gazeta na chmielnej
DESCRIPTION
Gazeta na ChmielnejTRANSCRIPT
EGZEMPLARZ
BEZPŁATNY
NUMER (15) WARSZAWA, NAKŁAD: STRON3/2012 MARZEC 2012 5000 EGZ. 8
www.czymogepomoc.pl STRONA 1www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.radiokolor.plwww.dtbj.pl
SponsorProjektu
Chmielna
SponsorProjektu
Chmielna
SponsorProjektu
Chmielna
PatronMedialny
G A Z E TA C H M I E L N E J I C A Ł E G O Ś R Ó D M I E Ś C I A
facebook.com/gazetanachmielnej
W TYM NUMERZE:
Kobiecy powrótdo przeszłościO żeńskiej grupie rekonstrukcji historycznej "Bluszcz"
czytaj .
Komentarz do kontrowersji wokól stołecznego Pałacu
Kultury...
więcej .
czyli zdrowe sposoby na walkę ze zbędnymi
kilogramami
więcej .
na str
na str
na str
8
3
5
Wyburzać czy nie?
Wiosna na diecie
Syndrom fantomowej pewności
Czasy, kiedy człowiek był całkiem ludzki dawno minęły. Dziś, w świecie pulsującym od innowacji, granice
pomiędzy ciałem a technologią zaczęły się zacierać. Za pomocą ultradoskonałych urządzeń możemy już
przejrzeć nasze wnętrza na ultrawylot. Niebawem zaczniemy dokonywać bezinwazyjnego wglądu w głąb
ludzkich myśli, używać przenośnych zamienników życiowej pamięci, tworzyć wirtualnych potomków,
fruwając po świecie w samooczyszczającej się odzieży…
Jednak tak zwany komfort ma swoją cenę. Opcja udoskonalonej egzystencji niesie za sobą pewne konsekwencje.
Urządzenia generują nowe nawyki. A nawyki wywołują syndromy. Te z kolei w sposób niekontrolowany
zaczynają władać naszym życiem, czyniąc je uciążliwym. Jeden z takich syndromów obserwowałam ostatnio,
siedząc w śródmiejskiej kawiarni.
Wśród nadpitych kaw, uchylonych laptopów i zaczytanych w czym popadnie oczu siedział sobie mężczyzna.
Rozparty niedbale na sofie w stylu co z tego, że tu jestem, skoro nie muszę, mierzył wzrokiem to, co akurat się
napatoczyło i dyndał jedną nogą uwieszoną na drugiej. Tkwił tak sobie, w tym dyndaniu i pozorowanym luzie,
by nie powiedzieć maskowanej nerwowości dość długo. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że
osobnik ten, raz po raz, luz swój opuszczał. Ramiona zwierał, nogi w huśtaniu powstrzymywał i sięgał gestem
nagłym jak błyskawica do kieszeni marynarki. Łowił w niej telefon, wyciągał, zerkał na niego i pakował
z powrotem.
Jak się po kilku repetycjach zorientowałam łowów nie poprzedzał żaden dźwięk ani drżenie połaci marynarki.
Na twarzy natomiast, za każdym razem, pojawiało się podobne rozczarowanie. Obserwowałam to tajemnicze
zjawisko z coraz większą uwagą. Czas mijał. Jedne laptopy się zamykały, inne uchylały. Jedni dopijali swoje
kawy, drudzy nadpijali kolejne. A człowiek rozpostarty na sofie wciąż chwytał, co jakiś czas, marynarkę
i powtarzał swój rytuał, nieświadom wyraźnie, że to robi.
Aż wreszcie, przy nastym z kolei połowie zwieńczonym rozczarowaniem nasze spojrzenia przypadkiem się
spotkały. Lekko zmieszany mężczyzna zatrzymał się w półgestu i powiedział, niby do siebie, niby do mnie.
— He… człowiek myśli, że mu wibruje, a nic mu tam wcale nie wibruje.
— Myśli pan, że to w mózgach już tak nam wibruje, że mamy poczucie… — podjęłam wątek.
— Nie, no bez przesady. Swój mózg to jeszcze mam pod kontrolą. Tak realnie to ja przypuszczam, że… Co ja
mówię, jakie przypuszczam? W sumie to jestem pewien, że mi to urządzonko w tym momencie wcale nie
wibrowało, ale sprawdzam, rozumie pani, tak po prostu, żeby się przekonać, czy miałem rację.
Oczywiście, że rozumiem. Co mam nie rozumieć? W końcu pewność to pewność. Ale czy konieczność
kontrolowania mrowienia, co do którego jesteśmy pewni, że wcale go nie ma, nie jest dowodem na obecność
Syndromu Fantomowych Wibracji? A skoro fantomowe są nasze odczucia, czy pewność, którą dysponuje
człowiek uzbrojony w innowacyjne gadżety też nie jest, co nieco, fantomowa?
Tropem podglądacza FELIETON ULI RYCIAK
Ula Ryciak
www.ularyciak.bloog.pl
Pisarka i scenarzystka. Autorka dwóch
powieści (Taniec ptaka, 2006, Clitoris
erectus, 2004) oraz wielu opowiadań
i tekstów podróżniczych,
publikowanych m.in. w Gazecie
Wyborczej, w licznych miesięcznikach
kulturalnych i portalach internetowych.
Realizuje kampanie społeczne, tworzy
akcje interaktywne oraz instalacje
przestrzenne.
Urodziła się w Warszawie, ale
odczuwa przynależność do różnych
miejsc na ziemi.
fot.
keril
uam
ox(fl
ickr
.com
)fo
t.z
arch
iwum
grhb
lusz
cz.p
l
3STRONAwww.czymogepomoc.pl
Justyna Nowakowska
Już po raz drugi warszawiacy, w ramach konkursu
Stołeczne—Społeczne, organizowanego przez serwis
war szawskich organizac j i pozarządowych
warszawa.ngo.pl, wybierali w stolicy miejsca, które
lubią. Miejsca sprzyjające integracji, pobudzające do
działania, przyjazne, obok których nie można przejść
obojętnie. W pierwszym etapie plebiscytu każdy mógł
zgłosić swojego kandydata. Liczba zgłoszonych miejsc,
podobnie jak w zeszłym roku, wyniosła 58. Rekordzis-
tą zgłoszeniowym został zaproponowa-
ny ponad 30 razy, ale w głosowaniu, w którym wzięło
udział ponad 5600 osób, pierwsze miejsce i 900 głosów
zdobyła
Czym Fundacja zyskała sobie popularność wśród
mieszkańców Warszawy? Z pewnością zaintere-
sowanie wzbudziły realizowane przez nią zadania,
a wśród nich spotkania czwartkowe — regularne
dyskusje na tematy polityczne i gospodarcze, w któ-
rych mogą wziąć udział wszyscy chętni. Drugie
miejsce z 864 punktami zajęło
natomiast na trzecim miejscu uplasował się
Wszystkim zwycięzcom
gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
Bar Prasowy,
Fundacja Republikańska.
Centrum Nauki
Kopernik,
Dom Spotkań z Historią.
Fundacja Republikańska zwycięzcąplebiscytu Stołeczne—Społeczne
Wielka strzykawaw centrummiastaAlicja Kabata
Ma tyle samo zwolenników, co zagorzałych przeciw-
ników. Można go kochać lub nienawidzić. Jedni
robią sobie przy nim zdjęcia, inni wolą go nie
zauważać. Jedno jest jednak niezaprzeczalne. Pałac
Kultury i Nauki jest najbardziej charakterystycznym
i rozpoznawalnym budynkiem w stolicy. Dlaczego
coś, co stoi w samym centrum miasta budzi tyle
kontrowersji i o co tyle hałasu?
Dyskusja nad Pałacem rozgorzała na nowo, po
ostatniej wypowiedzi Radosława Sikorskiego, który
zadeklarował, że pożegnałby się z budynkiem raz na
zawsze. Jak przekonywał polityk, w jego miejscu powi-
nien powstać „park centralny”, który stałby się miej-
scem wypoczynku i rekreacji mieszkańców Warszawy.
Zacznijmy jednak od początku, tam gdzie tak na-
prawdę zaczynały się pytania i mnożyły wątpliwości.
W 2012 roku mija dokładnie 60 lat, od kiedy
zaczęto trzyletnią budowę Pałacu. Prezent dla Polski
od Związku Radzieckiego, który musieliśmy przyjąć
nosił początkowo nazwę Pałacu Kultury i Nauki im.
Józefa Stalina. Tu narodził się już pierwszy problem.
Nie ma się co dziwić, że nie wszystkich taki podarunek
ucieszył. Po wielu latach, niejednemu Polakowi pałac
wcale nie kojarzy się z wizytówką Warszawy, a raczej
z pomnikiem Stalina w centrum miasta. Tak jak
kilkadziesiąt lat temu było to koniecznością, tak stało
się nią też dla współczesnych.
Architekt Lew Rudniew, który zaprojektował 160
metrowy pałac mówił: Doszliśmy do wniosku, że
projekt ten winien mieć na celu stworzenie jedno-
rodnego obrazu, obrazu piękna, który by się łączył
w jedną całość architektoniczną i stanowił łączność ze
starą Warszawą. O gustach się nie dyskutuje, ale ciężko
jest nie wspomnieć o estetyce, mówiąc o PKiN. Jedni
mówią na niego „wielka strzykawka” inni określają go
mianem „tortu”, jeszcze inni nazywają go „rakietą
Stalina”. Wszystkie określenia dotyczą tego monu-
mentalnego 42 piętrowego budynku, który w 2007
roku został wpisany do rejestru zabytków przez Macie-
ja Czeredysa, zastępcę mazowieckiego konserwatora
zabytków. Od tego momentu plany wyburzenia stały
się znacznie bardziej utrudnione, jak nie całkowicie
nierealne.
Wątpliwości jakie wzbudza budowla to jedno, a to
jaką obecnie pełni funkcję to drugie. Kilkadziesiąt
pięter zagospodarowanych jest przez muzea, kina,
teatry, placówki edukacyjne i inne instytucje kultu-
ralne. Młodzi coraz częściej patrzą na monument nie
przez pryzmat historii lecz teraźniejszości, dos-
trzegając możliwości jakie niesie z sobą wielka po-
wierzchnia w centrum miasta, cała wypełniona
kulturą.
Skoro plany zburzenia Pałacu Kultury i Nauki są
w zasadzie niewykonalne, to wszystkim przeciw-
nikom zostaje pogodzić się z jego istnieniem i mieć
nadzieję, że w przyszłości, otoczony wieżowcami
stanie się mniej zauważalny. Zwolennicy zaś nadal
będą podziwiać ten wybitny, jak twierdzą, przykład
architektury socrealizmu i z zachwytem przyglądać się
jego kolejnym oświetleniowym odsłonom.
Pałac Kultury i Nauki
fot.Maciej Margas(fotomiastikon.pl)
Makieta i skład: www.minuta8.pl2 STRONA
NUMER 15 / MARZEC 2012
Wiosna zawitałado kina!DA
W kinie Atlantic zakończyła się gorąca zima — pełna
filmowych premier, spotkań, dyskusji. Czas wobec
tego na wiosnę, która dla kinomanów będzie nie
mniej interesująca. Wprowadzi nas w nią między
innymi rozśpiewana Urszula Dudziak. Co jeszcze
czeka nas w marcu?
Od stycznia 2012 kino Atlantic proponuje nam
drugą edycję znakomitych spotkań zatytułowanych
Otwarte na Kino Atlantic. W ramach tego cyklu
możemy zapoznać się nie tylko filmem, ale także
z literaturą i muzyką. 19 marca o godzinie 19.00
publiczność będzie miała okazję spotkać się ze znaną
na całym świecie wokalistką Urszulą Dudziak, która
wydała niedawno książkę „Wyśpiewam wam wszy-
stko”. To zapis jej wspomnień i całego życia, które
obfitowało w wiele sukcesów, zawirowań i niezwyk-
łych historii.
W cyklu Najmniejsze Projekcje Świata 17 marca
kino Atlantic zaprasza na film "Hans Kloss. Stawka
większa niż śmierć". Gośćmi wydarzenia będą Stani-
sław Mikulski oraz Patryk Vega. Po projekcji dziesięć
osób będzie mogło spotkać się z twórcami w restauracji
Sioux, gdzie szef kuchni przygotuje poczęstunek. Aby
uczestniczyć w Najmniejszych Projekcjach Świata,
należy wysłać SMS-a o treści "kino" na numer 72480
(cena 2,44 zł brutto). To wyjątkowa propozycja dla
wszystkich miłośników kina.
Wszystkich zainteresowanych szczegółami
omawianych wydarzeń zapraszamy na stronę
, gdzie można śledzić terminy
spotkań i projekcji. Zapraszamy!
www.kinoatlantic.pl
Budowa metraTymon
Budowa metra w Warszawie trwa. I choć wszyscy warszawiacy zaglądają z cieka-
wością przez szpary w zielonych płotach — niewiele można zobaczyć. A co dzieje
się na budowie metra?
Metro budowane jest w ścisłym centrum Warszawy. Dlatego budowniczy metra
przebudować muszą w pierwszej kolejności ponad 76 km sieci energetycznej, po 5 km
kanalizacji i instalacji gazowej oraz 3 km sieci ciepłowniczej. A wszystko w taki
sposób, żeby nie odciąć mieszkańców od wody, prądu i ogrzewania. Gdy już to zrobią
na poszczególnych budowanych stacjach, mogą zabrać się do budowy ścian stacji i
wybierania ziemi z wykopu. Na części stacji widać już ogromną dziurę na kolejnych
poziomach. Niestety przy Marszałkowskiej takiego efektu nie widać, ale niedługo to
się już zmieni. O szczegółach będziemy informować w kolejnym numerze Gazety na
Chmielnej.
Dwie osoby, które jako pierwsze odpowiedzą na
pytanie konkursowe otrzymają na
dowolny wybrany seans w Kinie Atlantic.
Pytanie konkursowe brzmi:
Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail: [email protected]
podwójne bilety
Projekcja jakiego filmu odbyła się w ramach
cyklu "Najmniejsze projekcje świata" 4 lutego w kinie Atlantic?
UWAGA! KONKURS
gwara-warszawska.waw.pl
www.facebook.com/gwarawarszawska
Klawo jest
Słowniczek:
AbsztyfikantArbuzBajzelBrowarBryleBuchnąć w mankietChawira
– starający się, chłopak– głowa– bałagan
– piwo– okulary
– pocałować w rękę– mieszkanie
WARSZAWSKI FOTOBLOG
W ramach projektu Fotomiastikon
pasjonaci fotografii publikują zdjęcia Waszawy
w serwisie
Najlepsze z nich można obejrzeć w Galerii
Jabłkowskich w podwórzu przy Chmielnej 21.
www.fotomiastikon.pl
fot. Bartosz WróblewskiPo przekątnej
5STRONAwww.czymogepomoc.pl
ZDROWIE:
Dieta-cud?W telewizji, w prasie, w Internecie i na ulicach mamy
okazję oglądać piękne, szczęśliwe kobiety, którym
zazdrościmy wymiarów, wagi i figury. Następuje
chwila konsternacji i porównania, dochodzimy do
wniosku, że tu nas za dużo, a tam za mało i najlepiej
byłoby zrzucić ten balast kilku kilogramów. Jak? Jak
najszybciej. Poszukujemy diety, na której nie będzie-
my głodne, nie będziemy musiały ćwiczyć i schud-
niemy w jak najkrótszym czasie jak najwięcej
kilogramów. Jednym słowem poszukujemy więc
diety-cud. Czy takie diety są jednak skuteczne?
Dietetycy na samo słowo „dieta cud” reagują
podobnie: kiwają z dezaprobatą głową mówiąc głośne
i stanowcze „nie”. W Internecie, poradnikach, kolo-
rowej prasie aż roi się od przepisów na „szybkie
i trwałe schudnięcie bez efektu JOJO”. Różnego
rodzaju diety: kapuściane, norweskie, kopenhaskie,
monoskładnikowe czy głodówki mają przynieść
spektakularne efekty w czasie tygodnia bądź dwóch.
Zwykle polegają one na znacznym ograniczeniu nie-
zbędnych do normalnego i prawidłowego funkcjo-
nowania składników odżywczych. Owszem, następuje
spadek wagi, jednak zwykle dieta taka kończy się
powrotem kilogramów, nierzadko z nawiązką.
Dieta cud polega głównie na znacznym ograniczeniu
kalorii, różnorodności spożywanych posiłków oraz
odpowiednim doborze składników odżywczych,
których brak lub nadmiar może prowadzić do
poważnych powikłań i konsekwencji. Często dieta
połączona jest także ze wzmożonym treningiem
i aktywnością fizyczną, zaś sam bilans energii znacznie
przekracza dopuszczaną normę. Zwykle zapotrze-
bowanie kaloryczne można określić na podstawie płci,
wieku oraz stylu życia czy wykonywanej pracy i wysił-
ku fizycznego w ciągu całego dnia. Zbilansowana
i prawidłowa dieta polega na zmniejszeniu całego
bilansu energetycznego o 200—300 kcal dbając
jednocześnie o dostarczanie do organizmu niezbęd-
nych substancji odżywczych w sugerowanych przez
dietetyka ilościach. Dietetycy zgodnie twierdzą, że
optymalne i najbardziej korzystne odchudzanie to
tracenie około 0, 5— 1 kg na tydzień. Chudnięcie w ta-
kim tempie nie wpływa destrukcyjnie na nasze zdro-
wie, wygląd czy samopoczucie oraz, co najważniejsze,
nie powoduje efektu JOJO.
Większość Polek przyznaje się, że nie mają
dostatecznie silnej woli oraz odpowiedniej motywacji,
dzięki którym raz na zawsze mogłyby stracić zbędne
kilogramy. Jako przyczynę otyłości i nadwagi ponad
30% ankietowanych wskazuje słodycze, 27% brak
aktywności fizycznej, 26% podjadanie, zaś niewiele
ponad 20% jako główny problem swojej wagi wskazuje
nieregularne jedzenie. Stosując cudowne diety opie-
ramy się często na sukcesach innych — „bo moja zna-
joma na tej diecie schudła 15 kg w miesiąc”. I tu
popełniamy zasadniczy błąd. Każdy z nas jest inny,
posiadamy różny metabolizm, zapotrzebowanie na
kalorie, prowadzimy różnorodny tryb życia, różnimy
się wiekiem, wagą wyjściową oraz tendencjami. To, że
na kogoś poszczególna dieta zadziałała, nie znaczy
wcale, że my sami osiągniemy takie same efekty.
W wyniku stosowania cudownych diet, takich jak
owocowe, kopenhaskie czy nawet głodówki, w orga-
nizmie występują poważne niedobory składników —
magnezu, fosforu, selenu, potasu czy żelaza. Stosujący
radykalne diety często odwadniają się, co powoduje
zaburzenia gospodarki wodnej i elektrolitowej. Te
zaburzenia i zachwiania wpływają bezpośrednio na
nasze samopoczucie, zdrowie i wygląd. Skóra staje się
poszarzała i wiotka, włosy matowe i bez blasku, a my
sami opadamy z sił, nie mamy dobrego nastroju,
odczuwamy niczym nieuzasadniony niepokój, bez-
silność, ospałość i zmęczenie. Niestety niewiele osób
zdaje sobie sprawę, że organizm podczas niedoboru
składników odżywczych najpierw spala mięśnie
szkieletowe, a także tkankę organów takich jak nerki,
serce, śledziona czy wątroba. Dopiero w późniejszym
stadium organizm spala tkankę tłuszczową. Podczas
powrotu do poprzednich nawyków żywieniowych
tkanka tłuszczowa zastępuje miejsce spalonych mięśni.
Tu błędne koło się zamyka. Oczywiście stosowanie
cudownych diet wpływa destrukcyjnie także na kon-
centrację, pamięć, a nawet popęd seksualny i potencję
u mężczyzn, a często zapoczątkowuje także choroby
zaburzenia odżywania takie jak anoreksja czy bulimia.
Efekt JOJO jest niepożądanym następstwem źle
przeprowadzonej kuracji odchudzającej. Pod tym poję-
ciem rozumiemy szybki powrót straconych kilogra-
mów po zmianie nawyków żywieniowych. Dlaczego
tak się dzieje? Na skutek znacznego ograniczenia kalo-
rii i składników odżywczych dajemy organizmowi
sygnał, że znajdujemy się w „okresie głodu”. Aby
przetrwać obniża on zapotrzebowanie energii do mini-
mum, które związane jest z oddychaniem, mówieniem,
biciem serca, wydalaniem, etc. Słabnie metabolizm, nie
chudniemy tak szybko, jak na początku diety, pomimo
że racje żywieniowe nadal maleją. Kiedy osiągniemy
upragnioną wagę, czujemy się wspaniale, możemy
założyć spodnie w mniejszym rozmiarze, bez skrępo-
wania pokazać się w bikini na plaży oraz nie musimy
się wstydzić swojego odbicia w lustrze. Jesteśmy po-
dziwiani przez znajomych, spoczywamy na laurach
i wracamy do poprzednich nawyków żywieniowych
zwiększając znacznie liczbę spożywanych kalorii.
Organizm zaczyna też odkładać i przechowywać war-
tości odżywcze na przypadek kolejnego głodu. Przy-
zwyczajony do poprzedniej sytuacji i sposobu żywie-
nia, nie potrzebuje aż takiej ilości kalorii, dlatego
odkłada je, jako tkankę tłuszczową. Waga wraca szyb-
ko, coraz ciężej ją zgubić. Podczas diety cud spalamy
jedynie masę mięśniową oraz wodę, kilogramy wra-
cają jedynie, jako tkanka tłuszczowa, której znacznie
trudniej się pozbyć.
Wiele kobiet utożsamia dietę z reżimem, brakiem przy-
jemności, istną katorgą, dlatego pragnie mieć to za sobą
jak najszybciej sięgając po cudowne diety. Takie podej-
ście nie wróży osiągnięcia sukcesu. Zapominamy, że
głównymi zasadami diety są przede wszystkim syste-
matyczne posiłki w równych odstępach czasowych
w mniejszych porcjach. Ostatnią potrawę zjedzmy
przed godziną 19, pijmy 2 litry wody dziennie, dołącz-
my lekki wysiłek fizyczny. Te zmiany pozwolą nam
zdrowo i trwale zrzucić nadprogramowe kilogramy.
Ważne jest ograniczenie kaloryczności, tłuszczy zwie-
rzęcych, słodyczy. Niektóre produkty możemy zastę-
pować mniej kalorycznymi zamiennikami: np. trady-
cyjne białe pieczywo razowym lub jeść brązowy ryż
zamiast makaronów. W Internecie można znaleźć tabe-
le kaloryczne, składniki odżywcze poszczególnych
produktów żywnościowych oraz gotowych przepisów
kulinarnych, dzięki którym stworzysz smaczny i nis-
kokaloryczny posiłek. Dieta może być wspaniałą zaba-
wą i przygodą, podczas której towarzyszyć Ci mogą
najbliżsi i rodzina. Do tego dołóżmy aktywne spędza-
nie czasu — wybierzmy się na wycieczkę rowerową,
spacer z psem bądź zdecydujmy na korzystanie ze
schodów zamiast windy. Warto dwa razy w tygodniu
poświęcić przynajmniej godzinę czasu na basen, siłow-
nię lub aerobik. Nie tylko poczujesz się lepiej, ale także
będziesz wyglądać młodziej, czuć się atrakcyjniej oraz
znacznie poprawisz sprężystość i kondycję swojego
ciała jednocześnie je wysmuklając.
Kilogram na tydzień
Umiar, woda, sport
Korzyści, pomimo że
zadowalające są krótko-
trwałe i destrukcyjne dla
zdrowia, wyglądu
i samopoczucia.
Dokończenie na str. 6
R E
K
L
A
M
A
R E
K
L
A
M
A
Na bezrybiu
Marcin Wojtasik trzyposilkidziennie.blogspot.com
Bezrybie, tak do niedawna wyglądały okolice
Chmielnej. Zdarzało się, że dostawałem od redakcji
sugestie, żeby opisać jakąś restaurację rybną i za
każdym razem musiałem z żalem stwierdzić, że
w interesującym nas rejonie takiej nie ma, a w całej
Warszawie jest ich garstka. Chyba mało kogo
interesuje dogłębna analiza przyczyn takiego stanu
rzeczy, choć nie są one wcale takie znowu oczywiste.
Dużo ważniejsze jest, że stan ten uległ zmianie za
sprawą pojawienia się na Nowym Świecie miejsca
jakże oryginalnie nazwanego Top Fish Bistro&Mar-
ket, które pomijając banalną nazwę zasługuje na sa-
me pochwały. Oto one.
Market czyli sklep rybny
Bistro
Miejsce to jest połączeniem restauracji i sklepu
rybnego. Jednak bez obaw, wnętrze pachnie całkowicie
neutralnie, a asortyment znajduje się w ciągnących się
wzdłuż całego lokalu ladach chłodniczych. W kolej-
ności licząc od wejścia rozmieszczone są w nich ryby
świeże, wędzone i rybna garmażerka. Gatunki to abso-
lutna klasyka, żadnej pangi czy tilapii. Jest za to łosoś,
dorsz, sum, pstrąg oraz olbrzymi jesiotr. Te same
gatunki występują w formie uwędzonej w towarzy-
stwie evergreenów polskiej wędzarni takich jak
sielawa czy węgorz. Pochodzą ponoć z renomowanej
wędzarni w Sulejówku. Mogę tylko stwierdzić, że to
zasłużona renoma. Między światem ryb surowych
i wędzonych zobaczyć można wielki płat ogniwa poś-
redniego między tymi dwoma stanami czyli norweski
gravlax z surowego łososia marynowanego w soli
i koperku (figuruje także w menu bistro). Zamknięciem
tej smakowitej kolekcji jest kilka rodzajów śledzi.
Menu w stylu bistro to jest coś, co lubię. Krótka karta,
wypisana zresztą na tablicy na ścianie: wybór przys-
tawek i zup oraz kilka wyrazistych dań głównych plus
dwa—trzy desery. Zupy rybne mogą trochę rozcza-
rować kogoś, kto spodziewa się pełnego dania eintopf.
Są to zupy w rozumieniu polskim — otwierający ele-
ment trzydaniowego obiadu. Dostajemy zatem za
8—9 zł po prostu talerz zupy: krem ziemniaczany
z chrzanem i wędzonym łososiem, lekko pikantną
zupę chorwacką, rosyjską soliankę i parę innych.
Generalnie przegląd zup rybnych świata na dobry
początek, przed konfrontacją z naprawdę mocnymi
elementami menu.
Na początek absolutny hicior. Pierożki z farszem
rybno-krewetkowym za 19 zł są po prostu obłędne,
dawno nic tak dobrego nie jadłem, farsz jest zwięzły
i delikatny, a cytrynowo maślany sos idealnie z nim
współgra. Danie flagowe tego lokalu, zdecydowanie
trzeba spróbować. Następnie tatar z łososia za 12 zł,
świetny głównie z uwagi na świeżość i jakość ryby.
I wreszcie duszony sum w sosie chrzanowym z kaszą
i buraczkami za 32 zł. Odważna fuzja. W tym towarzy-
stwie można się spodziewać raczej gotowanej
wołowiny albo ozorka, a tu kawał suma. Słyszałem też
dobre opinie o Top Fisherze — rybnym burgerze, ale
niestety, gdy chciałem spróbować, to go nie było, choć
był i w karcie, i wypisany na tablicy (za co mały
minusik).
Wszystko tu nie tylko dobrze smakuje, ale też
wygląda. Każde z dań jest podane bardzo estetycznie
— z chorwackiej zupy wystaje muszla małża, a pie-
rożki rybne oprócz sosu są efektownie skropione
intensywnie zieloną oliwą bazyliową.
Mamy zatem doskonałą relację jakości do ceny, do
tego przyjemny wystrój, bardzo miłą obsługę, szeroki
wybór alkoholi. Takie połączenie plus lokalizacja to
przyjemny ewenement. Czasem mam wrażenie że
większość lokali na Nowym Świecie jest nastawiona
klimatem i cenami na turystów. Top Fish w obu tych
kategoriach jest wyraźnie nastawiony na warsza-
wiaków.
Z łososia trzeba pincetą powyjmować ości
i podzielić na dwa filety pozostawiając na nich
skórę. Ryby skrapia się wódką i grubo smaruje
z obu stron mieszanką soli, cukru i pieprzu.
Na każdym filecie trzeba położyć cały, niepo-
siekany pęczek kopru i owinąć każdy szczel-
nie folią spożywczą pozostawiając tylko na
dole ujście dla soków, które będą wyciekały
z ryby. Następnie należy ścisnąć filety między
dwiema deseczkami, które trzeba umieścić
pod kątem, żeby sok mógł wyciekać. Górną
deseczkę trzeba czymś obciążyć. Zrobiłem do
tego w lodówce przemyślną konstrukcję. Tak
ułożona ryba powinna spędzić w lodowce
minimum 12 godzin, a najlepiej dwa trzy dni
(lecz nie dłużej). Przed podaniem trzeba
usunąć gałązki kopru i nierozpuszczoną sól
i cukier.
Następnie ostrym nożem kroi się ją na bardzo
cienkie pasterki i podaje z sosem musztar-
dowym i chrupkim pieczywem albo pumper-
niklem oraz różnymi innymi dodatkami jak
kapary, pikle czy sałaty. Bardzo dobry gotowy
sos musztardowy do łososia można kupić
w delikatesach Ikei, a jak ktoś nie ma pod ręką
Ikei, to wystarczy zmiksować trzy łyżki
musztardy z łyżką białego octu winnego,
dwiema łyżkami miodu, trzema łyżkami
drobno posiekanego kopru i trzema łyżkami
oliwy.ul. Nowy Świat 54/56,
tel. 22 692 41 11,
GRAVLAX
Składniki:
www.topfishbistro.pl
Dla naszych czytelników mamy mały bonus
w postaci przepisu na gravlax.
na 1 kg filetu z surowego łososia ze skórą,
2 pęczki kopru,
4 łyżki cukru,
2 łyżki grubej soli,
2 łyżeczki grubo zmielonego białego pieprzu,
1 kieliszek wódki
Smacznego!
Gravlax lub Gravad lax
w wolnym tłumaczeniu
znaczy „zagrzebana
ryba”. To stara technika
konserwowania ryb
w okresie obfitości na
łowiskach.
Makieta i skład: www.minuta8.pl4 STRONA
W poszukiwaniusmaku
RECENZJA KULINARNA
NUMER 15 / MARZEC 2012
Top FishBistro & Market
źródło: topfishbistro.pl
7STRONAwww.czymogepomoc.pl
REDAKCJA:
Adres redakcji:
Redaktor naczelny: Sekretarz redakcji:
Promocja/reklama:
Wydawca: ISSN 2083-2524, Nakład: 5000 egz.
00-021 Warszawa, ul. Chmielna 21 lok. 22 B,
Marta Jabłkowska, Piotr Jędrzejczyk, [email protected],
Joanna Szymczuk 508 274 015, Joanna Protasiuk 669 438 437,
Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,
Perław podwórku
Ryszard Mączewski
Post scriptum:
pawilon restauracyjny jest jednym z obiektów
zdobiących kalendarz wydany przez Fundację
„Warszawa1939.pl” na rok 2012: więcej na stronie
www.warszawa1939.pl;
więcej na temat wybitnej postaci, jaką był Seweryn
Smulikowski (syn) na stronach Muzeum Narodowego:
http://www.kolekcjonerzy.mnw.art.pl/smolikowski.html
Prawdopodobnie tylko warszawiacy interesujący się
historią swojego miasta oraz najbliżsi sąsiedzi wie-
dzą, że w podwórku kamienicy przy Chmielnej 5
znajduje się przepiękny budynek, zaprojektowany
na dodatek przez wybitnego architekta — Stefana
Szyllera.
Jeszcze w 1852 r., o czym możemy się przekonać
przeglądając
sporządzoną przez H. Świątkowskiego, posesja przy
ul. Chmielnej 5 stanowiła część większej działki,
ciągnącej się od Nowego Światu wzdłuż Chmielnej.
Została wydzielona w końcu lat 50-tych XIX w. i wkrót-
ce stanęła na niej kamienica, frontem zwrócona do
ulicy Chmielnej. Inwestorem był Seweryn Smulikow-
ski (ojciec), a autorem projektu Piotr Frydrych, który
karierę budowniczego rozpoczynał jeszcze pod okiem
Antonio Corazziego przy budowie Teatru Wielkiego.
W późniejszych latach kamienica mieściła hotel,
który mimo pompatycznej nazwy „Grand Hotel
Garni”, wcale nie był hotelem wielkim, ani też spec-
jalnie ekskluzywnym. Przystępnymi cenami przy-
ciągał raczej niezamożnych gości z prowincji —
w przewodniku po Warszawie z 1923 r. jest on
określony jako „trzeciorzędny”, zaś w przewodniku
z 1937 r. jako „skromniejszy”. Hotel posiadał 73 pokoje
— ceny w tego rodzaju hotelach w latach 30-tych
kształtowały się w przedziale od 4 do 18 złotych za
pokój pojedynczy i od 6 do 27 za pokój podwójny. Dla
porównania — w Hotelu Europejskim trzeba było
zapłacić od 8 do 35 złotych za pokój pojedynczy i od 14
do 100 za pokój podwójny.
Wróćmy jednak do naszej tytułowej
Budynek powstał z inicjatywy Seweryna
Smolikowskiego (syna) w latach 1894-95 jako pawilon
restauracyjny hotelu według projektu Stefana Szyllera.
Pawilon otrzymał bogato zdobioną neorenesansową
elewację, na której znalazły się alegorie autorstwa
Hipolita Marczewskiego przedstawiające Żniwo,
Rybołówstwo, Myślistwo i Winobranie. W suterenach
mieściły się kuchnie, na parterze i piętrze sale
restauracyjne.
Niestety zarówno hotel Grand (bo pod taką nazwą
działał w okresie międzywojennym), jak i jego pawilon
restauracyjny zastały poważnie zniszczone w czasie
Powstania Warszawskiego. W notatkach inwentary-
zacyjnych Biura Odbudowy Stolicy sporządzonych
w 1946 r. można przeczytać zalecenie: „doszczętnie
wypal.[one], nie nadaje się do odbudowy". Na
szczęście zarówno frontowa kamienica, jak i pawilon
zostały odbudowane, aczkolwiek pawilon restau-
racyjny został wkomponowany w mury nowej,
wyższej oficyny, przez co stracił wiele ze swojego
uroku. Mimo tego, w mowie potocznej, obiekt został
podniesiony do rangi pałacyku, który stał się siedzibą
Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, oraz w latach
1968-75 siedzibą kabaretu Pod Egidą.
Obecnie pawilon vel pałacyk stoi od kilku lat
opuszczony i zaniedbany. Smutny widok przedstawia
szczerbata balustrada oraz zdewastowane schody,
odpadający tynk wokół okien, brudne rzeźby zdobiące
elewację i zakratowane na stałe porte-fen tre na
parterze. Nie tylko pawilon czeka na remont, kamie-
nica frontowa od strony podwórka jest całkowicie
pozbawiona zdobień elewacji i „straszy" gołą cegłą, co
w konsekwencji powoduje, że podwórko kamienicy
przy Chmielnej 5 sprawia wrażenie zaniedbanego
i niebezpiecznego.
Taryfę domów miasta Warszawy i Pragi
perły w pod-
wórku.
Pawilon restauracyjnyGrand Hotelu Garni1902 rok
źródło:Зодчий (Zodčij), 1902
wiesz, że...Czy
MIEJSKIE CIEKAWOSTKI
Przy budowie centralnego
odcinka II linii metra trzeba
było przebudować ponad
80 km instalacji podziemnych?
Makieta i skład: www.minuta8.pl6 STRONA
ProjektOrwellskywybudzi cięze snu!Danuta Awolusi www.ksiazkizbojeckie.blox.pl
Światem rządzą pozory. Polityka, Kościół, historia,
układy… To wszystko, choć jest nam tak bliskie, sta-
nowi tajemnicę, której poznanie może zagrozić życiu.
Nigdy nie wiesz, co dzieje się za zamkniętymi
drzwiami papieskiego gabinetu. Nigdy nie wiesz, czy
podręczniki szkolne piszą prawdę o historii, czy to, co
wpajano ci przez lata ma jakikolwiek sens…
Taki dreszcz emocji i ekscytujący smak akcji za-
pewnia znakomita powieść z gatunku political fiction
„Kod władzy” autorstwa Victora Orwellsky’ego. Oto
na polskim rynku pojawia się człowiek bez twarzy,
anonimowy twórca rozpisujący się o spisku światowej
polityki, Kościoła, o faktach z drugiej wojny światowej,
które mrożą krew w żyłach. Victor Orwellsky nie tylko
nie ujawnia swojej prawdziwej tożsamości. Nie poka-
zuje także twarzy, a nawet nie pozwala usłyszeć swo-
jego głosu. Nie pojawia się na licznych spotkaniach
prasowych i autorskich, istnieje jako postać fikcyjna, bo
jak sam twierdzi — przekazuje w swojej powieści zbyt
wiele informacji, by być spokojnym o życie. To rozpala
wyobraźnię i apetyt czytelników, którzy zafascyno-
wani są Orwellskym i jego książką.
„Kod władzy” opowiada historię dwójki niemiec-
kich dziennikarzy oraz księdza pracującego dla Waty-
kanu, którzy wpadają na trop szokującego spisku,
mającego między innymi zniszczyć pozycję Kościoła
w Europie i… zaszkodzić Polsce. Powieść wyróżnia nie
tylko tematyka, niespotykana na rodzimym rynku
wydawniczym, ale także spora dawka wiedzy histo-
rycznej, która bardzo umiejętnie skleja fakty i daje nam
nieodparte wrażenia autentyczności fabuły. Czytelnik
sam już nie wie, czy wierzyć Orwellsky’emu, czy też
nie, a każda kolejna teoria wzbudza coraz większe
zdziwienie. Pisarz potrafi rozpalić wyobraźnię odbior-
cy oraz zachęcić go do podążania śladem swojej
wyobraźni. Akcja książki zostaje ucięta w najciekaw-
szym momencie. Pozostaje więc jedynie czekać na
kontynuację, która ukaże się już w tym roku. Powieść
„Tajemnica czternastej bramy” zapowiada się jeszcze
ciekawiej!
Projekt Orwellsky, bo tak można nazwać serię
książek, która ukaże się pod tym pseudonimem, to nie
tylko znakomita literatura akcji. To także szereg spot-
kań, dyskusji i kontrowersji, które każą nam
zastanowić się nad polityczno-społecznym obliczem
świata. Czy oto uchyla się przed nami prawda o tym,
kto dzierży realną władzę na świecie…? Czekamy na
więcej!
Dieta-cud?
Dokończenie ze str. 5
Dietetycy na samo słowo
„dieta cud” reagują
podobnie: kiwają z deza-
probatą głową mówiąc
głośne i stanowcze „nie”.
Marzące o schudnięciu osoby często dają się
zwieść obietnicom reklam i sloganów reklamowych
o łatwym i szybkim schudnięciu bez wyrzeczeń —
dzięki zastosowaniu suplementów diety w postaci tab-
letek czy pigułek. Czy są one jednak skuteczne? Nie
możemy traktować tych specyfików jak cudownego
przepisu na zgubienie kilogramów. Mogą one dać
efekty jedynie w połączeniu ze zbilansowaną dietą
i aktywnością fizyczną, zmniejszając łaknienie czy
wspomagając spalanie tłuszczu. Nigdy nie należy ich
traktować, jako złoty środek na szybkie i skuteczne
schudnięcie.
— Och, przepraszam pana!
— Nie, nie, to ja
przepraszam. Zagapiłem się,
bo wie pan, szukam tu mojej
żony.
— Ach tak? Ja też szukam
swojej żony. A jak pańska
żona wygląda?
— Wysoka, włosy płomienny
kasztan, ścięte na okrągło...
Doskonałe nogi, jędrne
pośladki, duży biust. Była
w spódniczce mini i bluzeczce
z pięknym dekoltem.
A pańska?
— Nieważne!
Szukajmy pańskiej!
Dwóch mężczyzn wpada na
siebie na Chmielnej:
Czytelnia
NUMER 15 / MARZEC 2012
Victor Orwellsky:“Kod Władzy”
Ześmiechem
nie ma
żartów! (cyt. Mikołaj Gogol)
Makieta i skład: www.minuta8.pl8 STRONA
NUMER 15 / MARZEC 2012
R E
K
L
A
M
A
R E
K
L
A
M
A
Kobiecy powrótdo przeszłościAgata Olczak
Odtwarzanie wydarzeń z przeszłości ma swoją długą
historię. Obecnie istnieje wiele grup przedstawia-
jących działania militarne, które miały miejsce
w Polsce podczas wojen. Wojna kojarzy się z mun-
durami, bronią i walczącymi na śmierć i życie męż-
czyznami. A kiedy chłopcy biegają z karabinami
i rekonstruują bitwy… No właśnie, gdzie w tym
wszystkim są kobiety?
Dlaczego zabawy w odtwarzanie historii utożsa-
miamy wyłącznie z mężczyznami? Czy podczas I i II
Wojny Światowej nie było kobiet? Były! A o ich obec-
ności starają się przypomnieć członkinie GRH
„Bluszcz”. Pod nazwą Grupa Rekonstrukcji Historycz-
nych „Bluszcz” kryje się 10 kobiet, które postawiły
sobie za cel pokazanie losów cywili w okresie między-
wojennym.
Nazwa grupy wzięła się od czasopisma dla kobiet,
które ukazywało się w latach 1865—1939. Głównym
elementem działań dziewczyn z GRH „Bluszcz” jest
rekonstrukcja strojów cywilnych z okresu I Wojny
Światowej, dwudziestolecia międzywojennego oraz II
Wojny Światowej. Tworzą również sekcję BDM i służb
pomocniczych Wermahtu, a część z nich zajmuje się
również rekonstrukcją Armii Czerwonej.
Skąd ten pomysł? Jak same mówią:
Są pierwszą grupą żeńską w Polsce zajmującą
się rekonstrukcjami historycznymi, a motorem napę-
dzającym ich hobby jest chęć wprowadzenia w to
kobiecego akcentu. Informacje na temat mody czy
makijażu czerpią z obserwacji starych zdjęć, publikacji
polskich i zagranicznych. Kreacje szyje krawcowa
współpracująca z grupą, która wiernie odtwarza
kostiumy na podstawie fotografii. Dziewczyny zapy-
tane o to, co mogłyby poradzić kobietom, które
chciałyby się stylizować na tamte lata, odpowiadają:
„Szukać w lumpeksach!”.
Trendy panujące na początku XX wieku miały bardzo
duży wpływ na historię mody. Doprowadziły do pew-
nego rodzaju wyzwolenia kobiet i umożliwiły eks-
ponowanie kobiecego piękna. Ponieważ droga do
ideału była długa, warto przypomnieć jej najważ-
niejsze etapy.
Moda lat 20. XX wieku to lawirowanie między
damą a chłopczycą. Charakterystyczne dla tego okresu
były fale na włosach, małe kapelusiki, bądź błyszczące
opaski. Do tego smutny makijaż, ciemne usta i kom-
pletna ignorancja wobec kobiecych kształtów, bez
podkreślania talii i bioder. I choć modę w tamtym
okresie kreowała sama Coco Chanel, to i tak większość
kobiet sprawiała wrażenie współczesnych chłopczyc.
Lata 30. okazały się powrotem do delikatności
i kobiecości. Emancypacja kobiecego stylu objawiała
się pojawieniem przeźroczystości i koronek. Wśród
kolorów królował pudrowy róż, w kroju ubrań poja-
wiła się podkreślona talia. Makijaż oczu nadal pozostał
przyćmiony i tajemniczy, jeszcze mocniej natomiast
eksponowano usta. Modne stały się dłuższe włosy, jaś-
niejszego koloru. Im więcej loków tym lepiej – triumfy
święciła “trwała”.
Moda lat 40. to nic innego jak oszczędne rozwiązania,
czyli „coś z niczego”. Łączenie różnych materiałów,
starych ubrań, mundurów czy przerabianie męskich
koszul na bluzki było ówcześnie jedynym rozwią-
zaniem dla kobiet chcących wyglądać modnie. Istotne
były fryzury, głównie upinanie loków w przeróżnych
konfiguracjach. Panował szał na buty oficerki, spód-
nice w kratę oraz kostiumy w pepitkę. Swoje pięć
minut w USA miały nylonowe pończochy, które na
terenie Europy były zręcznie podrabiane przez kobiety
domalowujące na nich szew.
Moda z tamtych lat była niezwykle burzliwa
i zmieniała się jak w kalejdoskopie. Na świecie królo-
wała Coco Chanel, Christian Dior, Edward Molyneux
i inni wybitni projektanci. Nic więc dziwnego, że tak
chętnie współczesne kobiety próbują wrócić do stylu
z tamtych lat.
Kobiecy akcent
Lata dwudzieste, lata trzydzieste Domalowany szew
„Pomysł wziął
się z pasji i chęci odtwarzania mody z lat 20., 30. i 40. XX
wieku”.
Dziewczyny z GRH Bluszcz biorą udział w rekon-
strukcjach i stylizowanych pokazach mody na terenie
całej Polski od 2008 roku. Grupa chciałaby w przy-
szłości rozszerzyć skład. Osoby chętne do współpracy
i zainteresowane poznawaniem historii mody, życia
codziennego oraz kultury lat 20., 30. i 40. więcej
informacji znajdą na stronie internetowej grupy
www.grhbluszcz.pl
fot.
z archiwumgrhbluszcz.pl