szatańska subkultura w numerze m.in
TRANSCRIPT
W nume rze m . in . :
Dw uty g od ni k n r 1 24 -1 2 5( 15 9 -1 6 0) z 15 cze rw ca -1 l ip ca 20 19
Strony 1, 3 i 8
Szatańska subkultura
Strona 2
Demontaż czy uwłaszczenie ?
Strony 4 i 5
Mały słownik marksizmu
kulturowego
Strony 6 i 7
Liberokomuna atakuje !
Strona 8
Zmiany w poliyce gospodarczej –
czy nowy trend globalny?
Strony 10, 11, 12, 13, 14 i 15
Gorzkie uczucia
Strony 16 i 17
Polska w oczach Adama
Zagajewskiego opowiedziana
Niemcom (z suplementem)
Strony 18 i 19
Nieważkie pływa zawsze na
powierzchni. Co nieco o mediach
Strony 20 i 21
Gdańskie Waginalia
Strony 22 i 23
“Fake’i” z naklejką zachodniej
wszechwiedzy
Strona 24
Z życia Polonia Semper Fidelis Ciąg dalszy na stronie 3
Zaciekły atak na wartości chrześcijańskie
w Polsce jest faktem od kilku lat a
obecnie nasila się do rozmiarów wręcz
niespotykanych. Mamy do czynienia już
nie tylko z manifestacjami dewiacji spod
znaku LGBT ale wręcz z profanacją
symboli religijnych. Także narodowych.
Bo jak inaczej nazwać bezczeszczenie
kopii cudownego wizerunku Matki Bozej
Jasnogórskiej, parodię mszy świętej i
procesji Bożego Ciała ? To wręcz
wstrząsające obrazki z naszych ulic, które
nie tylko szokują, ale budzą wręcz
obrzydzenie i smutek wśród Polaków.
Taka agresja w kraju w ogromnej
większości katolickiej a już na pewno
chrześcijańskim powoduje liczne głosy
protestów. Promotorzy tych prowokacji
podtrzymują je ogromnymi funduszami,
płynącymi z różnych osrodków
zagranicznych. Dodatkowo, w tzw.
„marsze równosci” czynnie
zaangażowane są placówki
dyplomatyczne innych państw,
rzekomych „sojuszników” Polski.
Czy ktoś mógłby sobie wyobrazić, że na
Marszach w Obronie Życia np. w Paryżu,
Londynie, Waszyngtonie czy Tel Awiwie
Szatańska subkultura
braliby udział oficjalni przedstawiciele
Polski ? Chyba i na pewno nie. Jednakże w
Warszawie czy Gdańsku na tęczowe
parady przedstawicielstwa Wielkiej
Brytanii, Norwegii czy Izraela wystawiły
swoich delegatów. Ambasada USA
wywiesiła wielkie tęczowe symbole na
swojej siedzibie w Warszawie jako wyraz
obchodów „Miesiąca Dumy LGBT”.
Ambasador Georgette Mosbacher
uzasadniła ten krok jako odzew na apel
Prezydenta USA Donalda Trumpa
przeciwko kryminalizacji tych środowisk.
Apel na pewno słuszny, ale nie w Polsce,
gdzie nikogo nie kryminalizuje się za to, że
jest pedałem czy lesbiją. To gwarantuje
Konstytucja, zaś Polska od wieków jest
niezwykle tolerancyjna dla wszystkich bez
względu na pochodzenie czy preferencje
seksualne.
Ale tolerancja nie oznacza wyrzeczenia się
wartości, które od ponad tysiąca lat są
związane w Polsce z tradycją
chrześcijańską. I tutaj tkwi źródło
problemu, bowiem tolerancja w ujęciu
S t r o n a 2
„Radykalne rozmontowanie instytucji
centralnych, wprowadzenie
„współczesnego rozbicia dzielnicowego”,
zmiana konstytucji, likwidacja
ministerstw, legalizacja związków
partnerskich i adopcji dzieci przez takie
związki – to program polityczny
przygotowany dla liderów opozycji, do
którego dotarło Radio WNET. Program
ma zostać ogłoszony 4 czerwca w
Gdańsku. Rzecznik PO Jan Grabiec
oświadczył, że ujawniony program nie ma
nic wspólnego z jego partią”.
Na Długim Targu w Gdańsku, 4 czerwca
2019 r. taki program nie został werbalnie
sformułowany. Werbalnie, co wcale nie
znaczy, że nie był on zapowiedziany
innymi słowy. Skądinąd nie ma się co
dziwić, skoro po wyborach
samorządowych skurczyły się wpływy
„totalnej” w samorządach, a największy
beneficjent synekur samorządowych –
PSL zaczyna się rozglądać za
towarzystwem mniej kompromitującym
niż dotychczasowe. Późno i zbyt
opieszale władze Stronnictwa odgrzebują
własne pochodzenie, bo PSL zawsze była
ugrupowaniem patriotycznym, polskim i
chrześcijańskim. Hasło „żywią i bronią”
wyrażało to jednoznacznie. Czego zatem
szukało po 1989 r. PSL wśród ideowych
spadkobierców Polski komunistycznej? A
ostatnio lider stronnictwa klaskający po
usłyszeniu słów pełnych nienawiści do
religii i Kościoła – to jednak anomalia,
którą słusznie podsumował odpowiednio
Waldemar Pawlak.
Cóż zatem pozostało „totalnej” – niech
ona będzie europejska czy dzielnicowa,
jeden czort – z polską racją stanu nie ma
ani jedna ani druga nic wspólnego, gdyż u
jej podłoża leży osłabienie państwa na
rzecz kacyków – ongiś I sekretarzy
PZPR. Znacznie wcześniej taką rolę
spełniały słabe książątka dzielnicowi,
którzy bez opończy wasalskiej z
zagranicy nie mieli szans na przetrwanie.
A i dziś kandydaci na owych kacyków
wieszają się u różnych klamek
europejskich, żeby sobie zapewnić
ciepły stołek. Oczywiście z pomocą
wrogich Polsce sił. Bo o Polskę, o jej
państwowość, suwerenność nikt tu nie
dba. Słowem ma być „Polska
dzielnicowa” z prawem do rabunku ad
libitum, do sojuszów wspierających
klany, nierzadko rodzinne, przeciwko
interesowi narodowemu. A fundament
pod taką Polskę mają stworzyć te
samorządy, które dobitnie dowiodły
czym dla nich jest Polska. Smutne to i
zawstydzające, ale taka jest
rzeczywistość i skonfrontowanie z nią
mowy Tuska w Gdańsku nasuwa
wniosek, że niczego on się nie nauczył i
niczego nie zapomniał, a Polaków, jak
zawsze, uważa za durniów. Okazało się,
że co do ich większości, się myli.
Haniebny projekt uczynienia z Polski
konglomeratu lilipucich państewek
rozszyfruje każdy nie w ciemię bity
uczeń jako powtórkę z historii, kiedy
Łokietek wydobywał z trudem Polskę z
zapaści dzielnicowej. Zdaje się, że tym
razem koalicja (jaka?) poszła za daleko,
ale dobre to, bo może wreszcie otworzą
się oczy wielu ślepych na jej
antypolskie wybryki. Łokietek
wydobył Polskę z chaosu
dzielnicowego, „totalna” chce ją w
podobny chaos wpędzić. Żeby choć
tylko zasygnalizować zatrute owoce
tamtych czasów, pomyślmy jakie straty
wtedy Polska poniosła. Polska
dzielnicowa straciła terytoria,
skarłowaciał jej prestiż
międzynarodowy. Właściwie przestała
istnieć jako państwo. Dorobiła się na
północy groźnego wroga – zakonu
krzyżackiego, na którym wyhodowało
się prusactwo, główny instygator
rozbiorów Polski. Słowa Tuska nie
przypadkowo wypowiedziane były w
Gdańsku.
Oczywiście obecni projektanci
likwidacji państwowości polskiej – tak
jest, to wcale nie przesada – na rzecz
kolonialnych państewek gdzieś na dnie
worka europejskiego, już powoli
przyzwyczajają tę najbardziej
prymitywną część narodu do takich
dziwolągów jak Wolne Miasto Gdańsk
(Zamiast wolnego Miasta Gdańska
żądamy używania rozumu.” Niepoprawni.
Pl 24 I 2017, wejść 306 344) separatyzm
Śląska. Brak tylko „gorallenvolku” i
„leistungspolen”, ale bez obaw i na to
przyjdzie czas.
„Totalna”, odkąd straciła miejsce przy
żłobie, nie potrafiła wymyślić niczego, co
by mogło konkurować ze zmianami,
jakie po ich panowaniu następują w
Polsce. Ostatnie wybory pokazują, że
duża część narodu się obudziła. Jeśli
więc „totalna”, ten dziś już tylko kocioł
mieszczący wszelkie zlewki, skupione
wokół PO, ma zawierać coś jadalnego,
nie pozostało jej nic innego jak wysłać
czytelny sygnał do tych, dla których
Polska suwerenna, gospodarna, a
zwłaszcza daleka od nihilizmu i zboczeń
jest solą w oku.
„Polska dzielnicowa” – czegoś tak
głupiego, a przy tym wyzbytego z tego
wszystkiego, czego winna nas nauczyć
nasza gorzka historia – nie może sobie
wyobrazić nikt, kto kocha ten kraj,
szanuje jego przeszłość i tych, którzy nie
szczędzili niczego, żeby był on chlubą
wśród narodów.
Może zresztą dobrze, że totalsi odkryli
karty. Nieźle jest też, że program
atomizacji Polski i budowania własnych
imperiów łączą z frontalnym atakiem na
Kościół. Prymas Wyszyński na liczne
obawy o los Kościoła w PRL, zwykł był
mawiać: jeśli nas prześladują, to nie jest
źle. Gorzej, jak przestaną, bo to będzie
oznaczało naszą słabość. Rzadko się o
tym pamięta, a szkoda, bo jest to recepta
na każdy czas. Miejmy nadzieję, że nowy
Łokietek nie będzie potrzebny, gdyż
naród nasz, niekiedy niesforny, nie jest
jednak podły. Pokazał to wielokrotnie,
kiedy wróg usiłował go dzielić, by nad
nim zapanować.
Zygmunt Zieliński
Demontaż czy uwłaszczenie ? Ponieważ, jak pokazały ostatnie wybory,
nie można zawładnąć Polską małym
kosztem, postanowiono zdemontować
państwo i obdzielić się schedą.
S t r o n a 3
środowisk LGBT oznacza totalitaryzm,
narzucający większości wolę mniejszości.
Jest to swego rodzaju rewolucyjna forma
walki antywartości z wartościami, które są
u podstaw każdej cywilizacji, w tym
również łacińskiej. Dewiacja LGBT
zakłada i otwarcie głosi konieczność
legalizacji tzw. związków
jednopłciowych, a w dalszej konsekwencji
także adopcji dzieci przez takie pary. To z
kolei musi doprowadzić do redukcji, a
następnie zaniku podstaw
cywilizacyjnych, jakimi są rodziny z
potomstwem.
Agresja środowisk pedalsko-lesbijskich
jest coraz większa. Już nie wystarczają im
prowokacyjne parady tzw. „równości”.
Coraz bardziej zajadle atakują one
wszystko i wszystkich, co stoi na
przeszkodzie realizacji szatańskiego
planu. Za największego przeciwnika
uznaje się w Polsce Kościół Katolicki z
głoszoną przezeń nauką, mającą swoje
podstawy w Biblii zarówno Starego jak i
Nowego Testamentu. Tradycyjna rodzina
to dla tych środowisk przysłowiowa
„woda święcona dla diabła”.
Nasz Polak wszechczasów święty Jan
Paweł Wielki wielokrotnie podkreślał
niezwykłą rolę normalnej rodziny oraz jej
zadania posiadania i wychowywania
potomstwa jako jednego z najbardziej
uświęconych obowiązków ludzkości.
Mówiąc o kulturze życia oraz kulturze
(raczej powinniśmy ją nazywać
antykulturą) śmierci święty jan Paweł
Wielki miał na mysli nie tylko równolegle
wspierane przez satanistyczne ośrodki
zabójstwa (zwane eufemistycznie aborcją i
eutanazją), lecz także zastępowanie
wartości cywilizacyjnych i praw człowieka
(także tego nienarodzonego czy w
podeszłym wieku, schorowanego) przez
antywartości LGBT. W XXI wieku główne
uderzenie nastąpiło na kraje, w których
katolicyzm dominuje, a więc na Irlandię i
Polskę. Irlandia przegrała tę batalię w
przeprowadzonym tam dwukrotnie
referendum na temat dopuszczalności
popełniania morderstw nienarodzonych
oraz unicestwiania osób schorowanych i
starszych. Teraz przyszedł czas na Polskę,
co przewidział jeden z irlandzkich
biskupów, a skala obecnie prowadzonej
agresji świadczy o tym, że siły satanizmu
rzuciły niemal wszystko na polski front.
Siłowe niemalże organizowanie przez
aktywistów LGBT tzw. „marszów
równości” w wielu miastach polskich,
kreowanie tzw. „hosteli LGBT” (na razie
w Warszawie i Krakowie, a planowane
są one także w Gdańsku, Wrocławiu czy
Poznaniu) i równie bezczelne
propagowanie nauki o seksie na
wszystkich szczeblach nauczania w
polskich szkołach, to naprawdę
śmiertelne niebezpieczeństwo, które
obecnie zawisło nad Polską.
Niedługo zacznie się nowy rok szkolny,
w którym do warszawskich szkół mają
zawitać tzw. „latarnicy”, propagujące
idee gender. Całość seks edukacji ma być
wprowadzana od przedszkoli. Pomimo
protestów, do akcji demoralizowania
najmłodszych przymierzają się również
władze innych wielkich miast polskich z
kręgów PO, ZSL-PSL i innych
marginalnych bytów politycznych.
Przeciwko tym chorym pomysłom,
wymierzonym w najmłodsze pokolenie
opowiada się ogromna większość
Polaków. Również Kościół ustami
arcybiskupów bije na alarm. Arcybiskup
Marek Jędraszewski podczas homilii,
wygłoszonej w święto Bozego Ciała w
Krakowie powiedział m.in:
„Dzisiaj, w uroczystość Bożego Ciała, po
raz kolejny w swych wielowiekowych
dziejach Kościół przynosi Polsce i
Polakom Chrystusa – aby mogli oni
zrozumieć siebie samych. Aby z tej
otwartej księgi, jaką jest Jego Ewangelia,
mogli na nowo zaczerpnąć naukę „o
człowieku, o jego godności i jego
prawach”. Bardzo nam, Drodzy Bracia i
Siostry, potrzebna jest ta nauka. W
obecnym „marnym czasie”
powszechnego kłamstwa, fake newsów,
fałszywych narracji nie wolno nam
pozwolić na to, aby w naszych duszach,
w naszych sumieniach zwyciężało zło.
Zwłaszcza to zło kłamstwa, które z
ogromną agresją, przy wsparciu wielkich
pieniędzy odnosi się do samego
człowieka, do jego natury i jego
godności. Wprowadzane przez niektóre
samorządy do polskich szkół Karta LGBT
i instrukcje WHO, dotyczące tak zwanego
wychowania seksualnego młodzieży i
Dokończenie na stronie 8
Ambasador Izraela Anna Azari na tęczowej
paradzie w Warszawie
(fot. archiwum)
Szatańska subkultura (ciąg dalszy ze strony 1)
S t r o n a 4
jednocześnie w dwóch różnych
językach: jednym - używającym słów o
przyjętym powszechnie znaczeniu i
drugim - lewackiej nowomowie
posługującej się starymi słowami o
nowej treści. Typową cechą tej
nowomowy jest wrzask, miotanie
inwektyw i bezustanne oskarżanie,
słowem ciągły atak w celu
zakrzyczenia, zastraszenia i poniżenia
rozmówcy.
Poniżej zamieszczam mały słowniczek
najbardziej podstawowych pojęć
marksizmu kulturowego, których
znajomość i umiejętność demistyfikacji
jest w debacie niezbędna.
MARKSIZM KULTUROWY
ideologia wywiedziona w latach 20 -
tych ubiegłego wieku z marksizmu -
leninizmu, jako odpowiedź na mierne
sukcesy klasycznego komunizmu
wśród robotników Europy Zachodniej.
Jej autorami są Gramsci, Spinelli, a
kontynuatorzy, to tzw, „Szkoła
frankfurcka” - Fromm, Adorno,
Marcuse - korzystający z prac
Wilhelma Reicha - pomysłodawcy
edukacji seksualnej dzieci i ogólnej
seksualizacji i demoralizacji
społeczeństwa. Celem marksizmu
kulturowego jest totalna przebudowa
cywilizacji europejskiej w oparciu o
rewolucję seksualną i stworzenie
nowego człowieka wyzwolonego z
dotychczasowej tożsamości. Głównymi
wrogami tej rewolucji są rodzina, naród
i Kościół Katolicki, jako instytucje
„zniewalające” człowieka i hamujące
jego swobodny rozwój. Środkiem
zapewniającym panowanie tej ideologii
jest
POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA -
czyli totalna cenzura ludzkiej
świadomości ignorująca istniejącą
rzeczywistość, podstawiająca zamiast
faktów ideologiczne klisze.
Fundamentem tego myślenia jest
negacja istnienia obiektywnej prawdy,
czy stałych wartości, lekceważenie
racjonalnego wywodu, pogarda dla
logiki, oparcie myślenia na emocjach,
manipulacja umysłami wyznawców.
Wszystkie niżej podane określenia są
elementami poprawności politycznej:
GENDER – pseudonaukowa teoria
negująca biologiczną determinację
ludzkiej płci, twierdząca, że płeć jest
produktem kultury.
TOLERANCJA - tolerare -
wytrzymać , cierpieć. Tak tradycyjnie
rozumiana tolerancja nazywana jest
przez marksistów (H.Marcuse)
negatywną. W jej miejsce
wprowadzają tzw.
„TOLERANCJĘ POZYTYWNĄ”,
która w rzeczywistości jest
przeciwstawianiem się i niszczeniem
zjawisk i punktów widzenia
niezgodnych z kanonami marksizmu
kulturowego, więc faktycznie
NIETOLERANCJĄ.
(„Nie ma tolerancji dla wrogów
tolerancji”).
DEMOKRACJA - (demos - lud.
Władza ludu). Od czasów demokracji
ateńskiej forma rządzenia polegająca na
rządach większości, w miarę czasu i
udoskonalania się formy, biorących pod
uwagę także prawa mniejszości.
Dla marksistów „DEMOKRACJĄ” są
to totalitarne rządy lewaków jako
„oświeconej mniejszości” promujące
„uciskaną” (dyskryminowaną”)
mniejszość. wobec większości
obywateli. W braku klasy robotniczej,
która przestała być uciskana, rolę
dyskryminowanej mniejszości
powierzono ludziom o nietypowych
preferencjach seksualnych, feministkom
i imigrantom.
Kiedy obserwuję dyskusje na gorące
obecnie tematy polityczne, uderza
mnie kompletne nieprzygotowanie
pojęciowe strony konserwatywnej do
dialogu ze stroną „liberalną”. Problem
z grubsza polega na tym, że
konserwatyści, jak na konserwatystów
przystało, używają technik
dyskusyjnych przyjętych jeszcze w
czasach Platona, a więc: wymiany
racjonalnych argumentów,
poszanowania przeciwnej strony,
dążenia do znalezienia prawdy i do
uzgodnienia wspólnego stanowiska.
Tymczasem strona liberalna opiera się
w polemice na wynalazku dialektyki
marksistowskiej, która w drodze
rozwoju, czy też może – odwrotnie -
uproszczenia, uzyskała formę
poprawności politycznej będącej
umysłowym młotem pneumatycznym
( z całą siłą i prymitywizmem tego
narzędzia) służącym ideologii
marksizmu kulturowego.
Dlatego nasi antagoniści w głębokiej
pogardzie mają przeszłe i teraźniejsze
fakty, o których usiłują wspominać
ich polemiści, na argumenty
odpowiadają inwektywami, bez
mrugnięcia zaprzeczają prawom
logiki lansując absurdalne opinie,
kłamią i bluźnią, czym bezlitośnie
nokautują swych nieszczęsnych
rozmówców wprowadziwszy ich
przedtem w osłupienie. Biedni
konserwatyści nie wiedzą, że obecnie
obowiązują w dyskusji zupełnie nowe
trendy, pod stare słowa podkłada się
odmienne znaczenia, potępia się to, co
przez stulecia uchodziło za dobre,
chwali dotychczasowe występki,
słowem plusy ujemne, minusy
dodatnie, co stosował już Mędrzec
Europy. Rozum odrzucony z pogardą
zastąpiony zostaje przez absurdalnie
potęgowane emocje, które uwodzą
maluczkich jak gra na flecie
szczurołapa prowadzącego ogłupione
gryzonie na śmierć. Jest to rozmowa Dokończenie na stronie 5
MAŁY SŁOWNIK MARKSIZMU KULTUROWEGO
S t r o n a 5
DYSKRYMINACJA - normalnie:
ucisk i brak równych praw jakiejś
grupy, czy jednostek.
„DYSKRYMINACJA” w ujęciu
marksistów: nieposiadanie wiodącej
roli społecznej, czy politycznej, do
której aspirują pewne grupy. Wobec
braku rzeczywistego ucisku tych grup,
tworzy się medialną mitologię
rzekomego ucisku, aby potem walczyć
z tym „uciskiem” niszcząc porządek
społeczny i moralny (Główny cel
marksizmu kulturowego). Nie chodzi tu
o rzeczywistą dyskryminację, która w
społeczeństwach demokratycznych
obecnie praktycznie nie istnieje, a o
nadanie pewnym grupom specjalnego
statusu w społeczeństwie. (np. karta
LGBT Trzaskowskiego). Edukacja
antydyskryminacyjna jest jednym z
tych mitologizujących narzędzi
mających wymóc na społeczeństwie
zgodę na koncepcje marksistowskie.
„Dyskryminacji” w myśleniu
marksistów kulturowych mogą ulegać
tylko „uciskane”, mniejszościowe
grupy, nie można tego pojęcia stosować
wobec prześladowanej i
dyskryminowanej większości (np.
wobec białych, heteronormatywnych
mężczyzn, wobec katolików itp.).
Dlatego w praktyce „przeciwdziałanie
dyskryminacji” oznacza nadanie
przywilejów.
LIBERALIZM - w różnych
kontekstach zawsze dotąd oznaczał
opcję wolnościową.
LIBERALIZM - w języku marksistów
kulturowych oznacza totalitarną
przemoc w celu zniszczenia
dotychczasowych norm moralnych i
społecznych.
„WIELOKULTUROWOŚĆ” -
oznacza pogardę dla cywilizacji i
kultury europejskiej opartej na tradycji
grecko – rzymsko - chrześcijańskiej.
Celem zaprowadzenia
RASIZM -
Obelżywe określenia stosowane
wymiennie, często bez żadnego
związku z treścią inkryminowanego
stwierdzenia, na każdą wypowiedź
niezgodną z poprawnością polityczną
lub krytykę stanowiska strony
lewicowo - liberalnej. Jest to forma
cenzury prewencyjnej pozwalająca
uniknąć merytorycznej dyskusji.
Określenie „mowa nienawiści”
dotyczy wyłącznie krytyki strony
lewicowo - liberalnej ze strony
konserwatywnej. Żadna - nawet
najostrzejsza, najbardziej nienawistna,
czy wulgarna krytyka strony
konserwatywnej przez liberalną - nie
może być nazwana mową nienawiści.
Nasuwa się tu nieuchronnie pytanie,
czy w ogóle możliwa jest polemika w
sytuacji braku wspólnych pojęć, gdy
każda ze stron używa innego języka.
Moim zdaniem poziom
pseudonaukowości, absurdu, a przede
wszystkim moralnego zła jest tak
ogromny w ideologii marksizmu
kulturowego, że byłby to znakomity
materiał na satyrę i wykpienie.
Intrygujące jest zatem pytanie,
dlaczego komuna sowiecka „starego,
leninowskiego typu” dawała
satyrykom asumpt do wspaniałych
dowcipów, zaś wobec marksizmu
kulturowego wszyscy zachowują się,
jak zahipnotyzowani przez węża.
Cynizm i korzyści materialne z jednej
strony, zaś głupota, tchórzostwo i
konformizm z drugiej powodują, że ta
szkodliwa, wręcz dewastująca
ideologia rozprzestrzenia się z
szybkością pożaru na stepie. Problem
polega więc chyba na tym, czy komuś
uda się inteligentnie i odważnie
przekłuć ten ogromny, nadmuchany,
szatański balon pogrążający w cieniu
niegdyś chrześcijańską Europę.
Celina Monikowska - Martini
wielokulturowości sprowadza się
ogromne ilości obcych kulturowo,
agresywnych emigrantów traktując ich
jako taran do rozbicia homogenicznych
kulturowo społeczeństw.
„WALKA ZE STEREOTYPAMI”
oznacza walkę z normami i zasadami
cywilizacji chrześcijańskiej. M. in:
1. Zanegowanie obiektywnej prawdy,
wprowadzenie relatywizmu w każdej
dziedzinie, a co za tym idzie -
zniszczenie racjonalnego myślenia.
2. Niszczenie silnej, dającej oparcie
tradycyjnej rodziny heteroseksualnej
przez teorię gender (twierdzenie, że
płeć nie jest cechą biologiczną, lecz
społeczną). Konsekwencją jest walka z
wszelkimi przejawami różnic między
płciami i udawanie, że nie istnieją tzw.
drugorzędne cechy płciowe,
destabilizacja poczucia płci u dzieci,
wyśmiewanie tradycyjnych ról w
rodzinie, zamiana tradycyjnych zadań
męskich na kobiece i odwrotnie,
zarzucanie normalnym rodzinom złego
wpływu na dzieci.
3. Walka z religią i kościołem
katolickim jako instytucją utrwalającą
porządek moralny i etyczny.
4. Twierdzenie, że narody są
niepotrzebne i szkodliwe. Skutkiem
jest walka z patriotyzmem i poczuciem
przynależności narodowej oraz
pedagogika wstydu. Środkiem tej walki
jest mieszanie pojęć i żonglowanie
nimi:
PATRIOTYZM nazywa się
NACJONALIZMEM lub
KSENOFOBIĄ, skąd o krok do
FASZYZMU.
MOWA NIENAWIŚCI
HOMOFOBIA
ANTYSEMITYZM
MAŁY SŁOWNIK MARKSIZMU KULTUROWEGO (dokończenie)
S t r o n a 6
Proletariusze wszystkich krajów, łączcie
się ! To stare hasło, rodem z Manifestu
Komunistycznego, przywołuje dziś nie
tylko krwawe demony przeszłości, ale
jest też ostrzeżeniem, że wciąż żywe
„widmo krąży po Europie – widmo
komunizmu”. Nie jest to już siermiężny
bolszewizm, czy jeszcze bardziej
morderczy stalinizm, które zapisały się
niezwykle okrutnie w pamięci narodów
dawnego imperium rosyjskiego i Europy
Środkowo-Wschodniej, ale jest to
mutacja chorych wizji snutych niegdyś
przez Karola Marksa, które obecnie
określane są mianem marksizmu
kulturowego. Ten komunistyczny
kulturkampf realizowany jest w myśl
strategii tzw. długiego marszu przez
instytucje unijne i krajowe, które
opanowywane są przez marksistów, a
następnie są przebudowywane, aby
mogły skutecznie działać na rzecz ich
rewolucji. Strategia ta jest niezwykle
groźna i przebiegła, ponieważ marksiści
zmienili metody działania i przeszli od
stosowania krwawego terroru do
pokojowego narzucania swojej
hegemonii kulturowej, w drodze
infiltracji i zawłaszczenia instytucji
publicznych, które stają się gorliwymi
krzewicielami ich destrukcyjnej
ideologii. Dlatego ma rację Dariusz
Rozwadowski, który w wywiadzie dla
portalu PCh24.pl słusznie zauważył, że
strategia ta „prowadzi do głębokich,
trudnych do odwrócenia zmian w
ludzkiej świadomości. Ludzie sami z
radością przyjmują rewolucję, widząc w
niej postęp, nie zdając sobie w ogóle
sprawy, że to stare bolszewickie treści,
tyle że podane w innej, nowej formie”.
Nie ulega też wątpliwości, że „celem
końcowym jest zwycięstwo rewolucji,
stworzenie nowego człowieka i nowego
ładu społecznego oraz przejęcie władzy
przez marksistów, którzy przyznają sobie
rolę kierowniczą”.
Droga do zwycięstwa antykultury
marksistowskiej i ustanowienia dyktatury
nowego proletariatu wiedzie poprzez
zniszczenie Kościoła katolickiego i
wartości chrześcijańskich, które są
Jednak, aby zrealizować ten śmiały plan
marksiści musieli znaleźć nowy proletariat
i zawrzeć taktyczny sojusz ze „złotą
międzynarodówką”. Zawiedli się bowiem
na robotnikach, którzy w procesie
dojrzewania społecznego stawali się coraz
bardziej siłą antyrewolucyjną, a poza tym
w wyniku globalizacji i przenoszenia
produkcji przemysłowej do Azji stracili na
znaczeniu. Dlatego taranem rewolucji
stały się obecnie „grupy zbuntowanej
młodzieży, feministki, mniejszości
etniczne i narodowe, ruchy pacyfistyczne i
antynuklearne oraz przede wszystkim
mniejszości seksualne. Wszystkie
wymienione grupy otwarcie sprzeciwiały
się tradycyjnemu modelowi społeczeństwa
i tradycyjnej kulturze, dlatego idealnie
nadawały się na nowy proletariat”, który
stanowi teraz awangardę „postępu”,
rozumianego jako zniszczenie „starego”
świata, na którego gruzach ma powstać
nowy marksistowski porządek. W tym
kontekście szczególnie groźnie wygląda
sojusz marksistów ze światową finansjerą
i brukselską plutokracją, bowiem bez
wsparcia finansowego i otwarcia im
dostępu do instytucji publicznych
wyznawcy Marksa byliby jedynie niewiele
główną przeszkodą stojącą na drodze do
rewolucji komunistycznej, bowiem bez
przeprowadzenia dechrystianizacji nie
udało się urzeczywistnić tych chorych
wizji nawet bolszewikom stosującym
masowy terror. Dzisiaj głównym
instrumentarium marksistów jest
promowanie „aborcji na życzenie,
legalizacja związków homoseksualnych,
rozbijanie tradycyjnej rodziny,
seksualizacja dzieci i młodzieży,
niszczenie wspólnoty narodowej,
demoralizowanie kobiet i walka z religią
chrześcijańską”. Ważną rolę odgrywa
także pseudoideologia gender, będąca
„wyjątkowo destrukcyjną siłą, w której
ogniskują się niemal wszystkie
marksistowskie idee i dążenia, czyli
zniszczenie ludzkiej tożsamości,
sprowadzenie człowieka do poziomu
zwierzęcia, destrukcja tradycyjnej
rodziny i wykorzystanie mniejszości
seksualnych jako nowego proletariatu.
Głównym celem gender jest zniszczenie
tożsamości indywidualnej człowieka, a w
konsekwencji także zniszczenie
tożsamości wspólnotowej. Człowiek ma
się stać pozbawionym duchowości
zlepkiem popędów, który kieruje się w
życiu egoizmem i dążeniem do
zaspokajania najniższych instynktów”.
Liberokomuna atakuje !
Dokończenie na stronie 7
Jean-Claude Juncker odsłania pomnik Karola Marksa w Trewirze (fot. archiwum)
S t r o n a 7
znaczącymi dziwolągami, skazanymi na
wegetację w marginalnym rynsztoku
politycznym. To brudne pieniądze
żydowskiego hochsztaplera George’a
Sorosa i jemu podobnych napędzają w
całej Europie piekielną machinę
lewactwa i dewiantów. To polityczne i
instytucjonalne wsparcie „liderów” Unii
Europejskiej dało marksistom skuteczne
narzędzia deprawacji narodów
europejskich i wprowadziło ich na
brukselskie salony. Świadectwem tej
kolaboracji jest wpisanie Manifestu z
Ventotene do „Białej księgi w sprawie
przyszłości Europy”, czy złożony w
sierpniu 2016 r. hołd Altiero Spinelliemu
przez Matteo Renziego, Angelę Merkel i
François Hollande’a. I jakby tego było
mało, to Spinelliego uczyniono patronem
głównego budynku europarlamentu, a w
maju 2018 r. Jean-Claude Juncker
uroczyście odsłonił w Trewirze pomnik
Karola Marksa, ofiarowany przez
chińskie władze z okazji obchodów 200.
rocznicy jego urodzin.
Wielu ludzi może się dziwić, a nawet
wątpić w możliwość ścisłego
współdziałania marksistów ze światową
finansjerą i unijnymi technokratami
przenikniętymi duchem liberalizmu,
ponieważ w kwestiach ideologicznych
występują między nimi fundamentalne
różnice. Ale jeśli się temu lepiej
przyjrzymy, to bez trudu dostrzeżemy
wspólnotę interesów, która ich łączy
silniej niż jakiekolwiek idee. Mają
bowiem ten sam cel, a więc zdobycie
panowania nad światem. Pazerni
lichwiarze są wyznawcami globalizmu,
który znosi granice i ułatwia im
ograbianie kolejnych społeczeństw, a
unijnych plutokratów inspiruje marzenie
o Stanach Zjednoczonych Europy, które
mają wyrosnąć na trupie państw
narodowych. Marksiści zaś fantazjują o
światowej rewolucji komunistycznej.
Wspólnym mianownikiem jest więc dla
nich kosmopolityzm, bowiem globaliści i
federaliści unijni uznają za swoją
ojczyznę nie kraj, z którego się wywodzą,
ale cały świat, natomiast proletariusze w
ogóle nie mają ojczyzny, co zauważyli
już dawno temu autorzy Manifestu
Komunistycznego. Nic też bardziej nie
jednoczy jak chęć pokonania wspólnego
wroga stojącego na drodze do realizacji ich
niecnych planów. A wrogiem tym jest
chrześcijaństwo i tożsamość narodowa,
stanowiące fundamenty wielowiekowego
porządku europejskiego, z którymi walczą
zjednoczone siły banksterów, plutokratów i
marksistów zrzeszonych w różnych
międzynarodówkach. Dobrym przykładem
z przeszłości może być nieco „egzotyczny”
sojusz reakcyjnego kanclerza Otto von
Bismarcka z liberałami niemieckimi,
popierającymi jego kulturkampf
wymierzony w Kościół katolicki, a także
służący do wynaradawiania Polaków w
zaborze pruskim, czego
najwymowniejszym dowodem było
męczeństwo polskich dzieci z Wrześni.
Wyniki wyborów do PE pokazały, że w
Unii Europejskiej nie nastąpił przełom i
pomimo tego, że eurosceptycy wzmocnili
nieznacznie swoją reprezentację, to jednak
dotychczasowy establishment trzyma się
mocno. Należy się więc spodziewać, że
marksistowski kulturkampf nabierze
rozpędu i w procesie tzw. pogłębionej
integracji będzie z jeszcze większą
determinacją zwalczał tradycyjne wartości
europejskie. Polska jest jednym z frontów
totalnej wojny wypowiedzianej naszej
cywilizacji przez siły „postępu”. Dlatego
od pewnego czasu jesteśmy obiektem
zmasowanego ataku hunwejbinów od
Biedronia i Zandberga, którzy atakując
Kościół i święte dla Polaków symbole
próbują rozpętać piekło rewolucji
„kulturalnej” mającej obalić „stary”
porządek. W mediach trwa antykatolicka i
antynarodowa ofensywa propagandowa, a
ulicami naszych miast przetaczają się
parady dewiantów, podczas których
dochodzi do obrzydliwych aktów
profanacji symboli religijnych i wściekłych
ataków na tradycyjny model rodziny. W
wielu polskich szkołach zorganizowano
„Tęczowy Piątek”, promując wśród
młodzieży homoseksualizm, a prezydent
Warszawy podpisując Deklarację LGBT+
usankcjonował prawnie uprzywilejowanie
odmieńców seksualnych. Wszystko to
odbywa się pod parasolem politycznym
powołanego przez Schetynę centrolewu,
który co prawda nie wygrał ostatnich
wyborów, ale uzyskując 38,47% głosów
ujawnił swoją siłę, z którą należy się
liczyć. Tym bardziej, że Wiosna
Biedronia uzyskała kolejne 6,06%, a
Lewica Razem 1,24%, co daje w sumie
45,77% głosów i przekłada się na
poparcie 6 245 655 wyborców (PiS
uzyskał 45,38%, czyli 6 192 780
głosów).
Ponurym świadectwem skuteczności
sojuszu liberokomuny jest
wprowadzenie na brukselskie salony aż
trzech byłych premierów wywodzących
się z SLD: Leszka Millera,
Włodzimierza Cimoszewicza i Marka
Belki. To prawdziwy chichot historii, że
ci komuniści, którzy mają na sumieniu
kolaborację ze Związkiem Sowieckim i
ręce splamione krwią polskich patriotów
będą reprezentować nasz kraj w
Brukseli. Dziwne to i oburzające, ale
jeśli przypomnimy sobie plugawe
wynurzenia towarzysza Jażdżewskiego z
„Liberte”, który stwierdził, że Polska jest
mu niepotrzebna, bo według niego „jest
wielkim genetycznym i kulturowym
obciążeniem” oraz przywołamy w
pamięci szczere wyznanie jego
politycznego patrona, Donalda Tuska,
który z bólem przyznał, że dla niego
„polskość to nienormalność”, to wtedy
zrozumiemy do jakiego celu zmierza
zjednoczona liberokomuna. Celem tym
jest zniszczenie polskiej państwowości i
zniewolenie naszego narodu, co jest
niezbędnym etapem w budowie Stanów
Zjednoczonych Europy, o których
powstaniu marzą dziś zgodnie marksiści,
liberałowie, banksterzy i wszelkiej maści
odmieńcy. Dlatego, żeby przetrwać,
musimy zgromadzić wszystkie dostępne
siły potrzebne do przeprowadzenia
kontrrewolucji narodowej i
tradycjonalistycznej, która wymiecie z
naszej ziemi głosicieli fałszywego
„postępu” i wyrwie z korzeniami
rozplenione chwasty marksistowskiej
ideologii…
Wojciech Podjacki
Liberokomuna atakuje ! (dokończenie)
S t r o n a 8
pocieszający jest fakt, że polskie firmy
wchodzą do sektora innowacyjnych
technologii. Zmiana polityki
gospodarczej w Polsce była bardzo
pomocna w tym zakresie.
Z drugiej strony pozostaje pytanie, jaki
kierunek zmian przyjmie gospodarka
globalna. Czy będzie kontynuacja wojny
handlowej, czy nastąpi jakieś
porozumienie. O to drugie jest jednak
trudno nawet w samej Ameryce
Północnej, gdzie upadła NAFTA (North
American Free Trade Association), która
miała ograniczyć bariery w handlu
pomiędzy USA Kanadą i Meksykiem.
Tworzona w jej miejsce od 2018 roku
USMCA (United States-Mexico-Canada
-Agreement), także napotyka na wiele
trudności, a mur na granicy
amerykańsko-meksykańskiej, jego tego
najlepszym dowodem.
Podsumowując, należy stwierdzić, że w
ciekawych czasach żyjemy.
Dr hab. Dariusz Eligiusz Staszczak,
Prof. KUL
dzieci, w tym także bardzo małych dzieci,
są w istocie rzeczy programami ich
deprawacji i wprost uderzają w tę
prawdę o człowieku, którą swoim
nauczaniem i swoimi cudownymi
znakami, swoją śmiercią i swoim
zmartwychwstaniem objawił nam Pan
Jezus. Uderzają wprost w prawdę o
małżeństwie i rodzinie jako związku
kobiety i mężczyzny. Uderzają w prawdę
o dzieciach, które należy kochać i
właśnie od nich uczyć się wewnętrznej
prawości i czystości serca.”
Środowiska LGBT za głównego wroga
uznają Kosciół Katolicki. Obrona naszej
tożsamości narodowej była przez ponad
tysiąc lat nierozerwalnie związana z
Ewangelią. Niezwykla trafnie powiedział
Prymas Tysiąclecia ks. Kardynał Stefan
Wyszyński: ,,Jeśli przyjdą zniszczyć ten
Naród, zaczną od Kościoła gdyż Kościół
jest siłą tego narodu”.
Dzisiaj stanęliśmy przed koniecznością
obrony naszej racji bytu nie tylko na
teraz, ale przyszłych pokoleń, którymi
szatańska subkultura LGBT stara się
zawładnąć. Ideologiczna walka dopiero
się rozpoczęła i jest ona wymierzona
przeciwko rodzinie jako korzeniom
narodowym. W ataku na najmłodszych
trzeba upatrywać dłuższego ataku, który
będzie się nasilał. Wiele zależy od
rodziców, co uzewnętrzni się zwłaszcza
od nowego roku szkolnego.
W Europie chrześcijańskiej obce
subkultury są wspomagane ogromnymi
finansami przez różne korporacje i
organizacje międzynarodowe. Nasza
walka nie bedzie łatwa, co widać w
ostatnich dniach, o czym świadczy
totalitaryzm środowisk LGBT, sięgający
wyznawanego światopoglądu, opartego o
Ewangelię i wartości w niej zawarte.
Stanisław Matejczuk
Do niedawna dominowaa tendencja do
liberalnego podejścia do gospodarki,
czyli nieingerencji rządu w sferę
ekonomiczną i eliminacji barier w
handlu międzynarodowym. Taka
interpretacja nieaktywnej polityki
gospodarczej rządu byla wręcz
narzucana Polsce i innym krajom
postkomunistycznym przez USA i inne
kraje ideologicznego Zachodu.
Od 2018 roku nastąpila radykalna
zmiana w polityce gospodarczej, w tym
także handlowej w USA. W ten sposob
kraj tradycyjnie wspierający wolny
handel stal sie krajem
protekcjonistycznym. Prezydent
Donald Trump uznał, że ochrona
wlasnej produkcji jest wazniejsza od
idei wolnorynkowych i nalozył bardzo
wysokie cla na import, czyli
sprowadzanie zagranicznych towarów
do USA.
Taka sytuacja doprowadzila do tzw.
wojny handlowej Stanów
Zjednoczonych z Unią Europejską,
Chinami, Meksykiem i innymi krajami,
które wprowadziły środki odwetowe na
towary z USA. W efekcie wzrosły ceny
wielu importowanych towarów, ale
amerykańscy producenci mniej
odczuwają zagraniczną presję cenową.
Z jednej strony chroni sie produkcję w
USA, ale z drugiej nie zmusza firm
amerykańskich do poszukiwania metod
na obniżenie kosztów produkcji.
Gdyby podobną politykę prowadzono
w Polsce po 1989 roku, to na pewno
nie doszłoby do dezindustrializacji,
czyli niemal upadku przemysłu w
naszym kraju w latach 1990-ych.
Wówczas ideologicznie zakładano, że
musimy przystosować sie do trendów
światowych a firmy państwowe nie
byly mile widzizane. Prywatne też
potrzebowaly czasu na dostosowanie,
ale tego czasu zwykle nie
otrzymywały. Dlatego obecnie Polska
odbudowuje swój przemysł, ale
Zmiany w poliyce gospodarczej – czy nowy trend
globalny?
Autor pozdrawia z University of Notre
Dame, U.S.A. Nanovic Institute for
European Studies
Szatańska
subkultura (dokończenie)
S t r o n a 9
Wraca Zenek po szóstej rano do domu.
Otwiera drzwi.
Wchodzi - i na wejściu dostaje cios
wałkiem od żony Zofii. Pada i leży...
Zofia tak na niego patrzy... patrzy. Nagle
doznaje olśnienia. Pada na kolana.
Zaczyna go tulić i płakać:
- Zenuś... Zenuś żyjesz ? Przepraszam !
Zapomniałam, że miałeś nocną zmianę !!!
***
- W takiej krótkiej spódniczce na
dyskotekę nie pójdziesz !
- Tato, ale ja mam już 18 lat.
- To mnie nie obchodzi, Kamil. Nie
idziesz !
***
Fred był wiernym chrześcijaninem i
znalazł sie w szpitalu, bliski śmierci.
Rodzina wezwała pastora, by został z
nimi. Pastor stanął przy łóżku, stan Freda
wyraźnie się pogorszył i gorączkowo
gestykulował o coś do pisania. Pastor
miłosiernie wręczył mu długopis i kartkę,
a Fred użył ostatku sił, by coś napisać i
umarł. Pastor pomyślał, że nie będzie
dobrze, jeśli teraz odczyta notatkę, więc
włożył ją do kieszeni. Na pogrzebie,
kiedy pastor kończył kazanie, uświadomił
sobie, że ma na sobie to samo ubranie, co
w chwili śmierci Freda.
- Wiecie, Fred wręczył mi tuż przed
śmiercią karteczkę. Nie czytałem jej, ale
znając Freda, zostawił tam słowo
natchnienia dla nas wszystkich.
Wyjął kartkę i przeczytał:
- Dupku, stoisz na mojej rurze tlenowej !
***
Ślązak i Kaszub pojechali na wczasy do
Egiptu. Gdy płynęli łódką, wyłowili z
wody gliniany dzban z dziwną pieczęcią.
Po chwili złamali tę pieczęć i z dzbana
wyleciał Dżinn.
- Uwolniliście mnie, spełnię wasze trzy
życzenia. Po jednym na każdego.
Kaszub:
- Ja tak kocham Kaszuby... Niech zawsze
woda w jeziorach będzie czysta, ryb
będzie pod dostatkiem, a turyści niech
będą porządni i bogaci.
Dżinn:
- Nudnawe życzenie, ale jak chcesz.
Zrobione.
Warszawiak:
- Wybuduj dookoła Warszawy ogromny
mur, żeby odgrodzić moje miasto od
reszty tego zacofanego kraju i żeby żadni
wsiowi mi tu nie przyjeżdżali.
Dżinn:
- OK. Zrobione. Teraz ty - Dżinn zwraca
się do Ślązaka.
Slązak:
- Powiedz mi coś więcej o tym murze
wokół Warszawy.
- No, otacza całe miasto, jest betonowy,
wysoki na kilometr i szeroki na trzy
kilometry u podstawy. Mysz się nie
prześlizgnie.
Slązak:
- Dobra. Nalej wody do pełna.
***
Spięcie na drodze. Wkurzony facet:
- Kobieto, robiłaś kiedyś prawo jazdy ?!
- Więcej razy od Ciebie, debilu !
***
Kowalscy postanowili pójść do opery.
Kiedyś w końcu trzeba... Ubrali się
odświętnie w garnitur i suknię
wieczorową. Ustawili się po bilety w
kolejce pod kasą. Przed nimi gość
zamawia:
- Tristan i Izolda. Dwa poproszę...
Kowalski jest następny:
- Zygmunt i Regina. Dla nas też dwa...
***
Zdenerwowana matka pisze do
nauczycielki:
- "Bardzo prosimy już nigdy więcej nie
bić Jasia! Bo to słabe, dobre, biedne
dziecko. My sami nigdy go nie bijemy.
Chyba, że w obronie własnej..."
***
Wiezie taksówkarz kobietę.
Na zakończenie kursu okazuje się, że ta
nie ma kasy.
Więc taksówkarz zawraca, jedzie za
miasto na piękną, zieloną łączkę.
Zatrzymuje się, otwiera bagażnik,
wyciąga koc i kładzie na trawę.
- Ale proszę pana, ja na pewno oddam
panu pieniądze, proszę nic mi nie robić,
mam dzieci i męża... - mówi prawie
płacząc kobieta.
- A ja 40 królików, rwij trawę ! -
odpowiada taksówkarz.
***
Jechał facet wielką, wyładowaną po
brzegi ciężarówką.
W pewnym momencie ciężarówka
przejeżdżając pod niskim mostem,
zablokowała się. Na miejsce przyjechała
policja.
Po chwili policjant wysiada z radiowozu,
obchodzi dookoła ciężarówkę i pyta?
- Co, zablokował się pan ?
- Nie, most wiozłem i mi się paliwo
skończyło !
***
Pewnego dnia, podczas mszy, pojawia się
znienacka Szatan, patrzy wielkimi
ślepiami po ludziach, uśmiecha się
szyderczo i siada na ołtarzu. Ludzie
uciekają z kościoła i tylko jeden staruszek
się nie rusza i patrzy na Bestię. Wreszcie
Szatan podchodzi do niego i pyta:
- Czy nie wiesz kim jestem ?
- Oczywiście, że wiem.
- I nie boisz się mnie ?
- Ani trochę.
Szatan lekko się zdziwił.
- Mnie się wszyscy boją, a ty nie ?
Dlaczego się nie boisz ?
- Jestem żonaty z twoją siostrą od 48 lat
***
Jak najszybciej przerwać kłótnię
głuchoniemych ?
- Zgasić światło...
***
Poczekalnia u lekarza. Wychodzi lekarz z
gabinetu i zwraca się do pacjentów:
- Proszę Państwa, obecnie obowiązuje u
nas ochrona danych osobowych RODO.
Nie wolno mi Państwa wołac po
nazwisku. Poproszę do gabinetu pana z
syfilisem.
***
Stoi żona przed lustrem i mówi do męża:
- Kotku, prawda, że nie wyglądam na
swoje 33 lata ?
- Oczywiście, że nie, kochanie ! Już
dawno nie...
Uśmiechnij się...
S t r o n a 1 0 Gorzkie uczucia
MAO ZEDONG
(1893 – 1976)
YANG KAIHUI
(1901 – 1930)
Ciąg dalszy na stronie 11
W ciągu swojego
osiemdziesięciotrzyletniego życia Mao
Zedong wywarł znaczny wpływ na
historię Chin i całego świata. Z jednej
strony wskazuje się na industrializację,
drastyczne ograniczenie analfabetyzmu,
wprowadzenie praw kobiet i uczynienie
z Chin światowego mocarstwa, czego
symbolami są skonstruowanie przez
Państwo Środka bomby atomowej w
1964 roku oraz wystrzelenie w kosmos
pierwszego sztucznego satelity w roku
1970. Z drugiej zaś podnosi się
argumenty o dziesiątkach milionów
ofiar szalonych ideologicznych
eksperymentów. Prywatnie był
drażliwym, głęboko sfrustrowanym
człowiekiem, który wielu towarzyszom
z czasów młodości zafundował pasmo
procesów i egzekucji. Mówiąc krótko,
był zakompleksionym, cierpiącym na
wnętrostwo (wrodzony defekt jądra,
które pozostało w jamie brzusznej)
mężczyzną, walczącym pod koniec
życia na przemian z bezsennością i
impotencją. Wcześniej jednak setki
młodych kochanek szczyciły się
nabytymi od niego chorobami
wenerycznymi, traktując je jak
odznaczenie, stygmat władzy. Jego
władza niczym lep działała na kobiety,
marzące o pieniądzach, karierze i
miejscu w historii najbardziej
zaludnionego kraju świata.
*
Mao (urodzony 26 grudnia 1893 roku w
Shaoshan w prowincji Hunan), ojciec
jedenaściorga dzieci, już w średnim wieku
był bezpłodny, co zwiększało jego strach
przed impotencją do tego stopnia, że w
oparciu o starochińską medycynę kazał
wstrzykiwać sobie domięśniowo wyciąg z
rogów jelenia. I choć wiedza teoretyczna o
seksualności człowieka przez całe życie
była jego słabą stroną, praktyka
równoważyła wszelkie niedociągnięcia w
tej dziedzinie. Jako syn chińskiego chłopa,
a następnie czołowa postać partii
komunistycznej, zgodnie z ideałami
równości klas gustował przede wszystkim
w biednych, acz urodziwych chłopkach...
Imię jego pierwszej żony, chociaż
oficjalnie nigdy nie uznanej, na zawsze
pozostało tajemnicą. W wieku czternastu
lat Mao zaniepokoił poważnie swojego
ojca, Mao Shunshenga, swym
marzycielskim zainteresowaniem dla
miłosnej literatury. By chłopiec stanął
twardo na ziemi, rodzice zaaranżowali jego
małżeństwo ze starszą dziewczyną. Mimo,
że Mao był przerażony, przetrwał jakoś
tradycyjne weselne ceremonie, a po ich
zakończeniu odmówił zamieszkania z
żoną. Później twierdził, że nigdy jej nie
tknął. Ten akt buntu zainicjował jego
trwającą przez całe życie walkę przeciw
starochińskim tradycjom. „Pierwszy raz
HE ZIZHEN
(1910 – 1984)
JIANG QUING
(1914 – 1991)
S t r o n a 1 1
żenimy się, by sprawić przyjemność
rodzicom, drugi – by sprawić przyjemność
sobie” – powiada stare chińskie
przysłowie.
Dwa lata później małżonka zmarła.
Dlaczego? Odpowiedzi nie szukano,
zwłaszcza, że oficjalnie pierwszą -
wybraną osobiście przez Mao partnerką -
została córka jego profesora filozofii,
inteligentna i niebrzydka Yang Kaihui.
Mao Zedong, pracujący dla lokalnej
gazety „Dziennik Wielkiego Dobra”
zabłysnął w tym okresie zaangażowaniem
i talentem dziennikarskim, opisując
drastyczny przypadek zmuszonej do
zamążpójścia wieśniaczki Zhao, która idąc
w orszaku ślubnym podcięła sobie gardło.
Mówiono potem, że tak jak Zhao udało się
poruszyć jego pióro, Yang zrobiła to samo
z jego lędźwiami. Do tej pory, zajęty pracą
i rewolucyjną konspiracją, wykazywał
niewielkie zainteresowanie seksem, nie
tracąc czasu na miłostki.
Najczęściej spotykali się w komfortowym
domu profesora Yanga albo na zebraniach
Stowarzyszenia Dziennikarzy. Z
perspektywy lat starzejący się Mao
oceniał, że ta drobna, zbyt blada jak na
Chinkę z Południa, młodsza od niego o
osiem lat studentka dziennikarstwa, była
jego pierwszym pekińskim sukcesem.
Młodzi zbliżyli się znacznie po śmierci
profesora Yanga, tworząc tak zwane
„małżeństwo na próbę”. Spotykali się w
ciepłym i przytulnym domu dziewczyny,
na przemian z chłodną i monumentalną
komnatą Mao, wiosną jeździli konno po
Zachodnich Wzgórzach.
Ślub, który zawarli po roku, był dla nich
właściwie bez znaczenia, do tego stopnia,
że prawie natychmiast zapomnieli o dacie.
Ważne było to, że skutecznie
przeciwstawili się obowiązującej tradycji,
ponieważ zadecydowali o małżeństwie bez
udziału swoich rodzin. Radykalni kompani
uważali ich za wzór prawdziwie
proletariackiej pary. Ten niezwykle
nowoczesny jak na owe czasy związek,
pełen był rozstań i sporów, które często
kończyły się smętnymi lirykami pisanymi
przez poruszonego Mao. Marnej jakości
poezja nawiązywała często do ich
pierwszych wspólnych lat: „Znów rodzą
się gorzkie uczucia/A Twoje oczy pełne
gniewu/ Bądźmy znów obok siebie jak
dwa ptaki..”
Pierwsza, najbardziej oddana i lojalna z
partnerek Przewodniczącego, pomagała
mu przy prowadzeniu wykładów na
utworzonym wspólnym wysiłkiem
Hunańskim Uniwersytecie
Samokształceniowym i podobnie do reszty
rodziny zaangażowana była w cały nurt
reform. Chociaż jednak Mao zawsze
stwarzał pozory bliskości i nigdy jej nie
odtrącił, wkrótce zaangażował się w
kolejny związek, nie licząc okazyjnych,
przelotnych romansów z pielęgniarkami i
kelnerkami. Małżonkowie niedługo
zresztą pozostawali razem, rozdzieleni
wkrótce przez nieubłagane wyroki Pani
Historii.
Podczas pobytu w Pekinie Mao Zedong
zetknął się z ideologią komunistyczną, w
1921 roku wstąpił do Komunistycznej
Partii Chin (KPCh) i uczestniczył w jej I
Zjeździe. Dwa lata później został
członkiem Komitetu Centralnego KPCh.
W latach 1922 - 1927 KPCh weszła w
skład Chińskiej Partii Narodowej
(Kuomintang, KMT), zaś Mao Zedong
awansował na członka władz naczelnych i
tej partii.
W 1927 roku doszło do rozłamu
w Kuomintangu pomiędzy nacjonalistami
a komunistami. W sierpniu 1927
roku Mao Zedong utworzył Rewolucyjną
Armię Robotników i Chłopów, na czele
której rozpętał 9 września 1927 roku tak
zwane „Powstanie Jesiennych Zbiorów” w
prowincji Hunan. Siły powstańcze zostały
jednak rozbite i wycofały się do górzystej
prowincji Jiangxi, gdzie połączyły się z
oddziałami partyzanckimi dowodzonymi
przez Czu Te i Czou En-laja. Żonę i
dzieci Mao zostawił dla bezpieczeństwa w
wiosce Czangsza.
14 listopada 1930 roku Yang Kaihui
została tam schwytana przez wojska
Kuomintangu i zamordowana na torturach,
odmawiając zdradzenia miejsca pobytu
męża. W ciągu kolejnych dwudziestu lat
zamordowano w podobny, okrutny sposób
wielu członków rodziny Zedonga, dzieci
zaś na pewien czas trafiły do sierocińca.
Mao rezydował w tym czasie w
Centralnym Regionie Radzieckich Chin i
miał właśnie zamiar poślubić inną
dziewczynę, dwa razy od niego młodszą,
osiemnastoletnią He Zizhen...
Bystra, żywa i bardzo atrakcyjna
sekretarka oddziału miejskiego Ligi
Młodzieży Komunistycznej, zaprosiła
poszukującego wrażeń Mao Zedonga na
zakrapianą winem kolację. Na drugi dzień
oznajmił kolegom: „Towarzyszka He i ja
zakochaliśmy się...”
Nagłe i śmiałe uczucie do tej żarliwej i
charyzmatycznej komunistki, okraszone
kolejną porcją ognistych liryk, stanowiło
zdecydowane przeciwieństwo
wyważonych relacji z pozostającą w
cieniu ojca Kaihui, choć niektóre źródła
chińskie podawały, że dużo starszy Mao
popadł we frustrację nie mogąc zaspokoić
niezwykle wymagającej partnerki.
W październiku 1934 roku
wojska Kuomintangu rozbiły Chińską
Republikę Radziecką i komuniści pod
wodzą Mao Zedonga zmuszeni zostali do
podjęcia trwającego dwa lata i liczącego
sobie 9 600 kilometrów odwrotu z Jiangxi
(Chiny południowo-zachodnie) - o głodzie
chłodzie, wśród potyczek i chorób, przez
lodowe szczyty, wezbrane rzeki i
pustynne bezdroża - do leżącego w
północno wschodnich Chinach Shaanxi.
„Z tej drogi nie ma odwrotu – nawoływał
niestrudzony Mao. – Słabi zginą, lecz
będzie to śmierć bohaterska”. Zginęła –
padając dzień po dniu – większość;
osiemdziesiąt tysięcy zmarłych pozostało
na żałobnym szlaku „Długiego Marszu”.
Umierały kobiety, umierały dzieci, jeśli
po drodze nie zostały zostawione bardziej
jeszcze od nich wygłodzonym chłopom, i
ślad po nich ginął na zawsze w bezkresie
chińskiego subkontynentu. Również
dwójka dzieci Mao i He pozostała w
Ciąg dalszy na stronie 12
Gorzkie uczucia (ciąg dalszy ze strony 10)
S t r o n a 1 2
Jak wielu ludzi tej profesji, przybyła do
Szanghaju szukając szczęścia. W latach
trzydziestych XX wieku to największe
miasto Chin, zwane „Paryżem Wschodu”,
było kulturowym kotłem, ośrodkiem
dekadencji, tolerancji i swobód,
szczególnie dla kobiet. Liczyła przede
wszystkim na swą urodę i czar, ale
również na determinację. Biedna, lecz
ambitna, zdołała po jakimś czasie wyrobić
sobie pewną renomę w artystycznym
świecie. Została kochanką reżysera
filmowego, a zarazem jednego z
członków władz komunistycznych,
niejakiego Changa. Potem poślubiła
aktora i krytyka Tang Na, następnie zaś
zamieszkała z żonatym dyrektorem
dużego teatru Zhang Minem.
Zrozpaczony jej rychłym odejściem
małżonek usiłował odebrać sobie życie
łykając potężną dawkę pastylek
nasennych, na szczęście kierownik hotelu,
w którym się zatrzymał, wkroczył w porę
i uratował młodzieńcowi życie. Lan nie
przejęła się tym ani trochę, nadal budując
swą karierę, głównie poprzez liczne
romanse.
„Była kobietą rozwiązłą – opisała
przyszłą panią Mao żona jednego z
rewolucyjnych przywódców w Yanan,
gdzie Lan Ping przebywała jakiś czas w
towarzystwie kolejnego męża, Davida Yu.
– Wydawało się, że po prostu nie jest w
stanie żyć bez mężczyzny”.
W tym czasie wdała się również w
romans z aktorem o nazwisku Wang.
Miłosne schadzki urządzali w biurze jej
męża, rzecz jasna w czasie, kiedy nie był
tam obecny.
Tymczasem „barwna” przeszłość i
profesja wybranki Wielkiego Mao coraz
bardziej zaczęły interesować nie tylko
pogrążającą się w obsesji „byłą” żonę, He
Zizhen, ale - co ważniejsze - Komitet
Centralny Komunistycznej Partii Chin.
Kim była uparta, natarczywa aktoreczka,
w dodatku potrójna rozwódka? Czy aby
nie figurantką podstawioną przez wrogie
siły imperialistycznego wroga?
Hunan pod opieką pary wieśniaków.
Nigdy nie udało się ustalić jakie były ich
dalsze losy.
Tych, którzy wytrwali, którzy doszli, z
pokrwawionymi stopami, którzy przeżyli,
żywiąc się tylko korą drzew i oblepionymi
miękką ziemią dżdżownicami, otoczyła
aura bohaterów, święty blask mitu.
Podczas owego „Długiego Marszu” Mao
Zedong stał się niekwestionowanym
przywódcą chińskich komunistów, zaś He
została poważnie ranna - w jej ciele
utkwiło kilkanaście odłamków szrapnela,
a trudy marszu zniszczyły jej psychiczną
równowagę. W trakcie wędrówki urodziła
kolejną dwójkę dzieci i wkrótce znowu
zaszła w ciążę. W sumie dała mężowi
sześcioro potomstwa, z których aż
pięcioro wkrótce zmarło lub zaginęło.
7 lipca 1937 roku wybuchła II wojna
chińsko - japońska. Nominalnie zarówno
wojska Kuomintangu jak i komunistyczna
Chińska Armia Ludowo - Wyzwoleńcza
wspólnie walczyły z Japończykami. W
praktyce jednak, obie strony wojny
domowej kontynuowały zbrojne
wystąpienia przeciwko sobie i gromadziły
siły do ostatecznej rozprawy o władzę w
Chinach.
Tymczasem uznany za bohatera Mao
skupiał wokół siebie coraz więcej
urodziwych adoratorek. Gdy He Zizhen w
końcu to dostrzegła, w furii stłukła go za
awanse czynione urodziwej reporterce
„Manchester Guardian” Agnes Smedley.
Innym razem obiła go latarką, za umizgi
do niejakiej Lily Wu, eleganckiej aktorki,
o której mawiano, że jest „jedyną
dziewczyną w Yanan noszącą trwałą
ondulację”. Sama jednak, wymęczona
porodami, szybko zmieniła się w
zaniedbane i rozżalone straszydło. Kiedy
w 1937 roku wyjeżdżała na leczenie do
Moskwy, wiadomo już było, że jest chora
na schizofrenię. Druga żona
Przewodniczącego nigdy nie uzyskała
oficjalnego rozwodu, a po powrocie ze
Związku Radzieckiego umieszczono ją w
szpitalu psychiatrycznym w Szanghaju.
Fakt, że Mao opuścił wierną towarzyszkę
z czasów „Długiego Marszu”, odstręczył
wielu jego dotychczasowych
zwolenników.
Jednak to nie Agnes ani nie Lily
naprawdę zawróciła mu w głowie. Ta,
która tego dokonała, również była
aktorką, wprawdzie nieco brzydszą, za to
zdecydowanie bardziej przedsiębiorczą...
Kiedy Mao Zedong wygłaszał jedną ze
swych mów w Szanghajskiej Akademii
Sztuki, jego uwagę zwróciła ciemnooka
kobieta entuzjastycznie bijąca brawo i
śmiało zadająca pytania. Zwróciła ją na
tyle, że natychmiast po wykładzie spotkali
się w celu „omówienia problemów
ideologicznych”, co z kolei zaowocowało
rychłymi planami małżeńskimi. Miała
smukłe dłonie, głębokie, niespokojne oczy
i potrafiła śmiać się perliście, chociaż
śmiech ten niejednokrotnie przybierał ton
szyderczy.
Wychowana w skrajnej biedzie Lan Ping
(Błękitne Jabłko), przeżyła koszmarne
dzieciństwo w domu ojca – sadysty,
głodna, krzywdzona i źle traktowana.
Przyszła na świat pewnego marcowego
dnia 1914 roku w mieście Zhuzeng w
prowincji Szandong - nigdy nie wyjawiła
dokładnej daty, ponieważ nie chciała, by
lud uroczyście obchodził jej urodziny.
Według legendy, jaką sama sobie
stworzyła, jako dziecko została porwana
matce, która uciekła z domu przed
okrucieństwem męża. Sprzedana
objazdowej trupie teatralnej,
zadebiutowała na scenie w wieku 14 lat.
W rzeczywistości matka oddała ją pod
opiekę swoim rodzicom w mieście Jinan,
a kiedy zawitała tam pewnego dnia
wspomniana trupa, Lan uciekła razem z
komediantami.
Zanim w 1930 roku poślubiła mężczyznę
o nazwisku Fei, syna bogatego kupca,
zdążyła już „zaliczyć” wielu kochanków.
Małżeństwo trwało zresztą zaledwie kilka
miesięcy, Lan wciąż kłóciła się z
krewnymi męża oskarżającymi ją o
lenistwo.
Była nikomu nie znaną aktorką o
podejrzanej reputacji i wątpliwym
oddaniu sprawie proletariackiej rewolucji. Ciąg dalszy na stronie 13
Gorzkie uczucia (ciąg dalszy ze strony 11)
S t r o n a 1 3
- He Zizhen zawsze była ci dobrą
towarzyszką – nagabywano
Przewodniczącego. – Jest godną zaufania
i wierną komunistką. Dowiodła swej
prawdziwej wartości w walce i w pracy.
Czemu nie możesz już dłużej żyć z taką
jak ona kobietą ?
- Szanuję i poważam towarzyszkę He –
odpowiedział zwięźle Mao. – Nie
powinniśmy jednak myśleć w
przestarzały, feudalny sposób. Rozwód
nie powinien być uważany za zagrożenie
dla pozycji i reputacji kobiety. Bez Lan
Ping nie jestem w stanie kontynuować
rewolucji.
Ostatecznie Partia zezwoliła na ślub pod
warunkiem, że pani Ping spędzi resztę
życia jako gospodyni domowa, z dala od
politycznych spraw publicznych.
Narzeczona została również zmuszona do
ukończenia szkoły partyjnej.
Kierownikiem placówki był niejaki Kang
Sheng, z którym wdała się w burzliwy
romans podczas czteromiesięcznego
pobytu na „uczelni”.
Mao i Lan pobrali się wiosną 1938 roku,
prawie po kryjomu. Ona miała 25 lat, on
– 46. Dwa lata później urodziła im się
córka, Li Na.
Nowa pani Zedong od pierwszych lat
urzędowania kipiała z zazdrości o
wpływy męża, inne kobiety i swoje
poprzedniczki, zwłaszcza idealizowaną
pierwszą żonę, Yang Kaihui.
Zadziwiająca mieszanka kompleksów i
samouwielbienia dała o sobie znać już
wtedy, gdy Mao odczytał pean napisany
dla tragicznie zmarłej Kaihui. Zazdrosna
Ping nie dość, że zmusiła go do napisania
podobnego utworu na własną cześć, to
sama także stworzyła wyjątkowo
kiczowaty poemat o sobie, obdarzywszy
go tytułem Niebotyczny szczyt. Znaki
utworu układały się w jej nowo
utworzony pseudonim – Jiang Quing
(Lazurowa Rzeka). Niektórzy jednak –
pamiętając o jej złym prowadzeniu się w
młodości – nazywali ją złośliwie Lan
Ping Guo (Zgniłe Jabłko).
Korespondent „New York Timesa”,
Tillman Durdin, określił ją w swym
artykule jako „ożywiony chiński
obrazek”. Jiang ścięła włosy na krótko,
ubierała się niby jak każdy, lecz jej
wojskowy mundur miał znakomity krój i
wykonany był ze znakomitego gatunkowo
materiału. Paliła papierosy w długiej lufce
– o zgrozo! Również w towarzystwie
cudzoziemców – lubiła muzykę taneczną i
amerykańskie kino, całkiem nieźle
mówiła po angielsku.
„Jej sposób bycia był czarujący i
wytworny, jak przystało w tradycji Chin
na aktorkę – napisał pułkownik David D.
Barrett, członek grupy amerykańskich
obserwatorów z Dixie Mission. –
Również jak wszystkie niemal chińskie
aktorki doskonale władała dialektem
pekińskim. Pamiętam, że była dużo
bardziej elegancka od innych żon
komunistycznych przywódców”.
Edgar Snow z kolei, opowiadał o niej z
nutą przychylnej pobłażliwości, jako o
„kobiecie wykształconej, wysoko ceniącej
poezję i eseistykę męża, dobrej, choć nie
kształconej malarce, doskonałej
gospodyni u boku niełatwego
mężczyzny”.
Ostatnia żona Mao Zedonga, zamieniona
w kurę domową i skazana na bezczynność
w luksusie, powoli stawała się jednak
osobą coraz bardziej zdziwaczałą i trudną,
czemu nie było w stanie zapobiec
krótkotrwałe podarowanie jej stanowiska
zastępcy dyrektora Komitetu
Kinematografii przy Ministerstwie
Kultury, a później zastępcy dyrektora
Biura Politycznych Sekretarzy. Młodsza
od męża o 24 lata, różniła się od niego
diametralnie, będąc jednocześnie
najbardziej zależną, emocjonalnie oddaną
i skrajnie pochlebczą osobą w jego
wewnętrznym kręgu adoratorów. On –
mimo że uważał się za cesarza, w głębi
duszy pozostał wiejskim prostaczkiem,
ona – uwikłana w intrygi i własne
kompleksy, wiecznie grała i udawała.
Wiele lat później ujawniła to i owo ze
swego pożycia z Przewodniczącym w
słynnym epigramacie: „Seks jest
pociągający na pierwszy rzut oka, lecz na
dłuższą metę pozostaje jedynie żądza
władzy”.
Choć oficjalna propaganda przedstawiała
Mao Zedonga jako ascetę, w
rzeczywistości pędził on życie pełne
luksusów. Na jego potrzeby powołano do
życia tak zwane „zespoły relaksacyjne”,
złożone z młodych dziewcząt, mających
umilać mu czas. Bujne życie erotyczne
przyniosło jednak choroby weneryczne.
Ponadto Mao nigdy nie dbał o swój
zewnętrzny wygląd, był nałogowym
palaczem, nie mył zębów a jedynie płukał
je zieloną herbatą, co powodowało liczne
infekcje jamy ustnej. Zdecydowanie
unikał też kąpieli, stosując zamiast tego
masaże ciepłymi, wilgotnymi ręcznikami.
Bez skrępowania czynił uwagi na temat
własnych procesów trawiennych i
wydalania, a pewnego razu nawet
ściągnął w towarzystwie Europejczyków
spodnie, by ulżyć sobie w upale.
Niektórzy lokalni przywódcy
komunistyczni instalowali w swych
domach toalety w stylu zachodnim,
wyposażone w wygodne sedesy i
pokrywali łóżka miękkimi materacami,
tymczasem Mao zawsze podróżował z
własnym twardym, drewnianym łóżkiem
i domagał się dostępu do tradycyjnej
chińskiej toalety, gdzie przykucał nad
dziurą prowadzącą do kloaki. Nawet w
czasie wizyt w Moskwie wolał kucać nad
nocnikiem, niż użyć dekadenckiej
sowieckiej ubikacji, zaopatrzonej w
burżuazyjny sedes. Jak nikt inny potrafił
jednak przeobrażać swe słabości w atuty,
zaprawiał się w tężyźnie fizycznej, nie
zwracał uwagi na krytykę i zachował
duże poczucie humoru.
Jiang uwielbiała oglądać importowane z
Hongkongu filmy, odrzucając
przynoszone przez niego biuletyny
polityczne, rozkoszowała się
„zachodnimi” potrawami jedzonymi we
ZSRR – kawiorem i zapiekankami,
wiecznie chora i zakompleksiona,
nienawidziła pielęgniarek otaczających
Ciąg dalszy na stronie 14
Gorzkie uczucia (ciąg dalszy ze strony 12)
S t r o n a 1 4
chorego i na wpół zniedołężniałego
męża. Nieswojo czuła się na plaży i
nawet brodząc w oceanie nosiła
plastikowe buty ukrywające defekt – jej
lewa stopa miała sześć palców.
Wielokrotnie nieudolnie naśladowała
Mao w prozaicznych czynnościach,
witając gości tak jak on, z książką w
ręku. Zazwyczaj udawała, że czyta,
wybierając lekturę dopiero, gdy
zaanonsowano przybycie gościa.
Kapitulacja Japonii i koniec II wojny
światowej przyniosły ponowny wybuch
wojny domowej w Chinach. Pomimo
otrzymywania pomocy wojskowej ze
Stanów Zjednoczonych, zarówno wojska
jak i aparat polityczno-administracyjny
Kuomintangu były słabe i
skorumpowane. Stopniowo komuniści
pod wodzą Mao Zedonga zdobyli
przewagę. 10 grudnia 1949 roku padło
Chengdu - ostatnie miasto na
kontynencie pod władzą
Kuomintangu. Jedyną prowincją w której
utrzymały się rządu Kuomintangu
pozostał Tajwan. 1 października 1949
roku, jeszcze przed końcem walk, Mao
Zedong proklamował w Pekinie
powstanie Chińskiej Republiki Ludowej,
w której skupił w swych rękach
najwyższą władzę jako przewodniczący
Komitetu Centralnego KPCh i Centralnej
Komisji Wojskowej oraz (w latach 1954 -
1959) prezydent ChRL, a wokół jego
osoby ukształtował się kult jednostki.
Początkowo w ChRL podjęto budowę
ustroju socjalistycznego wzorowanego na
radzieckim. O ile jednak w ideologii
radzieckiej jako awangardę ustroju
uznawano „klasę robotniczą”, ideologia
chińska, określana jako „maoizm”, z
powodu znikomej liczebności
robotników w Chinach, główny nacisk
kładła na chłopstwo. Oprócz
przeprowadzenia reform ustrojowych
(jak reforma rolna), rozpętano też
kampanię terroru przeciwko „wrogom
klasowym” (działaczom Kuomintangu,
właścicielom ziemskim i burżuazji) w
wyniku której od 2 do 5 milionów ludzi
poniosło śmierć.
hunwejbini), złożoną ze sfanatyzowanej
młodzieży, która brutalnie zwalczała
rzekomych „wrogów
klasowych”. Obowiązkową lekturą w
Chinach stały się Myśli Przewodniczącego
Mao, znane też jako mała, czerwona
książeczka - zbiór cytatów, stanowiących
skrótowy wykład obowiązującej ideologii.
W okresie „rewolucji kulturalnej” wzrosło
polityczne znaczenie żony Mao
Zedonga, Jiang Qing, która stanęła na
czele aparatu propagandowego i pośrednio
kierowała działaniami Czerwonej Gwardii.
W Chinach zapanował całkowity chaos,
którego opanowanie wymagało użycia
wojska. Spowodowało to wzrost znaczenia
armii, a zwłaszcza ministra obrony Lin
Biao, który został wyznaczony przez
Przewodniczącego na następcę, jednak w
1971 roku zginął w tajemniczych
okolicznościach w katastrofie lotniczej
(prawdopodobnie po nieudanej próbie
dokonania zamachu stanu).
W latach siedemdziesiątych nastąpiło
pogorszenie stanu zdrowia Mao Zedonga.
Cierpiał na chorobę Parkinsona, problemy
z sercem i choroby weneryczne. W cale
jednak nie myślał o wyrzeczeniu się seksu.
Jedną z ostatnich kobiet, które
awansowały dzięki Mao, była
szesnastoletnia kelnerka z zespołu obsługi
Przewodniczącego – Zhang Yufeng. Nagłe
zauroczenie dopadło podstarzałego wodza
niczym nastolatka – przez pierwsze dni
mówił i myślał tylko o niej, by wkrótce
podarować jej jeden z wagonów w
słynnym, nadzwyczaj ekskluzywnym
pociągu – jedynym pojeździe, którym
odbywał wszystkie swoje podróże. W tym
samym pociągu miała swój elegancko
wyposażony wagon oficjalna żona wodza
– Jiang Quing.
Jako nieślubną córkę japońskiego dentysty
podejrzewano ją o działalność agenturalną,
a sam Mao nie szczędził jej obelg i
wyzwisk. Mimo to awansowała na jego
osobista sekretarkę, a wkrótce stała się
ważniejsza od odrzuconej i poniżonej
Jiang. Z jednej strony jej władza brała się
Podczas wojny koreańskiej (1950 -
1953) Mao Zedong zdecydował o
udzieleniu wsparcia wojskowego Korei
Północnej. W szeregach chińskich
„wojsk ochotniczych” znalazł się
najstarszy syn Mao z pierwszego
małżeństwa, Mao Anying, który zginął
podczas bombardowania w 1950 roku.
Młodszy syn – Mao Anging, oszalał, a
najmłodszy – Mao Anlang – zaginął bez
wieści.
Od połowy lat pięćdziesiątych w
stosunkach chińsko - radzieckich zaczęły
się zarysowywać sprzeczności. Mao
Zedong nie zaakceptował potępienia
Józefa Stalina przez Nikitę Chruszczowa
na XX Zjeździe KPZR i jego polityki
destalinizacji, nie godził również się na
rolę państwa satelickiego ZSRR,
rywalizując z nim o przywództwo w
światowym ruchu komunistycznym i
samodzielność na arenie
międzynarodowej, co w konsekwencji
doprowadziło do rozłamu radziecko –
chińskiego w roku 1960.
Dwa lata wcześniej Mao zainicjował tak
zwany „wielki skok naprzód”, którego
celem było udowodnienie wyższości
chińskiego modelu ustrojowego nad
radzieckim. Jednym z głównych
elementów „wielkiego skoku” było
przekształcenie spółdzielni rolniczych w
komuny ludowe, w których zniesiono
niemal całkowicie własność prywatną,
stosowano eksperymentalne i zupełnie
nieskuteczne metody produkcji rolnej, a
nawet podjęto wytop żelaza i stali w
wiejskich warunkach. Polityka
„wielkiego skoku” doprowadziła do
całkowitego załamania produkcji rolnej i
klęski głodu, w wyniku której śmierć
poniosło od 20 do 43 milionów ludzi.
Klęska „wielkiego skoku naprzód”
spowodowała przejściowe ograniczenie
władzy Mao Zedonga. W celu
odzyskania pełni władzy, rozpętał więc
w maju 1966 roku „wielką rewolucję
kulturalną”. Pod pretekstem zagrożenia
ze strony „elementów burżuazyjnych”,
zmobilizował wielomilionową Czerwoną
Gwardię (określaną też jako Dokończenie na stronie 15
Gorzkie uczucia (ciąg dalszy ze strony 13)
S t r o n a 1 5
z faktu, że jako jedyna osoba rozumiała,
co bełkotał w trakcie choroby – była
więc interpretatorką jego wypowiedzi, z
drugiej zaś wszystkie osoby, łącznie z
żoną Przewodniczącego, musiały
meldować jej chęć rozmowy z Mao. Z
czasem stała się arogancka, zaczęła
pić... Bezsilny i schorowany Mao miał
jej napisać: „Zhang Yufeng, wynoś
się!” Nie miał już jednak siły, by
wyegzekwować wykonanie rozkazu. Po
jednej z awantur przeszedł pierwszy
zawał, za nim dwa kolejne. Zmarł 9
września 1976 roku w wyniku ataku
serca, który przeszedł tydzień
wcześniej.
Po śmierci Mao Zedonga na szczytach
KPCh doszło do ostrej walki o
władzę. W jej wyniku reformatorzy pod
przywództwem Deng Xiaopinga
doprowadzili do odsunięcia od władzy
skupionej wokół Jiang Qing tak zwanej
„Bandy Czworga”. 6 października do
pokoju Jiang wtargnęły straże i zabrały
ją do więzienia Quincheng, gdzie
spędziła pięć kolejnych lat w
oczekiwaniu na proces. Obwiniono ją o
nawoływanie do niepokojów, sabotaż i
celowe zniekształcenie nauk Mao.
W sądzie była pewna siebie i zarazem
wściekła, wprawdzie przyznała się do
zarzucanych jej czynów, ale
przedstawiła je jako rezultat bliskich
więzi ze zmarłym mężem: „Byłam tylko
jego psem. Jeśli kazał mi kogoś ugryźć,
gryzłam”. W 1981 roku została skazana
na karę śmierci, dwa lata później
zamieniono ten wyrok na dożywotnie
więzienie.
W 1991 roku zdiagnozowano u niej
raka krtani, w wyniku czego trafiła do
szpitala. Być może w ostatniej próbie
okazania niezależności, 14 maja Jiang
Quing powiesiła się na wieszaku w
szpitalnej łazience.
Przemysław Słowiński
W ostatnich dniach w krytyce obozu
PiS i ich wyborców dochodzi do
niebywałej agresji przez opozycje
totalną i ich zwolenników.
Natężenie nienawiści i inwektyw
świadczy o tym że klęska opozycji
ugodziła ich zwolenników do głębi.
Najdelikatniejszymi epitetami
względem elektoratu PiS jest to, że są
to ludzie prości. Szczęśliwym jestem,
że jestem człowiekiem prostym, czyli
takim który widzi i odbiera rzeczy i
zjawiska tak jak one są, bez
mataczenia , naginania i zaklinania
rzeczywistości. Człowieka prostego
charakteryzuje kod wartości
wynikający z tradycji chrześcijańskiej,
który nie kłóci się z prawem Rzymskim
i Grecką filozofią, dla którego, tak
znaczy tak, a nie znaczy nie, a
wszystko inne jest mataczeniem i od
szatana pochodzi. Ludzie prości to ci
dla których patriotyzm i umiłowanie
Boga i Ojczyzny jest rzeczą świętą, nie
podlegającą żadnym kompromisom.
Zaprzeczeniem człowieka prostego,
logicznym jest, że musi to być
człowiek nie prosty czyli skrzywiony i
nie chodzi tu z pewnością o ułomności
w fizycznej posturze ale skrzywieniu
charakteru i odchyleń w wyznawanych
wartościach. W języku łacińskim
krzywa to „kurwa” i to by najbardziej
odzwierciedlało ten drugi obóz nie
głosujący na PiS.
Oczywiście jest to daleko idące
uproszczenie dla pokazania
prymitywizmu tych wszystkich
manipulatorów od inżynierii społecznej
i socjotechniki.
Biblia jest potwierdzeniem
powyższych wywodów, Pan Jezus
przyszedł i wybrał na swoich uczniów
z pośród najniższych warstw
społecznych, odrzucił faryzeuszy i
uczonych w piśmie, na obecne czasy
byliby to ci wszyscy „wykształceni z
dużych miast”
Krystyna Janda celebrytka, która była
opłacana przez Rząd PO I PSL 15
milionów zł. rocznie na jakiś tam jej
prywatny teatrzyk.
Oczywiście ta emerytura się skończyła
po zmianie władzy. W obliczu widma
następnych 4 lat będąc odstawioną od
koryta, zareagowało po przegranych
wyborach do PE przez jej
pieszczochów w sposób ohydny.
Przedstawiła na rysunku kobietę
klęczącą z otwartymi ustami a nad jej
głową mężczyznę trzymającym w ręku
banknot i mówiący do niej (jak do psa)
„ Daj głos”.
Natomiast inny z nich, Maciej Stuhr
powiedział, że „Polska jest wrzodem na
środku dupy Europy”. Gdzie są ci
wszyscy Narodowcy, Konfederaci, nikt
nie zareagował na akt jawnej zdradę
Ojczyzny i własnego Narodu, winien
być przynajmniej ostrzyżony na łyso,
jak robiono to w czasie okupacji dla
sympatyków wroga. Człowiek ten jest
pierwszym tzw. „parchem” IIIRP.
I pomyśleć, że Towarzystwo Polskiej
Kultury w Melbourne zaprosiło swego
czasu to indywiduum jako gościa
honorowego na Polski Festiwal na
Federation Square, kilka lat temu.
Stanisław Zdziech
Obłęd celebrytów w nienawiści do Polski i Narodu Polskiego sięga
zenitu i bije wszelkie rekordy po przegranych wyborach
Gorzkie uczucia (dokończenie)
S t r o n a 1 6
Dokończenie na stronie 17
Artykuł pod w/w tytułem ukazał się
już jakiś czas temu, ale pan
Zagajewski znowu zaskoczył, a złote
myśli tego intelektualisty (nie mylić z
inteligentem) udało mi się wyłowić z
Internetu, gdzie pojawił się jego
wywiad z Katarzyną Janowską. Oto
one ujęte w ramki:
Należy rozumieć, że ta „myśląca
mniejszość”, to ci, którzy Polskę
doprowadzili prawie do ruiny, których
widzimy na marszach LGBT i którzy
jako totalna opozycja budowali Polskę
po swojemu, czyli bez planu. Pani
Szydło z kolei nic nie jest warta, bo
ponoć nie zna języków i okropnie się
ubiera, ale ta nie myśląca większość
sobie ją upodobała, a nie n. p. p.
Kopacz, która ubiera się u Diora.
Dobrze by było, gdyby p. Z. wskazał u
kogo tej miłości do prawdy jest
najmniej, bo ludzie gotowi pomyśleć,
że chodzi o jednego z jego idolów
politycznych.
Słowem warto słuchać
intelektualistów, co do postępowania
ich śladem, różnie to bywa.
A teraz wróćmy do artykułu tu
odgrzanego, gdyż tej bezmyślnej
większości pan Z. daje cięgi także
korzystając z gościny miłujących
prawdę i nienagannych pod każdym
względzie Niemców. Dziwić się nie
trzeba, bo zna języki.
wPolityce 21 III 2016 r. Wywiad
Adama Sosnowskiego z Adamem
Bujakiem. Pozwolę sobie pierwsze
zdania wywiadu przytoczyć dosłownie,
gdyż uwalnia to od parafrazowania,
zwykle pozbawionego puenty autorskiej
i często wymagającego dłuższego
wywodu.
A więc wywiad z Adamem Bujakiem
zaczyna się następująco:
„4 marca w niemieckiej gazecie
codziennej „Tagesspiegel” ukazała się
rozmowa z polskim poetą Adamem
Zagajewskim. Przeprowadził ją Gregor
Dotzauer. W wywiadzie przytaczane
są wszelkie antypolskie stereotypy
ostatnich miesięcy. Zagajewski skarży
się niemieckim czytelnikom,
że „ukradziono nam kraj”, a „nowa
władza chce po prostu wszystko”.
Dalej w sposób dosyć arogancki
poeta stwierdza, że wypowiada się
„w imieniu większości polskich
intelektualistów” oraz że „żaden
znany artysta nie wspiera PiS-u,
a co dopiero większość inteligencji”.
Zagajewski ubolewa także, że nowy
rząd „z tak zwanych żołnierzy
wyklętych robi wielkich bohaterów”.
Swe wywody Zagajewski kończy
naturalnie wskazując na rzekomy
antysemityzm i ksenofobię Polaków,
przez co u nas miejscami jest jeszcze
takie zacofanie, jak w XIX w. i nie
lubimy obcych.
Niemiecki dziennikarz tymczasem
podpowiada Zagajewskiemu, mówiąc
o „toksycznej atmosferze, za którą
odpowiedzialny jest przede wszystkim
Jarosław Kaczyński” lub
porównując KOD do „Solidarności”.
Portal wPolityce.pl zresztą informował
o tym nieprzyjemnym incydencie.
Nie ukrywam, że bardzo się
zdenerwowałem przeczytawszy
tę rozmowę. Chwyciłem
za słuchawkę, zadzwoniłem
do redakcji „Tagesspiegel”
i poprosiłem do telefonu Gregora
Dotzauera, autora rozmowy”
Jak było do przewidzenia
„Tagesspiegel” nie przyjął wywiadu
Sosnowskiego, podobnie jak 15
innych pisma niemieckich, do których
wywiad wysłano.
Oczywiście polecam sam wywiad, bo
nic go nie jest w stanie zastąpić. Ale
nie każdy doń dotrze, a ponadto
pewne sprawy wymagają
wypunktowania. Nie chodzi tu w
pierwszym rzędzie o to, co mówił pan
Zagajewski w dalszym ciągu swego
wywiadu dla niemieckiej gazety. Po
prostu wyczuł czego od niego
oczekiwano i starał się zadowolić
swego rozmówcę. Pragnę zwrócić
tutaj uwagę na strukturę psychiczną i
– niech już będzie – intelektualną jego
wypowiedzi. Szanująca się gazeta nie
powinna drukować tekstów tak
megalomańskich i, co tu mówić,
kretyńskich, ale łatwo się dać uwieść,
kiedy oferta nie do odrzucenia zawiera
jakąś smakowitość uderzającą w tego,
w kogo uderzyć należy. Tu, w tym
przypadku w Polskę i Polaków. A cóż
milszego, jak posłużyć się właśnie
ptakiem z gniazda, które chce się,
delikatnie mówiąc, ufajdać. Mieliśmy
takich uczonych, takie autorytety,
takich, co to wywindowani przez
określone lobby zatracili nad sobą
samokontrolę, a chcąc zabłysnąć
niepowtarzalnością i odciąć się od
owego profanum vulgus, za który
uważają wszystkich poza sobą i wąską
kliką kumpli nazywających się
intelektualistami, twórcami, artystami
i czyś podobnym. I pan Zagajewski
dał właśnie pokaz takiego szlifu
Polska w oczach Adama Zagajewskiego opowiedziana
Niemcom (z suplementem)
„Myśląca mniejszość nie może dać
się zepchnąć na całkowity margines,
bo Europę stworzyły idee, a nie
czołgi – mówi Zagajewski
Polscy politycy uważają, że są tak
czujni i sprawni, że nie potrzebują
dialogu z ludźmi kultury –
dodaje
Pani Szydło jest ideałem
człowieczeństwa dla pół miliona
ludzi, choć nie zna języków, okropnie
się ubiera i mówi głosem
przedszkolanki w depresji – mówi
ostro
Największym zagrożeniem dla
wolności w Polsce jest brak miłości
do prawdy – ocenia Zagajewski”
S t r o n a 1 7
intelektualnego, czy inteligenckiego,
bo sam tego tak dokładnie nie
odgranicza, wyobcowując się z tej
pogardzanej przez siebie masy, która
miała już dość hucpy przez 8 lat
poniewierającej ten kraj tak
wielokrotnie oszukiwany, ciężko
doświadczony, okradany, a w tychże
latach sprowadzony do rzędu
neokolonii. Tymczasem pan
Zagajewski wypłakuję się Niemcom,
bo rzekomo właśnie teraz ktoś ukradł
mu jego kraj. I ma rację, bo jego
Polskę zdmuchnęli mu sprzed nosa
Polacy, którzy nie mieli i nie mają
ochoty chadzać na biadolenie przed
Niemcami, bo nie ich dotknęło to
ciężkie doświadczenie, jakie spotkało
Salon, bo nagle stał się on jakąś
kanciapą, a jego mieszkańcy tułaczami,
którzy uprawiają swą durną politykę na
ulicy i to uważają za główny symptom
demokracji. Panu Zagajewskiemu
wydaje się, że tę publikę tworzy
większość intelektualistów, a nawet
inteligencji, czyli że amok i szał
głupoty ogarnął elity. Oczywiście
pytanie, kim są elity? Ale pomijając
intelektualistów – to jest dzisiaj miano
bardzo zdewaluowane, wprost
śmieszne, nawet dla wielu obelga, to
jednak polska inteligencja ma prawo
zaprotestować przeciwko tak
apodyktycznym i niczym nie
usprawiedliwionym sądom pana
Zagajewskiego. Myślę, że nadużył też
licencji, w ten sam worek wpakowując
artystów. Ale to ich sprawa, niech sami
powiedzą, czy w smak im, że pan
Zagajewski czyni się ich rzecznikiem.
Natomiast w jednej sprawie
przeciągnął strunę, podobnie, jak
kiedyś pewien intelektualista i
autorytet etatowy, nazywając naród
bydłem. Gdyby dożył ostatnich
wyborów, dodałby chyba, że to bydło
rogate, bo dobrze pobodło swych
dotychczasowych pastuchów. Jeśli na
ludowo, to całą gębą. A więc za jedno
powiedzonko wyraźnie dedykowane
czytelnikom „Tagesspiegel” winien
Pan Zagajewski ponieść
odpowiedzialność już nie tylko w
postaci jakiegoś należnego mu
komentarza. Komentarze pod tekstem,
który tutaj przywołałem są dla niego
druzgocące, choć moim zdaniem nie
zawsze sprawiedliwe. Nie przeczę
bowiem, że jest pisarzem, jednym z
wielu tysięcy, piszącym współcześnie,
ale choć mu tego życzę, to jednak
chyba do szkół nie trafi. Dziwi mnie
więc, że w swoim wywiadzie –
abstrahując od okoliczności jego
udzielenia, trudnych do
zaakceptowania – powiedział tak
wiele rzeczy wprost niemądrych,
mówiąc delikatnie, a wyraźnie
żebrzących o captatio benevolentiae
pytającego. Pół biedy, kiedy są to
tylko wypowiedzi niemądre,
natomiast fragment zdania mówiący,
że z „tak zwanych żołnierzy
wyklętych [rząd] robi wielkich
bohaterów” to jest już podłość.
Ostatni niezłomni bojownicy o wolną
Polskę ginęli wtedy, kiedy pan
Zagajewski kończył szkołę
podstawową. Jego znajomość historii
najnowszej Polski – o ile w ogóle
istnieje – może więc datować z lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych,
bo wtedy tak o tych bohaterach
mówiono. Może dla pana
Zagajewskiego są to nadal „zaplute
karły reakcji”. Pytanie tylko co w
takim przypadku może on wnieść jako
pisarz do skarbca naszej kultury ?
Zapewne tyle co Szymborska i szereg
podobnych im „twórców”. Inne
pytanie, kto w takim przypadku jest
zacofany? Oczywiście pan Zagajewski
wyciągając mocno już poobijaną
pałkę antysemityzmu i ksenofobii.
Tylko, że z takimi poglądami, jakie
prezentuje niemieckiemu dziennikowi
można go podejrzewać o ksenofobię
wobec narodu pośród którego żyje,
gdyż taka jego postawa wskazuje
wyraźnie, że jest to dla niego naród
obcy, z wyjątkiem może podobnych
mu „intelektualistów” – inteligencję
pozostawmy w spokoju, gdyż nie wypada
poniewierać ludzi Bogu ducha winnych.
Wywiadu Adama Sosnowskiego z panem
Adamem Bujakiem nie przyjął ani
„Tagesspiegel” ani żadna inna niemiecka
gazeta, do której się autor wywiadu
zwrócił. Nic dziwnego i nie można do
Niemców mieć pretensji, gdyż ryzyka
osłabienia takiej gratki, jak wywiad z
Zagajewskim nie zechcieli zapewne
lekkomyślnie podjąć. Nie jest to w
Niemczech praktyka odosobniona. Kiedy
skomentowałem bardzo napastliwą
wypowiedź na temat kard. Hlonda w
jednym z katolickich dzienników
niemieckich, także nie opublikowali mej
repliki, gdyż zwyczajnie z tamtą
wypowiedzią się identyfikowali. Z
wywiadem pana Zagajewskiego jest
podobnie. Oczywiście chwały mu to nie
przynosi, nawet gdyby – co jest
prawdopodobne – poczuł się do tego
stopnia Europejczykiem, że plucie do
własnej miski uznaje za rzecz naturalną i
właściwą.
Pan Zagajewski – wracamy do początku
– żali się Niemcom – że ktoś mu ukradł
jego kraj. Myślę, że adresat tej lamentacji
jest właściwy, wszak w czasie okupacji
niektórzy podobnie się publikowali w
gadzinówkach. Tego oczywiście pan
Zagajewski pamiętać nie może, ale
piszący te słowa pamięta i nawet taką
gadzinówkę miał w ręku. Wtedy Polacy
pokazywali sobie takie utwory jako okaz
wyjątkowego zaprzaństwa. Ciekawe, jak
dziś się na to reaguje ? KOD, czyli
według rozmówców „Tagesspiegel”
„Solidarność” (bis ?), wiadomo, jak. Cała
opozycja nie lepsza. A więc umoczeni
zostali nie tylko bohaterowie narodowi,
ale i „Solidarność”. Jak na jeden wywiad
kolosalny sukces, rzecz jasna, niemiecki.
Zygmunt Zieliński
Polska w oczach Adama Zagajewskiego opowiedziana
Niemcom (z suplementem) (dokończenie)
S t r o n a 1 8
Mnóstwo obecnych dziś na rynku
publikatorów przemyca moc informacji i
choćby tylko pobieżne odnotowanie, czy
nawet zauważenie ich, jest rzeczą
niewykonalną. Nie jest to żaden problem,
gdy chodzi o periodyki kolorowe, gdyż
mają one wyraźnego adresata, który chce
wiedzieć n. p. czy Jolce udała się randka,
albo też, że Dawidek ujawnił swoją opcję.
Podobnie jak informacja, co partnerka
(nawet jeśli to żona, to lepiej dla ucha
brzmi: partnerka) znanego piłkarza sądzi o
F35. Wszystko to są tzw.
Lantrinnachrichten (dalej: LN) – w
słowniku niemieckim słowo nie występuje,
jest natomiast pokrewne Lantringerüchte, o
nieco innym znaczeniu. To pierwsze jest
pochodzenia koszarowego, kiedy to w
dawnych koszarach zamiast WC było
pomieszczenie z dwoma drągami, jednym
do siedzenia. Siadywali tam kamraci i dla
zabicia czasu opowiadali sobie równości.
Stąd ta nazwa. A ponieważ ważkość
doniesień niektórych mediów jest
porównywalna do tamtych pogaduszek,
stąd użyte tu porównanie.
To, że kolorowe pisma preferują takie
treści i taki styl nikogo nie dziwi, gdyż
każdy ma prawo znaleźć na rynku to czego
szuka. Zupełnie inaczej ma się rzecz, kiedy
publikator o bardzo szerokim zasięgu –
właściwie niewymiernym – nagarnia sobie
lub usiłuje nagarnąć czytelników, zajmując
się na szerszą lub węższą skalę
serwowaniem takich informacji, jak wyżej
tu opisano. Tutaj o wiele bardziej, aniżeli w
pismach kolorowych, razi propagowanie
czegoś, czego od opiniotwórczego medium
na ogół nie oczekujemy. A ponieważ to, co
mało waży wypływa na powierzchnię,
bywa, że te „imponderabilia” kłują w oczy i
świdrują mózg przez zbyt długi czas ich
powtarzania. Tu konkretnie mam na myśli
portale Internetu. I znowu zupełnie inaczej
pisałbym o Interii, Onecie, inaczej o
Niezależna.pl .Pierwsze dwa mają swe
preferencje i na ogół im podporządkowują
treść swych doniesień. Owych LN jest tam
takie zagęszczenie, że aż trudne do
skomentowania. Zatem ograniczono się
tutaj do strony Niezależna.pl
W dodatku analizie poddano tylko
doniesienia z 11 VI 2019 r. Strona ta
chwali się, że „Według SimilarWeb.com w
maju 2019 r. zajęliśmy - wśród wszystkich
stron internetowych w Polsce (łącznie z
największymi jak Google, Facebook czy
Allegro) - 89. pozycję”. (Niezależna.pl 12
VI 2019).
To zadowolenie z siebie jest w znacznej
mierze uzasadnione, gdyż inne tego typu
Strony internetowe, zapewne nadążają za
gustami swych czytelników i prócz LN
zamieszczają co najwyżej jakieś treści
propagandowe. Nie brak ich także na
Niezależna.pl, ale ich proporcja w stosunku
do informacji bieżących o różnym, co
prawda, ciężarze gatunkowym, ale jednak
mających za przedmiot wydarzenia
zaznaczające się na płaszczyźnie życia
publicznego, utrzymana jest w granicach
rozsądku i dobrego smaku.
Niemniej i wymieniony wyżej publikator
zakłóca niestety dość często, promowanie
ludzi i wydarzeń o kontrowersyjnej
wymowie. Jedne z nich mają tak nikłe
odniesienie społeczne, że mogłoby ich w
ogóle nie być, gdyż nie przekazują jakiegoś
ważnego przesłania, ani nie są sygnowane
jakimś szczególnym autorytetem. Żeby nie
być gołosłownym przytoczę kilka
przykładów, dodam, z jednego tylko dnia.
Z góry proszę o wybaczenie osoby, które z
konieczności zostaną przywołane
wPolityce zanotowano: „Manuela
Gretkowska, rzekomo ceniona polska
pisarka, zaciekła feministka i twórczyni
Partii Kobiet dostała swoje pięć minut
w wywiadzie dla wp.pl. Dała w nim popis
pogardy. To co robi, by obrzydzić
tradycyjne wartości i polityków Prawa
i Sprawiedliwości, przechodzi wszelkie
pojęcie. Feministka w wyjątkowo
niegodziwy sposób zakpiła
z Beaty Szydło”. Niezależna.pl, nie
wiadomo dlaczego, ten występ przez kilka
dni upowszechniała.
Wolno tej pani mówić o Beacie Szydło, co
jej się tylko podoba w myśl porzekadła:
„wolno psu na księży szczekać”, ale chęć
zainteresowania publiczności jej poglądami
w Niezależna.pl to jednak przesada.
Podobnie kiedyś propagowano myśli pani
Nurowskiej, zresztą, nie tylko kiedyś, ale
także dzisiaj. Tym razem zabrała głos w
sprawie myśliwców. I niech tak będzie, ale
po co o tym mówić całej Polsce.
Niezależna.pl uznała wszakże, iż pogląd
ten jest godny wzmianki. Oto co tam
czytamy: „pisarka Maria Nurowska nie
pierwszy raz wtrąca się w politykę. Tym
razem sen z powiek spędza jej inwestycja
w sprzęt dla polskiego wojska. Według niej
to... strata pieniędzy, bo i tak polską armię
może pokonać... broń atomowa”.
Nie chodzi o to, jakiej kategorii są te
pisarki, obie wymienione panie, ale czy aż
takiej, że ich głos w sprawie osoby o
ogromnej akceptacji społecznej i
myśliwców F35 musi być tak
eksponowany?
Zapewne wielu pamięta komentarz pana
Bronisława Komorowskiego do rezultatów
wyborów do PE. Wzbudził on sensację,
toteż zrozumiałe, że były prezydent Polski
poczuł się do obowiązku wyjaśnienia
swego stanowiska. Oto jego wypowiedź:
Co jest obraźliwego w tym, że wyborcy w
kategorii wiekowej 29-49 w przeważającej
mierze głosowali na Platformę? A to są ci,
którzy płacą podatki. Co jest w tym
obraźliwego? Ja nie rozumiem? Natomiast
my, znając pana Komorowskiego,
rozumiemy skąd bierze się u niego ta
beztroska w wypowiadaniu swych opinii.
Nie pomyślał o tym, jak wielka jest rzesza
emerytów i rencistów, którzy być może nie
powinni, ale płacą podatki. A ci wszyscy,
którzy w wieku ponad 49 lat pracują,
widocznie już ich pan Komorowski spisał
na straty. W sumie więc jego wypowiedź
pozbawiona jest sensu, a trafia on do
mediów z racji swej byłej prezydentury,
podobnie jak Lech Wałęsa. Obaj zresztą w
podobny sposób lubią zaskakiwać, czy
jednak jest to wystarczając racja, by ich
opinie powielać w taki sposób i to
nieustannie?
Pan Biedroń, który kreując siebie
politykiem, bodajże czy nie o ambicjach
prezydenckich, zapewniał, że zrezygnuje z
mandatu posła do PE. Pewnie nikt w to nie
wierzył, gdyż apanaże, w rzeczywistości
dożywotnie, to wróg nawet takiej cnoty,
jaką zda się mieć zwiastun Wiosny. A przy
Nieważkie pływa zawsze na powierzchni
Co nieco o mediach
Dokończenie na stronie 19
S t r o n a 1 9
tym można nawywijać tęczową
chorągiewką. Aliści po namyśle, albo
stwierdziwszy, że zbyt wielkie
poświęcenia w przeliczeniu na Euro mogą
się okazać zwykłą wydmuszką,
aczkolwiek bardzo drogą, wódz LGBT
oświadczył: „Nie widzę żadnego powodu,
żebym dzisiaj miał oddawać mandat
europosła, muszę dopilnować, żeby nasza
trzyosobowa delegacja w PE zasiadała w
odpowiednich komisjach, mogła
realizować nasz program”.
Z pewnością wielu zaczadzonych długo
będzie główkować nad spiżowością i
bezkompromisowością swego idola,
zanim dojdzie do wniosku, że po prostu
zrobiono ich w konia. Być może na
Niezależna.pl taka informacja mogła się
pokazać, ale czy nadawanie jej rangi aktu
politycznego jest na miejscu, można by
powątpiewać.
Przez kilka dni na stronie Niezależna.pl
można było oglądać zdjęcie z żałosnego
spektaklu łączącego w sobie wprost
niewyobrażalne chamstwo z brakiem
poszanowania już nie tylko dla Boga, ale
dla człowieka. To był pogrzeb
humanizmu, takiego jaki rozumieją
zarówno ludzie wierzący w to, że Bóg
istnieje, jak i ci, co wierzą, że Boga nie
ma. Nie rozumieją go tylko osoby wyzute
z człowieczeństwa. A zatem ludzie ci
zanurzyli w paskudztwie kulturę
współżycia. I po co pokazywać ów
żenujący wygłup przez tyle dni. Czegóż
innego mogli tamci pragnąć?
Podobnie wypowiedź jednej z owych
„pisarek” wisiała na Niezależna.pl przez
kilka dni. Nie powinna tam w ogóle trafić.
To, że ktoś nie może znieść – zwłaszcza
kobieta, gdy w grę wchodzi inna kobieta –
czyjegoś sukcesu, nawet jeśli sam nie
dorósł nawet do pozycji wyjściowej, nie
powinno być powielane, nawet w „okresie
ogórkowym”. Jest zbyt płaskie i tanie.
Ks. Bartold powiedział w homilii: A
przede wszystkim kochać naszych
rodaków. Nie zależnie od tego, czy
podzielamy ich poglądy, czy nie. Ważne to
słowa, ale czy tamci pozwolą się
miłować ? I czy każdemu starczy wiary i
miłości Boga, by ją przenieść na
bliźniego, każdego bliźniego ? Oby !
Media rządzą się swoimi prawami. Są
przecież w pierwszym rzędzie
przedsięwzięciem ekonomicznym. Żądanie
obiektywizmu i trzymania się zasad
dyktowanych przez fundamentalne wartości,
pośród których prawda i przyzwoitość
plasują się na pierwszym miejscu, jest
bardzo wygórowane, a w wielu przypadkach
poprzeczka jest za wysoko. W tej materii
nie może być kompromisu i
dwuznaczności. Medium mające swoje
określone oblicze, lewicowe, prawicowe czy
też hołdujące złotemu środkowi nie może
kształtować opinii publicznej po myśli
swego adwersarza. Werbalnie też rzadko do
tego dochodzi i raczej z przypadku.
Niezależna.pl nie może zatem przyjąć za
dobrą monetę wypowiedzi aktora,
manifestującego swój katolicyzm i zarazem
popierającego marsze tęczowe z szacunku
dla człowieka, gdyż imprezy te jawnie
okazują jego fundamentalny brak, promując
środkami ocierającymi się o nienawiść to,
co ogółowi jest obce, a nawet wstrętne.
Podobnie ma się rzecz z nagłaśnianiem osób
i sytuacji ewidentnie odbiegających swym
zachowaniem od norm jakie medium dane
ma w swym programie. O ile wykroczenia
przeciwko temu są poważnymi
mankamentami, o tyle nadawanie rozgłosu
rzeczom i osobom społecznie nie
wyrastającym ponad ogól, choć może są one
o sobie innego zdania, jest po pierwsze
niezrozumiałe z punktu widzenia zadań
stojących przed mediami, jak i w
konfrontacji ze zdrowym rozsądkiem. Jedno
i drugie powinno cechować tych, którzy
podejmują się sztuki kształtowania
zainteresowań szerokiego ogółu i jego
doznań estetycznych. Oczywiście, jak wyżej
zaznaczono, konieczne jest jasne oblicze
ideowe medium. Rzecz zrozumiała, zgodne
ze źródłem, z którego ono wyrasta.
Porzucenie tych zasad jest zawsze
zapowiedzią jakiegoś końca czegoś, co
może się dobrze zapowiadało.
Zygmunt Zieliński
Gdzie brak argumentów, a bazą jest
zwykłe kłamstwo przy braku
jakiegokolwiek pomysłu, tam należy
stworzyć własną historię. Im starszą,
tym lepiej. Na ten pomysł wpadły
władze Gdańska i Łodzi wywodzące
się z Platformy Obywatelskiej. I
postawiły na starożytność. Ba ! Nawet
czasy legendarno-baśniowe.
Za kilkaset tysięcy złotych w Łodzi
postawiono pomnik jednorożcomi. W
Gdańsku zaś zakupiono pozłacany
rydwan. Będzie i baśniowo i
starożytnio !
W archiwach miasta Gdańska
znajduje sie również na złoto
wykonana figura Donalda Tuska,
wykonana swego czasu na
zamówienie protestujących
robotników z „Solidarności” Posąg
wykonano bodajże ze stryropianu ale
prezentuje się okazale.
Elementy składowe na
rozpoczynającą się kampanię
wyborczą już są, a zatem do dzieła !
Zamiast na białej klaczy można
postawić pomnik Tuska w rydwanie,
zaprzężonym w jednorożca. I
zatytułować: król Europy wjeżdża
triumfalnie do... Tutaj tylko trzeba
wstawić nazwę miasta.
Pomnik taki byłby również symbolem
bezrozumnego wydawania pieniędzy
podatników. Jego elementy (rydwan i
jednorożec) kosztowały setki tysięcy
złotych. Samego Tuska wyceniono
bardzo tanio, bo styropian nie jest
raczej kosztownym elementem, a
osoba w nim odwzorowana poza
pozłotką jest własnie tyle warta.
Remigiusz Ostrowski
Nieważkie pływa zawsze na powierzchni
Co nieco o mediach (dokończenie)
Mitologiczna
Platforma
S t r o n a 2 0
W przeddzień wyborów do Parlamentu
Europejskiego odbyła się w Gdańsku
uroczysta Parada Równości z udziałem
prezydenta Gdańska, korpusu
dyplomatycznego, profesorów gdańskich
uczelni i licznych homoseksualistów,
biseksualistów, transseksualistów,
monoseksualistów, multiseksualistów,
oraz – po prostu – seksualistów. Jakże
europejska, kolorowa impreza, w której
ludzie się do siebie uśmiechali, miała
formę procesji ku czci Waginy – Króla.
Centralnym punktem procesji był
niesiony na patyku wizerunek
zewnętrznych narządów rodnych kobiety,
co według organizatorów miało być
protestem przeciw opresyjnemu
traktowaniu waginy przez patriarchalnych
mężczyzn, choć złośliwi twierdzą, że był
to symboliczny wizerunek damy –
działaczki samorządowej. Czasy się
zmieniają – do niedawna rysynki tego
rodzaju spotkać było można tylko w
podniszczonych klozetach
prowincjonalnych dworców PKS, a dziś
trafiły na salony. Nawiasem mówiąc
wciąż formalnie obowiązuje artykuł 141
Kodeksu Wykroczeń, który stanowi:
„Kto w miejscu publicznym umieszcza
nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub
rysunek, podlega karze ograniczenia
wolności lub grzywny do 1,5 tys."
Wygląda na to, że wizerunek taki na
trwałe wszedł do krajobrazu politycznego
kraju, bo od tej pory wszędzie, gdzie
toczy się walka o postęp, na sztandarach
jest p...da. Wynika to z faktu, że wciąż ci
sami aktywiści wędrują po kraju wraz ze
swoimi rekwizytami, transparentami i
sztandarami.
Prezydent Trzaskowski określił liczbę
osób LGBT+ w Warszawie na 200
tysięcy, ale nie wiadomo w jaki sposób to
policzył (ankiety personalne? Sondy
uliczne?). Prawdopodobnie dane
dostarczyli mu aktywiści gejowscy. Parę
lat temu, gdy w Angli toczyła się prawna
batalia o małżeństa homoseksualne,
przedstawiono parlamentarzystom wyniki
badań naukowych, z których wynikalo, że
sprawa dotyczy 15 procent populacji. Po
uchwaleniu prawa okazało się, że nastąpił
błąd o rząd wielkości – nie 15, a 1.5
procent...
W kilka dni po pierwszych "Waginaliach"
odbyła się również w Gdańsku kolejna
impreza tego typu. Jeszcze bardziej
uroczysta, bo z udziałem
certyfikowanego Europejczyka –
przewodniczącego Donalda Tuska i
licznych samorządowców.
Wywiadowcom moherowych beretów
udało się zdobyć przemówienie, które nie
zostało wówczas wygłoszone, gdyż po
przegranych wyborach "macher z
zaplecza przestawił wajchę" ("nie
jesteście żadnym antypisem!") i treść
wystąpienia się zdezaktualizowała.
"We free people! My wolni ludzie!
Nie pozwolimy, by Kaczyński wypchnął
nas z Europy!
Nie po to grupa ludzi o europejskich
nazwiskach wprowadzała nas na członka
Europy, by teraz wyciągać. Miller i
Huebner, Thun und Graf, Szejnfeld und
Rotfeld, Rosati, Schnepf, Hartman i
Blumsztajn, - to dzięki nim mamy
autostrady, montownie i hurtownie,
multikina i aquaparki, galerie i banki.
Populiści - ręce precz od banków!
Dzięki kredytom możemy kupić w
sklepach wielkopowierzchniowych
plazmę i klimę.
Nie dajmy Kaczyńskiemu niszczyć
sklepów wielkopowierzchniowych!
Są one potrzebne głodnym dzieciom i
brzuchom naszych kobiet!
Nie pozwolimy, by kler katolicki dotykał
brzuchów naszych kobiet!
Nasze macice należą do brzydkiej starej
panny bez posagu!
Żądamy europejskiej edukacji w
przedszkolach!
Niech nasze maluchy poznają
nowoczesne i innowacyjne techniki
współczesnej europejskiej masturbacji!
Kaczyński nie powstrzyma nas od
niekonwencjonalnych ról społecznych i
niestereotypowych zachowań płciowych!
Wara Kaczyńskiemu od swobody
twórczej naszych artystów! Chcemy scen
kopulacji, koprofagii i masturbacji w
naszych teatrach!
Parafianszczyzna, dulszczyzna i polskość
to nienormalność- nie zniszczą naszej
tolerancji!
Jako ludzie dialogu i kompromisu
żądamy ,by Kaczyński przestał niszczyć
ten kraj. Ten kraj, z najwyższą
starannością zorganizowany przez tajne
służby i agenturę, ulega dewastacji na
naszych oczach. Kaczyński swoją
dyktatorską, faszystowską działalnością
już zdewastował nastepujące dziedziny
(w kolejności alfabetycznej):
Bezpieczeństwo obywateli, dobrostan
czytelników red. Michnika, honor
oficerów służb mundurowych,
kontrwywiad NATO, macice polskich
kobiet, myślistwo, łowiectwo i
rybołóstwo, nowoczesność w domu i
zagrodzie, obronność Polski,
praworządność, pozycję Polski w
Europie, Puszczę Białowieską i populację
dzika, prawa reprodukcyjne środowisk
LGBT, reputację sędziów , samorządy
terytorialne, służbę zdrowia i
sądownictwo, stosunki międzynarodowe,
szkolnictwo,Telewizję Publiczną, totalną
opozycję, Trybunał Konstytucyjny,
wolność słowa, sumienia i zgromadzeń,
.
Nasze stanowcze NIE dla prób
zawłaszczenia mediów i nacjonalizacji
prasy!
Niezależne niemieckie gazety szerząc
wartości europejskie są gwarantem naszej
demokracji, a słynny niemiecki
obiektywizm jest nam pomocny przy
budowie otwartego społeczeństwa i
przezwyciężaniu zaściankowości.
Kamiński i jego siepacze o 6 - tej rano
nie zabronią nam wolności gospodarczej
– business na służbie zdrowia będzie
robiony!
Kaczyński nie zniszczy międzynarodowo
uznanego autorytetu Lecha Wałęsy -
Gdańskie Waginalia
Dokończenie na stronie 21
S t r o n a 2 1
Kasta sędziowska w Polsce to temat na
wiele książek.Ta plama na honorze
wymiaru sprawiedliwości wręcz poraża
swoją stronniczością w interpretowaniu
prawa. Zwykłe kradzieże sklepowe i inne
czyny przestępcze są na porządku
dziennym. Kasta czuje się bezkarna i
trudno jest mowić o jakimkolwiek
prawie, które byłoby powszechne, dla
każdego obywatela. Sądy rosną w siłę a
sędziom żyje się dostatniej.
Niedawno zakończył się, trwający prawie
5 lat, proces o potrącenie samochodem 75
-letniej kobiety na przejściu dla pieszych
w Konstancinie. Sprawcą był dziennikarz
Piotr Najsztub, który prowadził pojazd
bez wymaganego prawa jazdy a sam
samochód nie był ani ubezpieczony ani
nie posiadał żadnego aktualnego
przeglądu technicznego.
Wskutek wypadku ofiara trafiła do
szpitala, w ktorym doszła do jako takiego
zdrowia (w tym wieku trudno mówić o
całkowitym wyleczeniu). Śledztwo i
sprawa sądowa trwała 5 lat, w czasie
których babcia zmarła z naturalnych
przyczyn. Dopiero wówczas
zdecydowano się na zakonczenie
przewodu sądowego i ogłoszenie wyroku.
A brzmiał on: niewinny ! Werdykt taki
zapadł w sądzie w Piasecznie, a w
uzasadnieniu głownym argumentem była
niemożność ustalenia prędkości, z jaką
poruszała się potrącona staruszka.
Można odnieść wrażenie, że piesza
przekroczyła dozwoloną szybkość
wchodząc na pasy (było to przejście
doskonale oznakowane). Zupełnie tak
jakby z piskiem podeszew wtargnęła na
jezdnię, usiłując staranować samochód
biednego sprawcy wypadku.
I tak szczęśliwie nikt nie dopatrzył się
czy ofiara wypadku poruszała się o lasce.
Wówczas pewnie to ją własnie by
pośmiertnie skazano za spowodowanie
wypadku, jako że uznano by ją za model
z turbo doładowaniem.
Odwrócenie rolami ofiary i przestępcy to
jakby „chleb powszedni” w polskich
sądach. Jak to mawiają: punkt widzenia
zależy od punktu siedzenia. Jeśli sprawca
jest związany z jakąś kastą czy mafią lub
jedynie słusznym stronnictwem
politycznym, jest z reguły niewinny a
hordy dziennikarzyn i kolesi
ideologicznych nie tylko
usprawiedliwiają jego czyn, ale wręcz
rozczulają się nad nim.
Od czasu wypadku minęło 5 lat. W
wyniku wyborów zmieniła się władza a
zatem i sytuacja w kraju. Państwowe
środki masowego przekazu (zwłaszcza
TVP) zaczęły podawać rzetelne
informacje. Kiedy podano wyrok sądu w
Piasecznie, uniewinniający sprawcę,
wyszły na jaw kombinacje kasty
sędziowskiej, która przeciągnęła sprawę
przez wiele lat licząc na załamanie się
obecnego systemu, do czego nie doszło.
Zmarła już ofiara wypadku nie może się
odwolywać od rażącej
niesprawiedliwości „togoglyty”. Opinie
publiczną najbardziej jednak poruszył
główny argument werdyktu o
niemożności ustalenia szybkości
poruszania się pieszej. Na falę szerokiej
krytyki starali się odpowiedzieć stronnicy
sprawcy. W jednym z programów TV
poseł z zanikającej partii z kropką w
nazwie starał się oddzielić sprawę braku
prawa jazdy oraz dokumentów przeglądu
samochodu od sprawy samego wypadku.
Swoją obronę oparł on na fakcie, że za
brak odpowiednich dokumentów sprawca
został już ukarany grzywną, a wypadek to
sprawa mniejszej kategorii. Było to
żenujące.
Jednakże na tym polska (nie)
sprawiedliwość nie kończy się. W
bulwersującej opinię publiczną zbrodni,
dokonanej na 10-letniej dziewczynce
przez podejrzanego w sprawie Jakuba A.
Rzecznik PO Adam Bodnar stanął murem
za sprawcą, dopatrując się w rutynowym i
modelowym jego zatrzymaniu przez
policję elementów łamania praw
człowieka. Jako argument przywołuje
tutaj założenie tzw. kajdanek
zespolonycyh oraz brak odpowiedniego
ubioru podczas zatrzymania.
Nie wiem gdzie jest granica zdrowego
noblista donosił bez swojej wiedzy i zgody
tylko na ludzi, którzy wtedy byli nikim, i
dziś są nikim.
Nie damy Kaczyńskiemu otworzyć puszki
z Pandorą ksenofobii i nietolerancji!
Serdecznie witamy muzułmańskich
emigrantów!
Niech ich młode, silne ramiona ubogacą
nasze środowiska LGBT!
Niech rozkwita różowo – tęczowa Polska
pod zielonym sztandarem Proroka!
Tak nam dopomóż Schultz i Junker,
Junkers & Messerschmidt, Allach i
Akbar!"
Jan Martini
Gdańskie
Waginalia (dokończenie)
Pisk podeszew czyli wymiar
(nie)sprawiedliwości
rozsądku u rozpolitykowanego RPO i jego
znajomości prawa. Wystarczy tylko
zapoznać się z prawem, dotyczącym
zatrzymania przez policję osób
szczególnie niebezpiecznych. Nic więcej.
Widać RPO chciałby, by policja przed
każdym zatrzymanien wysyłała takiej
osobie bilecik wizytowy z zaproszeniem
do aresztowania jej w umówionym
miejscu i czasie. Kpina ? To mało
powiedziane.
Oczywiście, protest Adama Bodnara
wsparły natychmiast tzw. „autorytety”
kasty sędziowskiej, stale wrogie obozowi
dobrej zmiany i niepogodzonej z
prowadzonymi wolno, aczkolwiek w
jakiejś mierze skutecznie reformami prawa
polskiego. Czy można sie dziwić, że
przeciętny Kowalski traktuje odzianych w
togi hochsztaplerów jako wrogów ?
Upadek autorytetu sądownictwa jest
faktem i trzeba będzie długich lat, by to
zmienić. Szkoda tylko, że opinia taka
dotyka również i uczciwych sędziów.
Roman Skalski
S t r o n a 2 2
Apodyktyczne i pełne pychy
obwieszczenia wielu zachodnich mediów
na temat Polski budzą zniecierpliwienie,
ale też pewną schadenfreude, bo
wystarczy je skonfrontować z naszą
rzeczywistością i przyłożyć do kilku
polskojęzycznych, ale niekoniecznie
polskich gazet, by się przekonać, że
„odżynanie” nie tylko w szkole, ale także
w życiu niczego dobrego nie przynosi.
Rzecz jasna, wielu jest na kolanach
czytających te zachodnie wypociny, bo
jakże inaczej ? Przecież to ktoś z Paryża,
Toronto, Waszyngtonu, nawet jeśli gołym
okiem widać, że tamten pisze jak ślepy o
kolorach, to jednak jest to ktoś stamtąd,
jakże tu podważać autorytet zafiksowany,
choć niekoniecznie całkowicie
sprawdzony ? A może on wie lepiej!? To
jest to nasze myślenie, ten jakże długo
hodowany bakcyl poczucia niższości
każący hołubić każdy bzdet, byle był
stamtąd. Upokarzające to i smutne. W ten
sposób zaczynamy wierzyć, że mamy
antysemityzm, że nie mamy demokracji,
choć perwersyjne spektakle na ulicach
mówią, że jest jej o wiele za dużo. W ten
sposób już niektóre osoby mówią o tym,
że Polska rozpętała II wojnę światową,
inne, że urządziła holokaust. I tak można
by wyliczać bez końca.
Oto poniżej mamy produkt zachodniego
„intelektu”, który powinien zainteresować
zarówno tych, w których interesie się
uaktywnił, jak i tę ciemną masę, do której
sam należę.
The Globe and Mail (Toronto)
June 8, 2019
Doug Saunders, On one day in 1989,
China and Poland were transformed.
Their silence today sends a message to the
world (Pewnego dnia w 1989 r. Polska i
Chiny dokonały transformacji. Ich
milczenie dzisiaj śle sygnał światu)
“Mr. Kaczynski has built his party on a
claim that Poland (and the rest of Central
Europe) went in the wrong direction in
1989, a claim that appeals to a lot of rural
Poles who feel that life was simpler,
easier and more certain and religious
before communism ended. Poland,
Hungary, Czechoslovakia and their
neighbours spent two decades after 1989
reversing the stifling isolation and
repression of totalitarian rule by opening
themselves up through trade, NATO
membership and the European
Union. Many of their leaders, especially in
Poland and Hungary, are bent on reversing
that course and reverting to something
resembling a pre-1989 form of rule”.
Tłum. polskie - ZZ:
(„Pan Kaczyński utworzył swą partię w
przekonaniu, że Polska (i reszta Europy
Centralnej) poszła w 1989 r. w złym
kierunku i zwrócił się z apelem do Polski
wiejskiej, która czuje, że było prościej,
pewniej i bardziej religijnie przed końcem
komunizmu. Polska, Węgry,
Czechosłowacja i ich sąsiedzi przez dwie
dekady po 1989 roku wychodzą z dusznej
izolacji i represji rządów totalitarnych
poprzez otwarcie siebie na handel,
członkostwo w NATO, i w Unii
Europejskiej. Wielu ich przywódców,
zwłaszcza w Polsce i na Węgrzech chce
proces ten odwrócić wracając do czegoś, co
przypomina sposób rządzenia sprzed 1989
r.”).
Trudno, i nawet nie wypada pisać o
dziennikarzu, podobno cenionym nie tylko
w Kanadzie, że wypisuje tak potworne
głupstwa, czym dowodzi, że posłużył się
czymś zaczerpniętym może z Gazety
Wyborczej TVN lub z wypowiedzi
polityków totalnej opozycji, ale co z
rzeczywistością tej części Europy nie ma
żadnego związku. Przeciwnie, nostalgię do
czasów komunistycznych widać gołym
okiem w obozie „totalnej”, gdzie aż się roi
od aparatczyków komunistycznych, a
trzech byłych prominentnych członków
władz komunistycznych z listy tzw.
Koalicji Europejskiej weszło do PE. Nadto,
żeby było śmieszniej uroczystości rocznicy
powstania „Solidarności” obchodzono pod
sui generis patronatem Aleksandra
Kwaśniewskiego także byłego członka KC
PZPR, niestety także byłego prezydenta
RP. Tak więc pan Saunders nie wie o czym
pisze, albo co gorsza wie, ale to już w
ogóle nie przynosi chluby ani jemu
osobiście, ani zawodowi, który uprawia, a
już najmniej gazecie, w której pisze.
Dodać trzeba, że zestawienie w tytule
Tian’anmen z Polską jest wprost
rewelacyjne. Przyznać trzeba, że na to nie
wpadłby żaden z naszych geniuszy w
produkowaniu zaskakujących newsów.
Ale mamy my także swoje kwiatki.
W mediach zdziwienie, że Trzaskowski
nie wziął udziału w marszu na rzecz
rodziny, a objął patronatem marsz LGBT i
profanację mszy św.
Najbardziej dziwi to „zdziwienie”, bo już
każdy powinien wiedzieć kim jest
Trzaskowski, nie tylko on, ale wszyscy,
którzy go wybrali. To nie tylko plucie na
całą naszą tradycję narodową, nie mówiąc
o bezbożnictwie, ale wyszydzanie czegoś,
co dla ogromnej masy narodu jest
świętością. Oczywiście to nic nie znaczy
dla sympatyków LGBT i takich
dziennikarzy zachodnich, którzy Polskę,
jak sądzą, znają od podszewki, a w istocie
wiedzą o niej tyle co im podpowie Gazeta
Wyborcza, czy któryś z fabrykantów fake
newsów.
Z moich doświadczeń wiem jedno:
wszystkim tym, obojętnie jak by się
nazywali, jakiemu bóstwu się kłaniali,
którzy zło uznali za cel swego istnienia,
pisany jest ten sam los, co ich
poprzednikom na tej drodze. I to wcale
nie za sprawą jakieś kary Bożej, ale
dlatego, że naśladują diabła, a on tego nie
lubi, traktuje to jako profanację siebie.
Diabłu nie przypisuje się bowiem ani
głupoty, ani tego, co po ludzku zwie się
chamstwem. Oni to czynią. Gdyby
przeczytali scenę Kuszenia Chrystusa i
dobrze się nad nią zastanowili? Ale
Chrystusa biorą jako przedmiot swej
profanacji. Mamy w historii mnóstwo
karier, które tak zaczynały, jak nasi
diaboliści. Ale ludzie tego pokroju są
przesądni, tak jak kiedyś komuniści. Wolą
te myśli odganiać. Tu nie sprawdza się
porzekadło: exempla trahunt. Może pan
Saunders by coś mądrego o Polsce
napisał, gdyby sobie coś takiego
“Fake’i” z naklejką zachodniej wszechwiedzy
Dokończenie na stronie 23
S t r o n a 2 3
Dokładnie 450 lat temu, w dniu 1 lipca
1569 roku na sejmie walnym w Lublinie
zawarto unię państwową między
Królestwem Polskim a Litwą, tworząc w
ten sposób jeden organizm pod nazwą
Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Najważniejsze postanowienia unii to:
1. Oba państwa miały mieć jednego
władcę wybieranego wspólnie przez
oba narody w wolnej elekcji i
koronowanego na króla Polski i
wielkiego księcia Litwy w
Krakowie.
2. Powołano wspólny Sejm walny,
obradujący w Warszawie, którego
izba poselska składała się ze 77
posłów koronnych i 50 litewskich, a
w skład Senatu weszło 113
senatorów koronnych i 27
litewskich.
3. Oba człony Rzeczypospolitej
zobowiązały się prowadzić wspólną
politykę obronną i zagraniczną.
4. Zachowano odrębne urzędy
centralne, tytuły i dostojeństwa z
zakresem kompetencji identycznym
w obu krajach.
5. Wprowadzono jednakową monetę,
bitą osobno w każdym państwie.
6. Zachowano odrębne wojsko polskie
i litewskie.
7. Zachowano odrębne języki
urzędowe (na Litwie język ruski).
8. Egzekucja królewszczyzn i
podważanie nadań królewskich nie
miały zastosowania na Litwie.
9. Zachowano w mocy wszystkie
dotychczasowe prawa i przywileje
obowiązujące w obu państwach, jak
również odrębne sądownictwo i
prawo sądowe.
10. Zniesiono zakaz nabywania przez
Polaków dóbr na Litwie.
Był to najdonioślejszy akt w historii obu
narodów. Unia przetrwała do rozbiorów,
a jej siłą była jednolitość państwowa,
która czyniła z ziem polskich i
litewskich mocarstwo ówczesnego
świata. Uprzednie porozumienia oparte
były jedynie na władzy króla, którym
był kolejny Jagiellon. Dotychczas więc
była to unia personalna. Unia Lubelska
tworzyła nową jakość unii realnej.
Zapewniała ona o wiele większe
bezpieczeństwo zwłaszcza Litwie,
zagrożonej przez ekspansję moskiewską.
W Lublinie na pamiątkę unii z 1569
roku postawiono w 1826 roku pomnik
na placu o tej samej nazwie. W tym
roku, ogłoszonym przez Sejm RP
rokiem Unii Lubelskiej odbęda się tam
główne uroczystości, upamietniające to
niezwykle ważne wydarzenie w dziejach
obu narodów: polskiego i litewskiego.
Sam akt Unii Lubelskiej
przechowywany jest w Archiwum
Głównym Akt Dawnych w Warszawie.
Stanisław Matejczuk
obejrzał”.
Co do owego, tak nagłaśnianego marszu
LGBT, to warto żeby pewne niewiasty
tam występujące zapraszać na rekolekcje
do zakonów kontemplacyjnych, tylko po
to, by prezentowały swą nadobność.
Większego uodpornienia na pokusy
cielesne nie można sobie wyobrazić.
Zakładam, że panie te nie planują
potomstwa, gdyż pokazanie dziecku takiej
mamusi wpędziłoby je dobrowolnie do
domu dziecka, albo w coś jeszcze
gorszego.
W sumie więc, kto twierdzi, że u nas jest
nudno, mocno przesadza. Bawią nas nie
tylko politycy, niestety bardzo
prymitywne kabarety, ale nawet zagranica
i to szczycąca się nie byle jaką maestrią
intelektualną. Swoją drogą bardziej
urojoną niż rzeczywistą.
A swoją drogą stałe nagłaśnianie
błazeńskiego wygłupu niewątpliwie
obrażającego Chrystusa i Kościół, jest
niczym innym, jak delektowaniem się
przez wiadome koła czymś, co obraża
także każdego przyzwoitego człowieka,
bez względu na jego stosunek do wiary.
To nie jest haniebne dla Kościoła, ale dla
uczestników tego spektaklu, a co gorsza
dla prezydenta stolicy i tych, którzy mu
ten urząd powierzyli, bo ten fotel
zajmowali zawsze ludzie poważni i
odpowiedzialni; patronuje im Stefan
Starzyński, bohater, który gdyby był
podobny do dzisiejszych władców stolicy,
uratowałby życie, bo wystarczyłby tylko
kompromis z honorem i małość
charakteru. Ładną historię piszą
Warszawie. Może tak trzeba, by
otrzeźwieli ci, którzy w porę nie
dostrzegli skutków swej nonszalancji ?
Zygmunt Zieliński
“Fake’i” z naklejką
zachodniej wszechwiedzy (dokończenie)
Unia Lubelska 1569
Herb Rzeczypospolitej Obojga
Narodów od 1569 roku
S t r o n a 2 4
Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: [email protected] Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis
W dniach od 12 do 15 czerwca Prezydent
Andrzej Duda wraz z małżonką Agatą
Kornhauser-Dudą przebywali z wizytą w
Stanach Zjednoczonych. Trasa wizyty
wiodła od Waszyngtonu przez Teksas,
Nevadę i Californię.
Wizytę rozpoczęło spotkanie z
Prezydentem USA Donaldem Trumpem i
jego żoną Melanią. Następnego dnia, 13
czerwca Prezydent Andrzej Duda z
małżonką odwiedzili Teksas. Dwudniowy
pobyt w Houston Prezydent RP rozpoczął
od spotkania z burmistrzem tego miasta
Sylvestrem Turnerem, a następnie przybył
w godzinach wieczornych do parafii pod
wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej
na spotkanie z Polonią.
Całość spotkania organizował nowo
otwarty Konsulat Generalny RP wraz z
mieszkającymi tam Polakami. Należy
podkreślić wielkie zaangażowanie naszego
Koordynatora na stan Teksas, pana
Andrzeja Szpaka i jego żony Sharon w
realizację planu pobytu Prezydenta RP i
osób towarzyszących.
Z życia Polonia Semper Fidelis Wieczorem 13 czerwca, Prezydent
Andrzej Duda przybył na spotkanie z
Polonią. Po odśpiewaniu polskiego hymnu
i powitaniu przybyłych Prezydent RP
wygłosił przemówienie, a następnie
odznaczył kilkanaście osób,
zaangażowanych w działalność polonijną
Krzyżami Zasługi RP, a także polskimi
flagami państwowymi.
Po części oficjalnej nastąpiła część
zrtystyczna, podczas której występowały
polonijne zespoły pieśni i tańca w
ludowych strojach. Na zakończenie była
okazja do chwili rozmowy z Prezydentem
RP i jego Małżonką oraz do pamiątkowej
fotografii.
Polonię Semper Fidelis, poza
wspomnianym już panem Andrzejem
Szpakiem, Koordynatorem PSF na stan
Teksas, reprezentował również
Koordynator Główny organizacji pan
Stanisław Matejczuk oraz Koordynator
PSF na stan Nowy Meksyk pan Antoni
Niemczak.
Następnego dnia, 14 czerwca, Prezydent
Duda odwiedził gazoport Sabine Pass nad
Zatoką Meksykańską, gdzie spotkał się z
Sekretarzem ds. Energii USA Rickiem
Perrym.
Z innych wizyt warto wymienić spotkanie
Agaty Kornhauser-Dudy z uczniami i
nauczycielami szkoły w Houston oraz
wizytę pary prezydenckiej w Centrum
Onkologii MD Anderson.
Prezydencka wizyta w Houston była
pierwszą w południowych stanach USA.
Dominowały tutaj rozmowy gospodarcze i
podpisanie kontraktu na dostawy
skroplonego gazu dla terminalu w
Świnoujściu.
Dla tutejszej Polonii było to istotne
spotkanie, które z pewnością wpłynęło na
odświeżenie kontaktów z Ojczyzną. Prezydent Andrzej Duda przemawia na
spotkaniu z Polonią w Houston
(fot. Kancelaria Prezydenta RP)
Spotkanie z Panem Prezydentem RP Andrzejem Dudą i Agatą Kornhauser-Dudą
Koordynatorów Polonia Semper Fidelis: Antoniego Niemczaka
i Stanisława Matejczuka
(fot. własna PSF)