kristu jana, leo, daima! chrystus wczoraj, dziś, na wieki...

16
Numer 39, kwiecień - czerwiec 2011 Biuletyn Prowincji Polskiej Stowarzyszenia Misji Afrykańskich www.sma.pl Przyrzeczenia Wieczyste: Ks. Andrzej Grych SMA Zamyślenia Wielkanocne: Wiem że jesteś tam. Rzecz o Zmartwych- wstaniu Listy misjonarzy: Ks. Arkadiusz Nowak SMA Ks. Grzegorz Kucharski SMA Dk. Adam Fijolek SMA Jolanta Kazak, Misjo- narka Świecka SMA Kl. Robert Dudek Zapiski Proboszczowskie: Ks. Emanuel Pietryga AEFJN Polska: Nowa Kolonizacja Kartka z kalendarza: CChW „SOLIDARNI” W tym numerze: Kristu jana, leo, daima! Chrystus wczoraj, dziś, na wieki!

Upload: doankien

Post on 01-Mar-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Numer 39, kwiecień - czerwiec 2011

Biuletyn Prowincji Polskiej Stowarzyszenia Misji Afrykańskich

www.sma.pl

Przyrzeczenia Wieczyste: Ks. Andrzej Grych SMA Zamyślenia Wielkanocne: Wiem że jesteś tam. Rzecz o Zmartwych-wstaniu Listy misjonarzy: Ks. Arkadiusz Nowak SMA Ks. Grzegorz Kucharski SMA Dk. Adam Fijołek SMA Jolanta Kazak, Misjo-narka Świecka SMA Kl. Robert Dudek Zapiski Proboszczowskie: Ks. Emanuel Pietryga AEFJN Polska: Nowa Kolonizacja Kartka z kalendarza: CChW „SOLIDARNI”

W tym numerze:

Kristu jana, leo, daima!

Chrystus wczoraj, dziś, na wieki!

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

2

• Przyrzeczenia Wieczyste Motto misyjne ………………………………..……..….str.3 • Zamyślenia Wielkanocne Wiem że jesteś tam. Rzecz o zmartwychwstaniu. ……………………….…....str.5 • Listy Misjonarzy Ks. Arkadiusz Nowak SMA, Krowiożycie… „Nelotu engitok…” ……..………..…...str.6 Ks. Grzegorz Kucharski SMA, Dzieci Bayaka Mungo Ti Ngia z Misji Monaso …………………..…....str.7 Ks. Emanuel Pietryga, Misja Afryka…, czyli proboszczowskie zapiski z Tanzanii ……………….....….str.8 Jolanta Kazak, Misjonarka Świecka SMA, „Janki Muzykanty” na Misji Bugisi …………………....str. 10 Dk. Adam Fijołek SMA „Kościół istnieje przez misje, tak jak ogień przez spalanie” …………………………....str. 11 Kl. Robert Dudek, „Idźcie, nie stójcie… idźcie…” …...str. 13 • AEFJN Polska Nowa kolonizacja ………………………………..…… str.14 • Kartka z kalendarza CChW „SOLIDARNI” ……………………….……….str. 17

Stowarzyszenie Misji Afrykańskich

Borzęcin Duży ul. Warszawska 826 05-083 Zaborów

Tel. +48 22 75 20 888, Fax.+48 22 75 20 926 e-mail: [email protected] http://www.sma.pl

Nasze konto: PEKAO S.A. XIII o/Warszawa

94 1240 2034 1111 0000 0308 5215

Nr 39 (I/2011) Zdjęcia użyte w biuletynie: Archiwum SMA Nakład: 5000 egzemplarzy, do użytku wewnętrznego. Druk: Wydawnictwo PRESSTON w Borzęcinie Dużym Redakcja: Ewa Marciniak, ks. Andrzej Grych SMA, ks. Paweł L. Mąkosa SMA Korekta: Łukasz Zdancewicz

W tym Numerze:

Batik ukazujący Jezusa Zmartwychwstałego

Tumsifu Jesu Krisu! - Niech będzie pochwalony Jezus

Chrystus. Drodzy Przyjaciele Misji,

Głoście, a od czasu do czasu używajcie słów. Po Zmartwychwstaniu Jezus ukazał się swoim uczniom, przyniósł im pokój, aby sami stali się na-rzędziem pokoju. Dołączył w drodze do swoich, któ-rzy szli do Emaus i ukazał im, że zawsze będzie z nimi, a Jego nieobecność, od tej pory staje się obec-nością pełną. Wiadomości, które dzisiaj docierają do nas z Czarnego Kontynentu, domagają się tego, aby na ziemi afrykańskiej każdy misjonarz był zwiastunem pokoju na wzór Jezusa Chrystusa, by głosił, a od czasu do czasu używał słów. W misji, która została powierzona każdemu z nas, Bóg nie zapala wszystkich lamp, ale w miarę kolejnych kroków zapalają się następne. Można przypuszczać, iż Apostołowie, pierwsi świadkowie Zmartwychwstałego doświadczali tego samego. Lampa, która zostaje zapalona, potrzebuje energii by świecić. Tą energią jest Słowo Boże czy-tane przez nas osobiście, bądź usłyszane w czasie liturgii. Każde świadectwo, dobry gest, każda wyko-nana praca, a być może i słowa we Wrotach Afryki mogą być światłem, które wskazuje drogę. Zachęcam Was do lektury Wrót Afryki. Słowa tu zapisane niech będą słowami zachęty do modlitwy za Afrykę, o pokój i poznanie Chrystusa tam, gdzie Go jeszcze nie znają, a gdzie jest znany, niech będzie kochany.

Redakcja

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

3

Przyrzeczenia Wieczyste Ks. Andrzej Grych SMA

W styczniu 1856 roku bp Melchior de Marion Brésillac wydał broszurę przedstawiającą zarys Stowa-rzyszenia Misji Afrykańskich (SMA). Ta czterostronico-wa publikacja została przez niego zatytułowana: „Nota o Stowarzyszeniu Misji Afrykańskich”. Zaczynała się od słów: „Pierwszym i podstawowym celem tego nowopow-stającego Stowarzyszenia jest ewangelizacja – podpo-rządkowana i ukierunkowana Kongregacji Rozkrzewia-

nia Wiary – krajów Afryki, gdzie światło wiary jeszcze nie dotarło, albo tych, które są najbardziej pozbawione

misjonarzy”. Słowa te były swoistym mottem misyjnym oraz wyznaczały kierunek, w jakim chciał pójść bp Mel-chior de Marion Brésillac, pracując nad nowym Zgroma-dzeniem.

Aby osiągnąć cel ukazany w motcie misyjnym, Założyciel zapraszał wszystkich, aby angażowali się w dzieło ewangelizacji Afryki oraz prosił o konkretne wsparcie. W kilku punktach przedstawił też główne ele-menty tego nowego dzieła, które właśnie się tworzyło:

1. Stowarzyszenie miało składać się z księży; nie mieli oni jednak składać ślubów zakonnych, ale uroczyste postanowienie wytrwania w apostolskim powołaniu oraz zachowania statutów Stowarzyszenia do końca życia.

2. Już od początku było przewidziane, że niektó-rzy członkowie pojadą na misje a inni zostaną w Europie, by „utrzymywać kontakt z misjami i troszczyć się o ich potrzeby”.

3. Dom-Matka miał być we Francji, ale Stowa-rzyszenie miało „akceptować członków z różnych kra-jów, tych, którzy zgodzą się przestrzegać statutów i po-twierdzą solidność powołania do życia apostolskiego”.

4. Stowarzyszenie miało się składać nie tylko z księży, ale również z braci mających „fach w ręku”.

5. „Członkowie żyjący razem mieli prowadzić życie wspólnotowe”.

6. Stowarzyszenie miało polegać na ofiarności darczyńców. Darczyńcy mieli być okresowo informowani o potrzebach Stowarzyszenia, życiu oraz pracy na mi-sjach.

7. Duchowe wsparcie miał zapewniać patronat Świętej Rodziny honorowanej w tajemnicy ucieczki do Egiptu, jak również święci związani z Afryką: św. Augu-styn, św. Cyprian, św. Benedykt z Filadelfii, błogosła-wiony Piotr Klawer oraz wszyscy błogosławieni, którzy

dostąpili chwały ołtarza poprzez praktykę ich apostolskiej pracy na misjach, a zwłaszcza w Afryce.

Broszura ta, przedstawiająca pierwszy zarys SMA, była przez bp Melchiora rozesłana po diecezjach we Francji oraz propagowana przez Kongregację Roz-krzewiania Wiary. Sam biskup Melchior wykorzystywał ją od kwietnia 1856 roku, kiedy to rozpoczął prace ani-macyjne w parafiach we Francji. Dzięki listowi polecają-cemu, który otrzymał od Kardynała Prefekta Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie, zaczynał te animacje od spotkań z biskupami miejsca. Jego głównym celem było jednak dotarcie do księży, którzy byliby gotowi przyłą-czyć się do Jego dzieła i wyjechać na misje. Chciał rów-nież uwrażliwić serca ludzi świeckich na potrzebę oraz konieczność ewangelizacji w Afryce.

Motto ciągle aktualne. Od 8 grudnia 1856 roku możemy obserwować

działalność misjonarzy ze Stowarzyszenia Misji Afrykań-skich SMA. Wśród tych, którzy obok Założyciela, bp Brésillaca, byli u początku powstawania SMA wyróżnia-my: ks. Luis Riocreux, ks. Jean-Marie Bresson, brat Gra-tien Monnoyeur, ks. Luis Reymont, ks. Augustin Planque oraz inni. Nie sposób wymienić z imienia i nazwiska wszystkich, którzy od początku tworzyli SMA i oddali życie dla Afryki. Łączył ich jeden cel: „Ewangelizacja krajów Afryki, gdzie światło wiary jeszcze nie dotarło, albo tych, które są najbardziej pozbawione misjonarzy”. Trzeba jednak zaznaczyć, że wielu spośród pierwszych członków SMA było księżmi diecezjalnymi.

Motto misyjne.

Palmy nad Oceanem Atlantyckim w Beninie

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

4

Dziś ten fakt może nas trochę zaskakiwać, ponie-

waż zwykle mówimy o formacji kandydatów do SMA – o formacji kleryków, którzy przygotowują się do kapłań-stwa i posługi misyjnej w domach formacyjnych SMA. Czy jest to jednak jedyna droga by być misjonarzem SMA i pracować w Afryce?

Głęboka refleksja nad pragnieniem ewangelizacji Afryki, niesionym w sercu bp Melchiora de Marion Brésillaca, pozwoliła SMA na szerszą odpowiedź na po-trzeby misji. Również dziś księża diecezjalni mogą wyje-chać do Afryki i pracować razem z misjonarzami SMA. Taki ksiądz jest „księdzem stowarzyszonym”: ciągle przynależy do diecezji, z której się wywodzi, ale na pod-stawie kontraktu ze swoim biskupem diecezjalnym oraz przełożonym SMA, pracuje w Afryce.

Przykładem takiego zaangażowania może być ks. Tomasz Zieliński z diecezji lubelskiej, który z SMA jest związany od 15 lipca 2002 roku. Pierwszym krokiem w jego przygotowaniu (już po podpisaniu kontraktu) do pra-cy misyjnej w Tanzanii była nauka języka angielskiego. Po krótkim okresie pobytu w domu SMA w Borzęcinie Dużym, ks. Tomasz uczył się dalej języka angielskiego w Manchesterze. Była to również dla niego okazja poznać misjonarzy SMA z brytyjskiej prowincji. W październiku 2003 roku wyjechał do Tanzanii. Tam, już w misyjnej sytuacji, poznawał kulturę ludzi z plemienia Sukuma, a

od stycznia 2004 roku odbył pięciomiesięczny kurs języ-ka suahili. Po kursie został posłany do pracy w diecezji Kahama, gdzie od początku pracował z dwoma misjona-rzami SMA z Irlandii. W następnym roku do ich ekipy misyjnej dołączył misjonarz SMA z Nigerii. Misja, w której pracował była bardzo duża, stąd wzmocnienie per-sonelu ekipy pozwalało na bardziej realne plany podzie-lenia całej misji, by ułatwić pracę pastoralną. Plany te były prowadzone i konsultowane wraz z biskupem miej-sca. Tak powstała misja Itimbya, gdzie od 2007 roku pra-cował odpowiedzialny za nią ks. Tomasz, Był to nowy etap w jego posłudze misyjnej, którą podjął wraz z misjo-narzem SMA z Filipin.

Przez cały czas pracy w Afryce ks. Tomasz od-czytywał swoje powołanie misyjne. Pomogła mu w tym wspólnota SMA, w której żył oraz wspólnota Kościoła, której posługiwał. Przed przyjazdem do Polski na waka-cje w 2008 roku, poprosił o możliwość zostania włączo-nym na stałe do SMA. Po rozmowie i pozwoleniu od swojego biskupa (śp. arcybiskupa Józefa Życińskiego), rozpoczął indywidualny program formacji duchowej, za-kończony pierwszymi przyrzeczeniami SMA. Swoje przyrzeczenia członkostwa w SMA złożył w Mwanzie (Tanzania), 8 grudnia 2010 roku, stając się pełnopraw-nym członkiem SMA.

„Jeżeli Dobry Bóg pobłogosławi temu dziełu, to będzie ono rosło i stanie się znaczącym w Kościele. Je-stem zdecydowany, by je podjąć i pracować dla niego tak szybko, jak to możliwe. Kilku współpracowników by wy-starczyło; niektórzy by mogli ze mną udać się na misje, inni by mogli zostać w Europie, by nas reprezentować i by być duszą nowego Stowarzyszenia” – pisał biskup Melchior de Marion Bréssilac w liście z 15 stycznia 1856 roku do swojego przyjaciela, księdza Viana. Kiedy 155 lat później czytamy na nowo jego słowa, to możemy za-uważyć, jak cały był oddany ewangelizacji Afryki. Zmie-niają się czasy, zmienia się sytuacja w wielu regionach Afryki, a jego pragnienie, pragnienie Chrystusa i Kościo-ła, by wszyscy mogli poznać Dobrą Nowinę o zbawieniu, jest ciągle aktualne. Jego motto misyjne ciągle żyje. Co więcej, każdy z nas na swój sposób i według swoich możliwości może również tym mottem żyć i ubogacać nim swoją codzienność.

Ks. Andrzej Grych SMA

Ks. Tomasz Zieliński SMA na misji Itimbya, Tanzania

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

5

A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy [tak] płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?» Odpowie-działa im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę». Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego"».

Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to mi powiedział». (J 20, 1; 11-18) Maria Magdalena, to kobieta, która szła za Jezu-sem, usługiwała ze swego mienia (i nie chodziło tu o usługiwanie przy stole, zmywanie czy sprzątanie, nie o takiej służbie mówił Jezus). Zostać sługą, to służyć na wzór Jezusa Chrystusa, bo Jezus nie przyszedł aby mu służono, lecz aby służyć. Maria Magdalena była uczniem (w Piśmie Świętym tylko raz pojawia się słowo uczenni-ca, w Dz 9, 36. Ani greka ani język hebrajski nie znały wówczas tego terminu w rodzaju żeńskim), który towa-rzyszył Mu aż po śmierć na krzyżu. Kim jest ta, o której mowa? W Ewangelii wg św. Jana czytamy o niej, o kobie-cie, która umiłowała, słuchała, usługiwała, o kobiecie, która głosi: widziałam Pana.

Mowa o Marii Magdalenie, kobiecie któr • umiłowała: bo sama doświadczyła miłości, Pana; • słuchała: bo kto kocha ten słucha, kto słucha

wzrasta w wierze, a wiara pomaga mu przetrwać to, co jest nie do przetrwania;

• usługiwała: troszczyła się, a troszczyć się o innych to posiadać charyzmat służby, to zabiegać o czyjeś dobro;

• głosiła: bo nie mogła nie mówić o wielkiej radości. Dwie myśli, które nasuwają się po bardzo krótkim poznaniu zwiastunki Zmartwychwstałego to są następują-ce - smutek jest zwodniczy i nie należy trwać na pro-gu grobu, na progu śmierci. Siła miłości, jaka łączy Jezu-sa i Marię Magdalenę pozwala jej rozpoznać Mistrza i spełnić powierzoną jej misję. - relacja między mną a Bogiem to osobista więź; tylko ona umożliwia rozpoznanie Nauczyciela. Jedna z wokalistek polskiej sceny śpiewa piosenkę zaty-tułowaną „Wiem że jesteś sam” Wiem, że jesteś tam Nie widuję cię, lecz wiem, że jesteś tam. Cały dzień i noc ktoś puka do twych drzwi, każdy chciałby wiedzieć jak ma dalej żyć. Dla każdego zawsze musisz znaleźć czas. I choć nigdy o nic nie prosiłam cię, dzisiaj proszę, bez kolejki, przyjmij mnie. Słuchając tych słów pomyślałam sobie, że słowa tej piosenki są pewnego rodzaju modlitwą i jednocześnie mogą być komentarzem do słów z Ewangelii wg. św. Ja-na (20, 1; 11-18). Są to być słowa, które mogła by śpie-wać współczesna Maria Magdalena, która wie, że on tam jest. Nie widuje go, lecz wie, że jest tam.

Ewa Marciniak, Misjonarka Świecka SMA

Wiem, że jesteś tam.

Rzecz o Zmartwychwstaniu.

Ewa Marciniak, Misjonarka Świecka SMA

Zamyślenia Wielkanocne

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

6

Listy Misjonarzy

Budzi się kolejny dzień. Spotkanie z Ojcem Ned’em poprzedza, „spacer na skróty” do jego misji. Mój przewodnik, choć pewien siebie, nie dodaje mi otu-chy, pokazując co chwilę jakieś kolejne ślady na ziemi, które są świadkami niewątpliwego dramatu, jaki rozegrał się tu, gdy świat stracił kolory pod płaszczem nocy, a dźwięki stały się barwami… Jakie ślady pozostawiamy po sobie? Co będą czytać inni z naszych wędrówek? Ojciec Ned już na mnie czekał. Rzucił fachowym okiem na moje książki do nauki języka masajskiego, przyniósł jakieś swoje materiały, słownik (który mi poda-rował), dyktafon i kasety. No i zaczęło się… Jego metoda jest prosta: mówić, mówić, mówić… Polega na nauce „na pamięć” krótkiego opowiadania (2-3 zdania), przyswoje-niu sobie słownictwa, troszeczkę gramatyki dla zrozu-mienia i… mówić, mówić, mówić… „Nelotu engitok a Samaria aoku engare” (Kobieta Samarytańska przyszła by zaczerpnąć wody)… To zdanie było moim pierwszym masajskim zdaniem. Znałem pozdrowienia, jakieś proste zwroty, ale najczęściej tylko się uśmiechałem. W książce jest 12 lekcji, choć poważne jej potraktowanie sprawia, że lekcja nr 12 będzie na nas „czekała” 4 miesiące! Ktoś pomaga Ci poprawnie wymawiać słowo, zdanie, a póź-niej idziesz w świat i do spotkanych dzieci, idących do szkoły, kobiet idących po opał, wojowników ruszających lub wracających z pastwisk i mówisz, mówisz, mówisz… Oj, nie wiem co oni zrozumieli i nie wiem, dlaczego się śmiali, ale… uczyniłem mój pierwszy masajski krok… Po obiedzie rozmowa dotyka serca mojej pracy misyj-

nej… inkultu-racji! Jak po-móc człowie-kowi, posługu-jąc się warto-ściami i sym-bolami z jego kultury, dla niego zrozu-miałymi, spo-tkać Boga, który jest Mi-łością? Inicja-

cja chrześcijańska a inicjacja tradycyjna Masajów, sym-bol mleka i błogosławieństwo nim, symbol trawy jako przebaczenie i jej miejsce w liturgii, kolor czarny jako obecność Boga pośród nas i czerń liturgiczna… Ta lista nie ma końca. Z każdą minutą otwierały mi się oczy i uszy… Za dużo jak na jeden dzień… „Nelotu engi-tok…”! Ojciec Ned zaprasza mnie, bym w jakimś innym czasie ponownie przyjechał i pobył z nim, aby się „poocierać” o „masajski wy-miar czasu i boga”. Nie trzeba mnie do takich rzeczy dwa ra-zy namawiać. W drodze po-wrotnej towarzyszy mi „Nelotu engitok…” i uśmiech ludzi na twarzach. Choć w moim sercu zagościła „Kobieta Samarytań-ska”, to jednak i z niego płynie moja wdzięczność dla Ojca Ned’a za okazane mi serce i czas. Ojciec Joe… Ojciec Ned… Skąd oni biorą tę siłę i entuzjazm? Czy w ich wie-ku będą „zapalać mi się oczy”, mówiąc o Masajach, o pięknie ich kultury. Kończy się rok. Nowy miałem przy-witać na misji w Ngorongoro, by móc rankiem pojechać tam, gdzie kończy się droga, tam gdzie „mieszka Bóg”… W Ngorongoro ostatnie przygotowania do Mszy, która ma się rozpocząć ok. 23.00. Rzecz jasna, nie ma mowy o nocnym spacerowaniu do kościoła, są specjalnie zorganizowane autobusy z różnych hoteli dla pracowni-ków i chętnych, którzy pragną przywitać Nowy Rok „szeptami z Bogiem”. No i propozycja „nie do odrzuce-nia”. Znajomy ksiądz (Masaj), z którym w Nowy Rok mam jechać na wioskę, wręcza mi masajską Biblię, mó-wiąc „odtąd–dotąd”. Chodzi o noworoczną Ewangelię, którą mam przeczytać. Już się przydaje dyktafon ojca Ned’a, na którym nagrywam „wersję oryginalną”… Msza w kościele Ngorongoro u stóp „Niebieskiego Jezusa”, znak pokoju o północy i mamy rok 2011. Jaki on będzie? Noc była krótka, choć przecież nie byłem sam… „Nelotu engitok…”.

Krowiożycie…

„Nelotu engitok…”

Ks. Arkadiusz Nowak SMA

Błogosławieństwo mlekiem

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

7

Rano ze znajomym księdzem ruszyliśmy do Naiobi – to słowo w języku masajskim znaczy „zimne miej-sce” (stąd nazwa stolicy Kenii – Nairobi, oznacza także zimne miejsce…). Do pokonania mieliśmy ok. 100km! W tej miejscowości kończy się droga. Dalej samochodem się nie dojedzie. Po drodze znów ocieramy się o setki zebr, antylop i równie liczne krowy, które pasą się razem. Objeżdżamy krater Ngorongoro, mijają nas dziesiątki samochodów wypchanych turystami. Bawoły przy drodze i spokojnie przyglądający się nam słoń, przypominają nam o względności czasu. Dla nich codziennie jest „nowy rok”. Zostawiamy za plecami krater i wjeżdżamy w dolinę zieleni. Widok zapiera dech w piersiach… Wzgórza, gradacja zieleni i te masajskie osady porozrzu-cane po całej dolinie. Po drodze mijamy jeszcze 2 atrak-cje: grupę wędrujących turystów i… Empekai Krater, który jest siedliskiem flamingów, ale o tej porze roku te różowe ptaki są gdzie indziej. Wioska Naiobi, spowiedź, Msza św. i „moje 5 minut”, gdy czytam Ewangelię po masajsku… Obawiam się (a wnioskuję to z uśmiechu na twarzach wiernych), że zastanawiali się, dlaczego ten

biały ksiądz czyta Ewangelię „po angielsku”?! No, może nie było tak źle. Msza w skromnej kaplicy z gliny, dach pokryty słomą… Jakieś ławki, choć większość wiernych siedzi na znalezionych, przyniesionych ze sobą… kamie-niach! Jak wszędzie na masajskich stepach, w kościele najwięcej jest kobiet… „nelotu engitok”! Uśmiechnięte dzieci i starcy siedzący przed kościołem. Po Mszy, która pełna była tych nie do opisania kolorów i smaków Afry-ki, posiłek. Ryż, fasola i „ciapati” (coś w rodzaju naszych naleśników?!). Na misję Ngorongoro wróciłem wieczo-rem, z uśmiechem na twarzy pomimo zmęczenia fizycz-nego. W nocy niebo zapłakało ciężkimi kroplami desz-czu. A może to Boże błogosławieństwo, bo takim jest deszcz w Afryce? Kolejny dzień miał być moim począt-kiem „masajskiego stawania się”. Zapadła decyzja, że na prawie 2 tygodnie pojadę do Orbalbal. Nic nie mówiąca mi nazwa, która miała się stać moim domem.

Ks. Arkadiusz Nowak SMA

Z wielką nadzieją patrzę w przyszłość, widząc grupę naszych pigmejskich dzieci, bo jak każdy rodzic wiem, że są one przyszłością naszej wioski, jak również przyszłością mniejszościowej grupy etnicznej Pigmejów Bayaka, za-

mieszkujących tereny lasów tropikalnych, gdzie my, misjonarze SMA głosimy Ewange-lię Boga, który jest miłością. Dla mnie posłać najzdolniejsze dzieci do szkoły, a ma-my ich 17 w tym roku, to nie tylko dać im szansę na lepszą przy-szłość, ale również pomóc im zdobyć wie-dzę i wykształcenie, które pomogą im stać

się kowalami ich własnego losu, ich przyszłości. Myślę, że jak każdy rodzic, tak i ja pragnę, żeby pewnego dnia nasze dzieci z Mungo Ti Ngia stały się samodzielne, żeby odnosi-ły sukcesy w życiu, żeby kiedyś pomnożyły ten dar, który dziś został im dany w trosce o ich własną przyszłość i przy-szłość ich pigmejskich braci i sióstr.

W tym roku do naszej grupy dołączyło 5 nowych dzieci, które pomyślnie przeszły konkurs do szkoły w Bar-ce, do której posyłamy od lat nasze dzieci. Ze stałej grupy odeszły 2 osoby, które musieliśmy wycofać ze szkoły ze względu na bardzo słabe wyniki w nauce. Jak więc widzicie drodzy przyjaciele, porażki są również częścią naszej pracy. Towarzyszyłem im dzielnie we wszystkich materialnych i edukacyjnych przygotowaniach do tego nowego roku szkolnego, w szczególności nowo przyjętej piątce. Ich ro-dzice z wielką dumą i radością przyjmowali fakt, że to wła-śnie ich dziecko dostało się do jednej z najlepszych szkól podstawowych w tej części Republiki Środkowej Afryki.

Dzieci Bayaka

Mungo Ti Ngia

z Misji Monasao.

Marie-Noëlle

Ks. Grzegorz Kucharski SMA

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

8

Jeszcze jakiś czas temu trzeba było bardzo często

przekonywać rodziców o zaletach edukacji, by ich zachęcić do wysyłania dzieci do szkoły. Dziś ich świadomość na tyle się zmieniła, że to oni sami przychodzą z radością, wyraża-jąc swoją wdzięczność, kiedy to właśnie ich dziecko dosta-nie się do prywatnej szkoły w Barce.

Ten rok będzie z pewnością wyjątkowy, ze względu na ogromne wydarzenie, maturę Marie-Noëlle, z którą ma-szerujemy od bardzo dawna. Przygotowuje się bardzo wy-trwale i dzielnie do tego wielkiego w jej życiu wydarzenia, a ja staram się również jej towarzyszyć w przygotowaniach, dodając jej odwagi za każdym razem, kiedy jestem w Berbe-rati, w mieście, w którym się uczy. Marie-Noëlle jest pierw-szą Pigmejką Bayaka w swoim kraju, która będzie zdawać maturę, stąd tym większa dla nas radość i wdzięczność Bo-gu za ten tak szczególny dar jej osoby i wysiłku. Jak do tej pory badając różne źródła, dowiedzieliśmy się, że pomiędzy wszystkimi Pigmejami zamieszkującymi ten kraj, będzie ona drugą kobietą, która będzie zdawać ten egzamin. Rów-nież dla mnie jest to bardzo ważne, szczególnie, że po matu-rze pragnie podjąć studia na jednym z dwóch możliwych kierunków: prawie lub medycynie. Wierzę, że jakikolwiek kierunek wybierze, znajdzie tam swoje szczęście i będzie

dla spotkanych w jej środowisku ludzi znakiem tego, że każdy może odnieść w swoim życiu sukces, jeśli pracuje i nie poddaje się zniechęceniu tak mocno zakorzenionemu w mentalności ludzi tego kraju.

Wkrótce kolejne święta, czas radości towarzyszącej niezwykłym narodzinom Boga-Człowieka. Dla nas to rów-nież okres wytężonej pracy, a dla mnie czas, kiedy ponow-nie spotkam grupę moich dzieci, które przyjeżdżają na prze-rwę świąteczną do ich rodzin. Będzie to na pewno czas wspólnego dzielenia, odkrywania, ewaluacji ich szkolnych wyników w nauce i wsłuchiwania się w ich codzienność, która utkana jest na pewno z rzeczy i wydarzeń, które odsło-nią, kiedy znajdą przed sobą serce, które potrafi słuchać.

Niech dla Was wszystkich, naszych przyjaciół i przyjaciół grupy naszych dzieci Mungo Ti Ngia, czas Bo-żego Narodzenia będzie czasem pokoju i radości z narodzin Boga, który ogołaca się ze wszystkiego, by dzieląc naszą nędzę, objawić nam Boga, który jest miłością. Niech nasz Pan, Książę Pokoju, napełni Was wszelkim błogosławień-stwem i radością i pokojem.

Ks. Grzegorz Kucharski SMA

7 – 8 stycznia 2010 Wreszcie skończyły się przy-gotowania. Nadszedł piątek po Trzech Królach – zaplanowany od dawna dzień wyjazdu do Tanzanii. Inspiracją jest wiara Joli Kazak i re-alizowane przez nią od ponad dwóch lat powołanie misyjne. Rozmowy z nią (rzadkie przez internet) i listy pisane do parafii mobilizują mnie do

wyjazdu. Czuję się bezpiecznie, bo wyjeżdżam z jej siostrą Renatą, która dobrze zna angielski (język urzędo-wy nie tylko w Tanzanii, byłej kolo-nii angielskiej, ale i na wszystkich lotniskach). W piątek z rana wyjeż-dżamy do Borzęcina Dużego – domu Stowarzyszenia Misji Afrykań-skich (SMA) w Polsce. Jola jest świecką misjonarką SMA. W Borzę-

cinie spotykamy Monikę z tutejszej parafii, która była już w Tanzanii. W najbliższą niedzielę przyjmie krzyż misyjny jako misjonarka świecka SMA. Monika jest położną, osobą bardzo pogodną, radosną. W czasie krótkiej znajomości przekazuje nam wiele praktycznych informacji na temat Afryki.

Misja Afryka … czyli proboszczowskie zapiski z Tanzanii

Ks. Emanuel Pietryga, proboszcz parafii pw. św. Jadwigi w Chorzowie

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

9

15 stycznia 2010 Ślub i wesele

Rano wybieramy się na ślub. Będę tylko koncelebrował, bo pobło-gosławienie małżeństwa wymaga nie tylko umiejętności czytania w suahi-li. Ślub pobłogosławi ks. Robert, Hindus z sąsiedniej misji. Suahili jest językiem urzędowym w Tanzanii na pierwszym miejscu (na drugim jest angielski). W sąsiedniej Kenii dzieci już w szkole podstawowej uczą się suahili, natomiast w szkole średniej języka angielskiego. Suahili jest też znany w Ugandzie i częściowo w Zambii. Turyści wolą Kenię, bo tam łatwiej dogadać się po angielsku. Po przyjeździe okazuje się, że ks. Ro-bert jest zaledwie 4 miesiące księ-dzem w Zgromadzeniu św. Francisz-ka Salezego, a college w Ngorongo-ro, w którym się uczył, prowadzą w dużej części salwatorianie z Polski. Naszym kierowcą tam i z po-wrotem jest Renata. Znakomicie opa-nowała już egzotyczną dla niej jazdę jeepem po niemniej egzotycznych dla niej drogach (czytaj: wertepach, ścieżkach, kałużach, wysepkach itp.). My we troje z Jolą, jedziemy w kabi-nie, katechiści na czele z głównym – Matiasem – na pace. Po drodze za-bieramy jeszcze dwie osoby. Po przyjeździe okazuje się, że ślub bę-dzie na zewnątrz przy szkole. Ławki powynoszone z sal są wykorzystane do siedzenia. „Prezbiterium” jest zadaszone dość zniszczonymi bre-zentami rozwieszonymi na wysokich palach. Trwa już próba śpiewów. Chór składa się z trzech grup – małe dziewczynki, nastolatki i dorosłe osoby. W najstarszej jest też silna grupa mężczyzn. Większość jest ubrana w jednakowe dla poszczegól-nych grup stroje. Wszystkie śpiewy niestety z towarzyszeniem prostego keyboardu (zasilanego dwoma aku-mulatorami), a nie afrykańskich bęb-nów. W czasie prostych pieśni chór kiwa się rytmicznie na wszystkie strony, chórzyści obracają się wokół własnej osi, wykonując różne gesty rękami. Czekając na ks. Roberta spo-wiadam kilka osób. Wreszcie przy-jeżdżają państwo młodzi: Charles i Lucia. On w eleganckim garniturze,

ona w sukni „europejskiej”. Ks. Janusz nie zdołał zachę-cić swoich parafian do ubie-rania się w tradycyjne stroje afrykańskie z okazji ślubów. Po wyjściu z samochodu, nowożeńcy spowiadają się, klękając na ziemi przed ks. Robertem. Potem formuje się procesja wejścia, którą prowadzą wszyscy chórzy-ści ładnie, dwójkami, bar-dzo powoli, w rytm śpie-wów udając się do ołtarza. Na końcu idą kapłani. Śpiew Kyrie i Gloria, oczywiście w suahili, jest bardzo dynamiczny, z podziałem na chóry i momentami także na głosy. W ogóle całość liturgii przygotowują katechiści. Rozdzielają różne funkcje i dbają o porządek. Po bardzo eks-presyjnym, częściowo dialogowa-nym kazaniu, ks. Robert udziela naj-pierw sakramentu bierzmowania Charlesowi. Potem już ślub. Nowo-żeńcy nie wypowiadają słów przysię-gi tylko potwierdzają pytania kapła-na. Potem jest nałożenie obrączek. Przy ich poświęceniu ks. Robert za-uważa brak kropidła do poświęconej wody, więc prosi jednego z katechi-stów o zerwanie liścia z dużego drze-wa (jakaś odmiana akacji lub albizji), pod którym odbywa się nabożeń-stwo. Ciekawym obrzędem jest nało-żenie sobie przez nowożeńców kolo-rowych wieńców, które do tej pory kojarzyłem z Indiami. Podchodzimy do narzeczonych i składamy w tym momencie gratulacje i życzenia. Po-tem następuje procesja z darami na rzecz parafii i księdza. Małe dziecko stoi przed ołtarzem z koszyczkiem, a wierni w rytm śpiewów podchodzą i składają swoje skromne ofiary: drob-ne pieniądze, kiść bananów do goto-wania i jedzenia wraz z mięsem na wzór naszych ziemniaków, butelkę Pepsi-Coli oraz miskę ryżu. Druga procesja z darami ma miejsce po Ko-munii świętej i jest przeznaczona na potrzeby tutejszej stacji misyjnej. Wygląda podobnie. W pewnym momencie dziecko chórzystki woła o jedzonko. Mama bierze je za jedną rękę, podnosi do siebie (to częsty tu gest podnoszenia

małych dzieci) i karmi piersią nie przerywając śpiewu. Podobne obraz-ki widzę wśród innych mam w czasie liturgii. Eucharystia staje się źródłem życia w pełnym sensie. Przed przygotowaniem darów ofiarnych katechiści dokładnie liczą ilość osób przystępujących do Ko-munii świętej. Tuż przed ks. Robert prosi katechistę, by przypomniał, żeby nieochrzczeni nie przystępowali do niej. Wielu bowiem uczestników ceremonii to poganie. Komunia św. udzielana jest pod dwiema postacia-mi, przez zanurzenie. Przed błogo-sławieństwem ok. pół godziny trwają przedstawienia gości m.in. nas trojga oraz katechistów. Każdy z nich wy-chodzi na środek i krótko się przed-stawia. Jest ich chyba 7-8. Zwykle na outstation jest jeden lub dwóch. Po-zostali to goście z innych stacji. Przemawiają i składają życzenia tak-że rodzice państwa młodych. Po każ-dym wystąpieniu jest aplauz i przy-grywka organów. Wreszcie po bło-gosławieństwie nowożeńcy, prowa-dzeni przez chór, część drogi do do-mu uczty weselnej pokonują proce-syjnie tanecznym rytmem. My je-dziemy jeepem, którego paka zapeł-niła się nagle kilkunastoma starszymi kobietami, dziećmi. Renia ma pewne kłopoty ze stabilnością auta przy tak dużym „bagażu”. Całość liturgii sa-kramentu małżeństwa wraz z Eucha-rystią trwała 2 godziny. Oczywiście musimy spożyć ucztę weselną. Sia-damy wraz z ks. Robertem i niektó-rymi katechistami w ciasnej izbie dokładnie takiego samego domku, jak dzień wcześniej u znajomych Joli.

Charles i Lucia

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

10

Na obiad serwują ciemny ryż i aż trzy rodzaje mięsa (wszak to ślub): kurczak gotowany tak samo jak po-przedniego dnia, wołowina z kawał-kami wątroby oraz nieznany mi gu-lasz (nie mogłem niestety pogryźć kawałka, który wziąłem na spróbo-wanie). Pozostałe porcje mięsa są bardzo dobre. Do picia jak zwykle

Fanta lub Cola. Gdy już chcemy wy-chodzić okazuje się, że przed domem weselnym trwa obrzęd składania pre-zentów. Grupki weselników znów w rytmie muzyki puszczanej z głośni-ków (wodzirejem jest tutejszy kate-chista) podchodzą powoli do pań-stwa młodych i składają prezenty: pieniądze, jakieś garnki, miski, cza-

sem opakowane pudełka. Na weselu jest cała wioska – jakieś kilkaset osób, w tym bardzo dużo dzieci. Opuszczamy to radosne zgromadze-nie. Zabawa będzie trwała całą noc.

Ks. Emanuel Pietryga

Pozdrawiam serdecznie z Misji Bugisi w Tanzanii, we wschod-niej Afryce. Mija już półtora roku odkąd Pan posłał mnie do Tanzanii, do ludności z plemienia Sukuma, na Misję Bugisi. Jednym z najwięk-szych darów tu otrzymanych jest odkrywanie piękna ludzi, z którymi się spotykam.

Pracując na Uniwersytecie Śląskim nigdy nie przypuszczałam, że nauczanie matematyki młodych uczniów w wieku od 14 do 20 lat sprawi mi tyle radości. Dzieci te są naprawdę niesamowite. Gdy zapo-wiadam, że następnego dnia zrobię im test, one mi za to dziękują. Po-dobnie, gdy proszę, aby przyszli na dodatkowe zajęcia w sobotę, dzieci również dziękują mi za to, że chcę je uczyć. Niezwykłe! Ich chęć i zapał do nauki sprawia, że pomimo zmę-czenia i upału mam wciąż siły do prowadzenia lekcji.

Dzieci cenią możliwość zdo-bywania wykształcenia w szkole średniej, ponieważ może to napraw-dę zmienić ich życie, dając nowe perspektywy. Chociaż w Bugisi spo-tkałam wielu ludzi nie umiejących

pisać ani czytać, to oficjalnie od 2001 r. szkoły podstawowe w Tanza-nii są obowiązkowe. Jednakże po-ziom nauczania w nich jest zawsty-dzająco niski. Mamy bowiem w jed-nej szkole około 700 dzieci i 5–6 nauczycieli. Przeciętna klasa liczy 100 osób. Dzieci po zakończeniu takiej szkoły otrzymują jedynie do-brą znajomość suahili, potrafią czy-tać, pisać i liczyć. Dopiero ukończe-nie szkoły średniej daje szanse mło-demu człowiekowi na zdobycie pra-cy.

W ostatnich latach w Tanza-nii wiele różnych organizacji zain-westowało dużo pieniędzy w powsta-nie nowych prywatnych szkół śred-nich. Cóż z tego, gdy opłata za szko-łę jest tak wysoka (ok. 800 $ rocz-nie), że liczba uczniów jest ograni-czona do najbogatszych. Natomiast w szkołach średnich państwowych sytuacja wygląda podobnie, jak w szkołach podstawowych. Klasy są duże, brakuje nauczycieli oraz odpo-wiedniego wyposażenia w czytelnie czy laboratoria.

Bezcenną rolę odgrywają szkoły prowadzone przez misjonarzy i misjonarki. Mając wsparcie z ze-wnątrz, misjonarze nie koncentrują się na zarabianiu pieniędzy na uczniach poprzez wysokie czesne, ale wychodzą naprzeciw biednym a zdolnym dzieciom, dając im solidne wykształcenie. Do takich szkół moż-

na zaliczyć szkołę Don Bosco pro-wadzoną przez Salezjanów, w której opłata na rok wynosi 200 $. Pracując w tej szkole, mogłam odkryć niezwykle utalentowanych, a jednocześnie bardzo biednych uczniów, nie mających często pod-stawowych rzeczy do nauki, jak na przykład nafty do lampy. Jednym z takich uczniów był 19–letni Wilfred Albinus. Dnia 7 lipca utopił się w lokalnej studni podczas czerpania wody. Jego śmierć napełniła mnie wielkim bólem, gdyż odszedł z tego świata bardzo uzdolniony i obiecują-cy młodzieniec, ale jednocześnie w moim sercu była nadzieja, że mam orędownika w niebie. Jestem bo-wiem mocno przekonana, że Wilfred to święty.

„Janki Muzykanty” na Misji Bugisi

Jolanta Kazak, Misjonarka Świecka SMA

Wilfred

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

11

Pochodził z wyjątkowo bied-nej rodziny. Ojciec zostawił ich jak on był jeszcze mały. Mama, która jest katechistką na naszej misji, zo-stała sama z szóstką dzieci. Ks. Ja-nusz, znając sytuację tej rodziny, włączył Wilfreda i jego starszych braci do grona dzieci objętych „Duchową Adopcją”, opłacając im naukę w szkole Don Bosco. Wilfred była najlepszym uczniem w klasie. Wybrany przez rówieśników na przewodniczącego klasy, był mimo to bardzo skromny. Wszystkie egza-miny z matematyki pisał na co naj-mniej 90%, a w czasie przerw śród–semestralnych prosił mnie o dodat-kowe lekcje, w zamian oferując na przykład zamiatanie mojego podwór-ka. Poszedł do szkoły podstawowej w wieku 10 lat, ponieważ wcześniej pasł krowy. Gdy w 2008 r. prowadzi-łam zajęcia dla uczniów przygotowu-jących się do egzaminów wstępnych do Don Bosco, przyjeżdżał na zaję-cia pokonując 40 km w jedną stronę.

Nie narzekał, że musi tak daleko je-chać, ale cieszył się, że ma możli-wość brania udziału w bezpłatnych korepetycjach.

To właśnie ujęło mnie w nim najbardziej. Postawa wdzięczności! Mając tak niewiele, umiał wszystko docenić i za to podziękować. Pod-czas, gdy niektórzy uczniowie Don Bosco narzekają, że codziennie jedzą to samo na obiad: ugali na maharage (pewien rodzaj grysiku z mąki kuku-rydzianej z fasolą), Wilfred cieszył się, że każdego dnia ma lunch i na-wet tłumaczył mi, jak bardzo to jest pożywne. Jego zwyczajne życie, na-znaczone trudami i ubóstwem, a jed-nocześnie wdzięcznością i pogodą ducha promieniowało na innych.

Takich dzieci jak Wilfred jest więcej. Dlatego w przyszłym roku chcę dalej wspomagać finanso-wo zwłaszcza biedne a uzdolnione dzieci, umożliwiając im kontynu-owanie nauki w szkole średniej, a przez to otwierać lepsze perspektywy

na życie. Na szczególną uwagę za-sługują dziewczęta, które w tej kultu-rze są dominowane przez chłopców. Ogromnie cieszę się, że od kilku miesięcy przychodzą one do mnie, aby porozmawiać o swoim życiu, zmaganiach, problemach w rodzinie itp. Jest to dla mnie nowe doświad-czenie, które daje mi dużo radości, gdyż dzięki temu czuję, że jestem nie tylko nauczycielem, ale przede wszystkim misjonarką, trochę femi-nizującą.

Dnia 8 grudnia 2010 r., w dzień Niepokalanego Poczęcia i za-łożenia SMA, odnowiłam swoje mi-syjne zobowiązania na kolejne dwa lata. Jak Bóg pozwoli, to na początku czerwca 2011 r., przyjadę do Polski na 3 miesięczne wakacje, by pełna sił wrócić na kolejne dwa lata do Bugi-si. Mungu awabariki, tzn. Niech Bóg Wam błogosławi!

Jolanta Kazak,

Misjonarka Świecka SMA

Szwajcarski teolog, Emil Brun-ner, stanowczo stwierdził, że „Kościół istnieje przez misje, tak jak ogień przez spalanie”. To stwierdzenie jest bardzo odważne i głębokie w swojej treści. Skłoniło ono i mnie do krótkiej refleksji na temat aktualnej misji Ko-ścioła. Obserwując zachodzące zmiany w światopoglądzie dzisiejszych społe-czeństw, postępujący proces globaliza-

cji oraz sekularyzacji, należy sobie zadać pyta-nie, czy misja Kościoła, szczególnie w wymiarze pierwszej ewangelizacji, ma w ogóle jeszcze jakiś

sens? Jako członek SMA nieustannie muszę odpowiadać na moje powoła-nie. Tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem jestem w stanie, jako mi-sjonarz, wkładać nieustannie wysiłek i trud w dzieło ewangelizacji Afryki. Tym warunkiem jest głębokie przeko-nanie o sensie działalności misji. W przeciwnym razie staję się tylko nieau-tentycznym i nieszczęśliwym świad-

kiem jakiejś tam niepopularnej instytu-cji zwanej Kościołem. Po Soborze Watykańskim II, zaobserwowaliśmy daleko idące zmia-ny w świadomości misyjnej wiernych w rożnych częściach świata. Kraje, głównie z Europy zachodniej, które przed Soborem wysyłały misjonarzy w setkach, bądź nawet tysiącach, do-świadczyły drastycznego spadku po-wołań. W krajach południowej półkuli nastąpiło potężne bum powołaniowe. Doświadczamy tego także my, człon-kowie SMA. Polski dystrykt SMA jest najmłodszym w Europie pod wzglę-dem średniej wieku jego członków.

„Kościół istnieje przez misje, tak jak ogień przez spalanie”

Dk. Adam Fijołek SMA

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

12

Kolejnymi młodymi, liczebnymi i dy-namicznymi dystryktami SMA pozo-stają 3 dystrykty afrykańskie oraz dys-trykt indyjski. Niestety, nasze potężne zachodnioeuropejskie prowincje szyb-ko się starzeją i maleją. Pozostaje so-bie zadać praz kolejny pytanie: jaki, i czy w ogóle, ma sens nasza misja w XXI wieku? W Europie religia i Kościół stały się popularnie niepopularne. Na-si politycy, szczególnie ci w parla-mencie Europejskim, wstydzą się i wyrzekają swoich chrześcijańskich korzeni. Tymczasem sytuacja na połu-dniowej półkuli naszej Ziemi jest dia-metralnie różna. W Afryce osoba nie-wierząca jest postrzegana jako inna, podczas gdy w Europie to wierzący są w oczach ‘ludzi postępu’ nienormal-nymi. Stwierdzenie Brunnera jest bar-dzo wyzywające. Każdy z nas bardzo dobrze wie, że ogień, aby mógł płonąć musi być nieustannie podsycany, w przeciwnym razie zgaśnie. Jan Paweł II wydaje się podzielać zdanie Brun-nera w Encyklice Redemptoris Missio, w której stwierdza: „Misje bowiem odnawiają Kościół, wzmacniają wiarę i tożsamość chrześcijańską, dają życiu chrześcijańskiemu nowy entuzjazm i nowe uzasadnienie” (RM, 2). Kościół, aby trwał, musi nieustannie angażo-wać się w dzieło misyjne, szczególnie w wymiarze ad gentes – pierwszej ewangelizacji. Misyjna działalność Kościoła jest jego działalnością pod-stawową. Jednak aby ten ogień zapału misyjnego mógł nieustannie płonąć, musi on być także nieustannie podsy-cany pewnymi elementarnymi dla Kościoła czynnikami. Są nimi między innymi wiara, wiarygodne i radykalne świadectwo, Eucharystia oraz pozo-stałe sakramenty, a także nieustanna samoewaluacja Kościoła. Tylko po-krótce spójrzmy na te elementy. Jan Paweł II stwierdził, że: „Wiara umac-nia się, gdy jest przekazywa-na!” (RM,2). Wiara nie jest nam dana, aby ją zakopać głęboko w ziemi, ale po to, aby się nią dzielić. To wiara musi otworzyć nasze oczy i serca na potrzeby misji. Ten dar może być przekazany misjom tylko poprzez spotkanie z Bogiem, od którego też ten dar wiary pochodzi. Wiara ściśle łączy się ze świa-dectwem. Słowa Tertuliana: „Sanguis

martyrum - semen christiano-rum” (krew męczenników posiewem chrześcijan) mogą bez wahania być interpretowane w świetle misji Ko-ścioła. Dane świadectwo oraz krew przelana przez męczenników, m.in. przez Roberta Gucwę SMA zastrzelo-nego w Republice Środkowoafrykań-skiej w 1994 roku, są nasieniem naj-wyższej jakości, które rodzi nowe misyjne powołania, umacnia tych już powołanych i zaangażowanych, a tak-że spaja nowozakładane kościoły lo-kalne. Bez Eucharystii Kościół naj-prawdopodobniej straciłby sens swo-jego istnienia. Możemy powiedzieć, że być Chrześcijaninem, to być Eu-charystią w Jezusie Chrystusie. Kto-kolwiek spożywa Jezusa w Euchary-stii, nie może nie dzielić się z całym stworzeniem Dobrą Nowiną miłujące-go i miłosiernego Boga. Eucharystia posiada moc transformacji społe-czeństw, politycznych struktur, a tak-że naszego życia i codziennego trudu. Aktualnie w SMA obserwuje się pew-ne pozytywne i negatywne trendy. W Afryce i Indiach nieustannie przyby-wa nam nowych i młodych członków w dosyć dużych ilościach. W Polsce jest to bardzo powolny proces, który niestety wręcz zanika. Szkoda, że ten duch misyjny wśród młodych słabnie. Oby ten trend nie osiągnął poziomu Europy zachodniej. Kościoły, które zostały kiedyś założone m.in. przez misjonarzy SMA, aktualnie same po-syłają misjonarzy. To są pozytywne znaki czasu. W SMA jest juz ponad 100 księży z afrykańskiego lądu. Nie-stety można też zauważyć pewne ne-gatywne i kuriozalne tendencje. Pomi-mo tego, że przybywa nam członków, to jednak czasami zaczyna brakować rąk i zapału do pracy na terenach pierwszej ewangelizacji. Słowem: dużo ludzi, mało rąk. Zdarza się, że pewien odsetek młodych księży (już nawet w procesie początkowej forma-cji) jest zainteresowany karierą, stu-diami i stopniami naukowymi (aczkolwiek księża pracujący jako formatorzy w seminariach, powinni mieć ukończone wyższe studia), bądź w gorszym wypadku, pracą w jakimś dużym mieście typu Lagos w Nigerii, gdzie komfort życia i niedzielna składka są na dosyć wysokim pozio-

mie. Niestety, po studiach ego oraz status społeczny w Afryce wzrasta i mało kto wyraża ochotę powrotu po studiach na parafię, tym bardziej na parafię w buszu lub dżungli. Takie przepiękne kraje misyjne jak Republi-ka Środkowej Afryki czy Tanzania traktowane są jako rodzaj zsyłki. Nie stwierdzam tu jednak i nie generalizu-ję, że problem ten dotyczy wszystkich naszych członków. Istnieje bowiem o wiele większa kategoria młodych księży, pragnących żyć charyzmatem SMA, którego głównym punktem jest niesienie Ewangelii tam, gdzie jeszcze o niej nie słyszano. Nie piszę tego, aby kogoś zniechęcić do misyjnego zaangażowania. Afrykański Kościół wciąż jest relatywnie młody i wciąż dojrzewa. Naszym zadaniem jest mu w tym pomóc. Tak, jak Kościół istnieje przez misje, tak też zgromadzenia zakonne istnieją przez życie wierne swoim charyzmatom. Każde zgromadzanie, które przestaje żyć swoim charyzma-tem, skazane jest na zagładę. Czynią to z pełnym zapałem nasi polscy księ-ża SMA, szczególnie ci pracujący w RŚA, Tanzanii, Togo, a także w Ma-roko, gdzie nasz jedyny kapłan, o. Władysław Penkala daje świadectwo Chrystusowi poprzez swoją obecność wśród Muzułmanów. Tylko wiarygodne i autentycz-ne świadectwo i wytrwałość ewange-lizują lud Boży. Ludziom prostym należy przekazywać wiarę prostą w prosty sposób. Musimy rozpalić w Europie i Polsce ogień misyjnego za-pału. Ogień, który kiedyś płonął bar-dzo mocno, jeszcze nie zupełnie wy-gasł, jeszcze się tli. W Polsce nie-ustannie rozpalają ten ogień nasi ka-płani, którzy tymczasowo realizują swoje powołanie misyjne, spalając się dla Jezusa i jego misyjnego dzieła w naszym kraju. Miejmy nadzieję, że nowy zapał misyjny rozpali się na nowo i wyłoni do życia tak, jak feniks z popiołu. Redemptoris Missio przy-pomina nam, że „misja Kościoła do-piero się rozpoczyna, i że w jej służ-bie musimy zaangażować wszystkie nasze siły” (RM, 1). „Biada mi, gdy-bym nie głosił Ewangelii!” (2 Kor 9, 16).

Dk. Adam Fijołek SMA

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

13

Pięć miesięcy temu przyjecha-łem do Strasburga uczyć się języka francuskiego. Nie znałem tu nikogo. Wszystko było dla mnie zupełnie obce i nowe. Teraz minęło pięć mie-sięcy. Przeżyłem wiele wspaniałych chwil, które zostaną w mojej pamięci na długo, a zarazem wiele chwil trudnych, a nawet bardzo trudnych, które zapamiętam na jeszcze dłużej. Dlaczego? Bo to trudności i wyzwa-nia, które nas spotykają w życiu, to one nas formują i kształtują. Wyma-gają od nas wielkiego wysiłku, żeby się z nimi zmierzyć i przezwyciężyć. I dlatego bardziej zapadają w pamię-ci. Ale to właśnie dzięki nim może-my się rozwijać i wzrastać. Pozna-łem również wiele cudownych osób, od których dużo się nauczyłem, i z którymi bardzo się zżyłem. I co te-raz? Teraz trzeba wyjechać.

Kiedy tydzień temu doszło do mnie, że jeszcze tylko dwa tygodnie i opuszczam Strasburg, stwierdziłem, że łza w oku mi się zakręci, gdy będę wyjeżdżał. Ale nie będę się tego wstydził. Bo zostawiam tu cząstkę siebie. A część mego serca jest zare-zerwowana dla okresu tu przeżytego. Łzy czasami są najlepszymi słowa-mi, jakie potrafi wypowiedzieć serce. Ale nie wyjeżdżam z pustymi ręka-mi, o nie! Zabieram ze sobą niesa-mowity bagaż doświadczeń. To jest wielkie bogactwo, za które jestem ogromnie wdzięczny Bogu. Ale też świadomość: ciągle trzeba się uczyć. Wszystkiego. Trzeba uczyć się miło-ści, pokory, nadziei, cierpliwości, pracowitości, życia we wspólnocie, modlitwy, niesienia swojego krzyża,

zmagania się z przeciwnościami, nie poddawania się zwątpieniu i wielu innych rzeczy.

Skończył się w moim życiu jeden z etapów formacji, a już nie-długo zaczyna się następny. Ten, na który z wytęsknieniem czekałem, który jawi się na horyzoncie jako tajemnica, zagadka, niepewność, któ-ry pociąga i fascynuje. Etap, który dotychczas spotykałem w snach, ma-rzeniach, widziałem na zdjęciach i słyszałem w niezliczonych opowie-ściach misjonarzy. Afryka, czarny kontynent. „Ziemia ukochana” dla setek misjonarzy. Afryka: ludzie, przyroda, tradycja, kultura, zwycza-je, obyczaje, język i Chrystus obecny w tym wszystkim. Wielka miłość misjonarzy, za którą płacą czasem najwyższą cenę. Teraz czeka na mnie. A może bardziej ja na nią? Dobre pytanie. Ktoś kiedyś powie-dział: „To nie Afryka potrzebuje mi-sjonarzy. To misjonarze potrzebują Afryki.” Patrząc na niektórych mi-sjonarzy, których znam, widzę, że jest w tym dużo prawdy.

Pisząc do Was te słowa, jestem jeszcze w Strasburgu. Za tydzień wracam do Polski. Muszę przyjąć szczepionki, wyrobić odpowiednie dokumenty i 30 marca wylatuję do Republiki Środkowoafrykańskiej, do misji w Monasao, na staż misyjny. Jest to przede wszystkim czas wery-fikacji mojego powołania misyjnego. Spędzę tam około dziesięciu miesię-cy wśród Pigmejów. Pracuje tam obecnie 3 misjonarzy SMA i dwoje wolontariuszy.

Po raz kolejny przyjdzie mi

opuścić rodzinę, przyjaciół, bliskich, znajomych. Miejsca, które znam, i z którymi czuję się związany. Opuścić tę małą i tę wielką ojczyznę i udać się w nowe i nieznane miejsca. Na spotkanie z nowymi ludźmi, kultura-mi, zwyczajami, tradycjami. Jakże różnymi od tych nam znanych, ale również jakże bogatymi. Może to rodzić smutek i żal, że trzeba wyjeż-dżać. Lecz nie do końca. Właśnie w tym momencie sprawdzają się słowa, które powiedział Jezus:

„Nikt nie opuszcza domu, bra-ci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu mnie i Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przy-szły” (Mk 10, 29b-30).

I to jest prawda. Już doświad-czam tego w swoim życiu. Jeśli daj-my coś Bogu, On stokrotnie oddaje.

Pięć miesięcy temu przyjecha-łem do Strasburga, a teraz wyjeż-dżam. Za chwile pojadę do RŚA, by po dziesięciu miesiącach wyjechać także stamtąd w inne miejsce. I tak aż do końca… Oto jeden z elemen-tów życia misjonarza.

A zaczęło się tak niewinnie: „Idźcie i nauczajcie wszytki narody.” Idźcie, nie stójcie. Idźcie…

kl. Robert Dudek

Idźcie, nie stójcie…

Kl. Robert Dudek

idźcie…

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

14

AEFJN Polska - SIEĆ WIARY I SPRAWIEDLIWOŚCI

Afryka - Europa

AEFJN Polska

Afryka stoi w obliczu nowej kolonizacji. Jednak jej procedura będzie nieco inna niż ta zainicjowana przez Konferencję Berlińską w XVIII wieku, która spowodo-wała rozbiór kontynentu afrykańskiego pomiędzy mocar-stwa europejskie. Pacyfikacja i proces ujarzmiania miesz-kańców Afryki odbędzie się bez użycia broni i Biblii. Tym razem decyzje będą podejmowane w salach, w któ-rych będą płynęły dolary i wino. Będzie to proces inny od poprzedniego, ponieważ tym razem Afrykańczycy nie będą stawiać oporu ani wzniecać powstań, ponieważ będą stroną korzystającą na procesie rekolonizacji ich własne-go kontynentu. Mówiąc o Afrykańczykach, mam tu na myśli klasę nabywającą i dominującą. Ta nowa gorączka, w odróżnieniu od poprzedniej, wcale nie przyniesie ze sobą wyznaczenia nowych granic państwowych, ale jedy-nie głód zasobów naturalnych, ropy naftowej, diamen-tów, drewna, złota, uranu, kości słoniowej, gazu ziemne-go i innych. To z kolei nakłada się na obecność poprzed-nich kolonizatorów, którzy nadal po powstaniu naszych quasi państw znajdują się na kontynencie afrykańskim poprzez swoje liczne wielo - i transnarodowe przedsię-biorstwa. Dwie nowe strony uczestniczące w tym wyści-gu to Chiny i Indie. Te dwie ogromne, szybko rozwijają-ce się gospodarki azjatyckie o szybko rosnącym potencja-le przemysłowym potrzebują za wszelką cenę, na dowol-nych warunkach kupować wszystko to, co pozwala im funkcjonować. Większość tych zasobów znajduje się tu-taj, w Afryce. Nie znaczy to, że inne kontynenty są ich pozbawione, chodzi raczej o to, że gdzie indziej ludzie znaleźli lepsze środki na ich przetwarzanie w produkty konsumpcyjne, i że pojęli znaczenie ochrony tych zaso-bów na poziomie swoich krajów. My tego nie uczynili-śmy, mimo że tak wiele mówi się o wartości dodanej. W ten sposób nie dodamy żadnej wartości do naszych dia-mentów, choćby poprzez ich szlifowanie. Jeżeli nawet zapewnia to pewną ilość nowych miejsc pracy, prawdzi-wa wartość dodawana jest w innych światowych stoli-

cach, takich jak Tel Aviv, Antwerpia lub New Delhi. Iro-nia losu polega na tym, że jeżeli obecność Afryki jest minimalna (w sensie produkcji na rynku światowym), a do tego jest to obecność nietrwała i poddawana w wątpli-wość, to jednocześnie kontynent afrykański jest dostawcą zasobów napędzających rynek światowy. Druga ironia losu to fakt, że pomimo obfitości swych zasobów, Afryka znajduje się na czele światowej listy żebraków. Wystar-czy tylko posłuchać przywódców afrykańskich wygłasza-jących liczne skargi w czasie konferencji i podkreślają-cych szczupłość środków przyznanych im przez tak zwa-ne kraje bogate lub uprzemysłowione. Przywódcy afry-kańscy stali się sprzymierzeńcami agentów międzynaro-dowych. Pamiętamy także sposób w jaki Lev Levi Dia-monds (LLD) pokazał się tu, w Windhoek przy naszym rządzie, jako zbawca, który miał ponownie sprowadzić do nas, Namibijczyków, zyski z naszych własnych dia-mentów. Najbardziej spektakularny był przypadek Chin, zachęcających do imigracji do Namibii. Chińczycy zastą-pili budowniczych i murarzy namibijskich nawet przy wznoszeniu bardzo prostych budynków. Cieszą się oni preferencjami rządowymi przy organizacji przetargów i podpisywaniu umów. Twierdzi się, że Chińczycy nie na-rzucają warunków w swych stosunkach gospodarczych z Afryką. Weźmy jednak przykład Sudanu, w którym Chi-ny popierają rząd w konflikcie w Darfurze w zamian za gwarancje pozyskiwania ropy naftowej. Zbieżność intere-sów w tych procesach rekolonizacyjnych jest całkowita. Cudzoziemcy potrzebują na gwałt afrykańskich zasobów, a przywódcy afrykańscy nie mniej intensywnie potrzebu-ją pieniędzy to za wszelką cenę, na podstawie umów za-wieranych na dowolnych warunkach.

Alexactus T. Kaure w czasopiśmie The Namibian, Źródło: http://www.aefjn.pl/rozne1.htm

W pewnym kościele w Afryce, podczas ofiarowania, wyznaczone osoby przechodziły z dużym koszem wiklinowym, podobnym do tych, które służą do zbioru manioku. W ostatnim rzędzie ławek kościelnych siedział zamyślony chłopczyk, który wpatrywał się w koszyk, podawany z rzędu do rzędu. Westchnął, bo nie miał absolutnie nic do zaofiarowania Bogu. Gdy koszyk dotarł do niego, ku zdumieniu wszystkich wiernych, chłopczyk usiadł w koszyku mówiąc: Jedyną rzecz, jaką posiadam – oddaję Bogu

Nowa Kolonizacja

Wrota Afryki Nr 39 Kwiecień - Czerwiec 2011

15

Mszy Świętej Wieczystej SMA. Drodzy Przyjaciele Misji Chcemy Was na nowo zachęcić do objęcia modlitwą naszych bliskich żyjących oraz zmarłych. Wierzymy, że Chrystus, który ofiaruje się za nas w każdej Mszy Św. wyprasza nam u Boga Ojca potrzebne łaski i wsparcie.

Stąd warto by z tego źródła łaski korzystać oraz by tą modlitwą obejmować innych. Intencja Mszy Św. Wieczystej SMA jest okazją do wyrażenia wiary, a Dyplom informujący o tym wpisie może być prezentem w różnych momentach życia.

Misje Afrykańskie SMA Borzęcin Duży, ul Warszawska 826 05-083 Zaborów

Można też napisać e-mail na adres: [email protected], lub kontaktować się telefonicznie: (22) 752 08 88.

Stowarzyszenie Misji Afrykańskich, Centrum Charytatywno-Wolontariackie „SOLIDARNI”

KRS 0000229579

(w poprzednim numerze „Wrót Afryki” podaliśmy błędny numer KRS - przepraszamy!)

Drodzy nasi DAR-czyńcy. Dzięki Państwa zaufaniu i hojności w ubiegłym roku mogliśmy zaangażować się w kolejne działania na polu misyjnym:

• Leki dla Afryki – punkt apteczny w Saoudé - Togo,

• budowa zbiornika wodnego w Bugisi - Tanzania,

• Duchowa Adopcja Dziecka w Afryce oraz Pomoc Szkołom w Afryce,

• Wolontariat Misyjny,

• warsztaty dla młodzieży w Polsce,

• rozbudowa Domu Formacyjnego SMA w Nairobi, Kenia.

1% może wiele dla tych, którzy mają niewiele.

Oto więc, mój Panie, Przychodzę prosić Cię o wstawiennictwo u Świętego Ojca (…). Nie mam żadnych złudzeń, że powodzenie tej misji będzie trudne, a nawet wręcz niemożliwe.

(List bp Melchiora de Marion Brésillac do kard. Barnabò,1855)

Zaproszeni goście

Ks. Tomasz Zieliński SMA podczas składania przyrzeczeń członkostwa w Stowarzyszeniu Misji Afrykańskich SMA

Posługa pastoralna wśród miejscowej ludności, chrzest i odwiedziny parafian w Itimbya, Tanzania