tryby kwiecień 2013

24
Kraków, nr 4(22)/2013 kwiecień ISSN: 2083-8948

Upload: tryby-katolicki-miesiecznik-studencki

Post on 07-Mar-2016

225 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Kwietniowe wydanie "Trybów. Katolickiego miesięcznika studenckiego".

TRANSCRIPT

Page 1: Tryby kwiecień 2013

Kraków, nr 4(22)/2013 kwiecień ISSN: 2083-8948

Page 2: Tryby kwiecień 2013

Argentyński kard. Jorge Mario Bergoglio, który od 13 marca jest 266. biskupem Rzymu, ma 76 lat i przez ostatnie 16 lat był metropolitą swego rodzinnego miasta, Buenos Aires. Do 2011 przed dwie trzyletnie kadencje był przewodniczącym episkopatu swego kraju. Jest pierwszym Argentyńczykiem i w ogóle mieszkańcem Ameryki, a także pierwszym jezuitą, który został wybrany na najwyższy urząd w Kościele katolickim. Również jako pierwszy przybrał imię Franciszek. Jako pierwszy w Wielki Czwartek umył nogi kobietom. Jako pierwszy szwajcarskiemu gwardziście przyniósł krzesło. I wykonał wiele innych zaskakujących gestów, za które polubił go cały świat.

Prosimy Cię, Panie, żebyśmy nie zatrzymali się tych pięknych gestach, ale poszli dalej za nowym Piotrem.

fot. www.commons.wikimedia.org

Na niebieskim tle znajdują się symbole godności papieskiej: mitra umieszczona między skrzyżowanymi kluczami złotym i srebrnym, związanymi czerwonym sznurem.

Na górze mamy symbol zakonu, z którego pochodzi nowy papież – Towarzystwa Jezusowego. Na tle jaśniejącego słońca widnieją litery IHS, czyli monogram Chrystusa. Nad literą H wznosi się krzyż, poniżej niej trzy czarne gwoździe. Na dole znajduje się gwiazda i kwiat nardowy. Gwiazda, według starożytnej tradycji heraldycznej, symbolizuje Maryję Pannę, Matkę Chrystusa i Kościoła, podczas gdy kwiat nardowy wskazuje św. Józefa, patrona Kościoła powszechnego.

Motto papieża Franciszka zaczerpnięte jest z homilii św. Bedy Czcigodnego, który komentując ewangeliczny epizod powołania św. Mateusza, pisze: Jezus zobaczył celnika, a ponieważ było to spojrzenie zmiłowania i wyboru, rzekł do niego: «Pójdź za Mną».

Papież Franciszek

Page 3: Tryby kwiecień 2013

3

TRYBY NR 4(22)/2013

od redakcji

Kwiecień 2013

współpraca

temat numeru: Spotkajmy się w Niebie 4-8

Ja do nieba tylko z żonąO Basi, która dobiegła do metyNiebo do wynajęcia?Ojcze nasz, któryś jest w NiebieZobacz Raj! Oczami dzieckaA jeśli nie niebo?

ona i on 9Przezn@czeni

rozmowa z charakterem 10-11Jan Pospieszalski

inżynier ducha 12Św. Josemaria Escriva de Balaguer

encyklopedia wiary 13W Roku Wiary czytaj YOUCAT

pro-life 14-15Okno na światJEdEN Z NAS

portret 16dobry tandem: teoria i praktyka

olimpiada sportów 17Curling

wokół nas 18-20Czego nie uczą nas w szkole, a co jest nam potrzebne w życiu?

z kulturą 21Bo kochać znaczy tworzyćRecenzje

idźże, zróbże 22-23Boży dancing

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Asystent kościelny: ks. Rafał BuzałaSekretarz redakcji: Agata GołdaMarketing: Marcin Nowak – [email protected]ół redakcyjny: Magdalena Antkowiak, Michał Chudziński, Marta Czarny, Karolina Mazurkiewicz, Izabela J. Murzyn, Iwona Sidor, dominik Sidor, Marek Soroczyński, Michał WnękKorekta: Maria WyrwaDTP, foto: Marcin NowakOkładka: Marcin NowakDruk: Printgraph Brzesko

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 KrakówData zamknięcia numeru: 5 kwietnia 2013 r. Nakład: 7000 egz.Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułó[email protected]

Wydawca: Orły MałopolskiKatolickie Stowarzyszenie MłodzieżyArchidiecezji Krakowskiej

reklama tel.: 784 902 140

Spotkajmy się w Niebie. Tym razem to optymistyczne zaproszenie jest naszym tematem numeru. Przeżywamy cały czas tajemnice Zmartwychwstania, więc oczy i dusza same wznoszą się ku górze. Mam nadzieję, że o tych wzniosłych i ważnych sprawach udało nam się napisać w straw-ny i zrozumiały sposób. Bo medytacje o Niebie doprowadziły mnie do przyziem-nych przemyśleń i sformułowania apelu do naszych drogich kapłanów: mówcie do nas po polsku!

Ja wiem, że wiara to sprawa najwyższej wagi. Że nie można za bardzo uprościć, żeby nie sprofanować. Że niemal pradaw-ny język Biblii ma nas przenieść w tamte czasy i sprawić, że nie będziemy się czepiali słówek. Ale... Ale czasem za dużo jest tego patosu. Mamy więc homilie okra-szone „albowiem”. Poza tym nieustannie się „ubogacamy” albo coś nas „ubogaca”. Trzeba to „podkreślić z całą mocą”. A na końcu „pochylić się nad tym”. A ja lubię prosto z mostu! Czy nie można powie-dzieć, że Pan Jezus się po prostu wykąpał?

Czy trzeba się silić na śmieszne i w do-datku niepoprawne: „dokonał kąpieli w Jordanie”?

Ponieważ moja polonistyczno-dziennikar-ska dusza cierpi, wybieram świadomie. W pewne ważne święto odprawiano wiele Mszy św. Sprawdziłam i poszłam na celebrowaną przez bpa Grzegorza Rysia, którego jestem fanką. Bo on mówi prosto i do ludu. Kiedy przyjechał do mojej wiej-skiej parafii z relikwiami bł. Jana Pawła II, kazanie rozpoczął od swojskiego „Po co tu w ogóle przyszliście? Chciało wam się? Wiecie w ogóle, o co w tym chodzi?”. To mnie urzekło. Proszę was, nasi drodzy księża, mówcie do nas po polsku.

Mam po tym wstępniaku apetyt na „try-bowy” temat numeru poświęcony kulturze języka, pięknu naszej ojczystej mowy. Co Wy na to?

Page 4: Tryby kwiecień 2013

4

www.e-tryby.pl

temat numeru >> spotkajmy się w Niebie

TOMASZ ŻMuDA

Tytułem wstępu

Wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Do takiej świętości, której spełnieniem będzie życie w Królestwie Bożym po zmartwychwstaniu, na nowej ziemi (Ap 21,1–2). Na ziemi, która zostanie nam dana wraz z odnowionymi i odmienio-nymi ciałami (1 Kor 15,35–53). Tak jak żyjemy teraz, tak i później żyć będziemy w społeczności, tyle że będzie to społecz-ność świętych. Będziemy żyć w doskona-łej relacji z Bogiem i innymi ludźmi. Po-znamy wtedy pełnię prawdy (J 8,31–32), a oznacza to, że nasze poznanie będzie doskonałe. Ponieważ poznamy prawdę, to ipso facto zostaniemy wyzwoleni od zła, a konsekwencją tego będzie zniesienie wszelkiego Prawa, ponieważ nie będzie ono już potrzebne.

I oto pytanie...Dla-czego taki przydługi wstęp? Ano dla-tego, że powstaje pytanie: co stanie się z naszymi relacjami z innymi ludźmi, które nawiążemy wcześniej tu na tej zie-mi? Czy przetrwają one w niebie? Mnie, jako małżonka, najbardziej interesuje, czy ta, która teraz jest dla mnie żoną, będzie także dla mnie żoną w Królestwie Bożym? Bo ja do nieba chcę iść z moją żoną!

Tymczasem w Kościele panuje powszech-na opinia, że w raju nie będziemy dla siebie mężem i żoną, małżeństwo zostanie zniesione. Potwierdzają to słowa Jezusa w Ewangelii św. Mateusza, które Pan wypowiada w odpowiedzi na zaczepkę saduceuszy: „Gdy nastąpi zmartwych-wstanie, ludzie nie będą się żenić ani za mąż wychodzić, ale będą żyli jak anio-łowie w niebie” (Mt 22,30). Czy jednak słowa te faktycznie odrzucają nadzieję na wspólne życie małżonków w niebie? Aby właściwie pojąć znaczenie tego zdania, należy przede wszystkim zbadać, w jakim kontekście zostało ono wypowiedziane. Jest to część odpowiedzi Jezusa na mało finezyjną zaczepkę saduceuszy, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie. Pytają oni Pana w zasadzie nie o małżeństwo samo w sobie, ale o prawo lewiratu. Istniał bowiem w Prawie Mojżeszowym (Pwt 25,5–10) przepis, który nakazywał pojąć

za żonę małżonkę zmarłego brata, jeśli ten umarł bezdzietnie, aby w ten sposób zapewnić mu potomka. Co wtedy – pytają się saduceusze – stanie się z taką kobietą po zmartwychwstaniu, czyją będzie żoną? Bo w świetle Prawa, tu na ziemi, była żoną obojga braci, jednego po drugim. Musimy jeszcze jednak pamiętać, że w prawie żydowskim kobieta była podpo-rządkowaną swojemu mężowi, a małżeń-stwo nie było sakramentem (i u Żydów nie jest nadal), a jedynie instytucją prawną. I sedno odpowiedzi Chrystusa zasadza się właśnie na wytknięciu saduceuszom braku znajomości Prawa, na które się powołują („Błądzicie, bo nie znacie ani Pisma ani mocy Bożej” – Mt 22,29). Prawo, jako działające na nas z zewnątrz, po zmar-twychwstaniu nie będzie nas obowiązy-wać, bo nie będzie takiej potrzeby, bo raz na zawsze zostaniemy wyzwoleni ze zła. Jeśli nie będzie prawa, to nie będzie też małżeństwa w sensie prawnym.

Przymierze na zawszeWiemy doskonale, że małżeństwo u chrze-ścijan swą istotą wykracza daleko poza jego sens prawny. Po pierwsze, małżeń-stwo jest sakramentem, czyli znakiem łaski, która uzdalnia obojga małżonków do uświęcania się nawzajem w drodze do zbawienia. Jeśli małżonkowie zgodnie, ra-zem, współpracowali z tą łaską, to czemuż razem nie mieliby się cieszyć z owoców tej łaski w przyszłym życiu.

Po wtóre, małżeństwo chrześcijańskie jest czymś dużo więcej niż tylko umową między dwojgiem osób. Samo w sobie jest przymierzem zawieranym przez kobietę i mężczyznę przed obliczem Boga, a przy-mierze jako takie wykracza poza ramy czasowe i jest niezrywalne. Przymierze małżeńskie winno być zatem obrazem przymierza, jakie Bóg zawarł ze swoim ludem. Obrazem, który jest alegorią oblu-bieńczej relacji Chrystusa do Kościoła.

„Królestwo Boże jest pośród was”Jezus, w Ewangelii św. Łukasza, zapy-tany, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział, że już teraz jest ono pośród nas (Łk 17,21). Jest ono tam, gdzie głosi się słowo Ewangelii, gdzie wielbi się Boga, gdzie ludzie są uzdrawiani mocą Jezusowego słowa, gdzie kwitnie miłość braterska, więc i też małżeńska. Ta miłość między małżonkami może być zaczynem Królestwa Bożego. Jest w nas tendencja, aby sądzić, że w niebie wszystko będzie nowe, że przyjdzie nam porzucić to, co stało się naszym udziałem na tej ziemi. Chciejmy docenić wszystko dobre, co przytrafia się nam teraz, chciejmy prosić Boga, aby było także naszym udziałem, kiedy będziemy zdolni patrzeć na Niego twarzą w twarz. Bo przecież „na ziemi jest o niebo lepiej” niż nam się wydaje.

Dedykuję mojej kochanej żonie Ewie. Specjalne podziękowania dla naszych przyjaciół, Eli i Tomka, za inspirację.

Ja do nieba tylko z żoną!

fot. www.sxc.hu

Page 5: Tryby kwiecień 2013

5

TRYBY NR 4(22)/2013

temat numeru >> spotkajmy się w Niebie

WOJCIeCH PRuS OP, WWW.FIlMOBASI.Pl

Basia miała 31 lat. Zmarła 29 czerwca 2007 r., w uroczystość

Apostołów Piotra i Pawła, nad ra-nem. Dzień wcześniej odwiedziłem ją razem z jej mężem. Była wtedy nieprzytomna. Od miesiąca, z krótką przerwą, w oddychaniu pomagał jej respirator. Nie mogła rozma-wiać, Michał pokazał mi kartkę, za pomocą której się porozumiewali. W krótkich zdaniach widać było jej zmaganie z cierpieniem, wysiłek, by pisać prosto, gdy litery zjeżdżały ciągle w dół. Niekiedy brakowało sił na pisanie, dlatego Michał wymyślił dla niej „klawiaturę”, narysował ją na kartce, żeby stukając w poszcze-gólne litery, mogła mówić, czego jej potrzeba.

Małżeństwem byli od 2000 r. Poznaliśmy się w 2002 r., podczas rekolekcji adwentowych dla absol-wentów stowarzyszenia Soli Deo z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Potem spotykaliśmy podczas kolejnych rekolekcji i rozmów. Jednym z bolesnych wątków ich historii był brak potomstwa. Dojrzewali do decyzji o adopcji. Jesienią 2004 r. zapisali się na trwający dziewięć miesięcy kurs adopcyjny. Przed jego roz-poczęciem pojechali jednak na pielgrzymkę do Rzymu. Jaka była radość przyjaciół i znajomych, gdy

w grudniu ogłosili, że są w stanie błogosławionym.

A potem przyszło coś jeszcze bar-dziej niespodziewanego. W swoich notatkach zapisałem: „21.01.2005 – Basia i Michał Paradowscy, odkry-wają, że Basia ma nowotwór. Dziś się spotykamy i modlimy. Namasz-czenie chorych i modlitwa do Matki Bożej Gidelskiej”. I zaraz potem drugi zapis, z powtórzeniem tej dramatycznej informacji, jakby nie mogło do mnie dotrzeć, co się stało: „23.01.2005 - O 16.00 msza za mał-żeństwa oczekujące potomstwa. Bło-gosławieństwo par na koniec mszy. Spotkanie z absolwentami Soli Deo. Basia i Michał Paradowscy, okazuje się, że ona ma raka. Teraz, gdy jest w ciąży. Dużo modlitwy.

Lekarz, który przyniósł informa-cję o nowotworze, zasugerował aborcję, żeby zapewnić skuteczność leczenia. Stanęli wobec niewy-obrażalnego wyboru. Rozpoczęło się zmaganie. Otaczała ich miłość i modlitwa przyjaciół. Krąg modli-tewny wciąż się poszerzał. Znaleźli lekarkę, która podjęła się leczyć Basię w ciąży. Rozpoczęła się chemioterapia. Mateusz urodził się zdrowy. W przeddzień śmierci Basi skończył dwa lata (...).

Pamiętam, jakby to było wczoraj. W 2012 r. organizowaliśmy z naszym zespołem redakcyjnym Festiwal Filmowy PRAWDA DROGA ŻYCIE. Przez trzy dni pokazywaliśmy warto-ściowe produkcje, których nie zobaczy się w kinie. Cały czas mam w pamięci jeden obraz. W ciemnej sali słychać pociąganie nosem. Płaczą wszyscy, także nieustraszona płeć męska.

W historii Basi urzekło mnie wiele. Na przykład to, że godnie i z wiarą przyjęła lekarski wyrok. Cierpiała, że zostawi swojego męża i ukochanego synka, ale jednocześnie miała świa-domość, że Pan Bóg nie pozwoli, by stała jej się krzywda. Czerpała z życia garściami. Planowała, miała marzenia. Zaczęła pisać listy do swego synka. Oddychała perspektywą Nieba

Chociaż Basia zmarła, cała opowieść była optymistyczna. Jak opisywali jej przyjaciele, szczególnie ostatnie mo-menty jej życia przypominały prawdzi-wy bieg. Mimo że leżała bezwiednie na szpitalnym łóżku, biegła. Do mety. Do Nieba. Chciałabym kiedyś ją poznać...

Jeśli jeszcze nie poznałeś Basi, zobacz film. Za darmo na www.filmobasi.pl

Magdalena Guziak-Nowak

która dobiegła do metyO Basi,

fot.

ww

w.fi

lmob

asi.p

l

fot. www.sxc.hu

Page 6: Tryby kwiecień 2013

6

www.e-tryby.pl

6

www.e-tryby.pl

„W domu Ojca mego jest wiele miesz-kań” – czytamy w Ewangelii wg św. Jana (14,2). Czy możemy zrobić, tu na ziemi, coś, co na 100proc. zapewni nam jedno z tych mieszkań w Niebie?

– Musimy pamiętać, przede wszyst-kim, że w kwestiach Królestwa Bożego nie możemy myśleć kategoriami ludzkimi, tzn. zasłużyć, zarobić, czy może nawet załatwić, o czym wielokrotnie przypomi-na nam Pan Jezus na kartach Ewangelii. Musimy odmienić, nawrócić nasz spo-sób myślenia z ludzkiego na Boży, tzn. z logiki „coś za coś” na Bożą logikę daru. Bezinteresownego daru z siebie, jakim On sam się dla nas stał (w najwyższy sposób na Krzyżu) i staje się każdego dnia (w Eucharystii). Oprócz tego pamiętajmy, że „Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14,17). A zatem to „sprawa” naszej relacji z Panem Bogiem i braćmi. Królestwo Boże jest bezinteresownym darem Pana Boga dla tych, którzy Go kochają i w kon-sekwencji pełnią Jego wolę: „To, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9n).

W Liście do Efezjan (2,8–9) czytamy natomiast: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę! Nie jest to więc waszą zasługą, lecz darem Boga. Nie za dokonane czyny, aby nikt się nie cheł-pił” – czy w takim razie, aby wejść do Raju, nie trzeba się wykazać dobrymi uczynkami, a jedynie wystarczy przy-jąć ten dar zbawienia?

– To już jest wiele, kiedy przyjmuje-my ten dar zbawienia. Dzisiaj nie jest to zawsze takie oczywiste, że chcemy go przyjąć. Zalewa nas codziennie wiele na pierwszy rzut oka atrakcyjnych „ofert”, „propozycji”. Usiłują nam wmówić, że zbawienie, które Pan Bóg oferuje, nie jest nam, w sumie, potrzebne, bo dotyczy czegoś, co ma być w przyszłości – i nawet to nie jest pewne. Chcą nas przekonać, że bardziej opłaca się zajmować tym, co jest tu i teraz, carpe diem, beztrosko korzy-stać z życia, bo w końcu – podobno – sam Pan Bóg nam je dał.

Dlatego potrzeba „wychodzić na pustynię”, wyciszyć się i poddać oczyszczającemu oraz odradzające-mu działaniu Słowa Bożego. Tylko wtedy będziemy mogli rozpoznać, co jest prawdą a co kłamstwem, co dobre a co złe. Dobre uczynki natomiast są konkretnym owocem przyjęcia Bożego daru zbawienia. Jeśli więc są odpowie-dzią na Bożą miłość, której codziennie doświadczamy (a której nie zawsze je-steśmy świadomi, i za którą nie zawsze jesteśmy wdzięczni), a nie kalkulacją, interesem czy też lękiem przed piekłem, to znak, że Bóg w nas mieszka ze swoją łaską, ze swymi darami, bo otwieramy się wtedy na innych, w bezinteresow-nym darze z siebie.

A jak rozumieć słowa Ewangelii: „Temu, kto by mówił przeciwko Ducho-wi Świętemu, nie zostanie odpuszczone ani w tym życiu, ani w przyszłym” (Mt 12,32)? Jaki grzech może nam zamknąć bramy Królestwa Niebieskiego na wieczność?

– Mowa tu o grzechu przeciwko Du-chowi Świętemu. Istotą tego grzechu jest bunt przeciw Panu Bogu, który prowadzi do gardzenia Nim, Jego miłością i mi-łosierdziem, to brak wiary w możliwość przebaczenia ze strony Pana Boga; bądź przeciwnie – prowadzi do zuchwałości wobec Boga i Jego miłosierdzia (grzeszy-my zarozumiale, pewni, że Bóg i tak nam wybaczy). Tym samym człowiek sam się wyklucza z jakiegokolwiek obcowania z Bogiem, bo oddala się od logiki daru, o której mówiłem na początku.

Czy idąc za słowami Benedykta XVI: „naśladowanie Chrystusa prowadzi do życia, życia wiecznego i nadaje sens te-raźniejszości” [z rozważania modlitwy Anioł Pański, 1.11.2012 – przyp. red.] możemy być spokojni, że wiara i szcze-re wysiłki, choć czasem nieudolne, wy-starczą Panu Bogu, by podarował nam jedno ze swoich mieszkań w Niebie?

– Spokojnym o życie wieczne to może lepiej nie być, bo właściwą postawą dla chrześcijanina jest być czujnym; bycie spokojnym może być niebezpieczne, bo łatwo prowadzi do uśpienia naszej czuj-ności i osłabienia wiary, do pogłębiania której nawoływał nas wielokrotnie papież Benedykt XVI. Dlatego też czuwajmy zawsze, bo to czuwanie z Chrystusem (szczególnie w Ogrodzie Oliwnym) prowadzi nas do otwarcia się na innych, do całkowitego i bezinteresownego daru z siebie, co stanowi przedsmak, przedsio-nek Królestwa Bożego już tu na ziemi. Zależy to jednak od nas samych, czy będziemy się tylko przeglądać w zwier-ciadle szukając samych siebie, czy też na-szym zwierciadłem będzie Chrystus (por. List św. Klary do św. Agnieszki z Pragi).

Dziękujemy za rozmowę.

Br. Remigiusz G. lewandowski (drugi od lewej) podczas celebrowania eucharystii z Ojcem Świętym Benedyktem XVINiebo…

O tym czy na życie w Królestwie Niebieskim można sobie zapracować, w jaki sposób można zamknąć sobie „bramy” Raju i dlaczego chrześcijanin powinien być czujny – z br. Remigiuszem Grzegorzem lewandowskim OFMCap., asystentem Młodzieży

Franciszkańskiej w umbrii, rozmawiają Iwona i Dominik Sidorowie.

do wynajęcia?

temat numeru >> spotkajmy się w Niebie6

fot. archiwum br. Remigiusza Grzegorza lewandowskiego OFMCap

Page 7: Tryby kwiecień 2013

7

TRYBY NR 4(22)/2013TRYBY NR 3(21)/2013

MARTA CZARNy

„W sensie metaforycznym niebo pojmowane jest jako mieszkanie Boga, który tym odróżnia się od ludzi, że spogląda z wysokości niebios i osądza oraz zstępuje, gdy człowiek Go przywołuje.”

Jan Paweł II

Pojecie „Nieba” w naszej kulturze i wierze ma wiele interpre-tacji i jest bardzo często używane. Dla niektórych niebo to

chmury i niebieski kolor, innym kojarzy się z beztroską a jeszcze innym z miejscem pobytu po śmierci. Jednorodna definicja „Nie-ba” chyba nie istnieje, dlatego warto przyjrzeć się z bliska, jak to upragnione miejsce zostało przedstawione przez tych, którzy aktualnie tam przebywają.

droga do nieba jest już częścią niebaStarając się sprecyzować pojęcie Nieba, warto zacząć od kon-kretów. Zgodnie z tym, można stwierdzić, że „doskonałe życie z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, są nazwane niebem. Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia”. Proste? Niby tak, ale z drugiej strony ludzie od zawsze pragnęli tego ostatecznego i pełnego szczęścia jeszcze za swojego życia na ziemi.

Jezus jest naszym przewodnikiem w osiągnięciu ostatecznego celu – zbawienia w Niebie

Ludzie kochają życie na ziemi. Namacalne przyjemności, odczu-walną radość czy fizyczne spełnienie. Dlatego też musiał pojawić się ktoś, kto pokaże ludziom drogę do prawdziwego, nie-ziem-skiego szczęścia, które ma dużo większą wartość. Tym kimś był oczywiście Jezus. To „Chrystus zapoczątkował Królestwo niebieskie na ziemi”. To on pokazał ludziom, że istnieje „miasto mające mocne fundamenty, którego budowniczym i twórcą jest Bóg”. Jezus starał się pokazać ludziom, że „ziemia jest tylko obrazem naszej prawdziwej ojczyzny – Nieba”. W przeciwień-stwie do życia codziennego, w naszej prawdziwej ojczyźnie nie

ma zmartwień, problemów, klas i podziałów. „Niebo nie ma bram. Kto pragnie do Nieba wejść może tego dokonać, gdyż Bóg jest miłosiernym i czeka z otwartymi ramionami, aby nas dopuścić do swojej chwały”. Wieczne szczęście w niebie jest na wyciągnięcie naszych dłoni. To najpiękniejsze co Bóg mógł nam zagwarantować. Mimo że niebo nie ma bram, warto jednak pa-miętać, że „wstępujemy [do niego], kiedy modlimy się i wyzna-jemy zło w sakramencie spowiedzi”. Poprzez modlitwę i kontakt z Bogiem, jaki daje Sakrament Eucharystii, możemy osiągnąć szczęście wieczne. „Trzeba nam iść za Boską Głową Jezusem, który chce prowadzić duszę tą drogą, jaką sam przeszedł, drogą wyrzeczenia i krzyża”.

Żeby wypełnić wolę Ojca, Chrystus zapoczątkował Królestwo niebieskie na ziemi

Zarówno w Kościele jak i w życiu codziennym często mówi się i słyszy o Niebie. „Kiedy mówimy w niebie to nie dlatego, aby-śmy nabrali dystansu do potężnego świętego Boga”.

„Niebo jest bowiem miejscem, w którym Bóg na nas oczekuje. Niebo jest miejscem naszego ostatecznego powołania i przezna-czenia. Mamy w niebie spełnić swoje powołanie, swoje istnienie, obcując wiekuiście z Bogiem żywym, z Ojcem, Synem i Duchem Świętym”. Najważniejsze jest jednak to, że „każdy dobry czło-wiek jest Niebem Bożym”.

W tekście wykorzystałam kolejno cytaty: Jana Pawła II (3x), Grahama Greene, Soboru Watykańskiego II (2x), Hbr. 11:10, Św. Ojca Pio (2x), Św. Katarzyny z Genui, Jana XXIII, Św. Jana Chryzostoma, Johannesa Taulera

w NIEBIEktóryś jestOjcze nasz,

temat numeru >> spotkajmy się w Niebiefot. www.sxc.hu

Page 8: Tryby kwiecień 2013

8

www.e-tryby.pl

Niebo… Tyle razy zastanawiałam się, czy się tam dostanę, kogo tam spotkam, jak wygląda Jezus i czy Aniołowie istnieją

naprawdę? Czasem, tak po ludzku, chciałabym przekonać się na własne oczy… Wierzę w życie wieczne, ale nie mogę zobaczyć, jak będzie wyglądało. Kto by powiedział, że mała,

żółta książka, z radosnym chłopcem na okładce, może dać tyle odpowiedzi.

Iwona SIdor

Słyszałam sporo opowieści o światełkach w tunelu, przebytej śmierci klinicznej, relacjach świętych czy rozmowach z du-

szami czyśćcowymi. Ostatecznie nie przekonywały mnie jednak, więc wyobrażenia o Królestwie Niebieskim odłożyłam na bok, „inwestując” raczej w zaufanie w fakt, że na drugim brzegu będzie czekało na nas to, co najlepsze. Aż do pewnego dnia, w którym wygrałam w loterii książkę „Niebo istnieje naprawdę! O chłopcu, który odwiedził Niebo. Historia prawdziwa”…

Przeczytałam ją jednym tchem. Kilkakrotnie wracałam do wer-sów, które wydawały mi się niewiarygodne, a jednocześnie tak proste i oczywiste. Śledząc historię czteroletniego chłopca, który z rozbrajającą prostotą dziecka opowiada swojej rodzinie, gdzie

znalazł się podczas własnej, skomplikowa-nej operacji, cieszyłam się, jakbym po raz pierwszy usłyszała, że Niebo istnieje tak na serio, że historie z Pisma Świętego wcale nie są tylko alegorią! Nie jestem typem osoby, która z łatwością „za swoje” przyjmuje cudze pomysły, wyobrażenia czy wizje. A jednak ta dziecięca opowieść stała się dla mnie najlepszą opowieścią o Królestwie Niebieskim, jaką mogłabym usłyszeć.

I choć nikt nie jest w stanie potwierdzić, czy jest właśnie tak, jak tego doświadczył Colton Burpo, ja nie potrafię w to nie wierzyć. Tak jak i nie chcę odbierać Wam radości czytania

tej fenomenalnej historii. Dlatego nie tworzę jej streszczenia, ani nawet recenzji. Niech to, co piszę, będzie raczej zachętą i świadectwem tego, że dziecięce doświadczenie Nieba poma-ga pozbyć się wielu wątpliwości i przynosi niezmąconą radość z czekającego nas spotkania w Królestwie Niebieskim. Ono istnieje – naprawdę! Przekonaj się sam, przeczytaj.

A jeśli Gdy przyjdzie dzień Sądu Ostatecznego, może się okazać, że swoim życiem nie zasłużymy na Królestwo Niebieskie. O to, co się wtedy stanie, postanowiliśmy

zapytać ks. Dawida leśniaka.

ROZMAWIAł MICHAł CHuDZIńSKI

– Gdy nie zasłużymy na niebo czeka nas czyściec lub piekło. Czym one dla nas będą?

Czyściec jest „po drodze” do nieba, więc nie jest jakąś przegra-ną człowieka. Po prostu potrzebuje on jeszcze nieco „dojrzeć” do miary miłości, jaka czeka go w niebie. Czyściec jest czasem pokuty – stąd nazwa: oczyszczenie – gdyż dusza pojednana z Bogiem przez sakrament spowiedzi ma otwartą drogę do nieba, jednak ze sprawie-dliwości Bożej wynika, że Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze. Potrzeba więc jeszcze podjąć pokutę za grzechy już odpuszczone, a nie odpokutowane przez człowieka…

Zupełnie inaczej rzecz ma się z piekłem, które jest jednoznacznym odrzuceniem Boga. Poprzez podejmowane w życiu wybory człowiek opowiada się albo po stronie życia z Bogiem, albo odwraca się od Niego przez odrzucenie Jego Przykazań. Jest więc piekło miejscem bez Boga – i bez szansy na spotka-nie z Nim, jak ukazuje Pan Jezus w ewangelicznej opowieści o bogaczu i Łazarzu.

– Do czego można porównać cierpienia w czyśćcu, a do czego w piekle?

Czyściec jest „etapem”, a więc jest przejściowy, choć trud-no obliczać jego trwanie ziemską miarą, kiedy rzecz dzieje się w wieczności… Porównałbym ten stan do kwarantanny, jaką czasem człowiek musi przejść w drodze, na jakiej się znalazł, aby dotrzeć do celu. Naszym celem jest niebo, więc i kwaran-tanna czasem jest potrzebna.

Piekło jest stanem stałym – jak i niebo – z tym, że jest to stan wiecznej porażki… Co prawda nie brakuje takich ludzi, którzy wszystko robią, żeby świadomie się od Boga odwra-cać, ale w wieczności zdadzą sobie sprawę z tego, że to był nietrafiony wybór… Stwórca wpisał w nasze istnienie miłość, dlatego odrzucanie miłości nie może uczynić człowieka szczę-śliwym… Warto wspomnieć zdanie św. Augustyna: „niespo-kojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu”.

– Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o czyśćcu i piekle?

Czyściec nie zawsze jest potrzebny – przez całe nasze życie modlitwą, cierpieniem, przyjmowaniem trudności w duchu wiary, pracujemy nad oczyszczeniem stanu naszej duszy. Żeby było jasne – grzechy odpuszcza sa-kramentalna spowiedź, ale kary za nie to właśnie „należność”, jaką za życia „spłacamy”, a kiedy za życia nie zdążymy, to przechodzimy do czyśćcowej kwarantanny w drodze do nieba. Do pewnych praktyk pobożnych Kościół przywiązał łaskę odpustu, czyli darowania owych kar doczesnych; możemy te odpusty ofiarowywać za siebie bądź za zmarłych.

W piekle dusza zdaje sobie sprawę, że Bóg jest jedynym szczęściem człowieka, ale zarazem niemoż-liwe jest, aby zmienić decyzje swego życia i wybrać Jego miłość. Czas życia jest czasem określania siebie w relacji do Boga – można ją budować albo znisz-czyć, jednak odpowiednio do tych wyborów będą nas czekały konsekwencje – jak i w innych dziedzinach naszej codzienności… Może brzmi to trywialnie, ale piekło jest tam, gdzie nie ma Boga.

Oczami dziecka

nie niebo?

temat numeru >> spotkajmy się w Niebie

www.e-tryby.pl

Page 9: Tryby kwiecień 2013

9

TRYBY NR 4(22)/2013

Przezn@czeniPortale randkowe nie są dla nas niczym nowym. Pewnie większość z nas ma do nich spory dystans, wielu podziękuje już na wstępie, ale są i tacy, którzy powiedzą: dlaczego nie? O tym czy przez Internet można znaleźć miłość na całe życie i gdzie szukać wartościowych relacji, opowiedziało nam młode małżeństwo, Karolina i Wojtek, którzy znaleźli siebie dzięki portalowi Przeznaczeni.pl. Chwała Bogu za nowe media!

IWONA I DOMINIK SIDOROWIe

Ja? Nigdy w życiu!

Karolina, jeszcze podczas studiów w Austrii, zarejestrowała się na portalu za namową koleżanki, która przekonywa-ła ją usilnie, że naprawdę warto i może w ferworze wymagającego studenckiego życia, właśnie tam pozna swoją „drugą połówkę”. Od początku sceptyczna w tej kwestii Karola uległa koleżance, jed-nak nie angażowała się w poszukiwania odpowiedniego kandydata. – Nie czułam się aż tak zdesperowana, by szukać na siłę wirtualnego związku, ale dla „świętego spokoju” zarejestrowałam się na portalu, założyłam swój profil, wrzuciłam kilka fotek i właściwie przez ponad rok tylko odbierałam wiadomości od zainteresowa-nych – opowiada Karolina. – Spotkałam się z jednym chłopakiem, ale to była total-na pomyłka, przerost oczekiwań.

Zaskakujące, ale prawdziwePo kilkunastu miesiącach akcja jednak nabrała tempa. Tuż przed balem sylwe-strowym, na który Karolina poszukiwała partnera, nawiązała znajomość z pewnym „gościem z Podkarpacia”. Choć wywarł dość niesprecyzowane pierwsze wrażenie, to jednak fakt bycia przystojnym oraz wartości, jakie zaznaczył na swoim pro-filu, przeważyły. Zaryzykowała. Zdecy-dowała się na przywitanie Nowego Roku z Wojciechem.

Jak „przystojniak z Podkarpacia” znalazł się na tym samym portalu? Ot, męska umiejętność korzystania z okazji! – Sły-szałem od znajomych, że jest to portal dla ludzi z wartościami i że można spotkać tam kogoś sensownego. Stwierdziłem, że właściwie czemu nie, zwłaszcza że zarejestrowałem się korzystając ze sporej promocji – wspomina z uśmiechem Woj-tek. Szukał, szperał, oglądał fotki. I już po kilku tygodniach znalazł Karolinę. Jak sam twierdzi, to był „mega fuks”. Widać byli sobie przeznaczeni.

Z wirtuala do reala Impreza sylwestrowa na dobre zapocząt-kowała ich związek, który rozwijał się bardzo szybko. Choć pochodzili z oddalo-nych od siebie miast, od razu zdecydowali się kontynuować znajomość w realu. Sieci internetowej zawdzięczają poznanie się, inaczej byłoby to pewnie niemożliwe. I chwała Bogu za nowe media! Ale odtąd chcieli spotykać się już tylko face to face. – Żeby się naprawdę poznać, trzeba wi-dzieć się na żywo, w sytuacjach codzien-nych. Rozmawiać o tych wartościach, które zaznaczyliśmy na swoich profilach i zweryfikować, czy są przez nas napraw-dę wyznawane. Móc dostrzec reakcję drugiej osoby, czy coś ukrywa, koloryzuje, jej emocje i prawdziwe „ja” – opowiada Karolina.

Just married. To be continued!

Po roku Wojtek przeprowadził się do Krakowa, wkrótce po zaręczynach. W rodzinnym mieście swojej narzeczonej znalazł pracę i wspólnie przygotowywali się do ślubu. Dziś są szczęśliwym małżeń-stwem, spodziewają się dziecka – owocu swojej miłości. Są przekonani, że spotkali się nieprzypadkowo i że warto korzystać z różnych możliwości, aby się odnaleźć. Mimo że sami podeszli do wirtualnego randkowania z lekkim przymrużeniem oka, nie oczekując wiele, to jednak dziś zachęcają, by się nie uprzedzać. – Trzeba szukać i mieć nadzieję, wierzyć, że się znajdzie. Gdzieś jest przecież właśnie „ta” osoba, która jest nam przeznaczona. Czemu nie odnaleźć jej dzięki takim moż-liwościom, jakie dają nam wartościowe portale? Warto dać sobie szansę. Pole-camy! – podsumowuje Wojciech, głowa szczęśliwej rodziny.

Pozwolić się odnaleźćPozytywna historia Karoli i Wojtka udo-wadnia, że odnaleźć miłość swojego życia można w najmniej spodziewany sposób, a wirtualna społeczność nie jest skupi-skiem zdesperowanych singli. Portale takie jak Przeznaczeni.pl czy Sczęśliwe-Serca.pl chcą łączyć ludzi z wartościami – w trosce o miłość. Dlaczego by nie korzy-stać z tej niebanalnej przestrzeni w sieci? Z pewnością i tam są osoby, które wciąż szukają i nie od razu znajdują tę właściwą osobę. Ważne są tu dojrzałe podejście do sprawy i cierpliwość „w sprawach serco-wych”. Zarówno odwaga i otwartość, jak i wiara. Wszystko przecież ma swój czas, nic nie dzieje się wyłącznie z woli ludzi. Trzeba więc nie tylko szukać z sercem, ale i pozwolić się odnaleźć.

TRYBY NR 4(22)/2013

ona i on 9

fot.

arch

iwum

Kar

olin

y i W

ojtk

a

Page 10: Tryby kwiecień 2013

10

www.e-tryby.pl

rozmowa z charakterem

wiemyMało o nich

Młodość jest czasem chłonięcia, zdobywania wiedzy, budowania swojej wrażliwości. Nie pozwólmy, żeby

budulcem i tworzywem naszej wyobraźni było byle co – z Janem Pospieszalskim rozmawia Izabela J. Murzyn.

Jak ocenia Pan stan polskich mediów?– Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Bardzo dobrze

scharakteryzował je bp Edward Dajczak, który powie-dział, że dzisiejsze pokolenie odbiorców zostało wycho-wane w natarczywej obecności mediów elektronicznych. Spowodowało to, że wykształciło się nowe plemię ludzi, które w zupełnie inny sposób przetwarza wiadomości. Inaczej je charakteryzuje, porządkuje. Po prostu inne rzeczy są dla niego ważne. Te zmiany nastąpiły bardzo gwałtownie i dynamicznie. Sprawiły, że rzeczywiście mamy do czynienia z zupełnie nowym odbiorcą.

Natomiast stan polskich mediów jest efektem systemu właścicielskiego, jaki został ukształtowany, a właściwie narzucony, po Okrągłym Stole. Po tym

„deal’u”, jaki część elit solidarnościowych z komuni-stami zrealizowała, żeby zagwarantować bezkar-

ność komunistom. Zagwarantowano im prymat w rozdziale koncesji, możliwości budowania niezależnych stacji telewizyjnych, generowania komercyjnych gazet. Mało tego, ten stan właści-cielski został przypieczętowany jeszcze stanem właścicielskim w gospodarce, co przejawia się najdobitniej w dostępie do pieniędzy z reklam. Dopiero z tej perspektywy można obserwować, jak działają media. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, kto zakładał ITI czy grupę Polsat, z jakich środo-wisk wywodzą się najważniejsi polscy dzienni-karze, którzy pracują w „Newsweeku”, „Wprost”, „Polityce” czy w „Gazecie Wyborczej”, to będzie-my wiedzieli, że reprezentują oni bardzo ścisłą grupę towarzyską i określoną wizję świata. Jest to wizja wykreowana w dużym stopniu przez esta-blishment postkomunistyczny, czyli PRL–owskich funkcjonariuszy i ich dzieci. Do nich dołączyła również ta część dokooptowana po Okrągłym Stole.

Czyli twierdzi Pan, że obecne standardy funk-cjonowania przestrzeni medialnej w Polsce zostały określone przy Okrągłym Stole?

– Tak, ten ład medialny kształtował się nawet przed Okrągłym Stołem. Tutaj nie było przypadkowych rozdań. Takim pociągiem poza rozkładem jest „Gazeta Polska”. To widać po kłopotach, z jakimi się ona boryka: liczbą fot. www.flickr.com/Slawek’s

Page 11: Tryby kwiecień 2013

11

TRYBY NR 4(22)/2013

rozmowa z charakterem

procesów, permanentnymi problemami finansowymi. Kolejnym przykładem jest TV Trwam i Radio Maryja. Panowie Dworak i Luft nie chcą dać koncesji TV Trwam, ponieważ realizują polityczne zamówienie establishmentu, które wywo-dzi się wprost z PRL–u. To, że ktoś był w AWS albo w Unii Wolności, to jeszcze o niczym nie świadczy. Dziś realizują oni konkretną politykę w wyniku, której TV Trwam najprawdopodobniej koncesji nie dostanie.

Dlaczego Polacy nie potrafią tego od-czytać?

– Część Polaków potrafi to odczytać i doskonale wie o tym. Pozostała część społeczeństwa to ta grupa, w której została zerwana ciągłość pokoleniowa, nie mająca przekazu rodzinnego, i któ-rej świadomość została ukształtowana w oparciu o fałszywy obraz historii Polski lub kompletną niewiedzę. Dla przykładu: gdzie mogę dostać dzisiaj dobrze napi-saną, udokumentowaną i rzetelną bio-grafię Adama Michnika albo Bronisława Geremka? Albo opracowanie historyczne, jak powstawało SLD? Wie pani, jeśli podejmujemy rozmowę na temat polskich mediów, to musimy uświadomić sobie, że media III RP nie są oderwanym bytem; one są elemnetem systemu ukształtowa-nego po Okrągłym Stole. A o tych bohate-rach i zdarzeniach ciągle tak mało wiemy.

Takie prace wymagają solidnej biblio-grafii.

– Nie tylko bibliografii, ale przede wszystkim rzetelnej kwerendy źródeł. Np. kto wydawał koncesje, kto był w radach nadzorczych, jakie były składy założy-cielskie, jacy byli akcjonariusze, jak wyglądał dobór składów redakcyjnych, itd. To jest szereg ciekawych zagadnień. Nie ma takich prac, które by je wyjaśnia-ły i opisywały. Ich nieobecność pokazuje, że mamy olbrzymie luki. Rozumienie systemu właścicielskiego jest podstawą rozumienia ładu medialnego w Polsce. Więc jak pyta mnie pani o ocenę polskich mediów, to jako widz oceniam je krytycz-nie. Natomiast żeby zrozumieć pewne procesy, to trzeba by było się cofnąć do ich początku.

Niestety duża część społeczeństwa nie potrafi się zdobyć na krytycyzm.

– Ludzie myślą krytycznie! To widać w rodzaju takiej apatii, w jaką popa-dli. Ten krytycyzm polega na poczuciu beznadziei. „Tak było, jest i będzie”, „nic się nie da zmienić”, „chory kraj”, itp. To widać we frekwencji wyborczej: połowa ludzi nie chodzi na wybory, bo widzi, że nie ma wpływu na ich efekt. Z małymi wyjątkami to prawie zawsze taka sama ekipa jest u władzy. Ludzie przestają się angażować. Druga postawa jest taka: „ja stąd nie wyjadę, tu jest moje miejsce, wychodzę na ulicę” i buntuję się. Dostaję gazem po oczach, pałką po głowie. Jestem

nazwany bandytą, faszystą, nacjonali-stą, antysemitą. Trafiam do pudła albo zostaję brutalnie pobity w imię prawa bez żadnych konsekwencji. Widzieliśmy, jak policjant w cywilu brutalnie znęca się nad przechodniem. Ten policjant został uniewinniony, nic mu się nie stało… Obecnie mamy dwie postawy: komplet-nego wycofania i buntu. Ten bunt widać w gigantycznej liczbie uczestników w marszach poparcia TV Trwam, widać w dwóch milionach podpisów w sprawie referendum emerytalnego, w udziale Po-laków w Marszach Niepodległości. Mamy szereg przykładów.

Która postawa zdominuje naszą rzeczy-wistość?

– Nie wiem. Gdybym miał możliwość przewidywania przyszłości, zagrałbym w Totolotka.

Jaka jest rola dziennikarza? Czy może ujawniać swoje poglądy?

– Nie ma ludzi bez poglądów. Bezczel-ność manipulowania ludźmi poprzez do-bór informacji, język, jaki jest używany, jest nagminna. W związku z tym ja nie potrzebuję informacji na temat poglądów

dziennikarzy, ponieważ oni są w tym mo-mencie przeźroczyści. Co więcej, wielu z nich jawnie deklaruje się i uprawia pro-pagandę prorządową. Być może tak jest lepiej, ponieważ obnażają się ze swoimi preferencjami. Dziennikarze, wydawcy, który pracują w serwisach, mają szcze-gólną rolę. Powinni oddzielać informacje od komentarza. Dzisiaj za ikony dzien-nikarstwa uchodzą dzieci komunistycz-nych aparatczyków. Oczywiście można powiedzieć, kogo to obchodzi, ponieważ synowie nie odpowiadają za błędy swoich rodziców. Jednak trzeba zaznaczyć, że reprezentują oni pewien sposób widzenia

świata. To widać na kilometr na przykła-dzie panów Lisa i pana Kraśko, Miecugo-wa, Morozowskiego, pani Olejnik.

Czy Polacy potrzebują edukacji medial-nej?

– Potrzebują.

Na którym etapie powinna się ona zaczynać?

– Na etapie rozmów rodziców z dzieć-mi w domu, ale ponieważ rodzice idą do pracy, więc nie mają czasu na uświada-mianie swoich dzieci. Dlatego powinna robić to szkoła, ale szkoła tego nie robi, nie ma tego po prostu w podstawie pro-gramowej. Co więcej, sami pedagodzy i nauczyciele potrzebują edukacji medial-nej. To jest bardzo szerokie zagadnienie obejmujące m.in. techniki manipulacji, operacji zarządzania nastrojami, manipu-lowania wrażliwością i pamięcią ludzi.

Gdyby przyszedł do Pana młody czło-wiek z prośbą o radę, w jaki sposób „używać” mediów, jaką odpowiedź by otrzymał?

– Zdrowy rozsądek, krytycyzm, nieufność i różnorodność źródeł. Mamy jeszcze wolny internet. Jest sporo nie-złych portali. Niezalezna.pl. wpolityce.pl, gosc.pl, fronda.pl, naszeblogi.pl, rebelya.pl, salon24, bibula, solidarni2010, pch24.pl, wolnapolska.pl. Po sprawdzeniu kilku z wymienionych można sobie porównać, co piszą na wp.pl czy w innych mediach tzw. dominującego nurtu. Pojawia się wtedy zupełnie inny obraz rzeczywisto-ści. Ostrzegam też przed zbytnim anga-żowaniem się w portale społecznościowe. To jest kręcące, ale własnie wielu za bar-dzo wkręca. Młodość jest czasem chło-nięcia, zdobywania wiedzy, budowania swojej wrażliwosci. Nie pozwólmy, żeby budulcem i tworzywem naszej wyobraźni było byle co. Jest tyle wartościowych, pięknych treści w internecie, a umiejet-ność odsiewu i pewnej samodyscypliny w korzystaniu z sieci, to także element pracy nad sobą. Taki intelektualny i du-chowy trening. To fascynująca przygoda, którą można realizować bez względu na stan portfela, miejsce zamieszkania czy środowisko.

Dziękuję za rozmowę!

krytycyzm polega na poczuciu beznadziei. „Tak było, jest i będzie”, „nic się nie da zmienić”, „chory kraj”, itp.

Miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi.

(św. Augustyn)

Najserdeczniejsze życzenia miłości i szczęścia na nowej drodze życia

Magdalenie Antkowiak i Michałowi Indyce składają koleżanki i koledzy z redakcji „Trybów”

fot.: flickr.com/brtsergio

Page 12: Tryby kwiecień 2013

12

www.e-tryby.pl

inżynier ducha św. Josemaria Escriva de Balaguer

„Święci są po to, ażeby zawstydzać” – powiedział bł. Jan Paweł II. Można te słowa w odniesieniu do naszego

bohatera sparafrazować: „Święci są po to, ażeby uszczęśliwiać”. Okulary wskazywały na inteligencję,

jednak to uśmiech był jego znakiem rozpoznawczym. Mowa tu o św. Josemarii escrivie de Balaguer,

charyzmatyku, kaznodziei, założycielu Opus Dei.

KAROlINA MAZuRKIeWICZ

Księża muszą być święci

Gdy młody Josemaria po-wiedział ojcu, że chce zostać księdzem, ten się rozpłakał. Był to jedyny moment, kiedy syn widział ojca płaczącego. Nie o takiej drodze marzył dla swego dziecka, ale uszanował jego wybór. Jedynym, co za-proponował tata, była rozmo-wa ze znajomym księdzem. Powiedział mu również, że księża muszą być święci.

Ofiara miła BoguWażnym obrazem, wspomnie-niem z życia małego Josemarii Escrivy, które szczególnie wpłynęło na jego pojmowanie ofiary, były ludzkie ślady stóp na śniegu. Był zimowy dzień, kiedy chłopiec dostrzegł na śniegu ślady bosych stóp ludz-kich. Nie od razu domyślił się, do kogo należą. Po pewnym czasie przypomniał sobie, że w miasteczku mieszkają karmelici bosi i tak wywnio-skował, że są to ślady któregoś z nich. Jedna myśl, jaka mu się nasunęła, dotyczyła ofiarności. Zapytał samego siebie: „Jeśli inni mogą składać Bogu takie ofiary, zdobywają się na takie poświęcenie, czy i ja nie mogę Mu czegoś ofiarować?”.

W służbie chorymChoć charyzmatem Josemarii nie była pomoc chorym, i tak chętnie to robił. Od 1927 do 1931 r. była kapelanem Patro-natu Chorych. Nigdy nie odma-wiał pomocy, chętnie udzielał jej biednym, potrzebującym, bardzo często ich pocieszał, dodawał otuchy, okazywał ciepło i miłość. Jako kapłan dbał o ducha. Tam, gdzie była potrzeba przychodził z Komu-nią Świętą, udzielał sakramentu namaszczenia chorych, a także towarzyszył wielu w chwili śmierci. Ta posługa dodawa-ła mu sił do realizacji wielu innych zadań. Sam stwierdził: „Służenie innym to największa radość, jakiej może doświadczyć dusza – i to właśnie musimy czynić my, księża: służyć wszystkim, dzień i noc – inaczej nie jesteśmy księżmi. Ksiądz powinien kochać zarówno mło-dych, jak i starszych, biednych i bogatych, chorych i dzieci; powinien dobrze przygotowywać się do odprawiania Mszy świętej,

przyjmować i opiekować się duszami ludzkimi, każdą z nich, niczym pasterz, który zna swoje stado i każdą owieczkę woła po imieniu. My, księża, nie mamy praw: lubię myśleć o sobie jako o słudze wszystkich i jestem dumny z tego tytułu”.

dzieło Boże

Pierwsze lata kapłaństwa ks. Escrivy to czas intensyw-

nego rozeznawania woli Bożej. Jak sam wspominał: „W tym czasie każdego dnia, prosiłem Pana o światło, słowami Domi-ne, ut sit! Domine, ut videam! – Panie, abym przejrzał!”. Wiedział, że Bóg powołuje go do „czegoś” wyjątkowego, jednak nie zdawał sobie jeszcze sprawy – do czego. Zapisywał jednak swoje przemyślenia i Boże natchnienia na luźnych karteczkach. Pewnego dnia,

w czasie rekolekcji, gdy prze-glądał owe zapiski – nagle padł na kolana, olśniony wi-zją, którą roztoczył przed nim Pan. Jak sam mawiał – „ujrzał Dzieło Boże”. I z natchnie-nia Bożego, 2 października 1928 r. – poznając w całej pełni wolę Boga – założył to, co w przyszłości nazwie po prostu Opus Dei. W czasie, gdy powstało Dzieło, ludzie byli rozdarci między pragnie-niem świętości a pozostaniem w świecie i wypełnianiem swoich codziennych obowiąz-ków. Św. Josemaria doskonale to rozumiał, i zgodnie z wolą Bożą – wskazał ludzkości drogę uświęcania się nie poza światem, ale właśnie w nim – poprzez jak najdoskonalsze wypełnianie swoich zadań w zjednoczeniu z Panem. Duchowość Opus Dei można zatem nazwać drogą do „świę-tości dla każdego”. „Zwykła praca to oś świętości” – ma-wiał Josemaria.

Struktura dzieła klarowała się przez kolejne lata i dzisiaj Dzieło tworzą: prałat (biskup stojący na czele Dzieła); zarządy: główny, regional-ne i lokalne; numerariusze (duchowni i świeccy żyjący w celibacie, mieszkający we wspólnych ośrodkach); przyłączeni – świeccy żyjący w celibacie, jednak w natural-nych rodzinach i środowiskach pracy; supernumerariusze (świeccy żyjący w małżeń-stwie, całkowicie oddający Panu swoje życie rodzinne i zawodowe); współpracowni-cy – nie są członkami Dzieła, ale wspomagają jego działal-ność. Mogą nimi być nawet niechrześcijanie.

Dziś Opus Dei zrzesza ponad 80 tys. członków, prawie 90 narodowości.

ŚmierćŚw. Josemaria Escriva – po-mimo tego, że zmarł w wieku 73 lat – odszedł do Pana nagle, gdyż w pełni sił, pełniąc swoje obowiązki. W ciągu dnia przy-szedł w przerwie do swego biura, usiadł w fotelu, spojrzał po raz ostatni na piękny obraz Matki Bożej i… z delikatnym uśmiechem na twarzy – zmarł 26 czerwca 1975 r.

Święty chodzi zawsze

uśmiechnięty

fot.:

ww

w.fl

ickr

.com

Page 13: Tryby kwiecień 2013

13

TRYBY NR 4(22)/2013

1. Po co jesteśmy na ziemi?Jesteśmy na ziemi, aby poznać i kochać Boga, zgodnie

z Jego wolą czynić dobro i pewnego dnia pójść do nieba.Być człowiekiem oznacza: wyjść od Boga i zmierzać do

Boga. Nasze pochodzenie sięga o wiele dalej niż nasi rodzice. Pochodzimy od Boga, w którym znajduje się całe szczęście nieba i ziemi, i oczekujemy udziału w Jego szczęśliwości bez końca. Pomiędzy żyjemy na tej ziemi. Czasami czujemy bliskość naszego Stwórcy, często nic nie czujemy. Żebyśmy mogli znaleźć drogę do domu, Bóg posłał do nas swojego Syna, który wyzwolił nas z grzechów, wybawił nas od zła i nieomylnie prowadzi nas do prawdziwego życia. On jest „drogą, prawdą i życiem” (J 14, 6).

227. Kto ustanowił sakrament pokuty? Sam Jezus ustanowił sakrament pokuty, kiedy ukazał się

apostołom w dniu Zmartwychwstania i polecił im: „Przyj-mijcie Ducha Świętego. Tym, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone; którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20, 22a-30).

W przypowieści o miłosiernym Ojcu Jezus najpiękniej wyraził to, co dzieje się w sakramencie pokuty: błądzimy, gu-bimy się, nie dajemy już rady. Jednak nasz Ojciec oczekuje na nas z wielką, nieskończoną tęsknotą . Przebacza nam grzechy, zawsze nas przyjmuje, gdy wracamy. Dla Jezusa przebacza-nie grzechów było ważniejsze niż czynienie cudów. Widział w tym wielki znak nadejścia królestwa Bożego, w którym wszystkie rany zostają uleczone i wszystkie łzy otarte. Moc Ducha Świętego, którą Jezus odpuszczał grzechy, przekazał swoim apostołom. Padamy naszemu niebiańskiemu Ojcu w ra-miona, gdy idziemy do kapłana i spowiadamy się.

403. Jak się ma seksualność do miłości?Seksualnośc i miłość nierozerwalnie przynależą do siebie.

Stosunek seksualny potrzebuje ram w postaci wiernej, odpo-wiedzialnej miłości.

Tam, gdzie seksualność oddzielona jest od miłości i szuka się wyłącznie zaspokojenia żądz, niszczy się sens seksualnego zjednoczenia mężczyzny i kobiety. Seksualne zjednoczenie jest najpiękniejszym, cielesno-duchowym wyrazem miłości. Ludzie, którzy szukają seksu bez miłości, oszukują, ponieważ bliskość ciał nie odpowiada bliskości ich serc. Kto nie panuje nad swoim ciałem, wyrządza jemu i duszy trwałą szkodę. Seks staje się nieludzki, zostaje zdegradowany do roli używki i staje się towarem. Dopiero zobowiązująca i trwała miłość tworzy przestrzeń dla właściwie przeżywanej i trwale uszczęśliwiają-cej seksualności.

yOuCAT to Katechizm Kościoła Katolickiego dla młodzieży. Numery pytań odpowiadają numeracji w yOuCAT.

W Roku Wiary czytaj

„YOUCAT”fot.:

ww

w.y

ouca

t.org

Kl. TOMASZ PODleWSKI

Anegdoty z życia Josemarii Escrivy

Gdy Josemaria był mały i nie smakowała mu zupa – rzucił talerzem tak, że zupa zabrudziła ścianę. Mama celowo nie usuwała brudu przez dłuższy czas, żeby Josemaria zobaczył, jakie to brzydkie, złe i długo-trwałe konsekwencje mają wybuchy gniewu.

Po pogrzebie taty, gdzie zwyczajem było, że najstar-szy syn otrzymywał klucz od trumny z ciałem ojca – Josemaria wracał nad rzeką i wyrzucił ten klucz do rzeki, żeby nie być przywiązanym do rzeczy i aby nie mąciło to jego spokoju. Wiedział, że tata jest już w niebie.

Pewnego dnia, już jako ksiądz, jechał tramwajem. Był tam murarz – brudny od wapna, który szedł w stronę Josemarii tak, że nie dało się nie wyczuć, że chce go ubrudzić tym wapnem. Wtedy Josemaria pierwszy podszedł w jego stronę, przytulił go, wytarł się o jego ubrudzone wapnem ubranie i powiedział z uśmiechem: „Czyż nie o to ci chodziło, przyjacie-lu?!”. Tamten był zaszokowany. I potem jechał dalej, z widoczną głęboką refleksją na twarzy.

Gdy Josemaria wybudował akademik dla studentów, następnego dnia miało być uroczyste poświęcenie kaplicy, z udziałem biskupa, i wprowadzenie Jezusa do tabernakulum, a brakowało mu kilku paramen-tów. Oddał to zatem św. Józefowi. Napisał na kartce to, czego mu brakuje: kielich, ampułki, itp. Pełen ufności zostawił ją na ołtarzu i poszedł spać. W nocy obudziło go pukanie do drzwi. Otwiera, a tam starszy mężczyzna daje mu paczkę. Nie mówiąc ani słowa odszedł. Josemaria wziął paczkę, otworzył i znalazł tam dokładnie to, co napisał na kartce. Od tej pory na każdym kluczyku do tabernakulum w kaplicach i ko-ściołach OPUS DEI jest napis: “ITE AD IOSEPH!” – Idźcie do Józefa.

MYŚLI NIEPOSPOLITE:„Poddawanie się Woli Bożej, to sekret szczęśliwości na ziemi”„Stale powtarzam: niech smucą się ci, którzy nie chcą wiedzieć, że są dziećmi Boga”

W 50. rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II, 11 paździer-nika br. rozpoczął się w całym Kościele Rok Wiary. Potrwa on do 24 listopada 2013 r., czyli do Niedzieli Chrystusa Króla.

encyklopedia wiary

Page 14: Tryby kwiecień 2013

14

www.e-tryby.plwww.e-tryby.pl

Krakowskie okno życia znajduje się blisko centrum miasta. Kobiety, które zamierzają oddać dziecko, a chcą to zrobić anonimowo, mogą się obawiać, że ktoś je zauważy.

– Nie ma obaw. Nasz dom znajduje się w bardzo ciechej i spokojnej okolicy. Po sąsiedz-ku mieszkają z nami głów-nie starsi ludzie, którzy nie zajmują się wypatrywaniem matek porzucających dzieci. Jest dyskretnie. Można narzu-cić kaptur na głowę i przejść niezauważenie. „Rozrywki” dostarcza nam tylko młodzież, która w piątki późno w nocy wraca do domów z imprez. I na przykład zakłada się o butelkę wódki, kto się odważy otwo-

rzyć okno. Jest jeden plus tej sytuacji. Przynajmniej mamy pewność, że alarm działa i nie zawiedzie wtedy, kiedy ktoś naprawdę zostawi dzieciaczka.

Bo po otwarciu okna włącza się alarm. Jak to działa?

– Okno ma klamki z dwóch stron. Kiedy otworzy się je od strony ulicy, włącza się alarm. ale na ulicy go nie słychać. Po pierwsze dlatego, żeby nie przestraszyć mamy a po drugie, żeby nie postawić całej ulicy na nogi. Alarm jest za to bardzo dobrze słyszalny w na-szych pokojach, za klauzurą. Kiedy dzwoni – a naprawdę nie da się go nie usłyszeć – zrywamy się na równe nogi i biegniemy do okna.

A potem?– Od razu dzwonimy po

pogotowie. Dziecko, nawet jeśli wygląda na zdrowe, musi być zbadane przez lekarza, bo przecież my zupełnie nic o nim nie wiemy. Może np. ma jakąś ukrytą chorobę? We-zwanie pogotowia uruchamia procedurę szukania nowego domu dla tego maluszka.

Jakie kobiety przynoszą dzieci do okna życia?

– Nie znamy ich. Ale pewnie najczęściej są to sa-motne mamy, które najpierw są w szoku, gdy się dowiedzą, że zaszły w ciążę. Ukrywa-ją więc ją przez 9 miesięcy. A potem w ukryciu, same, rodzą dzieci. Z myślą o takich

sytuacjach powstały zresztą okna życia.

Jednak zdarza się i tak, że znajdujemy dziecko z pona-kłuwanymi rączkami i nóżka-mi, zadbanym pępusiem. Wia-domo wówczas, że dziecko urodziło się w szpitalu.

Czy te dzieci są oddane czy porzucone?

– Posługuję w Krakowie od sierpnia 2012 r. Zanim tutaj przyjechałam, okno uratowało 16 dzieci, za mojej „kaden-cji” – dwoje. Większośc spraw znam więc z opowieści.

Siostry wspominały mi, że ktoś włożył dzieciątko do okna razem z łożyskiem. Trudno to sobie wyobrazić, ale tak było. Myślę, że ten noworodek zo-

Okno na świat

pro-life

Z siostrą Martyną, nazaretanką, kierownikiem domu Samotnej Matki w Krakowie, w którym

znajduje się okno życia i przełożoną wspólnoty rozmawia

Magdalena Guziak-Nowak.

fot.

Mar

cin

Now

ak x

3

Page 15: Tryby kwiecień 2013

15

TRYBY NR 4(22)/2013

pro-life

Podejmujemy w Polsce Europejską Inicjatywę Obywa-telską „Jeden z nas”. Ta jedna z pierwszych dopuszczonych przez Komisję Europejską inicjatyw obywatelskich, ma doprowadzić do całko-witego zaprzestania finanso-wania z budżetu UE aborcji i doświadczeń na ludzkich embrionach. W przypadku jej powodzenia w istotnym stopniu zwiększy się stopień ochrony życia ludzi najbardziej bezbronnych.

Zgodnie z traktatem lizboń-skim grupa przynajmniej siedmiu obywateli z różnych krajów UE może zgłosić projekt zmian w prawie euro-pejskim. Aby ten projekt był rozpatrywany przez Komisję Europejską oraz Parlament Europejski, konieczne jest zebranie pod nim minimum 1 miliona podpisów pełnoletnich obywateli z przynajmniej sied-miu krajów UE. W inicjatywę „Jeden z Nas” jest zaangażo-wanych już 25 krajów UE, stąd jest to największa dotychczas akcja promocji i obrony życia w Europie.

Aktualnie Unia Europejska – poprzez dotacje dla proabor-cyjnych, prywatnych, mię-dzynarodowych organizacji, m.in. International Planned Parenthood Federation (IPPF), Marie Stopes International (MSI) – finansuje znaczną część zabójstw nienarodzo-nych dzieci w Afryce i w Azji oraz eksperymenty na ludzkich embrionach. Ten niegodny ludzi cywilizowanych pro-ceder wszyscy Europejczycy

zmuszeni są opłacać ze swoich podatków!

Prawo do życia każdego czło-wieka zawiera się w ogólno-ludzkim, ponad wyznaniowym nakazie etycznym: „nie zabi-jaj!” oraz w fakcie naukowym: życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia. Potwierdzają to liczne publi-kacje naukowe, oraz popularne encyklopedie czy podręczniki. Ostatnio został on uznany w przełomowym orzeczeniu Europejskiego Trybunału Spra-wiedliwości z 18 października 2011 r., który stwierdził, że zapłodnienie jest początkiem życia ludzkiego, a człowiek w fazie prenatalnej powinien podlegać ochronie, szczególnie w aspekcie jego godności oraz integralności.

Aborcja jako niszczenie życia człowieka w okresie od jego poczęcia do dziewiątego miesiąca życia w łonie matki, jest zabójstwem niewinnego i skrajnie bezbronnego czło-wieka; dodajmy – szczególnie okrutnym, bo dokonywanym bez żadnego znieczulenia. Ufamy, że decydenci UE, w której, w imię szacunku do życia człowieka, zniesiono karę śmierci nawet dla największych przestępców, opowiedzą się za zaprzestaniem finansowania aborcji i eksperymentów na embrionach ludzkich z fundu-szów UE.

Apelujemy do wszystkich pełnoletnich Polek i Polaków o wsparcie obywatelskiej inicjatywy „Jeden z nas” po-przez złożenie swego podpi-su, a także propagowanie tej inicjatywy w swojej rodzinie, sąsiedztwie, środowisku pracy. Podpisy popierające inicjatywę „Jeden z nas” można składać zarówno w formie tradycyjnej „papierowej”, jak i wypełnia-jąc odpowiedni formularz na stronie internetowej: www.jedenznas.eu.

Pragniemy aby Polska, Oj-czyzna Jana Pawła II, jednego z największych obrońców życia człowieka od poczęcia po naturalny kres, była także europejskim liderem w liczbie podpisów zebranych pod tym szczytnym projektem!

Komitet Narodowy Europej-skiej Inicjatywy Obywatelskiej „Jeden z Nas” – Warszawa, 21 lutego 2013 r.

Jakub Bałtroszewicz Joanna Banasiuk

Michał Baran Bogdan Chazan

Mariusz Dzierżawski Kaja Godek

Piotr Gładysz Małgorzata Mąsiorska

Olgierd Pankiewicz Joanna Potocka

Tomasz Terlikowski Paweł Wosicki

Antoni Zięba

Czy milion europejczyków przekona unię europejską do zaprzestania finansowania programów aborcyj-

nych? Apel do Polek i Polaków: włączmy się w euro-pejską Inicjatywę Obywatelską „Jeden z nas”.

KRS : 0000140437www.pro-life.pl

Przekaż swój 1% na dobry cel

stał porzucony. Ale z drugiej strony na własne oczy widzia-łam dwóch chłopców. I oni byli oddani, nie porzuceni. Bo gdyby matki chciały się ich pozbyć, ubrałyby ich w byle co, owinęły w cokolwiek. A tu było inaczej. Na koniec dały im najlepsze, co miały. Pewnie założyły im najładniejsze ciuszki. Smoczuś w buzi, pro-ściutki kołnierzyczek, nowe rajstopki, jeszcze z metką. Skromnie, ale czysto i ładnie. Jedno dziecko było świeżo po kąpieli, pachniało oliwką... Moim zdaniem te kobiety się do tego przygotowały, jakbyna koniec chciały im dać najlep-sze, co mają.

Modlą się Siostry za te dzie-ciaczki?

– Cały czas. Ja pamiętam o nich głównie w modlitwie różańcowej. I o ich mamach. Dziecko nie wie do końca, co się z nim dzieje. Ale matka, jeśli jest zdrowa i świadoma, zdaje sobie z tego sprawę. Kobieta nie wytrzymuje presji psychicznej. Najpierw ukrywa ciążę, której sama nie akceptu-je albo z obawy przed rodziną. Gdy urodzi, oddaje dziecko i być może sądzi, że jest po temacie. Ale po temacie nie będzie nigdy. Bo obudzi się następnego dnia i zobaczy, że nie ma przy niej dziecka. Jej dziecka.

Zdarzyło się, żeby mama wróciła po dziecko?

– Tak, dwa razy. Raz po dziecko przyszła matka. Sąd zastanawiał się, czy będzie w stanie należycie zająć się maluchem. Ostatecznie nie zgodził się, by noworodek do niej wrócił. Drugi przypadek jest chyba jeszcze bardziej tra-giczny... Zgłosiło się małżeń-stwo. Zostały wykonane bada-nia genetyczne, by stwierdzić, czy to faktycznie ich dziecko. Po zbadaniu wszystkich oko-liczności sąd orzekł, że maluch może zostać u mamy i taty. Ale... rodzice już po niego nie przyszli. Bez tłumaczenia, nie wiadomo dlaczego... W każ-dym razie nikt nie zatrzaskuje drzwi przed rodzicami, którzy mieli chwilę zwątpienia i przy-nieśli dziecko do okna. Jeśli widać, że chcą, dostają drugą szansę.

Dziękuję za rozmowę.

TRYBY NR 4(22)/2013

Page 16: Tryby kwiecień 2013

16

www.e-tryby.pl

fot. archiwum prywatne

portret

dobry tandem:

Z łukaszem Zdanowiczem, doktorantem Politechniki Krakowskiej, o szukaniu własnej drogi i świadomym kierowaniu swoją karierą,

rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

Dlaczego zdecydowałeś się na doktorat? Często się dziś słyszy, że wybierają go ci, którzy nie mają lepszego pomysłu na swoje życie.

– Dostanie się na doktorat nie jest, wbrew pozorom, takie trudne. W tym tkwi ryzyko, bo faktycznie niektórzy wy-bierają taką drogę, żeby przeczekać albo dla pustego prestiżu, żeby się pochwalić tytułem.

U mnie ten pomysł pojawił się wcześnie, kiedy byłem na trzecim roku studiów. Pewne rzeczy interesowały mnie szczególnie. Ale wtedy to był błysk, marzenie. Konkretna decyzja zapadła pod koniec studiów. Pomyślałem, że to jest to, co chciałbym w życiu robić.

Ale nie poszedłeś za ciosem, tylko zacząłeś szukać pracy. Chciałeś teorię połączyć z praktyką?

– Tak, chciałem najpierw zająć się pracą, czystym rzemiosłem, nabrać do-świadczenia, intuicji. Byłem wtedy młod-szy i bardziej podatny na różne wpływy, żeby brać się za pracę naukową.

Co robiłeś w tym czasie? – Wyjechałem z Krakowa na ok. dwa

lata, by zobaczyć, czy to, co planuję, bę-dzie dla mnie dobre. Pracowałem w dużej zagranicznej firmie, która zajmuje się generalnym wykonawstwem w budownic-twie. W 2–3-osobowym zespole nadzoro-waliśmy całą budowę, na której pracowa-ło od 80 do 120 ludzi, w tym kierownicy robót. Moim obowiązkiem było tak zorganizować pracę, aby została wykona-na dobrze, bezpiecznie i w terminie.

Chyba nie miałeś wcześniej takiego doświadczenia?

– Nie miałem. Zaczynałem od zera.

Wcześniej pracowałem tylko w biurze projektowym. Ciepło, biurko, kawa, więk-szy spokój. Dwa różne światy.

Rzucono Cię na głęboką wodę. – To było coś niesamowitego! Tak

jakbym musiał skoczyć z mostu. Byłem zaskoczony i przerażony, ale dzięki temu niesamowicie się rozwinąłem. Firma, dla której pracowałem, przywiązywała do siebie ludzi właśnie poprzez dawanie im coraz większej odpowiedzialności. Praca była niezwykła, sprawiała mi mnóstwo przyjemności, była dla mnie wyzwaniem. Właściwie od samego początku mogłem brać udział we wszystkim, co działo się na budowie, włączenie z najważniejszymi naradami. Mój pracodawca dbał o otwar-tość, przejrzystość i sprawny przepływ informacji w firmie. Wszyscy pracownicy znali jej cel. Dzięki temu to przedsiębior-stwo osiągnęło sukces.

Gdybyś miał swoją firmę, byłaby do niego podobna?

– Z pewnością. To nieprzeciętny po-mysł, żeby wszyscy w zespole na budowie byli równi i jednocześnie nie było na niej bałaganu.

Zrezygnowałeś z pracy z powodu dok-toratu?

– Tak. Praca nie pozwoliłaby mi go rozpocząć. Poza tym czas się ustabili-zować i zacząć mówić o sobie w liczbie mnogiej (śmiech).

Czym się zajmujesz? – Będę prowadził analizy obliczenio-

we tarcz (ścian) żelbetowych. To element słabo rozpracowany w naszych przepi-sach.

Poznałem dwóch profesorów, którzy

zaoferowali mi swoją pomoc, jednego z Polski i drugiego z Niemiec. Jestem porażony ich dobrą wolą.

Relacja uczeń–mistrz? Myślisz, że jest dziś możliwa?

– Wierzę w to, choć pewnie nie jest to proste. Wydaje mi się, że ja swojego mistrza już znalazłem. Podoba mi się jego podejście do nauki, to że dzieli się tym, co mu się udało i jest życiowy, a nie oderwany od świata.

Jaką radę dałbyś swoim młodszym ko-legom, którzy chcą świadomie kształto-wać swoją karierę?

– Najważniejsze to nie tracić nadziei i podejmować inicjatywy. To klucz. Będzie mnóstwo historii, które nie pójdą po naszej myśli. Na przykład ja tuż po studiach – dyplom obroniłem w Stuttgar-cie – wróciłem do Polski, aby pracować u znanego inżyniera-projektanta, który zaprojektował m.in. stadion w Gdańsku i bazylikę w Licheniu. Nigdy wcześniej nie spotkałem tak ogarniętego człowieka i bardzo chciałem się czegoś od niego nauczyć. Kończył duży projekt, a ja miałem się włączyć do kolejnego zlecenia. Wszystko się przedłużało – miesiąc, dwa. Nie mogłem dłużej czekać. Było mi żal, że mój plan rozsypał się w drobny mak, ale musiałem szukać czegoś innego. Tak trafiłem do firmy budowlanej, o której opowiadałem – i to rozwiązanie okazało się dla mnie fantastyczne.

Nie zraziłem się, nie straciłem nadziei. Kontakt z tym panem odnowiłem teraz i bardzo pomaga mi w moim doktoracie. Jest takie niepisane prawo – jeśli coś jest ważne, wróci do ciebie.

Dziękuję za rozmowę.

TEORIA

16

iPRAKTYKA

Page 17: Tryby kwiecień 2013

17

TRYBY NR 4(22)/2013

fot. archiwum prywatne

Kto o takim nie marzył? „Romo”, choć wielu praktycznych funkcji... nie posiada, to potrafi sprawić wiele radości. Wszystko dzięki minkom i skórkom, które robot przybiera sa-modzielnie. Rozpoznaje i reaguje też na twarze osób w pobliżu, ma funkcję sterowania wraz z podglądem z ka-merki. W praktyce jest to przystawka do iPhone’a wyposażona w gąsienice niczym w czołgu. Nie bardzo kosz-towna, lecz czy później wystarczy nam na biegającą ładowarkę? ;)

Romo by Romotivewww.romotive.com/store Cena: 149$

INSPEKTOR GAdŻET

Prywatny robot

olimpiada sportów

Początki curlingu sięgają XV w., gdy w Szkocji i Holandii grano na zamarz-

niętych jeziorach. Zanim jeszcze komu-kolwiek do głowy przyszła piłka nożna czy hokej. Na igrzyskach olimpijskich pierwszy raz pojawił się już na I ZIO w Chamonix 1924. Obecnie najbardziej popularny w Kanadzie oraz krajach skan-dynawskich.

Sport ten polega na rywalizacji dwóch czteroosobowych drużyn, które rozgrywa-ją mecz na lodowym torze o wymiarach 44,5 x 5m. Drużyny na zmianę zagrywają 20-kilogramowymi kamieniami, tak aby na końcu partii kamień własnej drużyny był bliżej środka celu namalowanego na lodzie. Każda z drużyn ma do dyspozycji w jednej partii 8 kamieni. Dodatkowym elementem jest szczotkowanie. Powoduje ono wydłużenie toru jazdy kamienia na-wet o 4 metry oraz zmniejszenie inten-sywności jazdy kamienia po łuku. Dzięki temu możliwa jest częściowa kontrola miejsca zatrzymania się kamienia. Pora spróbować!

Tym razem nie mogłem jednak odbyć „pierwszego treningu” dla Waszych po-trzeb. Odbyłem go bowiem kilka lat temu i już na dłużej zaprzyjaźniłem się z tym sportem. Teraz, bardziej z perspektywy instruktora, postaram się przedstawić curling od środka.

Sportu można spróbować w kilkunastu miastach Polski. Większość klubów curlingowych organizuje treningi otwarte. Podobnie jest też w Krakowskim Klubie Curlingowym (kkc-curling.pl), gdzie roz-począłem swoją przygodę i trenuję tu do dzisiaj. Bezpłatne treningi organizujemy kilka razy w sezonie. Ich zapowiedzi moż-na znaleźć na facebook.com/kkc.curling

Trening otwarty rozpoczyna się od części teoretycznej. Bez tego nie sposób wyjść na lód, nawet jeśli regularnie ogląda się trans-misje z MŚ i Olimpiad na Eurosporcie. Po

teorii czas na krótką, ogólną rozgrzewkę z elementami specjalistycznymi. Są to rozciągnięcia do pozycji curlingowej oraz ćwiczące równowagę. Pora wyjść na lód!

Dla jasności – bez łyżew. Ślizgi wykonuje się na specjalnej podeszwie ze śliskiego teflonu. Właśnie od ślizgów z pachołkami rozpoczyna się trening. Polegają one na „wybiciu się” z przymocowanego do lodu gumowego „hacka”. Należy wyćwiczyć równowagę podczas jazdy, jest to podsta-wa w tym sporcie. – Na początku ważne, aby podchodzić do tego z lekkim przy-mrużeniem oka i zabawą, będzie trochę wywrotek i nie wszystko jest takie łatwe jak w TV... Najlepiej zacząć w grupie znajomych, będzie weselej. Równowaga przyjdzie w swoim czasie – przekonuje wiceprezes KKC Łukasz Wilczek. Później wybicia wykonuje się już we właściwej pozycji – z kamieniem i szczotką. Taki ślizg daje wiele frajdy, z jednego wybicia można przejechać ponad 20m i na po-czątek sporym wyzwaniem jest, aby przy wypuszczaniu kamienia się nie wywrócić. Kolejnym elementem jest szczotkowanie, w praktyce okazuje się ono niełatwym zadaniem. Należy biec po lodzie (i się nie wywrócić) i na dodatek skutecznie szczot-kować. Każdy, kto przed spróbowaniem twierdził, że to nie jest męczące, szybko zmienia zdanie.

Gdy już umiemy się wybić, odpowied-nio wypuścić kamień oraz szczotkować, pora trafić do celu nazywanego skipem, pokazywanego przez kapitana drużyny. Samo poprawne wykonanie rzutu nie wystarczy, należy kamienie ustawić tak, aby na koniec enda być bliżej środka. Aby tego dokonać można z kamieni ustawiać określone konfiguracje, wybijać je oraz zastawiać. Z tego powodu curling nazy-wany jest szachami na lodzie. Szachami, w których „pionki” ważą niemal 20kg i ustawia się je z odległości ponad 40 me-trów. A często zdarza się, że o wygranej decydują… milimetry.

– Curling to wyjątkowa rywalizacja. Nie tylko na płaszczyźnie umiejętności fi-zycznych, ale także w zakresie logicznego myślenia – zwraca uwagę Jakub Głowa-nia, reprezentant Polski w curlingu. Aby grać skutecznie, należy umiejętnie złożyć odpowiednią strategię, jej precyzyjne wykonanie oraz współpracę w drużynie. Wtedy każde dobre zagranie przynosi wiele radości. Polecam curling szczegól-nie osobom lubiącym wyzwania i nie-szablonowe rozwiązania. Dobra zabawa i satysfakcja – gwarantowane!

Więcej sportów i zdjęć na www.olimpiada-sportow.eu

LOGIKA i precyzja

Zima w tym roku się przeciągnęła, więc i w Olimpiadzie Sportów jeszcze jeden

sport zimowy. Tym razem dyscyplina star-sza od piłki nożnej, choć w naszym kraju

słabo znana. Ciekawa, lecz dla niektórych trudna do zrozumienia. Na definitywne zakończenie zimy zapraszam na curling.

MICHAł CHuDZIńSKI

fot.

ww

w.fl

ickr

.com

/cyb

fot.

ww

w.r

omot

ive.

com

Page 18: Tryby kwiecień 2013

18

www.e-tryby.pl

edukacja - dr Jerzy Kołodziej

CZEGO NIE UCZą NAS W SZKOLE,

Jerzy Kołodziej, [email protected]

Każdy z nas jest powołany do tego, aby być przedsiębior-cą. Kim zatem jest przedsiębiorca? Jest to człowiek, który

pomnaża kapitał, podejmując ryzyko i stosowne działania. W potocznym rozumieniu przedsiębiorca kojarzy się z kapitalistą, któremu zależy tylko i wyłącznie na doraźnym zysku. Skojarzenie to nie tylko jest wbrew potrzebom i interesom społeczeństwa, lecz również nie wpisuje się w korzenie kultury europejskiej, które są chrześcijańskie. Na początku Biblii, w pierwszych słowach po stworzeniu, Bóg powiedział do człowieka: „Bądźcie płodni i roz-mnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie podda-ną” (Rdz 1,28). Tego mogą dokonać tylko ludzie przedsiębiorczy, którzy są skłonni do działania i do podejmowania ryzyka. Sama uczciwość, rzetelność i przymioty wynikające z przykazania miło-ści, jakkolwiek ważne, nie są jeszcze wystarczające. W przypo-wieści o talentach mamy przykład człowieka na pozór uczciwego, który, w swoim mniemaniu, chciał się solidnie rozliczyć z tego, co otrzymał od swojego pana. Jego uczciwość nie została jednak do-ceniona, lecz wprost przeciwnie – został poważnie skarcony za to, że nie podjął ryzyka lub przynajmniej inicjatywy, choć wiedział, że pan jest wymagający. Krótko mówiąc, każdy na swoją miarę powinien, w jakimś zakresie, podjąć się roli przedsiębiorcy.

Coraz częściej spotykam ludzi wykształconych, z dość dużym doświadczeniem zawodowym, którzy zadają pytanie: co mógł-bym lub powinienem dalej robić w życiu? Skąd takie pytanie? Posiadanie dyplomu wyższej uczelni i bogatego CV nie gwaran-tuje już pewnie niczego w sensie stabilności życiowej i rozwoju zawodowego. Jeśli mamy pracę w dobrze prosperującej firmie lub nawet w międzynarodowej korporacji, to mamy świadomość, że taka praca nie jest pewna w dłuższym okresie. Nie chciałbym tutaj przeprowadzać głębszej analizy przyczyn takiego stanu rze-czy, jednak faktem jest, że pogłębiający się relatywizm światopo-glądowy, rozluźnienie więzi społecznych, rozwarstwienie ekono-miczne i rozwój technologiczny sprawiają, że mamy do wyboru coraz więcej możliwości. Jednocześnie coraz częściej jesteśmy samotni, bo wsparcie, jakiego oczekiwalibyśmy od rodziny, śro-dowiska, w którym żyjemy oraz od państwa, jest coraz słabsze. Edukacja w nowoczesnym społeczeństwie jest powszechna i obo-wiązkowa, jednak przygotowuje do życia w świecie, który już dawno przeminął. Czego innego uczymy się w szkole, a czego innego oczekuje od nas życie. Nasuwa się zatem pytanie: czego oczekuje od nas społeczeństwo, rodzina i pracodawca? Może to brzmieć nieprawdopodobnie, lecz w praktyce nie liczy się tak bardzo, jakie mamy wykształcenie i jakie obszerne jest nasze CV, liczy się natomiast:

• KREATyWNOŚć, która pozwala znaleźć rozwiązania w różnych sytuacjach,

• ODPOWIEDZIALNOŚć za przyjęte zobowiązania i za to, co zostało nam powierzone,

oraz

• uMIEJęTNOŚć ROZPOZNAWANIA I NAZyWANIA POTRZEB innych ludzi.

System edukacji, począwszy od przedszkola, a skończywszy na studiach, kładzie nacisk na nieco odmienne sprawy. Na pierw-szym miejscu jest zdobywanie wiedzy. Nic w tym złego, lecz

sama wiedza bez narzędzi, w jaki sposób można ją wykorzystać w praktyce, ma ograniczoną wartość. Szkoła, poprzez system ocen, promocji i dyplomów, przyzwyczaja również do myślenia, że ważne są moje osiągnięcia, a rozpoznawanie potrzeb własnych i innych ludzi oraz szukanie sposobów ich zaspokajania jest gdzieś na marginesie. Inne zasady, jakie wkłada nam do głowy szkoła, to:

• PORóWNyWANIE SIę Z INNyMI, co często zabija indywidualność,

• STRACh PRZED KRyTyKą, który jest rezultatem syste-mu kar i nagród,

• uNIKANIE PORAżEK, które mogą być twórcze, a są traktowane jako sprawy wstydliwe,

• PRZEKONANIE, żE WSZySTKO ZALEży OD NA-SZEGO WySIŁKu, co ogranicza nas w otwieraniu się na pomoc z zewnątrz.

Pojawienie się z takim bagażem na rynku pracy, w rodzinie i w życiu społecznym nie rokuje niczego dobrego. Spotykamy na szczęście ludzi, którzy pomimo przejścia pełnej ścieżki edukacji są skutecznymi pracownikami, zakładają szczęśliwe rodziny i pełnią pożyteczne role w życiu społecznym. Jednak za każdym razem jest to ich indywidualny wybór i konsekwentne działanie. Nie wszyscy są gotowi do dokonywania takich wyborów, bo to wymaga niemal całkowitej zmiany sposobu myślenia i wyzwole-nia się od wzorców, jakie przekazał nam system edukacji.

Pożądane zmiany w systemie myślenia

od do

Koncentrowania się na wła-snych osiągnięciach

Rozpoznawania potrzeb swoich i innych ludzi

Porównywania się Wyznaczenia własnej misji i celów

Postawy roszczeniowej Postawy twórczej i odpowiedzialności

Kar i nagród Zaufania

Dyscypliny zewnętrznej Dyscypliny wewnętrznej

Spektakularnych zmian (akcji, postanowień noworocznych, itp.)

Wytrwałości, stawiania małych kroków w wyznaczonym kierunku

Procedur i formułek Myślenia

Polegania tylko na sobie samych

Współpracy, otwartości na przyjmowanie i dawanie

Oceniania i sądzenia innych Słuchania i zrozumienia

A CO JEST NAM POTRZEBNE W ŻYCIU?

Page 19: Tryby kwiecień 2013

19

TRYBY NR 4(22)/2013

Pojawienie się na rynku pracy, w rodzinie i w życiu społecznym jedynie z takim bagażem, jaki daje nam szkoła, nie wróży niczego dobrego.

Pytanie, co mógłbym i co powinienem robić, sięga znacznie głę-biej. Nie odnosi się tylko do zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych i własnego rozwoju, lecz dotyka sensu tego, co robię i czym powinienem kierować się w życiu.

Z powyższego porównania wyłaniają się dwie drogi do wyboru.

Pierwsza droga kształtuje konsumenta i dobrze przystosowanego pracownika korporacji, który:

• Koncentruje się głównie na sobie. Jeśli myśli o innych, to w relacji do własnych korzyści.

• Porównuje się z innymi i stara się dostosować, żeby nie wypaść gorzej.

• Podąża za modą i jest nowoczesny.• Jak już utwierdzi swoją pozycję, to egzekwuje to, „co mu się

należy”.

druga droga formuje człowieka, który realizuje swoje powołanie życiowe

Tak przygotowany człowiek:• Zna swoją misję życiową (zawsze w odniesieniu do potrzeb

innych ludzi).• Utrzymuje integralność pomiędzy tym, w co wierzy i jak

myśli, a tym, co mówi i jak postępuje.• Wyznacza swoje cele i określa granice. • Poszukuje sensu w każdym swoim działaniu.• Postępuje konsekwentnie i wytrwale.• Jest dojrzały, co oznacza w praktyce, że potrafi nawiązywać

głębokie relacje i zachowuje odrębność. Wyraźnie widać, że te dwie drogi mają niewiele punktów stycz-nych. Próba określenia trzeciej drogi, która jest wynikiem kom-promisów, prowadzi do nieskutecznego oportunizmu, wyniszcza-jącego osobowość. Reforma oświaty, która ciągnie się od wielu

lat, jest przykładem takich kompromisów. Efekty tego widzimy w szkole, na uczelni oraz w miejscach pracy. Podobne kompro-misy i ich skutki widać również w wielu obszarach naszego życia rodzinnego i społecznego.

Do kroczenia pierwszą drogą przygotowuje nas system edukacji i mainstreamowy przekaz medialny. Niestety, nikt nam już nie gwarantuje, że dobre wykształcenie i znalezienie dobrej pracy zapewni nam stabilność życiową. Nikt też nie uchroni nas przed wypaleniem zawodowym. Do drugiej drogi nie jesteśmy specjal-nie przygotowywani i wielu z nas może uznać ją za coś abstrak-cyjnego.

Warto zatem przyjrzeć się trochę bardziej szczegółowo różnicy pomiędzy tym, co otrzymujemy w czasie edukacji, a tym, co jest nam potrzebne w życiu.

do czego przygotowuje nas edukacja, a co jest nam potrzebne w życiu?Od pierwszych lat edukacji jesteśmy wdrażani do systemu, który uczy nas dostosowywania się do wyznaczonych reguł. Powoli odkrywany, że reguły szkolne i życie to dwie osobne sprawy. Dobre stopnie otrzymujemy nie zawsze za rzeczywiste osią-gnięcia, lecz częściej za odpowiednie dopasowanie się. Osobna sprawa to porównywanie się z innymi, co może odwodzić nas od poszukiwania własnej drogi, bo widzimy, jak postępują inni, a my możemy postępować podobnie. Względne poczucie spokoju daje nam przeświadczenie, że nie jest z nami tak źle, bo mieścimy się w normie, w przyjętej skali ocen

Takie podejście przygotowuje pracownika korporacji, który umie się dostosować i „dobrego” konsumenta, który podąża za bieżą-cymi trendami. Nie ma tutaj potrzeby wyznaczania swojej misji życiowej i celów. Jeśli już mówimy o celach, to prawie wyłącz-nie są one wynikiem porównywania się z innymi.

Odkrycie i wypełnienie własnego powołania. W tym celu po-winniśmy odpowiedzieć sobie na następujące pytania:

1. Jaka jest moja misja życiowa? Inaczej mówiąc – po co zo-stałem powołany na ten świat i gdzie jest moje miejsce?

2. Jaka jest moja wizja? Co będę robił w perspektywie najbliż-szych lat i również, jakie stawiam sobie cele na najbliższy rok?

3. Jakie są moje wartości? Czym będę się kierował, jeśli stanę przed wyborem?

To nie są proste pytania, lecz nie ma przed nimi ucieczki. W prze-ciwnym wypadku, jak to określono obok, jesteśmy „dobrymi” kon-sumentami, którzy są podatni na różne przypadkowe propozycje, i tak naprawdę żyjemy życiem, które dyktują nam inni.

Neutralność poglądów w edukacji stwarza pozór, że sprawy wiary i przekonań można oddzielić od pozostałych sfer naszej aktywności, a szczególnie od uprawiania nauki. Można o tym nie mówić, lecz wiara i poglądy ujawniają się w słowach i czynach. Znacznie lepiej i konstruktywniej rozmawia się z kimś, kto ma przejrzyście ukształtowane poglądy, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy, niż z kimś, kto stara się być neutralny światopoglą-dowo.

Dawniej filozofia, królowa nauk, była związana z teologią. Filo-zof starał się wyjaśnić rzeczywistość nie dla jakiegoś konkretne-go celu, tylko dla prawdy samej w sobie. Dzisiaj, kiedy między innymi w wyniku braku przejrzystej definicji prawdy nastąpił kryzys filozofii (szczególnie etyki), teologii i nauk społecznych, takie połączenie wiary i nauki jest określane jako „mieszanie porządków”.

To, w co wierzymy, ma zasadniczy wpływ na nasze myśli, słowa i czyny. Nasze myśli kierują się tym, w co wierzymy. Mówimy tak, jak myślimy i na końcu robimy tak, jak mówimy. Jeśli u kogoś widzimy brak spójności pomiędzy myślami, sło-wami i czynami, to jest to obraz nieprzepracowanej wiary. Nie chodzi o narzucanie komuś konkretnego wyznania, bo tego się nie da zrobić. Wiarę trzeba samemu przepracować, aby posiadać własne poglądy, poprzez które interpretujemy to, co nas otacza.

Przystępując do przedsięwzięcia, które może mieć wpływ na nasze dalsze życie, musimy zadać sobie pytanie, czy wierzymy w to, co zamierzamy zrobić. Owszem, powinniśmy się dobrze przygotować, ale to jeszcze nie wystarczy. Po odrobieniu zadania domowego, efekt będzie zależał od tego, czy wierzymy w powo-dzenie naszego przedsięwzięcia.

Page 20: Tryby kwiecień 2013

20

www.e-tryby.pl

W systemie edukacji uczymy się budować własne osiągnięcia. Staramy się o najlepsze stopnie, otrzymujemy promocję z klasy do klasy, dostajemy się do dobrej szkoły. Wszystko zmierza do tego, aby mieć znakomite CV, bo to daje szansę na lepszą pracę.

Dzisiaj dobre CV niewiele pomaga w znalezieniu pracy. Kon-centracja zaś na swoich osiągnięciach i brak umiejętności rozpo-znawania potrzeb innych pogarszają jeszcze sytuację.

Dostrzeganie i wypełnianie potrzeb innych ludzi, bo ważne jest, aby to, co robimy, odnosiło się do potrzeb innych, a nie tylko do zaspokajania własnych ambicji i pragnień.

Tak postępują przedsiębiorcy tworzący nowe wartości, za które ich klienci chcą płacić. Przy takim podejściu pracownik łatwo znajdzie pracę, bo nie stawia się w sytuacji, że coś mu się należy, lecz dostrzega potrzeby pracodawcy, a ten chętniej go zatrudni.

Nie jest tutaj żadnym odkryciem stwierdzenie, że współczesna edukacja zabija kreatywność. Przez system edukacji łatwiej przechodzą ci, którzy stosują zasadę „nie wychylaj się”. Narzę-dziem, które temu sprzyja, są testy i w ogóle system oceniania.

Kreatywność, która daje nam przestrzeń do rozwoju, pozwa-la tworzyć nowe rozwiązania. Kreatywność szuka sposobu na rozwiązanie problemu, a nie powodu uzasadniającego, że tego się nie dało zrobić. Pracownik kreatywny jest najbardziej pożą-dany na rynku pracy.

System kar i nagród oducza samodzielnego podejmowania ryzyka. Karanie wytwarza w nas przekonanie, że błędów należy się wstydzić. W rezultacie nie umiemy się uczyć na błędach i staramy się za wszelką cenę je ukrywać, co dodatkowo czyni nas mało wiarygodnymi.

Zdolność do podejmowania ryzyka, która wiąże się z moż-liwością popełnienia błędu. Jeśli nie wstydzimy się swoich błędów i traktujemy je jak naukę, to mamy szansę osiągnąć znacznie więcej.

uczymy się przerzucania odpowiedzialności na innych. Dzieci ciągle słyszą utyskiwania dorosłych, w tym również nauczycieli, że za złe nauczanie odpowiada dyrektor szkoły, bo źle zarządza; minister, bo wydaje złe rozporządzenia; państwo, bo daje za mało pieniędzy, itp.

Wmawiamy również sobie i dzieciom, że istnieje system ubez-pieczeń, w którym można ubezpieczyć prawie wszystko.

Odpowiedzialność za swoje decyzje. Umiemy określić, jaka jest nasza strefa wpływu, i robimy to, na co mamy wpływ. Nie zajmujemy się sprawami, na które nie mamy wpływu. Nie ma tutaj miejsca na postawę roszczeniową i szukania usprawiedli-wień.

Człowiek odpowiedzialny jest zadowolony z tego, co posiada, wie czego chce, szuka sposobów jak to osiągnąć i robi to, co postanowił.

Jakkolwiek wytrwałość jest jednym z ważnych czynników eduka-cji, to jednak obraz ten jest nieco zaciemniony przez podkreśla-nie spektakularnych akcji i wybitnych zdolności. Zaczyna się od zbierania makulatury – i nie ma w tym niczego złego. Poda-wane jest to jednak w wersji jednorazowej akcji i nie wyrabia nawyku odzyskiwania surowców wtórnych oraz dbania o środo-wisko naturalne. Również większy nacisk kładzie się na wybitne zdolności, wytrwałość pozostawiając jakby na marginesie.

Wytrwałość w zamierzeniach i zdążanie do celu małymi kro-kami. Wytrwałość w przeważającej części decyduje o tym, że odniesiemy sukces. Nasze zdolności to zaledwie margines.

Thomas Alva Edison wyraził to jeszcze dobitniej: „Geniusz to wynik 1 procenta natchnienia i 99 procent wypocenia”.

W systemie edukacji odchodzimy od zaufania na rzecz tworzenia dokumentacji. Jeśli jest dokumentacja, to wszystko jest w po-rządku, jeśli jej nie ma, to jest problem. Rzeczywisty bieg spraw nie musi się z tym pokrywać. Ten stan rzeczy od najmłodszych lat również obserwują dzieci, które są bardzo spostrzegawcze i uczą się, a potem stosują w życiu jako naturalne wzorce.

Zaufanie jest tym, co sprawia, że ludzie chcą ze sobą pra-cować. Jeśli mamy zaufanie do innych, to z łatwością możemy dawać i przyjmować, nie boimy się krytyki, która często bywa dla nas ratunkiem.

Koszt pracy w zespole, w którym panuje zaufanie, jest bez po-równania mniejszy niż tam, gdzie tego zaufania nie ma, przez co zespół, który sobie ufa, jest bardziej konkurencyjny na rynku.

Ludzie, o których wspominam na początku, stoją często na rozdrożu i pytają o możliwość przejścia „drugą drogą”, której nie znają, a która wydaje im się sensowna, nierzadko po wyczerpaniu się możliwości, jakie daje „pierwsza droga”. Można to zrobić samo-dzielnie lub skorzystać z pomocy innych. W poszukiwaniu tej drogi nie unikniemy odpowiedzi na pytania, które przewijały się w tym tekście:

Kim jestem?Gdzie jest zaczepiona moja nadzieja?Jakie są moje wartości?Jaka jest moja misja życiowa?Jakie wyznaczam sobie cele?Jakimi sposobami chcę osiągnąć te cele?W jakim środowisku się obracam i jakiego środowiska poszukuję?

Odpowiedź na te pytania może nam sprawić sporo kłopotu. Nie powinniśmy się jednak tak łatwo poddawać i sięgać po proste odpowiedzi, które sugeruje nam przekaz kultury masowej. Najlepszym sposobem jest znalezienie środowiska, które da nam możliwość spojrzenia na nasze życie oczami innych ludzi. Takie środowisko może nam również udzielić wsparcia i jednocześnie dać możliwość, abyśmy mogli udzielać pomocy innym, bo nikt z nas nie jest tak bogaty, aby nie mógł przyjmować od innych, ani tak biedny, aby nie mógł się podzielić z innymi.

Polecana literatura uzupełniająca:1. Viktor e. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu,

Wydawnictwo Czarna Owca, 2011 2. Robert Fulghum, Wszystkiego, co naprawdę muszę

wiedzieć nauczyłem się w przedszkolu, KOS, 2008

3. Daniel H. Pink, Johnny Bunko na drodze do karie-ry, Studio emka, 2009

4. Stephen R. Covey, 7 nawyków skutecznego działa-nia. Inspirujące lekcje doskonalenia wewnętrzne-go, Rebis, 2007

5. Stephen R. Covey, 8 nawyk, Rebis 20056. Stephen M. R. Covey, Szybkość zaufania. Jak dzięki

zaufaniu przyspieszyć sukces w biznesie, Rebis, 2010

7. Richard N. Bolles, Jakiego koloru jest Twój spado-chron? Praktyczne doradztwo dla poszukujących pracy i chcących zmieniać zawód, Studio emka, 2011

8. Ken Robinson, uchwycić żywioł. O tym, jak znale-zienie pasji zmienia wszystko, element 2012

9. Clayton M. Christensen, Karen Dillon and James Allworth, Co będzie miarą twojego życia, MT Biznes 2012

edukacja - dr Jerzy Kołodziej

Page 21: Tryby kwiecień 2013

21

TRYBY NR 4(22)/2013

„Po co praktykować, gdy się wierzy?”Alain Quilici OP Denis la BalmeWydawnictwo Bernardinum 2013 Jak odpowiedzieć na to nurtujące wielu z nas py-tanie? W pierwszej części książki filozof Denis La Balme odpowiada, czy możliwe jest wierzyć i jed-

nocześnie nie praktykować. Po przebrnięciu przez filozoficzne i momentami niełatwe do zrozumienia rozważania, w drugiej części dostajemy dokładną odpowiedź – o. Alain Quilici, dominikanin, krok po kroku opisuje, czym grozi porzucanie praktyk religijnych. Sprawnie i zrozumiale argumentuje, iż bez konkretnego działania nasza wiara jest martwa oraz podpowia-da co zrobić, by Eucharystia nie była dla nas nudna, a religijne uczynki trudnym do spełnienia obowiązkiem.

dominik Sidor

„Chłopiec z lodu. Nowe życie Warrena”Guido Sgardoliedycja Świętego Pawła 2013

Na krańcu świata, gdzie życie zastyga w monotonnej codzienności lodowej krainy, zaszył się człowiek na pozór zgorzkniały i pogrążony w beznadziei. Cierp-

kie wspomnienia nieudanego życia nie dają mu spokoju, jedy-nym wyjściem wydaje się ostateczne rozwiązanie problemu… W momencie kiedy już tak niewiele dzieli go od pożegnania się z życiem, jedna chwila otwiera zupełnie nowy etap w życiu prof. Roberta Warrena. Czy po tylu latach i gorzkich doświad-czeniach świat może zmienić barwy w zaledwie kilka tygodni? Jak bardzo bezbronne i bezsilne dziecko może odmienić życie starca dręczonego wyrzutami sumienia? „Chłopiec z lodu” przy-nosi nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.

Iwona Sidor

„Dziękujemy Ci Ojcze Święty!”Wydawnictwo Fronda 2013

W najnowszym kwartalniku Frondy możemy przeczytać kilka myśli o emerytowanym papieżu Benedykcie XVI. O tym, że pomimo rezygnacji z posługi biskupa Rzymu, Piotr nadal pozostaje

Piotrem, o walce papieża Benedykta z problemami i wrogami współczesnego Kościoła, a przede wszystkim o jego wielkim pontyfikacie. Ponadto możemy znaleźć kilka praktycznych informacji i historii o największym zagrożeniu godności współ-czesnego człowieka – ideologii gender, eugenice i ich totalitar-nym charakterze. A na deser warto poczytać o tym, że Bracia Mniejsi Kapucyni to nie przede wszystkim zakon żebraczy, lecz zgromadzenie utrzymujące się z własnej pracy. To wszystko i wiele więcej w najnowszej Frondzie.

Karolina Mazurkiewicz

„Ślad zycia, ślad śmierci”Wydawnictwo PROMIC 2013

Dr Jonathan Weber, światowej sławy biblista i profe-sor Harvardu, zostaje celebrytą po publikacji książki „Jezus z Nazaretu”. Wyjeżdża do Izraela na wyko-

paliska, a droga do Ziemi Świętej wiedzie przez Rzym, gdzie dostaje zaproszenie na prywatną audiencję u papieża Benedykta XVI. W Rama, gdzie prowadzone są wykopaliska, odnajduje miejsce pochówku Józefa z Arymatei. Radość jest tym większa, że po otwarciu grobowca w środku znalezione zostają szczątki. Ekspedycja badawcza z pewnością przejdzie do historii, gdyż to pierwszy przypadek w dziejach ludzkości, kiedy odnaleziona zostaje postać biblijna. Euforia panująca wśród naukowców ga-śnie, kiedy wyjaśnia się domniemana tożsamość odnalezionych zwłok...

Marta Kowalik (skrót pochodzi od redakcji)

z kulturą

W połowie marca na ekranach kin pojawiła się opowieść, na którą czekało wielu takich jak ja, dla których Krzysztof

Kamil Baczyński to człowiek – legenda. Jego historia, ujęta w niekonwencjonalny sposób, to nie tyle film, co przeżycie…

67 przekonywających minut, które wystarczą, by poruszyć polskość nawet w młodym człowieku.

Wyreżyserowany przez Kordiana Piwowarskiego „Baczyński” to z zamysłu film inny niż „Dzień czwarty” Ludmiły Niedbal-skiej z 1984 r., który również opowiada o Krzysztofie Kamilu. Już sam plakat informuje, że „Baczyński” to film poetycko-bio-graficzny. Czego więc można się po nim spodziewać? Zaskocze-nia. Dla wrażliwych na pewno bardzo pozytywnego.

W klimat niewątpliwie wprowadza „Pieśń o szczęściu” genialnie zaaranżowana muzycznie i wykonana przez Melę Koteluk i Czesław Śpiewa. Przez kolejne minuty filmu przeplatają się trzy plany narracyjne. Jednym z nich jest zorganizowany z okazji 90-lecia urodzin Krzysztofa Kamila slam poetycki, podczas którego młodzi ze współczesnego pokolenia wykonują swoje interpretacje jego wierszy i po-dejmują próby wyobrażenia sobie, jak sami zachowaliby się w sytuacji powstańczej. Spotykamy się również z członkami Armii Krajowej, którzy przeżyli wojnę i powstanie, podczas których przyjaźnili się i współpracowali z Baczyńskim. Trze-cim planem jest sfabularyzowana historia Krzysztofa. Nie jest to jednak typowy ciąg faktów z jego życia. To opowieść w jakiejś mierze zagadkowa, ale nie patetyczna; to próba ukazania utalentowanego młodego „Kolumba”, człowieka z krwi i kości, kochającego życie i nie mogącego pogodzić się z okropieństwem bezsensownej wojny, a jednak na wskroś przesiąkniętego patriotyzmem i zdeterminowanego do walki pomimo tego, że właściwie się do niej nie nadawał. Wszyst-kie wątki – śmierć ojca, marne zdrowie, zaborczość matki, sukcesy literackie, romantyczna miłość do żony, odważna służba w Szarych Szeregach i w końcu sama śmierć – choć tak naprawdę zaledwie poruszone i niedopowiedziane, nie-samowicie intrygują i zachęcają, by dowiedzieć się więcej, sięgnąć po jego biografię i tomik wierszy.

Jest coś niezwykle pociągającego w fenomenie Baczyńskiego, co sprawia, że rusza nas jego twórczość – pomimo tego, że je-steśmy pokoleniem, którego odległe czasy okupacji nie dotyczą i dla którego pozornie poezja Krzysztofa mogłaby wydawać się „nietrafiona”. Może w dzisiejszych czasach jest właśnie tym, na co brakuje miejsca w naszym konsumpcyjnym pokoleniu? Może właśnie do tej wrażliwości, odwagi i ideałów tęsknimy. Choć zginął od jednej niefortunnej kuli już niemal 70 lat temu, wciąż jest jednym z poetów najchętniej czytanych przez młode generacje Polaków. Warto więc znaleźć czas i zobaczyć cząstkę tamtego świata, o który walczył Baczyński – jak pisał o sobie – ja, żołnierz, poeta, czasu kurz.

Iwona Sidor

[tytułowy cytat pochodzi z wiersza „Źródło” III 1942]

Bo kochać znaczy tworzyć

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 22: Tryby kwiecień 2013

22

www.e-tryby.pl

idźże, zróbże

W tańcu całe ciało staje w obliczu Stwórcy, a taka modlitwa najpiękniej prezentuje się w grupie.

W całej Polsce powstaje coraz więcej grup modlących się... tańcem! Są re-

kolekcje, które uzdrawiają tańcem. Bo taniec może także leczyć – wybawiać

z kompleksów, pomagać w zaakcepto-waniu własnego ciała czy zabliźnieniu

dawnych zranień. Szczególnie ten o Bogu i dla Boga, czyli taniec izraelski.

NATAlIA ŚluSARZ, KATARZyNA PAJeRSKA, eWA leWKOWICZ, JuSTyNA RuZIK

Na pewno znasz historię o wodzie wytryskającej ze skały po uderzeniu

laską przez Mojżesza lub przypominasz sobie fragmenty Pieśni nad Pieśniami czy Psalmu 23 o Dobrym Pasterzu. Taniec izraelski nawiązuje do wielu bardzo znanych wydarzeń biblijnych, jakby „opowiada“ Stary Testament. Choć współczesny taniec izraelski kreowany jest przez profesjonalnych choreografów jako taniec żydowski, istniał w kulturze judaizmu od wieków. Można domnie-mywać, że najstarsze tańce wiele czerpią z tej wielowiekowej tradycji, w której taniec zarezerwowany był tylko dla Boga. Są to tańce chasydzkie. Późniejsze układy inspirują się bogactwem innych kultur, z którymi na przestrzeni dziejów zetknął się naród izraelski. I tak, często możemy odnaleźć w nim wiele wspólnego np. z tańcami arabskimi czy jemeńskimi.Mnogość tańców powoduje, że każdy może z upodobaniem wybrać coś dla sie-bie. Podstawą każdego jest układ kroków i gestów. Wszystkie mają symbolikę, przez którą opowiada się pewną historię, prowadzi dialog z Bogiem. Po opanowa-niu kroków rozmowa ta jest naprawdę odczuwalna, można zacząć czerpać radość z tańca, a w tej radości powoli odnajdy-wać działanie Boga. Z czasem zapomina się o powtarzaniu w myślach układu ruchów, a miejsce to zajmuje poczucie Bożej obecności. Bo to właśnie Bóg jest powodem tanecznych spotkań.

Modlitwa w rytmieTaniec to zdecydowanie niecodzienna for-ma modlitwy. Ale przecież Bóg w całości stworzył człowieka na Swój obraz i podo-bieństwo. Skoro dał mu i duszę, i ciało, to dlaczego nie próbować harmonizować ich także w modlitwie! Bo On pragnie, aby całe ludzkie życie było przyjaźnią z Nim. W każdej chwili dnia, we wszystkich czy-nach, słowach i myślach chce być obecny. Nie bój się tego zauważyć! Bo chwalić Boga można nie tylko myślą, słowem, śpiewem, sztuką sakralną… Oczywiste jest, że człowiek w swoim ziemskim życiu poszukuje różnych form wyrazu. W tańcu całe ciało staje w obliczu Stwór-cy, a taka modlitwa najpiękniej prezen-tuje się w grupie. Dlatego właśnie stojąc

w kręgu wspólnota może zwrócić się do Boga, który trwa pośród nich, w centrum. Trzymając się za ręce ma się poczucie, że każdy z tańczących jest równy, w oczach Boga miłowany i traktowany w taki sam

sposób. To zbliża nie tylko do Niego, ale także ludzi do siebie nawzajem. Od-czuwając bliskość drugiego człowieka odczuwa się także bliskość Boga, którego obecność jednoczy. A poza tym, gdy się pomylisz lub zapomnisz kroków, wiesz, że obok jest ktoś, kto zawsze ci pomo-że! Bo obok uwielbienia wspólny taniec zawsze pozostaje doskonałym sposo-bem spędzania czasu poprzez integrację i wspólną zabawę.

W konkretnej intencjiCzłowiek, z jednej strony „ograniczony” koniecznością zapamiętania kroków, z drugiej może się czuć zupełnie wolny w ich interpretacji! Bo każdy taniec ma swój charakter – w poszczególnych gestach można odnaleźć wychwalanie i uwielbienie, ofiarowanie i poświęcenie, przebłaganie i dziękczynienie, a także prośbę o Boże wstawiennictwo i bło-gosławieństwo dla wspólnoty. Dlatego – zależnie od nastroju czy intencji – raz można tańczyć do utworów spokojnych, a innym razem do bardziej żywiołowych i wyrazistych. I bardzo dobrze! Nie należy lekceważyć myśli, które są w sercu. Jeśli z jakiegoś powodu odczuwasz złość, coś nie daje ci spokoju, wyraź to! Powiedz o tym Panu. Bo w tańcu nie da się niczego ukryć. Często właśnie ruch zdradza, jak człowiek się czuje, co ma w sercu. Dlatego czasem tak trudno się skupić na treści danego tańca, gdy zachwiana została relacja z Bogiem lub drugim

człowiekiem. Są tańce, w których łatwo można poczuć ducha modlitwy, ale są też takie, gdzie trzeba pokonywać siebie i cierpliwie znosić pomyłki. Dzięki temu człowiek uczy się pokory. Albo nagle dany taniec, powtarzany już tyle razy zaczyna mieć inne znaczenie, bo kieruje tobą inne uczucie. Dlatego żeby modlić się tańcem często trzeba połączyć w jedno – swój ruch i koncentrację, przezwyciężyć zmęczenie i pamiętać o intencji. A co, gdy akurat duch nie ma ochoty się modlić? Robi to za niego ciało! To ono, wykonu-jąc poszczególne ruchy potrafi czasami zmobilizować do modlitwy. I w końcu w tańcu można okazać radość i wdzięcz-ność wobec Stwórcy. On kocha człowieka takiego, jakim jest. Pragnie, byś stanął przed Nim w prawdzie!

Zatańcz z KarmelemTeraz już wiesz o tańcu izraelskim bardzo dużo. Kiedy już raz wpadniesz nad nim w zachwyt – nie będzie odwrotu! Może urzeknie cię różnorodność form i gestów, może poczucie wsparcia i zrozumienia, może w ogóle taniec jako forma ruchu i wyrażania siebie, sposób na dobrą zaba-wę, a może coś jeszcze zupełnie innego!

Każdy odnajduje się w tańcu w zupełnie inny sposób. Każdego z nas coś innego zachwyciło i przyciągnęło. Każdy z nas jest inny, a ta różnorodność w tańcu wcale nie jest zatracana – wręcz przeciwnie! Te same tańce, te same gesty, a jednak na twarzy każdego malują się inne emocje. Każdy z danych kroków wybiera treści, które najlepiej będą pasowały do jego charakteru, sytuacji życiowej, intencji modlitewnej czy po prostu nastroju.

Jeśli masz odwagę tego doświadczyć – zdecyduj się i przyjdź! Duszpasterstwo Akademickie KARMEL zaprasza Cię 25 kwietnia o 19 na spotkanie otwarte Diakonii Tańca Izraelskiego do klasztoru oo. karmelitów bosych przy ul. Rako-wickiej. Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz na stronie internetowej www.da.karmel.pl w zakładce diakonia modli-twy tańcem. Do zobaczenia!

dancingBozy

Page 23: Tryby kwiecień 2013

23

TRYBY NR 4(22)/2013

idźże, zróbże

ReKlAMA

Autor zdjęć: Katarzyna Maciejczykdancing

Page 24: Tryby kwiecień 2013