tryby. katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

20
Kraków, nr 9/2011 grudzień ISSN: 2083-8948 Uświęć święta, czyli jak nie spędzić ich w shopie? Problem Downa Zostańcie CZADową Parą

Upload: tryby-katolicki-miesiecznik-studencki

Post on 22-Mar-2016

222 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Dziewiąty numer Trybów. Katoliciego miesięcznika studenckiego - grzbiet główny - grudzień 2011

TRANSCRIPT

Page 1: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

Kraków, nr 9/2011 grudzień ISSN: 2083-8948

Uświęć święta, czyli jak nie spędzić ich w shopie?

Problem Downa

Zostańcie CZADową Parą

Page 2: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

2 TRYBY nr 8/2011

Walizka wspomnień

Po śmierci matki, Rita Cosby, znana ame-rykańska dziennikarka, porządkując jej rzeczy natrafia na jasnobrązową walizkę. Walizka ta wraz ze swoją zawartością okaże się kluczem do zrozumienia ojca, który zawsze wydawał się jej odległy.

Książka stanowi zapis wywiadu życia Rity Cosby, który przeprowadziła... z własnym oj-cem, Richardem Cosby. W toku rozmowy córka ze zdumieniem odkrywa, że jej ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim, poznaje historię jego licznych blizn i jego życia w Polsce, kiedy nazywał się Ryszard Kossobudzki. Okazuje się, że jej ojciec jest… bohaterem.

Agata Gołda

Nie testuję cię

To jedno z najaktualniejszych pytań mło-dych ludzi – po co mi sakrament małżeństwa w dzisiejszych czasach? Książka młodego ojca i księdza stara się odpowiedzieć na to pytanie. Najważniejsze jest chyba to, że autorzy nie kry-tykują wspólnego mieszkania przed ślubem – dają raczej dobre rady, jak mimo tego sakrament ten przyjąć. Krótkie rozdziały, konkrety i brak nachalnej agitacji autorów sprawia, że warto tę książkę przeczytać. I przekonać się do małżeń-stwa. Bo jak słusznie zauważają pisarze, wspól-ne mieszkanie przed ślubem to tylko testowanie kochanej osoby. A przecież nie o to w tym cho-dzi, prawda?

Diana Drobniak

Po co ślub, kiedy żyjemy razem? Alain Quilici, Denis la BalmeWydawnictwo św. Stanisława BM 2010

Alfabet. Moje życie o. Leon Knabit OSBDom Wydawniczy Rafael 2010

Cichy bohater. Tajemnica przeszłości mojego ojcaRita Cosby Dom Wydawniczy Rafael 2010

po drugiej stronie

fot.:

ww

w.o

penp

hoto

.net

Ci, którzy siali ze łzami, Niech zbierają z radością! Kto wychodzi z płaczem, niosąc ziarno siewne, Będzie wracał z radością, niosąc snopy swoje. Ps 126,5-6

Jeśli lubisz „Tryby”, prosimy o świąteczne wsparcie na wydruk następnych numerów.

Redakcja

Wpłat można dokonywać na konto wydawcy:Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiejul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków32 1540 1115 2111 6011 8024 0002z dopiskiem „Darowizna na Tryby”

Alfabet mnicha Króluje wśród nas przeko-

nanie, że człowiek zakłada-jąc habit staje się inną osobą. Jakby ten habit go odczłowie-czał, odbierał mu przymioty „normalnego” mężczyzny czy kobiety. Habit jest wyzwa-niem, ale jest to wyzwanie dla człowieka a nie kosmity czy istoty nadprzyrodzonej. Potwierdzeniem tego jest przy-kład o. Leona Knabita, tyniec-kiego zakonnika.

Alfabet. Moje życie jest esencją benedyktyńskiej re-guły „aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”. Bóg zagląda do każdego wydarzenia, wi-dzi każdego człowieka opi-sanego na kartach tej książki. Alfabet… jest nie tylko skon-centrowanym obrazem życia tynieckiego mnicha, ale sta-nowi również podstawę do bu-dowania wartości, za którymi warto podążać w życiu.

Katarzyna Cieślik

Page 3: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

3

Wydawca: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Redaktor prowadzący: Przemysław RadzyńskiSekretarz redakcji: Agata GołdaRedaktor dodatków uczelnianych i PR: Karolina Pluta Marketing: Marcin NowakZespół redakcyjny: Iwona Bielecka, Agnieszka Całek, Michał Chudziński, Marta Czarny, Diana Drobniak, Karolina Mazurkiewicz, Izabela Murzyn, Wojciech Podlewski, Mariola Rząsa, Tomasz Wierzbicki, Michał Wnęk

DTP, layout: Marcin Nowak okładka: © iStockphoto.com/RapidEye Foto: Katarzyna CieślikAsystent kościelny: ks. Rafał BuzałaAdres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 KrakówData zamknięcia numeru: 10 grudnia 2011 Nakład: 5000 egz.Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.

[email protected]

od redakcj i

Grudzień 2011

współpraca

Jesteśmy na: Akademii Górniczo-Hutniczej | Politechnice Krakowskiej | Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie | Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie

temat numeru Boże Narodzenie

Uświęć Święta 4-5Prawo o pracy w święta 5Wigilijna podróż w czasie 6-7Święta na przestrzeni lat 8Nie musi być 12 potraw 8

rozmowa z charakterem 9Młodzi potrzebują takich historii

w trybach historii 10Czarny grudzień 1979

inżynier ducha 11bł. Pier Giorgio Frassati

encyklopedia wiary 11Mormoni

pro-life 12-14Problem Downa

media pod lupą 14b16/jp1 15

Papieże o pieniądzualfabet relacji 16

A jak akceptacjaona i on 16-17

Wygłodniali jak wilkimisz-masz 18idźże-zróbże 19

CADowa para

Tym razem zaszaleliśmy i temat nu-meru ma aż pięć stron, ale w końcu cho-dzi o nie byle jakie święta. Może nie bę-dzie przesytu, gdy dołożę do niego swój wstępniak.

Pisząc o Bożym Narodzeniu wypada wspomnieć o przebaczaniu, karpiu i od-wiedzinach rodziny. A mnie te dni kojarzą się z rozumem – niepokornym i zarozu-miałym, który myśli, że pozjadał wszyst-kie prawdy, nawet te objawione. Dopiero rzetelnie szukając, poznaje ich sedno. Gdy idę na pasterkę, myślę o rozumie utytu-łowanych Trzech Mędrców ze Wschodu, którzy pewnie ze dwa lata tłukli się na swoich wielbłądach, zanim spotkała ich niezła heca (!) – padnięcie plackiem przed małym golaskiem. Ich pokłon był nie-zwykły, bardziej wzruszający od pokłonu serca. Chyba o to chodziło już dorosłemu Jezusowi, gdy kazał miłować umysłem.

W święta częściej brzęczy mi też w uszach słowo „wdzięczność”. Czasem myślimy, że wszystko nam się należy. A to nieprawda. Co więcej, to, co mamy, wcale nie jest nasze. Trudno się przesta-wić na takie myślenie, ale kiedy się uda, zyskujemy wolność, jaką cieszy się pew-na 10-osobowa rodzina. Dwa pokolenia. Rodzice i ośmioro dzieci noszących sta-rotestamentowe imiona. W tym roku zro-bili test na Świętego Mikołaja. Nie było pieniędzy na żadne upominki, a on i tak przyszedł z odkurzaczem, blenderem, ko-modą i biurkami. Cieszyli się i dziękowali Bogu. Tak dziękujmy i my – za potrawy na wigilijnym stole i to, że mamy je z kim zjeść. Taka „wdzięczność jest najbardziej religijnym uczuciem.”

Dobrego adwentowego finiszu i pięk-nych świąt!

Page 4: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

4 TRYBY nr 8/2011

Dzieci zaraz po zacho-dzie słońca wycze-

kują pierwszej gwiazdki na niebie. Z kuchni unoszą się piękne zapachy ciasta z cyna-monem, czerwonego barsz-czu. Tata przygotowuje do przeczytania fragment Pisma Świętego o narodzeniu Jezusa. Najstarsza siostra w towarzy-stwie młodszego rodzeństwa zakłada śnieżnobiały obrus na

stół, który potem zapełni się tradycyjnymi dwunastoma da-niami. To znak, że zaczyna się wigilia Bożego Narodzenia.

Mimo że w Kościele kato-lickim to Wielkanoc jest waż-niejsza, to jednak wielu z nas bardziej wyczekuje tej gru-dniowej pierwszej gwiazdki na niebie. Dlaczego wszyscy tak kochają Święta Bożego Narodzenia? Chyba przez ich mistykę. Przepiękna uroczy-stość wspominająca narodzi-ny Mesjasza – wcielenie Syna Bożego. To wydarzenie osnute Bożą Mądrością i Miłością, tajemnicze i niepojęte, gdyż sam Zbawiciel przychodzi do

nas, uniża się i staje się jed-nym z nas, mieszka między nami. Jezus Chrystus się nam narodził!

By nie zgubić istoty świąt

Niestety, czasami za-pominamy o tym, że Boże Narodzenie jest przede wszyst-kim momentem zadumy nad wielką tajemnicą, jaką jest uczłowieczenie Syna Bożego. Tracimy to, co najważniej-sze – istotę świąt. Szczególną uwagę przywiązujemy do ozdobienia domu świecideł-kami, postawienia Mikołaja na trawniku przed domem,

prezentów dla najbliższych czy jedzenia. Wiadomo, że święta wymagają też tych ze-wnętrznych przygotowań, ale postarajmy się to zrobić wcze-śniej. Przedświąteczne zaku-py, czy przygotowania domu niech zbytnio nie przesłaniają nam prawdziwej radości, jaką daje nam sam Bóg, bo w prze-ciwnym razie nasze święto-wanie będzie tylko pozorne i krótkotrwałe.

Nie dajmy sobie wmówić, że Bożego Narodzenia nie da się przeżyć bez dobrego fil-mu w telewizji. W niektórych polskich domach ten „zło-dziej czasu” jest włączony

nawet podczas kolacji wigi-lijnej. Może to dlatego, że w rodzinie nie mamy o czym rozmawiać? Grające pudło za-głusza niezręczną ciszę? Albo cały rok czekaliśmy na ten mo-ment, w którym znowu pokażą „Kevina”?

Nie choinka, nie same po-trawy wigilijne, nie zakupy, nie prezenty, nie jakiekolwiek ozdoby są wyznacznikiem udanych świąt, ale otwartość całej rodziny na przyjęcie nowonarodzonego Bożego Syna. Często w tradycji zosta-wiamy jedno wolne nakrycie na stole dla kogoś biednego, samotnego, opuszczonego.

temat numeru > Boże Narodzenie

Uświęć świętaŚwięta to piękny czas bycia razem z rodziną. Niestety, nie każdy może tego doświadczyć. Wiedzą o tym ci, którzy przez ludzką głupotę, zaniedbania, a czasem apodyktycznego, żądnego zarobku szefa muszą błogosławiony

czas przygotowań spędzać w pracy.

Karolina Mazurkiewicz, Wojciech Podlewski

fot.:

ww

w.fa

cebo

ok.p

l

Page 5: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

5

temat numeru > Boże Narodzenie

Co o pracy w święta mówi nasze prawo?

Zastanówmy się, czy może tym opuszczonym przez nas gościem nie jest sam Jezus Chrystus.

Zróbmy co w naszej mocy, by nie przegrać w walce o ro-dzinne relacje nie tylko w tym okresie, bo nawet najpięk-niejsze świąteczne chwile nie zrekompensują całorocznych zaniedbań.

Świętujmy i pozwólmy świę-tować innym

Święta są czasem, kiedy do wigilijnego stołu zasiada cała rodzina. To właśnie te dni tak szczególnie zbliżają nas do sie-bie nawzajem. Często widzi-my się po długiej rozłące, a to przez pracę za granicą, a to studia na drugim końcu Polski. Siadając przy świątecznej ko-lacji wspominamy dawne cza-sy albo po prostu cieszymy się swoją obecnością.

Jednak nie każdy w tym pięknym dniu może pozwolić sobie na taki komfort. Są lu-dzie, którzy w święta muszą pracować. Trzeba jednak roz-różnić „musieć” od musieć. Są zawody, bez których nawet w święta świat by sobie nie po-radził. To lekarze, pielęgniarki, strażacy czy policjanci. Taka praca to służba.

Pięknym świadectwem po-dzieliła się z nami pani Dorota Twardowska, pielęgniarka jed-nego z krakowskich szpitali:

– Podejmując się pracy pielęgniarki, składałam przy-sięgę i wiem, że jest to służba drugiemu człowiekowi, którą staram się nieść najlepiej jak tylko potrafię. Bardzo często w wigilię na dyżur trafiają bezdomni. Wówczas razem z nimi świętujemy ten piękny czas – łamiemy się opłatkiem, składamy sobie życzenia, przynosimy różne smakoły-ki wcześniej przygotowane w domu. Człowiek po tylu la-tach pracy potrafi się przy-zwyczaić do faktu, że świąt nie spędza z najbliższymi, bo przecież musi nieść swo-ją pomoc potrzebującym. Ale

staramy się sobie z tym pro-blemem radzić. Spożywamy wieczerzę wcześniej lub trochę później, w zależności od dy-żuru. Co nie zmienia faktu, że niejednokrotnie jest mi przy-kro, kiedy muszę iść do pracy, zostawiając rodzinę. Pamiętam jednak, jak pewnego razu pe-wien bezdomny pan wylądo-wał w szpitalu. Zaniosłam mu pierogi, ciastko i podzieliłam się z nim opłatkiem. On na mój widok rozpłakał się i powie-dział, że w życiu nie miał tak pięknej wigilii. To było bardzo budujące i wynagradzające w pewnym stopniu moją rozłą-kę z rodziną.

Niestety, często przez ludzką głupotę, lenistwo i nie-dbalstwo są osoby, które nie mogą spędzić świąt z rodziną. Chociażby kasjerki w super-marketach czy ekspedientki w barach szybkiej obsługi. Siedzą do 23 na kasie, bo boją się o swoją pracę, o to, że nie przeżyją do pierwszego, a w domu jeszcze trójka dzie-ci do wykarmienia. Nie mogą powiedzieć „nie” swojemu pracodawcy, bo w następnym dniu mogą okazać się bez-robotne. Nieodpowiedzialni klienci chętnie to wykorzystu-ją. „Za pięć dwunasta” przy-pominają sobie, że zapomnieli

kupić masło i biegną do sklepu. A taka kobieta zostawia przez to gromadkę dzieci w domu i nie może z nimi usiąść przy wigilijnym stole.

Dobrze i wcześniej zaplanuj święta

Boże Narodzenie, jak i wszystkie niedziele oraz święta w roku są dniami wol-nymi od pracy. Jest wiele in-stytucji i firm, które pracują w te dni, gdyż pełnią ważną funkcję w życiu społecznym. Jednak czy w każdym zakła-dzie pracy można wprowadzić obowiązek pracy w niedzielę lub święto? Kodeks Pracy za-brania w te dni np. handlu. Ale rzeczywistość jaka jest – każ-dy widzi.

Dlatego przygotowując się do tegorocznych świąt zasta-nówmy się dużo wcześniej czy wszystko mamy, a to, czego nie mamy jest nam niezbęd-ne i czy zakupami na ostat-nią chwilę musimy zabierać czas matce, na którą czekają dzieci. Pamiętajmy, że nie tyl-ko my chcemy spędzić Boże Narodzenie w radości i z bli-skimi. Zróbmy w ten piękny dzień dobry uczynek i dajmy świętować innym.

Często w tradycji zo-stawiamy jedno wol-ne nakrycie na stole dla kogoś biednego, samotnego, opusz-czonego. Zastanów-my się, czy może tym opuszczonym przez nas gościem nie jest sam Jezus Chrystus.

Rozdział VII – Praca w niedziele i święta

Art. 1519. § 1. Dniami wolnymi od pracy są niedziele i święta

określone w przepisach o dniach wolnych od pracy. 9a. 1. Praca w święta w placówkach handlowych jest

niedozwolona.3. Praca w niedziele jest dozwolona w placówkach handlo-

wych przy wykonywaniu prac koniecznych ze względu na ich użyteczność społeczną i codzienne potrzeby ludności.

11. § 1. Pracownikowi wykonującemu pracę w niedzie-le i święta (…) pracodawca jest obowiązany zapewnić inny dzień wolny od pracy.

Kan. 1247

W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane, wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej oraz powstrzy-mać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku ducho-wego i fizycznego.

2185. W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i koniecznemu odpoczynkowi ducho-wemu i fizycznemu. Obowiązki rodzinne lub ważne zadania społeczne stanowią słuszne usprawiedliwienie niewypełnienia nakazu odpoczynku niedzielnego. Wierni powinni jednak czu-wać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia.

2187.Świętowanie niedziel i dni świątecznych wymaga wspólnego wysiłku. Każdy chrześcijanin powinien unikać na-rzucania - bez potrzeby - drugiemu tego, co przeszkodziłoby mu w zachowywaniu dnia Pańskiego. Gdy zwyczaje (sport, rozrywki itd.) i obowiązki społeczne (służby publiczne itp.) wymagają od niektórych pracy w niedzielę, powinni czuć się odpowiedzialni za zapewnienie sobie wystarczającego czasu wolnego. Wierni powinni czuwać z umiarkowaniem i miłością nad tym, by unikać nadużyć i przemocy, jakie rodzą niekiedy rozrywki masowe. Pomimo przymusu ekonomicznego władze publiczne powinny czuwać nad zapewnieniem obywatelom czasu przeznaczonego na odpoczynek i oddawanie czci Bogu. Pracodawcy mają analogiczny obowiązek względem swoich pracowników.

Kodeks Prawa Kanonicznego

Kodeks PracyKatechizm Kościoła Katolickiego

Page 6: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

6 TRYBY nr 8/2011

temat numeru > Boże Narodzenie

Cofnijmy się kilka wie-ków wstecz i zobacz-

my, jak dawniej obchodzono Święta Bożego Narodzenia w naszym kraju. Poznamy, skąd wywodzą się polskie tra-dycje świąteczne, z których wiele przetrwało do naszych czasów.

Niezwykła obrzędowość Bożego Narodzenia w Polsce kształtowała się na przestrze-ni kilku stuleci. Składają się na nią stare zwyczaje pogań-skie, zwyczaje przyniesione po chrystianizacji kraju, jak rów-nież i te, które powstały w wy-niku pomieszania obrządku pogańskiego i kościelnego. Najbardziej bogata w róż-norakie tradycje jest wigilia

Bożego Narodzenia, którą uro-czyście zaczęto obchodzić do-piero w XVIII w. Udajmy się więc w krótką podróż w czasie do tego właśnie okresu.

Baczność!

5 rano – pobudka! Następnie obowiązkowo musi-my umyć się w rzece, strumie-niu albo w domowej miednicy, na dnie której połóżmy wcze-śniej srebrną monetę. Lepiej też nie pozwalajmy sobie na drzemkę w ciągu dnia. Nie może być mowy o kłótniach i wyrządzaniu sobie przykro-ści. Dobrze też, gdybyśmy po-szli z rana na polowanie i po-łów. Pamiętajmy, że przebieg tego dnia ma wpływ na cały następny rok, dlatego lepiej pożytecznie go przeżyć. Jeśli nie wstaniemy wcześnie rano na równe nogi i nie umyjemy sie, to cały rok będziemy na-rzekać na zmęczenie. Drzemka może wywołać różne choro-by, a kłótnia częste problemy

w rodzinie. Z kolei obfite po-łowy i skuteczne polowania przyniosą szczęście myśliwym i rybakom.

W dniu wigilijnym dusze zmarłych przychodzą z zaświa-tów na ziemię. Trzeba więc dmuchać na krzesło, stołek czy ławę, zanim się usiądzie. Nie wolno też spluwać na podło-gę, chłostać pomyjami ani rą-bać drewna. Ostrych narzędzi używajmy, ale tylko z wielką ostrością, by przypadkiem nie zranić zmarłego. Na szczęście w tym dniu dusze są przyjazne dla ludzi, dlatego gdy u nas wypoczną, ogrzeją się i posilą, możemy prosić, by wróciły do swojego świata.

Snopy i gałęzie

Wiemy dobrze, że ten wy-jątkowy dzień, pomimo swoich licznych nakazów i zakazów, upływa pod znakiem inten-sywnych przygotowań do uro-czystej wieczerzy. Zacznijmy od wystroju naszego domu.

Podstawowym elementem dekoracyjnym będą dla nas snopy zboża – symbol dostat-ku. Należy je porozstawiać po kątach izby. Siano poroz-rzucamy po podłodze oraz umieścimy je pod obrusem lub stołem. Miejmy nadzieję, że ta dekoracja zapewni nam uro-dzaj w przyszłym roku (zda-niem etnologów interpretacja tego zwyczaju jako analogia do betlejemskiej stajenki jest późniejsza i wtórna!). Poza zbożem i słomą do dekora-cji użyjemy też gałęzi drzew iglastych. Należy je powtykać w szpary w różnych miejscach izby oraz dodatkowo można je przystroić jabłkami, orzecha-mi czy opłatkami. A co z cho-inką? Zwyczaj ten przywędru-je do nas pod koniec XVIII w. i Kościół nada mu własną chrześcijańską symbolikę.

Wreszcie wieczerza!

Kiedy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazda, możemy

przystąpić do uroczystej wie-czerzy wigilijnej. Rozpoczyna się ona oczywiście od dzielenia się opłatkiem (choć zwyczaj ten w pełni spopularyzował się dopiero w XIX w. a nawet na początku XX). Jest to tradycja typowo polska i nawiązuje do ostatniej wieczerzy poprze-dzającej pojmanie Jezusa. Symbolizuje ona miłość i bra-terstwo. Gdy przełamaliśmy się opłatkiem, możemy zasiąść do stołu wigilijnego. Ale za-raz, zaraz – musimy policzyć, ile osób zajmuje miejsca przy stole. Jeśli jest to liczba niepa-rzysta, to niestety najmłodszy uczestnik musi zasiąść przy innym stole. Liczba nieparzy-sta przepowiada szybką śmierć

jednego z obecnych wśród nas. Nie zapomnijmy też zostawić jednego wolnego miejsca dla… zbłąkanego ducha, bo jak wie-my, wigilia zbiega się z zimo-wymi zaduszkami.

Przyszedł wreszcie czas na jedzenie. Jadłospis jest bardzo zróżnicowany, zależy od sta-nu społecznego, zamożności gospodarza i regionu Polski. Gdziekolwiek jednak się nie udamy, nigdzie nie zjemy mię-sa ani nie wypijemy alkoho-lu. Stały jest również zestaw produktów, z których przy-gotowywane są dania wigilij-ne. Są to: różne gatunki mąk i kasz, kiszona kapusta, grzy-by, groch, mak, ryby, suszone warzywa i owoce. Często na-trafimy na kutię, czyli potrawę przygotowywaną z łuskanych ziaren pszenicy, maku, miodu i różnych bakalii. Popularne są też kluski z makiem, pierogi, racuchy oraz strucle z jabłka-mi. Karpia z kolei nie znajdzie-my na stołach wigilijnych tak często jak dzisiaj. Pamiętajmy,

Wigilijna podróż w czasie

Pamiętaj, żeby w wigilię wcześnie rano wstać –

pomoże ci to utrzymać dobre samopoczucie przez cały rok. Nie zapomnij też zanieść wigilijnego

opłatka zwierzętom w oborze, żeby były zdrowe. Nie próbuj jednak ich podsłuchiwać, gdy zaczną mówić w tę świętą noc, bo mogą przepowiedzieć

ci coś złego.

Wojciech Biś

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w x

3

Page 7: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

7

żeby spróbować wszystkich potraw na stole, by w nadcho-dzącym roku niczego nam nie brakowało. Nie odkładajmy też sztućców na stół, ponieważ może to spowodować trudne do przewidzenia nieszczęścia.

Wróżby, magia i pasterka

Kiedy skończyliśmy uro-czystą wieczerzę, możemy przejść do wróżb i zabiegów magicznych. To przecież w tę noc można spojrzeć w przy-szłość i sprawić, by była ona korzystna. Tuż po wieczerzy udajmy się do obory i zanieśmy zwierzętom tak zwaną kolędę, czyli resztki potraw wymie-szane z opłatkiem. Nasze zwie-rzęta także muszą ciszyć się dobrym zdrowiem. Możemy też iść do sadu i pogrozić sie-kierą rosnącym tam drzewom po to, by obficie owocowały. Jeśli chcemy dowiedzieć się

czegoś o naszym zamążpój-ściu lub ożenku, wystarczy, że wyciągniemy spod obrusa źdźbło zboża i sprawdzimy jego wygląd. Zielone ozna-cza szybki ślub, a żółte wróży staropanieństwo cz też staro-kawalerstwo. Dokładniejsze informacje na temat przyszło-ści możemy uzyskać układając pod talerze albo chusteczki symboliczne przedmioty, na przykład węgiel, pierścionek, chleb, sól, różaniec. Następnie każdy z obecnych zagląda pod wybrany przez siebie talerz lub wybraną chustkę i już wie, co go czeka, bo węgiel oznacza żałobę, chleb dostatek i tak dalej.

W tym wyjątkowym dniu nie zapominamy o kolędo-waniu. Ten zwyczaj obecny jest w Polsce już od daw-na. Na śpiewaniu kolęd czas szybko płynie – przyszedł już czas na pasterkę! Musimy

koniecznie dotrzeć do kościo-ła jak najszybciej. Przecież ci gospodarze, którzy przyjadą pierwsi, będą też pierwsi we wszystkich pracach gospodar-czych i zbiorą najlepsze plony. Uważajmy na żarty i figle pła-tane przez młodzież podczas tej wyjątkowej Mszy św. Nie raz wlewali już atrament do kropielnicy albo zszywali kra-je ubrań modlących się i nic nie przeczuwających ludzi. Ale to przecież już Boże Narodzenie, więc można spojrzeć na te żar-ty z przymrużeniem oka.

Właściwe dni świąteczne, nazywane dawniej Godami, nie wyróżniają się już tak barwną obrzędowością jak wi-gilia. Zazwyczaj jest to czas odpoczynku i spotkań rodzin-nych. Można w tych dniach

zetknąć się ze zwyczajem kolędowania, czyli odwie-dzania domów przez grupy przebierańców – kolędników z życzeniami świątecznymi i noworocznymi.

Nasza podróż w czasie dobiegła końca. Widzimy, że wiele dawnych polskich zwy-czajów nie przetrwało do na-szych czasów albo zmieniło swój charakter z pogańskiego na chrześcijański. Pod wielo-ma względami obchody świąt Bożego Narodzenia są jednak wciąż takie same: uroczyste, wzruszające i przebiegają-ce w atmosferze wzajemnej życzliwości.

temat numeru > Boże Narodzenie

powyżej: Siano i snopy zboża symbolizowały dostatek, mnogość i urodzaj. Pod sufitem i za święte obrazy zatykano kopy – małe wiązki słomy, które razem z „gwiazdami” i „krzyżami” (na zdj.) miały przynosić urodzaj.

po prawej: Kolorowe poduszki z bibuły nie służyły do spania. Wraz z bukietami kwiatów i łańcuchami upiętymi w girlandy wisiały na ścianach i ozdabiały przedmioty kultu np. święte obrazy. Ich żywe kolory przypominały o wiośnie i dawały nadzieję na ponowny rozkwit przyrody.

Przygotowując artykuł korzystałem z książek:1. B. Ogrodowska Święta pol-

skie. Tradycja i obyczaj2. M. Borejszo Boże Narodzenie

w polskiej kulturze

powyżej: Szczypce do wypieku opłatków. po prawej: Wieszana u powały izby podłaźniczka, czyli wierzchołek świerku, sosny albo jodły to babcia współczesnej choinki. Żywe podłaźniczki zmieniły się z biegiem czasu w papierowe i słomkowe „pająki”.

fot.:

Mag

dale

na G

uzia

k-N

owak

x4

Page 8: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

8 TRYBY nr 8/2011

temat numeru > Boże Narodzenie

Wanda Chojnacka, 83-let-nia mieszkanka Zakopanego:

– Gdy wracam do czasów mojego dzieciństwa, to pa-miętam, że przed wojną święta Bożego Narodzenia były bar-dzo uroczyste. Na kilka dni przed wigilijną kolacją moja mama sprzątała cały dom, szykowała odświętne ubra-nia dla całej naszej rodziny,

krochmaliła białe kołnierzyki do bluzki, gotowała wszystkie potrawy, po to, by 24 grud-nia móc naprawdę przeżywać przyjście Jezusa Chrystusa na świat. Mama zawsze starała się przygotować dużo potraw, które były bardzo postne. Ja wraz z moim rodzeństwem przybierałam prawdziwą choinkę ciastkami, jabłkami

i cukierkami. Pod tym drzew-kiem pachnącym iglastym la-sem leżała szopka. W wigilię już się nie gotowało, nie wyko-nywało niepotrzebnych prac, nawet nie wolno było włączyć radia. Wszystkie sklepy były w tym dniu pozamykane od godz. 12 tak, by każdy mógł się spokojnie przygotować do świętowania. Kiedy tylko na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka wszyscy siadaliśmy do stołu, dzieliliśmy się opłat-kiem, składając sobie życzenia. Po wieczerzy wspólnie szliśmy na Pasterkę. Pamiętam, że do-piero po Pasterce mogliśmy zjeść słodkie ciasto. Już nawet nie wiem, czy dostawaliśmy prezenty, ale podejrzewam, że były to takie bardzo skromne i symboliczne podarunki.

Gdy przyszedł czas oku-pacji hitlerowskiej dużo się pozmieniało. Wigilię przeży-waliśmy bardzo skromnie, ale często ze smutkiem na twarzy, mimo iż jest to bardzo radosne święto. Momentami było tak ciężko, że człowiekowi nawet trudno było się cieszyć, skoro nie widział nadziei na życie, a naokoło tylko krew, strzały, śmierć. Niestety, nie mogli-śmy tradycyjnie uczestniczyć w Pasterce, ponieważ Niemcy na noc zamykali kościoły. Zresztą, kto by chciał wycho-dzić. Przecież na ulicach było tak niebezpiecznie. Jednak pa-miętam, że mimo wojny handel w święta był zakazany. Nawet uzurpatorzy szanowali fakt, że my świętujemy i nikt nie mógł handlować.

Kto zainicjował akcję „Święta w shopie”?

– Organizatorami akcji są animatorzy Ruchu Światło-Życie. Idea powstała przy re-fleksji, że Boże Narodzenie staje się wielkim kolorowym festynem komercyjnym, pod-czas którego zapominamy o Jezusie, chociaż to jest Jego święto.

Atakujecie komercję, która zalewa nas „świątecz-nymi” gadżetami. Popieram. Tylko czy potrafilibyśmy bez niej żyć?

– Święta bez choinki, pre-zentów, kolacji wigilijnej, lampek, śniegu, feerii barw i smaków wydają się nie być świętami. Często jednak zapo-minamy, że to pierwsze Boże Narodzenie tak nie wyglądało. Była zwykła szopa, multum zwierząt i ich zapach, ówcze-śni goście musieli obyć się bez wstążek na podarunkach i po-żywnego poczęstunku.

Czy komercja jest po-trzebna? W pewnym stopniu tak. To znak czasu, tradycji.

Jednak powinna czemuś słu-żyć. Wszystko to, co serwują nam media, banki, sklepy to jedynie dodatki. Gdyby nagle pozbawić Boże Narodzenie mikołajów i skarpet na komin-ku mogłoby się okazać, że tak zafascynowani „magią świąt” nie potrafimy odnaleźć już ich sensu.

Do czego więc jest nam po-trzebna ta komercja? Naszym celem nie jest kompletne jej zanegowanie. Sama przyznam, że naprawdę lubię choinkowe ozdoby, „bożonarodzenio-we” szlagiery, miasto specjal-nie „przebrane” na ten czas. Najważniejszy jest tu jednak sam Jezus. Komercję można uznać jako małą pomoc w tym, by się przygotować na Jego przyjście – przystroić, wpro-wadzić nastrój, dobrze się po-czuć, ale nie traktować jako główny cel i sens świąt Bożego Narodzenia.

Jak spędzić Święta w szo-pie, a nie w shopie?

– Najpierw warto się zasta-nowić, dlaczego sklepy są tak

bardzo oblegane? Chyba dlate-go, że możemy tam wszystko dostać – nawet opłatek, czy sianko. Nie trzeba już iść do kościoła, ponieważ w hiper-markecie mamy podane wszel-kie składniki świąt na tacy. Ponadto, co zaobserwowałam również w swojej rodzinie, tradycja czasem nas zniewala. MUSI być 12 potraw (nawet, gdy przy stole zasiądą tylko cztery osoby), MUSI być cho-inka, MUSI być karp, MUSZĄ być lampki... A potem zacho-dzimy w głowę, co zrobić z tym wszystkim, co pozostało niezjedzone.

Tradycja to ważny element świąt, lecz może przy-gnieść sens Bożego Narodzenia. Czasem może lepiej goto-wać z umiarem i cieszyć się z sa-mego spotkania z rodziną.

Praca, studia i inne obowiąz-ki nierzadko sprawiają, że nie mamy czasu na dobre zorganizo-wanie niezbędnych zakupów – to zrozu-miałe. Dlatego też szar-żujemy z wózkami do ostat-niej chwili. A mimo wszystko

warto się ZATRZYMAĆ, wziąć udział w roratach, reko-lekcjach, posłuchać lub poczy-tać refleksje, których przecież jest tak pełno w Internecie! Wymagajmy od siebie cho-ciaż minimum. Niech adwent wywoła w nas chwilę zadumy i ciszy, której tak bardzo nam brakuje w otaczającym hała-sie. Ten czas powinien być dla nas momentem wyczekiwania w napięciu, a nie falstartu.

Dziękuję za rozmowę.

Nie musi być 12 potrawLedwo z półek znikną znicze, ich miejsce szybko zajmują ozdoby choinkowe i czerwone krasnale. A gdyby tak spróbować inaczej? Z Magdaleną Skrycką rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Święta na przestrzeni lat

fot.: Karolina Mazurkiewicz

ŚWIA

DEC

TWO

Page 9: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

9

rozmowa z charakterem

Młodzi potrzebują takich historii

– Świat zaczyna dostrzegać, jak niesamowitym krajem jest Polska. Potrzeba niezwykłej odwagi, aby zamienić komunizm w demokrację. Tej samej, którą mieli powstańcy warszawscy, którą miał mój ojciec. Polska ma ogromną rolę do odegrania na arenie międzynarodowej – przekonuje Rita Cosby w rozmo-

wie z Izą Murzyn i Justyną Kmiecik.

W swoim dziennikar-skim dorobku ma Pani wiele wywiadów z ważnymi postaciami życia społeczne-go, politycznego czy kultu-ralnego. Czy to, że jest Pani kobietą miało wpływ na Pani pracę?

– Oczywiście. Myślę, że fakt bycia kobietą jest dużym plusem. Chociaż czasami jako kobieta czuję, że muszę udowodnić, kim naprawdę je-stem – w przeciwieństwie do mężczyzn, ale w większości przypadków to duża zaleta. Kobiety z natury mają więcej empatii, są o wiele bardziej wrażliwe, lepiej wyczuwają emocje innych. Co niewąt-pliwie ma wpływ na zadawa-nie pytań i nawiązanie relacji z rozmówcą. Podczas wywia-du, niezależnie z kim się go przeprowadza (czy ze świato-wym liderem, czy ze zwykłym obywatelem), dziennikarz staje się w pewnym sensie psycholo-giem. Kobiety są fantastyczne w prowadzeniu dialogu. Od zawsze podkreślam, że to jest potężna zaleta.

Poznając Pani historię, można dostrzec granicę, któ-ra dzieli Pani życie na dwa etapy. Wiąże się to z pozna-niem historii ojca i z zadawa-niem mu pytań. Jaki wpływ miały te wydarzenia na Pani życie?

– Po poznaniu i opisaniu historii mojego ojca, czuję, jakbym była zupełnie innym człowiekiem. Podobnie jest z moim tatą. Tak, to prawda. Nasze życie można podzie-lić na dwa etapy. Mój ojciec przez długi czas samotnie pielęgnował wielki sekret związany z jego przeszłością. Z Ryszarda Kossobudzkiego, powstańca warszawskiego, za-mienił się w Richarda Cosby

– amerykańskiego ojca, który zamknął wszystkie swoje emo-cje na klucz. Tata jest teraz wol-nym człowiekiem, o wiele bar-dziej szczęśliwszym. Uwolnił się od smutnych emocji, które przez tyle lat w sobie dusił. Jest dumny ze swojej przeszłości. Ja natomiast czuję się spełnio-na przede wszystkim jako cór-ka. Wierzę też, że dzięki naszej wspólnej historii będę lepszą dziennikarką. Historia mojego ojca pomogła mi w zrozumie-niu ludzi, którzy kryją swój ból. Nauczyła szacunku do tajemnicy.

Jak świadomość bycia córką powstańca warszaw-skiego wpłynęła na to, w jaki sposób postrzega Pani Polskę?

– Czuję się bardzo zwią-zana z Polską. Kiedy jestem w ojczyźnie mojego ojca, nie tylko w Warszawie, od-czuwam specyficzną relację z tym krajem. Próbuję sobie wyobrazić jak to było, kie-dy tata tutaj mieszkał. Teraz czuję, że połowa mojego ser-ca jest w Polsce. To jest kraj, za który mój ojciec był gotów oddać swoje życie i mimo że udział w powstaniu wiązał się z ogromnym cierpieniem, po-wiedział mi, że teraz postąpił-by tak samo. Walka o Polskę była dla niego wspaniałym okresem. On nadal kocha ten kraj i ludzi, a powrót do Polski uważa za najwspanial-sze wydarzenie w swoim ży-ciu. Pamiętam sytuacje, kiedy po przygotowaniu jakiegoś reportażu czułam bliskość z tym, o czym mówiłam jako dziennikarka. Z historią mo-jego ojca utożsamiłam się od razu, ponieważ to jest nasza wspólna podróż. Moja więź z Polską jest niezwykle silna i osobista.

Patrząc na nasz kraj z perspektywy amerykań-skiej dziennikarki, jakie miejsce zajmuje on na arenie międzynarodowej?

– Jako dziennikarka do-strzegam wiele rzeczy, z któ-rych Polacy mogą być dumni. Doceniam potencjał tego na-rodu. Kiedy widzę młodych ludzi, pełnych zapału czuję, że przyszłość Polski malu-je się w jasnych barwach. Odwiedzając ten kraj non stop spotykam się z historiami, któ-re warte są przekazania dalej. Dla krajów, które mają trud-ną sytuację polityczną (takich jak Egipt czy Tunezja) Polska może stać się swego rodzaju ikoną. W szczególności, jeśli chodzi o zmiany ustrojowe. Jeszcze w 1989 r. Polska była krajem komunistycznym. Od tego okresu minęło bardzo mało czasu z punktu widzenia historycznego. Świat zaczyna dostrzegać, jak niesamowitym krajem jest Polska. Potrzeba niezwykłej odwagi, aby zamie-nić komunizm w demokrację. Tej samej, którą mieli powstań-cy warszawscy, którą miał mój ojciec. Polska ma ogromną rolę do odegrania na arenie międzynarodowej. Myślę, że w tym momencie jest to dopie-ro początek jej zadania.

Pani książka Cichy bo-hater stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych. Czy jej ogromne powodzenie stanie się dobrym pretek-stem do wdrożenia historii Polski w amerykańskie pro-gramy nauczania historii?

– Jestem bardzo dumna z tego, że Cichy bohater: ta-jemnice przeszłości mojego ojca trafił na listę bestsellerów w Ameryce. Osobiście postrze-gam to jako sukces całego na-rodu polskiego. Jest to ważna

lekcja, na której Ameryka uczy się o odwadze, cierpieniu i hi-storii Polski. Pamiętam, że jako amerykańska studentka bardzo mało wiedziałam o Polsce. Wiedziałam trochę o historii Europy, o II wojnie świato-wej… Nie przypominam sobie, żebym była uczona o Powstaniu Warszawskim. Mam nadzieję, że sukces Cichego bohatera będzie inspiracją dla amery-kańskiej oświaty. Uważam, że Amerykanie powinni bar-dzo dobrze poznać historię Powstania Warszawskiego, które było jednym z najbar-dziej heroicznych wydarzeń II wojny światowej. Jego przekaz jest powszechny. Dzięki temu może mieć duży zasięg. Mówi o nadziei, inspiracji, odwadze i walce. Młodzi ludzie potrze-bują takich historii. Historii, które są ponadczasowe i kształ-tują człowieczeństwo.

Dziękuję za rozmowę.

Rita Cosby – znana amery-kańska dziennikarka telewizyj-na, trzykrotna laureatka Nagro-dy Emmy, była korespondentka Fox News, MSNBC. Obecnie pracuje dla CBS Inside Edition. W swojej karierze przeprowa-dziła liczne głośne wywiady ze znanymi postaciami, m.in. z Ronaldem Reganem, Billem Clintonem, Muammarem al--Kaddafim, Yasserem Arafatem, Arielem Sharonem, Slobodanem Milosevićem (który poprosił ją o wywiad, przebywając w wię-zieniu w Hadze). Była pierwszą reporterką, która dotarła do więźniów w Guantánamo. W Polsce stała się znana m.in. po tym, jak opublikowała książ-kę pt. Cichy bohater: tajemnice przeszłości mojego ojca o prze-życiach swojego ojca Ryszarda Kossobudzkiego, który był żoł-nierzem AK w 1944 r. (krótka recenzja na str. 2)

Page 10: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

10 TRYBY nr 8/2011

Słońce powoli zalewało swoim blaskiem ziemię, gdy szum helikopterów zakłócił ten pozornie spokojny poranek w Gdyni. W powietrzu rozległy się strzały z karabinów maszynowych. Gdzieniegdzie słychać wybuchy petard. Krzyki, wrzaski, panika, wołanie o pomoc. Rozpacz, płacz i lament. Janek

Wiśniewski padł...

Marta Czarny

Koniec roku 1970 nie należy do naj-

spokojniejszych okresów w historii Polski. Ówczesne władze, pod przywództwem Władysława Gomułki, Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kociołka, zdecydowały się na podwyższenie cen podstawo-wych produktów spożywczych. Przykładowo ceny mięsa i prze-tworów mięsnych miały wzro-snąć średnio o 17,6 proc., ceny mąki o 16,6 proc., ryb i prze-tworów rybnych średnio o 11,7 proc. Dodatkowo w górę poszły także ceny węgla kamiennego o 10 proc., zaś brunatnego o 14 proc. Obniżono za to – średnio o kilkanaście procent – ceny telewizorów, pralek, lodówek itp., czyli produktów kupowa-nych rzadko i nienależących do niezbędnych.

Wzrost był najwyższy od ponad 10 lat. Z ogłoszeniem decyzji czekano do soboty – 12 grudnia (13 grudnia informa-cję podała „Trybuna Ludu”). Moment był bardzo niefor-tunny. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, jak i dzi-siaj, ludzie więcej kupowali. To był nieoczekiwany cios dla

mieszkańców Polski. Strajk był nieunikniony.

Pierwsi protestujący po-jawili się już 14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Podstawowymi po-stulatami uczestników strajku było: zatrzymanie podwyżek, wzrost wynagrodzeń, odsu-nięcie od władzy Władysława Gomułki i jego popleczników. Z tymi żądaniami udali się do siedziby dyrekcji, a kiedy ich prośby zostały odrzucone, kil-kutysięczny tłum udał się pod Komitet Wojewódzki PZPR w celu przekazania swoich postulatów pierwszemu sekre-tarzowi Alojzemu Karkoszce, jednak spotkanie to nie doszło do skutku. Tego samego dnia w rejonie dworca miały miej-sce pierwsze starcia manife-stujących z milicją i ZOMO. Demonstrację stłumiono siłą, milicja użyła gazu łzawiące-go, wielu uczestników strajku aresztowano. Kolejne dni były już tylko lawiną, która została zapoczątkowana w owy ponie-działek. Demonstracje zrze-szały coraz więcej zwolenni-ków. Wszyscy walczyli o jedno – o godne życie w swoim kraju.

„Zbyszek nie żyje. Kazik.”– te słowa z telegramu zburzy-ły świat rodziców Zbigniewa Go-dlewskiego (o jego śmierci traktuje Bal-lada o Janku Wi-śniewskim). Wiele podobnych informacji zostało w tym czasie nadanych w nadmor-skich punktach pocz-towych.

15 grudnia, po ogłosze-niu strajku powszechnego, do manifestacji przyłączyła się m.in. rzesza robotników ze Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni i studenci Akademii Medycznej. Ci ostatni znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytu-acji, ponieważ za nieobecność na uczelni w dniach straj-ków zostali skreślani z listy studentów.

Strajki odbywały się rów-nież w Szczecinie. Przeciw

strajkującym pracownikom Stoczni im. Warskiego

skierowano oddziały milicji. Doszło do starć. Było kilku zabitych i rannych. 17 grud-nia rano pracowników gdyń-skiej stoczni ostrzelało wojsko. I kolejne ofiary. Na mniejszą skalę walki uliczne i protesty wybuchły ponadto w Elblągu, gdzie wobec protestujących użyto siły, oraz w Warszawie, Wrocławiu, Oświęcimiu, Nysie i Białymstoku.

Skutkiem tych zamie-szek i strajków było usunięcie Władysława Gomułki z funkcji pierwszego sekretarza, a wraz z nim jego najbliższych współ-pracowników. Nowym pierw-szym sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek. Zmiana ta spowodowała wygaszanie strajków. Niestety, mimo doj-ścia do władzy nowych ludzi nie cofnięto decyzji o podwyż-kach cen. Argumentowano za nimi trudną sytuacją gospo-darczą kraju. Nie przekonało to jednak obywateli. Tuż po świętach strajki wznowiono. Trwały nieprzerwanie do lu-tego, chociaż ich charakter był mniej ofensywny niż w pierw-szej fazie. Pod naporem cią-głych protestów, w lutym 1971 r. władze zdecydowały obni-żyć ceny żywności.

Niestety, skutki „czarnego grudnia 1970” były przerażają-ce. Zginęło 45 osób, a rannych zostało 1165, z tego 154 w wy-niku postrzałów. Aresztowano 146 osób. Władze przez wiele lat ukrywały liczbę ofiar. Do dzisiaj niejasna jest sprawa wydania rozkazu strzelania do robotników. Proces w tej spra-wie trwa już 14 lat.

(…) Nie płaczcie matki, to nie na darmoNad stocznią sztandar z czarną kokardąZa chleb i wolność i nową PolskęJanek Wiśniewski padł

Stoczniowcy Gdyni, stoczniow-cy GdańskaIdźcie do domu, skończona walkaŚwiat się dowiedział, nic nie powiedziałJanek Wiśniewski padł (...)

Krzysztof Dowgiałło Ballada o Janku Wiśniewskim

w trybach histori i

Zdjęcie z filmu Czarny Czwar-tek. Janek Wi-śniewski padł

fot.

Mat

eria

ły p

rodu

cent

a

Czarny grudzień 1970

Page 11: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

11

Piotr Jerzy urodził się w Turynie w 1901 r.

Studiował Inżynierię Górniczą na Politechnice Królewskiej w rodzinnym mieście. Żywo interesował się problemami górników (zwiedzał także pol-skie kopalnie w Katowicach). Chciał dzielić ich twarde ży-cie – mówił: „będę inżynierem górnikiem, aby jeszcze więcej służyć Chrystusowi”.

Frassati był członkiem wielu organizacji kościel-nych i charytatywnych m.in. Akcji Katolickiej, Włoskiej Młodzieży Katolickiej (or-ganizacji przypominającej Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży) czy III Zakonu św. Dominika (zakon świecki). W 1924 r. założył z przyjaciół-mi Stowarzyszenie Ciemnych Typów (Societa Tipi Loschi), którego celem był apostolat

wiary i modlitwy poprzez wspólne górskie wycieczki. Zrzeszeni kierowali się mot-tem: „Upadki podnoszą mnie, potłuczony raduję się!”.

W czasie opieki nad chory-mi zaraził się chorobą Heinego-Medina, która przyczyniła się do jego śmierci. Miał zaledwie

24 lata. Był wzorem duszpa-sterstwa ludzi młodych dla ks. Karola Wojtyły, który już jako papież beatyfikował go 20 maja 1990 r. Ojciec Święty po-wiedział wówczas: „Popatrzcie jak wyglądał człowiek Ośmiu Błogosławieństw, który no-sił w sobie na co dzień radość

Ewangelii, Dobrej Nowiny, ra-dość zbawienia ofiarowanego nam przez Chrystusa. Kościół zaprasza Was do tego, abyście wszyscy byli świętymi w wa-szym codziennym życiu, tak jak był nim bł. Pier Giorgio Frassati.”

inżynier ducha | encyklopedia wiary

Upadki podnoszą mnie, potłuczony raduję się

Miłośnik gór, zapalony rowerzysta i narciarz, do-skonały pływak, wysportowany i przystojny – jak mówiły o nim koleżanki. Bł. Pier Giorgio Frassati nie był bynajmniej uosobieniem doskonałości – miał kłopoty z nauką, palił fajkę i cygara, a na

jednym ze zdjęć widzimy go ciągnącego z kolega-mi beczkę wina!

Wojciech Podlewski

Początek

Mormoni, a wła-ściwie Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, to związek wyznanio-wy, przez niektórych uważany za sektę. Historia ich powstania rozpoczyna się w 1820

r. w USA, choć sam związek wyznaniowy powstał dziesięć lat później. Początek wiąże się z prywatnymi „wizjami” 14-letniego Josepha Smitha. Dotyczyły one przesłania, jakie miał otrzymać bezpo-średnio od Boga, na wzór bi-blijnego Mojżesza, co miało uwiarygodnić osobę „mło-dzieńca” jak i samą treść

wizji. Celem przesłania było przywrócenie prawdziwe-go – mormońskiego Kościoła Chrystusowego. To „przywra-canie” jest charakterystyczne, dzięki niemu mormoni mogą wyjaśnić brak istnienia wła-snego Kościoła na przestrzeni tysięcy lat tradycji chrześcijań-skiej i nauczać, odwołując się do tradycji apostołów.

Wiara

Mormoni posługują się własnym przekazem re-ligijnym zebranym m.in. w Księdze Mormona, którą w swojej pierwotnej wersji, spisaną na złotych płytach, na polecenie ducha Moroni wyko-pał ze swojej roli Joseph Smith. W nauczaniu Mormonów od-najdujemy różne budzące kon-trowersje tezy – jedną z nich jest przyjmowanie chrztu za zmarłych. Naśladowcy Smitha twierdzą, że ich własna wiara jest prawdziwą do tego stopnia, że należy przyjmować chrzest za zmarłych wiernych z innych religii. W Kościele tym funk-cjonuje specjalny „departa-ment” genealogiczny mający za zadanie zbieranie jak naj-więcej informacji o przodkach. Niewątpliwie taka praktyka może dawać poczucie bezgra-niczności tej stosunkowo mło-dej i nie najliczniejszej – na tle innych – religii.

Życie

Mormoni w swoim życiu muszą stronić od używek ta-kich jak: alkohol, tytoń, nar-kotyki a także kawa i herbata. Członkowie tego Kościoła zo-bowiązani są do płacenia na jego rzecz „dziesięciny”, czyli dziesięciu procent swoich przy-chodów. Wszystkie te nakazy uargumentowane są za pomo-cą Biblii oraz „wizji” Josepha Smitha. Inną medialnie znaną praktyką, choć już nieupra-wianą, jest wielożeństwo. Charakterystyczne dla tej wia-ry, i jak się wydaje w pewnym sensie mogące stanowić o pew-nej nieprzewidywalności roz-woju doktryny i jej ewolucji, jest istnienie „żyjących proro-ków”, reprezentujących i prze-kazujących na bieżąco „boskie kierownictwo”. Obecnie takim prorokiem jest prezydent ko-ścioła Thomas S. Monson.

Biedni nieszczęśnicy ci, którzy nie mają Wiary: życie bez Wiary, bez dzie-dzictwa, którego się broni, bez podtrzy-mywania Prawdy w nieustannej walce, to jest nie życie, lecz wegetacja.

Pier Giorgio Frassati

OD

POW

IEDź

Drodzy Czytelnicy, je-śli chcielibyście uzyskać kompetentną odpowiedź na pytanie związane ze sprawami wiary i moral-ności, wyślijcie je do nas, a my znajdziemy eksperta, który rzetelnie na nie od-powie. Na Wasze pyta-nia czekamy pod adresem: sekretar iat.t [email protected]

inżynier ducha

encyklopedia wiary

zadaj pytanie

MormoniMłodzi mężczyźni. Często można ich spotkać na ulicach polskich miast. Przekonują do swojej reli-gii. W ten sposób wypełniają służbę misjonarską

wobec swojego Kościoła. W co wierzą?

Tomasz Franc OP

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w

Jedną z najbardziej kon-trowersyjnych tez, których bronią mormoni jest przyjmo-wanie chrztu za zmarłych.

Page 12: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

12 TRYBY nr 8/2011

O problemie eliminacji ze społeczeństwa gru-

baskowatych maluchów z na-iwnym i niewinnym wzrokiem zrobiło się głośno za spra-wą kobiety, która nie chciała dziecka. Pacjentka trafiła do Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a jej przypadek nagłośniła „Gazeta Wyborcza”. Na potrzeby medialnych publi-kacji nazwano ją „Anną”.

Pod sercem Anny rozwijało się nowe życie. Gdy miało 11 ty-godni, kobieta dowiedziała się, że dziecko ma zespół Downa. Poszła więc do poznańskiego szpitala, by usunąć ciążę, a gdy lekarze odmówili, szukała da-lej. I znalazła. Jej dziecko za-bito w Szpitalu Bielańskiego w Warszawie. Wszystko w ma-jestacie prawa, bo medycy ze stolicy powołali się na Ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r., która umożli-wia aborcję m.in. w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choro-by zagrażającej jego życiu.

To wystarczyło, by dzienni-karze „Wyborczej” wezwali na dywanik lekarzy z Poznania. Skrytykowali ich w artykule Fikcja legalnej aborcji. Anna ma rodzić i już, a wydane przez szpital orzeczenie („U płodu nie stwierdza się ultrasono-graficznie wad narządów we-wnętrznych, a zespół Downa nie musi oznaczać ciężkiego upośledzenia ani nie jest za-grożeniem życia”) wyśmiali. Zakwestionowali ich kompe-tencje powołując się na opinię „znanego genetyka”, który twierdził, że nie zna innego kraju, w którym w przypadku Downa odmówionoby aborcji.

Po raz kolejny popi-saliśmy się więc polskim ciemnogrodem.

Gen miłości

Nazywany kiedyś mon-golizmem, syndrom Downa to zespół wad wrodzonych spowodowany obecnością do-datkowego chromosomu 21 (przez rodziców, którzy z mi-łością przyjęli swoje upośle-dzone dzieci często określa-ny jako „gen miłości”). Tzw. trisomia 21 odzwierciedla się w cechach fizycznych i psy-chicznych. Zespołowe dzieci

i dorośli mają skośne szpa-ry powiekowe, stosunkowo mały nos, głowę mniejszą niż przeciętnie, usta małe i raczej wąskie, przez co język ma ten-dencję do wystawania, krótkie w stosunku do długości tuło-wia kończyny górne i dolne, wiotkie mięśnie i stawy, cienką i wrażliwą skórę oraz niższą od przeciętnej masę urodzeniową. Często występują u nich wady serca, słuchu i wzroku, chorują na epilepsję, dokucza im tar-czyca, szybciej się starzeją i ła-twiej łapią infekcje. Mimo tak wielu schorzeń i fizycznych

„niedociągnięć”, niepełno-sprawność osób z zespołem Downa oceniana jest zwykle jako lekka lub umiarkowana.

Gdzie leży prawda?

Chyba nie jak zwykle po środku. Biorąc pod uwagę duże szanse osób z proble-mem Downa na w miarę sa-modzielne funkcjonowanie w społeczeństwie, prof. Jana Skrzypczak, kierownik Kliniki Rozrodczości poznań-skiego szpitala, komentując decyzję personelu mówiła, że

co prawda takie dzieci rozwi-jają się gorzej, ale mają szansę na normalne życie. Za lekar-ką murem stanęła dyrekcja szpitala (co jeszcze bardziej rozzłościło lewicowe media: „Lekarz może odmówić wy-konania aborcji, korzystając z klauzuli sumienia. Ale cały szpital nie. Ma z NFZ umowę na usługi ginekologiczno-po-łożnicze, czyli także legal-ne usuwanie ciąży”, „GW”) i prof. Anna Latos-Bieleńska, przewodnicząca Komisji Wad Rozwojowych i Poradnictwa Genetycznego w Katedrze i Zakładzie Genetyki Medycznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Trudne i łatwe pytania

„Poznański kazus” jest kanwą do debaty o statusie

pro- l i fe

Pytanie o aborcję nie jest więc pytaniem o to, czy kobieta nosząca nienarodzone maleństwo już jest matką czy jeszcze nie. Jest. Można co najwyżej zapytać, kim będzie w przyszłości – mamą dziecka, które urodzi czy mamą dziecka, które sama zabije.

Page 13: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

13

pro- l i fe

poczętego, ale jeszcze nie na-rodzonego dziecka, do debaty o klauzuli sumienia lekarzy i przesuwaniu granic. Czy przyjdzie dzień, w którym zabijemy dzieci z jedną nogą krótszą, drobną wadą nerek lub zwichniętym stawem bio-drowym? Czy kiedyś wskaza-niem do aborcji będzie jeszcze nie stuprocentowa diagnoza, ale zaledwie podejrzenie wady wrodzonej? Czy doczekamy się nowych ustaw, które znio-są refundację wszystkich le-ków na choroby przewlekłe, bo skoro rodzice byli na tyle nieodpowiedzialni, że pozwo-lili takiemu dziecku przyjść na świat, no to niech się teraz sami martwią?

Sprawa Anny nie jest ani pierwszą, ani ostatnią, a abor-cja należy do tych kwestii, w których trudno przeciągnąć kogoś na swoją stronę. Mnie

opisywany przypadek moty-wuje do walki o prawo do ży-cia każdej ludzkiej istoty, pod-czas gdy zwolennikom aborcji dostarcza argumentów „za” ich punktem widzenia.

Pewne jednak jest jedno. Nie teologowie, nie filozofowie i nawet nie biskupi stwierdzili dawno temu, od kiedy człowiek jest człowiekiem. Problem ten postawiono przed tymi, któ-rzy znają się na tym najlepiej, czyli przed lekarzami, a ci po-wiedzieli, że w momencie za-płodnienia. Pytanie o aborcję nie jest więc pytaniem o to, czy kobieta nosząca nienarodzone maleństwo już jest matką czy jeszcze nie. Jest. Można co najwyżej zapytać, kim będzie w przyszłości – mamą dziecka, które urodzi czy mamą dziec-ka, które sama zabije.

Problem Downa

W niektórych krajach dzieci z migdało-wymi oczyma już się nie rodzą. W Danii ludzie kiedyś zapomną, że takie istniały.

W Paryżu na świat przychodzi 30 na 100 z „downią” diagnozą. Podobne rozterki

przyszły do Polski.

Magdalena Guziak-Nowak

fot.:

ww

w.fl

ickr

.com

Zagraniczne szanseCzy studenci mają swój dzień w kalendarzu?

Tak, 17 listopada obchodziliśmy Międzynarodo-wy Dzień Studenta (MDS).

Święto upamiętnia rocznicę wydarzeń z 1939 r., kiedy to studenci w Pradze wyszli na ulicę, aby zaprotestować prze-ciwko wtargnięciu nazistów. Manifestacja została krwawo stłumiona, wielu studentów zginęło, a 1200 trafiło do obozów koncentracyjnych. Dwa lata po tragicznych wydarzeniach kongres International Students Council ustanowił 17 listo-pada Międzynarodowym Dniem Studenta. Dzisiaj obchodzi go ponad 60 państw na całym świecie. W Polsce wiele osób nawet nie wie, co wydarzyło się przed kilkudziesięciu laty. Nad świadomością tej kwestii pracuje Stowarzyszenie Manko i Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie – inicjatorzy obcho-dów Międzynarodowego Dnia Studenta w Krakowie.

W jego ramach 17 listopada odbyła się na UEK-u konferen-cja pt. „Mobilność młodzieży w Europie – szanse i wyzwania”. Organizatorom przyświecał szczytny cel – podnieść poziom wiedzy studentów uczelni wyższych w zakresie szeroko poję-tej mobilności: kulturowej, edukacyjnej, turystycznej, promo-wać ideę wolontariatu zagranicznego oraz zachęcić do aktyw-nego uczestnictwa w różnorodnych programach staży, praktyk i studiów za granicą.

Zaproszeni eksperci i prelegenci opowiadali o możliwo-ściach rozwijania kariery w instytucjach Unii Europejskiej czy programach stypendialnych typu Erasmus czy Erasmus Mundus (ten drugi dotyczy studentów posiadających dyplom ukończenia studiów pierwszego lub drugiego stopnia). Dali garść cennych wskazówek: jak aplikować na studia za gra-nicą? jak sfinansować taki „model” edukacji? Przedstawiciel STRIM-u zachęcał do udziału w Wolontariacie Europejskim, a ekspert z Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego przedstawił możliwości założenia własnej firmy poza gra-nicami Polski i zaprezentował założenia nowego programu ,,Erasmus for Young Entrepreneurs”.

Czy udało się zrealizować ambitne cele? Czas poka-że. Pewne jest to, że po MDS dobrze wiemy, że jeśli chodzi o propozycje różnego rodzaju wyjazdów zagranicznych, jest w czym wybierać.

Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka (organizacja pożytku publicznego, numer KRS 0000140437) już od dziesię-ciu lat broni życia dzieci nienarodzonych. Poprzez prowadzenie społecznych akcji edukacyjnych, opracowywanie i bezpłatne rozprowadzanie ulotek, plakatów oraz broszur pokazujących rozwój człowieka przed narodzeniem, uczymy szacunku do ży-cia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Wi-dząc ubóstwo oraz tragiczne warunki życia wielu rodzin w Pol-sce zaangażowaliśmy się także w działalność charytatywną. Od pięciu lat pomagamy finansowo matkom samotnie wychowują-cym dzieci oraz ubogim rodzinom.

Prosimy, pamiętaj o nas wypełniając PIT.

Page 14: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

14 TRYBY nr 8/2011

Każdego dnia mam wyrzuty sumienia

„Myśleliśmy, że napięta sytuacja między mną i żoną po urodzeniu dziecka poprawi się. Mieliśmy nadzieję na spo-kój w rodzinie. Stało się jednak zupełnie inaczej. Cały proces osiągnięcia celu, jakim było poczęcie i urodzenie się dziec-ka nie zbliżył nas do siebie, ale spowodował, że zaczęliśmy się od siebie jeszcze bardziej oddalać. Techniki, jakimi po-sługiwali się lekarze dla prze-prowadzania badań, jak rów-nież implantacja pozostawiły bardzo przykre wspomnienia, czego skutkiem są ogromne straty w naszym małżeństwie. Proces »hodowli człowieka« nie przypomina w niczym in-tymności, która towarzyszy aktom małżeńskim. Nikt nam wcześniej nie powiedział, nie uświadomił, co nas czeka.

Mimo że cieszymy się obo-je z tego, że mamy dziecko, którego bardzo pragnęliśmy, to jednak niesmak, który po-zostawiły po sobie te przeżycia powoduje, że nie jest to pełnia radości i szczęścia. Każdego dnia mam wyrzuty sumienia, że gdzieś w zamrażalniku

znajduje się 25 naszych dzie-ci, które być może będą żyły, a może zostaną zabite.

Obecnie jestem przekona-ny, że adopcja jest najbardziej sensownym rozwiązaniem. Przestrzegam też wszystkich, którzy stoją przed podobnym wyborem i radzę, żeby w ten sposób rodzicielstwa nie po-dejmowali. Nie życzę nikomu takich przeżyć, jakich sami doświadczyliśmy i nadal do-świadczamy. Pragnę uchronić inne małżeństwa przed wej-ściem w ten obłędny krąg”.

Świadectwo ojca dziew-czynki, prawnika, wygło-szone podczas sesji poświę-conej tematowi sztucznego zapłodnienia, 6 maja 2006 r. w Bielsku-Białej

In vitro, czyli:

– niszczenie życia ludz-kiego na początkowym etapie

rozwoju (od 60 do 95 proc. dzieci poczętych metodą in vi-tro ginie przed narodzeniem);

– metoda, której rzeczywi-sta skuteczność – wbrew czę-stym przeszacowaniom – waha się od 21 do 26 proc.;

– wielokrotne zwiększe-nie ryzyka wystąpienia wad rozwojowych u narodzonych dzieci;

– dwa razy częstsze przed-wczesne porody i niska masa urodzeniowa dziecka poczęte-go wskutek in vitro;

– ryzyko uszczerbku zdro-wia kobiety (jednym z na-stępstw tej inwazyjnej metody jest dwukrotny wzrost ryzyka raka jajników);

– brak leczenia, zwłaszcza przyczynowego, niepłodności;

– ryzyko komercjalizacji procedury;

– uprzedmiotowienie pa-cjentów, narażenie ich zdrowia psychicznego.

Alternatywą dla in vitro jest naprotechnologia, czyli:

– umożliwienie niepłod-nym małżeństwom poczęcia dziecka z dużym prawdopo-dobieństwem, według dr. T. Hilgersa sięgającym nawet do około 80 proc. w czasie do 2 lat od rozpoczęcia leczenia;

– diagnostyka niepłodności i jej realne leczenie;

– diagnostyka i lecze-nie: bolesnego i nieprawi-dłowego miesiączkowania, zespołu napięcia przedmie-siączkowego, torbieli czynno-ściowych jajników, zespołu policystycznych jajników, de-presji poporodowej, zaburzeń hormonalnych, endometriozy i innych schorzeń;

– diagnostyka przyczyn po-ronień (w tym nawykowych);

– zgodność z podstawowy-mi normami etycznymi;

– dużo niższe koszty niż w przypadku in vitro.

pro- l i fe | media pod lupą

Procedura in vitro – NIE! Naprotechnologia – TAK!

Zapraszamy do odwiedzenia serwisu internetowego: www.pro-life.plZachęcamy do obejrzenie dwóch filmów na temat naprotechnologii: „10 lat naprotechnologii w Irlandii” i „Szansa na dziecko”, dostępnych pod adresem www.pro-life.pl/naprotechnologia

Anegdotka o prezesie Byłam na konferencji naukowej, w której brał

udział prezes Telewizji Polskiej Juliusz Braun. Pomy-ślałam: posłuchanie go na żywo, może być cieka-wym doświadczeniem. Wiele się nie pomyliłam.

Agnieszka Całek

Konferencja była wspo-mnieniowa, poświę-

cona osobie bp. Jana Chrapka, który miał niewątpliwie ogrom-ne zasługi dla budowania rela-cji Kościół – media w Polsce. Na obrady zostali zaproszeni m.in. ludzie, którzy znali bi-skupa i pracowali z nim. Jedną z osób przybyłych na konferen-cję był obecny prezes Telewizji Polskiej Juliusz Braun.

Wszystkie wystąpienia mniej lub bardziej dotyczy-ły postaci bp. Jana Chrapka. Pan prezes natomiast posta-nowił nieco złamać tę nudną konwencję i w czasie dla sie-bie przeznaczonym wygłosił krótki referacik prezentujący argumentację przemawiają-cą za obecnością… Adama „Nergala” Darskiego w telewi-zji publicznej. W wypowiedzi

pana prezesa znalazły się ha-sła: tolerancja i walka z rakiem. Pojawił się też wyrzut, że jak Darski dostawał Fryderyka za Album Roku, to nikt nic nie mówił, a teraz taka wrzawa.

Muszę przyznać, że preze-sowska retoryka była na tyle dobra, że prawie mnie prze-konała. Po tym wystąpieniu na sali pojawiła się, delikatnie mówiąc, konsternacja zmie-szana ze zniesmaczeniem. Prowadzący panel prof. Jerzy Olędzki powiedział, że nie będzie się odnosił do tej wy-powiedzi i przypomniał, czyje życie oraz dokonania są przed-miotem konferencji.

Niesmak wprawdzie po-został, ale do końca spotka-nia nie wydarzyły się żadne podobne atrakcje. Natomiast w czasie podsumowania,

w ostatnich słowach wypowie-dzianych tego dnia na forum, sprawę skomentował prymas Polski abp Józef Kowalczyk. Stwierdził, że zachowania Adama Darskiego nie powinny być rozpatrywane w kategorii tolerancji, różnorodności czy ekspresji artystycznej, ale po prostu elementarnej kultury.

Komentarz w mojej opi-nii był dość trafny, niemniej niepokojące jest to, że pan prezes znalazł aż tyle argu-mentów przekonujących sie-bie i wszystkich zebranych o słuszności postawionej tezy. Strach pomyśleć, jak wygląda-ła argumentacja jego poprzed-ników dla obecności w telewi-zji publicznej Doroty „Dody” Rabczewskiej jako autorytetu w dziedzinie… trudno powie-dzieć właściwie w jakiej.

media pod lupą

Page 15: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

15

b16/jp2

Papieże o pieniądzu„Ekonomia i finanse jako narzędzia mogą być źle używane, kiedy posługujący się nimi ma jedynie zamiary egoistyczne”

Miłość w prawdzie stawia człowieka wobec zadziwia-jącego doświadczenia daru. Bezinteresowność jest obecna w jego życiu w rozlicznych for-mach, często nie uznawanych z powodu wyłącznie produk-tywistycznej i utylitarystycz-nej wizji życia. Istota ludzka została uczyniona dla daru, który ją wyraża i urzeczywist-nia jej wymiar transcendentny. Czasem człowiek współczesny jest mylnie przekonany, że jest jedynym sprawcą samego sie-bie, swojego życia i społeczeń-stwa. Oto mniemanie, będące konsekwencją egoistycznego zamknięcia się w sobie, któ-re wywodzi się — ujmując to w języku wiary — z grze-chu pierworodnego. Mądrość Kościoła zawsze proponowała podtrzymywanie świadomości o grzechu pierworodnym także w interpretowaniu faktów spo-łecznych i budowaniu społe-czeństwa: «Nieuwzględnianie tego, że człowiek ma naturę zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich błędów w dziedzinie wychowania, po-lityki, działalności społecznej

i obyczajów». Do dziedzin, w których ujawniają się zgubne skutki grzechu, doszła już od długiego czasu dziedzina eko-nomii. Mamy tego ewidentny dowód również w tych czasach. Przekonanie człowieka o tym, że jest samowystarczalny i że potrafi usunąć zło obecne w hi-storii jedynie dzięki własnym działaniom, skłoniła go do zrównania szczęścia i zbawie-nia z nieodłącznymi formami dobrobytu materialnego i dzia-łania społecznego. Następnie przekonanie o konieczności autonomii ekonomii, która nie powinna akceptować «wpły-wów» o charakterze moral-nym, doprowadziło człowieka do nadużywania narzędzia ekonomicznego nawet w spo-sób niszczycielski. W dłuższej perspektywie przekonania te doprowadziły do systemów ekonomicznych, społecznych i politycznych, które podeptały wolność osoby i grup społecz-nych, i które właśnie z tego powodu nie były w stanie za-pewnić obiecywanej sprawie-dliwości (…)

Kościół od zawsze uważa,

że działalności ekonomicznej nie można uważać za antyspo-łeczną. Rynek nie jest i nie po-winien się stawać sam z siebie miejscem przemocy silniejsze-go nad słabym. Społeczeństwo nie powinno się chronić przed rynkiem, tak jakby rozwój tego ostatniego pociągał za sobą ipso facto unicestwienie prawdziwie ludzkich stosunków. Jest z pew-nością prawdą, że rynek może być ukierunkowany negatyw-nie, nie dlatego, że taka jest jego natura, ale ponieważ pewna ide-ologia może nadać mu inny kie-runek. Nie trzeba zapominać, że rynek nie istnieje w stanie czystym. Przyjmuje on kształt od konfiguracji kulturowych, które go specyfikują i ukierun-kowują. Istotnie, ekonomia i fi-nanse jako narzędzia mogą być źle używane, kiedy posługują-cy się nimi ma jedynie zamia-ry egoistyczne. W ten sposób można przekształcić narzędzia same w sobie dobre w narzę-dzia szkodliwe. Ale to zaciem-niony umysł ludzki powoduje te konsekwencje, a nie narzędzie samo z siebie. Dlatego nie na-rzędzie powinno być powołane

do odpowiedzialności, lecz człowiek, jego sumienie moral-ne oraz jego odpowiedzialność osobista i społeczna (…)

Wielkim stojącym przed nami wyzwaniem, jakie poja-wiło się wobec problematyki rozwoju w tym czasie globali-zacji i stało się jeszcze bardziej pilne z powodu kryzysu eko-nomiczno-finansowego, jest pokazanie, zarówno w zakre-sie myśli, jak i zachowań, że nie tylko nie można zaniedby-wać lub osłabiać tradycyjnych zasad etyki społecznej, jak przejrzystość, uczciwość i od-powiedzialność, ale również, że w stosunkach rynkowych zasada bezinteresowności oraz logika daru jako wyraz brater-stwa mogą i powinny znaleźć miejsce w obrębie normalnej działalności ekonomicznej. Są to wymogi człowieka w obec-nej chwili, ale także wymo-gi samej racji ekonomicznej. Chodzi o wymogi zarazem mi-łości jak i prawdy.

Benedykt XVIEncyklika Caritas n veritate, 2009

Zachęcamy do zaglądania do Zintegrowanej Bazy Tekstów Papieskich na www.nauczaniejp2.pl. Znajdziecie tam fragmenty papieskich dokumentów przyporządkowane do haseł tematycznych. Aktualnie baza zawiera wszystkie encykliki i adhor-tacje Jana Pawła II, wszystkie prze-mówienia i orędzia papieża z okazji kolejnych Światowych Dni Młodzieży oraz większość homilii i przemówień z pielgrzymek do Polski. Trwają prace nad uzupełnieniem modułu pielgrzy-mek o brakujące lata 1983 i 1987, a także nad modułem zawierającym wybrane listy apostolskie.

Kościół respektuje słuszną autono-mię porządku demokratycznego i nie ma tytułu do opowiadania się za takim albo innym rozwiązaniem instytucjonalnym czy konstytucyjnym. Wkład, który w ów porządek wnosi, polega na takim zrozu-mieniu godności osoby, jakie w całej pełni objawia tajemnica Słowa Wcielonego.

Te ogólne rozważania także rzuca-ją światło na rolę Państwa w dziedzinie gospodarki. Działalność gospodarcza, zwłaszcza w zakresie gospodarki ryn-kowej, nie może przebiegać w próżni instytucjonalnej, prawnej i politycznej. Przeciwnie, zakłada ona poczucie bez-pieczeństwa w zakresie gwarancji indy-widualnej wolności i własności, a po-nadto stabilność pieniądza oraz istnienie

sprawnych służb publicznych. Naczelnym zadaniem Państwa jest więc zagwaranto-wanie tego bezpieczeństwa, tak by czło-wiek, który pracuje i wytwarza, mógł korzystać z owoców tej pracy, a więc znajdował bodziec do wykonywania jej skutecznie i uczciwie. Brak tego poczucia bezpieczeństwa, towarzysząca mu korup-cja władz publicznych i mnożenie się nie-właściwych źródeł wzbogacenia i łatwych zysków opartych na działaniach nielegal-nych czy po prostu spekulacji, jest dla roz-woju i dla porządku gospodarczego jedną z głównych przeszkód.

bł. Jan Paweł IIEncyklika Centesimus annus, 1991

Page 16: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

16 TRYBY nr 8/2011

alfabet relacj i

Tworząc alfabet nie-przypadkowo zaczę-

liśmy od słowa „akceptacja”. Wyszliśmy z założenia, że nie ma głębokiej, prawdziwej ludzkiej relacji bez tej pod-stawy. Poprosiliśmy zatem ks. prof. Mastalskiego o podanie najprostszej definicji akcepta-cji. Według niego jest to „po-zwolenie drugiej osobie, aby zaistniała w mojej przestrze-ni, także intymnej”. Z jednej strony jest to zgoda na inność, z drugiej – tolerancja. To także forma rezygnacji z siebie. Nie ma akceptacji bez pewnego kompromisu – nikt nie jest taki jak ja, nikt nie jest też ideałem. Akceptacja to zgoda na inne poglądy, postawy. Ale czy bez-warunkowa? Nie. Niektórych zachowań nie można zaak-ceptować. Trzeba zachować krytycyzm.

Samoakceptacja

Nie będziemy potrafili za-akceptować drugiego człowie-ka i jego zachowań, jeśli nie zaakceptujemy najpierw sa-mych siebie. To proces, który polega m.in. na przebaczeniu sobie, dostrzeganiu cech po-zytywnych i negatywnych. To także uczenie się życia z tymi cechami, których nie można w sobie zmienić. Jeśli jednak mamy z tym problem i nie potrafimy zaakceptować sa-mych siebie, może nam w tym pomóc drugi człowiek, który akceptuje nas i nasze zachowa-nia, a nawet te cechy, których w sobie nie lubimy.

Jak rozpoznać, że ktoś nas akceptuje? Ważny jest „czy-telny przekaz werbalny”, ale trzeba pamiętać, że „osoby zranione często nie wierzą sło-wom”. Innymi sposobami oka-zywania akceptacji są gesty, które niosą duży ładunek afir-macyjny, a także przebaczenie oraz wybory dokonywane ze względu na daną osobę. A po czym poznać osobę, która sie-bie nie akceptuje? „Obraża się, nie dopuszcza drugiego do

głosu”. Ksiądz dziekan nazwał to „zachowaniami neurotycz-nymi”, czyli nieadekwatnymi do bodźca, który je wywołał. Nie trzeba być nawet psycho-logiem, żeby to zauważyć. Bardzo często brak samoak-ceptacji wynika z zaniżonej samooceny w jakiejś dziedzi-nie, np. kompleks dotyczący zdolności, możliwości. Często problem ten dotyczy akcepta-cji własnego ciała, albo jeszcze częściej – odmiennej orientacji seksualnej.

Samopomoc?

Czy można sobie samemu pomóc w samoakceptacji? Ks. prof. Mastalski zauważył, że istnieje coś takiego jak samo-wychowanie, ale z doświad-czenia formatora i terapeuty wie, że nie da się tego przepra-cować do końca samodzielnie. Potrzeba obiektywizacji emocji i odczuć. A czy do tego potrze-ba terapeuty? Niekoniecznie. Pomóc tu może bliska nam osoba. „Chcesz dowiedzieć się prawdy o sobie? Pokłóć się ze swoim przyjacielem!” –ksiądz

dziekan przypomina popu-larne powiedzenie. Terapii wymaga jednak „zaburzona osobowość”.

A jak ks. prof. Mastalski ra-dzi sobie z porównywaniem się do innych? Sam o sobie mówi, że jego sylwetka to „raczej ba-rok niż gotyk”, ale równocze-śnie jest przekonany, że osoby korpulentne mają w sobie dużo łagodności i dystansu do siebie. Jest zatem wyznawcą „pedago-gii pozytywnej” a nie „cywili-zacji braku” – dostrzega swoje pozytywne strony, a ewentual-ne wady potrafi przekuć w za-lety. „Smakować życie można tylko wtedy, gdy się je zaak-ceptuje” – przekonuje.

Samookaleczenie?

Jakie znaczenie mają pro-blemy z akceptacją i samoak-ceptacją w życiu erotycznym człowieka, jego płciowości? Ksiądz dziekan jest zdecydo-wanym zwolennikiem odde-monizowywania tej sfery. Jest ona bardzo ważna i piękna, ale „nie można sprowadzić czło-wieka do rozporka”. „Gdyby

było inaczej, mój wybór ży-cia w celibacie byłby ogrom-nym samookaleczeniem się” – przekonuje.

Defekt w tej sferze nie jest niczym szczególnie innym od braków w innych dziedzinach naszego życia. Mechanizmy są podobne. Wielu mężczyzn ma problemy z wiarą w swo-je możliwości seksualne, nie

akceptują rozmiarów swoich genitaliów. Kobiety są często niezadowolone z wyglądu swo-ich piersi. Rodzący się na tym tle brak samoakceptacji może wpływać na współżycie; wy-woływać np. lęk przed seksem. „Te problemy są może trochę bardziej ukryte – nie rozmawia się o nich przecież np. w tram-waju” – zauważył kapłan. Z drugiej strony, rośnie poko-lenie Facebooka, które może już niebawem będzie rozma-wiało przy kawie o swoim ży-ciu intymnym. Współczesny nastolatek nie ma oporów, by mówić o tym, jak było wczo-raj w łóżku – ze szczegółami fizjologicznymi. „Martwię się z tego powodu, bo seks zo-stanie odarty z intymności, tajemniczości, aury piękna, które jest zarezerwowane tyl-ko dla nas i ma wymiar wręcz sakralny” – ubolewa ksiądz profesor. O tym jednak powie-my więcej przy kolejnej literze naszego alfabetu. B – jak boski seks.

A jak akceptacja„Smakować życie można tylko wtedy, gdy się je

zaakceptuje” – twierdzi ks. prof. Janusz Mastalski, pedagog i terapeuta, dziekan Wydziału Nauk

Społecznych UPJPII w Krakowie.

Przemysław Radzyński

Rozpoczynamy cykl ar-tykułów, które powstają we współpracy z Radiem Bonus UPJPII. Magda Dobrzyniak (Radio Bonus) i Przemek Radzyński („Tryby”) przepro-wadzą serię rozmów z ks. prof. Januszem Mastalskim na te-mat budowania relacji (w tym w sferze intymnej).

Nowy dział „alfabet relacji” powstaje przy współpracy Radia Bonus. Na zdjęciu Przemysław Radzyński i Magdalena Dobrzyniak.

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w

Audycji można słuchać w środy o 20.15 na radio.upjp2.edu.pl. Na stronie Radia Bonus znajdziecie

także archiwalne nagrania.

Page 17: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

17

ona i on

Wszystko zaczyna się w Raju

Na kartach Biblii jest mnóstwo związków – Adam i Ewa, Abraham i Sara, Izaak i Rebeka, św. Elżbieta i ka-płan Zachariasz czy wreszcie Najświętsza Maryja Panna i św. Józef. Jak wyglądały ich wzajemne relacje, tego do końca nie wiemy. Pewne jest jednak, że wymienione wyżej pary miały w stosunku do sie-bie coś, czego zdecydowanie brakuje parom współczesnym.

Problem tkwi w… szacunku

Nie jest łatwo pisać o czymś, co dzieli nasze społeczeństwo dość mocno. Wydawać by się mogło, że każdy problem ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Tutaj kwestia jest o tyle bardziej drażliwa, że jej fundamenty leżą głębo-ko w istocie człowieczeństwa. Chodzi o wartość, która dla współczesnego społeczeń-stwa konsumpcyjnego jest zdecydowanie passé, a mowa o szacunku.

Dlaczego wspomniałam wyżej o biblijnych parach i o tym, że parom współ-czesnym czegoś brakuje? Ponieważ zauważalny jest istotny brak szacunku dwojga ludzi do siebie. Trochę okręż-ną drogą dochodzimy do sed-na problemu – do publicznego okazywania uczuć.

Zwierzęciejemy

Nauczeni byliśmy, że człowieka od zwierzęcia róż-ni umiejętność okazywania uczuć. Że człowiek może swo-je zachowania pohamować w przeciwieństwie do zwie-rząt, które kierują się instynk-tem. Że człowiek ma poczucie wstydu, a zwierzętom tego po-czucia brakuje. Rzeczywistość weryfikuje te tezy, stawiając przykrą dla nas diagnozę – sta-jemy się coraz bardziej zezwie-rzęceni, jednocześnie tracimy cechy typowo ludzkie.

Patrząc na pary, które przy-stanek autobusowy czy ławkę w parku biorą za miejsce do uzewnętrzniania swoich uczuć nie mogę pozbyć się przekona-nia, że nie dojrzały one jeszcze do tworzenia prawdziwych relacji z drugim człowiekiem. Powodem tego może być ich potworny głód. Wszyscy

chcemy poczuć miłość i nie ma się czego wstydzić. Jest to wpi-sane w nasze życie od począt-ku, dlatego gdy już dostajemy jakąś namiastkę tej wielkiej miłości, chcemy jak najwięcej z niej zabrać dla siebie. To tak, jakby człowiek znalazł gar-nek złota po drugiej stronie

drewnianego mostu wiszące-go nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapomniał, że ten most nie wy-trzyma jego ciężaru. Jesteśmy desperatami, którym brakuje umiaru. A czym tak naprawdę jest ten umiar? O. Leon Knabit

w swojej książce Alfabet. Moje życie idealnie ujmuje to po-jęcie: „Umiar to umiejętność opanowania emocjonalnych zaangażowań. Tylko miłować trzeba bez umiaru. Ale już uzewnętrznienie miłości po-winno być pełne umiaru”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.

Brak ci wstydu!

Nie sposób nie zgodzić się również z tym, że na znacze-niu straciło pojęcie wstydu. Bo kogo nazwiemy teraz męż-czyzną wstydliwym czy wsty-dliwą kobietą? Nawet samo słowo „wstydliwy” ma dość obciachowy wydźwięk, praw-da? Osoba wstydliwa kojarzy się nam z kimś, kto cały czas żyje w cieniu swoich wyluzo-wanych kolegów i koleżanek. Wstydliwym jest mężczyzna, który nie podrywa nachalnie dziewczyny w knajpie. Kobieta wstydliwa to taka, która za-wsze ubiera długie do kostek spódnice i niemodne golfy. Oto, co przychodzi nam na myśl, gdy myślimy o wstydzie. Owszem, powyższe przykłady bez wahania możemy zaliczyć do kategorii „wstydliwość”, jednak pojęcie wstydu nie ogranicza się jedynie do tych kwestii. Wstyd to coś więcej. Wstyd objawia się w świa-domości własnej godności, w świadomości bycia człowie-kiem ze wszystkimi jego indy-widualnymi cechami. Wstyd to wartość będąca podstawą do uważania siebie za osobę war-tą szacunku, a co za tym idzie – oczekiwania tego szacunku od innych.

Wiecznie głodni

Wracając jeszcze do kwe-stii naszych wygłodniałych par chcę zauważyć, że nie chodzi mi o to, żeby nagle cały świat zakochanych przestał okazy-wać sobie miłość. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, okazywa-nie sobie uczuć samo w sobie jest dobre i wskazane, dopóki nie przekracza się pewnych granic. Czasami jednak takie banalne frazy najłatwiej rzuca się w kąt, by oddawać się miło-snej konsumpcji. Tym, którzy tak konsumują swoje związki nie pozostaje życzyć niczego innego, jak tylko tego, żeby tej miłości wystarczyło im na całe życie. Nie lubimy przecież żyć na głodzie.

Wygłodniali jak wilki…

Rozluźnienie stosunków społecznych maluje się wyraźnie na ulicach naszych miast. Co wolno dzisiaj, czego nie wolno było kiedyś? Ewolucja

przyzwolenia społecznego rzuca nam przed oczy niesmaczne obrazy.

Katarzyna Cieślik

To tak, jakby człowiek znalazł garnek złota po drugiej stronie drewnianego mostu wiszącego nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapo-mniał, że ten most nie wytrzyma jego ciężaru.

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w

Page 18: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

18 TRYBY nr 8/2011

misz-masz

Etymologia smaku pomarańczy

Zapewne unosi się już w pokoju za-pach pieczonego ciasta wg naszego ulubio-nego bardzo pomarańczowego przepisu. Zastanawialiście się jednak kiedyś, czy to kolor pomarańczowy został nazwany od pomarańczy, czy odwrotnie?

Specjaliści z Oxford English Dictionary twierdzą, że pierwszy był owoc. Słowo „pomarańcza” ma 1000 lat i pochodzi od san-skryckiego słowa „naranga”. W języku angielskim zaś naj-starsze wzmianki o jadalnych pomarańczach spotykamy w manuskrypcie napisanym w 1387 r. Natomiast słowa „pomarańczowy” użyto po raz pierwszy na określenie koloru w poematach szkockiego poety Alexandra Montgomeriego, opublikowanych znacznie później, bo w 1600 r.

Pomarańczowe noce...Będąc nadal w temacie owocu i tego

jakże popularnego w tym sezonie koloru, czy wiecie dlaczego drogi szybkiego ru-chu są oświetlane na pomarańczowo?

Głównie dlatego, że świecące poma-rańczowo tzw. wysokociśnieniowe lampy

sodowe, któ-

rymi oświetla się autostrady, są bardzo wydajne – wytwarzają mnóstwo światła ze stosunkowo niewielkiej ilości energii elektrycznej. Czyni to z nich idealne, nie-zbyt kosztowne oświetlenie dla głównych dróg.

Jednakże nie chodzi tylko o względy ekonomiczne – znaleziono także kilka do-brych powodów naukowych. Po pierwsze, nocą oko ludzkie jest bardziej wrażliwe na światło pomarańczowe – dokładnie takie,

jakie dają lampy sodowe. Po drugie – im dłuższa jest fala świetlna, tym

mniejsze prawdopodobieństwo jej rozproszenia na kropelkach

wody we mgle. Tak więc, jeśli szukamy lampy emi-

tującej światło daleko w głęboką, mgli-

stą jesienną noc i dającą oświetlenie najlepiej przystoso-wane do oczu kie-rowców, to idealne okażą się właśnie wysoko-ciśnienio-we lampy sodowe.

Między nami telefonamiWracamy na święta do domów, ale

mimo to każdy z nas ma w gronie swoich znajomych kogoś, kogo nie może świą-tecznie uściskać. Jest na to sposób. Jaki? Fabian Hemmert z berlińskiej Akademii Sztuk uważa, że nie wykorzystujemy potencjału tkwiącego w naszych telefo-nach komórkowych. Opracowane przez niego modele prototypów pozwalają na transmisję oddechu, dotyku a nawet po-całunków! Pierwszy raz zostały zapre-zentowane na konferencji „Mobile HCI”

w Sztokholmie. Telefony pozwalające na dotyk mają wbudowane czujniki, które po naciśnięciu przesyłają sygnał do spe-cjalnej opaski umieszczonej na dłoni od-biorcy. Dzięki niej może on odebrać siłę uścisku osoby, która wysyła mu ten ser-deczny gest. Oddech przesyłany jest przez specjalny czujnik wmontowany w telefon, który przesyła informację do drugiego te-lefonu. Ten z kolei odbierając sygnał czy-ta dane dotyczące siły podmuchu i przez specjalny otwór wypuszcza powietrze

przesłane z telefonu nadawcy. I co zapew-ne najbardziej was ciekawi – pocałunki! Urządzenie nadawcze posiada specjalny czujnik wilgoci. Po stronie odbiorcy na-tomiast silniczek przyciska gąbkę do pół-przepuszczalnej membrany.

Odkrycie to nie jest poważnie trakto-wane przez grono naukowców, jednak sta-nowi namiastkę tego, co zapewne czeka nas w przyszłości. Oby takie wynalazki nie zastąpiły na dobre kontaktów twarzą w twarz!

Katarzyna Cieslik, Marta Czarny

łatwe pytania

ulubione prawa pana Trybika

odkrycie miesiąca

Komputer przypomina gospodarkę socjalistyczną. Jest centralnie sterowany, ma zawsze za mało pamięci, jest zawsze za mało wydaj-ny i trudno znaleźć sprawcę błędów.

misz-masz

Page 19: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

19

Wiązanka kwiatów, którą dajemy młodej

parze z okazji ślubu, to pomysł na prezent, który już dawno odszedł do lamusa. Dziś każda para chce być oryginalna, dla-tego też decyduje się na coraz to wymyślniejsze podarunki. W zaproszeniach wysyłanych do gości narzeczeni załączają adnotację z prośbą, żeby za-miast kwiatów goście przynie-śli czekoladki, wino, książki lub maskotki. Zdarzają się na-wet tacy, którzy proszą o kupo-ny totolotka licząc na to, że ten dzień przyniesie im szczęście.

W trend oryginalnych po-mysłów związanych ze ślubem wpisuje się projekt CZADowa Para stworzony w 2010 r. przez Fundację Kapucyni i Misje. Akcja ma na celu po-moc najbiedniejszym dzieciom Afryki. Bracia mniejsi kapu-cyni wypełniający od kilku-nastu lat misję ewangelizacji na Czarnym Lądzie wiedzą, że nauka czytania i pisania to jedyny sposób, aby zapewnić afrykańskim dzieciom lepsze jutro.

Szkoła w Czadzie

Czad jest jednym z naj-biedniejszych państw na świe-cie. Większość z tamtejszych rodzin żyje w skrajnym ubó-stwie. Nie mogą liczyć na po-moc władz, które jak dotąd nie były w stanie zbudować systemu edukacji, ani nawet wypłacić pensji nauczycielom. Stąd też pomysł jednego z ka-pucynów, by wybudować szko-łę ze środków uzyskanych od darczyńców. W ramach akcji CZADowa Tablica za symbo-liczną kwotę 30zł ofiarodawcy otrzymywali oryginalne zdję-cie szkolnej tablicy z Czadu, na której widniały imienne podziękowania od uśmiech-niętych do obiektywu dzieci. W ciągu dwóch miesięcy udało się zebrać 120 tys. zł. Idea ta spodobała się organizatorowi targów ślubnych, który zapro-ponował kontynuację inicja-tywy na targach w dziesięciu największych miastach.

Tak powstała CZADowa

Para. Projekt, dzięki któremu już na początku waszej wspól-nej drogi możecie pomóc naj-biedniejszym. Dacie szansę dzieciom na edukację, która z kolei da im nadzieję na lep-szą przyszłość. Wystarczy, abyście poprosili swoich gości,

by zamiast kwiatów, po któ-rych w krótkim czasie nie zo-stanie nawet ślad, przekazali ich równowartość finansową na budowę szkoły w Czadzie. – Początek nowej drogi życia to dobra okazja do czynienia dobra. Bo ślub to taki dzień,

w którym na zawsze trzeba wyjść ze swego egoizmu. Dla drugiej osoby i dla innych, np. dzieci w Afryce – zachę-ca Piotr Gajda, koordynator inicjatywy.

Jak zostać CZADową Parą?

Jest pięć CZADowych kro-ków, by włączyć się w akcję budowania szkoły. Pierwszym jest wypełnienie deklara-cji przystąpienia do projek-tu, którą możecie pobrać ze strony www.czadowapara.pl. Następnie należy odesłać ją na adres: Fundacja Kapucyni i Misje, 30-298 Kraków, ul. Korzeniaka 16. Trzeba podać nazwisko, jakie młoda para będzie nosić po ślubie. Drugim krokiem jest rozesłanie zapro-szeń do gości z prośbą o nie-przynoszenie kwiatów i in-formacją o zbiórce na budowę szkoły w Czadzie. Trzeci krok zrobią kapucyni i wyślą spe-cjalną puszkę misyjną na dat-ki. Świadek lub ktoś z bliskich będzie mógł podczas skła-dania życzeń zbierać do niej pieniądze. Zostanie przysłany również list do księdza udzie-lającego ślubu z prośbą o prze-czytanie go pod koniec Mszy św. Będzie to oficjalne nada-nie wam honorowego tytułu CZADowej Pary i podzięko-wanie za włącznie się w akcję. Czwartym krokiem jest prze-słanie zebranej kwoty na kon-to Fundacji Kapucyni i Misje. Piąty krok należy do misjo-narza w Czadzie. W podzię-kowaniu za otrzymane datki wyśle zdjęcie z wypisanym na tablicy podziękowaniem dla nowożeńców.

Czy tylko pary wcho-dzące w związek małżeń-ski mogą brać udział w tym przedsięwzięciu? Otóż nie. – Mamy dwie pary, z Gdańska i Torunia, które włączyły się w akcję w 50-lecie ślubu – mówi Piotr. – A w swoją 25. rocznicę święceń kapłańskich zadzwonił do mnie ksiądz, który chciał przekazać datki zebrane podczas uroczystości – dodaje br. Benedykt Pączka, czadowy kapucyn, prezes Fundacji. Misje chce wesprzeć też czadowe dziecko, które w maju przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej i z tej okazji pomoże rówieśnikom z Afryki.

Jest wiele okazji, przy któ-rych można wesprzeć dzieci w Afryce. A potrzeba naprawdę niewiele, żeby zmienić ich los.

idźże, zróbże

Fundacja Kapucyni i Misje została założona przez Krakowską Kurię Zakonu Braci Mniejszych Kapu-cynów w celu większego pomagania misjom pro-wadzonym przez zakon.

Wśród osób planujących związek małżeński coraz popularniejsze stają się akcje charytatywne. Dzięki

temu zamiast stosu więdnących kwiatów mamy możliwość niesienia pomocy potrzebującym.

Magdalena Antkowiak

Zostańcie CZADową Parą Młodą

fot.:

Arc

hiw

um C

ZAD

dow

ej P

ary

x2

Page 20: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

I aby w nas złośliwe jędze

Pozamieniały się w owieczki,

A w oczach mądre łzy stanęły

Jak na choince barwne świeczki.

Aby wątpiący się rozpłakał,

Na cud czekając w swej kolejce,

A Matka Boska – cichych, ufnych –

Jak ciepły pled, wzięła na ręce.ks. Jan Twardowski

Pomódlmy się w Noc Betlejemską

Noc szczęśliwego rozwiązania,

By wszystko nam się rozplątało;

Węzły, konflikty, powikłania.

Aby się wszystkie trudne sprawy

Porozkręcały jak supełki,

Własne ambicje i urazy

Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Błogosławionego czasu adwentu

oraz pięknych Świąt Bożego Narodzenia

i wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku

życzy zespół redakcyjny „Trybów”