dominik nad dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

16
Rok 14 Numer wiosna–lato 2008 56 Obraz Bożego Miłosierdzia na Służewie s.2 Z albumu pierwszego proboszcza s.4 Uzdrowienie wewnętrzne s.6 Ojciec Krąpiec s.8 Stacja Służew – dominikanie – nauka pisania s.10 Służew w obiektywie młodzieży s.12 Ponieważ wszystkich kochał, przez wszystkich też był kochany s. 14 Wieczory dla zakochanych s. 15 By żyło nam się pięknie, a wokół nas było więcej szczęścia s. 16 Bardziej niż powietrza, chleba i lekarstw... Dwie prawdy zaprzątają mój umysł… Miłosierdzia potrzebujemy do życia bar‑ dziej niż powietrza, bardziej niż czego‑ kolwiek. I druga. Pan Bóg pisze prosto po liniach krzywych. Ta myśl Einsteina do‑ tarła do mnie w czasie czytania faustyn‑ kowych historii z jakąś niebywałą mocą. To Boże Miłosierdzie idzie jakoś za mną… Pan Bóg pisze pro‑ sto po krzywych liniach... ludzkie‑ go życia, sytuacji, układów. Jakże przedziwnie prze‑ bijała się prawda o Bożym Miłosier‑ dziu poprzez życie samej Faustyny, Sopoćki i zgroma‑ dzenia, które pole‑ cił im założyć Pan Jezus… Urzeka mnie ten Chrystus wycho‑ dzący z Obrazu ku nam – biednym, zagubionym grze‑ sznikom. To nie my byliśmy pierwsi. Ini‑ cjatywa miłości to jakby istota Bożego Miłosierdzia… Dominikanie od samego niemal początku uczestniczyli w po‑ wstawaniu zgromadzenia z Myśliborza. Uczestniczyli dyskretnie. Nasi wybitni teologowie, Jacek Woroniecki i Romuald Kostecki, mocą swego autorytetu zapew‑ niali, że Dzienniczek Faustyny, prostej siostry drugiego chóru, zawiera prawdy, jakie wychodzą spod pióra jedynie najwy‑ bitniejszych mistyków i doktorów Koś‑ cioła. A potem ojcowie Bernard Przybyl‑ ski, Angelik Jarosz, Władysław Paździor, Kalikst Suszyło, Marcin Babraj i inni jechali do sióstr w Myśliborzu z reko‑ lekcjami, dodając sił tym kobietom, które bez żadne‑ go doświadczenia pragnęły i usi‑ łowały żyć ideą i prawdą Bożego Miłosierdzia… Kiedy dzisiaj przy‑ chodzą do mnie lu‑ dzie, którzy doszli do wysokich stano‑ wisk i zaszczytów, a w głębi serca mają świadomość swojej nędzy, mar‑ noty i kłamstwa, na których zbu‑ dowali tę pozorną wielkość, to cóż im mam powiedzieć? Odpowiadam im wtedy, że jedyny ratunek jest w Bo‑ żym Miłosierdziu. Że potrzebują go oni i my wszyscy bardziej niż zdrowia, pie‑ niędzy, powietrza. Dzięki niemu istnieje ten świat, porusza się, a my w nim; dzię‑ ki niemu nad światem kręcą się gwiazdy i słońce. Jan Góra OP, Wstęp do książki Jana Grzegor‑ czyka Każda dusza to inny świat, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1998 Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie Obraz Miłosierdzia Bożego w kaplicy na Służewie Fot. Piotr Krysztofiak OP

Upload: dinhhanh

Post on 11-Jan-2017

229 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

Rok 14Numerwiosna–lato2008

56

Obraz Bożego Miłosierdzia na Służewie s.2

Z albumu pierwszego proboszcza s.4

Uzdrowienie wewnętrzne s.6

Ojciec Krąpiec s.8

Stacja Służew – dominikanie – nauka pisania s.10

Służew w obiektywie młodzieży s.12

Ponieważ wszystkich kochał, przez wszystkich też był kochany s. 14

Wieczory dla zakochanych s. 15

By żyło nam się pięknie, a wokół nas było więcej szczęścia s. 16

Bardziej niż powietrza, chleba i lekarstw...Dwie prawdy zaprzątają mój umysł… Miłosierdzia potrzebujemy do życia bar‑dziej niż powietrza, bardziej niż czego‑kolwiek. I druga. Pan Bóg pisze prosto po liniach krzywych. Ta myśl Einsteina do‑tarła do mnie w czasie czytania faustyn‑kowych  historii z jakąś niebywałą mocą.  To  Boże Miłosierdzie idzie jakoś  za  mną… Pan Bóg pisze pro‑sto  po  krzywych liniach...  ludzkie‑go życia, sytuacji, układów.  Jakże przedziwnie prze‑bijała  się  prawda o Bożym Miłosier‑dziu poprzez życie samej  Faustyny, Sopoćki i zgroma‑dzenia, które pole‑cił im założyć Pan Jezus…Urzeka  mnie  ten Chrystus  wycho‑dzący z Obrazu ku nam  –   biednym, za gu bionym grze‑szni kom. To nie my byliśmy pierwsi. Ini‑cjatywa miłości to jakby istota Bożego Miłosierdzia… Dominikanie od samego niemal  początku  uczestniczyli  w  po‑wstawaniu zgromadzenia z Myśliborza. Uczestniczyli dyskretnie. Nasi wybitni teologowie, Jacek Woroniecki i Romuald Kostecki, mocą swego autorytetu zapew‑niali, że Dzienniczek Faustyny, prostej siostry drugiego chóru, zawiera prawdy, 

jakie wychodzą spod pióra jedynie najwy‑bitniejszych mistyków i doktorów Koś‑cioła. A potem ojcowie Bernard Przybyl‑ski, Angelik Jarosz, Władysław Paździor, Kalikst Suszyło, Marcin Babraj  i  inni jechali do sióstr w Myśliborzu z reko‑

lekcjami,  dodając sił  tym kobietom, które  bez  żadne‑go doświadczenia pragnęły  i  usi‑łowały  żyć  ideą i  prawdą  Bożego Miłosierdzia… Kiedy dzisiaj przy‑chodzą do mnie lu‑dzie, którzy doszli do wysokich stano‑wisk i zaszczytów, a  w  głębi  serca mają świadomość swojej nędzy, mar‑noty  i  kłamstwa, na  których  zbu‑dowali tę pozorną wielkość, to cóż im mam powiedzieć? Odpowiadam  im wtedy,  że  jedyny ratunek jest w Bo‑

żym Miłosierdziu. Że potrzebują go oni i my wszyscy bardziej niż zdrowia, pie‑niędzy, powietrza. Dzięki niemu istnieje ten świat, porusza się, a my w nim; dzię‑ki niemu nad światem kręcą się gwiazdy i słońce. 

Jan Góra OP, Wstęp do książki Jana Grzegor‑czyka Każda dusza to inny świat, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1998

Pismo Parafi i św. Dominika w Warszawie

lekcjami,  dodając sił  tym kobietom, które  bez  żadne‑go doświadczenia pragnęły  i  usi‑łowały  żyć  ideą i  prawdą  Bożego Miłosierdzia… Kiedy dzisiaj przy‑chodzą do mnie lu‑dzie, którzy doszli do wysokich stano‑wisk i zaszczytów, a  w  głębi  serca mają świadomość swojej nędzy, mar‑noty  i  kłamstwa, na  których  zbu‑dowali tę pozorną wielkość, to cóż im mam powiedzieć? Odpowiadam  im wtedy,  że  jedyny Obraz Miłosierdzia Bożego w kaplicy na Służewie

Fot. Piotr Krysztofi ak OP

Page 2: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

2 Dominik nad Dolinką

W  naszym kościele parafialnym pw. św. Dominika od lat cieszy się kultem obraz Pana Jezusa Mi‑

łosiernego. Do tej pory była to niewielka reprodukcja, a raczej fotografia obrazu Pana Jezusa Miłosiernego z Wilna. Od pewnego czasu coraz częściej pojawiały się głosy, aby zastąpić ją obrazem‑kopią z prawdzi‑wego zdarzenia. Bracia w klasztorze zastanawiali się nad wyborem obrazu wileńskiego czy łagiewnickie‑go. Proponowano również, by zamówić nową wersję obrazu, na którym widniałyby atrybuty Pana Jezusa Miłosiernego według opisu św. siostry Faustyny: Pan Jezus w postawie stojącej z prawą ręką wzniesioną do błogosławieństwa, lewą ręką wskazuje na przebity bok, a z niewidocznej rany w boku wypływają pro‑mienie: czerwony i blady. Pod obrazem umieszczony byłby napis: „Jezu, ufam Tobie”. Po dyskusji bracia zdecydowali się na kopię obrazu z Łagiewnik.

Wydaje się, że przeważył argument, iż jest to obraz znany, szeroko rozpowszechniony w świecie, otacza‑ny kultem w nieporównywalnie większym stopniu niż ten z Wilna. Przypomnijmy jedynie, że obraz wileński został namalowany również według wskazówek św. siostry Faustyny, na podstawie osobistej, mistycznej wizji Chrystusa. Osobą, która podjęła się tego dzieła, był zaproponowany przez spowiednika siostry Fau‑styny, księdza Michała Sopoćkę, artysta malarz Euge‑niusz Kazimierowski. Nad namalowanym przez niego obrazem siostra Faustyna zapłakała z żalu, że Jezus z mistycznej wizji był znacznie piękniejszy niż ten 

przedstawiony przez malarza na płótnie. Opisuje to święta w 313. punkcie Dzienniczka: Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś? – Wtem usłyszałam takie słowa: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej”.

Łagiewnicka, zwana też krakowską, wersja obrazu „Jezu ufam Tobie” została namalowana przez Adol‑fa Hyłę w 1944 roku, już po śmierci siostry Fausty‑ny (zm. 5.10.1938). W 1943 roku do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie Łagiew‑nikach zgłosił się artysta malarz Adolf Hyła, prag‑nąc wykonać obraz jako wotum za ocalenie rodziny z wojennej zawieruchy. Wykonane przez niego płótno było jednak zbyt duże, aby pomieścić się w przewi‑dzianej dla niego ramie. Dlatego namalował je po raz drugi i to właśnie ten drugi obraz w roku 1944 został poświęcony i umieszczony w kaplicy zakonnej w Ła‑giewnikach, gdzie jest czczony do dzisiaj. Poza nim A. Hyła wykonał jeszcze wiele innych jego kopii. Jed‑nak obraz z Łagiewnik jest najbardziej rozpowszech‑niony, znany i otaczany kultem. W niemałym stopniu przyczyniła się do tego osoba Sługi Bożego Jana Pa‑wła II, jego apostolstwo Bożego Miłosierdzia, szcze‑gólnie zaś jego pielgrzymka do Łagiewnik w 2002 roku. Podsumowując ów rok, Jan Paweł II uznał za najważniejsze wydarzenie roku poświęcenie Bazyli‑ki Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach oraz „Akt oddania świata Bożemu Miłosierdziu” (17.08.2002, 

Obraz Bożego Miłosierdzia na Służewie

Fot.

Jace

k Boj

arsk

i

Page 3: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

3Dominik nad Dolinką

w dniu święta św. Jacka Odrowąża). Opinię tę wyraził podczas audiencji generalnej w Rzymie 18 grudnia 2002. Te słowa Papieża oznaczają, że wspomniane poświęcenie nie miało jedynie charakteru lokalnego, ale było wydarzeniem na skalę światową, dokonanym przez namiestnika Chrystusa na Ziemi. Chrystusowe przesłanie przekazane św. siostrze Faustynie Kowal‑skiej dotyczy całego świata. Pan Jezus powiedział jej, że z Polski wyjdzie „iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście” (por. Dzienniczek, 1732). Święty Papież przypomniał wtedy to nieznane wielu ludziom przesłanie Chrystusa. Przytoczmy słowa przez niego wypowiedziane w Krakowie w sierpniu 2000: 

... Dziś w tym sanktuarium chcę dokonać uroczy-stego aktu zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu. Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miło-siernej miłości Boga, które tu zostało ogłoszone przez pośrednictwo św. Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniało ich serca nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść „iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście”. Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W mi-łosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęś-cie! To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i sio-stry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego miłosierdzia.

Mając w pamięci to zadanie, domini‑kanie służewscy zamówili w styczniu 2008 roku kopię Obrazu Jezusa Miło‑siernego u krakowskiego malarza, Ja‑nusza Antosza, autora wielu bardzo dobrych i wiernych kopii tegoż obrazu, znajdujących się w koś‑ciołach  rozsianych po całym świecie. O pomoc w przy‑gotowaniu odpowiedniego 

wnętrza kaplicy zwrócili się do znanego architekta inż. Stanisława Niemczyka. W rezultacie spotkań do‑minikanów, malarza i architekta przyjęto następujące założenia: obraz ma być bardzo duży, o szerokości dwóch, a wysokości trzech i pół metra. Pan Jezus miłosierny wychodzi w nim jakby z półmroku i idzie na spotkanie człowieka. Chociaż obraz jest bardzo wysoki, jednak postać Pana Jezusa jest dokładnie ta‑kiej wielkości jak na oryginalnym obrazie autorstwa A. Hyły, ma więc 182 cm wzrostu. Dodajmy również, że taki wzrost Pana Jezusa został określony na podsta‑wie badań Całunu Turyńskiego. Postać ta jednak nie jest umieszczona na środku obrazu, ale nieznacznie nad posadzką, aby każdy stojący przed nim miał wra‑żenie spotkania z Jezusem. Przed kaplicą, po obu jej stronach, umieszczone są świeczniki na drewnianych cokołach, projektu brata Mariusza Skowrońskiego. Wykonane są z grubego szkła przez artystę plastyka, Piotra Lisowskiego. Nad całością prac czuwał niestru‑dzenie brat Jan Mszyca. 

W dniu 30 marca br., w niedzielę Bożego Miło‑sierdzia, dziekan Dekanatu Służewskiego, ks. kanonik Andrzej Parys, w asyście proboszcza o. Witolda Słabi‑ga i przy licznym udziale wiernych, dokonał uroczy‑stego poświęcenia obrazu i kaplicy Bożego Miłosier‑dzia w naszym kościele. Od tego momentu Pan Jezus w tym obrazie otaczany jest żarliwą i gorącą modli‑twą wielu wiernych, zanoszoną o każdej porze dnia. Wyrażamy ogromną wdzięczność wszystkim, dzięki 

którym mogliśmy dokończyć dzieła: malarzowi panu Januszowi Antoszowi, projektantowi wnętrza kaplicy panu architektowi Sta‑nisławowi Niemczykowi, artyście pla‑stykowi panu Piotrowi Lisowskiemu, sponsorom obrazu i kaplicy: rodzi‑nom Woźniaków i Jaremczuków, a także wszystkim tym, którzy dali nam, dominikanom, impuls do tego dzieła i wspierali nas modlitwą. 

O. przeor

Autor kopii Janusz Wacław ANTOSZFot. Piotr Krysztofi ak OP

Page 4: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

4 Dominik nad Dolinką

Z albumu pierwszego proboszcza

Ojciec hm. gen. bryg. Adam Franciszek Studziński OP (1911-2008), pierwszy pro-boszcz parafii św. Dominika w Warszawie (1952-1958), w dniu 27 lutego 2008 odwiedza Służew. Fot: Jerzy Bakalarz OP

10 czerwca1937. Dominikanie przy istniejącym do dnia dzisiejszego od strony ul. Nowoursynowskiej „pierwszym klasztorze”

We wsi Służew rosną już klasztorne mury

Page 5: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

5Dominik nad Dolinką

15 listopada 1937. Nowy konwent OO. Dominikanów w Warszawie (Służew) 15 listopada 1937. Nowy konwent OO. Dominikanów w Warszawie (Służew). Widok od strony Wilanowa

Na Służewie pojawił się biały habit. Widok od strony ul. Dominikańskiej

We wsi Służew rosną już klasztorne mury. Widok od strony ul. Dominikańskiej

Page 6: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

6 Dominik nad Dolinką

Pierwszym wymiarem spoczynku w Duchu Świę‑tym jest płaszczyzna zewnętrzna. Duch Święty 

działa, gdy chce tego sam człowiek. Oddziałuje na nasze mięśnie, układ nerwowy. Gdy Duch Święty zstępuje z wielką mocą, człowiek nie może utrzy‑mać się na nogach. Obserwujemy, że wiele osób upada, spoczywając w Duchu Świętym. Niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. I widok osób osuwają‑cych się na ziemię robi na nich złe wrażenie. Kie‑dy podróżuję po różnych częściach świata, słyszę o tym. Odpowiadam tak: „Jeśli czujesz, że Duch Święty zstępuje na ciebie, czy to podczas Mszy świętej czy spot‑kania, spokojnie możesz usiąść i tak przyjąć ten spoczynek w Duchu Świętym”. 

Przedwczoraj  zosta‑łem poproszony, by się pomodlić nad trzydzie‑stoletnią kobietą. Była niesamowicie  zmie‑szana  i  skrępowana. Widziałem  jej  twarz, zanim nastąpiło spotka‑nie z Duchem Świętym, była bardzo spięta. Mó‑wiła, że przez całe życie musiała walczyć i stała się surowa wobec siebie, a wo‑bec dzieci bardzo twarda. Nie wierzyła w Pana Boga. Wszystko dla niej zatrzymywało się na war‑stwie rozumowej. Modliłem się nad nią. I nawet się nie zorientowałem, gdy osunęła się na ziemię. Po dziesięciu minutach wstała, mówiąc: „Jakie to piękne, co mi się przydarzyło”. Powie‑działem do niej: „Spokojnie, Duch Święty cię po‑błogosławił”. Wtedy zaczęła płakać, jakby wyszło z niej coś, co ją blokowało. Płakała, płakała, płaka‑ła. Podczas wczorajszej Mszy świętej z modlitwą o uzdrowienie była tam, pełna radości wypowiadała słowa „Wierzę w Boga”. Wcześniej mówiła, że nie wierzy. Spoczynek w Duchu Świętym niesie w sobie wielką łaskę. Osoba doświadcza obecności Ducha Świętego, który dotyka jej ciała. Człowiek się cał‑kowicie rozluźnia, odpręża. I jeśli potem trwa na modlitwie, żyje modlitwą, to następuje całkowita przemiana życia. To jest ten pierwszy aspekt zaśnię‑cia w Duchu Świętym. 

Druga rzecz. Kiedy ktoś osunie się w spoczyn‑ku, Duch Święty coraz głębiej objawia mu urazy, dramaty związane z życiem duchowym. W ludzkiej psychice nie ma nic, co by nie zostało w niej zare‑jestrowane. Wszystko, co przeżywamy, jest ukryte wewnątrz naszej osoby. Jakby taka kasa pancerna, której ściany są bardzo grube. Każdy ma przykre doświadczenia, traumatyczne wiadomości, i każdy z nas w tej kasie pancernej je chowa. Chowa przed sobą i przed innymi… 

Tymczasem Bóg Ojciec dał nam tę wiel‑ką łaskę, że wszystkie straszne drama‑

ty, które na nas przyszły, możemy z tej pancernej kasy wyrzucić. Bo ukrywanie tego przed sobą samym i przed innymi rodzi poważne  konsekwencje. Wiąże  się  z  chorobami psychicznymi. Ciąży na sferze  relacji  z  innymi ludźmi.  Pojawiają  się trudności w pracy, nie potrafimy wychowywać dzieci, nie umiemy się odnaleźć w swoim śro‑dowisku. Sprawy ukryte gdzieś tam, w najgłębszych pokładach naszego wnętrza, 

są też, moim zdaniem, przy‑czyną rozpadu małżeństw. I co się dzieje w czasie spo‑

czynku w Duchu Świętym? Otóż ten stan wewnętrznego ukojenia otwiera na 

działanie Ducha Świętego. Duch wnika głęboko w tę kasę pancerną, którą tylko sam człowiek może otworzyć, tylko on sam może Go tam wpuścić. W te wszystkie dramaty. To jest szalenie ważny aspekt spoczynku w Duchu Świętym. Tak zwane uzdrowie‑nie wewnętrzne. 

Można pójść na terapię do psychologa, ale bardzo trudno mu powierzyć to, co w człowieku głęboko za‑trzaśnięte. Czasem nosi się to w sobie do końca życia. A w czasie spoczynku w Duchu następuje coś takiego, jakbym nagle otworzył się przed Jezusem. I Jezus bar‑dzo dogłębnie wchodzi w moją ranę. On mi tę ranę pokazuje. I pyta, jak mówi Pismo Święte: Co chcesz, abym z tą raną uczynił? Jeżeli człowiek pozostanie ot‑warty i nie przestraszy się siebie samego i tej rany, to Jezus go uzdrawia. To są fantastyczne doświadczenia. 

Uzdrowienie wewnętrzne

Kościół św. Dominika 18.05.2008

Page 7: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

7Dominik nad Dolinką

Przyszła kiedyś do mnie na rozmowę dziewczy‑na, która opowiedziała o sobie bardzo wiele. „A teraz – mówię do niej – pomodlimy się za twoją relację z tatą”. Modląc się, poprosiłem Jezusa, żeby pokazał jej prawdę o tej relacji. Dziewczyna spoczęła w Du‑chu Świętym. I zaczęła rozpaczać, bardzo płakać. Gdy wstała, powiedziała z płaczem, że Jezus rzekł do niej: „Jeśli chcesz, uzdrowię twoją relację z tatą”. Ona po‑wiedziała: „Chcę”. I wtedy Jezus pokazał jej, że kiedy miała pięć lat, jej tato wykorzystywał ją seksualnie. Ta dziewczyna, dziś 24‑letnia, to wszystko gdzieś bardzo głęboko w sobie schowała, bo nie chciała zwracać się przeciw swemu ojcu. Tylko że nie była w stanie wy‑powiedzieć słów modlitwy Ojcze nasz i nie wiedziała dlaczego. Jezus pokazał jej niektóre chwile związane z przemocą i powiedział: „A teraz przebacz swojemu tacie”. I ona temu ojcu przebaczyła. Jezus pokazywał jej kolejne sytuacje. „Przebacz i to swojemu tacie”. Kiedy wstała, była pełna cierpienia. 

Przy spoczynku w Duchu Świętym trzeba bar‑dzo uważać, bo jeżeli Pan Jezus danej osobie coś odsłania, to nie można jej zostawić w stanie smutku. Znaczy to, że jest w trakcie uzdrawiania. Jeśli wi‑dzę, że ktoś jest smutny, to muszę mieć cierpliwość i modlić się za niego dalej. Zdarza mi się pięć go‑dzin modlić za jednego człowieka, kiedy Pan chce go uzdrowić. Jezus chce, żebym był takim kanałem dla łaski, aby ta osoba mogła pełna pokoju i Ducha wrócić do domu. 

Do tej pełnej cierpienia dziewczyny powiedzia‑łem: „Jeżeli chcesz, to jeszcze przez chwilę pomodlę się za ciebie”. I ona znowu osunęła się na ziemię. Po jakiejś pół godzinie wstała, uśmiechnięta. Czasem w trakcie spoczynku w Duchu Świętym pojawia się obraz. Dziewczyna zobaczyła przed sobą przepięk‑ne jezioro. A po drugiej stronie był Pan Jezus i jej tata. Jezus powiedział: „Przyjdź”. Przeszła więc po wodzie. Wtedy Jezus powiedział: „Teraz przebacz 

swojemu  tacie, bo on prosi cię o przebaczenie”. I ona przebaczyła tacie w trakcie spoczynku w Du‑chu Świętym. Tata na nią popatrzył i powiedział: „Dziękuję ci”. Dziewczyna ta miała też doświad‑czenie relacji z Bogiem Ojcem. To jedno z najmoc‑niejszych doświadczeń, o jakich słyszałem w ciągu moich siedemnastu lat pracy. Bóg Ojciec siedział na tronie, wziął tę dziewczynę, posadził na kolanach, przytulił do siebie. Siedziała długo. Bóg Ojciec się w nią wpatrywał. A ona nie chciała się obudzić. To doświadczenie miłości, jaką czuła ze strony Boga, było czymś najpiękniejszym. I właśnie tutaj, w czasie spoczynku w Duchu Świętym, następuje uzdrowienie osoby. Jeśli ta osoba dalej prosi o uzdrowienie we‑wnętrzne, to ono idzie coraz głębiej i głębiej. 

Fragment konferencji, wygłoszonej przez o. Antonella Cadeddu z Brazylii dla studentów w kościele św. Dominika w Warszawie, 18 maja 2007

Kościół św. Dominika 18.05.2008

Kościół św. Dominika 18.05.2008

Page 8: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

8 Dominik nad Dolinką

Do dyżurnego pokoju w duszpaster‑stwie akademickim, w którym sie‑

dzę całymi dniami, wpadł ojciec Niko‑dem i machając rękami, jakby sam nie wiedząc, co zrobić z informacją, którą trzymał w zanadrzu, pełen zażenowania wyartykułował: – „Przed chwilą zmarł ojciec Krąpiec…”. Oniemiali, zmówi‑liśmy modlitwę. Ogromna strata – te słowa cisnęły mi się do głowy. Zanim dotrą do mnie szczegóły jego odejścia, trawi mnie poczucie wielkiej wyrwy, jaka powstała wraz z jego odejściem. Dzięki prawdzie, której służył, miał dystans do wielu zawirowań, mód i trendów, wolny był od wielu zależności czy zobowiązań. Tak, to było wielkie panisko, żyjące swoim własnym życiem, a nie życiem cudzym, życiem z odbicia. 

Ojciec Krąpiec był dominikaninem z krwi i kości. Dominikaninem do szpiku kości. Cudowną osobowoś‑cią, promieniującą wiarą i mądrością, żartem i me‑taforą na takim poziomie, że niektórym brakowało już tlenu. Człowiekiem wielkiej, dziecięcej wprost wiary. W tej wierze znajdował sens dla wszystkiego, co robił, a przede wszystkim – jak żył. Widywałem go z różańcem w ręku, jak spacerował po korytarzu, zanurzony w modlitwie. 

Był filozofem, profesorem, rektorem, doktorem honoris causa multiplex, członkiem akademii i sto‑warzyszeń. Znał myśl Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu. Uprawiał tomizm i zajmował się filozofią rzeczywistości. Podtrzymywał dziedzictwo zakonu, nurt filozofii tomistycznej, tej obiektywnej, bo reali‑stycznej. I robił to heroicznie w czasach, kiedy wiara nie miewa już wsparcia ze strony filozofii. Skończyły się bowiem czasy, w których filozofia proponowała człowiekowi obraz świata i sama miała w nim od‑powiednie miejsce. Od Kanta jedność myśli filozo‑ficznej ulegała coraz to większemu rozbiciu. Nawet filozofowie nie mogą zmienić faktu, że ich poglądy nie są już jedną filozofią, którą każdy akceptuje, ale są tylko jedną z wielu filozofii. Dzisiaj nie istnieje już tylko jedna filozofia, ale filozofie. Przyjęcie zaś którejś z nich nie jest przyjęciem ogólnego dziedzictwa ludz‑kiego ducha, lecz decyzją, którą można uzasadniać. Decyzja wyboru jakiejś filozofii to jednocześnie opo‑wiedzenie się przeciwko innym stanowiskom, które także można uzasadniać. Wiara nie ma już trwałego i pewnego oparcia w przestrzeni ludzkiego myślenia, 

a jej próby znalezienia takiej podstawy bywają często bezsilne. 

W takiej sytuacji kulturowej ojciec Krąpiec  tworzył  swoją  filozoficzną szkołę, dzielnie opierając się subiekty‑wizmowi i utylitaryzmowi. Trwał sa‑motnie, a z latami stworzył wspólnotę, szkołę ludzi myślących realistycznie i twórczo. W tym myśleniu naczelne miejsce zarezerwowane było dla Boga, później dla człowieka. Ojciec Krąpiec nie zabrał nikomu pola, ale sam je wy‑karczował i heroicznie uprawiał, zapra‑szając do tej uprawy kolejnych oraczy 

i siewców, którzy byli gotowi i zdolni wytrzymać spiekotę południa. 

Był twórczy. Nikomu nic nie ukradł. Inni kradli od niego. Ale on się tym nie przejmował, bo to, co inni musieli ukraść, on i tak wymyślił sam. W sytu‑acji niesprzyjającej, bo w oparach ideologii komuni‑stycznej, stworzył szkołę niezależnego, realistycznego myślenia, dającą jemu samemu i współpracownikom przestrzeń niezależności i wolności oraz swoistego nieskrępowania. Ta jego wolność szokowała, żeno‑wała osoby pospinane niewolą systemu czy niesamo‑dzielnością myśli własnej. Ojca Krąpca bano się na‑wet w zakonie i wielu uważało, że jest niebezpieczny, bo gorszy maluczkich. Jako takiego izolowano go od formacji młodzieży zakonnej z obawy przed zapo‑wietrzeniem. Niektórzy, nie rozumiejąc jego myśli, zawczasu i na wszelki wypadek machali z dezaprobatą rękami, niezdolni do sformułowania argumentu. 

Tymczasem on trwał. Zmieniały się rządy w Pol‑sce, zmieniali się prowincjałowie, a on był, ciągle był ojciec Krąpiec w swojej celi nad bramą w klasztorze lubelskim przy ulicy Złotej 9. Tam odwiedzałem go za każdym pobytem w Lublinie. I przyjmował mnie ze wzruszeniem. Skąd się to brało, nie wiem. Być może z tego, że kiedy wstąpiłem do zakonu, mój wuj, prof. Marian Plezia, kolega ojca Krąpca, zwierzył mu się, że taki chłopak z rodziny wstąpił do jego zako‑nu. Na to ojciec Krąpiec miał poradzić wujowi, aby mnie zapraszał do siebie do domu w Krakowie, tak abym przypadkiem nie stracił więzi rodzinnych i nie wyzbył się uczuć ludzkich podczas zakonnej forma‑cji. Dlatego też bywałem u wujostwa w Krakowie na ciastkach i herbacie, mając możliwość rozmowy z uczonym wujem, co niezwykle wpływało na mój rozwój i horyzonty, a przede wszystkim na owe więzi 

Ojciec Krąpiec (25.05.1921 – 9.05.2008)

Page 9: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

9Dominik nad Dolinką

i relacje emocjonalne, które tyle problemów nastrę‑czają dojrzewającemu mężczyźnie. 

Dla nas, młodych kiedyś dominikanów, ojciec Krą‑piec był filarem, punktem odniesienia. Po prostu był, i dobrze, że był. On nie bał się ideologów partyjnych, kościelnych czy zakonnych. Miał swoje zdanie. To mi imponowało. Ideologie przemijały jak wiatr, a on był. Przypomina mi się tutaj tłumaczenie pewnej baletni‑cy, którą pytałem, dlaczego jedna jest primabaleriną, a inne tańczą w zespole. Wtedy ona odpowiedziała:  „Bo widzi ojciec – jak ona tańczy, to po prostu jest, scena jest pełna. A nas musi być więcej, aby zapełnić tę scenę”. Podobnie było z ojcem Krąpcem. On po prostu był. I w razie potrzeby kilkoma zręcznymi zdaniami odpowiadał na moje pytania. Ja, zadowolony jak dzie‑cko, odchodziłem, ciesząc się odpowiedzią. 

Nigdy nie zapomnę naszych spotkań, krótkich, ale zawsze serdecznych. Nawiedzałem go w jego lubel‑skiej norce zawalonej książkami i drobnymi przed‑miotami, które mu wydzierałem na pamiątkę. Ostat‑nimi laty pomagał mi w tym ojciec Tomasz Dostatni, młodszy współbrat z Lublina. Tak wyciągnęliśmy od niego papieskie pióro, rzeźbę Ojca Świętego Jana Pa‑wła II – kopię pomnika z dziedzińca Uniwersytetu czy portret Ojca Profesora. On zawsze nas częstował łykiem krupniku, nalewki czy przewyborną mocną 

kawą. Częstował nas dowcipem, żartem, który poka‑zywał jego przestrzeń wolności i dystansu. Nigdy nie trywializował spraw Bożych. 

Tytan pracy. Obok wiary w Boga praca była jego wyznaniem. Tak żył  i  tak umarł, przy pracy, przy biurku, poprawiając swój artykuł do encyklopedii fi‑lozoficznej, swego najukochańszego dziecka. Ojciec Krąpiec nie żył nadaremnie. Pozostawił nam cząstkę siebie. A dla nas był punktem odniesienia. Nie bał się, bo dzięki Bogu był sobą. Widocznie ta jego filozofia dawała mu siłę, aby był sobą, nikim innym – tylko sobą, i dawała mu siłę do tego, aby tak sensownie żyć i pracować. W naszym świecie zmieniających się tren‑dów i ideologii pozostawił Ojczyźnie cząstkę myślenia realistycznego, rzeczywistego, określając, że Ojczyzna to nie tylko piękne myśli, wiersze i piosenki, ale kon‑kretna ziemia i mieszkający na niej konkretni ludzie, zdążający do konkretnej niebieskiej Ojczyzny. 

A zatem, do zobaczenia, kochany Ojcze Albercie! Kiedy się znowu spotkamy liczę, że poczęstujesz nas przewyborną nalewką i doskonale zaparzoną kawą, uraczysz dowcipem i ubogacisz wiarą w sens tego wszystkiego, co nas dzięki Bogu otacza, czym Ty sam żyłeś i czego nas nauczałeś. 

o. Jan W. Góra OP

W oczekiwaniu na Ojca Świętego przed Bazyliką Św. Trójcy w Krakowie (1999 rok)

Page 10: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

10 Dominik nad Dolinką

Chodzi, rzecz jasna, o naukę pisania ikon. Wszyst‑ko zaczęło się przed czterema laty. W „Gościu 

Niedzielnym” z 14 listopada 2004 pojawił się artykuł Joanny Jureczko‑Wilk pod tytułem „Studium ikono‑graficzne u dominikanów ruszyło”. Czytamy tam, że studium wyrosło z comiesięcznych spotkań „Między sztuką a wiarą”. Renata Rogozińska na łamach mie‑sięcznika „W drodze” (8/2005) wskazuje palcem na jednego z autorów tego wspaniałego pomysłu. Jest nim absolwent ASP i szkoły malowania ikon w Pireu‑sie (Grecja), Mateusz Środoń. Dzięki ogromnemu za‑angażowaniu Mateusza i paru innych osób, powstało w Warszawie Studium Chrześcijańskiego Wschodu, funkcjonujące przy klasztorze Dominikanów na Słu‑żewie. Prowadzi on również warsztaty ikonograficzne i jest zarazem współautorem programu nauczania. 

Sam Mateusz Środoń mówi: „Szkoła w Pireusie była modelem programu warsztatów ikonograficz‑nych. Ze względu na duże zainteresowanie kursem pisania ikon i na zróżnicowane umiejętności arty‑styczne uczniów, podzieliliśmy ich na dwie grupy. Stworzyliśmy grupę początkującą i zaawansowaną, składającą się głównie ze studentów oraz absolwen‑tów architektury i Akademii Sztuk Pięknych”. W tym momencie prowadzone są trzy grupy podzielone na kolejne roczniki. W pierwszej grupie najwięcej czasu przeznaczamy na zajęcia z rysunku i malowania z na‑tury, które prowadzą absolwenci ASP. Kolejne grupy cały czas poświęcają na studiowanie ikony, wchodze‑nie w język ikonografii bizantyjskiej”.

Zajęcia warsztatowe odbywają  się  sześć  razy w miesiącu, a wykłady na studium jeden raz w sobotę o godz. 15‑18.30. Wykładowcami są między innymi dr Irina Tatarova z Uniwersytetu Warszawskiego oraz ks. prof. Michał Janocha z Uniwersytetu im. kard. Stefana Wyszyńskiego. „Pisanie ikon – tłumaczy swoim studentom ks. prof. Janocha – wymaga od artysty talentu wiary… Jestem przekonany, że osoba chcąca pisać ikony powinna podchodzić do tego jak do aktu religijnego, musi mieć doświadczenie mod‑litwy. Kiedy tego zabraknie, będziemy mieli dobre dzieło estetyczne albo pobożny kicz”.

Od  samego  początku  spotkaniom  „Między sztuką a wiarą”, warsztatom i studium towarzy‑szy br. Mariusz. Wraz z dwudziestoosobową grupą przyjaciół, którą niezwykle ceni, jest współorga‑nizatorem tych spotkań. Kiedy w jego celi zauwa‑żyłem dość szczególną  ikonę  i zacząłem pytać, otrzymałem wiele cennych informacji, które wpro‑wadziły mnie w mało mi znany świat. Otóż w za‑konnej celi naszego brata jest obecna ikona Matki Bożej. Pisze on ją osobiście. Na desce o wymiarach 70x60 cm widać postać Matki Najświętszej. Sza‑ty czerwone, ręce w geście otwartości na Ducha Świętego wzniesione ku górze. Twarz Maryi  to jedynie bardzo delikatny, wykonany na białym tle szkic. Ta wspaniała obecność Matki Najświętszej towarzyszyła mi podczas wykładu br. Mariusza na temat świata ikon. 

By ikona nie tylko zajmowała konkretne miej‑sce w pomieszczeniu, ale była w nim rzeczywiście obecna, istotną sprawą jest wnętrze piszącej ją oso‑by. Bym lepiej zrozumiał ten temat, brat Mariusz odtworzył mi fragment ostatnio zrealizowanego dla telewizji filmu na temat twórczości artystycznej Ma‑teusza Środonia. 

Stacja Służew – dominikanie – nauka pisania

Mateusz Środoń przy malowaniu ikony bł. Michała Czartoryskiego w Muzeum Powstania Warszawskiego, 21 maja 2008

Page 11: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

11Dominik nad Dolinką

Ks. Hieronim Średnicki, proboszcz parafii szczy‑cącej się ikonami namalowanymi w ich kościele przez Środonia, powiedział: „Nie miałem wątpli‑wości, że to dzieło wyjdzie. Podchodziłem czasem do okienka i podglądałem, jak Mateusz pracuje. Za‑wsze zaczynał jednakowo. Najpierw długo klęczał, a potem słucham, a on śpiewnie odmawia brewiarz, co u osób świeckich zdarza się dość rzadko. Potem następowała chwila koncentracji, niesamowitego skupienia. Dopiero wówczas brał pędzelek i za‑czynał malować. Mogę zaświadczyć, że te ikony powstawały na kolanach. Dlatego też mają swoją wymowę”.

Brat Mariusz mówi, że dla kogoś piszącego ikonę sama przygotowana deska, na jakiej nie ma jeszcze żadnego szkicu, stanowi już pewien „obraz” osoby, której twarz będzie się stopniowo wyłaniała z rysun‑ku. W miarę pojawiania się coraz bardziej wyrazistych rysów, na przykład twarzy Chrystusa, Jego osoba sta‑je się coraz realniej obecna w ludzkiej świadomości. 

A doznanie obecności samego Chrystusa potrafi być tak mocne, że znikają pewne zachowania, na które człowiek pozwalał sobie wtedy, gdy ikony nie było jeszcze w pomieszczeniu. 

Potem brat Mariusz dodaje, że środki artystycz‑nego wyrazu, barwne plamy czy linie, często uka‑zują wnętrze człowieka, jego stosunek do ukazywa‑nej rzeczywistości. Są czułym barometrem, którego często nie sposób oszukać. Naszym pragnieniem jest stworzenie przestrzeni sprzyjającej skupieniu, kon‑templacji, spotkaniu z Bogiem. W ikonie, wyjaśnia dalej brat Mariusz, widoczne jest całe wnętrze roz‑modlonej duszy osoby, która ją napisała. Ikona staje się jakby lustrem wnętrza tego bardzo konkretnego ikonopisa. Przy czym to lustro szczególnego rodza‑ju. Odbija bowiem wszystko, co pochodzi od Pana Boga. Czasami piękne ikony są dziełem osób, które mimo swojego nie najlepszego życia zafascynują się Stwórcą, a wtedy On osobiście przeciera zwierciadło ludzkiego wnętrza. 

Ostatnio warsztatami pisania ikon zainteresowały się wyższe przełożone sióstr klauzurowych. Popro‑siły o zorganizowanie dla ich wspólnot podobnego studium, które w miarę wszechstronnie przygotowy‑wałoby do pisania ikon. Temat został podjęty. Siostry z różnych zakonów będą przyjeżdżały przez dwa lata do jednego z podwarszawskich domów rekolekcyj‑nych. Tygodniowe zajęcia siedem razy w roku to pro‑pozycja, która została już zaakceptowana. 

Nie odrzucono również prośby dominikańskie‑go ośrodka w Hermanicach o zorganizowanie tam warsztatów w czasie wakacyjnych spotkań młodzie‑ży. Osoby współtworzące studium ikonograficzne przeprowadziły w pierwszym tygodniu czerwca sesję naukową „Ikona dziś” w dominikańskim klasztorze na Służewie. Zaproszono prelegentów z całej Eu‑ropy. W ramach sesji do końca lipca, w salach przy krużgankach naszego kościoła, czynna będzie mię‑dzynarodowa wystawa współczesnych ikon. 

www.ikona.sluzew.dominikanie.plA tymczasem ikona Matki Najświętszej w celi 

zakonnej brata Mariusza nabiera coraz piękniejszych barw i kształtów. Szczerze życzę bratu, by jak naj‑szybciej ukończył ikonograficzne studia i otrzymał chlubny tytuł „Ikonopisa”, którym jeszcze żaden ze służewskich dominikanów nie może się poszczycić.

o. Stanisław Gołąb OP

Page 12: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

Autorami zdjęć są miłośnicy fotografii ze Specjal‑nego Ośrodka Szkolno‑Wychowawczego im. dr Zofii Galewskiej w Warszawie. Uczestniczyli oni w war‑sztatach „Służew, wiosna 2008”, które prowadził Jacek Bojarski przy współudziale wychowawczyni Beaty Mrozek. Oto uczestnicy warsztatów: Łukasz Bardecki, Paulina Jegier, Ewa Koperska, Kinga Ry‑charska, Adrian Rycharski, Rafał Wituszyński i Anna Zaleska. 

a  Uczestnicy warsztatów w kaplicy Miłosierdzia Bożego. b  Kościół św. Dominikac  Św. Dominik otrzymuje różaniec – rzeźba na przykościelnych 

krużgankachd Spowiednicae  Kaplica Matki Bożej Różańcowejf Spowiednicag  Krużganki przy kościele św. Dominika

Służew w obiektywie młodzieży

a

b

c

Page 13: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

13Dominik nad Dolinką

d

e

f

g

Page 14: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

14 Dominik nad Dolinką

10. W tym samym czasie, kiedy przebywał na stu‑diach w Palencji, nastał wielki głód w prawie całej Hi‑szpanii. Wówczas mistrz Dominik, wzruszony nędzą ubogich i płonąc gorącym współczuciem, postanowił jednym czynem posłuchać rad Pana i w miarę moż‑liwości zaradzić jednocześnie potrzebom umierają‑cych biedaków. Sprzedał więc potrzebne mu książki, które posiadał, wraz ze wszystkimi naczyniami, i jako jałmużnę rozdzielił pomiędzy ubogich. Tym przykła‑dem miłosierdzia tak bardzo pobudził serca innych teologów  i  mi‑strzów, iż uznając swoją  opiesza‑łość za skąpstwo w porównaniu ze szczodrością mło‑dzieńca, udzielali odtąd hojniejszej jałmużny.

92 .   W  tym samym  czas i e w Bolonii mistrz Dominik  zbliżał się do końca swo‑jej ziemskiej piel‑grzymki  i  zapadł na  ciężką  cho‑robę.  Przywołał więc do  swojego łoża boleści dwu‑nastu najroztropniejszych braci i począł zachęcać ich do gorliwości, rozszerzania zakonu i wytrwania na drodze do świętości. Przestrzegał ich także, aby uni‑kali podejrzanego towarzystwa, szczególnie młodych kobiet, ponieważ są bardzo zwodnicze i skutecznie chwytają w swoje sidła dusze nie utwierdzone jeszcze dostatecznie w czystości. Oto, rzekł, aż do tej godziny miłosierdzie Boże zachowało moje ciało nienaruszo-ne. Jednak muszę się przyznać do tej niedoskonałości, iż moje serce bardziej lgnęło do rozmów z kobietami młodymi niż ze starszymi.

106. Miał zwyczaj spędzać często noc w kościo‑łach, do tego stopnia, że z trudem lub bardzo rzad‑ko można było stwierdzić, iż ma jakieś miejsce do spania. Modlił się więc nocą i trwał na czuwaniach 

tak długo, jak mu na to pozwalało jego słabe ciało. Kiedy go zaś w końcu nachodziło zmęczenie, duch osłabł i dała o sobie znać konieczność snu, kładł głowę przed ołtarzem lub w jakimś innym miejscu, albo przynajmniej na kamieniu na wzór patriarchy Jakuba, i odpoczywał chwilę, po czym znowu budził się i nabierał ducha do żarliwej modlitwy.

107. Wszystkich ludzi ogarniał szeroko swoją troskliwą miłością, a ponieważ wszystkich kochał, 

przez wszystkich też  był  kochany. Jego dewizą było: cieszyć się z tymi, którzy się cieszą, płakać z tymi, któ‑rzy płaczą. Prze‑pełniony  życzli‑wością, ze wszyst‑kich sił troszczył s ię   o   b l iźn ich i okazywał współ‑czucie  nieszczę‑śliwym.  Ponad‑to  cechą,  dzięki której zyskał naj‑większą  sympa‑tię u wszystkich, było  to,  iż  jego życie było proste, a  jego  słowa  lub 

postępowanie nie nosiły najmniejszego śladu dwu‑licowości czy nieszczerości.

108. Był prawdziwym miłośnikiem ubóstwa. Nosił liche odzienie. Zachowywał najwyższy umiar w je‑dzeniu i piciu. Unikał wyszukanych potraw i chętnie zadowalał się prostym pokarmem. Potrafił w pełni opanowywać swoje ciało. Używał wina tak bardzo rozcieńczonego, iżby zaspokajając potrzebę ciała, nie osłabić nigdy jasności i wrażliwości swojego ducha.

Fragmenty Książeczki o początkach Zakonu Kaznodziejskiego, Bł. Jordana z Saksonii, Oficyna Wydawniczo‑Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2008, tłum. o. Mirosław Wylęgała OP, s. 22, 64, 71‑72.

Ponieważ wszystkich kochał, przez wszystkich też był kochany

Fragment obrazu Leandro da Bassano, Honoriusz III zatwierdza Regułę św. Dominika

Page 15: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

Wieczory dla zakochanychAbsolwenci wieczorów dla zakochanych i reko‑

lekcji dla narzeczonych otrzymują zaświadczenia potrzebne przy składaniu dokumentów w kancelarii parafialnej przed zawarciem związku małżeńskiego. 

Zapisy (na sesję jesienną – we wrześniu, na sesję wiosenną – od 1 stycznia) przyjmujemy w kancelarii parafialnej.

W pierwszą niedzielę każdego miesiąca podczas Mszy świętej o godz. 930 modlimy się za wszystkich, którzy duchowo i finansowo wspierają nasz klasztor i kościół, za fundatorów obrazu, kaplicy Miłosierdzia Bożego i elektronicznego napędu dzwonów. 

Tym, którzy pragną wspomóc naszą posługę, po‑dajemy numer konta:

OO. DOMINIKANIE Klasztor św. Józefa, ul. Dominikańska 2, 02‑741 WarszawaPKO SA VII O/Warszawa20 1240 1109 1111 0000 0515 6744

„Wieczory dla zakochanych” to rodzaj przygotowania do sakramentu małżeństwa. Związane są z metodą dia‑logu małżeńskiego wypracowaną przez Ruch Spotkań Małżeńskich. Kurs obejmuje 9 tygodni spotkań i pra‑cy podejmowanej w dialogu ze swoim narzeczonym/narzeczoną. W kursie uczestniczą pary narzeczonych lub pary osób rozważających zawarcie małżeństwa. 

Projektował Jarosław StelmachFot. Jacek Bojarski

Fot. Jacek Bojarski

Page 16: Dominik nad Dolinką nr 56, wiosna-lato 2008

Dominik nad DolinkąPismo Parafi i św. Dominikaw Warszawie

02-741 Warszawaul. Dominikańska 2tel. 022 543-99-00

Redaktor: o. Stanisław Gołąb OP([email protected])Współpraca: Ita Turowicz,Paweł Rusiniak

Druk: Ofi cyna Wydawniczo--Poligrafi czna „Adam”ul. Rolna 191/193tel. 022 843-08-79

W  kronikach  dominikańskiego klasztoru na Służewie została 

umieszczona informacja, że „Misje świę‑te rozpoczęły się 24 marca 1974 roku poświęceniem  dzwonów.  Dzwony: Maryja (z napisem: UFUNDOWANY DLA SANKTUARIUM KRÓLOWEJ RÓŻAŃCA  ŚWIĘTEGO),  Józef i Dominik poświęcił J. E. ks. bp Jerzy Modzelewski”. „Przypominam sobie – mówi ówczesny przeor o. Walenty Potworowski OP – że złom na dzwo‑ny przynoszony był z Warszawy i oko‑lic przez różne życzliwe nam osoby. Niektórzy przynosili  stare mosiężne klamki, a pewien mężczyzna podarował 

nam nawet miedzianą chłodnicę”. Każde uderzenie dzwonu można więc potrakto‑wać jako dowód naszej wspólnoty serc dla Chrystusa, który chce być przy nas bez względu na okoliczności. A  tak‑że jako zaproszenie do modlitwy, by wszystkim nam żyło się pięknie, a wo‑kół nas było więcej szczęścia. 

Dzwony Maryja, Józef, Dominik po renowacji, kapitalnym remoncie, z wy‑mianą jednego złamanego (dosłownie) serca włącznie, przeniesione zostały na przykościelny plac, by począwszy od rezurekcji 2008 roku, zapraszać nas wszystkich do modlitwy.

sgop

By żyło nam się pięknie, a wokół nas było więcej szczęścia

ModlitwaPanie nasz i Boże, wiem – Ty masz najlepszy pomysł na moje życie, bo chcesz, by było ono piękne i szczęśliwe. Staję dziś przed Tobą ze wszystkim, co kryje się w moim sercu. Ze swoimi planami, ze swoją radoś‑cią i tym, co mnie niepokoi i boli. Świadomy swoich słabości i tego, że bez Ciebie niczego nie dokonam. Najlepszy z wszystkich ojców, nasz Ojcze, 

wiem – Ty kochasz mnie po stokroć bardziej niż ci, których spotykam na drodze mego ży‑cia. Jesteś czuły i dobry, dlatego z ufnością błagam, uzdrów we mnie i w tych, za któ‑rych się modlę, wszystko, co chore! Uzdrów nasze wzajemne relacje. Dotknij swoją mocą rodziny, w których znikła nadzieja i radość, by zaczęły doświadczać Twojej obecności, mądrości i miłosierdzia. 

Nasza Najświętsza Matko, wiem – Ty od narodzin aż do śmierci towarzyszyłaś swo‑jemu Synowi. Zechciej i nam towarzyszyć na naszych drogach. Strzeż nas na zakrę‑tach, opatruj nasze rany, dodawaj odwagi i  jak drogowskaz wskazuj właściwy cel i kierunek. Módl się za nami, nasza Najlep‑sza Matko, by coraz mocniejsze było w nas przekonanie, że ta odwieczna, wprawiająca w ruch słońce i gwiazdy miłość wszystkich nas prowadzi ku temu, co dla człowieka dobre i szczęśliwe. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Zob.  także: Ceremoniał Misji i Rekolekcji dominikańskich, Dominikański  Ośrodek Kaznodziejski, Warszawa 2001

Fot. Jacek Bojarski