andrzej różycki ps zjawa

51
Niniejszą prezentację przygotowały uczennice klasy I Technikum Żywienia i Usług Gastronomicznych w Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku: Daria Kwiatkowska i Zuzanna Łukwińska Tomasz Chełkowski, opiekun merytoryczny pracy i nauczyciel historii

Upload: surwabuno

Post on 20-May-2015

696 views

Category:

Education


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Andrzej różycki ps zjawa

Niniejszą prezentację przygotowały uczennice klasy I

Technikum Żywienia i Usług Gastronomicznych w

Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku:

Daria Kwiatkowska i

Zuzanna Łukwińska

Tomasz Chełkowski, opiekun merytoryczny pracy i nauczyciel historii

Page 2: Andrzej różycki ps zjawa

Andrzej Różycki ps. "Zjawa" – bohater wyklęty z Ziemi Lubawskiej

Page 3: Andrzej różycki ps zjawa

Kim był Andrzej Różycki? Dlaczego nazywamy go bohaterem? Czemu wyklętym?

Odpowiedź na te pytania znajdziecie w naszej prezentacji. Poznałyśmy je dzięki ciężkiej pracy wielu regionalnych pasjonatów oraz historyków z Ziemi Lubawskiej zgłębiających dzieje tych terenów, przybliżających osoby zasłużone dla naszego regionu oraz opisujących w książkach, czasopismach i na stronach internetowych fakty historyczne, które są często nieznane poza naszą Małą Ojczyzną (Ziemią Lubawską).

Mszanowo 20 V 2011. Od lewej (z laską) stoi Andrzej Różycki ps. „Zjawa”, a od prawej Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek” (fot. Tomasz Chełkowski).

Page 4: Andrzej różycki ps zjawa

Na szczególne podziękowania zasługuje Pani Ewa Rzeszutko emerytowana nauczycielka historii z Lidzbarka Welskiego i autorka wspaniałej książki pt.: "Partyzanci znad Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy".

Pani Rzeszutko zawdzięczamy większość zdjęć oraz informacji zawartych w niniejszej prezentacji. Pisała ona swoją książkę dziesięć lat, a po jej publikacji rozdzwoniły się telefony. Wielu gratulowało, wielu przynosiło zdjęcia przechowywane w szufladach i znalezione na strychu. Dzięki temu Pani Ewa mogła wydać drugi, zaktualizowany tom swojej książki. Wiemy o tym wszystkim dzięki spotkaniom z Panią Ewą organizowanym co roku przez Tomasza Waruszewskiego, wójta gminy Nowe Miasto Lubawskie z siedzibą w Mszanowie. Poza tym Pani Rzeszutko jest często zapraszana przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Lubawskiej do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Nowym Mieście Lubawskim.

Pozostałe zdjęcia wykorzystane w prezentacji pochodzą ze zbiorów nauczyciela historii w Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku Pana Tomasza Chełkowskiego (autora bloga: www.ziemialubawska.blogspot.com) oraz Pana Marcina Michalskiego autora strony: http://historiami.pl/

Page 5: Andrzej różycki ps zjawa

Pierwsze pytanie na jakie obiecałyśmy odpowiedzieć brzmiało:

„Kim był Andrzej Różycki?”Otóż najkrótsza merytoryczna odpowiedź jest taka:

Był on patriotą, który podczas okupacji w grudniu 1941 r. wstąpił do konspiracyjnej organizacji o nazwie Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Organizacja ta podlegała zwierzchnictwu władz RP i gen. Władysławowi Sikorskiemu Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych oraz Premierowi Rządu na Uchodźctwie.

NOW w 1942 roku weszła w skład Armii Krajowej (AK). Andrzej Różycki podczas wojny, w latach 1941-1945, posiadał pseudonim „Kania”. Pod koniec wojny, kiedy w styczniu 1945 r. Armia Czerwona wkroczyła na Ziemię Lubawską (krainę historyczną obejmującą swoim zasięgiem m.in. Nowe Miasto Lubawskie, Lubawę, Lidzbark Welski i Kurzętnik) najpierw wstąpił do milicji i próbował współtworzyć grupę samoobrony. Za swoją działalność został dwukrotnie aresztowany przez NKWD i dwukrotnie wypuszczony z braku dowodów. Na przełomie lipca i sierpnia 1945 Różycki został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa (UB), który podejrzewał go o to, że podczas wojny był członkiem AK.

Widząc okrucieństwo NKWD i Armii Czerwonej, wyzysk okradanej przez Rosjan okolicznej ludności nie potrafił patrzeć i nic nie robić. Po pięciu tygodniach zamknięcia i przesłuchań zdołał uciec z aresztu UB. Następnie razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”, Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny oddział partyzancki, który wchodził w skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz” dowodzonej przez Pawła Nowakowskiego ps. „Leśnik”. Andrzej Różycki początkowo był dowódcą drużyny, a od 1 marca 1946 r. został dowódcą II plutonu i zastępcą „Sowy”.

Page 6: Andrzej różycki ps zjawa

W tym miejscu warto wyjaśnić, że Armia Krajowa została rozwiązana w styczniu 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej. Ostatnim generałem dowodzącym AK był Leopold Okulicki.

Okrucieństwo i pazerność okradającej Polaków Armii Czerwonej i NKWD przerosły najśmielsze wyobrażenia. Dlatego część byłych członków AK wiosną 1945 r. postanowiła utworzyć Ruch Oporu Armii Krajowej (ROAK) działający m.in. na terenie obecnego powiatu nowomiejskiego (Ziemi Lubawskiej) w latach 1945-1947.

Główne obwody ROAK to „Mewa” dowodzony przez Józefa Marcinkowskiego i „Znicz” dowodzony przez Pawła Nowakowskiego (ps. „Leśnik”, „Kryjak”). Formacja została rozwiązana po poddaniu się jej członków tzw. drugiej amnestii w lutym 1947 roku.

Page 7: Andrzej różycki ps zjawa

Okrucieństwo „Wyzwolicieli” z ZSRR

Oddział „Zjawy” w latach 1945-1947 chronił mieszkańców Ziemi Lubawskiej przed terrorem i gwałtami Armii Czerwonej, Urzędu

Bezpieczeństwa Publicznego, NKWD i utworzonej w 1944 r. Milicji Obywatelskiej. Okrucieństwo „wyzwolicieli” z ZSRR na naszych terenach

opisał Tomasz Chełkowski w artykule pt.: „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej”. Oto kilka fragmentów z jego bloga, w których (tak jak Pani Ewa Rzeszutko w swojej książce) Pan Tomasz pokazuje, że decyzja o utworzeniu

oddziałów partyzanckich ROAK w celu ochrony okolicznej ludności była słuszna:

„Rosjanie zachowywali się tak jakby Polska była krajem przez nich podbitym, a nie wyzwolonym. Od pierwszego dnia pobytu na ziemi lubawskiej sowieci strzelali na

oślep pociskami zapalającymi, wzniecając w ten sposób liczne pożary. W Lidzbarku Welskim okradli większość mieszkańców, dla zabawy podpalili wiele domów oraz

zastrzelili kilkanaście osób. Wśród ofiar znaleźli się Ci którzy próbowali się buntować widząc poczynania „wyzwolicieli”. Najmniejszy ślad niezadowolenia najczęściej powodował wywleczenie na ulicę i rozstrzelanie na oczach mieszkańców. W taki

sposób Rosjanie zamordowali rodzinę szewca, który mieszkał na lidzbarskim rynku. Ciała szewca, jego żony, córki i synka przez kilka dni leżały na podwórku za domem.

Wszystkim zabrano buty, które Rosjanie traktowali jako najcenniejszą wojenną zdobycz. Tak wyglądało wyswobodzenie Lidzbarka Welskiego przez Armię Czerwoną”.

Page 8: Andrzej różycki ps zjawa

„Do równie tragicznych wydarzeń doszło w Nowym mieście Lubawskim gdzie w wyniku działań „wyzwolicieli”

spłonęło 56 domów, co stanowiło 20% ówczesnych zabudowań. Żołnierze rosyjscy grabili prywatne i społeczne mienie oraz okradali ludzi ze wszystkiego, czego nie zdążyli zabrać im uciekający Niemcy. Pod koniec stycznia NKWD rozpoczęło

aresztowania i wywózki w głąb Rosji osób zdolnych do pracy. Większość z 319 mieszkańców wywiezionych z terenów Ziemi Lubawskiej trafiła do łagrów w Donbasie i na Uralu. Rosjanie

tak samo jak Niemcy dopuszczali się mordów na okolicznych mieszkańcach. Dnia 21 stycznia 1945 roku z

zimną krwią zamordowali we własnym gospodarstwie Bernarda i Walerię Bartkowskich z Marzęcic oraz

nieznaną z nazwiska dziewczynę z Łąk [Bratiańskich], która przebywała w tym czasie w Marzęcicach”

Źródło cytatów:Tomasz Chełkowski, Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej,

http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/02/sowiecki-terror-na-ziemi-lubawskiej.html

Page 9: Andrzej różycki ps zjawa

(Fot. Tomasz Chełkowski). Siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) na ul Grunwaldzkiej w Nowym Mieście Lubawskim. Obecnie w tym budynku znajduje się PZU. Rosyjscy funkcjonariusze „wyzwoliciele” często torturowali schwytanych partyzantów. Tortury odbywały się w budynkach urzędów powiatowych. Długie, trwające dniem i nocą wymyślne przesłuchania (np.: miażdżenie stóp; wielogodzinne stójki zimą przy otwartym oknie z równoczesnym polewaniem wodą; wyrywanie włosów ze skroni, znad uszu i części intymnych) potrafiły złamać najwytrwalszego żołnierza. Nigdy jednak „wyzwolicielom” z ZSRR nie udało się złamać Pana Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”.

Page 10: Andrzej różycki ps zjawa

(fot. Archiwum Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej)

Zdjęcie Andrzeja Różyckiego z towarzyszami broni

Page 11: Andrzej różycki ps zjawa

Wiemy już co nieco o naszym bohaterze. Ale, czy to wystarczy aby odpowiedzieć w pełni na postawione prędzej pytanie?

„Kim był Andrzej Różycki?”

Uważam, że nie da się sformułować zadowalającej odpowiedzi bez przybliżenia większej ilości szczegółów z życia „Zjawy”. Każdą opowieść warto zacząć od początku, a początkiem w tym przypadku był dzień 15 sierpnia 1924r. tego dnia w Grudziądzu przyszedł na świat nasz bohater. Pochodził z zamożnej rodziny Różyckich herbu „Doliwa” wywodzącego się z Ziemi Łęczyckiej.

Rodzina Różyckich była właścicielami ziemskimi we Wlewsku (powiat działdowski, gmina Lidzbark [Welski], południowa część historycznej Ziemi Lubawskiej). Wszyscy członkowie rodziny słynęli ze swojego przywiązania do polskiej tradycji i Kościoła katolickiego.

Andrzej Różycki mieszkał do czerwca 1940 r. w rodzinnym domu, we Wlewsku w roku 1937 ukończył szkołę podstawową i dwie klasy gimnazjalne. W tym samym roku zmarł jego ojciec, a obowiązek zarządzania majątkiem spoczął na matce Pana Andrzeja.

W 1939 r. matka pana Andrzeja nie przyjęła niemieckiego obywatelstwa. Niemcy odebrali rodzinie majątek i wysiedlili Różyckich z Wlewska do Generalnej Guberni.

Młody Andrzej w 1941 r. mając zaledwie 17 lat przystąpił do konspiracyjnej organizacji Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), a później w 1942 r. złożył przysięgę żołnierza Armii Krajowej.

Page 12: Andrzej różycki ps zjawa

Kliknij ikonę, aby dodać obraz

Page 13: Andrzej różycki ps zjawa

A oto słowa przysięgi żołnierza Armii Krajowej, którą w 1942 r. złożył Andrzej

Różycki:

A. Różycki: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego.Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.Tak mi dopomóż Bóg”.

Przyjmujący odpowiadał: „ Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą.Zdrada karana jest śmiercią”.

Page 14: Andrzej różycki ps zjawa

(fot. od lewej Andrzej Różycki – źródło zdjęcia: myvimu.com)

(fot. Większa, od lewej siedzą: „Zjawa”, Pani Ewa Rzeszutko, wójt Tomasz Waruszewski i Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek”.

Źródło zdjęcia: http://www.wrotamazur.org/index.php?roz=kronika&str=2011&id=spotkanie)

Page 15: Andrzej różycki ps zjawa

„Zjawa” sam opisał w życiorysie złożonym do Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w Gdańsku swoje losy podczas okupacji (Ewa Rzeszutko, Partyzanci…, s. 161). Oto kilka szczegółów: Różycki po wstąpieniu do NOW do grudnia 1942r. mieszkał w Legowicach (Rawa Mazowiecka), gdzie w tajnym komplecie skończył gimnazjum i zajmował się kolportażem podziemnej prasy.

W grudniu 1942r. Został złapany w łapance i osadzony przez okupanta w obozie pracy przymusowej na ul. Skaryszewskiej w Warszawie, skąd udało mu się uciec i ukryć we wsi Sacin koło Nowego Miasta nad Pilicą. Tam nawiązał kontakt ze swoją jednostką i zorganizował drużynę AK, którą włączono do plutonu Legowice, w batalionie Małe Legowice.

Na zdjęciu: Żołnierze ROAK Batalionu „Znicz”, plutonu „Zjawy”, od lewej: Roman Wojciechowski ps. „Roman”, Andrzej Różycki ps. „Zjawa”, Kazimierz Zawadzki ps. „Ogórek”. Fotografia z początku czerwca 1946r. Źródło: http://tradytor.pl/node/33

Page 16: Andrzej różycki ps zjawa

W tym samym czasie Andrzej Różycki uczęszczał na kurs podoficerski. W marcu 1944r. przeszedł do bezpośredniej walki zbrojnej w grupie dywersyjnej „Stacha” Stanisława Zdziarskiego.

W lipcu 1944r. z grupy „Stacha” został utworzony oddział partyzancki o nazwie „Wilk”, który pod dowództwem por. „Rogersa” został rozbity przez Niemców w bitwie pod Brudziewicami 30 sierpnia 1944r.

„Zjawa” (a precyzyjniej „Kania”) uszedł cało i następnie został przydzielony do sztabu Drzewicy i wysłany z patrolem jako przewodnik do przeprowadzenia koncentracji AK w Puszczy Kampinoskiej.

Jesienią 1944r. Andrzej Różycki z polecenia dowództwa Armii Krajowej, po odpowiednim przeszkoleniu i zaopatrzeniu w dokumenty oraz kartę urlopową pracownika organizacji „Todt” został dwukrotnie wysłany do Zielunia (woj. mazowieckie) w celu nawiązania bezpośredniego kontaktu z Pawłem Nowakowskim ps. „Leśnik”. Różycki dostarczał mu materiały od dowództwa, a w drodze powrotnej zabierał ustne i zaszyfrowane informacje zebrane przez siatkę wywiadowczą „Leśnika”. Informacje te dotyczyły m.in. budowy podziemnych umocnień w Kętrzynie.

Znajomość Andrzeja Różyckiego z „Leśnikiem” przydała się po II wojnie światowej kiedy „Zjawa” został dowódcą drużyny partyzanckiej, a potem dowódcą II plutonu wchodzącego w skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz” dowodzonej właśnie przez Pawła Nowakowskiego.

Page 17: Andrzej różycki ps zjawa
Page 18: Andrzej różycki ps zjawa

Jak podaje w swoim artykule „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej” nauczyciel Tomasz Chełkowski: „Okupacja hitlerowska Ziemi Lubawskiej zakończyła się 20 stycznia 1945 roku, wraz z wkroczeniem wojsk sowieckich, a dokładnie żołnierzy z II Frontu Białoruskiego do Lidzbarka Welskiego, a później w godzinach przedpołudniowych do Lubawy i Nowego Miasta Lubawskiego”.

Ludzie bardzo szybko uświadomili sobie, że odejście Niemców nie oznacza końca terroru. Wręcz przeciwnie! Rok 1945 przyniósł wyzwolenie krajom w Europie Zachodniej, a w Polsce oznaczał jedynie zamienienie jednego okupanta (Niemiec) na drugiego ze ZSRR.

Ci którym losy najbliższych nie były obojętne w 1945r. musieli podjąć trudną decyzję. AK już nie istniała, a komuniści przejmowali władzę w Polsce. Wszędzie mówiono, że wojna się skończyła, co jednak nie przeszkadzało żołnierzom Armii Czerwonej w terroryzowaniu i okradaniu Polaków. Andrzej Różycki nie zastanawiał się długo, przyjął pseudonim „Zjawa” i razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”, Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny oddział partyzancki. Po roku ich oddział rozrósł się do liczącej ok. 50 osób kompanii, którą podzielono na dwa plutony.

Andrzej Różycki objął dowództwo nad II plutonem, a Franciszek Wypych dowodził I plutonem.

Page 19: Andrzej różycki ps zjawa

Zniszczony przez żołnierzy ZSRR rynek w Lidzbarku Welskim, po usunięciu gruzów (lata 40 XX wieku) – zdjęcie z wieży

kościoła św. Wojciecha (fot. Autor nieznany).

Page 20: Andrzej różycki ps zjawa
Page 21: Andrzej różycki ps zjawa

Andrzej Różycki ps. „Zjawa” był dowódcą

drugiego plutonu oddziału Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK)

Stanisława Balli ps. „Sowa”. Działał on po zakończeniu II wojny światowej na terenie obecnego powiatu

nowomiejskiego chroniąc mieszkańców Ziemi Lubawskiej przed

terrorem i gwałtami NKWD, MO oraz UB.

„Zjawa” podczas jednego ze spotkań opowiedział

niezwykłą historię o akcji z funkcjonariuszami UB

na Marianowie. (fot. Tomasz Chełkowski).

Pomnik poświęcony zastrzelonym milicjantom w Akcji pod Marianowem.

Page 22: Andrzej różycki ps zjawa

AKCJA POD MARIANOWEM

– W marcu 1946 roku przyszła kolej na opanowanie gminy Mroczno – opowiada Andrzej Różycki na spotkaniu z Grzegorzem Podkomorzym (http://historiami.pl/zolnierz-wyklety-andrzej-rozycki-ps-%E2%80%9Ezjawa%E2%80%9D/) – gmina Mroczno trochę się opierała. Miała komórki PPR-u milicję, przedstawicieli UB i dlatego nie było dostępu, więc zajęliśmy Mroczno. Zabraliśmy lepszą broń i amunicję z milicji i przykazaliśmy im wystąpienie z partii, likwidację konfidentów itd. To nie pomogło, bo nowomiejski Urząd Bezpieczeństwa podwoił siły w terenie Mroczna, Boleszyna, Sugajna. Mnie przyszło w oddziale zrobienie planu zasadzki. Postanowiliśmy rozbić urząd nowomiejski, nie lubawski, bo nam najbardziej przeszkadzał, wtrącał się do terenu. 21 marca 1946 roku, to była jeszcze lekka zima, trochę śniegu, ale nie dużo,  zrobiliśmy zasadzkę. „Wilk” ze swoim plutonem zajął Mroczno. Złapał tam jednego prominentnego urzędnika UB od zwalczania konspiracyjnych jednostek, wszystkich milicjantów pozamykał w piwnicy. Na umówioną godzinę wyciągnął pracownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa. Kazał mu wzywać pomocy, że jest otoczony przez bandę Wypycha i nie ma sił już się bronić. Funkcjonariusz, który to odbierał poznał głos, wiedział kto mówi i nie podejrzewał raczej zasadzki, więc tak samo od siebie organizował szybko pomoc. Urząd Bezpieczeństwa dysponował siłami MO i UB, razem było ich 37 ludzi wraz z oficerami, z tym, że szef nie jechał tylko wiceszef.

Page 23: Andrzej różycki ps zjawa

AKCJA POD MARIANOWEM

– Jechali dwoma samochodami, a ja wziąłem cały swój pluton i pół plutonu od Franka – kontynuuje Różycki. – Zagrodziłem ich przy szosie odchodzącej na Krzemieniewe. Krzyżówka obstawiona była z czoła i wzdłuż południowego stoku dwoma karabinami maszynowymi Diegtariewa od „Wilka”. Lewa strona była stroma i na tej skarpie umieściłem swoje cztery karabiny MG-42, te szybkostrzelne. Na umówioną godzinę, jak pomocy wzywało Mroczno, szybko zmobilizowało się UB i przyjechało na teren tej krzyżówki na Marianowie. Myśmy nie mieli wiele sprzętu, żeby barykadę budować. Tylko jeden drąg świerkowy leżący w rowie przynieśliśmy i na metr osiemdziesiąt centymetrów zagrodziliśmy drogę. O siódmej z minutami pokazały się światła, noc ciemna jak to w marcu. Stach Balla powiedział, że będzie obserwował jak prowadzimy wojnę i był poza krzemieniewską krzyżówką dobre dwieście, trzysta metrów z małym posterunkiem trzech partyzantów. Mięliśmy umówiony sygnał, że otwieramy ogień jak pokaże się czerwona rakieta. Jak niebieska, to ogień ma być przerwany.

Page 24: Andrzej różycki ps zjawa

AKCJA POD MARIANOWEM

– Jak te samochody się zbliżały, w reflektory złapały ten drąg świerkowy i przed nim się zatrzymały – zaznacza pan Andrzej. – Na to jeden z tych dwóch erkaemistów, już nie pamiętam który, krzyknął poddajcie się, jesteście otoczeni, nic wam się nie stanie, wrócicie zdrowo do domu, rzućcie broń i wychodźcie na szosę. Na to z blisko stojącego samochodu, spod plandeki odezwały się głosy i komenda ognia – strzelać. I rzeczywiście dwie serie z karabinu maszynowego znad szoferki w naszym kierunku poleciały. W kierunku tych z przodu, co na krzyżówce byli, bo ja byłem z boku i widziałem całość krzyżówkę i całą lewą stronę aż pod szosę tą do Kurzętnika.– UB pisze we wspomnieniach, że walka trwała długo, była ciężka, krwawa, że masę amunicji zużyto. Tak nie było, po prostu te dwa karabiny maszynowe z przodu oddały po całej serii, zmieniły talerze i skończyły na tym. Dosłownie to może trwało trzy minuty, może dwie. Straszny gwałt na tej szosie się zrobił, krzyki, wołania o ratunek. Powoli to się uciszyło, te cztery duże karabiny maszynowe nie wzięły udziału w ogóle, nie strzeliły, bo ja rakiety nie strzeliłem. Wystrzeliłem dopiero białą rakietę na zbiórkę, a z tych ubowców nie było widać.

Page 25: Andrzej różycki ps zjawa

AKCJA POD MARIANOWEM

– Stachu Balla doszedł do mnie i mówi – weź chłopaków idź po szosie. Ja wziąłem kilku tych z przodu z obsługą i idziemy powoli do rozbitych samochodów. Przychodzimy, jeden leży, drugi leży, martwych naliczyliśmy pięciu. (…) rannych było razem dziewięciu. Jednego zupełnie zdrowego od razu wysłałem biegiem do Nowego Miasta, żeby ze szpitala karetki pogotowia prędko dostarczył tutaj. Wszystko odbywało się już bez strzału. Jak jeszcze przeczesaliśmy brzegi rowów, to okazało się, że jeszcze mamy jedenastu do zabrania, którzy się poddali. Rzucili broń, rzucili magazynki. Myśmy pozbierali te automatyczne, rozdzielili wszystko, ci wzięci do niewoli musieli wziąć zdobyczną broń, bo byli dobrze uzbrojeni, radziecką mieli, ale w dobrym stanie.– Później narosło wobec tej walki i klęski wiele opowieści. No bo jednak UB straciło jakby nie było 25 ludzi na 37, to duża klęska. Z resztą się nie mogli znaleźć, bo jeszcze po dwóch dniach szukania dopiero jednego znaleźli, tak się głęboko zaszył w jakąś stodołę. Ilu padło jest zagadką na przyszłe pokolenia. Czy padło pięciu, czy padło sześciu, czy padło czterech, bo na kamieniu jest czterech, czy siedmiu? Ale w rejestrze z datami śmierci i metrykami urodzeń wykaz poległych o utrwalenie Polski Ludowej, piękne opracowanie, grube – wymienia siedmiu. UB się przyznało do pięciu, potem czterech, później przyznało się do piątego, ale nie chciało wkuwać w kamień tego piątego. Jakie były przyczyny, to nie wiem, ale ja to słyszałem tylko w formie takiej (…) plotki, że ten piąty to rzeczywiście padł zabity, ale przy badaniu akt jego i rzeczy osobistych okazało się, że był w czasie okupacji w AK i jego Urząd Bezpieczeństwa wolał skreślić z listy zabitych, bo ideologicznie nie pasował.

Page 26: Andrzej różycki ps zjawa

Kamień upamiętniający czterech poległych milicjantów na trasie Nowe Miasto Lubawskie – Lidzbark Welski. Na kamieniu znajduje się napis: Tu dnia 2.3.1945 polegli za Polskę Ludową w walce z reakcyjnym podziemiem funkcjonariusze MO i UBP... (dalej są wymienione cztery nazwiska, stopnie oraz daty urodzin i śmierci). Fot. Tomasz Chełkowski

Page 27: Andrzej różycki ps zjawa

Bitwa w Zieluniu, 30 czerwca 1946r.

Dnia 30 czerwca 1946 roku w Polsce i na Ziemi Lubawskiej odbyło się referendum (tzw. 3 x TAK). Komuniści wiedzieli, że od tego referendum zależy jaki ustrój będzie panował w powojennej Polsce dlatego postanowili je sfałszować. W 1946 r. najbardziej demokratyczną i najsilniejsza partią opozycyjną w Polsce była partia Stanisława Mikołajczyka, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL). Partyzanci Stanisława Balli ps. „Sowa” postanowili sprawdzić, czy referendum przebiega uczciwie. Najpierw w Dłutowie po zakończeniu głosowania otworzyli urnę i policzyli głosy. Okazało się, że 80% uczestników referendum głosowało tak jak zalecała demokratyczna opozycja. Niestety oficjalne wyniki były zupełnie inne – korzystne dla komunistów. Oddział „Sowy” następnie postanowił sprawdzić urny w Starym Zieluniu.

Niestety milicjant Jan Samul, który do tej pory współpracował z oddziałem „Sowy”, powiadomił posterunek w Starym Zieluniu o nadchodzących partyzantach. Milicjanci mieli czas na wezwanie posiłków, dlatego gdy oddział znalazł się na obrzeżach osady, raźnie powitali go strzałami. Oddział okopał się na linii rzeki. W międzyczasie komendant posterunku wysłał funkcjonariusza na pocztę, aby ponaglił odsiecz. Nie mógł wykonać zadania, gdyż pocztę zajęli już partyzanci i odcięli łączność, a kapral po zerwaniu dystynkcji został wzięty do niewoli.

Po godzinie od strony Żuromina rozległa się kanonada. Wyłonił się czołg i dwa samochody pancerne. Strzelano pociskami zapalającymi. Zaczęły płonąć stodoły. Pod osłoną czołgu i wozów pancernych zaczęło nacierać wojsko. Natarcie niebywale celnymi strzałami powstrzymywał Marcjan Sarnowski ps. „Cichy”, a w tym samym czasie celny strzał „pancerfausta” zmusił czołg do cofnięcia w kierunku Żuromina. „Sowa”, chcąc tę walkę jak najszybciej zakończyć, wysłał jeńca - milicjanta z poleceniem, aby posterunek się poddał, a nic nikomu się nie stanie. W odpowiedzi poleciały pociski. Po kilkuminutowej wymianie ognia w stronie budynku posterunku rzuciło się biegiem kilku partyzantów z butelkami napełnionymi gazem. Wrzucone do wewnątrz spowodowały gęstą, duszącą mgłę. Milicjanci nie byli w stanie dłużej prowadzić ognia. Wyskoczyli na zewnątrz, a partyzanci obrzucili posterunek granatami. Po pewnym czasie, obawiając się powracającej pomocy „resortu”, „Sowa” dał rozkaz wycofania się. W czasie tej bitwy zginął brat „Szpaka” Kamiński, Stanisław Ruciński z Hartowca ps. „Gruszka” i został aresztowany Mroczkowski, ps. „Piątek”. Do dziś nie wiadomo co się z nim stało.

Page 28: Andrzej różycki ps zjawa

Bitwa w Górznie, 2 sierpnia 1946r.

Do starcia doszło niespodziewanie. Najpierw w kierunku Górzna członkowie ROAK wysłali patrol w celu przygotowania obozowiska. Wieczorem „Sowa” razem z obstawą skorzystał w Górznie z zaproszenia leśniczego Kunowskiego i zamieszkał w leśniczówce. Pozostali członkowie kompanii ułożyli się do snu w szałasach na leśnym wzgórzu, w odległości ok. pół kilometra od swego dowódcy. Szarym i mglistym świtem, około godz. 4.00 warta zbudziła „Zjawę”, przekazując informację, że od strony Górzna zbliża się wojsko. Szybko ogłoszono alarm. Po chwili taka sama wiadomość nadeszła z drugiego kierunku. Kompania została otoczona ze wszystkich stron. Jedynie leśniczówka pozostała poza okrążeniem.

Dowództwo nad kampanią przejął „Wilk”. Wydał rozkazy. Pierwsza drużyna I plutonu dostała zadanie rozerwała pierścienia i podążania w kierunku ogrodzenia pól leśniczówki, by tam zająć pozycje i mieć ogląd całej dynamicznej sytuacji. Druga, podążając za pierwszą i po przejściu pierścienia, kierując się na zachód wzdłuż ogrodzenia zająć odległe o 200 metrów wzgórze. Kolejna drużyna miała zachować się podobnie, podążając w kierunku wschodnim. „Zjawa”, pozostawiając jedną drużynę w obozowisku, z resztą plutonu utworzonym wyłomem miał przebić się do leśniczówki i ochraniać dowódcę.

Page 29: Andrzej różycki ps zjawa

Ten manewr zupełnie zaskoczył przeciwnika. Zdezorientowani i spanikowani nie podjęli walki, a wszystkie drużyny wykonawszy wzorowo swe zadania po upływie kilkunastu minut spotkały się w leśniczówce. Tam dowodzenie nad całością przejął Stanisław Balla ps. „Sowa”, który wydał rozkaz wycofania się w kierunku siedziby nadleśnictwa Ruda (na północ od Górzna). Przed opuszczeniem leśniczówki związano ręce i nogi całej rodzinie leśniczego Kunowskiego i zamknięto w piwnicy, aby UB uznał ich za „ofiary bandy reakcyjnego podziemia”.

Page 30: Andrzej różycki ps zjawa

Cud w BoleszynieJednym z ciekawszych wydarzeń w życiu pana Andrzeja był

cud w Boleszynie. Zjawa został wówczas ocalony przez Matkę Boską Bolesną. Opowieść Andrzeja Różyckiego o tym

niesamowitym wydarzeniu odnotowała Pani Ewa Rzeszutko w swojej książce:

„ (…) W następny wieczór siedziałem długo w gospodarstwie kuzynów „Szpaka” na wybudowaniu (kolonii) wsi Boleszyn,

dyskutując tak ze starszymi gospodarzami, jak i z młodymi o polityce, zagrożeniu komunistycznym i szansach naszej wojny z resortem bezpieczeństwa. Dobrze już było po północy, gdy z gospodarzem wzięliśmy dwa koce i poduszkę i udaliśmy się do

stodoły (pełnej już zboża), gdzie na klepisku zrobiłem sobie posłanie ze snopów słomy (…) W tym przypadku jednak zbytnie poczucie pewności siebie przytłumiło we mnie

instynkt samozachowawczy i doprowadziło do popełnienia takich błędów jak nie zmienienie na noc kwatery, w której

byłem w ciągu całego dnia, niezrobienie w sąsieku kryjówki w snopkach zboża i nieustalenie ze „Szpakiem” i gospodarzem

kolejności wartowania.

Page 31: Andrzej różycki ps zjawa

Cud w Boleszynie6 sierpnia 1946 roku około godziny 5 rano, gdy było już zupełnie

jasno, spałem Kamiennym snem na snopkach położonych na klepisku, gdy nagle poczułem uderzenie w pierś i usłyszałem z bezpośredniej

bliskości krzyk „ręce do góry”. Od tej chwili wydarzenia nabrały błyskawicznego tempa. Ja, na to kategoryczne żądanie „ręce do góry”

otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz w wojskowej czapce (polówce) i pepeszę opartą lufą o moją pierś. Odruchowo

wyciągnąłem ręce za głowę i dotknąłem oparty za moją głową o obudowę sąsieka mój pistolet maszynowy typu MP-44. Obie moje

ręce natychmiast chwyciły za lufę i usiłowały jego kolbą uderzyć w głowę tego napastnika. W tym momencie usłyszałem i poczułem

klapnięcie zamka pepeszy przyłożonej do mojej piersi, lecz strzał nie padł.

Przypuszczam, że nie wypaliła spłonka w naboju wprowadzonym zamkiem do lufy, gdyż nie podejrzewam, że ten

„ubowiec” zapomniał załadować broń idąc do akcji. Mnie te ułamki sekund dały tyle czasu, że chwyciłem dobrze moje MP odwracając

lufę w kierunku napastników i pchnięciem nogi odrzuciłem „ubowca” od siebie i zerwałem się na pozycję stojącą. Dodają, że oprócz mnie i mojego prześladowcy, na klepisku tej stodoły znajdował się jeszcze

mój żołnierz „Szpak”, śpiący koło mnie i drugi „ubowiec” trzymający na lufie „Szpaka.

Page 32: Andrzej różycki ps zjawa

Cud w BoleszynieObaj „ubowcy” zobaczywszy przed sobą śpiącego, ale uzbrojonego

przeciwnika, rzucili się do ucieczki przez otwartą furtkę we wrotach stodoły. Wszyscy trzej znaleźliśmy się w furtce równocześnie i zaklinowaliśmy się. W tym rozpędzie chciałem równocześnie postrzelać tych „ubowców”, siedząc im właściwie na plecach, więc ciągnąłem za spust broni odbezpieczając to znów zabezpieczając. Strzał nie padł, gdyż w tej błyskawicznej akcji po prostu nie

załadowałem broni. Po moim wyskoczeniu z furtki stodoły sytuacja na podwórzu tego

gospodarstwa była następująca: Ja stałem przed furtką z MP w ręku, gotowym już do strzału, w samej tylko koszuli i spodniach mundurowych, na bosych nogach , przede mną leżeli obaj „ubowcy”, którzy byli w stodole, osłaniając

głowy rękoma, jakby czekając na egzekucję, a w koło podwórza stało dalszych 6 czy 7 „ubowców”, z bronią gotową do strzału. Przy wjeździe na podwórze leżał przy bramie wielki kamień, na którym stał ustawiony radziecki karabin

maszynowy „Diegtariewa”. Złapawszy trochę powietrza w płuca, wielkim głosem zawołałem „wszyscy ręce do góry! – Szpak – za mną!” i biegiem

ruszyłem do bramy. Część „ubowców” podniosła ręce, część nie, bo zgłupieli i nie wiedzieli, co się dzieje, a ja miałem po drodze ten karabin maszynowy na kamieniu, za którym stał funkcjonariusz w mundurze milicjanta i się nachylał

dla oddania do mnie serii strzałów. Jednak ja byłem szybszy i spod pachy puściłem do niego krótką serię z mojego MP, na co on spadł razem z

karabinem na ziemię, jakby trafiony w twarz. (Jak się później okazało był to komendant ORMO z Lidzbarka Jędrzejewski, który został lekko ranny w twarz

odłamkiem kamienia na którym leżał).

Page 33: Andrzej różycki ps zjawa

Cud w BoleszynieSkorzystałem natychmiast z tego wolnego przejścia w bramie, przeskakując postrzelonego milicjanta i odbiegłem od tego gospodarstwa około 150-200 metrów w kierunku najbliżej widocznego lasu, w odległości 1,5 – 2,0 km.

Początkowo „ubowcy” próbowali mnie gonić, lecz po kilku moich strzałach, zadowalali się tylko ostrzałem mnie z broni długiej i to dosyć niecelnym. Stale jednak miałem za sobą pięciu goniących w formie półkola „ubowców”, którzy jednak nie zbliżali się na odległość mniejsza niż 150 – 200 metrów, choć już nie strzelałem, ponieważ nie miałem zapasowych magazynków z amunicją. Zostały w stodole, a ten, który miałem wmontowany w broń, był już prawie

pusty. Kilka naboi zostawiłem na ostatnią walkę. Bieg najbardziej utrudniał mi coraz mocniejszy ból gołych stóp, gdyż było świeżo po żniwach i pola po ściętych zbożach pokryte były rżyskami słomy krótko ściętej nad ziemią,

kaleczącej, tak jakby deska nabita gwoździami wszystkie części stopy pokryte miękką skórą. W konsekwencji zostawiałem na polu krwawy ślad.

Gdy już zbliżyłem się do lasu na odległość 500 metrów wstąpiła we mnie otucha, że jednak ocaleję, tylko martwiła mnie szosa idąca z Boleszyna do

Wlewska, którą trzeba było przekroczyć, aby dostać się do dużego kompleksu leśnego leśnictwa państwowego Słup. Cały czas biegnąć do tej zakrzaczonej szosy, niepokoiłem się, że może tam się znajdować zasadzka na mnie. (…) Po chwili na łuku szosy obsadzonej szpalerem drzew, ukazał się duży samochód

ciężarowy, naładowany wojskiem, z dwoma karabinami maszynowymi ustawionymi na szoferce, jadący bardzo wolno w moim kierunku. Ja prędko

schowałem się między krzakami porzeczek tak, że minął mnie nie zauważając z odległości tylko 8 do 10 kroków.

Page 34: Andrzej różycki ps zjawa

Cud w BoleszynieNiestety, po przejechaniu ok. 50 metrów został zatrzymany przez ścigającą

mnie grupę 5 „ubowców”, którzy wskazywali ogródek, w którym się schowałem. Zauważyłem, że cały oddział, który przybył, wyładowuje się do schwytania mnie. Nie miałem więc na co czekać. Przeskoczyłem szosę i ile tylko sił w nogach pobiegłem w kierunku ściany lasu odległego o jakieś 200

metrów. Cała grupa „ubowców” i milicjantów zobaczywszy mnie, rzuciła się z wielkim krzykiem i strzelaniem tak do mnie, jak i w powietrze, do łapania mnie. Ten nowy pościg uratował mnie częściowo przed ogniem karabinów

maszynowych. Nie mogły strzelać, ponieważ goniący zasłaniali uciekającego, ale dla ich automatów, byłem wystawiony jak do tarczy, a goniło mnie

minimum 20 funkcjonariuszy.

Trudno mi określić co się ze mną działo od szosy do brzegu lasu (około 300 metrów), gdyż byłem półprzytomny z wysiłku i prawie nie słyszałem serii ognia z pepesz do mnie kierowanych. Byłem przekonany, że lada chwila poczuję ból uderzających pocisków w plecy i że życie się właściwie już

skończyło.

Od chwili przeskoczenia szosy bardzo intensywnie się modliłem do Matki Boskiej prosząc o ratunek i odmawiałem „Kto się w opiekę…”, a gdy zbliżyłem

się do lasu i wpadłem między drzewa, a ostrzał mnie jeszcze się wzmógł, poczułem, że mam plecy pokryte płaszczem z blachy i to uczucie towarzyszyło mi przez dobre pół godziny już spokojnego marszu pod osłoną lasu. Wyjście

bez szwanku z tak ciężkiej opresji, jaką przeżyłem w Boleszynie w pow. Lubawskim, nie da się niczym wytłumaczyć jak tylko cudownym ocaleniem”.

Tak relacjonował całe wydarzenie pan Andrzej Różycki.

Page 35: Andrzej różycki ps zjawa

Ołtarz główny z odsłoniętą Matką Boską Bolesną w Boleszynie. Pan Andrzej Różycki

ps. "Zjawa" przez całe życie był Jej wdzięczny za cudowne ocalenie (fot. Tomasz

Chełkowski).

Page 36: Andrzej różycki ps zjawa

Spotkanie z żołnierzem AK Andrzejem Różyckim

"Zjawą„ w Mszanowie (2011 r.)

Do spotkania doszło 20 maja 2011 roku w

Mszanowie. Patriotę zaprosili członkowie

Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej. Na spotkaniu byli obecni

m.in.: wójt Gminy Nowe Miasto Lubawskie

Tomasz Waruszewski, dr Alicja Paczoska – Hauke z

bydgoskiej delegatury Instytutu Pamięci

Narodowej oraz Ewa Rzeszutko, emerytowana nauczycielka historii z Lidzbarka Welskiego, która zabrała głos na początku spotkania.

(fot. Tomasz Chełkowski)

Page 37: Andrzej różycki ps zjawa

Spotkanie z Andrzejem Różyckim – Mszanowo 2011. (fot. Tomasz Chełkowski).

Page 38: Andrzej różycki ps zjawa

Na początku spotkania głos zabrała pani Ewa Rzeszutko:

Badaczka dziejów Lidzbarka Welskiego (jednego z trzech miast na Ziemi Lubawskiej) i okolic starała się wyjaśnić

skąd u okolicznych mieszkańców wzięło się tak silne przywiązanie do Ojczyzny, tradycji i religii katolickiej. Dlaczego na przestrzeni dziejów na tym terenie było tak wielu bohaterów,

młodych oraz starszych, często zamożnych, którzy narażali własne życie podczas wszystkich zrywów niepodległościowych. Przekraczali granicę zaboru rosyjskiego (tzw. Kongresówki) i walczyli w powstaniu listopadowym (1830 – 1831) oraz

powstaniu styczniowym (1863 – 1864), przeciwstawiali się kulturkampfowi (czyli walce z polską Kulturą prowadzonej

przez Bismarcka), opierali się silnej germanizacji, mówili, modlili się i śpiewali po polsku mimo niemieckich zakazów, ze

łzami w oczach powitali Błękitną Armię Hallera w styczniu 1920 roku, a w okresie II wojny światowej oraz kilka lat po jej

zakończeniu dzielnie walczyli w Armii Krajowej oraz ROAK-u (Ruchu Oporu Armii Krajowej).

Page 39: Andrzej różycki ps zjawa

Dalsza część przemowy pani Ewy:

Pani Rzeszutko godny naśladowania i podziwu patriotyzm okolicznych mieszkańców tłumaczyła w następujący sposób: „Miasta na Ziemi Lubawskiej powstawały i rządziły się prawem chełmińskim ale największą siłą tych ziem były wsie, które w większości nadawano na prawie rycerskim. Co to znaczyło? A no to, że w zamian rycerz ten był zobowiązany stawać orężnie w obronie wiary i wolności tej ziemi. Ten nakaz był przekazywany z pokolenia na pokolenie (…) Przykładem ciągłości tego przekazu był udział mieszkańców (Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Lidzbarka Welskiego oraz większości wsi na Ziemi Lubawskiej) we wszystkich powstaniach mimo, że wybuchały one w zaborze rosyjskim (…) w powstaniu styczniowym z Prus Zachodnich (do, których w XIX wieku administracyjnie należała cała Ziemia Lubawska) wzięło udział aż 511 osób, wszystkich stanów, w tym 127 właścicieli ziemskich (…) potomków rycerzy, 101 chłopów i parobków, 40 służby folwarcznej, 154 kupców i rzemieślników, 29 księży i lekarzy”.

Page 40: Andrzej różycki ps zjawa

Dalsza część przemowy pani Ewy:

W dalszej części swojego wystąpienia historyczka

poruszyła kwestię bohaterskiej postawy mieszkańców, którzy nie zatracili swojej tożsamości narodowej i stawiali silny

opór germanizacji. Opowiedziała o Władysławie Różyckim, dziadku obecnego na naszym spotkaniu dowódcy AK

Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”. Władysław w okresie zaborów został wybrany na posła do Reichstagu (parlamentu II Rzeszy Niemieckiej), na forum którego „bronił polskich interesów (…) u siebie we Wlewsku zbudował prywatną szkołę, gdzie mimo zakazu Bismarcka uczono języka polskiego i polskiej pisowni. Wspomagał studentów

historii (…) razem z właścicielem Ciborza Panem Ignacym (…) założyli w 1873 roku Towarzystwo Rolnicze, bibliotekę, Bank Ludowy aby bronić

polskiego stanu posiadania”.

Page 41: Andrzej różycki ps zjawa

Dalsza część przemowy pani Ewy:

W dalszej części Rzeszutko dotarła do Pana Andrzeja Różyckiego, bohatera AK o pseudonimie „Zjawa”, który był głównym gościem naszego spotkania. Ten dzielny człowiek złożył przysięgę żołnierza AK w 1941 roku, w wieku zaledwie 17 lat. W późniejszym okresie Pan Andrzej został skierowany jako wysłannik Komendy Głównej AK do dowódcy oddziału na linii Działdowo „kapitana Nowakowskiego ps. „Kryja”, „Łysy”, „Leśnik” (…)”. W listopadzie 1944 roku oddział uwolnił jeńca, z obozu jenieckiego w Malborku, a potem „przyszła wolność (w styczniu 1945 roku na te tereny wkroczyli Rosjanie tzw. „wyzwoliciele”) w postaci Armii Czerwonej, gwałtów, kradzieży, pożarów w kościołach, więzień (…) w tej sytuacji nie można było stać bezczynnie. Byli żołnierze AK Stanisław Balla, Andrzej Różycki, Franciszek Wypych wstąpili do Milicji. Złudna okazała się nadzieje, że będą mogli obronić mieszkańców, przybyły posiłki z Lublina, NKWD, w końcu sami zostali aresztowani. W ostatnim momencie przed wywózką na Sybir zostali uwolnieni przez kolegów. Od tej chwili nie mogli wrócić do domów, poszli do lasu”. W zaistniałej sytuacji powstały dwa oddziały. Jednym dowodził Franciszek Wypych, w jego skład wchodzili żołnierze z Kongresówki (zaboru rosyjskiego). Dowództwo nad drugim w skład, którego wchodzili chłopcy z Pomorza objął Andrzej Różycki.

Page 42: Andrzej różycki ps zjawa

Pan Andrzej Różycki niestety z powodu zmęczenia poprzednim spotkaniem (na którym mówił bardzo dużo) nie zaszczycił nas

wykładem. Zjawa ograniczył się do odpowiadania na pytania. Jan Jeda, przywódca Polskiej Organizacji Młodzieży Katolickiej działającej w

Nowym Mieście Lubawskim w okresie stalinizmu (1945 – 1956) zapytał Andrzeja Różyckiego o starcie na Marianowie. „Zjawa”

opowiedział, jak przy skrzyżowaniu dróg Nowe Miasto Lubawskie – Mroczno z drogą do Krzemieniewa przygotował zasadzkę na

funkcjonariuszy bezpieki. Kilkuminutowa strzelanina zabrała życie pięciu funkcjonariuszom. Do dnia dzisiejszego w okolicy stoi kamień

upamiętniający czterech poległych – „Zjawa” twierdzi, ze było ich pięciu.

Pan Andrzej Różycki – Mszanowo 2011:

Page 43: Andrzej różycki ps zjawa

Mapa Ziemi Lubawskiej

Page 44: Andrzej różycki ps zjawa

Dnia 1 Marca Anno Domini 2012 w Mszanowie odbyło się spotkanie z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Dzięki ŚP Prezydentowi prof. Lechowi Kaczyńskiemu od 2010

roku możemy obchodzić wspaniałe patriotyczne święto jakim jest Narodowy Dzień

Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". W tym dniu

przypomina się o dokonaniach bohaterów, którzy walczyli z

komunistami przez wiele lat po zakończeniu II wojny światowej.

W 2012 roku w Gminnym Centrum Kultury w Mszanowie

zabrakło jednego z największych bohaterów Ziemi

Lubawskiej Pana Andrzeja Różyckiego (ps. "Zjawa"), który nie mógł przybyć z powodów

zdrowotnych.

Tomasz Chełkowski - http://ziemialubawska.blogspot.com/p/1-marca-2012-w-mszanowie-narodowy-dzien.html

Page 45: Andrzej różycki ps zjawa

W spotkaniu w Mszanowie w 2012 roku wzięli udział

przedstawiciele władz samorządowych, rodziny nieżyjących już żołnierzy

Armii Krajowej oraz Kazimierz Komoszyński

pseudonim "Kajtek", który stwierdził, że nawet teraz

walczyłby za Ojczyznę, gdyby Ta była w

niebezpieczeństwie.

Cała uroczystość miała charakter patriotyczny.

Najpierw odśpiewano Hymn Narodowy. Później

rozpoczęły się występy uczniów Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Jamielniku

(na zdjęciu), którzy zaśpiewali pieśni

patriotyczne i recytowali miłujące Ojczyznę wiersze (fot. Tomasz Chełkowski).

Page 46: Andrzej różycki ps zjawa

Na uroczystość do Mszanowa przybył ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w Boleszynie, którego zaprosili członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej w celu wręczenia mu (w imieniu

nieobecnego Pana Andrzeja Różyckiego) obrazu przedstawiającego złożenie Chrystusa do grobu. Podarunek został przekazany ponieważ

"Zjawa", jak sam stwierdził, zawdzięcza Matce Boskiej Boleszyńskiej cudowne uratowanie życia przed ścigającymi go

„ubekami” (fot. Tomasz Chełkowski).

Page 47: Andrzej różycki ps zjawa

Ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w Boleszynie podczas przemówienia powiedział: „Obraz nie jest dla mnie tyle cenny materialnie, bo ja nie mam pojęcia na ten temat, ale jest bardzo cenny przez ten cały bagaż emocjonalny, przez to całe serce pana Andrzeja, które ja w tym prezencie widzę, a także przywołuje wspomnienie ks. Groszkowskiego (spowiednika "Zjawy") dlatego jest to dla mnie cenne i dziękuję serdecznie (fot. Grzegorz Podkomorzy – źródło: http://www.nowemiasto.com.pl/ti/narodowy-dzien-wykletych.htm)

Page 48: Andrzej różycki ps zjawa

Pani Ewa Rzeszutko i Stanisław

Komoszyński ps. „Kajtek”

Autorka książki

pt. „Partyzanci

znad Welu,

Brynicy, Wkry i

Drwęcy”.

Emerytowana

nauczycielka

historii, która

materiały do

swojej publikacji

zbierała przez 10

lat. Dzięki temu

napisała

wspaniałą książkę

o Ruchu Oporu

Armii Krajowej

(ROAK)

(Fot. Tomasz

Chełkowski).

Page 49: Andrzej różycki ps zjawa

Od lewej: Andrzej Różycki ps. „Zjawa” dowódca II plutonu w kompanii „SOWY” Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz”.

Od prawej: Franciszek Wypych ps. „Wilk” dowódca I plutonu w kompanii „SOWY” Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz”.

(Fot. Ewa Rzeszutko)

Page 50: Andrzej różycki ps zjawa

Polski patriota, z którego przykład powinny czerpać

obecne i przyszłe pokolenia, Andrzej Różycki ps. „Zjawa” zmarł 13 stycznia 2014 roku

w Sławnie.

Jego pogrzeb odbył się 16 stycznia w Żukowie. W jego ostatniej drodze do Boga,

który nagrodzi Go za walkę w obronie swojej Matki

(Ojczyzny) towarzyszyli Mu liczni mieszkańcy Ziemi

Lubawskiej.

(Fot. http://obserwatorlokalny.pl/?p=13912)

Page 51: Andrzej różycki ps zjawa

Dziękujemy za uwagę