obserwator nr 8 marzec 2005

12
1 Pismo studentów Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW Numer 8 marzec 2005 DZIEŃ OTWARTYCH DRZWI 19 MARCA 2005 r. Z okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzymy Wam dużo radości, wiary i milości w Panu. Niech blask Niedzieli Wielkanocnej na dlugo rozjaśni Wasze ścieżki.

Upload: obserwator

Post on 20-May-2015

1.000 views

Category:

Documents


1 download

TRANSCRIPT

Page 1: Obserwator nr 8 marzec 2005

1

Pismo studentów Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW Numer 8 marzec 2005

DZIEŃOTWARTYCH

DRZWI19 MARCA 2005 r.

Z okazjiŚwiąt Zmartwychwstania

Pańskiegożyczymy Wam dużo

radości, wiary i miłości wPanu.

Niech blask NiedzieliWielkanocnej na długorozjaśni Wasze ścieżki.

Page 2: Obserwator nr 8 marzec 2005

2

Numer 8 (marzec 2005)

Koło Naukowe Studentów IEMiD Adres korespondencyjny:ul. Dewajtis 5 01-185 WarszawaDziekanat Wydziału Teologicznegoz dopiskiem: „Koło NaukoweStudentów IEMiD” Adres internetowy:www.emid.net Adres e-mail:[email protected]

REDAKTOR NACZELNY:Grażyna Koper ([email protected])REDAKCJA:Katarzyna Dąbroś ([email protected])Anna Stadnicka ([email protected])Maciej Jan Broniarz ([email protected])Kamil Kawałko ([email protected])Skład:Michał Markowicz ([email protected])

wersja elektroniczna „Obserwatora”dostępna pod:www.emid.net/obserwator/

„Bez wewnętrznej odnowy i bez pokona-nia zła w sercu, a zwłaszcza bez miłościczłowiek nie zdobędzie wewnętrznego po-koju”.

Jan Paweł II Drogi czytelniku!

Przed nami Wielki Tydzień, który w sposóbszczególny przygotowuje nas do radosnego ob-chodzenia Świąt Wielkiej Nocy. Święty (s)pokójjest tym, czego nam bardzo w życiu potrzeba, ana co niekiedy nie mamy czasu. W niniejszymnumerze znajdziecie zatem, artykuły kierującenaszą uwagę na refleksję świąteczno-wielko-postną. Chcielibyśmy, aby tajemnica Śmiercii zmartwychwstania Chrystusa, po raz kolejnyurzeczywistniła się w waszym życiu.

Dowiecie się również, co wspólnego ma Ko-lumbijska Kampania Bananowa z okresem pol-skiego PRL-u, oraz jak wygląda praca dziennika-rza sportowego.

Czy warto tu studiować? Jakie perspektywyna przyszłą pracę dziennikarską daje studiowaniena „UKSWordzie”?- Na te pytania wypowiadająsię zarówno studenci, jak i wykładowcy. Są toważne informacje, szczególnie dla tych, którzyzamierzają dopiero dołączyć do grona studentówIEMiD-u.

W dniach 16 – 18 marca na naszej uczelniodbyły się, zorganizowane przez Duszpa-sterstwo Akademickie UKSW Kaganek,Rekolekcje Wielkopostne pod hasłem„Szukając śladów Jezusa” . Rekolekcje pro-wadził ks. dr hab. Krzysztof Bardski, bibli-sta, wykładowca naszej uczelni. Każdegodnia studenci, wykładowcy i inni przybylimogli rozwijać się muzycznie, (nauki śpie-wu) i, nade wszystko, duchowo (słowo ks.Krzysztofa Bardskiego i Eucharystia). Wie-rzymy, że był to dobry czas, przygotowują-cy wszystkich przybyłych do bardziej świa-domego przeżycia niezwykłych ŚwiątZmartwychwstania Pańskiego.

REKOLEKCJE

Wielkanoc ton a j s t a r s z ei największe Święto świata

chrześcijańskiego. W VI w. papież GrzegorzWielki nazwał je Solemnitas Solemnitatum,czyli Uroczystość Uroczystości. Jest toŚwięto ruchome, nie mające stałego miej-sca „w sztucznym porządku wymyślonegoprzez człowieka systemie kalendarzy”. Wczasach prasłowiańskich na dzisiejszyokres Świąt przypadały obchody ŚwiętaZmarłych i dlatego w wielkanocnych uro-czystościach występuje wiele elementówzaduszkowych. Stąd też spotykamy, jesz-cze do niedawna, zanoszenie wielkanoc-nego jedzenia na groby najbliższych. W teradosne Święta wplatają się tony smutne,poważne, płynące z rozważań o Męce Pań-skiej.

Niedziela, rozpoczynająca Wielki Tydzień,wnosi do Kościoła widome symbole nowegocyklu życia przyrody. Wiosenne wierzbowe ba-zie i borówki są tworzywem polskiej palmy, któ-ra często jest prawdziwym dziełem autentycznej,ludowej sztuki, owocem pracy, talentu, umiejęt-ności przekazywanych przez pokolenia.

Każdy z kolejnych dni Wielkiego Tygodnia maswą barwę i charakter. W chrześcijańskiej, kato-lickiej, polskiej Wielkanocy, znaleźć można takżeodległe echa pradawnych godów wiosennych.Choćby malowane i barwione pisanki, zdobionena dziesiątki sposobów i wzorów, to nic innego,jak wspomniany już przez starożytnych – Owi-diusza czy Pliniusza – symbol życia. Od wiekówone – obok Baranka – stanowią jeden z symbolitego święta, zrośnięty nierozerwalnie z domową

tradycją i folklorem.Święta Bożego Narodzenia i Święta Wielka-

nocy mają wiele cech wspólnych, podkreślają-cych nasz narodowy charakter, naszą polską go-ścinność, serdeczność i głęboką pobożność, dzię-ki którym religia i obyczaj przenikają się wzajem-nie. Tak, jak podczas Wigilii dzielenie się opłat-kiem, tak na Wielkanoc dzielenia się święconymjajkiem, przypomina prastare chrześcijańskie aga-py.

Święta Zmartwychwstania Pańskiego były za-wsze dla Polaków świętami wiary w sprawiedli-wość polskich pragnień, w słuszność wysiłkówi nieodwołalny triumf przekazywanych przez po-kolenia cnót narodowych. W symbolice tych świątzmartwychwstania i odrodzenia wiele pokoleńPolaków dostrzegło także i dziejowy wymiar wła-snych losów narodowych, stąd czerpało nadziejęi siłę w latach nawet najtrudniejszych.

I właśnie dlatego Święta Wielkiej Nocy, zwią-zane od tysiąclecia z losami kolejnych pokoleńPolaków, tak wiele znaczą w naszych dziejachi w teraźniejszości. Te Święta całego świata chrze-ścijańskiego, mają dla nas także swój specyficz-ny polski koloryt, bo wyrastają z historii i naro-dowych losów całego minionego polskiego ty-siąclecia…

Święto życia i nadzieiAleksandra Kokosińska

Odwiedż nas w Interneciewww.emid.net

Page 3: Obserwator nr 8 marzec 2005

3

Numer 8 (marzec 2005)

Z radością informujemy, że łącznik,który powstał, nie dosyć, że w rzeczywistości coś łączy, to jeszcze

zaczyna spełniać planowe zadania.W projektach budynku była nowa stołów-ka, sala projekcyjna, pracownie telewi-zyjna, radiowa i…. nowa, informatycz-na. O ile te pierwsze nie są jak na raziedostępne, o tyle ta ostatnia jest już otwar-ta i ma się całkiem nieźle.

Pracownia znajduje się w sali 224. Sie-dziba ta jest aktualna do końca marca, bowraz z końcem miesiąca ma ona zostać prze-niesiona piętro wyżej. Można do niej za-glądać codziennie od 8 do 20 z dwiemamałymi przerwami o 11-11:15 i 16-16:15.Z komputerów może korzystać każdy, teo-retycznie w celach naukowych, ale jak jestw praktyce, każdy wie:) i co ważniejsze,bez ograniczeń czasowych. Niekonieczne

jest też wcześniejsze zapisywanie się. Je-dyne, co trzeba uczynić by móc skorzystaćz jednego z 11 komputerów (procesor Ce-

leron 2 GHz), to pozostawić legitymacjęstudencką i wpisać się do „tajemnego” ka-jetu ( to ze względu na bezpieczeństwosprzętu). I nic tylko surfować…. Szybko,bez problemów i na mięciutkich krzesłach.Zapraszamy do korzystania…

W zaskakującym tempie popularność zdobywa internetowawitryna www.grono.net. Pomi-

mo tego, w takim samym stopniu jak dlajednych popularna, jest ona wciąż dlawielu innych osób trudna do powiązaniaz czymkolwiek. To niedobrze, zważywszy,że grono staje się masową społecznościąinternetową, w dodatku wcale nie anoni-mową, o której warto wiedzieć.

Mówiąc najkrócej, grono to coraz licz-niejsza grupa ludzi nawiązujących bądźpodtrzymujących znajomości poprzez wi-trynę, której adres podałem na początku.Myśl przewodnia sprowadza się do odnaj-dywania znajomych ale także ułatwieniainnym odnalezienia nas. Dowolny użyt-kownik tego systemu poprzez swoje zna-jomości wśród innych użytkowników sta-je się także pomostem do poznawania siękolejnych ludzi, a całość tworzy coś nakształt pajęczej sieci. Przeszukując zasobysystemu i chcąc poznać dowolną osobę,sprawdzamy ilu znajomych naszych zna-jomych dzieli nas od tej osoby, wszystkoodbywa się na zasadzie tzw. „sześciu po-dań ręki” wedle której dowolne dwie oso-by na ziemi łączy łańcuch sześciu innych

osób znających się nawzajem. Całości do-pełnia fakt, że przynależ-ność do tej społecznościjest na swój sposób elitar-na; nie sposób bowiemprzystąpić do niej samo-dzielnie, musimy zostaćzaproszeni przez kogoś,kto już do niej należy.

Jak zwykle w takichwypadkach pomysł przyszedł do nas z za-chodu gdzie odniósł sukces. Na polskimgruncie pomysł wdrożyli trzej Warsza-wiacy, obecnie stawiający raczej na po-kazanie w ten sposób swoich możliwościniż profity. To jak pomysł się przyjął, sta-nowi swego rodzaju fenomen; liczbaużytkowników niedługo osiągnie 100 ty-sięcy i na pewno na tym się nie skończy.

Co daje członkowstwo w tym „gronie”?Jako zarejestrowani użytkownicy możemyoczywiście przeglądać bazę danych innychużytkowników i ich zainteresowania, dużaczęść z nich zamieszcza także swoje zdję-cia co tylko potwierdza fenomen społecz-ności; nigdzie indziej chyba internauci nieujawniają się w tak bezpośredni sposób.Oprócz tego do naszej dyspozycji oddanezostały różne grona tematyczne, forum

i całkiem pomysłowe: „tablica ogłoszeń”oraz „podróżnik”, czyli znaczące ułatwie-nie dla osób poszukujących towarzystwado podróży lub po prostu transportu.

Grono znalazło spore zainteresowaniewśród pracowników firm, którzy z wia-domych względów nie mogą w pracy ko-rzystać z popularnych komunikatorówinternetowych. Możliwość wysyłania so-bie wiadomości jest całkiem ciekawą na-miastką szerszych dyskusji, nie potrze-bując przy tym niczego więcej niż prze-glądarka internetowa z dostępem do sie-ci.

Czy warto zabiegać o zaproszenie dotego klubu? To zależy od tego, jak gło-śno odzywa się w nas dusza towarzyskaczy choćby samotność w poszukiwaniupartnera/partnerki (cel naszego uczestnic-twa możemy zresztą jednoznacznie okre-ślić w naszym profilu, dostępnym doobejrzenia dla innych). Ja osobiście przy-jąłem zaproszenie przyjaciela, sam zapro-siłem dotychczas jedną osobę i na swoimprzykładzie mogę śmiało powiedzieć żejakoś się bez tego obywam. Naturalnie„grono” może być nieocenionym narzę-dziem w poszukiwaniu osób o podobnychzainteresowaniach czy choćby odpowied-nim typie urody, tylko czy taka instytucja,jak na przykład uczelnia, nie spełnia takiejwłaśnie roli w sposób w zupełności wystar-czający?

Czym jest grono?Witold Horoch

Pracownia informatycznaKatarzyna Dąbroś

Page 4: Obserwator nr 8 marzec 2005

Numer 8 (marzec 2005)

Idąc za doświadczeniem i dorobkiemznakomitych, zarówno polskich jaki zagranicznych dziennikarzy sporto-

wych, można utworzyć pewien zbiór zasad,które w tym zawodzie są warunkiem ko-niecznym. Ale zanim przyjrzymy się tymzasadom, zwróćmy uwagę na specyfikędziennikarstwa sportowego. Zawód ten wy-maga dogłębnej znajomości kilkudziesię-ciu dyscyplin sportowych, a nauczenie siętego często nie jest możliwe nawet przezkilka lat. Dlatego, moim zdaniem, ukoń-czenie studiów dziennikarskich nie będziewarunkiem koniecznymdo uprawiania tego zawo-du. Co nie znaczy oczy-wiście, że takie studia sązbędne. Chcę przez to tyl-ko powiedzieć, że tego, costanowi istotę zawodudziennikarza sportowego,nie pokaże nam żadna na-uka; to rzeczywistość, któ-rej nie poznamy na żad-nych studiach. Dlaczego?Dlatego, że dobrymidziennikarzami sportowymi stają się prze-ważnie ci, którzy styczność z kulturą fi-zyczną mieli od najmłodszych lat, albosami uprawiali sport lub byli jego fanaty-kami, kibicami. Reguły gry, rozwiązaniataktyczne, sposoby sędziowania, kibicowa-nia itd. nie są możliwe do przyswojeniatylko z podręczników czy wykładów (...).Studia i systematyczna praca nad własnymwarsztatem dziennikarskim spełnią wtedyrolę służebną stając się początkiem budo-wania profesjonalizmu.

I właśnie profesjonalizm jest pierwszymi podstawowym warunkiem pracy każdegodziennikarza. W przypadku specjalizacjisportowej będzie to profesjonalizm zbudo-wany na opisanej wcześniej znajomościsportu. Znajomości wynikającej z uprawia-

nia bądź przeżywania sportu od najmłod-szych lat. Dobry dziennikarz sportowy niebędzie mógł wiedzieć mniej o danej dys-cyplinie i zawodnikach niż tzw. przecięt-ny kibic. W przeciwnym razie będzie nie-wiarygodny. Na budowanie profesjonali-zmu składa się jeszcze wiele elementów.Między innymi tzw. warsztat dziennikarza;poprawny, kulturalny i przekonywującyjęzyk, kreatywność, dykcja, tembr głosu,poprawność i szybkość mówienia i czyta-nia na żywo. Potrzebny też jest pewien spo-sób na sport, indywidualny styl każdegodziennikarza. Iskra, która wyróżni nasz całej rzeszy kolegów po fachu, zwróciuwagę widza, czytelnika, itd., ale spowo-duje przeniesienie tej uwagi nie na nas, leczna “naszą” dyscyplinę sportu. Żeby zobra-zować to, o czym mówię, warto przywołaćchoćby osobę Jana Ciszewskiego. Polacykibicowali naszej reprezentacji razem z nim,nigdy nie kibicowali jemu. Ciszewski do-skonale wczuwał się w nastrój wspomnia-nego wcześniej przeciętnego widza i po-

magał mu dopingować drużynę narodową.Dobrze też wyraził to inny tuz polskiegodziennikarstwa sportowego - Bohdan To-maszewski: “Głównym zadaniem, nasdziennikarzy sportowych, powinno byćzachęcanie ludzi do uprawiania sportui odkrywanie przed ludźmi jego urokówi wartości. I powinniśmy stale szukać naj-rozmaitszych, możliwie atrakcyjnych formw naszej pracy, aby właśnie przybliżać lu-dzi do sportu”. A niemożliwe jest to bezpasji, iskry, polotu. Dlatego warto praco-wać nad oryginalnością języka; to pomagabronić się przed zadziwiającą łatwością mó-wienia, jaką coraz częściej spotykamyu dziennikarzy sportowych. Czasami zaczy-nają zdanie i z góry wiadomo jakie będzieorzeczenie, dopełnienie, jakimi słowami się

Przywilej korzyściPaweł Wróblewski.

Jacek Jońca - dziennikarz redakcji sportowej TVP.Komentator Piłkarskiej Europejskiej Ligi Mi-strzów, największych w Polsce turniejów teniso-wych, redaktor Sport Telegramu.Studiował filo-zofię na KUL, absolwent dziennikarstwa UW.Jest cenionym znawcą sportu i sportowcem. Wie-lokrotnie stawał na podium Mistrzostw PolskiDziennikarzy w tenisie zdobywając złote i srebr-ne medale w singlu i deblu. Ma też na swoimkoncie medal Mistrzostw Świata Dziennikarzyw grze deblowej.W zawodzie dziennikarza cenisobie najbardziej rzetelność oraz solidność. Wy-jątkowo dba także o stronę etyczną w dziennikar-stwie.

To między innymi dlatego Koło Naukowe Stu-dentów IEMiD zaprosiło go do poprowadzeniawarsztatów dziennikarskich na naszej uczelni ipodzielenia się bogatymi doświadczeniami orazposiadaną wiedzą.- „Wiem, jak trudno wchodzisię do zawodu dziennikarskiego, uczelnie tak naprawdę do tego zawodu przygotowują studen-tów głównie w sferze teoretycznej. Dlatego przy-jąłem zaproszenie, gdyż widzę sens podzieleniasię swoimi doświadczeniami. Jest to równieżpewna forma podziękowania za to, że w prze-szłości korzystałem z podobnych spotkań. Byłoto w czasach głębokiej komuny i cenzury, gdyjeszcze nic nie zapowiadało zmian demokratycz-nych w Polsce. Uczęszczałem wówczas na tajnekomplety z historii. To były lekcje życia. Będęzbudowany gdy te nasze warsztaty przyczyniąsię do edukacji dziennikarskiej studentów IE-MiD” - mówi red. Jacek Jońca.

Pierwsze spotkanie zaplanowano na31 marca na godzinę 10.

Zapisy pod adresem [email protected]óły na stronie internetowej www.emid.net

Warsztaty dziennikarskie

Page 5: Obserwator nr 8 marzec 2005

Numer 8 (marzec 2005)

skończy. Bo dziennikarz sportowy niemoże być człowiekiem tylko od podawa-nia nazwisk. On musi przekazać ludziomcoś istotnego, musi wiedzieć i widzieć wię-cej.

Kolejnym istotnym elementem będzieetyka dziennikarska. Wierność prawdzie,wierność sobie i uczciwość zawodowa. Do-bra postawa etyczna pozwoli dziennikarzo-

Jakiś czas temu otrzymałem zapro-szenie, na organizowane przez In-stytut Tertio Millenio Szkoły Zimo-

we, które odbywały się pod hasłem:„Chrześcijanie na współczesnych areopa-gach”. Z zaproszenia skorzystać nie mo-głem, ale samo hasło nie znikło z mojejpamięci dzięki pewnemu – raczej niena-dzwyczajnemu – wydarzeniu.

Pewnego dnia – nie pierwszy i nie ostatni raz –korzystałem z dobrodziejstwa, jakie zapewnia minasza uczelnia, a jest nim toaleta. Oddany czyn-ności, jakiej przywykłem być oddany korzysta-jąc z toalety, wpadłem w zdumienie, gdy zoba-czyłem malujące się przede mną na drzwiach nie-zwykłości. Ujrzałem niebanalne wyznaniewiary, które – gdyby nie brać pod uwagęumiejscowienia – wywołałoby we mniegłęboką zadumę, a może nawet zachwyt.

Powyższy incydent stał się przyczynąszerszych obserwacji „toaletowych zapi-sków”, a muszę przyznać, że wynik owychobserwacji był zaskakujący. Na drzwiachnaszych „ukswordzkich” ubikacji (przynaj-mniej tych przeznaczonych dla panów)odkryłem niezwykle rozwinięty systemmalowideł (daleko mu jeszcze do jaskińz Lascaux i Altamiry, ale być może nasiuczelniani „artyści” niebawem osiągną sto-pień cywilizacji porównywalny z tym, jakitowarzyszył pierwotnym malarzom).

Analizując malowidła nie trudno do-strzec, że dzielą się na kilka kategorii – odnajprymitywniejszych bluzg, przez kibi-cowskie symbole i zawołania, wyznania za-kochanych i manifesty buntowników, podyskusje na tematy polityczne i religijne.Te ostatnie są zdecydowanie najbardziejgodne poświęcenia uwagi.

Na współczesnym areopagu, jakim stałysię uczelniane ubikacje, ścierają się libera-łowie z konserwatystami, zaciekli lewico-wi antyklerykałowie z „katolickimi apolo-

getami”, oszołomyz kręgów Nowej Lewi-cy i Racji z oszołoma-mi od wszechpolaków.Tylko patrzeć, jak dys-kusje z toalet UKSWprzeniosą się na sej-mową mównicę. Czywniosą one jakąś nowąjakość w zmęczonemury Wiejskiej? Bar-dzo wątpliwe. Jedynazmiana to – choć trud-no to sobie wyobrazić– jeszcze bardziej ra-dykalne „zejściew krzaki” (czyt. brakkultury), czy może do-kładniej – do rynszto-ka.

Smutnym jest fakt,że „toaletowi ideow-cy” bardziej obrzucająsię wzajemnie błotem(czy czym tam się moż-na w toalecie obrzu-cać), niż dyskutująużywając mocnych ar-gumentów. Poczuciemgłębokiej frustracjinapawa mnie każda kolejna porcja zarzu-tów, określających księży jako pedofilii złodziei, albo inna, przyporządkowującawszystkich liberałów do grupy społecznejo skłonnościach homoseksualnych przyjednoczesnym określeniu tejże szyderczymmianem – pedały.

Ze szczególnym zaciekawieniem śledzi-łem „wpisy” studentów IEMiD-u (częśćz nich można zidentyfikować bez większe-go wysiłku). Zastanawia mnie, co skłaniaprzyszłych dziennikarzy do „publikowa-nia” właśnie na tej „platformie wymianymyśli”. Podejrzewam, że jest to pragnienie

Klozet prawdę Ci powie...Marcin Gutowski

oryginalności, wyodrębnienia się z tłumuszaraków, płynięcia pod prąd. Właśnie tojest najtragiczniejsza pomyłka autorów „to-aletowych wynurzeń”. W pogoni za orygi-nalnością włączają się w płynący kanała-mi nurt przeciętniaków. Brakuje im odwa-gi, żeby wyjść z kanału na światło dzienne.Nie potrafią zauważyć, że naprawdę pły-nąć pod prąd będą wtedy, gdy ich przemy-ślenia (oczywiście te wartościowe) zejdąz drzwi toalet, a trafią na strony... chociaż-by „Obserwatora”. To wymaga odwagi, alejest gwarancją wyjścia z kanału studenc-kiej miernoty.

wi sportowemu pokazać w pełni oraz roz-wijać swój talent. Niezbędna jest też przytym nieustanna i nie pozorowana umiejęt-ność poszerzania wiedzy, przez choćby śle-dzenie i wnikliwe analizowanie sportuw prasie, radiu czy telewizji.

To wszystko pozwoli nam czerpać czystą ra-dość zawodową. Radość ze sportu. Będzie teżprzyczyną systematycznego odkładania się zaufa-

nia czytelnika, sportowca...To jest i powinno byćnajcenniejsze. Nikt nam tego nie odbierze. Fak-tem jest, że wyśmienita jakość przekazu medial-nego z różnego rodzaju imprez sportowych czę-sto sama w sobie jest dość wymowna, ale nici nigdy nie zastąpi potrzebnego w odpowiednimmiejscu dobrego dziennikarza sportowego. Dla-tego warto się starać.

Page 6: Obserwator nr 8 marzec 2005

6

Numer 8 (marzec 2005)

Dnia 22 lutego lub 1 marca (sprawa do dziś niewyjaśniona) mija195 rocznica urodzin wielkiego

pianisty i kompozytora Fryderyka Cho-pina.

Z całą pewnością należy mu się choćbynajmniejsza wzmianka w każdym periody-ku stanowiącym głos polskiej inteligen-cji. Jest to ważne także w kontekście zbli-żającego się XV Międzynarodowego Kon-kursu Chopinowskiego, który rozpoczniesię na przełomie września i października.Biorąc pod uwagę, że w każdym środowi-sku znajdzie się garść osób nie potrafią-cych powiedzieć nic konkretnego na te-mat tego wielkiego Polaka ani jego roliw podtrzymywaniu polskiej tożsamościi rozwoju światowej muzyki, warto chyba

poświęcić chwilkę czasu i zapoznać sięz najogólniejszymi informacjami na tematchopinowskiej twórczości i jej wymowy.

Na początek trzeba powiedzieć, że próba skon-struowania krótkiej wzmianki na tak szeroki te-mat jest w istocie szaleństwem i z całą pewnościązajęciem mało satysfakcjonującym dla kogoś, kto,jak ja, w chopinowskiej tradycji bezpowrotnie sięzatracił. Spróbujmy jednak…

Fryderyk Chopin urodził się w 1810 roku wŻelazowej Woli. W swoim krótkim, bo trwają-cym 39 lat życiu, zdążył skomponować blisko200 utworów, oznaczanych tzw. liczbą opusową– utwory skomponowane chronologicznie póź-niej mają z reguły wyższą liczbę opus, przy czymsą także coraz głębsze uczuciowo (muzyka Cho-pina dojrzewała wraz z wiekiem kompozytora).Twórczość ta obejmowała różne znane wcześniejgatunki muzyczne, przy czym niektóre z tych ga-tunków właśnie od Chopina brały swój początek,jak ballady, lub nowe znaczenie, jak etiudy.

Początki nie były łatwe; mały Fryderykmiał w zwyczaju włazić pod fortepian i nadźwięk tego instrumentu dostawał atakuhisterii. Z czasem zaczął w nocy zakradaćsię do salonu i tam powtarzając zasłyszaneza dnia, grane przez matkę melodie, budziłdomowników. Szybko okazało się, że dziec-ko ma niebywały talent i do opieki nad nimpowołano prywatnych nauczycieli, przyja-ciół domu. W warszawskim środowisku utarłsię przydomek „mały Mozart”. Czas leciał,Fryderyk przechodził kolejne etapy eduka-

cji, kolejni nauczyciele z przerażeniem od-krywali, że nie mają go już czego uczyć;„Fryderyk Chopin, szczególna zdolność,geniusz muzyczny itd.” – taką opinię wy-stawił w 1829 roku Józef Elsner, po zdaniuprzez Chopina ostatniego egzaminuw konserwatorium.

Jeszcze przed opuszczeniem Polski, obokwielu innych kompozycji, z wielkiej, ukry-tej miłości powstają dwa jedyne koncertyna fortepian i orkiestrę, dzieła trzyczęścio-we, bardzo dojrzałe jak na blisko dwudzie-stoletniego twórcę, należące do żelaznegorepertuaru koncertowego pianistów z całe-go świata. Jednak trzonem jego twórczościsą kompozycje stricte fortepianowe: prelu-dia, etiudy, nokturny, impromptus, scherza,a także wyrosłe z polskich klimatów regio-nalnych mazurki, polonezy czy walce.Chopin przeciera nowe szlaki, jest rewolu-cjonistą, którego twórczość dla współcze-snych uszu nierzadko wydawała się czymśszokująco nowym i niesłychanym.

Warto w tym miejscu wspomnieć choćbyetiudy, gatunek muzyczny pomyślany dużowcześniej jako trening sprawności palcówpianisty, wirtuozowski popis, zwykle uka-zujący dużo niższe loty, jeśli chodzi o fan-tazję kompozytorską. U Chopina gatunekten śmiało można nazwać rewolucją, po-mimo wierności pierwotnemu celowi. Każ-da etiuda to krótki utwór, ćwiczący kon-kretny ruch ręki, w którym Chopin zawarłw najczystszej postaci swój geniusz, gdyżpomimo z góry narzuconej dyscypliny nieosłabła w żaden sposób inwencja kompo-zytora, czego przykładem może być choć-

Q-LTURKAKatarzyna Dąbroś

Co: „Totus Tuus” - wystawa malarska zudziałem artystów z kraju i z zagranicy,prezentująca ważniejsze miejsca pobytuJana Pawła II w PolsceGdzie: Dom Kultury „Wygoda” , ul. Ko-niecpolska 14Kiedy: od 2005-03-05 do 2005-04-07Wstęp: wolny

Co: Uniwersalny Przegląd ArtystycznyPUPA 2005Kiedy: 12-20 marca (12-14, 19-20 marca -Dom Kultury Śródmieście, ul. Smolna 9 -

prezentacje sceniczne, galeria, wydawnic-twa, godz. 16.30-21.00; 17 marca - KlubMuzyczny „No Mercy” ul. Bema 65 - dzieńrockowy od 17.00)

Co: 5 urodziny najlepszej w Polsce mię-dzynarodowej orkiestry specjalizującej sięw muzyce latynoskiej - Rei Ceballo & Cal-le SolGdzie: Enklawa, ul. Mazowiecka 12Kiedy: 17 marcaO której: 22:15Wstęp: 5-10 zł

Co: Co 4-tek muzyka –koncert grupy „Wilki”Gdzie: klub studencki Sto-doła, ul. Stefana Batorego 10Kiedy: 17 marcaO której: 20:30Wstęp: 26 zł (studenci przedsprzedaż) i 28zł (przedsprzedaż), 32 zł (w dniu koncertu)

Co: XXI Echa Celtyckie & Dzień Św. Pa-tryka – wystąpią: Beltaine, The Irish Con-nection, DanarGdzie: Ośrodek Działań Twórczych,ul. 1 Sierpnia 36aKiedy: 19 marcaO której: 18:00Wstęp: 15 - 20 zł

Co: III Festiwal Pasyjny „Crucifixusest ...” - JosephHaydn „Siedemostatnich słówChrystusa naKrzyżu” ( Wyko-nawcy: AndrzejFerenc – aktor,Kwartet Wila-

nów: Tadeusz Gadzina - I skrzypce, PawełŁosakiewicz - II skrzypce, Ryszard Duź –altówka Marian Wasiółka – wiolonczela)Gdzie: Kościół Środowisk Twórczych, pl.

„Sercem Polak”Witold Horoch

Page 7: Obserwator nr 8 marzec 2005

7

Numer 8 (marzec 2005)

by słynna etiuda rewolucyjna z jejmotywem nawoływania do walki.Ciekawostką jest to, że chopinowskieetiudy stanowią prawdopodobnieutwory najtrudniejsze z trudnych dowykonania w historii pianistyki a wy-konanie wszystkich jedna po drugiej,w liczbie 24, stanowi dla pianistówprzeszkodę nie do pokonania, gdyżbyłoby to ponad 80 minut nieprze-rwanego mordowania się z niesłycha-nymi trudnościami technicznymi.Współcześni Chopinowi recenzencinie stronili zresztą od kontrowersyj-nych ocen tychże dzieł, szczególnieciekawie wygląda na tym tle następu-jąca recenzja: „(...) kto ma zwichniętepalce, ten je zdoła tymi Etiudami na-prostować, ale kto ma zdrowe, powi-nien się bardzo strzec i etiud tych niegrać, jeśli nie ma w pobliżu panówvon Grafe albo Dieffenbacha [zna-nych chirurgów]”. Wykonanie dwóchetiud otwiera przy tym konkursowądrogę każdego z uczestników na Mię-dzynarodowym Konkursie Chopi-nowskim w myśl zasady „pokaż namnajpierw swoją techniczną spraw-ność”. Jeśli wolno jakąś twórczośćokreślić mianem genialnej, to na pew-no musi to dotyczyć właśnie chopi-nowskich etiud. Postawiły one bardzo mło-dego jeszcze Chopina w rzędzie najwięk-szych twórców muzyki.

Chopin na zawsze opuszcza Polskę tużprzed wybuchem powstania listopadowe-go w 1830. Od tej pory, aby się utrzymaćna obcej ziemi, musi dać poznać swój ge-niusz. Zabiega o drukowanie własnychdzieł, działa jako nauczyciel, nade wszyst-

Teatralny 18, ul. Siemiatycka 9 m. 66Kiedy: 20 marcaO której: 19:00Wstęp: wolny

Co: III Festiwal Pasyjny „Cruifixus est...”- Wielki Czwartek - Wieczerza Pańska. La-mentacje. Marek Bałata – śpiew, Jan Pilch– instrumenty perkusyjne.Gdzie: Kościół Środowisk Twórczych, pl.Teatralny 18, ul. Siemiatycka 9 m. 66Kiedy: 24 marcaO której: godzina 19:00Wstęp: wolny

Co: 2 Korpus Polski w regionie Marche:1944-46 - wystawa prezentująca doskona-łe zdjęcia polskich żołnierzy walczącychw Kampanii Adriatyckiej

Gdzie: Muzeum Historyczne m.st. Warsza-wy, Rynek Starego Miasta 28/42Kiedy: do 25 marcaWstęp: bilet cały – 6 zł, ulgowy – 3 zł

Co: Międzynarodowa Wystawa Pisanek- 1200 pisanek, kraszanek, olejanek - Ma-lowane jaja w zwyczajach i obrzędach.Zdobnictwo - Artyzm.Gdzie: Galeria Elektor, ul. Elektoralna 12Kiedy: 20–28 marcaWstęp: wolny

Co: Międzynarodowe forum krótkome-trażowych filmów fabularnych „oskariada2005”Gdzie: Kino-Teatr„Bajka”, ul. Marszałkow-ska 138Kiedy: 31 marca

O której: 16:00Wstęp: wolny

Co: Ogólnopolski przegląd monodramuwspółczesnegoGdzie: Warszawa, Stara ProchOFFnia, ul.ul. Boleść 2Kiedy: 8-10 kwietniaWstęp: 15-30 zł

Co: „SALLINGER” - sztuka Bernard-Marie Koltesa, osnuta wokół tajemniczejśmierci młodego mężczyzny, który wróciłz wojny...Gdzie: Fabryka Trzciny, ul. Otwocka 14Kiedy: prapremiera 8 kwietniaO której: 19:00Wstęp: wejściówki po 15 zł

ko jednak komponuje. Jego występy w naj-słynniejszych salach koncertowych światanie są jednak występami pod publiczność,mającymi za zadanie ją oszołomić, prze-ciwnie, często słyszało się narzekanie, żeChopin gra zbyt cicho, intymnie. Nie rozu-mieją tego najwyraźniej też liczni współ-cześni pianiści, którzy z wykonania dziełChopina próbują uczynić show a ich gra

przypomina bicie rekordów w grzena czas.

Zetknięcie się z takim wykona-niem twórczości chopinowskiej jestobok ogólnej niedojrzałości psy-chicznej jedynym usprawiedliwie-niem dla krytycznego podejścia nie-których do tej muzyki. Mówiąc krót-ko, osoba wypowiadająca pogląd, żemuzyka Chopina nie podoba się jej,dowodzi jedynie własnej niedojrza-łości lub nieszczęścia polegającegona słuchaniu interpretacji niewłaści-wego pianisty. Muzyka ta bowiem niemoże się nie podobać, trzeba po pro-stu do niej dojrzeć i jakkolwiek śmia-ła wydawałaby się ta teza, jej cechąjest obiektywizm. Ja sam nie dojrza-łem jeszcze do mazurków.

Fryderyk Chopin zmarł 17 paź-dziernika 1849 roku w Paryżu. Cy-prian Norwid pożegnał go słynnymisłowami „Rodem Warszawianin, ser-cem Polak, a talentem świata obywa-tel”. Został pochowany na cmenta-rzu Pere Lachaise. Jego serce zostałoprzewiezione do Polski i umieszczo-ne w urnie w Kościele Św. Krzyża wWarszawie, o krok od ostatniegomieszkania Chopina w Polsce.

Muzyka Fryderyka Chopina przezdziesięciolecia podtrzymywała tożsamośćnarodową Polaków; przez własną głupotęnie zakazał jej wykonywania car rosyjski,pamiętali jednak hitlerowcy. Jej znaczeniedla uciemiężonych Polaków jest nie do prze-cenienia, dlatego tak ważne jest moim zda-niem świętowanie rocznicy urodzin i śmier-ci „geniusza fortepianu”.

Page 8: Obserwator nr 8 marzec 2005

8

Numer 8 (marzec 2005)

Kampania Bananowa i PGR, czy-li co łączy Polskę i Kolumbię.

W historii obu tak odległych geograficzniepaństw, można dostrzec pewną analogię.

Przeszłość i wydarzenia minionego wieku cięż-ko doświadczyły Polaków i Kolumbijczyków.Zmiany na arenie politycznej, krwawe buntyi strajki, nie są obce obu narodom zwłaszcza wXIX w.

Termin Kampania Bananowa brzmi niezwykleegzotycznie dla Europejczyka,nieco bardziej boleśnie dlamieszkańca północnej Kolum-bii(Karaibów kolumbij-skich).Co w taki razie kryje siępod tą tajemniczą nazwą... ?

Pod koniec XVIIIw w Bo-stonie powstaje United FriutCompany. Celem tego przed-siębiorstwa jest wchłonięcieinnych mniejszych spółek ma-jących problemy finansowe.W 1906r Kompania Banano-wa dociera do Aracataci,( zna-nego miasteczka w pólnocnejKolumbii, w którym urodziłsię noblista Gabriel GarciaMarquez).

Dlaczego akurat w tym re-gionie Kompania bananowapostanowiła tworzyć swą en-klawę? Niewątpliwie ważnymczynnikiem była rozbudowalinii kolejowej na odcinku San-ta Marta, Cienaga i Fundacionoraz wielkie plantacje owoców.

Uprawa bananów na Kara-ibach kolumbijskich na skalęprzemysłową, nastąpiła około 1887 roku wraz zrozbudową kolei żelaznej, wzdłuż szyn której roz-ciągały się plantacje, a później potęga KompaniiBananowej. Jednocześnie z przybyciem kolei i

Kompanii do miast nastąpiło napły-nięcie ludności z całych Karaibów

i Kolumbijczyków z głębi kra-ju tzw. cachacos( szarań-

cza). Różnice

w kulturze i obyczajach wzbudziły konflikty mię-dzy miejscowymi a przybyszami.TymczasemKompania konsolidowała monopol amerykańskii osłabiała producentów krajowychi zagranicznych. Wobec plantatorów bananów sto-sowała różne represje; dawała łapówki, kupowa-ła lub po prostu fałszowała i kradła dokumenty.Niszczyła każdego, kto stanął na drodze w budo-waniu finansowej potęgi. W 1920r 69% ziemuprawnych i nieuprawnych stanowiło bogactwoKompanii. Konsekwencją dominacji na rynku ba-nanowym, było dyktowanie cen, po jakich kupo-

wano banany od in-nych nielicznychproducentów, komui w jakiej ilości przy-dzielano wodę donawadniania planta-cji, oraz procentów,na jakich udzielanopożyczek. Kompa-nia, więc sparaliżo-wała cały przemysł,uprawę i handel wstrefie swoich wpły-wów. Stała się pań-stwem w państwie zwłasnym prawem iregułami gry.

Kolejną ważnąkwestią była eksplo-atacja robotników,którzy w świetleprawa nie istnieli.United Fruit Com-pany zatrudniała ok.dwustu pięćdziesię-ciu kontrahentów,podkontrahentówi nadzorców. Ci z

kolei podpisywali kontrakty z robotnikami. Topozwalało Kompanii na liczne nadużycia wobectysięcy robotników. Skoro oni prawnie nie ist-nieli, United Fruit Company nie miała obowiąz-ku ubezpieczać ich od wypadków przy pracy, za-pewniać świadczeń medycznych i wynagradzaćza pracę w niedziele i święta. Robotnicy nie mięliprawa do strajków i zrzeszania się w związki za-wodowe. Co dwa tygodnie Kompania w ramachwynagrodzenia za pracę, wydawała za pośred-nictwem nadzorców bony -wymienialne na pro-dukty, sprzedawane jedynie na terenie Kompanii.

Sytuacja z Karaibów przypomina mi polskąrzeczywistość czasów PGR’ów. Wielkie gospo-

Kartka z kalendarza...Ewa Skwarska

darstwa, rząd-cy, produkcjawszakże nie ba-nanów ale zbo-ża, mięsa, mle-ka, oddaje takdaleki tropikalny klimatKompanii Bananowej. Ana-logię można dostrzec także w rozwiązaniu pro-blemu strajkujących robotników w Kolumbii iPolsce.

W Polsce poznański czerwiec1956, strajk ge-neralny i masowa demonstracja uliczna 28 VI1956 w Poznaniu, która przekształciła się w wal-ki zbrojne dobrze znana jest z kartki kalendarza.Gdy w 1956r strajk rozpoczęli robotnicy zakła-dów im. H. Cegielskiego (wówczas Zakładówim. J. Stalina, ZISPO), kilka lat wcześniej 6 grud-nia 1928r zubożali robotnicy z Kompanii Bana-nowej także zaczęli walczyć o swoje prawa. Ichwalka o godne warunki pracy i prawa do pensjiadekwatnej do wykonywanej pracy zakończyłasię niepowodzeniem. Pamiętnego 6 grudnia mię-dzy pierwszą trzydzieści a drugą nad ranem trzy-stu żołnierzy wysłanych przez rząd pod dowódz-twem Cortesa Vargasa dokonało rzezi zebranychstrajkujących na stacji kolejowej w Cienadze.Ówcześni rządzący państwem postarali się abyzredukować statystyki z setki zabitych do 9 pole-głych na plantacji bananów w Magdalenie.

Mimo że historia z karaibskich rejonów brzminiezwykle znajomo, przypomina o niepotrzebnejśmierci poległych na ulicach Poznania, nieudol-nie sprawowanej władzy w kraju, i walce o wol-ność, godność i szacunek do ludzkiej pracy.

Gabriel Garcia Marquez

Na podstawie książkiD.Saldivara,Gabriel Garcia Marquez. Podróż do źródła,Warszawa 2001.

Page 9: Obserwator nr 8 marzec 2005

9

Numer 8 (marzec 2005)

Od początku czwartej klasy liceum zastanawia-łam się intensywnie na jakie studia powinnamzdawać. Dziennikarstwo było moim „typem”,a światopogląd chrześcijański był mi na tyle bli-ski, że postanowiłam zdawać na uczelnie o ko-rzeniach katolickich. Na UKSW stanęłam po razpierwszy składając dokumenty. Nie przyjecha-łam na „dni otwarte”. Właściwie czułam, że niemuszę, w końcu wiedziałam, że chcę być dzien-nikarzem. W mądrym informatorze wyczytałamo kierunku, na który się wybierałam. Uczelniakatolicka, wydział teologiczny, kierunek wcze-śniej posiadał w nazwie słowo „teologia”... Wie-działam więc, że nie będzie to dziennikarstwopowielone z UW, ale ukierunkowane tak, jaktego chciałam. Uśmiechając się szłam pierwszyraz laskiem bielańskim i wszystko co mnie ota-czało wydawało mi się piękne i bajeczne. W gło-wie kłębiły mi się myśli: jak sobie poradzę, czywykładowcy będą bardzo wymagający, co będęczuła mijając codziennie te drzewa, czy będę siędo nich uśmiechać wracając po długim dniu...?

Po raz pierwszy w życiu czekałam na koniec

wakacji. Wystarczył mi miesiąc, żeby poważniesię zniechęcić do kierunku, który wybrałam. Pa-miętam dzień, w którym pojechałam na pierwszystudencki weekend do domu i nie chciałam wra-cać, a rodzice musieli mi tłumaczyć jak małemudziecku, że kryzys minie. Ale nie mijał! Przerażałomnie, że mam tyle teologii. Nie czułam się stu-dentką dziennikarstwa. Zupełnie inaczej to sobiewyobrażałam. Były chwile, podczas których po-ważnie chciałam zrezygnować, ale jednak tego niezrobiłam. Wydaje mi się, że tak naprawdę tego niechciałam. Tylko nie potrafiłam się do tego przy-znać. Może było mi trochę wstyd, że bliscy po-myślą, że sama nie wiem czego chcę.

Pierwszy rok moich studiów był czasem kryzy-su, żalu i pytań o sens studiowania „takiego” dzien-nikarstwa. Na drugim roku przyzwyczaiłam sięi o nic już nie pytałam. Trzeci rok jest dla mnieczasem pełnej akceptacji mojego kierunku studiów.Nie narzekam, nie dręczę siebie i otoczenia swo-imi żalami, ale cieszę się, że uczę się robić to, cozawsze chciałam.

Ktoś, kto skończył dziennikarstwo jakiś czas

temu powiedział mi, że do tych studiów dorastasię całe życie. Z upływem mijającego czasu czło-wiek czuje coraz większą odpowiedzialność zaotaczający go świat. Przeżywa miłość do dzien-nikarstwa wciąż na nowo, choć nierzadko nie odpierwszego dnia...

Moje uczucie nie było „romantyczne”- odpierwszego wejrzenia, ale trochę bardziej racjo-nalne- musiałam do tego dojrzeć. Czasem tak jestlepiej. Coś, co pojawia się szybko i nagle, częstorównie szybko znika.

Często boję się tej odpowiedzialności, któraciąży na dziennikarzu katolickim. Tej, niejedno-krotnie, walki z wiatrakami, machiny politycznej.Jednak wiem, że tak trzeba, że takie jest mojezadanie, nie tylko jako przyszłego absolwenta tejuczelni, ale jako świadka Chrystusa. Mimo lę-ków i obaw, staram się pamiętać słowa Jezusaposyłającego swoich uczniów aż po krańce świa-ta z ewangelią. I choć przede mną widnieje obrazprzyszłości pełnej znaków zapytania, słyszę sło-wa skierowane do Eliasza i spokój powraca.„Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga”. Każ-dego dnia, gdy jest mi ciężko wsłuchuję się w tesłowa i uśmiech powraca, bo wiem, że z Panemnic nie jest znakiem zapytania. Tylko On piszeprostymi nutami po krzywej pięciolinii...

Miłość od drugiego wejrzeniaMarta Szymańska

Poproszono mnie o napisanie parusłów o „moim spojrzeniu na IEMiD”z perspektywy prawie pięciu lat na-

uki. Jestem starostą piątego roku IEMiDu,a zatem podzielę się z wami doświadczeniamimoimi i moich kolegów dotyczącymi nasze-go kierunku.

Kiedy zdawałam na studia „dziennikar-skie” na UKSW jedyna rzecz jaką wiedzia-łam o sobie to fakt, że „ładnie piszę”.Wymyśliłam zatem, że będę dziennika-rzem. Już pierwsze tygodnie wykładów ostu-dziły mój zapał, bo okazało się, ze poza paromaprzedmiotami dziennikarskimi prowadzonymiprzez ‘nie zawsze przygotowanych” wykładow-ców, mój wymarzony kierunek to tylko TEO-LOGIA. Brzmiało strasznie i przyznam, ze małobrakowało, a nie byłoby mnie na UKSWordziepo pierwszym semestrze. Myślę tez, że tak od-czuwała większość studentów. Zaczęliśmy siębuntować przeciwko tzw. „wkuwaniu katechi-zmu” i to właśnie dało nam pierwszy powód dopozostania – wspólny bunt przeciwko systemo-wi, który był naszym ciemiężcą. Z czasem jed-nak pojawił się powód drugi, czyli dostrzeżenie

prawdziwości przesłania, które kładli nam do gło-wy wszyscy wykładowcy: „ dziennikarz nie możetylko wiedzieć jak pisać, ale i mieć pojęcie o czympisze”.

Kiedy już uświadomiłam sobie, że teologia rze-czywiście może być ciekawa, jak na zawołaniepojawili się wspaniali wykładowcy, których świeżespojrzenie na naukę Kościoła i teologię pomogłomi wciągnąć się w jej „magiczny świat”. Pokazalimi oni, że teologia ( w moim przypadku zwłaszczamoralna) to niesamowita nauka, która może po-chłonąć bez reszty i nie jest wcale nauką nieudacz-ników zamkniętych w ciemnych lochach schola-styki, że jest jak najbardziej aktualna. Za to jestemim niezmiernie wdzięczna.

Mniej więcej po trzecim roku każdy z nas zacząłszukać własnej drogi w karierze. Większość robi-ła wszystko, aby zdobyć praktykę, pracę czy teżskupić się na karierze naukowej.

Muszę przyznać, że od kiedy zaczęłam studio-wać dużo się zmieniło. Ze specjalizacji na kierun-ku: teologia powstał Instytut. Zmienił się znacznieprogram, zostało dołożonych dużo przedmiotówo tematyce dziennikarskiej, a zakres teologii za-wężono do minimum programowego nie tracąc(mam nadzieję ) przy tym najcenniejszego. Znacz-

nie też poprawił się poziom wykładów. Niektó-rzy studenci natomiast zrobili się odważniejsi i nieboją walczyć o poprawę warunków studiowania,czego najlepszym dowodem jest powstanie KołaNaukowego. Przykre jest tylko, że największymzapałem poza nielicznymi jednostkami z obecne-go roku czwartego wykazują się studenci rokupierwszego. Potem apetyt na zmiany maleje,a powodem jest... no właśnie – obawiam się , żelenistwo...niech jednak każdy oceni siebie same-go.

W Instytucie zostało jeszcze wiele do zrobie-nia: przede wszystkim należy poprawić ciągle ku-lejący poziom wykładów dziennikarskich i coważne unormować sytuację z dziekanatem teolo-gii - ciągłe nieporozumienia pomiędzy dyrekto-rem Instytutu a dziekanami dotyczące punktacjii sytuacji przedmiotów dziennikarskich mogą na-prawdę utrudniać życie.

Jednym jednak z podstawowych problemówjest nadal brak zaangażowania studentów. Całyczas słyszy się na naszej uczelni porównania z UW,że na UKSW to takie „niby dziennikarstwo”i trzeba to zmienić. Mało kto jednak stara sięnajpierw zrobić rachunek sumienia i zadaćsobie pytanie: „A co ja takiego zrobiłem,aby to zmienić ?”.

Na koniec zwracam się do wszystkich z ape-lem, aby nie popełnili błędu mojego rocznikai postarali się zmienić coś, według starej zasady:„Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz” .

Wspomnienia weterankiKatarzyna Szubińska

Page 10: Obserwator nr 8 marzec 2005

10

Numer 8 (marzec 2005)

Marek Robak (ur. 1976 r.) –1998 r. dzienni-karz Katolickiej Agencji Informacyjnej;twórca portalu e.kai.pl; autor pierwszejw Polsce książki poświęconej teologii in-ternetu („Zarzućcie Sieć. Chrześcijanie wo-bec wyzwań internetu”, Warszawa 2001).W roku 2000 ukończył studia TeologiiŚrodków Społecznego Przekazu na UKSW(praca magisterska „Internet jako wyzwa-nie filozoficzne i teologiczne” pod kierun-kiem ks. prof. Henryka Seweryniaka).Kierownik pracowni Technik Komputero-wych i Internetu, wykładowca na specjali-zacji internetowej w Instytucie EdukacjiMedialnej i Dziennikarstwa i WyższejSzkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wań-kowicza w Warszawie. Autor szkoleńz dziennikarstwa internetowego m.in. dlaEuropejskiego Centrum Komunikacjii Kultury oraz programu edukacyjnegoNewsweek Polska.

Jest Pan studentem, wykładowcą i dzienni-karzem. W której roli czuje się Pan najlepiej?

Może należałoby dorzucić jeszcze teologiem…Najlepiej czuję się jako dziennikarz. Moja pracana uczelni też jest ściśle związana z formami ko-munikacji. Próbuję, na przykład, wykorzystaćwiedzę dziennikarską, aby nie zanudzić moichstudentów.

Kiedy Pan stwierdził: „zostanę dziennika-rzem”?

Nigdy w życiu nie czułem, że chcę być dzien-nikarzem! W szkole chciałem być albo chemi-kiem, albo matematykiem, albo informatykiem.Ale matematyka w pewnym momencie mi się

przejadła, w informatyce się niewidziałem. Zafascynowała mnieteologia - studia, które spinająklamrą kilka tysięcy lat, wyda-wały mi się najbardziej twórczei rozwojowe. Kiedy zobaczy-łem, że można specjalizować sięw komunikacji, uznałem, żewłaśnie to chcę robić. Nie je-stem więc dziennikarzem z po-wołania. Jestem raczej dziwo-lągiem, który próbuje balanso-wać między naukami ścisłymi ahumanistycznymi

Znajomi pukali się pewniew czoła?

Tak. Pierwszą rzeczą, jakąusłyszałem już składając papie-

ry, było pytanie: „A dlaczego Pan tutaj przy-szedł?”. Już z dokumentów wynikało, że nie pa-suję. No i tak nie pasowałem, że zostałem. Posta-nowiłem wyspecjalizować się w komunikacji zapomocą urządzeń elektronicznych. Teraz sobieskaczę między tymi moimi dwoma tożsamościa-mi, poruszam się na granicy humanistyki i naukścisłych. Takie rozwijanie się na różnych płasz-czyznach wydaje mi się sensowne i dużo mi daje.Patrzę na wiele spraw z dwóch odmiennych punk-tów widzenia. Dziś nie żałuję, ale na początku niebyło łatwo, internet był dopiero u progu kariery.

Czy na IEMiD można się nauczyć czegoś przy-datnego do pracy w mediach?

Jestem wrogiem patrzenia na studia, jak naszkółkę przygotowującą do zawodu. Jeśli ktośtylko tego oczekuje, to powinien pomyśleć o szko-le zawodowej, a nie o studiach! Nigdy nie trakto-wałem tego okresu, jako czasu zdobywania prak-tycznego przygotowania, bo są rzeczy, którychmożna nauczyć się wyłącznie w redakcji. Uwa-żam, że studia powinny dać coś, czego przez resztężycia nie da się zdobyć.

Mam świetne wspomnienia z teologii funda-mentalnej, która bardzo pomaga rozumieć pro-blemy świata. Podobnie zajęcia z filozofii, meta-fizyka, którą zrozumiałem dopiero rok po zdaniuegzaminu (jedna z moich dwóch trójek na stu-diach). Na studiach uczyłem się wnikliwego pa-trzenia na otaczający mnie świat. W dziennikar-stwie sztuką jest umiejętność myślenia i obser-wowania rzeczywistości, choćby po to, by niezadać głupiego pytania na konferencji prasowej,a z tym niestety czasami się spotykam wśróddziennikarzy. Mają nieraz świetny sprzęt, ale nie-

Dziennikarz bez powołania...Urszula Murawska

Podoba mi się sam uni-wersytet, a poza tym in-teresuje mnie dzienni-karstwo. Niczym się niezawiodłem przycho-dząc tu, aczkolwiekdrażni mnie trochę dużailość przedmiotów teo-logicznych, co nie zna-czy że mam coś prze-ciwko nim:).Paweł, I EMiD

Od III klasy liceumchciałam studiowaćwłaśnie „TO” i właśnie„TU”:) Mój wybór byłw pełni świadomy, dzię-ki czemu jestem zado-wolona. Uważam jed-nak, że powinno byćwięcej zajęć prowadzo-

nych w formie ćwiczeń i szersze przygoto-wanie do zawodu, gdyż, jak wiadomo, prak-tyki mamy bardzo niewiele.Ewa, III EMiD

Dlaczego EMiD?

Dlaczego EMiD? Praw-da jest prosta, ponieważzabrakło mi 1 punktu nadziennikarstwo na Uni-wersytecie Warszaw-skim i szukałam czegośinnego, bezpłatnegoi znalazłam „TO”. Alenie narzekam, choć uważam, że jest za dużoteologii, że nacisk powinien być kładzio-ny na dziennikarstwo, ale myślę, że wiedzateologiczna też się nam przyda.Ela, III EMiD

Wybrałem UKSW, ponie-waż interesowała mnieuczelnia katolicka, a tataką jest, ma charyzmat,jest pięknie położona. Je-stem zadowolony, pasujemi kierunek o takim cha-rakterze, zdawałem sobie

sprawę, jak wygląda rozkład materiału (teo-logia-dziennikarstwo), ale ja właśnie takimdziennikarzem chcę być, dlatego też czujęsię spełniony.Grzegorz, II EMiD

Page 11: Obserwator nr 8 marzec 2005

11

Numer 8 (marzec 2005)

rzadko brakuje im wyczucia problemów, o któ-rych piszą. Myślę, że nasze studia mają rewela-cyjne zaplecze humanistyczne i pozwalają na po-szerzenie horyzontu myślowego.

Ani dziennikarz, ani teolog. Jak to jest z tymnaszym kierunkiem?

Sądzę, że dziś największą przyszłość ma kształ-cenie w dwóch dziedzinach równocześnie, coakurat próbujemy robić w Instytucie. Pod tymwzględem IEMiD daje spore możliwości, choćwidzę też braki. Niepokoi mnie zbyt silne podej-ście wykładowe, a zbyt małe ćwiczeniowe. Moimzdaniem, warto też dawać studentom większemożliwości indywidualnego rozwoju, np. poprzezprzedmioty fakultatywne.

Jeśli studia dają specjalistyczną wiedzę w jed-nej dziedzinie, nie są wiele warte, bo taka wiedzadezaktualizuje się niezwykle szybko. Dzisiaj narynku pracy nie liczy się temat magisterium, aleto, co sobą człowiek reprezentuje. Dziennikarza-mi są ludzie, którzy nie mają wykształcenia wy-ższego, albo ukończyli jakieś dziwaczne kierun-ki. Przykładem takiego „rozwiązania” może byćMonika Olejnik. Wszystko zależy więc od oso-by. W naukach humanistycznych nie ma uzna-nych sposobów zagwarantowania jakości zdo-bytej wiedzy. Można więc prześlizgnąć się i przezpięć lat nawet nie „skazić” swojego umysłu po-dawaną wiedzą. Ale znam też wiele osób, któ-rych ta wiedza w jakiś sposób zainspirowałai ukształtowała.

Skąd KAI?Jeśli mam być szczery, to nigdy nie myślałem

o pracy w mediach katolickich. Pracuję w agencjiinformacyjnej, bo mój uczelniany wykładowca,pan Grzegorz Polak (zajmował się informacją)jak to sam określił „zagiął na mnie parol”. Pod-czas praktyk nauczył mnie podstaw warsztatui zostałem „wessany”. Nie był to więc żaden pre-cyzyjnie ułożony plan.

Moje plany były inne, dobrym pomysłem wy-dawało mi się dziennikarstwo wszechstronne,w którym tematyka religijna jest jednym z ele-mentów. Miałem zresztą wątpliwości dotycząceniektórych redakcji pism katolickich. Odnosiłosię wrażenie, że towarzyszy im zbyt silne „po-czucie misji”. Spotkałem się z redakcjami, które(wbrew głoszonym teoriom) nie dawały osobieświeckiej możliwości elementarnego utrzymaniasię z tej pracy i zapewnienia rodzinie odpowied-nich warunków. A, szczególnie w mediach, opróczidei, potrzebna też jest logistyka, aby w pewnymmomencie nie zabrakło pary. W dziennikarstwiełatwo się wypalić.

Agencja gwarantuje anonimowość – nie żałujePan?

Pamiętam, jak wykładowcy, a potem moi sze-

fowie, wbijali mi do głowy, że trzeba odzwyczaićsię od siebie, jeśli chcemy być dziennikarzami.Jeżeli komuś zależy, by swoim nazwiskiem pod-pisywać teksty, to jest to dla niego pierwszy sy-gnał, by zrezygnował z tego zawodu. Trzeba za-pomnieć o emocjonalnym przywiązaniu do swo-jego tekstu, a agencja doskonale tego uczy.Wdziennikarstwie wymagany jest obiektywizmi dystans, jak i świadomość, że piszę dla czytelni-ka, a nie dla siebie.

Osobiście jestem zwolennikiem systemu ame-rykańskiego, w którym zanim zacznie się pisaćsubiektywne komentarze i felietony, wcześniejtrzeba kilkanaście lat „biegać z dyktafonem” i opi-sywać świat jakim jest. Proszę pamiętać, że Ry-szard Kapuściński dużą część życia spędził napisaniu depesz agencyjnych. Nie czuję, bym mu-siał błyszczeć swoim nazwiskiem. Choć oczywi-ście miałem już okazję podpisywać autorskie tek-sty m.in.: w „Więzi” i w „Press”.

Czy jako dziennikarz mediów katolickich,spotkał się Pan z dyskryminacją?

Nigdy nie zdarzyło się, aby świecki dyskrymi-nował mnie za to, że zajmuje się Kościołem. Możeto zabrzmi śmiesznie, ale największe trudnościw mediach katolickich stanowią relacje wewnątrz-kościelne. Różnego rodzaju instytucje świeckiemają bardzo profesjonalny system obiegu infor-macji (rzecznik, materiały prasowe itp.) i tu raczejnie ma problemu. Trudności są z wydobycieminformacji od jakiejś instytucji kościelnej. We-wnątrz Kościoła nie ma jeszcze wypracowanychpostaw przyjaznych dziennikarzom, są oni trak-towani niezwykle podejrzliwie.

Poza tym rynek mediów katolickich jest moc-no zantagonizowany. O ile jestem traktowany jakopełnoprawny dziennikarz w sejmie, senacie, czyinnych instytucjach świeckich, o tyle, prawdopo-dobnie, miałbym wilczy bilet w pewnej stacji ra-diowej w Toruniu. To chyba największy dramatmediów katolickich.

W czym się Pan zaczytuje jako humanistai umysł ścisły?

Zawsze lubiłem aplikować sobie w niedużychdawkach różne rzeczy. Mocno interesowała mniefilozofia, troszkę biblistyka. W czasie studiów,a teraz także, poczytywałem filozofię. Ale nie je-stem typem czytacza. Nie potrafię usiąść i w je-den wieczór przeczytać pół książki. Do dobrychtekstów mój umysł potrzebuje trochę powietrza,przerwania lektury. Obecnie czytam traktat„O władzy” Św. Tomasza, a później obie-całem sobie Arystotelesa i zaległego Ka-puścińskiego. Dla relaksu zdarza mi się się-gać po Kołakowskiego – to taka filozofiapisana z lekkością publicysty.

Rafał A. Ziemkiewicz

Urodził się 13 września 1964 r. w Piasecznie k.Warszawy. Ukończył polonistykę na UW .Pisarz, krytyk, felietonista, komentator ekono-miczny i polityczny, dziennikarz. Obecnie, jakowolny strzelec, związany jest z „Gazetą Polską”i „Newsweek Polska”. Publikuje też regularniew „Rzeczpospolitej” i „Najwyższym Czasie” ,o literaturze pisze w stałym felietonie na łamachmiesięcznika „Science fiction”.

Studenci dzialajacy w Kole NaukowymIEMiD i Forum „Nowe Państwo” zor-ganizowali dnia 22 lutego spotkanei

z Rafałem Ziemkiewiczem

„Publicysta jest od tego, żeby oceniaćprzyczyny i skutki. Potrzebny jest, abymówić ludziom, co z czego wynika”- tojedno z najważniejszych zadań w tego typupracy, wymienionych przez naszego gościa.

Według dziennikarza „Newsweeka” ktoś,kto chce się zajmować publicystyką, po-winien starać się obejmować szeroką par-tię wiedzy. Jest tu mowa o wiedzy zarównoekonomicznej, jak też socjologicznej, czypsychologicznej. Bardzo ważna jest rów-nież historia, która, jak zwykło się mawiać,lubi się powtarzać. Jej zadaniem jest wni-kanie w przeszłość, przez co może ona ana-lizować wyżej wymienione przyczyny.

Twierdzi się, że obiektywizm polega nabraku własnych poglądów. Dla Rafała Ziem-kiewicza to nie prawda. „Dla mnie obiek-tywizm polega na tym, aby nie pozwalaćsię swoim poglądom ciągnąć tam gdzienam się wydaje, że coś z czegoś wynika”.Dziennikarz powinien badać, czy cośz czegoś wynika, a nie zakładać, że na pew-no jest tak, jak on myśli. Ale nie oznaczato, że dziennikarz ma być pozbawiony wła-snego poglądu na sprawę. I my bierzmyz tego przykład...

Zostać publicystą

Page 12: Obserwator nr 8 marzec 2005

12

Numer 8 (marzec 2005)

Rozpoczynając studia w Instytucie Edu-kacji Medialnej i Dziennikarstwa, więk-szość z nas zdawała sobie sprawę z tego,

że duży procent naszych zajęć będą stanowić wy-kłady teologiczne, bowiem już sama nazwa wy-działu wskazuje na to właśnie. Jednak znaleźli sięi tacy (buntownicy?!), których kanon co najmniejprzeraził, jeśli nawet nie zbulwersował. Chcącwzbudzić w nich cień nadziei postaram się zobra-zować, jak przeobrażał się nasz Instytut i jak wie-le się zmieniło od chwili powołania pierwszej spe-cjalności...

Początki stworzenia studiów dziennikarskichna naszym uniwersytecie do łatwych nie należa-ły. Kiedy po wysiłkach, popartych dużym upo-rem ks. prof. Antoniego Lewka, 25 maja 1992roku senat zgodził się na powołanie nowej spe-cjalności – Teologii Środków Społecznego Prze-kazu, okazało się, że na naszej uczelni nie maodpowiedniej kadry specjalistów. Za zgodą Rek-tora UW studenci w latach 1995-2000 korzystaliz wykładów na „Uniwerku”. W pierwszym rokuna studia teologiczno – dziennikarskie przyjęto15 osób, jednak z roku na rok liczba kandydatów

wzrastała i tak już od 2000 roku przyjmuje się od100 do 120 osób. Początkowo wykłady z teologiistanowiły 3 programu studiów, podczas gdy za-jęcia z dziennikarstwa niespełna 1 tego progra-mu. Z czasem sytuacja zaczęła się zmie-niać...W 1999 roku, kiedy zmieniono nazwęz Akademi Teologii Katolickiej na UniwersytetKardynała Stefana Wyszyńskiego, specjalnościstudiów stały się Sekcjami, a Sekcja Teologii Środ-ków Społecznego Przekazu jedną z trzynastuSekcji na Wydziale Teologicznym. Już w rok póź-niej, na skutek dynamicznego rozwoju orazz powodu wielkości grup studenckich, udało sięzorganizować odrębną dydaktykę dla tego kie-runku, zatrudniając także pracowników InstytutuDziennikarstwa UW i innych instytucji. Planz 2000 roku, oprócz zajęć z kanonu, objął jużtakże zajęcia ze specjalizacji, m.in: mass – mediaw Polsce, informacje dziennikarskie, gatunkidziennikarskie, czy teologię mass – mediów. Naj-większe zmiany dokonały się jednak, kiedy powielu negocjacjach udało się w miejsce SekcjiTeologii Środków powołać, z dniem 1 paździer-nika, Instytut Edukacji Medialnej i Dziennikar-

stwa (jako instytut wydziałowy na kierunku teo-logii). Pierwszy plan tego instytutu w zaję-ciach ze specjalizacji proponował: naukęKościoła o mediach i dziennikarstwie, Ko-ściół a politykę, media w Polsce, historięmediów i dziennikarstwa, kulturę czy sty-listykę języka dziennikarskiego.

Z upływem lat wiele się zmieniło i to nietylko w planie studiów. Proponowano no-wych wykładowców, coraz częściej zapra-szano gości, organizowano sympozja do-tyczące pracy dziennikarskiej, a wszystkoto po to, by pomóc studentom w podjęciuwłąściwych decyzji dotyczących przyszło-ści. Jednak każdy kolejny rocznik, podej-mujący studia w Instytucie, zastanawia sięcały czas, czy nie za dużo tutaj teologii?No cóż... Instytut podlega pod WydziałTeologii (choć są oczywiście wyjątki, cho-ciażby kwestia stypendium) i stąd kanon,który musimy realizować.

W życiu jednak wszystko ulega zmianiei dlatego wystarczy wkład własny i dużo,dużo nadziei, a może kiedyś uda się stwo-rzyć odrębny Wydział Dziennikarstwa naUniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyń-skiego w Warszawie. Wszystko jest na do-brej drodze...

Quo Vadis Instytucie?Aleksandra Kokosińska

Pytanie niewątpliwie istotne, musi być po-przedzone pytaniem a co najpierw? Z po-mocą w odpowiedzi przychodzi dokument

szczególnie istotny dla każdego uniwersytetu, ja-kim jest statut danej uczelni. Warto więc, nieza-leżnie od etapu zaawansowania studiów, sięgnąćdo tego tekstu. Czytamy w nim: Podstawowymzadaniem Uniwersytetu jest kształcenie stu-dentów w zakresie danej gałęzi wiedzy orazich przygotowanie do wykonywania okre-ślonych zawodów, prowadzenie badań na-ukowych, przygotowanie kandydatów dosamodzielnej pracy naukowej i dydaktycz-nej, kształcenie w celu uzupełnienia wie-dzy ogólnej i specjalistycznej osób, któreposiadają tytuły zawodowe i wykonują za-wody praktyczne, rozwój kadr naukowychoraz nawiązywanie współpracy z innymiośrodkami naukowymi w kraju i za granicą.Pondato: Doniosłym zadaniem Uniwersy-tetu jest kształtowanie postaw w duchuwartości ogólnoludzkich, chrześcijańskich,obywatelskich i narodowych, a także wy-chowanie studentów w duchu poszanowa-nia praw człowieka, patriotyzmu, demokra-cji i odpowie- dzialności za losy społeczeń-stwa i państwa.

Wiemy już co najpierw. Zanim jednakspróbujemy odpowiedzieć, co dalej, możewarto dorzucić jeszcze jedno pytanie: a cow trakcie? W trakcie ofert jest wiele. W sa-mym Instytucie Edukacji Medialneji Dziennikarstwa można poszerzać swojąwiedzę fachową na wielu płaszczyznach.Niemniej ważna jest świadomość, że Insty-tut jest częścią Uniwersytetu. Ten zaś jestprzede wszystkim wspólnotą intelektualną.Intelektualną, czyli skupioną na poszuki-waniu prawdy dla niej samej. Poszukiwa-nie prawdy dla konkretnych celów i zyskówbyłoby już ideologią, a ta nie powinna na uni-wersytecie mieć miejsca. Piszę o tym ze świado-mością, że ten numer Obserwatora trafi niewąt-pliwie do rąk wielu kandydatów na przyszłychstudentów dziennikarstwa UKSW. Zapewne wie-lu wybierze ten kierunek myśląc o przyszłej pra-cy i płacy. Z pracą i płacą jest jednak tak, że ktośkto czeka na zlecenie i zaliczkę na napisanie pierw-szej książki, raczej nie napisze już żadnej. W praw-dę trzeba najpierw zainwestować: swój czas, ta-lenty a przede wszystkim postawę otwartości.

W ostatnich latach kilkanaście uniwersytetóww Polsce zdecydowało się na otwarcie wydzia-łów teologicznych. Wielu pytało wtedy, czy na-

ukę polską stać na tak mało praktyczny kierunek.Dzisiaj zauważa się, że teologia jest dla uniwer-sytetów najpłodniejszą dyscypliną wiedzy. Zara-ża bowiem pozostałe bakcylem poszukiwaniaprawdy dla niej samej. Zdrowe społeczeństwo todoceni, i jak pokazuje doświadczenie, poszuku-jący prawdy dla niej samej z głodu nie musi umie-rać. Ważne jest jednak, by i głód wkalkulowaćw poszukiwania. Prawda jest tego warta. Gdybypostawić wyłącznie na zaspokojenie głodu, wte-dy doprowadzi się do skarłowacenia pięknej ideiuniwersytetu, jako miejsca nieustannej uczty dlawspólnoty intelektualnej profesorów i studentów.

Czasem oczywiście i teologowi wraca pokusa,by prawdę przechytrzyć, zastąpić tanią ideologią,bo tę sprzedaje się szybciej. Studia w InstytucieEdukacji Medialnej i Dziennikarstwa na Wydzia-le Teologicznym UKSW nie gwarantują ani szyb-kich peniędzy, ani spokoju umysłu. Zapewniająnatomiast niepowtarzalną przygodę intelektualną,która nie niweczy zapałów praktycznych (w tymnauki dziennikarskiego rzemiosła). Sprawią na-tomiast, iż zarówno ten, jak i każdy innyzawód zacznie być płodny treścią, gdyżrzetelnie zdobyta oprawa nie okaże siępustą formą. Teologia, jak żadna z nauk,potrafi wypełnić tę formę niepowtarzalnąintelektualną i duchową treścią. A wtedynabiera sensu zarówno zawód dziennika-rza, jak też postawione na początku pyta-nie: i co dalej?

UNIWERSYTET… I CO DALEJ?Jarosław A. Sobkowiak MIC

?

?

???

?

?