strona 20 gazeta 160 19 - 21 września 2008 rozmowa na ... · czwarty konsul generalny wolnej...

1
STRONA 20 GAZETA 160 19 - 21 września 2008 www.gazetagazeta.com Gazeta: Minęły cztery lata, dzi- siaj wyjeżdżają Państwo do Pol- ski. Jak oceniają Państwo swój pobyt w Kanadzie? Piotr Konowrocki: Dla mnie te cztery lata w Kanadzie to przede wszystkim wielkie doświadcze- nie zawodowe. To trudne miej- sce, które jest wyzwaniem dla pracownika służby konsularnej, ponieważ jest tu bardzo liczna Polonia, a z tym wiąże się nie tylko intensywna praca wśród Po- lonii, ale także oznacza to więk- szą liczbę czynności konsular- nych. Polacy mieszkający tutaj przychodzą do Konsulatu z kon- kretnymi sprawami, a Konsulat świadczy wiele czynności z dzie- dziny prawnej, opieki konsular- nej, z dziedziny szkolnictwa, kul- tury. Konsulat w Toronto znajdu- je się w czołówce konsulatów na świecie pod względem liczby czynności konsularnych. Co roku w kwietniu wydawany jest przez MSZ raport polskiej służby kon- sularnej, dostępny na stronie in- ternetowej MSZ, gdzie jest cie- kawa część tabularyczna, poka- zująca zakres prac każdego kon- sulatu. Konsulat w Toronto jest w pierwszej dziesiątce. Tak więc było to wyzwanie i doświadcze- nie, ale także wielka przygoda. Poznałem tu mnóstwo wspania- łych ludzi, a każdy z nich to jakby odrębna przygoda i historia. Nie spodziewałem się tak bogatego życia w Polonii. To było ogromne zaskoczenie, bardzo miłe. Gazeta: To była Pana druga pla- cówka, prawda? P.K.: Trzecia, ale druga jako pra- cownik nominowany. Rozpoczy- nałem karierę zawodową w 1991 roku w Moskwie, w wydziale konsularnym, ale nie byłem kon- sulem. Tam zdobywałem do- świadczenie. Po krótkim szkole- niu w 1993 roku wyjechałem jako wicekonsul ds. prawnych do Lwo- wa i po czterech latach awanso- wałem i zostałem nominowany przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Bronisława Ge- remka na stanowisko konsula generalnego. Przez 2,5 roku pia- stowałem to stanowisko, ponie- waż łączny okres pobytu we Lwo- wie wynosił 6,5 roku. Gazeta: Jak różnią się te dwa światy? P.K.: To są zupełnie inne światy. Ameryka to świat, który odkry- łem, pełen kontrastów, dość trud- ny do zrozumienia, nawet po czte- rech latach. Cały kontynent pół- nocnoamerykański ma ogromne osiągnięcia, jest to czołówka świa- towa z niesłychaną techniką, siłą i świeżością, wynikającą z histo- rii. Z drugiej strony, po pobycie na Wschodzie, wydaje się nam, że jest trochę wyjałowiony z du- chowości. Kiedy pytamy kogoś jak się czuje, słyszymy zawsze, że OK - człowiek tutaj nie poka- zuje słabości, musi być silny i aktywny. Na Wschodzie, z przy- czyn oczywistych, bardziej niż dobrami materialnymi, ludzie żyją duchem i kulturą. Tam czuje się tę rosyjską czy ukraińską duszę, nostalgię, tęsknotę za Czwarty Konsul Generalny wolnej Polski w Toronto, dr Piotr Konowrocki, bardzo lubiany wśród Polonii, wszędzie obecny, po czteroletniej misji, wraz z żoną, córką i synem, wraca do Polski. Za jego kadencji zacieśniły się więzy między Polską a Kanadą, Kanada zniosła wizy dla Polaków, powstało wiele ciekawych inicjatyw i imprez. Jego żona Julia prowadziła szkołę polską przy Konsulacie i była nieocenionym łącznikiem z mediami. Minęły cztery wypełnione po brzegi wydarzeniami i pracą lata. Czas więc na podsumowania... czymś innym. Tam prowadziło się długie rozmowy, ale często gorzkie, nie tylko z powodu wa- runków życia, które dla wielu po- gorszyły się po upadku ZSRS, ale wśród Polonii z powodu tęsknoty za utraconą Ojczyzną. Tam dzia- łalność w Polonii jest sposobem na życie, tutaj wynika to z potrze- by aktywności, chęci wykorzy- stania wolnego czasu. Tam bycie Polakiem było trudne, długo nie wolno było zakładać polskich sto- warzyszeń, organizacji. Deklaro- wanie polskości zamykało drogę do awansu i było w zasadzie pew- nym bohaterstwem. Nic z takie- go etosu nie ma tutaj - to inny świat. Gazeta: Co najbardziej spodoba- ło się Państwu w Kanadzie? P.K.: Luz, prostota życia, wygo- da to elementy, które wciągają. Fascynują przestrzenie, przyro- da, a jednocześnie to poczucie, że mieszka się w części świata,. która jest w czołówce światowej, gdzie rodzą się nowe technolo- gie, tworzą się wielkie ważne rze- czy, które kopiowane są często w Europie. Podróżowaliśmy ile tyl- ko mogliśmy i to było wspania- łym przeżyciem. Gazeta: A dokąd się Państwo wy- brali? P.K.: Pierwsze wakacje to był przejazd samochodem z Toronto do Vancouver. Radzono nam sa- molot, ale my właśnie chcieliśmy przejechać Kanadę samochodem. To było niesłychane - poczuć tę przestrzeń, przyrodę. Odbyliśmy też wyprawy do Stanów - jedną do Kalifornii, drugą na Florydę, a trzecią do północnych stanów. Mniej zachwycała nas architek- tura. Miasta amerykańskie są bardzo do siebie podobne. Brak specyfiki i uroku małych miaste- czek europejskich, gdzie ludzie sobie siedzą na ryneczkach, w kafejkach, obserwując świat. Tu żyje się dużo szybciej. Może dla- tego ludzie są tak bardzo aktyw- ni. Nie marnuje się czasu - istnie- je się wtedy, kiedy się działa. Gazeta: A jakie najważniejsze lekcje wyniósł Pan stąd, czego ważnego się Pan nauczył? P.K.: Nauczyłem się przede wszystkim działania w świecie zachodnim. Robiliśmy tu wiele dużych imprez i spotkań. Nauczy- łem się jak je promować, jak dbać o to, by miały znaczenie i były zauważalne. Poznałem też do- brze Polonię, która tutaj jest bar- dziej rozpolitykowana niż na Wschodzie. Dobre warunki życia powodują, że ludzie mają czas się angażować także w politykę. To rozpolitykowanie jest raczej w sferze poglądów, a nie, czego szkoda, aktywności politycznej. Mamy tu zwolenników wszelkich opcji politycznych - od skrajnej prawicy po lewicę. Moim zda- niem to dobrze - nigdy nie nawo- ływałem do jedności Polonii, bo to, aby Polonia była jednomyślna to mrzonki - ale źle, że Polonia nie angażuje się politycznie. Pró- by wysuwania kandydatów na posłów czy radnych nie wywołu- ją odzewu, a gdyby Polonia po- szła i zagłosowała, jej kandydat miałby szansę wygrać Polonia jakby jeszcze nie dostrzegła, że posiadanie swego przedstawicie- la politycznego jest korzystne dla każdego obywatela. W przeko- naniu dużej części Polonii jest to jakaś tam odległa sprawa, która "mnie nie dotyczy". Tu jest wiel- kie zadanie dla Kongresu, dla mediów, aby to zainteresowanie wzbudzać. Teraz idą wybory i powinno się je wykorzystać. Gazeta: Jak Pan ocenia tutejszą Polonię - jakie są jej wady i zale- ty? P.K.: Wspaniałe jest to, że jest bardzo duża grupa w Polonii, któ- ra chce coś robić, ma pomysły, albo chce się przyłączyć do in- nych ciekawych inicjatyw, chce coś robić dla Polski, dla kontak- tów polsko-kanadyjskich, dla roz- woju polskości tutaj. Staraliśmy się tych ludzi do Konsulatu przy- ciągać i z nimi współpracować. Jest też duża grupa ludzi, którą udało się w czasie naszej kaden- cji odnaleźć i włączyć do działa- nia. To ludzie, którzy jakby cze- kali, że ktoś zaproponuje im pracę na rzecz Polonii i Polski. Sami nie mieli śmiałości, może pomy- słu, i może ochoty, ale kiedy zo- baczyli, że dzieje się dużo dobre- go, przyłączali się do nas. To były bardzo satysfakcjonujące do- świadczenia. Gazeta: Powiedział Pan wiele cie- płych słów o Polakach z Kana- dzie. A jakie są z perspektywy tych czteroletnich doświadczeń spostrzeżenia na temat wad Po- lonii? P.K.: Wolelibyśmy o negatyw- nych cechach nie mówić, bo wszy- scy je mamy.Czasami popełnia- my błędy, ale najważniejsze są stosunki międzyludzkie. Nie po- winno być zazdrości o stanowi- ska w Polonii, nie powinno być zazdrości o to czy ktoś zrobił wię- cej czy mniej, czy o to, że ktoś ma większą czy mniejszą popular- ność. Zawsze powtarzaliśmy ta- kie zdanie, które się wszystkim podobało - dla wszystkich jest tutaj miejsce, każdy może sobie znaleźć pole do działania i niedo- brze jest jeśli ktoś komuś szko- dzi. Bo to jest destruktywne, nie tylko w sferze samych stosun- ków międzyludzkich, ale destruk- tywne również, a może przede wszystkim dla całego środowi- ska polonijnego, bo jest to ko- mentowane, czasami ktoś się zra- zi i potem nie chce brać udziału w życiu Polonii. Powinniśmy po- stępować z kulturą. Jeżeli kon- kurować, to konkurować w spo- sób kulturalny i nie obraźliwy czy wyniszczający dla drugiej osoby. Takie zjawiska też obser- wowaliśmy, ale staraliśmy się je łagodzić. Wydaje nam się, że po- stawą, którą przyjęliśmy w Kon- sulacie, zapraszania wszystkich przedstawicieli środowisk i po- pularyzowania wszystkich też trochę łagodziliśmy te napięcia. Nie wchodziliśmy nigdy w kon- flikty, a jeżeli ktoś nas wciągał, to mówiliśmy, żeby nas w to nie wciągać, bo nie możemy pomóc w tym, a jedyne co możemy to mówić, że to zjawisko jest niedo- bre i uświadamiać, że to działa źle zarówno dla jednej jak i dla drugiej strony. Ale takie zjawi- ska zdarzają się we wszystkich środowiskach polonijnych, w jed- nych ostrzej, w innych łagodniej, i wydaje mi się, że tutaj występu- je to w mniej ostrej formie niż na przykład na Wschodzie. Julia Konowrocka: Jeśli nawet są negatywne zjawiska w Polonii kanadyjskiej, czy gdziekolwiek w polskim środowisku na świe- cie, to nie jest jakaś typowa dla Polaków cecha, bo pamiętajmy, że są to normalne cechy ludzkie. Natomiast najważniejsze w tym wszystkim jest dążenie do tego, że jeśli nawet nasze drogi się ro- zeszły z kimś, z kim do tej pory współpracowaliśmy, to należy dążyć do tego, żeby nie niszczyć tego kogoś z kim do tej pory współpracowaliśmy, a po prostu samemu tworzyć coś innego, no- wego, lepszego. Przecież zwłasz- cza w Kanadzie miejsca jest do- syć dla wszystkich i każda nowa inicjatywa się liczy. Gazeta: Co zapamiętali Państwo jako coś szczególnego, wyjątko- wego? J.K.: Odpowiem tak bardzo po życiowemu, przyziemnie. Dla mnie pierwszą rzeczą, jaka rzu- ciła mi się w oczy i nie ukrywam, że jak mnie ktoś pyta o Kanadę, to ja wszystkim mówię: niesamo- wita liczba biegających wiewió- rek. Wiem, że jest to bardzo śmieszne, ale zauważa to każdy, kto przyjeżdża z Polski i kto sie- dzi w gabinecie konsula general- nego, gdzie jest piękny widok na ogród i po drzewach ganiają się wiewiórki. Niektórzy goście, sama byłam świadkiem, potrafią Rozmowa na walizkach Julia, Piotr i Julka Konowroccy w dniu wyjazdu, na walizkach Fot. Gazeta W Konsulacie zawsze było gwarno Fot. Adam Orzechowski

Upload: others

Post on 29-Oct-2020

1 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: STRONA 20 GAZETA 160 19 - 21 września 2008 Rozmowa na ... · Czwarty Konsul Generalny wolnej Polski w Toronto, dr Piotr Konowrocki, bardzo lubiany wśród Polonii, wszędzie obecny,

STRONA 20 GAZETA 160 19 - 21 września 2008 www.gazetagazeta.com

Gazeta: Minęły cztery lata, dzi-siaj wyjeżdżają Państwo do Pol-ski. Jak oceniają Państwo swójpobyt w Kanadzie?Piotr Konowrocki: Dla mnie tecztery lata w Kanadzie to przedewszystkim wielkie doświadcze-nie zawodowe. To trudne miej-sce, które jest wyzwaniem dlapracownika służby konsularnej,ponieważ jest tu bardzo licznaPolonia, a z tym wiąże się nietylko intensywna praca wśród Po-lonii, ale także oznacza to więk-szą liczbę czynności konsular-nych. Polacy mieszkający tutajprzychodzą do Konsulatu z kon-kretnymi sprawami, a Konsulatświadczy wiele czynności z dzie-dziny prawnej, opieki konsular-nej, z dziedziny szkolnictwa, kul-tury. Konsulat w Toronto znajdu-je się w czołówce konsulatów naświecie pod względem liczbyczynności konsularnych. Co rokuw kwietniu wydawany jest przezMSZ raport polskiej służby kon-sularnej, dostępny na stronie in-ternetowej MSZ, gdzie jest cie-kawa część tabularyczna, poka-zująca zakres prac każdego kon-sulatu. Konsulat w Toronto jest wpierwszej dziesiątce. Tak więcbyło to wyzwanie i doświadcze-nie, ale także wielka przygoda.Poznałem tu mnóstwo wspania-łych ludzi, a każdy z nich to jakbyodrębna przygoda i historia. Niespodziewałem się tak bogategożycia w Polonii. To było ogromnezaskoczenie, bardzo miłe.Gazeta: To była Pana druga pla-cówka, prawda?P.K.: Trzecia, ale druga jako pra-cownik nominowany. Rozpoczy-nałem karierę zawodową w 1991roku w Moskwie, w wydzialekonsularnym, ale nie byłem kon-sulem. Tam zdobywałem do-świadczenie. Po krótkim szkole-niu w 1993 roku wyjechałem jakowicekonsul ds. prawnych do Lwo-wa i po czterech latach awanso-wałem i zostałem nominowanyprzez ówczesnego ministra sprawzagranicznych Bronisława Ge-remka na stanowisko konsulageneralnego. Przez 2,5 roku pia-stowałem to stanowisko, ponie-waż łączny okres pobytu we Lwo-wie wynosił 6,5 roku.Gazeta: Jak różnią się te dwaświaty?P.K.: To są zupełnie inne światy.Ameryka to świat, który odkry-łem, pełen kontrastów, dość trud-ny do zrozumienia, nawet po czte-rech latach. Cały kontynent pół-nocnoamerykański ma ogromneosiągnięcia, jest to czołówka świa-towa z niesłychaną techniką, siłąi świeżością, wynikającą z histo-rii. Z drugiej strony, po pobyciena Wschodzie, wydaje się nam,że jest trochę wyjałowiony z du-chowości. Kiedy pytamy kogośjak się czuje, słyszymy zawsze,że OK - człowiek tutaj nie poka-zuje słabości, musi być silny iaktywny. Na Wschodzie, z przy-czyn oczywistych, bardziej niżdobrami materialnymi, ludzieżyją duchem i kulturą. Tam czujesię tę rosyjską czy ukraińskąduszę, nostalgię, tęsknotę za

Czwarty Konsul Generalny wolnej Polski w Toronto, dr Piotr Konowrocki, bardzo lubiany wśródPolonii, wszędzie obecny, po czteroletniej misji, wraz z żoną, córką i synem, wraca do Polski. Zajego kadencji zacieśniły się więzy między Polską a Kanadą, Kanada zniosła wizy dla Polaków,powstało wiele ciekawych inicjatyw i imprez. Jego żona Julia prowadziła szkołę polską przyKonsulacie i była nieocenionym łącznikiem z mediami.

Minęły cztery wypełnione po brzegi wydarzeniami i pracą lata. Czas więc na podsumowania...

czymś innym. Tam prowadziłosię długie rozmowy, ale częstogorzkie, nie tylko z powodu wa-runków życia, które dla wielu po-gorszyły się po upadku ZSRS, alewśród Polonii z powodu tęsknotyza utraconą Ojczyzną. Tam dzia-łalność w Polonii jest sposobemna życie, tutaj wynika to z potrze-by aktywności, chęci wykorzy-stania wolnego czasu. Tam byciePolakiem było trudne, długo niewolno było zakładać polskich sto-warzyszeń, organizacji. Deklaro-wanie polskości zamykało drogędo awansu i było w zasadzie pew-nym bohaterstwem. Nic z takie-go etosu nie ma tutaj - to innyświat.Gazeta: Co najbardziej spodoba-ło się Państwu w Kanadzie?P.K.: Luz, prostota życia, wygo-da to elementy, które wciągają.Fascynują przestrzenie, przyro-da, a jednocześnie to poczucie,że mieszka się w części świata,.która jest w czołówce światowej,gdzie rodzą się nowe technolo-gie, tworzą się wielkie ważne rze-czy, które kopiowane są często wEuropie. Podróżowaliśmy ile tyl-ko mogliśmy i to było wspania-łym przeżyciem.Gazeta: A dokąd się Państwo wy-brali?P.K.: Pierwsze wakacje to byłprzejazd samochodem z Torontodo Vancouver. Radzono nam sa-molot, ale my właśnie chcieliśmyprzejechać Kanadę samochodem.To było niesłychane - poczuć tęprzestrzeń, przyrodę. Odbyliśmyteż wyprawy do Stanów - jednądo Kalifornii, drugą na Florydę, atrzecią do północnych stanów.Mniej zachwycała nas architek-tura. Miasta amerykańskie sąbardzo do siebie podobne. Brakspecyfiki i uroku małych miaste-czek europejskich, gdzie ludziesobie siedzą na ryneczkach, wkafejkach, obserwując świat. Tużyje się dużo szybciej. Może dla-tego ludzie są tak bardzo aktyw-ni. Nie marnuje się czasu - istnie-je się wtedy, kiedy się działa.

Gazeta: A jakie najważniejszelekcje wyniósł Pan stąd, czegoważnego się Pan nauczył?P.K.: Nauczyłem się przedewszystkim działania w świeciezachodnim. Robiliśmy tu wieledużych imprez i spotkań. Nauczy-łem się jak je promować, jak dbaćo to, by miały znaczenie i byłyzauważalne. Poznałem też do-brze Polonię, która tutaj jest bar-dziej rozpolitykowana niż naWschodzie. Dobre warunki życiapowodują, że ludzie mają czassię angażować także w politykę.To rozpolitykowanie jest raczejw sferze poglądów, a nie, czegoszkoda, aktywności politycznej.Mamy tu zwolenników wszelkichopcji politycznych - od skrajnejprawicy po lewicę. Moim zda-niem to dobrze - nigdy nie nawo-ływałem do jedności Polonii, boto, aby Polonia była jednomyślnato mrzonki - ale źle, że Polonianie angażuje się politycznie. Pró-by wysuwania kandydatów naposłów czy radnych nie wywołu-ją odzewu, a gdyby Polonia po-szła i zagłosowała, jej kandydatmiałby szansę wygrać Poloniajakby jeszcze nie dostrzegła, żeposiadanie swego przedstawicie-la politycznego jest korzystne dlakażdego obywatela. W przeko-naniu dużej części Polonii jest tojakaś tam odległa sprawa, która"mnie nie dotyczy". Tu jest wiel-kie zadanie dla Kongresu, dla

mediów, aby to zainteresowaniewzbudzać. Teraz idą wybory ipowinno się je wykorzystać.Gazeta: Jak Pan ocenia tutejsząPolonię - jakie są jej wady i zale-ty?P.K.: Wspaniałe jest to, że jestbardzo duża grupa w Polonii, któ-ra chce coś robić, ma pomysły,albo chce się przyłączyć do in-nych ciekawych inicjatyw, chcecoś robić dla Polski, dla kontak-tów polsko-kanadyjskich, dla roz-woju polskości tutaj. Staraliśmysię tych ludzi do Konsulatu przy-ciągać i z nimi współpracować.Jest też duża grupa ludzi, którąudało się w czasie naszej kaden-cji odnaleźć i włączyć do działa-nia. To ludzie, którzy jakby cze-kali, że ktoś zaproponuje im pracęna rzecz Polonii i Polski. Saminie mieli śmiałości, może pomy-słu, i może ochoty, ale kiedy zo-baczyli, że dzieje się dużo dobre-go, przyłączali się do nas. To byłybardzo satysfakcjonujące do-świadczenia.Gazeta: Powiedział Pan wiele cie-płych słów o Polakach z Kana-dzie. A jakie są z perspektywytych czteroletnich doświadczeńspostrzeżenia na temat wad Po-lonii?P.K.: Wolelibyśmy o negatyw-nych cechach nie mówić, bo wszy-scy je mamy.Czasami popełnia-my błędy, ale najważniejsze sąstosunki międzyludzkie. Nie po-

winno być zazdrości o stanowi-ska w Polonii, nie powinno byćzazdrości o to czy ktoś zrobił wię-cej czy mniej, czy o to, że ktoś mawiększą czy mniejszą popular-ność. Zawsze powtarzaliśmy ta-kie zdanie, które się wszystkimpodobało - dla wszystkich jesttutaj miejsce, każdy może sobieznaleźć pole do działania i niedo-brze jest jeśli ktoś komuś szko-dzi. Bo to jest destruktywne, nietylko w sferze samych stosun-ków międzyludzkich, ale destruk-tywne również, a może przedewszystkim dla całego środowi-ska polonijnego, bo jest to ko-mentowane, czasami ktoś się zra-zi i potem nie chce brać udziału wżyciu Polonii. Powinniśmy po-stępować z kulturą. Jeżeli kon-kurować, to konkurować w spo-sób kulturalny i nie obraźliwyczy wyniszczający dla drugiejosoby. Takie zjawiska też obser-wowaliśmy, ale staraliśmy się jełagodzić. Wydaje nam się, że po-stawą, którą przyjęliśmy w Kon-sulacie, zapraszania wszystkichprzedstawicieli środowisk i po-pularyzowania wszystkich teżtrochę łagodziliśmy te napięcia.Nie wchodziliśmy nigdy w kon-flikty, a jeżeli ktoś nas wciągał, tomówiliśmy, żeby nas w to niewciągać, bo nie możemy pomócw tym, a jedyne co możemy tomówić, że to zjawisko jest niedo-bre i uświadamiać, że to działaźle zarówno dla jednej jak i dladrugiej strony. Ale takie zjawi-ska zdarzają się we wszystkichśrodowiskach polonijnych, w jed-nych ostrzej, w innych łagodniej,i wydaje mi się, że tutaj występu-je to w mniej ostrej formie niż naprzykład na Wschodzie.Julia Konowrocka: Jeśli nawetsą negatywne zjawiska w Poloniikanadyjskiej, czy gdziekolwiekw polskim środowisku na świe-cie, to nie jest jakaś typowa dlaPolaków cecha, bo pamiętajmy,że są to normalne cechy ludzkie.Natomiast najważniejsze w tymwszystkim jest dążenie do tego,że jeśli nawet nasze drogi się ro-zeszły z kimś, z kim do tej porywspółpracowaliśmy, to należydążyć do tego, żeby nie niszczyćtego kogoś z kim do tej porywspółpracowaliśmy, a po prostusamemu tworzyć coś innego, no-wego, lepszego. Przecież zwłasz-cza w Kanadzie miejsca jest do-syć dla wszystkich i każda nowainicjatywa się liczy.Gazeta: Co zapamiętali Państwojako coś szczególnego, wyjątko-wego?J.K.: Odpowiem tak bardzo pożyciowemu, przyziemnie. Dlamnie pierwszą rzeczą, jaka rzu-ciła mi się w oczy i nie ukrywam,że jak mnie ktoś pyta o Kanadę,to ja wszystkim mówię: niesamo-wita liczba biegających wiewió-rek. Wiem, że jest to bardzośmieszne, ale zauważa to każdy,kto przyjeżdża z Polski i kto sie-dzi w gabinecie konsula general-nego, gdzie jest piękny widok naogród i po drzewach ganiają sięwiewiórki. Niektórzy goście,sama byłam świadkiem, potrafią

Rozmowa na walizkach

Julia, Piotr i Julka Konowroccy w dniu wyjazdu, na walizkach Fot. Gazeta

W Konsulacie zawsze było gwarno Fot. Adam Orzechowski