,m34. warszawa, d. 25 sierpnia 1889 r. tom...

16
.,M34. Warszawa, d. 25 Sierpnia 1889 r. Tom VIII . TYGODNIK POPULARNY, NAUKOM PRZYRODNICZYM. NOWE ELEKTRODYNAMICZNE. Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Upload: ngodieu

Post on 28-Feb-2019

215 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

.,M34. Warszawa, d. 25 Sierpnia 1889 r. Tom VIII .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

NOWE DOŚWIADCZENIA ELEKTRODYNAMICZNE.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

534: WSZECHŚWIAT. Nr 34. ----------------------------------------------------------

NOWE DOŚWIADCZEN!A

ELEKTRODYNAMICZNE.

Pod nazwą elektrodynamiki obejmują się, jak wiadomo, działania prądów na prądy, ujawniające się we wzajemnych ich przycią­ganiach, oJpychaniach oraz obrotach je­dnych prądów dokoła drugich. Zjawiska te odkryte zostały przez Amperea w roku 1820, wkrótce po zasadniczero doświadcze­niu Oerstedta, tyczącero się odchylenia igiełki magnesowej pod wpływem prądu. W bistoryi nauki badania Amperea pamię­tne są stąd, że znakomity ten fizyk nietylko wykrył objawy elektrodynamiczne ale nad­to w· kr.ótkim czasie cały ten ustęp nauki wykończył zupełnie, zarówno pod wzglę­dem doświadczalnym, obmyśliwszy wytwor­ne przyrządy dla ich wykazania, jak i ze stanowiska teoretycznego, ująwszy je w for mułę ogólną, która pozwala oznaczyć zgó­ry sposób działania prądów, przebiegają­

cych po drutach jakiejkolwiek postaci, oraz ocenić wielkość tego działania; formuła ta obejmuje nadto wzajemne na siebie działa­nia oddzielnych części jednego i tegoż sa­mego prądu.

Za czasów wszakże Amperea nieznane były' jeszcze prądy indukcyjne, to jest prą­dy wzbudzane w drutach przez wpływ prą­dów przebiegających po drutach sąsiednich, prądy te bowiem wykryte zostały dopiero w dziesięć lat później przez innego gieni­jalnego fizyka, Faradaya; pozostawało tedy zakres objawów elektrodynamicznych I'OS·

przestrzenić i do prądów indukcyjnych, to jest wy kazać wzajemne działania d w u prą­dów, z których drugi wzbudzany jest przez prąu pierwszy. K westyja ta wszakże dłu­

go leżała odłogiem, gdyż zajął się nią do­piero w roku 1884 prof. Elihu Thomson, ze Stanów Zjednoczonych, a w ciągu lat kilku ballania te t·ozwinął i przeprowadził szereg doświadczeń, które na obecnej wystawie po­wszechDElj w Paryżu zwracają uwagę fizy· ków, a wśród ogółu wzbudzają zaciekawie­nie zupełnie usprawiedliwione, jak to czy­telnik oceni z ich opisu, który tu podajemy,

wraz z t·ysunkami, według artykułu p. Ho­spitalier w piśmie "La Nature".

Za podstawę do doświadczeń prof. Thom­sona służy elektromagnes, wzbudzany przez prądy przemienne. Walec żelazny, otoczo· ny zwojem drutu, po którym przebiegają prądy, staje się magnesem; gdy więc prądy te są przemienne, to jest pt•zebiegają na· przemian wjednę i drugą stronę, walec że­lazny magnesuje się peryjodycznie, naprze· mian w jednym i drugim kierunku, a ma­gnetyzm jego ulega szybkiemu wzmaganiu i słabnięciu, rospoczyna się od zera, wzra· sta, przechodzi przez maximum, słabnie,

wraca do zera, zmienia znak i przechodzi znów przez też same fazy, ale w kierunku odwrotnym. Przy pomocy zaś odpowie· dnich machin, wytwarzających prądy prze­mienne, przebieg ten magnetyzmu zmieniać może znak bardzo szybko, d wieści e do trzy­stu razy na sekundę, co w sąsiednim prze­wodniku wzbudza bardzo silne prądy in­dukcyjne.

Jeżeli więc naprzeciwko takiego walca żelaznego umieścimy pierścień miedziany (fig. 1), którego płaszczyzna jest równoległą do zwojów drutu, otaczających walec, to prądy zmienne, przebiegające te zwoje, wzbudzają w pierścieniu silne prądy induk­cyjne; wskutek tych prądów pierścień roz­grzewa się tak znacznie, że po kilku minu­tach nie może już być trzymany w ręce.­Prądy indukcyjne, podobnie jak i wzbudza­jące je prądy pierwotne, przebiegają tu na­przemian wjednę i drugą stronę, a bliższy

ich rozbiór wskazuje łatwo, że z powodu symetryi tych objawów suma wzajemnych przyciągań, byłaby równą sumie odpychań tych prądów, nie mogłoby się zatem ujaw­nić ani przyciąganie ani odpychanie. Wrze­czywistości jednak zachodzi tu zakłócenie tej symetryi wskutek objawów drugorzę­

dnych, mianowicie wskutek działania zwa­nego indukcyją własną czyli self-indukcyją. Prąd wzbudzony w obwodzie wtórnym na­potyka jakby opór w swem ustalaniu się, a stąd zrywa się symetryja i suma przycią­gań jest mniejszą od sumy odpychań. Od­pychanie staje się górującero i wystarcza wtedy do zrównoważenia siły ciężkości, a pierścień utrzymuje się zawieszony.m w przestrzeni. Odpychanie to jest tak sJl ·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 535

nem, ż«:l niepodobna położyć pierścienia lub krążka miedzianego na walcu żelaznym lub na konsoli, która walec ten ukrywa i którą widzimy na fig. 3. Pierścień taki i krążek, umieszczone na płycie górnej tej konsoli, opierają się temu energicznie i odbiegają

w kierunku stycznym.

Ciekawszą jeszcze odmianę tego doświad­czenia wskazuje fig. 2; jeżeli pierścień mie­dziany zsuwamy na walec żelazny, magne­sowany przez prądy zmienne, aż do środka jego długości, wtedy pierścień ten, skoro go z rąk wypuścimy, podskakuje pionowo i wznosi się aż do 40 centymetrów ponad walec żelazny.

Doświadczenia te wykazują jedynie od­pychania elektt·odynamiczne; jeżeli jednak usuniemy symetryją pola magnetycznego, wywołać też można i obroty. Do tego celu wystarcza umieszczenie na walcu żelaznym półhążka miedzianego, który go w poło­wie zakrywa. Prądy indukcyjne, w mie­dzianej tej płycie wzbudzone, działają jak istotne przegrody magnetyczne, które w oko­licy ponad płytą przypadającej usuwają

prawie zupełnie działanie sił magnetycz· nych. Skoro więc ponad walcem żelaznym, w okolicy, gdzie peryjodyczne pole magne­tyczne zostało w części przytłumione, umie­ścimy krążek miedziany osadzony na osi (fig. 4), krązek ten, odpychany z jednej strony, pochyla się i wprawia w szybki obrót około osi pionowej. Podobny obrót otrzymać też można zapomocą przyrządu

indukcyjnego, posiadającego walec mniej­szy (fig. 5), na którym opiera się połowa

tylko krążka; dla wywołania dyssymetryi pola magnetycznego i tu jednak potrzeba przegrody czyli ekranu, a obrót dokonywa się zawsze ku tej przegrodzie.

W spółczesny objaw odpychania i obrotu otrzymać można zapomocą wydrążonej kuli miedzianej, umieszczonej w naczyniu na­pełnionem do pewnej wysokości wodą (fig. 3). Kula ulega odepchnięciu i przyjmuje za­razem szybki ruch obrotowy, dający się

znów wyjaśnić na zasadzie prądów induk­cyjnych.

Taż sama kula miedziana, umieszczona n~ konsoli (fig. 6), wykonywa na jej pokry­WJe najrozmaitsze ruchy, obraca się, zatrzy-

muje i przesuwa; rozmaitość zaś tych ru­chów polega na położeniu ekranu, który jest pod pokrywą ukryty, oraz na umiesz­czeniu płaszczyzny, na której kula wiruje. Aby otrzymać obrót kuli na miejscu, umie­ścić ją można na prostokącie miedzianym (fig. 7), stanowiącym ekran i posiadającym drobne zagłębienie formy kulistej; w zagłę­bieniu tern osadza się część dolną kuli, a gdy odpychania nie są dosyć energiczne, kula z niego wydobyć się nie może.

Szczególniej zaś ciekawero jest doświad­czenie, wskazane na fig. 8, które u widoczni a w sposób uderzający zarazem zjawiska od­pychania i indukcyi. Pierścień (fig. l) za­stąpiony tu jest przez mały zwój obrączko­wy drutu oprzędzonego jedwabiem, którego końce połączone są z włóknami czyli wę­gielkami lampki elektrycznej. Zwój wraz z lampką znajduje się w naczyniu napełnio­nem wodą i umieszczanem na konsoli za­wierającej elektromagnes. Skoro przez zwo­je elektromagnesu przesyłamy prądy prze­mienne, lampka rozżarza się natychmiast, a zarazem, pod wpływem odpychań elektro­dynamicznych wznosi się w górę i wynurza się do tyla, że odpychanie elektrodynamicz­ne wraz z ciśnieniem hydrostatycznem ró­wnoważy się z ciężarem lampy i zwoju. Lampka ta, rozżarzająca się w wodzie i bez żadnego widocznego połączenia z zewnętrz­nem źródłem elektryczności, uwidocznia w sposób bardzo piękny objawy indukcyi i wykazuje wyraźnie, że działania te wy­wierać się mogą nawskt·oś najrozmaitszych przegród. T. R.

Z wycieczki wakacyjnej.

II.

Wystawa powszechna i kongresy paryskie. - Sto­

warzyszenie francuskie popierania nauki. - Mową.

prof. Lacaze·Duthiersa "o metodzie w zoologii".­

Linneusz, Cuvier i Lamarck. - Metoda doświad·

czalna. - Kongres międzynarodowy higijeny i de·

mogr3fii. - Mowa prof. Brouardela. - Bigijena

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

536 WSZECIIŚWIAT. Nr 34. ~-------------------------------------------

a środki materyjalne. - Choroby zakaźne. -

Ospa. - .Alkoholizm. - Sekcyje kongresu higije·

nicznego.

Wystawa powszechna paryska jest uro­czysteru świętem międzynarodowem nie­tylko dla sztuki i przemysłu, lecz i dla nau· ki w najobszerniejszym zak1·esie. Przyczy­niają się do tego głównie liczne kongresy naukowe, które dla żądnego wiedzy i nowin naukowych przedstawiają nieprzebrany ma· teryjał.

W listach tych chciałbym ze stanowiska informacyjno-naukowego podzielić się z czy­telnikami Wszechświata naj ważniejszemi przynajmniej danemi, które przy mniej lub więcej skrzętnem poszukiwaniu można na wystawie zaczerpnąć. Lecz na samym po­czątku już niemałą napotykam trudność

z powodu ogromu materyjału, jaki ciśnie

mi się pod pióro. Z drugiej strony trzeba­by kilka conajmniej miesięcy spędzić w Pa­ryżu, chcąc zawsze materyjał z pierwszej czerpać ręki. Te względy starczą mi chy­ba w oczach czytelnika za usprawiedliwie­nie, jeżeli w dalszym ciągu nie zdołam uni­knąć pewnej chaotyczności w opisie i po­siłkować się będę w części specyjalniejsze­mi opisami, które pomieszczają. pisma po­pularno-naukowe francuskie. Niemałą -z góry to zaznaczam - pomocą będą mi sprawozdania "Revue Scientifique".

Po krótkim tym wstępie przechodzę .... nie do wystawy samej, lecz przedewszyst­kiem do zanotowania kilku słów o stowa· rzyszeniu francuskiero dla popierania nauki, poczem obszerniej zatrzymam się nad spra­wozdaniem z zamkniętego właśnie przed kilku dniami kongresu higijenicznego, któ­ry należy bezwątpienia do najbardziej udatnych i najbardziej w treść obfitujących.

W roku 1871 dzięki szczęśliwej inicyja­tywie zmarłego przed laty kilku znakomi­tego chemika, Wurtza, zawiązało się w Pa­ryżu stowarzyszenie (Association fl'an2aise pour l'avancement des sciences), którego celem było pobudzanie do pracy naukowej ludzi w najrozmaitszych zakątkach ziemi francuskiej. "Odszukiwać będziemy- oto słowa W urtza - skromnych uczonych zbyt

oddalonych od centrów nauki dla znoszenia nam owoców swych badań; wciągać będzie­my do prądu naukowego najbardziej boja­źliwych i w ten sposób w oczach świata ca­łego postaramy się podnieść sławę naszego ukochanego kraju".

W poczet członków stowarzyszenia zapi­sały się najpoważniejsze nazwiska nauko­we, za niemi poszły całe szeregi nazwisk ludzi najrozmaitszych zawodów, co pozwo­liło stowarzyszeniu coraz więcej rosszerzać zakres swej działalności. Obecnie majątek stowarzyszenia wynosi przeszło 800 tysięcy franków, a z pieniędzy tych wydawane by­wają zapomogi na badania naukowe naj­rozmaitszej treści, na stypendyja, na wyda­wanie książek, na zakupowanie tychże i t. d. Najpoważniejszą rubrykę stanowią tu bada­nia przyrodnicze.

Corocznie w cot·az to innem miejscu Francyi lub w jej posiadłościach zaeuro­pejskich (przeważnie w Algierze) odbywa się zjazd członków stowarzyszenia, praw­dziwy kongres naukowy, który ilością prac i rospraw przedstaw i onych dorównywa, a nawet przewyższa zjazdy specyjalne. W tym roku oczywiście zjazd ten odbywa się w Paryżu. Dnia 8 Sierpnia otwarty on został odczytem wygłoszonym przez obec· nego prezesa stowarzyszenia, słynnego zoo­loga p. Lacaze · buthiersa, który w arcy­zajmujący sposób mówił "o metodzie w zoo­logii".

W wykładzie swym Lacaze-Duthiers ros· poczyna od kreślenia zasług dla nauki zoo­logii położonych przez Linneusza i Cu­viera 1).

Linneusz, umysł ścisły, metodyczny, na· dewszystko klasyfikujący, wniósł porządek

i jasność do najdrobniejszych szczegółów w twot·ach natury, a przez zaprowadzenie języka łatwego i dokładnego wpływ je­go stał się tak przeważającym, że Haller uskarżał się z powodu tyranii linneuszow· ski ej.

Jeśli reforma języka naukowego zalecona

1) Zarówno tu jak i w dalszym ci!!gu cytować będ~: ust~:py z mów, odczytów i sprawozdań, b11dź w dosłowuero tłumaczeniu, bą,dź w streszczeniu.

M.Fl.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 537

przez Linneusza tak wszechwładnie zapa­now-ała, to pochodzi to stąd, że odpowiada­ła ona potrzebie chwili. W owym czasie bowiem był zwyczaj oznaczania tworów na­tury zapomocą zdań lub nazw ukształtowa­nych przez połączenie charakteryetycznych własności tychZe. Było to obarczaniem pamięci. Nazwę zwierzęcia lub rośliny spro­wadził Linneuaz do dwu wyrazów- imie­nia i nazwiska, - które okt-eślały wszyst­ko, niewprowadzając do klaayfikacyi ża­dnego zamętu. Nic przeto dziwnego, że

w ten sposób mógł się o nim odezwać poeta:

"Tu vins, l'ordre parutl une vive !umiera Rejaillit tout a coup sur la natura entiere".

Zjawienie się Cuviera oznacza olbrzy-mią reformę w pojmowaniu zoologii jako nauki.

Zoologów jedynie klasyfikujących, zajmu­jących się wyłącznie zewnętrzneroi kształ­

tami zwierząt, porównywano często z taki­mi biblijofilami, którzy biblijoteki swe po­rządkują według opraw i grzbietów ksią­żek, niewglądając w ich treść. W pewnym stopniu porównanie to bynajmniej nie jest nieścisłe.

Otóz wielką było zasługą Cuviet·a zro.· zumienie, ze dla prawdziwego poznania istot żyjących nie wystarczają nazwa i cha­rakterystyka zewnętrzna, lecz że koniecz­nem jest jeszcze poznanie wewnętrzne. W ten sposób wprowadzoną została :majo­mość anatomii do hiatoryi naturalnej zwie­rząt.... Cuvier wielu miał przeciwników i krytyków, lecz i dziś jeszcze najzaciętsi jego przeciwnicy stą.paj!!o po drodze wska­zanej przez niego.

Któż bowiem poczytałby za przestępstwo Bichatowi, wielkiemu Bichatowi, twórcy anatomii ogólnej, że o własnościach elemen­tów tkankowych sądził on nie tak, jak się to czyni obecnie? Czyż ałuaznem byłoby

robić mu z tego powodu zarzut akot·o che­mija histologiczna, technika, jak ją obe­cnie nazywamy, nie istniała jeszcze, a mi­kroakopija znajdowała się zaledwie w ko­lebce. Cóż z tego, że Cuvier ząchowywał się

nieprzyjaźnie wobec tej lub innej myśli ogólnej? Toż właśnie zastosowaniom badań

anatomicznych całkowicie powatanie swe zawdzięcza paleontologija, nauka zrodzona pt·zed wiekiem, a ugruntowana naukowo dzięki badaniom Cuviera nad szkieletami kopalnem i.

Zarzucają Cuvierowi zdanie jego: "teory­j e przemijają, fakty pozostają" oraz upór, z jakim się zachowywał wobec upowszech­niania pewnych idei teoretycznych. Lecz czyż jeden choćby jest umysł gienijalny na świecie, któryby nie posiadał swych słabo­stek? Buffon naprzykład, toż on przecie wygłosił to osobliwe zdanie, że, co się tyczy klaayfikacyi, wystarcza dla nas wazelki po· rządek, w jakim zwierzęta nam się przed­stawiają; że zatem najzupełniej jest natu­ralnem umieścić psa za koniem, gdyż pies ma zwyczaj biegania za koniem. Piaał zaś

to Buffon w epoce, w której najzawilszy chaos w naukach przyrodniczych wzywał

ze wszystkich stron do reformy. A jednak­że, czyż obniża to w ozemkolwiek zasługi Buffona, czyż odejmuje choć trochę blasku jego pięknym myślom?

Nie obserwujmy nigdy wielkich ludzi w świetle ich słabych stron. Starajmy się widzieć w nich to tylko, co posiadają pię­

knego i dobrego. A w takim razie nie omie­szkamy i dla Cuviera wyrazić największe· go naszego podziwu.

W dalszym ciągu zaznaczyć wypada zja­wienie się i wpływ Geoffroy Saint-Hilairea i Lamareka oraz ugruntowanie poglądów Cuviera skutkiem rozległych badań paleon­tologów. W ten sposób dochodzimy w hi· storyi zoologii do drugiej połowy naszego stulecia, do chwili kiedy nowe światło rzu­cają. na źywą przyrodę wiekopomne prace Karola Darwina (1858).

Dalecy od epoki linneuazowskiej, w któ­rej forma zewnętrzna była wszyatkiem; da­lecy od epoki Cuviera, kiedy obok cech zewnętrznych zoolog kierował się tylko jeszcze badaniem anatomicznem; staramy się przy pomocy praw, tak szczęśliwie skre­ślonych przez Darwina, wyjaśnić istnienie rozmaitych form przedstawiających się

oczom naszym. A praw a te tak są pl·zeko­nywające, tak pociągające i prawdziwe. Któż może zaprzeczyć istnieniu walki o ży­cie? Czyż nie napotykamy jej wszędzie

w przyrodzie? A dobór? Jakże nie po-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

538 WSZECHaWIAT. Nr 34. ----------------------------------------------------------------~~

dziwiać jego skutków? Lecz jednocześnie,

dodaje Lacaze-Duthiers, dlaczegóż przesa­dzać jego doniosłość?

Jakiegokol wiek jest się poglądu na "pra­wa rządzące przyrodą., nie można nie stwierdzić olbrzymiego wpływu na nasze pojęcia, który był skutkiem bodźca dane­go przez wielkiego przyrodnika angiel­skiego.

Lecz bywają, jak powiedział Claparede, enfants terribles transformizmu, którym bardziej zależy na uczynieniu rozgłosu swe­mu nazwisku, aniżeli na odkrywaniu praw­dy. Należy ich dobrze odróżnić od su­miennych uczonych, którzy przez długie,

drobnostkowe i uciążliwe badania starają

się stwierdzać fakty dla wyprowadzenia z nich wniosków, któreby mogły poprzeć

ich teóryje. Ci ostatni drogą pewną stą­

pają przyczyniając się do postępu wiedzy, tamci zaś niejednokrotnie wiedzy ujmę

czynią.

Jedyną. rzeczą., która skutecznie oprzeć

się może przesadzie i nieuzasadnionemu en­tuzyjazmowi, jest doświadczenie, które w naszych czasach rosstrzyga sporne spra· wy, tak jak w okresach ubiegłych rosatrzy­gały je reformy, o których wyżej wspo­mniano.

Jeśli Darwin odniósł zwycięstwo wspa­niałe i najzupełniej słuszne, to natomiast zupełnie inaczej było z Lamarckiem, które­go poglądy teoretyczne przez długi czas były zapomniane, a który jednakże więcej niż pół wieku wcześniej wygłaszał te same zdania o zmienności gatunku. Działo się

to głównie z tego powodu, że umysły zoolo­gów podówczas nie były jeszcze dostatecz­nie przygotowane, a także dlatego, że La­marek nie miał szczęścia ujęcia swych po­glądów w formę jasną. i scisłą.

Ażeby idee refo1·matora zostały pl'zyjęte, trzeba na to, ażeby wyl'ażone one zostały w formie olśniewającej swą wyrazistością

i dokładnością, trzeba ażeby po1·ywały swą mocą przekonywającą.

Oto przed nami Darwin, ukazujący nam walkę wszędzie i w każdej ch wili, walkę

prowadżącą. do wyboru i utrwalenia gatun­ku zwycięscy. Idea ta porywa, gdyż jest prawdziwą i jasno wypowiedzianą.

Oto przed nami Cuvier, który z odłam­kiem kości w ręku odtwarza nam całe zwie­rzę zaginione! To przemawia do umysłów mas; a gdy uczony ten jeszcze wypowiada zasadę, że w organizmie, podobnie jak w ró­wnaniu, każda część niewiadoma wyprowa­dza się z reszty,-wówczas wzbudza on po­dziw całego pokolenia.

Oto wreszcie Linneusz, zjawiający się w chwili, gdy wiedza stara się uwolnić

z więzów prawdziwego galimatyjasu w no­menklatm·ze i który, znalazłszy w tern po­łożeniu właściwy wyraz, staje się, jak po­wiedzieliśmy, tyranem historyi naturalnej. Czyż mogło to samo byó z Lamarckiem?

Oczywiście nie. Bezwątpienia znajdujemy u Lamareka teoryją tL·ansformizmu całko­

wicie wyłożoną a nawet doprowadzoną. do najskrajniejszych granic i pod tym wzglę­dem obecnie wszyscy oddają mu zupełną sprawiedliwość; lecz jakkolwiek był on po­przednikiem Darwina i twórcą transformiz­mu, to jednak:ze abstrakcyjna forma, w ja­ką przyoblekł swe poglądy, dowody nieraz naiwne, jakie przytaczał na poparcie swych rozumowań, były przyczyną jego niepowo­dzenia w epoce, w której, nie zapominajmy, entuzyjazm i u waga skierowane były w in· ną stronę. Zresztą. obok swych pięknych prac zoologicznych Lamarek odda wał się jeszcze badaniom innego rodzaju, które ścią­gnęły na niego surową krytykę.

Z wysokości wyniosłego mieszkania, pod­czas długich godzin rozmyślania wpatrywał się on w płynące ponad nim obłoki i do­szedł do twierdzenia, że po dostatecznych studyjach nad atmosferą. możnaby dojść do przewidywania pogody. Uważano go wsku· tek tego za marzyciela. Lecz czyż obecnie, gdy meteorologija tak znaczne oddaje usłu­gi, znajdzie się ktoś, kto zgani Lamareka za jego przewidywania i nadzieje?

Właściwem jest wielkim umysłom zajmo­wanie się sprawami najrozmaitszemi, ros­szerzanie swych poglądów na naj rozmaitsze działy wiedzy. Czyż mamy prawo ganić bijologa za to, że go zajmują zjawiska fizy­czne atmosfery? Wielki fizyk Ampere gor­liwie pracował nad jednością planu układu anatomicznego i zapewne niewielu jego uczniom wiadomo, że pisał on o tern bardzo dużo. Wielki poeta Goethe zajmował si~

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 539

sprawą przeobrażeń rozmaitych części ro­ślin, walką Geoffroy Sainte-Hilairea z Cu­vierem, anatomiją zwiet·ząt, kością między­

szczękową. Sam on opowiada o jednym ze swych przyjaciół, który poznawszy jego pracę o metamorfozie roślin, oczywiście

z tytułu tylko, napisał do niego: "Nareszcie powróciłeś do poezyi, winszuję, jestto szczę­ście i dla ciebie i dla poezyi". Poczci wy przyjaciel myślał, że badanie nad meta­morfozą roślin było poematem, a tymcza­sem chodziło tu o rzecz treści czysto bota­nicznej.

Po obronie Lamareka Lacaze- Duthiers przechodzi do ostatnićj epoki w historyi badań zoologicznych i kreśli wpływ, jaki na rozwój wiedzy ma pierwiastek doświad­czalny. Tu korzysta ze sposobności, ażeby przytoczyć kilka przykładów z najnow­szych na tern polu badań, w których ekspe­rymentatorowie, niezadawalając się opi­sem zwierzęcia, stwarzają dlań warunki sztuczne, pilnie obserwującjego życie i zwy­czaje, badają sposób rozmnażania się i roz­woju, zestawiają obserwacyje poczynione na szeregu zwierząt mniej lub więcej po­krewnych i stąd snują wnioski najwspa­nialsze zarówno o calem państwie zwie­rzęcem, jak i o najdrobniejszych jego przed· stawicielach.

Z całego szeregu prac, jakie w ciągu dni kilku mają. być przedstawione na posiedze­niach zjazdu członków stowarzyszenia w tej chwili trudno mi dać sprawozdanie choćby najogólniejsze. Przechodzę tedy do kon­gresu międzynarodowego bigijeny i demo· grafii, który pracował w Paryżu przez ty­dzień cały od 4 do 11 Sierpnia.

Jestto siódmy z kolei międzynarodowy kongres higijeniczny. Pierwszy odbył się w Brukaelli w roku 1852; po nim drugi na· stąpił dopiero w r. 1878 podczas poprze­dniej wystawy powszechnej w Paryżu. Dal­sze odbywały się w TUt·ynie, w Genewie (l88ż), Hadze (1884) i Wiedniu (1884). Po obecnym paryskim, w którym udział przyjmowało do 700 członków, przedsta­wicieli 26 krajów europejskich, amery­kańskich i Egiptu, następny, jak postano· wiono, ma się odbyć w roku 1891 w Lon­dynie.

Liczbą delegacyj rozmaitych, wspaniało­ścią urządzenia oraz obfitością przedstawio­nych prac kongres ten bardziej niż inne był imponujący.

Prezesem kongl'esu był dziekan tutejsze­go fakultetu lekarakiego, pl'ofesor Bl'ouar­del, z którego mowy wstępnej wyjmuję kil­ka nstępów ciekawszych.

W prowadzenie w czyn urządzeń zdt·owo­tnych napotyka zawsze na trudności mate­ryjalne. Dla zasenizowania domu lub mia­sta trzeba wykonać pewne, nieraz trudne, roboty; dla ochrony przed chorobą przeno­śną trzeba opóźnić wyładowanie okt-ętu; dla zakazania sprzedaży śt·odków spożywczych szkodliwych dla zdt·owia trzeba oprzeć się interesom pewnych warstw społecznych;­a w każdym z tych wypadków interesowani zawsze, w pewnej przynajmniej części, znaj­dują posłuch w publiczności, która zresztą.

nie zawsze jest przygotowana do należytćj oceny śt·odków higijenicznych. Ci, którzy nie stają. się ofiarami cholery, żółtej febry lub gorączki zakaźnej; ci, którzy nie są. za­truwani fałszowaneroi produktami spożyw­czemi, czyż podnoszą kiedykol wiek głos

skargi? Człowiek, który uniknął niebespie­czeństwa, pozostaje niemym; ofiary tylko lub ci, którzy mniemają, że są. ofiarami, pra­gną zadośćuczynienia swym żądaniom. Oto jedna z przyczyn zbyt powolnego wprowa­dzania do życia codziennego urządzeń zdro · wotnych.

Co się tyczy chot·ób egzotycznych, może· my zawsze ochronić kraj od klęsk, jakie po· ciąga za sobą wkroczenie żółtej febry lub zarazy. Wiemy, że śt·odki nasze nie za­wszę są nieomylne; lecz jeśli zdrada służą­cego w lazarecie kosztowała w 1884-85 r. Hiszpaniją 200000 mieszkańców, czyż ma­my prawo powiedzieć, że cały system ochro­ny nic nie wart? Dlatego, że forteca, uwa­żana za niezdobytą, mogła być wydana nie· przyjacielowi, czyż mamy zgładzić wszyst­kie fortece? Jednakże bądźcobądź sprawy higijenicz­

ne znajdują się w związku ze sprawami handlowemi. Gdy epidemija wkracza do do kraju, tranzakcyje handlowe ustają;

skutkiem tego jest nędza, a ta ostatnia znów zradza choroby. Higijena nie powinna za· pominać o sprawach handlowych; gdy te

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

540 WSZECHŚWIAT. Nr 34.

ostatnie prosperują, korzysta na tern zdro­wie publiczne.

Dla oaięgnięcia skutecznej ochrony przed chorobami zakaźneroi broniono z wielką

gorliwością dwu zasad, których apostołowie jednakowo byli o słuszności swej przekona· ni. Jedni, śladem znakomitego mistrza szkoły monachijskiej, Pettenkofera, utrzy­mywali, że epidemije są, skutkiem stanu nie dość zdrowotnego gruntu miejskiego lub je· go okolic. Aaenizacyja gruntu, według

nich1 powinna przytłumić epidemije. Inni twierdzili, że prawdziwe niebeapieczeńatwo tkwi w przenoszeniu zarazka chorobotwór­czego. Z11pobieżenie wniesieniu tego zarazka chorób egzotycznych do naszych portów wystarczy dla ochrony zdrowia. Każdy z tych dwu poglądów zawiera tyl­

ko część prawdy; zdanie wypowiedziane przez starego mistrza naszego Fauvela jest rozleglejsze i prawdziwsze: "Pożar nie znaj­duje się w prostym stosunku do iskry, któ­ra go wywołała, lecz do palności nagro­madzonych materyjałów, które na drodze swej napotyka':. o ile więc z jednej stro­ny starać się musimy nie dopuszczać zaraz· ka, o tyle z drugiej musimy sterylizować sam gmnt, na który zarazek ten mógłby pasc. W rzeczywiatości anglicy poświęci li już półtora milijarda na aterylizacyją swych portów, nieprzestając jednocześnie z naj­większą surowością przestrzegać środków kwarantannowych.

Co do chorób przenośnych powstających na naszym gruncie, to w zasadzie przestrze­gać należy tych samych środków ochron­nych.

Dwie z tych chorób możemy zaliczyć do rzędu tych, których można uniknąć.

Już przed dwudziestu laty powiedział Lo­rain, że przyjdzie czas, gdy atopień cywili­zacyi danego narodu mierzyć będziemy ilo­ścią. ludzi zmarłych na ospę. Należy do­magać się, aby szczepienie ospy stało się

obowią.zkowem dla każdego we wszystkich krajach. W Niemczech, w przeciągu lat od 1876 do 1882, w miastach, w których szczepienie jest obowiązkowe, śmiertelność

na ospę wynosiła l- 2 na 100000 ludzi (Berlin, Hamburg, Monachijum, Wrocław, Drezno), W miastach natomiast, w któ· rych szczepienie nie jest obowiązkowe lub

gdzie źle bywa stosowane, śmiertelność

wynosiła: w Londynie 32, w Paryżu 36, w Wiedniu 97, Petersburgu 103, P1·adze 151 na 100000 ludzi.

Gorączka tyfusowa w klimacie naszym czyni bezustanne spustoszenia i w ciągu je­dnego stulecia zabija więcej ofiar aniżeli najstraszniejsze zarazy, które bądźcobądź są tylko klęskami przejściowemi.

Pod tym względem jednym z najważniej­szych środków ochronnych jest dostarcza­nie ludności czystej, wolnej od zarazków wody do picia.

Wspomniawszy jeszcze słów kilka o in­nych kwestyjach higijeniczńych, nie zapo­mina też Brouardel o sprawie alkoholiz­mu, którą kongres higijeniczny w tym roku się nie zajmował, lecz która była przedmio­tem rospraw oddzielnego, specyjalnego kon· gresu międzynarodowego.

"Alkoholik - oto słowa Brouardela -jest niebespiecznym dla społeczeństwa; co do mnie, jestem przekonany, że przyszłość

należyó będzie do narodów trze.źwych. Kraj bardzo drogo opłaca pieniądze, które wpły­wają do kas państwowych i gminnych, gdy obywatel wypija kieliszek wódki. Alkoho­lik jest istotą. umysłowo słabą, niebespiecz­ną. dla siebie i swych współobywateli, w wię­cej niż połowie wypadków staje się więź· niem; zamieszkuje szpitale i domy dla obłąkanych. Sprowadza on nędzę dla sie· bie i. żony i daje życie dzieciom skrofn· licznym, idyjotom i epileptykom niezdol­nym do pracy koniecznej dla wyźywie­

nia się". Po profesorze Brouardelu przemawiali

z kolei delegowani rozmaitych państw i sto· warzyszeń higijenicznych. Przemowy te jednakże bardzo były ogólnikowe i z czysto naukowej strony kwestyj higijenioznych nie dotykały.

Kongres podzielił się na osiem sekcyj na­stępujących: bigijena wieku dziecięcego,

bigijena miejska i wiejska, bakteryjologija w zastosowaniu do bigijeny, bigijena prze· mysłowa, bigijena środków spożywczych, demografij a, bigijena międzynarodowa i wre· szcie oddzielna sekcyja zajmowała się kwe· styją palenia zwłok.

W każdej z tych sekcyj przedstawion? conajmniej po kilkanaście mniej lub więcćJ

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 541

zajmujących prac. Z tych kilka tylko bli­źej zajmą naszę uwagę - streszczeniu ich, o ile moźna, najzwiQźlejszemu, poświęcę list następujący.

Maksymilijan Flaum.

OGÓLNE ZARYSY

ZOOGIEOGRAFII WEDŁUG

~l/reda. <!jussel Wa.Ua.cea..

(Dokończenie).

4. Prowincyja lndo-Malajska. Pod wzglę­dem bogactwa przepysznych form zwrotni. kowych jest to jeden z najwybitniejszych zakątków ziemi. Ta prowincyja obejmuje półwysep Malajski, oraz wyspy sąsiednie. Podobnie jak prowincyj a Indo-Chińska, po­kryta jest przeważnie lasami i posiada kli­mat równy a wilgotny i niczbyt gorący. Ze względów klimatycznych i fitograficznych dwie tylko jeszcze podobne okolic-e spoty­kamy na kuli ziemskiej, to jest Afrykę za­chodnią i Amerykę zwrotnikową. Stąd to może pochodzi, że spotykamy trogany na Malakce i w Ameryce południowej, a mał· py antropoidalne i dzioborożce- w Afryce zachodniej i na wyspach Malajskich. Cha­rakteryzuje się też prowincyja Indo-Malaj­ska brakiem licznych typów palearktycz­nych, rossianych obficie w różnych częściach obszaru wschodniego.

Dziwnem się wydać może, dlaczego fau­na wysp Malajskich tak jest jednolitą, po­mimo, że się różni bardzo od fauny sąsie­dniej prowincyi Indo-Chińskiej, która prze­cież łączy się z półwyspem Malakką za po­średnictwem drogi lądowej. Zrozumiemy jednak tę jednolitość typu różnych wysp, gdy zwrócimy uwagę na bardzo nieznaczną głębokość kanałów morskich dzielących je· dne od drugich. Dość jest powiedzieć, że wystarcza wzniesienie dna morskiego tylko o 300 stóp, aby utworzyć jednolity ląd z Sumatry, Jawy i Borneo, któreby nadto

przy tej zmianie przyłączyły się do lądu

stałego. Że podobne oscylacyje skorupy ziemskiej trafiały się wielokrotnie w dy­strykcie Malajskim, o tern wątpić nie moż­na, raz dlatego, że i w naszych oczach od­bywają. się nawet w Europie wahania po­ziomu ziemskiego; a powtóre, że ślady tego widoczne mamy na wyspie Borneo w trze­ciorzędowej formacyi węglowej. Nieko­niecznem jest wszelako przypuszczać, że

podobne opadanie lub podnoszenie się po­ziomu skorupy ziemskiej odbywało się je· dnocześnie na całej przestrzeni prowincyi Malaj ski ej; przeciw nie sądzić można z wie­lu faktów, że oscylacyje takie przytrafiały się częściowo, raz przyłączając jaką wyspę do lądu stałego, to znów z jednej tworząc dwie lub więcej wyspy. Tym tylko sposo­bem objaśnić sobie będziemy w stanie li­czne anomalije w rozmieszczeniu zwierząt tego dystryktu.

Prowincyja Malajska, jakkolwiek złożo­na przeważnie z wielkich wysp, posiada bardzo wiele rodzajów ssących, co niewą.t­pli wie dowodzi jej kontynentalnego cha­rakteru. Właściwych rodzajów spotykamy tu 14, a między niemi niezmiernie ciekawą formę lemura (Tarsius), stanowiącego od­dzielną rodzinę i rodzaj Simia (orang­u tang), reprezentujący nieliczne dziś już

formy małp antropoidalnych. Nadto spo­tykamy tu tapira, tygrysa, jelenie, dzikie świnie, dzikie bydło rogate, słonie, mrów· kojada łuskowatego i wiele innych rodza­jów wschodnich.

Ponieważ klasyfikacyja ptaków tej pro­wincyi nie jest dziś jeszcze dobrze ustalo­na, trudno jest dokładnie określić liczbę ga­tunków zamieszkujących powincyją Malaj­ską, wszelako według najpewniejszych źró­deł liczba ta wyniesie około 650, a odciąw­szy wyspy Filipińskie nie mniej niż 600 gatunków pozostanie nam na Malakkę

i wyspy Malajskie. Statystyka rodzajów wykazuje nam, że prowincyja Malajska po­siada 46 rodzajów właściwych, a 36 wspól­nych z prowincyją. Indo-Chińską. Bardzo bogato są tu reprezentowane rodziny Ti­maliidae i Pycnonotidae. Pomiędzy bażan­

towatemi spotykamy tu przepysznego argu­sa (Argusianus). Występują. tu nadto typy australijskie, jak np. Megapodiqs rodza~

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

542 WSZECHŚWIAT, Nr34.

ptaków zblizony do kurowatych. Powino­wactwo z aft·ykańską. fauną. występuje tu w rodzajach Machaerhamphus (drapieżnik) i Berenicornis (dzioborożec). Wreszcie ro­dzaj kukułki (Carpococcyx) posiada swego powinowatego w Ameryce południowej,

gdzie także zamieszkuje skalikurek (Rupi­cola), do którego zblizonym jest malajski rodzaj Calyptomena.

Gady i ziemnowodne prowincyi Malaj­skiej nie są dostatecznie znane, większość

ich jednak należy, jak się zdaje, do rodza­jów właściwych obszarowi wschodniemu, lub szeroko rozmieszczonych. Ryby, dzię­ki doskonałym eksploracyjpro holender­skich badaczy, są. znane bardzo dobrze, a statystyka ich potwierdza doskonale po­dział przyjęty przez nas.

Nie od rzeczy będzie wspomnieć słów

kilka o prawdopodobnych zmianach, jakie zaszły w ostatnich czasach gieologicz­nych na całej przestrzeni prowincyi !odo­Malajskiej, gdyż tym sposobem wytłu­

maczą. się nam liczne anomalije, spotyka­ne w rozmieszczeniu zwierząt tego dy­stryktu.

Wyspa Borneo jakkolwiek najwięk11za z całego archipelagu jest w taki sposób skonformowaną, że obniżenie jej poziomu, nieprzenoszące 2 000 stóp, zamieniłoby ją

na grupę wysepek, utworzonych przez po­jedyńczo wznoszące się szczyty górskie. Su­matra i Jawa są. bardziej wzniesione; w kaź· dym jednak razie obniżenie się poziomu na 2 000 stóp zmniejszyłoby znacznie ich po­wierzchnię, tworząc z pierwszej jednę dłu­gą i wąską wyspę, a z drugiej dwie niewiel­kie wysepki. Niema tez wątpliwości, że

Jawa rozdzieloną kiedyś była na dwie takie wyspy, gdyź tym sposobem objaśnia się dla­czego wschodnia i zachodnia część tej wy­spy posiada różne gatunki tych samych ro­dzajów. Jawa też i Sumatra posiadają

mnóstwo szczytów, utworzonych z osadów wulkanicznych, skąd twierdzić można z nie­jaką pewnością., że obie te wyspy nie były pokryte wodą. przynaj mniej w ostatnich czasach gieologicznych. Przeciwnie Bor­neo, składająca się przeważnie z aluwijal­nych równin, znajdowała się przed nieda­wnym czasem pod powierzchniq. morza,

o czem świadczą. liczne pokłady węgla for­macyi trzeciorzędowej.

Z powyższych danych wnosić możemy, że w pewnej epoce okresu pliocenicznego Borneo nie istniało, a natomiast znajdowała się tam grupa niewielkich wysepek. Przy­puszczać tez można, że Jawa łączyła się

wówczas z półwyspem Sjamskim, gdyź cała część morza między tą. wyspą i lądem sta­łym posiada bardzo małą głębokość, nie­przewyższającą 100 sążni. Połączenie to Jawy z półwyspem odbyło się niezależnie

od Borneo i Sumatry i stąd to objaśnić so­bie można znajdowanie się na Jawie noso­roźca (Rhinoceros javanicus) i niektórych form indo-chińskich i himalajskich, niespo· tykanych na dwu innych wyspach. Wsku­tek osiadania lądu połączenie to znikło, lecz jednocześnie ląd podniósł się bardziej ku wschodowi a skutkiem tego utworzyła się

jedna obszerna wyspa Borneo, która z ko­lei przyłączyła się prawdopodobnie na krót­ki przeciąg czasu do lądu i do wyspy Su­matry, sprowadzając inwazyją typowych form półwyspu Malajskiego i j~dnolitość faun, jaka charakteryzuje Sumatrę, Borneo i Malakkę.

Taka fauna, jak malajska, wytworzyć się tylko mogła na obszernym kontynencie. Bardzo też jest prawdopodobnem, że ląd

taki istniał przed czasy, obejmując ku pół­cy przestrzeń aż do wyspy Hainan; ku za­chodowi ciągnął się prawdopodobnie aż po Cejlon; na południu ogmniczało go głębo· kie morze poza dzisiejszą Jawą; wreszcie na wschodzie obejmował Filipiny i wyspę Ce­lebes. Był to ląd równający się Ameryce południowej po 15° szerokości południowej. Niektórzy zoologowie przypuszczają, że cią­gnął się on jeszcze dalej ku zachodowi, obejmując wyspy Maskareńskie i Madaga· skar, chcąc tym sposobem objaśnić znajdo· wanie się współczesne lemurów na Mala­jach i w Malagazyi. Zdaje się wszelako, że tylko istniało zbliżenie między obudwo· ma dystryktami, kwestyja zaś lemm·ów od­niesioną być musi do epoki jeszcze dawniej· szej, kiedy grupa ta zwierząt rospostarta była na całej półkuli północnej. Nastę· pnie wyginęły one wskutek rywalizacyi z doskonalszeroi typami zwierząt, a resztki ich ocalały na Madagaskarze, Malajach

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 543

i w niektórych częściach lądu Afrykań­

skiego. Jan Sztolcman.

WŁASNOŚCI PRZECIWGNILNE

O L EJ K Ó W L O T N Y C H.

W ostatnich latach kilku uczonych przy­stąpiło do doświadczalnego określenia war­tości dezynfekcyjnej i antyseptycznej wielu ciał pachnących, wydobywanych z roślin. Należy wymienić w tern miejscu szczegól­niej poszukiwania pp. Cadeaca i A. Meu­niera, którzy posługują się metodą bardzo prostą i łatwą, a jednak dającą wystarcza­jące rezultaty porównawcze. Metoda ta polega na tern, że hodowla dobrze zbadane­go jakiegoś organizmu rossiewa się znpo­mocą drucika platynowego, który, po zanu­rzeniu w cieczy, zawierającej owe organiz­my, przenosi się na pewien czas do tego lub innego olejku pachnącego, albo wogóle -do substancyi, której własności przeciw­gnilne pragniemy ocenić i dopiero nastę·

pnie dokonywa. się zasiewu. Jeżeli zasiew nie udaje się, to znaczy, że probowany ole­jek zabił zarodki organizmów i że zatem jest środkiem dezynfekcyjnym. Odrazu też w tej metodzie ocenić można potrzebną do zabicia zarodków liczbę minut lub godzin, a więc i stopień działalności doświadczane­go ciała.

Cadeac i Meunier, używając powyższej metody przekonali się, że np. olejek cyna­monowy cejloński posiada własności anty­septyczne równie silne mniej więcej jak je­dnoprocentowy rostwót· sublimatu dla za­razka gorączki tyfoidalnej, ponieważ olejek ten zabija zarazka w ciągu 10 minut, gdy sublimat - w ciągu 12. Rozmaite środki antyseptyczne, współcześnie najczęściej uży­wane, ustępują co do siły temu olejkowi, gdyż np. rostwory kwasu bornego, fenolu, siarczanu miedzi, jodofot·mu, odejmują zdol­ność kiełkowania wspomnianemu powyżej zarazkowi po kilkunas.tu minutach, po pal'U

godzinach, a nawet po kilku dniach dopie­ro. Rozumie się, że mowa tu o rostworach sł'abego stężenia, takich właśnie, jakich używać wypada do dezynfekcyi. Nawet rostwór jodoformu w eterze, tak wysoko stawiany przez lekarzy, osobliwie od czasu poszukiwań Boucharda i Renauta, zajmuje dopiero siódme miejsce w szeregu zbada­nych przez Cadeaca i Meuniera środków.­Rozmaite olejki lotne okazały się skutecz­neroi również przeciwko nosaciźnie u koni w równym stopniu, jak przeciw gorączce

tyfoidalnej. Badanie mumij dowodzi, że egipcyjanie

znali doskonałe środki przeciwgnilne. Czer­mak przy badaniu dwu mumij, mających więcej niż po trzy tysiące lat, znajdował pod mikroskopem doskonale zachowane mię­kic części wewnętrzne. Tymczasem postę·

powanie egipcyjan przy balsamowaniu zwłok zasadzało się na wpl'Owadzeniu do wnętrza przetworów roślinnych silnie pachnących,

balsamów, żywic, olejków, na zanurzeniu zwłok w rostworze soli kuchennej i wreszcie obwinięciu ich wstęgami, napojoneroi żywi­cą i lotnym olejkiem. Hunter balsamował zwłoki i nadawał im pozór mumij, wprowa­dzając do arteryj i wnętrzności terpentynę wenecką z olejkiem lewandowym, rozmary­nowym, 1·umiankowym i terpentynowy:m. Oleje, maści, octy i wina aromatyczne, w ogólności te same przetwory, które były używane w Egipcie do balsamowania, sta­nowią też podstawę leków najczęściej zale­canych przez lekarzy starożytnych i pierw­szych chirurgów, zaczynając od Hippoha­tesa, Celsa, Galiena, Aetiusa, Pawła z Eginy aż do Ambrożego Pare i Fabrycyjusza ab Aquapendente. Sławne theriacum Andro­machy, którego recepta dochowała eię od czasów Nerona aż do dni naszych, obok siarczanu żelaza i opijum, zawierało w sobie aż 42 ciała aromatyczne. Toż samo widzimy w medycynie ludowej, posługującej się prze­ważnie pachnąceroi ziołami.

Chamberland, Cadeac i Meunier wyka· zują, że antyseptyka nie jest bynajmniej wytworem ostatnich czasów. Starożytni nie znali wprawdzie nazwy, ale w pmktyce po­sługi wali się dezynfekcyją w sposób, które­mu dzisiejsza nauka musi przyznać słusz­ność. Bliższe zajęcie si~ ciałami,pachnqcemi

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

l>44 WSZECHŚWIAT. Nr 34

roślinnego pochodzenia da nam bezwątpie­nia znaczną liczbę dzielnych środków prze­ciwgnilnych, które mieć będą. tę zaletę, że

wzbudzą. zaufanie mas, skłonnych zawsze do przyznawania własności uzdrawiających ciałom pachnącym przyjemnie. Wymienimy tu kilka środków podobnych, zbadanych przez Cadcaca i Meuniera. I tak: materyje pachnące goździków, nieznane w staroży­tności; cząber, odwieczny i powszechnie znany środek przeciwgnilny ludowy; indyj­ska werbena; orygan kreteński, wzięty w Grecyi jeszcze za czasów bohaterskich; jałowiec, który wchodził do preparatów, potrzebnych przy balsamowaniu w Egipcie; galban, opoponaks i terpentyna, które miały toż samo zastosowanie; waleryjana, skórka cytrynowa i pieprz, części składowe theria­cum; kalmus, koper, szałwija, ta święta ro­ślina z wyspy Lesbos, również wchodzące do składu starożytnych leków: wszystkie te "zioła i korzenie" przy badaniu naukowem okazały się dzielnemi środkami antysepty­cznemi.

Z powyższego płynie jeszcze jedna u wa­ga. Fabrykanci perfum, jeżeliby chcieli ko­rzystać z prac naukowych, mogliby łatwo

dostarczać publiczności środków prawdziwie "higienicznych". Nie należy zanisko cenić znaczenia przetworów, które, jako przed­mioty zbytku, przez publiczność są pożąda­ne, a przy stosownym składzie mogą zara­zem być środkami prawdziwie "odświeżają­cewi powietrze", zapobiegającemi, przynaj­mniej w pewnym stopniu, szerzeniu się

i powstawaniu chorób zakaźnych. R. S.

NOWE POMYBŁ.Y.

Na ostatnim dorocznym zjeździe Society of Chemical Industry, który odbył się w Londynie pomiędzy d. 10 - 12 Lipca, przewodniczący zjazdu, Ludwik Mond, miał odczyt o spożytkowaniu gazów powstają­cych przy spalaniu węgla, a będących no­wem źródłem amonijaku. Mówca skreślił w krótkości hist01·yją dawniejszych pomy·

słów w tym kierunku. Sposób, w jaki Sourdeval i Margueritte spożytkować

chcieli azot powietrza dla wytworzenia amonijaku, zasługuje na szczególną uwa­g:ę. S. i M. ogrzewali mięszaninę węglanu barytu i węgla przy dostępie azotu, przy­ozem powstawał cyjanek barytu, który zko­lei pod działaniem pary w od n ej roskładał

się na amonijak i węglan barytu. Mond sam wykonał szereg doświadczeń według

tej metody i ulepszył ją we względach

pl'aktycznych. Jednakże na przeszkodzie w zastosowaniu sposobu tego w praktyce stanęło znaczne zużycie materyjału retort wystawionych na działanie bardzo wyso­kiego ciepła. Wobec tego Mon d zarzucił

tę metodę i podjął doświadczenia nad zu­żytkowaniem związanego w węglach ka­miennych azotu. M. postępuje w ten spo­sób. Węgiel kamienny spala się w gen era· torze w mięszaninie powietrza z parą. Po­wstający przytern amonijak zostaje pochło- · nięty przez kwas siarczany znajdujący się w przyrządzie, przez który gazy spalenia przechodzą, t. zw. skruberze. W drugim takim przyrządzie gazy przechodzą przez wodę i oddają jej znaczną ilość ciepła. To ostatnie z kolei zużywa się następnie do ogrzania powietrza, w którem się pierwo­tnie węgiel spala i do nasycenia go parą. \V ten sposób ogrzewa się powietrze do 76° c.

Z każdej tony węgla w ten sposób spalo­nego odzyskuje się w wytworzonych ga· zach i smole 10% siły opałowej węgla,

a oprócz tego 70 funtów (31,71kg) siarczanu amonu.

Koszt wytworzenia tony siarczanu amo­nu tą drogą wypada 5 f. st. - Wobec tego, że cena targowa siarczanu amonu wynosi obecnie 12 f. st. za l tonę, widzimy, że ko­rzyść przy tern postępowaniu osięga się znaczną.. Mond sądzi zresztą, że postępo­

wanie to może być jedynie przez większe fabryki stosowanem z korzyścią.. Niepo­trzebneroby nawet było, według niego, aby mniejsi konsumenci otrzymywali siarczan amonu. Wielka Brytanija spala rocznie 150 000 000 ton węgla, z których otrzyma­no by 5 000 000 ton siarczanu amonu, tym­czasem zupełnie byłoby wystarczającem, gdyby tylko 10% spalanego węgla odbywa·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 34. WSZECTIŚWIA T. 545

lo proces Monda. Otrzymanoby 500 000 ton siarczanu amonu, a te aż nadto starczą.

ula zastąpienia azotu zawartego w całko­

witym dorocznym dowozie saletry do Eu­ropy.

W zestawieniu z powyższem opisał też

Mond nową. bateryją. gazową. wynalezioną.

przez niego i dra K. Langera, okazywaną. na 2-em posiedzeniu "Royal Society". Ba­teryja ta została zbudowaną. w celu spożyt­kowania otrzymanych przy poprzednim procesie gazów do wytworzenia elektrycz­nosCI. W tym celu gazy razem z parą.

przepuszcza się nad metalicznym kobaltem i niklem ogrzaneroi do umiarkowanie wy­sokiej temperatury, wskutek czego tlenek węgla utlenia się na dwutlenek, a węglo· wodory roskładają się na wodór i węgiel.

Zasada nowej bateryi jest ta sama, jaką.

podał Grove, stosując wstęgi platyny czę­ściowe żanurzone w roscieńczonym kwasie siarczanym, z których jedna była w zet­knięciu ponad kwasem z tlenem, druga z wodorem. Nowa bateryja różni się od pierwowzoru tern, że elektrolitu nie stano­wi w niej ciecz, lecz gips napojony roscień­czonym kwasem siarczanym. Gips ten po­kryty jest cienką foliją. platynową. dziurko­waną, na której jeszcze znajduje się war­stwa czerni platynowej. Platynowe pokry­cie połączone jest z odpowiednieroi staluga­mi z ołowiu i antymonu (opornemi na dzia­łanie kwasu), odprowadzająceroi elektrycz­ność ku biegunom bateryi, złożonej z sze­regu pojedyńczych elementów. Przez od­powiednie ustawienie tych ostatnich pow­stają wąskie kurytarze, po których krą. żą., w jednym powietrze, w drugim wodór (wy­tworzony jak wyżćj). Mond przedstawił ta­ką. bateryją z 7 stosów, której energija wy­starczała do zasilania małej lampki żaro­wej. Całkowita ilość platyny w tej bate­ryi wynosiła 21/ 2 g folii z powierzchnią. czynną 1/ 2 m 2 i 7 g czerni platynowej. Do­starczała ona prądu o 7 amperach i 5 wol­tach czyli 10 wattach przy odpowiedniem doregulowaniu zewnętrznego oporu. Jest­to około 50% całkowitej energii zawartej w wodorze chłoniętym przez bateryją.

Jak znaczną korzyść na energii zyskuje­my przy tej bateryi, jasnem jest, skoro so­bie przypomnimy, że przy użyciu najlep-

szych silnic parowych i najsprawniejszych dynamomaszyn otrzymujemy nie więcej jak 8% energii zawartej w węglu. Twierdze­nie, że "potrzeba jest matką wynalazków" utraciło w naszych czasach wartość, tak kończył · swój wykład Mond. Postęp wie­dzy pozwala nam przewidzieć nasze potrze­by i pomyśleć środki dla ich zaspokojenia. Z większą słusznością możnaby powiedzieć: "Systematyczne badanie jest ojcem postępu przemysłowego". (Ch. Ztg. 1889, Nr 58).

St. Pr.

List do Redakcyi Wszechświata.

Z powodu artykułu prof. E. Godlewskiego " Co w liściach

pierwej si!l tworzy, glukoza czy m~czka7"

(Dokończenie).

Co do zakwestyjonowanego przez prof. G. do ­świadczenia, podanego przezemnie na str. 791, za· notuj{! tu tylko, że doświadczenie to robiłem wie· le razy z jaknajlepszym skutkiem, używajile doli liści_fuksyi, oleandru, fikusa, sempervivnm i in­nych, których teraz już nie pami!)tam; że do· świadczenie to podawane jest w podr~;cznikach botaniki (np. Van Tieghem, Traite de Botanique); że prof. Timirjaseff wykonywa je przed calem au­dytoryjum (porówn. jego , . Życie roślin" str. 108 i nast., wyd. II, 1885); że nareszcie prof. Famin­tzin posiłkował się t11 metod11, używaJile liści pal­my Uhamaedorea graminifolia oraz liści Bambusa arundinacea, a zatem liści roślin Ją,dowych, w ce· lu określenia wpływu nat{lżenia światła na ener· giją asymilacyi (Melanges biol. de l'acad. de St. Petersb., t. 10, str. 401, 1880). Co sil) zaś tyczy pracy Nagamatsza, na którl} si~; p. G. powołuje, to przecież sam p. G. zgodnie z tym autorem przyjmuje, że doświadczE>nie podobne udaje si ę

z liśćmi, pokryteroi woskiem albo włoskami, a po· krycie to posiada większość roślin.

W kwestyi wpływu natężenia światła na energiją asy­milacyi chętnie przyznaję prof. G. słuszność, o ile dotyczy zakwestyjonowanego ustępu z pracy Kreu· slera, ponieważ przytoczone przezemnie rezultaty badań Kr. zostały niedokładnie podane. Odpo­wiedni ustt)p powinien brzmieć jak nast{lpuje: Ros· kład C02 wzrasta, według Kreuslera, proporcyjo­nalnie do nat~;żenia światła aż do osi!lgni!lcia 1 /~

. (w przybliżeniu) światła dziennego, przy wi!lkszej sile światła proporcyjonalność ustaje i energija asymilacyi wzrasta w znacznie mniejszym stopniu aż do normalnego nat~;żenia światła dziennego.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

546 WSZECHŚWIAT. Nr 34.

Zresztą w końcu ustępu wyraziłem się w sposób, dowodzący, że zaznaczona wyżej niedokładność po· wstała mimowoli, gdyż mówię temi Ełowami: "Ża· dnej wątpliwości nie ulega, że rozmaite rośliny

różnie są do światła przystosowane. Dla roślin, wyrastających w cieniu drzew leśnych, optimum natężenia światła będzie znacznie mniejsze, ani· żeli dla roślin łąkowych, kąpiących się w promie· niach słonecznych". Oczywi§cie, dla tych ostatnich roślin nie można przyjąć za optimum 1/a natęże· ni a światła dziennego. N a dalsze rozumowania p. G. w tej kwestyi się nie zgadzam, albowiem w porównaniu z powolaneroi przezeń badaniami Reinkego posiadamy daleko ściślejsze badania Fa· mintzina i Timirjaseffa, sprzeczne z wynikami pr11cy Reinkego.

Prof. G. nadto utrzymuje, że Kreusler wcale kwestyją, tą się nie zajmował. Otóż mogę przyto· czys tu całkowity tytuł pracy Kreuslera, który brzmi jak następuje: ,,Eine Methode fiir fortlau­fende Messnugen de3 Tageslichts und iiber dessen Anwendbarkeit bei pfianzenphysiologischen Unter· sucbungen" (Landwirthschaftliche Jahrbiicher Bd' VII, str. §06, 1878). Uważam, że przy obecnym rozroście literatury botanicznej nietrudno przeo­czyć nawet ważny artykuł specyjalny, ale dziwię sil), że p. G. mógł mi zrobić zarzut, nie b\jdą,c sam dokladnie świadomym.

Powyższe treściwe uwagi niech służą za dowód• że w artykule moim podałem czytelnikom tylko rzeczywiste rezultaty badań naukowych, wbrew obwinieniom prof. Godlewskiego. Wyrażenia, uży­

te przez Szanownego profesora, a skierowane prze­ciwko mojej osobie, jakoto: "dla uchronienia czy· telników Wszechświata od błędnych informacyj '' i inne t. p. zniewolily mnie do podniesienia tu głosu we własnej obronie. Nie mogłem i nie mo· g!) nie zaprotestować przeciw treści niektórych za· rzutów i przeciw ich formie.

Mam nadzieję, że redakcyja Wszechświata, kie· rując się zasadą słuszności, zechce powyższym wy· jaśnieniom dać miejsce w ewojem piśmie. Będzie

to apelnieniem obowiązku względem czytelników, a zarazem zadość uczynieniem, należnem współ·

pracownikowi. S. Grosglik.

KRONłKA NAUKOWA.

ZOOLOGIJ A.

Tępienie słoni afrykańskich. W poczlłtkach bie· żącego atulecia slonie licznerui jeszcze stadami snuły si\l po brzegach wschodnich Ziemi Przy· l%dkowej w Afryce. Już jednak w roku 1830 za· rzlłd kolonii przedsięwziąć musiał środki ochron· ne przeciw ich wytępieniu, dlatego też obecnie napotyka sil) wi!)cej sloni w niewielkiej odległości

od morza, aniżeli w gł!)bi kraju. W Natalu i Ka­freryi mianowicie niema ich już prawie wcale. Stada, które przebiegały kraj Zulusów, wytępione zostały w ciągu lat 1850- 1875 przez Baldwina, Drummonda i innych nemrodów, nast\jpnie spu· stoszono okolice bardziej północne. Najwięcej słoni przebywa obecnie w pasie ograniczającym Trans· vaal od wschodu i północy, jestto bowiem okolica niezdrowa, do której wst!)pu w porze gorącej bro· ni% gorączki i mucha tsetse. W Transvaalu za· gład\) słoni dokonali głównie kapitan Cornwallis Harris i boer Voer·Trekkers od roku 1837, nasi!]· pnie zaś myśliwcy przenieśli si ę do kraju Mas· bong, gdzie od roku 1875 nie wiclać już słoni.

\'{ kraju Beczuanów działali Gordon, Cumming i inni od roku 1846, odpychaj%C slonie do jeziora N'Gami i do Zambezy. W kraju Namaka i Da· mara, gdzie drogę strzelcom utorował Andersen, znikanie słoni rospocz!)lo się od 1850 roku. Aby je napotkać obecnie, trzeba sil) udać na pólnoc Damary do Ovampoland, nierlaleko Atlantyku, gdzie krajowcy energicznie bronią, wstępu obcym myśliwcom. Nast!jpstwem tej zagłady j est stopnic· we zmniejszanie ilości wywoźonej kości słoniowej. W roku 1875 kolonija Przylądkowa wysłała jej za 15000GO, a Natal za 450000 koron ang., w roku 1886 zaś wartość wywozu z ziemi Przylądkowej opadła do 54000, z Natalu do 102000 koron. (Re· vue des sc. nat. appliquees).

A.

ANATOMIJ A PORÓWNAWCZA.

Wzrost wielkich małp. Na jednem z ostatnich posiedzeń paryskiej akademii nauk ścistych Rollet przedstawił swoje pomiary 42 szkieletów małpich, pomi!)dzy któreroi 13 należało do goryla, 27 do szympansa, a 2 do orangutanga. Z pomiarów tych pokazuje się, że średni wzrost goryla wynosi l ,43 m, najwi!)kazy zaś l ,67 m. Widzimy stąd, ze wyso· kość dwu metrów zwykle przypisywana temu zwie· rzęciu jest znacznie przesadzona. Szympans jest średnio wysoki na 1,21 m; minimum spada do 0,95 m, maximuru dochodzi do 1,35 m, Wzrost dwu mierzonych orangutangów był 1,20 m i 1,28 m. Dolne czy tylne kończyny u tych malp przedsta· wisją, ró:i.nice długości u różnych indywiduów w takim samym stopniu jak u człowieka, Górne kończyny u człowieka różnią się prawie zawsze co do długości w taki sposób, że w 99 na l CO wy· padków - prawa ręka jest dłuższa od lewej, u małp, odwrotnie, w 64 na 100 razy lewa jest dłuższa od prawej. Górne kończyny w porówna­niu z wysokością calego ciała, jak wiadomo, są,

dłuższe u małp niż u człowieka, dolne, odwro· tni e, u malp są krótsze. Ramię szympansa naj· podobniejsze jest do ludzkiego, gdy goryl przed· ramieniem najbardziej zbliża się do człowieka,

a orangutang najmniej jest do niego podobny. W ogóle w proporcyjach wszystkich członków ist­DIPJI), bardzo znaczne różnice pomiędzy człowie· kiem a małpą,.

R. S.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

,

Nr 34. WSZECHŚWIAT. 547

ANTROPOLOGIJA.

Wykopalisko z Przedmostu na Morawach, zleźo­ne z nagromadzenia kości mamuta, było przed­miotem uwag Steenstrupa na niedawnem zebra­niu Stowarzyszenia naukowego kopenhageńskiego. Znakomity uczony sądzi, ze mamuty straciły ży­cie w tern samem miejscu, gdzie znaleziono ich szczątki, lecz nie uśmiercone przez człowieka, ale skutkiem przyczyn naturalnych, może np. braku wody do picia. Wprawdzie niektóre kości są roz­łupane i wyglądają tak, jakgdyby usiłowano wy· dobyć z nich szpik, ale Steenstrup przypisuje rozłupanie kości również naturalnym przyczynom. Nareszcie, co do widocznych na niektórych ko­ściach śladów działania ognia, nic nie przemawia za tern, żeby one były przypiekane w stanie świe­żym, kiedy jeszcze były okryte mięsem. Wogóle Steenstrup nie godzi się na mniemanie, żeby ma­muty miały być zabijane i spożytkowywane przez czlowieka.

R. S.

GIEOGRAFIJA.

- Na szczyty. Niezmordowany podróżnik dr Jan Meyer, ten sam co pierwszy wszedł na Kiliman­lHaro, obecnie szykuje się do wyprawy na górę Kenia; wprzód jednakże chce on powtórnie doko­nać wejścia na Kilimandżaro, ale aż do szczytu, podczas gdy przedtem doszedł on tu tylko do li­nii lodowców. W tym celu przyjął on za towa­rzysza doświadczonego alpinistę dra Purczellera.

S. St.

- Państwo Kongo. Przygotowawcze roboty oko­ło zbudowania tutaj linii kolei żelaznej, która ogromnie przyspieszyłaby rozwój tego państwa, są już ukończone. Inżynierowie belgijscy, którzy ba­dali i kreślili trassę kolei, obecnie wrócili już do Belgii, ażeby zdobyć przedewszystkiem potrzebne do budowy kolei 25 000 000 fr.

S. St.

- Azyja. W połowie Kwietnia Grum Grzymaj· ło w towarzystwie ewojego brata udał się w po­dróż do wschodniego Tien·Szanu, gdzie dążeniem jego będzie połączyć oznaczenia Przewalskiego z oznaczeniami Potanina w Mongolii północnej.

Z Tien·Szann pragnie on przez Turfan dostać się do Lob-nooru, a następnie do Ałtyn-tagu. Kieru­nek drogi jego dotąd nie jest ściśle określony.

S. St.

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

- Nowe stowarzyszenie chemików. Podczae trzy­dziestego siódmego zjazdu . Stowarzyszenia postępu

nauk amerykańskiego, który rospocznie się d. 27 b. m. w Toronto, ma być założone Stowarzyeze· nie chemików amerykańskich z siedzibą w Wa· ezyngtonie.

- Tegoroczne zebranie Stowarzyszenia francuskiego dla post~pu nauk ma miejsce w Paryżu i rospoczę· ło się d. 8 Sierpnia. W liczbie gości zagranicz· nych, którzy uczestnictwo swe przyrzekli, napo­tykamy znanego zoologa i podróżnika p. Konstan· tego JeJskiego z Krakowa, oraz dra Lubelskiego z Warszawy.- Zjazd zaś niemieckich przyrodni­ków i lekarzy w roku bieżącym odbędzie się

w Heidelbergu, od 17 do 23 Września. T. R.

- Statystyka halucynacyj. Towarzystwo badań

psychologicznych w Londynie usiluje określić, jak często zdarzają sil) halucynacyje u ludzi zupełnie zdrowych psychicznie. W statystyce, którą zebrać usiłuje, mają być wykluczone halucynacyje obłą­kania, histeryi i zatrucia, a także halucynacyje etanów hipnotycznych, bardzo trudne, szczególniej dla mało wprawnych, do odróżnienia od marzeń sennych. Towarzystwo badań psychologicznych chce za jednym razem zebrać jaknajwiększą lioz· bę danych, któreby pozwolily określić warunki po· wstawania halucynacyj u ludzi zdrowych. Powo· łuje ono do współpracownictwa wszystkich, którzy zainteresują się tą sprawą, ale szczególniej zwraca się do lekarzy, psychologów i literatów i w tym celu rossyła drobiazgowy kweetyjonaryjuez, odbity w nader wielkiej liczbie egzemplarzy.

R. S.

ROZMAITOŚCI.

- Przechowywanie mięsa przez działanie zimna. Od lat kilku znajduje coraz szersze zastosowanie me· toda przechowywania mięsa przez działanie zimna, znaczne zwłaszcza ilości mięsa zamroźonego przy­bywają do Europy zachodniej z Ameryki polu­dniowej. Zachorlzi we?.akże dotąd niepewność, czy rzeczywiście mięso zamrożone zachowuje swe włll· sności i może być korzystnie na pokarm używa· ne. Dla rosstrzygnil)cia tej wątpliwości przepro· wadził obecnie badania p. G. ł'ouchet w izbach zimnych, znajdujących się w Żllkładach paryskie­go towarzystwa powietrza ścieśnionego. W izbach tych w początku Kwietnia r. b. zamknął on kilka ćwiartek wołowych gatunku średniego, jaki jest dost11rczany do szpitali paryskich; mi\]SO to pozo­etawało przez dni sześćdziesiąt, a w ciągu tego czasu temperatura utrzymywała ei!l między -óO a -lóo C, w ogólności bliżej tego ostatniego ato­pnia, a niekiedy dochodzita do -190, Po upły-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

548 WSZECHŚWIAT. Nr 34.

wie tych dwu mieSHJCY mięso zachowało swą, bar­WIJ, pozostało twardem i zbitern; w izbie zaś, w któ· rej mi!)SO było przechowywane i gdzie powietrze nie byto odświeźanem, nie dawała się zgoła usu· wać woń jatek. Mi!)so to, odmroźone w chłodnej piwnicy, są,czyło ciecz wodnistą, , różową, która wszakże, jak i samo mięso, była zupełnie bezwon· ną,. Przygotowane kilku sposobami kuchenneroi i podane dziesifJciu osobom nieuprzedzonym, mię· so uznane zostało za wyborne. We dwa dni na·

wet po odmrożeniu było ono jeszcze zupełnie do użytku kuchennego przydatne. Spostrzeżenie to, że miiJsO utrzymywane w temperaturze -10° do -150 dobrze się przechowuje, przyczyni sil) zape· wne do ożywienia przywozu z Ameryki, co musi wywrzeć wpływ znaczny na produkcyj!! europej · ską,. (Comptes rendus).

.A..

:euletyn :tneteorologiczny

za tydzień od 14 do 20 Sierpnia 1889 r.

(11e spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

- Barometr =.!! Suma Temperatura w st. C. "tS= ·= 700 mm+ llf)'t:! Kierunek wiatru Uwagi. .~ .-Q) opadu "

........ A 7 r. l l p. l 9 w. 7r. l l p. 19 w. INajw. INajn. ~""

14 44,9 1 44,6 45,0 16,2 19,1 1 14,4 l 69 l w,w,w 0,7 Deszcz od 7 do 8'/2 w. kr. 25,7 14 ,0 15 44,2 43,3 43,3 12,4 16,9 14,1 17,6 11 ,2 74 ws,w,w 1,9 Deszcz w cią,gu dnia kilk. 16 44,1 44,0 43,4 12,4 18,4 14,7 19,3 11 .0 7'J w,w,w 0,7 Rano mg., d. popol. kr. kil k. 17 49,3 50,9 50,9 14,3 18,6 16,2 20,0 13,8 68 w,w,w 0,0 Pogoda. 18 49,6 49,0 50,8 18,2 25,2 19,8 26,8 14,0 63 SW,W,NW 0,0 Pogoda 19 52,2 51,2 48,6 19,8 24,5 20,7 25,4 15,0 l 53 w,ws,s 0,0 Pogoda

201 43,7 41,3 1 39,1 2!,1 1 27,4 24,3 1 28,5 13,0 l 62 ES,ES,S 0,6 !Deszcz padał w nocy

--------~ Srednia 46,4 18,3 67

UWAGI. Kierunek wiatru dany jest dla trzech godzin obserwacyj: 7-ej rano, 1-ej po południu i 9-e

wieczorem. b. znaczy burza, d. - deszcz.

PRENUMERATA "WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie re. 8 kwartalnie " 2

Z przesyłki! pocziOW@: rocznie " 10 pół'rocznie " 5

Komitet Redakcyjny stanowifł: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. U niw., K.Jurkiewic:& b,dziek. U niw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsz tyk, Wł. Kw ietniew •

ski, W. Lep pert, J. Natanson i mag. A. Śl6sarski. "Wszechświat" przyjmuje ogłoszenia, których treśó ma jakikolwiek zWią,zek z nankl}, na naat!)pUjl}cych warunkach: Za l wiersz zwykłego druku w szpalcie

Prenumerować można w Reda.kcyi W szachświata e. l bo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 71/1· i we wszystkich ksi!)garniach w kraju i zagranicą,. za sześó nastfJpnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

--------------~-----------------~-----------------

..8..dres :eeda.kcyi: Xra.kov;;skie-J?rzed:tnieście, Nr 66.

TREŚĆ. Nowe doświadczenia elektrodynamiczne, przez •r. R .' - Z wyciectki wakacyjnej, napisał Me.· ksymilijan Flaum. - Ogólne zarysy zoogieografii, według Alfreda Rnsse l Wallace, napisał Jan 'Sztolc· man. - Własności przeciwgnilne olejków lotnych, przez R. S. - Nowe pomysły, przez St. Pr. - List do redakcyi Wszechświata. - Kronika naukowa. - Wiadomości bież ące. - Ro1.maitości. - Buletyu

meteorologiczny.

Wydawca E. Dziewulski. Redaktor Br. Znatowlcz.

AoaBO.IleHo IJ;eHaypoxo. :BapwaBa, 11 ABrycTa 1889 r. Druk Emila Skiwakiego, Warszawa, Chmielna .1'ł 26.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/