rok ekstremalnych przygód

23

Upload: siw-znak

Post on 24-Mar-2016

224 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Richard Hammond: Rok ekstremalnych przygód

TRANSCRIPT

Page 1: Rok ekstremalnych przygód
Page 2: Rok ekstremalnych przygód

Schneider_Marylin_ostatnie_seanse_pocket.indd 2Schneider_Marylin_ostatnie_seanse_pocket.indd 2 2012-01-02 13:39:552012-01-02 13:39:55

Page 3: Rok ekstremalnych przygód

Rokekstremalnych

przygód

Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 1Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 1 2012-01-02 13:38:152012-01-02 13:38:15

Page 4: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 2Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 2 2012-01-02 13:38:212012-01-02 13:38:21

Page 5: Rok ekstremalnych przygód

Richard Hammond

Rokekstremalnych

przygód

tłumaczenie

Rafał Śmietana

Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 3Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 3 2012-01-02 13:38:212012-01-02 13:38:21

Page 6: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni163 163 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 162

Martwe wrony

OD SAMEGO POCZ TKU WSZYSTKO SZ O NIE TAK. Podróż z Londynu do na-szego dalekiego zakątka hrabstwa Gloucestershire nie należy do

najkrótszych, na domiar złego bardzo zależy od zmiennych warunków drogowych. Bywa, że pokonuję ją w dwie godziny, lecz bywa, że tracę i cztery. Tym razem miałem nadzieję, że uda mi się szybciej pokonać całą trasę. Z Londynu wyjechałem tuż po lunchu, bo chciałem możli-wie najdalej dotrzeć autostradą M4 przed piątkową godziną szczytu, gdy pracownicy wszystkich biur w Londynie i Wiltshire wskoczą do aut i na dobre zakorkują autostrady.

– A niech to jasna cholera weźmie! Do diabła! – zakląłem głośno, gdy po raz kolejny sznur aut na M4 zastygł bez ruchu. Gdy zauważyłem, że korek ciągnie się poza zasięg wzroku nad grzbietem autostrady prze-de mną, zacząłem okładać pięścią kierownicę. – A niech to szlag!

Spojrzałem w niebo, a potem pochyliłem się z głową ukrytą w dło-niach. Obok mnie, w ciemnym volkswagenie, kolejny kierowca właśnie rozpoznał faceta z Top Gear w popielatym porsche 911. Z pewnością zastanawiał się, czy prowadzę z kimś ożywioną dyskusję przez zestaw głośnomówiący, czy też właśnie zwariowałem i wykrzykuję coś do siebie. Spojrzałem w bok i zauważyłem, jak szczerzy zęby w uśmie-chu i macha do mnie ręką, bezgłośnie układając usta w tytuł naszego programu. Uniósł do góry kciuk. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i odwróciłem się, żeby pogapić się na kolejkę przed nami. Było źle. Nawet jak na standardy M4 – koszmarnie zarządzanej i bez prze-rwy remontowanej drogi – podróż zaczynała się zapowiadać bardzonieciekawie.

Okropne przewężenia spowodowane robotami drogowymi, pole-gającymi głównie na umieszczeniu znaków ostrzegawczych i posta-wieniu pachołków, żeby nikt nie wpadł na znaki, wywarły swój ma-giczny wpływ na płynność ruchu. Zbiliśmy się w grupę. Na przemian zwalnialiśmy i przyspieszaliśmy, a potem znów zwalnialiśmy. O włos uniknęliśmy karambolu, kiedy jakiś czubek za kierownicą ciężarówki załadowanej po brzegi srajtaśmą – siedzący na ogonie nissana micry

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni162 162 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 162Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 162 2012-01-02 13:38:502012-01-02 13:38:50

Page 7: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 163

pilotowanego przez pryszczatego jak Dalek* – postanowił zademon-strować zadziwiającą siłę pneumatycznych hamulców swojego pojazdu, czym zaskoczył kierowcę wozu z przyborami malarskimi, który lada chwila miał sobie wygodzić nad gazetowym zdjęciem dwudziestolet-niej modelki z Billericay. Wcześniej rozłożył je na kolanach, żeby nie nakruszyć w kabinie miejscowym specjałem – pasztecikiem nadziewa-nym mięsem i warzywami.

Znów zwalnialiśmy bez żadnego wyraźnego powodu. Jednak tym razem sprawy zaczęły przybierać inny, poważniejszy obrót. Radio ostrzegało przed korkami, a wiadomości o ruchu drogowym trwały dłużej niż audycje, które miały przerywać. Zdominowały je informa-cje o wzbierającej fali powodziowej, o drogach zablokowanych przez wodę i osuwiska, i o zamykanych szkołach. Do ciepłego, obitego skórą kokonu mojego porsche stopniowo zaczynało docierać, że faktycznie na zewnątrz dzieje się coś niewesołego. Poza tym byłem wciąż dość daleko od domu. Dziesięć godzin później dowlokłem się do Chelten-ham. Zawracałem, zmieniałem drogi, próbowałem skrótów i za każ-dym razem docierałem do niezliczonych, płytkich, lecz niedających sięprzebyć rozlewisk. W pewnej chwili, zgodnie ze wskazaniem samo-chodowej nawigacji satelitarnej, dzieliło mnie od domu zaledwie około dwudziestu kilometrów. Lecz nie miałem się gdzie zatrzymać i zebrać myśli, bo droga kończyła się ustawionymi przez policję barierkami i znakami STOP. Samochody zajmowały niemal każdy skrawek wolnej przestrzeni, a żwir, gałęzie, szmaty i najróżniejsze śmieci przykrywa-ły fragmenty drogi, do których dotarła fala powodziowa. Wlokąc się główną obwodnicą Gloucester, wyjrzałem na zewnętrz przez boczną szybę. Moją uwagę zwróciły niewielkie, ciemne sylwetki leżące na lśnią-cym od wilgoci asfalcie. Z bliska okazało się, że to ptaki, setki martwych ptaków. Od czasu do czasu pojawiały się kształty innego koloru. Koty. Całe dziesiątki martwych kotów.

[*] Dalekowie – zamkni ci w metalowe skorupy pokryte charakterystycznymi wypuk o ciami przeciwnicy Doktora Who z serii lmów pod tym samym tytu em.

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni163 163 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni162 162 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 163Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 163 2012-01-02 13:38:502012-01-02 13:38:50

Page 8: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni165 165 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 164

Było ciemno. Dochodziła dziesiąta wieczorem. Ludzie gromadzili się przy samochodach ustawionych ciasno na wysepkach lub na pół zanu-rzonych w żywopłotach. Sznury aut blokowały wszystkie drogi, lekkimi podrygami przepuszczając policyjne radiowozy i karetki z ryczącymi syrenami, pędzące na ratunek mieszkańcom kolejnego zalanego domu. U góry niezmiennie burzowe niebo eksplodowało od czasu do czasu łopotem śmigieł helikopterów Straży Przybrzeżnej i Królewskich Sił Powietrznych, niosących pomoc okolicznym gospodarstwom i wsiom. Ich refl ektory, oświetlające z góry drogi, wzmagały niesamowite uczu-cie strachu i obcości. Widać było, że mamy do czynienia z katastrofą na ogromną skalę.

Informacje w radio poświęcone były wyłącznie powodzi. Poda-wano listy szkół, w których ofi ary wzbierających wód mogły znaleźć dach nad głową. Nadawano wywiady z ludźmi, których domy i mają-tek zniszczył rozszalały żywioł. Pojawiały się doniesienia o plądrowa-niu, niszczeniu i rabowaniu dobytku. Ludzie gromadzili zapasy wody pitnej, opróżniając miejscowe supermarkety z obawy przed odcięciem dostaw. Nie brakowało też cwaniaków, którzy przepychali się i wyku-pywali całą wodę, jaką mogli znaleźć, wlokąc do samochodów po kil-ka zgrzewek i nie zostawiając nic dla matek i rodzin z małymi dziećmi. Gdyby społeczeństwo kiedykolwiek rzeczywiście stoczyło się na taki poziom bezpardonowej walki o przetrwanie, jaką toczyli ci pozbawieni mózgów bandyci, brak zasad i pogarda dla publicznego dobra sprzyja-łyby im przez kilka dni, lecz później zgubiłyby ich własne zaślepienie, brak wykształcenia, wyobraźni, nie wspominając o prawdziwej odpor-ności fi zycznej i umysłowej.

Musiałem podjąć trudną decyzję, więc wyłączyłem radio i kilka razy odetchnąłem głęboko. Utknąłem w masie samochodów stłoczonych na peryferiach Cheltenham. Kilka kilometrów przede mną autostrada M5 przebiegała pod drogą dwupasmową. Czułem, że tam zatrzymam się na dobre. Najwyraźniej autostrada też była zakorkowana. Ciężarów-ki, sprzęt ciężki i inne samochody stały wzdłuż krawędzi drogi aż do rogatek miasta. Na hotelowych parkingach panował niemiłosierny tłok, a w każdym oknie świeciły się światła. Ludzie przygotowywali się do

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni164 164 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 164Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 164 2012-01-02 13:38:502012-01-02 13:38:50

Page 9: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 165

spędzenia nocy w autach. Pas pomiędzy jezdniami był pełen pojazdów. Szyby niektórych zasłonięto gazetami i płaszczami, by dać choć odro-binę prywatności i komfortu śpiącym mieszkańcom. Nie ruszaliśmy się z miejsca już dobrą godzinę. Odkąd wyjechałem z Londynu, minęło ponad dwanaście godzin. Sieci komórkowe były maksymalnie przecią-żone, co utrudniało mi połączenie się z Mindy i poinformowanie jej, co się ze mną dzieje.

Na pasie rozdzielającym jezdnie po prawej stronie dostrzegłem lukę między zaparkowanymi samochodami. Zadowolony, że wreszcie ruszam z miejsca, skręciłem w prawo i przeciąłem wysepkę. Przy oka-zji zawadziłem o krawężnik nisko zamontowanym przednim spojlerem auta, gdy skierowałem się ku wolnemu miejscu na parkingu przy super-markecie po drugiej stronie drogi. Już wiedziałem, co zrobię. Mój plan nie należał do szczególnie błyskotliwych, ale wiedziałem, że jest wyko-nalny. Wystukałem numer do Mindy i po raz pierwszy od kilku godzin połączyłem się od razu.

– Pobiegniesz do domu, prawda? – Pewnie. Przecież nie będę kwitł w tym cholernym aucie, no nie? – Masz rację. Ale proszę cię, uważaj. – Mindy już wiedziała, bo w cią-

gu minionych dwunastu godzin rozmawialiśmy kilkakrotnie, że jeżeli będzie trzeba, dostanę się do domu nawet bez samochodu. Zna mnie bardzo dobrze i wie, że w duchu tylko czekałem na taką okazję. – A tobie tylko w to graj, prawda?

– Mindy, są ludzie, którym domy zniszczyła powódź, stracili wszystko i…

– Zgadzam się, to straszne. Ja też im współczuję. A ty się cieszysz, że masz okazję pobiec do domu i zgrywać bohatera.

Wziąłem oddech, mając zamiar się bronić. – Wiesz co? Masz rację – wypowiadając te słowa, roześmiałem się

z ulgą. Przyznałem: – Tak, świetnie się bawię. Wiesz, jak przepadam za sytuacjami kryzysowymi.

– Dobrze, tylko uważaj. – Będę uważał. W samochodzie mam strój do biegania. Wiozłem

go do domu, żeby się oprać, poza tym mam płaszcz przeciwdeszczowy

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni165 165 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni164 164 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 165Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 165 2012-01-02 13:38:502012-01-02 13:38:50

Page 10: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni167 167 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 166

i inne potrzebne rzeczy. Masz rację, jestem podekscytowany. Zostało mi do domu… – po raz enty spojrzałem na ekran samochodowej nawigacji satelitarnej, żeby sprawdzić odległość po wystukaniu naszego domowe-go adresu – … jakieś trzydzieści kilometrów. Boże, pewnie, że dobiegnę, a jeżeli zaczną się kłopoty, po prostu pójdę spacerem. W Krainie Jezior dzieci pokonują takie odległości na piechotę i uważają, że to normal-ka. Bywało, że robiłem po czterdzieści kilka kilometrów dziennie przez dziesięć dni z rzędu – zacząłem się chwalić, a Mindy natychmiast wy-czuła wzbierającą falę mojego słowotoku.

– Kochanie, lepiej pilnuj, żeby ci się nie wyładowała bateria w ko-mórce. Chciałabym się upewnić, że nic ci nie jest, kiedy będziesz w drodze.

– Nie martw się, Mindy, będę dzwonił mniej więcej co godzinę. Dam ci znać, gdyby woda sięgała mi już po szyję.

Co to znaczy„za g boko”?

WY CZY EM TELEFON, PRZEKR CI EM KLUCZYKI I ZGASI EM ZAP ON. Porsche stało zaparkowane w zupełnie zwykłej zatoczce na parkingu

w Salisbury na peryferiach Cheltenham. Wszędzie dookoła stały inne samochody, podobnie zaparkowane, z ludźmi układającymi się do snu na noc, mającymi nadzieję, że ranek przyniesie puste drogi i szansę dostania się do domu. Może chcieli dostać się do autostrady M5 przed nami, a może mieszkali dziesiątki lub nawet setki kilometrów stąd. Próbowałem sobie wyobrazić, jak to jest – ugrzęznąć na noc w niezna-nym mieście ze świadomością, że nie ma żadnych szans na znalezienie miejsca w hotelu.

Wysiadłem, nacisnąłem przycisk kluczyka, żeby otworzyć wieko ba-gażnika z przodu, i poszedłem sprawdzić ekwipunek. Wyjąłem spodenki do biegania – lekkie, bardziej pasujące na siłownię, buty do biegania – stare, ale jeszcze zdatne do użytku, kalosze, polar, kurtkę przeciwdesz-czową do biegania i czapkę baseballową z napisem „Scania”. Podejrze-

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni166 166 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 166Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 166 2012-01-02 13:38:512012-01-02 13:38:51

Page 11: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 167

wając, że na parkingu pełnym ludzi śpiących w samochodach nie urażę niczyjego poczucia przyzwoitości, postanowiłem przebrać się na ze-wnątrz, a nie w ciasnym wnętrzu samochodu. Ziemia była nasiąknięta wodą, więc najpierw zaniepokoiłem się, że zmoczę sobie ubranie. Po chwili przypomniałem sobie jednak, dokąd się wybieram. Przez ostatnią godzinę trochę zastanawiałem się nad wyborem drogi. Trzydzieści kilo-metrów oznacza rozsądny dystans do pokonania na piechotę lub dość wyczerpujący bieg, więc postanowiłem nie brać kaloszy. Nie miałbym żadnego wyboru – musiałbym iść przez całą drogę. A ja chciałem biec. Chciałem dotrzeć do domu tak szybko, jak tylko się da. A bieg miał mi pomóc zachować ciepło. Wybrałem buty do biegania. W butach spor-towych można biec i iść, lecz w kaloszach można tylko iść.

Pomyślałem, że nie ma sensu zbytnio chronić się przed wodą. Nie miałem ze sobą ciężkiego, wodoodpornego dresu, a ten lekki i tak prze-moczy byle deszczyk, nie wspominając o oberwaniach chmury, które trafi ały się co jakiś czas. Oparłem się o błotnik samochodu, zdjąłem dżinsy i wrzuciłem je do bagażnika. Ze stosu ubrań, który wcześniej ułożyłem na dachu, wybrałem czarne szorty i wciągnąłem je, stojąc na pustej torbie po rzeczach, by nie zaczynać podróży z mokrymi no-gami, nawet jeżeli nie miałem szans ukończyć jej w podobnym stanie. Zdjąłem czarne skarpetki i włożyłem białe. Wsunąłem stopy w spor-towe buty, starannie je sznurując. Przez następnych kilka godzin miały co do roboty, więc musiałem się o nie właściwie zatroszczyć. Koszulę zamieniłem na stary T-shirt z nadrukiem motocykla, a na nią włoży-łem popielaty polar.

Lekka kurtka pasowała do spodni, czarnych z wąskimi białymi paskami po bokach. Kiedy biegam po Londynie lub w okolicy mojego domu na wsi, czuję się trochę skrępowany, bo strój sprawia wrażenie, że jego właściciel zbyt wiele uwagi poświęca wyglądowi. Jednak tego dnia, rozglądając się po zatłoczonym parkingu i wzdrygając się, gdy kolejna karetka z wyciem próbowała przecisnąć się odcinkami pobocza, który-mi dało się jeszcze przejechać, pomyślałem, że z pewnością nikogo to nie obchodzi. Ze świstem jak najbardziej syntetycznego włókna nało-żyłem kurtkę na polar.

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni167 167 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni166 166 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 167Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 167 2012-01-02 13:38:512012-01-02 13:38:51

Page 12: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni169 169 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 168

Nie miałem latarki. W tym miejscu chciałbym zaprzeczyć plotkom, jakobym wszędzie zawsze i na wszelki wypadek woził ze sobą turystycz-ny zestaw awaryjny. A nawet gdyby tak było, z pewnością nie należę do osób, które regularnie sprawdzają stan baterii w latarkach stanowiących część takiego zestawu. Cholernie żałuję, ale nie sprawdzam. Dość dobrze znam okolicę, poza tym miałem nadzieję, że się nie zgubię. Miałem biec wąskimi wiejskimi drogami bez żadnego oświetlenia. Mój plan był taki: gdy minę peryferia Cheltenham i M5, znajdę się na wsi i będę się orien-tował według księżyca, oczywiście jeżeli uda mu się przedrzeć zza stale przemieszczających się, wirujących pokładów chmur, które sprowadziły na nas taki kataklizm.

Gdy stałem przy otwartych drzwiach samochodu, nagle dopadły mnie wątpliwości, czy to rzeczywiście dobry pomysł. Nie przywiązu-ję zbyt dużej wagi do ładnych przedmiotów, jednak z drugiej strony samochód ten sporo mnie kosztował, bardzo go lubiłem i lubię. Myśl o tym, że z parkingu spod supermarketu Sainsbury’s zmyje go potop wody i błota, wcale nie napawała mnie optymizmem. Jednak spogląda-jąc na otaczające mnie dziesiątki samochodów, w których wnętrzach tło-czyli się ludzie, szykując się na spędzenie ponurej nocy z dala od domu, zrozumiałem, że istnieją naprawdę lepsze powody, by mieć nadzieję na rychłe ustąpienie powodzi, niż losy porzuconego niemieckiego super-samochodu jakiegoś prezentera telewizyjnego. Tak samo jak wszystkie inne musiał się zdać na łut szczęścia. Poza tym był ubezpieczony, więc pies z nim tańcował.

Nie chciałem jednak zostawiać w samochodzie rzeczy, które mogły mi się przydać. Na przykład portfel i notes. Poza tym gdzieś musia-łem schować kluczyki od samochodu i butelkę wody, którą znalazłem pod siedzeniem. Niepokój o to, co będę pił podczas długiego biegu do domu, trącił nieco ironią, lecz podejrzewałem, że brązowym, mulistym wodom powodziowym daleko było do uzyskania statusu wody mine-ralnej, a biegnąc na zimnym nocnym powietrzu, będę szybko zużywał energię i płyny. Z tylnego siedzenia porwałem jasnobrązową płócienną torbę na ramię. Coś w jej wnętrzu zagrzechotało i zabrzęczało, gdy kład-łem ją energicznie na siedzeniu kierowcy przede mną. Najpierw musia-

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni168 168 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 168Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 168 2012-01-02 13:38:512012-01-02 13:38:51

Page 13: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 169

łem ją opróżnić, bo nie było sensu taszczyć ze sobą całej masy rzeczy, które nie miały mi być do niczego potrzebne podczas prawie trzydzie-stu kilometrów drogi przez Bóg wie jakie pustkowia. Włożyłem rękę do środka i znalazłem paczkę nikotynowej gumy do żucia, trzy stare termi-narze, cztery długopisy – przeważnie skradzione z hoteli – wodoodpor-ną mapę Londynu, kolejny blister z gumą nikotynową, tabletki od bólu głowy, tubkę pasty na pryszcze, egzemplarz „Motorcycle News”, pustą okładkę od paszportu, plastikowy dziewczęcy kolczyk, paragon za ben-zynę i hamburgera – oto rzeczy, bez których mogłem spokojnie pobiec do domu. Zrzuciłem je na podłogę przed fotelem pasażera i przykry-łem dżinsami, bardziej zawstydzony bałaganem niż zatroskany o ich bezpieczeństwo. Do torby wróciły klucze do mieszkania w Londynie, mały notes fi rmy Moleskine, butelka wody i owinięty słuchawkami iPod nano – przypuszczałem, że ten ostatni bardzo mi się przyda podczas nocnego mozolnego pokonywania zalanych wodą terenów.

I to wszystko. Zadzwoniłem do Mindy. Linie znów okazały się zajęte, więc połączyłem się z nią dopiero za którymś razem.

– W porządku, kochanie, ruszam w drogę. – Jak sytuacja na miejscu?Rozejrzałem się po zatłoczonym parkingu, za którym dojrzałem

drogę zapchaną opuszczonymi samochodami i ciężarówkami. Kolejne dwie karetki próbowały torować sobie drogę przez zakorkowane ulice. Wirujące niebieskie światła kogutów odbijały się od mokrej nawierzchni. Po chwili przeleciał nad nami policyjny helikopter. We wszystkich pomieszczeniach wszystkich budynków paliły się światła. W jednym z zaparkowanych w pobliżu samochodów płakało dziecko.

– Wszystko wygląda jak scena z fi lmu katastrofi cznego. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. – Wyprostowałem się i nie przerywając rozmowy, zacząłem rozgrzewkę. Zanim ruszyłem w drogę, musiałem rozciągnąć mięśnie.

– W takim razie uważaj. I nie rób głupstw. Gdyby woda była za głę-boka, zawróć.

– Nie martw się. Wszystko będzie w porządku. Nie mogę się docze-kać, kiedy znów zacznę się ruszać. Poza tym i tak zajmie mi to tylko parę

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni169 169 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni168 168 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 169Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 169 2012-01-02 13:38:512012-01-02 13:38:51

Page 14: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni171 171 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 170

godzin. A kiedy będę w domu, otworzymy sobie butelkę dobrego wina. Nie martw się o mnie. Naprawdę cieszę się, że mogę sobie pobiegać.

– Dobrze. Zadzwoń, kiedy tylko będziesz mógł. – Co godzinę. Chociaż wiesz co? Nie ma sensu, żebyś czuwała przez

całą noc. Połóż się i spróbuj zasnąć. Kiedy przybiegnę, chciałbym, że-byś wstała i przygotowała mi gorącą kąpiel. Telefon zostawię włączony, ale będę dzwonił tylko wtedy, kiedy będę musiał. Jeżeli będziesz miała okazję się zdrzemnąć, to się zdrzemnij. Proszę. Zadzwonię, kiedy będę na ostatniej prostej.

Dokończyliśmy pogawędkę, a potem rozłączyłem się, wrzucając telefon do płóciennej torby. Przełożyłem obie ręce przez długi pa-sek torby tak, że wisiała mi na plecach jak niekształtny plecak. Mżył deszcz i było bardzo ciemno. Spojrzałem na zegarek – druga dwadzieś-cia w nocy. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o butelkę wina, kiedy dotrę do domu. Obliczyłem, że mając przed sobą taką odległość, mogłem spokojnie co dziesięć minut pokonywać półtora kilometra, a to ozna-czało, że dotrę do domu około piątej trzydzieści rano. Z drugiej strony, nie znałem dokładnie warunków, nie wiedziałem, w jakim stanie są boczne drogi i ścieżki. Mogłem utknąć gdzieś z powodu powodzi albo powalonych drzew i tego, co naniosła woda. Poza tym, szczerze mó-wiąc, nigdy wcześniej nie pokonałem biegiem takiego dystansu – a już na pewno nie w środku nocy po pracowicie spędzonym tygodniu. Szyb-kim marszem można pokonać średnio cztery i pół do sześciu kilome-trów na godzinę, co oznaczałoby, że będę w domu dopiero koło ósmej. Willow obudzi się w dzień swoich urodzin, a mnie nie będzie. Tę opcję uznałem za nie do przyjęcia.

Zastanawiając się nad różnymi rzeczami, rozciągałem mięśnie łydek, a potem oparty dłońmi o krawędź dachu porsche dotykałem kolanami jego pulchnego, popielatego boku. Rok wcześniej dopadł mnie ból go-leni, kiedy przetrenowałem się przed londyńskim maratonem. Oczywi-ście nie mogłem pobiec w zawodach, ba, przez kilka tygodni w ogóle nie mogłem biegać. Ból goleni nie zalicza się do dolegliwości robiących szczególnie duże wrażenie – a już na pewno z trudem dotrzymuje kro-ku takim pubowym przechwałkom jak atak stada rekinów lub uraz po

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni170 170 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 170Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 170 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 15: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 171

treningu karate – ale daje się we znaki jak cholera i jedynym sposobem na wyleczenie jest zupełne zaprzestanie biegania. To z kolei przyspa-rza pewnych problemów, jeżeli ktoś biega głównie po to, by zachować zdrowe zmysły, równowagę psychiczną i zdrowie. Dolegliwości wreszcie ustąpiły, lecz panicznie boję się ich nawrotu i wciąż obsesyjnie rozgrze-wam mięśnie łydek, nawet jeżeli mam tylko przebiec z pokoju gościn-nego do kuchni po piwo. Było chłodno, więc musiałem ruszyć w drogę, żeby się rozgrzać.

Wybiegłem z parkingu, minąłem sznury samochodów i znalazłem się na ulicy. Pierwszych kilka kilometrów pokonałem ostrożnie, nie wie-dząc, czego się spodziewać. Truchtem biegłem po chodnikach i przej-ściach dla pieszych ku peryferiom miasta, a potem skierowałem się na główną drogę wylotową. Dzięki jaskrawemu światłu ulicznych latarni mogłem biec poboczem. Chciałem trzymać się z dala od ulicy. Co praw-da, pojazdy nie ruszały się, lecz drogi były zapchane setkami samocho-dów osobowych, ciężarówek, mikrobusów i autokarów. Ludzie, którzy nie mogli zasnąć, chodzili między nimi, gawędząc przyciszonymi gło-sami, dzieląc się przekąskami i popijając. W niektórych miejscach przy-pominało to spokojną uliczną imprezę, dopóki warkot kolejnego heli-koptera w pobliżu lub niebieskie światła karetki nie przerwały zabawy. Niektórzy ludzie machali do mnie, gdy ich mijałem, prawdopodobnie zastanawiając się, dokąd się wybieram i dlaczego biegnę. Kilka osób spo-glądało za mną, jakby upewniając się, że nie uciekam przed główną falą powodziową podążającą od strony Cheltenham.

Padał drobny, lecz uciążliwy deszcz. Na przemian wzmagał się i słabł. Światło neonowych latarni ulicznych, odbijające się od wielkich, głębo-kich kałuży, kreśliło na ulicach szalone esy-fl oresy. Po pewnym czasie zauważyłem, że aut jest coraz mniej. Stały teraz zaparkowane samotnie lub zbite w niewielkie grupy, jakby chciały dodać sobie otuchy. Przy wia-dukcie, gdzie droga A4019 z Cheltenham przebiega nad autostradą M5, przed taśmą rozpiętą przez policję nie było nikogo. Najwyraźniej w tym miejscu ruch został wstrzymany, co spowodowało zator sięgający jakieś pięć kilometrów wstecz, aż do Cheltenham. Żółta taśma ostrzegawcza rozciągnięta w poprzek między balustradami mostku opadała w dół,

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni171 171 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni170 170 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 171Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 171 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 16: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni173 173 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 172

prawie muskając powierzchnię wody. W tym miejscu zrobiło się głębiej. Na koronie jezdni woda sięgała mi po kostki. Trzymałem się z dala od krawędzi drogi i pasa między jezdniami, gdzie lśniła groźnie pod sła-bym światłem latarni ulicznych i sprawiała wrażenie, że może pochło-nąć mnie zupełnie.

Gdy kałuże od strony poboczy spotykały się na środku drogi, nie miałem wyboru – musiałem biec prosto, miejscami brodząc w wodzie nawet po kolana. Zastanawiałem się, jak sobie poradzę, kiedy zabrak-nie latarni ulicznych i znajdę się na wąskich, krętych wiejskich drogach, prowadzących do domu. Obliczyłem, że za pięć, siedem kilometrów będę musiał zejść z głównych dróg. A wtedy zrobi się bardzo, bardzo ciemno. Orientacja w terenie zmieni się w zgadywankę i sprawdzian, jak dobrze pamiętam trasy, które pokonywałem już wiele razy, ale zawsze samochodem lub motocyklem, prawie zawsze w świetle dziennym, lecz nigdy pod wodą. Oddychałem stałym, swobodnym rytmem, zacisnąłem pasek torby, żeby przestała mnie co krok walić po krzyżu i brnąłem na-przód. Wolałem nie myśleć, jak przebędę następny odcinek i skupić się na tym, który właśnie pokonywałem.

Ca y czarny

DOTAR EM DO SYGNALIZACJI WIETLNEJ znajdującej się naprzeciwko stacji benzynowej i pubu przy zwykle ruchliwym skrzyżowaniu z drogą

A38 w kształcie litery T. Tego wieczoru panował tam nieziemski spokój. Mimo że miejsce było opuszczone, jak plan jakiegoś postapokaliptycz-nego fi lmu, gdy dotarłem na szczyt pochyłości do A4019, obejrzałem się, czy nic nie nadjeżdża, a potem skręciłem w prawo. Droga oddalała się coraz bardziej od świateł Cheltenham i miałem okazję przekonać się, co to znaczy biec zupełnie po omacku. Ciemno jak w… mogile, tak bym to podsumował. Na szczęście droga była jeszcze dość szeroka, w nie-których miejscach miała nawet cztery pasy ruchu, oświetlone po obu stronach latarniami. Korona drogi wystawała z wody, dzięki temu przez większość czasu truchtałem, rozbryzgując wodę sięgającą mi w trud-

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni172 172 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 172Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 172 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 17: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 173

niejszych miejscach zaledwie do kostek. Trzymałem się dość daleko od mrocznych, wirujących kałuż, zbierających się przy odpływach i w niż-szych partiach terenu. Nadal ani śladu przejeżdżających samochodów. Domyśliłem się, że ten odcinek został zupełnie odcięty po zamknię-ciu dojazdu od strony miasta. Zgadłem też, że powódź zablokowała ruch z innych stron. Mimo to tu i ówdzie dojrzałem kilka porzuco-nych samochodów. Przypuszczalnie należały do ludzi, którzy znaleźli się w potrzasku między dwiema falami powodziowymi i nie mieli dokąd uciec. Zerkałem do środka przez zaparowane szyby samochodów jak przemoczony i źle ubrany podglądacz. Nie wiedziałem, co bym zro-bił, gdybym znalazł jakiegoś biednego starszego mężczyznę lub kobietę wciśniętych w kąt i najwyraźniej w kłopotach. Ja miałem przynajmniej świeżo naładowaną baterię telefonu komórkowego i butelkę wody.

A potem nie było już nikogo i niczego – ani samochodów, ani bu-dynków. Biegłem wzdłuż zwykle zatłoczonej drogi szybkiego ruchu A38 do skrzyżowania, gdzie miałem skręcić w drogę B4213. Na tym koniec. Dotarłem do miejsca, w którym kończyły się latarnie uliczne, a wraz z nimi resztki pociechy, na jaką mógł liczyć człowiek biegnący drogą główną, a nie bocznymi ścieżkami w środku nocy przez okolice znisz-czone katastrofalną powodzią. Na skrzyżowaniu zainstalowano sygna-lizację świetlną, chociaż wcale nie wydawała się konieczna ze względu na małe nasilenie ruchu w tym miejscu. Nie jest to wcale imponują-cy ani ważny węzeł drogowy. Po prostu od dużej i ruchliwej drogi od-chodzi mała lokalna dróżka prowadząca nie wiadomo dokąd, o ile nie wraca się nią do domu jak ja. Przeciąłem trzy pasy ruchu i pochyli-łem głowę, z mozołem pokonując pierwsze odcinki. Bardzo szybko, szybciej niż miałem nadzieję, dogasły resztki blasku ulicznych latar-ni wzdłuż A38. Po kilkunastu metrach biegłem prawie na ślepo drogą o szerokości zaledwie półtora samochodu. Wiedziałem z poprzednich podróży, że po obu jej stronach ciągną się głębokie rowy, za nimi ży-wopłoty i drzewa okalające pola uprawne. Woda na polach na pewno była głęboka. Pamiętam, jak zbierała się tutaj podczas poprzednich, znacznie mniej dramatycznych powodzi. Czy wystąpiła z rowów, zza żywopłotów i zalała drogę, tego jeszcze nie wiedziałem. Pomyślałem, że

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni173 173 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni172 172 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 173Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 173 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 18: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni175 175 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 174

pewnie dowiem się o tym, dopiero kiedy trafi ę na taki zalany fragment. O ile rzeczywiście poziom rzeki podniósł się tak wysoko.

Nie wpadłem. A przynajmniej nie zanurzyłem się aż po pas. Podeszwy butów plaskały mokro po asfalcie. Spodziewałem się, że będzie głębiej. Skupiłem się, próbując przebić wzrokiem ciemność, by dojrzeć wysokie pobocza, drzewa porastające po obu stronach drogę i według nich orien-tować się, dokąd biegnę. Od czasu do czasu spoglądałem na drogę, stara-jąc się domyślić, czy ciemniejszy fragment przede mną to niedający się pokonać odcinek, czy też słaby cień drzewa w świetle księżyca po drugiej stronie bramy wychodzącej na zalane wodą pola. Rozpierała mnie radość. Co za przyjemność z domieszką winy. Czułem pewien dyskomfort, ale nie mogłem się opanować. Gdy helikoptery młóciły powietrze nad moją głową, starając się dotrzeć do zrujnowanych gospodarstw i zrozpaczo-nych mieszkańców zalanych wodą wsi, ja z radością w sercu biegłem do domu, który – przynajmniej wtedy, gdy ostatnio tam telefonowałem – nie był zalany. Zdążę na urodziny córki. Powracający bohater rzeczywiście wracał do domu i w swojej roli czuł się wyśmienicie.

Trochę przyspieszyłem tempa, wydłużając krok i oddychając regu-larnie. Spojrzałem na zegarek – podświetlana tarcza poinformowała mnie, że jest trzecia piętnaście. Starałem się obliczyć najwcześniej-szą porę, o której mógłbym się zameldować pod frontowymi drzwia-mi. Jednak wykonywanie obliczeń stało się zbyt bolesne. Wtedy przy-pomniałem sobie o iPodzie. Nie zatrzymując się, sięgnąłem do torby i wyciągnąłem mojego nano, starając się nie upuścić odtwarzacza i splą-tanego przewodu od słuchawek do wody, która sięgała mi do kostek. Oznaczało to, że zbliżam się do obniżenia terenu na odcinku drogi, za którym znajdował się ostry zakręt w lewo. Przede mną stała bra-ma wiodąca na pola, jak się domyślałem, również zalane wielką wodą. Łopaty kolejnego helikoptera młóciły niebo po lewej stronie. Maszyna musiała być ogromna. Sądząc po myszkującym dookoła świetle refl ek-tora, powolnym przemieszczaniu się i niskim pułapie, domyśliłem się, że poszukuje jakiejś biednej, zagubionej duszy. Miałem nadzieję, że ją znajdzie. Miałem też nadzieję, że ja sam nie skończę jako kolejny przy-padek zgłoszony przez radio do przemęczonych załóg pracujących kil-

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni174 174 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 174Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 174 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 19: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 175

ka zmian po kolei – dzisiaj wieczorem, jutro i nie wiadomo, jak długo jeszcze. Rozmowa mogłaby przebiegać tak:

– Co robił? – Biegł do domu. – Skąd? – Z parkingu pod supermarketem w Cheltenham. – Dokąd? – Do domu, pod Ledbury. – Boże, to prawie… trzydzieści kilometrów, niecałe. – Jakiś sportowiec, czy co? – Nie, prezenter telewizyjny. – Co za idiota! W porządku, zobaczymy, może uda nam się go znaleźć.

Powiedzcie żonie, że przyjęliśmy zgłoszenie, ale nie róbcie jej specjalnych nadziei, w każdym razie nie dzisiaj wieczorem. Co ma na sobie?

– Dres. Cały czarny. – Gość ma chyba nierówno pod sufi tem.Jednak lepiej było nie wyobrażać sobie takiej rozmowy. Wepchnąłem

słuchawki do uszu i zacząłem majstrować przy iPodzie. Zawsze usta-wiam go na tryb przypadkowego odtwarzania, więc wcisnąłem przycisk, ustawiłem głośność na tyle wysoko, żeby muzyka zagłuszała odgłosy kroków po mokrej nawierzchni, i jednocześnie na tyle nisko, żebym zdą-żył się uchylić, zanim wyląduje na mnie jakiś helikopter. Włączyłem za-bezpieczenie przeciwko przypadkowemu przeskakiwaniu ścieżek, wsu-nąłem sprzęt do przedniej kieszeni kurtki i biegłem dalej.

Mój iPod jest nawiedzony

D UGA PROSTA, PORO NI TA PO OBU STRONACH DRZEWAMI, potem kilka łagod-nych zakrętów w lewo i w prawo w szpalerze gęstych żywopłotów.

Wysoka skarpa po lewej i kolejna, mniejsza dróżka odchodząca w prawo: obraz ten pochodził prawie zupełnie z mojej wyobraźni i z pamięci, bo widziałem niewiele lub prawie nic. Szybko przesuwające się szpary

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni175 175 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni174 174 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 175Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 175 2012-01-02 13:38:522012-01-02 13:38:52

Page 20: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni177 177 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 176

w postrzępionych i rwanych wiatrem chmurach mknących przez tar-czę księżyca pozwalały mi mniej więcej zorientować się, gdzie jestem, oraz dostrzec fragmenty zapamiętanych punktów orientacyjnych – bra-my, starego dębu pochylającego się na rogu lub zakrętu na drodze. Na ich podstawie odtwarzałem sobie obraz okolicy na tyle pełny, bym mógł utrzymywać stałe tempo biegu bez obawy natrafi enia na niespodziewa-ną krawędź urwiska. Biegłem dalej. I dalej.

Wszystkie iPody są nawiedzone. A przynajmniej mój. Posiada szcze-gólny dar: analizuje otoczenie i kontekst, w którym go używam w danej chwili, i spośród tysięcy utworów, jakie na niego wgrałem, wybiera tyl-ko te najlepiej pasujące do sytuacji. Z tym że nie zawsze są to zwyczajne, dosłowne muzyczne interpretacje tego, co dzieje się dookoła. Na przy-kład, gdy leżę sobie na leżaku nad morzem, wcale nie puszcza bez-ustannie wszystkich wariacji na temat Hot, Hot, Hot czy Summertime. Nie czeka, aż wstanę i pójdę na spacer po plaży do baru, żeby zagrać Walking on sunshine. W niczym nie przypomina redaktora wybierające-go podkład muzyczny do lokalnych wiadomości telewizyjnych. Ta ko-bieta lub ten mężczyzna – chociaż podejrzewam, że to jednak mężczy-zna – z uporem maniaka odgrzebuje co starsze kawałki, byle tylko tekst piosenek miał coś wspólnego z opowiadaną historią. „(…) więc niedłu-go emeryci będą mogli skorzystać z miejscowych przepisów i podróżo-wać pociągiem po całym naszym wspaniałym kraju za darmo”. W takim razie puszczamy Beatlesów i Ticket to Ride. „(…) Niestety wszystkie zgi-nęły w pożarze sierocińca trzysta lat temu”. I co? Puszczamy Th e Ban-gles i Eternal fl ame.

Natomiast mój iPod to wzór gustu, wszechstronności, oryginalności i dyplomacji – i to mimo niewyobrażalnych ilości najróżniejszego ba-rachła, jakim go napycham. Chwalę sprzęt, a nie wybór utworów. Nie zgłaszam pretensji co do własnego gustu, bo jest koszmarny. Słucham całej masy najróżniejszych kawałków, a wszystkie, mimo różnego cha-rakteru, proweniencji i linii melodycznej, mają tylko jedną wspól-ną cechę: podobają mi się. Motörhead walczy o swoje z Albinonim, B.B. Kingiem i Blind Boys of Alabama. Nigdy nie chwalę się moim gu-stem muzycznym – wcale nie, to tylko mój iPod jest nawiedzony. I to

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni176 176 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 176Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 176 2012-01-02 13:38:532012-01-02 13:38:53

Page 21: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 177

on ma gust, a nie ja. Znam ludzi, którzy uzbroiwszy się w urządzenie do podłączania iPoda do samochodowego systemu stereo przez radio, podczas długiej podróży całymi godzinami próbują was przekonać, że załadowali na iPoda najlepsze kawałki na świecie. Puszą się, że to właś-nie oni i tylko oni są prawdziwymi koneserami muzyki i potrafi ą się wczuć w dolę człowieka, w tęsknoty jego duszy, w proces i uniwersal-ne znaczenie twórczości artystycznej, a gdyby dano im szansę, urato-waliby świat.

Na głowę wali wam się lawina wykrzyczanych, wyjęczanych, posęp-nych, ociekających pianą, błahych, zbyt skomplikowanych, niemuzy-kalnych lub wręcz pedalskich bzdur, podczas gdy wy musicie siedzieć, kiwać głową i przyznawać: „Tak, wtedy naprawdę potrafi li grać” i „Nie, teraz nie dorastają im do pięt”, i „Tak, to najlepsza składanka, jaką kie-dykolwiek słyszałem”, i „Tak, muzyka wiele o nas mówi, co z ciebie za numer”, i „Szkoda, że nie mam tak wyrafi nowanego gustu”. „A teraz proszę, zabij mnie – gaz do dechy, walnij wreszcie w jakiś cholerny wia-dukt i przestań mnie męczyć. Popatrz, znalazłem zapalniczkę, zaraz sobie podpalę uszy. ZROBIĘ WSZYSTKO, BYLEŚ TYLKO PRZESTAŁ PUSZ-CZAĆ TĘ OKROPNĄ MUZYKĘ I CZEKAĆ, AŻ DOSTANĘ ORGAZMU Z SAMEJ RADOŚCI SŁUCHANIA. NIE, NIE WSTĄPIĘ DO TEJ UPIORNEJ SEKTY, KTÓRĄ CHCESZ ZAŁOŻYĆ ZA POMOCĄ IDIOTYCZNEJ PREZENTACJI MUZYCZNEGO BADZIEWIA”. Muzyka odgrywa tak ważną rolę w moim życiu, że czasa-mi wychodzę z siebie.

Nie muszę dodawać, że gdy po ciemku pokonywałem noc, duszki z mojego iPoda spisywały się doskonale w roli didżejów. Puszczały me-lodię za melodią, żebym nie ustał w drodze, dobierały właściwy rytm, by wyrwać mnie z monotonii i zdopingować do większego wysiłku, lub pozwalały się uspokoić i truchtem chłonąć atmosferę naprawdę osobli-wej nocy. Rock z lat siedemdziesiątych, heavy metal z lat osiemdziesią-tych, nagrania bluesa z lat dwudziestych, hip-hop, gospel, folk i czysty P-Funk, inspirujący do silniejszej pracy biodrami. Mój nawiedzony iPod wybierał najlepiej motywujące kawałki. Popędzał mnie, gdy rozbolały mnie nogi, a w głębi umysłu czaił się lęk przed najmroczniejszymi, naj-straszniejszymi zakamarkami drogi. Doskonale dobierał rytmiczne

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni177 177 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni176 176 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 177Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 177 2012-01-02 13:38:532012-01-02 13:38:53

Page 22: Rok ekstremalnych przygód

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni179 179 2010-07-05 16:25

Richard Hammond | 178

kawałki, pomagając mi połykać kilometr za kilometrem, a wzdłuż naj-ciemniejszych odcinków drogi, udrapowanych nisko wiszącymi gałęzia-mi, puszczał niepokojące melodie grane na piłach i starych eufoniach przez Toma Waitsa z towarzyszeniem cyrku jego dziwnych znajomych tylko po to, żebym nie zapomniał, że mam szczęście robić jednocześnie coś wspaniałego, niesamowitego i niezapomnianego.

Na jednym z takich odcinków zatrzymałem się. Drzewa skąpane w świetle księżyca, któremu udało się przebić przez chmury na dłuższy czas, rzucały wodniste, cętkowane cienie w poprzek lśniącej czernią drogi. Zatrzymałem się na poboczu, buty zapadły mi się z chlupotem w miękkie błoto i naniesiony przez powódź muł. Natychmiast schy-liłem się, żeby porozciągać szybko marznące mięśnie łydek. Oparłem dłonie na goleniach i odetchnąłem głęboko. Po chwili wyprostowałem się, wyszarpnąłem słuchawki z uszu, owinąłem przewód wokół dło-ni, sięgnąłem do kieszeni cienkiej, przemoczonej kurtki i wyłączyłem sprzęt, a potem wszystko razem wepchnąłem do zaimprowizowane-go plecaka. Chciałem przez jakiś czas pobiec bez muzyki, nacieszyć się dźwiękami i ciszą nocy. Dochodziła czwarta dwadzieścia pięć. Stwierdziłem, że mam za sobą jakieś czternaście lub piętnaście kilo-metrów, więc zostało mi jeszcze drugie tyle. Połowa drogi. Znów ode-tchnąłem głęboko i poczułem, jak miękka deszczowa mgła przecinaw poprzek drogę.

Przystanąłem przed stojącym tuż przy drodze średniej wielkości domem. Jadąc samochodem z lub do Cheltenham, mijałem go wie-le razy, lecz nigdy mu się bliżej nie przyjrzałem. Nigdy tak naprawdę nie zwróciłem na niego uwagi. Światło księżyca spływało po czerwo-nym dachu, łagodząc odcień dachówek i pozbawiając je ciepła, tak że sprawiały wrażenie niebieskich. Dom usytuowany jest bokiem do dro-gi. Na środku dłuższej ściany, na poziomie okapu, znajduje się małe okno mansardowe. Okap tworzy nad nim trójkątny szczyt leżący pro-stopadle do dłuższego, większego szczytu samego dachu. Okienko to – nie może być wyższe niż trzydzieści centymetrów i szersze niż ćwierć metra – prawdopodobnie wychodzi na równie małą sypialnię, której skośne ściany zbiegają się ku pułapowi nad prostymi meblami i łóż-

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni178 178 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 178Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 178 2012-01-02 13:38:532012-01-02 13:38:53

Page 23: Rok ekstremalnych przygód

Rozdzia 6 | Tydzie nie z tej ziemi – cz 2 | 179

kiem, przykrytym wykonaną ręcznie patchworkową kołdrą z tysiąca ciepłych kolorów. A może to sypialnia jakiegoś nastolatka, obwieszo-na plakatami Pameli Anderson i zastawiona pudłami pełnymi skarpet i sportowych butów?

Jakkolwiek jest naprawdę, pokój ten stanowi czyjeś schronienie od świata, czyjąś przystań, część czyjegoś domu. Rodzina, para emerytów, samotny kawaler – ktokolwiek tam mieszka, to ich ostatnia reduta, jaski-nia, oaza bezpieczeństwa. Zastanawiałem się, czy nie zagraża im powódź. Byłem pewien, że pola za domem są pełne wody, a brzeg jeziora sunie z wolna ku niemu. Być może jego właściciele stoją w oknach i obser-wują wzbierającą falę. Gdy centymetr po centymetrze zbliża się do nich, być może nagle, jak jeden mąż, wzięli się do pracy i na wszelki wypadek przenieśli najcenniejsze przedmioty na górę. A potem wrócili do okien, by obserwować nieodpartą siłę, niepowstrzymaną naturę, zbliżającą się ku nim, by zdecydować o ich losie.

Jeszcze nie w pełni świadom zasięgu powodzi – lecz dzięki donie-sieniom radiowym wysłuchanym przed wyruszeniem w drogę dość dobrze poinformowany o skali zniszczeń, jakie już wyrządziła – zasta-nawiałem się, jak wielu osób ona dotknęła. Ilu ludzi ukryło się w bez-piecznych pieleszach własnych domów – schronieniach przed świa-tem pracy, szkoły, kolegów, presji komercji, przemocy ulicznej i galerii handlowych – tylko po to, by stwierdzić, że i tam nie są bezpieczni? Ilu ludzi zerkało zza drzwi i czekało, aż we własnym domu zaatakuje ich coś tak obojętnego na ich potrzeby, oczekiwania i obawy jak fala powodziowa?

Od domu dzieliło mnie jeszcze około piętnastu kilometrów. Pokrę-ciłem głową, poprawiłem płócienny pasek torby na ramionach, spraw-dziłem zamek kurtki, wspiąłem się na chwilę na palce, stanąłem i ruszy-łem spokojnym, lecz zdeterminowanym krokiem. Zastanawiałem się, czy nie zadzwonić do Mindy, lecz wiedziałem, że i tak będę musiał do niej zatelefonować, kiedy znajdę się bliżej domu. Przyda mi się gorąca kąpiel, a Mindy obiecała, że mi ją przygotuje. Nie ma sensu niepoko-ić jej teraz tylko po to, żeby zbudzić ją znów za parę godzin. Najpierw musiałem pokonać resztę drogi.

Hammond_Jak zostac arktycnzym ni179 179 2010-07-05 16:25Hammond_Jak zostac arktycnzym ni178 178 2010-07-05 16:25Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 179Hammond_Jak_zostac_arktycznym_ninja_pocket.indd 179 2012-01-02 13:38:532012-01-02 13:38:53