marcin mateusz kołakowski, czuj-duchy

6
Klęczący w pomarańczowych kombinezo- nach więźniowie mieli na głowach nie- przepuszczające światła gogle, a na uszach tłumiące dźwięki nauszniki. – Widzisz, Adolfie, tę perfidną torturę, nie- pozostawiającą fizycznych śladów? Psycho- lodzy nazywają ją d e p r y w a c j ą s e n s o - ryczną. Klawisze w więzieniach wiedzieli o niej od dawna i robili z tego użytek. Tu, w USA, religijna grupa kwakrów wymyśliła w XIX wieku więzienia zwane Penitentiary, od penitence – skrucha. Od roku 1829 do 1971 w Filadelfii działał najsłynniejszy taki ośro- dek – Eastern State Penitentiary. Obowią- zywała tam absolutna cisza. Istotą kary był brak kontaktu z innymi więźniami, każdy miał nawet własne podwórko. Świetlik w dachu miał uzmysławiać, że Bóg nie spusz- cza nikogo z oka. Każdy więzień siedział w dźwiękoszczelnej celi z Biblią, a kiedy wychodził, nakładano mu na głowę czarny worek. Nieposłuszeństwo karano unierucho- mieniem lub nałożeniem klamry na język. Duchy architektów błąkają się nad miastami. Kaleczą się o gotyckie iglice, ocierają o chłodne szkła biurowców. Duchy architektów są nieśmier- telne i nieśmiertelnie przekonane o swych racjach. Duchy przeszłości bywają uduchowione, lekkodusz- ne i bezduszne. Jaka jest ich tarcza wobec włóczni złego (ot, choćby problemów ekologii)? Smutno spuszczą czasem głowę. akt 1 ornament i zbrodnia, i kara Dwa duchy przelatywały właśnie nad amerykańskim więzieniem w Guantanamo Bay… – A więc mówisz, że ornament to zbrod- nia? – szydził z książki Adolfa Loosa, obecnie ducha, barokowy duch mistrza Kacpra Bażanki. – Nieźle ci idzie, Adol- fie. Masz dziś więcej wyznawców niż kie- dykolwiek. Jeśli tak nie cierpisz stymu- lacji zmysłów, w tym więzieniu mógłbyś spokojnie królować. Popatrz tutaj, pokażę ci zbrodnię… Więźniowie rzadko pozostawali przy zdro- wych zmysłach do końca kary. Dręczyły ich halucynacje, mówili, że słyszą duchy. Założę się, że słyszeli ducha Miesa van der Rohe- ’a, który im szeptał swoje „mniej znaczy więcej”. Zrozum, Adolfie, zbrodnią nie jest ornament, który pobudza zmysły, ale jego brak. Przed tobą architekci czuli to od wie- ków. Dziś potrzeba aż badań naukowych, by udowodnić, że stymulacja jest konieczna lu- dziom od dziecka. W 2006 roku Uniwersytet w Wyoming wydał aż 10 milionów dolarów, by udowodnić, że dzieci, których zmysły nie były pobudzane, wykazują niedorozwój nie tylko psychiczny, ale i fizyczny. Są mniejsze, częściej chorują, szybciej umierają 1 . – Dość tego, Kacprze! – nie wytrzymał Loos. – Koloryzujesz jak zwykle barokowo, ale teraz przesadziłeś. Nie rób ze mnie 1 Zob. http://news.softpedia.com/news/How-Sensory- Deprivation-in-Children-May-Lead-to-Abnormal-Brain- Function-as-Adults-28704.shtml. Marcin Mateusz Kołakowski CZUJ-DUCHY autoportret 3 [35] 2011 | 68

Upload: malopolski-instytut-kultury

Post on 01-Dec-2014

910 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Klęczący w pomarańczowych kombinezo-nach więźniowie mieli na głowach nie-przepuszczające światła gogle, a na uszach tłumiące dźwięki nauszniki.

– Widzisz, Adolfie, tę perfidną torturę, nie-pozostawiającą fizycznych śladów? Psycho-lodzy nazywają ją d e p r y w a c j ą s e n s o -r y c z n ą. Klawisze w więzieniach wiedzieli o niej od dawna i robili z tego użytek. Tu, w USA, religijna grupa kwakrów wymyśliła w XIX wieku więzienia zwane Penitentiary, od penitence – skrucha. Od roku 1829 do 1971 w Filadelfii działał najsłynniejszy taki ośro-dek – Eastern State Penitentiary. Obowią-zywała tam absolutna cisza. Istotą kary był brak kontaktu z innymi więźniami, każdy miał nawet własne podwórko. Świetlik w dachu miał uzmysławiać, że Bóg nie spusz-cza nikogo z oka. Każdy więzień siedział w dźwiękoszczelnej celi z Biblią, a kiedy wychodził, nakładano mu na głowę czarny worek. Nieposłuszeństwo karano unierucho-mieniem lub nałożeniem klamry na język.

Duchy architektów błąkają się nad miastami. Kaleczą się o gotyckie iglice, ocierają o chłodne szkła biurowców. Duchy architektów są nieśmier-telne i nieśmiertelnie przekonane o swych racjach. Duchy przeszłości bywają uduchowione, lekkodusz-ne i bezduszne. Jaka jest ich tarcza wobec włóczni złego (ot, choćby problemów ekologii)? Smutno spuszczą czasem głowę.

akt 1 ornament i zbrodnia, i kara Dwa duchy przelatywały właśnie nad amerykańskim więzieniem w Guantanamo Bay…

– A więc mówisz, że ornament to zbrod-nia? – szydził z książki Adolfa Loosa, obecnie ducha, barokowy duch mistrza Kacpra Bażanki. – Nieźle ci idzie, Adol-fie. Masz dziś więcej wyznawców niż kie-dykolwiek. Jeśli tak nie cierpisz stymu-lacji zmysłów, w tym więzieniu mógłbyś spokojnie królować. Popatrz tutaj, pokażę ci zbrodnię…

Więźniowie rzadko pozostawali przy zdro-wych zmysłach do końca kary. Dręczyły ich halucynacje, mówili, że słyszą duchy. Założę się, że słyszeli ducha Miesa van der Rohe-’a, który im szeptał swoje „mniej znaczy więcej”. Zrozum, Adolfie, zbrodnią nie jest ornament, który pobudza zmysły, ale jego brak. Przed tobą architekci czuli to od wie-ków. Dziś potrzeba aż badań naukowych, by udowodnić, że stymulacja jest konieczna lu-dziom od dziecka. W 2006 roku Uniwersytet w Wyoming wydał aż 10 milionów dolarów, by udowodnić, że dzieci, których zmysły nie były pobudzane, wykazują niedorozwój nie tylko psychiczny, ale i fizyczny. Są mniejsze, częściej chorują, szybciej umierają1.

– Dość tego, Kacprze! – nie wytrzymał Loos. – Koloryzujesz jak zwykle barokowo, ale teraz przesadziłeś. Nie rób ze mnie

1 Zob. http://news.softpedia.com/news/How-Sensory-Deprivation-in-Children-May-Lead-to-Abnormal-Brain-Function-as-Adults-28704.shtml.

Marcin Mateusz Kołakowski

Czuj-duChy

autoportret 3 [35] 2011 | 68 autoportret 3 [35] 2011 | 69

oko i pomyśl, że dziś od stu pięćdziesięciu lat mężczyźni chodzą w takich samych ma-rynarkach. Pomyśl tylko… to nie estetyka, ale strach i konformizm kreował twój mini-malizm przez wiek cały… Lepiej zastanów się, dlaczego wszyscy tak się dziś boją?

akt 2 od burzy gradowej i zmian kli-matycznych do burzy mózgów i zmian estetycznych (albo „czuj-duch panie macieju”) A tymczasem w centrum Europy młody architekt Maciej R. męczył się nad ideą nowoczesnego domu ekologicznego. Wiedział więcej niż ktokolwiek w okolicznym SARP na temat zielonej architektury, rozwiązań instalacji i materiałów… Jednak książki o zrównoważonym budownictwie bombar-dują głównie danymi o kilowatach na metr sześcienny, wykresami, informacjami o ko-tłach i pompach ciepła. Wszystko to ważne, jak jednak ekodom powinien wyglądać? Czy jest… czy powinno istnieć coś takiego jak ekoestetyka? Czy powinna być zmysłowa? Czy powinna być wyjątkowa, czy też neu-tralna i dostosowywana do każdego stylu? Może zacząć myślenie o ekoestetyce tam, gdzie zaniedbano ją najbardziej, tam, gdzie nie da się fotografować? Jak i jakie zmysły powinna pobudzać? Lipcowa noc nie dawała odpowiedzi. Tykanie zegara przypominało o uciekającym czasie. Jak wielu architektów, Maciej R. szukał inspiracji i ducha, który by go natchnął. Zmęczony myślami otworzył okno, za którym rozszalała się burza grado-wa spowodowana klimatycznymi zmianami,

przypominająca o problemach ekologii. Wtedy to, na wpół świadomy, wyszeptał:

Przyjdź i powiedz duchu który, jak tu żyć z architektury? Jak zasadom stać na straży, a nie tracić przy tym twarzy?

Sam się zdziwił. Był raczej realistą niż poetą. Tylko raz, dawno temu, na studiach napisał poemat Stropy Akermańskie, ale wykładowca z budownictwa zdecydowanie sprowadził te wzloty na ziemię. To przepra-cowanie i późna pora – pomyślał. Jednak stało się. Niektóre duchy, przywołane, nie dają się prosić dwa razy. Kacper Bażanka, Adolf Loos i słomiany Chochoł siedzieli już u niego na mokrym parapecie.

Chochoł zagaił tradycyjnie: – Kto mnie wołał, czego chciał? Zebrałem się w com tam miał…

– A masz uprawnienia architektoniczne? – burknął siedzący obok Adolf Loos.

– Nie, ale jestem ekspertem od architek-tury z materiałów naturalnych – odparł Chochoł.

– Nie wiem, czy to wystarczy – skrzywił się Bażanka – ale póki co, mów, Macieju, w czym rzecz? Po co duchy wzywasz w taką burzę?

Maciej R. nie był pewien, czy to halucyna-cje, czy objawienie, ale rozsądny architekt

mordercy dzieci – nigdy nie odbierałem grzechotek maluchom. Wiesz też, że kabiny deprywacji sensorycznej stosowane są nie tylko jako tortury, ale też jako tzw. terapia ograniczonej stymulacji środowiskowej. Przemianowano je tylko, by się lepiej koja-rzyły, na REST (Restricted Environmental Stimulation Therapy). A skoro już przela-tujemy nad USA, to może chcesz zobaczyć estetyczne zbrodnie? Może wpadniemy na przykład do Disneylandu? Tam to dopiero wynaturzono architekturę i zohydzono ją nachalnym ornamentem − byle za wszelką cenę stymulować jakikolwiek zmysł.

– Przynajmniej tam dzieci się śmieją! – odciął się Kacper.

– Od przejedzenia słodyczami też można się rozchorować. Słuchaj, napisałem Ornament i zbrodnię w 1908 roku, gdy szukałem, jak Darwin, logiki ewolucji, tyle tylko, że w estetyce. Stąd szukanie różnicy pomiędzy ludźmi cywilizowanymi a przestępcami i dzikusami. Dziś tatuażowa moda nie pasu-je do tamtej teorii, ale powiedz mi szczerze, ile znasz bardzo inteligentnych osób, które są wytatuowane?

– No, pięknie, obrońco czystości, zrównałeś z przestępcami parę milionów ludzi i całe narody, z Maorysami na czele, tylko dlate-go, że ty się boisz tatuażu. A ja ci powiem, że myślę, iż ludzie boją się wyglądać ina-czej. Strach i konformizm to cechy nowo-czesnych czasów. Pomyśl o moim rokoku, jakie stroje i formy wtedy cieszyć mogły

autoportret 3 [35] 2011 | 68 autoportret 3 [35] 2011 | 69

korzysta z każdej inspiracji, nawet jeśli nie wygląda na racjonalną. – Czuj-duch – przywitał się, skwapliwie nawiązując do tematu czucia w ogóle. – Jeśli już o burzy mowa… potrzebuję burzy mózgów w projektowaniu tego, co wykracza ponad to, co widzimy. Potrzebuję inspira-cji, przykładów, case studies… Powiedzcie coś o stymulacji zmysłów. Co ze słuchem, węchem czy dotykiem w projektowaniu?

Duchy prześcigać zaczęły się w odpowie-dziach...

Bażanka: Ten deszcz przypomina mi Australię. Tam, gdzie jest on rzadkością, dachy umyślnie buduje się z blachy, by słychać było krople. Wielu Australijczyków powiedziałoby ci, że nie ma piękniejszego dźwięku niż deszcz.

Loos: Nicholas Thompson już w 1997 roku w projekcie INTEGER postulował, że każdy dom powinien mieć zintegrowany system nagłaśniający w każdym pomieszczeniu.

Chochoł: Ja wolę bardziej naturalnie… Dla węchu Peter Zumthor zaprojektował Ser-pentine Pavilion w 2011 roku w Londynie, gdzie wewnątrz można nie tylko oglądać ogródek kwiatowy, lecz przede wszystkim cieszyć się jego zapachem.

Bażanka: Termy w Vals tego samego Zumthora rozbudzają zmysły nie tylko temperaturą i szumem wody, ale i zapa-chem płatków jaskrawożółtych nagietków rozsypywanych na wodzie.

Chochoł: A Terunobu Fujimori projektuje pachnące rośliny na ścianach i dachach. Faktury jego domów zachęcają do dotykania i ruszania. Wchodząc do jego domów trzeba się skłaniać, robić wielkie kroki lub wcho-dzić po drabinie – w ten sposób poznajemy miejsce nie tylko intelektualnie i wizual-nie, ale całym ciałem.

Loos: Dla dotyku projektuje się opisy w ję-zyku brajla, informacje w biurach, ale też i w parkach.

Bażanka: Dla dotyku zaprojektowali Herzog i de Meuron poręcze Laban Centre w Londynie, których krzywizna nie

Wejdź na drabinę, pokłoń się i poczuj całym ciałem Beetle’s House Terunobu Fujimori

Po prawej: zamknij oczy i zacznij dotykać w Laban Dance Centre Herzoga & de Meurona

Poniżej: a teraz głęboki wdech w zapachowym londyńskim pawilonie Serpentine (2011) Petera Zumthora

fot.

: arc

hiw

um

v&

a

fot.

: i. n

. iya

du

rai

fot.

: krz

yszt

of l

os

autoportret 3 [35] 2011 | 71

pozwala zapomnieć o zmyśle dotyku. Na zewnątrz tego budynku falujący trawnik umożliwia latem zabawę ze zmysłem równowagi i wylegiwanie się w jego zielo-nych falach.

Maciej: No dobrze, dobrze… Ale teraz zrób-my może krok dalej… Pomyślcie: ekodom? Czy myśląc o ekologii, powinniśmy jakoś szczególnie myśleć o zmysłach?

akt 3 ekologio, nie odchodź od zmysłów – Widzisz, Macieju – mówił Kacper Bażan-ka – jeśli pytasz o ekodom, to zacznijmy od definicji. Ojciec ekologii Ernst Haeckel mówił, że to „nauka o relacji pomiędzy otoczeniem a organizmem”. Jeśli zatem „relacje” są najważniejsze, to co może je tworzyć, jeśli nie zmysły? A czy wiecie, ile zmysłów ma człowiek?

– Pięć – zgaduje Chochoł.

– Sześć – rzuca Loos, na co Bażanka z prze-kąsem odpowiada:

– Oj, przestarzałe dane, koledzy. Współcze-śnie naukowcy wymieniają ponad dwadzie-ścia zmysłów. Mamy przecież także zmysł równowagi, ciepła, a do tego zmysł głodu czy świadomości dynamiki swojego ciała… To dlatego policja w Ameryce każe pijanym stawać na jednej nodze i dotykać palcem nosa. A architekci zapominają nawet o naj-oczywistszym – zmyśle słuchu. Chodźcie do

pubów, klubów – przekonacie się o proble-mie. Ludzie przychodzą tam, by się spotkać, czy jednak mogą porozmawiać? Nie – bo ar-chitekt narysował tylko elewacje, przekroje i plany – na myślenie o akustyce sprzyjają-cej rozmowom i spotkaniom nie starczyło energii, a przecież dałoby się.

– My w baroku projektowaliśmy z myślą o wszystkich zmysłach – projektowaliśmy dla muzyki chórów, ale też dla zapachów. Czy pamiętacie kadzidła w kościołach? – to była nasza specjalność. Projektowaliśmy tak, aby można było obserwować architek-turę w ruchu, angażując wszystkie zmysły. A było to dwieście osiemdziesiąt lat temu! Przy obecnej wiedzy i możliwościach – jeśli mnie pytacie – budynki powinny pieścić wszystkie zmysły. Powinny nas masować, pachnieć, powinny z nami tańczyć i śpie-wać – domy powinny być nie tylko ładne, ale i smaczne!

Loos nie wytrzymał: – Smaczne?! Znałem taką jedną babę, mieszkała w domu z piernika i nazywała się Jaga. Bardzo wątpię, że była proekolo-giczna. W każdym razie na pewno nie była wegetarianką! Rozbudzanie, rozochocanie zmysłów doprowadzi szybciej do zespołu hiperaktywności i braku koncentracji niż wrażliwości na naturę. Kacper, proponujesz jakąś histerię wesołego miasteczka, a nie ekodom. Argument przeciw ornamentom jest również ekologiczny – pomyśl, ile materiałów i energii traci się na wątpliwe ozdoby. Zresztą dom nie może doprowadzać

do ekstazy za każdym razem gdy parzysz herbatę. Pozwólmy, by miejsce, w któ-rym przebywasz na co dzień zachęcało do słuchania natury i ekologicznych myśli. In-diańska legenda mówi, że zanim orzeł stał się orłem był gadułą Yucatangeenie, i nie słyszał ani wiatru, ani rzeki, ani nawet wil-ka – słyszał tylko siebie. Przyszedł do niego kruk i „powiedział: „Wilk jest głodny, jeśli nie przestaniesz gadać, nie usłyszysz go, gdy będzie się skradał”. Orzeł od tego czasu przestał mówić i zaczął latać, a jego ruchy mówią wszystko za niego2. Czy nie lepiej zostawić budynki prostymi i czystymi, tak by ludzie, którzy w nich mieszkają uspoko-ili swoje zmysły i napełnili własne domy bogactwem ich indywidualnych uczuć?

– Od kiedy twój minimalizm tak pokochał Indian? – zaśmiał się Bażanka. – Nie prze-szkadzają ci już ich tatuaże, pstrokate stroje, wisiorki i pióropusze? Kiedyś równałeś je z przestępstwem! Dzięki tobie, Adolfie, chyba wszystkie kultury wyprzedziły barwnością naszą europejską szarzyznę biurową. Czemu tak uwierzyłeś temu żołdakowi Kartezju-szowi? Plótł te banialuki, że kolor czy dotyk i zapach są tylko subiektywną własnością samego wąchającego, a skoro to subiektywne, to nie warto naukowo się tym zbytnio przej-mować. Popatrz do czego dziś architekturę doprowadziło to naukowe bezczucie: chłodna monochromatyczna architektura wieżow-ców i biurowców tryumfuje, tylko nikt nie chce jej dotykać. Główną cechą high-tech jest

2 Zob. http://www.quotes.net/quote/20437.

autoportret 3 [35] 2011 | 71

„niedotykalskość”. To grzech pierworodny, bo architektura tworzona na płaskich zimnych ekranach komputerów musi być emocjonalnie płaska. A ja mówię wam: domy mają śpiewać, tańczyć, masować i smakować – i pomoże nam w tym nie technologia, ale psychologia. Mówi się dziś tyle o niepełnosprawnych, ale wyobraźni architektonicznej starcza nam jedynie na rampy i większe ubikacje. Czy nie warto zastanowić się nad tym, jak niewidomi czują architekturę? I tu pojawia się istotniej-sze pytanie… Jak o zmysłach uczyć? Znam pewien uniwersytet w Lincoln, gdzie wydział architektury współpracuje z wydziałem dramatu i tańca. Na ćwiczeniach studenci z obu wydziałów wspólnie uczą się odkrywać przestrzeń, czasem z zamkniętymi oczyma, pobudzają inne zmysły, następnie opisują wrażenia, a potem interpretują przestrzeń ciałem i ruchem. Może to jakiś sposób wyjścia poza jednozmysłowe wizualne ograniczenie architektów? Widzisz, Adolfie, nie chodzi o to, że chcę bombardować ludzi wrażeniami, ale chcę docenić inny wymiar ich zmysłów.

akt 4 jak smakuje twój dom? – Jako ekspert od słomy – włączył się do rozmowy Chochoł – powiem szczerze, że dziwi mnie, dlaczego musiałem tak długo czekać, by ktoś mnie zaprosił na salony architektury. Przez wieki ochroniłem tyle kolorowych, pachnących róż…

– Nikt słomy nie zapraszał, bo się pali, Cho-chole – chciał zgasić płomienną wypowiedź Loos, lecz Chochoł nie odpuszczał:

– Ustalmy fakty: ściany ze sprasowanej słomy mają atesty dwóch godzin ogniood-porności i problem słomianych domów nie wynika z właściwości, lecz niezrozumienia i niewiedzy. Słoma jest nie tylko doskonałym materiałem izolacyjnym, ale i konstrukcyj-nym.

– Słuchaj, Chochoł – odezwali się Bażanka i Loos jednocześnie, czując, że ich autorytet zaczyna być podważany – nie chcemy być niegrzeczni, ale co ty tu właściwie robisz? Jak ty chcesz doradzać, przecież nie masz uprawnień! A huś ha na pole, Głupi śmieciu, chochole!

Chochoł na to: – A co wasze ekspertyzy dały światu? Bu-downictwo, które wytwarza jedną trzecią zanieczyszczeń na świecie? Czy myślicie, że architektoniczne uprawnienia zwalniają was z troski o środowisko z chochołami włącznie? Skoro wy do mnie „huś ha na pole”, to ja zapraszam was na moje pole, gdzie właśnie dzieje się coś, co powinniście zobaczyć.

Chochołowe pole okazało się placem budo-wy różnych słomianych i glinianych do-mów. On sam rozsiadł się na kostce słomy.

– Widzicie, Adolfie, Kacprze – zaczął – jeden z was mówi o prostocie – trudno o większą prostotę niż tu. Drugi chce stymulować zmysły – ta budowa pobudza zmysły jak żadna inna… Ludzi przyciąga tu

właśnie to, czego nie mogą zaznać w waszej eksperckiej architekturze – bezpośredniość kształtowania własnymi rękoma, dotyka-nia, współpracy i zabawy z innymi… czucia i wąchania architektury. A glina otwie-ra tak wiele możliwości! Jarema Dubiel, znawca glinianej architektury, odkrył na przykład, że kwiaty wmieszane w gliniany tynk napełniają pomieszczenia wyjątkowym aromatem. Kontakt z gliną ma leczniczy wpływ na skórę. Odwiedzający domy z gliny prawie zawsze potajemnie dotykają ich ścian – nic dziwnego, gdyż są one przyjem-ne w dotyku. Patrzcie na tych ludzi, którzy rzeźbią dekoracje, dla nich ornament to nie zbrodnia, lecz jedna z dróg kontaktu człowieka ze światem. Pewnie zrozumieliby, czym są tortury sensualnej deprywacji.

Loos na to: – Ale to architektura dla małej grupki zapaleńców…

– I tu się mylisz, Adolfie – odparł Chochoł – technika budowania z kostek słomy, wciąż niepopularna w Polsce, po-trzebuje dobrych projektów, a repertuar form jest większy niż myślisz. Moje pole sięga daleko za horyzont. Powstaje tu wiele typów konstrukcji. Z jednej strony grupy takie jak Earth Hands and Houses czy Amazonails tworzą zmysłowe rzeźbione budynki. Z drugiej zaś powstają racjonal-ne budynki prefabrykowane, proste, też słomiane, lecz zainspirowane austriackim budynkiem S-house i angielską technolo-gią Mod-cell. To właśnie takie technologie

autoportret 3 [35] 2011 | 72

fot.

: arc

hiw

um

m. m

. koł

akow

skie

go

promuje też od paru lat łódzka grupa Cohabitat. Takimi budynkami nie pogar-dziłbyś nawet ty, Adolfie.

– No ale co z miastami? – odburknęli Bażanka i Loos, lecz i na to Chochoł miał odpowiedź. – I o to chodzi, by szukać za-stosowań naturalnych technologii w mia-stach, a przykładów jest już parę, chociaż-by 9/10 Stock Orchard Street w Londynie. Tu nie chodzi tylko o słomę jako taką, lecz o zawierzenie naturze i wprowadza-nie jej do miast. Zgadzam się, Kacprze, że architektura ma pachnieć, masować i smakować – to robi sama natura, jeśli się ją zaprosi w świat architektury i pro-jektowania domów. Jeśli mnie pytacie, to moim ideałem jest nowoczesny słomiany dom stojący w pachnącym smacznym ogrodzie. Tak! I to z ogrodem w mieście. Ogród, który będzie częścią domu; w któ-rym kompostując odpadki, wytworzymy nową ziemię, ogród na dachu domu lub przy nim; ogród przypominający nam, jak rosną warzywa. Ogród, który będzie zapraszał pszczoły czy zagrożone trzmie-le, których liczba w ostatniej dekadzie na świecie zmniejszyła się o dziewięć-dziesiąt procent (sic!). Czy ludzie wiedzą,

jak bardzo potrzeba nowych habitatów? Chciałbym, by w przyszłości ludzie pytali nie: jak wygląda?, lecz: jak smakuje twój dom? – rozmarzył się Chochoł i zaczął nucić piosenkę Kofty:

Pamiętajcie o ogrodach Czy tak trudno być poetą W żar epoki nie użyczy wam chłodu Żaden schron, żaden beton

– Słoma, mówisz, Chochole. A bajkę o trzech świnkach znasz? – żałośnie rzucił żenującym argumentem Loos.

– Słuchaj, Adolf, w twoim wieku trzeba by już przestać wierzyć w bajki! – odkrzyknął Chochoł zaczepnie.

Loos z Bażanką oburzeni, że ich jakiś śmieć śmie uczyć o architekturze, wzięli w garści glinę i hej, jużci obrzucać błotem chochoła i deptać go, i gnieść, i poniewierać, i mię-tosić, tak, żeby nic z niego nie zostało… A gdy już, spoceni, sądzili, że zamienili go w niwecz usłyszeli radosny głos wprost z podeptanej gliny.

– U ha-ha! – krzyknął Chochoł, który przybrał formę gliny zmieszanej z sieczką. – O to mi właśnie chodziło! Właśnie stwo-rzyliście doskonałą mieszankę budowlaną! Właściwości gliny są takie, że konserwują słomę, a słoma poprawia właściwości gliny! U ha-ha! Teraz już nikt mi nie zarzuci, że jestem niekonstruktywny, a moje argumen-ty pozostaną z wami na długo! U ha-ha!

Loos spojrzał na Bażankę, Bażanka na Loosa. Maciej R. rozsiadł się w ogrodowym fotelu. Zagryzł rzodkiewkę. Smakował ar-chitekturę. Miał sporo do przemyślenia.

Kurtyna

Powyżej: Marcin Mateusz K. w królestwie Chochoła goli słomiane ściany w Jedliczach A

Dlaczego się dziwicie? To również słomiany dom. Tym razem projektu Modcell w Bathfo

t.: m

. m. k

ołak

owsk

i

autoportret 3 [35] 2011 | 72