szef pogotowia - tylko gorzó · moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji...

20

Upload: vomien

Post on 28-Feb-2019

214 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną
Page 2: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną
Page 3: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

Index 3753 49– ISSN 1644-9835 www.tylkogorzow.com, tel.: 95 736 6222

jeżeli nie znajdziecie nowego „tg”, to już od najbliższej środy w internecie: www.tylkogorzow.com

miesięcznik • Nr 1(26) piątek, 31 stycznia 2014r. weź do domu i do pracy!

Skąd zmiana?

Szef pogotowia: Po wakacjach będziemy dwa razy szybsi!

Otóż Andrzej Szmit, szef gorzowskiej stacji pogotowia

ratunkowego, ma już pewność, że po siedmiu latach walki

o dodatkową bazę w końcu jest na ostatniej prostej.

– Po wakacjach będziemy pracować w normalnych warun-

kach przy Śląskiej – zdradził.

tylko raport

Page 4: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną
Page 5: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 5 -

ww

w.tylkogorzow.com

Jako ktoś, kogo zadaniem jest przygotowywanie kolejnych wydań miesięcznika „tylko go-rzów” mam pewną przewagę nad pozostałymi autorami – znam treść ich tekstów jeszcze zanim zacznę pisać swój wstęp do gazety. Dotąd nigdy nie miałem powodu, aby tę mizer

ną przewagę wykorzystać. Dotąd... Mecenas Jerzy Synowiec, zarazem miejski radny w felie-tonie na stronie „tylko opinie” kwestionuje regulamin wyborów do tzw. budżetu obywatelskiego. Ma wątpliwości, czy pod głosowanie powinny trafiać miejskie inwestycje drogowe. Buntuje się, skądinąd nie bez racji, bo za „obywatelskie” dwa miliony miasto wybuduje ulice peryferyjne, służące garstce. Sugeruje, znowu nie bez racji, że takie rzeczy powinny być sukcesywnie reali-zowane z „dużego” budżetu. Dodaje, że luka w regulaminie otwiera drogę kombinacjom i lan-sowaniu projektów, które do „obywatelskiego” nigdy nie powinny trafić. To wszystko prawda, ale pod pewnym warunkiem... I za PRL-u, i w nowej Polsce nikt w Gorzowie nie przygotował sprawiedliwego, racjonalnego, określonego na lata harmonogramu budowy dróg peryferyjnych. W efekcie tysiące ludzi z przedmieść jest odsyłanych przez dziesiątki lat „do diabła”, gdy po raz dwudziesty, trzydziesty czy nawet czterdziesty zgłaszają potrzebę budowy dojazdu do swo-ich posesji. Powód zawsze ten sam: są poważniejsze sprawy dla większej grupy mieszkańców. Odsyłani „do diabła” mają prawo uważać siebie za oszukanych przez demokrację. Zatem, jak sądzę, nie należy im odbierać ostatniej szansy, w postaci budżetu obywatelskiego, na cywilizo-wany dojazd do domu, rodziny czy miejsca pracy. Gdyby nie te dwa miliony, musieliby jeszcze długo czekać albo, co bardziej prawdopodobne, nigdy nie doczekaliby się swojej wygodnej ulicy.

Adam Oziewicz

tylko gorzów nr 1 (26), 31 stycznia 2014 r.

6 tylko opinie felietony: Jacek Bachalski, Jerzy Synowiec, Jan Kochanowski

7-8 tylko raport Szef pogotowia: Po wakacjach będziemy dwa razy szybsi!

9 tylko wywiad Jacek Bachalski: Wydamy „tg Exclusive”

10 tylko biznes Kaskada przy Łokietka? Porażka gorzowskiej przedsiębiorczości

11-12 tylko piękny Gorzów Andrea i Ute o studiu plastyki w GDK: Uwielbiamy tu przyjeżdżać!

13-14 tylko wywiad Kogo słucha prof. Wolińska? Ale tak naprawdę!

15 tylko edukacja Jak przekonać się, że Muzułmanie nie są bandą jihadystów?

16 tylko zdrowie Uwaga rodzice! Medi-Raj także dla maluchów!

17 tylko na sportowo Na trzydziestkę chcą znów być w elicie

18 tylko w gajerach wydarzenia kulturalne: styczeń/luty

19 ogłoszenia drobne

tylko na pierwszy ogień

Wykorzystując pewną przewagę...

wydawca „tylko gorzów”: Bachalski Port24 Spółka Komandytowaredakcja: Adam Oziewicz (redaktor naczelny), Filip Górecki redakcja kostrzyńsko-słubicka: Krzysztof Ryłko, Jerzy Mieczysław Jabłoński korekta: Michał Słupczyński, specjalista ds. rozliczeń: Beata Kurlusskład DTP: Michał Motyka, dział reklamy: Marcin Mazur (tel. 514 805 568) druk: Agora S.A. Piła, adres redakcji gorzowskiej: ul. Łokietka 32/40 (kaskada III p.), 66-400 Gorzów Wielkopolski, tel./fax. 95 736 62 22 e-mail: [email protected] [email protected], reklama: 95 736 62 22, [email protected] Redakcja zastrzega sobie prawa autorskie projektów reklam. Za treść ogłoszeń miesięcznik nie ponosi odpowiedzialności.

Usługi geologiczne i geotechniczneFirma „Ekogeowiert” z/s w Kłodawie przy ul. Krokusowej 1 oferuje kompleksowe usługi geologiczne w zakresie: Tel/fax + 48 95 72 95 293

tel.kom. + 48 505 00 28 19

E-mail: [email protected] inżynierskiej i geotechniki

dla potrzeb obiektów budowlanych, drogowych

geologii złożowej

nadzoru górniczego

R E K L A M A

Page 6: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 6 -

tylko opinie

Political fiction

Szczęśliwe miasto staruszków? Dlaczego nie?

Political imagination

Idea zbrukana przez cwaniaków

Funkcjonująca w Gorzowie już drugi rok instytu-cja budżetu oby-watelskiego mia-ła zaktywizować mieszkańców mia-sta do wskazywania takich inwestycji,

które są potrzebne, ba – konieczne dla lokalnych społeczności. Już w pierw-szym roku pomysł radnych okazał się

Czy istnieje realna szansa na wygranie wyścigu z dużymi miastami: Poznań, Szczecin, Berlin, Wrocław o zatrzy-manie znacznej części ambitnych, młodych gorzowian w ich rodzinnym mieście? Wątpliwe, a nawet niemoż-liwe. Może trzeba się pogodzić z tym i pomyśleć o sobie. Czyli o większo-ści z nas. A my... raczej należymy już do seniorów. Chciałbym powiedzieć happy seniors po angielsku. Ale czy na pewno Happy? Zróbmy więc sobie miasto geriatryczne. Takie, w którym za 10 lat poczujemy się jak Ameryka-nie na zasłużonej emeryturze w miej-scu do tego przystosowanym. Bez barier architektonicznych, z dostęp-nością usług skrojonych dla ludzi sprawnych bardziej intelektualnie niż fizycznie oraz bogatą ofertą na cieka-

strzałem w dziesiątkę – mieszkańcy zagłosowali na budowę placów zabaw dla dzieci, małych boisk, za remon-tami chodników, budową skateparku, renowacją podwórek. I byłoby pięk-nie, gdybyśmy nadal poszli tą drogą, zwłaszcza, że w miejskim budżecie znalazło się dwa razy więcej pieniędzy niż rok wcześniej (teraz to dwa miliony złotych). W głosowaniu, które właśnie się zakończyło zgłoszono ogromną ilość propozycji i to akurat jest pięk-ne. Jednak dalej poszło już fatalnie, bo idea została zbrukana kombinacja-mi. Obok szkolnych boisk i niezbęd-nych remontów chodników zgłoszono przebudowę lub wręcz budowę całych ulic. I gdybyż to jeszcze były ulice

we spędzanie mnóstwa wolnego czasu. A także, co najważniejsze, z nowocze-sną, profesjonalną służbą zdrowia. Dla nas bezpłatną, bo opłacaną z naszych polis ubezpieczeniowych, a w sensie własności raczej prywatną, gdyż ta nie-wątpliwie trafniej i taniej nas zaspokoi. Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną do ludzi z mniejszym refleksem i nieco innymi potrzebami fizjologicz-nymi. Doceniłbym też trochę inaczej zaprojektowane wnętrza restauracji, kin, kawiarni oraz dogodniejsze par-kingi. Oczywiście więcej światła na ulicach, chodnikach, w parkach i... kościołach. A nasze urzędy? Pełne wygodnych foteli i czystych przestron-

w centrum, służące wszystkim, ale nie – zgłoszono ulice peryferyjne, gdzie mieszka kilkanaście rodzin, w tym różne gorzowskie znakomitości. Taka marginalna ulica Baczewskiego (mało który gorzowianin wie, gdzie to jest) uzyskała niemal dwa tysiące głosów. Głosowali nawet tacy obywatele, któ-rzy urodzili się w grudniu 2013 roku. Krótko mówiąc, prośbą lub groźbą zmuszono niemal dwa tysiące ludzi do głosowania na obojętną im inwesty-cję. I to już jest patologia. Jako radny w życiu nie zgodzę się na to, aby ta inwestycja została zrealizowana w ta-kim trybie. Uczciwi gorzowianie nie mogą być traktowani jak dzieci spe-cjalnej troski przez kilku cwaniaczków,

nych, wygodnych toalet. I na ostatek, edukacja młodzieży w dziedzinie ge-riatrii. Dlaczego jej zrozumienie i za-spokojenie to miara postępu cywiliza-cyjnego? Bo to temat, który w Polsce leży i płacze. Felieton ten polecam szczególnie politykom aspirującym do kreowania rzeczywistości naszego mia-sta w przyszłości. Liczę, że spadną na ziemię ze swoimi wizjami budowania miasta przemysłowego i naukowego. Lepiej postawić na to, co nieuchronne. Będąc pierwszymi w wyścigu o „geria-trię” w okolicy zyskamy szansę na no-wych mieszkańców i ich oszczędności.I tylko tyle nam i sobie życzę.

Jacek Bachalski

którzy nawet najbardziej chwalebną inicjatywę obrócą w oszukańczą huc-pę. Każda ulica w naszym mieście po-winna być uporządkowana i wygodna, a w budżecie miasta muszą się wcze-śniej czy później znaleźć na to pienią-dze. Zaś co do budżetu obywatelskie-go – musi się zmienić jego regulamin. Po prostu wartość inwestycji powinna być ograniczona do 100 – 200 tysięcy złotych (wyeliminuje to przebudowę ulic), a głos powinien przysługiwać jednak tylko dorosłym, a nie kilku-dniowym oseskom.

Jerzy Synowiec

Political reality

Zbliża się gorący maj

Rok 2014, oprócz wielu dni wol-nych od pracy, obfitować będzie w szereg okazji rocznicowych, ale największe zainte-resowanie z pew-

nością będą budziły wybory do Par-lamentu Europejskiego oraz wybory do samorządów lokalnych. Będziemy wybierali radnych wszystkich szczebli oraz wójtów, burmistrzów i prezy-dentów. Z oczywistych względów te pierwsze będą przykuwały dużą uwa-

gę, gdyż będą przebiegać w sposób nieco inny niż pozostałe wybory. War-to więc poświęcić trochę uwagi tym bardzo ważnym wyborom mającym wpływ nie tylko na życie Polaków, ale i mieszkańców całej Unii Europejskiej. Już wiemy, że eurowybory odbędą się 25 maja br. W tym roku oczywiście najważniejsi będą wyborcy i mało kto będzie się im sprzeciwiał, będzie wiele obietnic i wydumanych koncep-cji. Wprawdzie do wyborów pozosta-ło kilka miesięcy, ale już dziś warto wiedzieć, w jaki sposób są wybierani i wynagradzani. W wyborach do Par-lamentu Europejskiego wybierzemy 751 eurodeputowanych, w tym 51 z Polski. Wybierzemy ich w 13 okrę-gach wyborczych na pięcioletnią ka-dencję. Nasz to 13. okręg składający się z woj. lubuskiego i zachodnio-po-morskiego. Podział mandatów pomię-

dzy uprawnione komitety wyborcze dokonuje się w skali kraju według metody D’Hondta. Natomiast roz-dział przypadający dla okręgowych list metodą największych reszt (metodą Harea-Niemeyera). W odróżnieniu od wyborów do krajowego Sejmu liczba posłów w danym okręgu nie jest okre-ślona. Europosłowie pobierają wyna-grodzenie w wysokości 6200 euro oraz 304 euro diety dziennie. Oprócz wy-nagrodzenia otrzymują zwrot ponie-sionych kosztów za podróże, pracow-ników, telefony i inne. Z ukończeniem 63. roku życia otrzymują prawo do emerytury. Rodzinom zmarłych po-słów lub byłych posłów przysługuje renta rodzinna. Między wygaśnięciem mandatu a podjęciem nowej aktywno-ści zawodowej przysługuje odprawa przejściowa. Jest więc o co walczyć i z pewnością oprócz notowań dla par-

tii politycznej, prestiżu, możliwości działania (europosłowie zatrudniali 461 asystentów tylko w naszym kraju – czynnik ekonomiczny odgrywa waż-ną rolę). Przyglądam się formułowaniu liderów list wyborczych do Parlamen-tu Europejskiego z poszczególnych partii w naszym okręgu i zapowie-dzi startu z PO Jacka Rostowskiego, z Europy Plus i Twojego Ruchu Pawła Piskorskiego, z SLD Bogusława Libe-radzkiego, a z PiS Marka Grabarczy-ka i zastanawiam się, czy rzeczywiście w naszym Lubuskim nie ma godnych kandydatów. Co na to liderzy regional-nych struktur partii? Czy nasz region to region bez ambicji? Stare przysło-wie mówi, że bliższa ciału koszula. Może stać nas na własne pomysły.

Jan Kochanowski

Page 7: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunko-wego w Gorzowie zabiegała o dodatko-wą powierzchnię od 2006 roku – tak jest datowana pierwsza oficjalna korespon-dencja na ten temat z samorządem wo-jewództwa. A zaczęło się od rozwiąza-nia Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego z siedzibą przy ulicy Kon-stytucji 3 Maja – teraz jest tam stacja paliw. Wcześniej to WKTS była właści-cielem karetek i to ona odpowiadała za przygotowanie i podstawienie pojazdów. Po zmianach, pogotowie przejęło trans-port i samo musiało zadbać o bazę tech-niczną.

Siedem lat bez bazy?!Likwidacja kolumny oznaczała dla go-rzowskiego pogotowia przejęcie obiek-tów przy Konstytucji. Właśnie wtedy ruszyły pierwsze przymiarki do prze-niesienia tam części zespołów ratow-niczych – to również miejsce dobrze skomunikowane z szybkim dojazdem na os. Słoneczne i zarazem do centrum. W ocenie Andrzeja Szmita, dyrektora gorzowskiego pogotowia ratunkowe-go, to była całkiem przyzwoita loka-lizacja i to w obrębie majątku, który należał do województwa lubuskiego. Gdy realizacja planów była na wycią-gnięcie ręki – pogotowie dostało nawet umowę na środki finansowe z budżetu województwa na przygotowanie bazy (około 400.000 zł) – jednak okazało się, że obiekt ma być sprzedany. – Nie wie-działa lewica, co robi prawica w obrębie tego samego urzędu. Na otarcie łez mie-liśmy zapewnienie od samorządu woje-wództwa, że zarezerwowane pieniądze nie przepadną i możemy przeznaczyć je na własne potrzeby – zaznacza A. Szmit. Aby tak mogło się stać, formalnie zmie-niono przeznaczenie sumy: zamiast za-pisu o bazie technicznej dla pogotowia pojawił się o ambulansach – wtedy rze-

czywiście gorzowska WSPR wzbogaciła się o jedną nowoczesną karetkę.

W następnych latach gorzowskie pogo-towie występowało o inne obiekty w dys-pozycji marszałka – w każdym przypad-ku chodziło o utworzenie w nich bazy technicznej chociażby dla bieżących na-praw ambulansów. – Dokręcać, wymie-niać, łatać, ale również przeprowadzać większe naprawy – wymienia podstawo-we czynności związane z bieżącą eksplo-atacją karetek A. Szmit. Dodaje, że już po likwidacji kolumny transportu przy Konstytucji 3 Maja stacja została bez żadnego tego typu zaplecza. Kolejne pomysły zlokalizowania bazy pogotowia

były w nieskończoność odkładane – tak najpierw było w przypadku budynków technicznych szpitala psychiatrycznego przy Walczaka, a potem z obiektami po-szpitalnymi przy Warszawskiej, gdy stały opustoszałe i czekały na kolejne nie-skuteczne przetargi. – Skoro marszałek nie mógł się ich pozbyć, to my również występowaliśmy o przejęcie niektórych – wskazywaliśmy budynki, które mogły-by być dla nas przydatne. Jednak nigdy

nie mieliśmy zrozumienia w tej mierze – zaznacza A. Szmit.

Coraz dalej na ratunek. Jeszcze więcej szkoleńRównolegle narastał problem z do-jazdem do pacjenta, bo ilość zgłoszeń z roku na rok rosła, a miasto stawało się coraz rozleglejsze. – Karetki ze sta-cji pogotowia przy Kazimierza Wielkie-go potrzebowały coraz więcej czasu na dojazd do południowej części Gorzowa – chodzi o Zawarcie i Zakanale z przy-ległymi gminami. Pogotowie musiało szybko dojechać do Borka, Deszczna czy Brzozowca – zatem była potrzeba powołania nowego punktu na południu.

W tym samym czasie w medycynie ra-tunkowej i w ratownictwie medycz-nym pojawił się nowy zawód, ratownik – doszło rozwiązanie kwestii stałego szkolenia pracowników pogotowia. Ich umiejętności muszą być co jakiś czas we-ryfikowane. Zaczął obowiązywać nowy sposób certyfikowania, czyli sprawdza-nia umiejętności praktycznych i teore-tycznych przez zdobywanie punktów. Coraz częściej ratownicy narzekali:

dlaczego nie mamy takiej bazy tu u siebie w lubuskim? Dlaczego musimy jeździć na kursy i konferencje do Pozna-nia, Łodzi czy jeszcze dalej, na południe Polski? A zapotrzebowanie jest spo-re. Coraz więcej służb publicznych ma obowiązek zdobywania takiej wiedzy. – Stwierdziliśmy, że skoro ciągle ktoś nas bombarduje telefonami, chce wiedzieć, gdzie i kto prowadzi takie szkolenia, to trzeba u nas w Gorzowie przygotować taką bazę treningową – argumentuje A. Szmit.

Biorąc pod uwagę wymienione potrzeby, zarazem kruchość finansów samorządu wojewódzkiego oraz „brak szczęścia” do nich wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego w Gorzowie – WSPR cały czas kumulowała środki własne na to, aby taką bazę przygotować. Ponieważ wszystkie działania były nieskuteczne, a potrzeby coraz większe, to gdy do-kładnie rok temu pojawiła się nowa opcja – obiekt, którego stacja nie brała wcześniej w ogóle pod uwagę, bo był w zasobach miasta i nie był nigdy przedsta-wiany jako ten, który ktoś może nabyć – to dyrektor Szmit zaczął wokół tego chodzić. – Informacja o sprzedaży po-jawiła się na stronie internetowej magi-stratu. Poprosiłem prezydenta o pomoc w tym zakresie – zaproponował, abyśmy budynek obejrzeli i ocenili, czy w ogóle nam pasuje. Pojechaliśmy go zobaczyć. Stwierdziliśmy, że może nie jest to Hil-ton i trzeba trochę pracy w to włożyć, ale warto – ocenił szef pogotowia.

Pogotowie na Śląską! A chodzi o była siedzibę ADM-u przy Śląskiej 4. Atuty obiektu? Znakomite skomunikowanie z południową częścią miasta i okolicznymi gminami, zara-zem łatwy dostęp do centrum Gorzowa – przejazd przez most jest na wyciągnie-

Była siedziba ADM-u przy Śląskiej 4. Atuty obiektu? Znakomite skomu-nikowanie z południową częścią miasta i okolicznymi gminami, zarazem łatwy dostęp do centrum Gorzowa

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 7 -

ww

w.tylkogorzow.com

Skąd zmiana?

Szef pogotowia: Po wakacjach będziemy

dwa razy szybsi!

Otóż Andrzej Szmit, szef gorzowskiej stacji pogotowia ratunkowego, ma już pewność, że po siedmiu latach walki o dodatkową bazę w końcu jest na ostatniej prostej.

– Po wakacjach będziemy pracować w normalnych warunkach przy Śląskiej – zdradził.

tylko raport

Page 8: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 8 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

tylko raport

cie ręki, w dwie minuty można dojechać do katedry. Ponadto świetny dojazd do przyszłego wjazdu na obwodnicę S3. Na dodatek obiekt jest położony na du-żej działce, 60 arów – co nie jest bez zna-czenia dla planowanego utworzenia bazy technicznej i ośrodka szkoleniowego. Pozostało zatem zawalczyć o Śląską…

Początkowo pogotowie chciało kupić budynek, korzystając ze środków wła-snych. Na początku grudnia ubiegłe-go roku radni przyklasnęli koncepcji – zgodzili się na sprzedaż bez przetar-gu za 700 tys. zł. Jednak na drodze do sfinalizowania transakcji stanęły władze województwa – sugerowały, aby miasto przekazało obiekt w formie darowizny. Zbędnych dyskusji nie było – najpierw

prezydent, a potem radni poszli

na to rozwiązanie, bo szło o dobro go-rzowskich pacjentów. Andrzej Szmit ma już pismo w tej sprawie z magistratu – przyszło do WSPR 23 grudnia – a w nim prezydent miasta przychyla się do wniosku marszałka i postanawia darować nieruchomość województwu

lubuskiemu. – Rada miasta uchwałą z dnia 18 grudnia wyraziła zgodę na darowiznę nieruchomości. Po podjęciu zarządzenia w sprawie darowizny przy-gotowany zostanie protokół, na podsta-wie którego zostanie sporządzona nota-rialna umowa darowizny nieruchomości – czytamy w dokumencie. – W tej spra-wie oprócz aktu notarialnego musi być jeszcze decyzja samorządu wojewódz-twa, czyli organu tworzącego o wyposa-żeniu nas w ten obiekt. To może jeszcze trochę potrwać – zaznacza A. Szmit. Szef pogotowia ma nadzieję, że formal-ności i remont przebiegną na tyle szyb-ko, że już po wakacjach będzie mógł przeprowadzić tam połowę ze swoich zespołów ratownictwa.

Koszty? Na pewno niemałe…Ale nie tylko, miałaby tam być przenie-siona również część działalności admi-nistracyjnej, bo przy Kazimierza Wiel-kiego, jak zaznacza dyrektor placówki, jeden drugiemu na biurku siedzi. Także w nowej siedzibie przy Śląskiej ma zna-

leźć się miejsce na archiwum, bo teraz pogotowie dzierżawi pomieszczenia na dokumentację medyczną – trzeba ją przechowywać przez 30 lat! – Rocznie wyruszamy do około 13-14 tys. pacjen-tów. Mamy też w swojej działalności ambulatorium podstawowej opieki me-

dycznej, to wymaga znaczącej obsługi archiwalnej – zaznacza A. Szmit.

Teraz przed stacją pogotowia jeszcze szereg zadań, m.in. wycena kosztów re-montu, przygotowanie planów, harmo-nogramu prac, zamówień publicznych i przetargów. Jednak sytuacja nie jest aż tak skomplikowana jak by się mo-gło wydawać, bo pogotowie w nowej siedzibie nie będzie realizować świad-czeń – pacjent będzie obsługiwany

w miejscu zgłoszenia. Zatem wyposa-żenie medyczne dotyczy tylko ambu-lansów i zespołów, a nie samej siedziby. Przy Śląskiej będą dyżurki lekarskie, dyżurki dla ratowników. – Praktycznie jest to rodzaj bazy hotelowej, w której zespoły ratownictwa będą oczekiwać na swoje wyjazdy – tłumaczy A. Szmit. Zatem przygotowanie obiektu nie musi się wiązać z bardzo dużymi kosztami? – dopytujemy. – Ale z małymi też nie – na pewno będzie to kwota co najmniej kilkuset tysięcy złotych – mówi szef po-gotowia.

Termin przeprowadzki stacji pogotowia do drugiej siedziby przy Śląskiej zależy od tego, jak szybko zostaną przepro-wadzone czynności administracyjne – chodzi o przekazanie obiektu najpierw z zasobów miasta do zasobów woje-wództwa, a w dalszej kolejności wy-posażenie pogotowia przez władze województwa w prawo do zarządzania i podejmowania czynności związanych z obiektem. – Równolegle zajmiemy się planami remontowymi i wyceną prac – zapowiada A. Szmit.

Adam Oziewicz

R E K L A M A

– Nie jest to Hilton, trzeba trochę pracy włożyć, ale warto – ocenia Andrzej Szmit, dyrektor WSPR w Gorzowie

Page 9: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 9 -

ww

w.tylkogorzow.comw

ww.tylkogorzow.com

tylko wywiad

Więcej reportaży, odważniejsze komentarze, polemika z lokalną hipokryzją, głębsza analiza lokalnych zjawisk społecznych

– Jacek Bachalski w wywiadzie zapowiada zmiany w swoim wydawnictwie.

Jacek Bachalski: Wydamy „tg Exclusive”

Redakcja „tg”:Zanim zadamy pierwsze pytanie, powiedzmy czytelnikom, że jest pan właścicielem „tylko gorzów”, które prowadzi pan od 2002 roku i które chce pan ponoć schować do internetu. Po latach drukowania przegrywa pan walkę z postępem? Jakieś poczucie porażki? Jakiś żal? Może nawet utrata czytelników?

Jacek Bachalski: – Nie zgodzę się z tymi sugestiami. Wejście, a nie schowanie się do internetu to naturalna kolej rzeczy, a może nawet dobra motywacja, aby starszych czytel-ników, tzw. niekomputerowych, skłonić

do pokonania strachu przed tym cudow-nym narzędziem komunikacji, jakim jest internet. Ale jednocześnie sprostowanie. Będziemy wychodzić w papierze okazjo-nalnie, świątecznie i wyborczo, na pa-pierze lepszym jakościowo i w większej ilości stron, z lepszymi zdjęciami i jesz-

cze ambitniejszymi tekstami. Choć już nie co miesiąc, lecz może raz na kwartał. Decyzja o wydaniu na papierze uza-leżniona będzie od pewności pokrycia kosztów bezpośrednich przez reklamy. Czyli najwyższa jakość magazynu „tg” za minimalny koszt bezpośredni. Brzmi atrakcyjnie, nieprawdaż? Takie eksklu-zywne wydanie specjalne. Zresztą, nazwę uzupełnimy o magiczne słowo Exclusive.

A co z zawartością? Inna niż do tej pory? Czyżby znowu pan coś zmie-niał, coś wymyślał?– Więcej reportaży, odważniejsze ko-mentarze, polemika z hipokryzją lokal-ną i głębsza analiza lokalnych zjawisk

społecznych. Poza tym zainteresuje-my się bardziej elitą, jeśli ją znajdziemy w Gorzowie. Odczuwam boleśnie głębo-ki deficyt obecności elity intelektualnej w Gorzowie. I mam przekonanie, że raczej jej ubywa niż przybywa z upływa-jącym czasem. Mam takie nieśmiałe ma-

rzenie, że może „tg Exclusive” przyczyni się do jej powiększenia. Może to naiwne myślenie, ale nie mogę nie spróbować.

To dla kogo pan ten Exclusive będzie wydawał, i do tego raz na kwartał? Dla tych 600 osób, które chodzą do teatru i filharmonii?– Oj, złośliwe pytanie! Ale odpowiem. Wydamy „tg Exclusive” dla wszystkich mających zdolność do krytycznego my-ślenia o Gorzowie i wszystkim, co go-rzowskie. Dla poszukujących i podwa-żających. Dla tych, którzy chcą budować miasto ciągle na nowo, nie burząc tego, co wyszło i co jest fajne. Też dla tych, którzy postrzegają wszelką dyskusję

o naszym mieście do tej pory jako zbyt płytką i ciasną intelektualnie. Oraz dla tych, którzy nie boją się przyszłości i no-wości. Nie są grzeczni i płochliwi. Chcę fermentu intelektualnego, bo umieram z nudów i nudziarstwa. Bo brak mi świa-tła w tym mieście.

To stawia pan przed nami ambitne zadanie?– Bez obaw. Wpuścimy do „tg Exclusive” innych ambitnych publicystów. Więcej stron to więcej tekstów, a więc i więcej piszących.

I pewnie mniej egzemplarzy dla ludzi? – No, niestety tak. Trochę mniej. Ale nie wykluczam dodruków po miesiącu, jeśli dany numer zostanie pokochany przez gorzowian. A pamiętajcie, że w planie są piękne zdjęcia. Głównie ludzi. Bardzo ciekawych lokalnych ludzi. Będziemy wysyłać egzemplarze do domów, firm i instytucji według wcześniej sporzą-dzonej bazy czytelników. Część rozło-żymy tam, gdzie można je przeczytać. Restauracje, gabinety lekarskie, kancela-rie notarialne itp. Przy okazji powiedz-my czytelnikom, że mogą na adres gazety składać zamówienia. Bezpłatnie.

To kiedy pierwszy numer?– Na wiosnę. Na pewno przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Tymcza-sem dalej zachęcam do czytania miesięcz-nika „tg” w internecie. Dawka informa-cji będzie taka jak zawsze, tyle że teraz na ekranie komputera. Po prostu życie. Nie przegrywamy z postępem, tylko idziemy do przodu zamiast do historii… Bo tę chcemy robić ciągle na nowo i na nowo. I szukamy „wspólników”.

Dziękuję

Page 10: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 10 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

przeszkodziło w realizacji inwestycji, bo chodziło o przygotowanie czegoś wyjątko-wego. Czegoś co, wydawało się, przerasta możliwości ludzi, którzy swoich pierwszych pieniędzy dorobili się na od nowa budo-wanym wolnym rynku. Kaskada miała być symbolem ich sukcesu, sukcesu budowane-go konsekwentnie mimo trudności. Tak też się stało. Jak na ówczesne warunki powstał obiekt imponujący – ciekawy architekto-nicznie i atrakcyjny dla najemców.

Jeszcze kilka lat temu w Kaskadzie było jak w ulu – ambicją każdego szanującego się przedsiębiorcy było mieć tam swo-ja siedzibę. Dziś biurowiec u zbiegu ulic

Wybickiego i Łokietka straszy pustostana-mi, a garstka pozostałych jeszcze najemców myśli tylko, jak stamtąd uciec. Skąd tak nie-korzystna zmiana ocen niegdyś pożądanej lokalizacji? Otóż od kilku lat obiekt wydaje się nie mieć właściciela.

Kaskada – trafne uzupełnienie zabudowy między kamienicą w rozwidleniu ulic Wy-bickiego i Łokietka a rzeką Kłodawką, par-king, ścisłe centrum miasta. Budynek o wy-jątkowej lokalizacji, jeszcze zanim powstał był marzeniem wielu prowadzących biura.

Na początku lat 90., zanim grupa go-rzowskich przedsiębiorców zdecydowała

się kupić parcelę i zainwestować w budo-wę nowoczesnego budynku, działka przy Kłodawce miała opinię mało atrakcyjnej. Co prawda lokalizacja była wyjątkowa, ale podstawa niestabilna – budowa już na starcie wymagała wyłożenia dodatkowych środków w zagęszczenie gruntu. Bez tego nie było mowy o postawieniu kilkukon-dygnacyjnej konstrukcji. To jednak nie

P.H.U. WOKA

Gorzów Wlkp., ul. Nadbrzeżna - Nisza nr 10 Zapraszamy: PN-PT 9-16, Sobota 9-13

tel. 095 723 80 08 tel./fax 095 723 83 56 kom. 502 492 656 e-mail: [email protected]

DRZWIGARAŻOWE

GARAŻOWEPOSESYJNE

PRZEMYSŁOWE

OGRODZENIA

www.okna-gorzow.pl

BRAMYOKNA

R E K L A M A

tylko biznes

Biurowiec tuż przy brzegu Kłodawki w samym śródmieściu – duma młodego gorzowskiego biznesu początku lat 90. Dlaczego dziś nikogo już nie interesuje? Wydaje się, że nie ma właściciela...

Kaskada przy Łokietka?Porażka gorzowskiej przedsiębiorczości

Psująca się winda, problemy z ogrzewaniem i klimatyzacją – naprawa każdej, nawet najdrobniejszej usterki okazuje się kolosalnym problemem. Wyraźnie widać, że obiektowi brakuje gospodarza

Adam Oziewicz

Page 11: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 11 -

ww

w.tylkogorzow.com

Obie panie przyjeżdżają do gorzow-skiego GDK w każdy czwartek aż z Munchebergu – to 40 km od Kostrzyna w kierunku na Berlin. Ute Moritz na co dzień pracuje w tamtejszym rolniczym instytucie badaw-czym. Andrea Reski zajmuje się biurem swojego męża – jest bankowcem. Niem-ki znają się od daw-na, prawie od 20 lat – połączyło je hob-by, czyli malowanie. Jak trafiły do Go-rzowa? W 2003 roku poznały polskich malarzy i po raz pierwszy przyjecha-ły na plener do nas. Po nim pojawiły się propozycje kolej-nych. – Wasza go-ścinność była nie-wiarygodna – jednak pomyślałyśmy, że my też tak potrafimy – zdradza Andrea Reski. W 2006 roku zaprosiły polskich

artystów do Munchebergu. W tym sa-mym czasie założyły stowarzyszenie „Spotkania–Begegnung” i właśnie w ra-mach tej organizacji przygotowały czte-ry plenery polsko-niemieckie u siebie. Do samego GDK trafiły nieco później, gdy wyraźnie zauważyły, że ich polskim kolegom znacznie lepiej idzie malowa-

nie. – Do Gorzowa sprowadził nas Jurek Griga – przez kilka lat uczył się u pro-fesora Siwka. Na wystawie państwa Lan-gowskich w galerii Azyl Art Jurek przed-stawił nam pana Zbigniewa i zapytał się

w naszym imieniu, czy możemy przyjeż-dżać na jego zajęcia. Profesor się zgodził

i serdecznie nas zaprosił. Pierwszy raz pojawiłyśmy się tu wiosną zeszłego roku – opowiada Ute Moritz.

Berlin – nein, Gorzów – jaDo tego momentu Niemek nikt nie uczył malowania. Same przyznają, że są samoukami – Zbigniew Siwek jest ich

pierwszym prawdziwym nauczycielem malarstwa. Bardzo sobie chwalą ponad-graniczną znajomość. – Kochamy po-dróże do Polski, naukę w Polsce i nasze polskie towarzystwo – mówią zgodnie.

Ale wskazują też inne powody ma-larskich wędró-wek do Gorzowa. Dobrze wiedzą, że w wyższej szkole w Mun-chebergu są or-ganizowane dwa podstawowe kur--sy plastyczne. Sąsiadki zza Odry nie mają wąt-pliwości – choć zastrzegają roz-bawione, że ich polski profesor jest innego zdania – że są bardziej

zaawansowane w malarstwie.

– Wspólne plenery z Polakami wiele nam dały, a nasz poziom malowania jest

znacznie wyższy niż to, czego możemy się nauczyć w naszym mieście – podkre-śla A. Reski. Dlatego, aby dowiedzieć się więcej o malowaniu musiałyby jeździć na kurs do Berlina. Tymczasem dystans do stolicy Niemiec jest niemal taki sam, jak do Gorzowa, przy czym panie zdecydo-wanie wolą tutejszą atmosferę.

Nieznajomość polskiego też nie jest dla nich żadnym problemem. I choć zga-dzają się z opinią, że w Berlinie brak ba-riery językowej mógłby owocować lep-szym rozwojem malarskim, to nie mają większych problemów z komunikacją. – Z pomocą Janusza Kwilosza – również maluje, przy tym dobrze zna nasz język – wszystko przebiega jak trzeba. Ponadto nasz profesor świetnie mówi po niemiec-ku – zaznacza Andrea Reski na tyle gło-śno, aby usłyszał, a już znacznie ciszej, prawie szeptem: – Z każdą naszą wizytą coraz lepiej.

Stan mobilizacjiPanie z Niemiec przechodzą podstawo-wy kurs malarstwa – zgodny z zasadami klasyki z końca XIX i początku XX wie-ku. Zbigniew Siwek, prowadzący studio plastyki w GDK z przekonaniem mówi, że obecność sąsiadek zza Odry wpływa na pracę całej grupy. – Niemki wpro-wadziły stan podwyższonej mobiliza-cji. Miejscowi zwracają uwagę, że panie przyjechały z daleka, muszą pokonać sporo kilometrów, zatem wprowadzają formy pierwszeństwa. W efekcie nasze panie z Niemiec są traktowane trochę ulgowo – przedstawia sytuację. Niemki przyglądają się temu, co robią pozostali, zresztą jedni drugim zaglądają w sztalu-gi – widać to podczas zajęć – w efekcie wszyscy wzajemnie napędzają się do pracy. Ale nie chodzi tylko o szlifowanie umiejętności malarskich, wizyty sąsiadek to również forma wymiany towarzyskiej.

A jak sam Z. Siwek ocenia przygotowa-nie malarek zza Odry w chwili, gdy tra-fiły do niego na zajęcia? – Malowały, że tak powiem, po swojemu – zdziwiły się, gdy zadałem im ćwiczenia podstawowe. Stwierdziły, że od 20 lat malują, a ja im

Nieważne, czy śnieg, czy ulewa, dwie Niemki, Andrea Reski i Ute Moritz przyjeżdżają do studia plastyki Zbigniewa Siwka.

Dlaczego akurat do niego, a nie do innej pracowni, np. w Berlinie? – Kochamy naszego polskiego profesora i jego kursantów

– mówią rozradowane sąsiadki zza Odry.

Początkowo zajęcia Studia Plastyki w GDK były nakierowane na potrzeby młodzieży z planami na studia artystyczne bądź architektoniczne, gdzie wymagana jest umiejętność rysowania. Obecnie, po ponad 26 latach działalności, pracownia zdominowana jest przez osoby dojrzałe. – Dawniej architektura czy studia artystyczne były nobilitacją – warto było się tego uczyć. Dziś i architektów bez pracy jest wielu. Dlatego na rysunku nastąpiła wymiana pokoleń – dorośli stopniowo wypierają młodzież – zwraca uwagę Z. Siwek. Z kolei na malarstwie – tam gdzie ćwiczą panie z Niemiec – są sami dorośli, ale nie osoby w wieku emerytalnym. Prowadzący zajęcia wyjaśnia, że to ludzie, którzy szukają miejsca do samorealizacji poza na co dzień wykonywaną pracą.

Andrea i Ute o studiu plastyki w GDK:Uwielbiamy tu przyjeżdżać!

tylko piękny Gorzów

Ute Moritz i Andrea Reski podczas zajęć w studiu plastyki GDK

Page 12: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 12 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

Przewidujemy mniejszy nakład – dotąd każdy numer miesięcznika drukowany był w liczbie 10 tys. egzemplarzy. Kwar-talnika na pewno będzie nieco mniej.

W zamian za to proponujemy nowy spo-sób kolportażu – część nakładu „tg” trafi do czytelników za pośrednictwem pocz-ty, reszta będzie do dostania w niektó-rych naszych dotychczasowych punktach

kolportażowych. Tu ważna informacja – jeżeli jesteś zainteresowany otrzymy-waniem nowego „tg”, daj znać na adres mailowy: [email protected]

Pierwsze nowe „tylko gorzów exklusiv” już na wiosnę – na pewno jeszcze przed Wielkanocą.

Miesięcznik, który dotąd ukazywał się na papierze, od lutego będzie do prze-czytania tylko w internecie na stronie www.tylkogorzow.com – kolejne wy-dania, tak jak dotychczas, w każdy ostat-ni piątek miesiąca. Zatem tu niemal nic się nie zmienia poza formą publikacji – odchodzimy od papierowej na rzecz elektronicznej.

W jego miejsce pojawi się drukowa-ny kwartalnik „tylko gorzów exklusiv” – z założenia czasopismo opiniotwór-cze dla wytrawnych czytelników. Będzie się ukazywać w odmienionej szacie gra-ficznej, na znacznie lepszym papierze, będzie też o wiele obszerniejsze – 40 stron.

Ale nadal pozostajemy przy tematach tylko z Gorzowa i nadal „tg” będzie bez-płatny. Zatem na czym polega różnica?

Będzie więcej opinii, publicystyki, nowe, dotąd nie poruszane sprawy, nowi auto-rzy. Będziemy zwracać szczególną uwa-gę na to, kto i co pisze – w kwartalniku

znajdziecie teksty na specjalnie dobrane tematy. Aby podkreślić wyjątkowość nowego, kwartalnego wydania „tg” po-stanowiliśmy, że będzie dostępne tylko w formie drukowanej na papierze.

tylko zmiany

„tylko gorzów” w nowej odsłonie – będzie „tg exklusiv”!Ostrzegamy, że zmiana będzie wyraźna. Miesięcznik trafi do internetu,a zastąpi go drukowany kwartalnik w unowocześnionej formule.

Takiego „tg” już nie dostanieszAdam Oziewicz

redakcja „tg”

każę robić takie rzeczy… Mam wrażenie, że przyjęły to z pewnym trudem – zdra-dza z uśmiechem plastyk. W tym samym czasie Andrea Reski majstruje przy szta-ludze. – To ćwiczenia z martwej natury? – zagadujemy kursantkę. – Tak. Szlifuję technikę malarską. To nasze główne za-danie podczas zajęć – potwierdza. Nie ukrywa, że na przygotowanie jednej pra-cy potrzebuje sporo czasu. Ale wszystko zgodnie z zaleceniami profesora – bez przerwy powtarza: „powoli, a dokładnie, nie ma się gdzie spieszyć”. Stojąca tuż obok Ute Moritz dodaje: – Nasz polski mistrz na pewno nie ma z nami łatwo. Musi wyrugować pewne przyzwyczaje-nia, które nabyłyśmy przez te 20 lat swo-jego malowania. Musi nas oduczać, aby potem nauczyć od nowa.

Kto kogo czego uczy?Panie z Niemiec to pierwsi obcokrajow-cy w studiu plastyki GDK. Zatem czy sąsiedzi zza Odry mają lepsze przygoto-wanie plastyczne na starcie niż Polacy? Według prowadzącego studio wygląda

na to, że nie. – Z tych spotkań wynika, że przynajmniej ta kategoria wieko-wa pod tym względem jest podobna do naszej. Nie ma radykalnej różnicy – zaznacza. Choć zastrzega, że, być

może, nie trafił na osoby reprezentatywne – być może, Niemcy mają specjalistycz-ne szkoły już na poziomie podstawo-wym, gdzie kierowani są utalentowani artystycznie uczniowie. Z. Siwek za-uważa za to inną różnicę na korzyść

Niemców. – Gdy za Odrą jest organi-zowana wystawa, to są tłumy. Z kolei tu na każdy wernisaż przychodzi ta sama grupa zainteresowanych ludzi. U nas nie ma masowego zainteresowania sztuką, a to już jest kwestia edukacji. Niedobory w tej dziedzinie pokutują od dzieciństwa – zwraca uwagę artysta plastyk. Tymczasem czego sąsiadki z Niemiec już zdążyły się nauczyć w Gorzowie?

Andrea Reski odpowiada bez najmniej-szego wahania: – Masę rzeczy! Na przy-kład malowania tylko trzema barwami – nigdy wcześniej tego nie próbowałyśmy. Nanoszenia farby na papier wyłącznie w formie plam – plamka przy plamce jak u Renoir’a i Monet’a. Ponadto poznały-śmy wiele różnego rodzaju wskazówek technicznych, choćby na przykład jak dbać o pędzel – przedstawia sytuację jedna z kursantek z Niemiec. A do kiedy zamierzają odwiedzać nasze studio pla-styki? – pytamy na koniec. – Aż profe-sor będzie z nas zadowolony. To może potrwać… Można spokojnie przyjść za rok i sprawdzić, jak nam idzie robota – zapewniają z uśmiechem.

Artykuł mógł powstać dzięki uprzejmości Sławomira Szenwalda, germanisty i tłu-macza przysięgłego języka niemieckiego

Zajęcia w studiu plastyki GDK. Na pierwszym planie Zbigniew Siwek

Page 13: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 13 -

ww

w.tylkogorzow.com

Adam Oziewicz: Rozmawiamy tuż po próbie do gali „Od Neapolu po Granadę” – miała dwie odsłony: część z wokalistami i tą, gdzie była tylko orkiestra i pani jako dyrygent. Obie nieco różne, bo skład był odrobinę inny – to jasne. Ale chy-ba nie tylko o to chodzi… W pierwszej części wszystko szło gładko. Z kolei w drugiej było pod górkę. Dlaczego?

Monika Wolińska: – Zgadza się. Pierwszą część próby po-święciliśmy solistom – zresztą była to pierwsza wspólna próba do piątkowego występu. Chodziło o przegranie całego repertuaru, ustalenie istotnych spraw dotyczących interpretacji, zorientowa-nie się, co po czym następuje, ponieważ program, jeżeli chodzi o sam zapis nu-towy jest skomplikowany. Z kolei druga część była tylko dla orkiestry. Po próbie z wokalistami wybrałam te utwory, które wymagały dopracowania w kwestiach in-tonacyjnych, artykulacyjnych. Po pierw-szym spotkaniu z solistami zawsze ujaw-niają się jakieś szczegóły interpretacyjne, dlatego ostatnie minuty pracy przezna-czamy właśnie na ich dopracowanie.

Ile młoda, nowo skonstruowana or-kiestra potrzebuje czasu na opraco-wanie takiego programu? Więcej niż uznane orkiestry, a może młodym idzie szybciej? – Pracujemy według powszechnie przy-jętego schematu we wszystkich pol-skich filharmoniach. Obowiązuje nas pięciodniowy czas prób, przygotowań do koncertu. Tak działa większość or-kiestr w kraju – przynajmniej tych, z którymi współpracowałam. Może na nieco innych zasadach pracuje Sinfonia Varsovia, która ma dużą ilość koncer-tów, doświadczenie i mnóstwo utworów w repertuarze. Im wystarczy jedna, naj-wyżej dwie próby, aby powtórzyć i przy-pomnieć materiał wielokrotnie grywany. My też już mamy wypracowane własne mechanizmy, które przyspieszają realiza-cję poszczególnych zadań. Przy tym nie skracamy, czy też nie wyrzucamy prób z harmonogramu – zaoszczędzony czas, po opanowaniu materiału, rezerwujemy dla orkiestry na pracę nad warsztatem, bądź przeznaczamy na przygotowania do następnych programów.

I na sali prób, i tu w gabinecie szefo-wej orkiestry emanuje z pani spokój. Rzeczywiście rozmawiam z dyrygen-tem bez nerwów?– Tak, ale nie bez przyczyny… Jest wy-znaczony cel i precyzyjnie obrana droga do jego realizacji. Stąd ten spokój. Zresz-tą trudno sobie wyobrazić, aby go nie było – pracuję z wyjątkowo wrażliwymi ludźmi. Wszelkie ataki agresji ze strony dyrygentów, zresztą zwykle nieuzasad-nione, zabijają entuzjazm i radość mu-zykowania. Dlatego unikam nerwowych sytuacji, spięć. Doświadczenie też mnie tego nauczyło. Do zamierzonego celu zespołu zmierzam własnymi metoda-mi – po mnie nie należy się spodziewać furii. Takie zachowanie jest mi obce, to nie mój charakter, nie mój styl. Jeszcze jedna uwaga: na przestrzeni wieków zmienił się wizerunek dyrygenta – kiedyś był ekspansywny, krzyczący, siłą zdoby-wał autorytet. Proszę mi wierzyć, teraz na całym świecie praktycznie nie ma już

dyrygentów choleryków, furiatów, ludzi, którzy cokolwiek chcą zrobić z orkiestrą, robią z użyciem siły. Przekonałam się, że muzyka tego nie znosi, że proces two-rzenia uwielbia kompromisy. Dyrygent i orkiestra to jeden organizm. Będąc ra-zem, mają jeden kluczowy cel: interakcję

z publicznością. Dyrygent to medium, przez które przechodzą wszystkie możli-we fale... Zatem gdy coś nie do końca gra z orkiestrą – zdarzają się sytuacje jakichś niedopowiedzeń – to jest to odczuwalne. Mamy już wypracowane – tak mi się wy-daje – własne metody, które opierają się na dwóch głównych zasadach: uczciwo-ści i profesjonalnym podejściu do pracy.

Uczestniczy pani w naborze do go-rzowskiego zespołu?– Oczywiście.

Zwraca pani uwagę na cechy charak-terologiczne muzyków?– Nie. Pod tym względem nie ocenia-my. Bierzemy pod uwagę tylko to, co należy do sfery zawodowej, muzycznej. Ale tak jak na całym świecie, muzyk musi się sprawdzić w zespole. Co ważne, nie tylko jako instrumentalista, ale też jako współpracownik.

Zatem czy ktoś przeszedł kwalifika-cje i szybko musiał odejść z orkiestry? – Nie mieliśmy takiej sytuacji. W wielu orkiestrach na świecie jest tak, że oprócz oceny dyrektora artystycznego, dyry-genta orkiestry, to koledzy i koleżanki z zespołu również oceniają adepta jako

człowieka. Jeżeli rzeczywiście jest kon-fliktogenny, idzie w kierunku ostrej kon-frontacji i w efekcie źle działa na grupę, to jest z niej eliminowany.

Zastrzegła pani, że „na zachodzie”, to znaczy, że w Polsce jest inaczej?

– Każda filharmonia posiada własny sys-tem przesłuchań i kształtowania polityki kadrowej.

Ta orkiestra, którą pani tu zastała w kwietniu, pod względem osobo-wym jest identyczna?– Nie, sporo się zmieniło… Część mu-zyków odeszła, cześć jest z nowego na-boru. Pracujący tutaj muzycy są bardzo dobrymi instrumentalistami, wspaniały-mi ludźmi i są bardzo muzykalni.

Przypominam sobie opinię profesora Pendereckiego na temat tego zespołu – mówił o nim z entuzjazmem.– Nie tylko prof. Penderecki…

Ale to wielki muzyczny autorytet, dlatego jego ocenę przypominam.– Przyznaję, ale wspomnę jeszcze jedno ważne nazwisko, to Maestro Kazimierz Kord, wieloletni szef Filharmonii Na-rodowej, który po tygodniu pracy z go-rzowską orkiestrą bardzo, bardzo pozy-tywnie nas wspomina.

Próba… Są momenty, gdy energicz-nie wstaje pani ze swojego krzeseł-ka. Czy dla orkiestry to jakiś sygnał? Czy to tylko wyraz emocji dyrygenta?– Akurat tego ruchu nie kontroluję, nie ćwiczę, nie jest to element osobliwej choreografii. Gdy wstaję, znaczy, że jest moment konkretnej ingerencji, że źle się dzieje z tempem, że muszę komuś coś powiedzieć – często też pochylam się w stronę konkretnych muzyków w trak-cie gry, aby na darmo nie przerywać, sygnalizując im w ten sposób różne rze-czy. Jednak to czy stoję, czy siedzę nie ma bezpośredniego wpływu na to, co się dzieje na scenie.

– Doprowadzić orkiestrę na sam szczyt – tak mówiła o sensie swojej pracy w Gorzowie dyrygent Monika Wolińska w rozmowie z „tg”.

Przy okazji zdradziła nam nazwiska ukochanych kompozytorów i najważniejsze punkty w biografii zawodowej.

A co można znaleźć na jej półce z płytami? Są niespodzianki…

Kogo słucha prof. Wolińska?Ale tak naprawdę!

tylko wywiad

Ulubieni kompozytorzy profesor Wolińskiej?Bardzo ważni ostatnio: Gustav Mahler i jego II Symfonia, Anton Bruckner – VIISymfonia. A wcześniej Eugeniusz Morawski – właśnie jego utwór wykonaław Gorzowie na swojej inauguracji. Wskazuje też Johannesa Brahmsa, Ludwigavan Beethovena... – Umówmy się, że wszystkich ich kocham równie mocno– zdradziła szefowa gorzowskiej orkiestry

Page 14: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 14 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

tylko wywiad

To jeszcze nic… Na moment zatkała pani lewe ucho palcem lewej ręki.– Dyrygent z orkiestrą musi mieć opra-cowane umowne sygnały, swoisty język, a to dlatego, aby nie przerywać niepo-trzebnie utworu, aby praca przebiegała sprawnie, płynnie. To że przystawiłam palec do ucha oznaczało: zwróćmy uwa-gę na intonację, słuchajmy. Czy jest utwór, który jest poza pani zainteresowaniem? Nie poprowadzi-łaby pani orkiestry z powodu zada-nego repertuaru czy z przyczyn este-tycznych, ideowych?– Jeżeli byłyby przesłanki wskazujące, że mam do czynienia z profanacją muzyki, to na pewno nie, bo muzyka jest dla mnie wielką wartością, wręcz sprawą świętą.

A lżej… Pomińmy sytuacje skrajne. Jest utwór w repertuarze klasycznym, współczesnym – generalnie w mu-zyce poważnej, który panią nie inte-resuje? Nie podejdzie pani do niego i nie opracuje z orkiestrą.– Chyba nie ma takiej kompozycji. W każdym utworze repertuaru klasycz-nego można znaleźć coś interesującego. Ja tak do tego podchodzę. Co więcej, ab-solutnie nie gardzę muzyką rozrywkową, wręcz jej słucham, mam ulubione wy-konania, artystów. A właśnie! W czerw-cu zapraszam na koncert do amfiteatru – kontynuacja naszej idei przedstawiania muzyki klasycznej szerokiej, gorzowskiej publiczności. Zastosujemy zabieg, który sprawdził się przy pierwszej edycji: po-mieszamy muzykę poważną z rozrywko-wą. W tym roku będzie z nami wielkiej klasy artystka, pani Irena Santor. Z wiel-ką radością oczekuję tego wydarzenia.

Przy okazji, w jakiej formie pani Irena? – Znakomitej!

To właściwie bardzo starsza pani…– Zapewniam, upływający czas nie ma na nią żadnego wpływu… To jest jej rok jubileuszowy, dlatego bardzo się cieszę, że udało nam się zaprosić panią Irenę do Gorzowa. Może zdradzę: los nam bar-dzo pomógł. Spotkałyśmy się na nagra-niu filmu „Granatowy Zeszyt” o Witol-dzie Lutosławskim, tam też powstała ad hoc pewna idea – pani Irena żywiołowo zaproponowała mi: „może zagramy coś kiedyś razem?”. Odpowiedziałam na-tychmiast: zapraszam do Gorzowa! Tak urodził się pomysł koncertu. Wspaniale! Liczymy na komplet słuchaczy.

Szczególne punkty w pani biografii zawodowej?

– Są cztery. Koncert dyplomowy z Fil-harmonią Narodową – wielkie przeży-cie, coś, co zostało na długo we mnie i w publiczności, bo takie opinie również usłyszałam. Występ w Carnegie Hall w 2009 roku. No i moja pierwsza przy-goda z Filharmonią Gorzowską, w listo-padzie 2012 roku. I ten ostatni: sytuacja również z listopada 2012 roku: nagłe zastępstwo za Maestro Jerzego Semkowa w Filharmonii Narodowej. W piątek we-szłam na próbę generalną, zaraz po niej musiałam poprowadzić dwa koncerty – jeszcze tego samego dnia i w sobotę. Do tego mając świadomość, że publicz-ność czeka nie na mnie, a właśnie na Mistrza Semkowa. Sprostałam zadaniu. Te piękne artystyczne przeżycia pozosta-ną w mojej pamięci na zawsze.

Wydaje się, że Gorzów nie jest miej-scem dla dyrygenta z najwyższej pół-ki. Monika Wolińska, na co dzień wy-kładowca Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie – jak sądzę, właśnie tam realizuje swoje główne cele…

– Możliwość pracy w prestiżowej uczelni i stanowisko dyrygenta orkiestry w moim przypadku znakomicie się uzupełniają. Nie jestem wyjątkiem, wielu dyrygen-tów z powodzeniem łączy te stanowiska. W Gorzowie jestem dyrygentem orkie-stry, kimś, kto odpowiada za artystyczny poziom tej instytucji, i na tym polu to są moje główne cele.

No tak, ale przychodzi wieczór po pracy i nawet nie ma pani gdzie wyjść, zrelaksować się, posłuchać, zobaczyć…– Nieprawda! Nie mam gdzie pójść? Spa-ceruję, zwiedzam, odkrywam nowe miej-sca… Oczywiście większość czasu po-święcam na pracę. Moim zadaniem jest tworzenie zespołu, doprowadzenie go do wysokiego poziomu artystycznego. Druga moja misja to uświadomić innym – może nie uświadomić, bo wiele osób już o tym wie… sprawić, aby filharmonia była miejscem, do którego będą chcie-li przychodzić wszyscy gorzowianie. Wiem, to niemożliwe, żeby absolutnie wszyscy… A może to jest do zrobienia? Przy okazji każdego wywiadu o tym mó-wię i tym razem też chcę to podkreślić: Gorzów może być dumny ze swojej fil-harmonii. Jestem dyrygentem orkiestry w najpiękniejszym obiekcie tego typu w kraju. Lokalizacja, wspaniała akustyka sali – to obiekt, którego Polska zazdro-ści Gorzowowi. A do tego wspaniali, młodzi muzycy. Nie każdy dyrygent w Polsce ma szansę na tworzenie orkiestry. Najczęściej zastaje zespół gruntow-nie ułożony. Ja już zastałam tutaj małą orkiestrę. Jej atutem są poszczególni instrumentaliści, którzy bardzo chcą się rozwijać, z uśmiechem znoszą trudy kształtowania zespołu i ciężko pracują na nasz wspólny cel. Mamy znakomite

zaplecze socjalne: sale do prób, ćwiczeń itd. Wiele miast nie ma swojej filharmo-nii… Gorzów ją ma i my to doceniamy. Wiadomo, pieniędzy zawsze na coś bra-kuje, ale miasto, które inwestuje w kultu-rę, które wie, jakie jest znaczenie muzyki, sztuki w ogóle, to miasto, które świado-mie się rozwija.

Znajduje pani czas i ochotę na od-wiedzanie innych instytucji kultury?– Byłam w Teatrze na Scenie Letniej, „Pod Filarami”… Systematycznie dosta-ję zaproszenia na wiele wydarzeń kultu-ralnych, za które wszystkim serdecznie dziękuję. Niestety, nie w każdym mogę uczestniczyć. Powód? Zwykle w tym sa-mym czasie mam próby z orkiestrą, kon-cert lub załatwiam inne sprawy związane z Filharmonią.

Do kogo pani dzwoni z wątpliwościa-mi muzycznymi? Czy w ogóle jest taka osoba? A może nie miewa pani rozterek w pracy przy realizacji co-dziennych zadań?– To zależy od tego, jakiego rodzaju są to wątpliwości. Od dziesięciu lat mam wielką przyjemność i zaszczyt współ-pracy w charakterze asystentki Maestro Jerzego Semkowa. Mistrz coraz rzadziej występuje na polskich scenach – jednak zdarza mi się mu asystować, spotkać się z nim. To on jest osobą, z którą uwiel-biam dyskutować na temat partytur i poszczególnych rozwiązań. Niestety, nie żyje już mój prof. Ryszard Dudek. Do niego dzwoniłam najczęściej.

Co teraz?– Kilka lat temu Maestro przejrzał kom-plet moich materiałów do przygotowy-wanej VII Symfonii Antona Brucknera i powiedział: „Pani to wszystko prze-czytała i wie, teraz trzeba o tym zapo-mnieć…” To serce i rozum odpowiadają na trudne pytania. Intuicja i wyobraźnia muzyczna wiele rzeczy nam podpowiada, pod warunkiem, że potrafimy jej słuchać.

Półka z płytami profesor Woliń-skiej… Czy jest takie miejsce? Może muzykę ma pani w sobie i żaden inny nośnik nie jest potrzebny?– Muzykę mam w sobie, ale jest taka pół-ka i to więcej niż jedna… Mam mnóstwo płyt z muzyką! Bazę stanowi repertuar klasyczny, bywa, że nawet kilka różnych wykonań jednej symfonii. Oczywiście mam wśród nich swoje ulubione inter-pretacje. Ale są też inne: muzyka filmo-wa, Sting, Anna Maria Jopek. Takie płyty też są na mojej półce.

Jest na niej granica między muzyką obowiązkową, a tą słuchaną tylko dla zabawy?– Nie ma aż tak ostrego podziału – są pomieszane i wybierane spontanicznie. Wchodzę do domu, mam na coś ochotę

i włączam. Czasami po koncercie zosta-je w pamięci fragment, jakaś część, te-mat, którego słucham nawet kilka razy. Co ważne, nie pracuję, słuchając, bo wte-dy dyrygent sugeruje się inną interpreta-cją. Studia nad partyturą, które odbywam w toku przygotowań do koncertu mają charakter intymny – prowadzę je w ciszy, skupieniu, bez żadnych nagrań. A już po pracy nabieram ochoty na słuchanie cze-goś skrajnie innego. Często też słucham muzyki przed snem…

Pani patent na relaksowanie się? – Od dwóch lat regularnie chodzę po górach. Wspinam się na dwutysięczniki. Na razie… Mam nadzieję, że z czasem będę sięgać coraz wyżej.

To pewnie stąd różnica... Na zdję-ciach z uroczystości wręczenia dy-plomów doktorskich w 2008 roku jest pani nieco więcej niż dziś…– Nie zeszczuplałam chodząc po górach! Myślę, że to z powodu natłoku pracy, stresu, który przeżywa każdy dyrygent czy odpowiedzialna osoba na stanowi-sku. Proszę mi wierzyć, nie da się go uniknąć, nawet w pełni siebie kontrolu-jąc. Bycie szefem orkiestry to ogromna odpowiedzialność. Każdy koncert jest wysiłkiem intelektualnym, emocjonal-nym, ale też czysto fizycznym. To na-prawdę ciężki bagaż na plecach, ale za to bardzo piękny.

Najwyższy szczyt?– Jestem początkująca, zatem to dopiero Kozi Wierch w polskich Tatrach – 2291 metrów. Ponadto, jeżeli tylko mogę – ostatnio coraz rzadziej, to uciekam, żeby obcować z naturą, wtedy czuję się cu-downie, jak wilczyca. Najchętniej, nocą, siedziałabym na łące i wyła do księżyca…

Kieruje pani zespołem, który przy-jechał z daleka – to młodzi muzycy z ośrodków akademickich. Jakie są relacje między panią a muzykami i między nimi? Sprawuje pani nad nimi opiekę artystyczną, a może chodzi o coś więcej? Podpowiada im pani, jak się zachować w nowym oto-czeniu?– Rozmawiamy, wymieniamy opinie na temat przeróżnych kwestii. Staram się często rozmawiać z muzykami. Jeżeli są jakieś problemy, to mówimy o tym na-tychmiast i otwarcie. Nasze kluczowe założenie: tylko szczerość. Oficjalnie jestem tu od kwietnia… Relacji z zespo-łem nie buduje się od razu – to proces, który trwa i polega na wzajemnym zaufa-niu. Poznajemy się, ale jest płaszczyzna, na której już umiemy się porozumieć, to ta muzyczna, interpretacyjna. Tu jest meritum sprawy. Najważniejszy dialog to ten na scenie.

Dziękuję

Page 15: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 15 -

ww

w.tylkogorzow.com

tylko edukacja

Od kiedy skończyłem sześć lat, w moim pokoju wisiała mapa polityczna świata. Dla zabawy ścigałem się z siostrą na to, kto pierwszy wskaże dany kraj na mapie. Niestety, moja siostra miała dłuższe ręce, a ja nie dosięgałem do Islandii. Postanowiłem, że zasięg moich rąk nie powstrzyma mnie przed chęcią eksploracji świata, nie tylko palcem po mapie.

Jak przekonać się, że Muzułmanie nie są bandą jihadystów?

Nadpobudliwość, jaką obdarzyli mnie rodzice, wraz z momentem poczęcia, szybko wdała się we znaki. Nie potra-fiłem usiedzieć na miejscu dosłownie i w przenośni. Dusiłem się w Gorzo-wie jak gwiazdy Hollywood bez dzien-nej dawki seksu i kokainy. Albo jak nasi politycy nie mający możliwości oplucia siebie nawzajem w tych czy innych me-diach. Dlatego mimo lokalnych więzów rodzinnych i przyjacielskich, oraz jak się okazało, irracjonalnych kontrargumen-tów, zdecydowałem się opuścić jedno z najbardziej monoetnicznych i mono-kulturowych państw Europy. Rodzice, chyba z powodu niespełnionych wła-snych ambicji albo chęci pozbycia się z domu nadpobudliwego osobnika, z radością wysłali mnie do międzynaro-dowego liceum z internatem w Oxfor-dzie.

Szybko poczułem się, jakby wlewano mi olej do głowy, którego choć nadal cza-sami brakuje, to niedobory powodowa-ły głośne echo po puknięciu w czoło. Dowiedziałem się, że nie wszyscy Ro-

sjanie piją hektolitry wódki, Niemcy – od kradzieży ich samochodu osta-tecznie się powstrzymałem ;) – to nie jest niemająca poczucia humoru grupa zsubordynowanych konformistów wy-kluczających ze społeczeństwa każdego z przydługim nosem oraz że muzułma-nie to nie do końca niepijąca alkoholu, banda jihadystów ze spranymi przez Koran mózgami.

Te same potrzeby, zachcianki i pragnie-nia towarzyszą nam wszystkim, nie-zależnie od pochodzenia czy kultury, w jakiej dorastamy. Zatem i ja, na drodze do szczęścia, na której wciąż błądzę i od-

najduję się na przemian, miałem sposob-ność zaglądnięcia w różne rejony świata w wymiarze geograficznym, kulturowym, edukacyjnym oraz rozrywkowym. Od narkotyków typu alkohol po mniej groź-ne używki jak kawa, marihuana czy cze-kolada zdarzało mi się skosztować na kil-ku kontynentach wśród ludzi wielu nacji, kolorów, poglądów czy religii.

Zaraz po zdaniu matury wybra-łem się do Pekinu, gdzie przez pół roku uczyłem angielskie-go dzieci w szkole podstawo-wej. Doświadczenie kulturowe, jakiego wtedy doświadczyłem oraz tymczasowe oddalenie od zachodniej kultury pozwoliło mi lepiej poznać siebie same-go oraz otworzyć na odmienne schematy myślowe i kulturowe. Następnie wyjechałem na studia do Sydney. Trochę się uczyłem, trochę pracowałem i trochę gra-łem w teatrze. Po półtora roku postanowiłem przenieść się na uniwersytet w Szanghaju, gdzie w połączeniu z wypadami do fa-bryk kontynuuję edukację, plą-cząc sobie język zwrotami, które niedługo staną się powszechnie stosowane na całym świecie. Czasami przypłacam te woja-że kosztem żołądka, którego zawartości w danym momencie wolał-bym nie znać.

Celem tego tekstu nie jest jednak auto-promocja, tylko zwrócenie uwagi na ko-rzyści wynikające z wyjazdu za granicę do szkoły średniej. Zakres wiedzy uzy-skany z lepszego poznania siebie, zna-jomości języków, kultur, rozwoju osobi-stego, kwalifikacji, możliwości dalszych studiów za granicą i kariery zawodowej to tylko niektóre z wielu zalet wynikają-cych z takiego wyjazdu. Przede wszyst-kim jednak to właśnie doświadczenia kulturowe i sieć kontaktów diametralnie wpływa na ciąg zdarzeń. Na przykład, w taki właśnie sposób dwa miesiące temu kolega przedstawił mnie wielokrot-

nemu mistrzowi świata w boksie Manny Pacquiao. Od Pac-Man’a zaczerpnąłem

niesamowitą inspirację, chęć do życia i przeświadczenie o tym, że sam de-cydujesz o swoim losie. O szczegó-łach programu matury międzyna-rodowej pisałem parę lat temu na stronie naszej agencji: www.jdj.com.pl, na którą serdecznie zapraszam zain-teresowanych zarówno wyjazdami na cały okres szkoły średniej, programem AYA (Academic Year in America), jak i krótszymi kursami językowymi. Gorąco zapraszam do skorzystania z oferty!

Wojtek Bachalski

"Czasami przypłacam te wojaże kosztem żołądka..."

Page 16: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 16 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

Medi-Raj przy Górczyńskiej wciąż po-zyskuje nowych lekarzy – po raz kolejny wzbogaca ofertę usług medycznych… Barbara Abec, chirurg i urolog dziecięcy rozpoczęła współpracę z Gorzowskim Centrum Medycznym. To odpowiedź na zapotrzebowanie i liczne zapytania o ta-kie specjalizacje. Nowa lekarz jest absol-wentką Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. W 1989 r. uzyskała I sto-pień specjalizacji, a w 1994 r. II stopień specjalizacji z chirurgii dziecięcej. Z kolei w 2009 uzyskała tytuł specjalisty w uro-logii dziecięcej. Przypomnijmy, opieka le-karska w tej dziedzinie dotyczy maluchów i młodzieży w przedziale od urodzenia do 18. roku życia.

Nie bagatelizujmy częstego siusiania u maluchówRodzic powinien się zainteresować tym, dlaczego dziecko ostatnio więcej przeby-wa w toalecie niż zwykle. Częste moczenie nocne i popuszczanie w dzień, nawracają-ce zakażenia dróg moczowych oraz stany zapalne okolic narządów płciowych – to powinno zaniepokoić rodziców dzieci po piątym roku życia. – Każdy ze wskaza-nych objawów na pewno powinien skło-nić do natychmiastowych kontroli w po-radni urologicznej u urologa dziecięcego – podkreśla Barbara Abec, chirurg i urolog dziecięcy. Specjalistka wskazuje dwa typy przyczyn wspominanych objawów: czyn-nościowe oraz anatomiczne. W każdym takim przypadku konieczna jest konsulta-cja ze specjalistą właśnie po to, aby okre-ślić typ zaburzeń. Dopiero potem możliwe jest skuteczne leczenie.

Doktor Abec ma jeszcze inną ważną wskazówkę dla rodziców. – To dotyczy tylko chłopców i wymaga podkreślenia, chodzi o stan napletka. Otóż po trzecim

roku życia uznajemy, że napletek powinien być już zsuwany, a to-aleta tej części ciała powinna być wyko-nywana prawidłowo. Chłopiec powinien

mieć tego świadomość i dbać o higienę – za-znacza specjalistka. Dlaczego to tak waż-ne? Bo często jako le-karz ma do czynienia z tym, że napletek jest ze zlepami, wąski, a to w konsekwencji prowadzi do nawraca-jących stanów zapal-nych tej części ciała. To z kolei wymaga konsultacji i odpo-wiedniego leczenia. Nasza rozmówczyni zwraca też uwagę na problemy urologicz-ne dzieci płci prze-ciwnej. – Bywa, że u dziewczynek mam do czynienia ze skle-jonymi wargami sro-mowymi mniejszymi. Prawdopodobnie jest to wynik używanego materiału do pielęgnacji, czyli na przykład chusteczek nasączonych środkami che-micznymi. Przyczynami tego zaburzenia mogą być również pewne komponenty hormonalne – wyjaśnia lekarka. Podkreśla zarazem, że to objaw wymagający korekty, bo stanowi przeszkodę w oddawaniu mo-czu – w każdym tego typu przypadku musi być ingerencja specjalisty urologa.

Jeden lekarz, dwie specjalizacjeBarbara Abec jest urologiem dziecię-cym, ale również chirurgiem dziecięcym. Jak zaznacza, to nie przypadek, bo obie dyscypliny medyczne ściśle są ze sobą związane – choćby dlatego, że ta druga ma charakter zabiegowy. – Bez wątpienia zazębiają się i uzupełniają.

Urologia dziecięca w Gorzowie była za-wsze obecna. Zatem to swego rodzaju roz-szerzenie działalności w ramach chirurgii dziecięcej – wyjaśnia specjalistka. Przy tym wysoko ocenia fakt, że właśnie taka specja-lizacja była rozwijana w gorzowskim szpi-talu. Dzięki niej lekarze poszerzyli wiedzę i umiejętności o badania czynnościowe – między innymi polegają na wykonywa-niu badania czynności pęcherza przez badanie urodynamiczne. – Bardzo wiele wyjaśnia: wskazuje, na przykład, czy mamy do czynienia z zaburzeniami samej funkcji danego organu, czy przyczyną zaburzeń są zmiany anatomiczne – precyzuje specja-listka.

Dwie wspomniane specjalizacje również świetnie ze sobą współgrają w sferze poradnianej, czyli tej realizowanej w Go-rzowskim Centrum Medycznym Medi--Raj. – Chirurgia i urologia dotyczy tej samej grupy małych pacjentów – podkre-śla B. Abec, która przyznaje, że dwie spe-cjalizacje w przypadku jednego lekarza to coraz częstsza sytuacja.

Medi-Raj także dla maluchów!Wielu specjalistów w kilkunastu poradniach,

czyli kompleksowość usług – to znak rozpoznawczy Medi-Raju.

Placówka z dwuletnią już historią znowu rozszerza zakres działania, tym razem o urologię i chirurgię dziecięcą.

Uwaga rodzice!

tylko zdrowie

Adam Oziewicz

Lek. med. Barbara Abec zdobyła doświadczenie pracując od 1982 roku na oddziale chirurgii i traumatologii dziecięcej szpitala wojewódzkiego w Gorzowie oraz uczestnicząc w licznych sympozjach i warsztatach medycznych. Po uzyskaniu certyfikatu wykonuje badania urodynamiczne w szpitalu w Gorzowie. Obecnie pracuje na oddziale chirurgii i traumatologii dziecięcej z pododdziałem urologii dziecięcej wielospecjalistycznego szpitala wojewódzkiego w Gorzowie na stanowisku starszego asystenta. Od stycznia 2014 roku współpracuje także z Gorzowskim Centrum Medycznym Medi-Raj

Page 17: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 17 -

ww

w.tylkogorzow.com

17 stycznia 1984 roku w hali przy ulicy Czereśniowej rozpoczął się pierwszy trening budowanej od podstaw dru-żyny. Kobiece piłkarstwo miało swoje zalążki jeszcze w latach 70., ale dopiero wówczas wszystko zaczęło się na serio. Sekcja piłki nożnej kobiet przy TKKF Stilon powstała z inicjatywy Bogdana Jakubczaka, a selekcji zawodniczek na pierwszych zajęciach dokonał trener Jan Suwary. Pierwszy mecz niebiesko-białe piłkarki rozegrały 1 maja 1984 roku, wówczas rozgromiły 8:0 NRD-owską drużynę z Eisenhuttenstad. Mecz odbył się na stadionie Warty w obecności kilku tysięcy kibiców.

W 1985 roku zespół trenera Suwarego przystąpił do rozgrywek II ligi, które wy-grał w cuglach, bez porażki. Debiutancki sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej zakończył się brązowym medalem. Jed-nak prawdziwe złote czasy gorzowskiej piłki kobiecej to lata 1989-1997. TKKF Stilon nie schodził wówczas z podium, zresztą będąc zaledwie raz na 3. miejscu. W latach 1992, 1995 i 1996 gorzowski ze-

tylko na sportowo

spół sięgał po tytuł mistrzowski. Niebie-sko-białe zwyciężały też w rozgrywkach halowych. Kryzys przyszedł dopiero od sezonu 1997/1998 – zaczęło brakować pieniędzy na utrzymanie bardziej do-świadczonych zawodniczek. Mimo tego, jeszcze w sezonie 2000/2001 udało się zająć trzecie miejsce, choć wówczas w drużynie dominowały młode, mniej doświadczone zawodniczki, wsparte kil-koma starszymi. W sezonie 2005/2006 po przegranym barażu z AZS AWF Bia-ła Podlaska, TKKF Stilon pierwszy raz w historii spadł z najwyższej klasy roz-grywkowej.

Od tego czasu gorzowskie piłkarki rywa-lizują na zapleczu elity. Była tylko jedna krótka przerwa: niebiesko-białe awanso-wały do ekstraligi po sezonie 2009/2010, ale niestety wśród najlepszych odniosły zaledwie dwa zwycięstwa, zajęły na ko-niec sezonu ostatnie miejsce i w konse-kwencji powróciły na pierwszoligowy szczebel. – Będziemy walczyć o awans, to nasz cel. Oczywiście myślimy też

o uczczeniu jubileuszu 30-lecia, ale naj-lepszym akcentem będzie sportowy sukces – deklaruje prezes TKKF Stilon, Janusz Kałuziński. Zespół pod wodzą grającej trener Marzeny Salamon rozpo-czął już przygotowania. 9 lutego gorzo-wianki wyjeżdżają na tygodniowe zgru-powanie do Myśliborza. Planowany jest sparing z Olimpią Szczecin. Być może druga drużyna po rundzie jesiennej I ligi rozegra jeszcze jakąś grę kontrol-ną. – Sporo zależy od pogody – zaznacza Janusz Kałuziński.

Na półmetku rozgrywek TKKF Stilon jest wiceliderem (w tym sezonie awansują

dwie drużyny). Nad trzecią w tabeli Che-czą Gdynia

gorzowianki mają 5 punk-tów przewagi. Tyle że rywalki mają pozyskać kilka zawodni-czek z rozpa-dającej się Unii Racibórz. Mó-wiło się nawet, że gdynianki przejmą miej-sce mistrzyń Polski w eks-tralidze. Runda wiosenna star-tuje 12 kwiet-nia. TKKF Sti-lon zmierzy się na wyjeździe ze Sztormem

Gdańsk. Jeśli uda się awansować do grona najlepszych, w klubie rewolucji kadrowej nie przewidują. – Opieramy się na swoich wychowankach, nie planujemy wzmoc-nień z zewnątrz – mówiła niedawno w Radiu Gorzów trener Marzena Salamon. A trzeba podkreślić, że TKKF Stilon za-plecze młodzieżowe ma bardzo solidne. Na początku czerwca drużyna niebiesko--białych do lat 16 wywalczyła w Koninie brązowy medal Mistrzostw Polski. Kilka dni później reprezentacja Gimnazjum

Sportowego nr 2 triumfowała w Coca--Cola Cup 2013, czyli nieoficjalnych mistrzostwach

Polski tej kate-gorii. Impreza

na Krakowskim Rynku z udziałem amba-sadora turnieju Roberta Lewandowskie-go zgromadziła około 40 tysięcy widzów. Najlepszą bramkarką turnieju została wybrana Joanna Rozmiarek. 16-latka, wobec kontuzji podstawowej bramkarki pierwszoligowca Katarzyny Poźniak, stała się w rundzie jesiennej numerem jeden w gorzowskiej bramce.

I wreszcie ostatni czerwcowy sukces. Reprezentacja Polski do lat 17 zdoby-ła w Szwajcarii mistrzostwo Europy. W składzie biało-czerwonych gorzo-wianka Paulina Dudek, która w półfina-łowym meczu przeciwko Belgii zdobyła nawet bramkę. Młodą piłkarkę TKKF Stilon kusiły inne kluby, ale Dudek wciąż gra w koszulce z niebieską „eską”. Przez większość rundy jesiennej 17-latka leczy-ła kontuzję, ale wiosną ma pomóc kole-żankom w walce o upragniony awans do ekstraligi.

W związku ze wspomnianą już w tym wydaniu zmianą formuły„tg”, to ostatni materiał w takim kształcie w dziale „tyl-ko na sportowo”. W następnym, nowym „tg” sportu też nie zabraknie – będzie obszerniej i z nieco innej niż dotąd per-spektywy. Z kolei bieżące informacje na temat wszystkich naszych drużyn, relacje live i fotorelacje niezmiennie na portalu gorzow24.pl.

Na trzydziestkę chcą znów być w elicieTylko sportowe fakty 2014

Trzydzieści lat temu spotkały się na pierwszym treningu. Później były mistrzostwa, puchary, reprezentantki Polski. Dziś piłkarki TKKF Stilon chcą uczcić jubileusz powrotem do ekstraligi.

Już rozpoczęły przygotowania…

Grająca trener, Marzena Salamon wraz z drużyną już rozpoczęła przygotowania do rundy wiosennej

Filip Górecki

Page 18: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

NR 1/2014 - 18 -

ww

w.ty

lkog

orzo

w.co

m

styczeń/luty

wydarzenia kulturalneKoncert familijny – „Czarodziejska miłość”16 lutego (niedziela), g. 12.00

Urodziny mistrza: w hołdzie Chopinowi. Recital forte-pianowy21 lutego (piątek), g. 19.0028 lutego (piątek), g. 19.00

Marek Torzewski LIVE koncert z zespołem i chóremNajnowsza płyta tenora Marka Torzewskiego pt. „L’Amore” zawiera największe, nieśmiertelne jak ich temat przeboje ze słonecznej Italii, śpiewane w Europie i na świecie już od kilkudziesięciu lat.1 marca (sobota), g. 19.00

Miejskie Centrum KulturyanTeny w sali widowiskowej MCK – premiera płyty „Armia Drzew”14 lutego (piątek), g. 19.30

Jazz Klub Pod FilaramiWieczór z tangiem Nowy projekt: Filharmonicy w Jazz Clubie15 lutego (sobota), g. 19.30

Choice Instrumental 22 lutego (sobota), g.19.30

oprac: Adam Oziewicz

Teatr„Tajemniczy Turban” (scena kameralna)31 stycznia (piątek), g. 10.00Olga Bończyk – Piosenki z klasą! (Art Cafe)31 stycznia (piątek), g. 19.30

„Wesołe kumoszki z Windsoru”1 lutego (sobota), g. 18.002 lutego (niedziela), g. 18.00

„Tajemniczy Turban” (scena kameralna)5 lutego (środa), g. 10.006 lutego (czwartek), g. 10.007 lutego (piątek), g. 10.00

Gorzów Jazz Celebrations – Noa8 lutego (sobota), g. 19.00

„Tajemniczy Turban” (scena kameralna)9 lutego (niedziela), g. 12.00

„Złota Kaczka”11 lutego (wtorek), g. 10.0012 lutego (środa), g. 10.0013 lutego (czwartek), g. 10.00

„Wesołe kumoszki z Windsoru”14 lutego (piątek), g. 18.0015 lutego (sobota), g. 18.00

Joanna Ginda i Przemysław Raminiak – „Zakochani są wśród nas” – piosenki o miłości! (Art Café)15 lutego (sobota), g. 21.00

„Ballady i Romanse Mickiewicza. Laboratorium roman-tyczności” – premiera (scena kameralna)16 lutego (niedziela), g. 18.0018 lutego (wtorek), g. 10.0021 lutego (piątek), g. 10.00

Marcelina akustycznie – premiera nowej płyty „Wschody/Zachody”! (Art Cafe)22 lutego (sobota), g. 20.00

„Ballady i Romanse Mickiewicza. Laboratorium roman-tyczności” – premiera młodzieżowa (scena kameralna)23 lutego (niedziela), g. 18.00

„Podróże Guliwera” – gościnnie Bałtycki Teatr Dramatyczny z Koszalina25 lutego (wtorek), g. 9.00 i 11.1526 lutego (środa), g. 9.00 i 11.15

„Dobry wieczór Państwu Teatr Polonia”26 lutego (środa), g. 19.00

„Ballady i Romanse Mickiewicza. Laboratorium roman-tyczności” (scena kameralna)27 lutego (czwartek), g. 11.0028 lutego (piątek), g. 11.00

Ostatki w rytmie Soul&Funky – zabawa przy muzyce z czarnych płyt! (Art Cafe)28 lutego (piątek), g. 20.00

Miejski Ośrodek SztukiGaleria BWAAnna Bujak – „Afekt”, rzeźba, rysunekdo 23 lutego

Galeria Sztuki NajnowszejAndrzej Ciesielski – „Kolekcje”, wystawa czynna:do 9 lutego

Anna Kutera – Multimedia(wystawa czynna do 16 marca)17.30 Zorka Wollny – Performance (Active Space GSN)otwarcie wystawy:15 lutego (sobota), g. 17.00

Kino 60 Krzeseł„Heli”, reż. Amat Escalante; wyst.: Armando Espitia,

Andrea Vergara, Linda González, Francja/Holandia/ Meksyk/Niemcy2013, 105 min, obyczajowy + „Danse Macabre”, reż. Małgorzata Rżanek, Polska 2012, 5 min 2, 4 lutego, g. 16.00 i 20.001, 3, 5 lutego, g. 18.00 6 lutego, g. 20.15

„Sekret afrykańskiego dziecka”, reż. Christine François; wyst.: Audrey Dana, Robinson Stévenin, Élie Lucas Moussoko, Francja 2011, 108 min, obyczajowy2, 4 lutego, g. 18.001, 3, 5 lutego, g. 16.00 i 20.00

„Matterhorn”, reż. Diederik Ebbinge; wyst.: René van ‚ t Hof, Ton Kas, Porgy Franssen, Holandia 2013, 88 min, komedia obyczajowa7, 9, 11, 13 lutego, g. 20.008, 10, 12 lutego, g. 18.00

„Wielkie piękno”, reż. Paolo Sorrentino; wyst.: Toni Se-rvillo, Carlo Verdone, Sabrina Ferilli, Francja/Włochy 2013, 142 min, obyczajowy7, 9, 11 lutego, g. 17.30 8, 10, 12 lutego, g. 19.40

„Smak curry”, reż. Ritesh Batra; wyst.: Irrfan Khan, Nimrat Kaur, Nawazuddin Siddiqui, Francja/Niemcy/Indie/USA 2013, 104 min, dramat14 lutego, g. 21.15 16, 18 lutego, g. 18.00 15, 17, 19 lutego, g. 16.15 i 20.00

„Anioł śmierci”, reż. Lucia Puenzo; wyst.: Natalia Oreiro, Alex Brendemuhl, Diego Peretti, Argentyna/Francja/Hiszpania/Norwegia 2013, 93 min, dramat/thriller16, 18 lutego, g. 16.15 i 20.0015, 17, 19 lutego, g. 18.1520 lutego, g. 16.15 i 20.15

Walentynki w ciemno!Nie lubisz kupować kota w worku? Przyjdź i przekonaj się, że czasem warto. Filmowe i smakowe wrażenia gwa-rantowane!14 lutego, g. 19.00

„Mężczyzna prawie idealny”, reż. Martin Lund; wyst.: Henrik Rafaelsen, Janne Heltberg Haarseth, Tov Sletta, Norwegia 2012, 80 min, komedia obyczajowa 21, 25, 27 lutego, g. 20.1522 lutego, g. 16.3023 lutego, g. 18.4524, 26 lutego, g. 18.00

„Za tych, co na morzu”, reż. Paul Wright; wyst.: George MacKay, Kate Dickie, Michael Smiley, Wielka Brytania 2013, 93 min, obyczajowy21, 25 lutego, g. 18.30 22 lutego, g. 20.1023 lutego, g. 17.0024, 26 lutego, g. 19.30

Odyseja filmowa – cz. I i cz. II Dwa pierwsze odcinki z piętnastoodcinkowej serii poświęconej historii kina. Kolejne będą sukcesywnie ukazywać się na ekranie Kina 60 krzeseł.21, 25 lutego, g. 16.1522 lutego, g. 18.0023 lutego, g. 20.10

28 lutego – 5 marca, 7. Festiwal Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską” 28 lutego 18.00 „Córka”, reż. Natalya Nazarova, Aleksandr Kasat-kin; wyst.: Mariya Smolnikova, Yana Osipova, Igor Ma-zepa, Rosja 2012, 110 min, dramat20.00 „Pragnienie”, reż. Dmitrij Tiurin; wyst.: Mihaił Grubow, Roman Kurcyn, Siergiej Ławygin, Rosja 2013, 102 min, dramat

Dyskusyjny Klub Filmowy Megaron„Wysocki”, reż. Pyotr Buslov; wyst.: Sergey Bezrukov, Oksana Akinshina, Andrey Smolyakov, Rosja 2011, 128 min, biograficzny/obyczajowy6 lutego, g. 18.00

„Pojedynek”, reż. Kenneth Branagh; wyst.: Micha-el Caine, Jude Law, Harold Pinter, USA 2007, 86 min, kryminał/thriller13 lutego, g. 18.00

„Jak spędziłem koniec lata”, reż. Aleksey Popogrebskiy; wyst.: Grigorij Dobrygin, Sergey Puskepalis, Igor Cher-nevich, Rosja 2010, 124 min, obyczajowy 20 lutego, g. 18.00

„Nieważny człowiek”, reż. Suri Krishnamma; wyst.: Brenda Fricker, Michael Gambon, Tara Fitzgerald, Irlan-dia/Wielka Brytania 1994, 98 min, komedia obyczajowa27 lutego, g. 18.00

Niezależne Kino11. Multimedia “Happy End” – Festiwal Filmów Optymistycznych11 lutego, g. 18.00

Filharmonia GorzowskaOcalić od zapomnienia – Koncert symfoniczny z okazji dnia pamięci i pojednania31 stycznia (piątek), g. 19.00

Klub melomana6 lutego (czwartek), g. 18.00

Emmerich Kalman – Księżniczka Czardasza7 lutego (piątek), g. 19.00

Muzyczne raczkowanie11 lutego (wtorek), g. 16.00 i 17.00

Muzyczni kochankowie – koncert symfoniczny dla zakochanych14 lutego (piątek), g. 19.00

Otwarta próba generalna „In touch”14 lutego (piątek), g. 10.00

tylko w gajerach

Page 19: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną

bezpłatny miesięcznik TYLKO GORZÓW- 19 -

ww

w.tylkogorzow.com

ReklamaReklama

KASACJA POJAZDÓWwydajemy zaświadczenia o demontażu pojazdów

SKUP ZŁOMU

66-400 Gorzów Wlkp.ul. Myśliborska 21

tel./fax 95 720 24 93604 525 721, 606 261 721

DAM PRACĘ

Zatrudnię fryzjerkę z grupą – Tel: 601 577 135 ZATRUDNIĘ fryzjerów i fryzjerki – Tel: 601 577 135

NAUKA

KOREPETYCJE – matematyka, chemia – Tel. 512 051 220

j.polski – korepetycje – Tel. 692 256 986 KUPIĘ/ SPRZEDAM

DREWNO kominkowe, opałowe. Stemple budowlane, słupki – Tel.: 887 769 859

USŁUGI

PRZEPROWADZKI – TRANSPORT - TANIO 3 samochody. Tel. 500 139 895.

TRANSPORT, przeprowadzki,sprząta-nie piwnic i garaży – Tel.: 887 769 859

– Pogoda wymarzona, zatem budowa może ruszyć nawet w lutym – zdradził nam Grzegorz Więcek, prezes Biofaktora.A chodzi o unikalną inwestycję, gdzie zlokalizowane będą wręcz kosmiczne technologie– kilkanaście supernowoczesnych linii produkcyjnych.

Kosmiczne technologieprzy Podmiejskiej!

Planowany budynek magazynowo-produkcyjny z wydzieloną częścią socjalno-biurowązlokalizowany w Gorzowie przy ul. Podmiejskiej (autor: arch. Jakub Koralewski)

tylko inwestycje

Adam Oziewicz

Skierniewicka firma Biofaktor – swój za-kład ma również w Gorzowie przy Pod-miejskiej – zajmuje się produkcją leków, suplementów diety dla ludzi i zwierząt oraz materiałów medycznych. Jak się dowiedzieliśmy, jest w fazie rozbudo-wy. Stara część przedsiębiorstwa jest po gruntownej modernizacji – już ma super nowoczesną linię produkcyjną. Ale to nie koniec, bo niebawem – przy sprzyjającej pogodzie jeszcze w lutym – ruszą prace

nad zupełnie nowym obiektem. Będzie to hala produkcyjna z zapleczem socjal-nym, z pomieszczeniami magazynowymi leków. Będzie tam zainstalowanych 14 li-nii produkcyjnych dla m.in. syropów, że-lów, kremów, także dla zupełnie nowych farmaceutyków z przeznaczeniem do nosa czy oczu. Zatrudnienie tam znaj-dzie 60 osób, będą pracować w systemie trzyzmianowym.

Grzegorz Więcek, prezes zarządu firmy Biofaktor zaznacza, że jego przedsiębior-stwo zajmuje się produkcją, ale również prowadzi prace badawcze. – Dzięki in-westycji planujemy kilka wdrożeń, m.in. jeden z naszych leków ma charakter kar-diologiczny – chodzi o zmniejszenie po-ziomu cholesterolu – zdradza.

Nowo budowany obiekt Biofaktora w Gorzowie przy Podmiejskiej będzie miał 7 tys. mkw. Prace projektowe zajęły dwa lata, a dokumentacja jest wyjątkowo obszerna, ma kilkaset stron. Wszystko przez innowacyj-ny charakter produkcji i wy-sokie oczekiwania związane z jakością przygotowywanych farmaceutyków. – Mamy już pozwolenie na budowę. Wła-śnie przygotowujemy projekt wykonawczy – będzie gotowy w ciągu tygodnia. 15 stycznia rozpoczyna się procedura wyłonienia wykonawcy. Prace budowlane mogą się rozpo-cząć już w lutym – przekazał nam G. Więcek.

Pierwsza część inwestycji ma być oddana do użytku do końca 2014. Z kolei peł-ne uruchomienie produkcji planowane

jest na połowę 2015 roku. Inwestycja obejmuje również uruchomienie labora-torium fizykochemicznego i mikrobiolo-gicznego – to drugie ma mieć około 500 mkw.

Parametry projektowanego budynku: – długość max – 63,80 m < 64,00 m – szerokość max – 36,80 m < 37,00 m – wysokość maksymalna – 17 m – ilość kondygnacji – 3 – suma powierzchni działek – 12 518,66 m2

– powierzchnia użytkowa – 6 421,97 m2

– powierzchnia zabudowy – 2 349,00 m2

– kubatura brutto – 39 913,28 m3

– kubatura netto pomieszczeń – 24 465,40 m3

– podpiwniczenie – brak – dach – płaski 3%, 1,7O < 12O

Page 20: Szef pogotowia - Tylko Gorzó · Moje miasto geriatryczne mieć powin-no też sporo instytucji edukacyjnych w zakresie dbania o zdrowie, infra-strukturę drogową i miejską dopaso-waną