zak#adów pracy i likwidacj" planów emerytalnych, niszczy przysz#o$& zwyk#ych oby-wateli, którzy „jedynie próbuj" wi"za& koniec z ko'cem”.

Czwartego dnia okupacji, zwi"zki zawodowe podj%#y negocjacje z zarz"dem firmy i przedstawicielami Bank of America, a robotnicy i ludzie wspieraj"cy protest czekali nie-cierpliwie na informacje o wyniku rozmów. Poniedzia#kowe-go wieczora, t#um nios"cy transparenty i skanduj"cy „Sí, se puede!”2 zgromadzi# si% wokó# ogniska rozpalonego w pojem-niku na $mieci, a nast%pnie utworzy# #a'cuch r"k przekazu-j"cych protestuj"cym jedzenie zgromadzone na ich potrzeby.

Donte Watson, trzydziestolatek pracuj"cy w RWD od o$miu lat, nie ukrywa# swojej w$ciek#o$ci i rozczarowania posuni%ciami zarz"du firmy. By# dumny z wysi#ku, jaki w#o!y# w rozwój firmy i zak#ada#, !e b%dzie w niej praco-wa# jeszcze przez wiele, wiele lat, je$li to mo!liwe – a! do emerytury. Nie rozumia$, jak mo"na likwidowa! zak$ad w sytuacji, gdy nie wszystkie zamówienia zosta$y zreali-zowane; uwa"a$, "e to karygodne lekcewa"enie klientów.

– Ludzie przez lata oddawali fabryce swój pot, krew i $zy, dlatego ona nale%y tak%e do nas, nie tylko do w$a!cicieli – mówi. – Zdawali sobie doskonale spraw$ z sytuacji, a mimo to nie powiedzieli nam ani s!owa. Zas!ugujemy na wi$cej szacun-ku. Nie domagamy si$ niczego wi$cej ponad to, co nam si$ nale-)y. Negocjacje by#y kontynuowane przez kolejne dni. W $ro-d%, bank JPMorgan Chase zgodzi# si% na uruchomienie linii kredytowej w wysoko$ci 400 tys. dolarów, by mo!na by#o wyp#aci& pracownikom zaleg#e wynagrodzenia. W ko'cu, tego samego dnia wieczorem, strajkuj"cy zdecydowali si% zaakceptowa& propozycj% Bank of America stworzenia fun-duszu kredytowego w wysoko$ci 2,-* miliona dolarów, który pozwoli#by pokry& koszty ich ubezpieczenia zdrowotnego na okres dwóch miesi%cy, a tak!e wyp#aci& odprawy oraz ekwiwalenty za niewykorzystane urlopy.

By$o to wielkie zwyci&stwo. Okaza$o si&, "e 542-oso-bowa grupa zdeterminowanych pracowników, maj%cych wsparcie spo$eczne, jest w stanie zmusi! du"e instytucje finansowe do podj&cia decyzji korzystnych dla zwyk$ych obywateli. Jednak pomimo tego sukcesu nie uda#o si% sk#o-ni& banku do realizacji dalej id"cego !"dania zwi"zków za-wodowych, którym by#o finansowanie dzia#alno$ci RWD tak, by zak#ad nie zosta# zlikwidowany. By#o to zagadnie-nie skomplikowane jednocze$nie z politycznego, prawnego i etycznego punktu widzenia: do jakiego stopnia prywatna instytucja finansowa, w tym przypadku bank, ma obowi"-zek kredytowa& dzia#alno$& firmy, która prze!ywa powa!ne problemy finansowe? I jak zmienia si% rola takiego banku w sytuacji, gdy otrzymuje on od rz"du )* miliardów dola-rów pomocy publicznej?

W przypadku RWD sytuacj% komplikowa# fakt, !e istnia#o podejrzenie, i! w#a$ciciele firmy próbuj" przenie$&

Page 83: OBYWATEL nr 3(47)/2009

83

produkcj% do innego zak#adu, w którym nie funkcjonowa#y !adne zwi"zki zawodowe. Wed#ug informacji cytowanych przez „New York Timesa”, w#a$ciciel RWD prowadzi# po-dobn" dzia#alno$& gospodarcz" w jednym z miast w stanie Iowa, i to mog#o by& przyczyn" wywo!enia wyposa!enia z zak#adu w Chicago.

Informacje o prote$cie i jego efektach trafi#y do g#ów-nych serwisów informacyjnych, a robotnicy byli podekscyto-wani zwyci%stwem i konsekwencjami przeprowadzonej akcji bezpo$redniej. Z drugiej strony, samo uregulowanie przez za-rz"d RWD zobowi"za' finansowych nie satysfakcjonowa#o ich: odzyskane pieni"dze wystarcz" jedynie na kilka miesi%cy, a aby prze!y& konieczne jest znalezienie nowego zatrudnienia w warunkach bardzo z#ej koniunktury. Tym niemniej, ich postawa pokaza#a bezsprzecznie, !e w sytuacji zmieniaj"cych si% uwarunkowa' gospodarczych i politycznych, wspólne dzia#ania mog" przynie$& wymierne rezultaty. Akcje solidar-no$ciowe z RWD, które odby#y si% w placówkach Bank of America w Filadelfii, San Francisco i Reno, zako'czy#y si% aresztowaniem dzia#aczy zwi"zkowych, co przyczyni#o si% do dalszego nag#o$nienia strajku w skali ogólnokrajowej.

Taktyka akcji bezpo$redniej przywo#a#a wspomnie-nia strajku okupacyjnego z 2./3 roku, we Flint w stanie Michigan, w wyniku którego zwi"zek zawodowy United Auto Workers na sta#e zago$ci# w zak#adach bran!y moto-ryzacyjnej. Chicago ma bogat" histori% radykalnych dzia-#a' pracowników, a wydarzenia, do których tutaj docho-dzi#o, stawa#y si% cz%sto zarzewiem zmian w ca#ym ruchu robotniczym. S#ynne demonstracje, do których dosz#o na Haymarket w 2553 r., zako'czone masakr" robotników i procesami s"dowymi dzia#aczy anarchistycznych, sta#y si% symbolem walki o o$miogodzinny dzie' pracy. Z kolei spontaniczny strajk pracownic chicagowskich zak#adów tekstylnych Hart Sha8ner and Marx z 2.20 r. doprowadzi# do powstania kilka lat pó(niej zwi"zku zawodowego Amal-gamated Clothing Workers of America.

– W obliczu kryzysu gospodarczego i bezrobocia, nie mam )adnych szans na znalezienie nowej pracy – mówi# podczas wspomnianego poniedzia#kowego protestu 42-letni Dago-berto Cervantes, podczas gdy jego pi%cioletni syn biega# w pobli!u z plakatem protestacyjnym.

Robotnicy z RWD stali si& inspiracj% do walki dla innych, stoj%cych w obliczu kryzysu, który mo"e by! zacz%tkiem znacznie powa"niejszej zapa'ci gospodar-ki 'wiatowej. Po drugiej stronie miasta, w hotelu Con-gress Plaza, pracownicy od pi&ciu lat prowadz% akcj& strajkow%3. – Robotnicy z RWD o)ywili w nas nadziej$ oraz

podsun$li nowe pomys!y na dalsz" walk$. Pakiet antykryzy-sowy musi s!u)y+ pracownikom. Nie mo)e by+ tak, )e wielkie firmy dostaj" miliony po to, by zwalnia+ ludzi – komentuje pracuj"ca w hotelu Augustina Bahena.

Robotnicy zwolnieni z RWD rozwa!aj" mo!liwo$& powo#ania spó#ki pracowniczej i wznowienia produkcji4, co przypomina wydarzenia z historii ruchu robotnicze-go oraz przej%cia zak#adów produkcyjnych przez robotni-ków argenty'skich po za#amaniu finansowym w ko'cu lat dziewi%&dziesi"tych.

Takie posuni%cia s" niew"tpliwie ryzykowne, zw#asz-cza w klimacie gospodarczym tak niesprzyjaj"cym jak obec-ny. Jednak kryzys ekonomiczny powoli u'wiadamia lu-dziom, "e nie da si& d$u"ej godnie "y! k$ad%c uszy po sobie i nie wychylaj%c si& w walce o swoje prawa. Status quo nie gwarantuje ju" dzisiaj bezpiecze+stwa. Robot-nicy stoj%cy w obliczu likwidacji zak$adów i odmowy wyp$aty nale"nych im wynagrodze+, wiedz% ju", "e nie ma innej drogi, jak wzi&cie spraw w swoje r&ce.

Kari Lydersen, James Tracyt:um. Sebastian Ma4kowski

Tekst pierwotnie ukaza& si" w pi%mie „Dollars & Sense”,

stycze( / luty -00/. Przedruk za zgod! autorów. Strona pisma:

www.dollarsandsense.org

Przypisy:

Nawi!zanie do tytu&u ksi!$ki Baracka Obamy pt. „The Audacity ,.

of Hope: Thoughts on Reclaiming the American Dream” (Zu-

chwa&a nadzieja. O tym, jak odzyska# Ameryka(skie Marzenie),

wydanej w pa*dzierniku -002 r., kiedy by& on jeszcze senato-

rem z Illinois – stanu, w którym rozgrywa si" historia opisana

w artykule.

„Tak, jeste%my w stanie!” – popularne od lat .0. has&o ameryka(--.

skiego ruchu zwi!zkowego i na rzecz praw cz&owieka. Jego an-

gloj"zyczn! wersj" („Yes, we can!”) wykorzysta& Obama w swo-

ich kampaniach wyborczych – do Senatu (-001) i prezydenckiej.

,4 czerwca br. min"&a szósta rocznica rozpocz"cia pro-+.

testu, o którym wi"cej dowiedzie# si" mo$na na stronie

www.congresshotelstrike.info

Ostatecznie, w marcu -00/ r., za zgod! s!du upad&o%ciowego 1.

zak&ad przej"&a kalifornijska 'rma Serious Materials, specjali-

zuj!ca si" w energooszcz"dnych technologiach. Jak twierdz!

jej przedstawiciele, inspiracj! do zakupu fabryki by&a postawa

pracowników.

4 T + = 42 zK„Obywatel” w prenumeracie… To si. opKaca!

szczegóCy s. 185

Page 84: OBYWATEL nr 3(47)/2009

„Obywatel” powstaje dzi#ki zaanga&owaniu dziesi'tek autorów, gra$ków, t(umaczy, korektorów i innych aktywistów, którzy swoj' codzienn' wolontariack' prac' umo&liwiaj' wydawanie kwartalnika i ksi'&ek, organizowanie dyskusji, prelekcji, pokazów $lmowych i innych dzia(a).

Podoba Ci si/ to, co robimy?Do"-cz do nas!Wesprzyj Fundusz „Obywatela”!

Dzi#ki Twojej wp(acie b#dziemy mogli wydrukowa* nast#pny numer gazety, zorganizowa* pokaz $lmowy, dojecha* z prelekcjami do ma(ych miejscowo%ci. Ka,da podarowana z"otówka umo,liwia rozwijanie naszych dzia"a0.

Wp(aty mo&na przekazywa* na konto:Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”ul. Wi#ckowskiego 33/126, 90-743 +ód,Bank Spó(dzielczy Rzemios(aul. Moniuszki 6, 90-111 +ód,numer konta:78 8784 0003 2001 0000 1344 0001z dopiskiem „Fundusz »Obywatela«”

FUNDUSZ „OBYWATELA”Twój wkKad w dziaKania >E9 >4@&9 !63<E"%=4

U4 :%>7"7 6346<@ "9 3&9!>'5!; "5%'9E%C"4FGV

Wiedza dla obywateliMisj$ Instytutu Spraw Obywatelskich (ISO) jest tworzenie i rozpowszechnianie idei i praktycznych rozwi$za), których wspólny mianownik stanowi dba%o!" o dobro wspólne. Tworzymy ekspertyzy, które wyra.aj$ perspektyw# prospo%eczn$, w opozycji do liberalnych doktrynerów, lobbystów wielkich korporacji oraz polityków s%u.$cych ich interesom. ISO to obywatelski think tank – dostarczamy wiedz# przydatn$ w tworzeniu sprawiedliwego i zrównowa.onego spo%ecze)stwa.

W ramach naszych dzia&a( przygotowali%my m.in.:

Raport J , w którym zaproponowali%my szereg sposobów na popraw" sytuacji materialnej i wizerunku spo&ecznego kobiet prowadz!cych dom (zob. www.kasakobiet.oai.pl)

Przewodnik J po tzw. dobrych praktykach w zakresie organizacji transportu zbiorowego w miastach, oraz analiz/ niezb"dnych zmian w polskiej polityce transportowej (zob. www.miastowruchu.pl)

J Praktyczny poradnik na temat tego, jak skutecznie wykorzy-stywa# zapisy ustawowe do walki o interesy zatrudnionych i dobro ich zak&adów pracy (zob. www.radypracownikow.info)

Ju$ wkrótce opublikujemy naukowy raport o niebezpiecze(stwach zwi!zanych z organizmami mody'kowanymi genetycznie (zob. www.naturalnegeny.pl).

Wszystkie raporty s! dost"pne za darmo – w Internecie w wersjach elektronicznych lub wysy&kowo w postaci drukowanej. Kontakt dla zainteresowanych:

Fundacja Instytut Spraw Obywatelskich ul. Wi"ckowskiego ++/,-. /0-.+1 )ód* tel./fax (01-) 2+0 ,. 1/e-mail: [email protected] www.iso.edu.pl

Page 85: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Media wiele mówi! o kryzysie, natomiast rz!d konsekwentnie utrzymuje, "e Polska jest na niego odporna. Mamy kryzys czy nie?

Stéphane Portet: Wzrost PKB w I kwartale wyniós! 1,9% w skali roku.

Jak mo"na powiedzie#, "e nie mamy kryzysu, je$li w analogicznym

okresie 2008 r. wyniós! on 6%? Ludziom ci%"ko przyj&#, "e Polska

ma dobr& sytuacj% ekonomiczn& w porównaniu z innymi pa'stwami

Europy. Media i politycy mówi& o statystycznych miarach rozwoju,

a przecie" PKB i ocena standardu "ycia przeci%tnego Polaka to dwie

zupe!nie ró"ne sprawy. PKB to tylko wska#nik statystyczny – nie

"yjemy z PKB, lecz z pracy, dzia!alno$ci ekonomicznej, sprzeda"y.

Niestety, tutaj sytuacja coraz bardziej si% pogarsza. Przera"aj&ce jest

nie tylko rosn&ce bezrobocie, ale tak"e rozpoczynaj&cy si% proces

destrukcji miejsc pracy. W pierwszym kwartale 2009, znikn%!o ich

299 tysi%cy. To prawdziwy znak kryzysu.

Polska jest jak "aglowiec, który p!ynie si!& rozp%du. W zesz!ym

roku p!yn&! do$# szybko, jednak wiatr ucich!. Nadal p!yniemy, gdy"

mieli$my gospodark% bazuj&c& na wietrze, którym jest popyt krajowy

i spo"ycie w gospodarstwach indywidualnych. Republiki ba!tyckie

czy Irlandia mia!y gospodarki statków o silnikach spalinowych,

a rop% dostarcza!y im podmioty zagraniczne. Kiedy jej zabrak!o,

nie mog!y si% dalej porusza#. Promowany przez skrajnych libera!ów

model ekonomiczny jest w ruinie. Warto si%gn&# po raport fundacji

Balcerowicza „Ile dzieli Polsk% od cudu gospodarczego?” z ko'ca

BI

BLIO

TEKA

KO

NG

RESU

USA

W !"#$%&':

K(")"*+!, !")!$%&$ & (+)!&-)$%&$ ................. &

C)" .(")"* /+*0+#$(1)" 2,*3 #+4(" #5$ '4+/&16? .... 7&&&

P+)$ ("%.&,8 .................. 9&7

B:;#%, #&$/%+)" .......... 97&&

(P*,'#+),.+5+/&$ #5$ 4+/$1)" ............................. 997

P(+#'1,%1& .+()"<1& *0+:,1)%"16 ........................ 999&

R$),8 0(),1&!.+ !".5'1),%&' ........................ 999&9

K(")"*+!, !")!$%&$ & (+)!&-)$%&$

) #(. S3=06$%,8 P+(3,3,8 (+)8$!&$ K+%($# M$5,1

GOSPODARKA SPO!"CZNA

Nr 2

MMIX#+#$3,. ,.+%+8&1)%"

#+ .!$(3$5%&.$ „O4"!$3,5”

Page 86: OBYWATEL nr 3(47)/2009

86 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAII

2007 r. Twierdzi! on, "e Polska powinna pój#$ drog%

krajów nadba!tyckich albo Irlandii. Teraz widzimy,

"e to, co promowa!, przypar!o te kraje do muru. In-

teresuj%ce, "e ju" wtedy wielu ekonomistów mówi!o

o powa"nych problemach wspomnianych pa&stw.

Obecnie, w obliczu bezwietrznej pogody, mamy

inercj' gospodarki. Od pocz%tku kryzysu w Polsce

prawie nic nie zosta!o zrobione, "eby j% powstrzyma$,

i je!li nadal zostajemy bierni – statek stanie. Nie bez

znaczenia jest te" to, "e Polska dostaje najwi'ksze

w Unii pieni%dze w ramach ró"nych funduszy struk-

turalnych i spo!ecznych. Jaki by!by rozwój Polski bez

nich? W skali roku wynosz" one a# ok. 1,5% PKB – je!li

je odejmiemy, to co nam zostanie?

Na poziomie kwartalnym mamy ogromne luki

informacyjne, zaczynaj%c od faktu, "e nie posiada-

my #adnych danych o firmach, które zatrudniaj"

poni"ej 10 pracowników. Jedyne dane, które nie s%

de facto szacunkami, to liczba osób rejestruj%cych

si' w urz'dach pracy. Ale je#li chodzi o rozwój,

to dopiero w przesz!ym roku zobaczymy, jaki by!

naprawd' rok 2009 i wówczas b'dzie mo"na orzec,

czy by! kryzys. Ko&cz%c temat: trzeba pami'ta$, "e

w zesz!ym roku Ameryka&skie Biuro Statystyczne,

analizuj%c „na spokojnie” dane dotycz%ce tamtejszego

PKB, dosz!o do wniosku, "e USA by!y w recesji ju"

w grudniu 2007 r.!

Niew%tpliwie jednak mamy problem. Oczywi#cie

mo"na zachowa$ si' jak stru# i uda$, "e wszystko

jest w porz%dku. Ale obserwuj' ju" zmian' nastro-

jów w#ród wybitnych polskich naukowców, którzy

jeszcze kilka miesi'cy temu twierdzili, "e nie b'dzie

"adnego problemu. Cz'#$ z nich zaczyna!o nawet

panikowa$ mówi%c w maju br. o spadku PKB w 2009

o 3% i o kryzysie na 10 lat…

Jak kryzys przek!ada si" na sytuacj" zwyk!ych ludzi? Po-wiedzia! Pan, #e zwi$zek mi"dzy ich #yciem a wska%nika-mi makroekonomicznymi nie zawsze jest bezpo&redni.

S.P.: Polacy odczuj% kryzys przede wszystkim w po-

staci wzrostu bezrobocia. Odbije si' on tak"e na ich

wyp!atach. Przestój w produkcji oznacza w Polsce zu-

pe!nie co# innego ni" w Luksemburgu czy pozosta!ych

zamo"nych krajach. Tam otrzymuje si' wtedy 90-100%

wynagrodzenia, u nas spadek jest cz'sto ogromny.

Poza tym, nie mo"na nawet porównywa$ spadku o 10%

wynagrodzenia w Polsce i na przyk!ad we Francji.

Poziom oszcz'dno#ci gospodarstw domowych jest we

Francji na poziomie 20% PKB, podczas gdy w Polsce –

poni"ej 5%. Zatem te utracone 10% wynagrodzenia

jest po prostu cz'sto niezb'dne. Kolejn% spraw% jest

zmiana podej#cia do "%da& p!acowych. Lata 2006-07

to czas walki o zas!u"one podwy"ki, natomiast teraz

wszyscy czuj%, "e s% one trudne do umieszczenia

w agendzie politycznej i dialogu spo!ecznym.

Wspomnia! Pan o nadchodz$cej „destrukcji miejsc pracy”. A co z pogorszeniem warunków zatrudnienia?

S.P.: W Polsce i teraz s% one s!abe. Je"eli spojrzymy

na liczb' osób zatrudnionych na umow' na czas

okre#lony, umow'-zlecenie lub o dzie!o, w agencjach

pracy, samozatrudnionych czy wr'cz pracuj%cych „na

czarno” – zostaje mniej ni# po$owa pracuj"cych Polaków,

którzy maj% „zwyk!%” umow' o prac'. Oczywi#cie, gdy

w 2007 r. w pewnych bran#ach trudno by$o znale%&

pracowników, pracodawcy ch'tnie proponowali umowy

na czas nieokre#lony, ale to by! ma!y trend, a nie wielka

rewolucja. Obecnie warunki pracy ulegaj% pogorszeniu,

np. p!ace oferowane „na dzie& dobry” s% na znacznie

ni"szym poziomie. Przedsi'biorcy s% przekonani, "e

mamy teraz do czynienia z rynkiem pracodawcy, za#

do zesz!ego roku mieli#my rynek pracownika. Je#li

kryzys potrwa i wzro#nie bezrobocie, b'dziemy mieli

rewan" z ich strony. Mam wra"enie, "e niebawem

pracodawcy zastosuj% zasad' „Teraz, k…, my!”, tak jak

w latach 2006-07 bywa!o „Teraz, k…, my!” ze strony

niektórych grup pracowniczych. Ten rewan" mo"e

by$ bolesny, bo w Polsce niewiele jest skutecznych

barier dla nadu"y$ w stosunkach pracy.

Mam ponadto wra"enie, i" zapomnieli#my, "e istnie-

j% regiony, gdzie bezrobocie od pocz%tku transformacji

nie zesz!o poni"ej 10%. Tymczasem je#li patrzymy ze

statystycznego punktu widzenia, niebawem mo"e nam

si' wyda$, "e zasz!a poprawa sytuacji pracowników.

Na przyk!ad, je#li prac' strac% najs!abiej wykwali-

fikowani, wtedy oka#e si', #e przeci'tny pracuj"cy

Polak zarabia wi'cej. I tak by!o ostatnio…

Ci$gle s!yszymy o konieczno&ci „zaciskania pasa”, a pro-testy na tle p!acowym s$ w mediach pi"tnowane jako krótkowzroczno&' i egoizm. Czy aktualny poziom wyna-grodze( pracowników najemnych rzeczywi&cie przekra-cza mo#liwo&ci naszej gospodarki?

S.P.: Na pewno nie! Gdyby by!o inaczej, nie mieli-

by#my przecie" nawet tego wzrostu PKB. Paradoks

w argumentacji skrajnie liberalnych ekonomistów

jest wr'cz fantastyczny. Teraz zachwycaj% si' oni, "e

mamy taki popyt krajowy, spo"ycie indywidualne, ale

nie bior% pod uwag', "e cz'#$ tego spo"ycia pochodzi

ze wzrostów p!ac w ostatnich latach, a niestety te"

z zad!u"enia Polaków. Swoj% drog%, owo zad!u"enie

jest niepokoj%ce, gdy" ró"nica mi'dzy dynamik%

konsumpcji gospodarstw domowych a dynamik% do-

chodów od 2006 r. staje si' coraz bardziej widoczna.

Zwi'kszaj%ca si' konsumpcja jest w coraz wi'kszym

Page 87: OBYWATEL nr 3(47)/2009

87Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA III

stopniu oparta na zad!u"eniu, co mo"e w pewnym

momencie sta# si$ bolesne. 30-35-latkowie, nawet

dobrze zarabiaj!cy, s! nadmiernie zad"u#eni – i to

jest potencjalna bomba.

Wracaj%c do kwestii wynagrodze&: pula, któr%

mo"na na nie przeznaczy#, nadal istnieje. Tymczasem

zarobki s% bardzo niskie, za' rentowno'# kapita!u

nale"y do najwi$kszych w Europie. Warto pami$ta#,

#e s! firmy, które w czasie kryzysu maj! wi$cej zlece%.

Oczywi'cie s% te" takie, które maj% problemy, zatem

nie mog% pracownikom da# wi$cej, a nawet cz$sto

musz% doj'# z nimi do porozumienia i obni"y# p!ace.

Nawiasem mówi%c, bardzo cz$sto w latach 2001-03

pracownicy godzili si$ na takie rozwi%zanie, tymczasem

gdy przyszed! czas rozwoju w latach 2006-07, musieli

stoczy# prawdziw% wojn$ o 7-procentowy wzrost p!ac.

A oni wcze'niej godzili si$ na 20-procentowe obni"ki!

W pewnej firmie zwi!zki podpisa"y porozumienie

o obni"eniu pensji, a jeszcze tego samego miesi%ca

zaoszcz$dzon% kwot$ przeznaczono na nagrody dla

zarz%du… To niemoralne. Podobnie niemoralne s%

zachowania banków uratowanych przez podatników,

gdzie premie dla szefostwa b$d% wysokie jak nigdy…

Zauwa"y!em, "e Polacy lubi% s!owo „patriotyzm”. My'l$,

"e pracodawca, który mo"e si$ podzieli#, a tego nie

robi, nie jest patriot%. Tego argumentu nie u"ywa!bym

w innym kraju… Bo tam nie rozmawiamy bez przerwy

o warto'ciach, o historii, o nauce Ko'cio!a…

W firmach, gdzie pracodawca nie mo#e da& wi$-

cej, niech usi%dzie z przedstawicielami pracowników,

da im mo"liwo'# analizy sytuacji przedsi$biorstwa,

niech zatrudniaj% ekspertów, którzy to zrobi%. Niech

pracownicy przekonaj% si$, "e pieni$dzy nie ma; oni

to rozumiej%. Paranoj% jest my'lenie, "e zwi%zki za-

wodowe chc! zniszczy& firm$.

Równie" w pakiecie antykryzysowym, podpisanym

przez zwi%zki zawodowe i organizacje pracodawców,

zwi%zki pokaza!y gotowo'# do rozmów i ust$pstw.

Zaakceptowa!y rozwi%zania, które w „normalnych

czasach” s% niekorzystne dla pracowników, pod wa-

runkiem, "e b$d% one ograniczone do okresu trwania

kryzysu. Przy'wieca! im tylko jeden cel: zatrudnienie,

ju" nawet nie wynagrodzenie. Bezrobocie to naj-

wi$kszy problem dzia!alno'ci zwi%zkowej w Polsce.

Przy 15-procentowym bezrobociu zwi%zki nie mog%

dzia!a#, bo wystarczy powiedzie# pracownikom, "e za

bram% zak!adu stoi kolejka ch$tnych na ich miejsce…

Tak% sytuacj$ mieli'my na pocz%tku obecnego wieku.

Równie" na poziomie zak!adów rozmowy o przesto-

jach w produkcji pokaza!y gotowo'# pracowników

do kompromisów. Skala zaanga"owania zwi%zków

zawodowych w rozwi%zania, które s% korzystne

dla pracodawców, nale"y w Polsce do najwy"szych

w Europie.

Pracownicy udowodnili, !e s" zdolni do po#wi$ce% dla dobra swoich zak&adów, cz$sto tak!e w imi$ obrony eta-tów kolegów. Czy pracodawcy, np. na forum Komisji Trój-stronnej, równie! dali jakie# #wiadectwo temu, !e s" go-towi dobrowolnie wzi"' na siebie cz$#' ci$!arów zwi"za-nych z kryzysem?

S.P.: Do osób, które zasiadaj% w Komisji mam szacunek,

bo uczestnicz%c w jej pracach sp$dzaj% czas na dzia!a-

niach spo!ecznych, pokazuj%, "e warto prowadzi# dialog.

Niestety, to reprezentanci do'& ograniczonej liczby firm,

którzy nie maj% wp!ywu na ogó! pracodawców. Jestem

pewien, i" s% tam ludzie, którzy wierz%, "e istnieje

taki model dialogu spo!ecznego, który pozwala!by

inaczej dzieli# si$ bogactwem, rozwija# si$ zarówno

w!a'cicielom, jak i pracownikom. Przyk!adem mo"e

by# ustawa o informowaniu pracowników, podpisana

przez zwi%zki zawodowe i pracodawców. Jestem pew-

ny, "e w'ród pracodawców s% ludzie przekonani, i"

trzeba informowa# pracowników o tym, co si$ dzieje

w przedsi$biorstwie. Niestety: po 5 latach do'wiadcze&

jak dot!d zaledwie kilka firm w Polsce zachowuje si$

w tych sprawach naprawd$ porz%dnie.

Czy pracodawcy w ramach Komisji Trójstronnej

co' robi%? Tak, co' robi%; pakiet antykryzysowy to

pokazuje. Tylko po co ta walka o wi$ksz% elastyczno'#

rynku pracy czy o rozliczanie czasu pracy w skali

Stéphane Portet (ur. !"#") – doktor socjologii, ekonomista. Dyrektor S. Partner, pol-skiej $lii mi%dzynarodowej grupy consultingowej Syndex, odpowiada równie& za koordyno-wanie ekspertyz, bada' i rozwoju Grupy w Europie (rodkowo-Wschodniej. W latach )**+-)**, pracowa- w paryskiej École des hautes études en sciences sociales (EHESS) na stanowisku professeur agrégé nauk ekonomicznych oraz by- dyrektorem Centre Michel Foucault przy Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ponadto wyk-ada- w Instytucie Socjologii ()**)-)**,). Ekspert presti&owych instytucji, m.in. Mi%dzynarodowej Organizacji Pracy (ILO) i Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). Autor licznych publikacji doty-cz.cych gospodarki, stosunków pracy, polityki spo-ecznej i dialogu spo-ecznego w Polsce.

Page 88: OBYWATEL nr 3(47)/2009

88 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAIV

roku? Najbardziej elastyczne rynki pracy maj! te

kraje, których dotykaj! obecnie najwi"ksze problemy

ze wzrostem bezrobocia. OECD od wielu lat wyka-

zuje, #e nie ma #adnych korelacji mi"dzy poziomem

uregulowania rynku pracy a poziomem bezrobocia.

To jest bzdura.

Znam w Polsce firmy, które ju! kilka lat temu

przesz$y na roczny tryb rozliczania czasu pracy;

przyk$adem mo#e by% Volkswagen. Wszyscy o tym

wiedz!, $!cznie z inspekcj! pracy, i nikt nie reaguje.

Pracodawcy my&l!, #e Kodeks Pracy jest po to, #eby

ich os"abi#. To b"$dne my%lenie – on jest po to, by

broni% pracowników, s$absz! stron". Mam wra#enie,

#e kryzys bywa wykorzystywany jako „podk$adka”.

To tak#e jest b$"dne, gdy# je&li „na dole” ludzie s!

przekonani, !e dla dobra firmy trzeba tak zrobi#, to

si$ dogadaj&, a je%li nie – b$dzie konflikt. Dialog takich

sprawach jest jedyn! drog! do sukcesu.

Powstaje pytanie, czy w d!u"szej perspektywie czasowej pracownicy zyskaj# na tak daleko id#cych ust$pstwach, czy jednak odbij# si$ im one czkawk#.

S.P.: Tam, gdzie zwi!zki zawodowe s! silne, maj!

mo#liwo&ci zablokowania rozwi!za' niekorzystnych

dla pracowników. W pozosta"ych firmach przyj$cie

pakietu niekorzystnego dla za$ogi jest mo#liwe bez

zgody zwi!zków. Najciekawsza jest tutaj dyskusja mi"-

dzy zwi!zkami a pracodawcami, którzy razem pukaj!

do drzwi rz!du. Diabe$ tkwi w szczegó$ach. Przestoje

w produkcji – prosz$ bardzo, jestem jak najbardziej za,

i promowa$em od d$ugiego czasu takie rozwi!zanie…

ale za ile? W idei p$acenia przestojowego chodzi o to,

by nie traci# fachowców. Wykwalifikowani pracownicy,

dopasowani do maszyn i procesów, stanowi! kapita$

ludzki, ich praca jest na poziomie, który uzasadnia

p$acenie nawet wtedy, gdy w danym momencie nie

ma dla nich zaj"cia; op$aca si" to bardziej ni# ich

zwolni%, a za jaki& czas szuka% nowych. To dotyczy

pewnych sektorów, przede wszystkim w przemy&le,

np. w motoryzacji czy metalurgii. Pensje wynosz! tam

zwykle powy#ej 2 do 2,5 tys. z$ netto. Je&li takiej oso-

bie zaproponujemy ekwiwalent w wysoko&ci 1200 z$

brutto przez 12 miesi"cy, to b"dzie to #art. Niedawno

w Hiszpanii zwi!zki podpisa$y z rz!dem porozumienie

o czasie przestoju grupy metalurgicznej ArcelorMit-

tal; zgodzono si$ na dofinansowanie wynagrodzenia

w wysoko&ci 90%. W przypadku Renault we Francji

jest to 100%, w polskim oddziale ArcelorMittal – 75-80%.

Te koncerny wiedz!, #e zaproponowa% pracownikowi

30% normalnej pensji to kpina, to na przyk$ad mniej

ni# rata za mieszkanie. W pewnych sektorach nast!pi$

prze$om w my&leniu pracodawców.

Jednak kluczowym, a zarazem przera#aj!cym

mnie elementem, s! mo#liwo&ci kontroli ca$ego pro-

cesu. Pracodawca og$osi, #e nast!pi$ spadek obrotów,

co jest warunkiem przej&cia za$ogi na przestojowe.

Co jednak, je&li to grupa na poziomie &wiatowym

zdecyduje, #e przez trzy miesi!ce nie b"dzie nic

zamawia$a w jej polskich zak$adach? Pracownicy

przez ten okres dostawa% b"d! pieni!dze od rz!du,

a towar produkowany b"dzie we W$oszech lub w USA.

Je%li nikt tego nie kontroluje, taki b$dzie fina". We

wszystkich krajach europejskich, w których istniej!

!"#$%&'(%)& *+,(%-*+)./ 01 2%)(#"'-'+, +3 '-*(3& -$-#"4-5, ," 4 6)-0+( #%&)&0/ )4+1)#+ )-4"!"4( 01 "07-,+"'(: ."3'- /!(%)&5 + )-,+5

b A

LEX

PRO

IMO

S

Page 89: OBYWATEL nr 3(47)/2009

89Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA V

rozwi!zania dotycz!ce przestojów w produkcji, zwi!zki

zawodowe czy rady pracowników maj! pe"ny dost#p

do informacji o poziomie produkcji czy inwestycjach.

Na ich podstawie mog! si# zgodzi$ lub nie na takie

rozwi!zanie. W czasie przestoju pracownik ma zawsze

co% do stracenia, st!d je%li tylko mo&e, nie pozwala

pracodawcom na nadu&ycia. Jednocze%nie pilnuje, jak

wykorzystywane s! jego (i nasze) pieni!dze z podat-

ków. Dlatego ustawa o informowaniu pracowników

powinna by$ bezwzgl#dnie stosowana. Nie jest mo&liwe

organizowanie przestojów czy zawieranie porozumie'

w sprawie obni&enia pensji bez g"#bszych analiz,

ekspertyz finansowych sporz!dzanych przez zwi!zki

zawodowe, rady pracowników i ekspertów.

Nie mówili!my jeszcze o trzeciej stronie dialogu spo"ecz-nego. Strona zwi#zkowa co i rusz zarzuca rz#dowi, $e ten nie prowadzi debaty, lecz j# pozoruje.

S.P.: Mamy do czynienia z rz!dem liberalnym, a cz#sto

sprawia wra&enie, &e chce d!&y$ do zniszczenia zwi!z-

ków zawodowych, podobnie jak uczyni"a to Margaret

Thatcher w Wielkiej Brytanii w latach 80. Kontynuowa-

nie w polskich warunkach liberalnego eksperymentu

jest drog! donik!d… Tym, co nadal trzyma Polsk# na

jako takim poziomie, jest bowiem polityka socjalna

(ulgi na dzieci itp.), podobnie jak wzrost wynagrodze" –

wymuszane przez zwi!zki zawodowe i pracowników.

Rz!d chce to rozbi$, a jedynie zwi!zki staraj! si#

ten proces blokowa$. Organizacje pozarz!dowe nie

protestuj!, bo s! finansowane przez rz!d za pomoc!

funduszy europejskich; niestety prawie nie ma w%ród

nich organizacji naprawd# niezale&nych.

Mam wra#enie, #e pewne konflikty s! celowo

organizowane, by uderzy$ w zwi!zki. Przed oczami

mam pierwsz! stron# „Pulsu Biznesu” z lipca ubieg"e-go roku, po tym jak przewodnicz!cy „Solidarno%ci”, Janusz (niadek, powiedzia", &e konieczne s! dalsze

podwy&ki p"ac, by ludzie wreszcie mogli zacz!$ godnie

&y$. Gazeta napisa"a o nim wielkimi literami: IGNO-

RANT. Tyle, &e Janusz (niadek z takim postulatem jest

podobny do „ignorantów”, którzy kieruj! dzi% %wiatem.

Razem z Obam!, z Dominique Strauss-Kahnem, szefem

Banku (wiatowego, Jean-Claude Trichetem, prezesem

Europejskiego Banku Centralnego oraz szefami wszyst-

kich banków centralnych i ich analitykami. Po prostu

%wiat si# zmieni", a „ignoranci” wrócili do w"adzy.

Skrajny liberalizm pokaza$, #e nie dzia$a. Wi%cej – #e

jest niebezpieczny. W tym samym czasie w Polsce

mamy do czynienia ze skrajnym liberalizmem, który

nazywam stalinizmem rynkowym. Mam wra&enie,

&e doktrynerzy liberalizmu s! przekonani, i& nale&y

atakowa$, bo w czasie kryzysu zwi!zki zawodowe

s! os"abione: mo&na uderzy$ i zabi$.

Jest pan Francuzem. Jak, patrz#c nieco z zewn#trz, oce-nia Pan polskich decydentów, organizacje pracodawców i pracowników, pod wzgl%dem umiej%tno!ci wykorzysta-nia fachowej wiedzy i profesjonalnego doradztwa?

S.P.: W Polsce powa&nym problemem nie jest brak

korzystania z porad ekspertów, lecz to, &e zbyt cz#-

sto w"a%nie oni decyduj!. Spotkania uczestników

dialogu spo"ecznego to spotkania mi#dzy ekspertami

technicznymi. A ja wierz# w polityk#. Politycy musz!

mie$ dobr! ekspertyz#, zrozumie$ j! i na jej podsta-

wie podj!$ decyzj#. Kiedy s"ysz# pytanie o stosunek

podmiotów dialogu spo"ecznego do ekspertyz, kusi

mnie, by prowokacyjnie powiedzie$, &e jest on naiwny.

Tytu" profesora daje w Polsce, w wielu przypadkach,

prawo do mówienia dowolnych bzdur.

To dosy$ ciekawe, &e wystarczy kilka liter przed

nazwiskiem, &eby co%, co zosta"o wymy%lone w tak-

sówce w ci!gu 10 minut, by"o traktowane jako zasadny

argument. Poza tym ekspertyzy s! w Polsce proble-

matyczne. Albo mamy ich za du&o, albo za ma"o. Na

poziomie centralnym ilo%ciowo jest ich du&o, zw"asz-

cza od kiedy mamy fundusze europejskie. Dla mnie

najbardziej bolesny jest brak ekspertyz na poziomie

zak"adowym, tj. tam, gdzie toczy si# prawdziwy, co-

dzienny dialog spo"eczny; ludzie nie maj! mo&liwo%ci, czasu, zaplecza czy finansów, by posi!&' odpowiedni!

wiedz#. Zwi!zki zawodowe podpisuj! si# pod porozu-

mieniami, nie wiedz!c dok$adnie, jaka jest sytuacja firmy,

jakie b#d! inwestycje, jaka jest przysz"o%$ tego rynku,

jakie mieli alternatywy. Dla mnie to szokuj!ce. Wiem,

jak traktowani s! pracownicy we Francji, Belgii czy

Holandii. Ale oni maj! dost#p do informacji o swoich

zak"adach oraz do ekspertów, którzy analizuj! i wy-

ja%niaj! im wszelkie zawi"o%ci. Jak mo&na si# dogada$ z pracodawc!, nie maj!c tej wiedzy?

Polscy pracownicy maj! ograniczony dost#p do

informacji. Zwi!zek zawodowy, który nie ma dost#pu do

obrotówek, stanu konta firmy, bilansu, rachunku zysków

i strat, nie ma rzetelnej informacji o przedsi#biorstwie.

Ile zwi!zków zawodowych, ile rad pracowników ma

w Polsce dost#p do tych dokumentów?

Drugim problemem jest zrozumienie uzyskanych

informacji. Ludzie nawet nie pytaj! o zestawienie

kont, nie s! w stanie go przeanalizowa$. Od czasu

do czasu w komisji zak$adowej trafi si% kto&, kto ma

wy&sze wykszta"cenie ekonomiczne, ale on ma zwykle

co% innego do zrobienia; zreszt! najcz#%ciej nawet

on nie by"by w stanie wyja%ni$ tego kolegom. Na

Zachodzie normalne jest, &e skoro pracodawcy maj!

swoich ekspertów, to daj! pracownikom mo&liwo%$ posiadania w"asnych. Je%li s! to prawdziwi eksperci,

to kiedy% mogli pracowa$ dla pracodawcy. To s!

te same osoby, maj! te same umiej#tno%ci, te same

Page 90: OBYWATEL nr 3(47)/2009

90 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAVI

metody. To kosztuje. I tu dochodzimy do kolejnego

problemu: zwi!zkom brakuje pieni"dzy. To sprawia, #e

w sumie stosowanie ekspertyz w dialogu spo$ecznym

nadal jest w Polsce do%& ograniczone.

Wró!my do kwestii kryzysu. Poszczególne rz"dy ró#nie na niego reaguj": wspieraj" banki, ale prowadz" te# dzia$ania w celu pobudzenia popytu wewn%trznego. Jak Pan ocenia kroki podejmowane przez polskie w$a-dze w celu polepszenia bytu zwyk$ego Polaka – pracow-nika, emeryta itp.?

S.P.: Nie ma takich dzia$a'. Pakiet antykryzysowy,

który ma chroni& miejsca pracy, zosta$ wymy%lony

przez zwi!zki i pracodawców. Jedyn! rzecz!, któr!

przygotowa$ rz!d, jest pakiet stabilizacyjny dla sektora

finansowego. Konieczny zreszt!. Niestety, absolutnie

nic nie zosta$o zrobione w kwestii wsparcia dla popytu

krajowego. Cokolwiek pozytywnego si" dzieje, finan-

sowane jest z funduszy europejskich, nawet jednak

na tym poziomie nie jeste%my w stanie wykorzysta&

tego, co zosta$o zaplanowane. To powa#ny b$!d, bo

w ostatecznym rozrachunku b"dziemy mieli ogromny

deficyt „za nic”, a mogli#my mie$ ten sam deficyt – i co#

w zamian. Skupiaj!c ca$! energi" na wykorzystaniu

funduszy europejskich, warto si" dodatkowo zad$u#y&.

Dzi# mamy deficyt, który powi"ksza si" bez %adnych

pozytywnych skutków, wywo$uj!c panik". W re-

zultacie, maj!tek pa'stwowy sprzedawany jest jak

najszybciej, za pó$darmo. A mo#e warto by$oby np.

poczeka& rok lub dwa, zad$u#y& si", lecz sprzeda& te

przedsi"biorstwa za znacznie wy#sz! cen"?

Nie mieszka Pan od dawna we Francji, chcia$em jednak zapyta! o to, z czym si% ona w Polsce kojarzy. A kojarzy si% m.in. z bardzo silnym i pr%#nym ruchem zwi"zkowym.

S.P.: To ciekawe zagadnienie. Zwi!zki zawodowe s!

tam procentowo o po$ow" mniej liczne ni# w Pol-

sce. Nale#y do nich zaledwie ok. 6% zatrudnionych,

a mimo to dysponuj! ogromnym poparciem, co wida&

cho&by przy okazji wyborów do rad pracowników

lub protestów spo$ecznych. To sprawia, #e gdy mó-

wi! „strajk”, to jest wielki strajk. Tym, czym ró#ni!

si" nasze kraje, jest tak#e pozycja rad pracowników.

Francuska frekwencja w wyborach do nich przewy#sza

nawet elekcj" prezydenck!! Bierze w nich udzia$ 80%

pracowników, 75% g$osów jest oddawanych na zwi!z-

kowców. Co najmniej 2-3 razy w roku badana jest na

zlecenie rady pracowników sytuacja firmy, organizuje

si" spotkanie z dyrekcj! na ten temat itd.

Drug! ró#nic" mi"dzy Polsk! a Francj! stanowi!

pieni!dze. Francuskie zwi!zki zawodowe i rady

pracowników, finansowane przez pracodawców, s!

bogate. Dysponuj! du#ymi funduszami socjalnymi,

maj! nieograniczony dost"p do ekspertów op$acanych

przez pracodawc". Francuscy pracownicy najemni maj!

mo#liwo%ci zablokowania pewnych decyzji, pój%cia

do s!du. Decyduj!ca jest tutaj pot"ga instytucjonalna

i zwi!zana z ni! si&a finansowa.

Z czego bierze si% s$abo&! polskich zwi"zków zawodowych?

S.P.: We Francji, podobnie jak w Polsce, zwi!zki s!

silne w pewnych sektorach. Mo#emy mówi& o „wy-

spach uzwi!zkowienia”, poza którymi rozci!ga si"

bezkresny ocean. To, co czyni polskie zwi!zki s$ab-

szymi, to zaplecze i zasoby. Jak mo#na funkcjonowa&

na poziomie zak$adowym tylko w oparciu o sk$adki

pracowników, którzy zarabiaj! 1200 z$ miesi"cznie?

Jak mo#na robi& co% sensownego, maj!c roczny bu-

d#et rz"du 5 tys. z$? To nie jest s$abo%& wynikaj!ca

z braku wiedzy czy umiej"tno%ci. Polscy zwi!zkowcy

bardzo cz"sto s! na naprawd" wysokim poziomie

w porównaniu ze swoimi kolegami z Europy. Brak

zwi!zkom przede wszystkim zaplecza eksperckiego,

zasobów, mo%liwo#ci finansowych.

Polski rynek zatrudnienia jest przez pracodawców oraz rz"d okre&lany jako ma$o elastyczny. Pan jest zupe$nie innego zdania.

S.P.: Problem polega na miarach wspomnianej ela-

styczno%ci. Oznacza ona zdolno%& dopasowywania

poziomu zatrudnienia do poziomu produkcji. Je%li

przeanalizujemy d$ugookresowe wahania poziomu

zatrudnienia w Polsce w zestawieniu z poziomem

produkcji, oka#e si", #e mamy najwi"ksz! korelacj"

i najwi"ksze wahania w Europie. To jest jeden z najbar-

dziej elastycznych rynków pracy na kontynencie! Kiedy%

prowadzi$em szkolenie dla inspektorów pracy z Francji

i Hiszpanii. Prawie godzin" musia$em im wyja%nia&,

co to jest umowa na czas okre%lony, umowa-zlecenie,

o dzie$o czy samozatrudnienie. W #aden sposób nie

mogli poj!&, #e kto% mo#e pracowa& 2-3 lata w jednej

firmie, nie maj!c umowy o prac". Mamy w Polsce

elastyczny rynek pracy i elastyczne warunki pracy,

nawet je%li Kodeks Pracy wydaje si" czasem sztywny.

Bardzo cz"sto skupiamy si" na bran#ach, gdzie

obowi!zuj! uk$ady zbiorowe, a Kodeks jest ca$kowicie

przestrzegany. Zauwa#my jednak, #e tak#e w przy-

padku tych sektorów na ca$ym %wiecie jest lepiej.

Prosz" zobaczy&, jaki jest rynek pracy w Ameryce

w sektorze metalurgii, jakie s! uk$ady zbiorowe

mi"dzy United Steelworkers i pracodawcami. Gdyby

polscy przedsi"biorcy musieli zaakceptowa& warun-

ki pracy, które biznes metalurgiczny w Ameryce

Page 91: OBYWATEL nr 3(47)/2009

91Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA VII

zaakceptowa!, to zapewne przekonywaliby w mediach,

"e "yj# w komunizmie.

W!ród alternatywnych propozycji stymulowania go-spodarki znale"# mo$na o$ywianie popytu wewn%trz-nego (np. dzi%ki zmniejszeniu stawek VAT) oraz obni$k% stóp procentowych lub podatków dochodowych.

S.P.: My$l%, "e stoimy w obliczu pora"ki doktryny mo-

netaryzmu, o czym $wiadczy cho&by historia kryzysu

w Japonii. W ró"nych krajach mamy ujemne stopy pro-

centowe. Polityka monetarna spod znaku dogmatyzmu

ma swoje pot%"ne ograniczenia. Mo"na coraz bardziej

obni"a& stopy procentowe, ale to nic nie daje. Kto kupi

mieszkanie, je$li jutro b%dzie ta'sze lub gdy stoi wo-

bec perspektywy utraty pracy? Kto inwestuje w firm!,

kupuje nowe maszyny, gdy nie mo"e by& pewien, czy

jutro b%dzie mia! jakiekolwiek zamówienia?

Podobnie wygl#da sprawa z podatkami docho-

dowymi. Zgadzam si% z Ryszardem Bugajem, "e

problemem jest obni"enie podatków przez poprzedni

rz#d, potwierdzone przez obecny. Zapocz#tkowana

obni"ka podatków i obci#"e' socjalnych doprowadzi!a

od 2007 r. do zmniejszenia przychodów z podatków

o 35 mld z!, przy czym 5,2 mld w odniesieniu jedynie

do podatników z II i III przedzia!u skali podatkowej, to

jest mniej ni" 5% populacji. Ju" sama obni"ka podatków

oznacza obni"enie przychodów pa'stwa o 8 mld z!

w 2009 r. W Polsce podatki dla osób o najwy"szych

dochodach s# bardzo niskie. W czasie kryzysu nie

mo"na dodatkowo ich obni"a&, to absolutnie nic nie

daje. Pomys! obni"enia VAT-u to kolejna bzdura. VAT

o 3% mniejszy to o 3% wi%kszy zarobek dla sklepika-

rzy – i tyle. Ostatnio obni"enie VAT-u dla restauracji

we Francji okaza!o si% by& wielk# pora"k#, wart#

2,5 mld euro roczne.

W Polsce panuje te" przekonanie, "e p!acenie

podatków to wrzucanie pieni%dzy do dziurawego

worka, w którym wszystko ginie. Je#li rz$d nie kradnie –

a my$l%, "e w Polsce rz#d nie kradnie, "e nie "yjemy

w republice bananowej – to wyda te pieni$dze, a to da

impuls gospodarce. Nawet, je$li zatrudni urz%dników,

to te pieni#dze wracaj# do systemu ekonomicznego.

Tymczasem je$li kto$ zarabia 100 tys. z! miesi%czne,

to nie skonsumuje takiej kwoty. Mo"e j#, co najwy"ej,

przela& na konto do jakiego$ raju podatkowego, wzgl%d-

nie kupi& luksusowe walizki we Francji czy zegarki

w Szwajcarii, ale na pewno nie wyda wszystkich tych

pieni%dzy tu, na miejscowe produkty.

Obni"enie podatków ma niewielkie prze!o"enie na

popyt krajowy. Obni"y% podatki, owszem, mo"na – ale

najmniej zarabiaj#cym. Dla nich obci#"enie 19-procento-

we jest zbyt wysokie. Prosz% sobie wyobrazi&, "e po!owa

Francuzów nie p!aci podatków! S# z nich zwolnieni, co

zach%ca do konsumpcji. Je$li damy dodatkowe pieni#dze

najs!abiej uposa"onym, oni je wydadz#.

Rz&d przekonuje, $e spowolnienie gospodarcze oznacza konieczno!# ci%# w wydatkach na cele spo'eczne. Istnie-je jednak tak$e odmienny pogl&d, mówi&cy, $e kryzys stanowi idealny moment, aby realizowa# bardziej pro-spo'eczn& polityk%, np. w dziedzinie mieszkalnictwa czy ubezpiecze( spo'ecznych.

S.P.: Otó" to! Dodajmy do tego, "e Polska w!a$ciwie

nie prowadzi polityki spo&ecznej – na dobr$ spraw!

ogranicza si% ona do systemu emerytalnego. Kryzys

si% pog!%bia, a je$li potrwa d!u"ej, mo"e to by& bolesne.

W Polsce nie ma bowiem takich „amortyzatorów”, jak we

Francji czy Belgii. Kto$, kto wyl#duje tam na bezrobociu,

przez 6 miesi%cy prawie tego nie czuje, bo otrzymuje

równowarto$& dotychczasowego wynagrodzenia!

Mamy dobry czas, "eby antycypowa& pog!%bianie

si% kryzysu i zdecydowa&, co robi&. Mo"na pomy-

$le&, jak w wi%kszym stopniu wykorzysta& fundusze

europejskie do realizacji celów ogólnospo!ecznych.

Fundusze te nie by!y projektowane z my$l# o kryzy-

sie. Nadszed! najwy"szy czas na ponowne spotkanie

wszystkich partnerów spo!ecznych, by ustali& nowy

program wydawania tych $rodków, dopasowany do

realiów kryzysu.

Mamy obecnie $wietny moment na realizacj%

programu tanich mieszka'. Deweloperzy maj# proble-

my. W jednym z raportów zaproponowali$my, "eby

rz#d oraz w!adze komunalne kupili od nich hurtowo

niedoko'czone mieszkania, ale z ogromnym rabatem

(inne kraje ju" to zrobi!y). Mamy w Polsce tysi#ce

niewyko'czonych mieszka', poniewa" dewelope-

rom zabrak!o pieni%dzy, s# te" grunty, których chc#

si% pozby&. Pozwoli to przedsi%biorcom przetrwa&,

a jednocze#nie wzmocni polityk! mieszkaniow$ – za

dobr# cen%. Dodatkowo, te budynki, które obecnie

stoj$ niewyko'czone, same si! przecie" nie sfinalizu-

j$ – trzeba do tego zatrudni% ludzi

Ceny na rynku nieruchomo$ci spad!y, podobnie

jak stawki fachowców i koszty materia!ów. Jedyne

instytucje, które na dzie' dzisiejszy maj# lub mog# mie&

pieni#dze, to rz#dy. Maj# one tak"e mo"liwo$ci nadal je

pozyskiwa&. To by!by m#dry sposób wsparcia popytu

krajowego. Nie tylko dawa& pieni#dze instytucjom

finansowym i zamo"nym warstwom spo&ecze'stwa,

ale przeznacza& je na inwestycje. Zad!u"ymy si%

dzisiaj, ale zyskamy nieruchomo$ci nale"#ce do nas,

do spo!ecze'stwa. To nie b%d# wyrzucone pieni#dze.

Dzi%kuj% za rozmow%.

Warszawa, 5 czerwca 2009 r.

Page 92: OBYWATEL nr 3(47)/2009

92 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

Tytu!owe pytanie wydaje si" mie# jednoznacz-nie negatywn$ odpowied%. Czy w ogóle spa-dek poziomu aktywno&ci gospodarczej mo'e by# dla kogokolwiek dobry? Z logicznego punk-tu widzenia nie jest to jednak oczywiste, gdy' zmniejszenie !$cznej zamo'no&ci mo'e si" ró'nie rozk!ada# w spo!ecze(stwie. Poza tym mo'e by# ono dobre dla &rodowiska naturalnego. Pytanie o wp!yw nierówno&ci na sytuacj" ubogich rów-nie' nie ma logicznie oczywistych odpowiedzi, gdy' ubóstwo (dochodowe) to tylko dolna cz"&# pe!nego rozk!adu dochodu w spo!ecze(stwie, odci"ta umown$ granic$ ubóstwa.

Nie jest te! jasna zale!no"# mi$dzy kryzysem gospodar-

czym a nierówno"ciami. Dot%d wiemy, !e wzrostowi

gospodarczemu w dobie globalizacji i regiona-

lizacji towarzyszy!o zwi"kszanie nierówno#ci.

Czy wi$c kryzys doprowadzi do ich zmniejszenia?

A je!eli tak, jak to wp&ynie na poziom ubóstwa?

Za&ó!my, !e polityka spo&eczna (w stylu welfare

state) jest dobra dla ubogich, np. ze wzgl$du na swoje

redystrybucyjne w&a"ciwo"ci, a g&ówne impulsy do jej

bardziej dynamicznego rozwoju maj% miejsce w czasach

kryzysu. Poprzez to, !e stwarza on szans$ na radykalne

reformy polityki spo&ecznej, powinien by# te! w d&u!-szym czasie korzystny dla tych, którzy do"wiadczaj%

ubóstwa. Czy jest to przekonuj%ce rozumowanie?

W!"#$% &#$'#()"*!+ ) ,-.$%/# 0 102"./1#3*0

W 2001 r. ukaza& si$ raport Davida Dollara i Aarta

Kraaya, ekspertów Banku 'wiatowego, pod charaktery-

stycznym tytu&em „Wzrost gospodarczy jest dobry dla

ubogich”. Streszczenie rozpoczyna nast$puj%ce zdanie:

Gdy wzrastaj! "rednie dochody, rosn! te# proporcjo-

nalnie "rednie dochody najbiedniejszej jednej pi!tej

spo$ecze%stwa, a nieco dalej mamy stwierdzenie, !e Istniej! s$abe dowody na to, #e stabilizacja po okre-

sie wysokiej inflacji oraz zmniejszenie ca$kowitego

rozmiaru pa%stwa nie tylko zwi&kszaj! wzrost, ale

równie# udzia$ w dochodach najbiedniejszej jednej

pi!tej spo$ecze%stwa. Z perspektywy tego raportu

interesuj%cym wnioskiem by&o te! stwierdzenie, i! Zwi!zek mi&dzy wzrostem gospodarczym a ubóstwem

nie ró#ni si&, gdy porównujemy negatywny wzrost

(kryzysy) z okresami zwyk$ego wzrostu. Oznacza to,

!e przy spadku "redniego dochodu w ca&ej populacji,

proporcjonalnie spadaj% te! dochody najbiedniejszej

jednej pi%tej. By&y to wnioski z analizy danych z czte-

rech ko(cowych dekad XX wieku i 92 krajów. Jeden

z wykresów pokazywa& bardzo siln% korelacj$ (1 do 1)

mi$dzy "rednimi dochodami w ca&ej populacji a "red-

nimi dochodami najbiedniejszych 20% spo&ecze(stwa.

Dodatkowo autorzy twierdzili, !e Wzrost dochodów

ubogich nie wydaje si& systematycznie odpowiada'

na uwa#ane za korzystne dla nich instytucje, takie

jak demokracja formalna czy publiczne wydatki na

zdrowie i edukacj&.

Wyniki Dollara i Kraaya s! znane i afirmowane

w Polsce1, ale wywo&a&y kontrowersje i podj$to próby

ich weryfikacji. Chyba najbardziej krytycznie potrak-

towa& je David Gordon, znany specjalista z Townsend

Centre for International Poverty Research na Uniwer-

sytecie Bristolskim. Zamiast zbioru 418 rzeczywistych

danych, wygenerowa& tyle samo liczb przypadkowych,

a nast$pnie pokaza& ten zbiór na zwyk&ych osiach oraz

na osiach ze skalami logarytmicznymi (deklaruj%c,

!e u!ywa& tej samej metodologii co Dollar i Kraay).

O ile na pierwszym wykresie wida# ca&kowity brak

zwi%zku mi$dzy danymi, to po logarytmowaniu mamy

ju" wyra#n! dodatni! korelacj$, co Gordon kwituje

stwierdzeniem: Najwidoczniej przypadkowe liczby

s! równie# dobre dla ubogich. Ko(czy za" sugesti%,

!e Bank $wiatowy i Mi"dzynarodowy Fundusz

Walutowy mia!yby lepsze wyniki w ograniczaniu

ubóstwa, gdyby wymaga!y od wspomaganych

krajów dostosowania systemów zabezpieczenia

spo!ecznego do Konwencji nr 102 Mi"dzynarodo-

wej Organizacji Pracy o minimalnych normach

w tym zakresie z 1952 r.

Poza innymi, mo!e bardziej przekonuj%cymi kryty-

kami, pojawi%a si$ te" próba zweryfikowania twierdze&

Dollara i Kraaya na tych samych danych i przy ich

w&asnych za&o!eniach, ale z do"# oczywistymi popraw-

kami. W szczególno'ci przedmiotem weryfikacji by%a

VIII

(" 4)-. R+$!)"( S!)"521-2"&

C!+ 6"+!+$ &#$'#()"*!+ 72$% (#-"+ (8) ,-#&0*4?

Page 93: OBYWATEL nr 3(47)/2009

93Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA IX

teza, !e wzrost gospodarczy by" neutralny w stosunku

do rozk"adu dochodów, tzn. zmiany #redniego dochodu

w populacji do zmian #redniego dochodu ubogich by"y

jak 1 do 1. Ponownej analizy z poprawkami dokona" Richard Ashley dochodz$c do nast%puj$cego wniosku:

Wyniki wydaj! si" potwierdza#, $e najbiedniejsze

20% spo!ecze"stwa prawdopodobnie nie uzysku-

je proporcjonalnego udzia!u we wzro#cie, ale

w czasie spadku dochodu realnego to w!a#nie naj-

biedniejsi trac$ najwi%cej. Inaczej mówi!c, gdy

mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczym,

nieco bardziej korzystaj! na tym niebiedni, ale

w czasie kryzysu o wiele bardziej trac! biedni

ni" niebiedni. Ashley postulowa" dalsze badania nad

t$ hipotez$, ze wzgl%du na ograniczenia w danych

i metodologii Dollara i Kraaya.

Mo!na uzna&, !e wyzwanie to podj%li Hyun H. Son

i Nanak Kakwani. Zdefiniowali oni wzrost, który sprzyja

ubogim (pro-poor) jako taki, z którego proporcjonalnie

wi%ksze korzy#ci czerpi$ ubodzy ni! nieubodzy oraz

analogicznie negatywny wzrost (czyli recesja, kryzys)

sprzyjaj$cy ubogim jako taki, w wyniku którego ich

straty s$ proporcjonalnie mniejsze ni! straty nieubo-

gich. Ilo#ciow$ analiz% umo!liwi"a konstrukcja indeksu

mierz$cego wzrost sprzyjaj$cy ubogim oraz wykorzy-

stanie baz danych Banku 'wiatowego (80 krajów, 237

okresów dodatniego lub ujemnego wzrostu w latach

1984-2001). Przynajmniej cz%#& wyników, które otrzymali

w ten sposób, przedstawia tabela.

Z tej analizy wynikaj$ do#& interesuj$ce wnioski,

które wydaj$ si% ca"kowicie sprzeczne z twierdze-

niem Dollara i Kraaya. Po pierwsze, wi#cej by$o

okresów dodatniego wzrostu gospodarczego

niesprzyjaj!cego ubogim ni" sprzyjaj!cego im.

Oznacza to, "e w 32,1% okresów dodatniego

wzrostu bardziej korzystali na nim nieubodzy

ni" ubodzy lub ich korzy%ci by$y równe. Po

drugie, tyle samo okresów ujemnego wzrostu

sprzyja$o ubogim, co im nie sprzyja$o. Jest to

z kolei sprzeczne z wnioskami Ashleya, które zosta"yby

potwierdzone, gdyby wi%kszo#& okresów ujemnego

wzrostu mia"a charakter niesprzyjaj$cy ubogim.

Zasadnicza kontrowersja zwi$zana z podej#ciem

Sona i Kakwaniego wi!"e si# z definicj! wzrostu

sprzyjaj$cego ubogim. Za alternatywnym rozwi$za-

niem opowiada si% Martin Ravallion, proponuj$c, aby

za wzrost sprzyjaj$cy ubogim uzna& taki, w wyniku

którego korzy#ci odnosz$ ubodzy bez wzgl%du na

to, co dzieje si% z sytuacj$ nieubogich. Przyznaje,

!e zarówno wzrost, jak i ograniczanie nierówno#ci przyczyniaj$ si% do zmniejszania ubóstwa. Nie s$-

dzi przy tym, aby#my musieli wybiera& pomi%dzy

wynikaj$cymi st$d strategiami, zak"adaj$c, !e da si%

pogodzi& dzia"ania na rzecz wzrostu z dzia"aniami

ograniczaj$cymi nierówno#ci: Sprzeczno%# mi"dzy

tym, co dobre dla wzrostu a tym, co dobre dla

równo%ci (distribution) mo$e wyst"powa#, ale nie

nale$y zak&ada#, $e zdarza si" to zawsze.

Na ograniczenia obu podje#& zwraca uwag% Siddiq

Osmani. Koncepcja Sona i Kakwaniego jest problema-

tyczna, bo w ogóle nie przywi$zuje wagi do absolutnej

redukcji ubóstwa (liczy si% tylko stosunek korzy#ci lub

strat ubodzy-nieubodzy), z kolei podej#cie Ravalliona

wydaje si# zbyt minimalistyczne – zgodnie z nim, na-

wet je!eli ubodzy zyskaj$ 0,1% udzia"u we wzro#cie, a nieubodzy 99,9%, b%dziemy musieli uzna&, !e mamy

do czynienia z wzrostem sprzyjaj$cym ubogim.

P!"#$%&' ()!*+,-.' .' ,-'( &/%-%(0

Jakie jest znaczenie polityki spo"ecznej w ca"ej tej dysku-

sji? Przyjmuj$c standardowe i jednocze#nie kontrower-

syjne rozumowanie, !e jest ona kul$ u nogi wzrostu ze

wzgl%du na swoje redystrybucyjne w"a#ciwo#ci (patrz

jednak dalej), by"aby mo!e jednym z czynników, które s$

dobre dla równo#ci. W przypadku kryzysu przyczynia& si% powinna do zmniejszania strat najbiedniejszych, co

przy wi%kszych stratach niebiednych prowadzi do zwi%k-szania równo#ci2. Mniej standardowe uj%cia przypisuj$

niektórym jej wersjom (aktywna polityka spo"eczna,

inwestycje w kapita" ludzki, inwestycje spo"eczne) rów-

nie! dodatni wp"yw na wzrost gospodarczy. Podobne

wnioski wynika$y z teorii Keynesa – rosn!ce wydatki na

zasi"ki w czasie kryzysu "agodzi& mia"y spadek popytu,

chocia! za m$drzejsze uwa!a" on inwestycje publiczne.

Skoro polityka spo$eczna mo"e by& dobra dla

równo%ci3 i dobra dla wzrostu, powinna by&

równie" dobra dla ubogich.

Tabela !. Wzrost gospodarczy sprzyjaj"cy i niesprzyjaj"cy ubogim.

Dodatni wzrost

Ujemny wzrost

Wszystkie okresy

Sprzyjaj"cy ubogim

## ($%,$&)

#% ($$,'&)

!() ('#,*&)

Niesprzyja-j"cy ubogim

+* (%$,!&)

#% ($$,'&)

!$, (#','&)

Wszystkie okresy wzrostu

!%! (##,%&)

!(* ('',+&)

$%+ (!((&)

-ród.o: H.H. Son i N. Kakwani, Global Estimates of Pro- -Poor Growth, „World Devlopment”, tom %*, nr *, $(().

Page 94: OBYWATEL nr 3(47)/2009

94 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAX

Na schemacie przedstawione zosta!y mo"liwe

zale"no#ci pomi$dzy rozwa"anymi wy"ej wzrostem,

nierówno#ci% i ubóstwem z uwzgl$dnieniem znacze-

nia polityki.

Wzrostdochodu

Reformapolityki

Zmiany w rozk!adzie

dochodu

Zmianapoziomuubóstwa

Schemat !. Powi"zania mi#dzy reformami polityki a poziomem ubóstwa. $ród%o: J.H. Lopez, Pro-poor growth: a review of what we know (and of what we don’t), World Bank, wrzesie& '(().

Podsumowanie kilku analiz empirycznych na

temat wp!ywu niektórych zmiennych zwi%zanych

z polityk% przedstawione zosta!o w tabeli.

Na podstawie przegl%du pokazanego w tabeli oraz

zestawienia bada& nad zwi%zkami mi$dzy wzrostem

gospodarczym i nierówno#ci%, Lopez postawi! znaki

zapytania pomi$dzy reformami polityki i zmianami

w rozk!adzie dochodu oraz mi$dzy tymi drugimi

i wzrostem gospodarczym. Znaków zapytania nie

by!o mi$dzy reformami a wzrostem i nim a zmianami

ubóstwa, zwi%zek dwóch ostatnich ukazany zosta!

jako silniejszy od innych.

Wizja polityki spo!ecznej, któr% ukazuje si$ g!ów-

nie w kontek#cie zadania zmniejszania ubóstwa mo"e

wydawa' si$ ma!o przystaj%ca do realiów krajów

bogatych z rozwini$tymi systemami zabezpieczenia

spo!ecznego, w tym mo"e i Polski. W szczególno#ci

dyskurs z akcentowaniem problemów spójno#ci spo-

!ecznej i wykluczenia oraz znaczenia pracy wydaje

si$ przys!ania' w UE bardziej tradycyjne sposoby

my!lenia, skoncentrowane na – rozumianych g"ównie

dochodowo – biedzie i ubóstwie oraz zabezpieczeniu

spo!ecznym. Przytoczone wy"ej podej#cia powstawa!y

w dyskusji o sytuacji krajów rozwijaj%cych si$, co po

cz$#ci t!umaczy uznawanie zmian ubóstwa za zmienn%

zale"n% zarówno w sensie jej wyja#niania, jak i #wia-

domego na ni% oddzia!ywania poprzez interwencj$.

Nie znaczy to jednak, "e i w tym kontek#cie nie pod-

kre#la si$ znaczenia pracy: Wzrasta poparcie dla tezy,

!e godne i produktywne zatrudnienie jest zasadnicz"

drog" do ograniczania ubóstwa, a dla zapewnienia

takiego zatrudnienia konieczne jest skoncentrowanie

uwagi na ubogich, którzy pracuj% w sektorze nieformal-

nym (jak przekonuje m.in. M. Chen). Dla brazylijskich

ubogich g!ówn% drog% wyj#cia z biedy by!a w!a#nie

praca niesformalizowana: Najbardziej interesuj!ce

by"o to, #e formalne zatrudnienie uwolni"o od

ubóstwa tylko 13% bezrobotnych, podczas gdy

praca nieformalna odpowiada"a za to samo dla

34% tej grupy – pisz# R. R. Ribas i A. F. Machado. Nie

zmienia!o to jednak faktu, "e zatrudnienie for-

malne najlepiej chroni!o przed ubóstwem, ale

dost#p do niego dla grup o s!abszej pozycji na

rynku pracy jest ograniczony.

Czy jest sens w rozwa"aniu czynnika zatrudnienia

na powy"szym schemacie, a je"eli tak, gdzie powinno

by' ono umieszczone? Zjawisko bezzatrudnieniowego

wzrostu gospodarczego (obok liczby zatrudnionych

na poziom zamo"no#ci wp!ywa te" wydajno#' pracy)

sprawia, $e bardziej uzasadniona wydaje si% odpowied&

pozytywna na pierwsze pytanie. Sam dodatni wzrost

gospodarczy nie gwarantuje jeszcze wzrostu

zatrudnienia, wi#c dynamika tego ostatniego

mo"e by$ uznana za kolejn% zmienn% po&red-

nicz%c% mi#dzy reformami polityki a zmianami

ubóstwa.

Tabela '. Wp%yw polityki na równo*+ w *wietle , analiz z lat '(((-'((). $ród%o: J.H. Lopez

Polityka Wp%yw dodatni

Wp%yw ujemny

Brak wp%ywu

Lepsza edukacja -

Mniejsza in.acja )

Wi#ksza praworz"dno*+ '

Lepsza infrastruktura ' !

Wi#cej handlu ! / '

Wi#ksza kapitali-zacja gospodarki ! / !

Mniejsze wydatki rz"du ! ' !

Page 95: OBYWATEL nr 3(47)/2009

95Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XI

W przypadku kryzysu najwi!cej obaw wi"#e si! ze

wzrostem bezrobocia, gdyby jednak to nie nast!powa$o,

nie by$oby si! mo#e czym przejmowa%. Zapewnienie,

#eby negatywny wzrost by$ neutralny wobec poziomu

zatrudnienia wydaje si! jednak mo#liwe tylko z pomoc"

rekompensowania spadku zatrudnienia w sektorze

prywatnym for-profit jego wzrostem w sektorze pu-

blicznym (i ewentualnie spo!ecznym – gospodarka

spo$eczna)4. Problem tylko jak to zrobi% po reformach

zmniejszaj"cych znaczenie tego sektora (prywatyzacja,

zlecanie zada& publicznych organizacjom prywatnym)

oraz sk"d wzi"% na to 'rodki, gdy kurczy si! baza po-

datkowa i nie ma $atwego dost!pu do kredytu.

Kryzys sprzyja ponownemu przemy!leniu

hipotez uznawanych za wiarygodne przez ta-

kich polskich ekonomistów, jak prof. Leszek

Balcerowicz. Martin Ravallion przekonuje, "e

nale"y odrzuci# trzy tego rodzaju twierdzenia –

o nieuchronnej sprzeczno!ci: mi$dzy równo-

!ci% a efektywno!ci%, mi$dzy ubezpieczeniem

a efektywno!ci% oraz mi$dzy efektami polityki

spo&ecznej w krótkim i w d&ugim okresie. Pierw-

szy podwa#a on za pomoc" rozwa#a& o tym, #e ze

wzgl!du na problemy z kredytem rynkowym oraz

wi"ksze ograniczenia finansowe, transfery do ubogich

maj# wyra$nie proefektywno%ciowy charakter zarówno

w krótkim, jak i w d$ugim okresie. Kwestia nadmiaru

ubezpieczenia i w zwi#zku z tym bod$ców do mniej-

szej ostro#no'ci nie dotyczy ubogich, lecz instytucji

finansowych. Rynek ubezpiecze& ma podobne wady,

jak rynek kredytu w stosunku do ubogich, co sprawia,

#e maj" oni ograniczone mo#liwo'ci uruchamiania

w$asnej przedsi!biorczo'ci i trzymaj" si! mniej ryzy-

kownej uprawy roli. Z kolei sposoby dzielenia ryzyka

dost!pne dla ubogich spo$eczno'ci mog" si! okaza%

ma$o skuteczne w obliczu 'wiatowego kryzysu.

W przypadku mo#liwych sprzeczno'ci mi!dzy

krótkim a d$ugim okresem Ravallion uwa#a, #e pro-

gramy transferów do ubogich mog% by# tak

zaprojektowane (wybór adresatów, dodatkowe

warunki ich otrzymania), "e ich kosztem nie

b$dzie zwi$kszanie ubóstwa w przysz&o!ci. Za

przyk&ady pos&u"y&y transfery kierowane do

kobiet, uwarunkowane ucz$szczaniem dzieci

do szko&y oraz roboty publiczne za niskie p&ace

w ramach lokalnych projektów inicjowanych

przez organizacje pozarz%dowe i poprawiaj%cych

sytuacj$ w biedniejszych spo&eczno!ciach.

Adresowanie, w porównaniu z powszechnym

transferem dla wszystkich ma t! zalet!, #e pozawala

ograniczy% koszty, ale nie musi by% ono doskona$e

i nie musi si! opiera% na informacjach o dochodach

gospodarstw domowych (m.in. adresowanie terytorialne,

w oparciu o z$e warunki mieszkaniowe). Programy

w rodzaju praca za zasi&ki (czy odpowiednio

niskie p&ace) maj% od dawna znan% w&a!ciwo!#,

"e przyci%gaj% tych, którzy potrzebuj% pomocy,

wi$c mamy tu do czynienia z mechanizmem

!"#$%& "'($)*$+,-

%.$/0,"01%&!' .$!-*-0* .#"2*$%-3

4$#"2+,- #5!*-0) &2(, 4&5#"2 %6 ! &#78*-09%"09

%2&7',9-

bna PA

TRICIO

Page 96: OBYWATEL nr 3(47)/2009

96 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXII

auto-adresowania. Ravallion zdecydowanie

nie popiera ogólnych subsydiów do cen tych

towarów, które w wydatkach ubogich gospo-

darstw domowych stanowi! istotn! pozycj",

np. #ywno$% czy opa&. Koszty takiej polityki s!

wysokie, a wp&yw na sytuacj" ubogich raczej

umiarkowany. Wszystkie powy!sze zalecenia doty-

czy"y polityki spo"ecznej projektowanej na czas kryzysu,

z ogóln# intencj# dostarczenia ubogim prawdziwego,

elastycznego i wzgl$dnie pewnego ubezpieczenia.

Ravallion stara" si$ je opiera% na wynikach ewalu-

acji programów uruchamianych podczas kryzysów

w Argentynie, Meksyku, Indonezji i innych krajach

rozwijaj#cych si$.

Skupianie uwagi na tym, jaka polityka spo"eczna

jest odpowiednia w krajach biedniejszych w czasie

globalnego kryzysu, jest uzasadnione za"o!eniem, !e

jego skutki b$d# tam bardziej odczuwalne. Analogicznie,

je!eli dochodzi do katastrofy, to trzeba koncentrowa%

wysi"ki na ratowaniu s"abszych, zak"adaj#c, !e ci w lep-

szej sytuacji sami sobie poradz#. Z w#skiej perspektywy

UE lub te! tylko krajowej mo!emy zastanawia% si$, czy

i na ile zalecenia Ravalliona mo!na by dostosowa% do

warunków polskich. Ogólniej za&, czy maj# one zasto-

sowanie tam, gdzie funkcjonuj# rozwini$te systemy

polityki zatrudnienia i zabezpieczenia spo"ecznego.

R!"#$%& '()*+,( #'-!./)01!2# ( .$&1&*

W badaniach Barbary Vis znajdujemy potwier-

dzenie dla hipotezy o tym, #e model welfare state

jest wzgl"dnie stabilny, z kolei John Hudson

i Stefan Kuehner wst"pnie pokazuj!, #e nast"puje

nawet trend ku wzmacnianiu jego klasycznych

funkcji ochronnych. Ponadto, wzgl"dnie niedawno

Martin Seeleib-Kaiser podsumowuje kilkana$cie

studiów na temat przemian polityki spo&ecznej,

twierdz!c, #e nie mamy do czynienia ani z neo-

liberalnym demonta#em welfare state, ani te#

z jego „zamro#onym krajobrazem” (zmiany s#

nieznacz#ce, sformu"owanie G. Espinga-Andersena z lat

90.): /…/ transformacje welfare state s! bardzo z"o#o-

nymi procesami, których nie mo#na uj!$ i wyrazi$

w prosty sposób, w rzeczywisto%ci mamy do czynienia

z jego wieloma i wielowymiarowymi transformacjami,

/…/ jeste!my !wiadkami /…/ zmiany w konfiguracji

celów (refocusing) pa&stwowej interwencji oraz

redefinicji mieszanej gospodarki dobrobytu (mixed

economy of welfare). Pierwszy proces mo!e polega%

na tym, !e bardziej ni# bezpiecze'stwo socjalne

uwag" reformatorów przyci!ga kwestia aktywi-

zacji zawodowej, co najlepiej wida% w polityce

zatrudnienia i na jej styku z zabezpieczeniem

spo&ecznym (np. system rentowy, pieni"#na po-

moc dla zdolnych do pracy). Dodatkowo mo#na

wskazywa% na rosn!ce znaczenie celów z zakresu

polityki rodzinnej i edukacyjnej. W drugim przy-

padku (welfare mix) mamy do czynienia ze wzrostem

roli prywatnych organizacji us"ugowych w polityce

spo!ecznej, np. w systemach emerytalnych – firmy

zarz#dzaj#ce funduszami emerytalnymi, w ochronie

zdrowia – niepubliczne zak!ady opieki zdrowotnej,

w szkolnictwie – szko!y spo!eczne i prywatne, w po-

lityce zatrudnienia – firmy szkoleniowe, prywatne

agencje zatrudnienia, ale te! w pomocy spo"ecznej

(w szczególno&ci organizacje spo"eczne).

Od czasu s"ynnej hipotezy o kryzysie welfare

state, która sta"a si$ g"o&na w czasie rozwijaj#cego

si$ kryzysu gospodarczego, narastaj#cego od po"owy

lat 70., zasz"o wi$c wiele zmian w polityce spo"ecznej

krajów rozwini$tych. Trudno uzna% te reformy za

zako'czone i zarówno UE, jak i niezale!ni badacze

proponuj# dalsze zmiany. Przyk"ad zalece' reforma-

torskich dla poszczególnych modeli z has"em po"#-

czenia wzrostu zatrudnienia z wi$ksz# redystrybucj#

pokazuj$ w ramce poni!ej.

Bardziej radykalne reformy maj# za sob# pa'stwa

postkomunistyczne, które w zwi#zku z transforma-

cj# przesz"y mniej lub bardziej g"$bokie za"amania

Reformy zalecane na podstawie analizy empirycznej:Kraje anglosaskie

Kraje anglosaskie i kontynentalne

opieki dla dzieci i przedszkoli

Kraje kontynentalne i skandynawskie

i podatków konsumpcyjnych

urlopów rodzicielskich

ograniczenie dost!pu i zmniejszenie czasu wyp"acania niektórych zasi"ków

od zatrudnienia (kredyty podatkowe) i ewentualnie ustawowej p"acy minimalnej

#ród"o: L. Kenworthy, Jobs with Equality, Oxford University Press $%%&.

Page 97: OBYWATEL nr 3(47)/2009

97Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XIII

gospodarcze. Na te procesy na!o"y! si# tak"e rozwój

wymiaru gospodarczego i spo!ecznego Unii Euro-

pejskiej, do której przyst$pi!y jako nowe pa%stwa.

Wydaje si!, i" wszystkie te zmiany sprawiaj#,

"e polityka spo$eczna pa%stw rozwini!tych po-

winna by& wzgl!dnie dobrze przygotowana na

kolejny kryzys. Mo!e on by" bod#cem do przy-

spieszania reform, które ju" s# wysoko w'ród

priorytetów rz#dów, jak i zg$aszania nowych

propozycji wobec faktu rosn#cych wydatków

na cele socjalne i zmniejszaj#cych si! wp$ywów

z podatków i sk$adek. Sytuacj! zaostrza kurczo-

we trzymanie si! polityki równowagi bud"etowej

i minimalizacji d$ugu publicznego.

Do reform nawo!uj$ te" Komisja Europejska i Rada

UE, promuj$c model liberalno-produktywistyczny

(tj. zak!adaj$cy wysokie inwestycje w edukacj# i szko-

lenia przy niskiej ochronie zatrudnienia i dochodu)

czy model flexicurity, elastyczno&ci rynku pracy

po!$czonej z aktywn$ integracj$. Nie jestem jednak

pewien, czy ewentualny powrót masowego bezrobocia

w krajach rozwini#tych nie spowoduje zmniejszenia

entuzjazmu dla polityki opartej na za!o"eniu, "e miejsc

pracy jest wiele, a tylko ubo"si obywatele nie garn$

si# do jej podj#cia, bo im si# to nie op!aca.

Nadzieja na to, "e w zwi$zku z kryzysem i jego

skutkami zwi#kszy si# poparcie dla radykalnych idei

w rodzaju podstawowego dochodu obywatelskiego,

równie" nie wydaje mi si# realistyczna.

W!"#$%"

Jak wi#c powinni&my odpowiedzie' na tytu!owe

pytanie? Okresy wzrostu gospodarczego niekoniecz-

nie przynosz$ relatywnie wi#ksze korzy&ci ubogim

ni" nieubogim, a kryzysy niekoniecznie musz$ by'

zwi$zane z wi#kszymi stratami ubogich w porówna-

niu z tymi, które ponosz$ nieubodzy. Ze wzgl!dów

etycznych jest raczej jasne, "e wzrost zamo"no-

'ci spo$ecze%stwa powinien przynosi& korzy'ci

równie" tym, którzy s# w trudniejszej sytu-

acji, a gdy mamy do czynienia z za$amaniem,

ochrona sytuacji tych w gorszym po$o"eniu

powinna by& priorytetem. Pewnie !atwo zgodzi'

si# z tak$ zasad$, a dyskusja zacznie si# dopiero

wtedy, gdy b#dziemy rozwa"a', jaka ma by' relacja

mi#dzy korzy&ciami / kosztami ubogich i nieubogich

w czasach wzrostu lub kryzysu. A gdy ju" uzgodnimy

stanowisko na ten temat, trzeba b#dzie podyskutowa'

o tym, jak najlepiej zapewni' zachowanie zalecanych

relacji. W dyskusjach tego rodzaju miesza' si# ze

sob$ b#d$ przekonania oparte na wierze w pew-

ne warto&ci i rozwi$zania oraz mniej lub bardziej

naukowe dowody. Czy gdyby&my mogli oddzieli' oba

te sk!adniki i skupili si# wy!$cznie na drugim z nich,

to zaprojektowane w ten sposób odpowiedzi polityki

spo!ecznej na kryzys by!yby lepsze?

Mo"na przewidywa&, "e w czasie kryzysu

wzro'nie znaczenie ochronnych funkcji polity-

ki spo$ecznej, o ile przyb!dzie wielu nowych

bezrobotnych z niewielkimi szansami na prac!

na miejscu lub za granic#. Dla perspektyw

polityki aktywizacji okres wzrostu bezrobocia

z przyczyn makrogospodarczych jest raczej

niesprzyjaj#cy, gdy" dla jej powodzenia po-

trzeba dost!pnych miejsc pracy. Trudno jednak

oczekiwa&, aby trendy reformatorskie ca$ko-

wicie odwróci$y si! i nast#pi$ powrót starego

dobrego welfare state.

W Polsce mamy za sob$ d!ugi okres bardzo

wysokiego bezrobocia z pocz$tkowych kilku lat XXI

wieku, który nie spowodowa! jednak "adnych spekta-

kularnych zwrotów w reformach polityki zatrudnienia

i polityki spo!ecznej. Ich kierunki zosta!y wyznaczone

przez decyzje z drugiej po!owy lat 90. Czy kolejny

wzrost bezrobocia b#dzie mia! podobnie niewielkie

znaczenie?

dr hab. Ryszard Szarfenberg

Jest to skrócona przez autora wersja artyku!u, który ukaza!

si# w ksi$"ce pod redakcj$ M. Ksi#"opolskiego, B. Rysz-Ko-

walczyk i C. (o!#dowskiego pt. „Polityka spo!eczna w kryzy-

sie”, Instytut Polityki Spo!ecznej UW, Wydawnictwo ASPRA-

JR, Warszawa 2009. Wersja pe!na (wraz z bibliografi") do-

st#pna jest na stronie www.ips.uw.edu.pl/rszarf.

Przypisy:

Mam na my&li &rodowisko ekonomistów skupione wokó! prof. 1.

Leszka Balcerowicza i Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Cz#&' najbiedniejszych i przynajmniej cz#&' ubogich, ale 2.

nie najbiedniejszych, mo"e by' chroniona przed kryzysem

przez te same czynniki, które odpowiadaj$ za ich bied#, np.

przy wzgl#dnej izolacji geograficznej i rynkowej ubogich rol-

ników wp!yw kryzysu na ich sytuacj# mo"e by' mniejszy

ni" w przypadku ubogich robotników i handlarzy "yj$cych

na obszarach zurbanizowanych.

W komparatystyce mi#dzynarodowej nierówno&ci mierzo-3.

ne s$ z pomoc$ wspó!czynnika Giniego. Nie jest on jednak

w stanie pokaza$ wyra%nej polaryzacji w spo!ecze&stwie.

Wska%niki tego zjawiska s" jednak mniej popularne w ba-

daniach porównawczych.

Propozycj#, aby pa%stwo by!o gwarantem zatrudnienia, pro-4.

paguj$ dwa o&rodki akademickie: Center for Full Employ-

ment and Price Stability (University of Missouri w USA)

i mo"e bardziej aktywne Centre of Full Employment and

Equity (University of Newcastle w Australii).

Page 98: OBYWATEL nr 3(47)/2009

98 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXIV

Europa boryka si! z problemem wykluczenia finanso-

wego – problemem wci"# jeszcze przez wiele pa$stw

lekcewa!onym, który jednak narasta i w niedalekiej

przysz"o#ci mo!e sta$ si% pal&cy. Nie omija on ani

nowych pa'stw cz"onkowskich Unii Europejskiej, ani

„starej Europy”.

Termin ten oznacza trudno#ci w dost%pie obywa-

teli do podstawowych us"ug bankowych, oferowa-

nych w odpowiedniej formie. Problem polega na

uniemo!liwianiu przez banki korzystania z ich

produktów osobom, które chc" z nich skorzysta#

po raz pierwszy oraz cz$%ci dotychczasowych

klientów, którzy nie spe&niaj" wymogów stawia-

nych przez bank. Osoby takie nie s" w stanie

za&o!y# w banku rachunku, nie udziela im si$

kredytów ani po!yczek, nie wydaje kart p&atni-

czych, nie wyp&aca pieni$dzy w kasach banku,

nie przyjmuje równie! wp&at, je%li sumy s" zbyt

niskie. Jako przejaw wykluczenia finansowego mo#na

te# zakwalifikowa% oferowanie gorszych warunków (np.

wy!szych prowizji czy op"at) klientom, których banki nie

uwa!aj& za atrakcyjnych pod wzgl%dem komercyjnym.

Niemo!no%# lub utrudnienia w korzystaniu

z us&ug bankowych przez jednostki i gospodar-

stwa domowe stanowi" jedn" z plag wspó&cze-

snego %wiata i jedn" z istotnych przyczyn (a za-

razem skutków, gdy! jest to samonap$dzaj"cy

si$ mechanizm) pog&$biaj"cych si$ rozwarstwie'

spo&ecznych.

W!"#$%&'()' * #)%&+,%-Zgodnie z danymi zaprezentowanymi w raporcie Dy-

rekcji Generalnej ds. Zatrudnienia, Spraw Spo"ecznych

i Równo#ci Szans Komisji Europejskiej, w pi%tnastu

krajach „starej Unii” co pi&ta osoba nie ma dost%pu

do transakcyjnych us"ug bankowych. Oko"o trzech

osób na dziesi%$ nie ma !adnych oszcz%dno#ci, 2/5 nie

korzystaj" z us&ug kredytowych – mimo #e o odmo-

wie udzielenia kredytu przez bank informuje poni!ej

10 proc. Najwi%kszy odsetek osób korzystaj&cych

z us"ug bankowych za pomoc& konta osobistego lub

rachunku oszcz%dno#ciowo-rozliczeniowego maj&

kraje skandynawskie, Holandia, Niemcy i Francja.

W tych pa'stwach problem wykluczenia z rynku

us&ug bankowych jest stosunkowo najmniejszy – np.

w krajach Beneluksu oraz Danii poziom wykluczenia

na tle finansowym nie przekracza 1 proc. Natomiast

najwi!cej osób wykluczonych z rynku finansowego

spo'ród pa$stw „starej UE” mieszka we W&oszech –

i to zarówno je#li chodzi o procent mieszka'ców, jak

i o ich bezwzgl%dn& liczb%. Du!y procent obywateli

nie korzystaj&cych z us"ug bankowych maj& te! Grecja,

Irlandia, Austria i Portugalia.

Jeszcze gorzej jednak na tym tle wypadaj"

nowe kraje cz&onkowskie Wspólnoty, gdzie du!o

wi$kszy odsetek gospodarstw domowych nie

uczestniczy w rynku us&ug bankowych. 1/3 miesz-

ka'ców tych krajów nie ma dost$pu do takich

us&ug, ponad po&owa nie ma rachunku rozlicze-

niowego ani !adnych oszcz$dno%ci, a prawie 3/4

nie mo!e skorzysta# z kredytu. W Polsce wyklu-

czonych finansowo jest ok. 40 proc. obywateli.

Gorszy wynik ma tylko (otwa, gdzie liczba ta

si$ga 48 proc. Natomiast 56 proc. Polaków nie

ma konta, 60 proc. – rachunku w banku, a a!

73 proc. – dost$pu do kredytu odnawialnego.

Liczb tych nie nale!y traktowa# jako nie-

zmiennych. W wypadku braku odpowiedniego

przeciwdzia&ania, statystyki te mog" si$ jeszcze

pogorszy#. Pog"%biaj&cy si% rozziew dochodów i kosz-

tów w spo"ecze'stwie, post%puj&ca marginalizacja

pewnych grup, brak mechanizmów wychodz&cych

naprzeciw potrzebom obywateli zagro!onych wyklu-

czeniem lub ju! wykluczonych z rynku oraz dalsza

bezczynno'% rz"du i instytucji finansowych wobec

narastaj&cego problemu, mog& mie$ tylko negatywne

skutki, które tym trudniej b%dzie usun&$ w przysz"o#ci.

Aby jednak podj&$ kroki zmierzaj&ce do uzdrowienia

sytuacji, nale#y najpierw zapozna% si! z jej (ród&em.

P.&!%&!(! *!"#$%&'(),Zasadnicze powody wykluczenia finansowego

to niski poziom dochodów, niewiedza oraz

nadmiernie komercyjna polityka produktowa

banków. Finansowe wykluczenie #ci#le wi&!e si%

z wykluczeniem spo"ecznym. Najbardziej zagro!one wy-

kluczeniem s& osoby o niskich dochodach, bezrobotni,

rodzice samotnie wychowuj&cy dzieci, osoby starsze

oraz nie mog&ce podj&$ pracy z powodu choroby czy

niepe"nosprawno#ci. Z natury rzeczy, w#ród wykluczo-

nych liczni s" bezdomni. Ale w'ród ofiar wykluczenia

znajduj& si% równie! np. przedsi%biorcy, je#li ponie#li

P/&, .!(")'0T/0,1& B/."/*1")

Page 99: OBYWATEL nr 3(47)/2009

99Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XV

du!e straty i inne osoby, wcze"niej korzystaj#ce z us$ug

bankowych, które to, zaci#gaj#c po!yczki, znalaz$y

si! w pu"apce zad"u#eniowej, a co za tym idzie – na

listach klientów niewiarygodnych finansowo czy osób

o negatywnych adnotacjach w instytucjach takich, jak

dzia$aj#ce w Polsce Biuro Informacji Kredytowej (BIK).

Problem wykluczenia dotyka ponadto w wi%kszym

stopniu osoby zamieszkuj#ce ubogie okolice, tereny

wiejskie, a tak!e imigrantów. Jak wynika ze wspo-

mnianych statystyk, w grupie szczególnie nara!onej

na wykluczenie znajduj# si% te! generalnie mieszka&cy

nowych pa&stw unijnych.

W"ród najcz%"ciej wyst%puj#cych przyczyn wy-

kluczenia finansowego, raport Komisji Europejskiej

wymienia m.in. tzw. luk% techniczn#, spowodowan#

zmianami demograficznymi (zidentyfikowano t! przy-

czyn% w 10 spo"ród 14 badanych krajów), zmiany na

rynku pracy (w 8 krajach na 14) oraz nierówno"ci

dochodowe (równie! 8 krajów na 14). W dalszej kolej-

no"ci wymieniana jest liberalizacja i jej konsekwencje,

w postaci po"wi%cania mniejszej uwagi marginalnym

segmentom rynku oraz znikni%cia instytucji przeznaczo-

nych dla osób o niskich dochodach. Trzeba te! jednak

odnotowa$, #e cz!%$ przyczyn wykluczenia finansowego

le!y po stronie samych wykluczonych. Niski poziom

oszcz%dno"ci lub ich brak sprawiaj#, !e rachunek ban-

kowy staje si% nieop$acalny. Powody bywaj# te! natury

mentalnej: wiele osób tradycyjnie preferuje gotówk%,

inni tkwi# w przekonaniu, !e rachunki bankowe nie

s& przeznaczone dla ubogich, niektórzy nie potrafi&

sobie poradzi' ze z$o!ono"ci# kwestii technicznych

w kontaktach z bankiem (np. przy u!yciu komputera),

jeszcze inni boj# si% o utrat% kontroli nad pieni%dzmi,

gdzie dodatkowym czynnikiem mo!e by' ponadto brak

zaufania do banków. Z kolei banki niejednokrotnie

nie u!atwiaj" cz#$ci klientów w!"czenia si# do

systemu, np. zamykaj"c placówki w mniej rentow-

nych lokalizacjach, co pozostawia potencjalnych

klientów bez alternatywy. Wprowadzaj" te% inno-

wacje techniczne, za którymi nie potrafi! nad!"y#

zw!aszcza ludzie starsi i s!abiej wykszta!ceni.

Bywa, i! sami wykluczeni nie rozumiej#, !e brak

rachunku bankowego to sytuacja dla nich niekorzystna.

Przekonani s& nieraz, #e równie dobrze potrafi& sobie

poradzi' bez dost%pu do us$ug bankowych. Pomijaj#c

stosunkowo nieliczne wypadki, gdy z pewnych powodów

odzwierciedla to stan faktyczny, zwykle wynika to jednak

z braku "wiadomo"ci wad pozostawania poza rynkiem

us"ug finansowych. Wykluczenie finansowe oznacza

bowiem na przyk$ad brak mo!liwo"ci regulowania

zobowi#za& p$atniczych za pomoc# rachunków banko-

wych, a co za tym idzie, konieczno"' korzystania z mniej

wygodnych i dro!szych form zap$aty gotówk#. Brak

mo!liwo"ci pobrania kredytu natomiast skazuje takie

osoby na korzystanie z mniej op"acalnych po#yczek –

niejednokrotnie na lichwiarskich zasadach, oferowanych

przez podmioty niegodne zaufania, a nawet nielegalne.

Do tego dochodzi trudno"' w planowaniu wydatków

oraz wi%ksze problemy ze znalezieniem pracy czy nawet

z pobieraniem zasi$ków. Banki odmawiaj# otwierania

w pe$ni funkcjonalnych rachunków rozliczeniowych

pewnym grupom osób, a pi%trz#ce si% trudno"ci, stopie&

skomplikowania us$ug, ich niski standard i wysokie

ceny dodatkowo zniech%caj# do korzystania z nich.

N!"#$%&'&"( #)!'*'+Mimo zastraszaj"co wysokiego odsetka osób

wykluczonych finansowo w ca$ej Europie, debat%

spo!eczn" – z udzia!em administracji rz"dowej,

organizacji konsumenckich czy naukowców – pro-

wadzi si% w niewielu krajach UE, g$ównie tych

lepiej rozwini#tych. Tylko w nielicznych da si#

to wyt!umaczy& niskim poziomem wykluczenia

finansowego. Najgorzej je&li chodzi o debat%

wypadaj" akurat te kraje, w których problem

jest najwi#kszy – czyli nowi cz"onkowie Unii. Komisja

Europejska odnotowuje brak jakiejkolwiek debaty na

ten temat np. w Bu$garii, na Litwie, na S$owacji, a tak!e

w Polsce. W tym ostatnim przypadku, cho' rzeczywi-

"cie debata znajduje si% w powijakach, nie jest to do

ko'ca prawd& – próby takiej dyskusji podejmuj& ju#

od d$u!szego czasu m.in. Stowarzyszenie Krzewienia

Edukacji Finansowej czy Instytut Stefczyka, zwi#zany ze

spó$dzielczymi kasami oszcz%dno"ciowo-kredytowymi.

O potrzebie podj%cia na szczeblu rz#dowym dzia$a&

zmierzaj#cych do zmniejszenia zagro!enia wykluczeniem

finansowym mówi& od dawna przedstawiciele SKOK.

Grzegorz Bierecki, prezes Krajowej SKOK, wska-

zuj#c jako przyczyny zjawiska m.in. brak zach%t do

oszcz%dzania i polityk% sprzeda!ow# banków, krytykuje

lekcewa!#cy stosunek pa&stwa do problemu i uznaje

za konieczn# interwencj% administracji publicznej, przy

wykorzystaniu zarówno uprawnie& regulacyjnych,

jak i w$a"cicielskich (np. wobec podnosz#cych op$aty

instytucji pa'stwowych – przyk"adem bank PKO BP).

Zdaniem Biereckiego, powinien zosta# zdefinio-

wany zakres us!ug zawartych w podstawowym

rachunku bankowym, a jego cena dla konsumenta

powinna podlega& pa'stwowej kontroli. – Po-

zostawienie tego wy!"cznie rynkowi jest zgod"

na pog!#bianie nierównowagi korzy$ci banków

i konsumentów – mówi prezes SKOK. – Oznacza przy-

zwolenie na rozszerzanie si! zjawiska wykluczenia

finansowego. Bierecki zwraca te! uwag%, !e Komisja

Europejska okre"la pewne standardy „podstawowego

rachunku bankowego” jako „powszechnie dost%pne-

go, oferowanego uczciwie i godziwie wycenionego”,

Page 100: OBYWATEL nr 3(47)/2009

100 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXVI

natomiast sektory finansowe kilku krajów UE przyj!"y

dobrowolne kodeksy post!powania w celu zapewnienia

obywatelom podstawowych us"ug bankowych.

W Polsce o podobnych dzia"aniach na wi!ksz#

skal! – cicho. Trzeba jednak przyzna#, $e i w wi!kszo%ci

pa$stw europejskich praktyka ró%ni si! od postulatów

i propozycji. Co innego bowiem dobrowolne deklara-

cje czy niewi#%#ce dokumenty, a co innego regulacje

ustawowe. Niewiele krajów Unii Europejskiej

wprowadzi!o prawne gwarancje dost"pu do

produktów finansowych, zw!aszcza do rachunku

bankowego, co od dawna postuluj# organizacje

konsumenckie. Niewiele jest te$ ustawowych

ogranicze% w zakresie odpowiedzialnego udzie-

lania kredytów przez banki i przepisów okre&la-

j#cych górn# granic" ich oprocentowania – co

cz!sto prowadzi do nadu%y& ze strony kredytodawców.

Ale nawet w krajach, gdzie ustawowo zobowi#zano

banki do otworzenia konta ka%demu, kto b!dzie o to

wnioskowa", nie ka$dy jest w stanie to zrobi# – bywa,

%e osoby wykluczone nie s# w stanie spe"ni& nawet

podstawowych wymaga$ formalnych, koniecznych

do utworzenia konta bankowego (np. z braku sta"ego

miejsca zamieszkania czy dowodu to%samo'ci).

N!"#$%#&! '!()&Komisja Europejska wprost wskazuje pewne rozwi#-

zania, zaproponowane przez us"ugodawców finanso-

wych w cz!'ci krajów UE w celu przeciwdzia"ania

problemom zwi#zanym z dost!pem do us"ug i korzy-

staniem z nich.

Po pierwsze, g"ównonurtowi, komercyjni us"u-

godawcy, zorientowani na zysk, stworzyli proste,

niedrogie rachunki rozliczeniowe, których celem jest

zaspokojenie potrzeb osób o niskich i niestabilnych

dochodach (tak sta"o si! w Belgii, Niemczech, we

W"oszech i Wielkiej Brytanii) lub wprowadzili rodzaj

partnerstwa, maj#cego na celu zapewnienie pomocy

innym rodzajom us"ugodawców w tworzeniu ich

w"asnych us"ug bankowych.

Z kolei komercyjni us!ugodawcy o orienta-

cji spo!ecznej, w tym banki oszcz"dno&ciowe,

urz"dy pocztowe oraz us!ugodawcy wzajemni

i spó!dzielczy, s# lub byli jeszcze bardziej ak-

tywni ni$ banki prywatne w tworzeniu nowych

produktów i alternatywnych us!ug finanso-

wych (np. banki spó!dzielcze i oszcz"dno&ciowe

w Niemczech czy urz"dy pocztowe w Irlandii,

W!oszech i Wielkiej Brytanii).

Instytucje rz#dowe dzia!aj# ponadto w nie-

których krajach jako mediatorzy na rzecz

„w!"czenia finansowego”. Zach!caj# one banki do

oferowania podstawowych rachunków bankowych

oraz do promowania "atwiejszego dost!pu do ich

podstawowych us"ug finansowych. Czasem %wiadcz&

bezpo%rednio us"ugi finansowe dla osób o niskich do-

chodach lub oferuj# wykszta"cenie oraz szkol# osoby

niech!tne do korzystania z us"ug finansowych.

Komisja Europejska wyda"a ponadto pewne ogólne

zalecenia dotycz#ce polityki pa$stw cz"onkowskich

wobec problemu wykluczenia finansowego. Zdaniem

Komisji, instytucje rz#dowe powinny stworzy& jedno-

znaczne wska'niki okre%laj&ce rozmiary tego problemu,

aby by& w stanie ocenia& skuteczno'& wprowadzanych

'rodków. Z kolei dzia"ania polityczne, maj#ce na celu

zapewnienie wydolno%ci finansowej instytucji finanso-

wych, ochron! konsumentów oraz przejrzysto'& relacji

mi!dzy us"ugodawcami finansowymi a klientami, po-

winny w pe"ni uwzgl!dnia& sytuacj! i potrzeby „grup

wra%liwych”. Osoby nadmiernie zad"u%one winny mie&

zagwarantowany dost!p do podstawowych us"ug ban-

kowych. Nale$y te$ zapewni# edukacj! i porady finan-

sowe oraz monitorowa# instytucje finansowe i zach!ca#

je do podejmowania odpowiedzialno'ci spo"ecznej.

Zdaniem trzech organizacji walcz#cych z wyklu-

czeniem finansowym – MFC (Microfinance Centre),

EMN (European Microfinance Network) oraz cdfa

(Community Development Finance Association), de-

cyduj#ce znaczenie w walce z wykluczeniem

finansowym maj" tak zwane „mikrofinanse”.

Termin ten oznacza oferowanie wspomnianych wy%ej

podstawowych us"ug finansowych – kredytów, lokat

oszcz!dno%ciowych czy ubezpiecze( – osobom o niskich

dochodach, dotkni!tym zjawiskiem wykluczenia. Maj#

one umo%liwi& im ochron! swoich rodzin przed zagro-

$eniami o charakterze finansowym, a tak$e rozpocz!cie

lub dalsze finansowanie przedsi!wzi!# gospodarczych.

Us"ugi mikrofinansowe %wiadczone s& przez wyspe-

cjalizowane podmioty z dwóch sektorów: bankowego

(banki spó"dzielcze, komercyjne, mikrofinansowe lub

oszcz!dno%ciowe) i pozabankowego (spó"dzielnie finan-

sowe, spó"ki typu non-profit, organizacje pozarz&dowe).

Rola w"adz pa$stwowych w walce z wykluczeniem

powinna natomiast polega& na tworzeniu odpowied-

nich ram politycznych, zapewniaj#cych z jednej strony

poszerzony dost!p do us"ug finansowych, z drugiej

za' chroni#cych konsumentów.

Czy tak stanie si! i w naszym kraju – dzi% nie-

wiele na to wskazuje. Debat! na ten temat jednak

warto – i trzeba – rozpocz&#.

Tomasz Borkowski

Tekst w nieco zmienionej wersji ukaza" si! równie% w „Biu-letynie Instytutu Stefczyka” nr 2, stanowi#cym dodatek do kwartalnika naukowego „Pieni&dze i Wi!'” nr 2/2009. Wi!-cej informacji: www.instytutstefczyka.pl

Page 101: OBYWATEL nr 3(47)/2009

101Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XVII

Propozycje zmian w s!u"bie zdrowia id# w kie-runku tworzenia z niej kolejnej bran"y przemys!u, opartej na logice: przychód, koszt, wynik $nanso-wy. Ju" teraz mo"na przypuszcza%, "e pacjentom nie przyniesie to nic dobrego.Powstaje wr!cz pytanie, czy po planowanych reformach

b!dzie mo"na jeszcze mówi# o s!u"bie zdrowia. Nazwa

ta zdaje si! sugerowa#, i" umo"liwienie dost!pu do

opieki medycznej jest obowi$zkiem w%adz publicznych.

Potwierdza to art. 68 Konstytucji, zgodnie z którym:

1. Ka"dy ma prawo do ochrony zdrowia.

2. Obywatelom, niezale"nie od ich sytuacji mate-

rialnej, w%adze publiczne zapewniaj$ równy dost!p

do !wiadcze" opieki zdrowotnej, finansowanej ze

&rodków publicznych. Warunki i zakres udzielania

&wiadcze' okre&la ustawa.

3. W%adze publiczne s$ obowi$zane do zapewnie-

nia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom

ci!"arnym, osobom niepe%nosprawnym i osobom

w podesz%ym wieku.

4. W%adze publiczne s$ obowi$zane do zwalczania

chorób epidemicznych i zapobiegania negatywnym

dla zdrowia skutkom degradacji &rodowiska.

Jak zapowiadane zmiany w lecznictwie wp%yn$

na realizacj! przez pa'stwo jego konstytucyjnych

zobowi#za" – i jakie s# alternatywy?

P!"#$%&' #"()'!$ (*+,)-.&'

Co robi#, aby pozby# si! starych problemów, nie two-

rz$c przy okazji kolejnych? Dla wielu rozwi$zaniem

jest zast$pienie publicznej s%u"by zdrowia prywatn$

opiek$ medyczn$. Przy czym powszechnie pope%nianym

b%!dem jest pogl$d, "e oznacza%oby to zerwanie z do-

tychczasowym status quo. Nie jest to s%uszne podej&cie, zwa"ywszy na fakt, i" udzia% prywatnych &rodków

w finansowaniu s$u%by zdrowia, który na pocz#tku lat

90. wynosi$ ok. 10%, stale wzrasta – np. ju% w 2003 r.

osi$gn$% 38%. Pomimo gwa!townego wzrostu

liczby gabinetów prywatnych, nie towarzyszy

nam poczucie poprawy stanu s!u"by zdrowia.

W 2007 r. w Polsce warto&# rynku prywatnych

us%ug zdrowotnych szacowano na 20-22 mld z%.

Przychody niepublicznych firm medycznych rosn#

o 20-30% rocznie. Oznacza to, "e w ci$gu roku staty-

styczny Polak przeznacza na prywatne leczenie oko%o

520-630 z%. Wed%ug raportu „Diagnoza Spo%eczna

2007” (dost!pnego na www.diagnoza.com), a" 45%

gospodarstw domowych, których cz!onkowie

korzystali z opieki zdrowotnej w ci#gu ostatniego

roku, op!aca!o jej koszty z w!asnych $rodków.

Jest to dowód s!abo$ci pa%stwowego systemu

ochrony zdrowia, który dawno temu w praktyce

zast#piono prywatnym. Jest to jeszcze bardziej

widoczne, gdy uzmys%owimy sobie, "e w 2003 r.

w Polsce by%o 122,4 tys. lekarzy, z czego tylko 64 tys.

(52,3%) zatrudnia%y publiczne ZOZ-y. Wielu z nich

dorabia%o na prywatnych praktykach lekarskich. Ilu?

Na to pytanie trudno odpowiedzie#. Pozosta%e 58 tys.

(47,7%) pracowa%o ca%kowicie poza pa'stwowym

systemem, czyli w sferze prywatnej. W tym samym

czasie funkcjonowa%o 11 978 ZOZ-ów. Po&ród nich 3575

by%o placówkami publicznymi, natomiast 8403 tzw.

zak%adami niepublicznymi i stanowi%y one ponad 70%

ogólnej liczby tego typów zak%adów. W 2008 r. na

7482 ZOZ-y dzia!aj#ce w podstawowej opiece

zdrowotnej, tylko 1937 by!o zak!adami publicz-

nymi, których jednostk# za!o"ycielsk# jest gmina,

miasto lub powiat. Dane te ujawniaj# tendencj&

do likwidowania publicznych ZOZ-ów i zast&-

powania ich prywatnymi.

W opiece pierwszego kontaktu wi!kszo&# le-

karzy rodzinnych i specjalistów dzia%a jako spó%ki

prywatne w ramach kontraktów z NFZ. Dodatkowo,

od kilku lat na rynku dzia$aj# firmy prywatne, które

w zamian za wykupiony abonament oferuj$ gotowo&# udzielania pomocy ambulatoryjnej. Ich pacjentów (w

2003 r. – ok. 600 tys. osób) stanowi# ci, którym praco-

dawcy zafundowali abonamenty. Rynek ten rozwija

si& w tempie 20% rocznie – firmy wykorzystuj# nisz&

rynkow$, stworzon$ przez niezaspokojone do tej

pory potrzeby, jak dost!pno&# do opieki medycznej

bez d%ugiego oczekiwania. Z „Diagnozy Spo%ecznej

2007” wynika jednak, "e tylko 5% gospodarstw do-

mowych, które korzysta%y z prywatnej opieki me-

dycznej, robi%o to w ramach pakietu wykupionego

przez pracodawc!. (wiadczy to o tym, "e znaczna

cz!&# posiadaczy wspomnianych abonamentów i tak

przesiaduje w kolejkach w publicznych placówkach

M$%'*/. 0*1

B234&' 4)$5&6."

Page 102: OBYWATEL nr 3(47)/2009

102 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXVIII

lub p!aci dodatkowo za us!ugi lekarzy w prywat-

nej s!u"bie zdrowia. Jest to spowodowane tym, "e

przewa"aj#ca cz$%& abonamentów oferuje niewiele

ponad poradnictwo lub wydawanie orzecze' oraz

o%wiadcze' lekarskich. Dost$pno%& do pozosta!ych

us!ug wi#za!aby si$ z konieczno%ci# wykupienia do-

datkowych polis ubezpieczeniowych. Taki wydatek

gospodarstwa domowe s# sk!onne ponie%& jedynie

w przypadku, gdyby polisa by!a tania, a z drugiej

strony dawa!aby mo"liwo%& np. omini$cia szpitalnej

kolejki. Z „Diagnozy” wynika, "e zainteresowanie

dodatkowymi ubezpieczeniami wida& jedynie wtedy,

gdy cena polisy nie przekracza!aby 100 z! miesi$cz-

nie – w takim wypadku 15% gospodarstw domowych

zdecydowa!oby si$ na jej wykupienie. Przygotowanie

takiego produktu jest jednak raczej ma!o atrakcyjne

z punktu widzenia firm ubezpieczeniowych.

Nierozwa"ne jest tak"e nie zapyta&, sk#d tak na-

g!y wzrost zainteresowania zdrowiem pracowników.

Niestety nie wynika on z troski, lecz z obowi#zku

pracodawcy przeprowadzania w%ród nich bada'

wst$pnych i okresowych. Te, jak wiemy, s# tylko

parodi# prawdziwych bada', poniewa" pracodawcy

nie zale"y na ujawnieniu rzeczywistego stanu zdrowia

zatrudnionych.

Diagnostyka, która do niedawna funkcjono-

wa!a na zapleczu szpitali, coraz cz"#ciej pochodzi

z tzw. outsourcingu (wynajmowania i kupowania

us!ug od zewn"trznych podmiotów). Dlatego

prywatne firmy wiod! prym w laboratoriach,

stacjach dializ i pogotowiu ratunkowym. S$

to bardzo dochodowe dzia!y s!u%by zdrowia.

Z nieznanych powodów pa&stwo pozbywa si"

placówek, bez których nie mog$ funkcjonowa'

poradnie, szpitale, lecznice. Najcz$%ciej podawan#

przyczyn# s# rzekome trudno%ci zwi#zane z utrzyma-

niem i rozbudow# aparatury analitycznej. Samodzielna

inwestycja w drog# aparatur$ (czy cho&by jej leasing)

jest poza zasi$giem ma!ych podmiotów; z tej przyczyny

coraz cz$%ciej wida& próby konsolidacji tego rynku,

w formie przej!", rzadziej – kooperacji. W ten sposób

prywatne firmy monopolizuj# rynek. Prywatne sieci,

dzi$ki korzy%ciom skali, mog# sobie pozwoli& na in-

westycje w najnowocze%niejsze technologie, systemy

informatyczne i dodatkowe us!ugi.

Tych kilka faktów dowodzi, %e problemy

finansowe publicznej s"u#by zdrowia nie pocho-

dz$ z formy w!asno#ci. Wynikaj$ one ze z!ego

zarz$dzania i braku inwestycji. Powinno to dziwi&

ka"dego, zw!aszcza gdy u%wiadomimy sobie, "e ma to

miejsce w kraju, w którym podczas publicznej zbiórki

przeznaczonej na opiek$ zdrowotn# dzieci, do „puszek”

trafia w ci#gu jednego dnia kwota ponad 40 mln z$.

Gdzie le"# g!ówne przyczyny tego stanu rzeczy?

U!"#$%&%'()' (# !$*+,(-.

Jedna z nich wynika z „uw!aszczania” si" na

maj$tku publicznym. Rzadko si" zdarza, aby

prywatne gabinety wykonywa!y bardziej ry-

zykowne zabiegi medyczne. Pró%no szuka'

informacji o tym, %e oferuj$ one opiek" medycz-

n! dla ofiar wypadków drogowych, katastrof

budowlanych lub osób ob!o%nie chorych. Ka%dy

taki zabieg wi$%e si" z ryzykiem niepowodzenia,

dlatego prywatne kliniki zwykle ograniczaj$

si" do tych nieskomplikowanych, na których

wykonanie jednak bardzo d!ugo oczekuje si"

w placówce publicznej. Brak wolnych terminów

w publicznym ZOZ-ie i niewielkie ryzyko wyst#-

pienia powik!a' pozwalaj# wykona& taki zabieg

w placówce prywatnej, je%li jest refundowany przez

NFZ. Niebanaln# rol$ w tym procederze odgrywa

pazerno%& cz$%ci lekarzy, preferuj#cych wi$ksze

korzy%ci materialne w placówce prywatnej, w której

podejmuj# dodatkow# prac$ (nierzadko jako w!a%ci-

ciele). Ewentualne powik"ania lub lecznictwo

pozabiegowe obci$%$ placówki publiczne. Tym

sposobem ma miejsce udzia! lekarzy w gra-

bie%y publicznej s!u%by zdrowia, szacowany

na oko!o 15 mld z! rocznie. Stanowi to niemal

20% wszystkich %rodków pieni$"nych alokowanych

w rynek opieki medycznej.

Praktykom tego typu sprzyjaj# równie" nieuczci-

we i niejawne zasady przekszta!ce' w!asno%ciowych.

Bydgoskie Centrum Diabetologii i Endokrynologii

mia!o by& przekszta!cone w spó!ki pracownicze.

Okaza!o si$, "e przynajmniej w trzech z siedmiu

poradni, gros udzia$ów trafi$o w r!ce dyrektorów,

poniewa" wyznaczono warto%& pojedynczego udzia!u

na 10 tys. z!. Wi$kszo%ci zwyk!ych pracowników

nie by!o sta& na taki wydatek i zakup nawet jed-

nej akcji, dlatego dyrektorzy bez trudu poradzili

sobie z zagarni$ciem publicznego maj#tku. Cz$%&

warszawskich szpitali równie" prywatyzowano

w niejasny sposób. Niesprecyzowane definicje,

niejawne procedury dzia!a& – wszystko to

umo%liwia wykup maj$tku publicznego za

bezcen. O ile podobne zasady mog!yby by'

rozwa%ane w przypadku skrajnie zad!u%o-

nych segmentów s!u%by zdrowia, to zosta!y

one zastosowane g!ównie wobec dochodo-

wych placówek. Tym sposobem „przestaje istnie&”

problem zwi#zany z moraln# odpowiedzialno%ci#

w!adz za zagwarantowanie obywatelom realizacji

ich konstytucyjnego prawa do opieki – nie b!dzie

go bowiem w stanie wyegzekwowa& "aden zapis

ustawowy ani konstytucyjny.

Page 103: OBYWATEL nr 3(47)/2009

103Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XIX

N!"-#$%&!'()", )!"-#*+,-.)"

Wed!ug Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony

Zdrowia, na koniec 2003 r. funkcjonowa!o 767 szpitali,

w tym tylko 103 by!y w prywatnych r"kach. W 2005 r.

ta ostatnia liczba wzros!a do oko!o 120. Wed!ug

Med-Info, na pocz#tku 2002 r. w Polsce liczba szpitali

niepublicznych stanowi!a nieco ponad 12% wszystkich

placówek. Udzia! !ó$ek w nich wynosi! zaledwie 3%

tych w ca!ym szpitalnictwie. W 2007 r. na ponad 700

publicznych szpitali przypada!o ponad 170 prywatnych.

W lutym 2008 r. by!y w Polsce 742 szpitale, w%ród

których 153 to placówki „niepubliczne”, a w%ród nich

60 to spó!ki prawa handlowego. Wi"kszo%& z nich to

placówki dzia!aj#ce w formie samodzielnych niepu-

blicznych zak!adów opieki zdrowotnej.

Co jednak kryje si" pod nazw# „niepubliczny”? Otó$

przyk!adowo, w 2006 r. w!a"cicielami niepublicz-

nych szpitali by!y: powiaty (83%), gminy (15,5%),

pracownicy (ok. 1%) i sektor prywatny (0,5%). Nie

jest to zatem klasyczna w!asno"# prywatna, ale

w!asno"# jednostki samorz$du terytorialnego. Po

przeanalizowaniu struktury w!a"cicielskiej tych

placówek, mówienie o wy%szo"ci prywatnego

nad publicznym okazuje si& fa!szywe.

W innych krajach europejskich rzecz ma si"

odmiennie. We Francji 32% szpitali to placówki

niepubliczne, w Niemczech – jedynie 28%. Je"li

idzie o udzia! szpitali niepublicznych w !$cznej

ilo"ci !ó%ek, to liczby oscyluj$ przeci&tnie wokó!

50%. Doda# jednak nale%y, %e po!owa szpitali to

szpitale publiczne, pozosta!e to szpitale non-pro-

fit, czyli dzia!aj"ce nie dla zysku (prowadzone

g!ównie przez Ko"ció! i Czerwony Krzy%), a tylko

troch& ponad 5% z nich to szpitale komercyjne.

Dla odmiany, we W!oszech sektor prywatny

obejmuje 35% szpitali i ok. 20% !ó%ek. Okazuje

si& zatem, %e publiczna w!asno"# samorz$do-

wa jest nieop!acalna tylko w Polsce. Mo%e by#

ona op!acalna jak ka%de inne przedsi&biorstwa

w ka%dy innym sektorze w innych krajach. To

kolejny dowód na to, i$ rozwi#zanie problemów s!u$by

zdrowia le$y przede wszystkim w rozs#dnym zarz#-

dzaniu, nie za% w stosunkach w!asno%ciowych.

L!%"*-&)" /!.+

G!ówn# przyczyn# nieszcz"%& polskiej s!u$by zdrowia

jest nik!o%& %rodków, jakie si" na ni# przeznacza. Cho#

plasujemy si& w pierwszej pi&#dziesi$tce kra-

jów najwi&cej wydaj$cych na ochron& zdrowia,

po"wi&camy na ten cel nawet 10 razy mniej ni%

przeci#tny mieszkaniec „starej Unii Europejskiej”.

Jest to niezrozumia!e, poniewa% PKB per capita

("rednio na statystycznego obywatela) jest tam

wy%szy tylko czterokrotnie. Ponadto, wci#$ rosn#

koszty ochrony zdrowia, m.in. w zwi#zku z wyd!u-

$aj#c# si" %redni# $ycia. Dodatkowo, tylko w latach

2000-2005 liczba osób hospitalizowanych zwi"kszy!a

si" o 15%. Dochodzi do tego marnotrawstwo w zarz#-

dzaniu pieni"dzmi pochodz#cymi z obowi#zkowych

ubezpiecze' spo!ecznych, które stanowi# niemal

60% %rodków przeznaczanych na ochron" zdrowia.

Mo$na pokusi& si" o podejrzenie, i$ jest to rozmy%lna

niegospodarno%&.

Problemem jest wreszcie kwestia podej%cia pracow-

ników ZOZ-ów do pacjentów. Nie chodzi tu o ocen"

jako%ci us!ug medycznych, oferowanych przez publiczne

zak!ady ochrony zdrowia, czyli tzw. profesjonalizm

personelu, ale raczej o brak do%wiadczenia publicznej

s!u$by zdrowia we w!a%ciwej obs!udze pacjentów.

Cho& mo$e si" wydawa&, i$ ma to niewielki zwi#zek

z etyczn# misj# s!u$by zdrowia, publiczna opieka

zdrowotna musi rozpocz#& dostosowywanie si" do

logiki racjonalnego ponoszenia pewnych kosztów oraz

uzyskiwania przychodów. Tym sposobem, bez koniecz-

no"ci ograniczania "wiadczenia us!ug, b&dzie

mog!a konkurowa# z prywatnymi placówkami.

Owe dostosowanie polega& mia!oby mi"dzy innymi na

rozwi#zaniu trudno%ci zwi#zanych z u%wiadamianiem

personelu o ci#$#cej na nim wspó!odpowiedzialno%ci

nie tylko za jako%& %wiadczonych us!ug, ale równie$ za

koszty. Wi#$e si" to na przyk!ad z nauk# dostrzegania

bna

RACH

EL C

OBC

ROFT

Page 104: OBYWATEL nr 3(47)/2009

104 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXX

potencjalnych oszcz!dno"ci w codziennym funkcjono-

waniu placówki, np. w korzystaniu z energii elektrycznej

czy wody lub niektórych "rodków medycznych. Nie

mo#e si! to oczywi"cie wi$za% z ograniczonym dost!pem

do "rodków ochrony bezpiecze&stwa i higieny pracy,

a takie przypadki nie nale#$ do rzadkich.

Kolejna kwestia dotyczy nauki odpowiedzial-

nego reagowania na potrzeby spo!eczno"ci. Nie

chodzi tutaj tylko o „szacunek przy okienku”,

ale tak#e np. o likwidowanie niepotrzebnych

przerw pomi$dzy kolejnymi pacjentami w sy-

tuacji, gdy który" z umówionych nie pojawi!

si$ o wyznaczonym czasie. Publiczna s!u#ba

zdrowia mo#e sobie bez trudu poradzi% z tego

typu zadaniami.

P!"#$%"& '()*+$'( B('!

Kluczowym argumentem przeciwko komercjalizacji

i prywatyzacji s'u#by zdrowia jest wp'yw tych proce-

sów na dost!pno"% "wiadcze&. W prywatnej s!u#bie

zdrowia odmowa leczenia jest powszechnym

zjawiskiem, mimo jej niezgodno"ci z prawem.

Kliniki prywatne nie mog& posiada% izb przyj$%,

szpitale prywatne – nie chc&. Oznacza!oby to

bowiem, !e trafialiby do nich tzw. pacjenci z uli-

cy, niezweryfikowani pod wzgl"dem p#ynno$ci

finansowej. Opieka nad znajduj$cym si! w stanie

zagro#enia #ycia pacjentem po wypadku wi$#e si!

z wysokimi kosztami. (atwiej jest zarabia% na prostych

zabiegach lub na specjalistycznym poradnictwie.

W'a"nie dlatego prywatne placówki zarabiaj$

na opiece ambulatoryjnej i szerokim 'ukiem omijaj$

kosztown$ opiek! zdrowotn$ zwi$zan$ z hospitalizacj$.

Pró!no szuka% prywatnych oddzia#ów: gru&li-

czych, onkologicznych, geriatrycznych czy do-

chodowych placówek dla ob!o#nie chorych lub

zajmuj&cych si$ opiek& medyczn& nad pacjentami

wymagaj&cymi pobytu w hospicjach. Dlatego

nik!e s& szanse, aby kiedykolwiek publiczne

szpitale mog!y zosta% zast&pione przez takie

same, lecz prywatne placówki. Z tej przyczyny

mamy w Polsce dychotomiczny system opieki

medycznej, na który sk!ada si$ dochodowa opie-

ka pierwszego kontaktu oraz kapita!och!onne

lecznictwo m.in. szpitalne.

Czy mo#na spodziewa% si! czego" wi!cej od nie-

publicznych zak'adów zarz$dzanych przez powiat, ni#

od przedsi!biorcy gotowego zarabia% na cudzym nie-

szcz!"ciu? Niestety nie! Przekszta'cone powiatowe ZOZ-y

przestaj! by" instytucjami non-profit. Coraz cz#$ciej

twierdzi si!, #e przekszta'cona placówka jest instytucj$

„nie tylko dla zysku” (not just for profit)*. W praktyce

oznacza to, #e przekszta'cony zak'ad rezygnuje z niedo-

chodowych form opieki nad chorymi. Chocia# samorz$d

ma obowi$zek zapewnienia opieki zdrowotnej ludno"ci

zamieszkuj$cej na jego terenie, w ko&cu i tak okazuje

si!, #e zysk jest wa#niejszy od pacjentów.

Dowodem na to jest publikacja wydana nak'adem

starostwa w Pleszewie przy wspó'udziale dyrektora

tamtejszego SP ZOZ. Zgodnie z ni$, podstaw$ funk-

cjonowania szpitala musi by% wypracowany zysk.

Mimo zapewnie&, #e zyski osi$gane przez dochodowe

oddzia%y b#d! finansowa%y straty powstaj!ce podczas

"wiadczenia us'ug na oddzia'ach niedochodowych,

mo#na przypuszcza%, #e przysz'o"% tych ostatnich

jest przes$dzona i #e zostan$ one zlikwidowane lub

znacznie ograniczy si! zakres ich dzia'alno"ci. Nikt

zreszt$ nie gwarantuje, #e mieszka&cy b!d$ mogli nadal

korzysta" z bezp%atnych $wiadcze& finansowanych

przez NFZ w takim samym zakresie, jak dotychczas,

skoro nie mo#na przewidzie%, czy Fundusz podpisze

z nowymi podmiotami takie same kontrakty.

Ka#dy obywatel ma w Konstytucji zagwaranto-

wany równy dost!p do s'u#by zdrowia. Czy mo#liwa

b!dzie realizacja tego prawa, gdy s'u#ba zdrowia

dzia'a% b!dzie wy'$cznie w oparciu o rachunek eko-

nomiczny? Przecie# zajmuje si! ona #yciem ludzkim,

które jest najwy#sz$ warto"ci$. Mi!dzy innymi z tej

przyczyny Rzecznik Praw Obywatelskich zmuszony

by% niespe%na rok temu wystosowa" oficjalne pismo

do minister zdrowia Ewy Kopacz. Wskazuje w nim, #e

czysto ekonomiczne podej"cie do opieki zdro-

wotnej prowadzi do dyskryminacji niektórych

grup obywateli, poniewa# pacjent wymagaj&cy

bardziej skomplikowanej opieki medycznej

bywa traktowany jak obywatel drugiej lub

jeszcze odleglejszej kategorii. Chodzi tu przede

wszystkim o praktyki dyskryminuj&ce pacjen-

tów umieraj&cych z powodu innych schorze'

ni# nowotwory. Mia!o to miejsce w stosunku

do pacjentów szpitala im. J. Korczaka w (odzi.

Pacjentów lecznicy ufundowanej ponad 100 lat temu

przez jedn$ z najbogatszych 'ódzkich rodzin, z powodu

wal$cych si! murów przeniesiono do Instytutu Centrum

Zdrowia Matki Polki. Reorganizacja struktury w tym

ostatnim nie poprawi'a dost!pno"ci us'ug.

ZOZ nie jest zyskown$ manufaktur$. Dlatego

mierzi% powinny raporty rz$dowe, wskazuj$ce, #e np.

wykorzystanie !ó"ek w 18 szpitalach by!o nieza-

dowalaj#ce, tj. poni"ej po"#danego poziomu (85%).

Dotyczy!o to przede wszystkim oddzia!ów: gineko-

logiczno-po!o"niczych, gdzie $rednie wykorzystanie

!ó"ek w badanym okresie wynios!o 61,6%, laryngo-

logicznych – 64,3%, pediatrycznych – 65,6%. Przecie#

ryzyka zapadni$cia na pewnego typu schorzenia

i przypad!o"ci nie sposób przewidzie%. Jak zatem

Page 105: OBYWATEL nr 3(47)/2009

105Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XXI

prowadzi! dzia"alno#! w sposób ekonomicznie

racjonalny, ale tak, aby nie by! zmuszonym do

wydawania og"osze$ o tre#ci: „Wszystkie "ó%ka

chwilowo zaj!te. Prosz! spróbowa" pó#niej”?

Ponadto, zmniejszanie liczby "ó%ek w szpitalach

publicznych jest na r&k& spekulantom, którzy

marz' o przej&ciach szpitali klinicznych. Powód

jest oczywisty. Zdrowie jest warto#ci', za któr'

gotowi jeste#my zap"aci! ka%d' cen&, niezale%nie

od tego, ile mamy pieni&dzy. Nietrudno zatem

wyobrazi! sobie prywatyzacj& jedynego na kilka

województw oddzia"u onkologicznego, dzi&ki

czemu jego w"a#ciciel b&dzie móg" dyktowa!

warunki cenowe. Przyk"ady tego typu patolo-

gicznych zjawisk znale#" mo$na w Niemczech,

gdzie wyst!puj" one nagminne. Je#li kogo# nie sta$

na prywatne leczenie, musi korzysta$ z pa%stwowych

szpitali, w których mimo zamo&no#ci obywateli nie-

mieckich kolejki s" niewiele krótsze ni& w Polsce.

H!"#$%&'()! *+, $&"!'&-!.*!?

Ludzie zawsze b!d" chorowa$, zatem na us'ugach

medycznych zawsze b!dzie mo&na zarobi$. Nie dziwi"

zatem dzia'ania podejmowane przez ró&nego rodzaju

inwestorów na rynkach kapita'owych. To za ich spraw"

pojawi'o si! franczyzowanie (sprzedawanie ma'ym

placówkom prawa do u&ytkowania logo znanej marki),

podkupywanie i wykup niewielkich ZOZ-ów.

Na pocz'tku 2008 r. przewidywano, %e roczne

przychody ze sprzeda%y aktywów najwi&kszych

prywatnych firm medycznych wynios% 1 mld z&.

W ten sposób dotychczasowi w"a#ciciele poszu-

kiwali kapita"u na rozbudow& sieci placówek,

rzadziej inwestuj'c w nowoczesn' aparatur&.

Inne firmy wchodzi&y na gie&d! lub emitowa&y

papiery d"u%ne. Ca"a ta aktywno#! nakierowana

jest na osi'ganie mo%liwie najwi&kszej zyskow-

no#ci. Intratno#$ interesów w tej bran&y jest ogromna.

Przyk'adowo, warto#$ Centrum Medycznego Lim,

szacowana na 150 mln z', niemal podwoi'a si! z dnia

na dzie% jedynie za spraw" og'oszenia zapraszaj"cego

nowych inwestorów. G'ównymi zainteresowanymi

takimi inwestycjami s" towarzystwa ubezpieczeniowe,

które w!sz" w nich dobry interes.

Inwestorów dla szpitali poszukuj" równie& niektóre

samorz!dy. Adam Kozierkiewicz – cz"owiek Centrum

Analiz Spo'eczno-Ekonomicznych, tj. instytucji, której

mentoruj! Leszek i Ewa Balcerowiczowie – przeko-

nuje, &e „to dobry kierunek, ale trzeba zachowa$

ostro&no#$”. Jego zdaniem, nale&y prywatyzowa$

„cz!#$ us'ugow" szpitala, maj"tek powinien pozosta$

w'asno#ci" samorz"du”. W my#l ustawy z 30 sierpnia

1991 r. o zak'adach opieki zdrowotnej, prywatyzacja

mo&e odbywa$ si! poprzez: prywatyzacj! #wiadcze%

zdrowotnych, prywatyzacj! funkcjonaln", prywatyzacj!

us'ug pomocniczych, prywatyzacj! cz!#ciow". Kozier-

kiewicz wyklucza zatem drug" i czwart" z mo&liwo#ci.

Z tej przyczyny w omawianym przypadku nie powinno

L!"#$% #&'(#% )*"+ ,-./.'&0, #&1%2 3& !(4!5&,- 2%"6,#36,- #&'(#% )*"#$% 2.73& #&/.)$0

bna

JOH

N R

YAN

Page 106: OBYWATEL nr 3(47)/2009

106 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNAXXII

si! mówi" o prywatyzacji szpitala, lecz o prywatyzacji

mo#liwo$ci $wiadczenia us%ug z jego pomoc&.

Starosta, zarz&dca szpitala w Wieruszowie, prze-

widuj&c ewentualne k%opoty, post&pi% w nast!puj&cy

sposób: Szpitala nie odda!em. Je"li upadnie, nie

stracimy lecznicy i b#dziemy mogli stworzy$ kolejn%

firm!. Zgodnie z podobn! filozofi! powsta"o co

najmniej 55 innych szpitali niepublicznych, które

funkcjonuj! jako podmioty prawa handlowego,

ale mimo to s! z ca"ym maj!tkiem w"asno#ci!

samorz!dow!. Dzia"alno#$ rynkowa wi!%e si&

z ryzykiem, dlatego za ewentualne straty szpi-

tal-spó"ka odpowiada swoim maj!tkiem. Z tego

powodu zacytowane podej#cie jest o wiele

bardziej rozs!dne od tego, które proponuje

Platforma Obywatelska. Promowane przez ni!

rozwi!zania zak"adaj!, %e szpitale b&d! mog"y

by$ likwidowane lub upada$ w zale%no#ci od

tego, co b&dzie korzystniejsze dla wierzycieli.

Tym samym wszelkie koszty zwi!zane ze

sp"at! d"ugów i tak spoczn! na podatnikach,

ale bez mo%liwo#ci powo"ania nowej placów-

ki, której maj!tek zostanie przej&ty w zamian

za zobowi!zania. W czyim interesie forsowane s&

przekszta%cenia w%asno$ciowe wed%ug takiego mode-

lu? Na pewno nie chodzi tutaj o interes spo%eczno$ci

lokalnych i pacjentów.

Z!"#$%& '()#*&+,-%#-&, -%& ()".$/0.,#$/-&

Jedni pomstuj& do nieba i #&daj& kar dla aferzystów,

inni d&#& do prostackiego uw%aszczenia za pomoc&

neoliberalnych metod, jeszcze nast!pni – domagaj" si!

utrzymania status quo. Istnieje jednak inne rozwi&zanie

problemów s#u$by zdrowia – uspo#ecznienie.

Zdecentralizowanie $rodków u%atwia zarz&dzanie

i pozwala skuteczniej zaspokaja" potrzeby lokalnej

ludno$ci. Skoro powiatowa i gminna s"u%ba

zdrowia funkcjonuj! i maj! szanse rozwoju,

dlaczego nie skorzysta# z tego do$wiadczenia?

Przekszta%cenia nie musz& oznacza" pe%nego przeka-

zania maj&tku samorz&dom. Co wi!cej, jest to obecnie

zupe%nie nierealne, je$li wzi&" pod uwag! zad%u#enie

znacznej cz!$ci placówek. Niektóre samorz&dy pora-

dzi%y sobie z tym problemem za pomoc& obligacji lub

innych form finansowania zewn!trznego.

Sposób polegaj&cy na zad%u#aniu kolejnych pokole'

poprzez emisj! obligacji nie jest jedyny. Uspo"ecznienie

polegaj!ce na sp"aceniu zobowi!za' kosztem spo-

"eczno#ci lokalnej wydaje si& równie% rozs!dn!

metod!, poniewa% nie ma przeciwwskaza', aby

spo"eczno#$ mog"a by$ w"a#cicielem aktywów

szpitala. Wa#ne jednak, by nie sko'czy%o si! to tak,

jak próby ratowania polskich stoczni i nie by%o okazj&

do przekr!tów. Z tej przyczyny uspo%ecznienie mo#e

si! odbywa" jedynie jako $rodek realizacji oddolnej

inicjatywy. Obligatoryjno$" przekszta%ce', której do-

maga si! PO, nie jest roztropna, poniewa# nie sposób

zdefiniowa% wszelkich mo$liwych metod przejmowania

maj&tku publicznego przez podmioty prywatne.

Zdaniem wiceprezesa Stowarzyszenia Mened#e-

rów Opieki Zdrowotnej, Jaros%awa Kozery, system

opieki zdrowotnej powinien by" oparty na zak%adach

publicznych i niepublicznych, a decyzja o przekszta%-

ceniu powinna zapada" na szczeblu lokalnym. Istotna

jest rola, jak& szpital spe%nia w lokalnej spo%eczno$ci.

W jego ocenie, nie ma w&tpliwo$ci, #e szpital po-

wiatowy, który obs"uguje populacj& 60-100 tys.

mieszka'ców, bardzo dobrze sprawdza si&

w formie niepublicznej. Nie wyklucza to jednak

tego, %e jego w"a#cicielem mo%e by$ zarówno

powiat, jak i spo"eczno#$ lokalna.

Zaanga#owanie spo%eczno$ci lokalnej w procesie

przekszta%ce', konsultowanie i podj!cie aktywno$ci, ma

kluczowe znaczenie w ich trakcie i pó&niej. Ponadto, je-

$li racj! maj& zwolennicy przekszta%ce', którzy twierdz&,

i# „prywatny” szybciej si! dostosowuje do warunków,

jakie stawia NFZ, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby

czerpa" korzy$ci p%yn&ce z obu tych w%a$ciwo$ci

i stworzy" warunki, w których w%a$cicielem b!dzie

najbardziej zainteresowany podmiot, poniewa# to on

stanie si! odbiorc& konkretnych $wiadcze'.

Mo#e si! to odbywa" w dwojaki sposób. Pierwszy

polega na stworzeniu placówek, których w%a$cicielem

b!d& pracownicy i samorz&d lokalny. To wi&#e si!

z wprowadzeniem w #ycie cz!$ci zapisów o akcjonaria-

cie pracowniczym, ze wszystkimi tego konsekwencjami,

co mo#e prowadzi" do komercjalizacji i usuni!cia z ryn-

ku podmiotów s#abszych ekonomicznie – tym samym

powtarzamy istniej&c& sytuacj!. Nale#y obawia" si!

równie# tego, aby po odd%u#eniu, placówki ponownie

si! nie zad%u#y%y. W momencie braku wsparcia ze

strony rz&du b!dzie to równoznaczne z likwidacj&

placówki, poniewa# zad%u#enie prowadzi do sytuacji,

$e szpitale s" przejmowane za d#ugi i w efekcie trafiaj"

w prywatne r!ce w du#o gorszym stanie, z bardziej

zdewastowanym sprz!tem i ca%& infrastruktur&. Mo#e

to uniemo#liwi" prowadzenie placówki.

Druga mo#liwo$" to przyj!cie do wiadomo$ci,

#e szpitale oraz ca%a opieka medyczna nie mog& by"

przedsi!wzi!ciem racjonalnym ekonomicznie (w rozu-

mieniu klasycznych teorii), jak chcieliby tego niektórzy

decydenci pa'stwowi. Spo"eczno#$ lokalna nie

mo%e by$ pozbawiona swojego podstawowego

prawa – dost&pu do opieki medycznej. Z tej

przyczyny mo%e zosta$ obarczona ryzykiem

Page 107: OBYWATEL nr 3(47)/2009

107Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XXIII

zwi!zanym z funkcjonowaniem szpitala; sp"aca#

ewentualne d"ugi, ale nie wyzbywa# si$ maj!tku,

podobnie jak ma to miejsce w towarzystwach

ubezpiecze% wzajemnych. Je&li placówka jest

dochodowa, cena us"ug spada. Je&li natomiast

szkód w postaci chorób jest wi$cej, spo"eczno&#

dop"aca do wcze&niej uiszczonych sk"adek.

Taka alternatywa wydaje si$ by# najbardziej

rozs!dnym rozwi!zaniem, poniewa' w d"u'szym

okresie prowadzi do podejmowania decyzji za-

pobiegaj!cych chorobom, a nie jedynie leczenia

chorób – a na tym powinno zale'e# ka'demu

z nas. Z tej przyczyny, warto dobrze zastanowi! si",

jak przeprowadza! przekszta#cenia ZOZ-ów. Ustawa

nie przewiduje przekszta#cenia ZOZ-ów w spó#dzielnie,

co by#oby korzystne dla pracowników i spo#eczno$ci

lokalnych. Aby by#o to mo%liwe, konieczne jest przej-

$cie przez szereg procedur zwi&zanych z likwidacj&

placówki, w taki sposób, aby pó!niej zagwarantowa" jej

dalsze funkcjonowanie, ale ju% jako podmiotu charak-

teryzuj&cego si" inn& form& w#asno$ci. To w znacznym

stopniu uniemo%liwia masowe urzeczywistnienie idei

uspó#dzielczenia publicznych ZOZ-ów. Z tej przyczy-

ny pierwszym krokiem powinna by# zmiana

ustawodawstwa, która umo'liwi"aby tworzenie

spó"dzielni w &rodowiskach podzielaj!cych opini$,

i' prywatyzacja nie daje gwarancji zaspokojenia

potrzeb spo"eczno&ci lokalnej. Takie prawo nie

musi by# na r$k$ wszystkim grupom interesu,

dlatego zanim to nast!pi, nale'y sukcesywnie

wymusza# na w"adzach przekszta"canie istnie-

j!cych na ich terenie placówek w spó"ki prawa

handlowego. Statut takich spó"ek musi jednak

gwarantowa# partycypacj$ w ich funkcjono-

waniu ze strony w"a&cicieli oraz pracowników,

pacjentów i innych interesariuszy.

Tego typu próby przekszta#ce' s& bardzo istot-

ne z uwagi na fakt, %e starostwa lub inni w#odarze

mog& nie akceptowa! prób natychmiastowej zmiany

statusu ZOZ-ów. Tak by#o cho!by w Bielsku-Bia#ej,

gdzie pracownicy przedstawili projekt przekszta#cenia

Specjalistycznego Psychiatrycznego Zespo#u Opieki

Zdrowotnej w spó#dzielni" pracy. Z ró%nych, ma#o

obiektywnych i niezbyt merytorycznych przyczyn, nie

spotka# si" on z aprobat& w#adz lokalnych. W zwi&zku

z tym, s#uszny wydaje si" postulat, aby za g#ówny cel

obra! propagowanie podobnej idei najpierw w$ród

mieszka'ców danej gminy czy powiatu. Dopiero

wówczas uda si" zdoby! wystarczaj&ce poparcie, które

znacznie u#atwi wdro%enie alternatyw podwa%aj&cych

logik" wszechobecnego neoliberalnego dyskursu.

Jest to istotne mi"dzy innymi dlatego, i% prze-

kszta"cenia w s"u'bie zdrowia nie mog! by#

wprowadzane odgórn! decyzj!, która w bar-

barzy%ski sposób niweczy wszystkie idea"y

przy&wiecaj!ce powstawaniu powszechnej opieki

medycznej. Doprowadzi#oby to do nieuchronnej

katastrofy, takiej samej, której uczestnikami s& miesz-

ka'cy USA. Ich sytuacja wydaje si" wr"cz groteskowa,

kiedy spostrze%e si", %e maj& opiek" zdrowotn& na

wyci&gni"cie r"ki, ale z braku funduszy nie mog&

sobie na ni& pozwoli!.

Mateusz !uk

* W po#owie roku 2008 Wojewódzki S&d Administracyjny

w Opolu wyda# wyrok uniewa%niaj&cy prywatyzacj" szpi-

tala w Kluczborku. W uzasadnieniu napisano, %e prywaty-

zacja jedynego szpitala w powiecie nie zapewnia pe#nej re-

alizacji prawa zapisanego w Konstytucji, nawet je$li w#a$ci-

cielem podmiotu jest samorz&d. Ca#a za$ sprawa rozpocz"#a

si" od likwidacji oddzia#u ratunkowego.

wiem,jaka jest strategia !rmywiem,czy przedsi"biorstwo nie kuleje !nasowowiem,czy nie planuj# zwolnie$ grupowychwiem – jestem w radzie pracowników

wszechstronna pomoc dla rad

b V

ASE

PETR

OVS

KI

POLECAMY

centrum wspierania rad pracownikó[email protected] 042/ 630 17 49

Page 108: OBYWATEL nr 3(47)/2009

N!"# $%&'($# " B&)*&!+,-, O)."#+,*#!

E!"#$! A%$#&'"()*B$#+,$(+"', ('-*!#$.'/0, "(123!4*#3#.*,P&%/# %01234&,*-4, & %+!"#54.%4,6&!",W.)15 & !05#-!"#6&, R,/&7&8%4 O$5#%$#

P' $#4 1*,$"(45 '! 67 -#+ "5!#.*, )(*89)* (35..,:' 1'-()*,:' &5/-*;*,-#!

P' $#4 1*,$"(45 " <*(+'$** " '('%.5& +'&*, 4,%$#., "(45(+)*, =,:' #$+5)>35 1'/"*?;'., )''1,$#+54&'"*, "(1231$#;5, (+'"#$45(4,.*'&, '!!'-.5& *.*;=#+5"'& (1'3,;4.5&!

P' $#4 1*,$"(45 '! $')> 6@A7 1$451'&*.#&5 )*-)# >.*)#+'"5;< +,)(+2" A%$#&'"()*,:'!

280 stron, w tym najwa!niejsze teksty Abramowskie-

go o tej tematyce, m.in. „Idee spo"eczne kooperaty-

zmu”, „Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu

pracuj#cego”, „Znaczenie spó"dzielczo$ci dla demo-

kracji”, „Stowarzyszenia i ich rola”, „Zwi!zki Przyja"-

ni” i inne. Oprócz tego jako bonus unikatowy artyku"

Jana Wolskiego „Z przemówie% Edwarda Abramow-

skiego” oraz obszerne pos"owie Remigiusza Okraski

„Braterstwo ponad wszystko”.

Wspólna edycja „Obywatela”, Krajowej Rady Spó"-

dzielczej i Instytutu Stefczyka

To nie jest ksi#!ka tylko o spó"dzielczo$ci. To ksi#!-

ka o szlachetnej i wizjonerskiej idei Abramowskiego,

który akcentowa" znaczenie prawdziwej demokracji,

oddolnej wspó#pracy, braterstwa i przyja"ni, jako

dróg ku lepszemu $wiatu, pozbawionemu wad kapi-

talizmu i marksowskiego socjalizmu. Jeden z najwy-

bitniejszych polskich my$licieli, twórca oryginalnego

systemu etycznego, wyk"ada swoje koncepcje nie za

pomoc# naukowego !argonu i wizji oderwanych od

!ycia, lecz malowniczym i przyst&pnym j&zykiem, od-

wo"uj#c si& do codziennych ludzkich postaw, proble-

mów spo"ecznych i ekonomicznych oraz sposobów

ich rozwi#zywania.

Pozna!am Edwarda Abramowskiego i jemu to, jak

wielu innych ludzi, jak ca!a Polska, zawdzi"czam

moje prawdziwe, duchowe zetkni"cie si" z koope-

racj#. Na skutek zainteresowania si" jego dzie!em

w ogóle, przeczyta!am tak$e jego s!awne prace.

Ol%ni!y mnie.

Maria D!browska

Znaczenie najwi"ksze Abramowskiego dla ru-

chu spó!dzielczego polega na zaszczepieniu mu

ideowo%ci. Ma to by& ruch nie tylko ekonomicz-

ny, s!u$#cy podnoszeniu skali $ycia, ale przede

wszystkim ruch spo!eczny, zmierzaj#cy %mia!o

do innego ustroju spo!ecznego, chc#cy stwarza&

w ka$dym dniu i godzinie ten nowy ustrój przez

woln# twórczo%& jednostki, twórczo%& codzienn#,

upart#, wytrwa!#, drog# wspó!dzia!ania, drog#

wcielania w $ycie najwi"kszej ewangelii $ycia –

idei braterstwa.

prof. Konstanty Krzeczkowski

Cena w ksi"garniach 29 z# – u nas kupisz

za 24 z# (koszt przesy#ki wliczony)! Prosimy

o wp#at" takiej kwoty na konto:

Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”

ul. Wi!ckowskiego 33/126, 90-734 "ód#

Bank Spó#dzielczy Rzemios#a,

ul. Moniuszki 6, 90-111 "ód#

numer konta: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001

W opisie prosimy wpisa$ „Abramowski”

(brak tej informacji spowoduje

od#o%enie w czasie wysy#ki).

Page 109: OBYWATEL nr 3(47)/2009

109Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

Podczas negocjacji Pakietu Klimatyczno-Energe-tycznego, zaproponowanego przez Komisj! Eu-ropejsk" w styczniu #$$% r., krajowa prasa infor-mowa&a przede wszystkim o wyj"tkowo'ci naszej sytuacji. Dowiadywali'my si! niemal codziennie o gro("cym Polsce nawet stuprocentowym wzro-'cie cen energii elektrycznej, o upadku przemy-s&u i spowolnieniu gospodarczym. To, co do tej pory by&o polskim atutem – tania energia z w!-gla – mia&o si! sta) gwo*dziem do trumny naszej gospodarki.

Od grudnia 2008 r. Europa ma Pakiet, a Polska

energetyka mo!e zosta" cz#$ciowo zwolniona z kosz-

townego zakupu pozwole% na emisj# dwutlenku w#gla.

Koszty redukcji emisji pozostan& wysokie, ale nikt

przecie! nie obiecywa', !e „zielona rewolucja” b#dzie

prosta i tania. Czy byli$my sami z naszymi obawami

i czarnymi scenariuszami? Jacy inni aktorzy próbowali

wp'yn&" na zmian# propozycji Komisji Europejskiej?

Kto b!dzie najwi!kszym beneficjentem Pakietu?

P!"#$%, "%&'( )*+ %',-./ 01!2(

O Pakiecie Klimatyczno-Energetycznym s'yszeli$my

ju! wielokrotnie. Od 2005 r. w Unii Europejskiej oko'o

11 000 instalacji przemys'owych otrzymuje limity emisji

dwutlenku w#gla. Je$li potrzeby danej instalacji s&

wi#ksze ni! zak'ada to limit, dodatkowe uprawnienia

do emisji CO2 mo"na kupi# od firmy, która posiada

niewykorzystywan& nadwy!k# w ramach w'asnego

limitu. Odbywa si# to w ramach europejskiego systemu

handlu pozwoleniami na emisj# (EU ETS).

Ten bezzapachowy i niepalny gaz, w coraz wi#k-

szych ilo$ciach uwalniany do atmosfery przez cy-

wilizacj# przemys'ow&, uznawany jest za g'ównego

sprawc# globalnego ocieplenia. Wnioski te wspiera

swoim autorytetem Mi#dzyrz&dowy Panel ONZ ds.

Zmian Klimatycznych (IPCC). Jak twierdzi IPCC i wielu

$wiatowych polityków, aby zapobiec gro!&cej $wiatu

katastrofie klimatycznej nale"y znacznie ograniczy#

emisj# dwutlenku w#gla do atmosfery. Problem w tym,

!e jest on nieod'&cznym produktem procesów spalania

przy wytwarzaniu energii oraz w przemy$le.

W Polsce debata nad nowym europejskim Pakietem

Klimatyczno-Energetycznym pocz&tkowo rozwija'a

si# powoli i leniwie, lecz nabra'a tempa w drugiej

po'owie minionego roku, wraz ze zbli!aj&cym si#

szczytem Rady Europejskiej*. Warto przypomnie",

i! w$ród polskich postulatów znalaz'a si# koncepcja

wypracowana przez IFIEC (International Federation

of Industrial Energy Consumers – Mi!dzynarodowa

Federacja Przemys'owych Odbiorców Energii) Europe,

a Komisja Europejska zachowywa'a nieugi#t& postaw#

nie tylko podczas spotka% z polskimi negocjatorami. Dr

Boles$aw Jankowski z firmy badawczo-konsultingowej

EnergSys pisze, i! g'ówn& cech& metody IFIEC jest to,

!e w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej

redukuje wzrost cen energii elektrycznej oko!o

dziesi"ciokrotnie. Likwiduje przy tym ca!kowicie

nadspodziewane zyski u producentów energii

elektrycznej, o których pisz# dalej.

Dlaczego Komisja Europejska nie przyj#'a metody

IFIEC? Warto przedstawi" przebieg debaty z udzia'em

IFIEC Europe oraz wskaza" silnych aktorów, którzy

mog% sta# si! najwi!kszymi beneficjentami propo-

nowanych przez Komisj# Europejsk& zasad handlu

uprawnieniami do emisji.

W#134!55 6',4#%7 – 1#$2,'!51! 7%',1! .!135* CO8

W styczniu 2008 r. Komisja Europejska zaproponowa'a

nowelizacj# dyrektywy o handlu uprawnieniami do

emisji (Dyrektywa EU ETS 2003/87/WE). W$ród wpro-

wadzonych zmian znalaz'y si# m.in. zapisy o obowi&zku

zakupu na aukcjach ca'o$ci uprawnie% do emisji CO2

dla europejskiej energetyki oraz stopniowe wprowa-

dzanie aukcji dla europejskiego przemys'u. Dotychczas,

w ramach EU ETS, uprawnienia do emisji CO2 by'y

przyznawane za darmo. Jedynie emisje wykraczaj&ce

poza przyznany limit musia'y by" op'acane. Nie by'a

to jednak op'ata podatkowa do bud!etu pa%stwa. Firma

A, która wyemitowa'a wi#cej ni! zak'ada' to jej roczny

przydzia', musia'a dokupi" dodatkowe uprawnienia

od firmy B, która w danym roku wyemitowa$a mniej,

ni! wynosi' jej limit. Do redukcji emisji mia'y zatem

zach#ca" koszty poniesione w handlu CO2, a nie koszty

z tytu'u opodatkowania.

A5$"7!13'! L#7

(P7$*3,)$",5,9#! 35! :,9!-0(

XXV

Page 110: OBYWATEL nr 3(47)/2009

110 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

Dlaczego europejska energetyka ma od 2013 r.

kupowa! ca"o#! pozwole$ na emisj%? Odpowied&

jest prosta. To w!a"nie europejska energetyka bez

skrupu!ów wlicza!a koszt uprawnie" do emisji

CO2 w cen# energii elektrycznej, pomimo i$

uprawnienia te otrzymywa!a za darmo. Obci%$e-

nia zwi%zane z systemem handlu pozwoleniami

na emisj# spad!y na europejskiego konsumenta,

który np. w Holandii do ceny 1 MWh dop!aca!

równowarto&' 103% ceny pozwolenia na emisj#

jednej tony dwutlenku w#gla. Nadspodziewa-

ne i niemoralne zyski (windfall profits), które

sp!yn#!y do kieszeni europejskich producentów

energii, wywo!a!y fal" oburzenia w Europie.

Zasada by!a taka: produkujesz emitujesz

zu#ywasz uprawnienia do emisji. Gdy przestaniesz

produkowa$, korzystasz z zasady: nie produkujesz

nie emitujesz sprzedajesz uprawnienia do emisji.

Po co wi#c produkowa' energi#, skoro mo$na

zarabia# na sprzeda$y uprawnie%? Zw!aszcza,

je&li otrzyma!e& je za darmo. A je&li ju$ musisz

produkowa', to wlicz w cen# energii utracon%

mo$liwo&' zysku z tytu!u sprzeda$y uprawnie"

do emisji CO2. Niech konsument za to zap!aci.

Ju# w 2002/2003 roku, czyli dwa lata przed uru-

chomieniem handlu pozwoleniami na emisj%, IFIEC

Europe ostrzega!a przed pojawieniem si% windfall

profits. G!os ten zosta! jednak zlekcewa#ony. Naj-

wi%ksze agencje rz&dowe Niemiec, Holandii i Wielkiej

Brytanii przekonywa!y, #e windfall profits si% nie

pojawi&. Holenderska agencja rz&dowa CPB (Central

Planning Bureau) pod naciskiem organizacji przemy-

s!owych przygotowa!a obszern& analiz% potencjalnego

wyst&pienia windfall profits u producentów energii.

Raport dowodzi!, #e windfall profits nie b%d& mia!y

miejsca. Vianney Schyns podkre"la upór, z jakim

przedstawiciele agencji rz&dowych bronili swoich

analiz. Niewiele czasu up!yn%!o, by wi#kszo&'

europejskich rz%dów przekona!a si# o w!asnej

naiwno&ci i b!#dach europejskiego systemu

handlu pozwoleniami na emisj#.

Aukcje zaproponowane przez Komisj% Europejsk&

w styczniu 2008 r. maj& pozbawi$ energetyk% windfall

profits. Nie obni$% jednak cen energii elektrycz-

nej, lecz je podnios%. Tym razem wy#sze ceny s&

spodziewane, bo zaplanowane przez KE.

T!"#$% # &$' (#")*!++ ,-.*#/0IFIEC Europe jest organizacj& mi%dzynarodow&,

skupiaj&c& przedstawicieli du#ych przemys!owych

odbiorców energii. Niska cena energii elektrycznej

oznacza dla cz!onków IFIEC utrzymanie konkurencyj-

no"ci na globalnych rynkach. IFIEC Europe zrzesza

organizacje z 14 krajów UE: Niemiec, Francji, Wielkiej

Brytanii, W!och, Hiszpanii, Danii, Belgii, Holandii,

Finlandii, Hiszpanii, Portugalii, Austrii oraz Polski

i Czech, a tak#e Szwajcarii (nie b%d&cej cz!onkiem

UE). Polska jest reprezentowana w IFIEC Europe od

maja 2006 r. przez Izb% Energetyki Przemys!owej

i Odbiorców Energii.

Wed!ug metody opracowanej przez analityków

IFIEC, elektrownie nie musia!yby kupowa$ ca!o"ci

uprawnie' do emisji CO2. Ilo"$ nabytych praw do emisji

regulowa!by tzw. benchmark, czyli wzorzec emisyjno-

"ci elektrowni opalanych w%glem i gazem, ustalany na

podstawie wydajno"ci technologii dost%pnych w Europie.

Tu zasada jest nast%puj&ca: posiadasz najmniej emituj&c&,

czyli najbardziej efektywn& technologi% otrzymujesz

wszystkie uprawnienia do emisji CO2 za darmo. Zarobi'

mo$esz na sprzeda$y nadwy$ek uprawnie" po

usprawnieniu procesów wytwarzania energii, nie

za& po zmniejszeniu lub zaprzestaniu produkcji.

Powi%zanie mechanizmu przydzia!u uprawnie"

do emisji z rzeczywist% produkcj% eliminuje

windfall profits (produkujesz emitujesz otrzy-

mujesz uprawnienia do emisji CO2).

Metoda IFIEC znacznie obni#a koszt redukcji

emisji CO2. Poniewa# producent nie musi nabywa$

100% pozwole' na emisj%, kupuje tylko ró#nic%, która

dzieli go od najmniej emisyjnej technologii w jego

bran#y. Metoda IFIEC wi&#e handel uprawnieniami do

emisji z rzeczywistym zapotrzebowaniem i produkcj&

energii elektrycznej, które do 2020 r. mog& jeszcze

nieraz znacznie wzrosn&$ lub zmale$.

W raporcie z marca 2008 r. Ecofys, firma konsul-

tingowa specjalizuj&ca si% w energetyce i politykach

klimatycznych, pozytywnie zrecenzowa! teorie IFIEC

Europe oraz jej metodologi%. W maju 2007 r. szeroka

reprezentacja przemys!u europejskiego przedstawi!a

swoje stanowisko w odniesieniu do propozycji Komisji

Europejskiej, popieraj&ce przydzia! uprawnie' wg

standardów produkcyjnych i rzeczywistej produkcji. Te

dwa za!o#enia s& podstaw& metody IFIEC. Stanowisko

takie zosta!o poparte przez nast%puj&ce organizacje

europejskie: CEMBUREAU (przemys! cementowy),

CEPI (przemys! papierniczy), CERAME-UNI (przemys!

ceramiczny), CPIV (przemys! szklarski), Euro Chlor

(cz%"$ przemys!u chemicznego), EUROFER (przemys!

#elaza i stali), Eurometaux (przemys! metalowy),

Cefic (przemys" chemiczny) oraz IFIEC (przemys"y

energoch!onne).

K.1#0%! # 2."/-.+!

System zaproponowany przez IFIEC Europe jest

skomplikowany. Jego sprawne dzia!anie zale#a!oby

XXVI

Page 111: OBYWATEL nr 3(47)/2009

111Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

przede wszystkim od dost!pu do danych o techno-

logiach. "cis#e powi$zanie systemu handlu emisjami

z rzeczywist$ produkcj$ daje uprzywilejowan$ pozycj!

wysoko wykwalifikowanej kadrze technicznej, która

staje si! po%rednikiem mi!dzy %wiatem technologii

i administracji. Na styku tych dwóch %wiatów mog$

powstawa& zamkni!te korporacje, formowa& si! grupy

interesów oraz korupcyjne uk#ady. Od dost!pu do

informacji o nowych technologiach oraz od admini-

stracyjnych procedur zale'a#oby w przysz#o%ci, kto na

rynku emisji mo'e uprawnienia sprzedawa&, a kto nie.

Z drugiej strony, dzi!ki metodzie IFIEC abstrak-

cyjny rynek papierów warto!ciowych zostaje

zakorzeniony w produkcji, czyli w tej cz"!ci

gospodarki, której warto!# znajduje odbicie

w materialnym !wiecie surowców oraz pra-

cy. Uprawnienia do emisji dwutlenku w"gla

otrzymuj$ materialny wymiar, co chroni przed

nadmiernymi spekulacjami.

Jednym z podstawowych argumentów, wysuni!-

tych przez Komisj! Europejsk$ przeciwko metodzie

IFIEC, by#a konieczno%& obrony wolnego rynku przed

ingerencj$ administracji. Rynek to gra popytu i po-

da'y, a metoda IFIEC zale'y od procesów i decyzji

administracyjnych. Czy jednak system EU ETS spe#nia

kryteria wolnorynkowe?

Mark Lewis, dyrektor Global Carbon Research

w Deutsche Bank, zwyk# mawia&, 'e EU ETS to

jedyny rynek towarów bez odpowiedzi ze strony

poda'y, poniewa' jest ona administracyjnie okre%lo-

na ex ante. Jedynie popyt jest zmienny. Tam, gdzie

nie ma swobodnej gry poda'y i popytu, nie ma te' rynku. Dlaczego wi!c Komisja Europejska tak uparcie

powtarza, 'e broni$c systemu aukcji staje w obronie

wolnego rynku pozwole( na emisj!, i 'e tylko takie

rozwi$zanie mo'e za'egna& kryzys klimatyczny?

Administracyjnie ustalona poda' pozwole( na

emisj! na okres 2013-2020 daje Komisji Europejskiej

poczucie kontroli nad systemem. Jej w#adza jest ponad

zmienno%ci$ popytu i poda'y energii elektrycznej.

Gdyby zwyci!'y#a metoda IFIEC, unijni urz!dnicy

uzale'niliby si! od corocznych raportów p#yn$cych

z setek europejskich elektrowni.

W!"#$% &%'()*!

Kto zyska na systemie, który proponuje Komisja

Europejska? Na pewno b!dzie to energetyka

j$drowa, która nieobci$'ona nakazem zakupu upraw-

nie( do emisji b!dzie czerpa#a zyski z wysokich cen

pr$du, kszta#towanych przez elektrownie (zmuszone

XXVIIbna

RIC

H D

AHLG

REN

Page 112: OBYWATEL nr 3(47)/2009

112 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

do udzia!u w aukcjach). Dlatego te" EURELECTRIC,

g!ówna europejska organizacja skupiaj#ca producen-

tów energii elektrycznej, nie popar!a benchmarku

opartego na rzeczywistej produkcji. Francuski koncern

EDF, który wed!ug powszechnej opinii ma najwi$ksze

wp!ywy w EURELECTRIC, oko!o 70% energii produ-

kuje w elektrowniach j#drowych. Na rozwi#zaniach

zaproponowanych przez Komisj$ Europejsk# skorzysta

równie" energetyka gazowa, która emituj#c mniej ni"

energetyka w$glowa, mniejsze %rodki przeznacza&

b$dzie na zakup uprawnie' do emisji. Gazprom !o"y

wielkie pieni#dze na swój lobbing w Brukseli

i chce wykroi$ !adny kawa!ek tortu z europej-

skiej polityki klimatycznej.

Przedstawiciele organizacji ekologicznych twierdz#,

"e skorzystaj# na tym systemie równie" kraje najbar-

dziej dotkni$te skutkami zmian klimatu, poniewa"

z tytu!u aukcji do bud"etów pa'stw cz!onkowskich

wp!yn# wi$ksze kwoty, a cz$%& tych %rodków zosta-

nie przekazana na fundusz adaptacyjny dla krajów

potrzebuj#cych.

System aukcji dla energetyki ma równie" da&

wyra!ny sygna" konsumentom, #e bardzo drog$

energi$ nale"y oszcz$dza&. A im dro"szy b$dzie

pr#d z „brudnych” paliw kopalnych, tym relatywnie

ta%szy b&dzie ze !róde" odnawialnych. Skorzysta'

ma na tym klimat.

Ponadto, na co wskazuje prof. Krzysztof (mijewski,

ekspert w dziedzinie energetyki i autor ciekawego

bloga (http://www.wnp.pl/blog/2.html), system otwar-

tych aukcji zaproponowany przez Komisj$ Europejsk#

ma w sobie olbrzymi potencja! spekulacyjny. Je%li do

aukcji dost$p mo"e mie& ka"dy, mog# mie& go tak"e

np. zasobne Souvereign Wealth Funds (Narodowe

Fundusze Dobrobytu). Udzia! inwestorów spekulacyj-

nych w europejskim handlu pozwoleniami na emisj$

grozi destabilizacj# unijnej gospodarki. W obawie

o bezpiecze'stwo w!asnego rynku, w USA d#"y si$

do ustalenia pu!apu dla ceny uprawnie'.

M!"#$%! &' (')*+%*! )!%*+, # CO-

13 lipca br. na stronach RollingStone pojawi! si$ arty-

ku! Matta Taibbiego „Wielka ameryka'ska maszyna

do robienia baniek” (The Great American Bubble

Machine), który wywo!a! wiele zamieszania na

Wall Street. Taibbi analizuje udzia! banku Goldman

Sachs w tworzeniu baniek spekulacyjnych w ci#gu

ostatnich dwóch dekad. Skupia si$ g!ównie na ba'ce

internetowej, ba'ce na rynku nieruchomo%ci oraz

innych towarów, takich jak gaz, ropa czy kukurydza.

Dzia!alno%& ludzi wywodz#cych si$ z Goldman Sachs,

którzy w ameryka%skich instytucjach finansowych s$

wszechobecni, wskazuje zdaniem Taibbiego na wielk#

luk% wspó!czesnego zachodniego kapitalizmu.

Nikt nie przewidzia!, "e w systemie z pozoru

pasywnie rz#dzonym przez wolny rynek i wolne

wybory, zorganizowana grupa chciwych ludzi

mo"e pokona$ zdezorganizowan# demokracj%.

W 1936 r. ameryka&ski Kongres uzna!, "e na

rynku nie powinno by$ wi%cej spekulantów ni"

producentów i konsumentów. W przeciwnym

wypadku ceny produktów by!yby okre'lane

przez mechanizmy inne ni" gra rzeczywistej

poda"y i popytu. W ci#gu ostatnich dwudziestu

lat ludzie z Goldman Sachs zdo!ali uchyli$ na

swoj# korzy'$ przepisy, które ogranicza!y udzia!

kapita!u spekulacyjnego w rynku towarów.

Gdy ju" rynek "ywno%ci czy paliw zosta! opanowany

przez spekulantów manipuluj#cych danymi o poda"y,

ceny towarów zosta!y oderwane od mechanizmów

zdrowego rynku. W 2008 r. mieli%my do czynienia z tak#

sytuacj#, kiedy to ceny ropy poszybowa!y w gór$, mimo

i", jak pisze Taibbi, popyt w tym czasie spada!, a poda"

ros!a. Kolejny wielki rynek dla spekulantów takich jak

Goldman Sachs, to w!a%nie rynek pozwole' na emisj$.

Zamiast sta!ego rz#dowego podatku od emisji

dwutlenku w%gla, na!o"onego na poszczególne

przedsi%biorstwa, system handlu uprawnieniami

do emisji pozwoli – jak pisze Taibbi – ma!emu

plemieniu chciwych ludzi z Wall Street zamie-

ni$ kolejny rynek towarów (CO2) w prywatny

system podatkowy. Dlatego te" Goldman Sachs

chce ustawy o handlu pozwoleniami na emisj%

w Stanach Zjednoczonych. W zesz!ym roku na

lobbing w sprawach klimatu wyda! 3,5 miliona

dolarów. Firma, która do tej pory by!a znana z po-

stulowania jak najmniejszych regulacji rz#dowych na

rynkach finansowych, w swojej polityce klimatycznej

zaznacza, "e indywidualny wysi!ek w sprawach klimatu

to za ma!o. Potrzebny jest udzia! pa'stwa. Wydaje si$,

"e w!a%nie po to, by uprawomocni& przysz!e wielkie

zyski ze spekulacji na rynku uprawnie' do emisji.

Analiza Taibbiego wskazuje na graczy, którym

zale"y na jak najwi$kszym oderwaniu rynku upraw-

nie' do emisji od rzeczywistej produkcji. Kontrola

Komisji Europejskiej nad tym rynkiem mo"e okaza&

si$ pozorna. Dla wielkiego lobby sektora bankowego

metoda IFIEC nie jest na r$k$. Ogranicza pole do spe-

kulacji i mo"liwo%ci przelewania pieni$dzy obywateli

do w!asnych kieszeni. Dlaczego Komisja nie dostrzega

tego zagro"enia? Jakie mechanizmy zabezpieczaj#

Europ$ przed zakusami spekulantów?

KE nie lubi si$ myli&. Myli& nie lubi si$ równie"

Jos Delbeke z DG Environment (Dyrekcja Generalna

Komisji Europejskiej ds. %rodowiska), maj#cy najwi$k-

szy wp!yw na kszta!t europejskiego systemu handlu

XXVIII

Page 113: OBYWATEL nr 3(47)/2009

113Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

uprawnieniami do emisji. Podczas Zielonego Tygodnia

w Brukseli, organizowanego ju! po raz dziewi"ty,

jeden z przedstawicieli Komisji powiedzia#, !e ze

wzgl$du na wag$ tematu oraz niewielk" ilo%& czasu

do negocjacji w ramach Szczytu Klimatycznego ONZ

w Kopenhadze w grudniu 2009 r., KE zmuszona by#a

ju! w styczniu 2008 r. zaprezentowa& prawie idealne

propozycje dyrektyw. I tak te! jego zdaniem si$ sta#o.

Tym samym Komisja pozosta#a zamkni$ta na dyskusj$

o bardziej radykalnych zmianach systemu.

Od pocz"tku projektowania europejskiego systemu

handlu pozwoleniami na emisj$ Komisja Europejska

twardo obstawa#a przy swoich pomys#ach. W 2002/2003

roku nie widzia#a ryzyka pojawienia si$ windfall

profits, w 2007 r. nie chcia#a nawet s#ysze& o metodzie

benchmarkowej, teraz metod$ przydzia#u opartego na

rzeczywistej produkcji nazywa stekiem bzdur. A speku-

lacje? Kto chcia#by to robi& i jak mia#by na tym zarobi&?

Takie pytanie zada# mi jeden z cz#onków Komisji.

A! G"#$, Z%&'()* B+('+) , CO-

Co szykuje nam Komisja Europejska oprócz wysokich

cen energii elektrycznej i „zielonej rewolucji”? Wyda-

je si$, !e KE coraz mniej zale!y na utrzymaniu

konkurencyjno!ci europejskiego przemys"u. Po-

mimo tego, #e stopniowe w"$czanie wra#liwych

sektorów przemys"owych do systemu pe"nych

aukcji uprawnie% zdejmie cz&!' obci$#e%, które

mog"yby pogr$#y' europejski przemys", mog$

to w przysz"o!ci zrobi' wysokie ceny energii

elektrycznej. Zw"aszcza w krajach o przewadze

energetyki w&glowej, takich jak Polska. Po roz-

mowie z przedstawicielami IFIEC jasne jest, !e o ni!sze

ceny energii elektrycznej w Europie nie walczyli%my

sami. Jasne jest równie! to, !e przeciwników metody

IFIEC, któr" w Unii Europejskiej wspiera#a i promowa#a

Polska, jest wi$cej ni! mo!e nam si$ wydawa&. Na dal-

szy los europejskiego systemu handlu uprawnieniami

do emisji b$d" mia#y wp#yw m.in. grudniowe ustalenia

w Kopenhadze.

Kapitalizm, jak pisze Zygmunt Bauman, wci"!

poszukuje nowych dziewiczych ziem. Je%li nie mo!e

ich znale!", sam je tworzy. Na naszych oczach, przy

wsparciu naukowców z IPCC, kapitalizm kolonizuje

ziemsk$ atmosfer&. Tym razem towarem jest

dwutlenek w&gla, który sta" si& przedmiotem

obrotu w „kasynach” wspó"czesnego systemu

kapitalistycznego.

Al Gore, zesz#oroczny noblista, ochoczo ruszy# do

czerpania zysków z nowo skolonizowanego terytorium.

Jego firma Generation Investment Management LLP,

zatrudniaj#ca trzy grube ryby z Goldman Sachs –

Davida Blooda, Marka Fergusona i Petera Harrisa,

inwestuje w projekty w ramach mechanizmów o$se-

towych Protoko#u z Kioto. Wszystko to dzieje si$ za

przyzwoleniem rz"dów, które jak to jest w przypadku

Unii Europejskiej, chwal" si$ nawet rol" przywódcy.

Tylko w czym? W tworzeniu nowych mo!liwo%ci

zarobku dla wielkich graczy sektora finansowego?

Wydaje si$, !e Komisja Europejska bardzo by

chcia#a, !eby nowy europejski rynek pozwole' na

emisj$ po#o!ony by# jak najdalej od rynków towarów

starej, przemys#owej Europy. Po co wi"za& %wie!o sko-

lonizowany kawa#ek naszej rzeczywisto%ci ze %wiatem

produkcji, którego regu#y od dawna s" znane? Wy-

!lijmy starych kapitalistycznych wyzyskiwaczy,

o których pisali Karol Marks i Ró#a Luksemburg,

daleko st$d – i pozwólmy nowemu pokoleniu chci-

wych finansistów pokaza", na co naprawd# ich

sta'. A za wszystko zap"aci przeci&tny Kowalski,

Schmidt czy te# Smith.

Aleksandra Lis

* Rada Europejska (fr. Conseil européen, ang. European Co-

uncil) – instytucja polityczna Unii Europejskiej, maj#ca za

zadanie wyznaczanie ogólnych kierunków rozwoju Unii. Nie

nale!y jej myli& z Rad" Europy (fr. Conseil de l’Europe, ang.

Council of Europe) – mi%dzyrz#dow# organizacj# skupiaj#c#

prawie wszystkie pa'stwa Europy.

XXIXb

FRA

NCI

S

Page 114: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Petunia non olet („pieni!dz nie cuchnie”), mówi stara "aci#ska sentencja. Czy na pewno? Czasy kryzysu paradoksalnie sprzyjaj! pog"$bionej refleksji na temat pieni!dza, a raczej jego etycznej warto%ci i jako%ci. Jak&e cz$sto zdarza si$, &e w pogoni za zyskiem i mo&liwo%ci! zarobienia „wi$kszych procentów” nie zastanawiamy si$ sk!d tak naprawd$ czerpiemy zyski i w jaki sposób nasze pieni!dze s! pomna&ane. Z drugiej strony cz$sto anga&ujemy si$ w wa&ne z naszego punktu widzenia spo"eczne sprawy – nie popieramy krajów, gdzie wykonywana jest kara %mierci czy "amane s! prawa cz"owieka, nie akceptujemy testów na zwierz$tach czy te& nie popieramy produkcji i handlu broni!. Do tej pory nasze przekonania i %wiadome postawy mogli%my realizowa' np. segreguj!c %mieci, nie kupuj!c okre%lonych marek produktów czy kosmetyków. Nasze przekonania determinuj!ce codzienne decyzje trudno by"o jednak prze"o&y' na sfer$ zarz!-dzania swoimi oszcz$dno%ciami.

Pod koniec 2008 roku pojawi" si$ na krajowym rynku funduszy inwestycyjnych produkt, który powinien pomóc nam w rozwi!zaniu tego problemu. SKOK SFIO Etyczny 1 jest pierwszym utworzonym i zarejestrowanym w Polsce funduszem etycznym. Fundusz ten poza klasycznymi, ekono-micznymi kryteriami doboru instrumentów finansowych do portfela, stosuje dodatkowe kryteria i zasady tzw. Inwestowania Odpowiedzialnego Spo"ecznie (IOS). IOS to szeroko poj$te podej%cie do inwestowania %rodków finansowych, uwzgl$d-niaj!ce aspekt spo"eczny. Zgodnie z filozofi! IOS uznaje si$, &e wspólna odpowiedzialno%' i spo"eczna troska stanowi! wa&ny element decyzji inwestycyjnych. IOS bierze pod uwag$ zarówno potrzeby finansowe inwestora, jak równie& wp"yw wywierany przez okre%lon! inwestycj$ na spo"eczno%'.

Lista papierów warto%ciowych sk"adaj!cych si$ na aktywa funduszu (ród"owego jest bardzo starannie dobierana i na bie-&!co weryfikowana wed"ug kryteriów bazuj!cych na relacjach mi$dzy etyk!, finansami i warto%ciami firm (takimi jak np. metody zarz!dzania, kultura organizacyjna, przestrzeganie praw pracowniczych) przez wyspecjalizowan! instytucj$ E. Ca-pital Partners (firma inwestycyjna). Warto doda', &e etyka dla

TFI SKOK S.A., które uruchomi"o SKOK SFIO Etyczny 1 by"a wa&na od samego pocz!tku funkcjonowania Towarzystwa. Etyka wpisana jest w misj$ realizowan! przez ca"y system SKOK, a wi$c tak&e TFI SKOK S.A. W systemie SKOK na pierwszym miejscu jest cz"owiek, a generowanie zysku jest %rodkiem do dzia"ania dla jego dobra. Tworz!c pierwsze produkty w TFI SKOK S.A. rozpo-cz$to stosowanie tych zasad. Wi$kszo%' funduszy zarz!dzanych przez Towarzystwo nie nabywa papierów wyemitowanych przez producentów broni, wyrobów tytoniowych czy firmy, które przy procesach produkcyjnych stosuj! technologie szczególnie uci!&liwe dla %rodowiska naturalnego. S! to tak zwane ograniczenia bran-&owe. Przy funduszu etycznym do tych ogranicze# dosz"y inne bardziej specjalistyczne analizy s"u&!ce ocenie ró&nych procesów zachodz!cych wewn!trz firmy, która wyemitowa"a dany papier warto%ciowy. Zwraca si$ mi$dzy innymi uwag$ na przestrzeganie praw pracowniczych, na rzetelne prowadzenie ksi$gowo%ci, na to, czy nie wyst$puj! zjawiska korupcyjne. Wszystkie te czynniki wp"ywaj! na podj$cie ostatecznej decyzji przez zarz!dzaj!cych. W przesz"o%ci ci sami zarz!dzaj!cy z du&ym wyprzedzeniem rekomendowali wycofanie si$ z inwestycji w papiery takich firm jak Enron, WorldCom czy Parmalat, które popad"y w powa&ne tarapaty, a ich akcjonariusze ponie%li dotkliwe straty. Dzi$ki takiej polityce, ka&dy uczestnik funduszu etycznego mo&e mie' pewno%', &e jego pieni!dze nie wspieraj! firm, których dzia"alno%' mo&e by' w!tpliwa z etycznego punktu widzenia. Uczestnicy dokonuj! inwestycji, która uwa&ana jest za po&yteczn! i zgodn! z etycznymi zasadami opartymi na idei Inwestowania Odpowiedzialnego Spo-"ecznie. Bardziej szczegó"owe informacje na temat IOS, funduszu etycznego czy samego inwestowania mo&na znale(' na stronie www.tfiskok.pl lub dzwoni!c na numer infolinii 0801 33 22 44 (koszt po"!czenia zgodny z planem taryfowym i cennikiem us"ug danego operatora).

* na podstawie artyku"u Anny Cie%lak-Wróblewskiej „Rusza fundusz, który b$dzie inwestowa" w spó"ki dzia"aj!ce etycznie”, „Rzeczpospolita”, 5 lutego 2009 r.

Pierwszy fundusz etyczny w Polsce*

SKOK SFIO Etyczny !

Fundusze i Subfundusze zarz!dzane przez TFI SKOK S.A. nie gwarantuj! realizacji za"o#onego celu inwestycyjnego ani uzyskania okre$lonego wyniku inwestycyjnego. Fundusze i Subfundu-sze zarz!dzane przez TFI SKOK S.A., z wyj!tkiem SKOK SFIO Etyczny %, SKOK Fundusz Funduszy i SKOK Akcji, mog! lokowa& do %''( warto$ci swoich aktywów w papiery warto$ciowe emito-wane, por)czane lub gwarantowane przez Skarb Pa*stwa lub Narodowy Bank Polski, a w przy-padku SKOK Obligacji równie# przez mi)dzyna-rodow! instytucj) +nansow!, której cz"onkiem jest Rzeczpospolita Polska lub co najmniej jed-no pa*stwo cz"onkowskie Unii Europejskiej, pod warunkiem, #e papier warto$ciowy lub emitent, lub por)czyciel lub gwarant posiada co najmniej rating inwestycyjny nadany przez co najmniej jedn! z renomowanych agencji ratingowych. SKOK SFIO Etyczny % lokuje co najmniej ,' ( ak-tywów w tytu"y uczestnictwa emitowane przez fundusz zagraniczny Oppenheim Ethik Bond Opportunities. SKOK Fundusz Funduszy lokuje

wi)kszo$& aktywów w jednostki uczestnictwa innych funduszy inwestycyjnych otwartych, ma-j!cych siedzib) na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. SKOK Akcji cechuje si) du#! zmienno-$ci! ze wzgl)du na co najmniej ,' ( udzia" akcji w portfelu inwestycyjnym Subfunduszu. Inwe-stycja w jednostki uczestnictwa Funduszy Inwe-stycyjnych jest inn! form! oszcz)dzania ni# loka-ty bankowe i wi!#e si) z ryzykiem. Warto$ci jed-nostek uczestnictwa mog! podlega& znacznym wahaniom. Uczestnik Funduszu musi liczy& si) z mo#liwo$ci! utraty przynajmniej cz)$ci wp"a-conych $rodków. Szczegó"owe opisy czynników ryzyka zwi!zanych z inwestycj! w Fundusze i Subfundusze zarz!dzane przez TFI SKOK S.A. zawarte s! w prospektach informacyjnych Fun-duszy, które dost)pne s! na stronie interneto-wej www.t+skok.pl, w Punktach Obs"ugi Klienta Towarzystwa, u Dystrybutorów oraz w siedzibie Towarzystwa przy ul. Pilotów -% w Gda*sku. Ak-tualne informacje +nansowe o Funduszach i Sub-funduszach w tym mi)dzy innymi informacje

o op"atach za zarz!dzanie znajduj! si) na stro-nie internetowej www.t+skok.pl. Indywidualna stopa zwrotu z inwestycji uzale#niona jest od warto$ci jednostki uczestnictwa w momencie jej zbycia i odkupienia przez Fundusz oraz od wysoko$ci op"at manipulacyjnych pobieranych przy nabywaniu jednostek uczestnictwa. Ska-la i wysoko$& op"at manipulacyjnych okre$lona jest w tabeli op"at, opublikowanej na stronie in-ternetowej www.t+skok.pl, a dost)pnej tak#e w siedzibie Towarzystwa. Wyp"ata kwoty uzy-skanej z tytu"u odkupienia jednostek uczestnic-twa nast)puje po potr!ceniu kwoty podatku od dochodów kapita"owych do pobierania której Fundusz lub Towarzystwo s! zobowi!zane zgod-nie z obowi!zuj!cymi przepisami prawa. Z dniem -' pa.dziernika -'', roku fundusze SKOK FIO Aktywny Zmiennej Alokacji, SKOK FIO Stabilny Zmiennej Alokacji, SKOK FIO Fundusz Funduszy, SKOK FIO Obligacji oraz SKOK FIO Ak-cji zosta"y przekszta"cone w subfundusze SKOK Parasol FIO.

Page 115: OBYWATEL nr 3(47)/2009

115Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

Jest Pan wspó!autorem pierwszych po "#$# r. reprezenta-tywnych bada% polskiego ruchu spó!dzielczego. Zanim przejdziemy do ich szczegó!ów, poprosz& o ogóln' cha-rakterystyk& wspó!czesnej polskiej spó!dzielczo(ci: jej roli w )yciu spo!ecznym i gospodarce narodowej.

S!awomir Na!"cz: Miar! ekonomicznego znaczenia

spó"dzielczo#ci s! przede wszystkim miejsca pracy. Na

podstawie danych GUS za 2008 r. szacuj$, %e obecnie

spó"dzielnie s! g"ównym miejscem zatrudnienia dla

ok. 300 tys. osób, co stanowi 2,1% wszystkich pracu-

j!cych w gospodarce narodowej i 2,9% pracowników

najemnych (zatrudnionych na podstawie umowy

o prac$). Udzia" sektora spó"dzielczego w produkcji

globalnej (przychody ze sprzeda%y) wynosi 1,7%, za#

udzia! w produkcie krajowym brutto – 1%. Je"li cho-

dzi o potencja" spo"eczny, to wedle naj#wie%szych

szacunków Krajowej Rady Spó"dzielczej, spó"dzielnie

maj! "!cznie 8 mln cz"onków.

To ogromna rzesza ludzi.

S.N.: Owszem, ale co ciekawe, sektor spó"dzielczy, mimo

tego znacz!cego potencja"u, nie by" przez ostatnie 20 lat

obiektem zainteresowania ani w"adz publicznych, ani

mediów, ani badaczy. Spó"dzielczo#& w zasadzie nie

istnieje ani w polityce spo"ecznej, ani w polityce gospo-

darczej pa'stwa. Mo%na powiedzie&, %e jedyne dzia"ania,

jakie by"y prowadzone wobec sektora spó"dzielczego,

to tworzenie na pocz!tku lat 90. przepisów maj!cych

os"abi& jego struktury koordynuj!ce, a tak%e dzia"ania

os"abiaj!ce integralno#& i stan maj!tkowy spó"dzielni

mieszkaniowych (ostatnie tego typu interwencje legi-

slacyjne z okresu rz!dów PiS zosta"y zakwestionowane

przez Trybuna" Konstytucyjny).

Z porówna% mi&dzynarodowych, zawartych w ksi')ce „Gospodarka spo!eczna w Polsce. Wyniki bada% *++,-*++-” pod Pana redakcj', wynika, )e pod wzgl&-dem udzia!u spó!dzielczo(ci w krajowym rynku zatrud-nienia Polska zajmuje czwart' pozycj& w(ród krajów Unii Europejskiej.

S.N.: Rzeczywi#cie, w ramach analiz porównaw-

czych, które dotyczy"y 2005 r. polska spó"dzielczo#&

z 3,5-procentowym udzia"em w krajowym rynku pracy

najemnej wypada"a znacznie powy%ej ogólnounijnej

#redniej (2,1%). Warto jednak zauwa%y&, %e w#ród

krajów postkomunistycznych, które znalaz"y si$

w UE, ten wska#nik jest równie$ do"% wysoki i dla

10 nowych cz"onków Unii wynosi 2,6%. Niew!tpliwie

zwi!zane jest to z „zale%no#ci! od #cie%ki”, jak! po-

d!%a"a spó"dzielczo#& w tych krajach w okresie ich

przynale%no#ci do bloku sowieckiego. Funkcjonowanie

spó"dzielczo#ci jako cz$#ci zbiurokratyzowanej i scen-

tralizowanej machiny gospodarczej socjalistycznego

pa&stwa, powodowa!o, $e spó!dzielnie – podobnie

jak przedsi'biorstwa pa&stwowe – otrzymywa!y

z rozdzielnika wielkie zasoby i zadania produkcyjne,

które nale%a"o wykona& nie zwa%aj!c zbytnio na ra-

chunek ekonomiczny, opinie cz"onków czy klientów.

To spowodowa"o, %e u schy"ku „realnego socjalizmu”

sektor spó"dzielczy by" kolosem na glinianych no-

gach, dysponuj!cym wprawdzie wielkim maj!tkiem

trwa"ym i ponad dwumilionow! rzesz! pracowników,

jednak nie posiadaj!cym umiej$tno#ci niezb$dnych dla

przedsi'biorstw w systemie wolnorynkowym – umie-

j$tno#ci, które pozwalaj! uzyska& efektywn! sprzeda%

i racjonalny poziom kosztów w"asnych.

Z tej perspektywy rok "#$# by! chyba dla spó!dzielni pocz'tkiem bardzo z!ej ery?

S.N.: Rzeczywi#cie, spó"dzielnie musia"y nagle od-

nale#% si' w zupe!nie innej sytuacji. Okaza!o si', $e

funkcjonowanie w gospodarce rynkowej jest dla nich

bardzo trudne, zw"aszcza, %e jednocze#nie, jak ju%

wspomnia"em, zosta"y rozbite spó"dzielcze struktu-

ry koordynuj!ce, umo%liwiaj!ce wspólne dzia"anie.

Spó"dzielczo#& sta"a si$ zbiorowiskiem rozproszonych,

s"abo zarz!dzanych podmiotów, które z trudem przy-

stosowywa"y si$ do nowych regu". Lekcje pierwszych

pi$ciu lat systemu rynkowego by"y bardzo bolesne.

Spó"dzielczo#& utraci"a wtedy 2/3 swoich pracowników.

O ile na pocz!tku zwalniano g"ównie pracowników

nie b'd(cych cz!onkami spó!dzielni, o tyle pó#niej

by"o to coraz trudniejsze i zapewne dlatego w ci!gu

kolejnych 10 lat personel spó"dzielni zmniejszy" si$

ju% „tylko” o po"ow$, osi!gaj!c w 2005 r. poziom ok.

332 tys. osób. Mimo bardzo s"abej rentowno#ci, która

! "#. S$%&'()#*( N%$+,!*( #'!(%&)% M),-%$ S'.,!/0

P#'"1,*2,) 0'#!/3,) 45'$*,!2/,-

XXXI

Page 116: OBYWATEL nr 3(47)/2009

116 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

jeszcze w tym!e 2005 r. by"a dwukrotnie mniejsza

ni! w przedsi#biorstwach prywatnych, spó"dzielnie

z wielkimi oporami redukuj$ liczb# zatrudnionych, co

wynika m.in. z tego, !e wielu cz"onków spó"dzielni

jest tak!e ich pracownikami. Niejednokrotnie spó"-dzielnie wol$ wyprzeda% ca"y swój maj$tek i w ko&cu

zbankrutowa% ni! zredukowa% liczb# zatrudnionych

cz"onków spó"dzielni. Z tego powodu, pocz$wszy od

2005 r. mo!na zaobserwowa%, !e liczba pracowników

sektora spó"dzielczego spada równomiernie z liczb$

spó"dzielni o ok. 3% rocznie.

Skala redukcji potencja!u gospodarczego by!a chyba ró"na w poszczególnych bran"ach sektora spó!dzielczego?

S.N.: Je'li chodzi o dynamik# zatrudnienia, zró!nico-

wanie jest znaczne. I tak na przyk"ad, na przestrzeni

ostatniego dziesi#ciolecia banki spó"dzielcze odnoto-

wa"y wzrost 'redniego zatrudnienia o ponad pi#%dzie-

si#ciu pracowników, co jednak wynika tak!e z faktu,

!e "$czy"y si# one ze sob$. Najbardziej zmniejszy"y

zatrudnienie spó!dzielnie „spo!emowskie” – wyra"nie

przeprowadzono tam racjonalizacj# etatów. Zmniejszy"a si# tak!e liczba pracowników przeci#tnej spó"dzielni

inwalidów (o 56 osób na przestrzeni dziesi#ciu lat),

spó"dzielni pracy (o 26), w rolniczych spó"dzielniach

produkcyjnych, spó"dzielniach kó"ek rolniczych, ogrod-

niczo-pszczelarskich itp. (o 10). Ogó"em, zatrudnienie

w przeci#tnej spó"dzielni zmniejszy"o si# na przestrzeni

dekady o oko"o 11 osób.

A jaka by!a dynamika zmian bazy cz!onkowskiej spó!dzielni?

S.N.: Je'li przyj$% za prezesem Krajowej Rady Spó"-dzielczej, Alfredem Domagalskim, !e obecnie jest

w Polsce 8 milionów spó"dzielców, to po"ow# tej liczby

stanowi$ cz"onkowie spó"dzielni mieszkaniowych,

jedn# czwart# – cz!onkowie banków spó!dzielczych,

jedn# szóst# – cz!onkowie SKOK-ów, a jedn# szes-

nast# – cz!onkowie spó!dzielni mleczarskich. Liczb#

ponad 100 tys. cz"onków mog$ pochwali% si# tak!e gminne spó"dzielnie „Samopomoc Ch"opska” i spó"-dzielczo'% spo!ywców „Spo"em”, natomiast inne typy

spó"dzielni maj$ znacznie mniejsz$ baz# cz"onkowsk$. Ogólna liczba cz"onkostw spó"dzielni wykazuje ten-

dencj# spadkow$. W roku 1989 liczb# t# szacowano

na 15 milionów (publikacja GUS pt. „Spó"dzielczo'% 1994”), za' dane z Badania Spó"dzielczo'ci Polskiej

dotycz$ce 2005 r. mówi"y o 10 mln cz"onków. Zatem

liczba cz"onków spad"a w okresie 1989-2005 o ok.

5 mln. Redukcja bazy cz"onkowskiej spó"dzielni o 1/3

w okresie tych 16 lat by"a proporcjonalna do spadku

ogólnej liczby spó"dzielni, która to liczebno'% równie! zmniejszy"a si# o 1/3. Ogólnie rzecz bior$c, ubywa

cz"onków spó"dzielni stosunkowo ma"ych, natomiast

wyd"u!aj$ si# listy cz"onkowskie w tych spó"dzielniach,

które ju! maj$ bardzo du!o cz"onków.

Czy móg!by Pan powiedzie# co$ wi%cej o znaczeniu, jakie ma wielko$# spó!dzielni dla sposobu jej funkcjonowania?

S.N.: Okazuje si#, !e ilo'% cz"onków przeci#tnej

spó"dzielni danego rodzaju to dosy% istotna cecha,

zarówno je'li chodzi o zrozumienie, jak dzia"aj$ one

w sensie relacji z cz"onkami, jak i ich „zewn#trz-

nej” aktywno'ci. Najliczniejsze s$ spó"dzielcze kasy

oszcz#dno'ciowo-kredytowe (SKOK-i). Przeci#tny SKOK

ma ponad 18 tys. cz"onków! Przy takiej liczebno'ci, trudno wprost sobie wyobrazi%, !eby to byli ludzie

jako' ze sob$ zintegrowani, tworz$cy wspólnot# czy

chocia! znaj$cy si# wzajemnie. W rezultacie tak!e wska"niki zaanga$owania cz!onków w dzia!alno%&

spó"dzielni s$ w SKOK-ach najmniejsze w ca"ym

sektorze spó"dzielczym.

Tymczasem jednym z istotnych elementów etosu spó!-dzielczego jest demokratyczne zarz&dzanie. Jak wygl&da ten aspekt?

S.N.: Z naszego Badania Spó"dzielczo'ci Polskiej, prze-

prowadzonego w Instytucie Studiów Politycznych PAN

na prze"omie 2006 i 2007 r., wynika, !e w SKOK-ach

zaledwie 0,3% cz"onków bierze udzia" w wyborach

w"adz. (rednia liczba osób bior$cych udzia" w ostat-

nich wyborach w SKOK-u to niespe"na 50 osób. Tak

wielka dysproporcja w stosunku do 'redniej liczby

cz"onków bierze si# z konstrukcji tego typu spó"dzielni:

ich cz"onkowie s$ w wi#kszo'ci de facto raczej klien-

tami ni! cz"onkami uczestnicz$cymi i wp"ywaj$cymi

na funkcjonowanie SKOK-u.

Przeciwnym biegunem takiego sposobu funk-

cjonowania „spó"dzielczej demokracji” s$ spó"-dzielnie ma"e, licz$ce do 50 cz"onków. S$ to cz#sto

spó"dzielnie pracy, ogrodniczo-pszczelarskie czy

rzemie'lnicze. W takich spó"dzielniach liczba osób,

które wybieraj$ w"adze, kontroluj$ je, bior$ udzia" w !yciu spó"dzielni, jest tego samego rz#du, co liczba

cz"onków. I tak np. w wyborach w"adz w spó"dziel-

niach socjalnych z regu"y bior$ udzia" wszyscy

cz"onkowie, w spó"dzielniach takich jak „Cepelia”,

spó"dzielnie pracy, rolnicze, inwalidów, ogrodniczo-

pszczelarskie i rzemie%lnicze – odsetek spó!dzielców

uczestnicz$cych w wyborach w"adz waha si# od 50

do 80%. (rednia liczba uczestników wyborów w"adz

spó"dzielni dla ca"ego sektora wynosi 38 osób przy

XXXII

Page 117: OBYWATEL nr 3(47)/2009

117Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

przeci!tnej liczbie cz"onków spó"dzielni rz!du tysi#ca

osób (1065). Co ciekawe, $rednia liczba uczestników

wyborów w"adz w spó"dzielni oscyluje w zale%no$ci

od typu spó"dzielni mi!dzy 21 a 58, niezale%nie od

tego, czy spó"dzielnia ma kilkana$cie tysi!cy, czy

kilkudziesi!ciu cz"onków. Pewnym wyj#tkiem s#

spó"dzielnie mleczarskie, gdzie liczba cz"onków

faktycznie uczestnicz#cych w wyborze w"adz wynosi

przeci!tnie 165 osób.

My$l!, %e funkcja demokratyczna nie jest wystar-

czaj#co doceniana przez wiele spó"dzielni i %e przyda-

"oby si! te% wi!cej $wiadomo$ci w$ród spó"dzielców,

jak wa%ne jest kontrolowanie tego, w czym uczestnicz#.

Dotyczy to zw"aszcza spó"dzielni mieszkaniowych,

w których cz"onkowie maj# ulokowany nieraz prawie

ca"y swój maj#tek.

Zaskakuj!c! informacj! w Pa"skich badaniach by#o dla mnie to, $e wbrew stereotypowi g#osz!cemu, i$ polska spó#dzielczo%& jest niczym wi'cej jak „sierot! po PRL-u”, a$ ()* istniej!cych spó#dzielni, czyli po-nad ( tys. przedsi'biorstw spó#dzielczych, powsta#o ju$ po roku +,),.

S.N.: Spó"dzielnie utworzone u progu transformacji

ustrojowej dzia"a"y ju% wedle mechanizmów rynko-

wych, ale powstawa"y na pocz#tku jeszcze troch! si"#

rozp!du po ko&cowym okresie PRL, który by" czasem

niezwyk"ego zam!tu, ale tak%e momentem inwesty-

cyjnych okazji dla osób, które chcia"y np. zbudowa'

osiedle spó"dzielczych domów jednorodzinnych czy

stworzy' w"asne, niezale%ne od pa&stwa miejsce pracy.

W momencie, gdy spó"dzielcy ju% zbudowali swoje

„domki”, a studencka spó"dzielnia pracy przestawa"a

odpowiada' rosn#cym ambicjom, zwykle przestawa"y

funkcjonowa' lub istnia"y tylko na papierze. De facto

by"y to ju% zwyczajne przedsi!wzi!cia biznesowe, po-

dzielone na poszczególne w"asno$ci. Tak czy inaczej,

na prze"omie lat 80. i 90. spó"dzielni wci#% jeszcze

przybywa!o. Pó"niej dynamika ich powstawania by!a

coraz s"absza, ale tak naprawd! os"ab"a dopiero

z ko&cem XX stulecia.

Spó"dzielnie, które powsta"y po 1989 r., by"y

podmiotami raczej ma"ymi. Nie wnios"y wielkiego

potencja"u, tak%e dlatego, %e bardzo wiele z nich

powsta"o przez podzia" wi!kszych spó"dzielni na

mniejsze. By"y to spó"dzielnie zak"adane dla realiza-

cji potrzeb konkretnego $rodowiska lub konkretnej

potrzeby ró#norodnych osób. Mo#na by powiedzie$ –

klasyczne spó"dzielnie, oparte na zdrowych zasadach.

W okresie, kiedy powstawa"y, nie do ko&ca by"o

wiadomo, jak zacz#' dzia"a' w warunkach wolnego

rynku, dlatego niektórzy uznawali, %e bezpieczniej

b!dzie rozpocz#' pod szyldem ju% troch! znanym,

tj. w formie spó"dzielni. W ostatnich latach nowe

spó"dzielnie s# zak"adane stosunkowo rzadko i nie

s# w stanie w pe"ni zape"ni' luki powstaj#cej po

ubytku starych spó"dzielni.

Niedawno zacz'#y w Polsce powstawa& nowe rodzaje inicjatyw opartych o zasady spó#dzielcze – czy sku-tecznie osi!gaj! one cele, dla których s! powo#ywane? Zacznijmy mo$e od grup producenckich.

S.N.: Wcze$niej mieli$my do czynienia z organizacj#

obrotu produkcji rolnej przez rolnicze spó"dzielnie,

natomiast idea grup producenckich nabra"a rozp!du

w zwi#zku z akcesj# do Unii Europejskiej, co otwo-

rzy"o rolnikom dost!p do funduszy na rozwój tego

typu dzia!alno%ci. By!a to jednak zarazem odpowied"

na pewn& potrzeb', która istnia!a ju# wcze%niej –

zorganizowania skupu i dystrybucji produktów

rolnych przez podmioty, które b!d# w wi!kszym

stopniu kontrolowane przez producentów i dlatego

nie b!d# ich wykorzystywa"y w taki sposób, jak

ma to miejsce, gdy rynek jest opanowany przez

podmioty zewn!trzne, kieruj#ce si! tylko d#%eniem

do maksymalizacji w"asnego zysku. Spó"dzielczo$'

jest w"a$ciw# odpowiedzi# na t! sytuacj!; notabene

konsolidacja spó"dzielni mleczarskich oraz inicjatywy

Dr S!awomir Na!"cz – socjolog, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, wicedyrek-tor Departamentu Bada! Spo"ecznych G"ównego Urz#du Statystycznego. Za-jmuje si# badaniami organizacji non-pro$t i innych podmi-otów gospodarki spo"ecznej. Jako analityk uczestniczy" w Johns Hopkins Comparative Non-pro$t Sec-tor Project. W %&&' r. obroni" prac# doktorsk( pt.

„Spo"eczne znaczenie sektora non-pro$t”. W latach %&&)-%&&* kierowa" pracami badawczymi Krajowego Obserwatorium Gospodarki Spo"ecznej w ramach Partnerstwa na rzecz Rozwoju „Tu jest praca”. Efek-tem tych prac jest ksi(+ka „Gospodarka spo"eczna w Polsce. Wyniki bada! %&&'-%&&,”, zawieraj(ca m.in. jego opracowania nt. spó"dzielczo-ci, sektora non-pro$t, towarzystw ubezpiecze! wzajemnych, pracowniczych kas zapomogowo-po+yczkowych, zak"adów aktywno-ci zawodowej, warsztatów terapii zaj#ciowej i centrów integracji spo"ecznej.

XXXIII

Page 118: OBYWATEL nr 3(47)/2009

118 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

stowarzysze! kupieckich s" przejawem tego samego

sposobu my#lenia.

Pomimo pewnych sukcesów w zakresie rozwoju

grup producenckich, istniej"ca skala wspólnych

inicjatyw drobnych producentów, zmierzaj"cych do

redukcji kosztów po#rednictwa handlowego mi$dzy

producentem a konsumentem, jest wci"% ma&a i stanowi

nisz$, w której spó&dzielczo#' mog&aby si$ rozwija'.

Kolejnym nowym polem dla spó!dzielczo"ci sta! si# rynek $nansowy.

S.N.: Mo%na powiedzie', %e spó&dzielczo#' oszcz$d-

no#ciowo-kredytowa po prostu przej$&a rynek, który

czeka&, %eby go wzi"'. SKOK-i w znacznej mierze we-

sz&y w miejsce, z którego wycofywa&y si$ pracownicze

kasy zapomogowo-po!yczkowe: w nisz" us#ug finan-

sowych o ma&ej i #redniej warto#ci, adresowanych do

stosunkowo licznych, a jednocze#nie zintegrowanych

#rodowisk pracowniczych. W przypadku pracowni-

ków, których &"czy ten sam pracodawca, strumienie

przychodów s" dobrze znane i kontrolowane, co daje

wi$ksz" kontrol$ i bezpiecze!stwo; w rezultacie mo%-

liwe jest zorganizowanie tanich kredytów. Z czasem

SKOK-i wysz&y poza zak&ady pracy, uzupe&niaj"c ofert$

systemu bankowego o atrakcyjne lokaty i drobne

kredyty, adresowane g&ównie do osób o niedu%ych

dochodach lub prowadz"cych dzia&alno#' gospodarcz"

na niewielk" skal$.

A spó!dzielczo"% socjalna, maj&ca da% osobom wyklu-czonym spo!ecznie mo'liwo"% „stani#cia na nogi” dzi#-ki pracy w przedsi#biorstwie, którego s& wspó!w!a"ci-cielami? Gdy w ())* r. mia!em okazj# rozmawia% z pio-nierami tych inicjatyw, powszechne by!o rozgoryczenie, 'e rozbijaj& si# one o liczne przeszkody instytucjonalne i formalne.

S.N.: Rzeczywi#cie, zak&adanie spó&dzielni socjalnych

w pocz"tkowym okresie funkcjonowania ustawy

o zatrudnieniu socjalnym by&o cz$sto swoistym torem

przeszkód przez urz$dnicz" niech$' i niekompetencj$,

a potem i tak wiele z tych spó&dzielni dzia&a&o tylko

nieco d&u%ej ni% rok. Dobre pomys&y, zapa& i pewne

wsparcie finansowe udzielane na starcie – nie wy-

starcza&y, by bezrobotni, a tak%e przezwyci$%aj"cy

wykluczenie spo#eczne za#o!yciele spó#dzielni potrafili

pokierowa' przedsi$biorstwem, które musia&o wszak

prowadzi' pe&n" ksi$gowo#', zdobywa' zlecenia

i strategicznie zarz"dza' swoimi zasobami. Zak&adanie

spó&dzielni socjalnych cz$sto bywa&o animowane przez

instytucje publiczne lub organizacje pozarz"dowe, jako

forma usamodzielnienia ekonomicznego, wie!cz"ca

proces integracji spo&eczno-zawodowej. I to by&o

dobre do momentu, gdy struktura, która pomog&a

w powstaniu spó&dzielni, pilotowa&a j", prowadzi&a

za ni" ksi$gowo#' itp. Natomiast kiedy wsparcie to

z jakich# wzgl$dów zanika&o (np. ko!czy& si$ projekt,

a z nim finansowanie doradztwa), to je$li spó#dziel-

nia nie mia&a w swoich cz&onkach samodzielnego

„silnika”, zazwyczaj rozpada&a si$ po up&ywie roku

(gdyby rozpad&a si$ wcze#niej, spó&dzielcy musieliby

zwróci' #rodki publiczne, otrzymane na rozruch).

Dlatego mimo wzrostu liczby zarejestrowanych

spó&dzielni socjalnych (obecnie 165), ci$%ko oceni',

ile z nich faktycznie dzia&a.

Aby przeciwdzia&a' rozczarowaniom zwi"zanym

z upadkiem zbyt s&abych spó&dzielni socjalnych, po-

trzebne s" regulacje daj"ce mo%liwo#' organizacjom

i jednostkom samorz"du terytorialnego stawania si$

cz&onkami takich spó&dzielni. Wa%ne jest równie%

zwi$kszenie limitu udzia&u osób kompetentnych, nie

obci"%onych bezrobociem, niepe&nosprawno#ci", bez-

domno#ci", pobytem w wi$zieniu czy uzale%nieniem

od alkoholu lub narkotyków. Prace legislacyjne nad

takimi w&a#nie rozwi"zaniami s" obecnie na uko!-

czeniu i mam nadziej$, %e spó&dzielczo#' socjalna

zacznie si$ wkrótce dobrze i szybko rozwija', jak to

ma miejsce we W&oszech.

W jakich dziedzinach spó!dzielczo"% najefektywniej uzupe!nia albo wr#cz zast#puje $rmy komercyjne, w jakich natomiast instytucje pa+stwowe?

S.N.: Pytanie jest dwutorowe. Mo%na je rozumie'

jako zaproszenie do zastanowienia si$ nad funkcjami

spo#ecznymi spó#dzielni, ale tak!e w%sko gospodarczo –

nad tym, gdzie s" dla spó&dzielni nisze rynkowe.

Skoro w wielu ma&ych miejscowo#ciach nie

funkcjonuj" %adne formy opieki nad ma&ymi dzie'mi,

osobami starszymi lub schorowanymi i jeden cz&onek

rodziny musi rezygnowa' z pracy zawodowej, by

pe&ni' funkcje opieku!cze, to oferta przynajmniej cz$-

#ciowego zast"pienia tej osoby przez takiego rodzaju

us&ugi mo%e by' w&a#nie nisz", w której spó&dzielnie

mog#yby si" odnale&'. Oczywi$cie jest to obszar

w sam raz dla spó&dzielni socjalnych, jednak my#l$, %e

równie% pozosta&e ich typy mog" my#le' o us&ugach

opieku!czych jako niszy dla siebie.

Mo%na by tak%e my#le' o spó&dzielczym tworzeniu

lokalnego transportu zbiorowego czy infrastruktury

informatycznej. Wreszcie, spó&dzielczo#' mog&aby si$

przebudzi' w tych sektorach, w których ju% dzia&a, jak

rolnictwo i rzemios#o – pomaga' lokalnym spo#eczno-

#ciom w funkcjonowaniu poprzez odbiór ich produkcji.

Mog&aby tak%e powróci' funkcja spó&dzielni mieszka-

niowych jako „oddolnego dewelopera”. Wszystko to

jednak wymaga znacznej pracy edukacyjnej.

XXXIV

Page 119: OBYWATEL nr 3(47)/2009

119Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

Z powy!szych przyk"adów wynika, !e spó"dzielnie najle-piej sprawdzaj# si$, gdy adresuj# ofert$ do najbli!szej okolicy.

S.N.: Z bada! spó"dzielczo#ci, przeprowadzonych

w Instytucie Studiów Politycznych PAN, wynika, $e

zdecydowana wi%kszo#& obecnie dzia"aj'cych spó"-

dzielni ma w"a#nie taki lokalny charakter. Dla 63%

spó"dzielni rynek lokalny jest odbiorc' przynajmniej

po"owy produktów i us"ug, a przeci%tny udzia" ryn-

ku lokalnego w sprzeda$y spó"dzielni wynosi 78%.

Wi%kszo#& spó"dzielni ma wszystkie swoje placówki

w granicach jednej gminy (66%), a w granicach jednego

powiatu mie#ci si% ca"o#& struktur 80% spó"dzielni.

Du$a cz%#& spó"dzielni jest co najmniej znacz'-

cym pracodawc' lokalnym w zakresie pracy pe"no-

etatowej (38%) i pracy dla kobiet (28%), dostarczaj'

tak$e zatrudnienia w formie prac zleconych, pracy

sezonowej i innych.

Czy mo!na zatem w odniesieniu do spó"dzielczo%ci mó-wi& o tworzeniu nowych miejsc pracy?

S.N.: Polskie spó"dzielnie nie tyle tworz' miejsca

pracy, co przede wszystkim utrzymuj' w zatrudnieniu

osoby od lat w nich pracuj'ce. Pracownicy w wieku

produkcyjnym niemobilnym lub w wieku poproduk-

cyjnym, stanowi' nieco ponad po"ow% pracowników

spó"dzielni (53%) podczas gdy #rednio w gospodarce

narodowej osoby w wieku powy$ej 44 lat stanowi'

tylko nieco ponad 1/3 pracuj'cych (36%).

Prócz osób starszych, które oczywi#cie mia"yby

du$e trudno#ci ze znalezieniem kolejnego miejsca

zatrudnienia, spó"dzielnie w wymiarze znacz'co

wi%kszym ni$ inne podmioty zatrudniaj' tak$e kobiety.

Wska!nik feminizacji pracowników spó"dzielni wynosi

a# 59% podczas gdy w ca"ej gospodarce narodowej –

tylko 45%. Nadreprezentowane s' te$ osoby niepe"no-

sprawne, które stanowi' 11,6% personelu spó"dzielni,

podczas gdy udzia" niepe"nosprawnych w ogólnej

liczbie pracuj'cych w ca"ej gospodarce wynosi jedy-

nie 3,6%. Oczywi#cie sektor spó"dzielczy zawdzi%cza

ten wska!nik spó"dzielniom inwalidów, dla których

zatrudnianie i pomoc osobom niepe"nosprawnym jest

statutowym celem dzia"alno#ci.

W personelu spó"dzielni wi%cej jest te$ osób

o stosunkowo gorszym wykszta"ceniu. Mówi'c krótko,

spó"dzielnie utrzymuj' w zatrudnieniu du$o ludzi,

którym trudno by"oby znale!$ inn% prac&.

Po '()( r. zatrudnienie w sektorze spó"dzielczym gwa"-townie spada"o i nadal spada, chocia! o wiele wolniej.

S.N.: Tak, ostatnio maleje o 10 tys. pracowników

rocznie – ale to przecie# te# wcale nie jest ma"o! Polski

podatnik cz%sto p"aci bardzo du$e pieni'dze za to, $eby-

#my zach%cili jakiego# inwestora zagranicznego do za-

inwestowania w fabryk%, która zatrudni 2 tysi'ce osób…

XXXV

B!"#$% &!'() *)+,, ')-. & "!/!01 )#23!0*4 52-640$()*

3+$,!7,%&!() -.7. 2/4)*8,(%904 +!/%%":!(4$!0*4, %##%6():% "%$&4;$.&!(4! 5"%-6)/<&,

#%01%#$)(4! #% 3%/5"%/4+<&

b T

REES

FO

RTH

EFU

TURE

Page 120: OBYWATEL nr 3(47)/2009

120 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

… do czasu, a! wspomniany przedsi"biorca przeniesie produkcj" dalej na wschód.

S.N.: W!a"nie. Tymczasem my te spó!dzielnie mamy.

Mamy przedsi#biorstwa, które funkcjonuj$, zatrudniaj$

ludzi i wystarczy si# przyjrze%, co mo&na zrobi%, &eby

nie upad!y. To dla mnie motyw przewodni w my"leniu

o spó!dzielniach i ich funkcji zatrudnieniowej. Nie to,

&e kreuj$ du&o miejsc pracy, ale &e zatrudniaj$, i to

takie osoby, które w sytuacji zwolnienia nie znajd$

!atwo innego zaj#cia. Z punktu widzenia polityki

spo!ecznej utrzymywanie tych osób w zatrudnieniu –

i to w samofinansuj"cym si# zatrudnieniu! – warte jest

zainteresowania i nawet pewnego wsparcia.

Polska ma wspania#e tradycje gospodarki nie nasta-wionej na zysk, si"gaj$ce czasów zaborów, a pó%niej mi"dzywojnia, kiedy to dzia#a#y liczne spó#dzielnie nie tylko produkcyjne czy handlowe, ale tak!e np. spó#-dzielcze placówki o&wiatowe czy medyczne, albo spó#-dzielcze wydawnictwa ambitnej ksi$!ki. W powojennej rzeczywisto&ci nie by#o ju! jednak zbyt wiele przestrzeni dla aktywno&ci spo#ecznej i gospodarczej poza kontro-l$ pa'stwa.

S.N.: Pi#kne tradycje zaanga&owania obywatelskiego

i oddolnego rozwi$zywania problemów spo!ecznych

zosta!y w okresie PRL-u zniszczone, czego bardzo

powa&ne skutki do dzisiaj odczuwa zarówno sektor

spó!dzielczy, jak i pozarz$dowy. Szpitale, szko!y,

placówki opieku'cze, instytucje ubezpieczeniowe

i bankowe, prowadzone przez podmioty spó!dzielcze,

ko"cielne, fundacje czy stowarzyszenia, znalaz!y si#

pod kontrol$ pa'stwa, gdy& to pa'stwo uzna!o siebie

za g!ównego dostarczyciela wszystkich us!ug spo!ecz-

nych. Zasoby trwa!e i rynki zbytu dla ich dzia!alno"ci

zosta!y przej#te przez podmioty pa'stwowe. Dzi"

zasoby te pa'stwo prywatyzuje i przechodz$ one do

sektora komercyjnego, natomiast wej"cie na rynek

us!ug spo!ecznych przez podmioty spó!dzielcze czy

z sektora pozarz$dowego, jest bardzo utrudnione.

Ekonomiczn$ barier$ odrodzenia spó!dzielczo"ci

jest wi#c brak odpowiednich "rodków trwa!ych

i rynków zbytu.

Do tego dochodz$ nie mniej wa!ne czynniki pozaekono-miczne: zniszczenie tradycji i etosu spó#dzielczego.

S.N.: Socjalistyczne pa'stwo uzna!o, &e wszelka

dzia!alno"% spo!eczna ma s!u&y% jego celom. To

ono odgórnie definiowa!o, czym si# b#d" obywatele

zajmowa% w ramach swojego spo!ecznikostwa, do

czego w zwi$zku z tym b#d$ musieli nale&e% i co

b#d$ popiera% poprzez swoje cz!onkostwo. Oczywi"cie

takie podej"cie powodowa!o, &e ludzie wycofywali si#

z „dzia!alno"ci spo!ecznej” najszybciej, jak si# tylko

da!o. Do dzi" wielu Polaków postrzega wszelk$ aktyw-

no"% na niwie spo!ecznej czy ponadjednostkowej jako

nieautentyczn$; obawiaj$ si#, &e zostan$ wykorzystani.

To jest, jak my"l#, g!ówny problem i st$d te& bierze

si# w du$ym stopniu obserwowany dzisiaj deficyt

kapita!u spo!ecznego.

Tym, co mnie szczególnie niepokoi, jest fakt, !e na-wet sami spó#dzielcy zdaj$ si" nie do ko'ca wierzy( w zalety spó#dzielczej formy gospodarowania oraz w si#" etosu spó#dzielczego. W przestrzeni publicznej bardzo trudno natkn$( si" na przekaz formu#owany przez spó#dzielców, czyni$cy atut z tego, !e dane produkty i us#ugi powstaj$ na zasadach koopera-tywnych, zach"caj$cy do zainteresowania si" spó#-dzielczo&ci$ itp.

S.N.: Badania, które prowadzili"my, mia!y charakter

ilo"ciowy i by!y prowadzone w kontakcie ze spó!-

dzielniami jako takimi, a nie z ich cz!onkami, dlatego

te& trudno mi si# wypowiada% na temat psyche

spó!dzielców. Na pewno jednak mo&na powiedzie%,

&e realna baza cz!onkowska spó!dzielni jest w#&sza

ni& suma cz!onkostw na listach wszystkich spó!-

dzielni dzia!aj$cych w kraju. Po pierwsze dlatego,

&e jedna osoba mo&e znajdowa% si# na kilku listach

(nale&$c np. do SKOK-u, spó!dzielni mieszkaniowej

i spó!dzielni inwalidów). Po drugie – dlatego, $e

cz!onkostwo mo&e mie% dla du&ej cz#"ci cz!onków

charakter tak niezaanga&owany i abstrakcyjny,

&e gdyby kto" zapyta! ich na ulicy „czy jest Pan/i

cz!onkiem jakiej" spó!dzielni?”, to mog!oby si#

okaza%, &e cz!onkowie np. SKOK-ów czy banków

spó!dzielczych w ogóle nie pami#taliby o tym

cz!onkostwie, a nawet i wielu cz!onków spó!dziel-

ni mieszkaniowych mog!oby o nim nie pami#ta%.

(eby co" by!o sk!adnikiem mojego „ja”, musi by%

„od"wie&ane”, wi$za% si# z jakim" zaanga&owaniem,

z konkretnymi wyborami &yciowymi. Tymczasem

na bezp!atne po"wi#canie cho%by kilku godzin

rocznie na prac# spo!eczn$ dla swojej spó!dzielni

decyduje si# zaledwie co setny cz!onek. Je&eli nie

chodz# na zebrania, nie anga&uj# si# w &adn$ pra-

c# spo!eczn$ w ramach spó!dzielni i nie wiem, co

si# w niej dzieje, to trudno, $ebym definiowa! si#

jako spó!dzielca, bo faktycznie nie jest to sk!adnik

mojej to&samo"ci.

Poza tym, spó!dzielnie nie wykszta!ci!y w!asnego

wizerunku, pozytywnie identyfikuj"cego specyfik#

spó!dzielni. Spó!dzielcom brak poczucia odr#bno"ci

czy „lepszo"ci”, brak "wiadomo"ci swoich mocnych

stron.

XXXVI

Page 121: OBYWATEL nr 3(47)/2009

121Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

W odbiorze spo!ecznym spotykamy si" wr"cz ze ste-reotypem „gorszo#ci” spó!dzielni. Czy jest on w jakiej# mierze uprawniony – jak cz"sto spotyka si" np. spraw-nych mened$erów spó!dzielczych?

S.N.: Mo!na pokaza" niektóre rodzaje spó#dzielni,

które bardzo sprawnie zreorientowa#y si$ rynkowo

i wykaza#y talentem w dziedzinie zarz%dzania (np.

spó#dzielnie mleczarskie, banki spó#dzielcze, SKOK-i).

My&l$ jednak, !e stanowi% one mniejszo&". Nie mam

na ten temat twardych danych, ale ju! cho"by dane

o wieku, wykszta#ceniu i potrzebach szkoleniowych

kadr spó!dzielczych wskazuj" na du#e deficyty w za-

kresie umiej$tno&ci mened!erskich. Uogólniaj%c, po-

ziom ich wiedzy i umiej$tno&ci jest porównywalny

z drobnymi przedsi$biorcami, podczas gdy na ogó#

zarz%dzaj% znacznie wi$kszym maj%tkiem, prowadz%c

dzia#alno&" na wi$ksz% skal$ i bardziej skompliko-

wan%. Mam tu na my&li cho"by bardziej z#o!ony

proces decyzyjny – spó!dzielców trzeba przecie# do

poszczególnych rozwi%za' przekona", wzi%" pod

uwag$ ich obawy i oczekiwania itp. Je&li uwzgl$dni

si$ wszystkie te kwestie, to oka!e si$, !e zarz%dzanie

spó#dzielni% jest trudn% sztuk%, wymagaj%c% umiej$t-

no&ci charakterystycznych dla zarz%dzania biznesem

wi$kszym ni# firma rodzinna.

Niestety, powa!n% barier$ dla poprawy jako-

&ci zarz%dzania spó#dzielniami stanowi brak presji

w kierunku kszta#cenia ustawicznego mened!erów

spó#dzielczych. „Trwa#o&"” prezesa na stanowisku

w spó#dzielni jest o wiele wi$ksza ni! w innych pod-

miotach, dlatego te! osoby piastuj%ce t$ funkcj$ nie

maj% zbyt du!ej motywacji, aby uaktualnia" swoj%

wiedz$ i wykazywa" si$ nowymi umiej$tno&ciami

w obszarze zarz%dzania.

Z drugiej strony, nie ma te! nowoczesnej i dosto-

sowanej do specyfiki spó!dzielczej oferty szkolenio-

wo-doradczej ani specjalistycznej &cie!ki kszta#cenia,

które zapewnia#yby dobrze przygotowane kadry dla

polskiej spó#dzielczo&ci.

Wcze#niej wspomnia! Pan tak$e o znaczeniu edukacji spo!ecznej jako jednej z podstaw dla odbudowy spó!dzielczo#ci.

S.N.: Bardzo wa!ne jest, !eby w ramach edukacji pu-

blicznej od przedszkola do matury, kszta#towane by#y

umiej$tno&ci samoorganizacji, oddolnego rozwi%zywania

problemów, dochodzenia do kompromisów, dyskuto-

wania, wreszcie – organizowania i prowadzenia zebra%.

Towarzyszy" temu powinno prezentowanie dobrych

przyk#adów tego, jak wiele rzeczy mo!e si$ uda", je&li

tylko ludzie zorganizuj% si$ i podejm% pewien wspól-

ny wysi#ek. Potrzebne jest tak!e omówienie i z#ych

przyk#adów, bo o ile o tych dobrych mówi si$ rzadko,

o z#ych nie mówi si$ w ogóle, a s% one moim zdaniem

bardzo pouczaj%ce. Przyk#ad spó#dzielni mieszkaniowej,

której prezes wzi%# walizk$, zapakowa#, co si$ da#o

i wyjecha#, a spó#dzielcy nie wiedz% teraz, czym p#a-

ci" za wod$ i ogrzewanie, ma moim zdaniem szanse

bardzo powa!nie zmotywowa" ka!dego spó#dzielc$ do

zastanowienia si$ nad tym, czy to, w czym uczestniczy,

jest wystarczaj%co dobrze nadzorowane.

Spó!dzielnie s% inicjatywami tworzonymi i zarz%dzanymi przez samych obywateli, tak jak prywatne &rmy. Jedno-cze#nie jednak, przynajmniej w teorii, realizuj% one cele bli$sze tym, do których zmierza polityka spo!eczna pa'-stwa ni$ logice kapitalistycznych przedsi"biorstw. Jakie Pana zdaniem powinny by( relacje sektora spó!dzielcze-go z pa'stwem?

S.N.: To nie#atwe pytanie. Z jednej strony bowiem,

spó#dzielnie zajmuj% si$ oddolnym, niezale!nym od

pa'stwa zaspokajaniem potrzeb swoich cz#onków i to

z tej perspektywy powinno ocenia" si$ ich efektywno&".

I tak spó#dzielnie mieszkaniowe nie s#u!% generowaniu

zysków, tylko przede wszystkim temu, !eby ich cz#onko-

wie mieli zapewniony dobry standard mieszkania przy

stosunkowo niedu!ych kosztach. Z kolei spó#dzielnia

pracy ma za nadrz$dny cel nie ekspansj$ rynkow%,

lecz dawanie zatrudnienia swoim cz#onkom. Jednak

niezale!nie od swoich podstawowych celów dzia#alno-

&ci, spó#dzielnie zawsze mia#y naturaln% sk#onno&" do

odpowiadania tak!e na potrzeby stanowi%ce lokalny

kontekst ich dzia#alno&ci. Przyk#adowo, spó#dzielnie

mieszkaniowe organizuj% dla swoich mieszka'ców dzia-

#alno&" kulturaln% czy opiek$ przedszkoln%, za& obecnie

pojawiaj% si$ inicjatywy adresowane do lokatorów,

XXXVIIbnd

NAT

ALIA

OSI

ATYN

SKA

Page 122: OBYWATEL nr 3(47)/2009

122 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

którzy z powodu bezrobocia nie s! w stanie p"aci# za mieszkanie (m.in. programy umo$liwiaj!ce redukcj%

zad"u$enia poprzez wykonywanie uzgodnionych prac

na rzecz spó"dzielni). Wszystkie tego rodzaju inicjatywy

s! w pewien sposób oczywiste, poniewa$ wi!$! si%

z dzia"aniem na rzecz okre&lonej grupy osób b%d!cych

cz"onkami lub rodzinami cz"onków danej spó"dzielni.

Now! jako&ci! jest w tym obszarze spojrzenie na

spó"dzielnie przez pryzmat idei gospodarki spo"ecznej

(ekonomii spo"ecznej). Postrzega ona efekty dzia"ania

i cele spó"dzielni jako wykraczaj!ce poza dobro ich

cz"onków, rozci!gaj!ce si% na szersze spo"eczno&ci. Dostrzega si%, $e dzia"anie spó"dzielni ma korzystny

wp"yw na polityk% spo"eczn! w zakresie rynku pracy

czy w zakresie spójno&ci spo"ecznej, rozwoju lokalnego

itd. Mo$na wskaza# w"a&nie takie obszary, w których

oczekuje si%, $e spó"dzielnie b%d! dzia"a"y szerzej ni$ tylko dla swoich cz"onków, cho# jednocze&nie zaspa-

kajanie przez nie potrzeb swoich cz"onków równie$ analizuje si% jako element polityki spo"ecznej, o ile

przyczynia si% to do rozwi!zania pewnych ogólniej-

szych problemów (np. w spó"dzielniach socjalnych

dzia"anie na rzecz integracji spo"eczno-zawodowej ich

cz"onków jest zarazem dzia"aniem na rzecz spójno&ci lokalnej spo"eczno&ci).

Kiedy spojrze# na spó"dzielczo&# z tej strony, nie

sposób nie zauwa$y#, $e spó"dzielnie mog! stanowi# element polityki spo"ecznej pa'stwa. Z tej perspek-

tywy wyra!nie wida", #e polityk spo$eczny nie mo#e

bezczynnie patrze#, jak co roku spó"dzielczo&# traci 10 tys. miejsc pracy. Wydaje si%, $e w tym zakresie

pa%stwo mo#e i powinno interweniowa" – wyszukiwa"

spó"dzielnie, które robi! co& dobrego z punktu widzenia

polityki spo"ecznej i stosowa# wobec nich instrumenty

wspieraj&ce ich funkcje spo$eczne – zw$aszcza, gdy

chodzi o zatrudnienie osób o szczególnie trudnej

sytuacji na rynku pracy. Tego typu interwencja mo$e odbywa# si% zarówno ze strony polityk centralnych,

jak te$ na poziomie regionalnym czy lokalnym. Moim

zdaniem, to nowe postrzeganie spó$dzielni – jako

przedsi%biorców wytwarzaj!cych korzy&ci spo"eczne,

jest kluczem do partnerstwa mi%dzy spó"dzielczo&ci!

i pa'stwem w realizowaniu wspólnych celów w zakre-

sie polityki spo"ecznej. Do tego, by partnerstwo takie

mog"o rzeczywi&cie zacz!# funkcjonowa#, konieczne

jest posiadanie odpowiednich wzorów wspó"pracy

oraz &wiadomo&# obopólnych korzy&ci. (wiadomo&# spo"ecznych korzy&ci z dzia"ania spó"dzielni musi by# obecna nie tylko po stronie w"adz, ale tak$e po stronie

spó"dzielni. Wa$ne jest, by i one wiedzia"y, $e zatrud-

nianie osób niepe"nosprawnych czy starszych jest ich

atutem, a nie balastem. )eby zacz%"y my&le#: „Poniewa$ realizujemy polityk% spo"eczn!, to mo$emy zwróci# si% o wsparcie na koszty zatrudnienia tych osób”.

Jak dot!d spó"dzielnie skar#! si$ nie tyle na brak wsparcia, co na przeszkody w swojej dzia"alno%ci. Równie# z Pa&skich bada& wynika, #e pa&stwo nie tylko prawie nie wspiera spó"dzielczo%ci, ale wr$cz toleruje przepisy dyskryminuj!ce t$ form$ gospoda-rowania, np. podwójne opodatkowanie dochodów spó"dzielni: zysk brutto opodatkowany jest CIT-em, a nadwy#ka bilansowa PIT-em, nawet wtedy gdy nie tra'a do cz"onków, lecz jest przeznaczana na fun-dusz udzia"owy.

S.N.: Tak w"a&nie jest. Przyk"ady &wiadcz!ce o tym,

#e pa%stwo !le obchodzi si' z sektorem spó$-

dzielczym, mo$na u"o$y# w d"ug! list%. Poczesne

miejsce zajmuj! na niej narzekania spó"dzielców

na praktyki faworyzowania przez pa'stwo du$ych

inwestorów zagranicznych kosztem firm polskich,

w tym spó"dzielni.

Problemem w relacjach pa'stwo-spó"dzielnie

s! te$ czasem próby instrumentalnego regulowania

stosunków wewn!trzspó"dzielczych za po&rednictwem

interwencji ustawowych. Oburzenie wywo"a"y ostatnio

próby rozdawnictwa maj!tku spó"dzielni na rzecz nie-

których ich cz"onków, ustanowione wol! wi%kszo&ci parlamentarnej. Musz% jednocze&nie zaznaczy#, $e o ile wchodzenie z butami w wewn%trzne relacje mi%dzy

spó"dzielniami a spó"dzielcami nie jest zwykle zdrowe,

to zupe"nie czym& innym jest prowadzenie kampanii

informacyjnych i edukacyjnych, skierowanych do

spó"dzielców. Ch%tnie bym widzia" uwra$liwianie

i uaktywnianie spó"dzielców, mówienie im: „Macie

swoje prawa, mo$ecie to i tamto, instrumenty le$!

w waszych r'kach – to wy sami mo#ecie zmieni"

wasze spó"dzielnie”.

Podsumowuj!c, relacje pa'stwo-spó"dzielnie

powinny moim zdaniem opiera# si% na trzech zasa-

dach. Primum non nocere, czyli po pierwsze nie

szkodzi! zb'dnymi b&d! szkodliwymi interwen-

cjami w wewn%trzne sprawy spó"dzielni. Po drugie,

w relacjach ze spó$dzielniami w$adze – zw$aszcza

lokalne – winny uwzgl"dnia! korzy#ci, jakie

odnosi lokalna spo$eczno#! z funkcjonowania

spó$dzielni i odpowiednio wspomaga! je w tym

zakresie (tak$e poprzez wspieranie powstawania

nowych, ma"ych spó"dzielni, zw"aszcza socjalnych).

Po trzecie wreszcie – prowadzi! edukacj" obywa-

telsk% i dzia$ania na rzecz wzmocnienia kapita$u

spo$ecznego, bo wbrew pozorom wzmacnianie tego

ostatniego jest bardzo konkretn! pomoc! tak$e dla

funkcjonowania spó"dzielni.

Dzi$kuj$ za rozmow$.

Warszawa, 9 czerwca 2009 r.

XXXVIII

Page 123: OBYWATEL nr 3(47)/2009

123Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA

Warto zacytowa! ten s"ynny artyku" 45 Konstytu-

cji W"och: Republika uznaje funkcje spo!eczne

spó!dzielczo"ci charakteryzuj#cej si$ pomoc#

wzajemn# i brakiem celów prywatnej spekulacji.

Prawo wspiera jej wzrost najlepiej dostosowanymi

do tego "rodkami i stoi na stra%y jej charakteru

i celów poprzez mo%liwo"ci jej kontroli. Odnie#! ten

zapis mo$na w gruncie rzeczy do ogó"u gospodarki

spo"ecznej. Jest oczywi#cie spraw% do dyskusji, czy

on w"a#nie sta" si& podstaw% bujnego rozwoju spó"-

dzielczo#ci i gospodarki spo"ecznej w tym kraju, czy

to raczej bogate tradycje spó"dzielcze by"y przyczyn%

wprowadzenia go do ustawy zasadniczej. Pozostaje

jednak niezaprzeczalnym faktem, $e W!ochy ze

swoimi 48,5 tys. spó!dzielni, zrzeszaj"cymi

ponad 12,5 mln cz!onków i zatrudniaj"cymi

ponad milion pracowników, do czego doda#

mo$na ponad 200 tys. stowarzysze%, fundacji

itp. form zatrudniaj"cych ok. pó! miliona osób,

stanowi" jedn" z ostoi przedsi&biorczo'ci spo-

!ecznej w Europie1.

Sprzyjaj% temu równie$ inne, szczegó"owe ustawy,

przede wszystkim „Prawo Baseviego” (z 1947 r.) wraz

z pó!niejszymi uzupe"niaj#cymi je aktami z lat 1977,

1991, 1992. Dzia"alno#! ca"ej gospodarki spo"ecznej,

obejmuj%cej poza spó"dzielniami równie$ stowarzy-

szenia i fundacje, regulowana jest wieloma aktami

legislacyjnymi. Na szczególn% uwag& zas"uguje ustawa

nr 381 z 1991 r., sankcjonuj%ca pionierski, istniej%cy

ju$ wówczas we W"oszech od kilku lat, fenomen

spó"dzielni socjalnych i przynosz%ca nowe, korzystne

dla nich regulacje prawne. Ustawa ta umo$liwi!a

dalszy, bezprecedensowy przyrost liczby spó!-

dzielni socjalnych na prze!omie XX i XXI w.,

przyczyniaj"cych si& znacz"co do rozwi"zania

wielu nabrzmia!ych problemów spo!ecznych,

z którymi prze$ywaj"ce kryzys pa%stwo opie-

ku"cze nie potrafi!o si# upora$. Sta"a si& ona

wzorem dla podobnych rozwi%za' w innych krajach,

m.in. w Polsce 2. Du$e znaczenie mia"a te$ ustawa

nr 328 z 2000 r., okre#laj%ca ramy prawne pomocy

w"adz lokalnych, regionalnych i pa'stwowych dla

instytucji gospodarki spo"ecznej i innych organizacji

Trzeciego Sektora, realizuj%cych us"ugi spo"eczne3.

Przyjrzyjmy si& w"oskiemu modelowi wsparcia go-

spodarki spo"ecznej na przyk"adzie Prowincji Trentino

w pó"nocnych W"oszech, b&d%cej jednym z „matecz-

ników” tej gospodarki w ca"ym kraju.

Gospodarka spo"eczna Trentino to przede wszyst-

kim spó"dzielczo#!. Ma ona tutaj ponad 100-letni%

tradycj&. Powsta"a w czasach, gdy ziemie te nale$a"y

do monarchii austro-w&gierskiej, a swój pocz%tek

zawdzi&cza"a w wielkiej mierze ksi&dzu don Lorenzo

Guettiemu (1847-1898), który – podobnie jak Franciszek

Stefczyk w Galicji – zaadaptowa" do tutejszej sytuacji

oparty o idee solidaryzmu chrze#cija'skiego model

spó"dzielczy Friedricha Wilhelma Rai$eisena. Tworzy"

lokalne spó"dzielnie nastawione przede wszystkim

na prac& w#ród ubogiej ludno#ci (ten górski region

o niesprzyjaj%cych warunkach naturalnych nale$a"

do najbiedniejszych w kraju), które zorganizowane

by"y w struktury gospodarcze wy$szego rz&du, zwane

obecnie konsorcjami, dzia"aj%ce na szczeblu prowincji,

grupuj%ce przedsi&biorstwa spó"dzielcze tego samego

sektora. Konsorcja zapewnia"y spó"dzielniom mo$liwo#!

przezwyci&$enia swoich ogranicze' jako drobnych

przedsi&biorstw, aby móc pracowa! w sposób kon-

kurencyjny w szerszej skali.

Dzi# nadal spó!dzielczo'# odgrywa wa$n"

rol& w lokalnej gospodarce i spo!ecze%stwie

oraz wci"$ rozwija si& zarówno pod wzgl&dem

potencja!u, jak i jako'ci oferowanych us!ug.

Cztery g!ówne sektory, w ramach których

dzia!aj" spó!dzielnie w Trentino to kredytowy,

handlowy, rolniczy oraz !"cz"cy spó!dzielnie

pracy, socjalne, us!ugowe i mieszkaniowe.

W sumie, w regionie licz"cym zaledwie pó! mi-

liona mieszka%ców dzia!a oko!o 550 spó!dzielni,

XXXIX

R!"#$ %&"#'()*+ ),*-.'"#/(. (%&",*0!1 " W0+'2)

1& A1!$ P(#'2+)3*(

W wi!kszo"ci krajów Unii Europejskiej istniej# rozmaite systemy wspierania przedsi!biorczo"ci spo$ecz-nej przez w$adze pa%stwowe i samorz#dy terytorialne ró&nego szczebla. Szczególnie rozwini!te s# one w dwóch krajach o „roma%skiej” tradycji rozumienia gospodarki spo$ecznej – we Francji i we W$oszech. Zw$aszcza w tym ostatnim pa%stwie gospodarka spo$eczna podlega szeregowi korzystnych aktów praw-nych (zarówno szczebla ogólnokrajowego, jak i w autonomicznych prowincjach), a jeden z jej 'larów – spó$-dzielczo"( – wzmiankowany jest nawet w Konstytucji Republiki W$oskiej.

Page 124: OBYWATEL nr 3(47)/2009

124 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

zrzeszaj!cych ponad 200 tys. cz"onków. Ponie-

wa# jedna osoba nale#y zwykle do wi$cej ni#

jednej spó"dzielni, oznacza to, #e 2/3 rodzin

z Prowincji Trentino s! cz"onkami spó"dzielni.

Liczby te wskazuj! na szerok! obecno"# spó$dzielni

na ca$ym terytorium. Co wi%cej, przedsi%biorstwa

spó$dzielcze w Trentino zapewniaj! prac% ponad

13 tys. pracowników i maj! roczne obroty w wysoko"ci

2 mld euro4. Obraz gospodarki spo$ecznej prowincji

dope$niaj! du&e nie-spó$dzielcze inicjatywy, takie jak

Towarzystwo Ubezpiecze' Wzajemnych Itas Mutua,

dzia$aj!ce w ca$ych W$oszech, lecz w stolicy Trentino,

Trydencie, maj!ce swoj! siedzib", czy Anfass – orga-

nizacja rodzin osób niepe$nosprawnych, a tak&e wiele

innych mniejszych i wi%kszych stowarzysze' i fundacji

o charakterze lokalnym lub b%d!cych miejscowymi

oddzia$ami organizacji ogólnokrajowych.

Jak wspomniano, specyfik!, a zarazem czynni-

kiem sukcesu spó"dzielczo%ci Prowincji Trentino

(odnosi si$ to tak#e do innych regionów W"och,

zw"aszcza pó"nocnych i %rodkowych), s! silne

struktury ponadpodstawowe spó"dzielni, tj. kon-

sorcja. Ten typ wspó$pracy ekonomicznej wyst%puje

zreszt! i w#ród innych podmiotów – w prowincji

istnieje na przyk$ad Consorzio dei Comuni, czyli

zorganizowane na spó$dzielczych zasadach konsor-

cjum 223 gmin miejskich i górskich, podejmuj!cych

wiele wspólnych zada', zw$aszcza z zakresu polityki

spo$ecznej w gminach cz$onkowskich (pomoc, doradz-

two, szkolenia itp.).

Ponadto dzia$a Federazione Trentina della Co-

operazione (Federacja Spó$dzielczo"ci Prowincji

Trentino), której cz$onkami jest wi%kszo"# lokalnych

spó$dzielni. Federacja za$o&ona zosta$a w 1895 r. jako

organ zapewniaj!cy nadzór i us$ugi doradcze oraz

broni!cy interesów i reprezentuj!cy indywidualne

spó$dzielnie wywodz!ce si% z tradycji chrze"cija'sko-

solidarystycznej. W 2000 r. Federacja po$!czy$a si%

z prowincjonalnym oddzia$em w$oskiej organizacji

spó$dzielni o korzeniach socjalistycznych – Legacoop,

przyjmuj!c na cz$onków jej 40 spó$dzielni i zachowuj!c

przy tym swoj! to&samo"#. By$ to jedyny taki przypadek

w skali ca$ych W$och, w pozosta$ych regionach i na

szczeblu ogólnokrajowym obie organizacje dzia$aj!

oddzielnie5. Federacja pracuje tak&e nad projektami

na rzecz rozwoju roli i kultury spó$dzielni, przeka-

zywania innym krajom miejscowych spó$dzielczych

do"wiadcze'. Dzi%ki dobrym kontaktom z rz!dem

autonomicznym Prowincji i w$adzami gmin, podej-

muje z nimi wiele wspólnych dzia$a', m.in. wraz

XL

!"#$%&'()*&+,- +%./012 12345 /+)6 1 )+72)4(8 .+!"+%2/*( ' !"+$(*&(9!:1'(

+/2& 1*'53 /+&1'82 !'6 &2/#14+ "+% 1&.)6%(; "+:(4*82$<, 827 ' 827+,*'

+=(/+1240*> <!$<.

ba

RIC

CARD

O C

AM

BIA

SSI

Page 125: OBYWATEL nr 3(47)/2009

125Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XLI

z lokalnymi w!adzami o"wiatowymi realizuje pro-

jekty na rzecz anga#owania uczniów szkó! "rednich

w inicjatywy spó!dzielcze. Spó!dzielcze szkolenia

i promocja s$ równie# prowadzone przez zwi$zane

z Federacj$ Associazione Giovani Cooperatori Trentini,

za!o#one w 1969 r., b%d$ce stowarzyszeniem m!odych

spó!dzielców z Prowincji Trentino, a tak#e przez As-

sociazione Donne in Cooperazione (Stowarzyszenie

Kobiet w Spó!dzielczo"ci), za!o#one w 2005 r. w celu

wzmocnienia roli kobiet w ruchu kooperatywnym,

a zw!aszcza przez powsta!e w 2001 r. centrum szkole-

niowe Formazione e Lavoro (Szkolenie i Praca). Bliska

wspó!praca w zakresie bada& i edukacji ma miejsce

z Uniwersytetem Trydenckim6.

Jako najbardziej reprezentatywne dla sek-

tora przedsi!biorczo"ci spo#ecznej traktowane

s$ w prowincji spó#dzielnie socjalne, zaliczane

do szerszego podsektora odgrywaj$cego kluczo-

w$ rol! w tworzeniu miejsc pracy i realizacji

podstawowych potrzeb ludno"ci, obejmuj$cego

tak%e spó#dzielnie pracy wytwórcze i us#ugo-

we oraz spó#dzielnie mieszkaniowe. By#y one

zjawiskiem zasadniczo nowym w krajobrazie

tutejszej gospodarki spo#ecznej, gdy% pojawi#y

si! dopiero w latach 80. XX w. Jednak szybko

z powodzeniem do#$czy#y do tradycyjnych form

istniej$cych ju% na lokalnym rynku. Obecnie

175 spó#dzielni pracy dzia#a na polu wytwór-

czo"ci i us#ug, maj$c ponad 3300 zatrudnionych

i 15,5 tys. cz#onków. Ich dzia!alno"' dotyczy wielu

obszarów, m.in. transportu, ochrony "rodowiska,

cateringu, rzemios!a, technologii informatycznych,

doradztwa i inicjatyw kulturalnych. Spó!dzielnie te

zgrupowane s$ w Consorzio Lavoro Ambiente (Kon-

sorcjum dla Pracy i (rodowiska). Ponad 3 tys. rodzin

w Trentino %yje w domach wybudowanych

przez spó#dzielnie mieszkaniowe, wspó#dzia-

#aj$ce w ramach dwóch konsorcjów, Consorzio

Acli Casa i Consorzio Casa Rovereto. D$%$ one do

budowania lokali po cenach bardziej przy-

st!pnych ni% na komercyjnym rynku lokalnym,

przywi$zuj$c przy tym szczególn$ uwag! do

jako"ci materia#ów budowlanych i poszanowania

"rodowiska. Wreszcie 74 spó!dzielnie socjalne, re-

prezentowane przez konsorcjum Con.Solida, maj$ 3600

cz!onków. Spó!dzielnie te oferuj$ us#ugi socjalne,

opieku&cze i o"wiatowe, jak równie% projekty

integracji na rynku pracy dla osób niepe#no-

sprawnych lub upo"ledzonych w inny sposób.

Ostatecznymi odbiorcami ich us#ug s$ osoby

starsze, inwalidzi, bezrobotni, dzieci z rodzin

wysokiego ryzyka i osoby cierpi$ce z powodu

uzale%nie&. Generalnie przedsi%biorstwa spo!eczne

uto#samiane s$ ze spó!dzielniami socjalnymi, gdy#, jak

pisz$ C. Borzaga i A. Santuari, ze wszystkich /…/ form

organizacyjnych, jedyn!, która posiada wszystkie

cechy przedsi"biorstwa spo#ecznego i która wyka-

zuje je w sposób sta#y, jest spó#dzielnia spo#eczna

[tj. socjalna] 7.

Jednym z podstawowych problemów przed-

si!biorstw spo#ecznych – w tym spó#dziel-

ni, nie tylko socjalnych, ale i dzia#aj$cych

w „dochodowych” dzia#ach gospodarki – jest

niedostateczne ich dokapitalizowanie, opiera-

nie si% g!ównie o fundusze pozyskane od cz!onków,

b!d"cych zwykle lud#mi niezamo$nymi lub %rednio

zamo#nymi, wzgl%dnie od instytucji publicznych8.

Kapita! inwestowany w te przedsi%biorstwa uchodzi

za obarczony wysokim ryzykiem, st$d trudno"ci w pozyskiwaniu go od stron trzecich, z zewn$trz.

Potencjalnych inwestorów zniech%ca równie# stoso-

wana powszechnie w spó!dzielniach (i wi%kszo"ci innych przedsi%biorstw spo!ecznych o charakterze

stowarzyszeniowym) zasada „jeden cz&onek – jeden

g&os”. Za% finansowanie przedsi!biorstw spo&ecznych

ze #róde& publicznych budzi obawy zaistnienia nie-

uzasadnionej pomocy pa&stwa, b%d$cej w sprzecz-

no"ci z podstawowymi zasadami wolnego rynku9.

Dlatego kluczowe znaczenie dla powodzenia

spó#dzielczo"ci mia#o przygotowanie przez

pa&stwo podstaw prawnych, umo%liwiaj$cych

stworzenie specyficznych instrumentów finan-

sowych dla rozwoju spó#dzielni, których istotna

rola spo&eczna – przynajmniej w przypadku Prowincji

Trentino – nigdy nie by&a kwestionowana.

Takim w!a"nie aktem prawnym by!a ustawa

z 1992 r., zatytu!owana „Nowe zasady dotycz$ce

spó&dzielni”, wyprzedzaj"ca – jak si! podkre%la we

W&oszech – analogiczne rozwi"zania europejskie. Ure-

gulowa!a ona sposób przekazywania spó!dzielniom

%rodków finansowych przez instytucje publiczne,

b%d$ce wci$# jednym z najwa#niejszych donatorów,

zw!aszcza dla spó!dzielni socjalnych, a jednocze"nie

usankcjonowa!a spó!dzielnie jako odr%bn$ form%

przedsi%biorstw o charakterze „biznesowym”, ju# nie

tylko tworzonych przez przedstawicieli najs!abszych

grup spo!ecznych, a tak#e umo#liwi!a w pewnych

przypadkach przyjmowanie cz!onków-inwestorów,

obrót udzia!ami spó!dzielni, a tak#e tworzenie wspól-

nego funduszu mi%dzyspó!dzielczego. Reforma ko-

deksu cywilnego z 2003 r., a zw!aszcza ustawa nr 115

z 2006 r. umo#liwi!y stosowanie nowych instrumen-

tów finansowych wobec wszystkich przedsi!biorstw

spo!ecznych. W przypadku autonomicznej prowincji

Trentino powy#sze i inne wspominane uprzednio akty

prawne by!y niekiedy poprzedzone wcze"niejszymi

regulacjami miejscowymi, wyprzedzaj$cymi unormo-

wania krajowe, a jednocze"nie ustawy ogólnokrajowe

Page 126: OBYWATEL nr 3(47)/2009

126 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

musia!y by" tu wprowadzone w #ycie odpowiednimi,

przyj!tymi pó"niej aktami na poziomie prowincji.

Podstawowym funduszem ka#dej spó!dzielni,

umo#liwiaj$cym jej dzia!alno%" gospodarcz$ i stano-

wi#cym o jej sile finansowej, jest fundusz udzia$owy,

zbudowany z udzia!ów wp!acanych przez cz!onków.

Wspomniana ustawa wprowadza mo#liwo%" powi&k-

szania tego funduszu przez do!$czanie do niego cz&%ci

rocznej nadwy#ki bilansowej. W celu przyci$gni&cia

dodatkowych %rodków do tego funduszu, przewiduje

ona równie# mo#liwo%" odej%cia od spó!dzielczej

zasady „jeden cz$onek – jeden g$os” – w przypadku

cz!onków b&d$cych osobami prawnymi, wp!acaj$cych

wi&cej ni# jeden udzia!, mog$ oni otrzyma" wi&cej

g!osów przy podejmowaniu decyzji, proporcjonalnie

do liczby wp!aconych udzia!ów, nie wi&cej jednak

ni# pi&".

Dalsze pozyskiwanie kapita!u zewn&trznego dla

spó!dzielni umo#liwia jeden z artyku!ów ustawy (4),

który wprowadza kategori& cz!onków-inwestorów,

wyst&puj$c$ ju# wcze%niej w legislacji dotycz$cej

towarzystw ubezpiecze' wzajemnych. S$ to osoby

prawne, które niekoniecznie musz$ spe!nia" wszyst-

kie warunki cz!onkostwa w spó!dzielni, s$ natomiast

gotowe do wp!acenia kapita!u na cele modernizacji

lub wprowadzenia nowych technologii w spó!dzielni,

jej restrukturyzacji lub dalszego rozwoju. Z ich wp!at

tworzony jest fundusz podzielony na imienne udzia!y,

które mog$ by" zbywane, jak równie# mog$ mie"

zagwarantowane uprzywilejowane oprocentowanie

i !atwo%" wycofania ich. Cz!onkowie-inwestorzy

dopuszczeni s" do udzia!u w podejmowaniu de-

cyzji w spó!dzielni, jednak ich ca!kowita liczba

g!osów nie mo#e przekroczy$ jednej trzeciej

wszystkich, za% w przypadku wyboru do Rady

Nadzorczej mog" stanowi$ najwy#ej po!ow& jej

cz!onków, co ma zagwarantowa$ utrzymanie

w!a%ciwego charakteru spó!dzielni i nie dopu-

%ci$ do przekszta!cenia jej w przedsi&biorstwo

nastawione na zysk. Cz!onkami-inwestorami mog$

by" inne, „bogatsze” przedsi&biorstwa spó!dzielcze,

pragn$ce zainwestowa" w swych ubo#szych, lecz

rokuj#cych nadzieje „krewnych”, instytucje finansowe

o komercyjnym charakterze, stworzone wewn$trz ruchu

spó!dzielczego i maj$ce za cel inwestowanie w roz-

wój przedsi&biorczo%ci spó!dzielczej, a tak#e innego

rodzaju wspólne fundusze spó!dzielcze, przeznaczone

na wsparcie inwestycji spó!dzielczych.

Kolejnym "ród$em dodatkowych %rodków finan-

sowych mog$ by" „spó!dzielcze udzia!y uczestnictwa”

(art. 5 wzmiankowanej ustawy), b&d$ce rodzajem wk!a-

dów oszcz&dno%ciowych, oprocentowane o 2 punkty

wy#ej ni# normalne udzia!y. Ich w!a%ciciele nie maj$

za to prawa g!osu w spó!dzielni. Fundusz stworzony

dzi&ki tym udzia!om przeznaczony by" mo#e na cele

rozwoju lub modernizacji spó!dzielni.

W celu zabezpieczenia ci$g!o%ci istnienia, spó!-

dzielnie tworz$ równie# obowi$zkowy fundusz rezer-

wowy10. Powstaje on przede wszystkim z obowi$zko-

wych odpisów w wysoko%ci minimum 20% nadwy#ki

bilansowej spó!dzielni (art. 8 ustawy). 3% nadwy#ki

musi by" ponadto wp!acone na wspólne fundusze

mi&dzyspó!dzielcze, za% pozosta!o%" przeznaczona by"

mo#e, zgodnie z decyzj$ Walnego Zgromadzenia, na

rewaluacj& udzia!ów cz!onkowskich, tworzenie innych

poza obowi$zkowymi funduszów w!asnych i na wyp!at&

dywidendy dla cz!onków. Reszta winna by" wp!acona

na inne cele zwi$zane ze spó!dzielczo%ci$.

Wspomniane wspólne fundusze mi&dzyspó!-

dzielcze sta!y si& po 1992 r. podstawowym in-

strumentem promocji i rozwoju spó!dzielczo%ci.

Maj" one charakter ogólnokrajowy (prowadzone

s" przez rozmaite organizacje reprezentuj"ce

spó!dzielczo%$), jednak w Prowincji Trentino, ze

wzgl&du na jej specjalny status autonomiczny,

odpowiada im taki fundusz prowincjonalny,

zwany Promocoop. Ich celem jest reinwestowanie

kapita!u uzyskanego z wp!at spó!dzielni w promocj&

i finansowanie nowych inicjatyw przedsi!biorczo%ci

spó!dzielczej lub pomoc w rozwijaniu istniej$cych

spó!dzielni. Preferowane s$ programy wprowadza-

nia nowych technologii i zwi&kszania zatrudnienia

w spó!dzielczo%ci. Promocoop, powo!any po wej%ciu

w #ycie ustawy nr 59 z 1992 r., ma charakter spó!ki,

w której 80% udzia!ów posiada Federacja Spó!dzielczo-

%ci Prowincji Trentino, za% pozosta!e 20% rozdzielone

jest pomi&dzy rozmaite inne struktury spó!dzielcze

drugiego stopnia. Dla zwi&kszenia zasobów i zapew-

nienia sobie wp!ywu na lokaln$ polityk& wspierania

przedsi&biorczo%ci, Promocoop nabywa udzia!y w in-

stytucjach i funduszach inwestycyjnych, finansowych

i gwarancyjnych, powo!anych dla pomocy w rozwoju

zw$aszcza ma$ych i %rednich firm.

Do korzystania z pomocy Promocoop uprawnione

s$ sama Federacja, spó!dzielnie i ich konsorcja b&d$ce

cz!onkami Federacji oraz podmioty nie-spó!dzielcze,

prowadz$ce istotn$ dzia!alno%" na rzecz spó!dzielni.

Finansowane mog$ by" projekty maj$ce za cel gene-

ralny rozwój spó!dzielczo%ci lub jej poszczególnych

sektorów, rozwój spó!dzielczo%ci na okre%lonych

terytoriach, szkolenia doskonal$ce zarz$dzanie spó!-

dzielniami, rozwijanie us!ug wspomagaj$cych przedsi&-

biorczo%" spó!dzielcz$, studia i badania ekonomiczne

i spo!eczne, zw!aszcza nad wypracowaniem nowych

metod i zasad wspomagania spó!dzielni. Na jeden

projekt nie mo#e by" jednak przeznaczone wi&cej

ni# 30% %rodków b&d$cych do dyspozycji funduszu

w danym roku.

XLII

Page 127: OBYWATEL nr 3(47)/2009

127Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XLIII

Wspomaganie odbywa si! poprzez nabywanie

udzia"ów (np. w charakterze cz"onka-inwestora)

beneficjenta, przyznawanie po!yczek, zmniejszanie

obci"!e# finansowych, ró!ne formy wk$adu w fun-

dusz amortyzacyjny. W pierwszym przypadku udzia"

Promocoop nie mo#e przekroczy$ 49% w kapitale

nowotworzonej spó"dzielni lub 30% w przypadku

spó"ek kapita"owych z przewag% udzia"ów spó"dziel-

ni. Beneficjent musi mie% ustabilizowan" sytuacj&

finansow". Po!yczki udzielane s" na okres 3-5 lat. Te

przeznaczone na nowe inicjatywy przedsi!biorczo-

&ci spó"dzielczej mog% osi%gn%$ maksymalny pu"ap

równowa#ny 1 mld dawnych lirów w"oskich, jednak

nie wi!cej ni# po"ow! ca"o&ci kosztów podejmowanej

inicjatywy. Po#yczki przyznawane mog% by$ wy"%cznie

spó$dzielniom o uregulowanej sytuacji finansowej, na

cele inwestycji dla poszerzenia dzia"alno&ci, unowo-

cze&nienia procesów produkcji lub tworzenie nowych

miejsc pracy, przy czym preferowane s% innowacyj-

ne projekty maj%ce istotne znaczenie spo"eczne (np.

wzrost zatrudnienia kobiet i m"odych pracowników

czy rozwijanie w&ród nich przedsi!biorczo&ci). Pomoc

w zmniejszeniu obci"!e# finansowych dotyczy% mo!e

do 80% obci"!e# wykazanych przez bank beneficjenta.

Wreszcie wk"ad w fundusz amortyzacyjny pokrywa$

mo#e od 30 do nawet 100% kosztów (w przypadku

projektów o du#ym znaczeniu, wspieranych przez

Federacj!).

W ramach wspó"pracy Promocoop z Centraln%

Kas% Kas Wiejskich Prowincji Trentino (Cassa Cen-

trale delle Casse Rurali Trentine – prowincjonalna

organizacja lokalnych banków spó"dzielczych), stwo-

rzony zosta" w 2006 r. specjalny fundusz po#yczkowy

o nazwie Promofondo. Sta! si" on jednym z najbar-

dziej nowatorskich instrumentów finansowania

gospodarki spo!ecznej w prowincji. Jego kapita"

obrotowy, w wysoko&ci 5 mln euro, podzielony jest na

dwie równe cz!&ci, wp"acane przez Promocoop i Cen-

traln% Kas! na warunkach niskiego oprocentowania.

Kredyty z Promofondo, na wyj%tkowo korzystnych

warunkach (z zasady stopa ni#sza od Euribor [&rednia

stopa procentowa kredytów na europejskim rynku

mi&dzybankowym – przyp. redakcji „Obywatela”]),

przyznawane na okres maksymalnie 10-letni, mog%

by% przeznaczone na finansowanie inicjatyw rozwo-

ju spó"dzielni i tworzenie nowych przedsi!biorstw

spó"dzielczych. Formalno&ci zwi%zane z uzyskaniem

po!yczki zosta$y znacznie uproszczone – przebiegaj"

za po&rednictwem Kasy Wiejskiej, obs"uguj%cej apli-

kuj%c% spó"dzielni! (spó"dzielnie Trentino maj% z re-

gu"y rachunki w bankach spó"dzielczych). Wniosek

kredytowy oceniany jest przez t! Kas! i przez Pro-

mocoop, który decyduje o wysoko&ci swojego wk"adu

w po#yczk!, b!d%cego nast!pnie podwojonym dzi!ki

wk"adowi Kasy Centralnej. Ca"a kwota przekazywa-

na jest na konto spó"dzielni, która sp"aca po#yczk!

poprzez swoj% Kas! Wiejsk%. Zwrócone kredyty

zasilaj% znów fundusze Promocoop i Kasy Centralnej

oddane do dyspozycji Promofondo i mog% by$ u#yte

do nast!pnych po#yczek. System taki umo#liwia

spó!dzielniom finansowanie strategicznych in-

westycji poprzez kredyty oprocentowane ni#ej

od poziomu rynkowego.

Warto tu wspomnie$ o jeszcze jednym elemencie.

Wszystkie kredyty przyznawane przez Promofon-

do s$ w ca!o%ci gwarantowane przez kolejn$

specjaln" spó!dzielcz" instytucj#, Cooperfidi,

która w tym przypadku obni#a koszta por"-

czenia o po!ow", co równie# czyni po#yczk"

bardziej przyst"pn$ dla spó!dzielni. Cooperfidi

by"a trzecim, obok Promocoop i Centralnej Kasy Kas

Wiejskich Prowincji Trentino, sygnatariuszem umowy

o utworzeniu Promofondo.

Cooperfidi jest najstarszym instrumentem finan-

sowania spó"dzielni Prowincji Trentino, powo"anym

do #ycia jeszcze przed uchwaleniem ustawy nr 59

z 1992 r., dzi!ki której powsta"y Promocoop i, po&red-

nio, Promofondo. Za"o#ona zosta"a jako spó"dzielnia

osób prawnych (zrzeszaj%ca inne spó"dzielnie) ju#

bna

CH

IPPS

Page 128: OBYWATEL nr 3(47)/2009

128 Nr !GOSPODARKA SPO"ECZNA

w 1980 r. z inicjatywy ówczesnej Federacji Konsor-

cjów Spó!dzielczych (poprzednika obecnej Federacji

Spó!dzielczo"ci Prowincji Trentino), z misj# u!atwienia

swoim cz!onkom dost$pu do kredytów na mo%liwie

najdogodniejszych warunkach, koordynowania ich

stosunków z bankami czy udzielania gwarancji kre-

dytowych. Od 1998 r. cz!onkami Cooperfidi mog" by#

równie% nie-spó!dzielcze przedsi$biorstwa rolne, tj.

indywidualne gospodarstwa. Cz!onkowie, obok wpi-

sowego, wp!acaj# udzia!y w postaci sk!adek rocznych

w wysoko"ci obecnie ok. 5 tys. euro; cz!onkowie

pragn#cy uzyska& por$czenia kredytów wysokich

(powy%ej 50 tys. euro) czy zaci#gni$tych na d!u%szy

okres, wykupi& musz# wi$cej ni% jeden udzia!.

Podstawow" dzia!alno$ci" Cooperfidi jest obecnie

udzielanie gwarancji kredytowych wobec banków

przyznaj#cych po%yczki indywidualnym spó!dziel-

niom i gospodarstwom rolnym. W 2006 r. wielko"&

zabezpieczonych por$czeniami kredytów wynosi!a

114 mln euro, w tym 58 milionów gwarancji udzie-

lonych w tym tylko roku. Koszt por$czenia wynosi

nie mniej ni% 0,5% rocznie. Cooperfidi mo%e równie%

bezpo"rednio uczestniczy& w powi$kszaniu fundu-

szu wspomaganej spó!dzielni poprzez przyst#pienie

do niej na zasadzie cz!onka-inwestora. Na mocy

ustawy prowincjonalnej nr 6 z 1999 r., dotycz#cej

konsolidacji gospodarki, Cooperfidi upowa%niona

zosta!a do rozdzielania przyznawanej na terenie

Prowincji Autonomicznej Trentino pomocy publicz-

nej dla spó!dzielni spoza sektora rolnego, tj. pracy,

us!ugowych, spo%ywców czy socjalnych, co sta!o

si$ równie% wa%n# dziedzin# jego dzia!alno"ci i jest

dowodem znaczenia przywi#zywanego do gospodarki

spo!ecznej w polityce w!adz prowincjonalnych. Co-

operfidi wreszcie wspó!uczestniczy w zarz"dzaniu

specjalnymi funduszami na rzecz pomocy przedsi$-

biorczo"ci. Szczególne miejsce w"ród tych ostatnich

zajmuje wspomniany wcze"niej Promofondo, którego

Cooperfidi by!a jednym z za!o%ycieli.

Fundusze publiczne s! nadal jednym z pod-

stawowych !róde" finansowania przedsi#biorstw

spo"ecznych w Prowincji Trentino i w ca"ych

W"oszech. Dotyczy to zw"aszcza spó"dzielni

socjalnych, które poza odgrywaniem specjalnej

roli spo"ecznej, s! równie# zazwyczaj mocniej

zakotwiczone w lokalnym terytorium ni# inne

spó"dzielnie, prowadz!ce dzia"alno$% o szer-

szym, biznesowym charakterze. W przypadku

wsparcia dla nich pozostaje wi&c pewno$%, #e

udzielona pomoc nie zostanie wyprowadzona

na zewn!trz. Wsparcie to jest szczególnie wa%ne dla

ma!ych spó!dzielni, maj#cych utrudniony dost$p do

kapita!u inwestycyjnego czy kredytów udzielanych

na zasadach rynkowych.

Bezpo$rednie wsparcie finansowe sprowadza

si& do wk!adu w fundusz amortyzacyjny, dofinanso-

wywania pewnych dziedzin dzia!alno"ci spó!dzielni,

pomocy w sp!acie kredytów hipotecznych lub do

przyznawania ulg podatkowych. W szczególno-

"ci stosowana jest pomoc w zwi$kszaniu kapita!u

spó!dzielni dla umo%liwienia trwa!ych inwestycji

mog#cych by& spo%ytkowanymi dla ogólnego dobra

przez wiele lat. Stosowane bywaj# równie% dop!aty

do konkretnej produkcji o spo!ecznie po%ytecznym

znaczeniu, umo%liwiaj#ce sprzeda% wytwarzanych

produktów po cenach rynkowych (np. w przypadku

spó!dzielni socjalnych typu „B”, zatrudniaj#cych

osoby wykluczone z normalnego rynku pracy), b"d'

obni%anie podatków i innych obci#%e' zwi#zanych

z t# produkcj#. Udzielane mog# by& tak%e kredyty

przeznaczone na rozwój bie%#cej dzia!alno"ci.

Jak ju% wspomniano, w przypadku Prowincji

Trentino pomoc publiczna dla przedsi&biorstw

spo"ecznych kierowana jest cz&sto za po$rednic-

twem Cooperfidi, która maj$c samemu charakter

spó"dzielni, której cz"onkami s! inne, ma"e

spó"dzielnie i reprezentuj!c t& sam! kultur&,

mo#e operowa% tu o wiele bardziej efektywnie

i szybciej ni# urz&dy publiczne.

Spó"dzielnie dzia"aj! samodzielnie, jednak

w wielu przypadkach mog! zawiera% specjal-

ne porozumienia z w"adzami publicznymi na

szczeblu prowincji. Odnosi si$ to zw!aszcza do

spó!dzielni socjalnych. Spó!dzielnie typu „A”, którym

w!adze zlecaj# okre"lone zadania z zakresu realizacji

us!ug spo!ecznych (edukacja i szkolenia, opieka spo-

!eczna i medyczna) w ich "rodowisku, musz# wówczas

spe!nia& okre"lone wymogi wi#%#ce si$ z przygoto-

waniem profesjonalnym ich cz!onków i pracowników

do spe!niania takich zada'. Zlecenia, zale%nie od ich

charakteru, skali, warto"ci itp. mog# by& dawane

bezpo"rednio lub poprzez przetargi publiczne. Na

mocy art. 5 ustawy nr 381 z 1991 r. o spó!dzielniach

socjalnych, mog# by& równie% zawierane odr$bne

porozumienia ze spó!dzielniami typu „B” i to nawet

z odst#pieniem od zasad reguluj#cych tryb umów or-

ganów administracji publicznej z innymi podmiotami,

pod warunkiem, %e porozumienia te dotycz# trwa-

!ych dzia!a' spó!dzielni, zmierzaj#cych do integracji

zawodowej osób znajduj#cych si$ w niekorzystnej

sytuacji na rynku pracy. Spó!dzielnie winny wówczas

da& zatrudnienie takim osobom w celu wytwarzania

rozmaitych dóbr i us!ug, jednak poza us!ugami edu-

kacyjnymi, socjalnymi i zdrowotnymi.

Wida# tu wyra'nie, %e powodzenie inicjatyw

przedsi&biorczo$ci spo"ecznej, nawet przy

generalnie korzystnych dla niej regulacjach

prawnych, na co dzie' w ogromnym stopniu

XLIV

Page 129: OBYWATEL nr 3(47)/2009

129Nr ! GOSPODARKA SPO"ECZNA XLV

uzale!nione jest od stosunku do niej w"adz pu-

blicznych, szczególnie regionalnych i lokalnych.

Mechaniczne stosowanie wobec niej przepisów

Unii Europejskiej i krajowych, obowi!zuj!cych

w relacjach w"adz z firmami prywatnymi, przede

wszystkim dotycz#cych pomocy pa$stwowej, bez

uwzgl%dnienia spo"ecznego kontekstu, prowadzi

do jej eliminacji z konkurencyjnego rynku dóbr

i us"ug i redukcji do swoistego „skansenu” archaicz-

nych form, w których rola pierwiastka „biznesowego”

jest zmarginalizowana. Wydaje si!, "e w Prowincji

Trentino, dzi!ki ponad 100-letnim tradycjom spó#dziel-

czo$ci i jej powszechnie dostrzeganemu pozytywnemu

wp#ywowi na "ycie spo#eczno-gospodarcze, istnieje

takie zrozumienie znaczenia gospodarki spo#ecznej

przez w#adze.

Nie mniej wa"ne jest rozumienie tej gospodarki

przez instytucje finansowe. Wobec powszechnego ob-

ostrzania kryteriów przyznawania przedsi!biorstwom

kredytów przez banki, maj%cego na celu zmniejszenie

ryzyka tych ostatnich, dost!p do kredytu dla ma#ych

spó#dzielni staje si! coraz trudniejszy. Sztywne

pos"ugiwanie si# wska$nikami bilansowymi,

niezb%dne w przypadku decyzji kredytowych

wobec firm prywatnych, w odniesieniu do

spó"dzielni grozi zapomnieniem o ich idei,

projektach i celach spo"ecznych, dla jakich

zosta"y powo"ane. Dzi%ki rozbudowanemu

w Trentino systemowi spó"dzielczo&ci ban-

kowej, zrozumienie tej roli spo"ecznej przez

sektor bankowy jest równie! by' mo!e lepsze

ni! w innych regionach. W ca#ych zreszt% W#o-

szech upowszechnia si! idea wyrastaj%cej z tradycji

spó#dzielczych bankowo$ci etycznej (realizowanej np.

przez ogólnokrajowy Banca Popolare Etica z siedzib%

w Padwie), która w$ród kryteriów oceny kredytobiorcy

uwzgl!dnia specyficzny charakter spó"dzielni. W tym

kontek$cie coraz wi!cej mówi si! o bilansie spo#ecznym

przedsi!biorstwa, "#cz#cym jego wska$niki finansowe

z odnosz%cymi si! do realizacji celów spo#ecznych.

Sprawy te nabieraj% coraz wi!kszego znaczenia i s%

obecnie cz!sto dyskutowane w kr!gach badaczy

i praktyków gospodarki spo#ecznej.

Dlatego na koniec warto wspomnie& o jeszcze

jednym, najnowszym przyk#adzie efektu dobrego ro-

zumienia gospodarki spo#ecznej i jej problemów przez

w#adze Prowincji Trentino. Przy znacznym wk#adzie

finansowym w"adz prowincjonalnych oraz udziale

Federacji Spó#dzielczo$ci Prowincji Trentino, euro-

pejskiej organizacji spó#dzielczej Cooperatives Europe,

lokalnych struktur bankowo$ci spó#dzielczej i innych

instytucji, pod auspicjami naukowymi Uniwersytetu

Trydenckiego powsta# w Trydencie Europejski Insty-

tut Bada' nad Gospodark% Spó#dzielcz% i Spo#eczn%

EURICSE. Jest on mi!dzynarodow% kontynuacj%

dzia"aj#cego od 1994 r. ISSAN – Instytutu Bada% nad

Rozwojem Przedsi!biorstw Non-Profit, w który równie&

zaanga"owane s% obok podmiotów spó#dzielczych

i gospodarki spo#ecznej, uczelnie i w#adze publicz-

ne Prowincji Autonomicznej i jej niektórych gmin11.

(wiadczy to nie tylko o zrozumieniu przez polityków,

przynajmniej z tej prowincji, roli gospodarki spo#ecz-

nej, ale tak"e o docenieniu znaczenia nauki i edukacji

w jej rozwoju. Przyk#ady takie z pewno$ci% warte s%

upowszechnienia.

dr Adam Piechowski

W kolejnym numerze „Obywatela” zamie!cimy artyku" Adama

Piechowskiego, po!wi#cony warunkom funkcjonowania przed-

si#biorczo!ci spo"ecznej we Francji.

Przypisy:

Dane liczbowe za rok $%%& za: '. Performance Report. Key !gures

"##$, Cooperatives Europe, Bruksela $%%(, ss. (-).

Polskie t"umaczenie ustawy np. w: „Zeszyty Gospodarki Spo-$.

"ecznej” nr $, $%%), ss. $*)-$&%.

Zob.: +. Co-operative movements in the European Union, Higher

Council for co-operation, Dies $%%', s. ,(; Bia%a Ksi&ga o przed-

si&biorstwach spó%dzielczych, Bruksela $%%', s. (,; The Role of Co-

operatives in the European Social Dialogue, Cooperatives Europe,

Bruksela $%%), s. &+.

The cooperative movement in Trentino*. , Federazione Trentina del-

la Cooperazione, Trento $%%); Financial Instruments in Support

of the Development of the Social Business Enterprise, Transnatio-

nal Equal SEED Project, Trento $%%) (niepublikowany materia"

przygotowany w ramach projektu ponadnarodowego Equal –

SEED), ss. ,-'%.

Zob.: &. The cooperative movement… op. cit., s. '+.

Ibid., ss. &$-(%.(.

Borzaga C., Santuari A., ). Przedsi&biorstwa spo%eczne we W%oszech.

Do'wiadczenia spó%dzielni spo%ecznych, Ministerstwo Pracy i Po-

lityki Spo"ecznej, Warszawa $%%&, s. $&.

Podstawowym -ród"em w przygotowaniu niniejszego i dal-..

szych fragmentów, by" materia": Financial Instruments… op. cit.

oraz informacje uzyskane w czasie wizyt studyjnych i spotka/

zorganizowanych w ramach partnerstwa ponadnarodowego

SEED IW EQUAL.

Komisja Europejska rozpatruje obecnie kilka skarg wniesionych ,.

przez wielkie 0rmy prywatne z Francji, Hiszpanii i W"och, kwe-

stionuj1cych ustawy i przepisy podatkowe tych krajów, doty-

cz1ce spó"dzielni i zarzucaj1ce im domnieman1 pomoc publicz-

n1 i praktyki przeciwko wolnej konkurencji.

W prawodawstwie polskim, np. w obowi1zuj1cej ustawie '%.

z dn. '(.%,.',.$ r. „Prawo spó"dzielcze”, okre!lany jest on jako

fundusz zasobowy.

Zob.: www.issan.info''.

Page 130: OBYWATEL nr 3(47)/2009

130

Wokó! ce! ochronnych tocz" si# w naszym kraju liczne dys-kusje. Przeciwnicy, odwo!uj"c si# do neoliberalnej teorii, wi-dz" w nich czynnik antyrozwojowy, destrukcyjny. Zwolen-nicy, odwo!uj"c si# do aktualnych, krajowych problemów, wskazuj", $e czynnikiem destrukcyjnym jest ich brak.

%yjemy w kraju, w którym przewaga teorii nad praktyk" ma ugruntowan" tradycj#. Doktrynerstwo marksistowskie zast"pione zosta!o doktrynerstwem neoliberalnym, zafa!-szowuj"cym wiedz# o rzeczywistym rozwoju kapitalizmu, jego funkcjonowaniu i zró$nicowaniu. Na nic si# wi#c zda wskazywanie na niszczenie polskiego przemys!u i rolnictwa tanim i !atwym importem, wobec panuj"cego przekonania, $e przoduj"ce &wiatowe gospodarki rozwija!y si# w oparciu o wolny handel. To przekonanie jest jednak b!#dne, bowiem wszystkie gospodarki, które osi!gn"#y sukcesy na rynku mi"dzynarodowym, zaczyna#y od ochrony swego racz-kuj!cego przemys#u przed zagraniczn! konkurencj!. Najlepszym za& przyk!adem s" same Stany Zjednoczone.

Najpierw protekcjonizm wychowawczy, potem wolny handelStosowanie ce! ochronnych ma charakter wzgl#dny, przej-&ciowy i wchodzi w zakres tzw. protekcjonizmu wychowaw-czego, którego zasady zosta!y sformu!owane w Niemczech w pierwszej po!owie XIX w. przez twórc# niemieckiej, na-rodowej szko!y ekonomii, Fryderyka Lista. Gospodark# nale$y najpierw do konkurencji mi#dzynarodowej „wycho-wa'”, chroni"c j" c!ami, wspomagaj"c gospodarcz" polity-k" pa(stwa i rozwijaj"c konkurencj# wewn#trzn". Pó)niej dopiero, po osi"gni#ciu poziomu mi#dzynarodowej kon-kurencyjno&ci, mo$na j" w!"czy' w wolny ponadnarodowy handel, którego pozytywów wcale si# nie neguje. Niemiec-cy ekonomi$ci podchodzili ju% w XIX wieku krytycz-nie do teorii liberalizmu gospodarczego, wskazuj!c, %e utrudnia ona rozwój gospodarczy ich kraju i uzale%nia go ekonomicznie od Anglii i Francji.

Niemcy z powodzeniem zastosowali protekcjonizm wy-chowawczy nie tylko dop#dzaj"c, ale i wyprzedzaj"c liberaln" Angli# na pocz"tku XX wieku. Nie wymy&lili zreszt" nic nowego. Anglia robi!a wcze&niej dok!adnie to samo w sto-sunku do Holandii, która by!a niegdy& najwi#ksz" handlow" pot#g" &wiata i g!osicielem zasad wolnego handlu.

Jeszcze przed ekonomistami niemieckimi, Stanis#aw Staszic i Wawrzyniec Surowiecki opowiadali si" za tech-nik! protekcjonizmu wychowawczego, wskazuj!c, %e do ekonomicznego upadku Polski przyczyni#a si" liberalna polityka handlowa szlachty, uniemo%liwiaj!ca rozwój krajowego przemys#u. Kres tej polityce po!o$yli zaborcy, w!"czaj"c zagarni#te ziemie do swych obszarów chronionych c!ami. Szczególne znaczenie mia!a rosyjska ochrona celna, powoduj"c rozwój przemys!u na terenie Kongresówki w dru-giej po!owie XIX w. W czasach wspó!czesnych dobitnym przyk!adem skuteczno&ci protekcjonizmu wychowawczego s" sukcesy gospodarcze Japonii, Korei P!d. i innych daleko-wschodnich „tygrysów”.

Jest przy tym regu#!, %e wolny handel mi"dzynaro-dowy g#osz! w formie zasady absolutnej kraje najbardziej rozwini"te, za$ kraje opó&nione lub prze%ywaj!ce trud-no$ci gospodarcze nie bior! tej zasady serio. Stosuje si" te% inn! regu#": idea wolnego handlu dla s#abszych, c#a protekcyjne dla silniejszych.

Dzisiaj antyprotekcjonistyczne idee zosta!y w Polsce upowszechnione ze )róde! ameryka(skich. Sk"din"d wia-domo, $e Stany Zjednoczone chroni" si# przed japo(skim i europejskim importem. Stanowi" tak$e najlepszy historyczny przyk!ad stosowania protekcjonizmu wychowawczego.

G!ówny problem ekonomiczny m!odych Stanów ZjednoczonychStosowanie ce! ochronnych i walki polityczne wokó! nich stanowi" o& XIX-wiecznej historii USA. To w#a$nie c#a ochronne by#y przyczyn! chronicznego konfliktu

Chro!cie fabryki PensylwaniiC"a ochronne inkubatorem Stanów Zjednoczonych

J#$ K%&'#(

Page 131: OBYWATEL nr 3(47)/2009

131

mi!dzy Pó"noc# i Po"udniem oraz jednym z g"ównych powodów wybuchu wojny domowej w $%&$ r. – wa'niej-szym ni' spór o zniesienie niewolnictwa. Przed prawie trzydziestu laty ta sama Karolina Po!udniowa, której wy-st"pienie z Unii (Stanów Zjednoczonych) zapocz"tkowa!o zbrojny konflikt, zagrozi!a równie# wyst"pieniem, z powo-du podwy#szenia ce! ochronnych przez przemys!owe Stany Pó!nocne. Konflikt za#egnano, cho$ niewiele brakowa!o, by wojna domowa wybuch!a ju# w %&'( r. O zniesieniu niewol-nictwa nie by!o wtedy w ogóle mowy. Spróbujmy jednak prze)ledzi$ problem w porz"dku chronologicznym.

Hamowanie rozwoju przemys!u ameryka*skiego przez import towarów z Anglii trwa!o przez ca!y okres kolonialnej zale#no)ci. Nie wynika!o ono zreszt" z samej rynkowej przewagi gospodarki angielskiej, lecz wspomagane by!o ca!ym szeregiem jak najbardziej nieliberalnych ustaw i rozporz"dze* administra-cyjnych. Na przyk!ad Amerykanom nie wolno by!o budowa$ pieców hutniczych i walcowni, nie wolno im by!o produkowa$ na rynek wyrobów we!nianych, a handel podporz"dkowany by! interesom brytyjskiej metropolii. „Gazeta Bosto*ska” z kwietnia 1765 r. pisa!a: Mieszkaniec kolonii nie mo!e zrobi" ani guzika, ani podkowy, ani "wieka bez wywo#ania protestu jakiego$ zasmo-lonego brytyjskiego handlarza !elaza lub szanowanego fabrykanta guzików, który wo#a wielkim g#osem, !e jego dostojno$" jest w jak najbardziej nikczemny sposób maltretowana, krzywdzona, oszu-kiwana i rabowana przez niecnych republikanów ameryka%skich (wszystkie cytaty w niniejszym artykule pochodz" z dzie!a Ch. i M. Beardów „Rozwój cywilizacji ameryka*skiej”). W tym czasie jedyn" skuteczn" ochron" interesów ameryka*skich by! bojkot towarów angielskich.

Ekonomiczne uniezale'nienie si! od Anglii by"o te' g"ównym celem zako(czonej sukcesem wojny o niepodle-g"o)*. Dalsza za) ochrona miejscowego przemys"u mog"a

by* realizowana przy pomocy barier celnych. Ju' jednak na konwencji uchwalaj#cej konstytucj! (1787 r.) zaznaczy"y si! regionalne ró'nice interesów, zauwa#one i odnotowane przez pó+niejszego prezydenta Jamesa Madisona. Ró#nice te najlepiej oddaj" s!owa senatora McDu,e z Karoliny Po!udniowej, wyg!oszone w 1830 r.: Wobec federacyjnego charakteru systemu rz&dzenia wielkim geograficznie obszarem naszego kraju i ró!-norodno$ci zaj'" naszych obywateli dosz#o do tego, !e w ró!nych cz'$ciach Stanów Zjednoczonych powsta#y dwie grupy sprzecznych z sob& interesów. Pierwsza obejmuje przemys#owców, którzy nie mog& prosperowa" wobec konkurencji europejskiej bez ochrony i subwencji ze strony rz&du. Druga grupa obejmuje producentów ziemiop#odów z Po#udnia, które znajduj& rynki zbytu tylko za granic& i mog& by" korzystnie sprzedawane jedynie w drodze wymiany za wyroby obcego przemys#u, konkuruj&c z wyrobami stanów pó#nocnych i $rodkowych /…/. Interesy te s& wi'c diame-tralnie sprzeczne i nie do pogodzenia z sob&. Interes fabrykanta z Pó#nocy znajduje poparcie w ka!dym zwi'kszeniu ce# na#o!onych na handel Po#udnia i nie trzeba dodawa", !e interesom plantatora z Po#udnia sprzyja ka!de obni!enie ce# na jego produkty.

System Hamiltona-Webstera-McKinleyaNa wst-pie jednak przewag- uzyska!a Pó!noc. Ustawa o dochodach (z %.&/ r.) traktowa!a ochron- celn" jako zasad-. W dwa lata pó+niej Aleksander Hamilton w ob-szernym memoriale „Report on Manufactures” przedsta-wi! program rozwoju ameryka*skich przedsi-biorstw z za-stosowaniem ochrony celnej i dotacji. Zasady te zosta!y przyj-te za credo ameryka*skiego systemu gospodarczego i uwzgl-dnione w drugiej ustawie o dochodach, z %./( roku. Hamilton by! twórc" polityki gospodarczej, nazy-wanej pó+niej systemem Hamiltona-Webstera-McKinleya. Dwa kolejne nazwiska to wybitni kontynuatorzy tej

„BO

STO!

SKA

HER

BATK

A” "

OBY

WAT

ELSK

IE N

IEPO

S#U

SZE!

STW

O

WO

BEC

POLI

TYKI

CEL

NEJ

KO

RON

Y BR

YTYJ

SKIE

J

Page 132: OBYWATEL nr 3(47)/2009

132

polityki. Ostatni z nich to prezydent Stanów Zjednoczo-nych z ko!ca XIX wieku. System ten dzia"a" zreszt# a$ do I wojny %wiatowej. Jego g"ówny element stanowi"y w"a-%nie c"a ochronne. Hamilton by" te$ twórc# stronnictwa federalistów, reprezentuj#cego interesy kó" przemys"owo-handlowych Pó"nocy. Kontynuatorem tego stronnictwa jest obecna partia republika!ska, zalecaj#ca wolny handel s"abszym ekonomicznie zagranicznym partnerom. Opo-nentem tamtego ugrupowania by"a antyfederalistyczna partia Je&ersona – protoplasta dzisiejszej partii demokra-tycznej. W owym czasie reprezentowa"a ona interesy rol-ników, najpierw g"ównie farmerów, pó'niej za% (a$ do woj-ny domowej) w coraz wi(kszym stopniu plantatorów.

W 1800 r. federali%ci zostali odsuni(ci od w"adzy, lecz konflikty z zagranic# wp"yn("y na podtrzymanie polityki protekcjonistycznej. W czasie wojen napoleo!skich zarówno Anglia jak i Francja szykanowa"y okr(ty ameryka!skie, w wyniku czego wstrzymano w ogóle wymian( z zagranic#. Podczas drugiej wojny z Angli# (1812-15) przerwany zosta" import z tego kraju. W sumie wojenne ograniczenia importu wp!yn"!y powa#nie na rozwój miejscowego przemys!u, cho$ spó!ki handlowe ponios!y straty.

W 1816 r. rz#dz#ca partia Je&ersona ustali"a wysok# taryf( celn# dla podreperowania bud$etu wyczerpanego wojn#. To nawrócenie si( je&ersonistów na „zdrowe doktryny narodowe” w pe"ni satysfakcjonowa"o fabrykantów w stanach pó"nocnych. Bariery celne wznoszono kolejno w latach 1824 i 1828. O temperaturze tematu mo$e %wiadczy) wypowied' ówczesnego kongresmana Henry’ego Claya: Przekl!ty handel jest jak ha"a#liwa, lekkomy#lna, flirtuj$ca za-lotnica, i je%eli pozwolimy, by jej widzimisi! rz$dzi"o nami, nigdy nie zdejmiemy z siebie indyjskich mu#linów i europejskich tkanin we"nianych.

O krok od wojny domowejW roku *+,- dokonano kolejnej podwy$ki ce". Tym razem jednak Po"udnie zareagowa"o bardzo ostro. Nowe staw-ki nazwano „taryf# odra$aj#c#” (tari! of abomination). Na czo"o protestuj#cych stanów plantatorskich wysun("a si( wspomniana ju$ Karolina Po"udniowa, która uchwali"a „akt uniewa$niaj#cy” nowe stawki celne (Ordinance of Nullifi-cation) i zagrozi"a wyst#pieniem z Unii. Konflikt uda"o si( za$egna) kosztem obni$enia ce" do poziomu z *+*. r. Od tego momentu Po"udnie rozpoczyna swój triumfalny po-chód, prowadzone przez antyhamiltonowsk# parti(, która od *+,. r. przybra"a sw# dzisiejsz# nazw( Partii Demokra-tycznej. Dominuj#c# rol( odgrywaj# w niej teraz plantatorzy.

Doktryna w s!u"bie cudzego interesuInteresom plantatorów, sprzecznym z interesami amery-ka%skich przemys!owców, przysz!a z pomoc& angielska doktryna liberalizmu gospodarczego. Pos"uchajmy, co na ten temat pisz# autorzy cytowanego ju$ w tym artyku-le dzie"a: Przemawiaj$c w imieniu kraju, który sta" si! wielkim warsztatem dla ca"ego #wiata i aktualnie nie

mia" %adnego powa%niejszego konkurenta, angielscy teo-retycy odkryli w wolnym handlu typ polityki najbardziej odpowiadaj$cy takiej sytuacji. Angielscy fabrykanci "#dali taniego chleba dla swych robotników – st#d brak ce$ na %rodki "ywno%ci. Poniewa" nie by$o prawdopodobne, by kto% móg$ ich gdziekolwiek pobi& przez zaoferowanie ni"szych cen, Anglicy mogli sobie pozwoli& na ryzyko konkurencji w zakresie wyrobów przemys$owych na w$asnym rynku. Opieraj#c si' na istnieniu tych zupe$nie szczególnych warunków, które, nawiasem mówi#c, nigdy si' ju" nie powtórzy$y, angielscy teoretycy ekonomii poli-tycznej proklamowali wolno#& handlu jako doktryn! na-ukow$. Proklamowali j$ z tak$ pewno#ci$ siebie i z tak mocnym logicznie uzasadnieniem, %e wielu ameryka'-skich profesorów przyj!"o j$, jakby to by"o prawo natury, pomimo odmiennych warunków ekonomicznych panu-j$cych w ich kraju. Oto dlaczego prace teoretyczne uczonych, szczególnie na uniwersytetach, nie zawsze by$y w pe$ni zgod-ne z interesem i opini# praktyków zatrudnionych w produkcji.

Doktryna w s!u"bie w!asnego interesuNie wszyscy jednak jajog"owi dali si( zwariowa). Cytu-jemy dalej: Wymogom ameryka(skiego przemys$u uczyni$ wreszcie zado%& Henry C. Carey z Filadelfii. Wyda$ on w la-tach )*+,-)*-. trzytomow# ekonomi' polityczn#, w którym to dziele ostro skrytykowa$ g$o%ne koncepcje zwolenników wolne-go handlu, naszkicowa$ narodowe podstawy protekcjonizmu i da$ logiczny fundament systemowi celnemu. Teorii cz$owieka ekonomicznego (homo oeconomicus), automatycznie powodu-j#cego si' w$asnym interesem, b$'dnej w za$o"eniu i niebez-piecznej w zastosowaniu, Carey przeciwstawi$ doktryn' intere-su narodowego. Odt#d m$odym ga$'ziom przemys$u nie brak by$o or'downików w%ród uczonych.

Po"udnie par"o jednak naprzód. I znów odwo"amy si( do cytowanego dzie"a: W latach 1830-1860 taryfa celna, zmieniana pi'ciokrotnie, wykazywa$a na ogó$ tendencj' zni"kow#. Obni"k' stawek przeprowadzono w roku 1833, jak widzieli%my, pod gro/b# rewolucji ze strony plantatorów z Karoliny Po$udniowej, a gdy w niespe$na dziesi'& lat pó/niej wigowie przy pomocy opozycji znowu podnie%li stawki, zwolen-nicy niskich taryf odnie%li zwyci'stwo w wyborach w r. 1844. Potem nast#pi$ zdecydowany zwrot. Partia demokratyczna pod przewodem Po$udnia pcha$a kraj w kierunku wolnego handlu a" do punktu kulminacyjnego w roku 1860. Ustaw# celn# z roku 1846 Kongres zada$ druzgoc#cy cios systemowi protekcyjnemu, przy czym na czele wi'kszo%ci, która dokona$a tej straszliwej egzekucji, stali cz$onkowie Kongresu z Po$udnia i Zachodu.

Sojusz farmerów i przemys!owców przeciw plantatoromMarnie wygl&da!by los kapitalizmu ameryka%skiego, gdyby nie dosz!o do rozbicia rolniczej jedno'ci intere-sów mi"dzy plantatorami a farmerami. W%ród tych ostat-nich szerzy" si( od d"u$szego czasu ruch wolnych nadzia-"ów ziemi. Chodzi"o w nim o darmowy przydzia" ziemi pu-blicznej rodzinom farmerskim, na terytoriach dotychczas nie

Page 133: OBYWATEL nr 3(47)/2009

133

zasiedlonych. Wprowadzenie wolnych nadzia!ów ziemi spo-wodowa!o masowy odp!yw robotników z fabryk Pó!nocnego Wschodu i podro"enie si!y roboczej. Nie by!o wi#c w intere-sie fabrykantów. Z kolei takie skutki farmerskiej prywatyza-cji mog!y si# nawet podoba$ plantatorom, którym wolne na-dzia!y nie zagra"a!y na ich w!asnym terytorium. Tak jednak by!o dopóki sami plantatorzy nie zacz#li ekspandowa$ na Zachód a w szczególno%ci na Pó!nocny Zachód, gdzie we-szli w kolizj# z kolonizacj& farmersk&. Konflikt rozwin&! si# najostrzej na terytorium stanu Kansas, gdzie dochodzi!o do star$ zbrojnych na d!ugo przed wybuchem wojny domowej.

Wolne nadzia!y oznacza!y b!yskawiczne zagospodaro-wanie nowych ziem przez farmerów i tym samym zabloko-wanie ekspansji formacji niewolniczej. Plantatorzy zacz#li wi#c przeciwstawia$ si# ich ustawowemu wprowadzeniu. Z kolei przemys!owcy ameryka'scy dostrzegli w intensywnej farmerskiej kolonizacji Zachodu potencjalny olbrzymi rynek zbytu dla swoich wyrobów.

Zarysowuj&ce si# odwrócenie sojuszów zosta!o przyspie-szone aktywn& polityk& plantatorów. W 1857 r. opanowany przez nich Kongres ponownie obni"y! c!a, w wyniku czego wybuch!a panika w przemy"le a przygn#bienie ogarn#!o za-równo przedsi#biorców, jak i wolnych robotników. W 1860 r. reprezentuj&cy interesy Po!udnia prezydent Buchanan storpedowa! kompromisowy projekt ustawy o farmerskich nadzia!ach ziemi.

W tym samym roku na republika!skiej konwencji wyborczej w Chicago zawi"zany zosta# sojusz mi$dzy fabrykantami a farmerami. Przy odczytywaniu programu partii z najwi$kszym aplauzem spotka#o si$ %"danie ce# ochronnych i wolnych nadzia#ów ziemi. Prezydencka kampania wyborcza Abrahama Lincolna przebiega#a pod has#ami „wyg#osuj sobie c#a ochronne”, „wyg#osuj sobie farm$”. To walka, w której idzie o ochron# przemys!u i o prawa "wiata pracy. Je"li pragniecie si!y i wielko"ci, chro$-cie fabryki Pensylwanii – wo!a! republika'ski kandydat na senatora tego stanu, Andrew Curtin.

Zwyci!stwo protekcjonizmuWygrana Lincolna doprowadzi!a do wojny domowej, której wyniki wszyscy znamy. Cho$ mo"e nie wszystkie wyniki. Bo przecie" wa"ne jest nie tylko, kto wygra!, a kto przegra!, ale przede wszystkim to, o co w danym konflikcie chodzi-!o. Gdyby ten aspekt ameryka'skiej wojny domowej by! u nas szerzej znany, mo"na by si# spodziewa$ wi#kszego zrozumienia dla ochrony dzisiejszego polskiego przemys!u i rolnictwa.

Jeszcze w czasie trwania wojny domowej przywró-cono i maksymalnie podniesiono taryf$ celn", znie-sion" przez plantatorów w 1857 r. oraz wprowadzono zasad$ pa!stwowych dotacji do wa%nych inwestycji o znaczeniu ogólnokrajowym. Po zako!czeniu dzia#a! wojennych nast"pi# nies#ychany boom gospodarczy. Wed!ug cytowanego dzie!a: Specjalne prawa zabrania!y obcym okr#tom %eglugi przybrze%nej, a ca!& Ameryk# otacza!

wysoki mur ce! protekcyjnych, który chroni! kapitalistów przed dotkliw& konkurencj& ich europejskich braci.

Jeszcze przed zako'czeniem wojny domowej farmerska królowa – pszenica, zdetronizowa!a dawn& plantatorsk& królow& – bawe!n#. Teraz za% jak grzyby po deszczu zacz#!y powstawa$ królestwa: linii kolejowych, nafty, stali, górnictwa i banków. Za murem ce# ochronnych rozwin"# si$ pot$%ny rynek wewn$trzny o obrotach przekraczaj"cych #"czne obroty handlu zagranicznego Anglii, Francji, Niemiec, Rosji, Holandii, Belgii i Austro-W$gier. Okres ten trwa# pó# wieku i w tym czasie Stany Zjednoczone wyros#y na pierwsz" pot$g$ gospodarcz" &wiata. Nie ograniczono si$ przy tym do praktycznej strony systemu protekcyjnego. Za#o%ona na uniwersytecie w Pensylwanii ekonomiczna szko#a Wartona uzasadnia#a teoretycznie i propagowa#a mechanizm ce# ochronnych.

Ameryka'ski system protekcyjny zachwia! si# pod koniec XIX wieku w wyniku dwukrotnego zwyci#stwa demokratów. W 1884 r. prezydentem zosta! ich kandydat, Grover Cleveland, który próbowa! obni"y$ c!a, co jednak nie przesz!o przez zdominowany przez republikanów Senat. Po nim nast&pi! wspomniany ju" William McKinley. By! on, zgodnie ze s!owami biografa, anio!em stró%em przemys!u krajowego /…/. Ojciec jego i dziadek byli w!a"cicielami hut, a wi#c byli zaanga%owani w przemy"le uzale%nionym w po-wa%nym stopniu od taryf protekcyjnych.

Nowy prezydent opracowa! i podpisa! w 1890 r. ustaw#, która podnios!a bariery celne znacznie ponad poziom ustalony podczas wojny domowej. Wywo!a!o to protest importerów, farmerów i plantatorów korzystaj&cych ju" tym razem z pra-cy najemnej. W rezultacie na prezydencki sto!ek powróci! w 1892 r. Cleveland i demokraci wnie%li projekt obni"ki ce!, który przerazi! fabrykantów, tak jak analogiczna inicjatywa z 1857 r. Republika'ski Senat tak jednak przerobi! projekt ustawy, "e nie ró"ni!a si# ona zbytnio od ustawy McKinleya i wszed! on w "ycie bez podpisu Clevelanda.

Obni%enie taryf celnych nast"pi#o dopiero podczas prezydentury Woodrowa Wilsona w przeddzie! I wojny &wiatowej. Sko!czy# si$ w ten sposób w Ameryce okres protekcjonizmu wychowawczego, chocia% przemys#ow-cy wcale nie chcieli z niego rezygnowa'. W tym czasie stawa# si$ on ju% jednak przede wszystkim (ród#em ich nieuzasadnionych zysków, a Stany Zjednoczone mog#y sobie z powodzeniem pozwoli' na wolny handel.

Pó! wieku ameryka'skiego protekcjonizmu wycho-wawczego, to okres bardzo d!ugi. Jednak"e wraz z przy-spieszeniem tempa rozwoju przemys!owego okres ten uleg! skróceniu. Wcze%niej np. Anglia stosowa!a protekcjonizm przez pó!tora wieku, przeciwstawiaj&c si#, jak wspomniano, g!ównie Holandii. Powojenna Japonia skróci!a go do lat ok. trzydziestu, a wschodnioazjatyckie tygrysy – do lat kilku-nastu. Ostatnie przyk#ady s" szczególnie pouczaj"ce, gdy% dalekowschodnie kraje startowa#y z pozycji o wiele gorszych ni% my – by#y o wiele s#abiej uprzemys#owione i mia#y o wiele mniej fachowych kadr.

Page 134: OBYWATEL nr 3(47)/2009

134

Sam protekcjonizm nie wystarczyProtekcjonizm wychowawczy nie oznacza samego wzno-szenia barier celnych, lecz !"czy si# z definicji z czynni-kami i dzia!aniami rozwojowymi. U Anglosasów nie by!o trzeba swego czasu (podobnie jak i u Holendrów) ni-czego szczególnego wymy"la#. Funkcjonowa!a u nich kal-wi$ska kultura gospodarcza, która by!a wystarczaj%cym czynnikiem rozwojowym. A mimo to jednak Amerykanie zastosowali pa$stwowe wsparcie dla spó!ek kolejowych i li-nii oceanicznych.

Wspó!czesne najbardziej przebojowe gospodarki bazuj" na nowych rozwojowych technikach ekonomicznych. S" to przede wszystkim: strategiczna polityka gospodarcza pa$stwa (a nie tylko jego funkcje regulacyjne) oraz tzw. kooperacyjne stosunki przemys!owe, w których nie ma ostrej przeciwstawno%ci interesów mi#dzy za!og" przedsi#-biorstwa a jego kierownictwem. Techniki te rozwijane s" w kapitalizmach typu japo$skiego i niemieckiego. Nie by!o ich natomiast do niedawna w kapitalizmie anglosaskim, który traci! najbardziej na ich niedorozwoju.

W zwi"zku z malej"c" konkurencyjno%ci" w!asnego przemys!u, Amerykanie na pocz"tku lat 90. ponownie zacz#li broni& si# barierami importowymi przed produk-tami lepiej funkcjonuj"cych gospodarek. Jednocze"nie zacz&li, dla podniesienia konkurencyjno"ci, kopiowa# metody

swych konkurentów w zakresie polityki gospodarczej pa$stwa i kooperacyjnych stosunków przemys!owych. Jest to wi&c kolejny przyk!ad, krótkotrwa!ego tym razem, ale równie' skutecznego, protekcjonizmu wychowawczego. Przyk!ad tym istotniejszy, 'e dotyczy czasów wspó!czesnych i najwi&kszej pot&gi ekonomicznej "wiata.

Stan naszej wiedzy gospodarczejOd ()*) roku, czyli ju' przez +, lat, zadaj& ró'nym oso-bom testowe pytanie: „Co by!o przyczyn% wojny domowej w Stanach Zjednoczonych?”. Niestety, nie otrzyma!em ani jednej poprawnej odpowiedzi. Co gorsza, ca!e to mnóstwo indagowanych osób (za wyj%tkiem jednej) nie widzia!o pro-blemu w tym, 'e nie wiedzia!y, i' chodzi!o o c!a ochronne dla przemys!u stanów pó!nocnych. Nie trzeba wyja"nia#, 'e wiara w fa!szyw" tez#, i' motorem rozwoju Stanów Zjednoczonych (i innych pa$stw rozwini#tych) by! wol-ny handel, mia!a decyduj"cy wp!yw na katastrofalny charakter naszej transformacji gospodarczej.

Nasuwa si& smutny wniosek, 'e z takim rozumieniem najwa'niejszych elementów historii gospodarczej "wiata i z takim rozumieniem roli i znaczenia naszej indywidualnej, obywatelskiej "wiadomo"ci, nie mo'emy sprawnie zawiadywa# w!asnym pa$stwem.

Jan Koziar

Obywatelskie

konfrontacje filmowe

www.okf.oai.pl

Miasto w ruchu

Brand new world

Bitwa o gór! "w. Anny

1980 Solidarno#$ 1990

Obywatel Poeta

Dwa kolory

My karmimy #wiat

Te filmy

prowokuj% do dyskusji

poka& je u siebie

Chcesz zobaczy! "my, które z ró#nych wzgl$dów nie tra"%y do pierwszego obiegu?Zorganizuj ich pokaz w swojej miejscowo&ci.Wi$cej informacji: [email protected]. 508 173 362

Page 135: OBYWATEL nr 3(47)/2009

135

Jeste!? Jeste!. Wi"c s#uchaj: cela jest d#uga na siedem kroków, szeroka na sze!$. Dok#adnie siedem i sze!$. W !rodku stó#, #ó%ko, ziele&. Kolor przegni#ej trawy. Psiakrew, obrzydliwy. Wszystkie !ciany obrzydliwe. Obrzydliwie zielona pod#oga, na-wet okno. Tak, okno te% zamalowano na zielono, wi"c i !wia-t#o, które si" przeze& s'czy, jest obrzydliwie zielone. No. Rzy-ga$ si" chce. Tylko górna szyba czysta i lufcik mo%na uchyli$ do po#owy. Jak przystawi$ stolik i stan'$ na palcach, to wida$ prawie ca#y dziedziniec. Ale w drzwiach jest ma#e, okr'g#e okienko. Trzeba na nie uwa%a$. Przez okienko spogl'daj' cza-sem %andarmskie oczy. Je!li stoisz na stole, a drzwi si" otwo-rz'… Mog' si" wtedy wydarzy$ dwie rzeczy. To zale%y.

Od tego, kto pojawi si" w drzwiach.Czy jest pijany, czy trze(wy. I jak d#ugo tu pracuje. Czy ju% po obiedzie, czy jeszcze przed.Od wielu rzeczy zale%y. Albo: wywlecze za nogi, metalowym knutem strzaska

plecy – skóra b"dzie p"ka$ i otwiera$ si" jak przejrza#y owoc, krew sp#ynie po drewnianej pod#odze, wsi'knie w kamie&.

Albo: splunie, a potem zamknie drzwi obrzydliwie zielonej celi, siedem na sze!$.

ISpisek zawi!za" si# w "ukowskim gimnazjum, w starej szkole pijarów. Spiskowcami byli gimnazjali$ci z %ukowa, studenci z Warszawy, urz#dnicy, drobni "ukowscy oficjali-$ci. Na spotkania przychodzi" tak&e nauczyciel "ukowskiej szko"y, Jan 'ierbach. Siada" w k!cie i przys"uchiwa" si# dyskusjom. Bro( mia"a pochodzi) z prowincji. Planowali rozbroi) stacjonuj!ce tam rosyjskie oddzia"y. Je$li zrobi) to ostro&nie, naprawd# ostro&nie – by wie$) nie roznios"a si# zbyt szybko – mog"oby si# uda).

Aresztowano wszystkich zim!. Dwie$cie osób. Jednego po drugim wskaza" nauczyciel Jan 'ierbach. Zapakowa-no ich w kibitki. Sznur wozów ruszy" w stron# Warszawy. Skrzypia"y ko"a. By"o zimno, bola"y ko$ci. Widzieli dok!d jad!. Przez kraty: w oddali, na stoku, wznosi"y si# ceglane mury. Ceg"a by"a czerwona, prószy" bia"y $nieg.

Cytadela. *nieg skrzypia", skrzypia"y kibitki. Cytadeli nie zas"ania"y

ani drzewa, ani budynki. Gdy j! budowano dziewi#) lat wcze$niej, zburzono 136 domów i wydano zakaz stawiania

nowych w promieniu 963 metrów. Pozosta"a pusta, naga przestrze( z Cytadel! jak $wi#t! gór!.

Czternastu z kibitek osadzono w celach X Pawilonu. Organizatora spisku, Karola Levittoux, w celi z numerem 21. By" pocz!tek 1841 roku. Zanim sp"onie, b#dzie &y" jeszcze sze$) miesi#cy.

IITutaj, zobacz. „Koziczy&ska, panna, ma lat )*”. S' te% na-grobki, ma#e czarne krzy%yki, a nawet trumienki. S' napisy stare, ju% wytarte i s' ca#kiem !wie%e. Litery ko!lawe, kre!lone niepewn' r"k' i grube, mocne, litery jak manifesty. Napisy wyskrobane, wyrysowane, wykute przez by#ych wi"(niów na !cianach, na drzwiach. Ale ten jeden zastanawia najbardziej. „Koziczy&ska, panna, ma lat )*”. Ko – zi – czy – &ska. Ma lat )*. A mo%e mia#a? Nie jest dobrze z Imperium, skoro l"ka si" szesnastoletnich panien Koziczy&skich.

Kroki za drzwiami. Nierówne, %andarm znów popi#. Wi"c? Nie powiedzia#e!, tak? Mog#e! powiedzie$. To

proste pytania, s' na nie proste odpowiedzi. A Ty milczysz. Dlaczego milczysz? Jutro powiesz? Bo jutro znów b"d' pyta$. I pojutrze. Zawlok' przed komisj". W komisji ZAWSZE s' ci sami i pytania ZAWSZE s' te same. Tylko ty NIGDY nie odpowiadasz. Kiedy nie odpowiadasz, oni mówi' liczb". Na przyk#ad 20 albo 40. +andarm wyjmuje knut i zaczyna liczy$ nim po twoich plecach. Knuty s' ró%ne: d#u%sze, krótsze. S' knuty drewniane i knuty metalowe. Takie, które tylko obijaj' mi"!nie i takie, które rozrywaj' skór". Mo%esz krzycze$. Krzycz. Mury s' grube, wystarczaj'co grube, %eby dok#adnie krzyk wyt#umi$. I w ko&cu odpowiesz.

IIIOpowie$) o wi#+niu celi numer ,-, Karolu Levittoux, two-rz! przypadki. Zdarzenia b"ahe, niespodziewane. Albo z pozoru niezwi!zane z opowie$ci!.

PRZYPADEK 1. Francuz Pierre-Maturin Levittoux Desnouettes razem z wojskiem Napoleona rusza w 1812 roku na Moskw#. Kiedy cesarz zarz!dza odwrót, Pierre postana-wia zosta) w Polsce. .eni si# z Polk!, Mari! z .yci(skich. Osiada w K#pkach, szlacheckim za$cianku (stan z 1827 roku: 31 domów, 147 osób). Karol rodzi si# prawdopodobnie w 1820 roku.

!"#$ %&W ci!gu nast"pnych dni wydano dwa zarz!dzenia: #) matce cia$a odda% nie wolno; &) wi"'niom zakazuje si" posiadania (wiec.

Page 136: OBYWATEL nr 3(47)/2009

136

PRZYPADEK 2. W !ukowie, w gimnazjum pijarów, Karol poznaje Tytusa Gumowskiego i Stanis"awa Dubois. Razem czytaj# zakazane druki, interesuj# si$ polityk#. W 1839 r. Levittoux zak"ada w !ukowie tajn# organizacj$ – Zwi#zek Patriotyczny.

PRZYPADEK 3. Warszawskie filie Stowarzyszenia Ludu Polskiego i Konfederacji Narodu Polskiego, du%ych organizacji spiskowych, zostaj# rozbite. Tworzy si$ luka w kierownictwie ruchu wyzwole&czego. Na czo"o konspiracji m"odzie%owej wybija si$ wi$c "ukowski Zwi#zek Patriotyczny, który wch"ania resztki warszawskiej organizacji.

PRZYPADEK 4. Do organizacji przyj$ty zostaje na-uczyciel-zdrajca, Jan 'ierbach. Zaczynaj# si$ masowe aresztowania.

PRZYPADEK 5. 16 kwietnia 1841 roku carski syn, Aleksander Niko"ajewicz, %eni si$ z Mari# Hessen-Darmstadt. Z okazji (lubu w"adze og"aszaj# amnesti$. Z wi$zienia wy-chodz# "ukowscy spiskowcy. Wszyscy, oprócz Levittoux. Nie

powodzi si$ próba ucieczki. )ledztwo trwa dalej. Levittoux jest g"odzony. W nocy budzi si$ go, gdy tylko próbuje zasn#*. Jego plecy przyjmuj# 200 pa"ek. 400 co drugi dzie&.

PRZYPADEK 6. Mimo tortur, Levittoux nie sk"ada obci#%aj#cych zezna&. Nie przyznaje si$ do winy. Milczy. Komisja decyduje o przerwaniu dochodzenia. Stwierdza prawdopodobnie, %e skoro nie z"ama" si$ do tej pory, to nic si$ z niego ju% nie wyci#gnie. 12 maja zostaje wydane postanowienie o zes"aniu na katorg$. Namiestnik zwleka z podpisem, wi$c nikt nie og"asza decyzji oficjalnie.

PRZYPADEK 7. Levittox jest wycie&czony fizycznie i psychicznie. Nie wie, %e na biurku namiestnika le%y do-kument o zako&czeniu (ledztwa. Rozmy(la.

7 lipca od samego rana wyra+nie si$ niecierpliwi. Siedz#cy w celi naprzeciwko Jan Siesicki wspomina pó+niej: „Przez okienko wi$zienne prosi" mnie, %ebym nie spa" co najmniej do jedenastej. Mówi", %e co( ciekawego wydarzy si$ tego wieczora w wi$zieniu. ,e on to wie na pewno”.

IVNo tak, cuchnie – st!chlizn", potem, moczem, szczurami. W celi pó#mrok. $wieca migocze sk"pym %wiat#em po szaro-zielonych %cianach. Koszula, ca#a we wzorach z krwi i brudu, lepi si! do skóry. Przywiera do krzepn"cych ran. Do smrodu mo&na si! przyzwyczai'. Rany te& powoli si! goj". Wi!c – o co chodzi? Martwisz si!. Czym si! martwisz? Daj" je%'? Nie bij"? Tym si! przecie& nie martwisz. Boisz si!, &e zaczn". (e nie wy-trzymasz i powiesz. Wszystko, nazwiska, daty, adresy. Bo za du&o my%lisz. Bo za du&o masz czasu na my%lenie.

Je%li musisz, my%l o czym% przyjemnym. Nie wiem. Przypomnij sobie #ukowsk" wiosn!. Albo –

zobacz, pami!tasz? Te jab#ka. Pami!tasz? Dziewczyna na Krakowskim rozsypa#a kosz jab#ek. Czerwone, wielkie, toczy#y si! po ulicy we wszystkich kierunkach. Marszczy#a brwi spod kapelusza, biegaj"c w kó#ko. Marszczy#a si! jej d#uga suknia, kiedy schyla#a si! po kolejny owoc. Spojrza#a z wyrzutem, bo sta#e% jak kretyn, nawet si! nie ruszy#e%, &eby pomóc. Czarne oczy mia#a! Niebieskie. Tak czarne, &e a& niebieskie.

A tu: cuchnie szczurami, koszula przywiera do pop!kanej skóry. G#owa te& p!ka. Wiem, co ci po niej chodzi. Sposób, &eby nic nie mówi'. Ale si! wkurz", co? Kupa %miechu! Nie, to niepotrzebne. Jak, zreszt"? Masz co%? Nawet kawa#ka sznura nie masz. Le&. W celi jest ch#odno. Cicho. Dobrze.

$wieca migocze %wiat#em po %cianach. Wykrzywia przed-mioty, kaleczy kszta#ty, spala si! powoli.

V- lipca. Karol Levittoux ca"y dzie& wyczekuje zachodu. Wieczór jest duszny, ci$%kie lipcowe powietrze dopiero za-czyna stygn#*. Z dziedzi&ca s"ycha* r%enie koni, o rozgrza-ne okno obijaj# si$ bzycz#ce owady. Po korytarzu stukaj# %andarmskie buty. Raz po raz kroki to cichn#, to staj# si$ g"o(niejsze. Levittoux czeka na moment, gdy ucichn# i ju% nie wróc#. Stra%nicy umówili si$ dzi( na wódk$. Przed dzie-si#t# owady przestaj# obija* si$ o szyb$. Z korytarza te% w ko&cu dobiega cisza.

Levittoux kl$ka na "ó%ku. !ó%ko zrobione jest z twardych desek, okr$conych s"omianymi powrozami. Bierze do r$ki (wiec$. Wosk kapie na pod"og$. P"omie& rozja(nia jego blad#, chud# twarz, napi$te mi$(nie, skupione oczy. Na zaginionym obrazie Antoniego Kozakiewicza, który ten moment przedsta-wia, okryty pledem wpatruje si$ bystrym wzrokiem w drzwi. Ma zapadni$te policzki, wielkie, nieproporcjonalnie wielkie oczy, przypomina trupi# czaszk$. Lew# d"oni#, pod okr$conym s"omianymi powrozami "ó%kiem podk"ada (wiec$. Powrozy zapalaj# si$ d"ugo. S# przegni"e, skr$cone mocno, ogie& musi si$ przez nie przegry+*. Levittoux cierpliwie trzyma (wiec$, niespokojnie spogl#da tylko w stron$ korytarza. Minie du%o czasu zanim deski chwyc# ogie&, a "ó%ko zamieni si$ w stos. Powoli, powoli s"oma zaczyna skwiercze*. Mija minuta. Dwie, dziesi$*, dwadzie(cia. To %mudne zaj$cie. Od powrozów zajmuj# si$ deski. Wreszcie i bar"óg leniwie zaczyna si$ pali*. Potem wszystko dzieje si$ coraz szybciej. Ogie& zaczyna po%era* gruby pled, którym okrywa si$ Levittoux. Dym wype"nia

bnd

HAR

SHAD

SH

ARM

A

Page 137: OBYWATEL nr 3(47)/2009

137

cel!. Siwe k"!by smaruj# $ciany. Pod sadz# znikaj# wi!zienne napisy i ko$lawe nagrobki. Od koca zajmuje si! koszula. Cia"o, jak kloc drewna, opada na roz%arzony stos. Przywiera. J!zyki ognia oblizuj# plecy. Ogie& jest coraz wi!kszy, suche deski p!kaj# z hukiem. P"onie, p"onie! Krzyczy! Z krzykiem do p"uc wdziera si! dym, wdziera si! ogie&. Ogie& jest wsz!dzie, syczy, strzela. P"on# w"osy, nie mo%na oddycha', nie mo%na patrze', siwe, czarne k"!by w gardle, w oczach, oczy m!tniej#, $lepn#, skóra schodzi, kurczy si!, p!ka, smród spalonego mi!sa. Cia"o. P"omienie ch"oszcz# plecy, skóra na plecach wysycha i p!ka, p!kni!cia s# równe jak rany ci!te. Rany od knuta, rany od ognia. Drewno strzela, strzela, p!ka, p!kaj# przegrody w p"ucach rozsadzone przez dym, krew, krew zalewa p"uca i miesza si! z dymem. Nieruchomy tu"ów. Skwierczy. Ogie& jest spokojniejszy. Pod skór# mi!$nie staj# si! szaroró%owe.

Kiedy k"!by dymu przedostaj# si! na korytarz przez szpar! w drzwiach, szyldwach zaczyna wrzeszcze'. Pali si! wi!zienie! Po drugiej stronie korytarza, Jan Siesicki widzi ze swojej celi $wiat"o, bij#c# z naprzeciwka "un!. W Cytadeli zamieszanie, nerwowe okrzyki. Szuka' klucznika! Zanim znajduj# pijanego klucznika i klucze, mijaj# kolejne minu-ty. Biegn# do celi. Przez otwarte drzwi wylewa si! chmura czarnego dymu, g!sta i t"usta. Karol Levittoux nie %yje. Le%y z podwini!tymi kolanami, z twarz# i piersi# zw!glon#. Spalonego wlek# korytarzem. G"owa stuka po pod"odze.

W ci#gu nast!pnych dni w Cytadeli wydano dwa zarz#dzenia:

1) Matce cia"a odda' nie wolno. 2) Zakazuje si! posiadania $wiec w celach.

VINa dziedzi&cu Cytadeli, niedaleko ulicy im. Karola Le-vittoux, ro$nie pokrzywiona polna grusza. Wbita obok w ziemi! tabliczka obja$nia, %e Pyrus communis posadzono w ()*+ roku. Gdy wi!zie& celi nr ,( umiera", by"a ledwie chudym badylem. Potem pie& stawa" si! coraz grubszy, ko-ra twardnia"a, kwiaty zacz!"y rodzi' owoce. Dooko"a roz-brzmiewa"y echa opowie$ci o "ukowskim spale&cu. Histo-ria cz"owieka nigdy nie ko&czy si! z jego $mierci#. Powstaj# nowe akapity, rozdzia"y, bez ko&ca. Czasem urywa si!, za-nika, a potem ujawnia w miejscach zupe"nie niespodziewa-nych. Albo zatacza ko"o.

W maju 1940 roku, dziewi!'dziesi#t dziewi!' lat po samobójstwie w Cytadeli, sto lat po posadzeniu na dziedzi&cu X Pawilonu polnej gruszy, lekarz wojskowy, major Henryk Julian Levittoux, stryjeczny prawnuk spale&ca, zgodnie z radzieckim rozkazem nr 00350 („o roz"adowaniu wi!zie&”) z obozu jenieckiego w Starobielsku trafia do miasta Charków. W budynku NKWD, przy placu Dzier%y&skiego 3, do jego karku przywiera zimno lufy. Inne Imperium po%era innego Levittoux. Grusza ro$nie dalej.

Grzegorz Szymanik

Page 138: OBYWATEL nr 3(47)/2009

138

Jak sam jej tytu! wskazuje, g!ównym tema-tem ksi"#ki Grzegorza Forysia pt. „Dynami-ka sporu. Protesty rolników w III Rzeczpo-spolitej” ,s" protesty spo!eczne. Stanowi" one jednak zaledwie punkt wyj$cia do szer-szych rozwa#a% o rolnikach oraz ich sytu-acji po &'(' r.

Autor wyró!nia dwa okresy nasilenia aktywno"ci rol-niczego sprzeciwu wobec realiów spo#eczno-gospodarczych. Pierwszy cykl to lata 1989-1993, czyli okres radykalnego przechodzenia do gospodarki wolnorynkowej. Drugi cykl przypada na lata 1997-2001, gdy w Polsce rz$dzi#a AWS, kontynuuj$ca „reformy” budz$ce sprzeciw wielu grup, nie tylko rolników.

Badania Forysia dotycz$ jedynie drugiego cyklu pro-testów. W przypadku pierwszego, korzysta on z danych zebranych przez innych autorów. W swojej analizie lat 1997-2001 autor dok#adnie prze"ledzi# wybrane tytu#y prasowe („Gazet% Wyborcz$” i „Rzeczpospolit$”) pod k$tem wyst%powania informacji dotycz$cych protestów, a nast%pnie „wyci$gn$#” dane istotne dla badacza – liczebno"&, formy dzia#ania, werbaln$ i niewerbaln$ symbolik%, a tak!e cele protestuj$cych.

„Dynamika sporu...” ma charakter typowo naukowy. St$d te! np. dwa pocz$tkowe rozdzia#y s$ omówieniem teorii dotycz$cych ruchów spo#ecznych, ze szczególnym uwzgl%dnieniem ruchów ch#opskich. Przebrni%cie przez nie mo!e by& dla wielu czytelników m%cz$ce, zw#aszcza, !e autor cz%sto powtarza pewne w$tki. Oczywi"cie te rozdzia#y s$ w przypadku ksi$!ki akademickiej konieczne, wydaje si% jednak, !e po"wi%cono im nazbyt du!o miejsca.

Nie one s$ jednak najistotniejsze. W partiach stanowi$cych sedno ksi$!ki, Fory" dobrze #$czy teori% z empiri$. Podj%te w$tki maj$ oparcie w przytaczanych danych, konkluzje s$ wypowiadane w sposób ostro!ny, a przede wszystkim – uza-sadniony. Dzi%ki temu autor nie popada ani w ideologizo-wanie, ani w nadintepretacj%; momentami mo!na mu wr%cz wytkn$& nazbyt daleko id$c$ ostro!no"& w formu#owaniu s$dów. A szkoda, bo nawet, gdyby jego subiektywne opinie by#y b#%dne, powsta#oby pole do dyskusji i polemik. Uzupe#-nienia odautorskim komentarzem brakuje tym bardziej, i! przedstawione w ksi!"ce fakty mog! „namiesza#” w wielu

g$owach. „Dynamika sporu...” obala bowiem wiele mitów dotycz!cych polskich rolników i rolnictwa.

Jaki wi%c obraz rolników wy#ania si% z ksi$!ki Forysia? Przede wszystkim jest to grupa spo#eczna, jak pokazuje historia, cz%sto pokrzywdzona. Autor pisze o trwa#ym de-precjonowaniu rolnictwa, zarówno przez rynek, jak i przez pa'stwo, pocz$wszy od XIX w. i rozpocz%tego wówczas uw#aszczenia. B$%dne s! opinie mówi!ce o nieuzasad-nionym egoizmie czy roszczeniowo&ci rolników. Jak stwierdza Fory&, mo!na obroni" twierdzenie, które wskazuje na zasadnicz# rol$ czynników ekonomicznych w generowaniu protestów rolniczych, zwi#zanych %ci%le, jak wynika z analiz, z pogarszaj#c# si$ sytuacj# ekono-miczn# w&a%cicieli gospodarstw rolnych.

Nie oznacza to bynajmniej, i! protestowa& id$ ci, którzy maj$ najmniejsze, niezmodernizowane gospodarstwa, innymi s#owy – ci, którzy „nie maj$ nic do stracenia”. Jest wprost przeciwnie, i ten w$tek przewija si% przez ca#$ ksi$!k%. Otó! g$ównymi aktorami w dotychczasowych protestach byli w$a&ciciele du"ych gospodarstw z rejonów, gdzie rolnictwo jest wzgl%dnie nowoczesne. Nie s! to wi%c wcale inicjatywy &rodowisk „zacofanych” i „nieprzystosowanych”. Dwa g#ówne wyt#umaczenia tego faktu, które proponuje autor, wydaj$ si% rozs$dne. Po pierwsze, co jest do"& banalnym wyja"nieniem, to w#a"ciciele du!ych gospodarstw posiadaj$ fundusze umo!liwiaj$ce anga!owanie si% w protesty. Po drugie natomiast, s$ oni w znacznie wi%kszym stopniu zale!ni od rynku, dlatego najmocniej do"wiadczaj$ skutków liberalizacji gospodarki. Szczególnie, !e okres PRL-u w znacznej mierze zniszczy# rolnictwo, które pozostawione samemu sobie na starcie transformacji nie mog!o osi"gn"# o w!asnych si!ach „krytycznej masy” reform i potrzebowa!o w tym celu wsparcia z zewn"trz w postaci odpowiedniej polityki rolnej pa$stwa. Paradoksalnie, mimo i% otoczenie rolnictwa by!o &ród!em jego opresji, to z jego kr'gów konieczne by!y impulsy w celu prze!amania g!'bokiego kryzysu, w jakim znalaz!y si' na progu lat dziewi'#dziesi"tych gospodarstwa rodzinne i pracownicy rolni likwidowanych go-spodarstw pa$stwowych. Korzystne w tym wzgl'dzie dzia!ania podj'to w latach 1993-1997, po okresie pierwszej fali protestów.

Myli#by si% jednak ten, kto po us#yszeniu takich wyja"nie' zarzuca#by rolnikom niesamodzielno"& i ch%& bycia ca#kowicie uzale!nionymi od pa'stwa. Mieli po prostu "wiadomo"& tego, i! rolnictwo to specyficzna ga#$( gospodarki, która wymaga pomocy. Jak wskazuje autor ksi$!ki, takie podej"cie by#o po-cz$tkowo zwi$zane z dziedzictwem PRL-u, lecz z up#ywem lat

!ywi" i si# broni"

B$%&'()*+, G%-.*/0

RE CEN ZJA

Page 139: OBYWATEL nr 3(47)/2009

139

coraz silniejsza by!a ch"# na$ladowania wzorców zachodnich, czyli polityki rolnej Unii Europejskiej, której cech! by" i jest interwencjonizm. Takie podej$cie nie wyklucza!o bynajmniej w!asnej inicjatywy i kreatywno$ci. Fory$ udowadnia wr"cz, i% – uogólniaj&c – rolnicy to grupa racjonalna w swoich decyzjach ekonomicznych i politycznych. Odznaczaj!ca si" ponadto du#! samodzielno$ci!, gdy# zawsze g"ówny ci$#ar zwi!zany z modernizacj! spoczywa" na barkach /.../ rolników. Nie inaczej by"o w okresie transformacji, kiedy to polityka gospodarcza skutkowa"a transferem znacznych %rodków nie do rolnictwa, ale z rolnictwa do jego otoczenia, doprowadzaj!c, wbrew woli rolników, do finansowania przez rolnictwo rozwoju innych sektorów gospodarki.

Równie% w momentach, gdy sytuacja ekonomiczna rol-ników ulega!a pogorszeniu i decydowali si" oni na podj"cie protestów, dowodzili swojej racjonalno$ci. Poszczególne $rodowiska odpowiedzialne za organizowanie protestów (czyli przede wszystkim „Solidarno$#” Rolników Indywi-dualnych oraz Samoobrona), cho% z innym dziedzictwem politycznym i planami na przysz&o$%, nie traci&y energii na konflikty mi"dzy sob!, lecz wspó&pracowa&y. Nie by&o równie# niepotrzebnych podzia&ów w przypadku przedstawicieli producentów zwi!zanych z tym sektorem. Fory$ ukazuje to poprzez wyró%nienie trzech cykli prote-stacyjnych w latach 1997-2001. Ró%ni& si" one ze wzgl"du na przedmiot sporu z pa'stwem: kwestia skupu i ceny zbó% (cykl „zbo%owy”); problemy z cen& i skupem wieprzowiny (cykl „wieprzowy”); skup buraków cukrowych i prywatyzacja cukrowni oraz utworzenie polskiego holdingu cukrowego (cykl „cukrowy”). I cho# oczywi$cie widoczna by!a walka i jasno okre$lone partykularne interesy poszczególnych grup, to jednak nie wp!ywa!y one na ilo$ciowy ani jako$ciowy aspekt protestów. Mo%na wr"cz mówi# o pewnym porozumieniu ponad podzia!ami – aczkolwiek, jak ju% wspomnia!em, g!ównie w obr"bie grupy wzgl"dnie zamo%nych w!a$cicieli gospodarstw rolnych. By&o to zjawisko wyj!tkowe na tle reszty Europy. Jak stwierdza autor, sytuacj! w Polsce wyró"nia# brak wzajemnego przeciwstawienia sobie interesów ró"nych grup producentów. Solidarno$% $ro-dowiska, przynajmniej w$ród grup producentów, by#a w tym przypadku silniejsza.

Cho# ta ostatnia uwaga nastraja optymistycznie, nale%y te% wspomnie# o pewnej negatywnej tendencji w polskim %yciu publicznym, któr& dobrze unaocznia tak%e przyk!ad protestów rolniczych. Chodzi o radykalizacj" nie tyle %&da', co form dzia!ania. By!o to konsekwencj&, jak dowodzi Fory$, wi"kszej skuteczno$ci wyst&pie' radykalnych. W ten sposób nap"dzano konflikt, który przestawa& by% funkcjonalny dla polityki rolnej. Szczególnie, i# wzrostowi radykalizmu protestuj!cych towarzyszy&y coraz ostrzejsze interwencje policji. W ten sposób przeprowadzano dora'ne dzia-&ania pa(stwa na rzecz rolnictwa, za którymi nie sz&y jednak zmiany systemowe. Okres ten charakteryzowa! si" niestabilno$ci& i dochodzeniem do porozumienia pod presj& agresywnego konfliktu. By! to równie% powód, cho#

nie najistotniejszy, tego, i% podczas gdy owocem pierwszej fali protestów rolniczych by"y dzia"ania o charakterze syste-mowym, w drugim okresie mieli%my do czynienia z korekt! tego, co wypracowane zosta"o wcze%niej w polityce rolnej. /.../ W pierwszym okresie domagano si$ g"ównie kompensacji materialnych, ale najwa#niejszym efektem by"y kompleksowe zmiany instytucjonalne w rolnictwie, natomiast w drugim okresie #!dano przeorientowania polityki rolnej, ale uzyskano przede wszystkim realizacj$ partykularnych #!da& grup interesów, co w konsekwencji doprowadzi"o do korekty polityki rolnej.

Protestuj&cy – w&tek ten w „Dynamice sporu” przewija si" wielokrotnie – raczej nie przejmowali si" opini& publicz-n&. Niew&tpliwie jest to swego rodzaju cnota, lecz z drugiej strony – ignorancja, dlatego trudno mówi# o tym w sposób jednoznaczny. Ciekawsze ni% konsekwencje tego stanu rzeczy, s& jednak jego powody. Wi&%& si" one przede wszystkim z kwestiami dotycz&cymi sfery symbolicznej. Polskie rol-nictwo jest w oczach mieszka(ców wsi fundamentem naszej pa(stwowo$ci, st!d te# walka o jedno, równa si" walce o drugie. Autor ksi&%ki przytacza przyk!ady hase!, które wykorzystywano w czasie protestów, wraz z licznymi symbolami odwo!uj&cymi si" do pa'stwa, narodu (flaga, god!o). Podobnie rzecz si" ma z wykorzystywaniem symboli religijnych. Zarówno symbolika narodowa, jak i religijna, maj& równie% s!u%y# wskazaniu na to, i% wspó!czesne formy sprze-ciwu rolników s& przed!u%eniem tradycji buntów ch!opskich pocz&wszy od XIX w. oraz odwo!aniem do etosu ch!opskiego.

Zdaniem Forysia, jest to jednak cz"sto manipulacja ze strony protestuj&cych. Pisze on, i% sfera symboliczna pokaza"a

RE CEN ZJA

Page 140: OBYWATEL nr 3(47)/2009

140

brak rzeczywistego przywi!zania rolników (przynajmniej dominuj!cych w protestach przedstawicieli producentów) do trwa"ego zbioru warto#ci charakterystycznych dla klasy ch"opskiej. Obecno#$ elementów etosu ch"opskiego by"a jedynie celowym zabiegiem manipulacyjnym kontestatorów. /.../ Innymi s"owy mia" uczyni$ ich dzia"ania elementem d"ugiej tradycji walki ch"opskiej o uwzgl%dnienie interesów i roli tej kategorii w narodzie. Wedle autora ksi!"ki, przyk#adem tego jest am-biwalentny stosunek rolników wobec ziemi oraz jej p#odów. Z jednej strony uznawali je za obiekty znacz!ce pod wzgl$dem spo#eczno-kulturowym, godne powszechnego szacunku, tworz!ce ci!g#o%& to"samo%ci z ch#opskimi przodkami. Jednocze%nie, w trakcie protestów niszczyli np. zbo"e, co spotka#o si$ z krytyk! nawet przychylnego im dotychczas Ko%cio#a. Autor ksi!"ki twierdzi, i" odwo!ywanie si" do idei oraz symboliki zwi#zanych z ch!opstwem legitymizowa!o w przekonaniu rolników ich dzia!ania, st#d nie ubiegali si" o przychylno$% opinii publicznej (szczególnie, &e i tak by!a nastawiona do nich pozytywnie, zapewne z racji $wiadomo$ci ci"&kiego po!o&enia materialnego wsi).

Innym ciekawym w!tkiem ksi!"ki jest to, "e w ana-lizowanych przez Forysia okresach, partie polityczne rzadko próbowa!y wykorzystywa% dzia!ania rolników do swoich celów. Je$li ju& robi!y tak, to w miesi#cach bezpo$rednio poprzedzaj#cych wybory. Jest to wyra'na ró"nica w porównaniu do dzisiejszej sytuacji, gdzie partie, szczególnie opozycyjne, b#yskawicznie odwo#uj! si$ do protestów ró"nych grup spo#ecznych. Cz$sto niestety tylko po to, aby „ugra&” na tym kapita# polityczny.

Wyj!tkiem, silnie akcentowanym przez autora, s! dzia-#ania Samoobrony. Partia ta od pocz!tku istnienia (1992) d!"y#a do wprowadzenia swoich liderów do Sejmu i Senatu. Jak wiemy, uda#o si$ to po pewnym czasie na dwie kadencje. Niestety wi#za!o si" to z jednym z nielicznych za!ama' solidarno$ci w $rodowiskach rolniczych, gdy Samoobro-na w 1999 r. odrzuci#a propozycje rz!du. Jak pisze Fory%, powodem tego by"y /.../ przede wszystkim ambicje polityczne jej lidera i podyktowana nimi taktyka polityczna, a nie rzeczywiste ró&nice w stosunku do podpisanego w tym czasie porozumienia z rz!dem. Potwierdzeniem tego by"a dezaprobata wi%kszo#ci zwolenników tej organizacji dla dzia"a' jej lidera (niestety tej tezy autor w "aden sposób nie dowodzi, a bardzo dobry wynik partii w wyborach w 2001 r. raczej zaprzecza jego twierdzeniom). Przy okazji warto wskaza&, i" Samoobrona to jedyna jawnie antysystemowa organizacja spo%ród zaan-ga"owanych w protesty. Trudno jednak stwierdzi&, ile w tym podej%ciu taktyki, maj!cej na celu zaistnienie w polityce, a ile realnego planu daleko id!cych zmian. Jak jednak trafnie zauwa"a autor, odnosz#c si" tak&e do innych, zw!aszcza opozycyjnych partii podejmuj#cych publicznie tematyk" rolników i rolniczych protestów, bez dociekania, czy by!o to zgodne z intencjami tych podmiotów, czy te" wbrew ich woli, trzeba stwierdzi#, "e przynios!o korzy$ci spra-wie rolnictwa poprzez wprowadzenie jego problemów w obszar bie"%cej debaty politycznej.

Tytu#ow! dynamik$ protestów rolników w III RP scharakteryzowa& mo"na wskazaniem czterech g#ównych trendów. Po pierwsze mo"emy mówi& o instytucjonalizacji, której przejawem jest wzrost roli organizacji inicjuj!cych i przeprowadzaj!cych akcje protestacyjne. Równocze%nie spada liczba protestów spontanicznych, zawi#zywa-nych ad hoc przez lokalne $rodowiska rolnicze. W ten sposób protesty zyskuj# wi"ksz# si!", a co za tym idzie, wi"ksze s# szanse osi#gni"cia ich celów. Z drugiej strony, nale&y równie& pami"ta%, i& zaanga&owanie zewn"trznych w pewien sposób aktorów do mobilizacji i koordynacji dzia!a', sprzyja% mo&e wykorzystywaniu protestów w sposób partykularny przez owe organizacje (a nie w interesie samych, bezpo%rednio zaanga"owanych, rolników).

Z powy"szym wi!"e si$ profesjonalizacja oraz rutyniza-cja. Ta pierwsza wyra"a si$ przede wszystkim we wzro%cie odsetka serii protestów i kampanii protestacyjnych, kosztem liczby pojedynczych dzia#a(. Natomiast rutynizacja wi!"e si$ z wypracowywaniem sta#ego repertuaru stosowanego przez rolników, jak np. blokady dróg. Kolejnym istotnym zjawiskiem, wspominanym tu ju" kilkakrotnie, jest ekono-mizacja protestów. Wszystkie protesty odwo#ywa#y si$ do sfery gospodarczej, która by#a ich pod#o"em, a tak"e eko-nomia wyznacza#a sk#ad protestuj!cych (w#a%ciciele du"ych gospodarstw i producenci) oraz ich postulaty.

Wydaje si$, i" wszystkie te cztery procesy b$d! post$po-wa&. Dodatkowo mo"na si$ spodziewa&, "e b$d! obejmowa#y poziom ponadnarodowy. By& mo"e wraz z integracj! pa(stw w ramach Unii Europejskiej, równie" organizacje rolnicze b$d! integrowa& si$ we wspólnym dzia#aniu kontestacyjnym. Motywacje i postulaty nadal jednak b$d! zwi!zane przede wszystkim z kwestiami ekonomicznymi.

Autor podszed# do problematyki tytu#owej „dynamiki sporu” w sposób kompleksowy i wzgl$dnie szeroki, nie zapominaj!c o ca#ym politycznym, ekonomicznym i spo#ecz-nym kontek%cie. W ten sposób, wychodz!c od konkretnego zagadnienia, jakim s! protesty rolnicze, powiedzia# du"o o rolnikach, o ich po#o"eniu w okresie ostatnich dwustu lat, ze szczególnym uwzgl$dnieniem przemian po transformacji ustrojowej.

Ksi!"ka nie jest laurk! dla jakiejkolwiek partii, rz!du czy samych rolników, nie jest te" wobec nich nieuzasad-nion! krytyk!. Jest to po prostu rzeczowe potraktowanie tematu. Wskazuje na ekonomiczn# racjonalno$% oporu rolników, jednocze$nie demaskuj#c pewne sprzeczno$ci i manipulacje w obr"bie tego ruchu spo!ecznego. Z tych i innych powodów warto przeczyta& t$ jedn! z nielicznych prac zajmuj!cych si$ wspomnian! tematyk!.

Bart!omiej Grubich

Grzegorz Fory!, Dynamika sporu. Protesty rolników w III Rzeczpo-

spolitej, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa "##$.

Page 141: OBYWATEL nr 3(47)/2009

141

Anarchista, patriota, cz!onek PPS – Frakcja Rewolucyjna (czyli „prawicowej” i „pi!sudczykowskiej”), mason, "o!nierz polski w wojnie z bolszewikami, wybitny teoretyk i dzia!acz spó!dzielczo#ci, radykalny lewicowiec, który w PRL-u zna-laz! si$ na marginesie "ycia publicznego – ju" tylko ta wyli-czanka wskazuje, "e Jan Wolski by! postaci% nietuzinkow%. Gdy dodamy, "e by! równie" kim#, kto przez swoje przyja&-nie „polityczne” niczym klamra spina! kilka pokole' – od Edwarda Abramowskiego po Jana Olszewskiego, b$dzie to ju" wst$p do biografii postaci niezwyk!ej. I niemal za-pomnianej. Na szcz$#cie niedawno przypomnianej dzi$ki ksi%"ce Adama Benona Duszyka pt. „Ostatni niepokorny”.

Mo"na zapyta(, có" nam po wspominkach o postaciach od dawna nie"yj%cych, o koncepcjach, które rozpisane na szczegó!owe programy nierzadko maj% si$ do dzisiejszych wyzwa' tak, jak cha!upa ze skansenu do nowoczesnego osiedla. Anachronizm wielu pomys!ów Wolskiego i jemu podobnych jest oczywisty. "ywe natomiast pozostaje – czy raczej: pozosta# powinno – to nieuchwytne co$, co nazywa si% etosem, systemem warto$ci, szeroko rozu-mianym $wiatopogl&dem. Cho( nasze czasy okre#la wiele czynników nieprzystaj%cych do realiów, w których tworzy! i dzia!a! Jan Wolski, to bez w%tpienia jego droga 'yciowa i g!ówne za!o'enia ideologiczne mog& by# pomocne jako wskazówka dla dzisiejszych „bojowników” o tak czy inaczej pojmowany lepszy $wiat.

Nie ma oczywi#cie sensu dok!adne streszczanie ksi%"-ki o charakterze biograficznym, gdy" odebra!oby to przy-jemno#( tym, którzy po ni% si$gn%. Przedstawmy zatem jedynie zarys podstawowych faktów. Jan Wolski urodzi! si$ w roku )*** na pó!nocy Rosji, gdzie jego ojciec by! wów-czas nadle#niczym. Rodzina by!a szlachecka, a po #mierci ojca (gdy ch!opiec mia! zaledwie + lat), zamieszka!a na Wi-le'szczy&nie w posiad!o#ci dziadka ze strony matki. Matu-r$ Wolski zda! w Wilnie, pó&niej studiowa! w Charkowie na Wydziale Historyczno-Filologicznym i Prawnym, lecz prawdopodobnie nie sfinalizowa! magisterium. Mo"na po-wiedzie(, "e jego droga by!a typowa – cho( brzmi to dzi-wacznie w przypadku tak barwnej postaci – dla tego od!a-mu ówczesnej m!odej inteligencji, która !%czy!a radykalizm spo!eczny z d%"eniami niepodleg!o#ciowymi.

Ju" w gimnazjum nale"a! do nielegalnych kó!ek sa-mokszta!ceniowych, na studiach wst%pi! do „Filarecji” – Zwi%zku M!odzie"y Post$powo-Niepodleg!o#ciowej, czyli m!odzie"owej „przybudówki” PPS – Frakcja Rewolucyjna, której to partii te" zosta! cz!onkiem. Pisywa! w prasie le-wicuj%cej, ju' jako nastolatek interesowa! si% spó!dziel-czo$ci&, wspó!tworzy! w$ród studentów inicjatywy wza-jemnego wsparcia, dbaj&c o to, by pomaga!y g!ównie najubo'szym. Podobnych mu by!o wówczas wielu, zresz-t% ich nazwiska Duszyk skrupulatnie wymienia; znaczna cz$#( z nich zapisa!a si$ w historii Polski z!otymi zg!oskami, niezale"nie jak% opcj$ ideow% i pole pracy spo!ecznej wy-brali. Aspekt personalny biografii Wolskiego to zreszt% dla czytelnika przyjemno#( sama w sobie, tyle tu ma!o znanych faktów, nieoczekiwanych zwi%zków ideowych i towarzy-skich – wspomn$ tylko o jednym: przyjacielem i wielolet-nim wspó!pracownikiem Wolskiego w spó!dzielczo#ci pra-cy by! Jerzy Ko!akowski, ojciec znanego filozofa.

RE CEN ZJAHistoria pewnej

szlachetno!ci

R"#$%$&'( O)*+')+

Page 142: OBYWATEL nr 3(47)/2009

142

Tym, co mo!na uzna" za wyró!nik bohatera ksi#!ki to szczególna, nawet w tym szlachetnym towarzystwie, wra!-liwo$" na ludzk# krzywd%. Przejawia&a si% w rozmaitych dzia&aniach, jak np. wspomniana samopomoc studencka, w momentami a! przesadnym braku dba&o$ci o w&asne in-teresy, w osobistym po$wi%ceniu – cho"by wtedy, gdy Wol-ski przekaza& otrzymany spadek ubogiej wdowie, matce kilkorga dzieci, a sam nadal utrzymywa& si% z udzielania korepetycji. Filantropia filantropi#, jednak ju! jako nasto-latek zacz#& si% interesowa" szerzej zakrojonymi i pozbawio-nymi uznaniowo$ci formami poprawy losu krzywdzonych. Nie porzucaj!c d!"e# do odbudowy pa#stwa polskiego, m$ody Jan Wolski sympatyzowa$ z anarchizmem, co sprawi$o, i" zosta$ wielkim zwolennikiem oddolnej sa-moorganizacji spo$ecznej.

St!d w$a%nie jego fascynacja spó$dzielczo%ci! i to w jej formie „dzikiej”, spontanicznej, obywaj!cej si& bez instytucjonalnej „czapy”. Punktem wyj$cia do tych zainteresowa', jak i modelem kooperacji sta&y si% dla' tzw. artele robotników rosyjskich. Artel to forma wspólnej pracy i samopomocy, pozbawiona biurokracji i sztywnej hierar-chii – by&y to lu(ne struktury, oparte na zaufaniu, wi%ziach mi%dzyludzkich, nierzadko powo&ywane ad hoc dla realiza-cji konkretnego zadania (jak roz&adunek barek rzecznych), a gdy istniej#ce d&u!ej, to i tak niezmiernie „p&ynne”, nie-sformalizowane. Autor ksi#!ki w bardzo ciekawy i obrazo-wy sposób przedstawia m&odzie'cze zainteresowania Wol-skiego takimi formami wspó&pracy, jego wnikliwe studia nad zasadami, którymi si% one rz#dzi&y. A tak!e to, jak owe obserwacje i sympatie towarzyszy&y mu przez ca&e !ycie – po$wi%ci& je na nieust%pliw# walk% o zdemokratyzowanie spó&dzielczo$ci, wyeliminowanie z niej dzia&a' i mechani-zmów, które w szlachetnym z za&o!enia ruchu spo&ecznym odtwarza&y celowo lub mimochodem negatywne zjawiska zale!no$ci, podda'stwa, klikowo$ci itp.

Zanim jednak zosta& spó&dzielc# „pe&n# g%b#”, prze!y& kilka epizodów typowych dla najlepszej cz%$ci pokolenia. Studia przerwa&, gdy po wybuchu I wojny $wiatowej „Fila-recja” wezwa&a swoich cz&onków, aby przybyli do centralnej cz%$ci Polski wspiera" dzia&ania niepodleg&o$ciowe. Pod ko-niec roku )*)+ zosta& przez niemieck# !andarmeri% areszto-wany w Warszawie na zebraniu PPS-u. Pó&tora roku sp%dzi& w wi%zieniach i obozach jenieckich. Gdy odzyska& wolno$" wiosn# )*), r., rzuci& si% w wir dzia&alno$ci spo&ecznej – m.in. uniwersytet ludowy, spó&dzielczo$" spo!ywców, na-le!a& te! do grona uczniów Edwarda Abramowskiego, który jak si% wydaje odcisn#& na nim najsilniejsze pi%tno ideowe. Wielk# zalet# ksi#!ki Duszyka jest nie tylko przypomnie-nie losów Wolskiego, ale tak!e ukazanie przez ich pryzmat dziejów pewnej formacji ni to ideowej, ni to pokoleniowej, ni to wreszcie towarzyskiej. Mniej uwagi po$wi%ci& autor – a szkoda – jej specyfice, wyra!aj#cej si% tym, co w moim odczuciu by&o w niej najcenniejsze, mianowicie oryginal-no$ci ideowej i umiej%tno$ci harmonijnego &#czenia po-staw, zdawa&oby si%, sprzecznych. Jan Wolski – i wielu

podobnych – wymyka$ si& ciasnym klasyfikacjom. Nie by$o to bynajmniej poszukiwanie oryginalno%ci na si$&, a tym bardziej snobowanie si& na intelektualny ekscen-tryzm, lecz dokonana ze znakomitym wyczuciem syn-teza warto%ciowych postaw w konkretnym momencie historycznym.

Bohater ksi!"ki potrafi$ bowiem dostrzec ograni-czenia w$asnych pogl!dów w ogóle i w konkretnej sy-tuacji, a tak"e rozumia$, "e „robi' swoje” nale"y na wiele sposobów i nie jest to "adna „zdrada” czy „kon-formizm”. Do$" powiedzie", !e Wolski, pozostaj#c zwo-lennikiem instytucji oddolnych, niech%tny wobec pa'stwo-wego centralizmu, hierarchii itp., po tym, jak zg&osi& si% na ochotnika na front wojny polsko-bolszewickiej, zosta& jednym z czo&owych dzia&aczy spó&dzielczo$ci spo!ywców w Wojsku Polskim. Wielokrotnie wspó&pracowa& tak!e jako spó&dzielca z najwy!szymi w&adzami i instytucjami pa'-stwowymi. Ba, z ksi#!ki dowiadujemy si% równie! – cho" to w#tek ledwie wzmiankowany – !e by& wielkim sympaty-kiem Pi&sudskiego nawet po zamachu majowym! Równie ciekawa jest przynale!no$" Wolskiego do wolnomularstwa, gdy! nale!#c do tej tajnej i hierarchicznej organizacji, stale d#!y& do jej demokratyzacji, porzucenia rytualnego szta-fa!u, postawienia w centrum zainteresowa' spo&ecznego konkretu zamiast ogólnikowych humanistycznych sloga-nów; stanowczo odrzuca& tak!e wszelkie propozycje polep-szenia w&asnego statusu dzi%ki maso'skim koneksjom. Bez w#tpienia zupe$nie „w poprzek” utartych schematów pozostawa$ te" jego stosunek wobec kwestii narodowej. O ile g$ówny nurt anarchizmu krytykowa$, nierzad-ko zajadle, sam! identyfikacj& etniczn!, o tyle bohater ksi!"ki dystansowa$ si& od machiny pa#stwa narodo-wego (cho' uwa"a$, "e pa#stwo polskie jest lepsze ni" zale"no%' od zaborców), lecz ceni$ to"samo%' narodow! i znaczn! cz&%' tradycji kulturowych Polaków – poczy-naj#c od czasów szlacheckiej „anarchii”, poprzez etos walk

RYSU

NEK

Z O

K!AD

KI K

SI"#K

I JAN

A W

OLS

KIEG

O „Z

ASA

DY

I W

YTYC

ZNE

SPÓ!D

ZIEL

NI P

RACY

$PO

DR%

CZN

IK IN

STRU

KCYJ

NY&

”, W

YDAN

EJ N

AK!A

DEM

TO

WAR

ZYST

WA

POPI

ERAN

IA K

OO

PERA

CJI

PRAC

Y W

RO

KU '(

)* $Z

E ZB

IORÓ

W R

EMIG

IUSZ

A O

KRA

SKI&

Page 143: OBYWATEL nr 3(47)/2009

143

narodowowyzwole!czych, a ko!cz"c na pochwale odzy-skania niepodleg#o$ci. Nie by# to – wbrew opiniom Duszy-ka – ca#kowicie nowy koncept na gruncie anarchizmu (do$% wspomnie% patriotyzm Proudhona) czy szerzej poj&tej teorii samorz"dno-wolno$ciowej (niemal identyczne stanowisko zajmowa# Abramowski), jednak bez w"tpienia dobrze od-daje intelektualn" odwag& Wolskiego.

Wró%my do chronologii. Niepodleg!a Polska to czas, w którym rozkwit!a jego spó!dzielcza pasja. Najpierw zosta# lustratorem centrali spó#dzielczo$ci spo'ywców „Spo-#em”. Nast&pnie organizowa# oraz koncepcyjnie wspiera! rozwój kooperatyw spo"ywczych w wojsku (z pobudek patriotycznych uwa'a#, 'e powinno si& ono maksymalnie uniezale'ni% od dostawców prywatnych, zw#aszcza zagra-nicznych), nie rezygnuj#c z zaanga"owania w tego typu inicjatywy w$ród ludno$ci cywilnej. Pocz"tek lat (). po-$wi&ci# równie' badaniu i propagowaniu spó!dzielczo$ci uczniowskiej. Da# si& wówczas pozna% jako znakomity autor publikacji instrukta"owych, pisz#c kilka kluczo-wych pozycji prezentuj#cych za!o"enia ruchu koopera-tywnego, okresowo redagowa# równie' pismo „Spo#em!”. Tylko w latach *+*,-(- wyg#osi# w ca#ej Polsce ponad *))) odczytów propaguj"cych ró'ne formy spó#dzielczo$ci. Nale-'a# tak'e do pionierów ochrony interesów pracowników spó!dzielczo$ci, podejmuj#c pierwsze próby powo!ania zwi#zku zawodowego w tym sektorze. Poprzesta!my na tej wyliczance, cho% to zaledwie zarys form aktywno$ci, po-mys#ów i funkcji Jana Wolskiego w ruchu kooperatywnym, realizowanych – co warte podkre$lenia – ponad organiza-cyjnymi i ideowymi podzia#ami w jego #onie.

Wkrótce zainteresowa# si& dziedzin", która sta#a si& za-razem idée fixe, jak i mi#o$ci" jego 'ycia – spó#dzielczo$ci" pracy. Tu konieczne jest u$ci$lenie: spó#dzielczo$% pracy nie jest, jak dzi$ s"dzi wiele osób, to'sama ze spó#dzielczo-$ci" wytwórcz". Ta ostatnia realizuje ca#okszta#t procesu produkcyjnego, pocz"wszy od pomys#u na dzia#anie, przez zakup surowców, organizowanie wytwarzania wyrobów, na sprzeda'y hurtowej ko!cz"c – innymi s#owy, obejmuje ona zakres dzia#a! ca#ego przedsi&biorstwa. W „czystej” spó#-dzielczo$ci pracy kluczowe pozostaje natomiast zorganizo-wanie samej dzia#alno$ci produkcyjnej na zasadach oddol-nych i samorz"dnych.

O ile bowiem nie jest mo"liwe uspó!dzielczenie nie-których bran" czy przedsi%biorstw (np. sektor zbroje-niowy ze wzgl%dów strategicznych musi pozosta& pod kontrol# pa'stwa), o tyle nawet w nich cz%$& procesu produkcyjnego mo"na zorganizowa& na zasadach spó!-dzielczo$ci pracy – zlecaj"c konkretne zadania zrzeszo-nym robotnikom. W wielu przypadkach jest to prostsze, np. umo'liwia tworzenie spó#dzielni bez du'ych kapita-#ów na zakup surowców, gdy' te nabywaj" zleceniodawcy. Przyk#adowo, 'adna spó#dzielnia pracy nie wygra pa!stwo-wego przetargu na wykonanie zapory rzecznej, nie maj"c $rodków na ogromne wydatki zwi"zane z zakupem mate-ria#ów – mo'e jednak otrzyma% to zadanie, gdy pa!stwo

sfinansuje cement, stal itp., a wk#adem spó#dzielców b&dzie ludzka praca, wykonawstwo zlecenia. Takie rozwi"zanie umo'liwia równie', a mo'e przede wszystkim, ochron& pra-cowników przed wyzyskiem w tych ga#&ziach gospodarki, których uspo#ecznienie nie jest mo'liwe w ogóle lub w da-nych warunkach. W takiej sytuacji pracownicy zrzeszaj" si& dobrowolnie i na w#asnych zasadach organizuj" produkcj&, a zleceniodawc& interesuje tylko wyrób finalny, nie ingeruje on w stosunki pracy, nie jest ju' „panem i w#adc"” robotni-ków, lecz jedynie ich kontrahentem.

Umo'liwia to wytwarzanie dóbr u'ytkowych w wa-runkach daleko lepszych ni' gdyby ci sami pracownicy pozostali – jak to okre$la# Wolski – najmitami. Lepszych nie tylko z uwagi na to, 'e zorganizowanie produkcji na zasadach samorz"dno$ci wyklucza lub ogranicza wyzysk pracowników, lecz tak'e dlatego, i' oferuje znacznie wi%k-sze mo"liwo$ci takiego ustalenia regu!, aby praca nie by!a monotonn#, "mudn# harówk#, lecz czynem twór-czym. W ten sposób minimalizuje si% zarazem wyzysk ekonomiczny, jak i negatywne aspekty pracy najem-nej – nast%puje to, co dzi$ nazywamy jej humanizacj#. Wolski za$ by! w!a$nie takim lewicowcem, który silnie akcentowa! zarówno wymiar ekonomiczny, jak i psy-chologiczno-moralny wyzwolenia – d#"y! do sytuacji, w której zaistnieje jednocze$nie wolne spo!ecze'stwo i wolna jednostka. Duszyk cytuje jeden z jego tekstów: Przy warsztacie pracy najemnej jest on [pracownik] tylko na-rz!dziem w r!ku podstawionego przez kapita" zwierzchnika. Narz!dziem bezwzgl!dnie pos"usznym. Pos"usze#stwo – oto jego obowi$zek. Jego si"a, jego zdolno%ci, jego inteligencja, po-trzebne s$ tu jedynie na to, aby jak najdok"adniej wykonywa" wol! zwierzchnika. /…/ Przez czas pracy zarobkowej wolny obywatel demokracji staje si! niewolnikiem.

Je$li t& sam" prac& zorganizowano by na zasadach spó#-dzielczych, gdzie zrzeszeni robotnicy wspólnie decyduj", jak maj" wygl"da% jej poszczególne etapy, sfera wolno$ci fi-zycznej i psychologicznej poszerzy#aby si& znacz"co. Pozwo-li#oby to, nawet bez ca#o$ciowych przeobra'e! ustrojowych, zmniejszy& skal% swoistej spo!ecznej „schizofrenii”, w której jako obywatele czy konsumenci zyskujemy co-raz wi%cej praw, a jednocze$nie jako pracownicy najem-ni wci#" tkwimy w stanie quasi-niewolnictwa, b%d#c jedynie trybikami w maszynie systemu produkcyjnego.

Jan Wolski zosta# g#ównym pomys#odawc", propaga-torem i inicjatorem tego rodzaju spó#dzielczo$ci w Polsce. Wyjazd studyjny do W#och, gromadzenie literatury, po-pularyzowanie tej formy kooperatyzmu, koncepcje organi-zacyjne i apele do w#adz spó#dzielczo$ci oraz decydentów pa!stwowych – to jedna strona medalu. Wolski opracowa# kluczowe dokumenty tego ruchu w Polsce, by# autorem wzorcowych statutów spó#dzielni pracy, napisa# kilka bro-szur i ksi"'ek po$wi&conych owej idei, stworzy# zaplecze organizacyjne, jak Sekcja Kooperacji Pracy przy Polskim Towarzystwie Polityki Spo#ecznej, a pó.niej niezale'ne To-warzystwo Popierania Kooperacji Pracy.

Page 144: OBYWATEL nr 3(47)/2009

144

Drug! stron! medalu by"o za# wspieranie konkret-nych inicjatyw, jak tworzenie spó!dzielni pracy frote-rów, robotników malarskich, szwaczek-bieli"niarek, robotników ziemnych, rze"ników, stolarzy, krawców, szewców, zecerów itp. Efekty tego aspektu dzia"alno#ci Wolskiego i jego wspó"pracowników by"y skromne. Z"o$y-"o si% na to wiele czynników, od nieznajomo#ci samej idei w spo"ecze&stwie, przez niech%' wobec niej nawet w#ród wielu dzia"aczy ruchu spó"dzielczego, ogóln! kiepsk! sytu-acj% gospodarcz!, niewielkie wsparcie decydentów, po k"o-poty natury finansowej i technicznej: brak dogodnych kre-dytów, ubóstwo spó"dzielców-robotników, fiasko w kwe-stii powo"ania centralnej organizacji (zwi!zku rewizyjnego) koordynuj!cej i wspieraj!cej spó"dzielczo#' pracy. Nie by"o to fiasko idei – ta bowiem przynios"a znakomite owoce cho'by w przedfaszystowskich W"oszech (w ()(* r. w +(,* spó"dzielniach pracy zrzeszonych tam by"o ponad -.. tys. robotników) – lecz zwyczajne, prozaiczne trudne pocz!tki, z czego Wolski doskonale zdawa" sobie spraw%, zak"adaj!c, $e jest to dzia"alno#' roz"o$ona na wiele lat.

Jednak nawet wtedy, gdy Duszyk opisuje fiasko ró$-nych inicjatyw i stosunkowo niewielkie efekty tych uda-nych, jest w tym co# szlachetnego i wzruszaj!cego. Ukazuje on bowiem swoisty heroizm garstki zapale#ców, którzy gnie$d$%c si& w podnajmowanych pokoikach i dokonu-j%c „inwestycji” typu zakup maszyny do pisania, mozol-nie, krok po kroku, zmierzali do wytyczonego celu, nie zra$aj%c si& ogromem przeciwie#stw.

W obliczu agresji hitlerowskiej na Polsk%, Jan Wolski zosta" powo"any przez prezydenta stolicy do Miejskiego Zespo"u Aprowizacyjnego, utworzonego na bazie „Spo-"em”. Po kapitulacji przekszta"cony zosta" on przez Niem-ców w wydzia" aprowizacji magistratu Warszawy. Gdy okaza"o si%, $e Wolskiego nie pozbawiono pracy, w kr%gu wspó"pracowników powsta"a wielobran$owa spó"dzielnia pracy „Odbudowa”, która dzi%ki jego staraniom otrzymy-wa"a wiele zlece& od instytucji miejskich. Warto doda', $e w spó"dzielni tej znale/li prac% m.in. intelektuali#ci, któ-rych realia okupacyjne pozbawi"y dotychczasowych /róde" utrzymania. Gorzkim paradoksem historii pozostaje fakt, $e jeden z g"ównych celów Wolskiego – powo"anie central-nego zwi!zku spó"dzielczo#ci pracy – uda"o si% osi!gn!' w"a#nie podczas okupacji. W listopadzie ()-) r., na bazie #rodowiska Towarzystwa Popierania Kooperacji Pracy, któ-re rozwi!zano, powo"any zosta" Zwi!zek Spó"dzielni Pracy i Wytwórczych. Tu warto wyja#ni' pewn! rzecz. Duszyk przypomina rzadko przywo"ywany fakt, i$ spó"dzielczo#' zosta"a przez Niemców potraktowana stosunkowo "agodnie, jako dogodny instrument realizacji celów polityki wojennej. Na przyk"ad spó"dzielczo#' spo$ywców zosta"a wykorzysta-na przez okupantów jako element systemu aprowizacyjnego, co zreszt! pozwoli"o uratowa' od #mierci wielu jej dzia"aczy, oraz wspiera' struktury podziemnego pa&stwa polskiego. Aby nie by"o niejasno#ci, nale$y doda', $e Wolski w czasie wojny wielokrotnie udziela! pomocy ukrywaj%cym si&

osobom, w tym 'ydom, pozostawa! w kontakcie z w!a-dzami Polski Podziemnej, wyk!ada! na nielegalnych kursach kszta!ceniowych, za( dowodzona przeze# cen-trala spó!dzielczo(ci pracy zrezygnowa!a z zamówie# od hitlerowców.

Jeszcze bardziej gorzkie w swej wymowie s! fakty z ko-lejnego okresu $ycia Jana Wolskiego. Gdy z II wojny #wia-towej wy"oni" si% nowy "ad polityczny, mia" on prawo ocze-kiwa', $e ziszcz! si% marzenia o radykalnej przebudowie spo"ecznej, rozkwitnie spó"dzielczo#', a stosunki pracy ule-gn! daleko id!cej humanizacji. Z"udzenia trwa"y krótko. Wspó"tworzony przez Wolskiego „Program Spó"dzielczo#ci Polskiej” zosta" uznany za zbyt radykalny przez prezydenta Bieruta. Spó"dzielczo#' Polski „ludowej” szybko okaza"a si% monstrualnym, biurokratycznym tworem, pe"nym ka-rierowiczów, których nie interesowa"o $adne wyzwalanie pracowników najemnych z wyzysku i stosunków podda&-stwa. Wolski z takich powodów zrezygnowa" ju$ jesieni! ()0* r. z etatowej pracy w 1odzi, gdzie z ramienia Zwi!zku Rewizyjnego Spó"dzielni RP mia" koordynowa' zadania spó"dzielczo#ci pracy. Przeniós" si% do Krakowa, gdzie na-dal zatrudniany przez ZRS RP by" jednak stopniowo od-suwany od wszelkich istotnych decyzji. Na Uniwersytecie Jagiello&skim zacz!" prowadzi' wyk"ady w Studium Spó"-dzielczym, jednak ju$ w styczniu ()0) r. odebrano mu t% mo$liwo#'. W podkrakowskiej Woli Justowskiej stworzy" Centralny O#rodek Szkoleniowy Spó"dzielczo#ci Pracy, lecz komuni#ci wkrótce rozwi!zali placówk%. Okaza!o si&, $e weteran lewicy i spó!dzielczo(ci pracowniczej, nieprze-jednany krytyk kapitalizmu, nie jest potrzebny, a wr&cz przeszkadza w!adzy „ludowej”.

Co gorsza, jego idee zosta!y nie tyle zaniechane, ile wypaczone. Pierwsze lata PRL-u to $ywio"owy roz-wój spó"dzielczo#ci pracy – ilo#' powo"anych tego typu podmiotów przekroczy"a naj#mielsze marzenia Wolskie-go z mi%dzywojnia. Có$ z tego, skoro by"y to inicjatywy sztuczne, tworzone odgórnie, b%d!ce w praktyce przed-si%biorstwami pa&stwowymi, a spontaniczne spó"dzielnie szybko zostawa"y wci!gni%te w podobne tryby, trac!c swój charakter. Spó"dzielczo#' w zasadzie upa&stwowiono, po-zbawiono autonomii (odgórnie „jednoczono” niezale$ne placówki), o samorz!dno#ci robotniczej nie by"o mowy, a najemnictwo pozosta"o takie samo, tyle $e pod innymi has"ami. Nestora i pioniera kooperatyzmu pracy w Polsce nie tylko usuni%to z instytucji spó"dzielczych, ale i przy-puszczono na& zajad"y atak. Jego koncepcje – wpisane w tradycje #wiatowego ruchu kooperatywnego – nazwano pogardliwie „wolszczyzn!”, uznano za naiwne i godne jedy-nie tego, aby wypleni' je z polskiej „spó"dzielczo#ci”.

2wietnie ukazuje Duszyk to zderzenie autentycznego kooperatyzmu z komunistycznym pseudospó"dzielczym oszustwem na przyk"adzie powojennej praktycznej inicja-tywy Wolskiego – spó"dzielni pracy „Portowiec”. Bohater ksi!$ki wraz ze wspó"pracownikami wspar" na prze"omie lat ()0,/03 tworzenie spó"dzielni robotników portowych.

Page 145: OBYWATEL nr 3(47)/2009

145

Dotychczas niezrzeszeni, pracowali w z!ych warunkach, bez sta!ych zarobków, wi"kszo#$ z nich pozbawiona by-!a elementarnie przyzwoitych lokali mieszkalnych. W do-datku niezorganizowana praca by!a ma!o efektywna. Do-piero utworzenie „Portowca”, do którego dobrowolnie i spontanicznie zapisali si! niemal wszyscy robotnicy portowi z ca"ego Wybrze#a, zmieni"o realia zatrudnie-nia, usprawni"o ten dzia" gospodarki, pozwoli"o te# po-lepszy$ sytuacj! bytow% spó"dzielców – ju% pod koniec &'() r. oddano im do u%ytku *) nowych mieszka+, kolej-nych &,- by!o w budowie.

Co równie wa#ne, „Portowiec”, spó"dzielnia wiel-ka, bo maj%ca ponad & tys. aktywnych cz"onków, by" za spraw% Wolskiego i jego wspó"pracowników kooperaty-w% faktyczn%, tj. o demokratycznej strukturze w"adzy, oddolnej kontroli zwyk"ych cz"onków nad „funkcyjny-mi”, z biurokracj% ograniczon% do minimum. Duszyk cytuje znamienne s!owa jednego z cz!onków zarz.du spó!-dzielni: Je!eli uwa!acie, !e waszych interesów bronimy "le, je-!eli uwa!acie, !e nie nadajemy si# na nasze stanowiska, je!eli widzicie w$ród siebie ludzi, którzy t# prac# wykonaj% lepiej, prosz# – wybierzcie ich na nasze miejsce, a my wtedy pójdzie-my z powrotem do portu d"wiga& worki. Nie by!a to sytuacja hipotetyczna – system kontroli by! skonstruowany tak, %e szeregowi cz!onkowie nie mieli problemów z odwo!aniem osób, które uznali za niepo%.dane we w!adzach.

Nie trwa!o to jednak d!ugo – gdy tylko w"adza ko-munistyczna okrzep"a, „Portowca” de facto upa'stwo-wiono, sko'czy"a si! demokracja i samorz%dno($ pra-cowników. W „ludowym” pa'stwie nie by"o miejsca na takie lewicowe „fanaberie”. Losy Jana Wolskiego po roku &'(/ wywo!uj. poczucie smutku nie tylko dlatego, %e cz!owiek zas!u%ony i szlachetny zosta! potraktowany tak podle. Ksi%#ka Duszyka mimochodem, przez pryzmat losów jednostki, ukazuje jak niewiele warte s% bajania o lewicowo(ci PRL-u. Na przyk"adzie spó"dzielczo(ci mo#emy w „Ostatnim niepokornym” prze(ledzi$ zupe"-ne porzucenie – ba, wr!cz zajad"e zwalczanie – idea"ów lewicowych. Nie ogranicza!o si" ono jedynie do mrocz-nych lat stalinizmu, jak chcieliby niektórzy, przeciwstawia-j.c „z!emu” Bierutowi „dobrego” Gomu!k".

Rok &'/* rzeczywi#cie przyniós!, pod naciskiem pro-testów spo!ecznych, „odwil%” i zwi.zane z ni. nadzieje na humanizacj" ustroju. Tak by!o równie% w spó!dzielczo#ci. Na fali przemian Wolski, przez kilka lat bezrobotny lub zatrudniany na fikcyjnych – nie wi.%.cych si" z %adn. kon-kretn. prac. o zasi"gu spo!ecznym – posadach „spó!dziel-czych”, klepi.cy z %on. bied", a przede wszystkim zmargi-nalizowany jako dzia!acz, wróci! do g!ównego nurtu ko-operatyzmu polskiego. W atmosferze pot"piania „b!"dów i wypacze+” przypomniano sobie o nestorze spó!dzielczo#ci pracy, zacz"to go zaprasza$ na spotkania ruchu, prosi$ o ra-d", II Zjazd Delegatów Centralnego Zwi.zku Spó!dzielczo-#ci Pracy przyj.! uchwa!" wyra%aj.c. wdzi"czno#$ i uzna-nie dla Wolskiego, przyznano mu odznak" Zas!u%onego

Dzia!acza Ruchu Spó!dzielczego, wybrano w sk!ad Rady CZSP i do Naczelnej Rady Spó!dzielczej.

On sam wi.za! z „polskim pa0dziernikiem” wielkie nadzieje na odbudow" autentycznej spó!dzielczo#ci i wy-zwolenie pracowników najemnych. Ju% w listopadzie &'/* r. przes!a! na r"ce W!adys!awa Gomu!ki memoria! w sprawie

„odpa+stwowienia” i demokratyzacji spó!dzielczo#ci pracy, dzia!a! w Komitecie Odnowy Ruchu Spó!dzielczo#ci Pra-cy, w styczniu &'/1 r. zosta! przewodnicz.cym nowopow-sta!ego Spó!dzielczego Instytutu Samorz.du Pracy, w tym samym roku ukaza!a si" jego ksi.%ka „Spó!dzielczy samo-rz.d pracy”.

Ale nie trwa!o to d!ugo. Gdy tylko „gomu!kizm” si" umocni!, zdobycze Pa0dziernika uleg!y likwidacji. Oczywi-#cie represyjno#$ re%imu nie wróci!a ju% na dawne tory, ale samorz.dne inicjatywy o lewicowych zasadach i celach spo-tka! podobny los jak dekad" wcze#niej. Instytut Wolskiego uleg! likwidacji ju% w roku &'/', a III Zjazd CZSP „przy-klepa!” uchwa!y i praktyki, które by!y powrotem do centra-lizacji i upa+stwowienia spó!dzielczo#ci. Do obiegu wróci!y zajad!e ataki na „wolszczyzn"”. By! to koniec marze+ i fina! spó!dzielczych inicjatyw bohatera ksi.%ki Duszyka.

Jeszcze tylko dzia"alno($ w rozwi%zanym wkrót-ce Klubie Krzywego Ko"a, jeszcze tylko zako'czona atakiem serca rewizja u )&-letniego starca za kontak-ty z parysk% „Kultur%” (Giedroyc chcia" wyda$ prace Wolskiego o samorz%dzie pracowniczym), jeszcze tylko upokarzaj%cy proces s%dowy (uniewinnienie) i bloka-da edycji jego dzie"a #ycia, „Anachronizmu najemnic-twa” – i ju# w"adza „ludowa” mia"a z g"owy cz"owieka, który ca"e #ycie po(wi!ci" idea"om socjalizmu, wyzwo-lenia robotników i demokracji. Jan Wolski zmar! &2 lipca &'1/ r. Dzi# jest niemal ca!kowicie zapomniany.

Ksi.%ka Adama Benona Duszyka to nie tylko wa%ny krok ku przypomnieniu tej niezwyk!ej postaci. Cho$ nie pozbawiona pewnych s!abo#ci – nieco dygresyjny i „roz-wlek!y” j"zyk narracji, nadmierne uproszczenia w refero-waniu rozmaitych stanowisk doktrynalnych (anarchizm, idee Abramowskiego), zbyt ma!a wedle mnie ilo#$ cytatów z trudno dost"pnych dzi# prac teoretycznych Wolskiego – stanowi przede wszystkim pi"kny i w pe!ni uzasadniony ho!d. Autorowi nale%. si" za to wyrazy uznania, a ksi.%ce pozostaje %yczy$ jak najwi"kszej rzeszy czytelników.

Remigiusz Okraska

Adam Benon Duszyk, Ostatni niepokorny. Jan Wolski !"""-!#$%

(Anarchista – Wolnomularz – Spó&dzielca), Radomskie Towarzy-

stwo Naukowe, Kraków – Radom !""#.

Ksi$%k& mo%na naby' w sprzeda%y wysy(kowej u wydawcy: Ra-

domskie Towarzystwo Naukowe, ul. Ko)ciuszki *a, !+-+"" Ra-

dom, [email protected], internetowa ksi&garnia na stronie

www.rtn.radom.pl.

Page 146: OBYWATEL nr 3(47)/2009

146

Wygl!da to dziwacznie – ale do Marksa mo"na za-

stosowa! bez wi"kszego b#"du okre$lenie „pi-

sarz nieznany”. Napisa# Marks wiele prac, które

s% prze#o&one na wszystkie j"zyki i wci%& na nowo wyda-

wane. Ale napisa# tak&e mnóstwo artyku#ów, porozsy#anych

po pismach euro pejskich i ameryka'skich w sprawach

bie&%cych, i tysi%ce listów tre$ci politycznej. Za dobrych

czasów socjalizmu niemieckiego, ten rozproszony dorobek

marksowski skrz"tnie zbierano i po cz"$ci wydawano. Tak-

&e jeszcze po pierwszej wojnie $wiatowej nie brak#o opraco-

wa# monograficznych ró"nych fragmentów marksowskiej

my$li politycznej i ekono micznej, ale dociera#a ona w ma-

#ym stopniu do szerszych kó#. Upadek socjalizmu europej-

skiego, zarysowuj%cy si" wspó#rz"dnie z urzeczywistnia-

niem znacznej cz"$ci jego pro gramu (interesuj%cy przyk#ad

dialektyki historycznej), spra wi#, &e Marks, wraz z ca#ym

jego dorobkiem, zosta# dzi$ przej"ty przez komunizm, bez

&adnego oporu ze strony socja lizmu demokratycznego.

Sytuacja Marksa jako ekonomisty jest podobna do sytuacji

Darwina w biologii. Nie podobna przej$! mimo darwi nowskiej

teorii ewolucji i wszystkie rozwa&ania wspó#czesne i przysz#e

o rozwoju "ycia na Ziemi, musz! uwzgl$dnia% – przyjmuj!c czy

odrzucaj!c – dokonania Darwina. Spisane przed niespe&na stu

laty dzie&o Marksa okazuje si$ w 'wietle pó(niejszej historii

pe#ne b#"dnych przewidywa' i jednostron nych sformu#owa'.

Ale wiedza akademicka w zakresie so cjologii i ekonomii, cho!

czasem nie wspomina Marksa, nie posuwa si" naprzód ani

na krok w swoich dociekaniach z gór% od pó# wieku, bez

przyjmowania czy obalania jego twierdze'.

Marks-polityk jest spadkobierc% i kontynuatorem my$li

de mokratycznej, stworzonej przez rewolucj" francusk% i cho!

tego nigdzie nie przyznaje, przez niektóre pr%dy socjalizmu

utopijnego. W ekonomii, z pocz%tku zw#aszcza, interesuje

si" nie tyle konkretn% stron% zjawisk, ile tworzeniem sys-

temu, opartego na przyj"tych z góry za#o&eniach. Odwraca

dialekty k" Hegla od idei do czynnika materialnego i tworzy

w taki sposób sw% w#asn% dialektyk" materialistyczn%, która

w po wi%zaniu z materializmem historycznym ma si" sta!

kluczem do zrozumienia wszystkich zjawisk i $wiadome-

go kierowania ich rozwojem. W polityce wszak&e Marks

nie jest doktrynal ny, nie buduje abstrakcyjnego systemu,

lecz zmaga si" z uk#a dem si# w $wiecie, jaki widzi przed

sob% i jaki wci%& zmienia si" w jego oczach. Jego busol%

jest wolno$! cz#owieka i narodu, tak jak j% proklamowa#a

deklaracja praw cz#owieka, si#y dzia#aj%ce ocenia wedle

roli, jaka im przypada w danej chwili dziejowej.

A teraz – s&o# a sprawa polska. Marks zajmowa& si$ Pol sk!

&ywo i wiele o niej pisa#. Nie dlatego wcale, by szczególnie

pokocha# Polsk" czy nawet zna# j% bli&ej. Ale dlatego, &e

naj"ywiej interesowa& si$ – Rosj!. W Rosji widzia& gro( b$

dla wolno$ci Europy i $wiata, i to nawet nie tylko dla tego, &e

nienawidzi# despotyzmu carskiego, ale dlatego, &e do cenia#

znaczenie rosyjskich d%&e' do ekspansji. Chcia# odbu dowa!

niepodleg#% Polsk" nie jako samotne „przedmurze” broni%ce

Europy od wschodu, ale dlatego, &eby wolne i zjed noczone

narody, W#ochy, Polska, Niemcy i W"gry, stworzy #y w Eu-

ropie bastiony demokracji, narodowej i spo#ecznej, zdolne

do oporu wobec reakcyjnych monarchii. Dla tego sa mego

celu chcia# te& rozbi! monarchi" austriack% i obali! zary-

sowuj%c% si" przewag" prusk%.

Marks o PolsceA!"# P$"%&'$

NASZE TRA DYCJE

Page 147: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Szczególnie interesuj!ce s! ma"o znane wypowiedzi

Marksa z roku 1866 w londy#skim pi$mie „Commonwe-

alth” i jego prze mówienie na "!cznym posiedzeniu Rady

Mi%dzynarodówki i Polskiego Towarzystwa Robotniczego

w Londynie 22 stycznia 1867 r. ku uczczeniu czwartej

rocznicy powstania [styczniowego] roku 1863. Artyku"

w „Commonwealth” zaczyna si% od s"ów: Gdziekolwiek

kla sa robotnicza wyst!powa"a samoistnie w ruchu poli-

tycznym, jej polityka zagraniczna, od samego pocz#tku,

wyra$a"a si! w s"owach – odbudowanie Polski. Tak by"o

z ruchem czar tystów, póki istnia", tak by"o z francuskim

ruchem robotniczym przed rokiem 1848, jak i w owym

pami!tnym dniu, gdy ro botnicy paryscy demonstrowali

przed Zgromadzeniem Naro dowym z okrzykiem „Vive

la Pologne!”. Tak by"o tak$e w Niemczech w latach 1848

i 1849, gdzie pisma robotnicze do maga"y si! wojny z Rosj#

i odbudowania Polski. Marks przy pomina, &e mieszcza#stwo

w czasie wszystkich powsta# pol skich, cho' nie opowiada"o

si% g"o$no za Rosj!, ale j! zaw sze popiera"o, a tylko jedna

Mi%dzynarodówka Robotnicza wo"a"a g"o$no o „opór przeciw

wkraczaniu Rosji do Euro py i o odbudowanie Polski”.

Marks sprzed niespe"na stu laty jest i dzi$ aktualny.

Zwra ca si% jakby przeciw dzisiejszym lewicowym snobom

z „New Statesmana”1, przeciw prof. Carrowi2, prof. Cole’owi3

i prof. La skiemu4, chwalcom i obro#com Rosji sowieckiej.

Wspomina gniewnie, &e z frontu polityki zagranicznej

robotników Euro py Zachodniej i (rodkowej wy"!czyli

si% zwolennicy Proudhona, którzy odprawiaj# s#d nad

uci%nion# Polsk# i wyro kuj#, $e zas"u$y"a na swój los.

Maj# oni podziw dla Rosji jako dla wielkiego pa&stwa

przysz"o%ci, jako dla narodu najbardziej post!powego na

globie ziemskim, z którym w zesta wieniu taki mizerny

kraj jak Ameryka nie jest godzien wspomnienia. Oskar-

$aj# Rad! Mi!dzynarodówki Robot niczej o to, $e wyznaje

bonapartystowsk# zasad! wolno%ci narodowej i $e chce

wy"#czy' z Europy wielkoduszny naród rosyjski, co jest

grzechem przeciw zasadom powszechnej de mokracji

i braterstwa wszystkich ludów. Marks zauwa&a, &e ta po-

stawa rewolucyjnych proudhonistów, obrana z frazeologii,

godzi si! dos"ownie ze stanowiskiem skrajnych to rysów

wszystkich krajów w stosunku do Polski i Rosji. Jak&e &ywo

przypominaj! te s"owa okres Ja"ty, gdy obok londy# skiego

„Daily Workera”5 i wszystkich asów Labour [Party], tak&e

,,Times” doradza" Polakom pogodzenie si% z rzeczywisto$ci!

i uznanie $wiatowej misji pa#stwa rosyjskiego.

Marks wskazuje, &e rozbiór Polski wp"yn!" na zahamowa-

nie demokracji nie tylko w podbitym kraju, ale tak&e w Eu-

ropie Zachodniej. W szczególno$ci Prusy zwi!za"y si% z Ro sj!

solidarno$ci! "upie&ców i wsparte jej pot%g! si%gaj! po

opanowanie ca"ych Niemiec. W samych Prusach ucisk rz! du

wobec Polaków, ograniczanie ich wolno$ci obywatelskich,

swobody prasy i stowarzyszania si%, grozi równocze$nie

wol no$ci wszystkich Prusaków. Tylko polityka robotnicza

rozumie p"yn!ce st!d niebezpiecze#stwo. Robotnicy – pisze

By!a taka lewica…W Polsce niewiele jest s"ów równie zu&ytych i obro-

s"ych tyloma negatywnymi skojarzeniami, jak „lewica”.

To najwi!ksza „zdobycz” PRL-u – zohydzenie lewico-

wo$ci nawet tym, którzy maj! pogl!dy prospo"eczne.

Wida' to w badaniach opinii publicznej, w których

Polacy deklaruj! warto$ci nierzadko znacznie bardziej

egalitarne i „socjalne” ni& mieszka#cy Francji czy

Szwecji, a pó"niej wybory wygrywa która# z prawic

albo libera"owie pobo&ni lub bezbo&ni. G"osowanie

na lewic% to „obciach”, bo jedyn! znan! lewic! s!

postkomuni$ci. A oni s! jedyn! lewic! w"a$nie dlatego,

$e w Polsce – jak #piewa% Jan Krzysztof Kelus – „kto#

splugawi" s"owa: czyn, walka i towarzysz”.

Swoje zrobili nie tylko postkomuni$ci. Ilekro' po

roku 1989 próbowano w Polsce tworzy' lewicow!

alternatyw% zarówno wobec prawicy i libera"ów,

jak i wobec SLD, niemal tyle samo razy jakie$ z"e

duchy podszeptywa"y uwik"anie si% w to wszystko,

co po „komunie” Polaków s"usznie razi i odstr%cza.

B&d" to jako kalka frazeologii i symboliki PRL-u –

hurrarewolucjonizm, epatowanie Guevar! i Castro,

slogany o walce klas; b&d" jako ma%powanie oby-

czajowych ekscesów zachodniej Nowej Lewicy.

Wszystko to sprawia"o, &e w Polsce jedyn! lewic!

by"o SLD, a kolejne wydarzenia tylko potwierdzaj! t%

hegemoni!. We"my wyniki kilku ostatnich wyborów,

w których z kretesem przegrali zarówno komiczni

na$ladowcy Chaveza i Trockiego z Polskiej Partii

Pracy, jak i te ugrupowania i frakcje – Zieloni 2004,

SdPl, „olejniczakowe” skrzyd%o SLD – które wspierane

by"y przez, po&al si% Bo&e, „my$licieli”, „strategów”

i „odnowicieli lewicy” z „Krytyki Politycznej”.

Wieloletni monopol SLD na lewicowo$' skutkuje

natomiast sentymentem za jak!$ lepsz!, szlachetn!

lewic!. Wyra&a si% to w do$' ju& nudnym i prze-

widywalnym przywo"ywaniu etosu przedwojennej

Polskiej Partii Socjalistycznej. Bez w!tpienia do

tradycji i etosu PPS warto si%ga'. Ale trzeba sobie

powiedzie' wprost, &e takie odwo"ania nie znacz!

w"a$ciwie nic, je$li czyni! to z jednej strony mar-

ginalne przybudówki SLD, z drugiej za$ salonowa,

KO MEN TARZ

147

Page 148: OBYWATEL nr 3(47)/2009

148

Marks – nie tylko w Prusach, ale w ca!ych Niemczech s"

zainteresowani bardziej, ni# robotnicy jakiegokolwiek

innego kraju, w odbudowaniu Polski i dawali temu wyraz

we wszyst kich swoich ruchach rewolucyjnych. Odbudo-

wanie Polski oznacza dla nich zarazem wyzwolenie ich

w!asnego kraju od stosunku wasalnego do Rosji.

Pod koniec drugiej wojny !wiatowej, gdy wymy!lono plan podzia"u !wiata na strefy wp"ywów sowieckich i anglosaskich, ,,Times” londy#ski przypomnia" po wielekro$ !wi%te przy-mierze i jego g"ówne dzie"o: traktaty wiede#skie z roku 1815. Zachwala" zalety tych traktatów: zgod% wielkich mocarstw opart& na lojalnym porozumieniu, stuletni pokój w Euro pie, swobodny rozwój narodów, w szcz%!ciu i bezpiecze# stwie. Uk"ady w Teheranie, Ja"cie i Poczdamie polityka brytyjska przedstawia"a opinii swego kraju jako wznowienie za "o'e# kongresu wiede#skiego, i ta argumentacja poczytywa na by"a za ostateczne uzasadnienie warto!ci tych traktatów. Marks pisze o tym: Uk!ady z roku 1815 nakre$li!y granice

ró# nych pa%stw europejskich wy!"cznie dla dogodno$ci

dyplomatycznej, a szczególnie dla dogodzenia najwi&kszej

podów czas pot&dze kontynentalnej – Rosji. Pomini&to

#yczenia, interesy i ró#nice narodowe ludno$ci. W taki

sposób podzie lono Polsk&, podzielono Niemcy, podzie-

lono W!ochy, nie mówi"c ju# o mniejszych narodach

Europy po!udniowo-wschodniej, o których podówczas

ma!o kto wiedzia!. W nast&pstwie, wszelki ruch poli-

tyczny w Polsce, w Niemczech i we W!oszech musia!

rozpoczyna' si& od d"#enia do przywró cenia jedno$ci

narodowej, bez której samo #ycie narodowe stawa!o si&

cieniem. Marks przypomina, 'e w zwi&zku z re wolucjami we Francji w latach 1830 i 1848 powsta"y porozu mienia ra-dykalnych przywódców z wielu krajów Europy, oparte na wspólnym programie, zmierzaj&cym do wyzwolenia narodów uci!nionych i podzielonych, i 'e zmierza"o to w praktyce do unicestwienia dzie"a traktatów wiede#skich. D& 'enia te znajdowa"y poparcie w polityce zagranicznej ruchów robotniczych, które wi&za"y walk% o wolno!$ narodow& ze sw& w"asn& walk&. Mo'na to uzupe"ni$ uwag&, 'e opór ten trwa" nieprzerwanie, acz z ró'nym nat%'eniem, przez sto lat z gór& i 'e jemu w"a!nie nale'y przypisa$ przywrócenie wie lu narodom wolno!ci przez traktat wersalski z roku 1919. Za interesowana w obronie dzie"a kongresu wiede#skiego by"a jedyna tylko Rosja, któr& !wi%te przymierze wprowa-dzi"o w g"&b Europy i usankcjonowa"o jako „dzier'yciela nieprze branych zasobów skradzionego dobra”.

Czym!e by"a Rosja – pyta Marks – gdy tworzy"o si# wielkie

pa#stwo polskie po po"&czeniu z Litw&? Jedn& z pod bitych prowincji mongolskich. A przecie w niewiele wieków pó$-niej Polska, os"abiona przez niedorozwój polityczny, przez brak warstwy %redniej i przez ci&g"e wojny, pad"a jej ofiar&.

Przez ca"y wiek XVIII trwa"o przenikanie rosyjskie w Polsce. A gdy rozbiory po"o'y"y koniec jej istnieniu, Europa tak ju' przywyk"a do rz&dów rosyjskich w Polsce, 'e by"a zdziwio na, i' Rosja nie zagarn%"a jej sama, lecz dopu!ci"a do udzia"u w "upie Prusy i Austri%. W tym miejscu czyni Marks uwag%

powi&zana towarzysko i finansowo z liberalnym

establishmentem grupka politycznych kombinatorów. Ów „etos pepeesowski” staje si% szmat&, w któr& mo'na wytrze$ dowoln& g%b%, bez znaczenia i bez konsekwencji. Ot, co! w stylu Papie'a-Polaka, którego uwielbiali „absolutnie wszyscy”, od Kwa!niewskiego i Oleksego, przez Tuska i Gronkiewicz-Waltz, na Jurku i (opusza#skim ko#cz&c.

Z etosem PPS-u niemal nikt nie mierzy si% na serio, gdy' ma si% on nijak do dzisiejszych popular-nych postaw. I to bynajmniej nie tylko ze wzgl%dów polityczno-programowych, w!ród których domino-wa"y konsekwentne postulaty socjalne, przy braku wi%kszego zainteresowania lewicow& „obyczajówk&” i podkre!laniu niech%ci wobec komunistów. Etos ten zawiera" co! znacznie wa'niejszego, mianowicie oryginalno!$ !wiatopogl&dow&, apoteoz% swobody dyskusji oraz osobist& niez"omno!$ i odwag%. Ugru-powa#, które g"osi"y radykalne has"a socjalne, by"o wiele. W PPS-ie kluczowe by"o jednak to, kto, jak, dlaczego i w jakiej atmosferze je podnosi".

Je!li dzi! ten etos staje si% po'ywk& nieudolnych graczy z obrze!y SLD lub – dla odmiany – spraw-nych cwaniaków z „lewego skrzyd"a” „Gazety Wy-borczej”, to trzeba wskaza$ na pewien zapomniany rys owej postawy i !wiatopogl&du. Otó' socjalizm PPS-owski nie by" ani cz%!ci& !wiatowego nurtu marksowskiego (cho$ nieco ze# zaczerpn&"), ani technokratyczn& strategi& polityczn& (tu cel nie u!wi%ca" !rodków), ani zestawem komuna"ów, którymi salonowi karierowicze uspokajaj& w"asne sumienia lub podbudowuj& personaln& karier%. Ta doktryna i zarazem system etyczny wyrasta"y z polskich realiów (geo)politycznych (bli'szy by" PPS-owcom mit powstania styczniowego ni' Komuny Paryskiej), z polskich poszukiwa# ideowych (wa'niejszy by" tu Abramowski ni' Lenin) i z tego aspektu „kultury narodowej”, który sprawia", 'e Polacy niech%tni s& skrajno!ciom, a zw"aszcza rozmaitym totalizmom i towarzysz&cym im postawom (zadekretowana jednomy!lno!$, ortodoksja, dogmatyzm).

Polski socjalistyczny duch tchn&", k%dy chcia", bez ogl&dania si% na „jedyne s"uszne drogi”, „dziejowe konieczno!ci”, „obiektywne racje” i paryskie czy berli#skie mody, nie w%szono tu „odszczepie#ców”, „kryptoprawicowców” itp. I je!li etos ten mia"by si% odrodzi$, to nie tyle jako kalka postulatów socjalnych sprzed 70 lat, nie jako wymachiwanie „historycznym sztandarem”, nie jako szlachetna otoczka maskuj&ca spryciarski cynizm. Musia"aby si% odrodzi$ nie forma, lecz duch.

Dzi! prezentujemy próbk% takich pogl&dów i po-staw, które budowa"y ów etos polskiego socjalizmu. S&

Page 149: OBYWATEL nr 3(47)/2009

zadziwiaj!co przenikliw! o znaczeniu propagandy w akcji

rozbiorczej. Pisze: Nie by!o wtedy jeszcze o"wieconej „opi nii

publicznej” w Europie. Jakkolwiek gazeta „Times” nie

fabrykowa!a jeszcze wówczas tego szczególnego towaru,

to jednak istnia! pewien rodzaj opinii publicznej, opartej

na olbrzymim wp!ywie Diderota, Woltera, Russa i innych

pi sarzy francuskich XVIII w. Katarzyna II przyho"ubi"a

niejednego z tych pisarzy i to samo czyni" Fryderyk II. Oni

zro bili legend! „Semiramidy Pó"nocy” i „filozofia z Sanssouci”.

Oni przedstawili #wiatu Rosj$ jako kraj najbardziej post$-

powy na #wiecie, ostoj$ liberalizmu i obro%czyni$ wolno#ci

religii. Bo przecie w imi$ wolno#ci religii wkracza"a Rosja

w sprawy polskie. Prawdziwie pi#knym przyk!adem woj-

ny klasowej by!o – pisze Marks – gdy $o!nierze rosyjscy

i ch!o pi ma!oruscy palili spo!em dwory polskie po to

tylko, by przygotowywa% podbój tych obszarów przez

Rosj#, po czym ci sami $o!nierze rosyjscy poddali znowu

tych ch!opów pod w!adz# ich panów.

Ta analiza dzia"a% propagandowych i ich znaczenia

w po lityce rosyjskiej jest jakby prorocz! wizj! tego, co

dzia"o si$ pod koniec minionej wojny. Nie by"o ju& wtedy

„olbrzymiego wp"ywu” pisarzy francuskich, ale by" „Times”

ze swoim prof. Carrem i byli obro%cy religii, ch"opów

ma"oruskich i wolno#ci spo"ecznej z „New Statesmana”

i by"a „o#wieco na opinia publiczna” lewicy brytyjskiej.

Zdemokratyzowali si$ go#cie dworu rosyjskiego, zamiast

kilku filozofów przy bywali przed oblicze Stalina liczni

podró&nicy ze zwi!zków zawodowych i parlamentu, a po-

nadto uczeni i arty#ci, kwakrzy, pastorowie, nauczyciele,

listonosze i post$powe matki. Oni tak$e przedstawiali

"wiatu Rosj# jako kraj najbardziej po st#powy na "wiecie,

ostoj# liberalizmu i obro&czyni# wolno" ci religii.

Marks przypisuje du&e znaczenie w u"atwianiu prze-

nikania Rosji do Europy tak&e bezpo#redniemu dzia"aniu

propagan dy brytyjskiej. Przypomina: Kiedy ostatnie ukazy

[dekrety] dotycz' ce zniesienia pa&stwa polskiego dosz!y

do wiadomo"ci czyn ników brytyjskich, g!ówny organ

gie!dy zwraca! si# do Po laków z wezwaniami, by stali

si# Moskalami. Czemu$ by nie mia! tego czyni%, skoro

by! to sposób dodatkowego zabez pieczenia sze"ciu

milionów funtów, które niedawno w!a"nie kapitali"ci

angielscy po$yczyli carowi? To przypomnienie tak&e nie

jest pozbawione aktualno#ci. Oto pod koniec mi nionej

wojny wys"annicy rz!du i koncernów sowieckich odbywali

w City londy%skiej narady z przedstawicielami banków

i przemys"u, w sprawie poczynienia wi$kszych zamówie%

„na odbudow$ kraju”. Na ekranie marze% City zarysowa"a

si! globalna suma tych zamówie# – 400 milionów fun tów.

Nast$pstwem tych urzekaj!cych rozmów by"a jednoli ta

postawa brytyjska w ocenie b"ogos"awie%stw p"yn!cych

z uk"adów zawartych z Sowietami i pretensje do Polaków,

&e wy"amuj! si$ z powszechnego entuzjazmu. Ton nadawa"

w tych pretensjach „g"ówny organ gie"dy”, londy%ski „Ti-

mes”, który w tym w"a#nie czasie by" &artobliwie nazywany

trzy pensowym wydaniem „Daily Workera”.

to teksty wyszukane bez wi$kszego wysi"ku, nieomal

na chybi"-trafi" spo$ród bardzo wielu podobnych.

Pierwszy jest autorstwa Adama Pragiera

(1886-1976). Autor to dzia"acz socjalistyczny od roku

1904, %o"nierz Legionów, doktor habilitowany – spe-

cjalista od kwestii bud&etowych samorz!du teryto-

rialnego, cz"onek najwy&szych w"adz PPS, pose" na

Sejm w latach 1922-30, wi$zie% twierdzy brzeskiej,

po wybuchu wojny na emigracji, minister w lon-

dy%skich rz!dach Arciszewskiego i Komorowskiego.

Niez"omny socjalista i demokrata, nigdy nie uzna"

w"adz PRL-u, nie aprobowa" &adnej formy zamor-

dyzmu wewn$trznego oraz podda%stwa zewn$trz-

nego, uwa&a", &e socjalizm i demokracja to warto#ci

nierozdzielne, &e nie ma chleba bez wolno#ci i vice

versa. Prezentowany artyku" odwo"uje si$ do korzeni

my#li socjalistycznej, wskazuj!c na stanowisko Ka-

rola Marksa wobec niepodleg"o#ci Polski i innych

narodów. Pragier wykazuje, &e powo"ywanie si$

w"adców ZSRR oraz ich polskich i zachodnich

popleczników na dorobek Marksa, jest uzurpacj!

z wielu wzgl$dów, w tym tak&e z uwagi na stosunek

do kwestii narodowo#ciowych. Autor akcentuje ten

aspekt ró&nych nurtów socjalizmu, który zasadza si$

na niezgodzie wobec polityki „Imperiów”, maj!cych

jakoby prawo niewoli' inne, mniejsze i s"absze

narody. Ucisk narodowy jest godny pot$pienia nie

mniej ni& ucisk klasowy.

Kolejnym autorem jest Bronis!aw Siwik (1876-1933).

Dzia"acz socjalistyczny równie& od roku 1904, organi-

zator nielegalnych struktur w Zag"$biu D!browskim,

zes"any na trzy lata w g"!b Rosji. W czasie rewolucji

pa&dziernikowej przebywa" w Sankt Petersburgu, gdzie

sta" si$ bardzo ostrym krytykiem bolszewików i ich

rz!dów oraz ca"ego internacjonalistycznego i mark-

sowskiego nurtu w ruchu socjalistycznym. Po wojnie

urz$dnik Ministerstwa Pracy i Opieki Spo"ecznej, pe"ni"

te& funkcj$ dyrektora warszawskiego ZUS-u, radny

Warszawy, ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej,

p"odny publicysta prasy socjalistycznej. Bardzo za-

s"u&ony dzia"acz spó"dzielczo#ci spo&ywców, prezes

Rady Nadzorczej Zwi!zku Robotniczych Stowarzysze%

Spó"dzielczych, jednak od pocz!tku pozostawa" nie-

ch$tny wobec dokonanego przez PPS i komunistów

roz"amu w ruchu spó"dzielczym – z tego te% wzgl!du

by" jednym z inicjatorów zjednoczenia „klasowego”

ZRSS z „neutraln!” spó"dzielczo#ci! spo&ywców,

w efekcie czego w 1925 r. powsta" pot$&ny Zwi!zek

Spó"dzielni Spo&ywców RP. Cho' u schy"ku &ycia

po&egna" si$ z PPS-em (wskutek ró&nicy w ocenach

J. Pi"sudskiego), to jednak ca"y jego dorobek inte-

lektualny i organizacyjny wpisuje si$ w tradycje

polskiego socjalizmu.

149

Page 150: OBYWATEL nr 3(47)/2009

150

Siwik to tak!e jeden najmniej znanych kontynuato-

rów my"li Edwarda Abramowskiego. Prezentowany

tu tekst zawiera g#ówne za#o!enia systemu etycznego

tamtego my"liciela. Siwik powtarza za Abramowskim,

!e nie ma drogi na skróty – przemiany polityczne musi

poprzedzi$ przemiana ludzkich sumie%, systemów

warto"ci, postaw itp. Rzeczywisto"ci nie przeobrazi

na lepsze ani rewolucja, ani manipulacje i polityczne

gierki, cel nie u"wi&ci "rodków. Lepszy "wiat powstanie

natomiast wskutek mozolnej, ma#o widowiskowej, lecz

niezb&dnej pracy, w toku której reformowane b&d'

zarazem ludzkie dusze, jak i instytucje spo#eczne, krok

po kroku, dzie% za dniem, bez fajerwerków, ale tak!e

bez mira!y i samooszukiwania si&, !e mo!na ten etap

przeskoczy$, !e raj na ziemi jest tu! za rogiem i wy-

starczy przej"# w$adz% lub obsadzi# „swoimi lud&mi”

kluczowe instytucje. Artyku# Siwika pokazuje, jak

daleko idee wspó#tworz'ce etos PPS-owski odbiega#y

od socjalistycznej sztampy, nie tylko reprezentowanej

przez nurt rewolucyjny, ale tak!e od wszelkich tych

odmian, które "lepo zawierzy#y marksowskiej tezie

o prymacie „bazy” nad „nadbudow'” i o niemal!e me-

chanicznym charakterze dziejowych przeobra!e%.

Trzeci z prezentowanych tekstów to g#os Zygmun-

ta !u"awskiego (1880-1949). Równie! on rozpocz'#

dzia#alno"$ socjalistyczn' w roku 1904. Przez ca#e

mi&dzywojnie cz#onek najwy!szych w#adz PPS oraz

lider Komisji Centralnej Zwi"zków Zawodowych –

jednej z najpot&!niejszych organizacji robotniczych

w II RP. W latach 1919-1935 pose# na Sejm. Od roku

1936 ci&!ko chory, nie zaprzesta# jednak dzia#alno"ci

publicznej. Po wybuchu II wojny "wiatowej ukrywa#

si& przed hitlerowcami, nie uzna# decyzji o roz-

wi'zaniu PPS i przekszta#ceniu jej w dostosowan'

do realiów wojennych struktur% PPS – Wolno'#,

Równo"$, Niepodleg#o"$. Krakowska organizacja

PPS, której przewodzi#, zachowa#a niezale!no"$, sam

(u#awski wspó#pracowa# z ludowcami i Polskimi

Socjalistami. W roku 1943 powróci# do partii, a po

zako%czeniu wojny opowiada# si& za zaprzestaniem

dzia#alno"ci konspiracyjnej oraz za zjednoczeniem

podziemnych struktur socjalistów z reaktywowan' na

mocy decyzji komunistów „lubelsk'” PPS. (u#awski

#agodzi# spory mi&dzy socjalistami „londy%skimi”

a „moskiewskimi”, wierz'c, !e z jednej strony nie

by#o wówczas alternatywy geopolitycznej dla sojuszu

z ZSRR, z drugiej za", !e mimo to istniej' szanse

na zachowanie w Polsce demokracji i niezale!no"ci

ruchu socjalistycznego. Dopiero narastaj'cy terror

i infiltracja PPS przez komunistów sprawi$y, !e zmieni$

stanowisko. Po wyst'pieniu z PPS, zosta# pos#em

z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Marks pisze: Nie brak ludzi naiwnych, którzy s!dz!,

"e dzi# wszystko si$ zmieni%o, "e Polska przesta%a by&

„potrzeb nym narodem”, jak napisa% pewien Francuz,

i pozosta%a tyl ko sentymentalnym wspomnieniem, a sen-

tymenty i wspo mnienia nie s! notowane na gie%dzie.

Ale có" si$ w%a#ciwie zmieni%o? Czy zmniejszy%o si$

niebezpiecze'stwo? Nie. Tylko #lepota intelektualna

klas rz!dz!cych w Europie dosz%a do swego zenitu. Dalej

nast&puje zdanie, które i dzi" mo! na wypisa$ jako kanon

wszelkiej mo!liwej polityki europej skiej i "wiatowej: Polity-

ka Rosji jest niezmienna, co przyz na! oficjalny historyk

moskiewski Karamzin. Jej metody, jej taktyka czy ma-

newrowanie, mog! si$ zmienia&, ale gwiaz da polarna tej

polityki – opanowanie #wiata – jest gwiaz d! sta%!. Marks

przewiduje trafnie tak!e niebezpiecze%stwo p#yn'ce dla

Europy z uczynienia Polski rosyjskim pa%stwem satelickim.

Powo#uje si& przy tym na Pozzo di Borgo, najwy bitniejszego

dyplomat& rosyjskiego. W czasie kongresu wiede%skiego

t#umaczy# on Aleksandrowi I, !e Polska mo!e by$ dla Rosji

b"d& skutecznym narz%dziem w jej zamys$ach 'wiatowych,

b"d& niepokonan" przeszkod": Polska b%dzie w r%ku cara

mocnym biczem, gdy Polacy u"wiadomi' sobie, ile razy

zostali przez Europ& zdradzeni. Gdy dzi" Rosja bu duje w Pol-

sce swoj' najsilniejsz' armi& satelick', pod do wództwem

marsza#ka Rokossowskiego, bez w'tpienia kieru je si&

wzgl&dami, o których mówi# Pozzo di Borgo przed 137 laty.

Istnieje jedna tylko alternatywa dla Europy: – pisze

Marks – albo azjatyckie barbarzy'stwo pod przywódz-

twem moskiewskim zaleje j! jak lawina, albo Europa

musi odbu dowa& Polsk$, stawiaj!c mi$dzy sob! a Azj! 20

milionów bohaterów, by zyska& na czasie dla dokonania

swego spo%ecznego odrodzenia. Obco brzmi dzisiejszemu

uchu okre" lenie „20 milionów bohaterów” i nierealna jest

tak!e w obli czu praw nowoczesnej wojny koncepcja Polski

jako przed murza. Ale s' to szczegó#y raczej drugorz&dne.

Alternatywa pozosta#a w swojej istotnej tre"ci bez zmiany.

Jej pierwsza cz%'#, gro&ba zalewu barbarzy(skiego pod

przywództwem moskiewskim, nie budzi w'tpliwo"ci. Jej

cz%'# druga nie jest jeszcze wyra&nie sformu$owana. Do

niedawna obowi'zywa #a formu#a „containment” 6, wsparta

uzbrojeniem Europy Za chodniej. Z wolna zaczyna sobie

torowa$ drog& koncepcja „liberation”, co oznacza$ ma

polityk& bardziej czynn'. W chwilach wi&kszej "mia#o"ci

mówi si&, !e oznacza ona d'!e nie do wydobycia narodów

satelickich z niewoli.

Jest rzecz' uderzaj'c', !e Marks, wyznaczaj'c Polsce

tak wa!n' rol& w polityce europejskiej i w strategii walki

z na porem rosyjskim na Europ&, nie zastanawia si& bli!ej

nad wewn&trznym !yciem wspó#czesnej mu Polski i nad

istnie j'cym w Polsce uk#adem si# spo#ecznych. Niejako

z góry przes'dza, !e przyrodzon' rol' Polski jest opór

przeciw Ro sji i zwi'zana z tym pomoc dla Europy, której

Rosja zagra !a. Do tego jedynego punktu ogranicza si&

jego zaintereso wanie losami Polski.

Page 151: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Zgodnie z jego teori!, najbardziej dojrza"e do rewolucji

s! kraje o najwy#szym stopniu rozwoju gospodarki kapi-

talistycznej. Gdy pisa" swoje g"ówne dzie"o i gdy tworzy"

pierw sz! mi$dzynarodówk$, istnia" jedyny tylko taki kraj,

Anglia. Marks przewidywa" swoj! rewolucj$ spo"eczn!

w bardzo blis kiej przysz"o%ci. Nie wi!za" jej jednak z An-

gli! wiktoria&sk!, ale raczej z Francj!, kapitalistycznie

podówczas niedorozwi ni$t!, za to maj!c! wielkie tradycje

rewolucyjne i Napoleo na III na karku. Nie%mia"o w"!cza"

do tych perspektyw rewolucyjnych tak#e i Niemcy, cho'

rozwa#ania w tym za kresie psu"y mu Prusy, wspierane przez

Rosj$, i cesarska Austria. Polska ze swoimi „20 milionami

bohaterów” zna laz"a si$, jak wida', ca"kiem poza obr$bem

marksowskiej dialektyki rozwoju, ale za to z serwitutem na

rzecz rewolu cji spo"ecznej w Europie Zachodniej.

Realne i aktualne w tych rozumowaniach pozosta"y

wszak #e i dzi% dwa elementy: napór Rosji na Europ$ i Azj$

oraz zwi!zanie losów Polski z oporem Europy wobec Rosji.

Real ny i aktualny pozosta! jeszcze trzeci element – zdrada

Pol ski przez Europ$ Zachodni!.

Adam Pragier

Powy!szy tekst pochodzi z ksi"!ki Adama Pragiera „Puszka Pan-

dory”, wydanej przez Polsk" Fundacj# Kulturaln" w Londynie

w roku $%&%. Ksi"!ka zawiera zbiór artyku'ów autora z londy(-

skich „Wiadomo)ci Polskich” i „Wiadomo)ci”, jednak nie podano

w niej szczegó'ów dotycz"cych pierwodruku zebranych tek-

stów. Od tamtej pory artyku' nie by' wznawiany. Uwspó'cze-

)niono pisowni# wedle obecnych regu'. Udost#pni', opracowa'

i opatrzy' przypisami R. Okraska.

Przypisy:

„New Statesman” – brytyjski tygodnik o pro*lu lewicowym, za-$.

'o!ony w roku $%$+ w kr#gu Towarzystwa Fabia(skiego (w)ród

jego twórców byli m.in. Sidney i Beatrice Webb oraz George

Bernard Shaw) i ukazuj"cy si# do dzi). W okresie, który opisuje

Pragier, zajmowa' on stanowisko prosowieckie (co krytykowa'

m.in. George Orwell; nb. redakcja „NS” odmówi'a opublikowa-

nia jego reporta!u z wojny w Hiszpanii, w którym demaskowa'

sowieckie wp'ywy i czystki po stronie republika(skiej).

Edward Hallett Carr ($,%--$%,-) – znany i wp'ywowy brytyjski -.

historyk, dyplomata, dziennikarz i publicysta. Od pocz"tku lat

+.. zadeklarowany sympatyk ZSRR, autor m.in. $/-tomowej hi-

storii pierwszych dekad pa(stwa sowieckiego. W czo'owych

brytyjskich czasopismach opublikowa' szereg prosowieckich

artyku'ów. Znany by' tak!e z niech#ci i lekcewa!enia wobec

narodów Europy 0rodkowo-Wschodniej oraz m.in. z zajad'ych

ataków na wywodz"ce si# z Armii Krajowej i obozu londy(skie-

go polskie si'y opozycyjne wobec Sowietów i PPR.

George Douglas Howard Cole ($,,%-$%1%) – my)liciel, politolog, +.

ekonomista i historyk brytyjski o lewicowych pogl"dach, wyk'a-

dowca Oxfordu. Dzia'a' w Towarzystwie Fabia(skim, by' jednym

z czo'owych teoretyków oddolnego i demokratycznego „socja-

lizmu gildyjnego”, krytycznego wobec marksizmu, wniós' tak!e

znaczny wk'ad do teorii i bada( historii ruchu spó'dzielczego.

Autor wielu ksi"!ek po)wi#conych my)li lewicowej, kooperaty-

zmowi, ruchowi robotniczemu i zwi"zkowemu. Wobec ZSRR zaj-

mowa' naiwne, idealistyczne stanowisko, bagatelizuj"c zbrodnie

re!imu sowieckiego i brak swobód obywatelskich w stalinizmie.

Harold Joseph Laski ($,%+-$%1.) – politolog, ekonomista, pro-/.

fesor London School of Economics, cz'onek w'adz Labour Party,

w latach $%/1-$%/& jej sekretarz. W brytyjskich kr#gach lewico-

wych nale!a' do „frakcji” prosowieckiej.

„Daily Worker” – organ prasowy Komunistycznej Partii Wielkiej 1.

Brytanii, za'o!ony w roku $%+. (nie myli2 z ukazuj"cym si# pod

t" sam" nazw" organem komunistów w USA). W roku $%&&

dziennik zmieni' nazw# na „Morning Star”, pod któr" ukazuje

si# do dzisiaj. W opisywanym przez Pragiera kontek)cie by' cza-

sopismem wybielaj"cym – z oczywistych wzgl#dów – polityk#

w'adz Rosji sowieckiej.

Chodzi o tzw. doktryn# powstrzymywania, stworzon" przez &.

George’a Kennana w roku $%/3. Bazowa'a ona na wysi'kach ma-

j"cych na celu niedopuszczenie do dalszej ekspansji komunizmu

na )wiecie (za pomoc" tworzenia sojuszów wojskowych typu

NATO, zabiegów dyplomatycznych, interwencji zbrojnych itp.),

jednak w zasadzie godzi'a si# z istniej"cym stanem rzeczy, czyli

z dotychczasowym zasi#giem sowieckiej strefy wp'ywów.

Jego postawa z lat wojny i po jej zako&czeniu by"a

nacechowana daleko posuni$t! naiwno%ci! w kwestii

polityki komunistów i ZSRR. Dostrzeg" to jednak pod

koniec #ycia, a prezentowane tu ostatnie przemówienie

sejmowe pos"a (u"awskiego wpisuje si$ w PPS-owski

etos, w którym kluczowe miejsce zajmuje demokracja

i swobody obywatelskie. Na uwag$ zas"uguje oczy-

wi"cie tak#e g!ówny temat wyst$pienia – dobitna

krytyka komunistów za przedk"adanie wydatków

na zbrojenia i „bezpiecze&stwo wewn$trzne” (czyli

de facto terror wobec opozycji) nad cele socjalne,

które ka#da autentycznie lewicowa w"adza powinna

finansowa% w pierwszej kolejno"ci, zw!aszcza w kraju

wyniszczonym wojn! i okupacj!. Ten aspekt wywo-

dów (u"awskiego trafnie obna#a mit „prospo"ecznych”

rz!dów komunistów. Samo przemówienie to tak#e

oczywi%cie przejaw nonkonformizmu wobec mo#nych

i silnych ówczesnej epoki, nacechowanego ca"kowitym

brakiem „pragmatyzmu” i „realizmu”.

Gdyby kto% podejrzewa", #e nale#y powa#nie

traktowa' dzisiejsze odwo"ania do tradycji PPS-u,

formu"owane przez grupki powi!zane z postkomu-

nistami, albo – dla odmiany – przez niedawnych

partyjnych kolegów Balcerowicza lub wspó"pra-

cowników koncernu Agora S.A., to powy#sze teksty

powinny pozbawi' go z"udze&.

(rem)

151

Page 152: OBYWATEL nr 3(47)/2009

NASZETRADYCJE

152

S!owo – to wyraz spo!eczny my"li. Zadaniem s!o-

wa jest !#czy$, wi#za$. Lecz, %e s!owo – wi&' spo-

!eczna przechodzi przez pryzmaty dusz milionów

jednostek, wi"c otrzymuje nie zliczone mnóstwo odcieni,

zabarwie#, nie tylko wi"c !$czy, lecz i dzieli. Zw!aszcza

dotyczy to s!ów nie przedmiotowych, lecz poj"ciowych.

W s!owa „ewolucja” i „rewolucja” k!ad$ ludzie tre%&

naj ró'niejsz$. W !adnej broszurze, po%wi"conej odrodze-

niu socjalizmu w duchu, Jan Hempel kilka razy przytacza

zwroty poe tyckie S!owackiego o „duchu, wiecznym rewo-

lucjoni%cie”.

Ten zwrot w poezji brzmi barwnie i jaskrawo. Lecz

je'eli wmy%limy si" we#, musimy przyj%& do przekonania,

'e rewolucjonizm wieczny, to to samo, co rewolucjonizm

ci#g!y, a re wolucjonizm ci#g!y – to nic innego, jak ewolu-

cjonizm. Bo w!a%nie ze s!owem „ewolucja” !$czy si" poj"cie

ci$g!o%ci, w przeciwie#stwie do poj"cia za!amania, uskoku,

katastrofy, które si" !$cz$ ze s!owem „rewolucja”.

Tak w!a%nie ujmuje poj"cie rewolucji Mickiewicz w jednej

z prelekcji paryskich: Nie !ud"my si# tym mniemaniem,

!e ludzko"ci nie pozostaje nic wi#cej, tylko post#powa$

bezpiecznie i spokojnie powolnym krokiem. Nie! W kra-

inie !ycia wszystko posuwa si# przez wstrz%"nienia.

Cz&owiek nie staje si# poma&u i nieznacz nie z dziecka

starcem; s% w rozwijaniu si# i schy&ku jego cia&a chwile

wstrz%"nie'. Jest chwila, kiedy wychodzi na m&odzie'ca,

jest druga, kiedy poczyna by$ m#!em [doros!ym], jest

inna, kiedy zapada w staro"$.

(ycie nie mo'e oby& si" bez wstrz$%nie#, bez katastrof,

bez rewolucji. Na to si" zgodzi& trzeba. Zw!aszcza, o ile

cho dzi o form", cia!o. Bo z tej dziedziny czerpie przyk!ad

Mic kiewicz.

Wstrz#"nienia – to widome, namacalne znaki przemian,

zachodz$cych zarówno w cz!owieku-jednostce, jak i zbio-

rowo%ciach ludzkich.

Chodzi przecie' o ustalenie, czy te znaki stanowi$ o prze-

mianach samych. Jaka ich jest rola dziejowa? Jaki winien

by& nasz stosunek do ewolucji i rewolucji?

S$ ludzie, którzy gotowi s$ do tych znaków sprowadza&

ca!y sens wiecznie pulsuj$cego 'ycia. S$ ludzie, którzy wszel-

kie przemiany uto'samiaj$ z rewolucj$. Jest to stanowisko

z gruntu fa!szywe i szkodliwe.

Rewolucja – to t!umacz#c na j&zyk naszych do"wiadcze(

narodowych, znaczy tyle, co przewrót spo!eczny. Je'eli

za% nie u'ywamy tego okre%lenia, to bodaj dlatego, 'e

w dziedzi nie spo!ecznej nie prze'ywali%my, jako naród,

takiego prze wrotu spo!ecznego, któryby odpowiada! tym

zjawiskom i wstrz$ %nieniom, które do%wiadczenie obce

w!o'y!o w s!owo „rewolucja”.

Istot" ewolucji i rewolucji tak ujmuje my%liciel polski,

August Cieszkowski: Otó! jak ka!dy organizm w !ywotnej

naturze wzrasta$ i przekszta&ca$ si# mo!e bez koniecznej

choroby – je"li tylko zewn#trzne przyczyny jej zarodu

we' nie wnios% – tak te! i organizm ludzko"ci wkroczy$

by móg& zaiste w okres dojrza &ego zdrowia, bez dalszych

konwulsji – bez zwyk&ych dot%d cierpie' i rozdarcia. I to

w&a"nie zowie si# ewolucj% bez re wolucji. Lecz skoro

tylko organiczny post#p dozna jakiejkol wiek tamy – skoro

normalna ewolucja przyg&uszona zosta nie – oczywiste, i!

oddzia&ywa na tam#, sprawia dopiero rewolucj# w samym

organizmie, i rodzi bole"$, której mo!na by&o unikn%$!

(ycie jest p!ynne, jest zmienne. (ycie wci$' si" staje

i wci$' zmienia. Tre%& spo!eczna wci$' narasta, wci$' si"

zmie nia. Jest to prawo ewolucji, a nie rewolucji. Ewolucja –

oto istota i tre%& 'ycia w skali wieczno%ciowej. Ka'da chwila,

ka'dy dzie#, ka'de wydarzenie najdrobniejsze, ka'da my%l,

ka'de uczucie wnosz$ do 'ycia pewne zmiany nieuchwytne

by& mo'e, lecz istotne. Inna rzecz, 'e te zmiany w ró'nych

warunkach bytu s$ ró'ne zarówno co do ilo%ci, jak i jako-

%ci. Inna rzecz, 'e w pewnych warunkach nie wszystkie

zmiany mog$ si" uzewn"trzni&; zw!aszcza o ile chodzi

o zmiany w dziedzinie form spo'ycia. S$ formy 'ycia tak

%cis!e i tak ma!o elastyczne, 'e dostosowa& si" do tre%ci

'ycia nie mog$. Wtedy z my%li i uczu& nieobleczonych

w cia!o czynu, tworzy si" jakby atmosfera pe!na gazów

i pary, która w pewnym momencie dziejo wym powoduje

wybuch, rozsadzenie form, rewolucj".

Czy wi"c rewolucja, jako zjawisko dziejowe jest prze-

mian$ tre%ci spo!ecznej? Czy' wi"c rewolucja, je'eli

zastosu jemy to s!owo do jednostki, jest przemian$ tre%ci

duchowej cz!owieka?

I tak, i nie!

W 'yciu spo!ecze#stwa ci$g!a zachodzi zmiana. A wi"c

zburzenie formy, w której spo!ecze#stwo 'y!o by& mo'e

Rewolucja i ewolucja w rozwoju ludzko!ciB!"#$%&'( S$($)

Page 153: OBYWATEL nr 3(47)/2009

NASZETRADYCJE

153

wieki ca!e, nie mo"e nie spowodowa# zmian. Zmiany

te po cz$%ci, je"eli chodzi o tre%# spo!eczn&, nie s& tak

raptowne, g!$bokie, jak s&dz& niektórzy. Ca!a donios!o%#

wydarzenia dziejowego polega na tym, "e zmiany te zo-

sta!y uwidocznione przez wstrz& %nienia powsta!e wskutek

zburzenia formy.

Mieszcza'stwo francuskie nie przeobrazi!o si$ do gruntu

przez zburzenie form bytu dotychczasowych przez rewo-

lucj$. Mieszcza'stwo to zmienia!o si$ i dojrzewa!o w ci&gu

ca!ych wieków monarchii i absolutyzmu o%wieconego.

Filozofia XVIII wieku s!usznie uwa"ana jest za jedn#

z g!ównych przyczyn Rewolucji – pisze de Tocqueville

w swej pracy „Dawny ustrój i rewolucja”. A kwestii nie

ulega, "e tych przyczyn g!ówniejszych by!o wi$cej i istnia!y

dawniej. I mieszcza'stwo francuskie nie zdawa!o sobie

zupe!nie sprawy, kiedy wybuch rewolucji nast&pi, ani jakie

b$dzie mia! skutki. Tak samo by!o w Rosji. A ró"nica by!a

ta tylko, "e do%wiadczenia Wielkiej Rewolucji Francuskiej

nauczy!y ludzko%# rozumie#, "e formy nie odpowiadaj&ce

tre%ci spo!ecznej, o ile nie zostan& przystosowane do niej,

musz! p"kn!# i prysn!# pr"dzej lub pó$niej. Tzw. rewo-

lucjoni%ci rosyjscy zdawali sobie spraw$, "e bezmy%lny

carat musi doprowadzi# do wybuchu; i przysto sowali si$

do walki, gdy ten wybuch nast&pi. Lecz tak samo, jak mo-

ment i skutki Wielkiej Rewolucji Francuskiej by!y nie znane

i nieprzewidziane przez wodzów ówczesnego mieszcza'stwa,

tak samo nikt w marcu 1917 roku w Petersburgu, na par$

dni przed wybuchem Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej, nie

wiedzia!, kiedy ona nast&pi.

Rewolucja – to wybuch spo%eczny, którego &wiadomie

zrobi# ani spowodowa# nie mo"na, bo nie sposób ani

wymie rzy# dok!adnie stanu napi$cia tre%ci spo!ecznej, ani

stanu pr$" no%ci [elastyczno%ci] form uciskaj&cych.

Rewolucja to przemiana gwa!towna form bytu – wskutek

ci"g!ej zmiany tre%ci spo!ecznej.

I tu dochodzimy do istotnej ró"nicy mi$dzy rewolucj&

i ewo lucj!. Ewolucja – to zmiana ci!g%a tre&ci spo%ecznej,

czyli Ducha Spo%ecznego. Rewolucja – to gruntowna, pe-

riodyczna zmiana formy.

Tre%# spo!eczna, która p!ynie z Ducha, jest wieczna,

ci& g!a, ewolucyjna. Formy spo!eczne, które maj& swe

podstawy w materii, s& nietrwa!e, rw&ce si$, rewolucyjne.

W dziedzinie "ycia duch przejawia si$ przez form$. Nie

tylko duch oddzia!ywa na form$, lecz i forma oddzia!y-

wa na ducha. Nic przeto dziwnego, "e zburzenie form

dotychczaso wych, przeobra"enie ich, wp!ywa na zmian$

ducha, tre%ci spo !ecznej. Ma to miejsce zarówno w "yciu

spo!ecze'stwa, jak i jednostki poszczególnej.

Wydarzenia "yciowe oddzia!ywaj& na stan i rozwój naszego

ducha. Spo&ród danych nam cech naszego ducha – prze'ycia

mog& jedne w nas przyt!umi#, inne rozwin&#. Wstrz& %nienia

spowodowane przez formy bytu mog& oddzia!a# na tok zmian

w nas si$ dokonuj&cych, lecz przeobrazi# tre%ci duchowej,

która jest nam dana, nie s& w stanie. Wstrz&%nienia te b$d&

znakiem widomym zmian naszego ducha; b$d& s!u pem

umówionym czy pomy%lanym tych zmian, lecz nie stanowi&

o jakim% przeobra"eniu si$, o pojawieniu si$ cech ducha,

których nie by!o, ani o zaniku innych ca!kowitym.

Cz!owiek ma dane raz na zawsze wszystkie w!a%ciwo%ci

ducha. Zmiany, które w nim zachodz! – przy &wiadomym

wysi%ku czy pod&wiadomie – to rezultat rozwijania w%a&ci-

wo%ci jednych ducha, a t!umienia innych, to rezultat opa-

nowywania formy, cia!a, lub kapitulowania przed ni&.

Cz!owiek, który "yje %wiadomie duchem, zmienia si$

ci&gle. Ró"ne tylko jest tempo, ró"na bywa skala tych zmian.

Tak samo cz!owiek, który nie "yje duchem, zmienia si$

ci&gle. Ró"nica jest ta tylko, "e w tym ostatnim zmiany wi-

doczne s& nie tyle w tre%ci, w duchu, co w formie, ciele.

Rewolucja w 'yciu jednostki – to tragiczne zderzenie

formy, cia!a, z duchem, tre%ci&. Tak& rewolucj$ prze"ywa

cz!o wiek, gdy po%wi$ca swe "ycie cielesne na o!tarzu

idei. Rewo lucja ta – to za%amanie pewne, uskok, kataklizm

wewn"trzny. Rewolucja ta – to moment 'yciowy. I ta

rewolucja nawet nie przes&dza zmian dalszych, zmian

ci&g!ych, a wi$c ewolucji. I ta rewolucja niemo"liwa jest,

je"eli jej nie poprzedzi! proces %wiadomych wysi!ków

ducha, zmian ci&g!ych, ewolucyjnych.

To zestawienie wykazuje nam, "e je"eli chodzi o prac$

w duchu, o doskonalenie ci&g!e, proces ten odbywa si$

nie przez rewolucj$, lecz przez ewolucj$.

Duch rewolucjonist& nie jest wiecznym, lecz ewolucjoni-

st&. Bo duch wymaga pracy ci&g!ej, a nie doryw czej. Bo duch

Z AG

ITAC

YJN

Y PP

S PO

DCZ

AS

WYB

ORÓ

W D

O R

ADY

MIE

JSKI

EJ W

ARSZ

AWY,

!"#$

R.

Page 154: OBYWATEL nr 3(47)/2009

154

wymaga pracy twórczej, a nie burz!cej. Duch zniszczenia,

burzenia – to zjawisko chorobliwe, wyj!tkowe.

Inna rzecz, "e duch, wci!" staj!cy si#, ci!g$y, ewolucyjny,

oddzia$ywa na form#, która z natury rzeczy jest bardziej

%cis$a, mniej chaotyczna, jako rzecz materii, a wi#c powo-

duje wstrz! %nienia tej ostatniej, rewolucj#. Rewolucjonizm

ten ducha jest przecie" rzecz! przypadkow!, pochodn!,

nie stanowi o nastawieniu ducha.

Nadu"ywanie s$owa rewolucji i oddawania mu poniek!d

przewagi nad ewolucj! p$ynie z motywów uczuciowych.

Ju" sam wzgl!d na to, "e ewolucja to wysi$ek ci!g$y,

a rewolu cja – to wysi"ek dora#ny, usposabia $yczliwiej

dla rewolucji ni" dla ewolucji. Bardziej sk$onni jeste%my

podj!& wysi$ek cho&by bardzo ci#"ki, mocarny, byle raz

na zawsze pozby& si# trudu, ni" rozk$ada& go na ka"dy

dzie' powszedni. A i efekt rewolucji jest bardziej poci!-

gaj!cy, ni" szary ci!g zmian powszednich. W rewolucji

wszystko wre, kipi, $amie si#, druzgo ce. Nasuwaj! si#

tysi!ce mo"liwo%ci, z$ud, nadziei. Tote" re wolucja bardziej

poci!ga serca, zw$aszcza m$odzie"y, która wierzy w cuda

zmian gwa$townych, jednorazowych, do dna zmieniaj!-

cych rzeczywisto%&. Lecz nie tylko na m$odzie" rewolucja

oddzia$ywa przede wszystkim uczuciowo.

Rewolucja – to przewrót spo"eczny. I dlatego zrozu-

mia$e jest, "e w stosunku do rewolucji nie s! oboj#tni ani

ci, którzy o formach stanowi! i ich strzeg!, ani ci, którzy

je $ami!. Re wolucja wyzwala jednych, a powala drugich.

St!d momenty sympatii i antypatii. Rewolucja staje si#

bo$yszczem dla jed nych, szatanem – dla drugich. Oko"o

rewolucji ro%nie legenda. Jedni oczekuj! od rewolucji wy-

bawienia od wszelkich trosk, bólów, niedoli poprzedniego

"ycia. Inni widz! w niej dopust Bo"y, "ywio$ z$owrogi

i niszcz!ce dzie$o szatana.

Te uczuciowe momenty, otaczaj!ce pewn! atmosfer!

po j#cie rewolucji, zrozumia$e psychologicznie, nie s! zgodne

z g$#biej uj#tym do%wiadczeniem dziejowym, szkodliwe

s! ze stanowiska ideowego.

Rewolucja, jako zjawisko dziejowe, to z$o, to "ywio$ %lepy

i niszcz!cy. To z$o jest w pewnych warunkach nieunik-

nione, lecz z$em by& nie przestaje. Rewolucja $amie tamy

na drodze rozwoju ludzko%ci, stwarza mo"liwo%& dalszego

rozwoju, dal szych przemian. Lecz nie nale"y zapomina&,

"e rewolucja tylko $amie i tylko niszczy. Rewolucja to nie

wyraz %wiatowy wysi$ ków Ducha Spo$ecznego, lecz "ywio$

instynktów, "ywio$ bru talny, a nie twórczy w swej istocie.

Na gruzach rewolucji Duch Spo$eczny musi przedsi#bra&

prac# ci#"k!, mozoln!, ci!g$!, ewolucyjn!.

Rewolucja to etap bolesny w rozwoju, a nie cel. I dla-

tego nie mo"e by& pragnieniem i d!"eniem spo$ecznym.

Re wolucja jako has$o, to ba$wan, przes$aniaj!cy ide#,

prowadz!cy na manowce.

Droga do celów ideowych, zmierzaj!cych do ustroju

lep szego stosunków mi#dzyludzkich, a zbli"aj!cych nas

do spo$eczno%ci Bo"ej na ziemi, najg$#bszego pragnienia,

najserdeczniejszej t#sknoty dusz ludzkich, to droga ci!g$ego

stawania si#, ewolucji, a nie rewolucji. Aby ustrój móg$ by&

lepszy, aby sto sunki mi#dzyludzkie by$y oparte na podsta-

wie wolno%ci, sprawiedliwo%ci, braterstwa, ludzie musz!

si# stawa& lepsi, bardziej dojrzali spo$ecznie. Tymczasem

rewolucja, jako gwa$t zbiorowy, jako przemoc, jako walka

krwawa i wyczerpuj!ca, os$abia du cha i znieprawia go.

W rewolucji na czo$o wysuwaj! si# instyn kty, chucie.

Idea spo$eczna urzeczywistnia si# przez walk#. Lecz

nie przez walk# tylko zewn#trzn! z otoczeniem wrogim.

Idea spo$eczna urzeczywistnia si# przez walk# ci!g$!,

zarówno wewn#trz n!, cz$owieka w sobie, w duchu, jak

i zewn#trzn! z wrogami idei. Bo idea spo$eczna jest tylko

wtedy ide! "yw!, gdy "yje w nas samych, gdy wcielamy

j! sami "yciem w$asnym. Je"eli idea jest tylko formu$!,

has$em, doktryn!, która nie obowi!zuje tych, co j! g$osz!,

je"eli jest poza nami niejako i uwa runkowana jest zwyci#-

stwem nad pokonanym wrogiem, "adna to idea.

Wielkim b$#dem socjalizmu ortodoksyjnego, materia-

listycznego, który dzi% bankrutuje na korzy%& ideowego,

by$o sprowadzenie idei do konieczno%ci dziejowej, która ma

si# sta& i stanie si# pomimo nas, bez %wiadomego naszego

wysi$ku duchowego. To stanowisko musia$o si# wyrodzi&

w brutalny determinizm, g$oszony przez bolszewików ro-

syjskich. Uwa"aj! si# oni za narz#dzie %lepe w r#ku dziejów.

Czuj! si# upraw nieni do zbrodni najpotworniejszych. Nic to

nie znaczy. Ustrój nowy, lepszy, sprawiedliwy staje si% – ich

zdaniem – przez sam fakt zwyci%stwa fizycznego tych, co

dot!d byli na spodzie, byli gn#bieni, krzywdzeni i grabieni.

Wystarcza, je"eli krzyw dzeni i gn#bieni u%wiadomi! sobie

krzywd#, niewol#, gwa$ty i w imi# tego u%wiadomienia

i poczucia zdusz!, powal! gn# bicieli. Wystarcz! napisane

nowe formy bytu.

To bezideowe stanowisko spowodowa$o wyolbrzy-

mienie znaczenia rewolucji jako aktu boju ostatecznego

o zwyci#stwo.

To bezideowe stanowisko spowodowa$o u"ywanie

i nadu"ywanie s$owa rewolucji, jako z jednej strony po-

budki i na dziei, z drugiej – gro#by.

To bezideowe stanowisko spowodowa$o, "e z rewolucji

uczyniono ba$wana, który zast!pi$ %wiat$o idei.

To bezideowe stanowisko zrodzi$o potworne i ohydne

has$o: im gorzej, tym lepiej, bo bli"ej rewolucji.

To nic, $e teraz jest #le; to nic, $e jest i b%dzie gorzej, bo

przyjdzie rewolucja i zmieni wszystko na nowe. To, co by$o

ciemne, z$e, g$upie, stanie si# %wiat$ym, dobrym, m!drym.

Widzimy rezultaty tej ideologii w Rosji i we W$oszech.

Ca$y sens dziejów z tre%ci dokonywanych przeobra"e' zosta$

przeniesiony na formy. Gdy forma si# zmieni, a w$a%ciwie

gdy znienawidzona i przyt$aczaj!ca forma zostanie zburzo-

na do t$a, nowe nastanie "ycie, zmieni si# od razu tre%&

spo$eczna. Ewolucji w sferze ducha nie ma, s! tylko cuda

rewolucji, a ewolucja jedynie – w dziedzinie materii.

Stanowisko takie mog$o ugruntowa& si# i urobi& tylko

tam, gdzie Duch Spo$eczny by$ w stanie niemowl#ctwa,

w warunkach najstraszniejszej niewoli, a p$yn!& mog$o

Page 155: OBYWATEL nr 3(47)/2009

155

z bezsi!y spo!ecznej tych, co je g!osili. Has!a rewolucyjne

i wyolbrzy mienie znaczenia rewolucji najbardziej krzewi!y

si" w Rosji, pod caratem. W ponurych i dusznych warun-

kach bytu has!o rewolucji by!o zakl"ciem czarodziejskim,

które mia!o budzi# promie$ nadziei w duszach niewolników,

a jednocze!nie by" gro#b$ [pod adresem] ciemi%&ycieli.

Czekano na rewolucj" jak na zbawienie; wierzono

w rewolucj" jak w bo%yszcze; pok!adano w niej nadziej"

jak w cu dzie. I oto przysz!a! A, jak na ironi", najwi"cej

ucierpieli od niej ci, którzy jej has!o najbardziej g!o&no

obnosili, którzy nawet w nazwie partyjnej umie&cili to

s!owo. Socjali&ci-rewolu cjoni&ci [Partia Socjalistów-Rewo-

lucjonistów, tzw. eserów – przyp. redakcji „Obywatela”]

s' najbardziej prze&ladowani w Rosji Sowieckiej; sto kro#

bardziej ni% kapitali&ci.

Mamy tu jaskraw' ilustracj" ró%nic pomi"dzy za!o%enia-

mi idealizuj'cymi rewolucj" a rewolucj' jako zjawiskiem

spo'ecznym. Rewolucja – to &ywio' !lepy, który nie zna

za!o%e$ i nie zna idei. Rewolucj" i rewolucyjno&# wyzyska#

potrafi$ nie ci, którzy maj$ za'o&enia ideowe i pragn$ je

wciela# w %ycie, lecz ci, którzy wyczuj' instynkty mas

ciemnych i na nich zagra" po trafi$.

Bolszewicy nie dzi"ki programowi i doktrynie opanowali

rewolucj", lecz dzi"ki temu, %e rzucili w miliony ch!opskie

dwa has!a: „Precz z wojn'!” i „Ziemia dla pracuj'cych!”.

Nie robot nik, najmita by! t' si!', która im da!a w r"ce

w!adz" nad olbrzymim krajem, lecz ch!op-%o!nierz, który

stanowi! olbrzy mi' wi"kszo&# ludno&ci.

Niewolnik, który zrzuci kajdany, nie zmienia si"

wewn"trz nie, nie staje przez to nowym cz!owiekiem.

Niewolnik rosyj ski po zaspokojeniu swojej zemsty nad

ciemi"%ycielami i po zabraniu ziemi, jest dzi& w du%ym

stopniu tym samym niewolnikiem. Nowe formy bytu

zmieniaj' go, lecz zmiany te doko nywaj' si" bardzo powoli,

ewolucyjnie. Na to rozwa%niejsi zwolennicy rewolucji po-

wiadaj' zwykle: rewolucja od razu nie zmienia niewolnika

w obywatela, lecz przez rozkucie kajdan stwarza warunki,

które umo%liwiaj' budowanie nowego %ycia.

Istotnie. S' formy tak potworne, które nie tylko nie

s' w stanie przystosowa# si" do [nowej] tre&ci spo!ecznej,

lecz oddzia!uj' na tre&# t" w sposób taki, %e rozk!ada si"

ona wewn'trz z braku ruchu, czynu i tworzy gazy truj'ce,

które musz' do prowadzi# do rewolucji. Formami Ducha

Spo!ecznego, formami, w których Duch Spo!eczny mo%e

si" rozwija#, s' formy demokratyczne.

Lecz demokracja dopiero si" staje. Formy poprzedza-

j'ce demokracj" polityczn' by!y z natury swej ciasne,

ujmo wa!y spo!ecze$stwo jak kajdany. Przej&cie do form

demokra tycznych nie mog!o obej&# si" bez wybuchu, bez

kataklizmu, bez zderzenia. Wyzwalaj'ca si" wi"kszo&#

spo!eczna musia!a zrywa# wi"zy na!o%one na ni' przez

panuj'c' mniejszo&#. Ten proces mia! miejsce wsz"dzie,

gdzie tre&# spo!eczna, tj. wi"k szo&# dojrzewa!a na tyle,

czy cierpia!a tak bardzo, %e d!u%ej wytrzyma# nie mog!a.

W Polsce stosunkowo !atwo doszli&my do form demokra-

tycznych. Darowa!a je nam wojna i rewolucja w krajach

o&ciennych. I dlatego rewolucja spo!eczna u nas jest bodaj

na d!ugo wykluczona.

Z tego mo%emy i powinni&my sobie zdawa# spraw".

Tak mówi nam do&wiadczenie dziejowe, prze%ycia w!asne

i rozum. Formy nasze nie tylko nie s' za ciasne, nie tylko

nie potrzeba ich rozpycha", lecz przeciwnie, s$ tak lu#ne, &e

mo%emy je zgubi#, %e mog' z nas oblecie# [opa&#]. Wrogowie

demokracji, wskazuj'c na to, jak one pociesznie na nas wisz',

staraj' si" je o&mieszy# i obrzydzi#, a jednocze&nie próbuj'

z nas je zedrze#. Te próby s' czynione dzi& natarczywie. I te

próby s' najbardziej brzemienne rewolucj'. Bo reakcja polska

pragn%'aby na nas na'o&y" – w razie zwyci%stwa – formy

tak ciasne i tak nieodpowiednie, %e katastrofa rewolucji

by'aby pr%dzej lub pó#niej nieunikniona.

Ze stanowiska idei, ze stanowiska rozwoju Ducha Spo!ecz-

nego nale%y dzi& utwierdza# wsz"dzie formy demokratyczne,

formy ci'g!e, ewolucyjne. Formy te, b"d'ce odpowiednikiem

i wyrazem Ducha Spo!ecznego, s' tak zmienne, jak Duch

sam. Staj' si" one wraz z rozwojem Ducha Spo!ecznego,

s$ ela styczne i lu#ne. Nie obiecuj$ cudów, bo cudów, jako

przeobra&e( dora#nych, a ca'kowitych w uk'adzie stosun-

ków mi"dzyludzkich nie bywa; lecz otwieraj' przed nami

pole szerokie pracy w duchu w imi" idei.

Formy ewolucyjne s' wa%ne nie tylko dla poszczegól-

nych spo!eczno&ci narodowych i dla ca!ej ludzko&ci, lecz

i dla poszczególnych jednostek ludzkich. W formach tych

dojrzewa nie tylko Duch Spo!eczny, lecz i dusze poszcze-

gólnych ludzi. Rozwój ich wewn"trzny staje si" bardziej

pe!ny, wszechstronny i ci'g!y. Jednostka nie b"dzie si"

potrzebowa!a zrywa# do krótkich okresów rewolucyjnego

buntu, lecz nie b"dzie te% za pada# w d!ugie okresy reak-

cyjnego znu%enia.

Rewolucja – to zderzenie tre!ci spo'ecznej z form$.

Ewolucja – to harmonijne rozwijanie tre!ci spo'ecznej

przez form" i formy przez tre&# spo!eczn'.

D'%eniem, ide' ludzko&ci jest harmonia tre&ci spo!ecznej

z form'. I dlatego ludzie idei, ludzie wierz'cy w Spo!eczno&#

Bo%' na ziemi, spo!eczno&# pracy, wolno&ci, sprawiedliwo-

&ci i braterstwa, musz' wierzy# w ewolucj", musz' liczy#

przede wszystkim na rozwój wieczny i zwyci"%anie Ducha

Spo!ecznego, a nie na katastrofy formy, materii.

Bronis!aw Siwik

Powy!szy tekst pierwotnie ukaza" si# w pi$mie „Rzeczpospolita

Spó"dzielcza” („Miesi#cznik po$wi#cony sprawom kooperacji

i zwi%zanym z ni% zagadnieniom spo"ecznym i gospodarczym”)

nr &/'()&. Nast#pnie zamieszczono go w ksi%!ce autora „W wal-

ce o prawd# (Rozwa!ania dotycz%ce stosunków mi#dzyludz-

kich)”, Nak"adem Ksi#garni Robotniczej, Warszawa '()*. Od

tamtej pory nie by" wznawiany. Prezentujemy wersj# za „RS”.

Uwspó"cze$niono pisowni# wedle obecnych regu". Udost#pni"

i opracowa" R. Okraska.

Page 156: OBYWATEL nr 3(47)/2009

156

Wysoki Sejmie! Najlepsz! charakterystyk! ka"-

dego rz!du jest zawsze jego bud"et. Cecha

obecnego za# to przede wszystkim jego ta-

jemniczo#$. Dominuje w nim bowiem kolosalna, nieokre-

#lona #ci# le, zagadkowa pozycja blisko 50 miliardów na

wy"ywienie ludno#ci, rzekomo po to, by po zniesieniu

osobnego Funduszu Aprowizacyjne go osi!gn!$ jednoli-

to#$ i powszechno#$ ca%ej gospodarki. Tylko wtedy w tym

jednolitym bud"ecie powinno si& ustali$, ile %!cznie wy-

nosi wydatek w poszczególnych dzia%ach gospodarczych,

np. na obron& narodow!, pocz!wszy od kosztów wy"y-

wienia robotnika, wydo bywaj!cego w&giel i "elazo, by

zrobi$ karabin lub buty dla "o%nie rza, a nie wt%acza$ tego

w rycza%tow! pozycj& wydatków na „wy"y wienie ludno-

#ci” bez okre#lenia, czy ta ludno#$ pracuje dla celów wy-

"ywienia, dla odbudowy czy te" dla nowego uzbrojenia.

Brak równie" w tym bud"ecie szczegó%owych wydatków

na obron& i na bezpiecze'stwo, tak "e razem z t! nieokre#lon!

pozycj! 50 miliardów „na wy"ywienie ludno#ci” tajemnicze

pozycje wyno sz! a" 90 miliardów z%otych, a wi&c przesz%o

po%ow& wszystkich wydatków.

W bud"ecie tym, jak za czasów endeckich, jak za czasów

Pi%sud skiego i (mig%ego, wysun&%y si& na czo%o wydatki na

obron& narodu i na wojsko. To charakteryzuje te" ten rz!d

dosadniej ni" wszystkie pi&kne, roztaczane plany. Prelimi-

nuje si& bowiem na wojsko ogrom n! kwot& 25 miliardów,

nie licz!c tego, co jest ukryte w 48-miliar dowej pozycji na

wy"ywienie ludno#ci. I chocia" przekonano si& ju" bole#nie,

"e w warunkach, w których "yjemy, nie jeste#my w stanie

zapewni$ swej niepodleg%o#ci "adn! w%asn! si%!, "adn! ar-

mi! naro dow! i "adnymi sojuszami, znowu z uszczerbkiem

dobrobytu ca%ego spo%ecze'stwa budujemy wielk! armi&

i tworzymy obron& s%owia'skich narodów, nie bacz!c, "e

to jest w%a#nie rasizm s%owia'ski, który jutro mo"e wy-

wo%a$ powstanie bloku innych szczepów i rozp&ta$ now!

wojn!, w której – pomijaj"c mo ralne wzgl!dy – mo#emy

si& okaza$ s%absi, bo szczep s%owia'ski nie jest najwi&kszy

i najsilniejszy na #wiecie.

I wtedy nie pomog! nam "adne bu'czuczenia: „na

wieki” i „zaw sze”, i „nigdy”, tym bardziej, i" widzieli#my,

jak „nigdy” i „zawsze” zmienia%y si& nawet w ci!gu jednego

pokolenia.

My swój niepodleg%y byt mo"emy zabezpieczy$ tylko

przez swo j" polityk! – nie ludowo-demokratyczn", lecz

szczerze demokra tyczn! i pokojow!, przez respektowanie

woli ca%ego narodu i budo wanie solidarno#ci mi&dzyna-

rodowej bez wzgl&du na rasy i szczepy.

Je"eli za# jest tak, to po co ten ogromny wysi%ek po-

wstaj!cego z gruzów pa'stwa w kierunku budowania na-

rodowego wojska? Z kim my si& to mamy bi$? Z Niemcami?

Oni s! rozbrojeni, a nad tym, aby nie powstawa%y w#ród

nich nowe tendencje agresji czy odwetu, czuwa$ musi ca%a

mi&dzynarodowa organizacja narodów, a nie armia polska.

Z Czechos%owacj!, z któr! dopiero co zawarli#my pakt

przyja$ni, czy – jak dawniej z Moskw", która dzi% sama daje

nam bro', nawet na kredyt? Po co wi&c ta droga zabawa

w wojsko, tym bardziej, "e trzeba zawsze pami&ta$, "e kto

stwarza armi&, stwarza rów nocze#nie i mo"liwo#$ wojny.

Druga z kolei najwy"sza pozycja w wydatkach to

bezpiecze' stwo, na które wydajemy przesz%o 17 miliardów,

znowu nie licz!c tego, co jest ju" ukryte w pozycji „na

wy"ywienie ludno#ci”.

A teraz te pozycje wydatków na utrzymanie w%adzy

porównam z wydatkami dla obywateli.

Niestety, ze wzgl&du na brak czasu nie mog& omówi$

sposobów szerzenia tej reklamowanej dzi# o#wiaty, obec-

nych g%odowych pensji nauczycieli, poziomu nauki i jego

kontroli przy egzaminach ze stro ny zwi!zków zawodowych

i politycznych partii i przejd& do odbudowy.

Mimo "e naszym g%ównym zadaniem ma by$ odbudo-

wywanie z gruzów, które zosta%y po tej strasznej wojnie,

preliminujemy na t! odbudow! – poza obietnicami wielkich

inwestycji – wszystkiego razem a# 1700 milionów.

Na opiek& spo%eczn! chcemy wyda$ niespe%na 5 mi-

liardów, a za tem znacznie mniej ni" da%a nam pomoc

zagraniczna z Zachodu.

Przemówienie sejmowe!" czerwca #$%& r. w debacie nad ustaw' i preliminarzem bud(etowym na rok #$%&

Z!"#$%& '$()*+,-

Page 157: OBYWATEL nr 3(47)/2009

157

Przez ca!y wiek walczyli"my o to, by cz!owiek, gdy

stera! ju# swe si!y w pracy, mia! zapewnion$ spokojn$

staro"% i nie by! trakto wany jak "mie% niepotrzebny. Dzi",

gdy partie robotnicze przyodzia !y si" w purpury w!adzy –

niestety – apoteozuj# znowu tylko si!" i m!odo$%. A przecie&

zapewnienie &ycia tym, którzy lata ca!e praco wali ofiarnie

i prac$ swoj$ zdobyli swoje uprawnienia, to nie !aska, ale

pierwszy obowi$zek spoczywaj$cy na pa&stwie, które g!osi

sprawiedliwo"% spo!eczn$.

Powo!ywanie si' na konieczno"% utrzymania równowagi

w bu d&ecie i na brak pieni"dzy – dla mnie nie jest &adnym

usprawiedli wieniem.

Co bowiem, Panowie, w tym bud#ecie chcecie zrów-

nowa#y% i co w nim stawiacie po dwóch stronach? Czy

tak jak w najlepszych bur#uazyjnych, kapitalistycznych

czasach – z!oto, którego nie macie, i banknoty? W bud&ecie

pa&stwowym faktycznie s$ zawsze tylko potrzeby spo!ecz-

ne – i to s# wydatki – i uruchomiona energia ludzka, i praca,

która ma je zaspokoi%.

Obowi$zkiem wi'c rz$du jest nie to, by stwarza! silne

armie i korpusy bezpiecze&stwa, bo tej apoteozy si!y

mieli"my ju# do"% za sanacji, lecz to, by by! sprawiedliwy,

by sprawiedliwie rozdziela! plony pracy ludzkiej, by nie

deklarowa!, lecz rzeczywi"cie nie dopuszcza! do wyzysku

jednego cz!owieka przez drugiego, i by umia! zorganizo-

wa% po#ytecznie i celowo prac' ludzk$, która jest jedynym

bogactwem spo!ecze&stw.

Co wy"cie, Panowie, z tego wszystkiego spe!nili prócz

rzucania coraz g!o"niejszych obietnic i prócz bezkrytycz-

nych chwalb, które – jak powiedzia!em ju& raz – nie maj#

#adnego znaczenia? Samo zadowolenie rz$dz$cych jeszcze

nie wystarcza i budzi w spo!ecze&stwie tylko wielk$ obaw',

&e nie potrafi# poprawi% z!a ci, którzy go nawet nie widz#.

Czy to naprawd' ta nowa rzeczywisto"% i te nowe urz$dzenia

to ju# "witaj$ca wolno"% i sprawiedliwo"% spo!eczna? Czy

zmniejsza si' w niej wyzysk?

Porównajmy sposób #ycia ustosunkowanego dzia!acza

spo!ecz nego, który syty i zadowolony mo#e sk!ada% dzie-

si$tki tysi'cy na ce le spo!eczne i wzywa do tego samego

swych przyjació!. Porównajcie ich – cho%by tylko na wygl#d.

Pos!uchajmy g!osów i skarg przeci'tnego obywatela na

dro&yzn", na ceny, które rz#d oficjalnie ustanawia.

Nie umiano równie# w dostatecznej mierze uruchomi%

pracy i energii ludzkiej. S!ysz' coraz cz'"ciej o ustawicz-

nych redukcjach to w tym, to w innym mie"cie i patrz'

na zastój ruchu budowlanego, a równocze"nie na te masy

kramów w Warszawie, za" w Krakowie na now$ tandet', na

Sukiennice, na Planty. To wszystko bezrobotni, przewa#nie

robotnicy budowlani i niekwalifikowani, którzy nie mo g#c

si' utrzyma% z pracy handluj$ i wyzyskuj$ si' nawzajem,

demoralizuj$c si' coraz bardziej. To z!uda, #e usuni'to

bezrobocie i #e dzi" nie ma ju# bezrobotnych.

A przecie# je#eli my jako socjali"ci #$dali"my uspo!ecz-

nienia produkcji – to nie po to, by zmienia% tytu! jednych

w!adców na drugich, lecz by usun$% wszelki wyzysk,

uruchomi% pra c' ludzk$ i wprowadzi% sprawiedliwo"%

spo!eczn$.

Chwal$ si' w!adze przemys!owe ustawicznym wzrostem

produ kcji i tym, #e jednak dzi" upa&stwowione przedsi'-

biorstwa oddaj$ swe plony i towary ca!emu spo!ecze&stwu.

Tylko zapominaj$, #e kapitali"ci te# chcieli odda% wszystko,

co robi!y ich przedsi'biorstwa, i byli nawet nieszcz'"liwi,

gdy tego zrobi% nie mogli – tylko zaw sze chcieli to zrobi%

tak, by otrzyma% zysk.

Pisa!em kilkakrotnie przed wojn$ w prasie robotniczej,

#e samo upa&stwowienie nie usunie jeszcze krzywdy

spo!ecznej i nie wyzwoli cz!owieka z jarzma drugiego

cz!owieka. Dla ludzi kwestia: kto ich wyzyskuje – kapita!

czy pa'stwo – jest oboj"tna. Oboj"t ne jest te& dla nich, czy

otrzymaj$ zap!at' w zak!adzie pa&stwowym, czy prywatnym

i czy kupi$ towary w spó!dzielni, czy w skle pie. Tylko nie

jest oboj'tne dla nich, ile maj$ pracowa%, jak$ otrzymaj$

zap!at' za ich prac', ile musz$ p!aci% za towary, i nie jest

dla nich oboj'tny stopie& w!adzy jednych nad drugimi

i stopie& ich wolno"ci.

Powiedzia! mi przed laty starszy marynarz szwedzki,

kiedy za chwyci!em si' wobec niego dobrobytem i kultur$

Szwecji, #e on pami'ta jednak w swym dzieci&stwie, jak

jego kraj by! jeszcze krajem ciemnoty, n'dzy i pija&stwa,

a poj'cie „Szwed” by!o równoznaczne z poj'ciem brutala

i g!upca. Je"li za" w ci$gu trzech czy czterech po kole&

naród szwedzki osi$gn$! swój obecny wysoki poziom, to

tylko przez coraz wi'ksze równouprawnienie i przez coraz

wi'ksz$ wol no"%.

By!oby te# wielkim b!'dem, gdyby kto", jak zrobi! to

w poprze dniej sesji p. wicemarsza!ek Zambrowski, wolno"%

ocenia! wedle wzrostu i stanu cz!onków zwi$zków zawo-

dowych, które zreszt$ dzi" zmieni!y swój dawny charakter

organów walki przeciwko wyzysko wi przedsi'biorców,

a sta!y si" – razem z rz#dem jako przedsi"bior c# – orga-

nizacj$ sprawowania w!adzy. Czy zreszt$ w hitlerowskiej

Rzeszy w ci$gu dwóch lat Ley nie podwoi! czy nawet nie

potroi! stanu cz!onków zwi$zków zawodowych? /…/

To nie s$ przejawy wolno"ci, której podstaw$ jest za-

wsze rów no$% praw wszystkich obywateli – nie tylko bez

ró#nicy ich urodze nia i maj$tku, lecz równie# bez ró#nicy

ich przynale#no"ci partyjnej i przekona&.

Natomiast bezsprzecznie pewien post'p w kierunku

prawdziwej wolno"ci zobaczy!em w pi'knej deklaracji

Sejmu o wolno"ciach obywatelskich, chocia# przyznaj', #e

wola!bym znacznie, gdyby te pi'kne zasady przejawia!y

si' równie# w odpowiednich, chocia#by suchych ustawach

i w #yciu. /…/

Nie chcia!bym jednak, aby to, co mówi', wywo!a!o tylko

znowu ataki na moj$ osob'. Przez ca!e #ycie walczy!em

szczerze o wolno"% cz!owieka i o demokracj' przeciwko

wszelkim dyktatorskim zaku som i przez ca!e #ycie by!em

z tego powodu przedmiotem ataków: to rz$dz$cej konser-

wy, to rz$dz$cej endecji, to rz$dz$cej sanacji, a dzi" znowu

rz$dz$cego Bloku, który przyw!aszczy! sobie wy!$czne

Page 158: OBYWATEL nr 3(47)/2009

158

prawo na post!p i s"uszno#$. Przyznam jednak otwarcie,

%e w"a#ci wie powinienem by$ dumny, %e niemal po pó"-

wiekowej mojej dzia "alno#ci ci nowi moi przeciwnicy nie

mog& mi zarzuci$ nic, jak tylko to, %e dzi# jestem stary,

i nieprzyzwoicie, po cham sku na#miewaj& si! z moich

niedomóg fizycznych i braku si!, które stera!em w walce.

Albo szarpi& i szczypi& mnie tam, gdzie si!gn&: po stopach,

po !ydkach, i obrzucaj" mnie ordynarnymi wyzwiskami –

„odszczepieniec”, „warcho"”, „zwolennik liberum veto”,

„reakcjoni sta” czy „zdrajca”. Czy naprawd! by"o to wyrazem

mojego warcholstwa i takim „za bawnym incydentem” – jak

napisa! „Robotnik” – gdy g!osowa!em sam przeciwko pe!-

nomocnictwom dla rz&du, do którego nie mam zaufania?

Czy te% zabawne by"o to, %e ci, którzy przez ca"e %ycie za-

sadniczo walczyli przeciwko wszelkim pe"nomocnictwom,

zacz!li swe rz&dy w"a#nie od tych pe"nomocnictw? Czy to

naprawd! ja je stem reakcjonist&?

Jeszcze w roku 1927 napisa!em wyra#nie, $e zd!"amy

do w#a dzy klasy robotniczej, opieraj!c si$ na zasa-

dzie demokracji i na zasa dzie, "e prawem jest wola

wi$kszo%ci. Do tej chwili – pisa!em – wi$kszo%ci tej

w spo#ecze&stwie nie mamy. Mimo to od zasady demo-

kracji nie odst!pili%my i nie odst$pujemy. Rozumiemy

bowiem, "e maj!c do rozporz!dzenia wolno%' prasy,

wolno%' zgromadze&, stowarzyszania si$ i prowadzenia

walki – zdobywamy przez nasz! prac$ organizacyjn!,

agitacyjn! i kulturaln!, z roku na rok, coraz wi$kszy

wp#yw w spo#ecze&stwie, coraz wi$cej zwolenników

i w ten sposób stwarzamy dla siebie sta#! podstaw$ do

uj$cia w#adzy w pa&stwie przez ludzi pracy, stanowi!-

cych przecie" wi$kszo%' narodu. Tak pisa"em jeszcze

przed 20 laty i pod tym wzgl!dem nie zmieni "em swego

przekonania. Tote% #mieszy mnie bardzo, gdy dzi# s"ysz!

górne zapowiedzi, %e „nie dopu#cimy ju% nigdy do b"!du

z roku 1918”, który my, socjali#ci, mieli#my pope"ni$ przez

to, %e maj&c za sob& nie wi!cej ni% 25% spo"ecze'stwa, nie

próbowali#my si!gn&$ po w"adz! dyktatorsk&.

B"&d pope"nili#my nie w 1918 r., lecz pope"niamy go

dzi# przez zbytni& swoj& niecierpliwo#$ i przez zrywanie

zielonych jeszcze jab"ek w sadzie.

A zdrada? W poj!ciu zdrady mie#ci si! przede wszystkim

ko rzy#$. Co ja zdradzi"em kiedykolwiek w %yciu? Swoje so-

cjalistyczne idea"y czy nasz wspólny program PPS, w którym

nigdy nie by"o has"a „jednolitego frontu” ani z PPR, którego

wówczas jeszcze nie by"o, ani z komunistami, których dzi#

znowu ju% nie ma.

To nie ja si! zmieni"em, to wy#cie si! zmienili i stan!li#cie

na stanowisku dyktatury proletariatu, cho$ pokrywacie j&

now& nazw& „demokracji ludowej”. To wam wolno. Ale nie

wolno wam nazywa$ mnie zdrajc& za to, %e wspólnie z wami

nie chcia"em dokona$ tej karko"omnej zmiany.

Stan&"em wi!c w#ród was sam, cho$ nie sam w spo"e-

cze%stwie i w klasie robotniczej – i sam razem z niez!omnym

PSL walcz! o te same idea"y wolno#ci, o które walczy"em

przez pó! wieku, przekonany g!&boko, $e pr&dzej czy pó#-

niej one zwyci!%&.

Moj" broni" za' – tak jak przez pó! wieku – s" tylko

s"owa, które w tej chwili kieruj! te% nie do tych "aw, lecz

do ca"ego narodu. A je#li kto# uzna je za podburzaj&ce i ze

strachu je skonfiskuje, to przypomn&, $e w tej samej sali

przed 15 laty, zwalczaj&c przed"o%ony bud%et, powiedzia"em

bez przeszkody, %e chc! „zburzy$ spokój mas” przeciwko

wszelkiemu z!u i niesprawiedliwo'ci – i dzi' tylko dotrzy-

muj! swoich zobowi&za'.

Parlament niemy jest nonsensem, a Sejm winien by'

miejscem wolnego s#owa – napisa! Daszy%ski. Dzi' na

niego i na mego szczerego przyjaciela Niedzia"kowskiego

powo"uje si! dzisiejsza PPS, chocia% obaj byli zaci!tymi

przeciwnikami wspólnego frontu [z komunistami] i bronili

wolno#ci s"owa.

Moje s!owa, rzucone z tej trybuny – nawet najostrzejsze –

z pewno#ci& mniej sprzeniewierzaj& si! ju% nie wierno#ci dla

Rze czypospolitej, lecz jej prawom, ni% to, gdy po zamkni!ciu

sesji sej mowej zwo"a"o si! komisje sejmowe, gdy oddawa"o

si! w nich pod obrady przedmioty, których im Sejm nie

przekaza"; gdy lekcewa%y si! jednomy#ln& uchwa"!, powzi!t&

jeszcze przed pó"tora rokiem, %e w przeci&gu 2 tygodni

ma by$ znowelizowany dekret mieszkaniowy, gdy wbrew

istniej&cemu prawu znosi si! obowi&zuj&ce #wi!ta narodowe.

Praworz"dno'( i prawo – o czym dopiero co tak pi&knie

mówi! p. premier Cyrankiewicz – obowi"zuj" nie tylko oby-

wateli, szarych ludzi, lecz równie% tych, którzy maj& w"adz!,

którzy to prawo wydali i którzy s& jego wykonawcami.

Ko'cz&c tym o#wiadczam tedy, %e z polityk& tego rz&du

nie zga dzam si! i jako wyraz tego b!d! g"osowa" prze-

ciwko przed"o%onemu bud%etowi, który ani nie zapewnia

powszechnej wolno#ci, ani nie jest wyrazem sprawiedli-

wo#ci spo"ecznej.

Zygmunt !u"awski

Tekst pochodzi z ksi!"ki: Zygmunt #u$awski – „O ustroju spo-

$ecznym i demokracji”, wst%p, wybór i opracowanie Micha$ &li-

wa, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa '(((. W powy"szym

przedruku pomini%to zapisane w stenogramie zaczepki i wy-

zwiska, autorstwa pos$ów komunistycznych oraz reakcje #u-

$awskiego na nie, a tak"e dygresje.

Redaktor ksi!"ki, z której pochodzi przedrukowany tekst, opa-

trzy$ go nast%puj!cym komentarzem: Dnia !" czerwca premier

Józef Cyrankiewicz wyg#osi# kolejne expose, w którym przedstawi#

dotychczasowe dokonania rz$du. Nast%pnie z#o&ono sprawoz-

danie sejmowej Komisji Skarbowo-Bud&etowej o projekcie usta-

wy i preliminarzu bud&etowym na rok !"'(. W dniu nast%pnym

przyst$piono do dyskusji poselskiej. Zabra# równie& g#os Zygmunt

)u#awski (posiedzenie !(. w dniu *+ czerwca !"'(). By#o to jego

ostatnie wyst$pienie parlamentarne i publiczne.

Page 159: OBYWATEL nr 3(47)/2009

159

„Jeden drugiego brzemiona no!cie…” (Ga ",#)

Droga, jak! przed wielu laty obra" prof. Caro, nie by"a

"atw! ani wdzi#czn!. Walka z ówczesnym kapitali-

zmem to walka z silnymi. Pod tym wzgl#dem Caro

poszed" w $lady prof. Schmollera, reprezentanta szko"y

historyczno-etycznej, przedstawiaj!cej ekonomik#

jako nauk# zwi!zan! z etyk! i g"osz!c! w miejsce

liberalizmu i socjalizmu has"o dobra ogó"u /…/ Ukocha"

on prawd# i walczy" o jej supremacj#, nie zwa%aj!c

ani na nienawi$& mo%nych, ani wzruszenie ramion

oboj#tnych, ani na niezrozumienie ze strony tych,

którym przede wszystkim pragn!" s"u%y& i w obronie

których od najwcze$niejszej swej m"odo$ci stacza"

boje. Wra%liwy i czujny na wszelk! krzywd# ludzk!,

wprz!g" swój twórczy intelekt w obron# s"abszych od

pierwszej chwili swej pisarskiej dzia"alno$ci, pe"nej

m"odzie'czego entuzjazmu i uczuciowo$ci – tak pisa!

w ksi!dze pami"tkowej wydanej po #mierci Leopolda

Caro jego ucze$, Jan Karol Sondel 1.

Natomiast pó"niejszy Prymas, ks. Stefan Wyszy#ski, na

%amach „Ateneum Kap%a$skiego” w ten sposób przedstawia%

lwowskiego ekonomist!: My!l" przewodni" wielkiej ilo-

!ci dzie#, rozpraw i artyku#ów prof. Caro jest walka

o moralno!$ %ycia gospodarczego. Walka o prymat

etyki w %yciu gospodarczym, to bodaj najwi&ksza

zas#uga prof. Caro i dla nauki i dla polskiego %ycia

spo#eczno-gospodarczego. Prof. Caro widzia" dobrze bliski

zwi!zek spraw spo"eczno-gospodarczych z naukami mo-

ralnymi; ró%ne zagadnienia gospodarcze usi"owa" o$wie-

tla& i rozwi!zywa& wed"ug zasad religijno-moralnych

i w nich szuka" $wiat"a dla dzi$ coraz to trudniejszych

rozwi!za' w z"o%onym %yciu gospodarczym. Ju% w swej

pierwszej i znanej ekonomistom zagranicznym pracy,

ujmuj!cej g"#boko zagadnienia lichwy: „Der Wucher,

eine socialpolitische Studie” (Lipsk, 1893, s. 311, XV.)

przyzna# w %yciu gospodarczym etyce pierwsze'stwo

przed wolno!ci"2.

***Leopold Caro urodzi% si! 27 maja 1864 r. we Lwowie

w rodzinie o tradycjach patriotycznych – jego ojciec

Henryk by% powsta$cem z 1863 r. Po uko$czeniu szko%y

powszechnej oraz gimnazjum, rozpocz"% we Lwowie studia

na wydziale prawa, a pó"niej tak$e filozofii, uzyskuj%c

w 1887 r. tytu! doktora praw oraz absolutorium z filozofii.

W latach 1885-1887 podj"% te& studia ekonomiczne w Lipsku

pod kierunkiem prof. Miaskowskiego.

Ju& w czasie studiów du&o publikowa%, g%ównie na tematy

spo%eczno-ekonomiczne. W krakowskim „Czasie” og%asza%

cykliczne „Pogadanki ekonomiczne”. W tamtym czasie po-

wsta%y jego pierwsze wi!ksze rozprawy; w 1892 r. w Lipsku

ukaza%a si! po#wi!cona problematyce &ydowskiej praca „Die

Judenfrage eine ethische Frage”, któr% rok pó"niej przet!u-

maczono na polski i wydano w kraju. W drukarni „Czasu”

opublikowa% natomiast rozpraw! po#wi!con" Augustowi

Cieszkowskiemu, w której nazywa dzie%o autora „Ojcze

nasz” r!kawic" rzucon" ca%emu materialistycznemu #wiatu

i protestem przeciw uciskowi, niewoli i $lepej nienawi$ci

jednych a zaskorupia"emu egoizmowi i bezczynno$ci

a rozpu$cie drugich…3.

W tym samym roku ujrza%y #wiat%o dzienne kolejne jego

prace w j!zyku polskim i niemieckim, które przynios%y mu

ju$ pewien rozg!os – stanowi!y one podsumowanie bada#

dotycz"cych zagadnienia lichwy4. W pracach tych Caro

zdecydowanie i ostro wyst!pi" przeciwko lichwiar-

stwu, #!daj!c surowego karania osób paraj!cych si$

tym procederem. W zwi"zku z tym oczywi#cie musia%

pokusi& si' o definicj' lichwy. Du$a cz'(& wzmiankowa-

nych rozpraw to w%a#nie rozwa&ania teoretyczne dotycz"ce

tego zagadnienia, wszystko to Caro ilustruje konkretnymi

przyk%adami z Galicji, pokazuj"cymi mechanizmy, omijanie

W imi! dobra wspólnegoLeopold Caro – teoretyk solidaryzmu chrze!cija"skiego

Z POL SKI RODEM

$% &'(. R')'* +,-./&'

Page 160: OBYWATEL nr 3(47)/2009

160

prawa, ró!nego rodzaju machinacje osób trudni"cych si#

lichw". Ksi"!ka „Der Wucher” spotka$a si# z bardzo przy-

chylnym przyj#ciem najwybitniejszych wówczas ekonomi-

stów, obszerne recenzje ukaza$y si# m.in. w presti!owych

pismach „Jahrbücher für Nationalökonomie” i „Political

Science Quarterly”.

Po zdaniu egzaminu adwokackiego, na trzy lata osiad$ Caro

we Lwowie. Do pracy habilitacyjnej usi$owa$ go pozyska% jego

lwowski profesor, Roman Pilat, do czego jednak nie dosz$o,

podobnie zreszt! jak w przypadku pó"niejszej propozycji

z Uniwersytetu Lipskiego. W 1897 r. po &lubie z Salome"

Cheli'sk" przeniós$ sw" kancelari# prawn" do Krakowa.

Maj"c zapewnione znaczne wp$ywy z praktyki adwokackiej,

coraz wi#cej uwagi po&wi#ca$ sprawom naukowym.

Przede wszystkim zainteresowa$a go kwestia emigra-

cyjna, po!wi"ci# wiele czasu i !rodków na zbadanie

po#o$enia polskich emigrantów zarówno sta#ych, jak

i sezonowych. Jak pisze Jan K. Sondel: Emigranta trak-

towano wtedy na równi z towarem jako !adunek okr"-

towy; o obowi#zkach spo!ecze$stwa i pa$stwa wobec

wychod!ców nikt nie my"la# /…/ [Caro] pierwszy i jedyny

w Europie, z wielkim nak!adem w!asnych funduszów

obje"d"aj#c porty europejskie, z których wyje"d"ali nasi

wychod!cy, badaj"c urz"dzenia w portach, stan okr#tów,

opiek$ duchown#, badaj#c bezpo%rednio wyje"d"aj#cych

i przyje$d$aj"cych do kraju wychod!ców, wypytuj"c si#

o ich los, koresponduj#c z konsulami w Ameryce, stu-

diuj#c pras$ zamorsk# /…/ zebra! w ci#gu lat czterech

(1905-1909) ogromny materia! i zdoby! tak gruntown#

znajomo%& zagadnie' emigracyjnych, "e miewa! w tej

dziedzinie odczyty w Wiedniu, Berlinie, Budapeszcie,

Pradze, Brukseli, Dre!nie, Warszawie, Lwowie i Krakowie.

Zosta! te" delegowany przez Austriackie Towarzystwo

Ekonomiczne /…/ na kongresy w Berlinie 1909 i w Buda-

peszcie 1910, gdzie uda!o mu si" przeprowadzi% szereg

rezolucji, zawieraj#cych program nowoczesnej polityki

emigracyjnej i wyjedna% znaczne ulgi dla polskich

robotników sezonowych w Niemczech5. Zaowocowa$o

to wszystko tym, i! wybitny niemiecki ekonomista Gustaw

von Schmoller, prezes Towarzystwa Polityki Spo$ecznej

(Verein für Sozialpolitik), zaprosi$ go do napisania ksi"!-

ki po&wi#conej polityce emigracyjnej. Efektem tego sta$a

si# praca „Auswanderung und Auswanderungspolitik in

Österreich”, wydana w 1909 r. w Lipsku w presti!owej serii

„Schriften des Vereins für Socialpolitik”.

W czasie pobytu w Krakowie, Caro wraz z ks. W$odzi-

mierzem Ledóchowskim, pó"niejszym genera#em jezuitów,

za#o$y# Towarzystwo !w. Antoniego opiekuj%ce si"

szwaczkami, Towarzystwo !w. Zyty, zajmuj%ce si"

losem s#u$by domowej oraz Towarzystwo !w. Józefa,

opiekuj%ce si" robotnicami z krakowskiej fabryki

cygar. Prowadzi# równie$ darmowe biuro porad

prawnych.

W 1914 r. zosta$ powo$any do armii austriackiej, w której

s$u!y$ do ko'ca wojny, kiedy to zg$osi$ si# jako ochotnik

do wojska polskiego. Pe#ni!c s#u$b% we Lwowie jako ofi-

cer korpusu s"dowego, otrzyma$ z Politechniki Lwowskiej

propozycj# obj#cia katedry ekonomii spo$ecznej. Przyj"$ j"

i wkrótce zosta$ mianowany profesorem ekonomiki spo-

$ecznej i nauk prawniczych. W latach 1922-1923 wyk$ada$

równie! na Uniwersytecie Jana Kazimierza w zast#pstwie,

sprawuj"cego wówczas urz"d ministra, Stanis$awa Grab-

skiego. W 1927 r. zosta$ wybrany prezesem Polskiego

Towarzystwa Ekonomicznego, które przez 12 lat, kiedy

sprawowa$ t# funkcj#, rozwin#$o dzia$alno&% na szerok"

skal#. W tym samym roku zosta$ równie! powo$any

przez ówczesnego premiera, Kazimierza Bartla, na cz$on-

ka Komisji opiniodawczej przy Komitecie Ekonomicznym

Rady Ministrów. W 1934 r. na !yczenie papie!a Piusa XI

zosta$a powo$ana przez Prymasa Polski, kardyna$a Augu-

sta Hlonda, Rada Spo$eczna, która za g$ówny cel stawia$a

sobie popularyzowanie programu spo$ecznego, zawartego

w encyklice Quadragesimo anno. Prezesem Rady zosta$

ks. Antoni Szyma'ski, natomiast funkcj# wiceprezesa do

1938 r., kiedy to zrezygnowa$ ze wzgl#du na stan zdrowia,

pe$ni$ w$a&nie Leopold Caro.

Okres II Rzeczypospolitej to czas, w którym powsta$y

najwa!niejsze jego prace. Przedstawi$ w nich swoj" wersj#

solidaryzmu chrze&cija'skiego. Zagadnienie to przewija si#

we wszystkich jego pracach, pocz"wszy od najwcze&niej-

szych, pocz"tkowo jednak taka problematyka obecna by$a

naskórkowo. We w pe$ni dojrza$ej i wykrystalizowanej for-

mie podj"$ j" w$a&nie w latach mi#dzywojennych, w takich

pracach jak: „Zasady nauki ekonomii spo$ecznej”, „Solida-

ryzm”, „Wspó$czesne pr"dy gospodarcze a spó$dzielczo&%”,

„Zmierzch kapitalizmu”, „Problem spo$eczny w katolickim

o&wietleniu”, „Prawa ekonomiczne i socjologiczne”, „Libe-

ralizm i kapitalizm” czy „Kapitalismus und Solidarismus”.

Zmar$ 8 lutego 1939 r., zosta$ pochowany na Cmentarzu

(yczakowskim we Lwowie.

***Nale!y zgodzi% si# z jego uczniem, i! niemo!liwym jest

wyodr#bnienie w pracach Caro poszczególnych zagadnie',

!e próba oddzielenia od siebie problematyki etycznej,

W oczach socjalistów ka!dy, kto nie przysi"ga na Marksa i nie jest zwolennikiem jego teorii materializmu dziejowego, jest tym samym „drobnomieszczaninem”, zwyczajnym „bur!ujem”, z którym i mówi# nie warto.

Page 161: OBYWATEL nr 3(47)/2009

161

spo!ecznej, ekonomicznej, filozoficznej czy socjologicznej jest

z góry skazana na niepowodzenie i musi razi! sztuczno"ci#.

Caro bowiem traktowa$ wszystko to $#cznie, kwestie te

przeplata$y si% w jego pracach, zachodzi$y na siebie, daleki

by$ od „kawa$kowania” &ycia ludzkiego czy spo$ecznego,

wyodr%bniania z niego rzekomo izolowanych obszarów. Sto-

j#c na stanowisku uniwersalistycznym, widzia! dok!adnie

zaz"bianie si" zjawisk gospodarczych z rozmaitymi

przejawami #ycia. Z tego wzgl"du obc$ i nie#yciow$

by!a dla Niego koncepcja „cz!owieka ekonomicznego”,

wyja!owionego ze wszystkich uczu%, któr$ pos!ugi-

wa!a si" szko!a liberalna przy formu!owaniu swych

praw ekonomicznych6. Sam Caro zreszt# podkre"la$,

i& solidaryzm traktuje ekonomik! jako nauk! opart"

na etyce, rozumie, #e cz$owiek my%l"cy, dzia$aj"cy

i gospodaruj"cy, nie dadz" si! od siebie od$"czy& i #e

ka#dy cz$owiek, maj"cy samoistny, wy#szy cel w #yciu,

dzia$a i gospodaruje zarazem z tych wy#szych pobudek,

w których tkwi r!kojmia przysz$ego rozwoju i spe$nienia

pos$annictwa ca$ej ludzko%ci7.

Czym jest ów solidaryzm? Poj%cie to jest do"! powszech-

nie u&ywane, w ci#gu kilku ostatnich lat by$o odmieniane

przez wszystkie przypadki, jednak&e niewielu tak naprawd%

potrafi co" na jego temat powiedzie#. Traktowane jest przez

tych, którzy nim szermuj#, raczej jako swoisty wytrych,

s$owo-klucz czy pa$ka na przeciwników politycznych.

Tymczasem jest to rozbudowana doktryna, maj#c# solidne

podstawy teoretyczne, swoj# histori%, odmiany i wybitnych

przedstawicieli.

Co gorsza, widoczna jest a& nadto tendencja, o której

pisa$ ju& Caro, polegaj#ca na sprowadzaniu ca$okszta$tu

spraw ekonomiczno-spo$ecznych do walki mi%dzy li-

beralizmem a socjalizmem. Wszelkie inne rozwi#zania,

„trzecie drogi”, mia!yby by# jedynie zakamuflowan$, s!u-

&#c# zmyleniu przeciwnika wersj# jednej z tych koncepcji

lub idee fixe niepoprawnych marzycieli-teoretyków. S"

ludzie wmawiaj"cy w ogó$ – pisa! Caro – #e dwa tylko

kierunki, dwa %wiatopogl"dy istniej" w nauce eko-

nomii spo$ecznej, liberalny, czyli indywidualistyczny

i socjalistyczny. Dla prawowiernych libera!ów ka#dy,

kto #$da od kapita!u ruchomego uwzgl"dniania in-

teresu publicznego tak#e i wówczas, gdy wchodzi on

w kolizj" z interesem maj$tkowym jednostek, otrzy-

muje w najlepszym razie przydomek marzyciela lub

cz!owieka przy zielonym stoiku, nie rozumiej$cego

praktycznego #ycia. Najch"tniej przedstawiono by

go jako prostego ignoranta lub ukrytego socjalist"

i nawet czyni si" tak, póki tylko to jest mo#liwym. /…/

Podobn$ jest sytuacja i po drugiej stronie. W oczach

socjalistów /…/ ka#dy, kto nie przysi"ga na Marksa

i nie jest zwolennikiem jego teorii materializmu

dziejowego, jest tym samym „drobnomieszczaninem”,

zwyczajnym „bur#ujem”, z którym i mówi% nie warto.

W tej sytuacji, atakowani z dwóch stron, znale!li

si" w Europie powojennej w chwili renesansu my&li

liberalnej, dawni zwolennicy szko!y historyczno-

etycznej niemieckiej, solidarystycznej francuskiej

i szko!y samopomocy spó!dzielczej z Nimes, demokraci

chrze&cija'scy i solidary&ci. Leon Bourgeois i Gustaw

Schmoller, Leon XIII i Walter Rathenau, Henryk Pesch,

Karol Diehl i Othmar Spann, Henryk Ford i Benito

Mussolini, s$owem wszyscy, ludzie ró#nych wyzna'

i obozów politycznych, którzy widz" jasno zarówno

bezdro#a liberalizmu, jak i nieuniknione przepa%ci

socjalizmu8.

Wró!my jednak do solidaryzmu. Sam termin jest sto-

sunkowo m$ody, jako jeden z pierwszych u&y$ go francuski

saintsimonista Pierre Leroux (ten sam, który przypisywa$

sobie równie& ukucie poj%cia socjalizm) w 1839 r. na

$amach lewicowego „L’Humanité Socialiste”. Przez d$ugi

czas okre"lenie to charakteryzowa$o pogl#dy niemarksi-

stowskiej lewicy, która odrzucaj#c kapitalizm dystansowa$a

si% równocze"nie od ideologii walki klasowej. Caro jednak

podkre!la, "e korzenie solidaryzmu s# o wiele starsze,

jego przewodnie idee odnajduje on w Mahabharacie,

my!li Lao-Tse, Pa'stwie Platona, Polityce Arystotelesa,

w Starym i Nowym Testamencie, filozofii stoików,

pismach Ojców Ko!cio$a czy !w. Tomasza z Akwi-

nu, a nawet wskazuje takowe w „Badaniach nad

natur# i przyczynami bogactwa narodów” Adama

Smitha. Nast%pnie za" przywo$uje jako bezpo"rednich

prekursorów kierunku solidarystycznego nazwiska tak

wydawa$oby si% odleg$ych ideowo my"licieli, jak Adam

Müller, Jean Charles Sismonde de Sismondi, Henri Saint-

Simon, Philippe Buchez, August Comte, Charles Fourier,

Louis Blanc, Pierre-Joseph Proudhon, Charles Kingsley,

Thomas Carlyle, John Ruskin, Benjamin Disraeli, William

Godwin, Piotr Kropotkin, Frédéric Le Play, Albert de Mun,

René de La Tour du Pin, ks. Franz Hitze, bp Wilhelm von

Ketteler, Karl von Vogelsang, Leon XIII.

Za w$a"ciwego twórc% solidaryzmu, ju& jako okre"lonej

szko$y czy kierunku my"lowego, uznaje natomiast Char-

lesa Gide’a (lidera szko$y z Nimes, jednego z czo$owych

teoretyków spó$dzielczo"ci), który wskaza$ na trzy g$ówne

zasady solidaryzmu. Po pierwsze, jak podkre"la Gide, nawet

egoista, rozumiej#cy jednak istnienie solidarno!ci

mi!dzyludzkiej, winien dobrze "yczy# bli$nim,

wiedz#c, i" wszystko dobre i z$e co si% im przyda-

rzy, wp$ywa równie" na jego losy. Po drugie, musi

sam wobec innych dobrze post%powa&, w zwi#zku

z wp$ywem ich po$o"enia na swoje w$asne. Wresz-

cie, ka"dy pod wp$ywem tego kierunku musi sta&

si% wyrozumialszy dla b$%dów innych, a bardziej

wymagaj#cy wobec siebie samego9.

Kolejny twórca solidaryzmu par excellence to Leon

Bourgeois, autor pracy „La solidarité”, w której wskazywa$,

i& jedni zyskuj# przewag% nad innymi cz%sto bez w$asnej

zas$ugi, z czego wynika konieczno"! zmian w imi% spra-

wiedliwo"ci. Dopiero gdy uznamy jednych za d$u&ników

drugich, kiedy zrozumiemy, i& niektórzy wzbogacaj# si%

Page 162: OBYWATEL nr 3(47)/2009

162

kosztem innych, przyw!aszczaj"c sobie korzy#ci, na które

nie zapracowali, mo$e nast"pi% wyrównanie. Powstaje

w ten sposób rodzaj quasi-kontraktu pomi!dzy lud"mi,

który rodzi okre#lone zobowi$zania – to, co dotychczas

uznawane by!o za zwyk!y akt hojno#ci, staje si& w #wietle

tych ustale' aktem sprawiedliwo#ci, sp!aceniem d!ugu

i niczym wi&cej10.

Solidaryzm przeciwstawia si& zarówno zasadom lese-

feryzmu, jak i marksizmu, jednak$e si!" rzeczy, w zwi"zku

z dominacj" w ówczesnym #wiecie liberalizmu ekonomiczne-

go, Caro gros uwagi po#wi&ca krytyce „prawd objawionych”

przedstawicieli tego ostatniego. Jak podkre#la, naczelna teza

liberalizmu g!osi, $e ka$dy winien dba% o w!asny interes,

o dobro w!asne, a „ca!o#% sama si& z!o$y”, suma dóbr jed-

nostkowych sk!ada si& bowiem na dobro wspólne. Egoizm

jest czym# po$"danym i dobrym, gdy$ przynosi korzy#%

ogó!owi, mo$na wi&c mówi% o sacro egoismo, czy nawet

za Ayn Rand o cnocie egoizmu. Liberalizm w tym podobny

jest do g!sienicy, siedz!cej na li"ciu a nie wiedz!cej

i nie troszcz!cej si# o drzewo, którego integraln! cz#"ci!

jest ga!"#, a jej znów cz"stk" li$% ów zjadany przez to

$ar%oczne a ograniczone stworzenie, podczas gdy soli-

daryzm widzi w spo!ecze"stwie samoistny organizm,

#yj$cy w!asnym #yciem i naginaj$cy jednostki, acz

nie pozbawione, jak w kolektywizmie, gospodarczej

samodzielno%ci, do dzia!ania gwoli dobru publiczne-

mu11. Solidaryzm bowiem odrzuca zdecydowanie

traktowanie cz!owieka jako "rodka s!u#$cego osi$-

gni%ciu okre"lonego celu – niewa#ne, czy tym celem

jest zysk jednostki, kapitalisty, czy korzy"& ogó!u,

na któr$ powo!uje si% komunizm.

Caro krytykuje równie$ hipokryzj& libera!ów, którzy

powo!uj"c si& na wy$szo#% idei mi!o#ci nad zasad" sprawie-

dliwo#ci, domagaj" si& wy!"cznie dobrowolnych #wiadcze'

na rzecz bli"nich, wskazuj$c, i% przymusowo#& pozbawia

je jakiejkolwiek warto#ci moralnej, a dobroczy'ców ja-

kiejkolwiek zas!ugi. W #yciu spo!ecznym, jak pisze

Caro, idzie jednak nie o pobudki czynów dobrych,

rozstrzygaj$ce w dziedzinie religii i etyki. Idzie przede

wszystkim o same czyny. Nie o danie sposobno%ci temu

lub owemu, by sam wzniós! si& na wy#szy szczebel

moralny lub zyska! pochwa!& wspó!obywateli, ale

o to, aby ka#dego wspó!mieszka"ca danego pa"stwa

zabezpieczy' przed ostateczn$ n&dz$ niezale#nie

od stopnia u%wiadomienia spo!ecznego i poczucia

obowi$zku poszczególnych jednostek i ka#demu ze

swego nadmiaru przyj%' w razie potrzeby z pomoc$.

Pole dobroczynno!ci i mi"o!ci bli#niego pozostaje obok

tego jeszcze bardzo szeroko otwarte12.

Kapitalizm, maj$c jako ide! przewodni$ zysk, deifi-

kuj"c go, traktuj"c jako bo$ka, któremu wszystko musi

by% podporz"dkowane, implikuje liczne patologie. Caro

daje liczne przyk!ady takich zachowa' wyp!ywaj"cych

w!a#nie z kapitalistycznego oddawania czci Mammonowi.

I tak w Brazylii – pisze on – w roku 1930 zniszczono

4 miliony krzaków kawowych. Ogromnych ilo"ci kawy

u$yto jako nawozów lub je spalono. W Santos zatopiono

w morzu 5000 worków dobrej kawy brazylijskiej. Pe%ne

%adunki okr#towe cukru oraz wiele tysi#cy cetnarów

korzeni zatopiono w morzu. W Argentynie zu$ywa

si# ogromne masy kukurydzy na karm# dla byd%a lub

si# je spala. Od kilku lat pali si# bawe%n# w Ameryce,

Egipcie, Indiach, a farmerzy bawe%ny popadli w n#dz#

wskutek niemo$no"ci jej zbytu. /…/ Na Cejlonie zrywa

si# z ro"lin herbacianych tylko po dwa listki zamiast

trzech w celu obni$enia zbiorów o 75-100 milionów

funtów angielskich. A równocze"nie tyle milionów ludzi

%aknie herbaty, kawy, cukru i ciep%ych ubra&, a tylko

nie jest w stanie za nie zap%aci'13.

D"$enie do jak najwi&kszego zysku indywidualnego

spowodowa!o wi&c zupe!ne nieliczenie si& z dobrem czy

interesem powszechnym. Zysk jest warto#ci" najwy$sz"

i jedyn", której wszystko inne zosta!o podporz"dkowane.

Wychodz"cy z tego za!o$enia „cz!owiek ekonomiczny” czyni

tylko to, co przynosi mu korzy#%, co jest zgodne z jego

indywidualnymi interesami, nie zwa$aj"c przy tym na

inne warto#ci czy dobro spo!eczne. Dostarcza broni dla

Burów podczas wojny z nimi, chocia$ jest Anglikiem,

uwa$a bowiem, $e wojn# prowadzi pa&stwo, a jego

interes indywidualny nie mo$e z tego powodu ponie"'

uszczerbku. Je"li rz!d chi&ski zabrania dowozu do Chin

opium, w interesie zdrowia i $ycia w%asnych obywateli,

w imi# wolno"ci handlu wymusza na rz!dzie brytyjskim

wojn# z Chinami, z powodu tak zacofanego zakazu:

wszak je"li opium szkodzi zdrowiu Chi&czyków, sami

b#d! mieli ten rozum, $e nie b#d! go kupowali. Jego

sumienie kapitalistyczne nic mu nie mówi, $e sprzedaj!c

towar szkodliwy dla ludzkiego zdrowia i $ycia pope%nia

zbrodni#, tudzie$ $e nie wszyscy ludzie wiedz! równie

dobrze, co wychodzi na ich szkod#14.

Odrzuca równie# Caro ide% wolnej konkurencji

w wersji propagowanej przez teoretyków liberalizmu.

Poddaje krytyce przekonanie, #e mamy tutaj do czy-

nienia z samoreguluj$cym si% mechanizmem, który

powoduje, i# np. ceny uk!adaj$ si% na optymalnym

poziomie. Ceny tworzone przez woln! konkurencj# –

pisze Caro – maj! by' najlepsze, najodpowiedniejsze,

„naturalne”. Ale wszak poszczególni kupuj!cy i sprzeda-

j!cy nie maj! przecie pogl!du na ca%o"' rynku i skoro

ka$dy z nich – wiedz!c w najlepszym razie wszystko, co

zasz%o przedtem i nie wiedz!c z natury rzeczy tego, co

robi! równocze"nie inni konkurenci, to bowiem os%oni#te

jest tajemnic! interesu – powi#ksza lub odnawia swoj!

produkcj#, musi w nast#pstwie powsta' chaos i nadmiar.

Co wi#cej, ka$de nowe c%o, nowy traktat handlowy, nowa

taryfa frachtowa, nowy wynalazek, odkrycie nieznanego

dot!d miejsca istnienia surowca lub otwarcie nowego

terenu zbytu zmieni' mog! /…/ zasadnicze warunki

wymiany mi#dzynarodowej. /…/ Czy rolnik czeka mo$e

na automatyczne pokonanie chwastów przez pszenic#,

Page 163: OBYWATEL nr 3(47)/2009

163

czy te! czynnym wspó"dzia"aniem, w danym wypadku

bezwzgl#dnym t#pieniem chwastów „miesza si#” do

produkcji? I czy nie zwymy$lano by go od idiotów, gdyby

post#powa" wedle pierwszego szablonu? W Polsce moc

jest ludzi, maj%cych starsze tradycje gospodarcze, wi#ksz%

wpraw# i zdolno$ci handlowe od rdzennych Polaków.

Ludzie ci nie s% lub jeszcze nie s% Polakami i sami si#

do tego przyznaj%. Sympatiami swymi ci%!% cz#sto ku

krajom le!%cym poza Polsk%. Dlaczego! ich zwyci#stwo

mia"oby by& konieczno$ci% gospodarcz% i dlaczego

rz%dowi polskiemu nie mia"oby by& wolno pomaga&

Polakom, aby byli panami we w"asnym domu15.

Wolny rynek to dla Caro tak naprawd! mit, który

zosta" stworzony przez oligopole i monopole, aby

zabezpieczy# ich interesy. Wolnej konkurencji

we w"a$ciwym tego s"owa znaczeniu nie ma we

wspó"czesnym $wiecie, poniewa% doskonale dbaj&

o to kartele. Woln% konkurencj# porzucili ostatecznie

w"a$nie jej wyznawcy w kartelach. Zachowa"a ona

!ywot tylko w podr#cznikach szkó" akademickich16.

Podstawowa zasada ekonomiczna libera!ów – tanio kupowa",

drogo sprzedawa" – równie# zostaje przez Caro ca!kowicie

zdyskredytowana, jako nie maj!ca wi"kszego sensu, efek-

towna, acz pozbawiona tre#ci. Przecie$ aby kto$ tanio

kupi", kto$ inny musi mu dan& rzecz tanio sprzeda#,

i odwrotnie: aby drogo sprzeda!, musi si" znale#!

osoba, która pod wp"ywem nag"ej potrzeby dany

towar przep"aci. Na po!ow" ludzi robi#cych dobre

interesy, wypada!aby w ten sposób druga po!owa

krocz#cych prost# drog# ku ruinie. Okazuje si" st#d,

$e ta idea przewodnia liberalizmu gospodarczego ju$

w za!o$eniu swym obliczona jest nie na przyniesienie

po$ytku ca!emu ogó!owi ludzi, ale $e jest has!em pa-

so$ytniczym, wymagaj#cym dla w!asnej egzystencji

i rozwoju utrzymania po!owy ludzko%ci na poziomie

zupe!nego analfabetyzmu gospodarczego17.

Spi%owe prawa ekonomii, na które cz!stokro#

powo"uj& si! libera"owie, to zdaniem lwowskiego

naukowca kolejny wybieg. Nie ma bowiem $adnych

„niez%omnych” czy „$elaznych” praw gospodarczych, których

wyszukiwaniem trudni! si" my#liciele liberalni, uznaj!cy,

i$ rol! nauki i rozumu jest ich wykrywanie, a nast"pnie

implementacja. Podkre#laj! oni ca%kowit! autonomi" tej

dziedziny $ycia, odrzucaj!c wszelk! ingerencj" „pozago-

spodarczych” czynników, takich jak moralno#& czy pa'-

stwo. Tajemnicze prawa gospodarcze – pisze z ironi$

Caro – wydaj% si# wi#c silniejszymi, ni! si"a elektryczna

pioruna, ujarzmionego wszak przez piorunochrony; si"a

przyci%gania ziemi, zniwelowana przez aeroplany; ni!

wszelka odleg"o$&, unicestwiona przy pomocy telegrafu

czy telefonu; ni! przeszkody gór i oceanów, usuni#te

w drodze budowy tuneli, statków i "odzi podwodnych. Tu

wola ludzka zwyci#!y"a, tam tylko !adnej nie odgrywa

roli. Niezwyk"a to istotnie pot#ga praw gospodarczych!18

Kapitalizm wedle Caro przyczynia si! do erozji wi!-

zi mi"dzyludzkich, atrofii komunikacji spo$ecznej,

niszczy naturalne wspólnoty, których istnienia nie

potrzebuje i nie zauwa%a, widz&c jedynie jednostk!,

RYS.

A. P

IETR

ZAK

Page 164: OBYWATEL nr 3(47)/2009

164

wyalienowanego homo oeconomicusa. Jedyny zwi!zek,

który pozostaje, to – mówi!c s"owami Thomasa Carlyle’a –

cash nexus, wszystko staje si" przedmiotem handlu, kontrak-

tu, oceniane jest przez pryzmat zysku, jaki mo#e przynie$%.

Rockefeller – podkre#la autor „Solidaryzmu” – na widok

go!"bi, my#li o ich cenie na targu, jak sam przyznaje

si" do tego w swoich pami"tnikach. Nie przychodzi mu

na my#l ich pi"kno#$, wzajemne przywi%zanie do siebie,

ani fakt, &e by!y one od tysi"cy lat symbolem pokoju

i mi!o#ci. /…/ Przyroda, to dla niego surowce, które mo&na

odszuka$ w g!"bi ziemi, to dochody z gleby i hodowli,

nic wi!cej. Drugi cz"owiek, to b#d$ si"a kapita"owa,

b#d$ te% r!ce robocze19.

W ten sposób system ów prowadzi do dehumanizacji

i reifikacji cz"owieka, przyczynia si$ te% do zalewu byle-

jako$ci i tandety, przyj"cie tych zasad implikuje bowiem

uniformizacj", po$piech, oparcie produkcji na zasadzie

„jak najwi"cej i jak najszybciej”. Caro wskazuje na spó&-

dzielczo$% jako model, który wart jest propagowania, gdy#

sprzyja tworzeniu wi"zi mi"dzyludzkich, solidarno$ci, uczy

wspó&pracy i samopomocy. Spó&dzielczo$%, jego zdaniem,

przynosi niezwykle donios&e i pozytywne zmiany gospo-

darcze, ale, co nawet bardziej istotne, tak#e mentalne,

zmieniaj!c gruntownie my$lenie ludzi; wszystko to dobrze

s&u#y sprawie solidaryzmu, przybli#a jego ustanowienie, st!d

z ca&! moc! nale#y j! wspiera%20. !adna ustawa sama

przez si", cho#by najlepsza, $aden przymus etatyzmu

i socjalizmu nie zda si" na nic, gdy materia% ludzki

b"dzie lichy i t"py. Przerabianie ludzi na lepszych

i dojrzalszych to szczytne zadanie spó%dzielczo&ci21.

Warto nadmieni%, i# w twórczo$ci Caro pobrzmiewaj!

wyra&nie pewne w!tki mesjanistyczne, jego zdaniem bo-

wiem Polska ma szczególne predyspozycje, by wprowadzi%

idee solidarno$ci i sprawiedliwo$ci, nie tylko w stosunki

gospodarcze, ale i narodowe.

Ksi!dz Józef Tischner pisa& w ksi!#ce „Etyka solidar-

no$ci”, i# solidarno$% wyrasta na fundamencie poczucia

wspólnoty mi$dzy lud&mi. Gdy cz"owiek zrozumie, %e nie

jest samotn! monad!, i# nigdy nie jest sam, wtedy dopiero

mo#e rozkwitn!% solidarno$%, stanowi!ca spontanicznie

powsta&! wspólnot" ludzi dobrej woli. Solidarno$% to przede

wszystkim budowanie i tworzenie, a nie walka czy niszczenie;

dzia&a ona dla dobra ogó&u, a nie przeciw komukolwiek22.

Ucze' prof. Caro w swoich wspomnieniach natomiast s&usz-

nie podkre$la&, i#: Nie ulega w%tpliwo#ci, &e solidaryzm

wymaga przemiany dusz i dlatego trudno liczy$ na

wprowadzenie go w &ycie z dnia na dzie'. Prof. Caro

jednak g!"boko wierzy!, &e przemiana taka jest mo&liw%

i ca!e &ycie po#wi"ci! pracy nad jej przygotowaniem

i urzeczywistnieniem. Wierzy! w pot"g" woli ludzkiej,

która zdo!a!a ujarzmi$ pot"&ne si!y przyrody i zaprz%c

je do pracy dla swego dobra. Wierzy!, &e za post"pem

technicznym pójdzie i post"p moralny ludzko#ci, który

dopiero umo&liwi korzystanie wszystkim ze zdobyczy

geniuszu ludzkiego23.

Na zarzuty, i# solidaryzm jest jedynie konstruktem my-

$lowym, niedostatecznie rozwini"tym, nie maj!cym #adnego

potwierdzenia w rzeczywisto$ci, Caro odpowiada& za$, i#

krytycy solidaryzmu zachowuj! si" w tym przypadku tak

samo, jak ów systematyk niemiecki, który wzbrania!

si" wej#$ do wody, póki nie nauczy si" p!ywa$. Innymi

s!owy, postanowiono za$'da# od reprezentantów soli-

daryzmu i kierunków pokrewnych opracowania we

wszystkich szczegó%ach planów przysz%ego gospodarstwa

spo%ecznego, by w ten sposób przenie&# teren dyskusji

z krytyki kapitalizmu na krytyk" nowych pomys%ów.

!ycie jednak nie czeka i zanim ten program zostanie

w sposób zadowalaj'cy wielki kapita% opracowany we

wszystkich szczegó%ach, mo$e nast'pi# potop. P%ywa#

bowiem nauczy# si" mo$na tylko w wodzie24.

dr hab. Rafa! "#tocha

Przypisy:

Dr J. K. Sondel, !. !yciorys i prace "p. prof. dra Leopolda Caro /w:/

Ksi#ga pami$tkowa ku czci "p. dra Leopolda Caro, prezesa Polskie-

go Towarzystwa Ekonomicznego i profesora ekonomii Politechniki

Lwowskiej, pod. red. E. Hauswalda, Lwów !"#", ss. !!, !#.

ks. S. Wyszy$ski, %. %p. Prof. Leopold Caro, „Ateneum Kap&a$skie”

!"#", t. '#.

Dr L. Caro, #. August Cieszkowski, Kraków !("#, s. !).

L. Caro, '. Lichwa na wsi w Galicji w latach &'()-&'*&. Pogl$d na

zebrany dot$d materia+ statystyczny wraz z projektem nowego

badania w tym przedmiocie, Lwów !("#; Idem, Der Wucher. Eine

socialpolitische Studie, Leipzig !("#.

Dr J. K. Sondel, op. cit., s. %!.).

W. Romanów, *. Wspomnienie /w:/ Ksi#ga pami$tkowa…, s. !+).

L. Caro, +. Solidaryzm. Jego zasady, dzieje i zastosowania, Lwów

!"#!, ss. )-*.

Ibid., ss. )-*.(.

Ibid., s. (+.".

Ibid., s. ++.!,.

Ibid., s. +.!!.

Ibid., ss. !,-!!.!%.

Idem, !#. Zmierzch kapitalizmu, Pozna$ !"#', s. !%.

Idem, !'. Zasady nauki ekonomii spo+ecznej, Lwów !"%*,

ss. !*'-!**.

Idem, !). Zmierzch…, ss. !'-!).

Idem, !*. Liberalizm i kapitalizm, W&oc&awek !"#+, s. #,.

Idem, Zmierzch…, s. %#; Idem, !+. Liberalizm…, s. #'.

Idem, !(. Solidaryzm…, s. %,*.

Idem, !". Liberalizm…, ss. "!-"%.

Idem, %,. Wspó+czesne pr$dy gospodarcze a spó+dzielczo",, Lwów

!"#%, ss. !#-!'. Zob. te- rozdzia& Przez spó+dzielczo", do solidary-

zmu /w:/ Idem, Solidaryzm…, s. %%".

Idem, %!. Solidaryzm…, s. %'".

J. Tischner, %%. Etyka solidarno"ci, Kraków !"(!.

W. Romanów, op. cit., s. !++.%#.

L. Caro, %'. Wspó+czesne pr$dy…, s. !!.

Page 165: OBYWATEL nr 3(47)/2009

165

Krzyczeli, !e"my stumanieni, Nie wierz#c nam, !e chcie$ – to móc!„My, Pierwsza Brygada” (autor nieznany)

W kraju, gdzie posta! Józefa Pi"sudskiego stano-

wi jedn# z najwa$niejszych „ikon” politycz-

nych, ma"o kto pami%ta o czo"owym ideolo-

gu jego &rodowiska. W kraju, w którym niedawno rz#dzi"a

partia nawo"uj#ca do „rewolucji moralnej”, niemal nikt nie

wie, $e ju$ wiele lat temu kto& pos"ugiwa" si% tym has"em

w polityce.

Je!li mówi" o ruchu umys#owym obozu rz$dowego

po maju 1926, to stworzy# go w#a!nie Adam Skwarczy%-

ski – pisa! Andrzej Micewski. Ale posta" ta zas!uguje na

pami%! nie tylko, ani nawet nie przede wszystkim jako

„mózg” sanacji. Skwarczy%ski to wielki nauczyciel, któ-

ry nieustannie przypomina!, "e "ycie publiczne to

przede wszystkim problem moralny. Nauczyciel, który

uczy! jednocze#nie patrzy$ i w niebo, i na ziemi%. Cel

musi by$ wysoki, realizacja prawdziwa, przyziemna,

niefa!szowana pi%knym s!ówkiem – tak wspomina! go

ucze' i wspó"pracownik, Jan Hoppe.

***Urodzi" si% 3 grudnia 1886 r. w Wierzchni Polnej w Ma"o-

polsce Wschodniej, w zubo$a"ej rodzinie ziemia'skiej. Jego

ojciec, Wincenty, to uczestnik powstania styczniowego,

za& matka Maria by"a córk# powsta'ca listopadowego. Po

&mierci ojca, gdy ch"opiec mia" zaledwie dwa lata, rodzina

przenios"a si% do Lwowa.

Tu w roku 1898 rozpocz#" nauk% w gimnazjum. Nale$a"

do tajnych kó"ek samokszta"ceniowych polskiej m"odzie$y.

Do raczej standardowych, lecz g"%boko prze$ywanych lek-

tur Mickiewicza, S"owackiego i Norwida wkrótce dosz"o

zainteresowanie dorobkiem (eromskiego i Wyspia'skiego,

a tak$e ideami Edwarda Abramowskiego i Stanis"awa

Brzozowskiego. Tym w"a&nie inspiracjom pozostanie wier-

ny ca"e $ycie. Wkrótce do"#czy"a do nich kolejna, tyle$

ideowa, co personalna fascynacja – 17-letni Skwarczy#ski

jesieni# 1903 r. wzi#" udzia" w tajnym lwowskim odczycie

dla m"odzie$y, po&wi%conym powstaniu styczniowemu.

Prelegentem by" Józef Pi"sudski. Jemu te$ pozostanie

wierny a$ do &mierci.

Zaowocowa"o to politycznym zaanga$owaniem. Ze szkol-

nym koleg# Tadeuszem D#browskim za"o$y" organizacj%

Polska M"odzie$ Narodowa Bezpartyjna. )#czy"a has"a

powsta'czo-niepodleg"o&ciowe z programem radykalnych

reform socjalnych, bliska by"a „prawemu” skrzyd"u Polskiej

Partii Socjalistycznej. Grup# licz#c# kilkaset osób kierowa"

zakonspirowany, wzorowany na masonerii zespó" „*wit”,

w sk"ad którego wchodzi" m.in. Skwarczy'ski. Ch"opak

sformu"owa" wówczas tez%, $e wi%kszo&! starszego po-

kolenia jest stracona dla sprawy niepodleg"o&ci. By"o

to zbie$ne z koncepcj% Pi!sudskiego, wedle której – jak

zauwa$y! Bohdan Urbankowski – proletariat zast%piono

m"odzie$# jako grup#, która stanie si% motorem nap%dowym

przeobra$e' spo"ecznych. Skwarczy'ski wspó"redaguje

mi%dzyszkolne pisemko, pisze broszur% o metodach walki

o „spolszczenie” galicyjskich szkó" zaborczych, prowadzi

Moc woliZ POL SKI RODEM

R!"#$#%&' O()*&(*

ADA

M S

KWAR

CZY!

SKI,

PORT

RET

ZE Z

BIO

RU JE

GO

TEK

STÓ

W P

T. „W

SKA

ZAN

IA”,

WYD

ANEG

O W

RO

KU "#

$% &Z

E ZB

IORÓ

W R

. OKR

ASK

I'

Page 166: OBYWATEL nr 3(47)/2009

166

prelekcje dla m!odych robotników. Rozpoczyna studia po-

lonistyczne na lwowskim Uniwersytecie Jana Kazimierza.

Chce zosta" nauczycielem, aby móc kszta!towa" umys!y

m!odego pokolenia.

Wkrótce, w 1908 r., nast!puje intensyfikacja jego dzia"a#.

Regionalna sekcja PPS – Frakcja Rewolucyjna tworzy we

Lwowie Zwi$zek Walki Czynnej, ku%ni! kadr przysz"ych

oddzia!ów zbrojnych. W powo!anej przy ZWC Ni#szej Szko-

le Wojskowej uko#czy" Skwarczy#ski kursy podoficerski

i oficerski. W tym samym okresie w owym &rodowisku

powstaje m!odzie#owa, ponadpartyjna organizacja „$ycie”,

o programie socjalno-niepodleg"o&ciowym – Skwarczy#ski

zostaje sekretarzem jej w"adz, pó%niej przez rok jest prze-

wodnicz%cym. Na pocz%tku 1909 r. wst&puje za' do PPS-FR,

b&d%c czo!owym dzia!aczem partii w lokalnym 'rodowisku

studenckim. Innym elementem tego ruchu jest m!odzie#owe

pismo „Promie(”, w którym publikuje swe pierwsze teksty,

a nast&pnie wchodzi w sk!ad redakcji. Wyk!ada równie#

na kursach wojskowych ZWC. Gdy w 1910 r. Pi!sudski we

Lwowie tworzy Zwi%zek Strzelecki, Skwarczy(ski zostaje

jego aktywist%. Rozpoczyna wówczas, po sko(czeniu studiów,

prac! zawodow$ – najpierw w Rohatynie, a od 1912 r. we

lwowskich gimnazjach. Jest tak#e publicyst% partyjnego

pisma „Przed'wit”.

W obliczu narastaj%cego prawdopodobie(stwa wybuchu

wojny, Zwi$zek Strzelecki intensyfikuje prace szkoleniowe –

Skwarczy(skiego mianowano najpierw komendantem grup

m!odzie#owych, a nast&pnie Oddzia!u $e(skiego, którego

uczestniczki szkoli w pracy kurierskiej i wywiadowczej.

***W pierwszym swym powa#niejszym tek'cie, „Zagadnie-

nia patriotyzmu polskiego”, Skwarczy(ski krytykowa!

w „Promieniu” wiosn% 1910 r. przeciwstawianie d%#e( do

niepodleg!o'ci oraz postulatów socjalnych: Post!powe,

rewolucyjne, socjalistyczne uzasadnienie patrioty-

zmu polega na uznaniu narodu za podstaw! jedyn"

dla realizacji warto#ci ogólnoludzkich, stworzenia

jak najdogodniejszych warunków pracy, twórczo#ci

i rozwoju. Koniecznym postulatem, wynikaj"cym z ta-

kiego pogl"du, jest niepodleg$o#% narodu. Prawdziwie

owocna i prawdziwie odpowiedzialna praca odbywa!

si" mo#e tylko w obr"bie samodzielnego organizmu

pa$stwowego, którym sam naród w%ada, a który nie

jest zawis$y od decyzji obcego rz"du ani od obcego

uk$adu si$ spo$ecznych, na który nie mo&emy wysi$-

kami naszymi wp$ywa%.

Wa#ny temat jego ówczesnych rozwa#a( to krytyka

„pracy organicznej” jako rzekomo jedynej w!a'ciwej metody

dzia!ania w istniej%cych realiach politycznych. Czym#e

jest /…/ owa ideologia pokojowej, za wszelk& cen", pracy

organicznej? Nie jest to nic innego jak propagowanie,

z obywatelskim gestem, idei bezpiecznego k&cika. Posada,

warsztacik, sklepik dla mego gniazdka, mojej „rodziny

Po%anieckich”. Poza ni& mo#e si" dzia!, co chce – w ostrych

s!owach ch!osta! „organiczników” na !amach „Przed'witu”

w 1914 r. Skwarczy(ski uwa#a!, #e gdyby nie pot!piane

przez „realistów” zrywy zbrojne, nie zaistnia"yby

warunki do pracy pokojowej. Jego zdaniem, to w"a#nie

powstania i inne formy czynnego oporu sprawi"y, $e

zaborcy zmuszeni zostali do poluzowania wi!zów

kr!puj%cych polsk% aktywno#& – zaowocowa"y one

reform% stosunków w rolnictwie i przyspieszeniem rozwoju

przemys!u. Wyrzekanie si& walki zbrojnej przez pozyty-

wistów i endecj& jest zatem nie tylko moralnie naganne

(jako quasi-kolaboracja z wrogiem), ale i krótkowzroczne

z punktu widzenia rozwoju cywilizacyjnego ziem polskich.

Nie znaczy to, 'e odrzuca" „ma"e” formy dzia"ania – prze-

ciwnie, uwa#a!, #e warto'ciowe s% wszelkie pozytywne

inicjatywy spo!eczne, przynosz%ce konkretne zdobycze

materialne i przemiany 'wiadomo'ci. Nie nale#y jednak

traktowa( ich jako celu samego w sobie – jest nim bowiem

niepodleg"o&(, któr$ nale'y wywalczy( jak najszybciej – ani

przeciwstawia" rzekomo szale(czym inicjatywom spod

znaku bojowego oporu wobec zaborców.

Bardziej oryginalnym, a w przysz"o#ci kluczowym,

aspektem jego m"odzie'czego #wiatopogl%du, by"a

apoteoza czynu, przekszta"cania rzeczywisto#ci we-

dle w"asnej woli. Skwarczy(ski sytuuje si& tu w opozycji

zarówno wobec „realizmu” 'rodowisk konserwatywnych

(robimy tyle, na ile warunki pozwalaj%), jak i nierzadko

towarzysz%cej postawom religijnym wiary w „cud” (realia

odmieni% si& na lepsze za spraw% boskiej interwencji lub

zbiegu okoliczno'ci), ale tak#e w kontrze do marksowskiego

przekonania o deterministycznym charakterze procesów

PI!S

UD

CZYC

Y U

KAZA

NI J

AKO

SO

JUSZ

RO

BOTN

ICZO

"CH!O

PSKO

"#O!N

IERS

KI

Page 167: OBYWATEL nr 3(47)/2009

167

dziejowych. Nie uwa!a" oczywi#cie, !e „wszystko jest

mo!liwe”, jednak wychodzi" z za"o!enia, !e kluczowy

czynnik to swoiste „nat$!enie” woli ludzkiej, nadaj%ce

moc sprawcz% wysi"kowi zbiorowemu. Pisa! w tygodni-

ku „"ycie” w tek#cie „Fetysze ideologiczne”: …chodzi nam

o patriotyzm dzia!ania. Z tego, "e jeste#my Polakami,

zgo!a nic jeszcze nie wynika. Czyn nasz jest okre#lony

tym, czym by$ mamy i czym by$ chcemy… /…/ urojonym

jest wszystko to, co nie jest przedmiotem samowiednego

czynu naszego – fetyszem jest wszelki „"ywio!”, który

nas w dzia!aniu ma wyr%cza$ – a w rezultacie jest tylko

formu!k&, która sankcjonuje nasz bezczyn.

***W sierpniu 1914 r. jako oficer sztabu I Brygady Legionów

wyruszy! na front u boku Pi!sudskiego. Wzi$! udzia!

w walkach w okolicach Kielc. Wkrótce zosta! zast%pc$

szefa Oddzia!u Wywiadowczego brygady, ponadto koordy-

nowa! dzia!ania kurierskie i szpiegowskie grupy kobiecej.

Nast%pnie w stopniu podporucznika skierowano go jako

przedstawiciela I Brygady do Departamentu Wojskowego

Naczelnego Komitetu Narodowego. Zajmowa! si% m.in. nie-

legalnym werbunkiem ochotników do polskich oddzia!ów.

Od marca do sierpnia 1916 r. ponownie bra! bezpo#redni

udzia! – jako dowódca kompanii – w walkach frontowych,

tym razem na Wo!yniu.

Pó"niej zosta! oddelegowany do Warszawy – Pi!sudski

powierzy! mu reprezentowanie swego #rodowiska w Komen-

dzie Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Jesieni$ 1916 r.

wraz ze Stanis!awem Thuguttem i Tadeuszem Ho!ówk$ roz-

pocz$! Skwarczy&ski edycj% nielegalnego pisma wyra'aj$cego

pogl#dy pi!sudczyków – „Rz#d i Wojsko”; w styczniu 1917 r.

zosta! redaktorem naczelnym. Tworzy wokó! czasopisma

ugrupowanie polityczne Zwi$zek Dobra Publicznego, jednak

nie odegra ono wi%kszej roli. Warto jednak zacytowa( jego

pisane po latach wspomnienia nt. owej organizacji: Zwi&zek

Dobra Publicznego mia! by$ organizacj& o charakterze

spo!eczno-moralnym, /…/ wypracowuj&c& nowe metody

skupienia si% zespo!u na podstawach bezwzgl%dnego

zaufania i bezwzgl%dnej odpowiedzialno#ci jednostki

przed zespo!em za wzi%te na siebie obowi&zki spo!eczne

i za praktykowanie wyznawanych zasad.

20 czerwca 1917 r. Skwarczy&ski zosta! aresztowany

przez niemieck$ policj% w nielegalnej drukarni „Rz$du

i Wojska”. Uwolniony w pa"dzierniku, wszed! w sk!ad tajnej

pi!sudczykowskiej grupy Konwent, do jej centrum kierowni-

czego – Organizacji A. Wkrótce ponownie aresztowany, trafi!

do twierdzy w Modlinie, gdzie w wi%ziennych warunkach

podupad! na zdrowiu, rozwin$!a si$ dotychczas lekka gru"-

lica. Wraz z kolegami przygotowywa! ucieczk% za pomoc$

podkopu, jednak nie zd$'yli z niego skorzysta(. 12 listopada

1918 r. wyszed! na wolno#( ju' w niepodleg!ym kraju.

Dwa dni pó"niej w „Nowej Gazecie” opublikowa! tekst

„Straszak bolszewizmu”, wymierzony w tych, którzy blokuj$

przeobra'enia spo!eczne. Skwarczy&ski, wierny swemu

#wiatopogl%dowi, przekonuje, !e po osi%gni$ciu

pierwszego celu – odzyskaniu niepodleg"o#ci, nale!y

si$gn%& po drugi, reformy socjalne: Niesprawiedliwy

porz!dek, hamuj!cy rozwój narodu ku s"o#cu /…/, na-

zywaj! $wi%to$ci! nietykaln!. /…/ Widz! tylko ciasny

interes: To samo bo&yszcze, o którym ju& pisa" Mickie-

wicz w „Ksi%gach narodu”, &e jest najszkaradniejsze.

Wkrótce zosta! redaktorem naczelnym wspomnianej

„Nowej Gazety”. W styczniu 1919 r. dziennik przekszta!co-

no w „Gazet% Polsk$”, która pod wodz$ Skwarczy&skiego

ukazywa!a si% do ko&ca listopada tego roku. Wznowi!

te' edycj% tygodnika „Rz$d i Wojsko”. W kwietniu 1920 r.

inicjuje kolejne pismo – dziennik „Naród”. Wszystkie te

gazety by!y organami nieformalnego #rodowiska pi!sud-

czykowskiego, na ich !amach formu!owano oceny sytuacji

bie'$cej, wykuwa!a si% tak'e doktryna grupy w nowej

sytuacji – w wolnej Polsce. Skwarczy%ski by! czo!owym

publicyst$ wspomnianych periodyków, wyrós! te' na jednego

z g!ównych ideologów swego obozu. Zasadniczy temat jego

ówczesnych rozwa&a% to sytuacja geopolityczna – wojna

z sowieck$ Rosj$, zabezpieczenie granicy wschodniej oraz

powo!anie federacji krajów „mi%dzymorza”, aby wytworzy(

przeciwwag% dla wp!ywów rosyjskich. Sam zreszt$ w obliczu

najazdu sowieckiego zg!osi! si% na ochotnika do wojska,

nie bra! jednak bezpo'redniego udzia!u w walkach – ze

wzgl%du na stan zdrowia obj$! stanowisko w Wydziale

O#wiaty i Kultury MSW.

Stosunek wobec „sprawy wschodniej” sprawi!, 'e ostrze

jego krytyki kieruje si% wówczas g!ównie przeciwko endecji,

tradycyjnie „filorosyjskiej” i niech$tnej wobec „agresywnej”

polityki Pi!sudskiego na wschodnich rubie'ach pa&stwa.

Jednak spór Skwarczy&skiego z endecj$ dotyczy równie',

a mo'e nawet g!ównie stosunku wobec reform socjalnych.

Uwa'a, 'e stronnictwo Romana Dmowskiego, cho( mówi

o interesach narodowych, jest de facto g!osem warstw po-

siadaj$cych. St$d te' wynika niech%( narodowców wobec

przeobra'e& socjalnych i ustrojowych oraz próby kanali-

zowania radykalnych nastrojów mas za pomoc$ kreowania

mniejszo'ci narodowych na koz!a ofiarnego. Na !amach

„Rz$du i Wojska” w styczniu 1920 r. pisze: Ani sprawy

konstytucji, ani reformy agrarnej, ani ochronnego

ustawodawstwa robotniczego, ani sprawy waluty,

przemys"u i aprowizacji kraju /…/ – nie rozstrzygnie

si% podnios"ym okrzykiem „Bóg i Ojczyzna” lub mniej

podnios"ymi has"ami antysemickimi.

Wierny jest m!odzie&czym postulatom socjalistycznym,

ale gra toczy si$ o co' wi$cej – o cywilizacyjny rozwój

Polski. Polska przywileju szlacheckiego /…/ nie ró&ni

si% od Zachodu wielko$ci! ucisku spo"ecznego, bywa"

on tam nawet jeszcze wi%kszy ni& u nas. Ale gdy na

Zachodzie na gnojnym ugorze tej ujarzmionej pracy

wyrasta"a pot%ga pa#stw i dorobki kultury, to u nas

jej owocem by"a swawola bezp"odnej kulturalnie

i pa#stwowo klasy wiecznie niedojrza"ych starych

dzieci, b!d" bezgranicznie krótkowzrocznych sybary-

Page 168: OBYWATEL nr 3(47)/2009

168

tów. Z podobnych wzgl!dów podj"# tak$e krytyk! Ko%cio-

!a – cho" nie bez znaczenia by!o poparcie kleru w!a#nie

dla endecji oraz ataki na pi#sudczyków jako „bezbo$ników”

i „bolszewików”. W 1920 r. propagowa# tzw. ko%ció# narodo-

wy (do%& silny w%ród Polonii ameryka'skiej, zdobywaj"cy

pewne przyczó#ki tak$e w kraju) i ograniczenie autonomii

struktury organizacyjnej Ko%cio#a katolickiego. W"tek ów

zosta# jednak szybko wyciszony ze wzgl!dów taktycznych,

bowiem pi!sudczycy nie chcieli eskalowa" tego konfliktu.

Doktryna narodowej demokracji to wedle niego

obcy „przeszczep”, na!ladownictwo analogicznych

tendencji z krajów Zachodu, niezakorzenione w miej-

scowym etosie. Je!li stronnictwo Dmowskiego

odrzuca tak wa"ne elementy rodzimej tradycji, jak

dorobek epoki romantyzmu, je!li pot#pia powsta$-

cze zrywy narodowowyzwole$cze, to jego zdaniem

ponad tradycj# narodow% przedk&ada zagraniczne

doktryny, obce „duszy polskiej”. W szkicu „Rozwój idei

narodowej a Narodowa Demokracja” pisa# o dwóch pro-

gramowych manifestach endecji – „My#lach nowoczesnego

Polaka” Dmowskiego i „Egoizmie narodowym” Zygmunta

Balickiego, i$ charakterystyczn! cech! obu tych ksi!"ek

jest to, "e nie wy#aniaj! si$ one z "adnej tradycji ide-

owej polskiej; cho% s#owa „tradycja” u"ywaj! na ka"dej

niemal stronicy /…/. /…/ s! zlepkiem utartych „trze"wych

prawd” moralnych oraz /…/ spopularyzowaniem wzorów

angielskich, niemieckich, japo&skich – wypowiedzianym

za pomoc! /…/ modnej wówczas terminologii pozytywi-

stycznej i ewolucjonistycznej /…/.

***Skwarczy'ski broni& dziedzictwa romantyzmu przed

endekami, gdy" by&o ono dla$ rdzeniem polsko!ci,

najwy"szym wykwitem geniuszu narodowego. To nie

tylko literatura, nie trend poetycki – przeciwko takiemu

rozumieniu romantyzmu protestowa#, nie godz"c si! na

przykrawanie go do szkolnych formu#ek. Wedle Skwar-

czy$skiego, polscy romantycy stworzyli samoistny,

niezwykle oryginalny nurt filozoficzny i kulturowy,

nie maj$cy wiele wspólnego – wbrew obiegowej opinii –

z analogicznymi trendami w innych krajach.

Si!ga# tu po analiz! Brzozowskiego, którego rozpraw!

„Filozofia romantyzmu polskiego” uznawa! za najlepsze od-

czytanie ducha tamtej epoki. W %lad za nim przekonywa#,

$e romantyzm polski jako jedyny trafnie rozpozna# pe#ni!

nauki chrystusowej (ale tak$e innych wielkich tradycji reli-

gijnych), jako wezwania do wzniesienia ludzkiego ducha na

wy$yny. Cz#owiecza wolno%&, geniusz twórczy, czyn, mia#y

by& swoistym moralnym obowi"zkiem, 'wiat konieczno'ci

zaprzeczy% i 'wiat swobody porodzi% z siebie, jak pisa#

w recenzji pracy Brzozowskiego. To ludzka wolno!' two-

rzenia, ale wysoce moralna, skierowana zawsze ku

górze, nie do&owi, b#d%ca drog! ku samostwarzaniu

i samow"adztwu, stanowi&a wedle niego kwintesencj#

bo"ego S&owa.

Jako taki sta# si! wi!c romantyzm polski tak$e przes#a-

niem dla ca#ej ludzko%ci. Szczególnie wa$ny jest jednak na

gruncie narodowym, bowiem tu zespoli#y si! jego mistycz-

ne i etyczne aspekty z realiami zaborów. Literatura sta#a

si! w Polsce, mocno jak nigdzie indziej, natchnieniem do

zmaga' z uciskiem narodowym. I nie tylko narodowym,

gdy$ Skwarczy'ski podkre!la&, jak bardzo spl%tane s%

idee romantyzmu z postawami i projektami eman-

cypacyjnymi, z polskim radykalizmem spo&ecznym,

z now% moralno!ci%, która odrzuca podda$stwo

równie" wewn#trzne, klasowe.

Jednak w tym w#a%nie aspekcie odchodzi# od romantyzmu.

Uwa$a#, $e ze wzgl!du na realia epoki, czyli brak w#asnego

pa%stwa, nurt ten rozwin$! si& jednostronnie – pozbawiony

mo$liwo%ci konkretnej pracy spo#ecznej, nieproporcjonalnie

wiele oczekiwa' pok#ada# w przeobra$eniach dokonuj"cych

si! dzi!ki bo$ej #asce czy duchowi dziejów. Cho& jako

poetów najbardziej ceni# Mickiewicza i S#owackiego, ide-

owo bli$szy by# mu Norwid, akcentuj"cy znaczenie pracy

jako instrumentu przekszta#cania ducha indywidualnego

i zbiorowego. Za najbardziej „udanego” adepta dziedzictwa

romantyzmu uwa$a# Stanis#awa Szczepanowskiego, który

wizje i wskazania moralne wieszczów potrafi! przeku" –

nie sp!ycaj$c ich – w dokonania na niwie gospodarczej,

organizacyjnej itp. Paradoksalnie, Skwarczy'ski ideowe

dziedzictwo romantyzmu zaleca# uzupe#ni& praktyk" niemal

pozytywistyczn". My "yjemy w innej epoce /…/ Nasz czyn

musi wi$c by% „dope#nieniem w "yciu w#asnym i sercu” –

ale równie silnie musi by% dope#nieniem w rzeczywisto'ci

SOCJ

ALN

A PR

OPA

GAN

DA

PI!S

UD

CZYK

OW

SKA

Page 169: OBYWATEL nr 3(47)/2009

169

nas otaczaj!cej: w rzeczywisto"ci materialnej i spo#ecz-

nej. /…/ musi naród polski przemieni! misj" sw# na

zadania konkretne, domagaj#ce si" wykonania dzi$

i jutro – pisa! w recenzji pracy Brzozowskiego.

***Cho! g"ównym przeciwnikiem politycznym i ideowym

by"a dla# prawica, wkrótce skierowa" polemiczne ostrze

równie$ w stron% lewicy. Pocz&tkowo w PPS-ie i lewicu-

j&cych stronnictwach ch"opskich widzia" sojusznika, co

mia"o wszak silne uzasadnienie w niedawnej przesz"o'ci.

Nie porzuci" postulatów prospo"ecznych, popiera" lewicowe

rozwi&zania ustrojowe, jak wybór prezydenta w wyborach

powszechnych, by" przeciwny instytucji Senatu. Uwa!a",

!e to lewica by"aby najlepszym gospodarzem kraju.

Posiada ona ku temu racje moralne, jako ci, którzy

popierali „insurekcjonistyczn#” polityk$ wobec za-

borców zamiast endecko-konserwatywnego lojalizmu,

a tak!e sformu"owa"a wizj$ modernizacji pa%stwa

i spo"ecze%stwa, daj#c# mo!liwo&' przezwyci$!enia

dystansu cywilizacyjnego wobec krajów, które roz-

wija"y si$ bez jarzma niewoli.

Jednak tak, jak endecji zarzuca" reprezentowanie

interesów posiadaczy, tak i lewic$ spotka"a krytyka

za to, !e przedk"ada interesy klasowe ponad dobro

pa%stwa. Naród dzieli si$ na klasy i interesy klas

dot!d upo"ledzonych s! tymi pot#$nymi d%wigniami,

które podnosz! ku górze spraw$ doskonalenia si$ spo-

#ecznego narodu. Ale chodzi o to, by klasa, dochodz!c

do znaczenia i do w#adzy, umia#a my"le% kategoriami

obejmuj!cymi ca#o"% sprawy narodu i pa&stwa /…/. 'eby

ciasno i egoistycznie poj$ty interes klasy nie przys#ania#

tego zadania naczelnego /…/ – pisa! w 1920 r. Tymczasem,

jego zdaniem, stronnictwa lewicowe przesadnie akcentowa"y

interesy klasowe.

Na ów konflikt wp!yw mia!y niew"tpliwie wzgl#dy

przyziemne – socjali$ci i lewica ch!opska radzili sobie w nie-

podleg"ej Polsce bez sojuszu z obozem Marsza"ka, w dodatku

byli sceptyczni wobec militarystycznej „polityki wschodniej”.

Natomiast pi!sudczyków coraz bardziej marginalizowano –

nie potrafili stworzy% reprezentacji parlamentarnej, tracili

wp"ywy w instytucjach pa#stwowych, a sam Pi"sudski by"

stopniowo odsuwany od wp"ywu na si"y zbrojne.

Ale nie tylko w tym tkwi"y przyczyny sporu. Jego sednem

sta"a si% walka z „partyjniactwem”, czyli z partykularnymi

postawami oraz przedk"adaniem sloganów ponad konkretn&

prac%. W 1922 r. Skwarczy#ski pisa": (mia#o mo)na rzuci%

dzi" pytanie: czy np. dzi$ki frazesom „programowym”

i /…/ stronnictwom politycznym /…/ cho% jedna z dzie-

dzin )ycia narodowego: polityka zewn$trzna, przemys#,

szkolnictwo, armia, administracja, nauka, zyska#a co"

wi$cej oprócz kamieni na drodze; czy dzi"ki programom

partii politycznych /…/ Polska zyska%a cho! jedn#

szko%", jednego &o%nierza czy armat", jedn# maszyn"

czy fabryk". Takie stanowisko otwiera"o Skwarczy#skie-

mu drog% do stworzenia nowej jako'ci na gruncie polskiej

my'li ideowo-politycznej.

***Na pocz"tku 1922 r. powo!a! do &ycia kolejne pismo –

dwutygodnik (pó'niej miesi#cznik) „Droga”. Sta!o si# ono

teoretycznym organem obozu pi"sudczykowskiego oraz

miejscem kszta"towania jego ideologii. G"ówne zr%by linii

programowej to oprócz oczywistego w tych kr%gach kultu

Pi!sudskiego oraz afirmacji tradycji romantycznej, równie&

znacznie bardziej nieszablonowe koncepcje. W sferze

etycznej to przede wszystkim apoteoza Czynu i Pracy,

przeciwstawionych determinizmowi i teoretyzowaniu.

W sferze politycznej by"o to przedk"adanie pa%stwa

i dobra publicznego nad partykularne interesy

oraz – w wymiarze praktycznym – przeciwstawie-

nie „partyjniactwu” i demokracji parlamentarnej

silnej w"adzy, wspartej jednak!e o mobilizacj$ mas

w organizacjach spo"ecznych. W sferze ekonomii –

radykalizm spo"eczny, jednak!e w wersji „nieklaso-

wej”, przybieraj#cy posta' koncepcji etatystycznych

w gospodarce oraz w#tków syndykalistycznych

w dziedzinie organizacji &wiata pracy.

W artykule programowym w pierwszym numerze „Drogi”

zawar" Skwarczy#ski znamienne przes"anie. 'ycie dawne

/…/ ka)e nam dzi" /…/ nie si$ga% wysi#kiem w jutro, /…/

ograniczy% si$ do Polski streszczonej w programach

i idea#ach sytego chama i sklepikarza, w my"li zapa-

trzonego w prawo do lenistwa proletariusza, w duchu

dewotki i stró)a porz!dku, chc!cych uzyska% prawo

do "wiata bez wysi#ku, bez trudu, raju niemocy /…/.

Prawd$ nowego )ycia ludzie ci /…/ chc! nagi!% do

swoich wygód i spokoju. Ale ich czas ju$ mija: Musz!

wyrosn!% czynniki, które oczyszcz! )ycie pa&stwowe

Polski z tego wszystkiego, co )eruje na rzeczywistym

wysi#ku kraju /…/. Musi powsta% cz#owiek i warstwy,

które /…/ rozsadz! /…/ zakrzep#e, zat$ch#e z czasów

jezuityzmu i racjonalizmu formy /…/ Przeciwstawi#

one produkowaniu nieudolnych moralnie i fachowo

do czynu ludzi wychowanie wszystkich zdolno$ci, si%

fizycznych, moralnych i intelektualnych, wychowa-

nie cz%owieka woli i czynu, cz%owieka pracy i my$li

zbiorowej. /…/ Ilekro% w nowym wysi#ku rozrosn! si$

formy nowego )ycia, o ile mocniej odetchnie cz#owiek

wolny i szerzej obejmie w#adz$ nad "wiatem – g#o"niej

zahuczy maszyna, mocniej uderzy m#ot i dalej zag#$bi

si$ p#ug w ziemi$ oran!; o ile naród nasz, nie l$kaj!c

si$ przemocy obcych, silniej wykuwa% b$dzie organa

)ycia i pot$gi; o ile wy)ej si$gnie uczucie i westchnienie

cz#owieka ku Bogu; o ile g#$biej wniknie my"l w tajnie

$ywota; pewni b!d%my: i pie& twardy wieczysty drzewa,

tradycja – i li"% i kwiat doroczny, bunt – b$d! s#u)y#y

'yciu wiecznemu, prawdzie.

Znamienna by"a te$ atmosfera w redakcji „Drogi”.

Z okazji 10-lecia edycji pisma, Skwarczy#ski pisa": „Psy-

Page 170: OBYWATEL nr 3(47)/2009

170

chologia awangardy” – tak mo!na by stre"ci# postaw$

duchow% „Drogi”; psychologia ma&ej gar"ci, wdzieraj%cej

si$ w nowe dziedziny, ale nie dla samej tylko rozkoszy

nowych dozna' i my"li, lecz w poczuciu, !e za ni%

idzie z zamiarami trwa&ej budowy „si&a g&ówna”. Owa

si!a g!ówna to oczywi"cie obóz pi!sudczykowski.

***Nale#a! Skwarczy$ski do tej cz%"ci swego pokolenia, której

rozczarowanie odrodzon& Polsk& opisa! w „Przedwio"niu”

Stefan 'eromski. Wierzy!, #e niepodleg!a ojczyzna nie tylko

wespnie si% na wy#yny rozwoju, ale w dodatku dokona

tego zgodn&, wyt%#on& prac& ogó!u obywateli. Zamiast

tego przysz!a szara rzeczywisto"(. Po latach pisa!: Walka

o w&adz$… pozorna: bo w niej o zaszczyty, o wp&ywy,

o zyski, o satysfakcj$ wreszcie chodzi&o, a nie o odpo-

wiedzialno"#. Wy"cig demagogiczny partii – poni!aj%cy

cz&owieka, bo og&upiaj%cy go fantastycznymi has&ami

i obietnicami w celu wy&udzenia dla siebie poklasku,

popularno"ci, mandatów. Wy"cig do tanich zysków,

karier, zaszczytów.

A na dodatek dezawuowanie znaczenia i marginalizo-

wanie roli publicznej tych, którzy po!o#yli podwaliny pod

niepodleg!o"(. Obóz pi!sudczykowski to dla" nie tylko

bohaterowie wygranej batalii o woln# Polsk$. Ich

czyn zbrojny i postawa znamionowa!y co% znacznie

wi$kszego – przezwyci$&anie zastanych realiów,

zdolno!" wyro!ni#cia aktem w$asnej woli ponad siebie

samego. Manifestem ideowym Skwarczy$skiego z owego

okresu sta! si% artyku! z „Drogi” o znamiennym tytule

„Historia pos!uszna woli ludzkiej” – i równie znamiennym

podtytule „W dziesi%ciolecie Legionów”. Autor kre"li w nim

obraz legionistów jako grupy, która wbrew atmosferze epoki –

„zat"ch!ej rupieciarni” – oraz uwarunkowaniom politycznym,

osi&gn%!a wielki cel. Sami siebie zacz$li przetwarza#,

kszta&ci#, przerabia# na inn%, now% miar$, na miar$

wielkich zada', wedle wymaga' nowych, przysz&ych

czasów. /…/ poczuli si$ kadrami armii ujarzmionego

narodu. Zmienili sposób !ycia, zmienili zami&owania

swe i zawody, zmienili obyczaje. /…/ Oto !ywa i czynna

wiara tych ludzi, wola i wyt#%ona praca uczyni$a ten

cud, %e ich dorobek wrós$ korzeniami w rzeczywi-

sto!", zdo$a$ uczyni" sobie pos$uszn& histori#, zdo$a$

zapanowa" nad przysz$o!ci&. Praca ich ofiarna i jej

rzetelne wyniki sta&y si$ sprawcami tego bardzo rzadkiego

zjawiska: pos&usze'stwa historii wobec woli ludzkiej

/…/. /…/ uwierzywszy w swoj% spraw$, nat$!ywszy w jej

kierunku sw% wol$, /…/ szli na podbój jutra, by uczyni#

je takim, jakim ujrzeli je w swym „marzeniu” – a raczej

w swym postanowieniu i planie.

Ten etos i ci ludzie powinni zatem „opanowa(” Polsk%,

je"li wspi&( ma si% ona na wy#yny, wbrew niekorzyst-

nym, zdawa!oby si%, uwarunkowaniom. Jest to bowiem

naturalna elita, o której pisa! wr%cz, #e pod zaborami

stanowi!a jakby osobny, nieliczny, szlachetny naród. Ju#

w 1921 r. na !amach „Rz&du i Wojska”, Skwarczy$ski

przeciwstawia! ich czyn ogó!owi: Zbyt znikomo ma&a

cz$"# narodu w&o!y&a w spraw$ niepodleg&o"ci prac$

i ponosi!a dla niej ofiary. /…/ Ogó! narodu odczu! uzy-

skanie niepodleg&o"ci jako dar, a przeto nie docenia&

jej wagi, nie móg& traktowa# jej jako rzeczy z w&asnej

krwi i ko"ci zrodzonej. /…/ T$ zatem luk$ w psychice

naszej /…/ zape&ni# musi ów okres nowy /…/ systema-

tycznej, buduj%cej pracy. /…/ Do tej pracy trzeba nie

mniejszej mocy moralnej, nie mniejszego rozp$du i nie

mniejszej odwagi ni! do walki or$!nej. Musz% do niej

/…/ stan%# ci ludzie, którzy najwi$cej okazali dojrza&o"ci

narodowej, najwi$cej zrozumienia istoty i potrzeby

samodzielnego bytu i najwi$cej warto"ci moralnych.

D"wign#li oni w$ród po%ogi miecz Polski, narzucili

"wiatu i narodowi swemu, zgnu"nia&emu w niewoli,

prawo jego bytu. Teraz w dumnym jego cieniu rozpo-

cz%# musz% ork$ i zasiew, bo to tylko druga posta# tej

samej pracy. Innymi s!owy: dowódcy z lat wojny powinni

zosta( liderami w czasie pokoju.

***W 1924 r. Skwarczy$ski przewodzi! próbie powo!ania poli-

tycznej reprezentacji tego #rodowiska – Konfederacji Ludzi

Pracy. Nie wysz!a ona jednak poza stadium organizacyjne

i programowe. Realia by!y niekorzystne – pi!sudczycy

coraz bardziej tracili wp!yw na polityk% pa$stwa, g!ównie

na rzecz znienawidzonej endecji. Punktem zwrotnym sta!

si% przewrót majowy.

Redaktor „Drogi” nale#a! do "cis!ego grona doradców

Marsza!ka, którzy zostali wtajemniczeni w plany zamachu.

Tydzie$ po przej%ciu w!adzy przez pi!sudczyków zacz&!

Skwarczy$ski wydawa( pismo „Nakazy Chwili”, które

opatrzy! podtytu!em „Sprawie Rewolucji Moralnej w Polsce”.

W ostrych s!owach ch!oszcze w nim prawic%, wychwala

now& w!adz%, zapowiada daleko id&ce przemiany spo!eczne.

'ywot pisma nie trwa d!ugo. Pi!sudski jest pragmatykiem,

og!asza, #e zrobi! „rewolucj% bez rewolucyjnych konse-

kwencji”, nie podejmuje wielkich reform, a w pierwszym

szeregu jego ekipy staj& raczej technokraci i organizatorzy

ni# ideowcy. Skwarczy$ski usuwa si% w cie$, jednak nie

$ywi urazy – przekonany o geniuszu Pi!sudskiego, uwa$a

te#, #e to dopiero pocz&tek zmian, które potrwaj& lata

i stopniowo obejm& wszelkie dziedziny #ycia. Chce s!u-

&y' „nowej Polsce” bez ambicji wysuwania si$ na

czo!o i z ufno%ci#, &e jego wizje b$d# realizowane

pr!dzej czy pó"niej.

Przewrót majowy to dla niego punkt zwrotny w dziejach

kraju. Oczywi"cie nie bez znaczenia jest sam triumfalny

powrót obozu pi!sudczykowskiego do w!adzy, jednak

„rewolucja majowa” to dla Skwarczy$skiego co" o wiele

bardziej istotnego. Przede wszystkim postrzega powodzenie

akcji Marsza!ka jako potwierdzenie teorii o znaczeniu si!y

woli w kszta!towaniu rzeczywisto"ci. To niejako powtórka

czynu legionowego, gdy zdeterminowana garstka wbrew,

Page 171: OBYWATEL nr 3(47)/2009

171

zdawa!oby si", zdrowemu rozs#dkowi i niekorzystnym

okoliczno$ciom, osi#gn"!a swój cel.

Przewrót majowy zajmuje miejsce w jego wizji

dziejów Polski jako kraju, gdzie rozwój dokonuje si!

w sposób skokowy, dzi!ki nat!"eniu si#y sprawczej,

przeciwko ograniczeniom sytuacyjnym i determini-

zmowi. W programowym tek$cie „Prawda jedyna o czynie

ludzkim” g!osi: Gdzie! wi"c – je#li nie tu prawda czynu, ta

prawda, która u nas ju! tyle razy w #wietnych blaskach

zorzy „romantycznej” #wieci$a, gdzie! wi"c, je#li nie tu

ta prawda objawiona cz$owiekowi by% powinna? Gdzie!

je#li nie tu. Tu by!y puste i szare epoki, tu by! leniwy

i bierny ogó!. A na tym tle heroizm ludzki zmaga!

si" z szarzyzn# i biernot# – samotny tak, jak samot-

ny jest cz!owiek we wszech$wiecie i tak zuchwale

dumny, jak dumnym stanie si" cz!owiek, gdy pojmie,

%e prawda jest tylko w jego czynie.

Warto wspomnie%, jak Skwarczy&ski postrzega! swoje

$rodowisko. W li$cie otwartym do Tadeusza Ho!ówki pisa!:

Tymi odpowiedzialnymi pionierami nowej przysz$o#ci –

mo!emy /…/ by% tylko my. Co znaczy to „my” – wiesz

dobrze. Nie jest to partia !adna, ani organizacja, jawna

czy tajna. /…/ S& to ludzie Nowej Polski, ci, którzy nie-

podleg$ymi /…/ byli ju! przed wojn&, bo ich dusz niewola

ani nie spodli$a, ani nie wyja$owi$a, ludzie, którzy /…/

maj& w sobie niepohamowany p"d naprzód i g$"bok&

pogard" dla wszelkiego „interesu” /…/.

Jak pisa! Leszek Kami&ski, wedle Skwarczy&skiego

Mandat do w$adzy w Polsce daje pi$sudczykom w$a#nie

to, !e s& oni spadkobiercami romantyków /…/. Moralne

prawo do „rz&du dusz” daje Pi$sudskiemu i legionistom

fakt, !e oni w$a#nie urzeczywistnili swoj& walk& Mic-

kiewiczowskie has$o „mierz si$y na zamiary”, !e stan"li

jak opisani przez poet" „ludzie szaleni”, wbrew „ludziom

rozs&dnym” /…/. Dorobku moralnego Legionów nie mo!na

zaprzepa#ci%, trzeba go w narodzie upowszechni%. St#d

w!a$nie wzi"!a si" Skwarczy&skiego koncepcja „rewolucji

moralnej”. Przewrót majowy mia# wyzwoli$ nowe

si#y etyczne w narodzie, podci%gn%$ go w gór!, ku

wy"ynom, na których znajdowali si! wedle niego

dawni legioni&ci, a w ten sposób na nowe tory

pchn%$ ca#% Polsk!.

Wyszed!szy od wspomnianej tezy o „dwóch narodach”,

tj. bojowej i szlachetnej garstce, która wywalczy!a nie-

podleg!o$%, oraz biernej wi"kszo$ci, której wolna Polska

„spad!a z nieba”, przekonywa! Skwarczy&ski, i': Rewo-

lucji moralnej naród, op"tany bierno#ci&, nie podj&$.

Podj&$ j& Pi$sudski, ale doko'czy% i utrwali% musi j&

naród, bo inaczej nie by$aby ona rewolucj& moraln&.

/…/ w tej chwili has$em by% musi: „Wszystko dla Polski

i jej odrodzenia – nic dla Polaków”. Polacy zbyt d$ugo

gnu#nieli w bierno#ci, by w tej chwili jedynym dla nich

nakazem nie by!o tylko to jedno: ofiara. Ofiara z dóbr

osobistych, z pragnie' i aspiracji najs$uszniejszych na

rzecz pa'stwa, które zbiorowym wysi$kiem uczyni%

musimy przybytkiem najwy!szego podniesienia ducho-

wego i twórczego wszystkich obywateli i narz"dziem

walki o najszczytniejsz& przysz$o#% narodu i ludzko#ci.

W 1933 r. przekonywa!, 'e Sprawa kszta!towania duszy

nowego cz!owieka, b"d#c najtrudniejsz#, jednocze$nie

jest najbardziej zasadnicz#, podstawow#. Wiara, %e

fakty materialne, przemiany ekonomiczne kszta!tuj#

automatycznie nowy typ cz!owieka, zbankrutowa!a.

/…/ Trwa!# podstaw# pomy$lnej przysz!o$ci w rozwoju

materialnym i organizacyjnym, oraz pi"knych zdo-

byczy w dziedzinie ideowej i kulturalnej b"d# tylko

charaktery ludzi.

Jan Hoppe pisa!: Dla Skwarczy'skiego nade wszystko

jasnym by$o to, !e z!y cz!owiek nie zdo!a tworzy& rze-

czy dobrych i pi"knych, %e %#dni zysków i pragn#cy

dobrych interesów ludzie, nie stworz# tej innej, no-

wej, tak patetycznie zapowiadanej i idealistycznie

pojmowanej przysz!o$ci.

***Polem i zarazem narz"dziem rewolucji moralnej mia! sta%

si" czyn, który w epoce niepodleg!o$ci powinien przybra%

posta! pracy – nad sob" oraz dla dobra ojczyzny, wzajemnie

si" dope!niaj#c. Mamy zbudowa% now& Polsk" i nowego

w Polsce cz$owieka. Tej budowy nie zaczniemy wznosi%

SOCJ

ALN

A PR

OPA

GAN

DA

PI!S

UD

CZYK

OW

SKA

Page 172: OBYWATEL nr 3(47)/2009

172

samym umys!em, samym my"leniem, samymi ideami,

programami. /…/ Budowa ta bowiem odbywa si# przez

wyrabianie charakterów i moralno"ci, a te warto"ci

mo$na tylko wypraktykowa%. Skwarczy!ski uwa"a#, "e

w czasie pokoju nale"y krzewi$ wzorce „ma#ego heroizmu”.

Typy sportowców-lotników &wirki i Skar$y'skiego, kon-

struktora Wigury /…/ s( typami niepodleg!ymi przysz!o"ci,

a rodzi% si# mog( i rodz( si# coraz cz#"ciej w ka$dym

zawodzie. Typ tego bezrobotnego, który na po$yczk#

narodow( przyniós! przechowane od lat z!ote monety,

bo chcia! wzmocni% /…/ pa'stwo, jest typem moralnym

tej samej rasy – przekonywa!.

Prac! rozumia" dwojako. Nie tylko o wysi"ek

ka#dego Polaka z osobna mu chodzi"o, nie tylko

o zespolenie owych wysi"ków w dzie"o zbiorowe.

Polska mia"a sta$ si! „pa%stwem pracy” (taki tytu#

przybra# nb. organ prasowy Legionu M#odych, którego

„guru” by! – o czym pó"niej – Skwarczy#ski). W 1923 r.

z gorycz% pisa# w „Drodze”, i" wbrew wszelkim szum-

nym has!om, g!oszonym wsz#dzie i przez wszystkich,

praca, w $adnej swej postaci, nie daje dzi" w Polsce

ani si!y, ani znaczenia, ani honoru, nie zapewnia

nawet mo$no"ci $ycia i utrzymania. Panuje natomiast

kapita! i to nawet nie kapita! produkcyjny, ale kapita!

spekulacyjny i paso$ytniczy. Tymczasem, jak streszcza#

jego pogl%dy Hoppe, Praca musi wyznacza! miejsce

w "yciu, a nawet w hierarchii spo#ecznej.

Polska mia"a sta$ si! krajem, w którym zaznaczy

si! przewaga Pracy nad Kapita"em – nie na darmo

przewrót majowy okre&la" Skwarczy%ski mianem

„rewolucji #o"nierskiej i robotniczej”. Cho$ on sam

nie formu#owa# szczegó#owych wskazówek w tej dziedzi-

nie – tym zajmowali si$ jego wspó!pracownicy, jak ide-

olog polskiego etatyzmu, Stefan Starzy!ski, a ca#y zespó#

„Drogi” inicjowa# takie wydarzenia, jak np. monumentalne

wydawnictwo „Na froncie gospodarczym” – to rozpro-

szone wzmianki nie pozostawiaj% w%tpliwo&ci w kwestii

jego pogl%dów. W 1928 r. stwierdza#: Linia post#powania

obozu „pi!sudczyków” w tych sprawach jest ustalona; /…/

a streszcza si# w roli pa'stwa nie tylko jako regulatora

$ycia ekonomicznego, lecz jako czynnika inwestuj(cego

i kieruj(cego nim – w imi# interesów ogó!u, a mimo

lub nawet wbrew interesom partykularnym prywatno-

kapitalistycznym.

Nie znaczy to, #e Skwarczy%ski zajmowa" stano-

wisko klasowe, bliskie socjalistom. By" to raczej swo-

isty solidaryzm narodowy – swoisty, bo zak"adaj'cy

prymat &wiata Pracy, jednak maj'cego na uwadze

dobro wspólne, stan pa%stwa. Reforma spo!eczna

oprze% si# u nas b#dzie mog!a nie na zwyci#stwie si!(

jednej klasy nad innymi /…/, chocia$by to nawet by!o

zwyci#stwo „klas pracuj(cych”. Oprze si# ona na grun-

townej zmianie stosunku cz!owieka do zawodu swego

i warsztatu, jako nie do "rodka zarabiania na $ycie,

ale do instrumentu wybranej z powo!ania twórczo"ci –

pisa# tu" po przewrocie majowym we wspomnianym li&cie

do Ho#ówki.

W#a&nie w tej kwestii zaci%gn%# najwi'kszy d#ug ideowy

u Brzozowskiego, który postulowa# „przetworzenie pracy

z musu w przedmiot mi#o&ci i swobody”. W ca!ej logice

dzisiejszego porz(dku spo!ecznego i /…/ panuj(cej ide-

ologii – tak mieszcza'skiej, jak i robotniczej – praca

nie jest po!(czona wewn#trznymi w#z!ami ze swym

przedmiotem, z produktem – jest ode' moralnie ode-

rwana, jest on dla niej oboj#tny – pisa! Skwarczy#ski

w artykule „Rola inteligencji w ruchu zawodowym &wiata

pracy”. Zmiana tego stanu rzeczy nie zale"y jednak tylko

od reform socjalnych, przeobra"enia stosunków w#asno-

&ciowych czy od polepszenia warunków pracy. Musi ona

sta$ si' tak"e przedmiotem wyt'"onych wysi#ków samych

pracowników najemnych i ich organizacji zawodowych. Re-

lacja cz!owiek – praca, musi obj%& aspekt etyczny, duchowy,

nie tylko materialny. Pracownik powinien doskonali$

si! w wykonywaniu swych obowi'zków, wk"ada$

w nie serce, za& zwi'zki zawodowe maj' za zada-

nie nie tylko dba"o&$ o warunki zatrudnienia, lecz

tak#e dzia"alno&$ edukacyjn' i wychowawcz', by

u"atwi$ zawodowe doskonalenie siebie oraz metod

i warsztatów swej pracy i w ten sposób przetworzy!

ludzi pracy z najemników na twórców.

***Pi#sudczycy, a w&ród nich Skwarczy!ski, byli przekonani,

i" dobrem najwy"szym jest pa!stwo. Ta „&wi'to&$” to za-

równo efekt odzyskania niepodleg#o&ci oraz odczuwanego

zagro"enia ze wschodu i zachodu, ale tak"e skutek przeko-

nania, "e pa!stwo i jego wysi#ki s% kluczow% p#aszczyzn%

organizacji "ycia narodu. Obóz ten krytycznie traktowa#

wszelkie pomys#y spod znaku „pa!stwa-minimum”, moty-

wowane czy to gospodarczo, czy z punktu widzenia swobód

obywatelskich. Uwa"ano, "e tylko silne i sprawne pa!stwo

zapewni w#a&ciwy rozwój Polsce i jej mieszka!com. Ponie-

wa' jednak pa#stwo by!o w ich odczuciu s!abe – zarówno

z instytucjonalnego, jak i mentalnego (skutek dziedzictwa

zaborów) punktu widzenia – uwa'ali, 'e konieczne s%

wzmo"one wysi#ki na rzecz jego wzmocnienia.

Skwarczy!ski u schy#ku lat 20. krytykowa# stanowisko,

zgodnie z którym Mówi si# ci(gle obywatelowi o obo-

wi(zkach, jakie wobec niego ma rz(d i pa'stwo, ale

przemilcza si# systematycznie obowi(zki obywatela

/…/. Kwintesencj' jego pogl%dów na to zagadnienie stanowi

podsumowanie pracy zbiorowej „Pod znakiem odpowiedzial-

no&ci i pracy”, b'd%cej zapisem dyskusji organizowanych

pod kierunkiem Skwarczy!skiego. Pisa# tam nast'puj%co:

Zawsze mówmy ludziom w pierwszym rz$dzie o ich

obowi%zkach, a nie o uprawnieniach. /…/ Wykre&li!

z naszego s#ownika s#owa „Protestujemy” i „'%da-

my” – i zast%pi! je s#owami: „D%"ymy”, „Pracujemy”.

Wykre&li! s#owo „Interes”, nawet w znaczeniu „interes

zbiorowy” – a zast%pi! je s#owem „S#u"ba”.

Page 173: OBYWATEL nr 3(47)/2009

173

Nie oznacza to, !e redaktor „Drogi” uwa!a", i! „jed-

nostka niczym”, !e pa#stwo powinno by$ „totalne”, a oby-

watele pos"usznym stadem owiec. Stworzy! koncepcj",

która stanowi!a „trzeci# drog"” mi"dzy liberaln#

demokracj# parlamentarn# a totalitarnymi re$i-

mami faszystowskimi i komunistycznymi. Nazwa!

j# „uspo!ecznieniem pa%stwa”. Termin ten zaczerpn%"

od jednego z prominentów obozu pi"sudczykowskiego,

Walerego S"awka, jednak znacznie rozwin%" i pog"&bi"

jego wizj&. Uwa$a!, $e pa%stwo jest silne nie wtedy,

gdy odbierze obywatelom ich inicjatyw", lecz gdy

potrafi powi!za" j! z celami ponadpartykularnymi.

Chodzi"o o stopniowe rozk!adanie odpowiedzialno"ci za

pa#stwo na szerokie sfery zorganizowanego spo!ecze#stwa

/…/ na barki zwi$zków spo!ecznych: gospodarczych /…/,

zawodowych /…/, o"wiatowo-kulturalnych, wychowaw-

czo-wojskowych itd. W tek'cie „O podstawy demokracji”

przekonywa", !e /…/ wci!gn!" musimy do wspó#pracy

wszystkich ludzi, posiadaj!cych dobr! wol$ i ambicj$

twórcz!, których niejednokrotnie dziel! dzisiaj ró%ne

has#a i przekonania, a których z#!cz! dyscyplina

moralna zaufania, poszanowanie cz#owieka i kult

„wielkiego zbiorowego obowi!zku”.

Jak wspomnia"em, redaktor „Drogi” negatywnie oce-

nia" „rozdrapywanie” Polski przez grupy interesu skupione

w stronnictwach politycznych. Zapewne cz&'$ tej niech&ci

wynika!a z fiaska pi!sudczykowskich projektów partyj-

nych, jednak towarzyszy"a jej bardziej wnikliwa diagnoza.

Zgrupowani wokó! „Drogi” autorzy – w tym czo!owy

polski ideolog syndykalizmu, Kazimierz Zakrzewski, autor

ksi"#ki „Kryzys demokracji” – uwa#ali, #e wyczerpa!a si$

dotychczasowa formu"a polityczna. Kryzys demokracji

jest faktem przede wszystkim w znaczeniu prze%ycia

si& obowi$zuj$cej w niej ideologii oraz zbankrutowa-

nia form organizacyjnych – pisa! Skwarczy%ski w 1926 r.

Uwa!a", !e zdobycz rewolucji francuskiej, jak% by"o wy-

rwanie cz"owieka z ogranicze# ancien régime’u, zosta"a

w demokracji parlamentarnej zatracona wskutek „masowego”

postrzegania obywateli-wyborców. Zwyci&stwo takiego

czy innego programu mia!o by' osi$gni&te drog$ liczby:

takim czy innym g!osowaniem. Wi&kszo"' mia!a by'

tym, co za!atwi spraw&. /…/ Liberalizm zmarnowa#

zdobycz Wielkiej Rewolucji: wyzwolenie cz#owieka;

nie wci!gn!# tego cz#owieka w ustrój spo#eczny, tylko

jego surogat: abstrakcyjn! jednostk$. Tote% zadaniem

/…/ jest wcieli" pe#nego, odpowiedzialnego cz#owieka

w prac$ zespo#ow! – przekonywa! w 1932 r. w pi&mie

„Jutro Pracy”.

Ju! 10 lat wcze'niej konstatowa", !e coraz powszechniej-

sze jest znienawidzenie partii i ich polityki sejmowej

natomiast coraz wyra'niejsze – obejmowanie %ycia pu-

blicznego przez organizacje spo!eczne /…/. Rozwijaj$ si&

"wietnie i koncentruj$ zwi$zki samorz$dów wiejskich

i miejskich, zamiast „stronnictw” ludowych coraz silniej

do g!osu dochodz$ ch!opskie zrzeszenia gospodarcze

i kulturalne, zamiast partii robotniczych analogiczne

organizacje robotnicze /…/. To w"a'nie mia"o sta$ si&

podstaw% nowego ustroju. Skwarczy#ski parlamentar-

nej demokracji frazesu, demokracji niweluj!cej,

demokracji poni%aj!cej cz#owieka przeciwstawia"

demokracj$ realizacji, rozci!gaj!c! si$ nie tylko na

uprawnienia polityczne, ale równie% na %ycie zarówno

w samorz!dach lokalnych, jak i gospodarczych, na

%ycie kulturalne, gospodarcze, zawodowe, o&wiat$,

wci!gaj!c najszersze warstwy jako &wiadomego, od-

powiedzialnego wspó#twórc$ /…/.

W artykule programowym „Uspo"ecznienie pa#stwa”

pisa": Przewrót majowy odsun$! /…/ demokracj& starego

typu: /…/ partii, werbalnych „programów”, nieobowi$-

zuj$cych hase! /…/. Otworzy! natomiast mo%liwo"ci dla

nowej formy wspó!pracy spo!ecznej – tej, która gardz$c

werbalizmem pisanych programów, organizuje zespo!y

konkretnej pracy; tworzy dobra rzeczywiste, materialne

i kulturalne – i ma ambicj& demokratyzowa' spo!ecze#-

stwo nie tylko politycznie, lecz równie% i gospodarczo

i kulturalnie /…/.

***Dziwnie brzmi dzisiaj apoteoza demokracji – cho(by nie-

parlamentarnej – w wykonaniu ideologa obozu sanacyjnego.

Skwarczy#ski odrzuca" jednak tez&, !e porz%dek polityczny

ustanowiony w efekcie przewrotu majowego, jest dyktatu-

r%. By" przekonany, i! rz%dy pi"sudczyków s% odleg"e od

tego modelu, stanowi%c typowo polsk%, now% jako'$. /…/

rz$dy nasze maj$ na ogó! o wiele mniej „siln$ r&k&”,

ni% gdzie indziej rz$dy najbardziej demokratyczne czy

liberalne.

W tek'cie „My'l wychowawcza Pi"sudskiego” przekony-

wa", i! /…/ jego idea! wychowawczy zmierza do urobienia

cz!owieka w!asnowolnego i w!asnowolnego spo!ecze#-

stwa, do wydobywania z ludzi i ze spo!ecze#stwa czy-

nu. Nie nakazywania /…/, ale /…/ stawiania cz!owieka

i spo!ecze#stwa w takim po!o%eniu, w którym rodzi si&

decyzja, poczucie odpowiedzialno"ci i czyn. Na "amach

„Jutra Pracy” dodawa": Zaledwie znajdzie si& w sytuacji

dyktatora (listopad 1918, maj 1926, „Brze"'”), natychmiast

z sytuacji tej wyci$ga konsekwencje wprost przeciwne:

demokratyczne, liberalne, konstytucyjne. Zaledwie

konsekwencje te ujawnia' zaczynaj$ swe sprzeczne

z postulatem odpowiedzialno"ci oblicze, rzuca im pod

nogi „dyktatorskie” gesty. Bo w gruncie rzeczy przez

ca!y czas chodzi mu o t& rzecz /…/, która nie mie"ci si&

ani w liberalnej demokracji, ani w dyktaturze. Chodzi

mu w!a"nie o odpowiedzialno"' ludzi /…/.

Jego zdaniem, „w!adczo&(” Pi!sudskiego ma specyficz-

ny rys, wynikaj%cy z polskiej tradycji. Kluczowe by"y tu

do'wiadczenia powstania styczniowego, które Marsza"ek

wnikliwie studiowa". Wówczas w"adza obywa"a si& bez

przymusu, którego organów Rz$d ów nie posiada!, tylko

przez nacisk i autorytet moralny /…/. Wedle niego, Pi"sudski

Page 174: OBYWATEL nr 3(47)/2009

174

wcieli! t" ide" w #ycie w czasach Legionów i POW, które

równie# nie posiada!y #adnych uprawnie$ administracyjno-

decyzyjnych, a ca!y pos!uch wynika! z moralnego autorytetu

inicjatyw i ich twórców. Rok 1863, Legiony, a zw!aszcza

POW /…/ – we wszystkich tych momentach /…/ objawia

si" zbiorowa inspiracja, polegaj#ca /…/ na tym, $e zbioro-

wo%ci# natchnion# rz#dzi nakaz nie formalno-prawnej,

lecz moralnej natury, nakaz, który przyjmowany jest

przez „podw!adnych” bez przymusu, w sposób zupe!nie

dobrowolny – pisa! w „Prawdzie jedynej…”. Oczywi"cie

w warunkach odzyskanej niepodleg!o%ci i istniej&cego

aparatu pa$stwowego, nie jest ani mo#liwa, ani po#&dana

sytuacja ca!kowitej dobrowolno%ci postaw i poczyna$ oby-

wateli, jednak wedle Skwarczy$skiego obóz pi!sudczykowski

i jego lider nie d&#& do typowej dyktatury. Ich idea!em

jest w!adza silna, a na dobrej woli oparta.

Z takich w!a"nie pozycji – minimalizowania

przymusu instytucjonalnego oraz k!adzenia nacisku

na wychowanie, dobrowoln# przemian$ moralno"ci

obywateli – krytykowa! ustroje totalitarne: faszyzm

i komunizm: Odrzu&my sztywno%& i „zasadniczo%&” obu

tych eksperymentów, wyzwólmy si" z lenistwa umys!o-

wego, które stwarza u nas co chwila mod" to na sowiety,

to na faszyzm, mod" szkodliw# i g!upi#.

***W styczniu 1927 r. Adam Skwarczy$ski obj&! kierownictwo

referatu spo!ecznego w Kancelarii Cywilnej Prezydenta

RP. Jego s!u#bowe mieszkanie na Zamku Królewskim

sta!o si" placówk& organizacyjn& propi!sudczykowskich

inicjatyw. Wie%, ruch zawodowy, m!odzie$ robotnicza,

szkolna i akademicka, instytucje o%wiatowo-kultural-

ne, wydawnictwa, konferencje porozumiewawcze tu

znajduj# swe ognisko, ducha i plan dzia!ania – pisa!

Boles!aw Wasylewski.

Ju# w 1922 r. Skwarczy$ski wspó!tworzy! Powszechny

Uniwersytet Korespondencyjny, pomagaj&cy poszerza'

wiedz" osobom z prowincji oraz pracuj&cym mieszka$com

du#ych miast. Po przewrocie majowym inicjowa! lub czynnie

wspiera! kolejne organizacje spo!eczne, m.in. Zwi&zek by!ych

Wi#$niów Ideowych, Organizacj# M!odzie%y Pracuj&cej,

Instytut O%wiaty i Kultury, Uni" Zwi&zków Pracowników

Umys!owych. Pod jego kierownictwem powsta! „Atlas

organizacji spo!ecznych”.

Kluczowe by!y dla$ jednak organizacje m!odzie#owo-

wychowawcze. Uwa%a!, %e „rewolucja %o!niersko-ro-

botnicza” w pe!ni dokona si$ wtedy, gdy dominuj#c#

rol$ w Polsce zacznie odgrywa& generacja „ludzi

pomajowych”, nie obarczona nawykami i wzorcami

pokolenia swoich rodziców. Dlatego te% gros wysi!ku

po"wi$ci! pracy formacyjnej w "rodowiskach m!o-

dzie%owych. Na pocz&tku 1930 r. inspirowa! utworzenie

Legionu M!odych – Akademickiego Zwi&zku Pracy dla

Pa$stwa. Organizacja ta, o charakterze elitarnym, by!a

w zamierzeniu placówk& formacyjn& w %rodowisku stu-

denckim, a od 1932 r., po zmianie nazwy na Zwi&zek Pracy

dla Pa'stwa – Legion M!odych, równie% w"ród m!odzie%y

robotniczej i urz#dniczej. Legion M!odych g!osi! – jak

pisze Zbigniew Osi'ski – has!a antynacjonalistyczne,

antykapitalistyczne, antyklerykalne i antyniemieckie,

opowiada! si" za ograniczeniem w!asno%ci prywatnej,

ustanowieniem silnej kontroli pa'stwa nad gospodark#,

planowaniem gospodarczym, uniezale$nieniem si" od

kapita!u zagranicznego, a tak$e /…/ potrzeb" reform spo-

!ecznych. Skwarczy$ski wchodzi! w sk!ad tzw. Senioratu,

czyli grupy wspieraj&co-doradczej LM. Innym %rodowiskiem

tego typu, z którym wspó!pracowa!, by!a grupa zwi&zana

z tygodnikiem „Jutro Pracy” o orientacji pi!sudczykowsko-

nacjonalistyczno-syndykalistycznej, wywodz&ca si" ze

zwi&zków zawodowych pracowników umys!owych.

W 1932 r. rozpocz#!a dzia!alno"( Stra% Przednia – Orga-

nizacja Pracy Obywatelskiej, równie# powo!ana z inicjatywy

Skwarczy$skiego. By!a przeznaczona dla osób w wieku

15-21 lat i mia!a za zadanie wychowywa' w duchu wskaza$

redaktora „Drogi” uczniów szkó! %rednich. Wa#n& rol" w jej

dzia!aniach pe!ni!y zaj"cia samokszta!ceniowe oraz prak-

tyczne – wychowanie poprzez prac# i czyn. Skwarczy'ski

by! trzy lata prezesem organizacji, redagowa! tak#e jej

organ – miesi#cznik „Ku$nia M!odych”. SP i redakcja „KM”

by!y inicjatywami, w które w!o#y! mnóstwo energii i wysi!-

ku. Nieco mniej, lecz tak#e sporo zaanga#owania po%wi"ci!

Centralnemu Komitetowi ds. M!odzie#y Wiejskiej, którego

by! przewodnicz&cym. W 1934 r. powo!a! Towarzystwo

Wiejskich Uniwersytetów Regionalnych.

POPI

ERSI

E AD

AM

A SK

WAR

CZY!

SKIE

GO

, RZE

"BI#

A. P

IETR

ZAK.

REP

ROD

UKC

JA Z

A PI

SMEM

„SIE

W M

#OD

EJ

WSI

” NR $%

/&'$(,

KTÓ

RY Z

AWIE

RA#

LICZ

NE

MAT

ERIA#Y

PO)W

I*CO

NE

DZI

A#AL

NO)C

I MA

ZOW

IECK

IEG

O

UN

IWER

SYTE

TU W

IEJS

KIEG

O IM

. AD

AM

A SK

WAR

CZY!

SKIE

GO

W G#U

CHO

WIE

. ZE

ZBIO

RÓW

R. O

KRA

SKI.

Page 175: OBYWATEL nr 3(47)/2009

175

Nie zaniedba! te" pracy formacyjnej w#ród osób bar-

dziej dojrza!ych. Wieczory dyskusyjne organizowane pod

jego kierownictwem gromadzi!y intelektualn$ elit% obozu

pi!sudczykowskiego. Na pocz!tku lat 30. formu"owa"

wizje nowej elity pa#stwowej, wy"onionej w oparciu

o dorobek w pracy na rzecz pa#stwa, nie za$ wedle

pochodzenia spo"ecznego czy zamo%no$ci. Inspirowa-

ny tyle" elitaryzmem dawnych legionistów, co projektem

Abramowskiego „Zwi$zek Rycerzy Polski”, powo!a! w 1930 r.

niejawny Zakon Dobra i Honoru Polski. Aleksander Ivánka

pisa! o tej organizacji, i" stawia!a sobie za cel wypracowa-

nie zasad nowego ustroju, przede wszystkim opieraj"c

si# na zasadach moralnych i podporz"dkowuj"c interesy

osobiste interesom pa$stwa.

***Pod koniec lat 20. odnowi!y si% u niego powik!ania zwi$za-

ne z gru!lic". Szybki rozwój choroby sprawi#, $e w 1929 r.

musia! podda& si% amputacji obu nóg. Przykuty do wózka

inwalidzkiego, nie zaprzesta! intensywnej pracy, a wr%cz

mo"na odnie#& wra"enie, i" podwoi! dotychczasowe wy-

si!ki. Po kilku latach nast$pi! jednak kolejny silny nawrót

choroby. Adam Skwarczy'ski zmar! 2 kwietnia 1934 r. Do

ju" posiadanych Krzy"a Virtuti Militari, Krzy"a Walecznych

i Krzy"a Niepodleg!o#ci po#miertnie dodano Wielk$ Wst%g%

Orderu Polonia Restituta.

Na jego dorobek ideowy k!adzie si% dwuznaczny cie'

w postaci silnych powi$za' z obozem w!adzy, któremu

zdarza!o si% podejmowa& decyzje zas!uguj$ce na krytyk%

czy wr%cz – jak np. sprawa procesów „brzeskich” – haniebne.

Na pewno idealizm Skwarczy'skiego zderza! si% z twardymi

realiami oraz z niedoskona!o#ciami personalnymi cz!onków

elity w!adzy. Gdy on widzia! w pi!sudczykach niemal"e zakon

#wi%tych m%"ów, zdarzali si% tam równie" cynicy, karierowicze,

osoby nieudolne czy czerpi$ce splendor z dawno minionej

legionowej szlachetno#ci. Gdy uzasadnia! ograniczanie „par-

tyjniactwa” dobrem pa'stwa, jego towarzysze widzieli w tym

por%czny instrument eliminowania politycznej konkurencji,

a w obozie rz$dz$cym odtwarza!y si% wszelkie cechy syste-

mu partyjnego, tyle "e w postaci frakcji i nieformalnych klik.

Gdy Skwarczy'ski wprowadza! dychotomi% pi!sudczyków

i reszty, przypisuj"c im biegunowo przeciwne kwantyfikatory,

z ca!ym dobrodziejstwem inwentarza akceptowa! równie"

osoby miernej kondycji intelektualnej i moralnej, a odrzuca!

wiele szlachetnych postaci – w tym w#asnych dawnych

towarzyszy i wspó#pracowników – które równie$ chcia#y

i potrafi#y s#u$y& Polsce, tyle $e niekoniecznie w „jedynie

s!usznych” szeregach.

Na rzecz Skwarczy#skiego przemawiaj! jednak

nie tylko cenne i wci!% aktualne elementy dorobku

intelektualnego, ale równie% cechy osobowo$ciowe

i postawa, które przekre$laj! spor! cz&$' zasygna-

lizowanych w!tpliwo$ci. Cieszy! si% szacunkiem nawet

w#ród przeciwników politycznych, maj$c opini% cz!owieka

krystalicznie uczciwego i ideowego. Przyk!adowo, Karol Po-

piel, lider przedwojennej chadecji, który sanacji „zawdzi%cza!”

m.in. proces polityczny i wi%zienie, pisa! o Skwarczy'skim,

"e by! jednym z tych bardzo nielicznych „starych pi!-

sudczyków”, którzy rozumieli, i% nie wystarczy zdoby&

zbrojnie w!adz# w pa$stwie, by rz"dzi& narodem, ale

trzeba mu da& wizj# lepszej przysz!o'ci i wychowa&

odpowiedni zespó! ideowych pracowników, którzy by

j" wcielali w %ycie. Daria Na!%cz, oceniaj$c jego "ycie po

latach i z dystansem badacza, stwierdzi!a, "e wyró%nia!

si# /…/ wyj"tkow" wr#cz bezinteresowno'ci" osobist".

Nie wzbudza!y jego po%"dania %adne dobra materialne.

Nie przejawia! ambicji zrobienia kariery. Nie ci"gn#!y go

wielkie gabinety, l'ni"ce limuzyny i k!#bi"ce si# t!umy

petentów. W przeciwie$stwie do wielu swych kolegów

wiód! %ycie niezwykle skromne, wr#cz ascetyczne.

Sprawia! wra%enie cz!owieka, który w pe!ni odda! si#

wielkim sprawom ideowym. Na !amach „Pa'stwa Pracy”

wychowankowie z Legionu M!odych "egnali go tak: By!

dla nas tym wi#kszym autorytetem, %e zasadzie Czynu,

Odpowiedzialno!ci i Honoru podporz"dkowa# przede

wszystkim i bez reszty ca#e swoje $ycie osobiste i ca#"

sw" publiczn" dzia#alno!%.

Remigiusz Okraska

Bibliogra!" do tekstu zamieszczamy z braku miejsca tylko w je-

go wersji elektronicznej na stronie internetowej „Obywatela”.

Antykwa Pó"tawskiego

Dzia!y „Nasze tradycje” oraz „Z Polski rodem” zosta!y z!o"one Antykw# Pó!taw-skiego – czcionk# zaprojektowan# w latach 1923-1928 przez polskiego grafika i typografa Adama Pó!tawskiego. Jest to pierwszy polski krój pisma zaprojektowany od podstaw. Anty-kwa Pó!tawskiego bywa nazywana „polskim krojem narodowym”.

Wi$cej informacji o tradycjach polskiej typografii oraz elektroniczne wersje czcionki mo"na znale%& na stronie internetowej: http://nowacki.strefa.pl/

Page 176: OBYWATEL nr 3(47)/2009

176 AUTO RZYNUMERU

DO!"CZ DO NAS! jest pismem tworzonym spo!ecznie przez ludzi, któ-

rzy uto"samiaj# si$ z celami i warto%ciami zebranymi w manife%cie „Dla dobra wspólnego”, który znajdziesz na ostatniej stronie gazety. Je!eli s" one bliskie tak!e Tobie, do#"cz do nas!

Propozycje tekstów: [email protected], fotografie: [email protected] formy wsparcia, wolontariat: [email protected]„Obywatel”, ul. Wi$ckowskiego 33/127, 90-734 &ód' tel./faks: /042/ 630 17 49

Rafa! Bakalarczyk (ur. 1986) – stu-dent polityki spo!ecznej na Uniwersyte-cie Warszawskim, za!o"yciel Ko!a My-%li Krytycznej, pocz#tkuj#cy publicysta (m.in. prowadzi bloga pod adresem www.wwwrbakalarczyk.redakcja.pl). Interesuje si$ gerontologi# i edukacj#, jest mi!o%nikiem ksi#"ek (eromskiego. Cz!onek zespo!u redakcyjnego portalu lewicowo.pl. Sta!y wspó!pracownik „Obywatela”.

Tomasz Borkowski (ur. 1971) – z wy-kszta!cenia prawnik, z zawodu dzien-nikarz operuj#cy w do%) ró"norodnej tematyce i gatunkach – pocz#wszy od recenzji kulturalnych, poprzez analityczne teksty prawne oraz publi-cystyk$ ekonomiczn#, polityczn# i spo-!eczn#, po felietony w obrazoburczy nieraz sposób komentuj#ce otaczaj#c# nas rzeczywisto%). Publikowa! m.in. w miesi$cznikach „Pa*stwo i Pra-wo” i „Poznaj +wiat”, tygodnikach „Wybrze"e” i „Gazeta Bankowa” oraz dzienniku „G!os Wybrze"a”, w którym by! zast$pc# redaktora naczelnego. Miejscem zamieszkania i pracy zwi#-zany z Pomorzem, ch$tnie jednak ucieka w góry, które w ka"dej wolnej chwili lubi przemierza) z plecakiem. Autor wielu turystycznych (i nie tylko) piosenek oraz nieco powa"niejszych utworów literackich, interesuje si$ te" filmem i fotografi#.

Roger Bybee – ameryka*ski pisarz, dziennikarz, aktywista i doradca or-ganizacji spo!ecznych, wywodz#cy si$ z rodziny o robotniczych, socjaldemo-kratycznych korzeniach. Sw# obywa-telsk# dzia!alno%) rozpocz#! w 1968 r. w ramach Students for a Democratic Society, anga"uj#c si$ w ruch prote-stu przeciwko wojnie w Wietnamie. W latach 1979-1993 wydawa! w swoim rodzinnym mie%cie Racine tygodnik „,e Racine Labour”. Publikuje w prasie lewicowej, m.in. w „Z Magazine”, „,e Progressive”, „,e Progressive Populist”,

„In ,ese Times”, „Dollars & Sen-se” i „YES Magazine!”. Jego artyku!y i analizy ukazywa!y si$ tak"e w „,e American Prospect”, „Multinational Monitor” oraz w „Foreign Policy in Focus”. Mieszka w Milwaukee.

Bart!omiej Grubich (ur. 1985) – student socjologii i filozofii (UAM). W zwi#zku ze studiami mieszka w Po-znaniu, cho) wci#" przede wszystkim jest z Bydgoszczy. Uwa"a, "e traci du"o czasu na rzeczy mniej istotne, "e za du"o my%li i za ma!o dzia!a, ale usilnie szuka dobrych proporcji pomi$dzy tymi sprawami. Obecnie stara si$ zrozumie) zjawiska sfery publicznej, globalizacji, wolno%ci oraz koncepcje J. Habermasa – to wszystko, by dowie-dzie) si$, dlaczego tak ma!o rozmawia-my o rzeczach wa"nych. Dlatego te" ch$tnie „pogada”, nawet je"eli tylko internetowo: [email protected]. Sta!y wspó!pracownik „Obywatela”.

Marcin Janasik (ur. 1978) – politolog, dzia!acz spo!eczny, alterglobalista; od 1997 r. zwi#zany z ruchem alter-natywnym. W 2005 r. by! jednym z inicjatorów Stowarzyszenia „Lepszy +wiat”, zosta! te" wydawc# zwi#zanego z nim pisma „Alterglobal”. Organizator protestów i kampanii spo!ecznych, projektów kulturalnych i edukacyj-nych. Dystansuje si$ od archaicznych

podzia!ów na lewic$ i prawic$, promuje i rozwija ide$ centrowego alterglobali-zmu, uparcie wierz#c, "e jest mo"liwe wypracowanie globalnego konsensusu i globalnej zmiany systemowej. Wróg wszelkich fundamentalizmów – od obyczajowych po ideologiczne; gdy trzeba, nie waha si$ tak"e przed kry-tyk# ruchu, który wspó!tworzy.

Micha! Juszczak (ur. 1981) – stu-dent kulturoznawstwa na Uniwer-sytecie &ódzkim. Od lat kontynuuje zapomnian# ju" nieco tradycj$ szla-chetnego amatorstwa; aktywista nie-formalnego Ruchu Ludzi Ciekawych Wszystkiego. Ceni my%lenie, które nie zastyga w ideologi$; krytyczny czy-telnik „mistrzów podejrze*” (Marks, Nietzsche, Freud). Wielbiciel aforystyki E. Ciorana oraz S. J. Leca, a tak"e aforyzmu jako formy. Domoros!y kro-nikarz polskich sporów ideowych prze-!omu XX i XXI w., na!ogowo i z pasj# czytaj#cy pras$ (prawie) wszystkich opcji. Od urodzenia mieszka w &odzi.

Jan Koziar (ur. 1943) – z wykszta!cenia geolog; emerytowany pracownik Uni-wersytetu Wroc!awskiego, za!o"yciel Wroc!awskiej Pracowni Geotektonicz-nej. Od 1978 r. zaanga"owany w dzia-!alno%) opozycji antykomunistycznej; w pa'dzierniku 1982 r. usuni$ty z uczel-ni, przez sze%) i pó! roku prowadzi!

Page 177: OBYWATEL nr 3(47)/2009

177

intensywn! dzia"alno#$ opozycyjn! w #cis"ym podziemiu, poszukiwany listem go%czym przez SB. Od po"owy lat 80., zaniepokojony rozwijaj!c! si& w podziemiu propagand! neoliberaln!, zaj!" si& popularyzacj! demokracji go-spodarczej (zw"aszcza ró'nych form w"a-sno#ci pracowniczej), etyki gospodarczej oraz racjonalnych form kapitalizmu; autor wielu publikacji na ten temat. Odznaczony Krzy'em Oficerskim Or-deru Polonia Restituta. Cz"onek Rady Honorowej „Obywatela”.

Izabela Ksi!"kiewicz (ur. 1973) – doktor nauk ekonomicznych, absol-wentka Wydzia"u Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1997 r. pracownik naukowo-dydak-tyczny Szko"y G"ównej Handlowej w Warszawie. Wspó"pracuje z Mazo-wieckim Centrum Polityki Spo"ecznej. Lubi morze, góry i Dostojewskiego.

Aleksandra Lis (ur. 1982) – absol-wentka socjologii na Uniwersytecie Miko"aja Kopernika w Toruniu, prac& magistersk! pisa"a pod kierunkiem prof. dr. hab. Andrzeja Zybertowicza. Absolwentka socjologii i antropologii spo"ecznej Uniwersytetu (rodkowo-Europejskiego w Budapeszcie – obecnie doktoryzuje si& w tej'e placówce na Wydziale Socjologii i Antropologii Spo"ecznej.

Kari Lydersen – ameryka%ska pi-sarka i dziennikarka, korespondentka „Washington Post”. Publikuje tak'e w „Chicago Reader” oraz w prasie lewicowej („)e Progressive”, „In )ese Times”). Autorka b!d* wspó"autorka trzech ksi!'ek: „Out of the Sea and Into the Fire: Latin American-U.S. Im-migration in the Global Age” (2004), „Shoot an Iraqi: Art, Life and Resistan-ce Under the Gun” (2008, z Wafaa Bilalem) oraz „Revolt on Goose Island: )e Chicago Factory Takeover, and What it Says About the Economic Crisis” (2009) – po#wi&conej strajkowi w RWD. W swym pisarstwie koncen-truje si& na zagadnieniach globalizacji, ochrony #rodowiska, praw obywatel-skich oraz na problematyce Ameryki

+aci%skiej (m.in. nielegalnej imigracji do USA). Prowadzi zaj&cia z dzienni-karstwa w chicagowskim Columbia College oraz warsztaty dziennikarskie dla uczniów szkó" #rednich (w ramach programu Urban Youth International Journalism).

Rafa# $%tocha (ur. 1973) – politolog i religioznawca. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, zast&pca dy-rektora w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiello%skiego, profesor w Instytucie Politologii Pa%stwowej Wy'szej Szko"y Zawodowej w O#wi&ci-miu. Autor ksi!'ek „Katolicyzm a idea narodowa. Miejsce religii w my#li obo-zu narodowego lat okupacji” (Lublin 2002) i „Oportet vos nasci denuo. My#l spo"eczno-polityczna Jerzego Brauna” (Kraków 2006). Publikowa" m.in. we „Frondzie”, „Glaukopisie”, „Nomosie”, „Nowej My#li Polskiej”, „Pa%stwie i Spo"ecze%stwie”, „Pro Fide Rege et Lege”, „Studiach Judaica”, „Templum Novum”. Od urodzenia mieszka w My#lenicach i bardzo jest z tego zadowolony. Sta"y wspó"pra-cownik „Obywatela”.

Ilona Majewska (ur. 1983) – ab-solwentka Instytutu Antropologii Uniwersytetu +ódzkiego, feminist-ka. Jako doktorantka bada to'samo#$ kobiet na Warmii, zawodowo zwi!zana z Uniwersytetem Trzeciego Wieku w Zgierzu.

Konrad Malec (ur. 1978) – przyrod-nik, z zainteresowaniem i sympati! spo-gl!da na tzw. hipotez& Gai, autorstwa Jamesa Lovelocka. Lubi przemieszcza$ si& przy u'yciu w"asnych si", st!d rower i narty biegowe s! mu nieocenionymi przyjació"mi. Mi"o#nik tego, co lokalne i nieuchwytne, czego nie da si& w pro-sty sposób przenie#$ w inne miejsce. Ka'd! woln! chwil& sp&dza na "onie Natury. Cz"onek redakcji „Obywatela”.

$ukasz Medeksza (ur. 1973) – szef redakcji internetowej Radia Wroc"aw, autor audycji Blogoskop we wspomnia-nej rozg"o#ni, wspó"twórca bloga Pi!ta W"adza. Samozwa%czy teoretyk i prak-

tyk mediów internetowych. Od paru lat interesuje si& ich wp"ywem na 'ycie pu-bliczne. W latach 90. gra" ostrego punk rocka i studiowa" kulturoznawstwo. Po 2000 r. pracowa" w dolno#l!skiej prasie regionalnej, g"ównie opisuj!c meandry miejscowej polityki. Od niedawna se-kretarz zarz!du wroc"awskiego oddzia"u Towarzystwa Urbanistów Polskich. Dzieci%stwo sp&dzi" w Kairze, uwielbia od czasu do czasu zajrze$ na Ba"kany. Docenia biesiadowanie w zacnym to-warzystwie. W"a#nie spodziewa si& potomstwa.

Liliana Milewska (ur. 1984) – absol-wentka psychologii na Uniwersytecie +ódzkim; od lat zajmuje si& szerzeniem niezale'nej kultury organizuj!c kon-certy wschodz!cych gwiazd alterna-tywnej sceny muzycznej. W wolnym czasie fotografuje i próbuje przeczyta$ ksi!'ki z wci!' powi&kszaj!cego si& stosu czekaj!cych w kolejce. Mi"o#nicz-ka kina, zw"aszcza skandynawskiego i czeskiego. Skrajna pacyfistka.

Remigiusz Okraska (ur. 1976) – z wykszta"cenia socjolog (Uniw. (l!ski), z zami"owania spo"ecznik, publicysta i poszukiwacz sprzeczno#ci. Autor niemal 500 tekstów zamieszczonych na "amach czasopism spo"eczno-poli-tycznych ró'nych opcji (od radykalnej lewicy i anarchizmu po radykaln! pra-wic&), w których od 1997 r. promowa" porzucenie przestarza"ych ideologii, schematów my#lowych i podzia"ów politycznych oraz wskazywa" alterna-tywne rozwi!zania. Od po"owy lat 90. zwi!zany z polskim ruchem ekologicz-nym, od jesieni 2001 do lata 2005 r. by" redaktorem naczelnym miesi&cznika „Dzikie ,ycie”, po#wi&conego rady-kalnej obronie przyrody. Zredagowa" polskie edycje kilku ksi!'ek z „kla-syki” my#li ekologiczno-spo"ecznej (A. Leopold, C. Maser, D. Korten, D. Foreman) i inne prace o podobnej tematyce. W kwestii pogl!dów spo-"eczno-politycznych sympatyk „starej” socjaldemokracji i lewicy patriotycznej, #rodkowoeuropejskiego agraryzmu, niemieckiego ordoliberalizmu, dystry-bucjonizmu Chestertona i Belloca oraz

Page 178: OBYWATEL nr 3(47)/2009

178

do!wiadcze" pierwszej „Solidarno!ci”, cho# z up$ywem czasu coraz mniej przywi%zany do etykietek, sloganów i programów, bardziej natomiast do dobra wspólnego i konkretnej pracy na jego rzecz. Cz&sto za dok$adnie te same dzia$ania czy opinie jest przez t&pawych lewicowców nazywany faszy-st%, a przez t&pawych prawicowców – lewakiem, i dobrze mu z tym. Piwosz. Wspó$za$o'yciel i redaktor naczelny „Obywatela”.

Arkadiusz Peisert (ur. 1978) – dok-tor socjologii, adiunkt w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gda"skiego. Obroni$ na Uniwersytecie Warszawskim prac& doktorsk% na temat samorz%dno!ci obywatelskiej w spó$dzielniach mieszka-niowych. Redaktor „Forum Socjologii Prawa”, cz$onek zespo$u redakcyjne-go „Res Publiki Nowej”. Uczestnik Korporacji Akademickiej „Welecja”. Niezale'ny badacz spo$eczny. W latach 2005-2006 koordynator dwóch pro-jektów z funduszu PHARE z zakresu rozwoju infrastruktury spo$ecznej (rów-nouprawnienie p$ci i przeciwdzia$anie korupcji). (onaty. Lubi ogl%da# przy-rod& z roweru, kajaka i 'aglówki. Sta$y wspó$pracownik „Obywatela”.

Adam Piechowski (ur. 1950) – hi-storyk i dzia$acz spó$dzielczo!ci. W la-tach 1978-2002 pracownik naukowy Spó$dzielczego Instytutu Badawczego, w 1992 r. uzyska$ stopie" doktora hi-storii na Wydziale Historycznym Uni-wersytetu Warszawskiego na podstawie rozprawy o spó$dzielczo!ci mieszka-niowej w stolicy w czasie okupacji. Od 1996 r. pracownik Krajowej Rady Spó$dzielczej odpowiedzialny za kon-takty mi&dzynarodowe. Wspó$pracowa$ jako wyk$adowca m.in. z Instytutem Krajów Rozwijaj%cych si&, Instytutem Polityki Spo$ecznej UW oraz War-szawsk% Wy'sz% Szko$% Ekonomiczn%. Uczestnik projektów z zakresu ekonomii spo$ecznej, m.in. jeden z koordynatorów projektu „Tu jest praca”. W latach PRL wspó$dzia$a$ z opozycj% demokratyczn%,

m.in. z KOR i Niezale'n% Oficyn% Wydawnicz% NOWA. Jego pasj% s% góry, podró'e i fotografia, czemu da$ wyraz w wielu artyku$ach i ksi%'kach, m.in. „Gra" Tatr” (1992; 2007 prze-t$umaczona na j&z. w&gierski), „Lud Syriusza. W poszukiwaniu tajemnic Dogonów” (1996), „Bedeker tatrza"ski” (wspó$autor, Warszawa 2000).

Micha! Sobczyk (ur. 1981) – dzien-nikarz obywatelski, z wykszta$cenia specjalista w zakresie ochrony !rodowi-ska. Z „Obywatelem” wspó$pracuje od kilku lat, od 2006 r. wchodzi w sk$ad redakcji pisma, obecnie jest zast&pc% redaktora naczelnego. Od urodzenia mieszka na $ódzkich Ba$utach. Kon-takt: [email protected]

Ryszard Szarfenberg (ur. 1966) – specjalno!# akademicka: polityka spo$eczna. Doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie nauk politycznych, zast&pca Dyrektora w Instytucie Polityki Spo$ecznej Uni-wersytetu Warszawskiego, cz$onek Rady Redakcyjnej „Problemów Po-lityki Spo$ecznej”, cz$onek Zarz%du G$ównego Polskiego Towarzystwa Polityki Spo$ecznej, ekspert Polskiego Komitetu European Anti-Poverty Ne-twork. Autor wielu artyku$ów i ksi%'ki „Krytyka i afirmacja polityki spo$ecz-nej” (Warszawa 2008). Publikowa$ g$ównie w czasopismach naukowych: „Polityka Spo$eczna” i „Problemy Polityki Spo$ecznej”. Mieszka$ w ró'-nych miastach, osiad$ w Warszawie. Inne informacje i publikacje: rszarf.ips.uw.edu.pl

Grzegorz Szymanik (ur. 1985) – student dziennikarstwa i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Uza-le'niony od kawy, podró'y do Azji i zapachu farby drukarskiej. Swoje reporta'e z Iranu, Rosji, Turcji i Mon-golii publikowa$ m.in. w „Znaku”, „Przegl%dzie”, kwartalniku antropo-logicznym „Op cit”. Stale wspó$pra-cuje ze sto$eczn% „Gazet% Wyborcz%”. Wspó$autor ksi%'ki „Nietutejsi”.

Gniewomir "wiechowski (ur. 1985) – cz$onek zespo$u salon24.pl i redaktor prowadz%cy serwisów vbeta i lajfmajster nale'%cych do sieci Blomedia. Pisze rów-nie' dla PC World Computer. Wcze!niej redaktor kilku serwisów portalu o2.pl. Bloger z sukcesami i fascynat social media. Z zainteresowaniem przygl%da si& podrygom tradycyjnych mediów, próbuj%cych odnale)# si& w nowej rze-czywisto!ci. Prywatnie mi$o!nik Jacka Kaczmarskiego, wódki pod kaw& i ko-biet. Krakus z Wieliczki, rozwa'aj%cy naturalizacj& we Wroc$awiu.

James Tracy (ur. 1970) – ameryka"-ski dzia$acz na rzecz sprawiedliwo!ci spo$ecznej, publicysta, poeta. Jest in-struktorem szkolnictwa dla doros$ych, wcze!niej pracowa$ m.in. jako kierowca ci&'arówki, pomocnik kelnera oraz asystent w klasach szkolnictwa spe-cjalnego. Zredagowa$ dwa poradniki: „*e Civil Disobedience Handbook: A Brief History and Practical Advice for the Politically Disenchanted” oraz „*e Military Draft Handbook: A Brief History And Practical Advice for the Curious And Concerned”. Jego arty-ku$y po!wi&cone ruchom spo$ecznym oraz studiom miejskim (urban studies) ukazywa$y si& w „Race, Poverty and the Environment”, „Shelterforce”, „Dollars and Sense”, „Z Magazine”, „Processed World”. Wkrótce uka'% si& trzy ksi%'ki, których jest wspó$au-torem: „Getting Ready For the Firing Line: Working Class Whites in the New Left 1964-1976”, „Dispatches Against Displacement: From the Glo-bal Economy to the Eviction Notice” oraz „Avanti-Popolo: Sailing Beyond Columbus”.

Mateusz #uk (ur. 1983) – absolwent socjologii Uniwersytetu Gda"skiego. Zwi%zany z OZZ Inicjatywa Pracow-nicza i reaktywowan%, trójmiejsk% Federacj% Anarchistyczn%. Interesuje si& spó$dzielczo!ci% oraz wszelkimi innymi formami 'ycia spo$ecznego, które realizuj% idea$y pe$nej partycy-pacji wszystkich ludzi.

Page 179: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Ksi!"ki, które ka"dy OBYWATEL powinien zna#…globalizacjaalternatywna ekonomianiepoprawna politycznie publicystykaekologia i tradycja

www.obywatel.org.pl/sklep

Zapraszamy do sklepu wysy!kowego „Obywatela”. Ksi!"-ki z naszej biblioteki analizuj! i przestawiaj! najwa"niejsze problemy wspó#czesnego $wiata i Polski, w sposób daleki od utartych schematów.

O stale rosn!cej, a wci!" niewidocznej w#adzy mi$dzynaro-dowych %rm nie przeczytasz w masowych gazetach, które tak"e nale"! do wielkiego kapita#u. U nas znajdziesz wydaw-nictwa publikuj!ce g#os najbardziej przenikliwych krytyków globalizacji. Je&li chcesz wiedzie', dlaczego pa(stwa trac! suwerenno&', dusz! si$ w p$tli d#ugów, a ich obywatele maj! poczucie, "e jest coraz gorzej, mimo, "e media hucz!, "e jest coraz lepiej – si$gnij po „ABC Globalizacji”, „Korpora-cj$”, „Tescopol”, „)wiat po kapitalizmie”

Je&li interesuj! Ci$ problemy wspó#czesnej Polski, niezale"na publicystyka, my&l wolna i niepoprawna politycznie – „Poza Uk#adem”, „Gazeta Wyborcza – pocz!tki i okolice”, „Szanse Polski. Nasze mo"liwo&ci rozwoju w obecnym &wiecie”, s! w#a&nie dla Ciebie.

Wszystkim, którzy zwracaj! uwag$ na to, co jedz! i wspo-minaj!, "e kiedy& chleb smakowa# inaczej, polecamy ksi!"ki o ruchu Slow Food, „Powrót gospodarki "ywno&ciowej do korzeni” oraz bestseller „Nasiona k#amstwa” – jedyn! ksi!"k$ w Polsce o "ywno&ci mody%kowanej genetycznie, obna"aj!c! manipulacje i k#amstwa korporacji prowadz!cych na nas nie-bezpieczne eksperymenty, w dodatku za nasze pieni!dze.

W naszej bibliotece znajdziesz jedyny w swoim rodzaju zbiór lektur obowi!zkowych dla ka"dego Obywatela.

Do cen ksi"#ek wliczony jest koszt przesy!ki. Zamówione produkty przesy#amy po otrzymaniu na nasze konto wp#aty z zaznaczonymi na blankiecie symbolami (symbol znajduje si$ na samym pocz!tku opisu produktu, np. K1, KO10 itd.) zamawianych pozycji i podanym dok#adnym i czytelnym adresem zamawiaj!cego (mile widziany równie" telefon i e-mail w celu #atwiejszej komunikacji w przysz#o&ci).

Czas realizacji ok. 2 tygodnie od wp#aty. Nie wysy#amy za zaliczeniem pocztowym, gdy" by#oby to dro"sze (tak!) dla zamawiaj!cego o 9 z#.

Ksi!"ki mozna zamawia' przez Internet, listownie lub telefonicznie:

„Obywatel” ul. Wi$ckowskiego 33/127, 90-734 *ód+ tel./fax. /042/630-17-49 e-mail: [email protected]

Pieni!dze prosimy wp#aca' na konto:

Stowarzyszenie Obywatele-Obywatelom Bank Spó#dzielczy Rzemios#a w *odzi nr rachunku 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001

Zapraszamy na stron$ internetow! sklepu:

Page 180: OBYWATEL nr 3(47)/2009

K1 David C. Korten !wiat po kapitalizmie. Alternatywy dla globalizacjiBiblioteka Obywatela, 2002, 300 stron

cena 25 z!

Jedna z najlepszych na !wiecie prac omawiaj"cych kwesti# globalizacji i jej skutków spo$ecznych. Autor jest ekspertem Mi#dzynarodowego Forum ds. Globalizacji, jednym z najt#%szych umys$ów ruchu antyglo-balizacyjnego. Korten to doktor nauk ekonomicznych, wyk$adowca Uniwersytetu Harvarda, dzia$acz ruchów obywatelskich. To m"dra, inspiruj"ca ksi"%ka, przepe$niona trosk" o godne %ycie ludzi i stan !ro-dowiska naszej planety.

K2 Debi Barker, Jerry Mander ABC globalizacjiBiblioteka Obywatela, 2003, 104 strony

cena 15 z!

Elementarz opracowany przez Mi#dzynarodowe Forum ds. Globali-zacji. Ksi"%ka przygotowana pod kierunkiem mi#dzynarodowego ze-spo$u eksperckiego krytycznie nastawionego do skutków procesów globalizacyjnych. W syntetycznej formie ujmuje najwi#ksze zagro%e-nia zwi"zane z globalizacj": niszczenie rynków lokalnych, dewastacj# !rodowiska naturalnego, patologie spo$eczne itp. Obna%a jej prawdzi-we oblicze i motor nap#dowy: &wiatow" Organizacj# Handlu, jej regu-$y, presj# i cele. Znakomita krytyka nast#pstw globalizacji i obalenie mitów o jej pozytywnych skutkach.

K3 praca zbiorowa Czy globalizacja pomaga biednym?Biblioteka Obywatela, 2003, 130 stron

cena 17 z!

Kolejna pozycja ekspertów z Mi#dzynarodowego Forum ds. Globali-zacji obna%a propagandowy slogan, %e na globalizacji wszyscy zysku-j". Pokazuje, %e wiele krajów, regionów, sektorów gospodarki i grup spo$ecznych jest spychanych w n#dz#, wyzysk i upodlenie w imi# zysku wielkich ponadnarodowych koncernów. W!ród autorów za-mieszczonych w tym zbiorze tekstów znajdziemy takie s$awy ruchu antyglobalistycznego, jak Vandana Shiva, Martin Khor i Walden Bel-lo. Oprócz obna%enia globalistycznych mitów, ksi"%ka zawiera tak%e zbiór cytatów obrazuj"cych ciemne strony neoliberalnej gospodarki oraz kalendarium oporu wobec urynkowienia ca$ego !wiata.

K4 Dave Foreman Wyznania wojownika ZiemiBiblioteka Obywatela, 2004, 282 strony

cena 28 z!

BESTSELLER

Znakomita ksi"%ka legendarnego dzia$acza radykalnego ruchu ekolo-gicznego, za$o%yciela organizacji Earth First!. Po 20 latach dzia$alno!ci Foreman dokonuje rozrachunku. Wskazuje blaski i cienie ekologii ra-dykalnej i instytucjonalnej, wzywa do oporu wobec cywilizacji prze-mys$owej, która bezmy!lnie niszczy Ziemi# i roztrwania dorobek 3,5 miliarda lat ewolucji. Jedna z najwa%niejszych na !wiecie ksi"%ek z tej dziedziny.

K5 Joanna i Andrzej Gwiazda Poza uk"ademObywatel, 2008, 238 stron

cena 29 z!

BESTSELLER

Dokonany przez redakcj# „Obywatela” wybór 27 artyku$ów Joanny i Andrzeja Gwiazdów, wspó$za$o%ycieli i dzia$aczy Pierwszej „Solidar-no!ci” i Wolnych Zwi"zków Zawodowych Wybrze%a. Poniewa% pogl"dy autorów na wiele spraw, jak Okr"g$y Stó$, neoliberalne reformy ustrojo-we czy lustracja, by$y niewygodne dla g$ównych uczestników dyskusji politycznej, wspomniane teksty ukazywa$y si# g$ównie w wydawnic-twach niskonak$adowych i nie mia$y szans dotrze' do szerszego grona odbiorców. Oryginalne, bezkompromisowe i prorocze analizy sytuacji spo$ecznej i politycznej w Polsce i na !wiecie, z zach#t" do zawierzenia w$asnemu rozumowi, zamiast skorumpowanym „elitom” i propagan-dzistom nazywanym we wspó$czesnej nowomowie „niezale%nymi eks-pertami”. Wstyd nie mie' na pó$ce! Zobacz stron# www ksi"zki: www.gwiazda.oai.pl

K6 Gwiazdozbiór w „Solidarno#ci”Obywatel, 2009, 512 stron plus 32 strony

wk$adki zdj#ciowej

cena 49 z! 44 z! PROMOCJA!

NOWO&(

BESTSELLER

Wywiad-rzeka z Joann" i Andrzejem Gwiazdami, wspó$za$o%ycielami Wolnych Zwi"zków Zawodowych Wybrze%a oraz liderami Pierwszej

„Solidarno!ci”.

Te czo$owe postaci opozycji demokratycznej na przestrzeni ostatnich dwóch dekad by$y praktycznie nieobecne w mediach. Ostatnio si# to zmienia, jednak ich pogl"dy przywo$ywane s" bardzo wybiórczo. Nic dziwnego: Gwiazdowie byli równie konsekwentni w postulatach roz-liczenia systemu komunistycznego, jak i w krytyce polskiego modelu kapitalizmu. Ostro oceniali historyczn" rol# Lecha Wa$#sy nie tylko z po-wodu jego dwuznacznych zwi"zków ze S$u%b" Bezpiecze)stwa, ale tak%e z uwagi na niedemokratyczny sposób kierowania „Solidarno!ci"” oraz zdrad# interesów !rodowisk pracowniczych przez rz"dy tworzone pod jego patronatem.

Publikacja jest zapisem rozmów z tymi legendami opozycji antykomu-nistycznej, wzbogaconym o wybór rozmaitych unikalnych materia$ów dotycz"cych ich %ycia i dzia$alno!ci. W barwnych, pe$nych anegdot opowie!ciach Joanny i Andrzeja sporo jest opinii zwanych kontrower-syjnymi, i to dla bardzo wielu uczestników %ycia publicznego, nie tylko tych, z których krytyk" s" oni kojarzeni. W$a!nie ten subiektywny ton stanowi najwi#ksz" warto!' ksi"%ki.

Do ksi"%ki do$"czona jest p$yta DVD z *lmem po!wi#conym niezale%-nym obchodom 25. rocznicy powstania Pierwszej „Solidarno!ci”.

K7 Edward Abramowski Braterstwo, solidarno#$, wspó"dzia"anieWspólna edycja „Obywatela”, Krajowej Rady

Spó$dzielczej i Instytutu Stefczyka, 280 stron

cena 24 z! NOWO&(

Pierwsze od 18 lat wydanie tekstów s$ynnego polskiego my!liciela! Ze-brane w osobnym tomie wszystkie artyku$y Edwarda Abramowskiego

Page 181: OBYWATEL nr 3(47)/2009

po!wi"cone szeroko rozumianemu kooperatyzmowi oraz oddolnym inicjatywom spo#ecznym (m.in. „Idee spo#eczne kooperatyzmu”, „Ko-operatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracuj$cego”, „Znaczenie spó#dzielczo!ci dla demokracji”, „Stowarzyszenia i ich rola”, „Zwi$zki Przyja%ni”). Do tego – unikatowy artyku# Jana Wolskiego „Z przemó-wie& Edwarda Abramowskiego” oraz obszerne pos#owie Remigiusza Okraski, redaktora naczelnego „Obywatela”.To nie jest ksi$'ka tylko o spó#dzielczo!ci. To ksi$'ka o szlachetnej i wi-zjonerskiej idei Abramowskiego, który akcentowa# znaczenie praw-dziwej demokracji, oddolnej wspó#pracy, braterstwa i przyja%ni, jako dróg ku lepszemu !wiatu, pozbawionemu wad kapitalizmu i mark-sowskiego socjalizmu. Jeden z najwybitniejszych polskich my!licieli, twórca oryginalnego systemu etycznego, wyk#ada swoje koncepcje nie za pomoc$ naukowego 'argonu i wizji oderwanych od 'ycia, lecz malowniczym i przyst"pnym j"zykiem, odwo#uj$c si" do codziennych ludzkich postaw, problemów spo#ecznych i ekonomicznych oraz spo-sobów ich rozwi$zywania.

KO1 Jaros!aw Urba"ski Globalizacja a kon!ikty lokalneFederacja Anarchistyczna sekcja Pozna&, 2002,

100 stron, cena 13 z!

Ciekawa analiza, autorstwa socjologa i dzia#acza ruchów spo#ecznych, po!wi"cona wp#ywom globalizacji na lokalne spo#eczno!ci. Autor opisuje, jak globalizacja wp#ywa na 'ycie codzienne, przywo#uje kil-kadziesi$t przyk#adów kon(iktów mi"dzy mieszka&cami a wielkim biz-nesem, g#ównie z terenu Wielkopolski.

KO2 José Bové, Francois Dufour "wiat nie jest towaremWydawnictwo Andromeda, 2002, 296 stron

cena 27 z!

Znakomita ksi$'ka autorstwa dwóch francuskich rolników, z których jeden, José Bové, sta# si" symbolem walki z patologiami globalizacji. Ksi$'ka zawiera ciekawy i przyst"pny opis g#ównych nast"pstw glo-balizacji, ze szczególnym uwzgl"dnieniem szeroko poj"tej produkcji 'ywno!ci i sytuacji rolnictwa. Autorzy opisuj$ tak'e kszta#towanie si" ruchu sprzeciwu wobec globalizacji i jego sposoby dzia#ania.

KO6 Chris Maser Nowa wizja lasuPnrWI, 2003, 284 strony,

cena 25 z!

Jedna z wa'niejszych prac powsta#ych w #onie ruchu ekologicznego. Jej autor, przyrodnik i badacz lasów, ukazuje zwi$zki mi"dzy gospo-darowaniem lasami a stanem !rodowiska i przyrody. Oprócz kryty-ki istniej$cej gospodarki le!nej, Maser proponuje alternatyw" – le-!nictwo ekologiczne, które pozwoli zachowa) cenne obszary le!ne i ochroni) ró'norodno!) biologiczn$. Ksi$'ka napisana przyst"pnym j"zykiem, zawiera wiele przyk#adów z 'ycia codziennego, odwo#ania do kanonu humanistyki, ok. 100 rysunków i fotogra*i ilustruj$cych opisane zjawiska i tezy. Cho) koncentruje si" na lesie, to bardzo du'o jest w niej odwo#a& szerszych, dotycz$cych zwi$zków mi"dzy cz#o-wiekiem a przyrod$.

KO10 Colin Barclay-Smith Dlaczego wci#$ brak nam pieni%dzy?Fundacja w S#u'bie +ycia, 1992, 90 stron

cena 7,5 z!

Australijski dziennikarz i ekonomista przedstawia wyniki 25-letnich prac Instytutu Bada& Monetarnych. T#umaczy z wielk$ jasno!ci$, jak dzia#a kapitalistyczny system *nansowy, jak powstaje publiczny d#ug narodo-wy i dlaczego wci$' nieustannie ro!nie. Zwraca uwag" na fakt tworze-nia przez banki prawie wszystkich pieni"dzy kr$'$cych w spo#ecznym obiegu i pokazuje w jaki sposób banki tworz$ kredyt *nansowy drogo sprzedawany spo#ecze&stwu. Ukazuje w jaki sposób mo'na drastycz-nie zmniejszy) podatki, in(acj" i de*cyt bud'etowy poprzez odebranie bankom monopolu na tworzenie pieni"dzy. Dowodzi, 'e mamy szans" wyj!) z p"tli rosn$cego zad#u'enia, je!li odzyskamy nasze suwerenne prawo do tworzenia pieni$dza w sposób nie-zad#u'ony.

KO12 Dario Fo Przypadkowa &mier' anarchistyAnarchistyczna Inicjatywa Wydawnicza, 2002,

122 strony, cena 8 z!

W#oski laureat literackiego Nobla w swoim dramacie ukazuje represje pa&stwowego systemu przemocy wobec niepokornych aktywistów obywatelskich. Akcja ksi$'ki oparta jest na autentycznych wydarze-niach, ca#o!) poprzedzona obszernym wst"pem ukazuj$cym histo-ryczne t#o opisywanych wydarze&.

KO14 #eodore Kaczynski (Unabomber) Spo(ecze)stwo przemys(owe i jego przysz(o&'. Manifest wojownikaWydawnictwo „Inny ,wiat”, 2003, 170 stron

cena 19 z!

S#ynny manifest antytechnologiczny, napisany przez cz#owieka, któ-rego FBI poszukiwa#o prawie 20 lat za zamachy bombowe. Radykalna krytyka cywilizacji technologicznej, ukazanie jej s#abo!ci i b#"dów, na-kre!lenie dróg wyj!cia z sytuacji. Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi. +adnych bana#ów, sloganów i recept znanych z nudnych ksi$'ek przedstawicieli establishmentu. Nie znajdziesz tu postawy „za, a nawet przeciw”. Manifest wojownika naszych czasów. Jeden z naj-s#ynniejszych tekstów ko&ca XX w.

KO18 Muzyczne dzikie $yciePnrWI, 2004, 128 stron

cena 15 z!

Zbiór rozmów z zespo#ami muzycznymi, po!wi"conych problemom eko-logicznym i ochronie przyrody. Wywiady te ukaza#y si" w latach 1998-

-2003 na #amach ekologicznego miesi"cznika „Dzikie +ycie”. W!ród roz-mówców wykonawcy rockowi, punkowi, folkowi, z nurtu poezji !piewa-nej, spod znaku dub itp.: Hey, Dezerter, Stare Dobre Ma#'e&stwo, Wolna Grupa Bukowina, Jacek Kley-, Orkiestra !w. Miko#aja, W#ochaty, Karpa-ty Magiczne, Wszystkie Wschody S#o&ca, Czeremszyna, Janusz Reichel, Matragona, Sti- Stu-. Rozmowy przeplatane s$ opisem najwa'niejszych problemów ekologicznych Polski, ca#o!) jest bogato ilustrowana.

Page 182: OBYWATEL nr 3(47)/2009

KO20 Andrzej Zyba!a Globalna korekta. Szanse Polski w zglobalizowanym !wiecieWydawnictwo Dolno!l"skie, 2004, 267 stron

cena 28 z!

Analiza sytuacji Polski w zglobalizowanym !wiecie. Autor pokazu-je, #e ju# kilka lat temu nast"pi$ odwrót od globalizacji w ekonomii, gdy# zglobalizowana gospodarka okaza$a si% niestabilna. W latach 90. mieli!my do czynienia ze znaczn" liczb" kryzysów &nansowych, m.in. w Meksyku, Azji Wschodniej, Argentynie, Rosji. Równie# wyniki gospodarcze w takich krajach, jak Polska nie s" zach%caj"ce. Ksi"#-ka omawia wp$yw globalizacji na polsk" gospodark%. Uzasadnia, #e nasza gospodarka zosta$a zbyt szybko i w sposób nieprzemy!lany umi%dzynarodowiona. W efekcie jeste!my bezbronni wobec licznych zagro#e', m.in. nie jeste!my w stanie obroni( si% przed kapita$em spekulacyjnym czy wr%cz kryminalnym przeszukuj"cym !wiatowe rynki w pogoni za $atwym $upem. Porcja solidnej krytyki globalizacji – bez histerii i sloganów, za to wiele konkretów. Autor jest wspó$pra-cownikiem „Obywatela”.

KO24 Ryszard D"browski Likwidator i Zielona GwardiaZin Zin Presss, Pozna' 2005, 80 stron A-4

cena 15 z!

To ju# czwarty zeszyt o perypetiach Likwidatora – radykalnego bojow-nika przeciwko wynaturzonej cywilizacji przemys$owej i konsumpcyj-nej. Krew leje si% hektolitrami, trupów jest co niemiara, a wszystko to w obronie Ziemi przed jej niszczycielami. Wartka akcja, !wietne ry-sunki i g$%bokie przes$anie, które bije na g$ow% wi%kszo!( komiksów. Oczywi!cie nale#y czyta( i ogl"da( ca$o!( z przymru#eniem oka oraz chroni( przed dzie(mi. Patronat medialny: „Obywatel”.

KO25 Margrit Kennedy Pieni"dz wolny od in#acji i odsetek. Jak stworzy$ !rodek wymiany s%u&"cy nam wszystkim i chroni"cy Ziemi'?Zielone Brygady, Kraków 2004, 142 strony

cena 13 z!

Ksi"#ka po!wi%cona patologiom wspó$czesnego systemu &nansowego oraz alternatywom wobec niego. Pokazuje niebezpiecze'stwa &nan-sowego monopolu pa'stwa oraz scentralizowanego kapitalizmu. Pro-paguje nowatorskie podej!cie do pieni"dza, jego kreacji i roli w gospo-darce. Wskazuje na mo#liwo!ci eliminacji wielu patologii spo$ecznych poprzez reformy systemu ekonomicznego, m.in. wprowadzenie lokal-nych walut. Napisana bardzo przyst%pnie, jasno i precyzyjnie. Ukazuje, #e oprócz „wolnego rynku” i pa'stwowego interwencjonizmu istniej" inne, bardziej przyjazne ludziom i ekosystemowi modele $adu spo$ecz-no-gospodarczego.

KO26 Jadwiga Staniszkis w rozmowie z Andrzejem Zyba!" Szanse Polski. Nasze mo&liwo!ci rozwoju w obecnym !wiecieWydawnictwo Rectus, 2005, 176 stron

cena 25 z!, u nas najtaniej!

Ksi"#ka jest krytycznym spojrzeniem na sytuacj%, w jakiej znalaz$a si% Polska po 15 latach reform. Jadwiga Staniszkis omawia zasadni-cze b$%dy pope$niane przez kolejne rz"dy, które w konsekwencji do-prowadzi$y do 20-procentowego bezrobocia, znacznej skali ubóstwa, dewastacji sfery publicznej. Jedna z najwybitniejszych polskich socjo-logów próbuje naszkicowa( sposoby wyj!cia z tej sytuacji i wskaza( realistyczne metody przezwyci%#enia kryzysu – nie serwuje jednak $atwych i przyjemnych recept. Wywiad-rzeka z Jadwig" Staniszkis za-wiera wiele ciekawych spostrze#e', jego zalet" jest tak#e przyst%pny j%zyk i klarowno!( wywodu.

KO27 Waldemar Bo#e$ski P'kni'ty witra&. Cz%owiek w pu%apce globalizmuAndromeda, 2000, 280 stron,

twarda ok$adka, cena 18 z!

Obszerny esej &lozo&czny po!wi%cony kondycji wspó$czesnego cz$o-wieka i spo$ecze'stwa. Autor z perspektywy humanistycznej kryty-kuje wiele aspektów ideologicznych oraz konkretnych zjawisk „No-wego Wspania$ego )wiata”. Sednem wywodu jest obrona zwyk$ych ludzi i warto!ciowych elementów egzystencji przed totalitaryzmami, w tym przed najnowszym – rynkow" cywilizacj" globaln". Ksi"#ka $adnie wydana, w sam raz na m"dry prezent.

KO28 Helena Norberg-Hodge, StevenGorelick Powrót gospodarki &ywno!ciowej do KorzeniZielone Brygady, 2007, 134 strony

cena 15 z!

Znakomita ksi"#ka krytykuj"ca proces globalizacji na przyk$adzie przemys$u rolno-spo#ywczego oraz wskazuj"ca alternatywy wobec patologii zwi"zanych z „nowoczesnym rolnictwem”. Autorzy wska-zuj", jak wiele problemów spo$ecznych i ekologicznych wi"#e si% z globalizacj" rolnictwa, przetwórstwa i handlu #ywno!ci". Z ksi"#ki dowiesz si%, ile naprawd% kosztuje „tania #ywno!(”, dlaczego „ekolo-giczna #ywno!(” cz%sto jest antyekologiczna, ile nieszcz%!( niesie ze sob" przemys$owe rolnictwo, jak wiele p$acisz za niszczenie w$asne-go zdrowia kupuj"c importowane produkty rolne itp. Poznasz tak#e alternatywy wobec takich problemów. Ksi"#ka konkretna, dobrze udokumentowana, daleko wykracza poza problem rolnictwa i pro-dukcji #ywno!ci. Udowadnia to, #e alternatyw" dla globalizacji jest lokalno!( produkcji, samowystarczalno!(, samorz"dno!(, kontrola spo$ecze'stwa nad w$asnymi zasobami i systemem gospodarczym. Patronat medialny: „Obywatel”.

Page 183: OBYWATEL nr 3(47)/2009

KO29 Joel Bakan Korporacja. Patologiczna pogo! za zyskiem i w"adz#Wydawnictwo Lepszy !wiat, 2006, 254 strony

cena 29 z!, u nas najtaniej!

Korporacja to opowie"# o najpot$%niejszej instytucji wspó&czesnego kapitalizmu; opowie"# o tym, jak z niepozornej formacji o w'skim i sprecyzowanym zakresie dzia&ania, dosz&o do powstania instytucji pot$%niejszej ni% niejeden rz'd i niejedno pa(stwo. Autor twierdzi i udowadnia to, %e wielkie, mi$dzynarodowe korporacje s' w istocie tworami psychopatycznymi, które za prawnie usankcjonowany cel stawiaj' sobie wy&'cznie interes w&asny – kosztem jednostek, ca&ych spo&ecze(stw i "rodowiska naturalnego. Korporacje to dzi" w istocie gro)ne „potwory Frankensteina”, które wymkn$&y si$ spod kontroli ludzi, którzy stworzyli je przecie% kiedy" dla w&asnych celów. Jed-nak ksi'%ka, oprócz pesymistycznej diagnozy, zawiera tak%e prze-s&anie optymistyczne – nie jest jeszcze zbyt pó)no, by z&e procesy powstrzyma# i odwróci#.

KO30 Piotr Kropotkin Pomoc wzajemna jako czynnik rozwojuO*cyna Bractwa Trojka, 2006, 230 stron

cena 20 z!

Wznowienie klasycznej rozprawy jednego z g&ównych teoretyków anarchizmu. Ksi'%ka prezentuje oryginaln', ciekaw' i inspiruj'c' wizj$ dziejów ludzko"ci przez pryzmat dobrowolnej wspó&pracy i jej roli w tworzeniu lepszego spo&ecze(stwa. W momencie swego powstania by&a polemik' Kropotkina z modnymi wówczas (a dzi" ponownie) skrajnie uproszczonymi, liberalnymi koncepcjami kon-kurencji i walki o byt, zaczerpni$tymi z teorii Darwina. Autor prezen-tuje wiele przyk&adów z ró%nych epok historycznych, wskazuj'cych, %e samorz'dno"#, wspó&praca i wzajemna pomoc s' nie tylko warto-"ciowe moralnie, ale tak%e skuteczne. Jako bonus, do ksi'%ki w&'czo-no dwie inne rozprawy Kropotkina: „Pa(stwo i jego rola historyczna” oraz „Etyka anarchistyczna”.

KO31 Stanis!aw Remuszko Gazeta Wyborcza – pocz#tki i okolice (wydanie nowe, poszerzone!)O*cyna „R$kodzie&o”, 2006, 344 strony

cena 40 z!

BESTSELLER

Trzecie wydanie jedynej w Polsce ksi'%ki krytycznie analizuj'cej „Ga-zet$ Wyborcz'”, zw&aszcza jej pierwszy okres, gdy formowa&o si$ „im-perium Michnika”. Autorem jest by&y dziennikarz „Wyborczej”, który prezentuje wiele nieznanych faktów i dokumentów. Ksi'%ka obj$ta wspó&czesn' cenzur' – prawie %adne media nie odwa%y&y si$ o niej wspomnie#! Spokojny, rzeczowy wywód, prezentacja dokumentów – fakty mówi' same za siebie. Nowe wydanie zawiera dodatkowych 100 stron.

KO33 Je"rey M. Smith Nasiona k"amstwaO*cyna 3.49, 2007, 304 strony

cena 32 z!

BESTSELLER

!wiatowy bestseller, a zarazem pierwsza w j$zyku polskim obszerna publikacja nt. niebezpiecze(stw zwi'zanych z organizmami mody*-kowanymi genetycznie. Autor w przyst$pny sposób prezentuje oba-wy naukowców wobec tej technologii oraz szczegó&owo relacjonuje, na przyk&adzie USA i Wielkiej Brytanii, zagro%enia dla zdrowia publicz-nego zwi'zane z wprowadzaniem GMO, oraz nieuczciwe praktyki lobby biotechnologicznego. Dobrze udokumentowana i pe&na fak-tów ksi'%ka, któr' mimo to czyta si$ jak najlepszy thriller.

KO 35 Wojciech Gie!#y$ski Inne $wiaty, inne drogiO*cyna Wydawnicza Branta, 2006, 384 strony

cena 34 z!

Pasjonuj'ca ksi'%ka o ró%norodno"ci kulturowej "wiata, o wadach „je-dynych s&usznych rozwi'za(” (kapitalistycznych i komunistycznych), o alternatywnych wizjach, pogl'dach, sposobach %ycia, modelach spo&ecze(stwa i gospodarki. Dobitna krytyka tych, którzy chc' "wiat ujednolici# i narzuci# wszystkim jeden sposób my"lenia i jeden styl %ycia. Pochwa&a ró%norodno"ci, unikalno"ci, rozwi'za( lokalnych, a przy tym zach$ta do wymiany do"wiadcze(, wspó&pracy, czerpania z dorobku innych, do rozs'dnie poj$tej tolerancji.

KO 36 Andy Singer AUTOkarykaturyCarbusters Press, 2007, 108 stron

cena 9 z!

Zabawna karykatura spo&ecze(stwa uzale%nionego od samochodu. Komiks w ironiczny i prowokacyjny sposób pokazuje to, jak nega-tywn' rol$ odgrywa samochód w naszym %yciu. Rysunki opatrzone cytatami oraz krótkimi esejami na temat rozwoju motoryzacji i lob-by samochodowego. Znakomite, bardzo "mieszne rysunki obrazuj' problemy zwi'zane z nadmiernym rozwojem motoryzacji: niszczenie miast i przestrzeni publicznej, „zaw&aszczanie” miejsca dotychczas przeznaczonego dla ludzi, niszczenie "rodowiska, alienacj$ spo&ecz-n', marnotrawstwo ogromnych kwot z bud%etu, uzale%nienie od lob-by naftowego itp. !wietna lektura zarówno dla wielbicieli komiksów, jak i zwolenników rozrywki o charakterze poznawczym (ze szczypt' ironii). Masz szans$ po"mia# si$ co niemiara i bardziej krytycznie spoj-rze# na samochodowe szale(stwo.

KO37 Carlo Petrini Slow Food. Prawo do smakuTwój Styl, 2007, 367 stron

cena 27 z!

BESTSELLER

Animator mi$dzynarodowego ruchu Slow Food, „kulinarnych anty-globalistów” promuj'cych tradycyjne, zdrowe jedzenie, przekonuje,

Page 184: OBYWATEL nr 3(47)/2009

!e jedna z wa!nych dróg do szcz"#liwszego !ycia, a jednocze#nie troch" lepszego #wiata wiedzie przez… kuchni". Od tego, co i z kim jemy, zale!y przecie! nie tylko nasze zdrowie, ale tak!e relacje z ro-dzin$ i przyjació%mi, poczucie to!samo#ci i lokalne wi"zi spo%eczne oraz zachowanie ró!norodno#ci kulturowej i przyrodniczej krajów i regionów. Na naszych talerzach skupia si" wiele patologii wspó%cze-snej cywilizacji i gospodarki, dlatego te! dzi"ki re&eksji nad tym, co jemy, mo!na wyj$tkowo dobrze zrozumie', co jest w !yciu naprawd" wa!ne. Przez !o%$dek do serca – i rozumu!

KO39 Michael Albert Ekonomia uczestnicz!ca. "ycie po kapitalizmieO(cyna Bractwa Trojka, 2007, 324 strony

cena 29 z!

Odwa!na próba rzucenia r"kawicy neolibera%om, którzy twierdz$, !e „nie ma alternatywy” dla systemu ekonomicznego opartego o maksy-malizacj" zysku i brutaln$ konkurencj". Michael Albert wykazuje, !e ludzie nie musz$ by' zdani na kaprysy rynku i %ask" wielkich korporacji. Mog$ natomiast odzyska' kontrol" nad w%asnym !yciem. Niezb"dna do tego jest ca%kowita zmiana my#lenia o !yciu zbiorowym: poddanie gospodarki demokratycznej kontroli i zorganizowanie spo%ecze)stwa zgodnie z zasad$ samorz$dno#ci i wspó%pracy.

KO40 Andrew Simms Tescopol. Mo#esz kupowa$ gdzie chcesz, byle w TescoWydawnictwo CKA, 2007, 314 stron

cena 29 z!

Autor nie próbuje nawet kry' negatywnego stosunku do wielkich sie-ci handlowych. Jego ksi$!ka jest subiektywna, ale ma twarde oparcie w przytaczanych faktach. Opowiada o tym, jak wraz ze zmian$ miej-sca zakupów zmienia si" nasze !ycie i kondycja ca%ych spo%eczno#ci. Jest te! ca%o#ciow$ krytyk$ wspó%czesnego modelu gospodarczego, b"d$cego *ród%em wielu powa!nych problemów spo%ecznych i eko-logicznych. Pokazuje, !e wszelkie zjawiska spo%eczno-ekonomicz-ne, których skala jest nienaturalnie wielka, ostatecznie obracaj$ si" przeciwko spo%ecze)stwu oraz zabijaj$ ró!norodno#' i wolny wybór. Przede wszystkim jednak udowadnia, !e ca%y problem z hipermarke-tami (i nie tylko nimi) polega wy%$cznie na tym, !e zbyt %atwo dali#my sobie wmówi', i! nie istniej$ alternatywy wobec nich.

KO42 Peter C. Dienel Grupy planowania w spo%ecze&stwie obywatelskimPPH exall, 2008, 118 stron

cena 19 z!

Cho' nigdy w historii demokracja nie by%a tak rozpowszechniona, wszelkie badania wskazuj$, !e coraz mniej osób odczuwa, i! ma ja-kikolwiek wp%yw na procesy zachodz$ce w ich pa)stwie. Nasza rola sprowadza si" do wrzucania kartki do g%osowania raz na jaki# czas. Je#li obywatel chce zaproponowa' zmiany, natra(a na mur biuro-kratycznych procedur lub g"st$ sie' niejasnych powi$za). Jak wi"c osi$gn$' realny udzia% spo%ecze)stwa w podejmowaniu kluczowych

decyzji? To ca%kiem proste, przez… losowanie! Wyobra*my sobie, !e zawsze kiedy mamy do rozwi$zania jaki# wa!ny problem, decyzj" w jego sprawie powierzamy „obywatelskiej %awie przysi"g%ych”: kil-kunastu osobom wylosowanym z puli wszystkich obywateli. Szale)-stwo? A czy szale)stwem nie jest oddawanie swoich losów w r"ce polityków? Utopia? By' mo!e, ale taka, która nie*le funkcjonuje w nie-których miejscach globu i to nie tak odleg%ych czy egzotycznych, jak by si" mog%o wydawa'.

KO43 Immanuel Wallerstein UtopistykaO(cyna Bractwa Trojka, 2008, 100 stron

cena 16,5 z!

Wydanie „Utopistyki” jest by' mo!e, symptomem rozchwiania, utraty stabilno#ci, hegemonii kulturowej, de(niowanej przez poj"cia: neo-liberalizm, teoria modernizacji, „wolny rynek”. Pó*na twórczo#' Wal-lersteina, a do niej nale!y prezentowana ksi$!ka, to próba wskazania wagi my#lenia teoretycznego. Wallerstein nie popada przy tym w aka-demickie z%udzenia i pych". Nie jest postaci$ spod znaku „kanapowych rewolucjonistów” gdzie my#lenie akademickie uzurpuje sobie rol" re-wolucyjnego podmiotu. Jego propozycje maj$ charakter reform struk-turalnych, podparte s$ drobiazgow$ analiz$ historyczn$ i stanowi$ konkretn$ propozycj" zmiany (ze Wst"pu Andrzeja W. Nowaka).

KO44 Ruch spo%ecze&stwa alternatywnego 1983-1991O(cyna Bractwa Trójka, 2009, 170 stron

cena 22 z!

NOWO+,

Wybór publikacji i dokumentów po#wi"conych Ruchowi Spo%ecze)-stwa Alternatywnego (RSA), grupie anarchistycznej powsta%ej w 1983 r. w Gda)sku, b"d$cej jednocze#nie zacz$tkiem wspó%czesnego ru-chu anarchistycznego w Polsce. +wiat us%ysza% o RSA 1 maja 1985, kiedy zorganizowani przez anarchistów demonstranci zatrzymali o(-cjalny pochód pierwszomajowy, a pó*niej w walkach ulicznych rozbili oddzia%y ZOMO, rani$c ponad 70 milicjantów. Wydawnictwo zawie-ra wspomnienia i publikacje *ród%owe dotycz$ce samego RSA, oraz grup powsta%ych w pó*niejszym okresie na jego podstawie. Zebrane materia%y tworz$ obraz postaw i pogl$dów opozycji antysystemowej podczas transformacji ustrojowej w Polsce.

KO45 Klaus Werner, Hans Weiss Czarna lista 'rmWydawnictwo Hidari, 2009, 400 stron

cena 29 z!

NOWO+,

Ksi$!ka przet%umaczona i wydana w wielu krajach, wywo%a%a oburze-nie, w#ciek%o#' i protesty. Masz szans" dowiedzie' si" z niej, jak znane i lubiane marki #wiatowe wspieraj$ wspó%czesne niewolnictwo i pra-c" dzieci, kon&ikty zbrojne, tortury, szanta!owanie lokalnych rz$dów ubogich krajów, zakazane eksperymenty medyczne, dewastacj" #ro-dowiska naturalnego... Dowiedz si", co (nansujesz, kupuj$c produkty takich marek jak Bayer, Mercedes-Benz, McDonald’s, Benetton, Kraft, Shell, Adidas czy Nike.

Page 185: OBYWATEL nr 3(47)/2009

Nagrodzeni w bie!"cym numerze:

Marcin Markowicz z !odziEwa Wadra!ska z KatowicMaciej Pu"awski z T"uszcza

otrzymuj# ksi#$k% Tomasza Boruckiego „Prawda w sporze o Tatry”

Krzysztof Kra#kiewicz z ChylicDominika Matuszak z Nak"a

Otrzymuj# ksi#$k% „Poza Uk!adem” Joanny i Andrzeja Gwiazdów

Ka!dy z prenumeratorów otrzyma jedn" z ni!ej wymienionych ksi"!ek:

„Lokalny dialog obywatelski” autorstwa Wojciecha Misztala

„Rzeczpospolita partnerska” autorstwa Andrzeja Zyba"y

„Partnerstwa spo!eczne – model rozwoju Polski” – pod redakcj# Andrzeja Zyba"y i Wojciecha Misztala

Czytelniku Zaprenumeruj „Obywatela”!

Warto, bo:Zamawiaj$c prenumerat%, zap"acisz taniej. Wesprzesz przy tym &nansowo nasze spo"eczne inicjatywy (po&rednicy pobieraj# od nas do '() a$ ceny pisma!)

Masz szans% na ciekawe i cenne nagrody

Cz%sto dostaniesz drobny upominek do"$czony do numeru

Prenumerata to wygoda – „Obywatel” w Twojej skrzynce pocztowej

Przy zamawianiu prenumeraty, wybrany archiwalny numer dostaniesz gratis (do wyboru nr *(, *+, *,, *--*., /(, /*, /+, /--/., +*, ++, +--+., ,*-,/, ,,-,-)

Prenumerata naprawd! si! op"aca! Chcesz do"#czy0 do prenumeratorów i otrzy-mywa0 obywatelskie prezenty? Op"a0 roczn# prenumerat% w banku lub na poczcie i czekaj, a$ „Obywatel” sam do Ciebie przyw%druje :-).

Mo$esz te$ skorzysta0 z naszego sklepu wysy"kowego, dost%pnego na stronie www.obywatel.org pl/sklep

Wp"at w wysoko&ci ,/ z" nale$y dokonywa0 na rachunek:

Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” Bank Spó"dzielczy Rzemios"a ul. Moniuszki -, 1(-*** !ód2 numer konta: '( ('() ***+ ,**- **** -.)) ***-

Prenumerat" mo#na rozpocz$% w dowolnym momencie, od wybranego numeru.

# $ +

Page 186: OBYWATEL nr 3(47)/2009

!"# !$%&# '()*"+,-$Celem, do którego d!"ymy, jest pa#stwo, spo$ecze#stwo i kultura zorganizowane wokó$ idei dobra wspólnego. Przy%wiecaj! nam nast&puj!ce warto%ci:

Samorz!dno"# ! , czyli faktyczny udzia! obywateli w procesach decyzyjnych we wszelkich mo"liwych sferach "ycia publicznego. (Re)animacja spo$ecze%stwa ! . Sprzeciwiaj#c si$ zarówno omnipotentnemu pa%stwu, jak i liberalnemu egoizmowi, d#"ymy do odtworzenia tkanki inicjatyw spo!ecznych, kulturalnych, religijnych itp., dzi$ki którym zamiast biernych konsumentów zyskamy aktywnych obywateli. „Demokracja przemys$owa”. ! D#"ymy do zwi$kszenia wp!ywu obywateli na gospodark$, poprzez np. akcjonariat pracowniczy, ruch zwi#zkowy, rady pracowników. 1/3 "ycia sp$dzamy w pracy – to zbyt wiele, aby nie mie& na ni# wp!ywu. Sprawiedliwe prawo i praktyka jego egzekwowania ! , aby s!u"y!o spo!ecze%-stwu, nie za' interesom najsilniejszych grup. Media obywatelskie ! , czyli takie, które w wyborze tematów i sposobów ich prezentowania kieruj# si$ interesem spo!ecznym zamiast oczekiwaniami swoich sponsorów.Wolna kultura ! . Chcemy takiej ochrony w!asno'ci intelektualnej, która nie b$dzie ogranicza!a dost$pu do kultury i dorobku ludzko'ci. Rozwój autentyczny, nie pozorny. ! Kultowi wska(ników ekonomicznych i wzrostu konsumpcji, przeciwstawiamy d#"enie do podniesienia jako'ci "ycia, na któr# sk!adaj# si$ m.in. sprawna publiczna s!u"ba zdrowia, powszechna edukacja na dobrym poziomie, warto'ciowa "ywno'& i czyste powietrze.Ochrona dzikiej przyrody ! , która obecnie jest niszczona i lekcewa"ona w imi$ indywidualnych zysków i prymitywnie pojmowanego post$pu. Je'li mamy do wyboru now# autostrad$ i nowy park narodowy – wybieramy park. Solidarne spo$ecze%stwo ! . Egoizmowi i uznaniowej filantropii przeciwstawiamy spo!ecze%stwo gotowe do wyrzecze% w imi$ systemowej pomocy s!abszym i wy-kluczonym oraz stwarzania im realnych mo"liwo'ci poprawy w!asnego losu. Sprawiedliwe pa%stwo ! , czyli takie, w którym zró"nicowanie maj#tkowe obywa-teli jest mo"liwie najmniejsze (m.in. dzi$ki prospo!ecznej polityce podatkowej) i wynika z ró"nicy talentów i pracowito'ci, skromne dochody nie stanowi# bariery w dost$pie do edukacji, pomocy prawnej czy opieki zdrowotnej.Gospodarka trójsektorowa. ! Mechanizmom rynkowym i w!asno'ci prywatnej powinna towarzyszy& kontrola pa%stwa nad strategicznymi sektorami gospo-darki, sprawna w!asno'& publiczna (ogólnokrajowa i komunalna) oraz pr$"ny sektor spó!dzielczy. Nie zawsze prywatne jest najlepsze z punktu widzenia kondycji spo!ecze%stwa. Gospodarka dla cz$owieka – nie odwrotnie. ! Zamiast pochwa! „globalnego wolnego handlu”, postulujemy dba!o'& o regionalne i lokalne systemy ekono-miczne oraz domagamy si$, by pa%stwo chroni!o interesy swoich obywateli, nie za' ponadnarodowych korporacji i „zagranicznych inwestorów”. Przesz$o"# i ró&norodno"# dla przysz$o"ci. ! Odrzucamy ja!owy konserwa-tyzm i sentymenty za „starymi dobrymi czasami”, ale wierzymy w m#dro'& gromadzon# przez pokolenia. Ka"dy kraj ma swoj# specyfik$ – mówimy „tak” dla wymiany kulturowej, lecz „nie” dla 'lepego na'ladownictwa.

Page 187: OBYWATEL nr 3(47)/2009

v

www.czy-masz-swiadomosc.oai.pl

Wsparcie udzielone przez Islandi!, Liechtenstein i Norwegi! poprzez do"nansowanie ze #rodków Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego, a tak$e ze #rodków bud$etu Rzeczpospolitej Polskiej w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarz%dowych.

Audycja spo&eczno-ekologiczna w Studenckim Radiu „'ak” Politechniki (ódzkiej, od 1500 do 1800 w ka!d" ostatni" sobot# miesi"ca

eter: 88,8 MHzinternet: www.zak.lodz.pl podcast: www.czy-masz-swiadomosc.oai.pl/sub/podcast

www.obywatel.org.pl

!"#$%&' ()*+, , , -./&"&'

popularyzuj%ce dzieje i dorobek pa)stwa polskiego promuj%ce ró$ne regiony i miejscowo#ci propaguj%ce turystyk! kwali"kowan% wspieraj%ce dzia&alno#* Stowarzyszenia „Poznaj Swój Kraj” oraz PTTK,

PTSM, PTT i szkolnych kó& krajoznawczo-turystycznych

MIESI$CZNIK UKAZUJ%CY SI$ JU& PONAD 50 LAT

Zawsze wierny polskiej kulturze, historii i tradycji narodowej.

ustanowi& Koron! Gór Polski i prowadzi Klub jej Zdobywców wraz z PTTK og&asza doroczny Konkurs „Poznajemy Ojcowizn!” organizuje konkursy krajoznawcze i fotogra"czne patronuje ró$nym inicjatywom regionalnym sprzyjaj%cym rozwojowi

turystyki krajowej

„Poznaj swój kraj” dost#pny w dobrych punktach sprzeda!y detalicznej, a najlepiej w prenumeracie u wydawcy –

w Firmie AMOS, 01-785 Warszawa, ul. Broniewskiego 8a, tel. 0-22 639-73-67, [email protected]

ROCZNY KOSZT ABONAMENTU – 60 Z'

Page 188: OBYWATEL nr 3(47)/2009