chrząszcz - kwiecień 2009 (nr 37)

12
ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA NR.4 (4) KWIECIEŃ 2009 Zmartwychwstanie Chrystusa Pierro Della Franceska , XV wiek. SZCZEBRZESZYN

Upload: mateusz

Post on 28-Jun-2015

170 views

Category:

Documents


11 download

TRANSCRIPT

Page 1: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA

NR.4 (4) KWIECIEŃ 2009

Zmartwychwstanie Chrystusa Pierro Della Franceska , XV wiek.

SZCZEBRZESZYN

Page 2: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

2

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

FILM NA WIELKI POST W początkach Wielkiego Postu odbyła się premiera filmu w reżyserii Rafała Wieczyńskiego „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, a następnie od dn. 27 lutego dzieło weszło na ekrany kin w całej Polsce. I trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie Wielki Post to najlepszy okres na wyświetlanie tego filmu. Dla mnie stał się on przedłużeniem wielkopostnych rekolekcji. Większość dorosłych zna historię ks. Jerzego Popiełuszki, bo działa się w naszych czasach, na bieżąco słyszeliśmy o Jego Mszach za ojczyznę, o zaginięciu i tragicznej śmierci. Wreszcie telewizja pokazywała relacje z procesu Jego zabójców. Wydawało się wiec, że film niczym nas nie zaskoczy. Tymczasem widzimy młodego księdza, trochę zagubionego w wielkomiejskiej parafii, który przez przypadek trafia do Huty Warszawa podczas strajku w 1980 roku. Jest młody, więc niedoświadczony, lecz pragnie służyć hutnikom, do których został posłany. Słucha sumienia i głosu Boga, udzielając porad robotnikom, szukającym u Niego wsparcia we wszystkich sprawach życiowych. Czując się odpowiedzialnym za powierzonych ludzi, spędza długie godziny w hucie, rozmawiając ze strajkującymi. Jest autentyczny i prawdziwy. Nie występuje jako „uczony” ksiądz, przyznaje się do niewiedzy, nie zawsze w trudnej sytuacji wie, co podpowiedzieć. Radzi, aby kierować się sumieniem i dobrem innych ludzi. Prostota, szczerość, dobroć, gotowość niesienia pomocy, bezkompromisowość – to cechy z taką siłą ujawniane przez ks. Popiełuszkę, że aż wzruszają. To osobowość sprawia, że ks. Popiełuszko zostaje kapelanem „Solidarności” i staje się przedmiotem rosnącego zainteresowania esbeków. Niejednokrotnie musi używać forteli, by zgubić swego „anioła stróża”. Cały czas stara się żyć dla innych, również wtedy, gdy jest już pewny, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Odczuwa zwykły ludzki strach, lecz nie chce opuścić ludzi, którym służy. Spotkałam się z recenzją zarzucającą filmowi hagiograficzność. To prawda – film pokazuje ks. Popiełuszkę jako postać świętą. Ale czy można pokazać tę postać inaczej, skoro toczy się proces beatyfikacyjny ks. Jerzego Popiełuszki? Nie jestem znawcą sztuki filmowej, mogę tylko powiedzieć, że film Rafała Wieczyńskiego uczynił na mnie ogromne wrażenie, przede wszystkim poprzez uznanie osobowości Księdza. Film „Popiełuszko” to fabularyzowany dokument, tym prawdziwszy, że odtwarzający rolę ks. Popiełuszki Adam Woronowicz jest łudząco podobny do duchownego, ponadto wyjątkowo starannie

przygotowywał się do tej roli (studiowanie homilii, spotkania z rodziną). Film pokazuje trudną rzeczywistość polską lat 1980 – 1984: okres „Solidarności”, stanu wojennego. Obawiałam się , że młodzież, która tłumnie oglądała to dzieło podczas seansów dla szkół, niewiele rozumiała. Były to obawy na wyrost – rozmowy z licealistami wskazują, że młodzi ludzie zorientowali się w meandrach naszej historii i ocenili pozytywnie cały film. A jeśli różne pokolenia są zgodne w ocenie – to dobrze świadczy o takim dziele. J. D. Anna Lutostańska Jak Piotr zapieram się Ciebie, gdy wybieram zło. Jak uczniowie idący do Emaus nie rozpoznaję Cię w człowieku. Jak Tomasz pragnę widzieć i dotknąć, by uwierzyć.

Page 3: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

3

Regina Smoter Grzeszkiewicz Mały słownik historii Szczebrzeszyna – ciąg dalszy

szkoła przyzborowa Założona została przez Stanisława Górkę przy zborze kalwińskim powstałym z jego inicjatywy. Nie znamy programu nauczania – zakładając, że była to placówka funkcjonująca w ramach działalności zboru możemy przyjąć, iż nauczano w niej dzieci szczebrzeszyńskich i okolicznych kalwinów zgodnie z programem przyjętym dla tego typu placówek. Jej rozwój przyćmiła szkoła założona przez Stanisław Górkę w pobliskim Turobinie. Placówka funkcjonowała podczas pobytu Górków w Szczebrzeszynie, który przypadł na lata 1555 – 1582. Szkoła Rzemieślniczo – Niedzielna Funkcjonowała od roku 1835; pobierali w niej naukę terminatorzy zatrudnieni przez szczebrzeszyńskich rzemieślników. W roku 1835 uczęszczało 65 uczniów, w 1842 – 66, w 1846 – 59. Szkoły im. Zamoyskich Ich działalność datuje się w Szczebrzeszynie od roku 1811. Otwarto wówczas placówkę o nazwie Szkoła Wydziałowa – funkcjonowała w latach 1811 – 1819. Rektorem został Michał Siekierzyński. Szkoła Wojewódzka (1819 – 1831), zgodnie z wymogami ustawy z dnia 8 czerwca 1819 roku o szkołach wojewódzkich posiadała sześć klas. W rzeczywistości nauka trwała lat siedem, bowiem program klasy VI przeznaczano do realizacji w przeciągu dwóch lat. W czerwcu 1822 roku generalny wizytator, członek Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego - Lipiński dokonał wizytacji szkoły, przekonał się wówczas " o korzyści jaką uczniowie czerpali z nauki religii, dziejów narodowych i powszechnych, matematyki, łaciny...". W roku szkolnym 1822/1823 oddano do

użytku nowy gmach szkolny – "odtąd datuje się istotny rozwój szkoły szczebrzeskiej". W roku 1830 naukę w Szkole Wojewódzkiej pobierało 337 uczniów. W latach 1831 – 1833 ponownie otwarto Szkołę Wydziałową – miała charakter tymczasowy do chwili opracowania nowego planu edukacyjnego, po czym przemianowano ją na Szkołę Obwodową - jako taka istniała w latach 1833 – 1834. Na mocy pisma Komisji

Rządowej Spraw Wewnętrznych Duchowych i Oświecenia Publicznego z dnia 18 września 1834 roku utworzono Gimnazjum; okres jego działalności przypada na lata 1834 – 1849. Utworzono w nim trzy klasy techniczne, po kilku latach (1840 rok) przemianowane na na filologiczne – stąd nazwa placówki: Gimnazjum Filologiczne im. Zamoyskich w Szczebrzeszynie. Po roku 1849 decyzją Kuratora Okręgu Naukowego Warszawskiego gimnazjum przemianowano na Szkołę Realną z dążnością agronomiczną (1849 – 18520). Program nauki w Szkole Realnej obejmował: nauki zasadnicze – naukę religii i moralności, języki

polski i niemiecki, arytmetykę i algebrę, geometrię, trygonometrię, zoologię, botanikę z mineralogią, fizykę, chemię, geografię z wiadomościami statystycznymi, rysunki linearne, kaligrafie, wiadomości z historii naturalnej

nauki pomocnicze – miernictwo z rysunkami topograficznymi, buchalterię, gospodarkę niższą i podwójną, technologię gospodarstwa, mechanikę ogólną i gospodarską, architekturę wiejską, projektowanie praktyczne z architektury

nauki główne – wiadomości z gospodarstwa wiejskiego, ogrodnictwo, pszczelarstwo, gospodarstwo rybne. Szlomo Żyd szczebrzeszyński, który uzyskał przydomek "dobrotliwy". Zmarł około roku 1840, jego macewa znajduje się przy wejściu na kirkut – "pierwsza po lewej stronie pomiędzy dwoma dębami". Opowiadano o nim, że gdy dorośli zgromadzeni byli w Jom Kipur w synagodze Szlomo chodził od domu do domu i uspokajał małe dzieci, które pozostawały pod opieka troszkę starszych. Tekst o reb Szlomo opublikował w Księdze Pamięci Gminy Żydowskiej w Szczebrzeszynie (Kiriat Yam 1984) Mendel Farber. Sznuk Andrzej Burmistrz miasta Szczebrzeszyna w roku 1830. Szper Icek Postać znana w środowisku szczebrzeszyńskim z racji nowatorskich jak na połowę XIX wieku poczynań – biegle władał językami: francuskim, niemieckim i polskim. W roku 1835 zwrócił się do Komisji Rządowej Spraw Obywatelskich z prośbą o przyznanie mu polskiego obywatelstwa "za moralne swe postępowanie, przychylność do prawego rządu i usiłowania w prowadzeniu gospodarstwa rolnego...". Icek Szper założył kolonię rolniczą nazwaną od jego nazwiska "Szperówką", gdzie pracowali wyłącznie Żydzi. Cdn.

Page 4: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

4

4

Dzieje gminy Szczebrzeszyn

praca zbiorowa pod redakcją Reginy Smoter

Grzeszkiewicz i Bogusława Garbacika ciąg dalszy Klemensów. Początki miejscowości sięgają XVIII wieku, wiemy, że na mocy dekretu cesarza Józefa II z 1772 roku potwierdzającego Ordynację Zamoyską - posiadłości ordynackie, w obrębie których był już Klemensów, podzielone zostały na klucze dóbr, miejscowość znalazła się wówczas w kluczu szczebrzeskim. Część gruntów należących do Bodaczowa, na których z czasem powstał Klemensów, odstąpili w latach 1744 – 1745 Franciszkanie zamojscy Tomaszowi Antoniemu Zamoyskiemu, który wybudował na nich (ulegając prośbom swej żony – Anieli Teresy Michowskiej) późnobarokowy, jednopiętrowy murowany pałac. Obiekt został ofiarowany synowi ordynatorstwa – Klemensowi. Projektantami pałacu byli: Jan Andrzej Bem i Jerzy de Kawe, budowniczym – Jan Columbani. Pałac wystawiony został w latach 1747 – 1767; kilkakrotnie był przebudowywany. Znałam te pomieszczenia, były tam piękne parkiety – wspomina Maria Loc – Oczkoś, która wiele lat mieszkała w Klemensowie – piękne kominki, wejściowe schody. Piękna też była biblioteki, regały po tej bibliotece zachowały się w pałacu do dziś, można je obejrzeć. Wraz z budową pałacu rozpoczęto urządzanie ogrodu, prace nad nadaniem mu ostatecznego kształtu zajęły ogrodnikom zatrudnionym przez Zamoyskich wiele lat – dla zapewnienia ich socjalno – bytowych potrzeb wzniesiono "dom ogrodnika", zwany obecnie "domem w ogrodzie". Jest to dom, w którym mieszka w tej chwili 5 rodzin. Ten dom zawsze był taki wyjątkowy, ponieważ znajdujące się tam mieszkania są chyba najładniejsze spośród tych, jakie znajdują się w parku, poza mieszkaniami pałacowymi. Raz, że położenie tego domu jest przepiękne, ściana południowa jest z widokiem na ogród, dom zawsze był obrośnięty winoroślą. Te pomieszczenia są takie wysokie. Co ciekawsze, mimo zmian jakie powstają przy jego modernizacji przeprowadzanych przez mieszkających tam ludzi – pozostał niezmieniony zapach tego domu. Kiedyś odwiedziła dom taka Marta, która przyjeżdżała tutaj na wakacje do swojej babci - p. Szymańskiej i spędzała w Klemensowie wakacje; przyjechała zobaczyć to miejsce po prawie 40 latach i stwierdziła , że pomimo różnych zmian z a pa ch d o m u się n i e z m i e n i ł... W chwili obecnej park zajmuje 130 ha powierzchni, w jego obrębie występuje 35 gatunków drzew (m. in. dęby, lipy, sosna wejmutka, modrzew, wiąz), w tym roślinność egzotyczna (magnolia gwiaździsta, orzech czarny). Mój tata zawsze ubolewał – relacjonuje cytowana powyżej Maria Loc Oczkoś – że ten park został

Zdewastowany. Był posadzony w takie klomby przedzielone trawnikami i ścieżkami, zrobione zostało to z dużym rozmysłem, ludzie, którzy tu pracowali, pozostawili po sobie piękne okazy drzew, które były rzadko spotykane nie tylko w tych okolicach ale i w Polsce – do dzisiejszego dnia, przynajmniej w części te drzewa zostały. Wiele z nich powinno być pomnikami przyrody, chociażby ze względu na wiek. Był taki zamiar w latach 80 – 90 [ubiegłego wieku] – nad parkiem objęło przez pewien czas patronat Ministerstwo, które zajmowało się ochroną dziedzictwa [narodowego] terenów zielonych. Wszyscy w parku mówili, że otworzyła się złota żyła dla parku. Została zatrudniona pewna ilość osób...,. Zamiarem tych ludzi miało być przywrócenie parku do stanu pierwotnego, pamiętającego czasy sprzed II wojny światowej. Nawet przychodzili ci Państwo do mojego taty, żeby tata sięgnął pamięcią do tych lat i przypomniał im jakie kwiaty , jakie drzewa były posadzone w konkretnych miejscach. Ale ta działalność była dość krótka, bo chyba 2 – 3 lata tylko, po czym prawdopodobnie zabrakło pieniędzy....Za zgodą ś. p. Jana Zamoyskiego wycięto 13 sztuk modrzewi na wykonanie mozaiki podłogowej na Zamku Królewskim - chociaż nie był oficjalnie właścicielem. Kolejni właściciele, którzy przejmowali park, nie robili nic, by go utrzymać w należytym porządku, poza koszeniem czasem jakiejś trawy, przycinaniem żywopłotów... Pomimo swej zdziczałości jest wciąż piękny i wiele osób zachwyca. W latach 1842 – 1857 w Klemensowie funkcjonowała szkoła ogrodnicza prowadzona przez pozostającego do dyspozycji Zamoyskich ogrodnika Sierugowskiego - placówka przestała istnieć z chwilą gdy klemensowski park przekazany został w dzierżawę na okres 12 lat. Klemensowska rezydencja Zamoyskich była miejscem spotkań "Klemensowczyków" – ziemiańskiego ugrupowania zorganizowanego przez Andrzeja hr. Zamoyskiego (istniało w latach 1843-1847, w pracach ugrupowania udzielali się m. in: L. Górski i W. Grabiński; w roku 1858 Klemensowszczycy zainicjowali powstanie Towarzystwa Rolniczego). Podczas dorocznych spotkań dyskutowano nad problemami modernizacji rolnictwa, jego aspektów technicznych. Andrzej hr. Zamoyski prowadził w pobliskim Michalowie i Deszkowicach wzorcowe folwarki, które odwiedzane były przez Klemensowczyków; podczas tychże zjazdów,

współredagował również Rocznik Gospodarstwa Krajowego. W roku 1895 z inicjatywy ordynata Maurycego hr. Zamoyskiego uruchomiono w Klemensowie cukrownię (funkcjonowała do roku 2004). Obiekt został zlokalizowany na gruntach wsi Klemensów. W prace przygotowawcze do budowy zakładu zaangażowani zostali: Otto Kubicki, ówczesny plenipotent generalny Ordynacji – sprawował nadzór nad całością prac budowlanych, inż. Aleksander Szymański – architekt ordynacki, kierował pracami budowlanymi, Piotr Gdula – szczebrzeszyński grabarz – wykopał studnie oraz doły do lasowania wapna, Mortka Flejszer - zwoził do

Page 5: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

5

Klemensowa drewno budulcowe z magazynu ordynackiego w Zwierzyńcu. Cukrownia pobudowana została na drewnianych palach wbitych w ziemię na głębokości 12 metrów; podczas modernizacji wymieniono je na tzw. Pale Worholtza (betonowe i zbrojone zarazem). Pierwszym dyrektorem cukrowni był Michał Lubiński, w roku 1912 funkcję tę pełnił inż. Wyszyński. Pierwsza kampania cukrownicza uruchomiona została pod koniec 1895 roku, surowiec przerobowy, buraki uprawiano na gruntach ordynackich, także miejscowi chłopi mogli sprzedawać zasiane przez siebie buraki. Dla potrzeb zakładu uruchomiono sieć kolei wąskotorowej o długości 50 km łącznie, którą obsługiwało 6 parowozów i 90 wagonów. W latach trzydziestych ubiegłego wieku cukrownię wydzierżawiono spółce akcyjnej "Towarzystwo Cukrowni i Rafinerii Klemensów". W roku 1940 obowiązki dyrektora pełnił Stanisław Maliński. Po wyzwoleniu cukrownia została zmodernizowana. Największą moc przerobową uzyskał zakład w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – produkowano wówczas rocznie ok. 12.000 ton cukru. W okresie międzywojennym (1905 rok) z inicjatywy działaczy ludowych – Jana Korby i L. Śledzińskiego powstało w Klemensowie Koło Polskiej Macierzy Szkolnej (PMS). Na wniosek Zarządu Ordynacji pobudowano również drewniane domy dla pracowników (z czasem powstała Osada Urzędnicza), w których mógł zamieszkać każdy spełniający określone wymogi – przede wszystkim wykazać się sumienną i uczciwą pracą. Wniosek o przyznanie mieszkania podpisywał majster i kierownik, zatwierdzał dyrektor zakładu. W okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej przy cukrowni funkcjonowała orkiestra – na 3 Maja pracownicy chodzili wraz z orkiestrą w uroczystych pochodach do Szczebrzeszyna; każdy z robotników, który miał słuch, należał do orkiestry. Istniało Kółko Teatralne – grałem w kilku przedstawieniach – wspomina autor powyższych relacji Stanisław Flis. Miałem wąsy (były wówczas modne), więc musiałem je zgolić, by zagrać role młodego chłopca (w krótkich spodenkach). Była świetlica, biblioteka – dyrektor wybierał gramotnych ludzi, którzy ją prowadzili...W ciekawy sposób zorganizowano Spółdzielnię Spożywców – każdy miał książeczkę, mógł w niej zapisywać codziennie dokonywane zakupy, niekoniecznie płacąc. Na koniec miesiąca sprzedawczynie robiły podsumowanie i wówczas każdy regulował dług. Był taki Wojtaś , miał pasiekę w lesie, to on przysyłał po zakupy psa. Sprzedawczyni czytała co jest napisane na kartce, pies stał w kolejce, a później przychodził Wojtaś - regulował wszystko. W maju żony urzędników urządzały sobie wycieczki wąskotorówką po najbliższej okolicy, często jeździły do Stasina, tam jest piękny las,wymarzone miejsce na pikniki... W 1915 roku w budynku klemensowskiej świetlicy (istniała przy cukrowni) zlokalizowano szpital wojskowy – tereny polskie znajdowały się wówczas jeszcze pod

zaborem austriackim, w okolicach Klemansowa toczyły się walki. Po jednej z takich bitew ciężko rannych żołnierzy przyniesiono do budynku wspomnianej świetlicy; tych , którzy zginęli podczas potyczki "złożono na kupę" i przysypano ziemią. Gdy po kilku dniach po okolicy zaczął unosić się specyficzny zapach rozkładających się ciał, austriaccy oficerowie w obawie przed epidemią polecili ekshumować zwłoki i umieścić je w specjalnie wykopanych dołach, w niedużej odległości od obecnej klemensowskiej szosy. Na tym nietypowym cmentarzu spoczęli żołnierze różnych nacji, pochowano razem z nimi zmarłych w szpitalu żołnierzy polskich, węgierskich, austriackich.. "Są to długie zbiorowe mogiły w liczbie 12 w dwóch rzędach. Groby są zaniedbane i trudno je odróżnić od zwykłego kawałka ziemi..." Szerokim echem na Zamojszczyźnie odbiło się zorganizowanie w Klemensowie i Szczebrzeszynie w 1920 roku obchodów Dnia Śląska Cieszyńskiego, (któremu groziło oderwanie od Polski i przyłączenie do Czech), połączonych z akcją charytatywną na rzecz Macierzy Szkolnej. W okresie międzywojennym w Klemensowie powstało Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół", pracami którego kierował kierownik miejscowej szkoły powszechnej – Jan Kamiński. Członkami "Sokoła" była młodzież z osiedla otaczającego cukrownię, istniały sekcje: piłki nożnej, lekkoatletyczna i turystyki. Staraniem Rodziny Zamoyskich zorganizowany został (także w okresie międzywojennym) w pałacu teatrzyk przy którym funkcjonowało kółko recytatorsko – dramatyczne. W pracy kółka zaangażowana była młodzież z okolicznych zamożnych rodzin oraz członkowie Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" ze Szczebrzeszyna ( m. in. Kazimiera Kapeć) pozostającego pod opieką Adama Zamoyskiego z Kozłówki. Kółko miało swoje locum przy cukrowni w Klemensowie, a wszystkie inscenizacje odbywały się w pałacu klemensowskim. Na premierach poza ordynatorstwem bywali: plenipotent – Stanisław Grabski, przyjaciele Zamoyskich, urzędnicy ordynaccy, młodzież szlachecka z okolicznych dworów; rekwizyty sprowadzano z Warszawy. Podczas okupacji w Klemensowie Niemcy zorganizowali lotnisko - pod datą 17 marca 1941 roku dr Klukowski zapisał: Ludność jest zaniepokojona olbrzymimi zapasami benzyny, cały wygon koło cukrowni założony beczkami, w parku pałacowym w Klemensowie pomiędzy drzewami beczki z benzyną ułożono w 3 warstwy – jedna na drugiej. Oprócz benzyny, zdaje się, że gromadzą jakieś inne materiały. Na lotnisku robota wre od rana do nocy. Przyjechało bardzo dużo lotników. Ruch samochodowy wzmożony. W czerwcu 1943 roku w klemensowskim pałacu zatrzymały się duże oddziały żandarmerii i SS. Funkcjonująca pod niemieckim zarządem Cukrownia stanowiła łakomy kąsek dla miejscowego (zamojskiego) Ruchu Oporu z prostej przyczyny – braku podstawowych środków spożywczych , do których niewątpliwie należał cukier. W czerwcu 1944 roku radeczniccy partyzanci dokonali napadu na gospodarstwo rolne w Michalowie i cukrownię Klemensów – wspomina

Page 6: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

6

CHRZĄSZCZ NR 4 (4) żołnierz Batalionów Chłopskich z Radecznicy Władysław Jezierski - zbiórkę żołnierzy BCh z placówek Radecznica, Zaporze, Zaburze, Gorajec i placówek pobliskich zwołano w Kolonii Zaburze (na Świniarkach) na godzinę 22.00. Na akcję wyruszono przez wieś Szperówka do mostu na szosie Szczebrzeszyn - Rozłopy; przy moście odcięto druty telefoniczne. Jedna grupa udała się do gospodarstwa Michalów, druga z wozami konnymi do Cukrowni Klemensów. Z Michalowa zabrano kilkanaście sztuk bydła i koni (były to sztuki mające licencję) i zabito tam kilka sztuk trzody chlewnej, zabierając je na furmanki; w stajni moich rodziców (Jezierskich w Radecznicy) była przetrzymywana klacz przez kilka dni. Po wyzwoleniu część zwierząt wróciła do gospodarstwa Michalów. Z Cukrowni Klemensów zabrano kilkanaście ton cukru. Otrzymaliśmy po 10 kg cukru; cukier wydawano nam w piekarni Bogdana Strusińskiego w Radecznicy; furmani dostali po 30 kg cukru. O innej akcji, zorganizowanej przez miejscowych partyzantów (z oddziału "Podkowy") opowiada córka jednego z nich – Jana Loca - Maria Loc – Oczkoś: jak sobie przypominam z opowiadań, mój tata wraz ze swoim bratem Bolesławem brał udział w akcji lokalnej, kiedy to oddziały AK uniemożliwiały przetransportowanie armii niemieckiej żywności na wschód. Ta akcja miała miejsce między mostami w Michalowie. Później była obława na akowców zaangażowanych w tę akcję, wskazano nazwisko mojego taty. Tata ukrył się wtedy u mojego dziadka, a swojego stryja w gajówce Krzywe zlokalizowanej w lasach kosobudzkich. Dziadek Józef też bardzo pomagał w wojnę żołnierzom AK. Zawsze mieli schronienie, jak to się mówi – wikt i opierunek. W AK była wówczas konspiracja – mój tata po śmierci swego brata, kiedy jego żona i córki starały się o rentę rodzinną , tę wojenną – chciał im pomóc i co najciekawsze nie znał pseudonimu stryjka Bolesława, nie znał też nikt z rodziny, a trzeba było udowodnić jego przynależność do AK. Okazało się, że archiwa znajdują się w Londynie...Przy okazji dowiedziałam się, że tata miał pseudonim "Gąsienica".

*** W Klemensowie przez wiele lat mieszkała rodzina Loców - o jej losach opowiada Maria Loc Oczkoś: spędziłam tam kilka dziesiątków lat swego życia, każdy kamień był mi bardzo drogi, zresztą pozostaje wciąż, tak że z ogromnym sentymentem wspominam tamte lata. Były to lata dzieciństwa – w moim odczuciu szczęśliwego dzieciństwa. Miałam dwoje rodziców, którzy mnie kochali, przy tym była jeszcze babcia, a taką dojeżdżająca babcią była babcia ze strony mamy. Tak, że wychowywaliśmy się w takiej rodzinie wielopokoleniowej. Później już pod koniec swojego życia, zamieszkała z nami ta druga babcia – Józia; a tak to wiecznie jakieś babcie wokół nas były, no i też

wspierały . Właśnie tak sobie je przypominam – babcia Ania – opowiadała mi ewangelię, czy też czytała Pismo Święte – a znała je tak doskonale, że cytowała jak bajkę.... Babcia Ania to była żona Aleksandra – mama mojego ojca. Kiedyś, mogę powiedzieć że chyba stał się cud , ponieważ babcia złamała nogę w biodrze, a była już po osiemdziesiątce. Pamiętam jak wszyscy w rodzinie przeżywaliśmy to wydarzenie, a często tez klękaliśmy razem do wspólnej modlitwy wieczorem. Tak jakoś żarliwie modliliśmy się i babcia po pół roku leżenia w łóżku po prostu wstała i zaczęła chodzić, więc w wieku 80 lat to było trochę dziwne zjawisko... Mój ojciec był bardzo gościnnym człowiekiem i takim serdecznym, w związku z tym przyjeżdżało do nas mnóstwo ludzi , zarówno z rodziny jak i znajomych, bywał też hrabia Zamoyski i jego siostry: pani Krysia, pani Teresa i pani Maria. Z tego co pamiętam, te panie bywały także na wakacjach u Sióstr, więc zapraszane często wpadały do nas na jakieś kolacyjki, czy herbatki. Moja mama podejmowała je bardzo serdecznie, bo trzeba przyznać była dobrą gospodynią; zawsze było w domu ugotowane , upieczone, a przez to zawsze bywało u nas mnóstwo gości... Przyjeżdżali też moi kuzyni zarówno ze strony mamy jak i taty , tak że było nas na wakacje bardzo dużo młodych ludzi, spędzaliśmy wakacje raczej przyjemnie. Moja mam była z domu Niemczuk, pochodziła z Łabuniek; tata miał na imię Jan – urodził się w Bodaczowie w 1917 roku, w czerwcu. Całe życie pracował w okolicach: park, Michalów – Bodaczów, bywał też w gajówce Krzywe, gdzie mieszkał mój dziadzio, gajowy, był to stryj mojego ojca – Józef. Obecnie gajówka nazywa się Dębowiec. W okresie przedwojennym dziadzio był żonaty z babcią Marią; z tego co mi wiadomo babcia była 13 lat od niego starsza, w związku z czym szybciej odeszła z tego świata. Dziadzio ożenił się po raz drugi z babcią Wandą, były to lata pięćdziesiąte [ubiegłego stulecia]. W latach siedemdziesiątych , nie pamiętam dokładnie kiedy – zmarł – był to rok 1971 lub 1972. Babcia przez wiele lat żyła tam sama w tej gajówce. Mieli konia Basię, siwą arabkę, która miała u nich dożywocie. Służyła im przez wiele lat, ponieważ zimą - a zimy bywały tam raczej ciężkie – trzeba było wszystko do gajówki dowieźć, mydło i powidło, mąkę i kaszę, i wszystko... Więc zawsze były wyprawy, przynajmniej raz na tydzień, wozem w dół do miasta [z Brodzkiej Góry do Szczebrzeszyna]. Żyli tam w bardzo prymitywnych , powiedziałabym spartańskich warunkach – bez światła, bez bieżącej wody. Studnia była bardzo głęboka, na 56 betonów, a przecież trzeba było wody naciągnąć i dla konia, i dla krowy... Mój tata przez wiele lat tam jeździł, ponieważ mieli wspólną pasję – pszczoły; tata podzielił swoją pasiekę – część miał w parku, część stacjonowała w gajówce Krzywe, mieliśmy przez to możliwość konsumpcji miodu leśnego. Gajowy Jan Józef Lotz używał na co dzień imienia Józef aby nie mylić dwu Janów – opowiada Romuald Kołodziejczyk - gdyż imię Jan miał również jego bratanek, przed wojną osobisty kierowca hr. Zamoyskiego. Józef Lotz był wnukiem sprowadzonego przez Ordynację Zamojską z

Page 7: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

7

Niemiec leśnika. Był gorącym patriotą, który pomimo szykan gestapo nie podpisał volkslisty. Nie podpisali jej wszyscy członkowie rodziny - ani bratanek Jan, ani drugi bratanek Bolesław, ani brat zamieszkały w miejscowości Zamch, ojciec córki Lodzi, którego za to zesłano do Oświęcimia czy na Majdanek, skąd wrócił ledwo żywy. Józef przepracował w leśnictwie ponad 60 lat, mieszkając zawsze w tej samej gajówce, noszącej od wieków wśród ludności, a także w oficjalnych dokumentach Ordynacji Zamojskiej, nazwę "Krzywe". Gajówka położona jest w głębi lasów ordynackich, dzisiaj w sercu Roztoczańskiego Parku Narodowego. Trzeba przy tym powiedzieć, że ówczesna funkcja gajowego odpowiadała dzisiejszej leśniczego. Józef Lotz był żonaty z Marią Luge (Luż), o piętnaście lat od niego starszą, rezydentką hrabiów Łosiów z Krasnobrodu. Być może była córką nauczyciela francuskiego w domu Łosiów. Małżeństwo było bezdzietne. Po śmierci Marii w roku 1943 Lotz ożenił się powtórnie. Drugie małżeństwo też było bezdzietne. Drugim gajowym mieszkającym w tej samej gajówce był Kawka o daleko krótszym okresie pracy, zakończonej zesłaniem na Sybir w roku 1944. W gajówce spotykali się dowódcy dywersji, a nieraz i całe oddziały partyzanckie. Kilometr od gajówki Krzywe w uroczysku Mokra Debra stacjonował oddział ppor Stefana Poździka "Wrzosa", który był stałym gościem gajowych, i przez których szło prawie cale zaopatrzenie oddziału. U Lotza kilkadziesiąt lat służył "za wikt i opierunek" poczciwina, znany jako Leon, analfabeta, prawosławny gdzieś spod Tarnogrodu. Opiekował się on aż do wyzwolenia, za wiedzą i przy pomocy Lotza, całą żydowską rodziną ukrywającą się w lesie niedaleko gajówki. Po wyzwoleniu rodzina ta wyjechała do Warszawy zabierając z sobą Leona. Trzy pokolenia ludzi ze Szczebrzeszyna i okolicy znały Lotza ze spraw służbowych, lub chodząc do lasu na poziomki, borówki i grzyby, a najczęściej całymi rodzinami dla zebrania chrustu na opał. Zatrzymywali się u Lotza na kilka słów pogawędk i dla napicia się wspaniałej w smaku wody ze studni liczącej kilkadziesiąt metrów głębokości. Postać Lotza jest do dzisiaj popularna wśród mieszkańców najbliższych okolic pomimo tego, że wielu go nie zna, gdyż Lotz nie żyje już od kilkudziesięciu lat. Do dzisiaj np rozdzielając się w poszukiwaniu grzybów umawiają się na późniejsze spotkanie "koło Lotza" lub "u Lotza", a także przekazują sobie informacje terenowe: 'w prawo od Lotza', "za Lotzem", "przed Lotzem" itp. Ostatnio administracja Roztoczańskiego Parku Narodowego, dla kilku rosnących tam dębów (nie takich znowu starych) zmieniła wielowiekową nazwę leśniczówki z "Krzywe" na "Dębowiec”. Doprawdy dziwna mania zmieniania starych, historycznych nazw zapanowała w Polsce. Dziadek Aleksander (tata mojego ojca) – kontynuuje rodzinną opowieść Maria Loc - Oczkoś młodo zmarł, tata miał wówczas pół roku, było to w 1918 roku. Zostawił żonę Annę z trojgiem dzieci – Bolesławem

(najstarszym), ciocią Marysią (nazywaliśmy ją Marysia, później miała zakonne imię Bolesława) i moim tatą. Ciocia Marysia najpierw była w Zgromadzeniu Sióstr w Klemensowie, później zmieniała Zgromadzenie – miała jakąś przerwę, bo zajmowała się babcią. Babcia podupadła na zdrowiu, ciocia musiała przy niej zostać i ta przerwa była zbyt długa żeby wrócić ponownie do tego klasztoru. Ponownie wstąpiła do do Zakonu św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Zaczynała swoja posługę od Rychnowa, a później przez inne Domy się przemieszczała. Była też w Domu Generalnym w Podkowie Leśnej; odwiedzałam ciocię w Rychnowie i w Podkowie Leśnej. Ostatnie lata swego życia spędziła w Mońkach, w Białostockiem. Tam zmarła 3 lata temu.. Ciocia Marysia miała takie niespotykane umiejętności – haftowała i malowała.. Wszystkie dzieła w postaci ornatów, stuł, szat liturgicznych, to były prace cioci. Haftowała pięknie haftem richelieu, malowała też. Mam parę obrazków po cioci , obrusik, który wspólnie wyhaftowałyśmy na moją wyprawę . Ciocia jeśli już, to haftowała na potrzeby zakonu. Mój pradziadek Józef był gajowym, jego żona miała na imię Albina - ostatnie lata jako gajowy spędził w Podborku, w Bodaczowie; dom w którym mieszkał istnieje do dnia dzisiejszego. Leśnikiem był również Zdzisław Loc, jego ojciec także był leśnikiem. Było takie powiedzenie, że Loce/Lotze to albo młynarze, albo leśnicy – takie dwa zawody wykonywali. Mój pradziadzio miał 5 synów i jedną córkę – dziadek Józef i Aleksander to byli jego synowie. Aleksander, o ile mi wiadomo ożenił się zbyt późno, już chyba po trzydziestce – zmarł mając 37 lat. Kupił młyn na spółkę z dziadziem Kaziem, też Locem, bratem rodzonym. Razem gospodarzyli. Przeziębił się w tym młynie a panowała wówczas grypa zwana hiszpanką, była nieuleczalna na owe czasy, no i zmarł w młodym wieku. Stryj Kazio jakiś czas prawdopodobnie gospodarował sam, po czym wziął do spółki mojego stryja Bolka, najstarszego z synów Aleksandra. Nie wiem jak się toczyły losy młyna, w końcu został odsprzedany rodzinie Pomarańskich w Bodaczowie. Dziadzio Kazio przeniósł się później do Jatutowa i tam też miał młyn, później do Gardzienic, i tam też miał młyn – całe życie z młynem...

*** Ciekawe wspomnienia o Klemensowie zachowała również Wanda z Pomarańskich Banach: w klemensowskim pałacu Zamoyskich mieszkały Siostry Franciszkanki, zajmowały się prowadzeniem lekcji religii w szkole podstawowej w Bodaczowie to było w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia (1955, 1956), religii uczył również ks. Żurawski. Mój kontakt z Siostrami trwa już wiele lat – gdy uczęszczałam do liceum w Zamościu (część Sióstr z Klemensowa była przeniesiona do Zamościa na ulicę Żdanowską) Matka Mistrzyni zwróciła się do mnie – gdybym znalazła czas , bo z internatu w tamtych czasach trudno było się zwolnić, nawet w takich celach - abym przychodziła do nich celem recytowania poezji religijnej.

Page 8: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

8

Ona później wykorzystywała to na lekcjach religii. Siostry prowadziły również Dom Dziecka – tragiczny był dzień, gdy decyzją ówczesnych władz politycznych dzieci ewakuowano z Klemensowa do różnych miejscowości w Polsce. Znałam te dzieci, razem z nimi grałam sierotkę Marysię w przedstawieniu, które przygotowały Siostry na przyjazd Matki Generalnej, była wówczas we Francji..., to było w 1955 albo 1956 roku. Znałam dziewczynkę, która grała Koszałka Opałka... Wybiegłam na drogę, zauważyłam oplandekowane, ciężarówki dzieci nie było widać [pojechały wcześniej w autobusach], słyszałam jedynie ich krzyk, i tumany kurzy - do dzisiaj zostało mi to w sercu i w pamięci... Siostry bardzo dbały o te dzieci, ich higienę, czyniły wszystko by zastąpić im rodziców... Większość dzieci były to sieroty powojenne.

Maria Loc – Oczkoś. Regina Smoter Grzeszkiewicz. Wanda z Pomarańskich Banach

Badania naukowe przeszłości Szczebrzeszyna Gród i kościół pounicki.

Szczebrzeszyn zawdzięcza swoje zaistnienie warunkom geograficzno – przyrodniczym. Wzgórze Zamkowe, u podnóża którego, równolegle do rzeki Wieprz ,biegła ze wschodu na zachód droga handlowa o znaczeniu międzynarodowym, nadawało się ono do zamieszkania i obrony. Położony w bliskim sąsiedztwie gród Sutiesk, ze swoimi połączeniami drogowymi, zwiększał znaczenie gospodarcze i obronne Szczebrzeszyna. Bród na Wieprzu, w pobliżu północnych zboczy Roztocza, stanowił jedną z głównych przyczyn uformowania się we wczesnym średniowieczu szczebrzeskiej osady i grodu strzegącego przeprawy. Dzieje historyczne naszego miasta sięgają czasów kształtowania się państwa polskiego. Badania naukowe przeprowadzone na terenie grodziska i kościoła pounickiego w latach 1978, 1981, 1992 przez Zakład Archeologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie ujawniły, że pierwsi mieszkańcy Szczebrzeszyna osiedlili się na wzgórzu zamkowym w III tysiącleciu p.n.e. Był to neolityczny lud kultury pucharów lejkowatych. Trudnił się rolnictwem, hodowlą, a także wyrobem narzędzi. Później, z niewyjaśnionych dotąd przyczyn, wzgórze zostało na wiele stuleci opuszczone przez mieszkańców. Fakt ten może wiązać się z wędrówką ludów, podczas której wyludniły się tereny dzisiejszej Polski. Grodzisko zostało ponownie zasiedlone w VIII wieku, czyli 200 lat przed powstaniem państwa polskiego. Wzgórze zamkowe ponownie ożyło, świadczą o tym zabytki z tego okresu. W trakcie badań odkryto chatę z kamiennym piecem z X wieku, cmentarzysko szkieletowe, jamę do przechowywania ziarna i wiele innych przedmiotów codziennego użytku. Na podstawie dokonanych odkryć można stwierdzić, że osadnicy trudnili się rolnictwem, hodowlą, myślistwem, łowieniem ryb i wyrobem narzędzi. Badania miały także dać odpowiedź na pytanie, czym był Szczebrzeszyn

w okresie formowania się państwowości wiślańskiej i polańskiej – osadą czy grodem ? Zachowane do naszych czasów grodzisko, analiza analogicznych, dostępnych dokumentów potwierdzają, że być może pod inną nazwą, mógł w X wieku pełnić rolę grodu warownego, centrum administracyjnego i z dużą dozą pewności ośrodka religijnego.

Duże znaczenie dla wyjaśnienia roli Szczebrzeszyna i życia jego mieszkańców w okresie piastowskim mają badania naukowe przeprowadzone na terenie cerkwi pounickiej. W latach 1982 – 1991 prowadził je Zakład Archeologii UMCS. Badania te były prowadzone przez doc. S. Hoczyk Siwkową i mgr A.Rozwałkę. Później badania były kontynuowane przez Spółkę ARCHET z Warszawy. Kierownikiem tych badań był mgr Ryszard Cendrowski, sponsorem - Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Warszawie – Sekcja Sztuki Cerkiewnej. Równocześnie z pracami wykopaliskowymi prowadzone były badania malowideł ściennych cerkwi. Prace te prowadzili mgr Andrzej Guzik pracownik naukowy konserwacji malowideł ściennych z Wydziału Konserwacji Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i mgr Józef Kucaba konserwator dzieł sztuki z Krakowa. Konsultantami prowadzonych prac byli archeolog prof. Jerzy Gąssowski z Warszawy , architekt J. Więcławowicz i dr Jan Radzik z Zamościa. W wyniku przeprowadzonych prac odsłonięto fundamenty pierwotne świątyni z czasów przedgórkowskiego kościoła. Dotychczasowe ustalenia pozwalają na określenie czasu powstania świątyni na XII lub początek XIII wieku. W prezbiterium odkryto dobrze zachowaną kryptę, w której znaleziono szczątki ciał z pucharkami szklanymi. Stwierdzono także, że przynajmniej dwie trumny obite były tkaniną purpurową i zieloną za pomocą brązowych nitów. Dekoracje tych trumien wyróżniają je od innych i przywołują pamięć o legendzie, która głosi o pochowaniu w podziemiach kościoła dawnych właścicieli miasta lub członków ich rodzin. W przeszłości zwłoki obrabowano z kosztowności, niszcząc przy tym trumny, przez to trudno jest ustalić, kto w nich został pochowany.

Wyniki badań malowideł ściennych są ciekawe i zaskakujące. Odkryto dwie warstwy dekoracji ściennych. Warstwa z XVI wieku stanowi obramowanie glifów okiennych i absyd. Druga warstwa to polichromia datowana na koniec XVIII wieku. Odsłonięta część na ścianie północnej przedstawia scenę kuszenia Chrystusa. W glifach okiennych odkryto dwa herby. Jeden składający się z dwu części (dwudzielny) to Jelita Zamoyskich i Trach Gnińskich, drugi również dwudzielny to Jelita Zamoyskich i Korczak Zahorowskich. Herby ułatwiają określenie czasu powstania i fundatorów polichromii.

Pozostałe pytania i niejasności dotyczące historii tego regionu i roli w nim Szczebrzeszyna wyjaśnić mogą następne prowadzone badania naukowe.

Aleksander Przysada

Page 9: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

Suplement do artykułu Badania naukowe przeszłości Szczebrzeszyna Gród i kościół pounicki pana Aleksandra Przysady. Przed kilkunastu laty podczas prac zmierzających do wzmocnienia konstrukcji ścian cerkwi w Szczebrzeszynie natrafiono pod górnymi warstwami tynku na malowidła ścienne. Dopiero w ubiegłym roku udało się jednak dzięki zabiegom ks. Jarosława Biryłki rozpocząć kompleksowe odkrywanie tych dzieł i konserwację, prowadzoną przez specjalistów z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Już pierwsza faza tych działań przyniosła bardzo interesujące efekty. Herby ukazane na cerkiewnych malowidłach (Jelita/Trach IV ordynata Marcina Zamoyskiego i Anny Franciszki z Gnińskich ( małżeństwo od 1967 roku do 1689 roku) oraz Jelita/Korczak V ordynata Tomasza Józefa Zamoyskiego i Anny z Zahorowskich) , a także zastosowany w nich obficie ornament akantowy (poskręcane liście ostu) pozwala zadatować te malowidła na koniec w. XVII. Nie sposób jeszcze określić całościowej tematyki malowideł, ale na ich odkrytych partiach ukazały się postacie Matki Boskiej, aniołów, brodatych świętych (apostołów?), rycerzy w renesansowych zbrojach, a także apokaliptycznej Bestii. Dzieła zachowały żywą, wyrazistą kolorystykę, a ich uszkodzenia, spowodowane przez nasiek nie są – wbrew pozorom – zbyt poważne. Można więc pokusić się o wstępną analizę malowideł i stwierdzić, że zachowują one dość tradycyjne późnorenesansowe formy, a zarazem cechują się sprawnym, miejscami spontanicznym rysunkiem i wykwintną kolorystyką. Malowidła zachowały się najprawdopodobniej na większości powierzchni ścian w nawie, a rekonstrukcja ich uszkodzonych partii nie nastręcza poważnych trudności. Pod koniec bieżącego roku w Szczebrzeszynie ukaże się więc najpewniej największy zespół cerkiewnych malowideł ściennych z XVII w., zachowany w obecnych granicach państwa polskiego. Mniejsze zespoły z tego stulecia zachowały się tylko w cerkwi katedralnej w Lublinie i w cerkwi w Posadzie Rybotyckiej, ale ustępują one szczebrzeskim zarówno klasą artystyczną, jak i stanem zachowania. Zygmunt Krasny

Cmentarz w Szczebrzeszynie Zmarli. Epitafia – ciąg dalszy

Feliksa Warchałowska (1983 – 1958) Urodziła się 27 marca 1883 roku. Była córką Jana. Żona rejenta Stanisława Warchałowskiego. Po ukończeniu szkoły średniej i zdaniu matury w Sierpcu studiuje medycynę w Warszawie i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Po ukończeniu studiów, z tytułem doktora nauk medycznych, pracuje jako lekarz w Biłgoraju. Lata po pierwszej wojnie światowej charakteryzowała wielka liczba rozprzestrzeniających się chorób zakaźnych jak: cholera, czerwonka, gruźlica i tyfus. Masowo umierali na te choroby chorzy, a także lekarze. W celu opanowania tych chorób, obok istniejących, były tworzone szpitale epidemiologiczne. W latach`1920 – 1922 Feliksa Warchałowska pełniła funkcję kierownika szpitala epidemiologicznego w Biłgoraju. Tam zachorowała na tyfus. Epidemia chorób zakaźnych, a zwłaszcza tyfusu panowała również w Szczebrzeszynie. Tu także utworzono szpital epidemiologiczny. Choroby zakaźne zbierały obfite żniwo już w czasie pierwszej wojny światowej. Umarło wielu pacjentów a także lekarzy. W Szczebrzeszynie zamarł w 1919 roku lekarz Kozicki. Po jego śmierci pozostał jeden lekarz – Zygmunt Klukowski, który był dyrektorem dwu szpitali – ogólnego i epidemiologicznego. Dlatego w roku 1922 dr Warchałowska została przeniesiona do naszego miasta. Przez okres lat dwudziestych XX wieku stanowili oni kadrę lekarską, która starała się zapewnić opiekę zdrowotną miasta i okolic. Lata powojenne to czas, w którym panowała wielka bieda, ciemnota , zabobony i zacofanie wśród warstw ubogiej ludności, a zwłaszcza wśród ludności wiejskiej, pracowników folwarcznych oraz robotników. Powodowały one dużą umieralność gdyż leczeniem zajmowali się znachorzy, zamawiaczki chorób. Przerywania ciąży dokonywały ,,babki”. Dużo kobiet umierało przy porodach. Wysoka była śmiertelność wśród niemowląt i noworodków. Aby zapewnić szerokim kręgom społecznym profilaktykę i leczenie dr Warchałowska zakłada , wspólnie z dr Klukowskim, pierwszy ośrodek zdrowia. Zostaje jego kierownikem. Oprócz leczenia stara się prowadzić edukację kobiet w zakresie ciąży, zapobiegania jej, walczy z plagą nielegalnego usuwania ciąży. Propaguje naukowe metody leczenia w oparciu o szpital, ośrodek zdrowia i lekarstwa

9

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

Page 10: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

10

przepisane przez lekarzy i nabywane w aptece pana Jana Szczygłowskiego. Dr Warchałowska była patriotką oddaną sprawie wolności i niepodległości Polski. W okresie rozbiorów należała do młodzieżowej organizacji niepodległościowej. W roku 1939 , wspólnie z dr Józefem Spozem, przeprowadziła szkolenie harcerek z hufca im Emilii Plater, dające im uprawnienia sanitariuszek, na wypadek wojny. Po wybuchu wojny, wspólnie z opiekunką sanitariuszek panią Z. Sas – Jaworską, jako zastępca dyrektora szpitala ( dr Klukowski został powołany do wojska) organizowała ucieczkę ze , leczonych w nim, rannych polskich żołnierzy, kiedy Szczebrzeszyn był już zajęty przez Niemców. Z poświęceniem leczyła przywożonych do szpitala , z pobliskich placów walk, rannych polskich żołnierzy. Podczas okupacji leczyła w szpitalu (konspiracyjnie) rannych partyzantów. Nawet we własnym domu, z narażenia życia, gdyż w jednym z pokojów mieszkał gestapowiec, leczyła ludzi potrzebujących pomocy. Wyjeżdżała również do pobliskich wsi i lasów, aby leczyć ukrywających się członków ruchu oporu. Dr Warchałowska była zawsze tam, gdzie toczyła się walka o zdrowie i życie Polaków, nie zważając na grożące jej niebezpieczeństwa. Cieszyła się wielkim szacunkiem i uznaniem mieszkańców naszego miasta i okolic, i to zarówno Polaków, jak i poprzednio Żydów. Zmarła 9 maja 1959 roku i została pochowana na miejscowym cmentarzu. Julian Sołowiej (1917 – 1990) Urodził się 24 grudnia 1917 roku w Majdanie Surhowskim (powiat Krasnystaw). Był nauczycielem, pedagogiem, członkiem ruchu oporu w latach 1940 – 1944, działaczem społecznym. Od roku 1931 zamieszkał wraz z rodzicami we wsi Zabylów w gminie Stary Zamość. Gimnazjum ukończył w 1937 roku w Krasnymstawie, a następnie Liceum Pedagogiczne w Chełmie. W roku 1961 ukończył kierunek geografia na SN w Lublinie. W czasie okupacji był czynnym uczestnikiem ruchu oporu. Początkowo był członkiem Związku Walki

Zbrojnej, a od 1943 roku Batalionów Chłopskich. W B.Ch. pełnił funkcje: komendanta placówki, rejonowego skarbnika Komendy Gminnej oraz członka Gminnej Komisji Oświatowej. Przyjął pseudonim ,,Sęp”. Dowodził stworzonym przez siebie oddziałem zbrojnym liczącym 27 osób. Oddział posiadał własną łączniczkę i pięć sanitariuszek. Jedna z nich Wincentyna Popielec została jego żoną. Jako dowódca współpracował z grupami partyzantów radzieckich kołpaka i Werszyhory. Uczestniczył we wspólnych akcjach zbrojnych prowadzonych na terenie wschodniej Zamojszczyzny. Za udział w bitwach z Niemcami w miejscowościach: Wiosłowiec i Pańska Dolina został odznaczony przez Komendę Główną Batalionów Chłopskich Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i awansowany do stopnia podporucznika. W odwecie za działalność w ruchu oporu i akcjach zbrojnych przeciw Niemcom gestapo aresztowało jego ojca Jana Sołowieja i osadziło go w obozie śmierci w Oświęcimiu, gdzie został zamordowany. Po zakończeniu wojny rozpoczął pracę pedagogiczną w szkolnictwie podstawowym w powiecie Zamojskim. Na polecenie władz szkolnych zorganizował polską szkołę w poniemieckiej Huszcze, w której pracował w latach 1944 – 1945. Następnie był kierownikiem szkół podstawowych w Niedzieliskach (w latach 1945 – 1947), Mokrem koło Zamościa (lata 1947 – 1951). W 1952 roku wraz z żoną – nauczycielką języka polskiego został przeniesiony do szkoły podstawowej w Błoniu, gdzie pełnił funkcję kierownika. W placówce tej pracował aż do przejścia na emeryturę. Jego staraniem powstała nowa szkoła tzw. tysiąclatka, która została oddana do użytku w 1968 roku. Wincentyna i Julian Sołowiejowie organizowali życie kulturalne dla rodziców, uczniów i mieszkańców Błonia i Kawęczyna. Wspierali pracę teatru wiejskiego, którego opiekunem był znany i zasłużony partyzant Armii Krajowej pan Edward Czuk. Prócz pracy zawodowej dużo pracował społecznie w organizacjach spółdzielczych Szczebrzeszyna i Zamościa.Za tę prac e został uhonorowany wieloma dyplomami. Otrzymał też wiele wyróżnień i nagród za pracę zawodową i wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej. W 1973 roku otrzymał nagrodę Ministra Oświaty i Wychowania. Pan Julian Sołowiej – długoletni dyrektor Szkoły Podstawowej w Błoniu – był szanowanym przez uczniów, społeczeństwo i władze nauczycielem, wychowawcą i działaczem społecznym. Zmarł w 1990 roku i został pochowany na miejscowym cmentarzu. cdn.

Page 11: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

11

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

Nowości wydawnicze naszej biblioteki

Światowy bestseller – „ Ocalona aby mówić” to opowieść kobiety, która przeżyła ludobójstwo w Ruandzie, tracąc większość swoich bliskich. Cztery lata później emigruje do Stanów Zjednoczonych. Tam zakłada fundację mającą na celu niesienie pomocy cierpiącym z powodu długotrwałych skutków wojny. Książka ukazuje podróż poprzez mroki ludobójstwa i naprawdę wstrząsającą opowieść kobiety, która widziała i przeżyła ludobójstwo.

Rodzicom polecamy książki p.t. „ Czytam dzieciom – bajki, które leczą”. Nasze maluchy tak kochane i cudowne, czasem mają problemy, o których trudno im mówić. Doris Bratt autorka tych książek, pokazuje, w jaki sposób nawiązać kontakt z dzieckiem. Choć rodzicielstwo to jeden z uroków życia, może stać się również jedną z życiowych prób. Trudno jest czasem odkryć, jak dotrzeć do dzieci i jak im pomóc w ujawnieniu tego, co w nich najlepsze.

tęskniąc... na Roztoczu pachną zboża wiatr je pieści już od rana księżyc mruczy kołysanki gdy dorodne kłosy kładą się do snu polną dróżką po cichutku spaceruje cisza by nie zbudzić starej wrony co przysiadła wśród gałęzi na Roztoczu noce są wspaniałe bo utkane z marzeń i z mojej tęsknoty kiedyś w noc głęboką szliśmy razem trzymając w dłoniach nasze pragnienia na Roztoczu żyłam kiedyś z polną myszką z burym kotem co na strychu kąt swój miał nasz dom tonął w barwach lata dzikim bluszczem opleciony na Roztoczu....

Regina Smoter Grzeszkiewicz

Page 12: Chrząszcz - Kwiecień 2009 (nr 37)

12

CHRZĄSZCZ NR 4 (4)

Tradycje wielkanocne W piątek 3.04.2009 r. w Miejskim Domu Kultury w Szczebrzeszynie odbyło się podsumowanie konkursu plastycznego „Tradycje Wielkanocne”. Uzupełnieniem uroczystości był spektakl „Misterium Męki Pańskiej” przygotowany przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 3 w Szczebrzeszynie.

Moneta z chrząszczem „W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi w trzcinie”, to znane porzekadło znajdzie się na monecie w towarzystwie szczebrzeszyńskiego chrząszcza i rozsławiać będzie nasze miasto w Polsce i za granicą. Wszystko za sprawą akcji promocyjnej miasta „Dukat Lokalny”. Emitentem monety jest Urząd Miejski w Szczebrzeszynie, projektem i produkcją zajmuje się Mennica Polska. Nominał monet to 4 i 40 chrząszczy. Moneta 4 chrząszcze będzie miała postać mosiężnego krążka o średnicy 27 milimetrów, na rewersie znajdować się będzie ozdobny herb 650 - lecia Szczebrzeszyna, awers przedstawiać będzie szczebrzeszyńskiego chrząszcza w trzcinach. Moneta wybita będzie w nakładzie 20 tysięcy. Natomiast srebrna 40 chrząszczówka wybita będzie w limitowanej emisji 500 sztuk. Będzie większa (32 milimetry), kapslowana i jej znaczenie będzie wyłącznie kolekcjonerskie. Obie monety awers i rewers będą

miały identyczny, do każdej monety dodawane będzie Obwieszczenie informacyjne z krótką historią miasta. W dniach 12 – 14 czerwca 2009 roku podczas letniego festynu „Dni Chrząszcza” nastąpi inauguracja szczebrzeszyńskiej monety. Od tego momentu moneta znajdzie się w obiegu i każdy będzie mógł ją nabyć (no, kto pierwszy ten lepszy, ze względu na limit). Emisja będzie trwała do końca sierpnia 2009 roku. Obecnie prowadzone są rozmowy z różnymi punktami handlowymi w mieście, które chciałyby wprowadzić u siebie chrząszcze jako bony towarowe. Polegałoby to na tym, że robiąc zakupy w takim sklepie resztę otrzymalibyśmy w chrząszczówkach (4chrząszcze = 4 złote). Dystrybucją monety zajmie się Miejski Dom Kultury w Szczebrzeszynie ul. Sądowa 3, tel. (084) 6821 060 oraz administrator emisji Pan Michał Kamieński tel. 604 113 192, e.mali: [email protected] M. Szczepaniak Derkacz

ALLELUJA

Alleluja, Alleluja! Huczą dzwony, grają dzwony. Zmartwychwstania dzień wyśniony.

Alleluja, Alleluja! Szumią drzewa. Alleluja, Alleluja ! Serce śpiewa.

I człek każdy i stworzenie czuje sił swych odrodzenie i dech wiosny w serce wchłania, w dniu słonecznym Zmartwychwstania. Maria Przysada

„Chrząszcz” – miesięcznik informacyjny Wydawca – Stowarzyszenie Przyjaciół Szczebrzeszyna Redakcja –Zygmunt Krasny, Joanna Dawid, Leszek Kaszyca, Zbigniew Paprocha Adres : 22-460 Szczebrzeszyn ul. Pl. T. Kościuszki 1 E-mail: [email protected] Projekt rysunku Chrząszcza – Monika Niechaj