otwarte klatki biuletyn 2/2013

36
Od Frances Cobbe do ECEAE /s.4/ CZY ROZDAWANIE ULOTEK MA SENS? /s.6/ Na ile to jest wegańskie? /s.9/ AKTYWIZM NA PEŁEN ETAT /s.12/ Rozmowa z Jo-Anne McArthur /s.15/ AKTYWISTA ŚLEDCZY DZIELI SIĘ SWOJĄ HISTORIĄ /s.19/ Jak to możliwe, że ludzie jedzą zwierzęta? /s.26/ Vegan as F***/s.29/ Świnie na Bahamy /s.32/ #2 BIULETYN

Upload: otwarte-klatki

Post on 24-Mar-2016

225 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Biuletyn Stowarzyszenia Otwarte Klatki

TRANSCRIPT

Page 1: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Od Frances Cobbe do ECEAE /s.4/ CZY ROZDAWANIE ULOTEK MA SENS? /s.6/ Na ile to jest wegańskie? /s.9/ AKTYWIZM NA PEŁEN ETAT /s.12/ Rozmowa z Jo-Anne

McArthur /s.15/ AKTYWISTA ŚLEDCZY DZIELI SIĘ SWOJĄ HISTORIĄ /s.19/ Jak to możliwe, że ludzie jedzą zwierzęta?

/s.26/ Vegan as F***/s.29/ Świnie na Bahamy /s.32/

#2BIULETYN

Page 2: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Z radością prezentujemy Wam drugi numer na-szego biuletynu. Tak jak

obiecaliśmy, staramy się, by jego zawartość była wartościo-wa – dlatego też w Biuletynie #2 możecie poczytać o wpro-wadzonym w marcu zakazie handlu kosmetykami testowa-nymi na zwierzętachw UE, poznać historię kampanii SHAC, dowiedzieć się o prze-prowadzaniu śledztw od akty-wisty Mercy For Animals, czy przeczytać inspirujący wywiad z Jo-Anne McArthur, bohaterką fi lmu „Duchy naszego syste-mu” oraz autorką książki „We Animals”.

Ale to nie wszystko – oprócz interesujących artyku-łów w biuletynie możecie także przeczytać recenzje ciekawych

według nas książek. Od ostat-niego wydania biuletynu Otwar-te Klatki miały ręce pełne pracy – zorganizowaliśmy w Poznaniu kongres miesz-kańców kilkunastu miejscowo-ści protestujących przeciwko budowaniu w ich sąsiedztwie ferm futrzarskich, aktywnie uczestniczyliśmy i uczestniczy-my w proteście przeciwko bu-dowie fermy norek w Żórawinie k/Wrocławia, zostaliśmy także partnerem festiwalu Planete Doc +, na którym prezentowany był fi lm „Duchy naszego syste-mu”.

Cały czas dbamy też o rozwój naszego stowarzy-szenia – na stronie Otwartych Klatek pojawił się formularz członkowski, więc każdy, kto ma ochotę i chęć do działania

może się zapisać do stowarzy-szenia.

Chcielibyśmy także podziękować za miłe słowa kierowane w naszą stronę oraz liczne wyrazy poparcia dla naszych działań. Jest to dla nas bardzo budujące i utwierdza w przekonaniu, że to, o co walczymy ma sens!

Po tym krótkim wstępie zapraszamy do lektury.

Monika GawlikStowarzyszenie

Otwarte Klatki

WSTÊPNIAK DROGIE czytelniczki, DRODZY czytelnicy!

Dopóki naturalne zachowania i przyjemności zwierząt hodowlanych nie otrzymają więcej miejsca w naszej retoryce, trudno będzie nam indywidualizować zwierzęta hodowlane i naprawdę przekazać ich cierpienie. Jeśli przygotowujesz prezentację, ulotkę czy fi lm na temat chowu przemysłowego, postaraj się zawrzeć w nim również obrazy zwierząt hodowlanych w ich naturalnym środowisku i podkreślić ich poziom inteligencji

ŚWINIE NA BAHAMY S.32

www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań[email protected] Skład biuletynu: Emil Stanisławski

Page 3: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Przemoc wobec zwierząt odbywa się z reguły w ukryciu, schowana za

grubymi murami i drutem pod napięciem. Niekiedy w mediach pojawiały się obrazy z miejsc, w których to się dzieje: ferm przemysłowych, rzeźni, labora-toriów, cyrków, ogrodów zoolo-gicznych czy hodowli.

Za każdym razem ludzie wrażliwi reagowali złością, smutkiem i poczuciem bezrad-ności.

Stowarzyszenie Otwarte Klatki powstało po to, żeby te uczucia zamienić w wolę dzia-łania. Chcemy uczynić mury ferm i rzeźni przezroczystymi –

żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy, został oszukany. Chcemy, by te obrazy zagościły na stałe w społecznej świado-mości, tak by decyzje podejmo-wane przez ludzi były rzeczywi-ście świadome. Naszym celem jest przeciwdziałanie okrucień-stwu wobec zwierząt i budowa społeczeństwa, w którym zwie-rzęta są traktowane z należytym współczuciem i szacunkiem.

Nie mamy złudzeń, że zmia-ny nadejdą z dnia na dzień. Są jednak możliwe, choć na pewno nie przyjdą same.

Wymagają informowania na temat prawdziwych warun-

ków tzw. „produkcji zwierzęcej”, szczególnie poprzez publiko-wanie materiałów ze śledztw na fermach przemysłowych i prowadzenie kampanii opar-tych o te materiały.

Wymagają wywierania pre-sji na organy ustawodawcze, jako że to one mogą – poprzez zmianę prawa – skutecznie położyć kres cierpieniu zwie-rząt. Wymagają promowania weganizmu jako sprzeciwu wobec wykorzystywania zwie-rząt. Wierzymy też, że to różno-rodność taktyk doprowadzi nas do celu.

To wszystko nie uda się jednak bez Twojej pomocy.

Zachęcamy jednak przede wszystkim do członkostwa wspierającego w naszym Stowarzyszeniu (www.otwar-teklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to być na bieżąco ze wszystkimi

wydarzeniami, oraz uzyskiwać najbardziej aktualne infor-macje. Przyczynisz się też do budowania silnego środowiska, któremu los zwierząt nie jest obojętny. Razem możemy dzia-

łać skutecznie i osiągać realne zmiany.Historia dzieje się teraz. Możemy dopisać swój rozdział.

MISJA

Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota

jest ważna i mile widziana.81 2030 0045 1110 0000 0257 1960

Stowarzyszenie Otwarte Klatkiul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań

Tytuł przelewu: DAROWIZNA

Page 4: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

11 marca 2013 r. to dzień, który na stałe zapisze się w historii

ruchu prozwierzęcego. Właśnie wtedy na terenie UE zaczął obowiązywać całkowity zakaz obrotu kosmetykami testo-wanymi na zwierzętach. Ale zanim do tego doszło…

Początków działań na rzecz zakończenia testów na zwierzętach należy szukać już pod koniec XIX wieku. Frances Power Cobbe, znana wówczas filantropka i działaczka praw kobiet, podczas swojej po-dróży po Europie zetknęła się z eksperymentami dla celów naukowych. Poruszona tym zaczęła pisać artykuły i wygła-szać przemówienia opisujące kulisy tego typu doświadczeń. W swoich poglądach nie była odosobniona, dlatego wkrótce narodził się w Wielkiej Brytanii ruch antywiwisekcyjny z jego naczelną organizacją, założo-ną w Bristolu, British Union. W roku 1940 r. Unia liczyła już

ponad 150 organizacji i była uznaną w całej Europie grupą rzeczniczą. Trudnym mo-mentem dla organizacji w niej skupionych był rok 1947, kiedy utraciły one status organizacji charytatywnych, co tłumaczo-ne było tym, że nie przynoszą pożytku interesom publicz-nym. Od 1949 r. Unia działa pod zmieniona nazwą - BUAV (British Union for the Abolition of Vivisection).

W 1990 r., z inicjatywy BUAV, powstała Europejska Koalicja na rzecz Zakończenia Testów na Zwierzętach (ECE-AE – European Coalition to End Animal Experiments). Skupia ona organizacje z całej Europy i łączy ich doświadczenie oraz wiedzę w celu jak najbardziej efektywnego działania na poziomie całego kontynentu. Oprócz prowadzenia kampa-nii i publikowania materiałów, jednym z ważniejszych działań ECEAE była współpraca z posłami Parlamentu Europej-skiego.

Tymczasem, jeśli chodzi o prawodawstwo unijne, pierwsze kroki w kwestii jego regulacji w zakresie produkcji kosmetyków zostały podjęte już w latach 70., co zaowoco-wało powstaniem tzw. Dyrek-tywy kosmetycznej 76/768/EEC. W roku 1993 wprowadzo-no szóstą poprawkę do dyrek-tywy dotyczącą m.in. zakazu sprzedaży testowanych na zwierzętach składników i ich kombinacji. Zakaz miał obo-wiązywać od początku 1998 r. jednakże z zastrzeżeniem, że w przypadku braku alterna-tywnych metod Komisja Euro-pejska będzie mogła opóźnić wprowadzenie zakazu. Komi-syjny raport z ’96 r. stwierdzał, że dla pewnych przypadków nie istnieją odpowiednie meto-dy alternatywne, w związku z czym zakaz został przesu-nięty na 30.06.2000, a później o kolejne dwa lata.

W 2003 r. w życie weszła kolejna, siódma poprawka, która w zasadzie powtórzyła

OD FRANCES COBBE DO ECEAE

czyli krótka historia wprowadzenia w UE zakazu obrotu kosmetykami testowanymi na zwierzętach

4 otwarteklatki.pl

Page 5: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

zasady wprowadzone wcze-śniej. Przemysł kosmetyczny robił wszystko, aby zmodyfiko-wać zakaz na swoją korzyść. Powoływano się np. na regu-lacje WTO (Światowa Organi-zacja Handlu), według których zakaz ten byłby dyskryminacją pewnych (w tym przypadku testowanych na zwierzętach) produktów, a tym samym na-ruszeniem zasad obowiązują-cych w wolnym handlu. W tym czasie można było wyraźnie zauważyć rozdźwięk pomiędzy Parlamentem Europejskim, któ-ry był zdecydowanie za wpro-wadzeniem zakazu a Komisją Europejską, będącą pod wpły-wem lobby kosmetycznego. Kompromisem towarzyszącym wprowadzeniu 7. poprawki było ustalenie dwóch osobnych zakazów:

• całkowitego zakazu testowania kosmetyków (od września 2004 r.) i ich składników na tery-torium UE oraz

• zakazu wprowadzania testowanych kosme-tyków i składników na rynek od 11.03.2009.

Wcześniejsze regulacje nie obejmowały jednak produktów sprowadzanych spoza UE, któ-rych składniki bądź receptury mogły być poddawane takim testom. Wyjątek od tychże regulacji stanowiły też trzy ro-dzaje testów: związane z tok-sycznością dawki powtarzalnej, badań toksykokinetycznych oraz toksycznego wpływu na reprodukcję i zostały zniesio-ne dopiero przez tegoroczne rozporządzenie, które zastępuje Deklarację kosmetyczną.

Co to oznacza w praktyce? Otóż na terenie UE nie będą mogły być sprzedawane pro-dukty albo ich składniki, które były testowane na zwierzętach.

Dotyczy to jednak nowych pro-duktów i nie znaczy, że te, które testowane były wcześniej znik-ną ze sklepowych półek. Zakaz nie obejmuje również środków chemii gospodarczej.

Warto więc wciąż wspierać firmy, które od zawsze deklarowały, że są wolne od okrucieństwa wobec zwierząt.

Pomaga w tym system oznaczeń i certyfikatów, np. symbol skaczącego królika przyznawany przez BUAV firmom, które spełniają surowe kryteria. Aby uzyskać certyfi-kat nie tylko nie wolno używać testowanych składników, ale trzeba też zgodzić się na nie-zapowiedziane kontrole orga-nizacji prozwierzęcych; auto-matycznie wyklucza to również wejście na rynek chiński, gdzie testowanie kosmetyków jest obligatoryjne.

Rozporządzenie przewiduje również wyjątki.

W sytuacji pojawienia się obaw co do bezpieczeństwa danego produktu, może być

zgłoszony wniosek o odstęp-stwo od zakazu. Może to także dotyczyć składnika, który jest w powszechnym użyciu i nie może być zastąpiony innym oraz w innych uzasadnionych przypadkach dotyczących pro-blemu zdrowia ludzi.

Warto również wspomnieć, że oprócz zmian legislacyjnych jednym z sukcesów kampanii ECEAE były prace przy okazji wprowadzanego przez Europej-ską Agencję ds. Chemikaliów (ECHA) systemu rejestracji, oceny, udzielania zezwoleń oraz stosowania ograniczeń dla substancji chemicznych (REACH).

Od 2006 roku naukowcy współpracujący z Koalicją wyszukali luki prawne w sys-temie i nie dopuścili do powie-lania się podobnych testów; pozwoliło to uratować ok. 4,5 mln zwierząt. Dzięki działaniom ECEAE jednym z celów REACH stało się promowanie metod alternatywnych do testów na zwierzętach oraz obowiązek dzielenia się informacjami na temat wyników testów. Nieste-ty, pomimo dotychczasowych sukcesów można oszacować, że do 2018 r. nawet do 54 mln zwierząt będzie użytych do te-stowania ok. 30 tys. substancji chemicznych.

Joanna Stiller

Page 6: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Skuteczność to obowiązek każdego

aktywisty i każdej aktywistki. Dzięki

badaniom takim jak The Powerful Impact of College

Leafleting i stronie HumaneSpot.org nie musimy opierać się jedynie na własnej

intuicji planując kolejne działania. Możemy zdać się

również na naukę.

Ulotki są jednymi z naj-chętniej stosowanych narzędzi w ruchu pro-

zwierzęcym. Rozdaje się je na wszystkich akcjach i rozkłada na wszystkich stoiskach. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy rozdawanie ulotek w ogóle ma sens?

Takie pytanie zadał sobie Nick Cooney – autor książki Change of Heart: What Psy-chology Can Teach Us Abo-ut Spreading Social Change i założyciel organizacji The Humane League. Zadał sobie

również trud, żeby na to pytanie odpowiedzieć.

W celu zbadania skuteczno-ści broszur promujących we-gański styl życia, Nick Cooney zaprojektował badanie, które odbyło się na kampusach uni-wersyteckich w Delaware i Ma-ryland. W celach badawczych wykorzystane zostały materiały Vegan Outreach (broszura Compassionate Choices), oraz powiązanej z Farm Sanctuary grupy Compassionate Com-munities (broszura Something Better). Warto więc pamiętać,

że wyniki badania dotyczą tylko tych materiałów, a nie jakich-kolwiek ulotek na temat diety wegańskiej.

Na początku jesiennego semestru studentom na obu uniwersytetach rozdawano broszury obu organizacji. Dwa miesiące później badacze wrócili w te same miejsca, aby sprawdzić, w jaki sposób zmie-niła się dieta studentów, którzy otrzymali wcześniej materiały. Osoby prowadzące badanie py-tały studentów wychodzących ze stołówki o chęć wypełnienia

6 otwarteklatki.pl

Czy rozdawanie ULOTEK

ma sens? WYNIKI BADAŃ NA

AMERYKAŃSKICH KAMPUSACH

Page 7: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

7 otwarteklatki.pl

ankiety, nie informując czego będzie ona dotyczyła. Następ-nie pytano o to czy dana osoba otrzymała wcześniej broszurę o weganizmie i jeśli odpowiedź była twierdząca, przystępowa-no do wypełniania ankiety. W ten sposób zebrano prawie 500 wyników.

Okazało się, że na każde 50 studentów, jedna osoba prze-szła na dietę wegetariańską lub pescatariańską (dopuszczającą spożywanie ryb). Oprócz tego, 7% studentów (1 osoba na 14) stwierdziło, że je teraz „dużo” mniej mięsa drobiowego, oraz dużo mniej jajek i mleka. Po-nadto, 6% studentów zaczęło jeść dużo mniej ryb, a 12% dużo mniej czerwonego mięsa. 1 na 5 osób powiedziała rów-nież, że po przeczytaniu prze-kazała broszurę jakiejś innej osobie, która później z kolei również zdecydowała się jeść mniej mięsa.

Cooney podjął się jednocze-śnie oszacowania, na ile zwie-rząt potencjalnie wpływ może mieć rozdawanie ulotek. Jego wyliczenia brały pod uwagę m.in. średnią długość życia oraz ilość zwierząt zjadanych przeciętnie rocznie przez oby-wateli Stanów Zjednoczonych.

Wynika z nich, że w pierwszym roku po rozdawaniu ulotek, na każde 100 rozdanych broszur, 50 zwierzętom oszczędzone będzie życie w koszmarze fermy przemysłowej.

Jeśli studenci utrzymają później nowy sposób żywie-nia, z każdym kolejnym rokiem ilość zwierząt, którym każde

100 broszur oszczędzi cierpie-nia, będzie rosła.

Osoby zainteresowane bardziej szczegółowymi wyli-czeniami mogą zapoznać się z wynikami badania m.in. na stronie www.HumaneSpot.org. Można tam przeczytać o tym, jak badacze poradzili sobie z takimi zjawiskami jak błąd bra-ku odpowiedzi (non-response bias) oraz efekt społecznych oczekiwań (social desirability bias), a także obejrzeć ankietę, którą wypełniali studenci.

Badanie dotyczące skutecz-ności ulotek to tylko jedno z se-tek badań dotyczących rozma-itych aspektów związanych

z aktywizmem na rzecz zwie-rząt, które zostały zamiesz-czone na stronie www.Huma-neSpot.org. Jeśli jej jeszcze nie znacie, to musicie szybko nadrobić zaległości. Na począ-tek trzeba się zarejestrować i napisać parę słów o sobie i o tym, w jaki sposób chcemy wykorzystywać wiedzę zdobytą na HumaneSpot. Rejestracja jest oczywiście darmowa i da nam dostęp do bazy danych, którą przeszukiwać możemy działami (np. Advocacy Strate-

gies, Animal Experimentation, Companion Animals, Diet and Nutrition). Każda osoba za-rejestrowana na stronie ma tam również swój profil, dzięki temu może dostawać powia-domienia o nowych badaniach. Uszczegółowienie pola zainte-resowań sprawia, że będziemy dostawać tylko powiadomienia o badaniach na interesujące nas tematy.

Wiedząc już, że rozdawa-nie ulotek może być całkiem sensowne, warto poświęcić jeszcze chwilę uwagi na to, jak zabrać się do tego zadania. Oto 5 podstawowych rad:

Po prostu to zrób Nawet jeśli myśl o zagadywaniu nieznajomych może wydać się przerażająca, najtrudniej podejść tylko do pierwszej osoby lub wręczyć pierwszą broszurę – później jest już coraz łatwiej, aż w końcu trudno będzie wyobrazić sobie łatwiejsze zadanie.Ty również zyskujesz – kiedy nabierzesz doświadczenia, nawiązywanie kontaktu z obcymi osobami nie będzie już więcej przerażać.

Czy rozdawanie ULOTEK

ma sens?

1.

Page 8: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

8

Wyglądaj profesjonalnie Odbiór materiałów zależy w dużej mierze od osoby, która je rozprowadza. Całkowicie ludzką rzeczą jest wydawanie błyskawicznych opinii i dlatego często od pierwszego wrażenia zależy, czy nasze postulaty zostaną przyjęte czy odrzucone. Zwykły uśmiech świetnie przełamuje lody i skutecznie zachęca ludzi do zainteresowania się tym, co mamy do przekazania.

Nie wdawaj się w długie dyskusje Jeśli zdarzy się jakaś osoba w nastroju mocno konfrontacyjnym – najlepszym

rozwiązaniem jest pogodny uśmiech i niewdawanie się w zażarte debaty. Nawet jeśli długa debata jest kusząca, z reguły nie wynika z niej nic konstruktywnego i stracisz jedynie czas i humor.

Często najlepiej po prostu stwierdzić, że jest nam przykro, że mamy tak odmienne zdanie na ten temat i życzyć miłego dnia. Jeśli zdecydujesz się podjąć dyskusję, pamiętaj dlaczego stoisz w tym miejscu i nie pozwól, żeby rozmowa schodziła na zbyt abstrakcyjne manowce.

Nie bój się trudnych pytań Kiedy rozdajesz materiały na jakiś temat, musisz się przygotować – zapoznanie się z tym co

jest na ulotkach to absolutne minimum. Nie musisz jednak mieć encyklopedycznej wiedzy na każdy temat. Jeśli nie znasz odpowiedzi na pytanie, możesz po prostu przyznać, że nie potrafisz w tej chwili na nie odpowiedzieć i poprosić o e-mail lub numer telefonu, aby móc dać odpowiedź później lub też odesłać do znanej Ci organizacji, która zajmuje się danym tematem i z pewnością będzie w stanie udzielić fachowej odpowiedzi.

Warto pamiętać również, że pytania które ludzie zadają z reguły powtarzają się i jeśli kilka razy sprawdzisz odpowiedź lub też przemyślisz sobie, co możesz w takiej sytuacji odpowiedzieć, z czasem będziesz radzić sobie coraz lepiej.

Rób przerwy Pamiętaj, że ludzie w swoim działaniu mocno sugerują się tym co robią inni. Jeśli jakaś osoba odmówi Ci wzięcia ulotki, jest duża szansa, że ta idąca za nią też jej od Ciebie nie weźmie – i tak dalej.

Aby uniknąć tego efektu, możesz po każdej rażącej odmowie zrobić chwilę przerwy i rozpocząć rozdawania ulotek po ominięciu jednej lub kilku osób.

Takie przerwy możesz też wykorzystać na zebranie z ziemi ulotek, które ktoś wyrzucił – jeśli ludzie będą widzieć Twoje ulotki leżące na ziemi, będą traktować je mniej poważnie i będą bardziej skłonni również je wyrzucić.

Staraj się mieć ulotki przy sobie. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi się ktoś zainteresowany tematem.

Dobrusia Karbowiak

2.

3. 4.

5.

otwarteklatki.pl

Page 9: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Gdy po raz pierwszy za-angażowałem się w ruch obrony praw

zwierząt około 1990 roku, na pytanie ,Na ile to jest wegań-skie?’ odpowiedź była prosta: albo dany produkt jest wegań-ski, albo nie jest.

Rozróżnienia można było dokonać poprzez porównanie wszystkich składników, któ-re znajdowały się w danym produkcie ze specjalną listą wszystkich składników odzwie-rzęcych. Lista ta w końcu ewo-luowała do postaci książki pod nazwą: ,,Składniki odzwierzęce od A do Z” będącej przez wiele lat największym bestsellerem dostępnym w serwisie Vegan.com .

Ten niewyszukany sposób odróżnienia ,,dobra” od ,,zła” przemawiał do wielu z nas poprzez swoją prosto-tę. Ale jeszcze zanim lista zaczęła przybierać wielkość encyklopedii, okazała się nie-konsekwentna. Przy produkcji miodu zabijana jest pewna ilość owadów, lecz podobnie rzecz się ma w przypadku jazdy samochodem (a czasem nawet chodzenia pieszo). Wiele mydeł zawiera w sobie stearyniany, ale też opony samochodowe czy rowerowe zawierają po-dobne odzwierzęce składniki.

Część cukru jest przetwarzana przy użyciu węgla kostnego, ale tego samego składnika używa się do filtrowania wody w miejskich wodociągach. Co więcej, dodanie określenia ,,nie testowane na zwierzętach” do definicji produktu wegańskiego skomplikowało sprawę jeszcze bardziej.

A jednak porzucenie biało czarnych zasad postępowania może być trudne. Przez wiele lat ludzie dodawali “wyjątki”, definiowali to co jest “ko-nieczne”, dodawali twierdzenia o ,,dobrych in-tencjach”, byle tylko za-

SKŁADNIKI A AKTYWIZM

Page 10: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

10 otwarteklatki.pl

chować podejście bazujące na ustalonej liście produk-tów, których po prostu należy unikać. Jednak próba defini-tywnego określenia tego, co jest “wegańskie” jest zawsze arbitralna. Nawet w produkcji organicznych warzyw zabijane są zwierzęta podczas sadzenia, zbierania plonów oraz trans-portu.

Oczywiście, aby “nie czynić krzywdy” żadnej istocie, wszyscy moglibyśmy popełnić samobójstwo i pozwolić, by nasze martwe ciała uległy rozkładowi w lesie. Nie idąc jednak tak daleko, najlepiej będzie zrobić krok wstecz i zastanowić się dlaczego, tak naprawdę martwimy się o to, czy coś jest wegańskie, czy nie.

Pytanie ,,Na ile to jest we-gańskie?” jest ważne ponieważ zabijanie zwierząt dla poży-wienia jest dziś zdecydowa-nie najistotniejszą przyczyną cierpienia, zarówno pod wzglę-dem ilości cierpiących istot jak również skali okrucieństwa, któremu są one poddawane.

Ilość cierpiących istot

W ramach samego przemysłu spożywczego w USA hoduje się i zabija rok rocznie o wiele więcej zwierząt, niż w jakiejkolwiek innej formie eksploatacji. Z każdych 100

zwierząt zabijanych rocznie w USA, 99 to zwierzęta zarzynane dla celów ludzkiej konsumpcji. To jest dziesięć miliardów zwierząt, więcej istot, niż wynosi cała ludzka populacja na Ziemi. Cierpienie Zwierzęta hodowane dla przemysłu spożywczego przeżywają niewyobrażalne cierpienia. Prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem dla osób walczących o prawa zwierząt jest rzeczywiste przedstawienie tego, czego po prostu słowami opisać się nie da. Ogromny ścisk, izolacja od otoczenia, smród, hałas, skrajne temperatury, atakowanie się zwierząt nawzajem, a nawet kanibalizm, choroby, koszmar każdego dnia ich życia. Tak, każdego roku setki milionów zwierząt – o wiele więcej, niż suma zwierząt zabijanych na fermach futrzarskich, w schroniskach i w laboratoriach – nie przeżywa nawet do dnia uboju. One po prostu umierają wcześniej z cierpienia.

Skuteczne promowanie praw zwierząt

Posiadając taką wiedzę, myślący i współczujący ludzie nie powinni zadawać sobie py-tania: ,,Czy to jest wegańskie?” Ważniejszą kwestią jest raczej ,,Który wybór przyczyni się do zmniejszenia cierpienia?” Nasz przewodnik nie powinien być niekończącą się listą składni-ków, powinien raczej przyczy-niać się jak najlepiej do zaprze-stania okrucieństwa wobec zwierząt. Weganizm jest ważny

nie jako cel sam w sobie, lecz jako potężne narzędzie sprze-ciwu wobec horroru współcze-snych przemysłowych ferm i rzeźni.

W ten sposób zmieniamy tory dyskusji od wyszukiwania definicji oraz unikania pew-nych produktów do tego, jak na prawdę skutecznie promować prawa zwierząt. Innymi słowy, skupiamy się nie tyle na swo-ich osobistych przekonaniach lub szczegółowych wyborach, lecz raczej na zwierzętach i ich cierpieniu.

Jeżeli uważamy, że bycie weganinem jest ważne, to sku-teczne działanie w promowaniu praw zwierząt musi być dla nas jeszcze ważniejsze. Wpływ naszego osobistego wegani-zmu – kilkaset uratowanych zwierząt w ciągu naszego życia – blednie w porównaniu z tym, co możemy osiągnąć dając dobry przykład innym. Z każdą osobą, którą zainspirujemy do zmiany nawyków, nasz wpływ na zmianę świata znacznie się zwiększy. Z drugiej strony, każ-dej osobie, którą przekonamy, że weganizm jest zbyt wyma-gający, obsesyjnie zajmując się wciąż rosnącą listą składników, robimy rzecz gorszą, niż gdy-byśmy nie zrobili nic: zniechę-camy człowieka, który mógł się przyczynić do polepszenia sy-tuacji zwierząt, gdyby tylko nie spotkał nas na swojej drodze. Obecnie znaczna większość ludzi w naszym społeczeństwie nie ma problemu ze zjedzeniem nogi kurczaka.

Nie wydaje się więc dziwne, że wiele osób uważa wegan za ludzi nierozsądnych i nie-racjonalnych, kiedy dają oni taki przykład, jak wypytywa-nie kelnerów o składniki dań, niespożywanie wegeburgerów

Page 11: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

11 otwarteklatki.pl

przygotowanych na tym sa-mym grillu, co mięso, rezygna-cja z używania  klisz filmowych, czy leków, itp.

Zamiast wykorzystywać nasze ograniczone środki i czas martwiąc się o szczegóły (produkcja cukru trzcinowe-go, filmów, lekarstw, itd.), po-winniśmy skoncentrować się na codziennym zwiększaniu naszego wpływu na zmiany. Pomagając nawet jednej oso-bie zmienić nawyki, prowadzi-my do ocalenia życia setkom zwierząt cierpiących na fer-mach przemysłowych. Decyzja, by propagować dietę opartą na współczuciu sprawia, że każda napotkana na naszej drodze osoba to potencjalne ważne zwycięstwo. Trudne pytania i rezultaty Prawdę mówiąc, ten zorientowany na wyniki obraz weganizmu nie jest tak prosty, jak przestrzeganie wypunktowanej listy. Zagadnienia, co do których musimy się ustosunkować zaczynają się na przykładzie, jaki powinniśmy dawać innym, a kończą na sposobach wykorzystania naszych zasobów. Powinniśmy zadać sobie pytania:

Czy mam się zapytać o listę składników danego produktu będąc w towarzystwie rodziny bądź przyjaciół, którzy nie są wege, być może nic w rezultacie nie jedząc, i ryzykując

że weganizm może innym wydać się zbyt drobiazgowy i niewykonalny?

Jak powinienem wydawać lub poświęcać moje ograniczone zasoby finansowe oraz czas? Sytuacje bywają bardzo delikatne, a sposobności zrobienia czegoś pożytecznego rzadkie. Dlatego nie ma

jednego zestawu odpowiedzi na powyższe pytania. Ale jeżeli podejmując decyzje kierujemy się tym, aby dokonać jak najwięcej dobrego, wtedy każdy z nas ma olbrzymi potencjał do realizacji zmian.

Nie wystarczy być prawomyślnym weganinem, ani nawet poświęconym sprawie, wyedukowanym promotorem weganizmu. Zwierzęta nie potrzebują, abyśmy mieli rację. Dla nich liczy się,  byśmy byli skuteczni w działaniu. Inaczej mówiąc, nie chodzi o to, aby

wygrać dyskusję z mięsożercą, lecz by otworzyć serca i umysły ludzi i wskazać im drogę do życia, w którym dla współczucia jest więcej miejsca. Aby to osiągnąć musimy być przeciwieństwem stereotypu weganina. Pomimo skądinąd zrozumiałego smutku i oburzenia jakie czujemy widząc wszechobecne okrucieństwo wobec zwierząt, musimy robić wszystko,

aby być tym, kim chcą być inni ludzie: radosnymi, szanowanymi osobami, których spełnione życie będzie dla innych inspiracją. Tylko wtedy możemy w pełni wykorzystać nasz potencjał dla zwierząt.

Matt Ball z organizacji Vegan Outreach (veganoutreach.org/)

Tłumaczenie: Adam Gac ze Stowarzyszenia Empatia

(empatia.pl/)

Artykuł w oryginale: “How Vegan? Ingredients vs. Activism”

Page 12: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

AKTYWIZM

na pełen etat

12 otwarteklatki.pl

Widać jednak również wiele pozytywnych skutków tej sytuacji – postawiony w takiej sytuacji ruch wypracował wiele własnych metod działania, które okazały się wyjątkowo skuteczne i inspirują dziś inne ruchy. Jednym z najlepszych przykładów jest prowadzona od lat kampania Stop Hunting-ton Animal Cruelty (w skrócie SHAC). Przez długi czas SHAC, organizowany oddolnie, poja-wiał się regularnie w najwięk-szych brytyjskich i amerykań-skich mediach, zdołał wpłynąć na losy największych świato-wych giełd, a służby specjalne w USA przeprowadziły jedno z największych dochodzeń w tamtym czasie, aby wsadzić najważniejszych aktywistów SHAC do więzienia. Jest wiele punktów, które wyróżniają tę kampanię na tle innych działań społecznych, ale cofnijmy się

do początku tej historii.Dwie kampanie przygo-

towały solidne fundamenty pod działalność SHAC. Były to: Consort beagles (1996 r.), kampania na rzecz zamknięcia Consort Kennels, gdzie hodo-wano beagle dla laboratoriów oraz Save the Hill Grove Cats (1997 r.), kampania wymierzo-na w Hill Grove Farm, jedynego w Wielkiej Brytanii hodowcy kotów dla laboratoriów. Obie po wielu miesiącach działania doprowadziły do zamknięcia tych firm. W kampaniach tych wykorzystywano wszelkie moż-liwe metody, aby doprowadzić do osiągnięcia zamierzonego celu: codzienne protesty pod tymi firmami, ogólnokrajowe demonstracje, akcje bezpo-średnie, w których wyzwalano hodowane tam zwierzęta. Klu-czem do sukcesu była nieusta-jąca presja na zwierzętarnie.

Kiedy w lipcu 1997 r. Consort Kennels zostało zamknięte, około 200 beagli znalazło nowe domy. Pozostałe zostały od-kupione przez Huntington Life Sciences.

Huntington Life Sciences to największe w Europie la-boratorium badawcze, gdzie rocznie przeprowadza się testy na ok. 75 000 zwierząt. Opinia publiczna wielokrotnie mogła przekonać się, jak w rzeczy-wistości wyglądają badania w tym laboratorium. Pierwsze materiały zebrała Sarah Kite z antywiwisekcyjnej organizacji BUAV w 1989 r., pracując przez 8 miesięcy w ośrodku HLS. W roku 1997 Zoe Broughton ujawniła materiały video, na których widać m.in. pracowni-ków HLS bijących szczeniaki, a w tym samym roku Micha-el Rokke z organizacji PETA upublicznił nagrania z amery-

Ruch wyzwolenia zwierząt pod wieloma względami różni się od wszystkich innych ruchów społecznych. Poszerzenie granicy

podmiotowości tak, że mieszczą się w niej rów-nież zwierzęta jest jednym z najtrudniejszych wyzwań współczesnych społeczeństw.

Niestety wiele ruchów wolnościowych czy lewicowych nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu, czego efektem jest marginalizowanie i trywializowanie ruchu wyzwolenia zwierząt.

Page 13: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

13 otwarteklatki.pl

kańskiego laboratorium HLS. Wielokrotnie udostępniano również w mediach dokumen-ty potwierdzające codzienne okrucieństwo badań prowadzo-nych przez HLS. Wszystkie te dochodzenia sprawiły, że HLS stało się jedną z najbardziej znienawidzonych instytucji w Wielkiej Brytanii, a kampania na rzecz jej zamknięcia miała potężne wsparcie opinii pu-blicznej.

Pod wieloma względami kampania SHAC stała się naj-bardziej innowacyjną kampanią społeczną, co zaowocowało wieloma sukcesami, ale nieste-ty również potężną skalą repre-sji wobec jej aktywistów i aktywistek. Obrano trzy kie-runki działania: klienci HLS, za-pewniający laboratorium ren-towność, wszelacy dostawcy HLS (od dostawców narzędzi laboratoryjnych do pralni) oraz podmioty powiązane finan-sowo z HLS – akcjonariusze, udziałowcy, banki. Przekaz był prosty: jeśli robisz interesy z HLS, wspierasz okrucieństwo wobec zwierząt i tym samym zadzierasz z nami. Presja wy-wierana na HLS miała dopro-wadzić do biznesowej izolacji i ekonomicznego upadku firmy.

Nacisk na każdy podmiot związany mniej lub bardziej z HLS sprawił, że żadna firma nie chciała im oferować np. usług cateringowych, żadna pralnia nie chciała czyścić ich fartuchów, firmy transportowe bały się pokazywać pod ich siedzibą.

Demonstracje przeciwko HLS odbywały się w najróżniej-szych miejscach w całej Euro-pie i USA. Każda firma, która w jakikolwiek sposób związała się z HLS, mogła się spodziewać protestów pod swoją siedzibą, niekończących się telefonów i maili, a nawet wizyt pod pry-watnymi domami.

Ważne w tej kampanii jest to, że SHAC nie jest właściwym organizatorem działań. SHAC informował i nadal informuje o bieżących działaniach HLS, o aktualnych powiązaniach finansowych, czy firmach i oso-bach biznesowo związanych z HLS. Rolą SHAC-u miała być dystrybucja informacji o poten-cjalnych celach. W ten sposób, mimo że liczba aktywistów i aktywistek nie była duża, możliwe było działanie na bar-dzo szeroką skalę.

Począwszy od roku 2000 HLS popadał w coraz większe problemy finansowe. Uzyskanie pożyczki stało się nagle za-daniem prawie niemożliwym. W finansowym świecie HLS spychano na bok, nikt nie chciał robić z nimi interesów. Royal Bank of Scotland anulował HLS spłatę kredytu, aby tylko jak najszybciej zdystansować się od laboratorium. Na londyń-skiej giełdzie akcje HLS spadły najniżej, jak tylko było to moż-liwe. Potrzebna była rządowa interwencja, aby Bank of En-gland pozwolił HLS prowadzić u siebie konto bankowe. Na przełomie lat 2000/2001 HLS wypadło z giełdy w Nowym Jorku oraz Londynie. Powoli działania finansowe przeno-szono do USA, gdzie zapewnio-na jest większa anonimowość akcjonariuszy i udziałowców. Reakcją na to było powołanie SHAC USA.

Od samego początku SHAC USA była równie sprawną kam-panią jak jej europejski odpo-wiednik. Stephens Inc., instytu-cja finansowa, która uratowała HLS przed bankructwem, zerwała kontrakt zaledwie po roku, ulegając presji aktywistów i aktywistek. 14 beagli zostało wyzwolonych z laboratorium HLS w New Jersey. W USA odbywały się małe, ale sku-teczne protesty, tak jak wcze-śniej działo się w Anglii. Miały miejsce również liczne akcje bezpośrednie, m.in. zatopienie jachtu należącego do dyrekto-ra Bank of New York. W 2006 r. liczne demonstracje i akcje bezpośrednie uniemożliwiły HLS pojawienie się na giełdzie nowojorskiej. Łącznie około 250 firm porzuciło HLS, wśród nich liczne potężne światowe korporacje finansowe.

Wszystkie te sukcesy nie-stety pociągnęły za sobą licz-ne represje po obu stronach oceanu. FBI przeprowadziło jedno ze swoich największych śledztw, aby ostatecznie aresz-tować sześć osób odpowie-dzialnych za kampanię SHAC USA. Oskarżenia oparte były o złamanie Animal Enterprise Terrorism Act, prawa stwo-rzonego wyłącznie do obrony przemysłu wykorzystującego zwierzęta przed aktywistami i aktywistkami praw zwierząt. Dwuletni proces zakończył się wyrokami od 1 do 6 lat wię-zienia dla osób prowadzących kampanię. W roku 2007, w Eu-ropie, przeprowadzona została akcja z udziałem 700 policjan-tów, głównie w Wielkiej Brytanii, w wyniku której aresztowano 32 osoby powiązane z SHAC. Siedem osób otrzyma-ło wyroki od 4 do 11 lat wię-zienia. Mimo tych wszystkich

Page 14: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

14 otwarteklatki.pl

represji SHAC działa dalej, choć znacznie osłabiony. Zamknięcie HLS dalej jest celem, o którym aktywiści i aktywistki nie prze-stają myśleć.

Kampania SHAC wyznaczy-ła całkiem nową ścieżkę dzia-łania dla ruchu praw zwierząt oraz innych ruchów społecz-nych. Główny nacisk położony został nie na samego wroga, ale na wszystkie podmioty powiązane z nim finansowo. Demonstracje pod HLS były bezcelowe, ale powolne odci-nanie go od partnerów bizne-sowych prawie doprowadziło do jego bankructwa. W swoich działaniach SHAC nie dbał o dobry wizerunek, nigdy nie odżegnywał się od akcji bez-pośrednich bez względu na ich charakter.

Zła prasa tworzyła obraz niebezpiecznych aktywistów i aktywistek, a to jeszcze bar-dziej działało na wyobraźnię HLS i jego współpracowników. Kampania SHAC podkreśla-ła, że każdy, nawet samotnie, może przyczynić się do za-mknięcia laboratorium. Czy to jednoosobową demonstracją pod domem udziałowca, czy to przez akcję bezpośrednią. W ten sposób powstała sieć działań, które nie były prowa-dzone przez SHAC sam w sobie, ale SHAC umożliwiał ich zaistnienie. Zainteresowa-ne osoby otrzymywały goto-we informacje o tym, kto jest osobiście odpowiedzialny za cierpienia zwierząt w HLS. Sze-rokie spektrum akcji podejmo-wanych pod sztandarem SHAC sprawiło, że łatwiej było się w nie zaangażować – zainte-resowani mogli sami wybierać, jaka taktyka jest dla nich naj-bardziej odpowiednia. Żadna forma aktywizmu nie została

wykluczona z kampanii, ponie-waż liczyła się przede wszyst-kim skuteczność akcji i osta-teczny cel – zamknięcie HLS.

Ważny jest również fakt, że kampania SHAC wybrała sobie konkretny cel. HLS jest namacalnym wrogiem, zdjęcia i filmy torturowanych zwierząt wielokrotnie szokowały opi-nię publiczną. Jednocześnie zamknięcie HLS jest celem osiągalnym. W kampanii tej nie chodziło o podnoszenie spo-łecznej świadomości na temat wiwisekcji, lecz zamknięcie konkretnego, działającego la-boratorium. Pewne jest jednak to, że cała kampania przyczy-niła się wzrostu społecznej niechęci do testów na zwierzę-tach.

Trudną lekcją dla kampanii SHAC było dobitne przekonanie się, że skuteczność działań pociąga za sobą zwiększone represje.

Osoby najbardziej zaanga-żowane w tworzenie kampa-nii zostały aresztowane w jej szczytowym momencie, kiedy

wydawało się, że zamknięcie HLS jest już naprawdę blisko.

Istotne jest więc, aby wcze-śniej przygotować się na moż-liwe represje oraz nie obciążać jednej osoby zbyt dużą odpo-wiedzialnością za kampanię.

Kampania SHAC, choć znacznie osłabiona licznymi aresztowaniami, trwa nadal. HLS wciąż ma problemy fi-nansowe, wciąż mało kto ma ochotę współpracować z tym laboratorium, lecz niestety nadal w laboratorium przetrzy-muje się i eksperymentuje na tysiącach zwierząt. Dla aktywi-stów i aktywistek powinno być ważne to, jak wiele można się nauczyć z historii tej kampanii: obranie namacalnego, osiągal-nego celu, różnorodność akcji, szerokie spektrum działań, ak-tywizm na pełen etat, wytrwa-łość w działaniach przez wiele lat, umiejętne wykorzystywa-nie wiedzy o drugoplanowych aktorach, czyli biznesowych partnerach HLS. Tej taktyki nie da się dokładnie przełożyć na każdą kampanię społeczną czy animalistyczną, ale z pewnością warto wzorować się na jej skutecznych elemen-tach. SHAC pokazał, że można walczyć o wyzwolenie zwierząt – rzecz bardzo abstrakcyjną, poprzez obieranie konkretnych, osiągalnych w ciągu kilku lat, celów.

Najogólniejszą lekcją z hi-storii SHAC powinno być to, że nasza uwaga musi być skupio-na na skuteczności.

To właśnie skuteczność powinna decydować o obiera-nej taktyce, ponieważ głównie od niej uzależniony jest los zwierząt w laboratoriach, na fermach i w innych miejscach eksploatacji zwierząt.

Paweł Rawicki

Page 15: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

15 otwarteklatki.pl

Niedawno miała miejsce premiera filmu „The Ghosts In Our Machine” („Duchy naszego systemu”). Czy możesz powie-dzieć coś więcej o tym filmie?

Film zadaje pytanie o to, czym lub kim są zwierzęta – przedmiotami, czyjąś własno-ścią, czy też świadomymi isto-tami, którym przynależą pewne prawa. Obecnie na całym świecie zwierzęta uznawane są za własność, ale to się zmieni. „The Ghosts In Our Machine” ma być częścią tej zmiany.

Jak to się stało, że zo-stałaś główną bohaterką filmu?Przyjaźnię się z Loreną Elke

od ponad 10 lat, połączyła nas miłość do zwierząt, aktywizm i idea praw zwierząt. Gdy Lo-

rena związała się z reżyserką Liz Marshall, również i ja ją poznałam. Liz swój kolejny film chciała poświęcić zwierzętom i potrzebowała bohaterki, która opowiedziałaby tę historię. Pra-wie 3 lata temu zapytała mnie, czy nie chciałabym nią zostać, a reszta, jak to się mówi, to już historia.

Oprócz Ciebie bohate-rem filmu są duchy, bez-imienne i niewidzialne zwierzęta na fermach na całym świecie. Jak to możliwe, że ich nie wi-dzimy? Co musi się stać, byśmy wreszcie zaczęli je dostrzegać?Dostrzeżenie ich wymaga-

łoby dużych zmian w naszym codziennym postępowaniu

i nie byłoby dla nas wygodne. Z punktu widzenia emocji, przez pryzmat których je po-strzegamy, zwierzęta możemy podzielić na trzy kategorie: zwierzęta, które nam towarzy-szą – kochamy je i doceniamy; zwierzęta, które widzimy na plakatach organizacji bronią-cych dzikiej natury – słonie, tygrysy itd., które są zagrożo-ne, żyją daleko od nas i które chcemy chronić; i jest jeszcze cała reszta, duchy właśnie: zwierzęta, które uczyniono niewidzialnymi, zwierzęta, które jemy, których skóry nosimy, na których przeprowadzamy eks-perymenty, których używamy w celach rozrywkowych.

Wydaje mi się, że potrzeb-na jest edukacja na masową skalę, by zwierzęta z tej trzeciej

wywiad z Jo-Anne McArthur

Każdy i każda z nas może użyć swych umiejętności, jakiekolwiek by one nie były, by uczynić świat lepszym zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt pozaludzkich

Page 16: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

kategorii stały się widoczne. Musimy wiedzieć, skąd po-chodzi nasze jedzenie, w jaki sposób się je produkuje i zabija. Tego typu informacje powinny być częścią programu naucza-nia na wszystkich etapach edukacji, poczynając od tych najniższych. Możemy zrobić bardzo wiele, by unaocznić ten problem. Ja sama robię to za pomocą projektu “We Animals” i poprzez program edukacyjny “We Animals Humane Educa-tion Program”. Liz Marshall robi to za pomocą swojego filmu „The Ghosts In Our Machine”.

Sądzę, że jeśli już raz na-uczymy się dostrzegać te zwierzęta, nigdy nie będzie-my w stanie przestać tego robić. Będziemy je zauważali wszędzie. Spowodowanie, by również inne osoby zaczęły je dostrzegać i zachęcanie ich do działania (które może przy-jąć różne formy) jest kolejnym krokiem.

Czy możesz powiedzieć coś więcej o samej maszy-nie? Jak ona działa?Maszyna istnieje naprawdę,

lecz jest również metaforą. Była budowana przez dziesięciolecia w służbie ludzkiej konsumpcji, kapitalizmu i wciąż rosnącej populacji, która domaga się ogromnych ilości mięsa. Myślę, że dzieje się tak dlatego, iż uczy się nas takiego sposobu odży-wiania, w myśl którego posiłek nie może obyć się bez mięsa. Dlatego powstaje „potrzeba” wytwarzania tego produktu – żywych zwierząt przerabianych na tanie mięso. Zarówno kon-sumpcja mięsa, jak i jakichkol-wiek produktów spożywczych to kwestia statusu. Na przykład wraz z rozwojem Chin i Indii spożycie mięsa w tych krajach

rośnie. Powstaje tam również coraz więcej ferm przemysło-wych. Myśląc o „maszynie”, myślę o industrializacji, potrze-bach i chciwości, ale przede wszystkim o fermach wielko-przemysłowych.

Opowiedz, proszę, o swo-jej pracy. Jak trafiłaś do ruchu praw zwierząt?Ponad 10 lat temu zrozu-

miałam, że mogę połączyć swoje dwie pasje: fotografię i moją wielką potrzebę po-magania zwierzętom. Mogę opowiadać historie zwierząt poprzez obiektyw mojego apa-ratu. W ten sposób pokazuję

innym ludziom mój punkt wi-dzenia, mianowicie, że bardzo ważne jest zwracanie uwagi na cierpienie, cierpienie zwierząt, i że trzeba starać się im pomóc.

Idea praw zwierząt była mi bliska od zawsze, ale gdy byłam mała nie nazywałam tego w ten sposób. Po prostu odczuwałam ogromną empatię dla zwierząt. Nieważne jakie zwierzę spotykałam, zawsze

zastanawiałam się nad tym, jak by było nim być, cieszyć się i cierpieć jak ono. Zastanawia-łam się też, co czują zwierzęta. Później poznałam kilka kur i od tego momentu nie byłam już w stanie jeść mięsa. Zrozu-miałam bardziej dogłębnie niż dotychczas, że są to małe jed-nostki z własnymi pragnieniami i osobowościami, które, tak jak ja, potrafią odczuwać radość i cierpienie.

Co po 10 latach pracy wciąż daje Ci motywację i siłę, by w tym trwać?Projekt “We Animals” za-

wsze spotykał się z pozytyw-

nym odbiorem. Wiele osób pisze mi, ile nauczyło się dzięki mojej pracy i w związku z tym postanowiło zmienić swoje postępowanie. Ludzie wciąż mi mówią, bym nie przestawała robić tego, co robię. I nie prze-staję.

Jakie są dobre i złe strony Twojej pracy?Na pewno do pozytywnych

16 otwarteklatki.pl

Page 17: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

rzeczy zaliczyłabym wspania-łych ludzi, z którymi pracuję na całym świecie. Czasami mam wrażenie, że mam wszędzie rodzinę, małe i duże społeczno-ści, które mnie przyjmują i wspierają w mojej pracy. Daje mi to dużo energii i przypomi-na o tym, że nie jestem sama w walce o zwiększenie świa-domości dotyczącej zwierząt. Na pewno złą stroną mojej pracy jest bycie na pierwszej linii frontu, bycie bezpośrednio konfrontowaną z najbardziej okropnymi formami okrucień-stwa, jakie można sobie wy-obrazić.

Sama świadomość ich ist-nienia jest straszna, zobaczenie ich na własne oczy pozostawia emocjonalne blizny, z którymi muszę sobie radzić. Opusz-czanie miejsc, które dokumen-tuję jest trudne. Chciałabym uwolnić te zwierzęta lub po-móc znaleźć kochający dom dla nich wszystkich. Przez te wszystkie lata spotkałam setki tysięcy zwierząt. Wiele z nich pamiętam, noszę je w sercu wykonując moją pracę.

Dużo podróżujesz i spo-tykasz wiele osób. Jak oceniasz stan ruchu praw zwierząt?Chciałabym móc odpo-

wiedzieć na to pytanie z per-spektywy aktywistki, która uczestniczy w tym ruchu dłużej niż dekadę. Wtedy miałabym więcej informacji. Ruch rośnie od dziesięcioleci. W pewnym stopniu nawet od XVIII wie-ku. Wydaje mi się, że sprawy rzeczywiście nabierają tempa, że prawa zwierząt są coraz bardziej widoczne, ale muszę zaznaczyć, że żyję w pewnego rodzaju bańce. Jem, śnię i oddycham tym tematem,

istotą mojego życia jest wpro-wadzanie tych zmian, uczestni-czenie w ruchu. Wydaje mi się, że temat praw zwierząt idzie do przodu.

Jeśli tylko wszyscy i wszystkie potrafili-byśmy ze sobą żyć... Istnieje głęboki podział pomiędzy welfarystycz-ną i abolicjonistyczną częścią ruchu. Ja sta-ram się wspierać obie.

Niestety, ze względu na to część osób mnie nie lubi, ale rzeczywistość jest taka, że zmiany nie nadejdą dziś czy jutro. W związku z tym musimy dążyć do stopniowych zmian. Czy uważam, że powiększe-nie klatki o grzędę czy o kilka centymetrów jest dobre? Uwa-żam, że nie. Ale to lepsze niż nic. To smutne, że trzeba o tym wspominać. Stopniowe zmiany oznaczają również, że aktywi-ści i aktywistki muszą wkładać pracę w to, by konsumenci nie spoczęli na laurach i nie byli szczęśliwi z wprowadzenia

tych małych zmian. Konsu-menci muszą wiedzieć, co te zmiany oznaczają (a co nie). To ogrom pracy.

Jaką rolę pełnią Twoim zdaniem dla ruchu śledztwa?Są absolutnie konieczne.

Śledztwa ukazują to, co zwykle odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Nie tylko pokazują problemy, lecz przede wszyst-kim dają ludziom powody do zmiany swych zachowań konsumenckich. Wiele osób odczuwających empatię wobec zwierząt może wprowadzić zmiany, gdy zobaczy wyniki śledztwa.

Wiele osób nie wprowadzi takich zmian i istnieje wiele badań dotyczących powodów, dla których tak się dzieje – na-wet, jeśli widzą to okrucieństwo i wiedzą, że są jego częścią. Istnieje wiele przyczyn – przy-czyny ekonomiczne, otępienie uczuciowe, dorastanie w kultu-rze, która uczy dbania tylko o siebie samego.

Osoby empatyczne nie wierzą w to, że ich działania zmienią cokolwiek na lepsze.

17 otwarteklatki.pl

Page 18: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

18 otwarteklatki.pl

Ale to tylko dywagacje. Należy wykonać bardzo wiele pracy na bardzo wielu polach, by zmie-nić straszliwe warunki, w których zwierzęta znalazły się z naszej winy.

Czy możesz udzielić kilku wskazówek, jak zrobić dobre zdjęcie zwierzęcia?Mam kilka wskazówek. Naj-

ważniejsze jest, by zbliżyć się do zwierzęcia. Często robimy zdjęcia nie ustawiając się w lepszej pozycji.

Większość zdjęć robio-nych jest z wysokości oczu i z odległości kil-kudziesięciu centy-metrów. Postaraj się stanąć bliżej. Uklęknij. Stwórz więź. Czasami nie pokazuj twarzy czy kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem, lecz warunki, w jakich się znajdują.

Czasami kadr może nie być najlepszy, lecz gdy przesuniesz się kilka centymetrów w lewo lub w prawo zmienia się tło i masz świetne zdjęcie. Używaj światła (i cienia), by ekspono-wać interesujące cię szczegóły.

Piszesz książkę na temat swojej pracy. Opowiedz o niej.Od dawna chciałam napisać

książkę, ale zawsze miałam poczucie, że moje zdjęcia będą lepiej wykorzystane w kampa-niach i na tym się skupiałam. Wydanie książki to tylko kolejny sposób na dotarcie do nowej grupy odbiorców, kolejny spo-sób na poszerzenie zasięgu mojej pracy, na zwiększenie wiarygodności jako dzienni-karki i fotografki. Skończyłam pierwszą wersję. Obecnie ra-zem z moim wydawcą, Marti-nem Rowem, redagujemy ją, by była jak najlepsza. Współpra-cuję również z dwoma niesa-mowitymi osobami: Paulem Shoebridgem i Michaelem Simmonsem, którzy zajmują się stroną graficzną książki.

Wydawnictwo Lantern Books wyda pierwszy nakład. Miałam to szczęście, że współtworzę ten projekt z naprawdę mądry-mi ludźmi. Jesteśmy w trakcie kampanii crowd-fundingowej. Chodzi o to, że poprzez możliwość zamówie-nia książki w przedsprzedaży będziemy w stanie sfinanso-wać jej wydanie. To bardzo fajny pomysł. Osiągnęliśmy już konieczną sumę, ale ludzie wciąż zamawiają książki, co jest motywujące i wspaniałe.

Jeśli miałabyś podzie-lić się jedną historią ze wszystkich lat pracy, jaka by to była historia?Tych historii było tak wiele...

Wieloma z nich podzieliłam się na stronie “We Animals”, inne opowiadam w ramach “We Animals Humane Education Programs”. Nie chciałabym kończyć historią czegoś, co doświadczyłam, ale czymś, co jest bardzo ważne dla ruchu praw zwierząt.

Nauczyłam się, że każdy i każda z nas może użyć swych umiejętności, jakiekolwiek by one nie były, by uczynić świat lepszym zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt pozaludzkich. Nie wiem, kiedy przestano uczyć nas, by pomagać sobie nawza-jem, by protestować, gdy dzieje się coś złego. Staliśmy się obojętni.

Problemy tego świata znik-ną tylko wtedy, jeśli poświę-cimy więcej i mam na myśli naprawdę WIĘCEJ czasu na pomaganie sobie nawzajem. Jeśli będziemy pielęgnowali w sobie empatię, uda nam się zmienić świat na lepsze, jestem tego pewna.

Rozmawiał i tłumaczył: Paweł Brzeziński

Page 19: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

19 otwarteklatki.pl

Aktywista śledczy dzieli się swoją

HISTORIĄ

Ukryte kamery i rejestra-tory dźwięku przyklejone do ich ciał.

Wiedzą, że jedno źle wypo-wiedziane do innego pracowni-ka słowo może zakończyć się wpadką.

Oglądają zwierzęta, które żyją i umierają w najgorszych warunkach, jakie można sobie tylko wyobrazić, ale nie mogą pozwolić sobie na wyrażenie choćby najmniejszych oznak współczucia wobec nich.

Aktywiści śledczy, czyli oso-by przeprowadzające śledztwa na fermach przemysłowych, żyją w samotności, odcięci od wszystkich znajomych, otocze-ni ludźmi, którzy bardzo często czerpią przyjemność z torturowania zwierząt. Żyjąc w ciągłym poczuciu zagrożenia, muszą stawić czoła wyczerpu-jącym godzinom pracy. Dlacze-go ktokolwiek podejmuje się tego okropnego zadania? Otóż dlatego, że dokumentowanie

okrucieństwa wpływa na zmia-nę sposobu, w jaki ludzie po-strzegają zwierzęta mające stać się ich posiłkiem. A to z kolei ratuje setki tysięcy z nich.

Przeprowadzane potajem-nie śledztwa ocenia się jako największe zagrożenie dla funkcjonowania chowu prze-mysłowego, ale życie i mo-tywacje ludzi, którzy się tego podejmują, wciąż pozostają tajemnicą. Ludzie, którzy zawo-dowo zajmują się przenikaniem

Page 20: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

20 otwarteklatki.pl

do firm wykorzystujących zwie-rzęta opisywani byli przez więk-szość osób jako poszukujący prawdy dziennikarze czy odda-ni aktywiści. Inni przedstawiali ich jednak jako pozbawionych skrupułów propagandzistów, a nawet „terrorystów walczą-cych o prawa zwierząt”. Zgod-nie z projektem ustawy “ag--gag” (nowe prawo na szczeblu stanowym, na mocy którego dokumentowanie warunków na fermie przemysłowej bez po-zwolenia właściciela zyskałoby status czynu zabronionego) jest utrzymanie w tajemnicy wszelkich okrucieństw dnia po-wszedniego w przemysłowym systemie produkcji zwierzęcej. W obliczu tego konieczne jest zrozumienie osób przeprowa-dzających śledztwa, jak rów-nież tego, co robią.

Pracowałem pod przykryw-ką przez dwa lata. Oto moja historia.

Początki

Miałem 25 lat, kiedy roz-począłem pracę dla Mercy For Animals. Wcześniej by-łem analitykiem w prywatnej agencji detektywistycznej na Środkowym Manhattanie, gdzie większość moich dni upływała przy biurku na przekopywaniu baz danych. W tamtym czasie nie byłem w ogóle zaangażo-wany w ruch obrony zwierząt, aczkolwiek byłem weganinem od czasu, kiedy jako nastola-tek dowiedziałem się o chowie przemysłowym. Pewnego dnia, po obejrzeniu w wiadomościach szokujących informacji o śledztwie przepro-wadzonym przez MFA, pomy-ślałem, że sam weganizm to za mało. Skontaktowałem się z Nathanem Runklem z MFA

i zgłosiłem się jako ochotnik do przeprowadzania badań i wyszukiwania informacji na poczet przyszłych śledztw. Za-miast tego Nathan zapropono-wał mi od razu, abym dołączył do ekipy i zaczął przeprowa-dzać śledztwa samodzielnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

Nienawidzę wykorzystywa-nia zwierząt i nie byłem pewny, jak zareaguję w konfrontacji z nim w tak bezpośredni spo-sób. Co więcej, wiedziałem, że jeżeli zdecyduję się działać w ukryciu, będę musiał znik-nąć również z życia w Nowym Jorku i na nieokreślony bliżej czas poświęcić karierę, zwią-zek, a nawet kontakty z rodziną i przyjaciółmi na rzecz niepew-nego, niełatwego i potencjalnie niebezpiecznego życia w ukryciu.

Jednocześnie dręczyło mnie sumienie, bo wiedziałem, że zaproponowano mi niepowta-rzalną szansę zrobienia czegoś dobrego. Przede wszystkim garstka aktywistów śledczych stanowiła jedną z sił napędo-wych wciąż rosnącego ruchu obrony zwierząt. Ich nagrania skłaniały coraz więcej konsu-mentów do bojkotu produktów pochodzących z ferm przemy-słowych i przekonywały ich do humanitarnej, roślinnej diety. Śledztwa wpływały również na politykę korporacji i przesą-dzały o przegłosowaniu takich inicjatyw, jak chociażby kalifor-nijska Proposition 2, wskutek czego zrealizowano najpo-trzebniejsze zmiany w prawie chroniącym zwierzęta gospo-darskie. W kilku wypadkach śledztwa przyczyniły się nawet do ujawnienia przypadków ła-mania prawa i w konsekwencji zamknięcia takich miejsc.

Myślałem nad tym przez

kilka tygodni i rozmawiałem z ojcem oraz kilkoma zaufany-mi przyjaciółmi. Nie potrafiąc podjąć jednoznacznej decyzji, zaproponowałem układ - przeprowadzę jedno śledztwo. Jeżeli jego wyniki nie potwier-dzą moich obaw i sytuacja na fermie nie będzie taka zła, jak się spodziewam, powrócę do normalnego życia. Jednak jeśli ustalenia potwier-dzą moje podejrzenia na temat tego, że garść skandalicznych zaniedbań udokumentowanych podczas poprzednich śledztw to coś więcej niż odstępstwa od normy - odłożę na bok moje plany i poświęcę się ukazy-waniu rzeczywistości chowu przemysłowego.

W następnych tygodniach złożyłem w pracy wymówie-nie, ogoliłem włosy maszynką, zostawiłem całe swoje życie i udałem się do Kalifornii, aby uczyć się od Pete'a doświad-czonego aktywisty śledczego, który wystąpił w produkcjach dokumentalnych HBO „Dealing Dogs” („Handel psami”) i „Death on a Factory Farm” („Śmierć na fermie przemysłowej”). Zabrał mnie na targi zwierząt, gdzie uczył mnie, jak posługiwać się ukrytą kamerą i pokazał mi zachowanie i sposób mówienia charakte-rystyczny dla osób z branży. Kiedy wróciłem do domu, u sympatyzującego wojskowe-go z East Village zaopatrzyłem się w ukrytą kamerę najnow-szej generacji, przepuściłem kupę forsy na strój roboczy Carhartta i skrzynkę z narzę-dziami z K-Martu oraz podre-perowałem półciężarówkę, któ-ra od czasów studiów zalegała w garażu mojego ojca. Z mapą regionów ferm przemysłowych w moim laptopie ruszyłem

Page 21: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

21 otwarteklatki.pl

na północ stanu. Przed koń-cem tygodnia podjąłem swoją pierwszą pracę.

Pierwszy raz

Odpowiedziałem na ogło-szenie w Internecie. Było to stanowisko konserwatora na największej fermie mleczarskiej w północno-wschodniej części kraju, Willet Dairy. Aplikowa-łem tam posługując się moim prawdziwym nazwiskiem, nu-merem ubezpieczenia i innymi informacjami na temat mojego życia. Powiedziałem im, że mam doświadczenie w obsłu-dze maszyn i jestem gotowy podjąć tę pracę. Po rozmowie kwalifikacyjnej zapropono-wali mi posadę i rozpocząłem karierę jako pracownik fermy przemysłowej.

O ile było mi wiadomo, nikomu wcześniej nie udało się

pracować pod przykrywką na fermie mleczarskiej, zatem nie byłem do końca pewien, czego mogę się spodziewać. Może, pomyślałem, nie będzie to takie złe jak to, co widziałem na zdjęciach z przemysłowej ho-

dowli kur niosek, świń i drobiu. Być może przemysł mlecz-

ny nie jest jeszcze do końca przesiąknięty tymi okrutnymi praktykami. Jednak pod koniec pierwszego dnia zdałem sobie sprawę, że moje nadzieje były złudne.

Podczas pracy na fermie dowiedziałem się, że 5000 krów wszystkie swoje dni spędza stłoczone w jałowych, wypeł-nionych gnojem betonowych oborach. Utrzymuje się je w ustawicznej ciąży poprzez następujące po sobie kolejne sztuczne zapłodnienia i rutyno-wo faszeruje antybiotykami i hormonami, jak chociażby rBST (rekombinowana so-matotropina bydlęca, czyli syntetyczny hormon wzrostu podawany krowom celem zwiększenia mleczności, kon-trowersyjny ze względu na ne-gatywny wpływ na stan zdro-

wia zwierząt; jego stosowanie jest zakazane m.in. w UE i Kanadzie). Co więcej, u krów powszechne są stany zapalne i opuchlizna stawów, gdyż ich nogi nieustannie ocierają się o beton. Zwierzęta te cierpią

również z powodu ciężkich infekcji wymion. Każdego dnia widziałem jak krowy padają w wieku czterech lub pięciu lat - czyli przeżywszy zaledwie ułamek czasu, który mogłyby przeżyć w naturze - są zosta-wiane tam aż umrą lub wywozi się je do rzeźni. To samo dzieje się z cielętami, które trakto-wane są jako produkt uboczny produkcji mleka. Jeżeli nie zamarzną pozostawione bez opieki w blaszanych szopach, trafiają do rzeźni już kilka dni po przyjściu na świat. Krowy są maltretowane, zaniedbywane i wykorzystywane do granic ich możliwości jako maszyny do produkcji mleka, których po wszystkim łatwo można się pozbyć. Jako pracownik techniczny przede wszystkim wymieniałem długie stalowe liny, które przeciągały zgarnia-cze obornika rozmieszczone wzdłuż betonowej podłogi. To była ciężka, niebezpieczna i obrzydliwa praca, ale każdy mój dzień rozjaśniały krowy, które bacznie obserwowały jak pracuję. Byliśmy sobie wza-jemnie wdzięczni za chwilę oderwania się od codzienności. Pomimo schorzeń, były bardzo społeczne, ciekawskie i skore do zabawy.

Niestety, mój przełożony nie miał o nich tak dobrego zdania. Phil pracował w tej branży od 20 lat i był głównym bohate-rem sadystycznych historii. Kiedy ciekawskie krowy pod-chodziły do nas, bardzo czę-sto bezlitośnie i bez żadnego powodu bił je, używając tego, co akurat miał pod ręką. Kiedy powiedziałem szefostwu o jego zachowaniu, zaczęli się śmiać, jakby wiedzieli o co chodzi. “On lubi postępować z nimi twardo”, powiedział

Page 22: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

jeden z nich, “Wyładowuje na nich swój gniew” Pomimo tego, że właściciele fermy wiedzieli, jak Phil postępuje z krowami, nigdy go nie ukarali. Niestety, jego ataki były tak spontanicz-ne i nieprzewidywalne, że udało mi się zarejestrować tylko jeden z nich.

Po sześciu tygodniach stwierdziłem, że widziałem (i sfilmowałem) już wszystko, co chciałem i rzuciłem tę pracę. Następnie zawiozłem wiele godzin nagrań i spisane rapor-ty do prokuratury rejonowej. Załączone było również czter-dziestostronicowe doniesienie do prokuratury przygotowane przez Dyrektora Działu Śledztw w Mercy For Animals i prawnika organizacji Com-passion Over Killing, zajmującej się działalnością non-profit na rzecz obrony zwierząt. Fermę oskarżono o nagminne naru-szanie prawa stanu Nowy Jork z zakresu ochrony zwierząt. Kiedy śledztwo prokuratury ciągnęło się już kilka miesięcy, przekazaliśmy materiał eki-pie Briana Rossa z programu telewizyjnego ABC’s Nightline. Opublikowali oni demaskator-ski (i wielokrotnie nagrodzony) materiał na temat przemysłu mleczarskiego pod nazwą “Got Milk? Got Ethics?” („Pijesz mleko? A co z etyką?”), który uświadomił miliony widzów tragiczną sytuację krów mlecz-nych.

Wynikający z tego nacisk opinii publicznej zmusił proku-raturę do podjęcia działań. Phil, mój przełożony, dzięki tej jednej udokumentowanej sytuacji został oskarżony i skazany za znęcanie się nad zwierzętami.

Niestety, prokurator, powo-łując się na “powszechnie ak-ceptowane praktyki na fermach

przemysłowych”, nie przystał na postawienie zarzutów właścicielom fermy, niemniej Willett Dairy i tak nie udało się wyjść z tej sytuacji bez szwan-ku.

Ich odbiorca zerwał umowę i zostali zmuszeni do zaprze-stania amputacji - czy też „kopiowania” ogonów swoich krów. Ponadto Linda Rosen-thal, członkini New York Sta-te Assembly (Zgromadzenie Stanu Nowy Jork, niższa izba parlamentu stanu Nowy Jork – tłum.) zaproponowała projekt ustawy, mający na celu wpro-wadzenie zakazu „kopiowania” ogonów bez znieczulenia.

Rozwój sytuacji pokazał, że jestem bardziej potrzebny w terenie niż w domu. Życie pod przykrywką było do bani, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, ale przynajmniej byłem w tym dobry. Teraz, kie-dy poznałem prawdę o samym sobie, mogłem wrócić do pracy przy biurku i powstrzymywać się od opowiadania o tym lu-dziom. Zdecydowałem jednak podjąć się kolejnego zadania.

Błędne koło

Tej samej wiosny pracowa-łem przez dwa miesiące na fer-mie świń w środkowej Pensyl-wanii. Zaraz po tym spędziłem kilka tygodni pracując w sklepie ze zwierzętami, gdzie udało mi się zdobyć niezbędną wiedzę i dostęp do ok. 50 hodowli w Oklahomie, Teksasie i Kan-sas. Następnej zimy pracowa-łem na kilku fermach kur niosek utrzymywanych w systemie klatkowym w Iowa. W każ-dym z tych miejsc odkryłem to samo – miliony zwierząt dzie-liły los gorszy niż śmierć. Im więcej widziałem, tym bardziej

chciałem, by świat zdał sobie sprawę z ogromu tej niespra-wiedliwości. Pragnąłem, aby każdy spojrzał w oczy za-mkniętego w klatce zwierzęcia i ujrzał, że czuje ono ten sam strach, przerażenie i potencjal-nie nawet radość, jak ty, czy ja. Oglądałem młode jałówki i prosięta walczące między sobą i dokazujące w swoich małych pomieszczeniach z betonu i stali. Widziałem ich instynktowny i niezmienny ży-ciowy entuzjazm, który czasa-mi brał górę nad tym okrutnym otoczeniem. Pewnego razu widziałem lochę, która z rozmy-słem przeprowadzała ucieczkę z więzienia – obluzowywała językiem zawiasy w swoim kojcu aż do momentu w którym przednia przegroda odpadła. Po wypuszczeniu swoich dzieci, locha zaczęła otwierać przegrodę u kolejnej świni. Jeden z pracowników powiedział mi, że kilka świń aranżowało już takie “uwolnie-nia” w przeszłości i wszystkie musiały zostać uśpione.

Te słodko-gorzkie momenty były bardzo rzadkie. Głównie byłem świadkiem okropnych scen, w których lochy były bite metalowymi prętami, aby zmu-sić je do powrotu do kojców po tym, jak pierwszy raz od miesięcy miały okazję chodzić. Oglądałem, jak krzyczały w rozpaczy, kiedy ich dzieci były przemocą odrywane od sutków i kastrowane na ich oczach. Oglądałem niezliczoną ilość kur niosek umierających z pragnienia, głodu lub takich, które zostały zadeptane przez inne, po tym jak ich złamane nogi lub skrzydła utknęły mię-dzy kratami klatek. Oglądałem również krowy, które spędzały całe dnie wołając za swoimi

22 otwarteklatki.pl

Page 23: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

odebranymi cielętami, jakby to przydarzyło się im po raz pierwszy. Dla mnie te wspo-mnienia obrazują tragedię współczesnej produkcji zwie-rzęcej. Musisz tylko spojrzeć, aby zobaczyć, że te inteligentne stworzenia ponoszą niewy-obrażalne koszty, by zaspoko-ić nasze przyzwyczajenie do taniego mięsa, jajek i mleka.

Oczywiście pracownicy nie są odpowiedzialni za warunki, jakie tam panują. Uczy się ich ignorowania cierpienia zwie-rząt, kultura pracy opiera się na apatii, często przyzwala się na okrucieństwo. W każdym miejscu spotykałem przynaj-mniej jedną taką osobę jak Phil, która torturowała zwierzęta dla zabawy. Ci ludzie mieli kłopoty i nawet nie wkładali zbyt dużo wysiłku, aby kryć się z nimi przed innymi pracownikami. Najgorsze było w tym wszyst-kim to, że nikt nie próbował ich zatrzymać lub zrobić czegoś więcej niż wytykanie im tych sadystycznych zachowań. To było dziwne, zwłaszcza że większość pracowników twier-dziło, że interesuje ich los i stan zwierząt i przyznało, że musiało „przyzwyczaić się” do pracy w oborach. Niektórzy z nich mówili mi prywatnie o powra-cających koszmarach sennych i chronicznych problemach ze zdrowiem. Wielu z nich myślało o zmianie pracy w przyszło-ści, ale tłumaczyło się tym, że utknęli tutaj. W odpowiedzi na zaistniałą sytuację musieli stać się nieczuli na to, co robią w ciągu dnia.

Od czasu kiedy zostałem nowym pracownikiem stwier-dziłem, że nie zaszkodzi mi, jeżeli okażę odrobinę troski. Oczywiście, kiedy zgłaszałem skargę do szefostwa na okrut-

ne traktowanie zwierząt ryzy-kowałem, że wszystko wyjdzie na jaw. Przy każdej okazji i za każdym razem mówiono mi, że muszę do tego przywyknąć. Ostatecznie nauczyłem się, że lepiej trzymać język za zębami. Jeżeli zgłaszasz głośno wąt-pliwości wiedz, że możesz się tylko wpakować w tarapaty.

Pewnego dnia miałem kon-frontację z współpracowniczką na fermie niosek dotyczącą mojej troski o zdrowie zwierząt. Sytuacja ta była związana z kurami, które cierpiały na wy-padnięcie macicy (macica tych zwierząt częściowo wypadła na zewnątrz i nie było możliwe przywrócenie jej do normalne-go stanu). Organy te zapląty-wały się pomiędzy kratami, co powodowało powolną śmierć ptaków. Zapytałem, czy jeste-śmy zobligowani do zapewnie-nia im opieki weterynaryjnej. Bez jakichkolwiek jednoznacz-nych dowodów pracownica oskarżyła mnie o przeprowa-dzanie śledztwa. Serce pode-szło mi do gardła, udawałem poirytowanego i powiedziałem jej, aby dała mi spokój i po-zwoliła dalej wykonywać swoją pracę. Od tego czasu poma-gałem zwierzętom tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył.

Jako weganin i miłośnik zwierząt praktycznie nie potra-fiłem pozostać biernym w obli-czu tego okrucieństwa. Jednak tego wymagała moja praca. Moja metoda była prosta – nie rób niczego nielegalnego ani niczego, co mogłoby w przy-szłości podważyć twoją wiary-godność jako świadka. Robiłem dokładnie to, czego ode mnie oczekiwano. Byłem wzorowym pracownikiem. Kiedy pracowa-łem, wciąż miałem na myśli to, że nadużycia miałyby miejsce

niezależnie od mojej obecności, ale przynajmniej dzięki mnie mogą zostać udokumento-wane. Kiedy udało mi się ująć te zaniedbania i nadużycia na filmie dostawałem nagłego za-strzyku adrenaliny i właśnie na tym się wtedy skupiałem.

Jednak te doświadczenia wykańczały mnie. Straciłem na wadze, nie mogłem spokojnie spać i zapomniałem, jak nawią-zywać relacje z innymi ludźmi. Moje poprzednie życie w No-wym Jorku było już tylko cie-niem, podczas gdy moje nowe życie – pełne samotności i tra-gedii – pozostawało tajemnicą dla wszystkich, których zosta-wiłem. To tak, jakbym przestał istnieć. Po dwóch latach nie mogłem już dłużej tego robić. Nathan i Pete całkowicie zro-zumieli, kiedy powiedziałem im, że mam już dość.

Odejście

Moja synchronizacja cza-sowa była perfekcyjna. Miesiąc po moim zwolnieniu grupy interesu związane z hodowlą szczeniąt i produkcją zwierzę-cą wysłały biuletyn do swoich członków ostrzegający przed aktywistami śledczymi. Za-mieszczono w nim również moje nazwisko i rysopis. Zde-maskowali mnie, ale MFA było już krok dalej.

Pete wyszkolił nowego akty-wistę, który pracował teraz w tym zakresie. W następnych miesiącach, kiedy pojawiły się materiały z nowych śledztw, grupy interesu zdały sobie sprawę z tego, że potrzebują czegoś więcej niż spóźniona odpowiedź.

Jesienią 2010 roku, cztery stany złożyły projekt ustawy, która miała na celu delegali-

23 otwarteklatki.pl

Page 24: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

zację tajnych śledztw. W nie-których przypadkach prawo to obciąża odpowiedzialnością nie tylko osoby, które takie śledztwa przeprowadzają, ale także każdego, kto udostępnia te materiały na swoim profilu na Facebooku czy Twitterze. Prawodawcy przyjaźni ustawie ag-gag proponowali szereg rozmaitych argumentów – po-cząwszy od ochrony i bezpie-czeństwa produkcji żywności, na zapobieganiu włamaniom i kradzieżom bezwodnego amoniaku, przez osoby uzależ-nione od amfetaminy kończąc – jednak ich prawdziwe zamia-ry były jasne.

W każdym stanie ustawa była opracowana i lobbowana przez potentatów chowu prze-mysłowego z jasnym celem uciszenia informatorów.Na szczęście ich plan szybko ob-rócił się przeciwko nim. Media od razu określiły nowe prawo jako zamach na wolność pra-sy. Przytoczono nasz przykład uświadamiając miliony Amery-kanów na temat brudnej wojny,

jaką agrobiznes toczy z praw-dą. Wszystkie cztery ustawy ostatecznie utknęły w końcowych fazach procesów legislacyjnych. W tym roku sie-dem stanów zaczęło ponownie zajmować się ustawą ag-gag. W obliczu rosnącej liczby konsumentów wybierających alternatywy wolne od okru-cieństwa i zapowiadanych dużych reform w sektorach produkcji jajek i wieprzowiny wydaje się, że prawo ag-gag jest ostatnią szansą przemysłu na powstrzymanie fali nadcho-dzących zmian. To tylko jeden z elementów walki o możli-wość decydowania o tym, jak wiele społeczeństwo powinno wiedzieć o tym, skąd pochodzi nasze jedzenie i co powinni-śmy z tym zrobić. Osobiście wycofałem się z pierwszej linii frontu, ale coraz więcej nowych ludzi na nią wstępuje. Nowi aktywiści kontynuują to dla 9 miliardów zwierząt cierpią-cych na fermach w Stanach Zjednoczonych. Jestem dumny z tego, że kilku z nich mogę

wymienić jako swoich przyja-ciół i mogę poświadczyć, że są najodważniejszymi i najbardziej oddanymi ludźmi, jakich kiedy-kolwiek poznałem.

Nikt nie jest lepiej wypo-sażony, by zmierzyć się z tym, czemu oni stawiają czoła. Mam nadzieję, że będziesz ich wspierał/a publikując te materiały, gdzie tylko możesz, pomagając organizacjom takim jak Mercy For Animals, HSUS i Compassion Over Killing, kon-taktując się z przedstawicie-lami władz, jeżeli zajdzie taka potrzeba i oczywiście kontynu-ując bojkot przemysłu wyko-rzystującego zwierzęta. W zamian będą wciąż praco-wać niestrudzenie, aby utrzy-mać ten przemysł w garści.

Cody Carlson, VegNews.comTłumaczenie: Agata Wilkowska

Cody Carlson studiuje obecnie na drugim roku w Brooklyn Law School, współtworzy tamtejszy Law Review (rodzaj periodyku o tematyce prawniczej – tłum.). Dostał A+ z Animal Rights Law.

Oto jak wyglądał przeciętny dzień, gdy Cody pracował jako aktywista śledczy zatrudniony w Country View Family Farms w Middletown w stanie Pensylwania.

5.00Budzę się, zakładam na siebie ciuchy i przy-

pinam do siebie wszystkie kable. Jadę na stację paliw Sheetz, kupuję kawę i gazetę. Robię pierw-sze ujęcie tego dnia – krótki najazd kamery na stronę tytułową gazety, na której znajduje się data, co pozwala na identyfikację i późniejszą weryfikację materiału.

6.00Wjeżdżam na podjazd i podbijam kartę pracy.

Biorę prysznic, aby usunąć z siebie „zanieczysz-czenia” ze świata zewnętrznego i zakładam sterylny strój.

Odmierzam porcje kukurydzy i mączki sojo-wej dla około 100 loch znajdujących się w koj-cach porodowych.

Moja praca wymaga też tego, abym wykorzy-stał ten czas, by poszturchać lochy i zmusić je tym samym, by stanęły na nogi, gdyż w przeciw-nym wypadku dostałyby odleżyn od przebywa-nia w tej samej pozycji.

24 GODZINYz życia aktywisty śledczego

Page 25: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

7.00Podaję zastrzyki z tetracykliny i innych ste-

rydów kilku tuzinom loch i prosiąt, które zostały oznaczone jako chore. Wynoszę wszystkie pro-sięta, które zmarły od wczoraj i zaznaczam przy-czynę zgonu w dziennym rejestrze. Większość z nich to „przygniecione” - zostały zmiażdżone pod ciężarem unieruchomionych matek. 8.00

Oglądam, jak inni pracownicy obcinają ogony i dokonują kastracji u około 300 nowo narodzo-nych prosiąt. Każdemu z nich robię zastrzyki z żelazem, dzięki czemu rany nie ulegną infekcji. Pracownicy nigdy nie wymieniają ostrzy, dlatego pod koniec są wyszczerbione i tępe. Kilka prosiąt natychmiast dostało przepukliny – ich organy wewnętrzne wypadły po przecięciu, więc zostały wyniesione za jedną nogę do “wózka śmierci” w celu zagazowania.9.00

Dołączam do mojej zwierzchniczki i idziemy wzdłuż kojców porodowych, aby zidentyfiko-wać te prosięta, które nie rosną wystarczająco szybko. Przerzuca kilka z nich do młodszych grup, aby dać im parę dodatkowych tygodni na przybranie masy. Pozostałe wyrzuca do “wóz-ka śmierci”, ruchomego kontenera, w którym uśmierca się prosięta przy pomocy tlenku węgla. Wydaje się, że zabiera to zaledwie parę chwil, ale szybko nadchodzi godzina dziesiąta. “To jest niewiarygodnie okrutne”, mówi do mnie, “ale mówili, że tak mamy robić”.10.00

Podaję antybiotyki setkom młodych prosiąt, które zostały zaatakowane przez ciężką postać biegunki.11.00

Przerwa na lunch. W Clif Bar jem kanapkę z sałatą, pomidorem i wegetariańskim kotletem, podczas gdy rozmawiamy o organizacjach pro-zwierzęcych i prowadzimy spekulacje, który z nas jest tajnym agentem. Kiedy przychodzi moja kolej na oskarżenia, przyznaję się i wszy-scy się śmieją. 12.00

Powrót do kojców z pracownikiem, który nie-sie pistolet ogłuszający. Jedna z loch na „poro-dówce” od kilku tygodni cierpi z powodu wy-padnięcia macicy. Country View nie leczy takich przypadków, dlatego nakazano nam poczekać,

aż odchowa małe i potem ją uśmiercić. Macica zmieniła kolor na czarny i przeraźliwie śmierdzi. Już trzeci raz w tym tygodniu okazuje się, że pracownik musi wykonać więcej niż jeden strzał, aby zabić biedną świnię. Nasza zwierzchniczka zaczęła nazywać go “Dwustrzałowiec Jimmy.”13.00

Zgłosiwszy się jako ochotnik do pomocy w części z kojcami ciążowymi, przyglądam się, jak pracownicy tatuują numery identyfikacyjne lochom. Oglądam, jak maltretują lochy narzę-dziami do tatuowania zanurzonymi w zielonym tuszu. Kiedy przychodzi moja kolej, udaję że boję się wierzgających loch i wracam do „porodówki”, gdzie daję zwierzętom jedzenie. 14.00

Jak codziennie, pod koniec dnia wszyscy gromadzą się w części z kojcami ciążowymi, aby przeprowadzić sztuczną inseminację. Dzisiaj zapłodnionych zostało około 150 loch. Po skoń-czonej robocie myję się i odbijam kartę pracow-niczą. 15.00

Podczas powrotu do domu dzwonię do mo-jego koordynatora w MFA aby powiedzieć mu, że wszystko ze mną ok i że prześlę mu raport z dzisiejszego dnia. 16.00

Wracam do motelu, ściągam z siebie wszyst-kie kable i biorę trzeci prysznic tego dnia, pod-czas gdy materiał wgrywa się na komputer. Poświęcam chwilę na relaks, piwo i obejrzenie wiadomości w telewizji. 17.00

Oglądam materiał z całego dnia i piszę notat-ki objaśniające, co się dzieje na ekranie, a potem tekst w dzienniku opisujący wydarzenia dzisiej-szego dnia. Robię to po to, aby pomóc MFA i prawnikom w zrozumieniu kontekstu materiału wideo. 20.00

Wychodzę na kolację, stolik dla jednej osoby w lokalnej meksykańskiej knajpce. Znajomy z ligi koszykówki siada naprzeciwko mnie, zaczyna-my rozmawiać o muzyce i polityce. Kiedy temat schodzi na pracę znajduję wymówkę i idę do domu. 22.00

Podłączam cały sprzęt do ładowania, pakuję jedzenie, ustawiam budzik i idę spać.

Page 26: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

W poprzednim numerze biuletynu pisałem o dysonansie po-

znawczym w kontekście spo-żywania produktów odzwierzę-cych. Dysonans poznawczy to nieprzyjemny stan napięcia wy-wołany niezgodnością dwóch elementów poznawczych np. zachowania i przekonań. Więk-szość osób uważa się za do-bre, nie akceptuje krzywdzenia zwierząt, a jednocześnie jada ich ciała. Ta oczywista niespój-ność nazywana jest w psychologii „paradoksem mięsa”. W poprzednim nume-rze omówiłem istniejące w naszej kulturze oddzielenie fi-nalnego produktu od zwierzęcia i jego marnego życia. Oddziele-nie umożliwiające ludziom, w społeczeństwie, które potę-pia krzywdzenie zwierząt, na bycie konsumentami produk-tów okupionych niewyobrażal-nym cierpieniem oraz śmiercią. Równolegle, oprócz unikania konfrontacji z niewygodną prawdą o hodowli zwierząt, w umysłach ludzi działają pewne mechanizmy, które pomagają zmniejszyć uczu-cie wewnętrznej niespójności. Jednym ze sposobów radzenia sobie z sytuacją krzywdzenia kogoś jest umniejszanie jego

zdolności do odczuwania cierpienia. Wiele przykła-dów stosowania tej strategii znamy z historii. W czasach kolonizacji niewyobrażalnej brutalności wobec rdzennych mieszkańców towarzyszyło przekonanie, że nie są oni ludź-mi. Żyjący w XVI wieku papież Leon X twierdził, że ciężko w pełni zaliczyć mieszkańców nowego świata do gatunku ludzkiego. Dyskusja w obrębie Kościoła na temat tego, czy Indianie mają duszę, trwała do końca XVIII wieku. Podobny schemat odnajdziemy w przy-padku niewolnictwa. Przekona-nie, że osoby czarnoskóre są w mniejszym stopniu ludźmi, oraz że mają mniejszą zdol-ność do odczuwania, było jed-nym z elementów umożliwiają-cych istnienie niewolnictwa. W USA panowało przekona-nie, że czarni mają niższy próg bólu. “Co wywołuje u białego ból nie do wytrzymania, Mu-rzyn prawie nie zauważa”, pisał jeden z XVIII-wiecznych auto-rów1. Umniejszaniu zdolności do odczuwania towarzyszy za-zwyczaj porównanie do zwie-rzęcia. Nazistowska propagan-da przedstawiała Żydów jako szczury, które należy wytępić.

Dehumanizacja odgrywała klu-czową rolę w usankcjonowaniu masowych mordów. Odczło-wieczenie może ułatwiać zada-wanie cierpienia tylko w przy-padku, gdy mniej ludzki, mniej podobny do mnie znaczy mniej istotny. Dlatego też wymaga posiadania antropocentrycznej hierarchii, z człowiekiem na szczycie jako najważniejszym gatunkiem na ziemi. Jest to niestety nadal powszechne, często nieświadome przeko-nanie. Konsekwencją takiej sytuacji jest to, że symboliczne przeniesienie danego człowie-ka do kategorii zwierząt mniej ważnych (nie homo sapiens) umożliwia moralne odcięcie się od zadawanej mu krzywdy. Od-człowieczenie usuwa z kręgu moralnej podmiotowości. Prze-suwa daną jednostkę w obszar bytów mniej ważnych, których krzywdzenie w mniejszym stopniu „brudzi” sumienie.

W ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się interesujące bada-nia poruszające kwestię relacji człowieka ze zwierzętami w kontekście jedzenia mięsa. Ba-dania te używają tych samych

Jak to możliwe, że ludziezwierzęta?

O POSTRZEGANIU ZWIERZĄT PRZEZ OSOBY JEDZĄCE MIĘSO

JEDZĄ

26 otwarteklatki.pl

Page 27: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

narzędzi i teorii, które są wyko-rzystywane w badaniach nad relacjami międzygrupowymi, uprzedzeniami czy dyskrymi-nacją.

Dr Michał Bilewicz z Uni-wersytetu Warszawskiego wraz z zespołem badaczy przepro-wadził badania na wegetaria-nach, weganach i osobach jedzących mięso na temat stopnia, w jakim przypi-sują oni zwierzętom zdolność do przeżywania emocji. Pierw-sze z serii badań dotyczyło przekonania na temat tego, które emocje są unikalne dla ludzi. Zgodnie z oczekiwaniami osoby jedzące mięso uważały, że istnieje więcej emocji, które tylko ludzie są w stanie prze-żywać. W kolejnym badaniu wegetarianie/weganie i osoby jedzące mięso oceniały, jakie emocje mogą przeżywać: w jednej grupie świnie, w dru-giej – psy. Wśród wyników ist-niała tylko jedna różnica – oso-by jedzące mięso przypisywały świniom mniejszą zdolność do odczuwania niż wegetarianie i weganie. Różnica nie wystąpiła w przypadku psów, których się w naszej kulturze nie je. Osoby jedzące mięso przypisywały im tyle samo zdolności do odczu-wania, co wegetarianie i weganie oraz tyle samo, co ci drudzy świniom. To, że ludzie jedzą świnie wydaje się więc wpływać na ich postrzeganą zdolność do przeżywania emo-cji, zgodnie z założeniem, że łatwiej je się kogoś/coś, kto/co mniej odczuwa2.

W innym badaniu wywo-ływano negowanie zdolności do odczuwania w warunkach eksperymentalnych, czy-li takich, w których badacze manipulują jedną zmienną, a wszystkie inne czynniki pozo-

stają jednakowe we wszystkich grupach. Dzięki temu możliwe jest wnioskowanie o istnieniu relacji przyczynowo-skutkowej między zmienną, którą bada-cze manipulują i drugą, której pomiaru dokonują.

W tym eksperymencie pokazywano badanym zdjęcie krowy lub owcy, poprzedzając je różnymi opisami: ta krowa/owca zostanie przeniesiona na inne pastwisko oraz w drugiej grupie: ta krowa/owca trafi do rzeźni, a następnie do super-marketu jako produkt mięsny dla ludzi. Następnie badani musieli ocenić, na ile krowa lub owca są zdolne do przeżywania 15 stanów umysłowych.

Zgodnie z oczekiwaniami przypomnienie badanym o tym, że zwierzęta są hodowane dla pozyskania mięsa sprawiło, że przypisywali im mniejszą zdol-ność do przeżywania stanów psychicznych3.

W innym eksperymencie badani jedli kiełbaski woło-we w jednej grupie, a orzechy nerkowca w drugiej. Następ-nie zaznaczali spośród wielu zwierząt te, wobec których czują się moralnie zobowiąza-ni. Odpowiadali też na pytanie, jak bardzo krowa zasługuje na moralne traktowanie oraz jak bardzo nieprzyjemne by-łoby skrzywdzenie tej krowy. Grupa jedząca wołowinę rza-dziej zaznaczała krowę jako zasługującą na moralną troskę oraz uznawała krowę za mniej istotną moralnie. Widać więc, że sam akt zjedzenia mięsa wywołuje zmianę stosunku do zwierzęcia – zmianę, którą, jak się wydaje, najlepiej można tłumaczyć w kategoriach me-chanizmu ułatwiającego pora-dzenie sobie z tym, że właśnie je się część czyjegoś ciała4.

Jak pokazało następne badanie, nie trzeba krzywdzić zwierzęcia, by negować jego zdolność do odczuwania.

Wystarczy tylko zaliczyć je do kategorii pokarmu.

W eksperymencie, który doprowadził do takiej konklu-zji, badani oceniali zdolność do cierpienia mało znanego gatunku kangura (Drzewiak Benetta z Papui-Nowej Gwinei). Przedtem czytali jeden z 4 krót-kich tekstów o tych zwierzę-tach. Pierwszy tekst traktował po prostu o życiu kangurów; drugi o tym, że kangury od cza-su do czasu umierają na skutek burz z piorunami, które nisz-czą drzewa; w trzecim tekście ludzie zbierali i zjadali kangury, które umarły na skutek burzy, a w czwartym polowali na nie i zjadali je. Mimo że zbieranie martwych ciał nie wiąże się z zadawaniem cierpienia zwie-rzętom przez człowieka, to wy-stąpił taki sam efekt negowania zdolności do odczuwania bólu, jak w grupie, w której ludzie polują na te zwierzęta. W gru-pie, w której po prostu opisano życie kangurów oraz w tej, w której kangury umiera-ły w trakcie burzy, ale nie były jedzone, badani przypisywali zwierzętom taką samą zdol-ność do odczuwania. Ludzie nie muszą więc krzywdzić zwierząt, by myśleć o nich jako istotach odczuwających mniej. Wystarczy, by zostały one uznane za pokarm5.

Badania te rzucają trochę światła na ludzką irracjonal-ność w kwestii stosunku do zwierząt i kotletów. Opisane zjawisko z całą pewnością

27 otwarteklatki.pl

Page 28: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

czyni uczestnictwo w hodowli zwierząt łatwiejszym. Łatwiej jeść kogoś, kto czuje mało bólu oraz niewiele emocji. Ktoś, kto bardziej jest czymś niż kimś, wzbudza mniej emocji, mniej współczucia. Ktoś taki zaczyna stawać się bardziej przedmio-tem niż osobą. Analogiczne zjawisko zaobserwowano w stosunku do bezdomnych oraz narkomanów, włącznie z zaobserwowaniem obniżonej aktywności obszaru mózgu odpowiedzialnego za przypisy-wanie stanów umysłu innym.

Badanie z wykorzystaniem fMRI (funkcjonalny Magnetycz-ny Rezonans Jądrowy) techno-logii umożliwiającej precyzyjne badanie zmian w aktywności mózgu pokazało, że u wegeta-rianie i wegan, w przeciwień-stwie do osób jedzących mięso, aktywizują się obszary mózgu związane z empatią. U osób jedzących mięso do-chodziło za to do aktywizacji ciała migdałowatego związa-nego ze strachem i obrzydze-niem. Wyższy poziom empatii został równolegle potwierdzony u tych samych badanych za pomocą kwestionariusza6.

Co więc możemy zrobić, by ułatwić ludziom postrzeganie czujących istot jako czujących istot?

Badania pokazują, że klu-czowe znaczenie dla naszej reakcji na cierpienie innych ma ich podobieństwo do nas. Pomiar zmian przewod-nictwa skóry pod wpływem wydzielania się potu (reakcja skórno-galwaniczna), będący fizjologicznym wskaźnikiem przeżywania emocji, wykazał istnienie najsilniejszej reakcji na widok cierpiącej małpy, na drugim miejscu znalazł się szop pracz, potem bażant,

a najmniej badani reagowali na przemoc wobec żaby7. W świe-tle tego badania staje się jasne, dlaczego tak wielu wegetarian, jak się czasem nazywają, je ryby. Duża różnica między nami a rybami zmniejsza ludzką zdolność do współodczuwania.

Nauczenie ludzi, by uszano-wali to, że można być bardzo innym i nadal być istotnym moralnie, nauczenie ludzi obję-cia swoją empatią zwierząt tak różnych od nich może niestety okazać się trudne, w związku z tym może powinniśmy po-kazywać ludziom, jak bardzo jesteśmy do innych zwierząt podobni?

Na to pytanie spróbował od-powiedzieć Brock Bastian wraz z zespołem naukowców. Bada-nie unaoczniło, że pokazywanie podobieństw zwierząt do ludzi ma pozytywny wpływ na stosu-nek ludzi do zwierząt mierzony ilością zwierząt, co do których czują się moralnie zobowiązani oraz ilością przypisywanych zwierzętom stanów umysłu. Warto jednak zauważyć, że pozytywnego rezultatu nie uzyskano przy wskazywaniu na podobieństwo człowieka do zwierząt. Jak się więc okazuje subtelna różnica między "zwie-rzęta czują ból tak, jak ludzie" a "ludzie czują ból tak, jak zwie-rzęta" jest istotna jeśli chodzi o wpływ na stosunek ludzi do innych zwierząt8 .

Badacze wykazali również, że wraz ze wzrostem pozy-tywnego stosunku do zwierząt nastąpiła poprawa pod tym względem wobec emigrantów i mniejszości etnicznych. Re-zultat ten jest zgodny z wynikami innych badań, które wykazały, że im bardziej ludzie postrzegają zwierzęta jako podobne do człowieka, tym ich

stosunek do grup, z którymi się nie identyfikują (emigranci, inne nacje itp.) jest lepszy, tzn. w mniejszym stopniu grupy te są dehumanizowane9.

Widać więc, że ludzki umysł rządzi się swoimi prawami, które musimy uwzględniać podczas prób zmiany postępo-wania innych.

Dysonans poznawczy jest jednym z tych obszarów, w których ujawnia się irracjonal-ność ludzkiego postę-powania.

Nie jesteśmy komputerami zaprojektowanymi do ciągów poprawnych logicznie opera-cji. Dynamika funkcjonowania ludzkiej psychiki wynikła w toku milionów lat ewolucji, pod-czas której liczyła się zdolność do przetrwania i reprodukcji. Ludzie przypisują mniejszą zdolność do odczuwania zwie-rzętom, które jedzą, bo jest to dla nich korzystne. Chroni przed myślą niebezpieczną dla obrazu siebie jako dobrej oso-by, że może jednak postępuję niewłaściwie, może krzywdzę kogoś, kto jest zdolny do od-czuwania? Jako społeczeństwo z całą pewnością powinniśmy uczyć o dysonansie poznaw-czym już w podstawówkach, bo świadomość istnienia takich procesów może uchronić nas przed byciem ofiarą ich dyna-miki, a przede wszystkim może

28 otwarteklatki.pl

Page 29: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Obrazek (albo logo, jeśli wolicie tak je nazywać) towarzyszący temu

wpisowi reprezentuje etyczną filozofię, która została wyrażo-na wizualnie. Został stworzony niedawno, na bazie projektu t-shirtu promowonego dawno temu (czyli w późnych latach 80.) przez pewien popowy zespół. Projekt przedstawiał krowę, nad którą widniał napis o treści "cool as fuck". Wielu ludziom ten t-shirt się wtedy naprawdę podobał i mnóstwo osób chętnie go nosiło.

Ten obrazek tworzy ze swo-jego poprzednika coś innego. Jest gotowy do użytku w tym sensie, w jakim rozumiał to Marcel Duchamp1. Właśnie dla-tego "podpisałem" go jako R Nott – ponieważ my (w sen-sie zbiorowego "ja") nie "na-śladujemy" czegokolwiek, ale tworzymy coś nowego. Jest to transformacyjne, symboliczne z punktu widzenia siły sztuki – tworzenie z jednej rzeczy nowej za pomocą subwersji. To jest nowe, ponieważ mówię, że jest.

Ten obrazek celowo stwo-rzono po to, by prowokował.

Można stwierdzić, że swobodne przeklinanie w taki sposób jest ob-raźliwe. Więc po co to wszystko i co w zasa-dzie znaczy "vegan as fuck"?

Chciałbym, aby zarówno weganki i weganie, jak i niewe-ganki i nieweganie to zrozumie-li. Zajmijmy się jednak najpierw tymi drugimi.

To stwierdzenie jest celowo prowokujące – ma uderzać prosto w twarz tak bardzo, jak to tylko możliwe. Prawdę mó-wiąc mam gdzieś to, czy ludzie poczują się dotknięci z jego powodu. Powiem więcej – z radością urażam nim niewe-gan i nieweganki.

Dlaczego? No cóż, to tylko słowa, tylko wyrażenie, tylko logo, tylko obrazek. Jeśli ludzie czują się tym dotknięci, to cze-

uchronić ofiary wszystkich tych, którzy swój dysonans po-znawczy rozwiązują w sposób omówiony w tym artykule.

W następnym numerze biuletynu omówię zagadnienia związane z psychologią wpły-wu społecznego. Będą to prak-tyczne, oparte na empirycznych badaniach, rady dla aktywistów na temat tego, co robić, by sku-tecznie wpływać na postawy i zachowania innych.

Mikołaj Szulczewski

1. Winchell, 1880, p. 178 za. Plosu 2003 s.5232. Bilewicz, M., Imhoff, R. & Drogosz, M., The humanity of what we eat. Conceptions of human uniqueness among vegetarians and omnivores. European Journal of Social Psycholo-gy, 2011, 2, 201–2093. Bastian B, Loughnan S, Haslam N, Radke HR. Don’t mind meat? The denial of mind to animals used for human consumption. Pers Soc Psy-chol Bull. 20124. Loughnan S, Haslam N, Bastian B. The role of meat consumption in the denial of moral status and mind to meat animals. Appetite. 2010 5. Bratanova B, Loughnan S, Bastian B. The effect of categorization as food on the perceived moral standing of animals. Appetite. 2011 Aug6. Filippi, M., Riccitelli, G., Falini, A., Di Salle, F., Vuillemeumier, P., Comi, G., et al. (2010, May). The Brain Functional Networks Associated to Human and Animal Suffering Differ among Omni-vores, Vegetarians and Vegans. PLoS ONE, 5(5), 1-9. 7. Plous, S., Psychological mechani-sms in the human use of animals. Journal of Social Issues 49, 1993, 11-52. [Updated 2003 version] 8. Bastian B., Costello K., Steve Lo-ughnan & Hodson G.(2011). When Closing the Human-Animal Divide Expands Moral Concern: The Impor-tance of Framing. Social Psychologi-cal and Personality Science 9. Costello, K., & Hodson, G. (2010). Exploring the roots of dehumaniza-tion: The role of animal human simila-rity in promoting immigrant humani-zation. Group Processes & Intergroup Relations.

29 otwarteklatki.pl

Page 30: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

mu w takim razie nie dotyka ich całe okrucieństwo, rozlew krwi i śmierć – to, co w ich imieniu spotyka zwierzęta pozaludzkie w każdym momencie każdego dnia każdego roku?

Jeśli ktoś nie jest wegani-nem lub weganką (a smutna prawda jest niestety taka, że przeważająca większość spo-łeczeństwa nie jest), to tym samym konsumuje produkty, którymi tak bardzo gardzę. Wspiera praktyki, przez które gotuje się we mnie krew. To właśnie ci ludzie umożliwiają zarabianie firmom i osobom bezpośrednio robiącym rzeczy, które tak bardzo wstrząsają moją wrażliwością.

Jeśli ktoś nie jest wegani-nem lub weganką, to jest tym samym za przemocą w rzeźniach, za brutalnością przemysłu mleczarskiego, za grozą przemysłu drobiarskiego, za niewyobrażalną przemocą mającą miejsce na fermach przemysłowych. Za dewastacją mórz i pustoszeniem oceanów, za niszczeniem lasów tropi-kalnych, za zanieczyszcza-niem lądów i wód. A także za potwornym marnotrawieniem ograniczonych zasobów wody i żywności – w czasie, kiedy miliard ludzi jest spragnionych i niedożywionych, na skraju śmierci głodowej. I w końcu jest też za bezwzględnym za-bijaniem rok po roku miliardów jednostek pogrążonych w cierpieniu, bólu i strachu.

I właśnie tym czuję się do-tknięty.

Kiedy chodzę między pół-kami w supermarkecie i widzę równe rzędzy niedawno zapa-kowanych, pokrojonych w pla-stry martwych ciał, doskonale zdaję sobie sprawę z tragedii i cierpienia, strachu i bólu prze-

żywanych przez te zwierzęta w czasie ich celowo skróco-nych żyć i pełnego przemocy umierania. I kiedy patrzę na ludzi, którzy z roztargnieniem przepatrują te czyste opa-kowania, tak swobodnie, tak obojętnie, wybierając dla siebie kawałki "mięsa", to właśnie tym czuję się dotknięty.

Kiedy idę na najbliższą mojego domu stację londyń-skiego metra, pierwszą rzeczą, jaką widzę rano w drodze do pracy, jest sklepik z kanapkami oznaczonymi jako: szynka, ser, szynka z serem, kurczak, indyk i krewetki. Następną są znu-dzeni podróżni leniwie kupujący kawałki martwych ciał i pocho-dzące z nich płyny. To właśnie tym czuję się dotknięty.

Kiedy czytam w poran-nej gazecie, że pięć najpopularniejszych kanapek w tym cho-lernym kraju zawiera "kurczaka" jako skład-nik, to właśnie tym czuję się dotknięty.

Pozwolilem sobie na zdoby-cie wiedzy o niewiarygodnym okrucieństwie stojącym za tymi

wszystkimi ładnie zapakowa-nymi produktami, tak wszech-obecnymi i łatwo dostępnymi, z nazwami ("szynka", "wieprzo-wina", "ser", "jagnięcina", "woło-wina", "cielęcina") i obrazkami nonszalancko pokazywanymi wszędzie, gdzie się nie spoj-rzy – w sklepach, gazetach, telewizji. I kiedy widzę tak wielu ludzi, którzy dali się do tego przekonać i którzy każdym swoim zakupem podtrzymują i wzmacniają niewiarygodne okrucieństwo wobec niewin-nych zwierząt – to właśnie tym czuję się dotknięty.

Więc tak naprawdę nawet mnie cieszy bycie po tej "ob-raźliwej" stronie i celowe pro-wokowanie; naprawdę mam to gdzieś, że nieweganie i niewe-ganki czują się dotknięci tym obrazkiem...

Jestem już zmęczony cho-dzeniem na palcach dookoła tych problemów, siedzeniem cicho, byciem potulnym i ła-godnym w kwestii tego, dlacze-go jestem weganinem.

Mam dość starań o to, by przypadkiem nie obrazić de-likatnej wrażliwości jakiegoś mięsożercy. Mam też dość przepraszania za mój we-ganizm, traktowania go jako pomyłki czy osobistego dzi-wactwa. Już wystarczy, nigdy więcej. Wykorzystywanie, torturowanie i zabijanie mi-liardów zwierząt pozaludzkich jest horrorem o przerażających rozmiarach, obrzydliwym i szokującym. Jestem po prostu przerażony tym, że jest tak wie-le cholernie obojętnych wobec tego ludzi, zachowujących się tak, jakby problem w ogóle nie istniał. Ludzi, którzy wydają się w ogóle nie być tym dotknięci, zupełnie, nawet odrobinę.

No tak. Łącząc słowo "ve-

30 otwarteklatki.pl

Page 31: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

gan" ze słowem "fuck", chcę szokować ludzi. Chcę nimi potrząsnąć, aby wypadli ze swojego sennego samozado-wolenia, chcę wybudzić ich z bezczynnej uległości, w której się pogrążyli.

Wiem, że nie powinni mnie dziwić ludzie obojętni wobec ogromnego okrucieństwa, bestialstwa i strat związanych z tak zwaną "produkcją zwie-rzęcą". I nie dziwią mnie – ta-kich ludzi było już zbyt wielu. W zupełnie innej sytuacji, ale z podobnego powodu, Wilfred Owen poczuł się zmuszony do napisania następujących słów:

But cursed are dullards whom no cannon stuns, That they should be as stones. Wretched are they, and mean With paucity that never was simplicity. By choice they made themselves immune To pity and whatever mourns in man

(Wilfred Owen, Insensibility2, 1918)

Poczuł się zmuszony do napisania tego, bo był zszo-kowany i głęboko urażony pod względem moralnym tym, że ludzie "powracający do domu", jakim była Wielka Brytania, byli całkowicie obojętni wobec rzezi, koszmaru i strat spo-wodowanych przez wojnę na froncie zachodnim. Szokujący fakt, że wielu ludzi pozostało beztroskich, nieczułych i obo-jętncych wobec nieszczęść, przemocy i piekła znoszonego przez mężczyzn w okopach był dla Owena niczym innym, jak tylko dowodem na kompletny upadek wartości i człowieczeń-stwa.

Teraz, w zupełnie innej sytuacji, ale z bardzo podobne-go powodu, zmuszony jestem

stwierdzić prosty i okrutny fakt, że nieweganie i nieweganki w naszym społeczeństwie z własnego wyboru uczynili siebie samych odpornymi na tą całą niewiarygodną, podłą przemoc, której ofiarami są codziennie miliony zwierząt pozaludzkich. A to wszystko w imię zysku, przyjemności ("Nie mógłbym żyć bez kotle-ta”!) i rzekomego postępu nauki (barbarzyństwo naszych insty-tucji zajmujących się "badania-mi biomedycznymi").

Aby zaspokoić pragnienie czegoś do jedzenia, nowych butów, płaszcza lub ulepszo-nej wersji starego leku, ludzie postanawiają pozostać głup-cami. Niczym kamienie, nawet w zderzeniu z krzykiem agonii pozostają niewzruszeni.

Nie rozumiem systemu wartości ludzi odpornych na cierpienie niewinnych i bez-bronnych zwierząt, które są dosłownie na naszej łasce i niełasce. A my, zamiast im tę łaskę okazać, dajemy im kop-niaka w twarz i wbijamy nóż w gardło.

Nie rozumiem, w jaki spo-sób ludzie ci mogą usprawie-dliwiać ten horror i być z niego zadowoleni. A więc: jeśli ktokol-wiek ma zobaczyć ten obrazek i poczuć się dotknięty, to na-prawdę mnie to nie obchodzi.

Ale obrazek mają zobaczyć także weganie i weganki. Jaką wiadomość im przekazuje?

Mam nadzieję, że da do zrozumienia, kim jako weganie i weganki jesteśmy i co sobą reprezentujemy. W mediach i w głowach wielu ludzi już od dawna jest zakorzeniony ste-reotyp weganina czy weganki - kogoś nieco roztrzepanego, prawdopodobnie typowego osobnika z klasy średniej, albo

też kogoś trochę "alternatyw-nego": czarne ubrania, farbo-wane włosy, za dużo wolnego czasu, który można tracić na takie błahostki jak tworzenie tysiąca i jeszcze jednego prze-pisu na kotlety sojowe.

Patrząc z punktu widzenia ogółu społeczeństwa, weganie i weganki są trochę problema-tyczni - nieco dziwni, najlepiej zostawić ich w spokoju; są zbyt nudni, by dobrze czuć się w ich towarzystwie. Wciąż myślą o małych, puszystych królicz-kach, z uporem maniaka psują imprezy i piją tylko sok mar-chwiowy lub pomarańczowy. Stojąc w kącie i podpierając ściany, uśmiechają się blado i tęsknie rozmyślają o szarobu-rych ubraniach z naturalnych tkanin.

Jednak w rzeczywisto-ści wygląda to zupełnie na odwrót. Jesteśmy fajniejsi. O wiele, wie-le fajniejsi.

Nie wspieramy rozlewu krwi na światową skalę, pełnego przemocy więzienia, bicia i ko-pania niewinnych istot. Nie ak-ceptujemy i nie kiwamy głową ze zrozumieniem, gdy widzimy podrzynanie gardeł, gotowanie i mielenie żywcem świadomych istot wrażliwych na ból. Jeste-śmy zbyt fajni, by brać udział w czymś takim.

Nie rozsiadamy się wy-godnie i nie pozwalamy się udobruchać litanią kłamstw na temat tego, jak to niby hodowla zwierząt jest dla nich dobra. Nie łykamy bajek, od których robi nam się niedobrze - bajek na temat szczęśliwych zwierząt i ich dobrostanu na fermach ekologicznych.

31 otwarteklatki.pl

Page 32: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

Nie przekonują nas kłam-stwa firm i lobbystów przemy-słu spożywczego, że powin-niśmy jeść mnóstwo ryb albo innego "mięsa", pić dużo mleka i obżerać się jajkami, bo niby jest to dla nas takie zdrowe. Ale ci, którzy nam mówią to wszystko, napychają sobie kie-szenie pieniędzmi, podczas gdy ludzie napychają swoje żołądki cholesterolem. Nie jesteśmy tacy głupi, by dać się na to nabrać.

Nie karmimy swoich ciał jedzeniem, o którym wiemy, że jest największą przyczyną zmian klimatycznych i głów-nym powodem, dla którego ścinamy lasy deszczone, wy-palamy je i obracamy w nicość całe życie, które do tej pory w nich kwitło.

Nie kieruje nami obsesja wydzierania z dna każdej żyją-cej istoty, pływającej i pełzającej w odmętach, po czym zostaje tylko pustynia, zupełnie pozbawiona bogac-twa i wspaniałości życia, które kiedyś na niej tętniło, a teraz go już po prostu nie ma – ani tu, ani nigdzie indziej. Jesteśmy o wiele za mądrzy, by zaśmie-cać jedyną planetę, jaką mamy.

Nie popijamy płynów lakta-cyjnych przeżuwaczy, nie śli-nimy się na widok mleka prze-znaczonego dla noworodków, które są zarzynane na tanie mięso, a których zrozpaczona matka jest ponownie zapład-niana w niekończącycym się cyklu macierzyńskiej niedoli. Zbyt wcześnie wysysa ona z niej wszelkie życie, aż wresz-cie następuje śmierć w imię białego płynu w misce płatków albo filiżance kawy. Nie robimy tego, bo po prostu nie jesteśmy na tyle okrutni i bez serca, by kraść jedzenie, od którego zale-

Niedawno przez przypa-dek zobaczyłem poru-szające zdjęcia świń od-

poczywających na tropikalnych plażach na Bahamach. Warun-ki, w których żyły te zwierzęta, były dla mnie oburzające. Gdy ja siedzę w czytelni zakurzonej, pozbawionej słońca biblioteki w pokrytym mgłą San Franci-sco, one kąpią się w ciepłym, karaibskim morzu. Cóż za nie-sprawiedliwość!

Odkładam na bok słabe żarty przelotne spojrzenie na tą świńską utopię skłoniło mnie do myślenia o tym, jaką rolę w naszej retoryce zajmują pojęcia bólu i przyjemności (gdy mówię o retoryce, mam na myśli wszystko, co wykorzy-stujemy do zakomunikowania naszego przekazu - czy to sło-wa, ulotki czy filmy). Retoryka ruchu przeciwko hodowaniu zwierząt w celach żywnościo-wych jest przepełniona cierpie-niem, podczas gdy zwierzęca radość jest boleśnie nieobecna. Uważam, że usuwając przy-jemność zwierząt z naszej retoryki przegapiamy szansę na ukazanie zwierząt hodowla-nych jako jednostek i - co może być zaskakujące - dzięki temu lepiej wyrazić ich cierpienie.

Gdy ludzie widzą materiały przedstawiające zwierzęta ho-dowlane, ściśnięte w mikrosko-pijnych klatkach lub okaleczane bez znieczulenia, zazwyczaj są mniej poruszeni, niż gdyby ofia-rami były psy lub koty. Wydaje mi się, że dzieje się tak w dużej

ży życie noworodka i by odry-wać młode od ich matek, a matki od młodych.

Nawet przez minutę nie wie-rzymy w oburzające kłamstwa, rozpowszechniane przez prze-mysły medyczne i farmaceu-tyczne, które zarabiają miliardy dzięki podtrzymywaniu starych mitów na temat tego, jak bar-dzo te miliony eksperymentów na zwierzętach są przydatne dla ludzi.

Nie zważają przy tym na to, że pomimo owych milio-nów eksperymentów, czwartą najczęstszą przyczyną śmierci w tym kraju jest faszerowanie się testowanymi na zwierzę-tach lekami. Wybaczcie, ale nie: sięgnęliśmy po badania, prze-analizowaliśmy dane, przeli-czyliśmy szokującą ilość zwie-rzęcych i ludzkich ofiar. Sami wiemy, gdzie leży prawda.

Myślimy zbyt niezależ-nie, jesteśmy zbyt mą-drzy, zbyt świadome, zbyt etyczni, zbyt mo-ralne.

Za bardzo nam zależy, mamy w sobie za dużo współ-czucia. Jesteśmy zbyt porząd-ni, zbyt radykalne, zbyt rewo-lucyjni, i po prostu zbyt fajne, by dać się nabrać na to całe gówno. Jesteśmy weganami i wegankami i mamy ku temu cholernie dobre powody. Jeste-śmy weganami i wegankami w pełnym znaczeniu hasła "ve-gan as fuck".

Tłumaczenie Natalia Kołodziejska

Poniższy tekst pochodzi ze strony http://www.richardde-boo.com.

Świnie na Bahamy

32 otwarteklatki.pl

Page 33: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

mierze dlatego, że nie postrze-gają zwierząt hodowlanych jako jednostek. Jednostki mają osobowości, preferencje i po-trzeby. W oczach przeciętnego człowieka zwierzęta hodowlane po prostu jedzą i poruszają się w tą i z powrotem.

Moje doświadczenie suge-ruje, że efektywnym sposobem na indywidualizowanie zwierząt jest pokazywanie ich szczęścia oraz zachowań w natural-nym dla nich środowisku. Gdy opisujemy cierpienie zwierząt hodowlanych, koncentrujemy się na tym, co ktoś im robi. Gdy natomiast opisujemy przyjem-ność zwierząt, koncentrujemy się na tym, co robią lub co lubią robić, zmieniając je z obiektów na podmioty, z rzeczy na jed-nostki.

Inną efektywną metodą na indywidualizowanie zwierząt hodowlanych jest koncentro-wanie się na ich inteligencji1. Badanie przeprowadzone w 2012 roku przez psycholo-gów z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej koncentrowało się na postrzeganych cechach różnych gatunków zwierząt, które zniechęcały ludzi do ich spożywania. Badacze odkryli, że postrzegana inteligencja sil-niej decydowała o zniechęceniu do zjedzenia danego gatunku zwierzęcia, niż jakakolwiek inna cecha, w tym intensywność cierpienia2. To przekonanie nie

zmieniało się w zależności od regionu, w którym przeprowadzano ba-danie. Ponieważ ludzie general-nie nie wiedzą o tym, że więk-szość zwierząt hodowlanych jest tak samo inteligentna, jak psy czy koty, musimy w naszej retoryce kłaść większy nacisk na inteligencję.

Większość cierpienia zwierząt hodowanych przemysłowo wynika z tego, czego nie mogą robić.

Zwierzęta hodowlane re-gularnie pozbawia się podsta-wowych potrzeb, które – jeśli zaspokojone – przynoszą zadowolenie, a jeśli zwierzęta są ich pozbawiane – cierpienie. Problem polega na tym, że jeśli większość ludzi nie wie o tych potrzebach, nie porusza ich fakt, że zwierzęta hodowlane są ich pozbawiane.

Przyjrzyjmy się kurom w hodowli klatkowej: nie mogą dziobać, muskać piór, budować gniazd, chodzić, czy nawet roz-prostować skrzydeł. Mimo to, ich naturalne popędy nie zani-kają. Kura hodowana klatkowo czasami będzie próbowała kąpać się w kurzu, którego brak powoduje ocieranie podbrzu-sza o ostre krawędzie klatki i tworzenie się ran.

Świnie na Bahamy

Kilka lat temu, po opubli-kowaniu wyników tajnego śledztwa przeprowadzonego na fermach jaj, United Egg Pro-ducers (UEP), stowarzyszenie producentów jaj, zareagowało opublikowaniem własnych ma-teriałów. Ich film prezentował nieskazitelnie czyste klatki, bez kur uwięzionych w drucianych oczkach klatek i tonących w balach z odchodami3. Aby taki film mógł wywrzeć wra-żenie na opinii publicznej, nie może ona mieć pojęcia o najbardziej podstawowych potrzebach kur. Tylko wtedy okrucieństwo wobec zwierząt, wbudowane w ten system – uwięzienie kur w klatkach tak małych, że nie mogą nawet rozprostować skrzydeł – pozo-staje niezauważone. Wyobraź-my sobie film przedstawiający ludzi poupychanych w mikroskopijnych klatkach, tak małych, że nie mogą oni wstać, ani się obrócić. Równocześnie lektor o głosie przepełnionym entuzjazmem zachwala ich życie przepełnione luksusem: „Klatki są nieskazitelnie czyste, a ludzie mają dostęp do nieli-mitowanego źródła pokarmu”. Gdyby ludzie byli świadomi podstawowych potrzeb zwie-rząt hodowlanych, filmy PR--owe dotyczące chowu klatko-wego czy kojców porodowych byłyby odbierane przez opinię publiczną jako równie absur-dalne. Szkody, jakie powoduje nieświadomość dotycząca potrzeb zwierząt to nie tylko skuteczne uwodzenie filmami PR-owymi produkowanymi przez przemysł; nieświado-mość ułatwia również bagateli-zowanie odkryć dokonywanych na fermach przez aktywistów. Na filmach przedstawiających te odkrycia nierzadko widać

Page 34: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

pracowników znęcających się fizycznie nad zwierzętami oraz zwierzęta z poważnymi uszko-dzeniami ciała, spowodowany-mi warunkami życia odbiegają-cymi od naturalnych. Widzowie czasami zakładają, że materiał filmowy został specjalnie do-brany i że tego typu sytuacje są rzadkie. Gdyby jednak rozumieli okrucieństwo wpisane w uwięzienie, uznaliby warunki panujące na fermach przemy-słowych jako skandaliczne, niezależnie od tego, jak często dochodziłoby do tortur czy ura-zów fizycznych (na przykład: rutynowe i zamierzone okale-czanie wrażliwych części ciała bez środków znieczulających zasługuje na miejsce w naszej retoryce). Nasza kolektywna cisza dotycząca zwierzęcego szczęścia oddaje przemysłowi wyłączność na prezentowanie opinii publicznej tego, co zwie-rzęta hodowlane chcą i po-trzebują. Ich przyjemność jest często ograniczana do jedzenia i to wyłącznie w sensie ilościowym – tak jakby spożycie tony jedzenia było wyłącznym determinan-tem dobrego życia4. Wiele osób jest przekonanych, że jedyne, czego potrzebują zwierzęta hodowlane – w szczególności świnie – to nieograniczony do-stęp do jedzenia. Gdyby jednak fakt, że świnie są zwierzętami z silną potrzebą eksploracji i na wolności przemierzają dzien-nie około dziesięć kilometrów, był powszechnie znany, ludzie dostrzegliby niesprawiedliwość w więzieniu maciory w kojcu o szerokości 60 centymetrów

- tak małym, że nie jest ona w stanie się nawet obrócić. Gdyby ludzie wiedzieli, że naturalna dieta świń jest bogata i składa się z aż 50 rodzajów owoców, byliby zniesmaczeni tym, że świnie karmi się kwaśnym, wzbogacanym o hormony śru-tem kukurydzianym – i niczym więcej. Gdyby ludzie wiedzieli, że dzikie świnie żyją w małych, zgranych grupach i na noc budują grupowe gniazda, byliby zszokowani tym, że świnie utrzymywane są w pojedyn-czych kojcach czy zagrodach razem z setkami innych świń.

Dopóki naturalne zacho-wania i przyjemności zwierząt hodowlanych nie otrzymają więcej miejsca w naszej reto-ryce, trudno będzie nam indy-widualizować zwierzęta ho-dowlane i naprawdę przekazać ich cierpienie5. Jeśli przygoto-wujesz prezentację, ulotkę czy film na temat chowu przemy-słowego, postaraj się zawrzeć w nim również obrazy zwierząt hodowlanych w ich naturalnym środowisku i podkreślić ich poziom inteligencji6. To pozwoli ukazać zwierzęta jako jednostki oraz – na zasadzie kontrastu – uwypuklić poziom ich cier-pienia.

Polecam również, abyście spędzili trochę czasu ze zwie-rzętami hodowlanymi, w szcze-gólności w sanktuarium dla zwierząt hodowlanych.

Dzięki temu poznacie, jak się zachowują i jakie są na wolności. Przywołując osobiste doświadczenia ze zwierzęta-mi hodowlanymi zwiększycie waszą wiarygodność, gdy mówicie o tym, kim są i czego potrzebują.

Ben Davidow (oryginalnie tekst ukazał się

w e-booku Uncaged: Top Ac-

tivists Share Their Wisdom on Effective Farm Animal Advoca-

cy, który można kupić tutaj.)Tłumaczenie:

Marta Paciorkowska Tłumaczenie przypisów:

Natalia Kołodziejska

1. Nawet jeśli przyjąć pogląd, że inteli-gencja nie ma znaczenia dla statusu moralnego (z czym ja zdecydowanie się zgadzam), to inteligencja zwierząt wciąż jest częścią naszej retoryki, ponieważ mówienie o niej działa to na ludzi.2. Ruby, Matthew B., and Steven J. Heine. “Too Close to Home: Factors Predicting Meat Avoidance.” Appetite (2012).3. Tutaj znajduje się podobny film.4. Nie wydaje mi się, by ten mit powstał tak po prostu, albo przede wszystkim, dzięki wysiłkom prze-mysłu mięsnego. Prawdopodobnie tworzył się przez całe pokolenia osób jedzących mięso, które musia-ły uprzedmiotawiać zwierzęta, aby łatwiej im było je jeść. Jednak bez względu na jego pochodzenie, mit ten idealnie współgra z interesami prze-mysłu, którego celem jest produko-wanie jak największej ilości mięsa w jak najkrótszym czasie.5. Inną korzyścią płynącą z pozytyw-nych obrazów jest to, że łagodzą one siłę obrazowania. Może to sprawić, że więcej osób będzie od razu otwar-tych na przekaz Moje doświadczenie pokazuje, że jeśli ludzie są obciążeni przerażającymi obrazami, to raczej zamykają się na to, co widzą. Jednak jeśli te ponure obrazy przedstawi się obok pozytywnych, to mogą one zostać lepiej odebrane.6. Jedną z prezentacji na temat chowu przemysłowego, które wywarły na mnie największe wrażenie, była pre-zentacja Nathana Runke’a, założycie-la Mercy for Animals. Przed pokaza-niem jakiegokolwiek drastycznego obrazu przytoczył on badania doty-czące inteligencji zwierząt wykorzy-stywanych w hodowli. Zacytował na przykład badanie, z którego wynikało, że świnie umieją grać w proste gry wideo i w niektórych przypadkach osiągać tak dobre wyniki jak szym-pansy. Patrz: Helft, Miguel. „Pig Video Arcades Critique Life in the Pen.” Wired 6 czerwca1997

34 otwarteklatki.pl

Page 35: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

LIFEHACKER. JAK ŻYĆ I PRACOWAĆ Z GŁOWĄ.

Aktywiści i aktywistki działają pod dużą presją. Zawsze jest za dużo rzeczy do zrobienia, za mało czasu, za mało rąk do pomocy. Do tego, działanie na rzecz zwierząt w obecnych czasach polega w dużej mierze na spędzaniu godzin przed kom-puterem. Pisanie maili, planowanie, tłumaczenia, wyszukiwanie informacji, aktualizacja strony... Jednocześnie półki księgarni pełne są książek, które obiecują nam rozwiązanie wszystkich pro-blemów związanych z produktywnością i robienie wszystkiego w krótkim czasie.

Na tle tego typu pozycji Lifehacker jest po-zycją dość wyjątkową. Nie ma tutaj żadnego spójnego systemu, który trzeba wcielić w życie od A do Z. Mamy za to prezentację całej serii tzw. lifehacków – prostych rozwiązań związanych z używaniem komputerów. Pomysły dotyczące konfiguracji popularnych programów albo obsługi aplikacji mają na celu usprawnienie codziennych czynności i bardziej sensowne uporządkowanie danych lub wiadomości. Każda „sztuczka” opa-trzona jest informacją na temat systemu opera-cyjnego w którym może być zastosowana oraz poziomem trudności. Oba tomy książki dotyczą na tyle różnorodnych kwestii, że na pewno każ-demu uda się coś wygrzebać dla siebie i – mamy nadzieję – zastosować nowe umiejętności w praktyce, aby jeszcze efektywniej działać na rzecz zwierząt.

Dobrusia Karbowiak1 http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-z-glowa-wydanie-iii-adam-pash-gina-trapani,lifeha.htm2 http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-z-glowa-kolejne-wskazowki-adam-pash-gina-trapani,lihakw.htm

DLACZEGO KOCHAMY PSY, JEMY ŚWINIE I NOSIMY KROWY?

Już sam tytuł książki "Why We Love Dogs, Eat Pigs and Wear Cows. An Introduction to Carnism – the Belief System That Enables Us to Eat Some Animals and Not Others." autorstwa Melanie Joy bardzo dużo mówi o poruszanej w niej problematyce. Autorka wprowadza po-jęcie karnizmu – przeciwieństwa weganizmu, niewidzialnej ideologii umożliwiającej ludziom traktowanie pewnych zwierząt jako pożywienia, a innych jako przyjaciół.

Książka przedstawia problem wykorzystywa-nia zwierząt przez człowieka z innego punktu wi-dzenia niż zwykle się to robi. Nie mówi bowiem o tym, dlaczego ludzie wybierają (lub powinni wybrać) wegetarianizm czy weganizm, a raczej o tym, dlaczego tego nie robią. "Why we Love Dogs..." próbuje odpowiedzieć na to pytanie, patrząc na nie z punktu widzenia psychologii społecznej. Autorka opisuje mechanizmy wystę-pujące w relacjach między człowiekiem a resztą zwierząt, a także rolę autorytetów i presji spo-łecznej w podtrzymywaniu obecnej sytuacji.

"Why we Love Dogs..." można polecić wszystkim, którzy chcą spojrzeć krytycznie na rzeczywistość i zrozumieć, dlaczego czasami przekonywanie ludzi do zaprzestania jedzenia mięsa jest takie trudne. Jeśli chcemy traktować obecnych karnistów jako potencjalnych sprzy-mierzeńców, którzy mogą przecież przestać jeść mieso, dobrze jest rozumieć mechanizmy rządzące ich zachowaniami. W tym właśnie książka Melanie Joy sprawdza się doskonale.

Natalia Kołodziejska Strona o karnizmie: http://www.carnism.org/

35 otwarteklatki.pl

Page 36: Otwarte Klatki Biuletyn 2/2013

a kiedy mówimy boimy sięże nasze słowa nie będą wysłuchane ani dobrze przyjęte jednak kiedy jesteśmy cicho nadal

się boimydlatego lepiej jest mówićpamiętając że nigdy nie było nam przeznaczone

przetrwaćAudre Lorde „Czarny Jednorożec”