magazyn style | czerwiec 2012

36

Upload: magazyn-style

Post on 30-Mar-2016

233 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

Magazyn STYLE | czerwiec 2012

TRANSCRIPT

Page 1: Magazyn STYLE | czerwiec 2012
Page 2: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

22.06–16.09.2012

Artystki na Śląsku 1880–2000 Künstlerinnen in Schlesien um 1880 bis 2000Female Artists from Silesia 1880–2000

Co-organizers:The Silesian Museum in GörlitzThe National Museum in Wrocław

Muzeum Śląskie / al. W. Korfantego 3 / 40-005 Katowice / tel. 32 779 93 00 / fax 32 779 93 67 / e-mail: [email protected] / www.muzeumslaskie.pl

Muzeum Śląskie jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Patroni medialni Współpraca redakcyjna

Wystawa wspierana finansowo przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Kraju Związkowego Saksonia / Die Ausstellung wurde aus Mitteln des Sächsischen Staatsministeriums des Innern gefördert / The exhibition was organized with the financial support from the Ministry of Internal Affairs of the Federated State of Saxony

Współorganizatorzy:Muzeum Śląskie w GörlitzMuzeum Narodowe we Wrocławiu

Mitveranstalter:Schlesisches Museum zu GörlitzNationalmuseum in Wrocław/Breslau

r e k l a m a

Page 4: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Artyści od nAjmłodszych lAttekst: Mariola Massalska

W sobotę, 12 maja, w dziale kultury dawnej Miejskiego Ośrodka Kultury w Sławkowie, odbył się w ramach pro-jektu „Noc Muzeów” wernisaż wystawy absolwentki Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, Magdaleny Nowackiej-Kolano i jej 2,5-letniego syna Miłosza. Pani Magda jest pracownikiem Miejskiego Ośrodka Kultury w Sławkowie, a także zajmuje się projektowaniem sceno-grafii, kostiumów czy designem.

Wystawa ta była swego rodzaju happeningiem pod ha-słem: „Stwórz wystawę razem z nami!”, co oznacza, że każdy mógł dodać coś od siebie. Znalazły się tu dzieła mamy i jej syna.

Zabawa polegała m.in. na malowaniu kolorową kredą na starym łóżku z tablicami, a także na ozdabianiu poduszek za pomocą mazaków do tkanin i tworzeniu ogromnej kolo-rowanki na ścianie. Eksponaty zyskały zupełnie nowy wy-raz, kiedy dzieci wraz z rodzicami użyły swojej fantazji do przeniesienia artystycznych wyobrażeń na wspomniane eksponaty. Zabawa sprawiała najmłodszym wiele radości – można się domyślić, że w domu na takie szaleństwa nie mogą sobie pozwolić.

Zebrani licznie goście wysłuchali również koncertu współ-pracującej z Miejskim Ośrodkiem Kultury grupy „Hi-HEAD Mu-sic” i w jazzowo-soulowych rytmach dalej brali czynny udział w tworzeniu wystawy.

W czasie spotkania nie zabrakło przedstawicieli władz miasta i dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Sławko-wie. Spotkanie odbyło się pod honorowym patronatem Burmistrza Miasta.

- Tu, podczas Nocy Muzeów, artystami, za przykładem Magdaleny Nowackiej-Kolano i jej latorośli, są wszy-scy, zwłaszcza najmłodsi i to jest bardzo cenne – pod-kreślał Marian Malicki, przewodniczący Rady Miejskiej w Sławkowie.

Mimo deszczowej pogody, udział w wernisażu wzięło ok. 150 osób, co pokazuje, że organizowanie tego typu im-prez jest dobrze przyjmowane zarówno przez młodszych, jak i starszych mieszkańców miasta.Wystawę można oglądać do 1 czerwca br.

Sponsorem imprezy kulturalnej była Kancelaria Radcy Prawnego Rafała Kolano z Katowic.

zdjęcia z archiwum prywatnego

Page 5: Magazyn STYLE | czerwiec 2012
Page 6: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

tekst: Wojciech Kozłowski

temat główny

Jak zostacć pikarzem?l

www.magazynstyle.pl/28/20126

Jak zostac pilkarzem?To był czerwiec 1982 roku. Na osiedlowych boiskach toczyły

się zacięte mecze. Polska grała z Włochami, Kamerunem, Belgią i Związkiem Radzieckim. Do bramek, w których stał Dino Zoff czy Harald Schumacher, próbował trafić niejeden Boniek, Smolarek Szarmach, Zico, Sokrates, Maradona czy

Paolo Rossi. Wszyscy oni biegali w chińskich trampkach i mówili po polsku. Bo w czerwcu 1982 roku, w czasie

mistrzostw świata, wszyscy chłopcy chcieli zostać piłkarzami.

Fot. tomasz JĘdrzeJowski

,

Page 7: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Ale najlepsze przed nami, bo gdy dochodzimy do sedna sprawy, czyli tajników szkolenia, można od-nieść wrażenie, że właśnie przenieśliśmy się na inną piłkarską planetę, która nie ma nic wspólne-go z naszą ligową rzeczywistością.

- Trzeba pokazać chłopakom grę na „tak”. Żeby nie bali się podejmować decyzji i wiedzieli, że tre-ner nie będzie na nich krzyczał, kiedy im nie wyj-dzie. Żeby wyrastali w duchu swobody, opanowa-nia i przekonania, że dużo od nich zależy, że nikt na nich nie naciska – wyjaśnia Kowalski.

Bo w Polsce liczy się wynik. Już na maluchów po-krzykują rodzice i trenerzy, którzy za każdym ra-zem oczekują zwycięstwa.

- Gdy wygrywasz 5:0, to zacznij krzyczeć, żeby wszyscy wiedzieli, kto jest trenerem tej wspaniałej drużyny. A kiedy się przegrywa, to lepiej scho-

wać się do budki i z niej nie wychodzić, bo wstyd – śmieje się z takiej postawy trener „Gwarka”.

Na sukces „Gwarka” składa się się wiele czyn-ników. Także fakt, że jest to szkolny klub spor-towy. Nabory do klubu są zarazem naborem do I klas gimnazjum i liceum. Uczniowie i zarazem zawodnicy klubu mają dwa treningi dziennie, dodatkowo 10 godzin wychowania fizycznego tygodniowo, więc praktycznie wszystko kręci się wokół piłki. To bardzo duża dawka futbolu i nie każdy chce aplikować sobie sport w takich ilościach. Ponadto wybór tego klubu wiąże się bardzo często z koniecznością zamieszkania w bursie, a na taki krok wielu nastolatków może się nie zdecydować.

Na taki nabór do I klasy sportowej gimnazjum wybrał się Filip Szymala z Piekar Śląskich. Oprócz niego zjawiło się około 30 chętnych z całego województwa, od Brennej po Lubliniec.

- Chłopaki byli na wysokim poziomie i grali na-prawdę dobrze. Każdy gra w jakimś klubie, więc

sporo potrafili – opowiada Filip Szymala.

Kandydatom przyglądało się 4 trenerów. Najpierw była rozgrzewka, później rozpoznanie motoryki i ogólnej koordynacji. Następnie przyszedł czas na podania. Dzieci ćwiczyły w małych, kilkuoso-bowych grupach. A na zakończenie czekała ich półgodzinna gierka meczowa.

- Bardzo się cieszę, że mogłem tam być, teraz już wiem, jak trenować podania – twierdzi Filip, któ-ry przeszedł pomyślnie testy, ale ma obawy czy zdecydować się na tak wczesną wyprowadzkę z domu. Wie, że codzienne dojazdy do szkoły i na treningi nie wchodzą w grę.

Oczywiście „Gwarek” to nie jedyna droga do celu, choć obrazuje, ile trzeba poświecić, by zwiększyć swoje szanse na sukces.

Dzieci, które nie chcą mieszkać w bursie lub łą-czyć szkoły z treningami, zawsze można zapisać

Jak zostacć pikarzem?Jak zostac pilkarzem?

www.magazynstyle.pl/28/2012 7

To był ostatni turniej, w którym polska piłka odnosiła sukcesy. Cały kraj kibicował chło-pakom Antoniego Piechniczka. Jak będzie

teraz? Czy Euro 2012 rozbudzi marzenia dzieci i młodzieży? Czy po turnieju klubom przybędzie młodych, obiecujących zawodników? Czy rodzi-ce zaczną szukać dla swoich dzieci piłkarskich szkółek? Gdyby tak się stało, warto wiedzieć, co trzeba zrobić, by pójść w ślady w Błaszczykow-skiego, Piszczka czy Szczęsnego.

Pierwsze piłkarskie krokiSport staje się coraz bardziej wymagający. Także na zabawę w piłkę dzieci mają coraz mniej czasu, nie można więc zbyt długo zwlekać z decyzjami czy liczyć na to, że talent sam się obroni. Braki w wyszkoleniu kilkunastolatka nadrobić bowiem bardzo trudno. Trzeba więc zacząć wcześnie. Tyl-ko gdzie trenować?

Można zapisać się do działających przy szkołach UKS-ów, czyli uczniowskich klubów sportowych. Będzie blisko na trening, bo w szkole. Wystar-czy czasami zostać dłużej po lekcjach. Tylko czy tak osiągniemy sukces? Czy z UKS-u dotrzemy do Ligi Mistrzów? Może być ciężko, choć do sprawdzenia, czy dziecko ma zadatki na piłka-rza, powinno wystarczyć. Dzieci z dużych miast mają większe możliwości. Wystarczy się dobrze rozejrzeć, a w okolicy na pewno trafi się na jakąś akademię piłkarską, bo wyrastają jak grzyby po deszczu.

Młodzi warszawiacy mają nawet szansę grać w akademii Barcelony. Wkrótce powinna się też rozrastać sieć szkółek Realu Madryt. Ale i w tych przypadkach trzeba być czujnym i sprawdzić, co dokładnie kryje się pod tym szyldem.

- Świetnie, że powstają takie szkółki, ale trzeba jeszcze zwrócić uwagę na to, kto tam pracuje i czy na przykład Barcelona tak szybko nauczyła tego trenera swojej filozofii gry – przestrzega Janusz Kowalski, trener i koordynator Szkolne-go Klubu Sportowego „Gwarek” Zabrze.

Szkółki piłkarskie wykorzystują dobrą koniunkturę, bo rodzice nie chcą już zdawać swoich dzieci na śle-py los. Nie chcą, by grając w lokalnych ligach czeka-ły aż zauważy ich ktoś i otworzy drzwi do wielkiego piłkarskiego świata. Biorą więc sprawy w swoje ręce. Są też w stanie słono zapłacić za sportową edukację swoich dzieci.

Teraz na obóz organizowany pod szyldem Barcelo-ny czy Realu może wybrać się każdy. Każdy, kogo na to stać, bo 9-dniowy camp Realu to wydatek rzę-du 2500 zł, 8 dni spędzonych w koszulce Barcelony to 1800 zł.

O efektach pracy piłkarskich szkółek, nawet tych działających pod auspicjami wielkich klubów, mówić za wcześnie. Po prostu działają zbyt krótko. Są jednak lokalne marki, których dokonania mogą przyprawić o zawrót głowy lub ich oferta jest równie ciekawa.

Być jak PiszczekWylęgarnią piłkarskich talentów bez wątpienia jest SKS „Gwarek” Zabrze, który działa już 37 lat. Nazwiska „absolwentów” tej szkółki są wystar-czającą rekomendacją – Łukasz Piszczek, Kamil Kosowski, Tomasz Bandrowski czy Tomasz Cywka. A w kolejce już ustawiają się kolejni zdolni. Trenuje tam aktualny brązowy medalista mistrzostw Euro-py do lat 17 z 2012 roku - Łukasz Żegleń. Co składa się na sukces tego klubu?

- Trzeba mieć przede wszystkim pewną filozofię, a spokojna i cierpliwa praca na co dzień jest klu-czem do sukcesu – tłumaczy Janusz Kowalski.

Bo w „Gwarku” nie ma działań doraźnych. Tam się nie tylko szkoli, ale i wychowuje.- Dążymy do tego, by nasz wychowanek potrafił się zachować na piłkarskich salonach. I nie chodzi tylko o zachowanie na boisku. Uczymy też kultury osobistej i kultury kibicowania – mówi trener.

fot. www.akademiagkstychy.pl

Page 8: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

efekty. Tymczasem pierwsi adepci tyskiej myśli szkoleniowej już zaczynają wygrywać. 13 maja w Bieruniu odbył się finał wojewódzki turnieju Danone Nations Cup Polska 2012, który wygrał właśnie „Chrzciciel” Tychy. W finale pokonał 2:0 drużynę Ruch Chorzów. Dzieci 2 czerwca w War-szawie zagrają w finale ogólnopolskim i może być piękny prezent na Dzień Dziecka. I nawet gdy nie wygrają, to mają szansę spotkać się z Zidanem, który jest ambasadorem turnieju.

Opcja dla spóźnialskichBywa, że talent odkrywa się po czasie, bywa, że motywacja przychodzi kilka lat za późno. Co wte-dy? Nie ma co ronić łez, tylko trzeba brać się do roboty. Im dziecko starsze tym możliwości wpraw-dzie mniejsze, ale wciąż nie jest bez szans. Zawsze może skorzystać z piłkarskich korepetycji. Tak, KOREPETYCJI.

- Półtoragodzinne zajęcia kosztują 30 zł. Składają się z treningu motorycznego i technicznego. Dzie-ci trenują w czteroosobowych grupach – wyjaśnia Ewelina Stępień-Kunik z Polish Soocer Skills.

Oprócz „korepetycji” organizowane są też obozy piłkarskie. Na przełomie maja i kwietnia dzieci trenowały w Barcelonie, a zajęcia prowadzili tre-nerzy RCD Espanyolu Barcelona. Ale trzeba liczyć się z wydatkami. Za 9-dniowy obóz w Hiszpanii trzeba zapłacić około 3 tys. zł. Cóż, za korepetycje z matematyki też płacimy!

- Dodaliśmy elementy, których na naszym krajo-wym podwórku brakuje, czyli trening mentalny, przygotowanie motoryczne, wiedzę z zakresu tak-tyki, z zakresu diety i regeneracji. Czyli wszystko, co jest wokół piłki, a co młodemu piłkarzowi jest potrzebne, a czego nie dostaje w szkole czy w klu-bie – tłumaczy Ewelina Stępień-Kunik.

Wydane na obóz pieniądze można też traktować jako inwestycję. Na najlepszych uczestników zajęć czekają bowiem atrakcyjne nagrody. - Robimy testy umiejętności, żeby wychwycić ta-lenty. Wybieramy najlepszych zawodników z każ-

do jednego z wielu klubów piłkarskich, których w naszym regionie nie brakuje. Ważne jednak, by w wyborze nie kierować się wyłącznie marką, ale sprawdzić, co klub naprawdę oferuje swoim pod-opiecznym. Nie dajmy się skusić zapewnieniom, że nasze dziecko w przyszłości podpisze intratny kontrakt. Owszem, może tak być, problem jednak w tym, że w składach tych drużyn występuje nie-wielu wychowanków, co dosyć dobitnie świadczy o polityce personalnej tych klubów.

- W polskich klubach jest moda na pozyskiwanie piłkarzy z innych krajów. Zawodnicy z Portugalii czy Holandii już są dla nas finansowo osiągalni, ale okazuje się, że to nie przynosi efektów. Moim zdaniem brakuje filozofii, tradycji i przywiązania do barw klubowych – ocenia taki stan rzeczy Ko-walski.

Trener tylko dla najmłodszychAmbicje polskich trenerów są wielkie, marzy im się prowadzenie drużyny grającej o najwyższe cele. Szkolenie dzieci i młodzieży traktują czę-sto po macoszemu, jako jeden z wielu etapów w swojej trenerskiej karierze i gdyby tylko mogli, to porzuciliby to zajęcie. Na szczęście zaczyna się to zmieniać. Na piłkarskiej mapie Śląska pojawiają się ludzie, którzy z pasją szkolą dzieci i młodzież. Starają się także wdrażać w swoim środowisku rozwiązania systemowe, które mają uporządko-wać i nadać kierunek piłkarskiemu wychowaniu dzieci. Tak jest w Tychach, gdzie tamtejsze klu-by ściśle współpracują i zajmują się szkoleniem tylko określonych roczników. Wszystkie działają pod wspólną marką, współtworząc Akademię Piłki Nożnej GKS-u Tychy. Kluby te pracują więc na wspólny sukces, sukces dzieci z tego miasta i tamtejszego I-ligowego klubu – GKS-u Tychy, któ-ry w przyszłości ma szansę opierać się w głównej mierze na chłopakach z tego miasta.

- Zjednoczyliśmy swoje siły, bo do tej pory każdy pracował na własny rachunek – wyjaśnia Mar-cin Kuśmierz, trener PUKKS „Chrzciciel” Tychy. - W całej strukturze mamy 27 drużyn i prawie 400 zawodników. Opracowujemy program na bazie na-szych doświadczeń zdobytych m.in. w Niemczech i w Holandii. 7 trenerów skończyło kursy trener-skie w Niemczech, które obejmowały szkolenie dzieci w przedziale wiekowym 5-12 lat. Byliśmy też w Holandii, gdzie odwiedziliśmy 4 akademie piłkarskie i mogliśmy zobaczyć, jak tam się pracu-je – opowiada Kuśmierz.

Tyscy trenerzy chcą wkrótce wdrożyć spójny sys-tem, którym obejmą wszystkie dzieci. Podjęli też współpracę z Akademią Wychowania Fizycznego w Katowicach, organizują konferencje i szkolenia. Są więc na dobrej drodze do stworzenia modelu szkolenia, który ma szansę przynieść wymierne

Fot. tomasz JĘdrzeJowski

Fot. arCH. PoLisH soCCer skiLLs

Page 9: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

dej kategorii wiekowej i fundujemy im wyjazdy zagraniczne do różnych klubów w Europie. Mło-dzież była już w takich klubach jak Chelsea Lon-dyn, AC Milan czy Espanyol Barcelona – opowiada Stępień-Kunik.

Z usług Polish Soocer Skills korzysta młodzież, która na co dzień trenuje w klubie, dlatego ważna jest współpraca trenerów. - Niektóre kluby wręcz wysyłają do nas swoich za-wodników i wskazują nad czym powinni pracować w przerwie zimowej czy wakacyjnej. To jest ko-rzystne dla wszystkich, bo po obozie kierujemy do trenera informację zwrotną z opisem umiejętności i ewentualnymi wskazówkami – tłumaczy przed-stawicielka Polish Soocer Skills. – Choć zdarzają się też kluby, które zabraniają dzieciom przyjeż-dżać na nasz obóz.

Szkolenie zawodnika to proces obliczony na lata. Trudno korepetycjami zastąpić regularny trening. Najważniejsze, żeby rozumieć istotę takiej czy innej formy zajęć. Także udział w zagranicznym obozie może być bardzo pożyteczny; może być swoistym oknem na świat.

Pieniądze nie leżą na boiskuDodatkowe zajęcia, zagraniczne obozy, kosz-towne buty piłkarskie - to spore obciążenie dla domowego budżetu. Trudno liczyć na to, że klub w stu procentach pokryje nasze wydatki. Ale i tu można sobie poradzić. Najzdolniejsi mogą ubiegać się o pomoc fundacji, których wsparcie może być rzeczowe lub w formie stypendium.

Zawodnikiem, który otrzymuje comiesięczne sty-pendium, jest Marcin Siwy z „Silesii” Miechowice. Marcin pochodzi z niezamożnej rodziny, a na co dzień występuje w lidze okręgowej. Marcinowi stypendium przyznała kielecka Fundacja Invictus, w której członkami Rady Stypendialnej są znani sportowcy – siatkarz Paweł Zagumny i piłkarz ręczny Sławomir Szmal. Co miesiąc na konto Mar-cina wpływa 150 zł.

- Te pieniądze dla mnie dużo znaczą. Mogłem kupić sobie w końcu porządne buty piłkarskie – opowiada Marcin. - Przeznaczam je też na zakup odzieży, ale też by gdzieś pojechać i zo-baczyć coś nowego. To dla mnie bardzo ważne – przekonuje piłkarz.

Jak znaleźć wsparcie? Wystarczy dostęp do inter-netu i żelazna konsekwencja. Także kluby sporto-we mogą ubiegać się o granty, dzięki którym pro-wadzone zajęcia mogą być nie tylko ciekawsze, ale i bezpłatne.

Na skróty, czyli czas na turniej!Szkółki, kluby, akademie sportowe – ale czy to je-dynie słuszna ścieżka kariery? Zdecydowanie nie! Przed najzdolniejszymi otwiera się droga na skró-ty, choć jeszcze trudno powiedzieć, czy wiodąca na szczyt. Wciąż największych stadionów świata nie zwojował żaden zawodnik, który wybrał tę drogę, drogę turniejową.

Otóż można grać na boisku, na Orliku, zresztą gdziekolwiek i pewnego pięknego dnia zgłosić swoją drużynę do turnieju organizowanego przez jakąś firmę. Tak zrobiły uczennice z Gimnazjum nr 3 w Częstochowie, które dotarły aż do finału Coca-Cola Cup 2012.

- Dziewczyny zdobyły już wszystko, co było do zdo-bycia w naszym województwie, więc taki turniej to świetna okazja do sprawdzenia się na arenie ogól-nopolskiej – przedstawia zalety takich turniejów opiekun drużyny, a na co dzień nauczyciel wycho-wania fizycznego w częstochowskim gimnazjum, Piotr Fułek.

I choć dziewczyny medalu nie zdobyły, to przeżyły fajną przygodę, a jedna z nich - Małgorzata Me-sjasz – została najskuteczniejszą zawodniczką, bo zdobyła aż 7 bramek. Sukces zainspirował też do działania.

- Po awansie do finału krajowego nawiązaliśmy stałą współpracę z klubem i chcemy, by nasze uczennice trenowały w „Golu” Częstochowa, a z kolei zawodniczki „Gola” trafiały do naszej szkoły – wyjaśnia Fułek. - Chcemy zachować cią-głość, by w tych turniejach nie tylko uczestniczyć i też się w nich liczyć.

Coca-Cola Cup to także szukanie talentów. Każ-dy gimnazjalista mógł zaprezentować swoje in-dywidualne umiejętności i ubiegać się o miejsce w Akademii Futbolu.

- Na regionalne testy zapraszamy skautów, którzy profesjonalnie zajmują się oceną młodych talen-tów. I właśnie podczas jednego z finałów regional-nych dwóch zawodników zostało zaproszonych na testy do Lecha Poznań – opowiada Anna Solarek z biura prasowego firmy Coca-Cola.

To był turniej dla drużyn gimnazjalnych, więc ry-walizowały reprezentacje szkół, ale są też turnieje, w których zawodnicy mogą skrzyknąć się na po-dwórku. Liczy się tylko data urodzenia. W turnie-ju The Chance występowała drużyna Beuthen 09 NFL, oczywiście z Bytomia. Dotarła aż do finału, który był rozgrywany w ostatni majowy weekend w Warszawie. Niestety, jedna porażka i to z wicemi-strzem turnieju, zadecydowała jednak o niepowo-dzeniu. Także w tym turnieju można było przegrać z drużyną, ale wygrać indywidualnie. Dwójka pił-karzy, która reprezentować będzie Polskę na świa-towym finale The Chance w Barcelonie, powalczy o zawodowy kontrakt piłkarski w Nike Academy.

Końcowy gwizdekKomu talentu nie brakuje, nie powinien mieć pro-blemu, by w przyszłości wystąpić w biało-czer-wonych barwach. Bo jak widać, możliwości jest sporo, a każdy może wybrać swoją własną drogę do celu. Również o pomoc, tę materialną, jest do kogo się zwrócić. Tylko żeby nie przegrać talenty w grze, tej komputerowej! Wymówek nie będzie. Bo piłkę nożną można trenować wszędzie. Wystar-czy... piłka!

Na Euro 2012 gromy w CymbergajaNiywtorzy przed Euro 2012 szporujom na czopki z naszom fanom, treski z lo-giym i inksze rzeczy do kibicowanio.Ci, kierzy majom lepszy geltag sprawi-li se ajntryt i pojadom na szpil. My zajś gromy w Cymbergaja. Tublikujymy Wom zasady tyj gry.Potrzeja do tego dwóch fuzbalerów, dwa liniorze i piyńć klepoków, po dwa do kożdego i jedyn jako bal. Jedyn klepok bydzie tormanym a drugi fuzbalerym. Cymbergaj polego na tym, że za pomo-com liniorza trzeja fuzbaleramicylnyć w bal a potym w tor. Nojlepij je grać na stole . Nojprzód trzeja se na-szkryflać boisko z mitom, sztyryma winklami, dwoma torami i zadnimi kry-skami. Zaczyno sie łod pojszczodka. Trzeja piznyć liniorzym w swojigo fuzba-lera coby dobił do bali, a ta coby trefła w mita. Roz gro jedym fuzbaler a roz dru-gi. Elwer je, jak fuzbaler trefi w fuzbalera zamiast w bal. Zasady tego szpilu som taki same jak w fuzbalu.

TłumaczenieNa Euro 2012 gramy w CymbergajaNiektórzy przed Euro 2012 oszczędza-ją na czapeczki z flagą Polski, koszulki z logiem Euro i inne rzeczy do kibico-wania.Ci, którzy mają więcej pieniędzy, kupili bilety i pojadą na mecz.My będziemy grali w Cymbergaja. Przedstawiamy Wam zasady tej gry.Potrzeba dwóch graczy, dwie linijki i pięć monet. Każdy gracz ma dwie monety z czego jedna to zagrywający a jedna bramkarz i jedna moneta służy jako pił-ka. Cymbergaj polega na tym, iż za po-mocą linijki należy trafić w monetę, tak aby ta trafiła w piłkę, która ma wpaść do bramki. Najlepiej jest grać na sto-le. Najpierw należy narysować boisko z linią środkową, czterema rogami, dwie-ma bramkami, i liniami końcowymi. Gra zaczyna się od środka. Ruchy wykonuje się na zmianę. Rzut karny wykonuje się, gdy zawodnik uderzy w zawodnika za-miast w piłkę.Zasady tej gry są takie same, jak w piłce nożnej.

Artykuł łostoł napisany przez gryfnie.com

fot. Bartek WyroBek

Page 10: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

b

podróże inwestycyjne ifm

a« Izabela Piecuch-Jawień Wiceprezes Zarządu Investment Fund Managers S.A. www.ifmpl.com

Często piszę Państwu o potrzebie globalnej dywersyfika-cji portfela inwestycyjnego i zachęcam do ulokowania części swoich oszczędności na dynamicznie rosnących

tzw. rynkach wschodzących. Doskonale już Państwo wiedzą, że mam na myśli takie kraje jak Indie, Rosja, Brazylia czy nawet Tajlandia. Rynki te ciągle są w stanie zaoferować wysokie stopy zwrotu w dłuższym terminie, ale przyznam, najlepszą inwesty-cję zrobiły te osoby, które zaangażowały w tych krajach swój kapitał na początku ich dynamicznego rozwoju. Tylko kto był na tyle odważny, by 15-20 lat temu inwestować swoje środki np. w opanowanej przez ponad dwucyfrową inflację Brazylii? Czas pokazał, że warto było podjąć to ryzyko.Dlatego dzisiaj zabieram Państwa do Afryki! Kraje leżące na tym kontynencie zaliczane są do grupy tzw. rynków granicz-nych, czyli takich, które są bardzo słabo rozwinięte, ale od któ-rych oczekuje się bardzo dynamicznego wzrostu. To takie rynki wschodzące, tylko 20 lat wcześniej. Czy będzie to inwestycja, która przyniesie taką stopę zwrotu, jak angażowanie środków na rynkach wschodzących w latach 90.? Czas pokaże, ryzyko jest wysokie. Ale historia już parokrotnie udowodniła, że pod-jęcie takiego ryzyka może być bardzo opłacalne. Nie przedłu-żając zatem – lecimy do Afryki!Do grupy rynków granicznych należą nie tylko państwa afrykańskie, ale to właśnie kraje leżące na tym kontynencie charakteryzują się największym potencjałem wzrostu. Całkowita powierzchnia Afryki jest większa niż łączne terytorium Chin, USA, Indii, Meksyku, Francji i jeszcze kilkunastu pomniejszych państw. Kontynent ten zajmuje 16% całkowitej powierzchni świata. Proszę rzucić okiem:

Afryka

cWitam Państwa tuż przed

wakacjami. To, mam nadzieję,

powoduje, że jesteście Państwo,

mocniej niż zwykle, w nastrojach

podróżniczych. Ostatnio odbyliśmy

bardzo daleką podróż - pokonaliśmy

cały Atlantyk, by wylądować w USA.

Ale warto było podjąć ten trud,

by uświadomić sobie panującą

w Stanach „gorączkę ropy” i jej bardzo

istotne znaczenie dla gospodarki

tego kraju. Tym razem chcę zabrać

Państwa w trochę bliższą podróż, ale

zdecydowanie bardziej egzotyczną.

www.magazynstyle.pl/28/201210

Page 11: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

wiczną wojną domową Angola. Jej średni wzrost PKB wynosił 11,1%. Proszę popatrzeć:

Analizując przytoczone dane, postawiona wcześniej teza o potencjalnie dużej dynamice wzrostu, nie wydaje się taka absurdalna. Jednakże muszę trochę ostudzić Państwa inwestycyjny zapał. Wspomniałam o tym poniekąd pisząc o Angoli – państwa afrykańskie są bardzo niestabilne po-litycznie. Inwestowanie w tym regionie wiąże się z pod-wyższonym ryzykiem. Dlatego w rozwiązaniach angażu-jących środki na rynkach granicznych nie należy lokować znacznej części swoich oszczędności. Proszę podchodzić do tego, jak do „wisienki na torcie” lub traktować to jako swoistą premię do emerytury. To drugie podejście wydaje się bardziej uzasadnione. Należy zainwestować w tym re-gionie i zapomnieć o tej inwestycji na najbliższe 20 lat.Oczywiście mogą Państwo zapytać – skoro inwestycjom w tym regionie towarzyszy takie ryzyko, to może nie warto? Już spieszę z odpowiedzią. W świecie finansów króluje jedna zasada – im większe ryzyko, tym większa oczekiwana stopa zwrotu. Ryzyko jest zawsze, w tym przypadku można je określić jako wysokie, ale przypo-mnę raz jeszcze przykład Brazylii. Czy 20-30 lat temu, w czasach kiedy w Brazylii z miesiąca na miesiąc ceny rosły o ponad 60%, a roczna stopa inflacji składała się w pewnych momentach z 4 cyfr, ktokolwiek myślał o tym kraju jako o atrakcyjnej okazji inwestycyjnej?Historia pokazała, że sytuacja ta jednak była okazją. Od stycznia 1990 r. do dnia dzisiejszego indeks giełdy brazylijskiej (Bovespa) wzrósł o… Czy zgadną Państwo o ile? Stopę zwrotu śmiało można określić jako „kosmicz-ną”, bo przekracza 7000%. Oczywiście nikt tyle nie za-robił, bo w tamtym okresie nie było takich możliwości – w początkowych fazach rozwoju giełdy po prostu nie było np. funduszy inwestycyjnych, lokujących aktywa w tym regionie. Ale wzrost za ostatnie 10 lat również jest imponujący - przekracza 300%. I był to wzrost moż-liwy do osiągnięcia. Może warto więc skorzystać z możli-wości, jakie mamy do dyspozycji dzisiaj i zainteresować się rynkami granicznymi? W rezultacie możemy otrzy-mać bardzo miły dodatek do państwowej emerytury…Rozważcie Państwo. Może wakacyjne wolne chwile będą temu sprzyjały. Życzę by były miłe.

www.magazynstyle.pl/28/2012 11

Co więcej, na tak rozległym terenie znajdują się boga-te złoża surowców naturalnych. Mam na myśli nie tyl-ko złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, ale również rudy miedzi, platyny, uranu czy złoża diamentów.Taki stan rzeczy ma swoje konsekwencje. Czy wie-dzą Państwo, jakie kraje inwestują obecnie najwięcej środków w Afryce? Pomyślą Państwo – pewnie boga-ta „stara” Europa, bo to blisko. Otóż nie. Najwięcej środków na kontynent afrykański płynie z azjatyc-kich gospodarek wschodzących. Tę zależność można w bardzo łatwy sposób wyjaśnić.

Gospodarki wschodzące, takie jak Chiny i Indie, rozwijają się bardzo dynamicznie oraz posiadają największe populacje na świecie. Potrzebują więc „paliwa”, które będzie napędzało wzrosty, czyli surowców energetycznych. Dodatkowo potrzebują też „paliwa” dla ludności, czyli po prostu płodów rolnych, które pomogą wyżywić liczne społeczeństwo. Tego wszystkiego dostarcza Afryka.

Nic więc dziwnego, że gospodarki te traktują ją jako swoisty magazyn z surowcami i inwestują tam „na potęgę”. Co więcej, państwa te przechodziły podobną drogę – od biednych i słabo rozwiniętych gospodarek, do globalnych graczy, o bardzo dużym znaczeniu na arenie międzynarodowej. Czyżby więc były najlepiej świadome tkwiącego w Afryce potencjału?Oczywiście jest też tak, że wysokie oczekiwania mają swoje źródło w bardzo słabym, obecnym poziomie rozwoju. Łatwo jest rosnąć, gdy zaczyna się z niskie-go poziomu. Powiedziałam już, że kontynent afrykań-ski stanowi 16% powierzchni świata. Jednakże tworzy jedynie 6% światowego Produktu Krajowego Brutto. Co więcej, poziom PKB per capita (czyli na głowę) w Nigerii, jednym z bogatszych państw Afryki, jest poniżej 1 500 USD. By ułatwić Państwu umieszczenie tych danych w odpowiednim kontekście wspomnę tyl-ko, że średnia dla świata wynosi blisko 10 000 USD, a przeciętny Polak wytwarza ponad 20 000 USD1 Pro-duktu Krajowego Brutto.O tym, że kraje te mają bardzo spory dystans do nad-robienia względem reszty świata, świadczą również dane o liczbie abonentów sieci komórkowych. Na 100 osób mieszkających w Nigerii, tylko 55 ma telefon komórkowy, a dostęp do Internetu posiada zaledwie 29% społeczeństwa. Na tle innych krajów wynik ten i tak nie jest zły, bo np. w Senegalu przeglądać strony www może tylko 16% ludności. Podsumowując – kra-je te są po prostu biedne, na bardzo niskim pozio-mie rozwoju. Czy więc owe nadzieje na dynamicz-ny wzrost są uzasadnione? Otóż, proszę Państwa, coś jest na rzeczy. Z 10 gospodarek o największym wzroście PKB w latach 2001-2010, aż 6 pochodzi z kontynentu afrykańskiego! Czy wiedzą Państwo, który kraj świata rozwijał się we wspomnianym prze-ze mnie okresie najszybciej? Na pewno od razu ci-sną się Państwu na usta Chiny. Prawie dobrze, Chiny znalazły się na drugim miejscu, ze średnim wzrostem PKB wynoszącym 10,5%. A kto był liderem? Otóż le-żąca w południowo-zachodniej Afryce i targana usta-

Kraj

Angola

Chiny

Birma

Nigeria

Etiopia

Kazachstan

Czad

Mozambik

Kambodża

Rwanda

Średni wzrost PKB za lata 2001-2010

11,1%

10,5%

10,3%

8,9%

8,4%

8,2%

7,9%

7,9%

7,7%

7,6%

1 Dane za CIA Factbook, wg. parytetu siły nabywczej.

Page 12: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Skąd wziął się Jakub Lewandowski - chore-ograf?Jakub Lewandowski: Pierwszy spektakl, który zrobiłem, to autorska Zabawka. Była moim pra-gnieniem, eksperymentem, w którym chciałem się sprawdzić, zaufać swoim umiejętnościom i może nawet zaryzykować po to, by zobaczyć czy jestem w stanie coś stworzyć. Od dyrektora Teatru Roz-rywki dostałem wszystko, co miało mi pomóc w wy-stawieniu własnego spektaklu. I tak się zaczęło. Ktoś zaraził Pana pasją do tańca czy przyszła sama?Trudno powiedzieć… W mojej świadomości od zawsze istnieje taniec, jako sztuka. Był mi też za-wsze bardzo bliski. Rodzice pozwalali mi na rozwi-janie pasji tanecznej. Wiedziałem też, że chcę być w teatrze. Szukałem swojej drogi… chciałem być aktorem, ale nie powiodło się. Wróciłem do tańca, bardzo długo się nim zajmowałem, w szczególno-ści tańcem współczesnym. To w środowisku tań-ca współczesnego poznałem wspaniałych ludzi, zacząłem tworzyć z różnymi artystami, nabrałem doświadczenia. Zwiększyła się też moja świado-mość. Zacząłem pytać siebie, czym jeszcze mogę się zająć. I zrodziła się chęć wymyślenia i zreali-zowania oraz przełożenia moich wizji na scenę, na innego człowieka. Początki nie były łatwe, pamiętam sporo chaosu… Pracowałem w Kaliszu – w Teatrze Tańca Alter. Tam zacząłem przygodę z teatrem. Ważną postacią okazał się Witek Jure-wicz. Mając 19 lat zacząłem rozumieć swoją pra-cę i oczekiwania wobec niej. Wyruszyłem w Pol-skę, by poznawać inne teatry, przyglądać się jak

strony na sztukę

tekst: Anna Tokarz | foto: Mirosława Łukaszek

pracują i co mają do zaoferowania. Tym samym czego ja mogę się od nich nauczyć. Intensywnie jeździłem na warsztaty i mogę śmiało powiedzieć, że całą swoja wiedzę im zawdzięczam. Próbowa-łem różnych stylów, aż trafiłem na Śląski Teatr Tańca, gdzie po obejrzeniu jednego ze spektakli, wiedziałem, że to jest to, czego szukałem. Jest ma-giczne, niesamowite, nowe. Coś, co mnie intere-suje i warte jest bliższego poznania. Dyrektor ŚTT Jacek Łumiński umożliwił mi wyjazd do Francji, do Centrum Choreograficznego Mathillde Monier w Montpellier. Tam odbyłem staż. Był to prze-piękny czas w moim życiu. Na roku było nas 20 osób, z czego połowa to Francuzi, a reszta ludzie z innych stron świata. Byłem tam jedynym Pola-kiem. Zazdroszczę sobie i tęsknię za tym czasem. Było fantastycznie, otworzyłem się maksymalnie i zacząłem prawdziwą przygodę i pracę z tańcem. I trwa to do tej pory.

Powrót do Polski i…?Zderzenie dwóch światów. Wróciłem tutaj z róż-nych względów. Tak naprawdę miałem bardzo duże oczekiwania po pobycie we Francji. Roz-czarowałem się. Zawładnęły mną myśli typu „co ja mam robić?”. Wróciłem ze stażu pełen nadziei, z otwartym umysłem, a tak naprawdę nie wie-działem co dalej. Wróciłem na Śląsk, do Bytomia, choć nie spodziewałem się, że zwiążę swoje życie z tym miastem. Dla mnie to niesamowite miejsce, pobudzające wyobraźnię. Jestem tu bardzo twór-czy. Miejsce to są ludzie, bez nich nie jesteśmy w stanie funkcjonować… W Bytomiu miałem bar-dzo bliską mi osobę, którą poznałem przed wyjaz-dem do Montpellier. Sylwia była wtedy tancerką

ŚTT, zafascynowała mnie w taki sposób, jak i sam teatr, została moją żoną.

Wszystko przez te kobiety…(Śmiech) Jestem bardzo szczęśliwy, że ją wtedy spotkałem. Dlatego z radością wróciłem tutaj prywatnie, zawodowo jednak byłem bardzo roz-chwiany. Dostałem pracę w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. To było bardzo szalone doświad-czenie, nigdy nie spodziewałem się, że zacznę pracować w takiej formie. Na początku byłem bardzo na nie. Miałem pewne wyobrażenie te-atru muzycznego, że jest to coś sztucznego, same fajerki i komercja. Myliłem się. Gdy pozna-łem ludzi, repertuar, zobaczyłem w jaki sposób można pracować, jak wyraża się tam emocje, doszedłem do wniosku, że to jest coś niesamo-witego, intrygującego, co mnie zwyczajnie cie-kawi. Wciągnąłem się w spektakle musicalowe i ta forma bardzo mi się spodobała. Doszedłem do wniosku, że mogę i chciałbym zrobić więcej niż tylko być tancerzem. Nawet nie bardzo lu-bię być tak nazywanym, w ogóle nie lubię być klasyfikowany. Zwłaszcza, że w teatrze chciałem wyrażać się nie tylko przez ruch, ale również poprzez słowo. Właśnie mój upór i determi-nacja sprawiły, że spełniły się moje marzenia. Poszedłem na casting organizowany w Teatrze Rozrywki do roli Angela w musicalu Jonathana Larsona Rent, w reżyserii Ingmara Villqista.

Czyli kolejny debiut i do tego bardzo udany.Znałem ten musical wcześniej, podobał mi się, tak samo jak i rola, o którą starałem się. Fantastyczna praca. Był to mój pierwszy teatralny raz i dlatego

www.magazynstyle.pl/28/201212

Teatralne maski Jakuba LewandowskiegoJak jednym słowem określić wszechstronnie uzdolnionego artystę zafascynowanego tańcem, który swój talent wokalno-taneczny prezentuje w musicalach, ale też potrafi być aktorem i choreografem?

Czyż nie jest to właśnie Człowiek Teatru? Ze zdobywcą Złotej Maski 2010 za choreografię do spektaklu pt. Hotel Nowy Świat – Jakubem Lewandowskim – rozmawia Anna Tokarz.

Page 13: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Jakie to uczucie odbierać tak ważną nagro-dę, jaką jest Złota Maska? Fantastyczne! Sama nominacja jest wielką na-grodą, za każdym razem byłem bardzo szczę-śliwy. Spektakle z całego Śląska są oglądane i oceniane. Następnie spośród setek twórców zo-staje wyłoniona najlepsza trójka. Tym razem do-stałem nagrodę, i to za choreografię – zacząłem się śmiać, że może to właśnie jest odpowiedź na moje pytanie, którą drogą podążać - być aktorem – tancerzem – choreografem? Trzy nominacje i w końcu Maska za choreografię. To jest takie przypieczętowanie tego, co chcę robić. A chcę kreować ruch, tworzyć spektakle. Przez wiele lat grałem ogromnie dużo spektakli, czasami co-dziennie, teraz prawie w ogóle i nie jest mi z tym źle. Realizuję się w inny sposób. Fascynuje mnie to, że gdy pracuję z ludźmi, to oni mnie słuchają, niesamowite jest to, jak potrafią mi zaufać…

Z kim łatwiej i lepiej się współpracuje, z ak-torami czy tancerzami?To jest trudne pytanie… Ogólnie to inaczej się pracuje z tancerzami, a inaczej z aktorami. Co innego od nich mogę uzyskać. Czasami spotykam wybitnych ludzi, którzy łączą obie formy i wiem, że są w stanie zrobić wszystko. I to jest nagroda od życia dla mnie, bo wówczas mogę stworzyć coś wyjątkowego, dzięki artystom, którzy wizuali-zują moją myśl… Tak, to musi być bardzo ważne. Niebawem premiera Pańskiej nowej sztuki – Amadeus na deskach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. W jaki sposób tworzy Pan swoje choreografie?To zależy od produkcji. Zawsze przygotowu-ję się w ten sposób, że robię sobie wizualizacje w głowie. Trwa to parę tygodni zanim zacznę pracę nad spektaklem. Wyobrażam sobie ruch do spektaklu, jaki on mógłby być… Pracując teraz nad spektaklem Amadeus – (premiera odbędzie się 15 czerwca – przyp. redakcji), bardzo długo się przygotowywałem, zanim zacząłem pracę choreograficzną z artystami. Jest to spektakl o Mozarcie, wypełniony jego muzyką. Po co więc robić to klasycznie? Byłoby to nudne, więc zaczą-łem układać w głowie jaki ten ruch ma być… Wy-obrażając to sobie, nasączyłem się swoimi myśla-mi jak gąbka. Spotkałem się z ludźmi i zacząłem to realizować. Wcześniej zdarzało mi się, że sam tworzyłem ruch, ale gubiło mnie to. Kiedy przycho-dzę na salę prób, realizuję swoje pomysły na bieżą-co. Jest to o wiele ciekawsze, bo jest większa deter-minacja, większy lęk, strach. Widzę reakcje ludzi, jak to odbierają. Czasami jest przerażenie, że jest tak szybko, ale zazwyczaj jest zainteresowanie.

Czym nas zaskoczy Amadeus?Ciężko mi to określić. Pracuję z jednym z lepszych zespołów teatralnych, którego dyrektorem jest Robert Talarczyk. On też reżyseruje ten spektakl. Kostiumy projektuje Barbara Ptak. Jej nazwisko mówi, że będą fenomenalne. Muzyka Mozarta ze-stawiona z moim ruchem da połączenie klasyki ze współczesnością. I chyba właśnie to połączenie będzie elementem zaskakującym. Mam nadzieję, że również dla widzów.

Za sprawą kostiumów Barbary Ptak trafił Pan do filmu...Zrobiłem pokaz kostiumów Barbary Ptak w cho-rzowskim Teatrze Rozrywki. Zdjąłem kostiumy z wieszaka i nadałem im nowe życie. Tak po-

wiem, że już więcej czegoś takiego nie doświad-czę. Pewnie dlatego towarzyszyły temu spekta-klowi takie emocje. Jestem bardzo szczęśliwy z tego doświadczenia, tym bardziej, że moja pra-ca została zauważona przez krytyków – zostałem nominowany do Złotej Maski za rolę wokalno-ak-torską. To było niesamowite. Nigdy nie śpiewa-łem, a jednak zagrałem w musicalu. Pamiętam, że strasznie uciekałem, bałem się. Na szczęście mia-łem ogromne wsparcie ze strony zespołu. Chcie-li mi pomóc i nie wiem czy tak słodko kłamali i mówili, że dobrze śpiewam, czy było to faktycznie w jakiś sposób poprawne.

To jednak nie ostatnia nominacja do Złotej Maski, kolejna przyszła za spektakl tanecz-ny pt. Zobacz Alicjo, w którym wcielił się Pan w rolę Damy Pik - jedną z dwóch głównych postaci w tym przedstawieniu.Cieszyłem się, że dostałem odmienną postać. Historia ta wzorowana była na Alicji w Krainie Czarów – bardziej przełożona jako opowieść o te-atrze. Rola, którą kreowałem, jest bardzo umow-ną nazwą. Dla mnie był to potwór, który istnieje w każdym teatrze. Starałem się stworzyć takie Coś, co i mnie swoją siłą i magią wciągnęło do teatru. Dama Pik jest właśnie takim stworem pięknym i magicznym, a jednocześnie dominującym, przera-żającym. W końcu wykorzystuje i gra na ludzkich emocjach i uczuciach. Śmieję się, że w spektaklu tanecznym tak na prawdę przechadzałem się po scenie. Chciałem stworzyć postać monumentalną, dominującą - jak już szedłem i nagle stanąłem, było to bardzo widoczne. To nie jest łatwe na sce-nie. Najtrudniej stać, przejść, popatrzeć, ale w taki sposób żeby wszyscy rozumieli o co chodzi.

I tu nastąpiła niespodzianka, kolejna nomi-nacja do Złotej Maski. Niesamowite jest to, że te nominacje pojawiły się jedna po drugiej, w przeciągu 3-4 lat. Nie spo-dziewałem się tego! Poznałem na swojej drodze reżyserkę Magdę Piekorz, która jest bardzo waż-ną postacią w moim życiu zawodowym. Zaprosiła mnie do współpracy nad spektaklem Hotel Nowy Świat, zainspirowanym filmem Ettore Scoli Le' Bal. Okazało się, że Magda również jest wielka fanką tego filmu, podobnie jak ja. To chyba prze-znaczenie doprowadziło do naszego spotkania, bo oboje mięliśmy pragnienie wystawienie tego spektaklu. Okazało się, że jest taka możliwość. W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Na podsta-wie Balu powstał scenariusz przeniesiony na realia polskie - historia od lat dwudziestych do roku 2010. Spektakl bez słów oparty tylko na ruchu, tańcu i na geście. A jednak pracowałem z zespołem aktorskim, nie tanecznym. To jest niesamowite, jak wspaniale aktorzy się w nim odnaleźli. Nie wyobrażam sobie tego spekta-klu wyłącznie z tancerzami, myślę że nie było-by to do końca udane przedsięwzięcie. Aktorzy w wykonywanym ruchu są zawsze tacy szcze-rzy, prawdziwi. Praca była niesamowita. To jest mój choreograficzny debiut… Mam największy sentyment do tego spektaklu. Był wyjątkowy dla mnie i tak już zawsze będzie. To jest mój uko-chany spektakl. Cały czas… Okazał się ogrom-nym sukcesem, od razu nominacją do Złotej Ma-ski za choreografię.

wstały miniatury teatralne. To przedsięwzięcie bardzo spodobało się Krzysztofowi Korwin Pio-trowskiemu, który zaproponował mi współpra-cę przy filmie pt. „Oskarowe kostiumy Barbary Ptak”, którego Telewizja Katowice była produ-centem wykonawczym, a autorami wspomniany już Krzysztof Korwin Piotrowski i Ewa Niewia-domska. Na potrzeby filmu rozbudowaliśmy te krótkie historyjki i osadziliśmy je w przestrzeni. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie. Spotkała mnie też przemiła niespodzianka; otrzy-małem bowiem list od Barbary Ptak, która w ten sposób chciała mi podziękować za ożywienie jej kostiumów. Cieszyła się, że doczekały dnia, w któ-rym zagrały pierwszoplanową rolę. Teraz ten list mam oprawiony w ramce i wisi na ścianie.

Wróćmy do teatru. Przy spektaklu Monsters. Pieśni Morderczyń współpracował Pan z Re-natą Przemyk. Jak jej muzyka wpłynęła na pańską choreografię.Renata napisała kilka utworów do tego spekta-klu, były tam też utwory zapożyczone. Renata komunikowała się z reżyserem, Robertem Talar-czykiem, ja dostałem spis utworów, które bardzo wpłynęły na moją wyobraźnię. Ona pięknie sobie wymyśliła tę muzykę. Jest cudowna. Od razu wie-działem co mam robić. Chciałem dodać więcej kolorów poprzez ruch. Świetny temat. Premiera odbyła się w Teatrze Rampa w Warszawie, a czy będziemy mieć szansę zobaczenia Monsters na Śląsku?O Tak! Zapraszam serdecznie na ten spektakl 3 czerwca br. do Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.

Czym się Pan kieruje przy wyborze spekta-klu, przy którym chciałby Pan pracować? Ja swoją drogę choreografa poznaję od niedawna, tak naprawdę to jest świeża sprawa. I jak dotąd tak się to niesamowicie układa, że wpadam, albo na mnie wpadają nieprzypadkowi ludzie, z któ-rymi mi się dobrze pracuje. Nie było do tej pory takiej osoby, z którą bym się męczył… Każdy ko-lejny spektakl tworzę z odpowiednimi ludźmi.

Jak określi Pan zatem swoją choreografię?Nie wiem jak określić ją jednoznacznie… Nie po-ruszam się w obrębie jednej techniki. Nie jest to ani jazz, ani technika tańca współczesnego. Naj-większy nacisk kładę na to, żeby tancerz, czy też aktor, który ma jakąś pasję, stworzył prawdziwe emocje. Żeby widz nie patrzył tylko na obraz, ale i go zrozumiał. Tworzę ruch w taki sposób, aby nie był tylko tańcem, ale stawał się opowieścią bez zbędnych słów. Żeby był wiarygodny. Chciał-bym stworzyć swój autorski spektakl. Mam po-mysł, który pragnę zrealizować i mam nadzieję, że mi się uda.

Czego powinnam Panu życzyć?Żeby telefon zawsze dzwonił (śmiech) oraz twór-czego spokoju.

A największe marzenie? Spełniło się?Marzenie spełniło się razem z Balem – Hotelem Nowy Świat. Kolejne marzenie jest takie, by two-rzyć, nie chciałbym być nigdy ograniczany. Chciał-bym, żeby ludzie mi ufali, chcieli ze mną praco-wać. Tworzyć spektakle i… nigdy się nie bać.

www.magazynstyle.pl/28/2012 13

« Autor zdjęcia: Mirosława ŁukaszekZdjęcie z planu zdjęciowego filmu „Oskarowe kostiumy Barbary Ptak” którego autorami są Krzysztof Korwin Piotrowski i Ewa Niewiadomska.Koproducentami filmu: Miasto Katowice, Instytucja Filmowa Silesia Film, Telewizja Polska S.A. Producet wykonawczy: TVP Katowice.

Page 15: Magazyn STYLE | czerwiec 2012
Page 16: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

www.swps.plul. Kossutha 9; 40-844 Katowice

felieton

www.magazynstyle.pl/28/201116

Dr hab. Katarzyna Popiołek, prof. SWPS Dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach

Jako dziecko oglądałam czeski film „Był sobie król”. Bardzo przeżywałam sytuację, gdy tenże król wyklął swą piękną córkę za to, że na prośbę, by ofiarowała

mu coś, co uważa za najcenniejsze, przyniosła mu w da-rze sól. Po wielu perturbacjach przekonał się jednak, że nie miał racji i docenił mądrość osoby, która zwróciła mu uwagę na fakt, że nie doceniamy często tego, co nie ma wysokiej ceny rynkowej, ale jest niezbędne i pełni ważną rolę w codziennym życiu.

Przypominając sobie teraz tę bajkę pomyślałam o sy-tuacji, w której ktoś w prezencie zamiast perfum, czy książki podarowałby komuś bliskiemu swój czas - kilka godzin lub nawet cały dzień – mówiąc: „spędzę je z Tobą w sposób, który wybierzesz i uznasz za najlepszy”. Czy dar zostałby doceniony?

W codziennej gonitwie zapominamy o wartości wspólnie spędzanego czasu, takiego, w którym skupiamy na sobie nawzajem uwagę, jesteśmy tylko dla siebie. Jak często odwlekamy spotkania z przyjaciółmi, obiecaną dziecku eskapadę, pogadanie z żoną przy lampce wina, obiecaną mężowi wyprawę na rowerach. „Nie teraz, potem, jak się trochę odrobię, widzisz, że jestem w wirze” – to hasła znane wszystkim.

Wspólny czas zbliża, dostarcza doświadczeń, które łą-czą, dostarcza doznań, których nie da się inaczej przeka-zać - wymianę uśmiechów, spojrzeń, dotknięć, zapachów, wibracji, gestów. To wszystko działa na nas w sposób niezauważalny, ale tak właśnie wytwarza się silna więź. To są nagrody podsycające związki między ludźmi. Bez tego ani rusz, miłość i przyjaźń nie fruwa w powietrzu, opiera się na takich właśnie realiach.

Nie wiedzą o tym mężczyźni, którzy, przykładając głów-nie wagę do finansowego zabezpieczenia rodziny, są nie-obecnymi ojcami, zajętymi od rana do nocy. Nie mają okazji do czerpania radości z przytulenia dziecka, bycia obdarowanym jego uśmiechem, ciepłem małego ciałka, radością wspólnej zabawy. Nie czują więzi, nie budują miłości; w efekcie nie tylko sami nie kochają, ale także czują się niekochani. Może dlatego niektórzy z nich tak łatwo odchodzą i nie szukają później kontaktu z dziećmi,

które zawsze jednak za nimi tęsknią. Gwoli prawdy trze-ba dodać, że często za nieobecnością ojca stoi nie tylko praca, ale także niechęć do zajmowania się drobnymi „babskimi sprawami”.

O znaczeniu wspólnego czasu zapominają pary, które decydują się na długie rozstania z uwagi na karierę, czy względy ekonomiczne. Osobne życie rozdziela zdra-dziecko, wolno, lecz bardzo skutecznie, dlatego długo tego nie zauważamy, a gdy się o tym przekonujemy, z reguły jest już za późno. Kiedyś tak bliscy stajemy się sobie obcy i dalecy. Przeceniamy rolę wzajemnych uczuć, które niepodsycane wygasają, bo miłość to bycie razem. Brak wspólnych przeżyć powoduje, że właściwie nie mamy już o czym rozmawiać, a osobne światy, w któ-rych żyliśmy, zdążyły nas mocno zaangażować i stały się ważniejsze, no bo tam przecież toczyło się nasze życie.

Tak samo bywa z rzadko spotykanymi przyjaciółmi. Po wymianie informacji pod hasłem„ co słychać”, pada naj-częściej sakramentalne „zdzwonimy się’. Wypowiadając tę formułkę czujemy jej nieszczerość i uciekamy szybko od siebie. Odwykliśmy od wspólnego spędzania czasu i teraz nie bardzo wiemy, co razem robić, jakie kwestie poruszać. Czasem ratuje nas na chwilę jakiś napotkany bar i spora ilość kieliszków, lecz na tym rzecz się kończy. Czasu nigdy nie mamy tyle, ile byśmy chcieli. Ten dla bliskich jest jednak najważniejszy. Nie gubmy go, bo stać się może tak, jak mówi w swym wierszu Andrzej Poniedzielski:

(…) Miłość ma tylko jeden warunek Że cięgle będziesz biegłMożesz transparent lub okrzyk wznieść„Miłości - ty się ziśc”Może nie będziesz musiał biecMoże pozwoli Ci iśćA jeśli iść przestaniesz Z powodujak ty to mówisz „sensu”jak ty to mówisz „lat”zabierze równik, południk, biegunzostanie Ci goły świat.

Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki relacji międzyludzkich w bliskich związkach, sposobów udzielania pomocy i wsparcia, zachowań w sytuacjach kryzysowych. Prowadzi także badania nad percepcją czasu i jej konsekwencjami. Lubi także przekładać wiedzę naukową na język praktyki: prowadzi działalność popularyzatorską i szkoleniową.

Pobądź ze mną

Page 17: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

felieton

tekst: Renata Przemyk foto: Elżbieta Schonfeld

Sens, prawda, racja - to coś, co naprawdę dobrze jest mieć, znać. Cokolwiek to znaczy. A znaczy tyle, że ma się poczucie znajdowania się po wła-

ściwej stronie i można wtedy spać spokojnie. Cały świat materialny jest do nabycia. Płatny, jak wiemy, kartą…! Jest też policzalny i mierzalny i widać, kto ma więcej. Poczucie, że to, co robimy, ma sens, jest bezcenne.

Ostatnio nie śpię spokojnie. Za dużo myślisz - mówi przy-jaciel. Jakbym mogła coś na to poradzić! Może nazwa – czerwiec - pochodzi od robaka, co drąży niestrudzenie? Całe strumienie nieokiełznanej, niepokornej świadomo-ści zalewają mi mózg wezbraną falą; całe kanonady py-tań o sens rzeczy małych i wielkich, od składu chemicz-nego produktów spożywczych aż po eschatologię. No i czy w paru ważnych momentach mogłam postąpić ina-czej i co by to zmieniło. Nasila się to zwłaszcza wieczor-ną porą, ale i każda luka w codziennych czynnościach też jest skrzętnie wykorzystywana. Tu nie ma marno-trawstwa. Od lat próbuję medytacji czy innych metod „niemyślenia”. Bezskutecznie. Analizuję, dedukuję, wy-ciągam wnioski, dopisuję zakończenia różnych historii (najczęściej dość makabryczne), obserwuję wnikliwie i… wymyślam powody postępowania, usprawiedliwiam, za-stanawiam się, co by było, gdyby ten ktoś zrobił inaczej. No i najważniejsze, po co się to wydarzyło, w jakim celu. Bo wtedy ma sens! Czasem coś mówię, dla niepoznaki, dla zmylenia tropu. I chyba lepiej, żeby nikt nie wiedział, co mi się w środku kotłuje, tym bardziej że za moment jest już o czymś innym. Mam tyle na głowie.

Myślenie jest przyjemne w gruncie rzeczy, to rodzaj na-łogu. Tak jak życie. A myślenie o tym, kiedy życie ma sens, jest przekazywane z pokolenia na pokolenie jako najważniejsze dziedzictwo. W większości przypadków

próbujemy sprostać oczekiwaniom społecznym, rodzin-nym. Nadajemy znaczenie naszemu istnieniu poprzez kończenie właściwych szkół, zdobycie pracy, która da nam zabezpieczenie finansowe i prestiż (wspaniale, kie-dy idzie to w parze z pasją i radością). Znajdujemy wła-ściwego partnera. Powiększamy rodzinę o dzieci, które będą dorastać w całym bogactwie naszych genów, spu-ściźnie ideologicznej i własnym bałaganie myślowym, pogłębianym przez obserwację i obcowanie z innymi. Robimy wszystko, żeby czuć, że nasze życie ma sens. Potrzebujemy tego uczucia. Czasem robimy coś wbrew sobie, wbrew aktualnym pragnieniom w obawie, że sens tego działania byłby mniejszy niż innego, o którym wie-my, że będzie lepiej akceptowalny społecznie. Albo że w perspektywie czasu coś będzie dla nas korzystniejsze. Bo na przykład, kto ma tyle odwagi, żeby przez wiele lat podróżować dla przyjemności zamiast pracować na emeryturę albo/i wychowywać dzieci, które się nim zaj-mą na starość. Jeśli to wybór serca, a nie głos rozsądku, to inna sprawa. Są ludzie, którzy realizując się w pracy, przegapili czas na rodzinę, dzieci i teraz o tym rozmyśla-ją, ale są i tacy, którzy odchowane potomstwo wypuścili z gniazda i zastanawiają się, jakby to było, gdyby ten czas poświęcili na pasję, o której w młodości marzyli. Czy spełnione marzenia nadają sens życiu? I ile tych marzeń wystarczy?

Można mieć wszystko poza jednym elementem i umrzeć nieszczęśliwym. Można liczyć na sens w postaci boskiej nagrody za bohaterskie niesienie „swojego krzyża” albo odwrócenie karmy w następnym wcieleniu. Czyli naj-większy sens ma wiara w sens!Wiemy, że jeśli się mocno wierzy, to nawet placebo może nas uleczyć. Taka tabletka z krzyżykiem może wyleczyć niejeden ból głowy!

www.magazynstyle.pl/28/2011 17

Sens

Renata PrzemykArtystka niezwykle ceniona ze względu na nieprzeciętny talent muzyczny, niepowtarzalny głos i indywidualność artystyczną. Większość jej płyt uzyskała status złotych. Z wykształcenia jest bohemistką. Urodziła się w Bielsku-Białej, studiowała w Katowicach.Na scenie oficjalnie od 1989 r., kiedy to zdobyła Grand Prix Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Pierwszą swoją płytę wydała w 1990 r., wraz z zespołem Ya Hozna.W 1991 r. rozpoczęła solową karierę.Lubi Virginię Woolf Marqueza i Yourcenar, ale też Bjork i Richarda Galliano. Fascynatka teatru, kompozytorka, czasem aktorka.Marzy o podróży dookoła świata.

www.swps.plul. Kossutha 9; 40-844 Katowice

Page 20: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Niezły kanał!

Ponieważ rozwój górnośląskiego przemy-słu oparto o wiele nowatorskich rozwią-zań wzorowanych właśnie na przodującej

wówczas w świecie Anglii, także transport su-rowców i produktów oparto o jej wzorce. W tym celu dyrektor Urzędu Górniczego, hr. Fryderyk Wilhelm Reden, udał się wraz z inspektorem budowlanym Fryderykiem Weddingiem do An-glii. Tam zobaczyli kanały wraz z pochylniami służącymi do transportu łodzi przy dużych róż-nicach poziomów, bez użycia śluz wodnych.

Na wzór angielski w 1789 r. królewski nadinspektor grobli W. Geschke wykonał projekt kanału łączącego zagłębie górno-śląskie z Odrą, którego budowę rozpoczę-to w 1792 r. Z przerwami spowodowanymi brakiem płynności finansowej, powodzią

odkrywanie Śląska

tekst: Edward Wieczorekfoto: Edward Wieczorek, Sebastian Janas

Zanim jeszcze powstało mnóstwo niedokończonych autostrad i zlikwidowa-nych już linii kolejowych, transport – zwłaszcza towarów masowych – oparto o drogi wodne. Żegluga śródlądowa znana była już w starożytności, a w śre-dniowieczu – także na Śląsku – zaczęto ją usprawniać budową różnorodnych kanałów, przepustów, śluz i pochylni. Jednak dopiero w XVIII w. transport wod-ny – za sprawą Anglii – stał się powszechnym sposobem przewozu towarów.

w 1803 r. oraz wojną Prus z napoleońską Francją, kanał od Koźla do Gliwic oddano do użytku w 1806 r. kontynuując prace do roku 1822. Wówczas Kanał Kłodnicki liczył 45,7 km długości i 4 m szerokości. Dzielił się też na trzy odcinki nawigacyjne: Główną Kluczową Sztolnię Dziedziczną, którą pod ziemią trans-portowano urobek z kopalni węgla kamiennego „Królowa Luiza” do wylotu sztolni w Zabrzu; Kanał Sztolniowy na odcinku Zabrze-Gliwice, gdzie barki pokonywały dwie pochylnie o róż-nicy 11,5 m i 5 m, oraz kanał właściwy od huty w Gliwicach do Odry w Koźlu.

Na kanale powstały dwa porty: gliwicki – po-między dzisiejszymi ulicami Dworcową i Zwy-cięstwa – i kozielski, u ujścia kanału do Odry, który wkrótce stał się największym śródlądo-wym portem w Europie.

W okresie rozkwitu kanału, w latach 1843-1855, spławiano nim ok. 50 tys. ton towarów rocznie, m.in. żeliwne mosty dla Poczdamu, Berlina i Wrocławia, wykonane w hucie w Gliwicach. Po uruchomieniu linii Kolei Górnośląskiej w 1846 r., łączącej m.in. Zabrze z Gliwicami, zrezygnowano z odcinka kanału Zabrze-Gliwice, traktując go jako kanał zrzutowy wód podziemnych.

Transport barek kanałem odbywał się początko-wo siłą ludzkich rąk („burłaków”), a od poł. XIX w. – przy użyciu koni. Dopiero na początku XX w. pojawił się ciąg parowy, a potem spalinowy, zaś konie zniknęły ostatecznie w latach 20. XX w.

Wypieranie transportu wodnego przez ko-lej, starzenie się drogi wodnej i jej zamula-nie, a przede wszystkim – podział Górnego

www.magazynstyle.pl/28/201220

Na śluzie, foto Sebastian Janas

Page 21: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Fragment Kanału, foto Sebastian Janas

Śluza Rudziniec

Załoga z wysokości owego „kapitańskiego most-ka” uruchamia zawieszone na linach 60-tonowe wrota zamykające śluzę i podnosi lub opuszcza śluzowane zestawy. Śluza „Dzierżno” posia-da napęd elektryczny, a silniki z lat 1938-1939 (m.in. firmy Brown-Boveri) zachowały się w do-skonałym stanie do dnia dzisiejszego. W 1941 r. miała miejsce na śluzie Dzierżno katastro-fa budowlana: posadowiony na niezbyt sta-bilnym gruncie peron, zbudowany z litego betonu, oddzielający bliźniacze komory śluzowe, spowodował osunięcie podłoża i uszkodzenie całej konstrukcji. Na wieść o tym główny projektant inż. Artur Albrecht zmarł na zawał serca. Peron musiano rozebrać i zbudować od nowa jako lekką, pustą w środku konstrukcję. Śmierć A. Albrechta upamiętnia za-chowana do dziś tablica pamiątkowa.

W szczytowym okresie eksploatacji kanału do śluzy ustawiały się długie kolejki załadowanych barek. Prowadzono tu w tym okresie do 120 śluzowań na dobę w obydwu komorach, co daje 5 śluzowań na godzinę. Obecnie ten cud tech-niki lat trzydziestych XX wieku wymaga pilnego remontu i modernizacji. Ruch towarowy jest niewielki, a osobowy w ogóle zanikł. Jedynie w czasie okazjonalnych imprez (jak np. Gliwic-kich Dni Dziedzictwa Kulturowego) urządzane są rejsy kanałem Gliwickim, na które karnie ustawiają się tłumy zainteresowanych.

W Unii Europejskiej żegluga śródlądowa stanowi ok. 6,3 proc. całości transportu lądowego. Rocz-nie prognozowany jest ok. 3-pro-centowy wzrost, co może oznaczać podwojenie przewozów tego typu w roku 2020. Czy jest zatem szan-sa, by Kanał Gliwicki – zamiast na listę zabytków techniki – trafił na listę priorytetowych inwestycji transportowych?

Śląska w 1922 r., wywołały dyskusję nad celowością dalszego utrzymywania Kanału Kłodnickiego. I choć zwyciężyły argumenty zwolenników transportu wodnego, postano-wiono zastąpić Kanał Kłodnicki nową budowlą. W 1933 r. tysiące robotników rozpoczęło karczo-wanie lasów pod trasę nowego kanału, któremu nadano imię wodza III Rzeszy – Adolfa Hitlera, a w 1934 r. położono kamień węgielny pod kanał, którego projektantem został architekt inż. Artur Albrecht. 8 grudnia 1939 r. Rudolf Hess doko-nał otwarcia tej najnowocześniejszej wówczas w Europie drogi wodnej, choć prace zakończono ostatecznie dopiero w 1941 r. Powstaniu kanału towarzyszyła regulacja rzeki Kłodnicy oraz bu-dowa w Dzierżnie dwóch zbiorników wodnych, zasilających kanał przy niskim stanie wód. Zbu-dowano też 20 mostów drogowych i 3 kolejowe. Kanał Gliwicki (bo dziś taką nazwę nosi na-stępca Kanału Kłodnickiego) ma 41 km dłu-gości i 44-metrową różnicę poziomów mię-dzy portem zbudowanym w dzielnicy Gliwic - Łabędach – a Odrą w Koźlu pokonuje przy pomocy 6 śluz: Kłodnica, Stara Wieś, Sła-więcice, Rudziniec, Dzierżno i Łabędy. Śluzy zbudowano dwukomorowe, długości ok. 72 m i szer. 12 m, co umożliwiało przechodzenie holow-nika wraz z barką o ładowności 1000 t i długości zestawu 70 m. Komory śluz wykonano z brusów stalowych typu Painer i Larsena, głowice śluz zbudowano z betonu. System zamknięć zastoso-wano w zależności od wysokości piętrzenia: dla różnicy 4-6 m użyto wrót wspornych z zasuwami segmentowymi, zaś dla różnicy 10 m zastosowa-no w głowie dolnej wrota podnoszone z zasuwą Stoneya, a w głowie górnej – wrota segmentowe opuszczane w dół, osadzone mimośrodowo.

Najbardziej imponującymi budowlami Kana-łu Gliwickiego są śluzy Kłodnica i Dzierżno, w których wysokość piętrzenia dochodzi do 11 m. Sercem śluzy jest sterownia z przeszklo-nym mostkiem, architektonicznie nawiązująca do funkcjonalizmu okresu międzywojennego.

Śluza Dzierżno

Na śluzie, foto Sebastian Janas

Page 23: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

FOT. ze spekTaklu "singielka"

www.magazynstyle.pl/28/2012 23

felieton

Już czerwiec. Na dworze robi się coraz cieplej, dnia przybywa, a widzów ubywa... To nieuchronnie zbliża-jący się do nas, aktorów i wszystkich pracowników

teatru, sezon „ogórkowy”. Przez dwa kolejne miesiące będziemy starać się wypoczywać i zbierać siły przed kolejnymi wyzwaniami, które z pewnością się pojawią. Pomyślałam, że być może to dobry czas na krótkie podsu-mowanie tego, co mnie w tym sezonie spotkało. Czasem dobrze jest się przyjrzeć z boku.

Rozpoczął się on dla mnie już w sierpniu 2011 r. przy-gotowaniami do wrześniowej premiery. Wyjątkowo, bo miała to być premiera mojego pierwszego, i być może jedynego, monodramu. Tekst „Singielki” specjalnie dla mnie napisał Jacek Bończyk. Muszę zaznaczyć, że mo-nodram to niezwykle trudny gatunek dla aktora, trzeba zająć sobą i tylko sobą uwagę widzów. W moim przypad-ku przez ponad półtorej godziny. Nie każdy się do tego nadaje, więc i ja nie byłam do końca pewna czy podołam. A jednak postanowiłam spróbować i zmierzyć się z tym, co spędzało mi do tej pory sen z powiek. Sama na scenie? Masakra! Myślę, że podstawą sukcesu w tym przypadku okazał się dobry, bliski mi tekst i świetna ekipa realiza-torska. Najważniejsze, że udało nam się osiągnąć efekt, który zamierzaliśmy - stworzyć barwne, wielowymiarowe i bardzo osobiste przedstawienie. Pozytywne reakcje wi-dzów i brak biletów w kasie teatru są dla nas najlepszą recenzją.

Sylwester jak zwykle minął mi w pracy, z piosenką w tle, z czego się bardzo cieszę. Robert Kudelski wpadł na po-mysł zrealizowania koncertu piosenki francuskiej z orkie-strą pod przewodnictwem Janusza Tylmana. Śpiewałam u boku Roberta, Joanny Matraszek i Agnieszki Kudelskiej przeboje Edith Piaf - „Tłum”, „Padam” oraz słynne „Gigi Amoroso” Dalidy. Niewiele osób o tym wie, ale piosen-ka to moja wielka miłość. Zaczęło się chyba „Songami” Brechta, w których miałam szansę pokazać się od tej „drapieżnej” strony. Kiedy śpiewam, uruchamia się we mnie jakaś inna wrażliwość, wyrazistość. Uwielbiam ten rodzaj przekazu i staram się korzystać z każdej szansy, żeby śpiewać. Dlatego regularnie ćwiczę głos pod okiem mojego wspaniałego Janka Wierzbicy. Nagrania sprzed kilku lat nie kłamią, tak jak wysokość dźwięków, więc z czystym sercem mogę powiedzieć, że poszłam do przo-

du. Dzięki pracy, ale przede wszystkim sercu, które mam do śpiewu. W końcu, jak mówią, trening czyni mistrza :)

To, że kolejny spektakl będzie dla mnie niezwykle waż-ny, wyczułam intuicyjnie. Byłam już trochę zmęczona za-wrotnym tempem początku roku, ale wiedziałam, że trze-ba się będzie wziąć w garść, bo gra jest warta świeczki. Nie będę pisać o samym spektaklu, już wiele napisano o „Miłości w Koenigshutte”, lecz o kolejnej w tym sezonie teatralnym niezwykłej pracy i porozumieniu reżysersko-aktorskim. Ingmar Villqist, który był nie tylko reżyserem spektaklu, ale również scenarzystą i scenografem, po-trafił w nas wzbudzić niezwykłą kreatywność. Godziny rozmów, prób podejścia do tematu, szukania formy dla tego, co chcieliśmy wyrazić. Niezwykła praca. Niezwykłe porozumienie z grającym główną rolę Arturem Święsem i kolejna w tym sezonie współpraca oparta na szacunku i zaufaniu.

Nie obyło się również bez wpadek - jeden reżyser obrażony, jedna aktorka obrażona. Czyli do przerwy 2:0. Do zera, bo ja się nie obraziłam na nikogo. No cóż, ciężko jest wszystkim dogodzić. Dwie realizacje przeszły mi koło nosa, więc chyba muszę popracować nad czujnością i węchem...

No i najważniejsza sprawa - zaręczyny. Cieszę się, że prasa dowiedziała się tak późno, bo mieliśmy z W. szan-sę w spokoju nacieszyć się tym ważnym dla nas wyda-rzeniem.

Poza tym u Żanetki wszystko w porządku, jej romans z Wojtkiem (zbieg okoliczności, słowo!) Szulcem ma swój dalszy ciąg. Problemy też są, więc jest dobrze.

Muszę przyznać, że od września czas minął mi niepoko-jąco szybko, co chyba świadczy o dosyć dużym tempie pracy i życia. Nie wiem czy w związku z tym doliczą ten rok do mojej metryki, był jakby go nie było, więc chyba się nie liczy?

Reasumując. Uważam mijający sezon teatralny za wy-jątkowo udany. Mam nadzieję, że kolejny nie zawiedzie moich nadziei. A teraz czas przygotować się na to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli SEZON TENISOWY UWA-ŻAM ZA ROZPOCZĘTY!!!

Sezon marzeń

Anna Guzik Aktorka teatralna i filmowa. Urodzona i wychowana w Katowicach. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Od 11 lat związana z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, gdzie obecnie oglądać ją można w spektaklach - „Królowa piekności z Leenane”, „Taka fajna dziewczyna jak ty” czy „Hotel Nowy Świat”. Jej najbardziej znane role filmowo-telewizyjne to tytułowa „Hela w opałach” oraz Żaneta Zięba z serialu „Na Wspólnej”.Lubi: skrajności - góry i morze. Zawrotne tempo i chwile błogiego lenistwa. Niespodzianki, ale tylko te pozytywne.Unika: gotowania. I wrednych ludzi...

Page 24: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

NadziejazamiastImieniny cioci, urodziny babci, ślub czy pogrzeb – wręczamy kwiaty.

Jeszcze Dzień Kobiet, Dzień Matki, Dzień Nauczyciela i w końcu zakończenie roku szkolnego. Trudno wyobrazić sobie te dni bez kwiatów. Kwiaty pomagają nam wyrazić najpiękniejsze emocje: miłość, przyjaźń, ale też zwykłą pamięć o kimś. Kwiatami też

dziękujemy. Ale skoro tak często nam towarzyszą, to też nas trochę kosztują. I właśnie te pieniądze, które mają być wydane na kwiaty, próbuje się dziś zamienić na szczytny, bardziej trwały cel. Problem

w tym, że nie wszystkim się to podoba.

Karma dla duszyZaczęło się zwyczajnie. Zwyciężył pragmatyzm. Po co kupować kwiaty wujkowi, skoro można coś bardziej praktycznego? Następne w kolejce stanęły wesela. Młode pary tonęły w kwiatach. I zapewne z tego nadmiaru zrodziły się pomysły, by goście zamiast kwiatów przynosili coś innego, bardziej pożytecznego. I tak w Polsce zapanowała nowa moda. Goście weselni otrzymują teraz za-proszenia wraz z przeróżnymi wierszykami, któ-re mają ich przekonać do zmiany tradycyjnego bukietu na pluszaki dla podopiecznych domów dziecka, na butelkę wina, książkę, kupon Lotto czy karmę dla zwierząt, która ma trafić do schro-niska dla zwierząt.

Agnieszka i Mateusz Matłoka, którzy w maju po-wiedzieli sobie sakramentalne „tak”, w zaprosze-niach zamieścili informację, że zamiast kwiatów proszą o wpłaty na konto Fundacji Wspólnoty Burego Misia, która pomaga osobom niepełno-sprawnym. Goście już sami decydowali, ile pie-niędzy przekażą na ten szczytny cel.

- Kwiaty, owszem, są piękne, ale cieszą tylko kilka dni, dlatego zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie – tłumaczy Agnieszka Matłoka. - Goście od momentu otrzymania zaproszeń byli bardzo zachwyceni inicjatywą. Od wielu osób otrzymaliśmy potwierdzenia wykonanego prze-lewu w telegramach – dodaje młoda mężatka.

Młoda para zaprosiła na ślub przedstawicieli Fun-dacji, którzy przywieźli foldery informacyjne. Dla tych, którzy z przelewem są na bakier, był koszy-czek, do którego można było wrzucić pieniądze. Goście weselni mogli też skosztować sery wyra-biane w Osadzie Burego Misia w Kościerzynie.

- Niespodzianka w postaci serków przysporzyła Fundacji nowych klientów, którzy już dopytują się, jak można zamawiać takie pyszne produkty – cieszy się Agnieszka.

Agnieszka i Mateusz nie wiedzą, ile pieniędzy udało im się pozyskać dla Fundacji. Wszystkie ze-brane do koszyczka pieniądze od razu przekazali przedstawicielom fundacji.

- Wiemy tylko, że do kwoty zebranej w koszycz-ku, drugie tyle wyniosły przelewy do dnia ślubu – mówi Mateusz Matłoka. - Od znajomych dowie-dzieliśmy się natomiast, że także po ślubie kolej-ne osoby dosyłały jeszcze pieniądze przelewem. Szacujemy więc, że Fundacja pozyskała około 4 tys. zł – ocenia Mateusz.

Dom z kwiatówCałkiem sporo kwiatów trafia też do nauczy-cieli. Kiedy zabrzmi ostatni dzwonek, trudno dostrzec ich zza bukietów, którymi uczniowie – niezależnie od otrzymanych ocen – dziękują za miniony rok szkolny. Koniec końców kwia-

ty jednak więdną, a przecież wydane na nie pieniądze mogłyby komuś pomóc. Z takiego założenia wyszedł ksiądz Bogdan Peć, dyrek-tor Katolickiego Ośrodka „Dom Nadziei” dla uzależnionej młodzieży, który znajduje się w bytomskiej dzielnicy Bobrek - zdegradowa-nej dzielnicy Bytomia, uchodzącej za miejskie getto. Zła sława tego miejsca sięga daleko poza granice miasta a nawet województwa. I być może dlatego nadzieja jest tam tak bar-dzo potrzebna. Budynek, w którym mieści się ośrodek, jest za mały, ale też w coraz gorszym stanie.

- Przerabialiśmy już różne opcje; chcieliśmy dobudować kolejną kondygnację, ale to teren oddziaływania szkód górniczych, więc nie wia-domo, jak zachowałby się budynek. Myśleliśmy też o dobudowaniu nowej części do tego bu-dynku, ale pod tym terenem znajduje się ponie-miecki bunkier, więc nikt nie wyda nam zgody na budowę. Pozostała więc przeprowadzka – opowiada ksiądz Peć.

Zapadła więc decyzja o budowie nowego obiek-tu. A że jest potrzebny, to oczywiste. W ciągu 17 lat działalności przebywało w nim ponad 1300 osób. Młodych pacjentów nie brakuje i dziś, choć wszyscy, którzy tam trafiają, mu-szą wyrazić na to zgodę. To swoisty głos od-dany na „tak”.

www.magazynstyle.pl/28/201224

kwiatów tekst: Wojciech Kozłowski, wizualizacja: pracownia

architektury NOWA FORMAfoto: arch. Fundacji „Dom Nadziei”

miejsca i ludzie

Tak będzie wyglądał nowy „Dom Nadziei” w Bytomiu-Karbiu

Page 25: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Idea została też przedstawiona gronu pedago-gicznemu, bo koniec końców to właśnie nauczy-cieli pozbawia się pięknych bukietów.

- Wolałam poprosić nauczycieli o opinię, bo za-wsze się może okazać, że komuś jednak zależy na kwiatkach. Okazało się jednak, że wszyscy się zgodzili, więc zaczęliśmy działać – wyjaśnia koordynatorka.

W szkole ruszyła produkcja materiałów informa-cyjnych. Uczniowie i nauczyciele – nie czekając na dostawę z fundacji – przygotowali plakaty, dzięki którym o akcji będą mogli dowiedzieć się wszyscy uczniowie. Do szkół teraz trafiły też cegiełki i plakaty, które przygotowała fundacja. Każda szkoła składała zamówienie i tyle dostała. Do jednej pojechało 300 sztuk, mimo że uczniów jest około 70 więcej. To bardzo optymistyczne zamówienie i ten entuzjazm musi cieszyć orga-nizatorów. Ale nie wszystkie szkoły będą „budo-wać” „Dom Nadziei”.

- Spotykaliśmy się z różną argumentacją. W niektórych szkołach nie wręcza się kwiatów na zakończenie roku, w innych usłyszeliśmy, że to niepedagogiczne, bo dzieci chcą właśnie w takiej formie podziękować wychowawcy

- Obecnie finalizowane są prace nad przekaza-niem nam terenu przy ul. Konstytucji 1, czyli nie-daleko stąd. Gmina przekaże nam w wieczyste użytkowanie działkę za symboliczną złotówkę i na wiosnę przyszłego roku chcemy zacząć bu-dowę – mówi dyrektor.

Teren więc praktycznie już jest, pozostało „rap-tem” do zebrania 3 mln zł. A pomóc ma w tym akcja „Cegiełka zamiast kwiatka”, do której przystąpiły trzy miasta – Bytom, Chorzów i Za-brze. Zasada tej akcji jest prosta. Nauczyciele zamiast kwiatów dostają od uczniów cegiełki. Każda kosztuje 10 zł. Pieniądze z cegiełek trafia-ją natomiast do Fundacji, która będzie budować nowy ośrodek. Akcję poparły miejscowe wydziały edukacji i wraz z pismem od kuratora, do szkół dotarło zaproszenie do udziału w tym przedsię-wzięciu. Takie dokumenty otrzymała też Szkoła Podstawowa nr 54 im. Wacława Kuchara w Byto-miu. Akcja spodobała się dyrekcji i szybko wyzna-czono szkolnego koordynatora, który nad wszyst-kim będzie czuwał. Została nim Marzena Szmidt, nauczycielka kształcenia zintegrowanego.

- Lubię takie działania i nie trzeba było mnie dłu-go namawiać, bym się tym zajęła – mówi Marze-na Szmidt.

REKLAMA

za cały rok pracy. Przyjmujemy te argumenty i podkreślamy, że akcja ma charakter dobrowol-ny. Do kupna cegiełki nikt nikogo nie zmusza – tłumaczy ksiądz Peć.

Wątpliwości mieli też rodzice.- Pomysł został przedstawiony także podczas zebrań z rodzicami, bo to przecież oni wydają pieniądze na ten czy inny cel. Z relacji nauczy-cieli wynika, że były też głosy sprzeciwu. Nie-którym trudno było wyobrazić sobie, że dzieci w tym roku nie podziękują swoim wychowaw-com w tradycyjny sposób, czyli wręczając kwiatki – opowiada Szmidt.

Nie wszyscy muszą przyłączać się do tej kon-kretnej akcji, nie wszyscy muszą lub chcą rezygnować z tradycji, nie wszyscy chcą pomagać. Czasami zwyczajnie trudno sobie coś wyobrazić. Choćby to, że Tomek z 1 D od-bierze świadectwo, a pani da jakiś papierek, czyli cegiełkę.

- Przecież teraz robi się różne bukiety: z cu-kierków, baloników czy nawet kabanosów. Dlaczego nie można zrobić bukietu z cegie-łek? - zastanawia się Marzena Szmidt. - My-ślę, że wszystko już zależy od kreatywności rodziców, którzy wprawdzie w trochę niety-powy sposób, ale jednak mogą nawiązać do tradycji wręczania nauczycielowi kwiatów – przekonuje koordynatorka przedsięwzięcia.

Czy akcja się powiedzie? Czy „wejdzie w krew” śląskich szkół? Pierwszy test już w czerwcu. Następny być może za rok, być może także w innych miastach. Tymczasem ksiądz Peć już planuje kolnej działania. Będzie szukał sponsora strategicznego.

- Bardzo trudno znaleźć firmę, która wesprze nas znaczącą kwotą, ale nie jest to niemożliwe, więc podejmiemy takie starania – dodaje.

Ile jeszcze potrzeba kwiatów, by mógł powstać prawdziwy dom nadziei dla tych, którzy w ży-ciu się zagubili i w używkach próbowali zna-leźć przyjaźń, miłość, akceptację lub po prostu ucieczkę od codziennych problemów? Projekt już jest. Działka będzie wkrótce. Czy zechcemy dołożyć swoją różę do tego bukietu?

„Dom Nadziei” w Bytomiu-Karbiu

Page 26: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Historia polskiej nauczy-cielki, która uratowała małego synka swoich ży-dowskich pracodawców i podporządkowała wy-chowaniu cudzego dziec-ka całe swoje życie, może wzruszać. Oren prezen-tuje losy Michała Sto-łowickiego i jego niani, zestawiając je z wizerun-kiem dobrego esesmana, rzeczywistość drugiej wojny światowej traktuje jako tło wydarzeń. Książ-ka jest przede wszystkim hołdem dla Gertrudy, w drugiej kolejności świadectwem cichego bohaterstwa. Jest rów-nież dobrze skonstru-owaną opowieścią, która trzyma w napięciu, mimo że znana jest czytelnikom przyszłość postaci.

O znaczeniu słów przy-pomina też, choć w dia-metralnie różny od po-wyższych sposób, Artur Andrus, którego tom Blog osławiony mię-dzy niewiastami przy-

Izabela MIkrut - doktor nauk humanistycznych, humorolog, recenzentka. Publikowała m.in. w „Śląsku”, „Toposie”, „Art Papierze” i „Guliwerze”. Od 2009 roku prowadzi własną,

codziennie aktualizowaną stronę poświęconą głównie nowościom wydawniczym: tu-czytam.blogspot.comwww.magazynstyle.pl/28/201226

Autotematyzm w literatu-rze rozrywkowej w zasadzie się nie pojawia, to raczej domena literatury pięknej. Wystarczy jednak dobry pomysł autora, by nie tylko czarować sposobem prowa-dzenia narracji, ale i wpla-tać do tekstu celne uwagi na temat rangi słów. Chris Cleave w tomie Między nami rolę języka podnosi do rangi walki o przetrwa-nie. Ta pełna dramatyzmu powieść rozpięta między odrębnymi kulturami po-kazuje, jak brak wspólne-go języka wpływa na losy jednostek i całych grup lu-dzi. Trudne doświadczenia Pszczółki, młodej Nigeryjki, która pragnie uciec przed koszmarami z przeszłości, splatają się z losami Sary, realizującej się zawodowo w miarę szczęśliwej żony i matki. To powieść o strachu i przebaczeniu, przyjaźni i nadziei – ale przede wszyst-kim o sile słów, które stają się najważniejszym bohate-rem pogmatwanej historii.

Na słowa zwraca uwagę również Hernán Rivera Letelier w swojej mikro-powieści Opowiadaczka filmów. Maria Marga-rita wygrywa rodzinny konkurs na opowiadanie fabuł i kinowych odkryć – odtąd będzie prezen-tować ojcu i rodzeństwu obejrzane obrazy. Lete-lier zdaje sobie sprawę z roli słów, ale na tym nie kończy się jego zasługa w budowaniu autotema-tycznej świadomości. Dzię- ki niebywale plastycz-nej narracji uprawdopo-dabnia swoją bohaterkę i sprawia, że czytelnicy bez trudu uwierzą w jej nietypowy talent. Narra-cja nie jest tu przezroczy-sta, zatrzymuje uwagę i sprzyja tworzeniu nie-zwykłej atmosfery – lek-kiej oniryczności i piękna w codziennych zajęciach.

Przysięga Gertrudy, której opisania podjął się Ram Oren to natomiast pomnik złożony ze słów.

Magia słów Izabela Mikrut

pomina o istnieniu inteli-gentnej i ambitnej satyry, a przy okazji uczy felie-tonowego mistrzostwa w budowaniu dowcipnych tekstów. Gra absurdalny-mi skojarzeniami, słowne zabawy, kultura wypowie-dzi i czysty, oderwany od spraw bieżących, a przez to ponadczasowy, komizm to niewątpliwe zalety tego bardzo obszernego wyboru zapisków blogo-wych (i nie tylko). Naiw-ne zdziwienie światem i czytelników niejeden raz zaskoczy.

Tymczasem odbiorców zaskoczyć próbuje An-drzej Mleczko, kojarzony dotąd z twórczością dla dorosłych. Ewa Mlecz-ko, córka rysownika, stworzyła serię ładnych opowiadań dla najmłod-szych – przygody Smocz-ka Mariana z Drakosła-wic zilustrował jej sławny ojciec. W opowiadaniach króluje optymizm (jest i trochę zabiegów edu-kacyjnych), a proste hi-storie uprzyjemniane są naprawdę ciekawymi ilu-stracjami.

nos w książkę

Page 27: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Robert TalarczykAktor. Autor. Adaptator. Czechofil. Marzyciel. Reżyser. Ślązak. Laureat m.in. Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla Młodych Twórców w dziedzinie kultury, Specjalnej Złotej Maski za kreatywność i wszechstronność umiejętności adaptacyjnych, aktorskich i reżyserskich, Nagrody Głównej Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port i dwóch Pereł Sąsiadów, nagród Festiwalu Teatrów Europy Środkowej.Od 2005 dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Stale współpracuje też z chorzowskim Teatrem Rozrywki, katowickim Korezem i warszawskim Capitolem.Zrealizował ponad dwadzieścia spektakli teatralnych. Najważniejsze - także dla niego – to: „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny”, „Krzyk według Jacka Kaczmarskiego”, „Kometa czyli ten okrutny wiek XX wg Nohavicy”’, „Testament Teodora Sixta”, „Żyd”, „Moje drzewko pomarańczowe”.Ostatnie adaptatorsko-autorsko-aktorsko-reżyserskie dokonanie to spektakl „Mistrz & Małgorzta Story” na scenie bielskiego Teatru Polskiego.Właśnie wydał debiutancką płytę pt. „Słowa”.

Zawsze byłem i będę osobnym bytem. Moja niechęć do zrzeszania się i występowania pod wspólnym szyldem jest momentami chorobliwa. Czasem

wolę iść pojedynczo, niż zasuwać wygodnie autobusem z tłumem tak samo ubranych i uśmiechniętych repre-zentantów tej samej reprezentacji. I nic to, że w poje-dynkę będę później i pewnie podróż mniej komfortowa. Ale pomimo wszystko wolę osobno. Bo właśnie osobno. I trochę w tej mojej anty-zbiorowej potrzebie dumy, ale pewnie równie tyle samo głupoty. Często, w imię indy-widualizmu, zamiast ułatwiać sobie życie, utrudniam. Bo chcę być taki inny, niezależny. A przecież w grupie łatwiej. Ale też niestety głupiej. Bo o niuanse trudniej. Nie. Tłum odpada. Za dużo wrzasku, łatwych rozwią-zań i braku refleksji. Tłum – nie! Ale co innego drużyna. Drużyna - tak! Jak we „Władcy Pierścieni”. Kilka osób, które mają jeden cel. Każdy jest oryginalny, niepowta-rzalny, osobny właśnie, ale w imię idei potrafią dzia-łać wspólnie, jak jeden mąż, jedno ciało, jedna pięść. Potrafią zapomnieć na moment o swoim egoizmie. Bo przecież niechęć do stada i potrzeba pójścia własną drogą często jest dyktowana egoizmem właśnie. Ale dla drużyny niesionej celem nadrzędnym, ideą nad ideami, jesteśmy w stanie wznieść się ponad własną pychę. Zdarza mi się od czasu do czasu w takiej drużynie znaleźć. To niezwykłe uczucie i dość rzadkie, dlatego też niezwykle cenne. To jak wspinanie się na szczyt ośmiotysięcznika w grupie ludzi, którzy gotowi są, narażając własne życie, uratować twoje, jeśli zajdzie taka potrzeba. Drużyna to kilkunastu rewolucjonistów, którzy postanawiają obalić rządy Batisty na Kubie. Po kolejnej klęsce jest ich dwunastu. Tylko dwunastu. A wśród nich Fidel Castro i Ernesto Che Guevara. Na znak El Comandante ta garstka szaleńców rusza w bój i w kilkanaście miesięcy roznosi w pył dyktaturę Ba-tisty. Dziś Castro ma 86 lat i jest dyktatorem, pewnie

jeszcze gorszym niż jego poprzednik. Ale wtedy, ponad pół wieku temu, pewnie był idealistą dumnym ze swej drużyny. Drużyna... Inna dwunastka, bez broni, bez żadnego oręża ruszyła w świat, by głosić niepopularne słowa pewnego Na-zarejczyka o nadstawianiu drugiego policzka, kiedy biją w pierwszy i o miłości do nieprzyjaciela. Uwierzyli w coś, czego nie potrafili pewnie racjonalnie ogarnąć swoimi prostymi umysłami rybaków, cieśli i poborców podatkowych. Bo jak w jednym z nich zobaczyć Boga? Bo jak uwierzyć w zmartwychwstanie? To przecież nie do pojęcia i nazwania przez tę garstkę ludzi. Ale byli drużyną. I poszli...Tak, drużyna, dla nas indywidualistów i idealistów za-razem (tak na marginesie, ciekawe dlaczego te dwie cechy zwykle idą w parze), to potężna siła. Będąc w drużynie możemy sięgać gwiazd i spełniać marze-nia. Bo w drużynie nasze cechy się mnożą i wzmacnia-ją, odwrotnie niż w tłumie, gdzie wszystko zostaje roz-topione w sosie przeciętności. A nasza indywidualność nikomu do niczego nie jest potrzebna. Drużyna hartuje się w boju. Odłączają się najsłabsi i często przystępują do tłumu, który drużynę chce wchłonąć i przerobić na modłę zwyczajności. A zwyczajna to może być kiełba-sa. A nie człowiek.

Mam swoją drużynę. Jest nas paru. I wiemy, że druży-na to fajna rzecz. Ale bycie w drużynie niesie ze sobą pewne konsekwencje, takie jak na przykład niezłomna wiara w ideę. I poszanowanie czyjegoś egoizmu, czy-taj indywidualności. I jeszcze coś. Coś, co być może jest najważniejsze. Jest jak wyciągnięta dłoń w chwili, kiedy odpada się od skały tuż przed szczytem, silne ramię, które nie pozwala upaść w długim marszu i łyk kropli wody na pustyni, kiedy pragnienie przysłania cały świat. Lojalność.

DRUŻYNA

www.magazynstyle.pl/28/2012 27

felieton

Skróty i oznaczenia

Page 28: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

lokalnie zapaleni

www.magazynstyle.pl/28/201228

Ochotnicze Straże Pożarne na co dzień borykają się z wieloma problemami, głów-nie finansowymi. Jednak nie tylko pienią-dze spędzają strażakom sen z powiek. Młodzi ludzie niechętnie zaciągają się na szlachetną, ale jednak darmową służbę. Jakub Otczyk, komendant OSP w Szcze-kocinach podkreśla, że choć sytuacja nie jest jeszcze dobra, to w ciągu ostatnich trzech lat wiele się poprawiło. - Niestety, rzeczywistość nie jest taka jak w latach siedemdziesiątych czy też osiem-dziesiątych. Organizowaliśmy wówczas różnego rodzaju zabawy, które przyno-siły pieniądze, m.in. na nowy sprzęt, ale i zachęcały młodych do służby. Teraz dzie-ciaki mają zupełnie inne rozrywki. Dysko-teki, kluby, komputery. To są ich pasje. Mimo to muszę przyznać, że są miejsco-wości, gdzie nastolatki chcą nieść pomoc, oddać się ważnej sprawie – zaznacza Ja-kub Otczyk. Tadeusz Dynerowicz, prezes zarządu OSP w Pilicy zwraca uwagę z kolei, że począt-kowa fascynacja mundurem nie zawsze przekłada się na predyspozycję do czyn-nej służby. - Staramy się zabiegać o młodych ludzi. Wszystko jednak jest zależne od środo-wiska. W jednej z pilickich szkół mamy nawet klasę mundurową, z którą bardzo sprawnie współpracujemy. Młodzież nie może jednak zapominać, że strażak to nie tylko piękny mundur. Priorytetem jest niesiona przez nas pomoc – wyjaśnia Tadeusz Dynerowicz.

Ratują nasze życie i dobytek

już od ponad stu lat. Ochot-

nicze Straże Pożarne nie-jednokrotnie docierają do

pożarów szyb-ciej niż zawo-dowi strażacy.

Poświęcają nam swój wol-

ny czas, siły, zdrowie,

a często i życie. Służba w OSP

to nie tylko pa-sja i poświęce-nie, ale przede

wszystkim powołanie.

tekst: Justyna krzyśkówfoto: archiwum osP Pilica

Bogu na chwałę, ludziom na ratunek

» W dobie średniowiecza, kiedy domostwa budowane były z drewna, a dachy pokrywano słomą, zagrożenie pożarem było o wiele większe. Podpalaczom groziły więc surowe kary, włącznie z śmiercią. Kiedy ogień pochłaniał osadę, akcja ratunkowa spoczywała w spracowanych rękach mieszkańców. Z biegiem czasu sytuacja zaczęła ulegać zmianie. Organizacje ratownicze zostały ujęte w ściślejsze ramy, a przepisy utworzone na piśmie. Władze miejskie przywiązywały coraz więcej uwagi do wyposażenia w sprzęt przeciwpożarowy i prewencji. Początki Ochotniczej Straży Pożarnej sięgają 1874 roku. Po odzyskaniu niepodległości, we wrześniu 1921 roku, związki strażackie połączyły się w „Główny Związek Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej”. Już w 1992 roku organizacja przybrała ostateczną nazwę „Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej”.

Page 29: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Ochotnicza Straż Pożarna nie może jednak sprawnie funkcjonować bez odpowiedniego sprzętu i zabez-pieczenia. Ogromne wsparcie strażakom-amatorom okazuje Państwowa Straż Pożarna. Jarosław Wojtasik, rzecznik Komendy Wojewódzkiej PSP zapewnia, że stosunek zawodowców do kolegów po fachu jest na-prawdę pozytywny i ciepły. - Przekazujemy jednostkom OSP każdego roku peł-nosprawny sprzęt, głównie są to wozy strażackie. Co więcej, organizujemy dla strażaków specjalne szkole-nia. Uczymy obsługi sprzętu do gaszenia czy też ma-sek powietrznych. Nauka obejmuje również zakres ra-townictwa medycznego, chemicznego i ekologicznego. Na terenie naszego województwa, w Bielsku-Białej, Częstochowie i Katowicach znajdują się komory dy-mowe, gdzie przeprowadzamy symulacje prawdziwej akcji ratowniczej. Podwyższona temperatura, sygnały dźwiękowe – wszystko to strażak musi przejść w ca-łym oporządzeniu – tłumaczy Jarosław Wojtasik. Potrzeby strażaków z OSP nie ograniczają się tylko do szkoleń i wozów. Konieczne są również ochronne stro-je, a jest to nie mały koszt. Druh Dynerowicz wymienia zaledwie podstawowe strażackie sprzęty, ale ceny już mogą przyprawić o zawrót głowy. - Odzież dla strażaka to wydatek rzędu 1 800 złotych, dobry hełm zaczyna się dopiero od 500 zł, rękawice niepalne to około 200 zł plus jeszcze specjalne buty, które kosztują ponad 300 zł. Działamy w różnych wa-runkach, często podejmujemy akcję na własne ryzyko, więc sprzęt ochronny jest dla nas niezbędny – akcen-tuje Tadeusz Dynerowicz. Na potwierdzenie słów druha Dynerowicza wystarczy zaledwie jeden przykład – Szczekociny. To właśnie Ochotnicza Straż Pożarna dotarła jako pierwsza na miejsce katastrofy. Relacje strażaków są wstrząsają-ce. Jakub Otczyk pamięta przede wszystkim straszli-wą ciemność i przerażające krzyki rannych. - Pierwsza informacja, którą dostaliśmy, była taka, że wykoleił się pociąg. Wokół ciemno, prawie nic nie wi-dać. Krzyki, wołania o pomoc, płacz. To są wspomnie-nia nie do opisania. Pierwszy raz zetknąłem się z taką potwornością. Nas, ratowników, cieszą przede wszyst-kim ludzie, którzy przeżyli tą straszną noc – wspomina Jakub Otczyk.

Szczekociny dla strażaków były też zmierzeniem się z własnymi słabościami i ograniczeniami. Kiepska widoczność, wołający o pomoc ranni, ale i drastycz-nie okaleczone zwłoki. Takie obrazy utkwiły z kolei w pamięci Tadeusza Dynerowicza, który uczestniczył w akcji ratunkowej. - Los nam zgotował ciężkie chwile pod Szczekocina-mi. Tego się nie da opisać. W powietrzu zapach krwi, worki ze zwłokami, przeszywające krzyki rannych. W drugim dniu psy szukały już tylko śladów biologicz-nych do identyfikacji czyli pourywanych kończyn. Ta katastrofa to nie tylko 16 zabitych. To również ci, któ-rym udało się ocaleć. Tylko jak żyć, kiedy straci się obie nogi? Zapamiętałem szczególnie pewnego ranne-go żołnierza. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak ogromnie cieszył. Tak bardzo był szczęśliwy, że żyje. Muszę przyznać, że mróz był wówczas naszym sprzy-mierzeńcem. To były tereny torfowisk. Gdyby nie mi-nusowa temperatura, wielu rannym nie zdążylibyśmy po prostu pomóc – wspomina Dynerowicz. Ochotnicze Straże Pożarne to formacje, które pełnią bardzo ważną rolę. Nie tylko niosą pomoc innym, ale także są ogniwem pośrednim pomiędzy zwyczajną ludzką troską o drugiego człowieka a zinstytucjona-lizowaną pomocą, którą państwo zapewnia obywa-telom. Nieustannie wzbudzają pozytywne emocje i choć może obecnie strażaków-ochotników jest mniej, to zawsze znajdzie się „Wojtek”, który zechce zostać strażakiem.

Odzież dla strażaka to wydatek rzędu 1 800 złotych, dobry hełm zaczyna się dopiero od 500 zł, rękawice niepalne to około 200 zł plus jeszcze specjalne buty, które kosztują ponad 300 zł.

r e k l a m a

Page 30: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

Himalaiści długo czekali na możliwość za-atakowania wierzchołka góry. W bazie na wysokości ponad 5000 m n.p.m. spę-

dzili ponad pięćdziesiąt dni. Razem z Arturem Hajzerem, zdobywcą kilku ośmiotysięczników i człowiekiem odpowiedzialnym za sukces tej wyprawy, z Pakistańczykami Alim Sadparą i Sha-heen Baig'em, oraz kierowniczką bazy Agniesz-ką Bielecką, siostrą Adama, przygotowywali ko-lejne obozy i liczyli na warunki pogodowe, które pozwoliłyby zdobyć szczyt. W końcu udało się. - Na szczycie spędziłem jakieś osiem minut. Tam nie ma czasu na euforię i radość. To uczu-cie pojawia się dopiero po zejściu – mówi Adam Bielecki. - Szczyt to jest ten moment, kiedy ja mam najwyższy poziom adrenaliny, ale głównie ze względu na to, że boję się zejścia. To trud-niejsza część wspinaczki wymagająca większej koncentracji. Radość dopiero jest w bazie. Cho-ciaż w tym przypadku trudno było się nawet tam cieszyć, mając świadomość tragedii, jaka się w tym czasie wydarzyła – dodaje himalaista.

Polscy himalaiści wspinali się tak zwaną droga japońską od północno-zachodniej strony góry. Jednak od strony południowej, zupełnie nową drogą, próbowali zdobyć wierzchołek człon-

www.magazynstyle.pl/28/201230

Adam melduje się na szczycie GI. Janusz jest jakieś czterdzieści minut za mną, idzie w kierunku szczytu. Gratulacje ogromne. Strasznie się cieszymy. Succesful the Polish team! Te słowa dziewiątego marca tego roku usłyszała polska ekipa himalaistów oczekująca u podnóża Gasherbrum I. Adam Bielecki z Tychów i Janusz Gołąb z Gliwic jako pierwsi ludzie w historii zdobyli zimą ten niedostępny do tej pory ośmiotysięcznik.

kowie międzynarodowej wyprawy – Austriak Gerfried Goeschl, Szwajcar Cedric Hahlen oraz Pakistańczyk Nisar Hussain. Niestety, mimo podjętych prób nie udało się ich odnaleźć. - Szliśmy w ich stronę. Liczyliśmy na to, że ich spotkamy i przeprowadzimy przez lodowiec, tak zwany icefall, trudny orientacyjnie odcinek – wspomina Agnieszka Bielecka, która wraz z Dariuszem Załuskim, członkiem międzynaro-dowej ekipy wyruszyła w stronę trójki zaginio-nych alpinistów. - Poza tym Adam i Janusz scho-dząc ze szczytu zostawili cały sprzęt – śpiwory, namioty, gaz. Liczyliśmy na to, że to może pomóc drugiemu zespołowi. Po naszej akcji zorganizo-wano jeszcze lot śmigłowcami. Niestety wspina-czy nie odnaleziono – dodaje himalaistka.

Obecność siostry na wyprawie miała dla Adama Bieleckiego duże znaczenie. - Agnieszka miała w bazie bardzo ważne za-dania. Taka osoba jest często niedoceniana, bo nie wchodzi na szczyty. Natomiast jej praca jest niezbędna dla powodzenia wyprawy. Między innymi bez niej nie mielibyśmy najświeższych informacji o zmianach pogodowych, które usta-lane są nawet co do godziny. Poza tym jak wra-caliśmy do bazy jej obecność była ogromnym wsparciem – mówi Adam Bielecki.

Na Ziemi jest czternaście ośmiotysięczników, czyli szczytów, których wierzchołki wznoszą się powyżej ośmiu tysięcy metrów nad poziomem morza. Dziesięć z nich znajduje się w Himala-jach, zaś cztery w Karakorum.

- Największą trudnością są warunki pogodowe. Temperatura na szczycie to minus 45 do minus 50 stopni. Wiatr ma średnią prędkość od 100 do 200 km na godzinę i wzmaga jeszcze zim-no odczuwalne. Aż trudno to sobie wyobrazić - tłumaczy Adam Bielecki. - Podczas wspinacz-ki przede wszystkim jest się skoncentrowanym na tych paru metrach przed sobą, które trzeba pokonać. Trzeba pilnować tempa, kontrolować stopień rozgrzania organizmu, stopień odwod-nienia, tych czynników jest tyle, że nie ma czasu na nic innego – uzupełnia himalaista.

Adam Bielecki odkąd pamięta chciał zostać alpinistą. Najpierw z nauczycielką biologii jeź-dził w skałki, mając piętnaście lat zdobywał już Tatry, następnie Alpy. W wieku siedemnastu lat - jako najmłodszy na świecie - dokonał samotne-go wejścia na Chan Tengri, szczyt o wysokości 7010 m n.p.m, leżący na granicy Kirgistanu, Ka-zachstanu i Chin. Za tę wyprawę i zdobycie góry w stylu alpejskim kapituła Kolosów - najbardziej

Na szczytach światatekst: Anna Cichowska | foto: Agna Bielecka, Adam Bielecki, Artur Hajzer

Page 31: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

www.magazynstyle.pl/28/2012 31

prestiżowych nagród przyznawanych za osią-gnięcia podróżniczo-eksploracyjne – przyznała mu wyróżnienie w kategorii alpinizm.

- W najwyższych górach każdy organizm wyma-ga aklimatyzacji, dlatego najczęściej zdobywa się szczyty stylem wyprawowym – zakładając bazę, potem kolejne obozy, przenosząc tam sprzęt, żywność, wieszając stałe liny. Styl al-pejski jest zupełnie inny. Szybko pokonuje się nawet bardzo długą ścianę, a jeśli wymaga to więcej niż dwóch dni, to zabiera się jedynie lekki sprzęt biwakowy, na przykład samą ku-chenkę. Wtedy wchodzi się szybko na szczyt i jak najszybciej z niego schodzi – tłumaczy Adam Bielecki.

Na początku jego założeniem nie było solo-we wejście. Jednak wcześniej razem z siostrą próbowali zdobyć Szczyt Lenina w Pamirze (7134 m n.p.m.) i Adam Bielecki w odróżnie-niu od reszty ekipy miał już aklimatyzację. To była dla niego szansa na wejście.

- To wejście było dla mnie zrealizowaniem ma-rzeń z dzieciństwa. Miałem świadomość, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie – wspomina himalaista. - Kiedy po dwu-dziestu czterech godzinach siedzenia w kucki i czekania na pogodę wyszedłem z rozszarpa-nego namiotu, zobaczyłem kopułę Chan Tengri w kolorze krwistej czerwieni. To niebywałe, że natura potrafi generować takie kolory. To są bardzo intensywne wrażenia i emocje i tego właściwie w górach szukam – dodaje.

Himalaiści na najwyższe szczyty wspinają się bez dodatkowego tlenu.- Uprawiamy sport wyczynowy. A dla sportow-ców używanie tlenu w Himalajach jest jakby zaprzeczeniem idei wchodzenia, bo likwiduje się wtedy główny czynnik, z którym himalaista musi się mierzyć. Lepiej wtedy wejść na jakiś piękny sześciotysięcznik – wyjaśnia Bielecki. - Kiedyś ktoś powiedział, że nie ten jest najwięk-szym wspinaczem, który wytycza najtrudniejsze drogi, tylko ten, który czerpie z tego najwięcej przyjemności. Ja właśnie to staram się wcielać w życie – dodaje wspinacz.

Adam Bielecki i Janusz Gołąb swoim zimowym zdobyciem Gasherbrumu I kontynuują tradycję polskiego himalaizmu, którego osiągnięcia na całym świecie uważne są za fenomen. Wystar-czy wspomnieć takie osobistości jak Jerzy Ku-

kuczka, Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki, Andrzej Zawada czy Wojciech Kurtyka - to oni wyznaczali nowe standardy w himalaizmie.

- Polskie osiągnięcia w Himalajach są ogrom-ne. Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale spośród dyscyplin, w których Polacy mają jakąś markę na arenie międzynarodowej, himalaiści są w ścisłej światowej czołówce – mówi Adam Bielecki.

- Simone Moro, słynny włoski wspinacz zawsze podkreśla, że polski himalaizm zimowy to dla niego inspiracja – uzupełnia Agnieszka Bielecka. - Podobnie Gerfried Goeschl. Jego znajomość pol-skiej historii himalaizmu była szokująca i impo-nująca. Potrafił na przykład dokładnie określić, którego dnia Krzysztof Wielicki dotarł do bazy podczas zimowej wyprawy na Kanczendzongę - dodaje himalaistka.

Ze wszystkich czternastu ośmiotysięczników zimą zdobyto jedenaście, z czego dziewięć wejść należy do Polaków. W jednym przypadku wy-prawa była międzynarodowa i na szczyt Shisha Pangmy w 2005 roku wszedł Piotr Morawski wraz z Simonem Moro. Tegoroczną wyprawę zorganizowano w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy. Program ma wsparcie Mi-nisterstwa Sportu i Turystyki, a honorowy pa-tronat nad wyprawą objął prezydent Bronisław Komorowski.

- W Karakorum zimą zorganizowano dwadzie-ścia trzy wyprawy. Tylko dwie zostały zakoń-czone sukcesem: zeszłoroczna wyprawa Denisa Urubko i Simona Moro oraz nasza w tym roku. Karakorum jest bardziej na północny zachód, jest zimniej i mocniej wieje. Są też krótsze okna pogodowe – wyjaśnia Adam Bielecki. - My kon-tynuujemy spuściznę pierwszych eksplorato-rów – Amundsena, Scotta, Mallory'ego. Idziemy w nieznane środowisko, w którym człowieka jeszcze nigdy nie było, mamy jakiś sprzęt, nie wiemy do końca jak on się sprawdzi, musimy to dopiero przetestować. To jest najbardziej pocią-gające – uzupełnia himalaista.

Amerykański National Geographic z lat osiem-dziesiątych w artykule o fenomenie polskich himalaistów użył przydomka Ice Warriors – Lo-dowi Wojownicy. Teraz nasi himalaiści sprawili, że to określenie znów stało się aktualne.

sportowy charakterPierwsze wejścia zimowe:« Mount Everest (8848) 17 lutego 1980 - Krzysztof Wielicki, Leszek Cichy« Makalu (8156) 12 stycznia 1984 - Maciej Berbeka, Ryszard Gajewski« Dhaulagiri (8167) 21 stycznia 1985 - Andrzej Czok, Jerzy Kukuczka« Cho Oyu (8201) 12 lutego 1985 - Maciej Berbeka, Ma-ciej Pawlikowski« Kanczendzonga (8586) 11 stycznia 1986 - Jerzy Kukuczka, Krzysztof Wielicki« Annapurna I (8091) 3 lutego 1987 - Jerzy Kukuczka, Krzysztof Wielicki« Lhotse (8516) 31 grudnia 1988 - Krzysztof Wielicki« Shisha Pangma (8013) 14 stycznia 2005 - Piotr Morawski, Simone Moro« Makalu (8463) 9 lutego 2009 - Denis Urubko, Simone Moro« Gasherbrum II 2 lutego 2011 - Denis Urubko, Simone Moro, Cory Richards« Gasherbrum I 9 marca 2012 - Adam Bielecki, Janusz Gołąb

Niezdobyte zimą: « K2 (8611)« Broad Peak (8047)« Nanga Parbat (8126)

Page 32: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

felieton

www.magazynstyle.pl/28/201232

Zdarza nam się spotkać w życiu codziennym różne skróty i oznaczenia. Nie zawsze jednak umiemy je prawidłowo rozszyfrować, wykorzystać czy zastoso-wać. Stąd na koniec roku szkolnego proponuję taką miniściągę najczęściej używanych w kontaktach to-warzyskich i służbowych. Zacznijmy od zaproszeń. Najczęściej na zaproszeniach możemy zobaczyć: RSVP (respondez s’il vous plait) prośba o odpowiedź, należy odpowiedzieć czy będziemy uczestniczyć w wydarzeniu, spotkaniu itp., na które zostaliśmy zaproszeni;Regrets only – należy odpowiedzieć, przekazać infor-mację tylko o naszej nieobecności. Jeśli się wybiera-my pozostawiamy zaproszenie bez odpowiedzi;s.t. (sine temperom) prośba o punktualne przybycie; c.t. (cum tempora) dozwolone jest spóźnienie;PM (pro memoria) piszemy na zaproszeniu wtedy, gdy zaprosiliśmy już wcześniej kogoś osobiście, a zaproszenie dajemy tylko formalnie, dla przypo-mnienia.

Na zaproszeniach, aby goście dobrze się czuli, za-praszający mogą umieścić podpowiedzi dotyczące stroju. Mamy bowiem czasami wątpliwości, jak się ubrać, by nie być overdressed – nadubranym, ubra-nym zbyt elegancko na tę okazję lub underdressed – niedoubranym, ubranym zbyt skromnie, zbyt zwy-czajnie w stosunku do okazji. Co zatem kryje się pod następującymi określeniami? Business casual lub casual smart to strój luźniejszy tzw. sportowa elegancja.Informal dress lub tenue de ville oznacza strój wyj-ściowy, wizytowy, czyli dla mężczyzny jednolity gar-nitur o kolorze dostosowanym do pory dnia, a dla kobiety garsonkę lub sukienkę koktajlową.Black tie lub cravate norie (czarna muszka) panowie

powinni ubrać smoking, a panie suknie wizytowe, niekoniecznie długie.White tie lub cravate blanche lub habit (biała musz-ka) panowie obowiązkowo we fraku, a panie w dłu-gich sukniach.

W korespondencji pamiętajmy, że skrót JE (Jego Ekscelencja) może być użyty zarówno do biskupa, jak i ambasadora, JE (Jego Eminencja) tylko do kar-dynała, a JM (Jego Magnificencja) do rektora wyż-szej uczelni.

W dyplomacji, w standardowej korespondencji grzecznościowej, stosuje się również skróty na wi-zytówkach. Pisze się je na stronie głównej, najczę-ściej ołówkiem. Co możemy takim skrótem zapisać?p.f.c. (pour faire connaissance) by się poznaćp.p. (pour présenter) by się przedstawićp.p.c. (pour prendre conge) by się pożegnaćp.f. (pour féliciter) gratulacje, życzeniap.r. (pour remercier) podziękowaniep.s. (pour saluer) pozdrowieniep.c. (pour condoler) kondolencjep.f.n.a. (pour féliciter nouvel an) życzenia z okazji Nowego Rokup.f.F.N. (pour féliciter Féte Nationale) życzenia z okazji święta narodowego.

Na wakacyjnych szlakach możemy spotkać skróty na samochodach, oznaczające z jakiego państwa ktoś przyjechał. I tu chyba nie mamy większych problemów, a oznaczenie CD to po prostu samo-chód jakiegoś dyplomaty czyli korpus dyploma-tyczny. Wszystkim czytelnikom życzę miłej lektury tego numeru no i oczywiście super wakacji, urlo-pów, wypadów etc.

Skróty i oznaczenia

Page 33: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

www.magazynstyle.pl/28/2012 33

7.06.

To będzie jedno z ważniejszych wydarzeń artystycznych tego roku. Nad wspólnym przedsięwzięciem pracują artyści Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” oraz Teatru Inspiracji z Bielska-Białej. „FLIRT każdego może spotkać…” to spektakl z piosenkami francuskimi, w tłumaczeniu m.in. Wojciecha Młynarskiego. Kompozycje Brela, Brassensa, Aznavoura, Piaf - to tylko niektóre z kolekcji utworów, jakie usłyszymy. Prace nad spektaklem trwają w Koszęcinie od marca tego roku. Na scenie, w niecodziennych dla siebie rolach, zobaczymy artystów Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Ciekawe, jak wypadnie ich flirt z teatrem?

FLIRT każdego może spotkać...premiera spektaklu muzycznegoKoszęcin, godz. 18.00

W samym sercu Katowic na ulicach Uniwersyteckiej, Bankowej i Chełkowskiego odbędzie się kolejna edycja „iLove-Rally”, a to znaczy, że z bardzo bliska będziemy mogli zobaczyć dające porządny zastrzyk adrenaliny, wyścigi samo-chodowe. W tym roku organizatorzy zapowiadają, że będzie jeszcze więcej zabawy i pokazów. Już o godzinie 10:00 otwarty zostanie Park Kibica. Będzie można wsiąść do rajdówki, porozmawiać z zawodnikami i zrobić sobie pamiątko-we zdjęcia. Następnie wystartują pierwsze przejazdy pokazowe. Będzie można wygrać lub zakupić „przejażdżkę” z zawodowcami. Swój udział w imprezie zapowiadają czołowi zawodnicy z RSMP, RPP m.in. Tomasz Czopik i Andi Mancin ale również grupy rajdowe ze Śląska, Zagłębia czy nawet ze Świdnicy!

9-10.06.Akademia Wychowania Fizycznego nosi imię wielkiego himalaisty i też jego pamięci postanowiła poświecić organizowany od 5 lat festiwal biegowy, który nie należy do najłatwiejszych. W ramach Festiwalu odbędzie się: Bieg Kukuczki i Mistrzostwa Polski w Biegu 24-godzinnym. Udział w Festiwalu zapowiedział już m.in. Tomasz Sikora, polski biathlonista, zawodnik AZS AWF Katowice i srebrny medalista z igrzysk olimpijskich w 2010. Chętni będą mogli się sprawdzić w V Ma-ratonie Kukuczki - Mount Everest, a do przebiegnięcia jest 42,195 km. Będą też organizowane Mistrzostwa Polski w Bie-gu 24-godzinnym. Start w sobotę, 9 czerwca o 12.00 a finisz 24 godziny później. Uwaga, nagrody finansowe otrzymają tylko ci, którzy przebiegną dystans większy niż 140 km w przypadku mężczyzn oraz 120 km w przypadku kobiet kobiet.

V Katowicki Festiwal Biegowy im. J. Kukuczki Dolina Trzech Stawów, Katowice

od15.06.do17.08.Zbliża się święto sztuki naiwnej, czyli Art Naif Festiwal. W jego piątej edycji weźmie udział ponad 200 artystów z 32 krajów, w tym tak egzotycznych jak Senegal, Indie, Kuba, Tanzania czy Argentyna. Motywem przewodnim tegorocznego festiwalu jest kultura Izraela. A poznamy ją przede wszystkim dzięki prezentacji prac 30 malarzy z tego państwa, ale także dzięki po-kazom filmów, tańca czy wystawie fotografii izraelskiej. Będą też pyszne imprezy towarzyszące, jak na przykład warsztaty robienia czekolady. Szczegóły na www.artnaiffestiwal.pl

Międzynarodowy Festiwal Sztuki Naiwnej – V Art Naif Festiwal

9.06.Katowice

IloveRally

Galeria Szyb Wilson, Dobra Karma, Kinoteatr Rialto, Osiedle Nikiszowiec, Katowice

zapowiedzi

Muzeum Śląskim w Katowicach

Rybnik-Kamień, ul. Hotelowa 12 - teren MOSiR-u, godz. 13.00

4 lata temu w Cieszynie ruszył cykl turniejów siatkówki plażowej pn. „Plaża Open”. Teraz to ogólnopolska marka, a turnieje rozgrywane są w najdalszych zakątkach Polski. Tegoroczna trasa Plaży rozpocznie się na Śląsku, a dokładnie w Pszczynie. Inauguracyjny turniej odbędzie się w pierwszy weekend czerwca. Wydarzenie będzie miało nietypową oprawę, ponieważ miejscem rozgrywek będzie pszczyński rynek. Kolejnym przystankiem będzie Cieszyn, a ostatnim miejscem na Śląsku, w którym zatrzyma się projekt Plaża Open będzie Bielsko-Biała. Oprócz turnieju siatkówki podczas każdego turnieju przygotowanych zostanie wiele atrakcji dla kibiców. W strefa wypoczynku, pod palmami każdy znajdzie chwilę wytchnienia i relaksu. Będzie też strefa dla najmłodszych i okazja do zdobycia autografów od gwiazd polskiej siatkówki.

Plaża Open 1-3.06. - Pszczyna22-24.06. – Cieszyn6-8.07 – Bielsko-Biała

PREMIUM FESTIVAL with ESKA ! 6.06.To będzie wydarzenie, jakiego jeszcze nie było! Pod hasłem JOIN THE GENERATION! na 2 niezależnych scenach wystąpi aż 25 artystów z różnych stron Europy i oczywiście z Polski! To impreza, która łączy różne style muzyki elektronicznej zarówno tej klubowej jak i eventowej. To nie tylko święto muzyki klubowej, ale to również wydarzenie, podczas którego odbędzie się wyjątkowe show, z wykorzystaniem pokazów laserowych i pirotechnicznych. Całą imprezę uświetnią seksowne tancerki oraz roboty LED. A to tylko część szczegółów które zdradzają organizatorzy. Podczas imprezy wystąpią m.in. HARDWELL!, LEXY & K-PAUL (live), CRISTIAN MARCHI, LUCCA i WOODY VAN EYDEN.

Spodek, Katowice, godz. 18.00

Page 34: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

www.magazynstyle.pl/28/2012

zapowiedzi

15-25.06.

A PART to już dojrzały festiwal. W tym roku osiągnie pełnoletniość, ale wciąż nie widać po nim zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Ma się świetnie i wciąż potrafi zaskakiwać. Podczas tej edycji również będzie interesująco. Na Festiwalu pojawi się wiele zagranicznych teatrów. Wystąpi m.in. Dah Teatr z Serbii, Granhoj Dans z Danii, Compagnie Cacahu-ete z Francji i Abattoir Ferme z Belgii. Nie zabraknie również polskich grup. Spektakl pt. SMACZNEGO! zaprezentuje dobrze znana miłośnikom teatru ulicznego grupa Teatr Strefa Ciszy, Teatr Biuro Podróży pokaże Planetę Lem, Teatr Porywacze Ciał Zapis automatyczny, a Scena Plastyczna KUL: Przejście. Festiwalowi – trochę egoistycznie - życzymy kolejnych wspaniałych lat, bo A PART w dobrej formie, to duża dawka dobrego teatru dla nas, widzów. Sto lat!

18. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PARTKatowice

34

19.06.To film, w którym kostiumy grają pierwszoplanową rolę, choć przez lata były w cieniu. Nie, żeby nie były zauważone, bo jej kreacje przeszły do historii światowego kina. To film o kobiecie, która ubierała Barbarę Niechcic w Nocach i dniach, czy aktorki w Królowej Bonie, o kobiecie, która pracowała z największymi twór-cami kina – Andrzejem Wajdą, Romanem Polańskim, Jerzym Antczakiem czy Kazimierzem Kutzem. Stworzyła kostiumy do ponad 70 filmów i blisko 130 inscenizacji teatralnych w Polsce i za granicą. Teraz o jej kostiumach Krzysztof Korwin Piotrowski i Ewelina Niewiadomska nakręcili film. Film o strojach Barbary Ptak.

Oscarowe kostiumy Barbary Ptak

30.06.Kto nie lubi zaułków i innych miejskich zakamarków, powinien w ostatni wieczór czerwca wybrać się do Bytomia. Moż-na będzie nie tylko pozbyć się lęków i obaw, ale też zobaczyć, jak niechciane i zapuszczone podwórka można twórczo zagospodarować. W tym roku Festiwal nosi tytuł „Światłoczujni”, więc prace powinny rozświetlić nasze wnętrza. Będzie też okazja porozmawiać o sztuce i spotkać artystów kilku pokoleń; tych „z nazwiskiem” i tych, którzy jeszcze są na dorobku. Podczas wieczoru, a w zasadzie nocy festiwalowej będziemy mogli zobaczyć spektakl studentów Wydziału Teatru Tańca w choreografii Sylwii Hefczyńskiej-Lewandowskiej, wziąć udział projekcie muzyczno-wizualnym zespołu MANASUNA i posłuchać Dominika Strycharskiego i jego Przyjaciół.

Galeria Sztuki Użytkowej „Stalowe Anioły”, Bytom, godz. 20.30

XIII Festiwal Sztuki Wysokiej

Kino Panorama, Chorzów, godz. 19.00

16.06.Czy każdy z nas może dopisać się do historii? Muzeum Śląskie zaprasza wszystkich mieszkańców Śląska do włączenia się w społeczną akcję tworzenia ekspozycji stałej poświęconej historii Górnego Śląska w nowej siedzibie. Jeśli posiadasz pamiątki np. dyplomy, dokumenty, zdjęcia, sztambuchy rodzinne, pamiętniki, zabawki oraz ubranka dziecięce, dewo-cjonalia, a także obrazy, grafiki, rzeźby w węglu, przedmioty codziennego użytku (porcelanę, pamiątki z uzdrowisk, zegary, lampy, patery, figurki odlane w brązie), dawne reklamy sklepów, zakładów rzemieślniczych, opakowania firmowe i chcesz mieć pewność, że zostaną one zachowane dla przyszłych pokoleń, przekaż je Muzeum Śląskiemu. Nasi ofiaro-dawcy zostaną nagrodzeni elegancką, złotą przypinką z limitowanej serii przeznaczonej tylko na tę okazję.

Dopisz się do historii!Muzeum Śląskie w Katowicach, godz. 12.00-18.00

Na przełomie czerwca i lipca rusza 19 już konferencja tańca, która przyciąga do Bytomia tancerzy z całego świata. W tym roku uczestnicy warsztatów tańca będą mogli poznać kilkadziesiąt różnorakich technik tańca, między innymi – Lyrical Modern, Technikę Limona, , Pilates, Barre au sol, Technikę Cunninghama, Taniec współczesny, Old School Jazz, Contemporary African Dance. Nie zabraknie nowych pozycji w festiwalowym programie. Pojawi się blok aktorski - zajęcia z analizy tekstu, dykcji, sceny, reżyserii oraz pracy z ciałem. Dla osób o bardziej zaawansowanych umiejętnościach w tańcu współczesnym, odbędą się zajęcia - MASTER CLASS - z założycielem i dyrektorem Śląskiego Teatru Tańca oraz jednocześnie dziekanem Wydziału Teatru Tańca krakowskiej PWST – Jackiem Łumińskim. Interesująco zapowiada się także kolejny z projektów - COACHING PROJECT. Uczestnicy przez sześć godzin dziennie, przez dziewięć dni będą pracować z wybitnym choreografem Uri Ivgi, który przeprowadzi ich przez proces twórczy.

30.06.-8.07.Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki TanecznejBytom

30.06.

Już drugi rok z rzędu Festiwalowi Sztuki Wysokiej towarzyszy Mały Festiwal Sztuki Wysokiej, który adresowany jest do najmłodszych artystów. Do 15 czerwca mogą oni zgłaszać swoje prace do konkursu plastycznego, które należy złożyć w bytomskim Przedszkolu Niepublicznym TIKA przy ul. Powstańców Warszawskich 14. Ale ten mały festiwal to nie tylko konkurs. 30 czerwca w Parowozowni Górnośląskich Kolei Wąskotorowych będą na dzieci i młodzież czekały liczne atrak-cje: warsztaty filmowe, eksperymenty chemiczne i zajęcia konstruktorskie, a także rysowanie mandali, własnoręczne robienie przypinek i spotkanie z kangurem i językiem angielskim. Warto żyć sztuką już od najmłodszych lat.

Parowozownia Górnośląskich Kolei Wąskotorowych, Galeria „Stalowe Anioły”, Bytom

II Mały Festiwal Sztuki Wysokiej

PA

TRO

NA

T

Autor zdjęć: Mirosława Łukaszek | Zdjęcie z planu zdjęciowego filmu „Oskarowe kostiumy Barbary Ptak”.Koproducentami filmu: Miasto Katowice, Instytucja Filmowa Silesia Film, Telewizja Polska S.A. Producet wykonawczy: TVP Katowice.

Page 35: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

repertuar/czerwiec

18. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PARTKatowice

www.magazynstyle.pl/28/2012 35

9.06., godz. 18.00Dziewczyny z kalenDarza15.06., godz. 19.00 amaDeus – PREMIERA16-17.06., godz. 18.00 amaDeus21.06., godz. 19.00 mayDay22.06., godz. 19.00 mayDay 223.06., godz. 19.00 amaDeus

2-3.06., godz. 18.00 zbroDnia5.06., godz. 11.00 zbroDnia7.06., godz. 19.00 romeo, Julia i czas8.06., godz. 18.00romeo, Julia i czas14.06., godz. 19.00Fabryka sensacJi Proszyk i Spółka16-17.06., godz. 20.00singielka

1-7.06., godz. 19.00 Heniek1.06., godz. 19.00THe Human experience4.06., godz. 19.30księsTwo8-14.06., godz. 19.00kop głębieJ11.06., godz. 19.30nieTykalni14.06., godz. 19.30FanaTyk14-17.06., godz. 19.00weekenD z ryanem goslingiem14.06. - Fanatyk15.06. - Szkolny chwyt16.06. - Kocha, lubi, szanuje17.06. - Drive15-21.06., godz. 19.00poliss18.06., godz. 19.30lęk wysokości22-28.06., godz. 19.00cygan25.06., godz. 19.30DokąD Teraz?

3.06., godz. 19.00kabareT ani mru mru8-10.06.XXI Festiwal Piosenki Poetyckiej „kwiaTy na kamieniacH”

mała scena

1.06., godz. 10.00 przygoDy sinDbaDa Żeglarza2.06., godz. 12.00 przygoDy sinDbaDa Żeglarza8-9.06., godz. 19.00 mayDay12.06., godz. 18.00maria sTuarDa - gościnnie Opera Śląska14.06., godz. 19.00 poDpucHa Dyplom Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim15-16.06., godz. 19.00poskromienie złośnicy20.06., godz. 19.00 Dyplom Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim22.06., godz. 19.00 mewa Jubileusz 50-lecia pracy artystycznej Romana Michalskiego

2-3.06., godz. 18.30małe zbroDnie małŻeńskie10, 14.06., godz. 18.30barbara raDziwiłłówna z Jaworzna-szczakoweJ SPEKTAKL DLA WIDZÓW DOROSŁYCH

1.06., godz. 19.30moJa abba - PREMIERA2-3, 8-9.06., godz. 19.30moJa abba12-13.06., godz. 19.30 konTrakT

1.06., godz. 09.00, 11.00 i 17.00Trzy świnki Teatr im. A. Mickiewicza z Częstochowy2.06., godz. 18.30 skrzypek na DacHu5.06., godz. 11.00 pan plamka i Jego koT6-9.06., godz. 19.00 Jeszcze nie pora nam spaĆ10.06., godz. 17.00 Jeszcze nie pora nam spaĆ12-13.06., godz. 19.00połoŻnice szpiTala św. zoFii14.06., godz. 16.00 i 19.00Jesus cHrisT supersTar16.06., godz. 19:00 HisToria HerbaTy18. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PART

17.06., godz. 19.00 men & maHler18. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PART18.06., godz. 19.00 Jezioro łabęDzie - spektakl dyplomowy studentów PWST20.06., godz. 19.00 myTHobarbiTal18. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PART26-29.06., godz. 19.00 Dyzma 30.06., godz. 15.00 i 19.00koguT w rosole

4.06., godz. 19.30 perły arcHiTekTury śląskieJz cyklu „Górny Śląsk – świat najmniejszy”5.06., godz. 19.00 HisToria FilozoFii po góralsku8-10.06., godz. 19.30 HisToria FilozoFii po góralsku

1.06., godz. 19.00 sHylock szekspira, monodram w wykonaniu Piotra Kondrata – PREMIERA2.06., godz. 19.00kolega mela gibsona3.06., godz. 19.00oskar i ruTH, Teatr Bez Sceny4.06., godz. 19.00cHolonek wg JanoscHa5.06., godz. 19.00 zapewnia się aTmosFerę Życzliwości, czyli Podlaskie w obiektywie Tomasza Tomaszewskiego. 6.06., godz. 19.00kabareT Drzewo a gaDa w programie Efekt znikającego kolana oraz Absurdalny Kabaret7.06., godz. 19.00 poJeDynek9.06., godz. 19.00kwarTeT Dla 4 akTorów10.06., godz. 19.00scenariusz Dla 3 akTorów13.06., godz. 18.00 koDy kulTury: inwazJa DizaJnuSpotkanie z dr hab. Irmą Koziną (UŚ) oraz Ewą Gołębiowską (Dyrektor Zamku Cieszyn)16.06., godz. 12.00egzamin Dyplomowy szkół arTysTycznycH 16.06., godz. 19.00kolega mela gibsona18.06., godz. 19.00cHolonek wg JanoscHa

scena GTM na Nowym Świecie

22.06., godz. 18.0018. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PARTsalome, TanTeHorse (Czechy)24.06., godz. 20.0018. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A PARTzapis auTomaTyczny, TeaTr porywacze ciał

2.06., godz. 17.00 pan TwarDowski10.06., godz. 11.00 salon poezJi i muzyki anny DymneJ10.06., godz. 18.00 Don carlos 23.06., godz. 20.00BYTOMSKA NOC ŚWIĘTOJAŃSKA zemsTa nieToperza

1-3.06., godz. 19.00 Tarzan

6, 9.06., godz. 18.30 THe beaTles & Queen 16-17.06., godz. 18.00 wakacJe Don Żuana 19.06., godz. 18.30 wakacJe Don Żuana 21.06., godz. 9.30 i 12.00 koT w buTacH 23.06., godz. 18.30 wesoła wDówka

24.06., godz. 16.45 THe bolsHoi balleT: liVe in HD - A. Głazunow RAJMONDA transmisja na żywo

30.06., godz. 15.00 Hiszpańskie laTo w ruinacH edycja II

1.06., godz. 9.00 i 11.30akaDemia pana kleksa1-2.06., godz. 19.00 miłośĆ w königsHüTTe3.06., godz. 19.00 monsTers. pieśni morDerczyńSpektakl Teatru Rampa z Warszawy

Teatr ŚląskiRynek 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 259 93 60

duża scena

scena kameralna

Teatr Rozrywkiul. M. Konopnickiej 1, Chorzówrezerwacja biletów (32) 346 49 34

duża scena

Opera Śląskaul. Moniuszki 21-23, Bytomrezerwacja biletów (32) 396 68 15

Teatr Polskiul. 1 Maja 1, Bielsko-Białarezerwacja biletów (33) 829 31 60

Scena przy Nowym Świecie

scena w Malarni

duża scena

BCKino

SALA TOTU

Bytomskie Centrum Kulturyul. Żeromskiego 27, 41-902 Bytomkasa (32) 389 31 09 w. 101

mała scena

Scena Bajka – Kino Amok

Teatr KorezPlac Sejmu Śląskiego 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 209 00 88

Gliwicki Teatr Muzycznyul. Nowy Świat 55/57, Gliwicerezerwacja biletów (32) 230 49 68

Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu

Ruiny Teatru Victoria

Page 36: Magazyn STYLE | czerwiec 2012

P A T R O N I M E D I A L N I :

O R G A N I Z A T O R Z Y : S P O N S O R :

Bytom, pl. Jana III Sobieskiego

WSTĘP WOLNY

22.06 20.00

Koncert

operetka w 3 aktach Johann Strauss

ZEMSTA NIETOPERZA

23.06 20.00