gazeta na chmielnej

5
EGZEMPLARZ BEZPLATNY NUMER (15) WARSZAWA, NAKLAD: STRON 3/2012 MARZEC 2012 5000 EGZ. 8 www.czymogepomoc.pl STRONA 1 www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.radiokolor.pl www.dtbj.pl Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Patron Medialny GAZETA CHMIELNEJ I CAŁEGO ŚRÓDMIEŚCIA facebook.com/gazetanachmielnej W TYM NUMERZE: Kobiecy powrót do przeszłości O żeńskiej grupie rekonstrukcji historycznej "Bluszcz" czytaj . Komentarz do kontrowersji wokól stołecznego Pałacu Kultury... więcej . czyli zdrowe sposoby na walkę ze zbędnymi kilogramami więcej . na str na str na str 8 3 5 Wyburzać czy nie? Wiosna na diecie Syndrom fantomowej pewności Czasy, kiedy człowiek był całkiem ludzki dawno minęły. Dziś, w świecie pulsującym od innowacji, granice pomiędzy ciałem a technologią zaczęły się zacierać. Za pomocą ultradoskonałych urządzeń możemy już przejrzeć nasze wnętrza na ultrawylot. Niebawem zaczniemy dokonywać bezinwazyjnego wglądu w głąb ludzkich myśli, używać przenośnych zamienników życiowej pamięci, tworzyć wirtualnych potomków, fruwając po świecie w samooczyszczającej się odzieży… Jednak tak zwany komfort ma swoją cenę. Opcja udoskonalonej egzystencji niesie za sobą pewne konsekwencje. Urządzenia generują nowe nawyki. A nawyki wywołują syndromy. Te z kolei w sposób niekontrolowany zaczynają władać naszym życiem, czyniąc je uciążliwym. Jeden z takich syndromów obserwowałam ostatnio, siedząc w śródmiejskiej kawiarni. Wśród nadpitych kaw, uchylonych laptopów i zaczytanych w czym popadnie oczu siedział sobie mężczyzna. Rozparty niedbale na sofie w stylu co z tego, że tu jestem, skoro nie muszę, mierzył wzrokiem to, co akurat się napatoczyło i dyndał jedną nogą uwieszoną na drugiej. Tkwił tak sobie, w tym dyndaniu i pozorowanym luzie, by nie powiedzieć maskowanej nerwowości dość długo. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że osobnik ten, raz po raz, luz swój opuszczał. Ramiona zwierał, nogi w huśtaniu powstrzymywał i sięgał gestem nagłym jak błyskawica do kieszeni marynarki. Łowił w niej telefon, wyciągał, zerkał na niego i pakował z powrotem. Jak się po kilku repetycjach zorientowałam łowów nie poprzedzał żaden dźwięk ani drżenie połaci marynarki. Na twarzy natomiast, za każdym razem, pojawiało się podobne rozczarowanie. Obserwowałam to tajemnicze zjawisko z coraz większą uwagą. Czas mijał. Jedne laptopy się zamykały, inne uchylały. Jedni dopijali swoje kawy, drudzy nadpijali kolejne. A człowiek rozpostarty na sofie wciąż chwytał, co jakiś czas, marynarkę i powtarzał swój rytuał, nieświadom wyraźnie, że to robi. Aż wreszcie, przy nastym z kolei połowie zwieńczonym rozczarowaniem nasze spojrzenia przypadkiem się spotkały. Lekko zmieszany mężczyzna zatrzymał się w półgestu i powiedział, niby do siebie, niby do mnie. He… człowiek myśli, że mu wibruje, a nic mu tam wcale nie wibruje. Myśli pan, że to w mózgach już tak nam wibruje, że mamy poczucie… — podjęłam wątek. Nie, no bez przesady. Swój mózg to jeszcze mam pod kontrolą. Tak realnie to ja przypuszczam, że… Co ja mówię, jakie przypuszczam? W sumie to jestem pewien, że mi to urządzonko w tym momencie wcale nie wibrowało, ale sprawdzam, rozumie pani, tak po prostu, żeby się przekonać, czy miałem rację. Oczywiście, że rozumiem. Co mam nie rozumieć? W końcu pewność to pewność. Ale czy konieczność kontrolowania mrowienia, co do którego jesteśmy pewni, że wcale go nie ma, nie jest dowodem na obecność Syndromu Fantomowych Wibracji? A skoro fantomowe są nasze odczucia, czy pewność, którą dysponuje człowiek uzbrojony w innowacyjne gadżety też nie jest, co nieco, fantomowa? Tropem podglądacza FELIETON ULI RYCIAK Ula Ryciak www.ularyciak.bloog.pl Pisarka i scenarzystka. Autorka dwóch powieści (Taniec ptaka, 2006, Clitoris erectus, 2004) oraz wielu opowiadań i tekstów podróżniczych, publikowanych m.in. w Gazecie Wyborczej, w licznych miesięcznikach kulturalnych i portalach internetowych. Realizuje kampanie społeczne, tworzy akcje interaktywne oraz instalacje przestrzenne. Urodziła się w Warszawie, ale odczuwa przynależność do różnych miejsc na ziemi. fot. keriluamox (flickr.com) fot. z archiwum grhbluszcz.pl

Upload: gazeta-na-chmielnej

Post on 07-Mar-2016

227 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Gazeta na Chmielnej

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta na Chmielnej

EGZEMPLARZ

BEZPŁATNY

NUMER (15) WARSZAWA, NAKŁAD: STRON3/2012 MARZEC 2012 5000 EGZ. 8

www.czymogepomoc.pl STRONA 1www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.radiokolor.plwww.dtbj.pl

SponsorProjektu

Chmielna

SponsorProjektu

Chmielna

SponsorProjektu

Chmielna

PatronMedialny

G A Z E TA C H M I E L N E J I C A Ł E G O Ś R Ó D M I E Ś C I A

facebook.com/gazetanachmielnej

W TYM NUMERZE:

Kobiecy powrótdo przeszłościO żeńskiej grupie rekonstrukcji historycznej "Bluszcz"

czytaj .

Komentarz do kontrowersji wokól stołecznego Pałacu

Kultury...

więcej .

czyli zdrowe sposoby na walkę ze zbędnymi

kilogramami

więcej .

na str

na str

na str

8

3

5

Wyburzać czy nie?

Wiosna na diecie

Syndrom fantomowej pewności

Czasy, kiedy człowiek był całkiem ludzki dawno minęły. Dziś, w świecie pulsującym od innowacji, granice

pomiędzy ciałem a technologią zaczęły się zacierać. Za pomocą ultradoskonałych urządzeń możemy już

przejrzeć nasze wnętrza na ultrawylot. Niebawem zaczniemy dokonywać bezinwazyjnego wglądu w głąb

ludzkich myśli, używać przenośnych zamienników życiowej pamięci, tworzyć wirtualnych potomków,

fruwając po świecie w samooczyszczającej się odzieży…

Jednak tak zwany komfort ma swoją cenę. Opcja udoskonalonej egzystencji niesie za sobą pewne konsekwencje.

Urządzenia generują nowe nawyki. A nawyki wywołują syndromy. Te z kolei w sposób niekontrolowany

zaczynają władać naszym życiem, czyniąc je uciążliwym. Jeden z takich syndromów obserwowałam ostatnio,

siedząc w śródmiejskiej kawiarni.

Wśród nadpitych kaw, uchylonych laptopów i zaczytanych w czym popadnie oczu siedział sobie mężczyzna.

Rozparty niedbale na sofie w stylu co z tego, że tu jestem, skoro nie muszę, mierzył wzrokiem to, co akurat się

napatoczyło i dyndał jedną nogą uwieszoną na drugiej. Tkwił tak sobie, w tym dyndaniu i pozorowanym luzie,

by nie powiedzieć maskowanej nerwowości dość długo. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że

osobnik ten, raz po raz, luz swój opuszczał. Ramiona zwierał, nogi w huśtaniu powstrzymywał i sięgał gestem

nagłym jak błyskawica do kieszeni marynarki. Łowił w niej telefon, wyciągał, zerkał na niego i pakował

z powrotem.

Jak się po kilku repetycjach zorientowałam łowów nie poprzedzał żaden dźwięk ani drżenie połaci marynarki.

Na twarzy natomiast, za każdym razem, pojawiało się podobne rozczarowanie. Obserwowałam to tajemnicze

zjawisko z coraz większą uwagą. Czas mijał. Jedne laptopy się zamykały, inne uchylały. Jedni dopijali swoje

kawy, drudzy nadpijali kolejne. A człowiek rozpostarty na sofie wciąż chwytał, co jakiś czas, marynarkę

i powtarzał swój rytuał, nieświadom wyraźnie, że to robi.

Aż wreszcie, przy nastym z kolei połowie zwieńczonym rozczarowaniem nasze spojrzenia przypadkiem się

spotkały. Lekko zmieszany mężczyzna zatrzymał się w półgestu i powiedział, niby do siebie, niby do mnie.

— He… człowiek myśli, że mu wibruje, a nic mu tam wcale nie wibruje.

— Myśli pan, że to w mózgach już tak nam wibruje, że mamy poczucie… — podjęłam wątek.

— Nie, no bez przesady. Swój mózg to jeszcze mam pod kontrolą. Tak realnie to ja przypuszczam, że… Co ja

mówię, jakie przypuszczam? W sumie to jestem pewien, że mi to urządzonko w tym momencie wcale nie

wibrowało, ale sprawdzam, rozumie pani, tak po prostu, żeby się przekonać, czy miałem rację.

Oczywiście, że rozumiem. Co mam nie rozumieć? W końcu pewność to pewność. Ale czy konieczność

kontrolowania mrowienia, co do którego jesteśmy pewni, że wcale go nie ma, nie jest dowodem na obecność

Syndromu Fantomowych Wibracji? A skoro fantomowe są nasze odczucia, czy pewność, którą dysponuje

człowiek uzbrojony w innowacyjne gadżety też nie jest, co nieco, fantomowa?

Tropem podglądacza FELIETON ULI RYCIAK

Ula Ryciak

www.ularyciak.bloog.pl

Pisarka i scenarzystka. Autorka dwóch

powieści (Taniec ptaka, 2006, Clitoris

erectus, 2004) oraz wielu opowiadań

i tekstów podróżniczych,

publikowanych m.in. w Gazecie

Wyborczej, w licznych miesięcznikach

kulturalnych i portalach internetowych.

Realizuje kampanie społeczne, tworzy

akcje interaktywne oraz instalacje

przestrzenne.

Urodziła się w Warszawie, ale

odczuwa przynależność do różnych

miejsc na ziemi.

fot.

keril

uam

ox(fl

ickr

.com

)fo

t.z

arch

iwum

grhb

lusz

cz.p

l

Page 2: Gazeta na Chmielnej

3STRONAwww.czymogepomoc.pl

Justyna Nowakowska

Już po raz drugi warszawiacy, w ramach konkursu

Stołeczne—Społeczne, organizowanego przez serwis

war szawskich organizac j i pozarządowych

warszawa.ngo.pl, wybierali w stolicy miejsca, które

lubią. Miejsca sprzyjające integracji, pobudzające do

działania, przyjazne, obok których nie można przejść

obojętnie. W pierwszym etapie plebiscytu każdy mógł

zgłosić swojego kandydata. Liczba zgłoszonych miejsc,

podobnie jak w zeszłym roku, wyniosła 58. Rekordzis-

tą zgłoszeniowym został zaproponowa-

ny ponad 30 razy, ale w głosowaniu, w którym wzięło

udział ponad 5600 osób, pierwsze miejsce i 900 głosów

zdobyła

Czym Fundacja zyskała sobie popularność wśród

mieszkańców Warszawy? Z pewnością zaintere-

sowanie wzbudziły realizowane przez nią zadania,

a wśród nich spotkania czwartkowe — regularne

dyskusje na tematy polityczne i gospodarcze, w któ-

rych mogą wziąć udział wszyscy chętni. Drugie

miejsce z 864 punktami zajęło

natomiast na trzecim miejscu uplasował się

Wszystkim zwycięzcom

gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Bar Prasowy,

Fundacja Republikańska.

Centrum Nauki

Kopernik,

Dom Spotkań z Historią.

Fundacja Republikańska zwycięzcąplebiscytu Stołeczne—Społeczne

Wielka strzykawaw centrummiastaAlicja Kabata

Ma tyle samo zwolenników, co zagorzałych przeciw-

ników. Można go kochać lub nienawidzić. Jedni

robią sobie przy nim zdjęcia, inni wolą go nie

zauważać. Jedno jest jednak niezaprzeczalne. Pałac

Kultury i Nauki jest najbardziej charakterystycznym

i rozpoznawalnym budynkiem w stolicy. Dlaczego

coś, co stoi w samym centrum miasta budzi tyle

kontrowersji i o co tyle hałasu?

Dyskusja nad Pałacem rozgorzała na nowo, po

ostatniej wypowiedzi Radosława Sikorskiego, który

zadeklarował, że pożegnałby się z budynkiem raz na

zawsze. Jak przekonywał polityk, w jego miejscu powi-

nien powstać „park centralny”, który stałby się miej-

scem wypoczynku i rekreacji mieszkańców Warszawy.

Zacznijmy jednak od początku, tam gdzie tak na-

prawdę zaczynały się pytania i mnożyły wątpliwości.

W 2012 roku mija dokładnie 60 lat, od kiedy

zaczęto trzyletnią budowę Pałacu. Prezent dla Polski

od Związku Radzieckiego, który musieliśmy przyjąć

nosił początkowo nazwę Pałacu Kultury i Nauki im.

Józefa Stalina. Tu narodził się już pierwszy problem.

Nie ma się co dziwić, że nie wszystkich taki podarunek

ucieszył. Po wielu latach, niejednemu Polakowi pałac

wcale nie kojarzy się z wizytówką Warszawy, a raczej

z pomnikiem Stalina w centrum miasta. Tak jak

kilkadziesiąt lat temu było to koniecznością, tak stało

się nią też dla współczesnych.

Architekt Lew Rudniew, który zaprojektował 160

metrowy pałac mówił: Doszliśmy do wniosku, że

projekt ten winien mieć na celu stworzenie jedno-

rodnego obrazu, obrazu piękna, który by się łączył

w jedną całość architektoniczną i stanowił łączność ze

starą Warszawą. O gustach się nie dyskutuje, ale ciężko

jest nie wspomnieć o estetyce, mówiąc o PKiN. Jedni

mówią na niego „wielka strzykawka” inni określają go

mianem „tortu”, jeszcze inni nazywają go „rakietą

Stalina”. Wszystkie określenia dotyczą tego monu-

mentalnego 42 piętrowego budynku, który w 2007

roku został wpisany do rejestru zabytków przez Macie-

ja Czeredysa, zastępcę mazowieckiego konserwatora

zabytków. Od tego momentu plany wyburzenia stały

się znacznie bardziej utrudnione, jak nie całkowicie

nierealne.

Wątpliwości jakie wzbudza budowla to jedno, a to

jaką obecnie pełni funkcję to drugie. Kilkadziesiąt

pięter zagospodarowanych jest przez muzea, kina,

teatry, placówki edukacyjne i inne instytucje kultu-

ralne. Młodzi coraz częściej patrzą na monument nie

przez pryzmat historii lecz teraźniejszości, dos-

trzegając możliwości jakie niesie z sobą wielka po-

wierzchnia w centrum miasta, cała wypełniona

kulturą.

Skoro plany zburzenia Pałacu Kultury i Nauki są

w zasadzie niewykonalne, to wszystkim przeciw-

nikom zostaje pogodzić się z jego istnieniem i mieć

nadzieję, że w przyszłości, otoczony wieżowcami

stanie się mniej zauważalny. Zwolennicy zaś nadal

będą podziwiać ten wybitny, jak twierdzą, przykład

architektury socrealizmu i z zachwytem przyglądać się

jego kolejnym oświetleniowym odsłonom.

Pałac Kultury i Nauki

fot.Maciej Margas(fotomiastikon.pl)

Makieta i skład: www.minuta8.pl2 STRONA

NUMER 15 / MARZEC 2012

Wiosna zawitałado kina!DA

W kinie Atlantic zakończyła się gorąca zima — pełna

filmowych premier, spotkań, dyskusji. Czas wobec

tego na wiosnę, która dla kinomanów będzie nie

mniej interesująca. Wprowadzi nas w nią między

innymi rozśpiewana Urszula Dudziak. Co jeszcze

czeka nas w marcu?

Od stycznia 2012 kino Atlantic proponuje nam

drugą edycję znakomitych spotkań zatytułowanych

Otwarte na Kino Atlantic. W ramach tego cyklu

możemy zapoznać się nie tylko filmem, ale także

z literaturą i muzyką. 19 marca o godzinie 19.00

publiczność będzie miała okazję spotkać się ze znaną

na całym świecie wokalistką Urszulą Dudziak, która

wydała niedawno książkę „Wyśpiewam wam wszy-

stko”. To zapis jej wspomnień i całego życia, które

obfitowało w wiele sukcesów, zawirowań i niezwyk-

łych historii.

W cyklu Najmniejsze Projekcje Świata 17 marca

kino Atlantic zaprasza na film "Hans Kloss. Stawka

większa niż śmierć". Gośćmi wydarzenia będą Stani-

sław Mikulski oraz Patryk Vega. Po projekcji dziesięć

osób będzie mogło spotkać się z twórcami w restauracji

Sioux, gdzie szef kuchni przygotuje poczęstunek. Aby

uczestniczyć w Najmniejszych Projekcjach Świata,

należy wysłać SMS-a o treści "kino" na numer 72480

(cena 2,44 zł brutto). To wyjątkowa propozycja dla

wszystkich miłośników kina.

Wszystkich zainteresowanych szczegółami

omawianych wydarzeń zapraszamy na stronę

, gdzie można śledzić terminy

spotkań i projekcji. Zapraszamy!

www.kinoatlantic.pl

Budowa metraTymon

Budowa metra w Warszawie trwa. I choć wszyscy warszawiacy zaglądają z cieka-

wością przez szpary w zielonych płotach — niewiele można zobaczyć. A co dzieje

się na budowie metra?

Metro budowane jest w ścisłym centrum Warszawy. Dlatego budowniczy metra

przebudować muszą w pierwszej kolejności ponad 76 km sieci energetycznej, po 5 km

kanalizacji i instalacji gazowej oraz 3 km sieci ciepłowniczej. A wszystko w taki

sposób, żeby nie odciąć mieszkańców od wody, prądu i ogrzewania. Gdy już to zrobią

na poszczególnych budowanych stacjach, mogą zabrać się do budowy ścian stacji i

wybierania ziemi z wykopu. Na części stacji widać już ogromną dziurę na kolejnych

poziomach. Niestety przy Marszałkowskiej takiego efektu nie widać, ale niedługo to

się już zmieni. O szczegółach będziemy informować w kolejnym numerze Gazety na

Chmielnej.

Dwie osoby, które jako pierwsze odpowiedzą na

pytanie konkursowe otrzymają na

dowolny wybrany seans w Kinie Atlantic.

Pytanie konkursowe brzmi:

Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail: [email protected]

podwójne bilety

Projekcja jakiego filmu odbyła się w ramach

cyklu "Najmniejsze projekcje świata" 4 lutego w kinie Atlantic?

UWAGA! KONKURS

gwara-warszawska.waw.pl

www.facebook.com/gwarawarszawska

Klawo jest

Słowniczek:

AbsztyfikantArbuzBajzelBrowarBryleBuchnąć w mankietChawira

– starający się, chłopak– głowa– bałagan

– piwo– okulary

– pocałować w rękę– mieszkanie

WARSZAWSKI FOTOBLOG

W ramach projektu Fotomiastikon

pasjonaci fotografii publikują zdjęcia Waszawy

w serwisie

Najlepsze z nich można obejrzeć w Galerii

Jabłkowskich w podwórzu przy Chmielnej 21.

www.fotomiastikon.pl

fot. Bartosz WróblewskiPo przekątnej

Page 3: Gazeta na Chmielnej

5STRONAwww.czymogepomoc.pl

ZDROWIE:

Dieta-cud?W telewizji, w prasie, w Internecie i na ulicach mamy

okazję oglądać piękne, szczęśliwe kobiety, którym

zazdrościmy wymiarów, wagi i figury. Następuje

chwila konsternacji i porównania, dochodzimy do

wniosku, że tu nas za dużo, a tam za mało i najlepiej

byłoby zrzucić ten balast kilku kilogramów. Jak? Jak

najszybciej. Poszukujemy diety, na której nie będzie-

my głodne, nie będziemy musiały ćwiczyć i schud-

niemy w jak najkrótszym czasie jak najwięcej

kilogramów. Jednym słowem poszukujemy więc

diety-cud. Czy takie diety są jednak skuteczne?

Dietetycy na samo słowo „dieta cud” reagują

podobnie: kiwają z dezaprobatą głową mówiąc głośne

i stanowcze „nie”. W Internecie, poradnikach, kolo-

rowej prasie aż roi się od przepisów na „szybkie

i trwałe schudnięcie bez efektu JOJO”. Różnego

rodzaju diety: kapuściane, norweskie, kopenhaskie,

monoskładnikowe czy głodówki mają przynieść

spektakularne efekty w czasie tygodnia bądź dwóch.

Zwykle polegają one na znacznym ograniczeniu nie-

zbędnych do normalnego i prawidłowego funkcjo-

nowania składników odżywczych. Owszem, następuje

spadek wagi, jednak zwykle dieta taka kończy się

powrotem kilogramów, nierzadko z nawiązką.

Dieta cud polega głównie na znacznym ograniczeniu

kalorii, różnorodności spożywanych posiłków oraz

odpowiednim doborze składników odżywczych,

których brak lub nadmiar może prowadzić do

poważnych powikłań i konsekwencji. Często dieta

połączona jest także ze wzmożonym treningiem

i aktywnością fizyczną, zaś sam bilans energii znacznie

przekracza dopuszczaną normę. Zwykle zapotrze-

bowanie kaloryczne można określić na podstawie płci,

wieku oraz stylu życia czy wykonywanej pracy i wysił-

ku fizycznego w ciągu całego dnia. Zbilansowana

i prawidłowa dieta polega na zmniejszeniu całego

bilansu energetycznego o 200—300 kcal dbając

jednocześnie o dostarczanie do organizmu niezbęd-

nych substancji odżywczych w sugerowanych przez

dietetyka ilościach. Dietetycy zgodnie twierdzą, że

optymalne i najbardziej korzystne odchudzanie to

tracenie około 0, 5— 1 kg na tydzień. Chudnięcie w ta-

kim tempie nie wpływa destrukcyjnie na nasze zdro-

wie, wygląd czy samopoczucie oraz, co najważniejsze,

nie powoduje efektu JOJO.

Większość Polek przyznaje się, że nie mają

dostatecznie silnej woli oraz odpowiedniej motywacji,

dzięki którym raz na zawsze mogłyby stracić zbędne

kilogramy. Jako przyczynę otyłości i nadwagi ponad

30% ankietowanych wskazuje słodycze, 27% brak

aktywności fizycznej, 26% podjadanie, zaś niewiele

ponad 20% jako główny problem swojej wagi wskazuje

nieregularne jedzenie. Stosując cudowne diety opie-

ramy się często na sukcesach innych — „bo moja zna-

joma na tej diecie schudła 15 kg w miesiąc”. I tu

popełniamy zasadniczy błąd. Każdy z nas jest inny,

posiadamy różny metabolizm, zapotrzebowanie na

kalorie, prowadzimy różnorodny tryb życia, różnimy

się wiekiem, wagą wyjściową oraz tendencjami. To, że

na kogoś poszczególna dieta zadziałała, nie znaczy

wcale, że my sami osiągniemy takie same efekty.

W wyniku stosowania cudownych diet, takich jak

owocowe, kopenhaskie czy nawet głodówki, w orga-

nizmie występują poważne niedobory składników —

magnezu, fosforu, selenu, potasu czy żelaza. Stosujący

radykalne diety często odwadniają się, co powoduje

zaburzenia gospodarki wodnej i elektrolitowej. Te

zaburzenia i zachwiania wpływają bezpośrednio na

nasze samopoczucie, zdrowie i wygląd. Skóra staje się

poszarzała i wiotka, włosy matowe i bez blasku, a my

sami opadamy z sił, nie mamy dobrego nastroju,

odczuwamy niczym nieuzasadniony niepokój, bez-

silność, ospałość i zmęczenie. Niestety niewiele osób

zdaje sobie sprawę, że organizm podczas niedoboru

składników odżywczych najpierw spala mięśnie

szkieletowe, a także tkankę organów takich jak nerki,

serce, śledziona czy wątroba. Dopiero w późniejszym

stadium organizm spala tkankę tłuszczową. Podczas

powrotu do poprzednich nawyków żywieniowych

tkanka tłuszczowa zastępuje miejsce spalonych mięśni.

Tu błędne koło się zamyka. Oczywiście stosowanie

cudownych diet wpływa destrukcyjnie także na kon-

centrację, pamięć, a nawet popęd seksualny i potencję

u mężczyzn, a często zapoczątkowuje także choroby

zaburzenia odżywania takie jak anoreksja czy bulimia.

Efekt JOJO jest niepożądanym następstwem źle

przeprowadzonej kuracji odchudzającej. Pod tym poję-

ciem rozumiemy szybki powrót straconych kilogra-

mów po zmianie nawyków żywieniowych. Dlaczego

tak się dzieje? Na skutek znacznego ograniczenia kalo-

rii i składników odżywczych dajemy organizmowi

sygnał, że znajdujemy się w „okresie głodu”. Aby

przetrwać obniża on zapotrzebowanie energii do mini-

mum, które związane jest z oddychaniem, mówieniem,

biciem serca, wydalaniem, etc. Słabnie metabolizm, nie

chudniemy tak szybko, jak na początku diety, pomimo

że racje żywieniowe nadal maleją. Kiedy osiągniemy

upragnioną wagę, czujemy się wspaniale, możemy

założyć spodnie w mniejszym rozmiarze, bez skrępo-

wania pokazać się w bikini na plaży oraz nie musimy

się wstydzić swojego odbicia w lustrze. Jesteśmy po-

dziwiani przez znajomych, spoczywamy na laurach

i wracamy do poprzednich nawyków żywieniowych

zwiększając znacznie liczbę spożywanych kalorii.

Organizm zaczyna też odkładać i przechowywać war-

tości odżywcze na przypadek kolejnego głodu. Przy-

zwyczajony do poprzedniej sytuacji i sposobu żywie-

nia, nie potrzebuje aż takiej ilości kalorii, dlatego

odkłada je, jako tkankę tłuszczową. Waga wraca szyb-

ko, coraz ciężej ją zgubić. Podczas diety cud spalamy

jedynie masę mięśniową oraz wodę, kilogramy wra-

cają jedynie, jako tkanka tłuszczowa, której znacznie

trudniej się pozbyć.

Wiele kobiet utożsamia dietę z reżimem, brakiem przy-

jemności, istną katorgą, dlatego pragnie mieć to za sobą

jak najszybciej sięgając po cudowne diety. Takie podej-

ście nie wróży osiągnięcia sukcesu. Zapominamy, że

głównymi zasadami diety są przede wszystkim syste-

matyczne posiłki w równych odstępach czasowych

w mniejszych porcjach. Ostatnią potrawę zjedzmy

przed godziną 19, pijmy 2 litry wody dziennie, dołącz-

my lekki wysiłek fizyczny. Te zmiany pozwolą nam

zdrowo i trwale zrzucić nadprogramowe kilogramy.

Ważne jest ograniczenie kaloryczności, tłuszczy zwie-

rzęcych, słodyczy. Niektóre produkty możemy zastę-

pować mniej kalorycznymi zamiennikami: np. trady-

cyjne białe pieczywo razowym lub jeść brązowy ryż

zamiast makaronów. W Internecie można znaleźć tabe-

le kaloryczne, składniki odżywcze poszczególnych

produktów żywnościowych oraz gotowych przepisów

kulinarnych, dzięki którym stworzysz smaczny i nis-

kokaloryczny posiłek. Dieta może być wspaniałą zaba-

wą i przygodą, podczas której towarzyszyć Ci mogą

najbliżsi i rodzina. Do tego dołóżmy aktywne spędza-

nie czasu — wybierzmy się na wycieczkę rowerową,

spacer z psem bądź zdecydujmy na korzystanie ze

schodów zamiast windy. Warto dwa razy w tygodniu

poświęcić przynajmniej godzinę czasu na basen, siłow-

nię lub aerobik. Nie tylko poczujesz się lepiej, ale także

będziesz wyglądać młodziej, czuć się atrakcyjniej oraz

znacznie poprawisz sprężystość i kondycję swojego

ciała jednocześnie je wysmuklając.

Kilogram na tydzień

Umiar, woda, sport

Korzyści, pomimo że

zadowalające są krótko-

trwałe i destrukcyjne dla

zdrowia, wyglądu

i samopoczucia.

Dokończenie na str. 6

R E

K

L

A

M

A

R E

K

L

A

M

A

Na bezrybiu

Marcin Wojtasik trzyposilkidziennie.blogspot.com

Bezrybie, tak do niedawna wyglądały okolice

Chmielnej. Zdarzało się, że dostawałem od redakcji

sugestie, żeby opisać jakąś restaurację rybną i za

każdym razem musiałem z żalem stwierdzić, że

w interesującym nas rejonie takiej nie ma, a w całej

Warszawie jest ich garstka. Chyba mało kogo

interesuje dogłębna analiza przyczyn takiego stanu

rzeczy, choć nie są one wcale takie znowu oczywiste.

Dużo ważniejsze jest, że stan ten uległ zmianie za

sprawą pojawienia się na Nowym Świecie miejsca

jakże oryginalnie nazwanego Top Fish Bistro&Mar-

ket, które pomijając banalną nazwę zasługuje na sa-

me pochwały. Oto one.

Market czyli sklep rybny

Bistro

Miejsce to jest połączeniem restauracji i sklepu

rybnego. Jednak bez obaw, wnętrze pachnie całkowicie

neutralnie, a asortyment znajduje się w ciągnących się

wzdłuż całego lokalu ladach chłodniczych. W kolej-

ności licząc od wejścia rozmieszczone są w nich ryby

świeże, wędzone i rybna garmażerka. Gatunki to abso-

lutna klasyka, żadnej pangi czy tilapii. Jest za to łosoś,

dorsz, sum, pstrąg oraz olbrzymi jesiotr. Te same

gatunki występują w formie uwędzonej w towarzy-

stwie evergreenów polskiej wędzarni takich jak

sielawa czy węgorz. Pochodzą ponoć z renomowanej

wędzarni w Sulejówku. Mogę tylko stwierdzić, że to

zasłużona renoma. Między światem ryb surowych

i wędzonych zobaczyć można wielki płat ogniwa poś-

redniego między tymi dwoma stanami czyli norweski

gravlax z surowego łososia marynowanego w soli

i koperku (figuruje także w menu bistro). Zamknięciem

tej smakowitej kolekcji jest kilka rodzajów śledzi.

Menu w stylu bistro to jest coś, co lubię. Krótka karta,

wypisana zresztą na tablicy na ścianie: wybór przys-

tawek i zup oraz kilka wyrazistych dań głównych plus

dwa—trzy desery. Zupy rybne mogą trochę rozcza-

rować kogoś, kto spodziewa się pełnego dania eintopf.

Są to zupy w rozumieniu polskim — otwierający ele-

ment trzydaniowego obiadu. Dostajemy zatem za

8—9 zł po prostu talerz zupy: krem ziemniaczany

z chrzanem i wędzonym łososiem, lekko pikantną

zupę chorwacką, rosyjską soliankę i parę innych.

Generalnie przegląd zup rybnych świata na dobry

początek, przed konfrontacją z naprawdę mocnymi

elementami menu.

Na początek absolutny hicior. Pierożki z farszem

rybno-krewetkowym za 19 zł są po prostu obłędne,

dawno nic tak dobrego nie jadłem, farsz jest zwięzły

i delikatny, a cytrynowo maślany sos idealnie z nim

współgra. Danie flagowe tego lokalu, zdecydowanie

trzeba spróbować. Następnie tatar z łososia za 12 zł,

świetny głównie z uwagi na świeżość i jakość ryby.

I wreszcie duszony sum w sosie chrzanowym z kaszą

i buraczkami za 32 zł. Odważna fuzja. W tym towarzy-

stwie można się spodziewać raczej gotowanej

wołowiny albo ozorka, a tu kawał suma. Słyszałem też

dobre opinie o Top Fisherze — rybnym burgerze, ale

niestety, gdy chciałem spróbować, to go nie było, choć

był i w karcie, i wypisany na tablicy (za co mały

minusik).

Wszystko tu nie tylko dobrze smakuje, ale też

wygląda. Każde z dań jest podane bardzo estetycznie

— z chorwackiej zupy wystaje muszla małża, a pie-

rożki rybne oprócz sosu są efektownie skropione

intensywnie zieloną oliwą bazyliową.

Mamy zatem doskonałą relację jakości do ceny, do

tego przyjemny wystrój, bardzo miłą obsługę, szeroki

wybór alkoholi. Takie połączenie plus lokalizacja to

przyjemny ewenement. Czasem mam wrażenie że

większość lokali na Nowym Świecie jest nastawiona

klimatem i cenami na turystów. Top Fish w obu tych

kategoriach jest wyraźnie nastawiony na warsza-

wiaków.

Z łososia trzeba pincetą powyjmować ości

i podzielić na dwa filety pozostawiając na nich

skórę. Ryby skrapia się wódką i grubo smaruje

z obu stron mieszanką soli, cukru i pieprzu.

Na każdym filecie trzeba położyć cały, niepo-

siekany pęczek kopru i owinąć każdy szczel-

nie folią spożywczą pozostawiając tylko na

dole ujście dla soków, które będą wyciekały

z ryby. Następnie należy ścisnąć filety między

dwiema deseczkami, które trzeba umieścić

pod kątem, żeby sok mógł wyciekać. Górną

deseczkę trzeba czymś obciążyć. Zrobiłem do

tego w lodówce przemyślną konstrukcję. Tak

ułożona ryba powinna spędzić w lodowce

minimum 12 godzin, a najlepiej dwa trzy dni

(lecz nie dłużej). Przed podaniem trzeba

usunąć gałązki kopru i nierozpuszczoną sól

i cukier.

Następnie ostrym nożem kroi się ją na bardzo

cienkie pasterki i podaje z sosem musztar-

dowym i chrupkim pieczywem albo pumper-

niklem oraz różnymi innymi dodatkami jak

kapary, pikle czy sałaty. Bardzo dobry gotowy

sos musztardowy do łososia można kupić

w delikatesach Ikei, a jak ktoś nie ma pod ręką

Ikei, to wystarczy zmiksować trzy łyżki

musztardy z łyżką białego octu winnego,

dwiema łyżkami miodu, trzema łyżkami

drobno posiekanego kopru i trzema łyżkami

oliwy.ul. Nowy Świat 54/56,

tel. 22 692 41 11,

GRAVLAX

Składniki:

www.topfishbistro.pl

Dla naszych czytelników mamy mały bonus

w postaci przepisu na gravlax.

na 1 kg filetu z surowego łososia ze skórą,

2 pęczki kopru,

4 łyżki cukru,

2 łyżki grubej soli,

2 łyżeczki grubo zmielonego białego pieprzu,

1 kieliszek wódki

Smacznego!

Gravlax lub Gravad lax

w wolnym tłumaczeniu

znaczy „zagrzebana

ryba”. To stara technika

konserwowania ryb

w okresie obfitości na

łowiskach.

Makieta i skład: www.minuta8.pl4 STRONA

W poszukiwaniusmaku

RECENZJA KULINARNA

NUMER 15 / MARZEC 2012

Top FishBistro & Market

źródło: topfishbistro.pl

Page 4: Gazeta na Chmielnej

7STRONAwww.czymogepomoc.pl

REDAKCJA:

Adres redakcji:

Redaktor naczelny: Sekretarz redakcji:

Promocja/reklama:

Wydawca: ISSN 2083-2524, Nakład: 5000 egz.

00-021 Warszawa, ul. Chmielna 21 lok. 22 B,

Marta Jabłkowska, Piotr Jędrzejczyk, [email protected],

Joanna Szymczuk 508 274 015, Joanna Protasiuk 669 438 437,

Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,

Perław podwórku

Ryszard Mączewski

Post scriptum:

pawilon restauracyjny jest jednym z obiektów

zdobiących kalendarz wydany przez Fundację

„Warszawa1939.pl” na rok 2012: więcej na stronie

www.warszawa1939.pl;

więcej na temat wybitnej postaci, jaką był Seweryn

Smulikowski (syn) na stronach Muzeum Narodowego:

http://www.kolekcjonerzy.mnw.art.pl/smolikowski.html

Prawdopodobnie tylko warszawiacy interesujący się

historią swojego miasta oraz najbliżsi sąsiedzi wie-

dzą, że w podwórku kamienicy przy Chmielnej 5

znajduje się przepiękny budynek, zaprojektowany

na dodatek przez wybitnego architekta — Stefana

Szyllera.

Jeszcze w 1852 r., o czym możemy się przekonać

przeglądając

sporządzoną przez H. Świątkowskiego, posesja przy

ul. Chmielnej 5 stanowiła część większej działki,

ciągnącej się od Nowego Światu wzdłuż Chmielnej.

Została wydzielona w końcu lat 50-tych XIX w. i wkrót-

ce stanęła na niej kamienica, frontem zwrócona do

ulicy Chmielnej. Inwestorem był Seweryn Smulikow-

ski (ojciec), a autorem projektu Piotr Frydrych, który

karierę budowniczego rozpoczynał jeszcze pod okiem

Antonio Corazziego przy budowie Teatru Wielkiego.

W późniejszych latach kamienica mieściła hotel,

który mimo pompatycznej nazwy „Grand Hotel

Garni”, wcale nie był hotelem wielkim, ani też spec-

jalnie ekskluzywnym. Przystępnymi cenami przy-

ciągał raczej niezamożnych gości z prowincji —

w przewodniku po Warszawie z 1923 r. jest on

określony jako „trzeciorzędny”, zaś w przewodniku

z 1937 r. jako „skromniejszy”. Hotel posiadał 73 pokoje

— ceny w tego rodzaju hotelach w latach 30-tych

kształtowały się w przedziale od 4 do 18 złotych za

pokój pojedynczy i od 6 do 27 za pokój podwójny. Dla

porównania — w Hotelu Europejskim trzeba było

zapłacić od 8 do 35 złotych za pokój pojedynczy i od 14

do 100 za pokój podwójny.

Wróćmy jednak do naszej tytułowej

Budynek powstał z inicjatywy Seweryna

Smolikowskiego (syna) w latach 1894-95 jako pawilon

restauracyjny hotelu według projektu Stefana Szyllera.

Pawilon otrzymał bogato zdobioną neorenesansową

elewację, na której znalazły się alegorie autorstwa

Hipolita Marczewskiego przedstawiające Żniwo,

Rybołówstwo, Myślistwo i Winobranie. W suterenach

mieściły się kuchnie, na parterze i piętrze sale

restauracyjne.

Niestety zarówno hotel Grand (bo pod taką nazwą

działał w okresie międzywojennym), jak i jego pawilon

restauracyjny zastały poważnie zniszczone w czasie

Powstania Warszawskiego. W notatkach inwentary-

zacyjnych Biura Odbudowy Stolicy sporządzonych

w 1946 r. można przeczytać zalecenie: „doszczętnie

wypal.[one], nie nadaje się do odbudowy". Na

szczęście zarówno frontowa kamienica, jak i pawilon

zostały odbudowane, aczkolwiek pawilon restau-

racyjny został wkomponowany w mury nowej,

wyższej oficyny, przez co stracił wiele ze swojego

uroku. Mimo tego, w mowie potocznej, obiekt został

podniesiony do rangi pałacyku, który stał się siedzibą

Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, oraz w latach

1968-75 siedzibą kabaretu Pod Egidą.

Obecnie pawilon vel pałacyk stoi od kilku lat

opuszczony i zaniedbany. Smutny widok przedstawia

szczerbata balustrada oraz zdewastowane schody,

odpadający tynk wokół okien, brudne rzeźby zdobiące

elewację i zakratowane na stałe porte-fen tre na

parterze. Nie tylko pawilon czeka na remont, kamie-

nica frontowa od strony podwórka jest całkowicie

pozbawiona zdobień elewacji i „straszy" gołą cegłą, co

w konsekwencji powoduje, że podwórko kamienicy

przy Chmielnej 5 sprawia wrażenie zaniedbanego

i niebezpiecznego.

Taryfę domów miasta Warszawy i Pragi

perły w pod-

wórku.

Pawilon restauracyjnyGrand Hotelu Garni1902 rok

źródło:Зодчий (Zodčij), 1902

wiesz, że...Czy

MIEJSKIE CIEKAWOSTKI

Przy budowie centralnego

odcinka II linii metra trzeba

było przebudować ponad

80 km instalacji podziemnych?

Makieta i skład: www.minuta8.pl6 STRONA

ProjektOrwellskywybudzi cięze snu!Danuta Awolusi www.ksiazkizbojeckie.blox.pl

Światem rządzą pozory. Polityka, Kościół, historia,

układy… To wszystko, choć jest nam tak bliskie, sta-

nowi tajemnicę, której poznanie może zagrozić życiu.

Nigdy nie wiesz, co dzieje się za zamkniętymi

drzwiami papieskiego gabinetu. Nigdy nie wiesz, czy

podręczniki szkolne piszą prawdę o historii, czy to, co

wpajano ci przez lata ma jakikolwiek sens…

Taki dreszcz emocji i ekscytujący smak akcji za-

pewnia znakomita powieść z gatunku political fiction

„Kod władzy” autorstwa Victora Orwellsky’ego. Oto

na polskim rynku pojawia się człowiek bez twarzy,

anonimowy twórca rozpisujący się o spisku światowej

polityki, Kościoła, o faktach z drugiej wojny światowej,

które mrożą krew w żyłach. Victor Orwellsky nie tylko

nie ujawnia swojej prawdziwej tożsamości. Nie poka-

zuje także twarzy, a nawet nie pozwala usłyszeć swo-

jego głosu. Nie pojawia się na licznych spotkaniach

prasowych i autorskich, istnieje jako postać fikcyjna, bo

jak sam twierdzi — przekazuje w swojej powieści zbyt

wiele informacji, by być spokojnym o życie. To rozpala

wyobraźnię i apetyt czytelników, którzy zafascyno-

wani są Orwellskym i jego książką.

„Kod władzy” opowiada historię dwójki niemiec-

kich dziennikarzy oraz księdza pracującego dla Waty-

kanu, którzy wpadają na trop szokującego spisku,

mającego między innymi zniszczyć pozycję Kościoła

w Europie i… zaszkodzić Polsce. Powieść wyróżnia nie

tylko tematyka, niespotykana na rodzimym rynku

wydawniczym, ale także spora dawka wiedzy histo-

rycznej, która bardzo umiejętnie skleja fakty i daje nam

nieodparte wrażenia autentyczności fabuły. Czytelnik

sam już nie wie, czy wierzyć Orwellsky’emu, czy też

nie, a każda kolejna teoria wzbudza coraz większe

zdziwienie. Pisarz potrafi rozpalić wyobraźnię odbior-

cy oraz zachęcić go do podążania śladem swojej

wyobraźni. Akcja książki zostaje ucięta w najciekaw-

szym momencie. Pozostaje więc jedynie czekać na

kontynuację, która ukaże się już w tym roku. Powieść

„Tajemnica czternastej bramy” zapowiada się jeszcze

ciekawiej!

Projekt Orwellsky, bo tak można nazwać serię

książek, która ukaże się pod tym pseudonimem, to nie

tylko znakomita literatura akcji. To także szereg spot-

kań, dyskusji i kontrowersji, które każą nam

zastanowić się nad polityczno-społecznym obliczem

świata. Czy oto uchyla się przed nami prawda o tym,

kto dzierży realną władzę na świecie…? Czekamy na

więcej!

Dieta-cud?

Dokończenie ze str. 5

Dietetycy na samo słowo

„dieta cud” reagują

podobnie: kiwają z deza-

probatą głową mówiąc

głośne i stanowcze „nie”.

Marzące o schudnięciu osoby często dają się

zwieść obietnicom reklam i sloganów reklamowych

o łatwym i szybkim schudnięciu bez wyrzeczeń —

dzięki zastosowaniu suplementów diety w postaci tab-

letek czy pigułek. Czy są one jednak skuteczne? Nie

możemy traktować tych specyfików jak cudownego

przepisu na zgubienie kilogramów. Mogą one dać

efekty jedynie w połączeniu ze zbilansowaną dietą

i aktywnością fizyczną, zmniejszając łaknienie czy

wspomagając spalanie tłuszczu. Nigdy nie należy ich

traktować, jako złoty środek na szybkie i skuteczne

schudnięcie.

— Och, przepraszam pana!

— Nie, nie, to ja

przepraszam. Zagapiłem się,

bo wie pan, szukam tu mojej

żony.

— Ach tak? Ja też szukam

swojej żony. A jak pańska

żona wygląda?

— Wysoka, włosy płomienny

kasztan, ścięte na okrągło...

Doskonałe nogi, jędrne

pośladki, duży biust. Była

w spódniczce mini i bluzeczce

z pięknym dekoltem.

A pańska?

— Nieważne!

Szukajmy pańskiej!

Dwóch mężczyzn wpada na

siebie na Chmielnej:

Czytelnia

NUMER 15 / MARZEC 2012

Victor Orwellsky:“Kod Władzy”

Ześmiechem

nie ma

żartów! (cyt. Mikołaj Gogol)

Page 5: Gazeta na Chmielnej

Makieta i skład: www.minuta8.pl8 STRONA

NUMER 15 / MARZEC 2012

R E

K

L

A

M

A

R E

K

L

A

M

A

Kobiecy powrótdo przeszłościAgata Olczak

Odtwarzanie wydarzeń z przeszłości ma swoją długą

historię. Obecnie istnieje wiele grup przedstawia-

jących działania militarne, które miały miejsce

w Polsce podczas wojen. Wojna kojarzy się z mun-

durami, bronią i walczącymi na śmierć i życie męż-

czyznami. A kiedy chłopcy biegają z karabinami

i rekonstruują bitwy… No właśnie, gdzie w tym

wszystkim są kobiety?

Dlaczego zabawy w odtwarzanie historii utożsa-

miamy wyłącznie z mężczyznami? Czy podczas I i II

Wojny Światowej nie było kobiet? Były! A o ich obec-

ności starają się przypomnieć członkinie GRH

„Bluszcz”. Pod nazwą Grupa Rekonstrukcji Historycz-

nych „Bluszcz” kryje się 10 kobiet, które postawiły

sobie za cel pokazanie losów cywili w okresie między-

wojennym.

Nazwa grupy wzięła się od czasopisma dla kobiet,

które ukazywało się w latach 1865—1939. Głównym

elementem działań dziewczyn z GRH „Bluszcz” jest

rekonstrukcja strojów cywilnych z okresu I Wojny

Światowej, dwudziestolecia międzywojennego oraz II

Wojny Światowej. Tworzą również sekcję BDM i służb

pomocniczych Wermahtu, a część z nich zajmuje się

również rekonstrukcją Armii Czerwonej.

Skąd ten pomysł? Jak same mówią:

Są pierwszą grupą żeńską w Polsce zajmującą

się rekonstrukcjami historycznymi, a motorem napę-

dzającym ich hobby jest chęć wprowadzenia w to

kobiecego akcentu. Informacje na temat mody czy

makijażu czerpią z obserwacji starych zdjęć, publikacji

polskich i zagranicznych. Kreacje szyje krawcowa

współpracująca z grupą, która wiernie odtwarza

kostiumy na podstawie fotografii. Dziewczyny zapy-

tane o to, co mogłyby poradzić kobietom, które

chciałyby się stylizować na tamte lata, odpowiadają:

„Szukać w lumpeksach!”.

Trendy panujące na początku XX wieku miały bardzo

duży wpływ na historię mody. Doprowadziły do pew-

nego rodzaju wyzwolenia kobiet i umożliwiły eks-

ponowanie kobiecego piękna. Ponieważ droga do

ideału była długa, warto przypomnieć jej najważ-

niejsze etapy.

Moda lat 20. XX wieku to lawirowanie między

damą a chłopczycą. Charakterystyczne dla tego okresu

były fale na włosach, małe kapelusiki, bądź błyszczące

opaski. Do tego smutny makijaż, ciemne usta i kom-

pletna ignorancja wobec kobiecych kształtów, bez

podkreślania talii i bioder. I choć modę w tamtym

okresie kreowała sama Coco Chanel, to i tak większość

kobiet sprawiała wrażenie współczesnych chłopczyc.

Lata 30. okazały się powrotem do delikatności

i kobiecości. Emancypacja kobiecego stylu objawiała

się pojawieniem przeźroczystości i koronek. Wśród

kolorów królował pudrowy róż, w kroju ubrań poja-

wiła się podkreślona talia. Makijaż oczu nadal pozostał

przyćmiony i tajemniczy, jeszcze mocniej natomiast

eksponowano usta. Modne stały się dłuższe włosy, jaś-

niejszego koloru. Im więcej loków tym lepiej – triumfy

święciła “trwała”.

Moda lat 40. to nic innego jak oszczędne rozwiązania,

czyli „coś z niczego”. Łączenie różnych materiałów,

starych ubrań, mundurów czy przerabianie męskich

koszul na bluzki było ówcześnie jedynym rozwią-

zaniem dla kobiet chcących wyglądać modnie. Istotne

były fryzury, głównie upinanie loków w przeróżnych

konfiguracjach. Panował szał na buty oficerki, spód-

nice w kratę oraz kostiumy w pepitkę. Swoje pięć

minut w USA miały nylonowe pończochy, które na

terenie Europy były zręcznie podrabiane przez kobiety

domalowujące na nich szew.

Moda z tamtych lat była niezwykle burzliwa

i zmieniała się jak w kalejdoskopie. Na świecie królo-

wała Coco Chanel, Christian Dior, Edward Molyneux

i inni wybitni projektanci. Nic więc dziwnego, że tak

chętnie współczesne kobiety próbują wrócić do stylu

z tamtych lat.

Kobiecy akcent

Lata dwudzieste, lata trzydzieste Domalowany szew

„Pomysł wziął

się z pasji i chęci odtwarzania mody z lat 20., 30. i 40. XX

wieku”.

Dziewczyny z GRH Bluszcz biorą udział w rekon-

strukcjach i stylizowanych pokazach mody na terenie

całej Polski od 2008 roku. Grupa chciałaby w przy-

szłości rozszerzyć skład. Osoby chętne do współpracy

i zainteresowane poznawaniem historii mody, życia

codziennego oraz kultury lat 20., 30. i 40. więcej

informacji znajdą na stronie internetowej grupy

www.grhbluszcz.pl

fot.

z archiwumgrhbluszcz.pl