gazeta na chmielnej /październik

5
EGZEMPLARZ BEZPLATNY www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.dtbj.pl NUMER (10) WARSZAWA, NAKLAD: STRON 10/2011 PAŹDZIERNIK 2011 5000 EGZ. 8 www.czymogepomoc.pl Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna STRONA 1 Oceaniczne fantazje malkontenta Świat pełen jest wędrowców w szlafroku, którzy podróżują w karocy swojego fotela, wyobrażając sobie morza i lądy w sposób przytulny i wygodny, a nade wszystko wolny od zgubnych skutków znalezienia się w tym, co nieznane. Wśród tych nieruchliwców domatorów pewien odsetek stanowią skończeni malkontenci. Typ ten zdarza się w miejscach paskudnych, ale o dziwo i w miejscach całkiem ładnych. Spotkałam takiego niedawno u szczytu Apeninów, w urokliwym śródziemno- morskim klimacie, gdzie lato zawsze jest bez zarzutu, a zima co roku ciepła i łagodna. W ostatniej europejskiej pozostałości z epoki państw-miast, czyli w San Marino. Maleńkim kraju w całości otoczonym przez obcy wielki kraj — Włochy. Nieruchliwy malkontent lubił swój kraj-miasto, mówił o nim: per najjaśniejsza republika, najstarsza demokracja z własnymi znaczkami, monetami i udanymi stosunkami dyplomatycznymi, z kim się da. Dzień za dniem, stawał na Piazza della ądał w dół i czuł satysfakcję z tego, że jest tu, gdzie jest. A potem szedł w lewo lub prawo, wielowątkową ulicą, która stanowi główną drogę miasta-kraju. Szedł i podziwiał najdroższe torebki świata po przystępnych cenach, takież same zegarki, paski i wszystko inne. Chodził tak w tłumie bogatych turystów, patrzył na nieskończone ilości dóbr luksusowych osadzone na jednej ulicy jego małego miasta-kraju. Utrudzony wracał do swojego domu położonego przy tej samej ulicy i bardzo się smucił, bo jako człowiek nieprzy- chylny bliźnim, w całym tym pięknie rzeczy, nie mógł znieść ludzkiej szpetoty. Wkładał swój szlafrok, zasiadał w fotelu i marzył o tym, by być tam, gdzie akurat nie jest, nie musząc się nigdzie ruszać. Otwierał książkę i próbował czytać, ale szybko sie męczył. Gdyż był człowiekiem zwięzłym, który nie tylko nie lubi ludzi, nie lubi także słów. Pewnego razu, udręczony na nowo widokiem ludzi, idąc do domu, poczuł, że owładnęło nim dziwne pragnienie, by zobaczyć ocean, wielką niebieską przes- trzeń, która szumi i nic nie mówi. Jest bezludna i pusta. Pragnienie to rosło i pęczniało tak bardzo, że zdobył się na to, by podejść do obcego przechodnia, którym akurat zdarzyło mi się być i zapytał: — Proszę pani, do licha, gdzie jest Atlantyk? — Chmielna 33 — odpowiedziałam, uznając za oczywiste, że ktoś, kto uważa swoją demokrację za najstarszą na świecie, szuka najstarszego kina w moim mieście. Spojrzałam na jego odmienioną twarz i wyobraziłam sobie, jak ten sanmaryński malkontent sunie przez Chmielną, niczym przez swoją własną ulicę, wśród torebek i pasków uczynionych na podobieństwo tych ekskluzywnych, wśród tego tłumu ludzi idących to w prawo, to w lewo. Zobaczyłam, jak z każdą chwilą ciut maleje w nim malkontenctwo. Jak dociera wreszcie do wymarzonego Atlan- tyku, który co prawda nie jest tym, który sobie wyobraził, ale... jest Atlantykiem. Jak staje przed nim z całym tym bagażem imaginacji, tych wszystkich oceanicz- nych rojeń, jak wydobywa z siebie westchnienie, tę krztynę akceptacji dla zastanej rzeczywistości. Jak wchodzi do środka, gdzie być może nawet natyka się na człowieka, który otwiera do niego usta. Jak znosi to bez trudu. I jak nagle w tym kinie, w krainie iluzji, niewytłumaczalnym zrządzeniem losu, z czło- wieka, który nawyobrażał sobie nie wiadomo czego, widząc to, co jest, mógłby tęsknić za tym, czego nie ma, a... wcale tego nie robi. Siada i patrzy. Odczuwa przyjemność z tego, co jest. Libertà w podcieniach gotyckiego Palazzo Pubblico, spogl Tropem podglądacza FELIETON ULI RYCIAK Ula Ryciak www.ularyciak.bloog.pl Pisarka i scenarzystka. Autorka dwóch powieści (Taniec ptaka, 2006, Clitoris erectus, 2004) oraz wielu opowiadań i tekstów podróż- niczych, publikowanych m.in. w Gazecie Wyborczej, w licznych miesięcznikach kulturalnych i portalach inter- netowych. Realizuje kampa- nie społeczne, tworzy akcje interaktywne oraz instalacje przestrzenne. Urodziła się w Warszawie, ale odczuwa przynależność do różnych miejsc na ziemi. Remont skweru ! Konkurs dla czytelników naszej gazety W pa dzierniku rusz remont skweru przy Chmielnej 10. To kolejny krok na drodze do rewitalizacji ulicy. Przeprowadzony we wspó pracy z miastem remont to efekt Akcji klomb , której pomys odawc i inicjatorem by a Fundacja Czy mog pomóc wi cej na str Ryciak z Danusi Awolusi i bohaterem jej pa dziernikowego wywiadu Adamem Zalewskim (str ), a z Marcinem Wojtasikiem orientalne ź a ?” R ona skosztujmy j kuchni Orchidei (strona ). Odpowiedz na pytanie konkursowe i wygraj podwójne zaproszenie na pokaz filmu “Baraka” oraz spotkanie z Agnieszką Maciąg! Szczegóły na stronie ł ł ą ł ę ę uszmy z Ulą ą ż 8 2 Nasi stali felietoni ci zapraszaj ś ą Tropem podgl cza Ws uchajmy si w rytm przyrody W poszukiwaniu smaku ą ł ę , 6 5 Widok skweru obecnie fot. Zuzanna Wylezińska

Upload: gazeta-na-chmielnej

Post on 09-Mar-2016

222 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Gazeta na Chmielnej /Październik

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta na Chmielnej /Październik

EGZEMPLARZ

BEZPŁATNY

www.cmp.med.pl www.minuta8.plwww.dtbj.pl

NUMER (10) WARSZAWA, NAKŁAD: STRON10/2011 PAŹDZIERNIK 2011 5000 EGZ. 8

www.czymogepomoc.pl

SponsorProjektu

Chmielna

SponsorProjektu

Chmielna

SponsorProjektu

Chmielna

STRONA 1

Oceaniczne fantazje malkontenta

Świat pełen jest wędrowców w szlafroku, którzy podróżują w karocy swojego

fotela, wyobrażając sobie morza i lądy w sposób przytulny i wygodny, a nade

wszystko wolny od zgubnych skutków znalezienia się w tym, co nieznane.

Wśród tych nieruchliwców domatorów pewien odsetek stanowią skończeni

malkontenci. Typ ten zdarza się w miejscach paskudnych, ale o dziwo i

w miejscach całkiem ładnych.

Spotkałam takiego niedawno u szczytu Apeninów, w urokliwym śródziemno-

morskim klimacie, gdzie lato zawsze jest bez zarzutu, a zima co roku ciepła

i łagodna. W ostatniej europejskiej pozostałości z epoki państw-miast, czyli

w San Marino. Maleńkim kraju w całości otoczonym przez obcy wielki kraj —

Włochy. Nieruchliwy malkontent lubił swój kraj-miasto, mówił o nim: per

najjaśniejsza republika, najstarsza demokracja z własnymi znaczkami, monetami

i udanymi stosunkami dyplomatycznymi, z kim się da.

Dzień za dniem, stawał na Piazza della

ądał w dół i czuł satysfakcję z tego, że jest tu, gdzie jest.

A potem szedł w lewo lub prawo, wielowątkową ulicą, która stanowi główną

drogę miasta-kraju. Szedł i podziwiał najdroższe torebki świata po przystępnych

cenach, takież same zegarki, paski i wszystko inne. Chodził tak w tłumie

bogatych turystów, patrzył na nieskończone ilości dóbr luksusowych osadzone

na jednej ulicy jego małego miasta-kraju. Utrudzony wracał do swojego domu

położonego przy tej samej ulicy i bardzo się smucił, bo jako człowiek nieprzy-

chylny bliźnim, w całym tym pięknie rzeczy, nie mógł znieść ludzkiej szpetoty.

Wkładał swój szlafrok, zasiadał w fotelu i marzył o tym, by być tam, gdzie akurat

nie jest, nie musząc się nigdzie ruszać. Otwierał książkę i próbował czytać, ale

szybko sie męczył. Gdyż był człowiekiem zwięzłym, który nie tylko nie lubi

ludzi, nie lubi także słów.

Pewnego razu, udręczony na nowo widokiem ludzi, idąc do domu, poczuł, że

owładnęło nim dziwne pragnienie, by zobaczyć ocean, wielką niebieską przes-

trzeń, która szumi i nic nie mówi. Jest bezludna i pusta. Pragnienie to rosło

i pęczniało tak bardzo, że zdobył się na to, by podejść do obcego przechodnia,

którym akurat zdarzyło mi się być i zapytał:

— Proszę pani, do licha, gdzie jest Atlantyk?

— Chmielna 33 — odpowiedziałam, uznając za oczywiste, że ktoś, kto uważa

swoją demokrację za najstarszą na świecie, szuka najstarszego kina w moim

mieście.

Spojrzałam na jego odmienioną twarz i wyobraziłam sobie, jak ten sanmaryński

malkontent sunie przez Chmielną, niczym przez swoją własną ulicę, wśród

torebek i pasków uczynionych na podobieństwo tych ekskluzywnych, wśród

tego tłumu ludzi idących to w prawo, to w lewo. Zobaczyłam, jak z każdą chwilą

ciut maleje w nim malkontenctwo. Jak dociera wreszcie do wymarzonego Atlan-

tyku, który co prawda nie jest tym, który sobie wyobraził, ale... jest Atlantykiem.

Jak staje przed nim z całym tym bagażem imaginacji, tych wszystkich oceanicz-

nych rojeń, jak wydobywa z siebie westchnienie, tę krztynę akceptacji dla

zastanej rzeczywistości. Jak wchodzi do środka, gdzie być może nawet natyka się

na człowieka, który otwiera do niego usta. Jak znosi to bez trudu. I jak nagle

w tym kinie, w krainie iluzji, niewytłumaczalnym zrządzeniem losu, z czło-

wieka, który nawyobrażał sobie nie wiadomo czego, widząc to, co jest, mógłby

tęsknić za tym, czego nie ma, a... wcale tego nie robi. Siada i patrzy. Odczuwa

przyjemność z tego, co jest.

Libertà w podcieniach gotyckiego

Palazzo Pubblico, spogl

Tropem podglądaczaFELIETON ULI RYCIAK

Ula Ryciak

www.ularyciak.bloog.pl

Pisarka i scenarzystka.

Autorka dwóch powieści

(Taniec ptaka, 2006, Clitoris

erectus, 2004) oraz wielu

opowiadań i tekstów podróż-

niczych, publikowanych m.in.

w Gazecie Wyborczej,

w licznych miesięcznikach

kulturalnych i portalach inter-

netowych. Realizuje kampa-

nie społeczne, tworzy akcje

interaktywne oraz instalacje

przestrzenne. Urodziła się

w Warszawie, ale odczuwa

przynależność do różnych

miejsc na ziemi.

Remont skweru!

Konkurs dla czytelnikównaszej gazety

W pa dzierniku rusz remont skweru przy Chmielnej 10. To kolejny krok na

drodze do rewitalizacji ulicy. Przeprowadzony we wspó pracy z miastem remont

to efekt Akcji klomb , której pomys odawc i inicjatorem by a Fundacja

Czy mog pomóc

wi cej na str

Ryciak z Danusi

Awolusi i bohaterem jej pa dziernikowego wywiadu Adamem Zalewskim

(str ), a z Marcinem Wojtasikiem orientalne

ź a

“ ”

“ ?”R

ona skosztujmy j

kuchni Orchidei (strona ).

Odpowiedz na pytanie konkursowe i wygraj podwójne zaproszenie na pokaz

filmu “Baraka” oraz spotkanie z Agnieszką Maciąg!

Szczegóły na stronie

ł

ł ą ł

ę

ę

uszmy z Ulą ą

ż

8

2

Nasi stali felietoni cizapraszaj

śą

Tropem podgl cza Ws uchajmy si w rytm przyrody

W poszukiwaniu smaku

ą ł ę,

6

5

Widok skweru

obecnie

fot.

ZuzannaWylezińska

Page 2: Gazeta na Chmielnej /Październik

Kino Atlanticna jesień

Danuta Awolusi

Lato mamy za sobą, ale jego nieprzemijającym wspo-

mnieniem pozostaje festiwal 1/100, który gości w ki-

nie Atlantic już od kilku miesięcy. Jest on okazją, aby

na wielkim ekranie zobaczyć ciekawe, offowe i poru-

szające społeczne problemy filmy. To także szansa,

żeby w zalewie kiepskich, amerykańskich superpro-

dukcji zetknąć się z prawdziwymi perłami kina,

także dokumentalnego.

W październiku miłośnicy cyklu 1/100 mieli

okazję zobaczyć film (Khodorkovsky)

w reżyserii Cyrila Tuschi. Gościem wydarzenia był

sam reżyser, co stanowiło niezwykłą okazję do dys-

kusji o tym, kim tak naprawdę jest były szef Jukosu —

Michaił Borysowicz Chodorowski. Czy to idealistycz-

nie myślący socjalista, kapitalista próbujący prowadzić

niezależną politykę, a może po prostu przestępca?

jest wnikliwym i prawdziwym portretem

byłego rosyjskiego oligarchy powstałym w oparciu

o rozmowy z jego dawnymi współpracownikami,

rodziną (matką i synem) i politykami, zarówno rosyj-

skimi, jak i zachodnimi (w tym z byłym szefem nie-

mieckiej dyplomacji — Joschką Fischerem).

Zapraszamy do Kina Atlantic również w listopadzie!

Kolejną odsłoną festiwalu 1/100 będzie film

w reżyserii Gunnara Hall Jansena. To niez-

wykły obraz o poszukiwaniu wewnętrznego ducha

i samego siebie. Gunnar to teoretycznie szczęśliwy

człowiek. Ma dom, rodzinę, pieniądze. Jednak czegoś

mu brakuje, dlatego wyrusza na poszukiwanie własnej

duchowości. Gościem projekcji będzie Manuela Gret-

kowska, znana polska pisarka.

Kino Atlantic zaprasza również na pokazy z cyklu

„Otwarte na kino Atlantic”. 7 listopada przedmiotem

dyskusji będzie książka

autorstwa

Agnieszki Maciąg. Autorka opowiada w niej o sposo-

bach na osiągnięcie szczęścia i harmonii oraz zachęca

do cieszenia się życiem. To wspaniały sposób na je-

sienną chandrę! Oczywiście podczas spotkania będzie

można zobaczyć Agnieszkę Maciąg.

Zapraszamy wszystkich kinomanów i moli

książkowych do obcowania ze sztuką i kulturą.

Wszelkie szczegóły o atrakcjach przygotowanych

przez Kino Atlantic znajdą Państwo na stronie

www.kinoatlantic.pl.

Chodorkowski

Chodorkowski

Gunnar

szuka Boga

Smak szczęścia, czyli o dietach,

modzie, medytacji i kąpieli w płatkach różListopadowe poszukiwania

Otwarte kino

Dwie pierwsze osoby, kt re przy

odp wied na pytanie konkursowe wygraj

podwójne zaproszenia na spotkanie

z Agnieszk Maci g, podczas którego

odb dzie si pokaz filmu Baraka

ó ślą

o ź

.

Pytanie konkursowe brzmi:

Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail:

[email protected]

ą

ą ą

ę ę

Kto był gościem specjalnym w cyklu

„Otwarte na kino Atlantic” podczas

omawiania książki

?

Czy marihuana jest

z konopi

Makieta i skład: www.minuta8.pl2 STRONA

Razem można więcejZmieniać świat w pojedynkę to jak walczyć z wiatrakami. Nie jest to jednak nie-

możliwe. Szczególnie, jeżeli zaczniemy od własnego podwórka i znajdziemy kilka

osób, które zdołamy przekonać do naszego planu. Tak właśnie było w przypadku

ulicy Chmielnej i skweru znajdującego się tuż obok jej deptaka. Znalazł się czło-

wiek z pomysłem i chęcią zmiany. Pomyślał, że fajnie byłoby, gdyby zapuszczony

skwer przed jego oknem mógł cieszyć oko i służyć innym mieszkańcom za miejsce

odpoczynku. Nie poprzestał na planach i zaczął zarażać swoim pomysłem. Znalazł

poparcie u władz dzielnicy, które również okazały się zainteresowane taką

zmianą. Spotkał też grupę ludzi, którzy zaangażowali się w całe przedsięwzięcie.

Dzięki temu, już niedługo jedno miejsce na świecie zmieni się na lepsze. I to bez

potrzeby wzniecania rewolucji, przykuwania się do drzwi urzędów i narzekania

na szarą rzeczywistość. Oznacza to, że łatwo jest zmieniać świat. Wystarczy

pomysł, wytrwałość i dobre chęci. Przytoczony przykład pokazuje również, że tak

samo jak zaraźliwa jest grypa, tak samo zarażać można dobrą energią,

pozytywnym myśleniem i wiarą w powodzenie kreatywnych działań. Mam

nadzieję, że tego typ projektów i pomysłów będzie więcej i niedługo na mapie

Warszawy zaznaczyć będzie można kilkanaście lub może nawet kilkadziesiąt

takich miejsc.

Tymon

NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011

UWAGA,KONKURS

okładka książki

Smak szczęścia”Agnieszki Maciąg“

3STRONA

ZDROWIE:

Samokontrola piersi

Regularna samokontrola piersi to jeden ze sposobów

na wykrycie pierwszych zmian nowotworowych, któ-

re, jak wiadomo — im wcześniej zdiagnozowane, tym

łagodniejsze i łatwiejsze do wyleczenia. Należy jednak

pamiętać, że takie nieinwazyjne domowe badanie nie

może zastąpić mammografii, badania USG czy biopsji

piersi. Stanowi ono jedynie element antyrakowej

profilaktyki.

Samobadanie piersi powinno składać się kilku etapów.

Do oględzin stanu piersi, należy rozebrać się od pasa w

górę, a następnie stanąć na przeciwko lustra. Pierwsze,

na co trzeba zwrócić uwagę to ewentualne zmiany

kształtu, wielkości i koloru brodawek oraz niezidenty-

fikowane wypryski na piersiach. Sygnałem ostrzegaw-

czym mogą być również znaczące różnice w wyglądzie

sutków. Pamiętajmy, by obejrzeć piersi nie tylko

z przodu, ale i z profilu. Unieśmy ręce do góry i obróć-

my się w prawą, a potem lewą stronę. Następnie nap-

nijmy mięśnie biustu (np. opierając ręce na biodrach)

i ponownie przyjrzyjmy się wyglądowi piersi.

Od oglądania biustu, przejdźmy do badania doty-

kowego, które zaleca się przeprowadzać w pozycji

najpierw stojącej, a potem leżącej. Zaczynamy od

ściśnięcia brodawki, aby zobaczyć czy wypływa niej

płyn. Jeżeli tak, należy jak najszybciej udać się do

lekarza. Kolejny krok to dotykanie piersi trzema

środkowymi palcami. Zaleca się wykonywanie

ruchów okrężnych. Jeśli napotkamy na drodze guzek

albo stwardnienie, najlepiej niezwłocznie udać się do

specjalisty, który skieruje na odpowiednie badania,

mające potwierdzić albo wykluczyć zagrożenie nowo-

tworem. Na koniec należy przebadać pachy, szukając

powiększonych węzłów chłonnych. Symptomem nie-

prawidłowości mogą być powiększone węzły chłonne.

Najlepszym czasem na przeprowadzenie samobada-

nia piersi jest okres tuż po menstruacji. Oględziny pier-

si należy praktykować co najmniej raz w miesiącu.

Pamiętajmy o zachowaniu spokoju trakcie kontroli.

Nie każde wykryte stwardnienie jest rakiem! W nie-

których przypadkach zgrubienia mogą być naturalną

reakcją zdrowego organizmu.

Rak piersi jest najczęściej występującym nowotworem

u kobiet. Według statystyk w Polsce zapada na niego

rocznie przeszło 11000 kobiet, ponad 4000 z nich

umiera.

Lekarze wyróżniają stan przedrakowy oraz inwazyjny.

W celu rozpoznania stanu przedrakowego konieczne

jest wykonanie mammografii bądź USG. Do wzrostu

istniejących guzów niewątpliwie przyczyniają się es-

trogeny oraz przyjmowanie tabletek hormonalnych

przez kobietę, dlatego ważna jest samokontrola piersi,

którą pacjentka powinna przeprowadzać samodzielne

przynajmniej raz w miesiącu.

Na raka sutka znacznie bardziej narażone są ko-

biety, które nie rodziły, w ich przypadku ryzyko wys-

tąpienia nowotworu wzrasta aż trzykrotnie. Ekspozy-

cja ciała na promienie jonizujące także wpływa na

rozwój raka sutka u pacjentek. Zdaniem lekarzy przyj-

mowanie tabletek hormonalnych, nadwaga, wysoko-

tłuszczowa dieta czy palenie tytoniu też mają wpływ

na rozwój nowotworu.

Rak sutka objawia się zgrubieniami, guzami bądź

naroślami na piersiach, które łatwo można wykryć

namacalnie. Zmiany w okolicy sutka, spłaszczenie bro-

dawki, powiększone węzły chłonne wskazują na za-

awansowane procesy nowotworowe.

Metody pomocne w diagnostyce raka piersi to:

palpacja, ultrasonografia, mammografia, biopsja. Każ-

da kobieta powinna pamiętać o samobadaniu piersi,

którego instrukcje może znaleźć w internecie, prasie

medycznej oraz poprzez konsultację z lekarzem

specjalistą.

Od czego zacząć?

Co dalej?

Kiedy najlepiej?

Garść faktów

Rak piersi zbiera w Polsce

każdego roku śmiertelne

żniwo. Warto więc wiedzieć

o tej chorobie jak najwięcej!

Oględziny piersi należy

praktykować co najmniej

raz w miesiącu. Pamiętajmy

o zachowaniu spokoju

trakcie kontroli. Nie każde

wykryte stwardnienie jest

rakiem!

www.czymogepomoc.pl

schemat etapówsamobadania piersi

Page 3: Gazeta na Chmielnej /Październik

Projekt“Tu było, tu stało” —znikająca architekturaWarszawy po 1989 r.

Inicjatywa „Tu było, tu stało” Stowarzyszenia

MASŁAW ma na celu zwrócenie uwagi na wyburza-

nie interesujących pod względem artystycznym i his-

torycznym obiektów architektonicznych z mapy

współczesnej Warszawy.

Tu było, tu stało” prezentuje warszaw-

skie budynki o charakterze zabytkowym, które zostały

wyburzone po 1989 roku. Postawienie takiej cezury

czasowej wynika z charakterystyki przełomu lat 80.

i 90. — dynamiki zmian dokonujących się ówcześnie,

a przede wszystkim transformacji, rozumianej nie tyle

jako przemiany ustrojowe, co społeczno-gospodarcze.

Z drugiej strony zagadnienie interesujących architek-

tonicznie bądź historycznie budowli wyburzanych po

roku 1989 jest dotychczas słabo opracowane.

Przedsięwzięcie ma na celu zachowanie i popula-

ryzację wiedzy o dziedzictwie architektonicznym War-

szawy. Projekt, opisujący kwestie “użycia i nadużycia

przestrzeni publicznej”, ma także wskazać na zjawis-

ko, jakim jest zaniedbanie, a w efekcie końcowym wy-

burzanie interesujących obiektów architektonicznych

w stolicy. Wśród nich znajdują się zarówno perły archi-

tektury modernistycznej, architektura postindustrial-

na, jak i mało znane budowle reprezentujące różne

style. Jednocześnie projekt zakłada przedstawienie

Warszawy, jako przestrzeni dynamicznej, nieustannie

się kształtującej, w której zmiany i powstawanie no-

wych budowli są nieuniknione.

Pierwszy etap „Tu było, tu stało” został zreali-

zowany w formie internetowej mapy w ramach drugiej

edycji festiwalu projektowania miasta „Warszawa

w budowie”, organizowanego przez Muzeum Sztuki

Nowoczesnej w Warszawie. Mapa wskazuje na lokali-

zacje warszawskich budynków o charakterze zabyt-

kowym, które zostały zburzone po `89 roku. Zawiera

podstawowe informacje na ich temat oraz fotografie

dokumentujące wyburzone budowle.

Projekt koncentruje się na skutkach zaniedbań,

prowadzących do unicestwiania obiektów architekto-

nicznych o często wysokiej wartości artystycznej

i historycznej. Wskazuje również na nieodwracalne

zmiany nieustannie zachodzące w przestrzeni

miejskiej.

W połowie października b.r. pojawi się druko-

wana mapa “Tu było, tu stało, Znikająca architektura

Warszawy po 1989 r.”, która będzie zawierać opisy

i fotografie 20. wybranych (spośród ponad 50 znajdu-

jących sie na internetowej mapie) wyburzonych

budowli o charakterze zabytkowym. Mapa będzie dos-

tępna m.in. w Muzeum sztuki Nowoczesnej oraz

Domu Spotkań z Historią.

Autorką i kuratorką

Projekt “

wspó finansowanego przez

m. st Warszawa projektu jest Patrycja Jastrz bska

(Stowarzyszenie MAS AW).

Przedsięwzięcie ma na celu

zachowanie i popularyzację

wiedzy o dziedzictwie

architektonicznym

Warszawy.

ł

ę

Ł

Mapę można obejrzeć pod linkami:

Odwiedź projekt na Facebooku:

www.maslaw.org.pl

www.facebook.com/TuByloTuStalo

Prosimy o zgłaszanie zagrożonych lub wyburzonych

obiektów:

www.maslaw.org.pl/pl/projekty/tu-bylo-tu-stalo

2010.warszawawbudowie.pl/index.php?news=tu_stalo_tu_bylo

W ramach projektu Fotomiastikon

pasjonaci fotografii publikują zdjęcia Waszawy

w serwisie

Najlepsze z nich można obejrzeć w Galerii

Jabłkowskich w podwórzu przy Chmielnej 21.

www.fotomiastikon.pl

Orchidea na Szpitalnej

Marcin Wojtasik

Inne recenzje i przepisy kulinarne autora można

przeczytać na www.trzyposilkidziennie.blogspot.com

Zawsze przechodząc obok Orchidei na Szpitalnej zas-

tanawiam się, dlaczego takich restauracji nie ma

więcej. Warszawa wyglądała by bardziej przyjaźnie

i światowo z takimi miejscami. Pomijam bardzo dobre

jedzenie i picie, o czym za chwilę, a co oczywiście jest

podstawą sukcesu.

Już samo rozplanowanie knajpy sprawia, że jest to

miejsce równocześnie przytulne i kameralne oraz

otwarte na świat zewnętrzny. Ciepłe naturalne kolory

i świeże kwiaty z wnętrza restauracji emanują pozy-

tywną energię na szarą, zaniedbaną Szpitalną. Przy-

jemnie siedzi się w ładnym miejscu mając równocześ-

nie świadomość, że nie jest się odciętym i odizolo-

wanym od życia miasta. W takiej atmosferze zupełnie

inaczej podchodzi się do lanczu, obiadu z przyjaciółmi

czy niezobowiązującej kolacji we dwoje.

Menu cechuje taka sama otwartość i niezobowią-

zujący charakter. Motywem przewodnim są kuchnie

orientalne, głównie tajska, ale swobodnie mieszają się

one z klimatami śródziemnomorskimi. Nie jest to może

kuchnia fusion w klasycznym rozumieniu, ale raczej

gotowanie zainspirowane egzotycznymi podróżami,

próba odtworzenia z pamięci smaków i aromatów

ciepłych krajów. Przez to daniom brakuje trochę auten-

tyczności: w sosach czuje się gotową tajską pastę curry,

a bardzo pyszne skądinąd pierożki z krewetkami har

gow serwowane ze słodkim sosem chilli (19 zł) wystę-

pują tu jako ha cao, bo tak z wietnamska nazywa się ich

gotowa mrożona wersja dostępna w hurtowni.

To odejście od tradycyjnego kanonu ma jednak

więcej zalet niż wad, ponieważ jego efektem są niez-

wykle i niespotykane połączenia produktów i smaków,

jak mój ulubiony koktajl z jabłek, imbiru i świeżej

kolendry (10 zł), w którym te trzy intensywne i specy-

ficzne smaki łączą się tworząc zupełnie nową jakość.

Liczne napoje, skomponowane w oparciu o oryginalne

zestawienia smaków i zapachów można potraktować

jako sztandarową ofertę Orchidei, absolutnie nie do

pominięcia.

Z większych dań zdecydowanie mocną pozycją są

sałaty. Polski konsument mógłby mieć trudność w

zaakceptowaniu tego, co w Tajlandii nazywa się salad,

gdyż często jest w tym więcej mięsa niż warzyw. Dla-

tego w Orchidei poza jedną i tak bardzo zeuropeizowa-

ną tajską sałatką z kurczaka, świeżych ziół i makaronu

sojowego, serwowane są klasyczne europejskie zesta-

wy liści z dresingiem i kilkoma dodatkami, w klima-

tach bądź to azjatyckich bądź śródziemnomorskich

w cenie ok. 30 zł.

Karta dań głównych nie jest zbyt długa i rzadko się

zmienia, tak więc jeśli coś komuś posmakuje może

liczyć na to także przy następnej wizycie. Składają się

na nią dość bezpieczne połączenia ryb, owoców morza

drobiu i bodaj tylko w dwóch przypadkach czerwo-

nego mięsa z egzotycznymi dodatkami. Za orientalne

aromaty odpowiada przede wszystkim trójca: imbir,

trawa cytrynowa, świeża kolendra. O ile, gdy Orchidea

lata temu otwierała swe podwoje, były to oryginalne

połączenia, to dziś ten walor nieco osłabł w sytuacji,

gdy za rogiem w autentycznych wietnamskich knaj-

pkach, można spróbować smaków, składników i zesta-

wień, z którymi człowiek spotyka się naprawdę po raz

pierwszy w życiu. Ale przecież nie można tylko non

stop odkrywać nowych smaków, a poza tym do dań

głównych nie można się o nic więcej przyczepić. Nie-

które z nich, jak pachnący świeżą kolendra i miętą stek

z tuńczyka z salsą awokado czy szaszłyk z dużych

krewetek z grillowanym ananasem (oba po 45 zł) mogę

z pełną odpowiedzialnością zarekomendować. Porcje

nie są mikroskopijne, ale też nie jakieś ogromne, relacja

jakości do ceny wydaje się zadawalająca, tym bardziej,

że w Orchidei często można się spotkać z ofertami

„promocyjnymi” na konkretne dania. Za przyzwoitą

kolację można się zamknąć w kwocie 60 zł za osobę,

zestawy lanczowe wypadają jeszcze lepiej.

Orchidea jest też bardzo przyjemnym miejscem,

jeśli chcemy się tylko napić wina albo drinka ewen-

tualnie wpaść na deser (polecam lody w chrupkim

cieście za 13 zł) i kawę.

I jeszcze jedno — miejsce jest dość popularne, więc

warto zarezerwować stolik.

Pedał, ciota, pederasta, pedofil, zbok, lesba... To tylko

kilka określeń używanych w odniesieniu do homosek-

sualistów, które przychodzą mi teraz do głowy, a które

można zacytować. Jak nas (nie) widzą, tak nas piszą, to

tytuł jednej z debat zorganizowanej przez Grupę Stu-

dencką Kampanii Przeciwko Homofobii na jednym

z wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego, która mia-

ła na celu przybliżenie wizerunku homoseksualistów

w mediach i społeczeństwie. Jak się postrzega gejów

i lesbijki dziś w Polsce?

„Nie przeszkadzają mi, tylko niech nie obmacują

się na ulicy. Dwóch całujących się albo trzymających za

ręce facetów? Obleśne” — to chyba najczęściej słyszana

w polskim społeczeństwie opinia. Uznaję to za naj-

większy z możliwych przejawów hipokryzji mohero-

wej populacji. Większość ludzi widzi homoseksualis-

tów jako spoconych, mokrych od płynów ustrojowych

i na pewno chorych na przeróżne choroby weneryczne

zboczeńców, jako zmanierowane „cioty”, ubrane na

różowo w za ciasne i kobiece ubrania. Lesbijki zaś wy-

obrażają sobie jako grube i obleśne kobiety z wąsami,

pozbawione kobiecości. Ludzie postrzegają przez

pryzmat seksu, którego nie rozumieją i emocji, które są

dla nich tak samo abstrakcyjne, jak dla mnie abstrak-

cyjne jest rozumienie fizyki. Istnieje też chory mit

o homoseksualizmie jako chorobie, którą leczy się

psychologiem, lekami, spowiedzią, Bogiem, leżeniem

krzyżem przed ołtarzem i przymusowym angażowa-

niem się w związki z osobą odmiennej płci. Szokujące

są świadectwa eksperymentów i prób terapeutów

behawioralnych w „leczeniu” schorzenia dzięki elek-

trowstrząsom, „nauce” heteroseksualizmu poprzez

zmuszanie do masturbacji podczas obserwowania

zdjęć przeciwnej płci. Myślę też, że Zygmunt Freud

popadłby w poważne schorzenie psychiczne, gdyby

dowiedział się, że jego ukochana córka, psychoanaliza,

jest wykorzystywana do głoszenia takich herezji, jak ta,

że homoseksualizm to schorzenie o charakterze pato-

logicznym.

Nie wiem, czy to kwestia głęboko zakorzenionej

wiary katolickiej, czy może unikania tego tematu przez

długi czas. Jeśli spojrzymy na statystyki, wywnios-

kujemy, że Polska tak naprawdę zatrzymała swój

mentalny rozwój w XIX w. Większość krajów Starej

Europy już dawno zalegalizowała związki partnerskie,

homoseksualiści mają prawo publicznego pokazywa-

nia uczuć, do spadków po zmarłych partnerach, do

życia wśród ludzi bez narażania się na szykanowanie,

obrzucanie błotem i traktowanie jak trędowatych.

Mój najlepszy przyjaciel jest gejem i w bardzo

prosty sposób wyjaśnił mi, na czym polega kwestia

nieheteroseksualnego patrzenia na świat: „W tym

wszystkim chodzi o emocje, jakie wywołuje w tobie

druga osoba... płeć, orientacja — to nie jest ważne.”

Jak nas nie widzą,tak nas piszą

Katarzyna Kępka

Makieta i skład: www.minuta8.pl4 5STRONA STRONAwww.czymogepomoc.pl

WARSZAWSKI FOTOBLOG

PawełCzarnecki

fot.

W poszukiwaniusmaku

RECENZJA KULINARNA

NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011

restauracjaOrchidea

fot.

Zuza

nna

Wyl

eziń

ska

Siedmiostopniowaskala

okładkamapy

Page 4: Gazeta na Chmielnej /Październik

Wsłuchanyw rytm przyrody

Wywiad z Adamem Zalewskim

Adam Zalewski to jeden z najwybitniejszych pisarzy

współczesnej literatury polskiej, autor między inny-

mi powieści „Grizzly”, której recenzję prezento-

waliśmy w poprzednim numerze „Gazety na

Chmielnej”. Jego twórczości nie da się jednoznacznie

zaszufladkować: to mieszanka mocnego thrillera,

czasem grozy, a nawet powieści obyczajowej. Z tych

gatunków wyłania się twórczy geniusz, znakomita,

indywidualna stylistyka i mocne, charakterystyczne

postacie.

GnC: “Gazeta na Chmielnej” jest ściśle związana nie

tylko z ulicą Chmielną, ale także całą Warszawą. Pan

pochodzi z Kwidzyna, ale zapewne w przeszłości

bywał Pan w stolicy. Jakie są Pańskie wspomnienia

z naszego miasta?

Adam Zalewski (AZ):

GnC: Jak Pan ocenia Warszawę sprzed lat i tę, którą

obserwuje Pan obecnie?

AZ:

GnC: W Pańskich powieściach można zauważyć

wspaniałe obrazy przyrody, która pełni ważną rolę

w życiu bohaterów. Co wobec tego myśli Pan

o miastach, wielkich aglomeracjach? Czy wielko-

miejskie życie stoi w opozycji do małych, spokojnych

miasteczek?

AZ:

GnC: Skąd zrodziła się w Panu potrzeba pisania?

Zaczął Pan nieco później, niż inni pisarze, a wydał

Pan już kilka znakomitych powieści…

AZ:

GnC: Czym jest dla Pana proces tworzenia? Co daje

Panu wiedzę i inspirację, by tak szczegółowo i plas-

tycznie opisywać Stany Zjednoczone, które nie-

zmiennie są miejscem akcji w Pańskich książkach?

AZ:

GnC: Z niecierpliwością czekamy na Pana kolejne

dzieła. Kiedy możemy się ich spodziewać? Czy będą

przypominały chociażby „Grizzly”?

AZ:

Dziękuję za rozmowę!

Specjalnie dla czytelników GNC, Adam Zalewski

dzieli się spostrzeżeniami na temat swojej twórczości

oraz Warszawy.

Po raz pierwszy odwiedziłem

stolicę pod opieką mojego ojca, który dzieciństwo

i młodość przeżył w Warszawie. Kiedy zabrał mnie

w sentymentalną podróż do ukochanych miejsc, mia-

łem osiem, może dziewięć lat, ale właśnie tamte —

pierwsze wrażenia — utkwiły w mojej pamięci

najgłębiej. Tata był dobrym i cierpliwym przewod-

nikiem. Pamiętam czworokątne podwórza szarych

kamienic z zastygłą, wilgotną ciszą, lecz także nowo-

powstały Stadion Dziesięciolecia. Spotkaliśmy przy

nim czarnoskórych turystów i dosłownie zatkało mnie

z wrażenia. Zapamiętałem żarłoczne karpie w Łazien-

kach oraz „ozdobiony” przez gołębie, pomnik Sobies-

kiego, stojący na przekór zawieruchom losu. Tego

oczywiście wtedy nie rozumiałem. Każdego dnia

wlokłem ojca do ZOO. Uwielbiałem lody „Bambino”

(u nas były tylko tradycyjne, w wafelku), a także wodę

z saturatorów. Była kosmiczna jazda windą w Pałacu

Kultury, Stare Miasto – nie tak piękne jak dziś – oraz

cmentarz na Brudnie, gdzie spoczywali dziadkowie.

Miasto, widziane głodnymi oczami dzieciaka,

spragnionego przygody, wydawało mi się „Najwięk-

szym Miastem Świata”.

Odwiedzałem Warszawę wielokrotnie, obser-

wując jak staje się coraz piękniejsza. Zauważyłem, że

w miarę upływu lat, postęp rozwoju przybierał na

tempie i ekspresji. Miasto staje się prawdziwie

europejską stolicą, choć domyślam się, że wymaga to

wielkiej cierpliwości oraz wyrzeczeń mieszkańców.

Podczas krwawych zmagań amerykańskiego narodu,

generał Ulysses Grant wygłosił pamiętną maksymę,

którą dedykuję wszystkim niezadowolonym z ulicz-

nych korków, wykopów czy kłopotliwych objazdów.

Powiedział coś ważnego i mądrego:

. Oto prosta prawda — wszystko ma swoją

cenę.

Przed laty poznałem stolicę w trakcie procesu

odbudowy. Dzisiejsza Warszawa pęcznieje niczym

prawdziwe „Big Apple”. Przynajmniej tak widzi ją

prowincjusz, a choć ta dawna Warszawa była znacznie

spokojniejsza, mniej hałaśliwa, trudno oprzeć się

dumie z postępu, który widoczny jest na każdym

kroku.

Kocham przyrodę od zawsze i tak zapewne pozos-

tanie. Moje sentymenty przelewam na papier, co chyba

zrozumiałe. W miejscu, gdzie leży moje rodzinne

gniazdo, żyjemy w zgodzie z naturą, jak gdyby wsłu-

chani w jej rytm. Jest niczym żywa istota. Takim

porównaniom sprzyja poezja niektórych poetów jak

choćby Bolesława Leśmiana. Życie wielkich aglome-

racji to coś zupełnie nie dla mnie. Pulsujące energią,

miejskie molochy, wzbudzają mój podziw czy uznanie,

lecz moje serce bije przy pniu białej brzozy, pod won-

nymi igłami sosen i wszędzie tam, gdzie ponad szu-

miącymi trzcinami rozciąga się bezkresne, niewyobra-

żalnie ogromne niebo. Potęga ludzkiego dzieła, choćby

najbardziej twórcza nijak się ma do majestatu natury.

To oczywiście jedynie absolutnie osobista opinia.

Przez całe życie, począwszy od dzieciństwa, wiele

czytałem. Kiedy skończyłem aktywne życie zawo-

dowe, powstała w moim wnętrzu luka — puste miej-

sce. Puste miejsce we wnętrzu to nic dobrego. Z dnia na

dzień podjąłem kolejne życiowe wyzwanie, nie zdając

sobie sprawy z jakimi trudnościami przyjdzie mi się

zmierzyć. Jak wnioskuję — coś z tego wyszło. Wypada

się cieszyć, nieprawdaż? Zabawne jest, że do sięgnięcia

po pióro przyczynił się także epizod, o którym

wspominałem już w wywiadach. Mam na myśli moje

spotkanie z dwoma chłopcami, którzy na skrzyżo-

waniu leśnych dróg ćwiczyli hamowanie na rozkleko-

tanych rowerach. Tak powstały dwie spośród kilku

znaczących postaci mojego debiutu.

Czym jest? Przygodą i pasją. Czymże innym

miałby być? Przecież nie źródłem utrzymania! Tylko

nielicznym jest to dane, ale nie narzekam. Jest jak jest.

Wiedzę czerpię z różnorodnych źródeł. To tyta-

niczna praca, nad którą kłębią się nieprzespane noce

i znojne dni. Nie lubię o tym mówić. Czytelnik płaci mi

za to, żebym wiedział. I tak jest w porządku. Moją

inspiracją są Stany Ameryki Północnej. Fascynują

mnie. Nigdy tego nie ukrywałem. Znam całą historię

tego wielkiego kraju i narodu. Oczywiście w skrócie.

Nie chcę urazić niczyich patriotycznych uczuć, ale

moja inspiracja narodziła się z tęsknoty za światem, do

którego przenoszę się w wyobraźni, tworząc moje

książki. Przynosi mi relaks i mam podświadome

wrażenie, że nie tylko mnie. Jeśli chodzi o szczegóły —

cóż, zawsze byłem pedantyczny, choć to chyba nieko-

niecznie pozytywna cecha…

Na druk czekają dwie książki. Pierwsza ukaże się

w przyszłym roku. Tyle tylko mogę powiedzieć. Wiem,

że to wielce lakoniczna odpowiedź, lecz tym przy-

jemniejsza niespodzianka czeka moich Czytelników,

których, za Państwa pośrednictwem, pozwalam sobie

pozdrowić.

Danuta Awolusi

"Wojna, to rzecz

straszna. Żeby przestała być straszną, należy ją zakończyć.

Żeby ją zakończyć, należy uczynić ją jeszcze bardziej

straszną"

Makieta i skład: www.minuta8.pl6 STRONA

NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011

Adam Zalewskiźródło:

Adam Zalewskipodczas pracy

7STRONA

Jazz naChmielnej

Alicja Kabata

Wśród gwarnych barów, restauracji i sklepów w cen-

trum Warszawy, jest takie miejsce, gdzie najważ-

niejsza jest... muzyka. Niewielu pewnie zdaje sobie

sprawę, że okna najbardziej prestiżowej organizacji

jazzowej w Polsce wychodzą właśnie na ulicę

Chmielną. Początki jazzu w Polsce to już wczesne lata

dwudzieste. Po prawie stu latach obecności w kraju,

między innymi dzięki działalności Polskiego Stowa-

rzyszenia Jazzowego, muzyka ta stanowi znaczący

element naszej kultury muzycznej.

Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, na czele którego

stoi znany pianista i kompozytor Krzysztof Sadowski

tworzą i zawsze tworzyli ludzie, którzy swoją miłością

do muzyki, pasją i olbrzymią wiedzą, co dzień zapisują

się na kartach historii polskiej muzyki. Przez organiza-

cję tę przewinęły się różne wielkie nazwiska, takie jak

Jan Ptaszyn Wróblewski, Jan Byrczek czy Henryk

Majewski. Jazz ma w Polsce wielu fanów i wielu amba-

sadorów, którym zawdzięczamy obecność tego znako-

mitego gatunku muzyki w codziennym życiu.

Działalność stowarzyszeń dla przeciętnego czło-

wieka jest często wielką niewiadomą — może z racji

tego, że zazwyczaj nie zastanawiamy się, kto stoi za

różnego rodzaju koncertami, wydarzeniami czy festi-

walami. Ich aktywność pośrednio, jak również bez-

pośrednie działania możemy jednak często obserwo-

wać w naszym życiu codziennym.

PSJ stoi za organizacją wielkich festiwali, wśród któ-

rych najważniejszy, to ponad półwieczny Jazz Jam-

boree, ale nie tylko… Stowarzyszenie to też działalność

edukacyjna. Imponujące liczby, jak choćby 41 lat

organizacji Warsztatów Jazzowych w Puławach mó-

wią same za siebie, pokazują jak ważny i ceniony jest

w Polsce jazz.

Oprócz działalności edukacyjnej, PSJ przyczynia się do

poprawy życia muzyków. Wśród najważniejszych

stowarzyszeń twórczych działających na forum parla-

mentarnym czy w Radzie przy Ministrze Kultury

i Dziedzictwa Narodowego, wspólnymi siłami wywal-

czyli zachowanie odpisów podatkowych dla twórców

oraz zablokowali zmianę ustawy o podatku VAT, która

bardzo utrudniłaby życie i niepotrzebnie obciążyła

finansowo każdego artystę.

14 maja 2011 roku Premier Donald Tusk oraz Mi-

nister Kultury Bogdan Zdrojewski podpisali „Pakt dla

kultury”, którego PSJ jest sygnatariuszem. Dokument

stanowi o ważnym miejscu kultury w społeczeństwie

i co ważniejsze, o roli i obowiązku państwa w jej

wspieraniu.

Jazz Forum to pismo, którego nikomu przedstawiać nie

trzeba, jedno z większych przedsięwzięć PSJ stano-

wiące kompendium wiedzy na temat jazzu w Polsce.

Wydawane od 1963 roku dostarcza miłośnikom tego

gatunku bieżących informacji, jak również jest kroniką

tego, co ważne w jazzie.

W 2007 roku Polskie Stowarzyszenie Jazzowe

otrzymało z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Naro-

dowego najwyższe wyróżnienie: „Doroczną Nagrodę

Honorową” za całokształt działalności kulturalnej

w Polsce. Odznaczeń, nagród i orderów dla artystów

i działaczy związanych ze Stowarzyszeniem są dzie-

siątki. Otrzymali je m.in. Andrzej Kurylewicz, Zbig-

niew Namysłowski czy Piotr Baron.

Działalność PSJ to temat rzeka, który nie sposób

wyczerpać w krótkim artykule. Odsyłam więc na

stronie internetową stowarzyszenia – www.psj.org.pl.

Festiwale i edukacja

Pakt dla kultury

Jazz Forum

PSJ stoi za organizacją

wielkich festiwali, wśród

których najważniejszy, to

ponad półwieczny Jazz

Jamboree

fot.materiały prasowe

Jazz JamboreeManhattan Transfer

www.czymogepomoc.pl

REDAKCJA:

Adres redakcji:

Redaktor naczelny: Sekretarz redakcji:

Redakcja: Promocja/reklama:

Wydawca: ISSN 2083-2524, Nakład: 5000 egz.

00-021 Warszawa, ul. Chmielna 21 lok. 22 B,

Marta Jabłkowska—Wojtasik, Piotr Jędrzejczyk,

[email protected], Ewa Ziomek, tel.: 693 436 430,

Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,

Projekt współfinansowany przezMiasto Stołeczne Warszawę – Dzielnicę

Śródmieście

Page 5: Gazeta na Chmielnej /Październik

Zielona ChmielnaAlicja Kabata

Chmielna coraz pewniej wkracza do grona reprezen-

tacyjnych ulic Warszawy. Prowadzone regularnie

liczne akcje, takie jak zrywanie plakatów czy czysz-

czenie elewacji z graffiti, przyczyniają się do popra-

wy wizerunku ulicy. Tereny zielone to ozdoba każdej

przestrzeni miejskiej. Chmielna, jako ulica głównie

usługowo-handlowa, ma stosunkowo niewiele

miejsc w zaciszu drzew. Może właśnie dlatego, o zie-

lone punkty na trasie Chmielnej powinno się zadbać

szczególnie.

Jednym z takich miejsc jest skwerek przy

Chmielnej 10, między Cepelią a przychodnią. Niestety

dotąd straszył on raczej wyglądem oraz obecnością

stałych bywalców, niż był spokojnym miejscem re-

laksu. Latem w przeważającej części zastawiany jest

ogródkami restauracyjnymi, zimą, parkującymi „na

dziko” samochodami. Na szczęście rok temu znalazł

się ktoś, kto dostrzegł potrzebę odrestaurowania placu

i zobaczył tkwiący w nim potencjał. Paweł Walicki

z Fundacji „Czy mogę pomóc?”, zajmującej się rewi-

talizacją Chmielnej był głównym pomysłodawcą

„Akcji Klomb”.

Z powodzeniem udało się zainteresować inicjatywą

władze miasta, jak również mieszkańców. Zorganizo-

wano konkurs na projekt powierzchni zielonej na

placu. W jego organizację włączyli się urzędnicy dziel-

nicy Śródmieście i Zarząd Terenów Publicznych. Zgło-

szone propozycje w nowoczesny sposób aranżowały

zieleniec i w nowatorski sposób pokazywały różne roz-

wiązania przestrzenne. Trzy zgłoszone projekty były

poddane pod debatę publiczną i odbyło się głoso-

wanie, w którym mógł uczestniczyć każdy zaintereso-

wany skwerem. Ostatecznie wygrał projekt pracowni

Gordo Studio. Ich pomysł najbardziej przypadł do

gustu warszawiakom. Zainteresowanym podobał się

plan umieszczenia ławeczki w środku klombu, projekt

przekonywał również efektownym podświetleniem

drzew i krzewów. Elegancki wygląd i walory prak-

tyczne zadecydowały o jego wyborze.

Mieszkańcom i przechodniom brakowało miejsca na

Chmielnej, gdzie mogliby spokojnie usiąść w cieniu

drzew. Już niebawem (na październik zaplanowane

jest rozpoczęcie remontu), do codziennego krajobrazu

ulicy dołączy odnowiony skwer, który będzie cieszył

oko i może stać się miejscem spotkań, odpoczynku

i przyjemnego obcowania z naturą w centrum miasta.

Razem można więcej

Miejsce dla wszystkich

NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011

Makieta i skład: www.minuta8.pl8 STRONA

R E

K

L

A

M

A

R E

K

L

A

M

A

Dysonansna Chmielnej

Danuta Awolusi

Parada dysharmonicznych dźwięków, szeptów

i krzyków, z których wyłonił się społeczny głos — tak

zakończył się tegoroczny festiwal „Warszawska

Jesień Muzyczna”.

24 września na ulicy Chmielnej miał miejsce

happening, czy raczej manifest społeczny, jak wolą to

wydarzenie nazywać jego organizatorzy.

W oknach okolicznych budynków usadowili się

muzycy grający na puzonach, trąbkach, skrzypcach,

wiolonczelach, a nawet kotłach i ksylofonie. Na scho-

dach Centrum Medycznego CMP usadowił się chór.

Zainstalowano mikrofony i sprzęt nagłaśniający.

Wszyscy zebrani pogrążyli się w oczekiwaniu na

muzyczne widowisko.

Wydawać by się mogło, że za chwilę odbędzie się

prawdziwa uczta dla ucha, tymczasem organizatorzy

przygotowali dla widowni szokujące przedstawienie.

Muzycy z okien nie grali linii melodycznej, ale uraczyli

publiczność paradą krótkich, niepokojących dźwię-

ków, które otoczyły słuchaczy ze wszystkich stron. Ten

instrumentalny atak wspomogły niezrozumiałe i nie-

przyjemne szepty chóru, które zaczęły się przeradzać

w gorliwy, rozpaczliwy tekst. Soliści domagali się

wolności, równouprawnienia dla gejów i lesbijek,

a także zaakceptowania osób niepełnosprawnych.

To niezwykłe przedstawienie kipiące dźwiękami

i głosami społecznego sprzeciwu trwało kilkadziesiąt

minut. Zaskoczyło słuchaczy, ale dało wszystkim do

myślenia. Centrum Warszawy wreszcie posłużyło za

miejsce, w którym głośno powiedziano o problemach

społecznych.

„Warszawska Jesień Muzyczna” to festiwal z tra-

dycjami, który pokonuje bariery i łamie konwenanse.

Czekamy na więcej! Stolica spragniona jest takiej

muzyki…

Muzycy z okien nie grali linii

melodycznej, ale uraczyli

publiczność paradą krótkich,

niepokojących dźwięków.

Wizualizacjaprzebudowy skweru

wiz.

Gordo Studio