strugaccy-piknik na skraju drogi

50
Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi Wst  p Trzeba tworzy! dobro ze z a bo nie ma nic innego, z czego by mo  # na Je tworzy!.  Robert Fenn Warren Fragmenty wywiadu, który przeprowadzi !  specjalny korespondent Radia Harmont z doktorem WALENTINEM PILLMANEM, w zwi"zku z przyznaniem temu ostatniemu Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki za 19... rok  - ... Zapewne pana pierwszym powa " nym odkryciem by # o odkrycie tak zwanego radiantu Pillmana? - Nie sdz. Radiant Pillmana to ani pierwsze, ani powa "ne, ani, %ci%le mówic, odkrycie. I w dodatku niezupe#nie moje. - Pan chyba "artuje, panie doktorze. Radiant Pillmana - te dwa s #owa zna ka"dy ucze& szko#y podstawowej. - Nic dziwnego. Radiant Pillmana pierwszy odkry#  w#a%nie ucze&, niestety nie pamitam jego nazwiska, niech pan zajrzy do "Historii Ldowania" Stetsona, tam pan znajdzie wszystkie szczegó #y. Radiant zosta#  odkryty przez ucznia, wspó#rzdne opublikowa# po raz pierwszy student, a nie wiadomo dlaczego ochrzczono radiant moim nazwiskiem. - Tak, z odkryciami zdarzaj  si zdumiewajce historie. Czy nie móg#  by pan wyja%ni'  naszym s#uchaczom, panie doktorze... - Niech pan pos#ucha, drogi rodaku. Radiant Pillmana to niezmiernie prosta rzecz. Prosz sobie wyobrazi', "e wprowadzi #  pan w ruch obrotowy ogromny globus, a potem zacz $# pan do niego strzela'  z rewolweru. Dziurki na globusie ulo"$  si w pewn okre%lon krzyw. Ca#a istota tego, co pan nazywa moim pierwszym powa "nym odkryciem, zawiera si w prostym fakcie - wszystkie Strefy Ldowania - a jest ich sze%' - rozmieszczone s na powierzchni naszej planety tak. Jakby kto %  sze % ciokrotnie strzeli #  do Ziemi z pistoletu umieszczonego na linii Ziemia - Deneb. Deneb - to alfa gwiazdozbioru (abdzia, a punkt na niebosk #onie, z którego, by tak rzec, strzelano - nazywamy w#a%nie radiantem Pillmana. - Dzikuj w imieniu s#uchaczy, panie doktorze. Drodzy s#uchacze! Nareszcie kto% nam sensownie wyja%ni#, co to takiego radiant Pillmana! Ale a propos, panie doktorze, wczoraj up#yn!#o dok #adnie trzyna%cie lat od dnia Ldowania. By' mo"e, zechce pan w zwizku z tym powiedzie' kilka s#ów swoim rodakom? - A co konkretnie ich interesuje? Niech pan pami ta, "e nie by#o mnie wówczas w Harmont... - Tym bardziej chcieliby%my us#ysze', co pan pomy%la#, kiedy si okaza#o, "e pa&skie rodzinne miasto sta#o si obiektem inwazji obcej supercywilizacji... - Mówic szczerze w pierwszej chwili pomy%la#em, "e to kaczka... Trudno by#o sobie wyobrazi', "e w naszym starym, ma#ym miasteczku wydarzy#o si co% podobnego. Odyby to by#a Gobi, Nowa Funlandia - ale Harmont! - Jednak "e w ko&cu musia# pan uwierzy'. - Istotnie, w ko&cu musia#em. - No i co by#o dalej? - Nagle przysz # o mi do g # owy, " e zarówno Harmont, jak i pozosta # e pi !'  Stref L dowania... przepraszam, wtedy wiedziano tylko o czterech... "e wszystkie one tworz okre%lon krzyw. Obliczy#em wspó#rzdne radiantu i pos#a#em je do "Nature". - I w najmniejszym stopniu nie zaniepokoi # pana los rodzinnego miasta? - Widzi pan, wtedy ju"  wierzy#em w fakt Ldowania, ale jednak w "aden sposób nie by#em w stanie uwierzy'  panicznym korespondencjom o p#oncych dzielnicach, o potworach, które szczególnie chtnie po"era#y starców i dzieci, o krwawych walkach midzy nie%miertelnymi przybyszami z Kosmosu, a nader %miertelnymi, ale nieodmiennie bohaterskimi  pancernymi dywizjami Jego Królewskiej Mo%ci... - Mia# pan s#uszno%'. Pamitam, "e koledzy dziennikarze nie)le wtedy narozrabiali... Powró'my jednak do nauki. Odkrycie radiantu Pillmana by#o pa&skim pierwszym, ale, jak sdz, nie ostatnim wk #adem w nasz wiedz o Ldowaniu. - Pierwszym i ostatnim. - Ale bez wtpienia %ledzi pan uwa"nie stan midzynarodowych bada& w Strefach Ldowania... - Tak... niekiedy przegl dam "Biuletyn". - Ma pan na my % li "Biuletyn Mi dzynarodowego Instytutu Cywilizacji Pozaziemskiej"? - Tak. - A wic co zdaniem pana nale"y uzna' za najwa"niejsze odkrycie ostatnich trzynastu lat? - Sam fakt Ldowania. - Przepraszam? - Sam fakt Ldowania stanowi najwa"niejsze odkrycie nie tylko na przestrzeni ostatnich trzynastu lat, ale w ca #ej historii ludzko%ci. Nie jest takie wa"ne, kim oni byli, sk d i po co przybyli, dlaczego tak krótko go%cili u nas i co si  z nimi stalo pó)niej. Najwa"niejsze, "e teraz ludzko%'  z ca #$  pewno%ci wie, "e nie jest samotna we Wszech%wiecie. Obawiam si, "e Instytutowi Cywilizacji Pozaziemskich ju" nigdy wicej nie uda si dokona' równie fundamentalnego odkrycia. - To wszystko jest ogromnie interesujce, panie doktorze, ale prawd mówic mia#em na my%li odkrycia w dziedzinie techniki. Odkrycia, które mog#aby wykorzysta' nasza ziemska nauka i technika. Przecie"  wielu wybitnych uczonych uwa"a, "e materia#y znajdujce si w Strefach Ldowania mog zmieni' ca#y bieg naszej historii. - No có", ja nie nale"!  do zwolenników tego punktu widzenia. A je"eli chodzi o konkretne znaleziska, to przykro mi, ale nie jestem specjalist. - Jednak od dwóch lat jest pan konsultantem Komisji OFIZ, zajmuj cej si  ca # okszta # tem spraw zwi zanych z Ldowaniem... - To prawda. Ale ja nie mam nic wspólnego z badaniami cywilizacji pozaziemskich. W Komisji, wspólnie z innymi kolegami, reprezentujemy midzynarodowe %rodowisko naukowe, kontrolujc wykonanie rezolucji ONZ w sprawie eksterytorialno %ci Stref Ldowania. Brutalnie mówic, pilnujemy, "eby wszystkim, co znajduje si w Strefach, dysponowa # wy#$ cznie Midzynarodowy Instytut. - Czy"  by na te pozaziemskie cuda jeszcze kto% mia# apetyt? Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi 1 / 50

Upload: filip-krygier

Post on 16-Oct-2015

331 views

Category:

Documents


1 download

TRANSCRIPT

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    1/50

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    Wst!pTrzeba tworzy!dobro ze z"a bo nie ma nic innego, z czego by mo#na Je tworzy!.

    Robert Fenn Warren

    Fragmenty wywiadu, ktry przeprowadzi! specjalny korespondent Radia Harmont z doktoremWALENTINEM PILLMANEM, w zwi"zku z przyznaniem temu ostatniemu Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki za19... rok

    - ... Zapewne pana pierwszym powa"nym odkryciem by#o odkrycie tak zwanego radiantu Pillmana?- Nie s$dz!. Radiant Pillmana to ani pierwsze, ani powa"ne, ani, %ci%le mwi$c, odkrycie. I w dodatku niezupe#nie

    moje.- Pan chyba "artuje, panie doktorze. Radiant Pillmana - te dwa s#owa zna ka"dy ucze&szko#y podstawowej.- Nic dziwnego. Radiant Pillmana pierwszy odkry#w#a%nie ucze&, niestety nie pami!tam jego nazwiska, niech pan

    zajrzy do "Historii L$dowania" Stetsona, tam pan znajdzie wszystkie szczeg#y. Radiant zosta# odkryty przez ucznia,wsp#rz!dne opublikowa#po raz pierwszy student, a nie wiadomo dlaczego ochrzczono radiant moim nazwiskiem.

    - Tak, z odkryciami zdarzaj$ si! zdumiewaj$ce historie. Czy nie mg#by pan wyja%ni' naszym s#uchaczom, paniedoktorze...

    - Niech pan pos#ucha, drogi rodaku. Radiant Pillmana to niezmiernie prosta rzecz. Prosz! sobie wyobrazi', "ewprowadzi#pan w ruch obrotowy ogromny globus, a potem zacz$#pan do niego strzela'z rewolweru. Dziurki na globusieulo"$si!w pewn$okre%lon$krzyw$. Ca#a istota tego, co pan nazywa moim pierwszym powa"nym odkryciem, zawiera si!w prostym fakcie - wszystkie Strefy L$dowania - a jest ich sze%' - rozmieszczone s$na powierzchni naszej planety tak.

    Jakby kto% sze

    %ciokrotnie strzeli

    # do Ziemi z pistoletu umieszczonego na linii Ziemia - Deneb. Deneb - to alfagwiazdozbioru (ab!dzia, a punkt na niebosk#onie, z ktrego, by tak rzec, strzelano - nazywamy w#a%nie radiantem

    Pillmana.- Dzi!kuj! w imieniu s#uchaczy, panie doktorze. Drodzy s#uchacze! Nareszcie kto%nam sensownie wyja%ni#, co to

    takiego radiant Pillmana! Ale a propos, panie doktorze, wczoraj up#yn!#o dok#adnie trzyna%cie lat od dnia L$dowania. By'mo"e, zechce pan w zwi$zku z tym powiedzie'kilka s#w swoim rodakom?

    - A co konkretnie ich interesuje? Niech pan pami!ta, "e nie by#o mnie wwczas w Harmont...- Tym bardziej chcieliby%my us#ysze', co pan pomy%la#, kiedy si! okaza#o, "e pa&skie rodzinne miasto sta#o si!

    obiektem inwazji obcej supercywilizacji...- Mwi$c szczerze w pierwszej chwili pomy%la#em, "e to kaczka... Trudno by#o sobie wyobrazi', "e w naszym

    starym, ma#ym miasteczku wydarzy#o si!co%podobnego. Odyby to by#a Gobi, Nowa Funlandia - ale Harmont!- Jednak"e w ko&cu musia#pan uwierzy'.- Istotnie, w ko&cu musia#em.- No i co by#o dalej?

    - Nagle przysz#o mi do g#owy, "e zarwno Harmont, jak i pozosta#e pi!' Stref L$dowania... przepraszam, wtedywiedziano tylko o czterech... "e wszystkie one tworz$okre%lon$krzyw$. Obliczy#em wsp#rz!dne radiantu i pos#a#em je do"Nature".

    - I w najmniejszym stopniu nie zaniepokoi#pana los rodzinnego miasta?- Widzi pan, wtedy ju" wierzy#em w fakt L$dowania, ale jednak w "aden sposb nie by#em w stanie uwierzy'

    panicznym korespondencjom o p#on$cych dzielnicach, o potworach, ktre szczeglnie ch!tnie po"era#y starcw i dzieci, okrwawych walkach mi!dzy nie%miertelnymi przybyszami z Kosmosu, a nader %miertelnymi, ale nieodmiennie bohaterskimipancernymi dywizjami Jego Krlewskiej Mo%ci...

    - Mia#pan s#uszno%'. Pami!tam, "e koledzy dziennikarze nie)le wtedy narozrabiali... Powr'my jednak do nauki.Odkrycie radiantu Pillmana by#o pa&skim pierwszym, ale, jak s$dz!, nie ostatnim wk#adem w nasz$wiedz!o L$dowaniu.

    - Pierwszym i ostatnim.- Ale bez w$tpienia %ledzi pan uwa"nie stan mi!dzynarodowych bada&w Strefach L$dowania...- Tak... niekiedy przegl$dam "Biuletyn".

    - Ma pan na my%li "Biuletyn Mi!dzynarodowego Instytutu Cywilizacji Pozaziemskiej"?- Tak.- A wi!c co zdaniem pana nale"y uzna'za najwa"niejsze odkrycie ostatnich trzynastu lat?- Sam fakt L$dowania.- Przepraszam?- Sam fakt L$dowania stanowi najwa"niejsze odkrycie nie tylko na przestrzeni ostatnich trzynastu lat, ale w ca#ej

    historii ludzko%ci. Nie jest takie wa"ne, kim oni byli, sk$d i po co przybyli, dlaczego tak krtko go%cili u nas i co si!z nimistalo p)niej. Najwa"niejsze, "e teraz ludzko%'z ca#$pewno%ci$wie, "e nie jest samotna we Wszech%wiecie. Obawiam si!,"e Instytutowi Cywilizacji Pozaziemskich ju"nigdy wi!cej nie uda si!dokona'rwnie fundamentalnego odkrycia.

    - To wszystko jest ogromnie interesuj$ce, panie doktorze, ale prawd! mwi$c mia#em na my%li odkrycia wdziedzinie techniki. Odkrycia, ktre mog#aby wykorzysta' nasza ziemska nauka i technika. Przecie" wielu wybitnychuczonych uwa"a, "e materia#y znajduj$ce si!w Strefach L$dowania mog$zmieni'ca#y bieg naszej historii.

    - No c", ja nie nale"!do zwolennikw tego punktu widzenia. A je"eli chodzi o konkretne znaleziska, to przykro mi,ale nie jestem specjalist$.

    - Jednak od dwch lat jest pan konsultantem Komisji OFIZ, zajmuj$cej si! ca#okszta#tem spraw zwi$zanych zL$dowaniem...

    - To prawda. Ale ja nie mam nic wsplnego z badaniami cywilizacji pozaziemskich. W Komisji, wsplnie z innymikolegami, reprezentujemy mi!dzynarodowe %rodowisko naukowe, kontroluj$c wykonanie rezolucji ONZ w sprawieeksterytorialno%ci Stref L$dowania. Brutalnie mwi$c, pilnujemy, "eby wszystkim, co znajduje si!w Strefach, dysponowa#wy#$cznie Mi!dzynarodowy Instytut.

    - Czy"by na te pozaziemskie cuda jeszcze kto%mia#apetyt?

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    1 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    2/50

    - Tak.- Zapewne ma pan na my%li stalkerw?- Nawet nie wiem, co to takiego.- Tak u nas, w Harmont, nazywaj$ zuchwalcw, ktrzy na w#asne ryzyko przekradaj$ si! do Strefy i wynosz$

    stamt$d wszystko, co im wpadnie w r!ce. To nowy, nie znany dotychczas fach.- Rozumiem. Nie, to nie le"y w naszej kompetencji.- Jasne! Tymi sprawami zajmuje si! policja. Ale ogromnie chcieliby%my wiedzie', co w#a%ciwie le"y w pa&skiej

    kompetencji, panie doktorze?- Wiadomo, "e istnieje sta#y przemyt przedmiotw ze Stref L$dowania. Materia#y dostaj$ si! w r!ce

    nieodpowiedzialnych jednostek oraz ca#ych organizacji. Nas, uczonych i cz#onkw Komisji, interesuj$ rezultaty tego

    przemytu.- Czy nie mg#by pan wypowiedzie'si!bardziej konkretnie?- Wie pan, lepiej porozmawiajmy o sztuce. Czy naprawd! pa&skich s#uchaczy nie interesuje moja opinia o

    niezrwnanej Qwendy Muller?- Ale" oczywi%cie! Ale najpierw mo"e sko&czymy z nauk$. Czy pan jako uczony, nie ma czasem ochoty zaj$' si!

    tymi pozaziemskimi cudami?- Jak by to panu powiedzie'... Prawdopodobnie.- A wi!c niewykluczone, "e pewnego pi!knego dnia mieszka&cy Harmont zobacz$ swego s#awnego rodaka na

    ulicach miasta?- Niewykluczone.

    1. RED SHOEHART.lat 23, kawaler. Laborant Mi#dzynarodowego Instytutu Cywilizacji Pozaziemskich, Filia w Harmont

    Poprzedniego dnia wieczorem stoimy sobie z nim w przechowalni. Wystarczy zrzuci'Kombinezony i mo"na i%' wmiasto, zajrze'do "Barge" i wypi'co%stosownego dla wzmocnienia duszy i cia#a. Ja stoj!ot, tak sobie, podpieram %cian!,swoje zrobi#em i ju"trzymam w pogotowiu papierosa, pali'mi si!chce w%ciekle - od dwch godzin nie mia#em papierosaw ustach. A on jako% nie mo"e rozsta' si! ze swoimi skarbami. Za#adowa# jeden sejf, zamkn$#, opiecz!towa#, terazza#adowuje drugi: zdejmuje z transportera "pustaki", ogl$da ka"dy ze wszystkich stron (a ci!"kie s$%cierwa jak wielkienieszcz!%cie, ka"dy wa"y sze%'i p#kilo) i starannie ustawia na p#kach.

    Okropnie d#ugo ju"wojuje z tymi "pustakami" i moim skromnym zdaniem bez "adnego po"ytku dla ludzko%ci. Najego miejscu ja bym ju" dawno ola#spraw! i za te same pieni$dze zaj$#bym si! czym% innym. Chocia"z drugiej strony,je%li si!zastanowi', taki "pustak" rzeczywi%cie jest niezmiernie zagadkowy, i mo"na powiedzie' - szemrany. Ile to ja si!ich nad)wiga#em, a wszystko jedno, za ka"dym razem jak je zobacz!, od nowa nie mog! si!nadziwi'. Dwie miedzianeokr$g#e p#ytki wielko%ci spodeczka, grube na pi!'milimetrw, odleg#o%' mi!dzy p#ytkami czterysta milimetrw, i oprcztej odleg#o%ci niczego mi!dzy p#ytkami nie ma. Mo"na tam wsadzi' r!k!, mo"na i g#ow!, je"eli kompletnie zg#upia#e%zezdziwienia - pustka, pustka, powietrze. Pomimo to co%miedzy nimi oczywi%cie by'musi, si#a jaka%, tak ja to rozumiem,

    poniewa"ani %cisn$'tych p#ytek, ani rozerwa'nikomu si!jeszcze nie uda#o.No ch#opaki, trudno opisa'co%podobnego komu%, kto tego nie widzia#. Jako%to zbyt proste, szczeglnie je%li si!dobrze przyjrze'i uwierzy'wreszcie w#asnym oczom. To zupe#nie tak samo, jakby komu%opisywa'szklank!, albo nie dajBo"e kieliszek - tylko palcami wodzisz i klniesz w poczuciu absolutnej bezsilno%ci. Dobra, zak#adamy, "e%cie wszystkozrozumieli, a je"eli kto%nie zrozumia#, niech we)mie "Biuletyn" naszego instytutu - w ka"dym numerze znajdzie artyku#y o"pustakach" z fotografiami...

    Jednym s#owem Kiry# ju"prawie od roku wojuje z tymi "pustakami". Jestem u niego od samego pocz$tku i skarzmnie Bg, je"eli rozumiem, czego on si!po nich spodziewa, zreszt$, je%li mam by'szczery, nadmiernie nie wysilam swegoumys#u. Niech najpierw on sam zrozumie, niech sam rozwi$"e t! #amig#wk!, a wtedy, by' mo"e, pos#ucham, co b!dziemia#do powiedzenia. Na razie natomiast jasne jest dla mnie jedno - Kiry#musi za wszelk$cen!chocia"jednego "pustaka"wypatroszy', nadgry)'kwasami, zgnie%'pod pras$, stopi'w piecu. I wtedy wszystko stanie si!dla niego jasne, zdob!dzies#aw! i chwa#!, a ca#a %wiatowa nauka zap#acze z zachwytu rzewnymi #zami. Ale chwilowo, o ile si!orientuj!, do tegobardzo jeszcze daleko. Niczego do tej pory nie osi$gn$#, uszarpa# si! tylko nieprzytomnie, pozielenia#nawet, zrobi# si!milcz$cy, wygl$da jak chory pies i chyba oczy mu #zawi$. Gdyby to by#kto%inny, zaprowadzi#bym go na wdk!, a potemna dziwki, "eby go rozrusza#y, a rano znowu na wdk!i znowu na dziwki, tylko inne, i po tygodniu czu#by si!jak %wie"onarodzony - uszy do gry, g!ba od ucha do ucha. Tylko, "e nie dla Kiry#a takie lekarstwo - nawet proponowa'nie warto.

    A wi!c stoimy, znaczy si!, w przechowalni, patrz!na Kiry#a, widz!, co si!z nim dzieje, jakie ma zapadni!te oczy, itak mi si!go "al robi, "e nie macie poj!cia. I w#a%nie wtedy zdecydowa#em. To znaczy nie tyle nawet zdecydowa#em, tylkojakby mnie kto%poci$gn$#za j!zyk.

    - S#uchaj - mwi!- Kiry#...A Kiry#w#a%nie stoi i trzyma w r!ku ostatniego "pustaka" i wpatruje si!w niego jakby chcia#wle)'do %rodka.- S#uchaj - mwi!- Kiry#l A gdyby%mia#pe#nego "pustaka", to co?- Pe#ny "pustak"? - powtarza i marszczy brwi, jakbym z nim nagle zacz$#rozmawia'po chi&sku.- No tak - mwi!. - Ta twoja hydromagnetyczna pu#apka, jak jej tam... obiekt 77-b. Tylko z jakim%niebieskawym

    paskudztwem w %rodku.Widz!, "e zaczyna do niego dociera'. Podnis#na mnie oczy, przymru"y#powieki i widz!, "e gdzie% tam, za psimi

    #zami pojawia si!jaki%przeb#ysk rozumu, jak on sam uwielbia si!wyra"a'.

    - Poczekaj - mwi. - Jak to pe#ny? Taki sam jak ten, tylko pe#ny?- Aha.- Gdzie?Nareszcie. Dotar#o. Nadstawi#uszu. g!ba od ucha do ucha.- Chod)- mwi!- zapalimy.Kiry# "ywo wepchn$# "pustaka" do sejfu, zatrzasn$# drzwiczki, przekr!ci# klucz trzy i p# raza i poszli%my z

    powrotem do laboratorium. Za zwyczajnego "pustaka" Ernest daje czterysta na r!k!, a za pe#nego - ja bym z niego,

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    2 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    3/50

    sukinsyna, siedem skr zdar#, ale mo"ecie mi wierzy'albo nie, wtedy nawet o tym nie pomy%la#em, bo mj Kiry#, jakbymu kto w kiesze&naplu#biegnie po dwa schodki na gr!, nawet zapali'cz#owiekowi nie da. Jednym s#owem, wszystko muopowiedzia#em - Jak wygl$da, gdzie le"y i jak si!do niego naj#atwiej dosta'. Kiry#od razu wyci$gn$#plan, znalaz# tengara", zaznaczy# go palcem, spojrza# na mnie i, rzecz jasna, od razu wszystko zrozumia#, zreszt$ niewiele tu by#o dorozumienia!

    - Ach, ty! - mwi i u%miecha si!. - Ho c", trzeba i%', najlepiej od razu jutro rano. O dziewi$tej zamwi!przepustki i"kalosz", a o dziesi$tej zmwimy paciorek i pjdziemy. Co ty na to?

    - Mo"na - odpowiadam. - A kto na trzeciego?- A po co trzeci?- E, nie - mwi!- to nie piknik z dziewczynami. A je%li co%ci si!stanie? To jest Strefa - mwi!- porz$dek musi by'.

    Kiry#lekko si!u%miechn$#, wzruszy#ramionami.- Jak sobie chcesz! Ty si!lepiej na tym znasz. Pewnie "e lepiej! Kiry#, rzecz jasna, przejawia#trosk!o cz#owieka, toznaczy pomy%la#o mnie - obejdziemy si!bez trzeciego, pojedziemy we dwjk!, cisza, spokj, i ja b!d!czysty jak kryszta#.Tylko "e dobrze wiem - ludzie z instytutu we dwjk!do Strefy nie chodz$. U nich jest taki obyczaj: dwaj robi$, co do nichnale"y, trzeci za%si!przygl$da, a kiedy go potem zapytaj$- opowie.

    - Gdyby to ode mnie zale"a#o, wzi$#bym Austina - mwi Kiry#. - Ale ty si!pewnie nie zgodzisz. A mo"e jednak?- Nie - mwi!. - Tylko nie Austina. Austina we)miesz innym razem.Austin to niez#y ch#opak, strach i odwaga s$w nim wymieszane w odpowiednich proporcjach, ale moim zdaniem

    jest ju" trefny. Kiry#owi tego nie wyt#umaczysz, ale ja takie rzeczy widz!- wyobrazi#sobie, "e Stref!zna i "e ju"wszystkojest w niej dla niego jasne - a to znaczy, "e nied#ugo b!dziemy mieli znajomy pogrzeb. No i na zdrowie. Tylko "e ja niereflektuj!. - No dobrze - mwi Kiry#- A Tender? Tender to jego drugi laborant. Niczego sobie ch#op. Spokojny.

    - Troch!za stary - mwi!. - A poza tym ma dzieci...- To nic. On ju"chodzi#do Strefy.- Dobrze - mwi!. - niech b!dzie Tender... Jednym s#owem zostawi#em Kiry#a siedz$cego nad planem, a sam

    poszed#em pro%ciutko do "Barge", bo "re'mi si!chcia#o nieprzytomnie, a i w gardle mi zasch#o.Dobra. Przychodz!nast!pnego dnia jak zwykle o dziewi$tej, pokazuj!przepustk!, a na portierni dy"uruje ten sam

    tyczkowaty sier"ant, ktrego w zesz#ym roku nie)le obs#u"y#em, kiedy po pijaku zacz$#si!dowala'do Guty.- Cze%'- mwi do mnie. - Ciebie - mwi - Rudy, szukaj$ po ca#ym instytucie... W tym momencie przerywam mu

    grzecznie.- Dla ciebie nie jestem "aden Rudy - mwi!. - I nie staraj si!mi podliza', szwedzka k#onico.- Na mi#o%'bosk$. Rudy! - mwi sier"ant zdumiony. - Przecie"wszyscy tak ci!nazywaj$.Przed Stref$ zawsze jestem roztrz!siony i jeszcze trze)wy na dodatek - z#apa#em go za pas i ze wszystkimi

    szczeg#ami opowiedzia#em mu, kim jest i dlaczego matka go zrodzi#a. On splun$#, zwrci#mi przepustk! i ju" bez tychwszystkich czu#o%ci mwi:

    - Obywatel Red Shoehart ma niezw#ocznie stawi'si!u kapitana Herzoga. Pe#nomocnika do Spraw Bezpiecze&stwa.- O w#a%nie - mwi!- to co innego. Ucz si!, sier"ancie, a zostaniesz lejtnantem.A sam my%l!: co to znowu? Czego te"mo"e chcie'ode mnie kapitan Herzog w godzinach pracy? Dobra, id! si!

    stawi'. Kapitan ma gabinet na trzecim pi!trze, luksusowy gabinet, i kraty w oknach jak na policji. Sam Willy siedzi zaswoim biurkiem, pyka fajk! i uprawia biurokracj! za pomoc$maszyny do pisania, a w k$cie grzebie w stalowym sejfiejaki%sier"ancina, nowy chyba, nie znam go. W naszym instytucie tych sier"antw jest wi!cej ni"w przeci!tnej dywizji iwszyscy tacy dorodni, krew z mlekiem - do Strefy nie musz$chodzi', a na wszelkie zmartwienia naszego %wiata pluj$ztrzeciego pi!tra.

    - Dzie&dobry - mwi!. - Pan mnie wzywa#? Willy patrzy na mnie jak na ropuch!, odsuwa maszyn!, k#adzie przedsob$grub$tekturow$teczk!i zaczyna przegl$da'papiery.

    - Red Shoehart? - pyta.- We w#asnej osobie - odpowiadam, a %mia'mi si!chce, "e ledwie mog! wytrzyma'. Taki nerwowy chichot mn$

    trz!sie.- Od jak dawna pracujecie w instytucie?- Dwa lata, trzeci rok w#a%ciwie.- Stan cywilny?- Samotny - odpowiadam. - Sierota. Na to kapitan odwraca si! do swojego sier"anta i rozkazuje mu surowym

    g#osem:- Sier"ancie Lummer, prosz!i%'do archiwum i przynie%'akta sprawy numer sto pi!'dziesi$t.Sier"ant zasalutowa#i znikn$#, a Willy zamkn$#teczk!i tak pos!pnie pyta:- Znowu to samo?- Co znowu?- Sam dobrze wiesz. Mow!materia#y przysz#y w twojej sprawie. Tak, my%l!.- A sk$d te materia#y?Willy zas!pi#si!i ze z#o%ci$zacz$#t#uc swoj$fajk$o popielniczk!.- To nie twoja rzecz - mwi. - Ostrzegam ci!, bo znamy si!nie od dzisiaj - rzu'to wszystko i to raz na zawsze. Jak

    ci! drugi raz z#api$, sze%cioma miesi$cami si! nie wymigasz. A z Instytutu wylecisz natychmiast i to na wieki wiekw,rozumiesz?

    - Rozumiem - mwi!- to akurat rozumiem dobrze, nie rozumiem tylko, co za %cierwo na mnie donios#o...Ale kapitan znowu patrzy na mnie o#owianym spojrzeniem, pogwizduje pust$fajk$i grzebie w swoich papierach. To

    znaczy, "e wrci#sier"ant Lummer z aktami sprawy numer sto pi!'dziesi$t.- Dzi!kuj!, Shoehart - mwi kapitan Willy Herzog o przezwisku Tucznik. - To wszystko, co chcia#em us#ysze'.No a ja poszed#em do szatni, przebra#em si!w kombinezon, zapali#em, przez ca#y czas my%l!- sk$d ten sw$d? Je"eli

    z instytutu, to przecie"lipa, nikt tu o mnie nic nie wie i wiedzie'nie mo"e. A je"eli przyszed#papier z policji... to o czymoni mog$ tam wiedzie', prcz moich starych spraw? A mo"e *cierwnik wpad#? To bydl!, "eby samemu si! wykr!ci',rodzon$ matk! sprzeda. Ale przecie" i *cierwnik nic o mnie teraz nie wie. My%la#em, my%la#em, nic m$drego niewymy%li#em i postanowi#em nie zawraca'sobie g#owy! Ostatni raz by#em w Strefie noc$trzy miesi$ce temu, prawie ca#y

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    3 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    4/50

    towar ju" opyli#em i prawie wszystkie pieni$dze wyda#em, teraz mog$mnie #apa'do s$dnego dnia. Ale kiedy ju"szed#empo schodach na gr!, nagle sp#yn!#o na mnie ol%nienie, i to takie, "e wrci#em do szatni, usiad#em i znowu zapali#em.Wychodzi#o na to, "e do Strefy dzisiaj i%' nie mog!, i to pod "adnym pozorem. Ani jutro nie mog!, ani pojutrze.Wychodzi#o na to, "e gliny znowu mnie maj$ na oku, "e nie zapomnieli o mnie, a je"eli nawet zapomnieli, to kto% imw#a%nie przypomnia#. Obecnie to ju"zreszt$niewa"ne, kto mianowicie. Ka"dy stalker, je"eli tylko nie upad#na g#ow!, wie,"e go %ledz$. Teraz musz! siedzie'cicho w najciemniejszym k$cie, jaki uda mi si! znale)'. Jaka znowu Strefa? Ja tamnawet z przepustk$od ilu ju"miesi!cy nie by#em! Czego si!czepiacie uczciwego laboranta?

    Obmy%li#em to wszystko i nawet jakby pewn$ulg! uczu#em, "e nie musz!dzisiaj i%'do Strefy. Tylko jakby o tymmo"liwie delikatnie zawiadomi'Kiry#a? Powiedzia#em mu wprost:

    - Do Strefy nie id!. Jakie b!d$dalsze polecenia?

    Na te s#owa Kiry#oczywi%cie wyba#uszy#na mnie oczy. Potem widocznie dotar#o do niego, bo wzi$#mnie za #okie',zaprowadzi#do swojego gabineciku, posadzi#przy swoim biurku, a sam usiad#obok na parapecie. Zapalili%my. Milczymy,nast!pnie Kiry#pyta mnie ostro"nie:

    - Czy co%si!sta#o. Red? No i co ja mam powiedzie'.- Nie - mwi!- nic si!nie sta#o. A wiesz, przer"n$#em wczoraj w pokera dwadzie%cia zielonych - ten Nunnun gra jak

    stary...- Poczekaj - mwi Kiry#. - Ty co, rozmy%li#e%si!?A"st!kn$#em z wysi#ku.- Nie mog!- mwi!do niego, a sam a"z!by zaciskam. - Nie mog!, rozumiesz? Przed chwil$wezwa#mnie do siebie

    Herzog.Kiry# oklap#. Znowu wygl$da# jak p#tora nieszcz!%cia, i znowu mia# oczy chorego pudla. Westchn$# tak jako%

    spazmatycznie, zapali#nowego papierosa od starego niedopa#ka i mwi cicho:- Mo"esz mi wierzy'. Red, "e ja nikomu s#owa nie powiedzia#em.- Daj spokj - mwi!. - To nie o ciebie chodzi.- Ja nawet Tenderowi jeszcze nie powiedzia#em. Wypisa#em mu przepustk!i nawet nie zapyta#em go, czy pjdzie z

    nami, czy nie...Ja milcz!, siedz!i pal!. I %mia'mi si!chce i p#aka', nic biedak nie rozumie.- A czego chcia#od ciebie Herzog?- Nic specjalnego - mwi!. - Kto%na mnie donis#i to wszystko.Popatrzy# na mnie jako%dziwnie, zeskoczy# z parapetu i zacz$#chodzi'po swoim gabineciku tam i z powrotem.

    Kiry#biega po gabinecie, a ja siedz!, dmucham dymem i milcz!, g#upio mi, "e tak idiotycznie to wszystko wysz#o - %liczniego wyleczy#em z melancholii, szkoda gada'. A czyja to wina? Wy#$cznie moja. Pokaza#em dziecku czekoladk!, aczekoladka jest schowana w zaczarowanej skrzyni, a skrzyni pilnuje z #y czarodziej... W tym momencie Kiry#przestajebiega', staje obok mnie, patrzy gdzie%w bok, wida', "e mu g#upio, i pyta:

    - S#uchaj, Red, a ile mo"e kosztowa'taki pe#ny "pustak"?Z pocz$tku nie zrozumia#em, z pocz$tku pomy%la#em, "e on liczy na kupienie gdzie% takiego "pustaka", tylko "e

    gdzie tam co% podobnego kupisz, by' mo"e jeden jedyny na ca#ym %wiecie stoi w tamtym gara"u, zreszt$ tak czy tak,

    pieni!dzy by mu nie starczy#o, sk$d u niego pieni$dze - zagraniczny specjalista i to jeszcze z Rosji. A potem raptem jakbywe mnie piorun strzeli# - to znaczy "e on, dra&, my%li, "e ja dla forsy?! Ach ty, my%l!, sukinsynu, za kogo ty mniebierzesz?! Ju"nawet usta otworzy#em, "eby mu to wszystko powiedzie'. I zaj$kn$#em si!. Bo co innego, mwi$c otwarcie,mia#o mnie my%le'? Stalker to stalker, nie ma co robi'b#!kitnych oczu, poka"cie mu tylko fors!, za fors!stalker w#asnym"yciem zahandluje. Tak to w#a%nie teraz wygl$da, "e wczoraj zarzuci#em przyn!t!, a dzisiaj zabieram mu j$sprzed nosa,cen!podbijam. A" mi j!zyk stan$#ko#kiem od tych my%li, a Kiry#patrzy na mnie badawczo, oczu ze mnie nie spuszcza iwidz! w tych oczach nawet nie pogard!, a jakby nawet jakie% zrozumienie. I wtedy spokojnie mu wszystkowyt#umaczy#em.

    - Do gara"u - mwi! - jeszcze nikt z przepustk$ nie chodzi#. Droga do niego nie jest jeszcze oznakowana, wiesz otym. Teraz pomy%l, wracamy stamt$d i twj Tender zaczyna wszystkim opowiada', jak to zasun!li%my prosto do gara"u,zabrali%my co trzeba i z powrotem do domu. Jakby%my skoczyli do sklepu naprzeciwko. I dla ka"dego b!dzie jasne -mwi! - "e z gry wiedzieli%my, dok$d i po co idziemy. A to znaczy, "e kto% nam da#cynk. A ju" kto z nas trzech -komentarze chyba zbyteczne. Rozumiesz, czym to dla mnie pachnie?

    Sko&czy#em swoje przemwienie, spojrzeli%my sobie g#!boko w oczy i milczymy. Potem nagle Kiry#klasn$#w r!ce,zatar#d#onie i niby ra)no oznajmia:

    - No c", jak nie to nie. Rozumiem ci!. Red, i nie pot!piam. Pjd!sam. A nu"wszystko dobrze si! sko&czy... niepierwszy raz.

    Roz#o"y# plan na parapecie opar#si! o niego #okciami, przygarbi#, i ca#a jego dziarsko%' z miejsca wyparowa#a.S#ysz!, jak mruczy do siebie:

    - Sto dwadzie%cia metrw... nawet sto dwadzie%cia dwa... i jeszcze w samym gara"u... Nie, nie wezm!Tendera. Jakmy%lisz. Red mo"e nie warto bra'Tendera? Jak by nie by#o, ma dwoje dzieci...

    - Samego ci!nie puszcz$- mwi!.- Wypuszcz$ - mruczy - znam wszystkich sier"antw... i lejtnantw te"znam... nie podobaj$mi si! te ci!"arwki!

    Trzyna%cie lat pod go#ym niebem i ci$gle jak nowe... Dwadzie%cia krokw dalej cysterna - zardzewia#a, dziurawa jak sito, aone jakby prosto z fabryki... Och, ta Strefa!

    Unis#g#ow! znad planu i zapatrzy# si!w okno. I ja te" spojrza#em w okno. Szyby w naszych oknach s$grube,solidne, a za szyb$Strefa - matula, oto ona, dwa kroki st$d, z dwunastego pi!tra wida'j$jak na d#oni...

    Tak popatrze'na ni$- niby ziemia jak ziemia. S#o&ce j$ogrzewa tak, jak ogrzewa ca#$reszt!ziemi i niby nic si!niezmieni#o, niby wszystko wygl$da tak samo, jak trzyna%cie lat temu. Gdyby nieboszczyk tatu% popatrzy#, toby nicspecjalnego nie zauwa"y#, mo"e tylko by zapyta#, dlaczego fabryka nie dymi. strajkuj$czy co? Sto"kowate ha#dy "#tejziemi, nagrzewnice blikuj$na s#o&cu, szyny, szyny, szyny, na szynach lokomotywa, za ni$wagoniki, platformy...

    Przemys#owy krajobraz, jednym s#owem. Tylko ludzi nie ma. Ani "ywych, ani martwych. A oto i gara"wida'- d#ugaszara g$sienica, brama na o%cie", na parkingu stoj$ ci!"arwki. Trzyna%cie lat stoj$ i nic si! z nimi nie dzieje. To Kiry#bystrze zauwa"y# - g#wka pracuje. Nie daj Bo"e mi!dzy dwa samochody si! pcha', samochody trzeba z daleka

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    4 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    5/50

    obchodzi'... tam jest jedna taka szczelinka w asfalcie, je%li oczywi%cie od tamtego czasu cierniem nie zaros#a... Stodwadzie%cia metrw - odk$d on liczy? A, chyba od ostatniego znaku. S#usznie, stamt$d wi!cej nie b!dzie. Brawookularnicy, nie na darmo chleb jedz$... Patrzcie, oznakowali drog! do samego wysypiska, i to jak chytrze! O, tu jestrozpadlina, w ktrej Zgnilec znalaz#wieczny spoczynek, wszystkiego dwa metry od ich drogi... A przecie"ostrzega#wtedyKosmaty Zgnilca - trzymaj si!, idioto, z daleka od do#w, bo nie b!dzie czego do trumny w#o"y'... I mia# %wi!t$ racj!,nawet "adna trumna nie by#a potrzebna... Kiedy idziesz do Strefy, to sobie zakonotuj: z towarem wrci#e%- cud boski, z"yciem uszed#e%- daj na msz!, kula patrolu - fart, a ca#a reszta - jak los zdarzy.

    Spojrza#em na Kiry#a i widz!, "e mnie spod oka obserwuje. I twarz ma tak$, "e w tym momencie wszystkie mojemocne postanowienia diabli wzi!li. A niech ich wszystkich, my%l!, szlag trafi, co w#a%ciwie mog$mi zrobi'? Kiry# ju" wogle mg#nic nie mwi', ale powiedzia#.

    - Shoehart - mwi. - Z oficjalnych, podkre%lam, z oficjalnych )rde#otrzyma#em informacj!, "e zbadanie gara"umo"e przynie%' nauce ogromn$korzy%'. W zwi$zku z tym powsta#projekt wyprawy do gara"u. Premi!gwarantuj!. - Iu%miecha si!, jakby wygra#sto tysi!cy.

    - A z jakich to oficjalnych )rde#pochodzi ta informacja? - pytam i te"u%miecham si!jak idiota.- Z poufnych )rde#- odpowiada. - Ale panu mog!powiedzie'... - przesta#si!u%miecha'i zas!pi#si!. - Powiedzmy

    od doktora Douglasa.- Aha - mwi!- od doktora Douglasa... A od ktrego to Douglasa?- Od Sama Douglasa - odpowiada sucho. - Od tego, ktry zgin$#w ubieg#ym roku.A" mnie dreszcz przeszed#. A "eby ci!! Kto przed wyj%ciem mwi o takich rzeczach? Mo"esz tym okularnikom

    ko#ki na g#owie ciosa'- nic do nich nie dociera... Z#ama#em niedopa#ek w popielniczce i mwi!:- Dobra. Gdzie twj Tender? D#ugo jeszcze b!dziemy na niego czeka'?Jednym s#owem na ten temat wi!cej nie rozmawiali%my. Kiry#zadzwoni#na baz! transportow$, zamwi#"lataj$cy

    kalosz", a ja wzi$#em plan, "eby zobaczy', co oni tam narysowali. Zupelnie nie)le narysowali, w normie. Na podstawiefotografii z lotu ptaka, w du"ym powi!kszeniu. Wida'nawet bie"nik na oponie, ktra le"y pod bram$gara"u. Ech, ile byka"dy stalker da# za taki plan... a zreszt$, na jak$ choler! zda si! plan po nocy, kiedy pokazujesz gwiazdom zadek iw#asnych r$k nie mo"esz zobaczy'.

    A tymczasem objawi#si!i Tender. Czerwony, zadyszany. Crka mu zachorowa#a, musia#lecie'po lekarza, no a myuraczyli%my go radosn$wiadomo%ci$ - idziemy do Strefy. Z pocz$tku nawet o sapaniu zapomnia#, biedactwo. "Jak to doStrefy? - mwi - Dlaczego w#a%nie ja?" Jednak"e kiedy us#ysza#o podwjnej premii i o tym, "e Red Shoehart rwnie"idzie, oprzytomnia#i znowu zacz$#sapa'.

    Jednym s#owem zeszli%my we trjk!do "buduaru". Kirry#polecia#po przepustki, pokazali%my je jeszcze jednemusier"antowi, a ten sier"ant wyda#nam skafandry. Trzeba przyzna', "e to wyj$tkowo po"yteczny wynalazek. Gdyby go takjeszcze przefarbowa'z czerwonego na jaki%inny bardziej odpowiedni kolor.

    Ka"dy stalker wy#o"y za taki skafander pi!'set zielonych bez zmru"enia oka. Ju"dawno przysi$g#em sobie, "e stan!na uszach i gwizdn!chocia"by jeden. Ma pierwszy rzut oka niby nic specjalnego, skafander jak dla nurka i he#m jak dlanurka, z przodu przezroczysty. Mo"e nawet nie jak u nurka, a raczej jak u lotnika w samolotach nadd"wi!kowych albo jaku kosmonauty. Lekki, wygodny, nigdzie nie ci%nie i nie pocisz si!w nim z gor$ca. W takim skafandrze mo"na i%'cho'by w

    ogie& i te" "aden gaz do %rodka nie przeniknie, nawet kula. jak mwi$, go nie przebije. Oczywi%cie i ogie&, i jaki%tamiperyt, i kula karabinowa - to wszystko jest nasze, ziemskie, ludzkie. W Strefie niczego takiego nie ma, w Strefie nie tegotrzeba si!ba'. Zreszt$, co tu gada', i w tych skafandrach ludzie te"gin$jak muchy. Inna sprawa, "e bez skafandrw mo"eby#oby jeszcze gorzej. Od "ognistego puchu" na przyk#ad skafandry zabezpieczaj$ na sto procent, i od pluni!'"diabelskiejkapusty"... no, dobra.

    Wle)li%my w skafandry, przesypa#em mutry z woreczka do bocznej kieszeni i przemaszerowali%my przez ca#y tereninstytutu do wyj%cia w Stref!. Taki jest u nich obyczaj! niech widz$- oto "o#nierze nauki id$sk#ada'swoje "ycie na o#tarzuwiedzy, ludzko%ci i Ducha *wi!tego, amen. I rzeczywi%cie we wszystkich oknach a" do czternastego pi!tra stoj$,wsp#czuj$, tylko jeszcze brakuje powiewaj$cych chusteczek i orkiestry.

    - Rwnaj krok - mwi!do Tendera. - Ka#dun wci$gnij, nieszcz!sny #amago! Wdzi!czna ludzko%' nie zapomni otobie!

    Spojrza#na mnie i widz!, "e mu nie w g#owie "arty. I s#usznie - jakie tam "arty! Ale kiedy idziesz do Strefy, to ju"jedno z dwojga: albo p#aka', albo si!%mia', a ja jeszcze nigdy w "yciu nie p#aka#em. Spojrza#em na Kiry#a. nie powiem,trzyma si!nie)le, tylko wargami porusza, jakby si!modli#.

    - Modlisz si!? - pytam. - Mdl si!- mwi!- mdl! Im dalej w Stref!, tym bli"ej do nieba...- Co? - pyta, bo nie dos#ysza#.- Mdl sie! - krzycz!. - Stalkerw wpuszczaj$do nieba bez kolejki!Wtedy Kiry#si! u%miechn$#i poklepa#mnie po plecach, niby - nie bj si!nic, ze mn$ nie zginiesz, a w ogle raz

    kozie %mier'. Zabawny facet, jak Boga kocham.Oddali%my przepustki ostatniemu sier"antowi. Tym razem w drodze wyj$tku okaza#si!lejtnantem, znam go zreszt$,

    jego ojciec handluje w Rexopolu nagrobkami. "Lataj$cy kalosz" ju"na nas czeka, ch#opcy z bazy podstawili go pod sam$wartowni!. Wszystko ju" jest na miejscu - i "pogotowie ratunkowe", i stra" po"arna, i nasza waleczna gwardia,nieustraszeni ratownicy, kupa spasionych darmozjadw ze swym helikopterem. Patrze'na nich nie mog!!

    Wle)li%my do "kalosza", Kiry#usiad#przy sterach i mwi do mnie:- No, Red, obejmuj dowodzenie.Bez zb!dnego po%piechu rozpi$#em zamek b#yskawiczny na piersi, wyj$#em zza pazuchy manierk!, goln$#em jak

    nale"y, zakr!ci#em zakr!tk!i schowa#em manierk!z powrotem. Bez tego nie potrafi!. Ktry to ju"raz id!do Strefy, a bez

    tego nie mog!. Tamci dwaj patrz$na mnie, czekaj$.- A wi!c tak - mwi!. - Wam nie proponuj!, dlatego "e idziemy razem pierwszy raz i nie wiem, jak na was dzia#aalkohol. Regulamin b!dzie taki: wszystko, co powiem, wykonywa'natychmiast i bez gadania. Je"eli kto%zagapi si! albozacznie jakie%tam pytania zadawa'- b!d!pra#czym popadnie, za co z gry przepraszam, na przyk#ad tobie, panie Tender,powiem: sta&na r!kach i id)naprzd. I w tej"e chwili pan Tender musi zadrze' swoj$ci!"k$dup!do gry i robi', co mukazano. A nie pos#uchasz, to, by'mo"e, swojej chorej creczki nigdy wi!cej w "yciu nie zobaczysz. Rozumiesz? Ale ju"jasi!zatroszcz!, "eby%j$zobaczy#.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    5 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    6/50

    - Ty, Red, tylko nie zapomnij powiedzie'- chrypi Tender, a ju"jest ca#y czerwony, widz!, jak si!poci i wargi muk#api$. - Ja nie tylko na r!kach, na z!bach pjd!, gdzie ka"esz, nie jestem nowicjuszem, wiesz o tym.

    - Dla mnie obaj jeste%cie nowicjusze - mwi!- a powiedzie'nie zapomn!, spokojna g#owa. Aha, umiesz prowadzi'"kalosz"?

    - Umie - odpowiada Kiry#- dobrze prowadzi.- Jak dobrze, to dobrze - mwi!. - W takim razie - z Bogiem! Opu%ci' przy#bice! Ma#a naprzd, %ci%le wed#ug

    znakw, wysoko%'trzy metry. Przy dwudziestym sidmym s#upku - przystanek."Kalosz" wystartowa#i Kiry#na wysoko%ci trzech metrw da#"ma#a naprzd", a ja nieznacznie odwrci#em g#ow!i

    leciutko dmuchn$#em przez lewe rami!. Widz! - gwardzi%ci - ratownicy wsiedli do swojego helikoptera, stra"acy zszacunkiem stan!li na baczno%', lejtnant w drzwiach wartowni salutuje nam, idiota nieszcz!sny - a nad nimi wszystkimi

    wisi wielki plakat, ju"dobrze wyp#owia#y: "Serdecznie witamy, szanowni Przybysze"! Tender ju"zebra#si!w sobie, "ebyim wszystkim pomacha' r!k$na po"egnanie, ale ja mu tak przysun$#em pi!%ci$w bok, "e od razu zapomnia#o swoicharystokratycznych manierach. Ja Ci poka"!, durniu, po"egna&mu si!zachcia#o!

    Pop#yn!li%my.Po lewej mieli%my instytut, po prawej Kwarta# Zad"umionych i posuwali%my si! od znaku do znaku, samym

    %rodkiem ulicy. Och, dawno Ju"nikt po tej ulicy nie je)dzi#ani nie chodzi#! Asfalt pop!ka#, p!kni!cia zarosty traw$, ale tojeszcze by#a nasza, zwyk#a trawa, ludzka i normalna. A tam, na chodniku, po lewej r!ce, ros#y ju"czarne ciernie, i po tychcierniach by#o wida', jak precyzyjnie Strefa sama siebie wyznacza - czarne zaro%la przy samej jezdni, jakby kto no"emuci$# nie, jednak ci przybysze to byli przyzwoici faceci, narozrabiali paskudnie, to prawda, ale sami wyznaczyli sobiegranic!. Przecie" nawet "ognisty puch" na nasz$ stron! ze Strefy nie leci, chocia", zdawa#oby si!, wiatr go nosi wewszystkie strony...

    Domy w Kwartale Zad"umionych s$ oblaz#e, martwe, ale szyby w oknach prawie wsz!dzie ocala#y, tylko zaros#ybrudem i dlatego wygl$daj$ jak o%lep#e. Ale noc$, kiedy czo#gasz si! tamt!dy, wida'dobrze %wiate#ka w mieszkaniach,jakby kto% pali# suchy spirytus. Takie niebieskawe j!zyki p#omyczkw. To "czarci pudding" zieje z piwnic. Ale je"elipatrze'ot tak - bloki jak bloki, wymagaj$, rzecz jasna, remontu, ale nic nadzwyczajnego, tylko ludzi nie wida'. W tymdomu z czerwonej ceg#y mieszka#, nawiasem mwi$c, nasz nauczyciel rachunkw o d)wi!cznym przezwisku Przecinek.By#koszmarnym nudziarzem i w "yciu mu si! nie powiod#o, druga "ona odesz#a od niego przed samym L$dowaniem, acrka mia#a bielmo na jednym oku, pami!tam, "e dokuczali%my jej bez mi#osierdzia. Kiedy si!zacz!#a panika. Przecinekze wszystkimi z tego kwarta#u w samych gaciach bieg#a"do mostu - dziesi!'kilometrw bez zatrzymywania. Potem d#ugochorowa#, skra mu zlaz#a i paznokcie. Wszyscy, ktrzy mieszkali w Kwartale, no powiedzmy, prawie wszyscy,identycznie chorowali i dlatego teraz tak si!w#a%nie nazywa - Kwarta#Zad"umionych. niektrzy umarli, ale przewa"niestarsi, i to te"nie wszyscy. Ja na przyk#ad my%l!, "e oni umarli przede wszystkim ze strachu, a nie z powodu choroby. Toby#o straszne. Kto mieszka#w tym kwartale, ten chorowa#. A w tamtych trzech - ludzie %lepli. Teraz te kwarta#y tak w#a%niesi!nazywaj$ - Pierwszy Ociemnia#y, Drugi Ociemnia#y... *lepli zreszt$nie do ko&ca, a tylko tak troch!, co%w rodzajukurzej %lepoty. Co ciekawe, opowiadaj$, "e nie o%lepli od jakiego%b#ysku czy wybuchu, chocia" mwi$, "e wybuchy te"by#y, ale od strasznego #oskotu. Zagrzmia#o, mwi$, z tak$ si#$, "e od razu nas o%lepi#o. Lekarze t#umacz$im, jak komudobremu - to niemo"liwe, przypomnicie sobie dobrze! Nie, uparli si!, to by#wyj$tkowo silny grzmot i od niego wla%nie

    o%lepli%my. A "eby by#o %mieszniej, nikt prcz nich "adnego grzmotu nie s#ysza#.Tak. wygl$da tu, jakby nic si! nie sta#o. O, tam stoi szklany kiosk, calute&ki. Dziecinny wzek w bramie, nawetpo%ciel zdaje si!, jest jeszcze czysta... Tylko te anteny zaros#y jakimi% wiechciami na podobie&stwo morskiej trawy.Okularnicy na t! traw!dawno z!by sobie ostrz$. Ciekawo%', rozumiecie, co to za trawa - nigdzie indziej czego%podobnegonie ma, tylko w Kwartale Zad"umionych i tylko na antenach. A co najwa"niejsze - tu"obok instytutu, pod samymi oknami.W zesz#ym roku wpadli na %wietny pomys#, z helikoptera opu%cili kotwiczk!na stalowej linie, zaczepili jeden wieche'.Tylko poci$gn!li, nagle psz-sz-sz! Patrzymy - antena dymi, kotwiczka dymi i lina te" dymi, i to zdrowo. I dymi si! towszystko nie normalnie, tylko z takim jakim% jadowitym sykiem - wypisz, wymaluj grzechotnik. No a pilot, chocia"lejtnant, szybko pokapowa#, co i jak, rzuci#lin!, a sam da#d!ba... O, tam w#a%nie wisi ta lina, prawie do samej ziemi zwisa ica#a traw$zaros#a... I tak powolutku, powolutku dop#yn!li%my do ko&ca ulicy, do zakr!tu. Kiry#spojrza#na mnie - skr!ca'?Machn$#em mu r!k$ - na pierwszym biegu! Nasz "kalosz" skr!ci# i wolniutko pop#yn$#nad ostatnimi metrami ludzkiejziemi. Trotuar zbli"a si!, zbli"a i ju"cie&naszego "kalosza" pad#na czarne ciemi!... Koniec. To ju"Strefa! I od razu mrzpo skrze... Za ka"dym razem tak mnie trz!sie i do tej pory nie wiem, czy to Strefa mnie tak wita, czy nerwy stalkerawysiadaj$. Za ka"dym razem obiecuj! sobie, "e jak wrc!, to zapytam, czy z innymi dzieje si! podobnie, i za ka"dymrazem zapominam.

    No dobra, pe#zniemy sobie wolniutko nad by#ymi ogrdkami, silnik pod stopami huczy rwno, spokojnie - no,my%l!, on ma najmniej powodw do niepokoju. I w tej w#a%nie chwili mj Tender nie wytrzyma#. Nie zd$"yli%my nawetdotrze' do pierwszego s#upka, jak nagle zacz$#gada'. Ho tak, jak zwykle "#todzioby gadaj$ w Strefie - z$b na z$bfacetowi nie trafia, serce zamiera, cz#owiek nie wie, co si!z nim dzieje, wstydzi si! okropnie i nie mo"e si! opanowa'.Moim zdaniem to co% w rodzaju kataru: cho' si! powie%, z nosa leje si! i leje. Czego to oni nie wygaduj$! To jeden zdrugim zacznie si!zachwyca'krajobrazem, to zacznie wyk#ada'swoje teorie na temat przybyszw albo w ogle truje co%bez sensu i ju"nie jest w stanie si!zatrzyma', tak jak teraz Tender o swoim nowym garniturze. Ile za niego zaplaci#i jakacienka we#na, i jak mu krawiec guziki zmienia#...

    - Zamknij si!- mwi!.Tender popatrzy# na mnie baranim wzrokiem, bezg#o%nie poruszy# wargami, i znowu: ile jedwabiu posz#o na

    podszewk!. A ogrdki ju"si! ko&cz$, pod nami gliniaste pole, gdzie dawniej by#o wysypisko %mieci, i czuj!, jakby jaki%wiaterek powia#. Przed chwil$"adnego wiatru nie by#o, a teraz nagle powia#o, kurz si!unosi i zdaje mi si!, "e co%s#ysz!.

    - Milcz, %cierwo - mwi!do Tendera. nie, w "aden sposb nie mo"e przesta'. Teraz znowu o w#osiance zaczyna, noje"eli tak, to przepraszam.- Stj - mwi!do Kiry#a.Kiry#natychmiast hamuje. Zuch, ma szybki refleks. Bior!Tendera za rami!, obracam go do siebie i z ca#ej si#y w

    przy#bic!. R$bn$#, biedak nosem w szyb!, oczy zamkn$#i zamilk#. I jak tylko zamilk#, us#ysza#em: tr-r-r... tr-r-r... tr-r-r...Kiry#popatrzy#na mnie, zacisn$#szcz!ki, wyszczerzy#z!by. Pokazuj! mu r!k$, stj, stj, na mi#o%'bosk$, nie ruszaj si!.Ale przecie" on te" s#yszy to trzeszczenie i jak ka"dego nowicjusza natychmiast korci go, "eby co%robi', "eby dzia#a'.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    6 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    7/50

    "Tylny bieg?" - szepce. Rozpaczliwie kr!c!g#ow$, potrz$sam pi!%ci$przed samym jego he#mem - uspokj si!, do cholery.Ech, mamo kochana, z tymi nowymi nie wiadomo co pocz$', czy na pole uwa"a', czy na nich. I w tym momenciezapomnia#em o wszystkim. Nad kup$ wiekowych %mieci, nad pot#uczonym szk#em, nad strz!pami starych szmatzafalowa#o takie jakie% dr"enie, migotanie takie, no prawie tak, jak drga gor$ce powietrze latem nad pokrytym blach$dachem, przepe#z#o przez wzniesienie i sz#o, sz#o, prosto na nas, tu"obok s#upka, nad drog$zatrzyma#o si!, posta#o z p#sekundy - czy mo"e mi si!tak tylko wyda#o - i poci$gn!#o w pole, za krzaki, za zgni#e parkany, tam, na cmentarz starychsamochodw.

    Niech ich diabli wezm$, okularnikw! Musieli d#ugo my%le', "eby wyznaczy'drog!wprost nad wykopem! A ja te"jestem dobry. Gdzie mia#em oczy, kiedy zachwyca#em si!ich krety&sk$map$?

    - Teraz ma#a naprzd - mwi!do Kiry#a.

    - A co to by#o?- Diabe#go tam wie! By#o i nie ma, i Bogu dzi!ki. A ty si!zamknij, je"eli ci!mog! o co%prosi'. Teraz nie jeste%cz#owiekiem, rozumiesz? Teraz jeste%maszyn$, moim sterem...

    Tu si!tropn$#em, "e i u mnie chyba zaczyna si!s#owny katar.- Dosy' tego - mwi!. - Ani s#owa wi!cej. Krlestwo za jeden #yk. Do chrzanu te wszystkie skafandry, tyle wam

    powiem. Bez skafandra dzi!ki Bogu, par! lat prze"y#em i mam nadziej!prze"y'drugie tyle, a bez solidnego #yku czego%mocniejszego w takiej chwili... No, trudno!

    Wietrzyk jakby ucich#, nic podejrzanego nie s#ycha', tylko silnik huczy tak monotonnie, spokojnie. A dooko#as#once, a dooko#a upa#... odblaski %wiat#a... wszystko jakby sz#o normalnie, s#upki na dole przep#ywaj$ jeden za drugim.Tender milczy, Kiry#milczy, wyrabiaj$ si! ch#opcy, nie martwcie si!, kochani, w Strefie te" mo"na "y' przy odrobiniewprawy. A oto i s#upek z numerem dwadzie%cia siedem - "elazny pr!t, a na nim czerwone ko#o z dwjk$i sidemk$. Kiry#spojrza#na mnie, skin$#em mu glow$i nasz "kalosz" stan$#.

    Wszystko do tej pory to by#o ma#e piwo. Teraz nic, tylko spokj. *pieszy' si! nie mamy dok$d, wiatru nie ma,widoczno%'dobra, wszystko jak na d#oni. Wida'wykop, w ktrym Zgnilec znalaz#zas#u"ony spoczynek - co%kolorowegojakby tam le"y, mo"e to jego #achy. Parszywy by#typ. Panie, zmi#uj si!nad jego grzeszn$dusz$, chciwy, g#upi, niechlujny,tylko takich *cierwnik Barbridge widzi na kilometr i zgarnia pod swoje skrzyd#a... a w ogle to Strefa nie pyta, dobry jeste%czy zly, i wychodzi na to, "e trzeba ci podzi!kowa', Zgnilec, g#upi by#e%, nawet twego prawdziwego imienia nikt niepami!ta, a m$drym ludziom pokaza#e%drog!... Tak. Oczywi%cie najlepiej by#oby teraz dotrze'do asfaltu. Asfalt jest rwny,g#adki, wszystko na nim wida'i tam jest ta znajoma szczelina. Tylko "e bardzo mi si! nie podobaj$te pagreczki! Odybylecie'prosto nad asfaltem, trzeba by przej%' jak raz nad nimi. Widzisz je, stoj$, zapraszaj$. Nie, moje drogie, mi!dzy wamija nie przejd!. Drugie przykazanie stalkera - albo z lewej, albo z prawej musi by'czysto co najmniej na sto krokw. A nadtym lewym pagreczkiem przelecie' mo"na... Co prawda nie wiem, co tam za nim si! kryje. Na ich planie, jak sobieprzypominam, niczego nie by#o. Ale kto wierzy planom?

    - S#uchaj, Red - szepcze Kiry#. - Mo"e skoczymy, co? Na dwadzie%cia metrw w gr!, potem od razu w d#i ju"jeste%my nad gara"em, no?

    - Milcz, durniu - mwi!. - Nie przeszkadzaj, sied)cicho.W gr! mu si! zachcia#o. A jak ci przysunie tam na wysoko%ci dwudziestu metrw? Mokra plama zostanie. Albo

    nagle objawi si! "#ysica" - wtedy nawet plamy nikt z mikroskopem nie wypatrzy. Och, ci ryzykanci, niecierpliwi$ si!,widzicie, skaka' mu si! zachcia#o... Jednym s#owem, jak i%' do pagrka - wiadomo, a przy nim zatrzymamy si! izobaczymy, co dalej. Wsadzi#em r!k!do kieszeni, wyci$gn$lem gar%'muterek. Pokaza#em je Kiry#owi i mwi!:

    - Pami!tasz bajk!o Tomciu Paluchu? Czyta#e%j$w szkole? No to teraz wszystko b!dzie na odwrt. Patrz! - rzuci#empierwsz$ muterk!, niedaleko rzuci#em, jak nale"y, mniej wi!cej na dziesi!' metrw. Muterka polecia#a normalnie. -Widzia#e%?

    - No? - mwi.- Nie "no", tylko pytam, czy widzia#e%?- Widzia#em.- Teraz najwolniej jak potrafisz, prowad) "kalosz" prosto do muterki i na dwa kroki przed ni$ zatrzymaj si!.

    Zrozumia#e%?- Zrozumia#em. Szukasz stref wzmo"onej grawitacji?- Czego trzeba, tego szukam. Poczekaj, rzuc!jeszcze jedn$. Patrz, gdzie upadnie, i oczu z niej wi!cej nie spuszczaj.Rzuci#em jeszcze jedn$mutr!. Oczywi%cie te"polecia#a normalnie i upad#a obok pierwszej.- Jedziemy - powiedzia#em."Kalosz" ruszy#. Twarz Kiry#a sta#a si! spokojna i jasna. Widocznie ju" zrozumia#. Ci okularnicy wszyscy s$ tacy

    sami. Dla nich najwa"niejsze - wymy%le'nazw!. Pki nazwy nie wymy%li, a"lito%'bierze patrze'na takiego, wygl$da jakkto g#upi. no a jak wymy%li! Jak$% tam wzmo"on$grawitacj! - od razu sp#ywa na niego spokj i zaraz l"ej mu "y' na%wiecie.Przelecieli%my nad pierwsz$mutr$, nad drug$i trzeci$. Tender wzdycha, przest!puje z nogi na nog!i co chwila ziewa zezdenerwowania, z takim psim skomleniem - kiepsko si!czuje, biedak. Nie szkodzi, to mu tylko na zdrowie wyjdzie. Pi!'kilo co najmniej dzisiaj zrzuci, to lepsze od najlepszej diety... Rzuci#em czwart$mutr!. Jako%nie tak polecia#a. Nie umiemwyt#umaczy', na czym to polega, ale czuj!, "e co%tu nie tak, i natychmiast #aps Kiry#a za r!k!.

    - Stj - powiadam - i ani kroku dalej. A sam wzi$#em pi$t$i rzuci#em j$wy"ej i dalej. Jest zaraza! Oto ona, "#ysica" IMutra w gr!polecia#a normalnie, w d#te"prawie normalnie, ale w po#owie drogi jakby j$kto%w bok szarpn$#, i to takszarpn$#, "e wbi#a si!w glin!i znik#a nam z oczu.

    - Widzia#e%? - pytam szeptem.

    - Tylko w kinie widzia#em - mwi Kiry#i tak si!wychyli#do przodu, "e tylko patrze', jak z "kalosza" wypadnie. -Rzu'jeszcze jedn$, co?R!ce mi opad#y. Jedn$? Czy tu jedna wystarczy? Ech, ci uczeni!... No dobra, rzuci#em jeszcze osiem muterek, pki

    "#ysicy" nie oznaczy#em. Uczciwie mwi$c starczy#oby i siedem, ale jedn$ specjalnie dla Kiry#a rzuci#em, w sam %rodek -niech si!napatrzy na swoj$grawitacj!. Plasn!#a mutra w glin!, jakby to nie by#a mutra tylko stukilowy odwa"nik. Plasn!#ai tylko dziurka w glinie po niej zosta#a. Kiry#a"cmokn$#ze szcz!%cia.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    7 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    8/50

    - No dobrze - mwi!- zabawili%my si! i wystarczy. Teraz patrz. Rzucam tam, gdzie b!dziemy lecie', i nie spuszaj zniej oczu.

    Krtko mwi$c objechali%my "#ysic!" i znale)li%my si! nad pagrkiem. W#a%ciwie pagrek by# ma#y, jakby kotnapaskudzi#, i do dzisiaj w ogle go nie zauwa"a#em. Tak... Wisimy nad pagrkiem, do asfaltu jak r!k$ si!gn$', zedwadzie%cia krokw. Miejsce czy%ciutkie, ka"d$ trawk! wida', ka"de p!kni!cie. Wydawa#oby si!, o co chodzi? Rzucajmutr!i z Bogiem.

    Nie mog!rzuci'mutry.Sam nie rozumiem, co si!ze mn$dzieje, ale w "aden sposb nie mog!si!zdecydowa', "eby j$rzuci'.- Co z tob$? - pyta Kiry#. - Dlaczego stoimy?- Poczekaj - mwi!. - I zamknij twarz, na mi#o%' bosk$. Zaraz, my%l!, zaraz rzuc! muterk!, przelecimy sobie

    spokojnie, jak po ma%le przejdziemy, nawet trawka nie drgnie - p#minuty i jeste%my nad asfaltem... I nagle spoci#em si!jak ruda mysz! A"mi oczy zala#o i ju" wiem, "adnej mutry tam nie rzuc!. Na lewo, prosz!bardzo, cho'by dwie. Chocia"tamt!dy dalej jakie%kamyki wida'niezbyt przyjemne, ale tam mog!rzuca'mutr!, a prosto przed siebie - za nic. I rzuci#emmuterk! w lewo. Kiry# nic nie powiedzial, podprowadzi# "kalosz" do mutry i dopiero wtedy popatrzy# na mnie.Wygl$da#em chyba paskudnie, bo zaraz odwrci#oczy.

    - To nic - mwi!do niego - prosta droga nie zawsze prowadzi do celu. - I rzuci#em na asfalt ostatni$mutr!.Dalej ju" by#o #atwiej. Znalaz#em swoj$szczelin!. By#a czy%ciutka, "adnym dranstwem nie zaros#a, moja najmilsza,

    koloru nie zmieni#a. Patrzy#em na ni$i promienia#em ze szcz!%cia. I doprowadzi#a nas ta szczelina do bramy gara"u lepiejni"wszelkie znaki.

    Poleci#em Kiry#owi, "eby zszed#na wysoko%'p#tora metra, po#o"y#em si!na brzuchu i zacz$#em patrzy'w otwart$bram!gara"u. Na pocz$tku, ze s#o&ca, nic nie by#o wida' - ciemno cho'oko wykol, potem wzrok przywyk#i widz!, "e wgara"u od tamtego czasu jakby si!nic nie zmieni#o. Wywrotka jak sta#a na kanale, tak stoi, calute&ka, bez dziur, bez plamkii na cementowej pod#odze te"wszystko jak przedtem, pewnie dlatego, "e w kanale ma#o zebra#o si!"czarciego puddingu" iod tamtej pory ani razu nie wykipia#. Jedno mi si!tylko nie spodoba#o - w samym ko&cu gara"u, tam gdzie stoj$kanistry,co% si! srebrzy. Poprzednim razem tego nie by#o. No, trudno, srebrzy si!, to si! srebrzy, nie b!dziemy przecie" z tegopowodu wraca'! A i srebrzy si!, nie tak, "eby mocno, tylko odrobink! i tak spokojnie, powiedzia#bym, nawetsympatycznie... Wsta#em, otrzepa#em skafander i rozejrza#em si! dooko#a. Tam na parkingu stoj$ci!"arwki, rzeczywi%ciejak nowe - od tamtego czasu, kiedy tu by#em ostatni raz wed#ug mnie zrobi#y si! jeszcze nowsze, za to cysterna zupe#niebiedaczka zardzewia#a, nied#ugo si!rozsypie. A tam le"y opona, ta, ktr$wida'na ich planie...

    Nie spodoba#a mi si!ta opona. Cie&rzuca, jaki%taki nienormalny. S#o&ce nam %wieci w plecy, a cie&pada w nasz$stron!. No dobra, do opony daleko. W#a%ciwie wygl$da wszystko nie)le, mo"na pracowa'. Tylko co si!tam srebrzy? Amo"e mi si! tylko zwidzia#o? Teraz warto by zapali', usi$%'na chwil!, pomy%le' spokojnie - dlaczego w#a%ciwie srebrzysi! tylko nad kanistrami, a dalej ju" si!nie srebrzy... dlaczego taki dziwny cie&od tej opony... *cierwnik Barbridge co%opowiada# o cieniach, co% cudacznego, ale niegro)nego... Z cieniami tu r"nie bywa. Ale co si! tam tak srebrzy? Nowypisz, wymaluj, jak paj!czyna na drzewach w lesie. Jaki" to paj$k j$ uprz$d#? Och, ani razu jeszcze nie widzialem wStrefie paj$czkw, czy innych bo"ych krwek. I co najgorsze, "pustak" le"y jak raz tam, dwa kroki od kanistrw.Powinienem od razu wtedy go zabra', nie mia#bym teraz k#opotw. Ale to %cierwo jest okropnie ci!"kie - ud)wign$' go

    mog#em, ale potem targa' toto na plecach i to jeszcze po nocy, i jeszcze na czworakach... a kto "pustakw" nigdy nied)wiga#, niech sprbuje. Rwnie wygodnie mo"na pud wody nie%' bez wiader... A wi!c i%', czy co? Goln$#bym sobieteraz... Odwrci#em si!do Tendera i mwi!:

    - Teraz my z Kiry#em pjdziemy do gara"u. Ty zostaniesz tu jako kierowca. Steru bez mojego rozkazu nie wa" si!tkn$', cokolwiek by si! dzia#o, nawet gdyby ziemia si! pod tob$ rozst$pi#a. Je"eli stchrzysz - na tamtym %wiecie ci!odnajd!.

    Powa"nie skin$#mi g#ow$- za nic, znaczy, nie stchrz!. Nos ma jak pomidor, zdrowo mu przysun$#em... no c",spu%ci#em ostro"nie awaryjne liny, popatrzy#em jeszcze raz na to srebrne migotanie, machn$#em r!k$ Kiry#owi i zacz$#emschodzi'. Stan$#em na asfalcie i czekam, pki Kiry#nie zejdzie z drugiej strony.

    - Spokojnie. - mwi!- nie spiesz si!. Bez zb!dnego zamieszania.Stoimy na asfalcie. "Kalosz" ko#ysze si!obok nas, liny szuraj$pod stopniami. Tender wychyli##eb przez por!cze,

    patrzy na nas, a w oczach ma rozpacz. Trzeba i%'. Mwi!do Kiry#a:- Masz i%'za mn$, krok w krok, dwa kroki z ty#u, patrz mi w plecy i uwa"aj.I ruszy#em. Stan$#em w progu, rozejrza#em si!. A jednak o ile"#atwiej pracowa'w dzie&ni"w nocy! Pami!tam, jak

    le"a#em na tym samym progu. Ciemno jak w brzuchu u Murzyna, z kana#u "czarci pudding" wysuwa j!zyki, b#!kitne jakp#omyki spirytusu, i jak na z#o%' niczego nie rozja%nia, jeszcze ciemniej si!wydaje od tych j!zykw. A teraz - "y' nieumiera'! Oczy przywyk#e do mroku, wszystko jak na d#oni, nawet kurz wida'w najciemniejszych k$tach. I rzeczywi%cieco%tam b#yszczy, jakie%srebrzyste nici ci$gn$si!od kanistrw do sufitu - bardzo podobne do paj!czyny. Mo"e to zreszt$paj!czyna, ale lepiej si! trzyma'od niej z daleka. I wtedy sknoci#em spraw!. Powinienem Kiry#a postawi'obok siebie,poczeka'a"jego oczy przywykn$do ciemno%ci i pokaza' mu t!paj!czyn!, palcem pokaza'. A ja przywyk#em pracowa'samotnie - sam ju" oswoi#em si! z mrokiem, a o Kiryle nie pomy%la#em. Przekroczy#em prg i prosto do kanistrw.Przykucn$#em nad "pustakiem", paj!czyny na nim jakby nie wida'. Wzi$#em za jeden koniec i mwi!do Kiry#a:

    - Bierz, tylko nie upu%', ci!"ki jak cholera. Podnios#em oczy i a"mi dech zapar#o - s#owa nie mog!wydusi'. Chc!krzykn$': stj, ani kroku! - i nie mog!. Chyba zreszt$ i tak bym nie zd$"y#, zbyt szybko to wszystko posz#o. Kiry#przeskakuje przez "pustaka", odwraca si!ty#em do kanistrw i ca#ymi plecami w te srebrne nici. Ja tylko oczy zamkn$#em.Wszystko we mnie zamar#o, nic nie s#ysz!, s#ysz!tylko, jak rwie si!ta paj!czyna. Z takim s#abym cichym trzaskiem, jakbyp!ka#a zwyczajna paj!czyna, tylko oczywi%cie g#o%niej. Siedz!w kucki z zamkni!tymi oczami, ani r$k, ani ng nie czuj!, a

    Kiry#mwi:- No co, bierzemy go?- Bierzemy - mwi!.Podnie%li%my "pustaka" i niesiemy do wyj%cia, bokiem idziemy. Ci!"kie %cierwo, nawet we dwch nie#atwo go

    targa'. Wyszli%my na s#oneczko i stoimy przy "kaloszu". Tender ju"do nas #apy wyci$ga.- No - mwi Kiry#- raz, dwa...- Nie - mwi!- poczekaj. Na pocz$tek go postawimy. Postawili%my.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    8 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    9/50

    - Odwr'si!- mwi!- plecami. Odwrci# si!bez s#owa. Ja patrz!- na plecach nic nie ma. Z tej i z tamtej strony googl$dam - nic nie widz!. Wtedy odwracam si!i patrz!na kanistry. Tam te"niczego nie ma.

    - S#uchaj - mwi!do Kiry#a, ale patrz!ci$gle na kanistry. - Widzia#e%t!paj!czyn!?- Jak$paj!czyn!? Gdzie?- Dobra - mwi!. - +eby%my tylko zdrowi byli. A sam my%l!: to si!dopiero oka"e.- No co - mwi!. - (adujemy?W#adowali%my "pustaka" do "kalosza", postawili%my go na sztorc, "eby si!nie turla#, stoi teraz sobie jak anio#eczek,

    czy%ciutki, nowiutki, w miedzi s#oneczko si! odbija i niebieskawe pasma mgli%cie be#taj$ si! mi!dzy dyskami. I terazwida', "e to nie "pustak", a co% w rodzaju naczynia, szklanego s#oika z niebieskim syropem. Podziwiali%my go przezchwil!, potem wdrapali%my si!do "kalosza" i bez zb!dnych s#w - w powrotn$drog!.

    Dobrze tym uczonym! Po pierwsze, pracuj$w dzie&. A po drugie, ci!"ko im tylko wtedy, kiedy id$do Strefy, a zeStrefy "kalosz" sam wraca - jest na nim zainstalowana taka aparatura, kursograf, czy jak mu tam, ktry prowadzi "kalosz"dok#adnie tym samym kursem, jakim szed# poprzednio. P#yniemy z powrotem i powtarzamy wszystkie manewry,przystajemy, powisimy chwil! - i dalej nad wszystkimi moimi mutrami przechodzimy, mogliby%my zbiera'je z powrotemdo woreczka.

    Moi ch#opcy oczywi%cie od razu odzyskali humor. Kr!c$g#owami na ca#y regulator, prawie wszystek strach z nichwyparowa#- zosta#a tylko ciekawo%'i rado%', "e wszystko tak dobrze si!sko&czy#o. Zacz!li gada'. Tender macha r!kami igrozi, "e jak tylko zje obiad, natychmiast wraca do Strefy znakowa'drog!do gara"u, a Kiry#wzi$#mnie za r!kaw i zacz$#mi co%opowiada' o tej swojej wzmo"onej grawitacji, to znaczy o "#ysicy". No, nie od razu co prawda, ale jednak ichusadzi#em. Tak spokojniutko opowiedzia#em im, ilu idiotw sko&czy#o fatalnie w powrotnej drodze na skutek w#asnejg#upoty. Milczcie, mwi!, i uwa"nie rozgl$dajcie si! dooko#a, bo inaczej stanie si!z wami to, co si! sta#o z Lyndonem -Kruszynk$. Poskutkowa#o. Mawet, nie zapytali, co si!w#a%ciwie sta#o z Lyndonem - Kruszynk$. P#yniemy w ciszy, a jamy%l! tylko o jednym: jak b!d! odkr!ca' manierk!, na r"ne sposoby wyobra"am sobie pierwszy #yk, a przed oczymacoraz to mi b#yska srebrna p$j!czynka. Krtko mwi$c, wydostali%my si!ze Strefy, zap!dzili nas razem z "kaloszem" doodwszalni, czyli, wyra"aj$c si! naukowym j!zykiem, do hangaru sanitarnego. Szorowali nas do upojenia,napromieniowywali jakim% paskudztwem, obsypywali czym% i znowu p#ukali, potem wysuszyli i powiedzieli: jeste%ciewolni, koledzy! Tender z Kiry#em wytaszczyli "pustaka". Zlecia#y si! nieprzebrane t#umy, "eby si! napatrze', i cocharakterystyczne - wszyscy tylko patrz$, wydaj$z siebie entuzjastyczne okrzyki, ale "eby pomc zm!czonym ludziomd)wiga'- na to nie by#o odwa"nych... Dobra, mnie to wszystko nie obchodzi. Mnie ju"teraz nic nie obchodzi...

    *ci$gn$#em z siebie skafander, rzuci#em na pod#og!- sier"anci sprz$tn$- a sam prosto pod prysznic, bo ca#y mokryby#em od stp do g#w. Zamkn$#em si!w kabinie, wyci$gn$#em manierk!, odkr!ci#em i przyssa#em si!do niej jak pijawka.Siedz! na #aweczce, w kolanach mi!kko, w g#owie pusto i ci$gn! gorza#k!. Jak wod!. +yj!. Zlitowa#a si! Strefa.Wypu%ci#a, wied)ma. Zaraza najmilsza. Pod#a. +yj!. Te "#todzioby nigdy tego nie zrozumiej$, nikt prcz stalkera tego niezrozumie. I #zy sp#ywaj$mi po twarzy ni to od wody, ni to sam nie wiem od czego. Wydoi#em manierk!do dna, sam jestemmokry, a manierka sucha. Oczywi%cie jak zwykle zabrak#o jeszcze jednego ostatniego #yczka. To nic, to jest donaprawienia. Teraz wszystko jest do naprawienia. +yj!. Zapali#em papierosa, siedz!. Czuj!, jak powoli si! uspokajam.Przypomnia#em sobie o premii. W naszym instytucie zorganizowano to na sto dwa. Cho'by w tej chwili mog!i%'po swoj$

    kopert!. A mo"e sami przynios$, prosto tutaj.Powolutku zacz$#em si! rozbiera'. Zdj$#em zegarek, patrz!: byli%my w Strefie pi!' godzin z minutami, moipa&stwo! Pi!'godzin. A"mi si! s#abo zrobi#o. Koledzy, w Strefie czas nie istnieje. Pi!'godzin... A w#a%ciwie, je"eli si!dobrze zastanowi', to co to jest dla stalkera pi!'godzin? nawet mwi'nie warto. A dwana%cie godzin nie #aska? A dwiedoby nie #aska? Nie zd$"y#e%przez noc, le"ysz ca#y dzie&w Strefie z mord$przy ziemi i nawet ju" si!nie modlisz, tylkomajaczysz i sam nie wiesz, "yjesz jeszcze czy ju" jeste%trupem. A nast!pnej nocy zrobisz co do ciebie nale"y, jeste%ztowarem na granicy, a tam czekaj$patrole z karabinami maszynowymi, %cierwa, ktre ci!nienawidz$, wcale nie chc$cl!aresztowa', to dla nich "aden interes, boj$ si! %miertelnie, "e jeste% ska"ony, chc$ ci! za wszelk$ cen! rozwali' i maj$wszystkie atuty, mo"esz potem d#ugo udowadnia', "e ci!bezprawnie zastrzelili. A to znaczy, "e znowu z mord$przy ziemimodlisz si!do %witu, a potem do zmierzchu, a towar le"y obok ciebie i nawet nie wiesz, czy zwyczajnie sobie le"y, czy ci!powoli zabija. Albo jak Kosmaty Icchok - utkn$#o %wicie w pustym polu miedzy dwoma wykopami - ani w prawo, ani wlewo. Dwie godziny udawa#nieboszczyka. Bogu dzi!ki uwierzyli i wreszcie zostawili go w spokoju. Widzia#em Icchokapotem, nie ten sam cz#owiek, nawet go nie pozna#em...

    Wytar#em #zy i pu%ci#em wod!. My#em si! d#ugo. Gor$c$, potem zimn$, potem znowu gor$c$. Ca#y kawa#myd#awymydli#em. W ko&cu mi zbrzyd#o. Zamkn$#em prysznic, i s#ysz! - kto%si!dobija do drzwi i g#osem Kiry#a wrzeszczyweso#o:

    - Ej, stalker, wy#a)! Forsa ante portas! O forsie zawsze mi#o s#ysze'. Otworzy#em drzwi, Kiry#stoi go#y, w samychk$pielwkach, weso#y, bez %ladu melancholii i podaje mi kopert!.

    - Trzymaj - mwi - to od wdzi!cznej ludzko%ci.- Kicham na twoj$ludzko%'! Ile tu jest?- W drodze wyj$tku, za bohatersk$postaw!w obliczu niebezpiecze&stwa - dwie pensje!Tak. Mo"na wytrzyma'. Gdyby mi tu za ka"dego "pustaka" p#acili po dwie pensje, dawno pos#a#bym Ernesta do

    wszystkich diab#w.- No i co, jeste%zadowolony? - pyta Kiry#, a promienieje ja%niej s#o&ca.- Owszem - mwi!. - A ty? Kir nie odpowiedzia#. Obj$# mnie za szyj!, przycisn$# do swojej spoconej piersi,

    odepchn$#i znikn$#w swojej kabinie.- Ej! - krzycz!za Kiry#em. - A co z Tenderem? Gacie pierze?

    - Chyba "artujesz! Tendera opadli korespondenci. +eby% zobaczy#, jaki jest nad!ty... Teraz im kompetentniereferuje...- Jak - powiadam - referuje?- Kompetentnie.- Dobra - mwi! - sir. nast!pnym razem zaopatrz! si! w s#ownik wyrazw obcych, sir. - I w tym momencie jakby

    mnie pr$d porazi#. - Poczekaj. Kiry#- mwi!. - Wyjd)no na chwil!.- Kiedy jestem ju"go#y odpowiada.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    9 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    10/50

    - Nie szkodzi, nie jestem bab$.No wi!c wyszed#. Wzi$#em go za ramiona, odwrci#em plecami, do siebie, nie, przywidzia#o mi si!. Plecy ma

    czyste. Tylko zaschni!te stru"ki potu, a skra jak skra.- Czego ty chcesz od moich plecw? - pyta Kiry#. Da#em mu lekkiego kopniaka, uciek#em do swojej kabiny,

    zamkn$#em si!. Nerwy, cholera by je wzi!#a. Tam mi si!zwidywa#o, tu mi si!zwiduje... Miech to jasny piorun spali!...Spij!si!dzisiaj jak %winia, nie)le by#oby oskuba'Richarda. To jest my%li gra, %cierwo, jak stary... Z najlepsz$kart$nic munie mo"na zrobi'. Ju"nawet karty znaczy#em i na inne r"ne sposoby prbowa#em, no i ucho...

    - Kiry#! - krzycz!. - B!dziesz dzisiaj w "Barge"- Nie w "Barge", a w "Barszczu", ile razy mam ci powtarza'?- Przesta&! napisane jest "Barge", to ma by' "Barge". Lepiej nie wprowadzaj u nas swoich porz$dkw. Wi!c

    przyjdziesz, czy nie? nie)le by#oby ogra'Richarda...- Och, nie wiem. Red, jak to b!dzie. Ty przecie"nie masz najmniejszego poj!cia, co%my przywie)li...- A ty masz poj!cie?- Te"nie mam. Co prawda, to prawda. Ale teraz po pierwsze, wiadomo, do czego te "pustaki" s#u"y#y. A po drugie,

    je%li potwierdzi si!jedna moja teoria... napisz!artyku#i po%wi!c!go tobie osobi%cie - Redowi Shoehartowi, honorowemustalkerowi, z wyrazami wdzi!czno%ci i uwielbienia.

    - I wtedy mnie wsadz$do pud#a. Minimum dwa lata.- Za to wejdziesz do historii nauki. T! sztuczk! tak w#a%nie nazwiemy: "puszka Shoeharta". To brzmi dumnie,

    prawda?Tak sobie gadali%my, a ja si!tymczasem ubra#em, wsadzi#em pust$manierk!do kieszeni, przeliczy#em gotwk! i

    poszed#em sobie.- Wszystkiego najlepszego, nadziejo %wiatowej nauki...Nie odpowiedzia#. Bardzo g#o%no szumia#a woda. Patrz!, a w korytarzu pan Tender we w#asnej postaci, czerwony i

    nad!ty niczym ropucha. Wok#niego - t#umy, i pracownicy, i korespondenci, i nawet dwaj sier"anci si!przypl$tali (prosto zobiadu, jeszcze w z!bach d#ubi$), a Tender nic, tylko gada. "Ta technika, ktr$ dysponujemy - truje - daje prawiestuprocentow$ gwarancj! bezpiecze&stwa i osi$gni!cia zaplanowanych rezultatw..." W tym momencie zobaczy# mnie inieco przywi$d#- u%miecha si!macha do mnie r!k$. No, my%l!, trzeba wia'. Wystartowa#em, ale niestety za p)no. S#ysz!,goni$mnie.

    - Panie Shoehart! Panie Shoehart! Dwa s#owa o gara"u!- Odmawiam komentarza - mwi!i przechodz! w k#us. Ale diab#a tam uciekniesz przed nimi. Jeden z mikrofonem

    zabiega drog!z lewej, drugi z aparatem fotograficznym - z prawej.- Dos#ownie jedno zdanie! Czy zauwa"y#pan w gara"u co%niezwyk#ego?- Nie mam nic do powiedzenia! - mwi!i staram si!k#usowa'plecami do obiektywu. - Gara"jak gara"...- Dzi!kuj!panu. Co pan s$dzi o turboplatformach?- S$cudowne - mwi!i ostro"nie przymierzam si!do toalety.- Co pan my%li o celach L$dowania?- Miech si!pan zwrci do uczonych - mwi!i ju"jestem za drzwiami. Pukaj$. Wtedy mwi!przez drzwi:

    - Dobrze panom radz!, zapytajcie pana Tendera, dlaczego ma nos jak pomidor. Pan Tender milczy z wrodzonejskromno%ci, a to by#a nasza najwspanialsza przygoda.Ale"zrobili stumetrwk! korytarzem! Z#oty medal gwarantowany. Jak Boga kocham. Poczeka#em minut! - cicho.

    Wyjrza#em - nie ma nikogo. No i poszed#em sobie, pogwizduj$c. Zszed#em do portierni, pokaza#em tyczkowatemuprzepustk!, patrz!, a on mi salutuje. Jako bohaterowi dnia, rzecz jasna.

    - Spocznij - mwi!. - Jestem z was zadowolony, sier"ancie.Wyszczerzy#z!by, jakby mu sam genera#po"yczy#stw!.- Brawo, Rudy - mwi. - Jestem dumny - mwi - "e mam takich znajomych.- Co - mwi!- b!dziesz teraz mia#o czym opowiada'dziewczynom w swojej Szwecji?- Pytanie! - mwi. - +adna mi si! nie oprze! Jak si!mu przyjrze', to zupe#nie przyzwoity ch#opak. Je%li mam by'

    szczery, nie lubi!takich rumianych i ros#ych facetw. Dziewczyny lataj$za nimi jak w%ciek#e, w#a%ciwie dlaczego? nie owzrost przecie" chodzi. S#o&ce %wieci, na ulicy bezludnie. I nagle zapragn$#em teraz, natychmiast, zobaczy' Gut!. Poprostu. Popatrze'na ni$, potrzyma' za r!k!. Po Strefie tylko to jedno pozostaje cz#owiekowi - potrzyma'dziewczyn! zar!k!. Szczeglnie kiedy sobie przypomn! te wszystkie plotki o dzieciach stalkerw - te dzieci wygl$daj$... Tak, co tumy%le' o Gucie, teraz na pocz$tek przyda#aby si! butelka czego%mocniejszego, i to jako program minimum, a dalej si!zobaczy. Min$#em parking i ju"niedaleko granica Strefy. Stoj$dwa samochody patrolowe. Stoj$w ca#ej swej krasie, "#te,roz#o"yste, z reflektorami i karabinami maszynowymi, dranie, no i rzecz jasna obok bohaterowie w b#!kitnych he#mach,ca#$ulic!zakorkowali, przepchn$'si!nie mo"na. Id!, oczy spu%ci#em, lepiej, "ebym teraz ich nie widzia#, lepiej, "ebym wogle na nich nie patrzy#, zw#aszcza w dzie& - s$ tam mi!dzy nimi dwa, trzy typki i boj! si!, "e mi si!teraz napatocz$,straszna chryja wyniknie, je%li mi si!napatocz$. Mieli szcz!%cie, przysi!gam na Boga, "e Kiry#mnie %ci$gn$#do instytutu,bo tych drani wtedy w#a%nie szuka#em i r!ka by mi nie zadr"a#a.

    Przedzieram si!przez ten t#um bokiem, ju"si!prawie przedar#em, kiedy nagle s#ysz!: "Ej, stalker!" No, mnie to niedotyczy, id!sobie dalej, wyci$gam z paczki papierosa. Kto%mnie dogania z ty#u i #apie za r!kaw. Strzasn$#em t! r!k!zsiebie, odwracam g#ow!i bardzo grzecznie pytam: - Po kiego diab#a pan si!czepiasz?

    - Poczekaj, stalker - mwi tamten. - Dwa pytania.Podnios#em oczy - kapitan Quarterblood. Stary znajomy. Wysech#na wir, z"#k#.- A - mwi!- wszystkiego najlepszego, panie kapitanie. Jak tam w$troba?

    - Ty mnie nie zagaduj - mwi kapitan gniewnie i %widruje mnie spojrzeniem na wylot. - Lepiej mi powiedz, dlaczegonie zatrzymujesz si!, kiedy ci!wo#aj$?I ju"dwa b#!kitne he#my stoj$za jego plecami, #apy na kaburach, oczu nie wida'tylko szcz!ki chodz$pod he#mami.

    I gdzie w tej ich Kanadzie takich wygrzebuj$? Na zarybek ich do nas przysy#aj$, czy co? W dzie&w ogle si! nie boj!patroli, ale zrewidowa'kanalie mog$, a to mi bardzo nie na r!k!w tej chwili.

    - A czy to mnie pan wola#, panie kapitanie? - mwi!. - S#ysza#em, "e jakiego%stalkera.- A ty, jak si!okazuje, ju"nie jeste%stalkerem?

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    10 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    11/50

    - Od czasu, jak z pa&skiej lekkiej r!ki odsiedzia#em swoje - sko&czy#em z tym. Na amen. Dzi!ki panu, paniekapitanie, otworzy#y mi si!wtedy oczy. Gdyby nie pan...

    - Co robi#e%ko#o Strefy?- Jak to co? Przecie"pracuj!w instytucie. Ju"ze dwa lata.I "eby zako&czy' t!niemi#$rozmow!, wyjmuj!swoj$legitymacj!i okazuj! j$kapitanowi. Quarterblood wzi$#moj$

    legitymacj!, przekartkowa#, ka"dy stempelek, ka"d$ stroniczk! dos#ownie obw$cha#, omal nie obliza#. Zwraca milegitymacj!, zadowolony niewypowiedzianie, oczy mu p#on$, nawet por"owia#.

    - Przepraszam ci!- mwi - Shoehart. Tego si!nie spodziewa#em. To znaczy, "e nienadaremnie s#ucha#e%moich rad.No c", bardzo si! ciesz!. Chcesz, mo"esz mi wierzy' lub nie, ale ju"wtedy przypuszcza#em, "e jeszcze b!d$ z ciebieludzie. Nie mog#em dopu%ci'do siebie my%li, "e taki ch#opak jak ty...

    I zacz!#o si!. No, my%l!sobie, wyleczy#em jeszcze jednego melancholika na swoje nieszcz!%cie, a sam oczywi%cies#ucham, oczy spu%ci#em, potakuj!, rozk#adam r!ce i nawet, o ile pami!tam, tak nie%mia#o, noskiem buta rysuj!esy floresyna trotuarze. Bojwkarze za plecami kapitana pos#uchali czas jaki%, zemdli#o ich wida', bo patrz!, pomaszerowali wweselsze miejsce. A kapitan teraz mi o radosnych perspektywach opowiada - nauka to wielka rzecz, na nauk!, okazuje si!,nigdy nie jest za p)no. Pan Bg powiada, lubi i ceni uczciw$prac!- no i w ogle dr!twa mowa w najlepszym gatunku, tasama, ktr$nas co niedziela raczy#w wi!zieniu nasz ojciec duchowny. A ja mam tak$ochot!wypi', "e a"mnie skr!ca. Tonic, my%l!. Red, to nic, bracie, i to te"musisz znie%'. Cierp, Red, tak trzeba! D#ugo on tego tempa nie wytrzyma, ju"dosta#zadyszki... wtedy na moje szcz!%cie zacz$#tr$bi' jeden z samochodw patrolowych. Kapitan Quarterblood obejrza#si!,odkaszln$#z niezadowoleniem i wyci$ga do mnie r!k!.

    - No c"- mwi - ciesz!si!, "e pozna#em uczciwego cz#owieka. Reda Shoeharta. Z przyjemno%ci$wypi#bym z tob$butelczyn!na cze%'naszej nowej znajomo%ci. Wdki wprawdzie nie mog!pi', lekarz mi zakaza#, ale na piwo ch!tnie bymz tob$poszed#. Tylko sam widzisz - s#u"ba! Ale nic straconego - mwi - na pewno si!jeszcze spotkamy.

    Nie daj Bo"e, my%l!. Ale r!k! mu %ciskam, nadal si! czerwieni! i szuram n"k$ - wszystko jak pan kapitan lubi.Potem Quarterblood poszed#sobie nareszcie, a ja lotem strza#y do "Barge".

    W "Barge" o tej porze jest pusto. Ernest stoi za lad$ baru, przeciera kieliszki i ogl$da je pod %wiat#o. Tozdumiewaj$ce, nawiasem mwi$c, zjawisko - gdzie i kiedy by% nie przyszed#, wiecznie ci barmani przecieraj$kieliszki,jakby akurat od tego zale"a#o zbawienie ich duszy. Tak w#a%nie b!dzie sta# cho'by ca#y dzie& - we)mie kieliszek,przymr"y oczy, spojrzy pod %wiat#o, chuchnie na szk#o i zaczyna trze'. Wyciera, wyciera, znowu spojrzy, tym razem dlaodmiany od spodu, i znowu...

    - Cze%'Ernie! - mwi!. - Nie m!cz go d#u"ej, bo przetrzesz na wylot!Spojrza#na mnie przez kieliszek, wymamrota#co%g#osem brzuchomwcy i bez zb!dnych s#w nala#mi na cztery

    palce. Wdrapa#em si! na sto#ek poci$gn$#em, zmru"y#em oczy, potrz$sn$#em g#ow$ i powtrzy#em zabieg. Mruczylodwka, szafa graj$c$ trilka cichutko. Ernest posapuje w kolejny kieliszek - cisza, spokj... Dopi #em, postawi#emszklaneczk!na ladzie i Ernest w mgnieniu oka nalewa mi ponownie.

    - Ho co, ju"cl lepiej? - burczy. - Przyszed#e%do siebie?- Ty lepiej pilnuj swoich kieliszkw - mwi!. - A wiesz by#jeden taki, te"tak tar#, tar#i wywo#a#z#ego ducha. Potem

    "y#sobie jak p$czek w ma%le.

    - Zna#e%go? - pyta Ernie z niedowierzaniem.- A by#tu jeden taki barman - opowiadam. - Jeszcze przed tob$.- No i co?- Ano nic. Jak my%lisz, dlaczego oni tu przylecieli? Wszystko dlatego, "e tamten bez przerwy tar# i tar#... Jak s$dzisz,

    kto do nas przylecia#?- A id)ty - mwi Ernie z uznaniem.Potem poszed#do kuchni i wrci# z talerzem - przynis#opiekane parwki. Postawi# przede mn$ talerz, podsun$#

    keczup, a sam ponownie zabra#si!do kieliszkw.Ernest zna si!na swojej robocie. Ma bezb#!dne wyczucie, od razu widzi, "e stalker wrci#ze Strefy, "e towar b!dzie

    i Ernie wie, czego stalkerowi w takiej chwili potrzeba. To swj ch#op ten Ernie! Dobroczy&ca.Zjad#em parwki, zapali#em i zacz$#em oblicza', ile te"Ernie na nas zarabia. Jakie ceny p#ac$ za towar w Europie

    tego nie wiem, ale tak k$tem ucha s#ysza#em, "e na przyk#ad za "pustaka" daj$ tam oko#o dwa i p#tysi$ca, a Ernie p#aciwszystkiego czterysta. Za "bateryjk!" mo"na tam wyci$gn$'co najmniej setk!, a my dostajemy w najlepszym razie dwiedychy. Da pewno z ca#$ reszt$ sprawa wygl$da podobnie. Co prawda przeszmuglowanie towaru do Europy rwnie" co%nieco%musi kosztowa'. Temu w #ap!, tamtemu w #ap!, komendant stacji te" jest na pewno na ich utrzymaniu... Tak "e je%lisi! zastanowi', Ernest nie tak wiele wyci$ga - oko#o pi!'dziesi!ciu procent, nie wi!cej, je"eli wpadnie, to dziesi!' latkatorgi ma jak w banku...

    W tym momencie moje bogobojne rozwa"ania przerywa jaki% ugrzeczniony typek, nawet nie us#ysza#em, kiedywszed#. Wykwit#obok mojego prawego #okcia i pyta:

    - Czy mo"na?- Co za pytanie! - mwi!. - Oczywi%cie!Taki niedu"y, szczuplutki, z zadartym noskiem i w czarnej muszce. Jakbym go gdzie%widzia#, ale gdzie - poj!cia nie

    mam. W#azi na sto#ek obok mnie i mwi do Ernesta:- Poprosz!whisky! - I od razu do mnie:- Przepraszam, ale my si!chyba znamy. Pan pracuje w Instytucie Mi!dzynarodowym, prawda?- Tak - mwi!- A pan?Typek zr!cznie wyci$ga z kieszeni wizytwk! i k#adzie przede mn$. Czytam: "Alois Machno, agent Biura

    Emigracyjnego". Oczywi%cie, "e go znam. Czepia si! ludzi, "eby wyje"d"ali z miasta. Widzicie ich, nas i tak ledwiepo#owa zosta#a w Harmont, a oni chc$, "eby%my wszyscy si!wynie%li. Odsun$#em wizytwk!paznokciem.- Nie - mwi!- serdeczne dzi!ki. To nie dla mnie. Marz!, wie pan, "eby moje ko%ci spocz!#y w ojczystej ziemi.- A dlaczego? - pyta z o"ywieniem. - Prosz!mi wybaczy'niedyskrecj!, ale co pana tu trzyma?Ju"si!rozp!dzi#em, "eby mu powiedzie', co mnie tu trzyma.

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    11 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    12/50

    - G#upie pytanie! - odpowiadam. S#odkie wspomnienia dzieci&stwa. Pierwszy poca#unek w miejskim parku. Tatu%,mamusia. Jak pierwszy raz ur"n$#em si!w trupa w tym oto barze. Drogi sercu komisariat policji... - Tu wyjmuj!z kieszenizasmarkan$chusteczk!i ocieram oczy - nie - mwi!. - Za nic!

    Alois po%mia#si!, wypi##yczek whisky i z zadum$powiada:- Nie mog! zrozumie'was, mieszka&cw Harmont. +ycie w mie%cie jest bardzo ci!"kie. W#adza nale"y do armii.

    Zaopatrzenie paskudne. Pod bokiem Strefa, "yjecie jak na wulkanie. W ka"dej chwili mo"e wybuchn$'epidemia albo co%jeszcze gorszego. Jeszcze rozumiem starszych ludzi. Na stare lata trudno si! ruszy'z miejsca. Ale pan... Ile pan ma lat?Dwadzie%cia dwa, dwadzie%cia trzy, nie wi!cej... niech"e pan zrozumie, "e nasze biuro jest organizacj$filantropijn$, naszadzia#alno%' nie przynosi nam "adnego zysku. Po prostu chcemy, "eby ludzie opu%cili to przekl!te miasto i zacz!li "y'normalnie. Przecie" dajemy pewn$ sum! na pocz$tek, zapewniamy prac! na nowym miejscu... m#odym, takim jak pan,

    umo"liwiamy nauk!... Nie, nie rozumiem!- A co? - pytam - nikt nie chce wyje"d"a'?- Nie tak znowu, "eby nikt... niektrzy daj$ si!namwi', zw#aszcza je"eli moj$ rodziny. Ale m#odzie"i starcy... No

    co was trzyma w Harmont? To przecie"dziura, prowincja...Teraz pokazalem mu na co mnie sta'.- Panie Machnol - mwi!. - Ma pan %wi!t$racj!. Nasze miasteczko to dziura. Zawsze dziur$by#o i dziur$pozosta#o.

    Tylko "e obecnie - mwi! - to dziura w przysz#o%'. Przez t! dziur! my napompujemy wasz parszywy %wiat takimirzeczami, "e wszystko si!zmieni. +ycie stanie si! inne, lepsze, i ka"dy b!dzie mia#wszystko, czego mu trzeba. Podoba si!panu taka dziura? Przez t! dziur! p#ynie wiedza. A kiedy ju" b!dziemy wiedzieli, co nale"y i wszyscy b!d$ bogaci,polecimy do gwiazd i gdzie tylko zechcemy. Teraz ju"pan wie, co to za dziura...

    W tym momencie przerwa#em, poniewa"zauwa"y#em, "e Ernest patrzy na mnie z ogromnym zdumieniem, i zrobi#omi si! g#upio. W ogle nie lubi! powtarza' cudzych s#w, nawet je"eli dajmy na to podobaj$ mi si!. Tym bardziej, "ewychodzi mi to jako%ko%lawo. Kiedy opowiada Kiry#, cz#owiek s#ucha z otwart$g!b$. A ja niby mwi!to samo, a efektjest zupe#nie inny. Mo"e dlatego, "e Kiry#nigdy Ernestowi na lad!towaru nie wyk#ada#. No i dobrze...

    Tu mj Ernest po#apa#si! i szybko nala#mi tak na sze%' palcw od razu - opami!taj si! ch#opcze, co si! z tob$dzisiaj dzieje? A ostronosy pan Machno znowu delikatnie poci$gn$#swoj$whisky i mwi:

    - Tak, oczywi%cie... Wieczne akumulatory, "b#!kitne panaceum"... Ale czy pan naprawd!wierzy, "e stanie si!tak, jakpan powiedzia#?

    - To nie pa&ski interes, w co ja wierz!naprawd!a w co na niby - mwi!. - Mwi#em panu o mieszka&cach miasta.A o sobie powiem tak: czego ja mam szuka'w tej waszej Europie? Waszej %miertelnej nudy? Ca#y dzie&mam ora' jakg#upi, a wieczorem patrze'w telewizor?

    - No, niekoniecznie trzeba zaraz do Europy...- A tam - mwi!- wsz!dzie to samo, a na Antarktydzie jeszcze w dodatku zimno.I co najdziwniejsze: mwi#em do niego i ze wszystkich si#wierzy#em w to, co mwi!. I nasza Strefa, wied)ma

    przekl!ta, zaraza morowa, w tym momencie by#a mi sto razy milsza ni"ich wszystkie Europy i Afryki. A przecie"nawetjeszcze nie by#em pijany, po prostu wyobrazi#em sobie przez sekund!, jak wracam z pracy doszcz!tnie wypompowany, wt#umie podobnych mi kretynw, jak w tym ich metro gniot$mnie, depcz$mi po nogach, jak mi wszystko obrzyd#o i jak ju"

    nic mi si!nie chce.- A co pan na to? - zwraca si!ostronosy do Ernesta.- Ja mam swj byznes - wynio%le odpowiada Brnie. - nie jestem byle kim! Ja wszystkie swoje pieni$dze w#o"y#em w

    ten bar. Do mnie czasami nawet sam komendant zagl$da, genera#, jasne? Z jakiej racji mam st$d wyje"d"a'?Pan Alois Machno zacz$#mu co%wyja%nia'przy pomocy liczb, ale ja ju" nie s#ucha#em. Goln$#em sobie zdrowo,

    wygrzeba#em z kieszeni gar%'bilonu, zlaz#em ze sto#ka i na pocz$tek uruchomi#em na ca#y regulator graj$c$szaf!. Jest tamtaka jedna piosenka "Nie wracaj, je"eli nie jeste%pewien". Bardzo dobrze na mnie wp#ywa po Strefie... No wi!c szafagrzmi i zawodzi, a ja zabra#em swoj$szklaneczk! i poszed#em w k$t, wyrwna'stare rachunki z "jednor!kim bandyt$", noi czas jak ptak polecia#... Przepuszczam ostatni bilon, a tu pojawiaj$ si! pod go%cinnym dachem baru Richard Nunnun zSzuwaksem. Szuwaks ju"chodzi na rz!sach, przewraca oczami i szuka, komu by da'w mord!. A Richard Nunnun czuletrzyma go pod rami!i odwraca jego uwag!dowcipami. Pi!kna para! Szuwaks, ch#op jak byk, czarny jak noc, k!dzierzawy,#apy do kolan, a Dick male&ki, za"ywny i r"owy, wcielenie bogobojno%ci, brak mu tylko aureoli.

    - O! - krzyczy Dick na mj widok. - I Red tu jestl Chod)do nas. Red!- S#usznie! - ryczy Szuwaks. - W ca#ym tym mie%cie jest tylko dwch ludzi: Red i ja! Wszyscy inni to wieprze,

    dzieci szatana. Red! Ty te"s#u"ysz szatanowi, ale jednak jeste%cz#owiekiem...Podchodz!do nich ze swoja szklank$. Szuwaks #apie mnie za kurtk!, sadza przy stoliku i mwi:- Siadaj, Rudy! Siadaj, s#ugo szatana! Kocham ci!. B!dziemy op#akiwa'grzechy ludzko%ci. Gorzko op#akiwa'!- Zap#aczemy - mwi!. - (ykniemy sobie grzesznych #ez.- Zaprawd! powiadam wam - prorokuje Szuwaks. - Zaprawd! osiod#any ju" jest ko& blady, a je)dziec jego ju"

    trzyma nog!na strzemieniu. I daremne s$ mod#y tych, co si!zaprzedali szatanowi. Ostan$si!tylko ci, ktrzy wydali muwojn!. Wy, synowie cz#owieczy, skuszeni przez szatana, szata&skimi igraj$cy cackami, szata&skich skarbw z#aknieni - dowas mwi!, o %lepi! Opami!tajcie si!, bydlaki, pki czas! Podepczcie b#yskotki szata&skie! - Tu zamilk# nagle, jakbyzapomnia#, co ma by'dalej. - A czy mi tu dadz$wreszcie czego%do picia? - zapyta#nagle zupe#nie innym g#osem. - Cudzieja w#a%ciwie jestem?... Wiesz, Rudy, znowu mnie pogonili z roboty. Od agitatorw mnie wyzwali. Ja im t#umacz! -opami!tajcie si!%lepcy, sami lecicie w przepa%'i innych %lepcw ci$gni!cie za sob$! *miej$si!. No wi!c da#em w mord!kierownikowi i poszed#em sobie. Teraz mnie posadz$. I za co? Wrci#Dick, postawi#na stoliku butelk!.

    - Dzisiaj ja p#ac!! - krzykn$#em do Ernesta. Dick spojrza#na mnie zezem.

    - Wszystko legalnie - mwi!. - B!dziemy moj$premi!przepija'.- Byli%cie w Strefie? - pyta Dick. - Przynie%li%cie co%ciekawego?- Pe#nego "pustaka" - mwi!. - Z#o"yli%my go na o#tarzu nauki, nalejesz nam wreszcie, czy nie?- "Pustaka" - buczy z gorycz$Szuwaks. - Dla jakiego%"pustaka" ryzykowa#e%"yciem! Uszed#e%z "yciem, ale przez

    ciebie pojawi# si! na %wiecie jeszcze jeden diabelski przedmiot... A sk$d mo"esz wiedzie'. Rudy, ile grzechw inieszcz!%'...

    - Przymknij si!. Szuwaks - mwi!do niego surowo. - Pij i raduj si!, "e wrci#em "ywy. Za mj fart, ch#opcy!

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    12 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    13/50

    Dobrze nam si! pi#o za mj fart. Szuwaks ca#kiem si! rozklei#, siedzi i p#acze, z oczu mu kapie jak z zepsutegokranu. To nic, znam go dobrze. Musi przej%'przez takie stadium - zalewa si!#zami i wrzeszczy, "e Strefa to dzie#o szatana i"e nic z niej nie wolno wynosi', a co ju"wyniesiono, trzeba odnie%'z powrotem i "y'tak, jakby Strefy w ogle nie by#o.+e niby co szata&skie - szatanowi. Bardzo lubi! Szuwaksa. W ogle lubi! dziwakw. Kiedy Szuwaks jest przy forsie,skupuje od wszystkich towar, nie targuje si!, p#aci, ile "$daj$, a potem w nocy targa wszystko z powrotem do Strefy i tamzakopuje... Ale"szlocha. Bo"e kochany! Ale to nic, on jeszcze poka"e, co potrafi.

    - A jak wygl$da taki pe#ny "pustak"? - pyta Dick. - Zwyczajne "pustaki" widzia#em, ale pe#ne? Co to w#a%ciwietakiego? Pierwszy raz s#ysz!.

    Wyt#umaczy#em, Dick pokiwa#g#ow$i nawet cmokn$#par!razy.- Tak - mwi - to ciekawe. To - mwi - co%nowego. A z kim by#e%? Z Rosjaninem?

    - Tak - odpowiadam. - Z Kiry#em i z Tenderem. Wiesz, z tym naszym laborantem.- Uszarpa#e%si!pewnie z nimi...- Nic podobnego. Ch#opcy trzymali si!zupe#nie przyzwoicie. Szczeglnie Kiry#. Urodzony stalker - mwi!. - Gdyby

    mia#troch!wi!cej do%wiadczenia i pozby#si!tej swojej dziecinnej niecierpliwo%ci, mg#bym z nim co dzie&chodzi' doStrefy.

    - I po co? - pyta Dick z pijackim %mieszkiem.- Uspokj si!- mwi!. - +arty "artami...- Wiem - mwi. - +arty "artami, a za takie gadanie mo"na zarobi' w ucho. Mo"esz uwa"a', "e jestem twoim

    d#u"nikiem...- Komu trzeba da'w ucho? - ockn$#si!Szuwaks. - Gdzie on jest?Z#apali%my go za r!ce i z trudem posadzi%my na krze%le. Dick wetkn$#mu w z!by papierosa i podsun$#zapalniczk!.

    Uspokoi#si!. A tymczasem t#ok robi si! coraz wi!kszy. Bar ju"oblepiony, prawie wszystkie stoliki zaj!te. Ernest zwo#a#swoje dziewczyny. Biegaj$, roznosz$, co komu trzeba - jednym piwo, innym koktajle, jeszcze innym czyst$. Patrz!i jako%mi si!zdaje, "e w mie%cie wida'coraz wi!cej nowych twarzy, i to g#wnie jacy%smarkacze w kolorowych szalikach doziemi. Powiedzia#em o tym Dickowi. Dick potwierdzi#.

    - No a jak"e inaczej - mwi. - Zaczyna si!wielki sezon budowlany. K#ad$ju"fundamenty pod trzy nowe budynkidla instytutu, a oprcz tego planuj$ budow!wielkiego muru wok#Strefy - od cmentarza do starego ranczo. Ko&cz$ si!dobre czasy dla stalkerw...

    - A kiedy czasy by#y dobre dla stalkerw? - pytam. A sam my%l!: masz babo placek, a to co znowu? Koniec, teraz ju"si! nie zarobi. C", mo"e to i lepiej, mniejsza pokusa. B!d! chodzi' do Strefy w dzie&, jak przysta#o na porz$dnegocz#owieka. Forsa wprawdzie ju"nie taka, ale za to o ile"bezpieczniej - "kalosz", skafandry i tak dalej, i patrole mog$ci!poca#owa'... +y'b!d!z pensji, a pi' za premie. I taka straszna chandra mnie napad#a! Znowu liczy' ka"dy grosz - na tomog! sobie pozwoli', na tamto ju" nie mog!, na ka"d$ szmatk!dla Guty odk#adaj pieni$dze do skarbonki, do baru niezagl$daj, kino jest ta&sze... Wszystko szare, nudne, szare dnie, szare noce...

    Tak sobie siedz!i my%l!a Dick buczy mi nad uchem:- Wczoraj w hotelu wpad#em wieczorem do baru, "eby wypi' na sen co% mocniejszego. Patrz! - siedz$ jacy%

    nieznani faceci, nie spodobali mi si!od pierwszej chwili. Przysiada si! jeden taki do mnie i zaczyna rozmow!z daleka,

    daje do zrozumienia, "e mnie zna, wie, kim jestem i gdzie pracuj!, "e gotw jest dobrze zap#aci'za pewne przys#ugi...- Szpicel - mwi!, niezbyt mnie to zainteresowa#o, niejednego szpicla widzia#em w "yciu i s#ysza#em niejedn$rozmow!o przys#ugach.

    - Nie, mj mi#y, to nie by#szpicel. Lepiej pos#uchaj. Chwil!z nim pogada#em, ostro"nie, rzecz jasna, uda#em takiegoskromnego przyg#upka. Interesuj$go pewne przedmioty w Strefie i to nie byle %miecie, ale raczej rzeczy warto%ciowe. Naakumulatory, "%wierzby", "czarne bryzgi" i podobn$ bi"uteri!nie reflektuje. A o tym, na co reflektuje, wspomnia#raczejaluzyjnie.

    - Wi!c o co mu chodzi? - pytam.- O "czarci pudding", o ile dobrze zrozumia#em - mwi Dick i jako%dziwnie na mnie patrzy.- Ach, "czarci pudding" jest mu potrzebny! - mwi!. - A "lampa %mierci" przypadkiem nie jest mu potrzebna?- Te"go o to zapyta#em.- No i?- Wyobra)sobie, potrzebna.- Tak? - mwi!. - No, Je%li tak, niech sobie sam przyniesie. To przecie"drobnostka! "Czarciego puddingu" pe#ne

    piwnice, tylko bra'wiadro i #adowa'. Pogrzeb na koszt w#asny.Dick milczy, patrzy na mnie spode #ba i nawet si!nie u%miecha. Co u diab#a, chce mnie wynaj$', czy co? I dopiero

    w tym momencie do mnie dotar#o.- Poczekaj - mwi!. - A kto to mg#by'? Z "puddingiem" nawet w Instytucie nie wolno robi'do%wiadcze&...

    - S#usznie - mwi Dick bez po%piechu i patrzy na mnie bez przerwy. - Do%wiadczenia stanowi$ce potencjalneniebezpiecze&stwo dla ludzko%ci. Teraz ju"rozumiesz, kto to by#?

    Nadal nie rozumia#em.- Przybysze z Kosmosu? - pytam. Dick roze%mia#si!, poklepa#mnie po ramieniu i mwi:- Pij!za twoje zdrowie, o %wi!ta naiwno%ci!- Zgoda - mwi!, ale krew mnie zalewa. Znalaz# sobie naiwnego, sukinsyn! - Ej! - mwi!. - Szuwaks! Dosy' tego

    spania, lepiej napij si!z nami.Nie, Szuwaks nie b!dzie pi#. Szuwaks %pi. Po#o"y#swj czarny #eb na czarnym stoliku i %pi, r!ce zwiesi#do pod#ogi.

    Wypili%my z Dickiem bez Szuwaksa.

    - No dobra - mwi!. - Mo"e jestem naiwny, a mo"e nie jestem, ale na tego typa donis#bym gdzie nale"y. Ma#o ktokocha policj!tak, jak ja, ale sam bym poszed#i donis#.- Aha - mwi Dick. - A na policji zadaliby ci pytanie: A dlaczego w #a%ciwie ten typ zwrci#si!akurat do ciebie ze

    swoj$propozycj$? No?Pokr!ci#em g#ow$.- Wszystko jedno. Ty t#usty wieprzu, trzeci rok jeste%w mie%cie, ani razu w Strefie nie by#e%, "czarci pudding"

    widzia#e%tylko w kinie, ale gdyby%tak zobaczy#w naturze co on potrafi zrobi'z cz#owiekiem... To, mj kochany, straszna

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    13 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    14/50

    rzecz, nie trzeba jej wynosi'ze Strefy... Wiesz sam dobrze - stalkerzy to ludzie brutalni, sumienia maj$niezbyt delikatne,ale na co%takiego nawet nieboszczyk Zgnilec by nie poszed#. *cierwnik Barbridge te"na to nie pjdzie... Nawet boj! si!pomy%le', komu i po co mo"e by'potrzebny "czarci pudding".

    - No c"- mwi Dick - masz zupe#n$racj!. Tylko ja, rozumiesz, okropnie nie mam ochoty, "eby pewnego pi!knegoporanka znaleziono mnie w #"eczku i stwierdzono, "e zgin$#em %mierci$ samobjcz$, nie jestem stalkerem, ale rwnie"jestem trze)wym i brutalnym cz#owiekiem i "ycie mi si!raczej podoba. +yj!ju"od do%'dawna i, widzisz, przywyk#em...

    W tym momencie Ernest krzykn$#od baru:- Panie Nunnun! Telefon do pana!- O psiakrew - mwi Dick z nienawi%ci$ w g#osie. - Pewnie znowu reklamacja. Wsz!dzie znajd$. Przepraszam ci!,

    Red.

    Wstaje i idzie do telefonu. A ja zostaj!z Szuwaksem i z butelk$, i poniewa"z Szuwaksa nie ma "adnego po"ytku,bardzo troskliwie opiekuj!si!butelk$. Diabli by wzi!li t!Stref!, nigdzie nie ma przed ni$ucieczki. Gdzie by%nie poszed#,z kim by% nie mwi# - Strefa, Strefa, Strefa... Dobrze Kiry#owi gada', "e dzi!ki Strefie zapanuje wieczny pokj inieziemska szcz!%liwo%'. Kiry#to fajny ch#opak, nikt go g#upim nie nazwie, przeciwnie, g#ow!ma, "e daj Bo"e ka"demu,ale przecie"nie ma zielonego poj!cia o "yciu. On nawet wyobrazi'sobie nie mo"e, ile wszelakiego dra&stwa kr!ci si!ko#oStrefy. Teraz na przyk#ad "czarci pudding" komu%jest koniecznie potrzebny. Ten Szuwaks chocia"i pijanica, chocia" mafio#a na tle religijnym, ale czasami, kiedy cz#owiek dobrze si!zastanowi, rzeczywi%cie przychodzi mu do g#owy - mo"enaprawd!nale"y zostawi'szatanowi co szata&skie?

    Nie rusz gwna...W tym momencie na krze%le Dicka siada jaki%smarkacz w kolorowym szaliku.- Czy pan Shoehart? - pyta.- No? - mwi!.- Nazywam si!Kreon - mwi. - Jestem z Malty.- No - mwi!- i co s#ycha'na Malcie?- Na Malcie dobrze s#ycha', ale ja nie o tym chcia#em z panem mwi'. Przys#a#mnie Ernest.Tak, my%l!. To jednak bydlak ten Ernest. Ani krzty lito%ci, ani odrobiny sumienia. Siedzi przede mn$ ch#opiec -

    smag#y, schludny, weso#y, pewnie jeszcze ani razu si! nie goli#, jeszcze ani razu nie ca#owa# dziewczyny, a Ernestowi tozwisa, on tylko o jednym my%li: "eby jak najwi!cej ludzi zagoni'do Strefy, a jak jeden na trzech wrci z towarem - te"b!dzie dobrze...

    - No i jak si!czuje nasz dobry stary Ernest? - pytam. Kreon obejrza#si!na bar i mwi:- Moim zdaniem nie)le. Ch!tnie bym si!z nim zamieni#.- A ja nie - mwi!. - Napijesz si!?- Dzi!kuj!, nie pij!.- No to zapal - mwi!.- Przepraszam pana, ale nie pal!rwnie".- Niech Ci!diabli - mwi!- Wi!c po co ci w takim razie pieni$dze?Poczerwienia#, przesta#si!u%miecha'i cicho tak odpowiada:

    - Chyba to jest tylko moja sprawa, prawda, panie Shoehart?- Co racja, to racja - mwi! i nalewam sobie na cztery palce. W g#owie mi, nale"y zaznaczy', ju" troch! szumi icia#o przenika taka przyjemna s#abo%', wypu%ci#a mnie wreszcie Strefa. - Teraz jestem pijany - mwi!. - Jak widzisz, bawi!si!. Chodzi#em do Strefy, wrci#em "ywy i z fors$. To niecz!sto bywa "eby "ywy, i ju"niezmiernie rzadko, "eby z fors$. Awi!c na razie od#"my powa"ne rozmowy na kiedy indziej...

    Tu Kreon zrywa si!z krzes#a, mwi "przepraszam", okazuje si!, "e Dick wrci#. Stoi obok swojego krzes#a i po jegotwarzy widz!, "e co%si!sta#o.

    - No - mwi!- znowu twoje komory pr"niowe s$nieszczelne?- Tak - mwi Dick. - Znowu.Siada, nalewa sobie, dolewa mnie i widz! ja, "e nie w reklamacji rzecz. Na reklamacje, powiedzmy to sobie wprost,

    Dick pluje z trzeciego pi!tra, nie na g#upiego trafili!- Wypijmy - mwi - Red. - I nie czekaj$c na mnie wypija haustem ca#$ swoj$porcj! i nalewa now$. - Ty wiesz -

    mwi - umar#Kiry#Fanow.W zamroczeniu nie od razu go zrozumia#em. Kto%tam umar#, no to umar#.- No c"- mwi!- wypijmy za spokj jego duszy...Dick spojrza#na mnie, oczy mu si!zrobi#y okr$g#e jak spodki, i dopiero wtedy poczu#em jakby mi kto%wymierzy#

    cios w "o#$dek. Pami!tam, "e wsta#em, opar#em si!o blat i patrz!na Dicka z gry na d#.- Kiry#?! - A przed oczami mam srebrn$paj!czyn!, znowu s#ysz!, jak ona rwie si! i trzeszczy. I przez to okropne

    trzeszczenie g#os Dicka dochodzi do mnie jak z drugiego pokoju.- Zawa#serca. Znale)li go nagiego pod prysznicem, nikt nic nie rozumie. Pytali o ciebie, powiedzia#em, "e z tob$

    wszystko w porz$dku...- A co tu jest do rozumienia? - mwi!. - Strefa...- Usi$d), Red - mwi Dick. - Usi$d)i napij si!.- Strefa... - powtarzam i nie mog!przesta'. - Strefa... Strefa...Niczego nie widz! doko#a oprcz tej srebrnej paj!czyny. Ca#y bar zapl$ta# si! w paj!czyn!, ludzie poruszaj$ si!,

    paj!czyna cichutko potrzaskuje kiedy kto% si! o ni$ oprze. A w samym %rodku stoi Malta&czyk, twarz ma dziecinn$,zdziwion$- nic nie pojmuje.

    - Ch#opcze - mwi!do niego serdecznie. - Ile chcesz pieni!dzy? Tysi$c wystarczy? Na! Bierz, bierz! - wpycham mupieni$dze i ju"krzycz!: - Id) do Ernesta i powiedz mu, "e jest #ajdakiem i kanali$, nie bj si!, powiedz mu! Przecie" totchrz! Powiedz mu i natychmiast id)na dworzec, kup sobie bilet i wracaj na swoj$Malt!! Nigdzie si!nie zatrzymuj podrodze, jed)prosto do domu!

    Nie pami!tam, co tam jeszcze krzycza#em. Pami!tam, jak znalaz#em si!przed lad$baru, Ernest postawi#przede mn$szklaneczk!na orze)wienie i pyta:

    - Zdaje si!, "e jeste%dzisiaj przy forsie?

    Strugaccy Arkadij i Borys - Piknik na Skraju Drogi

    14 / 50

  • 5/26/2018 Strugaccy-Piknik Na Skraju Drogi

    15/50

    - Tak - mwi!- przy forsie...- To mo"e d#ug mi zwrcisz? Jak raz jutro mia#bym na podatki.Teraz dopiero widz!- %ciskam w pi!%ci paczk!banknotw. Patrz!na t!zielon$traw!i mamrocz!:- Okazuje si!, nie wzi$#Kreon Malta&ski... Z charakterem, okazuje si!... No, a ca#a reszta - los tak chcia#.- Co z tob$- pyta mj przyjaciel Ernie. - Przesadzi#e%kapk!?- Nie - mwi!. - Ze mn$- mwi!- wszystko w najlepszym porz$dku. Cho'by w tej chwili mog!i%'pod prysznic.- Poszed#by%lepiej do domu - mwi mj przyjaciel Ernie. - Jednak troch!przesadzi#e%.- Kiry#umar#- mwi!mu.- Ktry to Kiry#? Ten jednor!ki?-