rok szkolny 2015/2016, numer 1 data wydania: luty...

12
Dlaczego ludzie, którzy czynią dobro, muszą się z tego tłumaczyć? Dotyczy to szkoły, gminy, powiatu, kraju. Zamiast docenić idealistów, posądza się ich o nie wiadomo jakie wyrachowanie, niecne intencje. Piszemy o tym między innymi w kontekście wywiadu, jaki udało nam się przeprowadzić z panią Ewą Troja- nowską. A nie było łatwo. Pani Ewa, którą znamy jako profesjonalną, grzeczną i uczynną bibliotekarkę jest naznaczona wrażliwszym sumieniem niż przeciętny człowiek. Nie może przejść obojętnie obok cierpiącego zwierzęcia. Dlatego po jej podwórku biega 15 psów o urodzie, powiedzmy, nienachalnej, a w domu jest 10 kotów. Każde zwierzę, teraz już wy- sterylizowane i odrobaczone to historia krzywdy, obojętności, jaką ludzie zgoto- wali swoim mniejszym braciom, zapomi- nając, że istoty te odczuwają lęk i cier- pienie. W naszej kulturze ciągle ceni się tych, którzy fundują sobie rasowe psy, bo to podnosi prestiż, prawda? Rasowe zwierzę jest synonimem zamożności, ale może tylko skrywa kompleksy niższości właściciela? Pani Ewa zbiera po prostu te „biedy”, których nikt nie chce, a miejsc w schronisku brakuje. Czy pani Ewa może liczyć na pomoc? Zapytana o to milczy, a potem przytacza pytania ludzi: „Ile pani z tego ma?” Niektórzy podrzu- cają jej zwierzęta— jeśli taka naiwna, to niech ma ich więcej! Piszemy o tym, bo mimo wszystko wierzymy w to, że ludzie mogą pomóc bezpańskim zwierzętom. Zmieniły się władze gminy. Podobno pani przewodnicząca Rady ma psa ze schroniska, a to świadczy o wrażliwości- na szczęście innej niż poprzedniej rady. Ogromna większość mieszkańców Mło- dzieszyna to katolicy. Może przykład papieża Franciszka, tego który przyjął imię Świętego oswajającego dzikie zwie- rzęta, do czegoś dobrego nas zobowiązu- je? Może dostrzeżemy tę bezbrzeżną miłość, ufność i wierność, którą darzą nas przygarnięte przez nas zwierzaki? Może przestaniemy się bać, że publiko- wany wywiad zamiast pomóc, zaszkodzi pani Ewie? Teraz to od Was, drodzy Czytelnicy, zależy. Macie sumienia, a my nie jesteśmy przecież kazalnicą, tylko zwykła szkolną gazetką. Ważne tematy: IX Memoriał Krzysztofa Piwowarczyka Zwyczajni niezwyczajni: Pani Ewa Za mundurem… chłopcy sznurem Z dziejów młodzieszyńskiej parafii Data wydania: luty 2016 Rok szkolny 2015/2016, numer 1 www.gimmlodz.edupage.org www.gimmlodz.e-sochaczew.pl W tym numerze: Po raz IX graliśmy dla Pana Krzysztofa 2 Warsztaty teatralne 3 Koleżanko, i Ty możesz zostać policjantką! 4 Serce dla braci mniejszych 5-7 Bezpieczny Internet ze Smokiem 8 Szkolny sklepik inaczej 9 Z dziejów młodzieszyńskiej parafii 10-11 Marzenia gimnazjalisty 11-12 Pomysł na ferie 12

Upload: dinhthuy

Post on 28-Feb-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Dlaczego ludzie, którzy czynią dobro,

muszą się z tego tłumaczyć? Dotyczy to

szkoły, gminy, powiatu, kraju. Zamiast

docenić idealistów, posądza się ich o nie

wiadomo jakie wyrachowanie, niecne

intencje. Piszemy o tym między innymi

w kontekście wywiadu, jaki udało nam

się przeprowadzić z panią Ewą Troja-

nowską. A nie było łatwo. Pani Ewa,

którą znamy jako profesjonalną, grzeczną

i uczynną bibliotekarkę jest naznaczona

wrażliwszym sumieniem niż przeciętny

człowiek. Nie może przejść obojętnie

obok cierpiącego zwierzęcia. Dlatego po

jej podwórku biega 15 psów o urodzie,

powiedzmy, nienachalnej, a w domu jest

10 kotów. Każde zwierzę, teraz już wy-

sterylizowane i odrobaczone to historia

krzywdy, obojętności, jaką ludzie zgoto-

wali swoim mniejszym braciom, zapomi-

nając, że istoty te odczuwają lęk i cier-

pienie. W naszej kulturze ciągle ceni się

tych, którzy fundują sobie rasowe psy, bo

to podnosi prestiż, prawda? Rasowe

zwierzę jest synonimem zamożności, ale

może tylko skrywa kompleksy niższości

właściciela? Pani Ewa zbiera po prostu te

„biedy”, których nikt nie chce, a miejsc

w schronisku brakuje. Czy pani Ewa

może liczyć na pomoc? Zapytana o to

milczy, a potem przytacza pytania ludzi:

„Ile pani z tego ma?” Niektórzy podrzu-

cają jej zwierzęta— jeśli taka naiwna, to

niech ma ich więcej! Piszemy o tym, bo

mimo wszystko wierzymy w to, że ludzie

mogą pomóc bezpańskim zwierzętom.

Zmieniły się władze gminy. Podobno

pani przewodnicząca Rady ma psa ze

schroniska, a to świadczy o wrażliwości-

na szczęście innej niż poprzedniej rady.

Ogromna większość mieszkańców Mło-

dzieszyna to katolicy. Może przykład

papieża Franciszka, tego który przyjął

imię Świętego oswajającego dzikie zwie-

rzęta, do czegoś dobrego nas zobowiązu-

je? Może dostrzeżemy tę bezbrzeżną

miłość, ufność i wierność, którą darzą

nas przygarnięte przez nas zwierzaki?

Może przestaniemy się bać, że publiko-

wany wywiad zamiast pomóc, zaszkodzi

pani Ewie? Teraz to od Was, drodzy

Czytelnicy, zależy. Macie sumienia, a my

nie jesteśmy przecież kazalnicą, tylko

zwykła szkolną gazetką.

Ważne tematy:

IX Memoriał Krzysztofa

Piwowarczyka

Zwyczajni niezwyczajni:

Pani Ewa

Za mundurem… chłopcy

sznurem

Z dziejów młodzieszyńskiej

parafii

Data wydania: luty 2016

Rok szkolny 2015/2016, numer 1

www.gimmlodz.edupage.org

www.gimmlodz.e-sochaczew.pl

W tym numerze:

Po raz IX graliśmy dla Pana

Krzysztofa

2

Warsztaty teatralne 3

Koleżanko, i Ty możesz zostać

policjantką!

4

Serce dla braci mniejszych 5-7

Bezpieczny Internet ze Smokiem 8

Szkolny sklepik inaczej 9

Z dziejów młodzieszyńskiej

parafii

10-11

Marzenia gimnazjalisty 11-12

Pomysł na ferie 12

Str. 2

O-stat-ni! O-stat-ni! O-stat-ni! -

niosło się po wypełnionej po brze-

gi hali w Janowie. Podrzuciłam

wysoko piłkę i mocno ją zaserwo-

wałam. Trafiłam w libero przeciw-

nika. Odbił piłkę tak niefortunnie,

że przeleciała przez siatkę na na-

sze pole. Tu odebrał ją palcami

Paweł, kolega z drużyny. Wystawił

ją Kacprowi, a ten przerzucił

przez siatkę. Piłka wylądowała na

parkiecie między rozpaczliwie

broniącymi zawodnikami. Sędzia

gwizdkiem przyznał nam punkt.

Tym samym oznajmił koniec me-

czu i zwycięstwo gimnazjum w

Młodzieszynie. Jesteśmy w finale!

Tak z mojej perspektywy wspomi-

nam siatkarskie rozgrywki, w któ-

rych uczestniczy-

łam w czwartek,

28 stycznia 2016

roku. Wtedy od-

był się IX memo-

riał Krzysztofa

Piwowarcz yka,

byłego wycho-

wawcy młodych

s p o r t o w c ó w

w Wyszogrodzie,

K a m i o n i e

i Młodzieszynie.

Uroczystość miała

miejsce w hali

sportowej szkoły

podstawowej w

Janowie. Jak co

roku można było

spodziewać się

wielu atrakcji.

Tradycją memoriału stały się już

zawody siatkarskie, na które w

tym roku przybyły cztery drużyny

mieszane. Na uroczystości zgro-

madzili się uczniowie, wycho-

wawcy, rodzina Krzysztofa Piwo-

warczyka oraz jego znajomi.

W tegorocznym memoriale wzię-

łam udział jako członek drużyny

Młodzieszyna. Pierwszy mecz od-

był się jeszcze przed przybyciem

widowni, co było dla mnie dużym

zaskoczeniem. Kolejną niespo-

dzianką była informacja o tym, że

gramy jako pierwsi przeciw gim-

nazjalistom z Iłowa.

Gdy każdy już się przebrał w stro-

je sportowe i był gotowy, rozpo-

częliśmy mecz. Po paru minutach

udało się nam wyjść na prowadze-

nie lecz nie zmieniło to nastawie-

nia mojej drużyny do gry - wszy-

scy tak samo zaciekle walczyli o

każdy punkt, co doprowadziło do

naszego zwycięstwa 2-0. Po uda-

nym meczu mieliśmy sporo czasu,

aby odpocząć.

Kolejne starcie odbyło się pomię-

dzy drużyną przegraną i zespołem

z Rybna. Lepsi okazali się ci dru-

dzy. W następnym meczu również

nie wzięliśmy udziału. Rywalizo-

wały ze sobą drużyny z Lasocina i

Rybna. Walka była wyjątkowo

wyrównana. Ostatecznie wygrali

gimnazjaliści z Lasocina i weszli

do finału.

Mecz o pierwsze miejsce poprze-

dziły wzruszające wspomnienia o

Krzysztofie Piwowar-

czyku, którymi podzieliła się była

pani dyrektor gimnaz jum

w Młodzieszynie, Joanna Cech-

mistrz, oraz występ uczniów Chó-

ru Państwowej Szkoły Muzycznej

II st. z Sochaczewa Wśród arty-

stów można było zauważyć znajo-

me twarze z naszego gimnazjum.

Koncert każdemu się podobał, co

udowadniały burzliwe oklaski.

Ostatni pojedynek przyniósł na-

szej szkole porażkę. Walka była

zacięta, każdy dawał z siebie

wszystko. Ostatecznie pierwsze

miejsce zajęło gimnazjum

z L a s o c i n a . D y p l o m y

i medale wszystkim uczestnikom

siatkarskich zmagań wręczali go-

ście honorowi imprezy: członko-

wie rodzi-

ny Patrona,

pani Wójt

G m i n y

M ł o d z i e -

szyn Moni-

ka Pietrzyk

-

Połubińska,

prezes Po-

wiatowego

Szkolnego

Z w i ą z k u

Sportowe-

go Miro-

sław Do-

mińczak.

W tym

m i e j s c u

c h c ę

wszystkim

podziękować za wsparcie i do-

ping. Mam nadzieję, że tradycja

siatkarskich spotkań będzie konty-

nuowana, ponieważ najważniejsza

jest pamięć o Krzysztofie Piwo-

warczyku, który w nas wszystkich

zaszczepił miłość do sportu.

Maria Stobiecka, kl. 3a

PO RAZ DZIEWIĄTY GRALIŚMY DLA PANA

KRZYSZTOFA

STYK sprawozdawczy

Str. 3

Zajęcia artystyczne w gimnazjum

w to nie tylko dodatkowa godzina

tygodniowo w szkole, ale też in-

spirujące wyjazdy.

5 listopada 2015 r. uczniowie klas

pierwszych uczęszczający na zaję-

cia teatralne, a także osoby z klas

drugich i trzecich, miały możli-

wość wybrania się do Warszawy.

Celem wycieczki był udział

w projekcie „Kierunek Teatr”. Na-

szą szkołę jako jedną z ośmiu

w całym województwie mazo-

wieckim Stowarzyszenie Pedago-

gów Teatru w Warszawie zaprosi-

ło do uczestnictwa w tym przed-

sięwzięciu. Zostaliśmy wyróżnie-

ni, ponieważ od lat jako gimna-

zjum współpracujemy z Instytu-

tem Teatralnym w Warszawie.

Opiekunami wyjazdu byli poloni-

ści naszego gimnazjum, państwo

Alicja i Janusz Wlazło. Na począt-

ku obejrzeliśmy znakomity spek-

takl Teatru 21 pod tytułem

„Upadki. Odcinek drugi”. Treść

przedstawienia skupiała się na pie-

niądzach – jaką rolę grają w na-

szym życiu i co można sobie

za nie kupić. Temat pieniędzy jest

ze wszech miar ponadczasowy.

Ludzie uważają je za jedną z naj-

ważniejszych rzeczy w swoim ży-

ciu, a niektórzy nawet za najważ-

niejszą. Nic więc dziwnego,

że spektakl ten cieszył się dużym

zainteresowaniem, jednak szcze-

gólną cechą tego przedstawienia

było to, że aktorzy grający na sce-

nie są osobami z zespołem Downa

lub autystykami. Większość ludzi

takie osoby traktuje jak dziwolągi,

często też jak powietrze. Po obej-

rzeniu tego widowiska teatralnego

z pewnością zmieniliby swoje na-

stawienia. Ta sztuka pokazała,

że pieniądze wcale nie muszą być

i nie są najważniejszą rzeczą

w naszym życiu. Liczy się miłość.

Zrozumieliśmy to głównie za spra-

wą gry artystów. Pokazali nam

swoją wrażliwość, to jak bardzo

zależy im na opinii innych. Byli-

śmy wszyscy pod wrażeniem i na-

grodziliśmy ich rzęsi-

stymi oklaskami. Po

zakończeniu występu

zadaliśmy kilka pytań

aktorom, m.in. o ich

przygotowanie do wy-

stępów. Warto dodać,

że na scenie wystąpił

aktor serialu „Klan”

Piotr Swend, wcielają-

cy się od wielu lat w

rolę Macieja Lubicza.

Dowiedzieliśmy się

również o wyjeździe

całej ekipy wspólnie

z prowadzącą Teatr

21, panią Justyną Sob-

czyk, na europejski

festiwal prezentujący

sztukę inkluzywną

do Berlina już następ-

nego dnia.

Po emocjonującym pobycie w te-

atrze przyszedł czas na drugi etap

naszej wycieczki. Były to trzygo-

dzinne warsztaty teatralne prowa-

dzone przez animatorki z SPT.

Przeprowadziły z nami wiele bar-

dzo interesujących ćwiczeń, które

pozwoliły nam się rozluźnić,

sprawdzić nasze możliwości

i umiejętności teatralne i trochę

przyjrzeć się sobie samemu. Mo-

gliśmy także poznać swoje uzdol-

nienia, to, w czym jesteśmy do-

brzy, a także to, co idzie nam go-

rzej, w czym mamy braki. Zajęcia

te pomogły nam sprawdzić swoje

możliwości, poznać samych siebie

i dodały nam trochę odwagi oraz

tego, żeby się nie wstydzić. Od-

grywane etiudy z pewnością po-

mogą nam przy wystawianiu sa-

modzielnych szkolnych spektakli

i zaowocują w przyszłości w bu-

dowaniu kreatywnych kontaktów

interpersonalnych.

Bartosz Smółka kl.2c

Teatr od kulis. Warsztaty aktorskie w Warszawie

gimnazjalistów z Młodzieszyna

STYK sprawozdawczy

Str. 4

Świat bywa niebezpieczny. Dlate-

go istnieją służby mundurowe.

Wśród nich wyróżniamy straża-

ków, którzy pomagają nam w opa-

nowaniu żywiołów, policjantów,

którzy pilnują sprawiedliwości i

wojsko czuwające nad bezpie-

czeństwem narodu. Są też służby

więzienne i one pomagają wrócić

skazanym do społeczeństwa. Nie

możemy zapomnieć o straży miej-

skiej i granicznej.

Państwowe Straże Pożarne

i Ochotnicze Straże Pożarne

(do których wykręcamy numer

998) gaszą pożary, których w roku

2015 było bardzo dużo, jednak to

nie jedyna rzecz, którą się zajmują

– pomagają w opanowaniu powo-

dzi, usuwaniu gniazd niebezpiecz-

nych owadów, a także przy tra-

gicznych wypadkach. Zawsze wy-

kazują się bardzo dużą odwagą

i brawurą, nawet gdy panują eks-

tremalne warunki.

Wykręcając numer 997, dodzwo-

nimy się na policję. Możemy się

do niej zgłosić, gdy ktoś zagraża

naszemu bezpieczeństwu lub je-

steśmy świadkami zachowania

niezgodnego z prawem. Możemy

również na nią liczyć przy wypad-

kach drogowych.

Wojsko pilnuje naszego bezpie-

czeństwa w razie wybuchu wojny.

Zabezpiecza również tereny za-

grożone niewybuchami z czasów

wojny.

Służba Więzienna zajmuje

się osobami, które zagrażają

naszemu społeczeństwu.

Głównym celem jej pracy

jest resocjalizacja – sprowa-

dzenie więźniów na nową

lepszą drogę.

Straż Miejska pilnuje po-

rządku w miastach np. dba

o prawidłowe parkowanie

samochodów oraz o nieza-

kłócanie porządku.

Straż Graniczna kontroluje, aby

nikt niepowołany nie dostał się do

naszego państwa.

Wszystkie te formacje są nam bar-

dzo potrzebne. Powinniśmy im

być wdzięczni za włożony trud

i poświęcenie.

Dla niektórych z nas wdzięczność

okazana służbom mundurowym

to za mało. Ja sama i moi koledzy

z gimnazjum chcielibyśmy w

przyszłości zasilić szeregi policji

lub zawodowej straży pożarnej.

Co więc powinniśmy zrobić?

Od niedawna w ofercie kształcenia

szkół pogimnazjalnych pojawiły

się tzw. klasy mundurowe. Dotar-

łam do koleżanki, która uczy się

w liceum w Czerwińsku w klasie

o profilu policyjno-wojskowym.

Zadałam jej kilka pytań o warunki

i specyfikę nauki w takiej klasie.

- Jak dostać się do szkoły mun-

durowej? - Składamy odpowiednie doku-

menty wymagane przez szkołę.

Najlepiej odwiedzić stronę inter-

netową szkoły lub osobiście zgło-

sić się do jej sekretariatu.

- Jakie istnieją profile munduro-

we? - Profil policyjno-wojskowy i straż

graniczna.

- Ile lat trwa nauka?

- Tak jak w każdym liceum ogól-

nokształcącym, czyli 3 lata.

- Jakich przedmiotów się

uczysz?

- Mamy wszystkie przedmioty jak

w liceum, które przygotowują nas

do napisania matury na poziomie

podstawowym i rozszerzonym ta-

kie jak: WOS, geografia, wycho-

wanie fizyczne, i język obcy. Do-

datkowo chodzę na lekcje przygo-

towujące do zdania egzaminów

rekrutacyjnych do służb munduro-

wych: edukacja obronna, elementy

prawa i techniki biurowe. Poza

tym wyjeżdżamy na poligony, aby

ćwiczyć to, co będziemy robić,

gdy dostaniemy się do policji czy

wojska. Po ukończeniu szkoły

otrzymujemy też specjalny certyfi-

kat.

- Jak wyglądały zajęcia poza bu-

dynkiem szkoły? - Codziennie na poligonie mieli-

śmy poranną rozgrzewkę, różne

zawody, nocne zajęcia w lesie,

a także służbę wartowniczą dzien-

ną i po zmroku.

- Czy codziennie chodzicie

w mundurach? - Nie, tylko wtedy, gdy mamy lek-

cje mundurowe. Zakładamy

też mundury, gdy obchodzimy

święta szkolne lub wyjeżdżamy na

wspomniane już poligony i obozy.

- Czy to prawda, że po tej szkole

łatwiej jest się dostać do wyma-

rzonego zawodu policjanta, żoł-

nierza czy strażnika? - Myślę, że tak, ponieważ już je-

steśmy w pewnym sensie przygo-

towani do pełnienia służby.

Gdy będziemy chcieli kontynu-

ować naukę w szkołach policeal-

nych, możemy liczyć na dodat-

kowe punkty za naukę w liceum

o profilu mundurowym i dzięki

temu jest większe prawdopodo-

bieństwo, że się dostaniemy.

Jak widać, stare powiedzenie

„za mundurem panny sznurem”

nabiera dziś nowego znaczenia.

Mundury coraz chętniej zakłada-

ją dziewczyny, które łamią za-

wodowe stereotypy i podziały na

słabą i mocną płeć.

Anna Kornacka, kl. IIIa

KOLEŻANKO, I TY MOŻESZ ZOSTAĆ POLICJANTKĄ! STYK odpytuje

polska-zbrojna.pl

Str. 5

Wielu z nas posiada zwierzęta: psy, koty czy rybki. Wiemy, ile poświęcenia,

trudu i czasu trzeba im oddać, aby czu-ły się jak członek rodziny, były szczęśli-

we. Jednak bywa i tak, że dla niektó-

rych uczucia zwierząt to sprawa po-boczna, a one same są tylko zabawką,

która po pewnym czasie może się znu-

dzić. Wtedy najczęściej jest wyrzucana i zastąpiona inną. To poważny problem

dzisiaj - bezdomne zwierzęta, głównie psy. Często, kiedy jedziemy drogą, wi-

dzimy wychudzone, okaleczone, pozo-

stawione samemu sobie czworonogi.

W starożytności psy budziły respekt,

według wierzeń były sędziami docze-snego świata. Postać czarnego psa,

człowieka z psią głową były wizerun-

kiem boga Anubisa. . Gdy Egipcjanino-wi zmarł pies, zdarzało się, że cała ro-

dzina celebrowała żałobę, goląc głowy i płacząc. Martwe zwierzę starannie

balsamowano i chowano z ozdobną

obrożą. Koty też cieszyły się szacun-kiem. Bastet, bogini z kocią głową, była

uosobieniem dobroci i ochroną. Zabi-

cie kota groziło surową karą. Zdarzyło

się, że gdy jeden z członków rzymskiej

delegacji przypadkowo zabił kota, tłum zlinczował żołnierza. Dzisiaj wydałoby

się to irracjonalne, ale nasi przodkowie

rzeczywiście traktowali zwierzęta

ze szczególną czcią.

Na szczęście trafiają się ludzie, którzy poruszeni losem porzuconych zwierząt,

organizują różne akcje, mające na celu budowę zwierzęcych schronisk, zbiórkę

żywności, promowanie sterylizacji.

Dzięki temu w świadomości wielu z nas

zwierzęta przestają być rzeczami.

Obecny papież przyjął imię Franciszek, kierując się ideologią Świętego z Asyżu,

który kochał „braci mniejszych” i jest

kojarzony jako przyjaciel i patron całe-go zwierzęcego świata. Papież Franci-

szek mówił: „Raj jest otwarty dla

wszystkich stworzeń bożych”. Swoim zachowaniem przerywa milczenie Ko-

ścioła w sprawie zwierząt. Lecz czy zwykli ludzie dają przykład swoim za-

chowaniem dla innych? Okazuje się, że

tak. W Młodzieszynie żyje pewna pani. Jest bibliotekarką, a jej dom stał się

azylem dla psiaków łaknących miłości i

pomocy. Redakcja STYKu postanowiła zadać Pani Ewie Trojanowskiej kilka

pytań, dlaczego zwierzęta stały się w jej

życiu ważne.

STYK: W opinii wielu czytelników

Pani jako bibliotekarka oddana jest

pracy bezgranicznie, ale i znajduje

czas na inne rzeczy. Słyszeliśmy

o Pani wielkim sercu do zwierząt,

co jest niespotykane dzisiaj. Od jak

dawna interesuje się Pani życiem

zwierząt?

Pani E.T.: Od zawsze kocham zwie-

rzęta i zawsze je miałam. Już jako mała

dziewczynka przynosiłam do domu

znalezione psy czy koty. Ich obecność

w moim życiu jest jednym ze stałych

czynników, a ja lubię budzić się rano i

widzieć zaspanego kota czy psa. Dom

pełen zwierząt ma swój specyficzny

klimat, jest

ciepły i tętni

pełnią życia.

Cieszy mnie

obecność

zwierząt, znaj-

duję przyjem-

ność w tym, że dbam o to , by w tym

zwariowanym świecie były szczęśliwe.

STYK: W naszej gminie jest wielu

ludzi wrażliwych na los zwierząt.

Dlaczego wolontariusze wolą pozo-

stać anonimowi?

Pani E.T.: Ludzi bezinteresownie po-

magających zwierzętom uważa się za

dziwaków. Bo kto to widział, żeby wy-

dawać tysiące złotych z własnej kiesze-

ni na bezdomne psy i koty? Niestety w

naszym społeczeństwie nie wszyscy

rozumieją, że zwierzęta także zasługują

na szczęście. Standardem jest zdanie, z

którym wolontariusze się spotykają:

„Biednym dzieciom trzeba pomagać,

nie zwierzętom”. Wtedy trzeba zadać

pytanie: „A ilu dzieciom pan pomógł,

co pan zrobił dla innych ludzi?” Naj-

częściej wtedy zapada cisza. Dlatego

mam pewność, że wolontariuszy kryty-

kują tylko ci, którzy sami nic nie robią

dla innych. Prywatnie znam wiele osób,

które robią piękną i pożyteczną pracę.

Jednak ludzie nie doceniają tego, że są

wśród nich osoby wrażliwe, które nie

potrafią przejść obojętnie obok porzu-

conych, chorych i głodnych zwierząt.

„Pomagacze” na szczęście nie przejmu-

ją się głupimi opiniami i nie dążą do

sławy i nagłaśniania swoich działań,

wszystko robią z myślą o zwierzętach.

Zgadzam się z opinią działaczy funda-

cji Mondo Cane, że mądrzy i dobrzy

ludzie uznają prawa zwierząt, a źli

i głupi nie, ale to oni będą kiedyś

w mniejszości. Im jest nas więcej (tych

anonimowych wolontariuszy), tym wię-

cej zdziałamy. My, zwykli ludzie, ma-

my największą siłę. I to my jesteśmy

najczęściej tam, gdzie zwierzę potrze-

buje pomocy.

STYK: Ile ma pani zwierząt i jakie?

Skąd się wzięły u pani?

Pani E.T.: Do swojego domu

w pierwszej kolejności przyj-

muję zwierzęta chore, kalekie,

wymagające szczególnej troski,

czyli takie, które mają niewiel-

kie szanse na adopcję. Robię

wszystko, aby każde z nich

wróciło do zdrowia, jeśli jest to nie-

możliwe towarzyszę mu do końca, aby

spokojnie przeszło za „Tęczowy Most”.

Kiedy się stworzenie pielęgnuje przez

dwa miesiące, karmi, wstaje w nocy, a

ono odchodzi, to tak, jakby umarł ktoś

najbliższy. A gdy uda się uratować od

cierpienia albo śmierci kolejne zwierzę

– człowiek czuje, że wygrał życie, to

daje radość i siłę do dalszych działań.

W tej chwili mam 15 psów i kilka ko-

tów, m.in. Azora (po wypadku samo-

chodowym) –ze złamaną łapą i rozbitą

głową (teraz zupełnie zdrowy); Agatkę

– sunię z wodogłowiem (wraz z ro-

dzeństwem wykopaną z nory, w której

ukryła je ich bezdomna matka), kocura

Benka – po udarze mózgu, kota Gapcia

(znalezionego na ulicy) - po próbie

otrucia, ma zmiany neurologiczne tzn.

upośledzone wszystkie zmysły (nie

poradziłby sobie bez pomocy człowie-

ka), Niuniusia – kotka z niesprawną

łapką (tzw.„trójłapek”), Bajbusa –

szczeniaka niemal zamęczonego przez

dzieci z rodzin patologicznych, Polcię -

szczenną sunię, wyrzuconą na ulicę

(przeszła pomyślnie zabieg steryliza-

cji). Przez cztery lata miałam też pod

opieką psa

z cukrzycą. Po śmierci właściciela za-

Zwyczajni niezwyczajni: Pani Ewa STYK odpytuje

„Z sercem dla braci mniej-

szych”

Str. 6

czął przeszkadzać jego spadkobiercom.

Moje zwierzęta mają swoje tragiczne

historie i trafiają do mnie w różny spo-

sób, ale zawsze z powodu okrutnych

działań człowieka.

STYK: Jak pani sądzi, dlaczego lu-

dzie podrzucają komuś zwierzęta

albo, co gorsze, porzucają?

Pani E.T: Dlatego że większość ludzi

jest skrajnie bezmyślna, a słowo empa-

tia jest dla nich czymś abstrakcyjnym.

Na polskich wsiach psy przeżywają

piekło. Rozpadające się budy, krótkie

łańcuchy – a przy nich zagłodzone,

zapchlone psy – zimą przemarznięte

do szpiku kości, a latem stojące na peł-

nym słońcu bez dostępu do wody. To

niestety bardzo pospolity widok. Bo to

tylko pies, kogo obchodzi jego psie

życie… Zwierzęta są nadal traktowane

jak przedmiot. Dlatego w mniemaniu

niektórych właścicieli można je wyrzu-

cić lub zabić, gdy nagle stają się pro-

blemem (pies za mało lub za dużo

szczeka, jest już stary lub okazał się

za mało rasowy i nie pasuje do kanapy

w salonie). Nie wspomnę już o bestial-

skim traktowaniu kotów i innych zwie-

rząt gospodarskich. A skrzywdzone

zwierzęta doznają tak jak ludzie ura-

zów psychicznych. Dlatego tak ważne

jest mówienie o konieczności steryliza-

cji psów i kotów, co jest najlepszym

sposobem ograniczania zwierzęcej bez-

domności. Na wsiach, jeśli nawet ktoś

słyszał o możliwości przeprowadzenia

takich zabiegów, to „wygodniej” jest

topić nowo narodzone kotki czy pieski

w wiadrze wody, bo przecież „toto”

nic nie czuje. Empatii i szacunku

do zwierząt nie nauczymy się w ciągu

kilku lat. Ale zróbmy coś we własnym

zakresie: kochajmy te czworonogi, któ-

re już mamy, nie rozmnażajmy ich

i przygarniajmy te niczyje. Zwierzęta

też mają prawo do ochrony przed

śmiercią, krzywdą i cierpieniem.

STYK: Czy nie spotyka się Pani ze-

złośliwością ze strony sąsiadów ? Nie

przeszkadza im to?

Pani E.T: Moje zwierzęta nie mogą

przeszkadzać sąsiadom, gdyż nie biega-

ją w bezpośrednim sąsiedztwie

ich działek i nie hałasują w nocy. Bar-

dzo dbam o bezpieczeństwo swoich

zwierząt i innych ludzi, np.: nie wypu-

ściłabym psa na ulicę bez smyczy

i kagańca , żeby sobie pobiegał, co zda-

rza się niektórym nieodpowiedzialnym

właścicielom. Poza tym większość mo-

ich najbliższych sąsiadów to wspaniali

ludzie i świetnie się dogadujemy.

STYK: W kim znajduje Pani wspar-

cie?

Pani E.T.: Tę moją wrażliwość na

krzywdę zwierząt zawdzięczam mamie.

Ona również, podobnie jak ja, nigdy

nie zostawiłaby bezdomnego psa czy

kota bez pomocy. Całe życie ratuje

zwierzęta. Jest kochana. Podczas moich

nieobecności w domu to ona opiekuje

się naszym zwierzyńcem. Mogę liczyć

także na pomoc mojego wujka (brat

mamy), wielkiego miłośnika zwierząt.

Ma u siebie w Sobieszowie wiele psów

z Młodzieszyna. Nigdy nie odmówił

pomocy, jeśli prosiłam go o przygarnię-

cie kolejnego psiaka.

STYK: Jak radzi sobie Pani finanso-

wo z utrzymaniem tych zwierząt?

Czy szukała pani środków finanso-

wych na utrzymanie piesków

w GOPS?

Pani E.T: Zwierzęta utrzymuję wy-

łącznie z własnych środków finanso-

wych. Nigdy nie korzystałam i nie ko-

rzystam z pomocy Urzędu Gminy.

GOPS nie ma nic wspólnego z opieką

nad bezdomnymi zwierzętami, pomaga

tylko ludziom. Zapewnienie opieki

„bezdomniakom” należy do zadań

Gminy.

STYK: Czy adoptowano od pani pie-

ski?

Pani E.T: Niektóre zwierzęta przeby-

wają u mnie tymczasowo. „Tymczas”

albo „DT” to dom tymczasowy,

w którym zwierzęta przebywają tak

długo, aż znajdzie się dla nich „DS”

czyli dom stały. Jak się bierze

na „tymczas” skrzywdzone zwierzę, to

bardzo trudno jest się z nim potem

emocjonalnie rozstać. Ale trzeba

je oddawać dla jego dobra. Dzięki temu

nie trafiają do złego schroniska. Ostat-

nio przebywały u mnie dwa psy. Pierw-

szym był Klemens – pies odebrany al-

koholikowi, który się nad nim znęcał.

Ode mnie trafił do hotelu dla psów w

Konstancinie, a następnie do domu sta-

łego pod Lublinem. Kolejny to Klaus –

u mnie czekał na miejsce w schronisku

„Medor” pod Zgierzem (najlepsze

schronisko w okolicy). Teraz jest już

gotowy do adopcji.

STYK:Czy w natłoku tych obowiąz-

ków znajduje Pani czas dla siebie?

Nie ma pani czasami dość?

Pani E.T: Od wielu lat długie weeken-

dy i urlopy poświęcam zwierzętom.

Na przykład ostatni urlop spędziłam

na karmieniu butelką dwutygodnio-

wych szczeniąt, co dwie godziny, przez

całą dobę, dzień w dzień. Ale to mój

wybór i nie zamierzam tego zmieniać.

Jestem ciągle zajęta, często czegoś nie

zdążę zrobić, nie dosypiam, ale poma-

gać najsłabszym istotom to mój życio-

wy drogowskaz. Czyż nie lepiej spożyt-

kować swoje życie tak, aby nie został

po nas tylko samochód, wielki dom

i czysty dywan? Będę nadal pracować

na rzecz zwierząt. Na szczęście takich

jak ja „zwierzolubów” jest coraz wię-

cej. Czy można przestać pomagać?

Nie, dla mnie to niemożliwe. Na całym

świecie są bohaterowie – zwykli ludzie

niosący pomoc zwierzętom, którzy nig-

dy się nie poddają, np.: Mohammad

Alaa Aljaleel - bohater z Aleppo – nie

opuścił Syrii, chociaż miał okazję uciec

do Turcji. Wspólnie z rodziną pozostał

w Alleppo, aby pomagać porzuconym

zwierzętom. Zajmuje się głównie kota-

mi. Ma plany stworzenia schroniska dla

zwierząt i szpitala dla nich; gang moto-

cyklowy RESCUE INK w Stanach

Zjednoczonych, ratujący zwierzęta

krzywdzone przez ludzi. Członkowie

gangu potrafią w bolesny sposób wy-

tłumaczyć sadyście, który znęca się nad

zwierzakiem, co mu zrobią, jeśli jesz-

ciąg dalszy ze str. 5. STYK odpytuje

Str. 7

cze raz dopuści się przemocy wobec

słabszych od siebie. Gang prowadzi

nawet schronisko dla uratowanych

zwierząt. Super wygląda dwumetrowy,

umięśniony i wytatuowany facet z łysą

głową, trzymający w swoich wielkich

dłoniach, maleńkie kotki, uratowane

przed śmiercią. Siła wykorzystana we

właściwy sposób – przeciwko tchó-

rzom, którzy dręczą najsłabszych; lu-

dzie z dniepropietrowskie-

go schroniska i innych

przytulisk na Ukrainie. Po-

święcają się dla okrutnie

okaleczonych, porzuconych

zwierząt. Organizują trans-

porty do Polski, żeby ocalić

choć część z nich.

Czy można zrezygnować

mając takie przykłady wal-

ki o prawa zwierząt.

Na pewno nie. Trzeba

nadal pomagać, a złośliwe

opinie innych traktować

z przymrużeniem oka.

Przecież nie wszyscy musi-

my mieć takie samo życie

i pasować do ogólnie przy-

jętych norm. Zwłaszcza my

- „zwierzoluby” - próbujmy

stworzyć dla zwierząt inny

świat.

Jak widać, nie tylko MARVEL w swojej

czołówce ma superbohaterów, nasza gmina także. Pani Ewa jest bohaterem

nie jednego epizodu, lecz całej fabuły.

Pomaga i jest z tego dumna. Dzięki niej zwierzeta dostają nową szansę na lep-

sze życie. Robi to z dobroci serca, nie dla korzyści materialnych czy sławy.

Powinniśmy brać przykład z takich

osób i kształtować w nas współczucie,

empatię i odpowiedzialność.

Nie zapominajmy o tym, że zwierzęta

to też istoty, które czują, przeżywają. Wspierajmy więc akcje mające na celu

pomoc zwierzętom, bądźmy dobrzy dla

nich, bo to do nas kiedyś wróci. Los zwierząt leży w naszych rękach i tylko

my możemy zrobić krok, który pomoże

przełamać barierę nieczułości.

Karina Grzesiak, kl. IIIb

STYK odpytuje ciąg dalszy ze str. 6.

STYK: W jaki sposób nasza gmina radzi

sobie z bezpańskimi zwierzętami?

Pani Renata Jasińska: Zgodnie z art. 11 a

ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie

zwierząt w terminie do dnia 31 marca każde-

go roku Rada Gminy uchwala „ Gminny pro-

gram opieki nad zwierzętami bezdomnymi

oraz zapobiegania bezdomności zwierząt na

terenie Gminy Młodzieszyn”. Projekt progra-

mu przed podjęciem Uchwały Rady Gminy

wójt przedstawia do zaopiniowania: Powiato-

wemu Lekarzowi Weterynarii, organizacjom

społecznym, których statutowym celem dzia-

łania jest ochrona zwierząt oraz dzierżawcom

obwodów łowieckich, działających na obsza-

rze gminy. W celu realizacji przyjętego pro-

gramu w formie zapytania cenowego Gmina

wyłoniła i podpisała umowy w 2016 r. ze

schroniskiem prowadzonym przez Fundację

Medor – Przyjaciele Bezdomnych Zwierząt

( 95-100 Zgierz, ul. Urocza 9 A) i z Lekarzem

Weterynarii – Panem Adamem Jakubowskim,

prowadzącym Centrum Weterynaryjne

w Sochaczewie (ul. Długa 1/1A). W budżecie

Gminy na rok 2016 na realizację programu

zaplanowano środki finansowe w wysokości

45 000 zł.

STYK:Czy zostały przedsięwzięte jakieś

działania, aby stworzyć schronisko dla oko-

licznych gmin?

Pani Renata Jasińska: podejmowano działa-

nia w celu utworzenia wspólnego schroniska

dla gmin naszego Powiatu, odbywały się spo-

tkania przedstawicieli gmin powiatu socha-

czewskiego, jednakże projekt ten do chwili

obecnej nie został zrealizowany.

STYK: Co zrobi gmina, gdy zostanie oskar-

żona przez rodziców pogryzionego dziecka

przez bezpańskiego psa ? Czy gmina zdaje

sobie sprawę z wysokości odszkodowania?

Pani Renata Jasińska: W przypadku gdy

człowiek zostanie pogryziony przez bezdom-

nego psa, postępowanie jest następujące: bez-

względnie i natychmiastowo zwierzę to musi

być odłowione a następnie w porozumieniu

z Sanepidem i Powiatowym Lekarzem Wete-

rynarii, który wydaje decyzję, poddane obser-

wacji przez okres 15 dni. W czasie obserwacji

wykonywane są badania w kierunku chorób

zakaźnych. Po tym okresie w zależności od

wyników obserwacji są wydane decyzje co

do dalszego postępowania i leczenia pacjenta.

STYK: Dlaczego nasza Gmina miała podpi-

saną umowę z dalekim Kutnem?

Pani Renata Jasińska: Gmina Młodzieszyn

w latach 2011 i 2013 miała podpisaną umowę

ze Schroniskiem w miejscowości Kożuszki

Parcel (96-500 Sochaczew). W schronisku

tym zgodnie z umową mogliśmy utrzymywać

na stanie 3 psy. W związku z tym, że potrzeby

były dużo większe, poczyniliśmy starania, aby

podpisać umowę z innym schroniskiem. Jako

jedyne zgłosiło się schronisko w Kutnie. W

latach 2014 i 2015 Gmina miała podpisaną

umowę ze schroniskiem dla Bezdomnych

Zwierząt Domowych „PRZYJACIEL” z sie-

dzibą w miejscowości Kotliska 13 (99-300

Kutno).

Rozmawiała Karina Grzesiak

Rozmowa z panią Renatą Jasińską z Urzędu Gminy Młodzieszyn

Str. 8

Nie ma wśród moich znajomych

nikogo, kto by był wykluczony cy-

frowo. Innymi słowy, wszyscy oni,

łącznie ze mną, korzystają z kom-

puterów i surfują po sieci. I na

wszystkich z nas czyhają zagroże-

nia, jakie niesie ze sobą Internet.

Należeć do nich będą zachowania

określane mianem agresji elektronicz-

nej lub cyberprzemocy. Mogą one

przyjmować różne formy, takie jak

agresja werbalna, zamieszczanie

kompromitujących materiałów, czy

tworzenie specjalnych obraźliwych

stron lub profili. Ofiarą różnych form

przemocy pada nawet co piąty gimna-

zjalista. I o tym wszystkim mówiło

się w naszej szkole podczas obcho-

dów Dnia Bezpiecznego Internetu.

Zorganizowano je w gimnazjum 18

lutego 2016 r. pod hasłem „Lepszy

Internet zależy od Ciebie”. Właśnie w

trakcie tej uroczystości, na sali gim-

nastycznej wraz z grupą teatralną

z pierwszych klas pod artystyczną

opieką pani Ali Wlazło i pana dyrek-

tora przedstawialiśmy spektakl pt.: „

Zielony smok czyli stop uprzedze-

niom w sieci”.

W czasie oczekiwania na nasz występ

za kulisami wiele się działo. Artyści,

którzy już od października przygoto-

wywali ten występ, z przerażeniem

stwierdzali, że zapomnieli swoich ról,

by po chwili odkryć, że jednak je zna-

ją. W dziwny sposób ginęły różne

elementy naszych strojów, które jed-

nak w odpowiednim czasie się znaj-

dowały. Ćwiczono też układ tanecz-

ny. Nie dało się jednak do końca po-

konać tremy, która na szczęście nas

motywowała. Aby rozładować napię-

tą atmosferę i zapełnić dłużący się

nam czas oczekiwania na naszą kolej,

żartowano, robiono zdjęcia, a także

obserwowano zgromadzonych gości

i wydarzenia, które miały miejsce na

scenie.

Na sali gimnastycznej zebrała się cała

młodzieszyńska podstawówka, kole-

dzy i koleżanki z naszego gimnazjum,

laureaci konkursów i zaproszeni go-

ście.

W czasie gdy my denerwowaliśmy

się za parawanami, na scenie wygła-

szano przemówienia, rozdawano na-

grody za najlepsze prezentacje multi-

medialne i plakaty.

Wreszcie nadszedł nasz moment...

Niektórym trema z miejsca ustąpiła

i śmiało wyszli na scenę, inni czekali

na swoją kolej, nerwowo obgryzając

paznokcie. Czuli ciążącą na nich od-

powiedzialność za powodzenie wy-

stępu, a co za tym idzie, i za swoją

ocenę na koniec roku z zajęć arty-

stycznych. Każdy jednak zrobił to, co

powinien zrobić najlepiej w tej chwili

i w tym stanie.

Pomimo wielu pomyłek, przekręcania

i omijania tekstu, wpadania na scenę

w nieodpowiednim momencie to jed-

nak wszyscy zgodnie stwierdzili, że

przedstawienie było wspaniałe. A

popełnionych gaf nikt prócz osób

wtajemniczonych nie zauważył. Na-

wet rodzice, dla których graliśmy

przed zebraniem, aby nieco załago-

dzić ich gniew przed zobaczeniem

naszych ocen na półrocze, byli za-

chwyceni Nasz Smok spodobał się

zarówno dzieciom jak i dorosłym.

Natalia Budek, Ia

STYK relacjonuje

Bezpieczny Internet ze Smokiem

Str. 9

Sklepik szkolny tylko ze zdrową żywnością?! Sok z buraka i mar-chewki, kanapki z pieczywem z ziarnami, owoce... OHYDA. Znikną chipsy, napoje gazowane, batoniki i wszystko, co powoduje nadwagę… MASAKRA. Tak my-śleliśmy, gdy doszła do nas wia-domość o zmianach, jakie zosta-ną wprowadzone w szkołach. Wielu z nas nie chciało, żeby wy-cofano ze szkolnego sklepiku na-sze ulubione przysmaki, zwane przez dorosłych „śmieciowym je-dzeniem”, a co gorsze, aby za-mknięto sklepik. Wszystko przed-stawiało się w czarnych barwach.

Przez września ubiegłego roku sklepik był pusty i zamknięty. Wy-dawało się, że nic już się nie zmieni, aż w końcu zainteresował się nim samorząd szkolny. Posta-nowiono wprowadzić i sprzeda-wać tylko zdrową żywność. Teraz można tu kupić bułki, soki, wodę oraz dostać darmową herbatę. Może nasz sklepik w tej chwili nie oferuje jeszcze bogatej gamy pro-duktów ale i tak cieszy się już du-żą liczbą kupujących. Obsługa jest zawsze miła. Gdy komuś za-

braknie pienię-dzy, a jest głodny, może wziąć coś do jedzenia, a pieniądze od-dać później. Przeprowadziły-śmy ankietę wśród uczniów naszej szkoły i zapytałyśmy: „Czy otwarcie sklepiku ze zdrową żywnością było do-brym pomysłem?”. Dziesięć na czternaście osób odpowie-działo, że otwarcie to był dobry pomysł i chętnie kupują zdro-we jedzenie. Okazało się, że uczniowie przekonują się do nowych produktów, a nie-zdrowa żywność zostaje w marketach. Mamy nadzieję, że nasz samorządowy sklepik będzie się rozwijał, a oferta produktów jeszcze się wzbo-gaci.

Kinga Fortuna, Weronika Ża-kowska, kl. 3a

STYK informuje

Szkolny sklepik inaczej

Str. 10

Warto teraz szczegółowo przybliżyć

historię budowy nowego kościoła,

tego, w którym się dzisiaj modlimy.

W 1945 roku parafianie decydują

się na budowę nowego miejsca kul-

tu. Wybierają z każdej wsi po

dwóch delegatów i organizują Ko-

mitet Budowy Kościoła. Komitet

ten uzyskał w zarządzie gminnym

na rozbiórkę jeden pofabryczny bu-

dynek po dawnej cukrowni. Mate-

riał miał być przeznaczony na budo-

wę. Ludzie sami przychodzili i po-

magali w rozbiórce. Pomagać po-

dobno chcieli wszyscy, dlatego w

tym miejscu przytoczę pewną

śmieszną historię: „Gdy ksiądz Wi-

śniewski przechadzał się wokół pla-

cu budowy, zaczepiła go pewna gru-

pa pijaczków, żeby ten dał im coś do

picia. Ksiądz Wiśniewski podobno

kupił im jakiś alkohol, ale i poprosił

o pomoc w budowie. Ci stawili się

po kilku dniach do pracy” (relacja

osoby, która prosiła o anonimo-

wość).

Po długich poszukiwaniach udało

mi się dotrzeć do weterana wojen-

nego, który w 1939 roku walczył na

Mistrzewicach, a potem długo po

wojnie mieszkał w naszej gminie. Z

jego opowieści wiem, że ksiądz Wi-

śniewski bardzo się starał o budowę

kościoła w Młodzieszynie, wyko-

rzystywał wszystkie możliwości,

aby tylko dopiąć celu. W parafii

zapanował ogromny zapał. 13

czerwca 1945 roku odbył się pierw-

szy odpust na świętego Antoniego.

Zorganizowano zabawę, na której

zebrano znaczną sumę - 54 tysiące

złotych. Za te pieniądze zakupiono

wapno i drzewo. Przeprowadzono

nawet wstępne rozmowy z inżynie-

rem Krawczyńskim, jak miałby wy-

glądać nowy kościół. 8 września

1945 roku podczas kolejnego odpu-

stu w parafii Narodzenia Najświęt-

szej Maryi Panny zebrano 40 tysię-

cy złotych. Za namową ówczesnego

księdza dziekana zaczęto szukać

nowego inżyniera, który miałby za-

projektować budowlę, ponieważ

dotychczasowe plany nie spełniały

oczekiwań fundatorów. Ówczesny

proboszcz parafii Ursus, ks. B. Piór-

kowski, poleca ks. Wiśniewskiemu

młodego inżyniera, Włodzimierza

Skolimowskiego. Właśnie on zapro-

jektował nowy drewniany kościół w

Ursusie. Ksiądz Wiśniewski natych-

miast zaprosił Skolimowskiego

do Młodzieszyna, by ten zrobił pla-

ny nowego kościoła. Ks. Wiśniew-

ski bardzo chciał, aby nowy kościół

postawić na fundamencie starego.

Niestety nie udało się to, najpraw-

dopodobniej bano się,

że fundamenty nie wytrzymałyby

nacisku wznoszonych ścian. Wszy-

scy parafianie zgodzili się

na budowę nowego kościoła i za-

częto usuwać fundament starego. Za

plany nowego kościoła zapłacono

inżynierowi 5 tysięcy złotych. W

listopadzie tego samego roku,

na Święto Chrystusa Króla, urzą-

dzono akademię. Mieszkańcy zebra-

li się w starym magazynie

po cukrowni. Zebrano wówczas

8000 złotych. Młodzież parafialna

bardzo angażowała się w życie pa-

rafii. Po raz pierwszy od czasów

okupacji urządzono jasełka, na któ-

rych Komitet Budowy Kościoła ze-

brał 16 000 złotych. Co więcej, na

odegranie Jasełek młodzież została

zaproszona do Chodakowa, gdzie

ówczesny dyrektor fabryki, pan

Wach, udostępnił młodzieży piękną,

wyremontowaną salę. Zebrano wte-

dy aż 29 000 złotych.

Warto też wspomnieć, że bardzo

często do Młodzieszyna przyjeżdża-

li braciszkowie z Niepokalanowa.

Mieszkańcy Młodzieszyna zżyli się

z księdzem Wiśniewskim, ponieważ

bardzo brakowało im rzutkiego ka-

płana. Co prawda mieli jeszcze

księdza Kopańskiego, ale w czasie

okupacji nie mógł on opuszczać

Młodzieszyna. Księdza Żołędziow-

skiego wywieziono zaś do obozu

koncentracyjnego w Działdowie.

Ksiądz Wiśniewski nie był lubiany

w parafii od samego początku. Jak

sam wspomina: „Obojętność reli-

gijna wkradła się do serc polskich,

czeka mnie ciężka praca nowego

kapłana”. Za zezwoleniem Kurii

Metropolitalnej Warszawskiej

wprowadzono drugą mszę świętą

w niedzielę i wszystkimi siłami za-

mierzano zwiększyć frekwencję na

mszach. Znamy nawet frekwencję

pierwszej mszy świętej – uczestni-

czyło w niej 500 osób. Na drugą

przyszło jeszcze więcej. W czasie

pierwszej Wielkanocy

po wyzwoleniu, tzn. w 1945 roku,

podczas całego Triduum Paschalne-

go parafię odwiedziło 6 000 osób.

Rekolekcje wielkanocne prowadził

ks. Wiśniewski, były one dedyko-

wane poświęceniu całego narodu

polskiego Niepokalanemu Sercu

Maryi. Gdy przychodzi nowy, 1946,

rok, ks. Wiśniewski jeździ z mło-

dzieżą do sąsiednich parafii, np.

Iłowa, Rybna, i tam odgrywają ja-

sełka. Ks. wikary wspomina ten

czas jako pełen pracy, trudu i znoju.

Stara się zdobyć jak najwięcej pie-

niędzy na budowę kościoła. Było to

bardzo trudne. Wojna zubożyła spo-

łeczeństwo. W jednym z zapisków

ks. Wiśniewskiego znajdujemy ta-

kie słowa: „Przygotowujemy się już

do Golgoty - Misterium Męki Pań-

skiej. Rolę Pana Jezusa gra Henryk

Orliński z Bud Starych, ma on bra-

ciszka w Niepokalanowie pod imie-

niem Agneli. Z tejże wioski jest i

drugi parafianin w Niepokalanowie,

syn Ignacego Orlińskiego pod imie-

niem Roman”. Ksiądz proboszcz

Kopański nadal wizytuje swoich

parafian i przy okazji wesel lub

chrztów zbiera datki na budowę.

Na Wielkanoc 1946 roku młodzież

parafialna szykuje nowe przedsta-

wienia pt. „Chrystus Zmartwych-

wstały” oraz „Zbłąkane Serca”. Mi-

nistranci pomagają księżom, rozpro-

wadzając prasę katolicką.

Z DZIEJÓW MŁODZIESZYŃSKIEJ PARAFII STYK historyczny

Jarek Duplicki, absolwent naszej

szkoły, pasjonuje się historią. Pracuje

nad monografią młodzieszyńskiej

parafii. STYKowi udało się go namó-

wić do zamieszczenia na naszych ła-

mach fragmentu swojej pracy. Zachę-

camy do lektury.

Str. 11

W tym samym czasie odbywały się

remonty budynków parafialnych,

ale o tym napiszę w dalszej części.

Wkrótce nowy projekt kościoła ode-

słano już do Kurii i do wojewódz-

twa, którego urzędy znajdowały się

w Pruszkowie, ponieważ Warszawa

nadal była stertą gruzów. Dwa razy

w tygodniu ks. Wiśniewski jeździ

rowerem do urzędów i walczy o

zatwierdzenie planów budowy ko-

ścioła. Warto też dodać,

że w dalszym ciągu trwają prace

wydobywania kamienia ze starego

fundamentu kościoła. Prace te wy-

konują sami gospodarze. W lipcu

tego roku do Młodzieszyna przyjeż-

dża inżynier architekt Skolimowski

i rozplanowuje budowę. Na począt-

ku zajęto się wykopami pod funda-

menty nowego kościoła. Razem

z inżynierem Skolimow-

skim przyjeżdża konser-

wator wojewódzki, który

ma się zapoznać z terenem

pod budowę i pomóc

w zatwierdzeniu planów

budowy świątyni.

Jarosław Duplicki

STYK historyczny

Przeprowadzanie badania ziemi do pozyskania zgody na budowę kościoła. Na

zdjęciu prof. Wąsowicz – przy fundamencie. Obok ks. Wiśniewski. W tle widzi-

my tzw. organistówkę i remizę strażacką

ciąg dalszy z str.

STYK literacki

Drogi gimnazjalisto! Czy zastana-

wiałeś się kiedyś, co by było, gdy-

by zamknięto szkoły? Czy śniłeś o

tym w nocy przed trudnym spraw-

dzianem? Zapewne każdy z nas

miał taką chwilę pragnienia. Opi-

szę ci historię chłopca, który był

blisko tego celu.

Wcale nie tak dawno temu

był sobie Hubert, gimnazjalista

jakich wielu. Nie lubił szkoły,

miał mdłości przed każdą klasów-

ką i odpytywaniem. Codziennie

myślał o tym, jak się wyrwać

z lekcji.

Pewnego wieczoru, gdy

uczył się do piekielnie trudnego

testu z historii, od którego zależała

jego ocena na półrocze, pomyślał,

czy nauka ma sens? Jeśli nie pój-

dzie raz do szkoły, czy coś się sta-

nie? Po paru minutach takiego

rozmyślania położył się spać.

Następnego dnia rano posta-

nowił, że pójdzie na wagary.

Ubrał się, spakował kanapki i sok

do plecaka i wyszedł z domu, wo-

łając: ,,Idę do szkoły!'' Gdy za-

mknął drzwi frontowe, podążył

nad rzekę, pogwizdując radośnie.

Kiedy znalazł się na miejscu, za-

uważył, że coś lśni w krzakach.

Podszedł bliżej i zobaczył ukrytą

w nich wędkę. Podniósł ją i zaczął

łowić ryby. Chwilę później po-

czuł, że wędka szarpnęła. Wyjął ją

z wody. Jego oczom ukazała się

złota rybka.

- Chłopcze! Uwolnij mnie, a ja

spełnię twoje trzy życzenia! - bła-

gała zrozpaczona. Hubert zamyślił

się: ,,Niezły pomysł''. Poprawił

włosy, odchrząknął i rzekł: - Złota

rybko! Chcę, aby zamknęli

wszystkie szkoły. Niech nauczy-

ciele pójdą na bezrobocie. I... i

chcę codziennie dostawać po sto

złotych! - Zadowolony wypuścił

rybkę do wody, a ta się do niego

odwróciła i krzyknęła:

-Hubert, opamiętaj się! Ludzie nie

takie rzeczy obiecują! - popłynęła

dalej. Chłopak zdziwiony odłożył

wędkę i położył się na trawie, słu-

chając śpiewu ptaków.

Wieczorem wrócił do domu.

Gdy stał przy drzwiach i zdejmo-

wał buty, podeszła do niego ma-

ma.

- Gdzieś ty był? - spytała zdener-

wowana. - Znowu na wagarach? A

mówiłam, żebyś grzecznie poszedł

Marzenia gimnazjalisty

Autor zwraca s ię do wszystkich z ser-deczną prośbą o udo-stępnienie mu wszelkich informacji, dokumentów i zdjęć związanych z hi-storią Młodzieszyna. Kontakt telefoniczny:

881326450.

Rok szkolny 2015/2016, numer 1 Str. 12 STYK literacki

do szkoły, to nie! Masz szlaban na

komputer! A teraz marsz do poko-

ju i masz się uczyć, aby historię

poprawić. Ja ci usprawiedliwienia

nie będę pisała. - powiedziała,

wskazując palcem na drzwi poko-

ju Huberta. Chłopak lekko zdzi-

wiony opuścił korytarz, podążając

do swego pokoju.

W nocy miał ciekawy sen.

Wstał rano, wyszykował się i już

miał wychodzić, gdy mama złapa-

ła go za ramię i spytała: - Gdzie

idziesz tak wcześnie?

- No, do szkoły.

- Gdzie? Po co? Przecież wszyst-

kie szkoły zostały już dawno za-

mknięte.

- Naprawdę? - spytał zdziwiony. -

Hurra!

- Chyba się nie wyspałeś. Idź się

połóż. A może masz gorączkę? -

spytała dotykając czoła Huberta.

Ale ten zadowolony poczłapał

do pokoju i zaczął radośnie tań-

czyć.

Dziesięć lat później z powo-

du braku nauki ludzie stali się

analfabetami. Nie potrafili zorga-

nizować swojego życia i znaleźć

pracy. Zaczęli głodować i powoli

wymierać. Sam Hubert, ciągle

szukając zarobku, chorował i wie-

dział, że niedługo umrze. Ale nie

chciał zostawić swojej rodziny na

pastwę losu. Zepsutych urządzeń

i sprzętów nie umiał nikt napra-

wić. Nie korzystano z kompute-

rów, telefonów, samochodów…

Nagle Hubert obudził się

cały zalany potem. Spojrzał na

kalendarz, aby sprawdzić, który

jest rok. 2016 - nic się nie zmieni-

ło. Odetchnął z ulgą i uspokoił się.

Powiedział do siebie po cichu:

- Jeśli za dziesięć lat wszystko ma

wyglądać tak jak w tym śnie, to ja

wolę jednak chodzić do szkoły

i ukończyć ją, aby coś w życiu

osiągnąć.

Kinga Wojciechowska, kl. IIc

Pierwszy (luty 2016) w roku szkolnym 2015/2016 numer gazetki szkolnej STYK przygotował zespół gimnazjalistów z Młodzieszyna pod opieką pp. Alicji i Janusza Wlazło. Zamiesz-

czone zdjęcia pochodzą z archiwum gazetki.

Ferie spędziłam w Poroninie,

na zimowisku zorganizowanym

przez Polski Związek Producentów

Ziemniaków i Nasion Rolniczych.

Program pobytu obfitował w bar-

dzo dużo atrakcji. Dzień rozpoczy-

nał się śniadaniem, a potem całą

grupą wyruszaliśmy na stok

w Zakopanem. Oprócz szusowania

na nartach mieliśmy jeszcze kąpie-

le w aquaparku, spacery po depta-

ku w Krupówkach i podziwianie

panoramy Tatr. Widoki były

po prostu zniewalające. Byliśmy

na Gubałówce i zjechaliśmy kolej-

ką. Szalenie ciekawy był wyjazd

do miejscowość Ząb - jednej

z najwyżej położonych wiosek

w Polsce. Mogliśmy też zobaczyć

skocznię narciarską w Wiśle i po-

szukać śladów Adama Małysza.

Uczestniczy zimowiska zjechali

do Poronina z całej Polski. Towa-

rzystwo było zabawne i nie nudzi-

liśmy się wcale. Stanowiliśmy

zgraną grupę, świetnie się dogady-

waliśmy. W wolnych chwilach w

pensjonacie organizowaliśmy sobie

dyskoteki, wybory miss i mistera,

turnieje gry w bilard i tenisa sto-

łowego oraz „Randki w ciemno”.

Potrafiliśmy też przykleić taśmą

do łóżka kolegę, który wcześnie

zasnął i po przebudzeniu, zaszo-

kowany, usiłował bezskutecznie

ustalić sprawców kawału.

Pogoda spełniała nasze oczeki-

wania. Gdy spadł śnieg, zrobiło

się magicznie. Tatry są idealnym

miejscem dla fanatyków sportów

zimowych, mnie jazda na nartach

bardzo wciągnęła.

Czas spędzony w górach z przy-

jaciółmi zleciał niesłychanie

szybko. Cieszę się, że moi bliscy

namówili mnie na ten wyjazd

i już planuję wspólne wakacje

w tym samym gronie znajomych.

Wiktoria Wiciak, kl. 3a

POMYSŁ NA FERIE

STYK relacjonuje