wędkarska brać 4(7)2014

32
1 www.wedkarskabrac.pl dołącz do nas! Bo lACZY NAS PASJA >> >> >> LETNIE KLENIE PRZETRĄCONY KRĘGOSŁUP NARWIAŃSKI SANDACZ RH+ SUM , , www.wedkarskabrac.pl WĘDKARSKA BRAĆ bezpłatny magazyn wędkarski 4(7)/2014 ISSN 2353-1584 > ryba zwyciezac która lubi Fot. Michał Laskowski , narew czy udroznia ? ?

Upload: wedkarska-brac

Post on 02-Apr-2016

226 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Fishing magazin

TRANSCRIPT

Page 1: Wędkarska Brać 4(7)2014

1www.wedkarskabrac.pl

dołącz do nas!

Bo lACZY NAS PASJA

>> >>>>LETNIEKLENIE

PRZETRĄCONY KRĘGOSŁUP

NARWIAŃSKI SANDACZ

RH+SUM

, ,

www.wedkarskabrac.plWĘDKARSKA BRAĆ

bezp

łatn

y m

agaz

yn w

ędka

rski

4(7)

/201

4

ISSN 2353-1584

>ryba

zwyciezacktóra lubi

Fot.

Mic

hał L

asko

wsk

i ,

narew

czyudroznia ??

Page 2: Wędkarska Brać 4(7)2014

facebook: BuffPoland

BUFF

® is

a re

gist

ered

trad

emar

k pr

oper

ty o

f Orig

inal

Buf

f, S.

A. (S

pain

)

Page 3: Wędkarska Brać 4(7)2014

www.wedkarskabrac.pl 3

I I MistrzostwaSpinningoweo Puchar Portalu Wedkarska Brac--------------------------------Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników sportu wędkowegodo udziału w Mistrzostwach zorganizowanych przez Portal Wędkarska Brać.Tegoroczne spotkanie odbędzie się na Narwi w Wiźnie w dniu 21.09.2014 r.,start godz. 7:00.Zmagania będą oparte o zasadę „Złów, zrób zdjęcie i wypuść”- niezbędny aparat fotograficzny lub telefon z aparatem.Opłata startowa wynosi - 55 zł.Więcej informacji organizacyjnych oraz regulamin na www.wedkarskabrac.pl

>

start21.09.2014

>>

dołącz do nas!

Na okładce:Marcin Trojanowski

Fot. Michał Laskowski

Wędkarska Braćpl. Niepodległości

18-400 Łomżae-mail:[email protected]

www.wedkarskabrac.pl

WydawcaPracownia reklamy Logo TK

Marcin Trojanowski

RedakcjaRafał Mikołaj Krasucki

Paweł StypińskiRobert Szymański

Marcin TrojanowskiMichał Laskowski

Reklama i dystrybucjaPaweł Stypiński

e-mail: wedkarskabrac.pawelnizinny@gmail. comtel. 512 228 454

Współpracownicy Jakub Podleśny

Grzegorz Wadecki

FotografiaMichał Laskowski

Korekta Elwira Cimoch

Projekt graficznyAnita Krasucka

Przygotowanie do drukuPracownia Poligraficzna GRAFIS

DrukDrukarnia Top Druk

Łomża

Nakład:5000 egz.

Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Za treść reklam gazeta nie odpowiada. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub częśći publikowany bez zgody redakcji.

Od redakcji

Ostatnimi czasy nie opuszcza mnie prze-świadczenie, że żyjemy w kraju, który nadal potrzebuje pomocy w podejmowani słusz-nych decyzji, czy skupianiu się na tym co jest naprawdę ważne. Przemiana ustrojowa uwol-niła nas od twardego betonu, ale tym samym dała duże pole do popisu dla interpretacji sło-wa wolność, naród, społeczeństwo, ekologia, tradycja czy nawet kultura. Ciągle odbijam się

3www.wedkarskabrac.pl

o ludzi lub grupy ludzi, którzy jak ryba wody potrzebują prawdy, możliwości na rozwój czy innowacyjnych rozwiązań na godne ży-cie w społeczeństwie. Niestety zauważam, że ciągle jesteśmy karmieni jedynie iluzją demo-kracji. Zadziwia mnie to, że ci którzy powinni pracować dla dobra ogółu skupiają się na tym, aby nas opóźnić, aby spowolnić nasze myśle-nie o przyszłości jako o dziedzictwie dla na-szych dzieci. Bez pomysłu na przyszłość i bez wizji nadal znajdować będziemy się na szarym końcu Europy, jako kraj z dużymi aspiracjami, ale z kiepskim myśleniem.

Co należy więc zrobić, aby było lepiej? Uważam, że w spawach jaskrawej głupoty na-leży zabrać głos. Odbić się od ściany i wystąpić z szeregu stada owiec, którymi łatwo można manipulować. Zabrać głos w swojej, twojej, naszej spawie. Do takich działań potrzebna jest odwaga, której wam jak i sobie życzę.

W tym wydaniu Magazynu Wędkarska Brać podejmujemy trudne tematy związane z przyszłością Narwi oraz wód w Polsce, jak również przygotowaliśmy kilka ciekawych te-matów które z pewnością przyczynią się do waszych wędkarskich sukcesów.

Rafał Mikołaj Krasucki

Page 4: Wędkarska Brać 4(7)2014

spinning>>

Z WYSOKOŚCI BURTY

Większość złowionych ryb złowiłem na tak zwanego „upatrzo-nego”. Znaczy to tyle, że po długiej obserwacji łowiska dostrzega-łem charakterystyczne oznaki żerowania sumów. Zazwyczaj były to widowiskowe spławy, ciche cmoknięcia, po których znikało pół ławicy uklei lub wybuchała panika wśród dużych boleni i jazi. Był to dla mnie sygnał, po którym zaczynałem sukcesywne obławianie każdego kawałka dna i toni.

Kiedy udało mi się zaobserwować takie widowisko wiedziałem, że ryby są aktywne. Poruszają się w różnych warstwach wody i ata-kują wszystko, co im wpadnie pod pysk. Czasami miałem wrażenie, że sumy zachowują się zupełnie jak bolenie, które podpływają pod ławicę ryb i atakują ją z kilku stron. Wtedy ciemność z dna rzeki sku-tecznie przemienia srebrna wodę w pułapkę dla różnych gatunków ryb, a podejrzewam, że i dla małych ptaków czy gryzoni również.

TU SIĘ TRZEBA NAROBIĆ

Moimi łowiskami są zazwyczaj szerokie i duże zakręty rzeki. Oczywiście muszą być głębokie, a towarzystwo złotych łach jest jak najbardziej wskazane. Wybieram takie odcinki rzeki, które mogę praktycznie obłowić z kilku miejsc, mając w ten sposób dostęp do najgłębszych obszarów, jak również do krawędzi przykosy czy

Nie jestem specjalistą od łowienia sumów. Przyznaję się bez bicia. Udało mi się złowić ich kilka, ale to wystar-czyło, abym rozpoczął zupełnie nowy rozdział w swoim

wędkarskim pamiętniku. W sumie nie byłoby to możliwe bez jednej przynęty, która de facto służyła mi do skutecznego łowie-nia boleni. Guma RH pewnego słonecznego dnia nad Narwią pozwoliła mi zmierzyć się z rybą, o której kiedyś mogłem tylko pomarzyć.

twardego dna przy burtach. Bardzo często na tych zakrętach widoczny jest rysujący się prąd wsteczny, która ułatwia analizę dna i pomaga w wykonywaniu celnych rzutów w odpowiednie miejsce. Należy zaznaczyć, że większość sumów złowiłem na wysokiej wodzie, na letnich przyborach po obfitych opadach deszczu. To dobry czas dla ryb jak również dla wędkarzy, choć łowienie na takiej wodzie wcale nie jest proste - o ile łowimy z brzegu. Na niektórych zakrętach Narwi woda ma głębokość nawet 10 m. Rozbija się o burty i wraca z impetem z powrotem, stwarzając bardzo trudne środowisko dla łowiącego. W takich miejscach liczą się umiejętności, odpowiedni sprzęt oraz przy-nęta, która poleci daleko, szybko zejdzie do dna i będzie na tyle agresywna, aby sprowokować głodnego drapieżnika.

ZZA GŁOWY

Przynętą, która rozwiązała problem odległości rzutu i szyb-kiego sprowadzenia do dna była guma Roberta Hammera – RH. Znana i ceniona przez wielu wędkarzy łowiących bolenie na różnych łowiskach. Używam największych 12 cm modeli, o wadze 36 g. Z jednej strony dzięki takiemu ciężarowi uzysku-ję bardzo dalekie rzuty oraz szybki opad przynęty w pobliże dna. Ta przynęta pozwala mi na obławianie zakrętów prak-tycznie z jednego miejsca, co przy mojej nadwadze wydaje się bardzo korzystne. To żart oczywiście. Staram się aby przynęta leciała tam, gdzie chce, a może dokładniej tam gdzie widzę spławiające się sumy. Innymi przynętami nie miałem takiego komfortu, a wierzcie, że próbowałem różnych gum, obciążo-nych w różny sposób.

Guma RH wg mojej opinii jest przynęta bardzo skuteczną. Wykonaną z rozmysłem, dokładnie przemyślaną i prostą w ob-słudze. Jestem pewien, że gdybym nie miał jej w swoim pu-dełku wiele moich wędkarski sukcesów nie miałoby miejsca.

rh+sum

www.wedkarskabrac.pl4

Page 5: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

Do meritum: rzuty gumą wykonuję powyżej miejsca, w którym widziałem spławiające się ryby. Pierwszą etapem w obławianiu jest opuszczenie przynęty do dna, podbijanie jej dość agresywnie i znów uderzenie przynętą o dno. Podbicia mu-szą być wysokie, wtedy opad przynęty jest dobrze zauważany przez sumy. Poderwana przynęta szybuje w dół bardzo szybko, dodat-kowo wykonując prawie niezauwa-żalne ruchy na boki. Podbicia stosuję wtedy, kiedy rzucam RH na przyko-sę i sprowadzam ją w dół. Robię to w dużym skupieniu ponieważ brania z dużych odległości mogą być bardzo agresywne i szybkie.

Drugim sposobem jest wykonanie rzutu powyżej domnie-manego stanowiska ryb i rozpoczę-cie prowadzenia przynęty chwilę po tym jak wpadnie do wody. Wykonuję męczącą pracę samym wędziskiem. Opuszczam przynętę i podszarpuję ją do góry. Ruchy są krótkie, dyna-miczne, szybkie. Takie prowadzenie przynęty w toni imituje rybę, która panicznie ucieka, zmieniając kieru-nek. Jeżeli dołączymy do tego drga-jącą pracę RH i szybki opad, mamy kompozycję ruchów, którym agresywne sumy nie mogą się oprzeć.

Praca wędziskiem i przynętą jest bardzo męcząca fizycznie. Duża głębokość, napór wody i dynamika całej techniki powo-

dują, że po godzinie takiego łowienia bez efektów można dojść do wniosku, że gra nie jest warta świeczki. Jednak konsekwencja jest bardzo istotna, a sukces należy do tych, którzy grają do końca.

SKOK O TYCZE

Po pewnym starciu z su-mem, którego mógłbym określić na jakieś 40-60 kg stwierdzam, z całą odpowiedzialnością, że kij którym łowię jest niewystarcza-jący. Niestety coś za coś. Wędzisko, którego używam to MHX … do 43 g wyrzutu. Wędzisko o czułej szczytówce, które dokładnie okazuje opad i uderzenie przynęty o dno. Jest bardzo dynamicz-ne i elastyczne w użyciu. Pozwala mi na dalekie ładowanie przy-nęty i jej prawidłową prezentację. Niestety w starciu z dużymi ry-

bami nie ma najmniejszych szans. Według mnie można spokojnie i bezpiecznie walczyć z rybami do 150 cm. Powyżej to już gra w trzy karty – wszyscy wiedzą, że wygry-wa zawsze ten, co je rozdaje.

Mój zestaw uzupełnia koło-wrotek Shimano wielkości 4000 i plecionka firmy Power Pro gru-bości 0,20 mm. Według mnie wydaję się istotna wytrzymałość plecionki na przecieranie. Podczas walki siły tarcia i przeciążenie są bardzo duże. Warto więc korzy-stać ze sprawdzonych plecionek, produkowanych przez dobre fir-my.

ZASŁUGUJE NA SZACUNEK

Sum jest rybą bardzo waleczną. To wojownik, agresor, wod-ny terrorysta. Nie ma skrupułów w atakowaniu większych od sie-bie, jednak walki z człowiekiem nie jest w stanie wygrać. Walki z ludzką zachłannością, pozerstwem, chęcią zarobienia łatwych pieniędzy. Apeluję - nie zabijajmy sumów. Nie niszczmy ich obec-ności w rzekach tylko dlatego, że ich mięso jest produktem po-szukiwanym przez lokalne smażalnie ryb. Nowoczesny wędkarz korzysta ze swoich umiejętności, ale umie docenić przeciwnika i zwrócić mu z honorem wolność.

Bardzo często rozglądam się po swoich narwiańskich zakrę-tach, szukam sumów, szukam okazji, aby się z nimi zmierzyć, tak naprawdę, po męsku …

tekst i foto: Rafał Mikołaj Krasucki

Sumy na Narwi są rybami bardzo pożądanymi. Ich populacja jest bardzo skutecznie niszczona przez trolling i szarpa-kowców. Nie odpuszczają im także niedziel-ni wędkarze, którzy z równą zaciekłością mordują sumy w rozgrzanych bagażnikach swoich samochodów. Niestety jest to smutna codzienność i moje obserwacje jak i samo łowienie sumów w ten sposób, jest rzadkie z racji szybkiego ubywania tych ryb z zakrętów rzeki.

5www.wedkarskabrac.pl

Page 6: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>spinning

Od trzech lat witam sezon szczupakowy na Rugii. Jest to niemiecka wyspa na Bałtyku w odległości ok. 200 km od Szczecina. W Polsce kierunek wypraw wciąż zbyt

mało znany, chociaż moim zdaniem, miejsce atrakcyjniejsze od tak popularnej u nas Skandynawii czy Szwecji. Trzeba zadać sobie jedno pytanie: czy chce się łowić dużo szczupaków, czy duże szczupaki? Jeśli te drugie, to odpowiedzią jest właśnie Rugia.

danego dnia miejscem, gdzie można złowić dużą rybę. Przykładowo jednego dnia płynęliśmy 15 km od portu w prawo, gdzie łowiliśmy okazałe sztuki, by następnego dnia popłynąć na prawo na odległość 1-2 km by mieć podobne wyniki. Niestety łowisko trzeba znać, by łowić z niego największe zdobycze. Warto więc mieć w ekipie kogoś kto zna to łowisko.

Celem głównym wyjazdów na Rugie są szczupaki, ale w przyłowie trafiają się liczne i dorastające do znacznych rozmiarów okonie, a nawet belony czy śledzie. Te dwa ostatnie gatunki mogą sprawić dużo przyjemności, ale za-zwyczaj po prostu denerwują, gdy wędkarz jest zdetermi-nowany na jeden gatunek i okazy powyżej metra.

Rugia znana jest na całym świecie z tego, że skutecz-ne są tu prawie wyłącznie duże gumy. Rippery 16 cm to absolutne minimum. Górnych ograniczeń oczywiście nie ma. Szczupaki są tu wyjątkowo zachłanne, spotka-nie metrowego drapieżnika z widocznymi niedawnymi

Na Rugie trafiłem po raz pierwszy w 2012 r. korzystając z oferty ze strony www.przewodnicywedkarscy.pl (profesjo-nalnymi przewodnikami są Sebastian i Mateusz Kalkowscy). I właściwie tak już zostało, bo kolejne majówki spędzałem w tym samym miejscu, i z tymi samymi osobami. Bo praw-da jest taka, że jak ktoś tam raz pojedzie, to będzie chciał wrócić po więcej.

Pierwszy wyjazd nie był dla mnie wybitnie udany. Po-prawiłem, co prawda życiówkę w szczupaku, ale największe ryby się spinały. Miałem jednak okazje obserwować wyczy-ny kompanów z jednej z dwóch naszych łódek. Szczupak 118 cm i okoń 50 cm tylko potwierdziły we mnie zapał do spotkania z prawdziwym potworem.

W 2014 r. spędziłem tam 8 dni z czego 7 dni łowiłem. Niestety, ale wykonując setki, a nawet ponad tysiąc rzu-tów dziennie ciężkimi przynętami odczuwa się tego skutki w każdym miejscu na ciele. Tym razem (w odróżnieniu od roku poprzedniego) szczupaki były już całkowicie po tarle. Dwumiesięczny okres ochronny też kończy się tu z ostat-nim dniem kwietnia, tak jak u nas. Głównym pokarmem esoxów w okresie środka wiosny są śledzie, które pojawiają się w zatoce Bodden wielkimi ławicami. Tak więc należy się wzorować nimi dobierając przynęty.

Łowisko jest trudne. Są miejsca, gdzie biorą małe ryby i takie miejscówki trzeba omijać. W zależności od wiatru, ciśnienia i pogody różne rewiry rozległej zatoki Bodden są

www.wedkarskabrac.pl6

wspomnieniaRugiiz

Page 7: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!dołącz do nas!

www.wedkarskabrac.pl 7

śladami na ciele po ataku większej ryby nie jest tu rzad-kim zdarzeniem.

Łowiliśmy na głębokościach do 6 m, zresztą na zatoce Bodden to najgłębsze miejsca. Najwięcej brań było jednak na spadkach z 1,5 do 3 m. Ważne by była roślinność den-na, w której esoxy się kryją lub stoją na jej skraju. Łowiąc cyklicznie szczupaki 70+ i 80+ (rzadko trafiały się mniejsze) kwestią czasu jest branie metrówki, a nawet charaktery-styczne „tąpnięcie” ryby powyżej 115 cm.

Kolorystyka gum musi być zróżnicowana. Tutejsze hechty (bo tak z niemiecka je nazywamy) co roku podle-gają nowej modzie i upodobaniom kolorystycznym. Przy-kładowo w roku 2012 szalały za żarówiastym kolorem zielonym i seledynowym. Najlepsze są gumy szczególnie jednego polskiego producenta, ale także zachodnie mięk-kie przynęty cieszą się powodzeniem. Wachlarz skutecz-nych przynęt jest spory, co nie znaczy, że biorą na wszystko co przed nimi przepływa. Opad i praca gumy determinuje sukces.

W tym roku postanowiłem sprawdzić, czy wyłącznie duże gumy mogą zachęcić do ataku szczupaki. Okazało

się, że z dość licznego arsenału woblerów (a jestem wiel-bicielem woblerów) część była skuteczna. Stosowałem za-chodnie woblery w rozmiarze 21 i 23 cm nieznanego mi producenta. Miałem kilka wyjść, ale definitywnie ryby były bardziej ciekawskie niż zdecydowane do brania. Krew zale-wa w takich momentach, ale trzeba łowić dalej, kusić zęba-cze innymi wabikami. Jedyne sukcesy z woblerami miałem na dwa modele Lovec Rapy, mianowicie na największy roz-miar łamanego Barbela – 16 cm. Wobki sprawdzały się na ryby w przedziale 70-90 cm, a raz miałem rybę co najmniej metrową, która spadła. Okonie były w tym roku wyjątkowo mało aktywne, ale o dziwo kusiły się także na te przynęty. Nie były duże, ale cieszyły. Jednego dnia pokazały się także belony, które wyjątkowo upodobały sobie Barbela imitują-cego makrele, ale sposób zbrojenia woblerów nie ułatwia skutecznego zacięcia tej kuzynki barakudy, więc tym razem obyłem się smakiem.

Szczupaki z zatoki Bodden na Rugii są atrakcyjne dla każ-dego spinningisty, bo są duże, szalenie agresywne i bardzo waleczne. Hechty 80+ walczą jak polskie metrówki. Jest to zasługą dużej ilości wysokokalorycznego pożywienia w po-staci śledzi, ogromnych płoci (występują okazy powyżej 50 cm) oraz wielkich okoni i leszczy. Z Rugii mam już kilka życiówek i wiem, że w następnym roku majówkę też tam spędzę. Myślę by spróbować bardziej hardcorowego łowie-nia w styczniu lub lutym, bo wtedy największe egzemplarze szczupaków biorą jeszcze lepiej, a jak już wspomniałem, tam nie ma wówczas okresu ochronnego. Wtedy też wy-trawni szczupakowcy ze Szwecji odwiedzają zatokę Bodden najliczniej, bo wiedzą czym to pachnie.

Nie boję się o populacje dużego szczupaka na Rugii, po-nieważ ten gatunek jest tu bardzo chroniony i panuje zasa-da C&R.

tekst i foto: Piotr Michalski

Page 8: Wędkarska Brać 4(7)2014

8 www.wedkarskabrac.pl

>>SPINNING

wędkarski niezbędnik

kamizelkaJaxonTo jedne z najpopularniejszych kamizelek, jakie spotyka

się nad naszymi łowiskami. Ceny wahają się od 90 do 200 zł w zależności od modelu. Dostępne są w kilku długościach, roz-miarach z różną ilością kieszeni, dzięki czemu każdy wędkarz znajdzie odpowiadający mu model. Ponadto na sprężynach zamocowane są karabińczyki, na których możemy zamocować szczypce, nożyk czy kluczyki samochodu. Kamizelki te często wykonane są z siatek umożliwiających niezbędną w upalne dni cyrkulację powietrza oraz odprowadzanie wilgoci. Kiesze-nie zamykają się w dwojaki sposób, poprzez zamek błyska-wiczny bądź rzepy, które niestety w bardzo szybkim tempie zatracają swoją trwałość. Na duży plus zasługują największe kieszonki umiejscowione z przodu, z powodzeniem zmieszczą się w nich nawet spore pudełka z przynętami. Według opinii użytkowników tego typu kamizelki wytrzymują z powodze-niem 2-3 sezony intensywnego łowienia.

DragonKamizelki spod znaku smoka to kolejna obok Jaxona bu-

dżetowa propozycja na krajowym rynku. Podobnie również wygląda różnorodność pod względem rozmiaru, kolorysty-ki i funkcjonalności. Dragon w niektórych swoich modelach większą powierzchnię pokrył oddychającą siatką, dzięki cze-mu mamy wyższy komfort podczas szczególnie upalnych dni, gdy zależy nam na jak najszybszym oddaniu ciepła. Jaxo-nowskie rzepy zostały zastąpione błyskawicznymi zamkami. Niestety po dłuższym użytkowaniu nie działają one płynnie, często dochodzi także do ich „rozszczepiania”. Nie najcieka-wiej wyglądają również szwy, pełno w nich wystających nici. Kieszenie również nie należą do najpojemniejszych. Podobnie jak u poprzednika kamizelka wytrzymuje 2-3 sezony.

GraffProdukty tej marki zawitały na wędkarskim rynku sto-

sunkowo niedawno, więc oferta dopiero się rozwija, jednak nie będzie dla nikogo problemem znalezienie odpowiednie-go rozmiaru. W oczy rzuca się ciekawy, niespotykany design oraz spora liczba bardzo pojemnych kieszeni. Kamizelki Graffa wykonane są z wodoodpornego Bratexu. Jest to jednocze-śnie zaleta jak i wada – oprócz korzyści, jakie daje nam przy zmiennych warunkach pogodowych ta tkanina, musimy liczyć się z tym, że dla zachowania jej właściwości na dłuższą metę, konieczna jest odpowiednia konserwacja przy pomocy dedy-kowanych jej impregnatów. Opinie użytkowników tej marki są dość podzielone, nie wypada jej ani chwalić ani ganić, bo można powiedzieć, że marka ta dopiero „uczy się” wędkar-skiego rynku. Warto zadać sobie pytanie, jak wygląda stosu-nek ceny do produktu, jaki kupujemy. Bo za niewiele więcej możemy kupić już kamizelkę marki…

Page 9: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

OrvisFirma ta jest producentem kamizelek dedykowanych

głównie do metody muchowej, jednak wielu spininginstów z powodzeniem adaptowało je na swoje potrzeby. Orvis produkuje sprzęt bardzo mocny, szwy i zamki bez najmniej-szego problemu znoszą duże ciężary. Niestety kamizelka ta nie nadaje się do każdego rodzaju spinningowania, ze względu na pojemność kieszeni (pamiętajmy, że docelowo produkowana jest dla muszkarzy). O ile bez dwóch zdań po-mieszczą one pudełeczka z kleniowo-jaziowymi smużkami, o tyle szczupakowy arsenał może mieć już ciasno. Bardzo praktyczny jest materiał, z którego wykonano niektóre z ka-mizelek Orvisa. Jak zauważyli użytkownicy po rozciągnięciu można swobodnie wyciągnąć wbitą w niego kotwiczkę bez skazy i śladu na nim.

SimmsTo jeden z liderów rynku, choć trzeba przyznać, że te

produkty nie należą do najtańszych. Jednak wydając kilkaset złotych więcej, otrzymujemy produkt kompletny, wytrzyma-ły, pojemny, doskonałej jakości. Użytkownik może być pew-ny, że kamizelka posłuży dobre kilka lat, bez najmniejszych uszczerbków. Pomimo upływu czas wszystkie zamki działają płynnie. Wadą tej marki jest… dystrybucja w Polsce, musimy spodziewać się, że rodzimi importerzy mogą nie posiadać pełnej gamy produktów tego producenta.

tekst: Kamil Polkowskifot: Michał Laskowski

Page 10: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>spinning

Najlepszym okresem do łowienia kleni na „smużaki” jest czer-wiec, lipiec, sierpień, zasada ta dotyczy niemal wszystkich rzek w Polsce. Miesiące te nie bez powodu są wymieniane obok meto-dy powierzchniowej, ponieważ właśnie wtedy pojawia się najwięcej owadów, będących głównym składnikiem kleniowej diety podczas letnich miesięcy. Jednak nie możemy popadać w skrajności na siłę, sięgając po sztuczne muchy. Do tego służy inna metoda, my zgłębia-my tajniki „lekkiego spinningu powierzchniowego”.

Dzięki temu należy skoncentrować się na większych przedsta-wicielach owadziej rodziny, szukając w naszych przynętach podo-bieństw do żuków, bąków, stonki i biedronek, które zawsze są mile widziane przez ryby na tafli wody.

Najlepsze kleniowe miejscówkiNajważniejszą rzeczą w tej metodzie jest głębokość wody i jej

prędkość. Polując na klenie starajmy się znaleźć miejsce, w którym głębokość wody nie przekracza 1-1,5 metra, a nurt jest przyśpieszo-ny przez zwężenie rzeki, podwodne przeszkody – kamienie lub przez gęsto rosnącą roślinność. Tego typu przesmyki i spiętrzenia powodu-ją, iż woda jest chłodniejsza i lepiej natleniona co w okresie letnim, a zwłaszcza w czasie upałów wpływa korzystnie na kondycję ryb, co za tym idzie, też na ich apetyt. Należy także pamiętać, iż tego typu miejsca bardzo zwiększają nasza szanse na przechytrzenie ostroż-nych ryb, ponieważ przy łowieniu kleni na niewielkich rzekach, gdzie przy niskim i ustabilizowanym stanie wody jej czystość jest bardzo duża, ryba powinna mieć jak najmniej czasu na ocenę sytuacji oraz przyjrzenia się przynęcie. Dlatego szybko przemykający przynęta zazwyczaj jest instynktownie, łapczywie i bez zastanowienia pobie-rana przez ryby. Inaczej niż w miejscach, gdzie woda płynie leniwie, a całą szerokość rzeki zajmują złociste płycizny, tu klenie mają bardzo dużo czasu i przestrzeni, aby ocenić atrakcyjność przyszłej „ofiary”. W związku z tym najlepsze wyniki dają miejsca, gdzie dno rzeki po-krywają kamienie, delikatnie spiętrzające i przyśpieszające wodę, a roślinność wodna powoduje spowolnienia, w których chowają się klenie bacznie obserwując powierzchnię wody. Umieszczając przy-nętę na pograniczu szybkiego i lekko spowolnionego nurtu przez ro-ślinność mamy niemal 100% pewność, iż odpoczywający w jej cieniu kleń, zaatakuje naszego woblera.

Podobną gwarancję dają nam oczka wodne utworzone przez ro-śliny, tu już możemy spotkać nawet kilka ryb, leniwie pływających w pobliżu roślinności. W mojej ocenie są to dwa najlepsze miejsca, dające spore możliwości podejścia i przechytrzenia ryby. Szybkość, pofałdowanie wody i gęsta roślinność niweluje błędy wędkarza, a nieudane ataki kleni nie przekreślają naszych szans na kolejne, jak to ma miejsce wolno płynących, odsłoniętych odcinkach rzeki. W ta-kich miejscach również możemy zaciąć klenia, jednak wymaga to już od nas dużej koncentracji niezbędnej w precyzyjnym i bezbłędnym poprowadzeniu przynęty, jak najwierniej odwzorującej walczącego z nurtem owada. Ważną rzeczą jest, aby wszystko za pierwszym ra-zem było wykonane niemal perfekcyjnie, gdyż każdy błąd może spo-wodować brak kolejnych brań – mimo, iż klenie będą pływać w pobli-żu woblera, niemal obwąchując go z każdej strony.

Wyrazistym miejscem, gwarantującym obecności kleni jest most, którego filary dają doskonałe schronienie wszelakim gatunkom ryb, jednakże niewątpliwie najwięcej miejsca pod nimi zajmują właśnie klenie. Znajdują tu dogodne warunki do polowania i odpoczynku, dzięki zróżnicowaniu dna oraz filarom dającym osłonę przed szybko płynącym nurtem. Jest to zawsze bardzo ciekawe i godne uwagi miej-

sce, którego nie można omijać. Należy kierować się tylko zasadą, iż przynęta powinna wpadać do wody w pobliży spowolnień nur-tu, a z pewnością zostanie zaatakowana przez klenia.

PrzynętySpinningowe przynęty powierzchniowo – smużące, są bar-

dzo zróżnicowane i występują w dużej ofercie komercyjnych producentów. Nas oczywiście interesują najlepiej sprawdzające się na małych i średnich rzekach. Skuteczne na Wiśle, Odrze, Narwi przynęty imitujące żaby, myszy i inne „stwory” większych rozmiarów tu już nie będą tak atrakcyjne, jak np. 2,5 cm imita-cje żuczków w naturalnych kolorach. W przypadku mniejszych

letnie

„cieków” paradoksalnie zastosowanie zbyt dużych przynęt mija się z celem, jak również mikro przynęty powodują, że zamiast kleni zaczynamy łowić ukleje, jelce i małe klonki. Tak więc nasze woblery powinny być „selektywne” w swoim rozmiarze, który oceniam na 2 cm – 3 cm, a uniwersalność i skuteczność daje nam właśnie rozmiar 2,5 cm. W naszych pudełkach powinny znajdować się przynęty w dwóch kształtach, np. „okrągłym” i „podłużnym”. Dodatkowo każdy kształt wystarczy jeśli będzie występował w dwóch wersjach kolorystycznych. Naturalnych, ciemno – brązowych i nieco jaśniejszych, szaro – zielonych. Zróż-nicowanie kształtów przyda się w momencie, gdy zauważymy iż w jednym miejscu, po nie udanych atakach klenie dalej intere-sują się naszą przetną, wówczas możemy je zmusić do ponow-nego ataku zmieniając kształt woblera. Podobne efekty może przynieść zmiana koloru tego samego woblera. Jednak zmiana koloru jest ważna w przypadku pogody, gdy jest słonecznie, a niebo bezchmurne wówczas stosuje ciemne woblery. Nato-

KLENIE

www.wedkarskabrac.pl10

Page 11: Wędkarska Brać 4(7)2014

11www.wedkarskabrac.pl

dołącz do nas!

www.wedkarskabrac.pl

miast w przypadku pochmurnej pogody w pierwszej kolejności zakładajmy jaśniejsze przynęty. Pamiętajmy, iż łowimy powierzch-niowo, kleń jest wzrokowcem i zasada kontrastów może nam pomóc w skuszeniu go do ataku. Ciekawe efekty może przynieść sama waga woblera. Oczywistym efektem zastosowania cięższego woblera jest zwiększenie zasięgu rzutu. Niemniej ważną kwestią jest efekt, jaki daje kontakt takiej przynęty z powierzchnią wody. Im cięższa tym większy plusk, tym większy hałas, tym większa fala hydroakustyczna. Wszystko to przydaje się, gdy łowimy w wartkim nurcie, w czasie lekkiego deszczu lub gdy chcemy wywabić klenia z głębszej kryjówki. W brew opinii, iż kleń jest bardzo płochliwy, to wielokrotnie należy mocno uderzyć o taflę wody, aby zwróć jego uwagę. Kontrastem do tej wskazówki jest zastosowanie lżejszych i łagodnie podanych smużaków, nabiera to ogromnego znaczenia, gdy łowimy na niewielkich odległościach, na spokojnej, przejrzy-stej wodzie. W takim przypadku raczej efektywniejsze będzie pre-cyzyjne, naturalne i delikatne położenie przynęty.

Przy wyborze smużaków należy kierować się zasadą, iż powin-ny one przy delikatnym przytrzymaniu pozostawać na powierzchni wody. Brzmi to banalnie, ale mimo wszystko trudno o taki banał. Sporo komercyjnych wyrobów ma tendencję szybkiego schodze-

nia pod wodę, są przeciążone i zbytnio się zanurzają. Najlepiej sprawdzają się woblery, które są zanurzone jedynie w połowie swej wysokości, a dopiero bardzo szybkie prowadzenie powodu-je ich zejście pod wodę. Kluczową sprawą po wyselekcjonowaniu smużaków jest także bezwzględna zmiana kotwic na markowe druciaki w zbliżonym rozmiarze do oryginału. Lepiej jak będzie to kotwica o numer większa niż mniejsza, jednocześnie nie można przesadzać z rozmiarem, gdyż sama waga kotwicy może zmienić pracę woblera i powodować jego przytapianie. Kotwice są bardzo

reklama

Page 12: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>SPINNING

12 www.wedkarskabrac.pl

ważnym elementem, głównie z powodu dużej skuteczność samej metody przy niskim procencie zacinanych ryb. Powodem jest bardzo agresywny atak klenia, który wielokrotnie nie trafia w przynętę lub w skrajnych przypadkach tylko delikatnie ją skubiąc sam się zacina – my tego nie robimy (odradzam nawyk zacinania, wyuczony w innych metodach). I dlatego, aby zwiększyć nasze szanse należy zakładać cienkie, ale mocne i ostre markowe kotwice.

Sprzęt Ten temat może być źródłem wielu dyskusji. A to za sprawą ro-

dzaju wędziska i jego akcji. Wielu ekspertów oczywiście powie, iż musi być to kij o masie wyrzutowej do ok. 14-18 g, a jego akcja najle-piej jak będzie przypominała przelewającego się kluska. Długość już nie jest tu tak bardzo broniona i mieści się w przedziale: 2,7 m – 3 m+. Oczywiście nie trudno się zgodzić z tego typu teorią, ponieważ takie wartości wędzisk wpływają na mniejszą liczbę straconych ryb podczas holu (miękkie wędzisko niweluje więcej błędów samego wędkarza, a ryba lekko zacięta ma dużo większe szanse pozostać na haku), dzięki nim dużo łatwiej i dalej rzuca się lekkimi przynętami, dobrze sygnalizują (szczytówka) lekkie pstryknięcia ryb, niewyczu-walne w ręku, dobrze ustępują mocno szarpiącej się rybie... itd. Podkreślam, że to wszystko prawda i warto posiadać takie wędzisko, zwłaszcza gdy łowimy ryby na woblery – przynęty płytko i głębiej schodzące. Niemniej posiadając wędkę o długości +- 3 m, ciężarze wyrzutowym maksymalnie do 25 g i akcji lekko parabolicznej, to z du-żym powodzeniem będziemy mogli posłać około 2 g smużki na duże odległości, a zacięte ryby bez problemów powinny być wyholowywa-ne na brzeg. Polecam długości wędzisk od 3 m w górę, ponieważ uła-twiają one manewrowanie przynętami nad zarośniętymi brzegami lub nad łanami wodnej roślinności. A dodatkowo pomagają z dużej odległości (kij trzymany niemal w pionie) utrzymać żyłkę nad wodą. Resztę zestawu powinien dopełnić mały kołowrotek, wielkości 1000 – 2500 z płynnie działającym hamulcem, niezbędnym w pierwszej fa-zie holu. Dodatkową amortyzację powinna zapewnić jasna, żyłka jak najmniej podatna na skręcanie, z przedziału średnic 0,14 mm – 0,16 mm. Stosowanie cieńszych lub grubszy żyłek mija się z celem, po-nieważ cieńsze mogą być za słabe, gdy będziemy walczyć z kleniem w sąsiedztwie wodnej roślinności, a zbyt gruba ograniczy zasięg rzutu stawiając jednocześnie zbyt duży opór podczas wiatru lub opadając na powierzchnię wody, płosząc tym samym ryby. Możemy również zastosować małe ale mocne agrafki (bez krętlików ! - zbyt duża waga i długość) lub wykorzystać węzeł RAPALI do bezpośredniego wiązania woblerów na żyłce.

Pora dniaMożna powiedzieć, iż sposób łowienie (przynęta) i sama ryba

daje nam możliwość cieszenia się z łowienia przez cały dzień. Jednak nie należy rozpoczynać polowania na klenie bardzo wczesnym ran-kiem (przed wschodem słońca) i kończyć niemal o zmroku, ponieważ są to akurat najmniej efektywne pory dnia. Najlepszym momentem, w którym klenie agresywnie, pewnie i w dużej liczbie żerują to czas, gdy już wzejdzie słońce i zacznie się powoli budzić życie nad wodą. Wówczas także i klenie zaczynają się interesować tym co lata nad wodą, dzieje się tak już w ciągu pierwszych 2 -3 godzin poranka (np.: od godz. 7:00–8:00 do godz. 10:00–11:00). Następnie brania nieco słabną, ryb jakby nagle było mniej w rzece, a każde następne branie wymaga od nas większego wypracowania i cierpliwości, dzieje się tak niemal przez cały dzień. Przełom zaczyna następować ok. 2 – 3 godzin przed zachodem słońca (np. od godz. 17:00–18:00 do godz. 19:00–20:00) wówczas brania zaczynają się wzmagać, jednak są już nieco mniej pewne i jest ich mniej w porównaniu z porannymi.

Sposób prowadzenia przynętyBardzo ważną rzeczą przy łowieniu kleni metodą powierzchnio-

wą jest dokładne wykonanie pierwszego rzutu, ma to ogromne zna-czenie, gdy zbliżamy się do brzegu, przy którym znajduje się poten-cjalne stanowisko klenia. Wówczas rzut nie powinien być wykonany tuż przy brzegu tylko jeżeli jest to możliwe, nawet 2-3 metry od linni brzegowej, tak aby klenie nie zauważyły rzutu, wędki czy nas samych, a wpadający wobler do wody jak najbardziej przypominał naturalny pokarm. Aby to osiągnąć należy zawsze pamiętać, aby żyłka nie stykała się z powierzchnią wody, tylko bezpośrednio łączy-

ła się z przynętą. A ona sama wykonywała jak najmniej ruchów lub jeżeli jest to możliwe to w pierwszej fazie niemal była nie-ruchoma i poruszała się tylko naturalnie z prądem rzeki. Każde szarpnięcie lub opadająca (podnosząca) się żyłka może wypło-szyć klenia. Ma to istotne znaczenia, gdy wykonujemy pierwszy rzut na stojącą lub bardzo wolno płynącą wodę. Należy o tym pamiętać i traktować, jako jeden ze sposobów prowadzenia przynęt powierzchniowych. Gdy już obłowimy okolice brzegu, na którym stoimy, możemy zacząć obławianie bardziej oddalo-nych miejscówek – robiąc to z brzegu lub z wody. Należy wy-konać kilka rzutów lekko w górę rzeki pamiętając, aby żyłka nie dotykała wody (proporcjonalne zwijanie powstającego luzu na kołowrotek), gdy przynęta minie nasze stanowisko należy lek-ko opuszczać wędkę, aby jej dryf był jak najbardziej naturalny, poczym już tylko manewrując szczytówką wprowadzić woblera w wachlarz (spływ po łuku na napiętej żyłce w kierunku nasze-go brzegu). Gdy przynęta i wędka będzie równolegle do brzegu można jeszcze zaczekać, aby przynęta popracowała w nurcie, ponieważ nieraz w tak przytrzymanego woblera lubi uderzyć kleń. Dalsze ściąganie przynęty w naszym kierunku raczej nie przynosi dodatkowych efektów. Mniej wprawieni wędkarze mogą rzuty wykonywać prostopadle do brzegu lub pod lekkim skosem w dół rzeki, wykluczy to konieczność precyzyjnego wy-bierania luzu w przypadku wykonywanych rzutów w górę rze-ki. W sytuacji, gdy po wcześniej opisanym spływie smużka po wachlarzu uda nam się go naprowadzić na stojącą wodą w są-siedztwie roślinności lub brzegu, gdzie może przebywać kleń, należy go utrzymać tam jak najdłużej, tak aby żyłka nie opadła na powierzchnie wody, a ruchy woblera była bardzo delikatne i naśladujące lekko poruszającego się owada. W takich właśnie miejscach i w taki sposób, na zaprezentowaną przynętę po kil-kunastu sekundach może nastąpić atak.

Jeżeli łowimy na „upatrzonego” to przynętę należy posłać nieco powyżej stanowiska ryby, tak aby sama na nią napłynęła, stosowanie rzutu na „głowę” klenia może go tylko wypłoszyć. Naturalne zachowanie (bezwładny dryf) przynęty jest bardzo ważne, gdy woda jest czysta i prześwietlona promieniami słońca. Na nieco więcej fantazji w nadawaniu ruchów przynęcie można sobie pozwolić podczas lekko deszczowej pogody, gdy dzień jest pochmurny lub gdy łowimy w wartkim nurcie. W takich przypad-kach jest nawet wskazane lekkie drganie szczytówką (z przerwa-mi) lub przytrzymywanie smużka tak, aby jego ruch były bardziej widoczne na tle „pofałdowanej” powierzchni wody.

Kleń w wielu przypadkach jest rybą pierwszego rzutu, któ-ry powinien być dopracowany i pewny, gdyż spłoszona ryba co najwyżej może raz jeszcze powtórzyć atak, ale zazwyczaj zaczy-na po prostu ignorować nasze woblery. Niech będzie to dla nas motywacją do samodoskonalenia, ponieważ metoda ta jest niezwykle skuteczna, a w skrajnych przypadkach, gdy małe rzeki porastają dywanem wodnej roślinności, niemal jedyną, dającą szansę na złowienie klenia. Wielkość ryb wśród których rozbu-dzamy zainteresowanie naszymi przynętami często oscyluje tak-że w granicach medalowych wymiarów, co może być nagrodą za cierpliwość i czas poświęcony na zgłębianiu tajników powyższej metody.

tekst i foto: Radosław Witólski

Page 13: Wędkarska Brać 4(7)2014

Magazyn jakiego nie znacie!

Zamówienia przyjmujemy mailowo: [email protected] i telefonicznie 12-346-19-43

roczna prenumerata tylko 129 zł

Morrum

79 zł

Tapam

135 zł

Only the River

Knows

128 zł

Backyard in

nowhere

124 zł

Gaula River

130 zł

Polecamy ciekawe filmy wędkarskie:

Page 14: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>

14 www.wedkarskabrac.pl

Wielu z nas zadaje sobie to pytanie od dawna, inni nawet nie biorą pod uwagę zamówienie wędki z pracowni. Nadal ist-nieje mit, że wiąże się to z dużymi kosztami i nie będzie ich na to stać. Czy to prawda? Czy jest sens robić wędkę na zamó-wienie? Przecież można iść do sklepu i wybrać coś dla siebie z kilkuset dostępnych modeli.

Na postawione pytanie spróbuję odpowiedzieć opierając się na własnym przykładzie. Budową wędek zająłem się zawodowo wiele lat temu. Moja droga wędkarska przeszła chyba wszystkie metody począwszy od spławika poprzez spinning, a na końcu zająłem się muszkarstwem. Łowiąc różnymi technikami zawsze poszukiwałem doskonałości zarówno w posiadanym sprzęcie, jak i w sztuce łowienia ryb. Ciągle coś mi nie pasowało, czegoś mi brakowało. Postanowiłem spróbować zbudować dla siebie swoją pierwszą wędkę. Chciałem, żeby od początku do końca wyglądała tak jak to sobie wymarzyłem. Miała mieć odpowied-nią akcję, ugięcie i powinna być odpowiednio długa.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem to wybrałem odpowiedni blank. Niestety w Polsce mało jest miejsc, gdzie mogłem pójść i pooglądać blanki oraz inne komponenty. Jeżeli już scoś znala-złem to w kiepskiej ofercie i bez większego wyboru. Wszystkie potrzebne elementy sprowadziłem z USA gdzie rynek rodbuil-dingu jest bardzo mocno rozwinięty. Nie miałem doświadcze-nia, dlatego oparłem się na wiedzy zaczerpniętej z zagranicz-nych portali internetowych i forum dyskusyjnych głównie tych z USA. Większość znanych producentów, oprócz seryjnych mo-deli wędek oferuje same blanki do własnoręcznego zbrojenia. Są firmy, które oferują blanki tylko do zbrojenia w pracowni, a więc fabryczne wędki są niedostępne. W końcu się zdecydo-wałem i zamówiłem dokładnie to, o co mi chodziło.

Po wyborze blanku musiałem zgromadzić pozostałe po-trzebne komponenty. Do zbudowania wędki, oprócz blanku potrzebujemy korek na rękojeść, uchwyt kołowrotka, przelotki, elementy ozdobne jak pierścienie oraz zaczep haczyka.

Zacząłem od korka na rękojeść. I tu doznałem szoku. Nie zdawałem sobie sprawy ile jest dostępnych wzorów różnych

pierścieni, a każdy wzór ma kilka wariantów jakościo-wych. Jest korek zwykły od klasy A po klasę Super, aż do najwyższej jakości Flor. Jest korek mieszany z gumą, jest korek farbowany na wiele kolorów i mielony na wiele spo-sobów. Biorąc to wszystko pod uwagę można stworzyć rę-kojeść w dowolnym kształcie i o dowolnej kolorystyce, tak naprawdę nie ma żadnych ograniczeń. Wszystko co sobie wymyślimy możemy zrealizować w naszym projekcie. Bo-gatszy o tę wiedzę wiem, że większość wędek sklepowych posiada rękojeść z korka o najniższej klasie jakościowej bez jakichkolwiek upiększeń. Jako, że wówczas nie posiadałem doświadczenia, postanowiłem wykonać prostą rękojeść z jednolitego korka najwyższej jakości.

Przyszedł czas na uchwyt kołowrotka. I tu szok po raz kolejny. Okazuje się , że uchwytów jest wiele i ciężko się zdecydować, który będzie najlepszy. Możemy wybrać sobie dowolny kolor, rozmiar, materiał z jakiego został wykona-ny. Uchwyt może być prosty grafitowy, może być metalowy, aluminiowy, w dowolnym kolorze, malowany na setki wzo-rów. Dodatkowo może mieć wkład grafitowy, węglowy lub drewniany, a samo drewno może być w różnych kolorach.

oto jest pytanie

z pracowni czy ze sklepu?

Rekodzielo

wedkawedka

Sergiusz Kasprzyk, pracownia Fishing Rod

Page 15: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

www.wedkarskabrac.pl 15

wędka z pracowni. Dlaczego? Ponieważ każda wędka wy-konana ręcznie będzie bardziej dopracowana, wykonana z większą dokładnością i baczeniem na ważne szczegóły. Wi-działem wędki znanych marek za 2-3 tysiące, gdzie w omot-kach były bąbelki powietrza, co w tak wysokiej klasie wędek jest niedopuszczalne. Nie ma możliwości, żeby wędka z pra-cowni wyszła z takimi wadami. Podczas schnięcia lakieru po-trafię kilkanaście razy doglądać i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Przede wszystkim mamy wpływ, na to z jakich materiałów powstanie nasza wędka i jak będzie wyglądała, a to chyba bardzo ważne. Dobieramy komponenty według własnych upodobań i własnego stylu. No dobrze, ale ktoś po-wie, że jednak jest to droga zabawa – wędka wykonana na za-mówienie. Jest to błędne myślenie. W sumie wychodzi wręcz tanio. Wędka zbrojona w pracowni może wyjść taniej niż taki sam model wędki fabrycznej w sklepie. Budowa wędki na zamówienie nie musi oznaczać kosmicznych kosztów. Dla każdego klienta jest odpowiednia oferta. Owszem są projekty bardzo drogie, ale naprawdę dobre wędki zaczynają się od kilkuset złotych. Warto spróbować i posiadać wędkę swoich marzeń. Zupełnie jak moja pierwsza, która zapoczątkowała wielką pasję i sposób na życie.

tekst i foto: Sergiusz Kasprzyk

Tego już było za dużo. Po ochłonięciu i przeanalizowaniu mojego projektu, dobrałem uchwyt do koloru blanku i spra-wa była załatwiona. Oglądając wcześniej wędki w sklepie nie miałem pojęcia, że jest gdzieś daleko inny świat pełen blasku i kolorów, a nie tylko szarość, jednolitość i pospolity wygląd.

Kolejnym etapem był dobór przelotek. Znowu okazało się, że na rynku jest wielu producentów posiadających w ofercie wiele różnych modeli. Można wybrać kolor, materiał z jakiego zostały wykonane możemy wybrać wagę i dowolny rozmiar przelotek. Znowu kilkaset możliwości. Mając na uwadze swoje dotychczasowe wędki, dokładnie wiedziałem, czego potrzebu-ję i wybór padł na lekkie przelotki w przystępnej cenie.

Prawie wszystko już miałem, pozostało kilka drobiazgów: pierścienie, zaczep haczyka, nici na omotki oraz chemia, czyli kleje i lakiery. Postanowiłem, że nie będę oszczędzał. Lakier do przelotek i klej zamówiłem najlepsze na rynku - przecież ma to być moja wymarzona wędka. Wszystko musi być na tip top. Nie mogłem doczekać się rozpoczęcia prac.

Tak rozpoczęła się moja przygoda z rodbuildingiem. Prze-czytałem chyba wszystko, co było dostępne o sposobach bu-dowy wędki, obejrzałem kilkadziesiąt filmików w sieci i by-łem gotowy. Prace ruszyły z kopyta. Nie będę tu opisywał poszczególnych etapów, gdyż jest to materiał na inny oddziel-ny artykuł. Mogę jedynie napisać, że każdy element wędki oraz każdy etap budowy był dopieszczony i zrobiony z ogrom-ną uwagą. Wszystko robiłem tak jak przewiduje sztuka bu-dowy wędek. Po kolei: toczenie rękojeści, montaż na blanku, montaż uchwytu, rozstaw przelotek, zbrojenie i lakierowa-nie. Każdemu etapowi poświęciłem wiele uwagi i robiłem to najdokładniej jak tylko potrafiłem. Efekt był zaskakujący. Stworzyłem wędkę, która spełniała moje oczekiwania, miała odpowiednią akcję oraz ugięcie i co najważniejsze wyglądała tak jak chciałem. Byłem bardzo zadowolony. Koszty okazały się niższe niż zakładałem. Prace tak mnie wciągnęły, że wie-działem już co będę dalej robił w życiu. To było fascynujące.

Pozostaje odpowiedzieć na pytanie jaka wędka: ze sklepu czy z pracowni? Jak dla mnie sprawa jest oczywista. Tylko

Page 16: Wędkarska Brać 4(7)2014

>> SPINNING

Zanim opowiem o samym łowieniu, może najpierw kil-ka wskazówek o tym, jak przygotować się do takiej wypra-wy, aby w miarę komfortowo spędzić te dwa, trzy dni nad rzeką. Generalna zasada brzmi – jak najlżej i jak najmniej. Bierzemy tylko niezbędne rzeczy. Każdy kilogram sprzętu będzie nam dokuczał przy spiningowaniu i odczujemy to wieczorem.

Oprócz sprzętu wędkarskiego, podstawowym elemen-tem jest niewątpliwie plecak. Tu wybór jest ogromny. Ważne jest, by był mocny (odporny na zadrapania, mocne szwy itd), wystarczająco pojemny i kolorystycznie nie od-różniał się za mocno od otoczenia. Najlepiej sprawdzają się tu wszelkie stonowane kolory zieleni czy brązu. Modne ostatnio kamuflaże wszelkiej maści. Tak też powinien wy-glądać nasz ubiór.

Drugą rzeczą jest oczywiście schronienie. Tu także mamy kilka opcji. Pierwsza to namiot. Dobre schronienie na cieplejsze noce, ponieważ chroni nas przed komarami i innymi owadzimi krwiopijcami. Jednak osobiście wy-bieram płachtę ogrodniczą, w kolorze zieleni, 3 x 2 m. Jest lekka po złożeniu i wystarczająco chroni, nawet przed ulewnym deszczem. Łatwo można ją także rozpiąć, choć-by do drzew. Sposobów rozpinania płachty jest całe mnó-stwo. Mi najlepiej sprawdza się system „dwuspadowy”. Dzięki noclegowi pod płachtą, mogę wieczorem poleżeć przy ognisku i widzieć wszystko dookoła. W namiocie jest to niestety niemożliwe.

Kolejna rzecz to dobry śpiwór. To czy będzie on wy-konany z materiałów syntetycznych czy puchowy, zależy od nas. Ważne aby był po złożeniu jak najmniejszy, lekki i wystarczająco ciepły. Nawet w maju noce potrafią być jeszcze chłodne. Do śpiwora oczywiście potrzebna będzie karimata. Najlepiej przenosić ją przypiętą w pokrowcu. Ocierające się gałęzie, potrafią ją zniszczyć bardzo szybko.

Po całym wędkarskim dniu, dobrze jest zjeść coś cie-płego. W tym wypadku, mam zawsze w plecaku menażkę wojskową, dwuczęściową. W większej części, przygoto-wuję sobie posiłek a w mniejszej herbatkę. Wodę zwykle pozyskuję z rzeki. Przegotowuję ją tylko kilka minut. Jed-nak jeśli mamy co do wody jakieś obawy, można zabrać ze sobą litr lub dwa w butelce. Tu dochodzimy do kwestii żywności. Osobiście zabieram tylko to co jest lekkie, ale i pożywne. Organizuję sobie dwa posiłki dziennie. Czyli, obfite śniadanie (ewentualnie po południu jakiś batonik, przekąska) i obiadokolacja. W czasie dnia, staram się mak-symalnie wykorzystać czas na łowienie. Porcja śniadanio-wa składa się z musli i mleka w proszku. Łatwo można przyrządzić treściwy posiłek. Potrzebujemy jedynie wody. Na wieczorną sjestę składa się kasza (lub ryż) w worecz-kach. Do tego kiełbasa, najlepiej sucha tak by jak najdłużej zachowywała świeżość. Całość zalewam wcześniej rozro-bionym sosem myśliwskim. Można do tego oczywiście wkroić np, cebulę lub co kto lubi. Po całym dniu włóczęgi, taki posiłek jest jak nagroda za wielkie trudy. Można oczy-wiście zabrać ze sobą rożne przekąski, tak by w ciągu dnia nie „przymierać” głodem. Niewielki termos też nie będzie zawadą. Rano, zalany ciepłą herbatką, umili nam przerwy w łowieniu.

tekst i foto: Łukasz Zdyb

test sprzętu wędkarskiego

zwyciezacryba

Barwena to ryba rzadko widywana w galeriach wędkarskich, choć często jest opisywana jako wybitny przeciwnik i sportowa ryba. Moja przygoda z królową raf zaczęła się bardzo dawno temu i trwa do dzisiaj. Za każdym razem jak wybieram się na brzany dopada mnie zdenerwowanie i lekki niepokój. Pewnie dlatego, że duże brzany są bardzo waleczne, a spotkanie z nimi zapamiętuję do końca życia. Przypominam sobie, że w sowim pamiętniku zostawiłem kiedyś notkę: Boguś wspominał o brzanach z Nowogrodu. Teraz wiem, gdzie ich szukać. Liczę na to, że mi się wreszcie uda…

No i kiedyś się udało.

która lubi

Page 17: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

17

Poczuć miejsceOdszukanie brzan w nizinnej rzece wydaje się proste.

Ta ryba szczególnie upodobała sobie kamienne rynny i roz-ległe, płytkie rafy. Czasami widywałem je jak spławiały się w pobliżu piaskowych łach, ale nigdy nie udało mi się ich tam systematycznie łowić. Kamieniska dają duże prawdo-podobieństwo, że uda nam się znaleźć barweny, które będą myszkowały przy dnie w poszukiwaniu pożywienia. Należy tu wspomnieć, że takie miejsca są trudne technicznie ze względu na dużą ilość zaczepów w postaci kamieni czy sta-rych faszyn. Sprawa mocno się komplikuje, kiedy z pudełka znikają nam jak zaczarowane kolejne woblery czy wirówki i wędkowanie kończy się szybciej niż się zaczęło.

Pewnych miejscówek uczyłem się na pamięć. Co to znaczy? Wybierałem jedną przynętę, do której zakładałem małe kotwice. Penetrowałem nią pobliże dna, ostukując wszystkie kamienie czy większe zaczepy. Potem było mi zdecydowanie łatwiej prowadzić właściwą przynętą będąc bogatszym o wiedzę, co znajduje się na dnie rzeki. Nie jest to precyzyjny sposób, ale daje możliwość skutecznego pro-wokowania ryb i ułatwia późniejsze z nią zmagania.

Hipnotyczny stan umysłuZawsze, kiedy stoję na rafie w szumie pędzącej wody,

mam wrażenie jakby cały świat stanął, a wokół mnie jest tylko woda i jedna myśl plącząca się w głowie. Ten hipno-tyczny stan, jaki wywołuje we mnie rzeka, pozwala mi na skupienie się na łowieniu, precyzji rzutu i samej prezentacji przynęty. Dla osób postronnych pewnie wydaje się to dziw-ne lub śmieszne, kiedy widzą wędkarza stojącego po pas w wodzie i uśmiechającego się do siebie jak dziecko, które dostało lizaka.

No waśnie. Brzany łowię praktycznie z jednego miej-sca. Z racji tego, że rzeka Narew nie jest duża, mogę wy-brać sobie miejsca, z których dam radę poprowadzić wobler dokładnie tak jak chcę. Bardzo rzadko przesuwam się lub zmieniam miejscówki. Staram się zachowywać spokojnie i nie robić gwałtownych ruchów, choć uważam, że brzany

nie są płochliwe i niewiele robią sobie z obecności wędka-rza stojącego w wodzie. Wchodzenie na rafy czy łowienie w rynnach jest niebezpieczne. Trzeba pamiętać, że woda w takich miejscach zazwyczaj płynie szybko i z całą siłą na-piera na łowiącego. Zagrożeniem jest również wymywający się przed stopami żwir, który tworzy dołek. Jeden nieuważ-ny krok i można wpaść do wody, z której może być się ciężko wydostać.

Furkot rybich łusekŚwiadectwem obecności brzan na łowisku jest wido-

wiskowe ich wyskakiwanie nad powierzchnię wody. Wielu wędkarzy określa to lub porównuje do furkotu, mówiąc że właśnie furknęła brzana. Zdecydowanie to potwierdzam, choć przy szumie wody na rafie niewiele słychać, więc ja polegam na obserwacji tego, co się dzieje na powierzchni wody. Bardzo często takie sytuacje potwierdzały to, że ryby żerują i najprawdopodobniej uda się którąś złowić. Brzany nie pływają same. Jeżeli była jedna, to w pobliżu mogą być następne. Często widywałem paniczną ucieczkę niewielkich kleni, co również dawało mi potwierdzenie, że drapieżniki właśnie przypłynęły na kolację.

Brzanowy czy nie?Czasami na portalach internetowych spotykam się

z określeniem brzanowy wobler. Nawet nie wiedziałem, że takie są w ogóle produkowane i że można określić jakiś wo-bler, jako wybitnie skuteczny na te ryby. W moim pudełku jest tylko kilka przynęt, które wg mnie są dobre na brzany. Kluczem okazuje się nienaganna praca przynęty w nurcie oraz jej długa prezentacja w łowisku. Wobler musi szybko

www.wedkarskabrac.pl

Page 18: Wędkarska Brać 4(7)2014

18 www.wedkarskabrac.pl

>> SPINNING

zejść do dna i mocno pracować. To wszystko. Za sprawę dru-gorzędną uważam kolor. Według mnie nie ma to znaczenia, czy wobler będzie w jaskrawych czy w stonowanych kolo-rach. Brzany,dla których naturalnym środowiskiem jest szybka woda bardziej skuteczną metodą jest ruch niż barwa przynę-ty. Woblery należy zbroić w mocne i ostre kotwice, które wy-trzymają próby ucieczki walecznej barweny.

Holowanie TitanicaHole brzan są przez niektórych opisywane jako trudne

i czasami dorastają do rangi legend wędkarskich. Ja ze swo-je doświadczenia wiem, że barweny potrafią zachowywać się bardzo schematycznie, a ich hol może być krótki choć nie po-zbawiony rozwiązań siłowych. Zauważyłem, że zacięta brzana ucieka w górę rzeki. Ten pierwszy zryw należy przeczekać i dać rybie się trochę wyszaleć. Kolejnym etapem jest powrót w dół rzeki i to należy wykorzystać. Uciekająca w dół rzeki brzana nie stawia oporu i łatwo można ją podprowadzić pod brzeg. Krytycznym momentem jest walka pod nogami, kiedy to ryba zrobi wszystko, aby się pozbyć kotwić z pyska i bardzo często szoruje nią o kamieni próbując zaczepić nimie lub przerwać żyłkę. Siłowe momenty należy przeczekać, a wykorzystywać każde nawroty lub wypłynięcia brzany z kamieni. Wyholowa-na ryba zazwyczaj wykłada się na bok i można ją szybko po-debrać, wyczepić i wypuścić. Walka z brzaną jest trudna, ale nigdy nie należy poddawać się emocjom tylko konsekwencje kontrować poczynania tej podwojeń lokomotywy i walczyć z nią jak z przeciwnikiem, który nie uznaje kompromisów.

Tu wygrywa rybaNie znam ładniejszej i ciekawszej ryby. Brzany stawiam

w kategorii mistrzostwo, a łowienie ich daje mi dużą satys-fakcji i poczucie osiągania sukcesu. Coraz mniej tych ryb jest na mojej rzece, ubywa również ciekawych miejsc, które być niebawem zupełnie znikną z podłomżyńskiej Narwi. Jednak każdemu kto spotka się z brzaną, życzę wyjątkowych wrażeń i namawiam do wypuszczania tych pięknych ryb. W walce z wędkarzem, nawet jeżeli uda się wyholować barwenę to tak czy inaczej jest ona zwycięzca i należy jej się szacunek i wol-ności.

tekst: Rafał Mikołaj Krasuckifoto: Michał Laskowski

Page 19: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>FELIETON

Od pewnego czasu wielu wędkarzy zauważa mniejszą ilość ryb w rzekach. Woda jak to woda niby płynie tak samo, a jednak inaczej. Klimat się zmienia, a to sprawia, że opady mają różne tendencje. Za tymi zmianami równie szybko podąża głupota ludzka, która jak wiemy nie zna gra-nic. Wiekowo kończę trzecia dekadę i na przestrzeni tych lat nie poznaję rzek, nad którymi się wychowałem lub miałem okazję powędkować. Taka ziemia niczyja, na której można zarobić pieniądze…, przecież nikomu się nie poskarży. Czy na pewno?

W całym kraju jest tak samo. Winnych nie trzeba wy-mieniać. Kiedy jedne okręgi PZW działają prężnie, inne ze względu na swą archaiczność i brak kompetencji, szerszego spojrzenia na wędkarstwo dają plamę. Za nimi lub przed gęsiego dumnie stoi RZGW, które kombinuje gdzie by tu jeszcze przeprowadzić melioracje zapomnianej pstrągowej rzeczki i utopić unijne pieniądze lub pogłębić rowek, co by to sołtysowi lepiej spływało drenem szambo. Niedawno wypłynęła afera w Zachodniopomorskim Zarządzie Melio-racji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie, a ile takich zostało zamiecionych pod dywan? Premier obiecywał kraj bez ukła-dów oraz brak zatrudnień krewniaczych w budżetówce… afera taśmowa ukazuje, że nam można wszystko obiecać.

Ostatnio trafiłem nad zapomnianą pstrągową rzekę. Patrząc na dawne mapy sztabowe, wiła się pięknie pomię-dzy polami, a jej brzegi były porośnięte olchami. Zaryzyko-wałem i pojechałem. Rzeczywistość bardzo szybko mnie ocuciła. Po meandrach pozostały zasypane wgłębienia, któ-re zostały obsiane jak pobliskie pole. Po drzewach nawet nie pozostały karpy. Po niegdyś wspaniałej rzece pozostał wolno płynący prosty kanał z piętrzącymi się nasypami. Termika wody została tym faktem z pewnością znacząco zmieniona. Już miałem się poddać nie widząc szans na zna-lezienie jakiejkolwiek kryjówki ryb, lecz nadzieja umiera ostatnia. Przejrzałem jeszcze raz mapę i znalazłem kilka km dalej zabagniony torfowy teren, gdzie z pewnością ciężki sprzęt nie miałby szans wjechać. Wreszcie byłem w domu. Rzeka na odcinku niespełna 2 km nie została tknięta jesz-cze rękoma meliorantów. Ryby, które zostały wygonione z dawnych kryjówek wykorzystywały każdą możliwą okazję do schronienia. Eldorado, lecz splamione krwią. W lokalnej gazecie przeczytałem, że w tym roku ludzie bez wyobraźni zachłanni pieniędzy dokończą dzieła zniszczenia. Owa rze-ka przez wiele lat nigdy nie wylewała, a poziom najwyższy lustra wody jest dużo poniżej depresji na polach. Gdzie tu jakakolwiek logika?

Średnia nizinna rzeka, nad którą się wychowałem. W jej górnym biegu został wybudowany zalew Nielisz. W począt-kowych latach, gdy woda w rzekach zaczęła się oczyszczać dzięki remontom i budowie nowych oczyszczalni, a i prze-mysł chemiczny już się tak prężnie nie rozwijał, cała rze-ka zarastała. Bujna roślinności dawała schronienie wielu gatunkom ryb, które można było praktycznie tylko złowić w okresie, gdy roślinność pogniła lub nie zdążyła puścić pę-dów. Za ten stan rzeczy odpowiadały pokłady organiczne biogenów uwiezione w dnie za czasów „brudnych rzek”. Z czasem rzeka się oczyściła i pamiętam jej wspaniały obraz do dziś. Na każdym zakręcie zwalisko drzew, a te na brze-gach dawały cień w upalne dni. W kolejnych latach do gry weszły bobry, których populacja nie była racjonalnie kon-trolowana, a że te zwierzęta nie mają wrogów naturalnych to brzegi nad rzeką z roku na rok robiły się coraz to uboższe w drzewa. Zakwity sinic na Nieliszu i ich toksyczny rozkład

poniżej zapory kilkukrotnie uszczuplił populacje ryb reofil-nych. Spływające powierzchniowe ogrzane wody zbiornika również się do tego przyczyniły. W kolejnych latach obser-wowałem kikuty po drzewach nad brzegiem rzeki, a w nocy przed sezonem grzewczym odgłos warkotu piły spalinowej. Obecnie rzeka w niczym nie przypomina dawnej fotografii, która utkwiła mi w pamięci. Jałowy szybki kanał burzowy z niedobitkami. Wiosną tylko trochę ryby wchodzi z Wisły ciągnąc na tarło. Szybko schodzą z opadającą wodą, bo nic tu po nich.

Rzeka Odra odcinek użytkowany rybacko od rzeki My-śli do pierwszego mostu w Szczecinie. Rybacy jak również kłusownicy z lokalnych wsi prowadzą prywatę połowową w nocy. Nikt ich nie kontroluję, a gdy się odezwiesz mo-żesz oberwać od rosłych osiłków. Organizują się w grupy ciągnąc spławiane sieci wiele kilometrów rzeką i impulsyj-nie płosząc agregatem prądotwórczym ryby przy główkach i opaskach. Proceder trwa nie pierwszy rok. Populacja ryb została znacząco uszczuplona o czym alarmują wędkarze. Przetwórni rybackiej nie interesuje cenność wędkarska zło-wionych ryb. Cenne kulinarnie idą do przetwórni, a ryby mało cenne takie jak kilkukilogramowe bolenie klenie i ja-zie na mączkę rybną.

Instytucje odpowiadające za ten stan rzeczy nie działają na naszą korzyść. Brak w nich dopływu świeżej krwi, która by podążała za trendami krajów zachodnich. Dla przykładu w USA są burzone tamy dawnych zapór, aby umożliwić wę-drówkę tarłową w górę rzeki rybom łososiowatym. Obliczo-no, że da to więcej pożytku gospodarce i lokalnej ludności niż prąd z elektrowni wodnej wraz z jazowym kłusującym ryby pod zaporą. W zachodniej części europy i u naszych sąsiadów przeprowadza się re-naturalizację wcześniej wy-prostowanych rzek, bo nawet dziecko w podstawówce wie, że w krętej rzece mieści się więcej wody niż w jej gorszym niemeandrującym bracie. Pieniądze pozyskane na prosto-wanie rzek można było wykorzystać zdecydowanie lepiej i naprawiać powoli błędy melioracyjnych trendów z lat 60-tych. Mamy 2014 rok a „beton” jak siedział tak siedzi. Me-dycyna poszła do przodu i leśne dziadki tak łatwo stołka nie oddadzą, bo już się tak przyzwyczaili brać pieniądze za nic, że inaczej nie potrafią funkcjonować.

Polskie dorzecza i zlewnie mają przetracony kręgo-słup. Zadajcie sobie pytanie, ile razy byliście kontrolowani w swej wędkarskiej karierze na łowisku przez jakiekolwiek służby. Odbija się to na populacji ryb, kondycji rzek i nas wędkarzach. Znam takich kolegów, którzy z frustracji już nie wędkują w Polsce i nie mają zamiaru. Wolą pieniądze zostawić na zagranicznych łowiskach. Czy taka kolej rzeczy czeka również i mnie? Za jakiś czas kończą się dzierżawy, lecz prawo jest tak stworzone, aby tych wód nikt „nowy” nie przejął.

Z wykształcenia jestem ichtiologiem. Kolegów z roku studiów pracujących w zawodzie jest może 5%, z czego większość pracuje w rodzinnych gospodarstwach rybackich z dziada pradziada. Ludzi, którzy zaczęli i skończyli te stu-dia przypadkiem można zrozumieć, lecz co z tymi, którzy je skończyli z powołania? Po co to wszystko było?

Osobiście wyzbyłem się wszelkich złudzeń, którymi kar-miono mą duszę. Póki jest jeszcze czas, będę się cieszył tym co zostało, bo źle to już było i teraz może być tylko gorzej.adowoleni.

tekst: Jakub Podleśny

kręgosłup

www.wedkarskabrac.pl 19

Page 20: Wędkarska Brać 4(7)2014

20 www.wedkarskabrac.pl

>>SPinning

Ale nie o dobieraniu przyponu i jego konstrukcji jest ten ar-tykuł. Sprzęt do tej metody nie wymaga wielkich nakładów fi-nansowych, w ofercie każdego producenta wędzisk znajdziemy typowo okoniowe kije, które kupimy już za sto parę złotych. Sam używam 260-centymetrowej wklejanki o cw do 15 gram. Para-metry te dostosowujemy do warunków, w jakich przyjdzie nam łowić. Zastosowanie tego typu wędziska umożliwia nam stosun-kowo długie rzuty małymi przynętami (paproch plus 3-4 gramo-wa główka z powodzeniem lądują nawet 20 metrów od naszych nóg), doskonałą widoczność i wyczuwalność brań oraz możliwość udanego doholowania ryby słynącej z kruchych warg. Na koło-wrotek o stałej szpuli wielkości 2500 nawijam plecionkę grubości 0,10. Na drugiej zapasowej szpuli mam żyłkę 0,12, sięgam po nią, gdy po jakimś czasie łowienia, brania są rzadkie bądź żadne. Jest to znak, że tego dnia okonie biorą chimerycznie i każdy, nawet najmniejszy szczegół może mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia sporu między nami a pasiastymi rozbójnikami na naszą korzyść. Zauważyłem także, że w takie dni ryby bardzo długo odprowa-dzają przynętę, po czym tylko delikatnie w nią stukają wykonując następnie błyskawiczny odwrót. Tak jakby sprawdzały jak zacho-wa się potencjalna ofiara, która nie do końca wydaje się im wia-rygodna. Dlatego też haki muszą być piekielnie ostre, umożliwiają wówczas poprawne zapięcie przy wspomnianych wcześniej chi-merycznych braniach. Kolejnym niezbędnikiem podczas letnich polowań są okulary polaryzacyjne. Przede wszystkim chronią

G dy woda na rzekach osiągnie już poziom „płycej się nie da” a wędkarskie apetyty zostaną wstępnie na-sycone majowymi szczupakami, boleniami, czerwco-

wymi sandaczami warto pozwolić sobie na małą odmianę, by nie popaść w monotonię. Zajmuję się wówczas rybą, od której większość z nas zaczynała swoje spinningowe podboje. Rybą, którą znajdziemy w każdym, nawet najmniejszym bagienku, najpłytszym cieku. Lipiec w moim kalendarzu oznacza okonia w wersji ultralight.

nasz wzrok przed odbiciami promieni słonecznych w lustrze wody, które są nieodłącznymi elementami wakacyjnych wypraw. Drugą ich zaletą jest możliwość szybkiej lokalizacji doskonale widocznych podczas niżówek podwodnych prze-szkód, które są potencjalnymi stanowiskami ryb. Ostatnią potrzebną rzeczą jest lekka, przewiewna kamizelka umoż-liwiająca zabranie ze sobą 2 małych pudełek z przynętami, plus paru drobiazgów. Wędkowanie ma być formą relaksu, a dobrze wiemy, jak koszmarnie się wypoczywa w letni skwar z kilogramami sprzętu w plecaku.

Uzupełnieniem wcześniej wspomnianych pudełek są rzecz jasna przynęty. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że podstawę okoniowego arsenału stanowią paprochy wszel-kiej maści. Są stosunkowo niedrogie, dlatego warto mieć pod ręką paletę barw, gdyż pod tym względem ryby bywają bar-

ultralight

Page 21: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

Łowienie garbusów może być wspaniałą formą spędzania wolnego czasu, jednak trzeba mieć świadomość, że większość złowionych przez nas ryb będzie małych lub średnich rozmia-rów. Okoń to bardzo wdzięczna ryba, daje nam możliwość ak-tywnego spędzania nad wodą najbardziej jałowych wędkarsko okresów, dlatego pamiętajmy o tym zwracając mu wolność. Być może przyjdzie nam się ponownie z nimi zmierzyć, gdy będą już większe i sprytniejsze. Najważniejsze to cały czas go-nić króliczka…

tekst i foto: Kamil Polkowski

rys.1

dzo kapryśne. Kompletowanie zacząłbym od twisterków w ko-lorze motor-oil, denaturat z brokatem, seledyn, zgniła zieleń. Do tego kilka główek jigowych na dobrej jakości hakach w gra-maturze od 2 do 5 gram. W dniach, gdy ryby nie reagują na gumowe wabiki, warto wypróbować przynęty emitujące falę hydro-akustyczną, dlatego sięgam wówczas po mini obrotówki i woblerki. Moje sprawdzone modele to wszelkie Effzetty firmy D.A.M., Meppsy, i mój faworyt Abu Droppen. Wśród woble-rów są to malutkie Kenarty, Bonito i Salmo model Hornet.

W łowieniu okoni największą frajdę sprawia mi odszukiwa-nie ich miejscówek. Wystarczy, że zobaczę garbusa goniącego za moją przynętą, nawet gdy nie uda mi się go zaciąć, cieszę się, że odgadłem jego kryjówkę. W doborze potencjalnych stanowisk kieruję się prostą zasadą – wszystko oby nie prosty odcinek o silnym nurcie. Przybrzeżne, nieuregulowane burty, zatopione drzewa, kamienie, zatoczki, dołki. One są wszędzie, po prostu trzeba znaleźć sposób by je z stamtąd wyciągnąć. Przynętę prowadzę zazwyczaj wolno, gdyż okoń nie należy do sprinterów. Sam kierunek prowadzenia zawsze zmierza ku burcie, a następnie wzdłuż jej brzegów. Chyba, że po drodze są jakieś przeszkody, obok których warto poprowadzić wabik. Prowadzenie gumek zaczynam od opadu na dno i ściągania w jednostajnym, wolnym tempie. W taki sposób przynętę pro-wadzę 3-4 razy. Gdy nie widzę odprowadzeń, nie czuję okonio-wych stuknięć lub innych oznak zainteresowania ze strony ryb zmieniam technikę na jednostajne tempo z podszarpaniem mniej więcej co 3 metry. Przy bardzo niskim stanie wody efek-ty przynosi szuranie główką jigową po dnie. Nigdy nie zauwa-żyłem szczególnej częstotliwości brań w przypadku szybkiego prowadzenia przynęty.

reklama

Page 22: Wędkarska Brać 4(7)2014

www.wedkarskabrac.pl22

O tej samej porzeNapisane jest w wielu książkach o tematyce wędkarskiej, że dra-

pieżnik ten najlepiej żeruje godzinę przed i godzinę po zachodzie słoń-ca. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż duża część złowionych przeze mnie sandaczy padła tuż po zachodzie słońca. O takiej porze w letnich miesiącach jest jeszcze szaro, natomiast późną jesienią jest już zupeł-nie ciemno. W każdym miejscu sandacze mają swoje stałe godziny że-rowania, poznanie ich to połowa sukcesu. Ale żeby je poznać, trzeba być często nad wodą. W czerwcu przy cieplejszej wodzie sandacze że-rują częściej i szybciej trawią pokarm. Aura sprawia, że ryby przenoszą się w bardziej natlenione partie wody i tam szaleją w poszukiwaniu uklei. W zależności od stanu wody są to rzeczne rafy, kamienne opaski albo głębokie jamy na ostrych zakrętach.

Łowienie zaczynam przed zachodem słońca. Pozwala mi to wejść bezpiecznie na rafę jeszcze za widnego i zająć stanowisko. Pamiętajmy, że będziemy wracali tą samą drogą, ale już w zupełnych ciemnościach. Nocny spacer po śliskich kamieniach w silnym nurcie nie należy do

łatwych i przyjemnych, więc uważajmy. Zdrowie i bezpieczeństwo jest ważniejsze od ryby życia. Nocą na rafkę za drobnicą wypływa-ją wszelkie gatunki ryb. Możemy się spodziewać sandacza, klenia, suma, szczupaka i bolenia.

Gdy już zajmiemy stanowisko możemy rozpoczynać łowie-nie. Na rzecznych rafach stosuję smukłe woblery imitujące ukleję w wielkościach od 7 do 11 cm.

Kijek od 7 do 21 gram w zupełności wystarczy. Do tego koło-wrotek średniej wielkości z nawiniętą plecionką o wytrzymałości do 10 kg. Wykonujemy prostopadłe rzuty i pozwalamy na spłynię-cie woblera. Po wypuszczeniu około 70 – 80 metrów zamykamy kabłąk i zaczynamy ściąganie. Przynętę prowadzimy powoli lub bardzo powoli, raz na jakiś czas przytrzymując w szybkim nurcie. Możemy też za pomocą szczytówki nadawać różne ruchy woble-rowi, podszarpując go. Przynęta wówczas zachowuje się, jak chora ukleja i staje się łatwym kąskiem dla sandacza.

Każde nocne branie to niesamowite przeżycie. Hol w zupeł-nych ciemnościach nie należy do łatwych i tylko wyobraźnia może nam podpowiadać, gdzie znajduje się zacięta ryba.

Na wysokiej wodziePodczas przyborów, gdy nie mam możliwości dotarcia do

rzecznej rafy oraz późną jesienią sandacze łowię przy głębokich zakrętach. Miejsca te nie są łatwe i nie przy każdej głębokiej jamce będą się trzymać sandacze. Typowe sandaczowe miejsce na Na-rwi to zakręt z głęboką burtą i twardym gliniasto – ilastym dnie. W takim miejscu 2 – 3 metry od brzegu ciągnie się tzw. półka o głę-bokości do 2 metrów, po czym pionowo opada do kilku metrów. Najczęściej sandacze przebywają w najgłębszym miejscu często w zatopionych krzakach i drzewach. W dzień są praktycznie nie do złowienia, natomiast w nocy czując się bezpiecznie i opuszczają swoje stanowiska. Wtedy wychodzą na płytszą wodę w poszuki-waniu drobnicy. W takim miejscu nie chodzę i nie szukam sanda-czy, po prostu wiem, że tam są. Zajmuje stanowisko i obławiam miejsce potencjalnego żerowania ryb. Do takiego łowienia najle-piej nadają się twistery i rippery oraz głęboko schodzące woblery. Takim woblerem obławiam pas wody przy samej burcie, gdzie zawsze można trafić dyżurnego średniaka. Gdy brak efektów na woblery można poeksperymentować z przynętami gumowymi.

Łowiąc w nocy kolor przynęty nie odgrywa wielkiego zna-czenia. Sandacze doskonale widzą w ciemnościach, dlatego waż-niejsza od koloru jest masa przynęty i technika jej prowadzenia. Łowiąc w miejscu, gdzie jest około 2 metry wody w zupełności wystarczą nam główki o masie 10 gram. Niestety większość san-daczowych miejsc to głębokie doły przekraczające kilka metrów. W takich miejscach będziemy potrzebowali przynęt o masie od 20 do nawet 35 gram. Gdy nie mamy brań, możemy ekspery-mentować z gramaturą obciążenia i techniką prowadzenia. Ło-

>>

>

SPINNING

Bohater tego artykułu to typowo nocny rozbójnik. Oczywiście zdarza się regularne łowienie tej ryby w dzień, ale to dzieje się pod koniec jesieni i na początku zimy. Wtedy dni mamy krótkie i

ponure. W takie dni strasznie mało światła przedziera się do kryjówek sandaczy i wówczas zaczynają intensywnie żerować. Zbliżająca się zima i chęć przybrania na masie zmusza tego drapieżnika do ciągłych polowań na drobnicę.

narwianskisandacz >>

Page 23: Wędkarska Brać 4(7)2014

23www.wedkarskabrac.pl 23www.wedkarskabrac.pl

wiąc sandacze w głębokich rynnach staram się, aby twister bądź ripper miał styczność z dnem. Nigdy nie wiadomo, co danego dnia będzie odpowiadało sandaczom. Trzeba po prostu kombinować. Rzeczne sandacze biorą zdecydowanie, gdyż nie mają czasu na za-stanawianie się, bo potencjalny pokarm szybko ucieka im sprzed nosa.

Hol zaciętej ryby powinien być szybki i zdecydowany. Sandacz ma twardy pysk i jeśli jest słabo zacięty, często w czasie holu po-trafi się uwolnić. Podczas podbierania nie używam żadnego światła, gdyż biały brzuch sandacza widać bardzo dobrze nawet w zupełnych ciemnościach.

Każdy rodzaj wody ma swoją specyfikę. Stosunkowo dużo san-daczy jest w zbiornikach zaporowych i uregulowanych rzekach. W rzece, na której łowię populacja sandacza jest niewielka. Należy jednak pamiętać, że w głębokich dołach czają się okazy, na które po-lujemy. Właśnie z myślą o tych największych planujemy każdą na-stępna wyprawę.

tekst i foto: Kuba Matys

reklama

Page 24: Wędkarska Brać 4(7)2014

24 www.wedkarskabrac.pl

>>splawik

Z racji bliskości Narwi, która jest moim poligonem doświadczal-nym w łowieniu dużych egzemplarzy tych ryb wiem, że opisane tu sposoby sprawdzają się na wielu innych wodach płynących. Więc za-praszm do lektury.

MIEJSCE, KTÓRE TRZEBA ZNALEŹĆ

Absolutnie najważniejszą aspektem przy próbie skutecznego ło-wienia dużych leszczy jest wybór łowiska. Wybierać musimy odcin-ki rzeki, na których mamy pewność, że ryby te występują w miarę licznie, lub charakter wody na to wyraźnie wskazuje. Można również pojeźdźić na pobliskie łowiska i popytać łowiących tam wędkarzy „co w wodzie piszczy”. Typowo leszczowy odcinek rzeki charaktery-zuje się wolnym lub średnim uciągiem i stosunkowo głęboką wodą. Oczywiście można również trafić fajne leszcze na odcinkach płytkich (np. 1,5 m), ale są to raczej objawy intensywnego poszukiwania przez ryby pokarmu. Proponuję skupić się na odcinkach głębszych, gdzie mamy duże prawdopodobieństwo, że spore ryby tego gatunku są ich stałymi mieszkańcami. Naturalnie każdy odcinek rzeki kryje sta-nowiska lepsze i gorsze, lecz możemy to stwierdzić dopiero podczas gruntowania łowiska, które wyjawi nam jego podwodne tajemnice. Moimi ulubionymi łowiskami leszczowym są stare opaski, gdzie głę-bokość wody wacha się od 2 do ponad 3 m, a uciąg waha się w gra-nicach 4 – 8 g.

leszcz jest rybą licznie występująca w naszych wodach. Jej łowienie jest bardzo popularne wśród wędkarzy. Najczęściej nad rzeką spotkać można grunciarzy i fe-

ederowców, którzy zestawami z koszyczkiem próbują prze-chytrzyć dużą „łopatę” i trzeba przyznać, że czasami im się to udaje. Nie każdemu jednak odpowiada łowienie „na leniu-ch”z użyciem topornych zestawów gruntowych. Osobiście let-nie miesiące poświęcam na łowienie dużych ryb rzecznych na tyczkę, a szczególnie leszczy.

Dobrym wskaźnikiem właściwego doboru miejsca jest stan wody w rzece. Im jest wyższy tym płytsze odcinki wybierajmy i analogicznie postąpimy, gdy sytuacja jest odwrotna. Rów-nież podczas przyboru zdecydowanie lepsze są odcinki płytsze. Podczas gruntowania należy szukać stanowiska z jakąś nierów-nością lub dołkiem, gdzie nasza zanęta będzie miała szansę się zatrzymać lub w ostateczności odcinki z dnem równym. Unikaj-my stanowisk, gdzie dno mocno opada i różnice głębokości na obu stronach stanowiska wynoszą kilkadziesiąt centymetrów. Właściwe zanęcenie i prezentacja przynęty na haku są wówczas mocno utrudnione.

BEZ DOPOWIENIDNIEGO SPRZĘTU ANI RUSZ

Do łowienia przygotowuję zestawy od 4 do 12 g oraz kilka ciężkich 25 – 30 g. Lżejsze zestawy służą do kilku wersji trady-cyjnej przepływanki z przytrzymaniem, natomiast cięższe stosu-ję do metody „na stopa”, gdzie spławik trzymamy nieruchomo w nurcie. Co do żyłki – nie obawiajcie się stosować żyłek grub-szych 0,16 – 0,18 mm do zestawów lżejszych, ba nawet 0,20 do zestwów najcięższych. Z reguły grubość żyłki główniej nie prze-szkadza rybom, a jej grubość i sztywność zarazem zapobiega plą-taniu zestawów oraz znacznie pomaga w wyholowaniu wielkie-go złotego „lecha” z nurtu. Reszta szczegółów sprzętowych jest standardowa, jak na większe rzeczne ryby czyli – amortyzatory o grubości 1,2 do 1,4 mm, przypony o grubości 0,12 – 0,16 mm i długości 35 – 40 cm oraz zaopatrzone w mocne haki o wielko-ści od 16 do nawet 12. Budowa zestawu również wiele nie od-biega od rzecznego kanonu tzn. przypon, nad nim mały krętlik, nad któym znajduje się kilka śrucin (0,070 – 0,135 g) i obciążenie główne składające się z kilku śrucin i oliwki. Odległość między obciążeniem głównym i obciążeniem nad krętlikiem oraz jego masa są tu badzo istotne, ponieważ to właśnie te cechy decy-dują o charakterystyce pracy zestawu w nurcie. Im obciążenie na przyponie mniejesze tym przynęta wyżej i częściej odrywa się od dna podczas przytrzymania. Generalnie leszcze pobierają po-

rzecznezloto

Page 25: Wędkarska Brać 4(7)2014

25www.wedkarskabrac.pl

dołącz do nas!

karm z dna, więc należałoby tak dobrać ciężar obciążenia nad przy-ponem, żeby haczyk nie odrywał się zbyt często i wysoko podczas przytrzymania zestawu, chociaż są od tej reguły częstę odstęp-stwa. Do budowy zestawu należy użyć śrucin z miękkiego ołowiu, aby przesuwanie ich po żyłce nie zniszczyło naszej żyłki głównej oraz nie powodowało spadania śrutów.

GRUNT TO DOBRA ZANĘTA

Do nęcenia leszczy w rzece w zupełności wystarcza mieszanka zanęty dedykowanej na rzekę oraz jeśli celujemy w duże osobniki – domieszka gruboziarnistej zanęty np. karpiowej. Typowa zanęta na złotą rzeczną łopatę powinna być żółta, gruboziarnista i słodka. Zanęte rozrabiamy w dużym kotle (około 3 kg zanęty) stopniowo dolewając do niej wodę oraz energicznie mieszając. Kiedy już osią-gniemy stopień kleistości, który pozwoli na zlepienie spoistej kulki, odkładamy namoczoną mieszankę na co najmniej 20 minut pod-czas, których grubsze frakcje nasączą się wilgocią, a my w tym cza-sie zajmiemy się przygotowaniem stanowiska. Naturalnie mieszan-kę zanętową należy odpowiednio dociążyć, więc w oddzielnym pojemniku powinniśmy przygotować odpowiednią glinę składają-cą się z jednej lub kilku rodzajów glin wiążących lub lekko rozpra-szających. Proporcja użycia danego rodzaju gliny zależy od uciągu i zamierzonego sposobu podania mieszanki zanętowej. Np., jeśli łowię na łowisku o uciągu około 5 g to wówczas na 3 kg suchej mie-szanki zanętowej przygotowuję około 6 kg mieszanki glin, na którą składa się 4 kg gliny wiążącej i 2 kg ropraszającej (argilla). Dobrze nawilżona mieszanka o takim składzie będzie w takich warunkach optymalna, gdyż możemy z niej przygotować zarówno kule dość mocno pracujące i wabiące, jak i te zalegające i czekające na przy-płynięcie ryb w łowisko. Przy uciągu około 8 g i powyżej, prawdo-podobnie lepiej byłoby zrezygnować z użycia gliny rozpraszającej na korzyść gliny wiążącej, chyba że łowisko wymaga zastosowania zanęty lepiej pracującej (np. nurt przy dnie jest dużo wolniejszy, poprzez występowanie kamieni, szczelin lub nierównośc dna). Przed połączeniem zanęty i gliny proponuję trochę mocniej dowil-żyć zanętę, gdyż glina zawsze wysuszy mieszankę, a po połączeniu obu składowych właściwe dowilżenie jest trudniejsze i wymaga

odrobiny wprawy. Przygotowaną mieszankę dzielimy na co naj-mniej 2 części i tworzymy z ich mieszanki o różnych spoistościach i charakterystyce, stosując wodę do mocniejszego nawilżenia oraz dodatek klejów mineralnych lub innych dodatków klejących. Na wstępne nęcenie proponuję wrzucić do wody 2/3 przygotowanej mieszanki, natomiast resztę obu części zanęty zosawić sobie na donęcanie w trakcie łowienia.

ZAPACH NIE DECYDUJE O SUKCESIE

Mówiąc najprościej – trzeba eksperymentować. Jeśli w danym łowisku leszcze świetnie reagują na kolor (co zdarza się często) to proponuję dodać do przygotowywanej gliny barwnika, który poza nadaniem glinie koloru spowoduje również smużenie kul po-danych na dno łowiska. Dobrze również, jeśli do zanęty dodamy grubszych cząstek takich jak przetarta przez grube sito kukurydza z puszki, drobny (2 – 4 mm) pellet karpiowy, płatki owsiane lub inne gotowane ziarna. Jeśli nie znamy łowiska zbyt dobrze to prze-strzegam przed dodawaniem zbyt dużej ilości „treściwych dodat-ków”, które szybko nasycają ryby. Osobiście do rzecznej leszczowej zanęty zawsze dodaję pieczywo fluo oraz często coś co dosłodzi zanętę (roztwór melasy lub słodzik zanętowy). Co do „mięsa” to dobrze jest użyć martwej pinki (sparzonej lub mrożonej), grubych białych robaków i koniecznie siekanych czerwonych robaków. Czerwone robaki są odrobinę zapomnianym, ale wspaniałym do-datkiem do zanęt leszczowych i dodanie ich do zanęty (szczególnie tej do donęcania w trakcie łowienia) potrafi ożywić łowisko. Jeśli chodzi o ilość robactwa to jest to również kwestia, którą należy doświadczalnie zbadać i postępować zgodnie z regułą: im więcej ryb, tym więcej mięsa i innych dodatków. Wiem, że wielu wędka-rzy chętnie sięga po atraktory zapachowe w proszku lub płynie, ale uwierzcie mi zapach zanęty nie jest elementem decydującym o sukcesie wędkarskim, więc jeśli ktoś kupuje słabszej jakości zanę-tę i „dopala” ją atraktorem, myśląc że stworzy „supermieszankę”

Page 26: Wędkarska Brać 4(7)2014

>>splawik

Po zacięciu złotej łopaty od razu zorientujemy się z czym mamy do czynienia. Amortyzator wychodzi z topu na kilka me-trów, a my powoli skracamy wędkę cofając ją na brzeg. Podczas holu nie należy absolutnie dawać rybie wychodzić na powierzch-nię, co łatwo spowodować może jej spięcie z haczyka. Szczytów-kę wędki trzymamy, jak najbliżej powierzchni wody lub nawet pod nią, aż do momentu, gdy mamy leszcza na samym topie pod nogami. Wówczas podnosimy go do powierzchni i jeśli to możliwe próbujemy za pierwszym razem podebrać. Po złowieniu dużego leszcza, łowisko donęcam 3 – 5 kulkami zanęty, do której wkrajam specjalnymi nożyczkami z trzema ostrzami czerwone robaki. Jest to moim zdaniem najlepszy sposób na zatrzymanie stada sporych leszczy w łowisku. Osobiście do donęcania uży-wam topu z kubkiem zanętowym, który pozwala na ciche wrzu-cenie kulek w łowisko, lecz można również posłużyć się metodą wrzycania kulek o wielkości kurzego jajka ręką, choć trzeba liczyć się z ryzykiem spłoszenia dużych ostrożnych ryb z łowiska na ja-kiś czas.

KIEDYŚ BYŁO INACZEJ

Gdy zaczynałem łowić na tyczkę złowienie kilku pięknych rzecznych leszczy nie było wielkim problemem. Jak dziś pamię-tam widok wielu złotych grzbietów leszczy spławiających się rano. Wtedy była to pospolita i łatwa do złowienia ryba, nato-miast dzisiejsza rzeczywistość nad naszymi wodami jest trochę inna i spławy dużych złotych leszczy nie są już widokiem po-wszechnym.

Reasumując – proszę was, jeśli już dobierzecie się do dużych rzecznych leszczy to nie zabijajcie ich oraz starajcie się nie chwa-lić nadmiernie wytrawnym „konsumentom” rybiego mięsa. Nie bądźcie jednymi z tych idiotów, którzy dziś narzekają że „nie ma ryb i nic nie bierze”, a kiedyś zabierali w torbach wszystkie duże leszcze, które udało się im złowić. Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia nad Narwią.

tekst i foto: Łukasz Paurowicz

to jest to błąd. Lepiej skupić się na odpowiedniej konsystencji i jako-ści zanęty oraz dobrej jakości przynęt zarówno zanętowych, jak i tych zakładanych na haczyk.

SPOKOJNIE, CIERPLIWIE I SKUTECZNIE

Gdy już wiemy gdzie i mamy na co łowić, wówczas możemy przy-stąpić do właściwego łowienia. Najczęściej na topy wędki zakładam: dość lekki zestaw do typowej przepływanki z przytrzymaniem, trochę cięższy zestaw do przepływanki, który pozwoli dużo wolniej prowadzić przynętę oraz zestaw do łowienia na nieruchomy spławik, czyli na tak zwanego „stopa” (jeśli wiem, że leszcze lubią ten sposób łowienia). Ze-staw do typowej przepływanki to: 30 cm przypon, krętlik ze śrucinką lub dwoma powyżej oraz główne obciążenie w postaci oliwki podpartej kilkoma śrucinami 35 cm powyżej. Wyporność spławika jest tak dobra-na, żeby spławik spływał trochę wolniej od prędkości nurtu a przy moc-niejszym przytrzymaniu przypon został wyniesiony nad dno. Zestaw ten jest najbardziej skuteczny w pierwszej fazie łowienia, gdy cząstki zanęty są wymywane z kul z nurtem rzeki. Zestaw do wolniejszego pły-wania zaopatrzony jest w przypon 35 – 40 cm, powyżej krętlik ze śru-cinami powyżej oraz obciążeniem głównym 40 cm powyżej. Prowadzę go znacznie wolniej, mocno przytrzymując. Często ten właśnie zestaw najbardziej odpowiada rybom, które dłubią w utworzonym na dnie dy-wanie z rozmytych kul zanętowych. Zestaw „na stopa” stosuję tylko, gdy podczas łowienia na przepływankę mam brania leszczy w jednym miejscu łowska np. dołku. W takim przypadku zestaw co najmniej trzy razy cięższy niż przepływankowy wstawiam w łowisko tak, żeby przy-nęta znalazła się dokładnie w wypatrzonym miejscu. Warunkiem sku-tecznego łowienia tą metodą jest odpowiedni dobór zestawu i jego budowa, pozwalająca na nieruchome trzymania przynęty w miejscu. Wyporność spławika w zestawie nieruchomym musi być dobrana tak, żeby podczas wstawiania zestawu w nurt spławik tylko bardzo nie-znacznie lub wcale nie wychylał się skośnie w kierunku nurtu, tylko stał w miarę pionowo w linii z resztą zestawu. Zestaw do „stopa” zbu-dowany jest z przyponu 40 cm, krętlika i takiej ilości ołowiu nad nim, by przynęta była dociskana do dna oraz głównego obciążenia 50 – 60 cm powyżej. W tej metodzie wędkę trzymamy nieruchomo, najlepiej wstawioną na specjalny support nazywany „balkonem”, który ułatwia właściwe ustawieniewędki. W tej metodzie reagujemy zacięciem na każdy mocniejszy, nienaturalny ruch spławika.

Po wstępnym nęceniu ciężkimi kulami, z reguły jako pierwsze w za-nęcie pojawiają się mniejsze rybki, takie jak krąpie lub płocie. Należy spokojnie i cierpliwie odławiać je, zwracając uwagę w jakich miejscach łowiska biorą oraz jaki sposób prowadzenia jest najskuteczniejszy. Na-głe zakończenie brań mniejszych rybek to najlepszy znak, że w łowskio wpłynęły większe osobniki. Brania będą bez wątpienia rzadsze, ale ryby dużo większe i należy skoncentrować się na jak najskuteczniej-szym ich zacinaniu. Rzeczne leszcze rzadko biorą wszystko, co wrzuci się do wody i często bywają bardzo kapryśne. Żeby skutecznie je łowić trzeba zmieniać przynęty, kombinować z ustawieniem gruntu, zmie-niać sposoby prowadzenia zestawu, aż do mometnu, gdy znajdziemy na nie w danym dniu sposób. Na to nie ma rady.

www.wedkarskabrac.pl26

Page 27: Wędkarska Brać 4(7)2014

27www.wedkarskabrac.pl

,

narew

czyudroznia ??

Na początku lipca 2014 r. w łomżyńskim ratu-szu odbyło się spotkanie w sprawie udrożnie-nia rzeki Narew. Spotkanie poprowadził Naczel-nik Centrum Obsługi Inwestora Jerzy Lipiński. Jak czytamy w artykule, który ukazał się na portalu Mylomza.pl, rozpoczęto tam dyskusję o możli-wości sfinansowania i wykonania prac wodnych w celu ułatwienia żeglugi po Łomżyńskim Obsza-rze Funkcjonalnym na odcinku Nowogród-Wizna. Obecni na tym spotkaniu przedstawiciele Stowa-rzyszenia Wodniaków Śródlądowych Port zdecy-dowanie stwierdzili, że według nich należy prze-kopać wąskie koryto, aby zwiększyć głębokości oraz zaproponowali budowę ostróg rzecznych. Po emisji artykułu „Dla turystów przekopią Na-rew” w środowisku wędkarskim zawrzało. Na lo-kalnych i ogólnopolskich forach internetowych pojawiły się komentarze mówiące o bezmyślno-ści takich działań oraz o tym, że niszczenie takich miejsc, jak rafy to kolejny krok do degradacji rze-ki i wyjątkowych łowisk, jakimi są naturalne czy też sztuczne kamienne rafy.

Miasto Łomża pochyliło się w stronę Narwi, budując no-woczesne bulwary oraz port, ściągając tym tysiące łomży-niaków nad Narew. Mieszkańcy miasta doczekali się wresz-cie pięknego miejsca, z którego mogą swobodnie korzystać i cieszyć się z wyjątkowych walorów przyrodniczych doli-

ny Narwi. Niestety kolejne plany związane z upowszechnie-niem turystyki w naszym regionie, mogą diametralnie zmie-nić stan rzeki oraz samej doliny Narwi. W dobie powrotu wielu krajów zachodu do renaturalizacji rzek czy jezior, po-mysł z udrożnieniem Narwi wydaje się być mocno przesa-dzony.

Czy udrożnienie Narwi jest w ogóle potrzebne oraz jakie są faktyczne zagrożenia dla populacji ryb? Odpowiedzi na te pytania rzucają zupełnie nowe światło na problem, jaki po-wstał nad narwiańskimi rafami.

NAJWIĘCEJ JEST WĘDKARZY

Nad łomżyński odcinek Narwi przyjeżdża na ryby wielu wędkarzy nie tylko z okolicznych miast, ale również z całej Polski. Uprawnionych do wędkowania, czyli takich, którzy posiadają Kartę Wędkarską oraz wykupione licencje dzier-żawcy wody jest około 3 500 osób. Taka liczba pasjonatów przez dwanaście miesięcy w roku korzysta z dobrodziejstw rzeki, ale jest również świadectwem tego, jak duże zainte-resowanie jest sportem wędkarskim, i jaka jest atrakcyjność rzeki pod tym względem.

- Nad Narew przyjeżdżam dla spokoju. Macie tu piękną wodę, a szczególnie łowiska na Krzewie i Bronowie – mó-wi Jakub Podleśny, wędkarz z Lubartowa. Tylko Odra mo-że wciągnąć mnie bardziej niż Narew. Tutaj złowiłem wiele pięknych boleni, szczupaków oraz sumów. Szczególnie pięk-ne są kamieniska, czyli rafy. Sztuczne czy też naturalne two-rzą specyficzny klimat rzeki, a same rafy należy pokazywać jako atrakcje turystyczną. Takich miejsc na średniej wielko-ści rzekach nizinnych jest już niewiele. O rybach, które moż-na tam złowić to już nie wspomnę.

Naturalny charakter Narwi stał się wizytówką wśród wędkarzy. Bez żadnych nakładów finansowych lub dzia-

Rafa na Narwi w Czarnocinieniedaleko Łomży.Miejsce występowania rzadkich gatunków ryb,np. brzan i dużych kleni.

Page 28: Wędkarska Brać 4(7)2014

28 www.wedkarskabrac.pl

>>spining

łań reklamujących łowiska na Narwi daje szanse na łowienie w miejscach, które są niezmienione ręką człowieka, a tym sa-mym są doskonałą promocją regionu.

PORT? TO RACZEJ PRZYSTAŃ

Port, który powstał w Łomży dał możliwość bezpieczne-go i odpowiedniego trzymania łodzi turystycznych czy wędkarskich. Nie-wielkich rozmiarów basen pozwa-la na cumowanie około 20 łodzi, dla których zostały fachowo przygoto-wane nowoczesne stanowiska. Jed-nak aspiracje oraz brak świadomości niektórych użytkowników portu spo-wodował, że pojawiły się tam jachty mieczowe oraz duże łodzie napędza-ne potężnymi silnikami. Port z taką ilością różnych jednostek naprawdę zaczął przypominać port z prawdzi-wego zdarzenia.

- Moim zdaniem na dzień dzi-siejszy mamy do czynienia ze zwy-kłą przystanią – mówi wiceprezydent Łomży Beniamin Dobosz – miejscem, w którym są cumowane jednostki o charakterze czystko rekreacyjny. Uważamy, że przy określonym sta-nie wody ta nasza przystań nazywa-na portem spełnia możliwości przy-jęcia jednostek o większym tonażu. Uważam, że marina jako element te-go zjawiska, jakim są tereny sporto-wo-rekreacyjne jest dobrze wkomponowana i dobrze służy części środowiska wodniackiego. Jednak każdy projekt powi-nien mieć określoną perspektywę rozwoju, również bulwary i przystań nazywana obecnie portem.

Bardzo szybko okazało się, że nieprzystosowane łodzie oraz brak znajomości przez ich właścicieli charakteru rzeki spowodowało, że pojawiły się komentarze o tym, iż łodzie są niszczone przez kamienie, że urwane śruby w silnikach to co-dzienność wodniaków pływających po Narwi. Głównym po-wodem są kamienne rafy, których nie mogą pokonać swoim łodziami.

Biorąc pod uwagę przeszkody znajdujące się w rzece oraz obiekcje rzucane przez część wodniaków rodzi się pytanie: Czy z portu na Narwi w ogóle da się wypłynąć?

Naczelnik Jerzy Lipiński podkreśla – Narew jako droga wodna spełnia określone warunki szlaku żeglownego. Trzeba się zwrócić z tym pytaniem do Urzędu Żeglugi Śródlądowej oraz do RZGW. Podmioty te wyraźnie wyjaśnią, jakie są pa-rametry określone dla każdej naszej drogi wodnej w Polsce. Między innymi Narwi, która spełnia swoje uwarunkowania szlaku żeglownego. Oczywiście w pewnych okresach roku, tak jak Wisła i inne rzeki w kraju, w zależności od stanu wód ten szlak żeglowny może być zamknięty lub otwarty.

Z tych wypowiedzi jawi się obraz, w którym nowoczesna przystań w Łomży tworzy doskonałe warunki do uprawiania turystyki wodnej, ale dla jednostek o małym zanurzeniu, któ-re nawet przy niskich stanach wody pokonują kamienne pro-gi. Dobrym przykładem są narwiańskie gondole, z pokładu których od wielu lat prezentowane są turystom uroki doliny Narwi prawie przez cały sezon.

RYBY MAŁO KOGO OBCHODZĄ

Sztuczne czy też naturalne rafy tworzą doskonałe miejsca dla rozwoju i występowania rzadkich gatunków ryb. Ingeren-cja w strukturę narwiańskich raf spowoduje nieodwracalne skutki w ich populacji.

- Jedną z nich jest brzana – mówi ichtiolog Grzegorz Wa-decki. Na zamianę występowania tych ryb, mogą wpłynąć wszelkie modyfikacje koryt rzek, będące następstwem prac hydrotechnicznych. Takie działania zmieniają strukturę dna, a tym samym zmniejszają różnorodność siedlisk w ko-rycie. Może to również mieć wpływ na to, że ryby te nie znajdą odpowiednich miejsc do żerowania i do przetrwania

okresów, w których panują nie-korzystne warunki hydrologiczne lub termiczne. Szczególnie groźne są wszelkie ingerencje utrudniają-ce odbycie tarła, a zwłaszcza takie, które powodują ograniczenie do-stępu do odpowiednich tarlisk. Je-żeli są możliwości ochrony takich miejsc, to należy to robić, ponie-waż ma to wpływ na przyszły stan populacji. Ryby tak naprawdę ma-ło kogo obchodzą. Nadal trwamy w świadomości, że ryby i gospo-darka rybacka mają się dobrze. Jednak jest zgoła inaczej. Polskie wody, a przez to ryby cierpią coraz częściej z powodu nadmiernych odłowów, złego gospodarowania wodą czy dewastacji środowiska naturalnego. Jednak jest świateł-ko w tunelu i jak pokazują ostat-nie przypadki obrony rzek z mo-ich rodzinnych stron - niewielkie minogi, a raczej ich występowa-nie, zablokowały budowę mostu na Wiśle. Z tego co mi wiadomo

w Narwi występuje 22 gatunki ryb, w tym minog rzeczny, więc pewne powody ochrony rzeki nasuwają się same.

RZEKA JEST DLA WSZYSTKICH

Jak widać łomżyński odcinek Narwi interesuje nie tyl-ko wodniaków, którzy mają swoje prawa, aby z niej ko-rzystać, ale również wędkarzy, którzy chcą dbać o łowiska oraz mieć możliwość zabrania głosu w sprawach dotyczą-cych rzeki. Patrzą w jej stronę z zupełnie innej perspekty-wy, która może być pomocna w podejmowaniu pewnych decyzji, mogących mieć realny wpływ na stan Narwi.

Wypowiedź wiceprezydenta Łomży Beniamina Do-bosza napawa optymizmem i zrozumieniem tego innego punktu widzenia:

- Koncepcje związane z udrożnieniem rzeki, a nie mam tu na myśli jakiś rewolucyjnych zmian, bo tak napraw-dę nikt nie wie do końca, czy te progi rzeczne nie stano-wią jakiegoś planu o charakterze militarnym, miały jedy-nie wspomóc rozwój dobrze rozumianej turystyki wodnej. Tej, która nie niszczy, a łączy. Dostrzegam tu pewien nie-pokój ze strony braci wędkarskiej, że my chcemy coś de-wastować, niszczyć czy burzyć pewien ekosystem, w któ-rym funkcjonuje taki czy inny gatunek ryb. Absolutnie nie. My musimy wspólnie szukać takich rozwiązań, które po-zwolą udrożnić to, co zostało sztucznie kiedyś zbudowa-ne. (…) W chwili obecnej nie zostały podjęte żadne działa-nia, a wszelkie kroki będą konsultowane ze środowiskami wodniackimi, wędkarskimi i ekologicznymi.

Mamy nadzieję, że pewne obawy dotyczące udroż-nienia rzeki zostały rozwiane, a pewne problemy, na któ-re należy zwrócić uwagę odpowiednio naświetlone. Jako redakcja będziemy bacznie przyglądać się dalszym pla-nom rozwoju turystyki na Narwi i problemowi związane-mu z rafami, który według mnie przy odrobinie kompro-misu w ogóle przestanie istnieć.

Rafał Mikołaj Krasucki

My musimy wspólnie szukać takich rozwiązań, które pozwolą udrożnić to, co zostało sztucznie kiedyś zbudowane. (…) W chwili obecnej nie zostały podjęte żadne działania, a wszelkie kroki będą konsultowane ze środowiskami wodniackimi, wędkarskimi i ekologicznymi

>>OBOK WEDKARSTWA

Page 29: Wędkarska Brać 4(7)2014

29www.wedkarskabrac.pl

dołącz do nas!

Jakie sA zagroZenia dla Narwi oraz jak zabija siE rzeki w Polsce.Z dr. Mateuszem Grygorukiem z Katedry Inżynierii Wodnej, SGGW w Warszawie, przewodniczącym Polskiej Komórki European Centre for River Restoracjon oraz Mariuszem Zegą ekspertem ds. ochrony rzek rozmawiał Rafał Mikołaj Krasucki

Jakie są korzyści dla rzeki, na której znajdują się rafy?Dr Mateusz Grygoruk: Naturalne rzeki to bardzo złożone, dynamiczne, samoregulujące się systemy. Zmieniają się pory roku, a wraz z nimi zmienia się temperatura i stan wody, prędkość i natężenie przepływu. Urozmaicenie dna i brzegów rzeki sprawia, że organizmy wodne mają możliwość wyboru: dziś jest gorąco, więc idę/płynę tam, gdzie woda jest lepiej natleniona – np. na „rafy”. Jutro będzie zimno, więc popły-nę na głębszą wodę, gdzie nurt jest spokojniejszy. Za miesiąc będzie tarło – popłynę na płytszą wodę zalanej wiosennym wezbraniem łąki. Później popłynę w nadbrzeżne rośliny albo między kamienie – schowam się przed drapieżnikami. Gdy będzie powódź, popłynę za kamień, gdzie nurt jest wolniej-szy, gdzie spokojnie przeczekam ten krytyczny czas. W trakcie niżówki ten sam kamień będzie tylko lekko zanurzony pod wodą, więc popłynę gdzie indziej. Znamy to z życia codziennego. Idziemy tam, gdzie jest nam lepiej, przyjemniej, gdzie zarobimy więcej pieniędzy. W uroz-maiconej, nieuregulowanej rzece mamy organizmy lubiące szybki lub wolny nurt, twarde lub miękkie dno, życie w ro-ślinach lub życie w otwartej wodzie szerokiego zakola. Jak w mieście – mamy sklepy spożywcze, obuwnicze, chodniki, ulice, bary, kościoły, kwiaciarnie, bloki, domy, rowery i samo-chody… Ekologia. Innymi słowy – im większe urozmaicenie dna i brzegów rzeki, tym lepiej dla wszystkich organizmów, bo zróżnicowany system ma większe zdolności do samoregu-lacji – obrony przed niekorzystnymi czynnikami. Im większe urozmaicenie miasta – tym wygodniej się tam żyje.

Jakie są zagrożenia dla rzeki po jej pogłębieniu i wyrówna-niu dna?Pozostając przy porównaniu rzeki do miasta: wyobraźmy so-bie, że nagle z naszego miasta znikają ulice oraz bloki. Naka-zujemy wszystkim jeździć rowerami po błotnistych ścieżkach, zakazujemy mieszkać w blokach, nakazujemy w domach. Nie pytamy, czy mają pieniądze, czy nie. Z takiego miasta uciekną posiadacze samochodów. Uciekną wraz z nimi stacje benzy-nowe. Ucierpią usługi. Ci, którzy będą mieć taką możliwość, zbudują sobie domy. Reszta wyjedzie. Nasze miasto, z syste-mu regulowanego czynnikami społecznymi i ekonomicznymi zamieni się w dziwny twór, w którym nagle czegoś zabrakło. Braki te pociągają za sobą łańcuchową reakcję o niemożli-wym do przewidzenia zakończeniu. W takim mieście bez ulic, gdy wystąpi nagły kataklizm, na przykład epidemia, karetki nie zawiozą chorych do szpitali. Nie ma dróg, więc nie ma karetek. Rzeka, w której w sztuczny sposób wprowadzimy jakieś zmiany, staje się takim miastem bez ulic. Na przykład, po wyrównaniu dna, odbieramy rzece wypłycenia, w których woda – płynąc szybciej – lepiej się natlenia. Latem, gdy za-czyna w takiej rzece brakować tlenu, znikają z niej najpierw gatunki najbardziej czułe na braki tego życiodajnego gazu. Po nich znikają te, które są od nich zależne. W okresach niżó-wek woda w całej rzece grzeje się tak samo szybko. Wszędzie są takie same warunki do rozwoju roślin. Podczas powodzi woda w takiej rzece wszędzie płynie tak samo szybko. Ryby nie mają naturalnych schronień, więc odpływają. Nie mają jak się trzeć – odpływają dalej w poszukiwaniu tarlisk. Odbie-

rając rzece naturalność, niszcząc strukturę jej dna, odbieramy rzece możliwość samoregulacji wszystkich procesów, spośród których ryby i inne organizmy to strata nieporównywalnie mała w porównaniu z innymi konsekwencjami. Powodzie w takich rzekach są bardziej gwałtowne. Niżówki sprawiają, że życie w takiej rzece jest poddawane bardzo ciężkiej próbie. Nie mówiąc już o spadku jakości wody ...

Czy warto poświęcać rafy dla rozwoju turystyki i zwiększe-niu poruszających się jednostek pływających?Nie warto. Zakładając, że turystyka jest elementem wypo-czynku, zadajmy sobie pytanie czego turyści szukają w pół-nocno-wschodniej Polsce? Czym szczyci się Podlasie, Suwalsz-czyzna, Pojezierza, północno-wschodnie Mazowsze? Turyści przyjeżdżają tu właśnie dla naszych mało przekształconych, czystych rzek, by pływać tu kajakiem, pychówką, łowić ryby, podziwiać krajobraz. Tworzenie atrakcji turystycznych w po-staci wielkogabarytowych statków pływających rzekami pół-nocno-wschodniej Polski przypomina budowę placu zabaw w centrum Disneylandu. Po co, skoro goście Disneylandu mają wystarczająco dużo wspaniałych atrakcji, przy których plac zabaw pasuje jak pięść do nosa? Masowa turystyka wodna w Europie, o ile w ogóle można mówić o jej rozwoju, idzie w kierunku kajakarstwa oraz możliwie najbliższej inte-rakcji człowieka z przyrodą. A naszego regionu słynie właśnie z przyrody. Wszystkie strategie rozwoju województwa podla-skiego podkreślają współzależność człowieka i przyrody, pro-mują walory naszych rzek i lasów jako idealnych dla celów turystyki przyrodniczej. Zastanawiam się, dlaczego nie można pływać po Narwi, Wiśle czy Wkrze niewielkimi, płaskodenny-mi łodziami, których kilkudziesięciocentymetrowe zanurze-nie nie wymaga robienia z rzeki kanału żeglugowego? Łodzia-mi, które zabierają na pokład do 15 osób? Płynąc taką łodzią można zachować ciszę i cieszyć się naszymi krajobrazami, nie przeszkadzając innym użytkownikom rzeki – wędkarzom, kajakarzom, plażowiczom czy mieszkańcom nadrzecznych miejscowości. Spójrzmy na rzeki w innych miastach Polski – choćby na Warszawę. Powtórne zwrócenie się miasta ku rze-ce odbywa się tu poprzez maksymalne wykorzystanie atutów rzeki i przyrody. Kwitnie kajakarstwo, plaże miejskie są coraz popularniejsze. Statków brak, bo turyści nie chcą statków. Zanim zbudujemy ten plac zabaw w centrum Disneylandu – spójrzmy na kierunki rozwoju turystyki wodnej w Polsce i na świecie. Odpowiedź nasuwa się sama.

Czy warto niszczyć rzekę czy raczej dbać o jej renaturali-zację?Zapytajmy inaczej: jaki jest cel niszczenia rzeki? Jaki jest cel renaturyzacji? Anachronizmy panujące w gospodarce wodnej naszego kraju wciąż sprawiają, że społeczeństwu wydaje się, że stoimy przed wyborem: albo ptaszki, albo turystyka.,albo ryby, albo ochrona przeciwpowodziowa. A więc – niszczymy rzekę, bo ludziom będzie się niby żyło lepiej, albo zostawiamy rzekę naturalną, w której rybki mają się dobrze, ale co roku rzeka zalewa tysiące ludzkich osiedli. To bujda, lansowana niestety przez media po każdej powodzi, po każdym wezbraniu zalewa-jącym choćby jeden dom stojący nad samym brzegiem rzeki,

Page 30: Wędkarska Brać 4(7)2014

30 www.wedkarskabrac.pl

w dolinie. Takie – rzekłbym staroświeckie – postrzeganie rzek prowadzi do konfliktów. Postrzegając rzekę jako system bardzo złożony: zacząwszy od wody, kamieni i żwiru, skończywszy na pijawkach, roślinach wodnych i rybach, od razu dostrzeżemy, że podejście do wód wymaga interdyscyplinarności. Przykłady ze świata, jak również coraz częstsze przykłady z Polski pokazują, że można pogodzić funkcje rzek będących osiami rozwoju miast o dobrym stanie ekologicznym z funkcjami przeciwpowodzio-wymi i turystycznymi. Na obecnym, wyższym niż kiedykolwiek poziomie świadomości społecznej i nauki o wodzie, nie musimy odpowiadać na pytania: niszczyć rzeki, czy je renaturyzować? Od-powiadamy za to na pytania, jak łączyć funkcje rzek, by czerpać z nich możliwie najwięcej korzyści: od krajobrazu, ryb i wypo-czynku po ograniczanie ryzyka powodziowego. W Polsce mamy za to inny, ważny, lecz niedostrzegany problem. Pytając przypad-kowo spotkanych ludzi o to, jakie wyrazy kojarzą im się z rzeką, usłyszycie: powódź, podwójne dno, wiry… A jezioro? Łódka, grill oraz wakacje. To smutne. Rzeki mają bardzo zły „PR”. To zastana-wiające. Przecież dzięki rzekom rozwinęła się cywilizacja! Poka-zując społeczeństwu korzyści jakie płyną z dobrze zachowanych, zdrowych i naturalnych rzek coraz rzadziej będziemy musieli oglą-dać smutne obrazki koparek kopiących w naszych, podlaskich, mazurskich i mazowieckich rzekach.

Po wybudowaniu przystani rzecznej w Łomży, pojawił się problem, związany z pokonaniem rzecznych raf na Narwi. Po-wstał pomysł, aby wybudować ostrogi rzeczne oraz pogłębić kilka metrów odcinki najbardziej problematyczne - rzeczne rafy. Czy jest w tym jakiś sens?Mariusz Zega: Takie prace nic nie wnoszą i powiem więcej, taki sam problem będzie na Bugu. Tam chcą odbudować Autostra-dę Wodną E70. To co chcą zrobić na Bugu, to jest kolejny skok na kasę. Niszczą rzeki dla interesu grupy osób, a jest to pomysł całkowicie irracjonalny. Jeżeli chodzi o rafy na Narwi to należy pamiętać, że w ich po-bliżu jest Narwiański Park Krajobrazowy, tuż obok Biebrzański Park Narodowy i Narwiański Park Narodowy. Te trzy połączone ze sobą organizmy tworzą wyjątkowy i rzadki ekosystem, któ-ry powinien być chroniony. Jakakolwiek ingerencja w dno rzeki jest związana z niszczeniem nie tylko tarlisk, ale również trzeba zwrócić uwagę, że w tych rejonach są przeloty tokujących bata-lionów, które są pod prawną ochroną, tu w grę wchodzą prawa ochrony środowiska.

Jak zabija się rzeki w Polsce?Jest to bardzo proste. Byliśmy przekonani, że w momencie, kiedy wejdziemy do Unii Europejskiej będzie wdrażana u nas ramowa dyrektywa wodna, której głównym celem było i jest zachowanie, utrzymanie dobrego stanu wód do 2015 r. Na to miałby być przekładane pieniądze. W całej europie zachodniej jest to rozumiane w taki sposób, że uregulowane rzeki się rena-turalizuje, czyli przywraca się meandry - główne ścieki do wcze-śniejszego, jakby historycznego stanu i wyglądu pod kątem fau-ny, flory jak również samej morfologii koryta. Natomiast u nas pieniądze zostały przeznaczone na całkowicie inne cele. Z racji tego, że w Polsce jest jeszcze bardzo dużo naturalnych cieków, a pieniądze muszą być wydane, a przy tym zarobi jeszcze dużo firm, to naturalne rzeki się niszczy. Niszczy się je w perfidny sposób. To co zrobiono ma małych rzekach oraz ciekach, które nigdy nie stanowiły żadnego zagrożenia powodziowego zostało sfinansowane z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Aby to jeszcze wyjaśnić – Komisja Europejska zabroniła regu-lacji rzek, a nasi decydenci znaleźli sobie inne hasło. Robili te same twarde regulacje, ale pod hasłem prac utrzymaniowych, czyli oni w tym momencie utrzymują naturalne rzeki. Skończyło się to tym, że np. Rega, Ina, na których miały być wybudowane przepławki dla ryb, w projekt wpleciono regulacje tych rzek. Na tym polega problem, że pieniądze zostały przerzucone na coś innego, bo na naturalnych rzekach nie ma co do roboty, i robi się na odwrót – rzeki się reguluje. Tak się działo z małymi rze-kami i pracami utrzymaniowymi. Teraz coraz bardziej chwytliwy

staje się temat żeglugi śródlądowej i na to będą łożone pie-niądze. Organizacje ekologiczne, wędkarskie, przyrodnicze podniosą oczywiście larum, ale nie wiem czy to dużo da. Te-raz pod hasłem rozwoju strategii transportu wodnego będą niszczone duże rzeki. Mówimy o Bugu czy Warcie. Jest taki zamysł, żeby w całej Polsce robiono takie rzeczy. Przytoczę, że małych rzekach w przeciągu trzech lat przekopano, a ra-czej uregulowano na podstawie prac utrzymaniowych oko-ło 16 000 km. To jest olbrzymia skala i jest to przerażające.

Przeprowadzenie takich prac na rzece wiąże się z dużymi inwestycjami. Proszę powiedzieć, jak duże są to pienią-dze?Są to olbrzymie pieniądze. Wszystko zależy od zakresu ro-bót, jakie będą przeprowadzane na danym odcinku. Można średnio przyjąć, że wyregulowanie jednego km rzeki za po-mocą materacy gabionowych, bo teraz nie stosuje się beto-nu, wychodzi około 3 – 4 milionów złotych. To są podobne pieniądze, za które buduje się autostrady. Są to prace bar-dzo proste, wymagające ciężkiego sprzętu. Powiem panu, ze nagminne staje się przekwalifikowanie firm na prace związane z regulacją, bo pieniądze są teraz w rzekach. Polacy dostają pieniądze i jest presja, żeby je jak najszybciej wykorzystywać. Gorzej będzie jeżeli te pieniądze zostaną zwrócone do Komisji Europejskiej i fundusze nie wrócą już do Polski. Na jakiekolwiek projekty muszą powstać plany. Masterplany to wymóg Komisji Europejskiej dla dorzecza Odry i Wisły. Komisja Europejska poprosiła, aby wykazać 10 czy 15 największych inwestycji, które mają wpływ na go-spodarkę wodna w Polsce. Został zrobiony, ja to się śmieję - koncert życzeń, w którym wskrzeszono projekty pamięta-jące jeszcze stary, twardy komunizm. Kiedyś nie było pie-niędzy, żeby takie rzeczy realizować, teraz wyciągnięto je z lamusa.

Co straci Narew, jeżeli zostaną udrożnione rafy?Jeżeli takie plany znajdą się w realizacji to powiem panu, że RZGW idzie na całość. To jest pełen zakres prac bu-dowlanych i nie jest to tak, że oni pogłębią tylko część. Pracę będą miały zakres całościowy. Nie wierzę w to, że pogłębią tylko w paru miejscach. To projekt tak napraw-dę przedstawi zakres prac. W najgorszym wypadku Narew z normalnej, dzikiej rzeki, która się rozlewała we własnej, naturalnej dolinie stanie się kanałem. Przy dużych wodach może dojść do wzrostu zagrożenia powodziowego. Spo-woduje to wyostrzenie fali powodziowej. Spływ będzie większy i odprowadzenie wody w miejscu, gdzie będzie regulacja np. przy Nowogrodzie, będzie większy. Sytuacja zmienia się poniżej np. Ostrołęka dostanie już tak duży ła-dunek wody, który nie zmieści się w korycie i wtedy wro-śnie zagrożenie powodziowe. Podkreślam, że wszelka ingerencja w dno rzeczne plus udrożnienie raf spowoduje zanik tarlisk, co potwierdzą z pewnością ichtiolodzy. Jeżeli rzeka dopasowała się, do na-wet sztucznie stworzonych raf, bo nie można tego nazwać budowlą piętrzącą, ja proponowałbym je zostawić. Takie miejsca, nawet sztuczne się zrenaturalizowały. Druga spra-wa, bardzo ważna: każde spiętrzenie, wypiętrzenie, ploso, rafa czy powalone drzewa powoduje to, że woda lepiej się natlenia. Nie mówiąc już o właściwościach samooczyszcza-jących się rzeki. Według mnie straci środowisko. W wasze rejony ludzie jeżdżą, aby zobaczyć naturalną rzekę, zobaczyć tokujące bataliony, ptactwo wodne. Jeżeli zrobią to, co planują, Na-rew stanie się jałowym kanałem, po którym będzie pływało dwadzieścia jednostek, bo na tyle chyba została przygoto-wana przystań w Łomży. Turystów nie będzie, bo jeżeli ktoś będzie chciał się przejechać kanałem, to zapraszam nad Ka-nał Żerański do Warszawy.

Dziękuję za rozmowę

>>OBOK WEDKARSTWA

Page 31: Wędkarska Brać 4(7)2014

dołącz do nas!

Page 32: Wędkarska Brać 4(7)2014

...u nas nie ma haczyków

WWW.TOPDRUK24.PL

tel.: +48 86 473 02 12kom.: +48 793 151 580

fax: 86 216 38 42e-mail: [email protected]

ul. Nowogrodzka 151A18-400 Łomża

Polska

Zapraszamy na zakupy do sklepu online