piotr mierzwa - sylfaen!alfabet
DESCRIPTION
Debiut, który nie mógłby wtedy, gdy został zapisany (2004/5), powstać.TRANSCRIPT
5
(rozśmiesza usta jak półksiężyc obcy)
R. P.
gdy rozlepię na tobie raz plakaty śliny,
moim gekonom wyrwie się języki, a ja
będzie mocne jak spirytus,
jak rozpuszczalnikiem nasączony wacik,
którym ściera się farbę z dolnej wargi
i wszystko już jasne, nie jestem kobietą
(tylko ciągle ciurki, pomiędzy zębami,
gdy inne, nie z tego brzucha światło.
dosyć już o świetle. o metaforze,
semaforze światła. jak tu nie
przenosić? jak tu nie przenosić.
z jednej strony gęba, wielka gęba
pieca, z drugiej nawias, księżyc.),
cierpniesz mi pod skórę.
6
androny
wywróż sobie z tych palców
szklaną kulkę, składnię,
grudkę ziemi, pięść śniegu
i to nieoczywiste, ciepło
cudzej skóry.
7
ano
Piotrkowi
nie napisałeś jeszcze jak sobie radzisz z
porannym ujadaniem dzwonu za oknem.
wszystko takie samo. hit w radio
reanimuje martwy rym. wszystko od
niechcenia. bez żadnego wyraźnego rysu
przetaczają się te dni, zacierają bez łaski.
źle ci z tym? w południe zaciągamy
zasłony, na oczy zakładamy przepaski,
te pierwsze przepuszczają. na anioł
pański uprawiamy miłość, czeski film.
8
Bagheera
masz takie miękkie łapy, mam
takie mokre oczy. gdy drażnię
zarost pod brodą, mrużymy je
razem. prowadzisz mnie za rękę
przez prawdziwy kraków, stawiasz
dwa razy więcej kroków niż moich
pierwszych, bo jesteś już dużą
panterą. jesteś taki duży.
jeśli wyobrazimy sobie ten spacer,
drzewa otworzą dla nas drzwi,
zasnę wtulony w ciebie,
mrucząc, masz takie ciężkie łapy.
9
brio
nie wiedziałem, że czyste może być jedynie niebo.
wolałem kasłać od zapachu ziemi, rozkradanej
przez sąsiadów. w brunatnej norce mój embrion
czuł pod palcami bystre wodociągi, co kanalizują
coraz więcej wiosek. a gdyby odejść? przy autostradzie
spotkać dźwiękoszczelny ekran, przyssać
się do niego jak glonojad albo płaszczka. do dna.
i wsączyć w płaską małżowinę krople miętowe,
zbierane, tak jak dni, z powierzchni roślin. kurtka,
kęs za kęsem, łykałaby powietrze, szeptałem ci
na darmo, gdy twoje młode płuca oddychały we mnie
i biło serce. miarowo, nie moje. prosto ze środka,
ze słonecznego splotu, promienie twoich żeber
opisywały bezpańskie wnętrzności, obcy wątek
skóry rozwijał się na osnowie mięśni. nie rozumiałem
napiętego ciała, że może przyjąć nawet ten samotny
kształt, że to elementarne.
10
bugenvilla
ta radość, którą mi dajesz, kiedy ciebie nie ma,
otwiera brudne okno, dawno go nie myłem,
miałem na głowie nastoletnie troski,
tak nieżyciowy bywa tylko chłopiec.
pod prysznicem podśpiewuję rześko, strumienie
lepią się do włosów, a włosy do skóry.
z zamkniętymi oczami wciąż jestem wilgotny.
wystawię jedną nogę przez framugę, niech lekko
dynda, niech ją widzą wszyscy, niech puści
wiotkie pędy, zwinne i zdolne do ucieczki,
że nie wrócą drzwiami, lecz razem z tobą
będę kołysać się w hamaku, w który się spleciecie.
11
ciepłe, mocne, dotkliwe i gęste
nie ma słów, co grzebią dłonie
głębiej w skórze: ciszy, ziemi,
zwłokach. księżyc znalazł
sposób. zanurza świetliste oko
pod powiekę, rozcina cieniem
w pustce pestkę (pustkę w pestce).
naraz wyjaśniają się nasze zwłoki
(z którymi ciągamy się po mieście,
gdzieś siebie udając, wyciekamy
w strzeliste powietrze jak w tunel
pocisku, niżąc na pusty wzrok
martwe dusze, szkląc naszyjnik
czaszek), cienkie, jasne
jak słońce.
12
co powie tata (podobieństwo)
zapomniałem, że (tak się nie zaczyna
długiej rozmowy o potworności śniegu,
o twoich objęciach, bo jeszcze się
zwiąże) twarze.
na nich się właśnie
(to kłamstwo, to wszystko kłamstwo)
pisze: mamy dość (czy aby na pewno?)
zaimków, do odesłania w nieznane
części świata (mama? zaimek? świat?).
przerwałem sobie kiedyś. teraz,
nieporadnie, tak się napominam,
proszę mi nie przerywać. (nie ja
krzyczę do ciebie, przerwij mi,
przerywaj!)
13
eksmisja
Marcinowi Jagodzińskiemu
dziękując za wiersz „dymisja”
jakbym miał tak zaszeptać, jak ten wiersz na mnie,
echo zdrapałoby ze ścian plakaty, lamperie,
w końcu samą ścianę, która mnie oddziela
od sąsiada. bez niej nie bylibyśmy sami.
bez niej nie stukałbym nocą do sąsiada,
bo by nim już nie był, stałaby między nami
tylko ściana dźwięku. tak mi szumi
w uszach, że nie chcę wracać do domu.
14
ikra
wyjęty z języka, wyłyżeczkowany,
składam jajo za jajem na powierzchni
wody, które nie ma nic z wiersza,
ma wszystko z języka, wszystko
z życia, co w życiu się do życia
rodzi, dlatego tak ważne na co dzień są
drożdże, ważniejsze niż skrzydełka,
niż skrzydełka ważki, a nawet
droższe ponad wszystkie drobne części
ciała, bo nie wiedzieć dlaczego
da się je podzielić
15
Kraków to schemat sestyny (dla Anny Świrszczyńskiej)
ogier/urody/Miłosz/mienie/wygnania/udo,
od wiatru nawiało baby i śmierci od dnia
dzisiejszego, dzielą was wody, wszystkie
palce ciała, razem dwadzieścia, i dwa
miasta: wilno, warszawa, stolica
powinna umieć założyć żałobę, lecz po niej
za późno; on, ogromny orgazm, lewy
w rzemiośle ekstazy, chadzał często
poboczem, lewej drodze po prawie,
lecz i jego, nie ma być. więc was
nie ma. ktoś wam założył platoniczne pęta,
a ktoś inaczej: rozwiązał, przełożył,
przetłumaczył dzieciom ogrody rozkoszy,
los robotnika, seks za szybą bloku,
drugą wojnę. białą grzywą stulecia
potrząsacie na siebie, paro syberyjskich tygrysów,
nie sądząc, że połączyło was tak bardzo niewiele,
ogień urody, miłość, mienie wygnania, udo.
16
liczman
(gdzie post?) to, że mnożymy się,
że się rozrastamy. że wazon z kryształu
rozpryskuje się. że bez różnicy
i to powtarzane. a może przyszło
do głowy, do nas, że bywa inaczej.
(gdzie post?) że imię z planktonu.
że płonie otrzewna. że same w ciele
rządzą się robaki. że rak z języka
zbliża się do krtani. że wolfram niesie
zawiniątka światła. że mruczy kot.
(gdzie post?) rzeźbisz w skórze
brodatą żydówkę, a na parapet
emigrują ptaki, aż ziarno musi
opuścić ci ręce i woda – głowę.
(gdzie post. gdzie nowe nie jest
nowe. gdzie na sól się rozdzielisz
na opuszki.)
17
Lwica, królowa, sieć
A ona marszczy się i stoi ―
i strony tkanin. Prasuje plisy
na swojej przeszłości. Obrębia
dziurki na guzik z plastyku:
planety równają do szeregu,
w zoo nie ma już zwierząt,
donośna eskapada stworzeń
łuską łuska ulice i filcuje futrem,
a na światłach zdychają wraki aut.
jeżeli w mieście samice, to lwów,
lwica przygina ci kark, mizerny
erotyku, zwilża podniebienie,
spija ciało, z ust jej wystają
szczotki wąsów, wąsów żywiciela,
wroga. to na środku dzielnicy
cny krajobraz mongolski, zuchwały
(pustaki, cement, koparki i dźwigi),
ona zawsze chciała być królową
błoń, zaimkiem ziemi od granic
do granic, sprawować władzę
nad elektrycznością, płynąć
rzeką do ujścia, dziś jej się udało.
18
między bajki (podniebniki)
a ja ciągle waham się w sposobach, tysiąc mil.
moje dziecko, miliony gwiazd trzymam za rękę!
nie spodziewam się rychłego rozwiązania. ciężkie statki
trasują jezdnie ostrym słowem, amunicja:
to tak to, to tak to, to tak. to nie trakt.
a polna droga. pod pajdy ziemi głosek
nie podsunie, krety nie dowidzą. zaś
reflektory doniosą światło na śliską skórę
drapaczy chmur, co kneblują słońce. między
zębami ślina strawi resztki podróży,
dziurki po gwoździach zagipsuje papka.
na gwoździach wisiały byle jakie zdjęcia,
z których się wyszło, jak mówią, na ludzi,
na świecie mieszka tylu popaprańców,
wierzą, że słoń nie zrobi bezbronnego w trąbę,
a zawiązawszy na niej supeł, nie zapomni
jak był cielęciem i jak język krowy
smarował mu na czole,
nie ma
o czym mówić.
19
na szczęście morze mam zawsze pod ręką
zapowiadane śnieżne przesilenie. w kątach pokoju zalęgnie się woda,
zacznie oddychać, podfrunie pod sufit. plama czasu przyszłego, przeciek,
tak wszem i wobec jawi się prognoza: tak związkom, i tak niezwiązanym
wybrzuszy chłonne węzły, tego tu potrzeba, żeby otoczyć ruchliwą palisadą
zygotę i to ma być życie, nie jest. w niższych sferach toczą się
szepty rewolucji, zarodek wiruje, opada na ziemię. teraz jest zima
i chodzę po plaży, śnieg żre rogówkę, a mróz ją hartuje, fale
i gwiazdy to fale i gwiazdy, tym niepodobne i nie tak daleko.
20
oczka z piasku (fenek)
bo on nie chce zobaczyć nocy, jak wydłużają, zbliżają się,
śledzą nas, (agenci), masują mięśnie, przeważnie grzbietu,
niesiemy na nich małpiatki, wypożyczyły sobie od nas ruchy.
naraz przeglądamy się w sobie nawzajem. nie chcę widzieć
systematycznej pustyni i jej mnóstwa poufnych obywateli,
za dużo ich nawet jak na marzenie miłosne o żmijach
kotłujących się na dnie studni, ich jad jest słodki jak woda.
dzięki za taką wierność! żaden z dwojga partnerów nie zaspokoi
niemego pragnienia, są nie do opisania na trójkącie pomiędzy
dłonią, sercem i członkiem. między ziemią, księżycem, słońcem.
21
piwo, spirytus
jakie będą twoje ostatnie słowa? jak słód.
przylgną do podniebienia, upiją, zatchną.
22
quasillum
jeden powie: nie odchodź, nie takie żeśmy
odstawiali balety (i na co to przyszło,
żeby gwiazdy świeciły w próżni kineskopu),
wsuń tylko dłonie między miednicę a sweter,
a niepotrzebne będą namiary na miejsce.
drugi, łykając bursztyn, łzy i piwo,
zdejmie ze szkła palce, a to wszystko
było i strzeli, z powietrza, do nikogo
innego, do mnie, tak będzie.
23
rozdania
chcę mieć asa w rękawie, a w snach
asa mam. to więcej niż sny same, niż sny
same w sobie. literki gorące jak ciało
zdychającego zwierzątka.
as zakłada koszulę
tylko po to, aby nawlekać dziurki
na guziki. albo jak ojciec z cieniem
pakt sygnować, z cienia wysuwać się,
odrysowywać. widziałem to już w wielu
rozdaniach, czy toby oznaczało, że
mam go na własność (a na co mam
go mieć?), czy muślinowa tkanka
zwyczajnie rozsnuła się.
24
rozmiar
znam tylko życie morsa, wbrew piaskom,
które futrują świeże rany, zapalają skórę.
poza zadrapaniem nie ma dla mnie plaży,
kieł, alegoria sopla, zastygł mi na pysku,
bo tylko identyczne będzie niezbadane,
kiedy się obracam, miejscowi kłusownicy
oprawiają moje młode, kolejno, od głowy.
25
sylfaen
nie bój się zmiany czasu z jasnego na ciemne,
lśniącej sprzączki od paska, gdy wyłączone światło,
a ulica wdziera się do pokoju przez spację
w firankach, i przyjaciół. doznali już krzywdy i była
też twoja kolej. w końcu to was zniesie: miłość,
kojące mamrotanie maszyn. osadzi na dnie rafy,
da fundament domu. zostaniecie na siebie skazani.
26
śniadanie bez kota
Justynie Bargielskiej
na początek wystarczy cicha, miękka skóra
(bohaterów ubieram w proste zdania), talent
dotyku, co tając, musuje na języku
tak jakbym gdzieś kiedyś słyszał to mrowienie,
które, czyste jak pierwsza miłość,
wdrapuje się na nagie wzgórza wnętrza ud.
ze speszonych warg padną wtedy słowa,
zanim odejdziesz, zaśpiewaj mi raz jeszcze
o księżycowej rzece, w której tonie świat.
27
środowisko kulturalne
na poronionych wzgórzach jarzeniówki,
wystarczająco długo ten szyfr odczytuję
(wystarczyłoby otworzyć dłoń, zrosić
zmiętoszony pączek), drzwi opukuję,
pacjenta, podobno, choroba go toczy,
acz nie wiem, czasami drewno wydaje
takie dźwięki, rozsypujące się dzieci, i
na chwilę wiadomo, to my, ten plac zabaw.
28
to cudowne,
że napisałaś do mnie maila, żeby mi powiedzieć,
że w następnym mam nie używać diakrytyków.
nie ucieszyłabyś mnie innym słowem. lecz będę czekać
na dojrzałe, (ro)splątane opowieści od ciebie o tobie.
mnie naszedł czas, bym rodził owoce.
29
ubi leones
łuskałem cię z dłoni, na skórę
nie starczyło słońca, daleko, daleko,
gdzie grzywy lwów wycierały mapy
a kosze plecione inaczej. niemniej
na ziemi. Czarne strzępy brzegu
świecą piaskiem w oczy, nie dziw się,
za wodą madagaskar. wodą płyną
nasze gamy, głuche na bębny, a
głodne. i nasze palce głodne
siebie, przecinane strunami,
czerwono spadają w mrowisko
pustyni. ziarna przygarniają
kolor chińskiej flagi, wiśniowego słońca.
Kolor krwi (na bladej twarzy pisze dalton).
30
upodniebiennienie
jednych bozia obdarza, drugim bozia daje, drudzy i jedyni,
jeśli prawda łudzi, żonglują podarunkiem, szafarzom przystoi
żonglerka pojęciami gładkimi jak zmiękczona głoska,
phi, takie sobie o z kreską, gdy przybija do portu cargo
zaplatać się w cumę, a ujadanie dzwonu to z której
nadają wieży i w co mierzy, które ściska gardło?
wiem jedno, piszą nas na ciszy, bez związku,
bez potrzeby, zupełnie bez ruchu, im bardziej się
ocieram, jej martwy naskórek łuszczy się w to mnóstwo.
31
w miasteczku nad rzeką żarłem glebę
nocą hipopotamy wychodzą żerować na bezludny skwerek,
skubać zmięte chusteczki i ucho bezdomnego, jak wyłapuje
własny ciężki oddech, tak blisko jeszcze nikt nie oddychał.
brud zostawia na skórze odleglejsze ślady. wstaję z ławki,
niepewny jak wiele szklących się oczu mnie ogląda i czy
lepiej być oglądanym czy oglądającym, wycieczki do zoo
nauczyły mnie zaledwie rozróżniać zapach hien i uchatek.
nie poruszałem się nigdy dotąd z tak okrutnym wdziękiem,
tym wdziękiem małpuję te bzdurne potwory, wgryzam się
w trawę i w światło latarni, która karmiła nas kształtem,
pasła cieniem, niepotrzebnie, po ciemku celnie trafiamy
na siebie, łuskany naskórek potu zwabia nam paznokcie.
32
w pokoju i na basenie
śledziłem cię w ciemności, najdroższy
kabłąku, jak wskakujesz na klamkę
i otwierasz nas na morze, tyle żyjątek
pozostaje ze sobą w związku, zależy
od siebie, brzydko lub niewidzialnie,
może nas zatopią a może znowu
będziemy dobre, potulne jelenie,
głowa zawiśnie nad lustrem,
a może nauczę się nurkować, ciebie
otwierać usta, potwornie szkicować,
błonka musi nas pouczyć i pokryć,
jak poruszać się prawie równolegle
zanim się
staniemy.
33
Wielkie kule świtu, bombki
Nie złapiesz mnie, co
zrobisz, w to się ze mną bawisz,
w imię i w chowanego, zwijasz
w niemych płatkach, niklowych,
róży, nie opłatkach, niczyja
to wina, wina, wina! ROBINDRA
wyszedł, gdzie mam ciebie szukać,
czcić, grzeszyć, grzechotać, nie, niestety,
pieścić, rozkrzyżowywać, głaskać, skórzane
gniazdo mościć w języku, mieścić i powtarzać
na nim bańki mydlane, na płycie.
34
za monetę embrion, za banknot dziecko
for Robindra Prabhu
w chatce na kurzej łapce kurz wyciął w podłodze
wzór stołu, czego się nauczyłem, to był brud w obrusie,
nitki sączyły się przez mięśnie, węże leżały obok,
przy ostrych pazurkach.
wyszedłem do ciebie po łokcie, umazałem ci dłonie
w stawach manipulacji. nie zaszyłeś mi konta w zagłębieniu
szyi.
tak się wytarły odciski na portrecie króla, ojca
narodów, zanim jeden szeląg złamał się na naszych
grzbietach,
a każdy ma swoje.
35
załatwiony
Jurkowi Franczakowi
a teraz już będzie szybko,
bezboleśnie. nadciągną czołgi marzeń,
aby przesłonić niebo cielistą koronką.
kwiaciarki będą im lufy systematycznie
gładziły. wybiorę się na przechadzkę
po kałużach chmur. ciężki chodnik
i nie wiadomo komu patrzą oczy
znad brwi ulicy, na nowy garnitur
zdań i zmysłów, a ani jednej
rzeczowej relacji. to na wypadek,
gdy konnica puści się przez środek
drogi, ze szczelin wytkną pędy
mleczy, a asfalt rozstąpi się
uwalniając niepodległy glon. mchy i porosty
wyhaftują na skórze betonu labirynty
zmarszczek. tak trudno się zgubić.
2004-2005 / 2010 / 2012
36
SYLFAEN!ALFABET
(rozśmiesza usta jak półksiężyc obcy) ................................................................................. 5
androny ................................................................................................................................ 6
ano ......................................................................................................................................... 7
Bagheera .............................................................................................................................. 8
brio ....................................................................................................................................... 9
bugenvilla............................................................................................................................ 10
ciepłe, mocne, dotkliwe i gęste ........................................................................................... 11
co powie tata (podobieństwo) ........................................................................................... 12
eksmisja............................................................................................................................... 13
ikra ...................................................................................................................................... 14
Kraków to schemat sestyny ............................................................................................... 15
(dla Anny Świrszczyńskiej) ................................................................................................ 15
liczman ................................................................................................................................ 16
Lwica, królowa, sieć ............................................................................................................ 17
między bajki (podniebniki) ................................................................................................ 18
na szczęście morze mam zawsze pod ręką ....................................................................... 19
oczka z piasku (fenek) ........................................................................................................20
piwo, spirytus...................................................................................................................... 21
quasillum ............................................................................................................................ 22
rozdania .............................................................................................................................. 23
rozmiar ................................................................................................................................24
sylfaen ................................................................................................................................. 25
śniadanie bez kota ............................................................................................................. 26
środowisko kulturalne........................................................................................................ 27
to cudowne, ........................................................................................................................28
ubi leones ........................................................................................................................... 29
upodniebiennienie ............................................................................................................. 30
w miasteczku nad rzeką żarłem glebę ............................................................................... 31
w pokoju i na basenie ......................................................................................................... 32
Wielkie kule świtu, bombki ............................................................................................... 33
za monetę embrion, za banknot dziecko .......................................................................... 34
załatwiony ........................................................................................................................... 35