rok szkolny 2015/2016, numer 1 data wydania: luty...
TRANSCRIPT
Dlaczego ludzie, którzy czynią dobro,
muszą się z tego tłumaczyć? Dotyczy to
szkoły, gminy, powiatu, kraju. Zamiast
docenić idealistów, posądza się ich o nie
wiadomo jakie wyrachowanie, niecne
intencje. Piszemy o tym między innymi
w kontekście wywiadu, jaki udało nam
się przeprowadzić z panią Ewą Troja-
nowską. A nie było łatwo. Pani Ewa,
którą znamy jako profesjonalną, grzeczną
i uczynną bibliotekarkę jest naznaczona
wrażliwszym sumieniem niż przeciętny
człowiek. Nie może przejść obojętnie
obok cierpiącego zwierzęcia. Dlatego po
jej podwórku biega 15 psów o urodzie,
powiedzmy, nienachalnej, a w domu jest
10 kotów. Każde zwierzę, teraz już wy-
sterylizowane i odrobaczone to historia
krzywdy, obojętności, jaką ludzie zgoto-
wali swoim mniejszym braciom, zapomi-
nając, że istoty te odczuwają lęk i cier-
pienie. W naszej kulturze ciągle ceni się
tych, którzy fundują sobie rasowe psy, bo
to podnosi prestiż, prawda? Rasowe
zwierzę jest synonimem zamożności, ale
może tylko skrywa kompleksy niższości
właściciela? Pani Ewa zbiera po prostu te
„biedy”, których nikt nie chce, a miejsc
w schronisku brakuje. Czy pani Ewa
może liczyć na pomoc? Zapytana o to
milczy, a potem przytacza pytania ludzi:
„Ile pani z tego ma?” Niektórzy podrzu-
cają jej zwierzęta— jeśli taka naiwna, to
niech ma ich więcej! Piszemy o tym, bo
mimo wszystko wierzymy w to, że ludzie
mogą pomóc bezpańskim zwierzętom.
Zmieniły się władze gminy. Podobno
pani przewodnicząca Rady ma psa ze
schroniska, a to świadczy o wrażliwości-
na szczęście innej niż poprzedniej rady.
Ogromna większość mieszkańców Mło-
dzieszyna to katolicy. Może przykład
papieża Franciszka, tego który przyjął
imię Świętego oswajającego dzikie zwie-
rzęta, do czegoś dobrego nas zobowiązu-
je? Może dostrzeżemy tę bezbrzeżną
miłość, ufność i wierność, którą darzą
nas przygarnięte przez nas zwierzaki?
Może przestaniemy się bać, że publiko-
wany wywiad zamiast pomóc, zaszkodzi
pani Ewie? Teraz to od Was, drodzy
Czytelnicy, zależy. Macie sumienia, a my
nie jesteśmy przecież kazalnicą, tylko
zwykła szkolną gazetką.
Ważne tematy:
IX Memoriał Krzysztofa
Piwowarczyka
Zwyczajni niezwyczajni:
Pani Ewa
Za mundurem… chłopcy
sznurem
Z dziejów młodzieszyńskiej
parafii
Data wydania: luty 2016
Rok szkolny 2015/2016, numer 1
www.gimmlodz.edupage.org
www.gimmlodz.e-sochaczew.pl
W tym numerze:
Po raz IX graliśmy dla Pana
Krzysztofa
2
Warsztaty teatralne 3
Koleżanko, i Ty możesz zostać
policjantką!
4
Serce dla braci mniejszych 5-7
Bezpieczny Internet ze Smokiem 8
Szkolny sklepik inaczej 9
Z dziejów młodzieszyńskiej
parafii
10-11
Marzenia gimnazjalisty 11-12
Pomysł na ferie 12
Str. 2
O-stat-ni! O-stat-ni! O-stat-ni! -
niosło się po wypełnionej po brze-
gi hali w Janowie. Podrzuciłam
wysoko piłkę i mocno ją zaserwo-
wałam. Trafiłam w libero przeciw-
nika. Odbił piłkę tak niefortunnie,
że przeleciała przez siatkę na na-
sze pole. Tu odebrał ją palcami
Paweł, kolega z drużyny. Wystawił
ją Kacprowi, a ten przerzucił
przez siatkę. Piłka wylądowała na
parkiecie między rozpaczliwie
broniącymi zawodnikami. Sędzia
gwizdkiem przyznał nam punkt.
Tym samym oznajmił koniec me-
czu i zwycięstwo gimnazjum w
Młodzieszynie. Jesteśmy w finale!
Tak z mojej perspektywy wspomi-
nam siatkarskie rozgrywki, w któ-
rych uczestniczy-
łam w czwartek,
28 stycznia 2016
roku. Wtedy od-
był się IX memo-
riał Krzysztofa
Piwowarcz yka,
byłego wycho-
wawcy młodych
s p o r t o w c ó w
w Wyszogrodzie,
K a m i o n i e
i Młodzieszynie.
Uroczystość miała
miejsce w hali
sportowej szkoły
podstawowej w
Janowie. Jak co
roku można było
spodziewać się
wielu atrakcji.
Tradycją memoriału stały się już
zawody siatkarskie, na które w
tym roku przybyły cztery drużyny
mieszane. Na uroczystości zgro-
madzili się uczniowie, wycho-
wawcy, rodzina Krzysztofa Piwo-
warczyka oraz jego znajomi.
W tegorocznym memoriale wzię-
łam udział jako członek drużyny
Młodzieszyna. Pierwszy mecz od-
był się jeszcze przed przybyciem
widowni, co było dla mnie dużym
zaskoczeniem. Kolejną niespo-
dzianką była informacja o tym, że
gramy jako pierwsi przeciw gim-
nazjalistom z Iłowa.
Gdy każdy już się przebrał w stro-
je sportowe i był gotowy, rozpo-
częliśmy mecz. Po paru minutach
udało się nam wyjść na prowadze-
nie lecz nie zmieniło to nastawie-
nia mojej drużyny do gry - wszy-
scy tak samo zaciekle walczyli o
każdy punkt, co doprowadziło do
naszego zwycięstwa 2-0. Po uda-
nym meczu mieliśmy sporo czasu,
aby odpocząć.
Kolejne starcie odbyło się pomię-
dzy drużyną przegraną i zespołem
z Rybna. Lepsi okazali się ci dru-
dzy. W następnym meczu również
nie wzięliśmy udziału. Rywalizo-
wały ze sobą drużyny z Lasocina i
Rybna. Walka była wyjątkowo
wyrównana. Ostatecznie wygrali
gimnazjaliści z Lasocina i weszli
do finału.
Mecz o pierwsze miejsce poprze-
dziły wzruszające wspomnienia o
Krzysztofie Piwowar-
czyku, którymi podzieliła się była
pani dyrektor gimnaz jum
w Młodzieszynie, Joanna Cech-
mistrz, oraz występ uczniów Chó-
ru Państwowej Szkoły Muzycznej
II st. z Sochaczewa Wśród arty-
stów można było zauważyć znajo-
me twarze z naszego gimnazjum.
Koncert każdemu się podobał, co
udowadniały burzliwe oklaski.
Ostatni pojedynek przyniósł na-
szej szkole porażkę. Walka była
zacięta, każdy dawał z siebie
wszystko. Ostatecznie pierwsze
miejsce zajęło gimnazjum
z L a s o c i n a . D y p l o m y
i medale wszystkim uczestnikom
siatkarskich zmagań wręczali go-
ście honorowi imprezy: członko-
wie rodzi-
ny Patrona,
pani Wójt
G m i n y
M ł o d z i e -
szyn Moni-
ka Pietrzyk
-
Połubińska,
prezes Po-
wiatowego
Szkolnego
Z w i ą z k u
Sportowe-
go Miro-
sław Do-
mińczak.
W tym
m i e j s c u
c h c ę
wszystkim
podziękować za wsparcie i do-
ping. Mam nadzieję, że tradycja
siatkarskich spotkań będzie konty-
nuowana, ponieważ najważniejsza
jest pamięć o Krzysztofie Piwo-
warczyku, który w nas wszystkich
zaszczepił miłość do sportu.
Maria Stobiecka, kl. 3a
PO RAZ DZIEWIĄTY GRALIŚMY DLA PANA
KRZYSZTOFA
STYK sprawozdawczy
Str. 3
Zajęcia artystyczne w gimnazjum
w to nie tylko dodatkowa godzina
tygodniowo w szkole, ale też in-
spirujące wyjazdy.
5 listopada 2015 r. uczniowie klas
pierwszych uczęszczający na zaję-
cia teatralne, a także osoby z klas
drugich i trzecich, miały możli-
wość wybrania się do Warszawy.
Celem wycieczki był udział
w projekcie „Kierunek Teatr”. Na-
szą szkołę jako jedną z ośmiu
w całym województwie mazo-
wieckim Stowarzyszenie Pedago-
gów Teatru w Warszawie zaprosi-
ło do uczestnictwa w tym przed-
sięwzięciu. Zostaliśmy wyróżnie-
ni, ponieważ od lat jako gimna-
zjum współpracujemy z Instytu-
tem Teatralnym w Warszawie.
Opiekunami wyjazdu byli poloni-
ści naszego gimnazjum, państwo
Alicja i Janusz Wlazło. Na począt-
ku obejrzeliśmy znakomity spek-
takl Teatru 21 pod tytułem
„Upadki. Odcinek drugi”. Treść
przedstawienia skupiała się na pie-
niądzach – jaką rolę grają w na-
szym życiu i co można sobie
za nie kupić. Temat pieniędzy jest
ze wszech miar ponadczasowy.
Ludzie uważają je za jedną z naj-
ważniejszych rzeczy w swoim ży-
ciu, a niektórzy nawet za najważ-
niejszą. Nic więc dziwnego,
że spektakl ten cieszył się dużym
zainteresowaniem, jednak szcze-
gólną cechą tego przedstawienia
było to, że aktorzy grający na sce-
nie są osobami z zespołem Downa
lub autystykami. Większość ludzi
takie osoby traktuje jak dziwolągi,
często też jak powietrze. Po obej-
rzeniu tego widowiska teatralnego
z pewnością zmieniliby swoje na-
stawienia. Ta sztuka pokazała,
że pieniądze wcale nie muszą być
i nie są najważniejszą rzeczą
w naszym życiu. Liczy się miłość.
Zrozumieliśmy to głównie za spra-
wą gry artystów. Pokazali nam
swoją wrażliwość, to jak bardzo
zależy im na opinii innych. Byli-
śmy wszyscy pod wrażeniem i na-
grodziliśmy ich rzęsi-
stymi oklaskami. Po
zakończeniu występu
zadaliśmy kilka pytań
aktorom, m.in. o ich
przygotowanie do wy-
stępów. Warto dodać,
że na scenie wystąpił
aktor serialu „Klan”
Piotr Swend, wcielają-
cy się od wielu lat w
rolę Macieja Lubicza.
Dowiedzieliśmy się
również o wyjeździe
całej ekipy wspólnie
z prowadzącą Teatr
21, panią Justyną Sob-
czyk, na europejski
festiwal prezentujący
sztukę inkluzywną
do Berlina już następ-
nego dnia.
Po emocjonującym pobycie w te-
atrze przyszedł czas na drugi etap
naszej wycieczki. Były to trzygo-
dzinne warsztaty teatralne prowa-
dzone przez animatorki z SPT.
Przeprowadziły z nami wiele bar-
dzo interesujących ćwiczeń, które
pozwoliły nam się rozluźnić,
sprawdzić nasze możliwości
i umiejętności teatralne i trochę
przyjrzeć się sobie samemu. Mo-
gliśmy także poznać swoje uzdol-
nienia, to, w czym jesteśmy do-
brzy, a także to, co idzie nam go-
rzej, w czym mamy braki. Zajęcia
te pomogły nam sprawdzić swoje
możliwości, poznać samych siebie
i dodały nam trochę odwagi oraz
tego, żeby się nie wstydzić. Od-
grywane etiudy z pewnością po-
mogą nam przy wystawianiu sa-
modzielnych szkolnych spektakli
i zaowocują w przyszłości w bu-
dowaniu kreatywnych kontaktów
interpersonalnych.
Bartosz Smółka kl.2c
Teatr od kulis. Warsztaty aktorskie w Warszawie
gimnazjalistów z Młodzieszyna
STYK sprawozdawczy
Str. 4
Świat bywa niebezpieczny. Dlate-
go istnieją służby mundurowe.
Wśród nich wyróżniamy straża-
ków, którzy pomagają nam w opa-
nowaniu żywiołów, policjantów,
którzy pilnują sprawiedliwości i
wojsko czuwające nad bezpie-
czeństwem narodu. Są też służby
więzienne i one pomagają wrócić
skazanym do społeczeństwa. Nie
możemy zapomnieć o straży miej-
skiej i granicznej.
Państwowe Straże Pożarne
i Ochotnicze Straże Pożarne
(do których wykręcamy numer
998) gaszą pożary, których w roku
2015 było bardzo dużo, jednak to
nie jedyna rzecz, którą się zajmują
– pomagają w opanowaniu powo-
dzi, usuwaniu gniazd niebezpiecz-
nych owadów, a także przy tra-
gicznych wypadkach. Zawsze wy-
kazują się bardzo dużą odwagą
i brawurą, nawet gdy panują eks-
tremalne warunki.
Wykręcając numer 997, dodzwo-
nimy się na policję. Możemy się
do niej zgłosić, gdy ktoś zagraża
naszemu bezpieczeństwu lub je-
steśmy świadkami zachowania
niezgodnego z prawem. Możemy
również na nią liczyć przy wypad-
kach drogowych.
Wojsko pilnuje naszego bezpie-
czeństwa w razie wybuchu wojny.
Zabezpiecza również tereny za-
grożone niewybuchami z czasów
wojny.
Służba Więzienna zajmuje
się osobami, które zagrażają
naszemu społeczeństwu.
Głównym celem jej pracy
jest resocjalizacja – sprowa-
dzenie więźniów na nową
lepszą drogę.
Straż Miejska pilnuje po-
rządku w miastach np. dba
o prawidłowe parkowanie
samochodów oraz o nieza-
kłócanie porządku.
Straż Graniczna kontroluje, aby
nikt niepowołany nie dostał się do
naszego państwa.
Wszystkie te formacje są nam bar-
dzo potrzebne. Powinniśmy im
być wdzięczni za włożony trud
i poświęcenie.
Dla niektórych z nas wdzięczność
okazana służbom mundurowym
to za mało. Ja sama i moi koledzy
z gimnazjum chcielibyśmy w
przyszłości zasilić szeregi policji
lub zawodowej straży pożarnej.
Co więc powinniśmy zrobić?
Od niedawna w ofercie kształcenia
szkół pogimnazjalnych pojawiły
się tzw. klasy mundurowe. Dotar-
łam do koleżanki, która uczy się
w liceum w Czerwińsku w klasie
o profilu policyjno-wojskowym.
Zadałam jej kilka pytań o warunki
i specyfikę nauki w takiej klasie.
- Jak dostać się do szkoły mun-
durowej? - Składamy odpowiednie doku-
menty wymagane przez szkołę.
Najlepiej odwiedzić stronę inter-
netową szkoły lub osobiście zgło-
sić się do jej sekretariatu.
- Jakie istnieją profile munduro-
we? - Profil policyjno-wojskowy i straż
graniczna.
- Ile lat trwa nauka?
- Tak jak w każdym liceum ogól-
nokształcącym, czyli 3 lata.
- Jakich przedmiotów się
uczysz?
- Mamy wszystkie przedmioty jak
w liceum, które przygotowują nas
do napisania matury na poziomie
podstawowym i rozszerzonym ta-
kie jak: WOS, geografia, wycho-
wanie fizyczne, i język obcy. Do-
datkowo chodzę na lekcje przygo-
towujące do zdania egzaminów
rekrutacyjnych do służb munduro-
wych: edukacja obronna, elementy
prawa i techniki biurowe. Poza
tym wyjeżdżamy na poligony, aby
ćwiczyć to, co będziemy robić,
gdy dostaniemy się do policji czy
wojska. Po ukończeniu szkoły
otrzymujemy też specjalny certyfi-
kat.
- Jak wyglądały zajęcia poza bu-
dynkiem szkoły? - Codziennie na poligonie mieli-
śmy poranną rozgrzewkę, różne
zawody, nocne zajęcia w lesie,
a także służbę wartowniczą dzien-
ną i po zmroku.
- Czy codziennie chodzicie
w mundurach? - Nie, tylko wtedy, gdy mamy lek-
cje mundurowe. Zakładamy
też mundury, gdy obchodzimy
święta szkolne lub wyjeżdżamy na
wspomniane już poligony i obozy.
- Czy to prawda, że po tej szkole
łatwiej jest się dostać do wyma-
rzonego zawodu policjanta, żoł-
nierza czy strażnika? - Myślę, że tak, ponieważ już je-
steśmy w pewnym sensie przygo-
towani do pełnienia służby.
Gdy będziemy chcieli kontynu-
ować naukę w szkołach policeal-
nych, możemy liczyć na dodat-
kowe punkty za naukę w liceum
o profilu mundurowym i dzięki
temu jest większe prawdopodo-
bieństwo, że się dostaniemy.
Jak widać, stare powiedzenie
„za mundurem panny sznurem”
nabiera dziś nowego znaczenia.
Mundury coraz chętniej zakłada-
ją dziewczyny, które łamią za-
wodowe stereotypy i podziały na
słabą i mocną płeć.
Anna Kornacka, kl. IIIa
KOLEŻANKO, I TY MOŻESZ ZOSTAĆ POLICJANTKĄ! STYK odpytuje
polska-zbrojna.pl
Str. 5
Wielu z nas posiada zwierzęta: psy, koty czy rybki. Wiemy, ile poświęcenia,
trudu i czasu trzeba im oddać, aby czu-ły się jak członek rodziny, były szczęśli-
we. Jednak bywa i tak, że dla niektó-
rych uczucia zwierząt to sprawa po-boczna, a one same są tylko zabawką,
która po pewnym czasie może się znu-
dzić. Wtedy najczęściej jest wyrzucana i zastąpiona inną. To poważny problem
dzisiaj - bezdomne zwierzęta, głównie psy. Często, kiedy jedziemy drogą, wi-
dzimy wychudzone, okaleczone, pozo-
stawione samemu sobie czworonogi.
W starożytności psy budziły respekt,
według wierzeń były sędziami docze-snego świata. Postać czarnego psa,
człowieka z psią głową były wizerun-
kiem boga Anubisa. . Gdy Egipcjanino-wi zmarł pies, zdarzało się, że cała ro-
dzina celebrowała żałobę, goląc głowy i płacząc. Martwe zwierzę starannie
balsamowano i chowano z ozdobną
obrożą. Koty też cieszyły się szacun-kiem. Bastet, bogini z kocią głową, była
uosobieniem dobroci i ochroną. Zabi-
cie kota groziło surową karą. Zdarzyło
się, że gdy jeden z członków rzymskiej
delegacji przypadkowo zabił kota, tłum zlinczował żołnierza. Dzisiaj wydałoby
się to irracjonalne, ale nasi przodkowie
rzeczywiście traktowali zwierzęta
ze szczególną czcią.
Na szczęście trafiają się ludzie, którzy poruszeni losem porzuconych zwierząt,
organizują różne akcje, mające na celu budowę zwierzęcych schronisk, zbiórkę
żywności, promowanie sterylizacji.
Dzięki temu w świadomości wielu z nas
zwierzęta przestają być rzeczami.
Obecny papież przyjął imię Franciszek, kierując się ideologią Świętego z Asyżu,
który kochał „braci mniejszych” i jest
kojarzony jako przyjaciel i patron całe-go zwierzęcego świata. Papież Franci-
szek mówił: „Raj jest otwarty dla
wszystkich stworzeń bożych”. Swoim zachowaniem przerywa milczenie Ko-
ścioła w sprawie zwierząt. Lecz czy zwykli ludzie dają przykład swoim za-
chowaniem dla innych? Okazuje się, że
tak. W Młodzieszynie żyje pewna pani. Jest bibliotekarką, a jej dom stał się
azylem dla psiaków łaknących miłości i
pomocy. Redakcja STYKu postanowiła zadać Pani Ewie Trojanowskiej kilka
pytań, dlaczego zwierzęta stały się w jej
życiu ważne.
STYK: W opinii wielu czytelników
Pani jako bibliotekarka oddana jest
pracy bezgranicznie, ale i znajduje
czas na inne rzeczy. Słyszeliśmy
o Pani wielkim sercu do zwierząt,
co jest niespotykane dzisiaj. Od jak
dawna interesuje się Pani życiem
zwierząt?
Pani E.T.: Od zawsze kocham zwie-
rzęta i zawsze je miałam. Już jako mała
dziewczynka przynosiłam do domu
znalezione psy czy koty. Ich obecność
w moim życiu jest jednym ze stałych
czynników, a ja lubię budzić się rano i
widzieć zaspanego kota czy psa. Dom
pełen zwierząt ma swój specyficzny
klimat, jest
ciepły i tętni
pełnią życia.
Cieszy mnie
obecność
zwierząt, znaj-
duję przyjem-
ność w tym, że dbam o to , by w tym
zwariowanym świecie były szczęśliwe.
STYK: W naszej gminie jest wielu
ludzi wrażliwych na los zwierząt.
Dlaczego wolontariusze wolą pozo-
stać anonimowi?
Pani E.T.: Ludzi bezinteresownie po-
magających zwierzętom uważa się za
dziwaków. Bo kto to widział, żeby wy-
dawać tysiące złotych z własnej kiesze-
ni na bezdomne psy i koty? Niestety w
naszym społeczeństwie nie wszyscy
rozumieją, że zwierzęta także zasługują
na szczęście. Standardem jest zdanie, z
którym wolontariusze się spotykają:
„Biednym dzieciom trzeba pomagać,
nie zwierzętom”. Wtedy trzeba zadać
pytanie: „A ilu dzieciom pan pomógł,
co pan zrobił dla innych ludzi?” Naj-
częściej wtedy zapada cisza. Dlatego
mam pewność, że wolontariuszy kryty-
kują tylko ci, którzy sami nic nie robią
dla innych. Prywatnie znam wiele osób,
które robią piękną i pożyteczną pracę.
Jednak ludzie nie doceniają tego, że są
wśród nich osoby wrażliwe, które nie
potrafią przejść obojętnie obok porzu-
conych, chorych i głodnych zwierząt.
„Pomagacze” na szczęście nie przejmu-
ją się głupimi opiniami i nie dążą do
sławy i nagłaśniania swoich działań,
wszystko robią z myślą o zwierzętach.
Zgadzam się z opinią działaczy funda-
cji Mondo Cane, że mądrzy i dobrzy
ludzie uznają prawa zwierząt, a źli
i głupi nie, ale to oni będą kiedyś
w mniejszości. Im jest nas więcej (tych
anonimowych wolontariuszy), tym wię-
cej zdziałamy. My, zwykli ludzie, ma-
my największą siłę. I to my jesteśmy
najczęściej tam, gdzie zwierzę potrze-
buje pomocy.
STYK: Ile ma pani zwierząt i jakie?
Skąd się wzięły u pani?
Pani E.T.: Do swojego domu
w pierwszej kolejności przyj-
muję zwierzęta chore, kalekie,
wymagające szczególnej troski,
czyli takie, które mają niewiel-
kie szanse na adopcję. Robię
wszystko, aby każde z nich
wróciło do zdrowia, jeśli jest to nie-
możliwe towarzyszę mu do końca, aby
spokojnie przeszło za „Tęczowy Most”.
Kiedy się stworzenie pielęgnuje przez
dwa miesiące, karmi, wstaje w nocy, a
ono odchodzi, to tak, jakby umarł ktoś
najbliższy. A gdy uda się uratować od
cierpienia albo śmierci kolejne zwierzę
– człowiek czuje, że wygrał życie, to
daje radość i siłę do dalszych działań.
W tej chwili mam 15 psów i kilka ko-
tów, m.in. Azora (po wypadku samo-
chodowym) –ze złamaną łapą i rozbitą
głową (teraz zupełnie zdrowy); Agatkę
– sunię z wodogłowiem (wraz z ro-
dzeństwem wykopaną z nory, w której
ukryła je ich bezdomna matka), kocura
Benka – po udarze mózgu, kota Gapcia
(znalezionego na ulicy) - po próbie
otrucia, ma zmiany neurologiczne tzn.
upośledzone wszystkie zmysły (nie
poradziłby sobie bez pomocy człowie-
ka), Niuniusia – kotka z niesprawną
łapką (tzw.„trójłapek”), Bajbusa –
szczeniaka niemal zamęczonego przez
dzieci z rodzin patologicznych, Polcię -
szczenną sunię, wyrzuconą na ulicę
(przeszła pomyślnie zabieg steryliza-
cji). Przez cztery lata miałam też pod
opieką psa
z cukrzycą. Po śmierci właściciela za-
Zwyczajni niezwyczajni: Pani Ewa STYK odpytuje
„Z sercem dla braci mniej-
szych”
Str. 6
czął przeszkadzać jego spadkobiercom.
Moje zwierzęta mają swoje tragiczne
historie i trafiają do mnie w różny spo-
sób, ale zawsze z powodu okrutnych
działań człowieka.
STYK: Jak pani sądzi, dlaczego lu-
dzie podrzucają komuś zwierzęta
albo, co gorsze, porzucają?
Pani E.T: Dlatego że większość ludzi
jest skrajnie bezmyślna, a słowo empa-
tia jest dla nich czymś abstrakcyjnym.
Na polskich wsiach psy przeżywają
piekło. Rozpadające się budy, krótkie
łańcuchy – a przy nich zagłodzone,
zapchlone psy – zimą przemarznięte
do szpiku kości, a latem stojące na peł-
nym słońcu bez dostępu do wody. To
niestety bardzo pospolity widok. Bo to
tylko pies, kogo obchodzi jego psie
życie… Zwierzęta są nadal traktowane
jak przedmiot. Dlatego w mniemaniu
niektórych właścicieli można je wyrzu-
cić lub zabić, gdy nagle stają się pro-
blemem (pies za mało lub za dużo
szczeka, jest już stary lub okazał się
za mało rasowy i nie pasuje do kanapy
w salonie). Nie wspomnę już o bestial-
skim traktowaniu kotów i innych zwie-
rząt gospodarskich. A skrzywdzone
zwierzęta doznają tak jak ludzie ura-
zów psychicznych. Dlatego tak ważne
jest mówienie o konieczności steryliza-
cji psów i kotów, co jest najlepszym
sposobem ograniczania zwierzęcej bez-
domności. Na wsiach, jeśli nawet ktoś
słyszał o możliwości przeprowadzenia
takich zabiegów, to „wygodniej” jest
topić nowo narodzone kotki czy pieski
w wiadrze wody, bo przecież „toto”
nic nie czuje. Empatii i szacunku
do zwierząt nie nauczymy się w ciągu
kilku lat. Ale zróbmy coś we własnym
zakresie: kochajmy te czworonogi, któ-
re już mamy, nie rozmnażajmy ich
i przygarniajmy te niczyje. Zwierzęta
też mają prawo do ochrony przed
śmiercią, krzywdą i cierpieniem.
STYK: Czy nie spotyka się Pani ze-
złośliwością ze strony sąsiadów ? Nie
przeszkadza im to?
Pani E.T: Moje zwierzęta nie mogą
przeszkadzać sąsiadom, gdyż nie biega-
ją w bezpośrednim sąsiedztwie
ich działek i nie hałasują w nocy. Bar-
dzo dbam o bezpieczeństwo swoich
zwierząt i innych ludzi, np.: nie wypu-
ściłabym psa na ulicę bez smyczy
i kagańca , żeby sobie pobiegał, co zda-
rza się niektórym nieodpowiedzialnym
właścicielom. Poza tym większość mo-
ich najbliższych sąsiadów to wspaniali
ludzie i świetnie się dogadujemy.
STYK: W kim znajduje Pani wspar-
cie?
Pani E.T.: Tę moją wrażliwość na
krzywdę zwierząt zawdzięczam mamie.
Ona również, podobnie jak ja, nigdy
nie zostawiłaby bezdomnego psa czy
kota bez pomocy. Całe życie ratuje
zwierzęta. Jest kochana. Podczas moich
nieobecności w domu to ona opiekuje
się naszym zwierzyńcem. Mogę liczyć
także na pomoc mojego wujka (brat
mamy), wielkiego miłośnika zwierząt.
Ma u siebie w Sobieszowie wiele psów
z Młodzieszyna. Nigdy nie odmówił
pomocy, jeśli prosiłam go o przygarnię-
cie kolejnego psiaka.
STYK: Jak radzi sobie Pani finanso-
wo z utrzymaniem tych zwierząt?
Czy szukała pani środków finanso-
wych na utrzymanie piesków
w GOPS?
Pani E.T: Zwierzęta utrzymuję wy-
łącznie z własnych środków finanso-
wych. Nigdy nie korzystałam i nie ko-
rzystam z pomocy Urzędu Gminy.
GOPS nie ma nic wspólnego z opieką
nad bezdomnymi zwierzętami, pomaga
tylko ludziom. Zapewnienie opieki
„bezdomniakom” należy do zadań
Gminy.
STYK: Czy adoptowano od pani pie-
ski?
Pani E.T: Niektóre zwierzęta przeby-
wają u mnie tymczasowo. „Tymczas”
albo „DT” to dom tymczasowy,
w którym zwierzęta przebywają tak
długo, aż znajdzie się dla nich „DS”
czyli dom stały. Jak się bierze
na „tymczas” skrzywdzone zwierzę, to
bardzo trudno jest się z nim potem
emocjonalnie rozstać. Ale trzeba
je oddawać dla jego dobra. Dzięki temu
nie trafiają do złego schroniska. Ostat-
nio przebywały u mnie dwa psy. Pierw-
szym był Klemens – pies odebrany al-
koholikowi, który się nad nim znęcał.
Ode mnie trafił do hotelu dla psów w
Konstancinie, a następnie do domu sta-
łego pod Lublinem. Kolejny to Klaus –
u mnie czekał na miejsce w schronisku
„Medor” pod Zgierzem (najlepsze
schronisko w okolicy). Teraz jest już
gotowy do adopcji.
STYK:Czy w natłoku tych obowiąz-
ków znajduje Pani czas dla siebie?
Nie ma pani czasami dość?
Pani E.T: Od wielu lat długie weeken-
dy i urlopy poświęcam zwierzętom.
Na przykład ostatni urlop spędziłam
na karmieniu butelką dwutygodnio-
wych szczeniąt, co dwie godziny, przez
całą dobę, dzień w dzień. Ale to mój
wybór i nie zamierzam tego zmieniać.
Jestem ciągle zajęta, często czegoś nie
zdążę zrobić, nie dosypiam, ale poma-
gać najsłabszym istotom to mój życio-
wy drogowskaz. Czyż nie lepiej spożyt-
kować swoje życie tak, aby nie został
po nas tylko samochód, wielki dom
i czysty dywan? Będę nadal pracować
na rzecz zwierząt. Na szczęście takich
jak ja „zwierzolubów” jest coraz wię-
cej. Czy można przestać pomagać?
Nie, dla mnie to niemożliwe. Na całym
świecie są bohaterowie – zwykli ludzie
niosący pomoc zwierzętom, którzy nig-
dy się nie poddają, np.: Mohammad
Alaa Aljaleel - bohater z Aleppo – nie
opuścił Syrii, chociaż miał okazję uciec
do Turcji. Wspólnie z rodziną pozostał
w Alleppo, aby pomagać porzuconym
zwierzętom. Zajmuje się głównie kota-
mi. Ma plany stworzenia schroniska dla
zwierząt i szpitala dla nich; gang moto-
cyklowy RESCUE INK w Stanach
Zjednoczonych, ratujący zwierzęta
krzywdzone przez ludzi. Członkowie
gangu potrafią w bolesny sposób wy-
tłumaczyć sadyście, który znęca się nad
zwierzakiem, co mu zrobią, jeśli jesz-
ciąg dalszy ze str. 5. STYK odpytuje
Str. 7
cze raz dopuści się przemocy wobec
słabszych od siebie. Gang prowadzi
nawet schronisko dla uratowanych
zwierząt. Super wygląda dwumetrowy,
umięśniony i wytatuowany facet z łysą
głową, trzymający w swoich wielkich
dłoniach, maleńkie kotki, uratowane
przed śmiercią. Siła wykorzystana we
właściwy sposób – przeciwko tchó-
rzom, którzy dręczą najsłabszych; lu-
dzie z dniepropietrowskie-
go schroniska i innych
przytulisk na Ukrainie. Po-
święcają się dla okrutnie
okaleczonych, porzuconych
zwierząt. Organizują trans-
porty do Polski, żeby ocalić
choć część z nich.
Czy można zrezygnować
mając takie przykłady wal-
ki o prawa zwierząt.
Na pewno nie. Trzeba
nadal pomagać, a złośliwe
opinie innych traktować
z przymrużeniem oka.
Przecież nie wszyscy musi-
my mieć takie samo życie
i pasować do ogólnie przy-
jętych norm. Zwłaszcza my
- „zwierzoluby” - próbujmy
stworzyć dla zwierząt inny
świat.
Jak widać, nie tylko MARVEL w swojej
czołówce ma superbohaterów, nasza gmina także. Pani Ewa jest bohaterem
nie jednego epizodu, lecz całej fabuły.
Pomaga i jest z tego dumna. Dzięki niej zwierzeta dostają nową szansę na lep-
sze życie. Robi to z dobroci serca, nie dla korzyści materialnych czy sławy.
Powinniśmy brać przykład z takich
osób i kształtować w nas współczucie,
empatię i odpowiedzialność.
Nie zapominajmy o tym, że zwierzęta
to też istoty, które czują, przeżywają. Wspierajmy więc akcje mające na celu
pomoc zwierzętom, bądźmy dobrzy dla
nich, bo to do nas kiedyś wróci. Los zwierząt leży w naszych rękach i tylko
my możemy zrobić krok, który pomoże
przełamać barierę nieczułości.
Karina Grzesiak, kl. IIIb
STYK odpytuje ciąg dalszy ze str. 6.
STYK: W jaki sposób nasza gmina radzi
sobie z bezpańskimi zwierzętami?
Pani Renata Jasińska: Zgodnie z art. 11 a
ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie
zwierząt w terminie do dnia 31 marca każde-
go roku Rada Gminy uchwala „ Gminny pro-
gram opieki nad zwierzętami bezdomnymi
oraz zapobiegania bezdomności zwierząt na
terenie Gminy Młodzieszyn”. Projekt progra-
mu przed podjęciem Uchwały Rady Gminy
wójt przedstawia do zaopiniowania: Powiato-
wemu Lekarzowi Weterynarii, organizacjom
społecznym, których statutowym celem dzia-
łania jest ochrona zwierząt oraz dzierżawcom
obwodów łowieckich, działających na obsza-
rze gminy. W celu realizacji przyjętego pro-
gramu w formie zapytania cenowego Gmina
wyłoniła i podpisała umowy w 2016 r. ze
schroniskiem prowadzonym przez Fundację
Medor – Przyjaciele Bezdomnych Zwierząt
( 95-100 Zgierz, ul. Urocza 9 A) i z Lekarzem
Weterynarii – Panem Adamem Jakubowskim,
prowadzącym Centrum Weterynaryjne
w Sochaczewie (ul. Długa 1/1A). W budżecie
Gminy na rok 2016 na realizację programu
zaplanowano środki finansowe w wysokości
45 000 zł.
STYK:Czy zostały przedsięwzięte jakieś
działania, aby stworzyć schronisko dla oko-
licznych gmin?
Pani Renata Jasińska: podejmowano działa-
nia w celu utworzenia wspólnego schroniska
dla gmin naszego Powiatu, odbywały się spo-
tkania przedstawicieli gmin powiatu socha-
czewskiego, jednakże projekt ten do chwili
obecnej nie został zrealizowany.
STYK: Co zrobi gmina, gdy zostanie oskar-
żona przez rodziców pogryzionego dziecka
przez bezpańskiego psa ? Czy gmina zdaje
sobie sprawę z wysokości odszkodowania?
Pani Renata Jasińska: W przypadku gdy
człowiek zostanie pogryziony przez bezdom-
nego psa, postępowanie jest następujące: bez-
względnie i natychmiastowo zwierzę to musi
być odłowione a następnie w porozumieniu
z Sanepidem i Powiatowym Lekarzem Wete-
rynarii, który wydaje decyzję, poddane obser-
wacji przez okres 15 dni. W czasie obserwacji
wykonywane są badania w kierunku chorób
zakaźnych. Po tym okresie w zależności od
wyników obserwacji są wydane decyzje co
do dalszego postępowania i leczenia pacjenta.
STYK: Dlaczego nasza Gmina miała podpi-
saną umowę z dalekim Kutnem?
Pani Renata Jasińska: Gmina Młodzieszyn
w latach 2011 i 2013 miała podpisaną umowę
ze Schroniskiem w miejscowości Kożuszki
Parcel (96-500 Sochaczew). W schronisku
tym zgodnie z umową mogliśmy utrzymywać
na stanie 3 psy. W związku z tym, że potrzeby
były dużo większe, poczyniliśmy starania, aby
podpisać umowę z innym schroniskiem. Jako
jedyne zgłosiło się schronisko w Kutnie. W
latach 2014 i 2015 Gmina miała podpisaną
umowę ze schroniskiem dla Bezdomnych
Zwierząt Domowych „PRZYJACIEL” z sie-
dzibą w miejscowości Kotliska 13 (99-300
Kutno).
Rozmawiała Karina Grzesiak
Rozmowa z panią Renatą Jasińską z Urzędu Gminy Młodzieszyn
Str. 8
Nie ma wśród moich znajomych
nikogo, kto by był wykluczony cy-
frowo. Innymi słowy, wszyscy oni,
łącznie ze mną, korzystają z kom-
puterów i surfują po sieci. I na
wszystkich z nas czyhają zagroże-
nia, jakie niesie ze sobą Internet.
Należeć do nich będą zachowania
określane mianem agresji elektronicz-
nej lub cyberprzemocy. Mogą one
przyjmować różne formy, takie jak
agresja werbalna, zamieszczanie
kompromitujących materiałów, czy
tworzenie specjalnych obraźliwych
stron lub profili. Ofiarą różnych form
przemocy pada nawet co piąty gimna-
zjalista. I o tym wszystkim mówiło
się w naszej szkole podczas obcho-
dów Dnia Bezpiecznego Internetu.
Zorganizowano je w gimnazjum 18
lutego 2016 r. pod hasłem „Lepszy
Internet zależy od Ciebie”. Właśnie w
trakcie tej uroczystości, na sali gim-
nastycznej wraz z grupą teatralną
z pierwszych klas pod artystyczną
opieką pani Ali Wlazło i pana dyrek-
tora przedstawialiśmy spektakl pt.: „
Zielony smok czyli stop uprzedze-
niom w sieci”.
W czasie oczekiwania na nasz występ
za kulisami wiele się działo. Artyści,
którzy już od października przygoto-
wywali ten występ, z przerażeniem
stwierdzali, że zapomnieli swoich ról,
by po chwili odkryć, że jednak je zna-
ją. W dziwny sposób ginęły różne
elementy naszych strojów, które jed-
nak w odpowiednim czasie się znaj-
dowały. Ćwiczono też układ tanecz-
ny. Nie dało się jednak do końca po-
konać tremy, która na szczęście nas
motywowała. Aby rozładować napię-
tą atmosferę i zapełnić dłużący się
nam czas oczekiwania na naszą kolej,
żartowano, robiono zdjęcia, a także
obserwowano zgromadzonych gości
i wydarzenia, które miały miejsce na
scenie.
Na sali gimnastycznej zebrała się cała
młodzieszyńska podstawówka, kole-
dzy i koleżanki z naszego gimnazjum,
laureaci konkursów i zaproszeni go-
ście.
W czasie gdy my denerwowaliśmy
się za parawanami, na scenie wygła-
szano przemówienia, rozdawano na-
grody za najlepsze prezentacje multi-
medialne i plakaty.
Wreszcie nadszedł nasz moment...
Niektórym trema z miejsca ustąpiła
i śmiało wyszli na scenę, inni czekali
na swoją kolej, nerwowo obgryzając
paznokcie. Czuli ciążącą na nich od-
powiedzialność za powodzenie wy-
stępu, a co za tym idzie, i za swoją
ocenę na koniec roku z zajęć arty-
stycznych. Każdy jednak zrobił to, co
powinien zrobić najlepiej w tej chwili
i w tym stanie.
Pomimo wielu pomyłek, przekręcania
i omijania tekstu, wpadania na scenę
w nieodpowiednim momencie to jed-
nak wszyscy zgodnie stwierdzili, że
przedstawienie było wspaniałe. A
popełnionych gaf nikt prócz osób
wtajemniczonych nie zauważył. Na-
wet rodzice, dla których graliśmy
przed zebraniem, aby nieco załago-
dzić ich gniew przed zobaczeniem
naszych ocen na półrocze, byli za-
chwyceni Nasz Smok spodobał się
zarówno dzieciom jak i dorosłym.
Natalia Budek, Ia
STYK relacjonuje
Bezpieczny Internet ze Smokiem
Str. 9
Sklepik szkolny tylko ze zdrową żywnością?! Sok z buraka i mar-chewki, kanapki z pieczywem z ziarnami, owoce... OHYDA. Znikną chipsy, napoje gazowane, batoniki i wszystko, co powoduje nadwagę… MASAKRA. Tak my-śleliśmy, gdy doszła do nas wia-domość o zmianach, jakie zosta-ną wprowadzone w szkołach. Wielu z nas nie chciało, żeby wy-cofano ze szkolnego sklepiku na-sze ulubione przysmaki, zwane przez dorosłych „śmieciowym je-dzeniem”, a co gorsze, aby za-mknięto sklepik. Wszystko przed-stawiało się w czarnych barwach.
Przez września ubiegłego roku sklepik był pusty i zamknięty. Wy-dawało się, że nic już się nie zmieni, aż w końcu zainteresował się nim samorząd szkolny. Posta-nowiono wprowadzić i sprzeda-wać tylko zdrową żywność. Teraz można tu kupić bułki, soki, wodę oraz dostać darmową herbatę. Może nasz sklepik w tej chwili nie oferuje jeszcze bogatej gamy pro-duktów ale i tak cieszy się już du-żą liczbą kupujących. Obsługa jest zawsze miła. Gdy komuś za-
braknie pienię-dzy, a jest głodny, może wziąć coś do jedzenia, a pieniądze od-dać później. Przeprowadziły-śmy ankietę wśród uczniów naszej szkoły i zapytałyśmy: „Czy otwarcie sklepiku ze zdrową żywnością było do-brym pomysłem?”. Dziesięć na czternaście osób odpowie-działo, że otwarcie to był dobry pomysł i chętnie kupują zdro-we jedzenie. Okazało się, że uczniowie przekonują się do nowych produktów, a nie-zdrowa żywność zostaje w marketach. Mamy nadzieję, że nasz samorządowy sklepik będzie się rozwijał, a oferta produktów jeszcze się wzbo-gaci.
Kinga Fortuna, Weronika Ża-kowska, kl. 3a
STYK informuje
Szkolny sklepik inaczej
Str. 10
Warto teraz szczegółowo przybliżyć
historię budowy nowego kościoła,
tego, w którym się dzisiaj modlimy.
W 1945 roku parafianie decydują
się na budowę nowego miejsca kul-
tu. Wybierają z każdej wsi po
dwóch delegatów i organizują Ko-
mitet Budowy Kościoła. Komitet
ten uzyskał w zarządzie gminnym
na rozbiórkę jeden pofabryczny bu-
dynek po dawnej cukrowni. Mate-
riał miał być przeznaczony na budo-
wę. Ludzie sami przychodzili i po-
magali w rozbiórce. Pomagać po-
dobno chcieli wszyscy, dlatego w
tym miejscu przytoczę pewną
śmieszną historię: „Gdy ksiądz Wi-
śniewski przechadzał się wokół pla-
cu budowy, zaczepiła go pewna gru-
pa pijaczków, żeby ten dał im coś do
picia. Ksiądz Wiśniewski podobno
kupił im jakiś alkohol, ale i poprosił
o pomoc w budowie. Ci stawili się
po kilku dniach do pracy” (relacja
osoby, która prosiła o anonimo-
wość).
Po długich poszukiwaniach udało
mi się dotrzeć do weterana wojen-
nego, który w 1939 roku walczył na
Mistrzewicach, a potem długo po
wojnie mieszkał w naszej gminie. Z
jego opowieści wiem, że ksiądz Wi-
śniewski bardzo się starał o budowę
kościoła w Młodzieszynie, wyko-
rzystywał wszystkie możliwości,
aby tylko dopiąć celu. W parafii
zapanował ogromny zapał. 13
czerwca 1945 roku odbył się pierw-
szy odpust na świętego Antoniego.
Zorganizowano zabawę, na której
zebrano znaczną sumę - 54 tysiące
złotych. Za te pieniądze zakupiono
wapno i drzewo. Przeprowadzono
nawet wstępne rozmowy z inżynie-
rem Krawczyńskim, jak miałby wy-
glądać nowy kościół. 8 września
1945 roku podczas kolejnego odpu-
stu w parafii Narodzenia Najświęt-
szej Maryi Panny zebrano 40 tysię-
cy złotych. Za namową ówczesnego
księdza dziekana zaczęto szukać
nowego inżyniera, który miałby za-
projektować budowlę, ponieważ
dotychczasowe plany nie spełniały
oczekiwań fundatorów. Ówczesny
proboszcz parafii Ursus, ks. B. Piór-
kowski, poleca ks. Wiśniewskiemu
młodego inżyniera, Włodzimierza
Skolimowskiego. Właśnie on zapro-
jektował nowy drewniany kościół w
Ursusie. Ksiądz Wiśniewski natych-
miast zaprosił Skolimowskiego
do Młodzieszyna, by ten zrobił pla-
ny nowego kościoła. Ks. Wiśniew-
ski bardzo chciał, aby nowy kościół
postawić na fundamencie starego.
Niestety nie udało się to, najpraw-
dopodobniej bano się,
że fundamenty nie wytrzymałyby
nacisku wznoszonych ścian. Wszy-
scy parafianie zgodzili się
na budowę nowego kościoła i za-
częto usuwać fundament starego. Za
plany nowego kościoła zapłacono
inżynierowi 5 tysięcy złotych. W
listopadzie tego samego roku,
na Święto Chrystusa Króla, urzą-
dzono akademię. Mieszkańcy zebra-
li się w starym magazynie
po cukrowni. Zebrano wówczas
8000 złotych. Młodzież parafialna
bardzo angażowała się w życie pa-
rafii. Po raz pierwszy od czasów
okupacji urządzono jasełka, na któ-
rych Komitet Budowy Kościoła ze-
brał 16 000 złotych. Co więcej, na
odegranie Jasełek młodzież została
zaproszona do Chodakowa, gdzie
ówczesny dyrektor fabryki, pan
Wach, udostępnił młodzieży piękną,
wyremontowaną salę. Zebrano wte-
dy aż 29 000 złotych.
Warto też wspomnieć, że bardzo
często do Młodzieszyna przyjeżdża-
li braciszkowie z Niepokalanowa.
Mieszkańcy Młodzieszyna zżyli się
z księdzem Wiśniewskim, ponieważ
bardzo brakowało im rzutkiego ka-
płana. Co prawda mieli jeszcze
księdza Kopańskiego, ale w czasie
okupacji nie mógł on opuszczać
Młodzieszyna. Księdza Żołędziow-
skiego wywieziono zaś do obozu
koncentracyjnego w Działdowie.
Ksiądz Wiśniewski nie był lubiany
w parafii od samego początku. Jak
sam wspomina: „Obojętność reli-
gijna wkradła się do serc polskich,
czeka mnie ciężka praca nowego
kapłana”. Za zezwoleniem Kurii
Metropolitalnej Warszawskiej
wprowadzono drugą mszę świętą
w niedzielę i wszystkimi siłami za-
mierzano zwiększyć frekwencję na
mszach. Znamy nawet frekwencję
pierwszej mszy świętej – uczestni-
czyło w niej 500 osób. Na drugą
przyszło jeszcze więcej. W czasie
pierwszej Wielkanocy
po wyzwoleniu, tzn. w 1945 roku,
podczas całego Triduum Paschalne-
go parafię odwiedziło 6 000 osób.
Rekolekcje wielkanocne prowadził
ks. Wiśniewski, były one dedyko-
wane poświęceniu całego narodu
polskiego Niepokalanemu Sercu
Maryi. Gdy przychodzi nowy, 1946,
rok, ks. Wiśniewski jeździ z mło-
dzieżą do sąsiednich parafii, np.
Iłowa, Rybna, i tam odgrywają ja-
sełka. Ks. wikary wspomina ten
czas jako pełen pracy, trudu i znoju.
Stara się zdobyć jak najwięcej pie-
niędzy na budowę kościoła. Było to
bardzo trudne. Wojna zubożyła spo-
łeczeństwo. W jednym z zapisków
ks. Wiśniewskiego znajdujemy ta-
kie słowa: „Przygotowujemy się już
do Golgoty - Misterium Męki Pań-
skiej. Rolę Pana Jezusa gra Henryk
Orliński z Bud Starych, ma on bra-
ciszka w Niepokalanowie pod imie-
niem Agneli. Z tejże wioski jest i
drugi parafianin w Niepokalanowie,
syn Ignacego Orlińskiego pod imie-
niem Roman”. Ksiądz proboszcz
Kopański nadal wizytuje swoich
parafian i przy okazji wesel lub
chrztów zbiera datki na budowę.
Na Wielkanoc 1946 roku młodzież
parafialna szykuje nowe przedsta-
wienia pt. „Chrystus Zmartwych-
wstały” oraz „Zbłąkane Serca”. Mi-
nistranci pomagają księżom, rozpro-
wadzając prasę katolicką.
Z DZIEJÓW MŁODZIESZYŃSKIEJ PARAFII STYK historyczny
Jarek Duplicki, absolwent naszej
szkoły, pasjonuje się historią. Pracuje
nad monografią młodzieszyńskiej
parafii. STYKowi udało się go namó-
wić do zamieszczenia na naszych ła-
mach fragmentu swojej pracy. Zachę-
camy do lektury.
Str. 11
W tym samym czasie odbywały się
remonty budynków parafialnych,
ale o tym napiszę w dalszej części.
Wkrótce nowy projekt kościoła ode-
słano już do Kurii i do wojewódz-
twa, którego urzędy znajdowały się
w Pruszkowie, ponieważ Warszawa
nadal była stertą gruzów. Dwa razy
w tygodniu ks. Wiśniewski jeździ
rowerem do urzędów i walczy o
zatwierdzenie planów budowy ko-
ścioła. Warto też dodać,
że w dalszym ciągu trwają prace
wydobywania kamienia ze starego
fundamentu kościoła. Prace te wy-
konują sami gospodarze. W lipcu
tego roku do Młodzieszyna przyjeż-
dża inżynier architekt Skolimowski
i rozplanowuje budowę. Na począt-
ku zajęto się wykopami pod funda-
menty nowego kościoła. Razem
z inżynierem Skolimow-
skim przyjeżdża konser-
wator wojewódzki, który
ma się zapoznać z terenem
pod budowę i pomóc
w zatwierdzeniu planów
budowy świątyni.
Jarosław Duplicki
STYK historyczny
Przeprowadzanie badania ziemi do pozyskania zgody na budowę kościoła. Na
zdjęciu prof. Wąsowicz – przy fundamencie. Obok ks. Wiśniewski. W tle widzi-
my tzw. organistówkę i remizę strażacką
ciąg dalszy z str.
STYK literacki
Drogi gimnazjalisto! Czy zastana-
wiałeś się kiedyś, co by było, gdy-
by zamknięto szkoły? Czy śniłeś o
tym w nocy przed trudnym spraw-
dzianem? Zapewne każdy z nas
miał taką chwilę pragnienia. Opi-
szę ci historię chłopca, który był
blisko tego celu.
Wcale nie tak dawno temu
był sobie Hubert, gimnazjalista
jakich wielu. Nie lubił szkoły,
miał mdłości przed każdą klasów-
ką i odpytywaniem. Codziennie
myślał o tym, jak się wyrwać
z lekcji.
Pewnego wieczoru, gdy
uczył się do piekielnie trudnego
testu z historii, od którego zależała
jego ocena na półrocze, pomyślał,
czy nauka ma sens? Jeśli nie pój-
dzie raz do szkoły, czy coś się sta-
nie? Po paru minutach takiego
rozmyślania położył się spać.
Następnego dnia rano posta-
nowił, że pójdzie na wagary.
Ubrał się, spakował kanapki i sok
do plecaka i wyszedł z domu, wo-
łając: ,,Idę do szkoły!'' Gdy za-
mknął drzwi frontowe, podążył
nad rzekę, pogwizdując radośnie.
Kiedy znalazł się na miejscu, za-
uważył, że coś lśni w krzakach.
Podszedł bliżej i zobaczył ukrytą
w nich wędkę. Podniósł ją i zaczął
łowić ryby. Chwilę później po-
czuł, że wędka szarpnęła. Wyjął ją
z wody. Jego oczom ukazała się
złota rybka.
- Chłopcze! Uwolnij mnie, a ja
spełnię twoje trzy życzenia! - bła-
gała zrozpaczona. Hubert zamyślił
się: ,,Niezły pomysł''. Poprawił
włosy, odchrząknął i rzekł: - Złota
rybko! Chcę, aby zamknęli
wszystkie szkoły. Niech nauczy-
ciele pójdą na bezrobocie. I... i
chcę codziennie dostawać po sto
złotych! - Zadowolony wypuścił
rybkę do wody, a ta się do niego
odwróciła i krzyknęła:
-Hubert, opamiętaj się! Ludzie nie
takie rzeczy obiecują! - popłynęła
dalej. Chłopak zdziwiony odłożył
wędkę i położył się na trawie, słu-
chając śpiewu ptaków.
Wieczorem wrócił do domu.
Gdy stał przy drzwiach i zdejmo-
wał buty, podeszła do niego ma-
ma.
- Gdzieś ty był? - spytała zdener-
wowana. - Znowu na wagarach? A
mówiłam, żebyś grzecznie poszedł
Marzenia gimnazjalisty
Autor zwraca s ię do wszystkich z ser-deczną prośbą o udo-stępnienie mu wszelkich informacji, dokumentów i zdjęć związanych z hi-storią Młodzieszyna. Kontakt telefoniczny:
881326450.
Rok szkolny 2015/2016, numer 1 Str. 12 STYK literacki
do szkoły, to nie! Masz szlaban na
komputer! A teraz marsz do poko-
ju i masz się uczyć, aby historię
poprawić. Ja ci usprawiedliwienia
nie będę pisała. - powiedziała,
wskazując palcem na drzwi poko-
ju Huberta. Chłopak lekko zdzi-
wiony opuścił korytarz, podążając
do swego pokoju.
W nocy miał ciekawy sen.
Wstał rano, wyszykował się i już
miał wychodzić, gdy mama złapa-
ła go za ramię i spytała: - Gdzie
idziesz tak wcześnie?
- No, do szkoły.
- Gdzie? Po co? Przecież wszyst-
kie szkoły zostały już dawno za-
mknięte.
- Naprawdę? - spytał zdziwiony. -
Hurra!
- Chyba się nie wyspałeś. Idź się
połóż. A może masz gorączkę? -
spytała dotykając czoła Huberta.
Ale ten zadowolony poczłapał
do pokoju i zaczął radośnie tań-
czyć.
Dziesięć lat później z powo-
du braku nauki ludzie stali się
analfabetami. Nie potrafili zorga-
nizować swojego życia i znaleźć
pracy. Zaczęli głodować i powoli
wymierać. Sam Hubert, ciągle
szukając zarobku, chorował i wie-
dział, że niedługo umrze. Ale nie
chciał zostawić swojej rodziny na
pastwę losu. Zepsutych urządzeń
i sprzętów nie umiał nikt napra-
wić. Nie korzystano z kompute-
rów, telefonów, samochodów…
Nagle Hubert obudził się
cały zalany potem. Spojrzał na
kalendarz, aby sprawdzić, który
jest rok. 2016 - nic się nie zmieni-
ło. Odetchnął z ulgą i uspokoił się.
Powiedział do siebie po cichu:
- Jeśli za dziesięć lat wszystko ma
wyglądać tak jak w tym śnie, to ja
wolę jednak chodzić do szkoły
i ukończyć ją, aby coś w życiu
osiągnąć.
Kinga Wojciechowska, kl. IIc
Pierwszy (luty 2016) w roku szkolnym 2015/2016 numer gazetki szkolnej STYK przygotował zespół gimnazjalistów z Młodzieszyna pod opieką pp. Alicji i Janusza Wlazło. Zamiesz-
czone zdjęcia pochodzą z archiwum gazetki.
Ferie spędziłam w Poroninie,
na zimowisku zorganizowanym
przez Polski Związek Producentów
Ziemniaków i Nasion Rolniczych.
Program pobytu obfitował w bar-
dzo dużo atrakcji. Dzień rozpoczy-
nał się śniadaniem, a potem całą
grupą wyruszaliśmy na stok
w Zakopanem. Oprócz szusowania
na nartach mieliśmy jeszcze kąpie-
le w aquaparku, spacery po depta-
ku w Krupówkach i podziwianie
panoramy Tatr. Widoki były
po prostu zniewalające. Byliśmy
na Gubałówce i zjechaliśmy kolej-
ką. Szalenie ciekawy był wyjazd
do miejscowość Ząb - jednej
z najwyżej położonych wiosek
w Polsce. Mogliśmy też zobaczyć
skocznię narciarską w Wiśle i po-
szukać śladów Adama Małysza.
Uczestniczy zimowiska zjechali
do Poronina z całej Polski. Towa-
rzystwo było zabawne i nie nudzi-
liśmy się wcale. Stanowiliśmy
zgraną grupę, świetnie się dogady-
waliśmy. W wolnych chwilach w
pensjonacie organizowaliśmy sobie
dyskoteki, wybory miss i mistera,
turnieje gry w bilard i tenisa sto-
łowego oraz „Randki w ciemno”.
Potrafiliśmy też przykleić taśmą
do łóżka kolegę, który wcześnie
zasnął i po przebudzeniu, zaszo-
kowany, usiłował bezskutecznie
ustalić sprawców kawału.
Pogoda spełniała nasze oczeki-
wania. Gdy spadł śnieg, zrobiło
się magicznie. Tatry są idealnym
miejscem dla fanatyków sportów
zimowych, mnie jazda na nartach
bardzo wciągnęła.
Czas spędzony w górach z przy-
jaciółmi zleciał niesłychanie
szybko. Cieszę się, że moi bliscy
namówili mnie na ten wyjazd
i już planuję wspólne wakacje
w tym samym gronie znajomych.
Wiktoria Wiciak, kl. 3a
POMYSŁ NA FERIE
STYK relacjonuje