romano waśt pomocna dłoń grudzieŃ styczeŃ luty 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na...

21
Tematy Numeru Przyjazny dwór Historie Romskich Rodów Rodzina Dolińskich Wywiad Elżbieta Ficowska nr 13/4 Romano Waśt Pomocna Dłoń ISSN 2082-4378 GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 Kwartalnik dystrybuowany bezpłatnie

Upload: phungnhan

Post on 15-Mar-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Tematy Numeru Przyjazny dwór

Historie Romskich RodówRo dzina Dolińskich

Wywiad Elżbieta Ficowska

nr 13/4

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

ISSN 2082-4378

GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014

Kwartalnik dystrybuowany bezpłatnie

Page 2: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Od redakcji

W każdej społeczności, a więc również i wśród Romów po-jawiają się zmiany, odstępstwa od ustalonych norm, które wy-nikają z wymagań jakie stawia przed nami współczesna kultura. Samotna i samodzielna kobieta wśród Romów, to w ostatnim czasie częsty widok. Coraz więcej jest również osób żyjących na pograniczu kultur, czerpiących równomiernie wszystkie dobra kultury. W 13 numerze kwartalnika zachęcamy do zapoznania się z tymi zmianami i z życiem codziennym Romów, w którym starają się sprostać nowym wymaganiom.

Ke każdo społeczność, adźa i ke Roma sy zmiany, oddźas dołestyr so kerasys charedyr, a dawa dołeske kaj dźipen sy wa-wyr ćhano. Korkore dźuwla sawe den peske rada, sy coras bu-tedyr. Butedyr isy manuśa sawe sy dźide maśkir duj kultrury, gadźidko i romani. Dre da 13(deśutryto) numero kwartalniko-skro dena apre da zmianendyr i syr Roma den peske rada dre dźipen i so keren kaj tejaweł łenge fededyr.

Redaktoro naczelno

Agnieszka Mirosława Caban

W numerze

Spis treści

Aktualności/ Wydarzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3

Tematy numeru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8

Historie Romskich Rodów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14

Wywiad . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21

Recenzje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24

Romskie profesje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26

Romanipen . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28

Młodzież romska pisze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29

Praktyczne porady . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30

Ciekawostki z Romskiej kuchni . . . . . . . . . . . . . . 32

Z życia wzięte . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33

Paramisi romane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34

Ocalić od zapomnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37

Cygański humor . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39

Galeria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40

Stopka redakcyjnaWłasność i wydawca:Radomskie Stowarzyszenie Romówul. Twarda 13, 26-600 Radomwww.romowieradom.plwww.romanowast.plZespół redakcyjny:Redaktor naczelny: Agnieszka M. CabanRedaktor działu publicystycznego: dr Justyna GarczyńskaRedaktor działu poradniczo-informacyjnego: Magdalena NowakWspółpraca:Jan Adamowski, Adam Bartosz, Agnieszka J. Kowarska, Grzegorz Kondrasiuk, Jacek Milewski, Stanisław Stankiewicz, Marcin WosikPublikowane w Kwartalniku Romskim artykuły są recenzowaneRecenzent numeru 13/4 2014: prof. dr hab. Jan AdamowskiProjekt i skład: Mariusz MalczewskiDruk: PRINTY POLAND Tadeusz Porzyczka, ul. M.C. Skłodowskiej 5, 26-600 Radom.Na okładce: Dziecko romskie, Radom, lata 70, XX wiek, archiwum rodzinneNakład: 500 egz.

Historie Romskich RodówRo dzina Dolińskich

Wywiad Elżbieta Ficowska

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

Tematy NumeruPrzyjazny dwór

KAPITAŁ LUDZKINARODOWA STRATEGIA SPÓJNOŚCI

Kurs florysta-designer z obsługą kasy fiskalnej

Radomskie Stowarzyszenie Romów „Romano Waśt” w ramach realizacji projektu „Romowie w re-gionie radomskim - kultura i edukacja (kontynuacja)” przygotowało dla swoich beneficjentów kurs flory-sta-designer z obsługą kasy fiskalnej. Na przełomie listopada i grudnia piętnaścioro bezrobotnych i nie-aktywnych zawodowo osób ze społeczności romskiej z terenu Radomia uczyło się praktycznej umiejętności przygotowania bukietów, wiązanek, tworzenia kom-pozycji kwiatowych z kwiatów żywych i sztucznych. Dodatkową cenną umiejętnością była możliwość nabycia umiejętności obsługi kasy fiskalnej. Niektó-rzy uczestnicy po zakończeniu kursu skorzystają ze staży zawodowych, dla innych może być to zachętą rozpoczęcia ciekawej działalność gospodarczej. Jest to kolejny kurs zrealizowany w ramach projektu, w grudniu zakończył się również kurs na prawo jazdy kategorii B. Od nowego roku stowarzyszenie rozpo-częło kurs z podstaw przedsiębiorczości. Projekt jest współfinansowany z Unii Europejskiej w ramach Eu-ropejskiego Funduszu Społecznego.

Węgierska Partia Romów wystartuje w wyborach parlamentarnych 2014

W związku z nasilającymi się antyromskimi na-strojami, Romowie mieszkający na Węgrzech posta-nowili założyć partię, aby walczyć z segregacją Romów oraz szerzącym się rasizmem. Węgierscy Romowie zauważyli, że sami muszą reprezentować swoje inte-resy na scenie politycznej, a nie jedynie polegać na nie zawsze skutecznych działaniach „obrońców praw człowieka”. Zapadła więc decyzja o powstaniu par-tii, która już wiosną bieżącego roku, weźmie udział w wyborach do parlamentu. Aktualnie partia liczy 5 tysięcy członków i nadal się rozwija.

Celem MCP (Magyarorszagi Cigany Part) po dostaniu się do parlamentu, jest przede wszystkim działanie na rzecz zmniejszenia skali rasizmu w wę-gierskim społeczeństwie. MCP chce także wyelimi-nowania marginalizacji romskiego społeczeństwa, która według nich jest odpowiedzialna za bezrobocie wśród Romów. W obecnym momencie jego skala jest ogromna, oscylująca w granicach 70 – 90%.

Romska partia planuje również połączenie się z innymi partiami, w celu wypracowania nowych inicjatyw legislacyjnych, dzięki którym „zostanie zapewniona realna równość poprzez innowacyjne polityczne i ekonomiczne programy”. Potrzebne są także zmiany w programie edukacji, która powinna być kluczem do lepszej integracji społecznej. Partia nie ukrywa również, że oczekuje pomocy od innych partii, w tworzeniu nowych miejsc pracy dla romskiej ludności. Ma to na celu obalenie powszechnego ste-reotypu, jakoby Romowie byli społecznością unikają-cą zatrudnienia.

Aktualności/Wydarzenia

2 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 3

AKTUALNOŚCI/WYDARZENIA OD REDAKCJI / SPIS TREŚCI / STOPKA

Czasopismo współf inansowane ze środków Unii Europejsk iej w ramach Europejsk iego Funduszu Społecznego

Page 3: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Węgierscy obywatele pochodzenia cygańskiego, którzy postanowili przyłączyć się do MCP, zapowia-dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie Jobbiku - Ruchu na rzecz Lepszych Węgier, który określany jest mianem partii neofaszystowskiej, a ce-lem jej ataków są przede wszystkim Romowie i Żydzi.

Rzecznik Węgierskiej Partii Romów, Aladár Ho-rváth, stwierdził, że decyzja o starcie MCP w zbli-żających się wyborach jest jak najbardziej usprawie-dliwiona. Według spisu powszechnego z 2011 roku, na Węgrzech mieszka ok. 309 tys. Romów. Są oni największą z 13 mniejszości etnicznych w tym kraju, a ich sytuacja społeczna i materialna nadal pozosta-wia wiele do życzenia.

Gdzie zamieszkają Romowie z wrocławskiego koczowiska?

Nadal bez rozwiązania pozostaje sprawa mieszka-niowa Romów z koczowiska przy ul. H. Kamieńskie-go. Władze miasta zapowiedziały przesiedlenie Ro-mów z obecnego koczowiska na nowe miejsce. Tym razem miałby to być teren dawnego cmentarza, na osiedlu Tarnogaj. W miejscu tym, blisko noclegowni

dla bezdomnych, miasto ustawiło blaszane kontene-ry. Pełniłyby one funkcję noclegowni, do której mie-liby wprowadzić się Romowie z ul. H. Kamieńskiego, ale tylko mężczyźni. Kobiety z dziećmi trafiłyby do niedawno wyremontowanych pomieszczeń zakonu Braci Bonifratrów, przy ul. Traugutta. Według Anny Bytońskiej z biura prasowego ratusza, noclegownie są jedynym miejscem, które można zgodnie z prawem zaproponować koczującym Romom. Nie spełniają oni bowiem warunków wymaganych w przepisach, więc nie można im przyznać lokali socjalnych.

Nawet jeśli Romowie przystaliby na nowe warun-ki mieszkaniowe, ich przeprowadzce sprzeciwiają się mieszkańcy osiedla Tarnogaj. Około 50 osób pikie-towało przeciwko przeniesieniu koczowiska, oba-wiając się kradzieży i nieporządku na ulicach. „Nie zgodzimy się na takie rozwiązanie. Rada osiedla zrobi wszystko, żeby do przeprowadzki Romów nie doszło. Nie po to kilka lat temu walczyliśmy, żeby się ich pozbyć z naszego terenu. Angażowaliśmy do tego policję i straż miejską. Ginęły nam wtedy radia sa-mochodowe i akumulatory. Na ulicach było brudno i niebezpiecznie. Boimy się, że to znowu się powtó-rzy” - mówi Witold Janczewski.

Anna Bytońska zapowiedziała, że „wszystkie wro-cławskie służby zrobią wszystko, żeby w rejonie, gdzie będą Romowie było bezpiecznie, by jedna i druga strona czuły się bezpiecznie i komfortowo”. Zapew-nienia te nie uspokajają jednak mieszkańców Tarno-gaju, którzy nie rozumieją, dlaczego wspomnianych kontenerów dla Romów nie można ustawić na do-tychczasowym koczowisku. Nie wiadomo czy sprawa Romów z koczowiska z ul. H. Kamieńskiego, w ogóle doczeka się zadawalającego rozwiązania dla obydwu stron.

Polsko – niemiecko – romskie seminarium dla młodzieży i studentów

W dniach 28.07. – 03.08.2014r. w Międzynaro-dowym Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu, odbędzie się polsko – niemiecko – romskie semina-rium dla młodzieży i studentów dotyczące pozbawia-nia praw, wykluczania i eksterminacji Sinti i Romów w czasach narodowego socjalizmu oraz kształtowa-

nia się pamięci o tych wydarzeniach. Grupa semina-ryjna weźmie także udział w ceremonii upamiętnia-jącej likwidację tzw. „rodzinnego obozu cygańskiego” w Birkenau. Uroczystość tradycyjnie odbędzie się 2 sierpnia, w rocznicę likwidacji obozu. Wezmą w niej udział także ostatni świadkowie tych tragicz-nych wydarzeń oraz ich bliscy.

Konferencja ma na celu zwrócenie uwagi także na współczesne problemy, z którymi boryka się ta największa mniejszość etniczna w Europie, między innymi krzywdzącymi stereotypami i szczególnymi wyzwaniami w zakresie edukacji.

Brak tłumacza języka romani na procesie Romów z ul. H. Kamieńskiego

10 stycznia, w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu, odbyła się druga rozprawa w sprawie eksmisji ru-muńskich Romów z zajmowanego przez nich niele-galnie terenu przy ulicy H. Kamieńskiego.

Kilka dni przed rozprawą organizacje pozarzą-dowe, między innymi Federacja Romów FROM z Oświęcimia, Stowarzyszenie im. Stanisława Brzo-zowskiego oraz Stowarzyszenie Nomada, wysłały list poparcia dla wniosku o powołanie tłumacza języka romani. Miało to zagwarantować większą rzetelność w przebiegu procesu i lepszą komunikację pomiędzy obydwoma stronami. Sąd wniosek o powołanie tłu-macza jednak odrzucił. Pełnomocnik Gminy Wro-cław – Jacek Dżedzyk stwierdził, że decyzja sądu była jak najbardziej usprawiedliwiona: „Nie widzę pod-staw do powoływania tłumacza języka romani, po-zwani doskonale rozumieją pytania i potrafią logicz-nie formułować swoje wypowiedzi. Zeznają w języku rumuńskim, ponieważ są obywatelami Rumunii.”

Jednak jak pokazał przebieg rozprawy, decyzja sądu nie była prawidłowa. Podczas trwającej prawie sześć godzin rozprawy tłumaczka, która miała sko-munikować pozwanych z sądem, sama odmawiała tłumaczenia, ponieważ „pozwany przechodził na język cygański”. Nikt nie wziął pod uwagę faktu, że Romowie mieszkający we Wrocławiu już wiele lat, praktycznie w ogóle nie porozumiewają się w języ-ku rumuńskim. Na co dzień wszyscy komunikują się w języku romani, albo po polsku.

Kolejne rozprawy odbędą się 21 lutego i 28 marca w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu. Zastanawiające jest to, czy sąd po raz kolejny odbierze Romom możli-wość wypowiedzenia się w dogodny dla nich sposób.

Nowe mieszkania dla Romów z Andrychowa

Romowie z Andrychowa już od dłuższego czasu starali się o nowe mieszkania, ponieważ te, które za-mieszkiwali przy andrychowskim rynku, nie nadawa-ły się do dalszego użytkowania. Kamienica popadała w coraz większą ruinę, a dodatkowo inni mieszkańcy skarżyli się na romskie sąsiedztwo. Przeprowadzka Romów planowana była na czerwiec br., ale udało się zrealizować ją już pół roku wcześniej. Rodziny ze sta-rej kamienicy, otrzymały mieszkania znajdujące się na ul. Batorego. Trzy mieszkania komunalne zakupiła gmina za kwotę 250 tysięcy złotych.

Zniszczono kontenery dla bezdomnych i Romów na Tarnogaju

W nocy z 18 na 19 stycznia, nieznani spraw-cy zniszczyli baraki na osiedlu Tarnogaj, w których mieli zamieszkać Romowie z koczowiska przy ul. H. Kamieńskiego. W kontenerach oprócz Romów, mieli zamieszkać także bezdomni z pobliskiego schroniska im. Brata Alberta. W barakach wybito szyby i pourywano klamki. Według świadków kon-tenery zniszczyła grupa mężczyzn oraz będąca wśród nich kobieta.

Od kilku dni przeciwko przeprowadzce Romów protestują mieszkańcy osiedla Tarnogaj. Na klatkach schodowych, witrynach sklepowych i słupach moż-na zobaczyć ulotki z treścią protestu mieszkańców: „Kontenery już są, nie dopuśćmy do tego, by ponow-nie zaistniały liczne kradzieże, degradacja środowi-ska na osiedlu i kradzieże mienia społecznego oraz włamania do samochodów. Protestujemy przeciwko decyzjom Urzędu Miejskiego.” Lokatorzy ostrzegali, że jeśli protest nie odniesie oczekiwanego skutku, go-towi są na jego zaostrzenie. Najwidoczniej obietnicy dotrzymali…fot. Tomas Rafa, roma.nomada.info.pl

4 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 5

AKTUALNOŚCI/WYDARZENIA AKTUALNOŚCI/WYDARZENIA

Page 4: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

„Gala Kultury Romskiej”

21 grudnia 2013 roku, w Bukowiańskim Centrum Kultury „Dom Ludowy” odbyła się „Gala Kultury Romskiej”. Uroczystość ta była podsumowaniem rocznego projektu „Droga do lepszego jutra”, które-go zadaniem i celem była aktywizacja społeczności romskiej. W trakcie trwania gali można było obejrzeć wyroby rękodzieła, wykonane przez Romów z Ochot-nicy, Limanowej, Szczawnicy, Nowego Sącza, Masz-kowic i Czarnej Góry. Wśród wytworzonych przez Romów przedmiotów były między innymi zdobione, drewniane kasetki, wyroby z wikliny, bukiety, biżute-ria oraz misternie malowane ceramiczne płytki. Całej imprezie towarzyszyła muzyka zespołu „Kałe Bała” pochodzącego z Czarnej Góry. Można było także spróbować specjałów romskiej kuchni.

Przyznano stypendia dla najbardziej wyróżniających się asystentów romskich

Stowarzyszenie Romów w Polsce przyznało sty-pendia najbardziej wyróżniającym się i najaktywniej-szym asystentom romskim. Uczestnicy wzięli udział w realizacji zadania publicznego z zakresu działań na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych pod nazwą „Kompleksowe wsparcie asystentów eduka-cji romskiej udzielone poprzez organizację ogólno-polskiego szkolenia”. Stypendia w wysokości 6000 zł (brutto), każde otrzymali: Mateusz Mirga z Zabrza oraz Mateusz Bechwerowski z Nowego Sącza.

Nielegalna manifestacja w Zabrzu przeciwko Romom

Narodowe Odrodzenie Polski od dawna nama-wiało do udziału w antyromskiej demonstracji, nie ukrywając przy tym jej celu. Tytuł w oficjalnym zgłoszeniu urzędowym brzmiał „Nie dla cygańskiej przestępczości”. Przeciwko planowanej demonstracji zaprotestowało ponad 40 organizacji pozarządowych. Prezydent Zabrza ostatecznie zakazał manifestacji. Oburzeni organizatorzy demonstracji wnieśli odwo-łanie do wojewody, który podtrzymał decyzję władz miasta.

Mimo to ponad 100 osób zgromadziło się w sobotę 21 grudnia o godz. 17, przed pomnikiem Pstrowskie-go w Zabrzu, aby zaprotestować przeciwko cygań-skiej przestępczości. Demonstranci podczas pochodu nawoływali do nienawiści, wykrzykując rasistowskie hasła: „Cyganów trzeba eksterminować”, „Polska dla Polaków”, „Nacjonalizm jest wolnością”. Postulowano także wprowadzenie godziny policyjnej dla przed-stawicieli narodowości romskiej. W pochodzie brali udział działacze i sympatycy Narodowego Odrodze-nia Polski oraz kibice Górnika Zabrze. Mimo apelu policji, tłum nie zamierzał się rozejść. Policja miała obowiązek wylegitymowania tych, którzy nie chcie-li opuścić placu, jednak nikt nie został zatrzymany. Niepokojącym jest fakt, że większość wylegitymo-wanych osób posłużyło się legitymacją uczniowską, wśród zebranych były obecne także dzieci. Pełno-mocnik NOP-u zapowiedział kolejne anty – romskie wystąpienia po świętach.

Romowie z koczowiska - sprawa w sądzie (ciąg dalszy)

W ubiegłym roku, w listopadzie przed Sądem Re-jonowym rozpoczął się proces o eksmisję Romów zajmujących dzikie koczowisko przy ul. H. Kamień-skiego, we Wrocławiu. W kwietniu ubiegłego roku wrocławski magistrat złożył pozew o eksmisję kilku-dziesięciu osób z nielegalnie zajmowanego terenu.

Wcześniej miasto zawiadomiło policję o popełnie-niu wykroczenia polegającego na nielegalnym zajmo-waniu terenu; grozi za to grzywna.

Czterdziestoletnia kobieta, która w barakach przy ul. H. Kamieńskiego mieszka od ponad trzech lata, zeznała, że trafiła tam po tym, jak zostało zniszczone obozowisko w innym miejscu.

„Ja i moja rodzina opuścilibyśmy baraki na ul. H. Kamieńskiego, gdybyśmy mieli, gdzie się podziać. Nie mamy jednak gdzie iść () W Rumunii mieszkali-śmy również w barakach i były tam gorsze warunki niż w Polsce” - mówiła kobieta, która ma czwórkę dzieci. Pytana przez sąd, czy miasto oferowało jej inne miej-sce zamieszkania, odpowiedziała, że nie było takiej propozycji.

Kobieta zeznała, że żyje z żebractwa, a jej mąż zbiera złom. „Nie umiem pisać, ani czytać, nie wie-działam o obowiązku zalegalizowania w Polsce poby-tu po trzech miesiącach” - mówiła.

Sąd zaplanował przesłuchanie kilkunastu miesz-kańców koczowiska. Kolejny termin rozprawy wy-znaczono na 10 stycznia (o przebiegu rozprawy pi-szemy na 5 str.).

Reprezentujący gminę Wrocław radca prawny Jacek Dżedzyk w rozmowie z dziennikarzami pod-kreślił, że miasto chce, aby Romowie opuścili koczo-wisko, ponieważ „warunki, w jakich tam mieszkają, zagrażają ich bezpieczeństwu, życiu i zdrowiu”.

Pytany o zapewnienie Romom innych lokali od-powiedział, że gmina dysponuje noclegowniami. „Osoby bezdomne mogą się tam zgłaszać i wielo-krotnie pracownicy miejskich służb socjalnych o tym tę społeczność informowali. Informowano również o jadłodajniach, gdzie są wydawane posiłki oraz że można zgłaszać się po odzież, jeśli jej brakuje” - mó-wił Dżedzyk.

Reprezentujący Romów adwokat Aleksander Si-korski zaznaczył, że chcą oni polubownie rozstrzy-gnąć ten spór. „Jeżeli gmina wskaże nieruchomość zastępczą, oni się przeprowadzą” - mówił. Dodał, że noclegownie są rozwiązaniem doraźnym i nie roz-wiążą problemu.

Romowie otrzymali od magistratu dwa pisma - w jednym urzędnicy napisali, że mieszkańcy koczo-wiska łamią prawo, zajmując nielegalnie teren miej-ski; drugie pismo zawierało wezwanie do opuszcze-nia koczowiska. Jak mówiła wówczas Anna Bytońska z biura prasowego magistratu, miasto zdecydowało się na podjęcie kroków prawnych m.in. po wielokrot-nych skargach mieszkańców na „uciążliwe sąsiedz-two”.

Romowie nie opuścili koczowiska w wyznaczonym terminie. Przedstawiciele pomagającego Romom sto-warzyszenia Nomada, tłumaczyli, że nie mają gdzie się przenieść. „Jeżeli wyprowadzą się z koczowiska, to przeniosą się na inny teren we Wrocławiu i to nie rozwiąże sprawy” - mówiła Agata Ferenc ze stowa-rzyszenia.

Władze miasta wielokrotnie podkreślały, że po-magały Romom z koczowiska; oferowano im m.in. ciepłe posiłki, dostarczano wodę, a w zimie straż miejska proponowała im noclegi w noclegowniach. Urzędnicy twierdzą też, że wiele form tej pomocy było odrzucanych przez Romów. Według magistratu miasto nie może podjąć innych form pomocy, dopóki Romowie nie zalegalizują pobytu w Polsce.

W kwietniu ubiegłego roku ówczesny rzecznik wrocławskiego ratusza Paweł Czuma, powiedział, że jeśli sąd zdecyduje o eksmisji, to miasto zaproponuje Romom lokale socjalne. Wrocławscy urzędnicy zade-klarowali to również podczas spotkania, które odbyło się w kwietniu ubiegłego roku, z przedstawicielami Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Amnesty International Polska.

W liście otwartym do prezydenta Wrocławia pre-zes Stowarzyszenia Romów w Polsce Roman Kwiat-kowski napisał, że z niepokojem obserwuje „jak podsycane są przez niektóre grupy z Wrocławia an-tyromskie nastroje, które po ostatnich doniesieniach medialnych na temat obozowiska obywateli rumuń-skich pochodzenia romskiego przy ul. H. Kamień-skiego, zaczęły gwałtownie narastać”.

Romowie z Rumunii mieszkają na koczowisku przy ul. H. Kamieńskiego od kilku lat. W barakach, w których nie ma bieżącej wody, a prąd dostarczany jest przez agregaty, mieszka ok. 60 osób, w tym wiele dzieci. Mieszkańcy koczowiska żyją m.in. ze zbiera-nia złomu oraz datków, które zdobywają na ulicy.

6 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 7

AKTUALNOŚCI/WYDARZENIA AKTUALNOŚCI/WYDARZENIA

Page 5: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Nie przyszłam do was po wasze pieniążki.Przychodzę, byście wszystkich przyjąć chcieli, żebyście czarnej nocy nie czyniliw biały dzień. 1

Oni wiedzieli, że jak przyjdą, poproszą, że mają małe dzieci, to zawsze dla nich było mleko, pieczywo. Matka moja dawała aspirynę… Oni nie musieli kraść u nas – wspomina Tadeusz Komorowski, powstaniec warszawski 1944 roku, dziennikarz, pamiętający Cyganów z rodzinnego Zalutynia. 2

Dzieciństwo spędzone na podlaskiej wsi jawi się dziś jako sielskie. Rodzice: Albert Stanisław Korczak-Komorowski (1888-1956) i matka Maria z Maluszyckich (1891-1982) pro-wadzili tam nieduży, typowy, dobrze prosperujący majątek ziemski, w którym – oprócz rozwiniętego ogrodnictwa – ho-

1 B. Wajs, Przychodzę do was (Me jawjom ki tume), za: Papusza. Lesie, Ojcze mój, Warszawa 2013, s. 37.2 Zalutyń jest wsią położoną na terenie gminy Piszczac na Podlasiu, w powie-cie bialsko-podlaskim. Jak głoszą miejscowe przekazy, w XVIII wieku należał do rodu Maluszyckich. W czasie powstania styczniowego drewniany dwór spłonął, a majątek skonfiskował carat. W drugiej połowie XIX wieku, tuż po sąsiedzku, bo zaledwie 300 metrów od starego, ówcześni właściciele postawili nowy dom, murowany. Gdy w latach 20. XX wieku dobra zalutyńskie kupili Komorowscy, dwór odnowili i przebudowali. Siedziba tej rodziny przypomina bardziej willę niż typowy polski dwór, ale cenna była ze względu na zgroma-dzone w niej dzieła sztuki: malarstwo, srebra, meble – często pochodzące z XVIII wieku. Obiekty te, przewiezione w czasie okupacji do Warszawy, w więk-szości uległy zniszczeniu podczas powstania warszawskiego.

dowano konie. Dwaj bracia – starszy Stanisław (1915-2004) oraz Tadeusz (ur. 1922), mieli zainteresowania artystyczne. Pierwszy został artystą malarzem i konserwatorem dzieł sztuki, drugi zaś namiętnie grał na fortepianie, planując w przyszłości karierę muzyczną, co dla tej opowieści jest dość ważne. Obaj w godzinach wolnych od nauki, mogli kontemplować przyro-dę, dającą wiele okazji do przygód i wyśmienitych zabaw.

Patrzę tu, patrzę tam –jak się księżyc myje w ciepłych wodachniby w strumieniu pod lasemCyganeczka młoda. 3

Tadeusz Komorowski pamięta dębową knieję, mającą ok. 400 lat. O pełni księżyca lubił wychodzić do lasu na całą noc. Na początku robił się rwetes, wszyscy go szukali, łajali, ale potem zorientowano się, że w lesie radzi sobie dobrze i nie zwracano już uwagi na te nocne eskapady. Koło Zalutynia były ogromne bagna. Młodzieniec wyciągał czółno i całymi dniami pływał. Stada kaczek, kulonów, bekasów, dzikich gęsi – przecież to cuda były – wspomina po latach.

Około 1 km od Zalutynia znajdowało się polodowcowe wzgórze, porośnięte pięknymi sosnami. W dole rozpościerała się polana. Ze wzgórza biło źródło. Idealne miejsce na rozbicie cygańskiego taboru.

I rzeczywiście – rokrocznie zatrzymywali się tam Romowie, a to zaciekawiło sześciolatka. Brał mleko, ciasto i szedł do nich. W domu znowu rwetes: ukradną go, bo przecież Cyganie dzieci zabierają!

Bzdura! – mówi Tadeusz Komorowski – W nic takiego nie wierzyłem i ani na chwilę nie bałem się. A wieczory w ich towa-rzystwie były cudowne…

Jeśli do muzyki dodam szept wrzosówpaproci zadumaniezrodzi się symfoniaw każdym kłączu życia4

3 B. Wajs, Patrzę tu, patrzę tam (Dikchaw daj, dikchaw doj), tamże, s. 48.4 D. Górny, Moim bratem był Paganini – wiersz podarowany M. D. Czurei [w:] M. D. Czureja, Potępienie Miklosza, czyli tajemnice Króla czardasza, Poznań 2009, s. 277.

PRZYJAZNY DWÓRPiotr Szymon Łoś

Chłopiec z zapartym tchem słuchał cygańskiej muzyki. Gdy podrósł, próbował ją grać w domu na fortepianie, a że słuchem muzycznym został obdarzony, to i cygańskie rytmy zostały mu w pamięci na długie lata.

Zawodowym pianistą nigdy nie został, ale jego kolekcja płyt z muzyką liczy dziś około tysiąca sztuk. Są tam także utwory cygańskie. Kiedyś obejrzał film o Yehudim Menuhinie. Ten światowej sławy skrzypek żydowskiego pochodzenia, opowia-dając o czymś do kamery, raptem zasiadł do fortepianu i zaczął grać jakiś cygański utwór. Zachwycił się po raz kolejny, mó-wiąc: przecież to jest Beethoven, to jest piękne!

Podczas pobytu na Węgrzech Menuhin wystąpił z kapelą Sándora Lakatosa. Podczas tego występu ten wielki wirtuoz grał na skrzypcach drugich, a nie pierwszych.

Kiedy ktoś go zapytał, dlaczego właśnie wśród Żydów jest tylu wybitnych muzyków, mistrz odpowiedział, że żydowskie dzieci objęte są profesjonalną opieką, która nie pozwala, by marnowały się talenty artystyczne. I dodał: wszystkie narody mają talenty. Poza jedną nacją – Cyganami… Oni mają niezwy-kłe zdolności.

W Zalutyniu – by wrócić do lat przedwojennych – do dworu podszedł czternastoletni Rom. Zagrał najpierw po cygańsku, potem polkę i kujawiaka – bez najmniejszego zafałszowania. Był z matką, więc Tadeusz Komorowski dał im coś do zjedze-nia, po czym zaprosił do salonu. Na fortepianie zagrał jedną z partit Jana Sebastiana Bacha, bardzo trudną. Młody Rom po-prosił o powtórzenie, po czym zagrał bezbłędnie.

- Tego chłopaka trzeba było uczyć. On by był drugim Menuhi-nem! Niestety, tabor odjechał, zabierając sympatycznego chłop-ca i nie wiadomo jak się ułożyło jego życie.

Większe zdolności muzyczne mieli chłopcy. W taborze była jednak osiemnastoletnia, piękna dziewczyna, także grająca na skrzypcach. Matka ją popierała, ale ojciec – Cygan, niechętnie godził się na muzyczny rozwój córki.

Wiatr sercem jak liściem poruszai bać się nie ma czego.Dzieci śpiewają sobie,czy spragnione, czy głodne, skaczą i tańcują, bo las je tak nauczył.5

Cyganie rozbijali swoje obozowisko w czerwcu i przebywali tam do września. Trudnili się sprzedażą pobielanych (ocynko-wanych) naczyń i lutowaniem garnków mieszkańcom wsi.

Od zalutyńskiego dworu dostawali siano dla koni, obrok, a dla ludzi jabłka, mleko, chleb i inne produkty, potrzebne w wyżywieniu. Chłopi jednak nie dawali im nic, patrząc na tę społeczność nie tyle wrogo, co nieufnie. Wyglądali inaczej niż ludność miejscowa, budzili zdziwienie, a przez to strach, potę-gowany legendami i stereotypami.

Romki miały kolorowe, tradycyjne spódnice, bluzki i rów-nie barwne chusty. Co ciekawe, upinały je nie tak jak chłopki – zawiązując z przodu pod szyją – a inaczej, z tyłu głowy, co je wyróżniało. Widoczna była biżuteria. Korale miewały prawdzi-we, ale zdarzały się też turkusy. Chodziły w butach, a nie boso.

Mężczyźni mieli spodnie raczej wąskie, jasne albo czar-ne – różnie, trudno było o jakąś regułę. Koszule białe. Pasy od spodni bogato nabijane ćwiekami. Dzieci romskie, choć usmarkane – jak to dzieci, zachowywały się nadzwyczaj cicho. Przychodząc po owoce, dziękowały i szybko z nimi uciekały.

5 B. Wajs, Leśna pieśń (Weszeskri gili), za: Papusza. Lesie, Ojcze mój, Warszawa 2013, s. 42-43.

Tadeusz Korczak-Komorowski, powstaniec warszawski, dziennikarz, przyjaciel Romów,

fot. zbiory rodzinne

Zalutyń – dwór Alberta Stanisława i Marii Korczak-Komorowskich, lata 30 XX wieku, zbiory rodzinne

Dwór Komorowskich w Zalutyniu od frontu, widok sprzed kilku lat, fot. P. Sz. Łoś

8 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 9

TEMATY NUMERU /PRZYJAZNY DWÓRTEMATY NUMERU / PRZYJAZNY DWÓR

Page 6: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Wozy taborowe drewniane, na czterech kołach, porządne – był to już ten czas, gdy Romowie odchodzili od wozów, którymi tylko podróżowali, a kupowali czy zamawiali wozy, będące de facto małymi mieszkaniami. Stąd też okna i schodki, umiesz-czane zazwyczaj na końcu wozu – jako wejście do domu. Z przodu oczywiście „kozioł” czyli miejsce dla woźnicy. Wzor-nictwo tych wozów, jakże kolorowe „pachniało” Indiami…

Kobiety gotowały nad ogniskiem w specjalnych kociołkach, umieszczanych na metalowych trójnogach. Menu: kury, ku-kurydza, z których np. robiły kaszę „mamałygę”. Na płaskiej blasze smażyły placki ziemniaczane. Jarzyn Cyganie spożywali mało, ale ze dworu dostawali ziemniaki, buraki, ogórki, mar-chew i groch.

Nie chcieli niczego za darmo. Do dworu przychodziła więc Romka z propozycją wróżby. Tadeusz Komorowski pamięta, że zawsze pytał czy kobieta pochodzi z nowego taboru czy też tego, który do niedawna tu był. A nie, myśmy wczoraj przyje-chali – odpowiadała. Chłopak – mimo początkowej niechęci rodziców – brał słoninę oraz inne produkty i znów szedł do ta-boru. Niektórzy Cyganie pamiętali go z poprzednich pobytów, przyjmowali jak syna.

Zostawał oczywiście na dłużej, aż do wieczora, gdy przy świeżo rozpalonym ognisku zaczynało się prawdziwe, cygań-skie granie…

Te miłe chwile jednak przerwała wojna. Ojciec był w War-szawie, bracia Stanisław i Tadeusz zaangażowali się w Podzie-miu na swoim, podlaskim terenie. Potem jednak pojechali do Warszawy, w majątku została matka. Nikt nie myślał o zalutyń-skich Romach; pewnie jak wielu kryli się w lasach, może trafili do Oświęcimia, Treblinki, może wędrując znaleźli się na Wo-łyniu… Młodzi Komorowscy poszli do powstania, spełniając swój narodowy obowiązek – przeżyli.

Rodzina Komorowskich do majątku nie mogła wrócić, bo zabrała go władza ludowa w ramach tzw. reformy rolnej (1944/45).

Po wojnie Tadeusz Komorowski jeszcze kilkukrotnie spotkał Romów, nadal patrząc na nich z życzliwością i zainteresowa-niem. Z bólem pamięta, jak milicja ich prześladowała, każąc się osiedlić i zabierając wozy.

Bo nikt mnie nie rozumie, tylko lasy i wody.To, co tu opowiadam,wszystko, wszystko już dawno minęłoi wszystko, wszystko ze sobą wzięło – i moje lata młode.6

A wtedy i dziś, tak jak przed okupacją, T. Komorowski chciał-by im pomóc. Ale co ja mogę? – rozkłada ręce. Cyganów ludzie ciągle boją się, a przez to są wrogo nastawieni. Dyskryminacja to nie jest zmyślone pojęcie, o nie. Dla człowieka o artystycznej duszy najbardziej jednak jest niezrozumiałe, że marnują się ta-lenty młodych Romów. W Rumunii, na Węgrzech, może nawet w Rosji mogą grać. Ale w takiej Francji, Niemczech czy Belgii, kto ich będzie słuchał?! Europa nie poradziła sobie z Romami, wręcz odwróciła się od nich. A powinna roztoczyć opiekę i po-dać dłoń.

Tak, wiem, że kradną, że nie pracują – tak ich odbiera prze-ciętny Europejczyk. Ale nikt im nie odbierze tego, że są naro-dem wyjątkowym. No skoro Menuhin o tym mówił…, a on się chyba zna…

Sympatią do Romów Tadeusz Komorowski zaraził przede wszystkim matkę, ojca mniej. Ale, że tuż przed wojną miał 16-17 lat, rozmawiając z chłopami na wsi, powiedział im: jeśli będziecie dokuczać Cyganom, to zapomnijcie o jakiejkolwiek po-mocy od dworu: ani cielaka, ani nasion do siewu, nic! Poskutko-wało, bo nikt nie słyszał, by w Zalutyniu skrzywdzono jakiegoś Roma.

Bo przecież oni swoi byli: nie rosyjscy, nie węgierscy, tylko nasi – polscy Cyganie.

6 B. Wajs, Pieśń cygańska z Papuszy głowy ułożona (Gili romani Papuszakre sze-restyr utchody), za: Papusza. Lesie, Ojcze mój, Warszawa 2013, s. 51-54.

Moja historiaEdyta Barwińska

Jestem Romką o korzeniach lwowskich, ponieważ mój dziadek Kazimierz (po romsku Brzesko) i jego rodzeń-stwo, czyli dwaj bracia i trzy siostry, urodzili się i wy-kształcili we Lwowie. Przed II wojną światową moi przod-kowie mieli tam dom i dużo ziemi. Z tego powodu jako jedni z pierwszych i nielicznych Romów skończyli wyż-szą szkołę. Wszyscy moi przodkowie biegle czytali, pisali, a nawet grali na instrumentach. Oczywiście również pięknie śpiewali i tańczyli.

Sonia najstarsza siostra dziadka, była bardzo utalen-towaną malarką. Spod jej pędzla wyszły liczne portrety rodzinne i przepięknie pejzaże, które do dzisiaj nas za-chwycają i wzruszają. Sonia była osobą o wrażliwej du-szy. Pamiętam ją jako wysoką kobietę o smukłej sylwetce, a przy tym niezwykłej urodzie. Miała hebanowe, faliste włosy, które sięgały jej do kolan. Była bardzo życzliwą i dobrą osobą.

Sonia nigdy nie wyszła za mąż, chociaż wielu kawa-lerów ubiegało się o jej rękę. Poświęciła się dla swojej młodszej siostry, która zmarła w wieku siedemnastu lat przy porodzie zostawiając dwoje dzieci, dwuletnią córkę i nienarodzonego synka. W ten sposób Sonia została mat-ką, dalsze lata życia ofiarowała dzieciom swojej ukocha-nej siostry. Po przesiedleniu ze Lwowa, moi krewni długo wędrował z taborami po całej Polsce. W latach siedem-dziesiątych moi dziadkowie osiedlili się na stałe i nadal pielęgnowali romskie obyczaje, kulturę i tradycje, prze-kazując je swoim wnukom, czyli nam. W naszej kultu-rze dzieci to najcenniejszy dar i nie ważne, czy jesteśmy z nimi spokrewnione, czy nie. Jeżeli są w potrzebie, to trzeba poświęcić wszystko, nawet własne marzenia, aby im zapewnić przyszłość i umożliwić kontynuowanie na-szej tradycji.

Nie wszyscy wiedzą, że każde dziecko romskie ma dwa imiona. Jedno nadawane przez rodziców i wpisane w me-tryce urodzenia, drugie jest nadawane po najbliższych krewnych, żeby ich pamięć nie zaginęła w naszej kulturze.

W naszej tradycji imiona nienarodzonych dzieci od-grywają bardzo ważną rolę, ponieważ imię musi się ko-jarzyć z rodem, kulturą, z której się wywodzi, na przy-kład jeżeli jesteśmy spokrewnieni z królem Romów. Bo jak ktoś był mądry, silny, sprawiedliwy, odważny, dobry i zaznaczy swoją obecność w kulturze i tradycji Romów, to dziecko, któremu zostanie nadane jego imię będzie się kojarzyło z tym człowiekiem.

Imię wskazuje też z jakiego szczepu wywodzi się dziec-ko. Dlatego w naszej romskiej kulturze nadaje się imię po ojcu, wujku, pradziadku, to dotyczy również imion żeń-skich. W tym znaczeniu jest wybierane przez całą rodzinę i jest najważniejszym tematem w momencie, gdy na świe-cie pojawi się mały człowiek. Każdy z rodziny ma wtedy powiedzieć jakie imię mu nadać i wybiera się go większo-ścią głosów, a starszyzna ma ostatnie zdanie co do tego wyboru. To wielki zaszczyt mieć nienarodzone dziecko na przykład o imieniu pradziadka, czy prababci, którego słowa, czy dokonania w naszej romskiej kulturze często przy rodzinnych spotkaniach są poruszane i omawiane. Z wielką radością i dumą podchodzimy do faktu, że ktoś taki był naszym przodkiem i staramy się te wszystkie po-zytywne cechy przekazywać dzieciom i aby ich chroniła pozytywna energia.

Są też wyjątki, w obecnych czasach, dobie Internetu, ciągłych emigracji za pracą nastała moda u niektórych młodych rodziców wyłamania się z naszej wielowiekowej tradycji i kultury. Nadawane są imiona na przykład z se-riali filmowych, nazwy miast, krajów, imiona piosenka-rzy, aktorów, na przykład dla dziewczynki Izaura, Norwe-gia, Mercedes, Hiszpania. Te imiona nie mają znaczenia w naszej kulturze. Moim zdaniem jest to dużym błędem i młodzi nie zdają sobie sprawy z wartości naszych tra-dycji, wartości imion, które nadają charakter i sławę dla dziecka oraz wzmacniają niepodważalną więź ze swoim rodem.

Dwór Komorowskich w Zalutyniu od ogrodu, widok sprzed kilku lat, fot. P. Sz. Łoś

10 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 11

TEMATY NUMERU / PRZYJAZNY DWÓR TEMATY NUMERU /MOJA HISTORIA

Page 7: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

„Wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wygnać”. Aforyzmem Jeana Paula Friedricha Richtera rozpocz-nę swoje refleksje na temat mojej wizyty w Yad Vashem. Słowa te są niezwykle odpowiednie, jeżeli mówimy o losach Cyga-nów i Żydów na przestrzeni wieków, a szczególnie w czasach II wojny światowej. Narodów, które nie miały swojego tery-torium, państwa, miejsca na ziemi. Mimo, iż byłam w Izraelu w ubiegłym roku do napisania tego artykułu zainspirowała mnie kolejna, styczniowa rocznica wyzwolenie więźniów obo-zu Auschwitz – Birkenau. Natomiast 2 sierpnia przypada rocz-nica zamordowania w komorach gazowych Auschwitz prawie 3000 Romów.

Jak wspominałam w poprzednim artykule (artykuł „Zapiski z niezwykłej podróży, w nr 11/2013 „Kwartalnik Romski”) mój wyjazd do Izraela związany był z udziałem w Seminarium „Bli-żej siebie”. Jego organizatorem był między innymi Instytut Yad Vashem, który ma swoją siedzibę na wzgórzach jerozolimskich. Jest to oficjalna nazwa Instytutu Pamięci Męczenników i Boha-terów Holokaustu.

Twórcy instytutu próbują udokumentować ponure czasy, które rozpoczęły się na długo przed 1 września 1939 roku, a swój początek wzięły w umysłach nazistowskich polityków Rzeszy Niemieckiej. Termin Yad Vashem oznacza miejsce i imię (niektórzy tłumaczą je jako „pomnik i imię”) i został zaczerpnięty z Księgi Izajasza: „dam miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek, dam

im imię wieczyste i niezniszczalne.” Instytut Yad Vashem i zaprezentowane tam dokumenty są nie tylko świadectwem nazistowskiej polityki Niemiec hitlerowskich, ale także prze-strogą dla przyszłych pokoleń i powinny pozostać w pamięci ludzkości na zawsze. Szczególnie ważne jest, by nie zapomnieć o milionach osób, które straciły zdrowie i życie jako ofiary na-zistowskiej ideologii.

Współcześnie w Yad Vashem można skonfrontować swoją, często powierzchowną, wiedzę ze zgromadzonymi tam doku-mentami, zdjęciami archiwalnymi i wspomnieniami świad-ków historii. Prowadzona narracja uświadamia zwiedzającym bezmiar ludzkich nieszczęść i tragedii, a wśród nich również tragedii Cyganów. Instytut składa się z kompleksu budynków, a wśród nich jest Nowe Muzeum Historyczne, Sala Imion (gdzie znajdują się dane o ofiarach Holokaustu), ogród Sprawiedli-wych wśród Narodów Świata, synagogi, archiwum i biblioteki. Jednak Yad Vashem to nie tylko muzeum, archiwum i ogród. To także ośrodek edukacyjny, którego rola dla współczesnych jest niezwykle ważna. Pracownicy prowadzą zajęcia, przygoto-wują materiały kształceniowe przeznaczone dla różnych grup wiekowych zarówno w Izraelu jak i za granicą.

Jednak zanim przejdę do moich refleksji przytoczę kilka zdań, które wprowadzą w temat. Tragedia II wojny światowej dotknęła cały naród cygański i żydowski, jednak szczególnie dotyczyło to ludności mieszkającej na terenie Niemiec i Polski. Były to czasy, kiedy słowa zbrodniarz i bohater nabrały innego znaczenia. Parajmos, cygański Holokaust, nazywany tak przez samych Cyganów, był w ich historii najokrutniejszym dla nich okresem. Cygańskie czy żydowskie pochodzenia decydowa-ło o skazującym wyroku. Cyganów napiętnowano, zamykano w obozach koncentracyjnych, gdzie zostali poddani maso-wej zagładzie. Ginęli, a wraz z nimi w czasach „odwrócone-go dekalogu”, ginął ich świat. Po zdobyciu władzy hitlerowcy zyskali możliwość przełożenia swego programu na praktykę i ustawodawstwo państwowe. Początkowo nie wiedziano co zrobić z Cyganami, ponieważ należało określić jakie znaczenie mają oni dla niemieckiego społeczeństwa. Rozwiązanie miał znaleźć dr Ritter, który opracowywał rozwiązanie kwestii cy-gańskiej. Pierwszym poważnym krokiem w kierunku zagłady Cyganów było oświadczenie Himmlera, który w grudniu 1938 roku zapowiedział, że „zamierza zająć się sprawą Cyganów

Zapiski z wizyty w Yad VashemMaria Dobrowolańska

w aspekcie ich czystości rasowej”. Polecono policyjną rejestrację wszystkich Cyganów, zabronił wydawania świadectw rzemieśl-niczych ludności nieosiadłej (co godziło w możliwości zarob-ku) oraz nakazał podjęcie „rozpoznania rasowego” wg opraco-wanych zasad w celu stwierdzenia obecności krwi cygańskiej. A w 1939 roku Himmler wysyła specjalne pismo do żandarme-rii i wszystkich posterunków policji, w którym zakazuje opszu-czać Cyganom ich miejca pobytu i nakazuje dostarczyć pełne spisy ludności.

Cyganów potraktowano jako osoby aspołeczne, które zagra-żały porządkowi i ładowi hitlerowskich Niemiec. Przemawiając w Reichstagu 30 stycznia 1939 roku Hitler wskazał jasno swój ostateczny cel – eksterminację Żydów, a co za tym idzie rów-nież innych grupy zagrażających ładowi społecznemu. Pod-stawę eksterminacji Cyganów stanowił rozkaz Himmlera z 29 stycznia 1943 roku. Po tym dniu naziści rozpoczęli likwidację skupisk Cyganów i zarządzili masowe deportacje ich miesz-kańców do obozów koncentracyjnych. Obszary te charaktery-zowały się przede wszystkim ogromnym zagęszczeniem ludno-ści, brakiem higieny i podstawowej opieki medycznej. Ludność cygańska, podobnie jak żydowska, musiała znosić głód, wokół rozprzestrzeniały się choroby, więzniowie masowo umierali.

Najwięcej więźniów cygańskiego pochodzenia przywożono do KL Auschwitz - Birkenau z terenów Niemiec, Czech i Polski. Łącznie w jednym tylko obozie straciło życie ponad 20 tysięcy osób, głównie kobiet, dzieci i starców. Dzieci i kobiety w ciąży poddawano okrutnym, paramedycznym eksperymentom, za które odpowiedzialny był dr Mengele.

Zwiedzanie muzeum Yad Vashem trwało dwa dni i dla-tego mogliśmy skupić się na każdym elemencie, spokojnie i dokładnie prześledzić każdą ekspozycję. Jednak szczególne wrażenie zrobiły na mnie dwa miejsca: budynek poświęcony pamięci dzieci - ofiar Holokaustu i fotografia umieszczona w jednej z sal muzeum. Na centralnej ścianie umieszczone jest zdjęcie upamiętniające małą dziewczynkę stojącą w drzwiach pociągu. Miała to być jej ostatnia podróż, ponieważ był to transport Cyganów do obozu koncentracyjnego. Tuż po woj-nie, kiedy zdjęcie znalazło się w zbiorach muzeum była ona uważana za jedną z ofiar hitlerowskiej zagłady, ale pochodze-nia żydowskiego. Dopiero w latach 90. stwierdzono, że jest to Settela (Anna Maria) Steinbach należąca do grupy Cyganów, nazywających siebie Sinti. Jej rodzina osiedliła się w Eindho-ven. Kiedy w maju 1944 roku rozpoczęto likwidację obozu, wywieziono wszystkich do Westerbork, a następnie 19 maja do Auschwitz. Transport liczył 245 osób. Najprawdopodobniej 31 lipca 1944 roku dziesięcioletnia Settela wraz z rodziną zginęła w komorze gazowej, w Auschwitz.

Uważny obserwator może zauważyć w lekko otwartych drzwiach pociągu małą dziewczynkę, jasna chustka otula jej wychudzoną twarz, półotwarte usta zamarłe w bezruchu pod-kreślają jej przerażenie. Być może, nie zdawała ona sobie spra-wy z tego, że jest to jej ostatnia podróż. Być może, miała na-dzieję na spotkanie z ojcem, który pozostał w Westerbork. Być może, cieszyła się, że w podróży towarzyszą jej mama, bracia i ciotki. Wszystkie te domysły pozostaną już na zawsze tajem-nicą Setteli, cygańskiej dziewczynki, której fotografię widzia-łam na wystawie w Yad Vashem. Być może, trawestując słowa Richtera, mogła powiedzieć, że wspomnienia były jedynym ra-jem, z którego nie można było jej wygnać ……..

Dolina zniszczonych gmin żydowskich w Yad Vashem

Pomnik poświęcony Doktorowi Korczakowi i jego wychowankom

Settela (Anna Maria) Steinbach

12 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 13

TEMATY NUMERU /ZAPISKI Z WIZYTY W YAD VASHEM TEMATY NUMERU /ZAPISKI Z WIZYTY W YAD VASHEM

Page 8: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Ro dzina DolińskichJustyna Garczyńska, Zenon Gierała

SASYTKA ROMA1

Sasytka Roma (dosłownie: „Romowie Niemieccy”) – grupa językowo-etnograficzna narodu romskiego, żyjąca głównie w Polsce oraz Republice Federalnej Niemiec.

Stanowią niedużą liczebnie społeczność, mówiącą dia-lektem północno-wschodniej gałęzi języka romani. Ich etnogeneza2 związana jest z grupą Polska Roma, od której pochodzą, oddzieliwszy się w XIX wieku w wyniku oddzia-ływania kultury niemieckiej na terenach zaboru pruskiego.

1 Nazwy poszczególnych grup Romów pisane małymi lub dużymi literami podajemy za wskazanym źródłem, z którego pochodzą.2 Etnogeneza (przyp. aut.) – /gr. ethnos–lud, naród/; /gr. genesis/ – pocho-dzenie, rodowód. Tu: proces wyodrębniania się, różnicowania i kształto-wania grup etnicznych Romów.

Do dziś jednak obie grupy łączy nie tylko podobny dialekt, lecz także wspólne rozumienie zasad Romanipen oraz uzna-wanie tradycyjnego zwierzchnictwa Szero Roma”. Źródło: Wikipedia. Sasytka Roma.

„…między polskim Cyganami nizinnymi, a niemieckimi i rosyjskimi (również z tamtejszych grup „tubylczych”) ist-nieją duże podobieństwa dialektów cygańskich. Ze względu na bliskość językową najbliższą polskim Cygnom nizinnym są grupki Cyganów niemieckich (sasytka Roma) i rosyjskich (chaładytka Roma), przebywające obecnie stale w Polsce i współżyjące blisko z polska Roma. Niemieccy są im obycza-jowo bliżsi, kontakty z nimi są ściślejsze, rosyjscy natomiast użyczyli polskim Cyganom nizinnym sporo ze swego folkloru

muzyczno-poetyckiego, z pieśni ludowej”.3Przypomnijmy. Chaładytka Roma, (Romowie Rosyjscy od rom. xalado „Rosjanin”, „żołnierz”).

Sasytka Roma („Romowie Niemieccy”) – grupa Polskich Cyganów Nizinnych, która w XIX wieku uległa wpływom kultury niemieckiej.

Dlaczego przytaczam ów podział? Otóż opisując historię rodów romskich bardzo często spotykam się ze stwierdze-niami Romów, które odbiegają od ogólnych znanych nam podziałów. Mój rozmówca Adam Doliński twierdzi, że pochodzi z Romów węgierskich, ale jego ro dzina nie ma żadnego związku z Łowarami – osobnej grupy Romów, którzy przywędrowali do Polski z Węgier w XIX w. Cyganie węgierscy – Węgry lub Węgierki – wg zapisu J. Ficowskiego – to: Cyganie dzielne i dzikie, którzy trwale przynależą do grupy „polskich Cyganów nizinnych”, a więc do grupy, która mieszka w Polsce co najmniej od początku XV w.

Podobnie ma się rzecz, gdy mój rozmówca przytacza wspomnienia o rodzinie swoich przodków, mówiąc, iż wcho-dzili oni w koligację z Pachowiakami. Wg. J. Ficowskiego – Pachowiacy są: „Cyganami z Lubelskiego, którzy wróżą, końmi handlują, a mówią po cygańsku więcej z polska”, z czym mój rozmówca zgadza się zupełnie.

Oprócz przytoczonego podziału istnieje wśród Romów jeszcze wiele innych grup i podgrup, o których już pisaliśmy.

I na koniec. Według nieoficjalnych danych w Polsce mieszka obecnie około 30 tysięcy Romów. Według danych zestawionych przez organy administracji terytorialnej, liczba Romów w Polsce to około 20 tysięcy osób. (Źródło: www. mswia. ov.pl ).

Wśród polskich Romów narodowość romską zadekla-rowało 17049 osób, z czego 9899 jako jedyną, przy czym w Polsce językiem romskim posługuje się ponad 35 000 osób.4

Ten ogólny wstęp był konieczny ponieważ mój rozmów-ca, którego rodzina i on sam wywo dzi swój ród z Romów węgierskich i Berników, a skoligacony jest z sasytka Roma – podgrupy najogólniej zaliczanej do „polskich Cyganów nizinnych”, czyli Polska Roma, daje obraz jak bardzo skom-plikowany jest podział wśród romskich ro dów.

3 Ficowski J.: Cyganie na polskich drogach, Wydawnictwo Literackie Kra-ków-Wrocław, Wydanie trzecie, poprawione. 1985, s.152–153.4 Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku

Kazimierz Doliński (właściwe nazwisko Kamiński) urodzony 9 listopada 1930 roku5 w miejscowości Sienno6 – ówczesnym woj. kieleckim – jest synem Roma Adama Burjańskiego ur…? pochodzącego z Cyganów węgierskich, (ale nie z klanu Łowari) i Otylii z domu Mroczek ur….?, która podczas oku-pacji zmieniła nazwisko na Dolińska, pochodzącej z Romów niemieckich (sasytka Roma).

Lata młodości upływają małemu Kazimierzowi w ro-dzinnym gronie i wędrówce z cygańskim taborem. Trasa przemarszu wiodła najczęściej przez Radom, Krasnystaw, a stąd na Zamość, Hrubieszów i dalej. (Patrz mapa).

Wybuch drugiej wojny światowej sprawia, że rodzina zatrzy-muje się na dłużej (1939–1943) w Ostrowcu Świętokrzyskim. W okresie tym Kazimierz Doliński podejmuje pracę w hucie szkła w Ostrowcu, do czasu, gdy z końcem roku 1943 wśród Romów zaczynają rozchodzić się wieści o rozpoczętych przez Niemców prześladowaniach Cyganów.7

Dolińscy nie czekają na bieg wydarzeń i wraz z innymi Romami uciekają do lasu. Ukrywają się wówczas w okolicach Kielc: Puszczy Świętokrzyskiej, Iłżeckiej i prawdopodobnie Puszczy Pilickiej. Tam nawiązują kontakt z partyzantami, a konkretnie z oddziałem Bartka, z którym otrzymują łącz-ność do końca wojny.

5 Wg Adama Dolińskiego–syna, w rzeczywistości ojciec był o parę lat star-szy. Data urodzenia została zmieniona w czasie wojny, podczas wymiany dokumentów, gdy ukrywał się przed Niemcami.6 Sienno – dziś wieś położona w województwie mazowieckim, w powiecie lipskim, w gminie Sienno.7 Heinrich Himmler 15 listopada 1943 r., postanowił, że Cyganie mają być traktowani tak samo, jak Żydzi.

Ostatnie dwie trasy wędrówki taboru romskiego /cygańskiego/ rodziny Dolińskich. Trasa 1. Z Chłaniowa przez Bzowiec na Zamość i Tomaszów Lub., stąd przez Hrubieszów, Krasnystaw i Kraśnik na Opole Lub., Lipsko, Kazanów i Radom – Jedlińsk, gdzie tabor zatrzymał się na zimowy postój. Trasa 2. Z Jedlińska na Końskie, Iłżę, Sienno i Starachowice, a stąd na Psary koło Kielc, Ostrowiec Św., Sandomierz, Tarnobrzeg, z postojem na zimę w Majdanie Królewskim, skąd wyjechali po zakup koni do Pustkowa koło Dębicy.

Wędrówka w latach 1963 i 1964. (Opr. wg inf. przekazanych przez Roma Adama Dolińskiego).

Kazimierz Doliński 1930–1994

14 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 15

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICH

Page 9: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Po zakończeniu działań wojennych ponownie ruszają szlakiem dawnych wędrówek. W roku 1946 Kazimierz, któ-ry ma już 16 lat (…?) postanawia założyć rodzinę. Rodzice wyrażają zgodę. Wybór pada na 16–letnią Anielę Herman (1930–1992) z rodu Berników. Tak oto zaczyna się kolejny etap w życiu Kazimierza, tym razem w połączonym taborze Węgrów i Berników. Ich wędrówka trwa aż do 1963 roku, gdy ukazuje się ustawa zabraniająca Cyganom wędrowania i nakaz osiadłego trybu życia.8

To „nowe życie”, pełne zakazów i nakazów stworzonych przez gadźo nie jest łatwe. Dla Romów przyzwyczajonych do wolności niesie tylko kolejne zmartwienia i trudności. Tabor kieruje się najpierw do rodziny cygańskiej w Poniatowej, z obietnicą otrzymania mieszkania w Puławach. W tym czasie przyjeżdża do nich brat babci Otylii, słynny muzyk Feliks Dytłow,9 który zabiera ich do siebie, do Żyrardowa, w którym – jak się później okazuje – rodzina Kazimierza Dolińskiego pozostaje i mieszka do dnia dzisiejszego. Tu też, jako znawca tradycji romskiej i praw rządzących w romskich rodach zostaje wybrany na wójta Cyganów w Żyrardowie. Stanowisko to piastuje aż do śmierci.

Wybór na wójta jest w życiu Kazimierza Dolińskiego okresem pełnym intensywnej pracy. Bo spraw związanych z Romami jest dużo. Lubiany i szanowany zarówno przez Romów, jak i przez władze, nie odmawia pomocy nikomu, nawiązuje kontakty z ośrodkami pomocy społecznej, poszukuje domów dla tych, którzy wciąż mieszkają w namiotach lub

8 W 1952 roku władze polskie postanowiły osiedlić Cyganów znajdujących się na terenie Polski, wprowadzając nakaz podjęcia stałej pracy. Mimo to tabor Dolińskich ruszył w drogę jeszcze w 1964 r., gdy to wiosną owego roku wprowadzono definitywny zakaz wędrówek cygańskich.9 Tu należy wspomnieć, gdyż jest to mało znany epizod z życia Feliksa Dy-tłowa, iż za jego staraniem i z jego inicjatywy powstał znany film o Romach „Tabor wędruje do nieba”.

cygańskich wozach. W 1965 roku zakłada zespół muzyczny pod nazwą „Ojciec i syn”, z którym występuje na weselach, zabawach i imprezach…

W kapeluszu, ze złotym wójtowskim pierścieniem na palcu i wójtowską laską, pozostał w pamięci mieszkańców Żyrardowa Cyganem-Romem, który przez całe lata cieszył się opinią człowieka uczciwego i sprawiedliwego.

NAJDAWNIEJ, JAK PAMIĘTAM…

Gdybym chciał wywieść najdawniejszą historię mojej rodziny musiałbym sięgnąć tak daleko, jak sięgała pamięć mojego dziadka i pradziadka, babci i prababci… bo cofanie się dalej wstecz nie jest już chyba możliwe – rozpoczyna swoje wspomnienia syn pana Kazimierza Dolińskiego – Adam Doliński. Ja urodziłem się w lesie, w 1952 r. koło Tychowa Starego, w dawnym powiecie lipskim.10 Cyganie w owych latach, o których mówimy nie znali pisma i to, co pozostało z naszej historii, to właściwie tylko rodzinne wspomnienia, które staramy się przechować jak najdłużej w pamięci…

Mój ojciec Kazimierz Doliński pochodził z Cyganów węgierskich, ale nie z Łowarów. Mama – Aniela Herman z rodu Berników.

Nieraz pytaliśmy rodziców mamy, a nawet naszych dziadków, skąd wzięła się taka nazwa – Berniki? Chyba sami nie wiedzieli, bo odpowiadali, że pewnie od pieczenia „pierników”, z których rodziny te słynęły. I tak już zostało. Natomiast rodzice, z linii ojca, to już bardziej zagmatwana historia sięgająca XIX wieku.

10 Obecnie wieś położona w województwie świętokrzyskim, w powiecie starachowickim, w gminie Mirzec.

Otóż mój dziadek, Adam Burjański, pochodził z Węgier, a jego żona Otylia Mroczek, która zmieniła nazwisko podczas okupacji na Dolińska, wywodziła się z Cyganów niemiec-kich sasytka Roma. Pozostały po nich pamiątki, choćby ten obraz „Powrót przed burzą”. Czy jest to Cyganka? Nie ma na nim ani nazwiska malarza, ani roku, w którym został namalowany… Ot, stara pamiątka sprzed wielu lat. Adam Doliński wskazuje na wiszący w pokoju obraz.

Daty urodzin, ani śmierci moich dziadków i pradziadków dziś nie da się już ustalić, ani miejsc, gdzie zostali pocho-wani. Były to czasy wędrówek taborów, gdzie śmierć mogła zaskoczyć każdego z nas w drodze. Wówczas prosiliśmy księdza w danej parafii, aby pochował zmarłego. Oczywiście później, podczas wędrówki taboru wracaliśmy do miejsc ich pochówku.11

Moje dzieciństwo, podobnie jak ojca, upłynęło w tym szczęśliwym okresie, gdy tabory jeszcze wędrowały. Mimo zakazu wędrowaliśmy jeszcze w 1964 roku przez całe lato. Z tego też czasu zapamiętałem kilka wydarzeń, które szcze-gólnie utkwiły mi, jako dziecku w pamięci. Pamiętam na przykład Jerzego Ficowskiego… wspaniałego według mnie

11 Taki grób Roma, znany był w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku autorowi artykułu. Wg zeznań kościelnego Jana Pietrzaka ze Stromca, któ-ry był świadkiem owego pogrzebu – rodzina pochowanego na cmenta-rzu Roma grób ten przez wiele lat odwiedzała. W kilkanaście lat później jego szczątki zostały ekshumowane i przeniesione do innej miejscowości, a posadzone u wezgłowia drzewo, które urosło już do sporych rozmiarów, ścięte.

człowieka, który, gdy byłem małym dzieckiem, brał mnie za rękę i pro wadził na spacer. Przyjechał do naszego taboru z jakiejś grupy austriaków… Już po tym wszystkim, co wy-darzyło się z Papuszą, ale my, dzieci, wtedy nic na ten temat nie wiedzieliśmy. Złe opinie o Papuszy dotarły do nas dopiero później… Pamiętam, gdy nasi rodzice ruszali na wieś, aby coś zarobić, on zostawał z nami. Pytał nas wówczas o różne rzeczy… A mówił bardzo ładnie po romsku.

W życiu Cygana/Roma był to okres, który pozostaje w pamięci na zawsze. Oczywiście bywało różnie… Jak mówią „jefkar pe wurden, jefkar teł wurden” (raz na wozie, raz pod wozem).

Po wojnie tabory ruszyły starym szlakiem na Zamość i Hrubieszów…

Tam, zaraz za Hrubieszowem zaczynała się granica pol-sko–ukraińska… To miejsce lubiliśmy najbardziej, a powód był bardzo prosty. Za Bugiem, rzeką, która oddzielała nas od Ukraińców spoglądały z drugiego brzegu w naszą stronę ukraińskie dziewczyny. Śpiewały tak pięknie, niczym syreny z bajek. Toteż my, chłopcy, nie zważając na nic rzucaliśmy się w nurt rzeki i płynęliśmy na drugą stronę. Opłacało się, bo dziew częta były naprawdę piękne i pewnie niejedna byłaby porwana do taboru na żonę, gdyby nie żołnierze rosyjscy,

Oznaka wójtowskiej władzy – złoty pierścień – Kazimierza Dolińskiego. Niestety wójtowska laska, pięknie rzeźbiona i ozdobiona srebrnymi okuciami zaginęła po jego śmierci.

Aniela Herman z rodu Berników z wnuczkami. Zdj..?

Genealogia rodu Dolińskich (Kamińskich).

„Powrót przed burzą”. Wymiary 170 cm x100 cm.. Olej na płótnie.

Autor i rok powstania obrazu nieznany.

16 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 17

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICH

Page 10: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

czy ukraińscy, którzy widząc nas przy nich, zaczynali strze-lać. Być może w powietrze, bo nigdy taka strzelanina nie skończyła się trafieniem w Cygana. O ile dobrze pamiętam było to gdzieś w okolicach Białopola….12

Na zimowy postój zatrzymywaliśmy się najczęściej u go-podarzy we wsi Chłaniów koło Bzowca,13 blisko Żółkiewki. To taka wieś niedaleko Krasnegostawu w województwie lubelskim. Pamiętam, bo tam podczas zimowego postoju naszego taboru nauczyłem się czytać i pisać. Czasu nie było za dużo, ale poradziłem sobie. Tak naprawdę do szkoły podstawowej zacząłem chodzić dopiero w Żyrardowie, gdy miałem już 13 lat. Tu ukończyłem pięć klas. Niestety byłem wiekowo zbyt „duży”, aby mieścić się w „przedziale” moich rówieśników, którzy – co tu dużo mówić – naśmiewali się ze mnie, z mojego wzrostu i wieku. Rodzice podjęli więc decyzję, aby dalszą część nauki skończyć w szkole wieczo-rowej, co też się stało.

A z czasów wędrówki, gdy jeździłem z taborem? Cóż mogę więcej powiedzieć? Ludzie lubili nasz tabor… Podczas prze-jazdu przez wioski, na widok zatrzymujących się w pobliżu lasu cygańskich wozów, mieszkańcy wsi grodzili teren na placu przed szkołą lejcami do powożenia koni i zapraszali nas do siebie z naszą kapelą – jak mówili – aby zatańczyć. Lejce czyli cugle były widać dla nich symbolem cygańskiej wędrówki i w ten sposób chcieli nas przywitać.

Mama wróżyła i chyba radziła sobie z tą romską profesją nieźle, bo gadźo płacili dobrze i często dawali kury (kachni). Była też do brą znawczynią ziół, które pomagały na różne choroby ludzi i zwierząt. Pamiętam, tata kupił konia…

12 Białopole – wieś w Polsce położona w Obniżeniu Dubieńskim, w woje-wództwie lubelskim, w powiecie chełmskim, w gminie Białopole.13 Bzowiec – mała wieś w pobliżu jeziora Nielisz przy trasie Piaski–Za-mość.

Chyba w Skaryszewie koło Radomia, bo słynne końskie targi skaryszewskie nie były nam, Cyganom węgierskim, obce w tej miejscowości. Tym razem ojciec, znawca koni, nie mógł oprzeć się pokusie i kupił pięknego konia, którego wygląd mógł uradować oko każdego Cygana. Istne cacko!

Szybko jednak okazało się, że nie tylko Cyganie potrafili starą chabetę sprzedać jako młodą klacz, ale gadźo nie byli od nas gorsi i też potrafili. Koń, który z wyglądu cieszył oko, okazał się chory na laksę.14 Wg oceny weterynarza miał najwyżej tydzień, góra dwa tygodnie życia. I wówczas moja mama uleczyła go. Jakim sposobem? Widać miała swoje sekrety, bo i nam nieraz pomagała na dolegliwości. Uleczyła go za pomocą ziół. Koń wrócił do zdrowia, a my mieliśmy dużą radość, bo okazał się dla nas prawdziwym przyjacielem. Może chciał tym sposobem odwdzięczyć się za uzdrowienie? I pomyśleć, że ojciec po wojnie, już za nowe czerwone stuzłotówki (była wówczas wymiana pieniędzy) kupił go za jedyne 2000 zł.

TO BYŁO DAWNO, A TERAZ..?

Był rok 1971 – ciągnie swoją opowieść Adam Doliński, syn wójta, Kazimierza Dolińskiego. Mieszkaliśmy już wte-dy na stałe w Żyrardowie, gdy poznałem moją żonę Teresą Brzezińską, piękną Romką z klanu Cyganów niemieckich (sasytka Roma). Stało się to w Miedniewicach Klasztornych koło Sochaczewa, gdzie był wówczas odpust. Nasza rodzina mieszkała już wówczas w Żyrardowie…. Tam zobaczyłem ją po raz pierwszy jak wróżyła z kart! Jeszcze tego dnia pojechaliśmy do jej rodziców…

14 Biegunka – gw. laksa – objaw polegający na zwiększonej częstotliwości wypróżnień.

Tak, jak gadźo mieli w owych czasach ślub cywilny i kościelny, tak my mieliśmy wówczas ślub cygański i ślub kościelny. Ślub dawał u Romów niekoniecznie wójt – jak o tym czytamy w opisach znawców tradycji romskich – ale najstarszy z rodu, którym może być także kobieta. U nas była to ciocia mojej żony mająca wówczas ponad 86 lat.

Było to tradycyjne związanie rąk chustą i złożenie życzeń, abyśmy byli zdrowi, szczęśliwi i żyli zgodnie, po czym chusta polewana była brainticą, czyli wódką.

Uczta weselna trwała co najmniej tydzień, jak to było w zwyczaju u Cyganów. A później zaczęło się już normalne – a raczej nie normalne – życie Roma. Wędrówka z taborem powoli odchodziła w zapomnienie, pozostały tradycyjne profesje romskie: pobielanie kotłów, zajęcie którym trudniłem się od dziecka i granie z zespołem cygańskim na różnych imprezach, a u żony wróżenie.

Pytasz ile jest prawdy z tymi porwaniami dziewcząt przed ślubem. Otóż, jeśli chodzi o tak zwane porwanie, opowiem ci pewną prawdziwą historię, która wydarzyła się w mojej rodzinie.

W miejscowości Urzędów była kapliczka postawiona w miejscu, gdzie objawiła się Matka Boska. W tym miejscu mój kuzyn Tymek ze swoją wybranką Maniunio umówił się na spotkanie wierząc, że to im przyniesie szczęście. Oczywiście on i ona także, wiedzieli, że Maniunio zostanie tradycyjnie porwana, jak nakazywał nasz obyczaj, bo rodzina i tak nie miałaby nic przeciwko ich związkowi. Jak było tak było, oboje uciekli na całą noc. To było porwanie…

Niestety, w tej sytuacji, gdy rankiem wrócili do namiotu, ojciec Maniuni musiał ją także tradycyjnie ukarać i wychło-stać, bo przecież mogła zwyczajnie, za zgodą ojca wyjść za mąż za Tymka. Kara była oczywiście symboliczna, bo zaraz potem rozłożono ogromne prześcieradło na trawie, które zastępowało stół, wokół niego usiedli Cyganie/Romowie – tylko mężczyźni – i zaczęła się weselna uczta, która trwała przez cały tydzień.

Po ślubie, i romskim i kościelnym, rozpocząłem pracę w przedsiębiorstwie, wraz z innymi Cyganami, gdzie trud-niliśmy się pobielaniem kotłów. Zakład ów w Żyrardowie nazywał się Cech Rzemiosł Różnych, aż do roku 1980. Niestety, nie była to praca stała, tylko na tzw. umowę o dzieło, dziś nazywana umową śmieciową, na którą tak narzekają teraz gadźo. Tylko, że – jak się okazuje – jest to wynalazek nie tak całkiem nowy, bo my, Romowie, znamy go już od dawna. Dzięki niemu nie mamy dziś emerytur.

Ale wówczas zarobki były dobre, nie narzekaliśmy, w dodatku żona trudniła się handlem obwoźnym i wróżeniem, a ja dodatkowo grałem w zespole na akordeonie. „Ojciec i syn”, tak nazywał się nasz zespół. W jego skład wchodzili: Adam – czyli ja, grający na akordeonie, Romuald – solista, Adam – perkusja, Andrzej – gitara – sami mężczyźni. I oczywiście nasz ojciec, który grał na skrzypcach.

Wójt Romów Kazimierz Doliński z synową Teresą Brzezińską podczas występu.

Zdj. rok 1974.

Panna młoda (Teresa Brzezińska w kolorowej sukni), w dniu ślubu kościelnego, który odbył się w trzy lata po ślubie cygańskim.

Zdj. 1974 r.

Adam Doliński z żoną Teresą Brzezińską. Zdj. 1971 r.

Teresa Brzezińska ur. 1954 r. Żona Adama Dolińskiego,.Zdj. 1990 r.

Adam Doliński z wnuczką Gracją. Zdj. aut. art. 2014 r

18 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 19

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICH

Page 11: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Po stanie wojennym, czyli gdzieś po roku 1980 ruszyłem z grupą Romów w Europę. Żona towarzyszyła mi wiernie, do końca przez 40 lat! Była ze mną wszędzie, przejechała niemal całą Europę… Dzisiaj już jej nie ma!

Powiedziałeś, że Cyganie, a szczególnie kotlarze, do których to grupy ja na pewno się zaliczam potrafią pobielać kotły lepiej od gadźo zaznaczając, że nikt dotąd nie poznał tajemnicy naszego „srebrzenia”. Sugeruje to nawet tytuł twojej książki o Romach „Cygańskie srebro”. Ja, jako stary kotlarz cygański mogę ci ten przepis podać, a co z tym zrobisz lub inni, to wasza sprawa. Oto on, po kolei:

1. Oczyszczamy kocioł do stali, czyli do białości blachy.

2. Potem trawimy w czystym kwasie solnym przez 1–2 godziny.

3. Całość zmywamy wodą z żółtym piaskiem, bez zanie-czyszczeń – robota ręczna.

4. Czekamy, aż materiał dokładnie wyschnie.

5. Następnie wrzuca się cynk do kwasu solnego i podpala zapałką.

6. Jak się kwas wygotuje pokrywamy nim powierzchnię, a następnie posypujemy sproszkowaną cyną. Ale tylko miej-scami (kawałkami), które są podgrzane.

7. Na koniec powierzchnię blachy pocieramy czystą szmatą z lnianego worka i polerujemy, aż do połysku.

Jak widzisz nic w tym nie ma tajemniczego, a dlaczego nasze kotły przetrzymują potem kilka lat, a pobielane przez gadźo tylko rok, tego my sami nie wiemy.

Jako kotlarz przemierzyłem niemal całą Europę. Pracowaliśmy w Niemczech, Francji, Anglii, Austrii, Jugosławii, na Węgrzech i w Czechach. Pobielanie kotłów – tak to się ogólnie nazy-wa – nie uszło nam bezkarnie, opary z kwasów dały znać

o sobie, a co za tym idzie zniszczyły także nasze zdrowie. Tu odezwały się tak zwane umowy śmieciowe, a z nimi – zasiłek stały wyrównawczy. Bo o emeryturze z ZUS–u nie ma co marzyć.

Mogło się wydawać, że mimo tych kłopotów wszystko będzie w porządku, gdy żona nagle zachorowała. Rak mózgu! Nic nie dało się zrobić, zmarła w 2009 roku. Pozostawiła mnie i czworo dzieci: Norberta, Żanetę, Roksanę i Denisa. Dziś Roksana, Norbert i Denis z żonami mieszkają w Anglii. Ze mną została Żaneta z mężem Romem Januszem o cygańskim imieniu Hrabia, wnuczkiem Nino i wnuczką Gracją. I to oni będą dalej kreślić historię mojego rodu – Rodu Dolińskich.

Adam Doliński przypomina mi stare melodie Romów węgierskich.

Czy zanim została Pani żoną Jerzego Ficowskiego znała Pani Romów i ich kulturę? Co najbardziej fascynuje Panią w kulturze romskiej?

Cyganów znałam już wcześniej, zanim poznałam mojego męża. Poznałam ich jak miałam 14 lub 15 lat, i nie była to moja fascynacja innością ani kulturą cygańską, tylko – reakcja na krzywdę ludzką. Czy to byliby Cyganie, czy nie, to zareagowa-łabym tak samo. Jako nastoletnia harcerka poszłam do Urzędu Miejskiego coś załatwić i zobaczyłam tam płaczące Cyganki. Mówiły, że dzieci są ciężko chore, że mieszkają w namiotach i proszą o dach nad głową. Urzędnik krzyczał, że mieszkań nie ma dla normalnych ludzi, a co dopiero dla nich. Napisałam list do „Filipinki”, popularnego czasopisma dla dziewczynek, w którym nie kryłam oburzenia, jakie wywołały we mnie jego słowa. Przyjechały dziennikarki z „Filipinki”, zrobiło się o spra-wie głośno, i ta cygańska rodzina dostała w Otwocku mieszka-nie z podwórkiem. Jak już mieszkali w tym domku, to wracając ze szkoły zaczęłam tam zaglądać, przynosiłam im lekarstwa, książki, opowiadałam bajki. Zaprzyjaźniłam się z nimi. Przy-szło lato, dzieci były zdrowe, a ja dalej przychodziłam. Miałam zawsze zamiłowanie do czystości, więc jak przychodziłam, to myłam te dzieci. A jak mnie z daleka widziały to krzyczały: „Bieta idzie, biegajcie, wody nalewajcie”. Wystawiały na po-dwórku szaflik, takie drewniane naczynie, podobne do balii, tylko mniejsze i ja po kolei myłam im głowy, rozczesywałam te piękne loki. Potem razem z nimi czytałam, zjawiała się matka, babka, ojciec robili obiad, i po trochu zaczęli mnie traktować jak członka rodziny.

Kiedyś jechałam na studia pociągiem elektrycznym do War-szawy, razem z matką tych dzieci, Katariną, po cygańsku nazy-waną Babinką, która była przepiękną kobietą. Siedziała razem ze mną w przedziale, w tych swoich rozłożystych spódnicach wyglądała jak królowa. W pewnym momencie założyłam nogę na nogę, i ona zobaczyła, że miałam dziurę w podeszwie. Wy-jęła wtedy 500 złotych i powiedziała: „Kup sobie buty”. To był dowód na to, że traktowali mnie jak swoją rodzinę. To była rodzina Kwieków. Moja historia związana z Cyganami to była taka ludzka solidarność, po prostu trzeba było pomóc ludziom.

Wiemy, że była Pani jednym z dzieci uratowanych przez Irenę Sendlerową. Czy zechciałaby Pani podzielić się z czy-telnikami swoimi wczesnymi losami? Czy widzi Pani podo-bieństwo w kolejach losu Cyganów i Żydów?

Nie będę wiele opowiadać o moich losach, bo powstał film na ten temat, moja historia była już wiele razy opisywana. Moi rodzice byli Żydami, a w czasie wojny Żydów i Cyganów ska-zywano na śmierć za to, kim byli. Różnica między nimi była taka, że Cyganie nie zapisywali swojej historii i żyli dniem dzi-siejszym. Mój mąż, który opisał te dzieje, żył w czasie Holo-kaustu jako bardzo młody chłopiec, widział to, i cierpiał z tego powodu.

Ja zostałam uratowana jako dziecko półroczne, moja polska mama która mnie wychowała, jest moją mamą i nie wyobra-żam sobie inaczej. Nie wiedziałam przez 17 lat, że to nie była moja mama, ale to niczego nie zmieniło, bo bardzo ją kocham, ona mnie wychowała i to jest dla mnie święte. Jak mnie pyta-ją, czy jestem Żydówką, to mówię, że nie jestem, bo nie uznaję kryteriów, które przyjmował rasizm. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby nią być, ale nie mam takich narzę-dzi, bo nie znam kultury żydowskiej. Jak bym chciała, to bym ją poznała, ale nie miałam takiej potrzeby. Miałam cudowne

O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości rozmowa z Elżbietą Ficowską

Córka Żaneta i wnuczka Gracja A. Dolińskiego.

20 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/14 2014 21KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/14 2014 21

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA DOLIŃSKICH WYWIAD / ELŻBIETA FICOWSKA

KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 21

Page 12: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

dzieciństwo i kochającą mamę, nie miałam potrzeby, żeby coś zmieniać. Rozumiem, jeżeli ktoś wychował się w domu dziec-ka, czy wychowywali go źli ludzie, to potem łapie się ostatniej deski ratunku. Kiedy dowiaduje się, że to nie są jego rodzice, zaczyna sobie wyobrażać, że gdyby miał swoich rodziców, to byłoby lepiej. Wtedy wraca do tego i stara się zmienić rzeczywi-stość, w której żyje. Ja nie miałam takiej sytuacji. Wydaje mi się, że człowiekowi, który został wychowany w takich warunkach jak ja, kochał swoich rodziców i stał się tym kim się stał, jest tym kim jest, nie wolno robić z tego względu zarzutów, bo są bez sensu.

Romowie są narodem mało wyedukowanym, przez co traktowani są w społeczeństwie gorzej od innych grup. Jakie jest Pani zdanie na temat tej sytuacji?

Edukacja jest najważniejsza, bo świadomość jest niesłycha-nie istotna. Trzeba zacząć od dzieci, bo dzieci romskie mają problem w szkole, a to wynika z tego, że mają niewyedukowa-nych rodziców. Są już asystenci edukacji i różni edukatorzy. Trzeba się również nad tym zastanowić w jaki sposób to zrobić, żeby ich rodzice nie mówili, że nie będą ich posyłać do szkoły, bo inne dzieci im dokuczają i lepiej, żeby były w klasie cygań-skiej. Według mnie to nie jest dobre rozwiązanie, bo te dzieci nie będą żyły w Cyganolandii, tylko w Polsce, gdzie są różni ludzie, i ci ludzie mają się szanować. Dzieci romskie nie mogą być mniej wykształcone niż inne dzieci. Nie można robić gett, bo to pogłębia różnice. Romowie to bardzo zdolni i inteligentni ludzie, często jest to marnowane. Nie można marnować poten-cjału dzieci!

Czy Pani zdaniem edukacja jest zagrożeniem dla trady-cyjnej kultury?

Jeżeli już używamy porównań do społeczności żydowskiej, to w ortodoksyjnych grupach żydowskich jest nie mniej za-kazów i nakazów religijnych, których trzeba przestrzegać, niż u Romów. Ale w tej kulturze są mędrcy, którzy kształcą dzieci od czwartego roku życia. Oni mają nawet prawo nie zgadzać się z Panem Bogiem! Od wczesnych lat dzieci uczy się logicznego rozumowania i społeczność przez to nie traci nic ze swojej od-rębności. W Izraelu grupa ortodoksyjnych Żydów jest duża, oni wręcz „terroryzują” cały kraj. W piątek zaczyna się Szabat, nie można jeździć samochodem i autobusem, jak ktoś się zapuści w ich dzielnicę to rzucają kamieniami w samochód. U nich, tak jak u Cyganów, nie wolno się obnażać, nie odsłania się ramion. Żydzi cały czas swoją odrębność utrzymują właśnie dzięki na-uce. Według mnie argument, że edukacja może być zagroże-niem dla tradycyjnej kultury, nie jest żadnym argumentem.

W ostatnim czasie powstał film o Papuszy, ukazała się książka Angeliki Kuźniak. Co zrobić, by zachęcić Romów do poznania postaci i twórczości Papuszy, na przykład, by ze-chcieli sięgnąć po tę książkę?

Tych, którzy nie potrafią, trzeba nauczyć czytać – inaczej po książkę nie sięgną. Jak się sylabizuje, to człowiek się męczy, więc trzeba umieć dobrze pisać i czytać. Albo trzeba im raczej opowiadać, tak jak opowiada się film. Co do „Papuszy” - oni się z tym filmem nie zgadzają, a nie zgadzają się, bo mają zawężo-ną wyobraźnię. Nie stać ich na przekraczanie pewnych granic, które stawia sztuka filmowa, bo ludzie się nie uczą, bo tkwią w stereotypach, są przekonani, że są najlepsi, że wiedzą o Cy-ganach najlepiej. A to nie jest prawda. Niektórzy swoją wiedzę czerpią z książek Ficowskiego. Ja słyszałam takie głosy: „dzię-ki Bogu, że ten Ficowski napisał te książki, bo byśmy różnych rzeczy nie wiedzieli”. Zmienia się świat i obyczaje, a z książki wynika, że nie jest tak, jak kiedyś było. I wtedy sięgają do tej książki, jak do Biblii. Mieli, mają pretensje o słownik… Żydzi też mówili po żydowsku w przedwojennej Polsce, mieli swoją tradycję, dzięki temu nie zasymilowali się. Byli tacy, co przestali już być Żydami, ale ci, co przestrzegali tradycji, zachowali swo-ją odrębność. To samo dotyczy Cyganów.

Ja jestem przeciwko ograniczaniu możliwości mówienia we własnym języku, przeciwko zmianie obyczajowości, ale nie-które rzeczy muszą się zmienić, bo nie ma już taborów. Mam wielu przyjaciół, którzy mówią że nie chcieliby nigdy wrócić do wędrowania, bo wolą wziąć kąpiel w ciepłej wodzie, w wannie i wyspać się w wygodnym łóżku. To się już zmieniło i więcej o tym nie wiem, może mi Pani opowie. To co pamiętam z mojej pracy magisterskiej, z typowej obserwacji, wydarzyło się pra-wie 50 lat temu, strasznie dawno i mam świadomość tego, że wiele się pozmieniało.

Historię własnego narodu należy zapisywać, a żeby to ro-bić, trzeba umieć pisać. Wiem, że są osoby z tytułami magistra, które piszą doktoraty, ale to jest mała grupa. Trzeba wyrobić w tej społeczności potrzebę poznawania własnej historii, a to jest bardzo ciężka, pionierska praca.

Czy zgadza się Pani, z tym, że to Romowie, stowarzysze-nia romskie powinny organizować, przybliżać Romom ich własną kulturę poprzez spotkania, debaty, itp.?

Nie, nie sądzę, że wyłącznie oni, ale na obecnym etapie Ro-mowie nie pójdą słuchać jakiegoś Gadzio, bo uważają, że on o nich nic nie wie. Mają już grupę wykształconych ludzi, ale włączają się w to osoby, którzy nie są Romami, na przykład mój mąż, Paweł Lechowski i wielu innych.

Wielu ludzi było i jest przekonanych, że Jerzy Ficowski był Cyganem, a inni że był Żydem, a on powiedział: „Jak biją Żydów, to jestem Żydem, a jak Cyganów to jestem Cyganem”. Najpierw jesteśmy ludźmi, a potem dzielimy się na Cyganów i Żydów. To, że wśród Cyganów wykształciła się ta plemienna solidarność, własny kodeks którego przestrzegają, też jest oczywiste. To się zmienia, ale nie wiem na ile. Poza tym, to wszystko odbywa się w państwie polskim i należy również przestrzegać praw tego kraju. Nie zachowywać się tak, żeby 12-letnia dziewczynka ro-dziła dziecko, bo nie jest ona, ani psychicznie ani fizycznie na to gotowa. Taka dziewczynka jest skrzywdzona na całe życie, państwo, w którym żyjemy mówi, że jesteśmy dorośli w wieku 18, a nie 12 lat. Oczywiście nie jest to wszystko proste.

Czy obserwując współczesną sytuację Romów widzi Pani jakieś rozłamy, które są bardziej widoczne niż w czasach kie-dy Pani mąż pisał i wydawał swoje książki?

Czy widzę jakieś rozłamy? Same rozłamy. Nie zmieniło się nic w tym podziale na grupy, które się różnią zasadniczo i nie-koniecznie się szanują, myślę tu o górskich Romach. Jest takie przeświadczenie w społeczności cygańskiej, że nie są szanowa-ni, ale to zależy od nich samych, to oni muszą również się zmie-nić. Nie można być człowiekiem ograniczonym, nie można nie umieć sięgnąć do źródła historycznego. Ta konieczność nauki, świadomości jest częścią składową godności człowieka.

Czasami słyszy się opinie, że Jerzy Ficowski wyrządził krzywdę Papuszy wydając słownik romsko–polski w książce „Cyganie na polskich drogach”. Czy Romowie powinni w ten sposób osądzać tę sytuację?

Wydaje mi się, że nie, dlatego, że Papusza miała słaby sys-tem nerwowy, była inna i miała inne potrzeby. Bo tak to już jest, że za większą wrażliwość płaci się słabszym systemem ner-wowym. Papusza miała potrzebę nauczenia się pisania i czy-tania, zapisywania tego co czuje, na tym polegał jej fenomen. To płynęło z jej serca, bo dzisiaj niektórzy poeci cygańscy jak próbują pisać, to jest to takie wydumane, a jej fenomen polegał na szczerości. Przelewała swoje uczucia na papier, i gdyby nie Ficowski, to byśmy o Papuszy nie słyszeli jako o poetce. Może gdyby się nie spotkali, byłaby szczęśliwsza, bo nie byłoby tego wykluczenia. Niestety ona miała to nieszczęście zapisane, bo inaczej myślała. Papusza była pierwszą świadomą cygańską po-etką, a to jest bardzo ważne dla Cyganów, bo to ona tworzyła prawdziwą kulturę.

W debacie „Dialogu” w Kielcach razem z Panią uczestni-czył Sylwester Masio Kwiek. Czy ma Pani kontakt z dawnymi twórcami i wykonawcami muzyki cygańskiej?

Nie mam kontaktu z twórcami, tylko z przyjaciółmi. Z Ma-siem i jego żoną przyjaźnię się, mam sporadyczny kontakt z Edwardem Dębickim. Przyjaźnię się również z Randią. Randia była gwiazdą zespołu „Terno”, wybitną piosenkarką, laureatką festiwalu w Opolu. Ludzie przychodzili na koncer-ty zespołu zobaczyć głównie Randię, była piękna i niezwykle utalentowana.

Czy Pani obecne działania związane są również z tematy-ką romską? Co ze spuścizną Jerzego Ficowskiego?

Piszą o mnie jak o działaczce społecznej, ale ja się działaczką nie czuję. Staram się postępować zgodnie z tym, co mi serce i rozum dyktują. Jak się dowiedziałam, że ukaże się film o Pa-puszy, to wiedziałam, że to będzie impuls do tego, aby ludzi poinformować o sytuacji Cyganów. Miałam pomysł, aby w tym samym czasie wyszły książki o Cyganach i wiersze Papuszy. Poza tym jest Centrum Edukacji Obywatelskiej, organizacja pozarządowa która bardzo dobrze działa. Przekonałam ich, aby zrobili projekt cygański. Udało się w listopadzie ubiegłego roku wydać książkę ,,Gałązka z drzewa słońca”. To jest cenne, bo po-kazuje Cyganów w sposób ładny, baśniowy. Powinno się tą pu-blikację rozpropagować wśród dzieci romskich. Tu jest bardzo dużo kultury romskiej, takiej jaka naprawdę jest. To są bajki tłumaczone na wszystkie języki.

W tej chwili archiwum Jerzego Ficowskiego znajduje się w depozycie biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, a będzie przeniesione do Biblioteki Narodowej. Angelika Kuźniak nie napisałaby swojej książki bez tych materiałów, również bez nich nie powstałby film „Papusza” Joanny i Jerzego Krauze.

Mam w planie założenie fundacji literackiej imienia Jerzego Ficowskiego. Będziemy wznawiać jego prace, takie jak książ-ki „Cyganie na polskich drogach”, „Demony cudzego strachu” (przyp. red. - książki te zostały wydane nakładem wydawnic-twa „Nisza” w roku 2013). Jest bibliografia „Jerzy Ficowski” prowadzona od 1947 roku do 2009 autorstwa profesora Jerzego Kandziory i tam widać ile jest w niej pozycji, które stworzył jeden człowiek.

Wywiad przeprowadziła Agnieszka Caban

22 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 23

WYWIAD / ELŻBIETA FICOWSKAWYWIAD / ELŻBIETA FICOWSKA

Page 13: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Jacek Milewski

Film „Cygan” znanego słowackiego reżyse-ra Martina Šulika (m.in. „Wszystko co lubię”, „Ogród”, „Wizje Europy”, „Słoneczne miasto”) opowiada historię, jakich są tysiące: cygański chłopak w koszmarnie biednej, oddalonej od najbliższej miejscowości o kilka kilometrów górskiej osadzie słowackich Romów. Domy i szałasy, klecone z czego się da, łatane ka-wałkami blachy, papy, plastiku. Ludzie miesz-kający bez wodociągu, kanalizacji, ulice to wydeptana ziemia, wykładana gdzieniegdzie betonowymi płytami. Bez szkoły, sklepu, pla-cu zabaw dla dzieci. Dwa tysiące mieszkańców, z czego mniej niż dwudziestu ma dorywczą pracę, a reszta utrzymuje się z zasiłków i kra-dzieży. Jeżeli ktoś próbuje wyrwać się, wyjeż-dżając „za chlebem” do dużego miasta, wkrótce wraca oszukany i poraniony. Dzieci, owszem,

chodzą do szkoły w pobliskim miasteczku, ale naukę kończą jako nastolatki, więc szans na pracę, tak jak ich rodzice, nie będą miały. I koło się zamyka. Są setki takich cygańskich osad na Słowacji.

I na tym tle opowieść o czternastoletnim Adamie, granym przez świetnego Jána Miži-gára. Poznajemy go w chwili, gdy traci ojca, który podobno zginął potrącony przez samo-chód, choć wypadku nikt nie widział. Chłopak podejrzewa, że okoliczności śmierci ojca były inne. Wkrótce potem matka Adama wychodzi za mąż za brata zmarłego męża, by – jak sama mówi – „dzieciom było łatwiej, lepiej”. I rzeczy-wiście: jej nowy mąż – Žigo, finansowo radzi sobie dużo lepiej niż zdecydowana większość mieszkańców osady. Jako jeden z niewielu ma porządny samochód, złoty, gruby łańcuch na szyi, a w kieszeni zawsze zwitek pieniędzy, któ-re chętnie pożyczy na miesiąc znajdującemu się w potrzebie sąsiadowi. Z tym, że pożyczając trzysta euro zażąda, by po miesiącu oddać mu czterysta pięćdziesiąt i biada temu dłużnikowi, który ze zwrotem należności nie zdąży na czas. Poza tym, że lichwiarz, Žigo to cyniczny lo-kalny „ojciec chrzestny”, organizator złodziej-skich wypraw, czy to po drewno do pobliskiego lasu, czy po benzynę do stojących na bocznicy kolejowych cystern. Nienawidzi gadźow, od których nigdy nic dobrego go nie spotkało, a swoimi pobratymcami, choć wykorzystuje ich bez najmniejszych skrupułów, gardzi – jacy z nich Cyganie, skoro tkwią w beznadziei, a gdy trafi się okazja na wyrwanie się z mara-zmu, nie umieją jej wykorzystać i żyją na łasce „białych”? Gdzie ich cygańska zaradność?

Szybko dochodzi do konfliktu między Žigo, próbującym wciągać pasierba w swoje intere-sy, a Adamem, który nie chce żyć tak jak oj-czym (i stryj zarazem). Chłopak trenuje boks

Być albo nie być. Cyganem i człowiekiem

w klubie prowadzonym przez zaprzyjaźnione-go z Cyganami i pracującego wśród nich na co dzień księdza, a imając się dorywczych prac na kolei pomaga matce w utrzymaniu młod-szych braci. Myśli też o kontynuowaniu nauki w szkole średniej. Jest mu coraz ciężej, bo oj-czym, popisując się przed pasierbem swoją zamożnością i brutalną siłą, wywiera na nie-go coraz większą presję, próbując wciągać go w swoje podejrzane interesy. Chłopak ma jed-nak ciągle wątpliwości, miota się, tym bardziej, że co jakiś czas ukazuje mu się duch ojca, który opowiada o swoim życiu, relacjach z bratem i pomaga odkryć tajemnicę swojej śmierci... Namawiając syna, by poszedł do szkoły i zdo-był jakiś zawód mówi: „Cygan może żyć tu jak człowiek, kiedy przestanie być Cyganem”.

Tajemnicza śmierć mężczyzny, kobieta wy-chodząca za mąż za jego zdeprawowanego brata, odwiedzający syna duch ojca i usiłują-cy rozwikłać zagadkę jego śmierci osierocony chłopak... Tak, nasuwające się na myśl po-dobieństwa do najbardziej znanego dramatu Szekspira są uprawnione. Adam to cygański Hamlet – zamknięty w sobie, nieszczęśliwy, zdradzony przez najbliższych i targany namięt-nościami (nieszczęśliwa miłość do sprzedanej przez rodziców bogatym Cyganom Julki). Pró-buje żyć uczciwie, „normalnie”, ale z drugiej strony, gdy dowiaduje się prawdy o śmierci ojca, robi to, co wydaje mu się, że zrobić musi.

Dramat znakomicie osnuty na szekspirow-skich wątkach ukazany jest w filmie na nie-zwykle realistycznym tle. Zdjęcia powstały w autentycznej romskiej osadzie Richnava, większość aktorów to naturszczycy - Romowie, którzy mówią we własnym języku, co dodaje obrazowi szczerości. Ten film to nie jest kolejna opowieść o roztańczonych, wolnych, żyjących w zgodzie z naturą Cyganach, ale przejmują-

ca do bólu historia o niemożności, beznadziei, o tym, jak trudne jest przekroczenie granic między etnicznym gettem a tak zwanym nor-malnym światem. I że nazbyt często jest to nie-możliwe.

Nic dziwnego, że w 2012 roku „Cygan” był słowackim kandydatem do Oskara dla filmu nieanglojęzycznego. Szkoda, że go nie dostał. I szkoda, że w Polsce nie był szeroko rozpo-wszechniany, a tylko przemknął przez kina studyjne. Gorąco polecam.

Cygan, reż. Martin Šulik, prod. Słowacja, Czechy, 2011.

24 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 25

RECENZJE / BYĆ ALBO NIE BYĆ. CYGANEM I CZŁOWIEKIEM RECENZJE / BYĆ ALBO NIE BYĆ. CYGANEM I CZŁOWIEKIEM

Page 14: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Cygan – druciarz. Malował: Weinz. Wyd.:H. Altenberg.

Lwów 19041

Szedł tamtędy druciarz, co garnki drutuje.Zobaczył rozbity dzbanek.Podniósł go. Opukał, ostukał, głową pokiwał. Potem przy drodze na kamieniu usiadłi dzbanek zdrutował.Teraz dzbanek jest jak nowy i znowu nosi wodę.

Ewa Szelburg-Zarembina

Nie ma już dzisiaj druciarzy (drutowników), którzy swoimi umiejętnościami zadziwiali mieszkańców wsi. Bo nie ma też kamiennych i glinianych garnków, które dawno poszły w zapomnienie i teraz możemy je oglądać jedynie w muzeum. I tylko najstarsi miesz-kańcy wsi wspominają o czarodziejskich zdolnościach drutownika, który ze stosu skorup potrafił ponownie odtworzyć rozbite przez nieuważną gosposię naczynie. Ponoć taki garnek po drutowaniu nie tylko wyglądem przypominał nowy, ale i trwałością go przewyższał.

1 Źródło: Centrum Dokumentacji Kultur Pograni cza. Sejny.

Kim był ów druciarz?

W encyklopedii czytamy: Druciarz – wędrowny rzemieślnik zajmujący się druciarstwem, który na-prawiał sprzęty gospodarstwa domowego i wyrabiał drobne przedmioty domowego użytku z drutu, np. łapki na myszy. W szczególności drutował rozbite naczynia ceramiczne, np. gliniane garnki, co polegało na silnym ściągnięciu skorup siatką drucianą.

Powstanie tego wędrownego zatrudnienia przypada na XVIII i XIX wiek. Druciarze pochodzili z najbied-niejszych i odległych osad, a kołyską druciarstwa były okolice Trenczyna (Słowacja).

„Druciarstwo było specyficznym słowackim rze-miosłem, a słowaccy druciarze, którzy zajmowali się domową naprawą naczyń kuchennych, drutowaniem, wykonywaniem i sprzedażą wyrobów blaszanych i drucianych, przemierzyli całą Europę i Rosję.

Druciarze niekiedy odchodzili na wędrówki na dwa lub trzy lata. Druciarskich uczniów nazywa-no dżarkami. Niektórzy z nich stali się bogatymi przedsiębiorcami”.2

W Polsce druciarze słowaccy działali niemal we wszystkich większych miastach. Tylko w samej Warszawie w XIX wieku pracowało ich ponoć około trzystu.

2 (Źródło: Internet, Vydavateľstvo Dajama)

Justyna Garczyńska, Zenon Gierała

Druciarze

„Drutownik oplatał miękkim drutem popękane naczynie, ubytki uzupełniał masą z kaolinu i wody szklanej i garnek wracał do łask gospodyni…”

Druciarz to kolejny z zapomnianych zawodów (profesji romskich). Karol Parno Gierliński z wyraźną nostalgią wspomina owych szczególnych wędrowców romskich.

„W powszechnym użyciu były kamienne garnki, misy i dzbany. Często z powodu nieuwagi, albo zbyt-niej ruchliwości gospodyni, ulegały uszkodzeniu. W sukurs takiej nieszczęśnicy przybywał mistrz dru-townik. Oplatał miękkim stalowym drutem popękane naczynie, ubytki uzupełniał masą na bazie kaolinu i wody szklanej. Garnek wracał do łask gospodyni i jak głosiła niesprawdzona opowieść, wytrzymywał dłużej niż nowy.

Druciarze dysponowali szerszym zakre sem usług i tak: ostrzyli noże i nożyczki, wozili ze sobą kit do okien i umieli ciekawie opowiadać. Toteż w wyniku „zapatrzenia” po pewnym czasie wśród lnianoblond ro dzeństwa, przybywał ciemnowłosy śniado licy

braciszek lub siostrzyczka. Jak plotka głosi jedna z amerykańskich gwiazd kina niemego, a pochodząca z Polski też miała takie korzenie”.3

Plotka plotką, a zapracowany gospodarz po po-wrocie z pola też miał okazję do zadowolenia widząc cały garnek i uśmiechniętą gosposię.

3 Gierliński K. P.: Zawody, profesje romskie. Romowie Wczoraj i Dziś. Wyd. Związek Romów Polskich, 2008

Rapacki J. (1871-1929). Druciarz. (Z teki „Z dawnej i niedawnej Warszawy”,1926).

Pomnik: Druciarz i jego uczeń w TurzovceŹródło: Vydavateľstvo DAJAMA. Slovakia .travel.

26 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 27

ROMSKIE PROFESJE /DRUCIARZE ROMSKIE PROFESJE / DRUCIARZE

Page 15: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Bibi Niunia

Ze zwykłej ciekawości zwracam dziś uwagę na życie samotnych kobiet romskich. Czy sa-motna kobieta romska może się spełnić? Czy jest potrzebna w rodzinie? A może jest tylko zawadą?

W dawnych czasach, jeżeli w rodzinie była samotna kobieta, matka, siostra a nawet bra-towa czy szwagierka, które to w wyniku okrut-nego losu zostawały same, zawsze mogły liczyć na opiekę ze strony syna, brata czy szwagra. Kobieta samotna z wyboru to był rzadki okaz. Kobiety same zostawały po śmierci męża. Ale samotne nie były. Zazwyczaj miały dzieci, które do końca opiekowały się matką. Najczę-ściej opiekę dawał syn, a i córki interesowały się losem matki i pomagały bratu. Jeżeli się tak zdarzyło, że owdowiała kobieta nie miała dzieci mogła liczyć na pomoc swojego brata i jego rodziny, a nawet rodzina szwagra dawała jej wsparcie. To był czas, gdy kobieta zostawa-ła sama, nigdy nie była opuszczona, nie była obojętna dla innych. Teraz los kobiety samej jest bardziej samotny, ale i bardziej taka ko-bieta jest samodzielna. Nadal w rodzinach cy-gańskich nie ma zbyt wiele kobiet samotnych

z wyboru, jeżeli są to raczej ze względów zdro-wotnych, a i zdarzają się takie, którym życie się nie ułożyło i już ponownie nie decydują się na małżeństwo.

Młoda Cyganka wie, że jej rola w życiu, to bycie żoną i matką. Młode dziewczyny przy-gotowywane są przez matki do życia w rodzi-nie. Dziewczynki bawią się lalkami, tak jakby opiekowały się maleństwem. Jeżeli się zdarzy dziewczyna, która nie założyła rodziny, budzi zdziwienie, patrzy się na nią uważnie i snuje się różne domysły. Ale tylko domysły. Nie wolno rzucać żadnych nieuzasadnionych podejrzeń i spekulować, dlaczego wybrała życie samotnej kobiety. Można coraz częściej spotkać samotną Romni, która zupełnie dobrze radzi sobie w ży-ciu, potrafi wiele spraw dopełnić bez pomocy mężczyzny. Sama prowadzi samochód, sama wyjeżdża za granicę i nie budzi negatywnych emocji. Podziwia się taką kobietę, że potrafi sobie poradzić i nie obciąża brata, czy innego mężczyzny w rodzinie i nie prosi o pomoc. W dzisiejszych czasach, kiedy każdy jest w „biegu”, ciągle w podróży i nieobecny w domu, łatwiej żyć, gdy nie mamy nikogo na „głowie”. Dzisiaj Romom nie łatwo jest zdobyć finanse na utrzymanie rodziny. Taka samotna Romni bez rodziny nie będąc ciężarem dla nikogo, jest przydatna w rodzinie cygańskiej. Ma czas, nie jest ograniczona przez męża, może udzielać się więcej rodzinie. Teraz ona jest potrzebna a szczególnie, gdy może pomóc. Wiele takich samotnych kobiet romskich oddaje swoje ser-ce dla rodziny, bo nie chcą być same, chcą żyć wśród swoich braci i sióstr. Jeżeli się zamkną w swoim świecie i będą żyły dla siebie, to może być tak, że nikogo przy nich nie będzie.

Jeżeli chcemy liczyć na pomoc innych, trze-ba umieć dawać coś z siebie. Nie można tylko brać. Zawsze tak było u Cyganów, trzeba sobie pomagać w każdej sytuacji. Nie powinno być tak, że nie ma miejsca, dla kogoś kto jest sam, bo powinniśmy pamiętać, że i my możemy po-zostać sami.

Romanipen

Jek ław ke Roma;Phure Roma rakirenys – sare Roma sam semen-

ca. Dadywes rakiren myry semenca to myry romni i ćhawore. Dźa rakiren i keren but manuśa. Dykhaw syr terni romni nikaj pes na wykendeła perde rome-styr, a Rom perde romniatyr. Nawet ke peskre dada, a mamńia to ćhen korkore. Sy chyria. Dawa nani ro-manes. Ternipen zdylńija, a phure daren pes te sćhur-deł uwaga, bo wnuki ke jone na jawena. So pes kerdźa jamare romane zakonosa. Dre doła ćiry sare dykhasys pe pestyr. Nikon nasys korkoro peske. Korkory dźuwli, pheń czy bratowa sys khetane semencasa, kana muśi-neł peske teradźneł..

B.N.

Życie na pograniczu Malwina Giza

W moim młodym życiu na pograniczu dwóch kultur udało mi się wiele zaobserwo-wać. Są sprawy, które mnie fascynują, i które mi się nie podobają.

W rodzinie cygańskiej ważną wartością jest szacunek dla starszych, miłość do najbliższych, pomoc w każdej, nawet kryzysowej sytuacji. I nie dotyczy to tylko tych z najbliższej rodziny. W dużym stopniu jesteśmy kształtowani przez naszych rodziców. W mojej rodzinie szacunek do starszych jest stawiany na pierwszym miej-scu. Wszyscy się liczymy ze zdaniem mojej babci, dziadka nie znałam, bo już nie żył jak ja się urodziłam. Babcia jest dla mnie ważna, ale także boję się również krytyki wujka czy cioci. Dlatego moje życie staram się prowadzić w ten sposób, żeby nie być na taką krytykę narażoną. Jeżeli liczymy się z opinią innych staramy się postępować zgodnie z tradycją, która nam sta-wia pewne wymagania i bariery. Czy to jest do-bre czy złe? Na pewno nie jest złe jeżeli chcemy życie przejść tak, żeby nie wstydzić się i unikać błędów.

Pomoc wzajemna jest także bardzo pożąda-na. Widzę, że w trudnych sytuacjach Romowie mogą liczyć na rodzinę. Ale zdarza się i tak, że dzisiejsi Romowie nie widzą potrzeb tych, któ-rzy nie mogą sobie poradzić w tym trudnym świecie. Takie rodziny nie są lubiane wśród Ro-mów i na pewno nie czują się z tym komforto-wo. Romowie uważają, że takie osoby żyją tylko dla siebie. Wielu teraz uważa, że to jest norma i dlatego żyją i pracują dla siebie i swoich. Ale jak pięknie się dzieje, gdy w potrzebie dozna-ją pomocy ludzkiej, gdy nie spodziewają się jej znikąd. U Cyganów zadziwiające jest także, że z każdego zakątka świata przyjadą, gdy ktoś z bliskich umiera. Niewyedukowani, często niepiśmienni, potrafią sobie poradzić, żeby na czas zjechać do kraju i pożegnać osobę zmar-łą, bliską a nawet dalszą ale znaczącą i dobrą.

To są dobre, bardzo ludzkie zachowania. To mnie fascynuje w kulturze romskiej. Przeraża mnie natomiast postępowanie, niektórych nie--Romów, gdy umiera najbliższa osoba matka, siostra, brat a bliski, ten który jest za granicą i powinien pojechać na pogrzeb, wysyła pocz-tą kwiaty lub wieniec. Nie mogę zrozumieć jak można, będąc zdrowym, nie uczestniczyć w ostatniej drodze najbliższych? Wtedy zadaję sobie również pytanie co jest ważne dla nas, lu-dzi dzisiejszego świata? Wiem, że jest ogrom-na rzesza ludzi w obu bliskich mi kulturach, którzy nie żyją tylko dla siebie. Nie podobają mi się ludzie, którzy mijają się z prawdą. Mają dwa oblicza. U Cyganów taka osoba, która co innego mówi do jednych, a inną wiadomość przekazuje dalej jest nic nieznaczącym czło-wiekiem. Szanuje się natomiast ludzi, którzy mają odwagę powiedzieć prawdę, nawet prze-ciwko swoim bliskim, oczywiście jeżeli jest to wymagane. No i bardzo ważne dla Romów jest stawienie czoła przeciwko pomówieniom. Człowiek, który zostawia taką sprawę dla świę-tego spokoju, albo że nie warto, bo oskarżający jest niezrównoważony, nie jest tłumaczeniem.

Dobrze, że będąc „z pogranicza” mogę czer-pać to co dobre i unikać tego co mnie przeraża w postępowaniu wzajemnym ludzi. Myślę, że mając dostęp do dóbr kultury i tradycji cygań-skiej i polskiej wiele wdrożę do mojego życia. Wiem, że moim dzieciom będę mogła prze-kazać takie wartości, które wyznaczają nasze człowieczeństwo.

KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 2928 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014

ROMANIPEN MŁODZIEŻ ROMSKA PISZE / ŻYCIE NA POGRANICZU

KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 29

Page 16: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Perspektywa unijna 2007-2014 przewidywała wiele form wsparcia dla różnych grup społecznych, wśród nich były osoby bezrobotne, pracownicy instytucji, młodzież szkolna, mniej-szości etniczne, tj. Romowie, niepełnosprawni, i in. Dla osób niepełnosprawnych przygotowano oddzielne działanie w ra-mach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Celem działa-nia 7.4 Niepełnosprawni na rynku pracy jest aktywizacja spo-łeczno-zawodowa osób niepełnosprawnych i poprawa dostępu do zatrudnienia dla tych osób.

W ramach tego programu mogą być realizowane różne typy projektów, m.in. przewidujące aktywizację społeczno--zawodową osób niepełnosprawnych, w których dla każdego z uczestników przygotowane i realizowane są indywidualne plany działania. Plany te opracowywane są w oparciu o anali-zę predyspozycji zawodowych danej osoby niepełnosprawnej, obejmujące co najmniej dwie formy wsparcia, np.:

-poradnictwo psychologiczne i psychospołeczne, prowadzą-ce do integracji społecznej i zawodowej,

- kursy i szkolenia umożliwiające nabycie, podniesienie lub zmianę kwalifikacji i kompetencji zawodowych oraz rozwija-nie umiejętności i kompetencji społecznych, niezbędnych na rynku pracy

- poradnictwo zawodowe

- pośrednictwo pracy

- zatrudnienie wspomagane obejmując wsparcie osoby niepełnosprawnej przez trenera pracy/asystenta zawodowego u pracodawcy

- staże i praktyki zawodowe

- subsydiowane zatrudnienie

- skierowanie do pracy w Zakładzie Aktywności Zawodowej i sfinansowanie kosztów zatrudnienia w ZAZ

- usługi społeczne przezwyciężające indywidualne bariery w integracji społecznej i powrocie na rynek pracy, w tym usługi asystenta osobistego

- wyposażenie lub doposażenie stanowiska pracy (wyłącznie w połączeniu z subsydiowaniem zatrudnienia)

- specjalistyczne (wynikające z danej niepełnosprawności i indywidualnych potrzeb) wyposażenie lub doposażenie sta-nowiska pracy dla zatrudnionej osoby niepełnosprawnej

- jednorazowy dodatek relokacyjny w wysokości 5.000 zł brutto dla osoby, która uzyskała zatrudnienie w odległości po-

wyżej 50 km od miejsca stałego zamieszkania w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego, z przeznaczeniem na pokrycie kosztów dojazdu i/lub zakwaterowania w początkowym okre-sie zatrudnienia

Kolejnym typem są działania o charakterze środowisko-wym, w tym w szczególności działania edukacyjne i integracyj-ne, mające na celu adaptację pracownika w środowisku pracy (jedynie łącznie z główną grupą docelową, czyli osobami nie-pełnosprawnymi).

Głównymi odbiorcami projektów są wszystkie podmioty (nie dotyczy osób prowadzących działalność gospodarczą lub oświatową na podstawie przepisów odrębnych), w tym PFRON i Centralny Zarząd Służby Więziennej - z wyłączeniem osób fizycznych.

Grupy docelowe projektu (bezpośrednio korzystające z po-mocy):

- osoby niepełnosprawne niezatrudnione lub zatrudnione w wieku 15-64 lata

-otoczenie osób niepełnosprawnych (tylko łącznie z oso-bami niepełnosprawnymi i tylko w takim zakresie, w jakim jest to niezbędne dla aktywizacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych, w tym również w zakresie równoległej ak-tywizacji zawodowej i społecznej osób pełniących obowiązki opiekuńcze).

Obecnie w regionie radomskim Stowarzyszenie „Radomskie Centrum Przedsiębiorczości” w partnerstwie z Gospodarstwem „Jaskółeczka” realizuje projekt z działania 7.4 pt. „Zatrudnij niepełnosprawnych i rozwijaj firmę”. Projekt realizowany jest w terminie od 01.01.2013 do 31.05.2015. W ramach projektu przewidziane jest wsparcie psychologiczne i psychospołecz-ne, szkolenie z kompetencji miękkich, kursy zawodowe (ku-charz-kelner z elementami cateringu, obsługi kasy fiskalnej, ogrodnik terenów zielonych), warsztaty edukacyjne, warsztaty z zakresu przedsiębiorczości, 3-miesięczne staże zawodowe dla wszystkich uczestników projektu. Uczestnikami projektu jest 60 (40 kobiet i 20 mężczyzn) osób z orzeczeniem o niepełno-sprawności z regionu radomskiego.

W chwili obecnej trwa konkurs ogłoszony przez Mazowiec-ką Jednostkę Wdrażania Programów Unijnych, przyjmowanie wniosków trwa do 10 lutego. Dokumentacja konkursowa znaj-duje się na stronie internetowej MJWPU www.mazowia.eu.

Niepełnosprawni na rynku pracyMateusz Nowak, Magdalena Nowak

System pośrednictwa pracy i aktywizacji zawo-dowego w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Nie jest to nic odkrywczego. Wystarczy spojrzeć na statystyki, wskaźniki i różnego rodzaju raporty. Powiat szydłowiecki ma wątpliwy zaszczyt lidero-wania od lat w rankingach powiatów z największą liczbą bezrobotnych. Mimo tego nasze władze, również te samorządowe nie dostrzegają problemu, bądź są całkowicie bezradne by podjąć z nim walkę.

W związku z bardzo niską skutecznością urzę-dów pracy Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej planuje wprowadzenie zmian w prawie, mających przede wszystkim spadek bezrobocia. Minister Władysława Kosiniaka-Kamysza chce, aby włą-czono prywatne agencje pośrednictwa pracy do państwowego systemu. Obecnie zdarza się to, ale bardzo sporadycznie.

Zmiany, które miałyby zajść w prawie w chwi-li obecnej są rozważane w Sejmie, a ich ewentu-alne wejście w życie jest planowane na marzec. Plany zakładające komercjalizacje systemu po-średnictwa pracy oznaczają przede wszystkim skuteczną walkę z największym od wielu lat bez-robociem w Polsce, które zmniejsza się jedynie w momencie, gdy wielu Polaków w okresie waka-cyjnym zaczyna kilkutygodniową pracę sezonową, a po tym okresie poziom bezrobocia w naszym kra-ju wraca do tak zwanej normy, czyli do poziomu około dziesięciu procent.

Na podstawie wyliczeń firmy KPMG, obecnie jedna osoba bezrobotna kosztuje budżet państwa około 13 tysięcy złotych. Na tą kwotę składa się między innymi kwota 9 tysięcy złotych będących wydatkami na zasiłki i składki zdrowotne oraz 4 ty-sięcy złotych będących utraconymi wpływami.

Jeżeli planowane zmiany miałyby dojść do skut-ku to Urzędy Pracy współpracującym z nimi fir-mom zewnętrznym miałyby płacić około 11,5 ty-siąca złotych za jedną zaktywizowaną osobę.

Jednak takie działanie nie będzie prowadziło do całkowitego rozwiązania problemu bezrobocia. Ra-port Najwyższej Izby Kontroli sprawdził, iż Urzędy Pracy potwierdzają, że w momencie, gdy bezro-botny znajdzie pracę, przestaje być bezrobotnym. Powodem tego zaniechania są kryteria, na podsta-wie, których daną osobę można przestać uznawać za bezrobotną. NIK oszacował również, że sku-teczność Urzędów Pracy wynosi około 10 procent, a nie 60 procent, tak jak to twierdziły same urzędy.

Najważniejszy w tym wszystkim jest więc spo-sób oceniania skuteczności likwidacji bezrobocia przez Urzędy Pracy, ponieważ po wejściu zmian w prawie, po pewnym czasie może się okazać, że prywatne firmy współpracujące z Urzędami Pracy będą pobierały po około 12 tysięcy złotych za każdą osobę zaktywizowaną niezależnie od tego, czy taka osoba faktycznie znajdzie pracę, i na jak długo, lub czy też będą to informacje wiarygodne.

30 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 31

PRAKTYCZNE PORADY / NIEPEŁNOSPRAWNI NA RYNKU PRACY

Rządowa zapowiedź komercjalizacji systemu pracyAgnieszka Caban

PRAKTYCZNE PORADY / RZĄDOWA ZAPOWIEDŹ KOMERCJALIZACJI SYSTEMU PRACY

Page 17: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Pielgrzymka Romów na Jasną GóręBibi Niunia

Pielgrzymkę Romów na Jasną Górę zainicjował ksiądz Edward Wesołek. Od lat 80. Romowie przybywają w grudniu przed oblicze Matki Boskiej Częstochowskiej. Ostatnio piel-grzymka odbyła się 1 grudnia ubiegłego roku. W niedzielę przed Cudownym Obrazem o godzinie 12.00 została odpra-wiona msza dla Romów. Chciałam w niniejszym artykule po-dzielić się z czytelnikami swoimi doświadczeniami i odczucia-mi z mojego udziału w tym wydarzeniu.

Duszpasterz Romów, ksiądz Stanisław Opocki – powie-dział w homilii: „Maryjo powiedz nam, jak wierzyć, jak iść do Jezusa”. Zapewne w tej samej chwili niejeden Rom doda-wał pytanie– „Jak ma żyć”. Na pielgrzymkę przybyli Romowie z rożnych miast Polski. Wierni, którzy są w każdym roku to Ro-mowie z grupy Bergitka Roma. Oprawę muzyczną do liturgii wykonała przedstawicielka tej grupy, znana romska pieśniar-ka i poetka Teresa Mirga. Pięknie popłynęły słowa jej pieśni, niejeden uczestnik bardzo się wzruszył. Przed obliczem matki wszystkich ludzi poczuliśmy się jak jej dzieci, a miłość do Niej przepełniała nasze serca. Gdy spojrzałam na młodego Roma, który stał przy mnie widziałam jego ogromne zaangażowanie, na pewno w duchu pytał: „Jak mamy żyć Matko? Pomóż nam zmienić samych siebie na podobieństwo twojego życia, daj nam zdrowie i naszym bliskim”.

Podczas tej mszy czuliśmy, że jesteśmy ważni dla naszej Mat-ki, staliśmy bardzo blisko ołtarza. Teresa śpiewała w naszym ję-zyku, inna Romni podczas mszy czytała intencje Romów. Tutaj, w sanktuarium również czujemy się ważni. Wierzymy, że Ma-ryja nam przebaczy i wyprosi Jezusa o łaskę dla nas i naszego narodu. Obserwując moich współbraci widziałam całe, nasze cygańskie życie. Również w żadnym miejscu jak tu, nie można zauważyć jak jesteśmy biedni. Choć przez chwilę chcemy po-czuć się kochani i potrzebni, dlatego stoimy tak blisko ołtarza.

Romowie przybyli z różnymi intencjami, ale wszystkie były szczere i prawdziwe. Sara Andrasz przyjeżdża na każdą piel-grzymkę i jak mówi; „Gdy ja przybywam tutaj do Częstocho-wy, to wszystko oddaję Matce Bożej, żeby mi przebaczyła. Proszę o dalsze zdrowie dla całej rodziny i dla wszystkich ludzi, którzy są dla nas dobrzy i cierpliwi, że nas znoszą, na-sze niepokoje, nasze dole i niedole”.

Ksiądz Opocki zawsze przypomina błogosławionego Roma Zefiryna; „Popatrzmy chociażby na naszego patrona, bło-gosławionego Zefiryna, który pochodził z Hiszpanii. Mia-łem szczęście w 1997 roku być na jego beatyfikacji. Taki zwyczajny Rom, jak wielu innych. Z początku nawet jego małżeństwo było zawarte według obyczaju plemiennego, a nie w Kościele, lecz z upływem lat dojrzewał w wierze głównie przez niezwykłą sprawiedliwość oraz praktykowa-nie miłości bliźniego”.

Po mszy Romowie przeszli do sali papieskiej, gdzie zespoły cygańskie prezentowały swoje umiejętności. Tutaj także domi-nowała spontaniczna szczerość w zachowaniach Romów. Dla nas to jest zupełnie normalne, u innych budzi zdziwienie i za-ciekawienie. Romowie swoim zwyczajem podziękowali Panu Bogu za możliwość uczestniczenia w pielgrzymce na Jasną Górę. Śpiewając i tańcząc radowali się ze wspólnej modlitwy wierząc, że Matka Boska z Jasnej Góry otoczy ich opieką.

Jek ław ke Roma;

Zadaw mange pućben –Roma sare phenen kaj paćen dre Dew-łestyr. Paćen i mangen Dewłores pał sastypen, pał łowe, pał waryso. A so jame keras, kaj Deweł men tewyśuneł? Na sam dre khan-gery pe msza, na dźas ke spowiedź, korkore menge phenas kaj wyphendźam jamare grechy ke Deweł i jow men wyśundźa. Wysundźa men, a soske jame łes na śunas, syr rakireł; jawen ke me me som tumaro Dad. Dźa, jame kamas Dewłes. So sy potrzeba to dźas ke khangery. Pe da pielgrzymka ke Czestocho-wa jawen jek i do korkore manuśa.Ke Rywałd dża korkores. Ke Limanowa dźan butedyr. Jame polska Roma piras ke Rywałd i nabut ke Dewłeskry Daj ke Częstachów. Najbutedyr isy Roma Bergitka. Dewł dykheł saren i nikon na garudźoła. Dźas ke ja-maro Deweł, ke khangeri, dźas ke spowiedź, bo jamare dźija nani źuźe.

B.N.

Kolejnym przepisem, który chciałabym przedstawić jest gu-lasz po cygańsku.

Jest on bardzo zbliżony do gulaszu węgierskiego, Romowie dodają do niego dużo warzyw i przypraw, ale najczęściej poda-wali go z tradycyjnym pieczywem romskim (korże). Można go też podawać z ryżem, kluskami kładzionymi lub świeżym pie-czywem. Jest on nie tylko treściwy i sycący, ale jest też źródłem wielu witamin szczególnie, gdy stosujemy świeże produkty se-zonowe jak warzywa.

Jakiego użyć mięsa?

W zależności od referencji można użyć:

- mięso wołowe (smakuje najlepiej ale przygotowanie trwa najdłużej)

- mięso wieprzowe

- mięso z drobiu (mało kaloryczne polecane dla osób od-chudzających się, polecam filety z piersi kurczaka lub indyka)

Składniki na porcję dla 4 osób:

- mięso ok.700 g (ja wybieram mięso wołowe)

- 3 papryki (średniej wielkości: 1 czerwona,1 papryka żółta, 1 papryka zielona)

- 2 cebule (średniej wielkości)

- 2 duże pomidory pokrojone w drobną kosteczkę

- 1 marchew (duża)

- 2 ząbki czosnku (małe)

- olej (ja najchętniej stosuje rzepakowy- zdrowszy)

- 2 listki laurowe (średniej wielkości)

- 2 łyżeczki papryki czerwonej łagodnej w proszku

- ½ łyżeczka papryki czerwonej ostrej (dla osób lubiących pikantny smak można zamienić proporcje z papryką słodką)

- 1 łyżeczka świeżo mielonego pieprzu

- sól do smaku

- świeży bulion wołowy lub kostka rosołowa-wołowa

- 1 łyżka koncentratu

- 125 ml czerwonego wina

- ok. 2 łyżek mąki pszennej

Przygotowanie:

Mięso myjemy, wycieramy papierowym ręcznikiem do su-cha. Kroimy w średnią kostkę i obtaczamy w mące (dzięki temu smak mięsa będzie jeszcze lepszy, a także zgęstnieje sos dzięki czemu nie będziemy musieli używać zasmażki). Na gorącą pa-telnie nalewamy niewielką ilość oleju, gdy jest gorący nakła-damy pokrojone mięso - pamiętając aby przed samym nało-żeniem na patelnię delikatnie strząść nadmiar mąki z mięsa. Po podsmażeniu na rumiano przekładamy do garnka. Kroimy paprykę w dużą kostkę (dzięki temu podczas długiego gotowa-nia nie rozpadnie się). Cebulę kroimy w niewielką kostkę, na-tomiast marchewkę w małą kostkę. Jako pierwsze na rozgrzaną patelnie z olejem nakładamy marchewkę i paprykę, po chwili cebulę, gdy jest już wszystko lekko przyrumienione dodajemy drobno pokrojony czosnek. Dosypujemy paprykę w proszku (ostrą i słodką), mieszamy i smażymy jeszcze tylko chwilkę, tak aby przyprawy i czosnek się nie spalił. Następnie całość prze-kładamy do garnka z mięsem. Do garnka wlewamy pokrojo-ne pomidory, zalewamy zimną wodą lub chłodnym bulionem, ewentualnie wrzucamy kostkę. Wsypujemy resztę przypraw, wrzucamy listki laurowe, doprowadzamy do wrzenia, następ-nie zmniejszamy na mały ogień. Dodajemy wino i pozostawia-my na minimum 90-100 min od czasu do czasu mieszając. Gdy mięso jest już miękkie, dodajemy koncentrat i ewentualnie sól do smaku, gotujemy jeszcze przez ok. 3 min. i wyłączamy gar-nek. Danie jest już gotowe. Podajemy ją z korżami, kluseczkami kładzionymi lub świeżym pieczywem.

Smacznego!

Gulasz po cygańskuMarzena Kuwałek

KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 3332 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014

Z ŻYCIA WZIĘTE / PIELGRZYMKA ROMÓW NA JASNĄ GÓRĘ

KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/14 2014 33

CIEKAWOSTKI Z ROMSKIEJ KUCHNI /GULASZ PO CYGAŃSKU

32 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 33

Page 18: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

– Dykhes da purani bary chemra? Ker adźa kaj te ligireł man pe wawyr ryg weśestyr, ke kher barwałe romeskro, doj kaj sy śukar Roza.

– Miśto! – odphendzia sownakuno maćho.

Wymekcia Fabiano maćhes, wbeśća dre chemra, napaćełys korkoro dre dowa so dykheł, naśeł dre berga. Przenaśća ceło weś i zarykirdźa pes paś dudali śukare Ro zakry.

– Fuj! A kon dawa, sawo chyrja manuś – Roza syr dykća łes kharełys peskre manu śien.

Zdykhća Fabiano pe łatyr i łeskro dźij zaron dźa. Daja kaj ła zorałes kamełys sykadźa sawy sy chyrja i łakro dźij na łaćho.

– Nadźnes śukar Rozo, so dawa sy, so manuś sy dasawo chyrja kaj nikon nakameł pe łestyr tedykheł. Dykh i tu so sy pe dźij dasawe manuśies! – dumindźa Fabian i dyja godli: – Śun sownakuno maćhoro, syr dźij Roza sy chyrja dźa mekh jaweł chyrja łakro muj!

Syr phendźa da ława, wynaśtłe łakre manuśa, htyłde łes i wy-ćhurdyne pał wu dara.

Ryśija chyrja Fabiano ke kher, łeskry daj sys źakirdy pe pańi kaj tekereł marykli, jow beśća zadumano pe banko i pheneł:

– Myry daj, me som ćororo i chyrja!

– San śukar, myro ćhawo! – odphen dźa phury Romni. – A dre pirali sy men kuty jarzo wyćheła pe duj dywes!

– Sam ćorore, a tyro ćhawo sy chyrja, myry daj! Ćororeske sy pe sweto chyrja te dźidźoł. Dadywes rakća men bacht. Dykh i śun – phendzia da ława chtyja bankostyr. – Śun, sownakuno maćhoro! Ker adźa, kaj pe belwel kejaweł jamen chaben. Mek jawen phuwiakre i zbeśtło thut.

Syr przećhyja terakireł, terdźine pe skamind ćare, a pe łen-dyr chaben. Dre piry sys zbeśtło thut.

So dawa sys za frejda! Fabiano podchaja i chaben ćhyja pe wawyr moło, daj łeskry garudźa dre pirali. Pośli chaben Fabian ophendźa sownakune maćhorestyr, phury Romni pheneł:

– Dźdo sanys dre ćororypen, sanys bokhało i tyro dźij na-dźineły so dawa cholin, sanys sarenge łaćho. So jawesa barwało tyro dźij ćheła dasawo korkoro. Pomang tyre maćhores kaj te deł, tuke śukar kher i chułajben. Te jawen paś tutyr łaćhe ma-nuśa a me moginawa łokhes temereł!

Pał warykicy dywesa syr dawa saro pes kerełys, dre kher bar-wałe Janczakro kerełys pes waryso namiśto. Terne ćhawe sawe jawen ke śukar Roza so jaweł belwel chylćonys i tradenys peske. Barwało Jancza zadźałys dre śero so dawa pes kereł; sarenge

dełys łaćhes techał i najfededyr brainty pienys. Sare dźnenys kaj ćhaj so łeła romes to doreseła łaćho posago, a jone i dźa chylcionys.

– Ej, gadzie! Kcharen ke me Roza, mek mange pcheneł so dawa pes kereł!

Jawja Roza terdyja geł dadestyr, muj łakro sys zaćhakirdo.

– So dawa? – pućeł Rom – Tyre dadestyr tut ładźes? Sykaw tro muj!

– Na moginaw, myro dad!

– So na odćhakiresa, kharawa gadźen!

Odćhakirdźa Roza muj i pe peskre da destyr podykća.

– A fe! Kon dawa, myro Deweł?! – barwało Jancza odhtyja ke pałuj. – Dawa myry ćhaj? Ej, gadźe! Wytraden da chyrje mos myre kherestyr!

Mangełys ćhaj peskre dades te nawytradeł ła, mangełys gadźen. Nikon napaćełys, kaj da chyrja ćhaj mogineł te jaweł Roza, nikon na kamełys łasa te rakireł.

Chtyłde gadźe Roza–chyriobstwo i wyćhurdyne kherestyr.

Roiben Rozakro sys baro. Sare łatyr od gene, odgeja i wy-ćhurdyja ła łakro dad, geja korkory dre weś. Weś ła nakamełys, zwiery łatyr odźanys i sare denys godli:

– Chyrja muj! Chyrja muj! Chyrja muj!

Paramisi Romane

ys adźa, dre kheroro paś weś dźdo sys terno Rom i łeskry daj. Kharełys

pes Fabian. Bokchało sys but moły. Dre kher sys śilipen. Sys łe ćoro-

re. Dźasyr dawa kejaweł zakuty Fabiano nasys śukar, sys chyria. Sys adźa chyrja, kaj barwało

Rom Jancza phendzia łeske kaj tenajaweł ke łeskro kher, kaj te-naprzemereł dariatyr łeskry ćhaj, śukar Roza.

Jasfa naśtłe Fabianoskre jakhendyr, jow da ćha kamełys cełe dźiesa, najewkar garudźołys i pes łake przydykhełys. But moły so phandełys jakha dykhełys kaj śukar Roza sy łesa. Dźij łeskro sys łaćho.

So łeske pośli łaćho dźij, so nasys łes so te- chał, a dre kher jarzo wyćheła pe duj dywes. Naddźałys patradźi i dźasyr kere-nys purane roma, pekenys marykli.1

Phury Romni geja ke pirali lyja jarzo sawo ćhyja, pheneł ke Fabiano:

– Dźa, jande pańi! Pekawa dadywes marykli, a duredyr syr Deweł deła!

1 Pieczony wg cygańskiego przypisu placek uchodzi za prawdziwy smakołyk. Podawany jest najczęściej przy różnych specjalnych okazjach

Terdźi ja Fabian paś chańig, kaśt pe sawo sys błady chemra zbandźija kenałeł pańi.

Syr chemra wytyrdełys, dre do ćiro pańi zabaśadźa i wypeja chemratyr. Dykheł Fabian… Dre do chemra sownakuno ma-ćhoroisy, ćhurdeł pes pe sare ryga i kameł te wyhteł.

– Siun, maćhoro, sownakuno maćhoro! Na chylćosa mange. Na ćhurde tut. Ńićhy dałestyr. Pekeła tut myry daj, maryklasa tut schasam! – phendzia Fabian i chtyłdźa chemra.

Śiuneł, maćhoro syr manuś pheneł i mangeł łes:

– Wymekh man Fabian! So tuke jekhe maćhestyr? Bokh na zathowesa, a so man schasa myre ćhawore ćhena korkore pe sweto!

Zdykhća Fabiano pe maćhorestyr… Repyreł kaj jow i łeskry daj sy bokchałe, a wawyre rygatyr łeskro łaćho dźij pheneł łeske kaj te wymekheł. So te kereł?..

– So man wymekhesa – mangeł sownakuno maćho – kerawa saro pałso man pomangesa. Phen so kames?

– Chara nadykćom śukare Roza – dumineł Fabian. – Mo-ginaw te nachał sawo kurko aby ła tedykhaw! – i ke maćhoro rakireł:

34 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 35

PARAMISI ROMANE PARAMISI ROMANE

Page 19: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

GRY I ZABAWY CYGAŃSKICH DZIECIJustyna Garczyńska, Zenon Gierała

Gry i zabawy cygańskich dzieci to jakże cie-kawy opis barwnej, zapomnianej strony życia Romów, ich fantazji i sposobu spędzania czasu. Szkoda, że dzisiaj o zabawach tych tak niewiele wiemy, że po niektórych ledwie skąpe opisy lub tylko nazwy pozostały. A były w owych czasach gry różne: dziecinne, dla chłopców i dziewcząt małych, gry i zabawy dla młodzieży i hazardo-we gry w kości i karty dla dorosłych…

– Pyta pan o zabawy z czasów, gdy byłam dzieckiem… – zastanawia się Donia, Romni pamiętająca wędrówki taborów. – To było tak dawno… Myślę, że nasze zabawy niewiele róż-niły się od zabaw dzieci polskich, z którymi często spotykaliśmy się na postojach taboru. Chłopcy najczęściej grali w pikut, czyli rzuty nożem zwanym „cygankiem”1 w ten sposób, aby „odbity” od łokcia, ramienia, głowy zawsze ostrzem trafiał w ziemię i nie przewrócił się, albo w ośkę, czyli rzut kamieniem, tak aby tra-fić i wybić z rozwidlenia kija w kształcie litery „Y”, mały kamyk. Wygrywał ten, który najwię-cej trafił i wybił kamyków.

– Te gry… czy nazwijmy je zabawy rom-skich chłopców – rzeczywiście były znane tak-że polskim dzieciom – zgadzam się. – A jaka gra lub zabawa z czasów pani dzieciństwa za-chowała się, a w którą dzieci romskie już się nie bawią? – pytam.

– Nie bawią się, bo tabory dziś już nie jeżdżą i nie ma po temu okazji, chyba podczas rodzin-nych spotkań? – Donia zasta nawia się.

1 Cyganek – nazwa nożyków oprawianych w drewno, które wyrabiali i sprzedawali na targach kowale cygańscy.

– Proszę opowiedzieć o tej, którą pamięta pani z czasów taborów?

– Zabawą taką było na przykład porwanie księżniczki!

– Słyszałem, że Romowie porywali Romni, aby później ją poślubić?

– Tylko, że wtedy nie była to zabawa, a pan pyta o zabawach romskich dzieci – przypomi-na Donia. – A to zupełnie co innego. Bywało często, gdy tabor zatrzymał się w lesie i dorośli rozpalali swoje ogniska, my również za ich po-zwoleniem, rozpalaliśmy obok swoje… Wów-czas pod okiem wyznaczonych do opieki Cyga-nek przebierałyśmy się w specjalne, wcześniej przygotowane stroje księżniczek i damy dwo-ru. A były to piękne stroje, uszyte z polnych i leśnych kwiatów, utkane pędami gałązek – jak w prawdziwych bajkach, które starsi opowia-dali nam przy ognisku. Chłopcy w tym czasie przygotowywali wycięte z prętów leszczyny piki i oszczepy, a nawet, co niektórzy, wynosili z na-miotu przygotowane wcześniej miecze i tarcze.

Zabawa cygańskich dzieci. Drzeworyt. L. Knaus 1889.

Ceło dywes Roza dźałys geł pestyr dre weś, raty thodzia pes paś dembo, kamełys pes łake tesoweł. Pe wawyr dywes syr pi-radźa jakha, podhadyja śero, dykheł terdo sy śukar baro kher, gadźe kaj doj służynen, a duredyr sys terdo śukar khnigitko wurden, śukar parne grenca. Geł do kher terdo Fabiano i dy-kheł dre łakry ryg.

– Me som Roza, prynćkires man? – zakhardźa ke jow frejda-sa, Fabian–chyriobstwo zdykća pe łatyr i zaputća:

– Rodes buty?

– Dźa, raja! – załadźija Roza, omekća śero.

– Keresa paś pirja, kerawesa chaben. Doj dźa, phenena tuke so san tekereł!

Na prynćkirdźa Fabian Roza, zmekća joj śero i geja te kereł dowa so łake phenena. Buty sys phary, sygo i miśto sys saro te jaweł skerdo. So dywes chadełys pes i dźałys ke peskry phary buty. Kana dźndźia so dawa isy so manuś isy ćororo, bokhało, perde semencatyr i kedowa chyrja. Łakro śiłało dźij sparuwełys pes. Dywes dywesestyr sparuwełys pes i łakro muj wyśukario-łys. Jawja dasawo dywes kaj pałe sys śukar Roza.

Perde do ćiro kher barwałe Fabianoskro zadźndłe but ma-nuśa. Dre but fory sys łestyr śundło. But manuśa ke jow przy-tradenys. Kana sare kamenys ke łeskro kher tejaweł. Nikones na obdźałys kaj łeskro muj sy dasawo chyrja. Jow sarenge za-thowełys skaminda. Ke jow sare jawenys te wypieł braintyca i miśto tepodchał. Doj kaj den, doj pes dźał. Dźa isys i dźa jawe-ła. Nikon na pućeł pałso jawes.

Do skaminda sawe Fabian zathowełys manuśenge sys bar-wałe, dre ceło them łestyr sys rakirdo. Barwało Jancza łestyr śundźa, nadur sys pestyr beśtłe, phendzia ke peskre manuśa kaj teden andre gren i tradyja.

Wy geja ke jow Fabian dyja łeske bary patyw, zamangdźa ke kher, a peskre gadźenge phendźa kaj te zathowen skmind naj-fededyr chabnenca, kejaweł najfededyr brainta.

Bary i śukar sys skamind! But buća sys da łen kaj paś łendyr pirenys i podenys ke tyśi. Kamenys te odkhyńioł. Roza nasys zor butedyr tekereł, a phendłe łake kaj te ligireł chaben pe ska-mind.

Lija Roza rupuno ćaro i wgeja pe śukar khera, doj barwało Jancza i Fabiano pienys brainta. Nasys daja Roza–chyrjob stwo, sparudźija. Łakro muj sys dasawo śukar syr chara.

Podgeja Roza ke skamind, skerdźa śeresa pe łaćho dywes i podyja peskre dadeske śtekła pibnasa. Zdykhća Jancza jewkar, zdykhća wawyr moło i nadopaćeł, zdykhća pałe i dyja godli:

– Dawa sy myry ćhaj Roza!

Zdykhća Fabian:

– Ćaćo, dawa sy Roza!

– Wytradyjan man, dado kherestyr, bo kerdźom man chyrja – Roza odphendzia i zasandźa pes. – Miśto pes kerdźa, kana dźinaw so dawa sy phary buty. Perde Fabianostyr man daj rak-ćom i parykiraw łeske, kana dźinaw kaj na ni saro syr manuś wydykheł, saro isy so jamaro dźij sy łaćho i barwało!

Syr joj dawa rakirełys Fabian przybiśtyrdźa peske so phen-dźa ke sownakuno maćhoro i pomangća kaj joj te jawel dasawy chyrie moskry. Dźij zamardźa łeske zorałes.

– Rozo, przemangaw tut! – phendźa.

– But dywes somys dźidy paś tutyr. Syklijom te prynćkireł so kames i sostyr dumines. Dźinaw kana sawo sy tut łaćho dźij. Warysawe ćirostyr kamaw tut!

– Myre ćhawore..! – frejdźołys Jancza, chadyja pes i oblija Roza i Fabianos.

Do belwel sare frejdźonys, chanys i pienys. Roza pokamdźa cełe dźesa chyrje Fabianos, chalija kaj śukar muj ćhy nadeł. Barwalipen najbaredyr isy, so sy manuśes łaćho dźij ke wawyr manuśa.

Pośli bijaw Fabian jandźa Roza ke peskro kher, kaj sys dźde chara i bachtałes, so na mene to dźde sy ke dadywesuno dywes.

Baśń wg: Zenon Gierała: Cygańskie srebro.

Wyd. JEDNOŚĆ. 2013.

Na język romski tłumaczyła Bibi Niunia.

Il. wg Mirosława Siary.

36 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 37

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA / GRY I ZABAWY CYGAŃSKICH DZIECIPARAMISI ROMANE

36 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014

Page 20: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Była pełnia lata, południe, na niebie żadnej chmurki, toteż Cygan zwany Kasztoro1, który wędrował już godzin kilka, wi-dząc obok drogi rozłożysty dąb ruszył w jego stronę, aby w cie-niu konarów ukryć się przed padającym z nieba żarem.

– Skwar, aż dech zapiera, a szynka, którą dał dziedzic jest na tyle nadpsuta, że w tym upale długo nie wytrwa – pomyślał i na tobołek zawieszony u pasa spojrzał. – Ha! głupi chłopi myśleli, że Cygan wszystko weźmie – roześmiał się zadowolony i pod dębem usiadł.

Ledwie godzinę, dwie temu, gdy mijał dwór dziedzica, jak ujrzał gromadę chłopów i zaciekawiony skręcił w ich stronę. A właśnie ukazał się dziedzic, który nie zwlekając zaczął chło-pów pytać:

– Mam zdarte buty, kto weźmie?

– Ja wezmę ... – mówi Cygan Kasztoro.

Spojrzał dziedzic po chłopach, lecz nikt podartych butów nie chce, dał je więc Cyganowi.

Po chwili pyta znowu:

– Mam nadpsutą szynkę, nie będę jej jadł. Kto weźmie?

– Ja! – mówi znowu Kasztoro. – Cyganie lubią nadpsute szynki!

Dał dziedzic Cyganowi nadpsutą szynkę i znowu pyta:

– Mam łąkę do skoszenia..?

A na to Kasztoro szybko:

– No, Polaki, wszystko Cygan ma brać!

1 Kasztoro (cyg.) – Patyk

Tak rozmyślając usiadł Kasztoro pod dębem, zjadł kęs nad-psutej szynki, obejrzał buty, a że znużony był podróżą ułożył się na dębowych liściach i nuż rozmyślać o własnej przebiegłości i rozumie, którego daremnie szukać było u gadźo.2 Wkrótce też przymknął prawe, a potem lewe oko, tak wielka chęć do drzem-ki go wzięła, gdy nagle słyszy turkot powozu na drodze i głos nakazujący, aby konie zatrzymać.

– A cóż to, Cygan pod dębem leży? – słyszy. – A nie wziąłby się Cygan do roboty? – pyta panisko, który wysiadł z powozu i do Kasztoro podszedł.

Otworzył Kasztoro lewe oko, otworzył prawe – patrzy, kto popołudniową drzemkę mu zakłóca, a widząc pana, rzecze:

– Ano, mógłbym, tylko po co? – pyta.

– Jak to, po co? Tym sposobem zarobiłby Cygan trochę pie-niędzy…

– A po co? – pyta znowu Kasztoro.

– Mając pieniądze mógłby Cygan kupić kawał ziemi i dom!

– A po co? – zastanawia się Kasztoro.

– Dom miałby Cygan dla rodziny, a uprawiając pole mógłby Cygan sprzedać zboże i nieźle zarobić…

– A po co? – pyta znowu naiwnie Kasztoro.

– Wówczas, tak jak ja, mógłby Cygan nająć służbę, która by na niego pracowała, a sam leżeć w ogrodzie w cieniu drzew i odpoczywać…

– A co ja, jaśnie panie, w tej chwili robię? Właśnie leżę w cieniu drzewa i odpoczywam!

– Ha! – zakrzyknął nagle, po takiej odpowiedzi panisko i na stangreta skinął. – Ruszaj mi natychmiast do domu, a nie rozpowiadaj nikomu, co Cygan powiedział!

2 Gadźo (cyg.) – nie–Cygan.

A PO CO..?!Justyna Garczyńska, Zenon Gierała

Gdy tak ubrane zasiadałyśmy przy ognisku, jedne z nas śpiewały, inne tańczyły – do czasu, aż z lasu rozległy się groźne okrzyki i groma-da chłopców (rycerzy) rzucała się na nas po-rywając księżniczkę lub wybraną dziewczyn-kę. Nieraz też zaczynała się prawdziwa bitwa, gdy jeden i drugi ćhawo upatrzył sobie tą samą ćhaj, co często kończyło się sińcami i podbitym okiem. Na szczęście była to tylko zabawa…

– A jeśli księżniczka została porwana i uprowadzona w głąb lasu?

– To się zdarzało… – Donia uśmiecha się. – Ale na krótko, gdyż księżniczka miała swoją straż, a jeśli było trzeba wkraczali do jej obrony także dorośli!

– Tak bawiły się dzieci, a nieco starsza mło-dzież?

– Każdy Rom od dziecka był przypisa-ny do koni, były to więc najczęściej wyścigi konne... Bo trudno mi zaliczyć naukę tań-ca lub gry na instrumentach do dziecinnych zabaw, która była często wynikiem ciężkiej pracy romskich dzieci od najmłodszych lat. Chociaż przyznam, że muzyka i taniec były z zabawą nierozerwalnie połączone.

Niestety wiele owego dokazywania z cza-sów mojego dzieciństwa uleciało po latach z pamięci i dziś nawet moim wnukom nie potra-fię o nich opowiedzieć – jak bawiłam się wtedy z moimi koleżankami – kończy z żalem Donia.

Cyganie w malarstwie. Fragment karty reklamowej z roku 1893.

Źródło: Centrum Dokumentacji Kultur Pogranicza.

38 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 KWARTALNIK ROMSKI / NR 13/4 2014 39

CYGAŃSKI HUMOR /A PO CO..?!OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA / GRY I ZABAWY CYGAŃSKICH DZIECI

Page 21: Romano Waśt Pomocna Dłoń GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2014 … · dają: „polityczną odpowiedź na zastraszenia i ataki ze strony antyromskich partii i organizacji”, szczególnie

Galeria

Antoni Kozakiewicz (1841–1929) – Cygańska Rodzina. Olej na płótnie. Data powstania obrazu nieznana.

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

KAPITAŁ LUDZKINARODOWA STRATEGIA SPÓJNOŚCI

Czasopismo współf inansowane ze środków Unii Europejsk iej w ramach Europejsk iego Funduszu Społecznego