na powiślu - srodmiescie.warszawa.pl · pani romany szyszko-budyckiej bohaterka mojego reportażu...
TRANSCRIPT
Na Powiślu
Kwartalnik Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddziału Powiśle
Nowa „Buda na Powiślu”
Przed stu laty wybudowano przy Wybrzeżu Kościuszkowskim budynek dla Szkoły Sztuk Pięknych.
Obecnie, w celu poprawienia warunków lokalowych mieszczącej się tam Akademii Sztuk Pięknych,
dobudowano modernistyczne skrzydło, gdzie umieszczono kilka wydziałów, tj. Rzeźby, Sztuki Mediów
i Scenografii, Zarządzania Kulturą Wizualną, Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki oraz Międzyuczelnianego
Instytutu Konserwacji. więcej na ten temat na str. 14-17.
NR 47 marzec 2019 ISSN 1689-9091
Fo
t. E
. W
olf
fgra
m
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
W bieżącym roku obchodzimy dwusetną rocznicę
urodzin Stanisława Moniuszki. Z tej to okazji Dworzec
Centralny w Warszawie otrzymał imię Stanisława
Moniuszki.
Dokładnie – twórca polskiej opery narodowej
urodził się 5.05.1819 roku w Ubielu k/Mińska (obecnie
Białoruś). Daremnie jednak byłoby dziś szukać tej
miejscowości, jak również dworku, w którym urodził się
patron niniejszego roku. Zostały one splantowane podczas
budowy kołchozu. Dzięki staraniom dziennikarza
Mariana Fiksa oraz operowej solistki Marii Fołtyn stanął
jedynie w miejscu nieistniejącego dworu obelisk z napi-
sem w języku polskim i białoruskim: „Tu w folwarku
Ubiel 5 maja 1819 roku urodził się wielki kompozytor
polski Stanisław Moniuszko” Wyryto też na marmurze
kilka taktów arii Jontka z opery „Halka”.
Ramy artykułu nie pozwalają na opowiedzenie
w szczegółach o całym życiu tego utalentowanego kompo-
zytora i niezwykłego człowieka. Skupię się głównie na
związkach autora „Halki” z Warszawą.
Pozwolę sobie przypomnieć uroczą historię,
opowiadaną przez pierwszych biografów kompozytora,
a związaną z jego niemowlęctwem. Kiedy po ciężkim
porodzie pani Elżbieta z Madżarskich Moniuszko urodziła
synka w ubielskim dworku ustabilizowała się piękna
słoneczna pogoda. W pokoju, gdzie stała kołyska z nie-
mowlęciem otworzono lufcik dla wpuszczenia świeżego
powietrza. I wtedy stało się coś, co zinterpretowano jako
dobrą wróżbę dla narodzonego dziecka. Do pokoju
wleciała jaskółka i nad kołyską małego Stasia zaczęła
lepić gniazdko. „Uważając to za dobrą wróżbę, nie
płoszono jej i nawet matkę z dzieckiem do innego
przeniesiono pokoju, a lufcika dopóty nie zamykano aż
jaskółka wylęgła i wyprowadziła pisklęta.”
Chłopiec nie miał dobrego zdrowia (utykał na jedną
nogę). Był jednak dzieckiem zdolnym, wrażliwym,
wyróżniającym się w gronie rówieśników. Wsłuchiwał się
uważnie w śpiewy folwarcznej, białoruskiej ludności
podczas niedzielnych nabożeństw lub przy ich powrotach
z prac polowych.
Pierwszą nauczycielką muzyki, garnącego się do
fortepianu synka była matka. Uczyła go także z powodze-
niem języka francuskiego, o czym świadczy list sześcio-
letniego Stasia napisany po francusku, kaligraficznym
pismem do cioci Wiktorii.
Podczas rodzinnych spotkań jedynak Czesława
i Elżbiety Moniuszków zadziwiał swoją grą pięciu
stryjów, stryjenki, ciocie i innych gości.
2 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
STANISŁAW
MONIUSZKO
Patronem Roku
2019
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Gdy miał 8 lat przybył z rodzicami na dalszą eduka-
cję do Warszawy. Był rok 1827. Oprócz przyswajania
wiedzy ogólnej, którą opanował w stopniu zadowala-
jącym, co potwierdzili komisyjnie pijarzy, uczył się
muzyki u kompozytora i organisty kościoła ewan-
gelickiego Karola Augusta Freyera. Wsłuchiwał się też
uważnie w dźwięki kantaty skomponowanej przez Karola
Kurpińskiego na cześć M. Kopernika, kiedy 11 paździer-
nika 1830 r. odsłaniano w Warszawie pomnik astronoma
dłuta duńskiego rzeźbiarza Thorvaldsena.
Dalszą naukę kontynuował w Mińsku, w gimnazjum
rządowym, zaś muzykę u Dominika Stefanowicza.
Na studia w 1837 r. wyjechał do Berlina, które pod-
jął w Singakademie u Carla Friedricha Rungenhagena.
Był niezwykle pilnym studentem, zyskując pochwały
profesorów. Tu zaczął komponować, np. muzykę do
ballady A. Mickiewicza „Trzech Budrysów”, czy niemiec-
kojęzyczną operę „Szwajcarska chatka” (którą wystawiono
w Operze Kameralnej w Warszawie w listopadzie 2018 r.).
Sił do wytężonej nauki dodawała mu miłość do czekającej
na jego powrót w Wilnie narzeczonej – Aleksandry
Müller.
Po skończonych studiach powrót na Litwę. Ślub
21-letniego Stanisława z Aleksandrą miał miejsce
w Wilnie na Antokolu w kościele trynitarskim p.w. Pana
Jezusa – 26 VIII 1840 r. A ksiądz Jan Menu, który
związywał ich ręce stułą, zaproponował Stanisławowi
stanowisko organisty w uniwersyteckim kościele Św. Jana
(pensja 25 rubli, drugie tyle zarabiał lekcjami). Były tu
najwspanialsze na Litwie organy, sprowadzone z Połocka
po zlikwidowaniu tamtejszego zakonu jezuitów.
Moniuszce Wilno zawdzięczało ożywienie życia
muzycznego.
Związek Stanisława i Aleksandry stanowił
wyjątkowy przypadek, wielkiej romantycznej miłości,
przekształcony w zgodne i trwałe małżeństwo. Doczekali
się dziesięciorga dzieci (troje zmarło w dzieciństwie).
Po 18 latach pracowitego życia w Wilnie, w roku
1858 Stanisław Moniuszko ze swą liczną rodziną przenosi
się do Warszawy. Warszawski okres to kolejne 14 lat.
39-letniemu S. Moniuszce zaproponowano stanowisko
dyrygenta w Teatrze Wielkim w Warszawie (pensja 50
rubli), po ogromnym sukcesie jaki odniosła wystawiona
1 stycznia 1858 r. opera „Halka” do libretta Włodzimierza
Wolskiego (w 10 lat po tzw. „Halce wileńskiej”).
W sukcesie pomogła wspaniała obsada panny Pauliny
Rivoli w roli Halki i Juliana Dobrskiego w roli Jontka,
który pięknym tenorem wzruszająco odśpiewał arię
„Szumią jodły na gór szczycie”. Owacjom nie było końca,
a bilety zostały wyprzedane na wiele przedstawień do
przodu.
Pierwszy warszawski adres rodziny Moniuszków to
Krakowskie Przedmieście 81. Pamiątkowa tablica przypo-
mina o mieszkaniu kompozytora w latach 1858 – 1860.
Chcąc zainaugurować początek swego zamieszkania
w Warszawie skomponował Moniuszko jednoaktową
operę „Flis”, której akcja rozgrywa się w Warszawie nad
brzegiem Wisły. (Libretto napisał syn Wojciecha
Bogusławskiego – Stanisław).
Na układzie fortepianowym kolejnej opery pt.
„Hrabina” (z librettem Wł. Wolskiego) wdzięczny za
aplauz warszawskiej publiczności napisał Moniuszko
dedykację:
„Publiczności warszawskiej, w dowód wdzięczności
za przyjęcie mojej muzyki i zachętę do dalszej pracy
poświęca Stanisław Moniuszko”
Nowy Rok 1861 przyniósł warszawiakom kolejną
operę (z librettem J. Chęcińskiego) „Verbum nobile”.
Będą to jednak dla Moniuszki ostatnie miesiące normalnej
pracy, otrzymywania wynagrodzenia. Polacy ośmieleni
osłabieniem naszego zaborcy – Rosji – po przegranej
wojnie krymskiej, rozpoczęli w Warszawie manifestacje
patriotyczne (niektóre miały krwawy przebieg, np. 25 II
1861 r. – pięciu poległych, 8 IV 1861 r. – ponad 100
poległych), które ostatecznie doprowadzą do wybuchu
Powstania Styczniowego 22/23 stycznia 1863 r.
Moniuszko brał udział w uroczystościach pogrzebowych
np. Pięciu Poległych – dyrygując chórem w kościele Św.
Krzyża.
Teatr, z którym związany był S. Moniuszko został
okresowo zamknięty, pensja nie zawsze była wypłacana.
Do domu Moniuszków zaczęła wkradać się bieda. Taka
sytuacja zmusiła naszego kompozytora do zaciągania
pożyczek (z długów nie wyzwoli się do końca życia).
Moniuszko był człowiekiem wykazującym
chrześcijańskie miłosierdzie względem bliźniego. Potrafił
biedniejszemu od siebie oddać ostatnie pieniądze, by
potem samemu szukać pożyczki, niejednokrotnie na
wysoki procent. Ze łzami w oczach czytamy prośby pisane
ręką Moniuszki do wydawców (w owym okresie stanu
wojennego), aby zechcieli pożyczyć choćby 5 rubli lub
choćby 3 ruble lub ostatecznie 1 rubla.
Mimo tragicznej sytuacji, w której znalazł się naród
polski, po ostatecznym upadku Powstania Styczniowego,
a wraz z nim i Stanisław Moniuszko z rodziną, czerpiąc
pocieszenie i otuchę z głębokiej wiary, postanowił
skomponować operę podtrzymującą naród na duchu.
Wykazał w niej, że polski naród to naród ludzi
szlachetnych, kochających nade wszystko ojczyznę,
wolność, kierujący się w życiu cnotami obywatelskimi
i etycznymi. Opera ta nosiła tytuł „Straszny dwór”.
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 3
Z życia TPW
Z życia TPW
Z życia TPW
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
Ta wspaniała opera miała Polaków podtrzymać na duchu.
Wiele było aluzji do zaborów i rozpaczy Polaków po
klęsce Powstania Styczniowego.
Polacy słuchając „Arii z kurantem” w akcie III,
scenie 4, którą wykonuje Stefan – płakali, ale jednocześnie
wyczuwali, że są jednością. Bo jak nie wzruszać się
słysząc takie słowa:
Matko moja miła
O matko moja miła
Po twym zgonie
W ojca łonie
Skonał ten serdeczny śpiew.
Oczywiście każdy wiedział, że wymieniona matka
to ojczyzna (to Polska). Cenzura rosyjska dopatrzyła się
także akcentów patriotycznych i po trzecim
przedstawieniu zakazano dalszego wystawiania opery
„Straszny dwór”. Zakaz ten obowiązywać będzie 12 lat.
Niestety pracowite życie Stanisława Moniuszki
zbliżało się ku końcowi, choć miał dopiero 53 lata. To był
upalny, czerwcowy dzień 4 VI 1872 r. Rozpoczął go
Moniuszko jak zawsze wcześnie, i jak zawsze od
uczestnictwa w porannej Mszy Św. Potem załatwiał
przeróżne sprawy. Około 10-tej poczuł się źle. Wrócił do
mieszkania (na Mazowiecką 3). Żona wezwała lekarzy.
Nie byli zgodni co do metody leczenia. O godz. 18-ej
powiedział żonie, która czuwała przy chorym, że czuje się
lepiej… po czym nastąpiło głębokie westchnienie, ostatnie
tchnienie życia.
A potem był pogrzeb. Opis tej uroczystości
wystarczyłby na odrębny artykuł. 100 000 mieszkańców
Warszawy wzięło udział w tej smutnej uroczystości
pożegnania utalentowanego kompozytora i dobrego,
szlachetnego człowieka, Polaka kochającego zniewoloną
ojczyznę.
Odwiedźmy jego grób na Powązkach Starych
(Cywilnych). Zmówmy modlitwę, zapalmy światełko
pamięci.
Wiesława Dłubak-Bełdycka
P.S. W trakcie pogrzebu zainicjowano zbiórkę pieniędzy
na rzecz rodziny. Dzięki temu wdowa spłaciła wszystkie
zaciągnięte pożyczki w latach biedy i niedostatku. Cieszył
się więc Moniuszko zza światów, że nic nikomu nie
pozostał dłużnym.
Oddział Powiśle TPW reprezentowała Pani Mariola Bujak
4 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Apel pamięci przy grobie
prof. Stanisława Lorentza
W dniu 16 marca 2019 roku, z inicjatywy Zarządu
Głównego TPW, na Cmentarzu Ewangelickim
przy ul. Młynarskiej w Warszawie odbyła się
uroczystość, podczas której oddano hołd -
założycielowi Towarzystwa Przyjaciół Warszawy
prof. Stanisławowi Lorentzowi i złożono kwiaty
na Jego mogile.
Uroczystość odbyła się w asyście pocztów
sztandarowych TPW i warszawskich szkół
biorących udział w Varsavianistycznej Szkole.
Zgromadzili się na niej przedstawiciele władz
Warszawy, radni, młodzież pod opieką nauczycieli
i członkowie TPW.
Fo
t. R
afa
ł K
rup
a
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Warszawianka o syrenim głosie
czyli
powiślańskie losy
pani Romany
Szyszko-Budyckiej
Bohaterka mojego reportażu pani
Romana Szyszko-Budycka mieszka na
osiedlu Torwar.
Z Powiślem jest związana od naj-
młodszych lat. Zgodziła się porozmawiać
ze mną o swoim dawnym i dzisiejszym
życiu, o Warszawie i Powiślu w przy-
tulnym mieszkaniu przy ulicy
Fabrycznej. Moja bohaterka to pełna
uroku starsza pani, mama i babcia oraz
aktorka, która ostatni występ dała
zaledwie dwa lata temu.
Na zdjęciach z młodości widzę śliczną, niebieskooką
szatynkę o kręconych włosach. Uroda w typie Shirley
Temple. Zachwyca Jej zgrabna figura idealnie
prezentująca się w kostiumach z epoki, długich balowych
sukniach i w krótkich sukieneczkach , w których tańczyła
fokstrota. Uroda, elegancja i wdzięk. Moja bohaterka
zachowała ten urok kobiecości i mimo upływu lat jest
pełna ciepła i pogody ducha. W naszej rozmowie
przeplatają się wspomnienia o Warszawie i Powiślu
z wątkami osobistymi, a przede wszystkim z wątkiem
kariery artystycznej. Pani Romana Szyszko-Budycka
przez wiele lat była związana z Warszawską Estradą jako
aktorka Teatru Objazdowego PPIE, występowała też na
imprezach i koncertach oraz w stołecznych teatrach.
Wyróżniała się sceniczną urodą, talentem aktorskim
i pięknym głosem – sopranem koloraturowym o szcze-
gólnie pięknym brzmieniu.
Urodziła się na Starówce, gdzie mieszkali rodzice.
Matka Katarzyna pochodziła z Warszawy, ojciec Jan
Budyta przyjechał do stolicy po I wojnie światowej. Talent
wokalny zapewne odziedziczyła właśnie po matce, która
śpiewała w chórze katedry warszawskiej. Stamtąd
zapamiętał ją Mieczysław Fogg.
Matka zmarła jednak szybko, pozostawiając dwójkę
małych dzieci – dwuletnią Romkę i malutkiego Czesława.
Początkowo wychowaniem zajęła się babcia. Ojciec
pracował jako konduktor w miejskich tramwajach.
Miał znakomitą pamięć, znał dwa języki – rosyjski
i niemiecki, i choć nie był warszawiakiem, świetnie
orientował się w stolicy, znał jej historię i zabytki.
Obsługiwał reprezentacyjną trasę czyli Trakt Królewski
i często pełnił także rolę przewodnika dla turystów.
Był człowiekiem wrażliwym i posiadał zmysł piękna.
Pani Romana twierdzi, że w przeciwieństwie do ojca nie
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 5
Pani Romana Szyszko-Budycka w swoim mieszkaniu
przy ulicy Fabrycznej
Fo
t. M
. O
wcz
are
k
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
ma pamięci do artystycznych niuansów i przytacza zabaw-
ną historię z egzaminu na aktora estradowego. Otóż po
wojnie, gdy zdobywała szlify estradowe, egzaminował ją
profesor Aleksander Bardini. Pytań z historii sztuki
obawiała się najbardziej, więc starała się zapamiętać
cechy charakterystyczne, np. pulchne piękności z obrazów
Rubensa. Na nieszczęście podczas egzaminu Profesor
zapytał o malarstwo i pokazując jakąś reprodukcję, ujrzał
w oczach młodej dziewczyny niepokój. Usiłował więc
podpowiedzieć, że jest to „Ru…”, „Ru..” ? „, -
„Rubens” wykrzyknęła pani Romana, pewna, że zgadła.
Lecz Profesor odrzekł : „Nie Rubens, tylko Różycki”.
Chodziło oczywiście o rodzaj malarstwa, którym
handlowano na praskim bazarze Różyckiego.
Po śmierci matki przez pewien czas małą Romką i Jej
bratem zajmowało się małżeństwo Fredy i Lucjana
Wajszczuków. Mieszkali przy Nowym Świecie 19 i pro-
wadzili szkołę tańca. Pracowała u nich służąca zwana
Adasiową, która z uczuciem śpiewała dzieciom ludowe
piosenki. Potem rodzina dostała mieszkanie na Powiślu.
Była to czynszowa kamienica, typowa studnia przy
ul. Solec 11. Warunki były skromne – jeden pokój i kuch-
nia, bez kanalizacji. W takich warunkach mieszkały wtedy
rodziny robotnicze. Niedaleko na Okręciaku znajdowało
się przedszkole. I właśnie w przedszkolnych jasełkach
pani Romana zadebiutowała w roli anioła. Z burzą loków
wokół twarzyczki i gwiazdą na czole, w powłóczystej
szacie ze skrzydłami mała Romka dostojnie schodziła na
ziemski padół po scenicznych schodach w świetle reflekto-
ra , deklamując tekst : „Niech idzie światem dobra wieść,
Dziecinie Bożej niosąc cześć”, a potem wraz z przed-
szkolakami śpiewała kolędę „Wśród nocnej ciszy” .
Później zaczęła się nauka w szkole powszechnej przy
ul Zagórnej 9, której budynek zachował się do dziś.
Szkoła miała boisko i ogród. Nauczyciele starali się
wyszukiwać utalentowanych uczniów i wspierać ich
rozwój. Romka śpiewała w chórze, który prowadził
nauczyciel śpiewu pan Kacperczyk. Tuż przed wybuchem
wojny nauczyciel zaprowadził ją na przesłuchanie do
konserwatorium na Okólnik. Jednak okupacja przekreśliła
te plany, a nauczyciel zginął. Szkolną parafią był przed
wojną kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy na Solcu,
do którego na Mszę Świętą chodziło się całą klasą w nie-
dzielę na dziewiątą. Pani Romana dobrze pamięta
uroczystość Pierwszej Komunii Świętej i przyjęcie, które
wtedy odbywało się w parafii.
Z sentymentem wspomina sąsiadów, którzy pomagali
owdowiałemu ojcu w różnych sytuacjach. Później
podczas okupacji ojciec ożenił się ponownie, a ślub odbył
się w kościele na Łazienkowskiej.
Gdy zbliżał się wrzesień 1939 r. i spodziewano się
wybuchu wojny, ojciec postanowił zabrać dzieci do
rodzinnej wsi Daltrozów pod Grójcem. Romka miała
wtedy 11 lat. Wrócili jednak do Warszawy na pierwsze
okupacyjne Święta Bożego Narodzenia. Z tego okresu
pani Romana pamięta biedę i brak żywności w Warszawie.
Ojciec przywoził żywność ze wsi. Na szczęście nadal miał
pracę, gdyż ze względu na znajomość niemieckiego
okupanci nie zwolnili go z pracy. Do miłych wspomnień
należy śpiewanie w kościelnej scholi przy ul. Łazien-
kowskiej i wspólne kolędowanie z sąsiadami Skoczkami
w mieszkaniu na Solcu 11. W 1940 r. Niemcy zajęli
budynek szkoły powszechnej przy Zagórnej i przeznaczyli
go na hotel. Nauczyciele i uczniowie z Zagórnej musieli
się przenieść do innej placówki przy Wilanowskiej. To był
trudny czas, gdyż ani warunki, ani środowisko nie
sprzyjały nauce i koleżeństwu. Na Wilanowskiej uczyły
się głównie dzieci z trudnych środowisk i asymilacja nie
była łatwa. Nauczycielami początkowo byli Polacy.
Tymczasem Niemcy i volksdeutsche zajmowali nowe
kamienice zbudowane na Powiślu przed wojną oraz
powstałe w latach dwudziestych budynki szkolne, np.
6 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Portret Pani Romany z 1963r. (Fot. ze zbiorów prywatnych)
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
gimnazjum im. S. Batorego przy Myśliwieckiej. Pani
Romana podkreśla, że ulice Powiśla były gęsto zabudo-
wane, po obu stronach Czerniakowskiej stały domy, a na
rogu Czerniakowskiej i Solec we wtorki i piątki odbywał
się targ, na którym można było kupić pyszny wiejski ser.
Obecny park i skwery powstały więc na ruinach budyn-
ków zniszczonych podczas powstania, wtedy zburzony
został też dom rodzinny przy ul. Solec 11. Enklawy nie-
zniszczonych domów i budynki szkolne zajęte wcześniej
przez Niemców podczas walk w sierpniu 1944 r. nie były
narażone na bezpośredni ostrzał. Pani Romana wspomina,
że dzięki temu przetrwały na przykład kamienice przy
ul. C. Śniegockiej.
W czerwcu 1942 wydarzyła się tragedia. Przy
nieistniejącej dziś ul. Mącznej (w pobliżu Zagórnej) zabito
volksdeutscha. Oczywiście Niemcy natychmiast
przeszukali całą okolicę w poszukiwaniu zamachowca.
Robili rewizje w mieszkaniach, aresztowali mężczyzn.
Prawdopodobnie wiedzieli także, że brat pana Budyty
konspiruje i że w lokalu sklepu fotograficznego na Kruczej
jest tzw. kontakt. Kiedy Niemcy przyszli o świcie na
Solec, dziewczynce udało się spalić konspiracyjne gazetki
ukryte w paczce z węglem. Niemcy czekali na drugiego
z braci ojca, który jednak ostrzeżony przez dozorczynię
panią Plesiewiczową, nie wszedł do kamienicy i uciekł.
Ale ojciec i stryj Stefan zostali aresztowani i osadzeni na
Pawiaku. Czternastoletnia Romka również została
aresztowana. Nosiła wtedy długie plecione warkocze.
Strażniczka w więzieniu obcięła Jej włosy. Następnie
Niemcy zawieźli Ją na Szucha i przesłuchiwali. Na szczęś-
cie nic nie wiedziała. Została zaprowadzona pod drzwi
celi, gdzie przebywał stryj. Niemcy otworzyli drzwi i po-
kazali skatowanego, okrutnie pobitego przez gestapo brata
ojca. Był to wstrząsający widok. Zagrozili dziewczynie, że
jeśli nie będzie mówić podczas przesłuchania, to będzie
torturowana tak jak stryj. Dwa dni na Pawiej przeżyła
w szoku, siedziała w celi z kobietami, które były bite
i torturowane.
Lecz Niemcy wypuścili Ją z więzienia i znalazła się
sama w nieznanej okolicy, blisko murów getta. Posiadała
zaświadczenie, że została zwolniona z więzienia, ale
groziło jej niebezpieczeństwo, zbliżała się godzina
policyjna. Jakaś obca kobieta dostrzegła ją tam
i z przerażeniem zapytała : „Dziecko, co Ty tu robisz ? ”.
Dziewczynka jednak nie pamiętała adresu zamieszkania.
Z trudem przypomniała sobie, że mieszka nad rzeką,
w pobliżu mostu. Kobieta zorientowała się, że chodzi
o Powiśle i szczęśliwie odprowadziła Ją do domu.
To był adres Solec 11 mieszkania 12. Błyskawicznie
zareagowali sąsiedzi i pani Wieczorkowa zawiozła Romkę
na wieś.
Stryj zginął na Pawiaku, rzekomo zmarł na zapalenie
płuc w więziennym szpitalu. Rodzinie udało się wykupić
jego ciało i pochować na Bródnie. Natomiast ojca
Niemcy w końcu wypuścili, nie znaleźli widocznie
dowodów przeciwko niemu. Drugi brat ojca, Tadeusz,
który uciekł podczas rewizji w kamienicy, przeżył
okupację. Natomiast rodzina musiała zmienić adres
i przeprowadzić się na Czerniakowską. Potem Romka
chodziła do szkoły handlowej i sprzedawała przybory do
szycia. Na ul. Jasnej uczestniczyła też w kompletach
tajnego nauczania, ale ojciec bardzo się o Nią bał.
Na Wielkanoc 1944 roku pan Budyta postanowił znów
wywieźć dzieci na wieś. Obawiając się, że w Warszawie
dojdzie do wybuchu jakiejś akcji zbrojnej, zostawił je
u krewnych. Toteż powstanie rodzina przeżyła poza
stolicą. Pan Jan najpierw był w Warszawie, a potem
dołączył do rodziny na wsi prawdopodobnie jesienią,
kiedy powstanie upadało.
Gdy nadeszła wiadomość o wyzwoleniu Warszawy,
wzruszeni krewni wraz z Romką i sąsiadami uroczyście
odśpiewali „Mazurka Dąbrowskiego”. Zimą 1945 pani
Romana wróciła do Warszawy, dotarła do stolicy
4 lutego 1945 r. Weszła od strony ulicy Grójeckiej
i zobaczyła morze gruzów w miejscu miasta. Kamienica
przy Solcu 11 była zburzona. Powiśle straszyło
wypalonymi ruinami. Mieszkańcy, którzy przeżyli,
szukali bliskich i sąsiadów, zostawiając kartki wśród
gruzów. Na Solcu pani Romana s potkała syna sąsiadów
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 7
Budynek dawnej szkoły podstawowej przy ul. Zagórnej
Fot.
htt
ps:
//p
l.wik
iped
ia.o
rg/
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
Zygmunta Skoczka, który pomógł Jej znaleźć pracę.
Bardzo trudno było o jakiekolwiek lokum. Zamieszkała
więc tymczasowo na Bernerowie, potem na Kole. Działała
komunikacja samochodowa, jednak warszawiacy
pokonywali całe kilometry pieszo, wędrując ścieżkami
wśród gruzów, bezpieczne przejścia oznaczone były przez
rosyjskich saperów napisami „min niet”. Decyzją
ówczesnych władz Warszawa miała być odbudowana,
ale zimą i wiosną 1945 r. miasto było wielkim
cmentarzyskiem. Zajęcie, które otrzymała pani Budycka
w stołecznym Wydziale Zdrowia było wstrząsającym
doświadczeniem. Dostała pracę w Sekcji Ekshumacji
Zwłok i jej zadaniem było opisywanie ciał dla potrzeb
identyfikacji i ekshumacji.
Codziennie wraz z przedwojenną prawniczką panią
Neumann wyruszały z Wydziału Zdrowia, który mieścił
się przy ul. Bagatela 10, na oględziny zwłok. Sporzą-
dzały opis zwłok: płeć, ubranie, cechy charakterystyczne
umożliwiające rozpoznanie człowieka przez bliskich.
Wielu ludzi zginęło w piwnicach zburzonych domów.
Dostać się tam było bardzo trudno, toteż pani Romana
przewiązywała się paskiem i jako osoba młoda i szczupła
zsuwała się do wnętrza piwnicy po desce, a pani
Neumann ją asekurowała, trzymając koniec paska. Była to
koszmarna, ale bardzo potrzebna praca, którą należało
wykonać przed nadejściem wiosny. Najpierw pracowała
na Woli. Potem otrzymała pokój przy Czerniakowskiej
i zaczęła pracować przy ekshumacjach zwłok na Powiślu.
Znoszono je na początku do wspólnej mogiły przy
Czerniakowskiej (obecnie jest to aleja ks. Józefa Stanka
przy skrzyżowaniu z Czerniakowską) z Szarej,
Czerniakowskiej, Ludnej, Łazienkowskiej, ze spalonego
budynku szkoły przy Wilanowskiej, w którym znajdował
się powstańczy szpital podpalony przez Niemców.
Odkopywano ciała z gruzów i mogił pozostałych jeszcze
po bombardowaniach Warszawy w 1939 r. Zburzona
została wtedy m.in czteropiętrowa kamienica przy
ul. Szarej 1, wtedy zginęły tam szkolne koleżanki pani
Romany. Prawa strona ulicy Szarej dochodziła wówczas
do Czerniakowskiej. W tej okolicy odnaleziono około 300
zwłok, które spoczęły w tymczasowej zbiorowej mogile.
Wiele ciał leżało zagrzebanych nad brzegiem Wisły.
Zginęło tam wielu powstańców oraz cywilów, którzy
chcieli przedostać się przez Wisłę na praski brzeg.
Niestety ostrzał niemiecki był tak silny, że wojskowe
pontony z przeciwległego brzegu nie nadpłynęły, a prze-
płynięcie przez rzekę było raczej niemożliwe.
Z inicjatywy pani Romany i księdza, prawdo-
podobnie z parafii na Solcu, upamiętniono tę zbiorową
mogiłę, mieszkańcy zapalali tam świeczki. Ciała ofiar
zostały ostatecznie ekshumowane w czerwcu 1945 r.
i spoczęły na Cmentarzu Powązkowskim. Pani Romana
mówi, że parkowa aleja prowadząca do pomnika Sapera
powstała na gruzach zniszczonych domów.
W 1968 r. powstał obelisk poświęcony powstańcom ze
zgrupowania AK „ Kryska”, żołnierzom innych ugru-
powań oraz ludności cywilnej, która zginęła podczas
Powstania. Wspólna mogiła trzystu ofiar znajdowała się
nieco dalej za obeliskiem w głębi parku po prawej stronie.
Jednak życie toczyło się dalej. Pani Romana
pracowała w różnych miejscach. Kiedy znalazła pracę
w rozlewni win, przełożony przypomniał o konieczności
dalszej edukacji i zdaniu matury. Rozpoczęła więc
naukę w szkole dla dorosłych, która mieściła się w gma-
chu przedwojennego gimnazjum im. S. Batorego. W tym
czasie rodzina powróciła do Warszawy. Ojciec
odbudowywał zniszczoną zajezdnię przy ul. Łazienkow-
skiej. Rodzina mieszkała przy ul. Czerniakowskiej, ale
już w innym miejscu.
Warunki życiowe były bardzo trudne. W mieszkaniach
gnieździło się po kilka rodzin, spało się pokotem na
podłodze. Po wodę szło się na Górnośląską pod nr 4, gdzie
była czynna pompa. Trzeba było stać w kolejce.
Znajdował się tam spalony jeszcze we wrześniu budynek
zakładów firmy „Citroen”, w którym pracowała przed
wojną krewna pani Romany. Wszędzie leżały gruzy.
Elektryczności na początku nie było. Jednak żarówki
8 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Obelisk ku czci poległych żołnierzy AK i powstańców
innych ugrupowań walczących w Powstaniu Warszawskim
1944 oraz ludności cywilnej. Inicjatywa p. R. Szyszko-
Budyckiej
Fo
t. M
. O
wcz
are
k
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
zapłonęły na Wigilię 1945 r. Przydziałowa żywność to był
bochenek chleba raz na tydzień i spirytus w formie
wypłaty. Wojskowe konserwy mięsne, zwane tuszonką,
można było zdobyć od żołnierzy radzieckich w zamian za
przydziałowy spirytus. Piekarnia znajdowała się na
Pradze, a transport przez Wisłę odbywał się po moście
pontonowym, strzeżonym przez żołnierzy. Mieszkańcy po
powrocie ze szkoły czy pracy wspólnie odgruzowywali
teren w okolicy.
Paczki UNRRA z darami trochę rozjaśniały tę smutną
rzeczywistość. W jednej z nich Romka znalazła śliczne
zamszowe pantofelki z koronką… Praca i nauka w szkole
dla dorosłych były trudne do pogodzenia, tym bardziej, że
materiał dwóch klas realizowano w ciągu jednego roku.
Zmorą pani Romany była matematyka. Jednak z sen-
tymentem wspomina swoich nauczycieli – np.
sympatycznego profesora nielubianej matematyki
zwanego Hulajnogą (ponieważ utykał). Jedna z koleżanek
zaprosiła Romkę na Święta Bożego Narodzenia do
Piastowa. Tam poznała swego przyszłego męża.
Wyszła za mąż w 1948 r. W 1951 r. urodził się syn
Marek. Dorastał na Powiślu, chodził do szkoły
podstawowej przy Górnośląskiej, a potem do liceum
plastycznego przy Myśliwieckiej, ukończył ASP. Jest
artystą plastykiem i mieszka wraz z żoną i synem na
Powiślu. Tymczasem scena upomniała się o panią
Romanę. Pracując zawodowo, działała w ruchu
amatorskim. Jako pracownik Centrali Handlu
Zagranicznego „Paged” prowadziła podczas imprez
konferansjerkę. Spisywała się znakomicie i zauważył Ją
dyrektor operetki warszawskiej Tadeusz Bursztynowicz.
Właśnie przeprowadzano nabór do chóru operetki.
W komisji siedział słynny Walery Jastrzębiec znany
z przedwojennych kabaretów („Qui pro quo”
i „Eldorado”) . Zachwycony Jej głosem i aparycją,
zapowiedział, że uczyni z pani Romany artystkę na miarę
Zuli Pogorzelskiej. Zaproponował pracę w Estradzie
Warszawskiej. Był to rok 1955. Pani Romana zaśpiewała
wtedy arię Adeli z „Zemsty nietoperza” i swoim
sopranem zaczarowała słuchaczy. Natomiast wymagająca
reżyser i pedagog Zofia Perzanowska ćwiczyła z Nią
ruch sceniczny, strofując za zbyt „kanciaste” gesty , gdyż
powinny być „okrągłe”. Pani Romana wspomina te
sytuacje ze śmiechem, demonstrując mi, na czym polega
sceniczna elegancja. Pierwszą rolą była partia Anulki
w komedii muzycznej „Porwanie Sabinek” do libretta
J. Tuwima. Partnerowali Jej znakomici przedwojenni
artyści i kabareciarze. Pamięta występ na bis w rozpiętej
z tyłu sukni, gdyż rozbawiona publiczność nie chciała
wypuścić artystów ze sceny, gdy tymczasem Ona już
przebierała się w garderobie. Potem były następne role,
np. w komedii „Roxy”, w „Bracie marnotrawnym”,
w „Mężu i żonie” A. Fredry.
Recenzje były bardzo dobre, a po widowisku
noworocznym w Sali Kongresowej pt. „Kocha, lubi,
szanuje” wręcz znakomite. Recenzenci doceniali urodę,
talent aktorski i głos artystki. Pani Romana miała wtedy
zaświadczenie uprawniające do grania. Namówiono Ją na
zdawanie egzaminu eksternistycznego, który dawał
dyplom aktora estradowego i wokalisty. I wtedy
zdarzyła się historia z Rubensem, który okazał się być
rodem z bazaru Różyckiego. Jednak z wyjątkiem wpadki
z Rubensem egzamin wypadł bardzo dobrze, gdyż
edukowali Ją znajomi ojca z lat okupacji, a potem
profesorowie UW i pracownicy Teatru Polskiego. Pani
Romana była już wtedy znana w środowisku
artystycznym Warszawy i bardzo popularna wśród
publiczności. Grała w Teatrze Objazdowym PPIE.
Brała udział w wielu imprezach muzycznych i wido-
wiskach w Warszawie, występowała w TV. Pięknie
recytowała wiersze podczas niedzielnych koncertów
szopenowskich w Łazienkach. Miała znakomitą dykcję.
W tych występach towarzyszył Jej przy fortepianie laureat
V Konkursu Chopinowskiego Edwin Kowalik.
Poczucie humoru sprawiało, że znakomicie
wypadała w satyrycznych tekstach J. Jurandota
czy monologach pary satyryków Gozdawy i Stępnia.
Uzyskany w 1965 r. dyplom ugruntował Jej pozycję
artystyczną, ponadto otrzymała także Złotą Odznakę
Estrady Warszawskiej za działalność artystyczną.
Przybrała nazwisko Budycka. Wreszcie otrzymała własne
mieszkanie, oczywiście przy ul. Czerniakowskiej. Radość
była ogromna. Na wyposażenie własnego domu złożyły
się m.in. „dary” od aktorów – np. tapczan od Bogumiła
Krzywickiego czy regały od Zdzisława Maklakiewicza.
Pani Romana z sentymentem wspomina środowisko
artystyczne, w którym się obracała i przyjaźnie z aktorami.
Niestety aktywność zawodową przerwał stan wojenny,
podczas którego artyści bojkotowali teatr i telewizję. Pani
Romana występowała wtedy w widowiskach dla dzieci.
Jednak szczególnie wspomina występy dla osób
starszych, podczas jednego z nich recytowała utwory
romantyczne, których starsi widzowie słuchali ze łzami
w oczach. Dostała potem przepiękny bukiet kwiatów.
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 9
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
Ostatni występ dała przed dwoma laty w powiślańskim
klubie „Panorama” przy Górnośląskiej. Warto dodać, że
powstał z Jej inicjatywy.
W 2016 r. otrzymała Honorową Odznakę Ministerstwa
Kultury i Sztuki „Zasłużony dla kultury”. Przy ulicy
Fabrycznej zamieszkała w 1981 r. I znów pokazała swoje
mistrzostwo, wygrywając dwa konkursy na najbardziej
ukwiecony balkon na Powiślu. Stała się ekspertem
w dziedzinie uprawy kwiatów balkonowych, pod Jej
okiem i ręką nasturcje, nagietki i kwitnąca fasola rosły
jak szalone, tworząc barwne festony. Jak sama mówi –
kwiaty to Jej pasja. Co roku ozdabia balkon roślinami
i zawiesza w oknach świąteczne dekoracje. Zapytana
o zdrowie, odpowiada z uśmiechem, że w Jej wieku
choroby się już nie rozwijają. Natomiast cieszy Ją widok
tętniącej życiem Warszawy i ulubione Powiśle.
Pani Romana pamięta z dzieciństwa ulicę, przy której
obecnie mieszka. Wspomina, że przy Fabrycznej przed
wojną istniał bazarek i przeważała niska zabudowa.
Podobnie było na Przemysłowej, mieściły się tu jakieś
warsztaty, a pod numerem piątym był sklepik, w którym
pracowała podczas okupacji. Kościół przy
Łazienkowskiej, dawna parafia, został niemal całkiem
zniszczony podczas Powstania (wskutek uderzenia
niemiecką bombą). Ulicą, z którą łączy Ją wiele
wspomnień, jest Czerniakowska. Mieszkała tu od czasów
okupacji pod trzema adresami.
Wspomina, że przed wojna Czerniakowska kończyła
się na Sielcach, a na podmiejskich łąkach pasły się krowy.
Dziś ta ulica jest ważną arterią komunikacyjną stolicy.
Natomiast miejscem szczególnie lubianym przez moją
bohaterkę jest Agrykola. Tutaj pani Romana przychodziła
na spacery ze swoim synem Markiem, a potem wnukiem
Michałem. I tak oto Powiśle stało się miejscem, w którym
dorasta trzecie pokolenie Jej rodziny.
Powiślańskie losy pani Romany Szyszko-
Budyckiej, warszawianki o syrenim głosie, to
jeszcze jedna barwna karta historii Warszawy
i świadectwo siły ducha Jej pokolenia.
Małgorzata Owczarek
10 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Fotografie z działalności scenicznej Pani Romany Szyszko-Budyckiej można zobaczyć na portalu teatralnym
oraz na blogu Krystyny Jędrzejeckiej.
Współczesne zdjęcie ul. Czerniakowskiej od strony parku,
Fo
t. M
. O
wcz
are
k
WERNISAŻ WYSTAWY MALARSTWA
ELŻBIETY WOLFFGRAM
W sobotę, 16 marca b.r. odbył się w Centrum Promocji Kultury
w Dzielnicy Praga-Południe przy ul Podskarbińskiej 2 wernisaż
Pani Elżbiety Wolffgram pt. PLENEROWE ŚCIEŻKI.
Artystka zaprezentowała szereg swoich obrazów, przedstawia-
jących piękno przyrody i krajobrazu, tak często niezauważane
przez nas. Atrakcją wystawy były obrazy z plenerów w Kamieńcu
Podolskim, który do II wojny światowej znajdował się w granicach
Polski.
Wystawa trwała do 28 marca.
Fo
t. A
.Kli
czko
wsk
a
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Opowieści Warszawskiego Dziadka
„SERCE ZWRÓCONE ZIEMI” (audycja radiowa z dn. 9.02.1993 r.)
Zgiełk miasta, zadymione przemysłowe połacie kraju
i tempo dzisiejszego życia coraz częściej wzbudzają w nas
tęsknotę do „tych pól malowanych zbożem rozmaitem…”
Tak by się chciało wyrwać z tego opętanego wiru i znaleźć
się w kręgu ciszy, przyrody, piękna…
Szukając tego wszystkiego robię sobie często wypady do
… muzeum Narodowego, Zachęty, do Galerii Malarstwa
Polskiego i to nie tylko w Warszawie, ale wszędzie tam,
gdzie uda mi się dotrzeć. Warszawa, Kraków, Poznań,
małe muzea-skanseny, wszędzie…
Każde zetknięcie się z obrazami Wyspiańskiego,
Malczewskiego, Fałata, Brandta, Podkowińskiego,
Ruszczyca, Chełmońskiego, wyzwala we mnie niepo-
hamowaną tęsknotę, pragnienie spojrzenia na naszą ziemię
ich oczyma. Zobaczenia linii horyzontu tam, gdzie
fioletowiejąca biel śniegu zlewa się z szarzyzną nieba,
gdzie za ośnieżonymi świerkami zapada czerwone,
zwiastujące mróz i wiatr, słońce, gdzie z rozdętych
końskich chrapów bucha para, a spod kopyt tryska śnieg.
Turystyka i krajoznawstwo to właśnie zaspokajanie tej
tęsknoty, poszukiwanie, pogłębianie wiedzy i doznań
w konfrontacji własnych wyobrażeń z ich odbiorem
w zetknięciu z naturą.
Wędrując w którąś styczniową, mroźną sobotę,
podwarszawskim szlakiem wytkniętym przez miłośników
„Ziemi Chełmońskiego”, dotarłem do wiejskiego cmen-
tarza w Żelechowie, niedaleko Milanówka, czy Radziejo-
wic, gdzie pod dużym, polnym głazem spoczywa piewca
ziemi mazowieckiej, Ziemi Polskiej, Józef Chełmoński.
Nazwałem piewcą ziemi tego znakomitego malarza, bo
przecież najpiękniejszymi strofami jego pieśni są obrazy
„Babie lato”, „Bociany”, „Grajek wiejski”, „Orka”,
„Burza” i te pędzące w czwórce, jakby oszalałe swym
pędem konie. I przy tym grobie, w zimowy, mroźny,
słoneczny dzień, spotkałem grupkę dzieci, które właśnie
tu, recytowały wiersz. Zaskoczony tą niecodzienną sceną,
zapytałem skąd są i dlaczego właśnie to miejsce wybrały
sobie na recytacje?
My panie są tutejsze – odpowiedziały – z wioski, z Żele-
chowa, ze szkoły. A w ostatnią niedzielę to my byli z na-
szą panią na wycieczce w Brwinowie. A tam jest takie
muzeum w jakiejś zabytkowej zagrodzie, po jakim pisarzu,
czy coś. I tam była taka już stara, siwa pani i pokazała nam
to muzeum. Mówiła nam o malarzu Józefie Chełmońskim,
co leży na naszym cmentarzu. Mówiła o ziemi Chełmoń-
skiego, to znaczy o naszej ziemi. O starych wykopaliskach
dawnych dymarek, to jest takich ziemnych piecach co
w nich dawni ludzie wytapiali żelazo. A potem pokazała
parę obrazów pana Chełmońskiego i przeczytała nam
wiersz, który sama napisała dla pana Chełmońskiego.
A nam ten wiersz tak się podobał, że my go dobie przepi-
sali, nauczyli i przyszli powiedzieć panu Chełmońskiemu,
żeby mu też było miło.
Do dziś jestem pod wrażeniem tej sceny, świadczącej
o tak wielkim oddziaływaniu ludzi, zafascynowanych
i zakochanych w swoim regionie, na rozbudzanie potrzeby
tej najczystszej formy krajoznawstwa i to wśród najmłod-
szych. A wiersz pani Zofii Walickiej, nieżyjącego już
niestety członka Towarzystwa Miłośników Ziemi
Chełmońskiego brzmiał:
Ziemio Mazowsza barwna jak paleta starego Mistrza,
malowana sercem i zadumą.
Ziemio szaro-liliowych zmierzchów z cichym kwileniem
czajek, różowo złotych świtów na rozlewiskach, do których
tęsknią bociany…
Ziemio wiosennych burz i błyskawic żegnanych znakiem
krzyża…
Ziemio pól kolorowych jak łowicki pasiak.
Nie ma już starych karczm z jarmułkowym Żydem,
nie ma pędzących „Trójek” z rozszalałymi oczyma.
Mali pastuszkowie nie grają już na chopinowską nutę…
Zostały tylko wspomnienia na cennych płótnach i cichy,
skromny grób na wiejskim cmentarzu, a w nim…
Twoje serce – zwrócone Ziemi…”
Przywróćmy swojej pamięci, dajmy swoim przeżyciom
i doznaniom trochę piękna tej ziemi. Wędrujmy w wolne
dnie „Ziemią Chełmońskiego” od Brwinowa, przez
Grodzisk, Kuklówkę, Żelechów, Radziejowice…
Jest tam jeszcze dużo barw z palety starego Mistrza –
piewcy piękna Polskiej Ziemi.
Bohdan Grzymała-Siedlecki
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 11
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
Osiedle Szwoleżerów
Na rogu ulic Czerniakowskiej i Szwoleżerów stoi kościół z jas-
nej cegły, wybudowany w stylu neoromańskim z elementami
bizantyjskimi. Powstał w pierwszych latach XX wieku i prze-
chodził różne koleje losu. Początkowo pełnił rolę cerkwi
prawosławnej dla carskiej armii. Po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości stał się kościołem garnizonowym I Pułku
Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Natomiast po II wojnie
światowej został przekazany Kościołowi Polskokatolickiemu.
Idąc ulicą Szwoleżerów mijamy kościół i rząd budynków by
dojść do ul. Dragonów, która zaprowadzi nas w głąb ładnie
zaprojektowanego osiedla mieszkaniowego. I właśnie tam spotka-
my rzecz niezwykłą – rodzaj małego muzeum. Na trawnikach
ustawione są barokowe wazony i fragmenty rzeźb. Każdy
egzemplarz jest opisany i ma swoją etykietę. Z opisów można
dowiedzieć się, że są to rzeźby powstałe w latach 1729-34 dla
dekoracji parku pałacowego w Brzezince (Dolny Śląsk). Autorem
jest prawdopodobnie Johann Albrecht Seigwitz, a pomysłodawcą
hr. Von Kosphot.
Natomiast pomysłodawcą postawienia tych rzeźb w takim otoczeniu
była architekt Halina Skibniewska, projektantka osiedla.
Oto kilka rzeźb z tej kolekcji. [AK]
Fot.E.Wolffgram
12 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Wazon z maszkaronami na postumencie
Wazon – scena symboliczna
Kobieta z koszem kwiatów
Wazon z dekoracją roślinną na
podstawie w formie muszli
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 13
Najmniejsze ojczyzny
Moja ojczyzna to
„przybrudzony brzeżek
różowej sukienki”
z domowego dyktanda
dźwięki pianina
tykające zegary
dziecinne kłótnie
ślad po portrecie na ścianie
Moja ojczyzna to bukiet
zapachów dzieciństwa
Włosy mamy
tytoń dziadka
smak niedzielnego rosołu
wosk do podłogi
pasta do butów w przedpokoju
Moja ojczyzna to drzewa
Kominy i wieże
Zmieniający się widok z okna
Czyjaś niedawna obecność
Nadzieje
Względność zamierzeń
Wyzwania
(komentarz do pewnej opowiastki)
Nawet najgłupszy kot
wlazłby
na jakiś płot
gdyby miał dość siły
A tak, o poranku,
sterczy biedak
na przystanku
i po kociemu marzy
żeby ktoś się zlitował
nakarmił
pogłaskał
kąt zaproponował
Gdy to wszystko dostanie
w darze od człowieka
wyliże miseczkę
chwileczkę odczeka
i zadowolony
pójdzie swoją drogą
Bo wizja forsowania
kolejnego płotka
niezmiennie silnie
działa na kotka.
NR 47 • marzec 2019 ____________________________________________________________________________________
„Buda na Powiślu”
>> Pewnego pogodnego jesiennego ranka 1923 roku
stanąłem przy sztalugach w pracowni prof. Miłosza
Kotarbińskiego w ówczesnej Szkole Sztuk
Pięknych, mieszczącej się na Wybrzeżu
Kościuszkowskim 37.
W nowo wybudowanym gmachu na Wybrzeżu
Kościuszkowskim, po zlikwidowaniu mieszczącego
się w nim podczas pierwszej wojny światowej
szpitala wojskowego, od listopada 1915 roku
kontynuowała swą działalność prywatna Szkoła
Sztuk Pięknych, pod dyrekcją Stanisława Lentza.
Szkoła ta została założona w roku 1904 z inicjatywy
Kazimierza Stabrowskiego.
W 1922 roku Szkołę przejęło państwo, nadając jej
charakter wyższej uczelni zawodowej. Tytuł Akademii
miała warszawska Szkoła Sztuk Pięknych otrzymać
dopiero w 1932 roku.
Przemawiając 11 marca 1923 roku na uroczystym
otwarciu tej państwowej już uczelni, ówczesny
dyrektor, prof. Karol Tichy, w takich słowach skreślił
jej dzieje:
„Jeżeli które, to ta szkoła zasługuje na miano
narodowej, bo z rąk narodu otrzymuje ją Państwo
Polskie. Powstała dzięki zabiegom Komitetu, który
zawiązał się pod kierownictwem ordynata
Maurycego Zamoyskiego dziewiętnaście lat temu.
Dnia 23 stycznia 1904 roku minister dworu
rosyjskiego zatwierdził jej statut i pięciu profesorów,
a w siedem tygodni później w domu dochodowym
teatrów na Wierzbowej została otwarta tak jak dziś,
w poranek marcowy. Wiosna była w powietrzu i zos-
tała w duszy tej szkoły, bo wojna japońska co tylko
się była rozpoczęła i zbudziła przeczucia, które się
14 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
„Jest kraina, w tej krainie
Nad Wisełką stoi gmach,
Co z rozpusty dzikiej słynie
W pensjonarek młodych snach.”.
Fo
t. A
.Kli
czko
wsk
a
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
powoli spełniały w ciągu lat czternastu […]. Dzięki
staraniom pierwszego jej dyrektora, pana
Kazimierza Stabrowskiego, miasto Warszawa
ofiarowało plac pod własną Szkoły siedzibę, a zna-
komita obywatelka, pani Eugenia Kierbedziowa,
wybudowała tam gmach według planów architekta
A. Gravier w roku 1914. Pierwszymi jej mieszkań-
cami byli – znak to czasu – żołnierze ranni w tej
wojnie, która wrócić nam miała niepodległość,
a w rok później znalazł się ten dom nawet na linii
bojowej, jak o tym świadczą liczne pociski tkwiące
dotąd w tych murach. Wreszcie w listopadzie 1916
roku szkoła wprowadziła się tutaj i przetrwała do
chwili kiedy […] z rąk ostatniego prezesa Komitetu
Opiekuńczego, pana Franciszka Lilpopa, odbierało
ten gmach Ministerstwo Sztuki i Kultury.”
Nazajurz po tej uroczystości mury uczelni zapełniły
się tłumem młodzieży. Zaczęła się żmudna, ale pełna
zapału i radości praca, która trwać miała aż do chwili,
gdy znów zaświeciły wokoło łuny pożarów, wznie-
conych przez bomby hitlerowskie.
Gdym po raz pierwszy jesienią 1923 roku szedł
Wybrzeżem Kościuszkowskim, by zapisać się do
warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, otaczał mnie
zgoła inny od dzisiejszego widok.
Za Solcem i ulicą Dobrą zaczynały się już odludne,
prawie niezamieszkane nadwiślańskie wertepy.
Nowo wytyczona ulica Czerwonego Krzyża miała
tylko jedną kamienicę – narożną z Wybrzeżem
Kościuszkowskim. Po obu jej stronach ciągnęły się
niezabudowane jeszcze place, ogrodzone chwiej-
nymi parkanami. Taki sam mniej więcej widok
przedstawiał odcinek Tamki, łączącej ulicę Dobrą
z Wybrzeżem.
Dalej ku Wiśle krzaki i zarośla porastały wyboisty
teren ciągnący się aż do piaszczystych brzegów
rzeki. Tu i ówdzie wśród kępy drzew czerniały za-
padnięte, dziurawe parkany i drewniane, sklecone
z desek budy. Mieszkała w nich najbiedniejsza
ludność stolicy. Po krzakach pasły się poszerszeniałe
krowy, wylegiwały się w słońcu podejrzane
indywidua, nadwiślańskie Antki piły wódkę i zgrywały
się w „trzy karty”. Okolica nie cieszyła się dobrą
opinią. Toteż nieliczni tylko przechodnie zapuszczali
się w te zakazane strony. Byli to robotnicy spieszący
do pobliskiej elektrowni albo – w ciepłe, słoneczne
poranki – niańki majestatycznie popychające wózki
z dziećmi. W niedzielne popołudnia obywatele
Powiśla – Solca, Tamki, Dobrej czy Topieli – kroczyli
u boku swych małżonek na tradycyjny spacer nad
Wisłą.
[…]
Rzeka płynęła nieopodal szarą wstęgą wzdłuż
płowych piaszczystych brzegów. Czasami blado-
niebieska, czasem bura, zwichrzona żółtymi,
kłębiącymi się na jej wnętrzu wirami.
Na przeciwległym brzegu żółciły się w słońcu
zabudowania Pragi. Topole pamiętające króla Stasia
stały wyprostowane niby żołnierze na paradzie.
Rosochate, sędziwe wierzby pochylały się nad
płynącą rzeką, kąpiąc w jej falach swe srebrzyste
warkocze. Powoli, majestatycznie płynęły po rzece
czarne i pękate barki. Leniwie sunęły z prądem
tratwy. Widać było maleńkich jak mrówki ludzi,
leżących na rudych pniach spławianych sosen lub
mozolnie popychających długimi, gnącymi się
prętami barki, po burtę zagłębione w wodzie.
Czasem senną ciszę przerywały odległe dźwięki
muzyki i niby dziecinna zabawka, mijał Wybrzeże
buńczuczny parostatek spacerowy, terkocząc swym
śmiesznym kołem i rozpryskując srebrny opar wody.
Wszystko to widać było z okien Szkoły.
[…]
W okresie, w którym wstąpiłem do Szkoły, na
parterze mieściły się pracownie prof. Miłosza
Kotarbińskiego, a w głębi pracownia rzeźbiarska
prof. Tadeusza Breyera. Na pierwszym piętrze
znajdowały się pracownie prof. Karota Tichego,
Mieczysława Kotarbińskiego i Tadeusza
Pruszkowskiego.
Prof. Józef Czajkowski prowadził wykłady z dzie-
dziny wnętrzarstwa, prof. Wojciech Jastrzębowski
uczył kompozycji brył i płaszczyzn. Tam też wykładał
liternictwo prof. Bonawentura Lenart, a prof.
Brunon Zborowski – kreślarstwo i perspektywę
malarską. Po południu profesorowie Władysław
Skoczylas i Edmund Bartłomiejczyk wykładali
grafikę.
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 15
NR 47 • marzec 2019 ___________________________________________________________________________________
W amfiteatralnej auli odbywały się słynne wykłady
z historii sztuki prof. Stanisława Noakowskiego, na
które przychodziło sporo ludzi z miasta. Historię
sztuki wykładali też profesorowie Marian Lalewicz
i Lech Niemojewski. Sztukę ludową – prof. Janusz
Kłos i prof. Oskar Sosnowski.
Program Szkoły był tak pomyślany, by uczniowie
mieli możność zapoznania się ze wszystkimi
dyscyplinami plastycznymi i zdobyli umiejętność
operowania rozmaitymi materiałami. Dopiero potem
można było wybrać jakąś gałąź sztuki i w niej się
specjalizować. <<
[Włodzimierz Bartoszewicz]
„Buda na Powiślu” dzisiaj
16 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Od tamtego czasu wiele się zmieniło.
Do budynku sprzed 100 laty niedawno
dobudowano modernistyczne skrzydło, co
pozwoliło na poprawienie warunków
lokalowych uczelni i umieszczenie tam
kilku wydziałów, a mianowicie:
Rzeźby, Sztuki Mediów i Scenografii,
Zarządzania Kulturą Wizualną, Konserwacji
i Restauracji Dzieł Sztuki oraz Między-
uczelnianego Instytutu Konserwacji.
Miejsce to zawsze cieszyło się dużym
zainteresowaniem.
Zdjęcie, wykonane w lipcu 2012 r.
przedstawia uczestników
„Powiślańskich spotkań Pod chmurką”
przed budynkiem ASP na Wybrzeżu
Kościuszkowskim.
(W. Bartoszewicz, 1983. „Buda na Powiślu”. PIW)
Fo
t. A
.Kli
czko
wsk
a
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Fot. E.Wolffgram _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 17
Widok z okien Uczelni dzisiaj.
Nowocześnie zaprojektowane wnętrza Uczelni
NR 47 • marzec 2019 ___________________________________________________________________________________
Niedawno – w październiku 2018 r. obchodziliśmy jubileusz
50-lecia pracy naszego Oddziału Powiśle TPW. Nowy rok
2019 także jest dla nas rokiem jubileuszowym, co
zawdzięczamy naszej Pani Prezes Elżbiecie Wolffgram. W tym
roku mija bowiem 15 lat od czasu, gdy podjęła się
prezesowania Oddziałowi Powiśle TPW, a ponadto także w
tym roku przypada 80. Rocznica Jej Urodzin. Z tej okazji 22
stycznia odbyło się spotkanie, zainicjowane przez Panią Alinę
Bursze i Panią Cecylię Melnik, a klubie PANORAMA.
Całą uroczystość okolicznościowym wierszem, z dużym humorem opisała Pani Beata Tomecka. Oto fragment:
(…) Po pięknym p. Cecylki serdecznym Jubilatki i gości przywitaniu
I w gorących słowach znaczenia tego Jubileuszu, dla Eli, opiewaniu
Wraz z poczęstunkiem część artystyczna, piękna nastąpiła
I dwóch wspaniałych wykonawczyń artyzm uruchomiła.
Prof. Marta Gozdecka z Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie przywitała
Nas akordami pianina i pięknie znany utwór Chopina dla Jubilatki i nas zagrała,
Wspaniała aktorka dramatyczna Danuta Nagórna, nam znana, zaraz wystąpiła
I wzruszającym wierszem Porównanie Aliny Bursze z Powiśla nas uraczyła, (…)
18 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Uczestniczki i organizatorki
uroczystości(od lewej):
Pani Cecylia Melnik – kierownik
Klubu Panorama,
aktorka Pani Danuta Nagórna,
Pani Alina Bursze – powiślańska
poetka,
pianistka Pani Marta Gozdecka
oraz jubilatka
Pani Elżbieta Wolffgram.
Fot. A.Kliczkowska
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Uroczystość jubileuszowa Pani Elżbiety Wolffgram
Okazją do jubileuszu była 80. Rocznicy Urodzin pani Elżbiety Wolffgram oraz 15-lecie Jej prezesowania Oddziałowi
Powiśle Towarzystwa Przyjaciół Warszawy. Zarząd Oddziału Powiśle TPW zorganizował uroczystość jubileuszową
1 kwietnia 2019 r.
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 19
Pani Joanna Strzelecka Dyrektor
Domu Kultury Śródmieście przy
ul. Smolnej 9 użyczyła nam salę
i zapewniła pomoc swoich pracow-
ników, którzy w miły i profesjonalny
sposób pomagali nam rozwiązywać
różne problemy. Nieoceniony był
Pan Darek Sikorski, Panowie od
akustyki, Panie pracujące w bufecie
oraz inne osoby, które chętnie nam
pomagały.
Bardzo Im za to dziękujemy !!!
Fo
t. M
art
a D
erli
cka
NR 47 • marzec 2019 ___________________________________________________________________________________
Następnie życzenia Pani Elżbiecie Wolffgram składali zaproszeni goście.
20 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Uroczystość prowadziła Pani Mariola
Bujak.
Na wstępie zaprosiła wszystkich do
obejrzenia audiowizualnej prezentacji,
przedstawiającej sylwetkę Jubilatki.
Prezentację przygotowała Pani Anna
Kliczkowska z pomocą Pani Agnieszki
Hałaburdzin-Rutkowskiej.
Na uroczystości obecni byli także
Pan dr Władysław Teofil Bartoszewski
i Pani Izabela Stelmańska – zastępca
dyrektora Departamentu Kultury, Promocji
i Turystki w Urzędzie Marszałkowskim
Województwa Mazowieckiego w Warsza-
wie, którzy w imieniu Marszałka
Województwa wręczyli Pani Elżbiecie
Wolffgram medal „Pro Masovia”.
W imieniu Zarządu Głównego TPW życzenia dla
Pani Prezes złożył Zastępca Prezesa Pan Zbigniew
Sieszycki
Gratulacje i życzenia dalszej owocnej pracy Pani
Elżbieta otrzymała od byłego Prezesa Zarządu
Głównego TPW Pana prof. Lecha Królikowskiego
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
Fo
t. M
art
a D
erli
cka
Fo
t. M
art
a D
erli
cka
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 21
Zaprzyjaźnioną i wspierającą naszą działalność
od wielu lat jest instytucja WSS Społem
Śródmieście. Z-ca Przewodniczącej R.N. Pani
Alina Cacko oraz członek Zarządu Pani Danuta
Bogucka wraz z życzeniami ofiarowały
Jubilatce kosz pełen słodkich upominków.
Gratulacje i piękne życzenia złożył Pan Adam Piotr
Rutkowski - Prezes Okręgu Warszawskiego Związku
Polskich Artystów Plastyków. Podkreślił, że to wielki
zaszczyt dla Związku mieć w swoich szeregach tak
utalentowanego i uspołecznionego członka.
Pani Joanna Strzelecka, Dyrektor Domu Kultury wraz
z bukietem kwiatów powiedziała kilka ciepłych słów
i wspomniała pierwsze spotkanie obu Pań przed 15 laty.
Pan Władysław Terlecki przekazał piękną,
kwitnącą azalię w swoim imieniu oraz
członków Teatru Łazienki.
Od członków Oddziału Powiśle TPW kosz pełen
żółto-czerwonych róż przekazała Pani Cecylia
Melnik wraz z Panem Pawłem Leszczyńskim
Fo
t. E
wa
Siu
da
Fot.
Ma
ciej
Ch
ojn
ow
ski
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
NR 47 • marzec 2019 ___________________________________________________________________________________
.
Zwieńczeniem części oficjalnej był koncert, w którym
uczestniczyli młodzi wykonawcy.
Pani Ilina Sawicka – harfistka, absolwentka i doktorantka
Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina wykonała
na harfie haczykowej (celtyckiej) kilka utworów. Na początku
były to: dwa tańce – Siciliana francuskiego kompozytora
Bernarda Andresa i walc pt. Pink Lady Pameli Wedgwood.
Następny utwór Akwarela nr 1, czyli malowanie dźwiękami
artystka dedykowała Jubilatce. Był to utwór Bernarda
Andresa, podobnie jak kolejny pt. Wanilia (z cyklu
„Przyprawy”). Na zakończenie swojego występu artystka
wykonała utwór Samuela Prata pod malowniczym tytułem
Mała Fontanna.
Kolejnym wykonawcą był altowiolista Roman Żuchowicz,
absolwent Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina,
muzyk Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego
Semkowa, który wykonał Allemande i Gigue z II Suity
wiolonczelowej J.S. Bacha.
Ostatnim akcentem pięknego koncertu był występ laureatki festiwali piosenki francuskiej Pani Weroniki Ździeborskiej,
studentki I r. UW, która zaśpiewała kilka piosenek ze swojego repertuaru.
Na zakończenie zebrani goście zostali zaproszeni na jubileuszowy tort.
22 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Z ciekawym repertuarem wystąpiła młodzież z Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. F. Chopina, który ma
swoją siedzibę na Powiślu przy ul. Bednarskiej. Kwartet klarnetowy, przygotowany przez Panią prof. Małgorzatę
Czachowską, w składzie: Mateusz Zieliński, Dariusz Patrykus, Katarzyna Ogorzałek i Michał Szlaga wykonał
I i III część Koncertu na 4 klarnety Georga Philippa Telemanna i Eine kleine Nachtmusik Wolfganga Amadeusza
Mozarta – w pierwszej części występu, a następnie Astora Piazzolli Libertango i Georga Gershwina Błękitną rapsodię
– w drugiej.
Pani Ilina Sawicka
Mateusz Zieliński Michał Szlaga Katarzyna Ogorzałek Dariusz Patrykus
Fo
t. E
wa
Siu
da
Fo
t. M
aci
ej C
ho
jno
wsk
i
_______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle
Z okazji – wymienionej w tytule odbyła się 1-04-2019 r. uroczystość zorganizowana przez
Zarząd Oddziału Powiśle TPW..
Była to uroczystość niezwykła – bo niezwykłą jest sama Jubilatka.
Zachwycające w barwach i kształtach wiązanki kwiatów, którymi obdarowywano Panią
Elżbietę, koncert w wykonaniu utalentowanych, młodych artystów i dużo ciepłych,
serdecznych słów zawartych w życzeniach, kierowanych do Szacownej Jubilatki,
a na koniec pyszny, o delikatnym smaku tort, dzieło warszawskich cukierników – oto co
złożyło się na program spotkania.
Wszystkie punkty programu dopracowane w każdym szczególe. Jeśli więc chcemy
bardzo i postaramy się – to i my, Polacy potrafimy zdobyć się na perfekcję. Wątpię, czy
będzie mi jeszcze w przyszłości dane być na uroczystości zorganizowanej z taką klasą
i na takim poziomie.
A wszystko to dla PANI ELŻBIETY – widać zasłużyła sobie.
Bywałam u Pani Eli. Najczęściej zastawałam Panią obłożoną stertami przeróżnych
dokumentów, fotografii, notatek – zmęczoną i zapracowaną. A przecież była to praca
społeczna, bez wynagrodzenia, na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Warszawy.
Niekiedy stawiała Pani retoryczne pytania czy ta ogromna praca naprawdę jest komukolwiek
potrzebna, czy ma sens…
Tak Pani Elu – to wszystko ma sens i jest potrzebna Pani praca, Pani zaangażowanie
i Pani wiedza. Niby nie ma ludzi niezastąpionych … a jednak.
Koncerty w Zamku Ostrogskich, spacery edukacyjne dla mieszkańców Powiśla, nadanie
imienia Bohdana Grzymały-Siedleckiego bulwarowi nad Wisłą, ufundowanie tablicy dla
Anny Marii Hinel, która zginęła za tajne nauczanie, wydawanie pisma „Na Powiślu”,
wieczory poetyckie na Salezego i inne inicjatywy, które nie sposób spamiętać i wyliczyć,
a cóż dopiero wykonać.
To Pani zasługa, że umiała Pani zgromadzić wokół siebie ludzi, którzy chcieli Pani pomóc,
ale my będący blisko Pani wiemy. Że niekiedy wiał wiatr w oczy i że trzeba było przybrać
pozę osamotnionego Rejtana, przedstawianego w geście protestu na obrazie Jana Matejki.
Ale nadszedł dzień 1 kwietnia 2019 r., poniedziałek, jeden z wielu szarych, codziennych dni.
Ale dla Pani i osób Pani bliskich – to był dzień niezwykły. Bo w życiu zdarzają się też dni
świąteczne i niedziele. Są one rzadziej w kalendarzu, ale niekiedy nadchodzą.
Kiedy oddawaliśmy Pani hołd owego 1 kwietnia – chyba nie miała Pani wątpliwości, że to co
Pani, niekiedy z ogromnym wysiłkiem wykonywała bezinteresownie dla naszego miasta –
miało i ma sens. Oczywiście trzeba być idealistą o Pani wnętrzu, i sile i konsekwencji, aby
zrealizować to, co realizowała Pani.
Czy dzień 1 kwietnia przekonał Panią, że świat nie jest taki zły…, a jeszcze jeśli zakwitną
jabłonie…, które Pani dzięki swemu talentowi pięknie namaluje – to będzie można powiedzieć:
„ŚWIAT JEST PIĘKNY
LUDZIE SĄ DOBRZY
A JA JESTEM
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE”
Drogiej Pani Eli –
Wiesława Dłubak-Bełdycka
_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 23
Wydrukowano w Promo Print - poligrafia i reklama, ul. Zwycięzców 4d, 03-941 Warszawa www.promo-print.pl
Redakcja: Elżbieta Wolffgram, Anna Kliczkowska Współpracują: Mariola Bujak, Wiesława Dłubak-Bełdycka, Jadwiga Kowejsza, Małgorzata Krakowiak-Owczarek, Paweł Leszczyński
Korespondencję należy kierować na adres: TPW Oddział Powiśle, ul. Św. Franciszka Salezego 4 m. 20 00-392 Warszawa Poprzednie numery umieszczone są pod adresem:
http://www.srodmiescie.warszawa.pl/strona-574-na_powislu.html
Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania selekcji oraz niewielkich zmian w nadesłanych materiałach
Na budynku szpitala od strony ulicy
Kruczkowskiego pojawiła się tablica, która
oprócz nazwiska i zdjęcia przedstawianej
osoby, zawiera następującej treści napis:
„Przyszedł na świat w tym budynku 12
grudnia 1986 r. Tutaj było mu dane
rozpocząć wieczną tułaczkę zwaną życiem.
W trzydziestą rocznicę urodzin tabliczkę
funduje Sam Sobie”.
Fascynujące jest jednak to, że na dole
tabliczki widnieje skrót „cdn”, który, jeżeli
oznacza „ciąg dalszy nastąpi”, może
sugerować, że autor planuje dalsze urodzenia
w tym szpitalu.
Fot.
A.K
liczk
ow
ska