chrząszcz - lipiec 2009 (nr 40)

12
ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA NR.7 (4) LIPIEC 2009 SZCZEBRZESZYN Zjazd Absolwentów Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie

Upload: mateusz

Post on 28-Jun-2015

238 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNANR.7 (4) LIPIEC 2009Zjazd Absolwentów Liceum Pedagogicznego w SzczebrzeszynieSZCZEBRZESZYNCHRZĄSZCZ NR 7 (4)Spotkanie po latach„Spotkanie po latach” to tytuł okolicznościowego biuletynu wydanego z okazji 40 rocznicy zakończenia działalności Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie. Z racji rocznicy odbył się zjazd absolwentów wszystkich roczników Szkoły. Impreza ta była wielkim wydarzeniem dla jej uczestników absolwentów, dla szkoły – tj. L

TRANSCRIPT

Page 1: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA

NR.7 (4) LIPIEC 2009

SZCZEBRZESZYN

Zjazd Absolwentów Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie

Page 2: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

2

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

Spotkanie po latach „Spotkanie po latach” to tytuł okolicznościowego biuletynu wydanego z okazji 40 rocznicy zakończenia działalności Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie. Z racji rocznicy odbył się zjazd absolwentów wszystkich roczników Szkoły. Impreza ta była wielkim wydarzeniem dla jej uczestników - absolwentów, dla szkoły – tj. Liceum Ogólnokształcącego im. Zamoyskich, które przyjęło spory ciężar jej organizacji oraz dla naszego miasta. Odwiedzili je ludzie z całej Polski i mieszkający poza granicami kraju.

Zjazd zapewne doczeka się dokładnej, rzetelnej relacji. Nie uczestniczyłam w nim, toteż mogę napisać jedynie o wrażeniach i przeżyciach swoich znajomych, którzy wzięli udział w spotkaniu z koleżankami i kolegami ze szkolnej ławy. Byli bardzo zadowoleni i wdzięczni organizatorom.

Pani Aleksandra Otłowska jest już na emeryturze, była nauczycielką matematyki. Pracowała w trzech szkołach: w Szkole Podstawowej w Płoskiem, w Szkole Podstawowej w Michalowie i wreszcie w Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Karolewie koła Kętrzyna; tam obecnie mieszka. Stwierdza: „ Cudownie jest spotkać się po latach! Moja klasa przed maturą liczyła ponad 40 osób, podczas zjazdu spotkałam 13. Trudno było uczestniczyć w części oficjalnej, która miała miejsce w auli – z zainteresowaniem rozglądaliśmy się, przyglądaliśmy się zgromadzonym, próbując rozpoznać znajomych. Miałam szczęście spotkać koleżankę ze szkoły podstawowej, a potem z równoległej klasy liceum. Nie widziałyśmy się od matury, toteż wspominałyśmy ponad godzinę! Niestety, nie z każdym można było rozmawiać tak długo – brakowało czasu. Zjazd był bardzo ładnie przygotowany, mimo że pogoda psuła pewne punkty programu – np. zabawę przy ognisku, grillu . Na taką ewentualność przygotowana była aula, gdzie można było nawet potańczyć. Doskonałym pomysłem były przejażdżki bryczkami, chociaż i w tej rozrywce przeszkadzał deszcz. Największa wartość to jednak spotkanie przyjaciół z młodości, nauczycieli. Żałuję, wielka szkoda, że nie udało się spotkać z wychowawcą naszej klasy.

Zawsze z radością oglądam Szczebrzeszyn. Uważam, że wyładniał, tylko trochę brakuje zieleni, zwłaszcza wokół ratusza.

Dodatkowym przeżyciem była wycieczka do Lwowa, na którą udaliśmy się(moja klasa) już po zakończeniu zjazdu. Zorganizowali ją koledzy mieszkający w Zamościu.”

O wspomnienie swojej klasy i przekazanie wrażeń ze zjazdu poprosiłam również p. Stanisława Rudego, do niedawna dyrektora Wojewódzkiego (potem Zamojskiego) Domu Kultury w Zamościu. Oto jego refleksje: „ Moja klasa była liczna – ponad 40 osób. Istniało wtedy wielkie zapotrzebowanie na nauczycieli i wielu było chętnych do naszej szkoły. Utworzono 3 oddziały , wszystkie liczne. Do tej szkoły uczęszczała młodzież z powiatu zamojskiego, a także z biłgorajskiego i tomaszowskiego. Klasy A i B były koedukacyjne, C - żeńska. Chodziłem do kl. A, której wychowawcą był p. Bronisław Przysada, matematyk. Moimi nauczycielami byli też: p. Piwowarkowa, p. Niechajowa, p. Pietruszyński, p. Kadłubowski, p. Aleksander Przysada. Wszystkich bardzo dobrze wspominam, byli wymagający i sprawiedliwi, a nasza klasa nie należała do zdyscyplinowanych. Mogę powiedzieć, że miałem szczęście, ta szkoła nie tylko przekazywała wiedzę – ona uczyła życia. Takie wartości docenia się po latach. W szkole istniały też zespoły artystyczne, każdy do jakiegoś należał, przecież kształcono nas na nauczycieli szkół podstawowych. Trzeba było umieć trochę śpiewać, rysować.

O zjeździe dowiedziałem się od kolegów ( z niektórymi często się widzimy) i ani przez chwilę nie zastanawiałem się , od razu postanowiłem przyjechać do Szczebrzeszyna. Po tylu latach człowiek jest ciekawy, jak ułożyło się innym, chce zobaczyć przyjaciół, szkolne sympatie. Spotkałem tych, których chciałem zobaczyć, ale także takich, którzy mieszkają daleko i zaskoczyli mnie swoją obecnością. Niestety, 8 osób z naszej klasy już odeszło… W budynku szkoły poszliśmy do naszej sali, usiedliśmy na swoich miejscach i wspominaliśmy, jak leciało: kolegów, imprezy, żarty, wpadki … Zjazd był bardzo ładnie zorganizowany: wspólna Msza św., połączenie z zakończeniem roku szkolnego dla młodzieży obecnego liceum. Może pewnym mankamentem był brak miejsca np. w auli , ale tu nikt nie zawinił – było nas dużo. Obecny gospodarz szkoły , Liceum Ogólnokształcące im. Zamoyskich – cała kadra stanęła na wysokości zadania. Nie lubię wielkich zgromadzeń, ale ten zjazd był dobry i potrzebny. My ,tzn. absolwenci mojej klasy, postanowiliśmy spotykać się w następnych latach, co roku.”

Wszelki komentarz wydaje się zbędny. J. D.

Page 3: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

3

Regina Smoter Grzeszkiewicz Mały słownik historii Szczebrzeszyna – ciąg dalszy

Volksdeutsche Nazwiska osób pochodzących ze Szczebrzeszyna, które dobrowolnie bądź pod przymusem zgodziły się przyjąć obywatelstwo niemieckie podał dr Zygmunt Klukowski w szkicu dotyczącym wysiedlenia miasta i utworzenia gminy niemieckiej (Wysiedlenie Szczebrzeszyna i utworzenie gminy niemieckiej w: Wydawnictwo Materiałów do dziejów Zamojszczyzny w latach 1939 – 1944, Zamość 1945).Byli to: Dominik Amborski, Bielecki, Bizior, Borowiński, Jan Flak, Gąska, Grygiel, Stanisław Kiszka, Kołodziejczyk, Kozłowski, Ignacy Ostrowski, Wójtowicz. Relacje dr Klukowskiego uzupełnia Maria Niezgoda: "byli tacy, co uciekli i już nie wrócili. Było wielu, którzy zapisali się na tę listę i pozostali i do dzisiaj żyją..." W Waad Arba Aracot/Sejm Czterech Ziem Naczelny organ administracji żydowskiej, funkcjonował w latach 1623 – 1746. Stałym miejscem jego obrad był Lublin, ale zdarzało się, że sesje odbywały się w różnych miasteczkach Lubelszczyzny- w latach 1727 i 1741 Waad... obradował w Szczebrzeszynie. W posiedzeniach wzięli udział Żydzi zrzeszeni w Okręgu Ordynacji Zamoyskiej powstałym na mocy decyzji Michała Korybuta Wiśniowieckiego z dnia 21 października 1669 roku (w jego skład wchodziły kahały z: Łukowa, Szczebrzeszyna, Tarnogrodu, Turobina, Zamościa, Łaszczowa, Biłgoraja, Frampola, Krasnobrodu, Ułanowa/Ulanowa, Żółkwi Wysokiej i Modliborzyc). Wadowski Andrzej, ks Kanonik kolegiaty zamojskiej, proboszcz szczebrzeszyński. Żył w latach 1870 – 1931; święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1893. Wdzięczni za prace duszpasterską mieszkańcy Szczebrzeszyna wmurowali w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja tablicę pamiątkową ku jego czci. Andrzej Wadowski jest autorem relacji obchodów Dnia Śląska Cieszyńskiego w Szczebrzeszynie 23 maja 1920 roku Klemensów i Szczebrzeszyn Cieszynowi. Pamiątka obchodu Dnia Śląska Cieszyńskiego w dniu 23 maja 1920 r. (Zamość 1920). Kwestowano wówczas w Szczebrzeszynie na rzecz Śląska, mieszkańcy wystosowali odezwę w sprawie zachowania Śląska

przy Polsce, który to dokument przesłano do Naczelnika Państwa i Marszałka Sejmu. Wajman (...) Żyd szczebrzeszyński, prawnik z zawodu – udzielał porad głównie ludności żydowskiej. Wajmanowie mieszkali w kamienicy Kimaczyńskich przy ulicy Zamojskiej, zginęli podczas zagłady Żydów w 1942 roku. Warchałowska z Żółtowskich Zofia Lekarz medycyny, żyła w latach 1885 – 1958; o jej pracy w szczebrzeszyńskim szpitalu zwłaszcza podczas okupacji pisał dr Klukowski w Dzienniku z lat okupacji Zamojszczyzny 1939 – 1944. (Lublin 1958) – "rannych opatrywali dr Warchałowska i dr Spoz". O doktor Warchałowskiej wspomnienia zachowała także Maria Drożdżyk: "była dobrym, doskonale znającym swoją profesję lekarzem". Waszczuk Barbara Gospodyni ks. Wadowskiego, sparaliżowana w wieku 80 lat znalazła się w obozie przejściowym w Zwierzyńcu, gdzie zmarła w lipcu 1943 roku. "W bełżeckim piekle" Tytuł wspomnień szczebrzeszyńskiego Żyda - Efraima Farbera, opublikowanych na łamach Księgi pamięci Gminy Żydowskiej w Szczebrzeszynie (Book of Memory to the Jewish Community of Shebreshin, Kiriat Yam 1984 s. 232 – 245). Wieniawski Tadeusz Naczelny lekarz ordynacki, od 1845 roku kierował szpitalem w Szczebrzeszynie. W roku 1847 wprowadził nowe metody leczenia, stosując podczas operacji narkozę eterową. wierzyciele gminy żydowskiej Wierzycielami szczebrzeszyńskich Żydów (II połowa XVIII wieku) było duchowieństwo i szlachta; według badań przeprowadzonych przez Janinę Morgensztern (Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego 1967 nr 64 s. 19, 26) pożyczki zaciągnięte przez nich wynosiły w latach: 1661 – 1670 – 1000 złotych, 1671 – 1680 – 4000 złotych, 1681 – 1690 – 1500 złotych. W latach siedemdziesiątych XVIII wieku Żydom ze Szczebrzeszyna pożyczył 1000 złotych ks. Lubecki. więzienie w wieży zamkowej Skazywano na nie (jak informują zapiski sądowe grodu szczebrzeskiego) winnych spośród miejscowej szlachty, oraz mieszkańców powiatu szczebrzeskiego. W inwentarzu klucza niedzieliskiego z 1807 roku zachował się opis tego miejsca: "dawny areszt na górze, murowany pod dachówką. Na dole izba duża z kominem; na górze dwie izdebki z kominem i piecem" Cdn.

Page 4: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

4

Był wielki zjazd !!!

W latach 1949 – 1969 działało Liceum Pedagogiczne w Szczebrzeszynie jako drugi zakład kształcenia nauczycieli. Pierwszym było Seminarium Nauczycielskie im Zamoyskich, które istniało w latach 1921 – 1934. czterdziesta rocznica ukończenia działalności Liceum Pedagogicznego była ra-cjonalnym powodem do zorganizowania zjazdu jego absolwentów z udziałem żyjących profesorów. Jedną z uczestniczek zjazdu była nestorka szczebrzeskiej oświaty 92 letnia nauczycielka języka polskiego pani prof. Krystyna Niechaj. Zjazd odbył się w dniach 19 – 20 czerwca 2009 roku w budynku szkolnym wybudowanym w 1822 roku przez VII ordynata hrabiego Stanisława Zamoyskiego. W zjeździe uczestniczyło 300 absolwentów licem z lat 1949 – 1969. Dotychczas odbyły się następujące zjazdy: - I Zjazd Absolwentów Szkół im. Zamoyskich działających w latach 1811 – 1852. Odbył się w Lublinie w 1883 roku w klasztorze OO Dominikanów ( jeszcze w okresie trwania rozbiorów Polski), - II Zjazd Absolwentów Seminarium Nauczycielskiego odbyła się w Szczebrzeszynie w 1934 roku, czyli po zakończenie istnienia Seminarium Nauczycielskiego, - III Zjazd Absolwentów Seminarium Nauczycielskiego i działającego Liceum Pedagogicznego odbył się już po II wojnie światowej w 1952 roku, - IV zjazd odbył się w 1954 roku. - V zjazd w 1959 roku. - VI ostatni Zjazd Absolwentów ( ostatni, wspólny ) Seminarium Nauczycielskiego i Liceum Pedagogicznego odbył się 6 – 7 czerwca 1969 roku. Okazją do jego zwołania była 50 rocznica istnienia Zakładów Kształcenia Nauczycieli w Zamościu i Szczebrzeszynie i 159 lecia istnienia szkół szczebrzeskich ( patrz ,,Chrząszcz” Nr 5 maj 2008 r. i Nr 6 czerwiec 2008 r.). Zjazd te w zamiarze organizatorów miał być pożegnaniem istnienia Zakładów Kształcenia Nauczycieli w Szczebrzeszynie, okazją do przypomnienia tych zakładów absolwentom i społeczeństwu Zamojszczyzny. W programie zjazdu znalazło się odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej absolwentom, którzy oddali swe życie w walce za wolność Polski. Podjęto uchwałę o opracowaniu monografii szkół pt. Zakłady Kształcenia Nauczycieli w Szczebrzeszynie i ich wychowankowie. Książka została wydana w 1975 roku. - VII zjazd odbył się 24 – 25 maja 1991 roku w Studium Nauczycielskim powstałym ze Studium

Wychowania Przedszkolnego. Przekorny czas pokazał, że szkoły nadal będą kształcić nauczycieli, gdyż decyzją Kuratorium Oświaty w Zamościu zatwierdzoną przez Ministerstwo Oświaty i Wychowania w Warszawie dnia 10 czerwca 1975 roku powołano Studium Wychowania Przedszkolnego. Okazją do zwołania VII zjazdu była 70 rocznica powstania zakładów kształcenia nauczycieli. Udział w tym zjeździe wziął ostatni ordynat Jan Zamoyski. Obecny zjazd odbyty w dniach 19 – 20 czerwca 2009 roku różnił się od poprzednich tym, że udział w nim wzięli wyłącznie absolwenci Liceum Pedagogicznego. Ponadto zjazd odbywał się w sytuacji, gdy po zlikwidowaniu w 1994 roku Studium Nauczycielskiego, nie istniały już żadne zakłady kształcenia nauczycieli. Zjazd odbył się w szkole, której obecnym gospodarzem jest Zespół Szkół Ogólnokształcących Nr 1. Był zorganizowany prze komitet organizacyjny, w skład którego wchodzili: 1. Zygmunt Bielecki - dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących Nr 1,

1. Danuta Głogowska - sekretarka, 2. Tomasz Matysiak - Nauczyciel LO, 3. Wiesław Cioś - kier. adm. LO, 4. Barbara Herc - absolwentka LP matura

1964, 5. Danuta Joźwiak - absolwentka LP matura

1959, 6. Stanisław Rapa - absolwent LP matura

1959, 7. Stanisław Kita - absolwent LP matura

1965, 8. Jerzy Kołodziejczyk – absolwent LP matura

1965. Duszą komitetu organizacyjnego byli: - Stanisław Kita (emerytowany dyrektor Szkoły Podstawowej im. Henryka Sienkiewicza, w przeszłości organizator wielu ważnych uroczystości oświatowych związanych z historią szczebrzeskiego szkolnictwa), Barbara Herc ( absolwentka LP, która nadzorowała przygotowanie części kulinarnej zjazdu). Nie sposób pominąć osobistego zaangażowania dyrektora, rady pedagogicznej pracowników obsługi (zwłaszcza zatrudnionych w kuchni) Zespołu Szkół Ogólnokształcących Nr 1. Zjazd został przygotowany perfekcyjnie. Miał bardzo uroczysty przebieg i często wzruszający charakter, zwłaszcza wtedy, kiedy koleżanki i koledzy spotkali się nieraz po bardzo wielu latach. Piszący te słowa spotkał się ze swym kolegą z klasy p. Kiszczakiem

Page 5: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

5

po 56 latach. Niekiedy z trudem rozpoznawali się. Było smutno, kiedy dowiadywali się, że niektórzy z ich przyjaciół i kolegów już nie żyją. Wzruszenie dało znać o sobie, gdy dyrektor Zygmunt Bielecki witając wszystkich na placu przed frontem budynku szkoły, powiedział: Witajcie w Waszej szkole. Ta szkoła była, jest i będzie zawsze Wasza. Czujcie się tak dobrze w Waszej szkole jak we własnym domu. Następnie uformował się długi orszak, który znaną z lat szkolnych ulicą, podążył na dziękczynną Mszę Świętą do kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Mikołaja. I znów w kościele atmosfera skupienia, powagi, wyczekiwania, szukania wzrokiem przyjaciół i kolegów wśród zebranych. Nagle radość kiedy przy ołtarzu stanął absolwent z 1966 roku ksiądz kanonik Tadeusz Sochan, proboszcz parafii św. Stanisława w Górecku Kościelnym. Mszę Świętą celebrował wspólnie z proboszczem parafii św. Mikołaja księdzem kanonikiem Andrzejem Pikulą. Ksiądz Tadeusz Sochan przedstawił się i powitał wszystkich obecnych na zjeździe i na Mszy Świętej, szczególnie zaś swoją wychowawczynię panią Krystynę Niechaj, nazywając ją swoją drugą mamą. Przed błogosławieństwem głos zabrała ,,druga mama”, która mówiła o trosce i miłości, jaką otaczała i darzyła zebranych absolwentów, kiedy byli jeszcze uczniami. Za te słowa i za obecność wśród zebranych otrzymała gromkie brawa . Głos zabrał jeszcze Aleksander Przysada, absolwent LP z 1952 roku, a później od 1956 roku aż do końca istnienia LP w 1969 roku nauczyciel historii. Przedstawił genezę nazwy Szkół im. Zamoyskich, wkład dyrektorów: Feliksa Bielca, Jana Kołodziejczyka, i Hipolita Daniluka w organizację i rozwój Liceum Pedagogicznego. Przypomniał także pierwszych profesorów: Helenę Kołodziejczyk, Antoninę Głazowską, Helenę Kopytową, Felicję Piwowarek. Z ciekawością wysłuchano również wspomnień szkolnych absolwenta z 1950 roku Wiktoryna Hoczyka. Po Mszy Świętej wszyscy w długim orszaku wrócili do szkoły gdzie odbyła się część oficjalna zjazdu połączona z zakończeniem roku szkolnego uczniów liceum ogólnokształcącego. Dyrektor szkoły powitał powtórnie przybyłych na zjazd absolwentów i zaproszonych gości. Najlepsi uczniowie zostali wyróżnieni i nagrodzeni książkami. Natomiast byli dyrektorzy i profesorowie pracujący w LP otrzymali dukaty szczebrzeskie, wykonane w tym roku przez mennicę państwową. Następnie wszyscy obejrzeli część artystyczną, która nawiązywała do czasów uczniowskich obecnych absolwentów. Dostarczyła ona wiele radości,

Wspomnień, a nawet wzruszeń. Po części artystycznej zaproszono obecnych na obiad. Tam absolwenci dobierali się grupami znajomych, aby dalej snuć wspomnienia, wymieniać wiadomości o tych, którzy z różnych powodów na zjazd nie przybyli. Z powodu padającego deszczu nie można było wykonać wspólnego spaceru na cmentarz . Dlatego też chętni do złożenia kwiatów na grobach profesorów LP i znajomych kilkoma bryczkami zostali dowiezieni na cmentarz. Trwało to aż do kolacji. Spotkanie przy kolacji a później przy ognisku miały bardzo przyjacielski i osobisty charakter. I znów absolwenci w grupkach dawnych kolegów lub roczników szkolnych, czasem wspólnie z wychowawcami ( tak było w moim przypadku – spotkałem się z dwoma rocznikami 1963 i 1968, których byłem wychowawcą) prowadzono dalej rozmowy o dawnym życiu szkolnym, o pracy zawodowej, rodzinach, dzieciach i wszystkim, co związane było z dawną szkołą, i co dotyczyło rozmawiających. Rozmowy toczyły się przy konsumpcji: kiełbasek, kaszanki, bigosu, pierożków i innego wspaniałego jadła popijanego piwem. Spotkanie przy ognisku, rozmowy i śpiewy przerwał deszcz, dając hasło do odwrotu do auli szkolnej na wieczorek wspomnieniowy. Trwał on do późnych godzin nocnych. Tańce trwały przy wtórze starych i współczesnych przebojów. Następnego dnia po śniadaniu zebrani zaczęli się żegnać. Wszyscy śpiewali znane z młodości pożegnalne pieśni. Podziękowano serdecznie dyrektorowi liceum, wszystkim pracownikom za wkład pracy w zorganizowaniu zjazdu, wręczając im kwiaty i intonując Sto lat. Dyrektor Zygmunt Bielecki podziękował za przybycie, złożył najlepsze życzenia i zaprosił absolwentów do ponownego odwiedzenia szkoły i organizowania następnych zjazdów. Jest znaczny powód (powiedziałbym obowiązek) zorganizowania zjazdu z okazji 200 – nej rocznicy istnienia Szkół im. Zamoyskich, która przypada w 2011 roku. Na zakończenie uczestnicy zjazdu otrzymali opracowany przez pana Stanisława Kitę biuletyn ,,Spotkanie po latach” wydany z okazji 40 rocznicy zakończenia działalności Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie Aleksander Przysada

Page 6: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

6

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

Dzieje gminy Szczebrzeszyn

praca zbiorowa pod redakcją Reginy Smoter Grzeszkiewicz i Bogusława Garbacika

ciąg dalszy Szperówka Szperówka powstała w początkach XIX wieku jako kolonia rolnicza założona przez szczebrzeszyńskiego Żyda Icka Szpera – mieszkańcy wsi z pokolenia na pokolenie przekazują sobie tę informację – wioskę założył jakiś Żyd, nazywał się Szper i to jest z jego nazwiska.. Icek Szper był osobą niezwykle światłą na tamte czasy – doskonale władał językiem polskim, francuskim i niemieckim. Ubierał się według wymogów ówczesnej mody polskiej, nie nosił tradycyjnego stroju żydowskiego. Zabiegał tez usilnie przed Komisją Województwa Lubelskiego (KWL) o uzyskanie polskiego obywatelstwa. Prośbę swą uzasadniał tym, iż zajmuje się rolnictwem, zatrudnia w swoim gospodarstwie, ogrodzie i sadzie morwowym wyłącznie Żydów oraz, że zajmuje się szczepieniem drzew morwowych i hodowlą jedwabników, gdyż zamierza założyć fabrykę jedwabiu… Jego poczynania nie przyniosły spodziewanych efektów – KWL odrzuciła prośbę Szpera, tłumacząc, że nie spełnia warunków dekretu z 16 marca 1809 roku. Na Szperówce mieszkała rodzina Doroszewskich – dość bogata, obszar ziemi, który znajdował się pod ich bezpośrednim zarządem do dziś nosi nazwę Doroszewszczyzna. Nawet w czasie okupacji – wspomina Stefan Flis - Niemcy mieli oznaczone na swoich mapach Doroszewszczyznę jako oddzielną miejscowość, dlatego stamtąd nikt nie był aresztowany, bo uważano, że to Szperówka jest siedliskiem partyzantów... Stąd zginęły tylko dwie osoby – Ziomko i Hadam, nie wiem czy to prawda, ale podobno sołtys wysłał ich z furmankami na forszpant, jak mówili inni – wysłał ich jako zakładników, obydwaj nie wrócili... Skąd Doroszewscy wzięli się w Szperówce? Eugenia Sudak, emerytowana nauczycielka historii z Błonia ma taką teorię na ten temat: to byli Kozacy, którzy prawdopodobnie osiedlili się na tych terenach w XVII – XVIII wieku; posiadane dobra otrzymali z nadania królewskiego w zamian za udział w walkach prowadzonych wówczas przez Rzeczpospolitą, przecież to były tereny wschodnie...

W okresie międzywojennym do wsi często przychodzili Żydzi, głównie w celach zarobkowych, kupowali od rolników wszystko, co dało się sprzedać, nic się nie zmarnowało - nawet szczecina z zabitej świni była przez nich zabrana – wspomina Stefan Flis. Z chwilą wybuchu II wojny światowej mieszkańcy Szperówki, podobnie jak mieszkańcy całej Za-mojszczyzny, na swój sposób organizowali sobie życie i swoją walkę z wrogiem. O ich wojennych losach opowiada Stefan Flis: Pamiętam kiedy było wysiedlenie Szperówki – 1 lipca 1943 roku Niemcy zabrali wszystkich mężczyzn. Sołtys zwołał zebranie i powiedział, żeby się nikt nie ukrywał, bo oni tylko sprawdzą z dowodów i wszyscy wrócą do domu. Wtedy moja mama prosiła starszego brata (miał 15 lat, ja miałem 9) żeby nie wychodził na drogę, bo Niemcy szli przez całą Szperówkę i wszystkich mężczyzn zabierali. A tata powiedział "jak nie jesteś nic winien, to się nie ukrywaj", i od razu tyle co przyszedł do domu zaraz poszedł z powrotem, zabrali go do Zwierzyńca – tam był dwa tygodnie, po dwóch tygodniach Niemcy przewieźli go na Majdanek – zmarł 15 listopada 1943 roku, miał na imię Jan... Powiedzieć prawdę, z tym zabraniem mężczyzn to była wina sołtysa Grygla. Bo gdyby powiedział do ludzi: "... że tak miałem przekazać, a wy róbcie sobie jak chcecie", to każdy by na swój sposób jakoś sobie układał a on przeciwnie – zagwarantował, że nikomu nic się nie stanie, że wszyscy wrócą do domu i wtedy ponad 40 chłopów zginęło na Majdanku. Kilku wróciło, ale bardzo mało. Kiedy Niemcy wycofywali się - szli przez Szperówkę – wtedy kilku partyzantów (m. in. Ćwik z Kawęczyna, jakiś Jaworski,)pod czyim dowództwem nie wiem – zaczęli strzelać do tego taboru. Niemcy w odwecie spalili wieś, spaliły się wówczas zabudowania Flisa Albina, Chołowińskiego, Piotra, Mruka Mikołaja, została tylko stodoła Szczerby Marii – jej mieszkanie zostało spalone, Laszkowej spaliło się mieszkanie i obora, a została stodoła; poległo trzech partyzantów... Na Szperówce do dziś kultywowany jest oryginalny zwyczaj - gdy ktoś umiera mieszkańcy żegnają go śpiewając psalmy; jest to rzecz o tyle ciekawa, że w pożegnalnej ceremonii biorą udział tylko i wyłącznie mężczyźni, niezależnie od tego czy zmarłym jest kobieta czy mężczyzna. Śpiewamy tak od pokoleń - opowiada Stefan Flis - psalmy śpiewał jeszcze mój ojciec, a on dostał Psałterz od swojego ojca. Przekazał go mojemu bratu, ten zostawił dla mnie. Ten Psałterz [należy] do Flisa Albina. Szperówka dnia 1. II. 64 r - napisano na ostatniej stronie grubego zeszytu w jedną linię, oprawionego w płótno (liczy 350 stron). Teksty, jak poinformował mnie Stefan Flis, który udostępnił

Page 7: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

7

Psałterz do wglądu - zostały przepisane przez jego ojca z wcześniejszego, już mocno zniszczonego Psałterza. Psalmów, zapisanych (poza małymi wyjątkami) pięknym, kaligraficznym pismem jest 145. Duszo moja pochwal Boga Póki ci wystarcza droga Życia twego rzecz jest twoja Śpiewać Panu duszo moja czytamy w ostatnim utworze zapisanym na str. 338 – 339. Słowo psalmy pisane jest dużą literą (Psalmy), zapewne z szacunku i powagi dla zawartej w nich treści. Niektóre z psalmów zawierają krótką informację o utworze, jego autorze, okolicznościach powstania. Na przykład psalm 144 - Ten Psalm w Hebrajskim ma tytuł : Pieśń chwały, samego Dawida, od niego tedy założony jest, ale w jakich okolicznościach nie wiadomo. Od uwolnionych z Babilonij bywał śpiewany. W pierwiastkowym kościele, za świadectwem Chryzostoma bywał czytany na dziękczynienie Bogu od tych, którzy [...] Chrzcie Św. pierwszy raz przypuszczeni byli do uczestnictwa sakramentów kościoła. Rabini , czyli uczeni Żydowscy, nadto zaufania w tym Psalmie pokładają, że kto by ten Psalm trzy razy co dzień sercem [...]usty mówił, może bydź pewnym szczęścia przyszłego życia. Przy innych zamieszczone zostały przypisy wyjaśniające znaczenie hebrajskich zwrotów, nazw geograficznych, czy pojęć historycznych. N.p. psalm 8, przypis do słów "Wszechmocny Panie" - zamiast tego słowa w Hebrajskim tekście jest słowo Jehowa, które sam tylko arcykapłan u Izraelitów wymawiać mógł; lud zaś wymawiał natomiast słowo: Adonai. Psalm 9: Przed bramą córki Syjonu - nazwa ta w przypisie wytłumaczona jest: Córka Syjonu, jest to twierdza, którą na górze Syjon wystawił Dawid. Jeśli chodzi o język, w którym zostały psalmy zapisane, użyte słowa wskazują raczej na ubiegłe stulecie, a może i okres wcześniejszy - kopista nie podał roku wydania Pisma Świętego, z którego przepisywał utwory, nie podał też autora ich przekładu na język polski - "Tyś mój syn, jam cię dziś urodził sobie..., Wiekuisty Boże! Któż się twym sprawom wydziwować może..." Uważna lektura Psałterza skłania do pewnej refleksji, zadumy, budzi w sercu ufność do Boga.... Wyobrażam sobie (bo jeszcze nie słyszałam wersji śpiewanej), jak wspaniale brzmią te słowa w ciszy wieczoru, beż żadnego podkładu muzycznego, śpiewane na głosy, będące swoistego rodzaju pożegnaniem ze zmarłym.

Szczęśliwy komu grzechy odpuszczono, I w niepamięci złości zanurzono: Szczęśliwy, w którym Pan nie znalazł wady, I serce jego nie szukało zdrady... Na temat samego śpiewania wypowiedział się wspomniany wcześniej mieszkaniec Szperówki - Stefan Flis: było tak przyjęte, że do każdego szliśmy, ale na przykład, jak nie przyszedł ktoś z rodziny nieboszczyka, nie poprosił, tośmy nie szli. Teraz już, ze dwa lata [ nie chodzimy], bo Czesiek Malec (on był całym wodzirejem) choruje na nogi..., już nie ma komu chodzić. Dłuższy czas i na Błoniu było tak , jak i u nas. W Rozłopach, to siostra Cześka Malca - Adela Piasecka z taką Stasią Godziszową chodziły śpiewać, bo nie było komu. Nie to, żeby same, przyłączały się do grupki mężczyzn, one miały piękne głosy.... Bo najlepiej jest jak są trzy grupki - jedną zwrotkę śpiewa jedna grupka, powiedzmy dwu czy trzy osobowa, druga zwrotkę druga grupka. To ten, co pierwszy [śpiewa] troszkę odpocznie. A jak jest już tylko czterech - dwóch z jednej strony, dwóch z drugiej, to na przemian trzeba...Dziesiątek to jest dziesięć psalmów, często taki śpiewaliśmy..., prawie każdy psalm na inną melodię idzie... Teraz na Szperówce śpiewają: Samulaków Ździch, ja, Czesiek Malec, Gienek, we czterech śpiewamy. Stach Truszów też śpiewał, ale już nie żyje. Chadamy, Grygle, Kita. Grygiel, to ma już chyba 87, albo 88 lat; mój brat także śpiewał, ale zmarł w 2003 roku, to żem poszedł i tych wszystkich pozbierałem, by zaśpiewali mu na pożegnanie ...

MARIA KISIEL Wojenne opowieści ze Szperówki.

Poniższy tekst jest relacją wiekowej staruszki, która prosiła o anonimowość spisaną przez panią Marię Kisiel. Na Szperówce mieszkał Strzałkowski, miał 21 lat czy 22 lata, mieszkał w lesie z rodziną. Biedni to byli ludzie. Przyjechali Niemcy wzięli go z domu, wyprowadzili, zastrzelili i odjechali. Za co? Nikt nie wie, za co. Jak byli partyzanci, to Niemcy łapali partyzantów i bili... Jedni mówili, że ze Szperówki było zabranych 108 osób, ale ja dokładnie nie wiem ilu, to już tyle czasu minęło. Dużo było zabranych na

Page 8: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

8

Majdanek - mało wróciło. Wszyscy wyginęli. Na Szperówce przed wojną była szkoła, klas było cztery i tylko jedna nauczycielka, zdaje mi się, że Katarzyna Lewandowska. Część dzieci chodziła rano do szkoły, pozostałe po popołudniu. Lekcje odbywały się w prywatnym domu u Hadama /Chadama? Jana - ten dom jeszcze stoi. Po wojnie w tym budynku był sklep, teraz sklepu nie ma. Jedna część Szperówki, z tej strony jak się jedzie do miasta [Szczebrzeszyna] nazywała się "szelechy", o drugiej mówili "na dolinach", bo domy położone były na takiej nizinie. My mieszkaliśmy "na górce", a tę część wioski, gdzie była szkoła, nazywali "we dworze" , albo "w kępie" - bo podobno tam kiedyś był jakiś dwór. Było dwóch gospodarzy, co mieszkali w lesie. W ziemiance mieszkała Zosia Gronowa. To nie było mieszkanie, tylko jakieś pomieszczenie zrobione między kępami drzew - ganami jak mówią na Szperówce, ściany były z tych ganów. Pamiętam jeszcze matkę tej Zosi. One obie mieszkały w tej ziemiance przed wojną i po wojnie. Zosia już nie żyje, zmarła. Po śmierci matki była w Domu Opieki w Michalowie - była tak biedna, niedorozwinięta, matka miała ją tylko jedną. Zosia zmarła w Michalowie. Do partyzantki należeli wszyscy mężczyźni ze Szperówki, z każdej rodziny, prawie z każdego domu, chyba że jakiś stary dziadek był, co się nie nadawał do niczego, no to wtedy nie był w partyzantce. Mój ojciec też był w partyzantce, tylko Czesiek nie był - jak wojna wybuchła miał chyba z 9 lat (Czesiek to mój brat), ale jak trzeba było zanieść meldunek, to ojciec zawsze go posyłał. Do tego to był zuch! Pamiętam jednego razu na Święta Wielkanocne rozjechali się partyzanci do domów, a do nas przynieśli karabiny. W komorze była duża drewniana beczka, wysoka, na przednówku nie było zboża, więc do tej beczki naskładali karabinów. I rozjechało się wszystko do domów. Nagle słychać na kawęckich polach- mówią we wsi - Niemcy! Niedaleko od nas. Boże! A my z mamą tylko obie w domu, ojciec nie wiem gdzie - chyba już wtedy wrócił z Niemiec, bo inaczej nie należałby do partyzantki i tych karabinów by nie zostawili. To była niedziela , my z mamą giniemy ze strachu. Co tu robić? To nie jeden karabin żeby go złapać i w krzaki co niedaleko rosły, a zresztą ja i tak byłam bojąca, to bym się karabinu nie czepiała. Czesiek - on się nie bał. Brał karabin pod pachę i w krzaki - tam była lisia dziura i do tej dziury chował. Jeden czy dwa karabiny, to wynosił w te krzaki,zresztą ojciec tez miał karabin. Każdy z partyzantów miał jeden albo dwa. Jeszcze Niemcy byli w Szczebrzeszynie, a my już na Szperówce wiedzieliśmy - był taki , co dawał znać -

Kołodziejczyk "Karasek" - to był swój człowiek. On woził Niemcow i zawsze przez kogoś dawał znać, że Niemcy na Szperówkę się wybierają. Jak mieli przyjechać, to ojciec mówił: "Czesiu..." Wtedy nie dojechali do nas, zabili Adamca, jego żona, z domu Biczakówna wyszła później za mąż za Drabika- teraz mieszka w Kawęczynie. To już stara kobieta, jest starsza ode mnie. Wtenczas jej męża zabili , a do nas nie doszli. My z mamą zamknęłyśmy dom (w komorze stała beczka z karabinami) i uciekłyśmy z domu - mówimy wola Boska! Bo jak by nas złapali z tą bronią , to by nas wybili. Uciekłyśmy do sąsiadów.Na Majdanek zabrali wszystkich mężczyzn, gdzieniegdzie jakiś staruszek został i taki, co miał 13 - 14 lat. To było 1 lipca 1943 roku. Maria Kisiel opowiada tak: pamiętam jak moja ciotka, Eleonora Mazur powiadała, że z Malczychą na Majdanek chodziły na piechotę. Moja mama - Scholastyka Samulak - kontynuuje wypowiedź staruszka - naszykowała co tam mogła i w zajdy (węzełek zrobiony z prześcieradła) na plecy, żeby było lżej i na piechotę boso, na skróty (bo skróty, to krótsza droga była); nie szła tędy za szosą tylko na Radecznicę - żeby ojcu coś zanieść. Tam [na Majdanku] jakieś pola były, ja tam nie była, to nie wiem. Ci ludzie na tych polach przedzielonych drutami pracowali dla Niemców. Co oni tam robili? Taka tam robota była, by ich wymordować. Mama mówiła, że jak rzuciła bochenek chleba - bo wiele nie wolno było rzucać - to wszyscy głodni się zlecieli i rozdarli ten chleb tak, że ojciec nawet skibki nie dostał. Nie mogła podejść blisko do ojca, bo były druty. Przez druty rzucała. Ale nie patrzyła na to, tylko chodziła i rzucała. Pięć razy była na Majdanku - szła trochę dłużej niż dzień. Wychodziła rano, nocowała pod Lublinem i na drugi dzień dochodziła do obozu. Potem jakoś się udało, że ojciec wrócił . Jakieś podanie matka składała w jakimś urzędzie u Niemców. Ojciec nazywał się Samulak Jan. Razem z ojcem zwolnili pięć osób. Gdy inni ze Szperówki dowiedzieli się o tym - Boże! Wieźć ich do Lublina. Gdzie matka załatwiała to zwolnienie? U kogo składała podanie? Mama już wtedy nie jeździła do Lublina, tylko Hachańkowa/Hochańkowa? Jej brat też był na Majdanku. Ona pojechała jeszcze z kilkoma ludźmi i zaprowadziła ich do biura, w którym to podanie składała razem z mamą, ale już nic nie pomogło. Nikogo więcej oprócz tych pięciu nie zwolnili.

Page 9: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

Pomimo tego, że byli partyzanci i Niemcy, to oprócz nich grasowali bandyci i napadali na młode dziewczyny. Ojciec nam zrobił kryjówkę na poddachu (tak na Zamojszczyźnie nazywa się zabudowania gospodarcze) na strychu. Spałyśmy tam we cztery - dwie stryjeczne siostry (Dańkowe) i nas dwie - ja i moja siostra. Jak już weszłyśmy do kryjówki, ojciec zamykał wejście, żeby nie było widać koniczyny w której byłyśmy ukryte, zabierał za sobą drabinę. Co by było, gdyby wybuchł pożar/ Pamiętam jednego razu przyszli do domu Rosjanie. Stukają w okno. Dom był blisko poddachu. Trzeba ich było wpuścić , bo przecież inaczej okno by wybili i jeszcze pobili. Mama mi później opowiadała ,, a gdzie wasza doczka?” Jak ich ukrywaliśmy przed Niemcami, to dawaliśmy im jeść, udzielaliśmy noclegu, bo szkoda ich było. Niemcy ich złapali na froncie, ale jakoś uciekli. Potem potrafili inaczej robić. Mama mówi: ,,nie ma”. Dziewczynki pojechały do Rozłóp. Ojciec był zabrany na wojnę i z frontu dostał się do niewoli. Pracował w Niemczech u bauera; wojna rozpoczęła się 1 września a mojego ojca zmobilizowali już 14 sierpnia - tylko dwóch ich ze Szperówki wzięli, a potem już powszechna mobilizacja była - jak wojna wybuchła to juz wszystkich zabrali. Niestety nie długo ta wojna trwała - ojciec dostał się do niewoli gdzie, był dwa lata. Opowiadał, że i za drutami był i w śmietnikach grzebał, bo jeść się chciało. Jadł łupiny, co popadło... Ile był za drutami [w obozie dla jeńców wojennych?], nie wiem, a potem dostał się do bauera - jego syn był na wojnie, a żona z dziećmi i rodzice zostali. Ojciec pracował na roli, końmi - pochodził ze wsi, to wszystko umiał robić na roli. Mówił, że do dobrych ludzi popadł; było mu bardzo dobrze, tylko do domu go ciągnęło, bo miał w domu swoje dzieci. Uciekł stamtąd. Do Warszawy na piechotę przyszedł, nie był daleko gdzieś, na brzegu Niemiec. Z Warszawy, chociaż bał się trochę, przyjechał pociągiem. Uciekło ich pięciu, szli oddzielnie - tylko 2 czy 3, doszło pozostałych złapali. Nocami szli, przez rzekę przechodzili - wiązali koszule za rękawy, jeden trzymał z jednej strony, drugi z drugiej - trzymali się tych koszul jak sznurka i przechodzili przez rzekę jeden za drugim. Jeden z tych, co razem z ojcem uciekli, to był Bizior z Rozłop, drugi Cichoń - to był nasz sąsiad, pochodził ze Szperówki, ożenił się do Kawęczyna - to jego złapali. Dobrze, że tych złapanych nie rozstrzelali, tylko cofnęli z powrotem.

Ojciec przyszedł do domu i zaczął się ukrywać, bo wpadali w dzień i w nocy, i pytali o niego. Pamiętam, jak spałyśmy z siostrą na strychu, to Niemiec po drabinie wszedł do nas, ale tylko się rozejrzał, poświecił latarką i dalej nie wszedł. Tak po niemiecku ze sobą szwargotali, ale nie budzili nas, nic się nie pytali. Nie szukali na tej górce. Ojciec nigdy w domu nie spał, zawsze się czuwało. Jakoś, dzięki Bogu, nie złapali go. Zawsze, gdy Niemcy mieli być na Szperówce, to ktoś dawał znać: "uciekaj, uciekaj, bo Niemcy..." Gdy pytali Mamę o niego, odpowiadała, że poszedł na wojnę i nie ma go, bo cóż im miała powiedzieć. W 1942 roku chyba wrócił, pobył trochę w domu, a w 1943 na Majdanek go zabrali. I tak się poniewierał, aż wyzwolenie przyszło, wtenczas był i już się nie bał nikogo. W naszych stronach wyzwolenie było wcześniej. Pamiętam jak partyzanci przepędzili Niemców - uciekali i uciekali, dzień i noc. Szli i szli...Jargot był taki, u nas na Szperówce szosy nie było, tylko polna droga. Teraz jest światło i woda, kiedyś ani szosy, ani wody nie było. Więc jak szli ci Niemcy, a potem Ruscy, to taki jargot był, bom, bom, bom - słyszeliśmy schowani na strychu. Na zakończenie wojennych opowieści ze Szperówki Maria Kisiel opowiada jeszcze jedno zdarzenie: to było na Kawęczynku - dzisiaj nikt nie pamięta jak tę rodzinę wymordowali. Małe dzieci były w domu, rodzice poszli na pole. Niemcy wypytali dzieci, gdzie są rodzice, obiecywali jakieś słodycze i te dzieci poszły po rodziców. Jak wrócili, Niemcy rozstrzelali wszystkich.

Ryszard Grela Budowniczy sieci gazowych. Jest współwłaścicielem Zakładu Instalacji Sanitarnej, Centralnego Ogrzewania i Gazowych. Zajmuje się budową sieci i przyłączy gazowych. Wykonuje również przewierty pod jezdniami i innymi przeszkodami. W branży gazowej od 1965 roku. Wykonywał instalacje gazowe w blokach w Zamościu. Pracował również w wielu gminach powiatu zamojskiego. Posiada profesjonalny sprzęt minimalizujący szkody w środowisku naturalnym. Zespół ludzki zajmujący się pracami przy wykonywaniu instalacji gazowych posiada wysokie kwalifikacje i odpowiednią praktykę.

Gwarantuje najwyższy poziom i terminowe wykonanie usług. Kontakt z panem Ryszardem Grelą tel. 084 6278313 lub 0666 722 913.

9

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

Page 10: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

10

Cmentarz w Szczebrzeszynie Zmarli. Epitafia – ciąg dalszy

Jan Kot ( 1904 – 1949) Urodził się w 1904 roku w Przedmieściu Zamojskim. Syn rolnika – znanego w okresie międzywojennym gawędziarza i bajarza Michała Kota. Początkowo uczęszczał do dwuklasowej szkoły rosyjskiej. Pełną szkołę podstawową ukończył w 1920 roku, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. W 1925 r. ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskiego w Krzemieńcu. Po odbyciu studiów w Instytucie Robót Ręcznych w Warszawie pracował jako nauczyciel prac ręcznych w Państwowym Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego w Lublinie. W 1937 roku na zlecenie Kuratorium Szkolnego Okręgu Lubelskiego zorganizował w całym okręgu przysposobienie motoryzacyjne dla uczniów gimnazjów i liceów ogólnokształcących. Okręg Lubelski należał do przodujących w kraju pod względem osiągnięć dydaktycznych. Podczas wojny obronnej w 1939 roku walczył z Niemcami jako żołnierz wojsk pancernych. Wzięty do niewoli przez Niemców zdołał uciec i powrócić do rodzinnego Szczebrzeszyna. W czasie okupacji pracował jako ogrodnik. Brał udział w ruchu oporu i współpracował z dr Zygmuntem Klukowskim. W jego ogrodzie zorganizowano zamaskowany punkt kontaktowy dla członków zbrojnego podziemia. Po klęsce Niemiec już w 1944 roku jako członek Społecznego Komitetu Odbudowy Szkół aktywnie uczestniczył we wznowieniu działalności gimnazjum i powołaniu zasadniczej szkoły zawodowej. W 1944 roku został pierwszym dyrektorem Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Szczebrzeszynie. Zadaniem stojącym przed nim było stworzyć bazę dydaktyczną, materialną i lokalową dla powołanej szkoły. Udało mu się to w pełni. Dzięki jego staraniom w 1948 r.od Zarządu Miasta szkoła otrzymuje na własność w 1948 roku budynek sportowy ,,Sokoła” i szopę w której składowano węgiel dla i trzymano konie magistrackie. W budynkach tych urządzono warsztaty stolarskie i metalowe. Kilka sal ,,sokolni” przeznaczono (po przeprowadzonej adaptacji) na internat. Działania dyrektora Kota doprowadziły do tego, że powołana w 1946 roku szkoła już w roku 1948 była liczącym się zakładem pracy i edukacji (zdobywanie zawodu) nie tylko w naszym mieście, lecz także w okolicznych

Miejscowościach, a nawet w Zamościu. Uczniowie uczyli się w klasie przygotowawczej, dwóch klasach krawieckich (I i II), trzech handlowych (I, II, III), trzech metalowych (I, II, III), oraz w pierwszej stolarskiej. W późniejszych czasach dział stolarski stał się, obok ślusarsko – kowalskiego, kierunkiem wiodącym. W sumie w szkole uczyło się 250 uczniów. Warsztaty szkolne podejmowały się wytwarzania rozmaitych narzędzi, wyposażeń warsztatów, sklepów oraz napraw różnych narzędzi rolniczych i przedmiotów codziennego użytku. Był to ważny wkład w zaspokajanie potrzeb ludności zrujnowanej wojną Zamojszczyzny. Po przekazaniu szkole przez Zarząd Miasta budynku magistratu (obecnie użytkowany budynek przy ul. Zamojskiej ) zabezpieczone zostały potrzeby w zakresie bazy dydaktycznej i materialnej. Podczas starań mających na celu przekształcenie Zasadniczej Szkoły Zawodowej w technikum zawodowe dyrektor Kot zachorował on na grypę, którą przeziębił. W pełni sił w wieku 45 lat umiera w dniu 24 lutego 1949 roku. Został pochowany na cmentarzu w Szczebrzeszynie. Aleksander Przysada

Projekt centrum handlowo-komunikacyjnego

Firma INVEST Spółka z o.o. z Dąbrowy Tarnowskiej przystąpiła do prac przy budowie centrum handlowo - komunikacyjnego przy ul. Targowej w Szczebrzeszynie, w skład którego wejdzie targowisko miejskie, wielofunkcyjny budynek handlowo - usługowy, stanowiska dla autobusów i poczekalnia dla podróżnych. Pozostawione będzie „oczko wodne" otoczone terenem zieleni. INVEST zamierza zakończyć prace jeszcze w tym roku, o ile nie zajdą nieprzewidziane okoliczności. Prezentujemy fragmenty projektu budowlanego dotyczące widoku elewacji budynku wielofunkcyjnego z poszczególnych stron.

Page 11: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

11

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

Nowości wydawnicze Miejsko – Gminna Biblioteka Publiczna w Szczebrzeszynie na miesiąc lipiec -okres wakacji i odpoczynku chce zaproponować naszym najmłodszym czytelnikom książkę „Letnie przygody”. Bohaterowie tych uroczo ilustrowanych bajek podbili serca małych czytelników na całym świecie. Opowieści o ich przygodach pełne są radości i uśmiechu, niosą też wartości edukacyjne. Mali bohaterowie przekazują dzieciom, jak ważna w życiu jest przyjaźń, tolerancja i gotowość niesienia pomocy innym. W bibliotece znajdują się jeszcze „ Bajki z wielkiego lasu”, „Wesołe bajki z lasu”, „ Baśnie mądrej sowy” Dla dorosłych zaś mamy propozycję nieznanej i niepublikowanej w Polsce powieści Mario Puzo, autora niezapomnianego „Ojca Chrzestnego”. „Sześć grobów do Monachium” to powieść, której akcja rozgrywa się powojennej Europie. Głównym bohaterem utworu jest młody amerykański żołnierz. Obdarzony niesamowitym umysłem i wyjątkową pamięcią trafia do amerykańskiego wywiadu jako specjalista od szyfrów. Powieść Puzo to mroczny, pełen okrucieństw i brutalnych scen thriller, który stawia pytanie: Jak daleko można się posunąć wymierzając sprawiedliwość? Z pewnością dodatkowym atutem książki jest szybka, wartko tocząca się akcja i bardzo sprawnie prowadzona narracja, dzięki czemu „Sześć grobów do Monachium” wciąga nie pozwalając czytelnikowi oderwać się od lektury.

" czy umiesz kochać wioskę rodzinną..." . O Stanisławie Flisowej słów kilka.

Utwory Stanisławy Flisowej proste w swej treści, napisane piękną zrozumiałą polszczyzną skłaniają do zadumy nad życiem, miłością, wiarą. Adresowane do drugiego człowieka, bo przecież nie żyjemy w próżni, pomagają lepiej poznać osobowość poetki, jej serdeczny stosunek do żyjących obok, tak jak ona zwyczajnych ludzi. Tematyka tych utworów jest różnorodna, ale nie wykraczająca poza obręb codziennych wydarzeń, jakie zachodzą w życiu określonej społeczności, w tym przypadku wiejskiej: Święta Bożonarodzeniowe, imieniny, nauka dzieci w szkole.... Jest w nich dużo przemyśleń nad uniwersalnymi wartościami, jakimi są przyjaźń, zaufanie, honor, miłość nie tylko do najbliższych, ale do drugiego człowieka, do Boga, do Ojczyzny... Lektura wierszy Stanisławy Flisowej pozwala postrzegać ją jako kobietę wrażliwą, wierzącą, kochającą i szanującą swoją rodzinę. Okazuje przy tym wiele sympatii i wdzięczności dla ludzi światłych, którzy byli w trudnych powojennych latach prawdziwą skarbnicą wiedzy na polskiej wsi – ksiądz, nauczyciel. Zdaje sobie sprawę z tego, że na ich barkach spoczywa wykształcenie i wychowanie młodego pokolenia w duchu poszanowania drugiego człowieka, jego inności. Szczerość z jaką ukazuje swój stosunek do rodziny, wioski, w której mieszka, ojczyzny wskazuje na jej wielki patriotyzm, dumę wręcz z faktu, że polska ją wychowała ziemia. Dziś, gdy zastanawiamy się nad naszą rolą i miejscem w historii Europy warto sięgnąć po wiersze prostej wiejskiej kobiety by zobaczyć, że patriotyzm i odpowiedzialność za losy drugiego człowieka tkwią w nas od pokoleń i nie mamy prawa tych wartości zaprzepaścić. Co wiemy o Stanisławie Flis? Żyła w latach 1918 – 1984 na Błoniu – przedmieściu Szczebrzeszyna, ukończyła VI klas szkoły podstawowej, całe życie pracowała na roli. O tym, ze pisze wiedzieli tylko najbliżsi, wśród nich Maria Sudak, emerytowana nauczycielka akademicka, dzięki informacjom której dotarłam do tych wierszy. Gruby, zapisany ręcznie brulion A4 pieczołowicie przechowuje córka, Maria Kisiel. Obok, po sąsiedzku Stanisławy Flisowej żyła inna szczebrzeszyńska poetka – Franciszka Borytowa, dziś znana i ceniona na Zamojszczyźnie. Bohaterki moich rozważań nikt dotychczas nie odkrył, nie wypromował, nie wydobył na światło dzienne pisanych „do szuflady” wierszy. Myślę więc, że warto by przynajmniej kilka z nich trafiło do rąk Czytelników jako dowód na to, że prawdziwy talent zawsze znajdzie rację bytu Regina Smoter Grzeszkiewicz

Page 12: Chrząszcz - Lipiec 2009 (nr 40)

12

CHRZĄSZCZ NR 7 (4)

gdzie tak pędzisz gdzie tak pędzisz dniem i nocą zmordowany niewyspany dniem pracujesz w pocie czoła nocą snujesz wzniosłe plany tak na tym diabelskim wózku mijają ci całe lata gdybyś jechał wciąż przed siebie byłbyś już na końcu świata ale życie to nie strzała wystrzelona w puste pole twoje życie wciąż się kręci w jakimś czarodziejskim kole dziś jesteś u szczytu sławy żyjesz jak w bajecznym parku gdy ci ktoś podstawi nogę zjeżdżasz na złamanie karku musisz zacząć znów od nowa znów od podstaw znów od zera zaczynałeś nie raz w życiu spróbuj zacząć jeszcze teraz a śmierć jak złodziej... a śmierć jak złodziej cichutko na paluszkach gdy o niej nie myślimy staje przy naszych łóżkach zimnym uściskiem swych dłoni przerywa nić życia naszego duszę wysyła do Boga ciało do grobu ciemnego zatem bądźmy gotowi stanąć przed sądem Bożym nie odkładajmy na jutro jutro za późno być może Stanisława Flis

Letni Festiwal Muzyki Tradycyjnej Tabor.

W dniach 5 – 12 lipca b.r. odbył się w Szczebrzeszynie Letni Festiwal Muzyki Tradycyjnej Tabor. Tematem wiodącym festiwalu była etnomuzyczna kultura Roztocza i południowych Włoch. Koncerty, wykłady, prelekcje odbywały się w salach Miejskiego Domu Kultury. Zaś przy dawnej harcówce (sąd grodzki) odbywały się warsztaty i potańcówki. Warsztaty polskie zajmowały się: śpiewem kobiecym, nauką gry na skrzypcach i suce biłgorajskiej oraz nauką polskich tańców wirowych. Warsztaty włoskie poświęcone były pieśniom i tańcom południa Italii W programie było jeszcze wiele różności, jak chociażby teatrzyk kukiełkowy.

„Chrząszcz” – miesięcznik informacyjny Wydawca – Stowarzyszenie Przyjaciół Szczebrzeszyna Redakcja –Zygmunt Krasny, Joanna Dawid, Leszek Kaszyca, Zbigniew Paprocha Adres : 22-460 Szczebrzeszyn ul. Pl. T. Kościuszki 1 E-mail: [email protected] Projekt rysunku Chrząszcza – Monika Niechaj