dodatek „kuriera szczecińskiego” · zentuje balet „my, dzieci z dworca zoo” według...

4
ROZMOWA Tunel pod Świną to dla nas szansa Jestem wielkim fanem Szczecina – mówi Partick Dahlemann, parlamentarny sekretarz stanu ds. Pomorza Przedniego w kancelarii rządu Meklemburgii-Pomorza Przedniego NA SCENIE Christiane F., Goethe i Prusy Wschodnie Polsko-Niemieckie Dni Teatru Od Redakcji Przedwczoraj w Pasewalku cały dzień trwało niemiecko-polskie spo- tkanie kolejarzy. 17 października na północ od Szczecina, w okolicach przejścia granicznego Dobieszczyn – Hintersee, odbędą się ćwiczenia polskiej i niemieckiej policji. Dziennik „Nordkurier” informuje, że weźmie w nich udział około pięciuset policjan- tów, samochody, helikopter, że przez jakiś czas przejście graniczne ma być zamknięte. 4 października odbędzie się w Berlinie konferencja o przyszłości polsko-niemieckiego obszaru powią- zań. Niedawno w Neubrandenburgu był Polski Dzień Gospodarczy. Trwa 25. Uznamski Festiwal Muzyczny, który w sobotę robi wy- pad do Świnoujścia, Międzyzdrojów i Wolina. W Greifswaldzie kończą się przygotowania do 21. Festiwa- lu Kultury Polskiej polenmARkT. W czwartek i piątek w Pasewalku i Szczecinie zapowiedziano dys- kusje o wzajemnym postrzeganiu siebie przez Niemców i Polaków. Podobnych wydarzeń można by wymieniać bardzo dużo. A propos: nie wszystkim się podoba, co znaczy, że jest kogo przekonywać. Niestety, do niemieckiej i pol- skiej ogólnej przestrzeni informa- cyjnej trafia niewiele informacji z pogranicza, mimo że trwają tu bardzo ważne procesy społeczne i polityczne, na szczęście na ogół mało spektakularne. Informacje o tym, co tu się dzieje, rozchodzą się głównie w obiegu lokalnym i urzędniczym, stając się głosem z prowincji. Skutkiem tego mają niewielką siłę oddziaływania, nie przyciągają autorytetów chcących je poznawać i objaśniać. Można by to zmieniać, inwestując w wiedzę, edukację, gromadzenie i obieg informacji. To zawsze się opła- ca, a szczególnie w relacjach między sąsiednimi narodami na pograniczu takim jak polsko-niemieckie. Bogdan TWARDOCHLEB – Jakie specjalne problemy ma Pomorze Przednie, że rząd landowy w Schwerinie musiał tu wysłać swojego specjalnego przedstawiciela? – Ta najbardziej na wschód wysunięta część naszego landu leży daleko od metropolii w Berlinie i Hamburgu. Dlatego nie rozwija się tak szybko jak Meklemburgia, a wspólny rozwój w regionie me- tropolitalnym Szczecina wymaga jeszcze wielu politycznych przygo- towań. Dlatego rząd landu uważał za istotne dokładniej przyjrzeć się problemom jego wschodniej części. Jesteśmy więc tu na dobrej drodze. – Jak ocenia pan polsko-nie- mieckie sąsiedztwo w regionie? Chodzi o kontakty międzyludzkie. – Myślę, że jeśli chodzi o region metropolitalny Szczecina zawsze trzeba pamiętać o szczególnej histo- rii ludzi, którzy mieszkają po obu stronach granicy, o wypędzeniach i przymusowych przesiedleniach z jednej strony Niemców, z drugiej – Polaków właśnie na Pomorzu Zachodnim. Dlatego jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak mimo trudnej przeszłości otwarcie i przy- chylnie wzajemnie się do siebie odnoszą. Od Polaków doświadczam nieprawdopodobnej gościnności. – Czy między Polakami a Niem- cami nie ma problemów, między Pomorzem Zachodnim a Meklem- burgią-Pomorzem Przednim? – Są sprawy polityczne, do których musimy podchodzić ze szczególnym wyczuciem. Na przykład tunel pod Świną to problem, któremu na wy- spie Uznam strona niemiecka musi przyglądać się dokładnie, chodzi o skutki. Ale to jest przecież nor- malne, że regiony wyjaśniają sobie wzajemnie zakres swego politycznego zaangażowania. Stare resentymen- ty, według których Polacy tylko by kradli, a Niemcy są tak skąpi, że przychodzą do Polski tylko po to, żeby kupić masło i papierosy, to już na szczęście przeszłość. To do- brze i dlatego przede wszystkim tak ważne są spotkania ludzi. Szcze- gólnym miejscem takich spotkań jest na przykład Ogród Zoologiczny w Ueckermünde, jakby największe zoo Szczecina. Wśród gości odwie- dzających ogród udział Polaków jest największy w całym landzie! Wprawdzie, aby oglądać zwierzęta, nie trzeba znać języków, lecz mimo to cały ogród jest oznakowany po polsku, co gościom bardzo się podoba. Ten ogród jest przykładem. – Niemcy chcą rozwijać wyspę Uznam jak miejsce wypoczyn- ku, Polska chce rozbudowywać Świnoujście także jako ośrodek przemysłowy. Gazoport, tunel pod Świną to oznacza więcej samocho- dów, więcej ludzi na wyspie. Co z waszymi planami? – Kto obserwuje Świnoujście, ten wie, że Polska może być dum- na z tego miasta: powstaje jedna z najnowocześniejszych i najpięk- niejszych metropolii nad Bałty- kiem. Jednocześnie powstaje też najdłuższa promenada Europy, która biegnie przez Świnoujście i cesarskie kąpieliska daleko na wyspę Uznam. Świnoujście znalazło modus vivendi między rozwojem infrastruktury portowej a turystyką. Myślę też, że obie wyspy, Uznam i Wolin, trzeba jeszcze bardziej traktować jako jedność. Z mojego punktu widzenia, budowa tunelu pod Świną jest w pełni zrozumiała – tak duże miasto nie może być zdane tylko na komunikację promową. Jednak teraz także i my musimy zastanowić nad tym, jak będziemy regulować ruch turystyczny, żeby nie było zatorów po obu stronach. Przejście przez Świnę to także wiel- ka szansa dla niemieckiej strony. Szczecin jest oraz bliżej Uznamu. – Ale najpierw co z Nordstream 2? – To jest pytanie do rządów na- szych obu państw. Do tego projektu Warszawa odnosi się bardzo krytycz- nie, ale tu można tylko powiedzieć, że dzięki niemu zabezpieczony zostanie gaz dla całej Europy. Wraz z wydaniem wszystkich pozwoleń Nordsteam 2 powinien być zbudo- wany bez przeszkód. – Pomiędzy Polakami a Niem- cami wciąż duża jest bariera ję- zykowa. Jej przezwyciężanie to projekt nie na trzy-pięć lat. – Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak wielu młodych Polaków wspaniale mówi po niemiecku, tak samo jak ludzie starsi. Stanowczo za mało Niemców opanowało język polski. Dlatego rząd Meklemburgii- -Pomorza Przedniego wraz ze swymi partnerami przedstawił program nauki języka sąsiada od przedszkola do ukończenia szkoły. Uważałem od początku za bardzo ważne, żeby ten projekt umacniać i zapewnić mu finansowanie w przedszkolach i szkołach. Będziemy to robić, a cel jest taki, żeby więcej dzieci uczyło się polskiego. Dlaczego młodzi w szkole blisko polskiej granicy mają uczyć się francuskiego, rosyjskiego, łaciny lub hiszpańskiego? My też nie opa- nowaliśmy języka naszego sąsiada. Dokończenie na str. 12 Od 12 do 14 października odbędą się w Stralsundzie pierwsze Polsko-Niemieckie Dni Teatru. Trzy teatry: Uckermärkische Bühnen ze Schwedt, Opera na Zamku ze Szczecina i Teatr Pomorza Przedniego z Greifswaldu sformułowały projekt, zgodnie z którym będą wymieniać się spektaklami i rozwijać wspólne przedsięwzięcia. 12 października, na inaugurację Polsko-Niemieckich Dni Teatru, w wielkiej sali teatru w Stral- sundzie Opera na Zamku zapre- zentuje balet „My, dzieci z Dworca Zoo” według książki Christiane F. Wstrząsający los Christiane F., która przeżyła młodość wśród zachodnioberlińskich narkomanów na Dworcu Zoo, został przeniesiony na scenę jako taneczna impresja do muzyki Davida Bowie, islandz- kiego kompozytora Valgeira Si- gurðssona i eksperymentalnych utworów, które napisali Ólafur Arnalds i Alice Sara Ott, twórcy „Projektu Chopin”. Inscenizacji i choreografii podjął się Robert Glumbek, który zaczynał karierę jako solista baletu Teatru Wiel- kiego w Warszawie. Na wiele lat związał się potem z Teatrem Na- rodowym w Mannheim, następnie pracował jako tancerz i choreograf w Kanadzie. Tamtejszy magazyn NOW uznał go za najlepszego tancerza roku 2006. W sobotę 13 października Teatr Pomorza Przedniego zaprezen- tuje w Stralsundzie bulwarową komedię Goethego „Współwinni” (reżyseria: Reinhard Göber). W sztuce, którą Goethe napisał, mając 20 lat, uwidacznia się je- go zainteresowanie dziwnymi labiryntami mieszczańskiego społeczeństwa. Oto w pewnym zajeździe spotykają się: gospodarz, jego atrakcyjna córka Zofia, jej mąż oraz były adorator Alcest... Dni Teatru zakończą się 14 października w kościele kultury św. Jakuba w Stralsundzie prapremierą niemiecko-polskiej komedii „Ostat- nia wola papy” („Ein Knochenjob”) autorstwa Freda Apke. W insceni- zacji Uckermärkische Bühnen ze Schwedt jest to szampańska komedia z błyskotliwymi dialo- gami, której akcja osadzona jest w dawnych Prusach Wschodnich. Jedna z polskich rodzin zmierza się tam z niemiecką przeszłością. Fred Apke jest reżyserem, dra- maturgiem i aktorem. Od 1991 r. pracował w różnych teatrach w Niemczech jako gościnny aktor i reżyser. Od inscenizacji „Fausta” w Teatrze Bałtyckim w Koszalinie (2003) pracuje głównie w Polsce, mieszka w Warszawie i Berlinie. Polsko-Niemieckie Dni Teatru zostały dofinansowane ze środków UE w ramach projektu INTER- REG – Mecklemburgia-Pomorze Przednie / Brandenburgia / Polska. (h-h) Patrick Dahlemann (ur. 1988) pochodzi z Pasewalku. Deputowany do Landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego z ramienia SPD, parlamentarny sekretarz stanu ds. Pomorza Przedniego przy kancelarii rządu w Schwerinie. Fot. Bogdan TWARDOCHLEB Niels GATZKE Jeśli znów coś nie tak dzieje się między Niemcami a Polakami, w debatach o stosunkach polsko-niemieckich odpowiedzialnością za to chętnie wini się aktualną polską politykę. Czy rzeczywiście w tym jest przyczyna? Niemiecka piosenkarka Nami- ka wylansowała latem w Niem- czech swój wakacyjny przebój „Je ne parle pas français”. W tej niemiecko-francuskiej piosence, śpiewanej oczywiście po fran- cusku i niemiecku, towarzyszył jej francuski raper Black M. Czy byłby możliwy podobny wakacyj- ny przebój śpiewany po polsku i niemiecku? Myślę, że nie. Latem, gdy Namika śpiewała o oczywistości stosunków niemiec- ko-francuskich, ukazało się nowe wydanie Barometru Polska-Niemcy. Zapytano w nim Niemców i Polaków, co o sobie myślą. W tym roku kłuły w oczy liczby: 56 proc. pytanych Polaków, atylko 29 proc. Niemców czuło sympatię do mieszkańców sąsiedniego kraju. Niechęć do nich deklarowało 23 proc. Niemców, a tyl- ko 11 proc. Polaków. *** Jeśli będzie się chciało sięgnąć głębiej, żeby poznać wzajemną akceptację Polaków i Niemców, trzeba niestety zwró- cić się o pomoc do Barometru Niemcy-Polska z 2016 r. Według niego Polaków jako kolegów w pracy akceptowało 76 proc. Niemców, lecz jako przełożonych już tylko 48 proc. O akceptację Polaków w Niem- czech pytano od roku 2000. Okazuje się, że dokładnie przed dziesięcio- ma laty w niektórych obszarach można było zauważyć zmianę tren- du w stronę ocen negatywnych. Warto przy tym odnotować, że szczególnie w ostatnich latach Niemcy są mniej otwarci na kon- takty międzyludzkie. Dokończenie na str. 13 PUBLICYSTYKA Problemem są Niemcy dodatek „Kuriera Szczecińskiego” WRZESIEŃ 2018 Nr IX (LXXIV) przez granice

Upload: trinhlien

Post on 27-Feb-2019

218 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

ROZMOWA Tunel pod Świną to dla nas szansa

Jestem wielkim fanem Szczecina– mówi Partick Dahlemann, parlamentarny sekretarz stanu ds. Pomorza Przedniego w kancelarii rządu Meklemburgii-Pomorza Przedniego

NA SCENIE Christiane F., Goethe i Prusy Wschodnie

Polsko-Niemieckie Dni Teatru

Od RedakcjiPrzedwczoraj w Pasewalku cały

dzień trwało niemiecko-polskie spo-tkanie kolejarzy. 17 października na północ od Szczecina, w  okolicach przejścia granicznego Dobieszczyn – Hintersee, odbędą się ćwiczenia polskiej i niemieckiej policji. Dziennik „Nordkurier” informuje, że weźmie w nich udział około pięciuset policjan-tów, samochody, helikopter, że przez jakiś czas przejście graniczne ma być zamknięte. 4 października odbędzie się w Berlinie konferencja o przyszłości polsko-niemieckiego obszaru powią-zań. Niedawno w Neubrandenburgu był Polski Dzień Gospodarczy.

Trwa 25. Uznamski Festiwal Muzyczny, który w sobotę robi wy-pad do Świnoujścia, Międzyzdrojów i Wolina. W Greifswaldzie kończą się przygotowania do 21. Festiwa-lu Kultury Polskiej polenmARkT. W czwartek i piątek w Pasewalku i  Szczecinie zapowiedziano dys-kusje o wzajemnym postrzeganiu siebie przez Niemców i  Polaków. Podobnych wydarzeń można by wymieniać bardzo dużo. A propos: nie wszystkim się podoba, co znaczy, że jest kogo przekonywać.

Niestety, do niemieckiej i  pol-skiej ogólnej przestrzeni informa-cyjnej trafia niewiele informacji z  pogranicza, mimo że trwają tu bardzo ważne procesy społeczne i  polityczne, na szczęście na ogół mało spektakularne. Informacje o  tym, co tu się dzieje, rozchodzą się głównie w  obiegu lokalnym i  urzędniczym, stając się głosem z  prowincji. Skutkiem tego mają niewielką siłę oddziaływania, nie przyciągają autorytetów chcących je poznawać i objaśniać.

Można by to zmieniać, inwestując w  wiedzę, edukację, gromadzenie i obieg informacji. To zawsze się opła-ca, a szczególnie w relacjach między sąsiednimi narodami na pograniczu takim jak polsko-niemieckie.

Bogdan TWARDOCHLEB

– Jakie specjalne problemy ma Pomorze Przednie, że rząd landowy w  Schwerinie musiał tu wysłać swojego specjalnego przedstawiciela?

– Ta najbardziej na wschód wysunięta część naszego landu leży daleko od metropolii w Berlinie i Hamburgu. Dlatego nie rozwija się tak szybko jak Meklemburgia, a wspólny rozwój w regionie me-tropolitalnym Szczecina wymaga jeszcze wielu politycznych przygo-towań. Dlatego rząd landu uważał za istotne dokładniej przyjrzeć się problemom jego wschodniej części. Jesteśmy więc tu na dobrej drodze.

– Jak ocenia pan polsko-nie-mieckie sąsiedztwo w  regionie? Chodzi o kontakty międzyludzkie.

– Myślę, że jeśli chodzi o region metropolitalny Szczecina zawsze trzeba pamiętać o szczególnej histo-rii ludzi, którzy mieszkają po obu stronach granicy, o wypędzeniach i przymusowych przesiedleniach z jednej strony Niemców, z drugiej – Polaków właśnie na Pomorzu Zachodnim. Dlatego jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak mimo trudnej przeszłości otwarcie i przy-chylnie wzajemnie się do siebie odnoszą. Od Polaków doświadczam nieprawdopodobnej gościnności.

– Czy między Polakami a Niem-cami nie ma problemów, między Pomorzem Zachodnim a Meklem-burgią-Pomorzem Przednim?

– Są sprawy polityczne, do których musimy podchodzić ze szczególnym wyczuciem. Na przykład tunel pod Świną to problem, któremu na wy-spie Uznam strona niemiecka musi przyglądać się dokładnie, chodzi o  skutki. Ale to jest przecież nor-

malne, że regiony wyjaśniają sobie wzajemnie zakres swego politycznego zaangażowania. Stare resentymen-ty, według których Polacy tylko by kradli, a  Niemcy są tak skąpi, że przychodzą do Polski tylko po to,

żeby kupić masło i  papierosy, to już na szczęście przeszłość. To do-brze i dlatego przede wszystkim tak ważne są spotkania ludzi. Szcze-gólnym miejscem takich spotkań jest na przykład Ogród Zoologiczny w Ueckermünde, jakby największe zoo Szczecina. Wśród gości odwie-dzających ogród udział Polaków jest największy w  całym landzie! Wprawdzie, aby oglądać zwierzęta, nie trzeba znać języków, lecz mimo to cały ogród jest oznakowany po polsku, co gościom bardzo się podoba. Ten ogród jest przykładem.

– Niemcy chcą rozwijać wyspę Uznam jak miejsce wypoczyn-

ku, Polska chce rozbudowywać Świnoujście także jako ośrodek przemysłowy. Gazoport, tunel pod Świną to oznacza więcej samocho-dów, więcej ludzi na wyspie. Co z waszymi planami?

– Kto obserwuje Świnoujście, ten wie, że Polska może być dum-na z tego miasta: powstaje jedna z najnowocześniejszych i najpięk-niejszych metropolii nad Bałty-kiem. Jednocześnie powstaje też najdłuższa promenada Europy, która biegnie przez Świnoujście i cesarskie kąpieliska daleko na wyspę Uznam. Świnoujście znalazło modus vivendi między rozwojem infrastruktury portowej a turystyką. Myślę też, że obie wyspy, Uznam i  Wolin, trzeba jeszcze bardziej traktować jako jedność. Z mojego punktu widzenia, budowa tunelu pod Świną jest w pełni zrozumiała –

tak duże miasto nie może być zdane tylko na komunikację promową. Jednak teraz także i my musimy zastanowić nad tym, jak będziemy regulować ruch turystyczny, żeby nie było zatorów po obu stronach. Przejście przez Świnę to także wiel-ka szansa dla niemieckiej strony. Szczecin jest oraz bliżej Uznamu.

– Ale najpierw co z Nordstream 2?– To jest pytanie do rządów na-

szych obu państw. Do tego projektu Warszawa odnosi się bardzo krytycz-nie, ale tu można tylko powiedzieć, że dzięki niemu zabezpieczony zostanie gaz dla całej Europy. Wraz z wydaniem wszystkich pozwoleń Nordsteam 2 powinien być zbudo-wany bez przeszkód.

– Pomiędzy Polakami a Niem-cami wciąż duża jest bariera ję-zykowa. Jej przezwyciężanie to projekt nie na trzy-pięć lat.

– Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak wielu młodych Polaków wspaniale mówi po niemiecku, tak samo jak ludzie starsi. Stanowczo za mało Niemców opanowało język polski. Dlatego rząd Meklemburgii--Pomorza Przedniego wraz ze swymi partnerami przedstawił program nauki języka sąsiada od przedszkola do ukończenia szkoły. Uważałem od początku za bardzo ważne, żeby ten projekt umacniać i zapewnić mu finansowanie w przedszkolach i szkołach. Będziemy to robić, a cel jest taki, żeby więcej dzieci uczyło się polskiego. Dlaczego młodzi w szkole blisko polskiej granicy mają uczyć się francuskiego, rosyjskiego, łaciny lub hiszpańskiego? My też nie opa-nowaliśmy języka naszego sąsiada.

Dokończenie na str. 12

Od 12 do 14 października odbędą się w Stralsundzie pierwsze Polsko-Niemieckie Dni Teatru. Trzy teatry: Uckermärkische Bühnen ze Schwedt, Opera na Zamku ze Szczecina i Teatr Pomorza Przedniego z Greifswaldu sformułowały projekt, zgodnie z którym będą wymieniać się spektaklami i rozwijać wspólne przedsięwzięcia.

12 października, na inaugurację Polsko-Niemieckich Dni Teatru, w  wielkiej sali teatru w  Stral-sundzie Opera na Zamku zapre-zentuje balet „My, dzieci z Dworca Zoo” według książki Christiane F. Wstrząsający los Christiane F., która przeżyła młodość wśród zachodnioberlińskich narkomanów na Dworcu Zoo, został przeniesiony na scenę jako taneczna impresja do muzyki Davida Bowie, islandz-kiego kompozytora Valgeira Si-gurðssona i  eksperymentalnych utworów, które napisali Ólafur Arnalds i Alice Sara Ott, twórcy „Projektu Chopin”. Inscenizacji i choreografii podjął się Robert Glumbek, który zaczynał karierę jako solista baletu Teatru Wiel-

kiego w Warszawie. Na wiele lat związał się potem z Teatrem Na-rodowym w Mannheim, następnie pracował jako tancerz i choreograf w Kanadzie. Tamtejszy magazyn NOW uznał go za najlepszego tancerza roku 2006.

W sobotę 13 października Teatr Pomorza Przedniego zaprezen-tuje w  Stralsundzie bulwarową komedię Goethego „Współwinni” (reżyseria: Reinhard Göber). W sztuce, którą Goethe napisał, mając 20 lat, uwidacznia się je-go zainteresowanie dziwnymi labiryntami mieszczańskiego społeczeństwa. Oto w  pewnym zajeździe spotykają się: gospodarz, jego atrakcyjna córka Zofia, jej mąż oraz były adorator Alcest...

Dni Teatru zakończą się 14 października w kościele kultury św. Jakuba w Stralsundzie prapremierą niemiecko-polskiej komedii „Ostat-nia wola papy” („Ein Knochenjob”) autorstwa Freda Apke. W insceni-zacji Uckermärkische Bühnen ze Schwedt jest to szampańska komedia z  błyskotliwymi dialo-gami, której akcja osadzona jest w dawnych Prusach Wschodnich. Jedna z polskich rodzin zmierza się tam z niemiecką przeszłością.

Fred Apke jest reżyserem, dra-maturgiem i  aktorem. Od 1991 r. pracował w  różnych teatrach w Niemczech jako gościnny aktor i reżyser. Od inscenizacji „Fausta” w Teatrze Bałtyckim w Koszalinie (2003) pracuje głównie w Polsce, mieszka w Warszawie i Berlinie.

Polsko-Niemieckie Dni Teatru zostały dofinansowane ze środków UE w  ramach projektu INTER-REG – Mecklemburgia-Pomorze Przednie / Brandenburgia / Polska.

(h-h)

Patrick Dahlemann (ur. 1988) pochodzi z Pasewalku. Deputowany do Landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego z ramienia SPD, parlamentarny sekretarz stanu ds. Pomorza Przedniego przy kancelarii rządu w Schwerinie. Fot. Bogdan TWARDOCHLEB

Niels GATZKE

Jeśli znów coś nie tak dzieje się między Niemcami a Polakami, w debatach o stosunkach polsko-niemieckich odpowiedzialnością za to chętnie wini się aktualną polską politykę. Czy rzeczywiście w tym jest przyczyna?

Niemiecka piosenkarka Nami-ka wylansowała latem w  Niem-czech swój wakacyjny przebój „Je ne parle pas français”. W tej niemiecko-francuskiej piosence, śpiewanej oczywiście po fran-cusku i  niemiecku, towarzyszył jej francuski raper Black M. Czy byłby możliwy podobny wakacyj-ny przebój śpiewany po polsku i niemiecku? Myślę, że nie.

Latem, gdy Namika śpiewała o oczywistości stosunków niemiec-ko-francuskich, ukazało się nowe wydanie Barometru Polska-Niemcy. Zapytano w nim Niemców i Polaków, co o sobie myślą. W tym roku kłuły w  oczy liczby: 56 proc. pytanych Polaków, a tylko 29 proc. Niemców czuło sympatię do mieszkańców sąsiedniego kraju. Niechęć do nich deklarowało 23 proc. Niemców, a tyl-ko 11 proc. Polaków.

***Jeśli będzie się chciało

sięgnąć głębiej, żeby poznać wzajemną akceptację Polaków i Niemców, trzeba niestety zwró-cić się o pomoc do Barometru Niemcy-Polska z 2016 r. Według niego Polaków jako kolegów w  pracy akceptowało 76 proc. Niemców, lecz jako przełożonych już tylko 48 proc.

O akceptację Polaków w Niem-czech pytano od roku 2000. Okazuje się, że dokładnie przed dziesięcio-ma laty w niektórych obszarach można było zauważyć zmianę tren-du w  stronę ocen negatywnych. Warto przy tym odnotować, że szczególnie w  ostatnich latach Niemcy są mniej otwarci na kon-takty międzyludzkie.

Dokończenie na str. 13

PUBLICYSTYKA

Problemem są Niemcy

dodatek „Kuriera Szczecińskiego”

WRZESIEŃ2018

Nr IX (LXXIV)przez granice

RAPORT Polskai Niemcy100latpo1918roku

Nie wolno stracić szansy

Dokończenie ze str. 11

– Pomorze Przednie jest dla wielu ludzi terenem, przez który się tylko przejeżdża. Jak to zmienić, co zrobić, aby więcej ludzi znalazło tu miejsce do życia?

– Wielką szansą Pomorza Przed-niego jest jego położenie geogra-ficzne. Wcześniej znajdowaliśmy się na skraju Europy, dziś jesteśmy w  centrum jej serca. Położenie między Berlinem a Szczecinem, ten „Floating Garden”, chcemy lepiej wykorzystać. Chcemy też lepiej wykorzystać w Pasewalku specjalną strefę ekonomiczną i roz-winąć w  niej polsko-niemiecki obszar przemysłowy, aby był jeszcze bardziej atrakcyjny dla polskich inwestorów.

– Czy Szczecin i Berlin wspie-rają te plany?

– Mamy duże wsparcie ze strony Berlina i  Szczecina. Mu-szę powiedzieć, że dla Berlina szczególnie ciekawa jest wyspa Uznam, trakcyjna „wanna kąpie-lowa” berlińczyków, dlatego tak

ważne jest połączenie kolejowe. Ze strony Szczecina też mamy duże wsparcie. Podczas dorocznej wystawy gospodarczej w Pasewalku na początku września tego roku Szczecin po raz pierwszy miał swoje stoisko. To ważny sygnał, który jako sekretarz stanu odno-towuję z  dużym zadowoleniem. Jestem za to bardzo wdzięczny prezydentowi miasta.

– Jak postrzega pan Szczecin?– Jestem wielkim fanem Szcze-

cina, miasto ma wiele uroku. Do Szczecina zawsze warto jechać, czy to z powodów kulinarnych, archi-tektonicznych, czy kulturalnych. Niedawno byłem na rozmowach w federalnym ministerstwie gospo-darki w Berlinie, gdzie starałem się o  to, żeby wsparło nas przy koordynacji działań związanych ze Szczecińskim Regionem Me-tropolitalnym.

– Pomorze jest regionem po-dzielonym, od 1945 r. znajduje się w dwóch państwach. Niemieckie Pomorze Przednie i polskie Pomo-rze Zachodnie mają specyficzne

dziedzictwo kultury. Jak można je wspólnie pielęgnować?

– Doskonała jest współpraca między muzeami, na przykład między Muzeum Narodowym w Szczecinie a Muzeum Pomorza w Greifswaldzie. Musimy skutecz-niej wprowadzać w regionie język polski w  muzeach niemieckich, a niemiecki w polskich. Powinni-śmy wspierać dbałość o wspólne dziedzictwo historii.

– Mieszkańcy regionu chętnie przekraczają granicę, ale nie me-dia. Niemcy i Polacy wciąż mało wiedzą o sobie. Jak to zmienić?

– Polityka musi iść naprzód. Dla mnie doroczna wystawa w Pasewal-ku jest zawsze tak ważna, bo jest także polsko-niemieckim spotka-niem kulturalnym. Bardzo cenię sobie spotkania z  marszałkiem województwa zachodniopomor-skiego, jak też częste odwiedziny u wicemarszałka Rzepy, który jest moim wspaniałym kolegą i z któ-rym mamy intensywne kontakty. Chcę mu za to podziękować. My, politycy, powinniśmy częściej infor-

mować o naszych pracach, a wtedy media będą miały wiadomości, a  ludzie będą mieli co czytać. Więcej niemieckich polityków po-winno udzielać wywiadów polskim gazetom, a polskich – niemieckim.

– Demokracja w Europie i Unia Europejska mają dziś kłopoty, w  całej Europie narasta prawi-cowy ekstremizm. Jak nie tylko bronić demokracji, lecz ją rozwijać i doskonalić?

– Powinniśmy skuteczniej włączać obywatelki i  obywateli do podejmowania decyzji poli-tycznych, a wtedy – po pierwsze – polityka będzie musiała dawać argumenty i na miejscu wyjaśniać problemy. Robimy to i  zgodnie z programem „Rząd na miejscu” wszyscy ministrowie ze Schwerina przynajmniej dwa razy do roku spotykają się z  obywatelami we wszystkich regionach i odpowia-dają na ich pytania. Po drugie – chcemy wprowadzić referendum. Myślę, że nikt nie powinien bać się stanowiska obywateli, lecz każdy powinien zawsze wiedzieć, jakie

jest ich zdanie w najważniejszych tematach politycznych.

My w  regionie granicznym wiemy, że Unia Europejska to największy projekt pokojowy i  wielkie szczęśliwe zrządzenie. Powinno być dla nas jasne, że każdego dnia powinniśmy dbać o współpracę miedzy nami, o to, żeby polska i niemiecka polityka nadal szły ręka w rękę, żebyśmy nie pozwolili się podzielić.

– Przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego mogą jednak pokazać, jak daleko zaszły podziały.

– Musimy pokazać, co zawdzię-czamy Unii Europejskiej. Bez jej zaangażowania nie byłaby dziś do pomyślenia na Pomorzu Przed-nim i Pomorzu Zachodnim żadna nowa promenada, żaden port, jakiekolwiek inne przedsięwzięcie gospodarcze czy infrastrukturalne. Dlatego wyborów europejskich nie wolno nam zlekceważyć.

– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Bogdan TWARDOCHLEB

W związku ze 100-leciem zakończenia pierwszej wojny światowej i odzyskania niepodległości przez Polskę nowy raport, zatytułowany „Polska i Niemcy – 100 lat po 1918 r.”, ogłosiło polsko-niemieckie konwersatorium Grupa Kopernika. Przypomnijmy, że powstało w kwietniu 2000 roku w Szczecinie. Gromadzi znawców relacji polsko-niemieckich.

Autorzy nowego raportu piszą, że I wojna światowa, która na Zachodzie była masakrą pozbawioną sensu, w Europie Środkowej poza ogromem cierpień przyniosła też wyłonienie się niepodległych państw, które dziś w większości są członkami Unii Eu-ropejskiej. Raport podkreśla, że skutkiem różnych doświadczeń historycznych pamięć zbiorowa o I wojnie, w której Polacy zmusze-ni byli walczyć w armiach trzech zaborców, a więc przeciwko sobie, jest tak różna na Zachodzie i Wschodzie kontynentu. Grupa Kopernika zwraca uwagę, że skoro projekt integracji europejskiej mogą realizować jedynie suwerenne państwa i społeczeń-stwa, dlatego korzeni Unii Europejskiej należy dopatrywać się również w  epoce po pierwszej wojnie światowej, choć tylko utopiści i wizjonerzy snuli wtedy takie plany.

Miejsce pamięci – Rok 1918W raporcie czytamy, że miejsce pamięci

Rok 1918 ma dla Niemiec i Polski zupeł-nie odmienne znaczenie. Dla Polaków to przywrócenie niepodległości po długim XIX wieku, w którym społeczeństwo pol-skie było jej pozbawione, co głęboko na-znaczyło polską kulturę, w tym znaczenie pojęć takich, jak: wolność, demokracja, tradycja, nowoczesność. Te same pojęcia kształtowały się w Niemczech w ciągu XIX wieku w zupełnie odmiennych warunkach.

Jeśli więc chcemy wzajemnie lepiej się zrozumieć – podkreślają autorzy raportu – powinniśmy uświadomić sobie różnorodność rozwoju naszych państw i społeczeństw.

W raporcie czytamy dalej, że w kolek-tywnym postrzeganiu Niemców i Polaków narodziny II Rzeczypospolitej pod koniec 1918 roku po dzień dzisiejszy, z różnych po-wodów, obciążają wzajemne relacje. W wieku XIX i aż do I wojny światowej Prusy (od 1871 roku Rzesza Niemiecka) były jednym z zaborców Polski. W końcowej fazie wojny polityka Niemiec, które szukały sojuszników wśród dążących do niepodległości Polaków, nabrała pewnych cech pojednawczych, jednak dopiero klęska Niemiec (wszystkich trzech państw zaborczych) umożliwiła Polsce odzyskanie pełnej niepodległości. Zarazem powojenna demokracja niemiecka nie zdo-była się na pełne uznanie nowo powstałego państwa polskiego.

Negatywne stereotypyOd czasu walk o granice w latach 1918-

-1921, poprzez pogardliwe traktowanie Polski przez Republikę Weimarską jako

„państwa sezonowego” po niemiecko-so-wiecką napaść na Polskę w  1939 roku, ludobójczą niemiecką okupację Polski, ucieczkę i masowe wysiedlenia Niemców z terenów przyznanych Polsce w 1945 roku panowała między oboma krajami – jak pi-sał przed laty Stanisław Stomma – zasada „fatalizmu wrogości”.

Autorzy raportu piszą, że po 1945 roku było to w  Polsce powodem lęku przed Niemcami i ugruntowania się negatywnego stereotypu Niemca, co wykorzystywały za-leżne od Moskwy władze komunistyczne do legalizowania swych dążeń politycznych.

W następstwie tego stworzenie w Polsce atmosfery sprzyjającej dialogowi z Niem-cami wymagało wyjątkowo dużego wysiłku – czytamy w raporcie.

Od Niemców dialog z Polską wymagał przezwyciężenia utrwalonych we wszyst-kich warstwach społecznych negatywnych stereotypów o  Polakach i  nadrobienia braków wiedzy o polskiej historii, kulturze i społeczeństwie.

Respekt i szacunekSzczytowym punktem zbliżenia polsko-

-niemieckiego – podkreślają autorzy raportu – była fala „solidarności z  Polską” społe-czeństwa zachodnioniemieckiego w latach osiemdziesiątych XX wieku, powstała mimo zdystansowania się części zachodnioniemiec-kiej klasy politycznej i wrogiego nastawienia do „Solidarności” władz NRD.

W raporcie czytamy dalej, że rewolucja wolnościowa 1989 roku w Europie Środ-kowo-Wschodniej, zapoczątkowana przez

„Solidarność”, zbliżyła Niemców i Polaków przez bezprzykładną w najnowszej historii polsko-niemiecką wspólnotę interesów, o  której mówił Krzysztof Skubiszewski. Polska „Okrągłego Stołu” nie blokowa-ła zjednoczenia Niemiec, a  zjednoczone Niemcy popierały dążenia wolnej Polski do wejścia w  struktury euroatlantyckie i europejskie.

Centralnym punktem tego dialogu jest od tamtego czasu budowanie wzajemnego respektu i  szacunku, których tak często brakowało w przeszłości.

Kryzys UE. ZagrożeniaAutorzy raportu podkreślają, że dzieje

stu lat stosunków polsko-niemieckich i hi-storii europejskiej uwidaczniają dobitnie, że warunkiem każdej szerszej i  bardziej ambitnej koncepcji europejskiej jest głę-bokie polsko-niemieckie porozumienie. Zrozumienie tego conditio sine qua non (warunku niezbędnego) jest szczególnie istotne w obecnym momencie historycznym, w którym idea europejska jest tak silnie zagrożona. Grupa Kopernika zaznacza, że kryzys, jaki wydaje się przeżywać dziś Unia Europejska, wymaga głębokiego zrozumie-nia kraju sąsiedzkiego i jego historycznych uwarunkowań.

Autorzy raportu przestrzegają, że w cza-sach kryzysu szybko mogą odradzać się dawne, pozornie całkowicie wygasłe, ste-

reotypy i uprzedzenia. Dlatego uważają, że spojrzenie w daleką i nie tak odległą przeszłość, nawet jeśli jest ona tak trud-na (a może dlatego że jest tak trudna), pozwala odzyskać równowagę, dystans i  trzeźwe spojrzenie na teraźniejszość i przyszłość.

Wzajemna niezbędnośćDo takiej refleksji w stosunkach polsko-

-niemieckich skłania – według autorów raportu – rocznica 1918 roku. W  Polsce z oczywistych względów będzie ona obcho-dzona uroczyście, przy czym z pewnością ujawnią się różne sposoby myślenia Polaków o sobie samych, swej historii i Europie. Nie powinno być to obojętne dla niemieckich obserwatorów.

W  Polsce – pisze Grupa Kopernika – rocznica ta winna być i może być okazją do namysłu nie tylko nad własną historią, lecz także nad stosunkiem do sąsiadów. W roku 1918 Polacy musieli wyzwolić się od Niemiec – dziś bez Niemiec trudno sobie wyobrazić Europę, w której Polska mogłaby być bezpieczna.

W  roku 1918 Niemcy z  oporem ak-ceptowali polskiego sąsiada, a chęć jego zdominowania była istotnym czynnikiem „niemieckiej katastrofy”. Dziś Polska jest niezbędnym dla Niemiec partnerem, jeśli Niemcy i cały europejski kontynent mają pozostać stabilne.

Nie stracić szansyNa zakończenie raportu jego autorzy

piszą, że obrazy z roku 1918 nie tylko uczą historii, lecz przede wszystkim, poprzez porównanie z  rokiem 2018, wskazują na całkowicie dziś nową konstelację polityczną na kontynencie.

Wskazują tym samym na dziejową szansę lepszego życia w dobrym sąsiedztwie, jaką współcześnie zyskali zarówno Polacy, jak i Niemcy.

Nie wolno jej utracić.W imieniu członków Grupy Kopernika

raport podpisali: prof. dr Dieter BINGEN, Darmstadt dr Kazimierz WÓYCICKI, Warszawa

(Adiustacja tekstu, tytuł i śródtytuły od redakcji „przez granice”)

Jestem wielkim fanem Szczecina

Od prawej: Dieter Bingen i Kazimierz Wóycicki Fot. DPI Darmastadt

Informacje o konwersatorium Grupa Kopernika i jego członkach: www.deutsches-polen-institut/politik/kopernikus-gruppe Fot. archiwum

12 • • 27 WRZEŚNIA 2018 p r z e z g r a n i c e

KONCERT Muzyczna opowieść Jakuba Rabizo

Podziękowanie dla Prenzlau

FELIETON List z Berlina

Święto całej społeczności

Dokończenie ze str. 11

I  tak w  2000 roku 54 proc. Niemców akceptowało Polaków jako przyjaciół, w 2006 – 73 proc., w 2008 – 64 proc., a w 2013 – 57 proc. Przed dwoma laty już tylko 56 proc. Niemców akceptowało Polaków jako przyjaciół.

* * *W niemiecko-polskim regionie

granicznym akceptacja kogoś jako sąsiada lub współmieszkańca, de-cydująca o przyjaznym wspólnym życiu, jest stabilna – to 77 lub 74 proc. Jednak pokazuje to także, że co czwarty Niemiec nie akceptuje w swoim sąsiedztwie lub gminie ludzi z Polski. Liczby te nie znalazły się w centrum uwagi barometru, a raczej stosunki polityczne między Niemcami a Polską.

Tymczasem jeśli się je uwzględ-ni, szybko znajdzie się przyczynę tego, że coś jest nie tak w polsko--niemieckiej współpracy. Być może przyczyna tkwi bowiem bardziej w asymetrii, a nie tylko we wzajem-nej sympatii? Wprawdzie pięknie jest lubić kogoś innego, lecz w ży-ciu ważniejsza jest w pierwszym rzędzie akceptacja innego i  to, aby go w pewnym momencie nie traktować jako innego.

Czy przypadkiem nie tu należy szukać przyczyn albo też w tym, że co czwarty Niemiec nie toleruje Polaków w pobliżu siebie i czuje do nich niechęć?

* * *Gdy rozejrzeć się wokół, ła-

two znaleźć w Niemczech liczne kulturalne, językowe i społeczne wydarzenia poświęcone Polsce. Zainteresowanie Polską zauważal-nie rośnie, przybywa w Niemczech znawców Polski i  ekspertów od niej, jednak mimo to niechęć do Polaków jest stabilna.

Być może ludzie zaangażowani w relacje niemiecko-polskie, orga-nizując jakieś wydarzenia, powinni także brać pod uwagę tych, którzy czują niechęć, zamiast potwierdzać swoje racje w swoim środowisku? Co można byłoby zrobić, jakie wy-sunąć propozycje, żeby dotrzeć do tych, którzy dotychczas byli nie do osiągnięcia? To prawda, że dotrzeć do nich trudniej, że są być może są zniechęceni i sfrustrowani, nie chcą żadnych zmian, a już zwłasz-

cza we własnym sąsiedztwie. Lecz czy dotarcie do nich nie byłoby opłacalne?

* * *Gdy bliżej zainteresowałem się

Namiką i raperem Black M., okazało się, że w ich wspólnej piosence nie chodzi tylko o oczywistość wzajem-nych relacji międzyludzkich w Eu-ropie, lecz także o to, że stosunki niemiecko-francuskie zeszły także do środowisk postimigranckich.

Popatrzmy w  tym kontekście na spotkania niemiecko-polskie, czy nie są one wciąż w większości bardzo niemieckie i bardzo polskie? Jeśli porusza się w  nich sprawy migracji, to dotyczą one najwyżej Polaków, którzy mieszkają w Niem-czech i często są motorem napę-dowym wzajemnych stosunków.

* * *Z tego wynika mój drugi wnio-

sek: stosunki niemiecko-polskie muszą stać się bardziej otwarte. 19,3 mln mieszkańców Niemiec ma pochodzenie migranckie. Ci ludzie raczej nie wchodzą w rela-cje z sąsiednią Polską, jeśli sami z  Polski nie pochodzą. Prawie nie widzi się ich na imprezach i kongresach, które odbywają się w Niemczech, a dotyczą Polski.

Jeśli osoby zaangażowane w sto-sunki niemiecko-polskie nie włączą do nich ludzi niezainteresowa-nych Polską i  jej niechętnych, jeśli nie otworzą się na drugą stronę społecznej rzeczywisto-ści postimigranckiej, nie będzie w przyszłości lepszych stosunków polsko-niemieckich – niezależnie od tego, kto będzie tworzył rządy w Polsce i Niemczech. A przecież to ludzie określają klimat, w jakim rządy pracują.

A  kiedy pewnego dnia także dwie trzecie Niemców poczuje sympatię do sąsiedniej Polski, jak teraz do Francji, to być może powstanie wtedy polsko-niemiecki przebój na lato. Niels GATZKE

■ Szef projektu „perspektywa – od regionu granicznego do regionu spotkań”, regionalna Grupa Robo-cza na rzecz Edukacji, Integracji i Demokracji (RAA) w Meklembur-gii-Pomorzu Przednim w Löcknitz, społeczny członek zarządu Towarzy-stwa Niemiecko-Polskiego Pomorza Przedniego

Problemem są Niemcy

Pierwszy Szczeciński Marsz Rów-ności (15 września) pobił rekord Polski! Liczba jego uczestników zaskoczyła wszystkich, mnie również. Podobne marsze znam z Niemiec i  Warszawy, gdzie studiowałem. O Marszu Równości w Szczecinie nigdy nie marzyłem. Wydawał mi się mało realny, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej. Tym bardziej więc zaskoczyła mnie informacja, że jest organizowany, którą po-dzieliła się ze mną koleżanka na Facebooku. Od razu wiedziałem, że muszę na nim być i  wspierać miasto, w  którym się urodziłem, wychowałem i z którym czuję się związany.

Na marsz wybraliśmy się ra-zem z  przyjaciółmi ze Szczecina i  Berlina. Okazało się, że w  żad-nym innym polskim mieście nie przyszło na pierwszy marsz aż tyle osób! Byłem zaskoczony. Również Monika Tichy, przewodnicząca

stowarzyszenia Lambda Szczecin, z  którą rozmawiałem przed i  po marszu. Podsumowując, nazwała go „najszerzej komentowanym tę-czowym wydarzeniem roku” w me-diach społecznościowych, telewizji i  prasie, również poza granicami Polski. Rekordowa była również liczba zatrzymanych przez policję agresywnych kontrmanifestantów z obozu narodowców.

Zatem marsz to także okazja do głębszej refleksji i  wyzwanie na przyszłe lata. Nieprzywykłych do manifestowanej agresji i nieto-lerancji na większą skalę gości zza zachodniej granicy, polska rzeczywi-stość razi i smuci. „Chcę wracać do domu, nie czuję się tu bezpiecznie” – wyznał mi jeden z nich, wracając na pociąg do Berlina. Myślałem tak samo, od samego początku czułem się lekko nieswojo, przed marszem dochodziły ze Szczecina informacje o wydarzeniach podgrzewających

atmosferę. Zanim marsz ruszył, na łące Kany czuć było smród kwasu masłowego, który ktoś tam rozlał. Ostrzegano również w języku an-gielskim, aby „nie prowokować” kontrmanifestantów symbolami tęczy, a na koniec schować je i nie poruszać się ulicami Szczecina samemu.

To był tylko przedsmak tego, co mogłoby spotkać uczestników parady, gdyby nie 300 policjantów, którzy ją chronili, w  tym oddział gotowych do walki, w  kaskach, uzbrojonych, z karabinami kulko-wymi kilku na koniach, helikopter krążący nad centrum. Gdy doszło do konfrontacji z  narodowcami (na szczęście policja ich otoczyła), trudno było się bawić, patrząc na ich twarze i  gesty pełne pogardy i nienawiści, czyhających na okazję upolowania ofiary. Wracając na plac Solidarności obstawiony policją, nadal miałem uczucie niepokoju.

„Policjanci zrobili wszystko, co było w ich mocy, byli obecni nawet po zakończeniu imprezy, tylko dlatego nie było poszkodowanych. Jestem im za to bardzo wdzięczna” – pod-kreślała po marszu Monika.

Dowiedziałem się, że polska po-licja nie prowadzi statystyk prze-stępstw motywowanych homofobią, a ofiary przemocy często wstydzą się zgłosić na komisariat. Więk-szość polskich gejów na co dzień wyżej stawia normy społeczne nad szczęście osobiste. Znam ich. Cho-wają się, udają kogoś innego, żyją w hipokryzji. Ja miałem szczęście, że wychowałem się w  liberalnej rodzinie i od najwcześniejszych lat uczyłem się obserwować rzeczywi-stość z różnych perspektyw. Nauczyło mnie to tolerancji, pomogło gasić w sobie nienawiść. Nie każdy ma taki pryzmat pod ręką, ale przecież uczymy się przez całe życie. W kra-jach o zaawansowanej demokracji

ochrona mniejszości to norma dla dobra całego społeczeństwa, to osią-gnięcie naszej cywilizacji.

Wiem, że polskie realia są nieco inne, ale warto się nie poddawać i  tym bardziej trzeba docenić lu-dzi, którzy z balkonów pozdrawiali uczestników marszu, sponsorów inicjatyw wolności i  tak zaanga-żowanych aktywistów, jak Monika. Zanim pracowała na rzecz LGBT, organizowała mistrzostwa polskiej Gymkhany motocyklowej, po czym Szczecin został jej stolicą. Teraz walczy o tolerancję, miłość i marsz jako „święto całej społeczności”. Wtedy nawet goście z Berlina nie musieliby się już bać i czuć obco. Niezależnie od tego kogo kochają, jaki mają kolor skóry lub włosów.

Adam Modest ZAPERT

■ Urodził się w  Szczecinie, czuje się z nim emocjonalnie związany, gej, berlińczyk z wyboru.

Dopóki w tamten sobotni wieczór w surowym wnętrzu kamiennego kościoła św. Jakuba w Prenzlau brzmiała muzyka, nie było słychać niczego poza nią. Gdy spojrzało się na ludzi, którzy do ostatniego miejsca wypełnili kościół, łatwo było zauważyć, że muzyka ich pochłania. Gdy wybrzmiała, najpierw dopełniła ją pauza ciszy, a potem brawa. Nasilały się i długo nie milkły.

Brandenburskie Prenzlau, bę-dące centrum przygranicznego powiatu Uckermark, liczy nieco ponad 20 tysięcy mieszkańców i znane jest z wielu inicjatyw nie-miecko-polskich. Działa tu m.in. Pruska Orkiestra Kameralna, która często koncertuje także w Szcze-cinie. Od pięciu lat jej muzykiem i  drugim koncertmistrzem jest skrzypek Jakub Rabizo, szczecinia-nin, były koncertmistrz Filharmonii Szczecińskiej, kompozytor. Z żoną zbudowali pod Prenzlau dom.

W  tamtą sobotę inicjowano w kościele św. Jakuba organy. Dla miasto było to święto, dlatego na tę okazję zamówiono u  Jakuba Rabizo specjalny utwór. Autor zaty-tułował go „Tempus fugit” – „Czas ucieka”. W krótkim zaproszeniu na prawykonanie napisał, że jest to „kompozycja o wierze, nadziei i miłości (…), na chwałę Boga i ku czci św. Jakuba Większego”.

W pierwszej części wieczoru, po oficjalnym zaprezentowaniu organów, które stanęły w prezbi-terium kościoła, w  tradycyjnym miejscu ołtarza, kantor z  Pren-zlau i  organiści ze Stralsundu i  Utrechtu zagrali bardzo różne utwory, prezentując wielostronne zalety instrumentu. Drugą część wieczoru wypełnił utwór Jakuba Rabizo.

Miejsce przed organami zaję-ła Pruska Orkiestra Kameralna i  Chór Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego ze Szczecina, przygotowany przez Szymona Wyrzykowskiego. Przy organowym pulpicie, pomiędzy grupami głosów chóru, zasiadł Bogdan Narloch związany ze śro-dowiskami muzycznymi północnej Polski. Za pulpitem dyrygenckim stanął Jakub Rabizo.

„Tempus fugit” zaczyna się In-tradą (Wstępem) i prostym moty-

wem, który w różnych wariacjach wędruje przez cały siedmioczęścio-wy utwór, spajając go w precyzyjnie ułożony dramat. Jego akcję buduje oczywiście muzyka, odkrywcza instrumentacja, zaskakujące fi-guracje i  współbrzmienia, np. skrzypiec solo i  organów, orga-nów i chóru, chóru i wiolonczeli. Ogromne wrażenie robi organowa

toccata, a  po niej przejmująca pieśń skrzypiec w „Kyrie”, zagrana przez Aiko Ogata, podobnie jak kantyleny i wirtuozowskie partie w części „Boanerges” będącej ni-czym opowieść o bujnej młodości św. Jakuba.

Poruszająco śpiewał chór, przed którym kompozytor postawił zadania bardzo trudne. Chórzy-ści im sprostali, bo też Szymon Wyrzykowski starannie dobrał głosy, ich barwy i zestrojenia. Sły-chać to było m.in. w ascetycznej,

zaśpiewanej a  cappella części „Deus Vult” czy też w części „Wach Auf” opartej na słowach z Księgi Izajasza, a nawiązującej po trosze i  do Wagnera, i  do kultowego songu metalowej grupy Oomph! Dialogów z  muzyczną tradycją i współczesnością jest w utworze Jakubo Rabizo więcej.

O  „Tempus fugit” można by opowiadać dłużej. Jakub Rabizo napisał utwór raczej nieskompli-kowany harmoniczne, fragmen-tami minimalistyczny, niezwykle przejmujący, muzyczną opowieść o drogach św. Jakuba, a poprzez nią o  naszych rozterkach dziś, lękach, emocjach, dramatach,

nadziei. Będąc w  kościele św. Jakuba, miało się wrażenie, że stworzył utwór specjalnie dla jego surowego wnętrza.

Zapraszając na prawykonanie, napisał, że „Tempus fugit” jest „podziękowaniem dla Prenzlau i jego mieszkańców za ciepłe przy-jęcie i  dobro”, jakiego od nich doświadczył.

Mieszkańcy Prenzlau podzięko-wali mu zasłuchaniem i długimi brawami.

Bogdan TWARDOCHLEB

Owacje w kościele św. Jakuba w Prenzlau Fot. Bogdan TWARDOCHLEB

• 27 WRZEŚNIA 2018 • 13p r z e z g r a n i c e

Nieopodal leśnego odcinka zielonego szlaku turystycznego między Żaganiem a Trzebowem rwąca izerska Kwisa spotyka się z majestatycznym Bobrem. Jeszcze wiele metrów od ujścia tej rzeki czuć jej lodowate wody, które toczą odwieczny spór z wodami swej kontynuatorki. Ta pasjonująca manifestacja sił natury może stanowić symboliczne odzwierciedlenie pogranicznego charakteru tych ziem. Od setek lat były one świadkiem europejskich zawirowań politycznych i zmieniających się granic. Żagań stanowi kwintesencję tej historii.

Miasto przez wiele wieków znajdowało się w  granicach hi-storycznego Śląska. Region określa się również mianem ziemi żagań-skiej bądź Środkowego Nadodrza. Dopiero po 1945 roku włączono je do narracji o ziemi lubuskiej jako części tzw. Ziem Odzyskanych.

Początki Żagania sięgają XII wieku. Po 1155 roku powstał naj-pierw śląski gród, który wedle jednych historyków w 1230 roku, a wedle innych w latach 1248-1260 otrzymał magdeburskie prawa miejskie. Do 1472 roku miasto znajdowało się we władaniu Pia-stów Śląskich, którzy sprzedali je książętom saskim. Historia miasta związana jest także z cesarstwami: austriackim, pruskim, niemieckim, z państwem polskim czy w końcu z Księstwem Żagańskim istnieją-cym w latach 1274-1935.

* * *Chcąc poznać najważniejsze

miejsca Żagania, jego atmosferę i  urok, najlepiej wybrać się na wycieczkę pieszą bądź rowerową. Zaczynając wędrówkę od węzła

turystycznego przy gotycko-baro-kowym zespole poaugustiańskim, trafimy na wspomniany zielony szlak i  XIII-wieczny kościół pw. Wniebowzięcia NMP. Znajduje się w  nim biblioteka klasztorna słynąca z fresków wybitnego ślą-skiego artysty Georga Wilhelma Neunhertza oraz z  doskonałej akustyki, którą zawdzięcza tzw. sklepieniu szeptanemu, co jest ewenementem na skalę światową. W  1769 roku, za czasów opata Johanna Ignaza von Felbigera, pedagoga i reformatora edukacji, na wieży kościoła zainstalowano jeden z  pierwszych w  Europie odgromników (piorunochronów).

Kierując się dalej zielonym szlakiem, który biegnie wzdłuż rzeki

Bóbr i murów obronnych, dostrzeże-my zabytkowe ruiny nieistniejącej fabryki Polar, niegdyś wrocławskiej filii tego zakładu. Przypominają one o dawnej świetności przemysłowej Żagania. W czasach PRL funkcjono-wało tu pięć fabryk, a miasto było jednym z ważniejszych ośrodków przemysłu włókienniczego w kraju. Niestety, po 1989 roku w wyniku tzw. dostosowania strukturalnego, fabryki upadły.

Niebawem dotrzemy do zespołu pałacowo-parkowego objawiają-cego się w pełnej okazałości na rozległej polanie. Naszym oczom ukaże się wtedy monumental-ny Pałac Książęcy, imponująca budowla barokowa, historyczna rezydencja książąt żagańskich. To najważniejszy symbol miasta otwierający się południową stroną na malowniczy park krajobrazowy.

* * *Pałac swój obecny wygląd za-

wdzięcza pochodzącemu z  cze-skiego rodu księciu Vaclavowi Eusebiusowi von Lobkovicowi, który był również właścicielem

bliźniaczo podobnej rezydencji w Roudnicach nad Łabą. Związki Żagania z  Czechami to kolejny przyczynek do opowieści o  jego pogranicznym charakterze. Božena Němcová, jedna z najsłynniejszych czeskich pisarek, umiejscowiła w Żaganiu akcję swego opowia-dania „Siostry”. Nie zapominajmy o związkach miasta z Romami – w latach 1950-1953 mieszkała tu i tworzyła Bronisława Wajs znana jako Papusza, pierwsza poetka cygańska.

W  1628 roku, w  nagrodę za zasługi dla państwa Habsburgów w wojnie 30-letniej, cesarz Ferdy-nand II nadał księstwo Albrechtowi von Wallensteinowi. Książę zmarł sześć lat później. Zdążył sprowadzić

do Żagania wybitnego astronoma Johannesa Keplera, lecz nie do-kończył budowy swojego „pałacu marzeń” zaprojektowanego dlań przez włoskiego architekta Vicenzo Boccacciego. W 1646 roku księstwo przejął wspomniany Lobkovic. Na jego zlecenie budowę pałacu kon-tynuował kolejny Włoch, Antonio della Porta. Obaj władcy nie mogli być lubiani – znani byli z tego, że zmuszali mieszkańców miasta do ciężkiej, pańszczyźnianej pracy. Wallenstein miał nakazać wybu-rzenie 75 domów zasłaniających mu widok z okna.

* * *Jedną z kluczowych dla Księ-

stwa Żagańskiego postaci był Piotr Biron, książę Kurlandii i Semigalii. Ta kraina historyczna o baśniowo brzmiącej nazwie znajdowała się de facto na terytorium współcze-snej Łotwy, w  XVIII wieku była lennem polskim. Biron w  1786 roku objął we władanie żagańską posiadłość. Rozpoczął tym samym wieloletnie panowanie Bironów Kurlandzkich na tych terenach.

Prawdopodobnie najsłynniej-szą postacią związaną z pałacem, księstwem i samym Żaganiem jest córka Birona Dorota de Talley-rand-Périgord, księżna de Dino. Urodzona pod Berlinem, związana z francuskim rodem Talleyrandów, katoliczka i żaganianka z wyboru. To za panowania księżnej (1844-1862) pałac zyskuje kilka zna-nych współcześnie modyfikacji, a park nabiera świetności. Była zafascynowana pałacem i  par-kiem w łużyckim Mużakowie (Bad Muskau), zaprojektowanym przez obieżyświata księcia Hermanna von Pücklera. Nawiązała do tego osiągnięcia, przebudowując posia-dłość w Żaganiu. Księżna ufundo-wała także zespół szpitalny, którego budowę rozpoczęto w 1851 roku. Południową fasadę neogotyckiego budynku byłego szpitala możemy podziwiać po wyjściu z  parku. Na terenie kompleksu znajduje się również urokliwy kościół św. Krzyża, a w nim mauzoleum książąt żagańskich.

Na przełomie XIX i XX wieku różnorodność miasta była widoczna w  jego strukturze wyznaniowej. Choć w 1880 roku ewangelicy sta-nowili blisko 76 proc. mieszkańców, to miasto zamieszkiwali również rzymscy katolicy w liczbie około 20 proc. oraz inne, mniejsze wyznania chrześcijańskie. Wspólnota żydow-ska liczyła 110 osób. W  mieście istniała synagoga, która została spalona podczas nocy kryształowej 9 listopada 1938 roku.

* * *W  czasie II wojny światowej

miasto stało się areną słynnej Wiel-kiej Ucieczki z obozu jenieckiego Stalag Luft 3. W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku uciekło z niego 76 lotników pochodzących z trzynastu krajów. Droga na zewnątrz wiodła przez wykopany wspólnym wysił-kiem tunel „Harry”. Były to osoby ze wszystkich stron świata, nawet

z tak odległych krajów jak Austra-lia, Nowa Zelandia czy Kanada. Tylko trzem udało się wydostać poza terytorium III Rzeszy: dwóch Norwegów przez Szczecin dotar-ło do Szwecji, a Holender przez Gibraltar do Wielkiej Brytanii. Resztę schwytano. Na rozkaz Hi-tlera pięćdziesięciu rozstrzelano. W 1963 roku powstał znany holly-woodzki film o tych wydarzeniach. Co ciekawe, po wojnie byli jeńcy obozu spotkali się kilkakrotnie z  jego dawnym komendantem, który w  czasie wojny starał się o  przestrzeganie konwencji wo-jennych.

Gdy 16 lutego 1945 roku Armia Czerwona dotarła do Żagania, trwał już exodus ludności niemieckiej. Niebawem zaczęli osiedlać się w nim polscy przesiedleńcy. Po-cząwszy od 1948 roku władze PRL przyjmowały na terenie powiatu uchodźców z Grecji, w której to-czyła się wojna domowa. Inna fala migracyjna miała miejsce na początku lat 90. XX wieku, kiedy po rozpadzie ZSRR do miasta przybywali Rosjanie, Ormianie czy Gruzini.

* * *Na wydanej w 1945 roku w Bu-

dziszynie mapie Łużyc w ich ob-rębie znajduje się Żagań. Mapa miała wspierać starania Łużyczan o utworzenie własnego państwa. Ta najmniejsza słowiańska grupa etniczna ma dziś w  Niemczech status mniejszości. Trudno pozbyć się wrażenia, że po polskiej stronie Łużyc ich historia została wyparta, a lud zapomniany.

Wybierając się na wycieczkę do „lubuskiego” Żagania, warto pamiętać o nieobecnych słowiań-skich mieszkańcach pogranicza śląsko-łużyckiego. Ich potomko-wie mieszkają dzisiaj na obszarze Brandenburgii i Saksonii. Warto pamiętać o skomplikowanych lo-sach, które możemy odczytywać z historii małych ojczyzn.� Mariusz�WIECZERZYŃSKI

■ Żaganianin, filozof, regiona-lista. Podróżując, kieruje się na Wschód, zarówno ten geograficzny, jak i mentalny.

REGION Gdzie spotykają się Śląsk i Łużyce

Odkrywanie Żagania

Wieża kościoła Wniebowzięcia NMP Fot. Bogdan TWARDOCHLEB

Pałac księcia Wacława Euzebiusza von Lobkovica Fot. Bogdan TWARDOCHLEB

■ „Tylko z Wami” – pod takim ha-słem Berlin zaprasza od 1 do 3 października na największy festyn roku organizowany wokół Bramy Brandenburskiej z  okazji Dnia Jedności Niemiec. W  programie: podróż przez całe Niemcy, świę-towanie Demokracji, Wolności i Różnorodności, muzyka na ulicy, taniec, muzykowanie uciekinierów i z uciekinierami, karaoke w parku przy murze, wystawy w  otwartej przestrzeni, milion gości z Berlina, Niemiec, krajów sąsiednich. Cytat z zaproszenia: „W osamotnieniu nie-miecka jedność nie byłaby możliwa. Było wówczas wielu odważnych oby-wateli, którzy wyszli na ulice (…), byli też z nami nasi europejscy sąsiedzi i międzynarodowi przyjaciele, którzy otworzyli drogę do zjednoczenia”. www.tag-der-deutschen-einheit.de■ Berlin Art Week, jeszcze do 30 września, najważniejsze wydarze-nie berlińskiego roku artystyczne-go, nowe trendy w sztuce, prace znanych artystów i  artystyczne odkrycia, ponad 100 narodowych i międzynarodowych galerii, roz-mowy, akcje w  wielu miejscach Berlina. www.berlinartweek.de

■ W Martin-Gropius-Bau do 6 stycznia 2019 r. czynna będzie nowa wystawa „Niespokojne czasy. Arche-ologia w Niemczech”. Prezentacja nowych odkryć i nowe interpretacje odkryć dawnych, kulturowe interak-cje w Europie od czasów najdaw-niejszych do niedawnej przeszłości, ponad 1000 najwyższej rangi eks-ponatów z całych Niemiec, a wśród nich tajemniczy dysk z Nebry. www.smb.museum/ausstellungen/detail/bewegte-zeiten.html

■ Europejski Miesiąc Fotografii od 28 września do 31 październi-ka, główny temat: „Światło i czas w fotografii”, a z nim także pytanie o  przyszłość fotografii; wystawy, wykłady, rozmowy, debaty, reno-mowani artyści i artystki z całe-go świata, kuratorki i kuratorzy, ekspertki i eksperci. www.emop--berlin.eu

■ Festiwal Światła, Berlin od 5 do 14 października, pokazy światła na wieży telewizyjnej, na Bramie Brandenburskiej, katedrze ber-lińskiej, mapping na Stadionie Olimpijskim, świetlne projekcje na ulicach, pomnikach, w dzielnicach i na placach, świetlne przesłania artystów w całym mieście. http://festival-of-lights.de

■ Pyrolane, 12-13 października przed Stadionem Olimpijskim, światowej klasy show fajerwerków, sześć międzynarodowych zespołów, fantazyjne kreacje, efekty zapie-rające dech w  piersiach. http://www.pyronale.de

■ Harry Potter. Wystawa wędru-jąca przez wiele krajów świata, peł-ne napięcia opowieści dla fanów Harry’ego Pottera od 13 paździer-nika w Caligari-Halle w wytwórni filmowej Babelsberg w Poczdamie (Marlene-Dietrich-Allee 9). www.harrypotterexhibition.de (b.t.)

14 • • 27 WRZEŚNIA 2018 p r z e z g r a n i c e

Redakcja: Bogdan Twardochleb ([email protected]), Nancy Waldmann (Berlin)

Polsko-Niemiecka Rada Prewen-cyjna przy Urzędzie Löcknitz-Penkun zaprasza na Tydzień Interkulturowy.

Czwartek, 27.09, godz. 18, Szko-ła Regionalna (Am See 9) – szkoła i  Szczecińskie Stowarzyszenie OF-Ficyna zapraszają na pokaz filmów. Wstęp wolny.

Piątek, 28.09, Szkoła Regionalna, spotkanie uczniów z przedstawiciela-mi gminy żydowskiej w Szczecinie.

Piątek, 28.09, kościół ewange-licki w Löcknitz, godz. 18. Koncert parafii ewangelickiej w Löcknitz i pa-rafii katolickiej w Pasewalku.

Spotkanie w PasewalkuCzwartek, 27.09, godz. 18,

Biblioteka Miejska (Grünstr. 59). „Przynajmniej 32 powody, dla któ-rych kocham Niemcy”. Rozmowa z  wydawcą książki dr. Andrzejem Chludzińskim. Wstęp wolny.

Opera na Zamku w Szczecinie zaprasza 28 września na świa-tową prapremierę opery „Guru” Laurenta Petitgirarda do libretta Xaviera Maurela w reżyserii Da-miana Crudena, dyrektora arty-stycznego York Theatre Royal. Dyryguje kompozytor. Wśród soli-stów: Huub Claessens (bas), Paul Gaugler (tenor) i paryska aktorka Sonia Petrovna.

„Guru” to opowieść o sekcie prowadzonej przez demonicznego przywódcę, wierzącego, że jest zbaw-cą. Obiecuje on swoim wyznawcom, że zabierze ich do prawdziwego życia w sferze bezcielesnej. Opór stawia mu tylko Marie. Podejmuje walkę, by ocalić siebie i członków sekty.

Kolejne przedstawienia: 29-30 września, 2 i 13 października. Bilety: www.opera.szczecin.pl

Let’s go!

Światowa prapremieraZAPROSZENIE Löcknitz, Pasewalk

Tydzień Interkulturowy

Dysk z Nebry Fot. Juraj LIPTÁK