1968 – 1970 najazd na czechosłowację, strzały na wybrzeżu

16
1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu Najnowsza historia Polaków Nr8 31 GRUDNIA 2007 Oblicza PRL Instytut Pamięci Narodowej Układ Warszawski, którego wojska zdławiły w 1968 roku Praską Wiosnę, umożliwiał Sowietom pełną kontrolę nad armiami ich wasali. Polscy żołnierze zostali także użyci w grudniu 1970 roku do stłumienia robotniczych protestów w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie. Zostało tam zabitych kilkadziesiąt osób, m.in. Janek Wiśniewski (właściwie: Zbigniew Godlewski). Z prawej: Ryszard Siwiec dokonuje podczas dożynek we wrześniu 1968 roku samospalenia w proteście przeciw najazdowi na Czechosłowację OŚRODEK KARTA Fragment plakatu sławiącego Układ Warszawski

Upload: vanthuan

Post on 11-Jan-2017

225 views

Category:

Documents


1 download

TRANSCRIPT

Page 1: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

1968 – 1970Najazd

na Czechosłowację,strzały

na Wybrzeżu

Najnowsza historia Polaków

Nr831 GRUDNIA 2007

Oblicza PRL

Instytut

Pamięci

Narodowej

Układ Warszawski, którego wojska zdławiły w 1968

roku Praską Wiosnę, umożliwiał Sowietom pełną

kontrolę nad armiami ich wasali. Polscy żołnierze zostali

także użyci w grudniu 1970 roku do stłumienia

robotniczych protestów w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie.

Zostało tam zabitych kilkadziesiąt osób, m.in. Janek

Wiśniewski (właściwie: Zbigniew Godlewski). Z prawej:

Ryszard Siwiec dokonuje podczas dożynek we

wrześniu 1968 roku samospalenia w proteście przeciw

najazdowi na Czechosłowację

RO

DE

K K

AR

TA

Fragment

plakatu

sławiącego

Układ

Warszawski

31-12-PR-1-A-001-KO-1 12/21/07 4:20 PM Page 1

Page 2: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

31-12-PR-1-A-002-KO-1 12/21/07 4:21 PM Page 2

Page 3: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

>Oblicza PRL 3

Anielscy ajenci szaszłykarni

15 grudnia 1970 roku władza przerwała spis powszechny. Rachmistrze wrócili do domu.Powód podano taki: wichrzyciele i pospolici bandyci atakują przedstawicieli władzy ludowej na Wy-brzeżu, a więc każdy, kto występuje w imieniu PRL, jest zagrożony. Pamiętam to doskonale, bo sambyłem wtedy rachmistrzem spisowym, jak wszyscy koledzy ze studium dziennikarskiego.Nie czułem zagrożenia jako „przedstawiciel władzy ludowej”. Czułem się, owszem, niepewnie, bochłopcom z naszego roku wyznaczono koszmarny rewir między Aninem i Międzylesiem. Ciemno, błoto,daleko od domu do domu, trudno trafić. Ale agresji ze strony spisywanych nie doznałem, no, może po-za pewną ograniczoną umysłowo nimfomanką. Jakiś emeryt straszył mnie też „jakby co”, nibylampartami, dwoma kotami spokojnie wygrzewającymi się na piecu. Nie agresja, ale bieda, potwor-na nędza wstrząsała nami wtedy. Tuż pod Warszawą ujrzałem na przykład prawdziwe klepiskow jakimś dziwnym szałasie-ziemiance, gdzie z żoną i dziećmi mieszkał robotnik z FSO. Ówcześni „boga-cze” mieli natomiast „wille” – prymitywne sześciany gomułkowskiego typu, przedmiot zazdrości.Przez kilka dni wracałem stamtąd zziębnięty i głodny. Wcale już nie pamiętałem Marca ani najazduna Czechosłowację. Jeszcze kilka dni minęło, zanim w ogóle dotarło do mnie, że władza kazała zabijaćrodaków. Po kilku kolejnych dniach z ulgą i nadzieją zobaczyłem w telewizorze nowego pierwszego se-kretarza. Dziesięciu lat potrzebowałem, aby w sierpniu 1980 roku poznać pełną prawdę o tamtychwydarzeniach. —Maciej Rosalak

Ciemno, błoto, daleko do domu

redaktor cyklu dziennikarz„Rzeczpospo-litej”[email protected]

MAREK NOWAKOWSKIpisarz

Zanim powstały szasz-łykarnie, były budkiz piwem. Władza lu-dowa od początku li-

kwidowała prywatną gastro-nomię. Małe knajpki, gospo-dy, piwiarnie zamieniały sięw sklepy żelazne, spożywczei inne. Oczywiście były jużwłasnością państwową. Jed-nak tu i ówdzie pozostawio-no swoiste wentyle, żeby ludmiał gdzie i czym odetchnąćpo robocie.

Budki z piwem jako pół-prywatna gastronomia miałydługą historię. Były własno-ścią MHD lub spółdzielczościSpołem i inwalidzkiej. Odda-wano je w dzierżawę tzw.ajentom, którzy odgrywalirolę pewnego rodzaju szyn-karzy. Stała sobie taka niedu-ża budka, pomalowana prze-ważnie na zielono, z drzwia-mi od tyłu, okienkiem z przo-du i przybitym do frontowejściany pulpitem na zewnątrz.W środku urzędował ajenti wydawał piwko. Początko-

wo bywało beczkowe na ku-fle, z czasem wyłącznie bu-telkowe. Ludzie wracającz roboty, zatrzymywali sięprzed budką i, oparci łokcia-mi o kontuar, popijali sobiena stojąco. Żadnych sanita-riatów nie było, a piwo, jakwiadomo, pędzi, piwosze po-szczywali gdzie bądź w po-bliżu. Często z tego powodupopadali w konflikty z gli-niarnią, która urządzałana szczochów polowania.

Rozprawiano o szkodach,które powoduje istnienie bu-dek z piwem. Koronny argu-ment stanowił margines spo-łeczny, który gromadził sięprzy budkach.

Margines jak margines,zjawisko trudno rozpozna-walne. Lud ubierał się dośćmonotonnie, po czapkachz samodziału i siermiężnychjesionkach zapanowała po-wszechna moda kurtek,płaszczy z ortalionu i bereci-ków z antenkami. Trudnowięc było odróżnić margine-sowca od proletariusza. Aleco jakiś czas odium spadałona budki z piwem. Istniałapostępująca tendencjado ich likwidacji w centrum,żeby nie psuły oblicza mia-sta. Natomiast pozostawałynietknięte na obrzeżach.

Po budkach z piwem na-stała faza następna. Niewąt-pliwie wyższa. Szaszłykarnie.

Zaczęły wyrastać jak grzybypo deszczu budy, baraczkilub po prostu dachy na po-lach, które nazywały sięszaszłykarnie. Szaszłykarniealbo rożno (nie rożen), boi taka nazwa występowałaprzemiennie. Tu już było pi-wo z konsumpcją. Podawaliprzypiekane kiełbasy na pa-tykach, bułki. Z czasem me-nu się wzbogaciło i serwowa-no szaszłyki, które składałysię z nabitych na patyk ka-wałków boczku, cebuli i kieł-basy. Ajenci pozostali ci sami.

Ale rozszerzył się znaczniezakres ich kompetencji. Moglidręczyć klientów lub być dlanich aniołami. Dręczyciele niedawali samego piwa, jedyniez obowiązującą konsumpcją.Mogli również limitować pi-wo i do jednej konsumpcjiprzysługiwała tylko jednabu-telka. Następna butelka po-wodowała konieczność naby-cia następnego szaszłyka.Różnie dręczyli. Ponieważczęsto ajenci rekrutowali sięz byłych funkcjonariuszy mi-licji, strażników więziennych,ormowców, to, pamiętająco swojej służbie, wyżywali sięz pewnym sadyzmemna klientach. Można powie-dzieć, że z powodu dawnegozajęcia traktowali ich jakoaresztantów, więźniów, sło-wem podejrzany element,który należy trzymać w kar-

bach. Lud nie miał jednak al-ternatywy i tłumnie wypeł-niał szaszłykarnie, znoszącpokornie udręki i błagając:„Panie kierowniku, jeszczejedno piwko, kiełbaskę jużbrałem uprzednio!”.

Rozwijało się budownic-two mieszkaniowe i parterynowych bloków zostałyprzeznaczone na lokale uży-teczności publicznej. Przy-szedł zły czas na budy i ba-raczki. Miejsce tej prowizorkizajęły sklepy winno-delika-tesowe w blokach. Bywałow nich piwo. Ale klienci niemieli prawa do konsumpcjina miejscu. Jedynie na wy-nos. Wystawały gromadymężczyzn przed sklepamiwinno-delikatesowymi i spo-żywczymi. Pomału zapomi-nał człowiek miasta, że kie-dyś istniały małe szynkii knajpki, gdzie można byłousiąść przy stoliku, zamówićpiwo, flaszkę wódki, zakąskęi pogawędzić sobie z kum-plami. Czasem tylko któryśz wystających przed sklepemprzymykał oczy, potemotwierał i na jego obliczu po-jawiał się wyraz błogości, roz-marzenia jak po słodkimśnie. Zapewne roiła mu sięw głowie taka mała cichaknajpka w jego dzielnicy, ka-mienicy. Rzeczywistość bru-talnie i szybko przywoływałago do porządku. >

31-12-PR-1-A-003-KO-1 12/21/07 4:21 PM Page 3

Page 4: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

w tej właśnie chwili, wśród spa-nikowanych kuracjuszy pojawiłsię w parku zdrojowym „Prorok”– w białej narzutce na głowiei z naręczem kwiatów w ręku– by głosić wszem i wobec: „ma-ke love, not war”. To hasło, znanewcześniej głównie z zagranicz-nych gazet, musiało w tych oko-licznościach zabrzmieć jak wy-zwanie. Dwie godziny po rozpo-częciu zlotu do Dusznik ściągnę-ły posiłki milicji. Wszystkich hi-pisów, którym udało się tudotrzeć, około 60, zatrzymanoi poddano w zaimprowizowanejsiedzibie SB w schroniskuPod Muflonem wielogodzinnymprzesłuchaniom. Marzenieo połączeniu człowieka z czło-wiekiem drogą miłości nie mo-gło się w PRL ziścić. Od zlotuw Dusznikach było już całkowi-cie jasne, że hipisi to elementobcy i wrogi socjalistycznemupaństwu, który należy konse-kwentnie zwalczać.

Zbawienie

bez beretów z antenką

Sami hipisi takiego aż obrotusprawy raczej się nie spodziewa-

li. Jak wyjaśniał wiele lat późniejdawny uczestnik ruchu JacekJakubowski i przedstawiciel je-go intelektualnego nurtu:„w moim przekonaniu po prostuolewaliśmy wszystko, nie tylkowładzę, ale także społeczeństwoi Kościół”. Społeczeństwo, po-dobnie jak władza, nie pozosta-wało zresztą dłużne.

– Ludzie w autobusach poka-zywali nas palcami. Ale mychcieliśmy prowokować. To byłoskierowane przeciw zakłama-niu, szarzyźnie oraz płaszczomortalionowym i beretom z an-tenką – wyjaśnia Jarek, jedenz weteranów hipisowskich ko-mun, który po transformacjiustrojowej został menedżeremw wielkiej zagranicznej firmie.

Sam wygląd i stroje hipisów– zwykle szyte i łatane własnymisiłami – jaskrawo odbijałyod rzeczywistości gomułkow-skiej Polski. Jeden z założycieliruchu Marek Zwoliński, „Psy-cholog”, chodził wtedy we wła-snoręcznie uszytych spodniachz rypsu w fioletowe i żółte kwia-ty i wyznawał pogląd, że męskistrój powinien mieć cechy bar-

dziej kobiece: „w rozumieniuRabindranatha Tagore, a nietym innym”. Hipisi – z długimiwłosami, z naszyjnikami, pacior-kami, bransoletkami, a późniejsłynną pacyfą – wyglądali w pe-erelowskim tłumie jak egzotycz-ne ptaki. Zwłaszcza że nikt niewiedział, kim są i o co im chodzi.Dla potrzeb funkcjonariuszyMO sformułowano roboczą de-finicję: hipis to osobnik, którydziwnie wygląda i nie chce pra-cować.

Zresztą i sami hipisi nie za-wsze byli pewni swej tożsamościi swych idei, a oprócz intelektu-

4 Najnowsza historia Polaków

GRZEGORZ ŁYŚdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Oprócz dywizji pancer-nych i zmechanizo-wanych LWP u schył-ku lata pamiętnegoroku 1968 ciągnęły

na południe, ku granicy z Cze-chosłowacją, także gromadymłodych ludzi w koszulachw psychodeliczne kwiaty. Przy-wódca polskich hipisów „Pro-rok” i jego najbliżsi uczniowiezabrali się na zlot w Dusznikach--Zdroju wojskową ciężarówką.

Zrządzeniem losu zlot miałsię rozpocząć w dniu, w którymwojska Układu Warszawskiegowkroczyły do Czechosłowacji,by zdławić praską wiosnę.Od rana nad Dusznikami hucza-ły ciężkie wojskowe transpor-towce, a na przygranicznychdrogach dudniły czołgi. I oto,

Utopia bajecznie kolorowa

SB inwigilowała uczestników strajków do końca lat 70. Co trzeci został wyrzucony z pracy

DR JANUSZ MARSZALECIPN, oddział w Gdańsku

Gdy w końcu grudnia1970 roku KrzysztofDowgiałło pod wra-żeniem „czarnego”gdyńskiego czwartku

pisał „Balladę o Janku Wiśniew-skim”, nie mógł przypuszczać,że po latach stanie się ona naj-bardziej znanym songiem wol-ności epoki komunizmu w Pol-sce. Były w niej: rozpacz, gniew i

bezsilność. Były też słowa niepa-sujące do nastroju Wybrzeża poostrym strzelaniu do ludzi i noc-nych, ponurych pogrzebachstoczniowców: „Nie płaczciematki, / To nie na darmo…”

Słowa te, niosące pocieszenie,ale też wiarę, że krew niewin-nych nie pójdzie na marne, do-cierały do świadomości sterro-ryzowanego Wybrzeża z opo-rem. Reszta Polski usłyszała jedopiero w 1981 roku w filmieAndrzeja Wajdy „Człowiek z że-laza” w przejmującym wykona-niu Krystyny Jandy.

„Przyciszony

wewnętrzny bunt”

Władza mieniąca się „robotni-czą” strzelała do bezbronnychludzi, nazwała ich bandytami i

kazała o nich zapomnieć. Tenbrak szacunku do zmarłych wkraju tak silnie czczącym swychpoległych, okazał się zapalnąiskrą. Narodziny legendy byłytylko kwestią czasu. Zaczęła onawyrastać z dwóch filarów: z pa-mięci o zamordowanych orazpamięci triumfu nad komunista-mi – krótkotrwałego, ale przezwiele miesięcy przypominane-go przez wypalone mury komi-tetów wojewódzkiech PZPR wGdańsku i Szczecinie.

O jej początkach pisał tajnywspółpracownik SB ps. Ka-sprzak: „Sytuacja w Gdańskuuległa poprawie, lecz z megopunktu obserwacji przeistoczy-ła się w głęboki żal większościspołeczeństwa i w przyciszonywewnętrzny bunt”. Ta obserwa-

cja płatnego donosiciela trafnieidentyfikuje podstawowy czyn-nik, który kształtował postawygdańszczan przez całą dekadę,przygotowując grunt na prze-łom Sierpnia 1980 roku. Stocz-niowa bomba z opóźnionym za-płonem, która po 20 latach wy-sadziła w powietrze komunizm,zaczęła tykać w grudniu 1970 roku.

Pacyfikacja niepokornych

Aktywność robotników trwa-ła przez następne miesiące.Stoczniowcy kilkakrotnie po-dejmowali próby strajków eko-nomicznych, organizowali się wzakładach, próbowali nawetuniezależnić związki zawodowei rady zakładowe od dominacjipartii. Najdalej poszli robotnicy

Grudzień ‘70 – To nie na darmo...

Zaraz po ostatecznym rozprawieniu się z syjonistami, jesienią 1969 r. partia zabrała się do hipisów >

Ruch, którego źródłembył głód wartości,na Zachodziesprzeciwiał się kultowipieniądza i konsumpcji.W PRL uderzał przedewszystkim w hipokryzjęsystemu

31-12-PR-1-A-004-KO-1 12/21/07 4:22 PM Page 4

Page 5: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

>Reportaż z przeszłości 5

alistów zdarzali się wśród nichrównież autentyczni analfabeci.Ale łączyła ich, w każdym raziew początkach ruchu, wiaraw możliwość zbawienia docze-snego świata. Zdaniem Zwoliń-skiego „była to paląca potrzebaokreślenia, jaka ma być przy-szłość ludzkości. Nie chodziłoo nas, tylko o lepsze jutro świata.Stanowiliśmy ruch odwołującysię do ideologii hipisów amery-kańskich, starożytnej filozofiihinduskiej, Pisma Świętego, tao-izmu, osiągnięć antropologiikulturowej, młodego Marksa”.Ale inny z dawnych hipisówprzyznaje: „Tak naprawdęto głównie się włóczyliśmy,co dawało poczucie wy-zwolenia od otaczającejnas tandety i propagan-dy. I marzyliśmy o SanFrancisco”.

„Prorok” mieszka

na działkach

To właśnie w SanFrancisco podczas fe-stiwalu o nazwiePierwsze ŚwiatowePołączenie Człowie-ka (The World’s FirstHuman Be-in) w dzielnicyHaight-Ashbury narodziłsię 14 stycznia 1967 r. ruchhipisów. Owego dnia były

Szczecina, żądając rozwiązaniauzależnionej od partii Central-nej Rady Związków Zawodo-wych i powołania niezależnychzwiązków. W Gdańsku od stycz-nia 1971 roku działacze robotni-czy próbowali przejmowaćstruktury już istniejących związ-ków.

Jedyna znana historykompróba powołania wolnychzwiązków została podjęta wgdyńskim Dalmorze. 29 stycznia1971 roku kilku ludzi w przesła-nym do rady zakładowej piśmiezażądało w imieniu załogi statku„Rega” ukarania „sprawcówmordu” w Grudniu 1970 i powo-łania „wolnych związków zawo-dowych”. SB szybko ustaliła, żeautorem postulatów był II me-chanik statku, niejaki Kojro. Po-mysł powstał w gronie kilku ma-rynarzy, którzy „przyciśnięci”przez bezpiekę z pomysłu sięwycofali. Tacy jak oni w starciu zwładzą nie mieli żadnych szans.

Brak doświadczeń w działalno-ści społecznej i postępująca ato-mizacja środowisk robotniczychpołączona z koordynowanąprzez SB akcją represyjną do-prowadziły do wygaszenia spo-łecznikowskiego zapału. Akty-wistów osaczano, kompromito-wano, słabych korumpowano.

Osiągnięcia dyrekcji i ka-drowców zakładów pracy(wspieranych operacyjne przezSB) najlepiej podsumowuje re-lacja Joanny Dudy-Gwiazdy: „WCentrum Techniki Okrętowejudało mi się doprowadzić dowybrania całkowicie niezależnejKomisji Zakładowej (nie było wniej ani kierowników, ani partyj-nych). Weszli do władz związkubardzo porządni ludzie, a po półroku wszyscy byli albo skorum-powani, albo zniszczeni”.

„Żądamy

ukarania winnych…”

Zanim jednak do tego doszło, >

>

AR

CH

IWU

M J

ÓZ

EFA

PY

RZ

A

niezależni działacze robotniczy,czasem związani też z radami za-kładowymi i w mniejszym stop-niu ze związków, usilnie upomi-nali się o ofiary Grudnia, niekie-dy podnosili nawet sprawę bu-dowy pomnika. Jak bumerangwracała też kwestia rozliczeniawinnych strzelania na ulicach.

Pomysł wybudowania po-mnika ofiar milicji został zgło-szony oficjalnie prawdopodob-nie po raz pierwszy 25 stycznia1971 roku w Stoczni im. KomunyParyskiej na robotniczym ze-braniu. W tym samym czasie wGdańsku pod naciskiem robot-ników dyrekcja Stoczni wyraziłazgodę na zawieszenie tablicypamiątkowej. Był to jednak blefobliczony na uspokojenie na-strojów. Nie na długo pomógł,gdyż przed świętem 1 Maja ro-botnicy przystąpili do działania.Na mieście pojawiły się prymi-tywnie wykonane ulotki wzywa-jące do manifestacji przed sie-

w

naukowiec z Harvardu TimothyLeary ogłosił ostatecznyzmierzch starych amerykań-skich bogów, pieniądza i pracy,i początek nowej epoki miłościi wolności, nowej religii opartejna buddyzmie zen i „nowym sa-kramencie”, czyli LSD. Idee te by-ły twórczą kontynuacją obrazo-burczych koncepcji poprzednie-go jeszcze pokolenia, beatników,zwłaszcza Allena Ginsberga i Mi-chaela McClure. DoPolski dotar-ły dzięki przedrukom z prasy za-granicznej zamieszczanymw owym czasie przez tygodnik„Forum”. Przejawy rewolty mło-dzieży godzącej w fundamentykapitalizmu odnotowywanow Polsce z wielką uwagą. Nieprzypuszczano pewnie, że jużpo paru miesiącach zapuka onai do bram PRL – na początekpodniepozorną postacią „Proro-ka”.

„Prorok”, pierwszy i najwybit-niejszy z polskich ojców założy-cieli ruchu hipisów – pochodzą-cy z podkrakowskiej wsi JózefPyrz, malarz i rzeźbiarz po zako-piańskiej szkole Kenara, studentATK – rozpoczął nauczanie jużlatem 1967 r. w Mielnie. Niski,chudy, silnie utykający wortope-dycznym bucie wyróżniał się pa-łającym wzrokiem i zniewalają-cym sposobem mówienia. Roz-

dzibą KW PZPR w Gdańskuoraz – co zostało skrupulatnieudokumentowane – napisanykredą symbol Polski Walczącej.

Decydenci, próbując rozłado-wać napięcie, zdecydowali sięna ustępstwa. W Gdańsku i Gdy-ni wytypowano osoby, któremiały złożyć kwiaty na grobachzabitych. Ruch ten nie uciszyłwszystkich. W Stoczni im. Leni-na w Gdańsku zdesperowanagrupa stoczniowców zdecydo-wała się na publiczne zademon-strowanie swych żądań. Tak do-szło do demonstracji pierwszo-majowej, podczas której pierw-szy raz w dziejach PRL klasa ro-botnicza niosła własne,niezależne transparenty: „Żąda-my ukarania winnych wypad-ków grudniowych”, „Żądamyodsłonięcia tablicy pamiątkowejzabitych w zajściach grudnio-wych”. Identycznie postąpilistoczniowcy Szczecina.

Nie była to jednak jedyna

≤Józef Pyrz„Prorok”

<Rok 1969,warszawska

ulica.Na piersiach

hipisów

medaliony

z pacyfą

– znakiempokoju

PA

P/

AD

M

31-12-PR-1-A-005-KO-1 12/21/07 4:22 PM Page 5

Page 6: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

zowano z kolei w istniejącejprzez długi czas komunie w wy-najętej okazyjnie willi przy ul.Cyganeczki w Warszawie. Stałasię ona swego rodzaju wzorcem.Jej mieszkańcy pracowali– „Psycholog” roznosił np. mleko– ale większość zarobków szłado wspólnej kasy. Przyjęto zasa-dę: jak najmniej zasad. Lokato-rzy i goście sypiali na dwóch

ogromnych własnoręcznieuszytych materacach. Do szafyw korytarzu każdy wrzucałubranie, w którym przyszedłz miasta, i wyjmował to, co musię podobało. Życie obracało sięwokół muzyki. Grano, jak ktoumiał, „muzykę intuicyjną” i słu-chano płyt, które od czasudo czasu docierały z Zachodu.To w komunach – jak twierdzi

Ryszard Terlecki, najbardziejznany w swoim czasie hipis kra-kowski – zaczął powstawać me-tajęzyk łączący muzykę z treściątekstów, którym potem posługi-wały się kolejne pokolenia mło-dzieży.

Z komuną po kraju

Hipisów obwinia się o spro-wadzenie, a w każdym razie za-

6 Najnowsza historia Polaków

wijając myśli sygnalizowanew tygodniku „Forum”, szybkozdobywał wyznawców.

– Studiowałem historię filozo-fii, ale nie chciałem tylko „wie-dzieć”. Chciałem przeżyć te war-tości, o których mówili Sokrates,Arystoteles, Platon. Zrealizowaćpołączenie człowieka z człowie-kiem drogą, która była mi naj-bliższa, drogą miłości. Sypiałemnad brzegiem Wisły na Biela-nach, w ciągu dnia chodziłempodempik narogu Alej iNowegoŚwiatu do młodych chłopakówi dziewczyn, którzy siedzieli tamz „długimi pięknymi włosami”,jak mówi Ginsberg. Któregośdnia zapytałem, czy nie chcieliby,abyśmy żyli razem. Zamieszkali-śmy razem we wspólnej izbiew suterenie, wśród działek, tamgdzie dzisiaj jest gmach telewizji–wspominał.

Izbę tę, znaną jako Kurnik,uważa się za pierwszą hipisow-ską komunę w Polsce. Potemsłynne były komuny m.in.w Podkowie Leśnej, a zwłaszczaw Ożarowie, której mieszkańcyz „Prorokiem” na czele najbar-dziej chyba przyczynili siędo rozwoju hipisowskiej wizjiświata. Idee te najpełniej zreali-

Utopia bajecznie kolorowa

SB inwigilowała uczestników strajków do końca lat 70. Co trzeci został wyrzucony z pracy

forma upamiętnienia zabitych.Pod bramą nr 2 rozpoczęło sięskładanie kwiatów. Dziennierobiło to kilka osób i grup, a mi-mo to brakowało wywiadow-ców do podjęcia obserwacji „zasprawcami”. Pielęgnacją kwia-tów, których MO nie odważyłasię uprzątnąć, były cztery pra-cownice stoczni – sprzątaczki,które esbecy próbowali bezskutku werbować na tajnychwspółpracowników. 20 majapod ścianą pozostały już tylkotrzy gałązki bzu i jeden tulipankoloru kremowego. Te „ważne”informacje przekazali skrupu-latnie swoim szefom wywia-dowcy SB.

„…sztandar

z czarną kokardą…”

Do następnych gestów świad-czących o pamięci doszło w

przeddzień Wszystkich Świę-tych: w rejonie gdyńskiego wia-duktu zapalono trzy świeczki, aw Gdańsku przed bramą nr 2złożono kwiaty. 1 listopada prób„zakłócania spokoju” było wię-cej. Generalnie, dzięki przeciw-działaniu SB, „obchody” byłyjeszcze skromniejsze niż w ma-ju. Elbląg można by uznać za zu-pełnie spacyfikowany, gdybynie rodzina Mariana Sawicza,która złożyła kwiaty i zapaliłaświeczki w miejscu jego śmierci.Po rozmowach ostrzegawczychSawiczowie nie podejmowalijuż w następnych latach prób„destabilizowania sytuacji”.

Do pierwszej rocznicy Grud-nia SB była jeszcze lepiej przy-gotowana technicznie, udało sięteż znacznie ostudzić nastroje wzakładach pracy. Mimo to do-szło do kilku „incydentów”:

13 grudnia „nieznani sprawcy”rozwiesili ręcznie wykonaneplakaty i wiersze przy bramie nr2 Stoczni, a na jednym z wydzia-łów zorganizowano ceremonięwciągnięcia flagi na maszt i od-śpiewano hymn. Również wGdyni znaleźli się odważni lu-dzie, którzy złożyli kwiaty i za-palili znicze na wiadukcie –miejscu zbrodni z 1970 roku.Jawnie i odważnie angażowałsię w pomoc robotnikom i przy-pominał ofiarę Grudnia nieżyją-cy już ksiądz Hilary Jastak – le-genda powojennej Gdyni. Innibali się.

W 1972 roku na publiczneprzypominanie Grudnia odwa-żyli się już tylko nieliczni. Mimoto środowiska robotnicze nie za-pomniały lekcji Grudnia, choćludzie zamknęli się w sobie iprzycichli. Pamiętali jednak o

swej sile i płonącym komitecie.Co ciekawe, już wówczas mieliświadomość, że wyjście na ulicepoza mury zakładów było kar-dynalnym błędem. Ta ważna na-uka stanie się podwaliną zwy-cięstwa w Sierpniu 1980. Zanimjednak doszło do wielkiegostrajku, „zaczyn” grudniowymusiał przejść długi okres inku-bacji.

1014 inwigilowanych,

300 wyrzuconych…

Uciszenie wrzenia na Wy-brzeżu związane było z zakrojo-ną na wielką skalę operacją poli-cyjną. Nazwano ją kryptonimem„Jesień ‘70”. Obok operacji sta-nu wojennego miała ona najbar-dziej represyjny i krwawy cha-rakter. Zakończono ją dopiero w1978 r.!

„Jesień” zaczynała się nocny-

Grudzień ‘70 – To nie na darmo...

>

>

Zaraz po ostatecznym rozprawieniu się z syjonistami, jesienią 1969 r. partia zabrała się do hipisów

≤Zlot hipisów w Mielnie. Od lewej na pierwszym planie Marek Garztecki „Turek” i Olga Jackowska „Kora”

AR

CH

IWU

M M

AR

KA

GA

RZ

TE

CK

IEG

O

31-12-PR-1-A-006-KO-1 12/21/07 4:23 PM Page 6

Page 7: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

>Reportaż z przeszłości 7

początkowanie, plagi narkoma-nii w Polsce. I nie sposób zaprze-czyć, jak przyznaje dziś wieluz nich, że to oni pierwsi otworzy-li te drzwi. W okresie, gdy po-wstawały pierwsze wspólnotyhipisowskie, pomimo że ideolo-gia zalecała poszerzanie w tensposób świadomości, narkotykinie odgrywały jednak większejroli. Zresztą były w kraju niemalniedostępne. Próbowano je za-stępować wąchaniem trującychpłynów, takich jak osławionypreparat do czyszczenia ubrańtri. Dopiero później dzięki za-chodnim hipisom zaczęły docie-rać do polskich komun haszysz,

marihuana i LSD. Prawdziwydramat zaczął się w 1972 r., gdywynaleziono domowy sposóbprodukcji wywaru z maku, czyliśmiercionośnego kompotu.W następnych latach hipisi koja-rzyli się już głównie z narkotyka-mi. Wielu z nich zapłaciło za tożyciem, a sam ruch znalazł sięna manowcach i – jako ideologiaobiecująca ulepszenie świata– przestał właściwie istnieć.

Na razie jednak ta mrocz-na chmura była jeszcze dalekoza horyzontem zdarzeń. W 1967r. hipisów można było doliczyćsię w całym kraju nie więcejniż 20 – 30. Rok później, wraz

mi pogrzebami organizowany-mi pod kontrolą SB. Praktykąstosowaną wówczas było wpi-sywanie jako przyczyny zgonuzupełnie innego powodu niżśmierć od kuli. Np. w akcie zgo-nu Zbigniewa Wyciechowskie-go zabitego w Gdyni podano,że umarł na wrzód żołądka.„Zabezpieczano” też groby (wżargonie oficerów SB „zabez-pieczanie” to bardzo ważnesłowo). Gdy rodzina JanuszaŻebrowskiego odważyła się na-pisać, że „zginął w wydarze-niach grudniowych”, bezpiekaz uporem niszczyła tabliczkęna grobie.

Równocześnie rozpoczęło sięidentyfikowanie uczestnikówrewolty. Od 14 grudnia 1970 ro-ku do 30 czerwca 1971 roku wsprawie „Jesień ’70” zewiden-cjonowano 2630 osób biorą-cych bezpośredni udział w wy-darzeniach. Po dokonaniuwstępnej selekcji rozpoczęto in-

wigilację 1014 osób. W 1972 rokukontrolowano już „tylko” 200„najgroźniejszych” osób. Jedy-nym widomym dla wszystkichelementem walki z Grudniembyły aresztowania i zwolnienia zpracy. Dotyczyły one najaktyw-niejszych uczestników strajku idemonstracji nie tylko z 1970 ro-ku, lecz również z kolejnychmiesięcy następnego roku, kie-dy to publicznie domagano sięrealizacji żądań zrodzonych wGrudniu oraz upamiętnieniaofiar. Ogółem w latach 1971 –1972 tylko z gdańskich zakła-dów wyrzucono ponad 300 osób.

Najważniejszym w koncepcjiSB elementem kontroli stocz-niowców miała być agentura. PoGrudniu, zaledwie w ciągudwóch miesięcy rozbudowanoją w województwie gdańskim ażo 145 jednostek. Zaprogramo-wano ją nie tylko na dostarcza-nie informacji, lecz również

z wiosennym słońcem na uli-cach miast – w Warszawieprzy murach Starego Miastai na skwerze koło pomnika Pru-sa na Krakowskim Przedmie-ściu, w Krakowie na Rynku – po-jawiły się setki wyznawców no-wej wiary. Wielu z nich przyłą-czyło się do ruchu tylko na wa-kacje. Sporo było hipisówniedzielnych, jeszcze więcej ta-kich, którzy po prostu naślado-wali ich strojem – bo już nie za-wsze zachowaniem i postawąwobec bliźnich. Pojawiły się za-tem wśród ideowych uczestni-ków ruchu propozycje, bywprowadzić legitymacje.

Zwłaszcza że wielu młodychbuntujących się przeciw szkolei codzienności dopytywało sięo możliwość „zapisania się”do hipisów. Ostatecznie pomysłlegitymacji hipisa upadł.

– Poznawaliśmy się więcpo spojrzeniu. Nasi ludzie ina-czej patrzyli – twierdzi „Psycho-log” – ciepło, życzliwie, bardzospokojnie.

W lecie 1968 r. gromady hipi-sów wyruszyły na letnie wę-drówki, by szerzyć swe naukii przyglądać się światu. W końcuczerwca „Prorok” i jego wyznaw-cy dotarli w okolice Łęczycy,gdzie w zamian za chleb i mleko

działania dezintegrujące. Szcze-gólnie perfidnymi działaniamiobjęto przywódców robotni-czych. Poddano ich intensywnejinwigilacji, a jednocześnie stara-no się skompromitować. Niewahano się ingerować w życierodzinne, wysyłając do żon do-nosy.

Działania SB wspomagała po-tężna machina propagandowakompromitująca Grudzień woczach opinii publicznej jakochuligańskie ekscesy, gdy w rze-czywistości były one margine-sem, i to prowokowanym przezSB.

„To nie na darmo…”

Gdy władzy zdawało się, żegrudniowe rany się zabliźniły, aludzie zapomnieli, garstka gdań-skich opozycjonistów skupio-nych w Wolnych Związkach Za-wodowych i Ruchu Młodej Pol-ski, odczytując zmiany dokona-ne w świadomości społecznej

przez legendę Grudnia, zaczęłaorganizować opór. Do przypo-minania wolnościowych ideiwykorzystywała kolejne roczni-ce tragedii. W 1977 roku odbył siępierwszy wiec pod bramą nr 2.Przyszło niewielu. W 1979 rokubyło już około 5 tysięcy demon-strantów! Jeden z mówców, Da-riusz Kobzdej, mówił: „Zbliża sięczas, kiedy zdobędziemy to, o cowalczymy: wolną ojczyznę”. Wsierpniu 1980 na stoczniowej ta-blicy z 21 postulatami pojawił sięrównież ten z żądaniem budowypomnika ofiar Grudnia. Wtedyteż chyba wszyscy uwierzyli wsłowa „Ballady o Janku Wi-śniewskim”: „Nie płaczcie matki,to nie na darmo”. Od momentubudowy pomników nikt nie byłw stanie wymazać symbolu 1970roku z pamięci narodowej. Alena realizację proroctwa Kobz-deja przyszło jeszcze poczekać.

—Janusz Marszalec

w

≤Spotkanie hipisów na placu Zwycięstwa w Warszawie

SB utworzyła specjalne,hipisowskie komórkiprzy komendach milicji.Znanych hipisówzatrzymywanoregularnie na ulicach,w komunach. Zdarzałysię też aresztowaniana dłużej, pod różnymipretekstami

PA

P/

AD

M

>

31-12-PR-1-A-007-KO-1 12/21/07 4:23 PM Page 7

Page 8: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

8 Najnowsza historia Polaków

13 grudnia 1970 roku

ARKADIUSZ RYBICKI

Dramat tamtych trzechdni Grudnia 1970 r.pamiętam do dziś, se-kwencja po sekwen-cji. Najpierw ponure

nastroje przy wysłuchiwaniu so-botniego komunikatu o pod-wyżkach cen, co oznaczało dal-sze pogorszenie warunków ży-cia. Miałem 17 lat i w poniedzia-łek 13 grudnia poszedłemdo szkoły. Nasze LO nr 1 byłook. 200 metrów od bramyStoczni Gdańskiej. Podczas lek-cji wyrwał nas z ławek szumza oknami. Płynęła rzeka stocz-niowców. Machając kaskami,wołali: „Chodźcie z nami!”. Sercemi żywiej zabiło, bo z kolegami,m.in. z Aleksandrem Hallem,tworzyliśmy grupę o antyrządo-wym nastawieniu. Nauczycielezamknęli nam jednak drzwiszkoły na głucho, ale uciekłemprzez szatnię i dziurę w płocie.

Ciągnęło mnie do centrumwydarzeń. Przyłączyłem siędo stoczniowców idących nadaćkomunikat o strajku. Przez gło-

Wy się pracowali przy zbiorze czereśniw spółdzielni produkcyjnej.W szkole w pobliżu Piątku „Pro-rok” oznajmił od progu, że sąpierwszą oficjalną komuną hipi-sów w PRL. Wzruszony dyrektorofiarował im nocleg i pozowałwraz z ciałem pedagogicznymdo pamiątkowego zdjęcia.Stamtąd pociągnęli autostopemdo Torunia, gdzie na murachStarówki odbyło się spotkaniedyskusyjne z miejscową prasąi dalej, na zlot do Mielna. Znadmorza komuna ruszyła do Dusz-nik-Zdroju, by stanąć twarzątwarz z potęgą systemu.

Ludzie dobrzy z natury

Lato owego roku było pięknei słoneczne, ale i w świecie,i w kraju panowała duszna, na-pięta atmosfera. ZSRR i bratniekraje szykowały się do rozprawyz praską wiosną. W Polsce trwałyrepresje wobec uczestnikówmarcowych manifestacji stu-denckich i nasilała się kampaniaantysemicka. Odwracało to nie-co uwagę władz od hipisów, da-jąc ruchowi czas na rozwinięcieskrzydeł. Wcześniej, obserwującrozwój wypadków na Zacho-dzie, rozważano nawet, jak sięzdaje, zaliczenie ich do młodzie-

ży postępowej, którą można bysię posłużyć w walce z kapitali-zmem i jego ideologiami. „Proro-kowi” i jego ludziom udzielononp. na jakiś czas schronieniaw klubie ZMS na warszawskiejStarówce. Ale rachuby te szybkoporzucono.

Ruch, którego źródłem byłgłód wartości skierowany prze-ciw strukturom rzeczywistościspołecznej, na Zachodzie sprze-ciwiał się kultowi pieniądzai konsumpcji. W PRL – uderzałprzede wszystkim w hipokryzjęsystemu. Dlatego zaraz po osta-tecznym rozprawieniu się z syjo-nistami, jesienią 1969 r. partiazabrała się do hipisów. W gaze-tach przedstawiano ich jako wy-rzutków i leniów, margines spo-łeczny obcy i wrogi młodzieżyrobotniczo-chłopskiej. Opisy-wano orgie, narkotyki i poniża-jący człowieka wolny seks, któryzresztą, jak przyznają z pewnymżalem dawni hipisi, był nawetw komunach tylko teorią.

W sprawę wkroczyła wkrótceSB, która utworzyła specjalne,hipisowskie komórki przy ko-mendach milicji. Znanych hipi-sów zatrzymywano regularniena ulicach, dworcach, w komu-nach. Zdarzały się też areszto-

wania na dłużej, pod różnymipretekstami. Wielu hipisówuwięziono za uchylanie sięod służby wojskowej. „Prorok”zaliczył dwie paromiesięczneodsiadki. Na hipisów napusz-czano też chuliganów, tzw. git-lu-dzi. Akcje przeciw nim uspra-wiedliwiała w oczach opinii pu-blicznej plaga narkomanii. Niktich praktycznie nie bronił.

Dopiero znacznie później,w nowych już warunkach, za-częto dostrzegać zasługi hipi-sów dla budowy społeczeństwabardziej otwartego i tolerancyj-nego, w którym ceni się wrażli-wość i dba o środowisko natu-ralne. Ale jednocześnie była to,np. zdaniem Terleckiego, złautopia, która pociągnęła za sobąludzkie nieszczęścia: „Mimo touważam, że tamte lata mniewzbogaciły. Znalazłem się w wi-rze nihilistycznej rewolucji i wy-dobyłem się z niego. Umocniłoto we mnie fundament podsta-wowych wartości”.

Inny z dawnych hipisów owe-go nihilizmu jednak nie dostrze-ga: „Żyliśmy ekstatycznie,w przekonaniu, że ludzie są z na-tury dobrzy. Każdy dzień byłprzygodą. Nie żałuję niczego”.

—Grzegorz Łyś

Utopia bajecznie kolorowa

Gdańsk, Gdynia i Szczecin 1970

Jesienią 1969 r. partia zabrała się do hipisów

>

<Transportery

opancerzone

wśróddemonstrantóww Szczecinie

>Płonie gmach

KW PZPR

w Gdańsku

>≥Zastrzelony

na gdańskiejulicy

IPN

SZ

CZ

EC

IN

SP

EC

ZN

Y K

OM

ITE

T B

UD

OW

Y P

OM

NIK

ÓW

OF

IAR

GR

UD

NIA

31-12-PR-1-A-008-KO-1 12/21/07 4:24 PM Page 8

Page 9: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

>Pamiętam ten dzień 9

śniki zradiofonizowanej nyskikolejni rozmówcy lamentowali,że mają za wysokie normy, pra-cują pogodzinach, brakuje ręka-wic itp. Kiedy podszedłemdo mikrofonu, wygarnąłem, comnie bolało: że nie ma co jeść, boPolska jest w niewoli ZwiązkuRadzieckiego. Wspomniałem,kto nam urządził Katyń i doda-łem, że ten ustrój trzeba obalić.Nastąpiło poruszenie. Gwizdy,okrzyki: „Prowokator!”. Robotni-cy z nyski podziękowali mi z pro-tekcjonalnym pobłażaniem.

Drugiego dnia nawet niewszedłem do szkoły, którą zmie-niono w koszary ZOMO. Dzieńspędziłem na walkach z milicjąi podpalaniu gmachu KomitetuWojewódzkiego PZPR. Sprzyja-ła nam okoliczność, że ok. 50metrów od niego był sklep che-miczny, a w nim butelki siwej pa-sty do podłóg. Miotana, kleiła siędo ścian i paliła, wydzielając gę-sty dym. Żołnierze strzegący ko-mitetu oddali kilka salw w po-wietrze ślepymi nabojami, a po-tem pociskami smugowymi, cotłum tylko rozjuszyło. W końcusię poddali.

Trzeciego dnia Gdańsk byłna ogół spacyfikowany. Padłyśmiertelne strzały pod Stocznią.Ludzie w bezsilnym gniewie rzu-cali kamieniami w transportery.Chcieliśmy z Aleksandrem Hal-lem i Jackiem Młynkiem wybraćsię do Gdyni, ale pociągi nie kur-sowały. Postanowiliśmy zatemzajrzeć do rzeczki Raduni, gdziewandale wrzucali ponoć książki.Rzeczywiście, pływały koło Wiel-kiego Młyna. Jednak nie książki,tylko dzieła Marksa i Lenina. Na-gle, prawie nas rozjeżdżając, wje-chała na chodnik milicyjna suka.Fukcjonariusz z pianą na ustachwskazał mnie: „Tego!”. Wrzucili„tego” między krwawiących ludzii powieźli na Piwną. Posterunekbył po przejściach: osmalony;wybite szyby pozastawiano sza-fami.

Na schodach, podestachi gdzie się dało, milicjanci urzą-dzali tzw. ścieżki zdrowia, pału-jąc wszystkich gdzie popadło.Strasznie długo mnie bolało mi-mo grubego, zimowego płasz-cza. Sfotografowali, pobrali od-ciski palców. Mnóstwo ludzi sta-ło z rękami na ścianach. Tajniacy

brutalnie ich obracali, żeby po-równać z twarzami na posiada-nych zdjęciach. Rozpoznanychwygarniano. W całej komendzierozlegały się krzyki bitych. Tobył zorganizowany terror. Jedniklęczeli, inni obcinali im włosyscyzorykami. Kto nie chciał tegorobić, obrywał pałą. Ścianyschlapane krwią robiły maka-bryczne wrażenie.

Wprowadzili mnie do oban-dażowanego milicjanta zpistole-tem w ręku, który przysypiałza biurkiem. Na gazecie leżałyprzednim kiełbasa ichleb. Pełnobyło szkła z wybitych szyb.Wgłębi siedział więzień zprzera-żonym wzrokiem, amundurowy,waląc pałką w blat, powtarzał:„Po co ci to, k…, było?”. Jako alibipokazałem czapkę licealisty, tłu-macząc, że wracałem do domu,bo w szkole zostały zainstalowa-ne koszary ZOMO. W innym po-koju zomowiec rozdeptał miokulary lennonki. Szukał na pal-cach śladów po rzucaniu kamie-niami. Pełna i zaczęta przezemnie paczka papierosów skłoni-ły go do upiornego śledztwa, czynie pochodzą z rabunku. Co

w to nie mieszajcie

chwilę odjeżdżały suki z ludźmiprzeznaczonymi do dwutygo-dniowych odsiadek. Na końcuesbek wygłaszał sentencje:„Stoczniowcy zlinczowali mili-cjanta, bijąc go deską najeżonągwoździami. To jest kontrrewolu-cja. Wy się w to nie mieszajcie”.Gdyby wiedział, co robiłemprzez dwa ostatnie dni…

Wracając na piechotę kilka ki-lometrów do domu, bo nic niejeździło, kryłem się po zaułkachprzed patrolami, by ponownienie trafić w tryby terroru. Te sce-ny wciąż wracają do mnie jakonocne koszmary. Zwłaszcza mojaucieczka (udana) ze skurczemwnodze ioddechem zomowcównakarku.

—notował Janusz R. Kowalczyk

≤Arkadiusz Rybicki, dziś poseł PO

<Salwy

do stoczniowców

Gdyni idącychwiaduktemkolejowym

<≥Pochód

robotników

wyrusza zeStoczni Gdańskiej

>Płonie gmach

KW PZPR

w Szczecinie

SP

EC

ZN

Y K

OM

ITE

T B

UD

OW

Y P

OM

NIK

ÓW

OF

IAR

GR

UD

NIA

M.

CZ

AS

NO

WO

JT

EK

JA

KU

BO

WS

KI/

KF

P

31-12-PR-1-A-009-KO-1 12/21/07 4:24 PM Page 9

Page 10: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

10 Najnowsza historia Polaków

Ogółem zatrzymano2,5 tys. studentów, wielurelegowano z uczelnii powołano do wojska,prawie 100 skazanoprzed sądami na karydo trzech lat więzienia,rozwiązano niektóre kie-runki studiów, a na uczelniawansowano kilkuset naj-bardziej wiernych PZPRpracowników naukowych– tzw. marcowi docenci(ok. 15 proc. pracownikównaukowych).11 KWIETNIA – Z RadyPaństwa odwołano Jerze-go Zawieyskiego,katolickiego polityka, któ-ry stanął w obronieatakowanego Koła Posel-skiego Znak– „politycznej resztówkireakcji”. Zmarł niespeł-na rok później zaszczutyprzez reżim.20/21 SIERPNIA – „Lu-dowe” Wojsko Polskiedowodzone przez Jaru-zelskiego wraz z armiamiUkładu Warszawskiegodokonało agresji na Cze-chosłowację i stłumieniawolnościowego ruchupraskiej wiosny. Okupa-cyjnym kontyngentemdowodził gen. Florian Si-wicki.8 WRZEŚNIA – W prote-ście przeciwko najazdowina Czechosłowację– podczas uroczystychdożynek na StadionieDziesięciolecia w War-szawie w obecności 100tys. osób – dokonał sa-mospalenia RyszardSiwiec, były żołnierz AK,mieszkaniec Przemyśla.W ostatnim liście pisał:„Kochana Marysiu, niepłacz. Szkoda sił, a będąci potrzebne. Jestempewny, że to dla tej chwiliżyłem 60 lat. Wybacz, niemożna było inaczej.Po to, żeby nie zginęłaprawda, człowieczeń-stwo, wolność, ginę, a tomniejsze niż śmierć mi- >

KRZYSZTOF MASŁOŃdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Gdyby to moją babcięStasię Edward Gie-rek spytał: „Pomoże-cie?”, odwrzasnęła-by mu ze wszystkich

sił: „Pomogę!”. Jak by muwprawdzie pomagała, nie bar-dzo wiem, bo babcia w życiuprzepracowała jedną godzinę,ale jakoś by na pewno wsparłaTowarzysza Sztygara. Była nimzachwycona, podobnie jak99 procent polskiej nacji. In-na sprawa, że 99,999 proc. naro-du (wyłączywszy rodziny Go-mułków, Kliszków, Jaszczukówet consortes) tak miało po uszyTowarzysza Wiesława z jego re-feratami o uprawach bobikui produkcji lokomotyw, że kto-

kowiek by go wysadził z siodła,zyskałby od razu dozgonnąwdzięczność ludu.

– Z Gierka mężczyzna jak siępatrzy, postawny, przystojny,wykształcony – wyliczała babciagierkowskie przewagi.

– Co też babcia opowiada– oponowałem. – On do żad-nych szkół nie chodził, tylkona kursy partyjne, którychzresztą nie ukończył, bo byłza tępy – dodawałem złośliwie.

– To ty szkoły nie skończysz,bo już z trzeciej cię wyrzucają– przytomnie skontrowała bab-ka. – A Gierek po francusku mó-wi jak po polsku.

– Bo był górnikiem we Francjii Belgii.

– Widzisz, nawet węgiel wie-dział, gdzie kopać. Bo ci po-przedni, to jak gdzie pracowali,to albo w Donbasie, albo w Kow-nasie; i tak na okrągło. A ty lepiejpopatrz, jak na Gierku leżą gar-nitury, bo na Gomułce to wisiałyjak na wieszaku.

– Bo krawcowi lepiej płaci,Edżogerek jeden.

Uwielbienie babci Stasidla I sekretarza KC PZPR rosłoprzez cały 1971 rok w takim tem-

pie, że obawiałem się, iż na naj-bliższe święta Bożego Narodze-nia zażąda, by powiesić gona choince. Oczywiście, nie do-słownie, ale w postaci fotografii,jak to uczynił ojciec mojego ko-legi Zbyszka na fali pogrudnio-wej euforii.

Zacząłem podejrzewać, żebabcia sympatyzuje z Gierkiemz racji zbieżności imienia z jegomałżonką – obywatelką Stani-sławą Gierek, jak ją tytułowano.Nie miałem racji. Babci nie prze-szkadzała wprawdzie jedy-na w swoim rodzaju elegancjaStanisławy Gierek, ale była zda-nia, że jak na żonę Pana (!)Edwarda jest może nie dość re-prezentacyjna. I tak po Zosi Go-mułkowej – wydymała kpiącousta – nie ma o czym mówić.

Co prawda, to prawda. O to-warzyszce Gomułkowej, gdypo wojnie kierowała w Warsza-wie kadrami PPR, mówiono, żema zwyczaj komentowania zgła-szających się do pracy komuni-stów żydowskiego pochodze-nia: – Wygląd jeszcze jak cię mo-gę, ale to nazwisko! Rewanżowa-no się, obgadując ją po kątach:– Nazwisko jeszcze możliwe, aleten wygląd! A urody była mizer-nej, za to wybitnie semickiej.

Kiedyś Wolna Europa podałainformację, że Gierek przez jakiśczas był w ambasadzie polskiejw Brukseli... odźwiernym czywindziarzem. Babcia Stasia niesłuchała odtąd „Warszawy IV”,jak popularnie nazywano RWE.Po latach, gdy w Warszawie mia-ła miejsce seria tajemniczychpożarów, z najbardziej spekta-kularnym pożarem Smykana czele, a babcia bardzo się tymprzejmowała, mało śmiesznieżartowałem, że przede wszyst-kim boi się o Sztygara.

– Spali się, spali, już niedługojego...

Babcia patrzyła na mnie z wy-rzutem, przypominając, że jeślinawet nie mam Boga w sercu (tosię nazywa argument!), too Edwardzie Gierku powinie-nem myśleć ciepło ze względuna drugą babcię – Eleonorę,urodzoną w tej samej Porąbceco partyjny przywódca.

Ecik Gierek to najpierw komunista

19

68

Kalendarium

<Jarosław

Szarek

historyk,Oddział IPN w Krakowie

Saturator

z wodąpobieranąz miejskiegowodociągui uczniowieliceumplastycznegow Łazienkach,upodabniający

się

do Beatlesów

MA

RE

K S

ZY

SZ

KO

31-12-PR-1-A-010-KO-1 12/21/07 4:25 PM Page 10

Page 11: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

To akurat byłaprawda, ale comiał piernikdowiatraka, czyliE d ż o g e r e kdo babci Leosi,uroczej starowin-ki, której nie zda-rzało się zapamię-tać mojego imienia.Takiego miała alzheime-ra w czasach, w którycho alzheimerze nikt jesz-cze nie słyszał!

Okazać się miało, żewszystko jakoś się jed-nak ze sobą łączy. Bab-cia Stasia zeszła już z te-go świata z imieniemGierka na ustach, gdymój ojciec, już na emery-turze, wziął pod rękęswoją siostrę i wyruszylirazem w peregrynacjęszlakami dzieciństwa.

Wrócił wyraźnie zado-wolony. Perorował o tym,jak dobrze jego krewni ży-ją, jakie mają domy, samo-chody. Kuzynów – śmiał się– mamy na pęczki: w Sosnowcu,Myszkowie aż po Częstochowę.A co dopiero we wsi Masłońskie!

Szczególnie wzruszył go pe-wien dalszy, jak go nazywał, stry-jek. Od ojca był niewiele starszy,tak jak to czasami bywa w rodzi-nach, w których wujowie sąmłodsi od siostrzeńców. Tenstryjek – też emeryt był, nomenomen, sztygarem na kopalni,górnikiem w czwartym chybapokoleniu. Dożywał swoich dni,otoczony gromadką wnuków,ciesząc się szacunkiem rodziny,przyjaciół, sąsiadów. Ojciec za-gadał do niego wybitnie niefor-tunnie, a rozmowa musiała miećmniej więcej taki przebieg.

– Ciężka, bo ciężka wasza pra-ca, ale przynajmniej teraz hono-rowana jak się patrzy – powie-dział tatulek wpatrzony w naby-ty przez stryjka w „Geweksie”kolorowy telewizor. I to, na oweczasy, najnowszej generacji, o ja-kim stary mógł co najwyżej po-marzyć.

– Tak myślisz, Wacku? – spytałstryj podstępnie.

– Co tu mówić, Gierek nie za-

i modrą kapustą, napili się wó-deczki, a następnego dnia roz-stali w pocałunkach.

Przypomniała mi się ta ojcow-ska relacja, gdy parę lat późniejczytałem o gierkowskim wa-rzywniku przy ulicy Różyckiegow Katowicach, którego półtora-milionowy koszt (w starych zło-tych) wliczony został w budowęFabryki Domów Sigma w Mysło-wicach. I nie potrafiłem wzru-szyć się niedolą TowarzyszaSztygara, którego – jak to wzru-szająco opisywał jego apologeta– nie było stać na utrzymaniedomu w Katowicach i musiałmarznąć, biedaczysko, w nazbytprzeszklonym domu w Ustro-niu. A może warto byłoby uści-ślić, jaki procent wartości kato-wickiego domu szacowanegona ponad 21 mln zł, Edward Gie-rek zapłacił z własnej kieszeni?

W każdym razie babcia Sta-sia, gdyby usłyszała popularne„za Jaruzelskiego” hasło: „Wra-caj Gierek do koryta, lepszy zło-dziej niż bandyta”, powiedziała-by: a widzisz, wyszło na moje!

pomniał o swoich krajanach– ojciec popisał się znajomościązagłębiowskich realiów.

– Tyś chyba blank ogup! – cał-kiem po śląsku orzekł stryj, jak-by urodził się nie po tej stronieBrynicy, a po tamtej. – Ecik Gie-rek to może i zagłębiok, ale naj-pierw komunista. A komuniści,to – wiysz – dbajo o siebie. A ty,górniku, fedruj, aż się zafedru-jesz na śmierć. W piątek i świą-tek, sobotę i niedzielę. Ty pracuj,a on tylko gada. I kradnie!

– Kto kradnie? – zapytał moc-no już ogłupiały tata. – Gierek?

– A kto niby? Duch Święty?O mnie – walił się stryjek w pierśkułakami nie mniejszymiod gierkowskiej dłoni, wielkościbochna – wszystkie hanysy pra-wią, że ze mnie gorol, a jaki po-rzondny! A Gierek co z tego, żez Porąbki. On już nie nasz, a typraw akuratnie, a nie jak po ga-zetach wypisują.

Dobrze, że stryjenka skończy-ła tę rozmowę, nakrywającdo stołu. Domorośli politycy zje-dli roladki z tartymi kluskami

lionów (…) Dojeżdżamydo Warszawy, piszęw pociągu, dlatego krzy-wo. Jest mi tak dobrze,czuję taki spokój we-wnętrzny jak nigdyw życiu”. W testamenciewzywał: „Usłyszcie mójkrzyk, krzyk szarego,zwyczajnego człowieka,syna narodu, który wła-sną i cudzą wolnośćukochał ponad wszystko,ponad własne życie…”.LISTOPAD – Na III zjeź-dzie konspiracyjnegoRuchu (m.in. Andrzej i Be-nedykt Czumowie, MarianGołębiewski, Emil Morgie-wicz, Stefan Niesiołowski)działającego od połowylat 60. przyjęto deklaracjęprogramową „Mijają la-ta…”, w której zapisano, iż„bez niepodległego bytunie będziemy rozwijać sięspołecznie, ekonomiczniei kulturalnie”. Organizacjazostała rozbita na począt-ku 1970 roku w związkuz próbą spalenia MuzeumLenina w Poroninie. Ste-fan Niesiołowskiwspominał: „Ruch byłna ówczesnej pustyni po-litycznej opozycjipierwszą antykomuni-styczną organizacją,nieukrywającą, że odrzucasocjalizm, że nie ma za-miaru ulepszać go anipoprawiać – rewidować.Zapewne dlatego nawetopozycyjna lewica, jużpóźniej milczała o Ruchu”.15 STYCZNIA – W ra-mach pomarcowychrepresji skazanona trzy i pół rokuwięzienia Jacka Ku-ronia i KarolaModzelewskiego. W lu-tym osądzono AdamaMichnika – trzy lata, Bar-barę Toruńczyk, HenrykaSzlajfera, Antoniego Za-mbrowskiego – dwa lata.W kwietniu skazano ko-lejnych „komandosów”m.in. Irenę Lasotę, Euge-niusza Smolara,a jeszcze jesienią 1968roku m.in. Józefa Dajcz-gewanda, SławomiraKretkowskiego, Jana Li-tyńskiego,Seweryna Blumsztaj-na (od dwóch do dwóchi pół roku).24 LUTEGO – Ogłoszonowyroki w pokazowym pro-

>

>Znaki czasu 111

96

9

>

31-12-PR-1-A-011-KO-1 12/21/07 4:25 PM Page 11

Page 12: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

12 Najnowsza historia Polaków

cesie tzw. taterników– Macieja Kozłowskiego,Jakuba Karpińskiego,Krzysztofa Szymbor-skiego, MałgorzatySzpakowskiej, MariiTworkowskiej. Oskarżo-no ich o przerzut przezTatry i kolportaż „Kultury”oraz wydawnictw InstytutuLiterackiego i skazanona wyroki od trzechdo czterech i pół lat wię-zienia.12 MAJA – Zmarł gen.Władysław Anders.Na wieczną wartę odcho-dziło pokolenieniepodległościowej emi-gracji, m.in. 11 paździer-nika 1969 roku gen. Kazi-mierz Sosnkowski, a13 grudnia 1966 rokuStanisław Mikołajczyk.19 SIERPNIA – UmarłPaweł Jasienica: „pu-blicznie spotwarzany,znieważany i poniżany– nie miał żadnej możli-wości obrony”– przemawiał nad gro-bem Jerzy Andrzejewski.Żona – towarzyszkaostatnich miesięcy życia– była konfidentem bez-pieki. W swym ostatnimdonosie opisała pogrzebJasienicy.7 GRUDNIA – W Warsza-wie PRL podpisałaz zachodnimi Niemcami(RFN) układ m.in. uznają-cy Odrę i Nysę Łużyckąza zachodnią granicę Pol-ski, co było wyrazemnowej polityki wschodniejBonn i dużym propagan-dowym zwycięstwemreżimu Gomułki.14 GRUDNIA – Po ogło-szonej podwyżce censtoczniowcy Gdańska wy-szli na ulice, domagającsię rozmów z władzami.Doszło do starć robotni-ków z milicją, padlipierwsi zabici. Spłonąłgmach Komitetu Woje-wódzkiego PZPR.Dramatyczne wydarzeniarozegrały się 17 grudniaw Gdyni, gdy stoczniowcyna apel I sekretarza KWPZPR Stanisława Kociołkaudali się do pracy. Do wy-siadających z kolejkipodmiejskiej „chłopcówz Chyloni i Grabówka” żoł-nierze otaczającystocznię oddali strzały.Tego dnia zginęło

>

>

19

70

Zdumionemu na-rodowi towarzyszWiesław oznajmił,że wzięty pisarzwczasie wojny byłprawą ręką „Łu-paszki”, wktórego

„bandzie” (właściwie: V BrygadaWileńska AK) podpalał powojniewsie i zabijał niewinnych ludzi.Beynara, aresztowanego w 1948roku, zwolniono jednak z powo-dów –zaakcentował mówca –muznanych. W ten sposób Jasienicazostał potrójnie unicestwiony: ja-ko człowiek ukrywający tożsa-mość (zapewne Żyd), bandytastrzelający do chłopów na Biało-stocczyźnie, wreszcie jako ubeckawtyka, która wręce władz wydałatowarzyszy broni (wtym samego„Łupaszkę”, mjr. Zygmunta Szen-dzielarza, aresztowanego równieżw1948 r., adwa lata później skaza-nego na karę śmierci i stracone-go).

Pisarz wiedział, że najbliższemu środowisko zna prawdęo nim i jego pochodzeniu, z ko-rzeniami – jeśli już, to tatarskimi.Ma też świadomość, że nie pro-

wadził akcji wNarewce, gdzie zgi-nęli czterej sprzyjający komuni-stom chłopi, a „w Boćkach i Sie-miatyczach (zdarzyć się tam mia-ły podobne wypadki – przyp.K.M.) nie był nigdy w życiu, niespalił żadnej wioski, białoruskiejani innej”. Znane też były okolicz-ności jego zwolnienia zwięzienia,w którym przesiedział dwa mie-siące. Po skutecznej interwencjiBolesława Piaseckiego, któryza niego poręczył, zapewniając,że Jasienica nie należy dożadnejkonspiracji, uwolniła go dyrektorDepartamentu Politycznego Mi-nisterstwa Bezpieczeństwa Pu-blicznego, sławna Luna Brysty-gierowa, mówiąc: „Wyjdzie pannawolność, zobaczymy, czy się toOjczyźnie opłaci”. Ale wyjaśnie-nia Jasienicy trafiły doograniczo-nej liczby osób, awiększość zapa-miętała oszczerstwa Gomułki,czytała też to, co wypisywali oJa-sienicy Ryszard Gontarz i innimarcowi propagandyści. Autor„Polski Piastów” był tym zgnębio-ny, co niewątpliwie – obok nie-uleczalnej choroby nowotworo-wej – przyspieszyło jego zgonw1970 roku. Miał61 lat.

Jego ostatnią, nieukończonąksiążką był „Pamiętnik”, w któ-rym m.in. stwierdzał z goryczą:„Mój dom wcale nie jest mojątwierdzą. Nie jestem panem szu-flady własnego biurka”. Jasieni-ca nie wiedział nawet, do jakiegostopnia prawdziwe są te słowa:donosiła bowiem na niego Służ-bie Bezpieczeństwa Zofia Ne-na Beynarowa, z którą ożenił sięw 1969 r.

Był historykiem z wykształce-nia i zamiłowania, autorem nietylko słynnej trylogii z dziejówPolski („Polska Piastów”, „PolskaJagiellonów”, „RzeczpospolitaObojga Narodów”), ale książkio Annie Jagiellonce – „Ostatniaz rodu”, i pasjonujących reporta-ży archeologicznych z zamierz-chłej przeszłości, jak „Słowiańskirodowód”, czy wreszcie wyda-nych już po jego śmierci szkiców„Polska anarchia” i „Rozważaniaowojnie domowej”.

Ten urodzony w Symbirsku(jak Lenin), wykształcony w Wil-nie, terminujący literacko w kra-kowskim „Tygodniku Powszech-nym” autor od 1950 roku miesz-kał w Warszawie. Był ostatnimprezesem rozwiązanego przezwładze w 1962 r. Klubu Krzywe-go Koła. Wiceprezesował Pol-skiemu Pen Clubowi i Związko-wi Literatów Polskich. W 1964 r.podpisał „List 34”, protest naj-większych autorytetów polskie-go świata nauki i kultury prze-ciw ograniczeniom wydawni-czym i działalności cenzury.

Za zasługi dla Rzeczypospoli-tej i za wybitne osiągnięcia pi-sarskie 3 maja tego roku prezy-dent Lech Kaczyński odznaczyłpośmiertnie Pawła JasienicęKrzyżem Wielkim Orderu Odro-dzenia Polski.

—Krzysztof Masłoń

Nie można o nich mówić jakoo rówieśnikach w sensie dosłownym,bo Paweł Jasienica (1909 – 1970) było 13 lat starszy od JanuszaPrzymanowskiego (1922 – 1998). Ale

obaj wzięli czynny udział w II wojnieświatowej, obaj później zajmowalisię pisaniem o historii i obajnajsilniej oddziaływalina społeczeństwo w okresie

GJKwi

Paweł Jasienica | 19 marca 1968 roku prawdziwenazwisko Pawła Jasienicy – Leon Lech Beynar – usłyszała całaPolska. Z ust Władysława Gomułki, który na wiecu w SaliKongresowej wskazał winnych tzw. wydarzeńmarcowych. I sekretarz KC PZPR za jednego z głównychoskarżonych uznał właśnie Beynara, pod nazwiskiem Jasienicyznanego jako autor historycznych bestsellerów: „Myśli o dawnejPolsce”, „Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”.

≤Paweł Jasienica na tle obrazu Matejki i żona, która szpiegowała gow domu. Ostatni jej raport dotyczył pogrzebu pisarza

AR

CH

IWU

M B

EY

NA

R-C

ZE

CZ

OT

T/

FO

RU

M

31-12-PR-1-A-012-KO-1 12/21/07 4:26 PM Page 12

Page 13: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

18 osób – wśród nichuczeń Zygmunt Go-dlewski – utrwalonyw „Balladzie o JankuWiśniewskim”. Zabicipadli także w Elblągu orazSzczecinie (13), któregoulice stały się miejscemzaciętych walk. Jako poda-no oficjalnie zginęło45 osób – ich pogrzebyodbywały się często nocąw asyście bezpieki,a 1164 osoby zostały ran-ne, zatrzymanych byłoponad 3 tysiące. SB i MOkatowały ich w bestialskisposób. To „bestialstwow niczym nie ustępująceokrucieństwu gestapo,NKWD czy bezpieki– pisał prof. Jerzy Eisler.„Syn miał pękniętą nerkę,uszkodzenie kręgosłupaz pęknięciem dwóch krę-gów, stłuczenie mózgu,wszystko na nim byłorówne od pobicia. (…)wśród trupów dr Kunertzobaczył, że jeszcze cie-pły, zadzwoniłna pogotowie” – wspomi-nała matka HenrykaHalmana. Jej syna zabrałopogotowie, ale za nim ru-szyła w pogoń milicja.Przed szpitalem milicjan-ci wyskoczyli: „Bierzmygo, mamy swój szpital,tam go wyleczymy. Alejuż dookoła zebrał siępersonel szpitala i nie dalisyna. Leczenie trwało trzylata. Syn wyszedł z tegoz 80 proc. utraty zdro-wia”. Inni wspominali:„Nie siniaki, potłuczenia,pręgi – granatowe ciałaod karku do ud poniżejpośladków. (…) To była za-bawa. Oni to robili nawetze śmiechem. Staliw grupce, rozmawiali zesobą, naraz jeden zaplu-wał ręce, łapał pałę i bił”.Rada Główna EpiskopatuPolski pisała: „pełni jeste-śmy współczucia dlarodzin i wszystkich ludzi,którzy ponieśli ciężkiestraty i z przejęciem pole-camy w modlitwach Bogutych, którzy zginęli.Po tych straszliwych stra-tach jedno tylko żywimypragnienie, jedno podno-simy wołanie: nieprzysparzać dalszychcierpień...”.

—Jarosław Szarek

>Rówieśnicy 13

Książką, którąpisarz sprze-d a w a ł b yw ZSRR z cię-żarówki, mo-gliby być jedy-nie „Czetyre

tankista i sobaka”. W ZwiązkuSowieckim ta spopularyzowa-na przez serial telewizyjny opo-wieść o dzielnej załodze czołgu„Rudy” i mądrym psie Szariku,którzy do spółki pokonali połą-czone siły Wehrmachtu i jedno-stek SS, cieszyła się dużym po-wodzeniem; na spotkania z ak-torami grającymi role czołgi-stów przychodziły tłumy,a książka doczekała się czte-rech masowych wydań. W NRD„Pancerni” też mieli cztery edy-cje („Vier Panzernsoldaten undein Hund” – to dopiero brzmia-ło!), a w Czechosłowacji sześć.W PRL 17.

„Pancernych” pokochały na-rody miłujące pokój (ale, odno-tuję, były też tłumaczeniana szwedzki i portugalski), coumożliwiło ich twórcy nabyćw Warszawie dom przy ulicyIdzikowskiego, niedaleko willigenerała Jaruzelskiego. Za-mieszkał tam z drugą żoną Ma-rią Hulewiczową, dawnąwspółpracowniczką StanisławaMikołajczyka, torturowanąw śledztwie przez UB. Ale w lu-tym 1982 r. Mieczysław F. Ra-kowski zanotował w „Dzienni-ku”, że autor „Czterech pancer-nych i psa” „połowę swojegodomu musi wydzierżawić Pu-mie (Przedsiębiorstwu UsługMieszkaniowych i Administra-cji, w latach komuny zajmujące-mu się wynajmem mieszkańdla cudzoziemców – przyp.K.M.), ponieważ nie jest w sta-

nie go utrzymać”. Komunikatten ówczesny wicepremier opa-trzył zgryźliwym komentarzem:„Chyba nie należy do najbied-niejszych”. Przymanowskiw końcu sprzedał ten dom... An-drzejowi Szczypiorskiemu. Czyten wyrzucił z ogrodu tabliczkęz napisem „Ulica Czterech Pan-cernych”, historia milczy.

W latach 1980 – 1985 Przyma-nowski był posłem na Sejm PRL,po wprowadzeniu stanu wojen-nego wsławiając się wystąpie-niami wyjątkowo agresywnymiwobec „Solidarności”. W staniewojennym krążył po Polscekrótki wierszyk: „Hołuj, Żu-krowski, Przymanowski, Lenart/– czterej pancerni. Mierni, ale uj-dzie./ Na nowy serial byłby nie-zły temat,/ cóż, gdy za nimi ża-den pies nie pójdzie”.

W 1939 roku zgłosił siędo wojska na ochotnika. Inter-nowany pod Tarnopolem, trafiłdo sowieckiego obozu, skąd go– jako nieletniego (miał 17 lat)– zwolniono do... pracy w kopal-ni bazaltu na Wołyniu. W 1941 r.wstąpił do Komsomołu. W stycz-niu 1943 r. zasilił szeregi ArmiiCzerwonej i walczył nad Mo-rzem Azowskim, gdzie został

ranny. Następnie zmienił mun-dur na polski. W 1. Armii WojskaPolskiego był politrukiem, byw 5. Brygadzie Artylerii dojśćdo funkcji zastępcy dowódcybaterii, a wkrótce dywizjonu.W lutym 1945 r. wstąpił do PPR.

15 lat później był już człon-kiem Komitetu WarszawskiegoPZPR. Bibliografia jego książekjest bardzo obszerna. Pisał po-wieści i opowiadania, utworydla dzieci, broszury propagan-dowe i piosenki. Np. „Takie ład-ne chłopaki” czy „Balladę stu-dziankowską” ze słowami:

Dziesiąty sierpnia upalny dzień,Ziemia podstalą zadrży,Trzecia kompania przez dymów

cieńWali wpancernej szarży.

Większą popularność po-za „Czterema pancernymii psem” (1964, przerobionymiteż na musical i komiks) zdobyły„Tajemnice wzgórza 117” (1954),napisani razem z OwidiuszemGorczakowem „Minerzy pod-niebnych dróg” (1959) i „Bitwapod Studziankami” (1964).

Pułkownik Janusz Przyma-nowski zmarł w 1998 roku.

—Krzysztof Masłoń

e Gomułki. Poza tym – same różnice.Jak między partyzantką ArmiiKrajowej a Armią Czerwoną, międzywielką historiozofią a propagandąi bajkami dla dzieci, wreszcie między

troską, by rodacy widzieli dziejeojczyzny we właściwym wymiarze,a fałszowaniem przeszłościw interesie PRL i Sowietów. Czy tendrugi ze spokojnym sumieniem?

Janusz Przymanowski | W lipcu 1988 roku MichaiłGorbaczow spotkał się na Zamku Królewskim w Warszawie ze

starannie wyselekcjonowanymi przez władze przedstawicielamipolskiego świata kultury. Był wśród nich Janusz Przymanowski,

który zaproponował, że załaduje na ciężarówkę 50 tysięcyegzemplarzy swoich książek i będzie je sprzedawał w Kraju Rad.

– Niech mi pan, panie Michale, pozwoli to zrobić – poprosił.Gorbaczow nie ustosunkował się do tej oferty.

>

≤Janusz Przymanowski (z lewej) z reżyserem „Czterech pancernychi psa” Stanisławem Wohlem, w koszulce promującej serial

19

70

RO

DE

K K

AR

TA

31-12-PR-1-A-013-KO-1 12/21/07 4:26 PM Page 13

Page 14: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

14 Najnowsza historia Polaków

przestarzałych lamp elektrono-wych. Udział artykułów po-wszechnego użytku w produkcjiUnitry spadł z 28,5 procentw 1965 roku do 25 procentw 1970 roku, chociaż weszłydo sprzedaży radia tranzystoro-we i z UKF. Nie udało się rozpo-cząć produkcji kolorowych tele-wizorów i magnetofonów kase-towych. Wyroby znane byłyz częstych awarii.

Udział Polski w światowejprodukcji przemysłowej w 1970roku wynosił 2 procent, a Polskamiała 0,1 procent zainstalowa-nych na świecie komputerów– 70 razy mniej niż USA i 18 razymniej niż Wielka Brytania. Woje-wództwo opolskie miałood 1968 roku jeden komputerOdra 1013. „Wykorzystuje go hu-ta Małapanew w Ozimku do ob-liczeń kosztów odlewów staliw-nych, Fabryka Obrabiarek Rafa-met do obliczenia kosztów odle-wów żeliwnych i WojewódzkiePrzedsiębiorstwo Handlu Obu-wiem do obliczania obrotówmagazynowych. Pozostała mocobliczeniowa wykorzystywa-na jest przez biura projektowe.

ROBERT PRZYBYLSKIdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Od wojny minęło ponad 20 lat,ale ludziom żyło się coraz trud-niej. W sklepach nie starczałonie tylko mięsa (przede wszyst-kim wieprzowego), ale nawetoleju jadalnego z powodu brakuopakowań szklanych i ludzido pracy w rozlewniach. Po 1967roku wzrost płac nie przekra-czał 2 procent, gdy np. odzieżpodrożała o ponad 10 procent.Na dodatek atrakcyjne towarymożna było kupić wyłączniespod lady. Produkowane w Pol-sce koszule non-iron mięły się,a szorstkie swetry płowiały, roz-ciągały i traciły fason. Nie byłonawet obrączek. W 1969 rokumodne były karbowane, ale„czynniki miarodajne” wyjaśni-ły, że nie ma po co karbować,

skoro nawet gładkich brakuje.Dla osłody dzienniki podały, żew 1969 roku do sklepów tra-fi 100 tys. maszyn do szycia,235 tys. pralek, 530 tys. telewizo-rów, 20 tys. syren i 7 tys. fiatów.

W 1970 roku brakowało1,3 mln mieszkań. Od połowylat 60. standard budowanychmieszkań był obniżony. W 1970roku 48 procent mieszkań miałołazienkę. Co 20. rodzina miałasamochód, co piąta chłodziarkę,połowa radio i 48 procent tele-wizor. Przede wszystkim z po-wodu małych zarobków gospo-darstwa domowe wydawały codrugą złotówkę na żywność. Że-by podreperować domowe bu-dżety, do pracy poszły kobiety.W pięcioleciu 1965 – 1970 plani-ści założyli 42-procentowyprzyrost miejsc pracy dla kobiet,ale tylko w latach 1966 – 1967wyniósł on 57 procent.

Porażka planowania

W latach 60. rząd PRL plano-wał nadgonić zapóźnieniew dziedzinie chemii. Do 1967 ro-ku wydał łącznie ok. 40 mld złna produkcję włókien synte-

tycznych, w tym na Elanę w To-runiu, Anilanę w Łodzi i Stilonw Gorzowie. Produkcja włókienwzrosła z 78 tys. ton w 1960 rokudo 140 tys. ton dziesięć lat póź-niej, czyli z 2 do 4 kg na jednegomieszkańca. Planiści zapomnie-li jednak o włókniarzach, którzynie mieli maszyn do przerobuwłókien syntetycznych. Dlategoprawie połowa z wyprodukowa-nej w 1968 roku elany zalegaław magazynach. Pełne magazynybyły również w Anilanie i Stilo-nie. Tam, gdzie pieniądze były,przedsiębiorstwa budowlanenie miały mocy przerobowychi zaplanowane środki nie zostaływykorzystane.

Gospodarka planowa ponio-sła kompletną klapę takżew dziedzinie elektroniki. Dyrek-cja zjednoczenia Unitra narze-kała na szybkie tempo zmiantechnologii i asortymentu wyro-bów w tej branży, które zmusza-ło do nowych inwestycji. Brako-wało półprzewodników, niektó-rych typów kondensatorów, an-ten ferrytowych itp., a materiałyhutnicze i chemiczne były złejjakości. Rosła za to produkcja

Ponure miasta wieczorami wyglądały jak wymarłe. Kwiaciarnie zamykano o 19, a restauracje o 22

Gospodarka spod lady

KRZYSZTOF FEUSETTEdziennikarz „Rzeczpospolitej”

W kwietniu 1970 roku „Trybu-na Ludu” zastanawia się, czymwytłumaczyć fenomen żywot-ności idei Lenina. „Leninizm– wbrew swym otwartym i za-maskowanym przeciwnikom– zdobywa umysły ludzi pracywszystkich kontynentów. Do-prowadził do zwycięstwa socja-lizmu na jednej czwartej obsza-ru kuli ziemskiej zamieszkanejprzez jedną trzecią ludnościświata. To pod wpływem tych

idei potężny ruch narodowowy-zwoleńczy doprowadził do zała-mania się kolonializmu”.

Wszystko pięknie, ale z obli-czeń Biura Skarg iListów UrzęduRady Ministrów wynika, że dore-sortów wpływa rocznie pół milio-naskarg. Najpokaźniejsza porcjaobciąża gospodarkę mieszkanio-wą. Gazeta prowadzi dziennikar-skie śledztwo. Pewnapani popro-siła Spółdzielnię MieszkaniowąStarówka w Warszawie o doko-nanie drobnego remontu.Przedjego rozpoczęciem musia-ła podpisać, że „zuwagi naniety-powość wykonanych robót ibrakmożliwości sporządzenia koszto-rysu wstępnego obywatelka zo-bowiązuje się dokonać zapłatypo zakończeniu wszystkich praciprzedstawieniu rachunku wyni-kowego”. Prace obejmowałyoszklenie małego okna, rozebra-

nie ścianki działowej, obmurowa-nie wanny cegłami pozostałymipo rozbiórce, otynkowanie ścia-ny oraz drobne naprawy parkie-tu. Porobocie murarze przedsta-wili pani rachunek. Wynikałoz niego, że pracowali „5 pełnychdni roboczych”, a kwota do za-płaty wynosi równowartość jejtrzymiesięcznych zarobków. Panisię zdenerwowała („bo przecieżpracowali tylko dwa dni”) i przy-słała rachunek do„Trybuny”, ata–dobiegłego inżyniera.

Ten wyliczył, że kwota jest za-wyżona... siedmiokrotnie, i roz-wiązał zagadkę. „Kitu ekipa po-brała 3 kilogramy, a wystarczy-ło30 dekagramów –dooszkleniaokna opowierzchni0,7 metra kw.Szkła pobrano z magazynu pra-wie 8 metrów kw. – czyli 10 razytyle, ile było faktycznie potrzeba.Cementu wzięto worek 50-kilo-

wy, wystarczyłby5 razy mniejszy.Lepiku magazyn wydał15kg, po-trzebny był tylko kilogram. Klep-ki parkietowej robotnicy zaży-czyli sobie ponad 2 metry kw.,a zużyli nieco ponad pół metra.Nie wymieniam już dalszychszczegółów. Wspomnę tylkoo pobranej ścierce flanelowej!Komu była potrzebna? Czyżbyekipa sprzątała posobie włazien-ce? Lokatorka tego nie zauważyła.Materiały oczywiście nie wróciłydo magazynu. W mieszkaniu teżich nie zostawiono...”.

Paradoksalnie – kto wie, czylokatorka nie uszła z życiem wła-śnie dzięki temu, że wszystko za-brali. Prasa ostrzegała jużw marcu: „Nie tylko w nowocze-snym przemyśle, ale także w ży-ciu codziennym mamy do czy-nienia z ciągle wzrastającą róż-norodnością preparatów, które

Przodownik prasy

Nie wierz etykietom

31-12-PR-1-A-014-KO-1 12/21/07 4:26 PM Page 14

Page 15: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

>Kosz Peerelczyka 15

Centrum obliczeniowe ma byćwybudowane w Opolu dopierow 1975 roku”, pisało „Życie Go-spodarcze” w 1969 roku.

Bodźce zamiast złotówek

Niską efektywność gospodar-ki planowej rząd próbowałzmienić m.in. poprzez podnie-sienie rangi wyników finanso-wych jako kryterium ocenydziałalności. Jednym z zakła-dów wytypowanych do ekspe-rymentalnego wprowadzenia„bodźców materialnego zainte-resowania” była Polfa Łódź.Od 1965 roku zakład uzyskałwiększą samodzielność „na od-cinku zatrudnienia i gospodaro-wania funduszem płac”. W kolej-nych dwóch latach w zakładzieprodukcja wzrosła o 10 procentprzy spadku zatrudnienia. Eks-port w 1967 roku w stosunkudo 1965 roku zwiększył się z73,8 do 146,8 mln zł przy obni-żeniu kosztów jednostkowych.Produkcja antyimportowawzrosła o ponad jedną trzecią.Wytłumaczenie sukcesu byłoproste: ok. 4 procent zyskóweksportowych dyrekcja zakładuprzeznaczyła na nagrody uzna-niowe dla załogi.

Przeciwnicy nowego systemunarzekali, że zmniejsza on wpły-wy do budżetu państwa i niemiało dla nich znaczenia, żezjednoczenie finansowało inwe-

Wprawdzie o butach już wielepisaliśmy w tej rubryce, ale na-sze Czytelniczki znowu nas do-pingują do poruszania tego te-matu. Posłuchajcie co pisze Ma-ria Dobosz z Kłobucka:

„... Może za Twoim pośrednic-twem dyrektorzy zakładówobuwniczych odpowiedzą, w coobuć młode dziewczęta w wie-ku 11 – 13 lat. Wiemy wszyscy, żemają one nietypowe nogi, stopywąskie i długie, a łydki cienkie– i w tym cały kłopot. Od wcze-snej jesieni poszukuję botkówczy innych butów dla mojej12-letniej córki – daremnie. Sąwprawdzie botki, ale rozpaczogarnia – zamiast jednej łydkimieszczą się dwie i jak takiedziecko wygląda? Nie wspomnęjuż o tym, że śnieg i deszcz do ta-kiego odstającego od nogi buta

napada, a stopy mokre to od ra-zu choroba i kłopot. Nie pełniwięc taki but swojej ochronnej,ogrzewającej roli.

Ciekawa jestem co zawiniły tedziewczęta projektantom i wy-twórniom obuwia, że tak jepo macoszemu traktują. A możewinien jest handel, że źle zaopa-truje sklepy? Jestem z Kłobucka,

Ciocia Dobra Rada

Takie botki, że rozpacz ogarnia

a dwa razy w tygodniu odwie-dzam sklepy w Częstochowie.Bez skutku. Może za Twoim po-średnictwem stroskane matkiubiorą swe córki w odpowied-nie zimowe obuwie”.

Halina J. z Warszawy dodaje: „My matki dziewcząt od 10

do 14 lat, na próżno chodzimypo całej okolicy w poszukiwaniukozaczków. Jeśli są odpowied-nie numery – to o cholewkachszerokich i na wysokich obca-sach. Dziewczynki wyglądająw nich jak kot w butach. Poradźcoś. Może zaapelujesz do fabrykobuwia, niech również pomyśląo naszych córkach”

W imieniu tych mam apeluje-my więc i... czekamy na wyja-śnienia.

—Monika Janusz–Lorkowskaza rubryką „Z naszej poczty. Jeszcze o bot-kach”, „Przyjaciółka nr 2, 1970 r

PŁACA I CENY W 1970 ROKUprzeciętna płaca 2458 złdolar na czarnym rynku 140 złmięso wieprzowe (kg) 48,43 złjabłka (kg) 10,62 złmasło (kg) 75 złczekolada deserowa (100g) 19 złpasta do zębów 3,05 złmydło toaletowe 3,85 złwoda kolońska Uroda 29.05 złmasło eksportowe (kostka 250g) 18,75 złpół kg cukru 5,25 złtelewizor czarno-biały 8200 złpolski fiat 125 p 1300 160 000 zł

stycje z własnych zysków, spłaci-ło kredyty inwestycyjne, dorobi-ło się znacznych kwot na ra-chunku funduszu rozwoju.Uważali, że lepiej jest, jeżeliwszystkie dochody trafiajądo państwa i z powrotemdo przedsiębiorstw w formiedotacji. Ostatecznie programupadł, bo nie można było zapla-nować zysków niezależnie za-rządzanych przedsiębiorstww systemie centralnego plano-wania.

Gospodarka dostała zadysz-ki. Eksport był zbyt mały, aby

pokryć wydatki na import zbo-ża i potrzeby inwestycyjne. Biu-ro Polityczne PZPR 30 paździer-nika 1970 roku podjęło decyzję

o podwyżce cen żywności o18 procent. Ogłosiło ją 13 grud-nia 1970 roku.

z jednej strony są dobrodziej-stwem cywilizacji, z drugiej nio-są określone niebezpieczeń-stwa. Zdarza się – i to coraz czę-ściej, że nowe preparaty o dzia-łaniu ubocznym sprzedawanesą w popularnych opakowa-niach standardowych, w któ-rych od lat przyzwyczailiśmy siękupować produkt o zupełnie in-nym przeznaczeniu. Oto np.na jednej półce stoją dwie po-dobnej wielkości butelki zawie-rające zewnętrznie całkowiciepodobny preparat (biały gęstypłyn), z etykietami o jednobrz-miących niemal napisach: „Li-nol” i „Linal”. Rzecz w tym, żew jednej jest lek stosowanyprzy chorobie żołądka, a w dru-giej pasta do podłóg”. Przecieżto proste: po Linalu tylko Linol...albo odwrotnie. Lepiej od razugolnąć z obu butelek.

<<Zdjęciesymbol:ewentualnaklientka

naprzeciw

gołych

manekinów

<Na bazarze

Różyckiego

w Warszawie,u prywatnychkupców możnabyło dostaćwszystko

JAC

EK

SIE

LS

KI

KA

RTA

31-12-PR-1-A-015-KO-1 12/21/07 4:27 PM Page 15

Page 16: 1968 – 1970 Najazd na Czechosłowację, strzały na Wybrzeżu

16 Najnowsza historia Polaków

Cykl złożony z 18 zeszytów wpinanych do segregatora, ukazu-jących się co tydzień jako dodatek do „Rzeczpospolitej”.Powstał dzięki współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej.1. 1945 – 1947, czyli od zainstalowania przez Sowietów

PKWN do ucieczki Mikołajczyka2. 1947 – 1949, czyli do rozprawy z „odchyleniem prawicowo-

-nacjonalistycznym” i wprowadzenia stalini-zmu absolutnego

3. 1949 – 1953, czyli najgorsze czasy stalinowskie (bierutow-skie)

4. 1953 – 1956, czyli od aresztowania prymasa Wyszyńskiegodo tzw. odwilży

5. 1956 – 1958, czyli Październik i odwrót Gomułki6. 1958 – 1964, czyli mała stabilizacja, ale konflikty narastają7. 1964 – 1968, czyli do konfrontacji ze społeczeństwem (Ma-

rzec) i inwazji na Czechosłowację8. 1968 – 1970, czyli ostatki gomułkowskie i strzały na Wy-

brzeżu9. 1970 – 1972, czyli początek manewru Gierka; pozory

z otwarciem na Zachód włącznie10. 1972 – 1976, czyli epoka „Czterdziestolatka” i Radom11. 1976 – 1978/1979, czyli opozycja rośnie w siłę12. 1979 – 1980, czyli schyłek gierkowski i wielkie strajki13. 1980 – 1981, czyli wielki karnawał „Solidarności”14. 1981 – 1983, czyli noc generałów i opór społeczeństwa15. 1983 – 1986, czyli stagnacja epoki Jaruzelskiego16. 1986 – 1988, czyli dogorywanie ustroju

i światełko w tunelu17. 1988 – 1989, czyli kres PRL18. DO DZIŚ, czyli co zostało z PRL

Najnowsza historia Polaków. Oblicza PRL

Oblicza PRL – cykl dodatków „Rzeczpospolitej” przygotowywany we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej

Redakcja: Maciej Rosalak, Tomasz Stańczyk („Rzeczpospolita”), Jarosław Szarek, Ryszard Terlecki (IPN), Fotoedycja: Aneta Siwiec, Opracowanie graficzne: Wojciech Niedzielko, Andrzej Baranowski

Wszelkich informacji o możliwości zakupu kolejnych odcinków naszych cykli historycznych udziela dział sprzedaży „Rzeczpospolitej”

≤Za tydzień m.in.: Planowanie w epoce Gierka, czyli ekonomiaksiężycowa

KA

RTA

31-12-PR-1-A-016-KO-1 12/21/07 4:27 PM Page 16