październik 2014
DESCRIPTION
Jesienny numer.TRANSCRIPT
W tym numerze ŚH między innymi:
Akademia wędrownicza - str. 2
Vigilantia, czyli czujność - str. 4 Jak powstała pewna drużyna…
Wspinaczka? To nie dla mnie!
- str. 6
Nietypowa relacja ze zlotu Stulecia Harcerstwa w Ostrzeszowie - str. 8
Daleko na Śnieżnik - str. 11 Obóz wędrowny dla drużyny harcerzy
Jedna historia z Kursów Orlich - str. 18
Wyczyn w ZZ-cie - str. 20
październik 2014
Przeszło tydzień temu trzy drużyny harcerek z Dolnego Śląska wzięły udział w Zlocie Złotych
Koniczynek w Warszawie. Prawie miesiąc temu trzy drużyny z chorągwi harcerzy wzięły udział w Turnieju Drużyn
Puszczańskich, który rozgrywany był w tym roku na naszym terenie - w Obornikach Śląskich i we Wrocławiu. Do
tego wszystko 3DH w Ostrzeszowie ten turniej wygrała. Wczoraj, zakończył się w Trzebnicy Turniej Drużyn
Leśnych Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy, w którym także wzięły udziały trzy drużyny harcerzy.
Kategoryzacja i sukcesy drużyn harcerek i harcerzy są niewątpliwie najbardziej emocjonujące w skali
całego ZHRu. Takowych nie ma w przypadku wędrowniczek i wędrowników, bo jest to już inny wiek i trochę inne
potrzeby. O ile sama rywalizacja wciąż kręci chłopaków (wczoraj odbyła się Operacja Kampinos o miano
Naczelnego Skauta OHy ZHR) i dziewczyny (Drużyny Czerwonego Płomienia), to nie jest o tej rywalizacji tak
głośno. A to właśnie temu pionowi - wędrownikom i wedrowniczkom chcieliśmy początkowo poświęcić ten
numer. Jak zawsze doszły relacje, opisy, ale cieszę się, że wspólnymi siłami redakcji i poproszonych instruktorów
podjęliśmy szeroki temat wędrownictwa. Jest więc i o wspinaczce, i o wyczynach w ZZ-cie, obozie wędrownym
drużyny harcerzy, o HAU i o drużynach wędrowniczych w naszym Okręgu. Śmiało, zaglądajcie do tego wydania,
polecajcie tez ten numer innym. Nie tylko instruktorom, ale także… wędrownikom!
numer 4/2014
redaktor naczelny
pwd. Marcin Pluta HO
Turniejowo, zlotowo, dolnośląsko...
Wędrownictwo nie jest bardzo rozpowszechnionym pionem w naszych chorągwiach. Nie w hufcu czy
środowisku jest taka drużyna. Więcej zauważamy drużyn harcerskich czy nawet gromad zuchowych. To nie
oznacza jednak, że obecność drużyny wędrowniczej wyjdzie nam na złe. Na pewno jest to szansa dla osób,
które przychodzą do harcerstwa w wieku 15, 16 lat. W drużynie harcerskiej (o ile do niej trafią) nie zagrzeją
miejsca na dłużej - dzieje się tak dlatego, że nie mają doświadczenia, by w szybkim czasie stać się
zastępowymi i obejmować wyższe funkcje. Dlatego takie osoby kieruje się do drużyny wędrowniczej.
Swoją drogą podobnie jak osoby w takim wieku, które nie pełnią żadnej funkcji.
Wędrownictwo to przede wszystkim próba charakteru i samorozwój. Próba na naramiennik wędrowniczy
tyczy się trzech kwestii: siły ciała, ducha i umysłu. Każda wędrówka, szczególnie po górach to duża próba
dla naszego ciała. Każda wieczorna modlitwa czy rozmowa - umacnia naszego ducha. A każdy wysiłek
pomaga stać nam się bardziej wytrzymałym psychicznie. W próbie na naramiennik nie chodzi tylko o sam
fakt zdobycia go. Te zadania mają na celu ukształtowanie charakteru.
W tym roku razem z moją drużyną pojechałyśmy w Bieszczady. Sytuacje kiedy na szlaku dopadała nas
ulewa, czy kiedy wchodziłyśmy na najwyższy szczyt - Tarnicę, a tuż obok nas niebo rozświetlały pioruny...
Nikt nie zaprzeczy, że takie chwile nie pozwalają mi się rozwijać. Zdobywam nowe doświadczenia,
przełamuję strach, a to wszystko opiera się również na zaufaniu drugiej osobie. Gdybym nie ufała starszym
od siebie harcerkom, wątpiłabym pewnie w sens takiej wyprawy, gdybym nie wiedziała, że na dziewczyny
z drużyny zawsze mogę liczyć i zawsze będą najpierw chronić kogoś a potem siebie, to nawet nie
miałabym po co zostawać w harcerstwie. Wędrownictwo to wyzwanie i nie każdy jest w stanie mu
podołać. Nie zrzucajmy więc go na drugi tor, bo w życiu harcerskim jest potrzebny równie bardzo jak
drużyny harcerskie czy gromady zuchowe.
KRÓTKO O WĘDROWNICTWIE
st. trop. Marysia Jonik
"Wędrówka podczas jednego z dni na bieszczadzkim szlaku"
AKADEMIA WĘDROWNICZA
Akademia Wędrownicza to otwarta zbiórka mająca na celu promowanie metodyki wędrowniczej wśród dziewcząt
w wieku wędrowniczym oraz instruktorek i drużynowych ZHR. Podobne wydarzenia sprawdziły się już na
Mazowszu (pod nazwą „Projekt KIWI”)
i w Małopolsce („Akademia Wędrownicza”). W Chorągwi Dolnośląskiej Akademia odbędzie się po raz pierwszy.
Zbiórka będzie miała formę całodziennego bloku warsztatów, angażujących ciało, umysł
i ducha. Ta część ma służyć praktycznemu przedstawieniu przykładowych form pracy używanych w drużynie
wędrowniczek.
Między zajęciami znajdzie się czas na obiad, który również będzie miał formę warsztatów -
z przyrządzania sushi.
Odbędą się też „wykłady”- osobny dla wędrowniczek i osobny dla instruktorek. Wędrowniczki będą miały szansę
dowiedzieć się jak działa Kwadrans Wędrowniczy. Drużynowe
i instruktorki będą mogły dowiedzieć się jak zorganizować obóz zagraniczny podczas spotkania z byłą drużynową
wędrowniczek, która poprowadziła swoją drużynę na szczyty bałkańskich gór.
Akademię zakończymy przy obrzędowym ogniu.
Kto może przyjść?
Drużynowe i przyboczne istniejących lub mających powstać drużyn wędrowniczek.
Wszystkie zainteresowane metodyką instruktorki.
Harcerki realizujące próbę na stopień przewodniczki.
Harcerki powyżej 15 roku życia, które chciałyby zobaczyć „z czym się je” to całe wędrownictwo.
Szczegóły dotyczące zapisów znajdziecie niebawem Szczegóły dotyczące zapisów znajdziecie niebawem na
profilu Dolnośląskiej Chorągwi Harcerek na Facebooku.
Zapraszamy serdecznie!
phm. Anna Tumidajewicz, pwd. Magdalena Cieślak i wędrowniczki z 2 WDW„Excelsior”
(Referat Wędrowniczek Dolnośląskiej Chorągwi Harcerek im. św. Jadwigi Śląskiej)
Program 15 listopada 2014:
10:00-11:30 - warsztaty blok I
12:00-13:30 - warsztaty z robienia sushi
14:00-15:00 - obiad
15:00-16:30 - wykłady
17:00-18:30 - warsztaty artystyczne
19:00-20:30 - podsumowanie - ognisko
Tajemnicze pagony
Pamiętam obóz w Biskupinie 2011. Byłem wtedy świeżo upieczonym przybocznym
w 1 ŚDH „Virtus”. Miałem lat 16. Na środku podobozu dostrzegłem drużynowego – ćwika
Bartosza Cieślę, czytającego jakąś książkę. Tak już mam, że wiele spraw w moim życiu właśnie
od książki się zaczyna. Nie inaczej było w tym przypadku. Owa książka nosiła tytuł
„Wędrownicy” hm. Pawła Puciaty. Wtedy właśnie dowiedziałem się, co kryje się za tą
enigmatyczną nazwą. W naszym środowisku drużyn wędrowników nie było. Niektórzy tylko
starzy instruktorzy nosili jakieś tajemnicze pagony z symbolem watry. Nawet nie
zastanawiałem się, co oznacza ów symbol.
Odchodzimy?
Dokładnie rok później wśród starszych chłopaków w drużynie nastał kryzys. Tyczyło się to
grupy wywodzącej się z mojego zastępu. Wszyscy byli rok młodsi ode mnie, pooddawali
funkcje i nie mieli perspektyw na robotę w drużynie. Do tego doszedł fakt, że nie pojechaliśmy
na obóz harcerski w tym roku, tylko zgadaliśmy się wspólnie na obóz survivalowy. Pierwszy
raz ktoś rzucił: „Chyba już jesteśmy za starzy. Ja odchodzę”. Byłem tym przybity. To byli moi
przyjaciele. Ja miałem funkcję i czułem, że muszę zostać. Drużyna sypała się na naszych
oczach i stan liczebny 26 z poprzedniego obozu odchodził w sferę marzeń.
Trudne początki i wiosenne roztopy
Wtedy właśnie sięgnąłem po wspomnianą książkę. Olśniło mnie. Wiedziałem, że nigdy nie
przejmę Virtusa, ponieważ wywodzę się z Mieroszowa. Zorientowałem się, że jakby konieczną
dla mnie ścieżką będzie założenia grupy wędrowników. We wrześniu skrzyknąłem 4
chłopaków. Ustaliliśmy zbiórki co tydzień i co jakiś czas weekendowe wyjazdy. System posypał
się już w listopadzie. Odeszło trzech. Patrol się rozpadł. Na wiosnę odbywały się wówczas
wybory komendanta chorągwi i prawdopodobnie tylko dzięki temu, że na nie poszedłem,
wędrownictwo przy Virtusie odżyło. Dowiedziałem się wówczas o kursie przewodnikowskim
dla drużynowych wędrowników „Polana III”. Jeszcze w ten sam dzień, w nocy, używając
telefonu do wypełnienia formularza, zgłosiłem się na kurs.
Michał Gadowicz HO drużynowy 27 pDDW „Vigilantia”
VIGILANTIA, CZYLI CZUJNOŚĆ
Nabieramy rozpędu
To był pewien przełom. Dla osoby nie mającej pojęcia o metodzie wędrowniczej to było jak
przejrzenie na oczy. Od razu po kursie uderzyłem do Pawła Polańskiego. Było to w czasie treningu
biegowego. „Wracasz?” – zapytałem. „Będę brał udział w akcjach. Po jakimś czasie dam Ci
odpowiedź”. Paweł na szczęście już został. Potem była Lednica, wyprawa po Szlaku Orlich Gniazd,
zlot wędrowników pod koniec sierpnia i patrol odżył. W styczniu 2014 poznaliśmy chłopaków z
Białej, drugą grupę wędrowników z naszego nowego hufca. Od tamtej pory wiele działań
wykonywaliśmy wspólnie.
Fuzja
I wreszcie wspólny obóz. To tam, w pociągu do Wolsztyna, podjęliśmy decyzję – połączmy się w
jedną drużynę. Było to dosyć trudne. W końcu dwa patrole odległe są od siebie o ponad 70km.
Mimo to przedstawiliśmy nasz pomysł hufcowemu. Zgodził się. Przypieczętowaniem naszej decyzji
miała być organizacja przez nas Zlotu Hufca w Gross -Rosen. Udało nam się tego dokonać, a wyjazd
wyszedł świetny. To tam, 7 września, została powołana rozkazem 27 Próbna Dolnośląska Drużyna
Wędrowników „Vigilantia”, co znaczy czujność, zwracanie uwagi na to, co dzieje się w najbliższym
otoczeniu, ale też wrażliwość na niebezpieczeństwo. Symbolem naszym jest oko, a barwami zieleń i
brąz. Zostałem drużynowym.
Z czego jesteśmy dumni
Nie mamy co prawda na koncie (jeszcze) Mont Blanc, czy Camino de Santiago, ale już mamy czym
się pochwalić. W czasie ostatniej Wiosennej Wyrypy Wędrowniczej ludzie z naszej drużyny zdobyli
1., 2. i 4. miejsce. Na ostatniej edycji Harcerskiego Festiwalu Filmowego w Gdyni nasza produkcja
otrzymała wyróżnienie w kategorii filmów fabularnych. Mamy w drużynie również dwóch
maratończyków. Prawie cały patrol „Rosomaków” należy do Strzelca.
Dziś, jutro, pojutrze
Na dzień dzisiejszy nasz stan wynosi siedmiu. Artykuł piszę na dwa tygodnie przed akcją naborową,
więc czytelnik powinien mieć świadomość, że już może nas być więcej. Działamy nadal dwoma
patrolami, lecz już jako jedna drużyna. Ostatnio można nas było spotkać na TDP, gdzie
obstawialiśmy grę dla
drużynowych i przybocznych.
Następny obóz w Karpatach
Rumuńskich. Rok harcerski
zapowiada się pracowicie, gdyż
regularne działania mamy
zaplanowane już do lutego.
Poszukujemy różnych pół służby i
innych drużyn wędrowników/
wędrowniczek do współpracy. W
planach mamy jeszcze wiele
dużych akcji. Obiecujemy, że
jeszcze o nas usłyszycie!
Druhu, czy zastanawiałeś się kiedyś czy nie spróbować swoich sił we wspinaczce?
Wielu potencjalnych wspinaczy rezygnuje przedwcześnie, sądząc, iż jest to sport drogi,
trudny, niebezpieczny i dla przeciętnej osoby niedostępny. Nic bardziej mylnego!
Dobrym pierwszym krokiem jest wybranie się na ścianę wspinaczkową. We Wrocławiu takich
ośrodków jest całkiem sporo, znaleźć je można w prawie każdej części miasta:
Fpinka na Długosza,
Centrum Wspinaczkowe Tarnogaj na Nyskiej,
Zerwa na Przybyszewskiego,
Eiger na Fabrycznej.
Wspinaczka to sport który wymaga kooperacji (poza boulderingiem), dlatego dobrze jest znaleźć drugą
osobę. Jeśli znamy kogoś kto wspina się już dłuższy czas, możemy się zabrać z nim i wszystkiego się nauczyć.
Jeśli idziemy parą żółtodziobów, zawsze można wynająć instruktora pracującego na danym obiekcie. Jednak
biorąc pod uwagę, jak szybko
wspinaczkowy bakcyl rozprzestrzenia się w
harcerskich szeregach, ze znalezieniem
drugiej osoby na pewno nie będzie
problemu.
Wspinanie się, wbrew pozorom, nie jest
zajęciem szczególnie drogim. Koszta,
owszem, zaczynają się kiedy chcemy
skompletować własny sprzęt służący do
wspinaczki w górach, jednakże jeśli dopiero
zaczynamy wspinaczkową przygodę, nie
ma się czym martwić.
Wstęp na ścianki we Wrocławiu (często na
czas nieograniczony) wacha się od 10zł do
25zł, czasem ok. 10zł trzeba dopłacić za
wypożyczenie sprzętu, ale też nie
wszędzie. Zatem żeby spróbować, żadnych
inwestycji czynić nie trzeba. A co jeśli po
paru wizytach na ścianie uznamy, że
chcemy chodzić regularnie i wypożyczać
sprzętu nie się opłaca? Na początek starczy,
że kupimy buty (chyba jak w każdym
sporcie) i uprząż. Łączny koszt to ok. 300-
400zł.
pwd. Mateusz Łabiński sekretarz chorągwi
Oba zdjęcia z wrześniowego wypadu w Jurę - Słoneczne Skały pod Olsztynem
Jednocześnie zestaw ten pozwoli nam brać udział w wyjazdach organizowanych przez wspinaczy z
Chorągwi i zapoznać się ze wspinaczką w prawdziwych skałach.
Nie ma wątpliwości, że wspinaczka to dość specyficzna forma aktywności ruchowej i nie każdemu
przypadnie do gustu. Najgorzej jest jednak w ogóle nie spróbować, gdyż jest to przygoda dająca ogrom
satysfakcji. Trudność tras jest zawsze szczegółowo opisana, nieraz z każdym kolejnym przyjściem na
ścianę lub wizytą w skale pokonujemy trasy, które jeszcze niedawno były dla nas nie do pomyślenia.
Postęp jest szybki i bardzo łatwy do zaobserwowania, a to daje dodatkową motywację. Zaangażowanie
przynosi wymierne efekty, a hart ducha, wytrzymałość mięśni i gibkość, którą zdobywamy podczas
kolejnych treningów, to korzyści o których wartości chyba nie trzeba nikogo przekonywać. I w tym
miejscu dodatkowo chciałbym podkreślić ogólnorozwojowy charakter wspinaczki. Rozwijamy siłę i
wytrzymałość mięśniową, poprawiamy zwinność i koordynację. A łażąc na wysokościach, długie i
wyczerpujące trasy, ćwiczymy jednocześnie swój charakter. Nieraz mimo wyczerpania potrzebne jest
skupienie, opanowanie, pewność siebie i odwaga, żeby móc dalej w sposób zdecydowany pokonywać
kolejne metry. Każdy kto powspina się kilka miesięcy na pewno będzie wiedział o czym mówię :)
Oba zdjęcia z wrześniowego wypadu w Jurę - Słoneczne Skały pod Olsztynem
Czytelniku, jeżeli szukasz obiektywnej relacji ze zlotu stulecia harcerstwa w Ostrzeszowie, to źle trafiłeś. Na
mojej pamięci, ba, na moim sercu te wydarzenie wypaliło zbyt duże znamię, żebym teraz miał napisać suche
fakty na ten temat. Także tak jak każda pożądana historia i ta ma początek dawno, dawno temu za Bałczyną,
Grabowem i krajową jedenastką, kiedy harcerz buszował w klasztornej spiżarni szukając dżemu, aby przetrwać
kolejne sto lat i czuwać.
Pierwszy suchy fakt. Z Kalisza do stolicy
pasztetu ,,Profi” jest 50km. Może to daleko, ktoś
powie, lecz nie dla mnie ani dla dh. Jakuba ‘Pasty’
Pasternaka - drużynowego V Kaliskiej DH ,,Droga”.
Postanowiliśmy pomóc w budowie miasteczka
zlotowego. Nie pamiętam dokładnie jak się tam
znaleźliśmy, ale mogę zapewnić, że jechaliśmy do
siebie. Jak zajechaliśmy na dwa dni przed
otwarciem, większość była w stanie surowym, ale
jak na wszyscy dobrze wiemy, rzeczy robione na
ostatnią chwilę i te improwizowane wychodzą
najlepiej. Tutaj nastąpiłby opis budowy obozu na
kawałku trawy w środku miasta, ale myślę, że każdy
szanujący się instruktor nie jedną prycz w swoim
puszczańskim życiu wyplatał, także podaruję sobie
ów opis.
WIELKIE OTWARCIE! Piątek, godzina ‘W’ stanęliśmy
w szeregu i jak każdą większą imprezę zaczęliśmy
na ostrzeszowskim rynku. Następnie przemarsz pod
Lilijkę w czwórszeregu! Tak dokładnie było nas tylu,
że musieliśmy iść w czwórszeregu, bo
ciągnęlibyśmy się aż do Rogaszyc. Pod Lilijką odbył
się apel, przemowy, apel poległych, przemowy,
powiadomienia i przemowy. Proszę sobie
wyobrazić jak świetnie się zuchy bawiły! Ale jeszcze lepiej
się bawili harcerze z roczników ’75, kiedy ich rówieśnicy jako zespół ,,Siła przebicia” dali wieczorem koncert w
Baszcie. Jednak służba nie drużba - kawalerskiego nie zorganizuje - my piękni i młodzi spotkaliśmy się z młodym
Zimkiem, aby omówić plan sobotniej gry i oczywiście zrobić dziką wuchtę potrzebnych rzeczy np. wyciąć 50
wielkich tarcz. Tak, niektórzy świetnie się bawili do 3 w nocy. Ja dostałem zadanie zjechania połowy
Ostrzeszowa na rozklekotanym, żółtym rowerze i rozklejenia mini zadań. Ale na szczęście znam Ostrzeszów jak
własną kieszeń, więc zajęło mi to jedyną godzinę. Jeździłem tnąc wiatr i pozwalając wiatrom przeczesywać mi
,,GDZIE STULECIE TAM SERCE TWOJE”
Rudy Ryś
Fajerwerki nad Pomnikiem Harcerskim w trakcie otwarcia zlotu. Wszystkie zdjęcia wykonał Sławomir Brdęk - były drużynowy 2 ODH „Puchacze”.
włosy, a słońce... Ach te słońce... Towarzyszyło nam przez cały zlot. Tutaj nastąpiłby opis przebiegu gry,
jednak myślę, że każdy szanujący się instruktor w niejednej miejskiej grze brał udział, także tylko powiem, że
gra była z najwyższej półki.
Co to byłaby za nudna sobota, gdybym nie dostał specjalnego zadania. Biały Kruk dał mi zadanie, abym wraz
z dwoma przyjaciółmi przygotował skecz na wieczór, który będzie przedstawiany podczas HAK-u w
Kinoteatrze. Z początku myślałem, że mało kto będzie się śmiał. Że to będzie suchar na sucharze. Myliłem się
i uradowałem, gdy usłyszałem śmiejących się ludzi, którzy dzielnie wytrzymali półgodzinne przemówienie
asystenta pani Prezydentowej Kaczorowskiej, który już naprawdę tak zanudzał, że trochę, ale tylko
minimalnie zrzucił zasłonę żalu i pożogi na nasze wesołe święto. Całość jednak trwała i tak za długo. Kiedy ta
część programu dobiegła końca dostałem sygnał od mojego partnera do misji specjalnych, nie znacie go, taki
tam Michał Sz., syn Ziemisława Szmaja, żebym szybko przybiegł na miejsce obozu. Miałem podczas ogniska
wcielić się w postać, jakiegoś złego bohatera, który pojawił się wcześniej w grze. O! Relatyvizmus miał na
imię. Tak, Relatyvizmus Maximus. Wszystko oczywiście wyszło wyśmienicie i było improwizowane. Po
ognisku wszyscy rozeszli się do domów, lub pozostali w zlotowej kawiarence aby spróbować pysznych
przysmaków, jakie dzielne druhny oferowały.
Niedziela - “nie działać”. Tutaj to nie wchodzi w grę, albo raczej wchodzi w Grę, w którą zagrały
zuchy! ,,Skarb Rycerzy” tak zwała się gra, na która przyszły dzieci wraz z rodzicami a nasi nieustraszeni
zuchmistrzowie poprzebieranie jak na karnawał biegali po mieście wcielając się w baśniowe postacie. Msza
święta pod Lilijką odbyła się całkiem tradycyjnie, bez awangardy. Czytania, Ewangelia, kazanie,
przeistoczenie, znak pokoju i błogosławieństwo. Apel kończący zlot. Co tu dużo pisać. Jedyny w swoim
rodzaju. Wyjątkowy. Niepowtarzalny.
Z uczestnictwem znamienitych
osobistości. Na wesoło.
Jakub Dominik, przyboczny 3DH podnosi flagę w miasteczku zlotowym.
Kabaret HAK - wszyscy występujący to byli (i obecni) ostrzeszowscy harcerze.
Pragnę jednak dopisać kilka linijek. Czułem, że podczas tego zlotu piszemy historię. Bardzo się
cieszę, że tak jak pięć lat temu mogłem uczestniczyć w obchodach 95-lecia tak i teraz mogłem je
współorganizować. Jest to dla mnie tym bardziej wyjątkowe, że mimo, iż w ciągu swojego
niedługiego życia mieszkałem w wielu miejscach w Polsce i za granicą, to właśnie uśmiecham się
szeroko kiedy myślę, że jadę do Ostrzeszowa. Czuję się tam jak w domu. Tam mam prawdziwych,
oddanych i co najważniejsze uśmiechniętych przyjaciół. Byłem nawet na meczu Victorii Ostrzeszów.
Pragnę z tego miejsca również pogratulować 3 DH im. gen. Władysława Andersa w
Ostrzeszowie zdobycia miana drużyny Rzeczypospolitej. W tym momencie w naszym obwodzie
mamy ów drużynę Rzeczypospolitej, drużynę puszczańską oraz drużynę Złotej Koniczynki. W
mieście, które ma 15 tysięcy mieszkańców. W naszym mieście.
Końcowe zdjęcie harcerzy pod bramą obozu zlotowego. Na czele hufcowy - hm. Stanisław Stawski i naczelnik - hm. Sebastian Grochala.
Łapaliśmy się z Adamem za głowę. Bez liku sytuacji wychowawczych, które tworzyły się w zasadzie
same! Najlepszy jaki prowadziłem i chyba najlepszy na jakim byłem. Obóz wędrowny Sudety 2014 39
Wrocławskiej Drużyny Harcerzy „Bór” im. hm. RP Ryszarda Kaczorowskiego.
Zaczęliśmy mocnym uderzeniem. Pod Wałbrzychem, w Górach Sowich, jest tunel kolejowy, ponoć najdłuższy w
Polsce. W zasadzie to dwa równoległe, w jednym są tory, a w drugim zostały zdemontowane. Borsuki, mój
oddział specjalny, miały za zadanie dokonać penetracji. Mieli tylko ogarek, który zgasł po kilku minutach. Droga
w kierunku światełka zajmuje kilkanaście. Kto pęknie przed kolegami? Super miejsce na próby, również
indywidualne.
Drugiego dnia pokonywaliśmy najdłuższy etap. Każdy przekonał się, że może, ponieważ aż do końca obozu nie
było już takich długich tras. Szliśmy od świtu do 21:00, z obiadem po drodze.
Ucieczka z gułagu – jedno z zadań naszej kampanii bohater. Znów Borsuki i Adam, który był ich przewodnikiem.
Rano, po kryjomu, opuścili obóz. Mieli ze sobą tylko tyle, ile w kieszeniach, mapę i butelkę wody. Nauczyli się,
jak pić, gdy trzeba oszczędzać, zbudowali tratwę i przeprawili się przez Nysę Kłodzką, zdobyli umiejętność
pozyskiwania i filtrowania wody. Po drodze ogołocili wszystkie napotkane krzewy i drzewa owocowe. Noc
spędzili przy rozpalonym krzesiwem ognisku, a wcześniej na kolację upiekli podpłomyki. Spotkaliśmy się z nimi
następnego dnia. Na śniadanie zjedli trochę więcej niż zwykle.
Pod koniec pierwszego tygodnia,
rano, po odwiedzeniu Jaskini
Radachowskiej, wywiadowca
Stachu udał się na misję:
zlokalizować obóz harcerzy
z Bielska-Białej w Różance
i zrobić zwiad przed
podchodzeniem. Wrócił
na wieczór po wykonaniu
zadania. Podchodzili noc albo
dwie później. Stachu, Pociąg i
dwaj Bielece. Wartownika zastali
grającego na telefonie, więc
narobili hałasu i capnęli go, gdy
szedł sprawdzić, co się dzieje.
Nieźle się wystraszył. Zabrali
z komendy sznur drużynowego i
jednocześnie komendanta obozu – Oskara. Harcerze z Podbeskidzia ruszyli VW Polo w pościg i odnaleźli
chłopaków, którzy oddali sznur i pomogli w dokończeniu budowy bramy obozowej. Zaprzyjaźniliśmy się z 4
Beskidzką i ostatnią noc obozu spędziliśmy u nich w Różance.
DALEKO NA ŚNIEŻNIK?
pwd. Łukasz Poznański drużynowy 39 WDH „Bór”
Wśród różnych szczytów zdobyliśmy także Monte Cassino. Niemcy twardo go bronili. Nasze oblężenie ruin
z karabinami ASG trwało kilka godzin, ale udało się. Wielu bohaterskich czynów dokonali harcerze tamtego dnia.
Oficerowie zgłosili potem najdzielniejszych do odznaczeń.
Wiele jeszcze się działo. Był nocleg pod chmurką, pod plandeką, w schronach turystycznych, pierwsze noce spędzone
samotnie w lesie, nocny marsz. Był dzień deszczowy, kiedy siedzieliśmy przy ognisku pod daszkiem
z plandeki. Odwiedziliśmy jaskinię w Rogóżce wczołgując się przez ciasne wejście. Codzienne obiady, próby na
kucharza i zaskakująca pomysłowość chłopaków. Trasa obozu zahaczyła też o piękną Pragę. Były zastępy zagubione,
odnalezione, pot, łzy i krew z otartych nóg.
Przedostatniej nocy na szczycie Śnieżnika czterech
biszkoptów złożyło Przyrzeczenie Harcerskie. Szczyt jest
niezalesiony, widok na całą Kotlinę i okoliczne góry.
Wspięliśmy się tam tuż przed świtem. Gwiazdy i silny wiatr.
„Idziemy w jasną”. Na naszym obozie było harcersko,
stawiliśmy czoła niezliczonym wyzwaniom
i każdy harcerz się wykazał. Przygoda niezapomniana,
a przede wszystkim dobrze wykonane instruktorskie
zadanie. Może Ty, Druhno, Druhu, zabierzesz
w przyszłym roku swoją drużynę na wędrówkę?
ćw. Piotr Lizak
Najsilniejsze drużyny, bezpardonowa walka i rywalizacja do ostatniej chwili! Liga Mistrzów? Mundial? Nie! Każdej
z tych rzeczy doświadczyli uczestnicy tegorocznego Turnieju Drużyn Puszczańskich! Ale również jego
organizatorzy dośiadczyli wielu wspaniałych przeżyć.
Relację z TDP mam zamiar przedstawić z perspektywy punktowego na grze dla drużynowych, ale zanim przejde
do wydarzeń w lasach okalających Oborniki Śląskie kilka słów o przygotowaniu się. Po pierwsze, wielki szacunek
dla osób koordynujących
rywalizację. Odwalili oni kawał
dobrej roboty przy
rozdysponowywaniu zadań. Nie
było żadnych niedomówień i
dzięki temu po przybyciu na
obóz nie doświadczylsmy
częstego w takich sytuacjach
chaosu. Po drugie, wielkie
zaangażowania wykazali również
sami uczestnicy nie marudząc,
powstrzymując się od narzekań i
wyciągając pomocną dłoń kiedy
tylko było to możliwe.
Gra finałowa - szturm na przeciwnika. Wszystkie zdjęcia wykonała pwd. Ania Paszkiewicz.
Maszerujemy na defiladzie po Wrocławskim Rynku - na zdjęciu 3 DH w Ostrzeszowie - Drużyna Rzeczpospolitej!
Osobiście brałem udział w grze nocnej oraz w biegu zastępów i funkcyjnych, więc to na nich zamierzam się skupić.
Zaczne od chronoligicznie pierwszej, czyli zmagań reprezentacji drużyn, które miały miejsce w nocy z piątku na
sobotę. Każda grupa miała za zadanie odrysować w notesie kształty dwudziestu foremek, które widoczne były z
daleka dzięki światłu chemicznemu. Oprócz tego musieli uważać na polujące na nie duchy. Zabawa dostarczyła
wielu emocji, szczególnie w początkowej fazie i pod koniec, kiedy upiory zaczęły wyskakiwać również z
jeżdżących po terenie gry samochodów. Ogólnie rozpatrując sprawę, gra zebrała wiele pochlebnych opinii.
Drugim elementem turnieju o którym chcę wspomnieć jest bieg drużyn – tradycyjna forma sprawdzenia
umiejętności i harcerskiego kunsztu, jakże wymaganego od pretedentów do miana Drużyny Rzeczpospolitej.
Interesujący był podział punktów na te dla zastępów, przybocznych/ funkcyjnych oraz całych drużyn. Pozwalało
to punktowym skupić się na konkretnych aspektach, które należało sprawdzić i każdy przygotowujący zadania na
grę mógł wznieść się na wyżyny kreatywności. I nawet, jeśli ktoś tuż przed turniejem musiał dokupywać aromaty
do ciast, bez których gra by się nie odbyła, widząc swoją pierwszą "ofiarę" jedno już wiedział na pewno – było
warto. Pomimo tego, że około 25 harcerzy podjęło się rozwiązania mojej zagadki – z większym lub mniejszym
powodzeniem – nikomu nie mogłem odmówić wielkiego zaangażowania.
Kiedy podczas zmagań, zarówno nocnych jak i dziennych, obserwowałem przyszłe drużyny puszczańskie, byłem
wobec nich pełen podziwu. Ale równie duże, jeśli nie większe wrażenie zrobili na mnie sami organizatorzy. I tylko
dzięki temu, że i jedni, i drudzy tak wysoko postawili sobie poprzeczkę, tegoroczne TDP było naprawdę dobre.
ćw. Piotr Lizak
Wrocław, dnia 5 października 2014 r. Turniej Drużyn Puszczańskich
Rozkaz Specjalny L 7/14
Druhowie! Wrocławski rynek gości dziś najlepsze drużyny harcerzy Organizacji Harcerzy Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Zjechaliście tu całej Polski, aby pokonywać przeszkody i przeżywać kolejną, niezapomnianą przygodę na szlaku Waszej harcerskiej wędrówki!
Stoicie na jednym ze szczytów. Osiągnęliście go. Za Wami ciężka wędrówka, dzięki której osiągnęliście najwyższe kategorie, jakie mogą osiągnąć drużyny harcerzy naszej Organizacji. To nie koniec. Nie osiadajcie na laurach. Pnijcie się wzwyż. Starajcie się być coraz lepsi. Każdego dnia!
(…)
3. Turniej Drużyn Puszczańskich "Dolny Śląsk 2014"
3.1. Podziękowania
3.1.1. Na wniosek komendanta Turnieju Drużyn Puszczańskich "Dolny Śląsk 2014" dziękuję za służbę
Sztabowi Turnieju w składzie:
- pwd. Tomasz Szkudlarski
- pwd. Maciej Oktaba
- pwd. Łukasz Poznański
- HO Wojciech Pahl
- ćwik Paweł Potarzycki
- mł. Aleks Paszkowski
oraz druhnom:
- pwd. Magdalena Grabowska
- pwd. Magdalena Babicz
- pwd. Anna Paszkiewcz
3.1.2. Dziękuję komendantowi Turnieju, phm. Batłomiejowi Tylkowskiemu za podjęcie się realizacji
tego wyzwania i sumienne wywiązanie się ze służby!
3.2. Klasyfikacja drużyn
3.2.1. Podaję do wiadomości wyniki rywalizacji turniejowej - drużyny nieklasyfikowane w rywalizacji:
- 44 Warszawska Drużyna Harcerzy "KEDYW" - 362 pkt.
- 36 Gdyńska Drużyna Harcerzy - 365 pkt.
- 1 Warszawska Drużyna Harcerzy "Czarna Jedynka" - 372 pkt.
- 22 Warszawska Drużyna Harcerzy "Płowce" - 404 pkt.
- 28 Gdańska Drużyna Harcerzy "Wilki" - 404 pkt.
- 2 Ostrzeszowska Drużyna Harcerzy "Puchacze" - 438 pkt.
- 15 Poznańska Drużyna Harcerzy "Ingonyama" - 477 pkt.
3.2.2. Podaję do wiadomości wyniki rywalizacji turniejowej - drużyny klasyfikowane w rywalizacji:
XIV miejsce - 14 Wrocławska Drużyna Harcerzy "Bukowina" - 312 pkt.
XIII miejsce - 1 Suwalska Drużyna Harcerzy "Baszta" - 336 pkt.
XII miejsce - 16 Warszawska Drużyna Harcerzy "Sulima" - 368 pkt.
XI miejsce - 4 Beskidzka Drużyna Harcerzy - 421 pkt.
X miejsce - 8 Szczecińska Drużyna Harcerzy "Płomień" - 433 pkt.
IX miejsce - 44 Warszawska Drużyna Harcerzy "Stanica" - 467 pkt. VIII miejsce - 1 Beskidzka Drużyna Harcerzy "Szara" - 478 pkt. VII miejsce - 41 Pionkowska Drużyna Harcerzy "Zarzewie" - 486 pkt
V miejsce - 10 Łódzka Drużyna Harcerzy "Serviam" - 496 pkt.
V miejsce - 63 Gdyńska Drużyna Harcerzy - 496 pkt.
IV miejsce - 2 Mazowiecka Drużyna Harcerzy "Oleandry" - 509 pkt.
III miejsce - 2 Poznańska Drużyna Harcerzy "Czantoria" - 548 pkt.
II miejsce - 16 Warszawska Drużyna Harcerzy "Grunwald" - 566 pkt.
I miejsce - 3 Drużyna Harcerzy w Ostrzeszowie - 627 pkt.
3.3. Nadaję miano Drużyny Rzeczypospolitej Organizacji Harcerzy Związku Harcerstwa
Rzeczypospolitej w roku harcerskim 2014 / 2015 3 Drużynie Harcerzy w Ostrzeszowie. Gratuluję!
CZUWAJ
hm. Sebastian Grochala
Naczelnik Harcerzy
pwd . Marcin Pluta drużynowy 2ODH „Puchacze”
Generał brygady Stanisław Sosabowski nigdy nie wydał mi się prostym patronem jak na drużynę
harcerzy. Spektakularnej bitwy w czasie kampanii wrześniowej nie wygrał, w Powstaniu Warszawskim
razem ze swoją 1 Samodzielną Brygadą Spadochronową udziału nie wziął, bo Anglicy potrzebowali naszych
żołnierzy w operacji Market-Garden, która zakończyła się sromotną porażką, a za wszystko obwiniono
niesłusznie… właśnie Sosabowskiego. Po wojnie do tego pracował jako magazynier. Był to wspaniały
dowódca, jest niesamowitym patronem dla drużyny wędrowników, ale czasami sam jakoś nie umiałem
przekonać samego siebie, że jest to właściwa postać dla drużyny harcerzy. Nie żebym się nie starał, ale jak
już ponad 3 lata prowadzę 2 Ostrzeszowską Drużynę Harcerzy „Puchacze” właśnie imienia Sosabowskiego,
to nie do końca umiałem
przekonać swoich harcerzy do
sylwetki generała.
Dzięki propozycji
Naczelnika Harcerzy hm.
Sebastiana Grochali miałem
okazję wraz z 7 harcerzami
z mojej drużyny wziąć udział
w końcowej akcji projektu
„Trzej Generałowie” –
wyjeździe do Holandii, do
Arnhem i Driel.
Pod Arnhem, czekamy na pokazy spadochornowe.
KILKA DYGRESJI O...
Nie chcę tutaj pisać relacji z tego wyjazdu, ale myślę, że dla moich harcerzy(bo dla mnie na pewno) było to
duże przeżycie. Przede wszystkim patriotyczne, bo widok wszyscy z jednej strony dziwili się widząc flagi
polskie na ulicach Driel, ale z drugiej cieszyli wraz z Holendrami. Ponieważ w tym kraju jest to wręcz
świętem. Rocznica przegranej bitwy jest ważnym dniem w roku, obchody z udziałem króla Niderlandów i
prezydenta Polski puszczane są na żywo w telewizji, a pokazy spadochronowe ogląda udział kilkanaście
tysięcy widzów(inna sprawa, że pokazy się w większości nie odbyły z powodu mgły).
Wędrownicy z którymi byliśmy w Holandii z całej akcji Trzej Generałowie najbardziej wspominali kurs
spadochronowy. Nie wiem, zafascynowali mnie tym, chciałbym w przyszłym roku sam taki kurs odbyć i
skoczyć ze spadochronem. Ach, jednak ma człowiek marzenia o przestrzeniach… Wracając do tematu, ten
kurs spadochronowy odbywa się w ramach Harcerskiej Szkoły Spadochronowej im. gen. byrg.
Sosabowskiego a wszystko to wchodzi w skład Harcerskiej Akademii Umiejętności. Szkoła będzie
organizować także wyjazdy na obchody do Arnhem, docelowo co roku oraz spotkania spadochronowe w
jeden weekend roku. A HAU to szeroki projekt o którym najlepiej dowiemy się z poniższego opisu ze strony
www.hau.zhr.pl.
Skoro Głowna
Kwatera Harcerzy
tworzy nam już takie
ułatwienia, żal nie
korzystać!
ćw.
Kurs spadochronowy, szkolenie z technik rozpalania ognia, oba wiosna 2014. Zdjęcia z profilu OHy na portalu Facebook.
„Harcerska Akademia Umiejętności, ma na celu wyposażenie Was harcerzy,
wędrowników, harcerzy starszych i instruktorów w umiejętności, których nie
będziecie musieli się wstydzić, umiejętności dzięki którym będziecie mogli się
rozwijać, doskonalić i zwiększać swoje kompetencje w różnych obszarach.
To wszystko oczywiście poprzez harcerską przygodę.
Chcemy aby dzięki naszym kursom wzrosła liczba harcerzy w organizacji, którzy
posiądą konkretne umiejętności dzięki którym nie tylko zwiększą swoje kwalifikacje
ale również będą gotowi do ich dalszego przekazywania. Dodatkowo dzięki
ciekawym formą szkolenia, które odbywać się będą w różnych częściach Polski,
wzrośnie poziom integracji między członkami organizacji wywodzących
się z różnych środowisk.”
- Pociąg, Lizak, jak pionierka w namiotach?
- Zrobiona, w obozie też już idzie! - zgodnie odpowiedzieli zastępowi. Adam zmierzył nas wzrokiem jakby
starając się z naszych umysłów wyczytać, czy jest to prawda. Uznał chyba, że tak i kazał nam udać się do
namiotów. Spojrzałem na Michała. Tak, on też czuł, że coś się dzieje.
- Kurs przedinstruktorski, zbiórka przed namiotami! - krzyk Kacpra niósł się dobrze po zajmowanej przez nas
polanie. Błyskawicznie oba zastępy zebrały się w idealnych prawie szeregach czekając na kolejne polecenia
swojego wodza. Cisza i wyczekiwanie.
- Przygotowanie do wyjścia w teren, czas 15 minut, tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zapomnieć o nożu! Rozejść
się. - Po tym haśle ze wszystkich gardeł wyrwało się z tysiąc pytań, z których większość była dosyć idiotyczna.
Nie ma się jednak co dziwić - zaczynała się prawdziwa akcja!
Nie było możliwe, żeby ktokolwiek nie zdążył. Poziom adrenaliny zdecydowanie przekroczył zdrową normę.
Wszystkich dręczyło jedno zasadnicze pytanie - CO? Odpowiedź miała nadejść już za kilka chwil… a
przynajmniej tak nam się wydawało. Rzeczywistość okazał się zgoła odmienna. Szybka komenda i równym
szykiem kierujemy się ku wyjściu ze zgrupowania, ku sanitariatom… zaraz zaraz, wchodzimy do nich. Nikt nic
nie rozumie. Dla wyjaśnienia sanitariaty były zrobione nad samym górskim strumieniem, szerokim na ok. trzy
metry. . Zeszliśmy na sam brzeg i Kacper zaczął mówić:
- No dobra. Idźcie teraz razem na samą górę - wskazał na prawie pionową ścianę na drugim brzegu - Prowadzi
zastęp Pociąga. Lizak, ma ktoś od was latarki? Bo będziecie wracać w nocy. Tą drogą. - Na twarzach wszystkich
zebranych malowała się konsternacja, a Kapslowi wyraźnie się to spodobało. - No dalej, nie mamy całego
dnia!
Droga na górę nie była łatwa, ale jak się okazało nic na tym kursie nie było łatwe i… jednocześnie było też
świetne. Trasa na górę zabrała nam z grubsza pół godziny, ale było warto. Kiedy podniosłem głowę
doszedłem do wniosku, że już nigdy jej nie opuszczę, nawet na trochę. Trzy Korony, Giewont - wszystko to
było widać jak na dłoni. Widok marzeń. Przez chwilę wszyscy się nim nacieszyliśmy, po czym nadeszła kolejna
komenda.
Cały dzień minął nam na harcach. A cóż może być lepszego od harców tak blisko nieba jak w górach? Niech
skonam, jeśli ktoś znajdzie odpowiedź. Najpierw szkic terenu, później kolejno wykonanie wyjątkowych lasek
skautowych (kto widział słoniową stopę ten wie o co chodzi), kończąc na krótkiej dyskusji o metodzie
harcerskiej.
Szczerze? To jeszcze nie był koniec. Końcem było ognisko. Jak zawsze. Mógłbym kolejną historię napisać o
jego przebiegu, ale niektóre rzeczy powinny pozostać tajemnicą i to jest jedna z nich. Ogólnie rzecz biorąc,
cały kurs był przeplatanką wspaniałych i przewspaniałych wydarzeń. A kiedy nadszedł dzień wyjazdu, we
wszystkich głowach kołatała się ta sama myśl - dlaczego tak krótko?
“DALEKO JESZCZE?”, CZYLI KURSY ORLE W NAJLEPSZYM WYDANIU.
ćw. Piotr Lizak
Pełna ekipa kursowa. Poniżej obóz zbudowany w Pieninach w ciągu typowego dnia kursu. Fot. Damiana Chrustkowskiego.
Trochę temu druh naczelny poprosił mnie o popełnienie artykułu o wyczynie ZZ-tu. Przez czas jak
jestem drużynowym trochę się tych wyczynów zebrało i zastanawiając się co napisać z pomocą
przyszło mi wygrane TDP. Wracając z Wrocławia do Ostrzeszowa myśleliśmy nad źródłem sukcesu.
Długo nam nie zajęło dojście do wniosku iż jest to fakt zgrania siedmiu osób, które ciągną całą drużynę.
Jak doszło do tego zgrania? Właśnie przez wyczyn, którego jak już wspomniałem, było nie mało.
Harcerzom do szczęścia potrzebne są trzy rzeczy - przygoda, jedzenie i harcerki - gdzie te dwa ostatnie
mogą zostać ewentualnie pominięte, gdy pierwszy element jest wystarczająco atrakcyjny. Wiadome,
im starsi harcerze tym ich wymagania są wyższe. A ZZ-et już w ogóle. Moim zdaniem jest to struktura
znajdująca się o pół poziomu niżej niż wędrownicy, więc praca z nimi musi już opierać się nie tylko
o szkolenie ale też o wyczyn. O szkoleniu mówić nie będę bo jest to temat przewałkowany już x-
dziesiąt razy. A z tego co czasem obserwuje ZZ-ty w drużynach są słabo zgrane. Przyczyna? Szkolenia
nie zgrywają ludzi. Czyni to wyczyn i wspólnie przeżyta przygoda. Także planując ten wyczyn nie ma co
cudować z celami wychowawczymi, cel jest jeden - zgrana i silna paczka nie tylko na zbiórki. Od czego
zacząć? Zmierz siły - nie od razu Rysy zdobyto, ale jest to świetny cel. ZZ-et to nie wędrownicy także
autorem działań jest przede wszystkim drużynowy. Gdy moi zastępowi byli w 1 gimnazjum
zaczynaliśmy od spotykania się u mnie w domu i grania w planszówki czy co-opy przez Internet. Prosta
rzecz, która zaczęła integrować. Potem poszło coraz dalej - nocna wyprawa do pegieeru żeby
pozjeżdżać na linach z wieży dworku, udział w nocnym rajdzie Awangarda, paintball... Dla
wędrowników jest to chleb powszedni jednak dla 13-14 latka jest to mocny wyczyn, którym jak się
pochwali w szkole, to reszcie
opadną szczęki. I to buduje w
zastępowych poczucie
przełamywania barier, swoich
słabości ale przede wszystkim
poczucie siły i jedności. Nic tak
nie łączy ludzi jak przygoda.
Zwieńczeniem pracy z ZZ-tem
był wspomniany tu już
najwyższy szczyt w Polsce.
Zdobycie Rys było swoistą
wisienką na torcie trzyletniej
pracy i niesamowitym kopem
energetycznym do pracy.
WYCZYN W ZASTĘPIE ZASTĘPOWYCH
pwd. Kacper Bacik drużynowy 3DH
Kolejną istotną zaletą stosowania wyczyn w pracy z ZZ-tem jest odbicie od tzw. sobotniej rutyny.
Nie od dziś wiadomo, że praca z ludźmi wypala i potrzeba do niej dużo energii. 14-latek po roku
wałkowania zbiórek ze swoim zastępem jest znużony i powoli zaczyna myśleć o innych
„atrakcjach”. A ma ich dość sporo i dla niego wyglądają one bardzo pociągająco. Dobrze wpleciony
w prace wypad w skały czy spływ kajakami może zadziałać zbawiennie na stosunki zastępowych do
siebie nawzajem ale też przede wszystkim do swoich podopiecznych, dla których po takiej
opowieści jest jeszcze większym autorytetem. A na dodatek jestem pewien, że opowieść o szramie
na pół ręki spowodowanej odpadnięciem od skały przyćmi każdą, nawet najbardziej ubarwioną
historyjkę z piątkowego gimbusiarskiego ogniska. Chłopakowi się „lajki” pod zdjęciem zgadzają,
respekt do harcerzy rośnie, a my mamy super zgraną ekipę.
Oczywiście nie można przesadzić. Za duża ilość wyczynów niszczy regularną pracę w zastępach
przez przyspieszone wypalanie się zastępowych. Dzieje się to z powodu zainteresowania atrakcyjną
formą wędrowniczą, a przez co znudzeniem pracą z młodymi.
Podsumowując - dobra praca z ZZ-tem powinna opierać się na mądrze dobranej przygodzie.
Po przeanalizowaniu swoich możliwości i umiejętności chłopaków, każdy drużynowy musi znaleźć
złoty środek na rodzaj oraz częstotliwość wyczynów. Najlepiej łączy ludzi wspólnie przeżyta
przygoda. Im jest ona cięższa tym więzi silniejsze. A tylko dzięki niej może się wywiązać prawdziwa
braterska więź między drużynowym, a zastępowymi - nawet gdy dzielą ich lata.
Ślężańskie Harce są pismem Instruktorek i Instruktorów Okręgu
Dolnośląskiego Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Redakcja:
pwd. Marcin Pluta HO - redaktor naczelny
st. trop. Marysia Jonik
pwd. Łukasz Poznański HO
ćw. Piotr Lizak
Michał Gadowicz HO
Jeśli jesteś Druhno lub Druhu zainteresowana opublikowanie swojego tekstu
lub tez nawiązaniem współpracy z naszym pismem, pisz śmiało na naszego
maila: [email protected] lub też bezpośrednio do członków redakcji.