baudelaire - kwiaty zła

Upload: mariaka333

Post on 08-Jul-2015

416 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Kwiaty za - Baudelaire

Do Czytelnika Bogosawiestwo Albatros Wzlot Oddwiki Sygnay Mio Kamstwa Wrg Niepowodzenie Czowiek I Morze Don Juan W Piekle Pikno Idea Olbrzymka Klejnoty Zapach Egzotyczny Sed Non Satiata Zwoki De Profundis Clamavi Leta Wyrzut Pomiertny Balkon

Widmo I II III IV Powicam Ci Te Wiersze Co Powiesz W Ten Zmierzch... ywa Pochodnia Harmonia Wieczorna Pikny Statek Zaproszenie Do Podry Do Madonny Moesta Et Errabunda Do Kreolki Koty Muzyka Pknity Dzwon Spleen I Spleen Ii Wesoy Zmary Optanie Heautonimoroumenos Zegar abd I II Staruszeczki

II III IV Do Przechodzcej Gra Danse Macabre wit Dusza Wina Wino Gaganiarzy Wino Mordercy Wino Samotnika Zniszczenie Beatrycze Podr Na Cyter Litanie Do Szatana Modlitwa Do Szatana mier Kochankw mier Ndzarzy Marzenie Ciekawego Otcha Romantyczny Zachd Soca Lola De Valence Skargi Jakiego Ikara Gos Podr

6 7 8

Do Czytelnika Gupota, grzechy, bdy, lubieno i chciwo Duch i ciao nam gryz niby zb zatruty, A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty, Tak jak ebracy karmi szat robaczywo. Upr jest w naszych grzechach, strach jest w naszych alach, Za skruch i pokut pacim sobie drogoI wesoo znw kroczym nasz botn drog, Wierzc, e zmyjemy winy - w ez mizernych falach. A na poduszce grzechu szatan Trismegista Nasz duch oczarowany koysze powoli, I tak trawi bogaty kruszec naszej woli Trucizn sw ten stary, mdry alchemista. Diabe to trzyma nici, ci kieruj nami! Na rzeczy wstrtne patrzym sympatycznym okiem Co dzie do piekie jednym zbliamy si krokiem Przez ciemno, ktra cuchnie i na wieki plami. Jak ebraczy rozpustnik, co gryzc przyciska Mczesk pier strudzonej nierzdnicy, Kradniem rozkosz przejciow - w mrokw tajemnicy Jak zesch pomaracz, z ktrej sok nie tryska. Niby rj glist co mrowiem gstym si przewala, W mzgu nam tum demonw huczy z dzikim miechem, A mier ku naszym pucom za kadym oddechem Spywa z guchymi skargi, jak podziemna fala. Jeli gwat i trucizna, ognie i sztylety Dotd swym artobliwym haftem nie wyszyy Kanwy naszych przeznacze banalnej niestety! Ale pord szakalw, rd panter i smokw, Pord map i skorpionw, mij i nietoperzy, rd tworw, ktrych stado wyje, peza, biey, W ohydnej menaerii naszych grzesznych skokw -

Jest potwr - potworniejszy nad to bydlt plemi, Nuda, co, chocia krzykiem nie utrudza garda, Chtnie by ca ziemi na proch miaki stara, Aby jednym ziewniciem pokn ca ziemi. za mimowolna byska w oczu jej pryzmacie, Ona marzy szafoty, dymic swe haszysze, Ty znasz tego potwora, co jak sen koysze Hipokryto, suchaczu, mj blini, mj bracie! A.L.

Bogosawiestwo A kiedy za wyrokiem Potgi zowrogiej Poeta schodzi na wiat, to znuenia lee Jego matka, blunierstwa pena oraz trwogi, Pi zaciska go Boga, a Go lito bierze: "Ach, wolej bym zrodzia gadzin cae sploty, Anielibym karmi miaa to straszydo! Przeklta noc z kamliwie sodkimi pieszczoty, Gdym w onie sw pokut pocza obrzyd! A jako mnie obrae pomidzy kobiety, Bym obrzydzeniem bya dla swego maonka, I e nie mog rzuci do ognia, niestety, - Niby list nudny - tego szpetnego stworzonka, Wic przelej nienawi Tw za moj win Na przeklte narzdzie Twoich gnieww lutych I tak doszcztnie zgniot t ndzn krzewin, e ju nigdy nie wyda swych pczkw zatrutych!" Tak si pieni przeklestwem. W potgi niezmiennej Zamiarach wiecznych - myli nie widzc przewodniej, Sama przygotowywaa w pieczarach Gehenny Ognie, co bd kar macierzyskiej zbrodni. "Ale w pieczy Anioa, co zza chmur mu sprzyja, Samotne dzieci buja w soca strefie czystej I we wszystkim, co jada, we wszystkim, co pija, Odnajduje ambrozj i nektar zocisty.

Wesoo igra z wiatrem, nuci piosnk chmurze, Sw pielgrzymk krzyow upaja si w piewie, A Duch, ca za nim idzie przez jego podre, Pacze widzc, e wes jak ptaszek na drzewie. Ci ktrych by chcia kocha, patrz na z obaw Lub te, rozzuchwaleni t jego pokor, Staraj mu si z duszy wyrwa skarg krwaw Tudzie na zoliwoci swojej cel go bior. Do chleba i do wina, co mu przeznaczyli, Dodaj oni liny wstrtnej i popiou; Obudnie odtrcaj, nad czym on si schyli, I skar si, gdy musz z nim stpa pospou. Jego maonka woa na placach publicznych: "Gdym do pikna, by przeze by tyle wielbion, Wic zwyczajem kamiennych pbogi antycznych Chc, by mi, jak posgi owe, pozocono. Mirr, nardem, kadzidem upij si, pocha; Misem, winem, klkaniem na wityni progu By wiedzie, czy te zdoam w sercu, co mi kocha, Przywaszczy z drwin chwalb przynalen Bogu. Gdy bd miaa dosy bezbonej gry onej, Poo na nim rk mocn, cho bez siy By me paznokcie, niby krwawych harpij szpony, A hen w gb jego serca dumnego trafiy. Ni to lkliwe ptasz, co drc si trzepota, Wydr, wydr mu z piersi to serce czerwone I aby nim nasyci ulubieca-kota, Rzuc mu je z pogard na ziemi, skrwawione!" ...Do Nieba, gdzie wzrok jego widzi tron wspaniay, Pogodny wieszcz wyciga swe donie pobone, A czyste byskawice jego duszy biaej Przeszkadzaj mu widzie ludzkie walki zdrone: "Bogosawiony, Boe, co darzysz boleci, Za ktr odpuszczone bd nasze grzechy I ktra jest najczystsz, najwzniolejsz treci, Co gotuje silnego na ono uciechy! Wiem, Panie - bez Poety Ty by nigdy nie siad Midzy tymi, co ujrz witych Hufcw gody;

Wiem, e bdzie przypuszczon do radosnych biesiad, Na Cnt, na Dominacyj, na Tronw obchody. Wiem, e bl - klucz jedyny, by wej w twoje szranki, - Nie strawi go ka ziemi ani piekie kwasy I e trzeba, chcc uple mistyczne me wianki, Zestawi wszystkie wiaty oraz wszystkie czasy. Ale dawniej Palmiry stracone przepychy, Dziwne kruszce nieznane, morza skarb jaskrawy, Twoj sdzony doni - jeszcze jest za lichy Dla tego diademu kosztownej oprawy. Bdzie bowiem kowany w przenajczystszym zocie Czerpanym w witym domu pierwotnych promieni, Ktremu oczy ludzkie, mimo blaskw krocie, S li tylko zwierciadem smutnym, penym cieni.

Albatros Czasami dla zabawy uda si zaodze Pochwyci albatrosa, co ladem okrtu Polatuje, bezwiednie towarzyszc w drodze, Ktra wiedzie przez fale gorzkiego odmtu. Ptaki dalekolotne, albatrosy biae, Osaczone, niezdarne, zhabione gboko, Opuszczaj bezradnie swe skrzyda wspaniae I jak wiosa zbyt cikie po pokadzie wlok. O jaki jeste marny, jaki szpetny z bliska, Ty, niegdy pikny w locie, wysoko, daleko! Kto ci fajk w dzib stuka, kto dla pomiewiska Przedrzenia twe podrygi, skrzydlaty kaleko! Poeta jest podobny ksiciu na oboku, Ktry brata si z burz, a szydzi z ucznika; Lecz spdzony na ziemi i szczuty co kroku, Wiecznie si o swe skrzyda olbrzymie potyka. W.S.

Wzlot

Nad doliny, nad gry, jeziora i morza, Nad chmury, poza krgi sonecznych promieni, Poza kres wypenionej eterem przestrzeni, Dalej nili sigaj sferyczne przestworza, Unosisz si, mj duchu, i lejszy od tchnienia - Jak dowiadczony pywak niesiony na falach Nurzasz si w bezgranicznych i bezdennych dalach Z samcz podliwoci nie do wysowienia. Unie si ponad ziemi owinit morem - Duch tym czystszy si staje, im wyej ulata I ogniem, ktry ponie w kielichu wszechwiata, Zachynij si i upij jak boskim likworem. Kres jaowym marnociom, kres wszelkim niedolom, Pod ktrych si ciarem istnienie ugina; Szczliwy ten, co skrzyda szeroko rozpina Szybujc ku wietlistym pozaziemskim polom! Szczliwy, czyje myli zdolne s do lotw, Kto z chyoci skowronka wznosi si nad chmury Na ycie spogldajc z wysoka i ktry Rozumie mow kwiatw i niemych przedmiotw! W.S.

Oddwiki Natura jest wityni, kdy supy ywe Niepojte nam sowa wymawiaj czasem. Czowiek rd nich przechodzi jak symbolw lasem, One mu za spojrzenia rzucaj yczliwe. Jak oddalone echa, wice si w chry, Tak sobie w tajemniczej, gbokiej jednoci, - Wielkiej jako otchanie nocy i wiatoci Odpowiadaj dwiki, wonie i kolory. S aromaty wiee jak ciaa dziecinne, Dwiczne i niby ki zielone: s inne Bogate i zepsute, silne, triumfalne, Ktre si rozlewaj w wiaty idealne,

Jak ambra, benzoina, jako pima wonie, Gdzie duch przenika zmysy i wzajem w nich tonie. A.L.

Sygnay Rubens, ogrd lenistwa, rzeka niepamici, Nieprzychylnej mioci zbyt cielesne oe, Gdzie tylko ycie kbi si, wiruje, krci Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze; Leonardo, zwierciado o ciemnionym lnieniu, Gdzie z umiechem, agodnym znakiem tajemnicy, Anieli peni wdziku zjawiaj si w cieniu Pinii zamykajcych wstp do okolicy; Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana, Przeszyta na skro ostrym zimowym promieniem, Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach Stos zgnilizny si modli szlochem i westchnieniem; Micha Anio, mgawica, przestrze ledwie widna, Gdzie wrd tumu Chrystusw - Herkulesw tumy Kr i gdzie w pmroku gigantyczne widma Rw, wycigaj rce, miertelne cauny; Ty si odway sign po pikno ndznikw, Zawzito zabijakw, cay bezwstyd fauna, Puget, smutny imperatorze galernikw, O sercu, w ktrym wzbiera duma feodalna; Watteau, karnawa wiata, gdzie z jakby wprost z ki Synne serca zlatuj si lotem motyli, Gdzie blask wiec na to zwiewne rzucaj pajki Lejc czyste szalestwo na bal jednej chwili; Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywaej, Kiedy sabat czarownic gra grotesk raju, Gdzie lubiene staruszki i dziewczynki mae, Aby skusi szatanw, poczochy wcigaj; Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary Cie zielonych sosenek czerwieni rozdziera, A po aobnym niebie dziwny ton fanfary

Przebiega jak stumione westchnienie Webera; Ten pacz, co gotw wielbi, bluni, krzywoprzysic, Ekstatyczne Te Deum i Zmiuj si, Panie, Jest echem, ktrym dudni labiryntw tysic, Opium Bogw, co sercu da niepamitanie! To haso powtarzane przez tysice stray, To rozkaz, ktrym tysic ust choszcze przestrzenie, Sygna, co na tysicu cytadel si arzy, Krzyk strzelcw osaczonych przez lat i milczenie! Bowiem zaprawd, Panie, jedynym na wiecie Dowodem, co zawiadczy o naszej godnoci, Jest ten szloch, ktry pynie z stulecia w stulecie, By - nim skona - dopezn na prg twej wiecznoci!

Mio Kamstwa Gdy widz, jak przechodzisz, moja obojtna, I poddajesz harmonii smyczkowego pienia Krok, ruch, gest, drgnienie serca, a nawet rytm ttna, Wodzc nud w gbinie swojego spojrzenia; Gdy widz upikszone chorobliwym wdzikiem Czoo twoje, na ktrym wieczr si rozjarzy Od gazowych kinkietw w subteln jutrzenk, I oczy jak z portretu patrzce z twej twarzy, Mwi: "Jake jest pikna i wiea przedziwnie! Wieczy j ciar wspomnie, ta wiea mdroci, A tak jak misz brzoskwini, lepo i naiwnie, Serce jej do wymylnej dojrzao mioci. Czy owocem jesieni o smaku krlewskim, Zapachem egzotycznych oaz i klimatw? Czy aobn amfor czekajc ezki, Wezgowiem dla pieszczoty czy wizank kwiatw? Wiem s oczy z wyrazem czystej melancholii, Cho nie kryje tajemnic ich gbia zazdrosna, Sanktuaria bez bstwa, szkatuki bez kolii, Bardziej puste i gbsze ni wy, o niebiosa! Czy olnieniu nie starczy, aby bya zud?

Serce me gardzc prawd przed pozorem klknie. Czy jest obojtnoci, gupot czy nud, Mask czy sztychem, witaj! Wielbi ci w twym piknie."

Wrg Modo ma przepyna jedn chmurn burz, W ktr tylko niekiedy promie serca pad, Sad mj deszcze zalay olbrzymi kau, Wic w owoc rzadki tylko przemieni si kwiat. Dzi na progu jesieni, sercem ju niemody, Z opat si do pracy cikiej musz bra, Aby doy wyrwna wyrwane przez wody, Doy jak grb gbokie, gdzie mi przyjdzie spa. Lecz wtpi, czy mym nowym, wymarzonym kwiatom Pustka ma bdzie dosy w o pokarm bogat, Ktry si mistyczn w ich kielichy tchnie. O rozpaczy, rozpaczy, czas poera ycie, A wrg mroczny, co serca nasze chciwie ssie, Krwi, ktr my broczymy, tuczy si obficie.

Niepowodzenie Twj o Syzyfie, trzeba wskrzesi gest, By taki udwign ciar. Cho serce sabo zwycia, Duga jest sztuka, a czas krtki jest. Z dala od grobw ozdobnych, By samotnego dou znale cie, Serce me - bben otulony w czer Kroczy w takt marszw aobnych. Niejeden klejnot skryty w skalny kt, Z dala od rydla i akomych sond, pi w ciszy i zapomnieniu. Z alem niejeden purpurowy kwiat, Sodk jak sekret woni pojc wiat, Usycha w osamotnieniu.

Czowiek I Morze Mio dla morza wieczna w twoim wolnym onie! Morze jest twym zwierciadem; ty swojego ducha Badasz w wzburzonej fali, gdy toczy si gucha, I niemniej gorzkie ducha twojego s tonie. Ty chtnie si zatapiasz w gb swego obrazu, Ogarniasz go ramieniem i wzrokiem, a serce Twe niekiedy si kocha w swej wasnej rozterce, Na gos tej skargi penej dzikiego wyrazu. Wy jestecie milczcy, pospni oboje, Czowiecze! Nikt nie zbada twych przepaci stokw, Morze! Nikt nie zna skarbw twych skrytych mrokw, Tak skrywacie zazdronie tajemnice swoje! I oto wieki wrd czasw otchani, A wy bj wci toczycie bez alu, litoci, Tak dzika dza mordu i mierci w was goci, O bojownicy wieczni, bracia niezbagani!

Don Juan W Piekle Kiedy Don Juan zstpi nad wody wieczyste I nalenym obolem opaci Charona, Ponury ebrak z okiem dumnym jak Antysten Pochwyci wiosa w silne i mciwe ramiona. W sukniach rozpitych i z obwisymi piersiami Kobiety udrczone wiy si gromad I pod aobnym firmamentem w lad za nim Cigny z wyciem niby wielkie ofiar stado. Sganarel o zapacie ze miechem nadmieni, Kiedy Don Ludwik na tych brzegach nieszczliwych Wskazywa drcym palcem tumom bdnych cieni Zego syna, co szydzi z jego wosw siwych. Czysta, chuda Elwira, okryta aob, Przy maonku niewiernym i kochanku drca, Bagaa go o umiech, w ktrym by na nowo

Zalnia pierwszych przysig sodycz przejmujca. Wyprostowany, w zbroi kamiennej, przy sterze, M wyniosy na czarnej wodzie bruzd znaczy, Lecz spokojny bohater, wsparty na rapierze, ledzc za fal, widzie nic wicej nie raczy.

Pikno Jam pikna, o miertelni, niby sen z granitu, A pier ma, gdzie krwawia niejedna pier ywa, Jest dla poety rdem, z ktrego wypywa Mio wieczna i niema jak materia bytu. Krluj wrd lazurw jak Sfinks niezbadany, Biel serca cz z niegiem abdziego puchu; Niszczcego harmoni nienawidz ruchu; I zy s dla mnie obce, i miech mi nie znany. Poeci u stp mojej wyniosej postawy, Ktr, zda si, e wziam od dumnych pomnikw, Cay ywot swj strawi na nauce krwawej; Bo mam, by oczarowa moich mionikw, Zwierciada, w ktrych wiata pikniej obrazy: Oczy me, wielkie oczy - o blaskach bez skazy!

Idea Nie, nigdy tych piknoci winietkowych roje, Wytwory schorowanej, wyndzniaej ery, Z nkami do ciemek, z twarz bladej cery Nie zadowol serca takiego jak moje. Niech Gavarni, ten malarz istot z chorym ciaem, Wemie swoich suchotnic szczebiotliwe stada! Nie dla mnie z tego grona adna ra blada, adna si z mym nie zrwna krwawy ideaem. Otchani mego serca, ciebie trzeba, ciebie, Lady Makbet, kobieto z potg zbrodnicz, nie Eschyla zrodzony na pnocnej glebie,

Lub ciebie, Nocy, cro Michaa Anioa, Co pisz w milczeniu witym z twarz tajemnicz, Kut rylcem genialnym, u tytanw czoa! A.L.

Olbrzymka W czasach kiedy natura monstrualne pody Rodzia co dzie ze swej potgi ogniowej, Chciabym wtedy przebywa przy olbrzymce modej Niby pikny lubieny kot u stp krlowej. Lubibym patrze na jej ciao, gdy rozkwita Wraz z dusz, olbrzymiejc w straszliwych igrzyskach, Zgadywa, czy pospna namitno w niej skryta, Po jej oczu zamgleniach wilgotnych i byskach. Zabka si pord jej ksztatw niesychanych Albo czoga si po jej ogromnych kolanach, A czasem w lecie, kiedy w soc niezdrowych lnieniu Rozciga si zmczona i w zieleni nurza, W beztroski sen pogry si w piersi jej cieniu Niby wioska spokojna u gry podna.

Klejnoty Nag bya najdrosza. Mej dzy powolna Zachowaa klejnotw jeno byskawice Wiedzc, jak barw muzyka upoi mi zdolna Przypominajc dumne Maurw niewolnice. Gdy w tacu pobrzk cinie - szyderczy, stalowy Ten tum poyskujcy od blach i kamieni, Co mi porywa! Nurt krwi w serce bije nowy, Kiedy dwik ze wiatoci si brata i mieni. Iskrzc si wic leaa, rozwietlajc oe, I ze stosu poduszek umiechem wabia Mio moj gbok, pieciw jak morze, Co je wybrzea cignie tajemnicza sia.

Wzrok jak w poskromionego utkwiwszy tygrysa, Rozmarzona, leniwe odmieniaa pozy A peno ry, zlana z wieoci irysa, Nowym czarem zdobia te metamorfozy; Jej ramiona, jej nogi - biodra w upojeniu Wasnej chway - i fala abdziego ona Pyny przed oczami jak w jasnowidzeniu; I jej brzuch, i jej piersi - mej winnicy grona Szy ku mnie, pieszczotliwsze od Aniow Zego, Aby zamci spokj w starganym sumieniu I dusz m ze szczytu zwlec krysztaowego, Gdzie, spragniona pokoju, lega w ukojeniu. Zdawao si chwilami, e kaprys zuchway Biodra Antiopy z torsem powiza efeba, Tak si bujnie jej ldwie w kibi przeleway - Na smagym ciele szkarat lni zachodu nieba! e lampa cicho zgasa w wyczerpaniu sennym, Tylko kominek izb owietla ognist; Ile razy westchnieniem wybucha pomiennym, Krwi nasyca t skr jak ambra zocist.

Zapach Egzotyczny Kiedy przymknwszy oczy w ciepy zmierzch jesieni Wdycham twojego ona upalnego wonie, Widz szczliwe rzeki, w ktrych soce ponie Monotonne i blaskiem na fali si mieni. Oto wyspa leniwa, jakie dziwne drzewa I wspaniae owoce natura jej daa; Mczyni maj wiotkie, ale silne ciaa, A wzrok kobiet przedziwn szczeroci zdumiewa. Wiedziony twym zapachem w sfer cudownych stron, Widz port, a w nim maszty i zwinite agle, Jeszcze teraz morskimi falami znuone, Kiedy si nad zielonym tamaryszkiem way Wo w powietrzu i w nozdrza moje wnika nagle, Mieszajc si w mej duszy z piewem marynarzy.

Sed Non Satiata Dziwne bstwo o cerze brzowej jak noce, O zapachu zmieszanym z pima i hawany, Ty dzieo urojone przez Fausta Sawany, Czarownico z hebanu, poczta w pomroce. Wol ni opium, burgund - oszaamiajce Eliksiry ust twoich mioci pijanych, Gdy ku tobie zdaj mych dz karawany, Poisz w cysternie oczu twych moje niemoce. Przyga w twych wielkich czarnych oczach, oknach duszy, Pomienie, o diablico, ktrej nic nie wzruszy, Jam nie Styks, by ci obj dziewikro ramieniem. Och, Megiero rozpustna, nie moj jest win, e nie umiem, by zmieni twj ar w odrtwienie, W piekle twojego oa sta si Prozerpin!

Zwoki Czy pomnisz, moja luba, comy to widzieli W w letni ranek tak strojny w promienie? Na zakrcie droyny trup si cieli; A oem jemu wir i kamienie. Nogi wznoszc do gry, jak w rozpusty szale, Ziejce jadem to cierwo gorce Otwierao cynicznie i niby niedbale Brzuch swj, skd biy wyziewy trujce. Soce ciskao arem na ow zgnilizn, Jakby w pomieniach zgotowa j chciao I naturze da stokro zwikszon spucizn Materii niegdy woonej w to ciao. Niebo patrzao w szkielet, co z ciaa wyziera, Jak na rozkwity kwiat w soca promieniu; Smrd zasi tak cuchncy stamtd si wydziera, e si zachwiaa jakoby w zemdleniu. Roje much nad tym brzuchem brzczay zmurszaym,

Skd wylegay wci czarne gromady Robactwa pyncego potokiem zgstniaym Wzdu tych yjcych achmanw szkarady. Wszystko to si jak fala pio, zstpowao Lub si miotao iskrzce od soca, Rzekby, e tchnieniem wiatru nadte to ciao Oyo znowu mnoc si bez koca. I muzyka pyna jaka stamtd gwarna, Jak wiatr szumicy pord lici drzewa Lub jak ruchem rytmicznym koysane ziarna, Ktre rolnik w przetaku swym przesiewa. Formy si rozpyway, byy jak sen mglisty, Jak na sztaludze w pracowni malarza Szkic jeszcze nie skoczony, by pami artysty Niepewna z trudem tylko go odtwarza. Za skaami ukrytej, niespokojnej suki Wzrok w nas utkwiony spoglda straszliwie, Bo czekaa tej chwili, kiedy cielska sztuki, Rzucone teraz, znw pochwyci chciwie. - A jednak bdziesz do tej ohydy ponurej I ty podobna i pena zarazy, O gwiazdo oczu moich, soce mej natury, Kochanie moje, Aniele bez zmazy! Zaprawd bdziesz tak, o wdzikw krlowo, Gdy ju ostatnie wziwszy sakramenta, Pod bujnym legniesz kwieciem i traw grobow, By gni, gdzie koci kryje ziemia wita. Mw natenczas robactwu, moja pikna, blada, Gdy pocaunki bdzie wyera ci w grobie, e ja mioci mojej, ktra si rozkada, Tre i ksztat boski wiernie chowam w sobie!

De Profundis Clamavi Jedynie, ukochana, bagam twej litoci Z gbi przepaci mrocznej, gdzie serce me kona! Wszechwiat to czarny, na nim z oowiu opona, Tam przestrach i blunierstwo nurza si w ciemnoci.

Soce bez aru nad nim wznosi si p roku, Drugie p roku ziemi okrywa noc czarna; Jest to kraj bardziej nagi ni ziemia polarna; Ni zwierza, ni zieleni, ni drzew, ni potoku! I nie ma zgrozy wikszej, straszniejszej na ziemi, Nad zimn srogo soca z blaski lodowemi I ow noc bezmiern wiecznego chaosu; Zwierztom najpodlejszym zazdroszcz wic losu, Bo sen je w odrtwiao bezmyln spowija: Tak z wrzeciona si czasu wolno ni odwija!

Leta Przyjd do mnie, duszo gucha w okruciestwie, Boski tygrysie, potworze wspaniay, Chc, by si drce me palce nurzay W twych cikich, wonnych wosw grzywie gstej. Zbola gow sw zagrzeba pragn W sukniach twych, co s pene twojej woni, Aeby wdycha, niby kwiat w agonii, Sodk stchlizn mioci umarej. Chc spa! Sen raczej milszy mi ni ycie. W nie, co jest mierci sodk zapowiedzi, Bd twe pikne ciao lnice miedzi Pocaunki okrywa w zachwycie. Otchanie ka twojego jedynie Mog pochon mj lk i westchnienia, W twych ustach jest potga zapomnienia, Przez pocaunki twoje Leta pynie. Odtd zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie, Swojemu fatum ulegy bez granic, Mczennik korny, niewinny skazaniec, Ktrego pomie podnieca cierpienie, Ssa bd, by utopi swoje krzywdy, Sok agniewnicy i dobr cykut Z twych ostrych, oszaamiajcych sutek, Z piersi, co serca nie wizia nigdy.

Wyrzut Pomiertny Kiedy nareszcie zaniesz, pikna pomrocznico, W gbinie mauzoleum czarno-marmurowej, Co wystarczy ci tedy za strojn alkow, I kiedy d wilgotny ci bdzie onic, Kiedy zimnym uciskiem marmury pochwyc Piersi twej cud i serce twoje purpurowe... Gdy wzbroni mu snw dawnych dn snu osnow, A stopom biec gocicw miosnych tsknic... Mogia, powiernica snw moich tajemnych, (Bowiem mogia zawsze poecie jest wierna) W tych nocach, co nie znaj snu - dugich i ciemnych, Rzeknie: "C ci, mioci kapanko niewierna, e nie zaznaa - za czym pacz zmarych oczy? I czerw ci jak serdeczny wyrzut - ciao stoczy."

Balkon Matko wspomnienia, kochanie kochania, Ty, wszystkie moje wizy i wszystkie rozkosze! Pieszczot pikno przypomnisz, oto si odsania Cisza domu, wieczorw uroki najsodsze, Matko wspomnienia, kochanie kochania! Wieczory rozjanione wgli tlcych arem I wieczory w rowych dymach na balkonie. Jake dobra pier twoja! Serce jakim darem! Sowo padao nieraz, co trwa i nie tonie, W wieczory rozjanione wgli tlcych arem. Jake pikne s soca w te ciepe wieczory! Przestrze jaka gboka! W sercu jaka sia! Chyliem si ku tobie, wielbiona z wielbionych, Wdychaem zapach krwi, co twarz twoj palia. Jake pikne s soca w te ciepe wieczory! Noc gstniaa powoli niby ciana ciemna I moje oczy renic twych w czerni szukay,

I piem oddech twj, sodyczy trucizn pena, I twoje stopy w doniach mych braterskich spay. Noc gstniaa powoli niby ciana ciemna. Znam sztuk i szczliwe chwile znowu wskrzesz, Przeszo u twoich kolan zamknit widziaem, Bo gdzie jest rado rwna bolesnej uciesze, Jak ty swoimi drogim nasycaa ciaem? Znam sztuk i szczliwe chwile znowu wskrzesz! Te szepty, pocaunki, przysigi natchnione, Z przepaci, w ktr wejrze nie mie nikt, czy wstan, Jak wznosz si na niebo soca odmodzone, Obmyte w gbi mrz, zbryzgane son pian? O szepty! Pocaunki! Przysigi natchnione!

Widmo I Ciemnoci W niezgbionych mych smutkw pospnej jaskini, Gdzie mi ju zamkn wyrok Przeznacze surowy; Kdy nie wnika promie wesoy, rowy, Kdy ze mn Noc tylko, chmurna gospodyni; Jestem jak potpieniec przez Boga szyderc Skazany na tle cienia malowa - niestety! Kdy - kuglarz grobowe gotujcy wety Warz wci i spoywam wasne moje serce. Chwilami byska, zwiksza si, ronie na jawie Widmo stworzone z blaskw wspaniaych i czarw; Po marzycielskich wschodnich rysach i postawie, Gdy ju zwykego wzrostu dosignie rozmiarw, Poznaj j: ta pikna mara moja senna, To ona! taka chmurna - jednak tak promienna!

II Wonie

Czytelniku, czy kiedy chon piersi ca, Powoli i z rozkosz zapach za kadzielnicy Wyzionity, gdy ciany napeni witnicy, Albo torebki z pimem wo niewywietrza? Czar gboki, magiczny, dziwne upojenia, Odczu w chwili obecnej przeszo zmartwychwsta! Tak kochanek, tulcy uwielbione ciao, Zbiera ze w chwili pieszczot rzadki kwiat wspomnienia. Z cikich i elastycznych wosw jej gstwiny, Tej ywej kadzielnicy w sypialni zioncej, Pyn zapach szczeglny i odurzajcy, A czyli aksamity wdziaa czy muliny, Woni modego ciaa przesike jej szaty Wydzielay jakoby futra aromaty.

III Ramy Jak obraz, choby mistrza wsawionego, Nabiera blasku od ramy kunsztownej: Wdzik jaki dziwny, czar jaki cudowny, Wyosobniajc j z wiata caego Sprawia, i sprzty, klejnoty kosztowne, Zoto - suyy jej rzadkiej piknoci, I nic nie mogo przymi jej jasnoci, Lecz wszystko ramy dawao stosowne. Rzekby, e czasem jej samej si zdao, I wszystko chce j kocha; liczne ciao Rzucaa w ucisk tkaniny jedwabnej, Nagie, drgajce, lub w bielizny puchy, A wszystkie ywe czy wolne jej ruchy Miay wdzik mapki dziecico powabnej.

IV

Portret mier i choroba czyni gar popiou Z tego pomienia, ktry dla mnie pon. Z oczu ognistych i czuych pospou, Z tych ust, na ktrych jam tak sercem ton, Z tych pocaunkw mocnych jak balsamy, Z uniesie ywszych od promieni soca Okropnie, duszo moja! - c dzi mamy? Co pozostao? Szkic, kartka niknca, Ktra wraz ze mn samotnie zamiera I ktr starzec zoliwy, Czas srogi, Z dniem kadym cikim skrzydem swym zaciera... Morderco chmurny, yciu, sztuce wrogi, W pamici mojej nie zatrze twa sia Tej, co mym szczciem i chlub m bya!

Powicam Ci Te Wiersze Powicam ci te wiersze... Jeli moje imi Doegluje bez szwanku w kraje przyszych ludzi (Ni to d gnana wiatrem przemylnym) i zbudzi W ich sercach jakie dziwne tsknoty olbrzymie: Niech wspomnienie o tobie, co w mych sowach drzemie, Powtarzaniem si cigym czytelnika strudzi; Skut bratni wiernoci, ktrej czas nie studzi, Niech na moim wyniosym koysze si rymie. O przeklta istoto, ktrej (biada! biada!) Prcz mnie w caym wszechwiecie nic nie odpowiada! Ty, ktra jak mcicielka w pawy ze stali, Depcesz pogodnym wzrokiem i lekkim kolanem Tych miertelnikw tpych, co si ciebie bali... Posgu czarnooki o czole miedzianem!

Co Powiesz W Ten Zmierzch... Co powiesz, duszo biedna, samotna w zmierzch bogi,

Co powiesz, serce, serce me niegdy zwarzone, Tej bardzo piknej, bardzo dobrej, bardzo drogiej, Ktrej wzrok boski z ciebie zdj zwid zason? - By piewa jej pochway, wzniemy dumnie czoa: Jej sodkiej wadzy wszelka sodycz pozazdroci; Uduchowione ciao jej ma wo Anioa, A jej oko odziewa nas w szat wiatoci. Czyli to bdzie w ciszy, wrd nocy samotnej, Czy to w ulicy, w tumie, jej zjawisko lotne W powietrzu taczy niby pomienie pochodni. Czasem mwi: "Jam pikna! Niech nad wszystko pomn Kocha Pikno, jeeli mioci mej godni. Jestem Anioem Strem, Muz i Madonn."

ywa Pochodnia Prowadz mnie te Oczy broczce wiatami, Ktrym Anio wszechmocy magnesw da si; Prowadz boskie siostry, co s mi siostrami, Oczy me olniewajc diamentowym pyem. Od zego i zdradliwych chronic mnie zasadzek, Krok mj ku drodze Pikna kieruj arliwie; Moimi s sugami i czuj ich wadz, Caym sob posuszny tej pochodni ywej. Wdziczne Oczy, mistyczne zapalacie uny Niby wiece w poudnie, gdy soce w zenicie Rowi je, lecz lnie fantastycznych nie tumi. One mier wiec, wy Przebudzenie gosicie; Wiodc mnie opiewacie duszy mej zbudzenie, Gwiazdy, ktrych nie zami adnych soc pomienie!

Harmonia Wieczorna Oto czas, gdy kwiat kady, drc na swej krzewinie, Wyziewa aromaty jak kadzielnic ona; W mgle wieczornej wir dwikw, kry wo pieszczona, Walc rzewliwy, sza jaki peen tsknot pynie!

Kady kwiat zieje wonie jak kadzielnic ona, Skrzypce zw niby serce w ucisku godzinie; Walc rzewliwy, sza jaki peen tsknot pynie! W grze - Nieb piknych, smutnych, witeczna opona. Skrzypce zw niby serce w ucisku godzinie, Serce, ktremu wstrtna nico niezmierzona, Niebo smutne i pikne jak wielka opona; Soce w krwi swej stygncej zgaso na wyynie... Serce, ktremu wstrtna nico niezmierzona, adnego ladu wietlnej przeszoci nie minie! Soce w krwi swej stygncej zgaso na wyynie... Pami twa jak monstracja lni mi w gbi ona!

Pikny Statek Nie mog si napatrze, tkliwa czarodziejko, Zdobicym twoj modo rozmaitym wdzikom; Chc odmalowa tw urod, Gdzie z dojrzaoci lata zczyy si mode. Gdy idziesz roztrcajc sukniami powietrze, Jeste jak pikny statek, co zgarnia przestrze, Pod penym aglem pyncy W rytm powolny, leniwy i zachwycajcy. Na krgych barkach, szyi toczonej, szerokiej Twa gowa niesychanym pyszni si urokiem; Masz spokojne i wadcze oczy, Gdy, o dzieci wspaniae, tak przed siebie kroczysz. Nie mog si napatrze, tkliwa czarodziejko, Zdobicym twoj modo rozmaitym wdzikom; Chc odmalowa tw urod, Gdzie z dojrzaoci lata zczyy si mode. Pier twa, pynca naprzd, gdy mor napina, Pier twa triumfujca szaf przypomina, Ktrej jasne, wypuke dyski S jak gdyby puklerze rzucajce byski. Tarcze dranice, w grot rowy uzbrojone, Szafo sodkich tajemnic, pena rnych pont,

Gdzie likiery, wina, perfumy Przyprawiaj o obd serca i rozumy! Gdy idziesz roztrcajc sukniami powietrze, Jeste jak pikny statek, co zagarnia przestrze, Pod penym aglem pyncy W rytm powolny, leniwy i zachwycajcy. Twoje szlachetne uda, wrd falban sunce, Budz i podsycaj moje ciemne dze Jak dwie czarownice, co warz Czarny napj, schylone nad gbok waz. Dla twych ramion igraszk byby siacz mody, Ze lnicymi wami mog i w zawody, Dla uciskw mocnych ci dane, Jakby si mia odcisn w twym sercu kochanek. Na krgych barkach, szyi toczonej, szerokiej Twa gowa niesychanym pyszni si urokiem, Masz spokojne i wadcze oczy, Gdy, o dzieci wspaniae, tak przed siebie kroczysz.

Zaproszenie Do Podry Siostrzyczko, pieszczotko, Ach pomyl, jak sodko Daleko odlecie nam razem! Pier czuciem otwiera. I y, i umiera W tym kraju, co twym jest obrazem! Ach, soca tam mgliste, Ach, nieba tam ddyste Mj umys czaruj niezmiennie Potg zdradzieck Twych oczu, o dziecko, Zza ez, co tak byszcz promiennie. Tam zawsze ad, pikno, przepychy I rozkosz, i spokj trwa cichy. Sprzt lnicy, pieszczony, Lat rk gadzony, Ozdabiaby nasze schronienie -

A w ambry wyziewy Najrzadsze nam krzewy Mieszayby lube swe wonie. Sklepienia tam cenne, Zwierciada bezdenne Wraz z Wschodu wietnoci godow Do duszy przez ycie Szeptayby skrycie Jej znan, rodzon jej mow. Tam zawsze ad, pikno, przepychy I rozkosz, i spokj trwa cichy. Pjd, patrz, na kanale pi statki niedbale, Wczgi wd toni rozlegej; Dzi na twe skinienie, By kade yczenie Twe speni - z mrz kracw si zbiegy. Gdy soce ucieka, To zaraz obleka Fioletem i zotem byszczcym Grd, pola, kanay; I oto wiat cay Usypia w tym wietle gorcym. Tam zawsze ad, pikno, przepychy I rozkosz, i spokj trwa cichy.

Do Madonny Pragn tobie zbudowa, Madonno, o Pani! Ciemny, podziemny otarz w mych cierpie otchani. Wydr w jak najgbszym mego serca mroku, Z dala od dz wiatowych drwicego wzroku, Nisz, co bdzie w lazur, w emali zocona, Gdzie ty si znosi bdziesz, Statuo wyniona! Z wygadzonej mych wierszy metalicznej siatki, Rozgwiedonej uczenie w rym jak kryszta gadki, Ozdobi ci zocona korona kocielna. Potem peen zawici, Madonno miertelna, Potrafi ci wykroi paszcz tak suty, sztywny, Podejrzeniem podszyty, pierwotny, masywny,

e zakuje twe wdziki jak pudo cianami Nie perami dziergany, lecz moimi zami! A sukni twoj bdzie moja dza drca, Falista, z gr pnca si i spadajca, Co na szczytach si chwieje, wrd dolin spoczywa I w ran biel ciaa pocaunkiem spywa. Cze i respekt ci buty atasem wyo, Ale wraz twoje boskie stopy upokorz Trzewiki, co je wic w powolnym ucisku, Zachowaj jak forma wierny lad odcisku. A jeli, mimo trudw mej sztuki podniebnej, Pod stopy ci ksiyca nie dam tarczy srebrnej, To wa ci poo, co trawi me wntrze, By szyderczo deptay twe stopy najwitsze O Krlowo zwyciska! O ask pena czystych! T gadzin nabrzmia od lin nienawistnych, I przed Krlowej dziewic otarz ukwiecony Myli me, jak rzd gromnic rwno ustawiony, Rozgwieda bd blaskiem bkitne sklepienie, W twoj stron ogniste kierujc spojrzenie. I jako we mnie wszystko tob si zachwyca, Wszystko bdzie jak mirra, nard, bdwin, ywica I ku tobie, o szczycie, co si w nieg pogry, W oparach mj duch wrzcy bdzie wiecznie dy. Wreszcie, by si twa rola Marii dopenia, eby si z barbarzystwem mio poczya Jak oprawca, ktrego wasna dza strwoy, Z siedmiu grzechw miertelnych zrobi siedem noy Ostrych i jak nieczuy ongler, bez wahania Biorc na cel najgbsze dno twego kochania, Utkwi je wszystkie siedem w twym sercu paczcym, W twym sercu dygoczcym, w twym sercu broczcym!

Moesta Et Errabunda Agato, czy twe serce kiedy uleciao Ponad czarny ocean niezmiernego miasta Ku innym oceanom, gdzie tryska wspaniao Jak dziewictwo gboka, bkitna i jasna? Agato, czy twe serce kiedy uleciao? Morze, szerokie morze ulg w pracy da nam! Co za demon je stworzy, piewaczk schrypnit,

Co grzmicych wichrw wielkim wtruje ogranom, Temu, co koysanki powinnoci wit? Morze, szerokie morze ulg w pracy da nam! O, zabierz mnie, wagonie! Unie mnie fregato! Daleko std! Tutaj si w boto pacz nasz zmienia! Czy prawda? - Czasem smutne serduszko Agaty Rzekoby: "Od wyrzutw, zbrodni i cierpienia O, zabierz mnie, wagonie! Unie mnie fregato! Jake jeste daleko, ty raju wonnoci, Gdzie wszystko jest mioci i szczciem w lazurze, Gdzie wszystko, co si kocha, jest godne mioci, Gdzie si w czystej rozkoszy serce nasze nurza! Jake jeste daleko, ty raju wonnoci! Lecz mioci dziecinnych tamten raj zielony, Wycieczki, pocaunki, bukiety, piosenki, Za pagrkami skrzypiec wibrujce tony, Wieczorem, z konwi wina, w gaikach malekich, Lecz mioci dziecinnych tamten raj zielony, Niewinne raje, pene uciech potajemnych, Czyli s dalsze dzisiaj ni Indie i Chiny, Czyli mona przywoa je krzykiem skarg ciemnych I jeszcze je oywi gosami srebrnymi, Niewinne raje, pene uciech potajemnych?

Do Kreolki W kraju pieszczot sonecznych i woni uroczej Pod namiotem drzew wiecznie odzianych szkaratem I palm rozkoszn drzemk lejcych na oczy Znaem liczn Kreolk, ukryt przed wiatem. Biust jej peny jest wdziku; w cerze swej jednoczy Cudowna czarnobrewa ar z bladoci matem; Jako Diana-owczyni miaa, smuka kroczy; W umiechu spokj, wzrok lni dumy majestatem. Gdyby zwiedzia, pani, kraj chway uznany, Brzeg zielonej Loary, wybrzea Sekwany, O pikna, godna zamczysk starych by ozdob, W ich cieniu wnet by trysy tysice sonetw

Z podbitych przez twe wielkie oczy serc poetw, Nad twe czarne Murzyny korniejszych przed tob.

Koty Kochankowie namitni i sawanci chodni, Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjaj Pysznym kotom agodnym, co mieszka s chwa, Jak oni zasiedziae u domowych ogni. Przyjacioy nauki i lubienych chci W cisz si pograj przez groz ciemnoci; Ereb gocw aobnych daby im godnoci, Gdyby dum sw subie umiay powici. W zamyleniu majestat maj niedocigy Wielkich sfinksw, co w gbi pustyni zastygy, Jakby w wieczny zapady sen odrtwiajcy. Po ich ldwiach rozdajnych pyn skry magiczne I gwiezdnymi pyami, jak piach migoczcy, Poyskuj ich bdne renice mistyczne.

Muzyka Muzyka mnie niekiedy ogarnia jak morze! Ku mojej gwiedzie bladej Pod stropem mgy lub w puste eteru przestworze Rozpinam agiel. Pier ma naprzd podana, wzdymaj si puca Niby ptno aglowe, Na grzbiety fal si wdzieram, noc zason rzuca Na moj gow. I czuj jak namitnie ttni w moim pulsie Wszystkie tortury okrtu, Przychylny wiatr i nawanice, i konwulsje Wrd niezmiernego odmtu Koysz mnie. Lub cisza paska w morzu pustem Jest mej rozpaczy lustrem!

Pknity Dzwon Gorzko i sodko w zimie, podczas nocy cienia, Sucha w pobliu ognia, co dymi i ponie, Jak si z wolna podnosz dalekie wspomnienia Na gos dzwonw dzwonicych przez zamglone tonie. Szczliwy dzwon, co mimo lata upynione Zdrowy i zawsze rzeki swoim sercem zotem, Religijne swe tony rzuca nie zmienione, Jak stary, czuwajcy onierz pod namiotem! Lecz dusza ma rozbita; i gdy wrd znudzenia Chc zaludni swym piewem zimne nocy tchnienia, Staje si gos jej saby, podobny rzeniu onierza, ktry zranion, ley w zapomnieniu Nad brzegiem krwi jeziora, wrd trupw gromady, I kona z wycieczenia, nieruchomy, blady.

Spleen I Wicej mam wspomnie, ni gdybym y od stuleci... Wielki grat z szufladami penymi rupieci, Gdzie wiersze, bileciki, procesy, romanse, Wosy cikie, na kwity nawinite pasmem, Mniej ukrywa sekretw ni mj mzg zgnbiony, Ta piramida, ten grobowiec niezgbiony, Co wicej trupw mieci ni wsplna mogia. Jak cmentarz, ktrym wiato ksiyca wzgardzia, Gdzie dugie czerwie niby wyrzuty si wlok Toczc najdroszych zmarych, co le gboko. Jam jest buduar stary z rami zwidemi, Gdzie mody zeszoroczne plcz si na ziemi, Gdzie pastele Bouchera sw skarg wyblak Niby odkorkowany flakon w pustce pachn. Nic nie da si porwna z dni chromych szeregiem, Gdy pod cik zamieci lat sypicych niegiem Nuda, owoc smtnego braku ciekawoci, Obleka si przed nami w ksztat niemiertelnoci. - Odtd jeste jedynie, o, materio ywa! Jak granit, ktry straszna pustynia opywa, Upiony wrd zamglonej od aru Sahary,

Nie znany beztroskiemu wiatu Sfinks prastary, Zapomniany na mapie, on, co piewa co dzie Przez kaprys dziki tylko o soca zachodzie.

Spleen II Kiedy niebo, jak cika z oowiu pokrywa, Miady umys zej nudzie wydany na up, Gdy spoza chmur zasony szare wiato spywa, wiato dnia smutniejszego nili nocy grb; Kiedy ziemia w wilgotne zmienia si wizienie, Skd ucieka nadzieja, ten pochliwy stwr, Jak nietoperz, gdy gow tukc o sklepienie, Rozbija si bezradnie o spleniay mur; Gdy deszcz robi ze wiata olbrzymi krymina I kraty naladuj gstw wodnych smug, I w mym mzgu swe lepkie sieci porozpina Lud olizgych pajkw - najwstrtniejszy wrg; Dzwony nagle z wciekoci dzik si rozdzwoni, lc do nieba rozpacz szalejcy gos Jak duchy potpiecw, co od wiata stroni I nocami si skar na swj straszny los. A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr si wlok, W martwej ciszy - nadziei tylko sycha jk, Na bie za mym schylonym, w triumfie wysoko, Czarny sztandar zatyka grony tyran - Lk.

Wesoy Zmary W tustej, penej limakw gbi czarnoziemu Sam dla siebie wykopi rw obszerny w miar, Jak rekin w morzu drzemie, zasn w zapomnieniu Wycignwszy swobodnie swoje koci stare. Kpi sobie z testamentw, gardz grobowcami; Miast pokornie wiat baga o jedn z ma, ywy - wolaby, raczej zmwi si z krukami, By zleciay si szarpa me plugawe ciao.

Czerwie! Bez cz i uszu czarne przyjacioy, Zblia si do was zmary wolny i wesoy! Wam za, synowie mietnisk, myliciele marni, Niechaj zniknicie moje sumie nie poruszy; Powiedzcie mi, czy jeszcze s jakie mczarnie Dla martwego wrd martwych zezwoku bez duszy!

Optanie Puszcze lene, jak katedr straszne wasze ona, Wyjecie jak organy, a w serc waszych toni, W tych przybytkach aoby, gdzie kanie nie kona, Echo waszych ponurych De Profundis dzwoni. Nienawistne mi, morze! Twych fal oskot dziki Odnajduj w mej duszy. Ten peen goryczy miech zwycionych, kania, blunierstwa i krzyki Sysz, gdy morze miechem swym bezbrzenym ryczy. Jak bym ci kocha, Nocy! Bez twych gwiazd miliona, Bo ich wiato to mowa stokro powtrzona! A prni, mroku szuka moja dusza smutna! Lecz, niestety, ciemnoci nawet s jak ptna, Gdzie tysiczne postacie odtwarza me oko Osb znikych, lecz tkwicych w pamici gboko.

Heautonimoroumenos Do J. G. P. Bez nienawici bi ci bd, Bez gniewu - niby kat ospay, Jak Mojesz puka w swoje skay! Chcc mej Sahary zwily grzd, Bd przymusza twoje oczy Do wylewania wd boleci, Ma dza, co si blem pieci, Bdzie pywaa w tej roztoczy Jak wielki okrt na mrz szlaku; I pojc mi w mej treci caej,

Twe drogie szlochy bd brzmiay Jak bben grzmicy do ataku! I owo do faszywej nuty-m Podobien w boskiej wszechsymfonii Dziki arocznej tej Ironii, Ktra mi szarpie kem zatrutym. Tylko ten jad ma krew zawiera! Cay pod wadz jej podpadem! Me serce strasznym jest zwierciadem, Gdzie si przeglda ta megiera! Jestem bo ran i buatem! Jestem kaczugiem oraz skr! Jestem czonkami i tortur, Jestem skazacem oraz katem! Mej wasnej duszy zmor srog! - Jednym z tych wielkich opuszczonych, Na miech wieczysty osdzonych, Co si umiecha ju nie mog.

Zegar Zegar! Bstwo zowrbne, okropne, szydercze, Co mwi nam Pamitaj! i wskazuje palcem: Wkrtce Bl wibrujcy celnie, niby w tarcz, Ugodzi w twoje pene przeraenia serce. Ulotna zniknie Rozkosz za horyzontami Jak taczca sylfida za wygas scen; Kada chwila cz bierze sodkim upojeniom, Na ca ju nam por istnienia przyznanym. W godzin trzy tysice szeset razy mija Sekunda szybka mwic Pamitaj! - swym szeptem Insekta; mwi Teraz: "Oto jestem Przedtem I trb niszczycielsk ycie twoje spijam." Pamitaj, miertelny! Remember! Esto memor! (Ma krta metaliczna wada kadym z jzykw.) Minuty to s zoa kruszcu, rozrzutniku; Nie rzuca si ich, zanim zot bysn ziemi!

Pamitaj! Czas jest graczem namitnym, co wygra Bez szachrajstw kad parti; to regua wita. Dzie si zmniejsza i noc si powiksza; pamitaj! Wci godna jest otcha; oprnia si klepsydra. Wnet wybije godzina, kiedy boskie Losy, Kiedy Cnota dostojna, maonka twa krucha, Kiedy nawet (ach, zajazd to ostatni) Skrucha Powie: "Kocz, stary tchrzu, naye si dosy!"

abd I Andromacho, o tobie myl. Strumie may, To biedne, smutne lustro, gdzie zalni przed laty Twych wielkich cierpie wdowich majestat wspaniay, Ten Simois, kamca, zami twoimi bogaty, Uyni magle pami m, podn w widzenia, Gdym przez nowy Carrousel przechodzc si zwleka. Starego nie ma ju Parya (tak si zmienia Ksztat miasta, prdzej jeszcze ni serce czowieka); Dzi to pole barakw ju tylko pamitam, Ten stos gowic w obrbce, kolumny i trawy, Od kau zzieleniae bloki, fundamenta I skad wszelkich rupieci szybkami jaskrawy. Tu niegdy menaeria miaa swe obozy, Tu raz ujrzaem, kiedy chodnym, czystym ranem Budzi si Praca, gdy ascenizacji wozy W cichym powietrzu dudni mrocznym huraganem, abdzia, ktry wygramoliwszy si z klatki, O bruk wyschnity stopy petwiste wyciera, Wczc po szorstkiej ziemi pir swych jedwab gadki Przed rynsztokiem bez wody ten ptak dzib otwiera I kpic niespokojnie biae pira w kurzu, Z sercem penym rodzinnym jeziora bkitw Rzek: "Wodo, kiedy spyniesz? Kiedy zagrzmisz burzo?" Widz tego biedaka najzgubniejszy z mitw, Jak m u Owidiusza w niebo lazurowe,

W niebo, ktre przenika ironia zowroga, Na konwulsyjnie drcej szyi wznosi gow Chciw, jakby z wyrzutem zwraca si do Boga.

II Pary si zmienia! Lecz trwa w smutku mego glorii! Paace, rusztowania, marmuru kaway, Stare przedmiecia, wszystko godne alegorii, I drogie me wspomnienia s cisze ni skay. Take sprzed Luwru obraz ten jeden wyniosem: Myl o moim wielkim abdziu z podlotem, Szaleca, jak wygnacy miesznym i wyniosym, I bez przerwy trawionym tsknot! A potem O tobie, Andromacho, ty, ktra wypada Z rk ma, dzika ania pod wadz Pirrusa, Przed pustym grobem zdjta w ekstazie, poblada, Ty, wdowo po Hektorze, ono Hellenusa! Myl o tej Murzynce, chorej na grulic, Drepccej w bocie, szukajcej dumnym okiem Kokosw, co zostay w przepysznej Afryce Za niezmierzonym murem mgy i dymw mrokiem. O tych wszystkich, co zami wasnymi si poj, O tych, co nigdy, nigdy nie odnajd straty, I jak dobr wilczyc ssaj bole swoj, I o wtych sierotach uschnitych jak kwiaty. Take w lesie, gdzie duch mj bka si wygnany, Stare Wspomnienie z moc dmie w rg budzc dreszcze! Myl o marynarzach rd wysp zapomnianych, O jecach, zwycionych... i o innych jeszcze.

Staruszeczki W odwiecznych stolic wiata bdnik wowaty, Gdzie wszystko, nawet groza, w zachwyt si przemienia, Melancholia fatalna pdzi mnie na czaty, ledzi dziwne, zawide, czarowne stworzenia.

Te monstra roztrzsione to niegdy kobiety, Eponina czy Lais! Kochajmy je przecie! Wszak duch ludzki oywia jeszcze te szkielety. W swych dziurawych spdnicach wci pezn po wiecie, Na srogim wichrze w lekkich tkaninach zzibnite Dr, gdy obok nich pdz z hukiem omnibusy, Przyciskaj do boku jak relikwie wite Woreczki wyszywane w kwiaty lub rebusy. To biegn sztywnym truchtem - zupene laleczki, To wlok si powolnym rannych zwierzt ruchem Lub tacz, nie chcc taczy - aosne dzwoneczki, Gdy je cignie okrutny Demon! W ciele kruchem Maj wzrok, co jak wider w gb duszy si wkrca, Oczy lnice jak noc czarne topieliska. Ich renica, jak boska renica dziewczca, Dziwi si i umiecha temu, co poyska. Widzielicie, jak czsto s staruszek trumny Prawie takie malekie jak trumienki dzieci? To symbol - rk mierci stworzony rozumnej Symbol dziwaczny, wadny, za ktrym myl leci. Kiedy takie widziado wte nieskoczenie Widz wrd rojowiska wielkiego Parya, Zawsze mi si wydaje, e kruche stworzenie Do swej nowej koyski powoli si zblia. Czasem te, geometrii rozwaajc prawa, Mierzc okiem tych czonkw niezgodn budow, Myl, jake to skrzynki stolarz powykrawa, By do tych cia zamknicia stay si gotowe. - Te oczy to bezdenne gorzkich ez cysterny, Tygle, gdzie pynne zoto cia chodw sia, Te dziwne oczy maj czar wielki, niezmierny Dla tych, ktrych Niedola piersi wykarmia!

II Z Frascati zakochana Westy suebnica, Talii kapanka, ktrej zna imi - niestety! Jedynie zmary sufler ta sawna wietrznica,

Znana niegdy w Tivoli parkach - te kobiety Wszystkie mnie upajaj! Lecz pomidzy niemi S takie, ktrym miodu cierpienia potrzeba. Te rzeky Powiceniu rwc si wzwy od ziemi: "Potny Hipogryfie, nie mi a do nieba!" Jedna z nich przez ojczyzn dana poniewierce, Na drug m jej zwali cikie blu brzemi, Inn - Madonn - dziecko pchno sztyletem w serce. Ich zy, jak wielka rzeka, zalayby ziemi!

III Ach, jak czsto staruszki ledziem z uboczy! Jedna z nich o tej porze, gdy soce zapada I po niebie jak z rany krwi koralem broczy, Zamylona siedziaa na awce, tak rada Posucha tej muzyki wojskowej, co spiem Wstrzsa cicho stojce naszych parkw drzewa, W zoty wieczr bi sercom kae ttnem chyem I nieco bohaterstwa w serca mieszczan wlewa. Staruszka piew chona wojenny, ochoczy Prosta jeszcze i dumna, w onierskiej postawie, Jak stary orze czasem otwierajc oczy, A czoem marmurowym budzc myl o sawie!

IV Tak kroczycie bez skargi, niczym nie ugite, Kada z was w miast chaosie ywych zagubiona, Wy, matki boleciwe, kurtyzany, wite, Ktrych wiat niegdy sawne powtarza imiona. Was, cocie byy wdzikiem, cocie byy chwa, Nikt nie zna! Bezczelnego tylko pijanicy Usyszycie szydercz zaczepk zuchwa Albo zely was dziecko spodlone ulicy. Wstydzce si istnienia, pokurczone cienie, Idziecie chykiem, zgite, bojc si wszystkiego,

I nikt was nie pozdrawia (dziwne przeznaczenie!), Szcztki ludzkie, do ycia dojrzae wiecznego! Ale ja, co z oddali patrz na was tkliwe, Trwonym okiem niepewne wasze ledzc kroki, Jakbym ojcem by waszym, o szczeglny dziwie! Nie wiecie, jak rozkoszy doznaj gbokiej: Pierwszych wzrusze rozkwity znw przeywam z wami, Widz wszystkich dni waszych mroki i promienie, Po stokro yj, yjc waszymi bdami, Cnoty wasze w mej duszy rozlewaj lnienie! Szcztki! Rodzino moja! Dusz pokrewny wiecie! Co wieczora na wieki bd mi pozdrowiony! Osiemdziesicioletnie Ewy, gdzie bdziecie Jutro, gdy na was spadn straszne Boga szpony?

Do Przechodzcej Miasto wok mnie ttnic huczao wezbrane. Smuk, w aobie, w blu swym majestatyczna Kobieta przechodzia, a jej rka liczna Lekko uniosa wyhaftowan falban. Zwinna, szlachetna, z posgowymi nogami. A ja piem, skurczony, dziwaczny przechodzie, W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi, Rozkosz zabijajca i sodycz, co mami. Byskawica... i noc! - pierzchajca pikno, Co byskiem oka odrodzia moje serce, Czyli ci mam zobaczy ju tylko w wiecznoci? Gdzie daleko! Za pno! Moe nigdy wicej! Bo nie wiesz, dokd id, nie wiem, gdzie przepada, Ty, ktr mgbym kocha, ty, co to odgada!

Gra W wypowiaych fotelach stare kurtyzany, Zwide, wymalowane, z okiem penym cieni, Mizdrzce si: na szyjach pere sznur nizany,

W chudych uszach brzk zota i drogich kamieni. W krg zielonych stolikw bezwargie oblicza, Bezbarwne szare wargi i bezzbne szczki; Wzrok w piekielnej gorczce pienidze przelicza, Prn kiesze mitosz palce drcej rki. Pod niechlujnym sufitem mdy szereg kinkietw I ogromne pajki lej lnie pokoty Na zachmurzone czoa wykwintnych poetw, Co przyszli marnotrawi swoje krwawe poty: Oto pospny obraz, co w sennym marzeniu Do mych jasnowidzcych przywar dzisiaj oczu; Siebie take widziaem, jak - stojcy w cieniu, Wsparty na okciu, zimny, niemy, na uboczu Zazdrociem tym kurwom trupiego wesela, Podziwiaem tych graczy chciwo wiecznie mod, Gdy tak chwacko kupczyli bez skrupuw wiela Jedni swoim honorem, drugie sw urod! I ze zgroz pojem, e zazdroci zdolny-m Temu, co w otcha biegnie z skwapliwoci wciek, I, wasn krwi pijany, po yciu mozolnym Na mier przenisbym mk, a nad nico pieko.

Danse Macabre Dumna ze swej postawy jak kobieta ywa, Ze swym bukietem, chustk i rkawiczkami, Ma niedbale swobodny powab, co wyzywa, I wdzik chudej kokietki, co drani i mami. Kt i na jakim balu widzia kibi wsz? Jej suknia, w obfitoci przesadnie bogatej, Spywa bujnie na zwiz stopk, ktr wi Pantofelki w pomponach, liczniutkie jak kwiaty. Kryza, ktra si huta u jej obojczykw, By ruczaj podliwy, trcy si o skay, Broni nader wstydliwie od spronych przytykw Jej aobne powaby skryte w mulin biay. Mrok i prnia, w jej oczach gbokich widnieje,

A jej czaszka, ozdobna w wieniec kwiatw hojny, Mikko si na jej wtym krgosupie chwieje. - O uroku nicoci obkaczo strojnej! Kochankowie pijani winem cielesnoci Bd ci nazywali wstrtnym dziwolgiem, Nie pojmujc wykwintu ksztatnej ludzkiej koci; Mnie za ncisz, kocieju, przemonym pocigiem! Czy ci si nie zechciao wetkn swych trzech groszy W wito ycia? Czy- dza dawna nie uniosa I, bodc twoje dotd niezmartwiae trzosa, Nie gna ci, atwowierna, na Sabat Rozkoszy? Przy piewaniu tych skrzypiec, w pomieniu tej wiecy Przybywasze utopi sw szydercz zmor? Czy spodziewasz si zgasi w rozpasanej hecy Owo trawice pieko, co ci w sercu gore? Ty pradawnej boleci wiecznotrway cerber! Ty odwieczna krynica grzechu i gupoty! Poprzez wygit krat tych twoich eber Dotychmiast widz gadw nienasytnych sploty. Cho mi twoja zalotno nci nieodparcie, Wtpi jednak, czy innych do mioci zmusi; Z tych wszystkich miertelnikw, kt si zna na arcie? Wszak powab okropnoci - silnych jeno kusi! W bezdeni twoich oczu wiecznie zawrt goci, Peen potwornych myli jak wowych kbw; Nikt rozsdny nie moe patrze bez nudnoci Na drwicy umiech twoich trzydziestu dwu zbw. A przecie - kt nie ciska szkieletu w ramionach, Dla kogo wntrze grobu adnych czarw nie ma? C bo tam po perfumach, stroju lub znamionach! Kto si w wybredno bawi, snad si piknym mniema, Beznosa bajadero, wzorze ludzkich ruder! Powiedze tym tancerzom, ktrzy tak si dro: "O wy, pyszne wymoczki! Mimo r i puder Zalatujecie mierci! Kocieje z obro, Antinousy zwide a do krgosupw, Zwoki pokostowane, Don Juany niemrawe! Wszechwiatowa ruchawka taca kociotrupw

Unosi was ryczatem w nieznan dzieraw! Od wrcego Gangesu di zimnej Sekwany Hasa trzoda miertelna - i nie widzi zgoa, e z otworu w suficie tkwi trba Anioa, Przeraliwie gotowa, by uk napinany. W kadym ziemskim klimacie, pod niegiem, pod znojem, mier przyglda si tobie, pocieszna Ludzkoci! I - jak ty - na swe ciao zlewajc wonnoci, Miesza swoj ironi z obkaniem twojem."

wit Rozbrzmieway pobudk odlege kasarnie I wiatr poranny dmucha na mtne latarnie. By to czas, gdy niezdrowe sny o posiadaniu Ka smagym wyrostkom wi si na posaniu; Czas, gdy podobna lepiu pod ruchom bon, Lampa si na tle witu wycina czerwono, Zasi dusza, pod ciaa gnunego brzemieniem, Naladuje t walk lampy z dnia promieniem. Jak lice zapakane, ktre wiatr osusza, Powietrze drga od czego, co ju w dal wyrusza; M utrudzon pisaniem, niewiasta rozkosz. Z kominw ju si dymy gdzieniegdzie unosz. Z posinia powiek, z otwartymi usty, W swj drtwy sen zapady kobiety rozpusty; ebraczki z chud piersi, w dugiej ndzy walce Rozdmuchiway wgle i chuchay w palce. By to czas, gdy - pomidzy porubstwem a chodem Wzmaga si mka niewiast obarczonych podem. Jak ciki szloch, przerwany posoki wypluciem, Powietrze gdzie si pianiem rozdaro koguciem; Mgy si say pokotem a po szczyt przyczkw, A chorzy, konajcy za murem przytukw, Wydawali ostatnie rzenia. Hulacy Powracali do domw, osabli z swej pracy. Dzwonic zbami, zorza rowo-zielona W opuszczonej Sekwany sza wolno ramiona I oto ciemny Pary, przecierajc oczy,

Chwyta w gar swe narzdzia - stary dziad roboczy.

Dusza Wina Raz wieczr tak piewao wino wewntrz flasz: "Czeku, nuc dla ciebie, kochany biedaku, W moim wizieniu ze szka i barwnego laku Pieni, ktre rozjani szary smutek wasz. Wiem, jak ludzie mozoli i trudzi si musz I jaki jest potrzebny wzgrzom soca ar, Aeby mnie oywi i zapodni dusz, Wic wam nios wdzicznoci dobroczynnej dar. Och, bo mi tak rozkosznie i tak strasznie mio W strudzonego czowieka gardle zala szloch, A jego pier gorca sodsz mi mogi Anieli piwniczny, stchy, zimny loch. W mym sercu rozedrganym brzmi dwiki zabawy I nadziei - czy syszysz? - pynie huczny szum, Sid rozparty za stoem, zakasaj rkawy, Pij wes na m chwa - i ty, i twj kum. onie twojej rozjarz spojrzenie - to wiem, Synkowi wrc si, ktra w nim zanika, I dla tego cherlaka bd w yciu tem, Czym oliwa dla jdrnych mini zapanika. Do twej gardzieli wpadn ambrozj kwiecist, Ziarnem, rk Wszechsiewcy rzuconym na wiat, A mio nasza zrodzi poezj przeczyst, Co wystrzeli do Boga jak najrzadszy kwiat."

Wino Gaganiarzy Nieraz w ulicznych latar powiacie czerwonej, Kiedy wiatr rozkoysze pomie ich oszklony, W sercu starych przedmieci, w labiryntw brudzie, Gdzie wrd wrcych fermentw bkaj si ludzie, Widzimy gaganiarza, co potrzsa gow, Potyka si, zawadza o mury widmowo

Jak poeta, co szpiclw nikczemnych ma za nic I zwierza si z zamiarw, ktrym nie ma granic, Skada przysigi, prawa szlachetne dyktuje, Miady podych, ofiary nieszczsne ratuje I pod niebem rozpitym jak baldachim jasny Upaja si wietnoci cnoty swojej wasnej. Tak, ci ludzie przez troski domowe gnbieni, Wyczerpani robot, wiekiem udrczeni Zgite pod kup mieci cherlawe istoty, Olbrzymiego Parya ohydne wymioty, Nasikli woni beczek, id w gronie swoich Niezliczonych kompanw osiwiaych w bojach, Ktrych wsy zwisaj jak sztandary stare I wznosz si przed nimi, tchnc magicznym czarem, Flagi, kwiaty, wysokie triumfalne uki! I wrd orgii upojnej wsuchani w pomruki Bbna, w trby, w okrzyki brzmice niepokornie, Ludowi, co mioci spi si, gosz glori! Tak skro ludzko przearta swawoln niecnot Wino toczy jak Patokl swe przepyszne zoto I przez gardo czowieka czyny swe opowie, I dziki swoim darom rzdzi jak krlowie. Dla starcw, co w milczeniu konaj wyklci By pogry ich ale w bogiej niepamici, Bg, tknity wyrzutami sumienia, sen stworzy, A czowiek Wino - dzieci Soca - im dooy.

Wino Mordercy Jam wolny, ona ma zabita! Teraz ju mog pi bez przerwy. Jej krzyk mi rozszarpywa nerwy, Kiedy wracaem bez grosika. Jak krl szczliwy jestem wreszcie! Powietrze czyste, niebo pikne... Lato podobnym tchno wdzikiem, Gdym si zakocha w tej niewiecie!

eby ugasi ar pragnienia, Musiabym wypi wina tyle, Ile si zmieci w jej mogile, A to nie fraszka bez wtpienia! Zabiem on moj, potem Do mrocznej studni j wrzuciem, Gazami trupa przytroczyem, Gdy zdoam, to zapomn o tem! W imi czuego przyrzeczenia, e nas rozczy nic nie moe, By si pogodzi z ni, jak w porze Dni czarodziejskich upojenia, O schadzk on ubagaem Wieczorem na ulicy ciemnej. Przyszo szalone to stworzenie! Wszyscymy troch tknici szaem! Do urodziwa jeszcze bya, Cho ju zniszczona. Zbyt kochaem, Dlatego wanie powiedziaem: "Precz z tego ycia, moja mia!" Jaki mnie gupi pijaczyna Zrozumie? Czy kto myla o tem Wrd nocy chorej i samotnej, eby uczyni caun z wina? Hoota poda, otpiaa, Zimna jak elazne maszyny, Ani wrd lata, ni wrd zimy Nigdy mioci nie zaznaa. Z czarnymi oczarowaniami, Z orszakiem piekie i zazdroci, Z szczkiem acucha, z trzaskiem koci, Z flakonem jadu i z jej zami! Wic jestem wolny i samotny! Upij si do zatracenia! Obce wyrzuty mi sumienia! Na ziemi rzuc si wilgotn I bd spa jak pies bezdomny! By moe wz naadowany

mieciami albo kamieniami Lub wagon wcieky i ogromny Rozwali grzeszne moje czoo I moje ciao przepoowi, Ale ja na to gwid sobie, Kpi z Diaba i z Paskiego Stou!

Wino Samotnika Osobliwe spojrzenie zalotnicy modej, Co przelinie si ku nam niczym promie biay, Ktry przemienny ksiyc le wodzie omdlaej, Gdy chce w niej skpa swoj niedba urod; Ostatnia gar talarw w chciwych doniach graczy, Rozpustny pocaunek chudej Adeliny, Dwik muzyki dranicy, tkliwy, melodyjny, Brzmicy jak krzyk daleki blu i rozpaczy; Butlo gboka, wszystko razem to mniej warte Od zapachw, co w brzuchu podnym twym zawarte, Koj serce poety zawiedzione srogo; Napeniasz je modoci i nadziej cich, I skarbem wszelkiej tuszczy - niesychan pych, Co czyni nas podobnych zwycizcom i bogom!

Zniszczenie Miotajcy si cigle demon mnie okala I pynie wok, wiatru nieuchwytnym dreniem, Poykam go i czuj, jak puca mi spala I napenia je wiecznym, zbrodniczym pragnieniem. Niekiedy, mej mioci dla sztuki wiadomy, Przybiera ksztat kobiety, penej cudnych czarw, I podszeptem zwodniczym obudnik kryjomy Przyzwyczaja me usta do wstrtnych wywarw. I daleko ode mnie ju Boga renice! On wiedzie zamanego znueniem w granice, Gdzie nudw kraj si cignie pusty, niezbadany,

I rzuca w oczy moje, pene przeraenia, Splamione brudem szaty, ropice si rany I narzdzia skrwawione dzikiego zniszczenia.

Beatrycze W pustkowiu bez zieleni, spalonym, zwapniaym, Gdy natur pewnego razu oskaraem I gdy myl m na tej bez celu wczdze Ostrzyem w wolna sztylet o me wasne serce, Ujrzaem, jak w poudnia socu ku mej gowie Znia si wielka chmura ciemnoci gradowej, W ktrej si zaraliwe demony rozpary Niby jakie okrutne i ciekawskie kary, Co przyglday mi si chodem mym zdziwione, I jak przechodnie patrz w obkaca stron, Znaki sobie daway, oczami mrugay: "Obejrzyjcie do woli t karykatur, Ten cie, co naladuje Hamleta postur, Wzrok bdny, wos rozwiany, na nogach si sania, Jak patrze na hulak bez politowania, Ten ndznik, histrion bez zajcia, to zabawne, Przeto e zna swej roli sekrety wytrawne, Chce opiewajc do znudzenia swe cierpienie Bawi ory i wierszcze, kwiaty i strumienie, I nawet nam, autorom starej bazenady, Chce recytowa z rykiem publiczne tyrady?" Mgbym (pycha ma rwnie wysoka jak gry, Przewyszajca wycie demonw i chmury) Po prostu niepodleg m odwrci gow, Gdybym nie ujrza nagle w spronej trzodzie owej - Haba, e soce nie utono wrd mroku! Krlowej mego serca o niebiaskim wzroku, Co miejc si wraz z nimi z mej ciemnej zgryzoty Raz po raz rozdawaa im brudne pieszczoty.

Podr Na Cyter Mj duch jak ptak radosny kry ponad morzem, Omijajc swobodnie maszty - reje - sznury;

Okrt si nasz posuwa pod niebem bez chmury, Jak anio upojony socem i przestworzem. C to za wyspa smutna, czarna? - To Cytera Odrzek - kraj wsawiony w legendzie i pieni. Ktry stary kawaler o raju tym nie ni? Gdy z bliska si j widzi, szczera lito zbiera... Wyspo sodkich tajemnic, serdecznej ochoty, Klasycznej Afrodyty symbolu wspaniay, Nad twoimi wodami przez wieki si say Uroki, lejc w dusz mio i tsknoty! Wyspo zielonych mirtw, pl kwietnych i godw, Przez niezliczone ludzkie czczona pokolenia, Gdzie serc ludzkich westchnienia, korne uwielbienia Say si jak kadzido po rach ogrodw Wraz z dzikiego gobia gruchaniem wieczystym! Ta Cytera pustkowiem bya jeno dzikiem, Wrzaskliwie zakcanym ptakw ostrym krzykiem. Lecz cemy ujrzeli na lazurze czystym? Nie bya to witynia wrd gajw i wody, Dokd moda kapanka, kwieciem umajona, Szaby, tajnych poda ogniami trawiona, Rozchylajc sw szat na wiatru ochody; Otomy - okrajc z bliska skalny wyprysk I biaymi aglami poszc ptactwa chmur Ujrzeli szubienic! Ramiona ponure Trzy prc - na tle nieba czerniaa jak cyprys. Stada dzikiego ptactwa, akome zgnilizny, Rway wisielca szcztki dla uczty dostae Sprawne, nieczyste dzioby zanurzajc cae W krwawe zaktki owej boskiej podobizny; W miejsca oczu dwa doy, a z brzucha skazaca Zwisajce wntrznoci spyway na uda Za wszeteczne aroki, wietrzc smaku cuda, ciy go urgliwie dziobami w rzezaca. Doem si czer zazdrosna pieszych drapienikw Skomlc - wia: zadartych, spronych pyskw sia. Jedna bestia, najwiksza, zda si, rej wodzia Jakoby mistrz-oprawca wrd swych pomocnikw.

Synu Cytery - z bstw i dziadw moe dumny Samotny, niemy, niose krwawe pohabienie, Jak gdyby dawnych, niecnych kultw odkupienie I grzechu, co ci wzbroni pogrzebu i trumny. mieszny wisielcze, twj bl piecze moje rany! Czuem, widzc twe czonki owise od gara, Jakby mi si wymiotw fala do ust para Fala starych udrcze - ci nazbieranej; Wobec twego, biedaku, krwawego wspomnienia Poczuem wszystkie dzioby oraz wszystkie szczki Krukw i panter czarnych, zadajcych mki Jak niegdy - ciao moje drcych bez sumienia. - Niebo byo przeliczne, morze znw pono; Lecz dla mnie w czer wiat cay i w krew sta si zdobny I serce si jak w caun ciki i aobny, Spic si, w alegori ow owino. Na twej wyspie, Wenero, przed oczami wstao Ze godo - szubienica - i mj obraz nagi... Ach, Panie, wlej mi tyle siy i odwagi, Bym bez wstrtu mg patrze w swe serce i ciao!

Litanie Do Szatana Ty nad wszystkie anioy mdry i wspaniay, Boe, przez los zdradzony, pozbawiony chway, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! O Ty, Ksi wygnania, mimo wszelkie klski Niepokonany nigdy i zawsze zwyciski, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Guchych mrokw podziemia wszechwiedzcy krlu, Lekarzu dobrotliwy ludzkich trwg i blu, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry rzuci w pier nawet najlichszych ndzarzy Skr mioci, co Raju pragnieniem si arzy,

O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry mier zapodniwszy, sw oblubienic, Zrodzie z ni Nadziej, szalon wietrznic, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry w oku skazaca zapalasz bysk dumy, e patrzy z szubienicy wzgard w ludzkie tumy, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry znasz najtajniejsze ziemskich gbin cienie, Gdzie zazdrosny Bg drogie pochowa kamienie, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry wzrokiem swym jasnym przejrzae metale Od wiekw pice w guchym mrocznym arsenale, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry chronisz od mierci i zgubnego strachu Lunatykw bdzcych po krawdziach dachu, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry starym pijaka kociom niepoyt Gitko dajesz, gdy wpadnie pod koskie kopyto, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry czeka sabego, by mu uly mki, Nauczy proch wyrabia i da mu do rki, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry pitno wycisn, co hab naznacza, Na czole bezwstydnego chciwca i bogacza, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ktry sprawiasz, e kobiet upadych wzrok paa Uwielbieniem achmanw i chorego ciaa, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj!

Pochodnio mylicieli, kosturze wygnacw, Spowiedniku wisielcw i biednych skazacw, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Ojcze przybrany dzieci, ktrych Boga Ojca Gniew i mciwo wygnay z rajskiego Ogrojca, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj!

Modlitwa Do Szatana Chwaa Tobie, Szatanie, cze na wysokociach Nieba, gdzie krlowae, chwaa w gbokociach Pieka, gdzie zwyciony, trwasz w dumnym milczeniu! Uczy, niechaj ma dusza spocznie z tob w cieniu Drzewa Wiedzy, gdy swoje konary rozwinie, Jak sklepienie kocioa, ktry nie przeminie!

mier Kochankw Zapachw lekkich pene bd nasze oa. oa jak grb gbokie - a w rodku komnaty Bd dla nas w wazonach kwity dziwne kwiaty, Rozkwite pod janiejszym bkitem przestworza. Wrd mdlejcych upaw ich woni ostatnich Dwa nasze serca bd jako dwie pochodnie, Co odbij swe blaski szeroko i zgodnie W duchach naszych zczonych, tych zwierciadach bratnich. W mistyczny zmierzch, przez re i bkity senne, Niby kanie przecige, egnaniem brzemienne, Zamienimy jedynej byskawicy lnienie... A potem drzwi otworzy lekka do anioa. Co radosny i wierny do ycia powoa Zamcone zwierciada i martwe pomienie.

mier Ndzarzy

mier jest jedynym blaskiem w mrokach ycia kiru: To jedyny cel ycia, nadzieja, podpora, Pociecha i wzmocnienie - czara eliksiru, Ktra nam daje si i a do wieczora, To soce, co przez burz i niegi, i ndz Na czarnym widnokrgu promienicie wita; Jest to sawna gospoda, zapisana w Ksidze, Gdzie wszyscy bd jedli i pili do syta. To anio, ktry trzyma w doniach magnetycznych Potg snu i dary widze ekstatycznych I ktry ciele oa obdartym ebrakom Chwaa bogw, spiarnia mistyczna, soneczna, Sakwa ndzarza, jego ojczyzna odwieczna, I wrota ku nieznanym cichym niebios szlakom.

Marzenie Ciekawego Mw, czy ci smak boleci, jako mnie, jest znany? Czyli, jak mnie, dziwakiem og ci nazywa? Miaem umiera. By to w mej duszy zmieszany Przestrach z dz, jakowa bole osobliwa; Mka wesp z nadziej. Opr by zamany. Im bardziej dobiegaa klepsydra straszliwa, Bl przechodzi w ostrzejsze, rozkoszniejsze stany; Serce me ciao rwao wszelkie ze wiatem ogniwa. A byem na ksztat chciwej widowisk dzieciny, Co - jak wszelkiej zawady - nie cierpi kurtyny... A naga prawda byska licem lodowatym; mier mnie nie zadziwia; witanie zowieszcze Rozbyso wokoo: "Jak to? Wic ju koniec na tym?" Kurtyna podniesiona, ja - czekaem jeszcze...

Otcha Pascal mia otcha, ktra wci pyna za nim. Ach, wszystko jest otchani! dza - mara - sowo -

Czyn! Nieraz wos mi wstaje, gdy czuj lodow Boja, co mi przenika wskro z wiatru powitaniem. Na dole - w grze - wszdzie - tylko gbie ciemne Milczca czarna otcha, co m dusz trwoy! Na dnie mych ciemnych nocy mdry palec boy Maluje mi bez koca mary stuforemne. Lkam si snu jak dziecko wielkiej ciemnej dziury, Penej grozy - wiodcej w wiat nie wiedzie ktry; Z okien wci patrzy na mnie - twarz Nieskoczonoci. Duch mj nad przepastnymi drc gowy zawroty, Guchej niewiadomoci Nicestwa zazdroci! O, nigdy nie wyj poza Liczby i Istoty! A.L.

Romantyczny Zachd Soca Jake pikne jest soce, gdy si rozpomienia Rzucajc nam dzie dobry! Jak wybuch z ciemnoci - Szczliwy ten, kto moe pozdrowi w mioci Swj zachd promienniejszy nawet od marzenia! Wspomn!... Widziaem... kwiaty, rdo, an, w dolinie Omdleway jak serce drc pod jego okiem. - Prdzej, do horyzontu biegnijmy przed zmrokiem, By schwyta jeszcze skony promie, zanim zginie. Ale znikajcego prno cigam Boga; Cesarstwo swe popiesznie roztacza Noc sroga, Czarna, mokra, febryczna, pena grozy guchej; Wo grobw pynie poprzez ciemno, a przy bagnie Moja dreszczem przejta noga miady nagle Zimne limaki i niespodziane ropuchy.

Lola De Valence Pord tylu piknoci wiru stoecznego Rozumiem, przyjaciele, e si serca wa; Jednak w Loli de Valence niebiosa nas darz

Czarem dziwnym klejnotu rowo-czarnego.

Skargi Jakiego Ikara Cni kochankowie prostytutek Szczsny to, rzewy, syty chr! Ja - iem drga w objciach chmur Mam zbity grzbiet i guchy smutek, Dziki to ogniom, ktre, drc, W niebios bezdeniach skrz si, arz, Mym spiekym oczom wci si marz Jeno wspomnienia jakich soc. Na prnom chcia rd nieskoczenia Dotrze, gdzie rodek, kres lub dno; Skrzyda mi gn si, ami, rw Pod okiem jakim, co spomienia. Mioci pikna strawion w proch, Nie zaznam nawet czci tej taniej, Aby da imi swe otchani, W ktrej grobowy znajd loch.

Gos Kolebka moja staa gdzie u drzwi biblioteki: Babelu, gdzie ba, romans - rd mdrych ksig ogromu Mieszay si, a z nimi w pyle Rzymiany, Greki; Ja sam nie byem wyszy od porzdnego tomu. I syszaem dwa gosy. Stanowczy a ukadny Szepta jeden: "Ta ziemia - to wyrb cukierniczy; Mog(wwczas w rozkoszy nie spotkasz tamy adnej) Da ci apetyt rwny powabom tych sodyczy." A Drugi: "O, pjd ze mn bdzi po marze drogach, Za krace moebnoci, w dal poza wiaty znane!" Gos ten piewa jak wicher szumicy po rozogach, Jak widmo nieokrelone, nie wiedzie skd przywiane, Co sodko pieci ucho, a jednak trwoy sob. "Jam gotw, gosie luby!" - rzekem i od tej pory Czuj to, co - niestety! - mona zwa m chorob, Fatalnoci mych losw. Odtd poza pozory Ogromu wszechstworzenia, w czarnej otchani gbi,

Ja, ofiara drczona przez jasnowidztwa harpie, Odrniam tysic dziwnych wiatw, co si w mgle kbi, I wlok z sob mij, ktra mi stopy szarpie, I podobny prorokom, jak ongi ci tuacze, Ukochaem tak czule gb morsk i pustyni; mieje si rd aoby, przy ucztach wietnych pacz I znajduj smak zdrowy w najbardziej gorzkim winie; Czsto spenione fakta uwaam za zudzenia Lub okiem ton w niebie, gdy spod stp si wali. Lecz gos szepce z pociech: "Zachowaj twe marzenia; Pikno snw szaleczych mdrcy nie zaznali!"

Podr 6 Ach, kt o najwaniejszej rzeczy zapomina? Bez szukania widzielimy wszdzie wokoo, Gdzie tylko si unosi fatalna drabina Niemiertelnego grzechu posta nieweso. Kobieta - niewolnica - ndzna, dumna, gupia, Bez wstrtu kochajca si w swoim uroku, M jej, tyran-zwierz, ktry chciwie er swj skupia, Niewolnik niewolnicy - i strumie w rynsztoku. Kat, ktry si weseli; ofiara, co jczy; wito, co krew rozlan nasyca pachnidem; Tyrania, co swym jadem nerwy krlw drczy Lud bezmylnie chodzcy pod biczw wdzidem. Rozmaite religie do naszej podobne, A wszystkie prowadzce do niebiosw. wici, Co, jak zbytniki w oa wchodzcy ozdobne, Stoj, rozpust gwodzi mczeskich opici. I ludzko gadatliwa, geniuszem pijana, Skazana po dawnemu na bd i szalestwo, Woajca w agonii swej do Boga-Pana: - O, mj blini, mj Panie, rzucam ci przeklestwo. I najmdrsi - odwani kochankowie szau, Uciekajcy od tych gupich stad - w otchanie Opium, nieskoczonego rda ideau: - Oto wiata caego wieczne sprawozdanie.

7 Gorzka wiedza, jak si wyciga z podry! wiat monotonny, may jak dzisiaj tak wprzdy, Jutro - wiecznie - jednaki obraz nam powtrzy: Jest to oaza zgrozy na pustyni nudy! Czy odpyn, czy zosta? Zosta, jeli w stanie, Py, gdy czas. Ten wic biegnie, tamten si ukrywa, By aobnego wroga omyli czuwanie, By zmyli Czas. Lecz on jest, on stoi, on wzywa. Tych, co jako yd tuacz albo apostoy Bdz; dla ktrych nie do ziemi ani morza, By uciec std. S inni - o duszy wesoej Co umiej go zabi, nie rzucajc noa. Gdy na koniec sw nog stanie nam na karkach, Woajmy wtedy: "Naprzd!", penym szczcia gosem, Jak do Chin kiedy w drobnych pynlimy barkach, Z okiem utkwionym w niebo i rozwianym wosem, Tak popyniemy teraz na ocean Mrokw I z radoci modzieca w pierwszych dniach podry Usyszym czarodziejskie gosy rd obokw, piewajce: "O, pjdcie wy do nas, wy ktrzy Jestecie lotosowych owocw spragnieni! Bo tu ich wiekuiste niwo trwa przecudnie; Tutaj czeka was kpiel tczowych promieni, Bo tu lni na lazurach wiecznie popoudnie." Poznajem drogie widma z ich pieni yczliwej, Pylady ku nam rce wycigaj z dali! "Py do swojej Elektry, gdy chcesz by szczliwy!" Mwi nam ta, ktrmy niegdy caowali.

8 O mierci, kapitanie, czas! Zakocz nasz lament Ten wit nas nudzi. Chcemy pi Nieskoczono! Jeli niebo i ziemia - czarne jak atrament,

Nasze serca - ty znasz je - pene s wiatoci. Pokrzep swoj trucizn nasz dusz biedn My chcemy - tak nam ponie mzg od ognia twego, I w otcha - Pieka? Nieba? To nam wszystko jedno, Byle tam, w Niewiadomej, znale co nowego! A.L.