e-profit numer 12/2013

34
e-profit Paweł Zaremba – scenarzysta Counter Strike, opowiada o swej najnowszej misji Strona 27 wszystko o e-biznesie Numer 12/2013 Czy na inwestycji w mobile można zarobić? 5 sekund – czyli jak zrobić dobre, pierwsze wrażenie Dekalog zakupów e-commerce Czy znasz trzy najczęstsze błędy pozycjonowania? NeuroOn – wyśpij się w 2 godziny Stefan Batory – prezes iTaxi przekonuje, że już weszliśmy w erę nowej komunikacji. Stworzonej dla potrzeb użytkownika mobilnego Niewerbalna mowa ciała – nad tym warto popracować! Jak kupować dobrze, czyli... bezpiecznie Klasyka błędów SEO w pigułce Czy polski hit z Kickstartera obali odwieczne prawa natury? Starter prezentuje: 100palcow.com

Upload: inkubator-starter

Post on 22-Mar-2016

219 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: e-PROFIT numer 12/2013

e-profitPaweł Zaremba – scenarzysta Counter Strike, opowiada o swej najnowszej misji • Strona 27

wszystko o e-biznesie

Numer 12/2013

Czy na inwestycji w mobile można zarobić?

5 sekund – czyli jak zrobić dobre, pierwsze wrażenie

Dekalog zakupówe-commerce

Czy znasz trzy najczęstsze błędypozycjonowania?

NeuroOn – wyśpij się w 2 godziny

Stefan Batory – prezes iTaxi przekonuje, że już weszliśmy w erę nowej komunikacji.

Stworzonej dla potrzeb użytkownika mobilnego

Niewerbalna mowa ciała – nad tym warto popracować!

Jak kupować dobrze, czyli... bezpiecznie

Klasyka błędów SEOw pigułce

Czy polski hit z Kickstartera obali odwieczne prawa natury?

Starter prezentuje: 100palcow.com

Page 2: e-PROFIT numer 12/2013

2

To już jest koniec…Koniec roku. Coś się kończy, ale i jak zawsze coś się zaczyna. Sześć numerów e-PROFITU za nami.

Sześć miesięcy szukania dobrych tematów, ale też ludzi, o których opinię i historię biznesowe warto

zapytać. Nieskromnie powiem, że za nami kawał dobrej roboty. Od nowego roku jedna zmiana

logistyczna: e-PROFIT stanie się dwumiesięcznikiem. Poza tym nadal będziemy się starać, żeby każdy

numer od pierwszej do ostatniej strony był wart lektury!

Zanim pochwalę się, co tym razem udało nam się dla Was zgromadzić, pozwolę sobie podziękować –

w końcu grudzień to taki czas na dobre słowa, których nam Polakom często za mało się mówi. A zatem,

śliczne dzięki za tę szóstkę dla Marka Dornowskiego, bez którego nie udałoby się nam tak płynnie

przejąć e-PROFITU i który nas ciągle zadziwia swoimi pomysłami, o czym tu tym razem napisać. Dla

Beaty Łukiańczyk, naszej korektorki, która czyści duże i małe słowa, zapewniając nam przychylność

purystów językowych, firmie Imogen, która odpowiada za stronę wizualną e-PROFITU i Sary Miotk,

której prawie nikt nie widzi, ale to ona ogarnia mniej fajerwerkową administracyjną stronę e-PROFITU.

A o czym w tym numerze? Między innymi Marek Dornowski pisze o marketingu i Warsaw Shore (tak, tak,

o Ekipie z Warszawy, to nie chochlik pisarski), a Paweł Lipiec dzieli się z czytelnikami 10 zasadami zakupów

online, na które w okresie okołoświątecznym wielu z nas się zdecyduje, by nie zgubić się w tłumie galerii

handlowych (warto zapamiętać, żeby potem nie żałować). Pozostając w tematyce zakupów online, tekst

Magdy Smolak pokazujący projekt biznesowy z silną nutą społeczną – 100palców, sklep internetowy

z designerskimi produktami przedsiębiorców 50+ (można w każdym wieku robić e-biznes? a no można!).

Wywiad numeru to rozmowa ze Stefanem Batorym z iTaxi.pl. Odpowiada on między innymi na pytanie, czy

da się zarobić, inwestując w firmy, których głównym produktem jest aplikacja (w końcu Polacy niechętnie

za nie płacą). Drugi wywiad to Paweł Zaremba, twórca scenariusza do Counter Strike’a i trener sprzedaży,

w której liczą się wartości ze świata sztuk walki.

Co jeszcze? Wskazówki dotyczące najczęstszych błędów popełnianych przy pozycjonowaniu oraz

zarządzania gotówką w firmie, a także nowinki technologiczne – rozwiązanie, które pozwoli się nam

wyspać w zaledwie 2 godziny, a przecież czas to pieniądz. Pokazujemy Wam też, ile zarabia się w Twitterze.

Pewnie wiele osób zada sobie pytanie, czy nie wysłać swojego CV. Na koniec o pierwszym wrażeniu,

którego niestety nawet w XXI wieku nie da się zrobić ponownie.

Na koniec, by dochować grudniowej tradycji, życzenia. Bez zbytniej ckliwości i patosu. Tak po prostu.

Niech się spełnią Wam wszystkie biznesowe marzenia! Niech w końcu o projektach z Polski będzie głośno!

Opiszemy wszystkie sukcesy z wielką przyjemnością. Do siego roku! Czekajcie na nas w 2014!

e-profit

Agnieszka MellerRedaktor naczelna

Page 3: e-PROFIT numer 12/2013

e-profit w tym numerze

3e-profit

RedakcjaAgnieszka Meller Redaktor naczelnae-mail [email protected]

WydawcaInkubator STARTERGdańska Fundacja Przedsiębiorczościul. Lęborska 3b80-386 GdańskNIP: 583-290-74-40

e-mail [email protected] tel. 58 731 65 65

www.inkubatorstarter.pl

Facebook.com/inkubatorstarter

Twitter.com/inkubatorstart

Blog.inkubatorstarter.pl

Jak dojechać?

Google Mapshttp://goo.gl/maps/PfwPO

Numer 12/2013

Czy na inwestycji w mobile można zarobić?

Foto: © Robert Kneschke - Fotolia.com

2

4

4

5

6

7

10

14

16

20

22

23

26

27

29

32

Wstępniak

To już jest koniec...

Wydarzenia

Defii Startupem miesiąca

Światowej klasy eksperci mobile w Polsce

Baza 1,3 miliona firm w Twoim telefonie

Felietony

Bądźmy inteligentni

Dekalog zakupów e-commerce

Naszym zdaniem

100palców

Dlaczego warto być mobile?

Wywiad numeru

Czy na inwestycji w mobile można zarobić

Rynkowe trendy

Najczęstsze błędy pozycjonowania

Wyśpij się w 2 godziny

Zakupowy impuls

Zarabiają na 140 znakach

Biznesowy rycerz

Warto wiedzieć

Jak efektywnie zarządzać gotówką w firmie

5 sekund – czyli pierwsze wrażenie

Masz ciekawy temat? Pisz!To miejsce czeka na [email protected]

Page 4: e-PROFIT numer 12/2013

4 e-profit

Wydarzenia

Tytuł Startupu Miesiąca oraz nominację do Startupu Roku

2013 zdobył projekt Defii. Jest to platforma internetowa,

która wspiera firmy w zakresie rekrutowania pracowników.

Innowacją w tym startupie jest system oparty na tworzeniu

wyzwań dla kandydatów. Osoba zainteresowana pracą

w danym przedsiębiorstwie, rozwiązuje zadanie, którego

efekt wpłynie na otrzymanie zatrudnienia. Jak tłumaczył

Maciej Greń, narzędzie Defii pozwala na oszczędność czasu

i uzyskanie szerokiej wiedzy o kandydacie.

Decyzja była umotywowana doskonałym przygotowaniem,

innowacyjnym pomysłem oraz charyzmą założyciela, która

w dużej mierze determinuje dalszy sukces. Młoda firma

otrzymała szereg nagród dodatkowych. AIP zaoferował

możliwość korzystania z systemu Startup Contracts, czyli

systemu usług B2B, pozwalającego nawiązać współpracę

biznesową w ramach społeczności Polski Przedsiębiorczej.

Seed Capital udostępnił możliwość udziału w spotkaniach

z cyklu Seed Mixer. Insource Marketing & PR Agency stworzy

strategię social media, a T-mobile zapewni mentoring.

Dodatkowo zwycięski projekt, dzięki wsparciu Polski

Przedsiębiorczej, wyjedzie do Doliny Krzemowej.

Chcemy, aby młodzi ludzie wykazywali się swoimi

umiejętnościami w trakcie procesu rekrutacji. Ich

umiejętności wykazane w wyzwaniu wraz z ich CV są

o wiele treściwszą informacją dla firmy. Wiele firm daje

zadania rekrutacyjne podczas rozmów – mówi Maciej Greń,

co-owner Defii. Okazało się, że firma, pokazując, jakiego

rodzaju zadania będą wykonywać kandydaci na co dzień,

pozwala im na podjęcie decyzji „czy ja naprawdę chcę

w tej firmie pracować?”. Jeśli tak, zabierają się za

wyzwanie. Jeśli nie – oszczędzają sobie i firmie czas.

Średnio od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu godzin na

jednej rekrutacji. 🗺

Mobile Central Europe, unikalna konferencja szkoleniowa,

odbędzie się 11 stycznia 2014 r. w Warszawie. Wezmą w niej

udział eksperci z doświadczeniem m.in. z Apple, Amazon,

Evernote, Facebook, Google i Microsoft. Goście podzielą się

z polskimi inżynierami i programistami praktyczną wiedzą

na temat tworzenia aplikacji mobilnych.

Dzień przed główną częścią Mobile Central Europe, odbędzie

się tzw. hackaton, czyli sesja interakcji ze sprzętem

i programowania urządzeń, które mogą zrewolucjonizować

przemysł, handel i komunikację między ludźmi.

Uczestnicy zapoznają się z możliwościami Arduino

LilyPad – mikrokontrolera, który można wszyć w ubranie,

umieścić w grze planszowej, czy biżuterii, i sprawić, aby

stały się interaktywne. Będzie można zaprogramować

beacon Estimote, który informuje komórki klientów

wchodzących do sklepu, gdzie znajduje się szukany

przez nich towar. Sesja z Google Glass pozwoli poznać tę

innowację Google’a i jej potencjał dla twórców aplikacji.

W programie przewidziany jest także blok dla osób

chcących spróbować tworzenia projektów i przygotowania

do druku przedmiotów w drukarce 3D. Będzie także można

programować nowoczesne, humanoidalne roboty NAO.

– To absolutnie wyjątkowe wydarzenie – mówi Jarosław

Potiuk, reprezentujący zespół Mobile Central Europe. –

Kilkudziesięciu specjalistów światowej klasy z dziedziny

oprogramowania, sprzętu i designu, których trudno

spotkać w jednym miejscu nawet poza granicami

Polski, zgodziło się przyjechać do Warszawy i podzielić

swoją wiedzą z polskimi inżynierami, programistami

i entuzjastami urządzeń mobilnych. Mobile Central Europe

to szansa na wymianę doświadczeń na temat aplikacji

mobilnych na niespotykaną dotąd skalę – podsumowuje

Jarosław Potiuk. 🗺🗺

Defii Startupem Miesiąca i z nominacją do Startupu Roku 2013!

Światowej klasy eksperci z dziedziny aplikacji mobilnych na jednym wydarzeniu w Polsce

Informacja prasowa Informacja prasowa

Page 5: e-PROFIT numer 12/2013

Informacja prasowa

5e-profit

Wydarzenia

Baza 1,3 miliona firm w Twoim telefonie

Serwis Firmy.net, jeden z liderów rynku wyszukiwarek firm,

produktów i usług, wypuścił na rynek swoją aplikację na

urządzenia mobilne działające w systemie iOS oraz Android.

Dzięki temu ich właściciele będą mieli prosty dostęp do bazy

około 1,3 miliona firm. Do tej pory z aplikacji korzystać mogli

jedynie użytkownicy Windows 8.

Od najbliższej kwiaciarni po najlepszego mechanika

w mieście. Teraz wszystkie potrzebne informacje na temat

firm, ich produktów i usług są dostępne w bardzo szybki

i prosty sposób, dosłownie na wyciągnięcie ręki. To jednak

nie wszystko.

Aplikacja ma bardzo intuicyjny interfejs, a jej funkcjonalność

nie ogranicza się jedynie do szybkiego wyszukiwania. Jako

użytkownicy sami mamy możliwość wyboru kryteriów,

według których chcemy przejrzeć wyniki. Jeśli nie mamy

czasu na dojazdy, możemy szukać firm zlokalizowanych

najbliżej miejsca, w którym obecnie się znajdujemy (funkcja

„Pokaż najbliższego”). W momencie gdy czas schodzi na

dalszy plan, a najbardziej liczy się dla nas jakość świadczonych

usług, aplikacja daje nam możliwość poszukiwania według

tego właśnie kryterium (funkcja „Pokaż najlepszego”).

Możliwe jest również przeglądanie wszystkich wyników

bez stosowania jakichkolwiek dodatkowych kryteriów

wyszukiwania.

W każdym przypadku warto skorzystać z funkcji

interaktywnej mapy, dzięki czemu łatwo odnajdziemy

szukane miejsce i wyznaczymy do niego trasę dojazdu.

Inna funkcjonalność, która z pewnością przypadnie do

gustu osobom nielubiącym przepłacać, to dostęp do tysięcy

kuponów rabatowych na lokalne produkty i usługi. Dzięki

temu, oszczędzamy nie tylko czas, lecz także pieniądze. 🗺�

Page 6: e-PROFIT numer 12/2013

Felieton

Klienta można znaleźć wszędzie, można go też samemu stworzyć. Rodzi się tylko pytanie, czy czasami warto?

Zazwyczaj na naszych łamach nie wdajemy się w polemiki

z innymi felietonistami. Tym razem będzie jednak inaczej.

Nawet nie chodzi tu o polemikę, ale o pewne nawiązanie.

Nie zamierzam bowiem ukrywać, że inspiracją do napisania

tego tekstu był artykuł Wojtka Walczaka i Radka Kaczmarka

zamieszczony w serwisie „Nowy Marketing”.

Autorzy odnieśli się w nim do marketingowej wartości (choć

w tym przypadku słowo „wartość” nie do końca mi pasuje)

popularnego ostatnio programu „Ekipa z Warszawy”.

Wojtek i Radek słusznie zauważają, że ten program na

pierwszy rzut oka boli i można pokusić się o stwierdzenie,

że jest gwałtem na intelekcie. Później jednak podejmują

się próby pokazania pewnej wiedzy marketingowej, która

podobno pod płaszczykiem płytkich dialogów i dość prostej

konwencji całego show, jest gdzieś tam ukryta. W efekcie

autorzy dochodzą do wniosku, że stacja MTV pokazująca

polską wersję programu (tak tak, jeśli ktoś nie wie, warto

w tym miejscu wspomnieć, że podobnie jak wiele innych

„naszych” ulubionych seriali czy programów rozrywkowych,

jest jedynie polskimi wersjami zagranicznych licencji –

najczęściej amerykańskich) spełnia swego rodzaju misję

społeczną zarezerwowaną dla TVP gdyż (…) Pokazuje nam

prawdziwe życie tysięcy prawdziwych młodych Polaków.

Czy aby na pewno? Czy rzeczywiście poziom dzisiejszych

młodych ludzi w niczym nie przewyższa tego, co reprezentuje

sobą Ekipa z Warszawy? W moim odczuciu tak postawiona

teza może być dla wielu osób obraźliwa. Dalej Wojtek i Radek

twierdzą, że to program dla nas, dla marketingowców, bo

pokazuje nam grupę docelową dla marek alkoholów czy

kosmetyków. Pewnie po części mają rację, zapewne znajdą

się miłośnicy napojów wyskokowych reklamowanych

hasłem pijemy do dna krejzolki. Tyle tylko że czytając ten

tekst, zadałem sobie pytanie o społeczną odpowiedzialność

biznesu, i nie mówię tu teraz o przekazywaniu kwot

finansowych na szczytne cele. Po prostu myślę, czy to nie

jest przypadkiem tak, że przez tego typu programy sami

tworzymy pewną rzeczywistość? Nikt przecież nie ma

wątpliwości, że uczestnicy tego programu to starannie

wyselekcjonowana pod względem cech psychologicznych

i społecznych grupa. A skoro potrzeba było specjalistów,

by ich znaleźć, oznacza to, że nie są oni w żadnym stopniu

niczyim reprezentantem, a jedynie produktem (przepraszam,

że używam tego słowa w kontekście ludzkim), wytworem

medialnej maszynki do robienia pieniędzy. Nie jest to więc

zatem grupa docelowa, która już istnieje, jest to grupa

docelowa, którą takie programy mają wykreować. Grupa na

maksa konsumpcyjna, nieskalana myśleniem o wyższych

wartościach, niemyśląca w perspektywie dłuższej niż kolejna

impreza. Z marketingowego punktu widzenia świetny klient.

Bądźmy inteligentniMarek Dornowski

© a

gnad

evi -

Fot

olia

.com

Page 7: e-PROFIT numer 12/2013

© S

yda

Prod

ucti

ons

- Fo

toli

a.co

m

7e-profit

Felieton

Dekalog zakupów onlinePaweł Lipiec

A przecież można inaczej, można spokojnie z kubkiem

ciepłej herbaty w dłoni, z dostawą do domu (lub pobliskiego

paczkomatu). Bez tego całego zamieszania i stresu.

Nie, to nie prawda, że zakupy w sieci są ryzykowne.

Jasne, krążą różne mity dotyczące wysyłania cegieł zamiast

zamówionego towaru, ale szczerze mówiąc, nie znam

nikogo, kto by znał kogoś, kto tę mityczną cegłę dostał.

Dekalog zakupów online

1. Patrz, gdzie kupujesz

Przede wszystkim sprawdzamy sprzedawcę, czyli szukamy

na stronie regulaminu oraz danych rejestrowych firmy.

Najczęściej taki sklep prowadzony będzie w ramach

działalności gospodarczej, a więc powinien posiadać NIP

i adres siedziby firmy – to absolutne minimum. Przedsiębiorca

nie ma obowiązku posługiwać się numerem REGON, który

Przywiązany do marek, do tego, co modne i przyzwyczajony

do zmian w tej modzie, które wprowadzimy każdorazowo

kampanią nowego produktu czy usługi. Idealnie, co?

Dlaczego więc się czepiam? Kiedyś ktoś opowiedział mi

przykład o tym, czym jest inteligencja. Powiedział, że

inteligencja to zdolność przewidywania konsekwencji

pewnych czynów. Podał taki oto przykład. Była wczesna

wiosna. Jasiu tak samo jak każdego dnia od trzech miesięcy

wszedł sobie na jezioro. Nie zwracał uwagi na to, że

temperatura, która od kilku dni znacznie się podniosła

sprawiła, że warstwa lodu stopniała. Biedny Jasiu wpadł

na środku jeziora do wody i się utopił. Jaki z tego morał?

Jasiu był niewystarczjąco inteligentny. Można powiedzieć:

naturalna selekcja głupich. Brzmi zabawnie? Owszem, tylko

to przestaje być zabawne, gdy tym głupim masz się okazać

ty lub ktoś z twoich bliskich. Jeśli zatem dziś przyjmiemy

postawę eksploracji marketingowej poprzez tworzenie

konsumenta nieodbiegającego poziomem od fanów Ekipy,

nie dziwmy się, że jutro inni marketingowcy będą dokonywać

takiej samej eksploracji na naszych dzieciach. W tym

momencie przypomina mi się scena z filmu Uprowadzona.

Handlarz kobietami zwraca się do głównego bohatera,

któremu uprowadził i sprzedał córkę, słowami: Proszę

zrozum, to był tylko biznes. To nic osobistego. Bądźmy

inteligentni, byśmy nigdy nikomu nie musieli się w podobny

sposób tłumaczyć. Podobno życie to nie film, ale w życiu

takie tłumaczenie, podobnie jak i we wspomnianym filmie,

mogłoby nie skończyć się dla nas najlepiej. 🗺

Zanim nadejdzie cudowny czas wytchnienia i świątecznego odpoczynku, czeka nas jeszcze szał zakupów. Bieganie po sklepach, wycieczki od jednego centrum handlowego do drugiego, kolejki przy kasach, wyścigi do półek, przepychanki w wąskich alejkach i cały ten „urok” okresu przedświątecznego.

Page 8: e-PROFIT numer 12/2013

8 e-profit

Felieton

służy jedynie do celów statystycznych, jednak nawyk

z dawnych lat pozostał i wielu przedsiębiorców podaje

również ten numer.

Na stronie http://www.stat.gov.pl/regon/ możemy

sprawdzić, jaka firma widnieje pod wybranym NIP lub

REGON-em. Te rejestry pozwolą nam również zweryfikować,

czy siedziba firmy podana na stronie pokrywa się z tą

w oficjalnych zgłoszeniach do odpowiednich urzędów.

Jeśli obudzicie w sobie instynkt detektywa, można jeszcze

zweryfikować zapisy w Centralnej Ewidencji i Informacji

o Działalności Gospodarczej. Na stronie Firma.gov.pl

odnajdujemy wyszukiwarkę (http://goo.gl/HIUMF) i tu już

mamy duże pole do popisu. Wystarczy podać tylko część

danych, aby odnaleźć odpowiedni wpis do działalności,

a to pomoże zweryfikować chociażby zakres działalności.

2. SSL to podstawa

Każdy sklep powinien posiadać certyfikat SSL. Aby nie

zagłębiać się specjalnie w kwestie techniczne, z perspektywy

kupującego oznacza to tyle, że jest bezpiecznie. Dane, jakie

podajemy w formularzach na stronach sklepu, są bezpiecznie

przesyłane między przeglądarką a serwerem. Strony

posiadające certyfikat SSL łatwo rozpoznać: w pasku adresu

pojawia się zielone tło, a na nim kłódka i nazwa serwisu.

Skoro już jesteśmy przy bezpieczeństwie to warto też

wspomnieć o używaniu bezpiecznych haseł. Wiem, że fajnie

jest mieć łatwe do zapamiętania hasło, zwłaszcza jeśli do

danego sklepu nie logujesz się każdego dnia. Bądźmy jednak

szczerzy – ostatecznie nawet procedura przypomnienie czy

zresetowania hasła trwa raptem 30 sekund! W najgorszym

wypadku dołożycie te 30 sekund w fotelu z ciepłą herbatą.

Internet zna odpowiedzi na wszystkie pytania – również

na to, czy hasło, którego chcesz użyć jest wystarczająco

skomplikowane. Google dostarcza długą listę narzędzi do

weryfikacji haseł (http://goo.gl/NY7HmX).

3. Kupuj z domu (nie z kawiarenki) + antywirus

Kolejna sprawa to komputer, za pomocą którego robimy

zakupy. Najlepiej, aby był to twój osobisty sprzęt (komputer,

tablet, telefon). Wykorzystywanie do zakupów komputera

w kawiarence nie jest bezpieczne. Przecież nawet nie

wiadomo, jakie oprogramowanie jest na nim zainstalowane.

Korzystanie z otwartej sieci WiFi w Twojej ulubionej kawiarni

również nie jest dobrym pomysłem.

4. Zwracaj uwagę na adres WWW i mailingi

Wchodząc na stronę sklepu, zwracaj uwagę na adres.

W szczególności na to, czy jest to faktycznie adres

wybranego sklepu, czy jedynie strona wyglądająca bardzo

podobnie. Jedną z popularniejszych metod, jakie stosują

oszuści, jest podszywanie się pod istniejące już sklepy.

Nie jest to trudne do rozpoznania, ponieważ działanie to

bazuje na nieuwadze potencjalnych klientów. Adres strony

może wyglądać bardzo podobnie, ale nie ma możliwości,

aby był identyczny. Dlatego uczulam, aby ostrożnie

podchodzić do mailingów z super promocją, na które się nie

zapisywaliście, aby patrzeć i uważać, w co klikacie w takich

mailach z ofertą, gdyż to są najczęstsze punkty zapalne.

5. Czytaj regulaminy

Wiem, wiem – nikt nie czyta. Ja też często mam problem, by

przez nie przebrnąć. I wszystko jest OK, jeśli nie ma żadnych

problemów z zakupem. Regulamin warto przeczytać

chociażby w celu zapoznania się z polityką zwrotów

i reklamacji, ponieważ kupując w sklepie internetowym,

mamy więcej praw i jesteśmy jako konsumenci mocniej

chronieni niż przy zakupach tradycyjnych. O zwrotach

powiem jeszcze kilka słów na końcu.

6. Patrz, jak płacisz – agent rozliczeniowy

Kiedy mamy już skompletowany koszyk, przechodzimy

do płatności. I tu znowu warto zwrócić uwagę na kilka

elementarnych zasad dotyczących płatności online.

Po pierwsze – najczęściej płatność w sklepie będzie się

odbywała z wykorzystaniem jednej z firm udostępniających

mechanizmy płatności online. Warto zwrócić uwagę, czy są

to firmy mające status agenta rozliczeniowego, ponieważ

zapewnia to swoistą gwarancję wiarygodności takiego

pośredniaka. Dobrym pomysłem jest też specjalna karta

płatnicza, której używamy za każdym razem, gdy kupujemy

Page 9: e-PROFIT numer 12/2013

9e-profit

Felieton

coś online. Tym, którzy boją się wycieku danych, a co za tym

idzie środków z głównego konta, proponuję założenie karty

pre-paid. Z takiej karty można wypłacić tylko tyle środków, ile

wcześniej na nią wpłaciliśmy – nie ma możliwości zrobienia

debetu. Choć osobiście uważam, że bankowość elektroniczna

jest wystarczająco bezpieczna.

7. Bądź sceptyczny – uważaj na okazje

Uważaj na okazje. Wyjątkowo atrakcyjna cena praktycznie

zawsze kryje za sobą jakąś pułapkę. Mega zniżki i super

promocje to jedna z ulubionych technik naciągaczy. Jeśli

cena przedmiotu znacznie odbiega od rynkowej, możesz

z czystym sumieniem podejrzewać, że to podróbka lub

egzemplarz wadliwy. Lepiej zapłacić 5, 10 czy 50 zł więcej,

ale mieć pewność, że wiesz, co kupujesz. To zupełnie jak przy

tradycyjnych zakupach – przecież nie wierzymy człowiekowi,

który na przydrożnym bazarku wciska „oryginalne Rolexy”

za 300 zł, prawda? Dlaczego mielibyśmy mu wierzyć online?

8. Sprawdzaj koszty dostawy i inne opłaty

Zanim złożysz zamówienie, sprawdź termin i koszty dostawy.

Warto też przy okazji zwrócić uwagę na dostępność danego

towaru. Jest to o tyle istotne, że często robiąc zakupy online,

klientowi wydaje się, że paczka dotrze jeszcze tego samego

dnia lub ostatecznie drugiego dnia rano (nawet jeśli zakup

został dokonany tuż przed północą). Konieczność samego

pakowania i dowiezienia przesyłki to jeszcze nic, przecież

niejednokrotnie zdarzają się zamówienia, które lecą do nas

z USA lub Azji. Najczęściej informacja o planowanym terminie

dostawy jest widoczna na karcie produktu lub w najgorszym

wypadku w podsumowaniu koszyka. Trzeba jedynie zwrócić

na nią uwagę. Dłuższy termin dostawy nie zawsze jest

problemem, ale jeśli zamawiasz prezent na jutrzejszą

rocznicę ślubu, a on przychodzi 2 tygodnie później…?

9. Zbieraj paragony

W pudełeczko, w klaser, w aplikacji (http://goo.gl/wW4vd7)...

Jak Ci wygodnie. Ale zbieraj! Paragon jest podstawą do

ewentualnej reklamacji czy zwrotu towaru. Paragon jest

najłatwiejszym do przedstawienia dowodem zakupu, który

jest konieczny w sytuacjach, kiedy z zamówieniem coś

jednak nie gra. Oczywiście równie dobrym dowodem zakupu

może być wyciąg z konta, potwierdzenie przelewu czy

płatności kartą, jednak z paragonem jest zwyczajnie łatwiej.

Zwłaszcza, że są dostępne na rynku aplikacje mobilne

pozwalające na łatwe katalogowanie tych „świstków”.

10. ...i korespondencję

Raz w życiu zdarzyło mi się nie otrzymać zamówionego

towaru. Chodziło o tani zamiennik ładowarki do telefonu.

Ponieważ całość z przesyłką kosztowała jakeś 8–9 zł, nie

specjalnie przejąłem się tym, kto i jak to sprzedaje. Kupiłem

od kompletnie niewiarygodnego sprzedawcy i... towar nigdy

nie został wysłany. Machnąłbym ręką zapewne, gdyby nie

fakt, że odnalazłem w sieci inne osoby oszukane przez

tego samego sprzedawcę, które namawiały do zgłaszania

każdego przypadku na policję. Zrobiłem to mailowo, żeby nie

tracić czasu na walkę o te kilka złotych. Za jakiś czas przyszło

wezwanie na pobliską komendę policji w charakterze świadka

i wtedy okazało się, że przydatne jest wszystko: od loginu

z Allegro, przez korespondencję właśnie po adresy IP, z jakich

się łączyłem, dokonując zakupu. Szczęśliwie odnalazłem całą

korespondencję – również tę jej część, na którą odpowiedzi

od sprzedawcy już nie dostawałem. Do tego doszedł wykaz

połączeń telefonicznych etc. Słowem – lepiej mieć niż nie

mieć.

Podkreślam raz jeszcze na koniec – trafiłem na jednego

oszusta, a zakupów przez internet robię bardzo dużo. Tak jak

wspomniałem, trafiłem nań w dużej mierze z własnej winy

i gapiostwa. Liczba tzw. fraudów jest stosunkowo niewielka,

za to nośna medialnie. Nie bójcie się robić zakupów online.

Są bezpieczne, szybkie i wygodne. Mitem jest również jakoby

okres przedświąteczny powodował jakieś niewyobrażalne

problemy logistyczne. Sklepy i firmy kurierskie nauczone

wieloletnim doświadczeniem zatrudniają w tym okresie

tysiące osób, aby sprawnie obsłużyć zwiększoną liczbę

transakcji.

Idźcie (do komputerów) i kupujcie! 🗺

Page 10: e-PROFIT numer 12/2013

10 e-profit

Naszym zdaniem

miesza w biznesie

Magda Smolak

Przy bardzo szybko rozwijającym się rynku sprzedaży internetowej

nie dziwi już tempo pojawiania się kolejnych sklepów internetowych,

które powstają w sieci jak grzyby po deszczu. Można wręcz pokusić

się o stwierdzenie, że nie ma niespenetrowanego obszaru przez

internet. Dociera on wszędzie, a w konsekwencji w wirtualnym

świecie możemy znaleźć dosłownie wszystko.

Bariera wejścia jest niska, co stanowi naturalną pokusę szczególnie

dla młodych firm wkraczających dopiero na rynek. Jeśli nie

wykorzystamy możliwości, jakie daje nam dziś obecność w sieci,

wyłączymy sobie dużą część potencjalnych klientów – internautów.

Mowa tu zarówno o tych, którzy godzinami przesiadują przy ekranach

i są wrażliwi na komunikaty reklamowe, jak i tych, którzy mają jasno

sprecyzowany cele zakupowe.

Page 11: e-PROFIT numer 12/2013

11e-profit

Naszym zdaniem

Co więcej obserwuje się widoczną transformację

klienta, który staje się dużo bardziej wymagający.

Oczekuje ciekawego i dodatkowo kreatywnego

„opakowania” produktu/usługi, jakie stanowi

identyfikacja wizualna, wizerunek marki

i bagaż wartości, które ze sobą niesie i z jakimi

się utożsamia. Obserwujemy globalny zwrot od

konsumpcji masowej do unikatowych, często ręcznie

wykonanych produktów oraz spersonalizowanych

usług. Coraz częściej zwracamy również uwagę na

aspekt społeczny towarzyszący kulisom działania

biznesu. Firmy konkurują wyróżniającymi się

rozwiązaniami, contentem, a przede wszystkim

innowacyjnością w podejściu do zaspokajania

potrzeb klientów.

Z początkiem października pojawiła się w obszarze

e-commerce nowa platforma sprzedażowa

o tajemniczej nazwie 100palców. Co się pod nią

kryje, jakie budzi konotacje? Nazwa sugeruje wprost

wartości związane z profilem swojej działalności.

Pomysłodawcy chcieli podkreślić niefabryczność

i jednostkowość produktów znajdujących się

w ofercie, ich oryginalność oraz ludzki aspekt,

ponieważ produkty to unikalne wyroby handmade

wytwarzane przez osoby z pasją. Te umiejętności

są często przekazywane z pokolenia na pokolenie

i pielęgnują tradycję zawodów, które zostały

wyparte w dużej mierze przez automatyzację

produkcji i rynek dóbr masowych.

Page 12: e-PROFIT numer 12/2013

12 e-profit

Naszym zdaniem

100palców to marka designerskich produktów

rękodzielniczych, co więcej wytwarzanych przez 14

kreatywnych pięćdziesięciolatków. Wśród produktów

oferowanych przez sklep www.100palcow.com

znajdziemy m.in. piękne lampy z odzyskanego papieru,

designerskie legowiska dla psów czy meble z tektury,

są też produkty upcyclingowe, eko i artystyczna biżuteria.

Powstanie 100palców jest wynikiem innowacyjnego

projektu Pomorska Fabryka Designu realizowanego

przez Inkubator Starter we współpracy z Powiatowym

Urzędem Pracy w Gdańsku. Jego uczestnicy przeszli

kilkumiesięczny cykl kompleksowych szkoleń z zakresu

marketingu i sprzedaży, otrzymali doradztwo biznesowe

wraz z wszechstronnym wsparciem na etapie zakładania

działalności gospodarczej w branży kreatywnej oraz jej

prowadzenia. Sklep agreguje 14 marek. Na jego stronie

znajdziemy odrębny profil każdego twórcy. Ich historię

prezentujemy przez pryzmat procesu twórczego, w którym

powstają wyroby. Platforma ma możliwość filtrowania

produktów po kategoriach i po poszczególnych twórcach.

Page 13: e-PROFIT numer 12/2013

13e-profit

Naszym zdaniem

Celem projektu jest stworzenie modelu

aktywizacji zawodowej dla tej grupy wiekowej

zagrożonej wysokim bezrobociem. Środkiem jego

realizacji jest sklep internetowy, w którym osoby

współtworzące markę 100palców – kreatywni

pięćdziesięciolatkowie – prezentują dorobek

artystyczny oraz sprzedaż wyrobów handmade.

Marka 100palców jest obecna także w offlinie,

posiada Pop-up store (zaprojektowany przez znaną

trójmiejską grupę projektową Tabanda), który do 23

grudnia stacjonował w Galerii Bałtyckiej.

100palców można było spotkać również w strefie

„Senior w akcji” na 8 edycji Przetworów – rezydencja

twórczego recyclingu w Soho Factory w Warszawie.

Trzy osoby z ekipy 100palców wzięły udział

w warsztatach międzypokoleniowych z artystami.

W trakcie trwania Przetworów można było na

żywo zobaczyć, jak współpracują z designerami,

przemieniając w procesie twórczym stare w nowe.

W tej samej strefie znajdowało się stoisko

sprzedażowe 100palców z licznymi designerskimi

produktami i można było spotkać się z siłą

napędową 100palców – inicjatorkami projektu

z Inkubatora Starter, usłyszeć o inicjatywie i planach

na przyszłość. A planów jest wiele, więcej pod

adresem: https://www.facebook.com/100palcow. 🗺�

Page 14: e-PROFIT numer 12/2013

14 e-profit

Naszym zdaniem

Dlaczego warto być mobile?Marek Dornowski

Początkowo chcieliśmy zatytułować ten tekst: Czy warto być mobile? Gdy jednak zapoznaliśmy się z tymi wszystkimi faktami na temat rynku mobile, które chcemy Wam przedstawić, zauważyliśmy, że tak postawione pytanie, okazałoby się po prostu retorycznie śmieszne. A zatem co przekonało nas do stwierdzenia, że lekceważenie kanału mobilnego to dla nowoczesnych firm droga do biznesowego samobójstwa?

Komórka czy szczoteczkaZacznijmy od prostego pytania: kto z Was nie ma telefonu

komórkowego? No dobrze, to może inaczej, kto z Was nie ma

szczoteczki do zębów? Myślicie, że to głupie pytanie? To tylko

pozory. Na świecie żyje prawie 7 mld ludzi. Około 4 mld ma

dostęp do telefonów komórkowych. Do szczoteczki do zębów

„jedynie” 3,5 mld. Teoretycznie więc łatwiej jest znaleźć

osobę z komórką i bez szczoteczki do zębów niż na odwrót.

Oczywiście jest wiele krajów (w tym również Polska), gdzie

poziom nasycenia rynku wynosi ponad 100%, co oznacza, że

część z nas ma więcej niż jedną komórkę, niemniej jednak takie

porównanie daje nam pewien obraz miejsca rozwoju mobile,

w którym jesteśmy obecnie. No dobrze, ale przecież mobile

dziś to przede wszystkim dostęp do sieci internet, a nie telefon,

którego możemy używać bez bezpośredniego połączenia do

© J

ulie

n Ei

chin

ger

- Fo

toli

a.co

m

Page 15: e-PROFIT numer 12/2013

15e-profit

Naszym zdaniem

Dlaczego warto być mobile?

gniazdka. Według szacunków ekspertów mijający rok miał

być tym przełomowym, w którym liczba urządzeń mobilnych

z dostępem do internetu przewyższy liczbę takowych PC.

Hans Vestberg, CEO Ericsson, zauważył, że obecnie mamy

do czynienia na świecie z sytuacją, w której w ciągu minuty

aktywowanych jest więcej urządzeń mobile, niż rodzi się

dzieci.

Tymczasem w PolscePrzyjmijmy na potrzeby tego tekstu, że za mobile uznamy

tylko smartfony. Jeśli tak postawimy sprawę, okaże się, że

18% Polaków deklaruje się jako mobile. W rzeczywistości

jednak smartfony posiada ponad 30%. Część z nas nawet nie

ma świadomości potencjału i możliwości urządzenia, które

nosi codziennie przy sobie.

Gdybyśmy mieli odpowiedzieć na pytanie, kim jest właściciel

smartfonu w Polsce, to przeważnie jest to mężczyzna

(53%) w przedziale wiekowym od 20–39 lat i mieszkający

w mieście (choć spora część smartfonowców mieszka

także na wsi). Te dane szybko się jednak zmienią. Już

teraz 95% oferty operatorów to słuchawki typu smartfon.

Dotarliśmy do szacunków, zakładających, że do końca 2015

r. smartfonowcem będzie już 60% z nas.

Smartfon lepszy niż seks?Wyszliście kiedyś z domu bez telefonu? Przypomnijcie

sobie, jak się wówczas czuliście. Obecnie 58% Polaków boi

się wyjść z domu bez swojego telefonu. Przeprowadzono

badanie, w którym zapytano respondentów, z czego byliby

w stanie zrezygnować na tydzień. Pytania były porównawcze

np.: wolałbyś zrezygnować ze swojego smartfona czy

z picia kawy? Wyniki mogą być zaskakujące. Otóż 70% z nas

bez problemu odstawiłoby alkohol, 63% byłoby w stanie

nawet zrezygnować ze słodyczy, natomiast 33% (co po części

tłumaczy stosunkowo niski przyrost naturalny) byłoby

w stanie zrezygnować z seksu.

Obalamy mityDziennie statystyczny Polak patrzy na swój telefon 150 razy.

I w tym miejscu warto obalić pewne mity. Mit numer 1.

Telefonu typu smart używamy najczęściej w domu (97%),

pracy (74%) czy podczas zakupów (66%). Wbrew pozorom nie są

to wyłącznie wejścia w poszukiwaniu rozrywki na Facebooku.

Otóż 45% to poszukiwanie informacji w wyszukiwarkach,

podczas gdy YouTube stanowi „jedynie” 21%, a Facebook 33%.

Gdy liczy się sprzedażUżytkownik mobilny to również użytkownik kupujący. 9/10

wyszukiwań mobilnych kończy się dalszym działaniem, zaś

połowa z tego prowadzi do zakupu. Szybsza jest również

reakcja. 70% poszukiwań mobile prowadzi do dalszych

działań w ciągu godziny. W przypadku laptopów i PV na

taki wynik należałoby czekać miesiąc. Z danych, do których

dotarł e-PROFIT, wynika, że już 20% posiadających w Polsce

smartfona dokonało za jego pomocą zakupu.

Danych liczbowych można by przedstawiać oczywiście

więcej. Nie ma więc wątpliwości, że idzie era mobile, tak jak

górale nie mają wątpliwości, że idzie zima. Może się spóźnia,

może idzie wolniej niż myśleliśmy, ale w końcu przyjdzie.

Zawsze przychodzi. 🗺

Okiem specjalisty

Monika MikowskaAutorka bloga jestem.mobi,

współwłaścicielka studia projektowego

Mobeedick.com

Życzyłabym sobie, abyśmy do tematu rozwiązań mobilnych

zaczęli podchodzić nie od strony urządzeń mobilnych, systemów

operacyjnych, technologii mobilnych, tylko kontekstu ich użycia

i rzeczywistego korzystania. Abyśmy nie gloryfikowali mobile,

a mobility. Mobilność to już konieczność. Mobilność to dzisiejszy

styl życia. Nie ma znaczenia, kto jakiego używa sprzętu, tylko

jakie potrzeby i w jaki sposób może dzięki niemu załatwić. Liczy

się content, cel i czas (niniejszym do mojej zasady 3P, mogę dodać

zasadę 3C). Content ma wędrować swobodnie za użytkownikiem,

niezależnie od urządzenia, z którego korzysta. Mobilny

konsument swój cel chce zrealizować tu i teraz, jak najszybciej,

jak najwygodniej, wkładając w to jak najmniejszy wysiłek.

Może zacząć, kontynuować i zakończyć realizację swojego celu

w dowolnym kanale, przemieszczając się między nimi. Marki,

które chcą korzystać z potencjału mobilności, powinny być tego

świadome.

© J

ulie

n Ei

chin

ger

- Fo

toli

a.co

m

Page 16: e-PROFIT numer 12/2013

16 e-profit

Wywiad numeru

Czy na inwestycji

© p

ress

mas

ter

- Fo

toli

a.co

m

w mobilemożna zarobić?

Page 17: e-PROFIT numer 12/2013

17e-profit

Wywiad numeru

Rozmawia Marek Dornowski

Słowo mobile robi ostatnio zawrotną karierę. Nic dziwnego, na 6,8 mld ludzi aż 4 mld to osoby z dostępem do narzędzi mobilnych. Dla porównania ze szczoteczki do zębów korzysta „tylko” 3,5 mld osób. W Polsce świadomość rynku mobile nie jest jeszcze na najwyższym poziomie. Na 31% osób, których komórki są de facto smartfonami jedynie 18% jest tego świadomych i deklaruje, że posiada smartfona. Oznacza to, że aż 13% użytkowników smartfonów nie ma pojęcia, że ich używa.

Czy zatem da się zarabiać, inwestując w firmy, których głównym produktem jest aplikacja. Postanowiliśmy zadać to pytanie Stefanowi Batoremu – prezesowi zarządu iTaxi.pl Sp. z o.o.

Polacy nie chcą płacić za aplikacje mobilne. To teza, która

według Pana jest oczywista, czy też dysponuje Pan danymi

mogącymi ją obalić?

Stefan Batoryprezes zarządu iTaxi Sp. z o.o.

W większości przypadków ta teza

jest jak najbardziej prawdziwa.

Wszystko jednak zależy od aplikacji.

Za większość aplikacji Polacy,

ale nie tylko, bo podobnie jest

na zachodzie, po prostu nie chcą płacić. To będzie się

zmieniać. Możemy tu przywołać przykład internetu.

Kilka lat temu wszyscy oczekiwali, że dostęp do treści

będzie darmowy, a teraz ludzie coraz chętniej płacą za

subskrybowane treści. Oczywiście pod warunkiem, że są one

wartościowe. Internet w pewnym sensie przeciera szlaki.

Większość aplikacji jest udostępnianych za darmo, ale te

najbardziej wartościowe są pobierane odpłatnie i jest kilka

firm, które potrafią zarobić w ten sposób naprawdę duże

pieniądze.

Skoro więc mamy rynek, na którym chcemy komuś sprzedać

produkt, a jako sprzedaż rozumiemy to, że będzie on z niego

korzystał za darmo, to gdzie w tym modelu biznesowym

jest miejsce na zysk?

Nasz model biznesowy jest bardzo prosty. Działamy

w nowym sektorze, który nazywa się lead generation, czyli

generowanie lidów. My generujemy lidy taksówkarzom

i w zamian za te lidy płacą nam taksówkarze, a nie

użytkownicy aplikacji. W naszym przypadku ważne jest to,

że my generujemy kierowcom zlecenia, a oni rozliczają się

z nami na podstawie prowizji od przejazdu. Jest to typowy

przykład tak zwanego marketingu efektywnościowego.

Moje wcześniejsze pytanie jest takim nawiązaniem do firmy,

której Pan prezesuje. Skoro inwestorem w iTaxi jest Łukasz

Wejchert to moja intuicja podpowiada mi „ten człowiek

nie inwestowałby w coś, na czym nie da się zarobić”.

A zatem jak zarabiać na „darmowym produkcie”?

Nasza aplikacja jest darmowa, ale produkt – a raczej

usługa w postaci przejazdu taksówką – jest już płatna.

Zamawianie taksówek poprzez wykonanie połączenia

z centralą taksówkarską jest bezpłatne, więc nasza aplikacja

również jest darmowa. Zysk generowany jest z prowizji od

przejazdu. Nie zarabiamy również na reklamach, które nie są

dostępne w naszej aplikacji. Nie pobieramy też innych opłat

od kierowców. Cały zysk pochodzi z prowizji.

Gdyby mnie, jako inwestorowi, ktoś przedstawił możliwość

inwestycji w spółkę, której produktem jest aplikacja

mobilna, bałbym się. Przede wszystkim naszej mentalności.

Tego, że jeszcze nie jesteśmy gotowi, by masowo korzystać

z aplikacji.

Page 18: e-PROFIT numer 12/2013

18 e-profit

Wywiad numeru

Faktycznie jeszcze jest tak, że nie wszyscy Polacy są

przygotowani do używania aplikacji mobilnych. Penetracja

smartfonów z miesiąca na miesiąc jednak rośnie. Ponadto,

coraz więcej posiadaczy smartfonów zaczyna wykorzystywać

w pełni ich funkcjonalności. Ten trend widać już wyraźnie

w Stanach Zjednoczonych, gdzie aplikacje mobilne stały się

permanentną częścią życia. Dobrym przykładem jest to, co

się działo z internetem 10–12 lat temu. Powoli oswajaliśmy

się z tym zwierzęciem, a dziś nie wyobrażamy sobie bez

niego życia. Kupujemy przez internet, kontaktujemy się ze

znajomymi i wykonujemy dużo codziennych czynności za

jego pośrednictwem, nawet o tym nie myśląc. W przypadku

aplikacji mobilnych jesteśmy w tym miejscu, w którym

byliśmy 10 lat temu w przypadku z internetem.

Jestem zdania, że wzrost użytkowania aplikacji będzie

w najbliższych 20–24 miesiącach wręcz lawinowy. Inwestorzy

nie boją się rynku mobilnego. Jest to na tyle ugruntowany

trend, że nikt nie zadaje sobie już pytania, czy rynek mobilny

jest przyszłościowy czy też nie. Poza tym mamy już na

rynku przykłady aplikacji, które osiągnęły ogromny sukces

i popularność, jak chociażby Yanosik.

Yanosik, jest swego rodzaju wyjątkiem, ale według mnie

i jego model biznesowy będzie się zmieniał. Nie uważa

Pan?

Yanosik jest niewątpliwie wyjątkiem, a jego model

biznesowy permanentnie ewoluuje. Wszyscy, którzy działają

w internecie mobilnym nadal się uczą i każdy poszukuje

optymalnego modelu i sposobu. Zmieniają się też

przyzwyczajenia i zachowania użytkowników, a za tymi

zmianami idą zmiany zachowania reklamodawców czy

partnerów. Im aplikacja staje się bardziej popularna i posiada

coraz liczniejszą grupę użytkowników, tym jej twórcy bardziej

starają się sprostać ich wymaganiom.

Abstrahując teraz od tematu Pana aplikacji. Jeśli przyjrzymy

się rynkowi aplikacji w Stanach czy na zachodzie Europy,

to jest on w ofensywie, i jest to biznes a nie efekt

czyjegoś hobby. Jakie modele biznesowe obecnie

funkcjonujące na zachodzie mają szansę na sprawdzenie

się w Polsce?

Myślę, że te modele będą się dobrze przyjmowały. Rynek

zachodni jest trochę przed nami, ale nie jest to już tak ogromna

różnica, jak to było w przypadku internetu kilkanaście lat

temu. Wtedy byliśmy 3 lata za zachodem, a w przypadku

aplikacji mobilnej ten dystans jest o wiele mniejszy i wynosi

kilkanaście miesięcy. Jest już wiele przykładów aplikacji,

które przyjęły się na zachodzie i powoli rozwijają skrzydła

u nas. Podobnie jest z iTaxi, które w Polsce się rozwija,

a w Stanach na przykładzie Ubera widać, że jest to już firma,

która zarabia naprawdę poważne pieniądze. To dowód na

to, że aplikacje do zamawiania taksówek mają przed sobą

przyszłość.

Podobno w przyszłym roku planuje Pan wprowadzić na

rynek kolejną aplikację. Nie możemy zdradzać szczegółów,

ale kusi mnie, by zadać pytanie, czy nie było problemów ze

znalezieniem finansowania?

Byliśmy przekonani, że mamy dobry produkt, świetny

pomysł i porządnie napisany biznesplan. Z tego powodu nie

mieliśmy obaw, że możemy nie znaleźć inwestora. Poszło nam

to dosyć sprawnie ze względu na to, że produkt był dobrze

przygotowany i przemyślany, ponieważ pracowaliśmy nad

nim bardzo długo.

Myślę, że wielu naszych czytelników zadaje sobie pytanie,

czy to już czas, by wyjmować z szuflady projekty dotyczące

aplikacji i iść z nimi do inwestorów. Co Pan im radzi?

Oczywiście, że wyciągać z szuflad, ale ja nie szedłbym od

razu do inwestorów. Zanim pokażemy komuś nasz projekt,

musimy mieć coś więcej niż kartkę papieru. Powinniśmy

zrobić proof of concept, aby móc zaprezentować działający,

chociażby na razie w 10%, produkt.

Dziękuję za rozmowę 🗺

Page 19: e-PROFIT numer 12/2013

Zdrowych,

radosnych,

a jednocześnie

spokojnych świąt

Bożego Narodzenia,

oraz wszelkiej pomyślności

w nowym 2014 roku

życzy

redakcja

e-profit

Page 20: e-PROFIT numer 12/2013

20

Rynkowe trendy

e-profit

Zuzanna Szymańska

Najczęstsze błędy pozycjonowania

Sprawdź, czy popełniasz błędy przy pozycjonowaniu strony! Jeżeli myślisz, że pozycjonowanie stron internetowych to prosta czynność, która nie wymaga szczególnej wiedzy i zajmuje mało czasu – jesteś w błędzie.

© g

poin

tstu

dio

- Fo

toli

a.co

m

Page 21: e-PROFIT numer 12/2013

Rynkowe trendy

21e-profit

1. Pozycjonowanie po frazach, które nie występują na stronie

PRZYKŁAD: Hotel znajdujący się na obrzeżach miasta próbuje

pozycjonować swoją stronę WWW po frazie „nocleg

warszawa centrum”, ponieważ jest to słowo częściej

wyszukiwane w Google niż „nocleg pod warszawą”.

Pozycjonowanie strony według często wyszukiwanych

fraz, mimo że nie występują w ich witrynach, to pierwszy

błąd, dość powszechnie popełniany przez przedsiębiorców

próbujących swoich sił w SEO. Nie biorą pod uwagę faktu,

że nawet gdy klient trafi w ten sposób na stronę, nie

zdecyduje się na wykupienie oferty, ponieważ nie będzie

dostosowana do jego potrzeb i oczekiwań. Zaznaczmy, że

wykorzystywanie w pozycjonowaniu słów niezgodnych

z treścią danej witryny jest działaniem nieetycznym, które

może skutkować całkowitą eliminacją strony z wyników

wyszukiwania.

2. Skupianie się na próbach generowania dużego ruchu

PRZYKŁAD: Właściciel warsztatu samochodowego

pozycjonuje swoją stronę po frazie „naprawa aut”,

ponieważ jest to bardziej uniwersalne słowo niż „naprawa

aut śródmieście wrocław”.

Błędem jest skupianie się na bardzo ogólnych hasłach,

tylko dlatego że generują duży ruch na stronie. Trzeba

bazować na frazach o większym stopniu szczegółowości.

Takich, które będą wpisywane przez potencjalnych

klientów. Im konkretniejsze słowa wybierzemy, tym lepiej.

Pamiętajmy, że zbyt ogólnikowe sformułowania są nie

tylko trudne do wypozycjonowania, lecz także stosunkowo

drogie. Takie pozycjonowanie jest też pozbawione

sensu, ponieważ klient szuka konkretnych danych.

Prędzej wpisze w wyszukiwarkę hasło „naprawa aut

śródmieście wrocław” (czyli miejsce, w którym znajduje

się przykładowy warsztat) niż ogólne typu „naprawa

aut”. Nawet, jeżeli „naprawa aut” sprawi, że na stronie

pojawi się większy ruch, nie będzie to ruch generowany

przez osoby, które faktycznie skorzystają z danej oferty.

3.Planowanie strony pod Google, a nie pod klienta

PRZYKŁAD: Przedsiębiorca uzupełnia stronę o słowa kluczowe,

nie dbając o estetykę witryny, która staje się nieczytelna,

a przez to – rzadziej odwiedzana i rekomendowana w sieci.

Witryna powinna być atrakcyjna przede wszystkim dla

odwiedzających, szczególnie że Google pozytywnie odbiera

ruch na stronie, windując w górę taki serwis. Jeżeli strona

będzie ciekawa pod kątem treści, zawarte w niej teksty

będą interesujące oraz unikalne, klienci będą chętniej

zaglądać do witryny i polecać ją na zewnątrz. – W czasach,

kiedy firm SEO na rynku nie brakuje, wygrywają ci, którzy

są w stanie skutecznie świadczyć usługę pod względem

technicznym, ale też zapewniają odpowiednie doradztwo.

Firmy wybierają dostawców podpowiadających najlepsze

frazy, rzeczywiście mające sens biznesowy dla właściciela

strony. W pracy nad pozycjonowaniem niezbędne jest

zrozumienie, jak działa biznes klienta, a nie tylko biegłość

w realizacji wytycznych Google. Takie podejście to jedna

z najważniejszych różnic między wiarygodnymi firmami

SEO, a tymi, których lepiej unikać – mówi Jakub Dwernicki,

prezes poznańskiej spółki Ogicom, właściciela marki Blink.pl.

Przedsiębiorcy samodzielnie pozycjonujący swoje strony

WWW muszą mieć świadomość, że każdy błąd to ryzyko

spadku pozycji w wyszukiwarce, w skrajnych przypadkach –

całkowitej eliminacji witryny z wyników wyszukiwania. SEO

to niełatwa dziedzina, a samo pozycjonowanie wymaga

nakładu pracy, czasu i cierpliwości. Na pewno to jednak

inwestycja, która się opłaca, dzięki której stajemy się

widoczni w sieci i zyskujemy drogę dotarcia do nowych,

potencjalnych klientów. 🗺

Musisz wiedzieć, że nieprzemyślane działanie nie tylko nie podniesie widoczności witryny w wyszukiwarce, lecz także może doprowadzić do spadku jej pozycji w Google. O wskazanie trzech najczęstszych błędów w myśleniu o SEO poprosiliśmy Artura Pajkerta z Blink.pl. Oto czego się dowiedzieliśmy.

© g

poin

tstu

dio

- Fo

toli

a.co

m

Page 22: e-PROFIT numer 12/2013

22 e-profit

Rynkowe trendy

Wyśpij się w 2 godziny

Marek Dornowski

Pamiętacie jeszcze piosenkę Budki Suflera Młode lwy? Każdy wiedział, że świat będzie nasz

(…) szkoda czasu nam było na sen. Wygląda na to, że po latach artystyczna wersja utworu

doczeka się swojego potwierdzenia w rzeczywistości. Wszystko za sprawą specjalnej maski,

która sprawi, że będziemy w stanie wyspać się w… 2 godziny.

NeuroOn, bo o tym mowa, to specjalna maska, której

zadaniem jest zmiana sposobu, w jaki śpimy. Większość

z nas potrzebuje ok. 7 godzin nieprzerwanego snu na dobę.

Twórcy NeuroOn twierdzą, że ich wynalazek sprawi, że ten

czas skróci się do 2 godzin. Całość założeń technologicznych

jest dość skomplikowana. W największym skrócie urządzenie

ma na celu zamianę naszego snu z monocyklicznego na

policykliczny.

Maska odgrywa również rolę swego rodzaju budzika. Różnica

polega jednak na tym, iż nie budzi on nas o określonej

godzinie, lecz w momencie, gdy nasz mózg (urządzenie

bada fale mózgowe) znajduje się w fazie snu płytkiego.

To bardzo istotne, gdyż to właśnie moment, w którym się

budzimy decyduje o tym, jakie jest nasze samopoczucie i

czy czujemy się wyspani. Wiadomo, że sen człowieka składa

się z kilku faz. Wybudzenie podczas fazy snu głębokiego

powoduje najbardziej negatywne skutki dla naszej formy.

Wybudzenie w fazie snu płytkiego sprawia, że czujemy się

wypoczęci.

Prace nad NeuroOn rozpoczęły się dopiero w marcu tego

roku. Pomysłodawcą i producentem jest zarządzana przez

Polaków firma Intelclinic. Po tym jak polscy przedsiębiorcy

ogłosili, że mają już prototyp urządzenia i potrzebują

wsparcia finansowego do masowej produkcji w kwocie 100

tys. dol. społeczność Kickstarter zebrała potrzebną sumę

w… niecałe 24 godziny.

NeuroOn ma kosztować 225 dol. i nie mamy żadnych

wątpliwości, że jeśli odpowiedź na podstawowe pytanie:

czy to działa, okaże się pozytywna, to nie będzie miał

problemów ze znalezieniem nabywców. W końcu czas to

pieniądz. 🗺

© WavebreakMediaMicro - Fotolia.com

Page 23: e-PROFIT numer 12/2013

23e-profit

Rynkowe trendy

Zakupowy impuls – czy kupujesz bez zastanowienia?

Anna Osińska

Coraz częściej kupujemy pod wpływem chwili wynika z analizy przygotowanej

przez serwis KodyRabatowe.pl. Okazuje się, że nawet 2/3 z nas kupuje produkt

zaraz po wejściu na dany serwis. Czy to wyłącznie kwestia emocji, czy inne

czynniki wpływają na nasze decyzje zakupowe?

© Vladimir Gerasimov - Fotolia.com

Page 24: e-PROFIT numer 12/2013

24 e-profit

Rynkowe trendy

W opracowaniu wspomnianej analizy posłużono się

badaniem zachowania klientów na podstawie transakcji

przeprowadzonych w polskich sklepach internetowych.

Za zakupy „impulsowe” uznano te, które dokonywane

były w danej sesji, czyli bezpośrednio po wejściu do

serwisu, bądź w trakcie pierwszego zalogowania w nim.

Okazało się, że ponad 60% badanych dokonywało zakupów

właśnie w ten sposób. Klienci, którzy nie dokonali

zakupów pod wpływem impulsu, średnio na decyzję

zakupową potrzebowali około 7 dni. Oczywiście łatwiej

dokonywaliśmy zakupów rzeczy drobnych i tańszych, ale

to akurat nie powinno nikogo dziwić. Zakup książki to

zdecydowanie mniejsze ryzyko nietrafnej decyzji niż dla

przykładu zakup sprzętu RTV.

Wciąż jednak pozostają dwie zasadnicze możliwości

interpretacji tych wyników. Klienci mogli zdecydować

się na zakup impulsowy, działając pod wpływem

zauważonej promocji lub też faktycznego zauroczenia

znalezionym produktem. Badania te też nie uwzględniają

wcześniejszych zachowań konsumentów, którzy mogli

przecież na innym sprzęcie wcześniej sprawdzać dany

produkt (np. podczas przerwy w pracy), a fizycznego

zakupu dokonać, wchodząc na serwis w domu. Nawet

jeśli tak było, to i tak 60% zakupów dokonywanych

impulsywnie nadal robi wrażenie.

Decyzja o zakupie danego produktu, nawet jeżeli jest

pozornie impulsowa, może być podejmowana wcześniej.

Dzieje się tak często w przypadku branży turystycznej

czy sprzętu elektronicznego. Potwierdzają to wyniki

przeprowadzonej przez nasz portal analizy zachowań

klientów sklepów internetowych – komentuje Kamil Brożek, Polish Market Manager w KodyRabatowe.pl.

– Decyzje o droższych zakupach podejmujemy dużo

ostrożniej i są one bardziej przemyślane czy uprzednio

sprawdzane. Niemniej, nawet w obu wspomnianych

branżach odsetek respondentów, na których mogła

zadziałać np. promocja internetowa – wbrew pozorom –

nie jest taki mały, jeżeli przynajmniej część badanych

z tych 29% i 39% kupiła produkt pod wpływem impulsu –

dodaje Brożek.

Za oceanem nadal rządzi cena. Według badań

przeprowadzonych na rynku amerykańskim, w roku 2012

głównymi czynnikami decydującymi o impulsowych

zakupach były promocje i rabaty, niskie ceny, darmowa

dostawa oraz możliwość bezpłatnego zwrotu kupionego

produktu. W Polsce ciągle jeszcze żyjemy w większej

obawie tego, że nawet jeśli sprzedający gwarantuje taki

bezpłatny zwrot to i tak napotyka na mur nieufności.

Zaskakujące jest natomiast to, że wbrew pozorom, opinie

innych użytkowników o danym produkcie zamieszczone

na stronie e-sklepu schodzą na dalszy plan. Podobnie

sytuacja wyglądała w przypadku programów

lojalnościowych. Czyżby zatem był to sygnał, że niektóre

narzędzia marketingowe stały się dla nas nużące?

Źródeł szybszego podejmowania decyzji zakupowych

należy szukać również w narzędziu, z którego łączymy

się z internetem. Dane jasno mówią, że coraz częściej

korzystamy z internetu mobilnego, a sukces takich

aplikacji jak premierowy produkt Arka Skuzy (SaveUp)

tylko to potwierdza. Te dane to idealny scenariusz dla firm

korzystających w swoich strategiach marketingowych

z narzędzi, jakimi są rabaty. Przecież nikt nie zabroni nam

udzielenia rabatu wyłącznie na mobilnej wersji naszej

strony.

Jednym z ciekawych przykładów jest Pizza Hut, która

w Stanach Zjednoczonych od 2009 r. umożliwia swoim

głodnym klientom zamówienie potraw bezpośrednio

przez telefon komórkowy. W ten sposób, w trzy

miesiące od wprowadzenia aplikacji na iPhone’a firma

źródło: kodyrabatowe.pl

Page 25: e-PROFIT numer 12/2013

25e-profit

Rynkowe trendy

wygenerowała dodatkowy przychód w wysokości

3 mln dol. Co ciekawe, przedstawiciel firmy nazywa

sprzedaż w kanale mobilnym najważniejszym czynnikiem

wzrostu całego biznesu w przewidywalnej przyszłości.

Można? Jeśli już decydujemy się na taki krok, warto przed

rozpoczęciem działań przeanalizować trochę wyników

badań. Otóż okazuje się, że aż 81% klientów, chcąc poznać

szczegółowe dane o produkcie, klika w jego obrazek,

a nie w nazwę produktu. Dotyczy to głównie produktów

z kategorii: obuwie, odzież, dom, ogród. Przeglądając

profesjonalnie wykonane zdjęcia ze wskazanych

kategorii produktowych, łatwiej ulegamy emocjom

i decydujemy się na błyskawiczny zakup impulsowy.

W nazwy produktów natomiast klikają internauci

szukający informacji o elektronice i sprzęcie AGD.

Konsumenci deklarują także, że chętniej dokonują

zakupów na profesjonalnych stronach internetowych. Im

lepiej pod względem graficznym i użytkowym wygląda

strona zakupowa serwisu, tym większe szanse, że więcej

klientów jej zaufa i zdecyduje się na zakupy impulsowe.

Niby banalna informacja, ale stanowić może koronny

argument w burzliwej dyskusji pomiędzy działami

marketingu i SEO. Po raz kolejny badania pokazują też,

że o równości płci możemy mówić jedynie w przypadku

równego należnego im szacunku, ale nie w przypadku

zachowań, a już na pewno nie zakupowych. Z badań

wynika, że płeć ma ogromne znaczenie w przypadku

impulsowych e-zakupów. Najczęściej na zakupy pod

wpływem impulsu decydują się kobiety w przedziale

wiekowym 45–54 (55%). Na ogół powodem są limitowane

oferty lub możliwość bezpłatnej dostawy. Mężczyźni

ulegają takim ofertom rzadziej (38%).

Wspomniana analiza dostarcza również ciekawej wiedzy

na temat kwot wydawanych na zakupy impulsowe. Przy

czym żeby nie wyciągnąć błędnych wniosków, należy

pamiętać o ich definicji i ograniczeniu badania do danych

sesji logowania. Co prawda konsumenci wciąż dokonują

zakupów impulsowych w sklepie detalicznym częściej

niż w sieci. Wydaje się jednak, że ta sytuacja może ulec

zmianie szybciej niż myślimy. Wówczas warto pamiętać,

że atrakcyjna oferta, odpowiednio sprofilowana z tanią

(lub najlepiej darmową) przesyłką może wpłynąć na

to, że klienci chętniej kupują pod wpływem impulsu.

A to może stanowić całkiem znaczącą część przychodu

twojego e-sklepu. 🗺

źródło: kodyrabatowe.pl

źródło: kodyrabatowe.pl

Page 26: e-PROFIT numer 12/2013

26 e-profit

Rynkowe trendy

© Q

iun

- Fo

toli

a.co

m

Zarabiają na 140 znakach

Sara Miotk

Czy ktoś mówił, że płace w startupach musza być niskie? Absolutnie nie, zwłaszcza gdy

ten startup pochodzi ze stanów i w ekspresowym tempie przeistacza się w medialny

koncern. Mowa oczywiście o Twitterze. Magazyn „Fortune” opublikował właśnie zarobki,

na jakie mogą liczyć pracownicy amerykańskiego eksstartupu. A może by tak wysłać CV?

Chief Executive Officer (Dick Costolo) Roczna płaca podstawowa: 200 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 11,3 mln dol.

Senior Vice President of Engineering (Christopher Fry) Roczna płaca podstawowa: 145 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 10,1 mln dol.

President of Global Revenue (Adam Bain)Roczna płaca podstawowa: 200 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 6,5 mln dol.

Director Sales Operations Roczna płaca: 192—209 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 192—209 tys. dol.

Staff Engineer Roczna płaca podstawowa: 174—186 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 52—93 tys. dol.

Senior Managing Site Reliability Engineering Roczna płaca podstawowa: 168 —182 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 168–182 tys. dol.

Business Development Roczna płaca podstawowa: 158—170 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 47—85 tys. dol.

Software Engineer Manager Roczna płaca podstawowa: 159—172 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 47—86 tys. dol.

Product Marketing Manager Roczna płaca podstawowa: 155—168 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 46—84 tys. dol.

Staff Software Engineer Roczna płaca podstawowa: 120—150 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 36—75 tys. dol.

I jak tu nie wierzyć w american dream? 🗺

W zależności czy chcielibyście aplikować na stanowisko CEO czy dla przykładu Product Marketing Managera stawki będą trochę inne, ale i tak kwoty są bardzo, ale to bardzo przyjemne.

Page 27: e-PROFIT numer 12/2013

27e-profit

Rynkowe trendy

© Q

iun

- Fo

toli

a.co

m

Zarabiają na 140 znakach

Sara Miotk

Biznesowyrycerz

Rozmawia Marek Dornowski

Czy jest wśród was ktoś, kto nigdy nie słyszał o Counter Strike? No dobrze, być może

ktoś jest kompletnie niezainteresowany grami komputerowymi, ale jesteśmy pewni,

że nie ma osoby nazywającej siebie graczem, która by się nie zetknęła z Counter Strike.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że scenariusz do tej gry napisał Polak – wielokrotny mistrz świata

w sztukach walki, a także biznesmenem z międzynarodowym doświadczeniem, wykładowca

MBA ds. negocjacji. Mamy dzisiaj zaszczyt i przyjemność rozmawiać z Pawłem Zarembą..

Foto

: Aka

dem

ia S

port

u i B

izne

su

Page 28: e-PROFIT numer 12/2013

28 e-profit

Rynkowe trendy

Proszę nam powiedzieć o genezie powstania Counter Strike.

W 1991 r. na prośbę Richarda Cotterilla – teraźniejszy szef

firmy Counter Strike Red (szkolenia specjalne i ochrona) –

napisałem scenariusz przykładowej bitwy, którą przeżyłem

osobiście w czasie mojego pobytu w Afryce. Richardowi

się to bardzo spodobało i zapytał, czy nie zrobilibyśmy

z tego gry dla wojska lub młodzieży. Odpowiedziałem, że

jestem analogowy jak płyta winylowa i nie znam się na

tym, i żeby zrobił z tym, co chce. Mimo wszystko zapytałem,

po co mu to – odpowiedział, że taka gra byłaby dobra

do szkolenia taktyki i strategii walki młodych żołnierzy.

A jeśli chodzi o młodzież to rozwija wyobraźnię, decyzyjność

i postrzeganie przestrzenne. Buduje wyobraźnię wojny,

a to może spowodować, że nie będą chcieli wojny. Takie

były początki. W 1999 r. pierwsze opracowanie graficzne

i scenariusze zostały sprzedane niejakiemu Panu Le’a.

Jak Pan z perspektywy czasu ocenia rozwój rynku gier?

Niektóre tytuły są wręcz kultowe. Inne zmieniły model

biznesowy i opierają się na mikropłatnościach. Do tego

dochodzi granie online bez żadnych ograniczeń. W którym

kierunku to wszystko pójdzie?

W kierunku gier trójwymiarowych. W pewnym momencie

gry zdominują rzeczywistość. Młodzi ludzie będą bardziej

żyli w świecie gier niż w świecie rzeczywistym.

Ciągnie jeszcze Pana czasem, by stworzyć nowy scenariusz,

do nowej gry? A może Counter Strike come back?

Nie. Już się tym nie interesuję i nie zajmuję. Wolę żyć

w świecie rzeczywistym. W tej chwili moją pasją jest rozwój

mojej Akademii Sportu i Biznesu.

Przejdźmy teraz do tego. Interesuje mnie szczególnie

kwestia szkoleń biznesowo-sprzedażowych bazujących na

Pana doświadczeniach. Jak mistrz świata w sztukach walki

naucza sprzedaży?

Podobnie jak naucza walki. Sprzedaję wartości, które jak –

w sztukach walki – ważne są również w biznesie, czyli

lojalność, uczciwość, wytrwałość, pokora, pracowitość.

Uczeń, dążąc do mistrzostwa, musi pokonywać swoje

bariery, również bariery zewnętrzne. Człowiek, wchodząc

do biznesu, też musi pokonywać swoje bariery i bariery

świata biznesu. Musi przede wszystkim zachować zimną

krew i komunikować się ze światem zewnętrznym bez

antagonizmów. Mistrzostwo w każdej z tych dziedzin to

brak agresji. W obydwu tych przypadkach potrzebna jest

tak empatia i asertywność w działaniu. Dobry biznesmen –

podobnie jak mistrz sztuk walki – wie, że najważniejsza jest

codzienna praktyka.

Wierzymy również, że dzisiejszy świat ma zwolenników

rycerskich zasad, takich jak honor, odwaga, męstwo,

lojalność, uczciwość. To cytat z Pana strony internetowej.

Faktycznie dużo mamy jeszcze biznesmenów o rycerskim

sercu?

Niestety coraz mniej, dlatego właśnie powstała moja

Akademia, która powolutku ma odtwarzać takie ideały

w świecie młodego pokolenia biznesu. Wierzę w to, że młode

pokolenie, które jest wolne od obciążeń poprzedniej epoki

w Polsce, potrafi wdrożyć nasze ideały, a przede wszystkim

rycerskie ideały tak w świecie biznesu, jak w życiu prywatnym,

dlatego też do Akademii zapraszam wszystkich tych, którym

etos i etyka rycerska jest bliska.

Dziękuję za rozmowę. 🗺

Paweł Zaremba źródło: Akademia Sportu i Biznesu

Page 29: e-PROFIT numer 12/2013

29e-profit

Rynkowe trendy

Jak efektywnie zarządzać gotówką w firmie

Paweł Zaremba źródło: Akademia Sportu i Biznesu

© F

otoD

ruk.

pl -

Fot

olia

.com

Page 30: e-PROFIT numer 12/2013

30 e-profit

Warto wiedzieć

Rok 1989 przyniósł Polsce szereg zmian. Wówczas zaczęła

obowiązywać m.in. tzw. ustawa Wilczka, która wyzwoliła

ducha przedsiębiorczości obywateli. Choć od tego czasu

prawo uległo licznym zmianom, żyłka do prowadzenia

biznesu w Polakach została: łóżka polowe i słynne stragany

szczęki zamieniliśmy na startupy i e-biznes, które mogą

z powodzeniem stawać w szranki z konkurentami z całego

świata.

Szefowie rozwijających się spółek głównie skupiają się

na produkcie, jego innowacyjności oraz poszukiwaniu

kanałów sprzedaży. Często nie można tego osiągnąć bez

finansowania zewnętrznego. Płynność jednak ma też swoją

drugą stronę. Można efektywnie zarządzać bieżącą gotówką

w przedsiębiorstwie i w ten sposób osiągać dodatkowe

profity.

Z rozmów i obserwacji wynika, że osoby odpowiedzialne za

finanse w dalszym ciągu preferują przede wszystkim rachunki

oszczędnościowo-rozliczeniowe, depozyty jednodniowe,

tzw. overnighty (O/N), oraz klasyczne lokaty bankowe, na

których lokują kapitał w średnim i długim terminie.

Ten stan rzeczy jednak zaczyna się powoli zmieniać. – Od

pewnego czasu obserwujemy zmianę w myśleniu zarządów

spółek w zakresie zarządzania bieżącymi środkami. Dotyczy

to także mniejszych organizacji, które prężnie się rozwijają

i które cechuje nowoczesne myślenie. Obok bezpieczeństwa

kapitału, akcent coraz częściej jest stawiany również na

efektywność, czyli zwiększenie dochodowości pieniądza.

Lokowanie środków wyłącznie na lokacie overnight przestaje

wystarczać, nie spełnia bowiem tego założenia szczególnie

teraz, w środowisku niskich stóp procentowych – mówi

Adam Lipka-Bebeniec, ekspert w departamencie ds. klientów

instytucjonalnych Union Investment TFI.

To sprawia, że cześć właścicieli startupów stara się wyjść

poza utarty schemat zarządzania nadwyżkami i zaczyna

poszukiwać bardziej efektywnych narzędzi, takich jak

fundusze pieniężne czy obligacje skarbowe.

Fundusz jako uzupełnienie polityki finansowej startupu

Fundusze inwestycyjne bywają mylnie kojarzone wyłącznie

z giełdą, bardzo wysokim ryzykiem i długoterminowym

zamrożeniem kapitału. Tymczasem to mit, bowiem poza

funduszami akcyjnymi, charakteryzującymi się wysoką

W warunkach zaciętej konkurencji rynkowej, „efektywność” jest odmieniana przez wszystkie przypadki, a firmy dążą do jej poprawy we wszystkich obszarach swojej działalności. Dotyczy to szczególnie młodych przedsiębiorstw, dla których szybkie osiągnięcie rentowności jest szczególnie ważne. Może w tym pomóc efektywne zarządzanie bieżącymi środkami firmy.

Marcin Gliński

Adam Lipka-Bebeniec źródło: Union Investments TFI

Page 31: e-PROFIT numer 12/2013

31e-profit

Warto wiedzieć

zmiennością, istnieje również spora grupa rozwiązań

o wysokim poziomie bezpieczeństwa. To fundusze pieniężne

nazywane też gotówkowymi. W dużym uproszczeniu

oferują one rentowność równą lub wyższą od rocznego

oprocentowania depozytu przy płynności zbliżonej do

depozytów overnight. Domeną funduszy pieniężnych jest

również łatwość w wypłacaniu środków. Rozwiązania dla

firm umożliwiają dostęp do zgromadzonych środków nawet

z dnia na dzień – jeszcze tego samego dnia zadeklarowana

przez klienta kwota może zostać przelana na konto jego

firmy.

Oszczędność czasu

– Dążąc do poprawy efektywności w zarządzaniu

nadwyżkami, właściciel firmy korzystający z lokat musi

wynegocjować z bankiem jak najlepsze oprocentowanie.

To wymaga czasu i wysiłku, a rezultat nie zawsze okazuje

się w pełni satysfakcjonujący, szczególnie w przypadku firm,

które nie są od dawna obecne na rynku i nie mogą pochwalić

się długą historią finansową – mówi Adam Lipka-Bebeniec.

– Fundusz inwestycyjny nie wymaga tego wysiłku, a jego

konstrukcja sprawia, że niezależnie od wpłaconej kwoty

i okresu jej ulokowania, wszyscy uczestnicy mogą liczyć

na maksymalne, wypracowywane przez zarządzającego,

oprocentowanie – dodaje.

Elastyczność na wagę złota

Zasada działania funduszu jest bardzo prosta: po podpisaniu

umowy firma może w dowolnym momencie wpłacać

i z jedynie minimalnym opóźnieniem wypłacać część lub

całość środków, wraz z pełnym zyskiem wypracowanym

w czasie inwestycji, tj. bez utraty odsetek. Warto zauważyć,

że podczas gdy zysk z lokaty overnight wynosi aktualnie

pomiędzy 1 a 2% w skali roku, fundusz pieniężny przy

obecnych warunkach rynkowych jest w stanie zarobić dwa

razy więcej. Jak pokazuje codzienna rzeczywistość rynkowa,

elastyczność w zarządzaniu środkami jest nieoceniona.

Szczególnie dotyczy to spółek obecnych na rynku od

niedawna, które muszą dynamicznie reagować na zmiany

i wykorzystywać nadarzające się okazje. – Załóżmy, że

w celu podniesienia efektywności firma zdeponowała

na 6-miesięcznej lokacie wszystkie środki, które uznała

jako niekonieczne do prowadzenia bieżącej działalności

operacyjnej. Wyobraźmy sobie całkiem prawdopodobną

sytuację, że na kilka dni przed zapadnięciem lokaty pojawia

się niespodziewana konieczność, by wykonać płatność.

Co może zrobić właściciel firmy? Utrzymywać większe niż

wynika to z bieżących potrzeb firmy środki na depozycie

overnight, zaciągnąć krótkoterminową pożyczkę, co wiążę

się z dodatkowymi kosztami, lub zerwać lokatę. Ostatnia

możliwość tylko pozornie nie przynosi straty. Należy

bowiem pamiętać, że zrywając lokatę przedterminowo,

tracimy co najmniej część odsetek. To oznacza, że nawet

jeśli nominalnie wychodzimy na zero lub niewielkim plusie,

to po uwzględnieniu inflacji możemy odnotować realną

stratę – dodaje ekspert Union Investment TFI.

Jak pokazuje powyższy przykład, fundusz inwestycyjny

może zainteresować każdego przedsiębiorcę, któremu

zależy na dywersyfikacji narzędzi używanych do zarządzania

płynnością. Bo choć tradycyjnie wykorzystywanych ROR-ów

czy lokat nie da się zastąpić z oczywistych przyczyn prawno-

-organizacyjnych, to fundusze, dzięki swojej dochodowości,

łatwości w zarządzaniu i elastyczności, mogą okazać się

doskonałym uzupełnieniem wachlarza instrumentów

wykorzystywanych obecnie przez firmy. Rozwiązaniem,

które oprócz tego, że zwiększy efektywność kapitału

i zdywersyfikuje ryzyko kredytowe, pozwoli również osiągnąć

przewagę rynkową nad konkurencją. Biorąc zaś pod uwagę,

że obecnie startupy ścigają się z swoimi odpowiednikami

z całego świata, każdy sposób zwiększenia szans na sukces

jest na wagę złota. 🗺

Adam Lipka-Bebeniec źródło: Union Investments TFI

Page 32: e-PROFIT numer 12/2013

32 e-profit

Warto wiedzieć

5 sekund,

Marek Dornowski

Zawsze, gdy mówimy o pierwszym wrażeniu, przypomina mi się dowcip, kiedy młody mężczyzna opowiada swojej matce, że zakochał się i zamierza się ożenić. Następnie pokazuje jej zdjęcie, na którym uśmiechają się trzy młode kobiety, i mówi do matki – zgadnij, która to? Matka po paru sekundach odpowiada: ta w środku. Zdziwiony młodzieniec pyta: skąd wiedziałaś? Na co matka z kolei odpowiada ze stoickim spokojem: „bo nie wiem czemu, ale już mnie wkurza”. Czy w tym kawale z brodą jest ziarenko prawdy? Jak wykorzystać naszą mowę ciała, by robić pozytywne wrażenie i przekuć go na sukces?

CZYLI PIERWSZE WRAŻENIE

© v

gstu

dio

- Fo

toli

a.co

m

Page 33: e-PROFIT numer 12/2013

33e-profit

Warto wiedzieć

Aby odpowiedzieć na to pytanie, odwiedziliśmy specjalistę

w dziedzinie mowy ciała i budowy własnego wizerunku –

Piotra Dubińskiego. Okazuje się, że to trudne do logicznego

wytłumaczenia poczucie, które sprawia, że nie wiadomo

dlaczego kogoś lubimy lub, mówiąc oględnie, nie darzymy

sympatią znane jest w nauce jako efekt aureoli lub efekt diablo.

– To nic innego jak jedne z najczęściej pojawiających się reakcji

na drugiego człowieka – wyjaśnia Piotr Dubiński.

Zbiór prostych czynników (rysy twarzy, uśmiech, strój, kolory,

chód, gesty, pierwsze słowa itd.), które działają podprogowo,

warunkują naszą pozytywną lub negatywną rekcję. Właśnie

ten specyficzny wykaz cech utkwiony w naszych głowach,

wzmocniony wieloma życiowymi doświadczeniami powoduje,

że mamy ochotę kogoś poznać, posłuchać, a nawet zrobić to,

o co poprosi. Mówiąc prosto, ktoś skojarzył nam się

pozytywnie – dodaje Dubiński.

Rodzi się jednak pytanie, czy można nauczyć się pewnych

schematów i zachowań, które sprawią, że ludzie, z którymi

się spotykamy, będą nas odbierać pozytywnie? Weźmy

dla przykładu wystąpienia publiczne. Jeśli nie jesteście

„zwierzęciem telewizyjnym”, to pewnie nieraz przed publiczną

prezentacją czy wystąpieniem czuliście się jak w szkole przed

egzaminem – Strach, niepewność, delikatne ciarki, dziwne

uczucie w żołądku, szybkie ruchy kartek na skutek drżenia rąk,

łamanie się głosu, zimny pot na plecach, drżące powieki lub

usta, szybszy oddech, zwątpienie, pustka w głowie… Brzmi

znajomo? A przecież spędziłeś sporo czasu nad dopieszczeniem

szczegółów prezentacji, przecież doskonale znasz się na

temacie, o którym masz mówić. Cała sztuka wystąpień

publicznych polega na tym, aby słuchacze nie zauważyli

żadnej z powyżej wymienionych reakcji, które osłabiają nasz

odbiór – tłumaczy Dubiński. Niezależnie czy występujemy przed

jednym egzaminatorem, robimy szkolenie dla pracowników,

czy musimy pojawić się w mediach, gdzie na żywo zobaczy

nas milion osób – wszędzie obowiązują identyczne zasady

autoprezentacji – dodaje.

Każdy zna chyba osobę, o której można powiedzieć wiele, ale

na pewno nie to, że jest nieśmiała. Takie osoby bardzo często

postrzegane są jako eksperci w poszczególnych tematach,

w których się wypowiadają. Czy jednak dzieje się tak dlatego,

bo ich wiedza jest rzeczywiście wysoka, czy też wizerunek

eksperta przebija się niejako przez ich pewność siebie? Piotr

Dubiński nie był wcale zdziwiony naszymi wątpliwościami.

Wychodząc przed widownię, należy mieć świadomość,

że nie ma ona pojęcia na temat twojej rzeczywistej wiedzy,

nie wiedzą, co tak naprawdę potrafisz, nie ma dowodów,

że potrafią przeczytać twoje myśli. Zatem wyłącznie od nas

samych zależy kreacja wizerunku, stanu emocjonalnego, jaki

wywołamy w naszych słuchaczach – przekonuje.

Do mowy ciała, podobnie jak do wszystkiego innego, należy

podchodzić z rozsądkiem. Sztuka prezentacji nie jest bowiem

żadnym hipnotycznym czary-mary. Mimo że jak twierdzą

specjaliści, około 80% naszej uwagi skupia się na mowie

niewerbalnej, to nie można sobie pozwolić na lekceważenie

merytoryki tego, co chcemy przekazać. Korzystając też

z pewnych gestów, dobrze mieć je odpowiednio wyćwiczone,

gdyż kamera i postronni obserwatorzy są bardzo uczuleni na

nienaturalność. – Popatrz na dzisiejszych polityków, sztywna

postawa, kamienna twarz, jeden wyuczony gest – wylicza

Dubiński. Tymczasem dopiero nieustanny trening pozwala na

przejście do poziomu nieświadomej kompetencji, kiedy ruchy

naszych rąk, dłoni, zachowania, mimika, postawy są tak

wyćwiczone, że robimy je nieświadomie, płynnie, wręcz pięknie.

Kontrolujemy nasze ciało, stając się wytrawnymi mówcami –

podsumowuje.

Nauka daje nam coraz więcej podstaw do tego, by sądzić,

że tzw. wrodzoną nieśmiałość można przemienić w nabytą

śmiałość. Zdaniem Piotra Dubińskiego wymaga to co prawda

sporej pracy i treningów, ale jest jak najbardziej możliwe.

Ale jeśli w zamian ludzie mają nas słuchać i osiągniemy

swoje cele, to z pewnością jest to inwestycja, którą warto

przemyśleć. 🗺

Page 34: e-PROFIT numer 12/2013

RedakcjaAgnieszka Meller Redaktor naczelnae-mail [email protected]

WydawcaInkubator STARTERGdańska Fundacja Przedsiębiorczościul. Lęborska 3b80-386 GdańskNIP: 583-290-74-40

e-mail [email protected] tel. 58 731 65 65

www.inkubatorstarter.pl

Facebook.com/inkubatorstarter

Twitter.com/inkubatorstart

Blog.inkubatorstarter.pl

e-profit